more maiorum nr 27

92
More Maiorum 1

Upload: alan-jakman

Post on 21-Jul-2016

260 views

Category:

Documents


24 download

DESCRIPTION

Kwietniowy numer More Maiorum (2015)

TRANSCRIPT

Page 1: More Maiorum nr 27

More Maiorum 1

Page 2: More Maiorum nr 27

More Maiorum2

Redakcja More Maiorum:Redaktor Naczelny – Alan Jakman e-mail: [email protected] Redaktora Naczelnego – Marcin MaryniczKorekta – Marta Chmielińska, Małgorzata Lissowska, Alan JakmanSkład i łamanie tekstu – Alan JakmanOkładka oraz oprawa graficzna – Alan Jakman

Autorzy tekstów:

Alan Jakman – Niezwykły początek przygody z genealogią Aleksan-dry Kacprzak, Papusza – wyklęta przez Cyganów, Będziemy sprzeciwi-ać się śledztwu katyńskiemu!, “Niezłomna. Zachowała godnośćw łagrach”, Szybki przewodnik – My Heritage, Województwo pomor-skie, Nowości, HumorMarcin Marynicz – Przodkowie pisarza z Reymonta 12, Województwo pomorskie, Osoba miesiąca, Z pierwszych stron gazetMałgorzata Lissowska – Epoka JagiellonówPaweł Becker – Druh Wicek – gawęda o bł. Stefanie FrelichowskimZofia Maria Jakóbczak – Pierwsze kroki w archiwumElżbieta Czajka – Spisy ludności, czyli pomoce dla rodzinnego historykaPiotr Mysłakowski – Julian Fontana i Fryderyk Chopin – dwie zagadki „urodzinowe”Ewa Mordalska – Historia łódzkiego getta – moja przyjaciółka FelaGrażyna Stelmaszewska – Danuta Bytniewska-Galec – łączniczka ze StaninaOlga Diacova-Sosnowska – Los Polaków w ZSRRIzabela Heropolitańska – Udostępnianie przez USC aktów stanu cywilnego po upływie okresu przechowywania, A kim jest dla mnie moja żona?Jacek Pisiewicz – Franciszek Żuchowski – żołnierz Andersa. Chciał umrzeć w PolsceMichał Ostaszewski – Podstawy Excela dla indeksujących i nie tylkoAgnieszka Lisak “Lisak.net.pl” – Kosmetyki naszych prababekOgrodywspomnien.pl – znalazł się na liście katyńskiej, zmarł w latach 70. XX w.

&Wszystkie prawa zastrzeżone

(włącznie z tłumaczeniem na języki obce).

Zgodnie z ustawą z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim jakiekolwiek kopiowanie,

rozpowszechnianie (we fragmentach, lub w całości) zamieszczonych

artykułów, opisów, zdjęć bez zgody Redakcji będzie traktowane jako

naruszenie praw autorskich.

&

Page 3: More Maiorum nr 27

More Maiorum 3

More Maiorumnr 4(27), 10 kwietnia 2015 r.

Zapraszamy na naszą stronę internetową oraz

fanpage’a na Facebooku!

Jedna z najbardziej znanych Cyganek. Nieakceptowana przez Romów za odejście od tradycyjnej roli cygańskiej kobiety. Przez szykany leczyła się w zakładach psychiatrycznych…

Każdy genealog zaczyna poszukiwania w archiwum od dotarcia do metryk urodzenia, ślubu czy zgonu,, często szukając na oślep. A nie można by tak łatwiej?

Pamiętam jak ojciec Feli ładował na wóz cały swój dobytek, jaki pozwolono mu zabrać do getta. Pamiętam gwiazdę Dawida, naszytą na rękawie płaszczyka Feli i jej przerażone oczy. Przez pewien czas szłam chodnikiem tuż obok niej, tak długo jak tylko mogłam.

Nie mając świadomości, co to jest archiwum i o co chodzi w tej całej genealogii, zostałam rodzinnym genealogiem jednego z najsłynniejszych amerykańskich pisarzy.

4 wywiad z Aleksandrą Kacprzak

Papusza - wyklęta przez Cyganów10 spisy ludności, czyli

pomoce dla genealoga

A w numerze również...

48historia łódzkiego getta - moja przyjaciółka Fela

38

4 WYWIAD Z ALEKSANDRĄ KACPRZAK10 PAPUSZA – WYKLĘTA PRZEZ CYGANÓW14 BĘDZIEMY SPRZECIWIAĆ SIĘ ŚLEDZTWU KATYŃSKIEMU!16 PRZODKOWIE PISARZA Z REYMONTA 1228 EPOKA JAGIELLONÓW32 DRUH WICEK – GAWĘDA O BŁ. STEFANIE FRELICHOWSKIM 34 PIERWSZE KROKI W ARCHIWUM38 SPISY LUDNOŚCI, CZYLI POMOCE DLA GENEALOGA42 JULIAN FONTANA I FRYDERYK CHOPIN – DWIE ZAGADKI „URODZINOWE”46 KOSMETYKI NASZYCH PRABABEK48 HISTORIA ŁÓDZKIEGO GETTA – MOJA PRZYJACIÓŁKA FELA54 DANUTA BYTNIEWSKA-GALEC – ŁĄCZNICZKA ZE STANINA

58 LOS POLAKÓW W ZSRR60 UDOSTĘPNIANIE PRZEZ USC AKTÓW STANU CYWILNEGO PO UPŁYWIE OKRESU PRZECHOWYWANIA64 A KIM JEST DLA MNIE MOJA ŻONA?68 FRANCISZEK ŻUCHOWSKI – ŻOŁNIERZANDERSA. CHCIAŁ UMRZEĆ W POLSCE72 PODSTAWY EXCELA DLA INDEKSUJĄCYCH76 SZYBKI PRZEWODNIK – MYHERITAGE78 “NIEZŁOMNA. ZACHOWAŁA GODNOŚĆ W ŁAGRACH”80 ZNALAZŁ SIĘ NA LIŚCIE KATYŃSKIEJ, ZMARŁ W LATACH 70. XX W.82 WOJ. POMORSKIE I GENEALOGIA86 OSOBA MIESIĄCA - STANISŁAW WOJCIECHOWSKI90 Z PIERWSZYCH STRON GAZET91 HUMOR, NOWOŚCI

Page 4: More Maiorum nr 27

More Maiorum4

Alan Jakman

Aleksandra Kacprzak – genea-log, prowadząca firmę “Geno-roots”.

Jest absolwentką studiów pody-plomowych na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu na wydziale archiwistyki. Ma uprawnienia pilota wycieczek turystycznych.

Jest korespondentką prasową Pathways & Passages, publikacji wydawanej przez The Polish Genealogical Society of Con-necticut and the Northeast oraz prelegentem na konferencjach genealogicznych w USA. Należy do Polskiego Towarzystwa Genealogicznego, Małopolskiego Towarzystwa Genealogicznego oraz Polish Genealogical Society of Connecticut and the Northeast w New Britain. Jest też członkiem grudziądzkiego oddziału PTTK.

1Od ilu lat interesuje się Pani genealogią i jak to się zaczęło?

Relatywnie niewiele, ale były to lata, tak intensywne w każdej sfe-rze, że mam wrażenie jakbym przez całe życie nic innego nie robiła. Gdy zostałam dotknięta genealogią, Małysz zdobył swoją drugą Krysz-tałową Kulę, Kiepscy mieli już trzy lata, ostatni Polonez zjechał z taśmy produkcyjnej, Dzień Świra budził kontrowersje, Komnata Tajemnic wstrzymywała oddech, a huragan szalał na Mazurach.

A zaczęło się nagle, niespodzie-wanie i inaczej niż zwykle. Trudno o tym mówić w skrócie, niemniej, przecież nie ogranicza nas po-wierzchnia wydawnicza, a jedynym kryterium jest zainteresowanie czy-telnika, więc może spróbujmy wer-sję lekko poszerzoną. Są takie mo-menty w życiu, gdy całym sobą czu-jemy, że nadchodzi zmiana, jeszcze nie wiadomo jaka, jeszcze czujemy się przytłoczeni jej nieuchronnością i ciężarem obawy o jej charakter, ale wiemy że jest już blisko. W takim właśnie momencie pomyślałam, że nie chcę siedzieć i czekać, gapiąc się w okno, i że jeśli jakaś siła, nazwij-my to Uniwersum, istnieje to niech się objawi i mi powie, o co chodzi. Olśnienie przyszło w ciągu kilku mi-nut, zasiadłam do komputera i swo-im nieistniejącym angielskim, przy telefonicznej pomocy koleżanki, napisałam maila do mojego ulubio-nego amerykańskiego autora Neala Donalda Walsha, proponując mu przyjazd do Polski. Przedsięwzięcie okazało się karkołomne i nierealne,

ale akurat miał tzw. trasę po Euro-pie, i za nie tylko zwyczajowe, ale re-alnie ostatnie pieniądze poleciałam do Moskwy, żeby zobaczyć jak mój idol radzi sobie na scenie i w kon-taktach z czytelnikami. Jako że od czasu do czasu, jeden z krajowych miesięczników zamieszczał moje wywiady z oryginalnymi osobami tego świata, których spotykałam, szwendając się to tu, to tam, posta-nowiłam zrobić wywiad z Nealem. Przez dwa miesiące mój angielski z prawie nie istniejącego, przerodził się w intuicyjny, więc gdy dołożyłam do tego przygotowane notatki oraz dyktafon dałam radę. Ostatnie dwa zdania jakie Neal dodał już całkiem od siebie brzmiały: „Wiesz, tak wła-ściwie to jestem Polakiem a mój brat zajmuje się genealogią i szuka po-mocy w Polsce. Czy mogę Cię z nim skontaktować?”. I tak, nie mając świadomości, co to jest archiwum i o co chodzi w tej całej genealogii, zostałam rodzinnym genealogiem jednego z najsłynniejszych amery-kańskich pisarzy.

W tamtym czasie jedyną pomocą była strona internetowa pana Or-natowskiego. Udało mi się ustalić, że powinnam pojechać do Archi-wum Państwowego w Pile, co też uczyniłam. W tym starym budynku, trzęsąc się z zimna, po raz pierw-szy zobaczyłam i dotknęłam starą księgę, i to właśnie był ten moment. Moment, w którym wiedziałam, co chcę robić w życiu. Następnego dnia pojechała do rodzinnej miej-scowości Neala i jego brata Bryana. Jako, że od najmłodszych lat roz-czytywałam się w książkach Agaty Christie, a moją pierwszą miłością

niezwykły początek przygody z genealogią Aleksandry Kacprzak

WYWIAD

Page 5: More Maiorum nr 27

More Maiorum 5

był porucznik Colombo, z zapałem rozpoczęłam historyczne śledztwo, którego rezultatem było odnale-zienie kuzynki. Potem była wizyta braci w Polsce, przydało się więc doświadczenie organizatorskie, któ-re miałam z poprzednich lat. Musia-łam jeszcze popracować nad angiel-skim, pojechałam więc do Stanów Zjednoczonych, gdzie nawiązałam też kontakty ze stowarzyszeniem genealogicznym. Początki nie były łatwe, gdzieś po drodze skończyłam też kurs PTTK dla przewodników i pilotów wycieczek.

2Z jakich terenów po-chodzą Pani przod-kowie?

Mieszkam w Grudziądzu i tutaj się urodziłam, ale moi dziad-kowie przybyli na ziemie odzyskane z Lubelszczyzny (Rogów) i z Rze-szowszczyzny (Godowa). Jako, że początek mojej przygody z genealo-gią jest tak specyficzny, moje osobi-

ste drzewko wymaga jeszcze sporo troski. Wiem jak wiele radości daje mi odszukiwanie i dodawanie list-ków na drzewkach moich klientów. Coraz częściej, dzięki indeksom, ich drzewka rosną bardzo szybko, ale w stosunku do swojej rodziny posta-nowiłam zażywać tej przyjemności powoli i bardzo osobiście. Moje lu-belskie korzonki są już skrupulatnie zindeksowane, ale świadomie z tych indeksów jeszcze nie korzystałam. Pojechałam natomiast do rodzinnej parafii, by powoli rozkoszować się każdym odnalezionym dokumen-tem i poczuć te dreszcze na plecach, gdy rodzice się zgadzają, gdy wiek się zgadza…

doświadczyliśmy ponownego rodzinnego połączeniaOczywiście jedna wyprawa to za mało i czeka mnie jeszcze ogrom pracy. Gdy skończę porównam moje efekty z indeksami. Odnale-zienie w nich czegoś, co pominęłam czy nie wzięłam pod uwagę, będzie prawdziwym bonusem. Z lubelską częścią rodziny „północ” utrzymuje kontakty, ale o rzeszowskich kuzy-nach wiedzieliśmy tylko, że istnieją. Zebrałam więc kuzynów z „półno-cy” i pojechaliśmy na poszukiwania. Odnaleźliśmy rodzinę, doświadczy-liśmy tego ponownego rodzinnego połączenia i dopiero teraz, tak na-prawdę wiem, co czują moi klienci, gdy wpadają w ramiona odnalezio-nych kuzynów. Nie ma w tym żadnej pompatyczności czy sztuczności. Po prostu, w tym momencie świat wydaje się taki, jak być powinien. Wszyscy moi przodkowie z każdej linii to najprawdziwsi, zwykli chło-pi. Może dlatego tak bardzo uko-chałam wiejskie klimaty. Wszystkie wioseczki są tak jakby moje i najle-

piej się czuję pracując nad genealo-gią chłopską. Niestety, żeby ustawić swoich wszystkich chłopów na wła-ściwej gałązce musiałabym dostać w prezencie kilka pełnych koszyków czasu lub odkryć tajemnicę jego spowalniania.

3Które odkrycie ge-nealogiczne sprawiło Pani największą ra-dość?

Niełatwo odpowiedzieć na to pyta-nie, gdyż takich ogromnych radości, z wydawałoby się małych odkryć, było wiele, a z każdym z nich wią-że się niesamowita historia, której skrót wymagałby, co najmniej jed-nej strony druku. Lubię takie histo-rie, w których można by upatrywać dotknięcia „nieznanego”… Jeste-śmy na cmentarzu, chcemy zapalić świeczkę w miejscu, gdzie starsza już ciocia pamięta, że chyba był po-chowany dziadek… Żadną siłą, ani sposobem, nie możemy tego zrobić, świeczka gaśnie i już! Nagle olśnie-nie, to nie jest to miejsce… Przesu-wamy się o kilka kroków i świeczka zapala się od pierwszej zapałki!

Ogromne tomiska spisów ludności, setki zapisanych stron i setki pu-stych, indeksy odsyłające do innych indeksów, numery domów, numery działek i w tej plątaninie rodzina Józefa, która po prostu musi być tam zapisana! Logika zawodzi, in-deksy prowadzą do nikąd, nie ma tego domu, nie ma tej działki, nie ma nazwiska. Kartka po kartce, to dwa dni w Archiwum albo cud. Po-stawiłam na cud i z lekkim poiryto-waniem prawie wrzasnęłam, do ja-snej (bib) Józek pomóż, ostatecznie Ciebie szukamy, więc zabieraj się do roboty! Otwieram księgę na chybił trafił na stronie, gdzie cała rodzina grzecznie czeka na odkrycie. Puści-łam oczko do Józka i od tej chwili wszystko już szło gładko.

WYWIAD

Page 6: More Maiorum nr 27

More Maiorum6

WYWIAD

Page 7: More Maiorum nr 27

More Maiorum 7

Tego typu historie mogłabym jesz-cze długo opowiadać, chyba są war-te spisania, bo niektóre zacierają się już w pamięci.

Ale były też całe projekty, które do tej pory wzbudzają łzy wzrusze-nia. Niewątpliwie najważniejszy, to odnalezienie w Polsce ojca, który nie wiedział, że wyjeżdżając z An-glii zaraz po wojnie, zostawił swo-ją przyjaciółkę w błogosławionym stanie. Roger został oddany do ad-opcji. Po śmierci adopcyjnych ro-dziców postanowił odszukać tych biologicznych. Poszukiwania ojca zaprowadziły go do Polski, a tutaj ja podjęłam się tego zadania. Ogrom odpowiedzialności przy tego rodza-ju poszukiwaniach jest naprawdę przytłaczający. Wszystko potoczyło się szczęśliwie a ojciec i syn już od kilku lat są razem. Czyż to nie jest piękne?

4Jest Pani absolwentką studiów podyplomo-wych na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika

w Toruniu na wydziale ar-chiwistyki. Czy zdobyta tam wiedza ułatwia Pani korzyst-anie z archiwów?

Studia archiwistyczne były dla mnie ogromnym wyzwaniem, gdyż całko-wicie mijały się z moim podstawo-wym wykształceniem, a co więcej, mijały się z moimi dotychczaso-wymi zainteresowaniami. Z duszą na ramieniu, pełnym magazynkiem ambicji i adrenaliną w żyłach, po-szłam mierzyć się z elementarzem, a zarazem biblią archiwistów, czyli

podręcznikiem prof. Haliny Robót-ki. Bestia okazała się łagodniejsza, niż ją sobie wyobrażałam! Zajęcia praktyczne z porządkowania zespo-łów były niezwykle absorbujące, re-nowacja starych dokumentów wręcz fascynująca, zasady prowadzenia kancelarii powiedzmy, że konieczne.

Czasami tylko odczuwało się brak automatu z dobrą kawą przed hi-storią archiwów. Czy ta wiedza mi pomaga w pracy? Oczywiście, że tak! Studia dały mi takie ogólne ro-zumienie zasad archiwalnych oraz łatwość poruszania się po inwenta-rzach i innych pomocach archiwal-nych. Nie można jednak liczyć na żadną wiedzę genealogiczną, nawet wprowadzenie elementów gene-alogicznych do pracy dyplomowej, było kontrowersyjne i odbyło się trochę na zasadzie „baba się upar-ła, to niech jej będzie”. Nie uważam jednak, aby takie studia były ko-nieczne czy nawet tylko przydatne genealogom rodzinnym.

5W Salt Lake City od-była Pani kurs w za-kresie poszukiwań w Europie wschodniej.

Jakie doświadczenie udało się Pani tam zdobyć?

To było na samym początku mojej pracy. W Polsce nie było jeszcze żadnych spotkań czy wykładów, praktycznie nie działo się nic w za-kresie genealogii. Czułam się przede wszystkim wyróżniona, że dane jest mi, tak znikąd, wylądować w sercu światowej genealogii. Chłonęłam

wszystko z zachwytem i ze zdumie-niem, że genealogia jest dla Polonii Amerykańskiej czymś tak ważnym. Z samych wykładów nie wyniosłam zbyt dużo wiedzy jako takiej, ale zro-zumiałam czym jest genealogia dla Polonii, zobaczyłam jak funkcjonu-je największa na świecie biblioteka mormońska, poznałam wiele osób z którymi utrzymuję kontakt do te-raz. Na kursie uczono na przykład, jak odczytywać polskie dokumenty, przedstawiano tę część naszej histo-rii, dotyczącą zaborów, pokazywano jak poruszać się po mapie Polski, a na zajęciach z wymowy polskich nazwisk i miejscowości służyłam oczywiście pomocą, gdyż byłam je-dyną osobą ze starego kraju. Część zajęć poświęcona była poszukiwa-niom w USA i dotyczyła na przy-kład list przewozowych, wojennych kart rejestracyjnych czy spisów lud-ności. To było dla mnie coś nowe-go i oczywiście teraz poruszam się

WYWIAD

Page 8: More Maiorum nr 27

More Maiorum8

swobodnie po tych zagadnieniach, ale nie wykorzystuję tego zbyt czę-sto w pracy, gdyż te poszukiwania leżą niejako po stronie klientów.

zabierają trochę ziemi, by rozsypać ją na grobach w USAWiększość warsztatów, kursów czy konferencji jest w USA płatna. Na-wet jeśli organizują to stowarzysze-nia, mające statut non-profit, stara-ją się w ten sposób wygenerować

środki na opłacenie podstawowych kosztów organizacyjnych.

6Czy w Polsce po-dobne kursy mają szanse zaistnieć jako coś „naturalnego”?

Bowiem aktualnie jest to ra-czej dość niszowe zajęcie.

Uważam, że potrzeba takich kursów już zaistniała i będzie coraz bardziej widoczna wraz ze wzrostem zainte-resowania genealogią. Fora interne-towe i literatura nie zastąpią nigdy bezpośredniego kontaktu z osoba-mi, które mają po prostu większe

doświadczenie i nie zastąpią radości z przebywania z innymi genealo-gicznie zakręconymi. Nic nie zastąpi wspólnego grzebania w stogu siana, w poszukiwaniu igiełek potrzeb-nych do zszycia naszych historii.

Ale moim zdaniem znaleźliśmy się w takiej dziwnej pułapce, którą sami zbudowaliśmy. Postawiliśmy In-ternet na piedestale i stworzyliśmy wrażenie, że genealogia powinna być całkowicie za darmo, a do tego szybko. Konferencja w Opolu poka-zała, że potrzeba spotkań jest wręcz ogromna i powoli wygrzebujemy się z zaskorupienia. A że trzeba

WYWIAD

Page 9: More Maiorum nr 27

More Maiorum 9

czasami za wiedzę, a jednocześnie za przyjemności zapłacić, to rzecz moim zdaniem naturalna.

Oczywiście nie twierdzę, że Internet jest zły, bo to w tej chwili część na-szego istnienia i żyć bez niego nie sposób! Chodzi mi o zachowanie równowagi pomiędzy obydwiema formami rzeczywistości.

7Prowadzi Pani firmę „Generoots”, poszu-kując przodków dla ludzi z całego świata.

Z którego kraju ma Pani naj-więcej klientów?

Zdecydowany prym wiodą Sta-ny Zjednoczone. Najprawdopo-dobniej dlatego, że emigracja była tam największa, ale też dlatego, że genealogia jest tam, tak bardzo popularna. Trochę dziwi fakt, że niewielu mam klientów z Austra-lii, emigracja była tam na pewno mniejsza, ale nadal znacząca. Mało jest tam polskich stowarzyszeń ge-nealogicznych i działają one z ma-łym rozmachem. Czasami pojawia się Kanada, Brazylia czy Niemcy. Najbardziej oryginalny zakątek świa-ta, skąd spłynęły prośby o odszu-kanie polskich antenatów, to RPA oraz Katar.

8Czego oczekują od Pani polonijni klienci?

Zwykle jest to trzecie lub czwarte pokolenie emigran-

tów i nie mówią już po polsku, ale mają pełną świadomość swojego pochodzenia, a ich potrzeba kon-taktu ze starym krajem jest wręcz przeogromna. Niektórych satysfak-cjonują tylko badania historyczne, a inni proszą również o odszukanie żyjących krewnych. Wielu z nich przyjeżdża do Polski, jedziemy do parafii ich przodków i razem pła-czemy ze wzruszenia przed ołta-rzem, przy którym prababcia była ochrzczona. Odszukujemy miejsce, gdzie znajdowała się, a czasami jesz-cze istnieje, chałupa, z której pra-dziadek wyruszył na spotkanie z na-dziejami lepszego życia za Wielką Wodą. Chodzimy drogami i łąkami, gdzie przodkowie pasali krowy i do-tykamy drzew, na które sto lat temu wdrapywał się pradziadek. Zabierają też trochę polskiej ziemi, by rozsy-pać je na grobach w USA. Zdarzyło mi się również, że ktoś przywiózł małe pudełeczko z prochami pra-dziadka, by zgodnie z jego prośbą rozsypać je na polskiej ziemi. Nie-zmiernie wzruszające są też spotka-nia z odnalezionymi kuzynami. Po stu latach rodzina znowu jest razem i jest to piękne.

Dla wielu z moich klientów, to jak dopełnienie życia. Dopiero gdy pozbierają i poukładają rozsypaną układankę swojej historii czują, że wypełnili życiową misję. Pomogłam wyrosnąć setkom drzewek, daje mi to ogromną radość i nadaje sens mojej pracy.

9Czy genealogia w Polsce stanie się w przyszłości równie popularnym hobby

jak w USA?

Niewątpliwie tak, jesteśmy pasjona-tami, jesteśmy patriotami, jesteśmy dumni ze swojej historii i jesteśmy rodzinni. Te wszystkie cechy to po-datny grunt dla genealogii.

WYWIAD

Page 10: More Maiorum nr 27

More Maiorum10

Alan Jakman

Papusza – wyklęta przez Cyganów

HISTORIA XX WIEKU

Jedna z najbardziej znanych Cyganek. Poetka, którą odkrył Jerzy Ficowski i Julian Tuwim. Nieakceptowana przez Romów za odejście od tradycyjnej roli cygańskiej kobiety. Przez szyka-ny leczyła się w zakładach psychiatrycznych…

Dokładna data urodze-nia Papuszy, a właści-wie Bronisławy Wajs, nie jest znana. Cygań-

skie tabory były w ciągłej wędrów-ce. Gdyby zapytać Cygana o datę jakiegoś wydarzenia, to odpowie-działby „na wiosnę” lub „jak kwitną jabłonki”. Nikt nie zapamiętywał konkretnych dat, dlatego nie jest też znana data urodzenia Papuszy. Według cygańskich opowieści mia-ła urodzić się 17 sierpnia „w dniu, w którym chłopi kończyli zbierać zboże z pól”. Jednakże pojawia się i druga data – 10 maja, niczym nie tłumaczona. Również rok urodze-nia poetki nie jest do końca znany – najczęściej podaje się rok 1910. Inni mówią również o roku 1909. W an-kiecie członkowskiej do Związku Literatów Polskich napisano: „Bro-nisława Wajs, 1908”. Również miej-sce urodzenia Papuszy nie jest zna-ne – „może w lesie, pod gwiazdami, bo tam się dzieci rodziło”. W do-kumentach podaje się albo Lublin, albo Sitaniec. Jednakże w żadnej z tych miejscowości nie znaleziono śladów Bronisławy Wajs.

Prześliczna lalka!

Podobno jej przyszłość była już określona zaraz po urodzeniu. Trze-ciej nocy po tym dniu zjawić miał się duch. Wyliczył on dobro, które ją spotka, a także zło, które przeży-

je. Podobno matka dziecka przeczu-wała, że tej nocy „coś” się wydarzy, dlatego spędziła ją ze starą cyganką. Słów ducha nikt nie mógł powtó-rzyć, mówiono tylko między sobą: „Albo będzie z niej wielka duma, albo wielki wstyd”.

Następnie mała dziewczynka zo-stała zaniesiona do wsi i ochrzczo-na. Nadano jej imię „Bronisława”, jednak nikt w taborze nie mówił jej „Bronka”, wołali „Prześliczna!”. Dlatego nazywali ją „Papusza”, co po cygańsku oznacza „lalka”.

Jej matka – Katarzyna z Zielińskich – pochodziła z galicyjskich Cyga-nów, wędrowała jednak z wołyński-mi. Jej mąż, a ojciec Papuszy, zmarł na krótko po narodzinach Bronisła-wy. Kilka lat po śmierci męża wy-szła drugi raz za mąż. Został nim Jan Wajs – stryjeczny brat Dyźka, przyszłego męża Papuszy. Jak sama poetka wspomina ojczyma: „Biedę z nim miała, bo był pijak i w karty grał”. Jeśli nie starczało mu pienię-dzy na wódkę, bił żoną batem po plecach. „Aż powietrze jęczało, aż żmije jej na plecach porosły”. Nikt nie mógł stanąć w jej obronie, bo Cygan może zrobić z żoną co chce. „Mordę otłuc. Przydusić nogą gar-dło. Sponiewierać jak ścierwo ja-kieś”, wspominała Papusza.

Bądź chytra i fałszywa

Dnia, w którym Papusza nauczyła się pisać, nie zapomniała do końca życia. Jak co dzień matka budziła ją „równo ze słońcem”. Zaplotła jej warkocz i powiedziała „Nie mo-żesz marnować okazji. Z pustymi rękami Cygance nie wolno wrócić do taboru. Bądź chytra i fałszywa”.

W ten tabor stanął kilka kilome-trów od Grodna. Kiedy dotarły do sześćdziesięciotysięcznego miasta, od razu pognały na targ. W mieście były już telefony i elektryczność, most żelazny, a także kilka szkół i te-atr. Na wspomnianym targu można było kupić wszystko – buty, kosze na ziemniaki, krzesła, maść na od-ciski, a nawet wyrwać ząb na pocze-kaniu. Pośród wielu handlarzy zna-leźć można było również Cyganki, wróżące z kart. Kreśliły na dłoniach klientek znak krzyża monetą, któ-rą dostały. Mówiły: „Całą prawdę jeden Bóg zna, a Cyganka tyle, co w kartach”.

Mała Papusza zauważyła dzieci, idące do szkoły – wiedziała, że tam można poznać litery i nauczyć się czytać. Podbiegła do nich, ale te ją przepędzały. Mówiły między sobą, że to złodziejka i zaraza. Bron-ka jednak nie odpuściła, pół dnia

Page 11: More Maiorum nr 27

More Maiorum 11

HISTORIA XX WIEKU

czekała pod szkołą, aż zaczepione wcześniej dzieci wyjdą. Podeszła do dziewczynek i zapytała czy pokażą jej parę literek. Zgodziły się, ale nie za darmo, rzecz jasna…

Jedna kura=jedna lekcja

Aby przeżyć, Cygan musiał kraść. Kobiety najczęściej kury. Nie było to skomplikowane. Wystarczyło wokół siebie rozrzucić ziarno i zwołać kury. Kiedy te były zajęte jedzeniem, jed-nym ruchem ręki chwytało się kurę od góry, przyciskało do ziemi, a na-stępnie chowało do worka. Kiedy Pa-pusza miała cztery lata po raz pierw-szy zabiła kurę. „Zawiązałam sobie tłumoczek, ukradłam mamie karty, cztery kilometry szłam i zabłondzi-łam. Znalazł mnie jakiś chłop, wzioł na wóz i zabrał do wsi. Patszę, na jego podwórku kury chodzą, zła-pałam jedną, zawinęłam w wielką szmatę ciasno i ona się udusiła”.

Przez kilka dni mała Bronka czeka-ła codziennie po szkole na dzieci, które pokazywały jej elementarz. Papusza pisała patykiem na piasku: a,b,c i resztę liter. Dzieciakom jed-nak szybko się to znudziło. Młoda cyganka jednak na tym nie poprze-stała – poszła do sklepu, który był prowadzony przez Żydówkę, i po-prosiła o lekcje pisania. Sklepikarka kazała przynieść tłustą kurę na sza-bas i kupić elementarz. Matka Papu-szy mówiła „te książki są po nic, tru-je się nimi mózg. Z nich pochodzi głupota”, ojczym bił.

Już wtedy tabor cygański wyśmie-wał się z Papuszy – wytykali palca-mi, darli jej gazety, książki wrzucali do ognia.

Ślub z Dyźkiem

Dyźko był chłopakiem z tego same-go taboru, co Papusza. W 1927 r.,

kiedy Papusza miała 17-19 lat, miał jej powiedzieć, że kochał ją już, kie-dy była dzieckiem. A warto przypo-mnieć, że Dyźko był bratem ojczy-ma Papuszy.

chciałam umrzeć za młodu

Jak wspomina sama poetka: „Ubrał się w złoto same. Ledwo co w próg wszedł i od razu zaczął: »Papusza musi zostać moją żoną« Przyniós wótki, upił ich jak śledzi. Ciotka nie chciała się zgodzić, to ją pobił wój”. Dyźko miał już żonę, ale wy-gnał ją do rodziców „mnie wywiózł do hotelu za Grodnem, za dwa mie-sięcy z góry zapłacił i tam żylimy. Nic go nie kochałam, czółam do niego stręt. Walczyłam jak pantera. Nie chciałam się zgodzić i prosi-łam i płakałam żeby mnie póścił do domu. Nie chciałam jeść, szczernia-łam i schudłam jak słoma. Chciałam umrzeć za młodu i spocząć w ciem-nej mogile. Pszysięgam Bogu, że cię będę zdradzać, mówiłam, bo cię nie lubię jak psa, jak niegodnego czło-wieka, który niewart nic”.

Jak bywało w cygańskich rodzinach, mąż Papuszy szybko chwycił za kij. Bił ją prawie codziennie. Nie było ważne, czy był pijany, czy trzeźwy. „Każdy Cygan miał »desto«, kij z młodego dębu. Korzenie obcina-ło się tak, żeby powstała główka jak w maczudze. Potem smarowano ją tłuszczem i opiekano nad ogniem. Stawała się tak twarda, że można było nią kości łamać”. (Angelika Kuźniak, Papusza, str. 39). 24 marca 1929 r. Dyźko i Papusza biorą ślub.

Żywili żyli z zabitymi

O wołyńskim okresie Papusza wspo-minała niechętnie – w jednym tabo-rze przebywali zmarli i żywi. Jedni spaleni z dziurą w głowie, a drudzy,

Page 12: More Maiorum nr 27

More Maiorum12

HISTORIA XX WIEKU

obok nich, głodni. Mówiła: „Po-lacy, Żydy, Cygany, razem, a każda śmierć i tak osobna. Kobiety, Boże przebacz, bez piesiów, dzieci z wy-łupionymi oczami, włosy wyrwane. Gdzie się nie obejrzysz, tam trup”. (Angelika Kuźniak, Papusza, str. 49)

Cygańska legenda głosiła, że Cy-ganów zabijano z zazdrości, tak samo jak Żydów. Niemcy, chcąc

opanować świat musieli być i by-strzy, a tego im brakowało, dlatego mordowali. Inna legenda mówi, że wszystkiemu była winna … wróż-ba! Przed wojną w III Rzeszy żyć miała Cyganka Marfa – jej przepo-wiednie zawsze się sprawdzały. Hi-tler poprosił więc ją o przepowie-dzenie przyszłości, ta bez strachu, rzekła: „Führera czeka klęska i zgi-nie z własnej ręki”.

