gazeta uliczna 07/2006

40

Upload: barka-foundation

Post on 12-May-2015

1.525 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: Gazeta Uliczna 07/2006
Page 2: Gazeta Uliczna 07/2006

PRZEKAŻ 1% NA EDUKACJĘ BEZROBOTNYCH RODZINStowarzyszenie Szkoła Barki im. H. Ch. Kofoeda – Centrum Integracji Społecznej jest organizacją pożytku publicznego

PKO BP S.A., Plac Wolności 3 Poznań50102040270000130202949444

1% dla organizacji pożytku publicznego

PROJEKT WSPÓŁFINANSOWANY Z EUROPEJSKIEGO FUNDUSZU SPOŁECZNEGO Europejski Fundusz Społeczny

Page 3: Gazeta Uliczna 07/2006

3

200607 nu

mer

Drodzy Czytelnicy!

Przyszła. Zupełnie zwyczajnie, długo oczekiwana, jak co roku optymistyczna, w końcu wybuchła. Wiosna.Zmiany pór roku pozwalają człowiekowi na pewnego rodza-ju poczucie bezpieczeństwa. Świat przyrody jest w pełnej harmonii, wszystko dzieje się cyklicznie. Co znika, powróci. W cykliczność wpisani są też ludzie. Jedni umierają, drudzy się rodzą. Tej wiosny w sposób szczególny przypominamy sobie o śmierci Tego, który odszedł 2. kwietnia 2005 roku. Śmierć Jana Pawła II zaważyła na życiu wielu ludzi. Dziś widzimy, że przemiana trwa.Cykliczność natury nie jest też obojętna Gazecie Ulicznej. Wraz z wiosną sprzedawcy chętniej wychodzą na ulice, foto-grafie zmieniają się z zimowych na wiosenne, a tematy oscy-lują wokół wiosny. Można też przeczytać o uniwersytetach ludowych i poznańskiej spółdzielni socjalnej, o europejskim marzeniu i przedsiębiorcach społecznych. (Redakcja)

Redaktor naczelna:Barbara Sadowska + 48 505 833 [email protected]ół redakcyjny: Dagmara Walczyk, Ewa Sadowska, Leszek Bór, Maria Sadowska, Gina Leśniak, Henryk Gutowski, Stowarzyszenie Wydawnicze [email protected]: Brygida Jałowa, Jadzia Sadowska, Jacek Karczmarek

Szef dystrybucji: Krystyna Mieszkowicz-AdamowiczSzef sprzedawców: Mirek ZaczyńskiDruk: Zakład Poligraficzny Moś-ŁuczakSkład: Daniel MajchrzakWydawca: Fundacja Pomocy Wzajemnej BARKAul. Św. Wincentego 6/9 Poznań, www.barka.org.plKontakt z Redakcją: 61 872 02 86, [email protected] z Fundacją: 61 872 02 86, [email protected]

4-5 Piłka Nożna Uliczna

łączy ludzi

6-7 Poznań mnie wybrał.

Wywiad z Krystyną Feldman

8-9„Frywolitki... baśniowy festiwal

ludzkich możliwości”

10-11 polemika! polemika! polemika! polemika!

Czy Europa stanie się przywódcą świata w XXI wieku?

12-13 GALERIA

14-15 Jacy będziemy?

„Żeby dojść do źródła trzeba iść pod prąd”

16-17„Świadectwa są potrzebne”

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

18-19Max Styl –

w poszukiwaniu nowego życia

20-22 Dlaczego dorośli

powinni się uczyć?

Wydanie gazety było możliwe dzięki wsparciuLloyds TBS Foundation:

W następnym numerze m.in.:

> Świat – Podróże – Wybierz się do Grecji

> Twoje zdrowie > Rocznica Czerwca ’56 > Wizyta Benedykta XVI w Polsce> Międzynarodowa Konferencja

Ekonomii Społecznej w Poznaniu> O społecznej odpowiedzialności

biznesu

23-25 Pomaga, bo wierzy w człowieka

24-25 Biała z masywu centralnego

26-27 Troska o dobro dla wielu

28-29 Nasza twórczość Piotr Heigelmann,Henryk Gutowski

32-33 FOTO PoznańWidziane oczamimiłośnika miasta Poznania

30-31 Organizacje obywatelskiePopegeerowska wieśteż ma szanse

34Ważne wydarzenia

35 Listy do redakcji

36-37 Ogłoszenia

Wydanie działu Ekonomia Społeczna było możliwe dzięki dofinansowaniu przez Europejski Fundusz Społeczny.

PROJEKT WSPÓŁFINANSOWANY Z EUROPEJSKIEGO FUNDUSZU SPOŁECZNEGO

marzec/kwiecień/maj

Page 4: Gazeta Uliczna 07/2006

4

BEZDOMNI Z CAŁEGO ŚWIATA ZAGRAJĄ

W PRZYSZŁYM ROKU W POLSCE W PIŁKĘ

NOŻNĄ. I TO NIE GDZIE INDZIEJ JAK NA

POZNAŃSKIEJ MALCIE. STOWARZYSZENIE

SPORTOWE NA RZECZ INTEGRACJI SPOŁECZNEJ

BARKA PRZYGOTOWUJE SIĘ DO ORGANIZACJI

MISTRZOSTW ŚWIATA W PIŁCE NOŻNEJ

ULICZNEJ. W TYM ROKU ODBYWAJĄ SIĘ ONE

W REPUBLICE POŁUDNIOWEJ AFRYKI. ROK

TEMU, W SZKOCJI, NASZA DRUŻYNA ZDOBYŁA

SREBRO.

Drużyna CIS Barka podczas rozgrywek Piątkowskiej Ligii Halowej Piłki Nożnej (fot. Jacek Kaczmarek)

Page 5: Gazeta Uliczna 07/2006

5

Piłka Nożna Uliczna łączy ludzi

Jednym z istotnych elementów funkcjono-wania człowieka poza pracą jest oddawanie się swoim pasjom.

Bardzo ważne wśród nich to sport i rekreacja; one sprawiają, że człowiek może poczuć się zrelaksowany, wypoczęty i zadowolony. Jest to nieoceniony czynnik przy budowaniu poczucia wartości człowieka a także ważny czynnik te-rapeutyczny. Sport jest bardzo często jedynym hobby jakie ma większość osób ze środowisk za-grożonych wykluczeniem społecznym.

Wspierając rozwój drużyn piłkarskich i orga-nizując rozgrywki ligowe, pokazujemy, że sport nie powinien kończyć się analizowaniem tabel z wynikami meczy, ale że sami możemy tworzyć sportową rzeczywistość. Daje to z jednej strony ogromną satysfakcję jej uczestnikom, a z drugiej jest znakomitym czynnikiem integrującym.

Jedną z możliwości jest piłka nożna uliczna – od gry w lokalnej grupce osób na podwórkach aż po udział w reprezentacji Polski na Mistrzo-stwach Świata.

W tym właśnie celu stworzyliśmy Polską Ligę Piłki Nożnej Ulicznej, do której zapraszamy amatorskie drużyny. Istnieją niemal wszędzie – od wielkich miast po małe wioski i tworzą się często przy ośrodkach samopomocowych oraz charytatywnych. To dla nich budować będzie-my systemy ligowe umożliwiające udział w nie-odpłatnych rozgrywkach ligowych, Pucharach Ligi, mistrzostwach Polski, czy wreszcie w re-prezentacji kraju.

Nasze Stowarzyszenie zostało zaproszone przez Homeless World Cup (Mistrzostwa Świata Bezdomnych) do wzięcia udziału w „STREET FOOTBALL WORLD FESTIWAL 06” w Ber-linie, imprezie współorganizowanej przez FIFA, jako ambasador Mistrzostw Świata Osób Bez-domnych.

To bardzo duże wyróżnienie i oczywiście pol-ska reprezentacja pojedzie do Berlina propago-wać idee integracji społecznej przez sport.

Do lata 2007 roku jest jeszcze sporo czasu. Nie będziemy jednak tylko niecierpliwie cze-kać na mistrzostwa, będziemy także integrować środowisko piłkarzy ulicznych, motywować się nawzajem do pracy i upowszechniać idee piłki nożnej ulicznej.

JACEK KACZMAREK

ORGANIZATOREM I PATRONEM MISTRZOSTW ŚWIATA

W PIŁCE NOŻNEJ ULICZNEJ JEST MIĘDZYNARODOWA

SIEĆ GAZET ULICZNYCH, DO KTÓREJ NALEŻY NASZA

POLSKA GAZETA ULICZNA.

INTERNATIONAL NETWORK OF STREET NEWSPAPERS

Page 6: Gazeta Uliczna 07/2006

6

Poznań mnie wybrał

KRYSTYNA FELDMAN OD WIELU LAT JEST

ZWIĄZANA Z POZNANIEM, CHOĆ NIE

TU SIĘ URODZIŁA. NAZYWANA PRZEZ

WIELU MISTRZYNIĄ DRUGIEGO PLANU,

PODCHODZI DO SIEBIE Z DUŻYM DYSTANSEM.

Z POZORU SUROWA, POTRAFI WZRUSZAĆ

I ROZŚMIESZAĆ Z JEDNAKOWĄ ŁATWOŚCIĄ,

DAJĄC POPIS WIELKIEGO AKTORSTWA.

ZNANI ARTYŚCI

Page 7: Gazeta Uliczna 07/2006

7

Poznań mnie wybrałGU: Urodziła się Pani we Lwowie, dlacze-

go przyjechała Pani do Poznania? KF: A co mogłam zrobić? Gdybym została, mu-

siałabym mieć radzieckie obywatelstwo, a co z tym miałabym robić? Chciałam wyjechać do Polski.

GU: A dlaczego akurat do Poznania?KF: Przed Poznaniem było kilka innych miast.

Poznań to nie był mój pierwszy wybór. Byłam w Krakowie, Łodzi. Mam wrażenie, że to raczej Poznań mnie wybrał. Dostałam stąd wiele pro-pozycji, które przyjęłam. Nie żałuję tego. Muszę przyznać, że lubię Poznań. I ludzie są dobrzy i dobry teatr, a to jest dla mnie najważniejsze.

GU: Mieszka Pani na ratajskim osiedlu… Jak się Pani czuje w tym środowisku?

KF: Mam bardzo miłych sąsiadów, którzy są dumni, że mieszkamy w sąsiedztwie.

GU: Co jest, Pani zdaniem, najważniejsze w życiu?

KF: Uczciwość!GU: Rozumiana dosłownie?KF: Uczciwość w każdym aspekcie. Uczciwość

w stosunkach między ludźmi i uczciwość w pracy.GU: A jak Pani reaguje, gdy ktoś jest nie-

uczciwy?KF: Nigdy nie wiem jaka jest prawda. Staram

się wierzyć w człowieka. W ten sposób objawia się nasza wiara. Kochaj bliźniego swego jak sie-bie samego! – nie można nikogo skazywać na po-tępienie. Jestem otwarta na każdego człowieka, obojętnie jak wygląda, co robi.

GU: Czym jest dla Pani aktorstwo?KF: To moje powołanie. Dlaczego ktoś zo-

staje nauczycielem, księdzem, doktorem? To zawsze jest kwestia powołania. Poza tym po-chodzę z aktorskiej rodziny. Tradycja też miała duże znaczenie.

GU: Często widzimy Panią uśmiechniętą, czy śmiech to rodzaj filozofii?

KF: Tak, jestem z natury bardzo wesoła. Na ży-cie trzeba patrzeć optymistycznie! Do ludzi trze-ba mieć pozytywne nastawienie, na wszystkich się otwierać.

GU: Takie możliwości daje teatr?KF: Tak, mam fajny kontakt z kolegami. Jeśli

chodzi o widza, to zawsze kiedy się spotykamy poza teatrem, jest mi bardzo miło.

GU: Czy grała Pani kiedyś w sztuce, która dotyczyła problemów społecznych?

KF: Jest taka sztuka „Królowa Piękności”, która mówi o córce i bardzo zaborczej matce. To zdarza się czasem w życiu, kiedy rodzice próbu-ją zrobić ze swoich dzieci niewolników. Matka i córka kochają się, ale w sposób, który je obie rani. Są pełne obaw, zazdrosne.

GU: Czego nauczyła się Pani, grając w fil-mie „Mój Nikifor”?

KF: Ciężkiej pracy, mozolnej i systematycznej, w dodatku ze wspaniałym reżyserem.

GU: I chyba było warto…KF: Tak, wynik był wspaniały, no i zdobyli-

śmy wszystkie możliwe nagrody!GU: A sam Nikifor, czy on też coś w Pani

zmienił? KF: Nauczyłam się od niego wielkiej pokory,

którą miał, i bycia szczęśliwym. On był bardzo szczęśliwym człowiekiem, mimo wielu nie-szczęść, które go spotkały. Nie zwracał uwagi na nędzę, w jakiej żył, na biedę, ani na kalectwo, a przecież miał przyrośnięty do podniebienia ję-zyk. To wszystko było nieważne, bo robił to, co kochał. Tylko to pozwala być szczęśliwym czło-wiekiem. Ze mną jest podobnie. To, co robię, ro-bię z wielką radością, dlatego jestem szczęśliwa.

GU: Dziękuję za rozmowę.DAGMARA WALCZYK

ZNANI ARTYŚCI

„Nikifor” to oparta na autentycznych wydarzeniach historia ośmiu ostatnich lat życia Nikifora, zaliczanego do piątki najwybitniejszych prymitywistów świata. Nikifor przez większość życia był pogardzany, nie rozumiany i wyśmiewany. W Krynicy uchodził za pomylonego, budził strach albo śmiech. W 1960 roku jego losy krzyżują się z Marianem Wło-sińskim (Roman Gancarczyk), młodym malarzem. Włosiński początkowo chce pozbyć się natręta, lecz gdy go lepiej poznaje, odkrywa tkwiący w nim geniusz, niesamowitą siłę jego malarstwa, brak przywiązania do doczesności i pokorę wobec sztuki. Porzuca malarskie ambicje, a sensem jego życia staje się opieka nad genialnym malarzem. Siedem lat później w warszawskiej „Zachęcie” odbywa się pierwsza retrospektywna wystawa prac Nikifo-ra, która staje się jednocześnie dniem jego wielkiego triumfu...

