zamiast - nr 1 - luty 2013

44
Miesięcznik Instytutu Aktywności Społecznej nr 1 (1), Luty 2013 W numerze: Gdyby podziały gdzieś się podziały Wywiady: Olejnik, Owsiak, Więckiewicz Umowy śmieciowe - za i przeciw

Upload: instytut-aktywnosci-spolecznej

Post on 18-Mar-2016

220 views

Category:

Documents


1 download

DESCRIPTION

 

TRANSCRIPT

Miesięcznik Instytutu Aktywności Społecznej nr 1 (1), Luty 2013

W numerze:

Gdyby podziałygdzieś się podziały

Wywiady: Olejnik,Owsiak, Więckiewicz

Umowy śmieciowe -za i przeciw

REDAKCJA

REDAKTOR NACZELNA: Martyna Nowosielska

ZASTĘPCA REDAKTOR NACZELNEJ: Dagmara Woś

Julisz Skibicki (redaktor działu POLSKA), Sylwia Melanowicz-Kiełbiewska (redaktor działu ZAGRANICA), Mikołaj Rutkowski

(redaktor działu III SEKTOR), Cezary Szczepański (redaktor działuEKONOMIA), Dominika Jędrzejczyk, Marcin Froelich, Krzysztof

Pyzia

KOREKTA: Jadwiga Biernacka, Katarzyna Czajka, DominikaRudzka

ZDJĘCIA: Kamila Jachowska

SKŁAD I GRAFIKA: Adam Krassowski

WYDAWCA

Instytut Aktywności Społecznej

ul. Kolendrowa 46 lok. 2, 05-077 Warszawa-WesołaKRS: 0000444590, REGON: 146456280, NIP: 9522122623

www.ias.org.pl

KONTAKT

[email protected]/iasorgpl

zamIAStluty 2013

3

SPIS TREŚCI

Spis treści

WSTĘPNIAK

4 Jesteśmy zamIASt

POLSKA

5 Gdyby podziały gdzieś się podziały

8 Propaganda ma się w Polsce świetnie - wywiad z Moniką Olejnik

10 JOW-y i Projekt Dutkiewicza - próba zmiany sceny politycznej przezwyborców

ZAGRANICA

13 Quo vadis, Ameryko?

15 Oko na Syrię

III SEKTOR

17 Szukamy tego, co nas łączy - wywiad z Rafałem Więckiewiczem

20 Obywatele decydują

22 Kwstowanie jest trendy - wywiad z Jurkiem Owsiakiem

25 Relacja z konferencji "Społeczeństwo obywatelskie w Polsce - wyzwanieXXI wieku?"

SPOŁECZEŃSTWO

30 Kolejny zryw rewolucji

32 Kontra: W obronie umów śmieciowych

33 Kontra: To co zrobimy, zależy tylko i wyłącznie od nas samych

EKONOMIA

36 Kryzys a społeczeństwo - dokąd zmierza świat?

38 Społeczna gospodarka rynkowa - mit czy rzeczywistość?

40 Z drugiej strony - świat bez socjalu

ZAMIAST OSTATNIEJ STRONY

42 Frontem do klienta

zamIAStluty 2013

4

Jesteśmy zamIAStJesteśmy zamIASt. zamIASt tabloidów, które zwą się tygod-nikami opinii. zamIASt prasy jednej politycznej opcji, którachce się mianować prasą obiektywną. zamIASt ciągłego konf-liktu dwóch stron, którym zamęczają nas media. Jesteśmyprawdziwym pismem młodej Polski. Młodej Polski, która madość walki i podziałów. Młodej Polski, która wie, że żebypaństwo działało dobrze musimy brać w tym udział. Oddol-nie. Razem.

MARTYNA NOWOSIELSKA, REDAKTOR NACZELNA "ZAMIAST"

W wywiadzie w pierwszym numerze Monika Olejnik mówi o tym, że w Polscepropaganda ma wciąż silną pozycję. My nie chcemy być kolejną tubą propa-gandową. Bo każdy ma prawo wygłosić swoją opinię (czego mogą dowodzić tek-sty o wspólnym tytule „Kontra – Umowy śmieciowe”). Bo wierzymy, żekulturalną dyskusją na poziomie można zdziałać więcej niż pyskówką z uży-ciem licznych argumentów ad personam. U nas spotkacie tylko krytykę adrem. I same racjonalne argumenty.

„zamIASt” to jeden z projektów naszej wspólnej inicjatywy – stowarzyszenia In-stytut Aktywności Społecznej. Uważamy, że idea społeczeństwa obywatelskiegojest w Polsce warta kultywowania ponieważ bez oddolnego działania państwopolskie nigdy nie będzie działało poprawnie, o czym wspomina między innymiw wywiadzie prezes naszego stowarzyszenia, Rafał Więckiewicz. Z tych po-wodów jako główny punkt naszego miesięcznika uważamy dział „III Sektor”,który ma traktować o działaniach organizacji pozarządowych oraz innego typuprzejawach istnienia w Polsce społeczeństwa obywatelskiego.

Jednak nie tylko działania w tej mierze nas interesują. Dlatego też „zamIASt”uzupełniają cztery pozostałe działy: „Polska”, „Zagranica”, „Społeczeństwo”oraz „Ekonomia”, które dają pełniejsze spojrzenie na nasz kraj oraz jegootoczenie.

Udostępniamy wam nasz miesięcznik za darmo. Dlatego możemy spokojniestwierdzić, że poza nie podleganiu politycznym wpływom nie podlegamyrównież bezwzględnym prawom rynku. Jesteśmy zamIASt. I dla Was.

zamIAStluty 2013

5

Gdyby podziałygdzieś się podziałyPo katastrofie smoleńskiej rzesze publicystów zaczęły pisaćo pogłębiającym się podziale na dwie Polski. Jedna jej część zra-dykalizowała się po stronie Prawa i Sprawiedliwości i wizji kata-strofy lansowanej przez to środowisko, druga natomiastdystansuje się od wszelkich teorii związanych z zamachem. Pow-iedzieć jednak, że podział Polski pogłębił się po tym wydarzeniu,to nie powiedzieć nic – nie dlatego, że był on tak drastyczny wskutkach, ale dlatego, że Polska podzieliła się w czasach, któredziś nazwalibyśmy zamierzchłymi. I nie dzieli nas tylko jednaprzepaść. Jakie są zatem przyczyny podziałów społecznych?

JULIUSZ SKIBICKI

Szukając genezy polskich podziałów, należyposzukać czasów, gdy nie było grubej kreskipomiędzy dwiema częściami narodu. W czas-ach złotej wolności szlacheckiej, które obecnieutożsamiamy z prywatą i nieustannymisporami, niejednokrotnie dochodziło dosporów na linii szlachta-magnateria (np. „wo-jna kokosza”), czy szlachta-król (m.in. rokoszZebrzydowskiego). Nigdy jednak, mimo wielukonfliktów personalnych, nie nastąpiły głęb-sze podziały, których efektem byłoby wyt-worzenie walczących o swój interes frakcji.Źródła tego zjawiska należy szukaćw  chwalebnej dla nas szlacheckiej myślipolitycznej, która najwyżej stawiała równośćszlachecką. Panowierycerze czuli sięwolni wtedy, gdykażdy postępowałwedług ustalonegoprzez nich samychprawa. Żeby jednakkażdy mógł poczućwolność, każdyz  nich musiałmieć takie samo prawo do stanowienia prawa– nie było różnicy między magnatem, którybył potentatem ziemskim, a reprezentującymszlachtę-gołotę „szaraczkiem”. Każdy zeszlacheckiej braci był równy.

W dzisiejszych czasach każdy z nas ma takiesame prawa wyborcze – nie tylko potomkowiemagnatów i szlachty zagrodowej, ale też wy-wodzący się z ówczesnych mieszczan bądźchłopów. Jednak nie każdy czuje się tak samowolny w Rzeczpospolitej Polsce, nie każdyuważa, że ma taki sam wpływ na losy kraju.

Najważniejszą przyczyną tego stanu rzeczy sąkwestie gospodarcze. Począwszy od utratymajątków w trakcie wojny i tuż po niej, askończywszy na „szybkich fortunach” okresutransformacji Polacy w różny sposób walczylio swój dobrobyt. Niezadowolonymi ze swojejsytuacji zawładnął resentyment, złość, że innisą bogatsi, chociaż mniej się starali i nieprzemówi do ich uczuć uświadomieniesubiektywności tego stwierdzenia. Z psycholo-gicznego punktu widzenia sytuacja wydaje sięzrozumiała. Utrudnia ją jednak fakt, że – jakpokazuje nasza historia – biedny i bogaty po-trafili stać ramię w ramię, bo wywodzili sięz  jednego stanu. Obecnie jednak można

usłyszeć z ust bied-nego, że bogaty tozłodziej, a od bogat-ego, że biedny toniezdara. Wszystkodzięki transform-acji ustrojowej,która „pozwalała”dużo zarobić, bądźwpływała na obn-

iżenie standardu życia.

Oczywiście kwestia gospodarcza jest jednakbardziej złożona ze względu na różnepołożenie geograficzne, okres zaborów czyzniszczenia wojenne – problem nie leży jed-nak w uwarunkowaniach ekonomicznych, a wstosunku do tychże. W dobie dzikiego kapit-alizmu i konsumpcjonizmu, gdy „byt określaświadomość”, poziom życia ekonomicznegojest bardzo ważny, bo ma największy wpływna status społeczny. W danej grupie więcejznaczy ten, którego stać na zagraniczne

POLSKA

W dzisiejszych czasach każdy z nasma takie same prawa wyborcze,

jednak nie każdy czuje, że ma taki samwpływ na losy kraju, nie czuje się tak

samo wolny.

zamIAStluty 2013

6

wakacje, duży telewizor i ładne, drogie meble,niż ten, który z dużą rodziną żyje w małymmieszkaniu. To raczej przypadłość obecnychtemporis et morum, ale Polakom ciężko sięprzyzwyczaić, że nie mamy już równegostatusu materialnego jak to mniej więcej byłow okresie PRL. Duże znaczenie mają tutajtakże znaczne różnice infrastrukturalne i in-westycyjne braki w niektórych regionach –wspomnieć wypada chociażby podział na Pol-skę A i B (w ujęciu zachód-wschód, choć niek-tórzy twierdzą, że należy patrzeć w ujęciumiasto-wieś). Różnicuje nas przede wszystkimstosunek do sytuacji materialnej – pozytywnybądź negatywny, optymizm bądź resenty-ment.

Drugim i niezwykle is-totnym podziałemPolski jest złożonypodział polityczny.Nie chodzi jednak osympatie partyjne, boone są ulotne, tak jaki  same partie w pol-skim systemie sątworami dość szybkoprzemijającymi. Różnice leżą w kwestii poj-mowania polityki i podejścia do niej, a ichgeneza znajduje się w naszej bogatej historii,do której znów trzeba się cofnąć. Postrzega-jący przeszłość i teraźniejszą rzeczywistośćw  sposób martyrologiczny bardzo częstoprzywołują konfederację barską jako pierwszepolskie powstanie w obronie najwyższychwartości. Konfederacja w Barze została zaw-iązana w 1768 roku dla obrony zagrożonejniepodległości Rzeczpospolitej Polski i wiarykatolickiej. Skierowana było przeciwkokrólowi Stanisławowi Augustowi Poni-atowskiemu i wspierającemu go caratowi,z  którym podpisano traktat o wieczystejprzyjaźni, a także przeciwko innowiercom,którzy mieli zyskać takie same prawa jakkatolicy, tzw. prawa kardynalne. Konfederacjabarska stała się romantycznym symbolemwalki o podmiotowość upadającego państwa,uwiecznionym między innymi przez JuliuszaSłowackiego, a przeciwstawianym symbolowizdrady jakim była konfederacja targowicka.Romantyzm polityczny do dzisiaj stanowimotor działań na arenie krajowej i międzyn-arodowej. Z tą tradycją są wiązani koś-ciuszkowcy wszczynający insurekcjęw  dogorywającym państwie, związani sąz  nią także szwoleżerowie WincentegoKrasińskiego, Tomasza Łubieńskiego i JanaHipolita Kozietulskiego, którzy wierząc, że

Napoleon zbawi Polskę, walczyli po całejEuropie na jego wezwanie, wykuwając swojąchwałę szarżą somosierrską. Z tą tradycjąłączeni są także patrioci styczniowi spodznaku czerwonych i bojowcy Polskiej PartiiSocjalistycznej.

Z drugiej strony jest tradycja Collegium No-bilium Stanisława Konarskiego, Szkoły Rycer-skiej Stanisława Augusta Poniatowskiegoi  reform edukacyjnych spod znaku Stan-isława Staszica i Hugona Kołłątaja. Koncepcjapragmatyzmu i pozytywizmu towarzyszyłatakże walczącym w Powstaniu Styczniowymbiałym, tajnym uniwersytetom prowadzonym

przez ludzi EdwardaAbramowskiegoi  Ludwika Krzy-wickiego oraz lo-jalistom z narodowejdemokracji RomanaDmowskiego. Nurttraktujący walkęzbrojną za bez-sensowną i uznającytzw. pracę u podstawza najlepszą formę

walki o polskość kojarzymy także z EliząOrzeszkową czy Bolesławem Prusem. Należypodkreślić, że to pozytywizm – pracaw  edukacji, kulturze, walka słowem –stanowi przeciwieństwo romantyzmu, a nie,jak niektórzy przyjmują, zdrada targowicka.Meandry trudnej pracy niezłomnych nauczy-cieli i publicystów opisał m.in. Bohdan Cy-wiński w swojej książce „Rodowodyniepokornych”, gdzie, nakreślając wiernieobraz trudnej pracy u podstaw, wykazał jakryzykowna to była praca.

Należy teraz wyjaśnić jak konfederaci barscylub Bolesław Prus wpływają na dzisiejszespołeczeństwo, dzieląc je. Obecne podziałyspołeczne nie wynikają z różnic ideologicz-nych czy gospodarczych, ponieważ polskiepartie polityczne de facto niespecjalnie sięróżnią w wielu kwestiach (różnią się główniew warstwie retorycznej). Wyborcy mają jed-nak różnorodne podejście do polityki, uwar-unkowane wydarzeniami historycznymi,które najmocniej oddziałują na ich emocjei  uczucia. Romantyczna wizja Adama Mick-iewicza Polski jako Chrystusa narodówchwyta za serce tych, którzy oczami wyo-braźni widzą swoich ulubionych polityków whusarskiej zbroi z szablą w ręku, którzy tnązagranicznego nieprzyjaciela gwałcącegonaszą suwerenność. Druga część, znacznie

POLSKA

Różnicuje nas przede wszystkimstosunek do sytuacji materialnej -

pozytywny bądź negatywny,optymizm bądź resentyment.

Drugim podziałem Polski jestzłożony podział polityczny.

zamIAStluty 2013

7

mocniej zracjonalizowana i pragmatyczna,stawia sobie samej trudne pytania o kondycjęnarodu, ceniąc wyżej płacenie podatkówi  chodzenie na wybory od chodzenia namarsze z flagą w święta państwowe.

Czy do tych różnic sprowadzają się wszystkiewymienione wydarzenia? Oczywiście, że nie,bo dzisiejsze różnice w podejściu do politykiwynikają z percepcji tamtych, doniosłych his-torycznie zdarzeń. Niska świadomośćpolityczna i słaba wiedza historycznaskutkują wypaczaniem sensu wielu ważnychelementów polskiej historii – nikt nie spros-tuje błędów, bo są one na rękę klasiepolitycznej, a głos historyków jest słabo słysz-any, a niekiedy zbyt rozpolitykowany. Innasprawa, że najpopularniejszą formąpartycypacji politycznej są w Polsce... dyskusjeze znajomymi. Należy więc zauważyć, żeczęste spory ludzi, których wiedza his-toryczna nie jest i, przyznajmy uczciwie, niemiała kiedy być wykształcona, prowadzą dopowielania mitów, stereotypów i zakłama-nych schematów, które z historią Polski niemają często wiele wspólnego. Niech zaprzykład posłuży fakt, że do romantycznejtradycji, której elementem było wysadzaniepociągów i rozboje bojowców Józefa Piłsud-skiego, odwołują się ludzie szermującyhasłami narodowymi i antyrosyjskimi, niewiedzący najwyraźniej, że ojciec ichpolitycznej ideologii Roman Dmowski niebiegał romantycznie z bronią w ręku, aw  stosunku do Rosji zachowywał się lo-jalistycznie – był nawet posłem do rosyjskiejDumy.

Wiadomo jednak powszechnie, że to nie his-toria rządzi teraźniejszością, a mity ukutez historycznego kamienia. Rzeźbienie dziejesię także na naszych oczach, gdy środowiskamieniące się prawicowymi składają hołd Józe-fowi Piłsudskiemu. Wprawdzie Marszałek„wysiadł kiedyś na przystanku „Nie-podległość” ”, ale prawicę niespecjalnie darzyłsympatią. Kto dziś pamięta, że był zwolenni-kiem federacji z Ukrainą, Białorusią i państ-wami bałtyckimi, podczas gdy Dmowskiw  pewnym okresie postulował inkorporacjęziem zamieszkałych przez Polaków w państ-wach ościennych? Różnica dzisiaj wydaje siębłaha, 90 lat temu rozpalała głowy zaint-eresowanych. Podobnie ma się sprawa walkiz  komunistycznym aparatem. Hołubieni sątzw. „żołnierze wyklęci”, którzy w latach 40.i  50. z karabinem w ręku walczyli z funkc-jonariuszami MBP i UB, choć często narażali

na represje pomagającą im ludność. Z drugiejstrony są działacze tacy jak Jacek Kuroń, Ka-rol Modzelewski czy Bronisław Geremek,którzy, choć mieli legitymację partyjną PZPR,walnie przyczynili się do upadku ustroju soc-jalistycznego, a są często szykanowani za swo-ją pierwotną przynależność polityczną.Podobnie ma się sprawa z „wojną na górze”pomiędzy prezydenckim obozem LechaWałęsy a środowiskiem skupionym wokółrządu Tadeusza Mazowieckiego. Chociaż odwydarzeń minęły 23 lata, mało kto już pam-ięta, co było główną osią sporu. Walkao  przyspieszenie i pluralizm politycznyposzły w niepamięć.

Gdyby zastanowić się i wskazać najważniejsząlinię podziału polskiego społeczeństwa, to jestnią stosunek do teraźniejszej rzeczywistościuwarunkowany świadomością historycznąi  postrzeganiem własnej sytuacji ekonom-icznej i pozycji społecznej (postrzeganiem, anie samymi w sobie). Z tego dopiero wypływa-ją drobniejsze podziały natury polityczneji  ideologicznej, co dobitnie widać w kwestiipolityki zagranicznej. Mocarstwowe ambicje,dalekie od realizmu w obecnej sytuacji geo-politycznej, biorą się z historycznego obrazuRzeczpospolitej „od morza do morza”. Mo-menty największego triumfu polskiego orężanależy wspominać z radością, warto jednakpamiętać, że po blisko pięciu wiekach wszys-tko dookoła się zmieniło, włącznie z nami.Oparcie w historycznych mitach jest jednakłakomym kąskiem dla polityków, bo – jak jużbyło powiedziane – Polacy z własną historiąnie stoją najlepiej. Siła oddziaływania mitówpolityczno-historycznych jest ogromna, boprawdopodobnie większość Polaków jest pod-atna na mocarstwową wizję dziejów. Niemożna się dziwić, jako że każdy jest dumny,gdy powodzi mu się dobrze. Jednakwypaczenie historycznego obrazu, brak opar-cia tej wizji w dzisiejszych realiach orazniezrozumienie nie tyle meandrów bieżącejpolityki, ale jej podstaw, skutkuje frustracjąi resentymentem.

Stosunek negatywny do własnej – zindywidu-alizowanej, jak i ogólnej – sytuacji nie bierzesię z samej sytuacji, ale z jej postrzegania.Człowiek nierozumiejący swojego życia,pozycji swojego narodu, traci wiarę w siebiei  swoje państwo, a w ostatecznymrozrachunku radykalizuje swoją ocenę – za-równo teraźniejszości, jak i przeszłości. Eu-geniusz Kwiatkowski, polski ministeri  budowniczy Gdyni oraz Centralnego

POLSKA

zamIAStluty 2013

8

Propaganda ma się wPolsce świetnieDzień przed końcem świata, tj. 20 grudnia spotkaliśmy sięz  Moniką Olejnik, by podsumować mijający rok. W rozmowiez  „zamIASt” najsłynniejsza polska dziennikarka opowiedziałanam o emocjach związanych z Euro 2012, politycznej propa-gandzie, dyskusji nt. Smoleńska, a także zdradziła, jakie są jejpostanowienia noworoczne!

