tygodnik popularny, poŚwiĘcony naukom … · 2017. 8. 31. · obszar monsunowy, na którym...
TRANSCRIPT
52 (1438). W arszaw a, dnia 26 grudnia 1909 r. Tom X X V I I I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.PRENUMERATA „W SZECH ŚW IA TA".
W Warszawie: roczn ie rb . 8, kw artaln ie rb . 2.Z przesyłką pocztową roczn ie rb . 10, p ó łr . rb . 5.
PRENUMEROWAĆ MOŻNA:W Redakcyi „W szechśw iata" i we w szystk ich księgar
niach w k raju i za granicą.
R ed ak to r ,,W szechśw iata“ p rzy jm u je ze spraw am i redakcyjnem i codziennie od godziny 6 do 8 w ieczorem w lokalu redakcy i.
A dres R edakcyi: W SPÓ LN A .Nk 37. Telefonu 83-14.
G. H ELLM ANN.
O W A H A N IA C H K R A Ń C O W Y C H
O P A D Ó W D E S Z C Z O W Y C H .
(Odczyt, w ygłoszony na IX -ym Zjeździe geograficznym m iędzynarodow ym , w sekcyi m eteorolo
gii i m agnetyzm u ziemskiego).
Poznanie wrahań, jak im ulegają opady pewnego obszaru, ma wielkie znaczenie teoretyczne, szczególnie zaś—praktyczne. Dane takie są niezmiernie ważne dla geografii gospodarczej, gdyż bez ich znajomości wszystkie próby upraw y są przedsięwzięciami ryzykownemi. Niejednemu młodemu państw u kolonialnemu dało się to we znaki, a i Niemcy, k tóre poniosły bardzo dotkliwe s tra ty w swych dwu najw iększych posiadłościach afrykańskich nasku tek chybionych upraw i hodowli, un iknęłyby tego, gdyby wielka zmienność opadów deszczowych na tych obszarach lepiej była znana. Że nie myślano wcale o możliwości znacznych bardzo wahań, pochodzi to może stąd, że nadzwyczajna prawidłowość w dziennym prze
biegu elementów meteorologicznych w pasie zwrotnikowym nasuw ała myśl, że rzecz ma się podobnie ze wszystkiemi zjawiskami z roku na rok. Otóż doświadczenie nauczyło obecnie, że, co dotyczę opadów deszczowych, w wielu częściach obszarów zwrotnikowych je s t wprost przeciwnie,—i okoliczność ta pobudziła mnie do zbadania system atycznego k rań cowych wahań opadów, z punktu w idzenia możliwie ogarniającego całość ziemi.
Dotychczas tego nie uczyniono. O w ahaniach tem pera tu ry (anomaliach) średnich i absolutnych we wszystkich częściach ziemi jes teśm y poinformowani nieźle, na tom iast o wahaniach opadów posiadamy jedynie dane pojedyńcze.
Do oznaczenia tych wahań potrzeba długich i jednorodnych szeregów spostrzeżeń, a są one znacznie rzadsze, niż się zwykle przypuszcza. W tym k ierunku (po części i dla innych celów) zbadałem przedewszystkiem czterdzieści kilka stacyj europejskich z jednoczesnem i ob- serwacyam i 50-ioletniemi z okresu od 1850 do 1900 roku i obliczyłem dla tych miejscowości średnie i bezwzględne wahania opadów deszczowych. Np, ilość opadu rocznego w trzech miejscowościach;
818 W SZECHSW IAT <Nq 52
Kopenhadze, Genewie i San Fernando kolo Kadyksu cha rak te ry zu ją liczby następujące:
Kopen- Gene- San h ag a w a F ernando 560 850 709Średnia z 50 la t w mm
Średnie od-) (bezwzgl.)w mm
chylenie od
średniejN ajw iększa j
ilość > roczna ) w % średniej 131
N ajm niejsza! w mm 356 ilość >
roczna j w % średniej 64
72,7 128,5 182,4
(wzgl.) w % średniej
w mm13,0731
15,11191
140537
63
25,71262
178303
43
Porównanie liczb powyższych uczy w yraźnie, że wahania opadów w zrasta ją nieco od Kopenhagi do Genewy, zaś bardzo znacznie — od tej ostatniej miejscowości do San Fernando.
Odchylenia średnie, wyrażone w % każdorazowej średniej, n a d a ją się, j a k widzimy, bardzo dobrze do tak ich porównań, szczególnie dopełnione przez ilości krańcowe roczne; jed n a k ż e obliczanie tych danych pochłania bardzo wiele czasu i opłaca się tylko w tedy , jeś li mamy do czynienia z długim szeregiem obser- wacyj. S tąd dla oceny wahań w opadach rocznych uważam za właściwsze posługiwanie się je d n ą je d y n ą liczbą, k tórą szybko oznaczyć można, mianowicie—stosunkiem między najw iększą a n a jmniejszą ilością. Ściśle mówiąc, s tosunek ten je s t tylko w yrazem wahań k rań cowych, w rzeczywistości j e s t jednakże w s tosunku nieomal p ro s tym do wahań średnich.
W rozprawie swojej p. t. „Opady na północno - niemieckich obszarach rzecz- n y c h “ dowiodłem szczegółowo, że wielkość, o której mowa (max: min), w g r a nicach obszaru o jed n ak o w y m klimacie niewiele się zmienia, że może być przeto użyta do wstępnego zb ad an ia prędkiego, czy dany długi szereg obserw acyj je s t jednorodny. W Niemczech północnych np. wartość średnia tego ilorazu — 2,2, to znaczy, że rok n a jb a rd z ie j w opady obfity ma 2,2 raza więcej opadów, niż rok najsuchszy. Jeśli z a te m ja k iś szereg północno-niemiecki w y k azu je iloraz zna
cznie większy, np. 3,2 lub jeszcze większy, to można stąd wnioskować, że szereg ten nie je s t jednolity.
W artość tę nazywam krótko „ilorazem w a h a ń “ ilości rocznej opadów, i w rozważaniach poniższych nad wahaniami krańcowemi opadów7 będę się nim posługiwał wyłącznie. W przykładzie wyżej cytowanym wartości ilorazu wahań są następujące: Kopenhaga—2,0, G e n e w a = 2,2, San Fernando — 4,2, skąd widoczną się s taje na pierwszy rzu t oka znaczna różnica między Kopenhagą (lub Genewą) z jednej s trony a San Fernando z drugiej.
Posługiwanie się ilorazem wahań, tak łatw ym do obliczenia, ma jeszcze tę dobrą stronę, że w niektórych razach w y starczają naw et serye krótsze. W samej rzeczy, jeśli ju ż z krótkiego szeregu w yn ika wielki iloraz, to oczywista, że z dłuższego—może on tylko być jeszcze większy, n igdy mniejszy. Zatem otrzym ujem y przynajmniej rzęd wielkości, do którego iloraz należy.
Zresztą la ta krańcowe znajdują się n ie rzadko obok siebie, tak, że, kiedy mamy do czynienia z tak im okresem, dodanie wielu dalszych lat wartości ilorazu nie zmieni. Naturalnie jed n ak najwłaściwiej jes t b rać serye prawdziwie długie, co też uczyniłem. Przytem ponieważ wiele krajów pozaeuropejskich posiada ty lko krótsze szeregi, więc przez zużytkowy- wanie lat jednoczesnych starałem sięmO' żliwem uczynić porównywanie. Oczywiście wykluczałem długie szeregi, k tórych niejednolitość była mi wiadomą. N iektóre z uży tych szeregówr spostrzeżeń m u szą być jeszcze niejednolite; albowiem jes t rzeczą bardzo t ru d n ą dowieść, że dana s tacya odosobniona w innych częściach ziemi posiada dane jednolite lub niejednolite.
W y b ra n a przeze mnie m iara zmienności rocznej ilości opadów,—iloraz wahań, może teoretycznie wahać się w g ranicach od 1,00 do co, Dolna granica nie zdarza się jednakże; n iem a miejscowości na ziemi, na k tórą rok rocznie spadałaby ta sama ilość deszczu. O ile sądzić mogę z m ateryału , dotychczas przeze mnie zu-
JSIó 52 W SZECHS WIAT
żytkowanego, iloraz max: min w rzeczywistości nigdy nie j e s t mniejszy od 1,5, oczywiście z założeniem, że uwzględniamy szeregi dostatecznie długie. Natom iast nie brak miejscowości, dla których iloraz wahań—nieskończoności; mianowicie na obszarach pustynnych starego i nowego św iata znajdują się punkty, w których nieraz w przeciągu roku niema zupełnie deszczu. Właściwiej byłoby może powiedzieć: deszczu, który można wymierzyć, gdyż z nowych obserwacyj dokładniejszych, z Egip tu np., wynika, że w W adi Halfa, miejscowości uważanej zwykle za pozbawioną opadów, spadają jed n ak często krople deszczu. S tąd j e s tem też zdania, że n iem a na ziemi miejscowości stale pozbawionej opadów.
Przyjrzy jm y się teraz wartościom ilorazu w ahań (max: min), obliczonym dla wielkiej ilości miejscowości w najróżnorodniejszych klimatach, a przekonamy się, że małe wartości, od 1,5 do 2,5 spotykać można wszędzie na ziemi, naod- w rót zaś wielkie wartości związane są z zupełnie określonemi, ostro się odcina- jącem i obszarami klimatycznemi. Mając na uwadze cele praktyczne, nazywam stosunek max: min bardzo pomyślnym, jeśli je s t niższy od 2,0, pomyślnym,—je śli w aha się w granicach od 2,0 do 2,4, średnio pom yślnym —od 2,5 do 2,9, mało pomyślnym — od 3,0 do 3,9, niepomyślnym — od 4,0 do 4,9, bardzo niepomyślnym, jeś l i j e s t jeszcze wyższy. W istocie, jeś li ilość opadów w przeciągu roku może być pięć razy mniejsza od takiejże ilości w przeciągu innego roku, to je s t to wahanie, jak ie bez uszkodzenia przeniesie niezmiernie mało roślin uprawnych.
