erica bauermeister szkoła niezbędnych składników

42
DUŻA CZCIONKA Erica Bauermeister „PrzepiÚknie napisana, smakowita, chwytajÈca za serce powieĂÊ”. Sarah Addison Allen, autorka Sïodkiego zapachu brzoskwiñ

Upload: siw-znak

Post on 10-Mar-2016

219 views

Category:

Documents


1 download

DESCRIPTION

Lillian bardzo wcześnie odkryła magię ukrytą w jedzeniu. Filiżanka aromatycznej czekolady i zapach jabłek pomogły jej odciągnąć zapracowaną matkę od obowiązków i skłonić do spędzenia więcej czasu razem. Wtedy przekonała się, że w kuchni i w życiu potrzebna jest harmonia, płynąca z idealnego połączenia niezbędnych składników.

TRANSCRIPT

Page 1: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

DUŻA CZCIONKA

Erica Bauermeister„Przepi knie napisana, smakowita,

chwytaj ca za serce powie ”. Sarah Addison Allen, autorka S odkiego zapachu brzoskwi

Lillian bardzo wcze nie odkry a magi ukryt w jedzeniu. Fili anka aromatycznej czekolady i zapach jab ek pomog y jej odci gn zapracowan matk od obowi zków i sk oni j do tego, by wi cej czasu sp dza y razem. Wtedy przekona a si , e w kuchni i w yciu potrzebna jest harmonia, p yn ca z idealnego po czenia niezb dnych sk adników.

Dzi Lillian prowadzi restauracj i kurs gotowania, na którym przekazuje swoim uczniom sekret, jak za pomoc jedzenia rozp dzi smutki i obudzi serce. Towarzysz ce przygotowywanym potrawom smaki, zapachy i doznania odmieni wi cej ni jedno ycie…

Cena 14,90 z

Erica Bauermeister

Szkoła Niezbędnych Składników

duża czcionka

Bauermeister_Szkola niezbednych skladnikow_okladka_druk.indd 1 2014-01-10 14:54:35

Page 2: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 2auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 2 2014-01-09 13:29:562014-01-09 13:29:56

Page 3: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

Erica Bauermeister

Szkoła Niezbędnych Składników

tłumaczenie

Krzysztof Skonieczny

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 3auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 3 2014-01-09 13:29:562014-01-09 13:29:56

Page 4: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

Między Słowami30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

E-mail: [email protected] I, Kraków 2014

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak Sp. z o.o.30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569

Druk: Drukarnia Colonel, Kraków

Tytuł oryginałuTh e School of Essential Ingredients

Copyright © 2009 by Erica Bauermeister

Copyright © for the translation by Krzysztof Skonieczny

Fotografi a na pierwszej stronie okładki© Nana77777/Shutterstock.com

Opracowanie tekstu i przygotowanie do drukuPracownia 12A

ISBN 978-83-240-2502-2

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 4auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 4 2014-01-09 13:29:562014-01-09 13:29:56

Page 5: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

Dla Heidi, Karin i Taty

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 5auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 5 2014-01-09 13:29:562014-01-09 13:29:56

Page 6: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 6auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 6 2014-01-09 13:29:562014-01-09 13:29:56

Page 7: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

7

prolog

Lillian najbardziej lubiła chwilę przed tym, jak włączała światła. Stała w  drzwiach ku-chennych restauracji, zostawiając za sobą

wilgotne od deszczu powietrze, i czekała na nadej-ście zapachów  – dojrzałego zakwasu chlebowego, słodkiego aromatu mielonej kawy i  łagodniejące-go z czasem czosnku. Pod nimi mieszały się mniej uchwytne wonie świeżego mięsa, surowych pomi-dorów, kantalupów i wilgotnych liści sałaty. Lillian brała wdech, czując, jak zapachy rozchodzą się do-okoła niej i w nią wnikają. Próbowała wychwycić także te, które mogłyby sugerować, że na dnie sto-su leży zgniła pomarańcza albo że nowa asystentka

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 7auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 7 2014-01-09 13:29:562014-01-09 13:29:56

Page 8: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

8

wciąż używa zbyt dużo curry. Używała. Była córką jej przyjaciółki i radziła sobie nieźle z nożami, ale Lillian czasem miała wrażenie, że próbuje nauczyć burzy z piorunami subtelności.

Dziś jednak był poniedziałek. Żadnych asysten-tek, żadnych klientów szukających pociechy albo uroczystości. Dziś był poniedziałek  – dzień lekcji gotowania.

Po siedmiu latach uczenia Lillian wiedziała, jak będzie wyglądał początek pierwszych zajęć – uczest-nicy będą wchodzić przez drzwi kuchni samotnie albo po dwie, trzy osoby, które spotkały się przy wejściu do niemal nieoświetlonej restauracji, prowa-dząc ciche, nerwowe rozmowy nieznajomych, któ-rzy niedługo będą nawzajem kosztować swoich po-traw. Kiedy już znajdą się w środku, niektórzy skupią się w grupach, wykonując pierwsze próby nawiąza-nia bliższej znajomości, a inni zaczną przemierzać kuchnię, przesuwając palcami po mosiężnych garn-kach albo podnosząc lśniące czerwone papryczki ni-czym małe dzieci przyciągane przez nisko wiszące ozdoby na choince.

Lillian uwielbiała obserwować swoich uczniów w  tej chwili  – byli cząsteczkami, które w  mia-rę mieszania się ze sobą stawały się coraz bardziej

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 8auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 8 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 9: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

9

skomplikowane i intrygujące, ale na samym począt-ku, kiedy wciąż jeszcze wyraźnie odcinali się od nieznanego sobie otoczenia, łatwo było zrozumieć ich istotę. Młody mężczyzna dotyka ramienia jesz-cze młodszej kobiety stojącej obok niego i pyta o jej imię, podczas gdy jej dłoń opada na blat ze stali nie-rdzewnej i przesuwa się po jej gładkiej powierzchni. Inna kobieta stoi samotnie, a myślami wciąż jeszcze pozostaje z... dzieckiem? Kochankiem? Co pewien czas zdarzają się pary – zakochane albo w rozsypce.

