przykł idealna mi‡oœæ, niedoskona‡y zwi„zek. terapia ... · rozdział trzeci pozwoli ć...

28
Idź do Katalog ksiazek Twj koszyk Cennik i informacje Spis treci Nowoci Bestesllery Zamw drukowany katalog Przykładowy rozdział Dodaj do koszyka Zamw cennik Zamw informacje o nowociach Wydawnictwo Helion SA 44-100 Gliwice tel. 032 230 98 63 e-mail: [email protected] Idealna mi‡o, niedoskona‡y zwi„zek. Terapia zranionych uczu Autor: John Welwood T‡umaczenie: Maria Jaszczurowska, Joanna Sugiero, Magdalena Zamorska ISBN: 978-83-246-1017-4 Tytu‡ orygina‡u: Perfect Love, Imperfect Relationships: Healing the Wound of the Heart Format: 122x194, stron: 264 Otwrz siŒ na magiŒ uczu Odrzu destruktywny ¿al Poczuj mi‡o, ktra uzdrawia Welwood umiejŒtnie diagnozuje podstawowe przeszkody, ktre mog„ pojawi siŒ w zwi„zkach, i proponuje klarowne, ‡atwe w realizacji i skuteczne rozwi„zania. Ka¿dy powinien przeczyta tŒ znakomit„ ksi„¿kŒ Harville Hendrix Jest tylko jeden ratunek dla zmŒczonej duszy -- mi‡o do drugiego cz‡owieka JosØ Ortega y Basset Poszukujemy mi‡oci, a jednoczenie boimy jej siŒ jak ognia. Do nowo poznanych ludzi podchodzimy z rezerw„, obawiaj„c siŒ zranienia i kolejnej wielkiej pustki w ¿yciu, po jeszcze jednej utraconej osobie. Romanse siŒ koæcz„, ma‡¿eæstwa rozpadaj„, przyjanie ‡atwo mog„ przesta istnie. Mi‡o, jaka spotyka nas w ¿yciu, nie dorasta do piŒt naszym wyobra¿eniom o wielkim uczuciu. Nawet jeli dowiadczamy ka¿dego dnia silnych, pozytywnych emocji ze strony bliskich nam ludzi, czujemy siŒ niekochani. PielŒgnuj„c poczucie osamotnienia i niedowartociowania, ulegamy frustracji, depresji i wreszcie odrŒtwieniu. Ta ksi„¿ka jest biletem w dalek„ podr¿, podczas ktrej zarwno soma, jak i psyche poddadz„ siŒ uzdrawiaj„cej transformacji. DziŒki temu cudownemu zabiegowi bŒdziemy mogli wreszcie poj„, ¿e piŒkno jest w oku patrz„cego, a nasze niedoskona‡e zwi„zki s„ kamieniami milowymi wyznaczaj„cymi drogŒ do wielkiej, prawdziwej mi‡oci. Na pocz„tek sprbujmy uwierzy, ¿e mi‡o dzia‡a niczym magia sympatyczna, a wyczekiwane uczucie pojawia siŒ w‡anie wtedy, gdy najbardziej za nim tŒsknimy. Pokonaj siedem krokw od nienawici do mi‡oci (samego siebie) Odkryj swoj„ pierwotn„ dobro i odrzu wstyd. Nie ukrywaj piek„cych ran. Dowiadczaj intensywnych emocji. Nie obawiaj siŒ by sob„ w ka¿dej sytuacji. Pokochaj siŒ takim, jakim naprawdŒ jeste. B„d dla siebie wyrozumia‡y i ¿yczliwy. Naucz siŒ docenia dary losu.

Upload: lenhi

Post on 28-Feb-2019

216 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Idź do

Katalog ksiazek

Twój koszyk

Cennik i informacje

Spis tre�ci

Nowo�ci

Bestesllery

Zamów drukowanykatalog

Przykładowyrozdział

Dodaj do koszyka

Zamów cennik

Zamów informacjeo nowo�ciach

Wydawnictwo Helion SA44-100 Gliwicetel. 032 230 98 63e-mail: [email protected]

Idealna mi³o�æ, niedoskona³y zwi¹zek. Terapia zranionych uczuæAutor: John WelwoodT³umaczenie: Maria Jaszczurowska, Joanna Sugiero, Magdalena ZamorskaISBN: 978-83-246-1017-4Tytu³ orygina³u: Perfect Love, Imperfect Relationships: Healing the Wound of the HeartFormat: 122x194, stron: 264

� Otwórz siê na magiê uczuæ� Odrzuæ destruktywny ¿al� Poczuj mi³o�æ, która uzdrawia

Welwood umiejêtnie diagnozuje podstawowe przeszkody, które mog¹ pojawiæ siê w zwi¹zkach, i proponuje klarowne, ³atwe w realizacji i skuteczne rozwi¹zania. Ka¿dy powinien przeczytaæ tê znakomit¹ ksi¹¿kêHarville Hendrix

Jest tylko jeden ratunek dla zmêczonej duszy -- mi³o�æ do drugiego cz³owiekaJosé Ortega y Basset

Poszukujemy mi³o�ci, a jednocze�nie boimy jej siê jak ognia. Do nowo poznanych ludzi podchodzimy z rezerw¹, obawiaj¹c siê zranienia i kolejnej wielkiej pustki w ¿yciu, po jeszcze jednej utraconej osobie. Romanse siê koñcz¹, ma³¿eñstwa rozpadaj¹, przyja�nie ³atwo mog¹ przestaæ istnieæ. Mi³o�æ, jaka spotyka nas w ¿yciu, nie dorasta do piêt naszym wyobra¿eniom o wielkim uczuciu. Nawet je�li do�wiadczamy ka¿dego dnia silnych, pozytywnych emocji ze strony bliskich nam ludzi, czujemy siê niekochani. Pielêgnuj¹c poczucie osamotnienia i niedowarto�ciowania, ulegamy frustracji, depresji i wreszcie odrêtwieniu.

Ta ksi¹¿ka jest biletem w dalek¹ podró¿, podczas której zarówno soma, jak i psyche poddadz¹ siê uzdrawiaj¹cej transformacji. Dziêki temu cudownemu zabiegowi bêdziemy mogli wreszcie poj¹æ, ¿e piêkno jest w oku patrz¹cego, a nasze niedoskona³e zwi¹zki s¹ kamieniami milowymi wyznaczaj¹cymi drogê do wielkiej, prawdziwej mi³o�ci. Na pocz¹tek spróbujmy uwierzyæ, ¿e mi³o�æ dzia³a niczym magia sympatyczna, a wyczekiwane uczucie pojawia siê w³a�nie wtedy, gdy najbardziej za nim têsknimy. Pokonaj siedem kroków od nienawi�ci do mi³o�ci (samego siebie)

� Odkryj swoj¹ pierwotn¹ dobroæ i odrzuæ wstyd.� Nie ukrywaj piek¹cych ran.� Do�wiadczaj intensywnych emocji.� Nie obawiaj siê byæ sob¹ w ka¿dej sytuacji.� Pokochaj siê takim, jakim naprawdê jeste�.� B¹d� dla siebie wyrozumia³y i ¿yczliwy.� Naucz siê doceniaæ dary losu.

