vittorio messori czarne karty kościoła - peperkusjon · 2013. 10. 19. · vittorio messori czarne...

130
Vittorio Messori Czarne karty Kościoła Tł. A. Kajzerek, Księgarnia św. Jacka, Katowice 1998; Książka stanowi wybór artykułów pisanych przez Vittorio Messoriego dla włoskiego dziennika Vivaio, które ukazały się w trzech tomach: I. Pensare la storia. Una lettura cattolica dell'avventura umana, II. La sfida delia fede. Fuori e dentro la Chiesa: la cronaca in una prospettiva cristiana oraz III. Le cose delia vita.

Upload: others

Post on 01-Feb-2021

7 views

Category:

Documents


1 download

TRANSCRIPT

  • Vittorio Messori

    Czarne karty Kościoła

    Tł. A. Kajzerek, Księgarnia św. Jacka, Katowice 1998; Książka stanowi wybór artykułów pisanych przez

    Vittorio Messoriego dla włoskiego dziennika Vivaio, które ukazały się w trzech tomach: I. Pensare la

    storia. Una lettura cattolica dell'avventura umana, II. La sfida delia fede. Fuori e dentro la Chiesa: la

    cronaca in una prospettiva cristiana oraz III. Le cose delia vita.

  • 2

    Spis treści

    Przedmowa .............................................................................................................................................. 5

    Poczucie winy .......................................................................................................................................... 8

    Rozdział I. Hiszpania, inkwizycja i czarna legenda ................................................................................. 10

    Czarna legenda 1 ............................................................................................................................... 10

    Czarna legenda 2 ............................................................................................................................... 12

    Czarna legenda 3 ............................................................................................................................... 14

    Czarna legenda 4 ............................................................................................................................... 16

    Czarna legenda 5 ............................................................................................................................... 18

    Czarna legenda 6 ............................................................................................................................... 20

    Czarna legenda 7 ............................................................................................................................... 22

    Śmierd inkwizytora ............................................................................................................................ 25

    Inkwizytorzy ....................................................................................................................................... 27

    Manzoni i Hiszpania ........................................................................................................................... 28

    Iberyjczycy ......................................................................................................................................... 30

    Męczennicy w Hiszpanii .................................................................................................................... 31

    Rozdział II. Hiszpania i Ameryka: ciąg dalszy czarnej legendy ............................................................... 34

    Ameryka: „uciszenie języków” .......................................................................................................... 34

    Złoto Kolumba ................................................................................................................................... 35

    Między Ameryką Południową a Zachodnią Europą ........................................................................... 36

    Chrystusowcy .................................................................................................................................... 38

    Rozdział III. Rewolucja Francuska a Kościół ........................................................................................... 41

    Prawa Człowieka 1 ............................................................................................................................. 41

    Prawa Człowieka 2 ............................................................................................................................. 42

    Prawa Człowieka 3 ............................................................................................................................. 44

    Prawa Człowieka 4 ............................................................................................................................. 47

    Sprawiedliwośd w przeszłości ............................................................................................................ 48

    Wandea ............................................................................................................................................. 49

    Zemsta ............................................................................................................................................... 51

    Królobójcy .......................................................................................................................................... 53

    Wandalizm ......................................................................................................................................... 54

    Rozdział IV. Galileusz a Kościół .............................................................................................................. 57

    Galileo Galilei 1 .................................................................................................................................. 57

  • 3

    Galileo Galilei 2 .................................................................................................................................. 59

    Galileo Galilei 3 .................................................................................................................................. 62

    Księżyc i okolice ................................................................................................................................. 65

    Rozdział V. Nazizm a Kościół .................................................................................................................. 68

    Czasy swastyki ................................................................................................................................... 68

    Chrześcijanie a faszyzm 1 .................................................................................................................. 69

    Chrześcijanie a faszyzm 2 .................................................................................................................. 71

    Szukajcie katolika! ............................................................................................................................. 74

    Rozdział VI. Bracia odłączeni a Kościół .................................................................................................. 76

    Ofiary, o których nie wolno zapomnied............................................................................................. 76

    Protestancka skrucha ........................................................................................................................ 77

    Zbrodnie ............................................................................................................................................ 79

    Pastorzy ............................................................................................................................................. 81

    Rozdział VII. Kara śmierci a Kościół ....................................................................................................... 82

    Kara śmierci 1 .................................................................................................................................... 82

    Kara śmierci 2 .................................................................................................................................... 84

    Kara śmierci 3 .................................................................................................................................... 86

    Rozdział VIII. Całun Turyoski .................................................................................................................. 90

    Święty Całun 1 ................................................................................................................................... 90

    Święty Całun 2 ................................................................................................................................... 91

    Święty Całun 3 ................................................................................................................................... 93

    Święty Całun 4 ................................................................................................................................... 95

    Święty Całun 5 ................................................................................................................................... 96

    Święty Całun 6 ................................................................................................................................... 98

    Święty Całun 7 ................................................................................................................................. 100

    Rozdział IX. Inne historie ..................................................................................................................... 103

    Czarni niewolnicy ............................................................................................................................. 103

    Pas cnoty ......................................................................................................................................... 104

    Ius primae noctis ............................................................................................................................. 105

    Watykaoskie bogactwa ................................................................................................................... 107

    Islam ................................................................................................................................................ 109

    Czy Torquemada był lepszy? ........................................................................................................... 111

    Nietolerancyjni ................................................................................................................................ 112

    Rządzid ludźmi ................................................................................................................................. 112

    Chorzy Papieże ................................................................................................................................ 114

  • 4

    Monte Cassino ................................................................................................................................. 117

    Samobójstwa ................................................................................................................................... 119

    Obdżektorzy .................................................................................................................................... 121

    Gandhi ............................................................................................................................................. 123

    Don Franco ...................................................................................................................................... 128

  • 5

    Przedmowa1

    Kiedy jakiś młody człowiek, wychowany po chrześcijaosku przez rodzinę i wspólnotę parafialną, w

    zderzeniu z apodyktycznymi zapędami niektórych nauczycieli lub jakąś lekturą zaczyna wstydzid się

    historii swego Kościoła, naraża się na niebezpieczeostwo utraty wiary. Jest to uwaga dośd smutna,

    chociaż nie podlegająca dyskusji, tym bardziej, że ten model zachowania zostaje przeniesiony na inne

    dziedziny życia.

    Mamy tutaj do czynienia z bardzo ważnym problemem pastoralnym i dziwid tylko może fakt, jak mało

    miejsca poświęca się mu w środowiskach kościelnych.

    Tematy, które zostaną poruszone, wcale nie służą umocnieniu radości i dumy z przynależności do

    „małej owczarni” przeznaczonej do królestwa Bożego, ale mogą pomóc w zrozumieniu problemów, o

    których będzie mowa. Trzeba jednak przemyśled wszystko bardzo spokojnie, bowiem w

    przeciwieostwie do tego, co na ogół się myśli i mówi, współczesnej kulturze nie brakuje legend, ale

    ducha krytyki. Właśnie dlatego Ewangelie tak często są nie doceniane.

    Już wiele razy i przy wielu okazjach mówiłem, że problem dechrystianizacji – według mnie – nie

    polega na utracie wiary, lecz na utracie rozsądku. Trzeba zacząd myśled bez uprzedzeo, co już jest

    wielkim krokiem prowadzącym do nowego odkrycia Chrystusa i planu Ojca.

    Z drugiej strony prawdą jest także i to, że Boża inicjatywa zbawienia ma integralny charakter

    uzdrawiający: zbawia całego człowieka, a więc dotyczy wszystkich jego możliwości poznawczych.

    Zatem przeciwieostwem wiary nie jest rozum i wolnośd myśli – jak to przez ostatnie wieki niemal

    obsesyjnie nam powtarzano – ale raczej, w integralności skrajnych przypadków i nieszczęścia,

    samobójstwo rozumu i zgoda na to, co absurdalne.

    W związku z historią Kościoła i wynikającymi z niej trudnościami pastoralnymi wypada przypomnied o

    konieczności potrójnej analizy.

    Pierwsza ma charakter typowo teologiczny, a więc może byd udziałem jedynie tych, którzy patrzą

    „oczami wiary”. Przede wszystkim chodzi o przyjęcie i podniesienie do odpowiedniego poziomu

    eklezjologii godnej tego imienia. Będzie można wówczas zrozumied, że Kościół, jak to mówił św.

    Augustyn, jest ex maculatis inmaculata, tzn. rzeczywistością wewnętrznie świętą, na którą składają

    się ludzie reprezentujący różne stopnie świętości, a także grzesznicy.

    Właśnie na tym polega jego cud i wspaniałośd: Boski Mistrz, używając mizernego i niedoskonałego

    materiału, jaki oferuje Mu ludzkośd, w każdej epoce potrafi stworzyd arcydzieła błyszczące absolutną

    prawdą i nadludzkim pięknem; prawdą i pięknem, które są także nasze, każdego z nas, w stopniu

    zależnym od naszego rzeczywistego uczestnictwa w Ciele Chrystusa.

    W takim podejściu do sprawy ukazuje się wielkośd bystrego teologa – niezależnie od jego naukowej

    specjalizacji i obszaru kulturowego – który nie tyle gorszy się z powodu biskupów, będących według

    jego opinii osłami, ile cieszy się i wzrusza, ponieważ – proszę wybaczyd – są też osły biskupami.

    Mając to na uwadze, człowiek wierzący może zrozumied przemiany i wydarzenia, jakie miały miejsce

    w historii Kościoła, w sposób dużo bardziej wolny niż niewierzący: jego eklezjologia nie pozwala mu

    zaakceptowad a priori2 takiego wydarzenia – nawet jeśli wydaje się prawdziwe i dobrze

    1 Przedmowa pochodzi z I tomu zbioru artykułów, pisanych przez Vittorio Messoriego do Vivaio, opatrzonego

    tytułem Pensare la storia. Una lettura cattolica dell'avventura umana, Milano8 1995. 2 dosł. „z założenia, z racji logiki” (łac), tzn. niezależnie od doświadczenia *przyp. red.+.

  • 6

    udokumentowane – które ubliża dobremu imieniu chrześcijanina. Tymczasem niewierzący będzie

    czuł się zobowiązany odrzucid lub zbanalizowad wszelki nadludzki wysiłek, wartości transcendentne

    oraz w nadprzyrodzony sposób motywowane cuda. Chodzi mniej więcej o to, co dzieje się w

    przypadku Całunu Turyoskiego, który tak pasjonuje Messoriego.

    Zasadniczo, jak wiemy, nasza wiara nie cierpi z powodu nauki, niezależnie od tego, jakiej dziedziny

    wiedzy dotyczy. Moglibyśmy sobie nawet pozwolid na luksus niewierzenia w to, o czym nam mówi. W

    przeciwieostwie do tego, zaakceptowanie autentyczności Całunu jest z moralnego punktu widzenia

    niemożliwe dla kogoś, kto Jezusa z Nazaretu nie uważa za Chrystusa, Syna Boga żywego, a to z

    powodu wielości niewytłumaczalnych faktów, związanych z jego pochodzeniem i trwałością. Niejasne

    uprzedzenie dotyczy w tym przypadku najwyraźniej raczej niedoinformowanych niż obrooców.