Uczniowie Lillian przychodzili na kurs z różnych powodów – niektórych przyciągało niezaspokojone jeszcze pragnienie usłyszenia szeptów komplemen-tujących ich umiejętności kulinarne, inni chcieli raczej znaleźć kucharza, niż nim zostać. Niektó-rzy uczestnicy w ogóle nie mieli ochoty na lekcje – przybywali z kartami podarunkowymi w ręce, jak-by zmuszeni do podjęcia marszu ku pewnej zgubie; wiedzieli, że ich ciasta nigdy nie wyrosną, a ich sosy śmietanowe będą pełne wprawiających w zażenowa-nie grudek mąki, kolących w oczy niczym rachunki w skrzynce pocztowej, do której zajrzeliśmy w ocze-kiwaniu na list miłosny.

Zdarzali się także uczniowie, którzy wydawali się nie mieć wyboru, którzy nie potrafi li żyć poza

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 9auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 9 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 10: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

10

kuchnią, podobnie jak kleptoman nie potrafi utrzy-mać rąk w kieszeniach. Przychodzili pierwsi i wy-chodzili ostatni, fantazjowali na temat odejścia z pracy w korporacji i zostania kucharzami z mie-szaniną poczucia winy i przyjemności właściwą do-rosłemu, który podczas wizyty w restauracji nie za-mawia dania głównego, tylko od razu słodki deser. Nic dziwnego, że Lillian szczególnie upodobała so-bie tych ostatnich, jednak tak naprawdę wszyscy byli dla niej fascynujący. Wiedziała, że niezależ-nie od tego, z jakich powodów znaleźli się na zaję-ciach, w którejś chwili każdemu z uczestników oczy rozszerzą się z radości albo zaszklą łzami wzrusze-nia – zawsze tak było. Każdemu zdarzy się to w innej chwili, z innych powodów – i właśnie w tym tkwiło źródło jej fascynacji. Nie ma dwóch przypraw, któ-re działałyby w ten sam sposób.

Kuchnia była gotowa. Przed Lillian rozciągały się długie blaty ze stali nierdzewnej, w ciemności spra-wiające wrażenie ogromnych i  zimnych. Nie mu-siała się rozglądać, by wiedzieć, że Robert odebrał dostawę warzyw od dostawcy, który dostarczał je tylko w  poniedziałki. Caroline stała nad chudym, wygadanym Danielem, dopóki nie wyszorował pod-łóg i dopóki nie wyniósł grubych gumowych mat

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 10auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 10 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 11: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

na zewnątrz i nie polał ich wodą z węża, przywra-cając im czarny kolor i  połysk. Za drzwiami wa-hadłowymi po drugiej stronie kuchni czekała goto-wa sala jadalna, cicha przestrzeń usłana stolikami przykrytymi wykrochmalonymi białymi obrusami, z serwetkami poskładanymi w ostre trójkąty na każ-dym miejscu. Dziś jednak nikt nie będzie korzystał z sali jadalnej. Liczy się tylko kuchnia.

Lillian rozciągnęła palce raz i drugi, a potem włą-czyła światło.

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 11auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 11 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 12: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 12auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 12 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 13: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

13

lillian

Lillian miała cztery lata, kiedy ojciec odszedł z domu, a zszokowana matka zanurkowała ni-czym foka w oceanie książek. Lillian patrzy-

ła, jak matka tonie w nim i znika. Mimo młodego wieku instynktownie czuła bezosobową naturę tego wyboru dokonanego po to, by przetrwać, i przyzwy-czaiła się do myśli, że od tego momentu będzie tyl-ko obserwatorem stojącym na brzegu.

W tym nowym życiu twarz matki Lillian zlała się z  serią okładek książek, pojawiających się w  miej-scu, gdzie zazwyczaj znajdowały się oczy, nos czy usta. Lillian szybko nauczyła się, że okładki potra-fi ą sygnalizować nastrój podobnie jak wyraz twarzy,

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 13auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 13 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 14: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

14

ponieważ jej matka zatapiała się w lekturach tak głę-boko, że osobowość głównego bohatera zaczyna-ła ją otaczać niczym rozpylone szczodrą ręką per-fumy. Lillian nigdy nie była pewna, kto przywita ją przy śniadaniu, mimo że szlafrok, włosy i  sto-py pozostawały te same. Czuła się, jakby jej matka była czarodziejką, choć Lillian zawsze podejrzewa-ła, że czarodzieje, których widywała na przyjęciach urodzinowych, wracali do domu i zamieniali się na powrót w  korpulentnych panów z  trojgiem dzieci i nieskoszonym trawnikiem przed domem. Matka Lillian po prostu kończyła jedną książkę i zaczyna-ła następną.

Zainteresowanie matki książkami nie było całko-wicie cichym zajęciem. Na długo przed tym jak oj-ciec je zostawił, na długo zanim Lillian dowiedziała się, że słowa mają również znaczenie, a nie są tylko muzyką zawierającą się w modulacji głosu, matka czytała jej, ale nigdy z książek z kartami z kartonu o ilustracjach w kolorach podstawowych. Matka Lil-lian zlekceważyła tych kilka tomików, które trafi ły do ich domu jako prezenty.

– Nie trzeba jeść ziemniaków – mówiła – kiedy czekają na nas gotowe czterodaniowe obiady.

I zaczynała czytać.

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 14auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 14 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 15: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

15

Dla matki Lillian wszystko w  książce było ma-giczne, ale najbardziej zachwycały ją odpowiednio dobrane słowa. Kolekcjonowała wyszukane frazy i  skomplikowane rytmy, opisy, które falowały na stronie niczym surowe ciasto wlewane do formy. Czytała na głos, by umieścić słowa w  powietrzu, gdzie mogła je słyszeć, a nie tylko widzieć.

– Och, Lily – mówiła – posłuchaj tego. Brzmi zie-lono, nie sądzisz?

I Lillian, która była jeszcze zbyt mała, by wiedzieć, że słowa to nie kolory, a myśli to nie dźwięki, słu-chała powoli przepływających przez nią sylab i my-ślała, że właśnie tak brzmi zieleń.

Gdy ojciec Lillian odszedł, wszystko się zmieni-ło i dziewczynka coraz wyraźniej widziała, że pełni funkcję niemego i uprzejmego asystenta w pracy po-legającej na kolekcjonowaniu wyjątkowych fraz lub – gdy zdarzyło im się akurat być w miejscu publicz-nym – stanowi po prostu społecznie akceptowalne uzasadnienie zachowania matki. Ludzie uśmiechali się, sądząc, że matka karmi literacką wyobraźnię córki, ale Lillian wiedziała, co tak naprawdę się dzie-je. Dla niej matka była muzeum słów, a ona anek-sem, koniecznym w chwili gdy w głównym gmachu kończyło się miejsce.

