andrzej tobis, Świat miejsce dla słowa

12
ŚWIAT – MIEJSCE DLA SłOWA Z Andrzejem Tobisem rozmawia Magdalena Mazik Bildworterbuch Deutsch und Polnisch, czyli „Ilustrowany słownik niemiecko- -polski”, został wydany w 1954 roku w Lipsku, w kolejnych latach doczekał się kilku wznowień. Format: 19,5 × 12,5 cm, okładka twarda, 524 strony. Zawiera 194 tablice tematyczne, w tym 8 kolorowych, oraz indeksy alfabetyczne w obu językach. Od 2006 roku Andrzej Tobis realizuje projekt A-Z (Gabloty edukacyjne) polegający na fotograficznej reedycji kolejnych haseł z tego słownika.

Upload: malopolski-instytut-kultury

Post on 26-Jun-2015

841 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: Andrzej Tobis, Świat miejsce dla słowa

Świat – miejsce dla słowaZ Andrzejem Tobisem rozmawia Magdalena Mazik

Bildworterbuch Deutsch und Polnisch, czyli „Ilustrowany słownik niemiecko- -polski”, został wydany w 1954 roku w Lipsku, w kolejnych latach doczekał się kilku wznowień. Format: 19,5 × 12,5 cm, okładka twarda, 524 strony. Zawiera 194 tablice tematyczne, w tym 8 kolorowych, oraz indeksy alfabetyczne w obu językach. Od 2006 roku Andrzej Tobis realizuje projekt A-Z (Gabloty edukacyjne) polegający na fotograficznej reedycji kolejnych haseł z tego słownika.

autoportret 1 [33] 2011 | 25

Page 2: Andrzej Tobis, Świat miejsce dla słowa

magdalena mazik: Śmiałe projekty konceptualne wyrastają zawsze z jednej, kluczowej idei. W tym wypadku spoiwem jest fotograficzne ilustrowanie słownika. Zapytam zatem o konkrety: w jakich oko-licznościach słownik trafił w Twoje ręce? Jak stał się kanwą dla całego projektu? andrzej tobis: To częste pytanie. Na-byłem go w Krakowie, w antykwariacie na piętrze przy ulicy Floriańskiej. Nie wiem, czy on jeszcze istnieje, bo było to w czasach, gdy studiowałem projektowanie graficzne. Wtedy byłem przekonany, że zostanę kiedyś ilustratorem książek i gazet. Szukałem różnych materiałów wizualnych, które

pomogłyby mi w pracy. Ilustrowany słownik zwrócił moją uwagę. Zresztą parę rysunków z niego wykorzystałem później do różnych projektów. Ten słownik leżał u mnie w domu od bardzo dawna. Na tyle długo, że nawet o nim zapomniałem. Z niczym mi się nie kojarzył. Nie było więc tak, że nagle nastąpi-ło odkrycie słownika, i że on mnie bezpośred-nio zainspirował. To nie była taka sytacja. Natrafiłem na niego w domu przypadkiem, w odpowiednim momencie.

m. m.: Chronologia zdarzeń odsyła do momentu, kiedy zwróciłeś się od malar-stwa ku fotografii. Jak zmiana medium

wpłynęła na wybór tego, co zacząłeś fotografować? a. t.: Jestem malarzem, obecnie nieprak-tykującym. Długie lata malowałem. A praca malarza to spędzanie długich godzin, całych dni i tygodni w pracowni, kontemplacja w zupełnej izolacji. W moim malowaniu od dłuższego czasu dokonywało się przejście od własnego wnętrza ku światu zewnętrznemu. Stopniowo docierało do mnie, że czerpa-nie tylko i wyłącznie ze swojego wnętrza nie przyniesie w moim przypadku niczego ciekawego, że bardzo szybko nastąpi wyjało-wienie, bo tak naprawdę w moim wnętrzu nie ma zbyt wielu interesujących zjawisk,