Chciałbym teraz podać kilka przykładów, jako ilustracyę uogólnienia wyżej wypowiedzianego, że mianowicie m nie jsze wartości ilorazu aż do 2,5 nie są związane z żadnym określonym obszarem, że przeciwnie mogą one zachodzić we wszelkich klimatach. Liczby, um ieszczone w nawiasach przy nazwach miej* scowości, oznaczają ilość lat obserw acyjnych, z k tó rych utworzyłem średnią roczną ilości opadów oraz ilorazy wahań;
Europa
Średnia w ilości opadów Iloraz
E dynburg (50)roczna
673 2,2G reenw ich (50) 613 2,1Bordeaux (50) 773 2,1P ary ż (50) 537 1,9T rew ir (50) 681 1,9S ztu tgart (50) 644 2,3B erlin (50) 581 2,1C hrystyan ia (41) 592 2,4H elsingfors (50) 605 2,4P ete rsbu rg (50) 505 2,4K onstantynopol (48) 733 2,2W iedeń (50) 623 2,1G enewa (50) 850 2,2
AmerykaToronto (37) ■ 872 2,1Providence, P h . I. (45) 1101 1,8N ew Bedford, Mass. (61) 1076 1,8Filadelfia, P enn . (55) 1100 1,8M arietta, Ohio (55) 1079 1,9H abana (30) 1314 1,7Rio de Janeiro (50) 1100 2,2
A frykaK apstad t (60) 648 2,4A lgier (58) 683 2,6
A zyaK alku tta (72) 1545 2,6Zi-ka-wei (32) 1101 2,2B ataw ia (37) 1796 2,0
AustraliaAdelajda (44) 514 2,3A uckland (45) j Nowa 1086 2,2W elling ton (40) > Zelan- Oamaru (40) ) dya
1286 2,3555 2,4
W liczbach powyższych niesłychanie trudno byłoby dopatrzeć się jak ie jkolwiek prawidłowości w wielkości wahań krańcowych opadów. Przyczyny, powodujące różnice w tych wahaniach, poznać można dopiero wtedy, kiedy mamy do porównania bardzo obfity materyał spostrzeżeń z najrozmaitszych obszarów klimatycznych, co możliwem czyni w y krycie wragi każdego z czynników, powodujących opady.
Zaprowadziłoby to nas zadaleko, gdybyśm y tu chcieli przytoczyć wartości ilorazów wahań, obliczone przez nas dla setek stacyj. Sądzimy, że wystarczy, j e śli sformułujemy prawa, rządzące temi wahaniami, i wyjaśnim y je na kilku przykładach.
l) Położenie po stronie wiatrów, przynoszących opady, zmniejsza wahania tych ostatnich.
820 W SZECHŚW IAT j\To 52
Dotyczę to zarówno wybrzeży, jak i gór. Przyczyna tego zjaw iska j e s t od- razu widoczna.
2) Suchym obszarom właściwe są w iększe wahania, niż obszarom okolicznym, obfitującym w opady.
Nie idzie tu przy tem o bezwzględną ilość opadów, ile raczej o to, że sąsiadujące z sobą obszary suche i wilgotne znajdują się w tych samych warunkach, dotyczących opadów.
Przyczyna takiego zachowania się je s t poczęści czysto rachunkow a, gdyż iloraz małych liczb je s t większy, niż wielkich. W yjaśn i to przykład następujący. Załóżmy, że ilość ś rednia roczna opadów w dw u niezbyt od siebie odległych m iejscowościach wynosi 600 albo 300 mm i że w obu miejscowościach w ciągu roku najw ilgotniejszego spadło o 200 mm więcej, a w ciągu roku najsuchszego— o 150 mm mniej, niż średnio. W tedy iloraz wahań dla pierwszej miejscowości będzie się ró w n a ł= l ,8 , dla d rug ie j—3,3. Coprawda w rzeczywistości w artości bezwzględne wahań (200 lub 150 mm) są nieco mniejsze w miejscowości suchszej.
3) Obszary z rocznym rozdziałem opadów ściśle okresowym, szczególnie obszary z wyraźnym je d n y m (albo dwoma) okresem suchym, posiadają większe w ahan ia w ilości opadów z roku na rok, niż obszary z opadami we w szystk ich porach roku.
Przyczyna tego objaw u leży w tem, że ewentualne s t r a ty w właściwej porze opadowej mogą w ciągu resz ty roku uledz pokryciu albo niedosta tecznem u albo n a w et żadnemu.
W szystk ie t rzy przytoczone p rzyczyny czynne są bardzo często w tym sam ym kierunku; zdarza się jednakże nierzadko, że jed n a przeciwdziała drugiej.
Najlepszych przykładów, ilus tru jących dwie pierwsze zasady, dostarcza indyjsk i obszar monsunowy, na k tó rym położonych je s t wiele s tacyj z 37—60-letniemi pom iaram i opadów.
W ilgotny monsun południowo-zachodni najsilniej i najprawidłowiej rozwinięty j e s t nad północnym oceanem Indyjsk im . Uderza on w wybrzeże Indyj Zagangeso-
wych nieomal prostopadle, natom iast dmie praw ie równolegle do wybrzeża w schodniego Indyj Przedgangesowych (w ybrzeża Koromandelskiego), posiada tu naw et miejscami charak te r w ia tru lądowego. Podobnie prawie pod kątem prostym monsun południowo • zachodni trafia wybrzeże Indyj Przedgangesowych (wybrzeże Malabarskie); jednakże w części na jbardziej północnej, w zatoce Arabskiej, w iatr ten ulega rozmaitym zakłóceniom.
Pow inniśm y zatem oczekiwać, że w ybrzeżu Koromandelskiemu właściwe są większe w ahania opadów, niż wybrzeżom Indyj Zagangesowych i Malabarskiemu. N astępu jąca tabelka, w której miejscowości są uszeregowane z północy na południe, potwierdza to przypuszczenie w zupełności.
Ilo raz w ahań na indyjsk im obszarze monsunowym .
W ybrzeże M alabarskie
Bom bay (37) 3,2Goa (40) 2,8K arw ar (39) 2,6M angalore (37) 2,0Calicut (38) 2,1Coohin (37) 2,0
W ybrzeże Koro- m andelskie
V izagapatan (38) 4,0Cocanada (38) 4,5N ellore (38) 5,4M adras (87) 4,8Cuddalore (39) 5,1N egapatam (38) 5,2
W ybrzeże Indy j Z agangesow ych
C hittagong (38) 2,0A kyab (39) 1,7Sandow ay (35) 2,0M onlm ein (51) 2,2Tavoy (40) 1,6P o rt B lair (33) 1,8
Ponieważ w kącie wew nętrznym zatoki Bengalskiej monsun południowo-zachodni wieje bez przeszkody po rozległej nizinie obszaru koło ujść Gangesu i Brahma- pu try , więc Bengal dolny i A ssa m w y
M 52 WSZECH ŚW IAT 821
różniają się również nieznaczną zmiennością opadów. Np., wartości ilorazu wahań dla Balasore (41) — 2,4, dla Kalkuty (72) 2,6, dla Hoogly (36) 2,4, dla Co- milla (39) 1,8.
Stacye wzdłuż podnóża południowego Himalajów oraz stacye przedgórzy tego łańcucha ujawniają, j a k dalece położenie po stronie dowietrznej gór obniża w artość ilorazu wahań. Mianowicie w środkowej i górnej części doliny Gangesu, oraz w Indyach środkowych iloraz waha się od 3,5 do 5,0, na tom iast w owych stacyach górskich je s t on znacznie m niejszy. Np. w k ie runku ze wschodu na zachód, od Sibsagaru w Assamie górnym aż do Simli wartości ilorazu są nas tępu jące: S ibsagar (39) 1,8, Darjeeling (33)2,1, D harm sala (41) 3,2, A bbottabad (41) 2,6, Simla (33) 2,6. U dajm y się natom iast na stok odwietrzny Himalajów do doliny górnego Indusu, a stwierdzimy, że ilości średniej (25 lat) opadów dla miejscowości Leh, położonej w wysokości 3 500 m, odpowiada iloraz wahań równy 20,7.
N aturalnie g ra tu ta j również rolę i d ru ga z przytoczonych wyżej przyczyn, mianowicie nadzwyczajna suchość Lehu. Wielki wpływ skąpych opadów ujaw nia się jednakże jeszcze wyraźniej na półno- co-zachodzie Indyj W schodnich, gdzie obszary pustynne wzdłuż Indusu środkowego i dolnego, choć wchodzą jeszcze w obręb m onsunu południowo-zachodniego i leżą blisko stron wilgotnych (górny Pandżab), posiadają jed n a k zmienność opadów z roku na rok poprostu p rzerażającą. Już w Peszawarze (42), gdzie In dus w kracza do niziny Pandżabu, iloraz = 5,6, w Mooltan (39) 10,3, w Jaco- babadzie (40) 16,7, w Kurraczi (45) na- w^et 59,6. Naturalnie, że wobec liczb tak wielkich nie idzie o jedności, ani nawet o dziesiątki; jeśli kiedy w przeciągu ro ku spadnie deszczu o kilka mm mniej, niż to było w roku dotychczas na jsuch szym, to iloraz wahań zwiększy się zaraz wdwójnasób.