Page 8: Gazeta Uliczna 07/2006

8

„Frywolitki . . . baśniowy festiwal ludzkich możliwości”

Page 9: Gazeta Uliczna 07/2006

9

Spoglądam na Annę siedzącą na tapczanie. Jej dłonie, dzierżące drewniane czółenka, poruszają się z niebywałą wręcz sprawnością, wytwarzają prawdziwe cudo – frywolitki, o różnych kształ-tach, wielkościach, kolorach ... baśniowy festi-wal ludzkich możliwości.

GU: Powiedz mi Anno, od kiedy zajmujesz się robieniem frywolitek i co Cię zainspiro-wało do zajmowania się tym?

Anna: Robieniem frywolitek zajmuję się od około dziesięciu miesięcy. W pierwszych dniach listopada ubiegłego roku, w poznańskim „Ron-dzie” na Ratajach, zorganizowano kiermasz rę-kodzielnictwa artystycznego. Zebrało się tam wówczas kilkudziesięciu rękodzielników z całej Wielkopolski. Rękodzielnicy nie tylko wystawiali swoje cacka, ale także na miejscu je wytwarzali. Przybyli garncarze z całymi swoimi warsztatami, rzeźbiarze, bukieciarze, rysownicy, hafciarki, wi-kliniarze, garbarze. Jednocześnie tańczyły i śpie-wały zespoły regionalne. Wówczas zauważyłam, siedzącą skromnie na ławie, około osiemdzie-sięcioletnią kobietę, robiącą z przejęciem jakąś ręczną robótkę. Podeszłam bliżej i aż oniemiałam z zachwytu. Obok niej, na ławce, leżały piękne serwetki, damskie czapeczki, żaboty z misternej koronki. Rękodzielniczka otoczona była wianusz-kiem pań w różnym wieku. Przypominam sobie, że młoda dziewczyna kupiła piękną czapeczkę z koronki – wydała na nią kilkadziesiąt złotych. Na ławce leżała również okazała, biała serweta z koronki, o średnicy około jednego metra – jej cena była jednak wyraźnie odstraszająca: 4.000 zł. Nawiązałam rozmowę z panią Stefanią. Okazało się, że mieszka i tworzy w małej miejscowości pod Jarocinem. Dowiedziałam się wówczas od niej, że wykonywane przez nią koronki to frywolitki.

Już po kiermaszu byłam u niej kilka razy w domu. Zafascynowała mnie owa serweta z koronki, która straszyła klientów swoją ceną. Pani Stefania wy-jaśniła mi, skąd wzięła się ta cena: otóż serwetę robiła przez ... kilka lat, po parę godzin dziennie. Obserwowałam, podglądałam i... nauczyłam się.

Kobiety w mojej rodzinie, jak opowiadała mi Mama, zawsze zajmowały się twórczością ludo-wą i podejrzewam, że to właśnie po nich odziedzi-czyłam swe zdolności artystyczne. Zarejestrowa-łam nawet moją działalność w Urzędzie Miejskim w Poznaniu pod hasłem: „Rękodzielnictwo”.

GU: Czy mogłabyś nam powiedzieć coś więcej o frywolitkach?

Anna: Frywolitka to inaczej koronka, której nazwa pochodzi od łacińskiego słowa frivolus – kruchy, delikatny, nietrwały. Jest nazywana rów-nież koronką czółenkową, gdyż powstaje przy pomocy czółenek. Jest to najprawdziwsza gipiu-ra wykonywana ręcznie. Jej historia liczy ponad dwa tysiące lat – znana już była w starożytnym Egipcie i w Chinach. W czasach nowożytnych, w Europie, zajmowano się nią głównie na dwor-skich i magnackich salonach. Panie z angielskiej i francuskiej szlachty w XVIII wieku chętnie portretowały się, trzymając w ręce czółenko wy-sadzane klejnotami. Dzisiaj taka koronka nadal budzi zachwyt i jest przedmiotem pożądania wielu pań. Frywolitka powinna być wykonywa-na z mocno skręconego kordonka bawełnianego. Nie należy jej robić z włóczki lub z kordonka z domieszką tworzyw sztucznych i o zbyt małym splocie, ponieważ po wypraniu straci swój cha-rakterystyczny kształt a sztuczne tworzywa z bie-giem czasu niekorzystnie zmienią kolor.

GU: Gdy patrzę na twoje frywolitki jestem pewien, że wykonanie takiego kunsztow-nego cudeńka jest bardzo, bardzo trudne. Jak długo trwa, średnio, nauka robienia frywolitki?

Anna: Osobiście organizuję i prowadzę takie kursy. Zbieram grupy po 6-8 pań i przez 10 go-dzin wpajam im wiedzę teoretyczną i praktycz-ną. Oczywiście ten kurs „rozbijam” na dwa dni: przeważnie w sobotę i w niedzielę. Kurs to do-piero wstęp do porządnej nauki, już we własnym domu, na spokojnie.

GU: Czy wszystkie panie, które rozpoczy-nały kurs, kończyły go?

Anna: Sporadycznie zdarzają się panie, które po sobotniej części kursu nie pojawiają się już na części niedzielnej. Albo „chwyciły” już wiedzę w sobotę albo zniechęciły się do tego stopnia, że uznały się za pokonane w pierwszej rundzie.

GU: Czy mogłabyś pokazać chociaż część swoich arcydzieł naszym Czytelnicz-kom ... i wierzę, że również zainteresowa-nym Czytelnikom?

Anna: Oczywiście. Porozkładamy część moich frywolitek na stole i uwiecznimy je na zdjęciu.

GU: W imieniu „Gazety Ulicznej” dziękuję za rozmowę i przybliżenie nam piękna za-równo frywolitek, jak i całego rękodzieła artystycznego.

LESZEK REMBECKI

Page 10: Gazeta Uliczna 07/2006

10

polemika! polemika! polemika! polemika! polemika! polemika! polemika! polemika!

Czy Europa stanie się przywódcą świata w XXI wieku?

Rifkin dokonuje analizy dwóch kultur: ame-rykańskiej i europejskiej.

Często Europa postrzegana jest jako starze-jący się i zamierający kontynent, rozleniwione państwo dobrobytu, przytłoczone biurokracją Brukseli. Ameryka to kraj wielkich możliwo-ści, gdzie każdy ma szansę wzbogacić się, kon-tynent pełen entuzjazmu, wiary, patriotyzmu i odpowiedzialności za losy świata. Jednak bliższe przyjrzenie się obu kontynentom poka-zuje zarysowujące się problemy.

Stany Zjednoczone zajmują 2. miejsce, jeśli chodzi o rozpiętość dochodów, za nimi są je-dynie Moskwa i Meksyk. 17 % Amerykanów żyje poniżej minimum socjalnego, podczas gdy we Francji 8 %, w Niemczech 7,5 %, w Fin-landii 5,1, a w Szwecji 6 %. Najniższa płaca w USA wynosi 39 % przeciętnego wynagro-dzenia, podczas gdy w EU – 53 %. Amerykanie nie mają prawa nawet do bezpłatnych urlopów macierzyńskich. W Europie płatny urlop po-wszechnie obowiązuje od 3 do 6 miesięcy.

Pada też mit o amerykańskiej wydajności pracy. Pod koniec 2002 roku robotnicy krajów Europy Zachodniej wytwarzali w ciągu 1 go-dziny więcej niż ich amerykańscy koledzy.

W Europie pracuje się krócej. Amerykański robotnik pracuje o 2,5 miesiąca dłużej w roku niż robotnik niemiecki, a 4,5 tygodnia dłużej niż pracownik brytyjski. W Europie urlop trwa średnio 6 tygodni w większości branż. Bezro-bocie w 2003 roku wynosiło w USA 6,2 %,

jeśli jednak uwzględni się osoby, które zrezygno-wały z poszukiwania pracy, to bezrobocie będzie wynosiło ok. 9 %. Biorąc pod uwagę wskaźnik wzrostu GPI (tzw. Prawdziwy Wskaźnik Postępu) to w Europie wypada on lepiej. Amerykanie zuży-wają o 1/3 energii więcej do wytwarzania swojego produktu krajowego brutto, ale rozwijają się szyb-ciej niż Europa. Jednakże wzrost amerykański jest finansowany katastrofalnym zadłużeniem. Dług w latach 2000-2004 wynosił 1,5 biliona $, a defi-cyt w 2004 r. – 500 mln $. Odbiło się to na warto-ści dolara, który traci w stosunku do Euro.

Te liczby, jeśli nie świadczą o odebraniu Ameryce pierwszego miejsca, to narusza-ją przekonanie o dotychczasowym prymacie USA w świecie.

Europejczycy żyją dłużej i zdrowiej. W kra-jach europejskich żyje się bezpieczniej. USA

NA NASZYCH OCZACH WYPALA SIĘ MIT

AMERYKI, KTÓRA PRZESTAJE BYĆ KRAJEM

SZCZĘŚLIWOŚCI, GDZIE KAŻDY MOŻE OSIĄGNĄĆ

SUKCES I Z PUCYBUTA STAĆ SIĘ MILIONEREM.

ROLĘ LIDERA W ŚWIECIE PRZEJMUJE EUROPA.

Page 11: Gazeta Uliczna 07/2006

11

polemika! polemika! polemika! polemika! polemika! polemika! polemika! polemika!

zajmuje 37. miejsce na świecie pod względem ogólnego poziomu zdrowia, a 54. miejsce pod względem dostępu do usług zdrowotnych. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, to w EU popełnia się ok. 1,7 morderstw na 100 tys. mieszkańców, pod-czas gdy w USA – 6,2. W EU przypada 87 więź-niów na 100 tys. mieszkańców, a w USA – 685.

Zdaniem Rifkina to właśnie Europa pełnić bę-dzie dominującą rolę w świecie w XXI wieku. Eu-ropejczycy są nośnikami wielu wartości, które są niezbędne do dalszego rozwoju świata: „podczas gdy Amerykanie żyją, żeby pracować, Europej-czycy pracują, żeby żyć, przedkładają jakość ży-cia nad gromadzenie osobistego bogactwa”. Euro-pa odmiennie pojmuje wolność i bezpieczeństwo: „ważniejsze są więzi wspólnotowe niż niezależ-ność jednostki”. W Europie podejmowany jest wysiłek, by pielęgnować różnorodność kulturową, Amerykanie natomiast wypracowali ujednolicone standardy wchłaniające różnice kulturowe.

Rifkin przez 20 lat podróżował pomiędzy Euro-pą a Ameryką. Patrzy na Europę jako obserwator i jako wizjoner. Widzi, co Europa już osiągnęła, ale również dostrzega, co Europa może osiągnąć i do czego jest powołana: „Dzisiaj Europa staje się krainą możliwości dla milionów ludzi na ca-łym świecie, przygotowuje się do nowej epoki. Ma się wrażenie, że Europejczycy mają świa-domość budowania czegoś nowego, śmiałego. Natomiast Ameryka usiłuje rozpaczliwie trwać przy starej epoce. Europa stała się gigantycznym laboratorium przeprowadzającym w swobodnej atmosferze eksperymenty, które mają na celu ponowne zastanowienie się nad kondycją ludzką i przebudowanie instytucji zgodnie z wyzwania-mi nowej epoki”.

Rifkin uważa, że to w Europie rodzi się idea zrównoważonego rozwoju, idea mądrej gospo-darki, która jest ciągle odtwarzana (odnawialne źródła), idea gospodarki solidarnej, gdzie istnieje możliwość rozwoju dla każdego członka spo-łeczności. Uważa, że wzrost bogacenia się należy zastąpić zrównoważonym rozwojem. Proponuje nowe sposoby organizowania się społecznego, zarówno w skali lokalnej jak i globalnej. Rifkin stwierdza, że najpierw powstaje kultura i kapitał społeczny, a potem kształtuje się rynek, wymiana handlowa, technologie, państwa i rządy. Zrów-noważonemu rozwojowi przeciwstawia amery-kańskie dążenie do nieograniczonego wzrostu materialnego. Rifkin podziwia Europę jako kon-tynent, gdzie uniwersalne prawa człowieka sta-wiane są wyżej niż prawo własności, a gotowość

do współpracy i pokoju jest większa niż chęć użycia siły.

Mówiąc o europejskim marzeniu Rifkin rozta-cza obraz ludzkości wyzwolonej od państwa na-rodowego, od kapitalistycznego rynku, ludzkości mądrze eksploatującej bogactwa ziemi, umiejącej równoważyć dążenie do budowania kapitału spo-łecznego z dążeniem do budowania kapitału ma-terialnego. Rifkin pisze: „Historia świata nie musi być walką konkurujących ze sobą ideologii. Przy-szłość należy do społeczeństw, które włączają się w nurt wspólnej historii, wznoszą się ponad wła-sny interes, dążą ku świadomości globalnej opartej o zrównoważony rozwój, współpracę i pokój”.

Podsumowując, Rifkin pisze: „choć Europa nie stała się nagle utopią szczęśliwości, właśnie tu, na Starym Kontynencie rodzi się europejskie ma-rzenie, jedyna naprawdę uniwersalna propozycja dla globalizującego się świata. To Europejczycy wyrażają najlepsze aspiracje ludzkości i od zre-alizowania ich wizji – zasadniczo odmiennej od amerykańskiej – zależą losy mieszkańców Ziemi XXI wieku.”

Książkę gorąco polecam. Jest to pasjonująca lektura, która buduje fundament pod nowy spo-sób myślenia, pod wiele rodzących się w Europie inicjatyw w dziedzinie ekonomii solidarnej, na-zwanej przez Jana Pawła II w Encyklice Centesi-mus Annus „nową ekonomią”.

Przed Europą stoi wielkie wyzwanie. Nawią-zując do swoich chrześcijańskich korzeni Europa ma szansę wydobyć wartości, bez których bez-pieczny rozwój świata jest zagrożony.

