white kiersten - paranormalność

307

Upload: mbelzo

Post on 08-Aug-2015

533 views

Category:

Documents


5 download

TRANSCRIPT

Page 1: White Kiersten - Paranormalność
Page 2: White Kiersten - Paranormalność

White Kiersten

Paranormalność

"Przejrzę każdego paranormalna, nawet pod najlepszym ludzkim kamuflażem. Ale wciąż nie wiem, kim jesteś ty,

choć przejrzałam cię na wylot. Nieważne, i tak chcę tylko przeglądać się w twoich oczach…"

Co to jest paranormalność?

Evie się nad tym nie zastanawia, choć pracuje dla Międzynarodowej Agencji Nadzoru nad Istotami

Paranormalnymi. I uważa siebie za zupełnie normalną, chociaż żyje wśród paranormali, których kontroluje i

wśród których czuje się znakomicie (choć elfy bywają niebezpieczne, wampiry wkurzające, a gremliny tępe).

Nagle w zupełnie normalnym świecie Evie pojawia się zupełnie niesamowity chłopak – i wywraca go do góry

nogami. Wszystko, w co Evie wierzyła, może okazać się kłamstwem. A niebezpieczeństwo, jakie zawiśnie nad

paranormalami, może zagrozić jej samej – i jej uczuciu do tajemniczego Lenda…

No to tyle jeśli chodzi o normalność…

Page 3: White Kiersten - Paranormalność

Och, ugryź mnie!

Hej, czy ty... Właśnie ziewnęłaś! - Wampir opuścił ręce, uniesione nad głową w klasycznej pozie

Drakuli, i schował wielkie białe kły. - Co z tobą? Nadchodząca śmierć nie jest dla ciebie

wystarczająco ekscytująca?

- Och, daj spokój. No naprawdę... Grzywka w ząbek? Blada cera? Czarna peleryna? Skąd ty to

wszystko wziąłeś, ze sklepu z przebraniami?

Wampir wyprostował się i obrzucił mnie lodowatym spojrzeniem.

- Za chwilę wyssę życie z tej twojej ślicznej białej szyi! Westchnęłam. Nie znoszę wampirów. Wydaje

im się, że

są tacy uwodzicielscy! Nie wystarcza im zwykłe mordowanie i pożeranie ofiary, tak jak zombie. Nie,

oni muszą być superseksowni. A możecie mi wierzyć, wampiry wcale nie są seksowne. Ani trochę. To

znaczy, owszem, iluzja bywa całkiem niezła, ale całe wrażenie psuje prześwitujący przez nią szkielet.

Naprawdę, zero seksowności. Tyle że nie każdy może to zobaczyć.

Wampir zasyczał i nachylił się do mojej szyi. Wtedy użyłam paralizatora. Byłam tu po to, żeby go

obezwładnić i unieszkodliwić, nie miałam zamiaru zabijać. Poza tym,

Page 4: White Kiersten - Paranormalność

gdybym chciała nosić ze sobą inną broń na każdego paranormalnego, musiałabym się zaopatrzyć w

walizkę. A tasery świetnie nadają się do skopania tyłka dowolnemu paranormalnemu. Mój jest różowy

z kryształkami. Tasey i ja przeżyłyśmy razem mnóstwo fajnych chwil.

Wampir padł na ziemię nieprzytomny. Wyglądał tak żałośnie, że niemal zaczęłam mu współczuć.

Wyobraźcie sobie własnego dziadka. A teraz tego samego dziadka minus dwadzieścia kilogramów,

plus dwieście lat. Właśnie kogoś takiego poraziłam przed chwilą prądem.

Schowałam Tasey do kabury i wyjęłam bransoletkę śledzącą, przeznaczoną dla wampirów.

Przyłożyłam palec wskazujący pośrodku gładkiej czarnej powierzchni. Po kilku sekundach zapłonęła

zielenią. Chwyciłam wampira za nogę i podciągnęłam nogawkę spodni. Uch, nie cierpiałam tego

widoku - z wierzchu biała gładka skóra, a pod spodem zasuszone zwłoki. Zapięłam bransoletkę,

chwilę dopasowywała się do kostki, a potem rozległy się dwa ciche syknięcia, gdy czujniki

aktywowały się i wbiły w ciało. Wampir otworzył oczy.

- Au! - Złapał się za kostkę, a ja cofnęłam się trochę. -Co to jest?!

- Zostałeś aresztowany na podstawie paragrafu 3.7 Międzynarodowego Porozumienia do spraw

Nadzoru nad Istotami Paranormalnymi, protokół dotyczący wampirów. Masz obowiązek zameldować

się w najbliższym biurze w Bukareszcie. Jeśli nie zdążysz zrobić tego w ciągu dwunastu godzin,

zostaniesz...

Rzucił się na mnie, ale zrobiłam unik, a on potknął się o niski nagrobek.

- Zabiję cię! - wysyczał, usiłując wstać.

- Wierz mi, nie chcesz tego zrobić. Widzisz tę ozdobę na swojej kostce? Ma dwa małe czujniki, takie

jakby igły,

Page 5: White Kiersten - Paranormalność

które wbiły się w twoją kostkę. Jeśli temperatura twojego ciała gwałtownie wzrośnie, na przykład na

skutek absorpcji ludzkiej krwi, wstrzyknie ci wodę święconą.

Jego oczy rozszerzyło przerażenie, spróbował zedrzeć z siebie bransoletkę, drapiąc ją palcami.

- Tego też nie rób. Jeśli zniszczysz zamknięcie, woda święcona zrobi: psik, psik. Jasne? Poza tym

aktywowałam odliczanie czasu i namierzanie, więc nie tylko będą dokładnie wiedzieli, gdzie jesteś,

ale również, ile czasu zostało ci, żeby dotrzeć do Bukaresztu. Jeśli się spóźnisz... Chyba nie muszę ci

tłumaczyć?

Przygarbił się.

- Mógłbym ci skręcić kark - powiedział bez przekonania.

- Spróbuj. Potraktuję cię paralizatorem po raz drugi, tym razem tak mocno, że obudzisz się za sześć

godzin i będziesz miał jeszcze mniej czasu na dotarcie do Rumunii. To jak, mam ci odczytać twoje

prawa? - Nie odpowiedział, więc kontynuowałam: - Jeśli nie zameldujesz się w ciągu najbliższych

dwunastu godzin, będzie po tobie. Jeśli zaatakujesz jakiegokolwiek człowieka, będzie po tobie. Jeśli

spróbujesz usunąć bransoletkę, będzie po tobie. Dziękujemy za współpracę i polecamy się na

przyszłość.

Zawsze uważałam, że ostatnie zdanie jest ładnym sztychem.

Wciąż siedział na ziemi. Zdaje się, że uświadomił sobie, że oto właśnie nastąpił koniec jego wolności.

Wydawał się bardzo nieszczęśliwy. Wyciągnęłam do niego rękę.

- Pomóc? - Chwycił moją dłoń, pomogłam mu wstać. Wampiry są zaskakująco lekkie, pewnie z

powodu braku płynów wewnątrzustrojowych. - Jestem Evie.

- Steve - odparł. Dzięki Bogu, że nie kolejny Vlad. -Bukareszt, mówisz? - Wyglądał na

zdezorientowanego. -A nie masz czasem pieniędzy na pociąg?

Page 6: White Kiersten - Paranormalność

Ci paranormalni! Sięgnęłam do torby i wyjęłam garść euro. Dotarcie z Włoch do Rumunii może nie

być proste, będzie potrzebował rezerwacji...

- Poczekaj chwilę, możesz potrzebować mapy i wskazówek! - zawołałam, gdy zaczął się

prześlizgiwać między grobowcami. Biedny koleś, chyba czuł się bardzo głupio... Dałam mu plan

Bukaresztu z zaznaczonym budynkiem biura. - Używanie trików mentalnych w czasie przekraczania

granicy jest dozwolone. - Uśmiechnęłam się do niego krzepiąco.

Skinął głową, nadal przybity, i zniknął.

Znalezienie Steve'a zajęło mi znacznie mniej czasu, niż się spodziewałam. Świetnie. Było ciemno i

zimno, zaczęłam marznąć w mojej przyciągającej wampiry wydekoltowanej białej bluzce. Nie

mówiąc już o tym, że w tym kraju wyglądałam jak Obcy ze swoimi platynowymi włosami,

splecionymi w długi gruby warkocz. Chciałam się stąd jak najszybciej wynieść. Wybrałam na

komunikatorze numer Centrum. Komunikator to taka jakby komórka, tylko bez aparatu. I

nieodmiennie biała. Lamerstwo.

- Zrobione. Potrzebuję podwózki do domu.

- Zlecenie jest w trakcie realizacji - oznajmił bezbarwny głos. Usiadłam na najbliższym nagrobku.

Komunikator rozbłysł pięć minut później: Wysyłamy transport.

Pień ogromnego węźlastego dębu kilka metrów ode mnie zapłonął jasnym światłem i ujrzałam zarys

drzwi, z których wyszedł wysoki, smukły mężczyzna. A raczej nie do końca mężczyzna. To znaczy,

jego postać była wyraźnie męska, choć wydawała się może trochę zbyt smukła. Delikatne rysy i

migdałowe oczy rodem z japońskich kreskówek sprawiały, że jego twarz była ni mniej, ni więcej,

tylko... No właśnie,

Page 7: White Kiersten - Paranormalność

piękna. Jeśli człowiek raz ją zobaczył, pragnął już tylko jednego - patrzeć na nią do końca swoich dni.

Przybysz się uśmiechnął.

- Cicho! - powiedziałam ostro, odrzucając głowę. No naprawdę, musieli wysyłać Retha? Ścieżki

Elfów były najszybszą drogą powrotną, ale oznaczały podróżowanie z tym typem. I jeśli ktoś

wyobraża sobie elfy jako efemeryczne istoty kochające naturę, to może się zdziwić. Są znacznie

bardziej skomplikowane. I znacznie bardziej niebezpieczne. Podeszłam do niego, wyciągając rękę i

zaciskając zęby.

- Evelyn... - rzekł głębokim głosem. - To już tak dawno...

- Powiedziałam, żebyś się zamknął, prawda? Chodźmy. Jego śmiech zabrzmiał jak srebrny

dzwoneczek. Zanim

wziął mnie za rękę, przesunął smukłym palcem po moim nadgarstku. Z trudem powstrzymałam

drżenie. Reth zaśmiał się znowu i weszliśmy w świetliste drzwi.

Zacisnęłam powieki, ta część podróży zawsze mnie niepokoiła. Wiedziałam, co zobaczę, jeśli otworzę

oczy. Nic. Kompletnie i zupełnie nic. Nicość nade mną, pode mną i wokół mnie. Dlatego po prostu

szłam, ściskając rękę Retha tak mocno, jakby od tego zależało moje życie - bo tak właśnie było. Żaden

człowiek nie mógłby przejść Ścieżkami sam, no, chyba że chciałby się zgubić i pozostać w tej nicości

na zawsze.

I nagle wszystko się skończyło. Znaleźliśmy się na jednym z chłodnych oświetlonych jarzeniówkami

korytarzy Centrum. Wyrwałam dłoń z uścisku Retha, jego charakterystyczne ciepło już zaczęło sunąć

w górę mojej ręki, niesamowite jak zwykle.

- A co z „dziękuję"? - zawołał za mną, gdy ruszyłam korytarzem w stronę mojego pokoju. Nie

odwróciłam się, ale znalazł się tuż obok mnie. - Nie tańczyliśmy ze sobą od tak

Page 8: White Kiersten - Paranormalność

dawna... - Jego melodyjny głos był teraz niski i zmysłowy. Wziął mnie za rękę. Odskoczyłam,

wyciągając paralizator.

- Ręce przy sobie - wysyczałam. - A jeśli jeszcze raz zjawisz się bez iluzji, doniosę na ciebie. - Jego

iluzja była równie seksowna jak prawdziwy wygląd, ale taki był przepis.

- Po co? Przecież nie zdołam nic ukryć przed twoimi oczami. - Przysunął się bliżej.

Z trudem stłumiłam uczucie, które we mnie wybuchło. Tylko nie znowu, nie znowu. Na szczęście

rozległ się przeraźliwy dźwięk alarmu. Coś musiało się wyrwać na wolność. Ujrzałam biegnącego w

naszą stronę niewielkiego włochatego gremlina; pędził na czworakach, miał otwartą paszczę, z

ostrych zębów ściekała żrąca ślina.

Przyglądałam mu się, jakby biegł w zwolnionym tempie. Leciał prosto na mnie, w jego oczach płonęła

wściekłość. Gdy skoczył, kopnęłam go, posyłając w głąb korytarza, prosto w ramiona goniącego go

człowieka.

- Gol! - wrzasnęłam. Kurczę, to było dobre!

- Dzięki - powiedział pracownik Centrum głosem stłumionym przez maskę.

- Tak trzymać! - Nagle poczułam, że dłoń Retha znalazła się na moich plecach. Już miałam się do

niego przytulić, pozwolić, żeby mnie objął, żeby mnie stąd zabrał... A potem przypomniałam sobie,

która godzina. - O kurczę!

Pobiegłam w głąb korytarza, omijając gościa w masce i warczącego nadal gremlina, pokonałam kilka

zakrętów i przyłożyłam dłoń do płytki przy drzwiach. Podskakiwałam niecierpliwie, gdy czekałam, aż

drzwi się odsuną. Reth nie biegł za mną, co mnie cieszyło. No dobrze, może poczułam się odrobinę

rozczarowana. I zła na siebie za to uczucie.

Wbiegłam do środka, zadowolona, że w moim pokoju jest prawie trzydzieści stopni, i padłam na

purpurową kanapę.

Page 9: White Kiersten - Paranormalność

Włączyłam płaski telewizor, zajmujący niemal całą różową ścianę i odetchnęłam z ulgą. Mój ulubiony

serial o liceum, Easton Heights, właśnie się zaczynał. Dzisiejszy odcinek zapowiadał się obiecująco -

bal maskowy. Każdy miał na sobie maseczkę, która chociaż niewielka, tak dokładnie ukrywała

tożsamość danej osoby, że można się było pomylić i pocałować nie tę osobę. Kurczę, skąd oni brali te

pomysły?

Page 10: White Kiersten - Paranormalność

Populacja koszmarów

Wideofon obok mojej kanapy znowu zabrzęczał. Robił to przez ostatnich trzydzieści minut i teraz,

gdy serial się skończył, wdusiłam przycisk połączenia i ujrzałam zielone oczy pośrodku zielonkawej

twarzy. Obraz zafalował jak zwykle, Alisha była przecież pod wodą.

- Dlaczego się nie zameldowałaś? - zapytał monotonny, przetworzony komputerowo głos. Zawsze

zastanawiałam się, jak brzmiał jej prawdziwy... Komputer przetwarzał to, co mówiła, na dźwięki

słyszalne dla nas, tylko taki głos mogłam słyszeć.

- Wróciłam szybciej, niż myślałam, a potem zaczął się mój serial.

Zmrużyła oczy w uśmiechu. Dobrze, że miała takie wyraziste oczy, skoro jej usta prawie się nie

ruszały.

- No i jak tam?

- Nie uwierzysz! Był bal maskowy! Najpierw Landon obściskiwał Katrinę, no wiesz, tę, która chodzi z

Brettem. Potem Brett myślał, że jest z Katriną, ale tak naprawdę to była Cheyenne, jej siostra.

Wiedziała, że on myśli, że ona jest Katriną, i nakłoniła go, żeby ją pocałował! A gdy zdjęła maseczkę,

Brett był w totalnym szoku, no wiesz, co jest

Page 11: White Kiersten - Paranormalność

grane? A potem Halleryn nagrała, jak Landon całuje tę puszczalską Carys!

Alisha przymknęła powoli przezroczyste powieki.

- Kurczę, liceum musi być super! - zawołałam. Marzyłam o tym, żeby choć na chwilę stać się częścią

zwykłego ludzkiego życia. Życie wśród paranormalnych nie jest nawet w połowie takie fajne i nie ma

całowania.

- Masz zameldować Raquel, że wróciłaś - przypomniała Alisha, jej oczy nadal się uśmiechały.

- Dobra, już...

Uwielbiałam Lish, była moją przyjaciółką. Gdy człowiek już się przyzwyczaił do komputerowego

głosu, doceniał jej wspaniałe, jak na paranormalnego, poczucie humoru. W przeciwieństwie do innych

istot wydawała się zadowolona, że może tu być. Jej lagunę tak zanieczyszczono, że omal nie zginęła, a

tu była nie tylko bezpieczna, ale również potrzebna. Życie syreny musi być chyba strasznie nudne.

Kiedyś, kilka lat temu, oglądałyśmy razem Małą syrenkę -Alisha twierdziła, że to niesamowicie

śmieszny film. Dostała ataku śmiechu na widok biustonosza z muszelek - przecież syreny nie były

ssakami - i twierdziła, że książę Eryk jest stanowczo zbyt włochaty i „brzoskwiniowy", jak na jej gust.

Mnie tam zawsze wydawał się bardzo przystojny, ale ja ź kolei jestem ssakiem.

Wyszłam z mieszkania i ruszyłam zimnymi, sterylnymi korytarzami do gabinetu Raquel. Mogłabym

zameldować się przez wideofon, ale Raquel zawsze chciała mnie zobaczyć po wykonanym zadania,

żeby mieć pewność, że wszystko w porządku. Tak właściwie nawet to lubiłam.

Zapukałam, drzwi się odsunęły. Pokój był biały - białe ściany, podłoga, meble. Można by powiedzieć,

że to nudne, ale Raquel stanowiła miły kontrast. Miała ciemnobrązowe,

Page 12: White Kiersten - Paranormalność

prawie czarne oczy, a ciemne włosy spięte w ciasny kok były delikatnie muśnięte siwizną tak, że

wyglądała dystyngowanie, ale nie staro. Usiadłam. Popatrzyła na mnie znad sterty papierów na

biurku.

- Spóźniłaś się - powiedziała z ledwie uchwytnym hiszpańskim akcentem, który tak mi się podobał.

- Tak właściwie to wróciłam dużo wcześniej. Powiedziałam, że zajmie mi to cztery godziny, a zajęło

dwie.

- Owszem, ale skończyłaś prawie godzinę temu.

- Myślałam, że mogę mieć odrobinę czasu dla siebie w ramach nagrody za dobrze wykonaną robotę.

Westchnęła. Wszystkie jej westchnienia były bardzo profesjonalne, jednym westchnieniem potrafiła

wyrazić więcej emocji niż niektórzy ludzie mimiką.

- Przecież wiesz, jakie to ważne, żebyś się zameldowała...

- Wiem, wiem, przepraszam. Zaczynał się mój serial... -Raquel nieznacznie uniosła brew. -

Opowiedzieć ci, co się wydarzyło? - Większość paranormalnych nie interesowała się serialami, ale

Raquel była człowiekiem. Nigdy się do tego nie przyznawała, ale byłam pewna, że lubi je tak samo jak

ja.

- Nie. Wolałabym sprawozdanie z akcji.

- Proszę bardzo. Szłam przez cmentarz, odmroziłam sobie tyłek, zobaczyłam wampira. Wampir

próbował mnie ugryźć. Sparaliżowałam go i zaobrączkowałam. Odczytałam mu jego prawa i

odesłałam. Aha, miał na imię Steve.

- Jakieś problemy?

- Nie. A właściwie tak. Ile razy mówiłam, żeby nie wysyłać po mnie Retha? Naprawdę muszę prosić o

to po raz setny?

- Był akurat jedynym dostępnym elfem. Gdybyśmy go nie wysłali, nie zdążyłabyś na swój serial. - Na

jej ustach zaigrał uśmiech.

Page 13: White Kiersten - Paranormalność

- Dobra, nieważne. - W sumie miała rację. - Nie możecie po prostu wysłać następnym razem jakiejś

dziewczyny?

Skinęła głową.

- Dziękuję za raport. Możesz iść do siebie. - Wróciła do papierów. Podeszłam do drzwi i przystanęłam.

Raquel oderwała się od dokumentów. - Coś jeszcze?

Zawahałam się. No dobrze, zresztą, co mam do stracenia? W końcu ostatni raz pytałam o to kilka lat

temu, więc chyba mogę spytać znowu...

- Zastanawiałam się, no wiesz, czy może... Chciałabym pójść do szkoły. Do zwykłej szkoły.

Raquel znów westchnęła, tym razem ze współczuciem. Jej westchnienie mogłoby nosić tytuł: „Tak,

wiem, jak to jest być człowiekiem uwikłanym w cały ten nonsens, ale jeśli my tego nie zrobimy, to

kto?"

- Evie, kochanie, wiesz przecież, że to niemożliwe.

- Nie rozumiem, dlaczego? To przecież proste. Mogłabyś posyłać po mnie, gdybyście mnie

potrzebowali, nie muszę tu siedzieć dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu.

- Owo „tutaj" było nie wiadomo gdzie. Całe Centrum znajdowało się pod ziemią. Nie miało to

większego znaczenia, bo i tak podróżowaliśmy Ścieżkami Elfów, za to powodowało ataki

klaustrofobii.

Raquel odchyliła się na oparcie fotela.

- Nie o to chodzi. Pamiętasz, jak to było, zanim się tu znalazłaś?

Teraz to ja westchnęłam. Pamiętałam. Mieszkałam u kolejnych rodzin zastępczych aż do pewnego

pamiętnego dnia, gdy miałam osiem lat. Zmęczona czekaniem na moją zastępczą matkę, która miała

mnie zabrać do biblioteki, postanowiłam pójść sama. Właśnie szłam na skróty przez

Page 14: White Kiersten - Paranormalność

cmentarz, gdy podszedł do mnie przystojny mężczyzna, pytając, czy nie potrzebuję pomocy.

Popatrzyłam na niego i to było tak, jakbym widziała dwie osoby naraz - przystojnego mężczyznę i

zasuszone zwłoki jednocześnie, w tym samym ciele! Zaczęłam wrzeszczeć jak opętana, ale na

szczęście dla mnie AANIP (Amerykańska Agencja Nadzoru nad Istotami Paranormalnymi) śledziła

go i interweniowała, nim zdążył cokolwiek zrobić. Gdy zaczęłam chaotycznie opowiadać, jak on

wyglądał, zabrali mnie ze sobą.

Okazało się, że moja zdolność przenikania wzrokiem przez narzuconą iluzję i widzenia rzeczy takimi,

jakimi są w rzeczywistości, jest absolutnie unikalna - tak właściwie byłam jedynym człowiekiem,

który to potrafił. I tu sprawy odrobinę się skomplikowały. Gdy inne kraje zorientowały się, czym

dysponuje amerykańska Agencja, dostały szału. Zwłaszcza Wielka Brytania - nie macie pojęcia, z

jakim zalewem paranormalności muszą tam sobie radzić! W efekcie zawarto nowe porozumienie,

tworząc Międzynarodową Agencję Nadzoru nad Istotami Paranormalnymi. Kluczowymi punktami

tego porozumienia były współpraca międzynarodowa oraz wasza uniżona sługa.

Musiałam przyznać, że Raquel niestety miała rację. Życie tutaj czasem było do kitu, ale przynajmniej

miałam dom, w którym ktoś mnie potrzebował.

Wzruszyłam ramionami, udając, że zupełnie mi nie zależy na całym tym liceum.

- No dobra, nieważne. Pogadamy później.

Czułam, że Raquel odprowadza mnie wzrokiem. To nie tak, że nie jestem wdzięczna Agencji. Jestem.

To jedyna rodzina, jaką mam, i jest mi tu znacznie lepiej niż w rodzinach zastępczych. Ale pracuję na

cały etat od ósmego roku życia i czasem jestem zmęczona, czasem znudzona, a czasem

Page 15: White Kiersten - Paranormalność

spragniona, bardziej niż czegokolwiek na świecie, pójścia na jedną głupią randkę.

Wróciłam do swojego mieszkania. Było całkiem sympatyczne. Niewielka kuchnia, łazienka, sypialnia

i salon z supertelewizorem. Ściany w sypialni, niegdyś białe, teraz wyglądały zupełnie inaczej - jedną

pokrywały plakaty moich ulubionych filmów i zespołów, drugą zasłaniała niesamowita

różowo-czarna zasłona w cętki lamparta. Trzecia ściana stanowiła moje płótno. Nie miałam wielkich

zdolności, ale lubiłam malować to, co mi przyszło do głowy, czasem były to tylko kolorowe plamy,

które zmieniałam, gdy już mi się znudziły. Ta ściana była teraz ze cztery centymetry grubsza niż

wtedy, gdy się tu wprowadziłam.

Włożyłam moją ulubioną piżamę i rozplotłam gruby warkocz. Powinnam odrobić lekcje, ale

wkuwanie przegrało z kolacją z mikrofalówki i filmem.