Spis treści

Wstęp 9Prolog: Wpaść w objęcia miłości 351. Doskonała miłość, niedoskonałe związki 472. Poczucie żalu 793. Pozwolić odejść żalowi 1014. Od nienawiści do miłości (do samego siebie) 1275. Święta tęsknota 1596. Miłość, która wyzwala 183Epilog: Kto Cię wspiera? 211

Ćwiczenia 221Podziękowania 245Przypisy 247O autorze 261

Rozdział trzeci

Pozwolić odejść żalowi

Urodziłem się, gdy nauczyłem się kochać to,czego zawsze się bałem.— RABIA

Serce jest swoim własnym lekarstwem.Serce wszystkie swe rany uleczy.— HAZRAT INAYAT KHAN

W JAKI SPOSÓB możemy się uwolnić od poczuciażalu, które służy jedynie utrwalaniu rany uczy-nionej przez miłość, wzmacniając strach i urazy,

które żywimy do innych? W tradycji tantrycznej zarów-no indyjskiej, jak i tybetańskiej przekazywana jest potężnanauka, która może w tym pomóc; jest to stwierdzenie, żelekarstwo znajduje się w truciźnie. Jeżeli żal uznamy za truci-znę, nauka wskaże lekarstwo spoczywające w nim samym.Więc zamiast szukać na zewnątrz kogoś, kogo można obar-czyć winą, musimy ochoczo sięgnąć głębiej i stanąć w ob-liczu tego, co w samym sednie żalu odkryjemy.

Idealna miłość, niedoskonały związek. Terapia zranionych uczuć

102

W jądrze żalu kryją się głęboki ból i rozpacz, wynikają-ce z utraty więzi. Ponieważ nigdy w pełni i świadomie nieopłakiwaliśmy tej krzywdy, zakrzepła ona w naszym cielei umyśle. To, czego nie zdołamy opłakać, zamienia się w żal.By wydobyć lekarstwo, odtrutkę na poczucie żalu, musi-my przyznać się do tej rozpaczy i zgodzić się na nią, niewolno od niej uciekać. Oznacza to, że nasza rozpacz spo-wodowana utratą więzi musi wyjść z cienia i zanurzyć sięw blasku otwartości i ciepła.

Przetapianie żalu w rozpacz

Na początku, oczywiście, nie wiemy, że da się znieść naszból. Nikt nam nigdy nie demonstrował, jak go przeżywaćw owocny sposób, pozostając kimś silnym i pełnym god-ności. Więc automatyczną reakcją jest wyparcie rozpaczyi ukrycie się za fasadą obojętności. Za nią jednak kryje sięoczywista prawda, ropiejąca rana, uraz, który dzielimyz milionami innych ludzi na naszej planecie. Nie przeczu-wamy nawet, że jesteśmy kochani, że można nas pokochać,że rzeczywistość jest ostatecznie wobec nas życzliwa, a wiel-ka miłość jest podstawą naszej egzystencji.

Porzucić swoje zranienie znaczy poddać się i w ten spo-sób ponownie zranić siebie samego. Jedynym sposobemna wyleczenie rany serca jest uwolnienie magazynowanychw naszym ciele uczuć związanych z utratą więzi, tak by jecałkowicie przyswoić i pozwolić, by dzięki nam przemi-nęły. Na początku doświadczyliśmy utraty więzi w związ-ku z naszymi rodzicami, a następnie z przyjaciółmi, którzy

Pozwolić odejść żalowi

103

się od nas odwrócili, kochankami, którzy przestali się na-mi interesować, czy też żoną lub mężem, którzy odcięli sięod nas albo nas opuścili. Jednak wciąż głębsza jest utratawięzi z sobą samym, która zdarza się, gdy odtrącamy własnąkrzywdę, niepewność czy rozpacz. To stwarza wewnętrz-ny rozłam i niezgodę, które nie dopuszczają do tego, że-byśmy w pełni rozpoznali nasze wrodzone piękno i to, żemożna nas kochać; żebyśmy nawiązali błogosławioną więźz samym sobą.

Nie zachęcam Cię do przejścia gruntownego katharsis,wywołanego opłakiwaniem dawnych strat, chociaż niektó-rym może to pomóc. Tutaj najważniejsze jest zaakcepto-wanie prawdy — Twojego oddzielenia od miłości i bólunim spowodowanego — i otwarcie serca na tę część siebie,która jest pozbawiona miłości. Uczenie się tego, by Twojawspółczująca obecność trzymała w objęciach Twoje po-czucie zranienia, pomaga Ci zaistnieć w nowy sposób, taki,dzięki któremu możesz się przedrzeć przez gruby obron-ny pancerz chroniący serce. I w ten właśnie sposób roz-prowadzić lekarstwo.

Spotkać siebie tam, gdzie nie ma miłości

Jak znosić ból w taki sposób, by równocześnie sobie po-móc? Są tu istotne dwa wymiary wytrzymywania, któreomówiliśmy wcześniej, czyli nawiązywanie kontaktu i ro-bienie na coś miejsca, pozwalanie temu być. Żeby poka-zać, jak to działa, naszkicuję w skrócie przykładową sesjęterapeutyczną z jedną z moich pacjentek. Sytuacja Jane

Idealna miłość, niedoskonały związek. Terapia zranionych uczuć

104

i jej uczucia były typowe, podobnie zresztą jak sekwencjaemocjonalna, przez którą przechodziła. Śledzenie tegoprzykładu pomoże Ci zrozumieć, w jaki sposób możeszpracować z własnym zranieniem.

Jane była z mężczyzną, który nie był pewien tego, czychce kontynuować ten związek, a jego niepewność utrzy-mywała się przez ponad rok. Ona zdecydowanie tego chcia-ła, a mieszane uczucia Toma stale jej przypominały o sta-rej ranie i rozdrapywały ją: „Nie zasługuję na to, by mniechciano i kochano”. Ta rana powodowała, że Jane utraci-ła kontakt z sobą samą i zdecydowanie zafiksowała się naTomie — na tym, w jaki sposób ją traktuje i tym, jak mo-głaby go przekonać do pozostania w związku.

Podczas kilku pierwszych sesji Jane mówiła o żalu, któ-ry ma do Toma, i równocześnie opisywała swoje doświad-czenia z dzieciństwa, gdy rodzina nie dostrzegała jej i nieakceptowała. Gdy już zaczęliśmy się rozumieć i nabraliśmydo siebie zaufania, poprosiłem ją, żeby wczuła się w stanbycia niekochaną. Początkowo potrafiła jedynie nawiązaćkontakt ze swoim ochronnym pancerzem: „Czuję się za-mknięta i strzeżona”.

Gdy ją poprosiłem, by sprawdziła, co się pod nim kry-je, nawiązała kontakt ze swoją desperacją i lękiem przedodrzuceniem. Gdy już jakiś czas nad tym pracowaliśmy,stało się jasne, że wciąż była całkowicie skupiona na To-mie i jego kolejnych posunięciach. Nadal nie nawiązałakontaktu z tym, co tak naprawdę zostało dotknięte i po-drażnione w jej wnętrzu, co doprowadzało ją do takiegolęku i desperacji. W końcu powiedziała: „Nienawidzę czućsię w ten sposób”.