    Drugi rodzaj analizy ma charakter filozoficzny i może dotyczyd tych wszystkich, którzy posiadają

    przynajmniej minimum intelektualnej prawości.

    Kiedy mówi się o błędach historycznych Kościoła, nie można zaprzeczyd, że mimo wszystko jest on

    jedyną trwałą wartością na przestrzeni wieków i dlatego jest też jedynym wyzwaniem, domagającym

    się odpowiedzi na pytanie o błędy popełnione przez wszystkich.

    Czy na przykład ktoś dziś zapyta, jakie w epoce Galileusza było stanowisko uniwersytetów lub innych

    instytucji cieszących się wielką powagą społeczną wobec hipotez kopernikowskich? Kto dziś pyta o

    moralnośd oraz idee wyższych urzędników i sędziów żyjących w XVII wieku? Albo, co jeszcze bardziej

    paradoksalne, komu przyjdzie na myśl krytykowad dzisiejszych urzędników, sprawujących władzę w

    Mediolanie, za przestępstwa popełnione przez rodziny Visconti i Sforza?

    Warto zauważyd, że oskarżenia kierowane obecnie pod adresem Kościoła za jego decyzje i działania w

    minionych epokach same w sobie są potwierdzeniem trwałości Oblubienicy Chrystusa wraz z jej

    niezmienną tożsamością, która, w przeciwieostwie do innych grup społecznych, nigdy nie zostanie

    zmieciona przez historię; zawsze będzie „niemal osobą” i dlatego tylko ona będzie podmiotem

    wiecznej odpowiedzialności.

    Jest to stan ducha, który – właśnie za pośrednictwem złośliwych działao i trwałych uraz – ukazuje

    pewien initium fidei3 w misterium Kościoła i najprawdopodobniej napawa radością aniołów w niebie.

    Kiedy już jednak ktoś przyswoi sobie te wszystkie uwagi na temat – nazwijmy to – „eklezjologii

    nadprzyrodzonej i naturalnej”, nie może nie przeanalizowad dokładniej tych kwestii. Pojawia się

    koniecznośd sprawdzenia wiarygodności tego, co powszechnie się mówi i pisze o Kościele.

    Trzeba dociec prawdy, ustrzec ją przed zniekształceniem, głosid ją i szanowad, niezależnie od formy,

    w jakiej się ukazuje i źródła, z którego pochodzi. Św. Tomasz z Akwinu wielokrotnie poucza nas, że

    omne verum, a quocumque dictatur, a Spiritu Sancto est („wszelka prawda, niezależnie od tego, kto

    ją wypowiada, pochodzi od Ducha Świętego”). Już ten cytat wystarczyłby do tego, aby dostrzec godną

    pozazdroszczenia otwartośd ducha, cechującą średniowiecznych mistrzów.

    Jednocześnie należy stwierdzid, że zafałszowania, manipulacje i błędy muszą zostad ujawnione i

    napiętnowane, bez zwracania uwagi na osobę, która je głosi i na wielkośd akceptacji społecznej.

    W koocu trzeba sobie zdad sprawę – jak pisze w niniejszej książce Vittorio Messori – z arbitralnych

    opinii, istotnych deformacji i ewidentnych kłamstw ciążących na historii Kościoła. Jesteśmy niemal

    3 „pierwiastek wiary” (łac.) *przyp. red.+.

  • 7

    oblężeni przez złośliwośd i kłamstwo; większośd katolików albo nie chce, albo nie próbuje tego

    zmienid.

    Jeśli ktoś zostanie uderzony w prawy policzek, doskonałośd ewangeliczna zaleca nadstawid i lewy.

    Jeśli jednak ktoś sprzeciwia się prawdzie, ta sama doskonałośd ewangeliczna zobowiązuje do jej

    obrony, ponieważ tam, gdzie znieważa się prawdę, zamyka się wszystkie drogi prowadzące do

    ludzkiego zbawienia.

    Wydaje mi się, że to właśnie było powodem powstania tej książki, która – czego oczekujemy –

    natychmiast stanie się niezbędną pomocą we współczesnej pracy pastoralnej.

    Czasem wydaje mi się, że społeczeostwo chrześcijaoskie cierpi – jeśli tak można powiedzied – na

    pewnego rodzaju wrodzone upośledzenie.

    Prężnośd królestwa Bożego iam praesens in mysterio4 jest fenomenem wszystkich czasów, i o tym

    pouczał nas Pan wiele razy, chociaż w ostatnich dziesięcioleciach niezbyt chętnie słuchaliśmy Jego

    słów na ten temat.

    Tymczasem tym, co w sposób szczególny charakteryzuje nasze czasy, jest założenie, że za wszelką

    cenę trzeba podtrzymywad dialog. Z tego też powodu można dośd swobodnie rozumied irenizm5,

    stanowiący dziwną formę kościelnego masochizmu, hamującego wszystkie naturalne chrześcijaoskie

    środki obronne aż do tego stopnia, że złośliwośd czynników patologicznych bez przeszkód może

    realizowad swoje dzieło zniszczenia.

    Na szczęście Duch Święty nigdy nie pozostawia Oblubienicy Chrystusa bez wewnętrznej pomocy.

    Zawsze jest aktywny i w najróżniejszych formach i stopniach pobudza potrzebne antytoksyny.

    Niniejsza książka – stanowiąca zbiór większości cenionych artykułów z Vivaio Vittorio Messoriego,

    dodatku do krajowego dziennika katolickiego – jest właśnie jednym z tych opatrznościowych

    medykamentów, leczących nasze zło. Jej ukazanie się jest znakiem, że Bóg nie zapomniał o swoim

    ludzie.

    Messori to, dzięki Bogu, pisarz o wielkiej oryginalności i osobowości. I chociaż nie mamy obowiązku

    zgadzad się z wszystkimi jego genialnymi opiniami, wszyscy winniśmy uznad jego odważną służbę

    prawdzie i jego umiłowanie Kościoła.

    Kardynał Giacomo Biffi, arcybiskup Bolonii

    4 „już obecnego w tajemnicy” (łac); por. Sobór Watykaoski II, Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie

    współczesnym Gaudium et spes, nr 39 [przyp. red.]. 5 Kierunek w teologii chrześcijaoskiej dążący do zgody między wyznaniami, do usunięcia rozbicia

    chrześcijaostwa za cenę wzajemnych ustępstw doktrynalnych (od gr. eirene „pokój, zgoda”) *przyp. red.+.

  • 8

    Poczucie winy

    Po trzech dniach męczącej podróży, Leo Moulin, liczący sobie osiemdziesiąt jeden lat, jest wypoczęty,

    elegancki, skupiony i serdeczny jak zawsze. Moulin, przez pół wieku profesor historii i socjologii na

    uniwersytecie w Brukseli, autor wielu fascynujących książek, jest jednym z najbardziej znaczących

    intelektualistów w Europie. Chyba najlepiej zna średniowieczne zakony religijne i jak rzadko kto

    bardzo podziwia mądrośd ówczesnych mnichów. Zaraz po odsunięciu się od lóż masooskich, których

    był aktywnym członkiem („Bardzo często – powiada – przynależnośd do nich jest nieodzowna, jeśli

    chce się zrobid karierę uniwersytecką, dziennikarską lub wydawniczą: wzajemna pomoc «braci

    masonów» nie jest mitem, jest rzeczywistością”), przyjął postawę świeckiego racjonalisty, którego

    agnostycyzm graniczy z ateizmem.

    Moulin radzi mi, abym powtórzył wierzącym jedną zasadę, która dojrzewała w czasie jego długiego

    życia, nauki i doświadczeo: „Posłuchajcie tego starego niedowiarka, który wie, co mówi: Mistrzowska

    propaganda antychrześcijaoska zdołała wytworzyd u chrześcijan, zwłaszcza u katolików, złą

    świadomośd, opanowaną niepokojem, jeśli już nie wstydem, z powodu własnej historii. Siłą stałego

    nacisku, od reformacji aż do naszych czasów, zdołała przekonad was, że jesteście odpowiedzialni za

    całe, albo prawie całe, zło na świecie. Sparaliżowała was na etapie masochistycznej autokrytyki, aby

    zneutralizowad krytykę tych, którzy zajęli wasze miejsce”.

    Feminiści, homoseksualiści, tercermundyści6, pacyfiści, reprezentanci najróżniejszych mniejszości,

    kontestatorzy i niezadowoleni z jakichkolwiek powodów, naukowcy, humaniści, filozofowie,

    ekolodzy, obroocy zwierząt i świeccy moraliści: „Pozwoliliście, aby za wszystko, nawet za kłamstwa,

    bezdyskusyjnie obarczali was. Nie było w historii problemu, błędu lub cierpienia, którego nie

    przypisaliby wam. A wy, niemal zawsze nie znający swojej przeszłości, zaczęliście w to wierzyd, a

    nawet wspomagad ich w tym działaniu. Tymczasem ja (agnostyk, ale także i historyk starający się byd

    zawsze obiektywnym) mówię wam, że macie przeciwstawiad się temu w imię prawdy. W

    rzeczywistości bowiem większośd zarzutów jest nieprawdziwa. A jeśli któryś ma nawet jakieś

    uzasadnienie, to oczywiste jest, że w rozliczeniu dwudziestu wieków chrześcijaostwa światła

    zdecydowanie górują nad ciemnościami. Dlaczego więc nie żądacie odpowiedzialności od tych, którzy

    żądają jej wyłącznie od was? Czyż rezultaty ich pracy są lepsze od waszych? Z jakich ambon,

    skruszeni, słuchacie kazao?” Mówi też o średniowieczu, które studiował: „Owe wstydliwe kłamstwa o

    «ciemnych wiekach», czyżby były inspirowane wiarą płynącą z Ewangelii? Dlaczego więc to, co

    pozostało nam z tamtych czasów, odznacza się tak fascynującym pięknem i mądrością? Także w

    historii trzeba kierowad się zasadą przyczyny i skutku…”

    Codziennie przemierzając samochodem peryferie Mediolanu, myślę o historyku z Brukseli. Tutaj,

    podobnie jak i na innych zurbanizowanych peryferiach, jakiś współczesny Dante mógłby umieścid

    jedną ze swoich sfer piekielnych: ogłuszający hałas, przykre zapachy, sterty śmieci i odpadów, zatrute

    wody, chodniki zatarasowane zaparkowanymi samochodami, szczury i myszy, zwariowany beton i

    źdźbła toksycznej trawy. Gdzie nie spojrzed – tam gniew i nienawiśd jednych wobec drugich:

    kierowców taksówek wobec kierowców ciężarówek, pieszych wobec zmotoryzowanych, klientów

    wobec sprzedawców, tych z Północy wobec tych z Południa, Włochów wobec obcokrajowców,

    robotników wobec właścicieli, dzieci wobec rodziców. Degradacja zaczyna gnieździd się dużo

    wcześniej w sercach niż w środowisku.

    6 tercermundysta – zwolennik, entuzjasta, sympatyk Trzeciego Świata *przyp. tłum.+.