W pewnym momencie musiałam chyba zasnąć albo się zdrzemnąć. Tak czy inaczej, coś mi się śniło i

słyszałam dziwny, śpiewny głos: „Jej oczy jak tającego śniegu strumienie, zimne od rzeczy, o których

nic nie wie". Ten dwuwiersz powtarzał się w kółko, w niesamowity, hipnotyzujący sposób. Głos jakby

mnie przywoływał, przyciągał; już miałam odpowiedzieć, zawołać, gdy obudził mnie alarm.

Potarłam oczy rozespana i przekręciłam się, żeby sprawdzić komunikat na ekranie wideofonu. Ale

jedyne, co pokazywał, to płonący czerwienią napis „Alarm". Bardzo pomocne. Włożyłam szlafrok,

złapałam Tasey i wyjrzałam na korytarz. Procedura postępowania przewidziana w takim wypadku

nakazywała pozostanie w środku, ale chciałam się dowiedzieć, co się dzieje, i to już.

Biegłam przez puste korytarze, światła stroboskopowe były włączone, miały ostrzec tych

paranormalnych, którzy

Page 16: White Kiersten - Paranormalność

nie mogli usłyszeć alarmu, choć właściwie ten piekielny dźwięk był tak głośny, że można go było

poczuć. Dopadłam drzwi Raquel, przyłożyłam dłoń do płytki. Bycie mną miało swoje plusy, na

przykład pełny dostęp do każdego zakątka Centrum o każdej porze dnia i nocy. Wpadłam do środka,

Raquel siedziała przy biurku, spokojnie przeglądając jakieś teczki.

- Raquel! - zawołałam. - Co się dzieje?

- Och, nic takiego. - Popatrzyła na mnie i się uśmiechnęła. A raczej uśmiechnęło się to coś, co

spoglądało na mnie zza jej twarzy. Pod nią migotało... Coś, czego nie potrafiłam nazwać. Nie miało

rysów, widziałam jedynie oczy, jakby z wody. Miałam wrażenie, że gdyby nie „nosiło" twarzy

Raquel, w ogóle nie byłoby go widać.

Uśmiechnęłam się z wysiłkiem, maskując przerażenie.

- Ten wasz alarm wyrwał mnie z niesamowitego snu.

- Przepraszam cię. Mam trochę pracy, więc zmiataj, dobrze? - Istota kryjąca się pod postacią Raquel

wróciła do teczek.

- Jasne, skoro mnie nie potrzebujesz. - Odwróciłam się do drzwi i niby niechcący zbliżyłam do biurka.

- A, Raquel...

- No?

Przełączyłam Tasey na najwyższą moc.

- Coś ci upadło...

Istota popatrzyła na mnie, a ja skoczyłam do przodu i uderzyłam ją taserem w pierś. W wodnistych

oczach pojawił się szok, a potem stwór padł na podłogę.

Obeszłam biurko dookoła. Słyszałam o istotach zdolnych pożreć człowieka żywcem i potem nosić

jego postać. Czasem nawet z tego powodu śniły mi się koszmary. Choć tak właściwie koszmary

stanowiły integralną częścią mojego życia i takie rzeczy nie powinny robić na mnie wrażenia.

Page 17: White Kiersten - Paranormalność

- Proszę, tylko nie Raquel... - wyszeptałam, walcząc z mdłościami. Postać Raquel zniknęła, na

podłodze leżał najdziwniejszy stwór, jakiego w życiu widziałam. A to o czymś świadczy, jeśli wziąć

pod uwagę, z czym miałam do czynienia na co dzień.

Page 18: White Kiersten - Paranormalność

Ja i nie ja

Nie potrafiłam nawet zobaczyć tej istoty. Zupełnie jakby moje oczy ześlizgiwały się po zarysach, nie

potrafiąc znaleźć żadnego punktu zaczepienia. Ten stwór nie był tak właściwie niewidzialny, ale tak

bliski niewidzialności, jak to tylko możliwe. Przyglądanie się mu było niczym wspinanie się na

strome, pokryte lodem zbocze. W każdym razie byłam pewna, że to facet. Nie miał na sobie ubrania i

byłam wdzięczna za to, że upadł na brzuch.

Właśnie zastanawiałam się, co teraz zrobić, gdy drzwi się odsunęły i do środka wpadła prawdziwa

Raquel, razem z dwoma ochroniarzami.

- Nie zjadł cię! - zawołałam, niemal płacząc, i zarzuciłam jej ręce na szyję.

Ochrona przebiegła obok nas, Raquel poklepała mnie sztywno po plecach.

- Nie, nie zjadła. Jedynie walnęła w twarz.

- To facet - powiedziałam.

- Ale co to właściwie jest? - zapytała.

Podeszliśmy do leżącej na podłodze istoty, strażnicy przyglądali się jej skonsternowani. Jeden z nich,

wielki ciężki gość, francuski wilkołak o imieniu Jacques, podrapał się w głowę.

Page 19: White Kiersten - Paranormalność

Patrzenie na wilkołaki nie jest tak nieprzyjemne, jak patrzenie na wampiry. Gdy księżyc nie jest w

pełni, jedyna rzecz, jaka różni ich od zwykłych ludzi, to oczy. Bez względu na to, jaki mają kolor, ja

zawsze widzę pod spodem żółte ślepia wilka.

Większość wilkołaków jest całkiem w porządku. Ze względu na ich megawytrzymałość fizyczną w

MANIP pracują jako ochroniarze. Rzecz jasna, w czasie pełni księżyca trzeba ich izolować od innych.

Jacques wzruszył ramionami.

- Jeszcze nigdy nie widziałem niczego podobnego -stwierdził, również próbując skupić wzrok na ciele

leżącego.

Drugi strażnik, człowiek, pokręcił głową.

- Jak on tu wszedł? - spytałam Raquel.

- Ona... on... To coś miało na sobie postać Denise.

- Denise od zpmbie? - Denise była wilkołakiem i zajmowała się neutralizacją zombie. Nigdy nie

byłam na takiej akcji, nie byłam tam potrzebna; zombie nie osłaniały się iluzją i każdy mógł się nimi

zająć. Problem nie polegał na namierzeniu zombie, lecz na wyciszeniu całej sprawy i uspokojeniu

przerażonych mieszkańców, co nieraz zajmowało sporo czasu. Jeszcze jedno z zadań Agencji:

utrzymywanie „zwykłych ludzi" w błogiej nieświadomości, że większość istot mitycznych jest tak

naprawdę bardzo realna.

- Tak. To coś, już pod postacią Denise, prosiło, żeby ją ściągnąć. Zombie okazało się fałszywym

alarmem. Zobaczyłam, jak Denise i Fehl wychodzą z drzwi elfów. Denise odwróciła się i wepchnęła

Fehl z powrotem. Wcisnęłam przycisk alarmowy i ruszyłam w jej stronę, gdy walnęła mnie i zabrała

komunikator.

- Skąd wiedział, gdzie jest twoje biuro?

- Ona... on wpadł na Jacques'a i udając, że ma zawroty głowy, poprosił, żeby mu pomóc dotrzeć do

mnie.

Page 20: White Kiersten - Paranormalność

Jacques wyglądał na zakłopotanego.

- Jak mamy to-to wysterylizować? - zapytał.

Rzecz jasna, nie chodziło mu o sterylizację w sensie dosłownym, lecz o unieszkodliwienie.

Wilkołakom zakłada się bransoletki z potężną dawką środków uspokajających wstrzykiwanych

automatycznie w czasie pełni księżyca; wampirom bransoletki ze święconą wodą; elfy można pod-

porządkować, gdy zna się ich prawdziwe imię - słuchają rozkazu, jeśli człowiek, który go wydaje,

wymówi to imię na początku. Problem w tym, że elfy zwykle bez trudu potrafią obejść sztywne

granice. Jeśli istnieje szansa na mylną interpretację rozkazu, elfy na pewno ją wykorzystają.

Raquel zmarszczyła brwi.

- Nie mam pojęcia. Po prostu użyj zestawu standardowego, volty plus środek usypiający. Jak już

dowiemy się o nim czegoś więcej, zastosujemy bardziej finezyjne środki.

Jacques wyjął bransoletkę, zawahał się, jakby nie chciał dotykać stwora, i pokręcił głową.

- Prawie go nie widzę. Gdzie to coś ma nogę? Raquel i dwóch strażników zmarszczyli brwi, próbując

skupić się na zarysach istoty leżącej na podłodze. Westchnęłam.

- Ja widzę, mogę to zrobić. - Wyciągnęłam rękę i Jacques z ulgą oddał mi bransoletkę. Przyklękłam i

znieruchomiałam. Czy moja ręka przejdzie przez ciało, czy to będzie takie uczucie, jak zanurzenie

dłoni w wodzie? Ale nie, przecież musiał mieć ciało, w przeciwnym razie taser by nie zadziałał...

Usiłując się nie wzdrygnąć, położyłam rękę na jego kostce.

Miał ciało. Jego skóra była ciepła i gładka jak szkło, tylko że szkło nie mogło być takie miękkie.

- Dziwne - wymruczałam, aktywując bransoletkę i ją zapinając. Mechanizm dopasowania dopiero po

kilku pró-

Page 21: White Kiersten - Paranormalność

bach ostatecznie ulokował bransoletkę na jego kostce. Stwór drgnął, gdy czujniki wbiły się w jego

skórę, ale nie odzyskał przytomności.

Wstałam, nadal czując ciepło na mojej ręce.

- Zrobione. Ale nie zaniosę go do aresztu, jeśli o to właśnie chcieliście prosić. Spokojnie zrobicie to

sami. Nawet jeśli go nie widzicie, możecie go poczuć. Poza tym koleś jest nagi i nie zamierzam go

więcej dotykać.

Z trudem powstrzymałam śmiech na widok wyrazu twarzy strażników. W pierwszym odruchu cofnęli

ręce, jakby bali się, że się sparzą, a potem wzięli Wodnego Chłopca i wynieśli z pokoju.

- Spróbuję się dowiedzieć, co się stało z Denise i Fehl. -Raquel wydała tak dobrze znane mi

westchnienie pod tytułem: „dlaczego takie rzeczy zawsze spadają na mnie", i poklepała mnie po

ramieniu. - Dobra robota, Evie. Nie wiem, co by się stało, gdybyś go nie znalazła.

- Informuj mnie, co się dzieje, dobrze? Jest najdziwniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widziałam,

chciałabym być na bieżąco.

Na jej twarzy pojawił się spięty, wymijający uśmiech, oznaczający: „bez szans". Raquel wzięła

komunikator z biurka, a ja wyszłam, wkurzona. Zwykle Agencja mówiła mi tylko to, co według nich

powinnam wiedzieć, nic ponadto. Do licha z nimi. Ominęłam moje mieszkanie i poszłam do aresztu.

Skoro Raquel nie miała zamiaru mi nic powiedzieć, będę musiała dowiedzieć się sama. Dotknęłam

płytki przy drzwiach i wyszłam na długi, rzęsiście oświetlony korytarz.

Znajomy gremlin właśnie warczał i rzucał się na pole elektryczne, znajdujące się kilka centymetrów

od pleksigla-su otaczającego jego celę. Za każdym razem, gdy uderzał w pole elektryczne, wrzeszczał

i odlatywał do tyłu, tylko

Page 22: White Kiersten - Paranormalność

po to, żeby po chwili zacząć całą akcję od nowa. Gremliny nie są zbyt bystre.

Jacques stał nieopodal. Otuliłam się ramionami i podążyłam za nim. W Centrum zawsze było mi

zimno, ale tutaj to już mieli lodówkę. Jacques stał, patrząc w głąb celi, na jego twarzy malował się

niepokój. Podążyłam za jego wzrokiem i szczęka mi opadła - w celi również był Jacques, oparty o

ścianę i spoglądający na korytarz. Gdy mnie zobaczył, wyraz jego twarzy się zmienił. Poruszony,

podszedł tak blisko, jak tylko pozwalało mu pole elektryczne.

Nie, to nie był Jacques. Ja również podeszłam do szklanej ściany, mrużąc oczy. Tak jest, Wodny

Chłopak znajdował się tuż pod kwadratową twarzą wilkołaka.

- Obudził się, jak tylko zamknąłem celę, i robi to od tamtej pory - szepnął Jacques, stając obok mnie.

- Błagam - powiedział nie-Jacques, głos miał identyczny z tym prawdziwym. - Ten potwór mnie pobił

i wrzucił tutaj! Wypuść mnie, pomogę ci!

- Jasne, jasne - odparłam uprzejmie. - Myślisz, że jestem głupia?

Błagalny wyraz twarzy nie-Jacques'a zastąpił enigmatyczny uśmiech. Chłopak wzruszył ramionami i

wsunął ręce w kieszenie spodni.

- Jak imitujesz ubrania? - spytałam. Naprawdę mnie to interesowało. Każda iluzja, z jaką spotkałam

się do tej pory, ograniczała się jedynie do drugiej skóry. Zaledwie kilka gatunków paranormalnych, na

przykład elfy, mogły zakładać i zdejmować iluzję na zawołanie, ale nawet one nie potrafiły zmieniać

jej wyglądu.

- Skąd wiedziałaś, że nie jestem Raquel? - Jego przejrzyste oczy wpatrywały się we mnie intensywnie

zza twarzy Jacques'a.

Page 23: White Kiersten - Paranormalność

Większość paranormalnych nie miała pojęcia o moich zdolnościach, to była tajemnica.

- Raquel nie powiedziałaby „zmiataj". Nie-Jacques pokręcił głową i podszedł jeszcze bliżej, a ja

wpatrywałam się w jego twarz, usiłując dojrzeć prawdziwe rysy. Jedyną rzeczą, jaką teraz mogłam

zobaczyć bez trudu, były jego oczy. Nie-Jacques wyprostował się, zszokowany. Trzeba przyznać, że

w jego wydaniu twarz wilkołaka była znacznie bardziej wyrazista.

- Ty mnie widzisz... - wyszeptał.

- To chyba jasne, nie? Przecież stoisz przede mną i wyglądasz jak Jacques. Przy okazji, ta postać

bardziej ci pasuje niż Raquel.

Uśmiechnął się znowu. Potem jego twarz zafalowała, niczym tafla jeziora poruszona przez wiatr i

Jacques zniknął. Wodny Chłopak stał się prawie niewidzialny, jeśli nie liczyć bransoletki na kostce.

Poszedł na drugi koniec celi i nagle padł płasko na podłogę.

Spostrzegłam, że wpatruje się we mnie. Zbyt późno zrozumiałam, że mnie sprawdzał - patrzył, czy

zdołam wyśledzić jego ruch. Nagle jego ciało wypełniło się kolorem i chwilę później patrzyłam już na

samą siebie, na swoją wierną kopię, ubraną w różowy włochaty szlafrok.

- Potrafisz mnie zobaczyć... - usłyszałam swój, zdumiony głos.

- Evie! - Raquel szła do nas w swoich wygodnych (czytaj: brzydkich) czarnych czółenkach. Między

jej ściągniętymi brwiami widniała głęboka bruzda. Uuu, ale wpadłam. - Nie powinno cię tu być.

- Jeśli poprawi ci to humor, tam również jestem.- Wskazałam celę.

Raquel stanęła jak wryta, zaskoczenie wygładziło jej zmarszczki, gdy patrzyła na niemnie za szkłem.

Page 24: White Kiersten - Paranormalność

- Niesamowite - szepnęła.

- Takie sobie. - Nieja ziewnął i przeciągnął się, a potem podniósł rękę, żeby pobawić się swoimi...

platynowymi włosami. Moimi?

- Czym jesteś? - Raquel nagle stała się bardzo oficjalna.

Nieja posłał jej szelmowski uśmiech. Patrzenie na samą siebie było niesamowite, zupełnie inne niż

oglądanie się w lustrze. Nieja popatrzył na mnie, a potem pokręcił moją... swoją głową.

- Nie mogę uchwycić koloru twoich oczu... - Wstał i podszedł do pola, wpatrując się intensywnie w

moją twarz, a ja przypatrywałam się samej sobie. Wyglądałam trochę za chudo... Zresztą, zawsze

byłam tyczkowata. I, niestety, zupełnie płaska.

Wkurzona zmarszczyłam brwi.

- Zmień wygląd - zażądałam.

Nadal wpatrywał się w moją twarz. Skupiona na jego prawdziwych oczach, nie od razu zorientowałam

się, że ciągle próbuje dobrać kolor moich.

- Nie, to nie to - mamrotał. - Zbyt srebrzyste... A teraz za ciemne. Są takie jasne...

To prawda. Moje oczy były świetliście szare, prawie nie miały barwy.

- Jaki to może być kolor... - zastanawiał sie. Jego oczy migotały, błyskawicznie zmieniając barwę. -

Jakby chmura wypełniona deszczem...

- Tającego śniegu strumienie... - podsunęłam bezmyślnie.

Znieruchomiał, a potem cofnął się gwałtownie w róg celi. Na własnej twarzy ujrzałam wyraz strachu i

nieufności.

- Dokładnie tak - szepnął.

Page 25: White Kiersten - Paranormalność

Użycz mi swej uwagi

Gdzie jest Denise? - spytała Raquel, patrząc na Wodnego Chłopca.

Odetchnęłam z ulgą, gdy moja twarz „spłynęła" z niego, zastąpiona twarzą Denise.

- Dokładnie tam, gdzie ją zostawiłem - odparł, nadal na mnie zerkając.

- I gdzie to było?

- Na cmentarzu. Znajdziecie ją bez problemu.

- Ją czy jej ciało? - spytała twardo Raquel.

- Ją. - „Denise" przewróciła oczami. - Jedyne, co jej grozi, to ból głowy. No chyba nie myślisz, że

jestem jakimś potworem? - Jego usta wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu.

- A czym jesteś?

- Co za grubiaństwo! Nie zostaliśmy sobie przedstawieni.

Westchnienie Raquel można było odczytać jako: „Może jak go walnę, to w końcu zacznie

współpracować?" Postanowiłam się wtrącić, zanim chłopak wpakuje się w jeszcze większe kłopoty.

- Mam na imię Evie. Raquel już znasz, no wiesz, najpierw ją walnąłeś, a potem ukradłeś jej twarz,

pamiętasz?

Page 26: White Kiersten - Paranormalność

Jacques to twój nowy przyjaciel, dostarcza jedzenie, oczywiście, jeśli w ogóle coś jesz. A ty jesteś...?

- Lend.

- Lend? - powtórzyła Raquel.

- Tak. No wiesz, pożyczam sobie ciebie. - Jego ciało zafalowało, znów przybrał wygląd Raquel.

- A dlaczego nie „biorę"? - spytałam. - Albo jeszcze lepiej „kradnę"?

- Zapytam jeszcze raz - warknęła Raquel. - Czym jesteś? Biorąc pod uwagę to, co ten gość zrobił, nie

winiłam jej

za brak cierpliwości.

- Dobre pytanie. Może ty mi powiesz? - odszczeknął.

- Dlaczego tu jesteś?

- Ponieważ uwielbiam duże dawki elektryczności.

- Czego tu szukasz?

- Odpowiedzi.

- Dobrze. - Raquel uśmiechnęła się zaciśniętymi ustami. - Ja również. - Jej komunikator zabrzęczał,

odczytała wiadomość i na jej twarzy pojawiła się ulga. Uniosła głowę i skinęła swojemu sobowtórowi.

- W takim razie do jutra.

Odwróciła się i poszła w głąb korytarza razem z Jac-ques'em, a ja ciągle patrzyłam na Lenda-Raquel,

studiując jego prawdziwą twarz. Teraz już prawie mogłam dojrzeć jego rysy. Pokazał mi język, a ja

zachichotałam. Nie mogłam się powstrzymać, wywalająca jęzor Raquel wyglądała naprawdę

zabawnie.

- Evie! Chodź! - warknęła prawdziwa Raquel. Rzuciłam Lendowi-Raquel pożegnalne spojrzenie i

podbiegłam do wyjścia. - Znaleźli Denise, nic jej nie jest, Fehl również wróciła. Nie chcę, żebyś

rozmawiała z tym czymś, dopóki nie dowiemy się, co to jest i dlaczego się tu znalazło.

Nic z tego, pomyślałam.

Page 27: White Kiersten - Paranormalność

- Jasne - odparłam.

- Co widzisz, gdy na niego patrzysz?

- Trudno powiedzieć. Początkowo nie widziałam prawie nic, wiedziałam tylko, że pod twoją twarzą

coś jest. Gdy nie przybiera niczyjej postaci, to jest tak, jakby... Nie mam na czym zaczepić wzroku.

Gdy teraz stałam tu i patrzyłam na niego, widziałam coraz więcej. Chociaż... Oczy są jedyną rzeczą,

którą widać wyraźnie, cała reszta to jakby zarys, cień albo... No, nie wiem. Zupełnie jakby był

zrobiony z wody, przesyconej światłem.

- Wezwę kilku specjalistów. Przede wszystkim musimy się dowiedzieć, kim on jest, a potem, czego

właściwie chce.

Wzruszyłam ramionami z udawaną nonszalancją.

- Pewnie, dobra myśl.

- A ty powinnaś już być w łóżku - rzuciła surowym tonem.

Można by pomyśleć, że jak człowiek nie ma matki, a za to ma cholerne szesnaście lat, to może nie

przejmować się takimi głupotami, jak chodzenie wcześnie spać. A tu nic z tego.

- Nie zapominaj, że masz jutro lekcje - dodała.

- Bardzo dobrze. Jak będzie kolejny alarm, to zamiast lecieć na ratunek, po prostu go oleję.

Usłyszałam westchnienie pod tytułem: „Wolałabym stado wampirów i gremłinów zamiast jednej

nabzdyczonej nastolatki", i Raquel skręciła w następny korytarz, machając mi ręką na pożegnanie.

Podgrzałam sobie mleko do czekolady na gorąco, położyłam się na kanapie i zawinęłam w koc. W

mojej głowie szalały myśli, nie mogłam zasnąć. Co za niesamowity dzień! A skoro ja tak mówię, to

musiał być naprawdę nieziemski. Włączyłam kolejny film i pozwoliłam umysłowi odpocząć.

Page 28: White Kiersten - Paranormalność

Światło z ekranu migotało tak hipnotyzująco, że nie zauważyłam blasku, który pojawił się za mną.

- Chodź i zatańcz ze mną, ukochana. - Jego głos był niczym barwa złota, jasny i lśniący, z obietnicą

ciepła. Tak dużo ciepła... Uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy, pozwalając, żeby podniósł mnie z

kanapy i wziął w objęcia. Przytulił twarz do mojego policzka, ciepło zaczęło płynąć od twarzy w dół,

do szyi i serca. - Moje serce - szepnął, a ja skinęłam głową. Jego serce...

Mój ekran zapiszczał, wyrywając mnie z transu. Odskoczyłam, odpychając Retha od siebie. Ciepło

powoli odpływało z mojego serca. Było blisko... zbyt blisko...

Reth wyglądał na rozczarowanego. Wyciągnął do mnie ręce, a ja zaklęłam.

- Masz jakiś problem?! Wynoś się, ale już!

- Evelyn... - Ponieważ ciepło nadal było we mnie, jego głos przyciągał mnie do siebie jak magnes.

Wbrew swojej woli zrobiłam krok w jego stronę.

- Nie! - zawołałam, starając się zwalczyć to uczucie. Podbiegłam do ścianki dzielącej salon

telewizyjny od kuchni i chwyciłam komunikator. - Wynocha! - Spojrzałam na niego wrogo, z ręką nad

przyciskiem alarmowym. Jego piękna twarz zrobiła się taka smutna, że miałam ochotę go pocieszyć. ..

Zamknęłam oczy i opuściłam palec. - Wynoś się. Już.

Przez zamknięte powieki zobaczyłam rozbłysk światła. Zaczekałam, aż zniknie, i dopiero wtedy

otworzyłam oczy. Retha już nie było.

Podeszłam do wideofonu i go włączyłam.

- I jaki pożytek z tych wszystkich płytek dotykowych, skoro elfy i tak mogą otworzyć własne drzwi,

gdzie tylko chcą! - wrzasnęłam na Lish. Jej zielone oczy rozszerzyły się w zdumieniu i zaskoczeniu.

Wzięłam głęboki oddech. Do

Page 29: White Kiersten - Paranormalność

licha, w końcu to nie była jej wina. - Dzięki, że mi przerwałaś - dodałam już spokojniej.

- Reth?

- Mogłabyś napisać na niego raport?

- Pewnie. Trzeba będzie skonkretyzować jego instrukcje. Pokręciłam głową. I tak zawsze znajdzie

sposób, żeby je

obejść. Podejrzewałam, że dzisiejszy rozkaz zabrania mnie potraktował nie jako jednorazową

komendę, lecz jako polecenie ciągłe.

- Co chciałaś? - spytałam. Lish wyglądała na zakłopotaną.

- Chciałam zapytać, co się dzisiaj stało, ale możemy to odłożyć do jutra.

- No, teraz jestem wykończona. Przyjdę do ciebie jutro i wszystko ci opowiem, dobrze?