autoportret 1 [33] 2011 | 25

Page 3: Andrzej Tobis, Świat miejsce dla słowa

natomiast znajduję je na zewnątrz. Ten świat zewnętrzny stopniowo przenikał do malar-stwa, aż w końcu z wielu powodów nadszedł rodzaj kryzysu. Zdałem sobie sprawę, że muszę wyjść, że miesiące spędzane w pra-cowni już mi nie służą. Brakowało mi też pewnej dosłowności w opisie rzeczywistości. Mieszkałem i nadal mieszkam w Katowicach. Rzeczywistość tutaj jest specyficzna. Zachwy-cająca i przerażająca jednocześnie. Nie wia-domo, gdzie przebiega ta granica. W każdym razie coś mnie wyciągało na zewnątrz. Bar-dzo długo tę swoją potrzebę zaspokajałem, po prostu spacerując i patrząc na rzeczywistość. Miałem tanią cyfrówkę, robiłem zdjęcia

i później je sobie kontemplowałem, i było dla mnie zagadką, co w tych skrajnie banal-nych zdjęciach jest takiego interesującego. Myślałem, że na zasadzie osmozy ta rzeczy-wistość wnika we mnie, a potem w obrazach się wysyca, krystalizuje. Wydawało mi się, że tak to będzie działało. Ale nastąpił kryzys, o którym wspominałem. Tak się złożyło, że skaleczyłem się w rękę i miałem przymusową dłuższą przerwę w malowaniu. Po pewnym czasie zdałem sobie sprawę, z pewnym zaskoczeniem, że nie brakuje mi malowania. Obserwowanie rzeczywistości było interesu-jące samo w sobie. Dotarło do mnie jednak, że muszę nadać temu odczuciu poważniejszą,

bardziej namacalną formę i że powinienem użyć do tego fotografii.

m. m.: A decyzja, aby fotografować słowa, a przez nie cały język? a. t.: Wiedziałem, że w tym, co chcę prze-kazać, nie chodzi o klasyczną fotografię. Nie chodziło o to, żeby z pana malarza stać się panem fotografem. Wiedziałem, że fotografia z całą swoją dosłownością, dosadnością musi być zestawiona ze słowem, z definicją, która zawsze jest jedynie ideą, abstrakcją. Na co dzień nie zauważamy rozdźwięku istniejące-go pomiędzy słowem a tym, co ono definiuje. Wydaje mi się, że głęboka tego świadomość

autoportret 1 [33] 2011 | 26 autoportret 1 [33] 2011 | 27

Page 4: Andrzej Tobis, Świat miejsce dla słowa

nie pozwoliłaby nam funkcjonować w sensie praktycznym. Aby było to możliwe, „pouma-wialiśmy się” co do tego, jak będziemy rozu-mieć poszczególne pojęcia. To „umawianie się” było oczywiście długim i fascynującym procesem. Procesem formującym, jak chodzi o kulturę, mentalność poszczególnych grup posługujących się danym językiem. Myślę, że to, w jaki sposób słowa sklejają się z odpowia-dającymi im zjawiskami, decyduje o różni-cach w mentalności poszczególnych naro-dów. Nie są to oczywiście bardzo oryginalne stwierdzenia. Wracając do projektu A–Z, na początku wiedziałem jedynie, że rzecz powinna się wiązać z definiowaniem. Wtedy

chyba natknąłem się w domu na ten wydany w NRD słownik. Propagandowa manipulacja słowem, która jest w nim bardzo widoczna, pokazała mi chyba istotę problemu w prze-jaskrawionej formie. Zrozumiałem, że prak-tycznie zawsze, kiedy zestawiamy obraz nie-zmanipulowanej rzeczywistości ze słowem, które ma ją definiować, mamy do czynienia z sytuacją, podkreślającą niewystarczalność języka w stosunku do rzeczywistości. Nagle okazuje się ona czymś przerastającym możli-wości języka. Mimo tych ograniczeń, prawdą jest też, że język „stwarza” rzeczywistość dla człowieka. Dla człowieka jako jednostki i jako zbiorowości. Tak więc zainteresowały