  • 9

    Na koocu meta: wielki klasztor, starożytny dom zakonny. Uspokojony uwolnieniem się od samochodu

    przechodzę przez bramę. Nagle cały świat wokół mnie się zmienia. Wielki, liczący wieki dziedziniec,

    zamknięty ze wszystkich stron kolumnadami, podtrzymuje ducha harmonią swych łuków. Cisza,

    piękno fresków, spoistośd budowli, chłód cieni. Nieco dalej, za dziedziocem, znajduje się duży ogród,

    ostatnia ostoja drzew, w których schroniło się wszystko, co jeszcze żyje lub fruwa nad zdewastowaną,

    pobliską okolicą. Gościnnośd zakonników pozwala odczud, że ci ludzie, mimo wszystko, starają się

    czynid dobro i jeszcze wierzą, że można kochad.

    Z odrobiną ironii i smutku myślę o zemście historii ostatnich dwóch wieków, w której brali udział

    różni ludzie, zjednoczeni pragnieniem zniszczenia chrześcijaoskich znaków, zaczynając od zakonów.

    Chcieli koniecznie zniszczyd te miejsca pokoju i piękna, ponieważ uważali je za oazy obskurantyzmu,

    anachroniczne przeszkody na drodze do zbudowania wyśnionego „nowego świata”.

    Za ogrodem mamy owoc obiecanego świetlanego jutra. Nigdy jeszcze świat w imię humanitaryzmu

    nie stał się tak nieludzki. Pomylono się: rzeczywistośd i nadzieja na świat bardziej ludzki przetrwają –

    jednak jak długo? – w tych ostatnich religijnych ostojach, które przeżyły (dzięki cudowi, przypadkowi i

    uporowi chrześcijan, wzmagającemu się w chwilach trudności) furię „oświeconych”. Ich dzieci i wnuki

    także chronią się w tych miejscach, lamentując nad tym, co utracono i ciesząc się, że jednak coś

    ocalało przed wściekłością niszczycieli.

    Jeśli drzewo poznaje się po owocach, warto z tego, co powiedzieliśmy, wyciągnąd pewne wnioski,

    chociażby tylko dlatego, aby postępowad zgodnie z zaleceniem Moulina, starego filozofa-agnostyka,

    skierowanym do wierzących, a dotyczącym „przyczyny i skutku…” My także mamy nasze wady i

    trzeba uważad z ukrywaniem ich. Rzeczywistośd chrześcijaoska zawsze miesza to, co boskie, z tym, co

    ludzkie. Ecclesia – casta et meretrix7, jak nas pouczają Ojcowie Kościoła. I tacy zawsze byli jego

    synowie. Popatrzmy wokół nas z zawstydzeniem i onieśmieleniem. Miłośd nie jest już możliwa bez

    prawdy, zarówno wśród nas, jak i wśród innych.

    7 „Kościół – czysty, a zarazem nierządny” (łac.) *przyp. red.+.

  • 10

    Rozdział I. Hiszpania, inkwizycja i czarna legenda

    Czarna legenda 1

    Taoczący z wilkami, północnoamerykaoski film, opowiadający się po stronie Indian, otrzymał siedem

    Oskarów.

    Od połowy lat sześddziesiątych do westernów zaczęto wprowadzad pewne eksperymentalne zmiany.

    Pierwsze wątpliwości odnośnie do dobroci anglosaskich pionierów spowodowały zachwianie się

    schematu: biały – dobry, czerwony – zły. Od tej pory pogłębiał się kryzys, doprowadzając do

    odwrócenia ról. Obecna zmiana punktu widzenia sprawia, iż niemal zawsze widzi się w Indianinie

    wielkiego bohatera, a w pionierze brutalnego najeźdźcę.

    Oczywiście istnieje niebezpieczeostwo, że ta nowa sytuacja zamieni się w pewien nowy konformizm

    człowieka zachodu PC (politically correct8), jak zwykło się nazywad tego, kto respektuje kanony i tabu

    współczesnej mentalności.

    Podczas gdy dawniej rzucano społeczną ekskomunikę na wszystkich, którzy nie chcieli uznad

    pułkownika George'a A. Custera za męczennika w obronie cywilizacji i wzór „białego patriotyzmu”, to

    dziś tę samą ekskomunikę nakłada się na mówiących źle o Siedzącym Byku i Siuksach, którzy 25

    czerwca 1876 roku w Little Big Horn zabili Custera i do szczętu roznieśli cały Siódmy Regiment

    Kawalerii.

    Mimo niebezpieczeostwa pojawienia się nowych konformistycznych sloganów, nie sposób nie przyjąd

    z zadowoleniem faktu odkrywania kolorów „innej” Ameryki, tej protestanckiej, która udzielała (i

    nadal udziela) tylu lekceważących lekcji moralności Ameryce katolickiej. Od XVI wieku nordyckie

    paostwa reformowane – Wielka Brytania i Holandia in primis9 – zaczęły prowadzid w swoich

    dominiach zamorskich wojnę psychologiczną, wymyślając „czarną legendę” o prześladowaniach i

    barbarzyostwach praktykowanych przez Hiszpanię, z którą prowadziły walkę o panowanie na morzu.

    Czarną legendę wykorzystują także księża, zakonnicy i w ogóle katolicy, którzy stanowczo protestują

    przeciwko obchodzeniu uroczystości związanych z piędsetleciem odkrycia Ameryki, nie zdając sobie

    sprawy, że w ten sposób stają się naśladowcami wspomnianej propagandy brytyjsko-holenderskiej.

    Pierre Chaunu, współczesny historyk, którego trudno posądzad o stronniczośd, gdyż jest kalwinem,

    pisze: „Legenda antyhiszpaoska w swej północnoamerykaoskiej wersji (w europejskiej odnosi się

    przede wszystkim do inkwizycji) pełniła rolę wygodnego wentyla bezpieczeostwa. Domniemana

    masakra Indian, dokonana przez Hiszpanów w XVI wieku, miała ukryd rzeź dokonaną przez

    Amerykanów z Północy na zachodniej granicy w wieku XIX. Protestancka Ameryka, raz jeszcze

    oskarżając Amerykę katolicką, zdołała uwolnid się od odpowiedzialności za swoją zbrodnię”.

    Zanim zajmiemy się podobnymi tematami, trzeba, abyśmy się uwolnili od pewnych towarzyszących

    nam nawyków bezsensownego moralizowania, spowodowanych tym, że nie chcemy uznad, iż historia

    jest panią niespokojną, a czasem straszliwą. Z realistycznego punktu widzenia, do którego winno się

    powrócid, bez wątpienia trzeba potępid błędy i okrucieostwa (niezależnie od ich pochodzenia), jednak

    nie złorzeczyd przy tym, traktując już samo przybycie Europejczyków do Ameryki i osiedlenie się na

    tych ziemiach w celu utworzenia nowego społeczeostwa jako coś z gruntu okropnego.

    8 dosł. „politycznie poprawny” (ang.) *przyp. red.+.

    9 „zwłaszcza, na pierwszym miejscu” (łac.) *przyp. red.+.

  • 11

    Historia ukazuje niepraktycznośd dobrej rady, według której „każdy ma pozostad na swojej ziemi i nie

    wdzierad się na obcą”. Nie jest to możliwe nie tylko dlatego, iż w ten sposób zaprzeczono by

    wszelkiemu dynamizmowi przemian ludzkich, ale także dlatego, że cała cywilizacja jest owocem

    mieszanki, która nigdy nie była statyczna. Nawet nie posiadając aspiracji do przeprowadzania analiz

    Pisma Świętego, trzeba zauważyd, że ziemia, którą Bóg obiecał Żydom, nie należała do nich i siłą

    odebrano ją poprzednim mieszkaocom. Pięknoduchy, odżegnujący się od konkwistadorów Ameryki,

    zapominają między innymi o tym, że Europejczycy, przybywając na nowy kontynent, także spotkali

    zdobywców. Imperia Azteków czy Inków zostały stworzone siłą, a utrzymywano je dzięki krwawemu

    uciskowi ludów podbitych, z których uczyniono niewolników.

    Często ukrywa się fakt, że niewiarygodne zwycięstwa garstki Hiszpanów nad tysiącami wojowników

    nie zależały ani od arkabuzów, ani od niewielu armat (które zresztą w większości były nieużyteczne,

    ponieważ tamtejszy wilgotny klimat neutralizował proch), ani od koni, które w dżungli nie odgrywały

    większej roli.

    Wspomniane triumfy dokonały się przede wszystkim dzięki pomocy tubylców uciskanych przez Inków

    i Azteków. Dlatego w wielu miejscach Hiszpanie witani byli nie jako najeźdźcy, lecz oswobodziciele.

    Może teraz oświeceni historycy zdołają nam wytłumaczyd, jak było możliwe, że w ciągu trzech

    wieków hiszpaoskiej dominacji nie wybuchały powstania przeciwko nowym władcom, chociaż ich

    liczba była bardzo ograniczona i najmniejsze powstanie mogło zmieśd ich z kontynentu.

    Dotychczasowe wyobrażenia o inwazji na Amerykę Południową znikają natychmiast w zetknięciu z

    liczbami: w ciągu pięddziesięciu lat, od roku 1509 do 1559, to znaczy w czasie konkwisty od Florydy

    po Cieśninę Magellana, co roku przybywało do Indii Zachodnich niewiele ponad pięciuset (sic!)

    Hiszpanów. W sumie 27.787 osób w ciągu pół wieku.

    Wracając do pomieszania ludów, z czego trzeba zdad sobie realnie sprawę, nie wolno zapomnied np.

    o tym, że kolonizatorzy Ameryki Północnej pochodzili z wyspy, którą nazywamy anglosaską. W

    rzeczywistości należała do Brytów, najpierw ujarzmionych przez Rzymian, a następnie przez

    okrutnych Germanów – będących właśnie Anglosasami – którzy wyniszczyli wielką częśd tubylców, a

    resztę zmusili do ucieczki aż ku wybrzeżom Galii, z kolei usunęli stamtąd pierwotne ludy i stworzyli to,

    co dziś nazywamy Brytanią.

    Ponadto żadna z wielkich cywilizacji (ani egipska, ani rzymska, ani grecka, ani żydowska) nie została

    utworzona bez odpowiednich podbojów i usunięcia pierwotnych mieszkaoców.

    Dlatego osądzając zdobycie Ameryki przez Europejczyków trzeba ustrzec się błędu moralistycznej

    utopii, charakterystycznej dla historii pełnej grzecznościowych ukłonów i dobrych manier.

    Wyjaśniając tę sprawę, trzeba także powiedzied, że są podboje i podboje (zaczynają to rozumied

    także twórcy filmów, chociażby takiego jak wielokrotnie nagradzany Taoczący z wilkami) i że podboje

    katolickie były znacznie mniej groźne od protestanckich.

    Inny wielki historyk współczesny, Jean Dumont, napisał: „Gdyby, na nieszczęście, Hiszpania (i

    Portugalia) przyjęła Reformę, stałaby się purytaoska i posługiwałaby się tymi samymi zasadami, co

    Ameryka Północna («mówi Biblia: Indianin jest istotą niższą, jest synem Szatana»), a olbrzymie

    ludobójstwo usunęłoby z Ameryki Południowej wszystkie ludy tubylcze. Dziś turyści zwiedzający

    resztki «rezerwatów» od Meksyku po Ziemię Ognistą robiliby zdjęcia nielicznym pozostałym przy

    życiu świadkom rzezi rasowej, przeprowadzonej na podstawie motywacji «biblijnej»”.