ROZMAWIAŁ KRZYSZTOF PYZIA

Krzysztof Pyzia: Co w minionym roku byłowg Pani najważniejszym wydarzeniemw  Polsce?Monika Olejnik: Niewątpliwie najfajniejszymwydarzeniem było Euro 2012. Mimo że gonie wygraliśmy. Dzięki Euro mieliśmy mnóst-wo radości w domach, na stadionach, w całejPolsce. Wreszcie mogliśmy zobaczyć zadowo-lonych rodaków, co w naszym kraju nie zdar-za się często, bo na ogół jesteśmyniezadowoleni, przygnębieni, a także zaw-istni. Do tego niechętni wobec bliskichi  niepotrafiący cieszyć się cudzym szczęś-ciem. Widać to zresztą w Internecie. Mamnawet wrażenie, że w mijającym roku zalewnienawiści był jeszcze większy niż w 2011.I  jakby tego było mało, stale się on roz-szerza.A co w polityce?Mimo że jesteśmy społeczeństwem monokul-turowym, to się podzieliśmy. Linią tegopodziału jest katastrofa smoleńska. Jeszczew  zeszłym roku nie mówiono „zamach”tylko „być może zamach”, a teraz nikt z prze-ciwników Donalda Tuska nie owija w bawełnę,tylko mówi wprost, że w Smoleńsku byłzamach. To strasznie dzieli społeczeństwo.Dyskusja nt. Smoleńska nadal będzie

obecna w nowym roku?Z pewnością. Nie mamy wraku dlatego będzietoczyła się dyskusja, kiedy wrak wróci do Pol-ski. Jak wróci – rozpocznie się debata natemat, co z nim zrobić. Czy przeznaczyć go narelikwię? Czy może ma być częścią pomnika?Czy ma stać w muzeum, czy na KrakowskimPrzedmieściu? Czy powinno być referendumw tej sprawie? I czy eksperci Antoniego Maci-erewicza powinni zasiąść z ekspertamiJerzego Millera? A jak już usiądą – to czy przyświetle, czy w obecności kamer, czy w czap-kach, czy bez czapek itd.Propaganda polityczna ma się w Polscedobrze?Propaganda ma się w Polsce świetnie. Mamyżycie dwuobiegowe. Okazuje się, że są mediamainstreamowe i takie, które udają, że niemają żadnego wpływu i są niezależne.A  naprawdę są tak propisowskie, że to ażboli, bo media mainstreamowe krytykują rządi opozycję, a media propisowskie całują sięz  PiS-em od rana do wieczora i jest to nie dowytrzymania. Co ciekawe, w przyszłym rokuma się pojawić „nowa jakość” – pisowski kanał,w którym zapewne od rana do wieczorabędziemy oglądać panią Stankiewicz – ikonępolskiego dziennikarstwa i pana Wildsteina –

Okręgu Przemysłowego, mówił niegdyś:„Społeczeństwo, które nie wierzy w siły własnegopaństwa, które sceptycznie patrzy na każdy podej-mowany wysiłek, które nie wzbudza w sobie entuz-jazmu z powodu zwycięskiego przełamania takichlub innych trudności – traci zdolność bronieniawłasnego samodzielnego istnienia, traciwewnętrzną spoistość, atomizuje się, a w konsek-wencji cofa się na niższy szczebel rozwoju”.

Polskie podziały biorą się z różnic wpostrzeganiu świata i swojego miejsca w nim.Przyczynia się do tego pozycja społeczna

POLSKAi  ekonomiczna, co w kraju dużych różnicfinansowych może prawdziwie boleć.Przyczynia się do tego niska świadomośćpolityczna i historyczna, które skutkują pod-atnością na różnego rodzaju mity. Niezrozu-mienie bieżącej sytuacji prowadzi doresentymentu i wprowadza podziały – takbardzo niezdrowe, jak brak wiary we własnepaństwo, który żyje resentymentem,a o którym mówił Eugeniusz Kwiatkowski,że uwstecznia społeczeństwo w jego rozwoju.

zamIAStluty 2013

9

POLSKAsłynnego prezesa TVP powołanego, a takżeodwołanego przez Jarosława Kaczyńskiego.Będą nowe media. Pojawią się też nowe tygod-niki. I bardzo dobrze. To jest niesamowite, bow 2012 roku trotyl wysadził w powietrzedobrą gazetę – „Rzeczpospolitą”. Nie wiem,czy da sobie ona teraz radę z nowymnaczelnym, panem Chrabotą. „Rzeczpospol-ita” straciła to coś, co miała – oprócz fajnychdziennikarzy, sama się wysadziław powietrze.Mówiąc językiem młodzieży, kto jest na-jlepszy w te klocki – w propagandępolityczną?Najlepszy w te klocki jest Donald Tusk exæquo z Jarosławem Kaczyńskim.A inni? Na przykład Janusz Palikot?Janusz Palikot jest bardzo inteligentny i dotego zręczny. Niedawno postanowił być innyi  przyjaźnie mówi o swoich politycznychprzeciwnikach. Także Leszek Miller próbujecoś zrobić z SLD, ale mu się to nie udaje. Pozatym czuje na plecach oddech AleksandraKwaśniewskiego, który być może włączy sięw  inicjatywę polityczną, choć, prawdę pow-iedziawszy, wątpię w to. Uważam, że byłyprezydent chciałby pełnić jakąś wysoką funk-cję w Europie albo na świecie. Nie sądzę, żebyponownie stał się przywódcą jakiejś partiipolitycznej. Twarzą Platformy Obywatelskiejjest tylko Donald Tusk i nie widać jegonastępców. Natomiast Polskie StronnictwoLudowe ma nowe oblicze. A jakie ono będzie,to dopiero zobaczymy. Mówię teraz jakbymbyła wyrocznią (śmiech).Według słownikowej definicji propagandapolityczna to celowe, realizowane przezmetody perswazji i manipulacji, emocjon-alno-intelektualne oddziaływanie naświadomość jednostek. A czym propagandapolityczna jest dla Moniki Olejnik?Ja nie jestem uczestnikiem propagandypolitycznej. Jestem dziennikarzem zadającympytania interesujące zwykłego człowieka.Takiego, który nie ulega propagandzie.A gdy pada hasło propaganda polityczna, tojakie wydarzenia w Polsce przychodzą Panido głowy?Oczywiście sprawa smoleńska. To jest propa-ganda polityczna. Można powiedzieć, że Euro2012 też zostało w ten sposób wykorzystane.Ale właściwie cokolwiek się wydarzy, to jest tonazywane propagandą. Bez względu na to, czyjest to wydarzenie kulturalne czy polityczne.Takim przykładem może być film „Pokłosie”.Został on oceniony jako najbardziej antypol-ski film przez ludzi, którzy nawet go nie

widzieli. Nowe w tym roku jest też to, żemamy kolejnych zdrajców. Do tej pory bylizdrajcy wśród polityków, a teraz są zdrajcywśród aktorów. Marian Opania został zdrajcą.Tak samo Maciej Stuhr. To, że kino włączonodo polityki, to taka „nowa jakość” w naszymkraju.Zostawmy na koniec politykę w spokoju.Nowy Rok tuż, tuż. Jakie są Panipostanowienia noworoczne?– Takie same jak do tej pory. Czyli nie będępaliła, nie będę jadła mięsa i nadal za-stanawiam się, czy krewetki mają duszę czynie (śmiech).

zamIAStluty 2013

10

POLSKA

JOW-y i ProjektDutkiewicza – próbazmiany scenypolitycznej przezwyborcówOd dawna w Polsce ma miejsce pewne cykliczne zdarzenie,które w zależności od swojego wyniku, albo wywraca wszys-tko do góry nogami, albo nie zmienia układu politycznego anina jotę. Tak, drodzy państwo – mowa oczywiście owyborach do Sejmu, Senatu, jednostek samorząduterytorialnego. Prawie każde wybory w kraju nadWisłą odznaczają się niską frekwencją iznikomym społecznym zainteresow-aniem. Pytanie brzmi: dlaczego?

DAGMARA WOŚ

Otóż z wszystkich stron słychać argument, żePolacy nie są zainteresowani wyborami, bonie mają żadnego wpływu na ich wynik. Oby-watel uprawniony do głosowania cykliczniemacha ręką i dochodzi do wniosku, że jegogłos i tak nie zmieni układu sił na sceniepolitycznej. Wraz z nim wyczynowe mach-anie uprawia jeszcze kilka milionów Polaków.A lokale wyborcze straszą pustkami.

Remedium na powyższy i wiele innych prob-lemów mają być m.in. JOW-y czyli Jedno-mandatowe Okręgi Wyborcze, popieraneprzez akcję społeczną zmieleni.pl i Projekt„Obywatele do Senatu” postulowany przezRafała Dutkiewicza, prezydenta Wrocławia.Co kryje się pod tymi tajemniczymi poję-ciami? Sprawdźmy.

O obecnej ordynacji wyborczejPrzy okazji kolejnych wyborów do Sejmu, Par-lamentu Europejskiego czy też wyborów sam-orządowych, niezmiennie wraca do łask tematordynacji wyborczej w Polsce. Temat szerokoi szczegółowo omawiany, ale dla laików i taknie do końca zrozumiały. Otóż w naszymkraju można wyróżnić ordynację większością,proporcjonalną i mieszaną, która jest wari-antem pośrednim pomiędzy dwoma poprzed-nimi systemami.

Obecnie w Polsce kwestie ordynacji wyborczejreguluje ustawa z dnia 5. stycznia 2011 r.,

czyli tzw. Kodekswyborczy. Sięgając doźródeł możemy dowiedziećsię, że w wyborach do rad gminliczących mniej niż 20 000mieszkańców oraz w wyborach do Senatu (od2011 r.) stosuje się system większościowy, na-tomiast w  wyborach do Sejmu, ParlamentuEuropejskiego czy do pozostałych jednosteksamorządu terytorialnego, używa się systemu

zamIAStluty 2013

11

proporcjonalnego (tzw. metoda D’Hondta).Jak łatwo można zauważyć, najpop-ularniejszym typem ordynacji wyborczej wPolsce jest system proporcjonalny, z którymmamy do czynienia w nierównych pod wzglę-dem wielkości wielomandatowych okręgachwyborczych. Z tym, że w naszym kraju ni-estety nie jest stosowana ordynacja proporc-jonalna w czystej postaci, a co za tym idzie,mogą się rodzić pytania o ich zasadnośći skuteczność. Jak zatem uzdrowić ordynacjęwyborczą w Polsce?

JOW – co to takiego?Coraz więcej słyszy się o tzw. JOW-ach, czyliJednomandatowych Okręgach Wyborczych,które, popierane przez akcję społeczną zmiel-

eni.pl, są postulowane jakonajprostsza i najbardziejsprawiedliwa metodawyboru parlamentarzys-tów. W  wielkimskrócie polega na tym,że osoba, którauzyska najwięcejgłosów w  danymokręgu zostajeposłemi  wchodzi doParlamentu.

Najprościej jest towyjaśnić na

przykładzie WielkiejBrytanii, gdziew  ponad 650okręgach wybor-czych liczących pomniej więcej 90 tyśmieszkańców,w  wyborach doIzby Gmin wybi-erany jest jedenprzedstawiciel.Taki systemwprowadza in-

stytucję odpow-iedzialności posła

przed wyborcami –poseł nie jest już

jednym z wielu, alejednym na wielu i  jest

związany instrukcjamiwyborców, bo to od nich za-

leży jego polityczne „byćalbo nie być”.

Zalety JOW-ówPo pierwsze, na pewno każdy z nas już za-uważył, że od wielu, wielu lat na naszej sceniepolitycznej zmieniają się rządy, premierzy,ministrowie, ale w sejmowych ławach wciążzasiadają ci sami ludzie. W telewizji ciąglewidzimy te same twarze, w radiu ciąglesłyszymy te same głosy. JednomandatoweOkręgi Wyborcze mogą dać szansę na wymi-anę elity politycznej, a nie tylko na zmianęsejmowego krzesła. JOW-y mogą dać szansęludziom, którzy sprawdzili się w swoim śro-dowisku lokalnym i mieliby coś do pow-iedzenia na forum ogólnokrajowym.

Po drugie, wszędzie działa zasada, że człowiekjest lojalny wobec tego, od kogo zależy jegoprzyszłość. W tej chwili, w systemie proporc-jonalnym, kandydat na posła jest w pełni uza-leżniony od lidera partii, który będziedecydował o obsadzie miejsc na poszczegól-nych listach. W systemie JOW-ów, jak zostałoto wspomniane wcześniej, kandydat jest ściślepowiązany z wyborcami, jest zobowiązany ichinstrukcjami i podlega większej społecznejkontroli. Nie jest już tylko maszynką dooddawania głosów zgodnie z linią partii, alejest indywidualnym podmiotem i musi braćpod uwagę zdanie wyborców, którzy na niegogłosowali, a co za tym idzie wyborcy mająrealną szansę na decydowanie o losie swojegopaństwa.

Po trzecie, po zmianie ordynacji wyborczej,znikną ustawiane z góry listy partyjne, którew tej chwili stanowią pewien rodzaj metodyegzekwowania wierności dla linii partyjnej.To z kolei skutkuje selekcją pozytywnąkandydatów – do Sejmu wchodzą ludzie z en-ergią i pomysłem na lepszą przyszłość, a niebierni i niesamodzielni działacze.

Wady JOW-ówMimo że Jednomandatowe Okręgi Wyborczemają sporo zalet, to i tak zewsząd pojawią sięgłosy, że JOW-y mogą nie być tak dobrymrozwiązaniem, jak to przedstawiają Zmieleniz Pawłem Kukizem na czele.

Po pierwsze, przede wszystkim istnieje możli-wość, że w toku wyborów pojawią się ogromneproblemy ze skonstruowaniem stabilnegoi  silnego rządu, gdyż nastąpiłoby jeszczewiększe rozdrobnienie parlamentu na jeszczewiększą liczbę opcji politycznych, niż ma tomiejsce teraz.

Po drugie, czy system JOW-ów tak naprawdę

POLSKA

zamIAStluty 2013

12

nie premiuje największych partii? Czy fak-tycznie odzwierciedla preferencje wyborców?Negatywną odpowiedź na te pytania możnaśmiało pokazać na przykładach USAi  Wielkiej Brytanii, gdzie po każdychwyborach na placu boju zostają tylko dwienajsilniejsze partie – pluralizm politycznyw najbardziej podstawowym wariancie.

Po trzecie, istnieje ryzyko, że w przypadku ut-worzenia się w Sejmie dwóch biegunówpartyjnych, mniejszości, czy to narodowe, et-niczne, itp., zostałyby bezpowrotnie zmargin-alizowane. Nie mielibyśmy w Sejmie posłankiGrodzkiej, posła Godsona i innych cociekawszych indywiduów. Dobrym przykła-dem jest tutaj Australia, gdzie parlament po-zostaje zdominowany przez posłów rodemz  antypodów. Wyjątkiem jest chyba tylkojeden Aborygen, nomen omen z Partii Liber-alnej.

Projekt Dutkiewicza – co to takiego?Ruch społeczno-obywatelski „Obywatele doSenatu” powstał w 2011 roku z inicjatywyprezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza,który miał na celu poparcie przez bezpartyj-nych prezydentów miast kandydatów star-tujących do Senatu RP.

Już na samym początku zostało zaznaczone,że tenże ruch nie stanie się partią polityczną.Na briefingu prasowym w Warszawie, wktórym uczestniczył także prezydentKrakowa Jacek Majchrowski i prezydent Zab-rza Małgorzata Mańka-Szulik, RafałDutkiewicz powiedział, że ruch OdS będziesprzeciwiał się wojnie polsko-polskiej, obecnejformie funkcjonowania partii politycznychi kartelizacji życia politycznego.

OdS – plusy i minusy?Na podstawie dostępnych materiałów, możnawysnuć tak nieostry i mętny obraz wizjiDutkiewicza, że jakakolwiek dyskusja o wa-dach i zaletach projektu „Obywatele doSenatu” jest właściwie bezcelowa. FormacjaOdS powstała niemalże w mgnieniu okai  równie szybko zniknęła ze świadomościpolitycznej Polaków.

Powiedzieć, że OdS otrzymał w wyborach par-lamentarnych w 2011r. mało satysfakc-jonujący wynik, to mocne nieporozumienie.Powiedzmy sobie szczerze, projekt „Obywate-le do Senatu” poniósł sromotną klęskę,ponieważ z 46 kandydatów do Senatu RP

wszedł tylko i wyłącznie jeden.

Teraz należy postawić sobie pytanie, co właś-ciwie było przyczyną tejże klęski? Formacjapowstała niemalże tuż przed wyborami. Dosierpnia 2011r. nie było wiadomo, kto będziestartował z jej listy. Poziom wiedzy przecięt-nego Kowalskiego na temat OdS był znikomy,a, jak już zostało to napisane, wizja RafałaDutkiewicza za mętna i za mało konkretna,żeby znaczna część wyborców zwróciła na niąuwagę.

Zdaniem Dutkiewicza wynik wyborczy form-acji OdS pokazał nie słabość tej inicjatywyw  ogóle, tylko siłę partyjnych szyldów, któremają większe poparcie wyborcy. Doprawdy,zgrabne wyjście z zaistniałego dysonansu.

Pomysłodawca ruchu „Obywatele do Senatu”powiedział również, że to tak naprawdędopiero początek. Swoją drogą to bardzo za-bawne stwierdzenie – był szampan, wstęgai  fanfary, ale dokończyć budowy to już niema kto. Prawie jak z naszymi „autostradami”.

Słowo na przyszłośćOstatnimi czasy wokół JOW-ów nieprzer-wanie toczy się tasiemcowa dyskusja, z którejprzy odrobinie szczęścia można wysupłaćdziesiątki argumentów za i przeciw. Jednak,o  ile właśnie Jednomandatowe OkręgiWyborcze mają jakąś szansę powodzeniai  faktycznie mogą dać obywatelom szansęna zmianę sceny politycznej, o tyle projekt„Obywatele do Senatu” wydaje się być jedyniecieniem głębszej idei, pojedynczym, dośćsłabym podrygiem tuż przed wyborami i za-gadką, której nikt nie rozwiąże nim minieczas.

Jak to zostało wykazane na powyższychprzykładach, JOW-y faktycznie mogą byćczymś, co poprawi kondycję polityczną Sejmuna lepsze, ale może też być czynnikiem, któryspowoduje odwrócenie się sytuacji politycznejniekoniecznie na naszą korzyść. Póki co, jakzostało wspomniane, toczy się zażarta dys-kusja. Na obecnym etapie świadomościpolitycznej, obywatele nie są w stanie dokońca stwierdzić, czy to faktycznie okaże siędobre czy nie. Będziemy mogli się o tymprzekonać dopiero, gdy ordynacja wyborczazostanie zmieniona. A wtedy, albo będziemyzadowoleni, albo jak kraj długi i szeroki,będzie się niosło echo słów „mądry Polak poszkodzie”.

POLSKA

zamIAStluty 2013

13

Quo vadis, Ameryko?6 listopada zapewne nie padał śnieg. Nie wybuchł też żadenwulkan. Nawet gdyby się to jednak stało, większośćAmerykanów nie zauważyłaby różnicy, zajęta albo obserwow-aniem wyborów w telewizji, albo staniem w kolejkach do urn.Zaskoczenia nie było – zgodnie z przewidywaniami wieluamerykańskich politologów wygrał Barack Obama. Pytaniejednak, co to oznacza dla USA i reszty świata.

DOMINIKA JĘDRZEJCZYK

Status quoNajprościej byłoby powiedzieć, że reelekcjaObamy zapowiada kontynuację dotychcza-sowej polityki – tak w kwestiach wewnętrz-nych, jak i zagranicznych. Pytanie,oczywiście, na ile ta polityka byłaby inna,gdyby u steru stanął Mitt Romney. WycofanieObamacare (jednego z głównych postulatówkandydata Republikanów) byłoby, ze względuna ewentualne reakcje społeczne, wysocenieprawdopodobne. Obywatele szybkoprzyzwyczajają się do powiększa-jącego się systemu ochronyspołeczneji odebranieim nadanych wcześniejpraw obróciłoby sięprzeciwko każdemuprezydentowi, bezwzględu na to,z  której pochodz-iłby partii. Podobniestałoby się z zapow-iedziamidotyczącymipolityki zagranicznej,w tym ze słynnym„crush China” czy za-ostrzeniem politykiwobec Rosji. To pierwszenie jest możliwe zewzględów obiektywnych –w  Chinach znajduje się obec-nie duża część amerykańskiegodługu publicznego, a co za tym idzie, ma-nipulacje wartością jena odbiłyby się bez-pośrednio na amerykańskiej sytuacjiekonomicznej. Choć oba państwa wciąż zesobą konkurują na polu gospodarczym, byćmoże w niedalekiej przyszłości bardziejopłacalna stanie się współpraca lub przynajm-niej tolerancja. Podobnie w przypadku Rosji,której przystąpienie do WTO znacznie ogran-

icza pole amerykańskiej administracji do ma-nipulowania handlem z tym państwemi  łączenia go z, na przykład, wymogamidotyczącymi przestrzegania praw człowieka.Żeby w pełni korzystać z możliwości, któredaje członkostwo Rosji w WTO, USA muszązaprzestać tej praktyki. Kwestie praw człow-ieka przesunęły się na plan działań Kongresu,który uchwalił chociażby Prawa Magnit-sky’ego („Magnitsky Law”) potępiające wszys-

tkich rosyjskich obywateli winnychłamaniu praw człowieka.