Podczas wojny ludność romska bo-rykała się również z głodem – jak wielu ówczesnych mieszkańców wschodnich terenów II Rzeczypo-spolitej. Razem z taborem Wajsów wędrował również kuzyn Dyźka – męża Papuszy – Niunia. Wspomina: „Raz tak spuchłem z głodu, że nie mogłem już chodzić, a moja żona wosk znalazła i je. Dzieci kwiatuszki różne zrywają i jedzą. Aż znalazłem wiadro z kartoflami. (…) W nocy pokazał się ruski samolot, zaraz Niemcy go macają reflektorami i strzelają. Zdobyłem ja szkło powiększające od latarki. Jak dzień wstał, wziąłem suchą hubkę, od słońca miałem ogień i zapaliłem ognisko. Żyta zdobyłem trochę, szczawiu, słoniny”. (Angelika Kuźniak, Papusza, str. 57)

Zima dla taboru Papuszy była jesz-cze cięższa – temperatura była moc-no minusowa, dlatego Cyganie sie-dzieli jeden koło drugiego, kobiety obok mężczyzn, dzieci – bez zwy-czajowego podziału. Wtedy było im znacznie cieplej. Jednak w całym taborze panowały wszy, jak mówi poetka: „swędziało nie do wytrzy-mania. Że człowiek by z siebie skó-rę zdarł. Ciała mieliśmy w strupach. Łachy ciężkie od krwi”.

Spalimy to przeklęte pisanie!

Kiedy Bronisławę Wajs poznał po-eta Jerzy Ficowski, Cyganie nie byli tym zachwyceni. To on przełożył oraz opublikował wiersze Papuszy. Przez jakiś czas mieszkał w taborze Wajsów, by poznać tamtejsze reguły życia.

W 1953 r. ukazała się książka „Cy-ganie polscy. Szkice historyczno-obyczajowe” w nakładzie 5 tys. eg-zemplarzy. Parę kartek zostało po-święconych Papuszy i jej wierszom. Na nieszczęście cygańskiej poetki, w książce znalazł się również słow-

Page 13: More Maiorum nr 27

More Maiorum 13

HISTORIA XX WIEKU

nik cygańsko-polski, zawierający ok. 700 słów. Cygańskie tabory w kilka chwil zaczęły głośno protestować, można było słyszeć, że „przez pięć-set lat nie znalazł się pies, co by zdradził cygańskie sekrety, aż dopie-ro dziś” (podkreślenie autora).

Cyganie wyruszyli nawet do stolicy, aby w siedzibie Związku Literatów Polskich zażądać wydania wszyst-kich egzemplarzy książki. Zapro-ponowali wór pieniędzy, aby tylko spalić „przeklęte pisanie” – wrócili z pustymi rękoma.

Papusza bardzo błądzi, chce się nożem przebić

Kilka miesięcy po publikacji książki, do mieszkania Papuszy wdarło się kilku Cyganów, krzycząc że zdra-dziła tajemnice Romów. Grozili, że przywiążą ją do wozu i będą wlec – z pomocą przyszli sąsiedzi.

Choroba psychiczna

Wydarzenia te doprowadzą Papuszę do choroby psychicznej. Jej syn – Tarzan – wspomina, że po jednym z przyjazdów z Warszawy, jego mat-ka zaczęła palić brudnopisy, a także listy do Tuwima, które posiadała. Pewnego dnia klęczała na podłodze, trzymając nóż w ręce. Obok leżał stłuczony słoik, a na środku pokoju paliło się ognisko, do którego Papu-sza wrzucała kartki.

Przez kilka miesięcy Bronisła-wa Wajs przebywała w szpitalu w Lublińcu. Po powrocie do domu, w kwietniu 1954 r., Dionizy pisze w liście do Ficowskiego: „Papusza jest już w domu, ale co z tego kie-dy bardzo błądzi, chce się nożem przebić, oknem wyskoczyć i szuka ostrego narzędzia. Drugie: czytać

ani pisać nie może, bo liter nie ro-zumi. Trzecie: nie chce mnie ani Ta-rzana wypuścić na krok z domu, bo bardzo płacze i krzyczy (…)”

Śmierć Dyźka i Papuszy

Życie Wajsów nie było najlepsze – spali na podłodze, jedli kucając, palili deskami, które leżały na podwórku. Jedyne, co miała cennego, to „Pieśni Papuszy” w wersji polskiej i romskiej. W lipcu 1958 dostała zapomogę od miasta – kupiono jej łóżka, kilka krzeseł, stół, trochę ubrań.

Lata 60. XX w. minęły Wajsom nie najlepiej – finansowo pomagali im różni ludzie, Związek Literatów Polskich, miasto. Dostali nawet mieszkanie w bloku, ale nie mieli-by gdzie trzymać konia z wozem. W 1968 r. Papusza prosi o pomoc, pisząc „mąż jest w starczym wie-ku i potrzebuje opieki jak dziecko, urodzony 1885 (…)”. Dyźko zmarł w styczniu 1972 r.

Papusza pod koniec życia leżała w kilkunastu szpitalach. Nie rozma-wiała z innymi pacjentami – kontakt z nią był utrudniony. Często mówiła o synu, twierdziła że ktoś go zabił, że odcięto mu ręce i nogi. Tarzan, dowiedziawszy się, że Papusza nie

jest jego prawdziwą matką, pojechał w latach 70. XX w. do Mielca, by od-naleźć biologicznego ojca. W 1983 r. próbowała siekierą przepędzić siekierę, oskarżając ją o współżycie z Tarzanem. Rok później Papusza została zabrana do mieszkania sio-stry Janiny Zielińskiej w Inowrocła-wiu. Pod koniec życia całymi dniami stała przy otwartym oknie, przez co nabawiła się zapalenia płuc.

Rankiem 8 lutego 1987 r. była jesz-cze przytomna, ale kilka godzin później traciła już przytomność. Do siostry wyszeptała tylko „To już chyba koniec mojego życia”. Późnym popołudniem Papusza zmarła. Została pochowana 6 dni później, z dala od cygańskich mogił. Nie wiadomo, ile dokładnie osób szło za trumną, ale na pewno wśród tych ludzi nie było Jerzego Ficow-skiego. Nie było również Tarzana, podobno był za granicą.

Rok przed śmiercią Papuszy, Fi-cowski pisał: „(…) Wiem, ze przy-czyniłem się i do tej przyszłej two-jej sławy, i do tej minionej twojej klęski. (…) Mimo to dziś czuję w sobie ciężar współodpowie-dzialności za te wszystkie biedy, którymi Cię kiedyś obarczono, choć wiem, że były nieuniknione. Wybacz mi jeśli możesz”. ■

» W tym domu w latach 1959-1983 mieszkała Papusza /fot. Stiopa Wikimedia Commons

Page 14: More Maiorum nr 27

More Maiorum14

Alan Jakman

HISTORIA XX WIEKU

będziemy sprzeciwiać się śledztwu katyńskiemu!Każdy wie, że Polska przed roz-poczęciem działań wojennych w 1939 roku, miała podpisany trakt sojuszniczy z Wielką Bry-tanią. Zagwarantowanej pomocy jednak nie otrzymaliśmy, co wię-cej, władze brytyjskie ukrywały przed polskim rządem, informa-cje o Katyniu…

Pierwsze kroki do sojuszu brytyjsko-polskiego, zostały podjęte już w marcu 1939 r. Władze Wielkiej Brytanii i II

Rzeczypospolitej, zobowiązały się do wzajemnej pomocy militarnej w przy-padku agresji na jedną za stron, a tak-że niezawierania odrębnego pokoju z agresorem. W traktacie zapisano, że ewentualna agresja miałaby nastąpić ze strony „europejskiego mocarstwa. Tajny aneks sprecyzował, że chodzi o III Rzeszę.

Zapewne z punktu widzenia ów-czesnych Polaków sojusz ten dawał realne nadzieje na pomoc ze strony Wielkiej Brytanii – nie wszyscy jed-nak w tej kwestii byli optymistycznie nastawieni. Polski polityk – Włady-sław Studnicki, już w czerwcu 1939 r., wydał broszurę pt. „Wobec nadcho-dzącej drugiej wojny światowej”, w której skrytykował działania rzą-du polskiego. Pisał, że w przypad-ku agresji na Polskę, Anglia „wcią-gnie” do sojuszu ZSRR, „płacąc” za to Stalinowi wschodnimi ziemiami II Rzeczypospolitej. Publikacja ta została skonfiskowana przez rząd

polski – a o jej słuszności Polacy przekonali się kilka lat później…

Zarówno Waszyngton, jak i Londyn, wiosną 1943 r., miały dużą wiedzę o zbrodni katyńskiej – mimo tego nie zareagowały w żaden sposób na odkrycie polskich mogił koło Smo-leńska. Wybrano taktykę milczenia, ponieważ – według tłumaczenia się władz anglosaskich – obawiano się, że wojna może trwać nawet do lat 50. XX w. Co więcej, wywiad alianc-ki doniósł, że Niemcy pracują nad bombą atomową. Władze w Lon-dynie i Waszyngtonie wolały więc uspokoić „niedźwiedzia”, czy-li Rosję, nie drażniąc go kwestią katyńską.

Jestem absolutnie pewny, że Rosjanie tego nie zrobili

Trwanie w milczeniu, a więc w rze-czywistości utrzymywanie rosyjskiej wersji, jakoby Niemcy byli odpo-wiedzialni za rozstrzelanie tysięcy Polaków w Katyniu, było moralnie naganne. Wszelkie próby wyjaśnia-nia tej zbrodni były natychmiasto-wo przerywane – kariera polityczna tych osób raptownie się kończyła.

Prezydent Roosvelt zlecił swemu przyjacielowi Georgowi Erle’mu, by ten napisał raport na temat zbrodni. W maju 1944 r., czyli niedługo po

upublicznieniu radzieckiego „śledz-twa” Burdenki, informacje Erle’a zo-stały przekazane prezydentowi. Ra-port jednoznacznie wskazywał na sprawstwo Związku Sowieckiego. Roosvelt usłyszał tylko „George, to wszystko niemiecka propaganda i niemiecki spisek. Jestem absolut-nie pewnie, że Rosjanie tego nie zrobili. Zapomnij o tym” (podkre-ślenia autora). Erle na piśmie otrzy-mał zakaz rozpowszechnianie tego raportu.

Dopiero w 1950 r. Stany Zjednoczo-ne postanowiły przerwać kłamliwą propagandę. W wrześniu tego roku, został upubliczniony, a także odczy-tany na posiedzeniu Izby Reprezen-tantów, raport płk. Johna Van Vlieta. Pięć lat wcześniej przedstawił on rządowi USA informacje o winie Związku Radzieckiego w zbrodni katyńskiej. Pułkownik został wów-czas zobligowany do milczenia,

Page 15: More Maiorum nr 27

More Maiorum 15

HISTORIA XX WIEKU

przeniesiono go również do rezer-wy. Kilka lat później, przedstawiciel rządu Clayton Bissell powiedział, że takiego postępowania wymagał „interes Stanów Zjednoczonych”.

Natomiast Brytyjczycy, aż do lat 90. XX w. zaciekle bronili raz przyję-tej linii – konsekwentnie trzymali się wersji sowieckiej. Co ciekawsze, prasa brytyjska po roku 1943, po-tępiała nie sprawców zbrodni, lecz polskie władze na uchodźctwie, za to, że zwróciły się do Międzynaro-dowego Czerwonego Krzyża! Chur-chill, w liście do Stalina, pisał że hitlerowska propaganda umyślnie rozpowszechnia wersję o sowiec-kim sprawstwie zbrodni, by rozbić koalicję antyfaszystowską. Premier brytyjski Władysławowi Sikorskie-mu powiedział „Jeśli [polscy jeńcy wojenni z trzech obozów specjal-nych NKWD] nie żyją, nic co by Pan zrobił ich nie wskrzesi”.

Raport ambasadora brytyjskiego przy rządzie RP na uchodźctwie – Owena O’Malley’a, dobitnie dowo-dził, że Churchill wiedział, kto roz-strzelał polskich jeńców wojennych w Katyniu. Ambasador mówił, że „zajmując się sprawą Katynia od strony propagandy jesteśmy [Bry-tyjczycy] powstrzymywani przez palącą potrzebę dobrym stosunków z Rządem Sowieckim (…)”.

W czerwcu 1943 r. podsekretarz stanu w Foreign Office Alexan-der Cadogan, po lekturze raporty O’Malley’a, dołączył do niego ko-mentarz, w którym napisał „Ileż tysięcy swoich własnych obywateli reżim sowiecki skazał na zarżnięcie? A nie wiem, Czemu krew Polaków miałaby krzyczeć głośniej pod nie-biosa niż krew Rosjan?”.

19 kwietnia 1971 Radio BBC wyemi-towało obszerną audycję poświęco-

ną mordowi w Lesie Katyński. Była ona na tyle istotnym wydarzeniem, że na posiedzeniu Izby Gmin po-stulowany, by powołać anglo-ame-rykańską komisję rządową do zba-dania zbrodni katyńskiej. W Izbie Lordów omawiano tę sprawę kilka godzin – wszyscy, którzy się wypo-wiadali, jednoznacznie wskazywali na Związek Sowiecki jako spraw-cę mordu. Zgłoszono wniosek, by rząd brytyjski podniósł sprawę Ka-tynia na forum ONZ – nie uzyskał on w żadnej izbie odpowiedniego poparcia.

Polacy, mieszkający w Anglii, wraz z poparciem niektórych brytyjskich polityków i wojskowych, chcieli, by w centralnej części Chelsea po-wstał pomnik, upamiętniający ofiary zbrodni katyńskiej. Zapowiedź ta miała natychmiastowy skutek – rząd ZSRR upomniał rząd brytyjski, by ci niepogarszani stosunków angielsko-sowieckich. Pomnik odsłonięto do-piero w 1977 r., ale nie w centralnej części miasta, a na jego obrzeżach. Uroczystość odsłonienia pomnika była jednak mocno konspiracyjna – nie wzięli w niej udziału przed-stawiciele władz, nie było kompanii honorowej.

Od lat 90. XX w. Brytyjczycy co roku, w rocznicę zbrodni ka-tyńskiej, upubliczniają kolejne dokumenty, dotyczące masowych mordów na Polakach. Wynika z nich jasno, że Wielka Brytania, a także Stany Zjednoczone, miały obszerną wiedzę o ludobójstwie. Katyń był specjalnie wyciszany na forum międzynarodowym, by nie drażnić Rosji, by zaspokoić własne interesy, by mieć po prostu „święty spokój”… ■

Page 16: More Maiorum nr 27

More Maiorum16

Tadeusz Różewicz – polski poeta, jeden z przedstawicieli Krakowskiej Awangardy, debiutował tomi-kiem „Echa Leśne”. Działał w Armii Krajowej pod pseudonimem „Satyr”. W jego utworach zauważyć można inspirowanie się Słowackim i Żeromskim.

Tadeusz Różewicz na świat przyszedł 9 października 1921 r. w Radomsku przy ulicy Reymonta 12. Wiele źródeł błędnie podaje, że był on jednym z trojga dzieci tej pary. Najprawdopodobniej wynika to stąd, że dwaj bracia również dali się poznać światu – starszy Janusz również był poetą, jednak w 1944 r. został aresztowany przez Gestapo i po kilku miesiącach stracony podczas masowej egzekucji, młodszy zaś

Stanisław był reżyserem i scenarzystą filmowym, zmarł w 2008 r., przeżywszy 84 lat. Nikt jednak nie wspomina o kolejnych dwóch braciach, którzy przecież urodzili się z tych samych rodziców.

Rodzina Różewiczów do Radomska przeniosła się z Osjakowa i tam najpierw rozpoczęły się poszukiwania me-tryki ślubu Władysława Różewicza i Stefanii Marii Gelbard. Wiadome było, że rzekomo najstarszy syn na świat przyszedł w pierwszej połowie 1918 r. w Osjakowie. Akt małżeństwa rodziców znajdował się w księgach parafii Osjaków, jednak różnica 4 lat pomiędzy ślubem a pierwszym dzieckiem, dała nieco do myślenia – i słusznie. 29 lipca 1915 r., więc niespełna rok po zawarciu małżeństwa, w Osjakowie zgłoszony zostaje zgon Bogumiła Józefa Różewicza, syna Władysława i Stefanii Marii zd. Gelbard małżonków Różewiczów, który żył zalewie 8 tygodni. Rodzice określeni zostali jako „utrzymujący się z handlu”.

Marcin Marynicz

GENEALOGIA

przodkowie pisarza z Reymonta 12

» fo

t. Ph

oto

cred

it: m

arci

n.bi

odro

wsk

i / F

oter

/ C

C B

Y-N

C-N

D

Page 17: More Maiorum nr 27

1915

1916

More Maiorum 17

Rok po narodzinach pierworodnego syna, na świat przyszedł kolejny – Eugeniusz. Ten niestety też za długo nie pożył, ponieważ zmarł 26 dni po narodzinach, więc niespełna miesiąc. Stało się to również w Osjakowie. Dwa lata później urodził się jeszcze Janusz i po tym rodzina przeniosła się do Radomska, gdzie na świat przyszli Ta-deusz i Stanisław. Ten drugi prawdopodobnie był ostatnim – piątym – dzieckiem tej pary. Eugeniusz Różewicz zmarł 31 maja 1916 r. W akcie zgonu jego rodzice określeni zostali jako kupcy.

Dzieci Władysława i Stefanii Marii Różewiczów (w kolejności narodzin):

1. Bogumił Józef (ur. na początku czerwca 1915 r., zm. 29 lipca 1915 r.) 2. Eugeniusz (ur. 5 maja 1916 r., zm. 31 maja 1916 r.) 3. Janusz (ur. 25 maja 1918 r., zm. 7 listopada 1944 r.) 4. Tadeusz (ur. 9 października 1921 r., zm. 24 kwietnia 2014 r.) 5. Stanisław (ur. 16 sierpnia 1924 r., zm. 9 listopada 2008 r.)

Kiedy na świat przyszło ostatnie dziecko tej pary, matka nie miała jeszcze nawet 30 lat, więc istnieje prawdopo-dobieństwo, że Różewiczom urodziły się jeszcze inne dzieci, jednak na chwilę obecną udało się ustalić, że było ich na pewno pięcioro.

GENEALOGIA

» fo

t. pa

rafia

Osja

ków,

Dea

ths (

Akt

a zg

onów

) 19

11-1

918,

Fam

ily S

earc

h (ź

ródł

o)»

fot.

para

fia O

sjakó

w, D

eath

s (A

kta

zgon

ów)

1911

-191

8, F

amily

Sea

rch

(źró

dło)

Page 18: More Maiorum nr 27

1914

More Maiorum18

GENEALOGIA

» fo

t. pa

rafia

Osja

ków,

Mar

riage

s (A

kta

mał

żeńs

tw)

1911

-191

8, F

amily

Sea

rch

(źró

dło)

Page 19: More Maiorum nr 27

1843

More Maiorum 19

5/18 sierpnia 1914 r. o godzinie 9 w osjakowskiej parafii w obecności świadków – Andrzeja Rostkowskiego, 27-letniego kupca i Władysława Binkowskiego, 32-letniego szewca – zawarte zostało małżeństwo pomiędzy Władysławem Różewiczem, kawalerem, 26 lat mającym, urodzonym we wsi Gabrielów, a zamieszkałym w Osja-kowie, kupcem a panną młodą 19-letnią Marią Stefanią Gelbard, urodzoną w miejscowości i parafii Lututów, sprzedawczynią sklepową w Osjakowie. Jej rodzicami byli Aron Lejb Gerlbard (lub Gelbard – być może przy nazwisku ojca popełniono błąd albo faktycznie ojciec pierwotnie nazywał się inaczej, a przy chrzcie córki w nazwisku nie było już pierwszego „r”) i Florentyna. Dane ojca ewidentnie wskazują na pochodzenie żydowskie, jednak zarówno jej imiona, jak i matki, są bardziej „europejskie”. Być może matka była katoliczką i np. pomimo pomimo zapisania jej w księgach wyznania mojżeszowego, ślub wzięła w parafii rzymskokatolickiej. Zapowiedzi ogłoszono w Osjakowie w dniach: 25 lipca/9 sierpnia, 2/15 i 3/16 sierpnia. Ciekawy jest fakt, że drugie i trzecie miały miejsce w dwóch następnych dniach, co raczej się nie zdarzało.

Na podstawie danych z aktu małżeństwa, udało się ustalić, że pan młody był „tutejszy” (ślub brał w parafii chrztu), zaś jego wybranka przybyła z oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów Lututowa. Niestety jej metryki chrztu nie udało się odnaleźć (sprawdzone zostało kilkanaście roczników z rzymskokatolickiej parafii w Lutu-towie, co jest potwierdzeniem innej wiary lub – co jest mało prawdopodobne – opóźnienia chrztu o kilkanaście lat).

Aktu chrztu Władysława Różewicza należało więc szukać w księgach osjakowskiej parafii, a dokładniej we wsi Gabrielów. Z aktu małżeństwa wynikało, że w chwili ślubu (sierpień 1914 r.) miał on 26 lat, więc na świat po-winien przyjść w 1887 r. lub 1888 r. Niestety sprawdzenie tych dwóch roczników nie przyniosło oczekiwanego efektu. Jednak już w 1886 r. pod numerem 264 zapisano, że 18/30 października 1886 r. o godzinie 12 stawił się Stanisław Różewicz (w nawiasie po polsku nazwisko zapisano jako Rurzewicz), 40-letni rolnik z Gabrielowa. Stawił się wraz z Łukaszem Sieradzkim i Antonim Ignatowskim i okazał dziecię płci męskiej, które na świat przyszło 3 dni wcześniej (tj. 15/27 października) o godz. 6 w Gabrielowie z jego 30-letniej żony – Zofii zd. Sieradzkiej.

Rodzicami chrzestnymi Władysława byli Władysław Madaliński i Emilia Miłkowska. Na marginesie aktu zapisa-no datę – 8 lipca 1958 r., jednak początkowo niczego konkretnego nie wskazywała.

Wydawałoby się, że w akcie chrztu z księgi, będącej w Archiwum Państwowym, będzie można dowiedzieć się czegoś więcej o tej dacie, ponieważ było to już kilka lat po zakończeniu II wojny światowej i na dokumentach za-

GENEALOGIA

1886

» fo

t. pa

rafia

Osja

ków,

Birt

hs (A

kta

urod

zeń)

18

86-1

891,

Fam

ily S

earc

h (ź

ródł

o)

Page 20: More Maiorum nr 27

1844

More Maiorum20

częto częściej zapisywać adnotacje (głównie o małżeństwach i zgonach). Oczywiście nie oznacza to, że wcześniej tak nie było, jednak robiono to na mniejszą skalę. W powyższej metryce zanotowano, że Władysław Różewicz jako wdowiec zawarł związek małżeński z Haliną Wandą Flankiewicz. Miało to miejsce w dniu 26 czerwca 1958 r. w częstochowskim Urzędzie Stanu Cywilnego. Wiadomo więc, że matka Tadeusza zmarła przed tym dniem. W 1999 r. wydana została książka autorstwa Różewicza, która w głównej mierze poświęcona była matce, co zresztą sugeruje już sam tytuł – „Matka odchodzi” (w 2000 r. otrzymał za nią Literacką Nagrodę Nike). Zawarł tam m.in. informacje o ostatnich chwilach swojej rodzicielki, a także o śmierci w 1957 r. na chorobę nowotworo-wą. Było już więc wiadomo, w którym roku zmarła Maria Stefania Różewicz. Udało się nawet ustalić, że pocho-wana została na cmentarzu w Wójtowej Wsi (Gliwice). Według danych na nagrobku, jej śmierć miała nastąpić 16 lipca 1957 r. w wieku 62 lat, czyli urodzić się powinna w 1895 r., co zgadza się z danymi zawartymi w akcie małżeństwa (19 lat w 1914 r.). Różewiczowie przeżyli ze sobą 42 lata i chociaż jej mąż najmłodszy już nie był (rok wcześniej skończył 70 lat), to niespełna rok po śmierci żony drugi i ostatni raz stanął na ślubnym kobiercu. Adnotacja przy akcie chrztu w zasadzie podaje imiona i nazwisko żony (wraz z miejscem ślubu i numerem aktu), jednak niewiadomo jaka była różnica wieku między małżonkami. Ponownie z pomocą przyszedł cmentarz. Miejscem ślubu była Częstochowa, więc co najmniej jedno z małżonków prawdopodobnie tam mieszkało. Do-mysły były słuszne i małżonkowie Różewiczowie pochowani zostali na cmentarzu św. Rocha w Częstochowie. Władysław zmarł 26 lutego 1977 r., mając 90 lat, zaś jego żona dożyła XXI wieku i zmarła 14 września 2004 r. przeżywszy ... 77 lat! Może nie byłoby to na tyle ciekawe, gdyby nie fakt, że jej mąż zmarł 27 lat wcześniej, kiedy miała 50 lat, a było to 18 lat po ślubie, czyli 71-letni Władysław Różewicz za żonę pojął 31-letnią Halinę Wandę! Urodziła się ona 20 grudnia 1926 r., była więc młodsza o ponad 2 lata od najmłodszego znanego syna swego męża!

Rodzice Władysława w chwili jego narodzin (1886 r.) mieli odpowiednio 40 lat – ojciec i 30 lat – matka. Łatwo było wywnioskować, że byli po ślubie maksymalnie kilkanaście lat. Podczas poszukiwań odnalazłem rodzeństwo Władysława, aż w końcu udało się dotrzeć do metryki małżeństwa. 15/27 maja 1872 r. o godzinie 9 w obecności świadków – Józefa Marczaka, lat 43 i Karola Jeża, lat 40 – zawarte zostało małżeństwo pomiędzy Stanisławem Różewiczem, 20-letnim kawalerem, urodzonym w Sławoszewie w Wielkim Księstwie Poznańskim z nieżyjących już Piotra Różewicza i Julianny zd. Tomaszewskiej, zamieszkałym w kolonii Katarzynopole a panną młodą 20-letnią Zofią Sieradzką, córką zmarłego Karola Sieradzkiego i żyjącej Marianny zd. Filęża.

Niestety poszukiwania aktu urodzenia Stanisława Różewicza zakończyły się niepowodzeniem. Księgi metrykal-ne z parafii Sławoszew sięgają roku 1782, jednak w większości są one w Archiwum Archidiecezjalnym w Gnieź-nie, które nie jest miejscem przyjaznym genealogom. Stanisław urodzić się miał w 1852 r. Udało się jedynie znaleźć zapis w Poznań Project, dotyczący małżeństwa zawartego w Sławoszewie w 1831 r. Dane w większości się zgadzają – pan młody to 30-letni Piotr Roziewicz, zaś jego wybranką była 17-letnia Julianna Tomaszewska (miałaby więc 38 lat w chwili narodzin syna Stanisława).

GENEALOGIA

» fo

t. pa

rafia

Osja

ków,

Dea

ths (

Akt

a zg

onów

) 19

11-1

918,

Fam

ily S

earc

h (ź

ródł

o)

Page 21: More Maiorum nr 27

1844

1921

More Maiorum 21

Urodzony w 1852 r. Stanisław Różewicz zmarł 20 lutego 1916 r. w Gabrielowie. Według aktu zgonu miał 73 lata, więc na świat przyjść powinien ok. 1843 r., czyli aż 9 lat wcześniej, niż według aktu małżeństwa. Co ciekawe, w 1886 r., kiedy zgłaszał narodziny swego syna – Władysława, miał mieć 40 lat, czyli urodzić się powinien ok. 1846 r. W 1889 r. na świat przyszła Helena Różewicz, córka Stanisława i Zofii. Według aktu chrztu, rodzice mieli mieć tyle samo lat, co trzy lata wcześniej w chwili narodzin Władysława. Nie odnalazłem dzieci urodzonych po 1889 r., więc zacząłem szukać przed narodzinami Władysława. Pierwszym znalezionym był Bolesław, ur. 1884 r. i według aktu chrztu, rodzice mieli mieć po 28 lat, więc oboje urodzeni w 1856 r. Rok wcześniej (1883 r.) była Waleria i rodzice mieli: 40 lat – ojciec i 30 lat – matka, więc tak samo, jak w 1886 r. i 1889 r. W 1880 r. rodzi się Antoni. Stanisław podał, że ma 34 lata, a jego żona miała mieć 28 lat. Dwa lata wcześniej na świat przychodzi Ignacy, którego ojciec miał mieć 32 lata, a matka o 8 mniej. Następne dwa lata wcześniej rodzi się Stanisław, kie-dy jego tata miał mieć 29 lat, zaś mama – 24. W 1874 r. urodziła się Stanisława – druga córka Stanisława i Zofii Różewiczów. Ojciec miał mieć 28 lat, a matka – 24. Rok wcześniej przyszła na świat ich pierworodna – Józefa. Stanisław liczył sobie 26 lat, Zofia była o 4 lata młodsza. Ogółem udało mi się odnaleźć dziewięcioro dzieci Ró-żewiczów. Tak przedstawia się zestawienie ich wieku z aktu ślubu z latami, kiedy na świat przychodziły ich dzieci:

Na podstawie tego zestawienia można zauważyć, że występuje spora niepewność, co do roku narodzin Stanisława i Zofii z Sie-radzkich małżonków Różewicz. W pierwszym przypadku różnica między dwoma skrajnymi latami narodzin wynosi 13 lat, zaś u Zofii jest to nieco mniej, bo 9 lat. Praw-da powinna być po środku, więc wystarczy dodać do górnej grani-cy połowę z 13, czyli 6,5 lub odjąć

tyle samo od dolnej granicy – wychodzi połowa 1849 r., zaś średnia ze wszystkich lat daje niespełna rok mniej. W drugim przypadku należy odjąć lub dodać do konkretnego roku 4,5, czego wynikiem jest połowa 1854 r., ob-liczając średnią wychodzi prawie tak samo, jak w poprzednim przypadku – rok bez kilkunastu dni. Czy te dane są miarodajne? Nie, jednak doskonale pokazują, jaka była świadomość wieku rolników blisko półtora wieku temu.

GENEALOGIA

» fo

t. pa

rafia

Osja

ków,

Dea

ths (

Akt

a zg

onów

) 19

18-1

922,

Fam

ily S

earc

h (ź

ródł

o)

Page 22: More Maiorum nr 27

1872

More Maiorum22

Zofia z Sieradzkich Różewiczowa zmarła 20 czerwca 1921 r. w Gabrielowie. Według aktu zgonu miała mieć 70 lat. Niestety nie doczekała narodzin kolejnego wnuka – Tadeusza. Zmarła na 3,5 miesiąca przed jego przyjściem na świat.

Na ten moment niestety nie udało mi się ustalić, kiedy dokładnie urodziła się Zofia, jednak za to odnalazłem metrykę chrztu jej młodszej siostry – Marianny, urodzonej 19 września 1856 r. w Gabrielowie. Jej rodzicami byli Karol Sieradzki, 30-letni gospodarz i Marianna z Filężych, lat 28 mająca, a rodzicami chrzestnymi dziecka zostali Wojciech Ochej i Marianna Beres.

Marcjanna Sieradzka zmarła 30 maja/11 czerwca 1892 r. w Gabrielowie jako 70-letnia wdowa (po Karolu Sie-radzkim), córka Jakuba i Elżbiety Filężyków. Zgon zgłosili Piotr Borek, lat 32 i Karol Jeż, lat 60. Oświadczyli oni, że zmarła na świat przyszła w Gabrielowie, co niestety nie jest prawdą, ale na szczęście prawda jest dosyć blisko.

Karol Sieradzki zmarł 1/13 maja 1872 r. w Gabrielowie. Dwa tygodnie później za mąż wyszła jego córka – Zofia. Według poniższej metryki, zmarły miał 47 lat, mieszkał i na świat przyszedł w Gabrielowie, był synem nieżyjącego Mateusza Sieradzkiego i żyjącej Małgorzaty zd. Marczak. Pozostawił po sobie żonę Marcjannę.

Niestety ślub Zofii Sieradzkiej ze Stanisławem Różewiczem odbył się pomiędzy dwoma rodzinnymi tragedia-mi. Pierwszą – na dwa tygodnie przed ceremonią – śmierć ojca panny młodej, zaś drugą – sześć dni po ślubie – śmierć babci Zofii. Nie wiadomo jednak, czy te dwa zgony nastąpiły z tego samego powodu, np. panującej choroby, czy po prostu był to zwykły zbieg okoliczności.

GENEALOGIA

» fo

t. pa

rafia

Osja

ków,

B ir

ths (

Akt

a ur

odze

ń)

1856

-186

1, F

amily

Sea

rch

(źró

dło)

Page 23: More Maiorum nr 27

More Maiorum 23

Małgorzata Sieradzka zmarła 21 maja/2 czerwca 1872 r. w Gabrielowie. W chwili śmierci była wdową i miała 89 lat. Niestety zgłaszający nie podali ani imion rodziców zmarłej, ani jej panieńskiego nazwiska, pomimo faktu, że zgłaszającym był Józef Marczak, który prawdopodobnie był jej krewnym (według aktu zgonu jej syna, Małgo-rzata miała być właśnie z Marczaków).

Karol Sieradzki zmarł w 1872 r., mając 47 lat, więc na świat przyjść powinien w 1825 r. w Gabrielowie, jako syn Mateusza i Małgorzaty z Marczaków małżonków Sieradzkich. Początkowo przejrzałem chrzty z Gabrielowa, jednak nie było tam Karola, trafiłem natomiast na młodszą siostrę, która faktycznie na świat przyszła właśnie w Gabrielowie z tychże rodziców.