- A może chcesz przenocować u mnie?

Na samym początku mojego pobytu w Centrum zawsze, gdy śniły mi się koszmary, brałam koc i

poduszkę, i kładłam się na podłodze obok akwarium Lish, a ona opowiadała mi bajki, dopóki nie

zasnęłam. Teraz też zabrzmiało to kusząco, ale wolałam nie. Kurczę, dlaczego mam się bać jakiegoś

głupiego elfa?

- Nie, w porządku. - Wysiliłam się na uśmiech. - Dziękuję. Dobrej nocy, Lish.

Jej oczy się uśmiechnęły i ekran pociemniał. Położyłam się na kanapie. Reth był tak blisko... Znowu!

Co gorsza, jakaś część mnie chciała, żeby jednak nam nie przerwano. A przecież wiedziałam, jak to

jest z elfami... Chodzi im tylko o posiadanie i wykorzystanie i, w przeciwieństwie do ludzkich

chłopców w serialach, zupełnie nie chodzi im o seks. Gwiżdżą na seks, zależy im wyłącznie na sercu

człowieka. Na jego duszy. A ja nie miałam zamiaru oddawać swojej Rethowi.

Page 30: White Kiersten - Paranormalność

Ale nawet podjęcie tej decyzji w niczym mi nie pomogło, nadal za nim tęskniłam. Nie zasnęłam już,

marzłam zawinięta w trzy koce. Gdy zegarek pokazał czwartą rano, poddałam się w końcu, ubrałam w

najcieplejsze rzeczy i poszłam do aresztu. Lend spał zwinięty na podłodze. Usiadłam pod ścianą i

patrzyłam zafascynowana, jak jego ciało zmienia wygląd, przelatując przez różne postacie, tak jak ja

przelatywałam po kanałach telewizyjnych. Po jakiejś godzinie wszedł we własny wodnoświetlisty

stan. Byłam tak zmęczona, że trudno mi było skupić na nim wzrok i wtedy mi się udało. W chwili, gdy

przestałam tak usilnie próbować go zobaczyć, w końcu go dostrzegłam. Miał włosy i normalne rysy,

dość przystojne, tylko niewypełnione barwą. Co ciekawe, nie wyglądał na starszego ode mnie.

W tym momencie jego oczy otworzyły się i napotkały moje. Wodne ciało wypełniło się kolorem, teraz

znów nosił moją postać. Jego oczy nadal migotały, usiłując znaleźć odpowiedni odcień.

- Kim jesteś? - wyszeptałam.

- A kim ty jesteś? Urażona zmarszczyłam brwi.

- Człowiekiem.

- Zabawne, w takim razie ja też.

- Nie, ty nie.

- Zabawne, bo ty też nie.

Zacisnęłam usta i rzuciłam mu miażdżące spojrzenie. No co za palant!

- Dlaczego tu przyszedłeś?

- Mógłbym spytać cię o to samo. - Mój głos wydobywający się z jego ust robił niesamowite wrażenie.

- Chcesz mnie zabić?

Page 31: White Kiersten - Paranormalność

Bip bip dzień

Ja... nie... Agencja nie robi takich rzeczy - odparłam. - Nie zabijają paranormalnych, oni tylko...

Uniósł rękę, żeby mnie powstrzymać, i usiadł, jego duże oczy się zwęziły.

- Chcesz mnie zabić? - powtórzył.

- Dlaczego miałabym to zrobić? Odetchnął głęboko.

- To chyba jednak nie ty.

- Co nie ja?

Wstał i się przeciągnął. Wspomniałam już, jak dziwnie było patrzeć na własne ciało robiące takie

rzeczy? Miał nawet identyczne włosy. Trochę potargane, skoro nie zadałam sobie trudu, by je uczesać.

- Mógłbyś przybrać normalny wygląd? - Chciałam znów go zobaczyć, skoro teraz już potrafiłam.

Błysnął do mnie zębami w uśmiechu. Musiałam nosić aparat przez trzy lata, żeby osiągnąć ten

olśniewający uśmiech. To, że potrafił go skopiować w ciągu kilku sekund, było nie fair.

- Normalny? To znaczy?

- Tak, jak naprawdę wyglądasz.

Page 32: White Kiersten - Paranormalność

- Rozbierz się.

No nie, to już był zupełny odjazd. Prosiłam samą siebie o rozebranie się!

- Dlaczego, do licha, miałabym to robić?

- Prosisz mnie, żebym był nagi, więc myślałem, że mogę zrobić to samo.

- Chodziło mi tylko o to, żebyś nie wyglądał tak jak ja. Bądź sobą. W ubraniu.

- To jest moje ubranie. Ale skoro nalegasz... - Moja postać zniknęła. Urósł o kilka centymetrów i teraz

wyglądał na zwykłego... no dobrze, superprzystojnego chłopaka. Czarne włosy, ciemnobrązowe oczy,

oliwkowa skóra... Był absolutnie boski, jakby wyszedł z jednego z seriali, które tak lubiłam. - Lepiej?

- Jego głos zmienił się, był teraz głębszy. Szkoda, że nie rozmawiam z prawdziwym nastolatkiem.

- O wiele lepiej. - Przyjrzałam mu się. Lend nadal był pod spodem, ciemne oczy nie zdołały ukryć jego

własnych, wodnistych, wciąż mogłam je zobaczyć.

- Chyba mógłbym się podobać, nie?

- Owszem - odparłam, a potem ściągnęłam brwi i spytałam zaciekawiona: - Jak brzmi twój prawdziwy

głos?

- Dlaczego sądzisz, że to nie jest mój głos?

- Myślę, że twój brzmiałby inaczej. Łagodniej. Jak szmer wody... - Uświadomiłam sobie, jak

idiotycznie to brzmi, ale Lend popatrzył na mnie badawczo.

- Jeśli nie chcesz mnie zabić, to co tu właściwie robisz, Evie?

Dziwne. Stałam bez makijażu, rozczochrana, przed najprzystojniejszym chłopakiem, jakiego

kiedykolwiek widziałam, nieważne, czy był prawdziwy, czy nie. Dlaczego tu jestem?

- To moja praca.

Page 33: White Kiersten - Paranormalność

Jego uśmiech powrócił, tym razem z typowym, ironicznym wygięciem warg.

- Ach, praca. Niezła kariera, jak na kogoś w twoim wieku.

- Nie jesteś dużo starszy ode mnie. - Teraz, gdy mogłam go lepiej zobaczyć, byłam tego pewna.

Prawdziwy wiek zdegenerowanych śmiertelników, na przykład wampirów, ujawniają ich stare,

zasuszone ciała pod iluzją. Prawdziwi nieśmiertelni, tacy jak elfy, są wiecznie młodzi, ale ich twarze

wyglądają inaczej. Przeżyte lata nie dodają im zmarszczek, cera jest gładka, wypolerowana niczym

odłamek szkła leżący od wieków na dnie oceanu. Twarz tego chłopaka nie była ani stara, ani

pozbawiona wieku.

- Ha! - Uśmiechnęłam się triumfalnie, gdy wyraz jego twarzy potwierdził moje domysły. - Niech

zgadnę... Masz piętnaście lat - powiedziałam, specjalnie zaniżając jego wiek.

- Siedemnaście - odparł urażony.

- No widzisz? Jednak potrafisz mówić prawdę! To nie było takie trudne, prawda?

Lend pokręcił głową, a potem westchnął.

- Problem.

- Owszem, potrafię sprawiać problemy - zripostowałam z uśmiechem. No dobrze, przyznaję, że z nim

flirtowałam. Odrobinę. Ale czy to moja wina? Jedyni faceci, jakich tu spotykałam, byli albo starcami,

albo na wpół bestiami, żywymi trupami lub nieśmiertelnymi świrami. Lend przynajmniej był mniej

więcej w moim wieku. Bez względu na to, kim był.

- Nie, to ty masz problem. - Podążyłam za jego wzrokiem i zderzyłam się oczami z Raquel. Wyglądała

na niezadowoloną. A nawet bardzo niezadowoloną. Podeszła do nas i rzuciła mi surowe spojrzenie.

Page 34: White Kiersten - Paranormalność

Już miałam zacząć się tłumaczyć, gdy nagle, jakby na przekór, przewróciłam oczami.

- No co, dasz mi szlaban? - Mogłam sobie darować tę nonszalancję, ale z drugiej strony, miałam dość.

Po ciężkiej, bezsennej nocy ostatnią rzeczą, jakiej oczekiwałam, było kazanie.

- Wyjdź. Już.

Przeszłam obok niej, odwracając głowę, żeby zerknąć na Lenda. Mrugnął do mnie, odpowiedziałam

uśmiechem.

Poszłam, ale nie do mojego pokoju, tylko do Centrali. W przeciwieństwie do całej reszty Centrum

Centrala nie wyglądała sterylnie. W tym okrągłym pomieszczeniu z biurkami ustawionymi pod

ścianami wszystko było skoncentrowane wokół ogromnego akwarium Lish. Miało piętnaście metrów

średnicy, pięć metrów wysokości i było okrągłe. Udało im się nawet zaszczepić tu żywą rafę

koralową, tropikalne ryby pływały w krystalicznie błękitnej wodzie. Wszystko to wydawało mi się o

niebo lepsze niż moje mieszkanie.

Lish wpatrywała się w szereg ekranów, ustawionych przed jej akwarium. Była asystentką idealną - nie

chodziła na zwolnienie, nie brała urlopów, nawet nie spała i do tego wszystkiego naprawdę chciała tu

być. Większości paranormalnych nie można tak do końca zaufać. Nawet jeśli są zneutralizowani, gros

z nich ma żal do MANIP za to, że pozbawiła ich wolności. A Lish kochała swoją pracę. Do jej zadań

należało monitorowanie, planowanie, załatwianie transportu i tak dalej. Wiedziała wszystko.

Ale chyba nie dzisiaj. Gdy podeszłam do akwarium, jej zielone oczy rozszerzyło zainteresowanie.

Uśmiechnęłam się.

- Co słychać, Lish?

- Jak się czujesz? Wszystko w porządku po ostatniej nocy?

Page 35: White Kiersten - Paranormalność

Lish znała mnie lepiej niż ktokolwiek inny w Centrum. Raquel była moją opiekunką, ale z nią ciężko

było pogadać o uczuciach. Gdy komunikujesz się głównie za pomocą westchnień, niełatwo ci dogadać

się z nastolatkiem. A Lish od razu zrozumiała, jak bardzo rozbiła mnie ta akcja z Rethem. Mogłam

porozmawiać z nią o wszystkim.

- Bywało lepiej. Potem nie mogłam już zasnąć.

Lish zaczęła kląć. To zawsze brzmi bardzo śmiesznie, bo komputer nie tłumaczy przekleństw. Teraz

wyszło jej coś w rodzaju: „Bip głupie bip bip elfy z tą swoją bip bip bip obsesją! Lepiej, żeby przestał

bip bip, bip te bip bip zasady albo ja bip bip bip tego małego biiip!"

I to wszystko wygłoszone przez monotonny głos komputera. Odjazd. Czasami Lish potrafiła się

naprawdę wkurzyć. Kochałam ją za to, to było tak, jakbym miała starszą siostrę, która przypadkiem

jest połyskliwie zielona i pokryta łuskami, z długim ogonem zakończonym płetwą i błoną między

palcami. Na swój sposób była piękna.

Roześmiałam się. Te tyrady wygłaszane monotonnym głosem komputera zawsze mnie bawiły.

- Dobra, bip bip go.

Pokręciła głową, nadal wściekła na Retha. Nagle coś na jednym z ekranów przyciągnęło jej uwagę,

przez chwilę poruszała przed nim swoimi błoniastymi dłońmi. Nie wiedziałam, jak właściwie działa ta

cała technika, ale zawsze wyglądało to super. Potem wróciła do mnie.

- Powiedz mi, co się właściwie wczoraj stało.

- A czego nie wiesz? - Lish zwykle wiedziała wszystko pierwsza. Rzecz jasna, większość informacji

była zastrzeżona, ale przecież byłyśmy przyjaciółkami. Opowiadałyśmy sobie różne rzeczy i

umiałyśmy dochować tajemnicy. Jak na przykład wtedy, gdy Centrum miało kupę roboty

Page 36: White Kiersten - Paranormalność

z chochlikami. Lish wiedziała, że bardzo chciałam je zobaczyć (miałam wtedy dwanaście lat), i

wyjawiła mi, gdzie i kiedy będzie to możliwe. W efekcie skończyło się to szlabanem, a chochliki

okazały się brudnymi, brzydkimi stworkami, nawet ich skrzydełka były pokryte śluzem. Kolejne

złudzenie pogrzebane.

- Nie mówili mi zbyt wiele. Co to jest? - Lish wyglądała na zaniepokojoną.

- Nie wiem. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Raquel też nie.

- Dlaczego się włamał?

- Tego też nie wiem. Dorwałam go w biurze Raquel, ale nie mówił, po co tu przyszedł.

- I naprawdę potrafi przybrać każdą postać?

- Naprawdę. Mówię ci, jakie to niesamowite, tak stać i rozmawiać ze sobą!

Cichy, świszczący śmiech. Obejrzałam się przez ramię i zobaczyłam nieopodal jednego z

miejscowych wampirów.

- Co cię tak śmieszy, Dalv? - spytałam, piorunując go wzrokiem.

- Nazywam się Vlad i dobrze o tym wiesz - odparł ze złością.

Podobnie jak połowa wampirów, Vlad - czy też Dalv, jak go nazywałam, gdy chciałam go wkurzyć -

był jedną z ciemnych stron Centrum. Po neutralizacji MANIP zawsze przydzielała paranormalnym

jakąś przymusową pracę. Wilkołaki są pod tym względem dość elastyczne i to, co robią, zależy

zwykle od tego, co robiły wcześniej. Wampiry przeważnie pracują na zapleczach albo, ze względu na

swoje umiejętności perswazji, pomagają przy tuszowaniu różnych sytuacji. Vlad był kompletnie

bezużyteczny, potrafiłam zrozumieć jego rozgoryczenie. Przejście od bycia

Page 37: White Kiersten - Paranormalność

postrachem nocy w Bułgarii do posady woźnego musiało zaboleć. A ponieważ to właśnie ja go

zneutralizowałam, nic dziwnego, że mnie nienawidził.

Wzruszył ramionami i wrócił do zamiatania i tak czystej podłogi. Nie wyglądał na zabójczego

przystojniaka, raczej na czterdziestoletniego faceta, niezbyt ładnego, ale i nie brzydkiego, szczupłego

i trochę łysiejącego. No, a pod iluzją to już wszystkie wampiry wyglądają tak samo. Uch!

- To może być doppelganger - powiedział, a na jego twarz wypełzł wredny uśmiech.

- Co? - spytałam i od razu tego pożałowałam. - Vlad uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Jeśli przyjął twoją postać, to dobrze wróży nam wszystkim. - Zaśmiał się chrapliwie i odszedł w głąb

korytarza.

Odwróciłam się do Lish; właśnie wpatrywała się w jeden z monitorów zmrużonymi oczami.

- O co mu chodziło? - rzuciłam. Wyraz jej twarzy mnie zaniepokoił. - Co to jest ten doppelganger?

- Doppelganger? Sobowtór, który ukazuje się ludziom jako zwiastun... śmierci. Legenda głosi, że jeśli

zobaczysz swojego sobowtóra, wkrótce umrzesz. To może być również zły duch, który przybrał twoją

postać i negatywnie wpłynie na twoje życie, w efekcie doprowadzając do twojej śmierci.

Zmarszczyłam brwi. Nie brzmiało to dobrze.

- Czekaj, duch? - spytałam, Lish skinęła głową. - No to w porządku, koleś był jak najbardziej cielesny!

- Miałam już do czynienia z duchami i poltergeistami. Najlepsze w nich jest to, że nie mogą cię

dotknąć, a ich jedyną siłą jest strach. Przerażeni ludzie widzą, słyszą, a nawet czują rzeczy, których nie

ma, ale jeśli człowiek wie, co jest grane, łatwiej mu sobie poradzić. - Poza tym, gdyby zwiastował

śmierć, razem ze mną umarliby również Raquel, Denise i Jacques.

Page 38: White Kiersten - Paranormalność

Lish zamrugała mocno.

- Słusznie... No i po co doppelganger miałby grzebać w papierach Raquel!

- Właśnie. Poza tym, on ma tylko siedemnaście lat. Lish przechyliła głowę.

- Nie jest nieśmiertelny?

- Nie. Kurczę, chyba powinnam powiedzieć o tym Raquel. .. - Zmarszczyłam brwi i uznałam, że

powiem jej, jeśli zdecyduje się mnie wtajemniczyć. - Słuchaj, na razie nic jej nie mów, dobra?

Chciałabym, żeby wciągnęli mnie do tej sprawy, a informacje to jedyny atut, jaki mam.

Lish zamknęła jedną ze swoich przejrzystych powiek, imitując mrugnięcie.

- I tak nic mi nie mówią, więc nie mam powodu, by ich informować.

- Jesteś moją najlepszą rybią przyjaciółką.

Oczy Lish uśmiechnęły się do mnie. Tak różne, byłyśmy dla siebie tym, czego każda z nas

potrzebowała. Zgodnie z naszym starym zwyczajem (datującym się od czasu, gdy miałam dziesięć lat

i pierwszy raz zobaczyłam Lish), przytuliłam twarz do szkła i wydęłam policzki.

Page 39: White Kiersten - Paranormalność

Martwe mięso w każdym języku

Gdy w końcu udało mi się zasnąć tego ranka, zadzwonił budzik. Wyskoczyłam z łóżka, nie bardzo

wiedząc, co się dzieje. W pierwszej chwili myślałam, że to kolejne włamanie albo jakiś wypadek, a

potem uświadomiłam sobie, że to nie jest alarm Centrum, tylko mój własny. Oznaczał mniej więcej

tyle, że moja nauczycielka, Charlotte, będzie tu dokładnie za dziesięć minut.

- Och, bip! - Nie odrobiłam pracy domowej!

Przez ostatnich kilka lat usiłowałam przekonać Raquel, że nie potrzebuję matematyki, angielskiego,

fizyki, historii i czterech - tak, tak, czterech! - języków. Przecież i tak nie wybierałam się na studia.

Wprawdzie zależało mi na tym, żeby pójść do liceum, ale myślałam raczej o kontaktach z ludźmi w

moim wieku niż o nauce. Poza tym, miałam poważne wątpliwości, czy moja matura ma dla MANIP

jakiekolwiek znaczenie. Tak długo, jak potrafiłam przenikać wzrokiem iluzję paranormalnych,

miałam zagwarantowaną pracę do końca życia. Jednak za każdym razem, gdy o tym mówiłam, Raquel

patrzyła na mnie swoimi niemal czarnymi oczami i wydawała swoje markowe westchnienie: „Wiem,

że twoim zdaniem znajomość tych wszystkich rzeczy nie

Page 40: White Kiersten - Paranormalność

ma żadnego znaczenia, ale pewnego dnia docenisz to, że dzięki mnie zdobyłaś wykształcenie".

Wyciągnęłam podręcznik do hiszpańskiego, od niego zaczynały się dzisiejsze lekcje. Naprędce

uzupełniłam odmianę czasownika morir i zaczęłam pisać przykładowe zdania. Tu eres muerta carne.

Przekreśliłam, przymiotnik powinien być po rzeczowniku. Tu eres carne muerta. Do licha, nie oszu-

kujmy się, to wcale nie jest użycie form czasownika morir. Yo soy carne muerta, czyli: „jestem

martwym mięsem".

Dokładnie dziesięć minut później usłyszałam bipnięcie przy drzwiach i wpuściłam Charlotte, ładną

kobietę koło trzydziestki. Kilka centymetrów niższa ode mnie, miała lśniące brązowe włosy,

ściągnięte w koński ogon i nosiła eleganckie prostokątne okulary, za którymi widać było błękitne

oczy. Ja potrafiłam zobaczyć pod nimi jasnożółte oczy wilka.

Charlotte zawsze uśmiechała się ze smutkiem i słodyczą. Praca nauczycielki była jej największą pasją,

dopóki nie została ugryziona. Gdy uświadomiła sobie, kim się stała i co zrobiła - zaatakowała członka

rodziny - próbowała popełnić samobójstwo. Na szczęście dotarliśmy do niej, zanim zdołała odkryć

skuteczne sposoby zgładzenia wilkołaka. Zawsze wyglądała na smutną, nawet gdy się uśmiechała, a ja

nie wiedziałam, czy to z powodu mojego braku motywacji do nauki, czy to z tęsknoty za przeszłością.

Usiadłyśmy na kanapie, przysunęłyśmy stolik. Spojrzała na mnie znad mojej pracy domowej i,

powstrzymując uśmiech, powiedziała:

- Jesteś martwym mięsem?

Uśmiechnęłam się przymilnie. No, nie złość się, czy nie jestem słodka? A potem wzruszyłam

ramionami.

- To zwrot amerykański, idiom, nie można przetłumaczyć go dosłownie. Poza tym, nie dokończyłaś

odmiany

Page 41: White Kiersten - Paranormalność

czasowników i nie napisałaś opowiadania. - Popatrzyła na mnie smutnymi oczami. To spojrzenie mnie

zabijało.

- Przepraszam. - Pochyliłam głowę. - Wczoraj był taki wariacki dzień. Najpierw neutralizowałam

wampira, potem było włamanie do Centrum, Reth odwiedził mnie w nocy, a później nie mogłam

zasnąć.

- Zdaje się, że naprawdę miałaś ciężki dzień. Ale zadałam ci to tydzień temu... Mam nadzieję, że

następnym razem nie będziesz odkładać odrabiania lekcji na ostatnią chwilę?

- Hej, no, nie szalej, Char! - zawołałam. Teraz przynajmniej uśmiechnęła się trochę mniej smutnie.

Resztę poranka spędziłyśmy, odmieniając czasowniki (nuda) i rozmawiając w starym dobrym

espańol. Charlotte została na lunch, a potem przyszedł czas na mój popołudniowy trening.

Bud, mój nauczyciel walki wręcz i samoobrony, nie ustawał w próbach szkolenia mnie w walce z

nożem.

- Srebrne noże! Bolesne, a nawet śmiertelne dla niemal wszystkich paranormalnych!

- Taser! - odparowałam. - Zarąbiście różowy i świecący!

- Nie możesz polegać wyłącznie na technice. - Bud był człowiekiem, ale miałam wrażenie, że dorastał

w średniowieczu. Na pytanie, czy jest przystojny, mogłam odpowiedzieć, że jeśli nawet był, to jakieś

trzydzieści lat temu. - A ponieważ już o tym rozmawialiśmy, mam coś dla ciebie.

- Prezent? - ożywiłam się.

Skinął niechętnie głową, na jego twarzy malowała się irytacja. Wyjął coś zawiniętego w materiał,

rozwinął. Ujrzałam wąski sztylet z jasnoróżową perłową rękojeścią.

- O rany! - zawołałam, biorąc go do ręki.

- Słowo daję, nie wierzę, że zrobiłem różowy nóż...

Page 42: White Kiersten - Paranormalność

- Jaki śliczny! Uwielbiam go! Nareszcie odpowiedni towarzysz dla mojej Tasey! - Szybko objęłam

Buda. Zawsze działało mu to na nerwy, ale teraz chyba odetchnął z ulgą, że w końcu zgodziłam się

przyjąć nóż. - O rany, jak ja go nazwę?

- Bez względu na to, jakie imię mu nadasz, błagam, nie informuj mnie o tym. Po prostu trzymaj go w

pochwie przy pasie.

Wzięłam od niego czarną pochwę i spytałam:

- Mógłbyś mi zrobić jeszcze jedną, brązową? I różową? Warczenia, jakim Bud wygonił mnie z sali

treningowej,

nie powstydziłby się żaden wilkołak.

Miałam plany na resztę popołudnia i liczyłam, że Raquel wybiera się na jakieś spotkania, była

przecież jedną z szych MANIR Kiedyś myślałam, że zajmuje się tylko mną, a potem okazało się, że

prowadzi całe Centrum i jest odpowiedzialna za wszystkie akcje. Ja byłam tylko jej ulubionym

pracownikiem. Albo najbardziej użytecznym.

Myśl o Lendzie nie opuszczała mnie przez cały dzień. Wydawał się najbardziej interesującą istotą,

jaką w życiu poznałam. Poszłam prosto do aresztu, stanęłam przed jego celą i wytrzeszczyłam oczy.

Nie było go tam, ani w niemal niewidzialnej postaci, ani w ogóle. Nie spodobało mi się to.

Na końcu długiego korytarza stał Jacques, gdy mnie zobaczył, podszedł.

- Nie powinnaś tu przychodzić, Evie.