    Rzeczywiście, liczby mówią same za siebie: podczas gdy w Ameryce Północnej przeżyło zaledwie

    kilkanaście tysięcy czerwonych twarzy, to w byłej Ameryce hiszpaoskiej i portugalskiej większośd

  • 12

    ludności stanowią albo Indianie, albo potomkowie tubylców przedkolumbijskich i Europejczyków,

    albo (zwłaszcza w Brazylii) Afrykaoczyków.

    Czarna legenda 2

    Kwestia odmiennych kolonizacji Ameryk (hiszpaoskiej i anglosaskiej) jest tak obszerna i tyle

    nagromadziło się wokół niej przesądów, że możemy na ten temat przedstawid jedynie kilka istotnych

    uwag.

    Wracając do ludności tubylczej, praktycznie – jak wspomnieliśmy – w dzisiejszych Stanach

    Zjednoczonych już niemal nie istniejącej, warto dodad, że zarejestrowanych „członków plemion

    indiaoskich” jest około półtora miliona. W rzeczywistości jednak liczbę tę, samą w sobie niską,

    należałoby jeszcze zmniejszyd, wziąwszy pod uwagę fakt, że aby zostad do niej zaliczonym, wystarczy

    mied tylko czwartą częśd krwi indiaoskiej.

    Na Południu sytuacja jest całkowicie odmienna. W strefie meksykaoskiej i andyjskiej oraz na wielu

    terytoriach brazylijskich niemal dziewięddziesiąt procent ludności stanowią albo bezpośredni

    potomkowie dawnych mieszkaoców, albo potomkowie tubylców i nowych mieszkaoców. Co więcej,

    podczas gdy kultura Stanów Zjednoczonych nie zaczerpnęła z kultury indiaoskiej niczego prócz kilku

    słów, jako że rozwinęła się na bazie kultury europejskiej, praktycznie bez jakiejkolwiek wymiany z

    ludnością tubylczą, to w Ameryce hiszpaosko-portugalskiej wymiana dotyczyła nie tylko demografii,

    ale dała też początek nowym kulturom i społeczeostwom.

    Bez wątpienia proces ten zależał od stopnia rozwoju poszczególnych ludów, które zarówno Anglosasi,

    jak i zdobywcy iberyjscy spotkali na tym kontynencie, ale także od różnych założeo religijnych. W

    odróżnieniu od katolików hiszpaoskich i portugalskich, którzy żenili się z Indiankami, uznając je za

    takie same stworzenia ludzkie jak oni sami, protestanci (zgodnie z logiką, o której już mówiliśmy, a

    którą – jeśli chodzi o chrześcijan reformowanych – wywodzono ze Starego Testamentu) praktykowali

    coś w rodzaju „rasizmu” albo przynajmniej mieli o sobie wyższe mniemanie, uważając się za „szczep

    wybrany”, pochodzący od Izraela. To w połączeniu z teologią o predestynacji (Indianin jest czymś

    gorszym, ponieważ przeznaczony jest na potępienie, podczas gdy wyższośd białego jest znakiem

    wybraostwa Bożego) sprawiło, że mieszanka etniczna, a nawet kulturalna, uważana była za

    pogwałcenie opatrznościowego planu Bożego.

    Tak było nie tylko z Anglikami w Ameryce, ale i w innych stronach świata, do których dotarli

    Europejczycy reprezentujący tradycję protestancką: południowoafrykaoski apartheid – żeby

    przytoczyd przykład najbardziej oczywisty – był typowym tworem spójnym teologicznie z

    holenderskim kalwinizmem. Zadziwia zatem ów rodzaj masochizmu biskupów

    południowoafrykaoskich, którzy bez zbytnich rozróżnieo i uściśleo uchwalają „Dokument skruchy”

    białych wobec czarnych mieszkaoców tego kraju. Zadziwia, bowiem jeśli nawet ze strony katolickiej

    też mogły mied miejsce wydarzenia godne potępienia, to jednak sytuacja w tym kraju była przeciwna

    zarówno praktyce, jak i teorii katolickiej. Jakkolwiek było, wydaje się, że jest jeszcze dziś wielu

    duchownych, którzy gotowi są kierowad pod adresem swego Kościoła krytykę za nie popełnione winy.

    Praktyczne formy zdobywania obu Ameryk wywodzą się właśnie z różnych teologii: Hiszpanie nie

    uważali ludności ze swoich terytoriów za gorszą, którą należy usunąd, aby móc się tam osiedlid jako

    właściciele i władcy. Rzadko zwraca się uwagę na fakt, że Hiszpanie (w przeciwieostwie do

    Brytyjczyków) nigdy w swoim imperium nie zakładali kolonii, lecz prowincje. Nigdy też król Hiszpanii

    nie koronował się jako imperator Indian, w przeciwieostwie do króla Anglii, i to jeszcze w początkach

    XX wieku. Niezmiennie od samego początku kolonizatorzy protestanccy uważali, iż mają oczywiste

  • 13

    prawo, płynące z samej Biblii, do posiadania bez ograniczeo całej ziemi, jaką tylko zdołają zdobyd,

    wyrzucając lub eksterminując jej mieszkaoców. Ci ostatni, jako że nie należeli do „nowego Izraela” i

    byli obciążeni negatywną predestynacją, zostali całkowicie podporządkowani totalnej władzy nowych

    panów.

    Sposób regulowania spraw terytorialnych w różnych częściach Ameryki potwierdza te różnice, a także

    tłumaczy ich skutki. Na Południu stosowano mianowicie system nadao królewskich; była to

    procedura prawna oparta na feudalizmie, a polegająca na tym, że władca przyznawał komuś

    konkretne terytorium, jednak jego prawdziwą właścicielką była korona; ona też strzegła praw

    zamieszkałych tam ludzi. Zupełnie inaczej działo się na Północy, gdzie najpierw poszczególni Anglicy,

    a potem także rząd federalny Stanów Zjednoczonych, mianowali się absolutnymi właścicielami

    zarówno terenów już okupowanych, jak i tych, które miały byd dopiero zajęte; ziemia była

    sprzedawana po cenie, którą później ustalono na pół dolara za akr. Zaś co do Indian zamieszkujących

    te tereny, to właściciele mogli ich wyrzucad lub eksterminowad nawet przy pomocy wojska, jeśli

    uznano to za konieczne.

    Termin „eksterminacja” nie jest przesadzony i odpowiada rzeczywistości. Na przykład mało kto wie,

    że praktyka skalpowania znana była zarówno u Indian z Północy, jak i z Południa. Jednakże wśród tych

    ostatnich szybko zanikła, ponieważ została zakazana przez Hiszpanów. Na Północy stało się inaczej.

    Przytoczmy obiektywną wypowiedź na ten temat z Encyklopedii Larousse'a: „Praktyka skalpowania

    rozprzestrzeniła się na terytorium dzisiejszych Stanów Zjednoczonych począwszy od wieku XVII, kiedy

    biali kolonizatorzy płacili znaczne sumy tym, którzy przynosili im skalp Indianina, niezależnie od tego,

    czy pochodził od mężczyzny, kobiety lub dziecka”.

    W roku 1703 rząd Massachusetts płacił dwanaście funtów szterlingów za skalp, czyli cenę tak

    atrakcyjną, że polowanie na Indian, organizowane konno i ze sforą psów, zamieniało się w coś w

    rodzaju dochodowego sportu narodowego. Powiedzenie „dobry Indianin to martwy Indianin”,

    używane w Stanach Zjednoczonych, powstało nie tylko dlatego, że każdy wyeliminowany Indianin

    umniejszał kłopoty nowych właścicieli, ale także i dlatego, że władze dobrze płaciły za jego skalp. Była

    to praktyka, która w Ameryce hiszpaosko-portugalskiej nie była znana, a jeśli kogoś potraktowano w

    sposób bezprawny, oburzało się nie tylko duchowieostwo, które zawsze towarzyszyło kolonizatorom,

    ale pociągało to za sobą surowe kary ustanowione przez królów w celu obrony życia Indian.

    Mówi się jednak, że miliony Indian umarło także w Ameryce Środkowej i Południowej. Istotnie,

    umarło, ale nie aż tylu, aby stanąd na krawędzi całkowitej zagłady, jak to miało miejsce na Północy.

    Nie stracili oni życia z powodu szpad wykutych z toledaoskiej stali ani broni palnej (która, jak

    powiedzieliśmy, niemal zawsze zawodziła), lecz zostali zarażeni niewidzialnym i śmiercionośnym

    wirusem, pochodzącym ze starego świata.

    Atak mikrobów i wirusów, który w ciągu kilku lat spowodował śmierd połowy ludności tubylczej

    zamieszkującej Iberoamerykę, był badany przez zespół ekspertów z uniwersytetu w Berkeley.

    Fenomen ten może byd porównywany z czarną zarazą pochodzącą z Indii i Chin, która w XIV wieku

    zaatakowała Europę. Choroby zawiezione przez Europejczyków do Ameryki, takie jak gruźlica,

    zapalenie płuc, grypa, odra lub ospa, nie były znane w odseparowanej niszy ekologicznej Indian,

    którym brakowało obrony immunologicznej do walki z nimi. Trudno jednak obarczad

    odpowiedzialnością za to Europejczyków, stających się z kolei ofiarami chorób tropikalnych, na które

    Indianie byli odporni. Gwoli sprawiedliwości należy przyznad, co zresztą rzadko się czyni, że ekspansja

    białego człowieka poza Europę często była przyczyną tak olbrzymiej śmiertelności, że na niektórych

    statkach, w pewnych klimatach i wśród niektórych autochtonów, śmierd zbierała przeobfite żniwo.

  • 14

    Ponieważ nie znano mechanizmów zakażania (do czasów Pasteura było jeszcze daleko), znaleźli się

    tacy ludzie, jak np. Bartolome de Las Casas – postad na tyle kontrowersyjna, że należałoby poddad ją

    analizie pozbawionej uproszczonych schematów – którzy stali się ofiarami pomyłki: obserwując

    drastycznie zmniejszającą się liczbę ludności, podejrzewali o to swoich uzbrojonych współziomków,

    podczas gdy w rzeczywistości nie chodziło o broo, lecz o wirus. Chodzi też o znacznie późniejszy

    fenomen zarażenia odosobnionych ludów w Gujanie Francuskiej oraz w rejonie Amazonii, w Brazylii.

    Hiszpaoski zwyczaj mówienia „Jezus!”, jako wezwanie pomocy, gdy ktoś kicha, wziął się stąd, że

    zwykłe przeziębienie (którego objawem jest kichanie) bywało śmiertelne dla tubylców, którzy

    wcześniej nie znali tej choroby i w związku z tym pozbawieni byli obrony biologicznej.

