gazeta uliczna 01/2008

40
Nr 01 (15) 2008 Życie jest cudem 50% Wywiad z Maciejem Kozłowskim 4 -6 połowa ceny dla sprzedawcy 35-36 Duża przygoda z małą spółdzielnią

Upload: fundacja-pomocy-wzajemnej-barka

Post on 21-Mar-2016

240 views

Category:

Documents


4 download

DESCRIPTION

Duża przygoda z małą spółdzielnią

TRANSCRIPT

Page 1: Gazeta Uliczna 01/2008

Nr 01 (15) 2008

Życie jest cudem

50%

Wywiad z Maciejem Kozłowskim4 -6

połowa ceny dla sprzedawcy

35-36

Duża przygoda

z małą spółdzielnią

Page 2: Gazeta Uliczna 01/2008
Page 3: Gazeta Uliczna 01/2008

Fot.

Arc

hiw

um G

U

3

Redaktor naczelna: Barbara Sadowska

+48 607 966 209 [email protected]

Zespół redakcyjny: Dagmara Walczyk, Ewa Sadowska,

Gina Leśniak, Katarzyna Jankowska, Maria Sadowska

Stowarzyszenie Wydawnicze Barki [email protected]

Szef dystrybucji: Krystyna Mieszkowicz-Adamowicz

Szef sprzedawców: Mirek Zaczyński

Druk: Zakład Poligraficzny Moś-Łuczak

Skład: Qubas.pl

Wydawca: Fundacja Pomocy Wzajemnej BARKA

ul. Św. Wincentego 6/9 Poznań, www.barka.org.pl

Kontakt z Redakcją: 61 872 02 86

Kontakt z Fundacją: 61 872 02 86, [email protected]

Drodzy Czytelnicy,

Minął kolejny rok wydawania naszego czasopisma. Dziękujemy Państwu za życzliwość, okazywaną naszym sprzedawcom i – co nas bardzo cieszy – za co coraz większe zainteresowanie „Gazetą Uliczną”. Jak każdy poprzedni numer Gazety, także ten, pierwszy w tym roku, oddajemy z nadzieją, że każdy z Państwa, znajdzie w nim coś interesującego dla siebie. Na stronach 4 – 6 znajdą Państwo wywiad z Maciejem Kozłowskim, „Życie jest cudem”.

Życzymy wszystkim naszym Czytelnikom – abyśmy, pomimo trudów i trosk, które często niesie nasz dzień codzienny, starali się nie zapomnieć, że życie jest cudem.

Redakcja

Gazety Ulicznej

Nr 01 (15) 2008

Życie jest cudem

50%

Wywiad z Maciejem Kozłowskim4 -6

połowa ceny dla sprzedawcy

35-36

Duża przygoda

z małą spółdzielnią

4-6Życie jest cudem,

wywiad z Maciejem Kozłowskim

7Gramy razem!

8-9Kobieta u Platona

10-11Irlandia, kraj zielonej

koniczyny, rzeki i harfy

12-14Krótka wizyta w kraju

Pomarańczowej Rewolucji

15Wiersze

Katarzyny Ściany

16-17 Foto-Galeria Kopenhaga

18-19 Nieoczekiwana podróż

w przeszłość

20-22 Maria Wnęk, sądecka

zaklinaczka malarstwa

23-25 Walencja,

batalla de flores i las fallas

26-27 To jest zupełnie

inna gmina

28-29 My, Wielkopolanie

30-32 Pomoc to akt

sprawiedliwości, a nie łaski

33-34 Obywatelska batalia

o ustawy nowej generacji

35-36 Duża przygoda

z małą spółdzielnią

37 Z centrum integracji

społecznej do spółdzielni socjalnych

38Czy mnie jeszcze

pamietasz...

39Piosenka Uliczna

1(15) num

er

2008 zima

Projekt powstał dzięki dofinansowaniu środków z Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach inicjatywy wspólnotowej Equal.

Wydanie Gazety współfinansowane przez Fundusz Inicjatyw Obywatelskich

Maciej Kozłowski

Page 4: Gazeta Uliczna 01/2008

Wywiad

Gina Leśniak – Pana dewizą życiową jest “Lojalność przede wszystkim, poza honorem”.

Maciej Kozłowski – To prosta dewiza. W ży-

ciu trzeba mieć swój własny punkt odniesienia, coś niezmiennego, własnego, co wyznacza sposób myślenia i postępowania, kształtuje na-sze życie. To czasem trudna, do stosowania, za-sada, ale głęboko wierzę, że to, co naprawdę wartościowe, niezależnie od okoliczności, tru-dów i przeciwności, ostoi się, utrzyma na po-wierzchni.

G.L. Czy są takie tematy, rzeczy, o których nigdy nie wypowiada się Pan publicznie, jakiś skrawek własnego wnętrza, niedostępny dla czytelników lub widzów?

M.K. Nie.

G.L. Czego się Pan w życiu boi?

M.K. Już niczego. No, może demonów, czy raczej “demoników”, które grasują w głowie, myślach, podsycają pychę i podpowiadają, żeby koniecznie coś zrobić, powiedzieć, czy ra-czej wypowiedzieć się - w każdej sytuacji i na każdy temat, nawet wówczas, gdy nie mamy, tak naprawdę, nic ważnego do powiedzenia lub dania. To bardzo ludzka reakcja – taka chęć zaistnienia, wywarcia wrażenia na innych, bycia “kimś”, choćby przez chwilę. To jest bar-dzo niebezpieczne dla każdego z nas, ponie-waż prowadzi do zakłamania nas samych, zniekształcenia naszej prawdziwej osobowości. Zniekształcamy też rzeczywistość, w której żyje-my, bo przecież człowiek nieszczery w stosunku do siebie samego, nie może być szczery wobec innych. Lubimy grać w życiu jakieś role, czuje-my się wówczas lepsi, bardziej wartościowi. Ta-kie sytuacje, gdy nie jesteśmy tak naprawdę i do końca sobą, są nie do uniknięcia, wpadamy

Maciej Kozłowski, aktor teatralny i filmowy. Urodził w łódzkiej PWSFTviT. W latach 1983 – 1988 aktor Od 1998 roku, aktor Teatru Narodowego w Warszawie.

Wywiad

4

Życie

Page 5: Gazeta Uliczna 01/2008

5

Wywiad

w tę pułapkę czasem podświadomie. To jeden z najtrudniejszych problemów naszego istnienia – wyjść do drugiego człowieka takimi, jakimi je-steśmy naprawdę, z tymi niepoukładanymi, czasem wstydliwymi rzeczami, które są we-wnątrz nas. Dlatego gramy, nie zdając sobie zazwyczaj sprawy, jak wielką cenę za to płaci-my. Czasem, z różnych powodów, nie można być szczerym. Prawdziwy problem pojawia się wówczas, gdy zbyt często zakładamy maskę na twarz, gdy zatracamy granicę pomiędzy nami, tymi prawdziwymi, a tymi z odgrywanych ról. Boję się także chwil upokorzenia, które zdarza-ją się wówczas, gdy chcę komuś przekazać coś, co jest dla mnie ważne, psychicznie nie-mal się “obnażam”, a spotyka mnie zupełne niezrozumienie, odrzucenie lub wręcz wypa-czenie moich myśli czy uczuć.

G.L. Czy choroba, z jaką Pan od długiego czasu walczy, ma wpływ na Pana myślenie, reak-cje, sposób odczuwania, czy może, po tak długim czasie, można się z tym oswoić, ob-łaskawić?

M.K. Moja choroba rzeczywiście zmieni-ła sposób postrze-gania rzeczywi-stości. Codzien-ne zmaganie z chorobą uod-parnia i uwraż-liwia, ale powo-duje również twardnienie cha-rakteru. Balanso-wanie na granicy życia i śmierci mogę spróbować określić jako walkę boksera

z cieniem. Za cienką czerwoną linią zaczyna się euforyczne szczęście, absolutny spokój, harmonia. Tak naprawdę jest to niemożliwe do przekazania. Lekarze walczyli o moje życie „ jak o niepodległość”, a ja musiałem walczyć z sobą, aby zaakceptować to, że żyję! Czasem myślę, że to, co naprawdę ważne i prawdziwe, dzieje się “tam”, nie tutaj. To traumatyczne przeżycie nauczyło mnie dystansu wobec życia, ale także – trochę paradoksalnie – pozostawiło głębokie prze-świadczenie, że życie jest cudem.

G.L. W Pana fil-mografii pojawiają się produkcje o bardzo różnej te-matyce, konwencji, stylu. Co powoduje, że decyduje się Pan na zagranie danej roli?

się w 1957 roku w Kargowej koło Zielonej Góry. W 1984 roku ukończył wydział aktorski Teatru Nowego w Poznaniu, od 1988 do 1991 roku, członek warszawskiego Teatru Studio.

jest cudem

Page 6: Gazeta Uliczna 01/2008

Wywiad

M.K. Żadna rola nie jest przypadkowa, prawie każda wymaga dużego zaangażowa-nia emocjonalnego i intelektualnego, każda poprzedzona jest długimi rozmowami z reży-serem, często ocierającymi się wręcz o intym-ność. Tylko dobre poznanie się reżysera i ak-tora, wzajemne porozumienie i – zrozumienie, czego od siebie oczekujemy, może dać dobry efekt końcowy. Czasem pomaga przypadek. Gdy otrzymałem rolę Krzywonosa w “Ogniem i mieczem”, długo zastanawiałem się, jak ten mój Krzywonos ma wyglądać. Żadna, wymy-ślona przeze mnie koncepcja mi nie odpowia-dała, aż do chwili, gdy przypomniałem sobie, że w domu mojej babki wisiała na ścianie mała reprodukcja, przedstawiająca szalone-go Kozaka, autorstwa rosyjskiego malarza, Ilii Repnina. To odległe wspomnienie z dzieciń-stwa pomogło – mój Krzywonos wygląda tak, jak ten, zapamiętany z domu babki. Zazwy-czaj gram “twardzieli” i tak zapewne jestem

postrzegany przez widzów. To się czasem nie-oczekiwanie przekłada na życie pozazawo-dowe. Podczas pobytu w szpitalu pacjenci, walczący tak jak ja o życie, powiedzieli mi później, że bali się, że jeżeli ja, taki twardziel, “pęknę” to z nimi tym bardziej będzie koniec.

G.L. Od kilku lat utrzymuje Pan kontakt z fundacją “Barka”. Co jest powodem tej szczególnej życzliwości?

M.K. “Barka” od wielu lat pomaga oso-bom potrzebującym, to jest mi bliskie, także staram się pomagać, choć zdaję sobie spra-wę z moich ograniczonych możliwości. Nie zawsze wystarczy sama chęć niesienia po-mocy, trzeba jeszcze wiedzieć jak to zrobić w sposób najlepszy dla potrzebującego, trzeba znać odpowiednie “instrumenty”. Podziwiam pracę tzw. streetworkerów, ludzi pracujących bezpośrednio na ulicy, wyszukujących tych, którzy potrzebują pomocy. To prawdziwie apostolska misja. Przeciwny jestem jednak uszczęśliwianiu na siłę. Poza zupełnie wyjąt-kowymi sytuacjami, wszyscy mamy wpływ na to, w jaki sposób kształtuje się nasze życie. Jeżeli na przykład ktoś jest bezdomny z wła-snego wyboru, jeśli taki sposób życia mu od-powiada, nie należy w to ingerować. Uwa-żam, że raczej trzeba poczekać aż w samym człowieku zrodzi się potrzeba zmiany – wtedy należy pomóc, ale to on musi zwrócić się z potrzebą pomocy do mnie, bo to on jej potrze-buje, nie ja. Jest jeszcze jeden aspekt działal-ności “Barki”, który mnie interesuje. Od kilku lat staram się wspierać rozgrywki Piłki Nożnej Ulicznej, której pomysł i ideę “Barka” przenio-sła do Polski ze Szkocji i innych krajów euro-pejskich. To ciekawa i pożyteczna inicjatywa. W rozgrywkach biorą udział osoby bezdom-ne, to je na pewno psychicznie i społecznie wzmacnia, pozwala wyjść ze społecznego od-rzucenia i zapomnienia. Polska drużyna Piłki Nożnej Ulicznej jest jedną z najlepszych na świecie, niemal z każdych Mistrzostw Świata wraca z medalem. Teraz wspólnie podejmuje-my starania, aby kolejne Mistrzostwa Świata, odbyły się w Poznaniu.

G.L. Dziękując za rozmowę, chciałabym spytać, czego my, czytelnicy i widzowie, mo-żemy życzyć Panu w Nowym Roku?

M.K. Tylko zdrowia.

Z Maciejem Kozłowskimrozmawiała Gina Leśniak

Wywiad autoryzowany.

Wywiad

M.K. Żprawie kania emocjpoprzedzoserem, czność. Tylktora, wzajczego od efekt końcGdy otrzyi mieczemmój Krzywślona przedała, aż dże w domumała reprgo KozakaRepnina. stwa pomjak ten, zaczaj gram

6

Page 7: Gazeta Uliczna 01/2008

7

Świadectwa są potrzebne

Tradycyjnie, tego dnia Polacy w kraju i za-granicą, uczestniczą w koncertach i im-prezach towarzyszących. W czasie „gra-

nia” Orkiestry prowadzona jest, przy pomocy kil-kunasto-tysięcznej armii wolontariuszy ogólno-narodowa kwesta. Dochód z kwesty i imprez przeznaczany jest na cele fundacji. Podczas do-tychczasowych piętnastu finałów zebrano około 75 mln dolarów. W tym roku finał odbywał się pod hasłem: „Finał z głową – dla dzieci ze scho-rzeniami laryngologicznymi”.

Podczas finału organizowane są także impre-zy o charakterze sportowym, m.in. turnieje piłki nożnej. W dwóch takich turniejach wzięła udział Polska Reprezentacja Piłki Nożnej Ulicznej. W składzie reprezentacji zagrali: Romek Ratajczak, Jacek Karczewski, Filip Wiśniewski, Tomasz Krzyżaniak, Norbert Antoszewski, Radosław Ró-żański, Rafał Różański, Łukasz Wachowiak, Mar-cin Żakowski, Mateusz Janota. Drużyną kierował Jacek Czapliński.