mnie te dwie sprawy, czyli fundamentalna rola języka w formowaniu obrazu świata w połączeniu z jego jednoczesną niewy-starczalnością do opisu tego świata. Obraz świata powstały za pomocą języka w głowie człowieka różni się od świata, jakim jest on w swojej istocie. To kolejne stwierdzenie, które można nazwać banalnym. Natomiast niebanalne mogą być konkretne przykłady ilustrujące tę prawdę. Chciałem je odnaleźć. Dlatego musiałem zestawiać fotografie nie-aranżowanej rzeczywistości ze słowem. Poza tym, w wymiarze osobistym był to też rodzaj resetu. Zabawa w poznawanie znaczenia słów na nowo. W pewnym uproszczeniu można

autoportret 1 [33] 2011 | 26 autoportret 1 [33] 2011 | 27

Page 5: Andrzej Tobis, Świat miejsce dla słowa

powiedzieć, że mając trzydzieści sześć lat, postawiłem sam siebie ponownie w sytuacji dziecka, które chodzi po świecie, pokazuje palcem i mówi: okno, pies, drzewo. Edukacja od samych podstaw. Bardzo odświeżające doświadczenie.

m. m.: Jak po kilku latach oceniasz tę decyzję? a. t.: W pracy nad słownikiem pojawiają się na przemian kryzysy i powroty. Nie ma już tej pierwszej fascynacji. Najczęstszym bodź-cem są wyjazdy, czasem specjalnie w tym celu aranżowane. Wykorzystuję naturalną reakcję na nowe otoczenie, które zawsze

wyostrza percepcję. Ale powstają też zdjęcia robione na przykład z okna, kiedy nie chce mi się wychodzić. Jeśli zdarza się rzadka sytuacja, że w ten sposób zrobione zdjęcie ma sens, włączam je do projektu.

m. m.: Czy jakoś inspiruje Cię tradycja konceptualna badająca związki między słowem, obrazem a przestrzenią? a. t.: Szczerze mówiąc, nie. Może to przejaw mojej abnegacji wobec konceptualnej trady-cji. Postrzegam te zjawiska jako interesujące, doceniam ich znaczenie, ale nie są one dla mnie źródłem bezpośredniej inspiracji. Może inspiracja, jeśli istnieje, przebiega innymi

kanałami. Wrażenie robią na mnie wszelkie-go rodzaju typologie. Ważne dla mnie, jako odbiorcy, są prace o charakterze, najogólniej rzecz ujmując, definiującym. To są na ogół fotografie, ale mogą być nimi także obrazy, obiekty. Są też różnego rodzaju inspiracje i fascynacje okołoformalne, szczególnie zwią-zane z kompozycją obrazu, ale chyba nie tego dotyczyło pytanie.

m. m.: Zakładasz, że zdjęcia będą powsta-wały w Polsce, choć jest to słownik polsko- -niemiecki? a. t.: Jest to polska reedycja podjęta po półwieczu. Chciałem, żeby ten słownik

autoportret 1 [33] 2011 | 28 autoportret 1 [33] 2011 | 29

Page 6: Andrzej Tobis, Świat miejsce dla słowa

ilustrował hasła obrazami codziennej, z mo-jego punktu widzenia, rzeczywistości, stąd ograniczenie do obszaru Polski. Oryginalny słownik, będący dla mnie punktem językowe-go odniesienia, opracowali Niemcy. Stąd na przykład zdarzające się w nim nieporadności w polskich tłumaczeniach. Pomyślałem, że interesujące będzie zestawienie tych haseł z odpowiadającymi im fotografiami wykona-nymi we współczesnej Polsce. Dodatkowo na to wszystko, niejako piętrząc nieporozumie-nia translatorskie, nakłada się moja słaba znajomość języka niemieckiego, świadomie wykorzystywana. Czasem wygląda to jak głu-chy telefon w czasie i przestrzeni, poszerzo-

ny o różnice w panujących wtedy i obecnie ustrojach politycznych.

m. m.: Ile haseł udało Ci się już sfotogra-fować? a. t.: Jest sporo zdjęć, co do których mam wąt-pliwości, przechodzą coś w rodzaju kwarantan-ny. W sumie będzie to mniej więcej pół tysiąca.