Pozwolić odejść żalowi

105

— W jaki sposób? — zapytałem.— Tak bardzo niekochana.— A jak to odczuwasz w swoim ciele? — zapraszałem

do nawiązania bezpośredniego kontaktu z cielesnym od-czuciem, które pojawiało się wraz z bólem bycia nieko-chaną. Właśnie to nazywam pogodzeniem się z czymś. Jestto pierwszy krok do napotkania własnego doświadczeniai zadomowienia się w nim — proces ten nazywam bezwa-runkową obecnością. Można w nim wyróżnić cztery kroki —godzenie się, dopuszczanie, otwarcie się i wniknię-cie. Wyróżnienie tych kroków jest próbą wskazania eta-pów, które pojawiają się podczas zmagań potężniejszejobecności z doświadczeniem emocjonalnym.

Godzenie się z czymś oznacza orientowanie się, z czymmamy do czynienia, rozpoznawanie, że to ma miejsce, bezprób osądzania, czy to źle, czy dobrze lub czy to powinnotak wyglądać, czy też nie. Dostrzeganie i dotykanie uczu-cia, które ukazuje się właśnie takim, jakie jest naprawdę —to właśnie rozumiem jako godzenie się z czymś. W mojejpracy psychoterapeuty odkryłem, że ten prosty akt pogo-dzenia się ma większą moc niż mentalna analiza czy któ-rakolwiek inna strategia pomocy, którą sami wobec siebiemożemy zastosować.

— Gdzie teraz usadowiło się w Tobie odczucie bycianiekochaną? — zapytałem.

— Tutaj trochę boli — powiedziała Jane, dotykając swo-jej klatki piersiowej.

— Czy twój oddech może dotknąć tego bolesnego miej-sca? Zobacz, czy pozwolisz twojemu odczuciu tam po pro-stu być, nie próbując niczego naprawiać czy zmieniać —

Idealna miłość, niedoskonały związek. Terapia zranionych uczuć

106

zachęcałem ją do zrobienia dalszego kroku — do dopusz-czenia uczucia

— Zobacz, czy potrafisz złagodnieć na tyle, by lekkounieść ten ból, dając mu dużo przestrzeni, tak jak niebounosi ziemię.

Dopuszczanie oznacza dawanie danemu uczuciu wystar-czająco dużo przestrzeni, by mogło ujawnić swoją prawdzi-wą naturę, a równocześnie pozostawanie z nim w kontakcie.

Często nieświadomie ograniczamy lub krępujemy bo-lesne uczucia, chcemy w ten sposób trzymać się od nichz dala lub je umniejszyć i zdewaluować. Dopuszczanieto sposób na odprężenie i odblokowanie, pozwolenie, byenergia uczucia stała się tak wielka, jak w istocie jest, jed-nak bez identyfikowania się z bólem („Ten ból to ja sama,mówi o tym, kim jestem”) i bez jego odrzucania („Tenból nie ma ze mną nic wspólnego, nie powinno go tu być”).Gdy Jane znalazła miejsce dla swojego bólu, odczuła na-tychmiastową ulgę, ponieważ nie musiała już więcej sięz nim męczyć. Zidentyfikowała ranę, którą zadała jej mi-łość, i nawiązywała z nią kontakt, traktując raczej jako zwy-kłe ludzkie uczucie niż jako wielki melodramat.

Czasami Jane zdarzało się zanurzyć w intelektualnychsądach bądź wynurzeniach dotyczących bólu. Bardzo waż-ne w tym procesie jest to, byś nie dał się pochwycić tegotypu umysłowym interpretacjom ani żadnym dramatom(„To, co czuję, to już za wiele, to mnie przerasta, to mniepołknie żywcem”), ponieważ przeszkodzą Ci one w bezpo-średnim kontakcie z własnym doświadczeniem. Zwłaszczaważne jest to w przypadku surowych sądów („Skoro czujęsię tak bardzo niekochana, znaczy to, że nie jestem dobra”).

Pozwolić odejść żalowi

107

Pomogłem Jane rozpoznać te sądy jako anegdoty, któresama sobie opowiada, a następnie delikatnie odłożyć opi-nie na bok i powrócić do odczytywania uczucia obecnegow swoim ciele.

Następnie zachęciłem ją do sprawdzenia, czy jest w sta-nie otworzyć się na bolesne poczucie bycia niekochaną.Otwarcie się w tym kontekście oznacza otwarcie czyjegośserca na uczucie, pozwolenie sobie na całkowite doświad-czanie wrażeń mieszających się ze sobą wewnątrz ciała, bezpodejmowania walki z nimi. Po chwili poświęconej otwie-raniu się na uczucie Jane powiedziała: „Czuję się spokoj-niejsza. Ból nie zniknął, ale mogę pozwolić mu tam sięznajdować”. Otwarcie się na ból pozwoliło jej się z nimoswoić tak, że przestał ją przerażać.

Po jakimś czasie zaproponowałem jej, by poszła niecodalej, by wniknęła w odczucie bycia niekochaną i w pełniw nim zamieszkała. Wnikanie oznacza przeniesienie czy-jejś świadomości w samo sedno uczucia, tak by się z nimstopić w jedno, nie postrzegając go jako czegoś odrębnegood siebie.

— Czy możesz pozwolić swojej świadomości wniknąćw ból, tak jakbyś przemieszczała się w stronę jego centrum?

— Czuję się smutna i bezbronna — powiedziała.— Tak….Zobacz, czy potrafisz zjednoczyć się ze smut-

kiem; nie zostawaj w stanie oddzielenia od niego. Sprawdź,czy możesz się w nim rozpłynąć.

Na parę minut zapadło milczenie. W końcu odezwałasię: „Smutek jest tam wciąż, ale nie jest już tak przytłacza-jący”. Po chwili wyprostowała się na krześle i spojrzała na

Idealna miłość, niedoskonały związek. Terapia zranionych uczuć

108

mnie. „To się zmienia. Nadal czuję się bezbronna, ale po-jawiło się więcej czułości i ciepła”. Jej twarz całkowicie od-prężyła się, a ona wyraźnie osiadła w swoim ciele.

— Jak teraz doświadczasz siebie?— To dziwne….Pojawiła się pewna słodycz — powie-

działa, nieśmiało się uśmiechając.— Czy odczuwając ją, nadal czujesz się oddzielona od

miłości? — zapytałem.Jane rozważała to przez chwilę w ciszy, po czym rze-

kła: „W tej chwili nie”. Nie skupiając się już ani na Tomie,ani na swoim związku, czuła własne serce, które doprowa-dziło ją do cudownego poczucia słodyczy w ciele. Spotka-nie siebie tam, gdzie nie ma miłości, otwarcie się na swójból i bezbronność rozbudziły w niej miłość jako subtelnąobecność słodyczy i ciepła przenikającą najmroczniejszezakamarki.