Na wschód od pustyni Tharr, w Radż- putana, iloraz je s t również jeszcze w ie l ki: w aha się on od 5,0 do 10,0, natom iast we w nętrzu Indyj Środkowych i Przed- j
gangesowych wartość jego wynosi od 4,0 do 5,0.
Innego przykładu dostarcza nam Egipt. Tu, według jednoczesnych spostrzeżeń 15-oletnich, iloraz w Port - Saidzie=6,9, w Izmailii 7,5, w Suezie 41,0. W Kairze (17) wartość jego — 8,0, w Suakimie (13) = 10,5. Może się on tutaj, w głębi lądu, na właściwym obszarze pustynnym , równać nieskończoności.
Do trzpciego przykładu zużytkowuję jednoczesne spostrzeżenia 20-oletnie w Tunisie. Cały kraj brzeżny Tunisu i Alge- ru wyróżnia się nieznaczną zmiennością opadów, gdyż leży on po stronie dowietrznej wiatrów północno-zachodnich, p rzy noszących opady. Za to bardziej na południe, na obszarach suchych, a naw et pustynnych, iloraz szybko wzrasta. Oto wartości tego ostatniego w Tunisie: Bi- zerta 2,2, Tunis 2,1. Le Kef 3,0, Gafsa4.0, Gabes 7,7.
Jeszcze mniej pomyślnie rzecz się przedstawia w niemieckich posiadłościach na południowym zachodzie Afryki. Już ze spostrzeżeń 8 —12-oletnich wypada dla części południowej kolonii niesłychanie wielka zmienność opadów, i tak już bardzo nikłych. Iloraz wynosi w W indhuk 3,6, w Rehoboth 5,4, w Hoachanas 7,5, Gi- beon 6,5. W arm bad 11,8, Port Nolloth35.0. W Zatoce Wielorybiej wartość ilorazu = nawet 0,0, gdyż w przeciągu k ilku lat nie było tu opadów zupełnie.
Pozostaje nam jeszcze dać przykłady na poparcie trzeciej zasady, polegającej na zależności wahań z roku na rok od rozdziału opadów na pory roku.
Przykładu najbliższego nam dostarczają podzwrotnikowe stosunki, panujące na obszarze dookoła morza Śródziemnego.
Europa północna i środkowa posiada opady we wszystkich porach roku i w yróżnia się nieznaczną zmiennością, gdyż brak opadu w jednej porze roku może być łatwo wyrównany obfitszym opadem w innej; na tom iast na południu, na obszarze śródziemnomorskim, przeważna część opadu rocznego spada w jednej określonej porze roku (pora dżdżysta), przeciwstawiającej się reszcie roku—porze mniej dżdżystej lub naw et suchej.
822 W SZECH ŚW IA T J\fo 52
Z tego względu wyrównanie w tym ostatnim wypadku może mieć miejsce tylko w stopniu ograniczonym ,—stąd wahania opadów są większe.
W samej rzeczy w artość ilorazu w E uropie północnej, zachodniej i środkowej w a h a 's ię od 1,8 do 2,8, na tom iast w Lizbonie (50) w artość jego wynosi 3.0, w Madrycie (49) 3,0, w San Fernando (50)4,2, w Perp ignan (50) 3,4, w Marsylii (49) 3,7, w Genui (50) 3,8, w Neapolu (50) 3,2, Palermo (50) 4,0, na Malcie (43) 3,5, w A te nach (36) 3,5. N atom iast na wybrzeżu Algeru i Tunisu, w artość ilorazu, jak wspomnieliśmy wyżej, znów spada (od 2,3 do 2,8), gdyż, chociaż okres roczny opadu je s t tu ta j ten sam, co w Europie południowej, wybrzeże to leży po stronie dowietrznej w ia trów wilgotnych; a ta okoliczność w pływ a na większą sta teczność właściwego okresu opadowego, jak to jeszcze wyraźniej uw yda tn ia się na obszarze m onsunowym indyjskim.
Dalej iloraz wahań w zrasta, jeś l i opady trw ają w ciągu całego roku, ale są szczególnie obfite o jedne j porze roku. Należy tu np. w nętrze Azyi Tylnej z ob- fitszemi opadami letniemi. Iloraz dla P e kinu (32) równa się tu ta j 4,5, dla Ner- czyńska (50) 3,6, B arnaułu (50) 4,2.
Wreszcie za przykład połączonego oddziaływania w szystkich trzech p rzy to czonych zasad, mogą służyć zm iany w wartości ilorazu wahań na stacyach wzdłuż telegrafu lądowego na przekroju północno-południowym w Australii.
Średnia ilość opadów Iloraz
w ahańw mmP o rt D arw in (31) 1596 1,9R iver K atherine (28) 1020 3,1D ały W ate rs (28) 701 4,9T ennents Creek (27) 397 5,7B arrow s Creek (27) 313 9,5C harlo tte W ate rs (27) 144 10,2Cow arie (18) 126 17,8K anow ana (9) 72 15,7F arina (22) 161 5,4Blinm an (35) 336 4,0Clare (39) 618 2,7K apunda (40) 499 2,4A delaida (44) 514 2,3
Jeśli Port Darwin posiada tak mały iloraz wahań, choć wyróżnia się ostro odcinającym okresem rocznym — lipiec i sierpień są prawie suche,—to pochodzi to stąd, że znajduje się po stronie dowietrznej wilgotnego monsunu północno- zachodniego. Rzecz się ma tu podobnie, ja k z monsunem południowo - zachodnim w Indyach Zagangesowych. Od Farina w k ierunku południowym opady zdarzają się we wszystkich porach roku z maxi- mum w zimie.
Jeszcze większa zmienność, niż na Te- ry to ryum Północnem, panuje w północnej części Australii Zachodniej, gdzie, naw et wzdłuż wybrzeża (20 — 25° szer. poi.), iloraz w Onslow (14) wynosi 25,4, w Cossack (17) aż 71,7. W lepszych znacznie w arunkach pod tym względem znajdują się części południowe tego w ybrzeża: Perth (24) 2,3, B unbury (23) 2,1, Albony 1,8. Również wybrzeże wschodnie Australii odznacza się znacznemi stosunkowo wahaniami opadów: Brisbane (47) 3,7, Newcastle (41) 3,1, Sydney (63) 3,9. W e wnętrzu Nowej Walii Południowej i Queenslandu wartości ilorazu często podnoszą się do 5,0—8,0.
Rzućmy raz jeszcze okiem na całą ziemię, a stwierdzimy, że małe wahania w ilości rocznej opadów zdarzają się wszędzie, tymczasem wielkie (ilorazy 3,5) zachodzą wyłącznie prawie w pasach zwrotnikowym i podzwrotnikowym. W tych pasach położone są obszary, na jba rdziej nawiedzane przez niesłychane posuchy i zjawiska im towarzyszące, przede wszystkiem — Australia, Chiny, Indye i części Afryki.
Tłum. L. H.
B A D A N IA A R C H E O L O G I C Z N E N A C E Y L O N IE .
W roku 1893 bracia Sarazinowie ogłosili drukiem cenne trzytomowe dzieło o Ceylonie, owoc długich i szczegółowych badań, prowadzonych przez nich na tej wyspie. Obecnie do trzech poprzednich
JSfo 52 W SZECHSW IAT 823
tomów został dołączony czwarty, obejm ujący wiek kamienia na Ceylonie.
Znalezienie na wyspie Celebes w grotach Toalów niezawodnych śladów kultu ry kamienia dało impuls braciom Sa- razinom do przeprowadzenia w tym zakresie poszukiwań również i na Ceylonie. Pozytyw ne czy nega tyw ne rozstrzygnięcie spraw y szczególnej nabierało w agi wrobec wielokrotnie wygłaszanej hy- potezy, zaprzeczającej W eddom stanow iska autochtonów' wyspy i uznającej ich poprostu za zdegenerowanych Syngale- zów. Udowodnienie, że na Ceylonie i s t n iała ku l tu ra wcześniejsza niż przybycie Syngalezów dowodziłoby, zdaniem Sara- zinów, że Weddowie są potomkami pierwotnych mieszkańców wyspy. W celu rozwiązania pytania tego Sarazinowie przeprowadzili szereg poszukiwań w j a skiniach Ceylonu i rzeczywiście osiągnęli tą drogą obfity zbiór narzędzi kam iennych typu bardzo pierwotnego. Jaskinie te, zwane zarówno przez W eddów ja k Syngalezów „Galge" (gala — skała, godom), dziś jeszcze służą niekiedy za schroniska dla ludności miejscowej. Pomijam tu szczegółowe wyliczanie jask iń i zbadanych przez braci podróżników, gdyż uwarstw owanie znalezisk we wszystkich nich było niemal identyczne: na wierzchu leżała w ars tw a zawierająca wyroby g a rn carskie i żelazne epoki historycznej, pod nią na głębokości 0,5 m— 1 m znajdowała się warstw a zawierająca narzędzia przedhistoryczne. Najobfitszy plon zebrano w grocie Nilgala. Znaleziono tu okrzeski, jądra , noże i szpice czy też świdry z kwarcu, k tóre spoczywały pospołu z nawpół zwęglonemi kośćmi zwierząt. Podnieść należy z uznaniem tę okoliczność, że bracia Sarazinowie pozostawili część w arstw y nietkniętą, umożliwiając w ten sposób innym badaczom spraw dzenie wyników swych poszukiwań.