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 15auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 15 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 16: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

16

Nic dziwnego, że gdy przyszedł czas na naukę czy-tania, Lillian zbuntowała się. Sprzeciw przyszedł jej o tyle łatwo, że jeszcze przed rozpoczęciem na-uki w przedszkolu odczuwała w stosunku do ksią-żek przypływy agresji, które sprawiały, że czuła się jednocześnie zdezorientowana i  do pewnego stop-nia potężna. Książki kojarzyły się Lillian z okładka-mi, a słowa z dźwiękiem i ruchem, nie zaś znakami. Nie potrafi ła odnieść rytmów, które wplotły się w jej wyobraźnię, do tego, co widziała na papierze. Lite-ry leżały płasko na stronicach jak wysuszone czar-ne trupy mrówek ułożone ze sztywną precyzją. Na samej kartce Lillian nie widziała ani odrobiny ma-gii i choć zwiększyło to jej ocenę umiejętności matki, nie wzbudziło zainteresowania książkami.

Właśnie podczas pierwszych potyczek ze słowem drukowanym Lillian odkryła gotowanie. Po odej-ściu ojca prace domowe przekształciły się dla jej matki w rzadko osiągany cel podróży; pranie stało się przyjacielem, do którego wciąż zapomina się za-dzwonić. Lillian nauczyła się tych czynności, cho-dząc za matkami swoich koleżanek, które udając, że jej nie zauważają, dawały użyteczne rady na temat

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 16auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 16 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 17: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

17

wybielacza albo wymiany worka w odkurzaczu, jak-by była to po prostu kolejna dziecięca zabawa. Lil-lian uczyła się i niedługo udało się jej doprowadzić dom – a w każdym razie tę jego część, której mogła dosięgnąć – do pewnego rodzaju porządku.

Jednak prawdziwie fascynowało Lillian gotowa-nie, które odbywało się w domach jej koleżanek – zapachy, które zaczynały ją wzywać właśnie wtedy, gdy musiała wracać na wieczór do domu. Niektóre z nich były ostre niczym odpowiednik stukotu ob-casów na parkiecie. Inne przypominały ciepłe po-wietrze pod koniec lata. Lillian patrzyła, jak zapach topiącego się sera powodował, że dzieci ospale wy-chodziły ze swoich pokojów, widziała, że czosnek sprawiał, że stawały się gadatliwe, a ich żarty rozwi-jały się w opowieści o minionym dniu. Lillian dzi-wiła się, że nie wszystkie matki zdawały się to poj-mować. Na przykład matka Sarah zawsze gotowała curry, kiedy kłóciła się ze swoją nastoletnią córką – zapach unosił się po całym domu niczym wyzwanie. Ale Lillian szybko uświadomiła sobie, że wiele osób nie rozumiało języka zapachów, który dla niej był jasny jak przekaz plakatu na słupie ogłoszeniowym.

Myślała, że być może zapachy pełniły w  jej ży-ciu tę samą funkcję, jaką u  innych pełniło słowo

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 17auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 17 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 18: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

18

drukowane  – żyły własnym życiem, rosły i  zmie-niały się. Rozmaryn to nie tylko zapach roznoszą-cy się po ogrodzie, ale i to, jak pachniały jej ręce po tym, jak zebrała go trochę dla matki Elizabeth, aro-mat mieszający się z ciężką wonią kurczęcego tłusz-czu i czosnku w piekarniku, wreszcie jego pozosta-łości na kanapowych poduszkach następnego dnia. Od tamtej pory Elizabeth już zawsze stanowiła dla Lillian składnik zapachu rozmarynu, który przy-pominał jej to, jak jej okrągła twarz marszczyła się w uśmiechu, gdy przyjaciółka podkładała jej kolcza-stą gałązkę pod nos.

Lillian lubiła myśleć o zapachach, podobnie jak lubiła czuć w rękach ciężar wielkiego rondla matki Mary albo to, jak wanilia wkradała się do smaku ciep-łego mleka. Często wspominała chwilę, kiedy mat-ka Margaret pozwoliła jej pomóc sobie w przygoto-waniu białego sosu  – odgrywała to wspomnienie w myślach tak, jak niektóre dzieci próbują odtwo-rzyć przebieg wyjątkowo udanego przyjęcia urodzi-nowego. Margaret zrobiła nadąsaną minę, ponieważ, jak oznajmiła stanowczo, nigdy nie wolno jej było pomagać w kuchni, ale Lillian zignorowała nakazy lojalności, wspięła się na krzesło i patrzyła: najpierw na masło, które roztapiało się na patelni jak kraniec

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 18auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 18 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 19: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

19

fali wsiąkający w piasek, potem na mąkę, z począt-ku ohydną grudę niszczącą obraz całości, dopóki nie została dokładnie wymieszana. Lillian chciała roz-gnieść grudki, ale matka Margaret prowadziła jej dłoń powolnymi, kolistymi, delikatnymi ruchami, aż mieszanina stała się gładka, gładka... Obraz znów się zmienił, gdy zaczęły dolewać mleka  – sos roz-szerzał się w miarę wnikania do niego płynu i Lil-lian raz za razem stwierdzała, że więcej już się nie pomieści, że mieszanina rozpadnie się na część sta-łą i płynną, ale tak się nie stało. W ostatniej chwili matka Margaret uniosła kubek z mlekiem nad ron-del, a Lillian spojrzała na sos, nietknięte pole śnie-gowe pachnące ukojeniem, które przychodzi pod ko-niec choroby, kiedy świat znów zaczyna wydawać się łagodny i serdeczny.

Kiedy Lillian skończyła osiem lat, zaczęła przejmo-wać kucharskie obowiązki w domu. Matka nie opo-nowała – jedzenie nie zniknęło wraz z ojcem Lillian, ale choć gotowanie podczas czytania nie było nie-możliwe, okazało się problematyczne. Matka Lillian miała tendencję do mylenia przypraw, jeśli książka była wyjątkowo wciągająca, więc posiłki były mniej

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 19auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 19 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 20: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

20

udane, choć czasem również bardziej intrygujące. Tak czy inaczej, po przekazaniu obowiązków ku-chennych córce przez matkę obie poczuły coś na kształt ulgi.