m. m.: Jaki to procent całości? a. t.: Nigdy nie liczyłem tego w ten sposób. Nie wiem dokładnie, ile jest słów w oryginal-nym słowniku, nigdzie nie jest to podane. Orientacyjnie można przyjąć, że jest ich oko-ło 15 000. To nie jest jakiś wielki słownik.

m. m.: Zawiera same rzeczowniki? Jak ilu-strowany charakter słownika koresponduje z gramatyką? a. t.: W zdecydowanej większości są to rzeczowniki. Taki już chyba jest charakter wszelkich słowników ilustrowanych. Z wielu powodów bardzo mi to odpowiada. Chodzi chyba o tę podstawową formę edukacji – wska-zywanie palcem i nazywanie. Dla statycznego obrazu, jakim jest fotografia, najnaturalniej-szą formą gramatyczną jest rzeczownik. Cza-sowniki zatrzymane w pojedynczym kadrze wyglądają nienaturalnie, film byłby dla nich bardziej odpowiednim medium. Statyczna forma wydaje mi się bardziej odpowiednia dla

autoportret 1 [33] 2011 | 28 autoportret 1 [33] 2011 | 29

Page 7: Andrzej Tobis, Świat miejsce dla słowa

tego, o czym chcę w tym projekcie powiedzieć. Moment przypisania słowa do obrazu to jak zatrzymanie, przyszpilenie go, włączenie do własnej kolekcji pojęć. Daje to złudzenie zatrzymania świata, opanowania go, przejęcia nad nim kontroli. Słowo zatrzymane i od-powiadający mu obraz unieruchomiony, sta-tyczny. Aby zapanować nad rzeczywistością, trzeba ją uprzedmiotowić. Do tego rzeczowni-ki nadają się idealnie. Przymiotniki mają za mały potencjał – wszystko rozmywa się w opi-sie. A czasowniki sprawiają, że wszystko się wymyka, staje się trudno uchwytne, i kwestia panowania nad rzeczywistością nie jest już tak oczywista. Wiadomo, że trudno zapano-

wać nad czymś, co jest w ruchu. W projekcie A–Z pojawiają się hasła ze słownika mające formę rzeczowników wraz z dopełniającymi je przymiotnikami. W takich wypadkach przymiotniki bardzo często wprowadzają dodatkowe znaczeniowe zapętlenia. Czasow-niki w słownikowych hasłach prawie się nie pojawiają.

m. m.: Wróćmy do tego, jak słownik jest ustrukturyzowany. Są tablice, podział na kategorie, porządek alfabetyczny został odrzucony na rzecz tematycznego… a. t.: Ten wydany w NRD jest bardzo specyficzny. Stanowi świadectwo pewnego

rodzaju propagandowej perfidii. Nie ma bar-dziej obiektywnej formy opisu rzeczywistości od słownika lub encyklopedii. Użycie tej z definicji skrajnie obiektywnej formy w ce-lach propagandowych świadczy o wyjątkowej przebiegłości. W oryginalnym słowniku nie ma alfabetycznego porządku, tak samo jak w ilustrowanych słownikach współczesnych. Porządek alfabetyczny pojawia się w indeksie na końcu. W słownikach ilustrowanych sam układ działów sugeruje pewien porządek świata. Na przykład w tym enerdowskim słowniku, w drugim, a już szczególnie w trze-cim wydaniu można zobaczyć wyraźne zmięk-czenie linii propagandowej. Jest to widoczne

autoportret 1 [33] 2011 | 30 autoportret 1 [33] 2011 | 31

Page 8: Andrzej Tobis, Świat miejsce dla słowa

w zmianie układu poszczególnych działów – dział związany z życiem prywatnym pojawia się przed działem związanym z życiem partii i organizacji. Przedtem było odwrotnie.

m. m.: Właśnie procent ideologii prowo-kuje mnie do pytania, czy zasób słów się rozszerzył, czy też część się zdezaktuali-zowała? a. t.: W trzecim wydaniu słownik rozsze-rzył się nieznacznie. Głównie o słownictwo związane z postępem technicznym. Na początku pojawia się w nim modna w latach sześćdziesiątych kosmonautyka. Pozostałe zmiany polegają głównie na tym, że pewne

działy są bardziej preferowane i dowarto-ściowane. Nie jest wprost powiedziane, że to słownik techniczny, ale z zasobu słów oraz ich układu wynika, że jest to narzędzie do porozumiewania się robotnika enerdowskie-go z robotnikiem polskim.