Tym, co przesłoniło Jane dostęp do własnego serca, byłjej lęk przed cierpieniem spowodowanym brakiem miłościi próby przekonania Toma do pozostania przy niej, tak bynie musiała już cierpieć. Teraz zdała sobie sprawę z tego,że jej usilne starania o miłość Toma jedynie oddzieliły ją odniej, zamieniając uczucie w coś, co znajdowało się w rękachjej partnera i czym mógł ją obdarzać lub nie. W rezultacieczuła się odcięta od samego serca, kiedykolwiek Tom sięod niej odwracał. I właśnie to oddzielenie od cudownegoprzepływu miłości w niej samej było dominującą przyczynąbólu jej serca.

Zatem kiedykolwiek czujesz się niekochany, zamiastszukać jakiegoś lekarstwa na zewnątrz, możesz odczytać

Pozwolić odejść żalowi

109

to jako znak, że oddzieliłeś się od swojego własnego serca.Ten brak więzi jest trucizną. Otwierając się na ból oddzie-lenia, nawiązujesz kontakt z pewną wrażliwością i bezbron-nością, co sygnalizuje, że Twoje serce, dzięki naturalnejtęsknocie i umiejętności tworzenia więzi, jest w zasięguręki. Powracasz do samego siebie, co jest lekarstwem naoddzielenie. Dlatego cierpienie spowodowane brakiemmiłości jest czymś zdecydowanie potężniejszym niż zwy-kły ból. To krzyk prosto z serca: „Straciłaś ze mną kontakt,proszę, przyjdź i znajdź mnie — swoje życie”.

Oczywiście, poczucie niekochania jest zwykle ostatniąrzeczą, której chcielibyśmy doświadczyć, ponieważ koja-rzymy ją z jakimś niedostatkiem, izolacją, pustką, wstydemczy niedoskonałością. Możesz się zastanawiać, dlaczego —u licha — miałbyś pozwalać sobie na czucie się niekocha-nym? Gdy jednak to uczucie już się pojawi, masz jedyniedwie opcje: unikać go i wypierać albo dążyć do konfrontacji.

Uciekając od tej rany, dajesz jej nad sobą władzę. I w koń-cu ciało zbudowane z Twoich emocji zamienia się w opusz-czony dom, w którym straszy. Im bardziej uciekasz przedcierpieniem spowodowanym brakiem miłości, tym bardziejjątrzy się ono w ukryciu i tym bardziej nawiedzony stajesię Twój dom. A im bardziej w nim straszy, tym bardziejczujesz się przerażony. Jest to okrutne błędne koło, powo-dujące, że jesteś stale odseparowany i obawiasz się o siebie.

Ale gdy potrafisz spotkać siebie tam, gdzie nie ma miło-ści, drzwi i okna nawiedzonego domu otwierają się, wpusz-czając światło słoneczne i świeże powietrze. Stopniowodom coraz bardziej nadaje się do zamieszkania. Ucząc się

Idealna miłość, niedoskonały związek. Terapia zranionych uczuć

110

znosić uczucia bólu i bezbronności, wyrabiasz sobie nowemięśnie. Im lepiej potrafisz obchodzić się ze swoim cier-pieniem, tym bardziej rana, która pierwotnie wydawała sięogromna, potężna i wszechogarniająca, staje się znośna.

Gdy spotykasz siebie w miejscu, w którym się czujesz niespeł-niony, wydarza się coś nowego i potężnego. Coś tak pro-stego, a równocześnie tak podstawowego: zamieszkujeszw sobie samym. Ponownie zadomawiasz się we własnymsamotnym sercu i przywracasz je życiu.

Posiąść swój gniew lub nienawiść

Dopuszczanie rozpaczy i zadomowienie się jej w samymjądrze żalu pomaga nawiązać kontakt z kobiecą wrażliwo-ścią serca, uwalniając uzdrawiający lek, który łagodzi bez-względność naszego żalu w stosunku do innych. Jednakistnieją inne zasoby, które powinniśmy naruszyć, kiedyjuż dłużej nie chcemy oddawać się żalowi — są to męskamoc i siła. Ta moc bierze się z osadzenia w swojej praw-dzie — w tym, co jest w najwyższym stopniu prawdziwedla nas. Podłączenie się do tej energii uwalnia od wraże-nia, że inni są naszym zagrożeniem.

Pielęgnowanie żalu sprzyja pewnemu hartowi, którewystępuje pod maską siły, ale w rzeczywistości powoduje,że stajemy się pozbawioną mocy ofiarą, której „stała siękrzywda”. W tym stanie umysłu nasza siła została zablo-kowana przez bezsilną wściekłość i nienawiść dotyczącątego, jak nas potraktowano. Istnieje jednak silnie działają-cy lek — siła życiowa i przejrzystość — ukryty w truciź-

Pozwolić odejść żalowi

111

nie, jaką jest agresja. By wydobyć lek z trucizny, musimyporozumieć się w bardziej świadomy, przemyślany sposóbz gniewem i nienawiścią, które są zadomowione w nas.

Moja praca z Jane zmierzała ostatecznie w tym kierun-ku. Po kilku tygodniach pracy z rozpaczą przyszła i powie-działa: „Widzę, że nadal czuję się ofiarą, gdy Tom mnienie słucha”.

— Co właściwie dzieje się w Twoim wnętrzu w takiejsytuacji?

— Zwykle wybuchałam wtedy gniewem, ale to do ni-czego nie prowadziło i było zbyt bolesne. Więc teraz poprostu się zamykam w sobie i zaczynam się zachowywaćozięble.

Ten chłód odcina Joannę od źródła jej mocy, blokującją na pozycji ofiary. Zachęciłem ją do ujawnienia swojegogniewu i pracowaliśmy z nim, podobnie jak wcześniejz rozpaczą — godząc się z nim, pozwalając mu zaistnieći otwierając się na jego ogromną energię.

Jej zaprzyjaźnienie się z gniewem okazało się pomoc-ne. Jednak po przepracowaniu gniewu w podobny sposóbwyczułem w niej głębszy chłód. Więc zapytałem, czy jestcoś jeszcze, coś w rodzaju nienawiści. Na początku Janenie chciała iść w tym kierunku, ponieważ moralność kaza-ła jej głęboko wierzyć w to, że nienawiść jest czymś złym.Więc rozmawialiśmy o uczuciu nienawiści, które, podob-nie jak inne uczucia, samo w sobie nie jest ani złe, ani do-bre. I Jane mogła dostrzec, w jaki sposób nienawiść stałasię szczególnie problematyczna, gdy zaczęła ją ukrywać —

Idealna miłość, niedoskonały związek. Terapia zranionych uczuć

112

w ukryciu, gęstniejąc, zamieniła się w toksyczną opowieśćo drugim złym.

Po chwili powiedziała: „Tak, nienawidzę Toma, gdy niechce mnie wysłuchać”. Odpowiedziałem: „Zobacz, czypotrafisz poczuć energię samej nienawiści, nie skupiającsię tak bardzo na Tomie i tym, co on robi. Pozwól sobieodczuć to raczej jak siłę, a nie jak poczucie żalu. Znajdźmiejsce dla tego uczucia, pozwól mu się rozrosnąć orazpromieniować i zobacz, co się stanie”.

Przez chwilę siedziała, utrzymując energię nienawiściw swoim ciele i głęboko oddychając, a następnie zaczęłamówić o tym, jak się czuła, gdy jej ojciec po powrocie z pra-cy nie zwracał na nią uwagi. Uświadomiła sobie, że brałato do siebie, wyobrażając sobie, że nie jest warta jego uwa-gi, i przez to stawała się bezbronna oraz zdana na jego łaskę.