Oczywiście te poszukiwania nie były za bardzo miarodajne, więc trzeba było sprawdzić całą parafię (pomimo indeksów w części ksiąg) i tym sposobem natrafiłem na metrykę chrztu Karola, który urodził się 19 października 1824 r. w Radoszewicach (w akcie wpisano Radoszowice) jako syn 26-letniego Mateusza Sieradzkiego, włościa-nina i jego żony, Małgorzaty Marczak, mającej 25 lat.

GENEALOGIA

1872

1842

» fo

t. Ze

spół

: 160

8/D

- Akt

a st

anu

cyw

ilneg

o Pa

rafii

Rzy

msk

okat

olic

kiej

w O

sjako

wie

me-

tryk

i.gen

ealo

dzy.p

l (źr

ódło

)

» fo

t. pa

rafia

Osja

ków,

Birt

hs (A

kta

urod

zeń)

18

24-1

824,

Fam

ily S

earc

h (ź

ródł

o)

Page 24: More Maiorum nr 27

1848

More Maiorum24

Rodzice Karola byli dość młodzi w chwili jego przyjścia na świat, więc zapewne byli kilka lat po ślubie (na pew-no mniej jak 10). Księgi z Osjakowa szczęśliwie zachowały się w sporej części i traf chciał, że poszukiwań nie zacząłem od sprawdzania następnych roczników, idąc w tył od tego, w którym zapisano chrzest Karola, lecz chciałem jako pierwszą przejrzeć księgę zapowiedzi za lata 1801-1817 i jak zwykle – rozpocząłem od ostatniej karty, a tam ... zapowiedź poszukiwanego aktu Sieradzki + Marczak.

Karol Sieradzki i Marcjanna Fęlezin pobrali się 20 lutego 1848 r. w Osjakowie. On miał mieć 24 lata, a ona o rok mniej, oboje byli z Radoszewic, ale to nie była jedyna rzecz, która ich łączyła. Otóż oboje byli już wcześniej w związku małżeńskim. Tym sposobem potwierdzają się wcześniejsze dane, które udało się ustalić na podstawie metryk zgonów Karola i Marcjanny. Metrykę chrztu Karola już znalazłem i opisana została nieco wcześniej. Panna młoda miała być młodsza o rok od pana młodego. Okazuje się, że oboje na świat przyszli w 1824 r., ale Marcjanna nieco wcześniej – swoje 24. urodziny obchodziła trzy dni po zawarciu związku małżeńskiego.

GENEALOGIA

» fo

t. pa

rafia

Osja

ków,

Mar

riage

s (A

kta

mał

żeńs

tw)

1801

-181

7, F

amily

Sea

rch

(źró

dło)

Page 25: More Maiorum nr 27

More Maiorum 25

Mateusz Sieradzki i Małgorzata Marczak pobrali się 3 lutego 1817 r. w Osjakowie. Pan młody był kawalerem, miał 19 lat i był synem Piotra i Marianny Sieradzkich, mieszkał w Radoszewicach przy ojcu. Panna młoda była stanu wolnego, miała 18 lat, jej rodzicami byli Maciej i Marianna Marczakowie, przy których zresztą mieszkała.

23 lutego 1824 r., około godziny 17, w parafii w Osjakowie, stawił się Jakub Fielęzy, 40-letni włościanin z Rado-szewic i oświadczył, że 9 godzin wcześniej (tj. tego samego dnia o 8 rano) na świat przyszła jego córka, której matką była jego 30-letnia żona Elżbieta Patyk.

GENEALOGIA

1817

1824

» fo

t. pa

rafia

Osja

ków,

Mar

riage

s (A

kta

mał

żeńs

tw)

1817

-181

7, F

amily

Sea

rch

(źró

dło)

» fo

t. pa

rafia

Osja

ków,

Birt

hs (A

kta

urod

zeń)

182

4-18

24, F

amily

Sea

rch

(źró

dło)

Page 26: More Maiorum nr 27

1861

More Maiorum26

Mateusz Sieradzki zmarł 16 kwietnia 1862 r. w Gabrielowie mając 60 lat. Według metryki zgonu był synem nieżyjących Piotra i Marianny ze Stępniów małżonków Sieradzkich. Pozostawił po sobie żonę Małgorzatę zd. Marczak Sieradzką, zamieszkałą na gospodarstwie. Zgon zgłosił Adam Kowalczyk, lat 40 i Józef Marczak, lat 30 – ten drugi to prawdopodobnie bliski krewnych małżonki zmarłego.

Elżbieta Filęza zmarła 3 sierpnia 1861 r. w Radoszewicach, mając 90 lat. W 1824 r., kiedy rodziła córkę, miała mieć 25 lat, czyli urodzić się powinna ok. 1795 r., a do 1861 r. w żaden sposób nie mogło minąć 90 lat. Według aktu zgon była wdową, co oświadczyli Wojciech Ochej i Michał Beres. Rodzicami zmarłej mieli być nieżyjący Karol i Marianna ze Sztanderów małżonkowie Patyk.

GENEALOGIA

1862

» fo

t. pa

rafia

Osja

ków,

Dea

ths (

Akt

a zg

onów

) 185

6-18

66, F

amily

Sea

rch

(źró

dło)

» fo

t. pa

rafia

Osja

ków,

Dea

ths (

Akt

a zg

onów

) 185

6-18

66, F

amily

Sea

rch

(źró

dło)

Page 27: More Maiorum nr 27

More Maiorum 27

GENEALOGIA

» fot. Pikczu Wikim

edia Com

mons

Page 28: More Maiorum nr 27

szy dokument, w Radomiu nato-miast, rada koronna potwierdziła jego zapisy.

Wielka wojna z Zakonem – Bitwa pod Grunwaldem

Względny ład i porządek nie trwał w kraju długo. „6 sierpnia 1409 roku obwołano w Malborku woj-nę. 14 sierpnia Władysław Jagiełło otrzymał w Nowym Korczynie akt jej wypowiedzenia. W dwie doby później chorągwie Zakonu wtargnę-ły do Polski. Skończył się okres po-koju, trwający od lat siedemdziesię-ciu siedmiu”1. Zakonem Krzyżac-kim rządził wówczas wielki mistrz Ulrich von Jungingen.

Kraj, który od dłuższego czasu nie był niepokojony przez wojny, po prawie 25 latach unii Polski z Li-twą, podupadał podczas pierwszych uderzeń nieprzyjaciela. „Padły Do-brzyń, Złotoryja, Bobrowniki i inne zamki, mieszczanie niemieccy zdra-dą wydali Bydgoszcz2”. Jeszcze w tym samym roku, 6 październi-ka Jagiełło po „bardzo energicznie prowadzonym oblężeniu, zdobył Bydgoszcz szturmem. W dwa dni potem zawarto rozejm3”.

1 Polska Jagiellonów, Jasienica P., Warszawa 1975, s. 134-1352 Tamże, s. 1353 Tamże, s. 135

Zarówno jedna jak i druga strona świadoma była, że rozstrzygnięcie konfliktu nastąpi dopiero w kolej-nych latach. Jagiełło począł więc rozsyłać pisma do władców chrze-ścijańskiej Europy, informując o nie-prawidłowościach w działaniach Za-konu Krzyżackiego. W Płocku za-częto składować zasolone mięso z Białowieży i innych puszcz, w celu zaopatrzenia armii polsko-litew-skiej. Pod koniec tego roku król wraz z Witoldem oraz podkancle-rzym koronnym, księdzem Mikoła-jem Trąbą (późniejszym pierwszym prymasem Polski), w Brześciu od-byli radę wojenną, na której powstał plan kampanii.

„Przez całą zimę »biegły w swoim rzemiośle mistrz Jarosław« w naj-większej tajemnicy pracował w Ko-zienicach nad budową mostu pon-tonowego, »jakiego nigdy pierwej nie widziano«4”. To dzięki niemu, pod Czerwińskiem, wojsko polskie przedostało się na drugi brzeg Wi-sły, łącząc się z siłami litewskimi.

12 lipca 1410 roku posłowie wę-gierscy dostarczyli Jagielle, akt wy-powiedzenia wojny przez, sprzy-mierzonego z Zakonem, Zygmunta Luksemburczyka. Jednakże fakt ten został przed wojskiem zatajony. Wiedziała o nim tylko ośmioosobo-wa rada wojenna.

3 dni później, tj. 15 lipca 1410 roku na polu niedaleko wsi Stębark, Łod-wigowo i Grunwald, w okolicy je-ziora Łubień spotkały się wojska polsko-litewskie wraz z krzyżacki-mi. Trudno jednoznacznie osza-cować liczbę wojsk po obu stro-nach. Historycy podają rożne liczby, jednakże pewne jest, że armia polsko-litewska była w przewadze. Jan Długosz podaje, że woj-ska krzyżackie zorgani-

4 Tamże, s. 137

More Maiorum28

Małgorzata Lissowska

W latach 1415-1480 żył Jan Długosz, autor słynnych Roczników, które pisał aż do śmierci. Studiował na Uniwer-sytecie Jagiellońskim. Wy-chowywał synów Kazimierza Jagiellończyka

WARTO WIEDZIEĆ

epoka Jagiellonów

POLSKA PRZEZ WIEKI

Bitwa pod Grunwaldem, od-zyskanie dostępu do morza, śmierć króla polskiego na polu walki, rosnąca w siłę dynastia Jagiellonów czy wzmocnienie pozycji szlachty, to najważniej-sze wydarzenia XV-wiecznej Polski.

Po śmierci Jadwigi w 1399 roku, król Władysław Ja-giełło poczuł się nieswojo, wręcz obco, na polskim

tronie. Chodziły nawet słuchy, że chce go opuścić. Żeby do tego nie dopuścić, a także by dalej utrzymać unię polsko-litewską, postanowiono zaślubić Jagiełłę z wnuczką Kazi-mierza Wielkiego, Anną Cillejską, córką Wilhelma, hrabiego Cilly i Anny von Teck, córki ostatniego Piasta na polskim tronie, która to jako czteroletnie dziecko, została wywieziona z kraju przez Ludwika Andegaweńskiego. Łatwo wywnio-skować, że ani ona, ani córka, nie znały języka polskiego. Sprowadzo-nej do Polski Annie Cillejskiej, po-czątkowo dano kilka miesięcy na na-ukę języka. W 1402 roku poślubiła ówczesnego króla Polski. Ceremo-nia miała miejsce w katedrze w Kra-kowie. Rok później Anna została koronowana na królową Polski.

Innym równie pozytywnym wyda-rzeniem, mającym miejsce na po-czątku tego stulecia, było zawarcie w 1401 roku unii wileńsko-radom-skiej, zgodnie z którą książę litewski Witold uznał zwierzchnictwo Wła-dysława Jagiełły, otrzymując równo-cześnie dożywotni tytuł Wielkiego Księcia Litewskiego. Nazwa unii wzięła się od miejscowości, któ-re były kluczowe dla tego układu. W Wilnie, Witold wystawił powyż-

Page 29: More Maiorum nr 27

zowane zostały w 51 chorągwiach (około 20 tys.), polskie w 50 a po-nadto litewskie w liczbie 40, w których walczyli Litwini, Żmudzini, Rusini i Tatarzy (około 40 tys.).

Pobożny Jagiełło kazał odprawić dwie msze, by zapewnić sobie zwycięstwo. W tym czasie zniecierpliwiony Wielki

Mistrz Zakonu wysłał do Jagiełły i Witolda, dwóch he-roldów z nagimi mieczami, które to wzywały wojsko-

wych do bitwy, bez zbędnej zwłoki. Odśpiewano Bogurodzicę i ruszono do walki. Po kilkugodzin-nej potyczce, zwyciężyły wojska polsko-litewskie.

Nazajutrz, na polu bitwy, odnaleziono ciało Ulricha von Jungingena. Poza nim podczas bitwy zginęło pozostałe do-wództwo Zakonu. Jagiełło kazał umyć zwłoki, okryć purpurą, włożyć na wóz i razem z pozostałymi ciałami dostojni-ków, dostarczyć do Malborka.

25 lipca wojska polsko-litewskie dotarły pod Malbork, odległość 100 km pokonały w 9 dni. Czy to dużo, czy też mało? Mało, bar-dzo mało. Dla porównania dodam, że ta sama armia kilka miesięcy wcześniej poko-nywała dziennie 30-40 km, a w ubiegłym roku, dystans 150 km, przebyła zaledwie w 6 dni. Niestety przez zbytnią zwłokę w dotarciu do Malborka, zdobycie zam-ku nie nastąpiło. Wycofanie wojsk pol-skich miało miejsce prawie po dwóch miesiącach, 19 września. Bitwa pod Grunwaldem nie przyniosła Polsce

żadnych ziem, nie spowodowała likwi-dacji państwa krzyżackiego, zwycięstwo w żaden sposób nie zostało wzmocnione. Faktem jest, że Zakon mocno podupadł po starciu, a Jagiellonowie na arenie mię-dzynarodowej sporo zyskali, jednakże zwycięstwo de facto zostało zmarno-wane. Mimo to, do obecnych czasów uznawane jest za jedno z większych, jak nie największych zwycięstw armii pol-

skiej.

More Maiorum 29

WARTO WIEDZIEĆ Dokładnie rok po śmieci królowej Jadwigi, między 22 a 26 lipca 1400 roku, odbywała się inauguracja odnowionej Akademii Krakowskiej, zwanej od tego czasu Uniwersytetem Jagiellońskim. W XV wieku nastąpił rozkwit uczelni, w tym szko-ły matematycznej i astrologicznej. Od 1491 roku studiował na nim Mikołaj Kopernik.

POLSKA PRZEZ WIEKI

» fot. Wikimedia Commons

Page 30: More Maiorum nr 27

Wielką Wojnę z Zakonem Krzy-żackim zakończył zawarty, w 1411 roku, pokój w Toruniu, na mocy którego Żmudź dożywotnio trafiała w ręce Witolda i Jagiełły, a Zakon zobowiązał się wykupić jeńców wo-jennych. Warunki pokoju najlepiej podsumował Jan Długosz, nazywa-jąc go ohydnym i szkodliwym dla Polski.

Dwa lata później, 2 października 1413 roku, w Horodle, podpisano unię, obejmującą 3 dokumenty, by „trwalszym jeszcze i nierozerwal-nym węzłem skojarzyć, i Polaków z Litwinami i Żmudzinami wiecz-nem zbratać przymierzem”5. Zgod-nie z nią rody bojarskie przyjęto do herbów polskich, szlachta litewska otrzymała te same prawa, co pol-ska, a działania wojenne mogły być prowadzone za zgodą obojga naro-dów. Polacy zobowiązali się do nie-wybierania króla bez wiedzy i zgo-dy Litwinów, a ci zaś sami nie będą wybierać Wielkiego Księcia Litew-skiego. Tego będzie wyznaczał król Polski za zgodą możnowładztwa.

Władysław II Jagiełło zmarł 1 czerwca 1434 roku w Gródku w wieku 82 lat. Jego ciało spoczęło na Wawelu.

Król Polski był czterokrotnie żona-ty. Pierwszą żoną była, wspomina-na w marcowym numerze, Jadwiga Andegaweńska. Drugą żoną Anna Cilleńska (zm. 1416), z którą miał córkę Jadwigę ( ur. 8 kwietnia 1408, zm. 8 grudnia 1431). Trzecią Elżbie-ta (córka Ottona z Pilczy, zm. 1420), z którą nie miał dzieci. Czwartą Zo-fia (Sonka, córka księcia holszań-skiego Andrzeja), która była młod-sza od Władysława o prawie 50 lat

5 Jana Długosza kanonika krakowskiego Dziejów polskich ksiąg dwanaście T.4 ks. 11, 12, przekł. Me-cherzyński K., Kraków 1868 [dostęp: 15.03.2015]. Dostępny http://www.pbi.edu.pl/book_reader.php?p=44325&s=1, s. 148

(!), urodziła mu trzech synów Wła-dysława (ur. 31 października 1424, zm. 10 listopada 1444), Kazimie-rza (ur. 16 maja 1426, zm. 2 marca 1427), Kazimierza (ur. 30 listopada 1427, zm. 7 czerwca 1492).

To ostatniej żonie króla Władysła-wa, przypisuje się otrucie królew-ny Jadwigi, jak podaje Jan Długosz „Zgon jej, jak mniemano, nie był bez przyczyny, i domyślano się otru-cia. Niektórzy, jeszcze przed śmier-cią i po śmierci Jadwigi, przypisywali tę zbrodnią jej macosze Zofii kró-lowej Polskiej, ale czy słusznie czy niesłusznie, wiedzieć nie można”6 ponieważ królewna jako jedyna, mogła zagrozić swoim przyrodnim braciom w zdobyciu korony.

Władysław III Jagiellończyk

Zaledwie półtora miesiąca po śmier-ci króla, w katedrze wawelskiej na króla Polski, koronowano dziesię-cioletniego Władysława. W związku z młodym wiekiem nowego władcy, władza w kraju przypadła głównie duchowieństwu, w tym, biskupowi krakowskiemu Zbigniewowi Ole-śnickiemu. Sześć lat później, na Wa-wel przybyło poselstwo z Węgier, prosząc Władysława o objęcie tronu oraz żądając ślubu z podstarzałą, ciężarną Elżbietą (wdową po Al-brechcie Habsburgu). 8 marca 1440 roku król postanowił przyjąć koro-nę według Pawła Jasienicy „Warun-ki zawczasu ułożone w Krakowie, nakładały na Władysława III obo-wiązek obrony Węgier przed Turka-mi. Ponadto winien był król poślu-bić Elżbietę, zająć się losem dwóch jej córek, a Pogrobowca (należące-go do rodu Habsburgów, Niem-ca) uczynić w przyszłości władcą Czech”7. W 1443 roku Władysław rozpoczął wyprawę przeciwko Tur-cji, trwającą do następnego roku. 6 Tamże, s. 4387 Polska Jagiellonów, Jasienica P., Warszawa 1975, s. 201

W czerwcu podpisano dziesięcio-letni pokój, który został zerwany przez Władysława już na początku sierpnia. W listopadzie tego roku, nastąpiła kolejna wyprawa na Tur-ków. 10 listopada pod Warną, w wie-ku zaledwie 20 lat, poległ król Wła-dysław. Zwalonego z konia, zabił Kodża Khizr, odcinając mu głowę. Ciała władcy nigdy nie znaleziono. Król mimo wcześniejszych ustaleń, nie poślubił Elżbiety, nie miał też potomków. Na Wawelu postawio-no mu symboliczny grobowiec. Przydomek Warneńczyk powstał kilka wieków po śmierci króla. W Polsce nastał wówczas okres bezkrólewia.

Kazimierz Jagiellończyk

W 1440 roku na Litwie umarł Zyg-munt Kiejstutowicz, Kazimierz ma-jący zaledwie 13 lat został wysłany przez brata jako namiestnik królew-ski, jednakże rada litewska od razu postanowiła obwołać go Wielkim Księciem Litewskim. Po śmierci króla Władysława, rada koronna wybrała go na króla Polski, co udało się 1447 roku.

Wojna trzynastoletnia

4 lutego 1454 roku w Prusach roz-poczęło się powstanie, Związek Pru-

More Maiorum30

Najstarsze zachowane księgi Metryki Koronnej, pochodzą z 1447 roku (początek panowa-nia Kazimierza Jagiellończy-ka). Tworzone nieprzerwanie do rozbiorów. Można w nich znaleźć m.in. wpisy kance-larii królewskich, nominacje na urzędy czy wpisy nadań królewskich. Miejsce przecho-wywania - Archiwum Główne Akt Dawnych.

WARTO WIEDZIEĆ

POLSKA PRZEZ WIEKI

Page 31: More Maiorum nr 27

ski zwrócił się do króla Kazimierza o wcielenie Prus do Polski. 18 dni później, król Polski, wypowiedział wojnę Zakonowi. Z oderwanych terenów władca Polski utworzył 4 nowe województwa: gdańskie, elbląskie, toruńskie i królewieckie. Jeszcze w tym samym roku, do To-runia przybyli posłowie papiescy oraz Rzeszy Niemieckiej, żądając zwrotu Zakonowi, odebranych ziem.

Pierwsza klęska wojsk koronnych miała miejsce 18 września tego roku pod Chojnicami. Pokazała, że do zwycięstwa nad Zakonem, potrzeb-ne jest dobrze wyszkolone wojsko zaciężne, jednakże skarbiec kró-lewski, między innymi przez dzia-łania wojenne poprzedniego króla, świecił pustkami. Przy pomocy no-wych przywilejów nadanych moż-nowładztwu, można było uzyskać potrzebne ku temu środki finanso-we. 8 czerwca 1457 roku król Kazi-mierz wjechał do Malborka, jednak nie stało się to dzięki wojennemu

zwycięstwu, ale za pomocą zebra-nych 190 tys. florenów, dzięki któ-rym udało się wykupić Malbork, od najemników krzyżackich, którym opłacono zaległy żołd. Niestety już 2 miesiące później Malbork, bez zamku, wrócił w ręce Zakonu. Po-nowne jego zdobycie miało miejsce w 1460 roku. Dwa lata później, sza-la zwycięstw zaczęła się przechylać na stronę Korony. 17 września pod Świecinem udało się rozbić wojska krzyżackie, podobnie rok później podczas bitwy wodno-lądowej na Zalewie Wiślanym. W 1466 roku, jako ostatnie po stronie krzyżackiej, padły Chojnice.

19 października 1466 roku zawarto II pokój toruński, wskutek którego Polska po ponad 150 latach, odzy-skała dostęp do morza, ponadto Prusy Zakonne stały się lennem Polskim.

Kazimierz IV Jagiellończyk zmarł 7 czerwca 1492 roku w Grodnie. Jego ciało spoczęło na Wawelu.

Król Polski w 1454 roku poślubił Elżbietę (córkę Albrechta Habs-burga). Mieli trzynaścioro dzieci. Władysław (ur. 1 marca 1456, zm. 13 marca 1516), Jadwiga (ur. 21 września 1457, zm. 18 lutego 1502), Kazimierz (ur. 2 października 1458, zm. 4 marca 1484), Jan Olbracht (ur. 27 grudnia 1459, zm. 19 sierp-nia 1506), Aleksander (ur. 5 sierpnia 1461, zm. 19 sierpnia 1506), Zofia (ur. 6 maja 1464, zm. 5 października 1512), Elżbieta (ur. 9 maja 1465, zm. 9 maja 1466), Zygmunt (ur. 1 stycz-nia 1467, zm. 1 kwietnia 1548), Fry-deryk (ur. 27 kwietnia 1468, zm. 14 marca 1503), Elżbieta (ur. 13 maja 1472, zm. po 1480), Anna (ur. 12 marca 1476, zm. 12 sierpnia 1503), Barbara (ur. 15 lipca 1478, zm. 15 lutego 1534), Elżbieta (ur. 1487, zm. 16 lutego 1517).

Jako ostatni w tym stuleciu, na tro-nie zasiadł, trzeci syn Kazimierza – Jan I Olbracht. Rządził państwem w latach 1492-1501. ■

» fot. Wikim

edia Com

mons

More Maiorum 31

POLSKA PRZEZ WIEKI

Page 32: More Maiorum nr 27

More Maiorum32

SPOD ZNAKU KRZYŻA I LILIJKI

» Pomnik Stefana Wincentego Frelichowskiego w Toruniu /fot. Margoz Wikimedia Commons

Page 33: More Maiorum nr 27

More Maiorum 33

Paweł Becker

druh Wicek – gawęda o bł. Stefanie Frelichowskim

SPOD ZNAKU KRZYŻA I LILIJKI

Błogosławiony Kościoła Katolic-kiego, więzień obozów koncen-tracyjnych, męczennik II wojny światowej, patron polskich har-cerzy, zwany przez nich druhem Wickiem.

Stefan Wincenty Frelichowski urodził się 22 stycznia 1913 roku w Chełmży jako syn Ludwika Frelichowskiego

i Marty z Olszewskich, którzy poza nim mieli jeszcze piątkę dzieci. Ro-dzina utrzymywała się z prowadzo-nej piekarni i cukierni. Już w wieku 9 lat „Wicek” został ministrantem, a potem, gdy wstąpił do Pelplińskie-go Gimnazjum Humanistycznego w Chełmży, wszedł także w szeregi Sodalicji Mariańskiej.

Właśnie w czasie nauki w gimnazjum wstąpił do harcerstwa. 26 czerwca 1927 roku złożył przy-rzeczenie harcerskie, wstepując do 2. Pomorskiej Drużyny Harcerzy im. Zawiszy Czarnego w Chełmży, Hufiec Toruń. Już rok później zo-stał drużynowym, a funkcję tę pełnił do 1931 roku. W tymże roku zdał maturę i wstąpił do Wyższego Se-minarium Duchownego w Peplinie. W czasie nauki w seminarium nadal działał w harcerstwie, angażował się w działalność abstynencką, Caritas, misje…

14 maja 1937 roku otrzymał święce-nia kapłańskie, zostając osobistym kapelanem biskupa Stanisława Oko-niewskiego, a następnie obejmując wikariat parafii Najświętszej Maryi Panny w Toruniu. Tu daje się po-znać jako opiekun chorych, przy-jaciel dzieci i młodzieży. Nie ustaje

w działalności harcerskiej jako kape-lan Pomorskiej Chorągwi Harcerzy Związku Harcerstwa Polskiego, re-daktor biuletynu „Zew Starszohar-cerski” i uczestnik Pogotowia Har-cerzy i Harcerek, przygotowującego tę organizację do warunkuów wo-jennych. Zdobył stopnie Harcerza Rzeczypospolitej i podharcmistrza.

Wojna, do której się przygotowy-wali, miała się okazać najtragicz-niejszym konfiktem w dziejach. Już 11 września 1939 roku ks. Freli-chowski zostaje aresztowany przez gestapo. Zwolniony po dwóch dniach, został ponownie uwięzio-ny już 18 października i osadzo-ny w Forcie VII w Toruniu wraz z 700 innymi więźniami. W stycz-niu 1940 roku został przewieziony do Gdańska, gdzie pracował przy porządkowaniu zgliszcz po Wester-platte. Po kilku dniach trafił do obo-zu koncentracyjnego Stutthof, gdzie najbardziej gnębiono kapłanów. W kwietniu trafia do obozu w Sach-senhausen, a w grudniu czekała go kolejna tułaczka, tym razem do

Dachau. Wszędzie, mimo osłabie-nia, warunków wojny i gnębienia ze strony hitlerowców, pełnił posługę kapłańską, organizował modlitwy, spowiadał, rozdawał komunię pod-czas nielegalnie organizowanych mszy świętych. Tak spędził w Da-chau 4 lata.

Pod koniec 1944 roku w Dachau wybuchła epidemia tyfusu, której Niemcy nawet nie zwalczali, ograni-czając się do odizowlowania chorych więźniów od zdrowych. Mimo tego, ks. Stefan Frelichowski zorganizował pomoc dla chorych, podczas której sam zaraził się tyfusem. Zmarł 23 lutego 1945 roku, na kilka miesięcy przed wyzwoleniem obozu. Współ-więźniowie byli przekonani o jego świętości. Władze obozu zrobiły wyjątek – ciało ks. Stefana wystawio-no na widok publiczny, zgodzono się nawet na dekorację kwiatami, a do-piero potem ciało spalono w obozo-wym krematorium. Więźniom udało się ocalić dwie małe kostki z palców kapłana, jedną zagipsowano w ma-sce pośmiertnej, drugą ukrytą w ka-wałku gipsu przewieziono po wojnie do polskich i wmurowano w ścianę kościoła Najświętszej Maryi Panny w Toruniu, gdzie był wikariuszem. To jedyny polski męczennik z cza-sów II wojny światowej, który zgi-nął w obozie koncentracyjnym i po którym zachowały się relikwie.

Został beatyfikowany przez Jana Pawła II w 1999 roku, a dniem jego wspomnienia ustanowiono 23 lute-go. W tymże roku został ogłoszony patronem harcerzy polskich, a ko-ściół toruński, gdzie był wikarym, otrzymał oprócz wezwania NMP, także wezwanie bł. Ks. Stefana Win-centego Frelichowskiego i został jego sanktuarium. ■

Cykl „Spod znaku krzyża i lilijki” re-alizowany jest w ramach próby wę-drowniczej Autora.

» fot. Wikim

edia Com

mons

Page 34: More Maiorum nr 27

More Maiorum34

GENEALOG

Zofia Maria Jakóbczak

pierwsze kroki w archiwumKażdy genealog, który zaczął albo dopiero zaczyna swoją przygodę z genealogią, wcze-śniej czy później, na jakimś etapie swoich badań, zetknie się z instytucją archiwum.

Osoby, które do tej pory nie miały okazji, czy możliwości, korzysta-nia z zasobu archiwów

państwowych z pewnością mogą spotkać się z pewnymi trudnościami terminologicznymi. W dostępnych poradnikach dla genealogów, nieste-ty brakuje szerszego opisu, chociaż-

by fachowego słownictwa z jakim zetknie się genealog podczas swojej pierwszej wizyty w czytelni archi-walnej. Dlatego warto je zaintereso-wanym przybliżyć.

Archiwista nie będzie wymagał od użytkownika ani fachowej wiedzy, ani też znajomości zasobu archiwal-nego, ale z pewnością zapyta z jakie-go zespołu akt zachce skorzystać. Chodzi tutaj o materiały archiwalne, akta, wytworzone przez konkretny urząd, instytucję, czy organizację, a w archiwum przechowywane pod konkretnym, unikalnym numerem

oraz nazwą. Jeżeli tego nie wiemy, to pierwszą pomocą archiwalną, jaką dostaniemy do ręki, będzie prze-wodnik po zasobie archiwalnym lub dostępny, także przez Internet, spis wszystkich zespołów, jakie przecho-wywane są w danym archiwum.

PRZEWODNIK PO ZASOBIE

Oprócz dziejów samego archiwum, zawiera zwięzłe opisy poszczegól-nych zespołów akt – charakterysty-kę zawartości. Niezbędnym wydaje się zapoznanie z przewodnikiem, tym bardziej, że zazwyczaj zaopa-trzone są one w różnego rodzaju indeksy, skorowidze, m.in. geogra-ficzny, przedmiotowy czy osobowy, ułatwiające dotarcie do interesują-cych nas materiałów archiwalnych.

GENEALOG W ARCHIWUM

Page 35: More Maiorum nr 27

More Maiorum 35

GENEALOG W ARCHIWUM

SPIS ZESPOŁÓW

Jest to po prostu uszeregowany we-dług numerów wykaz wszystkich zespołów, przechowywanych w da-nym archiwum, zawierający obok numeru zespołu jego pełną nazwę oraz daty skrajne, czyli lata z jakich zachowały się akta w nim zawar-te. Dzięki tej pomocy archiwalnej w prosty sposób ustalimy nazwę zespołu i przyporządkowany mu numer. Nazwa zespołu najczęściej przybiera nazwę twórcy zespołu (aktotwórcy), czyli nazwę urzędu, instytucji, organizacji, a także osoby, która ma istotne znaczenie w życiu społecznym, kulturalnym. Niekiedy nazwa tworzona jest na podstawie zawartości akt, np. zbiór, kolekcja, spuścizna.

Dla przykładu: poszukujemy ksiąg stanu cywilnego parafii rzymskoka-tolickiej w Wąwolnicy i Zamościu z lat 1840-1856 – zespół, z które-go będziemy korzystać to 1950/0 Akta stanu cywilnego Parafii Rzym-skokatolickiej w Wąwolnicy oraz 1964/0 Akta stanu cywilnego Pa-rafii Rzymskokatolickiej w Zamo-ściu, przechowywane w Archiwum

Państwowym w Lublinie. Oczywi-ście dyżurny archiwista w łatwy spo-sób ustali interesujący nas zespół, je-żeli jednoznacznie będziemy potra-fili sprecyzować w jakiej miejscowo-ści poszukiwana osoba się urodziła, czy zmarła. Podanie samego nazwi-ska, czy informacji „gdzieś koło Za-mościa” niestety nie wystarczy. Je-żeli znamy nazwę miejscowo-ści, nazwę gminy,

to na podstawie dostępnych w czy-telni spisów miejscowości, szybko ustalimy przynależność do danej pa-rafii. Trzeba brać pod uwagę także to, że na przestrzeni lat podział admi-nistracyjny naszego kraju zmieniał się, podobnie było z ad-ministracją

GENEALOG W ARCHIWUM

Page 36: More Maiorum nr 27

More Maiorum36

kościelną i przynależność danych miejscowości do parafii, która nie zawsze była taka, jak współcześnie.

W momencie, w którym zostanie ustalony zespół, do ręki dostanie-my inwentarz zespołu. Zostaniemy poproszeni o wybranie jednostek archiwalnych, wypełnienie rewer-sów z podaniem numeru i nazwy zespołu, które właśnie poznaliśmy oraz wybranych sygnatur. Inwentarz to również pomoc archiwalna, dzię-ki której mamy możliwość zapozna-nia się z pełną zawartością zespołu i dotarcia do materiałów, które będą przydatne do naszych badań. In-wentarze mogą mieć różne formy.

INWENTARZ KARTKOWY

Sporządzany jest na luźnych kartach inwentarzowych, gdzie jedna karta odpowiada jednej jednostce archi-walnej (księdze, teczce). Na karcie w odpowiednich polach zamiesz-czone są wszystkie istotne informa-cje jak tytuł jednostki, daty skrajne, sygnatura i opis stanu fizycznego.