W sobotę, dzień przed Finałem Wielkiej Or-kiestry, w największej polskiej hali piłkarskiej, na warszawskim Bemowie, odbył się turniej „Wielka Orkiestra Sportowej Pomocy”. Boisko o wymia-rach 85 x 40 metrów zostało podzielone na trzy mniejsze części, na których odbywały się równo-legle mecze w 8 grupach.

W turnieju brały udział zaproszone drużyny, m.in. zawodnicy Legii, Polonii, polska reprezen-tacja osób bezdomnych, mistrzynie Polski „AZS FB Leasing” z Wrocławia (z kobiecej ligi piłki

nożnej) oraz reprezentacje pracowników firm i instytucji, które wpłaciły największe kwoty za prawo gry z drużynami zaproszonymi. Polska re-prezentacja w piłce nożnej ulicznej grała w dwóch grupach – wygrała aż sześć meczów, je-den zremisowała, w jednym musiała uznać wyż-szość przeciwników. Wszystkie drużyny zostały nagrodzone pamiątkowymi statuetkami za udział w imprezie.

Następnego dnia, w dzień XVI Finału Wielkiej Orkiestry, nasi reprezentanci zagrali w następ-nym turnieju, którego organizatorem był Mega-Sports. Przeciwnikami naszych zawodników były drużyny Polonii Warszawa, reprezentacja Senatu RP, oraz reprezentacja Nokii Siemens Networks. W niedzielnym turnieju reprezentacja przegrała tylko z drużyną Polonii. Naszych piłka-rzy, odwiedził podczas obu turniejów, honorowy członek Stowarzyszenia Sportowego „Barka”, Maciej Kozłowski, obecny także przy uroczysto-ści wręczenia pamiątkowych dyplomów dla wszystkich drużyn turnieju.

Polska Reprezentacja Piłki Nożnej Ulicznej, której rodowód wywodzi się z kręgu ludzi zajmu-jących się pomaganiem bliźnim i pracą dla inte-gracji środowisk zagrożonych, w naturalny spo-sób wpisuje się w idee Wielkiej Orkiestry Świą-tecznej Pomocy. Nasi zawodnicy już po raz czwarty wsparli Finał WOŚP, a organizatorzy za-prosili nas do udziału w turnieju także w przy-szłym rok

Jerzy Łuksza

Gramy razem!Gramy razem!Jak co roku, w drugą niedzielę stycznia, fundacja „Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy” zorganizowała Wielki Finał, w tym roku już po raz szesnasty.

Reprezentacja Piłki Nożnej Ulicznej

z mistrzyniami Polski w piłce nożnej.

Page 8: Gazeta Uliczna 01/2008

K obiety i mężczyźni od najdawniejszych czasów nie byli traktowani równo, łączą się z tym wielowiekowe tradycje. Dlatego

bardzo rzadko podejmowano kwestie równo-uprawnienia i na ogół spotykały się one z po-wszechną niechęcią.

„ Państwo” to arcydzieło Platona, które jedno-cześnie jest rozprawą etyczną i filozoficzną, a także polityczną i ontologiczno - estetyczną. Przede wszystkim snuje on wizję idealnego Pań-stwa. Podzielił obywateli na trzy klasy. Najwyższa z nich to rządzący - „strażnicy” - wykształceni w matematyce, astronomii i metafizyce. Następni to „pomocnicy” strażników - wojownicy, których rola polega na bronieniu państwa. Najniższa klasa to rzemieślnicy i wytwór-cy, którzy dostarczają żywność i rozmaite przed-mioty, potrzebne całej spo-łeczności. Każda klasa, po-przez właściwe wypełnianie za-dań przydzielonych odpowied-nim warstwom, wpływała pozy-tywnie na rozwój państwa.

Kobiety na tych samych za-sadach, co mężczyźni, mogły być „strażnikami”, ponieważ posiadały te same cnoty i te same zdolności, z wyjątkiem, rzecz jasna, siły fizycznej. Platon, jako pierwszy umożli-wił niezależny od płci - po-dział pracy w społeczeń-stwie. „Strażnicy”, zarówno

mężczyźni jak i kobiety, mieli mieszkać we wspól-nych domach, posiłki spożywać we wspólnych jadalniach i oddawać się ćwiczeniom fizycznym w tych samych gimnazjonach. „Kobiety winny w najszerszym zakresie mieć dostęp do wykształ-cenia i uczestniczyć we wszystkich sprawach wspólnie z mężczyznami”. Dzieci „strażników” miały dorastać w grupach, pod opieką facho-wych opiekunek. Kobiety „strażniczki” zostały w ten sposób wyręczone od obowiązku sprawo-wania opieki nad dziećmi, co umożliwiło im poświęcenie się sprawom państwa, w nie mniejszym stopniu niż mężczyźni.

.

Kobieta Jednym z najbardziej oddziaływujących na kolejne pokolenia, kultury, a nawet religie filozofów, był obok Arystotelesa, Platon. Zapisał się on w historii filozofii m.in. jako człowiek, który po raz pierwszy zajął się sprawą statusu kobiet, dotąd pomijaną wśród antycznych społeczeństw.

obieczasię z

bardzo rzauprawnienwszechną

„ Państwcześnie jestakże polityPrzede wsstwa. Podzz nich to rzw matemato „pomocrola polegapaństwa. Nto rzemieścy, którzy dżywność i rmioty, potrłeczności. przez właśdań przydznim warstwtywnie na r

Kobietysadach, cobyć „strażnposiadały same zdolrzecz jasnaPlaton, jakwił niezaledział pracystwie. „Stra

.

Jednym zoddziaływpokoleniafilozofówPlaton. Zfilozofii mpo raz pistatusu kwśród an

8

Page 9: Gazeta Uliczna 01/2008

.

„Strażnicy”, którzy osiągnęli najwyższy stopień wiedzy, mogli rządzić państwem jako władcy-filo-zofowie. Takie założenie dawało potencjalną możliwość zostania władcą przez kobietę. Ów-czesna sytuacja polityczna w żadnej mierze nie dawała jednak kobietom takiego prawa. W spo-łeczeństwie greckim, status kobiety był bardzo niski. Ich funkcją było rodzenie i wycho-

wywanie dzieci, szczegól-nie synów.

W tak silnie ugruntowanej tradycji niższych praw kobiet, idea Platona, wyzwalająca je spod władzy mężczyzn i dająca im prawo do równej edukacji, była czymś wyjątkowym i niespotyka-nym. „To wszystko też co dla chłopców zarządzi moje prawo, zarządzi i dla dziewcząt i nakaże ćwiczyć je w tych samych umiejętnościach”.

Jednym z argumentów, jakie przemawiały za uznaniem równych praw kobiet, w opinii Platona, był pogląd, że człowiek posiada nieśmiertelną duszę, niezależną od ciała. To rozdzielenie ode-grało wielką rolę w myśli filozoficznej i religijnej kolejnych epok. W swoim późnym dialogu, zaty-tułowanym „Timajos” Platon mówi, że wrodzona wiedza, którą posiadają nieśmiertelne dusze, jest w istocie wiedzą należącą do sfery najwyższych bogów. Ponieważ dusza jest nieśmiertelna, a cia-ło śmiertelne, nasza obecna egzystencja jest za-ledwie przemijającą fazą bytu w wymiarze ko-smicznym. To, co należy podkreślić, to pogląd Platona, że płeć jest cechą ciała, a nie duszy.

Stawiało to kobiety prawie na równi z mężczy-znami.

Z drugiej jednak strony, według obiegowych opinii, w tym także według Platona, kobiety są wynikiem fizycznego upadku istoty ludzkiej. “Je-dynie mężczyźni zostali bezpośrednio stworzeni przez bogów i obdarzeni duszą. Ci, którzy pro-wadzą dobry żywot powrócą do gwiazd, lecz można przypuścić, że tchórze, lub prowadzący zły żywot, w następnym wcieleniu przejmą naturę kobiecą”.

Wizja państwa i ról społecznych tego filozofa była jak na owe czasy dość radykalna. Biorąc pod uwagę wspólczesne zainteresowanie tema-tyką feminizmu, potwierdza się tylko pogląd o nieustannej aktualności rozważań filozofów sta-rożytnych.

Dagmara Walczyk

u Platona.

niższych a je spodo równej spotyka-zarządzinakażeach”.awiały za nii Platona,iertelną enie ode-religijnej

ogu, zaty-wrodzona dusze, jest wyższychlna, a cia-

cja jest za-iarze ko-to pogląd ie duszy.mężczy-

egowych biety sązkiej. “Je-stworzeni rzy pro-

d, lecz wadzący mą naturę

go filozofa Biorącnie tema-

ogląd o ofów sta-

ara Walczyk

9

Page 10: Gazeta Uliczna 01/2008

.

P ierwsi osadnicy przybyli do Irlandii już 7 tys. lat p.n.e. Tak długa przeszłość prawdziwie wyznaczyła ścieżkę współ-

czesności. Idąc śladami swoich przodków Ir-landczycy nieustannie opierają sie na histo-rii. Ludem, który wywarł największy wpływ na dzieje Irlandii byli Celtowie. To dzięki nim, już od VI w p.n.e., ludność wyspy stała się jedno-ścią. Oni tworzyli współną kulturę, wyznacza-li tradycję, wyznawali jednakową religię. Ich jedność, oparta na wymiarze kulturowym i ję-zykowym, stanowiła podstawę państwa, na samym początku, jak i w okresie walki o nie-podległość. Politycznie jednak Irlandia zma-gała się wciąż ze zwierzchnictwem Anglii. Odkąd w XVI w. Henryk VIII ogłosił się królem Irlandii, jego nowi poddani nieustannie pró-bowali przeciwstawiać się władzy monarchii w sposób zbrojny i nieefektywny. Ilekroć po-wstanie wybuchało, tylekroć było dławione. Tak działo się przez stulecia, aż do XX wieku. Dopiero wtedy Irlandia wywalczyła sobie nie-podległość. Nie bez znaczenia było jednak powołanie na początku tego wieku Ligi Gali-cyjskiej, która jako apolityczna partia, miała za zadanie, inspirować do odrodzenia – przez ożywianie irlandzkiej tradycji , literatu-ry i języka, po wolne społeczeństwo.

Społeczność Irlandii liczy sobie około 5 mln osób, czego znaczącą część stanowią dzisiaj polscy migranci. Ci odnajdują w tej rzeczywistości ułamki polskości, mi.in w rów-nie silnie zakorzenionej religii. Kościół rzym-skokatolicki jest bowiem jednym z filarów ir-landzkiej tożsamości, dość z resztą wiekowy, bo zapoczątkowany na wyspie przeszło 1,5 tysiąca lat temu przez świętego Patryka. Jego marcowe święto to jedno z najważniejszych corocznych wydarzeń, świętowane ku jego pamięci – zabawą i ulicznymi paradami. Z

tym świetym związana jest legneda tłuma-cząca całkowity brak węży na wyspie. Miesz-kańcy tłumaczą turystom, że święty tak żąrli-wie modlił sie o wypędzenie grzechu, że wraz z nim wypędził wszystkie jadowite gady. Tak wyjaśnia się ich absolutną nie-obecność na wyspie. Inna, znacznie słynniej-sza legenda związana z tym świętym pratro-nem kraju mówi, że aby wyjaśnić początku-jącym w wierze mieszkańcom, tajemnice Trójcy Świętej, posłużył sie on przykładem koniczynki. Pomysł na tyle trafny, że utknął w świadomości ogólnej również jako symbol całej Irlandii. Odtąd ta mała, zielona roślin-ka, nosi w sobie wymiar całego kraju, a kraj przejął jej kolor.

Ulice Dublina nie rozciągają się wokół starówek miejskich, jak większość ulic w eu-ropejskich stolicach, ale biegną równolegle i prostopadle do rzeki Liffey, która majesta-tycznie przepływa przez miasto. Co jakiś czas przecina ją, czy to wyjątkowo szeroki, czy zabytkowo stary, czasem urokliwy, cza-sem niezwykle nowoczesny - most. Każdy wieczorem, podświetlony w kolorze...zielo-nym. Specjalnie tak, by nie móc oprzeć sie wrażeniu, że nawet rzeka tym kolorem oddy-cha. Chodząc uliczkami można dostrzec istotną cechę tego miasta, nad którym góru-je widokowa wieża z browaru Guinessa. Na niemal każdej z nich mija się pub. Im dłuż-sza ulica, tym więcej pubów. I tak, jak idąc ulicami Rzymu czy Paryża, szerokie okna ka-wiarni zapraszają na kawę, tak tu drewnia-ne drzwi skrzypią jak stare skrzypce, pory-wając kolejno przechodzących turystów. W pubach życie Dublina tętni wieczorami. Ir-landzka muzyka grana na żywo, na tradycyj-nych instrumentach – skrzypcach, akorde-onie, flecie, harfie, irlandzkie tańce, przy-

IRLANDIATo kraj, w którym próżno szukać paradoksów. To wyspa harmonii. Kraina kultury, tradycji i historii. Zielona Irlandia. A co w niej zielonego poza wzgórzami i szerokimi polami golfowymi? Otóż symboliczna koniczynka, zemszała harfa i główna rzeka.

.

ier7 tpr

czesnoślandczycrii. Ludedzieje Irod VI w pścią. Onli tradycjedność,zykowymsamym ppodległogała się Odkąd wIrlandii, bowali pw sposówstanie Tak dziaDopieropodległopowołancyjskiej, za zadaprzez ożry i język

Społemln osóbdzisiaj przeczywnie silnieskokatollandzkiebo zapotysiąca lmarcowcorocznpamięci

TTTToooo kkkkrraaajjj, wwKKrraaiina kkzziieelloonneeggoosymmbolic

10

Page 11: Gazeta Uliczna 01/2008

śpiewki. To nie tylko atrakcja turystyczna skomercjalizowanego świata. To raczej kul-tura spędzania wolnego czasu. Nie w hała-śliwej otoczce popularnego na zachodzie popu czy stylu techno, ale właśnie tradycyj-nego kultu nieprzemijającego ducha (nie)naszych czasów.