Obecność narzędzi przedhistorycznych została s tw ierdzona nietylko w pokładach jaskiniow ych. Mianowicie, na szczytach niek tórych pagórków gnajsowych, nadających krajobrazowi bardzo cha rak te ry s tyczny wygląd, znaleziono narzędzia z kw arcu zupełnie podobne do narzędzi
pochodzenia jaskiniowego; i tu również, podobnie ja k w w arstw ach jaskiniowych dolnych, nie odkryto żadnych szczątków naczyń glinianych. Zdaniem Sarazinów mamy tu więc również do czynienia ze stacyami przedhistorycznemi, które zdają się być naw et liczniejsze niż stacye j a skiniowe. Sarazinowie mieli możność przyjrzenia się obozowisku dzisiejszych Weddów, które może nam dać pewne pojęcie o wyglądzie takich przedhistorycznych stacyj na o twartem powietrzu. Na szczycie pagórka wznosił się nędzny szałas z gałęzi i m urawy, będący schronieniem sześciu mężczyzn, trzech kobiet i kilkorga dzieci; nieco opodal pod skałą rozłożone było ognisko. Przeważnie j e dnak W eddowie sypiają wprost na dworze, bacząc jeno, by jaki pień drzewny zasłaniał ich od wiatru. Wybór wzgórza na miejsce obozowiska był spowodowany zapewne tem, że wyniosłości mniej były wilgotne niż równina, a zarazem, dając obszerniejszy rzut oka na okolicę, u łatwiały śledzenie tego, co działo się naokół.
Narzędzia przedhistoryczne Ceylonu mają wygląd bardzo prym ityw ny, co po części spowodowane je s t przez m ateryał użyty do ich wyrobu; je s t nim bowiem przeważnie kwarc, a nawet krysz ta ł gó rski, k tóre nigdy nie łupią się tak prawidłowo ja k krzemień. Z pośród narzędzi bardziej charakterystycznych wymienić należy noże; w przeciw ieństwie do no- żów znalezionych na Celebesie, wszystkie one mają podwójne ostrze; na ostrzach nie znać nigdzie śladów ponownego zaostrzenia (retouches). Ciekawe są r ó wnież delikatne, ostre szpice, które mogły służyć jako zakończenie strzał, lub, być może, jako narzędzia do ta tuow ania albo nacinania ciała. Dzisiejsi jednak Weddowie nie umieją ani się golić, ani tatuować. Wreszcie na szczególną uw agę zasługują drobne blaszki kamienne, ksz ta łtu łuskowatego. W edług Brougha Smitha Australczycy posiadają broń zwaną „mongile“, sk ładającą się z pałki drewnianej, zaopatrzonej w dwa rowkowate wgłębienia, w które w klejają na żywicy ostre blaszki kamienne; być może, że
824 WSZECHS WIAT M 52
blaszki znalezione na Ceylonie, a także podobne blaszki pochodzące z ja sk iń To- alów, miały takie właśnie zastosowanie. Dziś jednak ani W eddowie, ani Toalowie nie znają żadnej broni podobnej. W śród narzędzi zgromadzonych przez braci Sa- razinów uderza zupełny b rak siekierek. Pakt, że i dzisiejsi W eddow ie nie umieją w yrabiać s iek ier i ku p u ją je gotowe od Syngalezów potw ierdza niejako przypuszczenie, że broń ta również i przez ich przodków nie była w yrabiana. Zważywszy brak naczyń glin ianych w stacyach przedhistorycznych Ceyłonu, Sarazinowie uznają stacye te raczej za paleolityczne niż za neolityczne. Że jed n a k nie znajdujem y tu narzędzi typowych ani dła okresu szelleńskiego, ani m ustery jsk ie- go, ani solutreńskiego, przeto,—ich zdaniem,—technikę rzeczoną należy przypisać końcowym m omentom paleolitu, m ianowicie okresowi magdaleńskiemu.
Zdaje mi się, że podobne zestawianie płodów technik i plemion tak odległych od siebie w przestrzeni, a może i w czasie i przytem używ ających zupełnie odrębnego m ateryału surowego, nie osiąga pożądanego celu. S chem at ułożony dla Europy może nie odpowiadać bynajm niej przejawom, w ystępu jącym w innych okolicach, gdzie w arunk i ksz ta łtow ały się odrębnie. O ile przeto odkrycia Sarazi- nów na Ceylonie zda ją się świadczyć rzeczywiście, że przed p rzybyciem S yn galezów na Ceylon w yspa ta posiadała już ludność myśliwską, prawdopodobnie przodków W eddów dzisiejszych,—o tyle odkrycia te nie dają nam praw a analo- gizowania co do czasu techn ik i litycznej Ceylonu z techn iką l ityczną któregobądź okresu k u l tu ry Europy. Toż samo s to suje się zresztą i do plemion p ierw otnych, zamieszkujących w yspy Andamań- skie, Celebes, Australię, a do niedawna i Tasmanię, k tó rych ku ltu ra , dziś jeszcze po części lityczna, nie może, a p rzyna jmniej nie powinna być odnoszona do żadnego z okresów ku ltura lnych , k tóre rozróżniamy w Europie. Mamy tu prawo mówić jedynie o podobieństwach ksz ta łtów, niezależnie od zgodności lub n ie zgodności czasu, chyba że badania geolo
giczne i paleontologiczne zdołają udowodnić wzajem ną współczesność pokładów.
Oprócz narzędzi kam iennych Sarazinowie w zbadanych przez siebie s tacyach znaleźli narzędzia z kości, jednak bardzo nieliczne. Szczególniej ciekawy je s t kieł dzika, na k tó rym znać wyraźne zużycie krawędzi; naprow adza to na przypuszczenie, że kły tak ie używane były do heblowania lub wygładzania przedmiotów drewnianych, podobnie ja k to dziś jeszcze widzimy u Andamańczyków. P ra wdopodobnie do tego samego uży tku służyły muszle ślim aka Helix phoenix, zaopatrzone w spory otwór, lub nawet w dwa podobne otwory w pobliżu w ylotu konchy i znalezione bardzo licznie w jask in i Nilgala. Wiele szczepów dzikich, np. Bororowie brazylijscy, krajowcy w ysp Mai'kezas, Australczycy, jako hebla używają muszli rozmaitych mięczaków, przedziurawionej w jednem lub w paru miejscach. Jednak u W eddów dzisiejszych Sarazinowie nie zdołali jeszcze stwierdzić zastosowania tego narzędzia.
Szczątki zwierząt, znalezione pospołu z narzędziami, zostały szczegółowo zbadane przez braci Sarazinów w nadziei, że tą drogą uda się może określić s tarożytność tej pierwotnej ku l tu ry Ceylonu. Wobec tego, że fauna rzeczona odpowiada zupełnie dziś jeszcze żyjącym na Ceylonie ssakom, gadom i mięczakom, S a ra zinowie przypuszczają, że ku l tu ra kam ienna wyspy nie je s t zbyt s taroży tna i że jej twórcy stanowili prawdopodobnie bezpośrednich przodków' W eddów dzisiejszych.
Co dotyczę kości ludzkich, to znaleziono wprawdzie w jask in i Nilgala szczątki należące do czterech zdaje się osobników, są one jed n ak niedostateczne, by na ich podstawie można było wyprowadzić j a kiekolwiek wnioski anatomiczne.
K. Stolyhwo.
Na 52 W SZECHSW IAT 285
JE R Z Y TJRBAIN.
Z N A C Z E N I E A T O M IZM U W BA D A N IU I N A U C Z A N IU .
(Dokończenie).
Dopiero w la t pięćdziesiąt później Ca- iiizzaro rzucił myśl, k tóra się wydała bardzo dziwną, że pierwiastk i mogą wiązać się same ze sobą. W tedy dopiero pogodzono hypotezę Ayogadra z faktami obserwowanemi przez Gay-Lussaca, oznaczając reakcyę, o której była mowa w ta ki sposób:
H, - f Cl, — 2 HC1.
Z tego punk tu widzenia reakcya nie zmniejsza ilości cząsteczek, lecz każda molekuła gazu prostego zawiera dwa a to my. Pojęcia atomu i cząsteczki s ta ły się dokładniejsze. Stosunek ciężarów gazów elem entarnych jednakowej objętości w j e dnakowych w arunkach tem pera tu ry i ciśnienia był stosunkiem ciężarów molekularnych. Hypoteza atomistyczna otrzymała z powrotem utracone znaczenie przez usunięcie niepewmości, ja k a dotychczas towarzyszyła wyborowi równoważników. Te ostatnie porzucone były z kolei w następstw ie gorącej walki, przeprowadzonej przez Wiirtza. Ciężary a tomowe otrzymano z ciężarów molekularnych, te zaś wyprowadzono z prężności gazów. W tej więc postaci hypoteza a tomistyczna jest podstawą dzisiejszego naszego system u znakowania chemicznego; system zaś ten wyraża jaknajściślej zbiór praw zasadniczych o stosunkach ciężarów i objętości gazowych, podług k tó rych łączą się ciała, tworząc określone związki chemiczne. Nie można odrzucić tej hypotezy, nie zastępując jej założeniem niczem nie usprawiedliwionem. J a kiż bowiem byłby sens obierać jako j e dnostkę chemiczną ciężaru ciała podwójną gęstość gazu danego ciała, odniesioną do wodoru, a nie gęstość potrójną lub poczwórną?... Lepiej więc poprostu u t rz y mać nadal hypotezę, niż zastępować j ą
założeniem m askującem j ą tylko. Histo- rya nauk fizycznych je s t z wielu względów bardzo pouczająca. Odkrywa nam ona źródła dzisiejszych naszych idei i wskazuje w nich słabe strony. Bez hi- storyi tej nie bylibyśmy w stanie ująć jasno s tanu nauki dzisiejszej. W coraz to nowych w arunkach pojawiają się te same okoliczności i je s t wielką wobec tego korzyścią dla nauczania i badania liczenie się ze wskazówkami przeszłości.