- Wiem, wiem. Gdzie jest Lend? - Rany, a jeśli go wypuścili? Nie, mało prawdopodobne, przecież

włamał się do Centrum. Nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek kiedykolwiek to zrobił. Może

znalazł się przez to w większych tarapatach, niż mi się wydawało, może coś mu zrobili? Jednak

racjonalna część mojego umysłu doszła do wniosku,

Page 43: White Kiersten - Paranormalność

że chodził raczej o to, że Lend jest niebezpieczny, dlatego umieścili go gdzie indziej.

Jacques wzruszył ramionami.

- Raquel kazała go przenieść.

- Czemu?

- Nie mamy tu warunków do długiego pobytu, brak łóżek, łazienki...

- No tak... - To miało sens. - To gdzie on jest? Wilkołak pokręcił głową.

- Przykro mi bardzo, ale nie mogę ci powiedzieć. - Jego czarujący zazwyczaj francuski akcent teraz

działał mi na nerwy.

- Nie możesz?

- Raquel zakazała.

Nadęłam się. To było nie fair! Odwróciłam się na pięcie i poczłapałam do gabinetu Raquel. Właśnie

miałam przyłożyć dłoń do płytki, gdy drzwi się otworzyły.

- O, dobrze, że jesteś - stwierdziła Raquel.

- Co się dzieje z...

- Mam dla ciebie zadanie. Ruszasz od razu, transport czeka.

- Co się stało?

- Aktywność wampirów w Stambule. Mamy namiar, ale musisz się spieszyć.

- Ja... Dobra.

Pobiegłyśmy do mojego pokoju, złapałam torbę z bransoletkami śledzącymi. Tasey zawsze miałam

przy sobie, teraz towarzyszył jej również sztylet.

- Nie jestem odpowiednio ubrana do kuszenia wampirów - zauważyłam. Miałam na sobie dżinsy i

bluzkę z dekoltem w serek i długimi rękawami. Włosy związałam w kucyk.

Page 44: White Kiersten - Paranormalność

- Wyglądasz bardzo dobrze - powiedziała Raquel, zabrzmiało to nieszczerze. - Masz odsłoniętą szyję,

a to najważniejsze.

Właśnie dochodziłyśmy do punktu transportowego, gdy przypomniałam sobie o Lendzie.

- Dlaczego nie chcesz, żebym wiedziała, gdzie jest Lend? Raquel przewróciła oczami i westchnęła:

„To naprawdę

nie jest najlepsza chwila..."

- To nie twoja sprawa.

Drzwi od pokoju transportowego się otworzyły i wyszła elfka. Nie widziałam jej od lat i teraz mój

żołądek ścisnął się nerwowo. Poczułam się winna. Wszyscy ludzcy pracownicy Centrum mieli

obowiązek zapamiętać dwa elfie imiona. Elfy były przypisywane danemu pracownikowi losowo, więc

żaden z nich nie miał do obsługi zbyt wielu ludzi. Ta elfka była przypisana do mnie, a ja nie

potrafiłabym przypomnieć sobie jej imienia nawet za cenę życia.

Miałam dziesięć lat, gdy podano mi jej imię. Usłyszałam jednocześnie, że mam używać go wyłącznie

w razie absolutnej konieczności, oraz dowiedziałam się, jaka śmierć mnie czeka, jeśli coś spartolę.

Dość traumatyczne przeżycie. Nic dziwnego, że - zestresowana - zapomniałam jej imienia. Powinnam

o nie później zapytać, ale było mi wstyd, poza tym Raquel mogłaby się wkurzyć.

Elfka nie zaszczyciła mnie spojrzeniem.

- Masz lokalizację? - spytała Raquel, elfka skinęła głową. Jej czerwone włosy odcinały się ostro od

kremowobiałej cery. Jak wszystkie elfy, była nieziemsko piękna. Wyciągnęła rękę, jej postać rozmyła

się na chwilę, gdy pojawiała się iluzja. Elfy miały obowiązek nałożenia iluzji w trakcie transportu na

wypadek, gdyby zobaczył je jakiś człowiek. Ten, kto raz zobaczył elfa, już nigdy go nie zapomni.

Teraz

Page 45: White Kiersten - Paranormalność

włosy elfki stały się kasztanowe, twarz zyskała bardziej ludzkie proporcje, oczy jakby zbliżyły się do

siebie. Nadal była piękna, ale teraz już normalnie. No, chyba że się jest mną i widzi się przez iluzję.

Podeszłam do niej i wzięłam ją za wyciągniętą rękę. Była ciepła, ale inaczej niż dłoń Retha. Na pustej

ścianie przed nami pojawił się lśniący zarys drzwi. Weszłyśmy w czerń. Skoncentrowałam się

wyłącznie na trzymaniu jej za rękę i po prostu szłam przed siebie. W pewnym momencie odezwała się

- co mnie zdumiało, bo elfy zwykle nie zniżają się do rozmawiania ze śmiertelnikami. No, chyba że

akurat próbują jakiegoś porwać.

- Ach, należysz do Retha - zauważyła. Jej głos brzmiał nieharmonijnie, ale był w jakiś niesamowity

sposób słodki, jakby deszcz szkła spadał na beton.

Potknęłam się i omal nie upadłam. Uścisk dłoni nie zelżał.

- Nie, nie należę. - No naprawdę, jakby te ich ścieżki nie były wystarczająco odjechane! Skąd ten

pomysł?

Zaśmiała się - jeszcze więcej szkła, które jeszcze szybciej spadało. W tym momencie poczułam

chłodne nocne powietrze i otworzyłam oczy. Stałyśmy w ohydnym zaułku między dwoma szarymi

kamiennymi budynkami. Szybko puściłam rękę elfki, wytarłam dłoń o spodnie. Jej oczy jarzyły się

pod narzuconą iluzją, wargi wykrzywiły w uśmiechu sugerującym okrucieństwo. Wzdrygnęłam się.

- Znajdziesz go na targu - powiedziała, wskazując ręką aleję.

- Wielkie dzięki - mruknęłam, odwracając się i wychodząc z zaułka. Miałam nadzieję, że gdy będę

wracać, przyślą inną elfkę. Do licha, miałam nadzieję, że przyślą samolot! Miałam powyżej uszu

podróżowania z elfami. Stawały się coraz bardziej natrętne.

Page 46: White Kiersten - Paranormalność

To był typowy wschodni targ, rozległy, tłoczny, pod gołym niebem. Na szczęście wyglądał na miejsce

tłumnie odwiedzane przez turystów i nie rzucałam się w oczy.

Powietrze wypełniały kuszące aromaty przypraw, których nie znałam. Dzisiaj nie było Easton

Heights, więc nie musiałam się spieszyć. Kręciłam się, udając, że interesują mnie rozłożone towary,

ale tak naprawdę przyglądałam się ludziom. Takie klimaty podobały mi się znacznie bardziej od

łażenia po cmentarzu. Właściwie nie ma żadnego powodu, żeby wampiry włóczyły się pomiędzy

grobami, robią to tylko dlatego, że kupiły całą tę popkulturową gadkę o tym, jak powinny się

zachowywać. Poza tym, jak dla mnie cmentarze są nudne i samotne, a tutaj mogłam się pokręcić i

popatrzeć na ludzi. Ludzie, zwykli, normalni ludzie, fascynowali mnie. Turyści i tubylcy tworzyli

niesamowitą mieszankę dżinsu i jedwabiu, czapek z daszkiem i czarnych włosów.

Poza tym mogłam pobyć trochę sama. Na początku zawsze ktoś mi towarzyszył, przeważnie Jacques,

ale przez ostatnie dwa lata wysyłali mnie samą na proste akcje. Wampiry nie stanowiły zagrożenia,

jeśli się wiedziało, co robić. Gdy miałam zająć się czymś bardziej niebezpiecznym, dostawałam

wsparcie.

Chłopak ze straganu z biżuterią zawołał do mnie w łamanym angielskim. Był Turkiem, całkiem

przystojnym, w samym środku okresu dojrzewania. Już miałam przystanąć i udawać klientkę, gdy

kątem oka dostrzegłam, że mija mnie coś... nieludzkiego. Rzuciłam sprzedawcy uśmiech pełen żalu,

odwróciłam się i poszłam za podejrzanym. Rzut oka wystarczył, aby zyskać pewność. Pod iluzją gę-

stej ciemnej grzywy widniały kosmyki prawdziwych włosów, przyklejonych do pomarszczonej,

pokrytej plamami czaszki.

Page 47: White Kiersten - Paranormalność

Nie wyglądało, żeby kogoś śledził, po prostu szedł przez targ zdecydowanym krokiem; musiałam

prawie biec, by go nie zgubić. W końcu wszedł do opuszczonego budynku niemal na końcu placu.

Odczekałam jakieś trzydzieści sekund i poszłam za nim. Wąski, krótki korytarz prowadził do

jedynych drzwi. Wyjęłam paralizator, zrobiłam krok do przodu i otworzyłam je kopniakiem, wpadając

do środka.

Wampir, za którym szłam, odwrócił się i spojrzał na mnie... Podobnie jak dwadzieścia innych

wampirów.

- O, bip - szepnęłam.

Page 48: White Kiersten - Paranormalność

Nie ma jak w domu

Z jednym wampirem poradziłabym sobie śpiewająco. No dobra, dałabym radę nawet pięciu naraz, w

końcu to tylko wyschnięte zwłoki. Ale dwudziestu?! Nie podobało mi się to. Co tu się działo, przecież

wampiry są z natury odlud-kami! To było dziwne. I na pewno bardzo nie w porządku.

Uśmiechnęłam się z udawanym zakłopotaniem. Nie wiedzieli przecież, że ja wiem, kim są.

- O kurczę, szukam teatru... Chyba pomyliłam budynek. Może gdybym cofnęła się szybko do drzwi, a

potem...

Trzask! Cztery następne wampiry weszły za mną i zamknęły drzwi. Sięgnęłam do pasa i wcisnęłam

przycisk alarmowy na komunikatorze. A potem wyciągnęłam taser, odetchnęłam głęboko i zrobiłam

surową minę.

- Aresztuję was na podstawie paragrafu 3.7 Międzynarodowego Porozumienia w sprawie Nadzoru nad

Istotami Paranormalnymi, protokół dla wampirów. Macie obowiązek zgłosić się do najbliższego

biura...

- Jesteś z MANIP? - zapytał jeden z wampirów, pozostałe poruszyły się nerwowo.

- Tak. Ustawcie się w szeregu do zaobrączkowania -zażądałam, spodziewając się wybuchu śmiechu.

Page 49: White Kiersten - Paranormalność

- Nie masz zamiaru nas zabić? - zdziwił się ten sam wampir, przyglądając mi się podejrzliwie.

- Dlaczego każdy mnie o to pyta? - No naprawdę, czy wyglądam na psychopatycznego zabójcę? Może

to te różowe tenisówki... Albo kolczyki w kształcie serca?

Wampiry odwróciły się do siebie i zaczęły szeptać, a ja przesunęłam się odrobinę w stronę drzwi, cały

czas trzymając Tasey przy boku i raz po raz wciskając przycisk alarmowy na komunikatorze. Lish

powinna to zauważyć i przysłać wsparcie, nigdy przedtem mnie nie zawiodła... Ale jeśli nie

odpowiedzą na wezwanie natychmiast, będę musiała zrobić to, czego absolutnie nie chciałam zrobić.

Od wolności dzieliło mnie już tylko kilkanaście centymetrów, gdy wampiry odwróciły się do mnie.

Ten, który przemawiał do tej pory, wysoki, z iluzją kędzierzawego przystojniaka, pokręcił głową.

- Przykro mi. - Obnażył kły w przepraszającym uśmiechu. - Cieszymy się, że nie jesteś tym, co na nas

poluje, ale Agencja nie należy do grona naszych przyjaciół. No i zgłodnieliśmy.

- No jak to, tak bez flirtu? - spytałam, usiłując zyskać na czasie. - Nawet nie próbujecie być sexy?

Pomyślcie o tych wszystkich zawiedzionych wielbicielach wampirów! - Wyjęłam srebrny sztylet,

żałując jednocześnie, że nie przykładałam się bardziej do nauki walki nożem. - Mam propozycję,

wypuśćcie mnie, a przysięgam, że nikomu nie powiem, że brak wam uroku.

- Nic z tego, mała.

- No dobra. - Uniosłam ręce, w jednej miałam nóż, w drugiej Tasey. - W takim razie możemy uznać, że

jednak jestem tu po to, by was zabić...

Page 50: White Kiersten - Paranormalność

Gdybym tylko zdołała się przez nich przebić, gdybym wydostała się z tego pomieszczenia, na pewno

udałoby mi się uciec...

Trzech rzuciło się na mnie. Zaczęłam dziko machać rękami. Dwóch uderzonych paralizatorem padło

na ziemię. Trzeci próbował złapać mnie za ramię, ale chlasnęłam go nożem i odskoczył, wyjąc z bólu.

Skoczyłam do drzwi. Były zamknięte. Odwróciłam się i oparłam o nie plecami.

- Wszyscy naraz! - zawołał przywódca i w jednej chwili wyciągnęło się do mnie kłębowisko rąk. Z

wierzchu delikatne ludzkie ciało, pod nim gnijące zwłoki. Walczyłam jak lew, ale nie miałam szans

przy takiej przewadze liczebnej. Przyszpilenie mnie do ściany zajęło im zaledwie kilka sekund. Nadal

ściskałam taser i nóż, ale nie mogłam ich użyć. Przywódca stał tuż przede mną. Za wszelką cenę

usiłowałam skoncentrować się na jego iluzji, ale nic z tego. Widziałam tylko białe, pozbawione źrenic

oczy, wpatrujące się we mnie z głębi oczodołów. Wampir uśmiechnął się, a ja miałam ochotę się

rozpłakać.

Chyba tym razem pomoc przyjdzie za późno...

- Nie będziesz krzyczeć? - szepnął, nachylając się do mnie i sunąc martwymi wargami po mojej szyi.

Poczułam, jak jego usta rozchylają się, i zamknęłam oczy. W jednej chwili powróciło tamto dziecięce

przerażenie z pierwszego spotkania z wampirem. To koniec, nikt mnie już nie uratuje. Samotna łza

spłynęła po moim policzku.

- Lorethan! - zawołałam nagle. Wampir zawahał się, najwyraźniej nie było to to, czego się spodziewał.

- Potrzebuję cię! Już!

Wahanie wampira wystarczyło, by ocalić mi szyję. W pomieszczeniu eksplodowało białe światło,

wampiry cofnęły

Page 51: White Kiersten - Paranormalność

się odruchowo. Czyjeś ręce zamknęły się wokół mojej talii i wciągnęły mnie w ciemność.

- Wezwałaś mnie... - wymruczał Reth do mojego ucha, trzymając mnie mocno w nicości. -

Wiedziałem, że w końcu to zrobisz. - W jego głosie dźwięczały radość i triumf. Przysięgałam, że

nigdy więcej nie użyję jego prawdziwego imienia, nigdy go nie zawołam. I co? Właśnie zanegowałam

wszystkie rozkazy trzymania się ode mnie z daleka. I jak mogłam, jak mogłam powiedzieć, że go

potrzebuję?! Teraz będzie mógł to dowolnie interpretować! Ale na samo wspomnienie dotyku warg

wampira wzdrygnęłam się. Niefortunny dobór słów nie miał większego znaczenia.

- Po prostu zabierz mnie do domu, dobrze?

Objął mnie mocniej, przywierając do moich pleców. Czułam bicie jego serca, uderzało mocno, ale

bardzo powoli.

- A więc do domu. - Zaśmiał się swoim srebrzystym śmiechem.

To powinno mi dać do myślenia...

Cały czas zaciskając powieki, usiłowałam nie zwracać uwagi na jego ciało, przywierające do mnie.

Seks i cała ludzka fizyczność nie miały dla elfów żadnego znaczenia. Jednak chętnie wykorzystywały

je do manipulacji, a Reth doskonale wiedział, jak bardzo zależy mi na kontakcie. Jakimkolwiek

kontakcie. W dzieciństwie nikt nie poświęcał mi uwagi i on wiedział - lepiej niż Raquel, lepiej niż

Alishia, lepiej niż ktokolwiek inny - jak bardzo jestem samotna. Nienawidziłam go za to.

Spodziewałam się, że weźmie mnie za rękę i zaczniemy iść, ale zamiast tego poczułam delikatną

bryzę, a potem zrobiło się jasno i ciepło. Otworzyłam oczy i zobaczyłam pokój. Nie mój. Delikatne

światło płynęło nie wiadomo skąd, eleganckie meble poustawiano na chybił trafił, ściany

Page 52: White Kiersten - Paranormalność

wyglądały jak solidne nagie skały. Było tu mnóstwo aksamitu i jedwabiu, głęboka czerwień i

królewska purpura ze złotymi akcentami. I ani śladu drzwi.

- Powiedziałam: „do domu"!

- Ale nie sprecyzowałaś, do czyjego. - Zaśmiał się znowu.

Wściekła i zbyt zmęczona, by znosić kolejne elfie wygłupy, już otworzyłam usta, żeby powiedzieć

mu, gdzie dokładnie ma mnie zabrać i dokąd będzie mógł pójść zaraz potem. Nie byłam pewna, czy

elfy są w stanie wykonać polecenie: „Idź do diabła", ale miałam zamiar to sprawdzić. Jednak zanim

zdołałam powiedzieć choćby słowo, uniósł smukłą rękę i pogładził moją szyję.

- Ciii... - szepnął.

A ja straciłam głos. Nie, nie chodziło o to, że zachrypłam i nie mogłam wydobyć głosu. Mój głos po

prostu zniknął. Nie mogłam krzyczeć ani nawet szeptać. O, chciałabym dorwać tego geniusza, który

uznał, że można zapanować nad elfami! Z przyjemnością kopnęłabym go w jakieś bardzo czułe

miejsce. Wyrwałam się z objęć Retha i odskoczyłam tak, żeby jedna z tych antycznie wyglądających

kanap znalazła się między nami.

- Oddaj mi głos - rozkazałem samymi wargami. Reth uśmiechnął się do mnie. Jego oczy lśniły złotem

dojrzałej pszenicy, włosy miały niemal ten sam odcień. Wszytko w nim było złote, z wyjątkiem

śmiechu, ten zawsze był srebrny. Nie chciałam wpatrywać się w jego twarz, obawiając się, że potem

mogę już nie zechcieć patrzeć na nic innego, ale wolałam nie spuszczać go z oczu. Już było po mnie.

- Evelyn... - W jego ustach moje imię brzmiało jak pieszczota. - Czemu ze mną walczysz? Przecież

chcesz ze mną być... A ja nie pragnę nikogo innego już na zawsze...

Page 53: White Kiersten - Paranormalność

Po moich plecach przebiegł dreszcz. Reth na pewno zabrał do krainy elfów całe mnóstwo śmiertelnych

dziewcząt, choć wiedział, że ludzie nie są wieczni. Czego chciał teraz? Albo manipulował mną, co

było bardzo prawdopodobne, albo planował coś naprawdę przerażającego.

- Dlaczego? - zapytałam bezgłośnie. Wiedziałam, że mówi szczerze. Naprawdę mnie pragnął.

I dlatego było mi tak trudno - niewiele osób w ogóle mnie pragnęło. Nawet moi rodzice porzucili

mnie, gdy byłam niemowlęciem.

Reth usiadł z gracją. Na niewielkim stoliku z wygiętymi nóżkami stały kryształowa butelka i dwa

puchary. Nalał do obu przezroczystego płynu i podał mi jeden z nich.

- Napijesz się?

Pokręciłam głową. Nie byłam głupia. Nigdy, przenigdy nie przyjmuj poczęstunku od elfów,

zwłaszcza na ich terenie. Możesz już nigdy go nie opuścić.

Nieco skonsternowany Reth napił się sam, a ja zastanawiałam się intensywnie, co teraz zrobić, skoro

nie mogę wydać mu rozkazu i w końcu, skończona idiotka, uzmysłowiłam sobie, że przecież ciągle

mam paralizator i nóż. Że ściskam je tak mocno, że aż mnie ręce bolą. Zasłonięta kanapą, dyskretnie

odłożyłam taser (w przypadku elfów i tak nie ma z niego większego pożytku) i wolną ręką znów

wcisnęłam przycisk alarmowy. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie jesteśmy, miałam za to nadzieję,

że gdzieś, gdzie Lish zdoła wysłać pomoc.

- Nie jesteś zmęczona tym ciągłym uczuciem zimna? -zapytał. Znowu próbował psychologicznych

gierek. - Zimna i samotności? A przecież nie musisz tego czuć... Mamy coraz mniej czasu... - Jego

oczy były jak bursztynowe jeziora, bezdenna głębia, w której możesz utonąć. - Zatańcz ze mną....

Page 54: White Kiersten - Paranormalność

Zacisnęłam powieki. Miał rację. Byłam taka zmęczona... Byłam samotna przez całe moje życie.

Rodziny zastępcze, Centrum... Co za różnica? Dlaczego się opierałam? Poczułam jego dłoń na mojej,

była taka ciepła... Ciepło zaczęło sunąć w górę mojej ręki, powoli i nieuchronnie. Dlaczego miałabym

nie oddać mu mojego serca, mojej duszy? Skoro nikt inny ich nie chciał...

Wyczuł moją kapitulację i przyciągnął mnie bliżej.

- Jestem wszystkim, czego potrzebujesz, ukochana. Pozwól, że cię wypełnię...

Jest wszystkim, czego potrzebuję... Uniosłam powieki i spojrzałam w złote oczy Retha... I wtedy z

głębin pamięci wypłynął obraz innych oczu, przejrzystych jak woda. Nie mam pojęcia, dlaczego

pomyślałam o Lendzie, ale to wystarczyło. Odsunęłam się i uniosłam srebrny nóż, trzymając go

między nami niczym talizman.

Reth wyglądał na zaskoczonego i rozgniewanego.

- Co ty wyprawiasz, mała? - Nie puścił mojej ręki, ale teraz potrafiłam już oprzeć się uczuciu ciepła.

Dotarło do mojego ramienia, zwalniając. - Nie rozumiesz, co pragnę ci dać?

Przysunęłam ostrze noża płazem do jego piersi, puścił moją rękę, cofając się o krok. Przeciwko elfom

najlepsze jest żelazo, ale za srebrem też nie przepadają.

- Wystarczy - powiedziałam samymi wargami, pokazując moją szyję. Rzucił mi ostre spojrzenie,

zrobił ruch ręką. Gardło mnie załaskotało.

- Dlaczego mi się opierasz?

- Bo jesteś świrem! Nie chcę tego! Nie należę do ciebie i nigdy nie będę należeć!

Na jego doskonałej twarzy pojawił się półuśmiech.

- Mylisz się.

Page 55: White Kiersten - Paranormalność

- Ha, mój srebrny nóż jest innego zdania. A teraz...

- Zabrać cię do domu?

Skinęłam głową, a na jego twarzy rozkwitł uśmiech.

- To nie był rozkaz, a ty musisz czasem spać - powiedział i zniknął, zanim zdążyłam wydać mu rozkaz.

W powietrzu nadal dźwięczał jego perlisty śmiech.

Słowo daję, zaczynałam już tęsknić za wampirami.

Page 56: White Kiersten - Paranormalność

Elfio głupi

Wrzasnęłam za nim, żeby wracał, a potem usiadłam ciężko na jednej z sof. Miał rację, byłam

wykończona. Brak snu w nocy, potem aktywny dzień i stresujący wieczór. Jeśli zasnę, nie zdołam

utrzymać noża w ręku. A jeśli nie zdołam utrzymać noża...

To właśnie był problem. Nie wiedziałam, co Reth chciał mi zrobić. I wolałam się nie dowiadywać.

Nie zdziwiłam się, że mój komunikator nie miał tu zasięgu. Nie byłam nawet pewna, czy technicznie

rzecz biorąc, nadal jestem na Ziemi. Kraina elfów współistnieje z naszą rzeczywistością, przecinając

się z nią w czasie i przestrzeni oraz innych nudnych, i bardzo fizycznych aspektach, którymi nigdy

przedtem się nie interesowałam. Krainę elfów i walkę na noże dodałam do listy rzeczy, którym od tej

pory będę poświęcać więcej uwagi.

Mogłabym wezwać go ponownie, używając jego prawdziwego imienia, a on musiałby przyjść. Tylko

że do tej pory działało to aż nazbyt dobrze. Cierpłam na samo wspomnienie swoich słów. Potrzebuję

cię? Reth potraktował to jako rozkaz, mało tego, nadawał mu taki sens, jaki mu odpowiadał. Jeśli go

wezwę i zaneguję swój poprzedni rozkaz, on może

Page 57: White Kiersten - Paranormalność

znów odebrać mi głos albo zinterpretować nowy rozkaz po swojemu. Jeśli wydasz elfowi sprzeczne

rozkazy, on nie może ich wykonać i robi coś kompletnie innego. I zawsze nieprzyjemnego. Ale się

wpakowałam.