Przekazanie kulinarnej pałeczki oznaczało począ-tek lat eksperymentowania, które stało się wolniej-sze i mniej zwyczajne przez to, że Lillian całkowicie odrzucała słowo drukowane – nie mogła znieść na-wet książek kucharskich. Przy tego rodzaju podej-ściu nauka tajników smażenia jajecznicy mogła zająć cały tydzień – jednego dnia tylko jajka, delikatnie rozbełtane widelcem, następnego – ubite z mlekiem, potem z wodą, następnie ze śmietaną. Jeśli matka Lillian miała coś przeciwko tej metodzie, nie wypo-wiadała się, towarzysząc córce w wyprawach w po-szukiwaniu składników, podążając za nią wzdłuż sklepowych półek i czytając na głos z książki dnia. Poza tym, myślała Lillian, serwowanie jajecznicy przez pięć dni z rzędu wydawało się sprawiedliwą karą za tydzień zdominowany przez Jamesa Joyce’a. Może powinna dziś dodać szczypiorek. „tak powie-działam tak chcę Tak”*.

* J.  Joyce, Ulisses, tłum. M.  Słomczyński, Kraków 2000, s. 583 (przyp. tłum.).

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 20auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 20 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 21: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

21

W miarę jak umiejętności kulinarne Lillian po-prawiały się, dowiedziała się też kilku niespodzie-wanych rzeczy na temat gotowania. Zauważyła, że kiedy z wyrabianego ciasta powstawał twardy chleb, psuł nastrój ludziom, którzy go jedli. Zrozumiała, że miękkie, ciepłe ciasteczka zaspokajały inne potrzeby niż ciastka zimne i kruche. Im więcej gotowała, tym bardziej zaczynała pojmować, że przyprawy są na-znaczone emocjami i wspomnieniami miejsc, z któ-rych pochodziły, oraz tych, które odwiedziły w ciągu lat, kiedy były w użyciu. Odkryła, że ludzie reagu-ją na przyprawy tak jak na innych ludzi, instynk-townie akceptując jedne, a przy innych z drżeniem wpadając w stan podobny do stężenia pośmiertnego. Jeszcze przed ukończeniem dwunastego roku życia Lillian zaczęła wierzyć, że prawdziwy kucharz, taki który znał się na ludziach i przyprawach, mógł prze-widzieć reakcje na swoje dania, jeszcze zanim zosta-ły skosztowane, wpływając w ten sposób na przebieg posiłku albo wieczoru. To odkrycie sprawiło, że Lil-lian wpadła na Wspaniały Pomysł.

– Wygotuję ją z  tego – powiedziała Lillian do Eli-zabeth, gdy siedziały na werandzie jej przyjaciółki.

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 21auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 21 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 22: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

22

– Co?Elizabeth, starsza o  osiem miesięcy od Lillian,

dawno już straciła zainteresowanie gotowaniem na rzecz mieszkającego po sąsiedzku chłopca, któ-ry w chwili gdy rozmawiały, wykonał dramatyczny skok na deskorolce z rampy ustawionej przed bra-mą jej domu.

– Moją mamę. Wyciągnę ją z  tego dzięki goto-waniu.

– Lily  – na twarzy Elizabeth pogarda mieszała się ze współczuciem.  – Kiedy wreszcie dasz sobie spokój?

– Nie jest z nią jeszcze tak źle, jak myślisz – od-parła Lillian.

Zaczęła wyjaśniać przyjaciółce swoje teorie na te-mat ciastek i przypraw, aż uświadomiła sobie, że Eli-zabeth raczej nie uwierzy w potęgę gotowania, a tym bardziej nie da się przekonać, że mogłoby ono wpły-nąć na matkę Lillian.

Ale dla Lillian jedzenie odgrywało taką rolę, jaką w życiu innych osób odgrywa religia, zrobiła więc to, co robi wielu ludzi, którzy znaleźli się w krytycz-nym momencie swojego życia. Stojąc tego wieczora w kuchni w otoczeniu garnków i patelni, które zebrała przez te wszystkie lata, zaproponowała pewien pakt.

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 22auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 22 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 23: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

23

– Pozwólcie mi ją z tego wyleczyć – pertraktowa-ła – a będę gotowała przez całe życie. Jeśli mi się to nie uda, skończę z tym na zawsze.

Położyła dłoń na dnie trzydziestopięciocentyme-trowej patelni i złożyła przysięgę. I tylko dlatego że jeszcze nie skończyła dwunastu lat i była słabo obe-znana z tradycyjnymi religiami, nie zdawała sobie sprawy, że większość paktów z siłami wyższymi wy-maga ofi ary. Brała więc na siebie wielkie ryzyko, po-nieważ mogła albo odnieść całkowite zwycięstwo, albo wszystko stracić.

Podobnie jak w  przypadku innych tego rodzaju przedsięwzięć, początki były katastrofalne. Napę-dzana nadzieją Lillian natarła na matkę całym ar-senałem potraw mających dosłownie wytrącić jej książki z rąk – wybierała dania intensywnie pach-nące przyprawami, celując wprost w żołądek i emo-cje. Przez tydzień kuchnię wypełniał aromat ostrych czerwonych papryczek i kolendry. Matka Lillian nie-wzruszona zjadała swoją porcję, po czym wracała do stałej diety złożonej z dziewiętnastowiecznych bry-tyjskich powieści, w których jedzenie rzadko odgry-wało dramatyczną rolę.

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 23auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 23 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 24: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

24

Lillian zatem wycofała się, przegrupowała szyki i zaczęła przygotowywać matce jedzenie, które pa-sowało do czytanej danego dnia książki. Owsianka, herbata i  słodkie bułeczki, gotowana marchewka i biała ryba. Po trzech miesiącach zainteresowanie Charlesem Dickensem wreszcie minęło, lecz jego miejsce zajęła determinacja, by przeczytać wszyst-kie dzieła Henry’ego Jamesa. Lillian wpadła w roz-pacz. Jej matka zmieniła co prawda kontynent, ale jedynie literacki.