Chemicy próbowali oddawna formułować prawa, pozwalające przewidzieć kierunek reakcyi. Dawniejsi chemicy układali w tym ' celu tablice powinowactw chemicznych. Jeden z założycieli analizy chemicznej, Bergmann, przedsięwziął w ygotowanie dla każdego ciała tablic jego wzrastających powinowactw z innemi ciałami. Pomysły te były zarzucone pod wpływem Bertholleta, którego próba mechaniki chemicznej ma tyle punktów stycznych z m echaniką chemiczną nowoczesną, opartą na termodynamice. Z da je się jednak, że podjęte były znów przez termochemików, k tórzy uważali ciepło o trzym ywane podczas reakcyj jako miarę obustronnego powinowactwa ciał uczestniczących w reakcyi. Tablice ciepła tw o rzenia są istotnem i tablicami powinowactwa. Zasada maximum pracy w ykazuje w samej rzeczy dobrze ten charak ter; lecz dane, towarzyszące tablicom ter- mochemicznym nadają tym ostatnim pozór naukowy, którego brakowało tab licom Bergmanna.
Podług doktryn atom istycznych teoryi mechanicznej ciepła, k tó ra miała s tać się nauką czystych zasad, ciepło o trzym arc w reakcyach chemicznych je s t rozpatrywane często jako suma zmian siły żywej cząsteczek i atomów. Zmianie energii atomów odpowiada praca chemiczna, zmianie energii cząsteczek praca fizyczna. W edług Berthelota pierwsza ’ je s t p racą powinowactwa; druga odpowiada zmianom stanu fizycznego. Hypoteza ta była podniesiona przez Berthelota i jego szkołę do wysokości zasady prac molekularnych. Zasada s tanu początkowego i stanu końcowego je s t jednem z praw poszczególnych, objętych zasadą term o
826 W SZECHŚW IAT M 52
dynamiczną bardziej ogólną, zasadą równoważności. Niemożna zaprzeczyć, że zasada ta zawdzięcza szybkie swe powodzenie, a wraz z tem i część swej płodności hypotezom atom istycznym starej teoryi mechanicznej ciepła.
W miarę ja k nauka czyni postępy, porzucone poglądy w racają znowu z popraw kam i koniecznemi. Nazywają pog lądy te nowemi: pod tę ka tegoryę właśnie podciągnąć możemy poglądy termo- chemików; przesłanki jednak tych poglądów zapożyczone są od atomizmu. Podobnego pochodzenia je s t również panująca nauka o energii, k tó ra w strząsnęła budową term ochem iczną w je j fundam entach i wierzchołkach. Gdy jed n a k porów nyw am y dobytek wniesiony do badań naukowych nad reakcyą równowagi przez atomizm, do żywego św ia tła rzuconego w tę dziedzinę przez wywody te rm odynamiczne Gibbsa, s tw ierdzam y mimo te go znaczną dysproporcyę na korzyść tych ostatnich. Reguła faz, s tosu jąca się do układów niejednorodnych, zbudowana b y ła bez pomocy hypotez, k tó rych doświadczenie nie j e s t w stanie sprawdzić. W prowadzając do nauki pojęcie potencyału chemicznego, Gibbs dał formę n ienagan nie naukow ą pojęciom powinowactwa chwiejnym i niezdecydowanym . Ten ważny pomysł faz o ciągłej zmianie składu pozwolił mu poddać analizie m atem atycznej z jaw iska chemiczne, k tórych charak ter nieciągły zdawał się być niemożliwym do opanowania m atematycznego. | Kilku autorów przypisywało Berthelotowi ideę p ierwotną tego pomysłu; lecz czyż raczej Berthelot nie splątał m ieszanin j e dnorodnych z określonemi ciałami złożo- nemi?
Jakżeż jed n a k suche są czysto matem atyczne prace Gibbsa!
Jak ich wysiłków jeszcze potrzeba zanim założenie owo, zawierające praw a zasadnicze, można będzie przystosować do potrzeb chemików; dziś kilku zaledwie w tajem niczonych umie je odcyfro- wać. Dzisiejsze uzasadnienia tych praw wykazują uderzający ko n tra s t z u s ta le niem praw a dawniejszego i nie mniej ważnego: praw a działania mas, k tóre za
wdzięczamy szczęśliwej współpracy matem a tyka Guldberga i chemika Waagego. Uczeni norwescy znali wszystkie doświadczenia jakościowe Devillea: wiedzieli, że reakcya może być ograniczona przez reakcyę odwrotną i że równowaga się przesuwa raz w jednym , raz w drugim kierunku, zależnie od warunków doświadczenia. Idee przez nich wypowiedziane są bardzo stare: podejm ują oni myśli, k tóre Berthollet sam prawdopodobnie wziął od Laplacea.
Powinowactwo, mówią oni, wynika ze wzajemnego przyciągania się atomów i cząsteczek. Przyciąganie owo działa na odległościach nikłych i nie rozpościera się poza pewną sferą działania. Różnica pomiędzy roztworami (które nazyw ają oni związkami określonemi) a związkami nieokreślonemi zdaje im się nie istnieć. Co dotyczę pojęcia faz, są oni w rzeczywistości poprzednikami Gibbsa. „Działanie między dwoma ciałami łączą- cemi się w s tosunkach nieoznaczonych" je s t według nich dodawaniem tej samej na tu ry , co dodawanie się kwasu chlorowodorowego do amoniaku. Siły działające w obudwu wypadkach rozpatrują oni zatem jako siły jednego i tego samego rodzaju: są to siły powinowactwa. Dwie cząsteczki reagują przedewszyst- kiem z powodu swego wzajemnego przyciągania, lecz nie one jedne wchodzą ty lko w grę. Molekuły, nie biorące udziału w tem łączeniu się, wyw ierają również przyciągania i w ten sposób powinowactwo je s t siłą wypadkową tych sił wszystkich.
Nie znamy jej wielkości coprawda, wystarcza jed n a k przypuścić, że je s t stałą w pewnej określonej tem peraturze. Nie znam y również wielkości absolutnej sfery działania; lecz jej wielkość względna nam wystarczy: możemy jej przypisać objętość dowolną, naprzykład 1 cm sześcienny. Przyciąganie molekularne zależy od ilości cząsteczek działających, to znaczy od masy działającej każdego ciała, k t ó r e — jeżeli pozostawiony je s t dowolny wybór sfery działania — powinno być ilością substancyi tej, zawartej w 1 cm3 całej objętości.
M 52 W SZECHŚW IAT 827
Rozważania te rozpościerają się n iety lko na reakcye mające charak te r addy- tyAvny, lecz zarówno na reakcye podstawienia i rozkładu podwójnego. Jeżeli w tym ostatnim procesie, dwa ciała A i B reagują, tworząc dwa inne ciała podług równania chemicznego:
A + B = A! + B'
przyciąganie molekuł A przez molekuły B będzie w stosunku prostym do ilości względnej obecnych molekuł każdego rodzaju.
Powinowactwo ( T ) molekuł A względem B będzie zatem proporcyonalne do iloczynu z mas działających; będziemy więc mieli, oznaczając je przez p i q i przez k współczynnik powinowactwa:
( T ) = k p q
To samo dotyczę nowo uformowanych cząsteczek A! i B', k tórych masy działające są p' i q', ( T ) powinowactwo nowo uformowanych cząsteczek:
(T' ) = k'p'q'
Równowaga nastąpi wtedy, gdy te dwa działania odwrotne będą sobie równe, co wytworzy stosunek
k' _ n .k p,q, ’
P, <b p 'i i ' ’ oznaczyć można z doświadczenia. W yprow adzona więc będzie w artość stałej równowagi, z której można wyliczyć bardzo dokładnie związek odpowiadający równowadze w mieszaninie jakiejkolwiek ilości A, B, A', B'.
Nie zatrzym ując się na rozwoju i uogólnieniu ważnego praw a działania mas, zauważę że początkową sta tyczną teoryę Guldberga i W aagego, van ’t Hoif, o ile się nie mylę, zastąpił przez teoryę cy- ne łyczną bardziej dokładną, pozwalającą ustalić formułę ogólną, dającą się zastosować do wszystkich układów jednolitych. Guldberg i W aage zrobili ju ż szkic podobnej dynamiki, woleli jednak swą teoryę sta tyczną , k tóra w przypadku roztworów bardziej specyalnie przez nich badanych, pozwalała t łumaczyć zmiany, k tóre wprowadza do równowagi ostatecznej bądź to stopień nasycenia roztworu,
bądź obecność pewnych substancyj obcych.
„Jest rzeczą prawdopodobną — mówią oni—że molekuły ciała nie są swobodnie rozdzielone, lecz że są połączone w g ru py mniej lub bardziej znaczne. Czy g ru py te zmieniają się z tem peraturą? Czy każda z tych grup w roztworze stężonym i rozcieńczonym, ma tę samę wielkość? Czy liczba tych grup pozostaje niezmienną w ciągu reakcyi chemicznej? To są zagadnienia do rozwiązania; dynamika w ym aga poważnych badań nad budową roztworów".