Jak koniczynka została po świętym Patryku, tak po celtyckiej kulturze, została harfa. Mało, że w godle, że na rewersie monet, to jeszcze w pamięci wielu. Zarówno instrument, jak i grający na nim muzyk, otaczani byli szczegól-nym szacunkiem. Harfiarz był zawsze rado-

śnie witanym i pożądanym gościem. Wierzo-no, że dobry harfiarz miał władzę nad uczu-ciami i myślami swoich słuchaczy. Według za-pisanego przysłowia z X wieku trzy rzeczy są potrzebne do szczęścia: „Wierna żona, wy-godne krzesło i dobrze nastrojona harfa”.

Irlandia to kraj ludzi tworzących i miłują-cych sztukę i tradycję, ludzi nie tylko morzem, odizolowanych od pośpiechu Europy.

Dagmara Walczyk

.

kraina zielonej koniczyny, rzeki i harfy

Wierzo-d uczu-

Według za-zeczy są

na, wy-arfa”.miłują-morzem,

y.

ra Walczyk

.

11

Wśród zielonych wzgórz Irlandii ukryte są urocze pałace, zamki i ogrody.

Wzdłuż linii brzegowej Irlandii rozciągają się zielone łąki, plaże i kamieniste klify.

Page 12: Gazeta Uliczna 01/2008

12

Historie krajów europejskich

Lotnisko trochę dziwne – gmach przypomina raczej dworzec kolejowy, pozbawiony jakich-kolwiek udogodnień, sklepów czy barów.

Tchnie socrealizmem. Stoję w dość długiej kolej-ce, w którą ustawili się pasażerowie naszego sa-molotu i - zostaję solidnie przepytana o cel podró-ży. Wyjaśniam, że przyjechałam, jako przedstawi-cielka fundacji „Barka”, zaproszona przez ukraiń-ską organizację „Wspólnota Pomocy Wzajemnej Oselia”, na konferencję przez nią organizowaną. Po wyjaśnieniach, pozostaje jeszcze tylko opłata za ubezpieczenie zdrowotne i opuszczam lotni-sko. W hotelu – następna niespodzianka: woda płynie z kranu tylko rano i wieczorem, w ciągu dnia ani kropelki.

Konferencja odbywała się pod hasłem „Rola edukacji w integracji społecznie wykluczonych grup bezdomnych i długotrwale bezrobotnych”. Uczestnikami byli przedstawiciele rządu ukraiń-skiego, samorządu Lwowa oraz organizacji po-zarządowych z Ukrainy, Polski, Rosji i Danii. Dzieliliśmy się swoimi doświadczeniami w pracy z osobami bezdomnymi i bezrobotnymi, porów-nywaliśmy systemy współpracy pomiędzy wła-dzami rządowymi i samorządowymi a organiza-cjami pozarządowymi - system, wypracowany w Polsce, wyróżnia się pozytywnie na tle systemu, obowiązującego u naszych wschodnich sąsia-dów. Ukraina jest na etapie, na którym Polska była w latach 90-tych, zanim weszło w życie kil-

Krótka wizyta w krajRewolucji Leciałam do Lwowa z lekkim dreszczem niepokoju.

Już w samolocie - pierwsza oznaka przekraczania do pobytu na terytorium Ukrainy do 90 dni.

Kozacka pieśń

Page 13: Gazeta Uliczna 01/2008

13

Historie krajów europejskich

ka kluczowych, dla problemów społecznych, ustaw.

W ostatnim dniu, przed wyjazdem, odwiedzili-śmy dom Wspólnoty „Oselia” w Winnikach pod Lwowem. Budynek przed długi czas był zamiesz-kiwany przez zakonnice, które prowadziły swoją działalność w tajemnicy przed ówczesnymi wła-dzami. Przekazany Wspólnocie dom był w bardzo złym stanie, w jego remoncie pomagali m.in. członkowie domów wspólnotowych, prowadzo-nych przez „Barkę”. „Oselia” jest członkiem mię-dzynarodowego ruchu „Emaus”, który pomaga bezdomnym w 40 krajach świata.

We Wspólnocie mieszka obecnie 20 osób. Wspólnota prowadzi pracownię renowacji mebli,

natomiast instruktorzy nauczają rękodzieła, obsłu-gi komputera, a także, razem z członkami Wspólnoty, malują naczynia, wazony, obrazy. Wspólnota utrzymuje się ze sprzedaży od-nowionych mebli, część osób pracuje „na ze-wnątrz”, głównie przy sprzątaniu. Jurij, który zaj-muje się zaopatrzeniem, wozi meble na wieś i tam czasem je sprzedaje, a czasem wymienia bezpo-średnio na żywność - mieszkańcy wsi są zbyt ubo-dzy, aby kupić meble choćby za niewielką opłatą.

Wsparcie finansowe ambasady Japonii na Ukrainie oraz holenderskiej sieci wspólnot „Emaus” pomogło mieszkańcom wyremontować stary dom i wybudować nowy, dzięki czemu człon-kowie Wspólnoty zamieszkali w ładnych, dwuoso-

u Pomarańczowej To moja pierwsza wyprawa za wschodnią granicę, do kraju spoza UE. „prawdziwej” granicy - muszę wypełnić dokument migracyjny, uprawniający

Opera w Lwowie

Page 14: Gazeta Uliczna 01/2008

Historie krajów europejskich

bowych pokojach. Wspólnota pomaga bezdom-nym na wiele sposobów, m.in. organizuje, w cza-sie Świąt Wielkanocy i Bożego Narodzenia, wspól-ny posiłek dla kilkuset osób. Razem z „Caritas”, raz w tygodniu, wysyła na ulice Lwowa „Autobus pomocy”, rozdając bezdomnym posiłki.

Konferencja wypełniła nam czas tak całkowicie, że dopiero w ostatnim dniu pobytu możemy zwie-dzić centrum Lwowa. Pierwsze wrażenie jest dość egzotyczne - takich tramwajów w Poznaniu nie ma już od dobrych kilku lat, bilety sprzedaje kobieta, ubrana w fartuszek gospodyni domowej. Dojeżdża-my do centrum i tu - zaskoczenie. Po lotnisku, hotelu i tramwaju spodziewałam się zniszczonych, szarych kamienic, zmęczonych przechodniów, nieciekawych witryn sklepowych a jest wręcz przeciwnie. Prze-piękne stare miasto, odnowione budynki, monumen-talne kościoły i wystawy sklepowe, zupełnie podob-ne do naszych, a nawet tych „zachodnich”. Cudne cerkwie, stare kamienice i cmentarze dopełniają niezwykłych wrażeń. Historia Lwowa jest długa, cie-kawa, często burzliwa. Lwów został założony w XIII w. przez ruskiego kniazia Daniłę. Jego syn, Lew, wy-brał je na stolicę. Miasto leżało na terenach, o które toczyły się walki pomiędzy Polakami, Rusinami, Ta-tarami i Węgrami. Od XIV wieku aż do I rozbioru Polski w 1772 roku, Lwów należał do Rzeczypospoli-tej. W wyniku rozbioru Lwów znalazł się w grani-cach Austrii. Po I wojnie światowej o miasto trwały walki pomiędzy Polakami i Ukraińcami, zakończone przyłączeniem Lwowa do Polski. Po II wojnie świato-wej Lwów został włączony do ZSRR, a po jego roz-padzie, wrócił w 1991 roku do Ukrainy.

Od uzyskania niepodległości przez Ukrainę minęło już 16 lat, jednak zmiany nie zachodzą tu-taj tak szybko, jak w Polsce. Brak własnej pań-stwowości w przeszłości wpływa hamująco na współczesność Ukrainy. Budowy demokracji trze-ba się uczyć niemal od podstaw. Ukraina, nigdy w swoich dziejach, aż do czasów nam obecnych, nie

posiadała suwerennego państwa. Po rewolucji październikowej Ukraińcy, bez powodzenia, pró-bowali wywalczyć sobie wolność. Ukraina została wówczas podzielona pomiędzy ZSRR, Polskę, Czechy i Rumunię. Do początku lat dwudziestych, zarówno Polacy jak i Rosjanie, prowadzili umiar-kowanie liberalną politykę wobec ukraińskiej mniejszości narodowej, nastąpił nawet swoisty re-nesans kultury ukraińskiej, nazwany później „roz-strzelanym odrodzeniem”.

Szybko jednak nastąpił zwrot w polityce rosyj-skiej i polskiej - w obu krajach zaczęto odsuwać Ukraińców od wpływu na życie polityczne i spo-łeczne.

W latach trzydziestych, sytuacja tej części Ukrainy, która pozostawała w granicach radziec-kich, stała się wręcz katastrofalna. Polityka Stali-na, świadomie dążącego do unicestwienia naro-du ukraińskiego, doprowadziła do wielkich klęsk głodu, w trakcie których życie straciło ponad 10 mln mieszkańców Ukrainy. Wraz z eksterminacją zaczęła się bezwzględna rusyfikacja, niszczenie zabytków, masowe mordowanie ukraińskich księ-ży prawosławnych. W 1935r. rozstrzelano wszyst-kich lirników, którzy w swoich pieśniach, przecho-wywali wspomnienie wolnej Ukrainy i podtrzymy-wali ukraińskie tradycje wolnościowe.

W czasie II wojny światowej polska część Ukra-iny została wcielona do ZSRR i poddana dalszej, bezwzględnej rusyfikacji. Wstrząsem dla Ukrainy, który pobudził ją do aktywności, była katastrofa elektrowni atomowej w Czarnobylu. Władze próbo-wały zatuszować sprawę, co wywołało żywiołowy protest społeczny. Po upadku ZSRR, Rada Najwyż-sza Ukrainy proklamowała w 1991 roku niepodle-głość, która jednak w rzeczywistości, była mocno ograniczona silnymi wpływami rosyjskimi.

Historyczne dzieje Ukrainy to jedna z najwięk-szych zagadek tej części Europy. Duży, zasobny w dobra naturalne region miał wiele predyspozycji, aby stać się samodzielnym państwem. Zabrakło jednego, najważniejszego – świadomego dążenia do utworzenia własnej państwowości. Dawni mieszkańcy Ukrainy, Kozacy, już w XVII stuleciu, mieli świadomość własnej odrębności narodowej i kulturowej. Naciskani politycznie i zbrojnie przez trzy ówczesne mocarstwa – Polskę, Rosję i Turcję, nie potrafili obronić własnej tożsamości. Dopiero XX wiek i „Pomarańczowa Rewolucja” przyniosły upragnioną wolność i samostanowienie.

Wracam do Polski, zabierając ze sobą wspo-mnienie życzliwości Ukraińców, magicznego uroku starego Lwowa, tęsknoty wyśpiewanej w ukraiń-skich dumkach i - szacunku dla narodu, który urzeczywistnił swoje dawne, wolnościowe marze-nia. Chciałabym tam jeszcze wrócić, dlatego, wy-jeżdżając, mówię do siebie z nadzieją: Do zobacze-nia, Ukraino…

Lidia Węsierska

Historie kraj

bowych ponym na wiesie Świąt Wny posiłek raz w tygodpomocy”, r

Konfereże dopiero dzić centruegzotycznejuż od dobrubrana w famy do centi tramwaju kamienic, zwitryn skleppiękne startalne kościone do naszycerkwie, staniezwykłychkawa, częsw. przez rubrał je na stoczyły się wtarami i WęPolski w 177tej. W wynicach Austriwalki pomięprzyłączenwej Lwów zpadzie, wró

Od uzyminęło już taj tak szybstwowości współczesnba się uczyswoich dzie

14

Zakład renowacji mebli w Oselii.

Page 15: Gazeta Uliczna 01/2008

Nasza twórczośćza twórczość

15

Smutny dzień rozpoczął się,Mała gwiazda obudziła mnie.I szepnęła mi – przestań śnić,Dziś swym szczęściem musisz żyć.A więc musisz żyć, o swym szczęściu śnić,Lecz pewnego dnia szczęście twe rozpocznie się i rozłączy Cię z nim tylko śmierć.

Czy wiesz, że czas płynie nieubłagalnie,gdzieś w oddali zanurza końce dnia.On się stara a my?Zamknięci w sobie,przepełnieni żalem – nie czujemy nic.- Czy wiesz, że płynąca po policzku łzazmienia kąt padania. Ona wie co to bólI długi czas przetrwania.

Katarzyna ŚcianaWiersze

Page 16: Gazeta Uliczna 01/2008

16

Kopenhaskie centrum.

Foto Galeria

KopenFotoreportaż - Grażyna Dratwa

Hotel de Nord

Tivoli

Page 17: Gazeta Uliczna 01/2008

17

Foto Galeria

Ratusz.

hagaFoototooo GGG GGGGalaaaaaa er

Kopenhaskie kanały

Popiersie gen. Władysława Andersa.

Page 18: Gazeta Uliczna 01/2008

18

Impresje dziecięce

eoczekiwana pod... L ori, Jack i Max szczęśliwie

wrócili z babcią do domku nad jeziorem. Jedynym za-

kłóceniem podróży było spotkanie z krzyża-kiem, który chciał ich obrabować. Biedak wy-szedł z tego nieźle poobijany. Dużo można by-łoby powiedzieć o babci, ale dzieci stwierdzi-ły jedno :nie żałowała mu!

Po zjedzeniu pysznego sernika nadszedł, oczekiwana przez dzieci, chwila wyjaśnień.

- Babciu, zdradź nam teraz, o co w tym wszystkim chodzi. Jakieś tajemnicze tunele, przenoszące w czasie, ty w roli komandosa, a za chwilę znów jako troskliwa babcia. Nic z tego nie rozumiemy – niecierpliwił się Max.

- I wcale się nie dziwię. Ja także długie lata nic nie rozumiałam. Na trop tej całej historii wpadłam w bibliotece. Wiecie, że jestem hi-storykiem. Kilkadziesiąt lat temu prowadziłam badania na Uniwersytecie w Oksfordzie. Przypadkowo trafiłam na manuskrypt, w któ-rym tajemniczy ktoś, opisał swoją podróż w przeszłość. Najpierw myślałam, że to jakieś wymysły, później jednak wpadły mi w ręce inne fragmenty tej układanki.