INWENTARZ KSIĄŻKOWY

Zazwyczaj opatrzony jest wstępem, w którym znajdziemy informacje

na temat dziejów aktotwórcy (tzw. rys historyczny) i samego zespo-łu, metodzie opracowania oraz układzie akt. Zawiera on przede wszystkim szczegółowy wykaz jed-nostek archiwalnych ułożonych chronologicznie, podaje pełny tytuł poszczególnych teczek oraz daty skrajne. Ponadto zawiera w sobie takie informacje, jak opis fizyczny

jednostki archiwalnej (np. księga, poszyt, akta luźne), stan zachowa-nia (np. stan dobry, do konserwacji, po konserwacji), a niekiedy również wymiary i liczbę stron oraz dodat-kowe informacje jak np. numer mi-krofilmu lub informacja o kopii cy-frowej (jednostka zdigitalizowana). Inwentarz książkowy najczęściej ma formę oprawionego rękopisu, ma-szynopisu lub jest wydany drukiem. Obecnie coraz częściej inwentarz przyjmuje wersję elektroniczną, udostępnianą online za pośrednic-twem internetowych baz danych, jak np. SEZAM czy ZoSIA.

SYGNATURA

To nic innego jak kolejny numer w inwentarzu, przyporządkowa-ny do danej jednostki archiwalnej (księgi, teczki). Numer ten jedno-znacznie pozwala określić miejsce danej teczki w zespole i... na półce w magazynie. Sygnatura, obok nu-meru i nazwy zespołu, jest niezbęd-na do złożenia rewersu, gdyż tylko

GENEALOG W ARCHIWUM

Page 37: More Maiorum nr 27

More Maiorum 37

na podstawie tych danych można zrealizować zamówienie i przynieść z archiwalnego magazynu interesu-jące nas akta.

Kiedy ustalimy niezbędne informa-cje, takie jak numer, nazwa zespołu, sygnatura jednostki, pozostaje nam jedynie wypełnić formularz zgłosze-niowy (jednorazowo przy pierwszej wizycie w archiwum) oraz rewersy na poszczególne materiały archiwal-ne. Zgłoszenie użytkownika zasobu archiwalnego to formularz, w któ-rym podajemy swoje dane: imię i na-zwisko, adres, numer dokumentu tożsamości, numer telefonu, adres e-mail oraz określamy charakter naszych poszukiwań (np. naukowy, genealogiczny, własnościowy, publi-cystyczny, inny). Dane te służą do rejestracji użytkownika, ewentualnej korespondencji i statystyk.

W załączniku do Zgłoszenia dekla-rujemy zespoły, z których zechcemy skorzystać podczas badań. Oczywi-ste jest, że na początku nie jesteśmy w stanie przewidzieć do jakich ze-społów sięgniemy w momencie, gdy poszukiwania genealogiczne się roz-winą, dlatego na początek możemy wpisać tylko te zespoły, z których będziemy korzystać podczas naj-bliższych wizyt w archiwum, a w ra-zie potrzeby zgłoszenie poszerzać o kolejne zespoły w trakcie dalszych badań.

REWERSY

To formularze służące do zamawia-nia akt z magazynu. Wypełnia się je każdorazowo, odrębnie dla poszcze-gólnych sygnatur. Rewersy mają różną formę w różnych archiwach, ale podaje się na nich te same, nie-

zbędne dane, jak wspomniane już wcześniej: numer i nazwę zespołu, sygnaturę jednostki, numer mikro-filmu, swoje imię i nazwisko, numer identyfikatora (to numer, jaki otrzy-muje użytkownik przy rejestracji) oraz datę zamówienia.

Kiedy pierwsze kroki mamy już za sobą, pozostaje nam cierpliwie po-czekać na udostępnienie archiwa-liów. Z pewnością już przy następ-nej wizycie będzie łatwiej, a utrwa-lenie podstawowego słownictwa nie zabierze nam dużo czasu.

Warto dodać, że z zasobu archiwal-nego skorzystać może każdy, ale wy-maga to czasu i wiąże się z tym, że badacz-genealog poszukiwania bę-dzie prowadził samodzielnie. Z pew-nością każdy miłośnik genealogii znaj-dzie u siebie nutkę cierpliwości. ■

GENEALOG W ARCHIWUM

Page 38: More Maiorum nr 27

More Maiorum38

Elżbieta Czajka

spisy ludności, czyli pomoce dla rodzinnego historykaKażdy genealog zaczyna poszu-kiwania w archiwum od dotarcia do metryk urodzenia, ślubu czy zgonu, często spisanych w in-nym języku, często szukając na oślep. Bardzo ambitnie. A nie można by łatwiej? Ależ oczy-wiście, że można! Bo niekiedy w poszukiwaniach genealogicz-nych warto pójść na skróty!

Księgi urzędów stanu cy-wilnego, to podstawa do badań nad historią każdej rodziny. Zawar-

te są w nich cenne metryki naszych przodków, często bardzo dokładne, czasami opatrzone własnoręcznymi podpisami pradziadków. W Archi-wum Państwowym w Łodzi (dalej APŁ) księgi te zajmują jeden ogrom-ny magazyn, liczą kilka tysięcy jed-nostek i co roku ich przybywa. A że jest na nie ogromny popyt, archiwi-ści starają się na bieżąco je digitali-zować i przy współpracy z Polskim Towarzystwem Genealogicznym, udostępniać w Internecie. Jednakże księgi te nie są tak lekkie, łatwe i przy-jemne, jak czasem początkującemu genealogowi się wydaje. Pracownie naukowe APŁ nieraz widziały zdu-mione oblicza użytkowników, któ-rym udostępnione zostały bezcenne metryki zapisane tajemniczym języ-kiem. Bo przecież nie każdy poszu-kiwacz musi wiedzieć, że po 1867 roku księgi z terenu dzisiejszego województwa łódzkiego spisywane były cyrylicą, w języku powszechnie nam wówczas panującego cara. I nie każdy, a pewnie coraz mniej osób, rosyjskie bukwy zna. Do barier ję-zykowych dochodzą również inne problemy. Na przykład kompletny

brak informacji, gdzie nasz przodek mógł się urodzić, gdzie mógł wstą-pić w związek małżeński, ustalenie adresu to czasem misja niemożliwa. Ale można łatwiej. Zaglądając do archiwum państwowego trzeba naj-pierw zapytać o ewidencję ludności danej miejscowości.

W Archiwum Państwowym w Łodzi można znaleźć dziesiątki różnego ro-dzaju dokumentów, które stanowią ewidencję ludności. Są to księgi lud-ności stałej i niestałej, księgi kontroli ruchu ludności, spisy poborowych, podatników, gospodarzy, właścicie-li nieruchomości, wykazy chłopów, spisy ludności i inne. Część z nich jest uniwersalna, część zawiera spe-cyficzne dane, które nie każdemu genealogowi się przydadzą. Dlatego też najpierw przyjrzyjmy się tzw. Spi-sowi ludności mieszkańców Łodzi, który jest częścią ogromnego zespo-łu archiwalnego Akta miasta Łodzi (składającego się z ponad 33 tysięcy jednostek archiwalnych). Sam spis składa się z prawie 270 000 kart uło-żonych alfabetycznie (fonetycznie) w 814 j.a. Niestety wiele z nich nie przetrwało do naszych czasów, jed-nak i tak to, co się zachowało, stano-wi istną kopalnię wiedzy.

Na początek trochę historii. Spis ludności to tak naprawdę wynik trzech kolejnych spisów powszech-nych przeprowadzonych w Łodzi w latach 1916, 1919 i 1921. Ten pierwszy sporządzony został praw-dopodobnie przez Niemców, którzy w czasie I wojny światowej oku-powali Łódź. Ewidencja zapewne miała służyć organizacji aprowizacji w mieście, dlatego niezbędna była informacja ile osób zamieszkuje miasto. Formularz był dwujęzycz-ny, zawierał następujące informacje: imię i nazwisko głowy rodziny, imię ojca, stan cywilny lub zawód, datę i miejsce urodzenia, religię i przyna-leżność państwową. Kolejne infor-macje to perełki dla genealogów – informacja o tym, której miejscowo-ści spisywany był stałym mieszkań-cem oraz skład rodziny: imię i nazwi-sko panieńskie żony, data i miejsce jej urodzenia, imiona i daty urodzenia dzieci, a także dopisek skąd i kiedy przybył do Łodzi, wraz z kolejnymi adresami (jeśli spisywany się prze-prowadzał). Czasem pojawiają się również informacje o dacie śmierci poszczególnych członków rodziny. Karty spisu z 1919 r. zawierały po-dobne dane, ale sam formularz spo-rządzony był w języku polskim.

GENEALOG W ARCHIWUM

Page 39: More Maiorum nr 27

More Maiorum 39

GENEALOG W ARCHIWUM

» Karta spisowa rodziny Bacewiczów /fot. AP w Łodzi

Page 40: More Maiorum nr 27

More Maiorum40

Karty spisowe z 1921 roku wyglą-dały zupełnie inaczej. Były mniej-sze o połowę, w dodatku sporzą-dzano je na papierze gorszej jako-ści. Tworzono je indywidualnie dla każdego członka rodziny (również dla małoletnich dzieci i niemow-ląt). Zawierały takie rubryki, jak: głowa rodziny, nazwisko, imię, imiona rodziców i nazwisko pa-nieńskie matki, data urodzenia, wyznanie, przynależność pań-

stwowa, stan rodziny, zawód. Po-jawiała się tu również informacja, na podstawie jakich dokumen-tów obywatel został zameldowa-ny w mieście, której miejscowości stałym mieszkańcem był, kiedy i skąd przybył. Adres rozpisywa-no bardzo dokładnie – podawano nie tylko ulicę, numer mieszka-nia i komisariatu, numer policyjny i hipoteczny nieruchomości, lecz również piętro!

A zatem karta spisowa może dla po-czątkującego (i nie tylko) genealoga stać się nie tylko drogowskazem, ale wręcz ściągą i gotowcem, dzięki któ-remu przyspieszymy lub nawet skró-cimy swoje badania. Niestety, mimo wielkich zalet tej formy ewidencji, musimy pamiętać, że niektóre dane mogą być zafałszowane lub błędne. Możemy również poczuć zakłopo-tanie lub wręcz gniew, gdy koło na-zwiska naszego pradziadka czy pra-

GENEALOG W ARCHIWUM

» Karta spisowa Maurycego Poznańskiego, fabrykanta /fot. AP w Łodzi

Page 41: More Maiorum nr 27

More Maiorum 41

babki pojawi się znaczący dopisek urzędnika (np. epitet „Idjota”).

Dzięki dofinansowaniu z Wieloletniego Pro-

gramu Rządowego K U L T U R A +

w 2014 roku Archiwum Pań-stwowe w Ło-dzi zakończyło digital izację i indeksowanie

Spisu ludno-ści miasta Łodzi

z lat 1916-1921. Kar-ty zostały przygotowane

i w niedługim czasie powinny pojawić się na stronie szukajwarchi-wach.pl, gdzie każdy, w dowolnym za-kątku świata, będzie mógł bezpłatnie odnaleźć i skopiować wszystkie karty dotyczące swoich przodków. ■

GENEALOG W ARCHIWUM» fot. A

P w Łodzi

» fo

t. A

P w

Łod

zi

Page 42: More Maiorum nr 27

More Maiorum42

Julian Fontana i Fryderyk Chopin – dwie zagadki „urodzinowe”

Piotr Mysłakowski

LISTY CZYTELNIKÓW

Julian Fontana, kolega szkolny i przyjaciel Fryderyka Chopina, zaufany pomocnik i powiernik w czasach paryskich, kopista jego dzieł, sam zdolny pianista i kompozytor.

To postać bardzo istotna w biografii Chopina, ale i sama w sobie bardzo interesująca, by nie rzec

– tragiczna. Świadczą o tym jego pe-rypetie życiowe, zakończone drama-tycznym samobójstwem.

NIEWYJAŚNIONA ZAGADKA

Ostatnimi czasy biografia Fontany ograniczała się głównie do hasła w „Polskim Słowniku Biograficz-nym”, kilku haseł w encyklopediach oraz – całkiem niedawno – do wy-danej przez Narodowy Instytut Fry-deryka Chopina książki Magdaleny Oliferko „Fontana i Chopin w li-stach” (Warszawa 2009).

O ile jednak późniejsze życiowe losy Fontany są stale uzupełniane i udostępniane czytelnikom, o tyle jeden ich aspekt – data i miejsce jego urodzenia – pozostawały nie do końca pewne, a ma to związek z niekończącymi się rozważaniami na temat daty urodzenia samego Chopina, albowiem: w ostatnim liście Chopina (z Calder House, Szkocja, 18 sierpnia 1848) pisze on do Fontany w Londynie: „(…) Ty liczysz (się) jeszcze, jak widzisz, do najstarszych moich wspomnień i ja do twoich, boś ty młodszy podob-no (jak to dziś wiele znaczy, który od nas ma dwie godziny więcej!) (…)”1

1 M. Oliferko, Chopin i Fontana w listach, Warszawa 2009, s. 122.

Fontana był głównym propagato-rem prawidłowej, według niego, daty urodzenia Chopina: 1 marca 1809, i walczył o korektę błędnie upowszechnionej daty 18102 (pod-kreślenia autora).

Wobec braku sensownego wyjaśnie-nia znaczącej różnicy między treścią metryki chrztu Chopina, wskazującą 22 lutego 1810 jako datę jego uro-dzenia, a podawaną przez najbliższą rodzinę i przyjaciół datą 1-2 marca 1809, badacze pokładali nadzieję w dowodach pośrednich, między innym w metryce urodzenia Juliana Fontany (by móc uwiarygodnić cy-towane wyżej przesłanki). Tymcza-sem nie znajdywano jej ani w parafii zamieszkania jego rodziny (Św. Jana w Warszawie), ani w Krakowie (jak głosiła jedna z pogłosek). Z braku przesądzającego dokumentu auto-rzy podawali w biogramach domyśl-ną datę roczną „1810”, co pozosta-wiało pole do błędu, bowiem obaj koledzy mogli urodzić się w 1809, co dedukować można z wymienio-nych powyżej przesłanek.

NAJNOWSZE USTALENIA. PIERWSZY DOKUMENT

Ostatnie szczegółowe badania au-tora nad genealogią rodziny Juliana Fontany w warszawskich metry-kach3 ujawniły dwa zasadnicze do-kumenty, pozornie przesądzające

2 „Chopin urodził się 1 marca 1809, a nie 1810, jak to podają omyłkowo wszyscy jego biografowie” [w:] Oeuvres posthumes pour le piano de Frédéric Chopin, publiés sur manuscrits originaux avec autorisation de sa famille par Jules Fontana, Paryż 1855, Berlin 1855.3 Wszystkie cytowane dokumenty metrykalne pochodzą z zachowanych ksiąg: chrztów, małżeństw i zgonów parafii św. Jana Chrzciciela (archikatedra) w Warszawie, Cyrkułu I oraz Cyrkułu VII.

jego datę urodzenia: 31 lipca 1810, jednak okoliczności powstania obu dokumentów są zaskakujące zarówno z punktu widzenia obo-wiązujących przepisów prawa, jak i panujących zwyczajów. Dają one pole do kolejnych domysłów i hi-potez, ze względu na rodzące się wątpliwości.

» fot. Wikimedia Commons

Page 43: More Maiorum nr 27

More Maiorum 43

LISTY CZYTELNIKÓW

Pierwszy dokument to akt chrztu Juliana Fontany z 31 lipca 1824 roku, dokonanego w parafii św. Jana Chrzciciela w Warszawie (sąsiedni, następny wpis, dotyczy chrztu sio-stry Juliana, Leokadii). Treść aktu Juliana podaję w tłumaczeniu z ła-ciny: „n° 468, 31 Lipca 1824. Ja Da-wid Klatt, wikary warszawskiego ko-

ścioła metropolitalnego i parafialne-go ochrzciłem młodzieńca dwojga imion Juliana Ignacego, urodzonego 31 lipca 1810, syna Urodzonych4 Jana Fontany i Julianny z Petzoldów, prawowitych małżonków. Chrzest-nymi byli Urodzony Gerard Witow-ski i Urodzona Rozalia z Raczkow-skich Fontana; asystowali Urodzeni Walenty Staniszewski i Teresa Zbi-jewska”.

Akt następny brzmi: „n° 469, 31 Lipca 1824. Ja, jak wyżej, ochrzci-łem pannę dwojga imion Leoka-dię Walentynę, urodzoną 14 lutego 1812, córkę Urodzonych Jana Fon-tany i Julianny z Petzoldów, prawo-witych małżonków. Chrzestnymi byli Urodzony Onufry Fontana były podpułkownik i Teresa Karśnicka; asystowali Urodzeni Walenty Stani-szewski i Teresa Zbijewska”.

Oba powyższe akty nie budzą wąt-pliwości co do jednego: że były to chrzty zwykłe, a nie ceremonialne dopełnienia uprzednich chrztów „z wody”, co oznacza, że Julian zo-stał ochrzczony dopiero w wieku lat ok. 14, zaś jego siostra w wieku lat 12. Chrzest, jako akt wyznanio-wy, jest sprawą prywatną rodziców, nie doszukujemy się więc w tym znacznym opóźnieniu specjalnych powodów (matka Juliana była wy-znania ewangelicko-augsburskie-go).Co innego jednak przepisy pra-wa publicznego.

Ponieważ wprowadzony w 1807 roku w Księstwie Warszawskim i utrzymany w Królestwie Polskim „Kodeks Napoleona” ustanawiał prowadzenie – prócz ksiąg wyzna-niowych – ksiąg stanu cywilnego, obu tych zapisów dokonywano jednocześnie, jako że obowiązki urzędnika stanu cywilnego spoczy-wały na proboszczu danej parafii. 4 „Urodzony” (łac. Generosus) – w tytulaturze stanowej oznacza szlachcica o wyższym statusie niż zwykły „Szlachetny” (łac. Nobilis).

Mówi o tym expressis verbis artykuł 75 Kodeksu: „Akta Stanu Cywilne-go, natychmiast po dopełnionym obrzędzie religijnym […] zapisa-nemi bydź maią w obu egzempla-rzach”5.

W tej konkretnej sytuacji nastąpi-ło złamanie kilku obowiązujących przepisów prawa cywilnego: nie dosyć, że w pobliżu daty chrztu (1824) nie odnotowano wpisu Fon-tanów do ksiąg stanu cywilnego Cyrkułu I (odpowiadającego parafii św. Jana), do czego zobowiązywał Kodeks, to – podobnie – nie do-konano takiego wpisu dla Juliana w podanym roku 1810. Wygląda-ło więc na to, że ojciec – wysoki urzędnik Księstwa Warszawskiego – nie dopełnił ciążącego na nim prawnego obowiązku rejestracji dziecka w kodeksowym terminie (początkowo obowiązywał termin trzech dni od urodzenia, później wydłużony do ośmiu). Nic więc dziwnego, że badacze biografii Ju-liana Fontany nie znaleźli przesą-dzającego o dacie dokumentu, czyli jego metryki stanu cywilnego.

Pewne podejrzenie dla badacza-ge-nealoga budzi termin dnia i mie-siąca chrztu, identyczny z podaną w akcie datą urodzenia: może to przypadek, może celowe działanie; jednak poważniejszą wątpliwość budzi możliwość podania dowol-nej daty urodzenia, przy tak odle-głym w czasie zdarzeniu, którego nie sposób było po 14 latach zwe-ryfikować. Zauważmy też, że ro-dzicami chrzestnymi dwójki dzieci Fontanów byli członkowie rodziny: podpułkownik Onufry Fontana (stryjeczno-stryjeczny brat ojca) z żoną Rozalią z Raczkowskich, co mogło sprzyjać ewentualnemu, celowemu „przekłamaniu” w 1824 roku (omówimy ten wątek poniżej).

5 O aktach stanu cywilnego (wypis z księgi I. Kodexu Cywilnego), art. 75, Warszawa 1825, s. 6.

Page 44: More Maiorum nr 27

More Maiorum44

LISTY CZYTELNIKÓW

DRUGI DOKUMENT

Podana w sąsiadującym akcie chrztu data urodzenia siostry Juliana (1812) nasunęła myśl, że owe brakujące zapisy do ksiąg stanu cywilnego zo-stały dokonane przy okazji narodzin Leokadii. Okazało się, że tak było w rzeczywistości: odnaleziona me-tryka urodzenia w księgach stanu cywilnego Cyrkułu I z roku 1812 dostarcza licznych, kluczowych dla naszych badań informacji.

Oto treść cywilnego aktu uro-dzenia Juliana Fontany: „n° 73. Roku tysiąc osiemset dwunastego, dnia dziewiątego miesiąca lutego, o godzinie wpół do czwartej z połu-dnia, przed nami niżej podpisanym urzędnikiem stanu cywilnego gminy warszawskiej cyrkułu pierwszego w powiecie i departamencie war-szawskim stawił się Urodzony Jan Fontana, lat mający trzydzieści dzie-więć, zastępca Kasjera Generalnego Księstwa Warszawskiego, mieszka-

jący w Warszawie w kamienicy przy ulicy Święto Jańskiej sytuowanej, pod numerem osiem będącej, i oka-zał nam dziecię płci męzskiej, które urodziło się w domu natenczas pod numerem czterysta piętnaście przy ulicy Krakowskie Przedmieście sy-tuowanym, na dniu trzydziestym pierwszym miesiąca lipca roku ty-siąc osiemset dziesiątego o godzi-nie czwartej z rana, oświadczając iż jest spłodzone z niego i Julianny z Petzoldów lat mającej dwadzieścia osiem, Jego małżonki, i że życze-niem jego jest nadać mu imię Julian. Po uczynieniu powyższego oświad-czenia i okazania dziecięcia, w przy-tomności Imci Panów Dominika Murray, lat mającego trzydzieści osiem, sekretarza Rady Stanu, miesz-kającego w Warszawie w kamienicy przy ulicy Krakowskie Przedmieście pod liczbą trzysta dziewięćdziesiąt siedem będącej, tudzież to Henryka Petzold, adiunkta przy Kasie Dywi-zjonalnej Wojskowej, mieszkające-go w Warszawie w kamienicy pod

liczbą czterdziestą czwartą będącej, który rok trzydziesty skończył. Po czym tak oświadczający ojciec jako i dwaj świadkowie wyżej wymienie-ni, z nami akt niniejszy urodzenia po przeczytaniu onego podpisali. Szymon Różański Urzędnik Stanu Cywilnego, Jan Fontana, Dominik Murray, Henryk Petzold”.

Z aktu tego dowiadujemy się przede wszystkim, że miejscem urodzenia Juliana Fontany był pałac Potoc-kich przy Krakowskim Przedmie-ściu, nr hip. 415 (obecnie nr 15/17, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego), a więc wówczas sie-dziba instytucji, w której pracował i służbowo w 1810 r. mieszkał Jan Fontana. Akt z 1812 podaje już nowe jego miejsce zamieszkania – kamienicę nr hip. 8, róg ulicy Świę-tojańskiej i Rynku Starego Miasta (obecnie nr 14).

Metryka urodzenia Leokadii Fonta-ny dostarcza z kolei kilku szczegó-

Page 45: More Maiorum nr 27

More Maiorum 45

LISTY CZYTELNIKÓW

łów „życiowych” jej bliskich: uro-dziła się ona bowiem 14 lutego 1812, a więc w pięć dni po zarejestrowaniu starszego brata, Juliana; jej metrykę sporządzono 2 kwietnia tego roku, przy czym pomimo (jakoby) oso-bistego stawiennictwa „Oyciec dla słabości zdrowia podpisać się nie mógł”. Podpisy więc złożyli tylko świadkowie, czyli [Franciszek] Ksa-wery Petzold6, kapitan pułku 4. pie-choty wojsk Księstwa Warszawskie-go oraz Henryk Petzold, podpłatnik Dywizji Pierwszej tych wojsk. Nie znamy przyczyny słabości Jana Fon-tany, jednak z metryk okazuje się, że zmarł on nazajutrz, 3 kwietnia 1812 roku, w wieku zaledwie 40 lat.

Powyższe daty uświadamiają nam dramatyzm w tym okresie życia ro-dziny Fontanów:

■ 9 lutego 1812 – rejestra-cja urodzenia Juliana, ojciec składa podpis, ■ 14 lutego – narodziny Leokadii, ■ 2 kwietnia – rejestracja urodzenia Leokadii, ojciec „obec-ny”, ale nie składa podpisu, ■ 3 kwietnia – ojciec umie-ra o 3 w nocy (nie podano przyczy-ny zgonu).

Być może, te właśnie okoliczności były powodem, że ceremonię chrztu odkładano aż do 1824 roku, kiedy Julian miał wstąpić do publicznej szkoły (Liceum), w której wykłada-na była religia, a ksiądz prefekt dbał o prawidłowość sytuacji „sakramen-talnej” swych podopiecznych.

HIPOTEZA

Tyle mówią dokumenty. Nie wyja-śniają one jednak postawionych na wstępie dwóch „zagadek”: przeko-6 Franciszek Ksawery Petzold (1782–1858), ofi-cer wojsk Księstwa Warszawskiego (pułkownik), urzędnik, mason; Henryk Petzold (1782–po 1812), podpłatnik pierwszej dywizji wojsk Księstwa War-szawskiego – bracia Julii Fontanowej.

nania Chopina, że Fontana był od niego nieco młodszy, oraz że Fon-tana uparcie twierdził, iż Chopin urodził się w roku 1809.

W jakich okolicznościach te dwie przesłanki byłyby możliwe jed-nocześnie? Tylko wówczas, gdy-by Chopin urodził się, jak twier-dził Fontana, w 1809, oraz gdyby i on sam także urodził się – nieco później – w tym samym roku. Aby uwiarygodnić taką spekulację my-ślową przypomnijmy, że widniejąca w dokumentach Fontany jego data urodzenia (31 lipca 1810) została zadeklarowana dopiero w dwa (?) lata po urodzeniu, a jedyną gwaran-cją było oświadczenie ojca oraz jego krewniaka Onufrego.

Powstaje pytanie, po co ojciec miał-by w 1812 roku deklarować niezgod-nie z rzeczywistością o rok później-sze urodzenie swego pierworodne-go? Odpowiedź, być może, kryje się w analogicznej sytuacji w rodzinie przyrodniego brata Jana Fontany:

Franciszek Fontana zawiera mał-żeństwo z Anną Faustmann w dniu 5 lutego 1809.

18 marca 1809 podaje do chrztu swego syna, Ignacego, urodzonego 14 grudnia roku poprzedniego.

Jak widać z powyższych dat, Igna-cy urodził się na ok. dwa miesią-ce przed ślubem, jednak z jego chrztem czekano półtora miesiąca – tak, aby móc oficjalnie zadekla-rować jego rodziców jako „Legiti-morum Conjugum”, czyli prawo-wite małżeństwo, co miało też mieć w przyszłości wymiar osobisty dla dziecka – w przeciwnym przypadku musiałoby zostać zapisane pod pa-nieńskim nazwiskiem matki.

Rodzice Juliana, Jan Fontana i Julia z Petzoldów, zawarli małżeństwo

w dniu 11 listopada 1809. Do zade-klarowanej w 1812 roku daty uro-dzenia syna (31 lipca 1810) upływa-ło więc regulaminowe 8 i pół mie-siąca!

Na podstawie analizy powyższych okoliczności i znajomości niuan-sów genealogicznych, panujących w rodzinie Fontanów (m.in. dziadek rozwiedziony, szereg małżeństw między katolikami i luteranami lub „kalwinami”, dość wysoka pozycja w społeczeństwie) autor nie wyklu-cza, że:

■ Julian Fontana urodził się przed ślubem rodziców (być może nawet właśnie 31 lipca), w roku 1809, ■ rodzice celowo zwlekali trzy lata z zarejestrowaniem jego urodzin, ■ zadeklarowali taką datę, która nie budzi podejrzeń co do „legalności” dziecka.

W konsekwencji, dwie początkowe „zagadki”, związane z Chopinem i Fontaną, znajdują swoje wytłuma-czenie – ale wówczas Chopin mu-siałby urodzić się w roku 1809, na co zresztą wskazuje także szereg innych okoliczności, wielokrotnie omawianych w dyskusjach na ten temat7.

Co do daty urodzenia Juliusza Fon-tany, pomimo wysokiego prawdo-podobieństwa, ale jednak hipote-tyczności powyższego wywodu, pozostaje przyjąć – do użytku ofi-cjalnego – datę 31 lipca 1810.

Chyba, że znajdzie się jakiś nowy dowód… ■

Pierwotne miejsce publikacji artykułu – „Ruch Muzyczny” nr 12/2013, s. 357 Zob. Piotr Mysłakowski, Andrzej Sikorski, Oko-liczności urodzenia Fryderyka Chopina. Co mówią źródła, „Ruch Muzyczny” 2002, nr 20, s. 28-34.

Page 46: More Maiorum nr 27

» fot. lisak.net.pl

More Maiorum46

LISAK.NET.PL

Page 47: More Maiorum nr 27

» fot. lisak.net.pl

More Maiorum 47

LISAK.NET.PL

Agnieszka Lisak

kosmetyki naszych prababek

LISAK.NET.PL

Kobiety od zarania dziejów sta-rały się dbać o urodę, by zwrócić uwagę mężczyzny.

W końcu złapanie do-brej partii i bogate wyjście za mąż było jedyną karierą, jaką

mogły zrobić w życiu. W czasach, gdy nie miały prawa do pełnej edu-kacji, gdy bramy uniwersytetów były przed nimi zamknięte, ścieżki samo-realizacji były ograniczone. I nie wy-kluczone, że z tego też powodu tak bardzo dbały nie tylko o urodę, ale także o strój. Przecież czymś w ży-ciu należało się wyróżniać, jeżeli nie stanowiskiem, naukowymi tytułami, to przynajmniej nazwiskiem męża, jego majątkiem, pochodzeniem, no i wyglądem. Kobieta znaczyła tyle, ile miała na sobie. Jej droga suknia była tym, czym dziś dla mężczyzny jest drogi samochód. Takie kryte-ria jak wygoda, praktyczność scho-dziły na dalszy plan. Żadna dobrze urodzona dama nie mogła sobie pozwolić na to, by nosić proste, wy-godne stroje, które nie krępowałyby ruchów, pozwalały na uprawianie

wszystkich sportów i swobodny styl bycia. Bo przecież wtedy nie byłaby damą, ale wyglądałaby jak służąca, czy praczka.

Czy zastanawiali się Państwo kie-dyś nad tym, po jakie kosmetyki sięgały w XIX wieku nasze pra-babki, by poprawić urodę i jak one wyglądały? Nie? To zachęcam do przeczytania broszury reklamowej z 1897 roku nazwanej na wyrost „Poradnikiem higieniczno – ko-smetycznym.” Czyli podobnie jak dziś, element reklamy ukryty pod płaszczykiem „fachowego” porad-nictwa.

1. Woda toaletowa z zapachem fioł-kowym (…), do elegancyi dzisiaj należy usunąć wszelki odór ciała, a zastąpić go wonią kwiatów odzna-czających się przyjemnym i pociąga-jącym zapachem. Woda toaletowa czyni zadość wszelkim wymaga-niom i kosztuje tylko – 2 kor.

2. Mydło wschodnich piękności, zaleca się nie tylko wykwintnym i trwałym zapachem, ale nadto po-siada znakomite własności spędza-nia zmarszczek, wydelikatnia i bieli płeć – 1 kor., 60 gr.

3. Proszek do czyszczenia paznogci, nadaje białości i różowego odcieniu paznogciom – pudełko – 50 gr.

4. Wiolin, usuwa pocenie się rąk, pach i nieprzyjemny odór potu – 1 kor., 20 gr.

5. Ocet toaletowy, zmieszany z wodą używa się do rozcierania ciała, do płukania ust i do kadzenia w po-kojach, jest to bardzo przyjemny i odświeżający środek, flakon mały

1 kor.

6. Wyskok mydlany, do mycia gło-wy usuwa łupież, oczyszcza skórę i włosy od potu i tłuszczu, cena fla-konu – 1 kor.

7. Ocet aromatyczny, używa się do odświeżania i odwonienia powietrza w pomieszkaniach, cena flakonu – 60 gr.

8. Ocet salonowy, specjalnie używa się jako kadzidło, za pomocą rozpy-lacza lub do polewania na rozżarzo-ną blachę, flakon 50 gr.

9. Pastylki aromatyczne do ust, dla nadania przyjemnego odoru jamie ustnej przy mówieniu i oddychaniu – pudełko 1 kor.

10. Grysik migdałowy do mycia rąk, wygładza, wybiela i wydelikatnia na-skórek – pakiecik po 4 – 8 gr.

11. Skrobaczki do języka – 1 kor., 30 gr.

12. Brylantyna, olejek wyskokowy, przyjemnie pachnący, odświeża, na-daje miękkości i piękny połysk bro-dzie, flakon – 1 kor.