„Nigdy wcześniej nie byłam w stanie przyznać się donienawiści wobec mojego ojca” — powiedziała. Wydoby-wając z siebie te słowa, sprawiała wrażenie kogoś, komuwielki ciężar spadł z serca. „Cieszę się, że możesz to po-czuć teraz” — zauważyłem. Było jasne, że nienawiść stę-żała w jej wnętrzu i została zwrócona przeciwko niej sa-mej, a żeby się od niej uwolnić, najpierw musiała się doniej przyznać.

Jane wyprostowała się, a ja zapytałem, co się stało. Po-wiedziała: „Czuję się pewniejsza, bardziej zwarta”. Zasuge-rowałem jej, by opisała to bardziej szczegółowo. „Pojawiłosię odczucie pewnego wyprostowania, tak jakbym znaj-dowała się w rdzeniu samej siebie. Czuję się pełna mocy”.

Pozwolić odejść żalowi

113

Było jasne, że zadomawiała się w sobie coraz bardziej, więczachęciłem ją, by zachowała tę moc we własnym ciele.

— Pojawiła się stanowczość, którą czuję w brzuchui dolnej części pleców. Mój umysł jest czysty, a bezrad-ność zniknęła.

— A co z Tomem; czy nadal go nienawidzisz?— Tomem? — powiedziała tak, jakby z trudem przy-

chodziło jej przypomnienie go sobie. — Nie jestem teraznawet świadoma jego istnienia.

Gdy już osadziła się w sobie samej, przestało jej cho-dzić o zachowanie Toma.Świadome doświadczanie nienawiści zamiast ukrywa-

nia jej pozwoliło Jane odblokować moc, do której dostępbył wcześniej odcięty. A dzięki połączeniu się z tą mocąw chwilach, gdy Tom był wobec niej obojętny, zamiastzmieniać się w urażoną ofiarę, mogła twardo stanąć na no-gach. To umożliwiło jej bezpośrednie mówienie mu słówprawdy, bez obwiniania, które zwykle powodowało kłótnię.

Na sam koniec naszej pracy Jane powiedziała: „Zabie-gałam o to, by Tom się na mnie otworzył, ale teraz zdajęsobie sprawę z tego, że nie byłam otwarta wobec samejsiebie zwłaszcza wtedy, gdy pojawiały się krzywda, strach,gniew i nienawiść. To niezwykłe, w jaki sposób, w mo-mencie gdy otwieram się na te uczucia, palące pragnieniemiłości Toma przygasa. Ponieważ zawsze mogę mieć sie-bie. A to bardzo dużo”.

Jest ważne, by zdawać sobie sprawę z tego, że pogodze-nie się z gniewem lub nienawiścią nie oznacza: „Tak, todobrze być gniewną. Powinnam czuć nienawiść; jestem

Idealna miłość, niedoskonały związek. Terapia zranionych uczuć

114

usprawiedliwiona, czując w ten sposób, czy też rzutując tona kogoś”. Znaczy to natomiast: „Tak, w moim ciele i umy-śle zgromadziły się gniew i nienawiść”. A ponieważ jużtam są: „Tak, mogę się z nimi pogodzić, znaleźć im miej-sce i świadomie ich doświadczać”.

Może Ci się wydawać, że taki rodzaj godzenia się z uczu-ciami gniewu czy nienawiści sprawi, że staniesz się bar-dziej nienawistną i mściwą osobą. Ale w rzeczywistości— dopóki świadomie nawiązujesz kontakt z własnym do-świadczeniem nienawiści, zamiast używać go jako narzę-dzia służącego obwinianiu czy atakowaniu innego czło-wieka, którego postrzegasz jako tego złego — jest wręczprzeciwnie. Wypierając swój gniew lub nienawiść, czy teżprzeciwstawiając się im, wywołujesz w sobie sprzeciw,który pozbawia Cię energii i zmniejsza Twoją moc. W tensposób Twoja agresja zastyga w środku.

Gdy jednak potrafisz się otworzyć i mieć świadomośćagresji, uwalniasz energię i moc, które są zablokowanew tych uczuciach. Kluczowe jest znalezienie miejsca naenergię gniewu czy nienawiści i płynięcie na jej fali, nieskupiając się za bardzo na osobie, która Cię denerwuje.Takie działanie pozwala Ci wyzwolić się z roli poszkodo-wanej ofiary. Paradoksalnie, w ten sposób odkrywasz, żebezpośrednie doświadczanie nienawiści pozwala Ci się odniej uwolnić.

Właściwie to w nienawiści kryje się inteligencja i praw-da. To sygnał, że jesteśmy odcięci od nas samych i mocy,którą mamy w sobie. Najbardziej nienawidzimy poczuciaizolacji od własnej mocy, soków żywotnych, wolności,

Pozwolić odejść żalowi

115

beztroski, które pojawia się, gdy mamy problemy z drugąosobą. Stając w obliczu nienawiści i bezpośrednio jej do-świadczając, możemy zacząć rozszyfrowywać określonyprzekaz, który się w niej kryje.

Pewnego dnia poprosiłem swoich studentów, by świa-domie i z rozmysłem zgłębili swoją nienawiść, najpierwgodząc się z obecnością tego uczucia w swoim ciele, a na-stępnie dostrzegając, czego dokładnie najbardziej niena-widzą w swoich związkach. Oto niektóre ich wypowiedzi:„Nienawidzę, gdy się ode mnie odsuwasz”; „Nienawidzętego, że nie ma dla mnie miejsca w tym związku”; „Nie-nawidzę, gdy mówisz mi, jaki mam być”; „Nienawidzę,gdy mnie nie słuchasz”; „Nienawidzę tego, że próbując Cisię przypodobać, pogrążam siebie”; „Nienawidzę martwo-ty, którą odczuwam, będąc z Tobą”.

Moi studenci najbardziej nienawidzili tego, jak malii ograniczeni się czuli w pobliżu drugiej osoby. Zasadni-czo mówili: „Nienawidzę tego, że będąc z Tobą, kurczęsię i tracę kontakt ze swoimi żywotnymi sokami”. A nie-zwykle istotny, pozytywny przekaz, który niosła w sobie tanienawiść, był taki: „Chcę być z powrotem sobą. Nie chcębyć do tego stopnia owładnięty tym, co czuję do Ciebie,by pogrążać siebie samego”. To jest już deklaracja mocy.

Nienawiść jest w gruncie rzeczy próbą zwrócenia uwa-gi, wołaniem o pomoc tej części nas, która czuje się za-gubiona i pozbawiona siły. Rozpoznanie nienawiści jakooznaki bezsilności i bezradności pozwala się z nią zaprzy-jaźnić, zamiast traktować ją jako coś złego. Staje się nisz-czycielska dopiero wtedy, gdy zamieniamy ją w broń prze-ciwko nam samym bądź innym.