- Ojej, to brzmi świetnie! Zawsze intereso-wały mnie takie tajemnicze sprawy – ekscyto-wała się Lori

- Nie przerywaj! – Maks, nie omieszkał ofuknąć siostry

- Nie kłóćcie się, dzieci – upomniała ich babcia. Właśnie wtedy poznałam waszego dziadka. Okazało się, że od dawna próbował zgłębić tę tajemnicę i jego wiedza była więk-sza od mojej. Wprowadził mnie do tajnych struktur i od tej pory razem prowadziliśmy walkę.

- Walkę? O co? – spytał Max- Zostaliśmy strażnikami czasoprzestrzeni.

W czasoprzestrzeni trwa odwieczna walka między dobrem a złem, a zło jak to zło, jest złe, i próbuje zawładnąć czasoprzestrzenią. My, i wszyscy ludzie od początku cywilizacji, jesteśmy ich podwładnymi: jednego lub dru-giego, zła lub dobra.

- A w jaki sposób zginął dziadek? - zapyta-ła Lori.

- Wpadł w ręce Egipcjan - odparła babcia.- A mówiłaś, babciu, że zginął w wypadku

samochodowym - z lekką pretensją powie-dział Max.

- A uwierzyłbyś, że został zabity przez Egipcjan? - zapytała babcia.

- No..... nie. -Właśnie. - A ja nadal niewiele z tego rozumiem –

powiedział zamyślony Jack – Czytałem tro-chę o podróżach w czasie i z tego, co wiem, żadna żywa istota, a nawet martwy przed-miot, nie może takiej podróży odbyć.

- To przestarzałe teorie – babcia lekcewa-żąco machnęła ręką – nauka pod tym wzglę-dem jest jeszcze w powijakach. Poza tym, nie jesteś na bieżąco, bo ostatnio ponoć już taką możliwość odkryto. Poczytaj sobie prace Siergieja Krasnikowa.

- Ojej, to nudne. Opowiedz lepiej babciu o tych walkach – niecierpliwił się Max.

- Walki były, a jakże, ale nie wiem, czy chcielibyście poznać szczegóły, zwłaszcza te makabryczne. Walka jest czymś złym i okrut-nym i nie należy się nią pasjonować.

- Babciu, proszę, chociaż parę krótkich opisów.

- Może póź-niej. Teraz opo-wiem jeszcze trochę o zasa-dach. Tych koryta-rzy czasoprze-strzennych jest dużo. Jeżeli podejmiecie de-cyzję o przystąpieniu do strażników, zostanie-cie przeszkoleni, jak się nimi posługiwać. Celem tej, toczącej się od wie-ków wojny, jest obrona wszystkich żywych istot. Grozi im zagłada ze strony naszego przeciwnika. Na-rzędziem obrony jest tajem-na księga, której części zo-stały rozrzucone po różnych częściach świa-ta i w różnych epokach. Musimy je ze sobą połączyć. Do tej pory udało się odzyskać około połowy. Do zrobienia jest zatem dużo i cieszę się, że ktoś podejmie się tego zadania po mnie. Ale nie bójcie się, nie będziecie osamotnieni. Takich jak my jest więcej.

- Kto na przykład? – zapytała Lori-Zostaliśmy podzieleni, zgodnie ze swo-

ego rozumiem – ny Jack – Czytałem tro-

ach w czasie i z tego, co wiem, żywa istota, a nawet martwy przed-

miot, nie może takiej podróży odbyć.- To przestarzałe teorie – babcia lekcewa-

ąco machnęła ręką – nauka pod tym wzglę-em jest jeszcze w powijakach. Poza tym, nie

teś na bieżąco, bo ostatnio ponoć już taką żliwość odkryto. Poczytaj sobie prace gieja Krasnikowa.

jej, to nuddnen . Opowiedz lepiej babciuwalkach –– niecierpliwił się Max.lki były, a jakże, ale nie wiem, czy yście poznać szczegóły, zwłaszcza te czne. Walka jest czymś złym i okrut-należy się nią pasjonować.

proszę, chociaż h opisów.ź-

-

a-

o. e-

e-ę

Page 19: Gazeta Uliczna 01/2008

19

Impresje dziecięce

róż w czasie - cz. 4

imi umiejętnościami. Istnieje grupa walecznych wojowników, tworzą-

cych kilkuosobowe zastępy zwane social cooperative. Oni są na pierwszym froncie i prowadzą najkrwawsze boje. Wspierają ich doradcy z Centrum Ekonomiae. My nato-miast planujemy wszystko, jesteśmy strate-gami.

- Ja chcę być wojownikiem! – krzyknął Max

- To nie jest łatwe, ale wszystko jest moż-liwe. Musisz się bardzo wysilić i dużo ćwi-czyć.

- Babciu, a co się stanie, gdy księga zo-stanie złożona w całość? – zapytała Lori

- To będzie piękny moment. Zapanuje ogólna szczęśliwość, ludzie będą dla siebie dobrzy. Nie będzie biedy, wyzysku, wszyscy będą braćmi.

- A jak się nazywa ta księ-ga? – chciał wiedzieć Jack

- „Ekonomiae Sociale” – od-powiedziała babcia

Dzieci zamyśliły się. Babcia poszła, rzekomo, porobić na dru-

tach, naprawdę jednak chciała ich zostawić samych, by się naradzili.

-To trochę trudne być dziedzicami strażniczki czasoprzestrzeni, nie uważa-

cie? – niepokoiła się Lori- Przecież nas przeszkolą – jak zwykle

optymistycznie odparł MaxJack był ciągle zbyt oszołomiony, żeby

to wszystko ogarnąć.- Zaczynamy przygotowania do podróży

w przeszłość? Dokąd tym razem pojedzie-my? – cieszył się Max.

- Może do świata Ninja? A może do Egip-tu? – zaproponowała Lori

- Spokój! – huknął Jack - pojedziemy tam, gdzie nas tunel zaprowadzi. Najpierw musi-my zapoznać się z instrukcją i dowiedzieć, gdzie znajduje się następny kawałek księgi.

- Może będzie to jakieś dzikie miejsce? – rozmarzył się Max

- Czyś ty zgłupiał? Jest takie powiedzenie :”słowa zamieniają się w czyn” – przystopo-wała go Lori

-A co jest w tym złego? -To, że nie mam ochoty być uduszona

przez boa. - A ja zjedzony przez mrówki - dodał Jack- Pesymiści - powiedział z rozdrażnie-

niem Max W tej chwili do pokoju weszła babcia.

- Hej, nie trapcie się. Ja też przez to prze-

chodziłam, ale z czasem się przyzwycza-iłam. A teraz do łóżek i lulu. Musicie się z tym wszystkim przespać. Jutro zaczynamy szkolenie.

Dzieci bez protestu wykonały polecenie babci. Wiedziały, że ich życie całkowicie się zmieni. Trochę się bali, ale jednocześnie czuli radość i podniecenie. Zasnęli marząc o przyszłych przygodach.

Jędrzej Chyc

imi ugrupa w

c

p

posztach, n

zostawić -To troch

strażniczki czcie? – niepokoił

- Przecież nasoptymistycznie odp

Jack był ciągle zbto wszystko ogarnąć.

- Zaczynamy przygow przeszłość? Dokąd tymy? – cieszył się Max.

- Może do świata Ninjatu? – zaproponowała Lori

- Spokój! – huknął Jack - gdzie nas tunel zaprowadzi. my zapoznać się z instrukcją gdzie znajduje się nastę

- Może będzie torozmarzył się

- CzTunele

czasoprzestrzenne.

Page 20: Gazeta Uliczna 01/2008

20

T ermin art brut - sztuka surowa, niewywie-dziona z tradycji sztuki historycznej, mu-zealnej,lub ludowej znajduje swój odpo-

wiednik w anglojęzycznym określeniu outsider art, sztuka „z autu” — spoza pola gry.(...) (prof. Aleksander Jackowski).

Taką malarką „spoza pola gry” jest Maria Wnęk. Sądecka twórczyni, to najwybitniejsza polska przedstawicielka nurtu art brut. Wcie-lała się w rolę posłanki Boga i „podszywała” pod osobę Matki Boskiej. Przedstawiała sie-bie jako znajomą Jana Pawła II, a także jako

Kultura

Maria Wnęk sądecka zaklinaczka malarstwaFrancuzi mówią o malarzach czystego serca, o naiwności, o sztuce powstałej poza kulturą, poza wzorami, które kształtują wyobraźnię.

Matka Boska z aniołami.

Page 21: Gazeta Uliczna 01/2008

21

paralityczkę, ofiarę gwałtu i morderstwa.To jedna z niewielu artystek, których prace

znajdują się w prestiżowej Collection l’Art. Brut , w Lozannie, w Szwajcarii.

Malarka „nieprofesjonalna”

Nie posiadała akademickiego wykształce-nia, ukończyła jedynie cztery klasy szkoły po-wszechnej, toteż szybko zaszeregowano ją do grona artystów „nieprofesjonalnych”. Z ar-tystami ludowymi niewiele jednak miała wspólnego - nie pasowała do nich, a poza tym stroniła od regionalnych wzorów. Zgod-nie z wyrokiem sądu została ubezwłasnowol-niona, gdyż słyszała wewnątrz siebie „głosy” i dręczyło ją poczucie ciągłego zagrożenia. Maria Wnęk znalazła się w zakładzie dla cho-rych psychicznie.

Profesjonalni krytycy twórcom takim pobła-żają, muzea, te od sztuki „wysokiej” nie mają dla nich u siebie miejsca.

Tymczasem Maria Wnęk głosy, które sły-szała przetwarzała, zaklinała w malarstwo. Malarstwo bardzo ekspresyjne i budzące niepokój. Na jej obrazach pojawiały się sceny rodzajowe, także te z życia malarki, w których wydarzenia realne przeplatały się z urojonymi. Ważną część jej prac stanowiły

„ułamkowe życiorysy” - teksty pisane zwy-kle na rewersie obrazów, w których zawie-rała m.in. przesłania i komunikaty otrzymy-wane, jej zdaniem, z nieba. Na odwrocie swoich obrazów pisała np.: „Myśliwi i mili-cja, i wojsko strzela za mną, aby mnie za-mordować, abym obrazów nie malowała, aby się chwała Boża po całym świecie nie rozchodziła”. Malowała na wszystkim, co wpadło jej w ręce - na drewnie, tekturach, kawałkach blachy.

Świętości

„Świat Marii Wnęk wypełniony jest święto-ściami. Świętości nie mieszczą się w nim. Świę-tości nie mieściły się w jej kolejnych mieszka-niach - nosiła je wszystkie w tobołkach, żyjąc

Kultura

To jedna z niewielu artystek, których prace znajdują się w prestiżowej Collection l’Art Brut , w Lozannie, w Szwajcarii.

Matka Boska Smętna, akwarela.

Maria Wnęk

Page 22: Gazeta Uliczna 01/2008

22

Kultura

często życiem osoby bezdomnej, ale wolnej.”* Świętości nie mieszczą się też na jej obrazach. Zwykle sceny zbiorowe stanowią gęstą, zwartą kompozycję, zajmując całą powierzchnię przedstawienia.

Pokrewieństwo twórczości osób niepełno-sprawnych umysłowo ze sztuką współczesną sięga początków XX wieku, kiedy to znakomici artyści - Picasso, Braque, Dubuffet - zaczęli zwracać się do nowych źródeł, spoza kanonu kultury śródziemnomorskiej – do afrykańskich masek, totemów. Sięgali do korzeni, poza gra-nice, świadomie odrzucając tradycyjne koncep-cje twórcze. Sięgali do nieskrępowanej wy-obraźni ludzi wolnych.

Nieakceptowana

Marii Wnęk nie akceptowało nawet wła-

sne środowisko. We wsi mówiono, że jej prace są „popaprane” i wrzucano je do pie-ca. Przez wiele lat swego życia artystka bo-rykała się z chorobą i wynikającą z niej nę-dzą, samotnością oraz poczuciem wyobco-wania. Nigdy jednak nie utraciła wiary w swoje posłannictwo i przekonania o warto-ści swojej twórczości. Wiele lat spędziła w szpitalu psychiatrycznym w Kobierzynie. Zmarła w roku 2005 w rodzinnej Olszance, otoczona opieką państwa Ireny i Wojciecha Pasiutów.

Życie „odmieńców” jest trudne w każdej społeczności.

Katarzyna Jankowska

*http://www.podsukniami.art.pl/wystawy7.php

Mój życiorys

Page 23: Gazeta Uliczna 01/2008

23

Reportaż

BATALLA DE FLORES I LAS FALLAS…

N a hiszpańską wielokulturowość mają wpływ nie tylko emigranci z wielu kra-jów, ale przede wszystkim jej własna, od

wieków zakorzeniona, struktura wewnętrzna - Hiszpania składa się z 17 wspólnot, charakte-

ryzujących się dużą autonomią i kulturowym zróżnicowaniem.

Podróżując po Hiszpanii, jak nigdzie w Euro-pie, nie przekracza się tak często „umownych” granic między regionami. Każdy z regionów ma

WALENCJA

Hiszpania to znacznie więcej, niż kojarzona z nią corrida i tancerze flamenco, lub zatłoczone turystami piękne plaże. Hiszpania to przede wszystkim bogaty w kulturową różnorodność kraj, którego północne krańce, z zielonymi wzgórzami przypominają Irlandię, a południowe regiony pozwalają poczuć atmosferę krajobrazów marokańskich.

Page 24: Gazeta Uliczna 01/2008

Reportaż

własną, odrębną historię i związane z nią lokal-ne święta, które nadają swoisty charakter po-szczególnym regionom.