Olbrzymie wysiłki w tym kierunku — już plon przyniosły.
Teorya elektrochemiczna jonów F a ra daya je s t zwyczajną ideą atomistyczną około której Arrhenius, v an ’t Hoff, Ostwald, Nernst, Perrin i tylu innych u g ru powało swe osobiste poglądy, i złączyło w zespól o godnej podziwu spójności fakty tak niepodobne ja k przewodnictwo roztworów, własności addy tyw ne ciał rozpuszczonych (kolor, współczynnik włosko- wTatości, zdolność ro tacyjną i wiele innych), ciepło zobojętniania kwasów i zasad, obojętność cieplną podczas podwójnego rozkładu soli, anomalie kryoskopi- czne elektrolitów, natężenia polaryzacyi i własności koloidów. Stopień dysocya- cyi cząsteczek kwasowych i zasadowych określa liczbowo siłę ich i zdolność ro tacyjną. Chemia z drogi wodnej wchodzi na drogę jonów. Analiza, k tóra dotychczas była jedynie zbiorem przepisów praktycznych, s ta je się nauką rozumowaną. Pew na szczęśliwa kombinacya t e oryi jonów z teoryą chemii organicznej dała W ernerowi możność uporządkowania chaosu soli złożonych kobaltu, żelaza, chromu, rodu i pozwoliła przewidzieć liczne przypadki izomeryi.
Czyż można jeszcze po tak bogatym obrachunku wątpić w płodność atomi- zmu? Tyle podziwu godnych odkryć świadczy o jego sile żywotnej. D ok try ny atomistyczne są giętkie i rozciągłe; rozwój ich idzie w parze z rozwojem n a uki. Dzisiejsze atomy nie przypominają dawnych z czasów Daltona. Błędem jes t twie dzić, że atomizm je s t ujęciem aprio-
828 W SZECHŚW IAT M 52
rystycznem świata. Atomizm nie podaje zasad niewzruszonych, m ogących sp ra wić upadek całego gm ach u za najm nie jszą sprzecznością: tow arzyszy on raczej doświadczeniu, niż je wyprzedza. Atomizm uważać należy dzisiaj nie za syste- mat, lecz raczej za obraz, ponieważ od- źwierciadla on w każdej epoce zarówno błędy nauki j a k jej p raw dy. Dopóki za określenie p ierw iastków uw ażaliśm y to, które dał Lavoisier na ru inach złudzeń alchemii, jako uznanie ostateczne niemocy,— al om uważano za niepodzielny.
Atomy Daltona są niepodzielne, atomy Avogadra również, a tom y - jony e lek tro lizy też są niepodzielne. Czyż odkrycie radu, którego emanacya przemienia się w hel —było sygnałem klęsk i atomizmu? Szkielet dok tryny i lustru jącej obecnie wiedzę radyoak tyw ną — je s t naw skroś atomistyczny: wypadło jedyn ie zastąpić atom niepodzielny zbiorem innych a to mów noszących ładunki elektryczne, jak jony Arrheniusa.
Starałem się rzucić światło na płodność a tom istyki w dziedzinie chemii. Mimo to, nie w aham się stw ierdzić, że pozostawia ona spekulacyi czystej miejsce zbyt szerokie i pełne niebezpieczeństw. Czyż jed n ak metoda obecnie zachw alana w term odynam ice wolna j e s t absolutnie od tych niebezpieczeństw. Obie m etody mogą doprowadzić zarówno do błędu jak do prawdy, ponieważ ja k słusznie zauw ażył E rn es t Mach: praw da i błąd wspólne m ają źródło, powodzenie dopiero pozwala je odróżnić. To, co filozof rozumie przez „powodzenie", je s t odpowiedzią doświadczenia.
Dlatego to należy udzielać najszerszej gościnności wszystkim sposobom pa trzenia, które pozwalają klasyfikować fakty: to tylko pozwala stać się nauce istotnie płodną Unikając system atycznej w yłączności i badając rzecz z j a k można najbardziej różnych punktów widzenia, zysku je się daleko w iększą pewność są du; można się w tedy łatwo w strzym ać od bezpłodnych sporów szkół, które , zacieśniając in icyatyw ę badaczów i na uczycieli, zaw ażyły tak ciężko na wolnym rozwoju nauki.
Atomizm, będąc jedynie odbiciem faktów, ma dostateczne prawo obywatelstwa w naukach ścisłych, ale nie trzeba z n ie go czynić dogmatu. Rozważając doniosłość jego dzieła, wiedzieć należy, że p ra cownik, obdarzając go swem zaufaniem, obchodząc się z nim ja k z narzędziem dającem się łatwo użyć,—wykonał arcydzieła,
Tłum. M. S.
N O W E W IA D O M O Ś C I O W Y S T Ą P IE N IU Z A R A Z Y M Ą C Z N IC O W E J
N A A G R E Ś C IE I D Ę B IE *).
Do ziem nawiedzonych przez mącznika agrestowego przybywa obecnie Galicya, a właściwie W. Księstwo Krakowskie. Dotychczas, t. j. do r. 1909 mimo pilnych poszukiwań, prowadzonych w rozm aitych okolicach kraju, nie stwierdzono nigdzie obecności Sphaerotheca mors uvae, dopiero w sierpniu b. r. pojawił się ów am erykański raą- czniak w dwu miejscowościach pod K rakowem, mianowicie w dwu ogrodaoh na P rąd niku czerwonym i Rakowicach, odrazu w całej sile, bo ilość zakażonych egzemplarzy wynosiła 100°/0. Obecność Sphaerotheca mors uvae tylko na pędach młodych (na jagodach dotychczas w Krak. niewidziany) stw ierdził poraź pierwszy w wymienionych miejscowościach p. J . Gabry], kierownik zakładu sadowniczego „G lin k a i£. U kazanie się zarazy mącznicowej pod K rakowem należy przypisać naturalnem u rozsiedlaniu się pasorzyta, tem bardziej, że kilka lat tem u widziano go podobno za kordonem rossyjskim o parę mil od Krakowa w K rólestwie Polskiem. Przypuszczenie, że zarazę agrestow ą sprowadzono z zagranicy (N iemiec) razem z krzakam i agrestu , okazuje się zbytecznem, tem bardziej, że w obu ogrodach, jak mię na miejscu poinformowano, agrestów się znikąd nie sprowadza.
Dziwnym zbiegiem okoliczności mamy do zanotowania w tym samym roku epidemiczne wystąpienie także drugiego mączniaka, mianowicie głośnego Oidium ąuercinum na dębach. Zbieraliśmy go w ogromnej ilości,
*) A rtyku ł ten ukaże się niebaw em w Zeit- sch rift f. Pflstnzenkrankheiten.
W SZECHSW IAT 829
począwszy od lipca b. r. w okolicach K rakowa: w Zabierzowie, Grzybowie, na Zwie- rzyńou (zb. p. A. Żmuda st. uniw.), w Kopaniu (zb. p. J . Brzeziński docent uniw.) w okolicach Dębiny (Wolica, Borek, Ga- wrzyłów, Latoszyn) i w Puszczy Niepoło- mickiej; w Zakopanem i w Raciborsku (pow. wielicki) zb. K. Rouppert; w Jaśle A .—Wo- dziczko. Tyle stanowisk z Galicyi. M ateryał niczem się nie różniący od galicyjskiego przywiózł ze Żmujdzi (Jukojnie) i z Abacyi prof. E . Janczew ski, a z Królestwa Polskiego z gub. kieleckiej i radomskiej (z gór Świętokrzyskich) A. Żmuda.
Sposób występowania zarazy mącznicowej dębów w niczem się nie różni od znanych powszechnie opisów, otoczni mimo staran nych poszukiwań nie znalazłem,— co zresztą dotychczas nikom u się nie zdarzyło. Wiadomo, że wobec braku otoczni zalicza się go powszechnie do rodzaju Oidium, niektórzy autorowie, mianowicie T ro tte r 1)( Ha- r i o t 2), Griffon c. Maublanc 3) identyfikują go niewiadomo czy słusznie z Oidium ąuerci- num Tłiiim., znalezionem w Portugali przed 30 laty.
Przeczy tem u fakt gwałtownego rozszerzania się zarazy, która w przeciągu dwu lat zdołała zdobyć całą prawie zachodnią, środkową i południową Europę, a obecnie posunęła się już daleko na północny wschód, mianowicie do Żmujdzi.
O zmienionych w arunkach atm osferycznych, k tóre mogłyby być powodem w ybuchu zarazy jak sądzi Paąue 4) (uważający zarazę dębów za Phyllactinia corylea) nikomu nic nie wiadomo. Pozostaje przypuszczenie, że mamy do czynienia z inwazyą amerykańskiego M icrosphaera extensa Cook. c. Peck., jak przypuszcza N eger 5), nie tw orzącym w Europie otoczni. B rak ich jest jak wiadomo powodem niemożności narazie stwierdzenia rodzajowej przynależności paso- rzyta.