m. m.: Zaskoczyło mnie, że projekt A–Z (Gabloty edukacyjne) tak dużo podróżuje. Jak przyjmują go w innych krajach? a. t.: Najbardziej zdziwiło mnie, że chciała go pokazać pewna włoska galeria. Nie miałem pojęcia, co może w tym ciekawić Włochów, ale oczywiście, bardzo miło było zrobić tę wystawę. Już w trakcie trwania

ekspozycji zorientowałem się, że Włochów bardzo interesuje kontekst polityczny. Przyszedł zrobić wywiad podekscytowany dziennikarz z jakiejś lewicującej gazety. Oni oczywiście inaczej widzą lewicowość. Dla nas kontekst PRL-u cały czas pozostaje istotny. Szczególnie w takim projekcie jak A–Z jest on ważny.

m. m.: Jaki jest zasięg „pracy w te-renie”? Jak przedstawiałaby się mapa Twoich podróży? a. t.: Górny Śląsk i Zagłębie, Dolny Śląsk, Jura Krakowsko-Częstochowska, Podhale, trochę ściany wschodniej, Suwalszczyzna,

autoportret 1 [33] 2011 | 30 autoportret 1 [33] 2011 | 31

Page 9: Andrzej Tobis, Świat miejsce dla słowa

Bieszczady, północny zachód, wybrzeże. Okazyjne kilkudniowe pobyty w miastach – Łódź, Toruń, Nowy Targ, Lublin.

m. m.: Czyli prawie cały kraj. Wydaje mi się, że w wypadku tego słownika ciekawsze niż granice geograficzne są ramy czasowe. To niesamowite, że nasze otoczenie wciąż „zawiera w sobie” ten słownik. a. t.: Kontekst czasu jest bardzo ważny, ma też wymiar osobisty. Można powie-dzieć, że A–Z to hardcore’owy konceptu-alny projekt, ale on jest też romantyczny, momentami wręcz sentymentalny. Po

jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że pra-cę nad tym projektem zacząłem dokład-nie w takim momencie życia, w którym mogłem powiedzieć, że połowę swojego życia spędziłem w PRL-u, a drugą już po. Tak więc, chcąc nie chcąc, noszę w so-bie te dwie rzeczywistości, pomieszane. W podobny sposób w przestrzeni, w której wszyscy żyjemy, przebiega niewidoczna granica. Przeszłość wchodzi z teraźniej-szością w różne konfiguracje. Elastyczna formuła projektu A–Z pozwala mi na sentymentalne kolekcjonowanie reliktów, artefaktów z przeszłości, a jednocześnie pomaga dostrzec to, co dopiero się staje.

m. m.: Siłą rzeczy zdjęcia mają więc rów-nież charakter dokumentacyjny? a. t.: Jedno z założeń w pracy nad projek-tem A–Z jest takie, że fotografowana rzeczy-wistość nie jest aranżowana. W odróżnieniu od niemieckiego pierwowzoru, gdzie rzeczy-wistością manipulowano, w dużym stopniu kreowano ją na potrzeby propagandy. Foto-grafuję niearanżowane sytuacje i obiekty, więc pokazuję pozornie prawdziwy obraz, będący czymś pomiędzy subiektywnym widzeniem rzeczywistości a dokumentacją. W samych obiektach niczego nie zmieniam, ale mogę oczywiście zmieniać perspektywę, punkt widzenia. Staram się, żeby kompo-

autoportret 1 [33] 2011 | 32 autoportret 1 [33] 2011 | 33

Page 10: Andrzej Tobis, Świat miejsce dla słowa

zycja zdjęcia była jak najbardziej obojętna, statyczna, „słownikowa”.