Elfy są najbardziej przebiegłymi istotami na świecie. MANIP (jeszcze zanim stała się MANIP i była

AANIP) całe dziesięciolecia zajęło znalezienie elfa i poznanie jego prawdziwego imienia. Używano

dziewcząt jako przynęty. Dziesiątki młodych, ładnych dziewczyn przepadło bez wieści, aż w końcu

jednej udało się poznać tę wielką tajemnicę.

Elfy są niewrażliwe na alkohol, ale ku zdumieniu dziewczyny - i zgubie elfów - bardzo podatne na

dwutlenek węgla. Po dużej dawce coli dziewczyna poznała prawdziwe imię jednego jedynego elfa.

Dzięki temu mogła zmusić go do wykonania swoich rozkazów i wyjawienia imion innych elfów, które

z kolei zostały zmuszone do wyjawienia imion kolejnych elfów. Dzięki temu powstał Wielki Katalog

Elfów i Operacji Kontroli '95.

Brzmi to bardzo imponująco, ale rzeczywistość jest znacznie bardziej mroczna. Wiele osób

pracujących nad tym projektem zginęło lub zostało uznanych za zaginionych, a ponieważ elfy strzegą

swoich prawdziwych imion nawet przed współbraćmi, udało się poznać zaledwie ich niewielki

ułamek. Poza tym Agencja nie zdołała i pewnie już nigdy nie zdoła przyswoić sobie pewnej

oczywistej prawdy. Nie da się kontrolować elfów. Nie - Da - Się. Elfy nie są logiczne ani racjonalne,

nie działają i nie postępują według naszych praw, fizycznych, socjalnych, emocjonalnych, drogowych

ani żadnych innych. Mają własne cele i są znacznie bardziej inteligentne, nie mówiąc już o tym, że

poznając ich imiona i używając ich, kombinujemy (my, czyli arogancka Agencja)

Page 58: White Kiersten - Paranormalność

z paranormalną magią, znacznie głębszą i znacznie bardziej potężną niż jesteśmy to sobie w stanie

wyobrazić.

Rozmyślałam nad tym wszystkim, siedząc na kanapie Retha, uwięziona w elfiej krainie. Jednocześnie

zastanawiałam się, jak długo wytrzymam bez snu, jedzenia czy picia albo korzystania z toalety, której

nigdzie tu nie widziałam. Nieśmiertelne głupki! Czy magia elfów naprawdę była warta całego tego

bajzlu i ryzyka?

Musiał być jakiś sposób, żeby się stąd wydostać! Nie mogę i nie będę znów wzywać Retha. I tak nie

pozwoliłby mi stąd wyjść... Ale nie było innej drogi ucieczki niż ścieżki elfów.

Ha, inny elf! To było to! Imion elfów, do których byłam przypisana, należało używać jedynie w

ostatecznej konieczności, ale jak dla mnie to była wystarczająca ostateczność. Już otworzyłam usta... I

zamarłam.

Nadal nie mogłam sobie przypomnieć imienia tamtej elfki. Elfie imiona zawsze są strasznie dziwne, a

ja, przerażony dzieciak, byłam wtedy zupełnie zblokowana. Leżałam teraz na plecach na kanapie i

patrzyłam w sufit połyskujący kryształkami. Patrzyłam na nie, wytężając umysł i usiłując

przypomnieć sobie imię czerwonowłosej elfki.

Kryształy odbijały światło płynące z niewiadomego źródła, układając się w jakiś wzór, w coś

znaczącego... Teraz widziałam nawet jakby kolory. Wydawało mi się, że próbują mi coś przekazać.

Jeśli tylko będę wpatrywać się w nie wystarczająco długo, wystarczająco mocno, jeśli nie będę myśleć

o niczym innym. Jeśli zamknę oczy i nie będę myśleć, wszystko się ułoży...

- Nie! - Usiadłam gwałtownie, mrugając. Żadnego gapienia się w sufit.

Jak brzmiało jej imię? Wiedziałam, że je znam... A potem nagle sobie przypomniałam. To była ta

elfka, którą

Page 59: White Kiersten - Paranormalność

Lend zmusił do wprowadzenia go do Centrum. Fehl! A jej prawdziwe imię...

- Denfehlath! - wykrzyczałam triumfalnie. Po kilku sekundach na ścianie pojawił się zarys drzwi, do

pokoju weszła elfka, ciągle z tym samym znudzonym wyrazem twarzy.

- O? - Zmarszczyła brwi.

Zerwałam się, podekscytowana, ale wyhamowałam, nim znów powiedziałam coś głupiego. Tym

razem musiałam być ostrożna. I konkretna.

- Proszę, zabierz mnie do Centrum MANIP, gdzie mieszkam. - i wzięłam ją za wyciągniętą rękę.

- Stój! - zawołał Reth, pojawiając się za nami. Odwróciłam się do niego, nie puszczając ręki Fehl. -

Ona jest moja!

Fehl rzuciła mu krótki uśmiech.

- Wydała imienny rozkaz. Nie mam wyjścia.

Złote oczy Retha płonęły wściekłością. Kolejna cecha elfów - wybuchowość. Do tej pory tylko raz

widziałam, jak Reth wychodzi z siebie. I tamta scena przekonała mnie, żeby dać sobie z nim spokój.

- No, chodźmy już. - Pociągnęłam elfkę za rękę. Nastrojowe światło w pokoju zmieniło się, teraz

wszystko zdawało się płonąć złowieszczym czerwonym blaskiem.

Weszłyśmy przez drzwi na ścieżki elfów. Bardziej przerażona tym, co było za mną, niż tym, co wokół

mnie, tym razem nie zamknęłam oczu. Fehl ściskała moją rękę aż do bólu, na jej twarzy malowały się

czysta wściekłość i złośliwe zadowolenie. Zastanawiałam się, o co tu chodziło. Między tym dwojgiem

wyraźnie coś się działo. Zresztą, co mnie to obchodzi, niech sobie robią, co chcą, byle tylko Fehl

dostarczyła mnie do domu.

I wtedy wpadłam na wspaniały pomysł.

- Czy możesz otworzyć drzwi w pokoju Lenda?

Page 60: White Kiersten - Paranormalność

Rzuciła mi spojrzenie ostre jak nóż. Dziwne, że nie zaczęłam krwawić. Jeszcze kilka kroków i przed

nami pojawiły się białe linie. Wypchnęła mnie i zniknęła w czerni.

Pomieszczenie miało te same nudne kolory, co reszta Centrum. Drzwi do małej łazienki stały

otworem, pokój był kwadratowy z szarym łóżkiem pod ścianą. Lend, nadal nosząc moją postać,

właśnie na nim siedział. Spojrzał na mnie i na jego-mojej twarzy pojawiło się zaskoczenie, potem

oderwał ode mnie wzrok i usłyszałam głos Raquel.

Cofnęłam się pod ścianę. Raquel musiała stać na korytarzu. Nie widziałam jej, a po braku jej reakcji,

zrozumiałam, że ona też mnie nie widzi. Nie przyłapała mnie, na razie. No i teraz wiedziałam, gdzie

trzymali Lenda. Czasem jednak te elfy na coś się przydają.

- ...byłoby znacznie łatwiej, gdybyś po prostu udzielił nam kilku prostych informacji. Zastanów się

nad tym -dokończyła Raquel i usłyszałam kłapanie jej czółenek, gdy oddalała się w głąb korytarza.

Lend w mojej postaci popatrzył na mnie i uniósł pytająco jedną brew.

- Hej, to nie fair! - wyszeptałam. Nie potrafiłam unieść tylko jednej brwi i to wcale nie dlatego, że nie

próbowałam. Lend nie zrozumiał, więc wskazałam moje brwi i pokręciłam głową. Uśmiechnął się i

zmienił wygląd. Teraz znów był tym ciemnowłosym i ciemnookim przystojniakiem.

- Co tu robisz?

Wzruszyłam ramionami i usiadłam na podłodze pod ścianą.

- Pomyślałam, że wpadnę z wizytą.

- Coś podobnego.

- Prawda? Nudzi mi się.

Page 61: White Kiersten - Paranormalność

- Mnie również. - Zapadła długa cisza. - Wpadłaś na dłużej?

- Raczej nie. Chyba wszyscy myślą, że zaginęłam.

- Raquel wyglądała, jakby miała zszargane nerwy. Westchnęłam.

- Tak, chyba muszę jej szybko powiedzieć, że jednak żyję. - Ale nie ruszyłam się z miejsca.

- Wyglądasz na zmęczoną - Na chwilę zmienił się we mnie, pokazując mi ciężkie powieki i ciemne

kręgi pod oczami.

- Dzięki, stary, uwielbiam, jak ludzie mi to mówią. Dlaczego po prostu nie powiesz, że wyglądam jak

upiór?

Zaśmiał się i znów przemienił w przystojnego chłopaka;

- Nadal nie potrafię uchwycić koloru twoich oczu.

- Jestem oryginalna - odparłam wesoło.

- I to bardziej niż ci się wydaje.

- Co to miało znaczyć? Wzruszył ramionami.

- Tylko to, że nigdy nie spotkałem człowieka, którego nie potrafiłbym dokładnie skopiować.

Wstałam, patrząc na niego groźnie.

- Słuchaj, Wodny Chłopcze, jedynym paranormalnym w tym pokoju jesteś ty.

- Skoro tak mówisz...

Byłam zbyt zmęczona, żeby słuchać tych bzdur. Spojrzałam na drzwi, szersze niż normalnie i otwarte

na oścież.

- Na czym polega ochrona w tym pokoju? Poruszył nogą z bransoletką na kostce.

- Jeśli przekroczę próg, włączy się alarm i to coś zadziała. Aha, czyli ja nie powinnam mieć żadnych

problemów.

- No to świetnie. Do zobaczenia. -1 wyszłam.

Nie znałam zbyt dobrze sekcji ochrony Centrum. Gdy paranormalni trafiali tutaj, moja praca się

kończyła. Na

Page 62: White Kiersten - Paranormalność

chybil trafił skręciłam w lewo i szłam korytarzem do znajomych sektorów. Jak się okazało, byłam

blisko Centrali. Gdy do niej dotarłam, zobaczyłam Raquel, krzyczącą na Lish:

- To jest nie do przyjęcia! Wilkołaki musiały tam coś znaleźć!

Lish dostrzegła mnie ponad ramieniem Raquel i wy-buchnęła płaczem. To znaczy, tak mi się

wydawało. Nigdy nie widziałam, żeby płakała, a teraz też nie zobaczyłam łez (przecież była pod

wodą), ale wyraz twarzy i ruchy ramion były bardzo wymowne.

Raquel odwróciła się i krzyknęła, biorąc mnie w objęcia:

- Nie zjadły cię!

- Nie, nie zjadły. - Uśmiechnęłam się, słysząc tę grę słów i powstrzymując własne łzy ulgi. Taka byłam

szczęśliwa, że znów tu jestem, razem z Raquel i Lish! Przez chwilę naprawdę myślałam, że już ich

nigdy nie zobaczę.

Odzyskując panowanie nad sobą, Raquel odsunęła mnie na długość ręki, nadal trzymając mnie za

ramiona.

- Co się stało, do licha? Gdzie ty byłaś? I dlaczego zabiłaś te wszystkie wampiry?

- Ja... Czekaj, co takiego? Zabiłam wampiry? Skinęła głową z surową miną. Jeśli jesteś pracownikiem

Agencji, zabijanie paranormalnych nie jest w porządku. Wszyscy paranormalni są zaklasyfikowani

jako gatunki zagrożone, więc nawet tych wyjątkowo paskudnych nie zabija się, a tylko neutralizuje.

- Nie zabiłam ich! Byli o włos od ugryzienia mnie, więc kilku sparaliżowałam, jeden oberwał

srebrnym nożem, ale jestem pewna, że żadnego nie trafiłam w serce!

- Jak się stamtąd wydostałaś? Utkwiłam wzrok w podłodze.

- Wezwałam Retha.

Page 63: White Kiersten - Paranormalność

Raquel wydała westchnienie pod tytułem: „To się robi bardziej skomplikowane, niż myślałam".

- Kto wobec tego załatwił dwadzieścia pięć wampirów?

Page 64: White Kiersten - Paranormalność

Hantle, chłopcy i różne zagadki

Gdv ekipa ratunkowa przybyła na miejsce - wyjaśniała Raquel - znalazła jedynie martwe wampiry.

- Załatwiono je kołkami? - spytałam.

- Nie wiemy, co je zabiło. Na ich ciałach nie ma żadnych śladów, nie wygląda na to, żeby

wykorzystano jakikolwiek znany sposób zabijania wampirów. A przede wszystkim, co oni tam w

ogóle robili?

- Nie mam bladego pojęcia. Szłam za moim wampirem, a potem wpadłam za nim do pokoju i wszyscy

już tam byli. Kilku szło za mną, weszli do środka i zamknęli drzwi... -Zmarszczyłam brwi, wytężając

pamięć. - Myśleli, że przyszłam tam, by ich zabić.

- Jesteś pewna, że nic nie zrobiłaś? - spytała Raquel, zmarszczka między jej brwiami się pogłębiła.

- Nic, prócz tego, że omal nie dałam się wyssać? Najzupełniej pewna.

Westchnienie, niemal to samo „dlaczego ja?", co wcześniej.

- No dobrze, a gdzie byłaś potem? Przetarłam dłonią oczy.

Page 65: White Kiersten - Paranormalność

- Nawaliłam. I to bardzo. Nie wiedziałam, co robić, pomoc nie przybywała i myślałam, że już po

mnie... Dlatego wezwałam Retha.

- I bardzo dobrze, właśnie po to dostajecie imiona. Pokręciłam głową.

- To nie wezwanie było problemem... Wszystko wydarzyło się tak szybko, czułam na szyi kły wampira

i... wzywając Retha, zawołałam: „Potrzebuję cię!"

Raquel nie patrzyła już ze zrozumieniem, teraz wyglądała raczej na nieźle wkurzoną. Dając

pracownikom imiona elfów, MANIP jednocześnie zmusza ich do odbycia corocznego

dwutygodniowego - dwutygodniowego! - szkolenia, na którym uczy ich prawidłowego formułowania

i używania rozkazów imiennych. „Potrzebuję cię" było szczytem głupoty.

- „Potrzebuję cię?" To właśnie powiedziałaś? To był twój rozkaz imienny?

- Nie wściekaj się. - Prawie miałam łzy w oczach. - Wierz mi, zapłaciłam już za to z nawiązką.

Powiedziałam, żeby zabrał mnie do Centrum, do mojego mieszkania, a on zabrał mnie do swojego

domu. I znowu próbował odebrać mi serce.

- Evie, kochanie, wiem, że miałaś już przejścia z Rethem, ale on nie może tak po prostu odebrać ci

serca. To tak nie działa.

Tego już było za wiele. Po tym wszystkim, co przeszłam, znów mi mówiła, że to wcale nie dziwactwa

elfów, tylko moja wyobraźnia. No tak, ona nigdy nie czuła tego ciepła, nie czuła, jak się w nią wsącza,

jak otacza jej serce, jak chce je pożreć. Skąd mogła wiedzieć, jak to jest? Miałam dość traktowania

mnie jak głupią dziewczynkę, która ciągle ma obsesję na punkcie byłego chłopaka.

- Nieważne - warknęłam. - Idę spać.

Page 66: White Kiersten - Paranormalność

Odwróciłam się na pięcie i wyszłam szybkim krokiem, nie żegnając się z Lish. Wiedziałam, że mi

współczuje, ale wiedziałam też, że nawet ona nie rozumie.

Nikt mnie nie rozumiał. No dobra, inaczej. Reth rozumiał. On rozumiał wszystko i miał rację, byłam

zupełnie sama i to było do kitu. Gdy dotarłam już do mojego mieszkania, poszłam prosto do sypialni i

zaczęłam grzebać pod łóżkiem, dopóki nie znalazłam półtorakilogramowych hantli, które ukradłam w

czasie jakiegoś treningu z Budem. Były żelazne, a żelazo to najlepsza ochrona przed elfami. W

każdym razie byłam prawie pewna, że są żelazne. Dobra, miałam głęboką nadzieję, że takie są, bo w

przeciwnym razie musiałabym spać z nożem na piersi. Oczyma wyobraźni ujrzałam, jak przypadkiem

w nocy nadziewam się na ostrze. Nie, lepiej pozostańmy przy hantlach.

Położyłam się na łóżku, położyłam po jednej hantli z każdej strony, zamknęłam oczy i w tej samej

chwili zasnęłam.

Obudziłam się późno, a w mojej pamięci błądziło niejasne wspomnienie snu - przywołujący mnie

kobiecy głos. Ciężarki leżały tam, gdzie je położyłam, teraz zaplątane w kołdrę. Moje serce nadal było

na swoim miejscu. Całkiem udana noc.

Nie spieszyłam się ze wstawaniem czy braniem prysznica, byłam prawie pewna, że to sobota. Czasem

w Centrum trudno się zorientować, jaki to dzień tygodnia, ale skoro do tej pory nie zjawił się żaden z

moich nauczycieli, dopytując się, dlaczego znów nie odrobiłam pracy domowej, to chyba jednak moje

domysły były słuszne.

Po śniadaniu poszłam pogadać z Lish. Było mi głupio, że wczoraj tak wybiegłam bez słowa. Gdy

weszłam, jej oczy się rozjaśniły.

Page 67: White Kiersten - Paranormalność

- Evie - usłyszałam monotonny głos komputera, ale wyczułam, że Lish powiedziała to z

wykrzyknikiem. - Tak się cieszę, że wszystko w porządku. Tak się o ciebie bałam.

Uśmiechnęłam się najmilej, jak potrafiłam.

- To był okropny dzień.

- Tak mi przykro.

Nie bardzo wiedziałam, co jeszcze powiedzieć.

- Jakieś wiadomości w sprawie tamtych wampirów?

- Żadnych.

To było dziwne, ale z drugiej strony, to nie był mój problem, nie ja musiałam się tym zajmować, więc

tylko wzruszyłam ramionami.

- A co z Lendem? Wiedzą już, kim albo czym jest, dlaczego się włamał?

Pokręciła głową, a potem jej oczy znów się uśmiechnęły. Konspiracyjnie przysunęła się do szkła.

- Słyszałam, że prosił o papier i ołówki; Raquel myślała, że ma zamiar zapisać im jakieś informacje, a

on zaczął rysować.

Uśmiechnęłam się. Kimkolwiek był Lend, wydawał się profesjonalistą we wkurzaniu Raquel. Zwykle

to była moja działka, ale nie miałam nic przeciwko podzieleniu się tym zajęciem.

- Przy okazji, nie wiesz, gdzie jest Raquel? Chciałam z nią pogadać. - Bez względu na to, czy wierzyła

w to, co mówiłam o Recie, czy nie, musiała mi pomóc wymyślić, jak zanegować mój imienny rozkaz.

- Raquel ma dzisiaj spotkania przez cały dzień.

Jeśli ktokolwiek w Centrum pracował ciężej niż Lish, była to Raquel. Mieszkała na miejscu i

właściwie pracowała przez cały dzień. Nigdy nie słyszałam, żeby brała urlop. Nawet mnie to cieszyło,

czułabym się bardziej samotna, gdyby jej tu nie było.

Page 68: White Kiersten - Paranormalność

Sposępniałam zawiedziona, ale chwilę później doznałam olśnienia. Jeśli Raquel przez cały dzień ma

spotkania, to znaczy, że mogę robić, co chcę i spotykać się, z kim chcę. Uśmiechnęłam się do Lish.

- Nie ma sprawy, pogadam z nią później! Na razie! Pobiegłam do mojego pokoju. Przelotnie

sprawdziłam,

jak wyglądam, a potem zgarnęłam wszystkie moje czasopisma, miniodtwarzacz wideo oraz kilka

książek. Przypięłam do pasa paralizator i nóż. I poszłam do pokoju Lenda.

Skręciłam za róg dokładnie w tym momencie, gdy Jacques się oddalał. Super! Pobiegłam w dół

korytarzem i wpadłam do pokoju Lenda. Siedział właśnie na łóżku, jedząc lunch. Dziś nosił postać

przystojnego czarnego chłopaka.

- Wyglądasz całkiem fajnie - odezwałam się. Podniósł na mnie wzrok, zaskoczony, i się uśmiechnął.

- Co ty tu robisz?

Położyłam na podłodze to, co trzymałam w rękach.

- Ja się nudzę, ty się nudzisz, więc pomyślałam, że moglibyśmy posiedzieć trochę razem.

Zmrużył oczy.

- Czy to czasem nie jest jakaś dziwaczna gra w dobrego i złego glinę?

Zaśmiałam się.

- Nie obchodzi mnie, co mówisz lub czego nie mówisz Raquel. Po prostu jesteś tu jedyną półludzką

istotą w moim wieku i pomyślałam, że może być fajnie, no wiesz, spędzić razem trochę czasu. - W tym

momencie przeszyła mnie straszliwa myśl, że on może wcale nie chce spędzać ze mną czasu.

Jasne, że mogło być znacznie gorzej, na przykład, mogło się okazać, że jest psychopatycznym

paranormalnym mordercą, który tylko czeka na odpowiedni moment, żeby

Page 69: White Kiersten - Paranormalność

mnie zabić. Ale o to byłam dziwnie spokojna. Zresztą to zraniłoby moje uczucia znacznie mniej niż

fakt, że jakiś nastolatek nie uważa mnie za wystarczająco atrakcyjną, by ze mną pogadać. Zwłaszcza

nastolatek, który potrafi być przystojny na tak wiele różnych sposobów. Na szczęście znów się

uśmiechnął.

- Brzmi nieźle. - Wstał z łóżka i zerknął na czasopisma. -Naprawdę czytasz to wszystko? - Uniósł

jedną brew, patrząc na magazyny o nastolatkach i gwiazdach.

- No co, tak się składa, że lubię popkulturę. No wiesz, nie bez powodu jest popularna.

Pokręcił głową, ale wyglądał na rozbawionego. Wziął odtwarzacz i usiadł na podłodze, opierając się o

łóżko. Otworzył go i spytał:

- Masz tu coś poza Easton Heights?

- Easton Heights to teraz najlepszy serial telewizyjny! Ale jeśli dla ciebie nie jest wystarczająco dobry

- prychnęłam wyniośle - możesz poszukać folderu z filmami. - Lend parsknął śmiechem. Czarny

chłopak rozpłynął się i zastąpił go nie kto inny jak Landon, najprzystojniejszy gość na świecie i

najbardziej podstępny uwodziciel z Easton Heights. - No nie! - prawie krzyknęłam. - Ale czad!

Roześmiał się i wrócił do przeglądania filmów. Część mnie była dumna, że oto siedzę w jednym

pokoju z Lando-nem, a inna część wypatrywała Lenda pod spodem. Coraz bardziej lubiłam jego

własną twarz.

- Czy jest ktoś, kogo nie potrafisz skopiować? - spytałam zaciekawiona.

Wzruszył ramionami.

- Kilku paranormalnych. Nie potrafię być dużo wyższy czy niższy, najwyżej kilka centymetrów, więc

nie mógłbym przybrać postaci dziecka. Z ciężarem jest podobnie, nie

Page 70: White Kiersten - Paranormalność

potrafiłbym ważyć sto pięćdziesiąt kilo. No i nie umiem uchwycić twoich oczu.

- A przynajmniej tak mówisz - wymruczałam.

Położyłam się na brzuchu i oparłam na łokciach, przeglądając jedno z czasopism. Lend również się

czymś zajął i spędziliśmy następną godzinę w przyjaznej ciszy. To było odrobinę nudne i tak

niesamowicie normalne. Naprawdę super.

Po jakimś czasie oderwałam wzrok od pisma i zobaczyłam plik kartek pod jego łóżkiem.

- O, to twoje rysunki? - spytałam, biorąc je.

- Ja... nie... - zaczął, ale już je oglądałam. Rany, był naprawdę niesamowity! Portret Jacques'a był tak

wierny, że wyglądał niemal jak zdjęcie. Nie tylko potrafił kopiować ludzi własnym ciałem, ale umiał

oddać ich podobiznę na papierze. Przeszłam do następnego i zamarłam. To byłam ja.

- Kurczę, Lend, to jest niesamowite! Jesteś naprawdę świetny! - Wzruszył ramionami zakłopotany. -

No wiesz, to głównie zasługa modelki, ale mimo wszystko... - palnęłam.

Uśmiechnął się. Rany, chyba robiłam się niezła we flirtowaniu. Kto by pomyślał, że jedynym moim

treningiem były marzenia na jawie! Wróciłam do rysunków i teraz to z kolei ja poczułam się

zakłopotana. Byłam na większości z nich. Zrobiło mi się miło. Jeden z ostatnich był zbliżeniem mojej

twarzy, a właściwie oczu, które pozostały niedokończone.

Ostatni rysunek mnie zaskoczył. Lend próbował sportretować siebie - to, jak naprawdę wygląda - ale

poszło mu słabiej niż w przypadku innych.