Kwesty ę tę możnaby jednak sprawdzić doświadczalnie w sposób dający podwójną kontrolę: 1) sprowadzić z Ameryki otocznie Microsphaera extensa Cook. c. Peck, zakazić niemi zdrowe ku ltu ry dębów w Europie i przekonać się, ozy wyrosłe z askospor ko- nidya dadzą u uas (t. j. w Europie) formę workową, — w razie otrzym ania formy workowej zapomocą tej metody postępowania mielibyśmy oczywisty dowód, że nasze Oidium J ąuercinum nie jest konidyalną formą Micro- | sphaera extensa Cook. c. Peck., w razie zaś j
gdyby otocznie się nie wytworzyły, można- [ by przypuszczać, że chorobę dębów w E u- j
ropie wywołuje forma konidyalna workowca | am erykańskiego, nie tworząca u nas otocz- i
ni; 2) przewieść nasze Oidium ąuercinum do Am eryki, zakazić niem w A m eryce dęby |
i przekonać się, ozy utw orzy otocznie, ozy nie,— gdyby powstały otocznie M icrosphaera estensa Cook. c. Peck., kw estya byłaby rozwiązana, gdyby otocznie się nio wytworzyły, możnaby wyprowadzić wniosek, że Oidium ąuercinum nie jest konidyalną formą Mi- crosphaery am erykańskiej.
Co do pochodzenia zarazy mącznicowej, to wobec tego faktu, że dęby w ystępują tylko w Europie, Azyi, Ameryce i Afryce północnej, a dotychczas (t. j. przed dwu laty) na Starym lądzie jej nie obserwowano, nasuwa się przypuszczenie, że Oidium quer- cinum jest świeżo nabytym obywatelem E u ropy, którego dotychczas przeoczono w jego ojczyźnie; może z tego powodu, że tam mniej się daje we znaki, oo zdają się potwierdzać obserwacye H ariota 2), k tóry twierdzi, że we Prancyi zaraza mącznicowa prawie, że nie w ystępuje na dębach am erykańskich; powodem przeoczenia go może być także ten fakt, że występuje równocześnie z innemi mączniakami.
Nakoniec stwierdzamy, że identyfikowanie mączniaka dębów z gatunkiem Oidium quer- cinum Thiim. jest dzisiaj zupełnie nieuzasadnione, nikt dotąd bowiem nie udowodnił ich tożsamości, a fakty biologiczne zwracają się przeciwko ich identyfikowaniu. Także i analiza morfologiczna zupełnie nie u poważnia do utożsamiania zarazy dębów z Oidium ąuercinum Thiim. Mianowicie według
1 dyognozy* Thiimena, Oidium ąuercinum Thiim charakteryzuje się „conidiis regulari- te r ellipsoideis, u trinque rotundatis, achrois, episporia tenui 26 X 13 |j,“ gdy tym czasem mączniak dębowy z Abbacyi (zbierał prof. E . Janczewski), Żmudzi, Galicyi, Królestwa Polskiego ma zarodniki beczułkowate („tonnenform ig“ Neger fi) 32 [i X 16 średnio długości i szerokości, a więc znacznie większe od Oidium ąuercinum Thiim. Różnica wymiarów, kształtu i cechy biologiczne wystarczają do stwierdzenia ich odrębności. Dlatego też, określając zarazę mąCzni- cową dębów jako Oidium ąuercinum , należałoby używać tej nazwy ale bez Thiimena jako autora, aż do udowodnienia ich identyczności— co jest w najwyższym stopniu w ątpliwe m.
Z pracowni botan. pod kierownictwem prof. E. Janczewskiego.
!) T ro tter: La recen te M alattia della Querce. Buli. Soc. bot. it., 1908.
2) H ariot: Sur 1'Oidium du Cliene. C. R. Ac. Sc., P aryż, 1908.
:i) Griffon c. Maublanc: Sur le blanc du Che- ne. C. R. Ac. Sc., P aryż, 1908.
4) Paijue: La m aladie du Chene en 1908. Buli. Soc. bot. roy. belg., 1908.
5) N eger: ITber das epidem ische A u ftre teu eines E ichenm ehltaues in einem grossen Teil von Europa. N aturw . Ztfc. f. Land. u. Forst. VI 1908,
830 W SZECHSW IAT JM® 52
£ •) Neger: D ie system at. S tellung d. E ichen- m ehltaupilzes. ibid, 1909.
Dodatek: Po napisaniu tego a r ty k u łu dowiaduję się ze streszczenia w Botanisches C entralblatt, że Griffon o. M aublanc (Le blano du Ohśne, Buli. Soc. rayool. Prano. 1909) mączniaka dębowego nie uważają za identyczny z Oidium ąuercinum Thum .
Dr. Bolesław Namysłowski.
K R O N IK A NAUKOW A.
Niektóre w łasności elektryczne selenu.Zmniejszanie się oporu elektrycznego pod wpływem światła, odkryte przed la ty 35, badane było niejednokrotnie, i to w k ierun kach najrozmaitszych. Jeden tylko punkt tej sprawy, dziwnym zbiegiem okoliczności, prawie wcale nie zwrócił na siebie uwagi fizyków, a punktem tym był pow rót podczas ciemności zmienionego przez światło przewodnictw a do dawnej norm y. T ym czasem przebieg krzywej „pow rotu" w zależności od różnych okoliczności, a zwłaszcza od dłrgości fali świetlnej, od natężenia światła i czasu działania, zdawał się zasługiwać na bliższe zbadanie. Praw da, że już dawniej opisano tu i owdzie parę tak ich krzyw ych „pow rotu" i stwierdzono pewną zależność od czasu trw ania oświetlenia, ale dopiero panna Ludw ika Dowell poświęciła tej kwe- styi studyum system atyczne.
Przedewszystkiem oznaczano dokładnie opór badanego ogniwa selenowego w ciemności; następnie wystawiano je na światło na określony przeciąg czasu i mierzono opór zarówno w chwili wstrzym ania dostępu światła, jak i później w kró tk ich odstępach czasu przez cały okres powracania oporu do wartości normalnej, jaką posiada w ciemności. Ogniwa badane były po części system u Bidwella, po części zaś system u Ruhm era, przyczem za źródło św iatła służyło albo światło łukowe, k tóre rozkładało się widmowo w pryzm acie szklanym , albo też światło lampy żarowej o sile 16 świec, zabarwione przez czerwone lub zielone zasłony. Prąd we w szystkich doświadczeniach pochodził z akum ulatora pojedyńczego, a opór mierzono z pomocą m ostu W heatstonea, którego jednem ramieniem było ogniwo selenowe. Wyniki otrzym ane zestawiono graficznie w postaci krzywych.
Po oznaczeniu wpływu, jaki wywiera długość fali światła pobudzającego, poddano badaniu: zmianę krzyw ych pow rotu w za
leżności od ozasu trw ania oraz od siły pobudzenia; dalej, przebieg nasycenia oraz czułości w przypadkach rozmaitej długości fali i różnego stopnia natężenia, a także stosunek do siły elektrobodźczej. O trzymane wyniki panna Dowell streszcza, jak następuje:
Postać krzywej pow rotu zależy od siły pobudzenia oraz od długości fali pobudzającej. Wogóle, czas pow rotu wzrasta z siłą pobudzenia. Powrót do norm y następuje wolniej w razie pobudzenia światłem poza- czerwonem, aniżeli promieniami widzialnemi. Oddzielne ogniwa różnią się pomiędzy sobą zarówno co do względnego czasu pow rotu do normy dla różnych długości fali, jak i co do bezwzględnego czasu pow rotu dla światła o tej samej sile i długości fali.
Działanie pobudzenia przez czas dłuższy wpływa na postać krzywej w podobny sposób, ' jak działanie pobudzenia o natężeniu większem.
Pobudzenie wymaga czasu. Gdy 60°/o do 80°/0 całego przyrostu przewodnictwa przybywa w ciągu pierwszych 5-iu m inut, to osiągnięcie zupełnego nasycenia wymaga wielu godzin. Szybkość pobudzenia zmienia się z natężeniem i długością fali św iatła pobudzającego. Czas, niezbędny do zupełnego nasycenia, może się zmniejszać, gdy zmniejsza się natężenie światła, ale pierw otna szybkość pobudzenia zawsze wzrasta z natężeniem. Zmiana w szybkości pobudzenia oddzielnych ogniw w razie rozm aitych długości fali odpowiada zmianie w prędkości ioh pow rotu do normy. Tak n p .7 ogniwa, które najprędzej wracają do norm y po oddziałaniu św iatła czerwonego, ulegają też najprędzej pobudzeniu przez światło czerwone.
Zależność pomiędzy oporem a siłą elektro- bodźczą wyraża się graficznie linią w przybliżeniu prostą. Opór maleje, gdy siła elek- trobodźcza wzrasta.
Rozmaite ogniwa wykazują różnice we względnej wrażliwości na światło o różnej długośoi fali, nie zdołano jednak ustalić zależności pomiędzy zmianami owej wrażliwości a zmianami w przebiegu krzyw ych pow rotu i krzywych pobudzenia.
S. B.N atur w. E.
Przybór wody w jeziorze Aralskiem. J e zioro Aralskie, jak wiadomo, jes t jednem z większych na kuli ziemskiej. Głębokość jego wynosi w niektórych miejscach 68 m. Dwie najważniejsze rzeki wpadające, Amu-
j Darya i Syr-Darya, przynoszą około 1 500 m | sześciennych wody na sekundę.
Poziom jeziora Aralskiego w ciągu ubiegłego stulecia podlegał znacznym wahaniom.
! Od połowy XIX wieku poziom wód opadał
JS6 52 W SZECHŚW IAT
w ciągu 30—35 lat; na mapach z tego czasu widać półwyspy, k tóre powstały z dawniejszych wysp, odnogi wysyohają; stan ten trw ał aż do 1880 r.
W 1899 r. Berg, badając wspomniane je zioro, stw ierdził okres przyboru wody; poziom wód nietylko był wyższy, niż w 1880 r. lecz przewyższał nawet stan wody z 1850 r. W yspy poznikały, nawet to r kolejowy m usiano przesunąć. Podnoszenie się poziomu trw ało do 1908 r.; od 1880 do 1901 r. poziom wody w jeziorze Aralskiem podniósł się o 2 m.