BARBARA SADOWSKA

RIFKIN JEREMY, EUROPEJSKIE MARZENIE

(JAK EUROPEJSKA WIZJA PRZYSZŁOŚCI ZAĆMIEWA

AMERICAN DREAM),

WYDAWNICTWO NADIR, WARSZAWA 2005

Jeremy Rifkin (ur. 1943 w Denver) – ekonomista, politolog, publicysta. Ukończył Uniwersytet Pennsylwania. Jest założycielem i prezesem Foundation on Economic Trends (FOET). Był do-radcą Romano Prodiego. Zajmuje się przede wszystkim wpływem innowacji technologicznych i naukowych na społeczeństwo, gospodarkę i środowisko. Jego książki są bestsellerami i wywołują gorące dyskusje.Najważniejsze książki Europejskie marzenie. Jak europejska wizja przyszłości zaćmiewa American Dream (2004, wyd. pol. 2005). Wiek dostępu. Nowa kultura hiperkapitalizmu, w której płaci się za każdą chwilę życia (2000, wyd. pol. 2003, Wydawnictwo Dolnośląskie). The Biotech Century: Harnessing the Gene and Remaking the World (1998). Koniec pracy. Schyłek siły roboczej na świecie i początek ery postrynkowej (1995, wyd. pol. 2001, Wydawnictwo Dolnośląskie).

Page 12: Gazeta Uliczna 07/2006

12

GALERIALERIA

KARTKI WYKONANE W CENTRUM INTEGRACJI SPOŁECZNEJ „SZKOŁA BARKI”

Page 13: Gazeta Uliczna 07/2006

13

ŚNIADANIE WIELKANOCNE W BARCE

PRZY ULICY ŚW. WINCENTEGO 6/9

W DNIU 16 KWIETNIA O GODZ. 10.30

SERDECZNIE ZAPRASZAMY!

Page 14: Gazeta Uliczna 07/2006

14

?Jacy będziemy? ?

Page 15: Gazeta Uliczna 07/2006

15

? Nie lubię obchodzenia rocznic śmierci, wolała-bym nawet o tym zapomnieć, bo przecież takie rocz-nice wiążą się zazwyczaj z pamięcią o chwili gdy odszedł ktoś bliski i drogi, kogo chciałoby się mieć przy sobie zawsze. Zatrzymać. Za wszelką cenę. Bo to nieprawda, że nie ma ludzi niezastąpionych.

A przecież ciągle tkwi w pamięci ten trudny i bolesny dzień sprzed roku, gdy odszedł czło-wiek, który kochał nas miłością mądrą, czułą i wymagającą, a tylko takiej miłości można zaufać i pozwolić się prowadzić. Jak nikt inny potrafił rozstrzygać nurtujące nas wątpliwości, zawracać z dróg poplątanych i źle wybranych.

Pamiętam wiele z Jego nauki, ale w sposób szcze-gólny zapadły mi w serce i pamięć słowa wypowie-dziane na Westerplatte w czasie trzeciej pielgrzym-ki do kraju – „Każdy ma swoje Westerplatte, jakąś sprawę, której trzeba bronić do końca, obowiązek, wobec którego nie można zdezerterować”.

W słowach papieża usłyszałam nie tylko ważne przesłanie, ale także wyraźne ostrzeżenie przed życiem łatwym, duchowo jałowym, kiedy czło-wiek przestaje stawiać samemu sobie wymagania, rezygnuje z własnego człowieczeństwa, a tym sa-mym z samego siebie. Wszyscy wiemy, że w na-szej obecnej rzeczywistości papieskie słowa są szczególnie trudnym wyzwaniem.

Współczesna tzw. kultura masowa natrętnie pro-ponuje konformizm i konsumpcjonizm jako najlep-szy sposób na „samorealizację”. Sączy przeświad-czenie, że życie wymagające, walczące, zgodne z normami etycznymi jest dla zwykłego człowieka zbyt trudne. Ten, który usiłuje w ten sposób żyć, naraża się na lekceważące określenie nawiedzo-nego idealisty, nienadążającego za duchem czasu.

Wszechwładne mass media narzucają, obowią-zujące przez jeden sezon, „systemy wartości”, po-woli, ale skutecznie pustoszą nasze umysły i serca. Wykreowana przez nie rzeczywistość przeistacza człowieka z podmiotu w przedmiot, w dodatek do modnych gadżetów, których posiadanie na zasa-dzie – im więcej tym lepiej – określa naszą war-tość w oczach innych.

Na naszych oczach, ukochana przez Jana Pawła „cywilizacja serca”, zamienia się w cywilizację co-raz bardziej ignorującą głębokie potrzeby duchowe.

Mogę dać się zwieść i wpaść w tę zastawio-ną na mnie pułapkę, której pozorna atrakcyjność sprowadza się do przekonania mnie, że jedyną wartą zachodu sprawą jest zapewnienie sobie

spokojnego, dostatniego, wypielęgnowanego od stóp do głów życia.

A jeśli nawet pojawią się jakieś wyrzuty su-mienia łatwo można je uciszyć stwierdzeniem, że niezależnie od tego co zrobię, świat i tak przecież pójdzie swoim torem. Po co zaangażować siebie w jakąś trudną sprawę, zaryzykować, rzucić wła-sne ja na szalę.

Zawsze jednak pozostanie otwarte, dramatyczne pytanie o godność ludzkiego życia. Mojego życia. Mogę sobie to trudne pytanie postawić lub nie. Od-powiedź jest tożsama z moim głosem sprzeciwu wobec tego wszystkiego, co uzurpuje sobie prawo do wyręczania mnie z myślenia, podpowiadania jak i czym powinnam żyć, kim być.

Pewnie jestem niemodna w moich przekonaniach, nie jestem „trendy”, nie nadążam za tymi, dla których „mieć” jest dużo ważniejsze niż „być”. Wybrałam.

Moje życie jest moim i tylko moim wyborem. Nie chcę pozbawić je odwagi i trudu samostano-wienia o sobie, nie chcę, aby zamknięte w ciasnym egoizmie, stało się bezkształtne i tchórzliwe. Do wszystkich moich słabości i ułomności nie chcę dodawać jeszcze świadectwa, że na nic więcej mnie nie stać, że nawet nie spróbowałam... To sa-moponiżenie.

Uważnie wsłuchana w papie-skie słowa chcę szukać i bronić mojego Westerplatte. Wiem, że moje Westerplatte jest małe, nie-pozorne, niewystarczające, ale dla mnie ważne, że w ogóle jest.

Dzisiaj, po roku bycia bez Cie-bie, dziękuję Tobie, Ojcze Świę-ty, za to piękne orędzie nadziei i wiary w każdego z nas, za żywe i ciągle potrzebne przypomnie-nie, że prawdziwym powołaniem i przeznaczeniem człowieka jest jego godność i człowieczeństwo.

W chwilach szczególnie trud-nych, tak trudnych, że nawet nadzieja zamiera, przywołuję w pamięci Twoje słowa, któ-re – jak zawsze – pomagają obronić się przed zmęczeniem i zwątpieniem, nie zdezertero-wać wobec własnego życia, nie oddać je walkowerem.

GINA LEŚNIAK

„Żeby dojść do źródła trzeba iść pod prąd”„Tryptyk rzymski”, Jan Paweł II

Page 16: Gazeta Uliczna 07/2006

16

„Świadectwa są potrzebne”

Silny głos w środku nocy zrywa ze snu całą rodzi-nę. Światło latarki, okrzyki mamy budzą mnie z sze-ścioletniego uśpienia. Policjant wyrywa mi podusz-kę i sprawdza majętność moich snów. Tata na widok pieniędzy ukrytych w pościeli zamienia się w posąg soli. Jego umiłowany syn znów okradł sklep.

Płacz mamy towarzyszy mi odtąd przez wszyst-kie dni. Moje rodzeństwo wytycza drogę mojej dorosłości.

Miodowe lataNajstarszy brat wyrywał ptakom skrzydła,

pompował żaby rurką, okradał kioski i siedział w poprawczaku. Gdy wyszedł na wolność spło-dził dziecko, kupił papierosy i więcej już do domu nie wrócił. Brat średni był delikatny jak lilia i wciąż płakał, że nikt go nie lubi. Był stwo-rzony, by mu służyć, więc od najwcześniejszych godzin dnia przekupywał wszystkich uśmie-chem i pieniędzmi z niewiadomego źródła. Naj-młodszy brat zaczął pić, gdy miał dwanaście lat a skończył wraz ze zdmuchnięciem trzydziestej szóstej świeczki. Najstarsza siostra zakochała się w alkoholiku, który siekierą otwierał drzwi rodzinnego domu, gdy szukała tam schronienia. Jeśli okresy picia były dłuższe niż trzeźwości, za-padała w letarg, który lekarze nazwali depresją. W pewną ciemną noc ból życia był tak wielki, że postanowiła uchronić przed nim swojego syna, ale lekarze uratowali jedynaka i picie z depresją wciąż mieszkało z nami pod jednym dachem. Aż do czwartego września, gdy okno z czwartego piętra stało się bramą do innego świata. Śmierci siostry nie zauważył jej mąż.

Siostra średnia zaczęła się zabijać, gdy skoń-czyła 14 lat. Dziś ma 44 i szesnaście prób odebra-

nia sobie życia. Między odwykami była trzy razy na porodówce. Dziś jej dzieci piją razem z nią. Jej mąż jest uzależniony tylko od swojej żony.

Pokój marzeńPasy bezpieczeństwa, oddział psychiatryczny,

izba wytrzeźwień wciąż mieszkały w kątach mojego maleńkiego pokoju, który dzieliłam z rodzeństwem. Pierwszy kieliszek, pierwszy papieros, pierwszy pocałunek były jak pierwszy śnieg – upragniony, ale zimny. Odeszłam z domu. Mama płakała.

Nie zdałam matury, policja mnie szukała, kole-dzy podawali działki zapomnienia, ale nie chcia-łam tak żyć. Ktoś, kto zamieszkał we mnie, pod-powiadał mi, że nie wolno marnować życia.

Uciekłam. Narzeczony płakał.Zaczęłam pisać swoje życie sama. Skończyłam

studia. Jedne, drugie. Uczyłam się siebie w podróży po książkach. Patrzyłam w lustro i powtarzałam, że musi być jakiś sens w tym, że jestem.

Mijały lata.Dziś mam 42, dwójkę dzieci, cudownego męża.

Kończę doktorat, zmieniam siebie codziennie. Mój świat też się zmienia – w moim mieście jestem w Zarządzie Stowarzyszenia Dziennikarzy Pol-skich i w Zarządzie Towarzystwa Doktorantów.

Igły codzienności doskwierają w głosie sio-stry i braci. Wczoraj mój bratanek szukał sensu życia na wieży kościelnej. Dziś bezpieczeństwo zapewnia mu psychotrop.

Moja rodzina żyje. Ja staram się tkać życie, ale wiem, że bez nich nie utkałabym nawet jednego dnia. Dzięki nim nie zawijam mego statku do ich portów. Staram się wypłynąć poza horyzont.

JOLANTA WORKOWSKA

Jako nastoletni chłopak zacząłem pragnąć zmia-ny – chciałem żyć w lepszym świecie, być za-uważanym i docenianym człowiekiem. Środkami, które miały mnie doprowadzić do owego lepszego czy może wręcz idealnego świata, stały się alkohol i narkotyki.

Co w środowisku mi nie odpowiadało? Trudno określić to jednoznacznie, ale niezaprzeczalnym elementem, pchającym mnie do ucieczki od życia, była choroba mojego ojca – alkoholizm. Z drugiej strony była moja matka ze swą bezgraniczną mi-łością, która kazała jej stawiać stołek przy oknie

Upadek dał mi możliwość przemiany

Page 17: Gazeta Uliczna 07/2006

17

i dniami i nocami wypatrywać syna. Tak więc, bro-niąc się przed wewnętrznym rozdarciem – między nienawiścią a miłością do ojca, pogrążałem się w alkoholizm i narkomanię. W niedługim czasie przestałem nocować w domu. Sypiałem w piwni-cach i na budowach, a latem w sadach. Przesta-łem też chodzić do szkoły. Jedyną rzeczą, o którą się troszczyłem i która determinowała wszystkie moje działania, było zapewnienie sobie środków odurzających, czymkolwiek by one były.

Aby zdobyć pieniądze na alkohol i ćpanie, za-cząłem dokonywać przestępstw. Na początku było to okradanie uczniów szkół ponadpodstawowych, którzy dojeżdżali z pobliskich miejscowości. Do-chodziło przy tym do pobić i interwencji policji. Moja demoralizacja pogłębiała się. Przestałem dbać o swój wygląd zewnętrzny, a także o to, co myślą o mnie ludzie. Czułem się coraz bardziej bezkarny i potrzebowałem coraz więcej pieniędzy, włamywałem się do mieszkań, dokonywałem na-padów i pobić.

Mój system wartości został wywrócony na lewą stronę: kochają mięczaki, nienawidzą twardziele, kształcą się lamusy, królowie życia piją, kradną i korzystają ze wszystkiego bez żadnych skrupułów.

Taki styl życia i sposób myślenia nie mogły do-prowadzić mnie nigdzie indziej niż do więzienia. Tak też się stało.

Po jednym z napadów zostałem aresztowany i skazany na siedem lat. Więzienie okazało się kolejnym etapem mojej degradacji. Szybko na-siąkałem przestępczymi „wartościami”, które wy-dawały mi się jedynym słusznym spojrzeniem na świat. Pobyt w zakładzie karnym utwierdzał mnie w przekonaniu, że aby żyć trzeba zabić swoje su-mienie, aby być szanowanym trzeba gnębić i dep-tać innych.

Mając zaledwie osiemnaście lat, byłem już czło-wiekiem doświadczonym uzależnieniem od alko-holu i narkotyków, mieszkaniem na ulicy i poby-tem w więzieniu. Dlaczego…?

Czy człowiek, który nie doświadczy w swoim życiu żadnych większych niepowodzeń, kiedykol-wiek podejmie próbę zmiany swojego losu?

Czy ktoś, kto nie musi walczyć ze swoim sumie-niem, pewnego dnia nie zapomni o jego istnieniu?

Odpowiedzi na te pytania będzie tyle, ilu lu-dziom je postawimy. Ja natomiast z pełną świa-domością odpowiadam, że to właśnie upadek moralno-społeczny dał mi możliwość głębokiej przemiany i wzrostu.

Po pięciu latach odbywania kary pozbawienia wolności, trafiłem na terapię odwykową w jednym z warszawskich więzień. Mimo rodzącego się we

mnie buntu i niezgody na to, czego dowiadywałem się o sobie od swojego terapeuty, powoli zacząłem przyjmować to jako prawdę. Dzięki wysiłkom te-rapeuty i siostry zakonnej, ich uczciwemu i pełne-mu zaangażowaniu, ukończyłem terapię z rodzącą się w sercu nadzieją i wiarą, że można żyć bez nar-kotyków, agresji i nienawiści.