Zabawa, bez względu na koszty – tylko w Hiszpanii

Specyfiką regionu Walencji, oprócz prze-pięknych zabytków, są liczne fiesty, które przy-ciągają, każdego roku, tysiące turystów. Region Walencja nie szczędzi środków, jeśli chodzi o

zabawę. Do zaledwie dziesięciotysięcznego miasteczka Buńol, w każdą ostatnią środę kwietnia, zjeżdża się około trzydzieści tysięcy ludzi z całego świata, tylko po to, aby wziąć udział w największej na świecie walce na pomi-dory ( Fiesta La Tomatina). Władze miasta, nie-przerwanie od 1945 roku, corocznie dostarcza-ją miłośnikom pomidorowej kąpieli 100 tysięcy kilogramów pomidorów.

Równie oryginalnym przykładem, jak walen-cjanie lubią się bawić, jest fiesta zwana „Bitwą na kwiaty” (,Batalla de flores”), która odbywa się w ostatnią niedzielę lipca. Wówczas, ulicami Walencji, przejeżdżają przepiękne karoce, wy-konane niemal wyłącznie z kwiatów, ze strojnie ubranymi kobietami, które rozpoczynają „wal-kę”, obrzucając wszystkich kwiatami. Po para-dzie, wszyscy, uczestniczący w kwiatowym święcie, obrzucają się nawzajem tysiącami kwiatów.

Jednaj najbardziej popularną fiestą w Wa-lencji jest Las Fallas, czyli święto na cześć św. Józefa, patrona stolarzy. Trwa ono, każdego roku, od 15 do 19 marca, a przygotowania do świętowania w roku następnym zaczynają się… 20 marca. Na Las Fallas przygotowywane są olbrzymie platformy, na których umieszcza się postaci znanych osobistości i różno tematyczne konstrukcje, wykonane z materiałów łatwo pal-nych. Ważne w tym święcie jest wykazanie się kunsztem artystycznym, rozmachem przygoto-

Reportaż

własną, odne święta,szczególny

Zabawa, b– tylko w H

Specyfpięknych zciągają, kaWalencja n

24

Las Fallas.

Karoce z kwiatów podczas fiesty Batalla de flores.

Page 25: Gazeta Uliczna 01/2008

Reportaż

wanych figur i - przede wszystkim -poczuciem humoru. Działające, tylko w związku z tym świę-tem, organizacje, przez cały rok przygotowują monumentalne figury, najczęściej o wysokości 30 metrów. Ogromne lalki, przeważnie tworzo-ne z papier marche, przedstawiają znanych po-lityków, ludzi sztuki i mediów w sposób karyka-turalny lub też figlarny. Przedstawiane są rów-nież sceny z życia codziennego, jednakże w tro-chę krzywym zwierciadle. Poza organizacjami, które przygotowują swoje postaci, sceny rodza-jowe, istnieją także specjalne komisje, które oceniają wartość artystyczną, wielkość i precy-zję wykonania figur.

15 marca artyści rozpoczynają wielki pokaz swoich dzieł, a komisje oglądają i wystawiają oceny w przeróżnych kategoriach. Każdego dnia pokazowi towarzyszą występy muzyków, zabawa i imponujące sztuczne ognie. W noc, poprzedzającą święto św. Józefa, niebo nad Walencją zamienia się w feerię ogni, które sym-bolizują zakończenie święta, Ten dzień określa prawdziwe znaczenie święta. Wówczas specjal-na reprezentacja obwieszcza ,,nadejście ognia” i spalenie las fallas.

Spalenie ogromnych konstrukcji oznacza zakończenie wielkiej fiesty. Co roku, do wielkie-go oczyszczenia przez ogień i spalenie, docho-dzi w niezmiennym od dawna porządku. W określonych godzinach i miejscach zbierają

sie wszyscy, aby brać udział w wielkim paleniu, tak mozolnie i długotrwale przygotowywanych las fallas.

Historię święta Las Fallas można odnaleźć w tradycjach stolarzy, którzy w przeddzień święta swojego patrona, robiąc porządki w warszta-tach, pozbywali się resztek drewna i wiór. Aby dobrze przygotować się do nadejścia wiosny, spalali wszystkie resztki w rytualnym oczysz-czeniu. Te czynności nawiązywały do rytuałów pogańskich, w których właśnie ogień miał wiel-kie znaczenie oczyszczające. Ogień symbolizo-wał nadejście wiosny i zwiastował płodność.

W XVIII wieku niektóre las fallas zaczęły na-bierać kształtów żartobliwych. Stolarze, nim po-zbyli się niepotrzebnych odpadków, rzeźbili ka-rykatury znanych osobistości lub sąsiadów z dzielnicy, aby, później, w symbolicznym paleniu, wyrazić swój stosunek do nich. Początkowo las fallas miały małe wymiary, ale z upływem cza-su, poszczególne warsztaty zaczęły konkuro-wać wielkością swoich rzeźb. Zmieniała się nie tylko wielkość, ale i forma - do rzeźb zaczęto dodawać ubrania, które jeszcze bardziej upodobniały wyrzeźbione postacie do swoich pierwowzorów. Dołączano czasem różnego typu rekwizyty, charakterystyczne dla danej osoby, tak aby wszyscy mogli się domyślać kto jest „bohaterem” las fallas.

O wielu lat na święto przybywa około milio-na turystów, aby podziwiać 385 dzieł, porozsta-wianych w całej Walencji a zaraz, po zakończe-niu święta, Centralne Zgromadzenie „Fallera” zaczyna przygotowywać kolejną, przyszłorocz-ną fiestę…

Marta Krywczuk

Palenie konstrukcji na zakończenie fiesty Las Fallas.

Las Fallas.

Reportaż

m paleniu,ywanych

dnaleźć w eń święta

warszta-wiór. Aby

wiosny,oczysz-rytuałów miał wiel-ymbolizo-dność.

aczęły na-e, nim po-

zeźbili ka-iadów z m paleniu, tkowo las

wem cza-onkuro-ała się nieaczętoziej

o swoich żnego danej

myślać kto

oło milio-porozsta-zakończe-„Fallera”szłorocz-

a Krywczuk

25

Page 26: Gazeta Uliczna 01/2008

26

Sołtysi, którzy uczestniczyli w spotkaniach i programie edukacyjnym Partnerstwa „Ekono-mia Społeczna w Praktyce”, realizowanego ze

środków Europejskiego Funduszu Społecznego - Equal, na początku byli nieufni. Po kilku tygodniach spotkań zainicjowali wiejskie zebrania. Powołane zostały stowarzyszenia, a sołtysi wiosek, w większo-ści przypadków, wybrani zostali na prezesów.

W każdą środę spotykamy się w Domu Kultu-ry we Lwówku lub w świetlicach wiejskich w po-szczególnych wioskach,– mówi prezes Stowa-rzyszenia w Zębowie, pani Lisek - omawiamy lo-kalną strategię rozwoju każdej wioski, jakie są problemy i jak można je rozwiązać. Żeby prze-konać mieszkańców do stowarzyszenia przyjeż-dżali do nas eksperci z Centrum Ekonomii Spo-łecznej z Lwówka, tłumaczyli po co te stowarzy-szenia, co wioska może na tym skorzystać. Na-uczyliśmy się przekładać nasze potrzeby na projekty. Pierwszy projekt złożyliśmy do Fundacji Rozwoju Wsi im. Rataja na 10 000 zł. Wielka ra-dość. Środki zostały przyznane na remont świe-tlicy wiejskiej, wyposażenie w 3 komputery i zor-ganizowanie kursu komputerowego. Ci, co byli

nieufni i pukali się po głowach, teraz patrzą z niedowierzaniem. A to dopiero początek.

Sołtyska czy raczej prezeska?

W Grońsku aktywnie działa przedsiębiorca – budowlaniec p. Andrzej Loba. To z jego inicjaty-wy powstał we wsi chodnik, on też jest siłą napę-dową stowarzyszenia. Chcą wybudować zaple-cze socjalne i szatnie dla drużyn sportowych. W międzyczasie wyremontowali świetlicę wiejską i prowadzą zajęcia plastyczne dla dzieci. W ra-mach projektu Equal wyjechali na wizytę studyjną do Kalabrii we Włoszech. Zwiedzali spółdzielnie socjalne w Lokri, blisko Sycylii. Dziwili się, że tu jest też bieda, że rządzi mafia i że uczciwi Włosi zorganizowali się tutaj w spółdzielnie socjalne. Czy to te same spółdzielnie, które założone zosta-ły w ich gminie przez bezrobotnych ? W rejonie Kalabrii jest ich ok. 1000, a w całych Włoszech aż 7000 tysięcy. Tworzone są od 1991 roku. Tłuma-czyli, że w Polsce jesteśmy na początku, spół-dzielni postało dopiero ok. 100, a w gminie Lwó-wek na razie - 2. Włosi chcą podjąć współpracę z polskimi spółdzielniami socjalnymi. Chodzi o or-ganizowanie wycieczek do Polski dla włoskich ka-

Partnerstwa lokalne

To jest zupełnie inna gmina

W gminie Lwówek koło Nowego Tomyśla, w kilkunastu wioskach, mieszkańcy zdobyli się na niezwykły wyczyn - zorganizowali się i założyli swoje własne stowarzyszenia.

Page 27: Gazeta Uliczna 01/2008

tolików szlakiem Jana Pawła II. Czemu nie mieli-by się podjąć takiej organizacji, do Wadowic, Kra-kowa, w Tatry?

W Zgierzance jest rezerwat przyrody, niespoty-kane gatunki ptactwa, niezwykły mikroklimat, ale dla turystów nie ma żadnej oferty. Postanowili roz-wijać gospodarstwa agro –turystyczne które ofe-rowałyby miejsca noclegowe, zdrową żywność, wypoczynek na łonie natury. Pani sołtys Renata Ję-drzejczak, na spotkaniu z mieszkańcami, przedys-kutowała plany rozwoju wioski na najbliższe pięć lat. Jedną z drobniejszych spraw, którą chcą zała-twić na początku jest remont zabytkowego wozu strażackiego, stojącego przed świetlicą wiejską, a w następnym etapie planują rozwinąć działania przedsiębiorcze i edukacyjne. Projekty już zostały opracowane. Mieszkańcy wioski śmieją się, bo od czasu jak ich sołtyska została prezeską, nie wie-dzą jak się do niej zwracać.

Tak naprawdę to my między wioskami wcze-śniej się nie znaliśmy

Powstało 14 nowych stowarzyszeń, które po-wołały - wraz z tymi, funkcjonującymi wcześniej oraz z władzami gminy, z panią Alicją Zając, kierowniczką Gminnego Ośrodka Pomocy Spo-

łecznej, przedsiębiorcami i spółdzielniami so-cjalnymi - Partnerstwo Lwóweckie. Zbyszek Ko-śla z Centrum Ekonomii Społecznej pomógł na-pisać projekt do Funduszu Inicjatyw Obywatel-skich. Przyznane im zostało 50 000 zł. Za te pie-niądze zorganizowane zostały wakacje nad morzem w Ustce dla 100 osób, głównie dla ro-dzin z dziećmi oraz aktywności w świetlicach.

Dla nas bardzo ważne są spotkania partnerów w każdą środę. Tak naprawdę to my między wio-skami wcześniej się nie znaliśmy. A teraz - tyle no-wych kontaktów, tyle informacji, wzajemnych usług, wzajemnego wsparcia - coś niesamowitego! – mó-wią członkowie stowarzyszenia „Aktywne Groń-sko”. Z dumą podkreślają, że poprzez te działania do mieszkańców gminy Lwówek trafiło około milio-na złotych. Co się na to składa? Kilkanaście osób z gminy wyjechało na kilkudniowe wizyty zagranicz-ne do Finlandii, Szkocji i Włoch, w edukacji liderów ekonomii społecznej, na spotkaniach partnerstwa, co tydzień uczestniczyło kilkudziesięciu liderów lo-kalnych. Centrum Ekonomii Społecznej, powołane w gminie w ramach projektu, zorganizowało szko-lenia zawodowe w zakresie ogrodnictwa, pilar-stwa, opieki nad osobą straszą i niepełnosprawną, kursy komputerowe itp. Osoby bezrobotne przygo-towane zostały do założenia 3 spółdzielni socjal-nych i otrzymały z Centrum Ekonomii Społecznej tzw. kapitał początkowy, średnio po ok. 100 000 zł każda. To tylko niektóre przykłady. Najważniejsze jest to, że zostało zbudowane zaufanie, a gmina Lwówek jest już zupełnie inną gminą.

Barbara Sadowska

Partnerstwa lokalne

iami so-byszek Ko-omógł na-Obywatel-Za te pie-je nad e dla ro-

etlicach.

partnerów dzy wio-

z - tyle no-nych usług, ego! – mó-e Groń-działania

koło milio-ście osób z agranicz-

acji liderów rtnerstwa, iderów lo-powołane

wało szko-a, pilar-osprawną,ne przygo-ni socjal-ołecznej 00 000 zł ażniejsze

a gmina

Sadowska

stwa lokalne

27

Spotkanie z radnymi i sołtysami w Lwówku.

Zebranie założycielskie Stowarzyszenia w Zgierzynce.

Projekt wspołfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Equal

Page 28: Gazeta Uliczna 01/2008

28

Wybitni Wielkopolanie

To u Polan najwcześniej wystąpił sil-ny instynkt państwowotwórczy i zmysł polityczny, który pozwolił na

utworzenie w IX wieku - właśnie tutaj - w Wielkopolsce, państwa polskiego. Od XIII wieku, w starych kronikach, pojawia się łacińska nazwa Polonia Maior, której polski odpowiednik “Wielka Polska”, używany był powszechnie od XIV wieku.

Do początków XI wieku Wielkopolska, z Gnieznem i Poznaniem, stanowiła cen-trum polityczne Polski. To stąd, Mieszko I i Bolesław Chrobry, trzymali pieczę nad ca-łością ziem polskich, zbrojnie i politycznie walcząc o utrzymanie i umocnienie nowo-powstałego państwa. Dopiero groźne i niszczące powstanie części społeczeń-stwa, przeciwko niedawno wprowadzonej religii chrześcijańskiej i - wkrótce po nim, najazd czeskiego księcia Brzetysława - dokonały spustoszenia Wielkopolski tak znacznego, że ośrodek władzy politycznej został przeniesiony na południe, do Kra-kowa.