13. Brylantyna krystaliczna w sło-ikach i tubach do pomadowania wą-sów i bokobrodów – 1 kor.

14. Pomada orzechowa, używa się na ściemnianie włosów – 2 kor.

15. Puder popielaty, do pudrowania włosów na kolor popielaty bardzo efektowny, pudełko – 1 kor.

16. Woda ateńska używa się do skrapiania włosów. Zapobiega two-rzeniu się łupieżu, włosom nadaje przyjemny fiołkowy zapach, piękny połysk i świeżość, flakon 20 gr. ■

Źródło: blog historyczno-obyczajo-wy Agnieszki Lisak (link)

Page 48: More Maiorum nr 27

More Maiorum48

Ewa Mordalska

historia łódzkiego getta – moja przyjaciółka Fela

LISTY CZYTELNIKÓW

Kiedy wybuchła wojna miałam niespełna osiem lat. Wraz z rodzicami i starszymi siostra-mi mieszkałam wówczas w kamienicy przy ulicy Warszawskiej 11…

Tu spędziłam najwspanial-sze lata mojego dzieciń-stwa. Kamienica tętniła życiem. Mieszkało w niej

sporo dzieci. Kolegowaliśmy się i spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę. Naszym placem zabaw było niewielkie podwórko i ogród na tyłach domu, o który z wielką pie-czołowitością dbały nasze mamy. Mieszkańcami domu byli przeważ-nie Polacy, ale mieszkały też trzy rodziny żydowskie. Wszyscy żyli w zgodzie, a nawet sobie wzajem-nie pomagali. Nikt nikogo nie wy-śmiewał, nie ubliżał i nie wyzywał. Zresztą rodzice nasi na to by nie po-zwolili. Bawiliśmy się razem i razem psociliśmy. Miałam dwie koleżanki, które były Żydówkami. Jedną z nich była Fela Pilcz. Obie bardzo się za-przyjaźniłyśmy, choć znałyśmy się dość krótko. Fela była starsza ode mnie o dwa lata, ale ta różnica wie-ku zupełnie nam nie przeszkadzała. Mama Feli i moja mama także się lu-biły i nie pamiętam, by kiedykolwiek dochodziło między nimi do kłótni. Kiedy pani Pilcz piekła macę za-wsze i nam przynosiła. Wiedziała, że bardzo ją lubię. Pamiętam ostatnie urodziny Feli, na które zostałam za-proszona. To było w styczniu 1939 roku. Fela kończyła 10 lat. Tata dał mi 10 groszy na prezent, a ja bardzo przejęta sama pobiegłam do skle-pu i kupiłam czekoladkę zawiniętą w złoty papier. Mama Feli przygo-

towała wspaniałe przyjęcie. Nikt wówczas nie przypuszczał, że będą to ostatnie urodziny mojej przyja-ciółki. Parę miesięcy później wybu-chła wojna, która przyniosła ze sobą te wszystkie okropności. Byłyśmy jeszcze dość małe i wielu spraw nie rozumiałyśmy. Nie mogłam zrozu-mieć dlaczego pewnego dnia Fela musiała opuścić swój dom i nasze podwórko, po którym jeszcze tak niedawno biegałyśmy. Stałyśmy w bramie zapłakane i ściskałyśmy się serdecznie. Wtedy nie przypusz-czałyśmy, że to po raz ostatni. To była okropna chwila. Na ulicy stali Niemcy z karabinami i poganiali wy-straszonych mieszkańców kamienic, by jak najszybciej opuszczali swoje mieszkania.

wkrótce getto zostało ostatecznie zamknięte

Pamiętam jak ojciec Feli ładował na wóz cały swój dobytek, jaki pozwo-lono mu zabrać do getta. Pamiętam gwiazdę Dawida, naszytą na rękawie płaszczyka Feli i jej przerażone oczy. Przez pewien czas szłam chodni-kiem tuż obok niej, tak długo jak tylko mogłam. Zresztą nie tylko ja odprowadzałam Felę, były też i inne dzieci z naszej kamienicy. Podczas pożegnania obiecałyśmy sobie, że raz w tygodniu, tego samego dnia, o tej samej porze będę stała na po-moście tramwaju, który w tym czasie przejeżdżał przez teren getta. Słowa dotrzymałam i już w następnym ty-godniu, wraz z koleżanką z podwór-ka, w tajemnicy przed rodzicami

udałyśmy się na spotkanie. I tak co tydzień wsiadałyśmy do tramwaju i stojąc na odkrytym pomoście wy-patrywałyśmy Feli. Czekała na nas na ulicy tuż za kościołem. Zawsze była taka smutna i machała do nas, a my do niej. Tak było do wiosny, aż pewnego razu nie spotkałyśmy już Feli. Nie było jej też i w kolejnych tygodniach. Kiedy przez przypadek rodzice dowiedzieli się o tych wypra-wach, surowo nam zabronili. Zresz-tą wkrótce getto zostało ostatecznie zamknięte, a wyprawy stawały się coraz bardziej niebezpieczne.

Minęło 75 lat kiedy moja mama po raz ostatni widziała swoją przyja-ciółkę Felę. I choć czas zatarł nie-które wspomnienia, a w pamięci po-wstały luki, to przez te wszystkie lata moja mama często myślała o Feli i jej rodzinie. Wiele razy mówiła, że tak bardzo chciałaby poznać ich

» Dzieci z podwórka przy ulicy Warszawskiej 11 – ok. 1937roku. Na zdjęciu: (rząd od góry) – czwarta od lewej - Łaja Pilcz, (rząd na dole) pier-wsza od lewej – Fela Pilcz, szósta od lewej – moja mama

Page 49: More Maiorum nr 27

More Maiorum 49

LISTY CZYTELNIKÓW

historię. Pomyślałam, że może war-to spełnić marzenie mamy. Nic nie mówiąc rozpoczęłam poszukiwania. Kiedy dotarłam do akt łódzkiego getta przestraszyłam się ich ilością, ale kiedy natrafiłam na ślad Feli, od-czułam ogromną radość i satysfak-cję, że oto po tylu latach moja mama będzie mogła choć po części poznać losy swojej przyjaciółki. Krok po kroku przeszukiwałam dziesiątki dokumentów i odkrywałam coraz to nowe rzeczy dotyczące rodziny Pilczów. I choć nie znałam tych lu-dzi to z jednej strony ogarniał mnie smutek, zaś z drugiej wielka radość, że mój trud nie idzie na marne. Poza tym wiedziałam jaką radość sprawię mamie. Nie myliłam się, a uśmiech na jej twarzy był dla mnie najwięk-szą nagrodą. Dlatego postanowiłam podzielić się tragiczną historią Feli i jej rodziny.

„Getto – płaskie jak pokrywka garn-ka między ołowianym granatem nieba, a betonową szarością ziemi” („Biedni ludzie z miasta Łodzi” Ste-ve Sem Sandberg).

Pomysł utworzenia łódzkiego getta powstał już pod koniec 1939 roku. Na ten cel Niemcy wybrali najbar-dziej zaniedbaną i najbiedniejszą dzielnicę Łodzi – Bałuty i Stare Mia-sto. Władze niemieckie dały ludno-ści żydowskiej niecałe trzy miesiące na przeniesienie się do nowo utwo-rzonej dzielnicy. Pierwsze wysiedle-nia rozpoczęły się już w grudniu. Ulica po ulicy Żydzi opuszczali swo-je dotychczasowe domy. Na rodzinę Pilczów kolej przyszła w pewien lu-towy dzień 1940 roku.

„Jest luty 1940 roku – tak opisuje St. S. Sandberg. Niebo białe i puste, nieruchome. Po śniegu toczą się ze

skrzypem koła powozów, bryczki na miękkich resorach; fury wyładowa-ne walizkami i prowizorycznie przy-wiązanymi meblami. Niektórzy idą z przodu ciągnąc wózki, inni z tyłu i pchają albo z boku, pilnując, żeby ta kolosalna góra walizek i toreb nie runęła. Dziesiątki tysięcy ludzi w ru-chu. Eleganccy państwo i robotnicy. Szary zimowy dzień ich nie rozróż-nia”.

Tego dnia po raz ostatni rodzina szła przez ośnieżone ulice Łodzi. Tylko dwójki najstarszych dzieci nie było wśród nich. To Szlamek i Rózia, któ-rzy wyjechali na Wschód, tuż po wy-buchu wojny. Przynajmniej oni byli na razie bezpieczni. Głową rodziny był Alter Pilcz, syn Rozalii i Szlamy, urodzony 23.11.1885 roku w Wiśli-cy, z zawodu włókiennik. Jego żona – Hinda z domu Berkowicz, córka Chany i Pinkusa, urodzona w Chę-cinach w 1888 roku, zajmowała się domem i wychowaniem dzieci. Z pozostałych przy rodzicach trójki dzieci, najstarszy był syn Juda Ma-jer urodzony 09.05.1923 roku. Ro-dzice rzadko pozwalali mu wycho-dzić na podwórko. Dzieci wołały na niego Ida. Ida był kaleką. Garb na plecach sprawił, że był wyjątkowo niskiego wzrostu. Łaja – młodsza siostra Idy, urodziła się 24.02.1925 roku. Była o rok młodsza od siostry mojej mamy – cioci Stasi, z którą się kolegowała. Najmłodsza z rodzeń-stwa – Fela, urodziła się 06.02.1929 roku. Państwo Pilcz mieli jeszcze jedną córkę – Salcie, ale ta zmarła jakiś czas przed wybuchem wojny. Musiało zdarzyć się to dużo wcze-śniej, skoro moja mama zupełnie jej nie pamięta. Trudno też powiedzieć, jak toczyły się losy rodziny, nim za-mieszkała przy ulicy Warszawskiej. Podobno przez pewien czas przeby-wali na terenie Niemiec, a po dojściu Hitlera do władzy i zaczynających się prześladowaniach społeczności żydowskiej, wrócili do Polski.

» Dzieci z podwórka przy ulicy Warszawskiej 11 – ok. 1937roku. Na zdjęciu: (rząd od góry) – czwarta od lewej - Łaja Pilcz, (rząd na dole) pier-wsza od lewej – Fela Pilcz, szósta od lewej – moja mama

Page 50: More Maiorum nr 27

More Maiorum50

Pierwszą rzeczą jaką musieli zrobić mieszkańcy, przybywający do getta, było znalezienie mieszkania, a nie było to wcale takie łatwe, biorąc pod uwagę coraz to większą liczbę osób przybywających na ten nie-wielki, wydzielony przez Niemców,

obszar. Z początku mieszkańcy getta mieli trochę więcej swobody w poruszaniu się po terenie. Mogli bowiem przechodzić z jednej części do drugiej przez specjalne bramy otwierane w określonych godzi-nach. Ale pod koniec kwietnia 1940

roku ostatecznie zamknięto getto i nikt, kto wcześniej wszedł na jego teren, nie miał już możliwości wyj-ścia lub ucieczki. Wkrótce bramy zostały zastąpione trzema drewnia-nymi mostami silnie strzeżonymi przez żandarmerię. Mosty łączyły

LISTY CZYTELNIKÓW

» Karta meldunkowa Feli Pilcz

Page 51: More Maiorum nr 27

More Maiorum 51

LISTY CZYTELNIKÓW

fragmenty getta i pozwalały ludziom przechodzić nad ulicami.

Do getta rodzina Pilczów przyby-ła 18.02.1940 roku. Ta data została wpisana do kart meldunkowych wy-danych 22.05.1940 roku. Nie wia-domo gdzie zamieszkali zaraz po przybyciu, ale w maju mieszkali już przy ulicy Marysińskiej 2 m. 24 (Sie-gfriedstrasse) na odcinku między ulicą Chłodną i Brzezińską. W tym czasie ulica Marysińska biegła nieco inaczej niż obecnie. Zaczynała się bowiem przy ulicy Chłodnej, która dziś już nie istnieje, po czym prze-cinała ulicę Brzezińską (dziś Wojska Polskiego) i ciągnęła się do północ-nej granicy getta.

W drugiej połowie 1940 roku zosta-ły powołane komisje mające na celu przegląd domów pod kątem warun-ków mieszkaniowych jak i rodzin tam zamieszkujących. Kontrolerem kamienicy przy ulicy Marysińskiej 2 był inż. H. Gliksman, który w ra-porcie z dnia 12.07.1940 roku pisał:

„Liczba mieszkańców (osób) 161, lokatorów głównych – 36, rodzin – 58, dzieci do lat 3-ch – 4, starców ponad 65 lat – 9, chorych – 9.

30% lokatorów trochę zasobniej-szych, 70% lokatorów zupełnie biednych.

Dom pod względem budowy i hi-gieny nie przedstawia obecnie żad-nych braków. Dużo remontów uskutecznił Komitet jak na przy-kład naprawa dachu w wielu miej-scach, następnie całkowita naprawa ustępów i śmietnika. Wodociągów w domu nie ma. Sam dom jest to budowla dość solidna, trzypiętrowa. Stan mieszkań zadawalający, miesz-kania jednoizbowe o jednym lub dwóch oknach. Dom zamieszkały prawie przez samych tkaczy ręcz-nych. Warsztaty utrzymane jeszcze,

częściowo wyprzedane na opał. (…) Wywóz śmieci i fekalia nigdy nie jest zaniedbany.

Staraniem Komitetu Domowego utworzony został Dział Sanitarny. Blok ma umowę z lekarzem, który obowiązany jest o każdej porze tak we dnie jak i w nocy odwiedzić cho-rego. Wizyta kalkuluje się na 50 do 75 fenigów, którą to sumę za nieza-możnych płaci Kasa Komitetu. Poza tem w bloku jest doskonale wypo-sażona apteczka i wszelkie ogólnie używane leki są na miejscu. Rów-nież apteka dostarcza potrzebne le-karstwa i specyfiki z recepty lekarza. Fundusze na cele działu pochodzą między innymi z tego źródła, że blok zobowiązuje wszystkich swo-ich lokatorów do kupowania chleba u jednego piekarza otrzymując od tego ostatniego 5 proc. rabatu.

było tak zimno, że ludzie przymarzali do łóżek

Tak dzięki sprężystości i dobrej woli jednostek powstaje pomoc dla bied-nych całego bloku. Przykład godny naśladowania.”

Tak też było w pierwszych miesią-cach istnienia getta i ktoś mógłby pomyśleć – sielanka, ale tak nie było. W miarę upływu czasu sytuacja ulegała znacznemu pogorszeniu, bowiem mieszkańcy tego małego świata byli całkowicie odizolowani od ludzi żyjących poza murami get-ta. Nie docierały żadne informacje o tym, co działo się na zewnątrz. Pod tym względem łódzkie getto było jednym z najgorszych, jakie zo-stały utworzone na terenie okupo-wanego kraju. Z początku, pomimo głodu, chorób i biedy, ludzie starali się jednak żyć w miarę normalnie, choć i tak najbardziej cierpiały na

tym dzieci i ludzie starsi. Na zlece-nie Wydziału Edukacji działalność swą otworzyły żłobki, przedszkola, szkoły i sierocińce. Zorganizowano również kolonie dla dzieci. Takiej inicjatywy nie podjęło żadne inne getto. Kolonie odbywały się w dziel-nicy Marysin, która przez cały czas zachowała swój wiejski charakter. Sporządzono listy dzieci w wieku szkolnym. Na jednej z nich odna-lazłam Felę. Szkoła, do której cho-dziła mieściła się przy ulicy Widok 7. W roku szkolnym 1940/41 Fela była uczennicą klasy III.

Wszystko to co było namiastką lepszego życia skończyło się wraz z napaścią Niemiec na Związek Radziecki w czerwcu 1941 roku. W getcie rozpoczęły się wysiedlenia, choć te z początku dotyczyły głów-nie Żydów, których deportowano z różnych podbitych państw Eu-ropy, a także i tych przywiezionych z terenów III Rzeszy. Z początku lu-dzie wierzyli, że jadą w lepsze miej-sce, tam gdzie będą mogli spokojnie żyć i pracować. Tymczasem warunki w getcie stawały się coraz cięższe. Brakowało jedzenia, opału, a przede wszystkim pracy. Już w lecie 1941 roku Niemcy przystąpili do reali-zacji planu ostatecznego rozwią-zania kwestii żydowskiej. Na ziemi łódzkiej pierwszy ośrodek masowej zagłady powstał w Chełmnie nad Nerem, mieście położonym w od-ległości 70 kilometrów od Łodzi. Swą działalność obóz rozpoczął już w grudniu 1941 roku. Zima tego roku była sroga. Zimno i głód dzie-siątkowały mieszkańców getta. St. S. Stanberg pisze:

„Mówiło się, że jest tak zimno, że na-wet ślina zamarzała ludziom w ustach. Zdarzało się, że ludzie przymarzali w łóżkach.(…) Codziennie ten sam widok. Zasypane śniegiem ulice, wozy których nie można było ruszyć z miej-sca ponieważ koła i szprychy utknęły

» Karta meldunkowa Feli Pilcz

Page 52: More Maiorum nr 27

More Maiorum52

w zamarzniętym śniegu.(…) Przy gar-kuchniach kuliły się pod paltami, sza-lami, kocami, ciasno stłoczone rzędy kobiet i mężczyzn siorbiących swoją coraz cieńszą zupkę, podczas gdy po ulicach hulała gęsta zadymka”.

Ciężko było także i u Pilczów. Fela już od dawna nie chodziła do szko-ły, gdyż i te sukcesywnie zamykano, by zrobić miejsce dla osób z trans-portów przybywających z Zachodu. Coraz więcej dzieci, które ukoń-czyły 10 lat, szukało zatrudnie-nia, co z kolei chroniło je przed nasilającymi się deportacjami. Do rodziny przestały także docierać paczki z żywnością wysyłane przez starsze dzieci Altera i Hindy z od-ległego Stołpca, miasta położone-go w odległości 70 kilometrów na południowy zachód od Mińska. Przed wojną była to ostatnia stacja kolejowa przed granicą polsko-ra-dziecką. Widocznie Szlamek i Rózia tu znaleźli na jakiś czas schronienie. Nie wiadomo dokąd udali się, kiedy Niemcy zajęli i te tereny. Być może powędrowali w głąb Rosji. Trudno dziś powiedzieć. Jedno jest pewne, obydwoje przeżyli wojnę. Ostatnia paczka jaką udało im się wysłać do rodziców trafiła do getta 19.06.1941 roku, czyli tuż przed agresją Nie-miec na Rosję. Paczki były dla nich niewątpliwie dużą pomocą. Z przy-znawanych racji żywnościowych nie było łatwo wyżywić pięcioosobową rodzinę. Alter Pilcz od 18 listopada 1941 roku pracował w resorcie ry-marskim, zaś szesnastoletnia Łaja od grudnia 1941 roku zatrudniona była w „kooperatywie warzywnej”. Mimo to rodzina i tak korzystała z zasiłków.

Z początkiem 1942 roku wzmogły się deportacje ludności getta. Zima tego roku, tak jak i w roku ubiegłym, była ciężka. Głód, niedożywienie, a co za tym idzie i choroby, coraz bardziej wyniszczały mieszkańców,

zarówno tych najmłodszych, jak i tych najstarszych. Ludzie chorzy i bez zatrudnienia byli najbardziej narażeni na wysiedlenie. Pierwszy etap masowych wysiedleń rozpo-czął się już w połowie stycznia 1942 roku. Kolejny transport w kierun-ku Chełmna wyruszył pod koniec lutego. Wysiedlenia trwały aż do początku kwietnia, wznowiono je w pierwszych dniach maja i trwały do czerwca. Po getcie coraz częściej krążyły plotki na temat wyjeżdża-jących transportów. Ludzie, którzy opuszczali getto nie byli świadomi, że zostali skazani na śmierć, a do-cierające pogłoski były tak niepraw-dopodobne, że większość nie była w stanie uwierzyć.

w getcie można było załatwić wiele spraw za pieniądze

Nieszczęście spadło też i na ro-dzinę Feli. Na liście przeznaczo-nej do transportu znalazł się Juda. Na miejsce zbiórki miał stawić się 01.04.1942 roku. By ratować niepeł-nosprawnego syna, ojciec zwrócił się z prośbą do Komisji Wysiedleń-czej o zwolnienie lub przynajmniej odroczenie. Alter Pilcz pisał:

„Jest on kaleką fizycznym nierozwi-niętym , wysokości 110 cm, lat 18. Ukończył szkołę powszechną i ma założoną ankietę w Wydziale Szkol-nictwa celem otrzymania pracy.(…) Jest on chłopcem niezaradnym i sam jeden na świecie na pewno zginie.”

Do prośby zostały dołączone za-świadczenia z miejsca pracy ojca i siostry Judy – Łajki, co daje przy-puszczać, że w tym czasie tylko oni utrzymywali rodzinę. Mimo to ko-misja nie przychyliła się do prośby ojca. Na odwrocie pisma postawio-no pieczątkę tylko z jednym wyra-

zem - „Odmowa”. Jednak jakimś cudem Juda uniknął wysiedlenia. W getcie można było załatwić wiele spraw jeśli rodzina miała pieniądze. Stosowne zaświadczenia można było kupić na czarnym rynku już za parę marek. Termin wyjazdu też można było odroczyć, ale cena była bardzo wygórowana, a jeszcze dro-żej kosztowało odroczenie na czas nieograniczony. Wiadomo, że oj-ciec zrobił dla syna wszystko, by ten uniknął deportacji. Nasuwa się tylko pytanie, czy już wtedy wiedział, co dzieje się z tymi, którzy opuszczają getto. Na odnalezionej przeze mnie liście transportu nr XL zamiast Judy widnieje imię jego ojca. Prawdopo-dobnie Alterowi udało się dokonać zamiany. Jako osoba pracująca miał o wiele większe szanse, by uniknąć wysiedlenia. W tym okresie, zgłasza-jący się na miejsce zbiórki, a mający zaświadczenia z pracy, byli niekiedy zwalniani. Tak też musiało się stać i Alter Pilcz przeżył kwietniową deportację. Niestety, kilka miesięcy później zmarł w wyniku gruźlicy, a miało to miejsce 19.08.1942 roku, w przededniu „wielkiej szpery”. Po śmierci ojca, Fela wraz z siostrą, bra-tem i matką zostali sami. Fela miała wówczas 13 lat i zgodnie z obowią-zującymi przepisami zaliczana była do osób dorosłych. Jej personalia widnieją w wykazie kobiet i męż-czyzn, który został sporządzony pod koniec kwietnia 1942 roku. Jako osoba dorosła mogła podjąć pracę. Nie wiadomo czy tak się stało. Nie zachowały się żadne dokumenty, które by to potwierdzały, ale nie jest to wykluczone. Jedno jest pewne, wiek i być może praca, uratowa-ły ją przed wysiedleniem podczas szpery we wrześniu 1942 roku. Dla społeczności żydowskiej był to naj-bardziej dramatyczny rozdział życia. W ciągu tych kilku dni z łódzkiego getta wywieziono kilka tysięcy dzieci poniżej dziesiątego roku życia, star-ców i kalek. Pod nadzorem policji

LISTY CZYTELNIKÓW

Page 53: More Maiorum nr 27

More Maiorum 53

żydowskiej, a później i żandarmerii niemieckiej, przeszukiwano dom po domu. Siłą odbierano dzieci przera-żonym i zrozpaczonym rodzicom. Niemcy zachowywali się wyjątkowo brutalnie. Czasem nawet zaświad-czenia o pracy nie ratowały życia. Wszystkich wysłano do Chełmna.

Pomimo kalectwa, Juda prawdopo-dobnie i tym razem uniknął śmier-ci, choć do końca nie jest to pewne. Kilka miesięcy po śmierci ojca, ro-dzina zmieniła miejsce zamieszka-nia. Od 20.12.1942 roku mieszkała przy ulicy Mickiewicza 4/6 (Richter-strasse). Ulica położona była mię-dzy ulicą Łagiewnicką a Ceglaną, nieopodal Rynku Bałuckiego. Dziś po tej ulicy nie ma śladu. W karcie meldunkowej Judy również widnie-je ta sama data przemeldowania, jak i u reszty członków rodziny. Jak już wspominałam, w getcie można było załatwić różne sprawy, które nie były zgodne z panującym tam pra-wem. W razie deportacji lub zgonu, krewni co prawda mieli obowiązek zwrócić książeczkę pracy i kupony na żywność, które władze likwido-wały poprzez ostemplowanie, ale w praktyce bywało różnie. Likwida-cja wcale nie musiała oznaczać, że ich właściciel „opuścił getto”. By-wało, że bliscy zachowywali prawo do kuponów i odsprzedawali je han-dlarzom albo przekupywali pracow-ników Centralnego Biura Resortu Pracy, by nie wbijali pieczątek w do-kumentach deportowanego i kiedy tylko mogli, chodzili z książeczkami pracy zmarłego lub deportowanego po wszystko, co dało się na ich kar-ki otrzymać. Co prawda takie prak-tyki były nielegalne i groziła za nie śmierć, ale też często ratowały one rodziny od głodu.

Od roku 1943 już niewiele informa-cji można odnaleźć o rodzinie Pil-czów, a właściwie prawie żadnych, dlatego to co piszę, to jedynie moje

rozważania. Ostatnia informacja do-tycząca Feli pochodzi z imiennych wykazów Żydów z uwagami o zgo-nie i wysiedleniu z lat 1941-1943, na których obok imienia i nazwiska, znajduje się nowy adres zamiesz-kania z 1942 roku. Choć nazwisko Feli zostało w liście wykreślone, nie ma żadnych innych informacji, tak jak w przypadku innych osób, dlate-go do końca nie wiadomo czy Fela zmarła, czy została deportowana, czy nadal żyła. Brak jest również dokumentów dotyczących pozo-stałych członków rodziny – Hindy, Judy i Łajki. W 1943 roku wywózki do obozu w Chełmnie trwały do marca po czym nastąpił względny spokój. Być może Feli i jej bliskim udało się w jakiś sposób przeżyć ten ciężki czas aż do czerwca 1944 roku kiedy ponownie wznowio-no deportacje. W tym czasie obóz nad Nerem został zamknięty, a po-ciągi podążały w kierunku obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Pierwszy transport wyjechał z get-ta 23.06.1944 roku. Odjeżdżającym wmawiano, że jadą w głąb Rzeszy, a tak naprawdę prawie całe trans-porty trafiały wprost do komór gazowych. Akcję wysiedleńczą wstrzymano w połowie lipca, ale po wybuchu powstania w Warsza-wie, ponownie wznowiono. Wy-jeżdżających z getta właściwie już nie rejestrowano. Tak samo działo się z osobami, przybywającymi do obozu. Większość ludzi niechętnie podchodziła do wyjazdu. Woleli głodować i cierpieć, niż z własnej woli opuścić getto. Tych, którzy sami nie zgłaszali się na miejsce zbiórki, poszukiwano i odprowadza-no siłą. Jeśli nie udało się złapać po-szukiwanych, brano w zastępstwie innych. Ostatni transport z łódz-kiego getta wyjechał 29.08.1944 roku. Większość z wysiedlonych nie doczekała końca wojny. W getcie Niemcy pozostawili tylko niewiel-ką garstkę ludzi, których zadaniem

było oczyszczenie getta i zapakowa-nie reszty dobytku w celu wywiezie-nia do Rzeszy. Oni też mieli zginąć, ale szczęśliwie tak się nie stało i do-czekali wyzwolenia Łodzi. Niestety, w grupie tej nie było nikogo z ro-dziny Pilczów.

moja mama nigdy nie spotkała się z rodzeństwem Feli

Wkrótce po zakończeniu wojny dom przy ulicy Warszawskiej od-wiedziło, ocalałe z wojennej pożo-gi, starsze rodzeństwo Feli – Szla-mek i Rózia. Liczyli, że być może ktoś zdołał się uratować i wrócił do starego domu lub przynajmniej po-zostawił dla nich jakąś wiadomość. Moja mama nigdy nie spotkała się z rodzeństwem Feli, bowiem w tym czasie nie mieszkała już przy Warszawskiej. O ich pobycie do-wiedziała się dopiero wtedy, kiedy przyszła w odwiedziny do swojej koleżanki, ale nikt z mieszkańców nie był w stanie powiedzieć nicze-go więcej na ich temat. Poza tym wielu starych mieszkańców kamie-nicy także zdążyło zmienić miej-sce zamieszkania, a nowi lokatorzy zbytnio nie interesowali się historią rodziny Pilczów.

Przypuszczam, że ani Fela, ani jej bliscy nie przeżyli wojny. Nie wia-domo też nic na temat dalszych losów Szlamy i jego siostry Rózi. Może pozostali w kraju, a może wyjechali i zamieszkali gdzieś da-leko, by zapomnieć o koszmarze i rozpocząć nowe życie, choć to ni-gdy już nie miało być takie samo.

Może pewnego dnia natrafię na ich ślad, a może nawet poznam ich potomków i wówczas będę miała okazję posłuchać zupełnie innej historii? ■

LISTY CZYTELNIKÓW

Page 54: More Maiorum nr 27

More Maiorum54

Danuta Bytniewska-Galec – łączniczka ze Stanina

Grażyna Stelmaszewska

OKIEM STELMASZEWSKIEJ

Bohaterowie są wokół nas. Czę-sto nie zdajemy sobie sprawy, że osoba, która siedzi naprzeciwko, osoba, która krząta się w kuch-ni jest także historią. Szukamy w opracowaniach historycznych, a przecież można spytać i opo-wieść ukazuje to, czego nigdy byśmy się nie spodziewali.

A my lubimy rozmawiać w kuchni. I tak siedzi-my sobie przy dużym stole, popijając herbatę.

ja i Danuta Bytniewska-Galec pseu-donim „Grażyna” – łączniczka Ar-mii Krajowej powiatu łukowskiego. Żołnierz AK 9 Dywizji Podlaskiej. Członkini stanińskich „peżetek” uro-dzona w 1927 roku w Staninie.

„Pytałaś o Jatę?” – jej wzrok utknął gdzieś daleko, szukając znajomych twarzy, które już dawno odeszły.

Dodam, że w okresie okupacji na terenie powiatu łukowskiego bar-dzo prężnie działała Armia Krajowa. Wyróżniała się doskonałą organiza-cją. Uzyskanie informacji o tamtych dniach od osoby, która tam była, działała, to bezcenne. Pytania, wspo-mnienia. Nigdy nie można naciskać, podpowiadać. Potok słów zacznie się sam… I tak było tym razem.

Pani Danuta Galec zaczęła wolno… „Tam byliśmy całymi rodzinami. W Jacie i przy Jacie byłam ja, mój tata Aleksander Bytniewski, była mama Maria, mój brat Zbyszek.”

Chwila przerwy i Danusia-łączniczka wymienia dalej. „…Był mój mąż Ga-briel Galec, moja teściowa Maria Ga-

lec, teść Józef Galec, ich córki Tere-sa Galec, Barbara Nowińska (z domu Galec) – żona Piotra Nowińskiego i on sam – dowódca Odziału, Piotr Nowiński ps. „Paweł”.

Na początku 1944 roku Piotr No-wiński pseudonim „Paweł” otrzymał od „Feliksa” Komendanta naszego łukowskiego obwodu funkcję do-wódcy Oddziału Leśnego, a jego za-stępcą został Władek Kamola pseu-donim „Dysk”.

I wtedy zaczęło się. No, bo gdzie stworzyć bazę, Obóz Leśny, który miał być bezpiecznym miejsce dla zdekonspirowanych żołnierzy pod-ziemia, gdzie miano szkolić, dosko-nalić, przygotować do akcji „Bu-rza”? Na myśl przychodziła tylko Jata. „Paweł” z „Dyskiem” jeździli, przemieszczali się po rezerwacie, by wyszukać najlepsze miejsce, chociaż już na samym początku chcieliśmy w jakiś sposób wzorować się na księ-dzu Brzósce – generale i naczelnym kapelanie powstania styczniowego. Jego walki, pod niedaleko znajdują-cą się Gręzówką, znane były każde-mu dzieciakowi. Ksiądz Stanisław Brzóska obrał za swoje schronienie rezerwat Jata i stąd dokonywał wypa-dów na potyczki z wojskami carskim. Ale to nie było proste. Rezerwat Jata to dużo ponad 1000 hektarów lasów, bagien. Ale oni znaleźli teren przy bagnistym rozlewisku Krzny. Dla tych, co dróg nie znali miejsce nie do odnalezienia.

A oprócz gąszczu nieprzebytego, z jednej strony biegła rzeczka, z innej bagna. I to bagna najlepiej broniły dostępu do bazy…”

„A jak wy się dostawaliście do tego tajemniczego miejsca?” – pytałam zupełnie zapatrzona w łączniczkę „Grażynę”.

Nigdy Niemcy nie odkryli obozu, choć bombardowali lasy

Pani Danuta Galec uśmiechała się tajemniczo, to znowu poważniała i ciągnęła dalej.

„Jeździłam tam wiele, wiele razy rowerem, czasem z tatą furmanką. Kto nie znał drogi, mógł sie w tych bagnach utopić. Ale tam była długa, » Jata 1944 r. Pierwszy z prawej Piotr Nowiński ps. Paweł/ fot. prywatne archiwum rodzinne Galców i Nowińskich

Page 55: More Maiorum nr 27

More Maiorum 55

OKIEM STELMASZEWSKIEJ

długa specjalnie zbudowana kładka, taka z poręczami. Te poręcze były niezwykle ważne, bo o wypadek nie-trudno. Po kładce chłopcy biegali, chodzili pośpiesznie, ale i w nocy wracali z akcji z bronią, amunicją, czasem z rannymi. Chodziłam i ja, trzymając jedną ręką poręcz, a dru-gą rower. Miejsce było zupełnie nie-dostępne dla obcych, a drogi, które mogły w jakiś sposób podprowa-dzić do Bazy były na wszelki wypa-dek zaminowane. Pewnie myślisz, że tam były ziemianki partyzanckie! Ale nie! Tu były baraki kryte papą i nakryte darnią. Stały między drze-wami. Ile ich było? Nie pamiętam. Około 18-19. Jedyne takie w okupy-wanej Polsce. Pamiętam natomiast,

że któryś z chłopców rzucił, żeby wyciąć część drzew, bo jest zbyt ciemno, ale nie zrobiono tego. Piotr Nowiński uważał, że gęste gałęzie drzew stanowić będą zabezpieczenie z góry. Nawet samolot nie dostrze-że partyzanckiej bazy. I miał racje. Nigdy Niemcy nie odkryli obozu, chodź kilka razy na ślepo bombar-dowali lasy Jaty.

Budowa baraków szła sprytnie. To Piotr wyszukiwał ludzi, którzy dowiezieni zostali do prac. Jeździł też mój Tata Aleksander Bytniew-ski. Przybywało ludzi, łączyły się oddziały. A tam, gdzie ludzie trzeba sporo jedzenia. Wielu gospodarzy zaopatrywało Obóz w prowiant.