– Utknęła – powiedziała Lillian do Elizabeth. – Lily, to nie zadziała. – Elizabeth stała przed lu-

strem. – Po prostu ugotuj jej kilka ziemniaków i daj sobie spokój.

– Ziemniaki – powtórzyła Lillian.

Dwudziestopięciokilogramowy worek ziemnia-ków leżał u podnóża schodów w piwnicy domu Lil-lian. Matka zamówiła je, gdy czytała Olivera Twi-sta – podstawowe produkty spożywcze pojawiały się wtedy pod ich frontowymi drzwiami w takich iloś-ciach, że sąsiedzi zaczęli pytać, czy Lillian i jej mat-ka nie planują przyjęcia albo budowy schronu. Kilka lat wcześniej Lillian być może wpadłaby na pomysł

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 24auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 24 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 25: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

25

wzniesienia twierdzy z jedzenia, ale teraz miała waż-niejsze sprawy na głowie. Wzięła nóż i przecięła ju-towe sznurki, którymi był związany worek, a  na-stępnie wyjęła z niego cztery podłużne ziemniaki.

– Dobrze, moje piękne – powiedziała.Zaniosła je na górę i zmyła brud z ich skórki, a na-

stępnie szczotką wyczyściła dołeczki i skazy. Eliza-beth zawsze narzekała, kiedy matka kazała jej myć ziemniaki na obiad, na głos pytając Lillian i wszyst-kich obecnych, dlaczego nie można po prostu wy-produkować gładkich. Jednak Lillian lubiła te za-głębienia i  skazy, nawet jeśli z  ich powodu mycie zabierało więcej czasu. Przypominały jej niezaora-ne pola, a każdy pagórek i jama były domem dla ma-łych zwierząt, miejscem ich bitew i romansów.

Kiedy ziemniaki były czyste, zdjęła z suszarki swój ulubiony nóż, pocięła je na ćwiartki i wrzuciła po kolei do dużego niebieskiego garnka pełnego wody, który postawiła wcześniej na kuchence. Uderzając o dno, wydawały głuchy, przyjemny odgłos, następ-nie obracały się przez chwilę, aż wreszcie, znalazłszy swoje miejsce, zastygały, jedynie delikatnie kołysząc się, gdy woda zaczynała bulgotać.

Matka weszła do kuchni, trzymając na wysokości oczu Dzieła zebrane Henry’ego Jamesa.

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 25auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 25 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 26: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

26

– Obiad czy eksperyment? – zapytała. – Zobaczymy – odparła Lillian.Niebo za oknami ciemniało. Kierowcy samocho-

dów włączali już światła, a  promienie zachodzą-cego słońca przebijały się przez chmury, nadając wszystkiemu niebieskoszary odcień. Światło wiszą-cych w kuchni lamp odbijało się od chromowanych części wyposażenia i  spokojnie tonęło w drewnia-nych powierzchniach blatów i podłogi. Matka Lil-lian usiadła z otwartą książką na czerwonym krze-śle przy stole kuchennym.

– „Pamiętam – czytała na głos – że wszystko roz-poczęło się szeregiem kolejnych wzlotów i upadków, jak gdyby huśtawką, o ruchach na przemian właści-wych i błędnych...”*

Lillian, słuchając nieuważnie, schyliła się i  wy-ciągnęła z szafk i niewielki rondel. Postawiła go na kuchence i napełniła do jednej trzeciej wysokości mlekiem. Kiedy przekręciła pokrętło kuchenki, pło-mień uniósł się i dotknął ścianek naczynia.

– „Był taki moment, kiedy przysiąc bym mogła, że słyszałam słaby i daleki płacz dziecka, a w następnej

* H. James, W kleszczach lęku, tłum. W. Pospieszała, Poznań 1990, s. 17 (przyp. tłum.).

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 26auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 26 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 27: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

27

chwili omal się nie poderwałam, spłoszona lekkimi krokami w korytarzu obok moich drzwi...”*

Woda w  dużym niebieskim garnku delikatnie bulgotała, sprawiając, że ziemniaki przemieszczały się z cichą rezygnacją, niczym pasażerowie w zatło-czonym autobusie. Kuchnia wypełniła się ciepłem parującej wody i  zapachem grzejącego się mleka, a przez okna wpadały ostatnie różowe światła dnia. Lillian włączyła lampę nad kuchenką i sprawdziła ostrym końcem noża ziemniaki. W sam raz. Ściąg-nęła garnek z ognia i przelała jego zawartość do dur-szlaka.

– Przestańcie się gotować – szepnęła, oblewając ich parujące powierzchnie zimną wodą. – Przestań-cie w tej chwili.

Strząsnęła z ziemniaków resztki wody. Skórka ze-szła łatwo niczym szal zsuwający się z kobiecych ra-mion. Lillian powrzucała ćwiartki, jedna po dru-giej, do dużej metalowej miski, a następnie włączyła mikser i patrzyła, jak zmieniają się w jednolitą masę, wzgórki przeistaczają się w grudkowate chmury ba-wełny. Topiące się kawałki masła tworzyły na tle poruszającego się białego wiru długie, lśniące żółte

* Tamże, s. 19 (przyp. tłum.).

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 27auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 27 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 28: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

28

linie. Podniosła mniejszy garnek i powoli wlała mle-ko do ziemniaków. Potem wsypała sól. W sam raz.

Po chwili zastanowienia podeszła do lodówki i wyciągnęła kawałek twardego parmezanu. Starła odrobinę na deskę do krojenia, a następnie podnios-ła pierzaste kawałeczki palcami i upuściła je niczym mgiełkę do kręcącej się zawartości miski. Szybko zniknęły w  ziemniaczanej masie. Wyłączyła mik-ser, a następnie przeciągnęła palec po powierzchni purée i posmakowała.

– Gotowe – powiedziała.Sięgnęła do szafk i i wzięła dwie miski do maka-

ronu, szerokie i  płaskie, na których wąskim brze-gu ledwie mieścił się skomplikowany niebiesko-żół-ty szlaczek, i postawiła je na blacie. Nabrała dużą drewnianą łyżką purée i ułożyła białą górkę w sa-mym środku każdej z  misek. Na koniec zrobiła niewielkie wgłębienie na środku każdej porcji, po czym ostrożnie włożyła do niego dodatkową grudkę masła.

– Mamo – powiedziała, ostrożnie stawiając przed nią miskę i widelec – kolacja.