Idealna miłość, niedoskonały związek. Terapia zranionych uczuć

116

Życzliwa wyrozumiałość

Tym, co stale podsyca nasz żal do innych ludzi, jest naszaniechęć do silnych emocji — zwłaszcza poczucia krzywdy,gniewu i nienawiści — które w nas wywołują. Dlatego,by pozbyć się żalu i żyć w pokoju z ludzką rasą czy nawetz osobą, z którą mieszkamy, przede wszystkim musimy sięzaprzyjaźnić z tymi uczuciami. Stopniowe godzenie sięz intensywnymi uczuciami i towarzyszącymi im wrażenia-mi cielesnymi oraz znajdowanie dla nich miejsce to praw-dziwy akt życzliwości, rozpoczynający proces rozpuszcza-nia urazy, która sprawiła, że staliśmy się nieczuli.

Ta wewnętrzna życzliwość pozwala uczynić kolejnykrok w kierunku pozbycia się poczucia żalu, umożliwiabowiem zrozumienie okoliczności, w jakich w dzieciństwieukształtowała się nasza rana. Niezbędny jest tu bardzospecyficzny typ rozumienia — to, co nazywam życzliwąwyrozumiałością lub czuciem-rozumieniem, ponieważ płynieraczej z serca niż z czysto intelektualnego rozumienia.

Dlaczego rodzice nie kochali Cię bardziej? Dlaczegoich miłość była tak niestała i zależna? Jeśli patrzysz na swo-ich rodziców nie z perspektywy skrzywdzonego dziecka,ale rozumiejącego dorosłego, widzisz ludzi, którzy są, po-dobnie jak Ty, pokrzywdzeni i zranieni. Oni także niosąswoje brzemię. Starali się związać koniec z końcem, utrzy-mać swoje małżeństwo, odnaleźć siebie i swoją własną dro-gę. Ciągła presja i stresy spowodowały, że trudno im byłopoświęcać Ci więcej uwagi.

Pozwolić odejść żalowi

117

W kulturach tradycyjnych, gdyby Twoich rodzicówprzerosło zadanie, inni członkowie plemienia — ciotki,wujkowie, kuzyni, dziadkowie, sąsiedzi — pojawiliby się,by wziąć sprawy w swoje ręce. Ale w naszej kulturze rodzi-na atomowa musi sama dawać sobie radę. A kultura samaw sobie nie dostarcza wiedzy, pomocy czy przewodnikaw kwestii wychowywania dzieci w zdrowy sposób. Więccały ciężar zaspokojenia Twoich potrzeb spoczywał na nich,a to było zbyt wiele dla osób obarczonych również innymiciężarami. Nie dziw się więc, że ich miłość wydawała sięnietrwała i niepewna, ale również nie dziw się, że Ty stra-ciłeś zaufanie do miłości.

Przede wszystkim Twoi rodzice odziedziczyli niewie-dzę dotyczącą tego, że byli kochani, co sprawiło, że byłoim ciężko kochać samych siebie. Gdy rodzice nie kochająsamych siebie, nieuchronnie zaczynają wykorzystywaćwłasne dzieci do podtrzymywania chwiejnego poczuciawłasnej wartości. Jedynie dojrzałość umożliwia kochanymprzez nas osobom być wyjątkowymi, odrębnymi ludźmi,którymi w rzeczywistości są; ludźmi, którzy mają własnepragnienia, perspektywy i uczucia. Więc Twoi rodzice natym etapie procesu, na którym się znajdowali, nie potrafilipozwolić Ci być sobą i po prostu Cię kochać.

Nie znaczy to, że byli źli. Nieznanie i niekochanie siebie,brak wiary w piękno własnej natury to podstawowe skazyprzekazywane od pokoleń. Twoi rodzice po prostu znosilite same bolączki, które przynoszą cierpienie każdemu. Jakkażdy, byli bezradni wobec własnych uwarunkowań.

Idealna miłość, niedoskonały związek. Terapia zranionych uczuć

118

Życzliwa wyrozumiałość nie jest sposobem usprawie-dliwiania swoich rodziców ani wybaczania im tego, czymCię skrzywdzili. Natomiast rozpoznawanie faktu, że ra-niące bądź lekceważące zachowanie wyniknęło z ich zra-nień i braku dbałości o siebie, jest krokiem ku wyzwole-niu siebie samego. Jak to jest, widzieć zranienia swoichrodziców bez osądzania ich zachowań? Nie mogli Cię po-znać ani pokochać w lepszy sposób, niż znali czy kochalisamych siebie. Jeżeli masz odrobinę, choćby najmniejszyprzebłysk uczucia wyrozumiałości wobec nich i tego, z czymmieli do czynienia, pomoże Ci to uwolnić się od przytła-czającego żalu, który w sobie nosisz.

Nie brać niczego do siebie

Podobnie jak miłość Twoich rodziców była niedoskonałanie z ich winy, ponieważ nie mieli nad nią kontroli, tak teżnie można winić Ciebie za brak miłości na Twojej drodze.W rzeczywistości nie ma to z Tobą nic wspólnego, bo natym świecie jest bardzo niewielu ludzi, którzy potrafią na-prawdę widzieć Cię lub znać takim, jaki jesteś naprawdę.Nikt nie może dostrzegać Ciebie ani Twojego uroku nie-ustannie i we właściwy sposób. Twoje piękno nie jest czymśnamacalnym, ale subtelną wewnętrzną jakością, która czę-sto jest niedostrzegalna z zewnątrz.

Nie masz możliwości uwolnienia się od poczucia bycianiekochanym tak długo, jak będziesz brał do siebie to, żeinni źle Cię traktują. Brać coś do siebie znaczy wyobrażaćsobie, że to świadczy w jakiś sposób o Tobie. Jak długo

Pozwolić odejść żalowi

119

będziesz brał do siebie to, że inni nie dostrzegają Cię aninie doceniają, tak długo nie będziesz się mógł uwolnić odświadomości skrzywdzonego dziecka.

Gdy więc ludzie traktują Cię lekceważąco lub krzywdzą-co, możesz praktykować postrzeganie ich nieuprzejmościjako wyrazu ich wewnętrznego napięcia i cierpienia, wy-rastającego z wewnętrznego oddzielenia. Zachowanie czło-wieka, który podjeżdża zbyt blisko samochodem, a następ-nie obraża Cię, mijając, wynika jedynie z jego wewnętrznejniepewności. Jest tak przepełniony bólem i zestresowany,że jego umysł jest zmącony. Wyładowywanie się na Tobieto sposób, w jaki próbuje zmniejszyć swoje napięcie i od-czuć jakąś ulgę. Biorąc to do siebie, pozwolisz, by jego emo-cjonalne podniecenie dotarło do Twojego układu nerwo-wego i go zatruło. A nie biorąc tego do siebie, pozbędzieszsię stanu umysłu ofiary.

Jeżeli ból czy gniew pojawiają się wbrew Twoim naj-lepszym intencjom, to tego również nie bierz do siebie.Krzywda i gniew to jedynie uczucia, wynikające z ludzkiejwrażliwości, odpowiedzi ciała na to, co się dzieje wokółCiebie. Nie musisz sprawiać, by świadczyły przeciwkoTobie. Im bardziej z nimi pracujesz w sposób, jaki opisa-liśmy wcześniej, tym więcej wolności związanej z tymiuczuciami będziesz odczuwał. Możesz zrobić dla nichmiejsce, oddychać w głąb swojego brzucha i otworzyć sięna ich energię, gdy krążą w Twoim wnętrzu.

Taoiści powtarzają znaną przypowieść o pustej łodzi,która taranuje Twoją szalupę na środku rzeki. Podczas gdyprawdopodobnie nie będziesz się gniewał na pustą łódź,

Idealna miłość, niedoskonały związek. Terapia zranionych uczuć

120

bardzo możliwe, że wściekłbyś się, ujrzawszy kogoś zasterem. Puentą przypowieści jest to, że rodzice, którzy Cięnie zauważają, rówieśnicy, którzy dokuczali Ci, gdy byłeśdzieckiem, agresywny kierowca, który siedział Ci wczorajna ogonie — wszyscy w rzeczywistości są pustymi, pozba-wionymi steru łodziami. Do działania zostali kompulsyw-nie popchnięci przez rany, którym wcześniej nie zdążyli sięprzyglądnąć; dlatego też nie wiedzieli, co robią i nie mielinad tym kontroli.

Pusta łódź, taranując nas, nie zrobiła tego celowo, po-dobnie ludzie, którzy zachowują się w nieprzyjemny spo-sób, są do tego popychani przez nieuświadomioną siłę,pochodzącą z ich zranień i bólu. Dopóki nie zdamy sobiez tego sprawy, będziemy więźniami naszego rozżalenia,naszej przeszłości i naszej tożsamości ofiary, a wszystkoto uniemożliwia nam otwarcie się na pełne mocy prądyżycia i miłości, które płyną przez teraźniejszość. Niebraniedo siebie tego, że ktoś nas krzywdzi, to głęboka praktykawspółczucia, przede wszystkim wobec nas samych. Dziękiniej możemy odetchnąć z ulgą, zrelaksować się i pozwolićsobie na spokojną obecność w takich chwilach, gdy nasząpierwszą reakcją jest znieruchomieć lub zaatakować.

Kochająca życzliwość

Mimo że na wiele sposobów miłość Twoich rodziców niebyła doskonała, jesteś dzisiaj tak poukładanym człowie-kiem jedynie dzięki temu, że troszczyli się o Ciebie. Zgo-da, ich troska nie była nieustanna. Ale gdyby nie okazaliby

Pozwolić odejść żalowi

121

Ci żadnej życzliwości, nie byłoby z Tobą na tyle dobrze,byś mógł siedzieć i czytać tę książkę. Mógłbyś być obecniew jakimś zakładzie opieki albo byłbyś osobą bezdomną,albo nawet seryjnym mordercą. Skoro jesteś względniezdrowy psychicznie, znaczy to, że prawdopodobnie miałeśto, co D. W. Winnicott nazywa „wystarczająco dobrymi”rodzicami. Jeżeli wydaje Ci się to trudne do zaakceptowa-nia, prawdopodobnie musisz włożyć więcej pracy w roz-gryzanie ciągnących się za Tobą krzywd oraz gniewu i za-przyjaźnienie się z nimi.

W ostatnim roku życia mojej matki, gdy stało się jasne,że już niedługo odejdzie, zostałem wprowadzony w potęż-ną tybetańską praktykę kontemplacyjną, której elementembyło wspominanie dobroci matki. Tybetańczycy traktująją jak pierwszy krok w rozwijaniu współczucia dla wszyst-kich istot. Oczywiście, dla nich jest to łatwiejsze, ponieważwyraźnie czczą swoje matki. Podobnie jak wielu Amery-kanów, miałem dość mgliste i dwuznaczne uczucia wobecswojej matki.

Jej pogarszający się stan zmusił mnie do pogodzeniasię z nieprzyjemną rzeczywistością, która naznaczyła całemoje życie: moim żalem do niej o to, że nie była w staniezobaczyć ani uszanować tego, że jestem oddzielony i róż-ny od niej. Całe moje życie czułem się przygniecionybrzemieniem jej cierpienia i pragnieniem, by ją uszczęśli-wić, dzięki czemu sam mógłbym poczuć się lepiej. I niepodołałem temu zadaniu, co pogrążyło mnie w poczuciuwiny i zniechęceniu. Wciąż od nowa ponosiłem bolesnekonsekwencje podtrzymywania mojego żalu do niej, a naj-gorsza była trudność dotycząca tego, żeby dać się kochać.

Idealna miłość, niedoskonały związek. Terapia zranionych uczuć

122

Gdy tuż przed jej śmiercią odkryłem praktykę wspo-minania dobroci swojej matki, natychmiast wydała mi sięniezwykle atrakcyjna. Mimo że odniosłem już pewiensukces, pracując nad moim związkiem z nią podczas terapii,ta praktyka zaopatrzyła mnie w prostą, konkretną metodę,dzięki której mogłem całkowicie zmienić swój stosunekdo niej. Przypominanie sobie i rozpoznawanie wszystkichniezliczonych sposobów, w jakie okazywała mi swoją do-broć, pomogło mi uwolnić się od wszystkich moich pro-jekcji, robiących z niej tą złą. W końcu zaakceptowałemfakt, że mogła mnie kochać tylko na swój sposób, zważyw-szy na to, kim była i przez co przeszła.

Kontemplowanie jej dobroci i wdzięczności za nią po-mogło mi również odblokować mój własny wewnętrznykanał tak, że stałem się bardziej otwarty na miłość w ogó-le. To pomogło mi dostrzec piękno w tej praktyce, dlategoże jest ona sposobem uczenia się, jak przyjmować miłość,bez czego nie da się kochać innych. Z tego powodu przed-stawiam tu jej skróconą wersję. (Prawdopodobnie ćwicze-nie to zbytnio nie spodoba się ludziom, którzy wciąż niosąna swoim grzbiecie ciężar urazów do swoich matek. Jeżelijesteś takim przypadkiem, proponuję, żebyś nie próbowałsię do niego zmuszać, ale wcześniej popracował nad swoimpoczuciem krzywdy i gniewem lub zrobił podobne ćwi-czenie, myśląc o kimś innym w Twoim życiu, kto był dlaCiebie dobry).

Ponieważ łatwo pamiętać jedynie te sytuacje, gdy —jak uważamy — matka nas skrzywdził21, i zapominaćo jej dobroci lub uznać ją za oczywistą, dlatego musimy

Pozwolić odejść żalowi

123

przypomnieć sobie ze szczegółami, jak dobra była dlanas od samego początku życia. Na wstępie jej dobroćprzejawiła się w tym, że pozwoliła nam się urodzić. Je-żeli chciałaby się nas pozbyć, mogła to zrobić, a wtedynie żylibyśmy dzisiaj, ciesząc się obecnymi możliwo-ściami. Gdy przebywaliśmy w łonie naszej matki, chro-niła nas troskliwiej, niż strzegłaby cennego klejnotu.Nawet podczas bólów porodowych nasze dobro byłodla niej najważniejsze. Chociaż będąc noworodkiem,bardziej przypominaliśmy żabę niż ludzką istotę, naszamatka bardzo nas kochała. Kto dbał o tę nieszczęsnąludzką istotę? Nasza matka. Ona ją ubierała, kołysałai karmiła swoim mlekiem. Ona usuwała brudy z na-szego ciała, nie czując przy tym żadnego obrzydzenia.