Właściwie cały Stanin miał powią-zanie z Obozem. Tu była też rzeź-nia, piekarnia dla potrzeb leśnych chłopców, ale i pracownicy urzędów pocztowych, urzędu gmin bacznie obserwowali wszelkie ruchy. Mój teść Józef Galec –pracownik gminy, wydawał fikcyjne dokumenty żoł-nierzom AK. Z prowiantem dla par-tyzantów jeździłam także ja z tatą. Ale jeździłam też sama na rowerze. Przewoziłam meldunki, informacje. To było niebezpieczne, a i męczące. Jazda drogami wiejskimi, pomiędzy zbożami, gdzie biały piasek unie-możliwiał normalne pedałowanie, czasami zupełnie pozbawiała mnie sił. Piaszczyste drogi, później gąszcz Jaty, omijanie bagien, kładka… A kilometrów było sporo. Ile? Tak między polami to kilkanaście. Gdy wyjeżdżałam na rowerze, mama wy-chodziła za mną, żegnała i tak stała, aż zniknę jej z oczu. Wiem, że się bała, ale nie dała tego poznać po sobie. Ja miałam jechać, przekazać informację i po prostu wrócić. Mia-łam wtedy 17 lat. Gdy przewożono furmankami żywność, obawy o ży-cie były duże. Bo każdy niemiecki patrol, na który mogliśmy się na-tknąć, z łatwością mógł znaleźć żywność, mięso, chleb dowożony ze

» Jata 1944 r. Pierwszy z prawej Piotr Nowiński ps. Paweł/ fot. prywatne archiwum rodzinne Galców i Nowińskich

» fot. prywatne archiw

um rodzinne G

alców i N

owińskich

Page 56: More Maiorum nr 27

More Maiorum56

Stanina. Bo to wszystko ułożone na wozie i przykryte sianem, zbożem lub węglem. Na tym wszystkim sia-dałam ja, czasami mój brat. Wtedy droga była dłuższa, bo nie wszędzie furmanka mieściła się. Ale drogi tak biegły, że tylko swoi mogli nimi je-chać. Na to wszystko składała się praca nie tylko leśnych, ale miesz-kańców pobliskich wsi, Łukowa czy nawet ludzi z Siedlec. Obóz impo-nował organizacją. Oni tam mieli właściwie wszystko. Nawet kaplica była, punkt sanitarny, (co zrozumia-łe), warsztaty do reperowania mo-

tocykli, czasem samochodów, które wykorzystywane były w większych akcjach. A akcji było sporo. I to nie tylko chłopcy „Piotra” niszczyli po-sterunki niemieckie, karali zdrajców pracujących dla Niemców, czy zdo-bywali broń.

Ludzi przybywało. W Obozie inten-sywnie prowadzono szkolenia mło-dych.”.

I znowu cisza, której nie śmiałam przerywać. A cisza trwała czasami dłużej, bo była łączniczka Danuta

Galec wstawała, przygotowywała nową herbatę, lub dokładała na tale-rzyk jabłecznika. A ciastka w szafce są zawsze….

A później znowu skupienie i po-tok słów... „W maju 1944 r. zaob-serwowano duży ruch Niemców, ale w Łukowie, w Staninie nie zmniejszono intensywności działań na rzecz »Jaty«. A wręcz odwrotnie. Niewielkie oddziały ukazywały się Niemcom, następowały potyczki. Później okazało się, że był to taki po-kaz sił związany z Sarnakami. W ba-

OKIEM STELMASZEWSKIEJ

Page 57: More Maiorum nr 27

More Maiorum 57

gnach koło Sarnak zatopiony został wystrzelony nowy pocisk V2. Niem-cy szukali go, ale bezskutecznie. Wy-dobyli go chłopcy z oddziału »Ze-nona«. Oni też przy wsparciu »na-szych« organizowali akcje bardziej zaczepne w lasach Mierzwickich.

I znowu maj 1944 roku. Do »Jaty« przybyło 5 absolwentów kur-su Młodych Dowódców Wojsk Piechoty ze Stanina, a wśród nich mój mąż Gabriel Galec i brat Zbigniew Bytniewski. Gabriel miał pseudonim »Płowy«, Zbyszek zaś »Brzoza«.

Pamiętam uroczystości Zie-lonych Świątek – koniec maja 1944 r. Byłam tam. To było uro-czyste poświęcenie i wręczenie sztandaru ufundowanego przez społeczeństwo oraz przysięga. Mszę celebrował ksiądz ps. »Mrówka«, ale nie pamiętam jak się nazywał. Nie był ze Sta-nina. To była wielka uroczy-stość. Sztandar wyhaftowany był przez moją Teściową Marię Ga-lec- emerytowaną nauczycielkę, a w poczcie sztandarowym był mój mąż Gabriel Galec. Sztandar

do dziś jest w zbiorach rodziny Nowińskich.”

A co było dalej? „To już póź-niej...” – odpowiedziała łączniczka ze Stanina... „Dokończymy innym razem…”

Dodam tylko, że sztandar z „Jaty” w 2011 roku spoczął na trumnie zmarłego żołnierza AK por. Ga-briela Galca pseudonim „Płowy”. Kto jeszcze pozostał z „Jaty”? Nie wiem. Może ostatnią jest właśnie Danuta Galec? Dziś ma 88 lat! ■

OKIEM STELMASZEWSKIEJ» fot. pryw

atne archiwum

rodzinne Galców

i Now

ińskich

Page 58: More Maiorum nr 27

More Maiorum58

los Polaków w ZSRR

MOJE POLSKIE KORZENIE

Olga Diacova-Sosnowska

Dzisiaj chciałabym przypomnieć Państwu część historii, o której ostatnio mało się wspomina. Według różnych danych, po-czynając od roku 1926, w byłym Związku Radzieckim mieszkało ponad 700 000 osób narodowości polskiej.

Wśród Polaków wy-różniały się nastę-pujące kategorie: Polacy – wojskowi

Armii Czerwonej, polscy komuniści, polscy zesłańcy, polscy współpra-cownicy radzieckich władz okupa-cyjnych 1939-1941 i innych. Osob-ną kategorię społeczeństwa stano-wili polscy pracownicy o wysokiej kwalifikacji, zwłaszcza robotnicza arystokracja i biedni profesjonaliści. Przyjeżdżali do Rosji Carskiej w po-szukiwaniu pracy, bądź na zaprosze-nie pracodawcy. W pewnym czasie narodowość polska zaczęła być przeszkodą w życiu społecznym...

Od dzieciństwa słyszałam takie wyrazy, jak „wróg ludu”, „zdrajca ojczyzny” oraz „operacja polska”. U mnie w domu często się o tym mówiło. Jako dziecko, nie rozumia-łam znaczenia tych słów. Dopiero potem zaczęłam się tym intereso-wać. Ta część historii dotknęła oso-biście moją rodzinę. Dlatego teraz będę o tym mówić otwarcie i gło-śno. Chcę, by wszyscy wiedzieli, jaki los spotkał Polaków, zamieszkałych w byłym ZSRR.

Nie jest już tajemnicą, że cechy życia w ZSRR wynikały z władzy dykta-torskiej, z politycznej przemocy sto-sowanej wobec obywateli. W prakty-ce nie można było wyjeżdżać poza granice państwa, czy też kupić pro-

duktu zagranicznego. Nie można było nawet oglądać zagranicznych filmów czy słuchać zagranicznej muzyki. To wszystko było „owocem zakazanym”. Produkcja radziecka była natomiast objęta mocną cen-zurą. Każdy twórca, pisarz, poeta bądź reżyser filmowy, musiał liczyć się z „programem” państwa. „Pro-gram” ten polegał na wsparciu ist-niejącej władzy, wzmocnieniu jej au-torytetu wśród obywateli. Nie moż-na było utworzyć czegoś, nie doda-jąc wyrażenia szczególnego szacun-ku do ustroju komunistycznego, do partii oraz przedstawicieli władzy, nie mówiąc o wyrażeniu sprzeciwu wobec reżimu. Nieprzestrzeganie tych zasad było karane. Setki tysięcy osób aresztowano, wysłano do obo-zów pracy bądź rozstrzelano.

Rzadko jednak powodem do aresztu oraz pozbawienia życia, była rzeczy-wista działalność przeciwko wła-dzom. Pod tym hasłem można było ukryć dowolny powód, z jakiego ta czy inna osoba, mogła być „niewia-rygodna” dla przedstawicieli władzy. Dosyć często jedynym powodem do oskarżenia była narodowość inna niż rosyjska. Oczywiście, należy uwzględnić fakt, że ludność narodo-wości rosyjskiej również podlegała represjom, chociaż z innych „powo-dów”, niż narodowościowe. Opróсz tego, ponad połowa (!) przedstawi-cieli władzy radzieckiej nie była na-rodowości rosyjskiej. Mam na myśli represje narodowościowe, najwięk-szych wymiarów, spośród których najwięcej ofiar pociągnęła za sobą „operacja polska”. Jej skutkiem było pozbawienie życia ponad 111 tys. osób. „Operacja polska” przeprowa-dzona była na rozkaz szefa NKWD Nikołaja Jeżowa w latach 1937-38.

Represje w Związku Sowieckim skła-dały się z rożnych elementów. „Ope-racja polska” stała się niewątpliwie jednym z najbardziej pogardliwych elementów przemocy władzy, zasto-sowanej wobec obywateli ZSRR. Kie-dyś mama mówiła mi, że sama naro-dowość polska stanowiła powód do oskarżenia, zmyślenia nieistniejącej, zazwyczaj nieprawdopodobnej winy. Nie jest to łatwe do zrozumienia. Nazwiska o brzmieniu polskim też mogły stanowić powód do represji, gdyż „świadczyły” one o narodowo-ści. W obawie przed represjami Po-lacy zaprzestawali mówić po polsku, usiłowali ukryć swoje pochodzenie. Niektórzy nawet zmieniali nazwiska. Wśród tych setek tysięcy Polaków – ofiar represji stalinowskich, byli moi przodkowie. Nie zmienili oni na-zwiska ani narodowości, zachowali również poglądy religijne. Byli wie-rzącymi i praktykującymi katolikami.

Page 59: More Maiorum nr 27

More Maiorum 59

MOJE POLSKIE KORZENIE MOJE POLSKIE KORZENIE

Wiara katolicka często przyrównywa-na była przez państwo do posiadania narodowości polskiej. Skutkiem tego stały się represje wobec ludności na-rodowości innej niż polska, ale o po-glądach katolickich.

być Polakiem w ZSRR, to tak jak być Żydem w III Rzeszy

Teraz wołałabym, aby mój pradzia-dek był naprawdę polskim szpie-giem. Chciałabym, by wykonywał polecenie na rzecz II Rzeczypospo-litej, pracował na rzecz swojej Ojczy-zny... Wiem jednak, że tak nie było. Mój przodek wyjechał na Wschód po to, by pracować jako wykwalifi-kowany urzędnik kolejowy. Nie pro-wadził działalności politycznej, ani nie planował wstąpić do wojska. Wo-

łałabym również, aby Polska napraw-dę stanowiła zagrożenie dla byłego ZSRR... Wówczas władze Rzeczpo-spolitej prawdopodobnie zrobiłyby wszystko, by zachować pokój. Polska była niewątpliwie najpotężniejszym państwem sąsiadującym ze Związ-kiem Sowieckim. Prawdopodobne jest to, że w razie zagrożenia bezpie-czeństwu państwa, faktycznie znaleź-liby się Polacy w stanie gotowości do rozpoczęcia wojny. Nie oznacza to jednak rzeczywistego zagrożenia dla ZSRR ze strony II RP. Zagrożenie wojną ze strony Polski podkreślano jednak przez władze radzieckie przy każdej okazji.

Jak konstatuje rosyjski historyk Ni-kołaj Iwanow, „operacja polska” wymierzona była przede wszystkim w zwykłych ludzi polskiej narodo-wości. Jedna z ofiar represji polskich w ZSRR, Helena Trybel, powie-

działa: „Być Polakiem w Związku Sowieckim w 1938 roku – to mniej więcej to samo, co być Żydem w III Rzeszy”. („Zapomniane lu-dobójstwo”, N.Iwanowa) Słowa „Polak” i „wróg ludu” były w ZSRR prawie synonimami. Ludobójstwo Polaków w 1937-1938 r. stało się pierwszym aktem polskiej tragedii narodowej. Setki tysięcy osób stra-ciło życie w tym piekle. Jeszcze wię-cej ludzi straciło swoich krewnych, a przede wszystkim ojców rodzin. Mimo to, nie wszyscy w Polsce dziś to pamiętają. Świadków tych zdarzeń jest już coraz mniej. Ponadto więk-szość ofiar nie utrzymywała kontak-tów ze swoimi krewnymi z Polski. Z jakiego powodu? Sowiecka polity-ka zmuszała Polaków do rezygnowa-nia ze swojej narodowości w obawie przed represjami.

Często dowodem „zdrady” okazy-wały się stare polskie zdjęcia, pamiątki rodzinne, modlitewniki oraz kart-ki pocztowe od dalekich krewnych z II RP. Nawet słuchanie polskiego radia było niebezpieczne. Świado-me ukrywanie swojej narodowości, powoli prowadziło do zaprzestania mówienia w języku ojczystym. Bra-kowało też nauczycieli polskiego po-chodzenia. Na takie stanowisko przyj-mowano osoby bez odpowiednich kwalifikacji. Po latach zaistniała moż-liwość powrotu do Polski dla oby-wateli ZSRR narodowości polskiej. Nie zmienia to jednak faktu, że dużo Polaków z takiej opcji zrezygnowało. Powrót do Polski w ramach repatriacji wcale nie był łatwy, gdyż dużo osób po prostu nie miały dokąd wracać. Do dziś na terenach byłego ZSRR miesz-kają Polacy. Wielu z nich posiada Kartę Polaka, wydaną przez RP. Ale większość z nich nie ma już krew-nych w Polsce albo nie utrzymują z nimi kontaktów, ponieważ utraco-no je podczas represji. Należy o tym pamiętać, gdyż jest to niezbędna część historii narodu polskiego. ■

Page 60: More Maiorum nr 27

Photo credit: noyava / Foter / CC BY-NC-SA

More Maiorum60

Izabela Heropolitańska

udostępnianie przez USC aktów stanu cywilnego po upływie okresu przechowywania

PRAWO A GENEALOGIA

Okres przechowywania aktów stanu cywilnego oraz akt zbioro-wych rejestracji stanu cywilnego (art. 28 ust. 1 pr.a.s.c.1)

Akty stanu cywilnego oraz akta zbiorowe reje-stracji stanu cywilnego2 kierownik urzędu stanu

cywilnego przechowuje przez okres:

1) 100 lat – akty urodzenia oraz akta zbiorowe rejestracji stanu cywilnego dotyczące aktu urodzenia; 2) 80 lat – akty małżeństwa, akty zgonu oraz akta zbiorowe re-jestracji stanu cywilnego dotyczące aktu małżeństwa i aktu zgonu.

Okresy te są liczone od końca roku kalendarzowego, w którym nastąpi-ło sporządzenie aktu stanu cywilnego.

Przykład 1

„Akt urodzenia został sporządzo-ny 3 stycznia 1916 r. Musi być więc przechowywany przez kierownika USC do 31 grudnia 2016 r. włącznie a nie do 3 stycznia 2016 r. Przez taki sam okres muszą być przechowywa-ne akta zbiorowe rejestracji dotyczą-ce tego aktu urodzenia niezależnie od daty, w której zostały sporządzone”.

1 ustawa z dnia 28 listopada 2014 r. prawo o aktach stanu cywilnego (Dz. U. poz. 1741 i 1888)2 Akta zbiorowe rejestracji stanu cywilnego stanowią dokumenty stanowiące podstawę sporządzenia aktu stanu cywilnego lub dokumenty złożone po sporządzeniu aktu stanu cywilnego stanowiące podstawę do dołączenia wzmianki dodatkowej lub zamieszczenia przypisku (art. 26 pr.a.s.c.). Nazywane także alegata, aneksy lub załączniki. Szerzej była o nich mowa w artykule zamieszczonym w More Maiorum nr 3/2015

Przykład 2

„Akt urodzenia sporządzony 30 grudnia 1916 r. musi być także przechowywany przez kierowni-ka USC do końca 2016 r., a nie do 31 grudnia 2017 r. Przez taki sam okres muszą być przechowywane akta zbiorowe rejestracji dotyczą-ce tego aktu urodzenia niezależnie od daty, w której zostały sporzą-dzone”.

Przykład 3

„Dziecko urodziło się 18 września 1925 r. Akt urodzenia został spo-rządzony 12 marca 1926 r. Akt ten musi być przechowywany przez kierownika USC do 31 grudnia 2026 r. włącznie a nie do 31 grud-nia 2025 r. Okres stuletni liczony jest bowiem od końca roku kalen-darzowego, w którym nastąpiło sporządzenie aktu stanu cywilnego, a nie od dnia, w którym urodziło się dziecko”.

Przykład 4

„Akt małżeństwa sporządzony 11 czerwca 1935 r. musi być przecho-wywany przez kierownika USC do 31 grudnia 2015 r. włącznie a nie do 11 czerwca 2015 r. Przez taki sam okres muszą być przechowy-wane akta zbiorowe rejestracji do-tyczące tego aktu niezależnie od daty, w której zostały sporządzone nawet, gdyby ich okres ochronny już upłynął np. odpisy aktów uro-dzenia osób zawierających związek małżeński z 1910 r.”

Przykład 5

„Akt małżeństwa sporządzony 11 czerwca 1935 r. musi być przecho-wywany przez kierownika USC do 31 grudnia 2015 r. włącznie a nie do 11 czerwca 2015 r. Przez taki sam okres muszą być przechowywane akta zbiorowe rejestracji dotyczące tego aktu niezależnie od daty, w któ-rej zostały sporządzone nawet, gdy-by ich okres ochronny jeszcze nie upłynął np. odpis aktu urodzenia kobiety zawierającej związek mał-żeński z 1917 r.”

Jeżeli księgi stanu cywilnego nie były prowadzone odrębnie dla każdego roku kalendarzowego, w związku z tym w jednej księdze są akty stanu cywilnego prowadzone dla wielu lat kalendarzowych lub w USC znajdu-ją się księgi prowadzone odrębnie dla danego roku kalendarzowego, ale zawierającego zarówno akty uro-dzeń, małżeństw i zgonów wówczas USC musi przechowywać księgę aż do upływu najpóźniej przypadające-go okresu przechowywania.

Przykład 6

„W księdze stanu cywilnego znajdu-ją się akty zgonów z lat 1925 -1944.

Page 61: More Maiorum nr 27

Photo credit: noyava / Foter / CC BY-NC-SA

More Maiorum 61

PRAWO A GENEALOGIA

Wówczas USC musi przechowywać całą księgę do 31 grudnia 2024 r. Tego dnia upływa bowiem okres przechowywania aktów zgonu z 1944 r.”

Przykład 7

„W księdze stanu cywilnego znaj-dują się akty urodzeń, małżeństw i zgonów z roku 1934. W takim wypadku księga musi być przecho-wywana przez USC do 31 grudnia 2034 r. Tego dnia upływa bowiem 100 letni okres przechowywania ak-tów urodzenia z 1934 r.”

Wydawanie odpisów aktów stanu cywilnego po upływie okresu przechowywania

Z wyjątkiem opisanym poniżej, z ksiąg stanu cywilnego prowadzo-nych przed dniem wejścia w życie pr.a.s.c. USC nie wydaje odpisów po upływie okresów przechowywania (art. 130 pr.a.s.c.).

Wyłącznie wówczas, gdy nie sporzą-dzono aktu zgonu dla osoby, której dokumenty dotyczą lub nie zareje-strowano informacji o zgonie tej osoby z ksiąg tych mogą być wydane przez kierownika USC:

1) odpisy zupełne i odpisy skrócone aktów stanu cywilnego tj. aktu uro-dzenia i małżeństwa;

2) zaświadczenia o zamieszczonych lub niezamieszczonych w rejestrze stanu cywilnego danych dotyczą-cych wskazanej osoby;

3) zaświadczenia o stanie cywilnym danej osoby.

Zasady udostępniania aktów stanu cywilnego po upływie okresu przechowywania

Po upływie okresów, o których mowa w art. 28 ust. 1 pr.a.s.c., akty stanu cywilnego oraz akta zbiorowe rejestracji stanu cywilnego kierow-nik urzędu stanu cywilnego (dalej USC) przekazuje w ciągu 2 lat do właściwego archiwum państwowego.

Przed przekazaniem tych doku-mentów do właściwego archiwum państwowego ich udostępnianie przez kierownika urzędu stanu cy-wilnego następuje na zasadach określonych w ustawie z dnia 14 lipca 1983 r. o narodowym za-sobie archiwalnym i archiwach (dalej u.n.z.a.)3. USC nie dotyczą natomiast inne przepisy u.n.z.a., w szczególności art. 16 ust. 2a dot. prowadzenia kwerend. Nie są one także w żadnym wypadku związa-ne zarządzeniami dyrektorów ar-chiwów państwowych nawet, gdy dotyczą zasad udostępniania mate-riałów archiwalnych. W art. 28 ust. 4 pr.a.s.c. nie jest bowiem mowa o „przepisach”, ale o konkretnym akcie prawnym jakim jest „ustawa o narodowym zasobie archiwal-nym i archiwach”.

Przepisy u.n.z.a. w sposób bardzo ogólny regulują zasady udostępnia-nia materiałów archiwalnych. Sta-nowią one tylko, że materiały takie

3 tekst jednolity Dz.U. 2011, Nr 123, poz. 698 ze zm.

udostępnia się jednostkom organi-zacyjnym i obywatelom dla potrzeb nauki, kultury, techniki oraz gospo-darki. Udostępnianie materiałów ar-chiwalnych dla powyższych potrzeb jest bezpłatne (art. 16 ust. 1 u.n.z.a.).

Prawo o aktach stanu cywilnego a kodeks postępowania admini-stracyjnego

W sprawach nieuregulowanych w pr.a.s.c. stosuje się przepisy ko-deksu postępowania administracyj-nego (art. 12 ust. 1 pr.a.s.c.). Ozna-cza to, że pr.a.s.c. jest ustawą szcze-gólną. Zatem, jeżeli reguluje dane zagadnienie odmiennie, ma pierw-szeństwo stosowania przed ustawą ogólną, jaką jest kodeks postępowa-nia administracyjnego.

Ponieważ ani pr.a.s.c., ani u.n.z.a. nie określają na czym polega udo-stępnianie akt stanu cywilnego nale-ży zastosować przepisy kodeksu po-stępowania administracyjnego (dalej KPA).

Osoba mająca dostęp do ak-tów stanu cywilnego po upływie okresu przechowywania

Według art. 73 § 1 KPA prawo wglądu w akta sprawy, sporządza-nia z nich notatek, kopii lub odpi-sów ma strona.

Przepis art. 28 KPA definiuje, że stroną jest każdy, czyjego in-teresu prawnego lub obowiązku dotyczy postępowanie albo kto żąda czynności organu ze wzglę-du na swój interes prawny lub obowiązek.

Gdy „żądanie czynności organu” polega na żądaniu udostępnienia przez USC aktów stanu cywilnego przy definiowaniu „strony” nale-ży uwzględnić także zacytowany wcześniej art. 16 ust. 1 u.n.z.a.

Page 62: More Maiorum nr 27

More Maiorum62

PRAWO A GENEALOGIA

Zatem w tym wypadku stroną bę-dzie każdy, kto żąda udostępnienia mu takich materiałów archiwalnych dla potrzeb nauki, kultury, techniki oraz gospodarki. Niewątpliwie żą-danie udostępnienia aktu stanu cywilnego dla potrzeb poszuki-wań genealogicznych mieści się zarówno w pojęciu „potrzeby na-uki” jak i „potrzeby kultury”.

Przykład 8

„Jan Kowalski, który przychodzi do USC z żądaniem przejrzenia księgi zgonów za rok 1934 dla celów po-szukiwań genealogicznych będzie stroną”.

Przez „akta sprawy”, o których jest mowa w art. 73 § 1 KPA nale-ży rozumieć wszystkie dokumen-ty dotyczące danego aktu. Będą to więc nie tylko akty urodzenia, małżeństwa i zgonu, ale także akta zbiorowe rejestracji stanu cywilnego dotyczące aktu urodzenia, aktu mał-żeństwa i aktu zgonu niezależnie od daty ich sporządzenia.

Przykład 9

„Jan Kowalski, który przychodzi do USC z żądaniem przejrzenia aktów małżeństw za rok 1928 dla celów poszukiwań genealogicznych ma także prawo żądać, aby USC umoż-liwił mu przejrzenie akt zbiorowych rejestracji stanu cywilnego, czyli tzw. alegat dotyczących tychże aktów małżeństw”.

Zakres dostępu strony do aktów stanu cywilnego

Na podstawie art. 73 § 1 KPA stro-na ma prawo przeglądania ksiąg stanu cywilnego oraz utrwalania na własny użytek informacji w nich zawartych poprzez sporządzanie notatek, odpisów a także kopii „akt sprawy”, a więc nie tylko aktów sta-

nu cywilnego, ale także dokumen-tów znajdujących się w aktach zbio-rowych rejestracji stanu cywilnego. Tym samym USC jest prawnie zo-bowiązany umożliwić stronie spo-rządzanie takich notatek i odpisów.

Odpisem jest wszystko to, co w sposób wierny odzwierciedla treść i układ dokumentu. Będzie to więc kserokopia, jak i zdjęcie cyfrowe, czy też skan dokumen-tu jak również odpis dokumentu sporządzony ręcznie przez stronę opisujacy wygląd tego dokumentu i jego treść. Zatem także technika sporządzania odpisów lub kopii jest dowolna. Może to być zarówno kse-rowanie, fotografowanie zawartości akt, jak również zeskanowanie ich do postaci elektronicznej przy uży-ciu skanera bądź pen scannera4.

Z przepisu art. 73 § 1 KPA nie można jednakże w żadnym wy-padku wywieść argumentu, że strona może domagać się od USC udostępnienia jej „akt sprawy” poprzez sporządzenie przez USC nieuwierzytelnionej kserokopii aktu stanu cywilnego czy też poprzez sporządzenie kserokopii całości akt np. aktu małżeństwa oraz dokumen-tów znajdujących się w aktach zbio-rowych rejestracji stanu cywilnego dot. aktu małżeństwa5. Albowiem wykonywanie tych czynności art. 73 KPA jednoznacznie powie-rzył tylko stronie. Pomimo to nic nie stoi na przeszkodzie, aby USC na prośbę strony sporządził ta-kie nieuwierzytelnione kserokopie. 4 J. Malanowski [w:] M. Wierzbowski, A. Wiktorowska, Kodeks postępowania administracyjnego. Komentarz, Warszawa 2014, art. 73, Nb45 por. np. orzeczenie Naczelnego Sądu Administracyjnego w Gdańsku z dnia 8 kwietnia 1998 r., I SA/Gd 1657/97, Lex Nr 35920; wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 29 marca 2001 r., II SA 2580/00, Wokanda 2002, Nr 1, s. 26; wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego we Wrocławiu z dnia 30 stycznia 2013 r., II SA/WR 831/12, Legalis oraz wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 13 lutego 2014 r., I OSK 1806/12, Legalis

Jednakże nie jest do tego prawnie zobowiązany.

Przykład 10

„Jan Kowalski może udać się do USC i zażądać od niego udostępnie-nia mu aktów zgonu, o ile zostały sporządzone w roku 1934 lub wcze-śniej. Wystarczającym powodem do udostępnienia mu takich aktów bę-dzie informacja, że jest to w celach poszukiwań genealogicznych. Nie musi w żadnym wypadku informo-wać czy akty te dot. jego przodków ani tym bardziej tego uprawdopo-dobnić”.

Przykład 11

„Jan Kowalski, któremu USC udo-stępnił akty stanu cywilnego ma prawo je zeskanować, sfotografo-wać lub zrobić z nich ręczne odpi-sy. Nie może jednak żądać od USC, żeby zrobił mu ich kserokopie ani żądać umożliwienia mu zrobienia kserokopii aktów na kserokopiarce znajdującej się w USC”.

W sprawie o udostępnienie aktów stanu cywilnego nie ma zastosowa-nia art. 73 § 2 KPA, który stanowi, że strona może żądać uwierzytelnie-nia odpisów lub kopii akt sprawy lub wydania jej z akt sprawy uwie-rzytelnionych odpisów, o ile jest to uzasadnione ważnym interesem strony. W tym wypadku ma bowiem zastosowanie omawiany wyżej art. 130 pr.a.s.c.

Przykład 12

„Jan Kowalski, który sporządził sam odpisy aktów małżeństw nie ma prawa żądać, aby USC potwierdził mu za zgodność z oryginałem spo-rządzone przez niego odpisy”.

Naruszeniem art. 28 ust. 4 pr.a.s.c. będzie sytuacja, w której USC udo-

Page 63: More Maiorum nr 27

More Maiorum 63

PRAWO A GENEALOGIA

stępnia stronie wyłącznie kseroko-pie skorowidzów jawnych aktów stanu cywilnego i domaga się wska-zania konkretnych aktów, z którymi strona chce się zapoznać względnie zrobić z nich odpisy lub notatki.

Zakres dostępu strony do ksiąg stanu cywilnego prowadzonych dla wielu lat lub dla różnego rodzaju aktów stanu cywilnego

Przepisy pr.a.s.c. zobowiązując kie-rownika USC do udostępniania ak-tów stanu cywilnego oraz akt zbio-rowych rejestracji stanu cywilnego po upływie okresu ich przechowy-wania nie czynią przy tym różni-cy czy w księgach stanu cywilnego znajdują się akty stanu cywilnego jednego rodzaju i tylko za jeden rok kalendarzowy, czy też są akty stanu cywilnego sporządzone w okresie wielu lat lub akty różnego rodzaju.

Tak więc nawet w takich wypadkach USC jest zobowiązany do udostęp-nienia jawnych dokumentów. Nie może jednak udostępnić stronie ca-łych ksiąg stanu cywilnego, bowiem istnieje prawdopodobieństwo, że oprócz aktów stanu cywilnego, któ-re prawnie można przeglądać i ro-bić z nich odpisy będzie przeglądała nieprawnie także akty urodzenia ob-jęte ochroną lub akty z lat objętych ochroną.

Należy uznać, że w takich sytu-acjach w „zasadach udostępnienia” mieści się obowiązek sporządzenia przez USC odpisów skorowidzów jawnych aktów stanu cywilnego i udostępnienie ich stronie. USC jest także zobowiązany umożliwić stro-nie sporządzenie przez nią odpisów z żądanych aktów stanu cywilne-go oraz akt zbiorowych rejestracji stanu cywilnego przy szczególnym nadzorze pracownika USC. Odmo-wa będzie uchybieniem art. 28 ust. 4 pr.a.s.c.

Tryb udostępniania ksiąg stanu cywilnego przez USC

Przeglądanie akt sprawy, a więc ksiąg stanu cywilnego, sporządzanie z nich notatek, kopii lub odpisów mogą być dokonywane wyłącznie w lokalu USC w obecności pra-cownika tego USC (por. art. 73 § 1a KPA).

USC może ustalić szczegółowe wa-runki realizacji uprawnień w zakre-sie dostępu do ksiąg. Może w szcze-gólności zastrzec, że wgląd do nich jest możliwy tylko w określonych godzinach albo po uprzednim usta-leniu z USC daty i godziny ich udo-stępnienia6. W lokalu USC muszą być stworzone warunki do spokoj-nego przeglądania dokumentów7.

Przykład 13

„Jan Kowalski może przeglądać księgi stanu cywilnego tylko w loka-lu USC. Nie może ich »wypożyczyć« i wynieść poza ten lokal, np. w celu zrobienia kserokopii nawet, jeżeli będzie to inne pomieszczenie w tym samym budynku urzędu gminy. Nie może także domagać się, aby umoż-liwiono mu przeglądanie ksiąg bez obecności pracownika USC lub poza ustalonymi przez USC godzinami”.

W przypadku, gdy USC wykonuje na prośbę strony nieuwierzytelnioną kserokopię aktu stanu cywilnego ma prawo ustalić zasady odpłatności za taką usługę.

Nie jest natomiast dopuszczal-ne pobieranie przez USC opłaty za przeglądanie akt i sporządzanie z nich kopii i odpisów przez samą stronę. Udostępnianie materiałów 6 por. R. Kędziora, Kodeks postępowania administracyjnego. Komentarz, Warszawa 2014, art. 73, Nb 107 por. J. Borkowski w: B. Adamiak, J. Borkowski, Kodeks postępowania administracyjnego. Komentarz, Warszawa 2013, art. 73, Nb 6

archiwalnych dla tych celów jest bowiem bezpłatne (art. 16 ust. 1 u.n.z.a. w związku z art. 28 ust. 1 pr.a.s.c.).

Przykład 14

„USC, do którego udał się Jan Ko-walski sporządza na jego prośbę kserokopie wskazanych aktów sta-nu cywilnego. Kowalski nie może jednak żądać, aby USC zrobił mu kserokopię „od ręki” lub w terminie przez niego określonym, lub nieod-płatnie. Nie są to bowiem czynno-ści, do wykonywania których USC jest zobowiązany przez ustawę”.

USC może zapewnić stronie doko-nanie czynności, o których mowa w art. 73 § 1 KPA, w swoim syste-mie teleinformatycznym zgodnie z zasadami określonymi w ustawie o informatyzacji działalności pod-miotów realizujących zadania pu-bliczne8.

Ograniczenie wglądu do akt

USC dotyczą także przepisy u.n.z.a. określające sytuacje, w których kie-rownik USC może w drodze de-cyzji, odmówić udostępnienia aktów stanu cywilnego oraz akt zbiorowych rejestracji stanu cywil-nego. Będzie to możliwe w szczegól-ności, gdy ich stan fizyczny nie po-zwala na udostępnienie (art. 17 ust. 1a pkt 1 u.n.z.a.) lub udostępnienie miałoby spowodować naruszenie tajemnic prawnie chronionych (art. 17 ust. 1a pkt 2b u.n.z.a.) np. danych osobowych podlegających ochronie. ■

O wydawaniu odpisów i możliwości sporządzania kserokopii aktów sta-nu cywilnego sporządzonych przed upływem okresu przechowywania będzie można przeczytać w majo-wym numerze More Maiorum.