Matka Lillian zmieniła pozycję na krześle, tak by znaleźć się bliżej stołu. Książka obracała się wraz z jej wyciągniętą ręką niczym igła kompasu.

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 28auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 28 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 29: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

29

Ręka matki Lillian sięgnęła po widelec i  spraw-nie ominąwszy Dzieła zebrane, wbiła go w ziemnia-ki. Uniosła widelec w górę.

– „Po raz pierwszy w pewnym sensie poznałam, czym jest przestrzeń, powietrze i swoboda, czym jest cała muzyka lata i pełnia tajemnic przyrody. A do tego doszły jeszcze rozmyślania, a rozmyślania na-sycone były słodyczą...”*.

Widelec zakończył podróż do ust matki Lillian, zniknął w nich, a następnie pojawił się znowu, pusty.

– Hmm... – rzekła.A potem nastała cisza.

– Mam ją  – powiedziała Lillian do Elizabeth po szkole, gdy siedziały w domu Elizabeth i jadły tosty z ciepłym masłem orzechowym.

– Bo udało ci się sprawić, że przestała mówić? – Elizabeth brzmiała sceptycznie.

– Zobaczysz – odparła Lillian.Choć w ciągu następnych kilku dni matka rzeczy-

wiście wydawała się spokojniejsza, największa różni-ca, jaka zaszła w jej zachowaniu, zaskoczyła Lillian.

* Tamże, s. 31 (przyp. tłum.).

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 29auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 29 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 30: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

30

Matka wciąż czytała, ale w całkowitym milczeniu. Lillian dawno już przestała uznawać czytanie na głos przez matkę za próbę komunikacji, więc nie żałowa-ła, że nie była już zbiornikiem na ulubione frazy, jed-nakże nie na taki efekt liczyła. Była pewna, że ziem-niaki okażą się magiczne.

Wracając do domu ze szkoły, Lillian skróciła sobie drogę, idąc wąską boczną ulicą biegnącą od głównej arterii do wiejskiej drogi prowadzącej do jej domu. W połowie trasy znajdował się sklepik spożywczy, któ-ry Lillian odkryła pewnego letniego popołudnia, gdy w wieku siedmiu lat sfrustrowana puściła dłoń matki i udała się we wcześniej nieodwiedzanym kierunku, zastanawiając się, czy matka zauważy jej nieobecność.

Tego letniego dnia najpierw poczuła sklep, a do-piero potem go zauważyła – ostre i drażniące zapa-chy łaskotały ją w nos i ciągnęły w głąb wąskiej ulicz-ki. Sam sklepik był mikroskopijny, nie większy niż salon w mieszkaniu, a jego półki wypełniały puszki z napisami w językach, których nie rozumiała, i świe-ce oprawione w szkło, na których namalowani byli ludzie o  smutnych twarzach i głowach otoczonych aureolami. Szklaną witrynę obok kasy wypełniały

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 30auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 30 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 31: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

31

patelnie z jaskrawokolorowym jedzeniem – żółtym, czerwonym i zielonym, o intensywnym dymnym za-pachu, niekiedy ostrym.

Kobieta stojąca za kontuarem, zauważywszy, że Lil-lian stoi przy witrynie i przygląda się daniom, zapy-tała:

– Chciałabyś spróbować?Nie: „Gdzie twoja matka?”, nie: „Ile masz lat?”, tyl-

ko: „Chciałabyś spróbować?”. Lillian spojrzała na nią i uśmiechnęła się.

Kobieta sięgnęła do witryny i wyciągnęła coś żół-tego i podłużnego.

– Tamal – powiedziała i podała go Lillian na pa-pierowym talerzyku.

Na zewnątrz był miękki i lekko chrupiący, a wnę-trze stanowiło festiwal mięsa, cebuli, pomidorów i czegoś, co mgliście przypominało cynamon.

– Rozumiesz jedzenie  – skomentowała kobieta, kiwając głową i patrząc, jak Lillian je.

Lillian znów podniosła wzrok i poczuła, że pod-daje się jej uśmiechowi.

– Dzieci mówią na mnie Abuelita  – rzekła sta-ruszka. – Chyba słyszę, że idzie twoja matka.

Lillian nadstawiła uszu i usłyszała zbliżający się wzdłuż wijącej się uliczki głos czytającej matki. Raz

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 31auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 31 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 32: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

32

jeszcze rozejrzała się po sklepie i zauważyła dziwny drewniany przedmiot zwisający z haka zawieszone-go na jednej z półek.

– Co to? – zapytała, wskazując. – A jak myślisz?Abuelita zdjęła przedmiot i podała go Lillian, któ-

ra patrzyła na jego nieregularny kształt – piętnasto-centymetrowy drążek zakończony główką z wyżło-bieniami przypominającymi bruzdy na polu.

– Myślę, że to magiczna różdżka  – odparła Lil-lian.

– Być może – rzekła Abuelita. – Być może powin-naś ją zatrzymać, na wszelki wypadek.

Lillian wzięła różdżkę i wsunęła do kieszeni płasz-cza, jak szpieg ukrywający tajne dokumenty.

– Wracaj, kiedy chcesz, mała kucharko – powie-działa Abuelita.

Przez następne lata Lillian często wracała do sklepu. Abuelita dawała jej lekcje na temat przy-praw i potraw, których nie znała z domów Elizabeth i Margaret. Pokazała jej awokado, na zewnątrz po-marszczone i  zrzędliwe, w środku zielone niczym wiosna, kremowe jak lody, kiedy je rozetrzeć na gua-camole. Zapoznała ją z  dymnymi zapachami pa-pryczek chipotle i słodko-ostro chrupiącą kolendrą,

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 32auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 32 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 33: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

33

którą Lillian lubiła tak bardzo, że Abuelita zawsze dawała jej gałązkę do zjedzenia po drodze do domu. Abuelita nie mówiła dużo, ale gdy już się to zdarza-ło, były to prawdziwe rozmowy.

Gdy Lillian weszła do sklepu tydzień po zrobieniu purée dla matki, Abuelita przyjrzała się jej uważnie.