- Masz mocniejszą linię szczęk i lekko falujące włosy.

- Naprawdę możesz mnie zobaczyć... - Chyba go zaskoczyłam.

- To jest właśnie to, co robię.

Page 71: White Kiersten - Paranormalność

- A właśnie, miałem cię o to spytać. Co właściwie robisz? Czemu tu pracujesz?

- Pomagam zidentyfikować i ściągnąć paranormalnych.

- Masz jakieś inne zdolności? Jesteś bardzo silna albo coś takiego?

Zaśmiałam się.

- Ta, jasne. Właśnie dlatego omal nie zostałam wczoraj zamordowana w pomieszczeniu pełnym

wampirów. Bo jestem takim megawojownikiem! - Wyglądał na stropionego, więc przewróciłam

oczami. - Nie, nie mam żadnych supermocy. Jestem normalna, po prostu widzę trochę lepiej niż inni.

-Nie wyjaśniałam, że mój wzrok przenika przez wszystkie iluzje, w końcu ta informacja była

utajniona.

- Jak cię znaleźli?

- To długa historia... Chociaż może raczej nudna niż długa. Jestem tu, odkąd skończyłam osiem lat,

jako istotna część międzynarodowego porozumienia.

- Jesteś ich własnością?

- Nie!

- A więc możesz stąd odejść, jeśli zechcesz? Popatrzyłam na niego osłupiała.

- Dlaczego miałabym odejść?

- No, nie wiem. Nie wyglądasz na... No, nie wyglądasz na szczęśliwą.

- Jestem całkiem szczęśliwa! - powiedziałam ze złością. - I odwalam tu kawał dobrej roboty!

Neutralizuję... -Popatrzył na mnie wstrząśnięty, więc szybko się poprawiłam - No, unieszkodliwiam

paranormalnych! Przez ostatnich kilka lat unieszkodliwiłam setki wampirów, odnalazłam wilkołaki,

zanim wyrządziły jakąś krzywdę sobie lub innym, pomogłam wyśledzić kolonię trolli i zrobiłam

mnóstwo innych rzeczy, żeby świat stał się bezpieczniejszym i lepiej

Page 72: White Kiersten - Paranormalność

zorganizowanym miejscem! - Rany, czy właśnie powiedziałam „zorganizowanym"? Ale lamerstwo.

- I możesz odejść stąd, kiedy chcesz? Wzruszyłam ramionami, cała ta rozmowa przestała mi

się podobać. Byłam tu zupełnie szczęśliwa, ale od czasu problemu z Rethem zaczęłam się

zastanawiać, jakie mam opcje, i wyszło mi, że żadnych. Dlatego przestałam o tym myśleć. Nikt inny

nigdy nie poruszał takich tematów. Bezpośrednie pytania Lenda sprawiły, że ścisnął mi się żołądek.

- Nie wiem. Tak czy inaczej, tak jest najbezpieczniej.

- Dla ciebie czy dla nich?

- Po prostu dajmy temu spokój, dobra? To moja praca, moje życie i jest mi z tym dobrze!

Uniósł ręce.

- Przepraszam. Po prostu wydawało mi się, że jesteś bardziej ich własnością niż pracownikiem.

- Nie trzymają ludzi w zamknięciu - warknęłam. - Zgodnie z międzynarodową regulacją mają prawo

przetrzymywać lub nadzorować jedynie paranormalnych.

Rzucił mi to swoje spojrzenie, w którym był taki dobry, zobaczyłam jego smutne przejrzyste oczy.

- Evie, nie jesteś tak do końca normalna.

Wstałam gwałtownie, zgarnęłam moje czasopisma i wyrwałam mu z rąk odtwarzacz.

- Ja przynajmniej wiem, jak wyglądam - rzuciłam wściekła i wyskoczyłam z jego pokoju.

W połowie drogi oparłam się o ścianę. Brakowało mi tchu. Wiedziałam, że tak naprawdę Lend miał

rację.

Page 73: White Kiersten - Paranormalność

Koszty terapii

Głupi, głupi, głupi - mruczałam, idąc korytarzem. Nie wiedziałam, co tak właściwie było głupie,

chyba kilka rzeczy naraz. Na przykład, Lend był głupi z tymi swoimi pytaniami, zmuszającymi mnie

do myślenia o rzeczach, o których nie chciałam myśleć. Zatrzymałam się przed biurem Raquel.

Musiała mi uwierzyć w kwestii Retha i zrobić coś z tym rozkazem, który mu dałam. Ciekawe, że ona

nadal sądziła, że elfom nie zależy na ludziach. Oczywiście znała różne historie, wiedziała, że elfy

porywały śmiertelników do swojej krainy i tańczyły z nimi (tak jest, to było dokładnie tak dziwne, jak

brzmiało), ale odkąd MANIP wydała swoim elfom imienny rozkaz, by tego nie robiły, wszyscy

uznali, że zwyczajnie nie ma problemu.

Zapukałam, drzwi się odsunęły. Raquel stała przy swoim biurku, porządkując papiery, wyglądała na

przemęczoną i spiętą.

- Co się dzieje, Evie? Muszę wyjść za pięć minut.

Weszłam i usiadłam, patrząc spode łba na jej biurko. Już miałam powiedzieć jej o Recie, podpierając

się przerażającym komentarzem Fehl, że należę do niego, ale gdy otworzyłam usta, powiedziałam:

Page 74: White Kiersten - Paranormalność

- Co by było, gdybym chciała odejść? Spojrzała na mnie zaskoczona.

- Co masz na myśli?

- Co by było, gdybym chciała z tym skończyć? Może jestem zmęczona? Może mam dość tych głupich

wampirów, tępych wilkołaków, poltergeistów, trolli i całego Centrum? Może mam powyżej uszu

stukniętych elfów? Może chcę pójść na studia?

Usiadła.

- Kochanie, skąd takie myśli?

- Nie wiem... Ja... Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Co, jeśli odejdę?

- Przecież ty nie chcesz odejść. - Popatrzyła na mnie ze zrozumieniem, na jej twarzy pojawił się

matczyny uśmiech. Wkurzyło mnie to, w końcu nie była moją matką.

- Skąd wiesz, może chcę? Co wtedy zrobisz? Założysz mi bransoletkę na kostkę? - Czekałam na

westchnienie pod tytułem: „Nie bądź śmieszna, Evie", ale nie nastąpiło. Nie westchnęła, miała jedynie

zatroskaną minę. Popatrzyłam na nią zszokowana. - A niech to... Tak właśnie zrobisz, prawda?

Pokręciła głową.

- Nie bądź głuptasem. Wiesz, że się o ciebie martwię i chcę dla ciebie jak najlepiej. Ja...

Wstałam. Jej słowa były najlepszym potwierdzeniem moich domysłów. Żadne udawanie mojej

rodziny nie mogło tego zatrzeć. Naprawdę nie mogłam stąd odejść.

Bez słowa wyszłam z gabinetu i poszłam prosto do Centrali.

Lish była zaskoczona moim widokiem.

- Co tam, Evie?

- Jaka jest moja kategoria?

Page 75: White Kiersten - Paranormalność

Zmarszczyła brwi.

- Co masz na myśli?

- To, co mówię. Jaka jest moja kategoria? Sprawdź to, Lish. Teraz.

- Przecież wiesz, że klasyfikują tylko paranormalnych.

- No właśnie, w takim razie nie powinno mnie tam być, więc to chyba żaden problem, żeby to

sprawdzić?

- Chyba tak... - Wzruszyła ramionami i poruszyła rękami przed monitorami. Jej oczy się zwęziły.

- Och.

- Co? - Poczułam, że mój żołądek zmienia się w kamień, ciężki i kanciasty.

- Ja... ty... Tu jest klasyfikacja. - Popatrzyła na mnie, jej twarz przesłonił cień zmartwienia.

- I co mówi? - szepnęłam.

- To niczego nie zmienia. Jesteś tą samą Evie...

- Jaka jest moja kategoria? - spytałam twardo. Po kilku sekundach Lish wróciła do ekranu.

- Jesteś paranormalnym poziomu siódmego, pochodzenie nieznane, śmiertelnik. Twój status: „Pod

ochroną, w użyciu, pod obserwacją".

Pokręciłam głową, nie wierząc własnym uszom. Paranormalnych klasyfikowano na podstawie wielu

czynników: poziomu siły, częstotliwości występowania, zagrożenia dla otoczenia oraz tego, ile o nich

wiadomo. Wampiry miały poziom drugi, Lish - czwarty. Elfy, nawet elfy, miały szósty! Nigdy w

życiu nie spotkałam się z poziomem siódmym.

Poczułam, że mózg odmawia mi posłuszeństwa. Zawsze wiedziałam, że jestem dziwna, ale myślałam,

że jestem zwykłym człowiekiem, który potrafi robić coś paranormalnego, a nie paranormalnym, który

potrafi zachowywać się jak człowiek.

Page 76: White Kiersten - Paranormalność

- Evie - odezwała się Lish i zaczekała, aż na nią spojrzę. - Zawsze wiedziałaś, że jesteś inna. Nie

pozwól, żeby to zmieniło sposób, w jaki sama siebie postrzegasz. MANIP jest... - Zawahała się, a

potem przysunęła bliżej szkła. - MANIP nie zawsze ma rację. Nie jesteś paranormalna. - Uśmiechnęła

się do mnie, a w jej szeroko otwartych zielonych oczach był smutek. - Jesteś wyjątkowa. A to różnica.

Nie mogłam się rozpłakać, nie teraz... Bycie tu z Lish nagle mnie zabolało. Wiedziałam, że ona

rozumie, ale ja jeszcze nie chciałam się z tym pogodzić, dlatego tylko skinęłam głową i poszłam

powoli, sztywno, przez Centrum. Gdy już prawie dotarłam do mojego pokoju, na ścianie przede mną

pojawił się biały zarys drzwi. Zatrzymałam się, chciałam zobaczyć, kto wyjdzie. W tym momencie

ucieszyłabym się nawet na widok Retha.

Ale okazało się, że to elfka. Transportowała mnie kilka razy, ale nie znałam jej imienia. Wyszła z

wilkołakiem, a potem odwróciła się, chcąc odejść.

- Czekaj! - zawołałam. Spojrzała na mnie dużymi, obojętnymi liliowymi oczami. - Potrzebuję

transportu.

- Nie mam polecenia dla ciebie.

- Właśnie przyszło. Przecież wiesz, że mam pierwszeństwo. - Udałam zniecierpliwienie. - To zadanie

ma wysoki priorytet.

Skinęła obojętnie głową i wyciągnęła do mnie rękę. Ujęłam ją i weszłyśmy w ciemność.

- Dokąd?

Przygryzłam wargę, o tym nie pomyślałam.

- Hm... - Wtedy przypomniałam sobie akcję sprzed paru miesięcy. To było na Florydzie, w pobliżu

centrum handlowego. Jak ono się nazywało? - Centrum handlowe

Page 77: White Kiersten - Paranormalność

Everglades, w Miami. - Miałam nadzieję, że to wystarczy. Zwykle elfy dostają adres od Lish, nie

miałam pojęcia, jak bardzo musi być precyzyjny. Lish tłumaczyła mi kiedyś, że dla elfów wszystkie

nazwy mają swoją moc, jeśli potrafisz podać nazwę miejsca, do którego chcesz się udać, one je znajdą.

No proszę, jak mi się to dzisiaj przydało. Po kilku krokach drzwi otworzyły się przed nami. Wyszłam

i powiedziałam:

- Dzięki. - Ale elfka już zniknęła.

Niemal zawsze wyruszałam na zadanie w nocy, dlatego teraz zadarłam głowę, ciesząc się

promieniami słońca na twarzy i delikatną wilgocią powietrza. Był marzec, ale tutaj pogoda była

idealna. Wejście do centrum znajdowało się tuż przede mną. Nieopodal, w otoczeniu palm i hibiskusa

z fantastycznymi czerwonymi kwiatami, stało kilka ławek. Usiadłam, rozkoszując się ciepłem

przenikającym mój podkoszulek. Nadal było mi trochę zimno, wiecznie było mi zimno, ale teraz i tak

czułam się o niebo lepiej niż w Centrum.

Po kilku minutach weszłam do środka, kręcąc się wśród tłumów i złoszcząc na zbyt efektywną

klimatyzację. Przyglądanie się zwykłym ludziom - jeśli tylko miałam taką możliwość - zwykle

poprawiało mi humor. Jednak dzisiaj poczułam się jeszcze gorzej. A jeśli nigdy, nigdy tak naprawdę

nie byłam jedną z nich? Zawsze czułam się lepsza od paranormalnych. Bez względu na to, co się

działo, ja byłam człowiekiem. Nie znajdowałam się pod obserwacją, nie zostałam zneutralizowana,

nie siedziałam w szklanym akwarium. Moje życie było o niebo lepsze. Teraz nie byłam już tego taka

pewna.

Zgnębiona i zestresowana, poszłam do łazienki i zapatrzyłam się na siebie w lustrze. A może coś

przegapiłam?

Page 78: White Kiersten - Paranormalność

Skoro Lend nie byt pewien, jak naprawdę wygląda, może ja też nigdy nie przyglądałam się sobie

wystarczająco uważnie? Patrzyłam w lustro, wypatrując czegoś pod spodem. Wytrzeszczałam jasne

oczy, szukając jakiejś wskazówki, że ja również jestem czymś więcej niż to, co widzę. Nic.

Nie było niczego. Żadnego migotania, lśniących oczu, innego ciała pod moim ciałem. Byłam tylko ja,

taka sama, jak ci wszyscy ludzie, na których patrzyłam.

Z tym wyjątkiem, że w odróżnieniu od nich ja potrafiłam zobaczyć rzeczy, których nie widział nikt.

Wyszłam z łazienki przybita. Nie miałam nic, żadnego portfela, torby, dokumentów, prawdziwy,

normalny świat nie miał mi nic do zaoferowania. Czy byłam paranormalnym, czy nie, nie byłam jego

częścią. Usiadłam na ławce i patrzyłam na przechodzących ludzi. Pary, które trzymały sobie ręce w

tylnich kieszeniach spodni. Dziewczyny, obejmujące się ramionami i plotkujące o tym, kto kogo lubi,

kto co powiedział. „Niemożliwe, no chyba żartujesz". Żyli swoim wspaniałym, normalnym życiem i o

niczym nie wiedzieli. Zazdrościłam im.

W pewnym momencie ktoś usiadł obok mnie.

- Evie! - Raquel wzięła mnie za rękę. - Co ty robisz, kochanie?

Pokręciłam głową.

- Nie wiem.

- Powinnam była ci powiedzieć o twojej klasyfikacji dawno temu. Przepraszam.

Pociągnęłam nosem. Jeśli rozpłaczę się w centrum handlowym, nigdy sobie tego nie wybaczę.

- Dlaczego tego nie zrobiłaś?

- Nie sądziłam, że to ważne. To, co naprawdę ma znaczenie, to fakt, że potrafisz zrobić coś, czego nie

umie nikt

Page 79: White Kiersten - Paranormalność

inny, a my nie wiemy, jak i dlaczego. To nie znaczy, że nie jesteś człowiekiem albo że jesteś czymś w

rodzaju wampira, elfa czy jednorożca.

- Czekaj, mówisz poważnie? Jednorożce naprawdę istnieją? Nie wierzę! - Zmrużyłam oczy.

Roześmiała się.

- Może jeśli będziesz grzeczna i zaczniesz odrabiać pracę domową, może wtedy zabiorę cię, żebyś

mogła je zobaczyć...

- Czy bycie poziomem siódmym nie zwalnia mnie z odrabiania pracy domowej?

- Ależ skąd. - Odsunęła kosmyk włosów z mojej twarzy się uśmiechnęła. - Darowałam ci naukę gry na

pianinie, gdy miałaś dziesięć lat, ponieważ przerażał cię twój nauczyciel troll, i nigdy sobie tego nie

wybaczyłam. Żadnego zwalniania z pracy domowej. A teraz, skoro już tu jesteśmy, możemy chyba

zrobić niewielkie zakupy, jak myślisz?

Westchnęłam. Moim westchnieniom daleko było do westchnień Raquel, ale może jeśli zacznę nad

nimi pracować, pewnego dnia nie będę musiała w ogóle mówić?

- Chyba nie jestem w nastroju.

Raquel popatrzyła na mnie zaniepokojona.

- Żartujesz sobie, prawda?

- Jasne. Chodźmy.

Uwielbiałam zakupy, ale swoje załatwiałam przez Internet. Na początku Raquel kupowała mi ubrania,

ale położyłam temu kres jakiś czas temu. Ile można mieć granatowych spódnic i wykrochmalonych

białych koszul? Jednak chodzenie po centrum handlowym, to, że mogłam dotykać ubrań, zobaczyć

ich prawdziwy kolor, przymierzyć je, było sto razy lepsze niż zaznaczanie i klikanie. Pod koniec

zakupów Raquel i ja byłyśmy obładowane pakunkami.

Page 80: White Kiersten - Paranormalność

- Nie mam pojęcia, jak wytłumaczę te wydatki w moim raporcie. - Pokręciła głową.

- Ujmij to jako koszty terapii - zasugerowałam. Zaśmiała się i poszłyśmy do wyjścia, gdy moją uwagę

zwrócił niewielki sklepik.

- Czekaj chwileczkę!

Raquel wydała westchnienie: „No chyba żartujesz", ale weszła za mną do sklepu plastycznego.

Wybrałam ładny szkicownik i węgiel rysunkowy w ołówku. Po zastanowieniu dorzuciłam jeszcze

kredki i pastele.

- Nowe hobby? - spytała Raquel, płacąc za to wszystko.

- Pomyślałam, że dam odpocząć mojej ścianie... - Raquel cierpliwie ignorowała moje upiększenia, ale

wiedziałam, że ją drażniły.

Wyszłyśmy ze sklepu. Gdy Raquel zyskała pewność, że nikt nie patrzy, wezwała transport i przed

nami pojawiły się drzwi. Takie były korzyści z bycia Raquel, wezwanie mojego transportu zwykle

zajmowało kilka minut. Ta sama elfka, która mnie tu dostarczyła, wyszła z drzwi i wzięła nas za ręce.

Właściwie powinna być na mnie zła za tamto kłamstwo, ale ponieważ elfy zajmują się wyłącznie

swoimi sprawami nawet nie zaszczyciła mnie spojrzeniem.

Gdy już znalazłyśmy się w Centrum, Raquel pomogła mi zanieść zakupy do mojego mieszkania.

Odstawiłyśmy torby i ona położyła mi rękę na ramieniu, patrząc uważnie w oczy.

- W porządku? Uśmiechnęłam się.

- Jasne.

Gdy wyszła, usatysfakcjonowana, mój uśmiech zniknął. Nic nie było w porządku. I nie miałam

pojęcia, czy jeszcze kiedykolwiek będzie.

Page 81: White Kiersten - Paranormalność

Widzę cię na wylot

Następnego ranka nadal byłam w dołku. Nawet nocny maraton Easton Heighst nie pomógł, wręcz

przeciwnie, poczułam się jeszcze gorzej. Wiedziałam, że serial to nie prawdziwe życie, ale i tak

przypominał mi o tych wszystkich rzeczach, których nie miałam: balu maturalnym, rywalizacji

między dziewczynami, przyjaciółkach, z nogami zamiast płetwy i oddychającymi powietrzem, i o

chłopcach. Zwłaszcza o chłopcach.

Skontaktowałam się z Lish przez wideofon.

- Raquel jest u siebie? Pokręciła głową.

- W ogóle nie ma jej w Centrum. Ma spotkania. Zadzwonić do niej?

- Nie, nie, to nic takiego. Chciałam ją o coś spytać, ale nie ma pośpiechu. - Uśmiechnęłam się do Lish

i pomachałam jej ręką, a potem wyłączyłam ekran. Przejrzałam wczorajsze zakupy i włożyłam

sukienkę z wiązaniem kopertowym w biało-czarne paski oraz zabójczo różowe botki na szpilkach.

Może mój styl był trochę krzykliwy, ale jak się mieszka w miejscu, gdzie wszystko jest białe, ma się

ochotę trochę je ożywić. Buty nie sprawiły mi takiej przyjemności, jak się spodziewałam, ale

przynajmniej wyglądałam nieźle.

Page 82: White Kiersten - Paranormalność

Wzięłam torbę z artykułami plastycznymi i już miałam wyjść, gdy wpadł mi do głowy świetny

pomysł. Kilka lat temu dostałam od Raquel rolki pod choinkę. Ponieważ robiłam nieludzki chaos,

przejeżdżając z dzikim wizgiem przez korytarze i wpadając na wszystkich i wszystko, w końcu

musiała mi je zabrać. Ale nadal miałam przy biurku fotel obrotowy! Jeśli jazda przez korytarze nie

poprawi mi humoru choć odrobinę, to już nie wiem, co mogłoby to zrobić.

Zawiesiłam torbę na oparciu i wyjechałam z fotelem na korytarz. Cofnęłam się o kilka kroków,

wzięłam rozbieg i wskoczyłam na siedzenie. Fotel pomknął korytarzem, skręcił w lewo i walnął w

ścianę. Jechałam, obrzucana morderczymi spojrzeniami i przekleństwami tych, którzy musieli uskaki-

wać mi z drogi. W korytarzu Lenda zeskoczyłam, krzesło wjechało do jego pokoju i zatrzymało się w

połowie drogi do łóżka, tam się przewróciło. Spojrzałam na jego zaskoczoną minę i zachichotałam.

- Hej!

- Hej? - Uniósł jedną brew. Do licha, jak on to robił! Dzisiaj miał postać tego ciemnowłosego

przystojniaka, lubiłam go.

- No więc... - Wygładziłam sukienkę. - Miałeś rację.

- Tak?

- Tak. Agencja postrzega mnie tak, jak elfy. Przez cały ten czas myślałam, że jestem częścią rodziny, a

tu się okazuje, że jestem pod obserwacją. Świetnie.

- Przykro mi. - Chyba mówił szczerze.

- Ale wiesz co, myślę, że się mylą. Gdy na siebie patrzę, widzę tylko siebie, nic więcej. - Myślałam o

tym obsesyjnie przez całą noc i to miało sens. Gdybym była paranormalnym, musiałabym coś

zobaczyć!

Page 83: White Kiersten - Paranormalność

- To znaczy, że potrafisz widzieć przez inne rzeczy? Nie tylko przeze mnie?

Właściwie nie powinnam mu o tym mówić, ale teraz było mi już wszystko jedno.

- Przykro mi, nie jesteś aż tak wyjątkowy. - Wykrzywiłam się do niego. - Jeśli ktoś jest paranormalny,

widzę, że nim jest, bez względu na to, co ma na wierzchu.

- Łał, niezły trik.

- Przydatny. Słuchaj, mam dla ciebie prezent. - Podałam mu torbę.

Zajrzał do środka, na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- Dzięki! Super!

- Pomyślałam, że mógłbyś mnie trochę pouczyć. Nie jestem dobra w figurach...

- Co ty opowiadasz? Masz świetną figurę! Flirtował ze mną! Zaśmiałam się, czerwieniejąc.

- Głupi!

On też się roześmiał, usiadł na brzegu łóżka i poklepał miejsce obok siebie. Przez następną godzinę

opowiadał mi o proporcjach i o tym, jak je oddać. Pod koniec tej godziny, nadal rysowałam okropnie,

ale odrobinę lepiej niż przedtem. No i fajnie się bawiłam, a to było miłe.

- Czyli co, możesz przenikać wzrokiem przez wszystko? - spytał, znów mnie szkicując.

Patrzyłam na jego ręce, zafascynowana tym, jak iluzja dłoni współgra z tymi prawdziwymi pod

spodem.

- Nie, nie potrafię przenikać wzrokiem ubrań ani nic takiego. Tylko iluzję. No, ciebie widzę na wylot,

bo twoje ubrania nie są prawdziwe... - Urwałam, wstrząśnięta. - To znaczy, ja nie patrzę... Generalnie

niełatwo cię zobaczyć... Lubię patrzeć na twoją prawdziwą twarz, ale nie usiłuję zobaczyć niczego

innego, no bo... O rany, ale to brzmi!

Page 84: White Kiersten - Paranormalność

Miał zabawną minę, jakby nie wiedział, co ma o tym myśleć.

- Kurczę, nigdy wcześniej to nie był problem... Może następnym razem przyniesiesz mi jakieś

spodenki?

Skinęłam sztywno głową. Rozpaczliwie pragnęłam zmienić temat.

- A co z tobą? Czy tylko projektujesz rzeczy, czy możesz na przykład sprawić, żeby twoje włosy stały

się dłuższe?

Zamigotał, długie rękawy koszuli się skróciły. Wyciągnął rękę, z wahaniem dotknęłam materiału. Był

miękki, ale wydawał się zbyt gładki, żeby być prawdziwy.

- Włosy w ten sam sposób.