Gdy byliśmy jeszcze mali, nasza matka była bez ustan-ku czujna. Każdego dnia naszego wczesnego dzieciństwamatka ratowała nas z wielu opresji. Zimą upewniała się,że jest nam wystarczająco ciepło i mamy odpowiednieubranie. Zawsze wybierała dla nas najlepsze kąski i wo-lałaby się sama rozchorować, niż zobaczyć, że my je-steśmy niezdrowi. Gdy już trochę podrośliśmy, matkauczyła nas jeść, pić, mówić, siedzieć i chodzić. Wysłałanas do szkoły i zachęcała, byśmy w naszym życiu czy-nili dobro. Gdy dojrzeliśmy, wybraliśmy towarzystwonaszych przyjaciół, całkowicie o niej zapominając, a przy-pominaliśmy sobie jedynie w jakiejś potrzebie. Jednaknasza matka nadal bezustannie się o nas martwiła. Na-wet jeżeli teraz jest stara, słaba i ledwie się trzyma nanogach, nigdy nie zapomina o swoich dzieciach.

Idealna miłość, niedoskonały związek. Terapia zranionych uczuć

124

Czytając tę kontemplację, możesz zobaczyć, na czympolega rozważanie tych i innych sposobów, w jakie matkatroszczyła się o Ciebie. Jaki to ma na Ciebie wpływ? Co siędzieje z Twoim żalem do rodziców, gdy przypominasz so-bie, w jaki sposób okazywali Ci swoją życzliwość? Zakłada-jąc, że miałeś „wystarczająco dobrych” rodziców, którzy niebyli jakimiś potworami, dostrzeżenie ich życzliwości mo-żesz odczuć jak wpuszczenie światła do mrocznego lochu.

Zwróć uwagę na tendencję do niebrania pod uwagęokazanej Ci przez rodziców czy przez kogoś innego życz-liwości. Jest to barometr mówiący o tym, ile inwestujeszw rozżalenie. W związkach istnieje powszechna tendencjado skupiania się na tym, czego brakuje, równocześnie z nie-docenianiem tego, co jest dostępne i pozytywne. Mamyskłonność do uznawania dobrych rzeczy za oczywiste i sku-piania naszej uwagi na tym, co nam się nie podoba. To,oczywiście, prowadzi do powtarzającego się niezadowole-nia i frustracji, ponieważ nikt nie może Ci dać wszystkie-go, czego pragniesz, ani też nikt nie potrafi Cię bezustan-nie kochać w taki sposób, jaki uważasz za właściwy.

Ta skłonność do skupiania się na tym, co negatywne —co źle poszło, czego nie dostajemy — i pomniejszania tego,co pozytywne — tego wszystkiego, co się nam udaje, te-go, co już otrzymaliśmy — jest z pewnością jednym z naj-szkodliwszych nawyków ludzkiego umysłu. Gdy obser-wujemy działanie naszego umysłu, potrafimy bez truduzobaczyć, o ile większy nacisk kładziemy na te kilka rzeczy,które się nie układają, niż na nieskończoną liczbę rzeczy,z których możemy być zadowoleni. Gdy hałas piły łańcu-

Pozwolić odejść żalowi

125

chowej rozlega się w pobliżu, nasza uwaga skupia się na tymzakłóceniu, przez co zapominamy o rozkosznych godzi-nach ciszy, które go poprzedziły i które po nim nastąpią.

Istnieje pieśń śpiewana przed posiłkiem przez buddy-stów tradycji Zen, która zaczyna się od słów: „Siedemdzie-siąt dwa wysiłki sprowadziły ten ryż, powinniśmy wie-dzieć, skąd on się bierze”. Podobnie siedemdziesiąt dwawysiłki przyniosły wszystko to, co mamy, ponieważ żyjemyw sieci ludzkich powiązań, która wspiera w każdy z moż-liwych sposobów naszą egzystencję. Jeżeli nawet życie nieoferuje nam tego, czego byśmy pragnęli, i niesie wiele ro-dzajów wstrząsów oraz rozczarowań, wszystko, co się po-jawia, może okazać się darem, pomagając się przebudzić,nabrać sił, poszerzyć możliwości i stać się bardziej kochają-cą istotą ludzką. W takim znaczeniu życie jest dla nas hoj-ne i życzliwe nawet wtedy, gdy manifestuje się we wstrzą-sający czy brutalny sposób.

W każdej chwili mamy wybór: albo czuć wdzięcznośćza to, co zostało nam dane, albo oddawać się rozżaleniuz powodu tego, czego nie mamy. Rozżalenie i wdzięcz-ność są jak dwa bieguny. Żal skupia się na tym, czego niema — na niedoskonałości relatywnej miłości — i szukakogoś, kogo można obwinić. Wdzięczność dostrzega to, cojest tutaj — zwyczajne piękno ludzkiej obecności i więzi— i z upodobaniem na to reaguje. Świadomość tego, żenasze życie jest możliwe jedynie dzięki ogromnej życzli-wości, która je podtrzymuje, otacza i odżywia, jest źródłemnaturalnej wdzięczności.

Idealna miłość, niedoskonały związek. Terapia zranionych uczuć

126

Oczywiście, gdy ogarnia nas rozżalenie, łatwo pomniej-szać życzliwość okazaną przez życie i innych ludzi. Jeżelimasz taką skłonność, zobacz, czy nie chciałbyś oderwać sięna chwilą i zbadać, jak to jest po prostu zauważać, że takwiele zostało Ci dane. Może trudni Ci pogodzić się z okaza-ną życzliwością, ponieważ czujesz, że na nią nie zasłużyłeś,albo masz poczucie winy, że nie potrafisz jej odwzajem-nić. Jednak wbrew tym reakcjom, jeżeli po prostu dostro-isz się do odczuć, które pojawiają się w Twoim ciele, gdyktoś jest życzliwy, zauważysz, że Twoje serce rośnie. Dla-tego bez wątpienia Rumi zaleca: „Kiedykolwiek jest Ciokazywana życzliwość, zawróć ją tak, by zmierzała do źró-dła wszelkiej życzliwości”.

Gdy serce pełne wdzięczności rozrasta się, odczuwamynaturalną potrzebę, by odwdzięczyć się za życzliwość, któ-rą nam okazano, by ją w jakiś sposób zwrócić. Stopnioworozwija się to w podstawowe życzenie, by powodziło sięwszystkim istotom, by na świecie zapanował pokój, by każdyodnalazł prawdziwe spełnienie. To właśnie buddyści na-zywają kochającą życzliwością. A z niej wyrasta współczucie— pragnienie, by nikt nie musiał cierpieć bez potrzeby.

Zauważ różnicę między tym, jak odczuwasz w cielekochającą życzliwość, a jak poczucie żalu. Żal jest ciasny,ściśnięty i sztywny, podczas gdy życzliwość jest promie-niującym ciepłem, łagodnością i otwartością. To promie-niujące ciepło jest Twoją prawdziwą naturą, która szukadla siebie wyrazu. Pozwól mu świecić. To naturalne prze-baczenie powstające spontanicznie jest początkiem końcaTwojego poświęcenia żalowi.