– Czegoś ci brakuje – zauważyła po chwili. – Nie udało się – odparła zrozpaczona Lillian. –

Myślałam, że ją mam, ale nie udało się. – Opowiedz mi o  tym – powiedziała po prostu

Abuelita.Lillian opowiedziała jej o ciastkach, przyprawach,

Henrym Jamesie, purée ziemniaczanym i poczuciu, że być może jedzenie nie ma jednak magicznej mocy, by obudzić matkę z jej długiego literackiego snu, że być może jednak matce został już tylko sen.

Gdy Lillian skończyła swoją opowieść, Abuelita przez chwilę milczała.

– Nie chodzi o to, że zrobiłaś coś nie tak, po pro-stu jeszcze nie skończyłaś.

– A co mam jeszcze zrobić? – Lillian, serce każdego człowieka łamie się na

swój sposób. Każdemu trzeba innego lekarstwa, ale

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 33auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 33 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 34: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

34

niektórych rzeczy potrzebujemy wszyscy. Przede wszystkim potrzeba nam poczucia bezpieczeństwa. Ty jej je dałaś.

– Więc dlaczego wciąż jest nieobecna? – Ponieważ aby być częścią tego świata, potrzebu-

jemy czegoś więcej niż bezpieczeństwa. Twoja mat-ka musi sobie przypomnieć, co straciła, i znów tego zapragnąć. Mam pomysł – dodała po chwili Abue-lita. – To może zająć kilka minut.

Abuelita podała Lillian ciepłą kukurydzianą tor-tillę i  kazała usiąść przy okrągłym stoliku przy drzwiach. Lillian patrzyła, jak Abuelita oderwała kawałek brązowej papierowej torby i zaczęła coś na nim pisać z czołem zmarszczonym z wysiłku.

– Nie jestem pisarką  – powiedziała, skończyw-szy. – Nigdy nie sądziłam, że to wiele warte. Ale zro-zumiesz, co mam na myśli.

Odłożyła papier, podniosła następną torbę na za-kupy i odwrócona do Lillian plecami, zaczęła zbierać przedmioty ze sklepowych półek. Następnie złoży-ła zapisany kawałek papieru, umieściła go na torbie i podała ją Lillian.

– Proszę  – powiedziała.  – Daj mi znać, jak po-szło.

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 34auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 34 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 35: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

35

W domu Lillian otworzyła torbę i  poczuła zapa-chy pomarańczy, cynamonu, czekolady deserowej i  czegoś, czego nie mogła zidentyfi kować, głębo-kiego i tajemniczego niczym perfumy utrzymujące się w fałdach kaszmirowego szala. Wyłożyła skład-niki na kuchenny blat i rozłożyła kawałek papieru przygotowany przez Abuelitę, spoglądając na niego z pewną rezerwą. Choć pismo Abuelity trudno było odczytać – każda litera była gruba jak gałąź i niemal równie sztywna – z pewnością był to przepis. Lillian korciło, by wyrzucić go do śmieci, ale zawahała się, zauważywszy pierwszą linijkę tekstu.

Weź swoją różdżkę.

Lillian stanęła jak wryta. – Niech będzie – powiedziała.Podsunęła do blatu krzesło i stanęła na nim, sięga-

jąc na szczyt szafk i po czerwone blaszane pudełecz-ko, w którym trzymała swoje najcenniejsze skarby.

Różdżka znajdowała się niemal na dnie, pod pierwszym biletem Lillian do kina i  miniaturową repliką weneckiego mostu podarowaną jej przez ojca niedługo przed tym, jak odszedł, zostawiając tylko pieniądze i swój zapach na pościeli, który zniknął,

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 35auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 35 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 36: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

36

na długo zanim Lillian nauczyła się prać. Pod różdż-ką leżało stare zdjęcie matki trzymającej małą Lil-lian. Matka patrzyła prosto w  obiektyw z  uśmie-chem tak wielkim, bogatym i  zachwycającym jak najwspanialsze czekoladowe ciasto, jakie mogłaby sobie wymarzyć Lillian.

Dziewczynka długo przyglądała się zdjęciu, na-stępnie zeszła z krzesła, ściskając różdżkę w prawej dłoni, i chwyciła przepis.

Wlej mleko do rondla. Użyj prawdziwego, tłustego mleka.

Abuelita zawsze narzekała na dziewczynki ze szkoły Lillian, które nie chciały jeść jej tamale i prosiły o enchilady bez śmietany i zawsze ściąga-ły z wierzchu ser.

– Chudzielce – mówiła Abuelita z pogardą. – My-ślą, że można patykiem przywabić pszczoły.

Przygotuj świderki ze skórki pomarańczowej. Od-łóż je na bok.

Lillian uśmiechnęła się. Skrobaczka do skór-ki pomarańczowej była dla niej czymś, czym dla

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 36auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 36 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 37: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

37

niektórych kobiet jest para czerwonych butów na szpilkach – frywolnym szaleństwem nadającym się tylko na przyjęcia, ale jakże rozkosznym. Kiedy Lil-lian znalazła ten niewielki przyrząd na garażowej wyprzedaży rok wcześniej, od razu przyniosła go Abuelicie z  szerokim uśmiechem. Wtedy nie wie-działa nawet, do czego służy, po prostu zakochała się w rączce ze stali nierdzewnej i wymyślnym meta-lowym zakończeniu z pięcioma skromnymi otwor-kami, wykończonymi na brzegach niczym falbanki na halce. Niewiele było okazji do użycia skrobacz-ki – każda z nich była świętem.

Lillian uniosła pomarańczę, zbliżyła ją do nosa i powąchała. Pachniała światłem słonecznym i lepią-cymi się dłońmi, lśniącymi zielonymi liśćmi i nie-bieskim bezchmurnym niebem. Przypomniał jej się sad, gdzieś w Kalifornii albo na Florydzie, i rodzice spoglądający na siebie nad jej głową, matka, która podaje jej żółtopomarańczowy owoc niemieszczący się jej w dłoniach i która ze śmiechem mówi, że właś-nie stąd biorą się produkty w sklepach spożywczych.

Teraz Lillian wzięła skrobaczkę i przeciągnęła po okrągłej powierzchni owocu, wycinając ze skórki pięć długich pomarańczowych świderków, odsła-niając gorzką białą warstwę.

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 37auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 37 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 38: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

38

Złam cynamon na pół.