- Niesamowite! - Potarłam w palcach fałszywy materiał. - Czujesz to? To jakby część ciebie czy coś?

Pokręcił głową.

- Nie. Nie mam pojęcia, jak to robię i jak to działa.

- To dlatego się tu włamałeś? Żeby dowiedzieć się, czym jesteś?

Zaśmiał się.

- Nie, nie obchodzi mnie, czym jestem według MANIP. Sposępniałam.

- Mnie też nie. To w takim razie po co? Po chwili milczenia pokręcił głową.

- Powiem ci później, dobrze?

Chociaż bardzo chciałam wiedzieć, nagle poczułam, że tak właściwie nie ma pośpiechu. Przecież

żadne z nas nigdzie się nie wybierało.

- Jasne.

- A właśnie, jak możesz znieść ten wasz sposób podróżowania? Trzymałem tę kobietę za rękę i nie

miałem pojęcia, co się dzieje! Jedyne, co mogłem zrobić, to ze wszystkich sił starać się nie zwariować.

Page 85: White Kiersten - Paranormalność

- A, elfie ścieżki. Rzeczywiście okropne. Nie wiedziałeś, że ona jest elfką?

- Nie wiem zbyt wiele o elfach.

- Masz szczęście.

- Ale wyglądają na całkiem użyteczne... Skoro możesz otworzyć drzwi, gdziekolwiek chcesz...

- Owszem, są. Tylko to oznacza, że musisz mieć z nimi do czynienia.

I tak zaczęłam mu opowiadać o elfach. Nie miałam pojęcia, ile elfów kontroluje MANIP, ale te, które

kontrolowaliśmy, nienawidziły nas za to. Słyszałam, że podobno są różne rodzaje elfów, ale jak dla

mnie wszystkie były takie same: piękne, potężne i stuknięte. Wyjaśniłam Lendowi tyle, ile

wiedziałam o tym, jak manipulują rzeczywistością, tworząc ścieżki między Ziemią a elfimi krainami,

ale w tej dziedzinie Raquel nie była zbyt rozmowna. Ona w ogóle zachowywała się tak, jakby elfy

istniały wyłącznie po to, by zapewnić nam usługi transportowe, a obawiałam się, że tak nie było.

Zakończyłam swoją opowieść historiami pracowników, którzy w ciągu ostatnich kilku lat zaginęli bez

wieści, ponieważ schrzanili rozkaz.

- Jeśli elfy są złe, czemu MANIP ich używa? - spytał zdziwiony.

- Nie są złe. Nie są nawet niemoralne. Są... amoralne. Działają na zupełnie innym poziomie niż my.

Jedyne, co się dla nich liczy, to ich pragnienia, tylko to jest ważne, cała reszta nie ma znaczenia.

Porywanie ludzi to dla nich nic takiego. Po prostu chcą mieć jakiegoś człowieka, więc go sobie biorą

albo zabijają. Jeśli żyjesz wiecznie, ile warte jest dla ciebie jedno śmiertelne życie? Jeśli istniejesz

poza czasem, czy odcięcie jakiemuś człowiekowi czterdziestu lat życia ma w ogóle jakieś znaczenie?

Nawet tego nie zauważają.

Page 86: White Kiersten - Paranormalność

- A więc lubisz elfy?

- Rany, nie! I myślę, że współpraca z nimi to najgłupsza rzecz, jaką MANIP mogła wymyślić.

- To czemu w takim razie...?

- Pierwszy imienny rozkaz, jaki dostaje każdy elf, zmusza go do służenia Agencji. Dzięki temu

MANIP wydaje się, że jest w stanie kontrolować elfy. A ja wiem, że tak nie jest - mruknęłam ponuro i

zerknęłam na jego szkic. - Rany, jesteś świetny!

- Wdzięczny obiekt. I podoba mi się twój strój.

Nie wiedziałam, czy mówił poważnie, czy ze mnie kpił.

- Jeśli chcesz, mogę ci przynieść kilka par takich butów, w ramach dodatku do szortów.

Zaśmiał się.

- To, że potrafię wyglądać jak dziewczyna, nie oznacza, że chcę się ubierać tak jak ona.

- Racja. No i pewnie nie masz odpowiednich łydek. -Wstałam, przeciągając się. - Chyba już pójdę. Tak

właściwie to nawet nie wiem, gdzie cię trzymają. - Mrugnęłam do niego.

- Weź. - Podał mi szkicownik i kredki. - Będziesz mogła poćwiczyć. Jeszcze tu zajrzysz, prawda?

- No pewnie. Jesteś najfajniejszą osobą, jaką znam. Zaczął się uśmiechać, więc pokręciłam głową i

dodałam

z udawaną powagą:

- Nie pochlebiaj sobie, większość twoich rywali to nie-umarli.

Usiadłam na fotelu obrotowym, odepchnęłam się i wyjechałam z pokoju. Patrzył na mnie, śmiejąc się

cicho, a ja zasalutowałam mu żartobliwie.

Już siedząc w swoim pokoju, wyciągnęłam szkicownik i obejrzałam jego rysunki. W porównaniu z

nimi moje były

Page 87: White Kiersten - Paranormalność

żałosne... Ale teraz miałam znacznie lepszy humor niż przed spotkaniem. Wyjęłam kredki i zaczęłam

rysować.

Przez cały następny tydzień nie udało mi się zajrzeć do Lenda. Codzienne lekcje i Raquel, która stała

się nadopiekuńcza (czytaj: wkurzająca), sprawiły, że nie miałam wolnej chwili. Każdego dnia czułam

się coraz bardziej zgnębiona. W końcu nadszedł weekend i miałam nadzieję, że Raquel będzie zajęta.

Jednak brzęczyk przy drzwiach, który rozległ się w sobotę rano, gdy skończyłam się ubierać,

zapowiadał co innego. Do pokoju weszła Raquel z uśmiechem na ustach.

- Ładnie wyglądasz - powiedziała.

No pewnie, skoro zamieżałam zobaczyć się z Lendem. Uśmiechnęłam się z przymusem.

- Co tam?

- Wiesz, pomyślałam, że może byśmy się razem gdzieś wybrały... Dokąd chcesz, na plażę, na zakupy,

do kina?

- Naprawdę?

To było coś nowego. Zwykle takie wycieczki były starannie planowane i przeważnie chodziłyśmy do

muzeów, skorelowanych z moim programem nauczania. Gdy byłam młodsza, nawet to lubiłam.

Chodziłyśmy sobie po salach muzealnych, a ja udawałam, że Raquel to moja mama, a ja jestem jej

córką. Rzecz jasna, powrót ścieżkami elfów burzył całą iluzję.

- Ostatnie dni były bardzo napięte, chyba obie potrzebujemy odpoczynku.

- Jasne, świetny pomysł! - Naprawdę tak myślałam. Pewnie, że bardzo chciałam zobaczyć Lenda, ale

nie wychodziłam z Centrum przez cały tydzień.

W tym momencie zapiszczał komunikator Raquel. Spojrzała na niego i na jej twarzy pojawił się wyraz

głębokiego

Page 88: White Kiersten - Paranormalność

zatroskania. A w momencie, gdy spodziewałam się jednego z jej westchnień, Raquel zaklęła. Zaklęła!

Nigdy przedtem nie słyszałam, żeby klęła. Nigdy/odkąd sięgam pamięcią. Wiadomość, którą właśnie

dostała, musiała być naprawdę fatalna.

- Bardzo cię przepraszam - powiedziała, idąc do drzwi. -To wyjątkowo pilna sprawa.

- Nie przejmuj się! - rzuciłam, patrząc, jak wychodzi. Byłam ciekawa, co się stało, ale wiedziałam, że

jeśli mnie to nie dotyczy, Raquel nic mi nie powie. Tak czy inaczej, nie wolno było zmarnować takiej

okazji. Złapałam artykuły plastyczne i szorty, które zamówiłam przez net, a potem poleciałam do

pokoju Lenda, nagle podekscytowana świadomością, że zaraz go zobaczę.

Page 89: White Kiersten - Paranormalność

Poezja i trzymanie się za ręce

Gdy weszłam, Lend leżał na łóżku, tyłem do drzwi. No tak, tkwienie tutaj musiało być strasznie

nudne. W pierwszej chwili pomyślałam, że pozwolę mu pospać, ale potem uznałam, że pewnie wcale

nie byłby zadowolony. Rzuciłam mu szorty na głowę, ciesząc się w duchu, że teraz już będę mogła

spokojnie na niego patrzeć, bez obawy, że przeniknę wzrokiem przez jego ubranie-iluzję.

Lend usiadł, oszołomiony, a potem zobaczył mnie i się uśmiechnął. Dzisiaj nosił postać przystojnego

czarnego chłopaka. Lubiłam jego uśmiech, ale uśmiech Lenda pod spodem był równie miły.

- Hej - powiedział. - Zajęło ci dłuższą chwilę, nim tu wróciłaś.

Westchnęłam i rzuciłam z udawaną nonszalancją:

- No wiesz, niektórzy z nas mają swoje życie.

- Tak, pamiętam, że coś takiego istnieje. - Włożył szorty pod kołdrą. - Dziwne uczucie nosić znów

zwykłe ubrania.

- Nie zimno ci?

Spojrzał na mnie zaskoczony.

- Tu nie jest zimno.

- Jesteś stuknięty.

Page 90: White Kiersten - Paranormalność

Zrzucił kołdrę i wstał. Parsknęłam śmiechem, pod szortami miał spodnie khaki. Po chwili spodnie

zniknęły, ukazując zgrabne nogi.

- No i co, próbowałaś rysować? - zapytał. Usiadłam na jego łóżku.

- Tak, ale ciągle nie jestem dobra. - Podałam mu szki-cownik. Przejrzał, kiwając głową.

- Dlaczego, te są znacznie lepsze. I jesteś naprawdę dobra w kolorach.

Rozpromieniłam się. Oddał mi szkicownik, nasze ręce się dotknęły. Uśmiechnęłam się, kręcąc głową.

- Ale dziwnie.

- Co?

- Ja... no nie wiem, myślałam, że poczuję wodę czy coś takiego. Za pierwszym razem, gdy cię

dotknęłam, zakładając bransoletkę na kostkę, bałam się, że moja ręka po prostu przez ciebie przejdzie.

Zaśmiał się.

- A tu nic takiego.

- Myślałam, że to będzie jak włożenie ręki do zimnej wody. Ale ty jesteś zupełnie ciepły...

Lend położył rękę na mojej dłoni, moje serce zatrzepotało.

- Masz lodowate ręce - stwierdził.

- Widzisz? Mówiłam, że tu jest zimno. - Gdy zabrał dłoń, poczułam lekki zawód.

- Jak ci minął tydzień? - zapytał.

- Nuda. Ale pewnie nie aż taka, jak tutaj.

- Pewnie nie.

- Czy oni coś z tobą robią? Chcą cię tu trzymać do końca świata?

- Mam nadzieje, że nie, mam pewne sprawy do załatwienia. Poddają mnie różnym testom, ale

obawiam się, że

Page 91: White Kiersten - Paranormalność

nie okazuję dobrej woli. No i Raquel przychodzi ze mną pogadać. Próbuje się dowiedzieć, skąd się tu

wziąłem i dlaczego grzebałem w jej rzeczach.

- Mnie też to ciekawi. Uśmiechnął się.

- Nie dziwię się. W końcu to twoja wina, że siedzę w tym pokoju.

Cóż, co racja, to racja... Chociaż...

- Nie, to twoja wina, że twój plan był tak beznadziejny, że nawet bezradna nastolatka mogła cię

załatwić.

- Bezradna? Nie powiedziałbym. Ciągle jeszcze pamiętam tamtą dawkę prądu.

- Ach, no tak...

- Nie masz dziś paralizatora. Poprzednio też nie miałaś... - Popatrzył na mnie w zadumie.

- Planujesz coś? - Spytałam, ale nie czułam się zaniepokojona. No może trochę, skoro o tym

wspomniał.

- Zupełnie nic. Cieszę się tylko, że mi ufasz.

- Powtórzę więc: jakim zagrożeniem dla mnie może być koleś, którego wielki plan włamania się do

Centrum zakładał jedynie walenie ludzi w twarz i ucieczkę?

Położył rękę na piersi.

- Auć. No dobrze, masz rację, właściwie nie wiedziałem, co chcę zrobić. Byłem zdesperowany.

- Wszyscy czasem robimy głupstwa. Ostatnio śledziłam wampira i wpadłam na oślep do

pomieszczenia, którego nie sprawdziłam. Okazało się, że w środku jest cały tłum wampirów, omal nie

zginęłam.

- Kto cię stamtąd wyciągnął?

- Reth.

- Kto to?

- Długa historia.

Page 92: White Kiersten - Paranormalność

- Mamy mnóstwo czasu - powiedział Lend, odchylając się lekko.

Moje ramiona obwisły pod ciężarem wspomnień... Tak, kiedyś myślałam, że dzięki Rethowi moje

życie jest takie wspaniałe... W każdym razie przez jakiś czas rzeczywiście tak było.

- Kiedy się tu znalazłam, myślałam, że elfy to anioły... Były takie piękne i tajemnicze. Reth zjawił się,

gdy miałam czternaście lat. Najpierw był taki sam, jak inne elfy, chłodny i na dystans, ale gdy

dowiedział się, co potrafię robić, zaczął ze mną rozmawiać, interesował się tym. Nie tylko był niemal

jedynym tutaj mężczyzną, no, w każdym razie jednostką płci męskiej, ale również najpiękniejszą

istotą, jaką kiedykolwiek widziałam. Zaczął mnie odwiedzać, słuchał mnie, opowiadał różne rzeczy.

Gdy rozmawialiśmy, trzymał mnie za rękę, a ja czułam się tak, jakby rozgrzewał mnie od środka.

Żyłam od spotkania do spotkania, a on mówił, że chce mnie zabrać do swojej krainy marzeń. Która

samotna dziewczyna nie chciałaby usłyszeć czegoś takiego?

Lend zmarszczył brwi, wyglądał na zaniepokojonego.

- Czyli co, jakby umawialiście się na randki? Westchnęłam, z bólem przypominając sobie, jak bardzo

kochałam Retha, jak byłam od niego uzależniona. Życie wydawało się wtedy takie proste.

- To nie były takie prawdziwe randki. Nie całowaliśmy się ani nie robiliśmy nic takiego. Ale za

każdym razem, gdy trzymał mnie za rękę, rozgrzewałam się coraz szybciej. Kiedyś przyszedł do mnie

w środku nocy i tańczyliśmy, dopóki, przysięgam, oboje nie zaczęliśmy się świecić. Myślałam, że jest

taki idealny... Czasem, gdy trzymał mnie za rękę, moje serce stawało się tak gorące, że myślałam, że

zaraz wybuchnie. No i pewnego dnia poszłam na zwykłą akcję, to był tyl-

Page 93: White Kiersten - Paranormalność

ko wilkołak, nic trudnego, one przeważnie nie wiedzą, co jest grane i są wdzięczne, że wreszcie ktoś

im wyjaśnił, co się z nimi dzieje. Ale ten facet był wilkołakiem od paru lat i chyba to lubił. Gdy go

znalazłam i powiedziałam mu, że jest aresztowany, wściekł się i uderzył mnie. Zanim zorientowałam

się, co się dzieje, zjawił się Reth. Na jego twarzy malowała się czysta furia, nie było w niej nic

ludzkiego. Wyciągnął ręce i wilkołak rąbnął w drzewo. Wtedy Reth zaczął coś mamrotać, drzewo

trzęsło się i trzeszczało, rozrastając się... I wtedy wilkołak... został wchłonięty żywcem - dokończyłam

szybko, próbując wyrzucić z pamięci tamten widok i przeraźliwy krzyk. - Nadal kochałam Retha, ale

przeraził mnie tak strasznie, że nie chciałam ani z nim rozmawiać, ani widzieć go przez ponad miesiąc.

Ciepło opadło i zaczęłam wszystko widzieć wyraźnie. Nie wiedziałam, co zrobił, a Raquel sądziła, że

zmyślam - mruknęłam. -1 teraz za każdym razem, gdy mnie widzi, próbuje mnie dotknąć i wtedy czuję

to ciepło rozpływające się po moim ciele, próbujące dosięgnąć mojego serca.

Przez chwilę Lend nic nie mówił.

- Dlaczego się go nie pozbyli?

- MANIP jest zbyt zależna od magii elfów. Wydaje im się, że jak znają imię jakiegoś elfa, to są w

stanie go kontrolować, reszta ich nie obchodzi. Głupki.

- MANIP nie wie wielu rzeczy.

- Zgadza się. - Sposępniałam, usiłując odepchnąć wspomnienie ciepła Retha. - Teraz twoja kolej. Co

robisz tak normalnie? Masz rodzinę? Chodzisz do szkoły? Gdzie mieszkasz? Zawsze byłeś taki, jak

teraz? - Wyrzuciłam z siebie te wszystkie pytania, które gromadziłam od jakiegoś czasu. Nie spytałam

tylko, czy ma dziewczynę, jakoś zdołałam się powstrzymać.

Page 94: White Kiersten - Paranormalność

Lend się zaśmiał.

- Myślę, że skoro Raquel postanowiła się do nas przyłączyć, będziemy musieli odłożyć tę rozmowę na

trochę później.

Podniosłam wzrok. Raquel stała w wejściu z rękami na biodrach. Jej spojrzenie mogłoby podpalić

kamień.

- O, bip - mruknęłam, a potem uśmiechnęłam się do niej i pomachałam ręką. - Hej, Raquel, co tam?

Zmieniłaś zdanie w kwestii kina?

- Co ty tu robisz?

- No wiesz, po prostu sobie siedzimy. Lend uczy mnie rysować.

- Wstań i wyjdź stamtąd, natychmiast.

- Spokojnie. - Machnęłam lekceważąco ręką. - Gdyby chciał mnie zabić, już by to zrobił. Przyniosłam

mu ostre ołówki, idealne do wbicia w serce, ale on zachował się jak prawdziwy dżentelmen.

- Evie! - Jej głos zabrzmiał groźnie. Uuu... Poważna sprawa. Chciałam wstać, ale Lend złapał mnie za

rękę.

- Chcesz odpowiedzi? - zwrócił się do Raquel. - Pozwól jej tu przychodzić, to wyjawię, dlaczego tu

jestem.

Raquel popatrzyła na mnie, potem na niego. Miała dziwny wyraz twarzy, trochę smutny, a trochę

skupiony, jakby coś ważyła w myślach. Na pewno bardzo zależało jej na odpowiedziach, ale nie tylko.

Tu było coś więcej, choć nie wiedziałam co. W końcu pokręciła głową i westchnęła. Rzadko miałam

okazję słyszeć takie westchnienie, wyrażające kapitulację. Niewiarygodne.

- Dobrze - zgodziła się. Lend puścił moją rękę.

- Ilu martwych paranormalnych znaleźliście w tym tygodniu?

Page 95: White Kiersten - Paranormalność

Raquel spojrzała na niego, zaskoczona i nieufna:

- Paranormalni nie umierają zbyt często... Czemu myślisz, że znaleźliśmy jakiegoś martwego?

Przewrócił oczami.

- Ilu?

- Trzydziestu - odparła po chwili wahania.

- Czekaj, jak to? Naprawdę? - Nie mogłam w to uwierzyć. Trzydziestu martwych paranormalnych? To

niemożliwe! Zdarzało się, że traciliśmy pięciu, może dziesięciu w ciągu roku... Zresztą w większości

były to wampiry, które aktywowały wodę święconą w swoich bransoletkach.

- W takim razie o wielu nie wiecie - stwierdził Lend. -Przypuszczam, że liczba zbliża się do

pięćdziesięciu, i nie sądzę, żeby na tym miało się skończyć.

- Skąd masz te informacje?

- Naprawdę myślisz, że MANIP jest jedyną grupą, która się tym zajmuje?

Na twarzy Raquel odbił się triumf, chyba uznała, że w końcu dowie się, kim jest Lend.

- Do jakiej grupy należysz? Lend pokręcił głową.

- Nie jestem głupi. Nie chcemy, żebyście nas znaleźli. Nie mamy też zamiaru dać się zabić.

- Skąd masz te informacje? - powtórzyła.

- Odbanshee. Powiedziała...

- Widziałeś banshee? Gdzie? - Oczy omal nie wyskoczyły jej z orbit.

- Proszę, nie przerywaj. Banshee powiedziała, że odpowiedzi są w MANIP, a potem wyrecytowała

dziwny wiersz.

Raquel czekała.

- No?

Lend odwrócił się do mnie.

Page 96: White Kiersten - Paranormalność

- Evie, nie chcesz zacząć?

- Słucham? - osłupiałam.

- „Jej oczy jak tającego śniegu strumienie..." - zaczął miękko.

To było właśnie to, co powiedziałam, gdy po raz pierwszy próbował znaleźć kolor moich oczu. Nic

dziwnego, że przeżył szok. Zupełnie o tym zapomniałam... I skąd on wiedział, co słyszałam we śnie?

- O czym ty mówisz? Ja... ja nawet nie wiem, co to znaczy.

- Jak brzmi reszta? - spytała Raquel niecierpliwie. Odwrócił się do niej.

- Powiem, jeśli mnie wypuścisz.

- Nie mam zamiaru. Z tego, co wiem, to właśnie twoja grupa stoi za tymi atakami. Może włamałeś się,

by znaleźć naszą kartotekę i dopaść więcej ofiar?

- Cokolwiek morduje paranormalnych, świetnie sobie radzi bez mojej pomocy.

- W takim razie, po co się włamałeś?

- Już mówiłem. Banshee powiedziała, że odpowiedzi są tutaj. Myślałem, że może macie jakieś

informacje, znaleźliście jakieś powiązania czy coś takiego. I tego właśnie szukałem. Ale z tego, co

widzę, wiecie jeszcze mniej niż my, najwyraźniej byłem na złym tropie.

Raquel wyglądała na naprawdę wkurzoną. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś potrafił ją tak

zdenerwować jak Lend.

- Jeśli będziesz gotów powiedzieć mi coś użytecznego, daj znać. Evie, idziemy.

- Może zostanę tu jeszcze chwilę... O kurczę, to była zła odpowiedź.

Jej usta były niemal nieruchome, gdy warknęła:

- Już.

Page 97: White Kiersten - Paranormalność

- Zobaczymy się później, Lend. - Zostawiłam mu kredki i szkicownik i poszłam za Raquel.

Wychodząc, odwróciłam się do niego, żeby się uśmiechnąć z zakłopotaniem.

- Nie mogę... dlaczego... Jak mogłaś... - Raquel zatrzymała się, odetchnęła głęboko. - Jestem bardzo

rozczarowana.

Przewróciłam oczami, idąc obok niej korytarzem.

- Może gdybym miała prawdziwe życie albo jakichś przyjaciół, nie musiałabym spędzać czasu z

więźniami. Poza tym to całkiem fajny gość i myślę, że gdybyś była dla niego milsza, już dawno byś się

czegoś dowiedziała.

- Nie masz pojęcia, jak to działa.

- Nie mam, bo mi nie mówisz! O co chodzi z tymi martwymi paranormalnymi?

Raquel potarła czoło.

- Nie wiem... Zginęły tamte wampiry w zeszłym tygodniu i kilku innych paranormalnych w ciągu

ostatnich paru dni. Nie wiemy, co się dzieje, a jest coraz gorzej.

- I co macie zamiar z tym zrobić?

- Zaczęliśmy to badać, ale na razie niewiele wiemy. Podobnie jak w kwestii twojego przyjaciela. Nie

mamy pojęcia ani kim jest, ani skąd pochodzi.

- To tak jak ze mną, nie?

Rzuciła mi ostre spojrzenie, które szybko złagodniało.

- Z tobą było zupełnie inaczej.

- Jasne, dobra... - Chciałam dodać: „Nieważne", ale wolałam jej już bardziej nie wkurzać. - Przy

okazji, wymyśliłaś nowy rozkaz dla Retha? Jestem zmęczona spaniem z hantlami na łóżku.

- Śpisz z hantlami na łóżku?

- Owszem, chcę się czuć bezpiecznie. Westchnienie pod tytułem: „Nie dam rady teraz tego

załatwić".

Page 98: White Kiersten - Paranormalność

- Przecież wiesz, że elfy cię nie zabiorą. Mają absolutny zakaz porywania.

- No to szkoda, że nikt nie wspomniał o tym Rethowi. Poza tym nie chodzi o porwanie, tylko o to, co

on robi z...

- Dość, Evie. Może jednak spotykanie się z Lendem nie jest takim złym pomysłem, jeśli pomoże ci

uwolnić się od obsesji na punkcie tego elfa.

Zatrzymałam się gwałtownie. Raquel przeszła jeszcze kilka kroków, nim to spostrzegła.

- Obsesji? Dlaczego mi nie wierzysz? Myślałam, że ci na mnie zależy! - Do moich oczu napłynęły łzy

złości, zacisnęłam powieki. Wzięłam głęboki wdech i pokręciłam głową. - Nieważne. Idę do siebie.