    Czarna legenda 3

    „Presja Żydów w środkach masowego przekazu oraz protesty katolików zaangażowanych w dialog z

    judaizmem zakooczyły się powodzeniem. Sprawa beatyfikacji Izabeli Katolickiej, królowej Kastylii,

    została w ostatnim czasie znacznie przyhamowana. (…) Obawa przed sprowokowaniem Żydów,

    zirytowanych beatyfikacją nawróconej Żydówki, Edyty Stein i obecnością klasztoru karmelitanek w

    Oświęcimiu pomogła tym, którzy domagali się «czasu na refleksję», aby móc przemyśled kontynuację

    sprawy Służebnicy Bożej, do którego to tytułu ma już prawo Izabela I Kastylijska”.

    W artykule opublikowanym w Il nostro Tempo, informator religijny Il Messagero, Orazio Petrosillo,

    przypomina, że spowolnienie ze strony Watykanu nastąpiło mimo pozytywnej opinii historyków,

    opartej na dwudziestoletniej pracy, streszczonej w dwudziestu siedmiu tomach. „W tak ogromnej

    ilości materiału – mówi postulator sprawy, Anastasio Gutierrez – nie ma ani jednego dokumentu lub

    oświadczenia królowej, zarówno publicznego, jak i prywatnego, który można by uważad za przeciwny

    świętości chrześcijaoskiej”. Ojciec Gutierrez nie waha się określid jako „tchórzliwych tych

    duchownych, którzy zastraszeni polemikami, decydują się nie uznad świętości królowej”. Niemniej –

    jak konkluduje Petrosillo – „odnosi się jednak wrażenie, że sprawa z trudnością, ale dotrze do celu”.

    Nie jest to wiadomośd szczególnie krzepiąca. Niestety, nie pierwszy raz tak się dzieje. Pozostając przy

    Hiszpanii, przypomnijmy, że Paweł VI wstrzymał beatyfikację męczenników z czasów wojny domowej.

    Po raz kolejny mogliśmy doświadczyd, że cena spokojnego współżycia kontrastowała z prawdą, która

    w tym przypadku została gwałtownie zaatakowana nie tylko przez Żydów (w czasach Izabeli cofnięto

    im prawo zamieszkiwania Hiszpanii), ale także przez muzułmanów (wyrzuconych z Grenady, ich

    ostatniej posiadłości na ziemiach hiszpaoskich) oraz przez wszystkich protestantów i antykatolików w

    ogólności, którzy wpadali w gniew, kiedy mówiło się o owej starej Hiszpanii, której władcy mieli

    prawo używad tytułu „Królów Katolickich”. Tytułu, który potraktowali tak poważnie, że w świeckiej

    polemice hiszpanizm utożsamiano z katolicyzmem, a Toledo i Madryt z Rzymem.

    Jeśli chodzi o usunięcie Żydów, zazwyczaj zapomina się o pewnych faktach, jak np. o tym, że dużo

    wcześniej niż Izabela podobne kroki podjęli władcy angielscy, francuscy i portugalscy, a po nich wielu

    innych uczyniło to samo, chociaż ich decyzje polityczne nie były tak usprawiedliwione jak dekret

    hiszpaoski, który mimo to był dramatyczny dla obu stron.

    Warto przypomnied, że muzułmaoska Hiszpania nic była oazą absolutnej tolerancji, jak to chciano

    nam wmówid. Zarówno chrześcijanie, jak i Żydzi co jakiś czas stawali się ofiarami pogromów. Jednak

    kiedy trzeba było wybierad między Chrystusem a Mahometem, Żydzi wybierali tego drugiego,

    działając jako piąta kolumna podczas prześladowao katolików. Stąd ówczesna nienawiśd narodu,

    połączona z podejrzeniem wobec niektórych Żydów, że formalnie przyznają się do chrześcijaostwa,

  • 15

    ale w sposób ukryty praktykują judaizm (los marranos10), spowodowała napięcia, prowadzące często

    do spontanicznych i krwawych rzezi, którym władze na próżno starały się położyd kres. Królestwo

    Kastylii i Aragonil, powstałe w wyniku małżeostwa królewskiej pary, jeszcze nie zdążyło się w pełni

    zjednoczyd i nie było w stanie ani kontrolowad tak wzburzonej sytuacji, ani nie mogło pozwolid sobie

    na jej trwanie, zwłaszcza w obliczu kontrofensywy przygotowywanej przez Arabów, którzy mogli

    dodatkowo jeszcze liczyd na ludzi nawracających się na islam dla własnej korzyści.

    Z prawnego punktu widzenia zarówno w Hiszpanii, jak i we wszystkich królestwach tamtej epoki Żydzi

    uważani byli za obcokrajowców; pozwalano im na czasowe zamieszkanie, jednak bez prawa

    obywatelstwa. Żydzi doskonale uświadamiali sobie swoją sytuację: ich pobyt w danym kraju był

    możliwy dopóty, dopóki nie zagrażali paostwu, czego obawiali się nie tylko władcy, lecz także lud i

    jego reprezentanci, a spowodowane to było gwałceniem prawa przez nawróconych Żydów (z których

    wielu przyjęło chrześcijaostwo jedynie zewnętrznie), otaczanych przez Izabelę tak „szczególną

    troską”, że zdecydowała się przekazad w ich ręce niemal całą administrację finansową, wojskową, a

    nawet kościelną. Wydaje się jednak, że przypadki „zdrady” były tak liczne, że uniemożliwiły

    przetrwanie takiego stanu rzeczy.

    Cokolwiek by powiedzied, zwolennicy beatyfikacji Izabeli są przeświadczeni, że „dekret znoszący

    pozwolenie na zamieszkanie Żydów” podyktowany był jedynie przyczynami politycznymi, związanymi

    z porządkiem publicznym i bezpieczeostwem paostwa. Z całą pewnością nie był on konsultowany z

    papieżem, w związku z tym Kościół nie jest zainteresowany osądem, jaki chciano by wydad w tej

    sprawie. Nawet ewentualny błąd polityczny daje się pogodzid ze świętością. Dlatego też, jeśli

    dzisiejsza wspólnota żydowska chciałaby wyrazid jakieś pretensje, musiałaby skierowad je do władz

    politycznych, zakładając, że one są odpowiedzialne za działanie swoich poprzedników sprzed pięciu

    wieków.

    Komisja postulacyjna dodaje (a trzeba pamiętad, że w swojej pracy posługiwała się metodami

    naukowymi i współpracowała z dziesiątkami badaczy, którzy poświęcili dwadzieścia lat życia, aby

    przestudiowad sto tysięcy dokumentów ze średniowiecznych archiwów): „Alternatywa aut-aut11,

    «albo nawrócicie się, albo opuścicie królestwo», przypisywana królom katolickim jest nieścisła, jest

    sloganowym uproszczeniem: w tym czasie nie wierzono już w takie nawrócenia. Alternatywa

    proponowana w latach politycznych gwałtów i niestabilności królestwa była raczej taka: «Albo

    przestaniecie popełniad przestępstwa, albo będziecie musieli opuścid królestwo»”. Dowodem na to

    może byd wcześniejsze postępowanie Izabeli, która broniła wolności religii judaistycznej wobec władz

    lokalnych, popierając to odpowiednimi zarządzeniami i pomagając w budowie wielu synagog.

    Co ciekawsze, bardzo znaczący jest fakt, że cieszący się niezwykle złą sławą spowiednik królewski,

    Tomas de Torquemada12, pierwszy organizator inkwizycji, który był z pochodzenia Żydem, osobiście

    radził, aby Żydów wypędzid. Równie znaczący i ukazujący złożonośd historii tamtych czasów jest inny

    fakt, a mianowicie że mimo ogólnego sprzeciwu i uzasadnionych racji politycznych, bogate i

    wpływowe rodziny żydowskie zwracały się do jedynej władzy, która z zadowoleniem ich przyjmowała

    10

    W społeczeostwie hiszpaoskim panowało powszechne przekonanie, że Żydzi, którzy porzucali swoją wiarę, czynili to ze strachu lub dla korzyści. Po przejściu na chrześcijaostwo przysługiwały im bowiem, przynajmniej teoretycznie, te same prawa, co wszystkim chrześcijanom, podczas gdy jako wyznawcy judaizmu podlegali rozmaitym ograniczeniom prawnym. Żydzi przechodzący na chrześcijaostwo byli nie lubiani z tych właśnie względów i nazywano ich obraźliwym słowem marranos (pol. marrani), oznaczającym świnie *przyp. red.+. 11

    „albo – albo” (łac.) *przyp. red.+. 12

    Tomas de Torquemada – 1420-98 hiszpaoski duchowny, dominikanin; od 1483 wielki inkwizytor, organizator inkwizycji hiszpaoskiej *przyp. red.+.

  • 16

    i dawała im schronienie na swojej ziemi: do papieża. Może to zdziwid każdego, kto nie wiedział, że

    papieski Rzym był jedynym miastem Starego Kontynentu, w którym społecznośd żydowska żyła

    spokojnie i szczęśliwie i nigdy nie została z niego wyrzucona, nawet na krótki czas. Trzeba było czekad

    aż do roku 1944, do czasu okupacji niemieckiej, aby ponad tysiąc sześdset lat po Konstantynie

    zobaczyd rzymskich Żydów prześladowanych i skazanych na nielegalną wegetację. Ci, którzy zdążyli

    zbiec, w większości uczynili to dzięki życzliwości instytucji katolickich z Watykanem na czele.

    Przeszkodą na drodze Izabeli do ołtarzy są także ci, którzy bezkrytycznie zaakceptowali tę czarną

    legendę, o której już mówiliśmy oraz tę, o której sobie dopiero powiemy. Wielu z nich to katolicy. Nie

    umieją oni wybaczyd królowej ani jej mężowi, Ferdynandowi Aragooskiemu, zainicjowania, poprzez

    negocjacje z papieżem, patronatu, w którym zobowiązali się ewangelizowad ziemie odkryte przez

    Krzysztofa Kolumba, którego wyprawę finansowali. Oskarża się ich o to, że byli inspiratorami

    ludobójstwa Indian, niosąc w jednej ręce krzyż, a w drugiej miecz i że tych, którzy uniknęli śmierci,

    uczyniono niewolnikami. Tymczasem prawdziwa historia przedstawia nam inną wersję, zupełnie

    różną od utartej legendy.

    Posłuchajmy zatem, co mówi Jean Dumont: „Niewolnictwo Indian istniało z osobistej inicjatywy

    Kolumba, kiedy ten był wicekrólem odkrytych ziem; miało to miejsce jedynie w początkowym okresie,

    przed rokiem 1500, na Antylach. Izabela Katolicka zareagowała na to (w roku 1496 Kolumb wysłał do

    Hiszpanii wielu tubylców jako niewolników), nakazując gospodarzom Wysp Kanaryjskich przywrócid

    wolnośd tym wszystkim, którzy utracili ją po roku 1478. Rozkazała wysład Indian z powrotem na

    Antyle, a swojemu specjalnemu wysłannikowi, Francisco de Bobadilli, poleciła, aby zdjął z nich

    kajdany niewoli. Tenże zajął miejsce Kolumba, a samego odkrywcę uwięził za nadużycia i odesłał do

    Hiszpanii. Od tego momentu przyjęta linia polityki była bardzo jasna: Indianie są ludźmi wolnymi, jak

    wszyscy inni poddani koronie i tak też powinni byd traktowani zarówno w tym, co dotyczy ich osoby,

    jak i ich dóbr”.

    Kto by zaś uważał te słowa za zbyt idylliczne, niech przeczyta kodycyl Izabeli, który na trzy dni przed

    swoją śmiercią, w listopadzie 1504 roku, dodaje do testamentu: „Naszą główną intencją było, aby na

    przyznanych nam wyspach i lądach zamorskich, zarówno tych już odkrytych, jak i tych, które dopiero

    zostaną odkryte, wprowadzid naszą wiarę katolicką, wysyłając na te ziemie duchownych oraz inne

    mądre i bogobojne osoby, by gorliwie uczyli ich mieszkaoców wiary i dobrych obyczajów; dlatego

    bardzo serdecznie proszę mojego Króla i Pana oraz nakazuję to mojej córce, księżniczce i jej mężowi,

    księciu, żeby ze wszystkich sił postępowali tak, aby nie dopuścid, by mieszkaocom wymienionych

    ziem oraz ziem, które w przyszłości zostaną zdobyte, działa się jakakolwiek krzywda osobista lub

    materialna. Czyocie to, co konieczne, aby byli traktowani sprawiedliwie i humanitarnie, a jeśliby

    zostali w czymś skrzywdzeni, niech to zostanie naprawione”.

    Jest to wyjątkowy dokument, który nie ma swojego odpowiednika w historii kolonialnej żadnego

    paostwa. A mimo to historia Izabeli Katolickiej została tak przekłamana.

    Czarna legenda 4

    Odpowiedzialnośd za obraz kolonizacji Ameryki trzeba przypisad niejakiemu Bartolome de Las

    Casasowi na podstawie jednej z najbardziej znanych jego prac, której sam tytuł już jest programem:

    Krótka relacja o wyniszczeniu Indian13. Jeśli w ten sposób Hiszpan, a do tego zakonnik dominikaoski,

    określa zdobywanie Nowego Świata, jakże tedy znaleźd przeciwne argumenty? Czy czasem wszystko

    nie zostało już definitywnie zamknięte i czy nie zapadł werdykt potępiający hiszpaoską kolonizację? 13

    Tytuł oryginału Brevísima relación de la destrucción de las Indias (1552); wyd. pol. 1956 [przyp. red.].

  • 17

    Nie, nie zostało całkowicie zamknięte. Co więcej, prawda i sprawiedliwośd domagają się, aby nie

    akceptowad bezkrytycznie zniewag, wypowiadanych przez Las Casasa. Zdaniem historyków bliższych

    współczesności, nadszedł moment rozliczenia człowieka tak gwałtownego w swoich osądach.

    Kim był Las Casas? Urodził się w Sewilli w roku 1474 jako syn bogatego Francisco Casausa, którego

    nazwisko jest pochodzenia żydowskiego. Bardziej dociekliwi, analizując kompleksowo strukturę

    psychologiczną obsesyjnej, „wrzaskliwej” osobowości Bartolomea Casausa, późniejszego ojca Las

    Casasa, zawsze gotowego wskazywad palcem na „złych”, stwierdzali „stan paranoi halucynacyjnej”

    lub „egzaltacji mistycznej połączonej z utratą poczucia rzeczywistości”. Są to surowe opinie, z którymi

    jednak zgadzają się wybitni historycy, jak chociażby Ramón Menéndez Pidal.

    Są to jednak badania hiszpaoskie, które mogą byd posądzane o stronniczośd.

    William S. Maltby, który nie jest Hiszpanem, lecz Amerykaninem pochodzenia anglosaskiego,

    profesor historii Ameryki Południowej na jednym z uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych,

    opublikował w roku 1971 studium na temat „czarnej legendy”, dotyczące początków mitu o

    okrucieostwach „papistów” hiszpaoskich. Maltby napisał między innymi, że „żaden szanujący się

    historyk nie może poważnie traktowad niesprawiedliwych i nierozsądnych denuncjacji Las Casasa” i

    dodaje: „W skrócie możemy powiedzied, że zakonnik ten bardziej umiłował miłosierdzie niż prawdę”.

    Niektórzy, znając te oszczercze oskarżenia zniesławiające gigantyczną epopeję hiszpaoską w Nowym

    Świecie, twierdzą, że ich źródła należy dopatrywad się (co było oczywiście nieświadome) w

    żydowskim pochodzeniu autora. Byłby to zatem rodzaj odziedziczonego działania, przede wszystkim

    antyhiszpaoskiego, a następnie także antykatolickiego, spowodowanego wydaleniem Żydów z

    Półwyspu Iberyjskiego. Zbyt często pisze się historię, wychodząc z założenia, że jej bohaterowie

    zachowują się wyłącznie w sposób racjonalny i nie dopuszczając możliwości (właśnie w wieku

    psychoanalizy!) czarnego wpływu tego, co irracjonalne, ukrytych impulsów, kierujących nawet

    najbardziej znanymi bohaterami historii. Dlatego jest bardzo możliwe, że i Las Casas nie potrafił

    uchronid się od podświadomości, która była przyczyną obsesyjnych oszczerstw, rzucanych pod

    adresem swoich rodaków, a nawet braci zakonnych i stanowiła coś w rodzaju ukrywanej zemsty.

    Jakkolwiek było, ojciec Bartoloméa, Francisco Casaus, towarzyszył Kolumbowi w drugiej podróży za

    ocean, gdzie – potwierdzając swoje semickie zdolności i przedsiębiorczośd – utworzył wielką

    plantację, na której rozpoczął praktykę zniewalania Indian, która, jak to widzieliśmy, była

    charakterystyczna dla pierwszego okresu konkwisty i, przynajmniej oficjalnie, tylko dla tego okresu.

    Młody Bartolomé, po ukooczeniu studiów na uniwersytecie w Salamance, wyruszył do nowych Indii,

    gdzie przejął bogatą spuściznę po ojcu i aż do trzydziestego lub trzydziestego piątego roku życia, a

    może i dłużej, stosował te same, brutalne metody, które później z taką gorliwością będzie piętnował.

    Dzięki swemu nawróceniu porzucił ten sposób postępowania i stał się nieprzejednanym

    zwolennikiem Indian oraz obroocą ich praw. Wskutek jego nalegao, władze ojczyzny-matki,

    przychylając się do jego rad, zatwierdziły bezwzględne prawa ochrony tubylców, co później miało

    przynieśd odwrotny skutek: hiszpaoscy właściciele, dysponując wielką ilością rąk do pracy, przestali

    uważad za stosowne zatrudnianie ludności autochtonicznej, którą pewien autor określa jako

    „nadmiernie protegowaną” i zaczęli interesowad się propozycjami Holendrów, Anglików,

    Portugalczyków i Francuzów, którzy oferowali tanich niewolników z Afryki, łapanych tam przez

    muzułmaoskich Arabów.

    Chodzi o zakrojony na wielką skalę handel Murzynami (praktycznie pozostający w rękach

    muzułmanów i protestantów), który tylko marginesowo dotknął ziemie pozostające pod panowaniem

  • 18

    hiszpaoskim (Wyspy Karaibskie). Wystarczy odbyd podróż w te rejony, których ludnośd w części

    centralnej i andyjskiej stanowią głównie Indianie, zaś między Chile i Argentyną – wyłącznie

    Europejczycy, aby się przekonad, że w przeciwieostwie do Stanów Zjednoczonych, Brazylii czy

    francuskich lub angielskich Antyli, bardzo trudno spotkad tam Murzyna.

    Trzeba też wspomnied, że chociaż – w porównaniu z terytoriami będącymi pod innym panowaniem –

    liczba Murzynów była znikoma, to jednak Hiszpanie czasem sprowadzali Afrykaoczyków, między

    innymi dlatego, że nie byli oni objęci protekcją, jaką Izabela Katolicka zapewniła Indianom, później

    jeszcze bardziej wzmożoną. Murzyni mogli byd wykorzystywani (przynajmniej na początku, ponieważ

    później i oni zostali objęci ochroną prawną; rzecz, która nie miała miejsca na terytoriach angielskich),

    podczas gdy takie samo postępowanie wobec Indian było nielegalne (zarządy i trybunały wicekrólów

    hiszpaoskich w tym względzie nikomu nie pobłażały). W sumie chodzi o nieprzewidziany efekt

    perfidnej walki rozpoczętej przez Las Casasa, który, jeśli nawet szlachetnie walczył o prawa Indian, nie

    uczynił tego samego wobec czarnych, nie poświęcając im szczególnej uwagi, kiedy zaczęli napływad,

    porywani na afrykaoskich wybrzeżach i prowadzeni przez rynki Europy Północnej.

    Wródmy jednak do nawrócenia, stanowiącego owoc wygłaszanych przez duchownych kazao – co było

    jednocześnie świadectwem sprawowania przez zorganizowany kler opieki ewangelicznej – w których

    piętnowali oni samowolę właścicieli (był on jednym z nich) i które sprawiły, że Bartolome de Las

    Casas najpierw przyjął święcenia kapłaoskie, potem wstąpił do dominikanów, a resztę swego

    długiego życia poświęcił obronie tubylców przed władzami hiszpaoskimi.

    Przede wszystkim na pierwszym miejscu wypada zastanowid się, w jaki sposób gorliwy zakonnik mógł

    tak straszliwymi słowami bezkarnie atakowad nie tylko osoby prywatne, ale także rządzące. Zdaniem

    wspomnianego wyżej Williama S. Maltby'ego, monarchia angielska nie tolerowałaby nawet

    najbardziej błahej krytyki, a nieroztropnego kontestatora zobowiązałaby do milczenia. Historyk

    twierdzi także, że było to możliwe z tego względu, iż „w czasie Złotego Wieku przywilejem Hiszpanów

    była oprócz wiary także wolnośd słowa, co może potwierdzid studium archiwów, które rejestrują całą

    gamę oskarżeo publicznych – bez konsekwencji dla oskarżycieli – przeciwko władzom”.

    Rzadko też bierze się pod uwagę fakt, że ów gwałtowny kontestator nie tylko nie został

    unieszkodliwiony, ale stał się osobistym przyjacielem imperatora Karola V, który nadał mu tytuł

    „Oficjalnego Protektora Wszystkich Indian” oraz został zaproszony do przedstawienia swoich

    projektów, które przedyskutowane i zaaprobowane, mimo silnych nacisków przeciwników, stały się

    prawem obowiązującym w Ameryce hiszpaoskiej.

    Nigdy jeszcze żaden prorok, a za takiego uważał się Las Casas, nie był poważniej traktowany przez

    system polityczny, który chce się nam ukazad jako najbardziej ponury i straszliwy.

    Czarna legenda 5

    Donosy Bartolomea de Las Casasa były przyjmowane bardzo poważnie przez koronę hiszpaoską, co

    przyczyniło się do ogłoszenia surowych praw broniących Indian, a potem do uchylenia nadao

    królewskich, czyli czasowych praw do ziemi, co wyrządziło wielkie szkody ich użytkownikom.

    Jean Dumont, ustosunkowując się do tego faktu, pisze: „Fenomen Las Casasa jest najlepszym

    przykładem potwierdzającym zasadniczy i systematyczny charakter polityki hiszpaoskiej, dotyczącej

    protekcji Indian. Od roku 1516, kiedy Jiménez de Cisneros został mianowany regentem, rząd

    hiszpaoski wcale nie czuł się obrażony oskarżeniami dominikanina, czasem nieusprawiedliwionymi i

    prawie zawsze nieroztropnymi. Ojciec Bartolome nie podlegał żadnej cenzurze; królowie i

  • 19

    ministrowie przyjmowali go z niezwykłą cierpliwością, słuchali, nakazywali formowad zespoły, mające

    analizowad jego krytykę i propozycje, a także na podstawie jego wskazówek i rekomendacji ustalid

    istotną formułę «Nowych Praw». Co więcej, korona zobowiązywała przeciwników Las Casasa i jego

    idei do milczenia”.

    W celu nadania większego autorytetu swemu protegowanemu, który zniesławiał urzędników i

    poddanych, imperator Karol V starał się nawet o to, aby został biskupem. W wyniku oskarżeo

    wysuwanych przez dominikanina oraz innych zakonników, na uniwersytecie w Salamance powstała

    szkoła prawnicza, której zadaniem było opracowanie prawa dotyczącego przede wszystkim

    „naturalnej równości wszystkich ludzi” oraz wzajemnej pomocy międzyludzkiej.

    Chodziło o pomoc, której Indianie potrzebowali w sposób szczególny. Jak już wspominaliśmy (o czym

    często się zapomina), ludy Ameryki Środkowej popadły w straszliwe jarzmo okupacji azteckiej,

    jednego z najbardziej krwiożerczych ludów w historii, wyznającego mroczną religię, opartą na

    masowych ofiarach z ludzi. Podczas ceremonii, które odprawiano jeszcze w czasie pojawienia się

    walczących z Aztekami konkwistadorów, na wielkich piramidach, służących za ołtarze, za jednym

    tylko razem poświęcano azteckim bogom 80.000 młodych ludzi. Przyczyną wojen była potrzeba

    zdobycia nowych ofiar.

    Oskarża się Hiszpanów, że spowodowali katastrofę demograficzną, której rzeczywistą przyczyną był,

    jak widzieliśmy, atak wirusa. A faktycznie, gdyby nie przybyli, to w konsekwencji postępowania

    panujących Azteków w stosunku do młodzieży podbitych plemion, populacja zostałaby zredukowana

    do minimum. Nieustępliwośd, a czasem i wściekłośd pierwszych katolików, jacy zeszli na ten ląd,

    wobec trudnego do zrozumienia bałwochwalstwa i rozlewu krwi w świątyniach, da się łatwo

    usprawiedliwid.

    W ostatnich latach północnoamerykaoska aktorka, Jane Fonda, która od czasu Wietnamu, broniąc

    różnych błędnych spraw, usiłuje uchodzid za „politycznie zaangażowaną”, przyłączyła się do

    konformistycznego ruchu, którego ofiarą padło wielu katolików. Podczas gdy zwolennicy tego ruchu

    lamentują (rzecz zupełnie niezrozumiała dla kogoś, kto chociaż częściowo zdaje sobie sprawę, czym

    były azteckie kulty) nad czymś, co nazywają „zniszczeniem wielkich religii przedkolumbijskich”, to

    Fonda posunęła się jeszcze dalej, mówiąc o azteckich ciemięzcach, że „mieli religię i system społeczny

    daleko lepsze niż te, które zostały im przemocą narzucone przez chrześcijan”.

    Pewien uczony, także północnoamerykaoski, odpowiedział aktorce w jednym z czołowych

    dzienników, przypominając jej (a równocześnie i katolikom, płaczącym nad „kulturalną zbrodnią”,

    która doprowadziła do zniszczenia systemu religijnego Azteków), jak wyglądał rytuał nieustających

    rzezi na piramidach meksykaoskich.

    Opisuje go następująco: „Czterech kapłanów chwytało ofiarę i kładło ją na kamieniu ofiarnym. Wielki

    kapłan wbijał jej nóż poniżej lewej piersi, otwierał klatkę piersiową, wkładał w nią rękę i tak długo w

    niej grzebał, dopóki nie wyrwał jeszcze bijącego serca, aby złożyd je w kielichu i ofiarowad bogom.

    Potem ciało strącano po stopniach piramidy. U jej podnóża czekali inni kapłani, którzy nacinali skórę

    od szyi po stopy w ten sposób, aby móc ją zdjąd w całości. Pozbawione skóry ciało oddawano

    jednemu z wojowników, który wiózł je do domu, gdzie dzielił je na części, a potem rozdawał

    przyjaciołom albo też zapraszał ich do siebie na wspólną ucztę. Wygarbowane skóry służyły za okrycia

    kaście kapłanów”.

    Co roku dziesiątki tysięcy młodzieży obu płci w ten sposób poświęcano bogom, ponieważ

    ustanowiona przez kapłanów zasada głosiła, że ofiara ma byd nieustanna, dzieci natomiast zrzucano

  • 20

    w przepaśd Pantilanu, kobietom pozbawionym dziewictwa obcinano głowy, zaś dorosłych mężczyzn

    żywcem obdzierano ze skóry i dobijano strzałami. I tak moglibyśmy kontynuowad listę delikatności,

    które Jane Fonda (a także niektórzy zakonnicy i duchowni, dziś tak gwałtownie sprzeciwiający się

    „fanatycznym” Hiszpanom) pomija milczeniem i mówi nam, że prawdą jest, iż „chrześcijaostwo było

    gorsze”.

    Nieco mniej krwiożerczy byli Inkowie, też najeźdźcy, którzy zniewolili Indian z Południa, na całej

    długości górskiego łaocucha Andów. Przypomina historyk: „Inkowie składali w ofierze ludzi, aby

    oddalid takie niebezpieczeostwa, jak głód i epidemie. Ofiary, którymi były niejednokrotnie dzieci,

    młodzieocy i dziewice, wieszano lub obcinano im głowy; czasem też wyrywano im serca na sposób

    aztecki”.

    Reżim nałożony przez panujących Inków na Indian był między innymi wyraźnym prekursorem

    „realnego socjalizmu” w marksistowskim stylu. Oczywiście, system ten, podobnie jak wszystkie inne

    tego typu, funkcjonował tak źle, że uciemiężeni Indianie współpracowali z garstką Hiszpanów, którzy

    opatrznościowo przybyli na ich tereny, aby położyd mu kres. W XVI wieku w Andach, podobnie jak w

    XX wieku w Europie Wschodniej, zabronione było posiadanie własności prywatnej, nie istniał

    prawdziwy pieniądz ani handel, a życie prywatne podporządkowane było regulaminowi

    ustanowionemu przez paostwo. W sensie ideologicznym wyprzedzono nie tylko marksizm, ale także

    faszyzm. Małżeostwo było dozwolone tylko wówczas, gdy było zgodne z prawami genetycznymi,

    ustanowionymi przez paostwo, aby zapobiec „skażeniom rasowym” i zapewnid rasową „hodowlę

    ludzi”.

    Do tego straszliwego scenariusza wypada jeszcze dodad, że w Ameryce przedkolumbijskiej nie

    używano koła (chyba że dla potrzeb religijnych), ani żelaza, ani koni, które prawdopodobnie żyły

    dziko na niektórych terenach jeszcze przed przybyciem Hiszpanów, ale Indianie nie potrafili ich ani

    oswoid, ani też skonstruowad uprzęży. W praktyce brak koni oznaczał także brak mułów i osłów. Jeśli

    doda się do tego jeszcze brak koła, to staje się oczywiste, że cały transport na tamtych górskich

    terenach, nawet to wszystko, co było konieczne do budowy olbrzymich świątyo i pałaców władców,

    musiał spaśd na barki niezliczonej liczby niewolników.

    Opierając się na tych danych, prawnicy hiszpaoscy, w ramach „naturalnej równości wszystkich ludzi”,

    uznali prawo i obowiązek Europejczyków niesienia pomocy tym ludziom, którzy jej potrzebowali.

    Należeli do nich na pewno przedkolumbijscy tubylcy. Trzeba też pamiętad, że po raz pierwszy w

    historii Europejczycy spotkali się z bardzo odległymi, innymi kulturami. W przeciwieostwie do tego,

    co robili Anglosasi, którzy ograniczali się do eliminowania „dziwaków”, których spotkali w Nowym

    Świecie, Iberyjczycy z całą powagą podjęli wyzwanie kulturalne i religijne, co daje im powody do

    dumy.

    Czarna legenda 6

    Nie bez znaczenia jest to, co na temat kolonizacji hiszpaoskiej obu Ameryk oraz takich oskarżeo jak

    te, które pochodziły od Las Casasa pisze protestant Pierre Chaunu: „To, co powinno dziwid, to nie

    początkowe nadużycia, lecz fakt, że spotykały się one ze stałym sprzeciwem różnych środowisk –

    Kościoła a także i paostwa – wypływającym z głębokiej świadomości chrześcijaoskiej”.

    Dlatego takie prace jak Krótka relacja o wyniszczeniu Indian ojca Bartoloméa bez skrupułów były

    używane przez propagandę protestancką, a potem także oświeceniową, podczas gdy w rzeczywistości

    były one – aby użyd słów Chaunu – „najpiękniejszym tytułem do chwały Hiszpanii”. Świadczą one

    bowiem o wrażliwości na problem spotkania ze światem zupełnie zaskakującym i nowym,

  • 21

    wrażliwości, której przez długi czas będzie brakowało kolonializmowi najpierw protestanckiemu, a

    potem także „laickiemu”, a którego owocem będzie brutalna, już zsekukryzowana burżuazja

    europejska XIX wieku.

    Przekonaliśmy się, że od króla w dół nie tylko nie starano się przeciwstawiad oskarżeniom

    pochodzącym od Las Casasa, lecz raczej dążono do ustanowienia pewnych praw, które chroniłyby

    Indian, zaś samego „oskarżyciela” mianowano ich głównym obroocą. Zakonnik dwanaście razy

    przebył ocean, aby mówid na temat dobra swoich protegowanych z rządem ojczyzny-matki. Za

    każdym razem był przyjmowany z honorami i wysłuchiwany, a jego cahiers de doléances14

    przekazywano komisjom, które później korzystały z nich przy redagowaniu praw oraz profesorom,

    którzy dali początek współczesnym „prawom człowieka”.

    Spotykamy się z niezwykłym faktem, który nie ma równego w historii Zachodu, a mianowicie Las

    Casas nie tylko został potraktowany poważnie, ale prawdopodobnie zbyt poważnie.

    Wspomnieliśmy już o podejrzeniu – bardzo wyraźnym dla tych, którzy studiują psychologię – że

    nawrócony cierpiał na „stan halucynacji” spowodowany „egzaltacją mistyczną”. Zdaniem

    Amerykanina Williama S. Maltby'ego, „przesada Las Casasa wystawia go na usprawiedliwioną, a

    jednocześnie oburzającą śmiesznośd”. Zacytujmy też raz jeszcze Jeana Dumonta: „Żaden szanujący się

    naukowiec nie może poważnie traktowad jego ekstremalnych oskarżeo”. A spośród tysięcy

    historyków przytoczmy jeszcze zdanie świeckiego Celestino Capassa: „Pochłonięty swoją teorią

    dominikanin nie waha się wymyślad zdarzeo i podawad liczby dwudziestu milionów wyniszczonych

    Indian lub też przedstawiad jako prawdziwych fantastycznych wiadomości o zwyczaju karmienia przez

    konkwistadorów bojowych psów indiaoskimi niewolnikami…”

    Jak powiada Luciano Perena z uniwersytetu w Salamance: „Las Casas stale gubi się w niejasnościach i

    braku precyzji”. Nigdy nie mówi gdzie i kiedy działy się straszliwe rzeczy, które denuncjuje, ani też nie

    próbuje ustalid, czy fakty te – jeśli w ogóle miały miejsce – nie były sporadycznymi wyjątkami.

    Przeciwnie, na przekór wszelkiej prawdzie daje do zrozumienia, że okrucieostwa były jedynym

    sposobem zachowania się konkwistadorów. Dla jego pesymistycznej i obsesyjnej osobowości świat

    jest czarny i biały. Po jednej stronie znajdują się jego źli rodacy, którzy przypominają bezwzględne

    bestie, a po drugiej tubylcy, widziani dosłownie jako „lud, który nie wie ani co to bunt, ani tumult”,

    który „nie zna urazy, nienawiści ani pragnienia zemsty”. W tym sensie znajduje się wśród

    prekursorów mitu o „dobrym dzikusie”, lubianym przez takich przedstawicieli oświecenia jak

    Rousseau, a który to mit nadal jest aktualny i naiwny tercermundyzm15 głosi, że wszyscy ludzie są

    święci, jeśli nie są Europejczykami lub Amerykanami z Północy, ponieważ ci są jedynymi, którzy rodzą

    się już z winą nie do przebaczenia.

    Dziwny jest ten handel grzechem pierworodnym u zakonnika, ten brak realizmu i sprawiedliwości:

    mielibyśmy z jednej strony bezbronnych aniołów, z drugiej zaś – bezlitosnych szatanów. Między

    innymi Ferdynanda Cortesa, negatywnie ocenianego przez Las Casasa (może trochę

    niesprawiedliwie), który pokonał wielkie imperium Azteków i który widział płynącą z piramid rzekę

    krwi ludzi poświęcanych bogom. Położenie kresu takiej praktyce było niemożliwe wyłącznie przy

    pomocy dobrego słowa. Ponadto Hiszpanie musieli byd stanowczy też i z tego względu, że w skład

    owych „spokojnych” – według Las Casasa – ludów wchodzili Aztekowie, a także Inkowie – którymi

    14

    „zeszyty skarg” (hiszp.) *przyp. tłum.+. 15

    Zob. przyp. 6

  • 22

    zajmie się Francisco Pizarro – wraz ze swoim zwyczajem wyrywania serc dziesiątkom tysięcy

    młodzieoców i dziewcząt.

    Podobnie jak wszyscy utopiści, Las Casas przegrał z rzeczywistością. Wśród wielu przywilejów, rząd

    zlecił mu także dozór nad praktyczną ewangelizacją na terenach oddanych mu w opiekę, mającą

    opierad się jedynie na „dialogu” i wybaczeniu. We wszystkich jednak przypadkach kooczyło się to

    ucieczką misjonarzy lub mordowaniem ich przez „dobrych dzikusów” uzbrojonych w straszliwe,

    zatrute strzały. Było to koszmarne fiasko, jak zresztą zawsze, kiedy próbuje się rzeczywistośd

    realizowad w marzeniach.

    Jeden z najnowszych biografów, Pedro Borges, profesor Complutense de Madrid, napisał, że

    Bartolome uciekał w nierzeczywistośd, „głosząc nie to, co można było zrobid, lecz to, co powinno było

    się zrobid”. Tenże Borges przestrzega, abyśmy nie myśleli o Las Casasie jako o prekursorze „teologii

    wyzwolenia” w stylu marksistowskim. Jak każdego świeżo nawróconego interesowało go jedynie

    zbawienie wieczne. Jego obsesja na punkcie Indian nie dotyczyła ich ciał, lecz zbawienia dusz.

    Tymczasem jedynie wówczas, kiedy traktowano ich w odpowiedni sposób, przyjmowali chrzest, bez

    którego zarówno oni, jak i Hiszpanie mogliby pójśd do piekła. Tak więc mamy do czynienia z czymś

    zupełnie odmiennym od tego, z czym spotykamy się dziś, kiedy dostrzega się jedynie wymiar

    horyzontalny, nie mający nic wspólnego z mistyką Las Casasa.

    Tak czy owak, jak zauważa Maltby, „jakiekolwiek były defekty tego rządu, historia nie zna drugiego

    narodu, który tak samo jak Hiszpanie troszczyłby się o zbawienie dusz nowych poddanych”. Dopóki

    dwór w Madrycie nie został skażony masonami oraz „oświeconymi”, dopóty nie szczędził pieniędzy

    ani nie zrażał się trudnościami, wypełniając umowę zawartą z papieżem, który dał prawa patronackie

    w zamian za obowiązek ewangelizowania. Rezultaty mówią same za siebie: dzięki poświęceniu i

    męczeostwu pokoleo zakonników, całkowicie utrzymywanych przez koronę, w Ameryce

    wprowadzono chrześcijaostwo, tworzące dziś najliczniejszy Kościół, który pomimo ograniczonych

    możliwości ludzkich wytworzył na bazie żywotnego zetknięcia się dwóch różnych kultur wiarę

    „mieszaną”. Wspaniały barok katolicyzmu latynoamerykaoskiego jest najbardziej ewidentnym

    przykładem tego, iż mimo błędów i niegodziwości, religijna i kulturalna symbioza przybrała szczęśliwy

    obrót. W odróżnieniu od tego, co miało miejsce w Ameryce Północnej, w Ameryce Południowej

    chrześcijaostwo i kultury przedkolumbijskie dały początek całkowicie nowemu człowiekowi i

    społeczeostwu.

    Mimo wyolbrzymiania i generalizowania szczegółowych przypadków, mimo różnorodnych wymysłów

    i oskarżeo, Las Casas jest ważnym świadkiem tego, że Zachód nie zapomniał o ewangelicznych

    napomnieniach. Było więc w tamtych czasach na Półwyspie Iberyjskim nadużyciem posługiwanie się

    jego przykładem jako bronią przeciwko „papizmowi”, udając jednocześnie, że się nie wie o

    wykorzystywaniu przeciwko Hiszpanii głosu Hiszpana (na dodatek członka zakonu powstałego w

    Hiszpanii), protegowanego rządu i korony hiszpaoskiej.

    Czarna legenda 7

    „Cyniczną bronią psychologicznej wojny” jest – według Pierre'a Chaunu – użytek, jaki siły

    protestanckie zrobiły z książeczki Las Casasa. Wodze operacji antyhiszpaoskiej trzymała w ręku

    przede wszystkim Anglia, z powodów zarówno politycznych, jak i religijnych. Na wyspie tej bowiem,

    po odłączeniu się od Rzymu, spowodowanym przez Henryka VIII, powstał kościół narodowy, na tyle

    silny i zorganizowany, aby móc stawid czoła pozostałym kościołom reformowanym w Europie.

  • 23

    Angielska walka z Hiszpanią postrzegana była jako walka „czystej Ewangelii” z „przesądami

    papiestwa”.

    Ważną rolę w owej „wojnie psychologicznej” odegrały Niderlandy, ponieważ uwikłane były w walki z

    Hiszpanią. To właśnie Flamandczyk, Theodor De Bry, był autorem rysunków do licznych wydao

    Krótkiej relacji na ziemiach protestanckich, które przedstawiały Hiszpanów jako najrozmaitszego typu

    sadystów, znęcających się nad tubylcami. Ponieważ rysunki De Bry (który tworząc je opierał się na

    własnej wyobraźni) były praktycznie jedynymi na temat konkwisty, szybko się rozeszły i były

    reprodukowane nawet w podręcznikach szkolnych, odgrywając – co jest oczywiste – ogromną rolę w

    powstaniu czarnej legendy.

    Do tego, co już zostało powiedziane, warto jeszcze dodad, że prawie nigdy nie starano się zwrócid

    uwagi na sytuację, jaka powstała po ustaniu hiszpaoskiej dominacji. Stało się to z chwilą napadu

    Napoleona na Hiszpanię. Wytrwały i zacięty opór Hiszpanów był pierwszym przejawem upadku

    imperium francuskiego, jednak mimo wszystko zajęta wewnętrznymi sprawami Hiszpania musiała

    opuścid zamorskie terytoria.

    Kiedy gwiazda Napoleona zgasła, Hiszpania odzyskała niepodległośd, ale było już zbyt późno na

    przywrócenie status quo16 na ziemiach amerykaoskich. Nieskuteczne okazały się próby opanowania

    rewolucji Kreolów17, to znaczy białej burżuazji, która zdążyła już zapuścid korzenie na tamtejszych

    ziemiach. Należeli do niej ci, którzy byli zawsze w napiętych stosunkach z koroną i rządem ojczyzny-

    matki, oskarżanej przez nich o „nadmierną protekcję” wobec tubylców, co im przeszkadzało w ich

    eksploatacji. Wrogośd Kreolów była skierowana przede wszystkim przeciw Kościołowi, szczególnie

    przeciw zakonom, i to nie tylko dlatego, że czuwały nad tym, aby respektowano prawa z Madrytu,

    które brały w opiekę Indian, ale także walczyły zawsze o stałe udoskonalanie tych praw (pierwsze

    oskarżenie przeciwko konkwistadorom miało miejsce w 1511 roku, jeszcze przed Las Casasem, w

    kościele pokrytym słomą w Santo Domingo, a wypowiedział je ojciec Antonio de Montesinos). Byd

    może zapomina się, że ci Hiszpanie i Portugalczycy organizowali zbrojne wyprawy mające na celu

    zniszczenie jezuitów, a jednocześnie bardzo mocno naciskali na swoje dwory i rządy, aby

    Towarzystwo Jezusowe zostało całkowicie wyeliminowane?

    Opowiadając się przeciwko Kościołowi, jako sprzymierzeocowi tubylców, elita kreolska, która

    doprowadziła do rewolucji przeciwko ojczyźnie-matce, została głęboko przesiąknięta masooskim

    credo, co podejmowanym przez nią ruchom wyzwoleoczym nadało charakter wyraźnie

    antyklerykalny – żeby nie powiedzied, antychrześcijaoski – co przetrwało aż do naszych dni. Dla

    przykładu, do czasu męczeoskiej śmierci katolików w Meksyku, w pierwszej połowie naszego wieku,

    wyzwoliciele, czyli przywódcy powstania antyhiszpaoskiego, zasiadali w najwyższych lożach

    masooskich; dodatkowo miała na to wpływ ideologia franko-masooska Giuseppe Garibaldiego,

    przeznaczonego na Wielkiego Mistrza całej masonerii. Analiza flag i symboli narodowych krajów

    Ameryki Łacioskiej pozwala przekonad się o obfitości pięcioramiennych gwiazd, trójkątów i piramid,

    czyli elementów symboliki „braci”.

    W miarę, jak Kreole uniezależniali się od władz papieskich i Kościoła, zaczęli odwoływad się do

    powszechnych zasad braterstwa masooskiego i jakobioskich „praw człow