W  efekcie ma to im utrudnićotrzymanie amerykańskiej

wizy i prowadzenie dzi-ałalności biznesowej na

terenie Stanów. Prezy-dent Putin uznał to zaingerencjęw  wewnętrznesprawy Rosji. Jakwidać, „reset” za-powiedziany przezwiceprezydentaBidena nie jest za-kończony, a stosunkipomiędzy Rosją

a  USA nadalwymagają uwagi i os-

trożności z obu stron.Mitt Romney, bez

względu na swoje poglądy,musiałby się do tego klimatu

dostosować. Ostatecznie różnicepartyjne uwidaczniają się najwyraźniej

w trakcie kampanii, po której prezydent, bezwzględu na afiliację partyjną, zostaje za-nurzony w dokładnie tym samym kontekście,w jakim znalazłby się jego oponent.

Przegrana Mitta Romneya stanowi dla Re-publikanów okazję do zmian nie tylko w pro-gramie, naznaczonym postzimnowojennymspojrzeniem na świat, lecz także w kwestiach

ZAGRANICA

zamIAStluty 2013

14

wewnętrznej spójności partii (przypomnijmy,że stosunek głosów elektorskich wyniósł: 332dla Obamy i 206 dla Romneya). Rozliczeniaczekają jednak także Demokratów – jednaz  ostrzejszych kampanii prezydenckichw  ostatnich latach przyniosła bowiem sporąpolaryzację poglądów obu kandydatów. Jed-nak ze swoich obietnic wyborczych zostanierozliczony tylko obecny prezydent. Twardestanowisko z kampanii może utrudnić muwspółpracę z Republikanami, konieczną doprzeprowadzania ustaw przez Izbę Reprezent-antów. Trudna sytuacja Obamy w stosunku do2008 roku jest spowodowana nie tylko przezczynnik instytucjonalny, lecz takżespołeczny. Zmęczenie kryzysem, brak efektuświeżości i mobilizacji, jakie towarzyszyły De-mokratom cztery lata temu, przyczynią się donasilenia krytyki towar-zyszącej działaniom prezy-denta. To tymczasemoznacza, że trudniej będziemu przeprowadzać dużereformy, którym zwyklesprzyja druga kadencja, iktóre mogą zostaćwymuszone przez kolejną fazą kryzysu, za-powiadaną przez ekonomistów na pierwsząpołowę 2013 roku.

Ekonomia, człowieku!Czy można jednocześnie zmniejszać podatkii  deficyt budżetowy? Według BarackaObamy jest to jak najbardziej możliwe. Prezy-dencki plan walki z kryzysem ekonomicznymzakłada właśnie zwiększanie ulg podatkowychdla małych przedsiębiorstw oraz większościobywateli USA, zmniejszanie wydatków pub-licznych (choć nie jest jasne, w którychdokładnie sektorach) oraz cięcia w ulgachpodatkowych dla najbogatszych Amerykanów(2% populacji). Odciążenie klasy średniej za-wsze stanowiło jądro polityki prezydentaObamy, podobnie zresztą jak rozszerzaniepaństwowej opieki nad najniżej sytuowanymi,którego efektem było, między innymi, pla-nowane jeszcze przed wybuchem kryzysuekonomicznego, Obamacare. W kwestiipolityki antykryzysowej nie powinniśmy sięzatem spodziewać rewolucji, chyba że byłabyona spowodowana silnym szokiemz  zewnątrz. Propozycje Mitta Romneya,przynajmniej te wyrażone otwarcie w kam-panii, były odwróceniem dotychczasowejpolityki prezydenta Obamy. Ograniczeniewydatków rządowych oraz liberalizacja sferybiznesu, w tym obniżenie podatków dlaprzedsiębiorstw miały, według Republikan-

ina, pomóc w walce z rosnącym długiem pub-licznym. Według Romneya polityka De-mokratów ogranicza wolna sferę działańbiznesu i tym samym przyczynia się zm-niejszenia przyrostu gospodarczego. Pytanie,czy aby na pewno Romney-prezydentzdołałby wprowadzić w życie wszystkie swojepropozycje. Obniżenie podatków dla przed-siębiorców, choć w dłuższej perspektywie mo-głoby zwiększyć przyrost gospodarczy,odbiłoby się bardzo negatywnie na bilansiebudżetowym. Załatanie powstałej w tensposób dziury byłoby trudne, wziąwszy poduwagę chociażby społeczne przyczyny, dlaktórych odwołanie Obamacare (które mo-głoby przynieść ulgę dla budżetu) nie byłobymożliwe. Oszczędności należałoby szukaćgdzie indziej – nie wśród przedsiębiorców

i  najbogatszych, bo topotencjalny elektorat Re-publikanów, ale też niewśród klasy średniej czynajbiedniejszych, bo, jaksam Romney przyznawałpodczas kampanii, jegopolityka nie miała

uderzyć w najniżej sytuowanych.

Tymczasem prawdziwym problemem, z jakimprzyjdzie się zmierzyć staremu-nowemuprezydentowi, jest międzynarodowa sytuacjaekonomiczna Stanów Zjednoczonych, dlaktórych najważniejsza jest konkurencja z Chi-nami oraz redefinicja współpracy handlowejz  Rosją, już pod parasolem instytucjon-alnym WTO. Otwarta pozostaje też kwestiazagospodarowania nowych rynków, w tymwspółpraca z państwami, których ustrój zmi-enił się wskutek Arabskiej Wiosny. Dużymrynkiem, zagospodarowywanym w tej chwiligłównie przez Rosję i Chiny, jest Afryka,w  której jak do tej pory USA nie byłoszczególnie efektywne. Przykłademnieskuteczności amerykańskiej administracjimoże być niepowodzenie w lobbowaniu kon-cernów naftowych w Sudanie Południowymna rzecz krajowych przedsiębiorców.

Okno na światPrawdziwym testem dla Obamy będzie jednakpolityka zagraniczna. Arabska Wiosnapokazała, że amerykański prezydent straciłdominującą pozycję w definiowaniu sytuacjinie tylko w Afryce (gdzie ewentualne sporyrozstrzyga teraz Unia Afrykańska), lecz takżena Bliskim Wschodzie. Listopadowe napięciana granicy izraelsko-palestyńskiej zażegnano,jak podawały światowe media, dzięki

ZAGRANICA

Czy można jednocześniezmniejsząc podatki i deficytbudżetowy? Według Obamy

to możliwe.

zamIAStluty 2013

15

zaangażowaniu egipskiego prezydenta Mo-hameda Mursiego, który, podobnie jak GamaNasser, aspiruje do zdobycia kontroli nadcałym regionem. Ameryce nie powinno byći  nie jest na rękę, że kwestia izraelsko-palestyńska znajduje się teraz w rękachpolityka związanego z BractwemMuzułmańskim. Prezydent Obama powinienbył bardziej zaangażować się w konflikt, którymógł przerodzić się w wojnę i jasno za-deklarować swoje poparcie dla Izraela.Oddanie pola mediacyjnego arabskiemupaństwu może znacznie zachwiać równowagąsił na Bliskim Wschodzie, co odbije sięnegatywnie na amerykańskich interesachw  tym regionie. Utrzymywanie sił, którejakoby miałyby stanowić narzędzia ustalaniapolityki według planów Białego Domu możebyć ryzykowne, wziąwszy pod uwagę ni-estabilność w regionie oraz kompleksowe siecipowiązań między poszczególnymi państ-wami, które po części wynikają jeszczez  polityki USA i ZSRR z czasów zimnej wo-jny.

Stany Zjednoczone powinny starać sięutrzymywać relacje ze swoimi strategicznymipartnerami, ale jednocześnie rozbudowywaćstrefy wpływów na terenach, które dziś gos-podarczo przejmują Chiny – przede wszys-tkim w Afryce i Ameryce Południowej.Trudno jednak być w tej kwestii dobrej myśli,skoro Obamie jak dotąd nie udało się tego

dokonać. Przez ostatnie 4 lata walka z ter-roryzmem, sytuacja w Iraku i Afganistanieoraz konflikt z Iranem były priorytetamipolityki Białego Domu. Trudno spodziewaćsię zmiany w tej kwestii, choć wsparcie USAdla przemian demokratycznych w Birmiepokazuje, że Obama dostrzega koniecznośćpolitycznego zaangażowania się Stanóww  państwach znajdujących się poza głównąosią zainteresowań Waszyngtonu. Prezydentkieruje się bowiem w swojej polityce zagran-icznej żelaznymi zasadami Realpolitik, niezaś ideałami, które często stanowią jedyniepubliczne uzasadnienie decyzji BiałegoDomu.

Czy zatem coś się w ogóle zmieni w politycezagranicznej i wewnętrznej USA? Biorąc poduwagę konieczność dokończenia rozpoczę-tych już reform, a także brak zmiany ideolo-gicznej w Białym Domu – jest to małoprawdopodobne. Jako że ramy instytucjonal-ne pozostały niezmienione od czasów ostat-niej kadencji (chodzi tu w szczególnościo  skład partyjny obu izb Kongresu),jakiekolwiek modyfikacje programu mogłybymieć miejsce tylko w przypadku jakiegośszoku z zewnątrz. Paradoksalnie największepokłady potencjału do produkcji takiegoszoku leżą nie w możliwości zaostrzenia siękryzysu ekonomicznego, ale w samymamerykańskim społeczeństwie, zmęczonympogarszającą się sytuacją gospodarczą w kraju.

ZAGRANICA

Oko na SyrięPo deklaracji Prezydenta Federacji Rosyjskiej – Władimira Putina,jakoby Moskwa nigdy nie była szczególnym przyjacielem Baszara Al-Assada, społeczność międzynarodowa zaczęła się zastanawiać, czyaby przypadkiem Rosja nie wycofywała swojego poparcia dla reżimuAssada. Jak do tej poru opór Kremla był najważniejszym czynnikiem,paraliżującym podjęcie zdecydowanych działań przez RadęBezpieczeństwa ONZ. Czy aby na pewno obojętność w stosunku dolosu Assada jest równoznaczna ze zmianą pozycji Rosji w kwestii wojnydomowej w Syrii?

DOMINIKA JĘDRZEJCZYK

Retrospektywnie o RealpolitikPrzypomnijmy, że dokładne słowa Putinabrzmiały: „Nie zajmuje mnie przyszły los As-sada” (I’m not preoccupied with Assad’s futurefate). Kreml pogodził się z faktem, że dnirządzącego ponad 40 lat rodu Al-Assadów wroli syryjskich decydentów są policzone. „Bezwątpienia, zmiana jest potrzebna” – przyznałPutin. Jego słowa nie oznaczają jednak

odwrotu od dotychczasowej polityki kalku-lacji interesów, której przejawem było popier-anie Assada i opozycja w stosunku dojakiejkolwiek zmiany władzy, któradoprowadziłaby do przewartościowaniapolityki i pozycji międzynarodowej Syrii.A  taki skutek przyniosłoby zapewne sce-dowanie władzy na rebeliantów po uprzedn-im odsunięciu od władzy Baszara Al-Assada –

zamIAStluty 2013

16

ZAGRANICAnowy rząd starałby się raczej spłacić za-dłużenie (lojalnościowe i finansowe)w  stosunku do mocarstw zachodnich(w  szczególności USA), nie zaś kontynuowaćwspółpracę ekonomiczną z Rosją. Roz-szerzenie strefy wpływów Waszyngtonu to,obok utraty ważnej linii handlu bronią, per-spektywa nie do zaakceptowania dla Moskwy.Ale ani Putin, ani tym bardziej SiergiejŁawrow, rosyjski minister spraw zagranicz-nych, nie są nowicjuszami w zakresie sprawmiędzynarodowych. Zmiana nastawieniaw  stosunku do sytuacji w Syrii nie za-powiada nagłej i drastycznej zmiany, a je-dynie otwiera Kremlowi perspektywęredefinicji i przewartościowania politykiw  sposób najbardziej dla niego korzystny.Pozostawanie w osamotnionej opozycji mo-głoby na dłuższą metęprzynieść Rosji nietylko straty finansoweczy osłabieniereputacji międzynaro-dowej, ale, mówiącpragmatycznie,przegapienie możli-wości zrobienia„dobrego interesu”.Nacisk ze strony po-zostałych stałych członków RadyBezpieczeństwa (w tym także Chin) wieszczy(z czy bez oporu Rosji) nieuchronną redefin-icję sytuacji wewnętrznej w Syrii. Zmiana ofic-jalnej pozycji Rosji na, przynajmniejpowierzchownie, bardziej koncyliacyjną,otwiera pole do negocjacji i podziału tortu,który powstanie po upadku rządu Assada. Niemożna mieć złudzeń, że słowa Putina to coświęcej niż efekt przemyślanej strategii i zim-nej kalkulacji kosztów i zysków. Tym bardziejnaiwnym byłoby uważanie, że jest to wyrazsamokrytyki czy efekt dyplomatycznej potęgipaństw zachodnich. Prosty rzut oka narosyjską historię pokazuje, że od zawsze(a  szczególnie wyraźnie widać to naprzykładzie polityki Stalina w początkowejfazie zimnej wojny) Rosja prowadziła Real-politik w zakresie spraw międzynarodowych –podczas, gdy USA wprawiały sięw prowadzeniu polityki za kulisami pomocyhumanitarnej, Rosjanie wprawiali sięw  twardym bilansie zysków i strat,okraszonym bezpośrednią, ale zgodną z pro-tokołem, dyplomacją.

Regionalnie i globalnieMożna by jednak zadać sobie przewrotne py-tanie, dlaczego Rosjanie zwiększają potenc-

jalną szansę na zysk innych państw w  re-gionie, który stanowi „oczko w głowie”Kremla. Sytuacja nie jest jednak tak prosta.Przykłady Iraku i Afganistanu doskonalepokazują, w jakim stopniu USA nie rozumiejąukładu sił na Bliskim Wschodzie. Zarównow  kwestiach państw arabskich, jak i AzjiCentralnej, Rosja jest dużo bardziejpolitycznie wprawiona, dysponuje też więk-szymi zasobami, których może łatwo używaćze względu na bliskość geograficzną. Paradok-salnie, chaos w post-Assadowskiej Syrii,którego zapewne nie da się uniknąć, będziekorzystny tylko dla Rosji. W perspektywieniemożności dalszego reanimowania Assada,dobicie go okazuje się równie kuszące –Moskwa na pewno nie pozwoli sobiena  odsunięcie od wpływu na sytuację

wewnętrzną (takpolityczną, jaki  handlową) Syrii poupadku Baszara Al-Assada, o czymświadczą zresztąsłowa Putina:„Martwimy się tylko,jak ułoży się sytuacjaw krajupo  rozpadzie

obecnego rządu”.

Dalsze wspieranie Assada i w efekcieprzedłużanie konfliktu mogłoby opłacić sięRosji tylko w przypadku wzrostu obrotówz  handlu bronią lub możliwości takiego ma-nipulowania konfliktem, by zaszkodzićTurcji. Pierwsza z alternatyw jest niemożliwaze względu na wzrastającą przewagę rebeli-antów nad rządem, druga zaś ze względu naskuteczne nagłośnienie możliwości „przelaniasię” konfliktu przez granicę przez premieraErdogana. Wsparcie NATO z jednej stronyi  dotychczasowe osłabienie Ankary przeznapływ syryjskich uchodźców (w efekcie takżezaostrzenie kwestii kurdyjskiej) z drugiej po-wodują, że ta strona wojny domowej w Syriiprzestała być dla Moskwy atrakcyjna.

„Zwrot” w polityce Rosji w stosunku do Syriiczy domniemane spotkanie ministraŁawrowa z przywódcą rebeliantów nie świad-czy o zmiękczeniu pozycji Moskwy na areniemiędzynarodowej, a jest jedynie dowodemna  wierność Rosji w stosunku do koncepcjiRealpolitik. Jedynym, którym ta politykana  pewno się nie opłaci, jest Baszar Al-As-sad.

Można zadać sobie przewrotnepytanie, dlaczego Rosjanie

zwiększają szansę na zysk innychpaństw w regionie, który stanowi

"oczko w głowie" Kremla.

zamIAStluty 2013

17

III SEKTOR

Szukamy tego, conas łączyRozmowa z Rafałem Więckiewiczem, prezesemstowarzyszenia Instytut Aktywności Społecznej

ROZMAWIAŁA MARTYNA NOWOSIELSKA

Czym właściwie jest Instytut AktywnościSpołecznej?To trudne pytanie. IAS to przede wszystkimgrupa ludzi połączona wspólną wizją i wiarą,że budowa świadomego, aktywnegospołeczeństwa jest możliwa oraz, co istot-niejsze, potrzebna. To także inicjatywa, którama na celu zwrócenie uwagi na szereg prob-lemów, często pomijanych w debacie pub-licznej. Jest skierowana na dialog ponadpodziałami.

I myślisz, że te cele w naszym społeczeństwie sąmożliwe do zrealizowania?Właśnie nad tym wszystkim wspólnie się za-stanawiamy. To jeden z problemów, na który chcemynaszą działalnością odpowiedzieć. Ja osobiście wierzęw  to, że budowa aktywnego, świadomego społeczeńst-wa, społeczeństwa obywatelskiego, nie jest tylko utopią,lecz prawdziwym wyzwaniem. Doświadczenia z naszejhistorii pokazują, że polskie społeczeństwo potrafi się wokreślonych sytuacjach, wobec określonego problemu,zorganizować.

zamIAStluty 2013

18

Problem aktywności społecznej jest bardzo is-totny dla funkcjonowania wysokorozwinię-tych demokracji. W naszym kraju politycyprzypominają sobie o koniecznościspołecznego zaangażowania jedynie w okresiekampanii wyborczych, kiedy zabiegająo  poparcie oraz podkreślają istotę wysokiejfrekwencji wyborczej. Wtedy też przypomina-ją sobie o terminie społeczeństwo obywatel-skie. W życiu codziennym stykamy się jednakz dotkliwymi przejawami społecznejbierności, która pozostaje zupełnie nieza-uważona. Dzieje się tak na wszystkich szcze-blach i bez względu na wiek, co potwierdzająprzeprowadzane badania m.in. „Diagnozaspołeczna”. Dlatego istotne jest, aby nauczyćnasze społeczeństwo odpowiedzialnościi  przekonać ludzi, że mają wpływ na własnąsytuację, na bliższe i dalsze otoczenie.Skąd w ogóle w twojegłowie wziął siępomysł na IAS?Jednego konkretnegopowodu nie było –było ich wiele. W na-jwiększym stopniuIAS jest chęcią głośne-go zademonstrowania obecnościw  przestrzeni publicznej. Skoro bowiemudało się znaleźć grupę współpracowników,którzy myślą podobnie, to warto naszepoglądy w wyraźny sposób przekazać innym.Czy w Polsce brakuje projektu takiego jakIAS?Jest wiele podobnych projektów. Wiele inic-jatyw to jednak efemerydy, które powstajątylko po to, aby wkrótce zniknąć. PrzewagąIAS jest zespół młodych ludzi, prężnie działa-jących na różnych obszarach aktywnościspołecznej, realizujących się w różnych pro-jektach oraz grono wybitnych ekspertówzrzeszonych w Radzie Naukowej, jak równieżwspółpracujących z nami w sposób nieform-alny. Tym samym łączymy młodość, nowespojrzenie na problemy polskiegospołeczeństwa z doświadczeniem koniecznymw tego typu przedsięwzięciach.Skoro już mowa o Radzie Naukowej - jakiejest jej zadanie? Kto w niej zasiada?Rada Naukowa jest statutowym ciałem opini-odawczo-doradczym IAS. Jej zadaniem jestopiniowanie, inicjowanie działań Instytutuoraz kreowanie kierunków jego rozwoju. Ws-piera merytorycznie nasze projekty, czuwanad ich jakością poznawczą oraz nad ichdoniosłością społeczną w wymiarze prak-tycznym. W jej skład wchodzą wybitni przed-stawiciele życia publicznego, naukowcy oraz

działacze społeczni posiadający wysokie kom-petencje oraz wieloletnie doświadczenia,czynni na różnych polach - uniwersyteckim,samorządowym oraz administracyjnym. Są toosoby, które maja okazję przyglądać się podej-mowanej przez nas problematyce z różnychstron, w różnych jej wymiarach, co niewątpli-wie stanowi o bogactwie naszego Instytutu.Czy według ciebie sam młody aktyw niemógłby sobie poradzić bez takiej rady?Nie da się na to pytanie odpowiedzieć. Mu-sielibyśmy to sprawdzić w praktyce. Na pewnomłodość, pasja, zaangażowanie, wspólne celeoraz zbieżne poglądy- nie tyle polityczne coraczej społeczne- są bardzo istotne i cenne.Niemniej pomoc osób doświadczonychprzyczynia się do podniesienia wartościnaszych działań. Wszyscy nasi eksperci toludzie pełni zaangażowania, fantastycznych

pomysłów orazradości z tego, czymsię zajmują. Czasaminaprawdę trudnodostrzec różnicęwieku.Doświadczenie tychosób niejednokrot-

nie pomagało nam przezwyciężyć pojawiającesię przed nami dylematy. Wierzę, żew przyszłości też tak będzie.Biorąc pod uwagę dużą liczbę organizacjipozarządowych na rynku jak IAS planujesię wybić?Zamierzamy po prostu robić swoje. Naszaciężka praca już przynosi rezultaty. Konfer-encja "Społeczeństwo obywatelskie w Polsce –wyzwanie XXI wieku?", która inaugurowałanaszą działalność spotkała się z bardzodobrym przyjęciem. Nawiązaliśmy sporo kon-taktów, które, mam nadzieję, przerodzą sięjuż wkrótce w kolejne ciekawe inicjatywy. Jestto niewątpliwie skutkiem dużej dbałości,którą przykładamy do warstwy merytorycznejnaszych projektów. Ważne abyśmy z naszymprzekazem docierali do możliwie najwięk-szego grona odbiorców. Naszym celem jest,aby spośród wielu organizacji pozarządowychwyróżniał nas jasny, merytoryczny przekaz,oparty w dużej mierze na własnych kanałachkomunikacji. Przekładem tego typu starańjest chociażby miesięcznik "zamIASt".Jakie inne działania planuje IAS na na-jbliższy czas?Mamy bardzo dużo planów, które pragniemystopniowo realizować. Zamierzamy otworzyćsię na szersze grono odbiorców. W pierwszejkolejności nasze najbliższe działania będą ad-

W życiu codziennym stykamy się zprzejawami społecznej bierności.