m. m.: W porównaniu z malarstwem w fo-tografii jest dużo więcej możliwości, by mógł się wedrzeć przypadek. a. t.: Gdyby nie przypadek, wiele z tych rzeczy by nie powstało. Takim przykładem jest zdjęcie ilustrujące hasło „traktor”. Podczas wakacji, ja-dąc samochodem, zobaczyłem w szczerym polu, w środku niczego, pomnik ze stali (został użyty do hasła „stal martenowska”). Piękny. Okazało się, że to pomnik stoczonej w okolicy potyczki po bitwie pod Grunwaldem. Gdy zatrzymałem się i fotografowałem, stojąc pod samym pomni-

kiem, zobaczyłem jadący drogą traktor. Były żniwa i traktor ciągnął za sobą dwie przyczepy ze zbożem. Zrobiłem zdjęcie. Traktor ciągnący przyczepy ze zbożem to nie jest jakiś niezwykły widok. Ale zaraz za moimi plecami był pomnik, a przede mną wyłożony betonowymi płytkami pozarastany pseudoplacyk, z którego wyrastał maszt z polską flagą łopoczącą na wietrze. Pięknie. Wielka pustka, traktor, pola, flaga, wszystko bardzo polskie. To był ten przypadek.

m. m.: Da się definiować przedmioty przez nieoczywistość? a. t.: Nieoczywistość w definiowaniu wi-doczna w projekcie A–Z ma pokazać dziwność

w relacji słowa do rzeczywistości, o czym mówiłem wcześniej. Nieoczywistość ta nie polega na stosowaniu jednego rodzaju sko-jarzeń. Zasada łączenia słowa z obrazem ma różne postacie. Czasem jest to bardzo oczywi-ste skojarzenie. Widzimy na przykład zdjęcie i w głowie pojawia się jedyny możliwy podpis do niego – „kaktus”. W drugą stronę skoja-rzenie nie jest już tak oczywiste – jest bardzo mało prawdopodobne, że na hasło „kaktus” pojawi się w naszej głowie taki obraz, jak ten widoczny na zdjęciu. Czasem zdarza się ina-czej, kiedy definicja widoczna pod fotografią nie jest oczywista i trzeba w fotografii doszu-kać się jej uzasadnienia. Klucze są różne.

autoportret 1 [33] 2011 | 32 autoportret 1 [33] 2011 | 33

Page 11: Andrzej Tobis, Świat miejsce dla słowa

m. m.: Słownik jest prezentowany w formie gablot edukacyjnych. Właśnie o edukacyjny, czy może antyedukacyjny potencjał projektu chciałam zapytać. a. t.: Projekt A–Z (Gabloty edukacyjne) był poka-zywany kiedyś w Instytucie Polskim w Düs-seldorfie. Jeden z pracowników instytutu, Niemiec, powiedział mi w jego mniemaniu wielki komplement, że zdjęcia są tak piękne, tak odmienne od innych, nudnych ilustrowa-nych słowników, że na podstawie takich prac powinno się uczyć języka polskiego. Nie wiem, czy zdawał sobie sprawę, że pomimo nazwy projektu, zdjęcia te nie mają zbyt dużej warto-ści edukacyjnej, w ścisłym sensie tego słowa.

m. m.: A czy Ty sam lepiej poznałeś nie-miecki? a. t.: Tak, oczywiście. Słabo znam nie-miecki, więc mogę powiedzieć, że praca nad projektem A–Z sprawiła, że moje słownictwo niemieckie zostało poszerzone o sto procent. Nareszcie wiem, jak się nazywa po niemiec-ku trójkąt ukośny. Przydatna sprawa.

m. m.: Wymarzony odbiorca słownika? a. t.: Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Mam narastające z czasem, różne zastrzeże-nia do tego projektu, więc za każdym razem jest to zaskoczenie, gdy odbiorca się pojawia z jakąś własną myślą.

m. m.: Jak rysuje się przyszłość projektu A–Z? a. t.: Nienawidzę go. Chcę wrócić do malar-stwa. Tęsknię. Posypię głowę popiołem, pad-nę na kolana i przeproszę za zdradę. Zamknę się w pracowni na dobrych kilka lat.

autoportret 1 [33] 2011 | 34

Page 12: Andrzej Tobis, Świat miejsce dla słowa

autoportret 1 [33] 2011 | 34