Laska cynamonu była lekka i  zwinięta jak kru-chy zwój papirusu. To nie patyk, przypomniała so-bie Lillian, przyglądając mu się bliżej, tylko kora, miejsce spotkania zewnętrza i wnętrza. Złamała go z  trzaskiem, uwalniając pikantny, ostro-słodki za-pach, który drażnił ją w oczy i nos, sprawiając, że ję-zyk jej drżał nawet przed posmakowaniem.

Dodaj skórkę pomarańczową i  cynamon do mleka. Zetrzyj czekoladę.

Twarda tabliczka czekolady była zawinięta w żół-tą folię w czerwone paski, jej ciemna powierzchnia lśniła po otwarciu. Czekolada chrobotała, ociera-jąc się o cienkie oczka tarki, opadając na blat deli-katnymi wiórkami, uwalniając woń zakurzonych pomieszczeń na zapleczu, pełnych czekolady dese-rowej i  starych listów miłosnych, dolnych szufl ad antycznych biurek i ostatnich jesiennych liści, mig-dałów, cynamonu i cukru.

Wrzuciła ją prosto do mleka.

Dodaj anyż.

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 38auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 38 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 39: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

39

Jakże niewielką ilość startej przyprawy w torebce dała jej Abuelita. Tkwiła w niej cicho, nie zwraca-jąc uwagi swoim łagodnym kolorem, podobnym do mokrego piasku na plaży. Rozwiązała kokardkę, ot-worzyła torebkę i w kierunku jej nosa, jakby tańcząc, dotarło wirujące złoto i lukrecja, przynosząc ze sobą połacie odległej pustyni i czarnego bezgwiezdnego nieba, tęsknotę, którą czuła oczami i koniuszkami palców. Kładąc torebkę z powrotem na blacie, Lillian wiedziała, że ta przyprawa jest dla niej zbyt dojrzała.

– Naprawdę, Abuelita? – powiedziała na głos do pustego pomieszczenia.

Tylko odrobinę. Gotuj na wolnym ogniu, aż składni-ki się połączą. Będziesz wiedziała, kiedy to nastąpi.

Lillian zmniejszyła płomień. Podeszła do lodów-ki, wyciągnęła śmietanę kremówkę i ustawiła mik-ser na maksymalną prędkość, co pewien czas za-glądając do rondla. Po chwili zaczęła zauważać, jak drobiny czekolady znikają w mleku, topią się, a ca-łość staje się coraz gęstsza i coraz bardziej kremowa, wiele składników stapia się w jedność.

Użyj różdżki.

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 39auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 39 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 40: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

40

Lillian wzięła różdżkę i  w  zamyśleniu zaczęła obracać ją w  dłoniach. Stanowczo chwyciła cien-ką środkową część i włożyła żłobioną końcówkę do rondla. Mieszała, obracając różdżkę między dłońmi i powodując, że mleko z czekoladą falowało, a jego powierzchnia zaczęła bulgotać.

– Abrakadabra – rzekła. – Proszę...

Po przygotowaniu wlej matce do kawy.

Jedną z umiejętności życiowych, których matka nie poświęciła dla książek, było robienie kawy – na blacie zawsze stał gorący dzbanek, niezawodny jak wełniany płaszcz. Lillian napełniła kubek matki do połowy kawą, a następnie dodała czekolady z mle-kiem, zostawiając w  rondlu skórkę pomarańczo-wą i  cynamon, by płyn miękko układał się na ję-zyku.

Przyozdób bitą śmietaną, by dodać delikatności. Daj matce.

– Co to za wspaniały zapach? – zapytała matka, gdy Lillian wniosła kubek do salonu.

– Magia – odparła Lillian.

Bauermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 40auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 40 2014-01-09 13:29:572014-01-09 13:29:57

Page 41: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

41

Matka sięgnęła po kubek i uniosła go do ust, de-likatnie dmuchając na powierzchnię – para uniosła się i tra� ła do jej nozdrzy. Pociągnęła łyk na próbę zaintrygowana, uniosła wzrok znad książki i  sku-piła w jakimś odległym punkcie, jej twarz delikat-nie się zaczerwieniła. Kiedy skończyła, oddała ku-bek Lillian.

– Gdzie się nauczyłaś to robić? – zapytała, odchy-lając głowę do tyłu i zamykając oczy.

– Wspaniale!  – powiedziała Abuelita, gdy Lillian opowiedziała jej tę historię następnego dnia. – Spra-wiłaś, że przypomniała sobie o swoim życiu. Teraz musi tylko po nie sięgnąć. Przepis na to  – doda-ła, odpowiadając na pytanie, które malowało się na twarzy Lillian – musisz znaleźć sama. Uda ci się. Je-steś kucharką. To dar od twojej matki.

Lillian uniosła brwi z niedowierzaniem. Abuelita patrzyła na nią delikatnie rozbawiona.

– Czasem, niña, największe dary pochodzą z tego, czego nam nie dano.

Dwa dni później Lillian poszła po szkole prosto do domu. W nocy zmieniła się pogoda i kiedy Lil-lian wychodziła ze szkoły, powietrze miało w sobie

auermeister_Szkola_Niezbednych_Skladnikow.indd 41 2014-01-09 13:29:57

Page 42: Erica Bauermeister Szkoła Niezbędnych Składników

DUŻA CZCIONKA

Erica Bauermeister„Przepi knie napisana, smakowita,

chwytaj ca za serce powie ”. Sarah Addison Allen, autorka S odkiego zapachu brzoskwi

Lillian bardzo wcze nie odkry a magi ukryt w jedzeniu. Fili anka aromatycznej czekolady i zapach jab ek pomog y jej odci gn zapracowan matk od obowi zków i sk oni j do tego, by wi cej czasu sp dza y razem. Wtedy przekona a si , e w kuchni i w yciu potrzebna jest harmonia, p yn ca z idealnego po czenia niezb dnych sk adników.

Dzi Lillian prowadzi restauracj i kurs gotowania, na którym przekazuje swoim uczniom sekret, jak za pomoc jedzenia rozp dzi smutki i obudzi serce. Towarzysz ce przygotowywanym potrawom smaki, zapachy i doznania odmieni wi cej ni jedno ycie…

Cena 14,90 z

Erica Bauermeister

Szkoła Niezbędnych Składników

duża czcionka

Bauermeister_Szkola niezbednych skladnikow_okladka_druk.indd 1 2014-01-10 14:54:35