To był jednak dopiero początek drogi. Kończąc terapię, miałem przed sobą jeszcze dwa lata poby-tu w więzieniu. Było mi bardzo ciężko zmieniać siebie w miejscu, które gardziło zasadami odkry-wanymi przede mną przez siostrę zakonną i te-rapeutę, którzy towarzyszyli mi w tych trudnych dniach, aż do końca wyroku.

Po opuszczeniu zakładu karnego, rozpoczą-łem drugą terapię o rozszerzonym programie. Nie uchroniło mnie to jednak przed powrotem do picia. Zostałem wtedy postawiony przed waż-nym wyborem życiowym a zarazem wielką pró-bą. Dziewczyna, z którą mieszkałem, zamknęła przede mną drzwi. Mogłem wrócić do rodzinnego miasteczka, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że będzie to powrót w bagno, z którego tak chciałem się wydostać.

Nie była to łatwa decyzja – zostać bezdomnym i mieć nadzieję, czy... wrócić do domu rodziców i łudzić się, że wszystko będzie dobrze?

Postanowiłem się nie poddawać i zamiesz-kałem w ośrodku dla bezdomnych. Gdy byłem w schronisku, zacząłem uczęszczać na spotkania anonimowych alkoholików oraz podjąłem wolon-tariat w Fundacji „Bank Żywności SOS”, która to fundacja zajmuje się zmniejszaniem obszarów ubóstwa poprzez zapobieganie marnotrawstwu żywności.

Sześć miesięcy w fundacji zaowocowało za-trudnieniem mnie, w ramach umowy z Urzędem Pracy, w pracach interwencyjnych. Starałem się być uczciwy w tym co robiłem, gdyż wiedziałem, że tylko taka postawa może dać mi jakąkolwiek szansę i uchronić przed powrotem do starego sys-temu wartości. Po kilku miesiącach podpisałem swoją pierwszą w życiu umowę o pracę na czas nieokreślony. Dzięki temu mogłem wynająć pokój i zamieszkać samodzielnie a także podjąć naukę w liceum dla dorosłych.

Dziś jestem szczęśliwym mężem kobiety, któ-ra kiedyś wbrew swoim uczuciom, ale zgodnie z nakazem rozsądku, zamknęła przede mną drzwi. Dziś pracuję dla ludzi doświadczonych przez życie, uczę się, uczestniczę w spotkaniach AA a w pierwszych dniach maja przyjdzie na świat nasze dziecko.

NAZWISKO ZNANE REDAKCJI

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Europejski Fundusz Społeczny

Page 18: Gazeta Uliczna 07/2006

18

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Max Styl

ULICA DARZYBORSKA. PRAWIE KONIEC POZNANIA,

A DLA NICH POCZĄTEK NOWEGO ŻYCIA... KILKA

OSÓB Z WIELKIM ENTUZJAZMEM ZAŁOŻYŁO WŁASNĄ

SPÓŁDZIELNIĘ SOCJALNĄ. JESZCZE NIEDAWNO

NIE MIELI PRACY, NIE MIELI GDZIE MIESZKAĆ I ANI

ZŁOTÓWKI W PORTFELU. TERAZ PRACUJĄ WE

WŁASNYM BIURZE, OTRZYMUJĄ COMIESIĘCZNĄ

WYPŁATĘ. SĄ ZADOWOLENI I PEŁNI NADZIEI.

w poszukiwaniu nowego życia

Sklepik rzeczy z drugiej ręki spółdzielni Max Styl

Page 19: Gazeta Uliczna 07/2006

19

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Spółdzielnia socjalna powstaje, gdy grupa co najmniej pięciu osób postanawia przerwać do-tychczasowe bezrobocie i zrealizować pomysły na własny „biznes”.

Pierwsza spółdzielnia socjalna, która powsta-ła krótko po nowelizacji prawa spółdzielczego, to „MaxStyl”, założona w październiku 2005 r. przez Jana Kołaczyka, Grzegorza Zgrecza, Jurka Kaczmarowskiego, Ewę Łukomską, Jerzego Syt-niejewskiego oraz grupę wolontariuszy. „Janek miał pomysł, żeby zarabiać a w naszym wieku trudno o pracę” – mówi Beata.

Założyli spółdzielnię, która zajmuje się zbiera-niem i sprzedawaniem używanych mebli i ubrań. Duży magazyn przy Darzyborskiej, gdzie dawniej mieściły się koszary wojskowe, służy im za ma-gazyn i sklep. Obok, własnymi siłami, stworzyli niewielkie biuro.

Twierdzą, że wszystko co najtrudniejsze, mają już za sobą. Kłopotliwe były dla nich sprawy reje-stracji spółdzielni, problemy urzędowe i finanso-we. Teraz jednak mogą pracować i zajmować się dokładnie tym, co sobie wyznaczyli. Spółdzielnia funkcjonuje, bo każdy wie, co należy do jego obowiązków i czym ma się zajmować.

Jurek roznosi ulotki informacyjne, ludzie dzwonią do nas i mówią, co chcą przekazać i kie-rowca jedzie po odbiór tego. Jeśli coś jest bardzo zużyte lub zepsute, trzeba to utylizować, a osoba, która chciała w ten sposób oczyścić swoje miesz-kanie, płaci za utylizację. Jeśli meble są dobre, jadą do magazynu. Tu Janek przeprowadza re-nowację a potem meble trafiają do sklepu. Cza-sem przekazują coś bezdomnym lub Pogotowiu Społecznemu.

Z ubraniami jest inaczej – ulotki informują kie-dy i gdzie można składać używane ubrania, kie-dy przyjedzie po nie samochód. Zebrane rzeczy segreguje Beata. Latem sprzedawane są na rynku a zimą w sklepie.

„Wszystko robimy razem” – mówią. Prawie wszyscy mieszkają w jednym miejscu, organizują cotygodniowe spotkania, w czasie których dzie-lą się swoimi problemami. Spółdzielnia to mała wspólnota, która składa się z osób z różnymi charakterami, z różnym bagażem doświadczeń, z różnymi ludzkimi ułomnościami, często osób zmęczonych życiem. Nikt z nich nie chciał spaść na dno. To miejsce było dla nich granicą, od któ-rej można się jeszcze odbić.

Dzięki spółdzielni socjalnej zrodziło się nie tyl-ko wspólne zatrudnienie, ale także solidarna więź grupy ludzi, którzy nie czują wobec siebie zazdro-ści. Zrodziła się też nadzieja na to, że są w sta-nie coś wspólnie dokonać, czuć się potrzebnymi i pełnymi zadowolenia.

„Ja całe życie słyszałam, że nic nie potrafię, te-raz jest dobry moment, żeby ten czas nadrobić”.

Mieli wiele różnych problemów, od braku mieszkania do alkoholu i narkotyków. Na począt-ku pomogła im „Barka”, przecież nie mieli do-kąd pójść, gdzie spać. Teraz są w stanie pomagać sobie. Choć nie wszystko jest łatwe i nie zawsze wychodzi dobrze, wiedzą że mają siebie i mogą na siebie liczyć. Są rodziną – Janek i Beata są mał-żeństwem, mają córkę Sylwię, pozostali są sobie także nawzajem bliscy.

Ich plany na przyszłość to stały rozwój, chcą roz-szerzać zlecenia, zająć się ogrodnictwem, sprzą-taniem, zatrudniać wię-cej osób. Dziś doradzają tym, którzy planują zało-żenie spółdzielni. Radzą, aby najpierw spotkać się z kimś, kto już działa, by traktować pieniądze jak kapitał i myśleć o przy-szłych inwestycjach.

DAGMARA WALCZYK

Jak założyć spółdzielnię socjalną?– zbieramy 5 osób bezrobotnych chętnych do działania we własnym przedsiębiorstwie– podejmujemy decyzję dotyczącą charakteru spółdzielni (pro-dukcyjna, usługowa itp.) – mamy pomysł na działalność i opracowujemy biznes plan – zgłaszamy się w urzędzie pracy i składamy wniosek o dofinan-sowanie naszej działalności – piszemy statut i organizujemy zebranie założycielskie spółdzielni– wybieramy władze spółdzielni– składamy wniosek o zarejestrowanie spółdzielni do Krajowego Rejestru Sądowego– równocześnie zgłaszamy się w urzędzie pracy i składamy wnio-sek o dofinansowanie naszej działalności

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Europejski Fundusz Społeczny

Max Styl dysponuje dużym magazynem (na fotografii Grzegorz Stefański)

Page 20: Gazeta Uliczna 07/2006

20

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Dlaczego dorośli powinni się uczyć?

W POLSCE SYSTEM KSZTAŁCENIA NIE JEST

DOSTOSOWYWANY DO MOŻLIWOŚCI RYNKU PRACY.

POTRZEBNA JEST EDUKACJA, PRZYGOTOWUJĄCA DO

SZYBKIEGO I ELASTYCZNEGO REAGOWANIA

NA ZMIANY. TRZEBA WRÓCIĆ DO IDEI KSZTAŁCENIA

DOROSŁYCH W TZW. UNIWERSYTETACH LUDOWYCH.

Zajęcia uniwersytetów ludowych w Szkole Barki

Page 21: Gazeta Uliczna 07/2006

21

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Proces edukacji człowieka nie kończy się na szkole. Edukacja jest najważniejszym narzędziem rozwoju społeczeństw. Niestety w Polsce, mimo deklaracji polityków, edukacja ciągle nie jest priorytetem.

Szkoła polska jest dużym zakładem pracy za-trudniającym setki tysięcy nauczycieli, skupio-nych w silnych związkach nauczycielskich i wal-czących głównie o zabezpieczenia dla swojej grupy zawodowej, a mniej o reformy w systemie oświaty. Rodzice mają nikły wpływ na kształt edukacji w szkole. Uczniowie są mało aktywni, przyswajają wiedzę w sposób pamięciowy, zaję-cia nie inspirują ich do dyskusji. Nauczyciele aka-demiccy często poszukują dodatkowego zatrud-nienia w szkołach niepublicznych i prywatnych. Kurczy się czas na kształcenie i wychowywanie, co skutkuje słabym przygotowaniem absolwen-tów do dorosłego życia i do samodzielności.

Duże bezrobocie wśród młodzieży spowodo-wane jest przekonaniem, że pracę się dostaje, a nie tworzy, najchętniej w administracji publicz-nej, ze względu na stabilizację i bezpieczeństwo socjalne. Młodzież słabo przygotowana jest do tworzenia miejsc pracy w sektorze prywatnym. Nie jest też uświadomione istnienie sektora orga-nizacji obywatelskich. W sektorze organizacji po-zarządowych, w porównywanej do Polski Hisz-panii, jest ponad 1 mln miejsc pracy, podczas gdy w Polsce ok. 100 000.

Jest też poważny problem z wykluczoną częścią społeczeństwa. Młodzi ludzie, często ze względu na trudną sytuację materialną rodziców, nie mogą w pełni uczestniczyć w procesie edukacji. Duże bezrobocie dotyka szczególnie ludzi o niskim poziomie edukacji, co w konsekwencji skutkuje degradacją całych rodzin i dziedziczeniem „kul-tury przetrwania”. Wielkim wyzwaniem jest też rozwój zaniedbanych obszarów wiejskich, uchro-nienie od zamykania małych wiejskich szkół, któ-re mogą spełniać rolę centrów cywilizacyjnych realizujących programy edukacji nieformalnej w stosunku do rolników. Ważne jest też budowa-nie wspólnoty wiejskiej i grup samopomocowych oraz edukacja w kierunku samoorganizacji wsi polskiej i powrót do najlepszych tradycji ruchu spółdzielczego.

Dania – ojczyzna uniwersytetów ludowych

Pierwszy uniwersytet ludowy powstał w 1844 r. w Rodding z inspiracji Grundtviga, duńskiego pisa-rza, pedagoga i teologa. W XIX w. Dania poniosła

ogromne straty terytorialne, w 1830 r. straciła Nor-wegię, a następnie w 1864 r. Szlezwig i Holstein.

Jednocześnie wraz z utratą posiadłości teryto-rialnych coraz bardziej uświadamiany przez elity stawał się problem niskiego wykształcenia Duń-czyków (80 % społeczeństwa było analfabetami). Idea „przebudzenia” głoszona przez Grundtviga oparta była o hasło: „to, co utracono na zewnątrz, należy uzyskać wewnątrz”. Oznaczało to podjęcie pracy organicznej, aby podnieść i rozwinąć cy-wilizacyjnie naród duński. Miały służyć do tego celu uniwersytety ludowe, które były placówkami oświatowymi dla dorosłych, prowadzącymi kil-kutygodniowe lub kilkumiesięczne kursy. W pro-gramie przeważały treści humanistyczne, w tym język ojczysty i historia, a także problemy kultury ogólnej i zagadnienia społeczne. Przewodnią my-ślą uniwersytetu było rozbudzenie duchowe, inte-lektualne i moralne jednostki, przygotowujące do służby i budowania wspólnoty.

Idee pedagogiczne Grundtviga tworzone były w opozycji do szkoły nieżyciowej i egzaminują-cej. W uniwersytetach ludowych koncentrowano się na sposobie i duchu przekazu wiedzy, do-chodzeniu do wspólnych wniosków w dyskusji. Istotne było osobiste świadectwo, konfrontacja z rzeczywistością, aktywność, wiedza praktyczna, budowanie więzi pomiędzy uczestnikami, troska o ich sytuację socjalną oraz szeroko rozumiana integracja.

Druga połowa XIX w. to okres, w którym moż-na zaobserwować różnego typu inicjatywy po-dejmowane przez absolwentów uniwersytetów ludowych. W okresie tym nastąpiła moderniza-cja zacofanego rolnictwa duńskiego i pierwsze inicjatywy na rzecz organizowania się chłopów, zagospodarowywania nieużytków, osuszania za-lewisk, budowania ruchu spółdzielczego. W tam-tym czasie chłopi zakładają i wspólnie prowadzą mleczarnie, rzeźnie, młyny. W małych miastecz-kach budowane są domy ludowe (dzisiejsze domy kultury), przedsiębiorstwa handlowe, szkoły rol-nicze. Spółdzielczość handlowa, która powstała w tamtym czasie, jest dzisiaj największą organi-zacją handlu detalicznego w Danii.