Dlatego istotne jest, aby przekonaćludzi, że mają wpływ.

III SEKTOR

zamIAStluty 2013

19

resowane do młodzieży szkolnej oraz aka-demickiej. Obecnie opracowujemy projektbadawczy dogłębnie eksplorujący środowiskostudentów Uniwersytetu Warszawskiego.Ponadto w nieco dalszej perspektywie przygo-towujemy kolejne projekty wydawnicze. Ni-estety nie mogę jeszcze zdradzić szczegółów.Więcej informacji już wkrótce będzie możnaznaleźć na naszych stronach internetowychoraz zapewne w kolejnych numerach "zamI-ASt".Dlaczego akurat jako główne grupy do-celowe wybraliście młodzież szkolną i stu-dencką?Wydaje mi się, że nie są to główne, a napewno nie jedyne grupy docelowe. Nasze dzi-ałania są adresowane znacznie szerzej. Pytałaśo nasze najbliższe plany. Tak się złożyło, że sąone akurat związane z tymi grupami.Dlaczego tak się stało? Jestwiele przyczyn. Pierwszą ioczywistą jest fakt, że śro-dowisko akademickie jesttym, które sami współt-worzymy. Znaczna część znas to nadal studenci. Dlat-ego też przyglądamy się zbliska kwestiom nurtującym właśnie stu-dentów. Dostrzegamy wyzwania jakie przednimi stoją . Jeżeli chcemy kreować postawy,stymulować zmianę, uczyć i pokazywać nowerozwiązania, to musimy intensywnie działaćwłaśnie w środowisku ludzi młodych, którzystanowią o przyszłości polskiego społeczeńst-wa. Idąc dalej- jeżeli społeczeństwo obywatel-skie jest wyzwaniem XXI wieku, nawiązującdo tytułu naszej niedawnej konferencji, to jestto wyzwanie stojące przede wszystkim przedludźmi młodymi. Nie oznacza to, żezamykamy się na inne grupy. Pragniemywspółpracować ze wszystkimi. Takżez  osobami w średnim wieku oraz starszymi,pokazując im prawdziwą istotę społecznegozaangażowania. Nie można jednak zapomin-ać, że pokolenie naszych rodziców, a częstodziadków miało swoje wyzwania, swój poligondoświadczalny. Była nim chociażby Solid-arność i opozycja demokratyczna w PRL. Dlamnie jest to piękny przykład społeczeństwaobywatelskiego. Szkoda, że tych wzorców nieudało się przenieść do Polski po roku 1989.Doświadczenia poprzednich pokoleń związ-ane z walką opozycyjną, Solidarnością sąpewnego rodzaju ewenementem. Powstały wszczególnych okolicznościach. Mam nadzieję,że nie powtórzy się nigdy sytuacja, któradoprowadziła do tego typu wystąpieńi  pokolenie którego jestem reprezentantem

nigdy nie będzie zmuszone walczyć o wolnośći demokrację. Pojawiają się jednak nowewyzwania, którym także należy sprostać.Moim zdaniem społeczne zaangażowanie, ak-tywność i świadomość obywatelska powinnybyć czymś trwałym, a nie dającym o sobie zn-ać jedynie w okresie kryzysu czy zmianyspołecznej, co jest tak charakterystycznew naszej historii.Sam zaznaczasz, że dużo działaczy to stu-denci, większość z Uniwersytetu Warsza-wskiego - czy to nie ogranicza IAS?Nie, to nas nie ogranicza. Mamy działaczy,którzy już nie są studentami oraz takich,którzy studiują na innych uczelniach. Wieleosób wkrótce kończy studia, co nie oznaczakońca ich zaangażowania w IAS. Wszyscymamy nadzieję, że będzie to udana i długadroga. Jednocześnie ciągle się rozszerzamy,

prowadzimy permanentnąrekrutację. Otrzymujemywiele zgłoszeń od osób,które chcą z nami współ-pracować. Każdy chętnyma możliwość działać wnaszym Instytucie. Wys-tarczy, że wypełni odpow-

iednią deklarację członkowską, którą możnaznaleźć na naszej stronie internetowej,dostarczy ja do nas, a następnie poczeka nainformację zwrotną. Wszystko przebiegabardzo sprawnie.Na koniec - czym jest dla ciebie społeczeńst-wo obywatelskie?Nie chcę aby zabrzmiało to górnolotnie, alespołeczeństwo obywatelskie jest dla mnieumiejętnością postrzegania świata przezpryzmat innych ludzi. Definiujemy otacza-jącą nas rzeczywistość dostrzegając szerszemożliwości rozwiązania nurtujących prob-lemów we współdziałaniu z innymi ludźmi.Szukamy tego co nas łączy, a nie tylko tego codzieli, by wspólnie realizować określone za-łożenia. Społeczeństwo obywatelskie toumiejętność wzięcia odpowiedzialności zasiebie i za innych. Jest to coś więcej niż tylkoorganizacje pozarządowe, stowarzyszenia,samorząd, czy fundacje. Tworzą je ludzieświadomi stojących przed nimi wyzwań,którzy nie pozostawiają swojej sytuacji je-dynie na pastwę zwodniczego losu. Wydaje sięto proste i oczywiste. Jak pokazuje doświad-czenie niestety wcale tak nie jest.

Społeczeństwo obywatelskiejest dla mnie umiejętnościąpostrzegania świata przez

pryzmat innych ludzi.

III SEKTOR

zamIAStluty 2013

20

Obywatele decydująArt. 118 Konstytucji zapewnia obywatelom prawo do inicjatywy usta-wodawczej. Tryb jej podjęcia reguluje ustawa z 24 czerwca 1999 roku.Dotychczas podjęto ponad sto inicjatyw obywatelskich, jednak mniejniż 10 projektów zostało przegłosowanych przez Parlament (m.in. us-tanowienie Święta Trzech Króli dniem wolnym od pracy). Według da-nych Instytutu Spraw Obywatelskich Polacy złożyli prawie 4,6 mlnpodpisów pod obywatelskimi projektami ustaw, które trafiły do sej-mowego kosza lub sejmowej zamrażarki. Natomiast wiele z tych, nadktórymi obradowano zostało tak zmienionych, że ich ostateczna wersjamiała niewiele wspólnego z obywatelskim pierwowzorem.

MIKOŁAJ RUTKOWSKI

Obecnie prawo wniesienie projektu ustawy doSejmu ma grupa 100 tys. obywateli. Podpisypod projektem zbiera komitet inicjatywyustawodawczej, który po zebraniu pierwszegotysiąca podpisów składa zawiadomienie o ut-worzeniu komitetu do Marszałka Sejmu. Odtego momentu na zebranie pozostałych 99tys. komitet ma trzy miesiące.

Zdaniem Instytutu Spraw Obywatelskichobowiązki, które nakłada na komitet ustawa,są nieprzyjazne obywatelom. Według RobertaGórskiego, prezesa Inspro prawo sprzyjaraczej dużym grupom interesu i partiompolitycznym. – Chcemy to zmienić i spo-wodować, że więcej obywateli będzie, dziękiwykorzystaniu tego narzędzia, uczestniczyćw  życiu publicznym – mówił Górski nawrześniowej konferencji prasowej promującejakcję „Obywatele decydują”. – Ustawy obywa-telskie po prostu budują kapitał społeczny –dodał.

Głównym celem akcji zorganizowanej przezInspro jest doprowadzenie do uchwalenianowelizacji, która miałaby ułatwić komitetomzbieranie podpisów i przyznać im więcej praww trakcie przeprowadzania projektu przez Se-jm. Instytut chce, aby projekt trafił do Sejmujako inicjatywa poselska.

– Rozmawiamy ze wszystkimi partiami zasi-adającymi w Sejmie – powiedział dla „ZamI-ASt” Górski. – Interesuje nas porozumienieponad podziałami partyjnymi. Poprzez roz-mowy z poszczególnymi parlamentarzystamibadamy na ile takie porozumienie jest możli-we (…). Trudno jeszcze mówić o konkretnychrezultatach. Wszyscy nam mówią, że trudnobędzie doprowadzić do kompromisu ponad-partyjnego – dodał.

Z Instytutem współpracuje KomitetSpołeczny, składający się m.in. z osóbzwiązanych z kilkoma podjętymi do tejpory OIU. Partnerami projektu są Feder-acja Zielonych – Grupa Krakowska orazszwajcarska organizacja Alpen Initiat-ive, która zasłynęła skutecznymwprowadzeniem tranzytu kole-jowego w miejsce drogowegotransportu towaróww Szwajcarii.

Propozycje zmianZebranie 100 tys.podpisów to dużewyzwanie lo-gistyczne i fin-ansowe. Insproproponuje, żebyw  sytuacjach lo-sowych umożliwićkomitetowi inic-jatywy wstrzy-manie ustawowegobiegu trzechmiesięcy i powrótdo zbierania pod-pisów po pewnymczasie. W noweliza-cji ma się takżeznaleźć zapiso  prawie do częściowej refundacji kosztówponiesionych przez komitet oraz zapewni-enie mu dostępu do mediów publicznych(podobnie jak komitetom wyborczym przedwyborami).

Autorzy nowelizacji chcą przyznać autoromobywatelskiej inicjatywy ustawodawczej pra-wo do zgłaszania wniosków mniejszości pod-czas prac w Sejmie w przypadku dokonania

III SEKTOR

zamIAStluty 2013

21

przez komisję sejmową znacznych zmianw  projekcie – częstokroć bowiem okazywałosię, że ostateczny projekt poddany podgłosowanie miał niewiele wspólnego z wersjązgłoszoną przez obywateli. Ponadto celem In-spro jest uprzywilejowanie inicjatywy obywa-telskiej poprzez zakaz odrzucenia jejw  pierwszym czytaniu oraz nakazrozpatrzenia w określonym terminie (czyliukrócenie wyrzucania projektów do sej-mowego kosza lub sejmowej zamrażarki).

W listopadzie nad tymi postulatami dys-kutowali już politycy. Trzynastego listopadaodbyło się pierwsze seminarium „Obywateledecydują”, w którym wzięli udział przedstaw-

iciele różnych partii politycznych: MarcinŚwięcicki (PO), Marzena Machałek (PiS),Tomasz Makowski (RP) i MałgorzataSekuła-Szmajdzińska (SLD). Nieobecnibyli posłowie Solidarnej Polski i PolskiegoStronnictwa Ludowego.– Posłowie obecnina seminarium zadeklarowali się być am-

basadorami inicjatywyw  swoich partiach –opowiada Górski. PrezesInspro podkreśla, że zależymu aby nad projektempracował zespół złożonyz  przedstawicieli wszys-tkich partii. – Nie in-teresuje nas poparcie tylkopartii X lub tylko partii Y.Chcemy, żeby powstałzespół szukający kom-promisu dla dobra wspól-nego, ponad podziałamipartyjnymi (…).

– Pojedynczy posłowie sąza, jednak ci, którzy nas

popierają , nie rządzą wswoich partiach. Rozmowy

z  decydentami jeszcze przednami – podkreśla prezes Inspro.

– Na zebraniu padały różne propozycje.Nie wszystkie wydają się uzasadnione – ko-

mentuje dla „ZamIASt” poseł Marcin Świę-cicki z PO. Poseł nie jest przekonany dozakazu odrzucania obywatelskiego projektuw  pierwszym czytaniu oraz nakazurozpatrzenia go w określonym terminie. – Ar-gumentem za ma być fakt podpisania inic-jatywy obywatelskiej przez co najmniej 100tys obywateli. PO jeszcze nie przedstawiłooficjalnego stanowiska w tej sprawie, mniejednak nie przekonuje ten argument – stwier-

dził poseł Platformy. Jego zdaniem inne pod-mioty, które mają prawo do inicjatywy usta-wodawczej (rząd, grupa posłów, senat)legitymizują się „poparciem nie tylko 100tys., ale często wielu milionów osób”. –Dlaczego w procedowaniu w Sejmie inicjatywyustawodawcze zgłaszane przez np. Prezy-denta, na którego głosowało 10 mln obywatelimają być gorzej traktowane niż inicjatywyzgłoszone przez 100 tys. obywateli? – pytaposeł. Według niego uzasadnione są jedynieniektóre postulaty np. zaproszenie naposiedzenia i opłacenie przez Sejm przyjazduprzedstawicieli inicjatywy obywatelskiej.

Uspołecznienie procesu decyzyjnego– Inicjatywa wydaje się ciekawa – dr SebastianKozłowski z Zakładu Socjologii i PsychologiiPolityki Instytutu Nauk Politycznych UWpozytywnie ocenia prawo wnioskodawców dozgłaszania wniosków mniejszości.

– Obecnie ustawodawcy wolno bez jakich-kolwiek konsekwencji wprowadzać do projek-tów obywatelskich daleko idące poprawki,których efektem może być całkowitewypaczenie albo zupełna zmiana intencjiwnioskodawcy – mówi. – A przecież ktoś mu-siał się napracować, aby rozpropagować pro-jekt i zachęcić obywateli do złożenia pod nimpodpisów. Nie należy lekceważyć podjętegotrudu i wysiłku społecznego, gdyż w tensposób można zniechęcić obywateli do podej-mowania jakiejkolwiek aktywności – zaznaczaKozłowski.

– Inicjatywa „Obywatele decydują” jestjednym z elementów odzyskiwania de-mokracji w Polsce. Ludzie są zniechęceni dodemokracji, bo jej de facto nie ma – została za-stąpiona przez partiokrację i mediokrację. Wtakiej sytuacji potrzebujemy czasu na pracęu  podstaw, pracę organiczną i budowaniekapitału społecznego – krytykuje obecny stanrzeczy prezes Inspro. – Chcemy, żeby ustawyobywatelskie dotyczyły jakości codziennegożycia – wtedy ludzie zaczną się interesowaćdobrem wspólnym – tłumaczy.

W 2009 Instytut Spraw Obywatelskich rokuzaangażował się w akcję „Łodzianie decydują”,której celem było zwiększenie wpływu Łodzi-an na podejmowanie decyzji w mieście. Insty-tut wielokrotnie poszukiwał, bez skutku,środków na sfinansowanie ogólnopolskiejkampanii społecznej, która miałaby na celuułatwienie obywatelom składania oddolnychprojektów ustaw obywatelskich. Ostatecznie

III SEKTOR

zamIAStluty 2013

22

będzie zmianą na lepsze. Udział projektówobywatelskich w stanowionym prawie niewzrośnie dramatycznie, ale każde ułatwieniepracy aktywnej części społeczeństwa będziekrokiem w dobrym kierunku.

– Ograniczenie możliwości kierowania pro-jektów obywatelskich do sejmowej zamrażarkistworzyłoby większe pole dla realneego, a nieiluzorycznego uczestnictwa obywateli w sys-temie – argumentuje Kozłowski. –Współczesna demokracja powinna miećbardziej deliberatywny charakter – twierdzi.

– Więcej uchwalonych ustaw obywatelskich wparlamencie, to większe poczucie sensu an-gażowania się w życie publiczne i motywacjado wzięcia większej odpowiedzialności zapaństwo i naszą wspólną przyszłość –podkreśla prezes Górski.

Warto mieć nadzieję, że posłowie nie uznająwiększości postulatów za wchodzenie w ichkompetencje, a obywateli potraktują jakopartnerów w stanowieniu prawa, a niewyłącznie wyborców, których zadaniem jesttylko wrzucenie co kilka lat głosu do urny.

Inspro zdobyło pieniądze dzięki szwaj-carskiemu programowi współpracy z nowymikrajami UE (Swiss Contribution). Projekt„Obywatele decydują” ruszył w styczniu 2012roku. W połowie 2013 roku Instytut chciałbydoprowadzić go do szczęśliwego finału. Czypolitycy dadzą się przekonać do projektuw ciągu kilku miesięcy?

Parlamentarzyści mogą uznać próbę ogran-iczenia ich wpływu na projekty obywatelskieza naruszenie ich podstawowych uprawnień –zauważa dr Kozłowski. – Do projektu trudnobędzie przekonać duże ugrupowania sejmowe,ale mniejsze, jak SLD i Ruch Palikota, mo-głyby być zainteresowane takim uspołeczni-eniem prac parlamentarnych, bowiem mieścisię to w ich optyce programowej – podejrzewadoktor.

Przed Inspro trudne zadanie. W obecnym,skonfliktowanym Sejmie ciężki jest los pon-adpartyjnych inicjatyw. Zwłaszcza, kiedy masię ambicje zebrania pod jednym wnioskiempodpisów członków zarówno PO, jak i PiS-u.Szanse na przeprowadzenie nowelizacjiw  niezmienionej formie są niewielkie. Jed-nak wprowadzenie choćby części propozycji

III SEKTOR

Kwestowanie jest trendyW tym roku Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy kwestowała po razdwudziesty pierwszy! Na kilka dni przed finałem udało nam sięporozmawiać z jej dyrygentem, Jurkiem Owsiakiem.Szef WOŚP opowiedział zamIASt o tym, jaka była najbardziejwzruszająca sytuacja, jaka mu się zdarzyła w ciągu ponad 20 lat gra-nia z WOŚP-em, czy przyjąłby fotel premiera, gdyby dostał taką pro-pozycję i zdradził, czy po styczniowym finale wyjedzie na wakacje.

ROZMAWIAŁ KRZYSZTOF PYZIA

Krzysztof Pyzia: Kwestowanie nadal jesttrendy?Jurek Owsiak: Zdecydowanie tak. Ciąglerośnie liczba kwestujących. W tym rokubędzie z nami kwestowało minimum 120tysięcy osób. Ludzie chcą zbierać, cieszą siętym, są coraz bardziej nakręceni. Kiedyśbaliśmy się, że będziemy starzeli się wrazz  Orkiestrą, czyli wolontariusze będą ciągleci sami. A okazuje się, że młodzież robi to bezprzymusu. Do tego dochodzą ci, którzy zbier-ali z nami od zawsze, teraz zbierają też ich

dzieci. Myślę, że podtrzymujemy tego ducha,który powstał 20 lat temu. I nie tylko my, bowiele organizacji urządza zbiórki w sposóbnowoczesny, fajny i świat nam zazdrości, żerobimy to z taką dawką energii. Do tego za-wsze na końcu jest tłum ludzi, widowiskoi wielkie show.Właśnie. Może show powinno być nieco sk-romniejsze? Przecież fajerwerki teżkosztują.Ostatnio szedłem ulicą i ktoś mnie zagadnął:- Panie Jurku, czy te sztuczne ognie to trzeba

zamIAStluty 2013

23

III SEKTORrzucać w niebo? Przecież to kosztuje, może byte pieniądze przeznaczyć na sprzęt? To niekosztuje dużo. Odpowiedziałem wtedy temu: -Wie pan, ale to wszystko było od początku za-planowane tak, że jest to wielki piknik, że jestradość, że chcemy być razem ze sobąi  w  związku z tym te ognie teżdodają takiej radości. One się zwraca-ją milion razy, więc warto toutrzymać, nie robić tego siermiężnie,nie robić tego po cichu, tylko właśnierobić to w ten sposób, bo to przynosiswoje efekty.