Przybór wód w tem jeziorze nie jes t bynajmniej jedynem zjawiskiem, ponieważ to samo daje się zauważyć i w innych jeziorach ty ch okolic. Wobec tego, niepodobna mówić o stopniowem wysychaniu Azyi Środkowej — mniemanie dotychczas jeszcze tak rozpowszechnione.
Przyczyny tego zjawiska są nieznane. N ależy tu nadmienić, że przybór wody jest dość znaczny: średnia głębokość jeziora wynosiła 16 m, poziom podniósł się o 2 m, a więc ilość wody przybyłej wynosi Vg całej masy wody jeziora.
Opadom atmosferycznym, o ile się zdaje, niepodobna przypisać tego zjawiska. W edług spostrzeżeń poczynionych w obserwa- toryum meteorologicznem w Barnaule, ilość wody deszczowej zmniejszała się do 1868 r., poczem zwiększała się do 1875 r., od tego zaś czasu trzym a się na jednym poziomie.
Z drugiej znów strony należy zauważyć, że od czasu, gdy rozpoczął się przybór wody w jeziorze, rolnictwo w okolicy znacznie się rozwinęło, należałoby więc przypuszczać, że znaczna część wody rzecznej, użytej na sztuczne nawodnienie, ginie, zanim dosięgnie jeziora.
P rzybór wody w jeziorze Aralskiem jest niezaprzecznie zjawiskiem nader ciekuwem, zwłaszcza dla geologów, szkoda tylko, że dotychczas nie znajduje wyjaśnienia.
Cz. St.(Rev. scient.).
Przyczyny mańkuctwa. W ielokrotnie już usiłowano wyjaśnić przyczyny mańkuctwa, czyli lewicowości. Obecnie badacz włoski, dr. Livdo, podaje nową hypotezę (A tti d. Societa Romana d. Antropologia, 1908), według której pierwszych przyczyn m ańkuctw a należy szukać w położeniu płodu jeszcze w łonie m atki. Wiadomo, że w znacznej większości przypadków płód w ostatnim okresie ciąży spoczywa w pozycyi potylico- wo-biodrowej lewej, a stąd, wówczas gdy
831
kończyny jego lewe sąsiadują z bardziej sztyw ną ty lną ścianą ciała matki, kończyny prawe przylegają do ściany brzusznej przedniej, łatwo uginającej się pod naciskiem. W związku z tem prawe kończyny płodu, mające większą swobodę ruchów, niż lewe, w chwili przyjścia na świat znajdują się w stanie większego wyrobienia, a stąd dziecko używa ich chętniej niż kończyn lewyoh.
Dr. Livio nie uważa jednak bynajmniej położenia płodu w macicy za moment rozstrzygający o późniejszej przewadze kończyn prawych albo lewych; zdaniem jego wynika stąd tylko pewna predyspozycya, pewna skłonność do m ańkuctw a lub do prawico- wości (dextrismus), k tóra jednak w następstwie może być zrównoważona przez rozmaite czynniki, tak , iż osobnik rodzący się m ańkutem , częstokroć zyskać może większą sprawność końozyn praw ych,—i odwrotnie. Wiele bardzo okoliczności w życiu poza-ło- nowem wpływać może na silniejsze wyrobienie prawych albo lewych kończyn, a wpływy te mogą być nawet pozornie bardzo nieznaczne, np. karmienie niemowlęcia wyłącznie lub przeważnie jedną piersią. W takich razach dana przyrodzona predyspozycya (np. do m ańkuctwa) może uledz zniwelowaniu i ustąpić miejsca większej sprawności tych kończyn, k tóre w chwili urodzenia były słabiej wyrobione. Podobny wynik może również pozostawać w związku z traum atyz- mem jednej z kończyn, a nawet z systemem kładzenia lub noszenia niemowlęcia. J a k słabe wpływy w ystarczają na to, by u niemowlęcia spowodować przewagę je dnych kończyn nad drugiemi, świadczy łatwość, z jaką ręka lewa osobników dorosłych wprawia się w wykonywanie rozmaitych czynności w razie u tra ty lub ubez- władnienia prawej.
K. Stołyhwo.
Przykład symbiozy wymoczka z bakterya-mi. W jelicie małego ślimaka Cyclostoma elegans żyje nadzwyczaj ciekawy wymoczek Trichodinopsis paradoxa. Dotychczas uważano wymoczka tego za osobliwość ze względu na istnienie na jego powierzchni migawek, co wyróżniało go od innych gatunków grupy Discotrichae, nie posiadających migawek.
Z badań jednak F aure - F rem ieta wynika, że rzekome migawki Trichodinospis są spi- ryllami. Nie posiadają one zupełnie ruchów charakterystycznych dla istotnych migawek. Oprócz tego, ugrupowanie ich jes t zazwyczaj nieprawidłowe, ponieważ tworzą bądź pokrycie bardzo gęste, bądź małe kupki lub nieprawidłowe pęczki. Wreszcie mogą zupełnie oddzielać się od ciała wymoczka i po
832' W SZECHSW IAT JSfa 52
mimo to zachowywać, pozostając w o taczającej cieczy, swoje zwykłe właściwości.
Triohodinopsis wykazuje nadto jeszcze inną osobliwość. W przełyku tego wymoczka prowadzą życie pasorzytnicze bakcyle.
Mamy tu osobliwy przypadek komensali-
zmu, albo może symbiozy trzech pierw otniaków, a jednocześnie pasorzytów w jelicie mięczaka. Je s t to bądźcobądź fakt biologiczny, spotykany bardzo rzadko.
Cz. St.(Rev. scieut.)
BULETYM METEOROLOGICZNYza czas od 11 /X II do 20/XII 1909 r.
(Z e sp o strz eżeń na S tacy i M e teo ro lo g iczn e j C e n tra ln e j p rz y M aizeum P rz em y słu i Rolnictw a w W arszawie).
Dz
ień B a ro m etr red .
do 0° i na cięż*kość. 700m m -|-
T em p era tu ra w st. C elsK ierunek i p rę d k .
w ia tru w m /sek.Z achm urzen ie
( 0 - 1 0 )5 3 E "2
y) g-
mm
U W A G I
7 r , J 1 p. 9 w. 7 r. 1 P . 9 w. N ajw .'N a jn , 7 r. 1 p. 9 w. 7 r . 1 p . 9 w.
11 59,5 59,1 59,0 2,9 3,6 3,0 3 ,8 2 ,4 n e 4 s e 3 e 3 10 10 1 0 = • -
12 59 ,5 60,2 02,1 2,0 0,3 - 0 ,7 3 ,5 - 0 , 9 NE, n e 5 n e 2 10 10 10 —
13 63,1 63,4 04,1 - 2 , 0 - 1 , 8 - 3 , 0 0 ,2 - 3 , 41
E, e 3 n e 3 10 10 10 —
14 6 4 ,0 64,1 06,9 - 2 , 8 - 1 ,7 - 5 , 0 _ 1 ,0 —5,4 e 2 n e 3 n 3 10 © 2 0 ' —
15 68,1 07,9 66,9 - 6 , 8 5,1 —7,2 - 2 , 0 - 7 , 5 E , NE, n e 2 10 Q 4 1 0 = —
10 64,9 03,4 60,1 - 8 , 0 - 4 , 0 - 3 , 8 - 2 , 4 1 -8 ,6 0 0 NE! 4 = 0 4 5 = —
17 54,3 50,9 47 ,6 - 5 , 5 - 1 , 0 - 3 , 0 —0,9 —5,8 Eb s e 2 SEt 0 © a 0 —
18 4 2 ,6 39,6 37,1 —6,5 - 3 , 5 - 1 , 7 0 ,4 !- 6 , 8 SE e 3 Ś2 4 0 8 i o X- 0,7 * 8?» p .; * 9 p .
19 39 ,4 41,3 42,1 1,5 2,8 0,2 2 , 9 —1,7 s w 3 s w 5 s e 2 9 0 2 8 —
20 32 ,4 31,7 38,2 3,5 6,8
.
1,6 7,0 - 2 ,0 S3 S6 s w 7 10 10 8 2,5 • 1 p .; 230p . 4 p .
Średnie 54 ,8 54,2
154,5 - 2,°2 -0,°4 -2,°0 l , ° 2 - 4 ,° 0 2 ,9 3,1 2 ,0 8,3 6,2 7,1 —
S tan ś red n i b a ro m e tru za d ek ad ę , / 3 (7 r-—(—1 p - J - 9 w.) = 754,5 mm
T em p era tu ra ś red n ia za dekadę: ' / ł (7 r. 1 1 P - - )- 2 X ^ w ) = — 1,°0 C els . ,S um a o p ad u za dekadę: = 3,2 mm
TREŚĆ N U M ER U . G„ H ellm ann. O w ahaniach krańcow ych opadów deszczow ych, tłum . L. H .—B adania archeologiczne na C eylonie, przez K. S tołyhw ę. — Je rz y Urbain. Znaczenie atom i- zmu w badaniu i nauczaniu, tłum . M. S.—N ow e wiadom ości o w ystąp ien iu zarazy m ącznicowej na agreście i dębie, przez d-ra B olesław a N am ysłow skiego.—K ronika naukow a. — B u letyn m eteorologiczny.
W ydawca W. Wróblewski. Redaktor Br. Znatowicz.
D ru k arn ia L . B o gusław sk iego , Ś -to k rzy sk a N r . 11. Telefonu 195-52.