Myśl Grundtviga inspirowała kolejne pokole-nia do rozszerzania jego idei na coraz liczniejsze grupy społeczne. W 1952 r. powstał w Kopenha-dze tzw. Miejski Uniwersytet Ludowy z inspira-cji H. Ch. Kofoeda, który sam był nauczycielem na uniwersytecie ludowym w Jutlandii. Miał też w swoim życiu doświadczenie bezrobocia. Wszystko to pozwoliło mu zrozumieć jak funk-cjonują mechanizmy wykluczania i stopniowej

Page 22: Gazeta Uliczna 07/2006

22

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

degradacji całych grup społecznych . Przewodnią myślą Szkoły Kofoeda jest „pomoc dla samopo-mocy”, a więc umożliwienie odbudowy życia, poczucia wartości, wiary w siebie i zdobycia nowych umiejętności najsłabszym jednostkom społeczeństwa duńskiego, tak, aby mogli uzyskać możliwość samodzielnego funkcjonowania zgod-nie z wartościami i normami społecznymi.

Historia uniwersytetów

ludowych w Polsce

Pierwszą placówkę w Polsce nazwaną Uniwersy-tetem Ludowym założył w 1921 r. ks. Antoni Lu-dwiczak, w Dalkach (dzisiaj to dzielnica Gniezna).

Ksiądz tak określał misję placówki: „Uniwer-sytet Ludowy w Dalkach urządzony jest na wzór duński, ma na celu sianie światła wiedzy wśród najszerszych warstw społeczeństwa polskiego. Mając na celu podniesienie stanu oświaty polskiej wsi, stara się dotrzeć do najdalszych zakątków kraju. Uniwersytet skupia w swoich murach mło-dzież dorosłą, mającą rozpocząć samodzielne ży-cie, bądź to na roli, bądź w rzemiośle, bądź w innej dziedzinie. Uniwersytet ludowy prowadzi w ciągu roku dwa kursy: zimą – męski, latem – żeński”.

W murach uniwersytetu słuchacze, oprócz wy-kładów ogólnych i praktycznych, którymi dopeł-niali wiadomości, znajdowali dom, drugą rodzinę. Wspólne życie w internacie, wspólne pogadanki, wycieczki i obcowanie ze swoimi wychowawca-mi wpływało dodatnio na wyrobienie ogólne, na wychowanie i na ogładę towarzyską.

W latach 1932-1939 największą sławę zdobyły uniwersytety ludowe młodzieży wiejskiej prowa-dzone przez Ignacego Solarza. W 1939 r. działały w Polsce 22 placówki prowadzone przez państwo, Kościół i organizacje społeczne. Po II wojnie świa-towej ruch uniwersytetów ludowych rozwijał się do 1948 r.; działało wtedy 80 uniwersytów. W na-stępnych latach ich funkcjonowanie uległo znacz-nym ograniczeniom ze względu na konsekwencje ideologiczne gospodarki centralistycznej i monopo-lu państwa we wszystkich dziedzinach życia.

Po 1981 roku zaczęto tworzyć placówki o od-miennej orientacji i metodyce: niedzielne uni-wersytety, niestacjonarne uniwersytety, środo-wiskowe uniwersytety. UL odradzają się dzięki reaktywowanemu w 1981 r. Towarzystwu Uni-wersytetów Ludowych i Komisji ds. Duszpaster-stwa Rolników. Idee uniwersytetów ludowych za-czynają też być podejmowane przez organizacje pozarządowe.

Przykładem może tu być Fundacja Barka, która od kilku lat organizuje nieformalne grupy kształ-cenia ustawicznego pod nazwą Szkoła Animacji Socjalnej – SAS. Zgłosić się do niej może każdy bez względu na dotychczasowe przygotowanie edukacyjne. Uczestnikami SAS są zarówno oso-by, które doświadczyły poważnych problemów społecznych, jak i pracownicy socjalni, psycho-lodzy, przedstawiciele biznesu.

Program realizowany w trakcie zajęć oparty jest o zaproponowane przez uczestników tematy oraz przygotowane przez nich prezentacje. Poru-szane są też tematy związane z rozwojem ducho-wym człowieka, etyką w pracy, uzależnieniami i bezrobociem. Uczestnicy przygotowują się do zakładania stowarzyszeń, spółdzielni socjalnych, poznają aktywne metody poszukiwania pra-cy, zapoznają się z wiedzą o Unii Europejskiej. Uczestniczą też, wraz z rodzinami, w zajęciach integracyjnych, sportowych i kulturalnych.

Podsumowanie

W XXI wieku nauka trwa przez całe życie. Kształcenie ustawiczne przestaje być pustym ha-słem, a staje się normą postępowania. Dziś absol-wenci szkół wyższych, ze względu na zawrotne tempo rozwoju nauki, już kilka lat po ukończeniu studiów muszą uznać swoją wiedzę za nieaktu-alną. W dużo trudniejszej sytuacji są osoby o ni-skim poziomie wykształcenia lub o ograniczonym dostępie do edukacji ze względu na dotykające ich ubóstwo. Dla nich uniwersytety ludowe są praktycznie jedyną formą kształcenia ustawicz-nego umożliwiającą zdobycie wiedzy, integrację ze społecznością lokalną oraz rozwój osobisty. Każdy może być uczestnikiem UL niezależnie od wieku i wykształcenia. Istotne jest wspólne dochodzenie, wspólne myślenie, praktyczny wy-miar prowadzonych zajęć. Ważne jest dzielenie się osobistym doświadczeniem, budowanie więzi oraz troska o sytuację społeczno-ekonomiczną. Konieczne jest też ograniczenie tradycyjnej roli nauczyciela jako jedynego dawcy wiedzy. W uni-wersytetach ludowych nauczyciel jest raczej do-radcą, który towarzyszy w procesie edukacji, nie ocenia. Jest animatorem umożliwiającym uczest-nikom wykazanie się inicjatywą. W wielu sytu-acjach następuje zamiana ról i nauczyciel staje się uczestnikiem, który cieszy się, gdy uczy się od innych.

BARBARA SADOWSKA

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Europejski Fundusz Społeczny

Page 23: Gazeta Uliczna 07/2006

23

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Pomaga, HALINA OLSZEWSKA JEST RADNĄ POZNANIA I WŁAŚCICIELKĄ

ZNANEJ SIECI SKLEPÓW „PROSIACZEK”. PRZYJMUJE DO PRACY OSOBY

DŁUGOTRWALE BEZROBOTNE, PONIEWAŻ UWAŻA, ŻE KAŻDY POWINIEN

OTRZYMAĆ SZANSĘ NA PODNIESIENIE SIĘ, NA PONOWNE ODNALEZIENIE

SIĘ W ŻYCIU. STARA SIĘ POMAGAĆ, BO KAŻDY CZŁOWIEK JEST WAŻNY

I ZASŁUGUJE NA SZACUNEK.

bo wierzy w człowieka

GU: Jest Pani jednym z nielicznych praco-dawców, którzy przyjmują osoby z Centrum Integracji Społecznej na praktyki a w do-datku zatrudniła już Pani w swoich zakła-dach kilka z tych osób. Dlaczego zgodziła się Pani na współpracę z Centrum Integra-cji Społecznej?

H.O.: Każdy człowiek jest człowiekiem. Ży-jemy w kraju, w którym każdy ma prawo do głosowania, każdy powinien mieć też prawo do pracy. A czy ten człowiek ma elastyczny sweter z lat 70-tych, czy garsonkę od Chanel, to o ni-czym nie świadczy. Wystarczy, żeby miał jakąś mądrość. Poszukując ludzi do pracy, prowadząc rozmowy z nimi i chcąc ich zatrudnić widzę, ja-kie kto ma wykształcenie. Jeśli ma podstawowe – może iść do sprzątania i do zupełnie prostych robót. Ważne, że dostaje zatrudnienie. Jeśli jest człowiekiem zagubionym, wiem że go wspieram i nie jest już dla społeczeństwa ciężarem. Jest człowiekiem, który nabiera siły i jeśli dzisiaj jest potrzebny u mnie, to jutro inaczej spojrzy na ten świat. Tylko dzięki tej sile jest mniej chuligań-stwa, alkoholizmu, narkotyków. Jest też mniej patologii w rodzinach, bo człowiek odrzucony to jest często człowiek, który ma już 50 lat. Jeśli nie umie sobie poradzić ze swoim życiem, to pewnie nie potrafi też sobie radzić z rodziną.

Zauważyłam, że taki człowiek chce podjąć pra-cę, ale ponieważ został raz skrzywdzony, ucieka. A przecież on, tak samo jak ten drugi, który umie

się przepychać łokciami, ma własną twarz, głos. Trzeba go uszanować.

Gdyby wszystkie zakłady pracy zgłosiły chęć umożliwienia praktyk i zatrudniania takich pra-cowników, to ludzie w CIS-ie mieliby zupeł-nie inne spojrzenie na świat. Jeden drugiego by umacniał: „Słuchaj, mnie przyjęli, ja jestem po-trzebny!”.

Ta siła wiary jest konieczna. To jest moja de-wiza – tym ludziom trzeba pomóc. Dzisiaj ten człowiek jest w trudnej sytuacji, a jutro ja mogę znaleźć się w podobnej.

GU: Jest pewnie ktoś, kto jest dla pani wzorem.

H.O.: Mój nieżyjący już ojciec, który był ofice-rem Wojska Polskiego, miał bardzo wysokie sta-nowisko, ale potrafił każdemu podać rękę. Czy to był robotnik, czy sprzątaczka, dyrektor, czy mi-nister, nikomu nigdy nie odmawiał życzliwości. I ta dewiza jest ze mną do dzisiaj. Z tą dewizą jest mi bardzo dobrze.

Ojciec zawsze powtarzał: „Szanuj każdego człowieka. Musisz człowieka traktować jak part-nera. Być może on nie miał możliwości się wy-kształcić, za to miał możliwość zagubienia się”. Nauczył mnie, że nigdy nie wolno drastycznie dzielić ludzi na lepszych i gorszych.

GU: Skąd pochodzi pani zrozumienie pro-blematyki wykluczenia społecznego?

H.O.: Zetknęłam się w moim życiu z bardzo wieloma ludźmi. Dużo jeździłam po świecie i wi-

Page 24: Gazeta Uliczna 07/2006

24

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

działam jak ludzie, żyją. Nie tylko w Polsce jest bieda, nie tylko w Polsce ludzie są zepchnięci na margines. Na przykad w Kenii widziałam dzie-ci dziesięcioletnie, które znały cztery języki, ale były z bardzo biednych rodzin, czasami nie miały rodziców. Może mogły być wspaniałymi ludźmi i tylko dlatego, że miały tak niski status spo-łeczny – nie były. Sądzę, że często dzieci osób z CIS-u są odrzucone już na samym progu. Całe życie zajmowałam się ludźmi starszymi i młodymi, zawsze im w jakiś sposób poma-gałam. Dawałam jedzenie, miałam pod opie-ką osoby starsze, które nie miały dzieci, albo o których dzieci zapomniały. Rząd coraz czę-ściej zapomina o biedniejszych, którzy są za-gubieni. Oni często nawet nie są najbiedniejsi, ale na skutek pewnych uwarunkowań zostali zepchnięci z pola widzenia społecznego. Na pewno nie trafię do wszystkich takich ludzi, ale ci, którym mogę pomóc, później wierzą w sie-bie i rozpoczynają nowe życie, a to jest chyba najważniejsze.

GU: Czy pomaga pani jako Halina Ol-szewska, czy jako radna Poznania?

H.O.: Teraz pomagam jako radna, ale jako Halina Olszewska pomagałam już 25 lat temu i nadal pomagam.

Przede wszystkim kocham młodzież i wiem jakim zagrożeniom może ulec. Znałam młodych chłopaków, którzy byli w wojsku i nie mieli pie-niędzy, więc ciągle byli głodni. Mówiono do mnie: pomóż, oni potrzebują po prostu trochę chleba. Powiedziałam, że mogą do mnie przyjść o każdej porze, zawsze coś znajdę w lodówce i chętnie się podzielę. Nawet administrator domu, w którym mieszkałam, zwracał mi uwagę i mówił: czy ty się nie boisz, takie bandziory do ciebie cho-dzą? A ja mówiłam, że to nie są bandziory, ale po prostu dzieci, które dzisiaj potrzebują pomocy. One przychodzą po chleb, więc co mogą mi zrobić? Mogliby zabić, gdyby nie dostali skibki chleba.

Jestem radną, mam dojście do urzędu łatwiej-sze niż inny człowiek, ale bardzo mało zgłaszam interpelacji do mikrofonu. Wiem, że aby załatwić problem – trzeba raczej chodzić, pukać, dzwonić.

Człowiek pozbawiony poparcia szybko traci wiarę w siebie i przez to jest odrzucony. A prze-cież powinien być przekonany o swojej wartości.

Halina Olszewska (po lewej) z jedną z zatrudnionych osób bezrobotnych

Page 25: Gazeta Uliczna 07/2006

25

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Centrum Integracji Społecznej w Poznaniu finansowane jest ze środków Europejskiego Fundusz Społecznego. Projekt wspiera też Urząd Miasta Poznania. Adres Centrum: ul. św. Wincentego 6/9, 61-003 Poznań, tel. 061/877 22 65

Zapraszamy na warsztaty:

Uczestnikiem może być*: Konieczne warunki uczestnictwa**:

• Osoba bezdomna • Osoba uzależniona od alkoholu z ukończonym programem psycho-

terapii w zakładzie lecznictwa odwykowego • Osoba uzależniona od narkotyków lub innych środków odurzają-

cych z zakończonym programem w zakładzie opieki zdrowotnej • Bezrobotny pozostający bez pracy nieprzerwanie co najmniej od 3 lat• Osoba zwolniona z zakładu karnego• Uchodźca

• Jestem mieszkańcem Poznania• Nie posiadam prawa do renty strukturalnej, socjalnej lub z tytułu nie-

zdolności do pracy• Nie posiadam prawa do emerytury• Nie posiadam prawa do zasiłku dla bezrobotnych• Nie posiadam prawa do zasiłku przedemerytalnego• Zgłoszę się po skierowanie MOPR

krawieckigastronomicznykonserwacji powierzchni płaskichopieki nad dzieckiemopieki nad osobą starsząstolarskibudowlanyogrodniczy

fryzjerskiochrony mieniaślusarskikomputerowyjęzyka angielskiegojęzyka niemieckiegoprzedsiębiorczośćmetody poszukiwania pracy

etyka w pracykonwersatorium historyczno–literackieaktywne metody poszukiwania pracypsychologicznywizażsavoire–vivre

* należy spełnić przynajmniej 1 warunek; ** należy spełniać wszystkie warunki

Uwaga! Stowarzyszenie Szkoła Barki w Poznaniu otwiera filię Centrum Integracji Spo-łecznej w Szkole Podstawowej nr 15 na osiedlu Jana III Sobieskiego. Oferujemy komplek-

sowy program doskonalenia zawodowego i doradztwa, możliwość samodoskonalenia

i integracji społecznej oraz dajemy szansę zdobycia praktyki zawodowej i stałej pracy.

Zapraszamy szczególnie osoby z Piątkowa i okolic. Zajęcia rozpoczynają się w kwietniu!

Ja zawsze mówię: idź do lustra codziennie rano i powiedz sobie: Ja też jestem ważny!

Pomagam, bo wierzę w człowieka.GU: Czy widzi Pani jakąś różnicę w pracy

osób z CIS–u a pozostałymi pracownikami?H.O.: Ludzi z CIS-u trzeba bardziej mobili-

zować. Mówię: „Bolek, ty to dobrze robisz, ale jutro jeszcze zrób to; Bolek, super, jestem z cie-bie zadowolona, ale spróbuj jeszcze jutro to do-myć!” Taki człowiek potrzebuje pewności siebie. Trzeba mu pozwolić na wiarę w siebie, żeby mógł mówić: ja! Ci ludzie często mają mniejsze przygotowanie zawodowe, ale po jakimś czasie w większości dochodzą do wprawy. A jacy są po-tem z siebie dumni! To jest najważniejsze. Oni później nie czują się gorsi, nie wstydzą się wsiąść do tramwaju. Nie chcą już chodzić bokami.

GU: Co jest Pani pasją?H.O.: Organizuję spacery w społeczności,

w której mieszkam. Do tej pory każdy uważał, że godzina 20.00 to jest jego czas przed telewi-zorem. A teraz coraz więcej osób chodzi ze mną

na wieczorne wyprawy. Inni patrzą przez okno i mówią: zwariowali. A my po prostu idziemy. Sąsiedzi się poznają, poznają swoje problemy, a poza tym robimy coś dla zdrowia. Mam też znajomych, którzy należą do klubu morsów. Je-den drugiemu stwarza łańcuszek zajęć. Nie trze-ba siedzieć tylko przed telewizorem, ale rozwijać się, dawać przykład dzieciom, poznawać sąsia-dów, ich problemy.

GU: Jak doszło do stworzenia „Prosiaczka”?H.O.: Wszystko musiałam sama wypracować.

Od rodziców dostałam tylko tapczan. Jestem matką samotnie wychowującą dzieci. Do wszyst-kiego doszłam sama, w wielkim trudzie. Zawsze pamiętałam o tym, że mam mierzyć wyżej, a nig-dy nie niżej. Stąd była we mnie siła. Jako pol-ska firma jestem już jednym z nielicznych takich podmiotów na polskim rynku. Zależy mi, żeby pracownicy mieli do mnie i do siebie nawzajem zaufanie.

Dziękuję za rozmowę.DAGMARA WALCZYK

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Europejski Fundusz Społeczny

Page 26: Gazeta Uliczna 07/2006

26

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

„NIE WYBIERAM BYCIA CZŁOWIEKIEM PRZECIĘTNYM. MAM PRAWO DO NIEPRZECIĘTNOŚCI. ROZWIJAM TALENTY, JAKIE DANE MI BYŁO OTRZYMAĆ. PODEJMUJĘ RYZYKO BUDOWANIA I MARZENIA, UPADANIA

I ZWYCIĘSTWA. NIE PRZEHANDLUJĘ WOLNOŚCI ZA KORZYŚCI, ANI SWOJEJ GODNOŚCI ZA ŁAPÓWKĘ. NIE UGNĘ SIĘ PRZED ŻADNYM ZIEMSKIM WŁADCĄ I NIE ULĘKNĘ SIĘ GRÓŹB. MOIM DZIEDZICTWEM JEST BYĆ

WYPROSTOWANYM, DUMNYM I NIE LĘKAJĄCYM SIĘ; CIESZYĆ SIĘ Z OWOCÓW MOICH DZIEŁ; ODWAŻNIE STAWAĆ ZE ŚWIATEM TWARZĄ W TWARZ I MÓWIĆ: TEGO UDAŁO MI SIĘ DOKONAĆ Z POMOCĄ BOGA.

TO WŁAŚNIE ZNACZY BYĆ CZŁOWIEKIEM”. (ANONIM)

Ten tekst jest mi bardzo bliski. Odpowiada charak-terystyce przedsiębiorców społecznych.

Kim są przedsiębiorcy społeczni? To ludzie, któ-rzy używają swojego potencjału i wizji, by integro-wać wysiłki wielu środowisk i wspólnie rozwiązy-wać trudne problemy społeczne w sposób, który zmienia dotychczasowe tendencje i wzorce. Ludzie, którzy nie zaznają wytchnienia dopóki realizowana idea nie doprowadzi do długofalowych zmian w du-żej skali. Podejmują wszelkie ryzyko, narażają się na niedogodności i często na niezrozumienie, pokonują własne słabości i walczą ze słabościami innych. Są bezkompromisowi.

Przedsiębiorcy społeczni realizują idee, których większość ludzi nie podejmuje, przebijają się przez stereotypy i przyzwyczajenia, przez zastane „status quo”. Zazwyczaj mają oryginalne poczucie humoru, a najgłośniej śmieją się z wymyślonych przez siebie dowcipów. Mają odważne marzenia. Są zdetermi-nowani i wolni. Ich wspólnym mianownikiem jest troska o dobro dla wielu i umiejętność postrzegania wykraczająca poza perspektywę jednostkowego ży-cia. Ta umiejętność buduje płaszczyznę współpracy i warunkuje ich rozumienie się nawzajem, chociaż działają w różnych szerokościach geograficznych i kontekstach historycznych. Pozostaje coś jeszcze – niezwykła otwartość i elastyczność wobec zmian.

Bankier najuboższych

Profesora Yunusa, twórcę Banku GRAMEEN, or-ganizacji udzielającej pożyczek dla milionów naj-biedniejszych mieszkańców Bangladeszu, spotkałam po raz pierwszy w październiku 2003 roku w Dhaka, podczas zlotu przedsiębiorców społecznych z różnych krajów świata. O profesorze i Banku czytałam wcze-śniej w książce Davida Bornsteina „Siła Marzenia”:

„(…) W 1974 roku profesor ekonomii Yunus

przechodził przez wioskę w Bangladeszu. Spotkał kobietę, która zarabiała na życie wykonując i sprze-dając stołki z bambusa. Kobieta zarabiała dwa centy dziennie. Profesor nie rozumiał, dlaczego jej dzienny zarobek był tak niski. Kobieta wyjaśniła, że jedyną osobą, od której może pożyczyć pieniądze na zakup bambusa jest handlarz, który następnie kupuje od niej gotowy produkt. Jego zapłata ledwo pokrywa kosz-ty produkcji. Poruszony profesor chwycił za portfel chcąc wspomóc kobietę. Nagle przyszła mu do gło-wy inna myśl: dlaczego nie udzielić jej pożyczki?”.

Kobieta robiąca stołki to Deepa Angum, która obecnie zarządza kilkupiętrowym budynkiem biura Banku GRAMEEN – poważanej, międzynarodowej organizacji. Grameen Bank to jedyny taki bank na świecie. Udziela pożyczek tym, którzy nie mają ani poręczycieli, ani nic w zastaw.

Wracając w pamięci do mojej rozmowy z profe-sorem Yunusem w Dhaka, przypominam sobie, że było to dziwne spotkanie. Rozmowa się nie kleiła. Profesor był myślami gdzie indziej. Ni stąd ni zowąd zapytał, czy lubię miasto. Czasem w trakcie spotkań z przedsiębiorcami śmiał się długo i głośno, jakby uwalniał się od jakiegoś olbrzymiego napięcia. Z en-tuzjazmem opowiedziałam o moim zafascynowaniu jego pracą. Spuścił głowę na znak zmęczenia. „Ach, to nic takiego...” – powiedział. Jego idea powstała z potrzeby zmiany trudnej sytuacji mieszkańców Bangladeszu. Profesor i idea są ze sobą związani tak, że trudno oddzielić pracę i życie człowieka. Wiele lat poświęcił, aby rozpowszechnić swoją ideę – z na-dzieją, że będzie ona żyła dłużej niż jej twórca.

Mechai – człowiek z charyzmą

W tajskim Stowarzyszeniu na Rzecz Rozwoju Wspólnot (the Population and Community Develop-ment Association – PDA) spędziłam rok na stażu.

O przedsiębiorcach społecznych i dynamice zmian w świecie

Troska o dobro dla wielu

Page 27: Gazeta Uliczna 07/2006

27

EKONOMIA SPOŁECZNA – NOWE WYZWANIA

Stowarzyszenie zajmuje się rozwojem zaniedbanych obszarów na wsi. Kształci rolników i ich rodziny w zakresie nowoczesnych metod sadzenia ryżu, pla-nowania rodziny, wiedzy na temat AIDS – plagi Azji Południowo-Wschodniej. O założycielu, Mechaiu, dużo mi odpowiadano. Mówiono, że jest człowiekiem z charyzmą. Widziałam, jak noszono nad jego głową parasol (podobny do tych używanych w dawnym Sy-jamie), aby uchronić go przed słońcem tropików. Roz-mawiałam z nim często. Opowiedział mi wiele historii ze swojego dzieciństwa, jedną szczególnie zapamięta-łam: matka sześcioletniego Mechaia zabrała chłopca na zakupy do chińskiej dzielnicy w Bangkoku. Przez pasy na drodze przechodziła staruszka z ciężkimi ko-szami owoców. Kiedy światło zamieniło się na czer-wone, staruszka wciąż jeszcze była w połowie drogi na pasach. Niecierpliwiący się kierowcy zaczęli trą-bić i wulgarne rzucać wyzwiskami. Ciężkie kosze wrzynały się w dłonie kobiety, która co kilka chwil zatrzymywała się, żeby odpocząć. Matka opowie-działa chłopcu, jak kobieta ta musi wstać codziennie przed wschodem słońca, żeby zdążyć zająć miejsce na targowisku, gdzie przez cały dzień w upale sprzedaje owoce. Mówiła o tym, że ci, co teraz trąbią i krzyczą, powinni podwieźć ją do domu. „Jeżeli ci, co posiadają nie podzielą się swoim czasem i umiejętnościami, to któż to zrobi? Jeżeli ludzie pochodzący z zamożnych rodzin, posiadający dobre wykształcenie, nie spłacą długu pomagając innym, to kto się tym zajmie?”.

Podczas mojego stażu w PDA, Mechai obchodził swoje 65 urodziny. Tę historię, jak i kilka innych z jego życia odegraliśmy wraz z członkami Stowa-rzyszenia PDA na dużej scenie w teatrze dla ponad sześciuset osób. Mechai siedział w pierwszym rzę-dzie. Po raz pierwszy widziano, jak płakał.

Możliwości „rosną” wszędzie

Wpływ na życie przedsiębiorców społecznych mia-ły różne sytuacje i ludzie: wrażliwe babcie, książki, które naprowadzały na właściwe tory, doznanie ja-kiegoś wstrząsającego przeżycia, zobowiązanie wy-nikające z wiary. Dla profesora Yunusa, który wrócił po latach studiów ze Stanów Zjednoczonych, wstrzą-sającym przeżyciem było spotkanie z mieszkańcami wsi nad rzeką Ganges, gdzie nie było kanalizacji, dostępu do wody pitnej, dzieci nie uczęszczały do szkoły, a ludzie jedli miskę ryżu dziennie.

Dla siostry Małgorzaty Chmielewskiej, która znalazła się w gronie przedsiębiorców społecznych skupionych przez amerykańskie Stowarzyszenie In-nowatorów Społecznych Ashoka, wstrząsem było uświadomienie sobie, że w Polsce – kraju katolickim – bezdomni zimą zamarzają i rośnie liczba ludzi wy-kluczonych. Zakłada więc Wspólnotę Chleb Życia, wdraża innowacyjne idee pomocy najbiedniejszym,

prowadzi wspólnoty, które są miejscem integracji i rozwoju. W małej sandomierskiej wiosce zbudowa-ła zakład produkujący przetwory według tradycyj-nych receptur. Tworzy w ten sposób miejsca pracy dla bezrobotnych.

Inny polski przedsiębiorca społeczny Tomasz Sadowski ożywił porzucone niegdyś „popegeerow-skie” gospodarstwa, leżące odłogiem ziemie, opusto-szałe magazyny i fabryki, tchnął w nie życie i wy-dobył uśpiony potencjał w ludziach. Powstał w ten sposób system pomocy, na który składają się wspól-noty, szkoły dla bezrobotnych, spółdzielnie socjalne i mieszkania. To działanie tego człowieka zainspiro-wało nowe ustawy i zapoczątkowało zmiany polskiej polityki społecznej.

Dewizą przedsiębiorców społecznych jest powie-dzenie: możliwości „rosną” wszędzie. W każdych warunkach potrafią działać. Idą w miejsca, które in-nych odstraszają. Nie baczą na trudności – zbyt wiele jest do zrobienia. Widzą nowe idee na długo przed-tem, zanim dostrzegą je inni:

Pewien artysta stał przy dużej, bezkształtnej bryle z kamienia i usilnie się nad czymś zastana-wiał. Przechodzący tamtędy chłopiec, z ciekawo-ści zapytał: „nad czym pan tak myśli?” „Daj mi trochę czasu. Wkrótce się dowiesz” – odpowie-dział artysta.

Kilka dni później chłopiec powrócił i w miejsce bezkształtnej bryły zobaczył okazałego rumaka, z podniesionym łbem i gęstą, rozwianą na wietrze grzywą. Artysta stał obok swojego dzieła. Chło-piec w zdumieniu otworzył szeroko oczy. Po chwi-li zapytał: skąd pan wiedział, że on tam był?