Od kilku dobrych miesięcy słyszysię, że dopadł nas globalny kryzys.Portfele jeszcze długo będą chudły,powtarzają to jak mantrę ekonom-iści. Zgadza się z tym dyrygent na-jwiększej orkiestry w Polsce?Niestety portfele chudną. Zresztą,sam pokazałem swój PIT na blogui co się okazało? Nie jest bohaterski,wolałbym żeby był lepszy, co nieoznacza, że z tego portfela niemożna wyjąć dziesięcio-, pięciozło-towej monety i nie wrzucić jej dopuszki. Bo to tak właśnie wygląda.Zbiórka to jest jakby zbiór tych drob-nych pieniędzy, ogromny zbiór, aletych właśnie drobnych pieniędzy. Teduże pieniądze pokazują się w mo-mentach aukcji, kiedy ktoś chcejeszcze mocniej uczestniczyć, ale teżpodkreśla, że ma pieniądze i chce sięnimi podzielić. Bez względu na to,czy ten krach ekonomiczny jestwiększy czy mniejszy – a jest on i jeston absolutnie widoczny – torozbudziliśmy w ludziach tegoducha wolontariatu w sposób takidrobny.Kryzys dopadł też Wielką Orki-estrę Świątecznej Pomocy?Nie, kryzys na szczęście nas niedopadł. My patrzymy na to, co siędzieje obok. Dlatego każdą złotówkęprzed wydaniem cztery razyobracamy w palcach. A jeżeli już dopadł naskryzys, to w bardzo pozytywny sposób –firmy, które z nami handlują, które chcąsprzedać sprzęt, jeszcze bardziej są spolegliwe.Jeszcze gorliwiej pracują razem z nami na to,żeby ta cena była niższa.Co dziś byś zrobił, gdybyś od nowa „musiałstroić swoje instrumenty” i dopiero zaczyn-ać swoją przygodę z Wielką Orkiestrą?Byłoby to bardzo trudne. Po pierwsze

myślałbym jak trafić do ludzi. Kiedy WOŚPzaczynała, były dwa programy telewizyjnei  może trzy duże rozgłośnie radiowe. Myślę,że rzeczą najważniejszą przy jakichkolwiekdziałaniach w dzisiejszych czasach jest tzw.„publicity”, czyli znalezienie odpowiedzi na

pytanie, jak trafić do ludzi z komunikatem, żechcemy zbierać i na co. Z różnych powodównie jest to takie łatwe jak było to kiedyś. I tonie dlatego, że ludzie mogą nie dać pieniędzy,albo mogą cię nie wspomóc, tylko właśniechodzi o sposób dotarcia do nich. Gdybymdzisiaj miał zaczynać, zapewne zacząłbym odtego, że pukałbym do wielu drzwi, szczególniemediów, mówił, że mam ideę, przed-stawiałbym ją i mocno trzymał kciuki za to,

Fot.Zorro2212,http://comm

ons.wikim

edia.org/wiki/File:Jurek_O

wsiak_2011.jpg,CC-BY-SA

3.0

zamIAStluty 2013

24

III SEKTORby usłyszeć odpowiedź: Ok, w takim raziemówimy o tym.Wiem, że było ich na pewno bardzo, bardzodużo w historii, ale gdybyś miał wybraćjeden najbardziej wzruszający momentzwiązany z Wielką Orkiestrą, który byłbyto moment?To jest bardzo trudne pytanie. Co rokuwzrusza mnie bardzo, bardzo wiele rzeczy.Ale ciągle pamiętam ten pierwszy finał i sza-lenie wzruszającą sytuację – kobietę z córką,która przed kamerami ściąga obrączkę zeswojego palca, mówi, że to jest po tatusiu,który nie żyje. Zabrakło mi wtedy słów, niewiedziałem jak się miałem zachować.Przytuliłem te dwie panie wyglądające nabardzo skromne osoby i nagle dzielące sięczymś, co jest tak bardzo osobiste. Już niemówię o wartości materialnej – w ogóle o tymnie pomyślałem, ale bardziej o emocjonalnej,one to dały od serca.Takich sytuacji coroku jest bardzo dużo.To nas jeszcze bardziejzobowiązuje, żebynawet złotówki niestracić w jakiś złych,bezsensownychruchach. Ten momentsprzed 20 lat pam-iętam po dzień dzisiejszy, bardzo się wtedywzruszyłem i będę go pamiętał do końca ży-cia.Nie żałujesz, że nie masz brata bliźniaka? Wdwójkę zrobilibyście więcej.Z braćmi bliźniakami bywa różnie (śmiech).Mam starszego o trzy lata brata, choć torzeczywiście nie jest bliźniak. Zresztą to nieo  to chodzi, że ma cię zastępować bratbliźniak, bo może mieć zupełnie inną kon-cepcję. To, co robimy sami jest najbardziejszczere. Czuję, że zbudowaliśmy ideę, którajuż żyje własnym życiem. To nie jest tak, żejak Jurek Owsiak nagle z jakiegoś powodu niebędzie prowadził Orkiestry, to nagle przest-anie ona istnieć. Nie, to już jest instytucja,która funkcjonuje programami narodowymi,medycznymi, edukacyjnymi. I to jest tak jaku  Nobla, że nikt nie pamięta już czy Nobelmiał brodę, czy nie, czy chodził w okularach,czy był wysoki, czy był niski. Jest idea i ta ideafunkcjonuje po dzień dzisiejszy, bo ludzie jejnie schrzanili. Wielka Orkiestra ŚwiątecznejPomocy to 1800 sztabów. Uważam, że niewtrącam się w to, jak one działają. I te 1800sztabów może gra za rok, za dwa, za sto lat,ponieważ wie, jak to robić. A więc bratbliźniak nie, nie, nie, nie, nie (śmiech)! Ja

mam dystans do braci bliźniaków.Zamknijmy teraz oczy, wyobraźmy sobie, żedzwoni premier Tusk i mówi: Panie Jurku,Polska pana potrzebuje, oddaję panu fotelpremiera. Co wówczas odpowiedziałby JurekOwsiak?Podobnie jak główny bohater Przygód Niko-dema Dyzmy bardzo przytomnie odmówił,tak ja pewnie nawet nie przytomnie, ale real-nie bym powiedział: Nigdy w życiu nie będęchciał wstawać rano i pracować tyle godzin.Jurek Owsiak wstaje rano i pracuje bardzodużo godzin, a gdyby to miał być mus, to bymsię po prostu zabił własną pięścią. Kompletniemnie to nie interesuje.Premier Tusk raczej nie zadzwoni, dlategozejdźmy na ziemię. Myślałeś o emeryturze?O emeryturze jako takiej nie myślę, bo onajest w stosunku do mnie niewykreowana, onajest nienamacalna. Trzeba pracować w jakiejś

firmie, która ci po-tem mówi: To jużjest ten moment,w  którym musiszopuścić swojestanowisko pracy.W  związku z tym,dla mnie emeryturato chyba będzie os-

tatn i dzień mojego ży-cia. A następny etap? Nie wiem, możew niebie? Emerytura – nie, w ogóle o tym niemyślę. To jest tak, jak mówimy o naszymtegorocznym finalne poświęconym seniorom– „W zdrowym ciele zdrowy duch”. Bądźmyaktywni jak najdłużej i niech aktywnośćbędzie naszym lekarstwem na wszystko.W ogóle nie myślę o emeryturze!Ale po styczniowym finale WOŚP-u pewnieznajdziesz czas na wakacje?Żartujesz, chłopaku! Zaraz po finale mamysprzątanie, kładę się spać koło czwartej, cza-sem piątej. Kolejnego dnia, o czternastejmamy konferencję prasową! A we wtorekwszyscy przychodzimy do fundacji, która tak,jak zwykle, funkcjonuje. Dla mnie wakacje togłównie lato. Zresztą znajduję ogromnąprzyjemność w tym, co robię. Umiem odpow-iednio rozłożyć tzw. „power życiowy”. Jakkażdy, raz się wkurzam, raz nie, raz jestbardziej do przodu, raz mniej, ale generalnieżyczę każdemu, aby otwierał oko ranoi  wiedział, że idzie do miejsca, które lubi. Jamam tak od dawna. A po finale niewyjeżdżam na dwutygodniowe wakacje. Tow ogóle nie wchodzi w rachubę!

Kryzys na szczęście nas nie dopadł.My patrzymy na to, co się dzieje

obok. Dlatego każdą złotówkę przedwydaniem cztery razy obracamy w

palcach.

zamIAStluty 2013

25

III SEKTOR

Relacja z konferencji"Społeczeństwo obywa-telskie w Polsce -wyzwanie XXI wieku?"14 stycznia 2013 roku, w Sali Senatu Uniwersytetu Warszawskiego odbyłasię konferencja naukowa inaugurująca działalność nowopowstałego In-stytutu Aktywności Społecznej. Konferencję otworzył prezes IAS-u RafałWięckiewicz, który w swoim przemówieniu postawił m.in. pytanie o to,czym tak naprawdę jest społeczeństwo obywatelskie, czy jest ono Polscepotrzebne i czy budowa takiego społeczeństwa jest najważniejszymwyzwaniem w XXI wieku.

DAGMARA WOŚ • ZDJĘCIA: KAMILA JACHOWSKA

Społeczeństwo obywatelskie – zarys prob-lematykiPo tymże krótkim wstępie i powitaniu gościza stołem dyskusyjnym zasiedli pierwsi kon-ferencyjni prelegenci, wśród których znaleźlisię dr Sławomir Sowiński z Instytutu Politolo-gii Uniwersytetu Kardynała StefanaWyszyńskiego, dr hab. Rafał Chwedoruk z In-stytutu Nauk Politycznych UniwersytetuWarszawskiego, doc. dr Ryszard Piotrowskiz  Wydziału Prawa i Administracji UW orazdr Marta Witkowska z Instytutu EuropeistykiUW. Panel moderował dr Tomasz Słomka,pracownik naukowy INP UW oraz członekRady Naukowej Instytutu AktywnościSpołecznej.

Pierwszy głos zabrał dr Sowiński (UKSW),który w swoim przemówieniu, zatytułow-anym Społeczeństwo obywatelskie w myślispołeczno-politycznej, skupił się m.in. nawiekowości idei społeczeństwa obywatel-skiego, którego rozwój uzależniony był odterenu i aktualnej sytuacji politycznej – in-aczej rozwijało się społeczeństwo obywatel-skie na zachodzie Europy, a inaczej nawschodzie. Gdy w XIX wieku, mówił dr Sow-iński, na scenie pojawił się nacjonalizm i soc-jalizm, społeczeństwo obywatelskie zaczęłozanikać. Ponownie zjawisko to zaczęło się po-jawiać w latach 60. XX wieku, kiedy to młodzii wykształceni tworzyli ruchy społeczne,stanowiące podstawę dla istnieniaspołeczeństwa obywatelskiego.

Społeczeństwo obywatelskie, według słówdrSowińskiego, jest uważane za jeden z ele-mentów doktryny liberalnej. W takim

zamIAStluty 2013

26

układzie społeczeństwo obywatel-skiego jest dla człowieka formąucieczki przed naciskiem państwa.Z  kolei w doktrynie konserwaty-wnej, idea społeczeństwa obywatel-skiego nie jest tak ważna jakw  liberalizmie, ale niemniej jednakjest widoczne i zauważalne. W dzis-iejszym świecie również lewica masporo do powiedzenia na tematspołeczeństwa obywatelskiego, mimoże Marks czy Lenin nie odnosili siędo niego zbyt pozytywnie. Stąd wni-osek, konkludował dr Sowiński, żeo  idei społeczeństwa obywatel-skiego można mówić na wiele róż-nych sposobów.

Drugim prelegentem w pierwszympanelu był dr Rafał Chwedoruk (INPUW), który przybliżył zebranej pub-liczności wybrane zagadnieniadotyczące historii społeczeństwaobywatelskiego. Szukając początkówtej idei, mówił dr Chwedoruk, należysięgnąć do czasów Cycerona – jednaktrzeba mieć na uwadze to, że wtedyistniała teoria społeczeństwa obywa-telskiego, ale się tego nie prak-tykowało. Paradoksalnie rzeczbiorąc, praktyka pojawiła się dopierowtedy, kiedy nie było teorii – w śred-niowiecznych miastach.

Natomiast dzisiaj, po roku 1989,mamy do czynienia z prawdo-podobnym kryzysem społeczeństwaobywatelskiego, perorował dalejdr  Chwedoruk, który możnarozpatrywać w kontekście dwóchzamysłów. Pierwszym z nich jestkoniec historii, gdzie ideałspołeczeństwa obywatelskiego zostałspełniony i obecnie żyjemy w państ-wach, które idealnie odzwierciedlająwyżej wspomnianą ideę. Z drugiejstrony, być może mamy aktualnie doczynienia z parodią społeczeństwaobywatelskiego, które już nie maidei. A co to za społeczeństwo, którenie posiada idei i poczucia wspól-noty, pytał dalej prelegent.

W historycznym ujęciu, społeczeńst-wo obywatelskie miało bronić oby-watela przed państwem, tyle żedzisiejszej dobie globalizacji państwow dawnym rozumieniu już nie ist-

III SEKTOR

zamIAStluty 2013

27

nieje. W jakim więc stopniu organizacja oby-watelska ma nas chronić przed rynkiem glob-alnym? A może to współcześnie rozumianepaństwo jest odpowiednikiem dawnych ideispołeczeństwa obywatelskiego, zapytał re-torycznie dr Chwedoruk kończąc swoją wypo-wiedź.

Konstytucyjnymi uwarunkowaniamispołeczeństwa obywatelskiego zajął się z koleitrzeci prelegent, doc. dr Ryszard Piotrowski(WPIA UW), który wyszedł od przytoczeniadiagnozy społecznej Janusza Czapińskiego,zauważającego, że żyjemy w kulturze zawiścii  nieufności i nie jesteśmy jeszcze gotowi naspołeczeństwo obywatelskiego w pełnym zn-aczeniu tego pojęcia.

Właściwą część doc. Piotrowski rozpoczął odprzytoczenia przykładu konstytucji działa-jącej w naszym kraju, która zawiera wiele za-powiedzi, ale i wiele niespełnionych obietnic.Wprawdzie w konstytucji ani razu nie padasformułowanie społeczeństwo obywatelskie,ale w wielu swoich postanowieniach tworzypodstawy do mówienia o społeczeństwie oby-watelskim jako o kategorii normatywnej. Fun-damentalne znaczenie mają równieżpostanowienia o wolności zrzeszania się,a  jednocześnie postanowienia o ogran-iczeniu tejże wolności, ze względu na wartośćdobra wspólnego – dobro, które chcemychronić powinno mieć większą wartość niż to,które zamierzamy poświęcić.

Dlaczego więc pomimo tych wszystkichpostanowień, nadal żyjemy w narodzie, gdzietak często człowiek występuje przeciwkoczłowiekowi, pytał doc. Piotrowski. Skądbierze się ta zawiść i nieufność? Pierwszopla-nowa rola, według prelegenta, wiąże się z up-artyjnieniem społeczeństwa obywatelskiego –nie można do Sejmu wprowadzić swojegoprzedstawiciela bez uprzedniej afiliacji. Nicdziwnego, że obywatele nie ufają władzy i niewykazują chęci do stawienia czoła tej jakżezagmatwanej przestrzeni prawnej, z jakąmamy w tej chwili do czynienia.

Czwarty prelegent , dr Marta Witkowska (IEUW) zajęła się z kolei kształtowaniempolityki Unii Europejskiej przez obywateli jejpaństw członkowskich. Dr Witkowska zaczęłaod tego, że w momencie, gdy nie możemyprzekroczyć bariery państwowej, możnapróbować tworzyć inicjatywę obywatelską napoziomie europejskim. Chociaż interesy śro-dowiskowe każdego państwa mogą być

odrębne, nie wyklucza to porozumieniamiędzy nimi.

Psychologiczne i socjologiczne aspekty ak-tywności społecznej PolakówPo zakończeniu wystąpień pierwszych dys-kutantów<czy to byli dyskutanci, skoro re-ferowali swoje przemyślenia?> nadszedł czasna otwarcie drugiego panelu, który miał nacelu przedstawienie psychologicznych i soc-jologicznych aspektów społecznej aktywnościPolaków. W tym panelu jako prelegenci za-siedli prof. Mirosława Grabowska z InstytutuSocjologii UW, dyrektor Centrum BadaniaOpinii Społecznej oraz prof. WojciechŁukowski z Instytut Nauk Politycznych UW.Moderatorem tej części konferencji był drhab. Rafał Chwedoruk (INP UW).

W przypadku omawiania problemu, zaczęłaprof. Grabowska, mamy do czynienia z pewnąchmurą pojęć, w której znajduje sięspołeczeństwo obywatelskie, kapitałspołeczny, zaufanie, dobroczynność, wo-lontariat, trzeci sektor itp. W tej mozaicemożna dostrzec zarys problematyki, któregoprof. Grabowska upatrywała w dwóch po-jęciach – społeczeństwa obywatelskiegoi  kapitału społecznego. Według prelegentki,społeczeństwo obywatelskie to twór, którylokuje się poza sferą działania państwa – torodzaj wolnej przestrzeni publicznej, w którejmogą się formować i formują się, oraz funkc-jonują i komunikują się grupy i stowar-zyszenia oraz jednostki, jako równoprawnepodmioty. Drugim ważnym elementem jestkapitał społeczny rozumiany jako kapitał jed-nostkowy – osoba zamożna o rozbudowanejsieci kontaktów społecznych, dobrze wyk-ształcona, posiadająca pewien zasób umiejęt-ności, szanowana przez innych, którakumuluje wszystkie rodzaje kapitałówbranżowych.

Bardzo szybko jednak pojawiła się krytykapodejścia zakładającego, że kapitał społecznyjest cechą jednostkową. Co ciekawsze, mówiłaprof. Grabowska, te krytyki wzajemnie sobiezaprzeczają. Na przykład, z jednej strony twi-erdzą, że kapitał społeczny jest pojęciem zbytszerokim, a z drugiej, że nie uwzględnia onstruktur państwa. Niektóre z nich zawierają wsobie pewną rację, ale jest to tylko ich niew-ielka część.

Prof. Wojciech Łukowski z kolei zwróciłuwagę na konieczność koordynacji rosnącegozróżnicowania w sferze społecznej. To

III SEKTOR

zamIAStluty 2013

28

zróżnicowanie może prowadzić do etatyzacjitej sfery, a to z kolei ogranicza jej autonomię.Dzisiaj w sferze społecznej mamy wielkie kor-poracje i efemerydy organizacji obywatel-skich.

Trzeba też położyć nacisk na aktywizację ex-post. Dopiero gdy rozwija się projekt,wybucha społeczna mobilizacja, na przykładw sprawie Doliny Rospudy i obwodnicy Au-gustowa. Niestety aktywizacja ex-post bardzoczęsto jest spóźniona. Konfliktów tego typu,jak wymieniony wyżej, wybucha w Polsce

coraz więcej. Dopiero gdy już nic nie da sięzrobić, kontynuował prof. Łukowski,próbujemy jakoś zaradzić temu co się dzieje.

Według prelegenta, obecnie mobilizacji za-sobów i partycypacji społecznej jest mocnonie po drodze. Obywatele mają tendencję domyślenia, że za mobilizację zasobów odpow-iedzialna jest władza, co jest myśleniemcałkowicie błędnym.

Społeczeństwo obywatelskie jakowyzwanie?Ostatni panel konferencji podejmowałtematykę społeczeństwa obywatelskiego jakojednego z największych wyzwań w XXI wieku.Uczestnikami panelu byli: Henryk Wujec,doradca Prezydenta RP ds. społecznych, An-

drzej Porawski ze Związku Miast Polskich,Krzysztof Więckiewicz, dyrektor Departa-mentu Pożytku Publicznego w MinisterstwiePracy i Polityki Społecznej, oraz PrzemysławRadwan-Röhrenschef, reprezentant SzkołyLiderów. Moderatorem panelu był dr OlgierdAnnusewicz z Instytutu Nauk PolitycznychUW, a także członek Rady Naukowej Insty-tutu Aktywności Społecznej.