8 ustawa z dnia 17 lutego 2005 r. (tekst jednolity Dz.U. z 2014 r. poz. 1114)

Page 64: More Maiorum nr 27

Fot. Alan Jakman

More Maiorum64

Izabela Heropolitańska

a kim jest dla mnie moja żona?

PRAWO A GENEALOGIA

Niejednokrotnie ludzie zadają pytanie: kim jest dla mnie dana osoba. Krewną, powinowatą? A może prawnie nikim?

Lat temu wiele uczestniczy-łam w spotkaniu, na któ-rym był omawiany tzw. nowy produkt, dla które-

go istotne znaczenie miała kwestia pokrewieństwa oraz powinowactwa. Dyskusja trwała w najlepsze, gdy na-gle usłyszałam pytanie. Pani Izabelo, a kim jest dla mnie moja żona? Pa-trzę się zdumiona a w duchu myślę, a skąd ja mam niby wiedzieć, kim jest dla niego jego żona. Odpowiadam jednakże grzecznie: bardzo prze-praszam, ale nie rozumiem pytania. Jak to pani nie rozumie. Pytam się, kim jest dla mnie moja żona? A ja znowu odpowiadam: przepraszam, ale w dalszym ciągu nie rozumiem pytania. Jak to pani nie rozumie. Przecież pytam się jasno, kim jest dla mnie moja żona? Krewną czy powinowatą? Odetchnęłam z ulgą i odpowiadam: ani krewną, ani po-winowatą. Po prostu żoną. I wtedy usłyszałam pełen rozczarowania głos: ani krewną, ani powinowatą? Tylko żoną…?

Wprowadzenie

Pojęcie pokrewieństwa i powino-wactwa zostało zdefiniowane w ko-deksie rodzinnym i opiekuńczym (dalej KRiO). Natomiast nie zostały zdefiniowane takie pojęcia, jak mał-żeństwo czy rodzina. Są one jednak-że powszechnie rozumiane. W pra-wie polskim nie jest także unor-mowana instytucja konkubinatu1,

1 Pojęcie konkubinatu oznacza trwałe, wspólne pożycie dwojga osób, bez względu na ich płeć (Wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dnia 26 czerwca 2014 r., I ACa 40/14, Legalis)

pomimo że pojęcie to jest w prze-pisach prawa używane. Jednakże do partnerów z konkubinatu nie mogą być stosowane przepisy kodeksu ro-dzinnego i opiekuńczego odnoszące się do osób pozostających w związ-ku małżeńskim2.

Pokrewieństwo

Definicja krewnych została wpro-wadzona do kodeksu rodzinnego i opiekuńczego dopiero w 2008 r.3 Jest ona w zasadzie powtórzeniem definicji zawartej w art. 1 dekretu z dnia 22 stycznia 1946 r. Prawo ro-dzinne4.

Jak wskazuje sama nazwa, pokre-wieństwo powstaje na skutek więzów krwi. Pokrewieństwo może być w linii prostej albo w linii bocz-nej.

Krewnymi w linii prostej są osoby, z których jedna pochodzi od drugiej (art. 617 § 1 zdanie 1 KRiO). Dla ist-nienia pokrewieństwa w linii prostej nie jest konieczne, aby jedna osoba pochodziła bezpośrednio od drugiej osoby np. córka i matka. Pokrewień-stwo w linii prostej będzie także wówczas, gdy jedna osoba pocho-dzi pośrednio od drugiej osoby np. wnuczka i babka5. Krewnymi w linii prostej będą więc rodzice, dzieci, wnuki, prawnuki, praprawnuki itd. Krewni w linii prostej, którzy po-chodzą od danej osoby to zstępni inaczej nazywani „descendenci”. Będą to dzieci, wnuki, prawnuki itd. 2 por. np. postanowienie Sądu Najwyższego z dnia 9 października 2012 r., II UK 129/12, Legalis oraz wyrok Sądu Najwyższego z dnia 5 października 2011 r., IV CSK 11/11, Legalis3 ustawą z dnia 6 listopada 2008 r. o zmianie ustawy - Kodeks rodzinny i opiekuńczy oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. z 2008 r., Nr 220, poz. 1431)4 Dz.U. z 1946 r., Nr 6, poz. 52. 5 por. K.Pietrzykowski [w:] K. Pietrzykowski (red.), Kodeks rodzinny i opiekuńczy. Komentarz. Warszawa 2015, art. 61[7] Nb 3

Krewni w linii prostej, od których dana osoba pochodzi to wstępni inaczej „ascendenci”. Są to rodzi-ce, dziadkowie, pradziadkowie itd.

Krewnymi w linii bocznej są osoby, które pochodzą od wspólnego przod-ka, a nie są krewnymi w linii prostej, czyli nie pochodzą jedna od drugiej (art. 617 § 1 zdanie 1 KRiO). Będzie to przede wszystkim rodzeństwo, mające wspólnych rodziców. Ponieważ jed-nak do uznania osób za spokrewnione w linii bocznej jest konieczne posiada-nie tylko jednego wspólnego przodka, krewnymi w linii bocznej będzie tak-że rodzeństwo, mające tylko jednego wspólnego rodzica, czyli rodzeństwo przyrodnie6. Krewnymi w linii bocznej będą także dzieci rodzeństwa, wnuki rodzeństwa, wujkowie, ciotki, stryjo-wie, stryjenki, siostrzeńcy, bratanice itd. 6 por. wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Lublinie z dnia 22 listopada 2012 r., II SA/Lu 757/12, Legalis

Page 65: More Maiorum nr 27

Fot. Alan Jakman

More Maiorum 65

PRAWO A GENEALOGIA

Nie są krewnymi ani w linii pro-stej, ani w linii bocznej małżon-kowie krewnych np. nie jest krew-ną żona brata, mąż siostry.

Krewni ze strony ojca nazywani są agnatami lub krewnymi po mieczu. Z kolei krewni ze strony matki to kognaci lub krewni po kądzieli.

Przysposobienie (adopcja)

Przez przysposobienie powstaje między przysposabiającym a przy-sposobionym taki stosunek, jak między rodzicami a dziećmi (art. 121 KC). Oznacza to, że pomimo, iż osoby te nie są krewnymi, prawnie należy je traktować jak krewnych. Natomiast ustają prawa i obowiązki przysposobionego wynikające z po-krewieństwa względem jego krew-nych, jak również prawa i obowiąz-ki tych krewnych względem niego.

Skutki przysposobienia rozciągają się na zstępnych przysposobionego.

Stopień pokrewieństwa

Stopień pokrewieństwa określa się według liczby urodzeń, wskutek których powstało pokrewieństwo (art. 617 § 2 KRiO). Niemniej jed-nak przy ustalaniu stopnia pokre-wieństwa nie wlicza się narodzin wspólnego przodka. Zatem matka i córka są krewnymi w linii prostej pierwszego stopnia, dziadek i wnuk są krewnymi w linii prostej drugiego stopnia, prababcia i prawnuczka są krewnymi w linii prostej trzeciego stopnia itd.

Natomiast nie występuje pokre-wieństwo pierwszego stopnia w li-nii bocznej. Rodzeństwo naturalne lub przyrodnie są krewnymi w linii bocznej drugiego stopnia. Dzie-

ci rodzeństwa są krewnymi w linii bocznej trzeciego stopnia itd.

Powinowactwo

Powinowactwo są to więzy for-malne między małżonkiem a krewnymi drugiego małżonka. Powinowactwo powstaje z chwilą zawarcia małżeństwa.

Tak więc powinowatymi męża będą krewni żony tj. jej rodzice, dziad-kowie, dzieci z innego małżeństwa, rodzeństwo itd. Natomiast powi-nowatymi żony będą krewni męża czyli jego rodzice, dziadkowie, dzieci z innego małżeństwa, ro-dzeństwo itd.

Nie są natomiast powinowaty-mi jednego małżonka powinowa-ci drugiego małżonka np. byli te-ściowie męża nie są powinowatymi obecnej żony. Powinowatymi nie są także małżonkowie powinowatych albo krewnych np. powinowatym nie jest mąż siostry. Nie ma po-winowactwa pomiędzy krewnymi albo powinowatymi jednego z mał-żonków oraz krewnymi albo powi-nowatymi drugiego z małżonków np. brat żony nie jest powinowatym brata męża.

Linię powinowactwa określa się według linii pokrewieństwa. Będzie więc powinowactwo w linii prostej oraz w linii bocznej. Powinowa-tymi w linii prostej będą krewni w linii prostej drugiego małżonka tj. jego rodzice, dziadkowie, dzieci. Powinowatymi w linii bocznej będą krewni drugiego małżonka w linii bocznej, czyli jego rodzeń-stwo, dzieci rodzeństwa itd.

Powinowactwo trwa pomimo ustania małżeństwa. Tym samym w razie rozwodu np. byli teściowie pozostają w dalszym ciągu powinowa-tymi byłego zięcia albo byłej synowej.

Page 66: More Maiorum nr 27

More Maiorum66

Stopień powinowactwa

Stopień powinowactwa określa się według stopnia pokrewień-stwa. A więc krewni jednego mał-żonka w linii prostej np. rodzice są powinowatymi w linii prostej pierw-szego stopnia drugiego małżonka, dziadkowie jednego małżonka są powinowatymi w linii prostej dru-giego stopnia drugiego małżonka itd.

Krewni jednego małżonka w linii bocznej są powinowatymi w linii bocznej drugiego małżonka np. ro-dzeństwo naturalne lub przyrodnie jednego małżonka jest powinowaty-mi w linii bocznej drugiego stopnia drugiego małżonka itd.

Przykład

Jan i Anna Nowakowie mają córkę Kasię. Oprócz tego Jan ma z pierw-szego małżeństwa z Wandą syna Ra-fała, a Anna z pierwszego małżeń-stwa z Jakubem – córkę Julkę. Jan ma siostrę Milenę, która ma męża Piotra i córkę Dagmarę. Anna ma

siostrę Agatę zamężną z Pawłem, z którym ma córkę Olgę. Rodzica-mi Jana są Mateusz i Katarzyna No-wakowie, a rodzicami Anny są Zbi-gniew i Sabina Wiśniewscy. Pierwsi małżonkowie Jana i Zofii oraz ich byli teściowie żyją.

Jan Nowak

Żoną Jana jest Anna.

Natomiast ani krewnym, ani po-winowatym Jana nie jest Piotr mąż jego siostry Mileny, ani mąż Agaty – Paweł, ani Wanda - była żona Jana.

Anna Nowak

Mężem Anny jest Jan.

Natomiast ani krewnym, ani powi-nowatym Anny nie jest Paweł mąż jej siostry Agaty, ani Piotr mąż Mile-ny, ani Jakub - były mąż Anny

Kasia Nowak

Ponieważ Kasia nie ma męża, nie ma też powinowatych.

Page 67: More Maiorum nr 27

Fot. Alan Jakm

an

More Maiorum 67

Page 68: More Maiorum nr 27

» fot. Jacek Pisiewicz

More Maiorum68

Jacek Pisiewicz

Franciszek Żuchowski – żołnierz Andersa. Chciał umrzeć w PolsceO pradziadku Franciszku Żuchowskim często słyszałem z opowieści mojej mamy i dziad-ka Jana. Posiadam album ze zdjęciami Franciszka z II wojny światowej, które zawsze wzbu-dzają moje zaciekawienie, a na-wet zdziwienie.

Postanowiłem poznać bli-żej historię pradziadka Żuchowskiego, który bo-hatersko przeszedł cały

szlak bojowy z generałem Włady-sławem Andersem, a po zakończe-niu wojny, długo był szykanowany przez służby PRL-u.

Moja mama wspomina swojego dziadka Franciszka jako człowieka serdecznego, ciepłego, a jednocze-śnie wymagającego, pełnego godno-ści i honoru. Jeżeli miał tylko moż-liwość, w szkołach opowiadał swoje przeżycia i ukazywał uczniom praw-dziwy obraz II wojny światowej. Musiał być jednak bardzo ostroż-ny i pomimo, że zaszył się w bar-dzo małej miejscowości Czachówki w okolicach Iławy, to i tak często był wywożony do Warszawy na przesłu-chania. Wracał z nich ciężko pobity.

Moja mama dostała kiedyś od swo-jego dziadka Franciszka, medalion z wygrawerowanym napisem „Bóg, Honor i Ojczyzna”, który ma do tej pory. I rzeczywiście, te wartości były dla niego w życiu najważniejsze. To właśnie pradziadek spędzał ze swo-imi wnukami wiele czasu, przekazu-jąc im wspomnienia z czasów wojny, często bardzo bolesne, tak jak po-byt w Rosji, ale też i zabawne, z co-dziennego życia żołnierskiego. Ob-

fitowały one również w ciekawostki, jak np. przebywanie z oswojonym, słynnym niedźwiedziem Wojtkiem.

Pradziadek przywiózł ze szlaku wie-le cennych pamiątek i odznaczeń wojennych, m.in. order Virtuti Mi-litari. Franciszek był prawdziwym patriotą i kochał ojczyznę. I nie są to jakieś patetyczne słowa, obecnie często „niemodne” i pogardzane. Pradziadek mógł zostać w Anglii, tak jak to zrobili jego koledzy, i spę-dzić resztę życia w dobrobycie. On jednak wrócił do kraju i wytrwał w swoich wartościach do końca życia, pomimo że żył w trudnych warunkach. Mama opowiadała, że w każdą rocznicę bitwy o Monte Cassino, jej dziadek „po cichu” świę-tował to wydarzenie na swój sposób. Wszyscy znamy jego ulubioną pieśń „Czerwone maki pod Monte Cassi-no”, a obecnie słuchamy ballad Le-cha Makowieckiego, który wykonuje m. in. tę pieśń w nowej wersji pod tytułem „Klasztor”. Przeżycia wo-jenne, bycie na granicy życia i śmier-

ci, wywarły na pradziadku głębokie znamię. Doceniał on każdą chwilę życia i zawsze pragnął dla swoich dzieci, wnuków i prawnuków, żeby żyli w prawdziwej wolności i poko-ju. W Polsce, która stanie się krajem niezależnym i rozwiniętym pod każ-dym względem.

Pradziadek przebywał w rosyjskiej niewoli. Tak jak innym więźniom, również i jemu stale dokuczał głód oraz zimno. Pod koniec pobytu ważył zaledwie 40 kg.

Zdjęcia pradziadka z przyjacielem Franciszkiem Welz, z którym wspól-nie przeszli szlak bojowy gen. An-dersa i uczestniczyli w walkach pod Monte Cassino. Obaj przeżyli woj-nę. Franciszek Welz pozostał w An-glii. Kilkakrotnie odwiedził po woj-nie pradziadka w ojczyźnie. Widząc, w jakiej sytuacji politycznej znajdu-je się Polska i jak się tu żyje, stale namawiał Franciszka do wyjazdu z całą rodziną do Wielkiej Brytanii. Pradziadek nigdy na to nie przystał. Chciał umrzeć w rodzinnym kraju.

Opowiadał, że razem z Welzem, bę-dąc w Rosji z powodu niewyobrażal-nego głodu, jego przyjaciel wyleczył się z posiadanych wcześniej cho-rób żołądkowych. Franciszek Welz

BIOGRAFIA

Page 69: More Maiorum nr 27

» fo

t. Ja

cek

Pisie

wic

z» fot. Jacek Pisiew

icz

More Maiorum 69

BIOGRAFIA

z lewej, a pradziadek Franciszek Żu-chowski z prawej strony.

W środku czarnoskóry człowiek o imieniu Jimmi, Amerykanin, który był przydzielony do jednostki pra-dziadka. Zginął od wybuchu miny. Gdy przyszedł do służby z Polaka-mi miał inne, bardzo ładne i solidne buty wojskowe, których wszyscy mu zazdrościli.

Z rodzinnych dokumentów pra-dziadka wynika, że przed 1939 r. odbywał on służbę w 4. Pułku Uła-nów. Natomiast z relacji ojca mojej

mamy, którego tatą właśnie był pra-dziadek Franciszek, wiem że w mo-mencie powszechnej mobilizacji, na krótko przed napaścią Niemiec na Polskę, pradziadek Franciszek, ma-jąc 30 lat, był żołnierzem 16. Puł-ku Ułanów. Z informacji zawartych w różnych publikacjach, w tym re-lacjach historycznych, wynika że „…początek wojny zastał pułk w okolicach Chojnic i Tucholi. W wyniku ciężkich walk z oddziała-mi pancernymi Guderiana w Borach Tucholskich (Bukowiec, Górna Gru-pa, Poledno) oraz bombardowań lotniczych, 7 września 1939 pułk przestał istnieć jako zwarta jednost-ka (straty sięgały 40% stanu osobo-wego). Pomimo tego 150 ułanów 16 Pułku walczyło pod Kockiem” (…) Ośrodek Zapasowy zmobilizował

Page 70: More Maiorum nr 27

» fo

t. Ja

cek

Pisie

wic

fot.

Jace

k Pi

siew

icz

More Maiorum70

2 szwadrony konne, 3 spieszone oraz dwa plutony cyklistów. Oddzia-ły te walczyły w szeregach Zgrupo-wania Kawalerii »Garwolin« i zosta-ły rozwiązane po II bitwie pod To-maszowem Lubelskim…”.

Obecnie nie są mi znane okolicz-ności związane z dostaniem się pra-

dziadka, wraz z innymi żołnierzami, do niewoli rosyjskiej, w której był aż rok czasu. Z dokumentów komba-tanckich można dowiedzieć się, że od dnia 15 sierpnia 1941 r. do końca wojny, pełnił on służbę w Polskich Siłach na Zachodzie. Od samego początku był w 1. Pułku Ułanów Krechowieckich. Po zakończeniu

wojny powrócił z Anglii do Polski 7 listopada 1946 r., meldując się w Urzędzie Repatriacyjnym Gdań-sk-Port.

Poza Orderem Virtuti Militari, pra-dziadek zdobył również inne medale i odznaczenia, takie jak: Krzyż Wa-lecznych, Krzyż Pamiątkowy Monte Cassino, Gwiazda Italii, a w dniu 10 października 1984 r. został uhono-rowany Krzyżem Kawalerskim Od-rodzenia Polski.

Postać pradziadka Franciszka Żu-chowskiego, a przede wszystkim jego lata walki w czasie II wojny światowej, nigdzie do tej pory nie zostały przedstawione, czy też opu-blikowane. Pisząc tę pracę miałem okazję dokładniej poznać losy mo-jego przodka i dzięki temu historię tamtych czasów. Zrozumiałem, że w czasach PRL-u nikt nie doceniał uczestników bitew na „szlaku” gen. Andersa. Jestem dumny, że mój pra-dziadek walczył o wolną Polskę. Za-wsze będę o tym pamiętał. ■

Powyższa biografia Franciszka Żuchowskiego została wyróżniona w konkursie „Oni tworzyli naszą historię”.

BIOGRAFIA

Page 71: More Maiorum nr 27

» fot. Jacek Pisiewicz

More Maiorum 71

BIOGRAFIA

Page 72: More Maiorum nr 27

More Maiorum72

Michał Ostaszewski

podstawy Excela dla indeksujących i nie tylko

NOWOCZESNE TECHNOLOGIE A GENEALOGIA

Parę słów o Excelu, a właściwie o większości popularnych arku-szy kalkulacyjnych. Genealodzy, zwłaszcza ci indeksujący, mają z nimi do czynienia. Są to potęż-ne narzędzia, które robią znacz-nie więcej, niż tylko przechowy-wanie danych w formie tabelki.

Patrząc na skalę oferowa-nych funkcji to, co przed-stawię, nadal mieści się w kategorii „podstawy”,

jednak przyswojenie tej wiedzy powinno znacznie ułatwić życie i zaoszczędzić sporo czasu. Podane przykłady realizowane są za pomo-cą programu Microsoft Excel 2013, jednak niemal identycznie będą wyglądać w starszych wersjach MS Excel, a w produktach konkuren-cyjnych (OpenOffice, LibreOffice) bardzo podobnie. Największe róż-nice pojawią się zapewne w nazew-nictwie funkcji.

Jak poruszać się po arkuszu?

Przeskakiwanie między sąsiednimi komórkami wydaje się dość oczywi-ste (strzałki), przy większej ilości da-nych, dotarcie w odpowiednie miej-sce, może być czasochłonne, a nawet kłopotliwe, zwłaszcza przy pomocy samej myszki. Tu pomocny okaże się skrót „Ctrl+strzałka” przeniesie nas do pierwszej (strzałki w lewo i do góry) kolumny czy wiersza ta-beli z danymi lub ostatniej (strzałki w prawo i w dół, odpowiednio dla kolumn i wierszy). Jeśli przy okazji chcemy zaznaczyć całą kolumnę, wiersz bądź tabelę, wystarczy do kombinacji klawiszy dodać „Shift”. Będąc ustawionym w pierwszym

wierszu i pierwszej kolumnie tabeli, aby całą ją zaznaczyć należy wcisnąć „Ctrl+Shift+ kolejno strzałki w dół i w prawo”. Aby zaznaczyć kilka komórek, niesąsiadujących ze sobą lub tworzących nieregularny kształt, należy przycisnąć klawisz „Ctrl, a następnie kolejno kliknąć wszyst-kie komórki, które chcielibyśmy za-znaczyć”, aby na przykład pogrubić tekst, czy zmienić tło na inne w celu wyróżnienia komórek.

Kiedy mamy tabelę, najlepiej z na-główkiem, na przykład: imię, na-zwisko, data urodzenia, wzrost, mo-żemy bardzo łatwo dane sortować i filtrować. Wystarczy zaznaczyć tabelę z danymi, lub sam nagłówek, i w zakładce „DANE” kliknąć ikonę „Filtruj”.

Page 73: More Maiorum nr 27

» fot. Pixabay.com

More Maiorum 73

NOWOCZESNE TECHNOLOGIE A GENEALOGIA

Klikając w ikonki przy nazwach kolumn, rozwijamy menu, które pozwoli nam posortować alfabe-tycznie lub według wartości, od-filtrować dane. Na przykład, je-śli chcielibyśmy zobaczyć samych „Kowalskich”. Przy małej tabeli, jak w przedstawionym przykładzie, funkcji tej nie docenimy tak, jak w przypadku tabeli, zawierającej set-ki czy tysiące wierszy. Do każdej ko-lumny możemy zakładać oddzielne filtry, więc wyświetlenie wszystkich Kowalskich, którzy mają więcej niż 33 lata i mniej niż 180cm wzrostu zajmie nie więcej niż 10 sekund.

Funkcje

Kolejnym ważnym elementem są „funkcje”, które możemy umieścić

w komórkach, aby dynamicznie ge-nerować wyświetlaną wartość. In-formacją dla arkusza kalkulacyjne-go, że wpisujemy funkcję, a nie war-tość, jest rozpoczęcie od znaku „=”.

Na przykład, jeśli w dowolnej ko-mórce wpiszemy „=2+2” i kliknie-my Enter, w komórce wyświetli się wynik równania, czyli „4”. Możemy iść o krok dalej i w naszym równaniu wpisać nazwy poszczególnych ko-mórek. Jeśli chcemy wiedzieć ile lat mają w sumie panowie Jan i Antoni Kowalscy, wystarczy w pustej ko-mórce wpisać „=C2+C6”. Oprócz podstawowych działań matema-tycznych, możemy też skorzystać z wielu gotowych funkcji. Chcemy wiedzieć, jaki jest średni wiek osób w naszej tabeli? Nic prostszego. W komórce wpisujemy „=ŚRED-NIA(C2:C6)” – arkusz kalkulacyjny wie, że za pomocą funkcji „ŚRED-NIA” ma wyliczyć przeciętną war-tość z komórek z zakresu od 2 do 6 wiersza w kolumnie „C”.

Możemy też skorzystać z funkcji tekstowych, na przykład sprawdź-my jak długie nazwiska mają oso-by w naszej tabeli. W komórce „E2” wpisujemy „=DŁ(B2)” i już wiemy, że nazwisko „Kowalski” ma 8 liter. Aby wyświetlić dane dla pozostałych, wystarczy sko-piować zawartość komórki „E2” do pozostałych w kolumnie lub jeszcze szybciej, kiedy komórka „E2” jest aktywna, najechać na jej prawy dolny róg, a kiedy pojawi się krzyżyk, kliknąć dwa razy – Excel automatycznie wstawi funkcję we wszystkich wierszach do końca tabeli. Arkusz jest też na tyle mą-dry, żeby odgadnąć, że informacją wejściową dla naszej funkcji, jest nazwisko z każdego kolejnego wiersza, a nie tylko z pierwszego, więc w komórce „E3” automa-tycznie wstawiona będzie funkcja „=DŁ(B3)” itd.

Page 74: More Maiorum nr 27

More Maiorum74

NOWOCZESNE TECHNOLOGIE A GENEALOGIA

Teraz wyobraźmy sobie, że dana li-sta jest listą uczestników wielkiego zjazdu rodzinnego, który planuje-my za 5 lat i chcielibyśmy każdemu uczestnikowi, który będzie wtedy miał co najmniej 60 lat, zapewnić wygodniejszy fotel „Lux”. Musimy wiedzieć, ile kto będzie miał wte-dy lat, aby łatwo odfiltrować tych po „sześćdziesiątce”. W tym celu w komórce „C8” wpisujemy licz-bę 5, a w komórce „F2” równa-nie „=C8+C2”. Gdybyśmy jednak skopiowali zawartość do pozo-stałych komórek w kolumnie, jak w poprzednim przykładzie, uzyska-libyśmy błędne wartości. Dlaczego? Ponieważ tak jak w poprzednim przykładzie, arkusz próbuje być in-teligentny i do każdego kolejnego wiersza wkleja powiększony o jeden adres komórki, z której ma pobierać dane, czyli komórki, mówiącej za ile lat odbędzie się nasz zjazd. W tym przypadku musimy zablokować tę „samowolkę”. Aby to uczynić przed numerem wiersza komórki źródło-wej wpisujemy znak „$”. Jest to in-formacja dla arkusza, aby pozostawił

go takim, jaki jest podczas kopiowa-nia. Wartość komórki „F2” musimy więc zmienić na „=C$8+C2”. Ana-logicznie możemy zablokować rów-nież kolumnę używając tego samego znaku. Wtedy nasze równanie przyj-mie postać „=$C$8+C2”.

Nikt nie zna na pamięć wszystkich funkcji i tylko te najczęściej używane będziemy wpisywać ręcznie. Bardzo często przydatnym narzędziem okaże się wyszukiwarka funkcji. Ustawiamy się na wolnej komórce i z zakładki for-muły wypieramy pierwszą ikonę po lewej: „Wstaw funkcję”. W wyświe-tlonym okienku możemy odfiltrować funkcje z konkretnych kategorii (ma-tematyczne, logiczne, statystyczne, tekstowe….) lub te ostatnio przez nas używane. Klikając na kolejne funk-cje na liście, pod spodem zobaczymy ich krótki opis oraz listę argumentów wejściowych – może ich być znacznie więcej niż jeden. Polecam choć raz poświęcić chwilę i dokładnie zapo-znać się z katalogiem. Pozwoli nam to nabrać wyobrażenia, co arkusz może za nas zrobić automatycznie.

Poniżej przykłady użycia wybra-nych funkcji. Polecam samodziel-ne przećwiczenie opisanych sce-nariuszy oraz próbę realizacji ko-lejnych, wymyślonych przez siebie

Page 75: More Maiorum nr 27

Photo credit: Martin Terber / Foter / C

C BY

More Maiorum 75

przykładów. Jeśli korzystacie z Ex-cela lub porównywalnego arkusza kalkulacyjnego, czas poświęco-ny na naukę podstaw szybko się zwróci. ■

NOWOCZESNE TECHNOLOGIE A GENEALOGIA

Page 76: More Maiorum nr 27

More Maiorum76

MY HERITAGESZYBKI PRZEWODNIK

www.myheritage.com

MyHeritage jest trochę młodszym kolegą Ancestry.com, został bowiem założony dokładnie 12 lat temu przez Gilada Japhet’a. Portal w przeciągu dekady rozwinął się bardzo szybko. Już w sierpniu 2012 roku z portalu korzystało 64 mln użytkowników..

Pięć lat temu MyHeritage przejęło niemiecką firmę Online Social Networking (OSN) prowadzącą strony genealogiczne w różnych językach, które były dostęp-ne w ponad 15 krajach. Wśród nich był Verwandt.de w Niemczech, moikrewni.pl w Polsce i dynastree.com w USA. OSN GmbH, który został założony w czerwcu 2007 r., z projektem Verwandt.de i w ciągu 2 lat potra-fił zebrać 10 milionów użytkowników, którzy utworzyli ponad 100 milionów profili. Osobiście miałem wcze-śniej drzewo na portalu Moikrewni.pl, który sprawował się bardzo dobrze, czasem zdarzały się awarie systemu spowodowane jego przeciążeniem.

Portal oferuje także przydatną usługę Smart Matches oraz Record Matches. Strona automatycznie porównu-je wprowadzone przez nas osoby z profilami w innych drzewach oraz rekordami w bazie.

Kolejną bardzo poważną wadą tego portalu jest brak możliwości kontaktu z administratorem drzewa jeśli mamy podstawowy pakiet. Według mnie jest to kom-pletnie irracjonalne, bo tak naprawdę, aby zdobyć maila administratora witryny musimy go kupić, bo czymże jest wykupienie opcji premium?

Program oferuje jeszcze wiele dodatkowych opcji, któ-re są raczej dodatkiem. Dzięki Celebrity Look-Alikes możemy zobaczyć czy dziecko jest bardziej podobne do matki, czy ojca. Oś czasu pokazuje w jednym ciągu wydarzenia w naszej rodzinie.

MyHeritage tworzy na pewno przjerzyste, ciekawe wy-kresy, portal jest łatwy w obsłudze, bardzo intuicyjny.

Warto pamiętać, że kiedy wykupujemy opcje Premium należy wypowiedzieć umowę w przypadku rezygnacji. Inaczej wykupiony abonament samoistnie się przedłu-ża. Wtedy z naszej karty kredytowej albo debetowej, zo-stają pobrane pieniądze.

ABONAMENT FUNKCJE KOSZTY

Podstawowy

Premium

Premium Plus

250 osób, 250 MB na zdjęcia, podstawowy Smart Matching

2500 osób, 500 MB na zdję-cia, ulepszony Smart Matching, priorytetowa pomocnieograniczona liczba osób, nieograniczona liczba mie-jsca, priorytetowa pomoc, możliwość poszukiwania w innych drzewach

darmowy

60 $ + VAT na rok

95,52 $ + VAT na rok

PLUSY+ bardzo duża baza danych+ automatyczne dopasowywanie do rekordów w innych drzewach oraz do rekordów w bazach historycznych (spisy ludności etc.)+ przejrzyste wykresy genealogiczne – możli-wość zamówienia wydruku+ przydatne statystyki, przedstawione w klarowny sposób+ intuicyjny interfejs

MINUSY– ograniczona ilość osób w drzewie w pakiecie podstawowym i pakiecie Premium– brak możliwości kontaktu z administra-torem drzewa w pakiecie podstawowym– wysokie ceny pakietów Premium– aby przeglądać bazy historyczne trzeba wykupić dodatkowy abonament (poza Premium)– niektóre historyczne rekordy, które MyHeritage oferuje po wykupieniu dostępu do bazy, można za darmo przeglądać w innych portalach (np. indeksy z Family Search)– automatyczne przedłużanie się wykupionych abonementów

PRZEWODNIK PO PORTALACH GENEALOGICZNYCH

Page 77: More Maiorum nr 27

More Maiorum 77

Tutaj wpisujemy imię lub imiona szu-kanej osoby. Kiedy wpiszemy “Jan” wyszukiwarka szuka również zagranicznych odpowiedników, np. “Johann”

Wyszukiwarka pokazuje rekordy pasujące w 100% z wpisanym nazwiskiem, a także nazwiska podobnie brzmiące

Dla sprecyzowania szukanej osoby możemy podać jej rok urodzenia. Jed-nakże, kiedy strona nie znajdzie dokład-nego roku, pokazuje inne pasujące wyniki

W tym oknie może-my wpisać miejsco-wość związaną z szu-kaną osobą – miasto urodzenia, miasto, w którym krewny mieszkał w USA, port, do którego przybył

Tutaj możemy wpisać wszelkie słowa związane z szukaną osobą – zawód, stopień wojskowy, jednostkę wojskową i in.

Po kliknięciu w tę opcję zostaniemy przekierow-ani do szczegółowego formularza wyszukiwarki

Po kliknięciu na wybra-ny kontynent możemy wskazać państwo, w którym chcemy poszukiwać osoby. W ten sposób ograniczy-my terytorium rekordów, które pokaże nam wyszukiwarka.

PRZEWODNIK PO PORTALACH GENEALOGICZNYCH

Page 78: More Maiorum nr 27

More Maiorum78

Alan Jakman

“Niezłomna. Zachowała godność w łagrach”

RECENZJA

Najnowsza książka Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol „Nie-złomna. Zachowała godność w łagrach” opisuje życie młodej działaczki Armii Krajowej – Anny Górskiej. Za działalność niepodległościową została ska-zana na karę śmierci. Następ-nie wyrok złagodzono do 25 lat katorgi w najcięższych syberyj-skich łagrach…

Sama autorka zaznaczyła na pierwszych stronach książki, że historia Anny Górskiej została poświęcona wszyst-

kim sybiraczkom. Historia życia Anny została podzielona na trzy rozdziały. Pierwszy z nich poświę-cony jest temu, co działo się przed zesłaniem na Sybir. Można tutaj odnaleźć opisy życia rodziny Anny Górskiej, jej wspomnienia. Naj-ważniejszym jednak jest opis dzia-łalność baranowickiej AK, z którą Anna związała się w 1941 r.