EWA SADOWSKA

Targ na rzece w Bangkoku. Dzięki mikropożyczkom bezrobotni Tajowie zakupili pływające stragany

Page 28: Gazeta Uliczna 07/2006

nasza twórczośćWIERSZE

2828

PIOTR HEIGELMANN

***Iskierko, Ostatni raz do ciebie przemawiam, oprowadziłem Cię dokładnie po całym świecie. Punkt po punkcie opowiedziałem Ci to co mnie boli i to, co sprawia mi radość.Wyspowiadałem się z całego mojego i twojego istnieniaNie chcę ciebie już więcej niepokoić Pozostaje nam tylko czekać I błagać los o lepsze i szczęśliwsze czasy.

***Gdy ciemnieć zaczyna niebo i deszcz siąpi,mogę rozłożyć parasol i wrócić do domu,ale cóż mam uczynić, gdy deszcz rani moją duszęPrzekroczyć ostatnie wrota a może żyć bez duszy w materialnym świecie. Iskierko, pamiętasz jak mówiłem ci o ciemnych obłokach gromadzących się na horyzoncie? Wybierzmy się zwiedzić te mrokichoć może to być jedna z najniebezpieczniejszych wypraw w moim życiuTa ciemność przeraża mnie a jednocześnie pociąga.Otacza mnie jakby gęsta, tłusta mgłaJestem zawieszony w przestrzenii jakby zgniata mnie jestestwo,wokół mnie krąży kresrozpacz.

***Czy widzisz zieloną łąkę ukwieconą symfonią barwCzy widzisz kłosy traw pieszczone muzyką wiatru,płatki kwiatów łopoczące w rytm westchnień Zefira.Cała ziemia zalana jest promieniami słońcaa w środku chata jakby z ciastek ulepiona pachnie niebiańsko.Zobacz, drzwi się otwierają z chaty wychodzi mężczyzna za nim kobieta z prawie dorosłym dzieckiem. Uśmiechają się choć ich postacie zdają się być kruchejakby zaraz miały się zamienić w słodki pył.Idą jednak pływając radośnie w falującym kwieciuciesząc się swoją bliskością.Przypatrz się uważnie mojemu Edenowi,to jest słodycz mojej duszy,esencja, opoka mojego istnienia.Moja łąka leży na gruncie nibyJest zawieszona w przestrzeni niebytu.Płynie w przestworzachulotna bańka mydlana która zaraz może prysnąćnie będzie nic.

Page 29: Gazeta Uliczna 07/2006

nasza twórczość HENRYK GUTOWSKI

Stacja końcowa W podróży do stacji końcowej się zbliżamI patrzę za siebie na życie.I myślę, czy ono prawdziwie płynęło,Czy wszystko zrobiłem w tym bycie.

A może coś jeszcze warto by zrobić, Czy książkę przeczytać, czy obraz zobaczyć,A może melodią te słowa ozdobićLub lepiej, swym wrogom ich niechęć przebaczyć.

Gdy życia ubywa i czasu brakujeNa wszystko z wyjątkiem cierpienia,Za słabość, brak woli, że bliscy nie czująMej chęci, by leczyć zranienia.

Rozglądam się wokół wśród znanych mi ludzi,Bo oni też cierpią, też czująI niosą Krzyż Pański, tak wielu się trudzi,Lecz trudem swym innych radują.

I boją się także tej chwili ostatniej,Gdy człowiek już nie ma ukrycia,Bo tu na tej stacji nie będzie nam łatwiej,Tu nie ma przesiadek do życia.

Nie ważne, czy jestem potężnym bogaczem, czy biednym człowiekiem bez domu,bo śmierć na tej stacji końcowej, ostatniejod wszystkich wymaga pokłonu.

2929

Page 30: Gazeta Uliczna 07/2006

30

PRZEDSTAWIAMY KOLEJNĄ ORGANIZACJĘ WYRASTAJĄCĄ Z PROGRAMÓW FUNDACJI

BARKA – STOWARZYSZENIE REGIONALNY OŚRODEK SOCJALNO-EDUKACYJNY.

STOWARZYSZENIE REALIZUJE W GMINIE KWILCZ, W WIELKOPOLSCE, PROGRAMY

EDUKACYJNE DLA MIESZKAŃCÓW WSI, NA PRZYKŁAD WARSZTAT WIKLINIARSKI,

GASTRONOMICZNY, BEZPŁATNE PORADNICTWO PRAWNE. TWORZY TEŻ NOWĄ

INSTYTUCJĘ WSPIERAJĄCA PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ

– CENTRUM EKONOMII SPOŁECZNEJ.

Popegeerowska wieśteż ma szanse

Rewitalizacja – przywrócenie życia Przekształcenia strukturalne w rolnictwie oraz

zrównoważony rozwój obszarów wiejskich to jedne z najważniejszych wyzwań, jakie stoją obecnie przed naszym krajem. Wpisuje się w nie pojęcie rewitalizacji wsi, oznaczające przy-wrócenie pełni życia gospodarczego, społecz-nego i kulturalnego. Rewitalizacja przestrzeni oznacza zachowanie wartości tradycyjnego krajobrazu i środowiska naturalnego, odtwa-rzanie małych zbiorników wodnych, zakładanie alei itp. Rewitalizacja architektury ma na celu konserwację starych zabudowań, przystosowa-nie budynków, w których nie prowadzi się już działalności rolniczej, do innych funkcji spo-łecznych i kulturalnych, promowanie nowocze-snego, ekologicznego budownictwa. Szukanie nowych szans dla rolnictwa poprzez gospodar-stwa ekologiczne, specjalne uprawy i hodowle, zakładanie spółdzielni, promocja produktów lokalnych to rewitalizacja ekonomiczna. Uży-wa się też określenia rewitalizacja kultury jako odkrywanie i ochronę tożsamości wsi, powraca-nie do tradycji. Rewitalizacja życia społecznego następuje przez wspólne planowanie kierunków rozwoju wsi, przeciwdziałanie bezrobociu i two-rzenie pozarolniczych miejsc pracy, powstawa-nie grup samopomocowych i stowarzyszeń oraz tworzenie sieci współpracy z innymi wsiami i regionami.

Nowa ekonomia społeczna

W procesie rewitalizacji ekonomiczno-spo-łecznej bardzo pomocna jest tak zwana nowa ekonomia społeczna. Przekształcenia ustrojowo--gospodarcze ostatnich kilkunastu lat spowodo-wały dramatyczny wzrost bezrobocia. Dla osób niedostatecznie wykształconych i niewykwali-fikowanych gospodarka wolnorynkowa nie ma ofert pracy.

Nowa ekonomia społeczna dla wielu bezrobot-nych jest jedyną szansą uzupełnienia wykształ-cenia i znalezienia stałego zatrudnienia. Zasady nowej ekonomii są realizowane we wsi Chudob-czyce oraz gminie Kwilcz, gdzie Stowarzysze-nie Regionalny Ośrodek Socjalno-Edukacyjny prowadzi programy edukacyjne w Centrum In-tegracji Społecznej oraz zakłada Centrum Eko-nomii Społecznej. Promuje też zakładanie przez bezrobotnych spółdzielni socjalnych. W gminie Kwilcz powstały trzy takie spółdzielnie.

Historia i współczesność

Położona w zachodniej części Wielkopolski niewielka gmina Kwilcz jest regionem, w któ-rym występują wszystkie problemy współcze-snej wsi polskiej. Gmina o bogatej historii i wspaniałych walorach turystycznych i krajo-brazowych jest słabo rozwinięta pod względem gospodarczym.

ORGANIZACJE OBYWATELSKIE

Page 31: Gazeta Uliczna 07/2006

31

W przeszłości teren gminy Kwilcz był jednym ze znaczniejszych ośrodków kalwinizmu w Wiel-kopolsce. Zachowały się tu cenne zabytki archi-tektury: kościoły, pałace i dworki z kompleksami parkowymi, wsie o unikalnej zabudowie, stare cmentarze. Znaczna część obszaru gminy wcho-dzi w skład Sierakowskiego Parku Krajobrazo-wego, którego atrakcyjność podnosi m.in. jedyne w Polsce siedlisko orła bielika czy aleja wspania-łych, dwustuletnich dębów.

Nieporównywalnie gorsza jest sytuacja spo-łeczna i gospodarcza regionu. Gmina liczy obec-nie około 6000 mieszkańców, z których jedynie około 4 % ma wykształcenie wyższe, a 70 % – zasadnicze zawodowe lub podstawowe.

W gminie na około 300 podmiotów gospodar-czych ponad 260 to osoby fizyczne, które rzadko kogokolwiek zatrudniają, a w największym miej-scowym zakładzie pracy – GS Kwilcz – pracuje zaledwie 50 osób. W takiej sytuacji wiele rodzin dotyka problem ubóstwa oraz coraz powszech-niejsze zjawisko „dziedziczenia” biedy.

Popegeerowska wieś w nowej ekonomii

„Popegeerowskie” Chudobczyce liczą około 130 mieszkańców, których niegdyś jedynym pracodaw-cą był PGR. W 1997 r. Fundacja „Barka” odkupiła od Państwowej Agencji Własności Rynku Rolnego ok. 60 ha gruntu wraz ze zdewastowanym XIX--wiecznym dworkiem, zapuszczonym parkiem, dwoma budynkami mieszkalnymi w stanie suro-wym i zabudowaniami gospodarczymi. Najpierw podjęto prace, które miały doprowadzić do stanu używalności jeden z bloków. Po ponad dwóch latach blok został zasiedlony. W międzyczasie „Barka” wydzierżawiła ponad 350 ha ziemi, reak-tywując zrujnowane gospodarstwo rolne a w 1999 r. powołała Regionalny Ośrodek Socjalno-Eduka-cyjny (ROSE). Już podczas tworzenia ROSE oka-zało się, że niezbędne są działania aktywizujące mieszkańców wsi, wyzwalanie inicjatywy i przed-siębiorczości, wyszukiwanie liderów miejscowych społeczności i wspomaganie ich działań na rzecz środowisk lokalnych. Z czasem te właśnie dzia-łania stały się głównym zadaniem Ośrodka, który wyodrębnił się jako Stowarzyszenie ROSE.

Stowarzyszenie jest głęboko osadzone w lo-kalnym środowisku. We współpracy z powiatem, gminą, sołectwami i organizacjami lokalnymi, ko-rzystając z funduszy unijnych, realizuje programy, które aktywizują i integrują miejscowe społeczno-ści, szczególnie zagrożone marginalizacją. Wśród tych programów należy wymienić:

• Centrum Integracji Społecznej dla terenów wiejskich (warsztaty przyuczenia zawodowego i edukacji ogólnej)

• bezpłatne poradnictwo prawne• „Wolontariat na wsi” (organizacja czasu wol-

nego, nauczanie języków obcych)• stypendia dla dzieci i młodzieży ze środowisk

popegeerowskich• Centrum Ekonomii Społecznej – wspieranie

i rozwój działań przedsiębiorczych, w tym spół-dzielni socjalnych (partnerstwo w ramach Inicja-tywy Wspólnotowej EQUAL „Ekonomia spo-łeczna w praktyce” Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka”)

• partnerstwo w ramach IW EQUAL „Ekoszan-sa – dajmy sobie pracę” UNDP.

KRYSTYNA DORSZ

ORGANIZACJE OBYWATELSKIE

W dworku zaprojektowanym przez Rogera Sławskiego odbywają się zajęcia edukacyjne dla osób bzerobotnych z Chudobczyc i okolic

Page 32: Gazeta Uliczna 07/2006

32

Widziane oczami miłośnika miasta Poznania

FOTOPoznań

Page 33: Gazeta Uliczna 07/2006

33

Page 34: Gazeta Uliczna 07/2006

34

Ważne WydarzeniaJUŻ PO RAZ PIĘTNASTY MAGAZYN „TWÓJ STYL” OGŁOSIŁ KONKURS NA

KOBIETĘ ROKU 2005. ZGODNIE Z TRADYCJĄ O PRZYZNANIU ZŁOTEGO

WAWRZYNU DECYDUJĄ CZYTELNICZKI, A NOMINACJE ZGŁASZAJĄ

LAUREATKI Z LAT POPRZEDNICH.

Wśród dziesięciu kandydatek zna-lazła się Barbara Sadowska, redaktor naczelna Gazety Ulicznej, współ-założycielka wspólnot Barki, no-minowana przez siostrę Małgorzatę Chmielewską ze Wspólnoty Chleb Życia, laureatkę z 1996 roku. W uza-sadnieniu napisano: „za to, że stwo-rzyła własny system przywracania do życia społecznego osób zepchniętych na margines”. W rozmowie z „Two-im Stylem” Barbara Sadowska po-wiedziała: „jestem zaskoczona, że znalazłam się wśród tak niezwykłego grona kobiet dzielnych i przedsię-biorczych. Jest dla mnie wielkim za-szczytem być na tej liście”.