Pierwszy prelegent, pan Andrzej Porawskiskupił się na zależnościach pomiędzy obywa-telami a samorządem, któremu obywatele po-

trzebni są jak powietrze. Nie jest jednakpewne, czy w takim samym stopniu jak sam-orządowi, obywatele są niezbędni ludziomw  samorządzie. Odpowiedź na to pytaniejest dość skomplikowana, mówił dalej dyrekt-or Porawski, ponieważ nie zawsze motywacjajest w pełni oczywista. Coraz częściej sam-orządy zdają sobie sprawę z tego, że wartokorzystać z zaangażowania obywateli. Ni-estety ta świadomość grozi tym, że samorządyzechcą wykorzystywać obywateli np. jakorodzaj przykrywki czy legitymacji w podej-mowaniu określonych decyzji. Jak już zostałowspomniane, samorząd potrzebuje obywatelajak powietrza, ale czy w takim samym stopniuobywatel potrzebuje samorządu?

Kolejny prelegent, Krzysztof Więckiewicz

III SEKTOR

zamIAStluty 2013

29

z  Departamentu Pożytku Publicznego Min-isterstwa Pracy i Polityki Społecznej, skupiłsię w dużej mierze, w kontekście ustawy o dzi-ałalności pożytku publicznego, na tym czymwłaściwie jest obywatelskość. Wniosek stądtaki, że dlatego nie mówimy o społeczeństwieobywateli tylko o społeczeństwie obywatel-skim, ponieważ to pewne cechy i kompetencjeludzkie mają tworzyć system relacji. Relacji,w  których między innymi to partnerstwomiędzy jednostkami odgrywa bardzo istotnąrolę. Należy jednak postawić pytanie, czypartnerstwo jest możliwe w sytuacji, gdy rządjako instytucja ma prowadzić politykę rząduczy politykę publiczną? Wtedy rządzenieuwarunkowane jest partycypacją, czyobecnością obywateli w procesach decyzyj-nych?

Na dwie ważne kwestie z punktu widzeniapolityki, uwagę zwrócił minister HenrykWujec, doradca Prezydenta RP do sprawspołecznych. Były to: problem integracjieuropejskiej i model państwa, w jakimchcielibyśmy żyć. Tutaj można dojść do py-tania jakie wyzwania stoją przedspołeczeństwem obywatelskim.

Myślenie o społeczeństwie obywatelskim cza-sem pojawia się w toku kampanii wyborczej,ale w rzeczywistości powyborczej przestajeono funkcjonować. Z tego wniosek, że prob-lem nie leży w braku wizji społeczeństwa oby-watelskiego, ale w braku dyskusji na tentemat.

Natomiast jeśli chodzi o samorządy, mówiłminister Wujec, jest to na pewno wielki suk-ces, w rezultacie którego widać wyraźnyrozwój społeczeństwa obywatelskiego na pod-stawowym poziomie, ale jest to tylko pewienetap rozwojowy. Wkrótce powinny się zacząćkolejne etapy, ale problemem w samorządachbywa, że nie zawsze samorządy współpracująz obywatelami – wciąż mało słyszy się o kon-sultacjach społecznych, a decyzje wciąż podej-mowane są w pośpiechu.

Z kolei pan Przemysław Radwan-Röhrenschef, dyrektor generalny Szkoły Liderów, zwróciłuwagę na to, że bardzo ważne jest kształtow-anie się wśród obywateli kompetencji społecz-nych. Niestety wciąż mamy do czynienia zdeficytem obywateli chętnych do działania wspołeczeństwie obywatelskim. A to z kolei,mówił dalej prelegent, jest problemem dlapartii politycznych, które cierpią na niedobórnowych członków. A jak wiadomo, państwo

działa dużo lepiej, jeśli jest w nim więcej akty-wnych niż nieaktywnych obywateli.Społeczeństwo obywatelskie nie istnieje zami-ast państwa – musi być z nim komplementar-ne.

Mankamenty polskiej świadomości obywatel-skiej są już obecne na poziomie samorządow-ym. Przykładem może być tutaj podział naobywateli i radnych. Dopóki współobywatelenie zostaną wybranymi na radnych, sąjednymi z nas. Jeśli otrzymają mandaty rad-nych, automatycznie są stawiani pozanawiasem naszej grupy.

Dyrektor Radwan przywołał również zdanie,które zawsze powtarzał niedawno zmarłyprof. Kulesza, że samorząd to wspólnota. Ni-estety można wywnioskować, że do pełniwspólnoty naszym samorządom jeszczetrochę brakuje.

PodsumowanieWszyscy uczestnicy konferencji mieli świado-mość, że w ciągu zaledwie kilku godzin niktnie będzie w stanie na tyle zgłębić problem-atyki społeczeństwa obywatelskiego, abydogłębnie wyjaśnić wszystkie jego aspekty.Niemniej jednak próba została wykonana,owocna dyskusja rozpoczęta. Miejmynadzieję, że w przyszłości dysputy na tematwyżej wspomnianych kwestii, będą obfitowaćw jeszcze więcej pomysłów na nowe rozwiąz-ania i jeszcze więcej wizji na rozwój ideispołeczeństwa obywatelskiego.

III SEKTOR

Serdeczne podziękowania oraz wyrazy

najgłębszego szacunku dla wszystkich osób

zaangażowanych w organizację konferencji

naukowej "Społeczeństwo obywatelskie w

Polsce - wyzwanie XXI wieku?" w

szczególności dla Pana Pawła Mazurka

i WEMA Wydawnictwo-Poligrafia sp. z o.o.,

bez których to ważne wydarzenie nie mogłoby

dojść do skutku.

Prezes, Zarząd, Rada NaukowaInstytutu Aktywności Społecznej

zamIAStluty 2013

30

Kolejny zryw rewolucjiNiespełna miesiąc temu byliśmy świadkami jak półtora tysiąca komentarzy na Face-booku było w stanie wysadzić w powietrze całą misternie zorganizowaną kampanięreklamową wielkiej, agresywnej korporacji. Skąd taka siła internetu? Przecież stosunekwojujących z Leninem w reklamie do tych, którzy nie zauważyli w tym nic zdrożnegobył dla tych pierwszych wcale niekorzystny. Ci pierwsi jednak wypowiedzieli się –zostawili na serwerach swój niezbywalny ślad niechęci. Co więcej, zdążyli zmontowaćreklamę z fragmentami filmów przypominających zasługi towarzysza WłodzimierzaIljicza i całego ruchu komunistycznego. Zestawienie loga firmy z ciałami zagłodzonychdzieci nie robi dobrego publicity, więc Heyah czym prędzej kampanię wstrzymała. In-ternet po raz kolejny pokazał swoją moc.

MIKOŁAJ RUTKOWSKI

SPOŁECZEŃSTWO

Melanż ostatecznyInternet w idealistycznych wizjach wielu jegoużytkowników jest jedną z ostatnich oaznieskrępowanej wolności słowa, miejsce gdziemożna nawrzucać i politykom, i korporacjom.

Miliony kradzionych plików muzycz-nych i filmów fruwają po sieci, o uwagęwidzów walczą tysiące demotywatoro-kwejko-podobnych tworów, a na YoutubePolacy „przejmują” co jakiś czas jakiś zu-pełnie przypadkowy filmik. Co i rusz po-jawiają się nowe memy. Użytkownicyjednak coraz częściej, zamiast cieszyć sięze stworzenia czegoś własnego i z natur-alną ekscytacją czekać na odzew pub-liczności, usilnie starają się tejpubliczności przypodobać. Stąd, w myślzasady inżyniera Mamonia, kolejneodsłony dobrze nam znanych utworów.Stałymi ich bohaterami są powszechnieznane postaci historyczne takie Jezus,Napoleon, Gandhi czy Hitler. Łatwiej jestwykorzystać kogoś wyrazistego niżzbudować coś oryginalnego i odkryw-czego z prostego obrazu czy codziennejsytuacji. Kolejne odsłony znerwicowane-go Adolfa są coraz mniej prostszei  bardziej wtórne. Ze świecą jednakszukać komentarzy, że to się nie godzi,żeby człowiek odpowiedzialny za śmierćmilionów istnień planował wypad do„Kamieni”. Internauci bardziej zapalilisię do dyskusji, co tak naprawdę znaczyokreślenie indie niż do rozważań, z czegowolno się śmiać, a z czego nie. Skąd więcwzięło się takie oburzenie na biednegoLenina ze sztandarem Heyah? Skąd jed-nak taka agresja wobec prostego żartu(słabego, ale jednak żartu) w wyzwolo-

nych internautach, którzy bez żenady żartująsobie z holocaustu i katastrofy smoleńskiej?

Zdaję sobie sprawę, że wrzucanie do jednegoworka internautów jako takich jest czymś nad

zamIAStluty 2013

31

SPOŁECZEŃSTWOwyraz idiotycznym. Większość wpisów naprofilu Heyah krytykowała nową akcję, jed-nak odbywała się tam jakaś dyskusja. Byćmoże antykomunistyczna i poważna część in-ternetu szybciej zwarła szeregi, zaś piewcywolności słowa ponad wszystko trochę tylkoprzysnęli…

Mimo różnic między internetowymi obozami(odwzorowującymi mniej lub bardziej dokład-nie te z reala), wydaje mi się, że coś je jednakłączy. Także w przypadku w miarę jedno-głośnego potępienia Heyah. Motywowane onobył przyzwoitością i szacunkiem dla ofiar to-talitarnego ustroju; przywoływano KodeksEtyki Reklamy i Kon-stytucję RP. Taknaprawdę poszło jednako to, że Heyah naruszyłjeden z kolejnychpodziałów „my–oni”.

Kto internaucie zab-roni…Internet jest mediumz  najmniejszymirygorami wejścia. Każdymoże wykpiwać każdego,wszystkich obrażaći  rzucać żartami,których nie ośmieliłbysię opowiedzieć nawet wgronie na-jbliższych  przyjaciół.Mimo że jest najbardziejpubliczny (co się tam razdostanie, może byćmielone latami) jesttraktowany jako najm-niej obwarowanydobrym obyczajemi  przyzwoitością. W in-ternecie każdy żartujdzie płazem, bo wszys-tko w nim uchodzi zaniedookreślone i nieofic-jalne (nawetniekoniecznie anonim-owe).

Gdyby reklama z Len-inem pojawiła sięwyłącznie na Facebookuto nawet użytkownicy,którzy by ją zobaczylinie zrobiliby takiegoszumu. Podskórnie czująoni bowiem, że co wolno

każdemu przy klawiaturze, niekonieczniewolno w mediach „prawdziwych”, „oficjal-nych”. Utwierdzają ich w tym dziennikarskiegwiazdy: na wizji kultura, na Twitterze kpiącekomentarze i chamskie odzywki (videJarosław Kuźniar), jakby to rzeczywiście byłaosobista wymiana SMS-ów.

Duże znaczenie ma też, że polscy internaucidopiero uczą się wirtualnego kapitalizmu(błyskawicznie oczywiście; wszystko się dziśdzieje błyskawicznie). Wciąż popularne są za-rzuty kierowane do osób, które ze swojej in-ternetowej działalności zaczynają czerpaćprofity (reklamy na vlogu, zamknięcie

bezpłatnej stronyi wprowadzenie„abonamentu”,napisaniekiepskiej książkiprzez inter-netową gwiazdę).

„Sprzedałeś się” pojawia się coraz rzadziej,jednak twórcy i widzowie rozmaitych memówi „śmiesznych filmików” chcieliby o nichmyśleć niemal jak o poparciu. Wzniosłe za-łożenie mówi, że artysta może wykorzystaćLenina, marketingowiec już nie.

Państwo bez rząduAfera jaka rozpętała się wokół ACTApokazuje, że dla młodzieży globalna sieć jestrajem utraconym; idealnym państwem, gdziewszyscy są równi, a pieniądze nie mają zn-aczenia, gdzie w ciągu jednej dyskusji na for-um można zostać wywyższonymi potępionym.

Leninowska reklama Heyah byłanaruszeniem granicy Wolnej  Repub-liki  Internautów. Wrogie działania spotkałysię z natychmiastowym i precyzyjnym kon-tratakiem. Armia pozawirtualnego nieprzyja-ciela została rozbita i zmuszona doniezorganizowanego odwrotu. Republika po-została wolna, jednak niebezpieczeństwo ok-upacji pozostało realne. Prawo regulująceprzepływ informacji w sieci jest wciążźródłem dyskusji, kapitaliści coraz śmielejsobie poczynają na małych, własnychstronkach. Kiedy zmiana się dokona,Wolnym Internautom pozostanie tylko walkapartyzancka. Historia pokazuje jednak, że po-trafi ona być skuteczna…

W internecie każdy żart ujdziepłazem, bo wszystko w nim uchodzi

za niedookreślone i nieoficjalne.

zamIAStluty 2013

32

W obronie umówśmieciowychTak zwane ,,umowy śmieciowe” mają być największym problemem mło-dego pokolenia. Zatrudnionym w tej formie pracodawca nie odprowadzaskładek na ZUS, ani składek zdrowotnych. Podobnie rzecz się ma doskładek chorobowych, rentowych i wypadkowych. Sztywne zapisykodeksu pracy, które chronią etatowego pracownika, również ich niedotyczą. Wobec czego, czy ,,umowy śmieciowe” powinny zostać za-kazane? Moim zdaniem – nie.

TOMASZ GONTARZ, NIEZALEŻNE ZRZESZENIE STUDENTÓW UWZacznijmy od ustalenia, czym są ,,umowyśmieciowe”. Tym terminem określa się świad-czenie pracy uregulowane jednym z pon-iższych typów umów:

• Umowa o dzieło (art. 627–646 kodeksu cy-wilnego)

• Umowa–zlecenie (art. 734–751 kodeksu cy-wilnego)

• Umowa o pracę zawarta na czas określony(art. 25 § 1 kodeksu pracy)

W optyce krytyków tej formy zatrudnienia,,,umową śmieciową” jest wszystko to, co niejest umową o pracę na czas nieokreślony. Idąctym tokiem myślenia, państwo powinnozmusić pracodawców, odpowiednimi rozwiąz-aniami legis-lacyjnymi ipodatkowymi, by Ciodstąpili od zawier-ania umów w takiejformie.

Warto się zastanowić, dlaczego pracodawcyprzedkładają, a pracownicy podpisują ,,umowyśmieciowe”. I dlaczego warto stanąć w ichobronie.

Po pierwsze: zarabiasz więcej. Zarabiając 2000złotych brutto na umowę o pracę, ,,na rękę”otrzymujesz około 1460 złotych. Wprzypadku umowy o dzieło na 2000 zł przykosztach uzyskania przychodu wynoszących400 złotych, ,,na rękę” otrzymujesz ponad1700 złotych. W zamian nie masz opłacon-ych składek chorobowych i emerytalnych, alemasz 240 złotych więcej w kieszeni.

Po drugie: nie dotyczy Ciebie kodeks pracy(pomijając sytuację zatrudnienia na umowęo  pracę na czas określony). To dobra wiado-mość szczególnie dla pracodawców.Obowiązujący kodeks pracy to sztywne,nieżyciowe i pisane pod dyktando związkówzawodowych przepisy. Koszty pracy są wPolsce horrendalne i właśnie stąd wynikaucieczka przedsiębiorców w inne formyumów zatrudnienia.

Po trzecie elastyczność: pokolenie naszychdziadków i w jakiejś mierze naszych rodzicówwychowywane było w przeświadczeniu ,,doży-wotności” miejsca pracy – czemu sprzyjałakonstrukcja umowy o pracę na czasnieokreślony. Kończyłeś politechnikęz  tytułem inżyniera, to tym inżynierem mi-ałeś być do emerytury. Skończyłeś technikum

kolejowe, to jesteśkolejarzem do końcaswoich dni. Dostałeśetat urzędnika, tourzędnikiembędziesz.

Dziś rynek pracy diametralnie się zmienił.Każdy z nas powinien mieć świadomość, że wkażdym momencie swojej kariery zawodowejbędzie musiał przekwalifikować się na innąspecjalizację w innym miejscu pracy. To wcalenie musi być straszne.

Można sobie wyobrazić absolwenta historii,który zostaje księgowym. Po nabyciudoświadczenia w księgowości zdobywa upraw-nienia doradcy podatkowego. A następnie potrzech latach (przy założeniu, że poprawki doustawy deregulacyjnej ministra Gowina będąprzyjęte) wpisuje się na listę adwokatów, bądźradców prawnych. Teoretycznie, będzie to

SPOŁECZEŃSTWO

Pozbądźcie się złudzeń. Na emeryturęz ZUS-u z naszego pokolenia liczą już

tylko ostatni naiwniacy.

Kontra: Umowy śmieciowe

zamIAStluty 2013

33

możliwe.

Podaje ten przykład jako ilustrację tego, żeniewielu z nas – młodych ludzi – będzie miałopecha (bądź przywilej, sic!) wykonywać jedenzawód do wieku emerytalnego. Rozwijamysię, dokształcamy, dostosowujemy się dorynku pracy – dlatego powinno zależeć namna maksymalnej mobilności. Umowa na czasnieokreślony i kodeks pracy nam tego nieułatwiają.

I wreszcie po czwarte: zasada swobody umów.Podstawa prawa cywilnego, sformułowanaprzez Starożytnych Rzymian (,,chcącemu niedzieje się krzywda”), podtrzymana przezGrocjusza, ma swoje odbicie w art. 353(1)kodeksu cywilnego.

,,Strony zawierające umowę mogą ułożyćstosunek prawny według swego uznania, bylejego treść lub cel nie sprzeciwiały się właś-ciwości (naturze) stosunku, ustawie ani zasad-om współżycia społecznego."

Zakazanie ,,umów śmieciowych” jest bru-talnym złamaniem fundamentalnej zasady

prawa cywilnego. Jeśli chcesz podpisać jakąśumowę, do czegoś się zobowiązać i za todostać wynagrodzenie, to nikt nie powinienCi tego zakazywać, bądź ograniczać. To niejest tak, że młodzi ludzie podpisują ,,umowyśmieciowe” z lufą przy potylicy. Podpisujemyje dobrowolnie. I właśnie tę wolność wyborutrzeba chronić przed ludźmi, którzy ,,wiedząlepiej, co dla nas dobre”.

Podsumowując, pozbądźcie się złudzeń. Kole-jki w szpitalach nie maleją. Na emeryturęz  ZUS-u z naszego pokolenia liczą już tylkoostatni naiwniacy. To, co zaoszczędzicie na,,umowie śmieciowej” odłóżcie do banku.Gwarantuję, że wyjdziecie na tym finansowolepiej.

A samozwańczym obrońcom młodzieżyprzed wyzyskującymi ,,umowami śmieciow-ymi” mogę powiedzieć jedno: chcecie popraw-ić naszą sytuację na rynku pracy? Wspierajciederegulacje. Otwierając dostęp do zawodów,pomagacie nam. Realnie.

To co zrobimy, zależy tylkoi wyłącznie od nas samych65–70% z nas, osób do 30. roku życia, pracuje na „umowach śmieciowych”– pod tym względem znajdujemy się w niechlubnej europejskiej czołówce.Polska wyprzedza nawet pogrążoną w kryzysie Hiszpanię, w której odsetekosób między 25. a 30. rokiem życia pracujących w ten sposób oscylujew granicach 30–40% – wynika z raportów Instytutu Spraw Publicznych.

MACIEJ ŁAPSKI, DEMOKRATYCZNE ZRZESZENIE STUDENCKIE

Zatrudnieni na „śmieciówkach” zostajemypozbawieni prawa do stabilnościi  bezpieczeństwa. Nie dość, że zarabiamygrosze, to w dodatku nasza samodzielność ży-ciowa zostaje w znacznym stopniu ogran-iczona. Otrzymanie kredytu hipotecznego namieszkanie graniczy z cudem. Wciążmieszkamy z rodzicami lub przeznaczamyspore, jak na nasze możliwości, pieniądze naopłacenie kosztów wynajmu nie-naszych

czterech kątów. Na rynku pracy panuje„wolna amerykanka”. Zatrudnionych naumowę–zlecenie lub umowę o dzieło praco-dawca w każdej chwili może zwolnić. Umowęmożna wypowiedzieć nawet z dnia na dzień,bez odpraw i szczególnych procedur, chyba żeumowa przewiduje co innego, a przeważnie –nie przewiduje. O płatnych urlopach i za-płacie za nadgodziny możemy zapomnieć.Pensja starcza jedynie na zaspokojenie pod-

SPOŁECZEŃSTWO

Kontra: Umowy śmieciowe

zamIAStluty 2013

34

stawowych potrzeb, a zdarza się, że i na tobrakuje, wtedy pozostaje liczyć na pomoc rod-ziców. A co zrobić, kiedy i rodzice nie mają?Wielu z nas decyduje się na emigrację.Wyjeżdżamy do miejsc, gdzie państwo jestw  stanie zapewnić w miarę przyzwoitą płacępozwalającą na samodzielne utrzymaniei  w  miarę normalne życie. Często prac-ujemy poniżej kwalifikacji lub nie jesteśmyodpowiednio wynagradzani za swoją pracę.Nie mamy perspektyw, jakie mieli jeszcze nasirodzice. Zresztą, dzisiaj im też nie jest łatwo.Polska faktycznie jest zieloną wyspą… jeżelimowa o nierównościach społecznych.Należymy tutaj do niechlubnej europejskiejczołówki. Rozwarstwienie społeczne jestogromne. Są ludzie, którzy mają bardzo dużoi są ludzie, którzy nie mają niczego alboprawie niczego. Tymi drugimi jesteśmy my.