W czasie tzw. rozbicia dzielnicowe-go Polski, wprowadzonego w XII wieku, testamentem księcia Bolesława Krzy-woustego, Wielkopolska była jedyną dzielnicą, która, w odróżnieniu od pozo-stałych dzielnic Polski, dzielących się na coraz mniejsze ksiąstewka, zdołała utrzymać swoją wewnętrzną jedność. Od tych czasów aż po schyłek XVIII wie-ku, do czasu zaborów, dzieliła się na dwa województwa: poznańskie i kali-skie.

Szlachta wielkopolska zbierała się na sejmik dzielnicowy w Środzie, zaś na tzw. sejmik generalny, do którego dołączali

przedstawiciele innych ziem, m.in. woje-wództwa płockiego i Kujaw – w Kole.

Po scaleniu Polski w jedno państwo w

XIV wieku, przez Władysława Łokietka, zaczęła się polityczna rywalizacja pomię-dzy Wielkopolską a Małopolską. Wielkopo-lanom trudno było przywyknąć do myśli o prymacie Krakowa nad, ongiś stołecznym, Poznaniem. Jedynym, widocznym śladem dawnej, politycznej wielkości Wielkopolski, było utrzymanie stolicy arcybiskupiej w Gnieźnie.

W całym okresie od XIII do XVIII wieku region wielkopolski wyróżniał się określo-ną specyfiką życia społecznego i politycz-nego. W Wielkopolsce, jak w żadnej z po-zostałych ziem polskich, wytworzył się zdrowy społecznie model społeczeństwa ze średnio zamożną szlachtą, dobrze roz-wijającymi się miastami, prosperującym handlem i rzemiosłem. Wielkopolska unik-nęła wyolbrzymionego rozrostu fortun ma-gnackich, które - jak w Polsce wschodniej czy południowej - doprowadziły z czasem, poprzez wzrost swojej politycznej i ekono-micznej potęgi, do rozsadzenia od we-wnątrz Rzeczypospolitej.

Po dwóch pierwszych rozbiorach w 1772 i 1793 roku cała Wielkopolska znala-zła się w granicach Prus. W latach 1807-1815 stanowiła część Księstwa Warszaw-skiego, powstałego decyzją, pogromcy Prus, cesarza Napoleona Bonaparte. Po ostatecznej klęsce Bonapartego, mocą postanowień Traktatu Wersalskiego z 1815 roku, została ponownie wcielona do Prus, stanowiąc Wielkie Księstwo Po-znańskie. W tej formie politycznej, uzależ-

Wielkopolska, historyczna dzielnica Polski, położona nad środkowym dorzeczem Warty, prawdopodobnie już w V wieku n.e. zasiedlona była przez plemiona słowiańskie, z których najsilniejsi okazali się Polanie.

My, Wiel

Page 29: Gazeta Uliczna 01/2008

29

Wybitni Wielkopolanie

niona od Niemiec, pozostała aż do czasu zakończenia I wojny światowej.

Po klęsce Niemiec w wojnie, debatują-cy na kongresie w Wersalu pod Paryżem, politycy europejscy skłonni byli pozosta-wić Wielkopolskę nadal w granicach Nie-miec. Powstanie Wielkopolskie, zwycięski zryw społeczeństwa wielkopolskiego, wpłynął na podejmowane w Wersalu de-cyzje – Wielkopolska, zgodnie z duchem jej obywateli, została przyznana odrodzo-nej Rzeczypospolitej Polskiej.

XIX wiek był dla Wielkopolan drama-tycznie trudnym okresem zmagania się z postępującą agresywnie germanizacją,

wyrażoną w słynnym powiedzeniu kanc-lerza Ottona von Bismarcka “Drang nach Osten” (“Parcie na Wschód”). Świadomość polskiej tożsamości na-

rodowej, szacunek dla polskiej tradycji i pamięć własnej, choć utraconej państwo-wości, dały skuteczny odpór zakusom zniemczenia zachodnich ziem polskich.

To właśnie w konfrontacji z doskonale zorganizowanym państwem zaborczym, obok idei czynu zbrojnego, powstała w Wielkopolsce słynna idea pracy organicz-nej, pracy od podstaw, która miała nie-oceniony wpływ na zachowanie polskiej substancji materialnej i duchowej.

W ubiegłorocznych wydaniach Gaze-

ty, przedstawiliśmy naszym Czytelnikom,

kilka postaci wybitnych Wielkopolan, któ-rych dzieło życia i pracy, podtrzymywało ducha oporu w wielkopolskim społeczeń-stwie. Zamierzamy przypomnieć jeszcze niektóre z tych znaczących postaci, które często niesłusznie odeszły już w zapo-mnienie.

Tytus Działyński, Edward Raczyński, Karol Marcinkowski, Hipolit Cegielski, Klaudyna Potocka, Jan Henryk Dąbrow-ski... i wielu, wielu innych. Społecznicy i patrioci. Walczący na polach bitew, or-ganizujący polski przemysł i rzemiosło, dbający o zachowanie kultury polskiej - polskości samej. Mimo upływu czasu, ciągle żywi i obecni w swoim przesła-

niu, pozostawionym nam, ich potom-kom i duchowym spadkobiercom. Lu-dzie czynu, niezłomnej woli, silnych charakterów, zawsze wierni sobie i kra-jowi.

Także do nich można przytoczyć sło-wa Adama Mickiewicza, choć wypowie-dziane w innym czasie i okolicznościach: “Jeżeli ja o nich zapomnę, ty, Boże na niebie, zapomnij o mnie”.

Mamy nadzieję, że przypomnienie wybitnych, wielkopolskich postaci, ożywi naszą pamięć o czasach niezwykłych i trudnych, z naszej niedawnej, wielkopol-skiej przeszłości.

Gina Leśniak

W Wielkopolsce, jak w żadnej z pozostałych ziem polskich, wytworzył się zdrowy społecznie model społeczeństwa ze średnio zamożną szlachtą, dobrze rozwijającymi się miastami, prosperującym handlem i rzemiosłem.

kopolanie

Page 30: Gazeta Uliczna 01/2008

30

Partnerstwa Miedzynarodowe

P odstawowym celem było poznanie, sto-sowanych tam, metod nauczania, które mogły okazać się dla nas nowatorskie i

inspirujące w dalszej pracy. Szkoła Kofoeda w Kopenhadze, podobnie jak wzorowana na niej Szkoła „Barki”, pracuje z ludźmi wykluczonymi społecznie z powodu bezrobocia, lub innych, trudnych sytuacji życiowych.

Kopenhaska Szkoła Kofoeda

Szkoła Kofoeda powstała około 80 lat temu. Hans Christian Kofoed utworzył warsztaty, w których bezrobotni i potrzebujący, mogli za-pracować na żywność dla siebie i inne, pod-stawowe potrzeby. Ideą Szkoły jest „pomoc dla samopomocy”, rozumiana, jako udzielanie

pomocy, ale na określonych warunkach, w sposób, który osobie potrzebującej nie tylko zabezpiecza podstawowe potrzeby material-ne, ale także uczy, rozwija a z czasem usamo-dzielnia. Na pierwszym spotkaniu z nami, obecny dyrektor szkoły, Jens Bjorke, określił pomoc jako akt sprawiedliwości, a nie łaski. H.Ch.Kofoed nazwał swoje warsztaty „szkołą” a uczestników warsztatów - „studentami”. Obecnie każdy uczestnik Szkoły otrzymuje tu pracę, choćby najprostszą, ale musi się z niej wywiązać, aby otrzymać materialną pomoc. Realizowane to jest za pomocą specjalnej wa-luty tzw. dolarów Kofoeda”, które mają wartość płatniczą wyłącznie w obrębie Szkoły. Jedna godzina pracy to równowartość jednego posił-ku w stołówce, jeżeli student zarobi więcej, może w sklepikach i punktach usługowych, funkcjonujących na terenie Szkoły, dokonać niezbędnych zakupów lub opłacić potrzebną mu usługę.

Studenci podkreślają, że dzięki możliwości pracy i nauki, mają poczucie, że zmieniają sie-bie samych i swoje życie. Współcześnie ofer-ta szkoły jest bardzo szeroka, dlatego każdy, kto przekracza jej próg, może znaleźć dla sie-bie odpowiednie zajęcia, które podniosą jego umiejętności i kwalifikacje zawodowe, zwięk-szając poczucie bycia – dla siebie i w wymia-rze społecznym – potrzebnym. Cały program edukacyjny Szkoły jest zorientowany właśnie na odbudowanie wiary człowieka w to, że sam jest zdolny kształtować swoje życie. Pomoc udzielana w Szkole jest uwarunkowana wyka-

Dzięki programowi „Leonardo” Szkoła „Barki” w Poznaniu, wspólnie ze Szkołą im. Ch.H.Kofoeda w Kopenhadze, zorganizowały wyjazdy pracowników poznańskiej szkoły w celu poznania działalności edukacyjnej szkoły kopenhaskiej.

Pomoc, Pomoc, cyt.: Jens Bjorke

to akt spra wiedliwości,to akt spra

Dolar kofoedowski

Page 31: Gazeta Uliczna 01/2008

Partnerstwa Miedzynarodowe

zaniem przez osobę potrzebującą aktywnej postawy. Jesteś głodny, popracuj godzinę, masz jeszcze inne potrzeby – popracuj dłużej.

Jest to całkowicie odmienny stosunek wo-bec osoby potrzebującej, aniżeli tradycyjna pomoc socjalna, gdzie im bardziej „klient” przedstawi siebie jako słabego i bezradnego, tym większe może otrzymać korzyści. W efek-cie potrzebujący jest rzeczywiście tylko „klien-tem”, któremu świadczy się pomoc wyłącznie doraźną. Ten sposób pomagania powoduje, że kształtują się wielopokoleniowe środowiska beneficjentów pomocy społecznej, w których, z pokolenia na pokolenie, nikt długo nie pracuje, korzystanie z pomocy społecznej staje się utrwalonym modelem życia, a cała energia kierowana jest na rozwijanie umiejętności ko-rzystania, w jak największym stopniu, z pomo-cy społecznej lub pomocy organizacji charyta-tywnych.

Teoria…

W Szkole Kofoeda rozwój studenta oparty jest na założeniu, że jedną z najważniejszych potrzeb człowieka jest zaakceptowanie go przez środowisko, ale jednocześnie stawiane są konsekwentne wymagania. Gdy osoba po-trzebująca trafia do Szkoły, spotyka się z pra-cownikiem socjalnym - nie jest to jednak spo-tkanie specjalisty z potrzebującym. W Szkole Kofoeda spotyka się dwóch ekspertów: stu-dent, który jest ekspertem „od własnego życia” i ekspert – profesjonalista, dysponujący środ-kami i wiedzą, umożliwiającymi wspólne usta-lenie takiego działania, aby osiągnąć sukces. To bardzo ważna zasada – pracujemy razem.

…i praktyka

Szczególne wrażenie zrobiła na mnie spój-ność idei i praktyki, stosowana w Szkole. Bu-dynek Szkoły jest położony w starej dzielnicy robotniczej, wokół - typowe, wielorodzinne blo-

ki. A jednak zaraz, od samego przekroczenia progu szkoły, odnosi się wrażenie jakby innej, bardziej przyjaznej dla człowieka rzeczywisto-ści. Estetycznie urządzony hol, w nim stoliki i krzesełka, dużo kwiatów, a na ścianach obra-zy, podarowane przez miejscowego malarza. Nie panuje tu ani szpitalna cisza, ani gwar tłu-mu, jak w urzędzie. Słychać świergot żywych ptaków, których całe stadko mieszka w prze-strzennej klatce, ustawionej w centralnym miejscu recepcji. I tak jest w całej Szkole – es-tetyka, ład a na wszystkich piętrach wiszą, na ścianach obrazy, profesjonalistów, ale też pra-ce uczniów Szkoły. Za wystrój i porządek są odpowiedzialni sami studenci. To także wiąże ich z tym miejscem. Wchodzący tu człowiek, zagubiony i samotny, czuje, że jest oczekiwa-ny i bezpieczny. W recepcji spotyka się z życz-

wiedliwości,a nie łaski

dzynarodowe

roczenia kby innej, czywisto-stoliki i

ach obra-malarza.

gwar tłu-żywych w prze-lnym kole – es-wiszą, na e też pra-ądek sąże wiąże łowiek,

oczekiwa-się z życz-

31

Warsztat plastyczny.

Page 32: Gazeta Uliczna 01/2008

32

Partnerstwa Miedzynarodowe

liwą mu osobą, która zajmuje się jego proble-mem i kieruje do odpowiedniego działu szkoły. Życzliwość i szacunek kadry wobec innych jest widoczny w każdym kontakcie – nie tylko wo-bec nas, gości, ale przede wszystkim wobec studentów. W ciągu kilkudniowego pobytu mieliśmy okazję rozmawiać z pracownikami socjalnymi, instruktorami, szefami działów, stu-dentami. Zwiedzaliśmy pomieszczenia, brali-śmy udział w zajęciach, oglądaliśmy prezenta-cje uczniów. Nie spotkaliśmy ani jednej osoby zniecierpliwionej naszą obecnością - można było odnieść wrażenie, że jesteśmy wszędzie mile oczekiwanymi gośćmi.

Pomoc, udzielana w Szkole Kofoeda jest zawsze związana z koniecznością wykazania, przez osobę potrzebującą, aktywnej postawy - jesteś głodny, popracuj godzinę, potrzebujesz czegoś więcej - popracuj dłużej. Warsztaty spełniają rolę edukacyjną i integracyjną, ale są też wykorzystane przez studentów do wy-tworzenia czegoś, czego potrzebują, np. w warsztacie krawieckim, studenci mogą uszyć sobie ubranie z darmowych materiałów.