Wśród nominowanych kobiet znalazły się:

1. Ewa Błaszczak – aktorka zaan-gażowana w pomoc dzieciom pogrą-żonym w śpiączce;

2. Jolanta Kwaśniewska – za po-moc dzieciom i doceniane na świecie zasługi dla Polski;

3. Katarzyna Popowa-Zydroń, pia-nistka, profesor Rafała Blechacza, laureata XV konkursu chopinowskie-go – za wybitny talent pedagogiczny;

4. Irena Lipowicz, ambasador – przedstawiciel ministerstwa spraw zagranicznych ds. stosunków polsko- niemieckich – za mądrość i wyczucie w trudnej pracy na rzecz dialogu po-między Polakami a Niemcami;

5. Krystyna Janda, aktorka – za to, że dzięki niezwykłej wytrwałości

i wyobraźni, z ruiny jaką było war-szawskie kino Polonia, stworzyła pierwszy prywatny teatr dramatycz-ny w Polsce;

6. Katarzyna Kałamajska-Liszcz, założycielka Fundacji „Daj szansę” na rzecz pomocy dzieciom niepełno-sprawnym – za niezwykłą wrażliwość na ich los i skuteczne działanie;

7. Róża Thun, była prezes Fundacji Schumana, obecnie przedstawicielka Komisji Europejskiej w Polsce – za wiele lat pracy edukacyjnej na rzecz świadomego członkostwa Polski w Unii Europejskiej;

8. Anna Dymna, aktorka – za po-święcenie z jakim opiekuje się dzieć-mi niepełnosprawnymi umysłowo, za wytrwałość z jaką starała się o nad-morski teren, gdzie planuje wybudo-wać dla nich ośrodek rehabilitacyj-no-wczasowy;

9. Angelika Borys, prezes Związku Polaków na Białorusi – za twardość i konsekwencję z jaką broni polskiej kultury przed represjami władz Łu-kaszenki;

Czytelniczki „Twojego Stylu” zde-cydowały, że tytuł Kobiety Roku 2005 otrzyma Angelika Borys, no-minowana przez Hannę Gronkie-wicz-Walz. 15 marca w Hotelu In-terContinental w Warszawie odbyło się uroczyste wręczenie ZŁOTEGO WAWRZYNU. Angelika Borys nie mogła wziąć udziału w uroczystości osobiście. Władze białoruskie za-

broniły jej wyjazdu za granicę. Ta 32-letnia nauczycielka języka pol-skiego z Grodna była kilkadziesiąt razy przesłuchiwana. Jej telefon jest na podsłuchu. Media nazywają ją złodziejką. Władze białoruskie unie-ważniły wyniki wyborów, w których Angelika Borys wybrana została na prezesa Związku Polaków na Biało-rusi. Wielu jej współpracowników aresztowano. W czasie uroczystości w Warszawie wyemitowano wywiad z nią nagrany wcześniej w Grodnie: „Wyróżnienie to traktuję jako wspar-cie rodaków dla całego naszego śro-dowiska. Bardzo dziękuję za solidar-ność z nami. To jest dla nas bardzo ważne, bo tu w Białorusi musimy wy-trzymać wielką presję, nie możemy sobie pozwolić na słabość”. W wy-wiadzie dla „Twojego Stylu” mówi: „Czytać i pisać po polsku nauczyła mnie babcia, która była bardzo silną kobietą. Codziennie, gdy wracaliśmy ze szkoły babcia kładła nam do gło-wy, że Sowietów nie trzeba słuchać, że trzeba mieć swój rozum. Myślę, że po niej odziedziczyłam siłę charakte-ru”. Pytana o swoje marzenia odpo-wiada, że marzy aby ten koszmar już się skończył.

W uroczystości, oprócz laureatek z poprzednich lat oraz nominowanych kandydatek, wzięła udział żona Prezy-denta RP Maria Kaczyńska oraz wielu znanych dziennikarzy i polityków.

REDAKCJA

Page 35: Gazeta Uliczna 07/2006

35

Listy do redakcji

Wchodząc na stary cmentarz zakopiański na Pękso-wym Brzysku spotykamy tablicę z cytatem poety: „Oj-czyzna to ziemia i groby”. Ten cytat stał się mottem dla mnie, mottem najlepiej obrazującym istnienie takich dziedzin jak heraldyka i genealogia.

Czymże jest herbarz? W rzeczy samej jest to wielki, narodowy nekrolog, nekrolog mówiący o przodkach wszystkich Polaków, których udało się jego autorowi wskrzesić z zapomnienia. Mówi o tych wielkich, którzy na trwałe wpisali się w historię tej ziemi i o tych malut-kich, którzy przeszli przez życie bez wielkich czynów i dokonań, ujawnia i tych, którzy uczynkami swymi wypełnili najczarniejsze karty historii. Stanowi swoistą księgę zmarłych narodu polskiego, księgę niepełną, do-tyczącą bowiem jednej tylko klasy społecznej a miano-wicie ziemiaństwa – szlachty. Taki był jednak ówcze-sny podział społeczny, a wspomniana klasa stanowiła o sile i słabości Państwa, stanowiła władzę i była jej podporą, walczyła o wolność Państwa i tej wolności je pozbawiła. Echem tej klasy są dzisiaj herbarze. W nie-których z nich znajdziemy wyłącznie nazwiska ludzi i ich osiągnięcia, w innych dodatkowo opisy herbów, pod którymi występowali, w jeszcze innych omówie-nie zasad heraldyki i historię powstania herbów. Każdy herbarz poszerza naszą wiedzę o naszych przodkach. Każdy z jego twórców zasługuje na ogromny szacunek i uznanie za benedyktyńską pracę, za poświęcenie jej wielu lat życia.

Za pierwszy polski herbarz należy uznać dzieło Jana Długosza „Insignia seu Cleodia Regni Poloniae” z około połowy XV w., zwane popularnie „Klejnotami”, w któ-rym Długosz przedstawił i dokładnie opisał 139 herbów rodów polskich oraz podał ich pochodzenie. Brak tylko w tym dziele rysunków samych herbów, co powoduje pewien niedosyt.

Pracę Długosza kontynuował, w mniejszym zakresie, Mikołaj Rej, który w wydanym w 1562 r. „Zwierzyń-cu”, przekazał herby kilkudziesięciu rodów, głównie małopolskich. Skupił się on na charakterystyce osób a nie herbów.

Dzieje polskiej heraldyki średniowiecznej kończy wydana w 1584 r. praca Bartosza Paprockiego, naj-

wybitniejszego do tego czasu heraldyka i genealoga, zatytułowana „Herby rycerstwa polskiego”, w której Paprocki dokonuje próby usystematyzowania całości zagadnienia.

Od czasów Paprockiego zainteresowania heraldycz-ne skupiały się głównie na genealogii. Wszystkie prace przebiło dzieło jezuity Kacpra Niesieckiego „Korona Polska”, wznowione później jako „Herbarz Polski”. Wspomnieć też należy o Joachimie Lelewelu i jego pra-cy „Herby w Polszcze”, po nim bowiem następuje ple-jada najznakomitszych genealogów: Juliusz Ostrowski, Adam Boniecki, Seweryn Uruski i Teodor Żychliński, działający na przełomie XIX i XX w.

Tak, w skrócie, przedstawia się historia herbarzy polskich. Jeżeli udało mi się nią zainteresować, proszę o sięgnięcie po herbarz Bonieckiego czy Uruskiego, a być może odnajdzie Czytelnik materiał, który pozwo-li na odnalezienie samego siebie, pozwoli na chwilę refleksji i zadumy oraz na szacunek dla tych, którym zawdzięczamy istnienie.

MIROSŁAW RAKOWSKI, POZNAŃ

Ojczyzna to ziemia i groby

Page 36: Gazeta Uliczna 07/2006

36

Galeria OTWARTA MDK zaprasza na wystawę fotografii pt. BZ WBK PRESS FOTO 2005. Galeria OTWARTA MDK, Piła, ul. Stefana Okrzei 9, wystawa czynna codziennie (od 7 do 30 kwietnia 2006 r.) po wcześniej-szej rezerwacji telefonicznej.

Artur Łazowy, opiekun galerii Stowarzyszenie Inicjatyw Społecznych EFFATA, tel.: 0601970679, e-mail: [email protected]

BZ WBK Press Foto jest konkursem fotograficznym stworzonym przez Bank Zachodni WBK przede wszystkim z myślą o fotografach praso-wych. Celem konkursu jest pokazanie różnych aspektów codziennego ży-cia w Polsce i na świecie - problemów społecznych, ważnych wydarzeń, narodowych sukcesów, ciekawych i inspirujących ludzi oraz inicjatyw.

Na konkurs BZ WBK Press Foto 2005 nadesłano 4224 zdjęcia 310 fotogra-fów z całej Polski. Jury zdecydowało, że Zdjęciem Roku została praca Pio-tra Nowaka z „Rzeczpospolitej” przedstawiająca arcybiskupa Stanisława Dziwisza nad ciałem Jana Pawła II w Bazylice Św. Piotra w Rzymie.

OgłoszeniaUroczyste otwarcie Pol-

skiej Ligii Piłki Nożnej Ulicz-

nej miało miejsce na boisku

Stowarzyszenia Sportowego na rzecz Integracji Społecz-nej Barka w Poznaniu, na

terenie Centrum Integracji

Społecznej. Uczestniczyły

w nim zaangażowane w bu-

dowę Ligii osoby, począwszy

od Wiceprezydenta Miasta

- Macieja Frankiewicza, Dy-

rektora Poznańskich Ośrod-

ków Sportu i Rekreacji – Je-

rzego Rajewskiego, przed-

stawiciela Komitetu EURO

2012, Patrona Honorowego,

aktora Macieja Kozłowskie-

go i inni zainteresowani roz-

wojem tej wyjątkowej dys-

cypliny sportu. Uroczystość

rozpoczął koncert lokalnych

zespołów rapowych (muzy-

ka uliczna), a pierwszą piłkę

na boisko rzucił Wiceprezy-

dent Poznania. Wszystkim

meczom przyglądał się Artur

Hyżyk powołany przez Za-

rząd Stowarzyszenia, Trener

Reprezentacji Polski, który

podczas późniejszych zgru-

powań naszej kadry na-

rodowej odpowiedzialny

będzie za sportowe przygo-

towanie piłkarzy do turnie-

ju mistrzowskiego w Cape

Town w RPA, w którym Re-

prezentacja Polski uczestni-

czyć będzie w dniach 23-30

września 2006.

Stowarzyszenie Wydawnicze „Barki” zaprasza osoby poszukujące pracy z Poznania i okolic do udziału w spotkaniach Klubu Integracji Spo-łecznej, mieszczącego się w Poznaniu przy ul. Św. Wincentego 6/9.

Uczestnictwo w klubie daje możliwość: skorzystania z komputera i Internetu, zapoznania się z Centrum Integracji Społecznej oraz z możliwościami

pomocy świadczonej przez Centrum Ekonomii Społecznej, udziału w zajęciach Grup Samokształceniowych i Samopomocowych

(SAS), współuczestniczenia w tworzeniu własnych miejsc pracy

w spół dzielniach socjalnych, skorzystania z ofert pracy, pomocy w napisaniu CV i listu motywacyjnego, uzyskania porady prawnej, udziału w zajęciach sportowych i kulturalnych oraz spędzenia czasu

przy kawie i herbacie, poznania programu aktywizacji zawodowej – poprzez sprzedaż

„Gazety Ulicznej”.

Zapraszamy osoby bezrobotne do sprzedaży „Gazety Ulicznej”

Klub jest czynny od poniedziałku do piątku w godz. od 14.00 do 18.00w soboty i niedziele od 12.00 do 16.00

Page 37: Gazeta Uliczna 07/2006

37

KLUB INTEGRACJI SPOŁECZNEJ „DARZYBÓR”

Stowarzyszenie Pogotowie Społeczne zaprasza wszystkie chętne osoby do uczestnictwa w Klubie Integracji Społecznej „Darzybór”, gdzie osoby bezrobotne i znajdujące się w sy-tuacji kryzysowej mogą brać udział w szeregu działań edukacyjnych i samopomocowych sprzyjającemu powrotowi na rynek pracy. W ramach działań samopomocowych odbywają się: Grupy wsparcia, nastawione na wzajemną pomoc osiągnięcie określonego celu; tworzone są

przez ludzi, którzy skupili się, aby pomóc sobie wzajemnie w celu osiągnięcia pożądanych zmian osobowościowych i społecznych. W trakcie spotkań osoby dzielą się swoimi doświad-czeniami, sposobami radzenia sobie z problemami, wspierają się w trudnych chwilach.Obecnie w ramach Klubu Integracji Społecznej „Darzybór” funkcjonują następujące gru-py wsparcia: dla osób bezrobotnych. dla kobiet dla mężczyzn dla uzależnionych dla współuzależnionych Szkoła Animacji Społecznej SAS – program oparty o idee samoedukacji i tzw. „uniwer-

sytetów ludowych”, podczas której osoby uczestniczące w zajęciach odbywają regularne spotkania, wspólnie ustalają tematy spotkań oraz wybierają osoby odpowiedzialne za ich zorganizowanie, zajęcia mają charakter warsztatowy gdzie łączy się doświadczenia oso-biste i wiedzę teoretyczną – taka forma edukacji sprzyja budowaniu autentycznych relacji i więzi między uczestnikami Alternatywne formy spędzania wolnego czasu – chętni uczestnicy Klubu mają możliwość

wspólnego spędzania wolnego czasu podczas spotkań integracyjnych, obchodzeniu świąt, urodzin, imienin; spotkań Dyskusyjnego Klubu Filmowego i zajęć sportowych.

W ramach działań edukacyjnych odbywają się: Warsztaty doradztwa zawodowego w trakcie, których uczestnicy nabywają praktyczne

umiejętności poszukiwania i weryfikacji ofert pracy, odbywania rozmów z pracodawcą. Warsztaty rozwoju osobistego – zajęcia poświęcone pracy nad poczuciem własnej wartości,

wzmacniające samoocenę uczestników, uczące radzenia sobie ze stresem, przezwyciężania problemów życiowych i komunikacji z innymi ludźmi. Język angielski – zajęcia dla początkujących Język niemiecki – zajęcia dla początkujących

Dodatkowo uczestnicy Klubu skorzystać mogą z poradnictwa prawnego i socjalnego. Uczestnictwo w Klubie jest nieodpłatne. Uczestnicząc w działaniach samopomocowym przekonasz się, że nie jesteś osamotnio-ny i możesz liczyć na wsparcie, że jesteś wstanie rozwiązać swoje problemy, ale przede wszystkim to Ty jesteś potrzebny tym, którzy doświadczają różnych trudności!

ogłoszenia...

Page 38: Gazeta Uliczna 07/2006
Page 39: Gazeta Uliczna 07/2006
Page 40: Gazeta Uliczna 07/2006

Edward Stachura, (1939-1979) – poeta, prozaik

ConfiteorBosi na ulicach świataNadzy na ulicach świataGłodni na ulicach świata Moja winaMoja winaMoja bardzo wielka wina!

Zgroza i nie widać końca zgrozyZbrodnia i nie widać końca zbrodniWojna i nie widać końca wojny

Moja winaMoja wina Moja bardzo wielka wina!

Zagubieni w dżungli miasta – moja winaObojętność straszna – moja winaBez miłości bez czułości – moja wina Bez sumienia i bez drżenia – moja winaBez pardonu wśród betonu – moja winaNa kamieniu rośnie kamień – moja winaManna manna narkomanna – moja winaDokąd idziesz po omacku – moja winaI nie słychać końca płaczu – moja winaJedni cicho upadają – moja winaDrudzy ręce umywają – moja winaCoraz więcej wkoło ludzi – moja winaO człowieka coraz trudniej – moja wina – moja wina – moja bardzo wielka wina!