Pracodawcy zamiast umowy o pracęwykorzystują „śmieciówki”, aby ominąćprzepisy prawa pracy, a w przypadku umowyo dzieło również zaoszczędzić na składkachZUS, przez co zostajemy pozbawienijakiegokolwiek zabezpieczenia. Przy umow-ie–zleceniu pracownikowi, który nie posiadainnych tytułów do ubezpieczeń, przysługujeubezpieczenie emerytalne, rentowe i zdrowot-ne oraz wypadkowe, jeżeli wykonuje swoje za-dania w siedzibie zleceniodawcy.Zleceniobiorcy często jednak wykonują pracęna podstawie kilku umów, a wtedy składkaemerytalna i rentowa jest opłacana tylko odjednej z nich. W ten sposób pracodawcydokonują tzw. „optymalizacji kosztów pracy”,czyli najczęściejzwyczajnie łamiąobowiązujące w Polsceprawo.

Jeśli przy zatrudnieniusą spełnione przesłankiz art. 22 § 1 KodeksuPracy (co w przypadku większości umów cy-wilnoprawnych – zlecenia, o dzieło, sam-ozatrudnienia – ma miejsce), to jest tozatrudnienie na podstawie stosunku pracybez względu na nazwę zawartej przez stronyumowy. Nie jest dopuszczalne zastąpienieumowy o pracę umową cywilnoprawną. Przedsądem pracy można udowodnić istnieniestosunku pracy, powołując się na art. 22Kodeksu pracy i art. 189 Kodeksu postępow-ania cywilnego.

Zgodnie z konstytucyjną zasadą państwaprawa, problemu „umów śmieciowych”

w  Polsce praktycznie powinno nie być. Odtego jest przecież państwo wraz ze swoimifunkcjonariuszami, aby czuwać nadprzestrzeganiem obowiązującego w naszymkraju prawa. Tymczasem wypowiedzi rządzą-cych wskazujące na potrzebę istnienia „umówśmieciowych” jako alternatywy wobec bezrob-ocia, jedynie legitymizują ten bezprawny pro-ceder. „Umowy śmieciowe” mają zachęcaćpracodawców do zatrudniania świeżoupieczonych absolwentów szkół zawodowych,średnich i wyższych – dzięki nim mogą obn-iżyć koszty pracy i więcej zarobić lub, zgodniez retoryką rządową, mogą zatrudnić więcej os-ób. Zdaniem przedstawicieli rządu i praco-dawców wszystko to dlatego, że koszty pracyw Polsce należą do jednych z największychw  Europie. Nic bardziej mylnego! Wedługdanych Eurostatu[brak źródła] należą do jed-nych z najniższych. Za godzinę pracy jednegopracownika przedsiębiorca płaci w Polsceśrednio 7,1 euro (ok. 28,00 zł), podczas gdyśrednie koszty pracy za godzinę w przedsię-biorstwach w całej UE wynoszą 23,1 euro (ok.92,00 zł). Dla Europy, jak i dla naszych rodzi-mych pracodawców, wciąż jesteśmy tanią siłąroboczą. Alternatywa „elastyczny rynek pracyalbo bezrobocie” to fałszywa alternatywa.W  rzeczywistości jako obywatele i obywa-telki, społeczeństwo–suweren, mamy dowyboru całkiem inne opcje – albo umowyo  pracę i stabilny rynek pracy, albo mak-symalizacja zysku przedsiębiorców kosztemmłodych pracowników.

Jeśli jesteśmy zatrudnieni na podstawieumowy cywilno-prawnej, nawet zdającsobie z tego wszys-tkiego sprawę, nieidziemy z tymw  trakcie trwaniazatrudnienia do sądupracy z prostej

przyczyny – boimy się stracić pracę.Moglibyśmy oczywiście zostać przywrócenido pracy, ale zanim wygralibyśmy sprawę, tojuż dawno pracowalibyśmy gdzie indzieji  raczej nie chcielibyśmy wracać do staregopracodawcy. Dlatego sprawy o udowodnienieistnienia stosunku pracy najczęściej wytaczająpracodawcy jego byli pracownicy, którzy dz-ięki temu w wyniku wygranej sprawyotrzymują od niego stosowne odszkodowanie.Właśnie dlatego tak ważne jest, żebyśmy wmiejscu pracy nie byli zdani wyłącznie nasiebie samych. Dopiero wtedy będziemymogli czuć się bezpiecznie i skutecznie

SPOŁECZEŃSTWO

Zgodnie z konstytucyjną zasadąpaństwa prawa, problemu

„umów śmieciowych” w Polscepowinno nie być.

zamIAStluty 2013

35

dochodzić swoich praw. Ważne jest, żebyśmyorganizowali się na co dzień.

W odpowiedzi na skargę NSZZ „Solidarność”Międzynarodowa Organizacja Pracy stwierdz-iła, że samozatrudnieni i osoby na umowachcywilnych mogą należeć do związków za-wodowych, a „błędne przepisy uniemożli-wiające przynależność do związkówzawodowych osobom zatrudnionym inaczejniż na umowę o pracę, muszą być zmienione”.Niestety, polski rząd nie kwapi się do zmianyprzepisów.

Nie ma co sięłudzić, rządzącynie przyznająnam więcej prawniż tyle, ilebędziemy sobiew  stanie wywal-czyć sami. Tylkozorganizowanyruch społecznyjest w staniewymusić narządzących prze-prowadzeniekoniecznych re-form, tak samojak tylko zor-ganizowani pra-cownicy sąw  stanieskutecznierozwiązywać swo-je problemy naterenie zakładupracy. Działaniew związkach za-wodowych, or-ganizacjachstudenckich, społecznych i pracowniczychmoże mieć jednocześnie na celu osiągnięciecelu ostatecznego, ograniczenie stosowania„umów śmieciowych”, poprawę warunkówpracy i studiowania, jak i codzienną działal-ność samopomocową na rzecz swoichczłonków i członkiń. Również na rzecz pra-cowników i pracownic zatrudnionych na„śmieciówkach”.

Póki co jako zleceniobiorcy, wykonawcydzieła, samozatrudnieni nie możemy korzys-tać z uprawnień, jakie związki zawodowe dająosobom zatrudnionym na podstawie umowyo pracę, ale możemy wzajemnie zapewniaćsobie wsparcie w inny sposób. Nikt nam prze-

cież nie zabrania tworzenia stowarzyszeńpracowniczych lub zrzeszania sięw  związkach zawodowych (w przypadku„umów śmieciowych” bez ochrony kodek-sowej), organizacjach studenckichi  wykorzystywania ich potencjału organiza-cyjnego. Dla młodych pracowników bieżącapomoc prawna, czy możliwość korzystaniaw  sytuacjach kryzysowych ze wspólnegofunduszu pomocy materialnej, mogłybyokazać się nieocenione. Zorganizowani ponadkonkretnym zakładem pracy, jako pra-

cownicy z jednego za-kładu, moglibyśmynaciskać również napracodawców, którzyłamią prawa ichkolegów i koleżanek zinnego miejsca pracy:występować zpismami, organizowaćhappeningi i protesty,robić nieuczciwympracodawcom czarnyPR. W ramach takichgrup moglibyśmyrównież kontrolowaćlegalność zatrudnieniai inicjować zbiorowepozwy o udowodni-enie istnieniastosunku pracy.

Przed nami – mło-dymi pracownikamii  pracownicami,związkami zawodow-ymi, organizacjamistudenckimi – stoiduże wyzwanie. Gratoczy się o wysokąstawkę – naszą

przyszłość. Możemy być biernymi obywa-telami i obywatelkami i z pokorą obserwowaćszaleńczy wyścig naszego kraju o jak najn-iższe koszty pracy. W światowym podzialepracy wciąż możemy zajmować „zaszczytne”miejsce jednego z centrów taniej siły roboczej.Możemy jednak wziąć sprawy w swoje ręcei  czynnie stawić opór kolejnym pomysłomliberalizacji prawa pracy, „umowomśmieciowym” i spychaniu Polski na marginesEuropy. Możemy wskazać prawdziweprzyczyny kryzysu na rodzimym rynku pracyi zamiast gospodarki opartej na biedzie, za-żądać gospodarki opartej na wiedzy. Towszystko „możemy”. A to co zrobimy, zależytylko i wyłącznie od nas samych.

SPOŁECZEŃSTWO

zamIAStluty 2013

36

Kryzys a społeczeńst-wo – dokąd zmierzaświat?Kryzys finansowy lat 2007-2009 wyraźnie wstrząsnął światem.Wystarczy wspomnieć działania choćby tzw. Ruchu Oburzo-nych, którego skutki są widoczne do dziś. Jest to pierwsze odlat 70-tych tak wyraźne zachwianie gospodarki światowej,która wciąż nie odzyskała pełnej stabilności. Ekonomia nie jestjednak podmiotem niezależnym od społeczeństwa, jak więcglobalne przemiany gospodarcze wpływają na nas wszys-tkich?

CEZARY SZCZEPAŃSKI

Na wstępie należy zaznaczyć, że kryzys fin-ansowy nie jest kryzysem ogólnoświatowym.To recesja systemu gospodarczego charak-terystycznego dla cywilizacji Zachodu.W  latach 2007-2009 spadek PKB dotyczyłgłównie Ameryki Północnej i Europy. Chinyw tym okresie zanotowały wzrost ProduktuNarodowego Brutto od 9 do 10 proc. w skaliroku. Dzisiejszymi konsekwencjami ówczes-nych wydarzeń są m.in. szalejący wzrost za-dłużenia USA oraz kryzys w strefie euro.

Możemy przyjąć, że jednym z podstawowychwyznaczników sytuacji społecznej w danymkraju jest stopa bezrobocia. Co stało się pokryzysie? USA: 2006r. – 4,6 proc., USA:2010 r. – 9,6 proc.Wielka Brytania:2005 r. – 4,6 proc.,2010 r. – 7,8 proc. Pol-ska: 2008 r. – 7,1proc., 2010 r. – 9,6proc. (a obecnie ponad13 proc.). Z drugiejjednak strony wskaźnik HDI większościpaństw wzrasta. Rośnie także światowe PKB.Wszystko jest w jak najlepszym porządku…Tylko czy aby na pewno?

Obecna generacja jest jedną z pierwszych,która nie musiała walczyć o nowe prawa,nowe zabezpieczenia socjalne czy po prostuo  utrzymanie współczesnego porządkuprawnego. Dziś domagamy się pozostawieniawydatków na cele społeczne na dotychcza-sowym poziomie, pozostawienia w spokojukwestii internetu czy zniesienia zakazupalenia papierosów w miejscach publicznych.

Nie są to oczywiście zjawiska, które pojawiłysię po kryzysie – trwają one od wielu lat, jed-nak dopiero dziś stały się zauważalne.

Należy jednak zadać sobie bardzo ważne py-tanie, które jest jednocześnie tytułemniniejszego tekstu: Dokąd zmierza świat? Czyw kierunku pogłębiania się ingerencji państ-wa w życie prywatne? Czy w stronępozbawiania ludzi zabezpieczeń socjalnych?Czy też masowe ruchy społeczne, m.in. Weare 99% czy Ruch Oburzonych osiągnąpostawione sobie cele?

Oczywiście, natychmiastowa odpowiedź na tepytania nie jestmożliwa. Trudnojednak nie porówny-wać obecnej sytuacjido tej z 1968 roku.Między innymi weFrancji i w USAdoszło wtedy domasowych protestów(głównie stu-

denckich). Ówcześni protestujący żądalipoprawy warunków socjalnych (którychpogorszenie było spowodowane problemamiekonomicznymi w krajach Zachodu) orazodrzucali wizję autorytarnego państwa. Brzmiznajomo? Oczywiście zarówno rok 1968, jaki  2007 to zupełnie inne epoki, które trudnoporównywać. Z drugiej jednak strony wystar-czy spojrzeć na doświadczenia ówczesnegopokolenia. Czy coś osiągnęło? Z pewnością tak,choć dopiero w dłuższej perspektywie.

Należy także zastanowić się, co potencjalny,ciężki kryzys może zrobić ze społeczeństwem.

EKONOMIA

Czy będziemy mieli do czynienia zpowtórką doświadczeń z XX-leciamiędzywojennego, kiedy kryzys

doprowadził do napięć społecznychi wybuchu II wojny światowej?

zamIAStluty 2013

37

Chodzi oczywiście o sytuację skrajną. Wyso-kie bezrobocie, spadające zarobki, szalejącainflacja – to ciągle zagraża wielu krajom,szczególnie krajom PIIGS. Czy społeczeństwapozostaną bierne wobec prób ratowania kra-jów przez rządy? Czy nie obudzi się żadna re-wolucyjna myśl, która będzie w stanie porwaćmasy? Trudno, szczególnie wobec perspekty-wy codziennych protestów i manifestacji,uniknąć takiego pytania. Czy zatembędziemy mieli do czynienia z powtórkądoświadczeń z XX-lecia międzywojennego,kiedy to m.in. kryzys gospodarczy i wynika-jące z niego bezrobocie wpłynęły w znacznymstopniu na powstanie olbrzymich napięćspołecznych i w ostateczności doprowadziłydo wybuchu II wojny światowej?

Kryzys jest dla systemu kapitalistycznegoczymś zupełnie normalnym. Jednak obecnasytuacja (zagrożenie wielu krajów wysokorozwiniętych poważną recesją) połączona zestanem współczesnego społeczeństwa (wystar-czy spojrzeć na różnice w wykształceniu czyszybkości wymiany informacji) może miećzupełnie nieprzewidywalne skutki. Trudnostwierdzić, czy ruchy oburzonych lub grupyosób walczących o wolność sieci przekształcąsię w realne siły polityczne, czy też z czasemrozpłyną się, podobnie jak miało to miejscez  tymi, które działały w latach 60-tych i 70-tych. Czy zatem powinniśmy po prostu uznać,że współczesne ruchy są po prostu naturalnąkontynuacją dawnych, istniejących oddziesiątek lat ideologii młodzieżowych? Todość kontrowersyjna teza zważywszy na składprotestujących.

W tym miejscu dochodzimy do poważnegoargumentu, który przemawia za ważnością re-fleksji nad obecną sytuacją całychspołeczeństw. W odróżnieniu od lat 70-tychbezrobocie wśród ludzi młodych (tj. poniżej24 roku życia) wynosi w niektórych regionachHiszpanii czy Grecji ponad… 50 proc.! Jest toprecedens w historii naszej cywilizacji. Cowięcej, wobec obecnej sytuacji kryzysowej,oprócz wspomnianych ruchów, największeznaczenie mają związki zawodowe. Choć Pol-ska jest pod tym względem dość stabilna,w  innych krajach Europy mamy do czyni-enia z regularnymi i masowymi strajkamipracowników zrzeszonych w zorganizowanestowarzyszenia ochrony praw pracowników.Co zaś najważniejsze, grupy te nie żądająnowych praw, nowych świadczeń socjalnychczy innych dodatków. Walczą o utrzymanietego, co udało im się zdobyć przez ostatnie

kilkadziesiąt lat. Czyżbyśmy zatem staliprzed punktem, w którym będziemy musielipodjąć decyzję – w którą stronę pójść?

Dochodzimy zatem do pewnej konkluzji.Zmiany, które wynikają z obecnej sytuacjispołeczno-ekonomicznej z pewnością niedoprowadzą do wielkiej rewolucji w Europie iAmeryce Północnej. Z drugiej strony doszłodo niej w krajach arabskich. Bez wątpienia jejwpływ na dalsze losy świata będzie olbrzymi.Dlaczego? Otóż pewnego dnia obecni mani-festujący młodzi ludzie staną na czele rządówi parlamentów i przejmą odpowiedzialność zalosy państw i narodów. To oni staną na czelerządów i parlamentów. Młodzieńczy aktyw-izm z pewnością ustąpi bardziej racjonalnejkalkulacji, jednak ideały, które dziś w nichkwitną, z pewnością znajdą swoje odbiciew  pomysłach, które zostaną wprowadzonew  życie za 20 czy 30 lat. Obecne gwałtowneprotesty nie obalą systemu. Sprawią jednak, żespołeczeństwo ulegnie zmianie. System, któryjest nierozerwalnie z tym społeczeństwemzwiązany, będzie musiał ulec transformacji,co oznacza, że nasz świat się zmieni. Trudnojednak już dziś przewidywać, w którym kier-unku pójdziemy. Tym bardziej nieznana po-zostaje nasza przyszłość ekonomiczna.Obecne postulaty związane m.in. z nad-miernymi  nierównościami społecznymi sąbowiem niczym innym, jak próbą znalezieniawinnych za to, co się dzieje w gospodarce. Czyjest to możliwe? Oczywiście, że nie. Wartojednak zwrócić uwagę na to, że obecne ruchymogą doprowadzić do aktywizacjispołeczeństw. Staną się one bardziej odpow-iedzialne za to, co dzieje się obecnie naświecie. Bez wątpienia już za kilka lat w róż-nych państwach na wszystkich kontynentachrozpoczną się dyskusje związane m.in.z  kwestią demokracji bezpośredniej i możli-wości jej stosowania w epoce internetu. Dotego właśnie prowadzą obecne manifestacjei  protesty. To właśnie w tym kierunkuzmierza świat. Pytanie jednak, czy jakospołeczeństwa poradzimy sobie z tym, co na-jważniejsze? Czy nie wystarczy wzrostpoziomu życia, by konsumpcjonizm zn-iszczył wszystkie ideały (tak jak się to stałoz ideałami naszych ojców i dziadków)?

Na te pytania musimy odpowiedzieć już sami.

EKONOMIA

zamIAStluty 2013

38

EKONOMIA

Społeczna gospodarkarynkowa – mit czyrzeczywistość?„Społeczna gospodarka rynkowa oparta na wolności działalności gos-podarczej, własności prywatnej oraz solidarności, dialogu i współpracypartnerów społecznych stanowi podstawę ustroju gospodarczegoRzeczypospolitej Polskiej”. To fragment Konstytucji RP z 1997 roku,a  dokładniej – artykuł 20. Czym jest jednak owa gospodarka i czy jejideał nie przegrywa z szarą rzeczywistością?

CEZARY SZCZEPAŃSKI

Termin „społeczna gospodarka rynkowa” totłumaczenie niemieckiego „Soziale Mark-twirtschaft”. Już samo pojęcie wskazuje nakraj pochodzenia koncepcji próbującej łączyćgospodarkę wolnorynkową z socjalistyczną.Jednak takie uproszczenie może wydawać sięprawdziwą zbrodnią. Społeczna gospodarkarynkowa jest bowiem czymś więcej, niż tylkopołączeniem dwóch odmiennych nurtóww ekonomii.

W najprostszych słowach – koncepcjaspołecznej gospodarki rynkowej opiera się nawolnym rynku i własności prywatnej. Nie jestto jednak typowa teoria neoliberalna, żąda-jąca pełnej swobody działalności podmiotówgospodarczych. Rynek, zdaniem przedstaw-icieli nurtu, jest przestrzenią, na której należydbać o podstawowe prawa przeciętnego pra-cownika. Założenia tej doktryny to przedewszystkim utrzymanie jak najniższegowskaźnika inflacji oraz troska o swobodnąkonkurencję. Państwo nie powinno ingerowaćw gospodarkę – jedynym wyjątkiem od tej za-sady jest obowiązek zapewnienia przedsię-biorcom wolnej konkurencji. Oczywiście,Eucken i Röpke (twórcy ordoliberalizmu)dopuszczali istnienie przedsiębiorstw państ-wowych, jednak powinny one funkcjonowaćwłaśnie w naturalnych warunkach rywalizacjirynkowej (czyli nie jak Poczta Polska do 2013roku, mająca monopol na przesyłki do 50 g).

Czas jednak zaprezentować najbardziej kon-trowersyjne stwierdzenie. Otóż Polska… nierealizuje zasad społecznej gospodarkirynkowej! Oczywiście, nie chodzi tu o brutal-ne tłumienie strajków czy też niszczeniewolnej konkurencji. Zgodnie z polskim kon-stytucjonalizmem pojęcie to jest bowiemniczym innym, jak „trzecią drogą” między

socjalizmem a kapital-izmem. W jednym zeswoich orzeczeń Try-bunał Konstytucyjnyuznał, że „ustrój gos-podarczy ma się opieraćna powiązaniu dwóchpodstawowych idei: gos-podarki rynkoweji  państwa socjalnego”,czy „sformułowanie»społeczna gospodarkarynkowa« należy więcrozumieć jakodopuszczalnośćkorygowania prawrynku przez państwo wcelu realizacji określo-nych potrzeb społecz-nych, niemożliwych dospełnienia przy całkow-icie swobodnym funkc-jonowaniu praw rynkowych”. Jednakpierwotnie ordoliberalizm wykluczał takiepodejście do gospodarki. Państwo miało byćjednym z graczy (i to wcale nie na-jważniejszym – jego interes nie musiał być re-spektowany przez konkurentów), a jegointerwencje mogły być tylko minimalne.Społeczna gospodarka rynkowa nie jest także,o czym już była mowa, jedynie próbąpołączenia dwóch skrajnych nurtów w eko-nomii.