„Przyjmuję cię w szeregi żołnierzy wolności, obowiązkiem twoim bę-dzie walczyć z bronią w ręku albo w inny sposób o odzyskanie Ojczy-

zny. Zwycięstwo będzie twoją nagro-dą, zdrada będzie ukarana śmiercią”.

Słowa te dla Anny były bardzo waż-ne – żołnierskiej przysiędze była wierna do samego końca – nawet w momentach najbardziej „ekstre-malnych”. Annie nadano pseudo-nim „Kłos”. Już kilka godzin po zaprzysiężeniu dostała pierwszy oficjalny rozkaz – miała postarać się o pracę w drukarni, by wytwa-rzać tam konspiracyjne druki. Od tej pory Anna Górska dostawała nowe zadania, każde kolejne było coraz trudniejsze.

W rozdziale tym można również zna-leźć opis wyprawy „Kłosa” na wieś. Razem z Ireną ps. Waluś, w koszu z jajami miały przemycić broń i pie-niądze do miejscowości Sobótka. Idąc wiele kilometrów z ciężkim koszem, marzyły tylko o tym, aby któryś z przejeżdżających gospoda-rzy, podwiózł je choć kawałek. Za-trzymała się jedna ciężarówka – je-chali w niej żołnierze Wehrmachtu. Zaproponowali podwiezienie. Irena usiadła z przodu, zaś Anna z tyłu. Niemieckim żołnierzom zachciało

się amorów. Anna, niewiele myśląc, wyskoczyła z jadącego samochodu. Kierowca krzyczał tylko:

„Wariatka! Znalazła się niedotykal-ska polska dziwka!”

Połowa pierwszego rozdziału po-święcona została opisowi pobytu „Kłosa” w więzieniu. Bardzo moc-ne, szczegółowe opisy przesłuchań członków baranowickiej AK, tyl-ko uświadamiają czytelnikowi, jak okrutne metody stosowali rosyjscy funkcjonariusze. Mimo że więźnio-wie poddawani byli ciągłej inwigi-lacji, to wielu z nich nadal działało w konspiracji. Nie brakowało rów-nież „wsyp” niektórych kolegów Anny, które tylko pogarszały jej sy-tuację…

wariatka! Znalazła się niedotykalska polska dziwka

Po wielu przesłuchaniach Anny, które oprócz tego, że nic nie powie-działa, na niewiele się zdały, rosyj-ski sąd wydał wyrok – kara śmierci. Później karę tę zamieniono na 25 lat katorżniczej pracy w najcięższych obozach na Syberii.

Drugi rozdział zawiera opis podró-ży wagonami bydlęcymi do łagru,

Page 79: More Maiorum nr 27

» fot. Fronda.pl

More Maiorum 79

RECENZJA

a także pobyt w samych obozach. Niezwykle przejmujące są opisy prac, które musiała wykonywać bo-haterka – od budowy lotniska, przez wykonywanie fundamentów pod domy, po pracę w sortowni przy ko-palni. Każda z tych prac była ponad siły tęgiego mężczyzny, a co dopiero młodej, chudziutkiej dwudziestopa-rolatki. Dlatego też Anna często tra-fiała do obozowego szpitala – wiele kobiet znalazło się również na od-dziale psychiatrycznym, nie wytrzy-mując panujących w obozie warun-ków. Pewnego razu Anna znalazła się już w prosektorium, bowiem pi-jany lekarz stwierdził, że nie żyje…

Jako młoda dziewczyna, Anna po-dobała się wielu mężczyznom – ża-den jednak nie odpowiadał gustom „Kłosa”. Tytuł książki nawiązuje również do niezłomności bohater-ki w sprawach miłosnych – mimo że wielu wyższych rangą urzędni-ków proponowało jej lżejsze pra-ce, w zamian za bycie towarzyszką życia, ona konsekwentnie trzymała się swoich zasad. Jej niezłomność często doprowadzała ją do pogar-szania swej sytuacji – powierzano jej bowiem, coraz to cięższe prace.

Ostatni rozdział książki jest opisem życia po opuszczeniu bram obozu oraz powrotu do Polski.

Po wielu latach poznała w końcu Kazimierza, o którym opowiadał jej już w więziennej celi ks. Andrzej. Po odbyciu skróconej kary, razem wyszli z obozu. Niestety nie mogli powrócić do Polski, dlatego musieli zamieszkać w Norylsku. Opuszcze-nie łagru nie wiązało się wcale z lep-szymi warunkami, często były one dużo gorsze. Razem z Kazimierzem postanowili wziąć ślub. Pragnęli, aby uroczystość ta odbyła się w Polsce, jednak data ich powrotu nie była znana… W dzień ślubu do sali, w której odbywała się potajemna

ceremonia, weszło dwóch sołdatów. Mieli dobrą nowinę – polscy więź-niowie mogli powrócić do ojczyzny!

Anna Górska zawiadomiła o tym swojego ciężko chorego brata – Ka-zimierza, który znajdował się o wie-le tysięcy kilometrów od niej. Zdo-łał przylecieć samolotem i razem z Anną i jej mężem, wyruszyli do Polski. Granicę przekroczyli pod koniec 1955 r… Brat Kazimierz mocno schorowany został prze-transportowany do najlepszej kliniki w Warszawie… Po wielu latach tu-łaczki, wiele tysięcy kilometrów od domu, zmarł w swojej ojczyźnie…

Historia Anny Górskiej została spi-sana na 200 stronach w bardzo przy-stępny sposób – jest niesamowicie wciągająca, czytelnik chłonie tylko kolejne strony książki i zanim się obejrzy, to już koniec… Wspomnie-nia Anny Górskiej są świadectwem patriotyzmu, wiary w Boga i nie-ugiętości. Pomimo wielu bestialstw oraz poniżeń, bohaterka zachowała godność. Serdecznie zachęcam do lektury „Niezłomnej”! ■

Książka ukazała się nakładem wy-dawnictwa FRONDA w 2015 roku.

Page 80: More Maiorum nr 27

More Maiorum80

ogrodywspomnien.pl

znalazł się na liście katyńskiej,zmarł w latach 70. XX w.

OGRODY WSPOMNIEŃ

Stefan Sienicki – profesor Poli-techniki Warszawskiej, żołnierz. Do tej pory wymieniony jest jako ofiara zbrodni katyńskiej, chociaż zmarł dopiero w latach 70. XX w.

Stefan Sienicki w 1914 r. ukończył Szkołę Real-ną im. Stanisława Staszi-ca w Warszawie. W latach

1916-1918 studiował w Wojsko-wej Szkole Inżynieryjnej w Kijowie (w tym okresie jako szeregowiec służył w kijowskim batalionie tele-graficznym). Po wojnie studiował na Wydziale Architektury Politech-niki Warszawskiej, który ukończył w r. 1925. W tym okresie rozpoczął pracę zawodową w pracowni archi-tektonicznej Zdzisława Mączeń-skiego, a dwa lata później, założył własną pracownię i prowadził ją do wybuchu drugiej wojny światowej. Równocześnie był kierownikiem architektonicznym firm meblowych „Thonet” (1928-1938) i „Gościci-no” (1938-1939), a także jako kie-rownik pracowni architektonicznej Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego (1929-1939), brał udział w przygotowaniu wydawnictwa resortu, tj. zeszytów, zawierających wzorcowe projekty szkół powszechnych, przedszkoli i gimnazjów. Był twórcą i komisa-rzem dwóch wystaw: „Meble wnętrz mieszkalnych” w Instytucie Propa-gandy Sztuki (1937) i „Sklep deta-liczny” w Izbie Przemysłowo-Han-dlowej (1939).

Od roku 1930 Stefan był starszym asystentem w Zakładzie Rysunku Zygmunta Kamińskiego na Wydzia-

le Architektury Politechniki War-szawskiej. 6 lat później obronił pra-cę doktorską pt. „Meble kolbuszow-skie”, której promotorem był Oskar Sosnowski. W roku 1937 uzyskał habilitację z projektowania wnętrz na podstawie rozprawy „Sklep deta-liczny” (Lwów 1936) i jako jedyny docent został powołany do Rady Wydziału Architektury. W latach 1935-1939 kierował zorganizowa-nym przez siebie przy Wydziale «Studium wnętrz i sprzętu».

W dwudziestoleciu międzywojen-nym Stefan Sienicki uczestniczył w wielu konkursach architektonicz-nych i urbanistycznych. Otrzymał ponad 20 nagród, m.in. I nagrodę w konkursie na regulację i rozbudo-wę miasta Radomia, I nagrodę za ze-spół gmachów szkół powszechnych w Łodzi, drugie nagrody za projek-ty gmachów Ministerstwa WRiOP oraz Ministerstwa Poczt i Telegra-fów, Muzeum Narodowego, Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego oraz III nagrodę za projekt siedziby Banku Gospodarstwa Krajowego. Zrealizował też projekty wielu po-jedynczych domów, a także kolonii

mieszkaniowej w Starachowicach, szkoły powszechnej w Łodzi, gim-nazjum kupieckiego w Zgierzu, kil-kunastu wnętrz kawiarni, restauracji, sklepów i biur, dworca kolejowego w Będzinie, pawilonów Zakładów Starachowickich na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu. Wspólnie z Mączeńskim wybudo-wał kościoły: św. Szczepana w Kra-kowie (1927) i w Krajnie na Kielec-czyźnie (1927).

Sienicki został ranny w twarz pod-czas kampanii wrześniowej 1939 r. pod Krasnymstawem. W szpitalu w Kowlu dostał się do niewoli ra-dzieckiej (był wówczas w stopniu porucznika bądź kapitana) i przeby-wał w obozach w Kozielsku i Gria-zowcu. Prawdopodobnie już w Ko-zielsku, a na pewno w Griazowcu, wygłaszał prelekcje (ponad 500) z historii architektury wnętrz. W roku 1941 zgłosił się do armii formowanej przez gen. Władysława Andersa i otrzymał nominację na zastępcę szefa budownictwa. Wraz z nią udał się na Środkowy Wschód, skąd w roku 1943 został przeniesio-ny do utworzonej we wrześniu 1942 Polskiej Szkoły Architektonicznej (PSA) przy uniwersytecie w Liverpo-ol, został członkiem Rady Studiów i objął wykłady z rysunku odręcz-nego, projektowania wnętrz oraz architektury przemysłowej i handlo-wej. Prowadził także badania nad budową zakładów przemysłowych w Anglii i Szkocji. Na temat archi-tektury przemysłowej i prac prowa-dzonych w PSA wygłaszał referaty w Stowarzyszeniu Architektów R.P. (SARP), stanowiącym Sekcję Archi-tektoniczną Stowarzyszenia Techni-ków Polskich w Wielkiej Brytanii. W publikacji „The Polish School of Architecture 1942–1945” (Liverpo-ol 1945) ogłosił trzy artykuły: In-terior Architecture, Freehand Dra-wing i Industrial and Commercial Architecture.

Page 81: More Maiorum nr 27

fot. ogrodywspom

nien.pl

More Maiorum 81

OGRODY WSPOMNIEŃ

Po zakończeniu wojny przez nie-spełna miesiąc był przewodniczą-cym Rady Studiów, tj. dyrektorem PSA. Opowiedział się wówczas za jej przeniesieniem do kraju i utwo-rzeniem na tej bazie wydziału archi-tektury na jednej z politechnik. Gdy koncepcja ta została odrzucona, Stefan wrócił do Polski. Został do-centem Politechniki Warszawskiej – wykładał projektowanie wnętrz na Wydziału Architektury i w roku 1947 objął Katedrę Projektowania Zespołów Przemysłowych przemia-nowaną w cztery lata później na Ka-tedrę Architektury Przemysłowej, a następnie Projektowania Zakła-dów Przemysłowych (1958). Kate-drą kierował do końca życia.

Dnia 20 czerwca 1949 otrzymał ty-tuł profesora nadzwyczajnego, a 13 grudnia 1962 – profesora zwyczaj-nego. W roku 1960 był kilka mie-sięcy dziekanem Wydziału Budow-nictwa Przemysłowego. Ponadto Sienicki włączył się do odbudowy administracji centralnej w zakresie budownictwa; w latach 1946-1948 jako naczelnik Wydziału Budow-nictwa Przemysłowego w Minister-stwie Przemysłu i Handlu wprowa-dził kontrolę projektów wszystkich zakładów przemysłowych budowa-nych w Polsce, następnie był dy-rektorem technicznym (1948-1949) Centralnego Biura Studiów i Pro-jektów Budownictwa Przemysłowe-go. Otrzymał w roku 1951 Nagrodę Państwową III stopnia (wspólnie ze Stanisławem Kozińskim) za na-ukowe opracowanie wnętrz szkół, obiektów przemysłowych i wnętrz sklepowych.

Po wojnie Stefan projektował nie-wiele, m.in. wnętrze sali Sejmu wy-konane w roku 1947. Zaintereso-wania badawcze i doświadczenia

projektowe znalazły podsumowanie w przeszło 30 artykułach, zamiesz-czanych głównie na łamach „Bu-downictwa i Architektury”, „Archi-tektury”, „Przeglądu Techniczne-go” i w książkach.

Stefan Sienicki był członkiem SAR-P-u i jego wiceprezesem w roku 1948, Polskiego Związku Inżynie-rów i Techników Budownictwa i jego wiceprezesem (1948). W la-tach 1949-1952 był zastępcą prze-wodniczącego Rady Głównej Na-czelnej Organizacji Technicznej (NOT). Od maja 1948 należał do

Polskiej Partii Robotniczej, potem do Polskiej Zjednoczonej Partii Ro-botniczej. Zmarł 28 listopada 1970 w Warszawie i został pochowany na cmentarzu Powązkowskim (kw. 4-VI-3). Był odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi (1935), Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (1946).

W małżeństwie z Zofią ze Smo-leńskich miał dwóch synów: Stefa-na (ur. 1926), inżyniera architekta, wykładowcę w szkole architektury w Montrealu, i Jacka (ur. 1928), ma-larza, profesora ASP w Warszawie. ■

Page 82: More Maiorum nr 27

Województwo pomorskie – jedno z dwóch województw, mają-cych dostęp do Morza Bałtyckiego. Pod względem powierzchni

jest ono średniej wielkości – około dwa razy większe od naj-mniejszego polskiego województwa i tyle samo razy mniejsze od największego województwa mazowieckiego.

Prawie cała powierzchnia województwa pomorskiego to Po-morze Gdańskie, które ma długą i bogatą historię. Było ono jedną z dzielnic Polski. Na początku drugiego tysiąclecia naszej

ery, próbowano ustanowić podległość tych ziem Polsce, co zresztą zakończyło się powodzeniem w 1119 r., po pokona-niu dwóch książąt pomorskich przez Bolesława III Krzywo-

ustego. Jeden z nich miał zostać wygnany, natomiast drugi wzięty do niewoli (istnieje prawdopodobieństwo, że był to Świętopełk).

Na początku XIV wieku doszło do rzezi gdańszczan i zajęcia miasta przez zakon krzyżacki. Kilkadziesiąt lat później, w wyniku zawartego pokoju kaliskiego, ówczesny król Polski – Kazimierz III Wielki, zrzekł się władzy nad Pomorzem Gdańskim.

W połowie XV wieku powstało województwo pomorskie, którego granice, przez następnych kilka wieków, znacznie się zmieniały.

W 1772 r. w wyniku I rozbioru Polski, ziemie te przeszły pod panowanie Prus, następnie Niemiec, w których otrzymały nową nazwę – Prusy Zachodnie. Stan ten utrzymywał się przez blisko półtora wieku, ponieważ zmiany nadeszły wraz z zakończeniem I wojny światowej. Tereny te (bez Wolnego Miasta Gdańska – Freie Stadt Danzig) „powróciły” do Polski na mocy traktatu wersalskiego. Co ciekawe, istniejące w latach 1919-1939 województwo pomorskie, miało swoją stolicę w Toruniu (powiat toruński był wówczas skrajnie połu-dniowy).

Na okres II wojny światowej tereny wcielone zostały do III Rzeszy. W 1945 r. Pomorze Gdańskie wraz z Gdańskiem, znalazło się w Polsce.

W 1950 r. województwo pomorskie przemianowane zostało na bydgoskie (zgodnie z zasadą nadawania nazw województwom od nazw miast, będących stolicą tegoż terytorium). Tym samym z mapy ówczesnej Polski zniknęła całkowicie nazwa „województwo pomorskie”. Stan ten trwał do końca 1998 r.

Powstałe 1 stycznia 1999 r. województwo pomorskie ma niewiele wspólnego z województwem o tej samej nazwie, które funkcjonowało w latach 1945-1950 (a do 1975 r. te same tereny, ale pod inną nazwą). Z dawne-go województwa bydgoskiego do województwa pomorskiego wydzielone zostały tylko gminy powiatu choj-nickiego. Gminy czterech powiatów woj. elbląskiego weszły w skład województwa pomorskiego, natomiast gdańskie i słupskie (bez gmin powiatu sławieńskiego) w całości.

More Maiorum82

WOJ. POMORSKIE

Page 83: More Maiorum nr 27

More Maiorum 83

Na terenie województwa pomor-skiego prężnie działa Pomorskie Towarzystwo Genealogiczne. Za 2 miesiące będą obchodzić 10. uro-dziny. Tak napisali o sobie na stronie internetowej:

Na naszych comiesięcznych spo-tkaniach, które odbywają się prze-ważnie w drugą sobotę miesiąca, omawiamy nie tylko sprawy bieżące związane z działalnością Towarzy-stwa, ale także poświęcamy czas na dzielenie się osiągnięciami genealo-gicznymi naszych członków. Na te spotkania zapraszamy również go-ści, którzy omawiają tematy z dzie-dziny genealogiczno-historycznej Pomorza.

We współpracy z Archiwum Die-cezjalnym w Pelplinie, gdzie prze-chowywanych jest wiele ksiąg me-trykalnych z Pomorza, wykonujemy indeksy osobowe, które potem są sukcesywnie publikowane na naszej stronie internetowej.

Zajmujemy się także fotografowa-niem nagrobków na cmentarzach w naszym regionie i indeksowaniem ich. Indeksy będą tworzyć naszą Bazę indeksów cmentarzy.

Jako organizacja otwarta nie zamy-kamy drzwi przed nikim, kto tak jak my jest zainteresowany genealogią.

Chętnie udzielimy odpowiedzi na wszystkie pytania: [email protected]

Akt chrztu Bronisława Bolesława Komorows-kiego, księdza katolickiego, błogosławio-nego, rozstrzelanego w 1940 r. w lesie koło Stutthofu.

Page 84: More Maiorum nr 27

GD

SK

■ STOLICA – Gdańsk■ WAŻNE MIASTA – Gdynia – Sopot – Słupsk – Malbork – Wejherowo – Tczew■ ZNANE OSOBY – Jan Heweliusz – Józef Wybicki – Florian Ceynowa – Georg Forster – Daniel Chodowiecki – Günter Grass

» fot. Wikim

edia Com

mons

» fot. Wikim

edia Com

mons

More Maiorum84

FAKTY

997■ św. Wojciech ochrzcił

w Gdańsku kilka tysięcy osób

1119■ król Bolesław III

Krzywousty, po zwycięskiej

wojnie przyłączył Pomorze

Gdańskie do Polski1260■ bulla papieska pozwoliła,

aby miasto organizowało

coroczne jarmarki św. Dominika 1308■ rzeź gdańszczan

dokonana przez Krzyżaków

po zajęciu miasta1454■ Władysław Jagiełło

wcielił Gdańsk do Polski1577■ mieszkańcy Gdańska

dostali więcej przywilejów,

miasto stało się schronieniem dla osób

prześladowanych dla tle religijnym

Page 85: More Maiorum nr 27

P O M O C N I K G E N E A L O G A

ARCHIWA PAŃSTWOWE

■ Archiwum Państwowe w Gdańsku ul. Wałowa 5 80-958 Gdańsk

■ Archiwum Państwowe w Gdańsku Oddział w Gdyni ul. Handlowa 11 81-038 Gdynia

ARCHIWA DIECEZJALNE

■ Archiwum Archidiecezjalne w Gdańsku ul. Bpa Edmunda Nowickiego 2 80-330 Gdańsk Oliwa

■ Archiwum Diecezjalne w Pelplinie ul. Biskupa K. Dominika 11 83-130 Pelplin

BIBLIOTEKI

■ Biblioteka Główna Uniwersytetu Gdańskiego ul. Armii Krajowej 110 81-821 Sopot

■ Biblioteka Gdańska PAN ul. Wałowa 15 80-858 Gdańsk

STRONY

■ Metryki.genealodzy – skany metryk z całej Polski ■ Genbaza – skany metryk z całej Polski■ Geneteka – indeksy z całej Polski■ Szukajwarchiwach.pl – skany metryk z całej Polski■ PoznanProject – indeksy małżeństw do r. 1899 z całej Polski■ PomGenBaza – ponad 3 mln indeksów z pomorskich parafii■ PolandGenWeb Archives – indeksy niektórych pomorskich parafii■ PBC.GDA – Pomorska Biblioteka Cyfrowa

More Maiorum 85

1454■ Władysław Jagiełło

wcielił Gdańsk do Polski1577■ mieszkańcy Gdańska

dostali więcej przywilejów,

miasto stało się schronieniem dla osób

prześladowanych dla tle religijnym 1627■ bitwa morska na

redzie gdańskiej 1807■ utworzono Wolne

Miasto Gdańsk, zależne

od Francji1793■ Prusy dokonały

rozbioru Gdańska 1873■ uruchomiono

pierwszą linię tramwajów

konnych

1920■ zgodnie z Traktatem

Wersalskim, Gdańsk

stał się Wolnym

Miastem

Page 86: More Maiorum nr 27

» fot. Wikim

edia Com

mons

More Maiorum86

osoba miesiąca – Stanisław WojciechowskiDrugi prezydent Polski, syn powstańca styczniowego, członek Polskiej Partii Socjalistycznej...

Stanisław Wojciechowski urodził się 15 marca 1869 r. w Kaliszu, a zmarł 9 kwiet-nia 1953 r. w Gołąbkach.

Polityka i sprawy państwowe były dla niego ważne od lat młodzień-czych. W 1891 r. działał w Zjed-noczeniu Robotniczym, a rok póź-niej w Polskiej Partii Socjalistycz-nej. Następnie, będąc na emigracji, w Związku Zagranicznych Socja-listów Polskich. Podczas I Wojny Światowej był członkiem Komitetu Narodowego Polskiego, a krótko po niej – przez blisko półtora roku – pełnił funkcję ministra spraw we-wnętrznych. Pod koniec 1922 roku został wybrany został na następcę Józefa Piłsudskiego. Pomiędzy nimi (pomimo zaledwie kilku dni) były jeszcze dwie osoby – Gabriel Naru-towicz, który został zabity 16 grud-nia, a następnie przez 4 dni funkcję tę pełnił w zastępstwie 38-letni Ma-ciej Rataj.

„Ślubujmy dawać w życiu poli-tycznym wyraz utajonej tęsknocie do braterskiego współdziałania dla dobra wszystkich. Najpilniej-sza potrzeba to trwały rząd silny zaufaniem Sejmu i budżet wypeł-niony podatkami obywateli. Żaden geniusz jednostki, żadna dyktatura bez was tego nie zrobi. Zrobić to może zgodny wysiłek całego na-rodu. W imieniu Rzeczypospolitej wołam do Was Obywatele, skłaniaj-cie się do zgody w sprawach dobra powszechnego, ona jest pierwszym warunkiem wiernego wykonania ustawy konstytucyjnej, uzdrowie-nia życia gospodarczego i wycho-wania obywateli godnych imienia

OSOBA MIESIĄCA

polskiego.” – te słowa padły w orę-dziu, które wygłosił po wybraniu na urząd prezydenta.

Stanisław Wojciechowski funkcję prezydenta II Rzeczpospolitej peł-nił przez blisko trzy i pół roku. Na początku września 1924 r. podczas wizyty we Lwowie miejsce miała nieudana próba zamachu na niego.

Stanisław Wojciechowski zawarł związek małżeński jako 30-latek.

Stało się to 2 grudnia 1899 r. w Beth-nal Green (hrabstwo londyńskie), a wybranką była Maria Gertruda Kiersnowska. Pod datą 15 maja 1923 r. (niespełna pół roku po ob-jęciu urzędu prezydenta RP, a równe 3 lata przed jego rezygnacją) w księ-gach warszawskiej parafii św. Alek-sandra wpisano informację nt. tego małżeństwa. Powołano się w nim na „odpis wierzytelny świadectwa małżeństwa”. Pan młody urodził się 15 marca 1869 r. w Kaliszu jako syn

Marcin Marynicz

Page 87: More Maiorum nr 27

More Maiorum 87

OSOBA MIESIĄCA

Feliksa Wojciechowskiego i Flo-rentyny zd. Vorhoff. Panna młoda na świat przyszła 15 grudnia 1869 r. w Kupryszkach, a jej rodzicami byli Antoni Kiersnowski i Maria zd. Iszora.

Nie udało się zdobyć metryki chrztu Stanisława Wojciechowskiego, jed-nak znana jest dzienna data narodzin

oraz dane rodziców, co pozwoliło na dalsze poszukiwania. Ze względu na brak danych, dotyczących wieku Feliksa i Florentyny, nie można było ustalić, czy Stanisław był ich pierw-szym czy ostatnim dzieckiem.

Feliks Wojciechowski i Florentyna Alojza Emilia Vorhoff pobrali się 4

października 1866 r. w warszawskiej parafii Wszystkich Świętych. On był 40-letnim wdowcem (po Ame-lii Werner zmarłej w 1863 r. w Sie-dlcach), urzędnikiem z Warszawy, urodzonym w Radziejowie z Feliksa i Marianny zd. Paszewskiej małżon-ków Wojciechowskich. Przy ojcu pojawiło się też imię Karol, jednak później je podkreślono, co naj-

prawdopodobniej w tym przypad-ku unieważniło ten fragment aktu. Udało się odnaleźć metrykę chrztu brata Feliksa juniora, według której ojciec miał na imię Feliks.

Panna młoda – Florentyna Alojza Emilia Vorhoff, była stanu wolnego, miała 33 lata i mieszkała w Warsza-

wie. Na świat przyszła w Kaliszu jako córka Karola Vorhoffa i jego żony – Konstancji zd. Kanonowicz. Kolejny raz metryki chrztu nie uda-ło się odnaleźć, jednak ślub dziad-ków macierzystych okazał się być „jak na dłoni”.

Karol Vorhoff i Konstancja Ko-nonowicz pobrali się 5 lutego 1826

r. w Sieradzu. On był kawalerem, adiunktem sekcji fabrycznej, synem Teodora Vorhoffa i Amalii zd. Pan-losus. Na świat przyszedł ok. 1801 r. we wsi Wosiaki. Ona miała 24 lata, urodziła się w miejscowości Wą-sosz, mieszkała zaś w Sieradzu przy swoich rodzicach – Adamie Kono-nowiczu i Felicjannie zd. Boczkow-

Page 88: More Maiorum nr 27

More Maiorum88

OSOBA MIESIĄCA

skiej. Najciekawsze jest jednak to, że w czerwcu tego samego roku na świat przyszła córka Adama Kono-nowicza. Jednak matką dziecka była Marianna zd. Komelska, a rzeko-mo poprzednia żona – Felicjanna – miała jeszcze żyć w lutym, więc najprawdopodobniej w akcie mał-żeństwa błędnie określono to, że w chwili ślubu panna młoda miesz-kała przy rodzicach. W rzeczywisto-ści był to ojciec i macocha.

Adam Kononowicz zmarł 22 mar-ca 1844 r. w Sieradzu, mając 83 lata. Według metryki zgonu był on woź-nym Sądu Pokoju okręgu sieradz-kiego. Rodzicami jego byli Dominik Kononowicz i Zofia zd. Staniszew-

ska. Pozostawił po sobie żonę – Ma-riannę zd. Komolską. Niestety zgła-szający nie podali, gdzie urodził się Adam.

Według „Herbarza Szlachty Pol-skiej” Uruskiego rodzina Konono-wiczów była herbu Radwan odmien-nego, jak sam autor podał – „od-miana herbowa jak w herbie rodziny Siemionowicz, to jest, że w miejscu średniej poły chorągwi kładą srebr-ną sześciopromienną gwiazdę, cho-rągiew także srebrna, na drzewcu krzyż srebrny; w koronie trzy pióra strusie”. Adam był synem Domini-ka (to udało się ustalić jeszcze na postawie metryk), ten z kolei za ojca miał Stanisława, który był synem

Bogusława. I właśnie ten ostatni – pradziadek Adama – wraz z braćmi, Franciszkiem i Szymonem Anto-nim, otrzymali nobilitację w 1768 r.

Podążając śladami rodzonego brata Konstancji Kononowicz – Ignace-go, udało się potwierdzić raz jeszcze dane rodziców Adama Kononowi-cza i poznać imiona i nazwiska jego teściów. Żoną była znana już z aktu Felicjanna zd. Boczkowska.

W pożniszym akcie chrztu ich syna zawarto informacje o wszystkich dziadkach dziecka, co pozwoliło na poznanie kolejnych przodków. Ro-dzicami Felicjanny byli Józef Bocz-kowski i Salomea zd. Walewska. ■

Page 89: More Maiorum nr 27

» fot. Grzegorz Petka W

ikimedia C

omm

ons

More Maiorum 89

OSOBA MIESIĄCA

Page 90: More Maiorum nr 27

Echo, 15 kwietnia 1935

Gazeta Lwowska, 12 kwietnia 1929

More Maiorum90

Straszne skutki przedświątecznych wiwatów.

Strzał z klucza uśmiercił 12-letniego chłopca.

Łódź 15 kwietnia. Tragiczny wypadek wydarzył się wczoraj popołudniu we wsi Dalachów powiatu wieluńskiego. Do sklepiku wiejskiego należącego do niejakiego Stefana Blacha przyszło dwóch chłopców 12-letni Franciszek Marczak i 10-letni Józef Zaręba. Obaj chłopcy przyszli w celu kupna chlorku i siarki do strzelania. Sklepikarz sprzedał im jedno deko mieszaniny, przyczem sam spreparował im nabój, który włożył do dużego klucza. Sklepikarz nabój ten wręczył 10-letnieinu Zerębie, mówiąc chłopcu, aby strzelił. Zaręba bał się jednak, wobec czego sklepikarz dał klucz 12-letniemu Marczakowi. Chłopiec wyszedł na drogę przed sklep i usiłował strzelić uderzając kluczem o kamień. Uderzenie spowodowało wybuch tragiczny w skutkach. Duży, ciężki klucz rozerwał chłopcu dosłownie klatkę piersiową. Franciszek Marczak padł tru-pem na miejscu. Zwłoki tragicznie zmarłego chłopca zabezpieczone zostały na miejscu do czasu zejścia komisji sądowo – lekarskiej.

Strajk robotników budowlanych w Łodzi

Warszawa, 11 kwietnia. Z Łodzi donoszą: W Inspektoracie Pracy odbyła się wczoraj kon-ferencja między robotnikami budowlanymi a przedsiębiorcami, która nie doprowadziła jednak do porozumienia. W dniu dzisiejszym robotnicy budowlani w Łodzi rozpoczynają strajk.

Pożar pensjonatu w Zakopanem

Warszawa, 11 kwietnia. Z Zakopanego donoszą: Wczoraj spłonął pensjonat »Dzidka« przy ulicy Kasprusie. Cały budynek zbudowany był z drzewa w stylu zakopiańskim. Z płonącego pensjonatu zdołano uratować tylko trochę mebli.

z pierwszych stron gazet

Page 91: More Maiorum nr 27

NOWOŚCI

Sztabówki Ukrainy online

Bardzo dokładne “sztabówki” z terenu Ukrainy w skali 1:100.000 z lat 80-tych XX w. online Na wagę złota zarówno dla his-toryków, genealogów jak i dla osób zain-teresowanych współcześnie militariami!

Sztabówki dostępne tutaj.***

Ewidencja ludności Poznania

Indeksowanie Kartoteki ewidencji ludności m. Poznania postępuje. Wprawdzie autorzy

na stronie e-kartoteka.net nadal piszą, że indeksy wykonano “od litery A do litery

Grz.”, a w wykazie indeksów ostatnią pozyc-ją jest “14466 - Grzelak - Grzeszkowiak”, to wyszukiwanie wykazuje, że dodano kolejne

indeksy co najmniej do litery P. ***

Lista zamordowanych w Bykowni

Lista 13 tysięcy osób zamordowanych przez NKWD w Bykowni - wiele polskich

nazwisk - lista pochodzi z archiwum Służby Bezpieczeństwa Ukrainy.

Lista do pobrania w formacie Excel tutaj.***

Przemyskie cmentarze online

Strona internetowa poświęcona przemyskim cmentarzom, powstała dzięki współpracy

Urzędu Miasta Przemyśla i Przemyskiej Gos-podarki Komunalnej Spółka z.o.o.

Zawiera wyszukiwarkę miejsca pochówku, która umożliwia lokalizację grobu na miejs-

kich cmentarzach komunalnych.

Po określeniu poszukiwania przez wpisanie do formularza podstawowych informacji o osobie zmarłej, uzyskujemy informacje o miejscu pochówku w postaci kwatery,

rzędu i miejsca.Wyszukiwarka dostępna tutaj.

Informacje z profilu FB Genealodzy.PL

HUMOR

Echo, 15 kwietnia 1935

More Maiorum 91

Page 92: More Maiorum nr 27

More Maiorum92

Zapraszamy do współpracy!

More Maiorum

W młodości szukamy wierzchołków, na starość – korzeni

~Fuchs Marierose

Współpracują z nami: