ukrzyŻowany jezus z nazaretu zmartwychwstaŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze...

32
UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ! ISSN 0137-8287 INDEKS 47977 Z okazji Świat W ielkiejnocy nctsztfm Czytelnikom i Sympatykom życzymy wielu łask i błogosławieństwa Zmartwychwstałego Pana Knfagium Redakcyjne i Redakcia

Upload: others

Post on 27-Mar-2021

4 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!

ISSN 0137-8287 INDEKS 47977

Z okazji Ś w ia t W ielkiejnocyn c t s z t f m

Czytelnikom i S ym patykomżyczym ywielu łask i błogosławieństwa Zmartwychwstałego Pana

Knfagium Redakcyjne i Redakcia

Page 2: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

UROCZYSTOŚĆZMARTWYCHWSTANIA

PAŃSKIEGO

z I Listu św. Pawła Apostola do Koryntian (5, 7—8)

Jeżeli razem z Chrystusem (przez chrzest) powstaliście z martwych, szukajcie tego, co w górze jest, gdzie Chrystus zasiada po prawicy Bożej. O to, co w górze jest, zabiegaj­cie, nie o to, co jest na zie­mi. Jesteście bowiem umarły­mi (dla grzechu i świata), a życie wasze ukryte jest z Chrystusem w Bogu. Gdy jednak Chrystus, życie wasze, ukaże się, wtenczas i wy ukażcie się z Nim w chwale.

WEDŁUG SW. MARKA (16, 1 -7 )

W owym czasie: MariaMagdalena i Maria Jakubo­wa, i Salome nakupiły won­ności, aby pójść i namaścić Jezusa. I wczesnym rankiem dnia pierwszego po szabacie przychodzą do grobu już po wschodzie słońca. A mówiły między sobą: Kto nam odwa­li kamień od wejścia do gro­bu? Spojrzawszy jednak zo­baczyły, że kamień jest od­walony; a był on bardzo wielki. A wszedłszy do grobu zobaczyły młodzieńca siedzą­cego po prawej stronie, o­dzianego w szatę białą, i zdu­miały się. A on im mówi: Nie lękajcie się. Szukacie Jezusa Nazarańskiego, ukrzyżowa­nego? Powstał z martwych, nie ma Go tu; oto miejsce, gdzie Go złożono. Ale idźcie, powiedzcie uczniom Jego i Piotrowi: Idzie przed wami do Galilei; tam Go zobaczy­cie, jak wam powiedział.

„KAMIEŃ BYŁ BARDZO W IE L K I”Kiedy w tysiącach domów żydowskich przy­

gotowywano się do obchodów święta Paschy, ustanowionego na pamiątkę wyjścia z niewoli egipskiej, grupka najwierniejszych przyjaciół pospiesznie składała do grobu umęczone ciało Jezusa Chrystusa. Otwór mogiły zamknięto ka­mieniem, a „był on bardzo wielki” — podkreś­la św. Marek. Chyba jeszcze większym kamie­niem położył się na sercach uczestników po­grzebu smutek po utracie Mistrza. Tragedia jaka rozegrała się na Kalwarii wtrąciła ich w otchłań goryczy, na krawędź całkowitego zwąt­pienia. Mistrz umarł. Nie zdążyli nawet dopeł­nić wszystkich czynności przewidzianych tra­dycją. Na przykład namaszczenie zwłok won­nymi olejkami odłożono na czas poświąteczny. Teraz wszyscy wracają do miasta. Dla nich te Prząśniki będą najsmutniejszym świętem.

Może tylko niewiasty nie potraciły całko­wicie głów. O świcie, w niedzielę następującą po szabacie paschalnym, spieszą do grobu, aby namaścić ciało Jezusa. W drodze przypomniały sobie o głazie, którym Józef z Arymatei i Niko­dem zabezpieczyli mogiłę. Zaczęły żałować, że nie poprosiły do pomocy mężczyzn. „Kto nam odwali kamień od drzwi grobowych?” Trzy pa­ry słabych, kobiecych rąk nie dadzą rady prze­sunąć głazu. Martwiłyby się jeszcze bardziej, gdyby wiedziały o dalszych przeszkodach: pie­częci położonej przez przezornych kapłanów, zabezpieczającej wejście do grobowca oraz straży postawionej po to, aby nikt nie prze­niósł ciała w inne miejsce i nie powiedział, że Jezus ożył.

Uzasadniając potrzebę posterunku przy gro­bie ukrzyżowanego, kapłani tak mówili do Pi­łata: „Ten zwodzicie! zapowiedział, że potrzech dniach zmartwychwstanie. Trzeba przy­pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze­niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie pamię­tali o tej zapowiedzi Mistrza z Nazaretu, ucz­niowie i przyjaciele niestety nie!

Ale idźmy za niewiastami, które już z daleka zauważyły, że ów wielki kamień leżał odwalo­ny na bok. Żołnierzy strzegących grobu nie by­ło. Zakłopotanie o to, kto im pomoże dostać się do grobu zastąpiła obawa, że stało się coś nie­zwykłego. Pełne trwogi wchodzą do wykutej w skale groty grobowej. Na miejscu, gdzie le­żało ciało Zbawiciela znalazły tylko przeście­radło. Wcześniej jednak o moment „ujrzały młodzieńca siedzącego po prawej stronie, ubra­nego w szatę białą i zdumiały się” . Był to anioł. Łagodnym, pełnym słodyczy i radości głosem uspokoił przerażone kobiety: „Nie lękajcie się! Szukacie Jezusa Nazareńskiego ukrzyżowane­go? Wstał! Nie ma Go tu! Oto tylko miejsce, gdzie był położony!”

, Anioł, który odwalił kamień przeraził nie­ustraszonych rzymskich żołnierzy, ale nie ucie­kli, zdążyli stwierdzić, że grób jest pusty. Nie­wiasty i żołnierze staną się pierwszymi świad­kami zmartwychwstania Pana. Samego mo­mentu powstania Chrystusa z martwych nie widział nikt z ludzi. Żaden ewangelista nie opisuje tego cudownego wydarzenia. Sam je­

dnak pusty grób, widok anioła łamiącego pie­częć i usuwającego kamień, przerażeni żołnie­rze i pocieszone słowami anioła niewiasty, nie przemówią do umysłów i serc tak potężnie, jak zrobi to niebawem zmartwychwstały Jezus. Jego ukazanie się Marii Magdalenie i Piotrowi, zgromadzonym apostołom w wieczerniku oraz wielu innym braciom i siostrom, stanie się fundamentem wiary chrześcijańskiej.

Jezus zmartwychwstał nie tylko dla swej własnej chwały i zapewnienia sobie nieśmier­telności. Zrobił to dla wszystkich, którzy weń uwierzą! Ziścił marzenia, tęsknoty ludzi wszy­stkich czasów. Pokonał ludzką śmierć i udo­wodnił, że ma moc wzbudzić każdą ludzką is­totę na powrót do życia, skoro uczynił to z własnym, jakże poranionym i wyniszczonym ciałem. Zmartwychwstanie Chrystusa jest więc największym triumfem ludzkości, jej jedyną nadzieją i sensem, jej szczęściem, radością i przeznaczeniem. Jeśli wracamy odważnie do rozważania cierpień Zbawiciela, Jego śmierci i pogrzebu, to tym gorliwiej i częściej winniśmy wracać do cudu wielkanocnego. Czynili tak pierwsi chrześcijanie, z podobnym zapałem rób­my to za ich przykładem.

Dzięki temu, co stało się podczas Wielkiej Nocy nicość, zapomnienie i popiół, ku którym nieuchronnie zdąża żywa, materialna istota ludzka, przestały być tak groźne i ostateczne. Śmierć któregokolwiek z synów Adama prze­stała być kresem egzystencji, a okazała się bra­mą, za którą czeka uczniów Chrystusa wieczne życie. Kto nie żyje nadzieją zmartwychwstania, daje dowód słabości swej wiary, przekreśla swe miano chrześcijanina, bo nie ufa swemu Wo­dzowi. „Jam jest zmartwychwstanie i żywot. Kto wierzy we mnie, choćby i umarł, żyć będzie” — uczy Zbawiciel.

Apostoł Narodów całą swoją gorliwość ewan­geliczną, moc swego słowa i każde drgnienie serca oparł właśnie na tej prawdzie. Gdzie tyl­ko stanęła jego stopa uczył o Synu Boga, który umarł za grzechy, ale też zmartwychwstał jako pierwszy z tych, którzy śpią snem śmierci. Nie bał się śmierci chociaż jej nie szukał. Uczył, że dla wierzących w Chrystusa straciła ona swą grozę: „Gdzie jest o śmierci grot twój?” Rów­nocześnie w katechezie Pawłowej zmartwych­wstanie Mesjasza jest koronnym argumentem za przyjęciem nauki chrześcijańskiej, za pro­wadzeniem życia według Bożych przykazań, za ponoszenie trudów apostolatu: „Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, próżna jest wiara nasza, daremne przepowiadanie nasze”.

Co sprawia, że jeszcze wielu ludzi nie chce uwierzyć we własne, wieczne szczęście, w mo­żliwość uwielbionego życia po śmierci? Czemu nawet chrześcijanie tak opieszale akceptują na­dzieję Wielkanocy? Bo na przeszkodzie stoi wielki kamień, a raczej wiele wielkich kamieni w umysłach i sercach—wątpliwości, wad i sła­bości, uprzedzeń i grzechów. Odrzućmy je.

Ks. A. B3I

2

Page 3: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

JEZUS ZMARTWYCHWSTAŁ„N ie trwóżcie się!Jezusa szukacie Nazareńskiego, ukrzyżowanego; w stał z martwych, nie ma Go tu, oto m iejsce, gdzie Go złożono.

A le idźcie i pow iedzcie uczniom Jego i Piotrowi, że was poprzedza do G alilei; tam Go ujrzycie, jak wam pow iedział”

(Marek 16, 6—7)

Jezus Zmartwychwstał. Pan prawdziwie zmartwych­wstał !Tym radosnym wezwaniem naszej wielkanocnej litur­gii pragnę serdecznie powitać Dostojnych Księży Arcy­biskupów i Biskupów Kościoła Starokatolickiego w: Holandii, Szwajcarii, Austrii, Republice Federalnej Niemiec, Czcigodnego Pierwszego Księdza Biskupa, Czcigodnych Księży Biskupów Ordynariuszy Polskiego Narodowego Katolickiego Kościoła w Stanach Zjedno­czonych A.P. i Kanadzie, Dostojnego Księdza Arcybi­skupa Canterbury, Czcigodnych Księży Biskupów Or­dynariuszy Kościoła Anglikańskiego, Dostojnego Pierw­szego Księdza Biskupa, Czigodnych Księży Biskupów Ordynariuszy Niezależnego Katolickiego Kościoła Fili­pin, z którymi to Kościołami Kościół Polskokatolicki trw a w pełnej interkomunii, Czcigodnych Księży Bi­skupów, Czcigodnych Księży Infułatów, Przewieleb­nych Księży Dziekanów, Wielebnych Księży Probosz­czów, oraz wszystkich Wiernych Kościoła Polskokato- lickiego — w okresie centralnej uroczystości naszej świętej wiary: Zmartwychwstania naszego „Wielkiego Boga i Zbawiciela Jezusa Chrystusa” (Tyt. 2,13).

W chwalebnie Zmartwychwstałym Jezusie Chrystu­sie, Panu naszym, serdecznie pozdrawiam Dostojnych Zwierzchników Kościołów Nierzymskokatolickich zrze­szonych w Polskiej Radzie Ekumenicznej oraz wszyst­kich Czcigodnych Arcypasterzy, Biskupów i Przełożo­nych Kościołów i wspólnot chrześcijańskich w Polsce.

My, chrześcijanie, w pełnej wdzięczności przypomi­namy sobie w okresie wielkanocnym zwycięstwo na­szego Pana Jezusa Chrystusa nad grzechem i śmiercią. Bóg Wszechmogący upodobał sobie, aby przez Niego wszystko, co jest na ziemi i na niebie pojednało się z Nim dzięki przywróceniu pokoju przez Krew krzyża Jego (Kol. 1,20). Przez Jego czyn zbawczy staliśmy się też prawdziwymi braćmi pomiędzy sobą. Przez Niego mamy dostęp do Ojca w jednym duchu (Ef. 2,18).

Niech Pan nasz, Jezus Chrystus Zmartwychwstały sprawi łaskawie, aby światło tajemnicy Świąt Wielka­nocnych przygotowało nas do coraz większego posłu­szeństwa wobec Słowa Bożego, byśmy dążyli do tej jedności, o którą Jezuó modlił się tak gorąco przed Swoją śmiercią. Ze świętem Wielkiejnocy nadchodzi wiosna; wszystko zacznie się zielenić. Po długim śnie zimowym budzi się do nowego życia cała przyroda, przypomina nam siłę życia, która nie ginie, lecz w ciągłym rozwoju wiecznie się doskonali, wiecznie idzie naprzód. Prośmy w uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego, by tak umocnił wiarę wszystkich chrześci­jan, by pamiętali, że celem naszym jest żywot wiecz­ny, jest prawdziwa świętość i miłość w zjednoczeniu z Bogiem Ojcem naszym, początkiem i końcem wszyst­kiego.

Niechaj każdy, kto w uroczystości Wielkiejnocy spotka bliźniego, kto spotka naszego wyznawcę, dozna ra ­dosnego wstrząsu Zmartwychwstania, jakiego doznali owi uczniowie z Emaus, którzy po rozmowie ze Zmart­wychwstałym Panem wyznali: „Czy serce w nas nie pałało, kiedy w drodze rozmawiał z nami i Pisma nam wyjaśniał” (Łuk. 24,32).

Chrześcijańską miłość zwróćmy też ku tym wszyst­kim, którzy troszczą się o nasz wspólny dom — naszą Ojczyznę. I tu z pomocą przychodzi nam Apostoł Pa­weł, pouczając św. Tymoteusza: „Zalecam więc przede wszystkim, by prośby, modlitwy, wspólne błagania, dziękczynienia odprawiane były za wszystkich ludzi, za wszystkich zwierzchników, abyśmy mogli prowadzić życie ciche i spokojne z całą pobożnością i uczciwoś­cią” (1 Tym. 2, 1—2).

W duchu braterskiej miłości przekazuję Dostojnym Księżom Arcybiskupom, Czcigodnym Księżom Bisku­pom, Przewielebnemu i Wielebnemu Duchowieństwu, wszystkim Wiernym Bratnich Kościołów oraz Braciom i Siostrom Współwyznawcom Kościoła Polskokatolic- kiego moje biskupie z głębi serca płynące pozdrowie­nie oraz najlepsze życzenia na Święto Zmartwychwsta­nia Pańskiego.

„Łaska Wam i pokój od Ojca naszego i Pana Jezusa Chrystusa, który wydał samego siebie za grzechy na­sze, ażeby nas wyzwolić z teraźniejszego wieku złego według woli Boga i Ojca naszego” (Gal. 1, 3—4)

z miłością w Chrystusie Panu

t Biskup Tadeusz R. MAJEWSKI Zwierzchnik Kościoła Polskokatolickiego

Ordynariusz Diecezji Warszawskiej

W a r s z a w a ,

WIELKANOC 1 9 8 6 R.P.

Page 4: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

Jakże słuszne są słow a wypowiedziane nad procham i Juliusza SŁOWACKIEGO, że ,,są ludzie i czyny ludzkie tak w ielkie i tak po­tężne. że śm ierć przezwyciężają, że żyją n a ­dal i obcują między n am i”. Są ludzie, którzy mimo swej śm ierci fizycznej, duchowo po­zostają wśród żywych, kształtu ją ich m yśli i postaw ę życiową, a także m oralne oblicze. Po takich niezw ykłych ludzi śm iało zali­czyć można Biskupa F ranciszka HODURA.

Dla wielu Polaków jednakże postać Bi­skupa Franciszka HODURA — jako refo rm a­tora religijnego nie jest znana; dlatego przez szczery podziw i jednocześnie głęboki szacu­nek w 120-tą rocznicę urodzin pragniem y ożywić tę postać, aby w iernie oddać wizję Odrodzonego Katolickiego Kościoła — odda­jąc głos naszem u reform atorow i.

Poglądy religijno-społeczne B iskupa Fr. HODURA znalazły swój w yraz również w trak tacie teologicznym, napisanym przez n ie­go w roku 1-923. pod znam iennym tytułem ^.Jedenaście W ielkich Z asad”. Z uwagi na olbrzym i ładunek ideologiczny zaw arty w tej pracy, a także praktyczne znaczenie dla dal-

dzili dalej dzieło przez Niego rozpoczęte, dzieło zbawienia ludzkości.

Apostołowie i uczniowie oraz ich następ­cy mieli przygotować i wprowadzać ludzi do K rólestw a Bożego — m ieli być pewni, że gdy będą spełniać to zadanie. On będzie z nimi, Ido im to przyrzekł, mówiąc: „Gdzie dwu albo trzech zbierze się w imię moje. ja jestem między n im i” (Mat. 18.20).

Ale tę swoją obecność uczynił w arunko­wą. Otóż C hrystus będzie ze sw ym i ucznia­mi, jeśli się będą zbierać i pracow ać w imię Jego, dla Jego celu, w edług Jego planu i Jego wskazówek. Powiedział im mianowicie: „Wy jesteście solą ziemi, lecz jeśli sól zw ie­trzeje. nie p rzyda /się na nic. jeno chyba, aby była w yrzucona precz i podeptana przez lu ­dzi” (Mat 55). A także: s,Wy jesteście św iat­łem świata... Niechajże św iatło wasze świeci przed ludźmi, by ci w idzieli wasze dobre uczynki i chw alili Ojca, k tó ry jest w nie- biesiech” (Mat 16). Lub: ..Lecz się nie nazy­w ajcie m istrzam i i nauczycielam i, bo jeden jest Mistrz, Chrystus, a wy wszyscy jesteś-

W 120 rocznicę, urodzin bpa Franciszka Hodura

JEDENAŚCIE WIELKICH ZASADNiełatwo jest pisać o człowieku tak n ie­

zwykłym. jakim niew ątpliw ie był Biskup Franciszek HODUR. Znany on jest pow ­szechnie jako organizator Polskiego N arodo­wego Katolickiego Kościoła w Stanach Z jed­noczonych A m eryki Północnej i w K ana­dzie. a następnie w Polsce, tzn. w jego s ta ­rej Ojczyźnie. Posiadał bowiem niezwykle bogatą osobowość, szlachetny charakter, roz­legły w achlarz zainteresow ań, podbudow a­nych wrodzonym i uzdolnieniam i. Cechował go jednocześnie charyzm at szczerego p a trio ­tyzm u w stosunku do polskiej Ojczyzny. P o­za tym był urodzonym działaczem i społecz­nikiem. oczywiście w najlepszym tych słów znaczeniu — był natchnionym i po ryw ają­cym kaznodzieją, dobrym teologiem i re li­gijnym reform atorem . Był wreszcie bardzo płodnym pisarzem , autorem licznych publi­kacji o nieprzem ijającym znaczeniu relig ij- no-wychowawczym. Przede w szystkim jednak był utalentow anym organizatorem , n ieustra ­szonym bojow nikiem o w ielką spraw ę Pol­skiego Narodowego K atolickiego Kościoła, za­równo wśród am erykańskiej Polonii, jak zwłaszcza w m acierzystym kraju .

W ielki pisarz niem iecki W. Goethe chyba słusznie zauważył, że kto zam ierza bliżej za­poznać się z określonym tw órcą oraz treścią jego dzieła, przede wszystkim pow inien udać się w jego rodzinne strony, gdzie spędził dzieciństwo i wczesną młodość. K ilkakrotnie byłem w Żarkach, a więc w miejscowości, w której się urodził. Od roku 1962—1966 ja ­ko w ikariusz generalny Diecezji K rakow skiej przebyw ałem w Krakowie, gdzie Biskup Franciszek HODUR spędził la ta młodzieńcze i odbywał swe studia filozoficzno-teologicz­ne na U niw ersytecie Jagiellońskim .

Do niedaw na żyli tam jeszcze członkowie jego najbliższej rodziny, przyjaciele oraz licz­ni znajomi, którzy zechcieli mnie poinform o­wać o wielu ciekawych szczegółach z jego bogatego życia. W yjeżdżałem następnie k il­kakro tn ie za Ocean, do Stanów Zjednoczo­nych A m eryki Północnej, będących niejako drugą Ojczyzną B iskupa Fr. HODURA, gdzie zwłaszcza w Scranton, w kolebce Polskiego Narodowego Katolickiego K ośdoła szukałem najbardzie j autentycznych i w iarygodnych św iadków znaczących w ydarzeń sprzed 90 lat.

Jestem przekonany, że Biskup Franciszek HODUR tak bardzo zasłużony dla Kościoła i Ojczyzny zasługuje na wdzięczną pam ięć i hołd szczególnie teraz kiedy uroczyście ob­chodzimy 120-tą rocznicę jego urodzin.

szych losów jego historycznego Dzieła w po­staci Polskiego Narodowego K atolickiego Ko­ścioła. w 120-tą rocznicę urodzin Biskupa Fr. HODURA postanow iliśm y przytoczyć „JEDENAŚCIE WIELKICH ZASAD” w ca­łości. Będzie to w pew nym sensie jednocześ­nie odpowiedź dla tych wszystkich, którzy ,na ogół w sposób tendencyjny, bądź z po­wodu sekciarskiego zacietrzew ienia, odw a­żają się zarzucać m u brak precyzji teologicz­nej w rozw ażaniach natu ry doktrynalnej. Można by tych przeciw ników Kościoła N aro­dowego, bo przecież o to głównie tu chodzi, przyrów nać do ludzi, dopatrujących się źdźbła w oku b rata swego, podczas gdy bel­ki we w łasnym oku nie chcą zauważać.

Oto „JEDENAŚCIE WIELKICH ZASAD”religijno-społecznych w ujęciu B iskupa F ran ­ciszka HODURA:

1. Chrystus Pan założył Kościół w tym celu, aby Jego wyznawcy prowa-

cie braćm i. Ani nie nazwijcie na ziemi żad­nego człowieka ojcem, bo jeden jest Ojciec, który jest w niebiesiech” (Mat tamże).

Członkowie Narodowego Kościoła, gdy bę­dą żyć według tych w skazań Boskiego Mi­strza, szerzyć te dem okratyczne zasady C hry­stusa, mogą być pewni Jego obecności, po­mocy i w spółpracownictw a. We wspólnych modlitwach, pracach, w ysiłkach i w walce o św iętą Sprawę. On. M istrz nasz, Wódz i Zba­wiciel będzie nas w spierał, bo nasze dzieło jest Jego dziełem, nasz trud Jego trudem ,— cierpienie, łzy, prześladow anie i ostatecz­ny trium f idei — Bożego społeczeństwa, są Jego cierpieniem, łzami, prześladow aniem i zwycięstwam i wspólnej idei.

i-A gdy w ytrw acie w mym Słowie — mówi P an — tzn. w program ie przeze m nie wam danym, będziecie rzeczywiście mymi ucznia­mi. I poznacie praw dę, a praw da uczyni was w olnym i” (Mat 28,20).

2. Najważniejszym zadaniem posłan­nictwa Jezusa Chrystusa, według Jego własnego świadectwa i świadectwa Je­go uczniów, zapisanego w Ewangeliach i dokumentach pierwszych wieków na­szej ery, było głoszenie i założenie Kró­lestwa Bożego na ziemi.

Od tego mom entu, gdy wrócił z puszczy, gdzie się doświadczał przez 40 dni i nocy i w yrzekł do tłum u: ^Pokutujcie, albowiem się przybliżyło Królestwo N iebieskie” (Mat 4,17), aż d-o te j chwili, gdy rozpięty na krzy­żu konał i m ów ił szeptem „Wykonało się!” (Marek 1,14), służył M istrz N azaretański tej w ielkiej Sprawie — przygotow ania ludzko­ści do K rólestw a Bożego na świecie.

Tę m isję podjęli Apostołowie i ich bez­pośredni następcy, dla niej cierpieli i m arli śm iercią męczeńską, ale, niestety, dalsze po­kolenia zapom niały o niej. W przągnięte w koła kościelnej polityki papieży, zajm owały się urzędowym chrześcijaństw em , rozwiązy­w aniem zagadnień teologicznych, budow a­niem w spaniałych kated r z kam ienia, cegły, złota i srebra, a także tępieniem ludzkiej wolności, w ysługiw aniem się królom, pa-

dokończenie na s. 16

4

Page 5: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

Pieśni 'Wielkanocna

Chrystus zmartwychwstań jest

Chrystus zm artwychwstań jest, Nam na przykład, dan jest,Iż mamy zmartwychpowstać,Z Panem Bogiem królować. A llelu ja !

Leżał trzy dni .w grobie,Dal bok przebić sobie,Bok, ręce, nogi obie,Na zbaw ienie tobie.A llelu ja !

Trzy M aryje poszły,Drogie maści niosły,Chciały Chrystusa pomazać, Jem u cześć i chwałę dać. A llelu ja !

Gdy na drodze były,Tak sobie mówiły,Jest tam kam ień niemały,A któż nam go odwali? A llelu ja !

Pow iedz nam, Maryja, Gdzieś Pana widziała? W idziałam Go po męce, Trzym ał chorągiew w ręce. A llelu ja !

Gdy nad grobem stały, Rzekł im A nioł biały:Nie bójcie się, Maryje, Zm artw ychw stał Pan i żyje. A llelu ja !

MAŁA ENCYKLOPEDIA TEOLOGICZNA *1035,w opracowaniu bpa M. RODEGO

Wblicznie i urzędowo, czyli „ex ca thedra” (^nieom ylność). Ogłoszenie tego poglądu za dogm at w iary zrodziło dużo kontrow ersji, kom plikacji, rów nież politycznych, spowodo­wało też uform ow anie się -»■ starokatołicyzm u i zorganizo­w anie -> starokatolickich Kościołów.

Drugi sobór w atykański, naw iązując do pierwszego, nie zajął się — jak pierw szy — potępianiem katolicyzmowi niechętnych i przeciw staw nych kierunków i poglądów spo­łecznych i. filozoficznych, innych Kościołów i wyznań, ale jego naczelnym dążeniem i celem było omówienie i pngłę- bienie — w w yniku — własnego życia i działalności Kościo­ła Rzymskokatolickiego we współczesnym świecie i znale­zienie dróg kontaktu i porozum ienia się z coraz bardziej przeciw staw nym sobie św iatem i nie pozwolenie na całko­w ite z niego wyobcowanie, owszem naw iązanie z nim d i a- 1 o g u, usiłowanie znalezienia odpowiednich form w spół­działania, owszem w spółpracy w rozw iązyw aniu w ielu spraw , zagadnień, trudności, zdarzeń i to nie tylko z tzw. braćm i odłączonymi, ia w ięc z rozw ija jącym się ruchem ekum enicznym , ale i z niewierzącym i, albo inaczej niż rzym skokatolicy i chrześcijanie w ogóle w ierzącym i. W w y­niku obrad (cztery generalne sesje), w których brało udział ponad 2 500 biskupów z całego św iata, zostały ogłoszone następujące urzędowe dokum enty z obszaru spraw i zagad­nień wyżej częściowo nazwanych. K onstytucje: O liturgii (z dnia 4.XII.1963 r.), O 'K ościele (z dnia 21.XI.1964 r.), O O bjaw ieniu Bożym (z dnia 18.XI.1965 r.), oraz O Kościele we współczesnym świecie (z dn ia 7.XII.1965 r.). Dalej de­krety : O publicznych środkach upow szechniania myśli (z dnia 4.X II.1963 r.)r O w schodnich Kościołach Katolickich (z dnia 21.X I.1964 r.), O ekum enizm ie (z dnia 21.X I.1964 r.),O biskupich pasterskich zadaniach (z dnia 28.X .1965 r.), O uwspółcześnionej odnowie zakonnego życia (z dnia 28.X, 1965 r.), O kapłaństwie (z dnia 28,XI, 1965 r.), O apostolacie

laików (n., katolików św ieckich; z dnia 18.XI.1965 r.), O m isyjnym działaniu Kościoła (z dnia 7.XII.1965 r.), O służbie i życiu kap łana (z dnia 7.X II.1965 r.). Ogłoszono też po ich przyjęciu i zaaprobow aniu — to dotyczy oczywiście w szystkich w.w. dokum entów —■ przez papieża nas tępu ją­ce deklaracje: O chrześcijańskim w ychow aniu (z dnia 28. X.1965 r.), O stosunku do niechrześcijańskich religii (z diiia 28.X.1965 r.), O wolności relig ijnej (z dnia 7.X II.1965 r.). Należy też podkreślić, że sobór ten podjął uchw ałę o zor­ganizow aniu sekretaria tów : jednego dla religii niechrześ­cijańskich (z dnia 19.V.1964 r.) i drugiego dla kontaktów z niewierzącym i, oraz że powołał jako stały organ doradczy papieża Synod Biskupów. D nia 5.X II.1965 roku została też odw ołana ekskom unika z 1054 roku rzucona w zajem nie na siebie przez Kościół Zachodni i W schodni (Rzym — K on­stantynopol). T rzeba też dodać, że w tym drugim soborze w atykańskim brali rów nież udział w charakterze obserw a­torów przedstaw iciele innych Kościołów i wyznań, przed­staw iciele laikatu, a rów nież niższego duchowieństwa, m ia­nowicie przedstaw iciele proboszczów, a od 23.IX .1964 roku również przedstaw iciele kobiet.

Watzenrode (albo też W atzelrode, lub W aczenrode) Łukasz— (ur. 1447 w Toruniu, zm. 1512) — po studiach w A ka­demii K rakow skiej studiow ał w Kolonii i Bolonii. Uzy­skawszy w Bolonii doktorat p raw a powrócił do Torunia, gdzie był w latach 1469—1475 rek to rem gim nazjum . W którym roku przyjął św ięcenia kap łańskie dokładnie nie wiadomo. W iadomo natom iast, iż w) 1467 roku został ka­nonikiem chełmińskim, w 1479 w arn rńsk im , a następnie mimo iż król K azim ierz Jagiellończyk tegD sobie n ie ży­czył, został przez kapitułę warmińską wybrany biskupem warmińskim. U następnych natomiast królów polskich był ni* tylko w łaskach, ale był też Ich cenionym doradcą,

5

Page 6: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

Pieśni Wielkanocne

Nie zna śmierci Pan żywota

W eselcie się, radujcie,Bo zm artw ychw stał samowład­

nie,Jak przepow iedział dokładnie. A llelu ja ! A llelu ja !N iechaj zabrzm i alleluja!

Nie zna śm ierci Pan żywota,

Chociaż przeszedł przez je j wrota,

Rozerwała grobu pęta ręka święta,

A llelu ja !

Adam ie, tw ój dług spłacony,

Okup ludzi dokończony,

W ejdziesz w niego z szczęśliw ym i dziećm iswymi,

A llelu ja !

Próżno, żołnierze, strzeżecie!

W tym grobie Go nie znajdziecie,

Wstał, przeniknął sklepu mury, Bóg natury,

A llelu ja !

Otrzyjcie już łzy,

płaczący

Otrzyjcie ju ż łzy, płaczący,Zale z serca w yzujcie,W szyscy w Chrystusie w ierzą­

cy,

Darmo kamień ciężki, w ielki, Oprawcy na grób w łożyli, Darmo dla pew ności w szelkiej, Zbrojnej straży użyli,Na nic pieczęć, straż i skala Nad grobem Pana się zdała, A llelu ja ! A llelu ja !N iechaj zabrzmi alleluja!

Bóg w szechm ocny, Bóg natury,

W yższy nad w szystkie twory,

W staje z grobu, kruszy mury,

Nie zna żadnej zapory,

Straż zdjęta trwogą upada,

I prawie sobą nie włada.

A llelu ja ! A llelu ja !

N iechaj zabrzm i alleluja!

* *

MAŁA ENCYKLOPEDIA T E O L O G IC Z N A ^ ,

zwłaszcza w spraw ach pruskich. Był też pow ażnym m ece­nasem uczonych i popierał w ydatn ie rozwój nauki i sztuki. Szczególnie zaopiekował się, ukazującym już od młodych la t zdolności intelektualne, -»■ M ikołajem K opernikiem k tó­rem u pomógł m ateria ln ie i m oralnie w jego studiach tak w Polsce, jak i następnie za granicą, a również w jego pracy naukow ej i odkrywczej już po ukończeniu studiów. Uprzednio pomógł mu uzyskać kanonię w arm ińską, co go w znacznej m ierze usam odzielniło m aterialn ie . Bp dr Ł u­kasz W atzenrode był w ujem M ikołaja K opernika.

W aw rzyniak P io tr — (ur. 1849 w W yrzece koło Śrem u Wlkp., zm. 1910 w Poznaniu) — to bardzo zasłużony dzia­łacz gospodarczy, społeczny i polityczny, zwłaszcza w W iel- kopolsce, ale w pływ jego osobowości i bardzo czynnej a skutecznej i w idzialnej działalności objął całą ówczesną, będącą pod zaboram i Polskę. Całym sw oim sercem i umy­słem oddał się poza duszpasterzow aniem , które zawsze s ta ­w iał na pierw szym m iejscu, krzew ieniu spółdzielczości k re ­dytowej i rolniczej. Nie był teologiem -naukow cem -pisarzem , sam o sobie mówił, iż „nie jest do pisania, ani do m ów ie­nia, tylko do działan ia”, ale mimo to tu Go w Encyklopedii Teologicznej umieszczamy i przypom inam y, bo jednak — i to w poważnej m ierze przyczynił się sw oją czynną p racą społeczno-gospodarczą i do u trzym ania i pogłębiania pol­skości i religijności u ciemiężonych przez zaborców Pola­ków, polepszał ich dolę m aterialną, a poprzez D rukarnię I K sięgarnię św. W ojciecha w Poznaniu, k tórej od 1902 roku był kierow nikiem , przyczynił się do w ydania w ielu polskich książek, wśród nich przede w szystkim w łaśnie o treści te­ologicznej. O dnotujm y tu z uznaniem , iż ks. p ra ła t P io tr W aw rzyniak (święcenia kapłańskie przy ją ł w 1872 roku; w 1896 roku pap. Leon XIII zamianował go swoim szam- belanem; duszpasterzował ponad 25 lat w Śremie Wlkp., a

od 1897 roku był proboszczem w Mogilnie) był: organi;sa- torem B anku Ludowego w Śrem ie (1873; w pocz. XX w. było w tzw. zaborze prusk im już ponad 200 banków ludo­wych, które zrazu nazyw ały się społKami zarobkowymi, a pierw sza taka spółka zarobkowa pow stała w 1861 roku w Poznaniu), patronem Zw iązku Spółek Zarobkowych (1891— —1910; jego poprzednikiem był ks. A ugustyn Szam arzew ­sk i: 1872—1891); był założycielem pierwszej spółdzielni za­opatrzen ia i zbytu pod nazw ą Rolnik w Mogilnie (1900); b ra ł nadto czynny udział w w ielu o innym charak terze or­ganizacjach i insty tucjach ; w la tach 1894—1898 był również posłem do sejm u pruskiego w Berlinie. Poza Poznańskiem sw oje ddee usiłował też krzew ić i realizow ać n a Śląsku, W arm ii i M azurach. Słusznie ks. prałatow i P iotrow i W aw ­rzyniakow i potom ni przydali tytuł,, kró la czynu ’.

Wąsikiewicz W incenty — (ur. 1815, zm. 1896) — ks. rzym - skokatol., au to r m.in. książki pt. N auki o dziesięciu przy­kazaniach Bożych do tegoczesnych potrzeb zastosowane (1891).

Wątpienie — to stan in te lek tu lub woli albo łącznie, w k tó ­rym człowiek w zbran ia się w ypowiedzieć o kimś lub o czymś zdecydowany sąd lub w ykonać jakąś czynność z powodu b raku dostatecznie przekonyw ających argum entówo słuszności czy praw dziw ości w ypow iedzenia takiego sądu, czy w ykonania danej czynności, albo też niepewność czy niezdecydow anie: co w ybrać albo co uznać za słuszne, za prawdziwe, czyli — zawieszenie podjęcia sądu o kim ś Judo czymś, w zględnie w ykonania czegoś czy w ybran ia kogoś lub czegoś spośród rzeczy, osób, czynności — z powodu braku dostatecznie przekonyw ających ludzki Intelekt racji lub dostatecznie zniewalających ludzką w olę do działania motywów. Wątpienie to aaoże być całkowite lub częściowe,

Page 7: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

Pieśni ^Wielkanocne

WESOŁY NAM DZIEŃ DZiŚ NASTAŁ

W esoły nam dzień dziś nastał, Którego z nas każdy żądał:Tego dnia Chrystus zm artwychwstał, A łłełu ja , alleluja!

♦ X *

K ról niebieski ku nam zawitał,Jako śliczny kwiat zakwitał,Po śm ierci się nam pokazał. A llelu ja , alleluja!

P iekielne moce zwojował, N ieprzyjaciela podeptał,Nad nędznym i się zmiłował. A llelu ja , alleluja!

% sjs *5*

Do trzeciego dnia tam m ieszkał, Ojce św ięte tam pocieszał,

Potem iść za sobą kazał. A llelu ja , alleluja!

* * *

K tórzy w otchłaniach m ieszkali, Płaczliw ie tam zawołali,Gdy Zbaw iciela ujrzeli.A llelu ja , alleluja!

* * *

„Zaw itaj przybyw ający,Boże Synu wszechm ogący, W ybaw nas z p iek ieln ej m ocy” . A llelu ja , alleluja!

* * *

W ielkie tam w esele m ieli,Gdy Zbaw iciela ujrzeli,Którego z dawna żądali. A llelu ja , alleluja!

M AŁA ENCYKLOPEDIA TEOLOGICZNAw opracowaniu bpa M. RODEGO

Wteoretyczne lub praktyczne, praw dziw e lub urojone, itd.

W ą t p i e n i e , a w częściowo podobnym sensie i w ą t ­p l i w o ś ć , m a w życiu człowieka duże znaczenie, zwłasz­cza zaś w teologii m oralnej, gdzie i kiedy idzie o kw ali­fikację m oralną czynów, postaw, stosunku do poglądów te ­ologicznych, które są przedm iotem w iary, a n ie wiedzy, itd. (->- m oralizm ; -* m oralność; -> etyka; -*■ K artezjusz). T rzeba tu też przypom nieć zdanie św. A ugustyna: Należy mieć: „w zasadniczych spraw ach jedność, w w ą t p l i ­w y c h wolność, a we w szystkich m iłość”.

W cielenie Słowa Bożego — to chrześcijańska p raw da teo­logiczna o przyjęciu w konkretnym czasie (a w ięc zdarzenie historyczne; - Jezus Chrystus) przez D rugą Osobę — T ró j­cy P rzenajśw iętszej za spraw ą -> D ucha Świętego z -»■ Najśw. M aryi Panny na tu ry ludzkiej i połączenie jej z Boską n a tu rą C hrystusa P ana w jednej Osobie, w łaśnie, w Osobie Syna Bożego. Tę praw dę-ta jem nicę w iary teologia chrześcijańska nazywa W c i e l e n i e m , czyli przyjęciem przez Syna Bożego jako Ducha, bo Bóg-Trójea P rzenaj­św iętsza jest Duchem, ciała ludzkiego i połączenia go, zjednoczenia go ze swoim bóstwem, i dlatego praw dę tę, tę tajem nicę, zwie też teologia kato licka U n i ą h i p o s t a - t y c z n ą . W tej podstawowej praw dzie chrześcijańskiej, w tym dogmacie w iary, zaw arte są i następujące praw dy szczegółowe: Jezus Chrystus jest praw dziw ym Bogiem,praw dziw ym człowiekiem i jest to w dziejach jedyny F ak t połączenia w jednej Osobie bóstw a i człowieczeństwa, a jeszcze ściślej w ogóle bóstw a z człowieczeństwem.

Wclsłowski Walenty Józef — (ur. 1681, zm. 1747) — ks. rzymskokatol., prof. Akademii Zamojskiej, autor m.In. już w samym tytule ciekawie ujętej, napisanej książki, a mianowicie: Teologia polska, którą zowią szkolną, tym

ty tułem, jak się w szkołach daje, króciusieńko wierszem polskim zebrana osobliwie dla tych, którzy by radzi w i­dzieli, co się zam yka w teologii, a sposobu na to nie mają, bo albo się nie uczyli teologii, albo po łacinie nie umieją, wypisana teraz świeżo przez... (wym ienione jest nazwisko autora... 1742).

Wdzięczność — to w teologii katolickiej cnota, k tórej tre ś ­cią jest słuszne, spraw iedliw e (-> sprawiedliwość) ocenia­n ie otrzym anych czy doznanych dobrodziejstw , pam iętanie . n ich i możliwie podobne w łasne postępowanie. W h ie­

rarch ii wdzięczności najw iększą i s ta łą wdzięczność w inien człowiek P an u Bogu. P rzeciw staw ieniem wdzięczności jest n i e w d z i ę c z n o ś ć , k tóra zawsze źle św iadczy o tym, kto niewdzięcznością odpłaca doznaną wdzięczność, czy doznane wdzięczności,, bo tych aktów lub czynów wdzięcz­ności może przecież być więcej, a isto tą niewdzięczności jest n iepam iętanie o wdzięczności, nie postępow anie dobre, albo w ręcz postępow anie złe, wobec swojego dobroczyńcy.

Wedanta — (sanskr. = Koniec W ed; -*■ Wedy) — to: 1° nazw a -► upaniszad, czyli ostatniej części Wed. 2° jeden z sześciu systemów filozoficznych indyjskich (hinduskich), o ­p arty głównie o poglądy filozoficzne w łaśnie upaniszad. Istotę jednak tego system u filozoficzno-religijnego w e d a n - t y stanow i pogląd o ostatecznej jedności indyw idualnej duszy ludzkiej z bóstw em św iata, inaczej z duszą w szech­św iata, k tó rą jest -> B rahm a (-> B rahm an; -> B rahm any; -> Bram inizm ).

Wedy.— (sanskr. = wiedza; księgi święte) — to nazwa naj­starszych ksiąg-tekstów Indyjskich, głównie o treści reli- gijno-filozoficznej, wpierw przekazywanych ustnie a na­stępnie spisanych w staroindyjskim języku, zwanym we- dyjskim. Treści pochodzą głównie z okresu bramińskiego,

Page 8: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

Z zagadniiń dogmatyki katolickiej

Duchy przeczyste

Takie wspólne m iano d a je­m y aniołom, k tórzy wyszli z próby zwycięsko i pozostali n a zawsze w niebie jako dw orzanie Boga. U trw aleni w dobrym, cieszą się niew ypo­w iedzianym szczęściem, k tóre płynie z w idzenia S tw orzycie­la i Dobroczyńcy. W dzisiej­szej gawędzie zbierzem y n a ­szą wiedzę o p artą na Biblii w zakresie pełnionych przez niebieskie Duchy obowiązków względem Boga. Za tydzień będziemy rozważali zadamia anielskie wobec człowieka.

Już w pierw szej gawędzie poświęcanej stw orzeniu św ia­ta niewidzialnego podkreśli­łem, że ludzikie w iadom ości o naturze aniołów, ich życiu wew nętrznym , uczuciach i kontaktach m iędzy sobą, oraz osobistych przym iotach tych istot są fbardzo skąpe i frag ­m entaryczne, oparte raczej na rozumowych dociekaniach teologów, niż n a przekazach

O bjaw ienia. B iblia szerzej mówi o zadaniach, jak ie w y­znaczył Bóg aniołom w dzie­le zbawienia. Jest to logicz­ne. B iblia nie była pism em dla aniołów, tylko dla ludzi, i zaw iera dane m ające w ska­zać człowiekowi drogę do Bo­ga i daw ać wzorce, ja k nale­ży dziękować Stw órcy za d a ­ry. Z te j rac ji ta k w Piśmie św iętym , jak też w Tradycji Apostolskiej znalazły się te przekazy o przeczystych D u­chach, które możemy w yko­rzystać w naszym życiu na­śladując anielskie posłuszeń­stwo, dobroć, cierpliw ość i pomoc.

Na kartach Starego T esta­m entu wieloikrotnie odnoto­w ano działanie anielskie. Szczególną rolę odegrał ten Duch, k tóry jakby wyręczał Stw órcę w kontaktach z ludź­mi i całym m ateria lnym św ia­tem. Nosi on m iano Anioła Jahw e czyli Bożego Anioła. W szędzie tam , gdzie Ojciec niebieski uw ażał za koniecz­ne ingerować w dzieje zba­w ienia, by biegły po jego m y­śli, wysyłał swego anioła, by działał w Jego im ieniu. P rzy ­toczę ty lko niektóre przykła­dy pełnienia woli bożej przez aniołów. W ykonujący rozkaz Boga anioł przybierał zazwy­czaj postać ludzką, czyli praw dopodobnie ciało pozor­ne. Umożliwiało to nie tylko jemu, co człowiekowi, bezpo­średni kontakt z w ysłanni­k iem niebios. Mogła to być rów nież w izja w ew nętrzna człowieka w yw ołana w w yo­braźni p rzez anioła, by ci, na których działał w iedzieli od

kogo wypływ a to działanie. P rzejdźm y do przykładów .

Pierw sza w zm ianka działa­n ia anielskiego znajduje się w trzecim rozdziale Księgi Rodzaju. Za w ygnanym i z r a ­ju ludźmi zam knął Bóg b ra ­mę Edenu,, a na jej straży postaw ił „cheruby i płom ieni­sty miecz w irujący, aby strzegły drogi do drzew a ży­cia”. Księga Hioba mówi w ielokrotnie o aniołach jako0 synach bożych, w ojsku n ie ­bieskim lub sługach. Anioło­wie ra tu ją Lota i jego córki z m ającej ulec zagładzie So­domy. Aniołowie pom agają również w ojskom M achabeu- sza w w alce z w rogam i naro ­du wybranego. Anioł Pański zjaw ia się zbiegłej niewolnicy1 poleca jej wrócić do sw ije j pani — Sary, k tó ra była m ał­żonką A braham a, ra tu jąc ją tym sam ym od niechybnej śm ierci głodowej na pustym . Niewolnica H agar nazw ała swego w ybaw iciela „Bogiem”, bo ten anioł zastąpił samego Stw órcę w dziele ocalenia. Aniołem Pana był rów nież archanioł G abriel, którego posłał Bóg Ojciec do N aj­świętszej M arvi Panny, by jej zwiastował, że zostanie M atką Syna Bożego. A nioło­wie odegrali szczególną rolę podczas m esjańskiej działal­ności Chrystusa, od jego n a­rodzin aż do w niebow stąpie­nia. W rócimy do tego tem a­tu przy Chrystologii. Rozli­czne przykłady opieki anio­łów nad ludźm i zanotow ane w Biblii zaprezentujem y za tydzień.

Aniołowie nie są tylko

łącznikam i między niebem a ziemią. Pełn ią liczne zaszczyt­ne zadania w domu Ojca. P ro rok Ezechiel i psalm ista Pański pouczają, że C herubi­ni w niebie imaiją za zadanie podtrzym yw ać tron Boga. Se­rafin i natom iast m ają za za­danie głosić Chwałę bożą i oczyszczać stw orzenia zbliża­jące się do swego Stwórcy. Nazwa „cherubin” oznacza błogosławiony, zaś „serafin”— płonący. Te dw a rodzaje aniołów są jakby najbliżej Boga. Ale nie ty lko oni. To­biaszem opiekował się w szczególnej chwili życia ta ­jem niczy duch w ludzkiej po­staci im ieniem Rafał, który żegnając się z podopiecznym po spełnieniu zadania tak po­w iedział: „Ja jestem Rafael, jeden spośród siedm iu anio­łów, którzy s to ją n a straży i m a ją przystęp do chw ały P a ­n a ”. W arto zapoznać się z nauką, jakiej udzielił św ięty anioł Rafał rodzinie Tobia­sza: „U w ielbiajcie Boga icześć m u oddaw ajcie w obli­czu w szystkich żyjących za dobrodziejstw a, których wam udzielił, błogosławiąc Mu i opiew ając Imię Jego. Czyńcie dobrze, a zło was nie dosięg­nie. Ci, którzy popełniają zło i niespraw iedliw ość są wrogami w łasnego życia".

Astronom owie szukają ś la ­dów życia rozum nego w kos­mosie. My jesteśm y pewni, że takie życie istnieje. Nie jes­teśm y sami. M am y zastępy duchów tak nam przyjaznych w niebie.

Ks. ALEKSANDER BIELEC

M AŁA ENCYKLOPEDIA TEOLOGICZNA"™

dają świadectwo chyba najdowi Mniejszego okre.su kultury aryjskiej, i powstały w latach od r. ok. 1600 1500 do 400 300przed Chr. (przed n.e.).

Najstarszymi pomn.kami tej literatury hinduskiej (lub indyjskiej) są tzw. m a n t r y , czyli ustalone przez tradycję teksty wypowiadane przez hinduskich kapłanów (zwanych h o t a r = kapłan wzywający), składających ofiary i zostały one, te teksty, u ję te w czterech zbiorach, a m erytoryczną ich podstawę stanow ią poglądy i prak tyki starodaw nych ludów indyjskich, sprowadzające się m.in. przede wszyst­kim do -* animizmu i kultu przodków, do egzogamii i ma- trylineatu, oraz pojęcia — Brahmy jako ducha świata, któ­ry to duch jest jednym z trzech ich swoiście pojętych bóstw, czyli —• Trimurti. Wspomniane zbiory nazywają się s a n h i t a m i , a są one następujące: R i g w e d a (zawiera 1028 hymnów, czczącvch bóstwa indyjskie); S a m a w e d a (to księga pieśni — „wiedza śpiewów", wykonywanych przez kapłanów-ofiam ików-piewców u d g a t a r ó w ; tek­stów liturgicznych, zaczerpniętych z Rigwedy jest 1810); J a d ż u r w e d a — wiedza modlitw, zaklęć i błogosła­wieństw . w ypow iadanych przez kapiana-w ykonaw cę ofia­ry — a d h w a r j u ; te trzy zbiory zaw ierają też odnośne w skazania praktyczne i są. łącznie biorąc, uważane za staroindyiski ry tuał; A t h a r W a w e d a — to teksty iub w iedza m agicznych zaklęć, przekleństw , egzorcyzmów. zada­w ania uroków itp., wykonywanych przez któregoś z kap ła­nów ofiam ików , jak również są tu też w skazania i teksty dotyczące nad to czczenia przeróżnych bóstw i kultów ludo­wych, powiedzielibyśm y dzisiaj — regionalnych, czy lo­kalnych oraz p rak tyk kultów, w ykonyw anych przez po­szczególne rodziny, ogniska domowe czyli można mówić również jakby o rytuale domowym (-* W edanta; -» we- dyzm).

Wedyzm — to ogólna nazw a chyba najstarszej religii in ­dyjskiej (hinduskiej), k tórej podstawowe zasady — powiedz­my — doktrynalne i ry tualne zaw arte są w — Wedach. Po wedyzm ie w yznaw any był przede w szystkim - b ra- minizm — system religijny, ściśle filozoficzno-religijny — w ykoncypowany nie objawiony, podobnie jak buddyzm i inne tym podobne systemy. N atom iast objaw ione praw dy relig ijne zaw arte są w Piśm ie św. Starego i Nowego Testa­m entu oraz w Tradycji (-^ C hrześcijaństw o, -> Biblia; Tradycja).

Weizsaker K arol — (ur. 1822, zm. 1899) — teolog protes­tancki. autor m.in. następujących książek. Untersuchungen iiber die evangelische Geschichte (2 wyd. 1901), czyli O historii ewangelicyzmu; Das Apostolische Zeilalter der christlichen Kirche (1886; k ilka wydań, rów nież tłum . na j. angielski), czyli Apostolskie czasy Kościoła chrześcijań­skiego.

Wellhausen Juliusz — (ur. 1844, zm. 1918) — to niemiecki znawca — islamu, k ry tyk Biblii, semitolog; teolog pro te­stancki ; profesor teologii protestanckiej na uniw ersytecie w G reifswaldzie w latach 1872—1876, a w la tach 1885—1892 profesor semitologii na uniw ersytecie w M arburgu. Swoje wywody i poglądy w zakresie powstsani-a i rozw oju, w łaś­nie rozw oju, religii oparł o zasady ewolucjonizm u i dowo­dził. że np. religia żydowska z pierw otnego —■ politeizmu i w ierzeń ogólnosemickich przekształcała się w -> m ono­teizm. M iał też sw oje poglądy w zakresie historiografii in ­nych religii, np. islamu, a rów nież chrześcijaństw a, szcze­gólnie w zakresie pow staw ania Nowego Testam entu.

Weninger Franciszek — (ur. 1805, zm. 1873) — niemiecki

8

Page 9: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

AKTUALNOŚCI POLONIJNEPOLONIA ORAZ INNE GRUPY ETNICZ­

NE, a także kościoły chrześcijańskie różnych wyznań coraz głośniej p ro testu ją pzeciw n ie­m oralnym treściom, jak ie serw uje widzom telew izja am erykańska. Jak donosi ,,S traż”, organ Polsko-Narodow ej „Spójni” (bratniej organizacji Polskiego Narodowego Kościoła Katolickiego), ok. 90 proc. odpowiedzialnej za program y kadry kierowniczej stanow ią ludzie n ie p rak tykujący żadnej religii i — według przeprow adzonego sondażu — uw a­żający, że w ierzenia relig ijne pow inny za j­m ować dość niskie miejsce w h ierarchii ludzkich w artości. Efektem tego jest skłon­ność do prezentow ania w telew izji p rak ty ­kujących chrześcijan praw ie wyłącznie jako bigotów lub ludzi ograniczonych. Lansow a­ne przez telew izję am erykańską w zory oso­bowe propagują rozwiązłość obyczajową, przemoc, niew ierność m ałżeńską i rozwody, ośmieszając zarazem tradycyjną, spoistą ro ­dzinę. Pow stają w ięc różne kom itety zw al­czające w pajan ie dzieciom i młodzieży n ie­odpowiedzialnego stylu życia oraz zalecają­ce rodzicom, by nie kupow ali w yrobów firm finansujących tego typu program y telew i­zyjne.

ZESPÓŁ PIEŚNI I TAŃCA „ŚLĄSK”,który w ub. roku obchodził swoje 30-lecie, odbywał niedaw no w ielkie tournee po A m e­ryce. Uznany obok „M azowsza” za n a jlep ­szego am basadora polskości w świecie, „Śląsk” podbił am erykańską publiczność za- lów no pięknem pieśni, tańców i obrzędów ludowych, jak i bajecznie kolorowymi stro ­jam i z różnych stron Polski. Po w ystępach na scenach polonijnych „Ślązacy” uczestni­czyli w w ielu bankietach, podczas których widzowie chętnie naw iązyw ali z nim i zna­jomość. Niezależnie od swoich poglądów po­litycznych, olbrzym ia większość Polonii uw a­ża zarówno „M azowsze”, jak i „Śląsk” za sym patycznych propagatorów ku ltu ry pol­skiej oraz uosobienie ojczyzny przodków.

POLSKO-AMERYKAŃSKI KOMITET PO­MOCY LEKARSKIEJ pow stał w Los Ange­les (stan K alifornia), celem ratow ania ży­cia polskich dzieci z w rodzonym i w adam i serca. Kom itet, na czele którego stoi dr Zbigniew K. Dworak, zbiera datk i na po­krycia kosztów operacji serca 12 dzieci z Polski oraz ich przelotu do K alifornii. K o­m itet „Polski D ar Życia”, organizacja o po­dobnych celach, działa na przeciw nym k ra ń ­cu Stanów Zjednoczonych — w Long Isiand (Nowy Jork). Dzięki staran iom w spom niane­go kom itetu zoperowano 24 polskich dzieci obciążonych w adam i serca.

POLACY STRONIĄ OD POLITYKI — ta ­ka inform acja opublikow ana została w piś­mie polonijnym „Polish-A m erican Jo u rn a l” . Spośród 7.641 w ybranych członków legisla- tu r (stanowych izb reprezentantów i sena­tów), zaledwie 85 nosi nazw iska o w yraźnie polskim brzm ieniu. Oznaczałoby to, że Po­lonię (stanow iącą 6—8 proc. ludności USA) reprezentuje ok. 1 proc. stanow ych ustaw o­dawców polskiego pochodzenia. N ajw ięcej przedstaw icieli polonijnych m ają legislatury w stanach Pensylw ania (14), Wisconsin (9), Illinois (7), Connecticut (6), Nowy York i M aryland (po 5) i M assachussets (4). P onie­waż statystyka ta oparta została wyłącznie na polskim brzm ieniu nazwisk, au tor przy­znaje, że dalsi ustaw odaw cy polskiego po­chodzenia mogą się ukryw ać pod zm ienio­nym i nazwiskam i.

WYZNAWCY KOŚCIOŁA NARODOWEGO,jako jedni z pierwszych, pośpieszyli z pom o­cą ofiarom groźnego pożaru, k tóry straw ił kilkadziesiąt domów dw urodzinnych w po­lonijnej dzielnicy m iasta Passaic (stan New Jersey). Pogorzelcom zapewniono schronie­nie, żywność, odzież, leki oraz inną niezbęd­n ą w tak ich w ypadkach pomoc.

WYSTAWĘ POLSKIEJ KULTURY LUDO­WEJ urządziła na terenie składu w ojskow e­go Tobyhanna (koło Scranton) Polsko-Naro-

dow a „Spójnia”, b ra tn ia organizacja Polskie­go Narodowego Kościoła Katolickiego. Na wystawie, zorganizowanej w ram ach Tygod­nia Dziedzictwa Am erykańskiego, zarówno wojskowi, jak i cyw ilni pracow nicy sk ła­du mogli podziwiać kilimy, ręcznie rzeźbio­ne figury szachowe, gęśliki, lalki w strojach ludowych, fajanse włocławskie i inne ręko­dzieła. Na tygodniow ą im prezę złożyły się w ystępy taneczne, filmy, odczyty i pokazy rękodzielnictw a ludowego. Przewodniczący im prezy — z ram ienia cywilnych pracow ni­ków w ojska — M urzyn Robert H illm an sko­m entow ał w ystaw ę następująco: „Rozejrzyj- Zespól taneczny „Polonez” z Eskilstuny

Uczestnicy D ierw szego waka ku ltury i języka w Lublinie

my się, a stw ierdzim y, że stanow im y ideal­ny przykład mozaiki am erykańskiej — Pola­cy, Litw ini, Słowacy, Niemcy, Włosi, M urzy­ni, Irlandczycy, ludy hiszpańskojęzyczne — wszyscy pracujący razem . Dziedzictwo Ame­ryki zachowane zostało dzięki krwi, potowi i łzom w szystkich naszych grup etnicznych”.

ANTYPOLSKIE DOWCIPY, które jeszcze w la tach siedem dziesiątych były na porząd­ku dziennym w am erykańskich środkach m a­sowego przekazu oraz kabaretach, sta ją się coraz rzadsze, dzięki wysiłkom Polonii. O r­ganizacje, tak ie jak : „Polish G uardian So- ciety” (Polskie Towarzystwo Ochrony) i K on­gres Polonii A m erykańskiej, zorganizowały dem onstracje i akcje listów protestacyjnych, a naw et w ytaczają procesy sądowe o znie­sław ienie. N iedawno tak im procesem zagro­żony został najsłynniejszy kom ik am erykań­ski, Bob Hope, który do niedaw na system a­tycznie w łączał anegdoty ośm ieszające P ola­ków do swego repertuaru . W liście do K on­gresu Polonii Hope napisał: „Nie opowiadam dowcipów o Polakach, odkąd dowiedziałem się, że uw ażacie je za obraźliwe. Jeżeli je kiedykolw iek opowiadałem, to tylko dlatego, że cieszyły się wzięciem u widzów. Ale kie­dy opowiadam dowcip o Anglikach czy Wło­chach, nie oznacza to, że ich nie podziwiam. W każdym razie dalszych dowcipów o P ola­kach nie zam ierzam opow iadać”.

R. S.Grupa polskiego tańca ludowego „M ichaś” z Pensylwanii

9

Page 10: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

f f

„Oni Go poznać nie mogli...

Przem aw iając w domu setnika K orneliusza w Cezarei, zwiastował P io tr jem u i jego domownikom Jezusa Chrystusa, ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. Podczas tej pierwszej mowy wygłoszonej do po­gan powiedział Apostoł między innymi: ..Bóg wzbudził go (z mcrl- wych) trzeciego dnia i dozwolił mu się objawić. Nie całemu ludowi, lecz św iadkom uprzednio wybranym przez Boga. nam, którzy z nim jedliśmy i piliśmy po jego zmartwychwstaniu” (Dz 10,40—41). Jedny ­mi z tych, którzy dostąpili takiego wyróżnienia, byli również dwaj uczniowie idący do Emaus. Wspomina o nich sta ra pii;śń w ielka­nocna, w której śpiewamy między innym i:

„Łukasz z Kleofasem, obaj jednym czasem,Szli do miasta Emaus, spotkał ci ich Pan Jezus,A lle lu ja’’

W ydarzeniu tem u poświęcony jest drugi dzień oktawy Zm artw ych­w stania Pańskiego. Bowiem przeznaczona na ten dzień perykopa ewangeliczna, niezw ykle żywo i plastycznie ukazuje całe to w y­darzenie. Ona też będzie tem atem niniejszego opracowania.

Do grona tych. którzy po śmierci C hrystusa trzym ali się W ieczer­nika, należało oprócz apostołów, kilku gorliwych uczniów. Znajdo­wali się wśi-uu nich: Maciej — obrany wkrótce apostołem, Józef Bar- saba — zwany sprawiedliwym, młody Jan Marek — uczeń P io tra i ewangelista, wreszcie Kleofas (nie mąż Maryi, matki Jakuba M niej­szego) — pochodzący z pobliskiego miasteczka Emaus. Miał on — być może — jakieś pilne sprawy do załatwienia, lub też dłuższy pobyt w Jerozolimie wydawał mu się niebezpieczny, gdyby faryzeu­sze oskarżyli zwolenników Proroka z Nazaretu o wykradzenie jego ciała. W prawdzie do W ieczernika dotarły już pierwszy now iny od grobu Bowiem niew iasty dw ukrotnie opowiadały, to o zabraniu ciała Pańskiego, to o w idzeniu aniołów. Również P io tr i Ja n mieli okazję przekonać się, że grób jest pusty. Jednak Kleofas nie uwa­żał za «tosowne czekać na w yjaśnienie spraw y. Nie zwlekając dłużej, w chwili, gdy — przed pow tórnym nadejścL m M agdaleny — v W ieczerniku panow ała ożywiona dyskusja, wyszedł nieznacznie i udał się w drogę Nie poszedł jednak sam. Jego tow arzyszem (jak podaje tradycja starochrześcijańska) był inny uczeń Jezusa, pew­niejszy ew angelista Łukasz. T ak więc jeszcze „tego samego .dnia dw aj (z uczniów Chrystusa) szli do m iasteczka zwanego Emaus, k tó ­re było oddalone o sześćdziesiąt stadiów od Jerozolim y ’ (Łk 24,13).

Zlokalizowanie Emaus, do którego skierow ali swe kroki w spom nia­ni wyżej uczniowie, nastręcza niełatw e do przezwyciężenia trudności, Bowiem Emaus wspom niane w pierwszej księdze M achabejskiej rozdz. 3.40—57 oraz u historyka żydowskiego Józeia Flaw iusza (naz­wane późnie.i Nikopolis) oddalone jest od Jerozolim y o 32,5 km, czyli 176 stadiów. N atom iast Emaus pokazyw ane przez stróżów miejsc św iętych w Palestynie, o.o. Franciszkanów (dzisiejsze el-Kubebe) od­ległe jest od tego m iasta tylko o 12 km, a więc 64 stadiów, ale nigdy nie wspom ina o nim tradycja chrześcijańska. T ak więc trudno mieć pewność, o k tórym Em aus pisze Ew angelista.

Obaj uczniowie stara li się przez miasto przejść możliwie prędko i cicho by nie zwrócić na siebie uwagi. Dopiero m inąwszy bram ę m iejską zwolnili kroku i odetchnęli. W tedy też zaczęli rozm awiać ..z snha o tych w szystkich w y d arzen iach ' (Łk 24,14), jakie miały miejsce w ostatnich dniach. Nie będziemy chyba dalecy od praw dy przyjm ując, że uczniowie prowadzili w drodze dyskusję o Jezusie, jego osobie i działalności, a wreszcie o jego męce i śmierci. P róbo­wali zapewne rozwiązać w ystępujący w ielokrotnie w Nowym T esta­m en c ie problem : chcieli odpowiedzieć na pytanie, kim jest Jezus.' A jeżeli taka dyskusja w ogóle m iała miejsce, jest to dowodem, że ich opinie o Proroku z N azaretu nie były zgodne.

,.A gdy tak rozm awiali i naw zajem się pytali, sam Jezus, przyb.i- żywszy się do nich, szedł z nim i. Lecz oczy _ch były zasłonięte, tak że Go poznać nie mogli” (Łk 24,15—16). U brany był bowiem jak czło­w iek średniego stanu; w ręku m iał laskę, a na plecach m ałe zaw i­niątko. W yglądał więc na pielgrzym a, pow racającego do domu po obchodach Paschy. Grzegorz Wielki, w yjaśn iając przyczynę tego fak ­tu, powiedział: „Dwom uczniofn będącym w drodze ukazał się Pan; nie w ierzyli oni wpraw dzie, lecz rozm aw iali o Nim. Toteż nie ujrzeli go pod postacią, k tó rą mogliby od razu poznać, gdyż to uczynił w oczach ich cielesnych, co działo się w ew nątrz w oczach ich duszy: oni go w sercu swym miłowali, i w ątpili zarazem. Dlatego Pan był im w praw dzie zew nętrznie obecny, lecz nie objaw ił kim jest. Roz­m aw iającym o nim okazał swą obecność, lecz w ątpiącym nie odsło­nił swej rzeczyw istej postaci” (Hom. X X III na Ewang. Łuk.).

Podróżny zrównawszy się z nim i, przez chwilę szedł w milczeniu. Potem zaś przyjaźnie zagadnął: „Cóż to za rozmowy, idąc, prow adzi­

.,A gdy tak rozmawiali i naw zajem się pytali, sam Jezus, przybliżywszy się do nich, szedł z nimi. Lecz oczy ich były zasłonięte, tak że Go poznać nie m ogli” (Łk 24,15-16)

cie z sobą? I przystanęli przygnębieni” (Łk 24,17) W tedy Kleofas (który widocznie nie miał ochoty do zwierzeń), odpowiadając mu, rzekł: „Czyś Ty jedyny pątn ik w Jerozolim ie, k tó ry nie wie, co się w niej w tych dniach sta ło?” (Łk 24,18). Ja k m ożna o tym nie wie-t dzieć? Wówczas nieznajom y, tonem dobrodusznego zaciekawienia za­pytał: „Co (takiego)?” (Łk 24,19a). Teraz dopiero uczniom rozw iązał sie język. By zaś wyprowadzić podróżnego z niewiedzy, „odpowie- • dzieli m u: (Jest to spraw a) z Jezusem N azareńskim , który był m ę­żem. prorokiem m ocarnym w czynie i w słowie przed Bogiem i wszystkim i ludźmi, jak arcykapłani i zwierzchnicy nasi w ydali na niego w yrok śm ierci i ukrzyżowali go. A myśmy się spodziewali, że On odkupi Izrae la” (Łk 24,19b—21a). M esjańskie ich nadzieje nie różniły się od współczesnych poglądów żydowskich i m iały politycz­ny, ziemski charak ter. D latego spotkał ich zawód. Jezus nie był ta ­kim Mesjaszem, jakiego oczekiwał lud.

K ontynuując swoje wywody, uczniowie mówili d a le j: ,.L,ecz po tym wszystkim już dziś trzeci d j e ń , jak się to stało. (Wprawdzie) niektóre nasze niew iasty, które były wczesnym rankiem u ,grobu, w praw iły nas w zdum ienie, bo nie znalazłszy Jego ciała, przyszły mówiąc, że m iały w idzenie aniołów, powiadających, iż On żyje. Toteż niektórzy z tych, którzy byli z nam i, poszli do grobu i zastali to tak, jak m ó­wiły niew iasty, lecz Jego nie w idzieli” (Łk 24,2lb—24). Zatem , naw et pierwsze wiadom ości pochodzące od niew iast oraz stw ierdzenie apo­stołów że grób Jezusa jest pusty, nie przypom niały im zapowiedzi tego w ydarzenia. Nie skłoniły ich również do zatrzym ania się w Jerozolim ie i przekonania się, jak przedstaw ia się ta spraw a. D la­tego zasłużyli na słowa nagany.

Z w racając się bowiem do nich, Bóg-Człowiek pow iedział: „O głupi i gnuśnego serca, by uw ierzyć we wszystko, co powiedzieli prorocy. Czyż Chrystus n ie m usiał tego wycierpieć, by w ejść do swoje] chw a­ły?” (Łk 24,25—26). A zaraz potem, „począwszy od Mojżesza poprzez wszystkich proroków w ykładał im, co o n im napisano we wszystkich P ism ach” (Łk 24,27). W yjaśnienia w ym agały przede w szystkim te przepowiednie starotestam entow e, które mówiły o cierpieniach Mes­jasza. W yrażona w nich została wola Boża, k tórą Jezus spełnił n a j­dokładniej. Je j zaś poznanie pozwoliło uczriom zrozumieć osobę J e ­zusa i jego dzieło oraz uwierzyć, że jest on napraw dę Mesjaszem.

Zbliżył się cel podróży. O k ilkaset kroków pokazały się domiu Emaus, rozłożone na stoku wzgórza. Jednak „On okazywał, jakoby m iał iść dale j” (Łk 24,28b). Uczniowie zwrócili się więc do niego, mówiąc: „Zostań z nam i, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił” (Łk 24,29a). Tak nakazyw ała postąpić wschodnia gościn­ność. .,1 w stąpił, by zostać z nim i” (Łk 24,29b), by mogli go ugoś­cić. „A gdy zasiadł z nim i przy stole, wziąwszy chleb, pobłogosławił i rozłamawszy, podaw ał im ” (Łk 24,30). Nie była to — jak pown szechnie p rzy jm ują egzegeci — „uczta eucharystyczna . Bowiem Chrystus pelnil tu ta j tylko funkcję głowy rodziny, a zatem roz­daw ał chleb w szystkim siedzącym przy stole. Wówczas dopiero

otworzyły się ich oczy i poznali go. Lecz On znikł sprzed ich oczu iŁk 24,31). Skoro bowiem uczniowie uw ierzyli w m esjańskie posłan­nictwo Jezusa, jego obecność nie była im już potrzebna.

Po tym co zaszło, nie sposób było przebywać tu ta j dłużej. Zosta­wili wriec posiłek, nie żegnali się z dom ownikam i, nie czuli znużenia przebytej drogi i nie dbając na to, że słońce kładzie się już za góry, „wstawszy tejże godziny, powrócili do Jerozolim y i znaleźli zgromadzonych jedenastu i tych. którzy z nim i byli " vŁ k 24,33). A za ­nim zdołali wydobyć słowo ze zdyszanych piersi, pow itały ich od progu radosne głosy: „W stał P an praw dziw ie i ukazał się Szymono­w i” (Łk 24,34). W tedy oni „opowiedzieli o tym co zaszło w drodze i jak po poznali po łam aniu chleba” (Łk 24,35).

Uczniowie idący do Em aus z podróżnym, który się do nich przy­łączył nie rozpoznali Jezusa. Stało się tak dlatego, że słaba była ich w iara. Bo — jak uczy apostoł P aw eł — „kto... przystępuje do Boga, musi wierzyć, że On istnieje i że nagradza tych, któ izy go szukają” (Hbr 11,6b).

Dlatego pogłębiajm y naszą w iarę przez czytanie książek i prasy religijnej. Um acniajm y ją przez lek tu rę P^sma świętego. Za przykła­dem apostołów prośm y: „Panie, przymnóż nam w iary !" A jeżeli w duszach naszych płonąć będzie płom ień silnej w iary, na pewno roz­poznamy C hrystusa na drogach naszego życia.

Ks. JAN KUCZEK

10

Page 11: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

Niedługo minie sto lat od cza­su pierwszych planowych wyko­palisk palestyńskich w Tell el- -Hesi, przeprowadzonych przez Williama M.F. Petrie — wybit­nego angielskiego badacza staro­żytności. Jakże wiele zmieniło się od tej pory: dziś poza Ang­likami badania prowadzą Izrael­czycy i przedstawiciele innych narodowości, w miejsce Fundu­szu Badań Palestyńskich powsta­ło szereg instytucji naukowych, zaś poszukiwania objęły również kraje sąsiednie. W poznawaniu przeszłości Palestyny — prócz tradycyjnych metod badań arche­ologicznych — sukcesy święci także archeologia lotnicza, pod­wodna oraz komputerowa anali­za tekstów historycznych.

Już podczas trw an ia I w ojny św iatow ej Niem cy fotografowali z pow ietrza obszary Synaju i pu ­styni Neweg z ru inam i późno- rzym skim i i bizantyjskim i. Z dję­cia lotnicze w ykorzystano szero­ko po ostatniej w ojnie przy d łu­goletnich badaniach skalnej tw ierdzy M asada nad Morzem M artwym , u ła tw iając planow anie całej kam panii poszukiwań. U­jaw niły one również prace n a ­w adniające pradaw nych ro ln i­ków na pustyni Negew. Coraz szersze zastosowanie archeologii lotniczej w ydatnie pomogło w pracach badawczych prowadzo­nych w Tell Dothan, K urrub, na górze Garizim , w tw ierdzy B etar pod Jerozolim ą, w zasypanej w ydm am i Cezarei Nadm orskiej, ostatnio zaś pozwoliło natrafić na nieznany dotąd port F ilisty­nów w Aszdod (Azot). Zwłaszcza podczas badań zatopionego por­tu Cezarei zręcznie w ykorzysta­no łączne możliwości, jak ie daje dziś archeologia lotnicza i pod­wodna.

łO

10

' * 0 9

■* • 9 T * r j S l t o

L ;4

* i

Fragm ent papirusu biblijnego odkrytego przez W. L. Naslia w Egipcie w 1902 roku.

tzw. pap irusu N asha (I/II w. po Chr.); dopiero odkrycia pap i­rusowych rękopisów w słynnym Q um ran nad M orzem M artw ym w latach 1947—50 dostarczyły starszych tekstów — naw et z I w. przed Chr.

Sam pomysł tego przedsięw zię­cia m ającego na celu ustalenie najw ierniejszego tekstu i p rze­kładu Biblii, nie jest nowy. Już św. H ieronim — tw órca nowego łacińskiego przekładu ksiąg b i­blijnych, zwanego W ulgatą i przyjętego od 383 r. — usiłował popraw ić niedokładności wcześ­niejszego tłum aczenia (zwanego Italą) m etodą porów nań w ersji greckich z hebrajskim i rękopisa­mi. Jednakże W ulgata również w ykazyw ała istotne odchylenia od pierwowzoru, choć przez w ie­ki uznaw ano ją za przekład n a j­bardziej autentyczny, k tóry po­służył do tłum aczeń Pism a Św ię­tego na pozostałe języki chrześ­cijan.

Obecne zaprzęgnięcie do p ra ­cy kom putera przez zespół in fo r­m atyków prof. Em anuela Tov z U niw ersytetu H ebrajskiego w J e ­rozolim ie umożliwi dogłębne i szczegółowe badania tekstu ory­ginalnego oraz techniki starożyt­nych przekładów . Łatw iej poz­woli też ocenić teksty pod wzglę­dem literackim , gram atycznym i leksykalnym . Ukończono już pierw szy etap tych badań, lecz na ogłoszenie ich kom pletnych w yników przyjdzie jeszcze długo poczekać.

POZNAWANIE PALESTYNYZe względu na to, że in form a­

cje uzyskane dzięki zdjęciom lo t­niczym często m ają isto tne zna­czenie wojskowe, w yniki n a j­nowszych badań z pow ietrza w Izraelu u jaw niane są szerzej niezbyt chętnie. Przy w ykopalis­kach miejscowych archeolodzy korzystają w ięc ze zdjęć balo­nowych. Balonów powietrznych używano już w tym celu pod­czas am erykańskich w ykopalisk w Megiddo w latach m iędzywo­jennych. Obecnie jest to sposób szalenie prosty i skuteczny, gdy korzysta się z lekkiego i przenoś­nego sprzętu lotniczego ze zdal­nie sterow aną ap a ra tu rą fotogra­ficzną, i wiele ekip archeologów chętnie sięga do tej pomocy.

Dla archeologów podwodnych szczególnie obiecującym miejscem poszukiw ań w ydają się teraz o­kolice A tlit, znanego z ru in por­tu i tw ierdzy średniowiecznych krzyżowców. Tam w łaśnie, o pa- reset m etrów od brzegu, p rze­szukiw anie dna m orskiego u jaw ­niło pozostałości osady sprzed 7 tys. lat, tj. z młodszej epoki k a ­m ienia. U kryte w m ule dennym, k ilkanaście m etrów pod pow ierz­chnią wody, badacze odnaleźli dotąd ok. 20 kam iennych budow ­li i długi m ur neolitycznej osa­dy zajm ującej obszar ok. 3 hek­tarów . W ruinach tych n a tra fio ­no na szczątki pięciu osób, k tó­re — jak stw ierdzono — zabal­sam owano pośm iertnie na wzór egipskich mum ii, a także reszt­

ki kości zw ierząt upolowanych i udomowionych, hodowlanych. P row adzący te badania fachow ­cy z Insty tu tu Oceanograficznego w Hajfie, przekonali się też ze zdziwieniem, że kilka tysięcy lat przed Chr. zw ierciadło m orza le­żało o 15 m niżej niż obecnie, zaś linia brzegowa była o ok. kilom etr w ysunięta dalej na za­chód.

Na odcinku wybrzeża m orskie­go pom iędzy A tlit i H ajfą zn a j­duje się poza tym istne cm en­tarzysko w raków okrętowych z różnych epok. N ajstarsze pocho­dzą z ok. 1000 r. przed Chr., n a j­młodsze z XV stulecia. B ada­cze z H ajfy zainteresow ali się bliżej tym i w odam i dopiero po odkryciu szczątków bizantyjskie­go okrętu skryw ających skarb w postaci tysięcy złotych monet. Szczątki okrętów oddalone są od siebie zaledwie o kilkadziesiąt m etrów, zalegając dno m orskie na głębokości nie większej niż 3—4 m etry. W ogóle nie w yjaś­nione są dotąd przyczyny n a ­grom adzenia tak znacznej ilości w raków w tym jednym miejscu, gdzie w dodatku brak zatok i podwodnych skał. Szereg tych znalezisk z czasów K ananejczy- ków, Greków i m am eluków w y­staw iono już w jerozolim skim M uzeum Archeologicznym Roc­kefellera: sztaby miedzi i cyny, srebrne m onety i świeczniki, n a ­czynia, posągi, a także kam ien­ne kananajskie kotwice.

Sam a Jerozolim a z wolna przy­gotow uje się do stw orzenia „par­ku archeologicznego”, który ma być ukończony do r. 2000 w o­parciu o w ykopaliska i dokład­ne poszukiw ania prowadzone od 8 la t na terenie Starego Miasta. M.in. oczyszczono tam i udostęp­niono do zwiedzania tzw. szyb W arrena — część tajem nego sy­stem u wodociągowego m iasta Da­wida. W 1876 r. angielski porucz­n ik W arren odkrył, że położone za m uram i źródło Gichon połą­czone jest w ykutym w skale szy­bem i tunelem z dojściem w ob­rębie m urów obronnych. Korzy­sta jąc z 60-metrowego tunelu i 12-metrowego szybu pionowego (studni), m ieszkańcy Jerozolim y niepostrzeżenie mogli naw et pod­czas oblężenia zaopatryw ać się w św ieżą wodę źródlaną.

Nową i niezm iernie in te resu­jącą gałęzią badań, która zapo­w iada spore możliwości w bibli- styce, jest podjęta przez in fo rm a­tyków analiza kom puterow a s ta ­rożytnych tekstów. Po raz p ierw ­szy na tak szeroką skalę zasto­sowano ją teraz, przy system a­tycznych, porównawczych bada­niach hebrajskich tekstów S tare­go Testam entu pow stałych w ok­resie 700—1000 r. po Chr. z grec­kim i tekstam i Septuaginty — aleksandryjskiego przekładu Bi­blii powstałego w połowie III w. przed Chr. Przez długi czas za najstarszy hebrajski odpis S tare­go Testam entu uchodził tekst z

Wnętrze tunelu wiodącego

od źródła Gichon

Coraz częściej przypom ina się bowiem, iż w ciągu 35 la t od od­krycia rękopisów z Q um ran ogło­szono zaledwie 20 proc. tych interesujących pod każdym względem tekstów. Prócz wspom ­nianych fragm entów biblijnych zaw ierają one inform acje o re ­ligijnych poglądach tzw. esseń­czyków — sekty faryzeuszy, k tó­ra jakoby m iała w ywrzeć znacz­ny w pływ na pow stanie chrześ­cijaństw a. Kościół nie podziela jednak tej opinii i dlatego nie wyolbrzym ia tak znaczenia nauk ..esseńczyków” jak od daw na czyni to w ielu kom entatorów świeckich. N atom iast p raw dą jest, że teksty owe pozwoliły na poznania środowiska, w jakim wyrosło chrześcijaństw o oraz da­ły lepiej pojąć sens licznych u ­stępów Ewangelii.

K.G.

11

Page 12: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

Śmierć i Zmartwychwstanie w Nowym TestamencieNowość nauki zaw artej na k a r­

tach Nowego Testam entu nie po­legała n a form ułow aniu całkow i­cie nowych myśli, ale na opisie nowego fak tu , k tóry ogarnia wszystko dotychczasowe i ukazuje w pełnym sensie. Tym faktem jest męka, śm ierć i zm artw ych­w stan ie Jezusa Chrystusa. Z m art­w ychw stały Jezus C hrystus s ta ­je się m iarą, w edług której n a ­leży odczytywać całą tradycję: wszystkie myśli S tarego T esta­m entu są ty lko drogą ku Jezu­sowi Chrystusow i — Ukrzyżowa­nem u i Zm artw ychw stałem u.

* * *

Pusty grób (J 20,1—10)

„A pierwszego dnia po szaba­cie, wczesnym rankiem , gdy jeszcze było ciemno, M aria Mag­dalena udała się do grobu i zo­baczyła kam ień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona P io tra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do n ich: Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go po­łożono. Wyszedł więc P io tr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Bieg­li oni obydw aj razem , lecz ów drugi uczeń wyprzedził P iotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżą­ce płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon P iotr, idący za nim. Wszedł on do w nętrza i u jrzał le j żące p łótna oraz chustę, k tóra była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnam i, ale oddzielnie zw iniętą na jednym miejscu. W tedy wszedł do w nętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. U jrzał i u ­wierzył. Dotąd bowiem nie rozu­m ieli jeszcze Pism a, (które m ó­wi), że On ma pow stać z m a rt­wych. Uczniowie zatem powróci­li znowu do siebie".

Jezus zmartwychwstały ukazuje się Marii Magdalenie (J 20,11— —18)

„M aria M agdalena natom iast stała przed grobem płacząc. A kiedy płakała, nachyliła się do grobu d u jrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leża­ło ciało Jezusa — jednego w m iejscu głowy, drugiego w m ie j­scu nóg. I rzekli do n ie j: Niewia­sto, czemu plącesz? Odpowiedzia­ła im : Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono. Gdy to powiedziała, odwróciła się i u jrza ła stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: Niewiasto, czemu pła­czesz? Kogo szukasz? Ona zaś

sądząc, że to jest ogrodnik, po­wiedziała do Niego: Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go w ez­mę. Jezus rzekł do nie j: Mario! A ona obróciwszy się, powiedzia­ła do Niego po hebra jsku : Rab- buni, to znaczy: Nauczycielu.Rzekł, do niej Jezus: Nie za trzy­m u j mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast u ­daj się do moich braci i powiedz im: W stępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz Boga mego i Boga waszego. Poszła M aria Mag­dalena oznajm iając uczniom: W i­działam Pana i to m i powie­dział”.

Ukrzyżowany Jezus z Nazaretu zmartwychwstał! (Mk 16,1—8)

„Po upływ ie szabatu M aria M agdalena, M aria, m atka Ja k u ­ba, i Salome nakupiły w onnoś­ci, żeby pójść nam aścić Jezusa. W czesnym rankiem w pierwszy dzień tygodnia przyszły do gro­bu, gdy słońce wzeszło. A m ów i­ły między sobą: Kto nam odsu­nie kamień od wejścia do grobu? Gdy jednak spojrzały, zauw aży­ły, że kam ień był już odsunięty, a był bardzo duży. Weszły więc do grobu i ujrzały młodzieńca, siedzącego po praw ej stronie, u ­branego w białą szatę; i bardzo się przestraszyły. Lecz on rzekł do nich: Nie bójcie się. Szukacie Jezusa z Nazaretu, ukrzyżow ane­go; powstał, nie ma Go tu. Oto miejsce, gdzie Go złożyli. Lecz idźcie, powiedzcie Jego uczniom

i Piotrowi: Idzie przed w am i do Galilei, tam Go ujrzycie, jak wam powiedział. One wyszły i uciekły od grobu: ogarnęło je bowiem zdum ienie i przestrach. Nikomu też nic nie oznajmiły, bo się b a ­ły ”.

Zmartwychwstały Jezus ukazuje się uczniom (J 20,19—29)

W ieczorem owego pierwszego dnia tygodnia, tam gdzie prze­byw ali uczniowie, gdy drzw i by­ły zam knięte z obawy przed Ży­dami, przyszedł Jezus, s tanął po­środku i rzekł do nich: Pokój wam! A to powiedziawszy, poka­zał im ręce i bok. U radow ali się zatem uczniowie ujrzaw szy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: Pokój wam! Jak Ojciec Mnie po­słał, tak i Ja was posyłam. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im : W eżmijcie Ducha Świętego! K tórym odpuścicie grzechy są im odpuszczone, a k tórym zatrzymacie, są im za­trzymane.

Ale Tomasz, jeden z D w una­stu, zwany Didymos, nie był r a ­zem z nim i, kiedy przyszedł Je ­zus. Inn i więc uczniowie mówili do niego: Widzieliśmy Pana! Ale on rzekł do n ich: Jeżeli na rę­kach Jego nie zobaczę śladu gwodżdzi i nie włożę palca mego w miejsce gwodżdzi, i nie włożę ręki m ojej do boku Jego, nie u ­wierzę. A po ośmiu dniach, kie­dy uczniowie Jego byli znowu w ew nątrz i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zam knię­

tych, stanął pośrodku i rzekł: Pokój wam! Następnie rzekł do Tomasza: Podnieść tu taj swójpalec i zobacz moje ręce. Pod­nieść rękę i włóż do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym. Tomasz Mu odpo­w iedział: Pan mój i Bóg mój! Powiedział mu Jezus: Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzie­li, a uwierzyli".

* * *

Zadaniem rodzącego się Koś­cioła było przemyśleć fak t zm art­w ychw stania Jezusa w świetle Jego słów i czynów. Jest to pro­ces, który trw a we w ierze Koś­cioła poprzez wszystkie pokole­nia. Oto niektóre teksty Nowego Testam entu, w których przejaw ia się rozwój m yśli o zm artw ych­w staniu:

„Czyż nie wiadom o wam , że my wszyscy, któryśm y otrzym a­li chrzest zanurzający w C hry­stusa Jezusa, zostaliśmy zanurze­ni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrze­bani po to, abyśm y i my w kro­czyli w now e życie — jak C hry­stus powstał z m artw ych dzięki chwale Ojca.

Jeżeli bowiem przez śmierć, podobną do Jego śmierci, zosta­liśm y z Nim złączeni w jedno, to tak samo będziemy z Nim złą­czeni w jedno przez podobne zm artw ychw stanie...” (Rz 6.3—5 nn).

Św. Paw eł w tym fragm encie L istu do Rzymian określa chrzest jako zanurzenie w śmierci C hry­stusa. Ale ta śm ierć prowadzi ku zm artw ychw staniu. S tąd współ- cierpieć i w spółum ierać z C hry­stusem znaczy zarazem mieć u ­dział w nadziei zm artw ychw sta­nia.

W I Liście do K oryntian (rozdz. 15) św. Paw eł podkreśla z nacis­kiem, że zm artw ychw stanie nie jest tylko m istyczną obietnicą d a­ną chrześcijanom , ale w ydarze­niem m ającym w ym iar cielesny, dotyczący przyszłości człowieka. „Jeśli um arli nie zm artw ych­wstaną, to i C hrystus nie zm art­w ychw stał" (1 Kor 15,16) — to znaczy, że zm artw ychw stanie J e ­zusa C hrystusa i zm artw ychw ­stanie um arłych ludzi są jedną rzeczywistością, k tóra jest dla nas jakby w eryfikacją w iary w Bo­ga.

W iara w zm artw ychw stanie jest centralnym elem entem chrze­ścijańskiego w yznania w iary w Boga.

M. AMBROŻY

PRZEJŚCIE PANA,,W dniu tak uroczystego św ięta postarajm y się zgłębić, co w nim wysławiam y, a w ięc zastanów m y się nad zm artw ychw staniem , przejściem i nad zm ianą m iejsca pobytu. Chrystus bowiem, b ra ­cia moi, nie cofnął się do tego, co było, ale zm artw ychw stał; nie wrócił, lecz przeszedł; nie rozpoczął na nowo swego pobytu wśród nas, ale zm ienił jego miejsce. Jednym słowem to, co my dziś tak uroczyście obchodzimy, Pascha, oznacza przejście, a nie po­wrót. G alilea zaś, w której obiecano nam widzieć Z m artw ych­

wstałego, znaczy, że nie zabawi On długo, lecz przechodzi dalej.W ydaje mi się, że niektórzy z was umysłem w ybiegają naprzód, odgadując, do czego zm ierzają te słowa. Powiem więc krótko... Gdyby Chrystus Pan, po śm ierci na krzyżu, na nowo pow rócą do życia, do naszego obecnego życia, śm iertelnego i pełnego cier­pień, nazw ałbym to nie przejściem , ale powrotem , nie zm ianą na coś wyższego, ale pow rotem do poprzedniego stanu. On jed ­nak przeszedł teraz do nowego życia. Przeto i nas wzywa do przejścia, i nas wzywa do G alilei.”

Sw. BERNARD Z CLAIRVAUX(1091—1153)

z: K azania W ielkanocnego

12

Page 13: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

WIELKANOCsprzed 4 6 laty

Te pierwsze okupacyjne Święta Wielkanocne utrwaliły się nam na długo w pamięci. Do świąt przygotowywaliśmy się pełni wiary, na­dziei i.... chyba z nadmiernym optymizmem. Zdawało się nam, że na wiosnę wszystko zmieni się na lepsze, że powtarzane przez wielu ludzi słowa nadziei: „Im słońce wyżej, tym Sikorski bliżej” muszą się spełnić. Gdyby wtedy ktoś powiedział, że wojna potrwa jeszcze rok, uważalibyśmy go za niepoprawnego pesymistę. A jednak...

Długo przygotow yw aliśm y się do tych pierwszych, okupacyjnych św iąt. Najwięcej kłopotów miały, oczywiście, gospodynie domu, dla których nie lada problem em było zdobycie drożdży, p rzypraw do pieczenia, rodzynek itp. Zaopatrzenie w naszych m iejscowych skle­pach było jeszcze złe, choć w szystkie sklepy od daw na były o tw arte na rozkaz okupanta.

Św ięta w ypadły w tym roku wyjątkowo wcześnie, bo już 24 m ar­ca, ale od kilku dni panow ała p iękna w iosenna pogoda. Św ięta W iel­kanocne, podobnie jak Bożego Narodzenia, m ają w iele uroku i p ięk ­nych tradycji. Do najm ilszych zwyczajów zaliczyć należy: pisaniei farbow anie pisanek, odwiedzanie „Grobów Bożych” oraz święcenie pokarm ów w W ielką Sobotę. Nie m niej piękne zwyczaje zachowały się w Niedzielę Palm ow ą — święcenie palm i uroczysta procesja, oraz w W ielkim Tygodniu — sm utne, ale w zruszające nabożeństwa, poświęcone Męce Chrystusa. P iękne tradycje zachowały się rów nież przy Grobie Chrystusa. Zwykle w W ielki P iątek wieczorem oraz przez całą W ielką Sobotę, aż do Rezurekcji, przy Grobie czuwała zawsze straż. Byli to zazwyczaj m łodzi chłopcy z ochotniczej straży pożarnej, ub ran i w dawne uniform y i takąż broń — przypom inają­cy żołnierzy postaw ionych ongiś przez Piłata...

Jako m ały chłopiec lubiłem przychodzić do Grobu Chrystusowego, obserwować zm ianę w art i stojących nieruchom o strażników z h a­labardam i. Jakże w tedy zazdrościłem strażnikow i! Ale w tym roku nasz zacny i dzielny ksiądz m usiał zrezygnować z tych chłopców -— Strażników w obawie przed rep resjam i ze strony okupanta.

R ezurekcja odbyła się jednak, jak zawsze, o godzi. 6 rano, ale bez dawnego b lasku uroczystej procesji. Każdego roku w czasie proce­sji organizowaliśm y strzelan inę i n iesam ow ite detonacje, przy k tó ­rych pom agali nam członkowie „S trzelca”. Dzisiaj, niestety, m usie­liśm y zrezygnować z tego może dziwnego zwyczaju, ale jakże rados­nego, podkreślający dobitnie, że Chrystus napraw dę Zm artw ychw stał. S taram y się uwolnić od zarządzeń okupanta, zlekceważyć je, ale roz­waga nakazuje co innego.

Przy tradycyjnym święconym jajku zabrakło wśród nas przed­wcześnie zmarłej mamy oraz brata Ludwika, żołnierza września, a obecnie jeńca wojennego przebywającego w dalekim stalagu w Bonn. Nie mogą to być więc wesołe święta — mimo powszechnego optymizmu, mimo pięknej pogody i mimo żarliwej wiary,..

Trzy Maryje poszły Drogie maści niosły Chciały Chrystusa pomazać Jemu cześć i chwałę dać Alleluja...

Po południu przyszli zapowiedziani goście. W nieśli oni do naszego domu dużo ożywienia i ... św iątecznego nastro ju . Przy zastawionym stole rozmowa toczy się przew ażnie na tem at ostatnich w ydarzeń. Od kilku dni dochodzą do nas wiadom ości o działającym na naszym terenie oddziale partyzanckim . Niewielki ten oddział m a być dobrze uzbrojony i um undurow any w polskie przedw ojenne m undury k a ­w alerii. Jego działalność ma się rozwijać przeważnie na terenie k ie­lecczyzny. Oddział ten składa się wyłącznie z byłych żołnierzy w rześ­nia, którzy po klęsce nie chcieli złożyć broni. Nie wiemy, jak ie będą dalsze losy tych żołnierzy — na pewno bardzo trudne, ale już dzi­siaj możemy im wyrazić najwyższe uznanie i cześć. Dla tych chłop­ców w ojna we w rześniu nie skończyła się — nie uznali oni klęski w rześniowej i walczą dalej z najeźdźcą. Czy starczy im jednak w iary we w łasne siły? Jak sobie radzili w czasie ciężkiej zimy? Czy po­tra fią zdobyć dostateczną ilość am unicji? Takie py tan ia nasuw ają się same. Jedno jest pewne — odwagi tym chłopcom nie zabraknie. Niepokoi nas (a zwłaszcza młodzież) szeroko zakrojona akcja oku­panta, k tórej celem jest w ywiezienie jak najw ięcej młodzieży na przym usow e roboty do Niemiec. P ierw sza akcja niezbyt się okupan­towi udała — część młodzieży wyznaczona do w yw iezienia n ie sta ­w iła się na punk t zborny bądź uciekła z transportu . Tylko n a jb a r­dziej bojaźliw i pojechali. Potem rozm awiam y n a tem at naszych so­juszników . Przez całą zimę 1939—1940 nie było żadnych działań w o­jennych na froncie zachodnim. W ojska francuskie, w poczuciu ca ł­kowitego bezpieczeństwa, usadowiły się w ufortyfikow anych schro­nach słynnej lin ii obronnej M aginota. Anglicy natom iast w ysłali do F rancji niezbyt duży korpus ekspedycyjny. Dopiero teraz zaczęło się w A nglii poważnie myśleć o wojnie... Od czasu do czasu między w ojskam i francuskim i a niem ieckim i w yw iązyw ała się k ró tko trw ała w ym iana strzałów , nieszkodliw a dla obu stron — tak i sposób p ro­w adzenia w ojny bardzo nas w szystkich dziwił i zastanaw iał. N ato­m iast w y traw ni politycy (a tak ich zawsze jest sporo) tw ierdzili z uśm iechem n a ustach: „Już tam Francuzi wiedzą, co robią... W po­przedniej w ojnie przetrzepali Szwabów, to i te raz sobie z nim i po­radzą!”. N atom iast cała p rasa niem iecka bardzo krytycznie, a n a ­w et z pew ną ironią, p isa ła o tej dziwnej wojnie. F rancuzi prow a­dzą w ojnę siedzącą!” Była to, niestety, praw da. We w rześniu, w n a j­bardziej krytycznych dniach dla Polski, cała aktywność naszych sojuszników polegała n a w ysłaniu patroli...

F rancuzi zajęli k ilk a wiosek, natom iast Anglicy w ysłali swoje sa ­m oloty nad m iasta niem ieckie i bom bardow ali je ... u lo tkam i. Tak było w roku 1939 i zimą roku 1940. W ierzymy jednak, że na wiosnę będzie inaczej. Przecież we F rancji utw orzona została A rm ia Polska! Cała Polska w ierzy, jak długa i szeroka, w szczęśliwą gwiazdę Ge­nera ła Sikorskiego.

I na tych, i podobnych, rozm owach up łynął nam drugi dzień śwdąt. K tóż z nas mógł w tedy przypuszczać, że k ilka dni później Niemcy uderzą n a Danię i Norwegię, a p arę miesięcy potem zajm ą całą Francję! Któż m yślał, że w obronie Anglii będą walczyć polscy lotnicy, że w ojna rozprzestrzeni się niem al na cały św iat i dojdzie do najw iększej zbrodni w dziejach ludzkości — obozów zagłady! Nikt wówczas nie przypuszczał, że pierwsza W ielkanoc w wolnym już kraju przypadnie dopiero w roku 1945 — po niemal 0-letnich zmaganiach z najeźdźcą.

CZESŁAW BUJNIE

— N astępne św ięta będziemy świętować już razem — pociesza nas w szystkich babcia. Obaj moi bracia: S tanisław , H enryk i ja jesteśm y tego sam ego zdania. Tylko ojciec, który pam ięta dobrze Niem ców z poprzedniej wojny, nie popiera naszego optymizmu.

— Kto wie — mówi z pow agą — w ojna może się przedłużyć.Oby tylko ojciec nie był złym prorokiem !Po południu odwiedzili nas, jak co roku w czasie Świąt, stry jek

P iotr z M ichalinką.Babcia nasza (jest w spaniałą gospodynią), m im o trudnych czasów,

dobrze się przygotow ała na przyjęcie gości, k tórych w naszym domu nigdy w czasie w ielkich św iąt nie brakowało. M amy tradycyjną babkę, m azurki, strucle z makiem , pasztet, w ędliny, chrzan, no i — oczywiście — dobre wino, tym razem z jabłek. Nie m a w praw dzie n a naszym stole tylu sm akołyków, jak każdego roku w tym dniu, ale jak na okupację i wojnę, to i tak nasza n iezrów nana babcia do­konała n iem al cudu. Nasze prezenty świąteczne są rów nież znacznie skrom niejsze. Początkowo nastró j jest w ybitnie religijno-św iąteczny. W spominamy swoich najbliższych, którzy nie mogą być teraz razem z nam i. O glądam y i podziwiam y pisanki, k tóre otrzym aliśm y od krew nych i chrzestnych oraz od przyjaciół. Aż trudno uwierzyć, że zostały w ykonane ręką ludzką! Do najpiękniejszych należą p isanki otrzym ane od stryjecznego b ra ta naszego ojca, H enryka, oraz w ła­snoręcznie m alow ane przez naszą babcię. Potem jednak rozmowa przechodzi na bardziej świeckie tem aty. Prosim y ojca, żeby nam coś zaśpiewał. Wiemy, że ojciec zacznie od pieśni w ielkanocnych, jak każdego roku, w tym dniu. I tak też się stało. Moją ulubioną pieśnią w ielkanocną są „Trzy M aryje” — czyli: „Chrystus Zm artw ychstan Je s t”. W łaśnie ojciec, jakby odgadując m oje myśli, zaczyna od tej pieśni. Po chwili śpiewam y wszyscy:

13

Page 14: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

PIERWSZA NIEDZIELA

PO WIELKANOCY

Z I LISTU SW. JANA APOSTOŁA

(5,4-10)Najmilsi: Wszystko, co narodziło się

z Boga, zwycięża świat, a zwycięstwem, które odnosimy nad światem, jest w ia­ra nasza. Któż jest, który zwycięża świat, jeśli nie ten, co wierzy, że Je­zus jest Synem Bożym? Jest to ten sam Chrystus, który przyszedł przez wodę i przez Krew, nie w wodzie tyl­ko, ale w wodzie i w e krwi. A Duch świadczy, że Chrystus jest prawdą. Albowiem Trójca wydaje świadectwo na niebie: Ojciec, Syn i Duch Świę­ty, a Trójca ta jednym jest. I Trójca wydaje świadectwo na ziemi: duch,woda i krew, a Trójca ta jednym jest. Jeśli świadectwo ludzkie przyjmujemy, świadectwo Boże większe jest, przez które zaświadczył o Synu swoim. Kto wierzy w Syna Bożego, nosi w sobie świadectwo Boże.

t m /k

WEDŁUG ŚW. JANA (20,19-31)

Onego czasu: wieczorem dnia ow e­go, pierwszego po szabacie, gdy drzwi były zamknięte tam, gdzie z bo jaźni przed żydami zgromadzili się ucznio­wie, przyszedł Jezus, stanął między n i­mi i rzekł im: Pokój wam. A to po­wiedziawszy, ukazał im ręce i bok. Uradowali się tedy uczniowie, ujrzaw­szy Pana. Rzekł im przeto znowu: Po­kój wam. Jako mnie posłał Ojciec, i Ja was posyłam. To powiedziawszy tchnął na nich i rzekł im: Weźmijcie Ducha Świętego, którym odpuścicie grzechy są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane. A To­masz, jeden z dwunastu, zwany Didy- mus, nie był razem z nimi, kiedy przy­szedł Jezus. Powiedzieli mu tedy inni uczniowie: Widzieliśmy Pana. A on im rzekł: Jeśli nie ujrzę na rękach Jego przebicia gwoździami i nie włożę pal­ca mego w miejsce gwoździ i n ie w ło­żę ręki mojej w bok Jego, nie uwie­rzę. A po ośmiu dniach byli znowu uczniowie Jego w domu i Tomasz z nimi. Wszedł Jezus, a drzwi były zam­knięte, stanął między nimi i rzekł: Pokój wam. Potem rzekł do Tomasza: Włóż tu palec twój i oglądaj ręce mo­je, i wyciągnij rękę twoją i włóż w bok mój, a nie bądź niewiernym, lecz wierzącym. A odpowiadając Tomasz rzekł Mu: Pan mój i Bóg mój. Rzecze mu Jezus: Uwierzyłeś dlatego, żeś mię ujrzał. Tomaszu, błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Wiele też in­nych jeszcze cudów uczynił Jezus wobec uczniów swoich, które nie są w tej księdze spisane. Te zaś spisane są, abyście uwierzyli, że Jezus jest Chry- ■tasem. Synem Boiym I żebyście przez wiari ly n it njeti w im ii legi.

„POKÓJ WAM”Mija tydzień od największego chrze­

ścijańskiego święta, ale nadal sycimy się jego radością i pięknem. Nigdy nie potrafimy dokładnie zrozumieć bezmia­ru Chrystusowego zwycięstwa nad śmiercią i ludzką nędzą. Aby jednak możliwie najpełniej jak tylko pozwo­li pojemność naszego umysłu i serca przeżyć triumf naszego Zbawiciela, wracamy do tajemnic paschalnych nie tylko raz do roku. Wszak w Chry­stusie po raz pierwszy natura ludz­ka pokonała największego wroga — śmierć i uzyskała nie tylko nadzieję, ale wprost pewność powrotu do życia każdej ludzkiej istoty. To powód do nieustannej radości i wdzięczności Bogu. Zapewne to chcieli wyrazić re­formatorzy liturgii w bratnim, rzym­skokatolickim Kościele, skoro zamiast jednej niedzieli wielkanocnej, ustano­wili aż siedem! Chyba jednak jeszcze bardziej konsekwentni byli nasi prawo­sławni Bracia — Rosjanie, bo już przed wiekami każdą niedzielę określali mia­nem „woskriesienije”, co oznacza po prostu zmartwychwstanie. I rzeczywiś­cie. Każda niedziela stanowi pamiątkę zmartwychwstania Chrystusa, gdyż w tym dniu Zbawiciel przeszedł ze śmier­ci do żywota.

Kościół Polskokatolicki nie zmienia na razie podziału roku kościelnego i nie mnoży niedziel wielkanocnych. Na ra­zie, jako członek wielkiej starokatolic­kiej rodziny, pragnie zachować uświę­cone wielkowiekową tradycją nazwy i zwyczaje. Ta właśnie tradycja daje dzi­siejszej niedzieli aż dwa miana: „Prze­wodniej” i „Białej”. Pierwsza z tych nazw sięga starożytnej historii Narodu Wybranego, który właśnie w czasie wielkanocnym opuścił Egipt — „ziemię niewoli” i rozpoczął długą wędrówkę do „Ziemi obiecanej”. Niedziela Prze­wodnia upamiętnia przejście Izrealitów przez Morze Czerwone.

To Bóg przewiódł swój Naród po dnie uwolnionej na chwilę od wody za­toki morskiej. Należy również pamię­tać o drugiej nazwie: „Niedziela Bia­ła” ! Nawiązuje ona do życia pierw­szych chrześcijan. Nowoochrzczeni wy­znawcy Chrystusa od Wielkiej Soboty do pierwszej niedzieli po Wielkanocy nosili szaty białe. Biała odzież, złożona w widocznym miejscu, miała przypo­minać obowiązek zachowania czystości serca i unikania grzechów. A więc dla naszych praojców zmiana odzienia nie oznaczała złożenia wraz ze świąteczny­mi szatami obowiązków religijnych. Starali się oni wdrażać je w szereg dni powszednich.

Podobne uczucia pow inny towarzyszyć nam , przeżyw ającym kolejną historyczną p a­m iątkę zm artw ychw stania P ana i naszego udziału w tym zm artw ychw staniu. Ten u ­dział nie może być tylko aktem form alnym . Ono musi być ponaw iane nieustannie jako chęć korzystania z dobrodziejstw wysłużo­nych przez Chrystusa. Dokonuje się to w sa­kramentalnych znakach, przyjmowanych z wiarą i prze* akty wiary, czego prsykładeas

jest w yznanie św. Tomasza, opisane w dzi­siejszej Ewangelii. Apostoł nie ośm ielił się w kładać dłoni w przebity bok M istrza, ani też dotykać palcem ran jego rąk, lecz w zru­szony, szczęśliwy i zawstydzony, jak um iał naj gorliw iej, wyznał, że Jezus jest jego P a­nem i Bogiem! Przez to w yznanie zm azał po­przednie swoje „niedow iarstw o”, jak to zwy­kliśm y określać. W ydaje się jednak, że To­m asz d la naszego dobra zachował nadm ierny krytycyzm wobec entuzjazm u kolegów. C hry­stus przyniósł um ocnienie w iary nie tylko dla Tomasza, a le również przez postawę sceptyka w apostolskim gronie d la nas! Aby rozwiać jego i nasze w ątpliw ości Zbawiciel zjaw ia się po raz drugi!

Obydwa spotkania zmartwychwstałe­go Pana z Apostołami rozpoczęły się w identyczny sposób: od przejścia przez zamknięte drzwi i od pozdrowienia znanego do dziś wśród narodów Bli­skiego Wschodu: „Pokój wam!1’. Słowo „pokój”, wypowiedziane na powitanie, oznaczało i oznacza przyjaźń i życzli­wość. Gościa z takim pozdrowieniem na ustach przyjmowano z otwartym sercem. Wypowiedziane przez Zbawi­ciela nabiera niepowtarzalnego znacze­nia. Brzmi ono jeszcze radośniej, bar­dziej kojąco niż wówczas, gdy wyśpie­wali je Aniołowie nad betlejemską stajnią, zwiastując nadejście mesjań­skiego pokoju. Tam słudzy, tu sam Bóg ogłasza czas pokoju Bożego.

Czy to m a oznaczać usunięcie z ziemi zła m oralnego i fizycznego? Jeszcze nie! Z m ar­tw ychw stały Pan swoim zjaw ieniem i po­zdrow ieniem nie odejm ie Apostołom trosk, cierpień i zm artw ień. Nie ogłasza, że od tej chwili zażywać będą niczym n ie zmąconego wesela. Surow y św iat w jednym momencie nie złagodnieje. W prost przeciwnie. Zacho­wa, a naw et nasili nieufność lub wręcz w ro­gość w stosunku do wyznawców Chrystusa. „M nie prześladow ali i w as prześladować bę­dą” — zapowiedział Jezus. Zmiany, i to za­sadnicze, nastąpią w głębinach, w sercach uczniów Pana. To ich dusze ow ładnie pokój Boży do tego stopnia, że staną się innym ’ ludźmi. Miejsce zw ątpienia i rozpaczy zajm ie silna w iara, m iejsce lęku przed cierpieniemii śm iercią — pewność życia wiecznego, m iej­sce nieufności do ludzi — miłość obejm ująca naw et wrogów.

Wszystko, co niesie z sobą życie i pełnienie apostolskich obowiązków bę­dą przyjmować z weselem, bo „pokój Boży, który przewyższa wszelkie poję­cie” będzie z nimi i w nich. Dla nich ani prześladowania, ani choroby, a na­wet śmierć nie będzie straszna. Pełen wewnętrznego pokoju św. Paweł woła: „Co mnie odłączy od miłości Chrystu­sa? Prześladowanie, czy może śmierć? Wszystko poczytam za gnój, byłem tyl­ko zyskał Chrystusa”. Ten duchowy pokój ma więc inny charakter od spo­koju, jakiego zazwyczaj oczekujemy od świata. Jest to pokój owocujący zasłu­gami na żywot wieczny. Nie chodzi w nim o wolność od doczesnych cierpień i utrapień. Skoro śmierć w zmartwych­wstaniu Pana straciła swój straszliwy unicestwiający charakter, to cóż może siać w naszych sercach grozę? Tylko grzech. Ale pokój Boży niesie przede wszystkim uwolnienie od grzechu.

K*. hJB,

Page 15: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

Cfcw

S f e ^ T f f l ń < ł ' * < f r ’*ffif ; T&L*^ 4 M jfr< r < fr< m & r& J t s s m f M g f r f

* 4 o W '4 ś% [ i m m 4 t m * t * r = s > y V4t«^r 5 g * # * W M H H P * •$- ** ̂ r tfCr ' *?■»> - ̂

=?«Wk.* sus >n-Ti <*v̂ w s ^ o , ̂ r ̂ in-^r^ę WTUfSW >.< £3 ? 5. *47 a* Hflf Tlft^WWTOfc * W

25'

23'

J ^ r ,r - . ' -■ • jM J$r U* S f f l *£« > U-TTW- **T«^T< ? n /

« t V»-*»«*T S rff^ )&») j r ^ ^ . - = T .* ^ 2 ? r S?4fc ffltfR F ***• ^ I W F * * * & 4 fc< jf

J*T 4 f c ^ < M ^ i f < ^ T T « W W ^ M - W IkfeHifciJliKMT >e «C*s£r ttM T nU M C lrl^ -9T

^ > ‘f M 4 - T > ^ * ^ t * r * * * * ■ * * $ * < !* *,*ta3? w M /

' m ̂ «?■ a ►■&Sr J - ^ c jU S P ^ W * ł f i 5 # *J 8 . '>=*----- *£* « * g

Rabiloń?k! dziennik astronom iczny z 164 r. przed Chr.

KOMETAHALLEYAW DAWNYCH KRONIKACH

Na początku lutego zbliżyła się najbardzie j do Słońca, a 11 kw ietnia znajdzie się najbliżej naszej planety. Potem zacznie się oddalać, by w końcu lipca osta­tecznie zniknąć n a kolejne 76 lat.

M owa o komecie H alleya — jednej z najbardzie j znanych w dziejach ludzkości okresowej ko­mecie, k tóra świeci ta k jasno, że w sprzyjających w arunkach do­strzegalna jest gołym okiem. Pojaw iając się n a niebie, to w łaśnie zjaw isko — w śród sze­regu innych kom et — budziło ta k ą grozę i przerażenie, że n a ­zywano je „mieczem ognistym ”, „św ietlistym sm okiem ” czy n a ­w et „znakiem bogów”. Jako pierw szy zbadał dokładniej jego ruchy angielski astronom Ed­m und Halley, który śledził to ciało niebieskie 8 listopada 1636 r. ze swego obserw atorium w Islington pod Londynem i p rze­widział, że „gw iazda z ogonem” zjaw i się ponownie n a Boże N a­rodzenie 1759 r. Pow iązał też jej pojaw ienie z identycznym i z ja ­w iskam i w la tach 1456, 1531 j 1607.

Ow zw iastun w szelkich niesz­część i w ielk ich zm ian na n a ­szym globie znany był ludziom od bardzo daw na — k to wie czy nie od tysięcy lat. Wierzono zresztą mocno, iż n iew ytłum a­czalne pojaw ienie się każdej ko­mety zapow iada kataklizm v i niepowodzenia. Lecz w daw nych kronikach i zapiskach u trw aliły się przede w szystkim kolejne „odw iedziny” kom ety Halleya. N iektórzy astronom owie dopa­tru ją się jej symbolicznego przedstaw ienia naw et w b ib lij­nej „ognistej ręce” piszącej zło­w różbne słow a n a ścianie pałacu babilońskiego władcy. Ich zda­niem w yrazy „Mane, Tekel, Fa- res” przypom inają jakoby bab i­lońskie nazw y gwiazdozbiorów Skorpiona, Wagi i Perseusza, i są w skazaniem tra sy lotu kom e­ty.

Całym narodom „gw iazda z płom iennym w arkoczem ” m iała zapow iadać w ojny, głód, pożogi, zarazy i inne plagi. W ten spo­sób „przepow iedziała” krw aw e pow stanie w Judei (66 r.) i zbu­rzenie Jerozolim y, a jej po ja­w ienie się w 451 Ir. zhiegło się z najazdem H unów i późniejszym upadkiem C esarstw a Rzym skie­go. W kw ietniu 1066 r. zw iasto­w ała podbój Anglii przez N or­manów, ukazała się też w 1222 r., gdy hordy Czyngis C ha­na ruszyły n a zachód, w idziano ją w 1456 r. po upadku Kon­stantynopola i nadciągnęła w 1835 r., kiedy AmerykaninSamuel Colt opatentował swą felerdonoóną broń przyssłośd.

Ja k w ynika z kroniki M arcina Bielskiego, sław ną kometę ob­serw ow ano także w Polsce, k ie­dy to np. la tem 1531 r. zw iasto­w ała zwycięstwo hetm ana T ar­nowskiego pod Obesrtynem i w ielką suszę w 'kraju. U w ażana dotąd za w izerunek gwiazdy betlejem skiej, w idnie je też przy narodzinach Dzieciątka Jezus n a znanym fresku G iotta di Bondone w Padw ie z 1304 r. (artysta mógł w idzieć ją na n ie ­bie trzy la ta wcześniej).

Dla głów koronowanych ko­m eta H alleya była w idom ą za­pow iedzią ich upadku lub śm ier­ci. Doświadczył tego cesarz K a­rol V, Iwładca H unów A ttyla i rzym ski cesarz W espazjan, który naw et usiłował pokpiwać, iż ta gw iazda z w arkoczem nie może zw iastow ać m u nic złego, bo sam jest łysy. W ładca Azteków, M ontezum a, po trak tow ał ją po­w ażnie i kiedy kraj jego podbi­li hiszpańscy konkw istadorzy— przyjął te n Iwyrok losu z re ­zygnacją. Tylko niektórzy p an u ­jący po trafili zachować się tak ja k chiński cesarz Jue Tsung, k tóry w 712 r. — n a w ieść o nadciągającej komecie — spiesz­nie sam ustąpił z tronu; dzięki tem u podobno ocalił życie, a je ­go poddani uniknęli katak liz­mów.

Pochodzeniem i n a tu rą komet ludzkość interesow ała się od daw na. Już dociekliwi Grecy tw orzyli różne teorie o ich pow ­staw aniu . O bow iązująca przez p raw ie dwa tysiące la t kosmolo­giczna teoria A rystotelesa głosiła m.in., że kom ety unoszą się w kosmos z Ziemi, pow stając z go­rących i wilgotnych ziemskich oparów, które dopiero w pobliżu Słońca ulegają zapłonowi, „Kto pozna istotę komet, ten pozna tekźs ws?«chiwi*f’ - - twierdził

uczenie Rzym ianin Seneka. P rzy­ziemni M ajowie z Ameryki Środkowej w idzieli w kom etach po prostu rozżarzony popiół w y­rzucony przez rozgniew ane bós­two. N atom iast Chińczycy u w a­żali je za pewnego rodzaju „ in ­scenizację” sw ych bogów, która m ia ła odmienić i ożywić stw o­rzone przez nich niebiosa.

U stalenia Halleya skłoniły do dokonania innych wstecznych obliczeń kolejnych pojaw ień „je­go” komety. Z drugiej strony wszelkie obserw acje starożyt­nych pom agają lepiej określić to r i orbitę tajem niczego ciała niebieskiego. Nie jest to takie proste, bow iem przeciętnie co 5 la t w idoczna byw a n a nieboskło­nie jakaś kom eta. Zatem dla po­tw ierdzenia bardzo daw nych do­niesień o komecie Halleya, ko­nieczne jest synchronizow anie danych o dokładnym miejscu zjaw iska w sferze n ieba i ów­czesnej daty z w spółczesną r a ­chubą czasu i m apą niebios. In a ­czej grozi pom ylenie słynnej ko­m ety z zupełnie inną, jak np. stało się to w r. 1910 („zapo­w iedź” w ojny św iatow ej!), gdy wokół Ziemi równocześnie poka­zały się dw a tak ie ciała n ie ­bieskie. P rzedw ojenne badania prof. M ichała Kam ieńskiego po­zwoliły utożsam ić z kom etą H alleva szereg kom et ogląda­nych w starożytności. Obliczenia te u łatw iły z kolei historykom datow anie niektórych dram aty­cznych w ydarzeń dziejowych — np. upadku Troi w 1150 r. przed Chr.

W każdym razie dotychczas dobrze znane są wszystkie „po­w ro ty” złowrogiej kom ety aż do12 r. przed Chr. A co w cześniej?

Dla epok dawniejszych rozpo­rządzam y dwom a w zm iankam i z terenu starożytnych Chin, choć w przeciwieństwie do później­szych informacji chińskich — niezbyt pewnymi 1 precyzyjnymi. Tm tejei s ,b. jdotaowie widilell

już podobno kometę w 467 r. p.n.e. O jej zaobserw ow a­n iu w 240 Ir. przed Chr. pew ien w ybitny poeta i mąż stanu n a ­pisał: „Przybyła bez słów i ode­szła bez pożegnań, pędziła na huraganie i niosła sz tandar z obłoków”. Innych starszych i pew nych źródeł dotąd nie zna­my.

Tym bardziej in teresu jące są trzy w zm ianki o komecie H al­leya zachowane n a babilońskich tabliczkach glinianych, odszuka­ne niedaw no w zbiorach lon­dyńskiego B ritish Museum. Je d ­na z zapisanych p ism em klino­wym obserw acji z 164 r. przed Chr. brzm i następująco: „Kome­ta, k tóra wcześniej w idoczna by­ła na wschodzie na ,drodze boga A nu’ w okolicy gwiazdozbiorów Plejad i Byka... i przeszła „drogą boga Ea” (tekst jest uszkodzony).

W ym ienione „drogi” to okreś­lone sfery niebios: „droga boga A nu” znajdu je się po obu stro­nach rów nika niebieskiego, zaś „droga boga Ea” leży Ina połud­nie od niej. Z innych danych tekstu w ynika, że dotyczy on okresu od 21 października do 20 listopada. Na podstaw ie tej obli­czono, iż kom eta osiągnęła punkt najbliższy Słońcu (perihelium) m iędzy 9 i 24 listopada 164 r.

D ruga obserw acja kom ety z 87 r. przed Chr. potw ierdziła te obliczenia zachow aną d a tą od­pow iadającą dniu 24 sierpnia 87 r., kiedy to kom etę ostatn i raz w idziano na niebie. Wspo­m ina się także o je j ogonie d łu- kim n a „cztery łokcie” — tj. ok. 8 stopni. Inna tabliczka z jesie­ni 164 r. podaje obserw ację ja ­kiejś kom ety w znaku Strzelca, w pobliżu Jup itera . Te obserw a­cje babilońskich gwiazdoznaw- ców um ożliw iające rozszerzenie obliczeń to ru kom ety Halleya, pomogą być może w spraw dza­n iu jeszcze starszych doniesień o najsłynniejszej z wszystkich fc> met,

SKZfSZYOP G0Pg£I

fp

Page 16: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

dalszy ciąg ze str. 4nom i w ogóle potentatom tego św iata — a zapom niały o budowie żywego społeczeń­stwa, K rólestw a Bożego na ziemi.

Z tej przyczyny pow stał w śród ubogiego ludu polskiego na w ychodźstw ie w Ameryce, Polski Narodowy K atolicki Kościół, aby przypom nieć św iatu, a najp ierw polskiem u narodowi, tę n ieśm iertelną i konieczną ideę organizow ania Bożego społeczeństwa, oparte­go o miłość, bohaterskie męstwo, współpracę, spraw iedliw ość i braterstw o. Pokutujcie za­tem. albowiem się przybliżyło do nas K ró­lestwo Chrystusowe!

Żałujcie, żeście zm arnow ali ty le czasu, ta ­lentów, sił ducha i ciała na jałow e wysiłki, na bratobójcze w alki, na wyzysk, w zajem ne oszukiwanie się. podstęp, zdradę, handel na j-

lestwa Bożego, owego doskonałego sta­nu społeczeństwa ludzkiego, za którym tęskni i do którego ustawicznie dąży ludzkość, w języku religijnym nazywa się pracą zbawczą, zbawieniem.

Według nauk i C hrystusa Pana — K róle­stwo Niebieskie jest to stan ludzi zjednoczo­nych z Bogiem bezgraniczną miłością, odda­nych Mu zupełnie, z N im współżyjących. Aby osiągnąć tak i stan, musi człowiek przejść przez długi proces w ew nętrznych przem ian. Musi się duchowo odrodzić, a przede wszystkim uwolnić od grzechu i jego skutków. Człowiek pozostawiony sam sobie w życiu duchowym i m oralnym , nie tylko się nie rozw ija, nie postępuje naprzód, ale się cofa. W egetuje w praw dzie przez czas jakiś, ale potem obum iera, m arnieje i zginąłby niezawodnie, gdyby mu nie przyszedł z po-

tłum aczy ją, uprzystępnia, rozszerza i pogłę­bia, stosownie do potrzeb czasu, wówczas spełnia sw ą najwyższą powinność, dostępną dla człowieka, wówczas głosi wolę Bożą, od­wieczne i tw órcze praw a. Ci zaś, którzy słuchają Słowa Bożego godnie, ufnie i szcze­rze, łączą się z Panem Bogiem i z Nim w spółpracują. Przez tak i ak t odradzają się, s ta ją się mocni w swych postanowieniach, zdecydowani n a wszystko Bożymi dziedzica­mi wszechświata.

*

Chrystus P an zapowiedział tę moc Słowa Bożego w następujących zdaniach: ..Zapraw ­dę pow iadam w am , że kto słucha słowa m e­go wierzy Onemu, k tóry m nie posłał, ten ma żywot wieczny i nie pójdzie na sąd, ale przejdzie w prost do żyw ota”. I dalej: „Za­praw dę, zapraw dę pow iadam wam. że idzie godzina i teraz jest, gdy um arli usłyszą głos

W 120 rocznicę, urodzin bpa Franciszka Hodura

JEDENAŚCIE WIELKICH ZASADświętszym i uczuciami i ideami. Przestańcie czynić nieprawość! Stańcie w szeregi, roz­pocznijcie nowy okres własnego życia, życia polskiego narodu i całej ludzkości. Idźcie i niech się w was spełni to wszystko, co p la ­now ała M ądrość Przedwieczna.

*

3. Religia jest żywym związkiem czło­wieka z Bogiem, jest najpotężniejszym, najszlachetniejszym i najświętszym uczuciem ludzkiego serca oraz najwyż­szym wzlotem ludzkiego rozumu.

P ow staje ona w ta jn ikach duszy, objawia się w wierze, ufności bez granic i w dob­rych, społecznych czynach. Religii nie w ol­no nikom u poniżać ani ośmieszać, ani nią handlować, ani jej naginać do osobistych celów. A kto by to uczynił, n araża się w o­bec Boga i społeczeństwa ludzkiego n a n a j­straszniejsze następstw a, bo odrzucenie. H i­storia nie p ię tnu je nikogo tak surowo, jak handlarzy Bogiem, cnotą, w iarą. S akram en­tam i — jak bluźnierców, krzywoprzysiężców i św iętokradców.

Biada pasterzom — woła w ielki prorok izraelski do tych wszystkich, k tórzy naduży­w ają religii dla niskich, podłych i sam olub­nych celów — którzy paśli sam ych siebie. „Azali trzód nie pasą pasterzow ie? Mlekoście pili. w ełną żeście się przyodziewali, a co tłustego było, zabijaliście, a trzody mojej nie ■paśliście. Co było niemocnego, nie posilaliś­cie. a co chorego, nie leczyliście, co było po­łam ane, nie powiązaliście, a co się oderw a­ło. nie przywiedliście, a co było zginęło, nie szukaliście, aleście z surow ością rozkazyw a­li i mocą. I rozproszyły się owce moje d la­tego. że nie było pasterza i stały się na po­żarcie zwierzów polnych i rozproszyły się. Przeto pasterzowie, słuchajcie Słowa P ań ­skiego. to mówi P an Bóg: Oto ja sam stanę przed pasterzam i i będę szukał trzody mojej i n ie będą więcej paśli siebie i wyzwolę trzodę m oją z gęby ich i nie będzie im w ię­cej s traw ą” (Ezechiel 34, 2 nn).

Czy w historii ludzkiej nie ziściły się te prorocze słow a na kap łanach egipskich, ży­dowskich i rzym skich? Czy się nie mogą ziścić także na polskich, jeśli się nie cofną z drogi przeniew ierstw a Bożego? Te sam e bowiem przyczyny rodzą takie same skutki. Ta sam a ręka, k tó ra p isała w babilońskim pałacu: Mane, Tekel, Fares — może także w W arszawie, K rakow ie, Poznaniu czy w Częstochowie napisać: Biada!

4. W prowadzenie człowieka do Kró-

mocą sam Stwórca — Ojciec Niebieski, który nie chce śm ierci biednego człowieka, ale „by się naw rócił i żył”.

Czyni to przez Jezusa Chrystusa. Zbawcza p raca Bożego Pośrednika polega n a tym, że upadłem u człowiekowi w skazuje na straszne następstw a grzechu, na p ierw otny i ostatecz­ny jego cel, na szczęście wiekuiste, na m iło­sierdzie i spraw iedliw ość Bożą, naw iązuje m iędzy Stw órcą a stw orzeniem stargane w ię­zy, n a nowo uk łada w ew nętrzny — życiodaj­ny i m oralny — stosunek.

Człowiek jest istotą społeczną w tym zna­czeniu, że żyje z podobnym i sobie istotam i w przyczynow ym związku i musi w spółpra­cować dla wspólnego dobra, jeśli chce z nie­go korzystać. Ale też w znaczeniu wyższym i szerszym, bo jest zależny od Pierw szej Przyczyny wszelkiego istnienia, od najw yż­szego O rganizatora wszechświata, spojony z Nim duchowym i i m oralnym i węzłami, k tó ­re stanow ią o jego świadom ym bycie, o je ­go rozwoju i dążeniu ostatecznym . Bo jak najw iększym przyw ilejem człowieka je s t je ­go zbawienie, tak najśw iętszym Bożym p ra ­wem jest pomoc dla człowieka, by to zba­w ienie mógł osiągnąć.

5. Kościół jest zjednoczeniem wol­nych, religijnych ludzi, pragnących przy pomocy swego zrzeszenia osiągnąć naj­wyższe cele życia.

K ażda relig ijna czynność m a w ypływać z wolnej woli człowieka, nie móże ulegać ja ­kiem ukolw iek zewnętrznem u przymusowi. Ani religia, ani Kościół, jako jej w ykładnik, nie powinny być sługam i politycznymi, w y­sługiwać się partiom czy rządom, stać się narzędziem poten tatów tego św iata w zwal­czaniu wolnościowych dążeń człowieka albo narodu. Przeciwnie, m ają one wzm acniać siły ich ducha, pom agać w pracy, w walce ży­ciowej, w spełnianiu narodowego i ogólno­ludzkiego posłannictw a.

6. Wielkim nakazem Chrystusowego Narodowego Kościoła, w myśl postano­wienia Boskiego Założyciela, jest gło­szenie i słuchanie Słowa Bożego.

Bóg przem ów ił do ludzkości najw yraźniej przez Jezusa Chrystusa. Gdy więc ksiądz narodow y bierze ze skarbca w iekuistego Światła, Mocy i Życia, gdy pow tarza E w an­gelię Zbaw iciela w tym samym duchu, jak to uczynił w ielki Pośrednik ludzkości — gdy

Syna Bożego, a którzy usłyszą, żyć będą” (Jan 5, 24 n).

7. Bóg powołał do bytu ludzkie isto­ty nie z kaprysu, nie z samolubstwa, jak to tłumaczą różne teologiczne syste­my, ułożone na wzór ziemskich dotych­czasowych stosunków politycznych i społecznych.

Powołał go nie po to, aby oddać go w moc szatanów, aby się nad nim znęcać i pastw ić, to rturow ać go fizycznie i m oralnie, katow ać albo zatracać, obracać w nicość, gładzić dzieło swoje, dzieło swego rozumu, miłości i potęgi, ale po to, aby człowiek żył w łasnym życiem na Jego podobieństwo. A więc m yśli i działa, dąży do posiadania co­raz więcej św iatła praw dy, miłości, twórczej energii i szczęścia.

Do osiągnięcia tych zam iarów Bożych, m a człowiek dane sobie siły i środki oraz tak długi okres czasu, aż dojdzie do określonego celu. W tym dążeniu pozostawia P an Bóg człowiekowi w olną wolę, aby czyny jego by­ły wartościowe, m oralne, aby mógł za sam e­go siebie myśleć, działać, siebie samego zbawić.

Bóg nie stw orzył człowieka doskonałym, owszem, stosunkowo słabym, ale jednocześ­nie w jego istotę w lał iskrę i pragnienie do­skonałości, jako zalążek wiecznego życia — dał m u popęd i tw órczą siłę, k tó ra spraw ia, że człowiek idzie poprzez w ieki ze stopnia na stopień, ciągle się w spina w górę. roz­w ija i doskonali, jako jednostka i jako ludz­ki gatunek.

Człowiek, nie będąc wszechwiedzącym, ani wszechmocnym, nie znając w szystkich p raw rządzących jego fizyczną i duchową n a tu ­rą, często zbacza z niezaw odnej drogi życia, błądzi, walczy, upada, podnosi się z żalem, przeżyw a cały ogrom fizycznych i ducho­w ych doświadczeń. Aż oczyszczony przez cierpienie i w alkę, przez twórcze myśli, przez mozoły i tęsknoty wchodzi na drogę częś­ciowego wyzwolenia, a potem na drogę co­raz wolniejszego, doskonalszego bytu — aż się wreszcie zjednoczy ze swym Przeznacze­niem — z Bogiem.

Jedni ludzie osiągają ten cel prędzej, jesz­cze w sw ym doczesnym życiu, inni nato- pniast później — jedni w wyższym, drudzy w niższym stopniu. Zależy to od tego, w ja k i sposób korzysta ją z darów Bożych, z rozumu, woli, natchnień i pośrednictw a J e ­zusa C hrystusa oraz Jego Kościoła.

W Piśm ie świętym, a zwłaszcza w księgach Nowego Testam entu, znajdujem y liczne ustę­py, potw ierdzające powyższy, optym istyczny

ciąg dalszy na str. 17

16

Page 17: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

K atedra PNKK w Scranton (USA)

pogląd o stopniowym rozwoju i ostatecznym zbawieniu, tak poszczególnego człowieka, jak i całej ludzkości. Takie w yrażenia, jak „wieczny ogień, nieum ierający robak, miejsce ogniste, czeluście piekielne, m iejsce tortur, ciemności zew nętrzne gdzi<> będzie plącz i zgrzytanie zębów, jezioro gorejące ogniem, pełne sia rk i i sm oły” i tem u podobne zwro­ty b ib lijne są dobitnym i obrazam i, m ający­m i odzwierciedlić wielkość w iny i kary dla grzeszników, ale nie oznaczają bynajm niej „piekła” z w ykładni rzym skokatolickiej. T a­kiego bowiem wiecznego piekła, o którym naucza rzym skokatolicki Kościół, nie znały ani ludy pogańskie, ani Synagoga żydowska,

ani chrześcijanie pierw szych wieków. Do­piero IV Sobór L ateraneńsk i w roku 1215 ostatecznie zadecydował, że „źli otrzym ają z diabłem w iekuistą karę, a dobrzy z C hry­stusem w iekuistą chw ałę”. (Deuz. N. 429 Cap. F irm iter).

P an mówił do ludu żydowskiego jego języ­kiem, używał znanych m u pojęć, zwrotów i obrazów, aby trafić do jego wyobraźni, do jego rozum u i serca. I tak np. chcąc uzmysłowić Żydom wielkość grzechu i kary za grzech, Boski Nauczyciel porów nuje karę za zbrodnię do Gehenny, to znaczy do tego m iejsca położonego za m iastem Jerozolimą, dawnego m iejsca ofiar z ludzi dla syry jsk ie­go bożka Molocha, a potem do miejsca, w którym spalano m iejskie odpadki, gdzie rze­czywiście unosiły się ciągle kłęby dymu, po­m ieszane z płom ieniam i ognia, skąd wydo- ,byw ały się duszące wyziewy. A więc było to m iejsce zgrozy i przygnębienia.

Grecki przym iotnik „ajonos”, używany przez Ew angelistów przy w yrazie „G ehen­n a ”, nie oznacza bynajm niej w iecznotrw a­łego, ale tylko długotrw ały okres czasu. Gdy więc Jezus przedstaw iał sku tk i grzechu i k a ­rę zań, nie mówił, że będzie w iecznotrw ała, na w ieki wieków, ale chciał stwierdzić, że w przyszłości niezawodnie spadną one na grzeszników, i że będą m iały charak ter po­ważny oraz surowy.

N aukę o zbaw ieniu wszystkich ludzi po­tw ierdzają m.in. następujące teksty Pism a św.: „Teraz je st sąd św iata i książę tego św iata będzie precz wyrzucony. A ja, kiedy będę podwyższony z ziemi, pociągnę w szyst­kich ku sobie” (Jan 12,32). I dalej: „I oglą­da wszelkie ciało zbawienie Boże” (Łuk. 3,6).

.A lbo: „K tóry (Jezus Chrystus) m a objąć w posiadanie niebiosa aż do tego czasu, gdy przyjdzie zbawienie dla w szystkich istot, za­powiedziane przez Boga .i przez usta św ię­tych proroków ” (Dzieje Apost. 3.21). Wreszcie św. Paw eł pow iada: „Albowiem jako w A da­mie wszyscy um ierają, tak i w Chrystusie wszyscy ożywieni będą. Ale każdy w swo­im rzędzie: C hrystus najpierw , a potem ci, którzy są Chrystusow i w czasie Jego p rzy j­ścia. A potem będzie koniec, gdy odda K ró­lestwo Bogu i Ojcu, gdy zniszczy wszelkie przełożeństw a i w szelką zwierzchność i moc. Bo On m usi królować, póki by nie położył wszystkich n ieprzyjaciół pod nogi. A ostatn i nieprzyjaciel, k tóry jest zniszczony, jest śm ierć. Bo w szystkie rzeczy poddał pod no­gi... „A gdy m u w szystkie rzeczy oddana bę­dą, tedy d sam Syn będzie poddany Temu, który mu poddał wszystkie rzeczy, aby Bóg był wszystkim , w e w szystkim ” (I Kor. 15, 22 nn).

8. Narody są członkami jednej wiel­kiej rodziny Bożej na ziemi, dlatego nie wolno jednemu narodowi okradać dru­giego narodu z ziemi, ani z politycznej, religijnej i społecznej wolności, z pra­wa do tworzenia rodzimej kultury. Po­dobnie jak nie wolno jednemu pojedyn­czemu człowiekowi okradać drugiego człowieka z prawa własności, dobrego imienia, wolności sumienia i dążenia do osobistego szczęścia, o ile to dążenie nie sprzeciwia się ogólnemu dobru.

Praw o do życia i rozwoju jest praw em najwyższym. *

9. Królestwo, czyli społeczeństwo Bo­że, pod które założył fundamenty Je­zus Chrystus, ma być federacją wszyst­kich wolnych narodów na ziemi, prze­pojonych jedną wielką ideą braterstwa, współpracy i sprawiedliwości.

Spełnienie obowiązku względem Boga, pań­stwa, rodziny, siebie i poszczególnych człon­

ków społeczeństwa, jest najlepszym regu la to ­rem w tym żywym organiźmie, nazyw ają­cym się człowiekiem, czy ludzką zbiorowoś­cią.

10. Wszystkie obrzędy religijne w Pol­skim Kościele i polskim domu powinny się odprawiać w polskim języku. Są one bowiem odzwierciedleniem i uzewnętrz­nieniem stosunku polskiej duszy i pol­skiego narodu do Boga. Chrystus mod­lił się do Boga, Ojca Swego, w języku syrochaldejskim, tzn. w języku swego narodu, odprawiał w tym języku świę­te obrzędy w Wieczerniku przed swą śmiercią i w ostatniej chwili najstrasz­niejszej tragedii, jaka się rozegrała na ziemskim globie, wolał do Boga w mo­wie swego ludu: „Eli, Eli, Lama Saba- chtani!”

Dlaczego by więc kap łan i polscy, naśladu­jący Jezusa Chrystusa, Zakonodawcy, m ieli gardzić piękną m ową polską, mową nieś­m iertelnego narodu i pośredniczyć między Polską a Bogiem w obcym, łacińskim języ­ku, w języku um arłego narodu?

11. Właścicielem i kontrolerem ma­jątku Polskiego Narodowego Kościoła jest polski lud, ten, który ten Kościół buduje, utrzymuje i w niego wierzy. Biskupi zaś i księża narodowi są jego opiekunami z ramienia ludu.

Pierw szy Polski Narodowy Kościół pow ­stał w Am eryce w mieście Scranton, w S ta­n ie Pensy lw ania w roku 1897. Z jednej stro­ny jest on oparty o Bożą Ewangelię, ogłoszo­ną św iatu przez Jezusa Chrystusa, a z d ru ­giej opiera się o polski lud roboczy, sprag­niony praw dy i sprawiedliwości.

Powyższe ZASADY zawierają w so­bie treść Objawienia Bożego, danego człowiekowi przez proroków, przez Chrystusa Pana i Jego uczniów. Są one wystarczające do poznania drogi Bożej, religijnego obowiązku i zbawienia, tak poszczególnej duszy, jak i całego naro­du.

Ks. bp F. Hodur w swej Odezwie do wyznawców Polskiego Narodowego Ko­ścioła Katolickiego w kraju w latach trzydziestych, raz jeszcze nawiązuje do „Jedenastu Wielkich Zasad”, wyjaśnia­jąc, dlaczego je napisał: „Kto badauważnie dzieje Odrodzonej Polski, w i­dzi doskonale, że narodowi naszemu potrzeba lepszego i głębszego zrozumie­nia zasad religijnych... Dlatego mamy prawo głosić zapoznaną Ewangelię Je­zusa Chrystusa, Ewangelię radości, ży­cia, wesela, prawdy, wolności, równo­ści, braterstwa i społecznej sprawiedli­wości... Polsce narzucono chrześcijań­stwo rzymskie w roku 966 po Chrystu­sie, lecz jakże mało zrobiono od tego czasu dla zbawienia polskiego narodu, bo zbawienie według starych Kościołów zależne jest, nie od zrozumienia i speł­nienia Ewangelii Jezusa Chrystusa, ale od stopnia przynależności do potężnego Kościoła Rzymskokatolickiego i jego kleru”

t7

*

*

Page 18: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

Zgodnie z zaleceniami Zgromadzenia Ogólnego Organizacji Narodów Zjedno­czonych, w wielu krajach obchodzony jest Międzynarodowy Rok Pokoju. Światowa społeczność chce w 1986 ro­ku szczególnie uhonorować ONZ. Od czterdziestu lat K arta Narodów Zje­dnoczonych działa na rzecz pokoju. Znalazły w niej wyraz dążenia naro­dów, które przeżyły tragedię II wojny światowej, i nadzieje tych. którzy zde­cydowali nie dopuścić do nowej wojny.

W wielu krajach powstały komitety obchodów Międzynarodowego Roku Pokoju. W planach prac tych komite­tów znajdują się setki rozmaitych im­prez, których celem jest informowanie0 działalności i zadaniach Organizacji Narodów Zjednoczonych, a także oży­wienie działań na rzecz pokoju.

Rząd PRL podkreślił — w kolejnych odpowiedziach na noty Sekretarza Ge­neralnego ONZ dotyczące Międzynaro­dowego Roku Pokoju (MRP) — zbie­żność celów przyświecających obcho­dom MRP z celami i zadaniami pol­skiej polityki zagranicznej: utrzymanie1 utrwalenie pokoju. Wyrazem naszego poparcia dla idei Międzynarodowego Roku Pokoju jest zorganizowanie w Polsce imprez, które służą upowszech­nianiu wiedzy na temat aktualnych problemów międzynarodowych, zagro­żeń dla pokoju oraz roli i znaczenia Organizacji Narodów Zjednoczonych. Działania te podejmuje Komitet Ob­chodów Międzynarodowego Roku Po­koju w Polsce, w którego pracach bio­rą aktywny udział przedstawiciele Ko­ścioła Polskokatolickiego: bp Tadeusz R. Majewski (zwierzchnik Kościoła) i bp dr hab. Wiktor Wysoczański (prezes ZG Społecznego Towarzystwa Polskich Katolików).

Z inicjatywy tego Komitetu został zorganizowany w Warszawie, w dniach od 16 do 19 stycznia br., Kongres Inte­lektualistów w Obronie Pokojowej Przyszłości Świata (pisaliśmy na ten temat w poprzednich numerach ..Ro­dziny”). Natomiast w dniach od 18 do 21 lutego br., także w Warszawie, od­było się międzynarodowe spotkanie przyjaciół dzieci — „Pokój dzieciom'. W obradach obu imprez aktywnie u- czestniczyli przedstawiciele Kościoła Polskokatolickiego. Zaangażowanie na­szego Kościoła w upowszechnianie idei pokojowej współpracy ort* rozwijanie działalności na rzecz wychowania c51a

t$

pokoju, ma charakter trwały i wynika z nauki Jezusa Chrystusa. „Nikomu złem za złe nie odpowiadajcie, staraj­cie się o to, co jest dobre w oczach wszystkich ludzi. Jeśli można, o ile to od was zależy, ze wszystkimi ludźmi pokój miejcie” (Rz 12,17-18).

Bp dr hab. Wiktor Wysoczański — w książce pt. „Polski Nurt Starokatolicyz- mu” — tak pisze na temat zaangażowa­

nia Kościoła Polskokatolickiego w dzia­łalności na rzecz pokoju:

„Ciężkie doświadczenia narodu pol­skiego w przeszłości, w szczególności zaś tragiczne Z3łamanie się polityki rządu polskiego w okresie międzywo­jennym, a następnie druga wojna świa­towa, nauczyły nas, że nie wolno rezy­gnować z aktywnej działalności na rzecz pokoju.”

Służąc sprawie pokoju i miłości chrześcijańskiej dajemy zarazem naj­głębszy dowód rozumienia słów Pisma św .: „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli miłość wzajemną mieć będziecie” (J 13,35). Celem każde­go chrześcijanina powinno być dążenie do zrozumienia drugiego człowieka o~

raz rzetelna praca dla ogólnego dobra ludzkości. Chrześcijanie mają iść drogą wskazaną przez apostoła Piotra: „Bo kto chce być zadowolony z życia i o- glądać dni dobre (...), ten niech się od­wróci od złego, a czyni dobrze, niech szuka pokoju i dąży do niego” (1 P 3,10-11).

Polacy są z natury swej ludźmi mi­łującymi wolność i pokój. Największy

nasz poeta narodowy Adam Mickiewicz w swoich „Księgach Narodu i Piel- grzymstwa Polskiego” także apelował o pokój i braterstwo w imię Chrystusa: „W on czas przyszedł na ziemię Syn Bo­ży, Jezus Chrystus, nauczając ludzi, iż wszyscy są bracią rodzoną, dziećmi je­dnego Boga”.

Wiemy przecież, że utrzymanie i po­mnażanie zdobytych dóbr duchowych i materialnego dorobku naszego pań­stwa będzie możliwe jedynie w warun­kach pokojowych.

Kościół Polskokatolicki świadom swe­go posłanictwa religijnego i narodowe­go, zawsze przejawiał i przejawia nadal wielką aktywność we wszelkich inicja­tywach zmierzających do utrwalenia

W czasie obrad Kongresu Intelektualistów w Obronie Pokojowej Przyszłości Świata- Od lew ej: bp Tadeusz R. Majewski — zwierzchnik Kościoła Polsko­katolickiego i arcybp M arinus Kok z Holandii

Page 19: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

pokoju i sprawiedliwości na świecie. Duchowni Kościoła Polskokatolickiego wspólnie z przedstawicielami innych Kościołów chrześcijańskich w Polsce, przede wszystkim Kościołów zrzeszo­nych w Polskiej Radzie Ekumenicznej, są współzałożycielami Chrześcijańskiej Konferencji Pokojowej (skrót: ChKP).

Inicjatywa zorganizowania między­narodowego ruchu chrześcijańskiego w obronie pokoju wyszła od teologów czechosłowackich. W dniach od 3 do 5 października 1957 r. w miejscowości Modra odbywała się konferencja pro­fesorów wydziałów teologicznych w CSRS. Zrodziła się wtedy myśl zwoła­nia chrześcijańskiego soboru powszech­nego, poświęconego sprawom wojny i pokoju. Odbyta w Pradze w dniach 3-5 grudnia 1957 r. ogólnokrajowa konfe­rencja ekumeniczna upoważniła Cze­chosłowacką Radę Ekumeniczną do po­djęcia próby zwołania soboru. Postano­wiła też zwołać spotkanie przedstawi­cieli Kościołów europejskich. Planowa­ne zebranie odbyło się w dniach 1-4

czerwca 1958 r. w Pradze. Na zebraniu tym ukonstytuowała się ChKP, zwana w pierwszym okresie Konferencją P ra­ską. Kolejne spotkania tego typu odby­ły się w kwietniu 1959 r. oraz we wrześniu 1960 r. Na tym ostatnim spo­tkaniu postanowiono, że odtąd będą od­bywać się Ogólnochrześcijańskie Zgro­madzenia Pokojowe (skrót: OZP). (...)

W myśl rozdz. I pkt.l obowiązujące­go statutu, „ChKP jest ruchem ekume­nicznym, w którym przejawia się od­powiedzialność chrześcijan za świat, sprawiedliwość społeczną, godne czło­wieka życie dla wszystkich ludzi. Chrześcijanie, którzy przyjęli Ewange­lię Krzyża i Zmartwychwstania jako nadzieję świata i łączą się z Panem Je­zusem Chrystusem w wierze i chrzcie,

czują się powołani do modlitewnej słu­żby na rzecz pokoju, służenia pokojowi na ziemi i niesienie pomocy bliźnim (Łk 4.18). Powstała w czasie, kiedy rzeczą niezmiernie ważną było podnie­sienie głosu przeciwko „zimnej wojnie” i usunięcie napięcia zawierającego w sobie groźbę utrwalenia się jako skutek drugiej wojny światowej, ChKP chce być forum, na którym spotkają się chrześcijanie całego świata, dążąc do poznania woli Bożej w politycznych, społecznych i gospodarczych proble­mach współczesności”. Statut podkre­śla, że ChKP oręduje na rzecz ustano­wienia i utrwalenia pokoju oraz za współpracą wszystkich narodów na za­sadzie pokojowego współistnienia; opo­wiada się za takimi strukturam i spo­łecznymi i ekonomicznymi, które wy­kluczają ucisk i wyzysk oraz zapewnia­ją wszystkim ludziom życie godne czło­wieka; ChKP i wszyscy jej członkowie solidaryzują się z ruchami narodowo­-wyzwoleńczymi walczącymi przeciwko uciskowi, głodowi, dyskryminscji raso­wej i analfabetyzmowi. Występuje ona przeciwko wszelkim formom przeja­wiania się imperializmu. Ponieważ wszystkie te problemy mogą być roz­wiązane jedynie pod warunkiem współ­pracy w skali światowej, ChKP opo­wiada się za współpracą z innymi orga­nizacjami i ruchami religijnymi i świe­ckimi, którym przyświecają te same cele, dążenia do pokoju między naroda­mi świata. Przede wszystkim ChKP u­trzymuje stały kontakt z ONZ, jej or­ganizacjami, a w szczególności z UNESCO, której jest członkiem (...)”

Dobitnym świadectwem pokojowego zaangażowania chrześcijan polskich by­ło przekształcenie w 1963 r. Komisji do Spraw Pokoju przy PRE w Polski Od­dział ChKP (skrót: PO ChKP), co je­szcze bardziej zaktywizowało Kościoły członkowskie PRE w ich działalności pokojowej.

W ..Zasadach ideowo-organizacyj- nych PO ChKP przy PRE” stwierdza się, że „członkami PO ChKP przy PRE mogą być Kościoły chrześcijańskie i chrześcijańskie stowarzyszenia społecz­ne nie będące członkami PRE lub nie mogące nimi być” (pkt. 8 zgsad.). Umo­żliwiło to współpracę PO ChKP z Ko­ściołem Adwentystów Dnia Siódmego w PRL, Chrześcijańskim Stowarzysze­niem Społecznym, ,,Paxem” oraz Spo­łecznym Towarzystwem Polskich Ka­tolików. Niektóre z wymienionych or­ganizacji mają swoich reprezentantów we władzach naczelnych ChKP. Spo­łeczne Towarzystwo Polskich Katoli­ków od początku swego istnienia prze­jawia wielką aktywność na rzecz poko­ju, od września 1975 r. jest członkiem regionalnym ChKP w Pradze”.

Bp dr hab. W iktor Wysoczański — prezes ZG Spo­łecznego Towarzystwa Polskich Katolików — u ­czestnik Kongresu Intelektualistów

CHRZEŚCIJAŃSKI

ETHOS PRACY

Zagadnienie pracy — w ujęciu re li­gijnym — jest problem em bardzo w aż­nym dla w szystkich katolików. Pom i­ja jąc bowiem wszelkie inne aspekty pracy, tak ie jak społeczne, gospodar­cze czy ekonomiczne, religia chrześci­jańska wyniosła tw órcze działanie czło­w ieka do najw iększej w artości. Po­przez sw oją pracę na ziemi — czło­w iek sta je się w spółpracow nikiem Bo­ga, Jego pomocnikiem.

N ajw iększym darem , jakim Bóg ob­darzył człowieka, jest rozum i w olna wola, dzięki k tórym każdy z nas, lu ­dzi, zdolny jest do poznania i w yko­nyw ania Bożych zamierzeń. Stwórcze działanie Boga i Jego rządy nad ca­łym św iatem dają możność i bodźce do pracy człowieka: wszystko, co żyje na ziemi, jest zw iązane z pracą Boga ■— i wszystko jest od pracy Boga uza­leżnione: człowiek natom iast nie two­rzy na ziemi nic nowego, przetw arza jedynie gotowe dary Boże. Jednak w łaśnie tak a praca człowieka, jak ą Bóg zlecił mu wykonyw ać — jest dla czło­w ieka nie tylko w ielką godnością, ale i odpowiedzialnością. D latego też praca jest obowiązkiem każdego wierzącego człowieka.

N ajbardziej przem aw iającym argu­m entem na rzecz godności i w artości p racy w życiu jest przykład Boga — Chrystusa. Jest też On dla nas n a j­bardziej niedościgłym wzorem pracy rzetelnej, sum iennej, zaangażowanej. Bóg-Człowiek zna pracę nie tylko z obserw acji, ale z bezpośredniego z nią zetknięcia. On to bowiem — w swoim ludzkim w cieleniu — poddaw ał się ochoczo w szystkim obowiązkom co­dziennej, żm udnej i często n ieefektow ­nej pracy stolarza i rolnika. O braca­jąc się na co dzień wśród ludzi pracy, m iał Pan Jezus gruntow ną jej znajo­mość i szacunek dla niej. Dlatego też Kościół katolicki uw aża: „Niech każdy pracuje, w ykonując rękom a sw ym i to, co dobre jest, aby m iał skąd udzielić potrzebuj ącem r’ — i tym sam ym p ra ­ca, jako now y obyczaj — wchodzi do tradycji chrześcijańskiej.

Osadzając człowieka po stw orzeniu w raju , Bóg polecił m u „upraw iać go i strzec” — więc od pierwszych swych dni człowiek zobowiązany był n ak a­zem Boga do pracy. Jest więc praca nie k a rą czy następstw em późniejsze­go upadku człowieka, lecz jest nagro­dą, n ierozerw alnie złączoną z rozum ­ną n a tu rą człowieka i Bożymi w zglę­dem niego planam i. Jest zaufaniem , ja ­kie Bóg okazał człowiekowi, by w łaś­nie nią, pracą, mógł uwznioślić, upięk- nić i polepszyć swoje życie na zienai.

19

Page 20: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

Z dziejów obyczaju

Obyczaj — jak powiedziała kiedyś Maria Dąbrowska — jest piątym żywiołem świata. Regu­luje życie ludzkie tak, jak zmiany pór roku życie rolnika, ale jest czymś najzupełniej róż­nym od zjawisk przyrody — jest oswajaniem świata, układaniem go w zrozumiały, nie grożący niespodziankami rytm. Rządzi powszednim i świątecznym dniem, otacza człowieka ko­konem utkanym z nici w ysnu­tych z wielu szpul: z wymogów klimatu, ze stosunków społecz­nych, z nakazów religii, z ro­dzajów pracy.

Dziś, u schyłku wieku XX bardziej niż kiedykolwiek przed­tem rośnie świadomość o nieu­chronności zmian, świadomość przemijania; pogłębia się też przekonanie, że nie można poz­nać swoich dziejów bez zrozu­mienia obyczajów. Zdajemy so­bie sprawę z historiotwórczej roli obyczaju. Bowiem świado­mość, jaką żyło społeczeństwo, pomaga zrozumieć jego los i przewidzieć iprzyszłość.

Pochód niosący słomianą kukłę — symbol odchodzącej zimy

już czekała gawiedź uzbrojona w kije, k tó ra następnie ciągnęła kukłę przez miasto, aby ją na koniec spalić lub też utopić gdzie w staw ie.

suto obdarzono; zwyczaj to daw ­ny, w średniow ieczu już znany i n a dworze królew skim stosowa­ny, z czasem sta ł się rzadszy, i biografowie z uznaniem podno-

TRADYCJE WIELKANOCNEUroczystości w ielkanocne w

daw nej Polsce (XVI—X V III w.) zaczynały się w niedzielę kw iet­ną czyli palm ow ą. „W kw ietną niedzielę kto bagniątka nie poł­knął a dębowego C hrystusa do m iasta n ie doprowadził, to już dusznego zbaw ienia n ie otrzy­m ał”, śm iał się z tradycjonalis­tów M ikołaj Rej. Połykano więc bazie w ierzbowe albo też ude­rzano się m łodym i gałązkam i w ierzbiny, n iby n a pam iątkę palm , którym i w itano Chrystusa przy w jeździe do Jerozolim y, w istocie zaś p rak tyku jąc odwiecz­ny zwyczaj pogański, który m a na celu udzielenie siły żywotnej przez uderzanie rozkw itłą gałę­zią, jako czymś m łodym i sil­nym.

Zwyczajem natom iast kościel­nego pochodzenia było „dopro­w adzanie dębowego Chrystusa, do m iasta”, czyli procesjonalne o­prow adzenie drew nianej postaci C hrystusa jadącego n a ośle, u ­mieszczonej n a wózku; zwyczaj ten powszechny był choćby w Niemczech, skąd zapewne do polskich m iast się przedostał (fi­gury takie m ożna dziś oglądać w muzeach).

Powszechną zabaw ą młodzieży szkolnej i w iejskiej było tak zwane zrzucanie lub topienie Judasza, zazwyczaj w W ielką Środę dokonywane. U rabiano więc kukłę ze starych gałganów lub też bałw ana ze słomy, w y­noszono go na w ieżę kościelną i pąstępnie zrzucano n a dół, gdzie

W tej form ie szkolarskiej do­chował się w ięc do późnych cza­sów odwieczny obrzęd pogański; Judasz jest tu tylko późnym do­datkiem , jakby now ą etykietą. Zwyczaj ten op isu ją daw niejsi pisarze, m.in. Joachim Bielski w „Kronice polskiej”. Długosz uw a­ża go za pam iątkę niszczenia pogańskich bałwanów . Zwyczaj sam jest jednak znacznie daw ­niejszy, niż chrystianizm n a zie­m iach polskich: oznacza on ko­niec zimy, k tórą w postaci owe­go bałw ana wynosi się obrzędo­wo poza osadę i tam się ją nisz­czy; od te j chw ili panow anie obejm uje wiosna, k tó rą sym boli­zuje zielona gałąź, obnoszona w tym czasie po wsi.

W Wieilką Środę, po ciem nej ju trzn i, przy której gasi się po jednej świecy po każdym od­śpiew anym psalm ie, księża psał­terzam i i brew iarzam i uderzali k ilka razy w ławki, niby na znak zam ieszania, co daw ało ha­sło do powszechnego hałasu, k tó ­ry opisuje K itowicz: „chłopcysw awolni, naśladu jąc księży, pozbiegawszy się do kościoła z k ijam i, tłukli niem i o ław ki z całej mocy, czyniąc grzm ot po kościele jak najw iększy, tak d łu­go aż dziadowie i słudzy kościel­ni, przypadłszy z gandżaram i, n ie w yparow ali ich z kościoła”.

W W ielki C zw artek niektórzy biskupi i m agnaci na znak po­kory um yw ali nogi dw unastu w ybranym starcom , których pot°rn

szą pokorę chrześcijańską tych panów, którzy tak symbolicznie ją dem onstrowali.

W W ielki P ią tek i Sobotę zwiedzano „groby Chrystusow e” w kościołach; były to w yobraże­n ia Chrystusa, leżącego w gro­bie w śród kw iatów i św iateł. Zwyczaj ten chyba z Włoch przyszedł i n a jp ierw tylko przez klasztory stosowany, z czasem rozpowszechnił się także i w p a­rafialnych kościołach. Zam iłow a­nie do zew nętrznej okazałości nabożeństw a prow adziło do p rze­pychu i bogactw a wystawy, k tó­ra dziw iła obcych. Z najdujem y tak i opis grobów, w ystaw ianych w kościołach w arszaw skich za W ładysław a IV.

„We w szystkich praw ie gro­bach leżał P an Jezus um arły, przy nim M atka N ajśw iętsza; w idać było rozpadającą się zie­m ię i niebios różne obroty; wszystko to nader okazale dla nieprzeliczonej liczby lam p i św iec jarzących. Grób w koś­ciele jezuitów był złożony z p a ­łaszów, szyszaków i broni p raw ­dziwej ; wszędzie m uzyka słyszeć się daw ała”. P rzy grobach za­ciągano w artę w ojskową, złożo­ną z praw dziw ych lub p rzeb ra­nych żołnierzy.

W W ielki P ią tek odbywały się też procesje kapników, obcho­dzące wszystkie stacje i śp iew a­jące pieśni o męce p ań sk ie j; kapnicy ci, ukryci w w ielkich kapturach, yr k tórych jedynie

otwory na oczy i u sta pozosta­wiono, biczowali się przy każdej stacji. Jeden z kapników przed­staw iał Chrystusa, w komży i kapie, z w ieńcem cierniow ym na głowie, i dźwigał w ielki krzyż, przyklękając wciąż po drodze; bito go łańcuchem od krzyża, w ołając: „postępuj Jezu!”.

Młodzież, stanow iąca n a jb a r­dziej gorliw ą i głośną część w i­downi tych pobożnych spektakli m iała rozm aite okazje do figlów. Od Wielkiego C zw artku m ilkły dzwony i aż do rezurekcji posłu­giwano się w ielkim „klekotem ”, drew nianym instrum entem , w y­dającym głuchy stuk, obwożo­nym po wsi czy mieście przed nabożeństw em ; młodzież w ystę­pow ała zaraz z grzechotkam i, które, niegdyś m ające zastąpić dzwony, sta ły się z czasem zwy­kłą, a dla m ieszkańców niezbyt przyjem ną zabawką. Grzechotki tak ie sporządzano w łasnym przem ysłem lub kupowano na ta rgu od włościan.

Inne zabawy były złączone z sym bolicznym żegnaniem post­nych potraw , które tak długo dręczyły apetyty; urządzano więc w W ielki P iątek lub Sobotę po­grzeb żuru, przy czym zwykle jak iejś nieświadom ej żartu ofie­rze żur ten w ylew ano na głowę, wieszano też śledzie na drzewie ku w ielkiej uciesze gawiedzi, ..karząc go niby za to, że przez sześć niedziel panow ał nad m ię­sem, m orząc żołądki ludzkie sła­bym posiłkiem swoim ” — pisał Kitowicz.

W sobotę wieczór lub niedzie­lę rano odbyw ała się uroczysta rezurekcja, przy w ielkiej asyś­cie tłum u, z muzyką, z jarzący­mi św iecam i; dygnitarze m iej­scowi prowadzili procesjonalnie księdza pod baldachim em . Rezu­rekcja oznaczała początek w eso­łości i ucztow ania świątecznego. Po nabożeństw ie proboszcz przyjm ow ał życzenia od obyw a­telstw a, a lud znosił do dw oru

20

Page 21: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

w raz z życzeniami zwyczajowe podarki, najczęściej pisanki; młodzież w iejska chodziła od chaty do chaty, śpiew ając odpo­w iednie pieśni z życzeniami po­myślności, za co otrzym ywała począstunek lub datki. W n ie­których okolicach dziedzic, przyjm ując życzenia, zapraszał włościan n a zabawę lub też po prostu n a p ija tykę; budowano więc huśtaw ki, staw iano słupy, na które młodzież się w drapy­wała.

Punktem kulm inacyjnym u-

1739: „Święcą baranka, przypo­m inając prawdziwego B aranka Chrystusa i Jego trium f, dlatego też zwyczajnie chorągiewki na pieczonym baranku staw iają. Św ięcą mięsiwa, którego się ży­dom pożywać nie godziło, n a do­wód, żeśmy przez Chrystusa P a­na z ja rzm a starego Zakonu u ­wolnieni, i p raw starozakonnych. zakazujących pożyw ania takiego m ięsiwa, chować nie pow inniś­my. Święcą chrzan na znak te ­go, że gorzkość Męki Jezusowej tego dnia w słodycz się nam

roczystości w ielkanocnych było święcenie jad ła, po k tórym za­czynała się wesoła uczta, p rze­ciągająca się długo, o tw arta dla wszystkich, jakby jakieś ogólne św ięto radości i zbratania. N a­bożeństwo w ten dzień było uroczyste; „W W ielką Niedzielę „najpodlejszy idzie do kościoła szu ja”, jak pisze Potocki; przed­tem zaś czy potem ksiądz św ię­cił jadło we dworze, a we wsi obchodził chaty, albo też tylko zniesione przez włościan jadło razem święcił. Bywało z tego ty tu łu dość zamieszania, kłócono się o to, do kogo ksiądz pójdzie, zatrzym yw ano go w domu.

O św ięceniu pisze charak tery ­stycznie „Ozdoba Kościoła K a­tolickiego”, w ydana przez fra n ­ciszkanina -ks. Neweraniego w r.

Nie w arzy ani kucharz w ie­czerzy dopieka:

Bigosy zimne daje, sałaty i mleka.

K olacją zowiemy taki stół bez dymu.

Niezbędne były tu zawsze jaja, najczęściej m alow ane i czasem je jeszcze w zoram i ozdobiono: św ięconym ja jk iem dzielono się najp ierw w śród domowników, potem z keżdym przybyłym, sk ładając sobie w zajem nie ży­czenia.

„M ają wszyscy tego dnia — pisał Laboureur — baranka święconego n a stole, sucho p ie­czonego, z plackam i, pełnem i szafranu i rodzynków ; kosztują potrosze wszystkiego, resztę zos­taw ia ją służącym, poczem stół, jak zwykle, bywa zastaw iony”. Najczęściej jednak staw iano na stole baranka wielkanocnego, m isternie w yrobionego z masła. Z ciast n a pierw szym miejscu stały okazałe baby w ielkanocne; wróżono czasem z ich wyglądu.

Trudno oddać lepiej w kilku słowach nastró j tego św ięta, jak to uczynił R e j: „W dzień Wiel­kanocy kto święconego nie je, a kiełbasy dla węża, chrzanu dla płech. ja rząbka dla więzienia, już zły krześcianin. A iż w po­niedziałek i z pan ią po uszy w błoto nie wpadnie, a we w torek kiczką w łeb aż oko wylezie nie weźmie, to już nie uczynił do­syć powinności sw ojej”. A oto o

W nętrze izby z ozdobnym pająkiem

i radość zam ieniła, i dlatego też przytem masło święcą, które znaczy słodycz. Święcą na ostatek i ja ja , na dowód tego, że jako kokosz aw ojako n iby kurczęta rodzi, raz niosąc owoc, drugi raz go w ysiadując, tak przez C hrys­tusa dwa razy odrodzeni jesteś­m y”.

Jadło św iąteczne było rozm ai­te w różnych okolicach i róż­nych sferach, w każdym jednak razie w inno być obfite. P rzew a­żały tu wędli-ny i ciasta; w n ie­których dom ach wogóle ognia w te dni nie rozpalano i jedynie zim nym mięsiwem się żywiono.

W w ielkanocną niedzielę, gdzie, wygnawszy śledzie,

M ięsiwem w yściełam y boki przy obiedzie,

W nętrze izby. Kurek w ielkanocny

sto k ilkadziesiąt la t późniejszy opis Potockiego w „Ogrodzie fraszek” :

rżną w kuchni prosięta,Wół wisi, w ieprza kolą, zw ie­

rzyny i szynki Żeby na stole były; w koła­

czach rodzynki, Bo się nam przez siedem n ie­

dziel naprzykrzył post długi. W nowe szaty stroim y i sie­

bie, i sługi.

A w „M oraliach” podobnie:

na W ielkanoc, gdzie święco­na straw a

Grzechem n a potępienie k a ­tolikom straw a,

Kiedy, sprzykszywszy ryby, karpie, szczuki, śledzie,

Całegoby ;wołu zjadł na jed ­nym obiedzie,

Beczkęiby w ina w ypił choć je ­

szcze nie zdrowa Na ju trzn ię od wieczerzy P ań ­

skiej cięży głowa.

W Poniedziałek W ielkanocny oblewano się w zajem nie wodą; czynili to najp ierw m łodzieńcy w stosunku do dziewcząt, nas tę ­pnego zaś dn ia panny oblewały kaw alerów . „Była to swawola pow szechna w całym kraju , tak m iędzy pospólstwem, jako też między dystyngow anym i”, pisze Kitowicz. Form y tego dyngusu były rozm aite, od dyskretnego kropienia pachnącą w odą aż do w ylew ania całych w iader na głowę ofiary, a naw et i w rzuca­n ia do staw u czy rzeki.

„Gdy się rozsw aw oliła kom- panja — pisze dalej K itowicz — panow ie i dworzanie, panie, panny, nie czekając dnia swego, lali jedni drugich wszelkimi statkam i, jak ich dopaść mogli; hajducy i lokaje donosili cebra­mi wody, a kom panja dystyn­gowana, czerpając od nich, go­niła i oblew ała od stóp do głów, tak, iż wszyscy zmoczeni byli, jakby wyszli z jakiegoś potopu. Stoły, stołki, kanapy, krzesła, łóżka, wszystko to było zmoczo­ne, a podłogi jak stawy, wodą zalane... N ajw iększa była roz­kosz przydybać jak ą dam ę w łóżku, to już ta nieboga m usia­ła pływ ać w wodzie między po­duszkam i i pierzynam i, jak m ię­dzy bałw anam i, przytrzym ana albowiem od. silnych mężczyzn, nie mogła się w yrw ać z tego po­topu, którego unikając, m iały w pam ięci dam y w ten dzień w sta­wać ja k najran ie j albo też do­brze zatarasow ać pokoje sypial­n e”.

Kobiety n ie pozostawały d łuż­ne i zazwyczaj zm aw iały się w kilka, aby następnie sum iennie wymoczyć schwytanego męż­czyznę.

Nie zastanaw iano się zazwy­czaj nad genezą tego zwyczaju, jeden chyba ks. Benedykt Chmielowski w „Nowych A te­nach” wywodził początek zwy­czaju od śm ierci W andy: „A że dam y jej froncym eru, za panią żałując, w odą się polewały co rok, stąd w Polszczę zwyczaj po­lew ania się n a W ielkanoc w nie­siony”. O blewanie w odą ucho­dziło jednak za żart, n a który można było sobie pozwolić je ­dynie w stosunku do równych.

Poza tym były jeszcze inne tradycyjne obchody i zabawy; znana była krakow ska rękaw ka, w czasie k tórej p isanki z góry zrzucano gawiedzi, k tóra się o nie biła; młodzież obchodziła grupam i domy, śpiew ając pieśnio m aiku i now ym lecie, odno­sząc zieloną gałąź, przystrojoną wstążkam i i świecidełkam i, gdzie indziej znów obwoziła ko­guta, sztucznie z drzewka zro­bionego, albo naw et i żywego, śpiew ając pieśni w ielkanocne. Zdarzały się też i przebierania, ta!k jak w czasie św iąt godnich czy zapust.

E. SOPOCKI

21

Page 22: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

MENDRISIO, Szw ajcaria: Procesja i pełen dram atyzm u spektakl w Wielko- czwartkowy wieczór: Chrystus dźwigający krzyż idzie w otoczeniu trzech M arii i W eroniki. Jest bosy, odziany w purpurę, ułosj* zasłaniają m u twarz. Przed nim idą legioniści z pochodniam i, dwóch łotrów , za nim k a t i inne postacie biblijne. Poncjusz Piłat i król Herod zam ykają pochód.

Święta, obrzędy i obyczaje

w Europie

Wielki Tydzień i Wielkanoc

w innych krajach

GRANADA, H iszpania: „Sem ana Santa” — „Święty T ydzień": przejazd jed ­nego z „pasos” uliczkami m iasta wzdłuż biegu rzeki Darro.

SEWILLA, H iszpania: „Sem ana Santa” : przez kolejne sześć dni i nocy Chrystus i M aryja w postaci drew nianych, polichrom owanych posągów, dziel znakom itych artystów , noszeni są przy dźwiękach fan far ulicami m iasta. Posągi Maryi odziane są w brokaty, przepiękne koronki i cenną biżuterię, pożyczone na tę okazję przez m ieszkanki Sewilli. Każda dzielnica m a „sw e­go” Jezusa i „sw oją” M aryję, którym towarzyszy w pochodzie cala parafia.

22

W ogromnej części Europy religia katolicka odgrywa zasadniczą rolę w obchodach rozmaitych świąt. Kalendarz liturgiczny wyznacza terminy różnych obrzędów i uroczystości, jednocząc zarazem wszyst­kich wiernych w trakcie ich obchodów i umacniając w nich poczu­cie wspólnoty i przynależności religijnej. W ciągu całego roku św ię­ta religijne, jak wahadło zegara, wyzaczają rytm czasu, jak zegary na wieżach kościelnych wybijają upływające godziny.

*

P rzyjrzyjm y się obchodom św iąt w iosennych, związanych z W iel­kim Tygodniem i W ielkanocą w niektórych k ra jach europejskich. Bedzie to zapewne tym ciekawsze, że rozm aite obrzędy w ielkanocne w naszym k ra ju na pewno znane są naszym Czytelnikom bardzo dobrze.

W m arcu i kw ietniu n a tu ra budzi się do nowego życ^a. Niedziela Palm owa, poprzedzająca W ielki Tydzień obchodzona jest uroczyście nie tylko w Polsce, ale we w szystkich k rajach katolickich. Zw ana czasem ..Kwietną W ielkanocą”, upam iętnia w jazd Jezusa na osiołku do Jerozolim y i pow itanie Go przez lud, pow iew ający trzymanymi w rękach palem kam i. Jak i u nas znany jest zwyczaj święcenia palm, ozdobionych w stążkam i, a czasem — w ydm uszkam i i pom a­rańczam i.

Potem, po Niedzieli Palm ow ej nadchodzi W ielki Tydzień, Pasja. To rów nież czas w ielu uroczystości, łączących często ry tu a ł religijny z folklorem . W krajach śródziemnomorskich, gdzie charak ter narodo­w y przejaw ia się m.in. zam iłowaniem do strojów , gestów i śpiewu,

Page 23: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

uroczystościom religijnym towarzyszą często ..żywe obrazy”, które przedstaw ianym scenom nadają specjalnej wartości, pozwalając rze­szom w iernych uczuciowo połączyć się z prezentow anym i postacia­mi.

We Włoszech, w Hiszpanii, a także w Ameryce Łacińskiej dram at pasyjny jest zjaw iskiem niezwykłym , w ydarzeniem pełnym powszech­nej egzaltacji, w którym uczestniczą n ieraz całe m iasta.

N ajsłynniejszy jest ..Święty Tydzień”, ..Semana S anta '' w Sewilli, gdzie przez sześć dni i sześć nocy trw a ją procesje .,pasos”, rucho­m ych p latform wiozących w yobrażenia C hrystusa lub Marii, poprze­dzane i otaczane przez grających na bębenkach i trąbkach. W ślad za nim i idą tłum y pokutników , z zasłoniętym i tw arzam i, dźw igają­cych krzyże. Inn i postępują za „paso” z kajdanam i na nogach. Po­kutnicy owi należą do konfra tern i, wywodzących się z dawnych k o r­poracji, k tóre do dziś g ru p u ją wszystkie klasy społeczne, od a ry ­stokracji po rzem ieślników. W dawnych czasach zam iast dzisiejszych woskowych świec nosili dyscypliny, którym i biczowali się aż do krwi.

W ielki Tydzień obchodzony jest uroczyście w całej Hiszpanii. K aż­de z m iast m a swój odrębny, charakterystyczny styl, każde św iętuje maczej: w Cuenca w W ielki Czw artek procesja wchodzi w ąskim i uliczkam i n a K alw arię, w żałobnym rytm ie bębenków. W M urcii ubrani w fiolety pokutnicy noszą zwyczajem tam tejszego ludu h af­tow ane pończochy.

Procesje pokutnicze istn ieją też w ciąż we F rancji, na Korsyce — np. w Bonifacio. W Perpignan konfra tern ia „Bractwo N ajświętszej K rw i Jezusa C hrystusa” pow stała w 1416 roku. Początkowo g ran i-

GRENADA, H iszpania: Członkowie Bractw a Pokutników Ostatniej Wieczerzy wychodzą z kościoła Santo Domingo w świetle pochodni.

i la tarn ie. P rocesja w Chieti, we Włoszech, uw ażana jest za n a js ta r­szą w tym kraju , gdyż początki jej sięgają roku 500.

W baw arskiej miejscowości O beranm ergau niezwykle uroczyste przestaw ienie Pasji odbyw a się raz na 10 lat, przy udziale całego m iasteczka i tysięcy przybyszów. W 1984 roku minęło 350 la t po ­twierdzonego istnienia tej. zapewne dużo starszej, tradycji. Podobne przedstaw ienia dram atów pasyjnych m ają m iejsce w wielu m iejsco­wościach niem ieckich i austriackich, w A llgau, K Srtnen czy Ty­rolu.

N iektóre tradycyjne obchody W ielkiego Tygodnia są niezw ykle m a­lownicze i dram atyczne: na przykład w M endrisio, szw ajcarskim mieście leżącego na pograniczu z W łochami Tessynu wieczorem w W ielki Czw artek odbywa się procesja. A w łaściw ie nie tyle procesja, ile raczej spektakl, w którym elem ent dram aturgiczny i ludowy w ziął górę nad liturgią, i w którym różne postacie biblijne przed­staw iając znane sceny w ykonują barokow ą w ręcz pantom im ę. D ruga procesja, w W ielki P iątek, jest już jednak ściśle zw iązana z ry ­tuałem religijnym : prowadzona przez duchownych, z udziałem m ni­chów, członków bractw i tłum ów w iernych towarzyszy Matce Boles­nej i K atafalkow i Chrystusa.

Z południa Europy przenieśm y się na północ, do Laponii, gdzie podczas św iąt W ielkiejnocy nie czuje się jeszcze podm uchów wiosny. Je s t to jednak dla Lapończyków doskonała okazja do zaprezento­w ania ich pięknych, m alowniczych strojów, czerwono-niebieskich, haftow anych srebrem i złotem. W W ielki P iątek odbyw a się u ro ­czyste nabożeństwo, a następnego dnia. w W ielką Sobotę — roz­m aite tradycyjne obrzędy i zabawy, wśród których najw ażniejszy je s t wyścig sanek zaprzężonych w reny.

Wreszcie nadchodzą same św ięta W ielkanocne. W Traum stein, w Niemczech, w Poniedziałek W ielkanocny odbyw a się ..K aw alkada św. Jerzego” z udziałem licznych jeźdźców i g rup historycznych. Święto to wywodzi się zapewne ze starego, indoeuropejskiego kultu konia, związanego zarazem z odradzaniem się natu ry . W swych k ro ­nikach poświęconych Germ anom Tacyt w spom inał o nadzwyczajnej boskości przypisyw anej białym koniom, żywionym i hodow anym w specjalnych stajniach, chronionym od wszelkiego splam ienia i zbru- kania. Z czasem ku lt ten przerodził się w cerem oniał błogosław ień­stw a konia. Dawniej odbywało się to ku czci św. Leonarda, patrona koni, dziś — ku czci św. Jerzego, pogrom cy smoka. W tym kontekście nie dziwi więc pojaw ienie się jeźdźca przedstaw iającego właśnie św. Jerzego, jadącego tradycy jn ie n a białym koniu. Innym magicz- no-historycznym zwyczajem je st tu malowniczy „taniec z szablam i”, znany już w 1530 r., ale na pew no dużo starszy, a m ający miejsce w ten sam .poniedziałek w ielkanocny.

Tego samego dnia w belgijskim mieście H ankendover odbywa się inna, niezwykła uroczystość. Jest to procesja jeźdźców, eskortu ją­cych Przenajśw iętszy Sakram ent. Po przybyciu na wzgórze Tiense- Berg. jeźdźcy przegalopow ują trzykrotnie wokół ustawionego tu o łta ­rza polowego. podczas gdy celebrujący unosi m onstrancję i błogosła­w i tłu m w iernych. Ta uroczystość datu je się już od 690 roku.

Tak więc nie tylko nasze pisanki, Sm igus-Dyngus czy krakow ski Emaus są obrzędam i w pisanym i w w ielką księgę tradycji chrześci­jańskich w radosnym rozdziale „A lleluja!”.

ELŻBIETA DERELKOWSKA

KARAŚJOK, Norwegia: saneczkowe wyścigi renów w Poniedziałek W ielka­nocny na zam arzniętej rzece są próbą powrotu do daw nych tradycji i po­łączenia ich ze współczesnością narodu niezbyt licznego, ale dumnego ze swej przeszłości

cząca z fanatyzm em procesja rozpoczynała się tu w W ielki P iąteko jedenastej wieczorem, dla upam iętnienia agonii Chrystusa. Za­kazana w 1777 roku, w znow iona zaś w 1790, od tej pory odbyw a się w ciągu dnia, w pełnym świetle, z w yraźnie wyczuwanym i w pływ a­mi hiszpańskim i. ,

W Belgii, w Lessive, ubran i na czarno pokutnicy niosą pochodnie

TRAUMSTEIN, RFN: kaw alkada św. Jerzego. Uczestniczy w niej k ilkuset konnych i grupy historyczne. Procesja jeźdźców na pięknie przybranych ko­niach objeżdża wokół kościół E ttendorf, a proboszcz błogosławi jeźdźców i konie. Po południu tego samego dnia, w Poniedziałek W ielkanocny, na cen­tralnym placu m iasta odbywa się m alowniczy „taniec z szablam i”, w po­wolnym, poważnym rytm ie, sym bolizujący porażkę i upadek zimy — i odro­dzenie wiosny.

*

23

Page 24: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

Dawno, dawno, na skraju wsi, zwanej teraz Różanką, stała mała chatka. Gdy słonko szło na odpoczynek za góry, za lasy, szybki chaty mieniły się złotem, różowiły, lśniły jak zaczarowane. Wtedy na progu chatki siadywała matka z ma­łą córeczką. Śpiewały razem stare pio­senki i wesołe, i smutne, a kot wycią­gnięty u ich nóg mruczał: szczęście, szczęście, szczęście...

Ale pewnego razu matka poszła po chrust do lasu i nie wróciła. Co się z nią stało, nikt nie wiedział. Szukali ludzie, szukali, kręcili głowami, sierotę w opiekę wzięli i życie popłynęło znów zwyczajnie jak dotąd. Tylko mała có­reczka nie miała chwili spokojnej.

— Pójdę w świat, może o matusi ktoś mi coś opowie.

I poszła. Idzie polem szerokim, idzie miedzą wśród wonnej macierzanki i złotego rozchodnika, idzie łąką zieloną,o matulę pyta. Ani łąka zielona, ani miedza, ani pole szerokie nic o matusi nie wiedzą. Idzie Anulka do lasu cie­nistego. Pachnie żywica, świergoce ptactwo, szumią wysokie drzewa. Po­ziomki się w słońcu czerwienią.

Matusia je zbierała — wspomina Anulka. Łzy ogromne płyną po twarzy. Schyla się, by dotknąć aksamitnego listka poziomki i nagle, co to? W trawie błyszczy matusina szpilka do włosów. Wbita w ziemię świeci jak mały pło­myczek. Klęka dziewczynka na ziemi, szpilkę w rączki bierze. Nagle coś nad nią łopoce. Ogromny ptak zniża lot i siada na wysokiej sośnie.

O, cóż to za potężny ptak — drży Anulka.

— Czego tu szukasz — rozlega się nad nią głos. To ptak pyta dziewczynkę ludzkim głosem. — Co trzymasz w ręku?

— Szpilkę. To szpilka mojej mamy. Mama zginęła bez wieści, nie wiem, co się z nią stało — szepce dziewczynka.

— Nie zginęła. Jeśli chcesz czegośo niej się dowiedzieć, musisz przyjąć u mnie służbę. Jeśli dobrze spełnisz swoją pracę, możesz odzyskać matkę.

— Spełnię wszystko, co każesz.— No więc chodź za mną.Czarny ptak leci przodem, ledwie

Anulka może nadążyć. Oto brzeg jezio­ra. Tu ptak opuszcza się na ziemię. Kracze:— Będziesz pilnowała tego jeziora.

Z baśni i legend Warmii i Mazur

Widzisz, jakie jest gładkie i błyszczące? Jak srebrne lustro. Pilnuj brzegu, aby nic nie wpadło w wodę, aby nic nie dotknęło powierzchni, inaczej nigdy swojej matusi nie zobaczysz...

Siedzi Anulka i patrzy w jezioro. Rozgląda się dziewczynka, a tu wys-

ca, który siedzi nad jeziorem. Starzec śmieje się złośliwie widząc przestrach dziewczynki.

— Czekam na ciebie. Chodź ze mną.Zaprowadził dziewczynkę na du^ą

leśną polanę. Na środku polany rósł krzak dzikiej róży. Delikatne, różowe

Dar Królowej Różmukła trzcina do ziemi przygięta. Gałąź na niej leży.

— Poczekaj, uwolnię cię. Będziesz stała prosto. I Anulka zdejmuje gałąź, delikatnie podnosi wysmukłą trzcinę. Prostuje.

— Dziękuję ci, dziewczynko — szumi trzcina. — Pomogłaś mi i ja ci pomogę. Siostrzyczki trzciny, zakryjmy brzeg, aby nic nie wpadło do wody.

Rozpostarły trzciny swoje zielone, smukłe liście nad wodą. Próżno ważki modre starają się dotknąć powierzchni wody. Trzciny szumią złowrogo, bronią dostępu do wody. Ot i słońce zachodzi. Z daleka widać potężne skrzydła czar­nego ptaka. Trzcina prostuje się nagle, złoto słońca błyszczy na fali. Spogląda czarny ptak z góry.

— Upilnowałaś, dziewczynko. Nic nie zmąciło piękna jeziora. Idź teraz spać na łąkę, a jutro zobaczymy.

Nad łąką unosi się woń kwiecia, świerszcze polne grają swą kołysankę. Usypia Anulka zmęczona czuwaniem, a gdy rano się budzi, nad łąką i jezio­rem wstaje poranna mgła. Przeciera dziewczynka oczy — a nad nią ogromny czarnożółty trzmiel huczy groźnie:

— Widzisz tę różową koniczynkę na łące? Dziś będziesz pilnowała właśnie koniczynki. Zajęcy tu pełno, niech ża­den nie skubnie zielonego liścia. Ina­czej nie ujrzysz nigdy swojej matusi.

Łąka jest przeogromna, wiatr traw a­mi kołysze, słońce grzeje coraz mocniej, sen oczy klei. Ale co to? Zając. Tylko mu długie słuchy migają wśród zieleni koniczyny. Biegnie Anulka, a tu za­jączek mały staje na dwóch łapkachi prosi:

— Wybierz mi cierń z łapki.Anulka wyciąga cierń powoli, deli­

katnie gładzi małą łapkę.— Nie bój się, dziewczynko. Nie ru­

szymy dziś koniczynki, bo słyszeliśmy, co ci kłobuk rozkazał. Bo ten trzmiel to przecież kłobuk złośliwy a mocny. Strzeż się, strzeż się...

Zniknął zajączek, a dziewczynka myśli. Czy też zdoła wypełnić rozkazy kłobuka, aby ocalić matusię?

Wieczorem trzmiel obleciał całą łąkę.— Ani jedna koniczynka nie tknięta

— dziwi się potężnym basem, — Idź spać. Dziwna z ciebie dziewczyna.

Zasypia Anulka przytulona do ciepłej ziemi, a gdy się rano budzi, widzi star-

płatki kwiatów srebrzyły się od poran­nej rosy. Były tak piękne, że dziewczyn­ka nie mogła od nich oczu oderwać.

— Podoba ci się? No więc dziś bę­dziesz tych kwiatów pilnowała. Żeby nikt nie zerwał ani płatka. Pamiętaj!

Znika starzec, a Anulka siada pod krzakiem róży. Smutno i tęskno nuci Anulka piosenkę, którą matusia śpie­wać lubiła. Nagle zdaje się, że ktoś szepce, ktoś woła dziewczynkę, wy­raźnie słyszy:

— Błagam, zerwij mój jeden kwiat! Jeśli tego nie uczynisz, umrę. Zginę dziś jeszcze. Tak bardzo cię proszę, nie daj mi umrzeć...

To szepce największy, najpiękniejszy kwiat. Drży cały, srebrna rosa opada na ziemię, jak łzy. Płatki bledną. Nie może patrzeć na to Anulka. Żal dziewczynce róży. Bezwiednie wyciąga rękę po kwiat. Nagle zrywa się wicher, szumią drzewa wokoło polany, świat zaczyna wirować. Przerażona Anulka zamyka oczy.

— Dziecino, otwórz oczy! — słyszy słodki głos.

Otwiera oczy i zamyka zdumiona. Co się stało? Wokoło niej cudne krzewy róż białych, pąsowych, czerwonych, ró­żowych, złocistych. Najcudowniejszy ogród, jakiego nawet we śnie nie wi­działa. Kto dotyka jej ręki? Otwiera oczy i widzi piękną kobietę. Kobieta uśmiecha się do Anulki ciepło i mówi:

— Ocaliłaś mi życie. Nazywam się Królową Róż. Zły kłobuk rzucił na mnie czar, a tyś mnie wybawiła. Czego pragniesz, spełnię.

— Pragnę odnaleźć matulę. Myśla­łam, że żyje, ale znalazłam matczyną spinkę w lesie. Kłobuk wziął mnie na służbę, miałam spełnić wszystko, co mi rozkazał, a wtedy obiecał mi, że zwróci mi mamę. A teraz...

— Czy żałujesz, żeś mi pomogła? — pyta Królowa Róż.

— O nie, tylko co teraz będzie?— Nie płacz.Bierze królowa Anulkę za rękę i pro­

wadzi tam, gdzie rosną same białe róże. Królowa daje znak i nagle od każdego kwiatka odrywa się jeden płatek, a gdy dotyka ziemi — zamienia się w gołębia.

— Lećcie gołębie w świat i szukajcie starej wierzby. Wierzba ta rośnie w Krainie Tysiąca Jezior, wśród wielu innych wierzb, ale o jednej przedziwnej chwili liście tej wierzby stają się złote. Odnajdźcie tę wierzbę.

24

Page 25: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

Lecą gołębie w świat. Dziewczynka z utęsknieniem czeka na ich powrót. Aż zjawia się pierwszy gołąb. Niestety, nie znalazł dziwnej wierzby. Za nim wraca drugi, trzeci, czwarty. Anulka łzy ociera, bo żaden nic o wierzbie nie wie. Ostatni tylko ma wrócić — o, już trzepocą w powietrzu srebrne piórka. Zmęczony ptak siada na krzaku róży.

— Dziwna to kraina, do której wy­słałaś mnie, królowo, pełna jezior, któ­rych tafle są pełne błękitu i słońca. Długo się rozglądałem, szukałem wierz­by, którą mi kazałaś znaleźć, królowo. Słońce już gasło i nagle ujrzałem, że pewna wierzba zaczyna lśnić. Trwało to chwilkę. Słońce zachodziło i liście tej dziwnej wierzby znów stały się zwykłymi, zielonymi listkami.

— To ona — ucieszyła się Królowa Róż. — To ona! Czy trafisz tam jeszcze raz?

■— O tak. Rzuciłem swoje piórko nad brzegiem rzeki. Ostatnie piórko leży przy wierzbie.

— To dobrze. Zaprowadź tam tę dziewczynkę. Pamiętaj, że bardzo ją kocham. Musi odnaleźć swoją matkę. W dziupli wierzby leży kłębek nici. Kłobuk zabrał ten kłębek babiemu latu. Kłębek zaprowadzi cię do jego siedziby. Weź, Anulko, tę różę. Gdy znajdziesz się w potrzebie, pomyśl o mnie i przy­tul tę różę do serca.

Leci Anulka na białym gołębiu nad szerokimi polami, nad lasami, nad je­ziorami. I oto nagle ptak zniża lot. Stają nad brzegiem rzeki. Rosną tu wierzby o długich warkoczach.

— To tu — wskazuje gołąb. —

Spójrz, tu jest dziupla. Sięga Anulka do dziupli i wyciąga kłębek srebrnych, delikatnych nici.

— Rzuć go przed siebie i biegnij za nim — szepce kwiatek róży na piersi ukryty.

Rzuca Anulka kłębek i toczy się kłębek z biegiem rzeki. Toczy się coraz prędzej, ledwo dziewczynka może na­dążyć. Zaczynają się zarośla gęste, po­krzywy parzące, ale Anulka biegnie dalej. Stara, sucha sosna zagradza dziewczynce drogę. A na sośnie — o, serce dziecku zamiera — czarny ptak,

kormoran o długich skrzydłach. Patrzy groźnie.

— Rzuć na niego kłębek nici — zno­wu szepce róża.

Rzuca Anulka nici, zaczyna omoty- wać skrzydła czarnego ptaka.

— Puść! — skrzeczy kormoran ludz­kim głosem.

— Oddaj mi moją matkę! — woła Anulka.

— Duszę się, zabierz ten przeklęty kłębek!

— Oddaj mi matkę — woła dziew­czynka.

Łopoce skrzydłami kłobuk i nagle za­mienia się w węża.

— Chwyta dziewczynka odważnie za głowę węża, a wąż zamienia się w sęka­ty kij.

— Trzymaj kij mocno — szepce róża.— Złam ten kij szybko!

Anulka z wysiłkiem łamie kij i oto znika wszystko, a ona trzyma za ręce. swoją ukochaną matkę.

Czy mam opowiadać o łzach szczęścia, jakie popłynęły w tej chwili? Stara baśń mówi, że Anulka z matką wróciły do swojej wsi, szczęście znów wróciło z nimi pod ich dach. Znów słońce zło­ciło szybki w oknach. Anulka hodowała w swoim ogródku kwiaty, a wśród nich róże. Skąd wzięła róże? Tego nikt nie wiedział. Rozkwitły pewnego ranka. Może to był dar Królowej Róż?

Od tych róż nazwano wieś Różankąi tak nazywa się do dziś.

(Oprać, na podstawie baśni Ireny Kwin- towe' pod tym samym tytułem)

O Io j L ( S k y t e t iĘ t k o - n a i

VSpełniając życzenie w ielu naszych Czytelników, dzielą­

cych się z naszą Redakcją swoimi opiniam i na tem at „Ro­dziny” — jej treści i szaty graficznej — drukujem y frag ­m enty listów, nadesłanych do nas w ostatnich miesiącach.

W yrażam y też niniejszym podziękowanie w szystkim tym, którzy piszą do nas i o nas. W naszej codziennej pracy redakcyjnej bardzo liczą się opinie tych, do k tórych Tygod­n ik nasz jest adresowany. Zawsze bowiem staram y się o to, by był on atrakcy jny dla każdego — stąd różnorodność treści artykułów , ilustracji, rozrywki. Każdy list — naw et krytyczny — daje nam dużo satysfakcji, zmusza do refleksji i dodaje sił do dalszej, rzetelnej pracy. Zachęcamy więc naszych Czytelników: piszcie do nas — co podoba się Wam lub nie w „Rodzinie", czego od niej oczekujecie w przysz­łości. W m iarę możliwości najciekaw sze Wasze propozycje i uw agi będziemy zamieszczać w kąciku .,Nasi Czytelnicy o nas”.

Parni Mari-ola M usiał (Strzelce Opolskie) pisze do nas, że czytelniczką „Rodziny” jest już_ od kilku lat. Dalej dodaje: „Lubię Wasz tygodnik, bo druk’ujecie w nim ciekawe a r ty ­kuły, i to nie tylko religijne, jak : historyczne, wspomnienia, rocznicowe itp. Ponadto wiele ciekawostek, porad oraz k rzy­żówek. Jesteście również jednym z nielicznych tygodników, drukujących stale dobrą, in teresującą powieść, zawsze pisa­rzy polskich, często niesłusznie zapomnianych. Ważne jest

również to, że ostatnio powieść ukazująca się w „Rodzinie” jest drukow ana w form acie książkowym; można ją oprawić t do domowej biblioteczki przybędzie jeszcze jedna w arto • ściowa książka”.

P an Czesław Bujnicki (Gliwice) pisze do nas tak: „Tygod­nik Wasz od razu mi się spodobał. Mocną stroną „Rodzi­n y ” są ciekawe artyku ły : religijne, historyczne, okolicz­nościowe itp. Nawiązujecie również do dawnych, dobrych tradycji, dając swym czytelnikom dobrą, ciekaw ą powieść pisarzy polskich. Ciekawostki, dobra krzyżówka, dodatek dla dzieci oraz porady sp raw ia ją , że tygodnik m a w ielu sym patyków. Nie bez znaczenia jest również szata graficz­na: estetyczna, ciekawa okładka, zawsze dobry i czytelny druk.

(...) życzę Redakcji ..Rodziny” u trzym ania Tygodnika na tym sam ym dobrym poziomie i zwiększenia nak ładu”.

L ist z Toszka nadesłała do nas pani Teresa K lejm an. P i­sze w nim tak : „Na b rak tygodników nie możemy n arze­kać, raczej na ich jakość. N iektóre z nich odstraszają zbyt dużym form atem , inne znowu — nudą. Tygodnikiem, który zawsze z przyjem nością biorę do ręki, jest „Rodzina”. D ru­kujecie zawsze ciekawe artykuły, ciekawostki, porady. Nie zapominacie również o najm łodszych i o krzyżówce — a to bardzo ważne. Bardzo mi się podobał świąteczny num er „Rodziny”, poświęcony w przeważającej mierze świętom Bożego Narodzenia, oraz dołączony piękny kalendarz”.

Z Sokołowa Małopolskiego napisał do nas pan Ludw ik Bieszczad: ,,By się nie rozpisywać, powiem krótko: czyta­nie „Rodziny” kształci mnie pod wieloma względam i i uszlachetnia m oją osobowość. Tem atyka „Rodziny” nasyco­na jest w ielkim patriotyzm em , ekum enizm em , miłością do człowieka, nade wszystko do dzieci. Czytanie „Rodziny” — to w ielka przyjemność...”

Za w szystkie nadesłane listy bardzo serdecznie dziękuje­my i — oczekujemy na dalsze

Redakcja

25

Page 26: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 Zł 22 23

KRZYŻÓWKA WIELKANOCNAPIOZIOMO: A) opad atm osferyczny • w kładana jest na su ­

tannę • u tw ór poetycki, B) elem ent flory • ksiądz, przywódca konfederacji barskiej, C) obraz cerkiew ny ® n atu ra ln y szlak w od­ny • n ie jedna na karpiu , D) to samo, co dyfteryt • w itka, łoza, gałązka, E) pontyfikalne nakrycie głowy • obraz w tv » dodat­kowe w ynagrodzenie w podróży służbowej, F) miejsce uboju żywca • starorzym ska pieśń żałobna, G) szyk lecących żuraw i 9 w iększy od oktetu • jednostka wagi drogich kam ieni, I) zasłona okienna • w ielkom iejski środek lokomocji, L) pasożyt kłosów pszenicy • członek w yw iadu, M) urzęduje w zborze ® podział- ka m apy ® p łynna część krwd, N) dowcip • część stro ju litu r­gicznego, O) okres poprzedzający św ięto Bożego N arodzenia • sza­ta liturgiczna • kom pozytor operetki „Polska k rew ”, P) uwolnił Teby od Sfinksa • w zodiaku, R) księstwo z M onte Carlo • dy­chaw ica • m iejsce spacerowe, S) b ra t Czecha i Rusa • ty tu ło­w a bohaterka powieści Kraszewskiego, T) pseudonim H enryka Sienkiewicza ® im ię au to ra „Domku z k art" ® pisarz, U) ćw i­czenie gim nastyczne • przód statku, W) potrzask, pu łapka © ka­płan tybetański • solenizant z 4 m arca.

PIONOWO: 1) niew ielki kaw ałek papieru • pieśń religijna, 2) długa m odlitw a • tłuszcz roślinny, 3) opera R ytla • koreań­ska złotówka, 4) jeden z sakramentów • obszar wodny, 5) od­

daje ci osta tn ią przysługę © narzędzie ciesielskie, 6) drzewo liścia­ste, 7) baza, placówka, 8) rozpięty daszek noszony n a drążkach, 9) przestrzeganie czystości, 10) część nogi, 11) żałobny w ehikuł • taniec brazylijski, 12) krew ny w lin ii m ęskiej, 13) m uzułm anin wzyw ający z m inaretu do wspólnej m odlitw y • fa łda na trasie narciarskiej, 14) zjaw a na seansie spirytystycznym , 15) odm iana czerw ieni 9 byk czczony w starożytnym Egipcie, 16) na głowie Hindusa, 17) podarunek, dar • szata liturgiczna, 18) koźlonogi bóg pasterzy, 19) szczególny row er ® wyborca, 20) chorobliwe uczulenie, 21) w karetce pogotowia • część dyw izjonu artylerii, 22) nauka rolnicza, 23) żołnierz straży przybocznej dostojnika • miejsce na liście klasyfikacyjnej.

Po rozwiązaniu krzyżówki należy odczytać S2yfr:

(S—11, H— 20, S—2, B—18, F —1, C—20, K—2) (S—23, T—1, W—10, 0 —4, B—8, N—16, B—3, L—19) (A—1, A—17, F—10, S—7, U—7, R—22) (G— 4, 0 —13, D—6, P—17)(B—7, E—11, E—20, G—9, W—3).Rozwiązania samego szyfru prosim y nadsyłać w ciągu 10 dni od daty u k a­zania się num eru pod adresem redakcji z dopiskiem na kopercie lub pocztówce: „Krzyżówka w ielkanocna”. Da rozlosowania:

nagrody książkowe

26

Page 27: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

POMYSŁ! I Odpowiedz.;i

K I O ?kryje się pod pseudonimem: George Sand,"Władysław Orkan,Mark Twain,Litwos.

* * *

jest autorem książek: „Bohater naszych czasów”, „Martwe dusze”,„Chory z urojenia’,„Ich czworo”.

* * *

zasłynął:z odkrycia Ameryki, z odkrycia radu i polonu, z odkrycia trzech praw dynamiki, jako twórca języka esperanto.

* * #

jest słownym bohaterem powieści: „Czerwone i czarne”,„Ludzie bezdomni”,„Emancypantki’,„Komu bije dzwon”.

• ❖ *

uwiecznił w malarstwie: „Słoneczniki”,

„Straż nocną”,„Hołd pruski”,„Bitwę pod Samosierrą”.

* • *

wypowiedział w historii słowa: „A jednak się kręci”„Wiem, że nic nie wiem”, „Myślę, więc jestem”,„Polak mądry po szkodzie”.

• ♦ *

jest wynalazcą: druku i prasy drukarskiej, lampy naftowej,szczepionki przeciw wściekliźnie, penicyliny.

GCZIE?znajdują się: piramida Cheopsa,ogrody wiszące królowej Semirami-

dy,tzw. Krzywa Wieża, dzwon „Zygmunt”.

• • •

rozgrywa się akcja książki:„Dżuma” Alberta Camusa, „Kamienne tablice” W. Żukrowskie-

go,„Ziemia tragiczna” Erskine Caldwel­

la,„Pożegnanie z bronią” E. Heming­

waya

występują następujące pary: Don Kichot i Sancho Pansa, hrabia Almaviva i Figaro, hrabia Horeszko i Gerwazy, Oluchna i Pietruchna.

wynaleziono:pergamin,porcelanę,pieniądze,mikroskop.

K I E D T ?zginął hetman Stanisław Żółkiewski,odbyła się w Warszawie pierwsza wolna elekcja,miała miejsce polska prapremiera „Halki” Moniuszki,kiedy i kto założył partię „Proletariat”,kiedy i za co Władysław Reymont otrzymałnagrodę Nobla

* * *

Kto, kiedy i gdzie?wypowiada w polskiej powieści następujące zdania:

„Kończ, waćpan, wstydu oszczędź!”„Rzeczpospolita to postaw czerwonego sukna, za które ciągną Szwedzi, Chmielnicki, Hiperborejczykowie, Ta-

tarzy, elektor, i kto żyw naokoło. A my z księciem wo­jewodą wileńskim powiedzieliśmy sobie, że z tego suk­na musi się i nam tyle dostać w ręku, aby na płaszcz starczyło (...)”„Panie pułkowniku, Wołodyjowski; Dlaboga, panie Wo­łodyjowski; Larum grają! wojna! nieprzyjaciel w gra­nicach! a ty się nie zrywasz? szabli nie chwytasz? na koń nie siadasz? Co się z tobą stało, żołnierzu?”

* * *

Mamy nadzieję, że pytania nie okażą się zbyt trudnei w czasie świątecznych dni nie przysporzą poważniej­szych kłopotów tym z Państwa, którzy chcieliby na nie odpowiedzieć. Czekamy zatem na listy, które prosimy nadsyłać na adres redakcji w terminie do 15 kwietnia br. Za prawidłowe opowiedzi rozlosowane zostaną na­grody książkowe.

Życzymy powodzenia!

(ElDo)

27

Page 28: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

Rozmowy z Czytelnikami

Dowiadujemy się z korespon­dencji napływającej od naszych Czytelników, że nawet w dzisiej­szym „całkowicie zmaterializo­wanym świecie” — jak twierdzą niektórzy pesymiści — spotkać można ludzi interesujących się duszą i jej zbawieniem. Świad­czy o tym również list, w któ­rym p. Bartłomiej N. z Nowej Soli pisze między innymi:

„Mając więcej wolnego czasu od chwili przyjścia na emery­turę, rozmawiam niekiedy z ko­legami o problemach natury religijnej. Podczas jednego spot­kania tematem naszej rozmowy była dusza ludzka. Przypomina­no wówczas jej pochodzenie od Boga, który „ukształtował... czło­wieka z prochu ziemi i tchnął w nozdrza jego tchnienie życia. Wtedy człowiek stał się istotą żywą” (Rdz 2,1). Bowiem, jak nieco wcześniej podaje Objawie­nie, „stworzył Bóg człowieka na obraz swój” (Rdz 1,21)...

Byliśmy również zgodni od­nośnie konieczności troski o du­szę. Nie byliśmy jednak w sta­nie sprecyzować, jak powinna ta troska przejawiać się w życiu chrześcijanina... Zwracam się więc do Duszpasterza o wyjaś­nienie w tym względzie”.

Szanowny Panie Bartłom ieju! Miłość siebie samego — będąca jednym z w ażniejszych obo­w iązków m oralnych — wywodzi się z nakazu Chrystusa, który pow iedział: „Będziesz miłowałbliźniego swego ja k siebie sam e­go” (Mt 22,39). N akaz ten zw ią­zany jest ściśle z poprzedzają­cym go przykazaniem miłości Boga>, co uw ydatnia jego n ad ­przyrodzony charakter. By jed ­nak należycie w ypełnić ten obo­wiązek, w inniśm y sobie zdać spraw ę z tego, kim jesteśm y. A ponieważ każdy z nas jest czło­w iekiem , miłować siebie — zna­czy kochać w sobie człowieka. Że zaś człowiek sk łada się z du ­szy i ciała, przeto do tych dwóch pierw iastków ma się odnosić n a ­sza miłość i możliwie w pełń ' je obejmować.

Miłość sam ego siebie w inna w pierw szym rzędzie obejmować duszę. S tąd obowiązkiem każde­go z nas jest nie tylko rozwój naturalnego życia duszy (prze­jaw ia się ono w działaniu rozu­mu i wolnej woli), lecz w pierw szym rzędzie troska o jej życie nadprzyrodzone (polega ono n a zjednoczeniu z Bogiem przez łaskę). Nadprzyrodzony charak te r miłości w łasnej duszy dom aga się przede w szystkim sta łe j troski o je j zbawienie. Bo— w edług słów Zbaw iciela — „cóż pomoże człowiekowi, choć­by cały św iat pozyskał, a n a du ­szy sw ojej szkodę poniósł?”

(Mt 16,26a). W św ietle tych słów w pełni uzasadniona jest przestroga Chrystusa: „Nie bój- cię się tych, którzy zabijają ciało, ale duszy zabić nie mogą; bójcie się raczej tego, który mo­że i duszę i ciało zatracić w p ie ­k le” (Mt 10,28). P rosty stąd wniosek, że kto zaniedbuje sp ra ­w y zbaw ienia w łasnej duszy, nie m iłuje należycie samego siebie.

Dalszym obowiązkiem — w y­nikającym z przykazania m iłoś­ci siebie samego — jest troska ' o w łaściw y rozwój naturalnych w ładz duszy: wykształcenie ro ­zumu i w yrobienie woli. W y­kształcenie to powinno obejm o­w ać sp raw y religijne, zawodowe, obyw atelskie i ogólne. Szczegól­ny nacisk położyć należy na trzy pierw sze problem y.

W ykształcenie religijne, k tóre­go stopień w inien zależeć od poziomu umysłowego człowieka, może ograniczyć się niekiedy do znajomości podstaw owych praw d katechizm owych. Jednak u ludzi bardziej wykształconych i za j­m ujących wyższe stanow iska społeczne, należy dom agać się dokładniejszej i głębszej wiedzy religijnej. Zdobywam y ją przez słuchanie Słowa Bożego, uczest­niczenie w rekolekcjach oraz lekturę Pisma, św., książek i czasopism religijnych. Bowiem w iedza zdobyta w szkole, nie u- zupełnia-na i n ie pogłębiana, ła t­wo ulega zniekształceniu a n a ­w et zapom nieniu.

W ykształcenie zawodowe po­winno rów nież osiągnąć taki po­ziom, by każdy człowiek był na sw oim odcinku dobrym fachow ­cem. Od .tego bowiem w dużej m ierze uzależnione są m ateria lne podstaw y życia naszych rodzin, rozwój zakładów pracy oraz u- m ocnienie się gospodarki naro ­dowej. I tu ta j ustaw iczne kształ­cenie się jest konieczne, gdyż wiedza w ciąż idzie naprzód i doskonali się technika. P rosta spraw iedliw ość nakazuje bo­wiem, by ten 'kto z w ykonyw a­n ia swego zaw cdu czerpie środ­ki do życia, oddaw ał za to spo­łeczeństwu rzetelną wiedzę za­wodową i solidną pracę.

W ykształcenie obyw atelskie odgrywa względem narodu i państw a ta k ą sam ą rolę, jak w ykształcenie relig ijne w sto­sunku do Boga i Kościoła. Za­chow anie w łaściw ej postaw y w tym względzie domaga się od swoich w yznawców Chrystus, gdy m ówi: „Oddajcie..., co jest cesarskiego, cesarzowi, a co Bo­żego, Bogu” (Mt 22,21). W sło­w ach tych zaw arty jest również obowiązek należytego w ypełnia­nia obowiązków obywatelskich. Znaczenie w łaściwej postawy obyw ateli jest dla Ojczyzny za­sadnicze. Bo według słów A da­m a M ickiewicza („Księgi Narodu i Pielgrzym stw a Polskiego”, roadz. X X ):

„Ten z was owocnie dla k ra ­ju pracu je,

Kto służąc jem u, w łasną zba­w ia duszę!

K to się podnosi, ten Polskę ratu je,

A kto się zniża, mnoży jej k atu sze!”

Wysokie w ykształcenie ogólne nie obowiązuje w praw dzie wszy­stk ich bez w yjątku, ale ułatw ia ono w ypełnianie zadań żyćio- wych. Podnosi bow iem osobistą ku ltu rę człowieka, rozszerza jego możliwości oddziaływ ania na drugich, jest pom ocne w wyko­

nyw aniu usług społecznych, ifc

Ogromnej wagi problemy po­rusza w swym liście p. Henryk G. z Iławy, który pisze między innymi:

„Chociaż od urodzenia jestem rzymskokatolikiem, staram się jednakowo traktować każdego chrześcijanina bez względu na to, do jakiego Kościoła należy. Zdaję sobie bowiem sprawę z tego, że każdy Kościół jest czę­ścią Kościoła powszechnego. U- ważam również, że sama przyna­leżność do Kościoła Rzymskoka­tolickiego nie stanowi jeszcze gwarancji zbawienia... Dlatego trudno mi zrozumieć, dlaczego niektórzy duchowni i świeccy wyznawcy tego Kościoła dyskry­minują członków innych społe­czności chrześcijańskich...”

Czytelnik nasz zamieszcza równocześnie we wspomnianym liście szczegółowy opis swego snu, który — jak to sam stw ier­dza — by! dla niego wielkim przeżyciem i wywarł na nim niezapomniane wrażenie. Zwra­ca się więc z prośbą o zamiesz­czenie tego opisu na łamach na­szego tygodnika.

Szanow ny Panie H enryku! Przesłany n am list przeczytałem z praw dziw ą przyjem nością. Jest on bowiem jednym jeszcze do­wodem n a to, że i w Polsce jest coraz więcej autentycznych chrześcijan, k tórzy potrafili w y­zbyć się fanatyzm u religijnego ii nieuzasadnionych uprzedzeń do wyznawców innych Kościołów. Czując się bowiem Polakam i tra k tu ją w szystkich swych ro ­daków (bez względu na p rzyna­leżność w yznaniow ą i przeko­nan ia polityczne) jak dzieci jed ­nego O jca w niebie, a więc jak braci. Takie postępow anie jest znaczącym w kładem w um ocnie­nie tak koniecznej w naszych czasach jedności narodow ej.

Całkowicie zgadzam się z P a­nem, że sam a przynależność do takiego a n ie innego Kościoła nie zapew nia nikom u zbaw ienia. Jest ono bowiem uzależnione od w ypełniania woli Bożej. Zwraca na to uwagę salm Syn Boży, gdy m ówi: „Nie każdy, kto do m nie mówi: Panie, Panie, w ejdzie do K rólestw a Niebios; lecz tylko ten, kto pełni wolę O jca mego, k tóry jest w n iebie” (Mt 7,21). Zaś Apostoł — naw iązując p raw ­dopodobnie do przytoczonych wyżej słów Chrystusa — stw ie r­dza: „Cóż to pomoże, braciamoi, jeśli ktoś powie, że ma w iarę, a nie m a uczynków? Czy w iara może go ztoawić?” (Jk 2,14). T rudno się dziwić, że współcześnie niektórzy w yznaw ­cy Chrystusa niewłaściw ie tra k ­tu ją braci z innych Kościołów, skoro przedstaw iciele Synagogi izraelskiej prześladow ali sam e­go Jezusa Chrystusa. Zbawiciel zawczasu przygotował swych uczniów na podobne trak to w a­nie. Z w racając się bowiem do apostołów oraz do tych w szyst­kich, którzy kontynuow ać będą zleconą im misję, powiedział otw arcie: „Będą was wydaw ać sądom i biczować w swoich sy­nagogach. I z mego powodu za­w iodą was do nam iestników i k ró­lów, abyście złożyli świadectwo przed n im i” (Mt 10,17—18). Bo— jak dodał Syn Boży za chw i­lę — ,,nie jest uczeń nad m is­trza ani sługa nad swego p a n a ” (Mt 10,24).

K orzystając z okazji, że w swym liście w spom niał Pan o swoich m arzeniach sennych, chciałbym przypomnieć, ja k n a ­leży odnosić się do zdarzających się ludziom snów. Otóż m arze­nia senne — popularnie nazyw a­ne snam i — stanow ią fragm en­ty aktywności psychologicznej człowieka, u trzym ującej się rów ­nież podczas snu, w postaci mniej lub bardziej pow iązane­go łańcucha w yobrażeń i p rze­żyć uczuciowych. Treścią m arzeń sennych są zachow ane w pod­świadomości człowieka ślady je ­go daw niejszych przeżyć.

W spółczesni psychologowie dzielą m arzen ia senne na takie, k tóre są sku tk iem działania na narządy zmysłowe bodźców do­św iadczanych w ciągu dnia i w trakcie snu, oraz takie, które m ają głębsze znaczenie i pełnią w ażną funkcję w życiu psychi­cznym człowieka. Do tych n a le­żą m arzenia senne m ające cha­rak te r intuicyjny, a funkcją ich jest ostrzeganie i przygotow anie do tego, co może się zdarzyć w rzeczywistości. Do pierwszych z nich (a zdarzają się one bardzo często) nie należy przywiązywać specjalnej wagi, a tym bardziej przejm ow ać się nim i. D r’igie na- o tm iast (występują one jednak bardzo rzadko) pochodzą n iekie­dy od Bogai, Iktóry za ich po­średnictw em przekazuje ludziom swoje napom nienia i pouczenia.

Z całą pewnością stw ierdzić należy, że od Boga pochodziły sny faraona (par. Rdz 41,17—31), za pośrednictw em których w ład­ca Egiptu otrzym ał ostrzeżenie przed nieurodzajem , jak i m iał dotknąć ten kraj. Świadczą o tym słowa Józefa, k tóry w ytłu ­maczywszy owe sny, dodał: „A że sen powtórzył się faraonow i, znaczy to, że rzecz ta je s t u Bo­ga postanow iona i Bóg ją n ie­zwłocznie w ykona” (Rdz 41,32).

Od Boga pochodziły również sny, o których czytamy w ew an­gelii św. M ateusza. D ow iaduje­m y się z niej, że (kiedy Józef zauważył błogosławiony stan M aryi — a nie poczuwał się być ojcem m ającego się narodzić dziecięcia — „M iał zam iar po­ta jem nie ją opuścić. I gdy nad tym rozmyślał, oto ukazał mu się w e śnie anioł Pański i rzekł: Józefie, synu Dawidowy, nie lę ­kaj się przyjąć M aryi, żony swej, albowiem to, co się w niej po­częło, je s t z Ducha Świętego” (Mt l,19b—20). Nieco zaś dalej ten sam Ew angelista wspom ina, że trze j M ędrcy 'ze Wschodu „ostrzeżeni we śnie, by nie w ra ­cali do Heroda, inną drogą po­w rócili do ziemi sw ojej” (Mt 2,12). Podobnie było w w ypadku konieczności ucieczki św. Rodzi­ny przed prześladow aniem króla Heroda (por. Mt 2,13) oraz Jej pow rotu do ziemi izraelskiej po śm ierci tego m onarchy (por. Mt 2 ,20 ).

Opisu snu, jaki przesłał nam Pan w sw oim liście, n ie m oże­my nieste ty zam ieścić na łam ach naszego tygodnika. N ajpierw dlatego, że jest on zbyt długi. A ponadto rów nież dlatego iż nie m am y pewności, czy in teresow a­ło by to naszych Czytelników.

Równocześnie łączę dla Pa­nów i pozostałych naszych Czy­telników serdeczne pozdrowienia w Jezusie Chrystusie, Zbawicie­lu naszym

DUSZPASTERZ

28

Page 29: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

MARIA RODZIEWICZÓWNA

sążni od brzegu. S tary oparł się na k iju i patrzał za nią.O lbrzym ia postać w ioślarza czerniała na wodzie.S tał z odkry tą głową i patrzał wyżej głowy Rymkowi. na szczyty

dąbrowy.Żegnał ją ostatnią m yślą i spojrzeniem .Potem malał, czerniał jak punkt niewyraźny, aż wreszcie stopił się

w m roku i zniknął.K aleka czekał chwil kilka, wreszcie strzelbę zdjął z pleców i w y­

palił w powietrze.Po m ałej przerw ie za wodą zaświeciło coś i huk się rozległ, a po­

tem stłum ione szumem rzeki szczekanie psa.Był to M argas na drugim brzegu, w poświeckim parku.W ygnaniec stanął cało na miejscu przeznaczenia.Ragis w estchnął i zawrócił ku domowi.— Daj mu Boże wrócić do swego, bo dobry i cierpliwy! — w y­

szeptał.Dąbrowa szum iała, ale Ragis je j szumu nie rozum iał i nie pojął,

że sta ry dąb z polany odpowiadał mu:„Powróci, powróci! — tylko poczekajcie! Wszystko m ija! Powróci,

pow róci!..,”III

D ąbrowa w w idłach Dubissy i E jni od niepam iętnych czasów była w łasnością Czertwanów.

Niegdyś, w szarej w ieków oddali, św iątynia tam stała, zamek jej strzegł.

W św iątyni bogini A leksota była czczona, zam ku bronili zajadli

w ojow nicy w skóry odziani, z toporem w garści, a fanatyzm em w sercu.

Dziś z zam ku zostały zaledwie ślady okopów i wałów, zm urszała baszta pod siecią chmielu, studnia bezdenna, wyschła, kurhan, pod który złożono obrońców, i legendy. A po św iątyni na polance zostały dwa głazy poryte jakim iś znakam i z wyżłobieniem w środku — i De­w ajtis.

M inęły wieki, zginęli Krzyżacy-apostołowie, ucichł Perku-n, pogasły św ięte ognie, m ijały rządy, ludzie, szły w ojny po w ojnach, ru iny po ruinach, zm ieniały się p raw a i obyczaje — D ew ajtis stał.

Stał w śród polanki, obok św iętych kam ieni, dęby-w nuki z daleka otaczały go kołem, olbrzymi, dotąd krzepki, w koronie z zielonych liści, potężne konary niby ram iona wyciągał w górę, jak K riw e i K riw ejte, i wyzywał, zda się, do w alki żywioły, i mówił:

„Nie wy, ludzie, rzuciliście m nie tu i nie wy, w ichry i burze, stąd weźmiecie. Osadził mnie tu Bóg i .zostanę, zostanę, zostanę”.

O słaniał sobą polanę, kam ienie, ru iny zamczyska...Czasem cichy słuchał wieści, co mu niosła rzeka, czasem z basztą

w spom inał sta re boje i m ajestatycznie szumiał, to znów, gdy ludzie doń przychodzili, po konarach jego szło potężne tchnienie: „W itajcie, w itajcie! jedna ziem ia nas zrodziła i hodowała. Korzeniam i ją w uścisk objąłem, a wy ram ionam i i duszą! Kto nas stąd w yrw ie, kto!”

Tylko co jesień D ew ajtis w spom inał bohaterów , co pom arli, sławę, co m inęła, ogień, co zagasł, i żalem zdjęty rozdzierał szaty i płakał. Ludzie obcy mówili: „dąb traci liście” ; Żmudzimi szeptali: „Dewajtis opłakuje s ta re czasy”.

I przez długie m iesiące olbrzym sta ł oszroniony, ponury i m ilczał w ciężkiej żałobie, aż litow ała się nad nim bogini, k tórej kam ieni pilnow ał tyle wieków, i odwiedzała go.

W stępowała na ofiarne głazy, w strząsała konary, pieściła gałązki, budziła, a spod jej rąk i i z białych szat leciały po polanie ciepłe tchnienia d jasne prom yki, i kw iaty.

A D ew ajtis strząsał żal z siebie i jak bohater podnosił głowę, a tu rzeka wsitała go, a tam sta ra baszta znowu.

Takie baśnie chodziły z ust do ust po zaściankach i wsiach i itymi baśniam i usypiała m atka M arka, gdy z pieluch wyrósł.

K obieta to była prosta, zacofana, dziecko chaty szlacheckiej, nigdy nie oswoiła się z pozycją pani dw oru i obywatelki. Za szeroko jej było w salonie, za zimno i zawsze cudzo!

Mąż dobijał się fortuny, pracow ał szalenie, zbierał, szczędził, rósł w możność i potęgę, ona schła jak polny kw iat w cieplarni.

Cicha była. zalękła, bała się św iata, w który weszła, p łakała cza-

13

— Pysznie — ucieszył się pan Byle-jak.

W tem ktoś zadzwonił do drzwi.— To pew nie Włodzio! — wo­

ła pan B yle-jak i pędzi do drzwi. Cudaczek też ciekawie w ysuwa główkę jak cebulka spod kołnierza i... Cudaczkowi robi się słabo. Wchodzą jego znajom i: pan Beksa ze sw ojąmamą.

— Gwałtu! Ratujcie! — krzy­czy W yśm iewaczek i rzuca się do drzwi.

Ale drzw i już zam knięte. Więc Cudaczek daje ogromnego susa w górę i ,buch! — przez dziurkę od klucza! Tylko m ignęły jego cienkie nóżki i już był za drzwiami.

Trzy dni w ałęsał się Cudaczek, licho niepoczciwie, po mieście Były św ięta. Wszyscy chodzili uśmiechnięci. Dzieci biegały czy­ste i wesołe. Nie m iał się do ko­go przyczepić.

Głodny był, że strach. Cienkie nóżki nie chciały go już nieść, tak bardzo osłabły.

Czwartego dnia w drapał się na wóz z ziemią, k tóry jechał w łaś­nie ulicą, a gospodarz w ołał:

— Ziemia do kw iatów! Ziemia!— Niech mnie ten wóz wiezie,

gdzie chce. Albo może m nie kto z ziem ią zabierze. Już nie mam sił — jęczał W yśmiewaczek.

I tak jechał na wozie z zie­mią, ale bystro się rozglądał, czy mu się gdzie jak i nowy dom nie szykuje. P rzyjechał na wozie nie­

jedną ulicę, ale jakoś nic. A w brzuszku .burczy! Ojej, jak b u r­czy!

Potem skręcili tym wozem w boczną piaszczystą drogę. Wóz skrzypiał, koń stękał, bo m u by­ło ciężko na piachu i tak doje­chali do wsi. Minęli jedną cha­łupę z ogródkiem. Minęli drugą chałupę z ogródkiem. A z trze­ciej jak coś w rzaśnie dziewczyń- skim głosem:

— Nie chcęęęę!A nasz Cudaczek-W yśm iewa-

czek hyc! — z wozu na drogę. I prosto pod okno tej trzeciej chałupy.

Okno było o tw arte i coś tam w izbie darło się: „Nie chceeęę!”

Cudaczek wskoczył na okno. P rzycupnął za kw itnącą pelar­gonią i spojrzał.

Nieduża dziewuszka w yryw ała się swojej mamie. Zasłaniała się rękami... Wiecie przed czym? Przed grzebieniem ! I naw et nie gęstym, tylko tak im sobie zwyk­łym grzebieniem.

Krzyczała, płakała, nie daw ała się uczesać.

Cudaczek ledwie spojrzał, już

prychnął śmiechem, bo dziewusz­ka w yglądała jak strach na wróble.

— Kasiu, zastanów się — tłu ­maczyła mama. — Jak będziesz chodziła z taką strzechą na gło­wie! Nie wstyd ci?

— Nie... nieee!... — darła się m ała Kasia.

— A to chodź sobie jak to czu- piradło! — zaw ołała m atka i puś­ciła dziewczynkę.

A ona od razu myk! — za drzwi. Ledwo W yśmiewaczek zdążył uwiesić się jej sukienki.

— Oho — m ruczał. — Zdaje się, że dobrze trafiłem . Już mi brzuszek pęcznieje.

Kasia wyszła na podwórko.— Tiu, tiu, tiu — zaw ołała na

kurczątka.Ale kurczątka zlękły się widać

rozczochranego staszydła i czym prędzej schowały się pod skrzyd­ła kwoki.

Podeszła K asia do psiej budy, żeby pogłaskać Reksia. A Rek- sio ogon pod siebie i do budy się schował.

— Hi, hi, hi! — cieszy się Cu­

daczek. — I pies boi się takiego stracha!

Tymczasem Kasia pochodziła jeszcze trochę po podwórzu, po czym wyszła na drogę i usiadła pod płotem. Była zmęczona sw y­mi grym asam i, więc też oczy zaczęły się jej kleić i zaraz po­tem zasnęła.

W łaśnie w tedy na płocie przy­cupnęła w rona. Była wielce ob­rażona na sw oją w ronią mamę, k tóra rano kazała jej posprzątać w gnieździe.

— Nie potrzebuję — pow ie­działo niegrzecznie niem ądre do­rasta jące pisklę i poleciało szu­kać innego gniazda.

W niedługo potem przysiadła też na płocie, pod którym przys­nęła dziewczynka.

— Krra... co to jest? — zapy­ta ła widząc rozczochraną głów­kę Kasi.

— Straszydło — pisnął Cuda­czek, wychylony zza fałdy Kasi- nego fartuszka.

— Krra... a co ma na głowie?— W ronie gniazdo. Hi, hi, hi

— zawołało uradow ane licho nie- poczciwe.

W ronka aż podskoczyła na pło­cie.

— W ronie gniazdo! To ja się zaraz sprowadzam .

Czym prędzej odfrunęła na chwalę i zaraz potem w plątała w Kasinę włosy gałązki, które przy­niosła w dziobie. Na końcu usa­dowiła się wygodnie w rozczo­chranej czuprynie, łeb schowała pod skrzydło i zadowolona usnę­ła.

JULIA DUSZYŃSKA

przygody

29

Page 30: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

sem żałośnie, a tak skrycie, jak dzwonki leśne w gęstwinie, żeby nie dokuczyć mężowi, którego ubóstw iała czcią jakąś niewolniczą.

Hardość w niej żyła i łagodność anielska. Gdy odwiedzała b ra ta w Sandw ilach, rzeźw iała i w eselała: zostałaby tam chętnie, na progu ojcowskiej chaty, z synem na ręku, nie nęcił jej św ietny los, którego zazdrościli ludzie, a le nie mówdła nigdy nic smutnego, w racała do Skomontów, śpiew ając dziecku i dalej znosiła bogactwo jak dopust Boży.

N ie um iała wiele, lecz co mogła daw ała synowi.Religia jej sk ładała się z gorącej w iary i tysiąca zabobónow. Uczy­

ła go w ięc pacierza i m nóstwa form ułek od czarów, uroków i d ia­belskich sztuk. H istoria jej była długim szeregiem legend o smokach i bahaterach , dalej o Tatarach i Szwedach opow iadała mu, co zapa­m iętała. Kołysała go żm udzką pieśnią o Birucie i K iejstucie; gdy podrósł zabaw iała legendam i z bajecznych dziejów kraju .

Obyczajem zaścianka przędła w długie wieczory zimowe i tkała w zorzyste samodziały, w ogrodzie sadziła nastu rc je i nagietki, ubie­ra ła się chętnie w jask raw ą spódnicę i koronkow y czepiec, w św ięta po nabożeństw ie lub iła gwarzyć ze szlachciankam i na cm entarzu i chętniej by w racała piechotą, a nie porządną bryczką z mężem.

Rozrywką jej było pójść n a grzyby lub na jagody sam ej z dzie­ckiem, w bór ciemny, gdzie by jej n ik t n ie tu rbow ał now inam i, po­lityką, modam i i plotkam i.

Siadyw ała na m chu lub pniu i słuchała, co las gwarzy.A chłopak o lnianych wołsach i sm ętnej twarzyczce siadyw ał obok

i w m ilczeniu słuchał te j mowy poważnej i tajem niczej.Do dębu na polanie nab ra ł z owych czasów czci bałwochwalczej.M atka nauczyła go, że wódz to był tych, co polegli broniąc bogini

i zamku. Aleksota płakała po nim , więc go bogi w drzewo zaklęły, by żył na sław ę owego boju, na pam iątkę, aż po kres św iata.

Tymczasem bogactwa Czertw ana rosły. Skom onty sta ły się p ie rw ­szym w okolicy z dobrobytu a rozległości dworem. Co dzień w yraźniej staw ało w myśli pokornej W ojnatówny, że ona nie pani do tych dóbr, n ie żona dla takiego po ten tata , że ona jedna w jego doli jest szarą plam ą, zaw adą, dysonansem ! Czuła to i usuw ała się w cień, schła, nikła, gryzła się, aż pew nej w iosny zm arła cichutko, jak żyła!

M arek m iał wówczas osiem la t i cały skarbiec m atczynych w ia­domości jako podkład do charak teru . Na pogrzebie zakończył epokę swego dzieciństw a; odtąd stracił opiekunkę i serce, w rócił do domu, obszedł kąty i n araz i jem u zrobiło się w tym pięknym dworze i zimno i cudzo, a za szeroko.

14

N azaju trz uciekł do zaścianka do w uja: chciał tam zostać. I W oj- n a t rad był sierocie, a le tegoż w ieczora przyjechał Czertw an i po ostrej rozm ow ie ze szwagrem zabrał syna! Nie syn to był, ale n ie ­wolnik, jak nieboszczka niewolnicą była.

I popłynęły lata. W Skom ontach nastała nowa pani, nowy porzą­dek, inne życie. W niosła ton i szyk, dała Czertw anow i dzieci troje, delikatnych paniątek, skoligaciła go z pięknym i rodam i.

W szystko się zm ieniło i M arkow e w spom nienia się zatarły , i obraz m atki mu zbladł, tylko dąb na polanie pozostał mu nie zmieniony, zrazu zaklętym bohaterem potem pow iernikiem , przyjacielem , n a ­reszcie w cieleniem w ielkiej myśli.

Dwadzieścia la t upłynęło od chwili jego sieroctw a; kaw ał czasu, co wlókł się powoli, ciężko, mozolnie, żłobiąc mu duszę w pew ną tw a r­dą formę, aż zastygła zupełnie.

Trzy złote m iał iskierki w życiu, zawsze dąb był ich św iadkiem , osłaniał je cieniem swych opiekuńczych gałęzi.

Raz pierw szy na ferie go wzięto ze szkół rossieńskich — odpoczy­w ał w domu.

Do dębu poszedł z pow itaniem w śliczny, le tn i ranek i strwożył się.

Sam otnię jego odkryli inni, spędzili gw arem świegocące ptactw o i polne koniki.

Było to dw oje dzieci. Chłopak gim nazjalista siedział w traw ie z ks4ą*ką na kolanach, a przed nim na ofiarnym głazie sta ła młodsza dziewczynka, cała w bieli, w w ieńcu sasanek na głowie czarnowłosej, i deklam ow ała po żm udzku hym n starodaw ny.

M arek znał oboje. Proboszcz ze Skom ontów m iał b rata , profesora ' w Kownie, jego to były dzieci, odwiedzały one czasem stryjow ską plebanię.

Oboje byli zatopieni w poezji. On ręką w ybijał m iarę i poddaw ał niekiedy wyrazy, jej zapał rzucił rum ieńce na b lade policzki, rozjaś­nił wpadłe, czarne oczy. Nie zważali na przybysza, który opodal w traw ie legł i słuchał.

Nareszcie hym n się skończył. O statnie w iersze mówiła ciszej i ci­szej. Stało w nich, że bohaterów na stos złożono, k tóry straw ił ciała i rynsztuki i opadał, opadał — aż zgasł!

— Czemuż zniżyłaś głos Ju lko? — zagadnął brat, gdy urw ała, dy­sząc.

— Bo oni pom arli, a ogień zagasł! Sm utny tw ój 'hymn!N iepraw ada, tak i stos z w ielkich w ojow ników, to n ie koniec i nie

sm utek. Pozostali biorąc z niego po iskrze, zapalają nowe pochod­nie, idą n a dalsze boje! To hasło do innych czynów, to św ietny przykład! Ty tego nie rozumiesz, boś m ała i jkobieta.

Kącikkulinarny N a wielkanocnym stole: pascha i mazurek,

PASCHA Z TWAROŻKU

wymaga: 2 litrów mleka, śm ie­tany (2 buteleczki), 6 żółtek, 15 dkg masła, 15 dkg cukru oraz bakalii, a więc rodzynek, skórki pomarańczowej, pokrajanej w kostkę czekolady, migdałów lub orzechów laskowych, wanilii.

Aby przygotować tw arożek, należy najp ierw zagotować m le­ko z w anilią (cukrem wanilio-* wym), następnie zaś dodawać stopniow a rezbełtane jajko, śm ie­tanę i ipozostawić wszystko na bardzo m ałym ogniu aż do za­gotowania.

Pow stały w ten sposób tw aro­

żek przecedzić przez ściereczkę ln ianą lub gęste sito i odstawić do w ystudzenia.W tym sam ym czasie utrzeć m a­sło z cukrem , po czym dodać do u tarte j masy stopniowo, nie spie.- sząc się, wcześniej przygotow any twarożek.

K iedy wszystko już dobrze wymieszany, na końcu dodajem y bakalie i pokrojoną w kaw ałecz­ki czekoladę, w ypełniam y paschą tortow nicę i w staw iam y do lo­dówki na około 2 godziny.

PASCHA Z SERA 1 2 kg sera (tłustego), 5 żółtek, 20 dkg masła, 20 dkg cukru, cu­kier waniliowy, 1/2 szklanki słodkiej śmietany, bakalie: 5 dkg migdałów łub orzechów lasko­wych, 10 dkg rodzynek, drobno posiekana skórka pomarańczowa.

Ser zemleć dw ukrotnie przez maszynkę, żółtka utrzeć z cu­krem , w anilią i masłem. P rzy­gotow aną masę włożyć do rondla zanurzonego w gorącej wodzie i w ten sposób podgrzewać stale m ieszając. Gdy m asa się ogrzeje dodać śmietanę,, po czym ubijać całą zaw artość aż m asa ogrzeje się do tem peratury 70—80°C.

W tedy w łaśnie należy dodać

bakalie, w yrab ia jąc m asę aż do zgęstnienia. K iedy zgęstnieje, w y­łożyć zaw artość naczynia do lnianego woreczka lub ściereczki i czekać do odsączenia serw atki. N astępnie włożyć paschę do lo­dówki i po jakim ś czasie p rze­łożyć n a talerz, nadając kształt to rtu . Całość m ożna posypać u­ta r tą czekoladą. Sm akuje — palce lizać!

MAZUREK ORZECHOWY 1,4 kg orzechów włoskich, 5 dkg migdałów (słodkich), 20 dkg cu­kru, 10 dkg cukru pudru, 3 całe jajka, 12 dkg mąki, 10 dkg ma­sła, łyżka soku z cytryny lub kwasek cytrynowy, wanilia, w a­fle do wyłożenia blachy.

Orzechy wyłuskać, m igdały sparzyć i obrać, zem leć przez maszynkę (kilka zostawić do przybrania).

Masło u trzeć z cukrem na pulchną masę, dodając kolejno żółtka — dalej ucierać. Do u ­ta rte j m asy dodać zm ielone orze­chy i migdały, po czym m ąkę i sok z cytryny.

Na posm arow aną m asłem b la­chę ułożyć wafle, następn ie zaś u ta rtą masę. Równo rozsm aro-

wywać. Z białek ubić pianę, do­dając cukier puder, lub, gdy nie m a — zm ielony cukier zwykły. U bitą p ianą pokryć cały m azu­rek, przybrać połówkam i orze­chów i m igdałów . W stawić do niezbyt gorącego piekarn ika i piec około 40 m inut.

BRONISŁAWA

KANAPKI NA KAŻDĄ OKAZJĘ

Do ich przygotow ania n ad a ją się różnego rodzaju pasty k a ­napkow e. W iele z nich w ym aga w praw dzie składników sezono­wych, jak chociażby now alijki, ale zbliżająca się w iosna już niedługo uzupełni ich braki, to ­też proponujem y:

30

Page 31: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

I

Z listem tym długo się nosił M arek i — w edle żądania piszącego — nikom u n ie w yjaw ił tajem nicy. Był zdecydowany postąpić jak K azi­mierz, bo było tu i ciężko li ciasno, a n ie św itało nigdzie nic lep­szego.

Z roku n a rok los ściskał ludzi jak kleszczami, b ronił wszystkiego, co św ięte i dobre, i stare, zm uszał do nowego — obcego.

Na D ew ajte ruszył M arek z pożegnaniem druha.Jesień była dżdżysta i brudna. Dąb żałośnie patrza ł na przybyłego

i zdawało się człowiekowi, że ludzki jęk szedł po konarach, drżał na liściach:

„Czego odchodzicie, czego, młodzi? Oh, biada, biada! Zostawiacie mnie, myślicie wrócić, nie, nie w racajcie już. N ie zastaniecie mnie! Ja w am i tylko żyję! Już m nie bez was weźm ie lada tum an, lada p a ­stuch ognia nałoży i spali!...”

J a k łzy leciały z niego złote i czerwone liście, słały się na ziemię i obrzucały stojącego, który głowę spuścił jak w inow ajca i szepnął nieśm iało:

— W ytrzym ać nie podobna, sił n ie m a na n ierów ną walkę!I jakby w odpowiedzi zakołysał się starzec, jęk ucichł, a inaczej

już szum iały gałęzie:„Siły być muszą i wszystko podobne. Idź w głąb, bo moich ko­

rzeni, tam pod czam oziem em i .pod rzeką opoka była, a ja ją ob ją­łem, w żarłem się w nią, poćw iartow ałem , na proch skruszyłem i na rodzajną ziemię Idź! Zobacz! Nie gwałćcie Bożych wyroków, nie od­chodźcie, bo zm arniejecie, jakbym ja zm arniał, żeby stąd m nie wzięto!”

M arek został i zawsze mu w stydem była ta chw ila słabości, d była też ostatnią. Na list odpisał wzyw ając K azim ierza do pow rotu i z dn ia na dzień olbrzym iała mu dusza, ja k dąb kruszyła opokę na rodzajną glebę.

W jesieni, po śm ierci Czertw ana, raz pierwszy u jrzano M arka ? tej strony rzeki. O świcie pieszo odwiedził Ragisa, siadł na sędziwą B iałkę i ruszył w stronę Skomontów. Pola już były puste, osnute siecią pajęczyn, na znanych mu dobrze łanach chodziły jakieś mod­ne pługi, k ra jąc ro lę pod żytni zasiew, a na wzgórku, dozorując, sie­dział Niemiec, nowy rządca W itolda, pod niebieskim parasolem , z fają w zębach, d czytał jakąś książkę.

Mimo woli przystanął. Dawno nde w idział swej ziemi; rozejrzał się po niej z rozkoszą. Zdawało mu się, że ptaszki i traw a, i skiba każda w oła nań :

„W itajcie, gospodarzu, w itajcie! Gdzieś był, gdyśmy plon niosły z tw ej p racy? Czemu obcy za ciebie rządzi? W róć!”

16

Było to złudzenie tylko, ale on zawsze coś słyszał.R ozum iał przyrodę może dlatego, że z ludźm i mało obcował!Gdy tak s ta ł zamyślony, nagle z boku ktoś go pozdrow ił:— Dzień dobry, panie Czertwan.O bejrzał się. Z bocznej ścieżki wchodziła na drogę kobieta młoda,

ubrana ciemno, w w ielkim słom ianym kapeluszu na hebanowych włosach.

M iała tw arz sm agławą, w yraz otw arty, myślący, lekko szyderczy, na ostrych, delikatnych rysach. W ręku trzym ała książkę.

— P an m nie nie poznał? — zagadnęła, gdy się ociągał z odpo­wiedzią.

Zeskoczył na ziemię, podał jej sw ą opaloną praw icę. Po zimnych jego rysach przem knął błysk radości.

— M iałbym praw o zapomnieć, bo cztery la ta n ie była pani u stry ja na probostw ie. Dzień dobry panno Julio!

— Rzeczywiście, kaw ał czasu! Przyjechałam przed tygodniem z Paryża niespodziewanie. Zastałam dużo więcej grobów i żeby nie spotkanie z panem , w róciłabym bardzo sm utna... P an mi przypom ­niał młodość i Olechnę!...

Zam ilkli na to wspom nienie. Po chwili zaczęła znów .ona:— P am ięta pan nasze w akacje, s ta ry dąb i ów stos z ballady!...

W zięłam z niego iskrę i poszłam bojow ać w świat... Ciężko było mi okropnie, a le to już minęło, a isk ra nie zgasła, zachow ałam ją. mo­że nie tak św ietną, ale ciepłą! A pan?

Ruszył ram ionam i.— Nie ma co opowiadać. Zostałem za panią.— Ej, nie. S try j mi już wszystko opowiedział. Znam pana dzieje

i szanuję. Dokąd pan jedzie?— Do Skomontów, Macocha m nie wezwała.— Dobrze, żem pana spotkała. W łaśnie chciałam i ja prosić pana

do nas. M am interes.Skłonił się w milczeniu.— P an wie, że jesteśm y w przyjaźni z Hanką. Je j to spraw a. Nie

rozum iem doprawdy, czego on.i wszyscy tak się boją pana. Bo ja. to nic a nic.

— P ani zapewne nie ma nic w sum ieniu przeciw mnie.— A oni m ają? No, może być, ale chyba nie Hanka.— K to milczy, potakuje.— Zepewne, ale pan, jako sam małomówny, pow inien mieć dla

milczących pobłażanie. Zresztą nie spierajm y się. H anka grzeszy b ra ­kiem cywilnej odwagi, to fakt, ale pan pomimo to daruje, i pomoże.

— Czegóż jej b rak?

cdn.

na każdą okazjęoraz: kanapki

PASTĘ Z BIAŁEGO SERA ZE SZCZYPIORKIEM do której potrzebne są: 20 dkg białego sera, łyżka masła, łyżka majonezu, szczypiorek.

Ser ucieram y z masłem, i m a­jonezem n a masę. Dodajem y do

niej drobno posiekany szczypio­rek, łyżkę sproszkowanej p ap ry ­ki, lub 2 łyżki drobno posieka­nych orzechów włoskich. W okresie la ta szczypior można z powodzeniem zastąpić drobno posiekaną rzodkiew ką.

PASTA Z SERA ŻÓŁTEGO 20 dkg żółtego sera, 1 łyżka ma­sła, 2 ząbki czosnku, 2 łyżki ma­jonezu.

Ser ucieram y n a tarce, następ ­nie m ieszam y z masłem, m ajo ­nezem i drobno posiekanym czosnkiem. W yrobioną masą sm aru jem y niew ielk ie krom ki chleba, lub krackersy . O zdabia­m y zieloną n a tk ą p ietruszki.

« « »

PASTA ZE ŚLEDZIA LUB WĘ­DZONEJ RYBY1 śledź (może ryba wędzona), 10 dkg białego sera, łyżka masła, łyżka majonezu, 1 jajko ugoto­wane na twardo.

Siedź, ja jko i ser przekręcić przez m aszynkę i w yrobić na jednolitą, zw artą masę. Dodać masło i majonez. Jeszcze raz d o ­brze wymieszać. K anapki przy­bierać zieleniną, ogórkiem św ie­żym lub kiszonym, św ieżą p a ­pryką.

• • •

PASTA Z GOTOWANYCH JAJ 4 jajka, 2 łyżki masła, 1 łyżka majonezu, sól, pieprz do smaku, (może być mielona papryka), przesmażone, drobno posiekane pieczarki, natka lub koperek.

• ♦ ♦

Ja jk a ugotować na tw ardo, zdjąć skorpuki, drobno posiekać lub zemleć przez maszynkę. U- trzeć z m asłem i m ajonezem oraz dow olnie dobranym innym składnikiem np. przesmażonymi i posiekanym i pieczarkam i.

Tak przygotow aną m asą sm a­ru jem y pieczywo, przybieram y zieloną n a tk ą pietruszki i uk ła­dam y na tacy.

Czy sm akują — w arto się p rze­konać!

BRONISŁAWA

W yd a w ca : Spo łe czne Towarzystwo Po lsk ich Kato lików , Instytut W ydaw n iczy im. A nd rze ja Frycza M od rzew sk ie go . R e d a gu je Ko*

leg ium . A d re s redakcji i adm in istracji: ul. J. D ą b ro w sk ie g o 60, 02-561 W a rszaw a, Telefon redakcji: 45-04-04, 45-11-20; a d m in i­

stracji: 45-54-93, W p ła t no p renum eratę n ie przyjmujemy. C e n a p renum eraty: kw arta ln ie 156 zl, pó łroczn ie 312 zł, roczn ie 624 zł.

W a ru n k i prenum eraty: 1. d la o só b praw nych — Instytucji i za k ład ów pracy — instytucje i zak łady pracy z lo ka lizow ane w m ia ­

stach w ojew ódzkich i pozostałych m iastach, w których znajdujq s ię s ie d z ib y O d d z ia łó w R S W ,,P ra sa -K s iq żk a -R u ch " zam aw ia ją

p renum eratę w tych o d d z ia ła ch ; — Instytucje i z a k ład y pracy z lo ka lizow ane w m iejscow ośc iach, gd z ie nie ma O d d z ia łó w R S W

,,P ra sa -K s iq żka -R u ch " i na terenach w iejsk ich op la ca jq prenum eratę w u rzędach pocztowych i u doręczycie li; 2. d la o só b fi- T V « C O N I K K A T O L I C K I zycznych - indyw idualnych p renum eratora w : — o soby fizyczne zam ieszka łe na wsi i w m iejscow ośc iach, gd z ie nie ma O d d z ia ­

łów R S W ,)P ra sa -K s iq żk a -R u ch " o p ła ca jq prenum eratę w urzędach pocztowych i u d o ręczyc ie li; - o soby fizyczne zam ie szka łe w m iastach - s ie d z ib ach O d d z ia łó w R S W

„ P ra sa -K s ia ż k a -R u c h " op la ca jq prenum eratę w yłqcznie w urzędach pocztowych nadaw czo -odb io rczych w łaściw ych d la m iejsca zam ie szkan ia p renum eratora. W p ła ty dokonują

używajqc „b la n k ie tu w p ła ty " na rachunek bankow y m iejscow ego O d d z ia łu R S W ,,Pra s a -K s iq żk a -R u c h " j 3. Prenum eratę ze z leceniem wysyłki za g ra n ic ę przyjm uje R S W

IJP ra sa -K s iq żk a -R u ch ‘,1 Centra la Ko lportażu P ra sy i W ydaw nictw , ul. Tow arow a 28, 00-958 W a rszaw a, konto N E P XV O d d z ia ł w W a rszaw ie N r 1153-20145-139-11. Prenum e­

rata ze z leceniem wysyłki za g ran icę pocztq zwykłq jest droższa od prenum eraty krajow ej o 5 0 % d la zlecen iodaw ców indyw idualnych i o 1 0 0 % d la z lecajqcyh instytucji

i z a k ład ów p racy ] Term iny przyjm ow ania prenum eraty na kraj i za g ran icę ; — od dn ia 10 listo p ad a na I kw arta ł, I pó łrocze roku n a stę p n e g o o ra z c a ły rok na stępny ? - d o

dn ia 1-go k a żd e go m ie siqca pop rzedza jqcego okres prenum eraty roku b ie iq c e go . M a te r ia łó w nie zam ów ionych redakcja nie zw raca. Redakcja zastrzega sob ie praw o sk ra ­

can ia m ateria łów nie zam ów ionych. Druk. PZC raf. Sm. 10/12. N a k ła d 25 000. Z. 141. P-83,

31

Page 32: UKRZYŻOWANY JEZUS Z NAZARETU ZMARTWYCHWSTAŁ!pilnować, by nikt nie ukradł zwłok i po prze niesieniu w inne miejsce nie powiedział, że on żyje. Byłby to wielki błąd”. Wrogowie

— Doskonale rozum iem ! Pozwólcie mi tylko wziąć iskrę, a pójdę! A kto się tam za tobą diociśnie!

U rw ała i szepnęła c isze j:— Widzisz, O lechna, tam ktoś nas podsłuchuje.G im nazjalista się obejrzał i M arek pow stał z ziemi. Pozdrowili się.— P an na w akacje? I my też! Zaszliśmy tu trochę poczytać. Ślicz­

na ta dąbrow a.Przystali do siebie! O dtąd co dzień schodzili się pod dębam i we

troje.Olechno, entuzjasta, opowiadał bohaterskie czyny, deklam ow ał ty ­

siące wierszy. Ju lka szukała gniazd po zaroślach, zaglądała w nory lisów i borsuków, wohodziała w szczeliny ruin, M arek słuchał i m a­rzył w głębi duszy. Spędzili pod D ew ajtisem całe w akacje, nigdy niezatarte w pam ięci ponurego chłopca.

Następnego roku zastał żałobę u plebana. Olechno przybył pierw eji przed tygodniem, kąpiąc się w Dubissie, utonął. Nie znaleziono n a ­w et zwłok, rzeka je poniosła do N iem na i morza.

Na w ieść tę M arek uciekł z dom u ii u stóp dębu legł, i długo nie w staw ał.

Mchy leśne w idziały, że p łakał pierwszym i łzami rozpaczy, a po­tem na głazie przesiedział noc całą i dumał, w rozżalonej jego gło­w ie majaczyło, że Olechnę spalono na stosie, który gasł i gasł, a on z tego stosu w ziął iskrę jedną do zatlenia pochodni na nowe bojei dalszą walkę.

Po tej nocy przeleżał na gorączkę parę tygodni; uratow ały go zioła ciotki i siły młode. Z piościeli w sta ł inny; nigdy odtąd się nie zaśmiałi nie rozgniewał, i długi czas unikał dąbrow y!

Po owych sm utnych w akacjach nie w rócił już do Rossień.Ojciec się do Poświcia przeniósł, bracia byli dziećmi — brakło w

Skom ontach silnej dłoni i głowy trzeźwej a praktycznej; do rozleg­łych in teresów i gospodarki zostawiono M arka.

I znów potem po kilku latach prześladow ań i sw arów macochy,i nieustannego trudu znalazł się u stóp D ew ajtisa zmęczony, osłabły, z rozpaczą tropionego zwierza.

I zdarzyło się w łaśnie, że Ragis zaszedł na polanę, szukając kuny w sidłach, popatrzył nań i spoczął obok.

— Zapalm y sobie fajeczkę! — zoproponawał.— Dziękuję wam. Już miesiąc nie palę.— Oho, ho! A to dlaczego?— Ot, d la świętego spokoju.— Aha! To się wie! Nosek macochy nie znosi złego tytoniu, a ty

mieszkasz przez ścianę! Miłe sąsiedztwo, rozstać się nie możesz! To się rozumie!

— A gdzież pójdę?— A d'o m nie nie łaska? Robaczek ci śm ierdzi czy Igiełko? La-

rendogry ci trzeba? W ielki pan! Z pałacu ani' rusz.Młody milczał, zapatrzony na m rów kę w traw ie.— Zawsze swój ze swoim trzym ać powinien. K aw aler z kaw ale­

rem ! To łajdactw o, bestie, czasem dokucza, ale nie gadają, zawsze w ygrana! Zobaczysz jakem ja to wszystko wyedukował. No, zgoda na kw aterunek?

— Dziękuję, Rymko Ragis!— No to na początek idź mi sidła opatrz. Moja łopatka ndech

odpocznie!O dtąd z kaleką zaw arli w ierny sojusz.Rymko niegdyś Czertw anow i sprzedał ziemi kaw ał z w arunkiem

dożywocia w Skom ontach i od niepam iętnych czaasów mieszkał w stancji przy sta jn i, polując, łowiąc ryby, lecząc konie i bydło. Nie zależał od nikogo, tylko od sw ej fantazji. Obcował ze sw ą oswojoną trzodą. M arek dostał pół stancji d praw o słuchania, ilekroć chciał, nauk m oralnych, wygłaszanych przez starego w iarusa swym w ycho­wankom. Z biegiem czasu nie mogli już żyć bez siebie.

I znowu raz trzeci u stóp starego dębu znalazł się M arek w cięż­kiej walce.

Pewnego dnia poczta mu przyniosła list od K azim ierza z daleka.K azim ierz lubił przyrodniego brata , choć się mało znali, do niego

się odzywał raz pierwszy. Skończył w Rydze wydział handlowy, do­sta ł w yśm ienitą posadę i wzywał do siebie każdego, komu w domu było piężko i ciasno.

15

MARIA RODZIEWICZÓWNA

Rys. „Dikobraz•'— Głowa do góry, każdy robi w życiu jakieś głupstwo!

Rys. „Paris M atch”

— Cóż w tym dziwnego! To dla ko­goś kto ożenił się z w łasną pracą.

Rys. „Grazia*— Przepraszam , czy może mnie pan przewieźć na drugą stronę ulicy?

32