Problem tkwi także w tym, jak kwestiaspołecznej gospodarki rynkowej została sfor-mułowana w Konstytucji… Nie rozstrzygaona bowiem tego, jaka jest polska inter-pretacja koncepcji niemieckich ordoliberałów– liberalna czy socjaldemokratyczna. Śmiemtwierdzić, że jednak to drugie.

zamIAStluty 2013

39

Skąd tak duże wypaczenie pierwotnych kon-cepcji ordoliberalizmu? Otóż społeczna gos-podarka rynkowa została z sukcesemwprowadzona w powojennych Niemczech(oczywiście – w RFN-ie). Wtedy to rządziłychadeckie partie – CDU oraz CSU wraz z lib-eralnymi koalicjantami. Stronnictwa te byłyblisko związane z poglądami ordoliberałów(których poglądy miały swoje korzenie m.in.w społecznej nauce Kościoła) i zaaprobowałypostulowane przez nich zmiany – przedewszystkim niezbędne mechanizmy umożli-wiające wprowadzenie wolnego rynku orazchroniące prawa pracowników. Niemieckagospodarka zmieniła jednak charakter podkoniec lat 60., po przejęciu władzy przez SPD(socjaldemokratów). Wzmocniono wtedy

strefę socjalną, co doprowadziło do wzrostuzadłużenia kraju. To właśnie socjaldemokracinadali pierwszeństwo słowu „społeczna” nad„rynkowa” w koncepcji społecznej gospodarkirynkowej.

Dlatego też nie dajmy się oszukać. Społecznagospodarka rynkowa w polskim wydaniu niejest tym, co doprowadziło do powojennego„niemieckiego cudu gospodarczego”. To próbapołączenia ideałów kapitalistycznych zestarym systemem socjalistycznym złagod-zonym do socjaldemokratycznego.

Przejdźmy jednak do konkretów. Mniej więcejdo 2005 roku nasz model gospodarczyniezwykle przypominał wspominany przezemnie model dwóch połączonych koncepcjiekonomicznych. Wejście do Unii Europejskiej

wymusiło na Polsce działania zmierzające dodalszej liberalizacji gospodarki. Stąd też kole-jne prywatyzacje, otwieranie rynkówi  wycofywanie monopoli państwowych. Tom.in. Unii zawdzięczamy możliwość wyborudostawcy energii elektrycznej, funkcjonow-anie prywatnych sieci przewozowych czy firmkurierskich. To, że mamy dostęp do tańszychusług (oferowanych nie tylko przez nowe pod-mioty , lecz także przez stare, państwoweprzedsiębiorstwa, które wobec zwiększonejkonkurencji muszą obniżać ceny) jest niewąt-pliwie pozytywnym aspektem sprawy.

Jeśli jednak chodzi o sam model gospodarczy,trudno stwierdzić, by Polska spełniała zasadytypowego wolnorynkowego państwa kapit-alistycznego. Nasz rynek jest wciąż skrępow-any instytucjami państwowymi, które albonadmiernie go regulują, albo wręczuniemożliwiają dostęp niezależnych podmi-otów do pewnych jego sektorów (jak ma tomiejsce w przypadku zawodów regulowa-nych). Jeśli jednak chodzi o słowo „społeczna”,niewątpliwie nasza gospodarka bazuje na sil-nej redystrybucji dochodów, przeznaczanej wgłównej mierze na opiekę społeczną (około 50proc. wszystkich wydatków budżetowych).Mamy do czynienia z państwowymiemeryturami, rentami, państwową służbązdrowia oraz różnego rodzaju zasiłkamispołecznymi. Nie zapominajmy jednak, żezgodnie z teorią świadczenia socjalne pow-inny wspierać przede wszystkim najsłabszychi nie krępować wolnego rynku. W naszej sytu-acji trudno jednak uznać, że tak jest w rzeczy-wistości.

Podsumowując – ciężko powiedzieć, by Polskaobecnie realizowała wszystkie zasadyspołecznej gospodarki rynkowej. Wystarczyspojrzeć chociażby na orzeczenia TrybunałuKonstytucyjnego, które jasno interpretująnasz obecny system gospodarczy jako tzw.„trzecią drogę”, a nie jedną z doktryn liberal-izmu gospodarczego. Naturalnie, nie sposóbocenić, czy taka sytuacja jest czymś pozyty-wnym czy negatywnym. Ważne jest jednak,by mieć świadomość, jak wyglądają podsta-wowe zasady funkcjonowania naszego państ-wa. W szczególności – tego jak działagospodarka, która w obecnych czasach jestpodstawowym wyznacznikiem siły kraju. Jestnam zatem bliżej (oczywiście w teorii) dowspółczesnej Szwecji, niż do powojennychNiemiec Zachodnich.

EKONOMIA

zamIAStluty 2013

40

Z drugiej strony – światbez socjaluŚwiat bez opieki społecznej jest dla nas niewyobrażalny. Bo jak wyo-brazić sobie kraj, w którym nie ma darmowej edukacji, rent i emerytur,a rynek pracy jest zupełnie nieregulowany i niekontrolowany? Skrajnylibertarianizm – czy to możliwe?

CEZARY SZCZEPAŃSKI

Taka wizja rzeczywistości jest dla nas poprostu nieprawdopodobna. Jako członkowiecywilizacji Zachodu przyzwyczailiśmy się dopaństwowego interwencjonizmu i opieki soc-jalnej. To zresztą gwarantuje nam kon-stytucja. Jednak czy rzeczywiście jest to ustrójnajlepszy? Oczywiście na tak postawione py-tanie nie sposób odpowiedzieć. Nie możemybowiem przewidzieć tego, jak i czy dany sys-tem sprawdzi się w rzeczywistości. Przykład?XIX-wieczny komunizm. Naturalnie nigdy whistorii ludzkości nie mieliśmy do czynieniaz tak skrajnym rozumieniem tego nurtu, conie zmienia faktu, że próby jegowprowadzenia zakończyły się zupełną klęską.Powiedzmy sobie szczerze – dzisiejszy systemspołeczno-gospodarczy jest kompromisem

pomiędzy masowym socjalizmem a liber-alnym kapitalizmem.

Niewątpliwie brak socjalu wiązałby się zo  wiele niższymi podatkami. Nie mu-sielibyśmy płacić podatku dochodowego,VAT-u, CIT-u, akcyzy, opłat paliwowych itd.Minimalne obciążenia podatkowe musiałybyjednak zostać zachowane. Chociażby po to, byutrzymywać administrację, urzędy i inne jed-nostki samorządowe. Gdzie jeszczemoglibyśmy znaleźć zalety takiego systemu?W wolnym rynku.

Wszyscy znamy, przynajmniej w teorii, po-jęcie „wolnego rynku”. Doskonały stan,w  którym panuje idealna równowaga

EKONOMIA

zamIAStluty 2013

41

wynikająca z konkurencji cenowej oraz zasadpopytu i podaży. Nie wchodźmy tu jednakw  teoretyczne aspekty liberalizmu gos-podarczego. W państwie bez socjalu wolnyrynek stałby się powszechny. Ubezpieczeniazdrowotne, opieka medyczna – obok in-stytucji państwowych w tych obszarach musi-ałyby powstać firmy prywatne (które – namarginesie – istnieją w Polsce już teraz).Według niektórych teorii jest to stanpożądany – tam, gdzie byłby popyt, musiałabyteż istnieć podaż. Jeśli firma straci wiarygod-ność, zniknie też zapotrzebowanie na jejusługi. Naturalnie, żadna teoria nie jestdoskonała i nigdy w pełni nie opisze rzeczy-wistości. Przykład? Amber Gold. Pytanietylko, czy w tym przypadku winę ponosipaństwo (niedostateczna kontrola), czy teżludzka naiwność (wiara w obiecywany bardzowysoki zysk). Wracając do tematu – w ramachopisywanego systemu każdy mógłby wybraćco, gdzie i w jaki sposób chciałby otrzymywać.Chcesz ubezpieczenie na życie? Wybieraszfundusz, wpłacasz składkę i w razie potrzebyotrzymujesz. Chcesz emeryturę? Wybieraszfundusz, wpłacasz składkę i, jeśli dożyjesz,otrzymujesz.

Niestety, świat bez socjalu nie byłby jednaktak piękny, jak przedstawia się w powyższychwizjach. Jeśli jesteś aktywnym człowiekiem,który nie boi się nowości i potrafi ostrożnieoraz racjonalnie gospodarować funduszami,a  także ma dobrą pracę (lub inne źródłostałego, wysokiego zysku) – nie musiałbyś sięniczego obawiać. Jeśli jednak masz kilkorodzieci, Twój mąż nie pracuje, Ty nie maszwykształcenia innego niż podstawowe i mus-isz przeżyć za 0 złotych… Brak opiekispołecznej spowoduje, że duża częśćspołeczeństwa nie będzie w stanie odnaleźćsię w nowym systemie. Zabraknie dla niejopieki zdrowotnej, materialnej czyubezpieczeniowej. W praktyce, brak pracybędzie oznaczał brak pieniędzy (teoretyczniezniknięcie podatków powinno pobudzićprzedsiębiorczość, jednak zakładanie, żebezrobocie spadnie do mitycznych 3 proc.w  skali kraju byłoby naiwnością – szczegól-nie w przypadku nierównomiernie rozwinięt-ego gospodarczo kraju, jakim jest Polska).Z  drugiej jednak strony niektórzy teoretycymówią, że właśnie taka sytuacja zmusi każde-go do wysiłku co doprowadzi do większej mo-bilności społeczną oraz elastycznościw  zatrudnieniu, nie wspominając jużo pobudzeniu przedsiębiorczości.

Brak socjalu wiązałby się także z brakiem dar-mowej służby zdrowia czy edukacji. Powstałbyrównież problem z policją i strażą pożarną –choć, oczywiście, te formacje nie musiałybyzostać zniesione. Wróćmy jednak do wspom-nianej opieki medycznej. Mimo że wszyscypracujący musza opłacać składkę zdrowotną,co teoretycznie upoważnia ich do korzystaniaz państwowej służby zdrowia, wiele osóbwybiera usługi oferowane przez prywatneośrodki i przychodnie (choć wiąże się toz  dodatkowymi kosztami). Nie wszyscy jed-nak mogą sobie na to pozwolić. Kiedy zab-raknie wsparcia ze strony państwa najubożsistaną w obliczu dużego problemu. Wprzypadku braku opłacania składki,niemożliwością będzie bowiem skorzystaniez  opieki zdrowotnej. Istnieje także innakwestia – lokalizacji placówek ochronyzdrowia. Nikt bowiem nie będzie mógł zag-warantować istnienia przychodni w miejs-cach, gdzie ekonomicznie nie będzie touzasadnione (np. w kilkutysięcznychmiastach oddalonych od dużych ośrodków).Z  drugiej jednak strony możliwość skorzys-tania z opieki specjalisty jest obecnie… bardzotrudna i wiąże się z koniecznością wielom-iesięcznego czekania.

Każdy z nas musiałby także znaleźć pien-iądze na edukację dzieci. Brak szkół publicz-nych wiązałby się z powstawaniem obiektówprywatnych. Z pewnością poziom nauczaniabyłby nieco wyższy niż obecnie, szybko jed-nak okazałoby się, że szkoły uległy znacznympodziałom. Istniałyby placówki elitarne orazmasowe, gdzie trafiałaby większość młodzieży(oraz słabsi nauczyciele). Oczywiście pry-watyzacja szkół nie musi wiązać się ze zniesi-eniem socjalu…

Jak widzimy zatem świat bez opiekispołecznej wcale nie byłby idealny. Bardzoszybko zaczęłaby w nim działać zasada „ktoma pieniądze, ten ma wszystko”. Z drugiejjednak strony brak tak wysokich podatków(ok. 40 proc. średniej krajowej pensji)dawałyby możliwość dokonywania wyboruusług o wyższej lub niższej jakości. Czy każdyznalazłby coś dla siebie? Czy wszystkim by towystarczyło? Obawiam się, że niestety nie.Jednak dyskusja, czy należy wzmacniać, czyteż ograniczać strefę socjalną w wydatkachpaństwa (która obecnie stanowi około 50 proc.budżetu!) jest z pewnością uzasadniona.Trudno jednak spodziewać się decydującychrozstrzygnięć w najbliższych latach.

EKONOMIA

zamIAStluty 2013

42

Frontem do klientaZbigniew Boniek jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób pub-licznych w tym kraju. Co więcej, cieszy się on większym zaufaniem niżPrezydent Komorowski! Popularności może mu pozazdrościć więcniejeden polityk czy celebryta. Znają go prawie wszyscy. Starsi, boprzecież piłkarz był z niego wybitny i przyszło mu grać w czasach, gdypolska piłka świętowała swoje triumfy. Znają go również młodsi,głównie z opowiadań rodziców i dziadków.

MARCIN FROELICH

Jeśli w Polsce jest ktoś, kto do tej pory Zibiegonie znał, to po zeszłorocznym wyborze naPrezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej znaćgo musi. W końcu wybory i odejścieGrzegorza Lato było przez kilka dni wałkow-ane przez ogólnokrajowe media, nie tylko tezajmujące się na co dzień tematyką sportową.Po ogłoszeniu wyników głosowania radośćw  kraju była ogromna. Można powiedzieć,że cieszyli się dosłownie wszyscy – kibice, dzi-ennikarze, politycy. Wraz ze zmianą wartyw  PZPN narodziły się nowe nadzieje naprzyszłość polskiej piłki. Czy Boniek spełniaoczekiwania, jakie zostały przed nimpostawione?

Nowy prezes zmienił funkcjonowanie PZPNjako organizacji. I nie mam tu na myśli tylkofaktu, że Związek po restrukturyzacji zacząłdziałać na zasadach normalnej korporacji.Zmieniło się przede wszystkim podejście dokibiców, którzy zaczęli być traktowani jaknormalni klienci, a nie jak bandyci. ZbigniewBoniek wyciągnął rękę do wszystkich grupkibiców – od ultrasów do sezonowców. Ot-warcie mówił o tym, że będzie wspierał kib-iców, w prowadzeniu ich własnych inicjatyw.Wielokrotnie powtarzał, że nie należybudować muru pomiędzy PZPN a kibicami,tylko prowadzić z nimi dialog. Ważne jest to,że nie były to puste słowa. Zbigniew Boniekzaczął konkretne działania mające na celuodbudowę zaufania Związku wśród kibiców.Za pomocą merytorycznych argumentówstanął w obronie kibiców, zajmujących sięprzygotowywaniem opraw z użyciem nieleg-alnej pirotechniki. Doprowadził do zniesieniakar zakazu wyjazdów zorganizowanych grupkibiców na mecze piłkarskiej ekstraklasy.Zwrócił uwagę na problem traktowania grupkibiców na wyjazdach. Zwiększył pulę biletówna mecze reprezentacji dostępną dlazwykłych kibiców, co pokazuje, że wcale nie

trzebaoddawać ich spon-sorom i „rodzinie”PZPN. Ponadto, namecze eliminacji Mis-trzostw Świata z Ukrainą i San Marinowprowadził atrakcyjne pakiety biletowe orazzałatwił darmową komunikację miejską dlaposiadaczy wejściówek. Są to tylko przykładydziałań nowego prezesa.

Warto zaznaczyć, że nie są to tylko zasługiZbigniewa Bońka, który na samym początku

ZAMIAST OSTATNIEJ STRONY

zamIAStluty 2013

43

swojej kadencji wprowadził zmiany kadrowew organizacji. Sekretarzem generalnymZwiązku został Maciej Sawicki, były piłkarzposiadający wykształcenie menadżerskie,a  dyrektorem sportowym znany trenerStefan Majewski. Ponadto, jak już wspomni-ałem, nowy prezes zmienił strukturę PZPN.Powstało osiem departamentów odpowiedzi-alnych za konkretne sprawy. Prezes i sek-retarz nie są jak dotychczas „od wszystkiego”.Boniek obsadził stanowiska ludźmi, którzybędą rozliczani ze swoich działań. Ponadtofunkcję rzecznika prasowego po powszechnienielubianej Agnieszce Olejkowskiej, przejął

Jakub Kwiatkowski.

Od początku kadencji ZbigniewBoniek usilnie stara się

budować nowy wizer-unek PZPN.

ZAMIAST OSTATNIEJ STRONY

Między innymi dlatego postanowił utworzyćnowy Departament ds. Mediówi  Komunikacji, na czele którego stanął zn-any w piłkarskim środowisku Janusz Basałaj.Boniek stał się niekwestionowanym lideremswojej organizacji. Pod tym względem możnaporównać go do przywódców partii politycz-nych. Zibi stał się dla PZPN tym, kim dla Plat-formy Obywatelskiej jest Donald Tusk, a dlaSolidarnej Polski Zbigniew Ziobro. Podobniejak w polityce, w tego typu organizacjach rolasilnego lidera jest bardzo ważna. To on bierzena siebie całą odpowiedzialność za wyniki,staje się twarzą medialną, skupiającą na sobieuwagę opinii publicznej, pozwalając w tensposób osobom na niższych stanowiskachw  spokoju wykonywać swoją pracę.W  wypadku sukcesu to Boniek będzie zbijałśmietankę, a w przypadku niepowodzenia toon zostanie kozłem ofiarnym.

Obecny prezes jest tarczą i „ozdobą” Związku.W mediach wypada znacznie lepiej od swo-jego poprzednika. Jest naturalny i wyluzow-any albo po prostu sprawia wrażenie takiegoczłowieka. Można zarzucić prezesowi, że jego

działania mają charakter czysto popu-listyczny. Przykładem tego może być rezyg-nacja z budowy nowej siedziby Związku nawarszawskim Wilanowie za bagatela 60milionów złotych albo zrzeczenie sięprezesowskiego wynagrodzenia. Kontrower-syjny jest również fakt, że Zbigniew Boniekreklamuje jedną z firm bukmacherskich, cojest sprzeczne z polskim prawem. W odpow-iedzi Zibi mówi, że prawo to jest złe i należyje zmienić, gdyż nie pozwala ono rozwijać sięnaszej piłce, a sam jest obywatelem Włoch i toprawo go nie dotyczy. Trzeba przyznać, żenowy prezes zachowuje klasę, także przy roz-liczaniu swoich poprzedników, nie wyciągając„brudów” na światło dzienne i publicznie niekrytykując Grzegorza Lato, chociaż z pewnoś-cią miałby za co. Osobiście uważam, że tobardzo dobrze, gdyż w Polsce, w szczególnościw polityce, rzadko ktoś próbuje budować swójwłasny wizerunek, nie obrzucając błotemswoich przeciwników czy poprzedników.W  polityce władza często usprawiedliwiaporażki błędami poprzedniej ekipy, szukazaniechań i wpadek. Spowodowane jest tobrakiem działań i sukcesów, którymi możnaby się pochwalić. Więc skoro nie mamy czymsię pochwalić, to przynajmniej dokopmyprzeciwnikom, obarczmy winą poprzednikówi zróbmy wokół tego medialny teatrzyk. Zbig-niew Boniek działa inaczej. Rozpoczął kon-trole i audyty w poszczególnych działachzwiązku. O ich wynikach opinia publicznanie jest informowana, chociaż dochodziło dokilku przecieków. Faktem jest, że bez zbędne-go szumu i rozgłosu prezes kilkunastuosobom podziękował za współpracę,zrezygnował z kilku kontraktów, a w zamianpozawierał nowe, teoretycznie bardziejkorzystne dla Związku. Prezes stara się, by poprostu o PZPN zaczęto mówić i pisać w przy-chylniejszym tonie, zostawiając smutnąprzeszłość gdzieś daleko za sobą.

Początek prezesury Zbigniewa Bońka wszyscyoceniają pozytywnie, bo przecież w końcugorzej chyba być nie mogło. Szkoda tylko, żewraz ze zmianami w PZPN, nie zmieniają sięwyniki naszych reprezentacji i poziom pol-skich klubów. Dobre rezultaty byłyzwieńczeniem zmian, jakie zaszły w Związku,ponieważ wciąż wiele osób twierdzi, że zawyniki sportowe bezpośrednio odpowiadaPZPN. Sam Boniek podchodzi do tego z dys-tansem. Do zrobienia jest jeszcze bardzodużo, także mam nadzieję, że Bońkowi star-czy sił, cierpliwości i odwagi, by dalej zmieni-ać polską piłkę na lepsze. Oby tak dalej.