Szkoła „Barki”

W oparciu o filozofię Szkoły Kofoeda, w 1997 roku fundacja „Barka” uruchomiła po-dobny program na terenie poznańskich Za-wad. Czerpiąc także z własnych doświadczeń, utworzono miejsce, gdzie osoby w trudnej sy-tuacji, mogły uczestniczyć w kursach eduka-

cyjnych i skorzystać z różnych form pomocy. Dość szybko pojawiła się potrzeba zmian prawnych, które umożliwiałyby aktywizowa-nie środowisk odrzuconych przy pomocy no-woczesnych metod. „Barka” była jednym z głównych konsultantów, podczas pracy Mini-sterstwa Pomocy Społecznej, nad pakietem ustaw socjalnych. Ustawa o zatrudnieniu so-cjalnym, uchwalona przez sejm w 2004 roku, umożliwiła przekształcenie Szkoły „Barki” w Centrum Integracji Społecznej. 1 września 2004 roku otwarto uroczyście budynek Szkoły i od początku 2005 roku rozpoczął się nabór pierwszych uczestników programu, osób bez-robotnych.

Trzyletni czas pracy CIS-u jest może jeszcze za krótki na dokonanie porównań ze Szkołą ko-penhaską. Podstawowe założenia Szkoły Kofo-eda sprawdziły się jednak na gruncie polskim. By wydobyć człowieka z wykluczenia społeczne-go potrzeba pomocy aktywnej. Nie wystarczy na-karmić i przyodziać. Osoby, które kończą pro-gram CIS-u, bardzo często „wychodzą” stąd jako inni ludzie, nie tylko z uzyskanymi kwalifikacjami, ale przede wszystkim odbudowani wewnętrznie. Nauczyli się, że poprzez pracę i własny rozwój, mogą mieć wpływ na swoje życie.

Jerzy Łuksza

Warsztat muzyczny.

Page 33: Gazeta Uliczna 01/2008

33

Opinie

W Tygodniku Powszechnym ( grudzień 2007) w dodatku „Rzeczpospolita Oby-watelska” profesor Hauser mówi, że

ekonomii społecznej uczył się od S. Małgorzaty Chmielewskiej, Janiny Ochojskiej, i od Sadow-skich, którzy prowadzili działania w duchu eko-nomii społecznej, choć tego tak nie nazywali.

Jest on wielkim i orędownikiem działań oby-watelskich i rozwiązań systemowych w polityce Społecznej. Jerzy Hauser znał Barkę, jeszcze zanim został ministrem czy wicepremierem, ze spotkań ze studentami Akademii Ekonomicznej w Krakowie w ramach organizowanych przez niego seminariów.

Szkoła Barki prototypem Ustawy o Zatrudnieniu Socjalnym

W 2002 roku, po powołaniu J. Hausera na mi-nistra pracy i polityki społecznej, odwiedził Szkołę Barki w Poznaniu na Zawadach, gdzie w warszta-cie krawieckim, stolarskim, budowlanym, gastro-nomicznym, komputerowym osoby bezdomne i bezrobotne uczyły się zawodu. Funkcjonowało tam ambulatorium medyczne, gdzie regularnie le-karze palestyńscy prowadzili społecznie leczenie ogólne i specjalistyczne ( np. dentystyczne, gine-kologiczne) dla osób, które miały utrudniony do-stęp do opieki medycznej. Prowadzone było przedszkole umożliwiające udział w zajęciach ko-bietom mającym pod opieką małe dzieci.

Szkołą Barki stała się pierwowzorem dla po-

wstałej w 2003 ustawy o zatrudnieniu socjalnym (mimo wielu oponentów) , a opis jej funkcjono-wania załączony został jako „usprawiedliwie-nie” dla jej powołania. Na bazie tej ustawy w Polsce powstało ok. 50 centrów integracji spo-łecznej, w których ok. 2500 osób bezrobotnych uczy się różnych umiejętności społecznych i za-wodowych.

Not for profit czyli nowa ekonomia

Rozwijanie różnych form przedsiębiorczości, zarówno na ternach wiejskich jak i miejskich, szczególnie w obszarach mało atrakcyjnych dla sektora biznesu było ważne dla liderów or-ganizacji obywatelskich ze względu na urucha-mianie procesów reintegracji i usamodzielnia-nia się osób.

W 2000 roku Fundacja Barka wydzierżawi-ła od Zarządu Komunalnych Zasobów Loka-lowych w Poznaniu magazyny po byłej bazie MPK przy ul Borówki 4/6 za kwotę 18 000 zł miesięcznie. Cena dzierżawy byłą ceną ko-mercyjną. Jak się potem okazało przychody z prowadzonego tam sklepu z drugiej ręki wy-nosiły miesięcznie od 2 500 zł do 13 000 tys. zł, a więc nigdy nie przekroczyły kwoty 18 000 zł. Rozmowy z radnymi o obniżce ceny nie przyniosły skutku, gdyż, jak mówili, miasto musi na czymś zarabiać. W związku z tym ro-sło zadłużenie, które po kilku latach urosło do znacznych kwot. Problem udało się rozwiązać

Obywatelska batalia o ustawy nowej generacjiW minionych latach powstały kluczowe dla kształtowania nowej polityki społecznej ustawy nazywane też przez prof. Jerzego Hausera ustawami nowej generacji. Dzisiaj nie każdy zdaje sobie sprawę, że do ich powstania przyczyniły się działania obywatelskie prowadzone przez różne organizacje w latach 1989 - 2004, w tym przez „Barkę”

Page 34: Gazeta Uliczna 01/2008

34

Opinie

dzięki umowie z miastem, wyniku, której kwo-ta została w ciągu prawie dwóch lat odpraco-wana przez członków różnych programów Barki w ramach usług na rzecz miasta.

Oprócz w/w sklepu z meblami i używaną odzieżą prowadzone były targowiska w róż-nych punktach miasta, warsztaty renowacji mebli, usługi budowlane i transportowe, pro-gram „riksze” obejmujący poznańskie cmen-tarze oraz skup złomu i parking.

Działania prowadzone w Poznaniu określano mianem „quasi spółdzielni socjalnej Darzbór”. Na terenach wiejskich prowadzono gospodar-stwa popegeerpowskie, które przekształcono w farmy ekologiczne, hodowlę zwierząt specjal-nych gatunków, uprawy ziół, warzyw, szkółki starych odmian drzew owocowych itp. Była o działalność not- for – profit czyli nowa ekonomia ukierunkowana na tworzenie warunków do rein-tegracji społeczno-zawodowej grup wykluczo-nych społecznie z jednej strony, z drugiej wypra-cowywane środki wspierały utrzymywanie róż-nych działań społecznych np. w Poznaniu hoste-le dla bezdomnych . Poradzone placówki stano-wiły rodzaj firm społecznych, w których zatrud-nione były osoby długotrwale bezrobotne, naj-częściej mało konkurencyjne, przyuczające się na nowo do aktywności zawodowych.

Tomasz Sadowski w „Ekonomia społeczna w Polsce – nowe perspektywy w przeciwdzia-łaniu wykluczeniu społecznemu (Rynek Pracy, maj/czerwiec nr 3 /2005) tak opisuje ten etap działań Barki: „ Te przedsiębiorcze działania Barki wyprzedzały aktualnie istniejące roz-wiązania legislacyjne (szczególnie dotyczące spółdzielni socjalnych) narażone były na wie-le przeciwności: traktowane były przez pań-stwo i samorząd jak normalne firmy komer-cyjne, podejmowały ryzyko ekonomiczne po-przez zaciąganie kredytów na stworzenie bazy dla prowadzenia działań, miały trudno-ści w utrzymaniu równowagi pomiędzy aspektem społecznym i ekonomicznym( prze-waga aspektów społecznych w obliczu wzra-stającej skali ubóstwa i konieczności zaspo-kajania podstawowych potrzeb), tylko ok. 25 % osób zatrudnionych było na umowę o pra-cę, reszta to wolontariusze i wreszcie istniała niestabilność ekonomiczna ze względu na ni-skie kwalifikacje osób zatrudnionych w przedsiębiorstwach społecznych.

Rozwój spółdzielni socjalnych w Wielkopolsce

Wiedza o spółdzielniach socjalnych istnia-ła w Barce od 1995 roku, kiedy jeden z człon-ków Barki podczas wizyty studyjnej w Rzymie organizowanej przez Forum Fundacji Pol-

skich, odkrył istniejące tam spółdzielnie so-cjalne. Ustawa włoska z 8 listopada 1991 roku została przywieziona w wersji angielskiej i przetłumaczona na j. polski przez wolontariu-sza Bolesława Srokę, Polaka mieszkającego na stałe w Kanadzie, który po przejściu na emeryturę spędzał w Polsce po pół roku ucząc bezrobotnych j. angielskiego. Do dziś istnieje jej pierwsza wersja tłumaczona na maszynie do pisania. Zarówno wzór włoski jak polskie doświadczenia doprowadziły po 11 latach do opracowania polskiej ustawy o spółdzielniach socjalnych.

Prowadzone od 1989 roku działania, we wsi Władysławowo k/Nowego Tomyśla i w in-nych miejscowościach Wielkopolski, w któ-rych uzupełniały się aspekty społeczne i ekonomiczne, stanowiły polskie podstawy rozwoju nowej ekonomii społecznej. W la-tach 2005 - 2006 działania ekonomiczne pro-wadzone przez Barkę zostały przejęte przez utworzone na podstawie nowego polskiego prawa, spółdzielnie socjalne. Członkami tych spółdzielni i współwłaścicielami zostały osoby bezdomne, bezrobotne, które wcze-śniej korzystały z różnych programów. I tak na bazie prowadzonej przez Barkę plaży miejskiej powstała spółdzielnia socjalna Przystań, punkty skupu złomu i parking prze-jęła spółdzielnia Karinus, sklepy na Darzy-borskiej i Jana Pawła II oraz stragan na pl. Wielkopolskim prowadzi spółdzielnia socjal-na Maxstyl, gastronomię w szkole Barki pro-wadzi spółdzielnia socjalna ArtSmak, warsz-tat krawiecki przejmuje tworząca się spół-dzielnia socjalna Szpila, a prowadzenie usług transportowych na cmentarzu realizu-je spółdzielnie socjalna „Riksza” . Na tere-nach wiejskich w Chudopczycach farmę kóz przejęła spółdzielnia socjalna Jazon, hotelik i obsługę cateringową grup i gości prowadzi spółdzielnia socjalna Świt, a w Marszwie go-spodarstwo ekologiczne prowadzi spółdziel-nia socjalna Marszewo.

W Wielkopolsce w ramach partnerstwa or-ganizacji i instytucji powstało 18 spółdzielni so-cjalnych i 3 przedsiębiorstwa społeczne, które otrzymały wsparcie ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego. Dotychczas w tych strukturach zatrudnionych zostało prawie 70 osób. Wielkopolska może być przykładem dla innych regionów, jak odzyskać dla społeczeń-stwa osoby od lat wykluczone.

Barbara Sadowska

Page 35: Gazeta Uliczna 01/2008

35

Ekonomia społeczna

Uczestnicząc w projekcie fundacji, uzy-skałam bardzo duże doświadczenie z zakresu przedsiębiorczości – mówi Lu-

sia - jednak, z różnych powodów, zamysł utwo-rzenia własnego przedsiębiorstwa wówczas się nie powiódł. Mimo to nie zrezygnowałam.

W niecały rok później Lusia, od swoich zna-jomych dowiedziała się, że w dzielnicy Śródka, działa Centrum Ekonomii Społecznej, powoła-ne do udzielania wszechstronnej pomocy oso-bom bezrobotnym, które, zamiast siedzieć z „założonymi rękoma” lub pobierać zasiłek dla bezrobotnych, konsekwentnie szukają możli-wości zatrudnienia. „W Centrum Ekonomii Społecznej dowiedziałam się, że bezrobotni mają możliwość założenia spółdzielni socjal-nej, jako własnego miejsca pracy. Gdy trafiłam do CES-u moja wiedza, dotycząca zakładania spółdzielni, była nikła. Postanowiłam ją uzu-pełnić, uczestnicząc, wraz z moimi znajomy-mi, w cyklu szkoleń, organizowanych przez CES. Szkolenia w CES-ie na pewno nie były czasem straconym, jednakże po tego typu pla-cówce, spodziewałam się dużo więcej – mery-toryczna pomoc CES-u jest niewielka a prze-kazywane tam informacje na temat spółdziel-ni, można uzyskać także poprzez Internet. Po-mimo tego rozczarowania, wraz z moimi zna-jomymi , szybko przyjęliśmy pomysł założenia własnej spółdzielni, widząc w tym realną szansę na stworzenie dla nas miejsc pracy. Spółdzielnia socjalna jest „pomysłem” w pol-skiej rzeczywistości społecznej jeszcze mało znanym, ale też nieszablonowym, wymagają-cym nie tylko dużego nakładu pracy, ale także zaangażowania, wyobraźni i odwagi. Nie mam mentalności i psychiki „urzędniczej”, lubię rze-czy nowe, inspirujące, dlatego ten rodzaj pra-cy bardzo mi odpowiada. Po podjęciu decyzji

o zakładaniu spółdzielni, zaczęła się konkret-na praca – pisanie biznes-planów, rozpozna-wanie potrzeb rynku, wybór profilu działalno-ści gospodarczej spółdzielni. W tym czasie zostałam wolontariuszką fundacji „Barka”. W czasie wolontariatu poznałam osoby, mieszka-jące na Wyspach Szetlandzkich, które utrzy-mują się tam z wyrobu swetrów ze słynnej sze-

Duża przygoda z małą spółdzielniąLucja Karolczak w 2005 roku dowiedziała się o Fundacji im. Królowej Jadwigi i realizowanym przez nią projekcie p.n. „Wracam do pracy”. Projekt skierowany był do osób bezrobotnych – umożliwiał nabycie określonej wiedzy w dziedzinie przedsiębiorczości, uczył także w jaki sposób można utworzyć własne przedsiębiorstwo.

Lokal spółdzielni przed remontem.

Page 36: Gazeta Uliczna 01/2008

36

Ekonomia społeczna

tlandzkiej wełny. W „Barce” nauczyłam się przędzenia wełny i wyrobu swetrów, z myślą o tym, że może to być podstawową działalno-ścią spółdzielni. Jednak rozeznanie potrzeb rynkowych, skalkulowanie cen produkcji z ce-nami sprzedaży sprawiło, że odstąpiłam od tego zamiaru. Nadal jednak wszyscy, zaanga-żowani w tworzenie spółdzielni, chcieli, aby nasza działalność była związana z wyrobem rzeczy artystycznych – tkactwo, gobeliniar-stwo, hafciarstwo. Złożyliśmy wniosek do CES-u o przyznanie grantu w wysokości 200 tysięcy złotych, na rozpoczęcie działalności. Nie z na-szej winy otrzymaliśmy tylko 35 tysięcy złotych, co zupełnie uniemożliwiło realizację naszych zamierzeń. Wówczas dowiedzieliśmy się, że „Barka” zamierza - zgodnie z programem re-witalizacji Śródki - uruchomić małą, nietypową mydlarnię, produkującą eleganckie i dość dro-gie mydła, produkowane ręcznie, wyłącznie w oparciu o ekologiczne składniki i bardzo atrakcyjne wizualnie. Takie małe, mydlane cacka. Podjęliśmy ten pomysł. Niektórzy z nas odbędą fachowe szkolenie na Szetlandach, gdzie tego typu mydlarnia doskonale funkcjo-nuje już od wielu lat. Naszą „mydlaną” ofertę” postanowiliśmy wzbogacić. Ponieważ udało nam się uzyskać duży lokal przy Rynku Śród-eckim, poza mydlarnią, którą zorganizujemy na tyłach lokalu, będziemy prowadzić również małą gastronomię, a w miarę rozwoju, także catering. Pracownicy, zatrudnieni w spółdziel-ni w gastronomii zostaną przeszkoleni przez dyplomowanego kucharza z restauracji „Sfinks”. Obecnie trwa kapitalny remont po-mieszczeń, działalność zamierzamy urucho-mić najpóźniej w marcu. Na froncie lokalu bę-dzie małe bistro, kawiarenka internetowa i coś „dla ducha” – mamy możliwości organizo-wania małych wystaw artystycznych. I chociaż jeszcze trwa remont, a do marca pozostało trochę czasu, już dziś zapraszamy do nas!”Łucja Karolczak jest pełna optymizmu. Wie,

że spółdzielnię socjalną nie każdy może utwo-rzyć, potrzebne są do tego szczególne predys-pozycje, ale dla ludzi przedsiębiorczych, którzy nie boją się nowych, trudnych wyzwań i mają…fantazję, jest to dobra możliwość stworzenia sobie miejsca pracy, zgodnego z własnymi za-interesowaniami i upodobaniami , miejsca , które można samemu kształtować, zmieniać, ulepszać. Zapytana, czy nie zamieniłaby trudu tworzenia spółdzielni na stałą posadkę w biu-rze, odpowiada stanowczo – Nie.

Opracowała Gina Leśniak

Przez centrudo spółdzieln

O soba bezrobotna uczestniczy w zaję-ciach przez rok. Każdego dnia przycho-dzi na sześć godzin zajęć. Jednym z

przedmiotów w Centrum jest przedsiębiorczość, na którym uczestnicy dowiadują się o możliwo-ści założenia spółdzielni socjalnej. Poznają przepisy prawne, mówiące o tym, że pięć osób bezrobotnych może założyć spółdzielnię socjal-ną. Urząd Pracy może przyznać dotację w wy-sokości 7200 na każdego członka spółdzielni. Poza tym uczą się opracowywać biznesplany, dowiadują się co to są „udziały” i czy każdy członek jest zobowiązany wpłacić wpisowe. Dziwi ich, że prezes spółdzielni jest wybierany spośród nich i pracuje z innymi. Najtrudniej zro-zumieć, że spółdzielnia jest ich własnością i wspólnie nią zarządzają. Konieczność wzięcia odpowiedzialności budzi największy lęk.

Proces powołania spółdzielni trwa długo. Potrzebny jest czas, żeby kandydaci mogli się poznać i zaufać sobie nawzajem. Potrzeb-ne jest też odbudowanie poczucia wartości, żeby odważyli się na nowy etap w życiu. Cen-trum odgrywa ważną rolę, ponieważ daje możliwość wspólnej pracy w warsztatach za-wodowych. Jest ich kilka: ogrodnictwo, stolar-nia, budowlanka, rękodzieło, sprzątanie, komputery, nauka j. angielskiego, opieka nad osobą starszą i niepełnosprawną i inne. Jeśli nauczyciel, oprócz umiejętności zawodo-wych, ma „podejście” , pracuje poprzez oso-bisty kontakt i relacje wzajemności, porusza kwestie systemu wartości, priorytetów, po-staw moralnych, wychowania, to zapewne będzie się cieszył z zachodzących przemian moralnych w swoich uczniach. W edukacji kadry w obszarze reintegracji rozważane po-winny być kwestie relacji pomiędzy akcepta-cją i konfrontacją. Postęp nie jest możliwy bez pewnego rodzaju napięcia. Zagrożeniem jest przyjęcie rozwiązań instytucjonalnych, co

Centra integracji społecznej powstają w Polsce od pra każde centrum trochę inne. Każde ma swoją specy„Centrum” w Poznaniu na ul. św. Wincentego nasta

Page 37: Gazeta Uliczna 01/2008

37

Opinie

m integracji społecznej i socjalnych

prowadzi do uproszczeń i zatracenia indywi-dualnego podejścia.

W 2008 roku „Centrum” zrobi jeszcze jeden krok w kierunku wzmocnienia zainteresowania uczestników spółdzielniami. Niektóre warsztaty prowadzone będą przez spółdzielnie socjalne np. krawiecki czy ślusarski, w którym produko-wane będą rowery i riksze. Uczestnicy

„Centrum”, zainteresowani tymi kierunkami, będą szkoleni przez spółdzielnię socjalną lub będą w niej odbywać staże. To może ich w większym stopniu „oswoić” ze spółdzielczością.

„Centrum” na św. Wincentego ma już pierw-sze sukcesy ze spółdzielniami socjalnymi. Kil-kanaście osób bezrobotnych, dzięki CIS-owi, podjęło wyzwanie zmierzenia się z rynkiem i konkurencją. Po przeszkoleniu w warsztacie ogrodniczym 5 osób założyło spółdzielnię „Ta-jemniczy Ogród” , która pracuje na zlecenie Po-znańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej na jednym z osiedli Bolesława Śmiałego. Kolejna grupa założyła spółdzielnię socjalną ArtSmak, która przygotowuje posiłki dla uczestników „Cen-trum” oraz dla uczniów szkoły podstawowej na os. Jana III Sobieskiego. Są osoby, które po przeszkoleniu w „Centrum” weszły do spółdziel-ni „Sylka”, która sprzedaje sprzęt AGD, RTV. Inna spółdzielnia socjalna „WitajPl”, która jest na etapie remontowania pomieszczeń na sklep

z pamiątkami na Śródce, ma w swoim składzie dwóch byłych uczestników „Centrum”. Dwie osoby weszły do spółdzielni „Przystań”, która prowadzi plażę miejską i usługi budowlano-po-rządkowe. Powstały też dwie grupy inicjatywne w trakcie rejestracji sądowej: spółdzielnia so-cjalna krawiecka i budowlana. Są też porażki. Spółdzielnia Socjalna „SamBlask”, krótko po rejestracji, nie mogąc znaleźć zleceń, rozpadła

się. Gdzie drwa rąbią wióry lecą, jednak w po-równaniu do innych regionów Polski, to właśnie w Wielkopolsce powstało najwięcej spółdzielni socjalnych. Na pewno Centrum Integracji Spo-łecznej na św. Wincentego ma w tym swój udział.

Barbara Sadowska

Projekt współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Socjalnego

Centrum odgrywa ważną rolę, ponieważ daje możliwość wspólnej pracy w warsztatach zawodowych. Jest ich kilka: ogrodnictwo, stolarnia, budowlanka, rękodzieło, sprzątanie, komputery, nauka j. angielskiego, opieka nad osobą starszą i niepełnosprawną i inne.

Jesteś bezrobotny, masz problemy, chcesz założyć spółdzielnię socjalną, poszukujesz wsparcia, jesteś samotny – Przyjdź!!!!Zapraszamy do Centrum Integracji Społecznej – Szkoła Barki im. H. CH. Kofoeda, ul. św. Wincente-go 6/9, 61-003 Poznań, tel/fax: 061 877 22 65

awie 4 lat w oparciu o ustawę o zatrudnieniu socjalnym. Niby jedna ustawa, fikę nie tylko poprzez różnorodność prowadzonych warsztatów, ale również ukierunkowanie. wione jest na przygotowywanie uczestników do zakładania spółdzielni socjalnych.

Page 38: Gazeta Uliczna 01/2008

.

P seudonim artystyczny „Niemen”wiązał go później, w czasie jego wielkiej kariery zawodowej, z miejscem urodzenia, z na-

zwą rzeki, do której wspomnieniami wrócił w jednym ze swoich największych przebojów. Czesław Niemen był repatriantem. Po zakoń-czeniu II wojny światowej, starał się przez wiele lat u władz radzieckich, o pozwolenie na przy-jazd do Polski.

Już za życia stał się legendą polskiej pio-senki. Wspaniały wokalista, obdarzony nie-zwykłą skalą i niepowtarzalnym brzmieniem głosu, kompozytor, poeta, także malarz. Przez ponad trzydzieści lat, pomimo utrud-nień ze strony ówczesnych władz, bił wszel-kie rekordy popularności. Repertuar Nieme-

na zmieniał się wraz ze zmianami jego oso-bowości – jego utwory, od pierwszych typo-wych piosenek muzyki popularnej, stawały się coraz bardziej dojrzałe, stawiające słu-chaczowi coraz większe wymagania. Był pierwszym polskim muzykiem, który wpro-wadził do muzycznego świata tzw. poezję śpiewaną. Komponował muzykę do tekstów Norwida, Asnyka, Przerwy-Tetmajera. Tylko on, potrafił zaśpiewać nawet fragment tek-stu XII-wiecznej kroniki Galla Anonima, da-

jąc polskiej muzyce przejmujący, wielogło-sowy chorał.

Przez lata, odporny na upływ czasu i zmie-niającą się „modę”, szedł konsekwentnie swoją drogą, wiedziony zarówno instynktem jak i pro-fesjonalną wiedzą muzyczną. Nie można go z nikim porównać. Nigdy nie zabiegał o sławę, był prawdziwą osobowością. Na wiele lat przed śmiercią usunął się z estrady, ale nie z życia muzycznego. W swoim domu, w profesjo-nalnym studio muzycznym, nadal komponował, ciągle szukając nowych dróg wyrażenia same-go siebie, swojego stosunku do siebie, życia, ludzi, świata.

Miał 64 lata – tylko 64 lata - gdy zimnego, styczniowego wieczoru. odszedł od nas na za-

wsze. Miał jeszcze plany i marzenia. To, że Cze-sław Niemen, nigdy już nie dokończy tego co za-czął, to strata dla nas wszystkich. Jednak to co zo-stało - wystarczy. Wystarczy, aby ci, którzy zetknęli się z jego niezwykłą twórczością, nigdy o nim nie zapomnieli. Komponował i pisał dla siebie, ale także dla nas, dla publiczności, którą szanował i dlatego, stawiał jej, podobnie jak sobie, coraz większe wymagania. Pozostawił po sobie puste miejsce i tak już pewnie pozostanie.

Lech Bór

Czy mnie jeszcze pamiętasz… Był mroźny luty 1939 roku - Europa w przededniu wojny, ludzie coraz bardziej zaniepokojeni rozwojem wydarzeń…16 lutego w Wasiliszkach Starych, koło Nowogródka, (obecnie Białoruś), urodził się Czesław Juliusz Wydrzycki.

Przez lata, odporny na upływ czasu i zmieniającą się „modę”, szedł konsekwentnie swoją drogą, wiedziony zarówno instynktem jak i profesjonalną wiedzą muzyczną. Nie można go z nikim porównać. Nigdy nie zabiegał o sławę, był prawdziwą osobowością.

.

seudgo pzaw

zwą rzeki, jednym zeCzesław Nczeniu II wlat u władzjazd do Po

Już za senki. Wszwykłą skgłosu, komPrzez ponnień ze stkie rekord

na zmienibowości –wych piossię coraz chaczowipierwszymwadził dośpiewanąNorwida, on, potrafstu XII-wie

Był mroźzaniepokNowogró

38

Page 39: Gazeta Uliczna 01/2008

39

.

Dam ci więcej niż trzebaPłatków śniegu za oknem dam ci szlif staromodnyPrzytulenie gorącena poranek zbyt chłodnyDam ci więcej niż trzebaSpytasz: Po co? – To prosteBy zostało coś z tego na wiosnę

Dam ci żółtych pierwiosnkówobietnice obfiteDam rumieńce twe skrytepod wciąż ciepłym szalikiemDam ci więcej niż trzebaCały czas licząc na toże zostanie coś z tego na lato

Dam ci nocy najkrótszychrozognioną bezsennośćDam ci wiatr pocałunkówna spiekotę codziennąDam ci więcej niż trzebaLecz jest w mym interesieby zostało coś z tego na jesień

Dam ci ze wszystkich liści rembrandtowską paletęSłońca pełne słów kiściena pogody „już nie te”Dam ci więcej niż trzebaTylko po to jedynieby zostało coś z tego na zimę

Dam ci grad, dam ci suszęDam ci skwar i śnieg z deszczemNiebo z ziemią poruszęI dam… nie wiem co jeszcze…Dam ci więcej niż trzebaAle to żadna strataBo zostanie coś z tegoNa jesienie…Na zimy…Na wiosny…Na lata.

MICHAŁ BAJOR

Page 40: Gazeta Uliczna 01/2008

30 maja 2007 roku, w czasie festynu BCC w Wojnowie, Fundacja Pomocy Wzajemnej "Barka" przeprowadziła zbiórkę pieniężną. Zebrano 4.816.65 zł. Kwota została w całości wykorzystana na dofinansowanie wyjazdu wakacyjnego dla dzieci.

W czasie festynu zorganizowanego, z okazji „Imienin Ulicy” 11 listopada 2007 roku, w Poznaniu, Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka” przeprowadziła pieniężną zbiórkę uliczną. Kwestujący zebrali kwotę 4.709 zł., którą przeznaczono na cele statutowe fundacji.