- Daj mi znać, gdy będziesz się wybierać do Lenda następnym razem.

- Pewnie. Wszyscy mamy tu do siebie zaufanie, no nie? - Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć,

odwróciłam się i poszłam.

Page 99: White Kiersten - Paranormalność

Rozpal mój ogień

Nazajutrz wysłałam Raquel lakoniczną informację, że mam zamiar odwiedzić Lenda, i weszłam do

jego pokoju z laptopem w ręku. Dzisiaj wyglądał jak absolutnie cudowny Chińczyk.

- Co zaplanowałaś na dzisiaj? - spytał. Popatrzyłam na niego surowo.

- Mam zamiaru zmusić cię do przyznania, że Easton Heights jest niedoceniany przez krytyków.

Wzniósł oczy do sufitu i westchnął.

- A więc Raquel postanowiła przejść do tortur. Trąciłam go w ramię.

- Wybrałam trzy odcinki - mówiłam dalej - w których widać nie tylko oszałamiające kreacje aktorskie,

ale także niewiarygodny scenariusz. Pokochasz to.

- To był rozkaz?

- Nie, groźba.

Oparł poduszkę o ścianę i oparł się o nią, siadając na końcu łóżka. Usiadłam obok niego. Żeby widzieć

ekran, musieliśmy dotykać się ramionami. I właśnie wtedy, w chwili gdy nasze ramiona się zetknęły,

zrozumiałam, że jestem w nim zakochana. W sumie to było oczywiste, skoro ciągle

Page 100: White Kiersten - Paranormalność

o nim myślałam, ale uświadomiłam to sobie dopiero w tym momencie. Lubiłam go. Bardzo. Nie w

tym sensie, że fajnie mieć wreszcie kogoś, z kim można poflirtować, ale w sensie trzymania się za ręce

i całowania.

Easton Heights leciał w najlepsze, a mnie zaczęły ogarniać wątpliwości. A jeśli on był dla mnie miły

tylko dlatego, że byłam tu jedyną osobą miłą dla niego? A jeśli w normalnym świecie miał

dziewczynę? Skoro potrafił zmieniać wygląd, mógł mieć setkę dziewczyn i żadna by się nie zo-

rientowała! A jeśli MANIP go wypuści? Wtedy nigdy więcej go nie zobaczę! Ta myśl mnie dobijała.

Ale z drugiej strony, co będzie, jeśli go nie wypuszczą? Stanie się zgorzkniały

i zły. I będzie miał pretensje do mnie, w końcu to przeze mnie go złapano...

Lend trącił mnie w ramię.

- Nie było takie złe - pocieszył mnie. Nagle zorientowałam się, że skończył się pierwszy odcinek.

Wysiliłam się na słaby uśmiech.

- Złe? Było fantastyczne! Zmrużył oczy.

- Wszystko w porządku?

- Pewnie, dlaczego miałoby nie być?

Przechylił się i położył rękę na mojej dłoni. Serce mi podskoczyło. On też mnie lubił!

- Myślisz o tym, co zabija paranormalnych, tak? Guzik. Jednak mnie nie lubił.

- A co to ma wspólnego ze mną? - palnęłam bez zastanowienia. - To znaczy, pewnie, że to straszne, ale

to nie mój problem, Agencja sobie poradzi.

Odsunął rękę.

- Nie rozumiesz, prawda? Evie, jak najbardziej cię to dotyczy. Jesteś paranormalnym, czy ci się to

podoba, czy nie.

Page 101: White Kiersten - Paranormalność

Wcale a wcale mi się to nie podoba. Już miałam to powiedzieć, ale Lend ciągnął:

- Paranormalni, którzy giną, są tacy sami jak my. Cokolwiek ich zabija, jest zagrożeniem nie tylko dla

kogoś tam, ale również dla nas.

- Przykro mi, że giną, ale szczerze mówiąc, nie martwi mnie zbytnio, że ktoś załatwił wampiry, które

próbowały mnie zabić.

- Nie chodzi tylko o wampiry. Są całe gatunki, o których istnieniu nie masz pojęcia! I jeśli to potrwa

dłużej, przestaną istnieć, a wtedy świat stanie się zimny i pusty.

- To jeszcze nie jest? - W moim głosie zabrzmiała gorycz. Nie byłam jedną z nich... Normalna i

paranormalna jednocześnie, nie przynależałam nigdzie i miałam tego serdecznie dość.

- Uwierz mi, że nie. Chciałbym ci pokazać ten świat. Ale musimy mieć pewność, że nadal będzie co

oglądać.

Westchnęłam.

- Co mam zrobić?

- Gdzie słyszałaś te słowa? O oczach? Odstawiłam laptop i przesunęłam się, żeby móc widzieć

Lenda.

- Nie wiem. Po prostu usłyszałam je w głowie. Śniły mi się tego dnia, gdy się zjawiłeś. „Oczy jak

tającego śniegu strumienie..." - Urwałam, przypominając sobie. - „Zimna od rzeczy, o których nic nie

wie?"

Wstrzymał oddech i skinął głową.

- Znasz dalszy ciąg? Pokręciłam głową.

- Może mogłabyś mi pomóc zorientować się, o co chodzi... ja... - W tym momencie oboje

podnieśliśmy głowy. Na ścianie rozbłysnął jasny zarys drzwi. - Spodziewasz się kogoś?

Page 102: White Kiersten - Paranormalność

- Nie. - Przysunęłam się bliżej niego i oboje patrzyliśmy na postać wychodzącą z drzwi.

To był Reth.

- O, bip - szepnęłam. Nie miałam przy sobie noża. Nie miałam nic.

- A więc tu jesteś - powiedział, uśmiechając się uprzejmie.

Czyli Raquel nie zrobiła nic, by go powstrzymać.

- Lo... - Nim zdążyłam wymówić drugą sylabę jego imienia, machnął ręką, szepnął coś i mój głos

zniknął.

- To niepotrzebne - stwierdził z tym samym uśmiechem. Lend popatrzył na mnie, wskazałam szybko

moje gardło,

mówiąc bezgłośnie: „Wezwij pomoc".

- Zostaw ją w spokoju - ostrzegł Lend. Wstał i zasłonił mnie swoim ciałem.

- Evelyn jest moja, a ty nie masz tu nic do roboty! -machnął ręką i Lend przeleciał przez pokój.

Uderzył w ścianę i osunął się na podłogę. Krzyknęłam, ale mój głos nie wrócił.

Elf przeszedł przez pokój i usiadł na łóżku obok mnie. Próbowałam go uderzyć, ale ze śmiechem

przytrzymał mnie za rękę. A potem przesunął palcem po moim kręgosłupie, paraliżując mnie. To było

jak w koszmarnym śnie, gdy możesz tylko patrzeć, co się dzieje, nie jesteś w stanie nic zrobić.

Lend leżał nieruchomo. Poczułam, że mam w oczach łzy.

Reth trzymał rękę na moim przedramieniu, ściskając długimi palcami mój nadgarstek.

- Przepraszam za ten pośpiech, ale sytuacja uległa zmianie i nie możemy już sobie pozwolić na

powolne działanie. - Jego ciepło sunęło po mojej ręce. Zamknęłam oczy i spróbowałam je zatrzymać.

Zwolniło, a potem zatrzymało się, ale czułam się tak, jakbym powstrzymywała powódź siłą woli,

wiedziałam, że to nie może trwać długo. - Nie utrud-

Page 103: White Kiersten - Paranormalność

niaj... Kiedy skończę, będzie znacznie lepiej, zobaczysz. -Uśmiechnął się i przesunął palcem po moim

policzku, zostawiając smugę ciepła. - Gdy już będzie po wszystkim, będziemy mieli mnóstwo

zabawy... - Nie przestawałam się koncentrować, więc zaraz rzucił ze złością: - Evelyn, daję ci prezent,

umożliwiam ci przejście na wyższy poziom! To i tak kwestia czasu. Należysz do mnie i to jest

najlepszy sposób! - Ścisnął mój nadgarstek, ciepło przerodziło się w gorąco, teraz już nie było

przyjemne, sprawiało ból. Zupełnie jakby jego ręka wtapiała się w moją, stawała się jej nierozerwalną

częścią. Gorąco zaczęło parzyć, ogień trawił moją rękę, przesuwając się coraz szybciej i wyżej, aż do

mojego serca. Wrzasnęłam, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk.

A potem usłyszałam alarm. Otworzyłam oczy. Lend leżał na korytarzu, jego ciało drgało, smagane

wstrząsami elektrycznymi.

- Lend - szepnęłam bezgłośnie. Uruchomił alarm. Wyskoczył na zewnątrz, choć wiedział, co się wtedy

stanie.

Reth westchnął zniecierpliwiony, ściskając moje ramię jeszcze mocniej.

- Nie znoszę, gdy ludzie przeszkadzają.

Moje ramię stało w ogniu, pierwsze macki tego wrzącego ciepła znalazły już serce. Mościły się w nim.

- Lorethan! - mocny głos, ostry i jasny, przebił się przez mój ból.

Reth odwrócił głowę, na twarzy miał wypisany mord. Powoli i wyraźnie, zagłuszając dźwięk alarmu,

Raquel powiedziała:

- Nie dotkniesz więcej Evelyn.

W ułamku sekundy jego ręka odskoczyła od mojej, zupełnie jakby się sparzył. Płonący we mnie ogień

rozdzielił

Page 104: White Kiersten - Paranormalność

się na dwie części. Jedna spłynęła do miejsca, w którym jeszcze przed chwilą była dłoń Retha, druga

powędrowała do serca. Nadal nie mogłam mówić, nie byłam w stanie się poruszyć. Reth wstał, patrząc

na Raquel z tą samą zimną furią, z jaką niegdyś mordował wilkołaka.

- Zostaw nas - zażądała Raquel.

Reth stał nieruchomy pośrodku białego pokoju, wyglądając niczym bóg zemsty. Zastanawiałam się,

czy mógłby nas zabić. Po najdłuższej chwili ciszy w moim życiu, machnął ręką w moją stronę. Padłam

na łóżko, znowu mogłam się ruszać! Reth bez jednego słowa podszedł do ściany i wyszedł przez

lśniące drzwi.

Raquel nacisnęła przycisk na swoim komunikatorze, wyłączając alarm. Podbiegła do mnie.

- Evie, kochanie, jak się czujesz?

Wspomnienie bólu było niemal równie okropne jak on sam. Rozpłakałam się, przyciskając oparzoną

rękę do piersi.

- Pokaż - zażądała, biorąc mnie za rękę. - Och, kochanie, tak mi przykro. - Popatrzyłam na nią, w jej

oczach lśniły łzy. - Powinnam była cię słuchać...

Na moim nadgarstku widniał purpurowy odcisk dłoni Retha. Ale Raquel widziała tylko oparzenie, a

ja... Ja mogłam zobaczyć, że pod nim nadal płonie ogień.

Page 105: White Kiersten - Paranormalność

Plon, mala, płoń

Wpatrywałam się w swoją rękę. Pod czerwonym śladem wiły się płomienie, gorące i żywe.

- Co on zrobił? - szepnęłam, płacząc. Co Reth we mnie umieścił?

Raquel pogładziła mnie po włosach.

- Próbował uciec - odparła. Myślała, że mówię o Lendzie. Spojrzałam na nią i pokręciłam głową.

- To nieprawda. Gdy Reth... Lend nie umiał... Dlatego wyskoczył za próg, żeby uruchomić alarm. To

jedyne, co mógł zrobić.

- Och! - Twarz Raquel złagodniała. Popatrzyła w głąb korytarza na nieprzytomnego Lenda, a w

każdym razie na to, co mogła zobaczyć. Miał na sobie szorty, które dostał ode mnie, Raquel zapewne

widziała tylko je i bransoletkę.

Wezwała pomoc przez komunikator. Przyszli dwaj strażnicy i wnieśli Lenda do pokoju. Przesunęłam

się na koniec łóżka, ściskając oparzoną rękę. Gdy już go położyli, przyłożyłam zdrową dłoń do jego

piersi i ze zdumieniem odkryłam, że nadal jest ciepła.

- Oddycha - stwierdziłam. Ulga była tak wielka, że wy-buchnęłam płaczem.

Page 106: White Kiersten - Paranormalność

- Już w porządku. - Raquel objęła mnie ramieniem. -Jak to się stało?

- Jak to się stało? Żartujesz sobie? Od jak dawna mówiłam ci, że Reth jest stuknięty? Ile razy

powtarzałam, że nie rozumiecie elfów. Że nie jesteście w stanie ich kontrolować?

- Przepraszam, powinnam była cię słuchać... Ale to chyba z powodu tamtego rozkazu. Widocznie tak

go przekręciło twoje „potrzebuję cię".

Przewróciłam oczami.

- Naprawdę tak myślisz? Przecież to jest właśnie to, co one robią!

- Ale teraz nie może cię już dotknąć, więc sprawa jest załatwiona.

Naprawdę myślała, że to takie proste? Nic nie rozumiała.

- Zaprowadzę cię do skrzydła szpitalnego, niech lekarz obejrzy to oparzenie.

Spojrzałam na moją rękę, złote lśnienie nie znikało. Aż dziw, że Raquel go nie widziała, wyglądałam

tak, jakbym świeciła się od środka.

- A co z Lendem? - Położyłam dłoń na jego policzku.

- Jak się obudzi, wszystko będzie w porządku. To nie była śmiertelna dawka.

Wzięła mnie za zdrową rękę i zaprowadziła do ambulatorium.

Lekarka była wilkołakiem - bardzo sympatyczna, po czterdziestce. Ostatni raz odwiedziłam ją dwa

lata temu, gdy skręciłam kostkę. Niestety, nie doszło do tego w żadnych ekscytujących

okolicznościach. Nie uciekałam przed wampirem po cmentarzu. Skręciłam nogę, tańcząc przy muzyce

z iPoda, w moim pokoju. Cóż, hip-hop nie jest moim powołaniem. Ale to, jak głupio czułam się

wtedy, było niczym w porównaniu z tym, jak przerażona byłam teraz.

Page 107: White Kiersten - Paranormalność

Raquel wyjaśniła, co się stało, i kazała pokazać rękę lekarce. Ta zmarszczyła brwi i przez chwilę

panicznie się bałam, że widzi to, co zagnieździło się pod skórą. A skoro już teraz MANIP mnie

obserwowała i zaklasyfikowała jako paranormalną, nie miałam pojęcia, co mogliby zrobić, gdyby

stwierdzili, że przechodzę jakąś przemianę.

- Dziwne - powiedziała w końcu. - Nie wygląda, jakby do tego oparzenia doszło pięć minut temu.

Sprawia wrażenie znacznie starszego i niemal zagojonego... - Jak dla mnie skóra nadal była bardzo

gorąca, myślałam, że lekarka sparzy się, gdy jej dotknie, ale tylko pokręciła głową. - Ręka wciąż jest

ciepła. - Położyła mi dłoń na czole i popatrzyła na mnie uważnie. - Jesteś zimna... - No nie, jeśli

jeszcze raz tak na mnie spojrzy, dostanę szału. Nie było mi chłodniej niż zazwyczaj, raczej cieplej.

Szczególnie wewnątrz serca.

- Możemy porozmawiać na korytarzu? - zapytała Raquel i lekarka wyszła za nią.

Trzęsąc się, zeszłam ze stołu i podeszłam do lustra, wiszącego nad umywalką. Wzięłam głęboki

wdech, odpięłam trzy górne guziki koszuli, rozszerzając dekolt... I odetchnęłam z ulgą. Moje odbicie

wyglądało najzupełniej normalnie - jasna skóra, rowek między piersiami i różowy stanik.

Zaczęłam zapinać koszulę, spojrzałam w dół...

- O nie... - szepnęłam. Tam, gdzie czułam bijące w piersi serce, płonęło to samo płynne złoto,

pulsujące w rytm uderzeń.

Podskoczyłam, gdy drzwi się otworzyły, zapięłam koszulę. Lekarka uśmiechnęła się do mnie.

- Wszystko w porządku?

- W jak najlepszym.

- Posmaruję oparzenie aloesem i zabandażuję. Wygląda na prawie zagojone, więc przypuszczam, że

nie

Page 108: White Kiersten - Paranormalność

będziesz musiała nosić tego opatrunku dłużej niż jeden dzień. Właśnie rozmawiałam z Raquel. Muszę

przyznać, że niewiele wiem o elfiej magii i elfich ranach. Czujesz coś dziwnego?

- Nie... nic. - Co najwyżej to, że się świeciłam i pierwszy raz widziałam siebie tak, jak widzę

paranormalnych. Powinnam jej powiedzieć, że nie chodzi tylko o oparzenie, że Reth zrobił coś, co

mnie jakoś zmieniło, ale nie potrafiłam. Nie chciałam, żeby zapięli mi bransoletkę na kostce czy

przeprowadzali jakieś głupie testy. Oczyma wyobraźni zobaczyłam, jak mnie kroją. Nie wiedziałam,

czy naprawdę by to zrobili, ale nie miałam zamiaru ryzykować.

Spojrzałam na opatrunek na nadgarstku zadowolona, że teraz już nie widzę płomieni.

- Zmierzę ci temperaturę... Masz chłodną skórę i obawiam się, że to może być efekt uboczny. -

Włożyła mi termometr do ucha, po kilku sekundach rozległ się pisk, wyjęła go i zdumiona

zmarszczyła brwi. Znowu. Jej spojrzenia były prawie tak nieprzyjemne jak westchnienia Raquel.

- Jest dużo niższa niż powinna, chyba termometr się zepsuł... Dobrze się czujesz?

Zeskoczyłam ze stołu przerażona, że jeszcze chwila i wyjdzie na jaw coś nienormalnego... coś

paranormalnego. Pomijając badania, gdy mnie tu przywieziono i skręconą kostkę, nigdy, odkąd

sięgam pamięcią, nie byłam chora. Pewnie przez życie w ciągłym odosobnieniu, niby od kogo

mogłabym się zarazić. Czułam, że jeszcze chwila i lekarka umieści mnie w izolatce, zajmie się mną

dokładniej i w końcu dojdzie do wniosku, że jestem jeszcze dziwniejsza, niż myśleli.

- Czuję się dobrze, naprawdę. Zawsze jest mi trochę zimno, a termometr pewnie jest zepsuty, nic

więcej.

Page 109: White Kiersten - Paranormalność

- No dobrze. Jeśli nadgarstek nadal cię będzie bolał, jeśli będziesz miała jakikolwiek dziwne objawy

czy odczucia, daj mi znać.

- Oczywiście. - I wyszłam, Raquel podążyła za mną.

- Może pójdziesz do siebie odpocząć? - zapytała, przyspieszając kroku, żeby za mną nadążyć.

- Chcę być obok Lenda, gdy odzyska przytomność.

- Nie sądzę...

- Raquel - powiedziałam, patrząc na nią groźnie. - On mnie uratował. Dał się porazić prądem, żeby

mnie uratować! Mam zamiar być przy nim, gdy się obudzi, żeby mu podziękować.

Raquel westchnęła: „Poddaję się", i skinęła głową.

- Ale bądź ostrożna, dobrze? Nadal nic o nim nie wiemy. - Skoro już o tym mowa, o mnie też wiedzieli

niewiele. - Jeśli ci powie, skąd pochodzi albo co robi, powiadom mnie natychmiast.

Aha, już lecę, pomyślałam, ale odparłam:

- Pewnie.

Raquel odprowadziła mnie do jego pokoju i stanęła w wejściu, gdy zdecydowanie weszłam do środka.

- Przyjdę później sprawdzić, jak się czujesz. - Zawahała się, a potem poszła.

Lend nadal był nieprzytomny. Usiadłam na brzegu łóżka tuż obok niego, zastanawiając się, kiedy się

obudzi. Czułam się strasznie. To moja wina, że znów został porażony prądem...

Wpatrywałam się w niego, ciesząc się w głębi ducha, że ma na sobie spodenki i nie muszę czuć się

winna. Wyglądał niewiarygodnie. Jego ciało przenikało delikatne światło, skoncentrowane w piersi.

Zaczęłam studiować jego twarz. Gdy przybierał postaci innych ludzi, widziałam jego własne rysy pod

spodem, ale teraz, gdy nie tworzył iluzji, było mi

Page 110: White Kiersten - Paranormalność

znacznie łatwiej. Pochyliłam się, usiłując zapamiętać jego rysy. To było niesamowite zakochać się w

chłopaku, który za każdym razem wygląda inaczej. Chciałam wyryć sobie w pamięci jego twarz, jego

prawdziwą twarz. Był najpiękniejszym chłopakiem, jakiego kiedykolwiek widziałam, piękniejszym

nawet od elfów - jego twarz była ludzka.

Pochyliłam się tak bardzo, że prawie na niego upadłam. Nie chcąc więcej ryzykować, zeszłam z łóżka

i uklękłam, opierając łokcie na materacu i kładąc głowę na rękach. Zaciekawiona wyciągnęłam dłoń i

przesunęłam palcami po jego włosach. Były niewyobrażalnie miękkie i delikatne. Byłam tak zajęta

wpatrywaniem się w jego włosy i bawieniem się nimi, że nie zauważyłam, kiedy się obudził, dopóki

kosmyki nie stały się czarne.

- Och! - krzyknęłam cicho. Cofnęłam się gwałtownie i wylądowałam na pupie. - Myślałam, że śpisz! -

Znów przybrał postać ciemnowłosego przystojniaka i teraz patrzył na mnie zaskoczony. Nim zdążył

zapytać, dlaczego bawiłam się jego włosami, zaczęłam trajkotać: - Wszystko w porządku? Jak się

czujesz? Mogę coś dla ciebie zrobić?

Próbował usiąść, ale zrezygnował. Przyłożył rękę do czoła.

- Rany, zaraz umrę.

- Tak mi przykro! To wszystko moja wina! Popatrzył na mnie i zmarszczył brwi.

- Niby dlaczego twoja?

- Przeze mnie znów zostałeś porażony prądem!

- Myślałem, że możemy spokojnie obwiniać tego szurniętego elfa.

Pokręciłam głową.

- Gdybyś nie... ja... Dziękuję. - Uśmiechnęłam się i wzięłam go za rękę. - Naprawdę bardzo ci

dziękuję. Uratowałeś mi życie. A już na pewno duszę.

Page 111: White Kiersten - Paranormalność

Usiadł, nie zabierając ręki, co było bardzo miłe.

- Co on ci zrobił?

Usiadłam na łóżku obok niego i utkwiłam wzrok w podłodze.

- Nie wiem. To wydawało się podobne do tego, co robił zawsze. No, z tym ciepłem. Ale tym razem

zrobił to inaczej, ciepło było mocniejsze, parzyło. To tak, jakby próbował siłą wepchnąć we mnie

płomienie. I to nie... - Urwałam. Nie powiedziałam Raquel, co widzę na moim ciele. Czy mogłam

zaufać Lendowi?

- To nie co?

- Nie minęło. - Uwolniłam rękę, odsunęłam bandaż i zobaczyłam czerwony odcisk dłoni i płynny

ogień pod spodem. Gdy Lend wstrzymał oddech, popatrzyłam na niego wstrząśnięta. - Więc ty to

widzisz?

- Oczywiście, że widzę!

Page 112: White Kiersten - Paranormalność

Wiedźmastycznie

Lend widział płomienie pod moją skórą! Nie mogłam w to uwierzyć. Może w takim razie nie były

paranormalne?

- Jak możesz je widzieć?

- No przecież ślad jest jasnoczerwony! Jak mógłbym nie widzieć? To musiało być poważne oparzenie.

- Ujął delikatnie moją dłoń, przyglądając się uważnie. - Ale twoje ręce nadal są lodowate.

Westchnęłam zrezygnowana.

- Czyli jednak nie widzisz. Spojrzał na mnie stropiony.

- A więc jest tam coś jeszcze?

Przygryzłam wargę, a potem pokrciłam głową, unikając jego wzroku.

- Nie, nic.

- Evie... Co on ci zrobił?

- Nie wiem. - No, to przynajmniej była prawda. Nie miałam pojęcia, co Reth mi zrobił ani co mogłoby

się stać, gdyby Raquel go nie powstrzymała.

- Coś tam widzisz, tak?

Znów pokręciłam głową, ale potem zamknęłam oczy i skinęłam.

Page 113: White Kiersten - Paranormalność

- I co to jest?

- Nie wiem. To jakby... jakby ten ogień, który czułam, gdy trzymał mnie za rękę, nadal tu był, tuż pod

oparzeniem. Złote lśnienie, które się mieni i wije. To jest straszne. Nigdy przedtem nie widziałam nic

pod swoim ciałem.

- Nawet wtedy, gdy robił ci coś takiego wcześniej?

- Nie wiem, wtedy było inaczej... - Próbowałam sobie przypomnieć. Za każdym razem było mi cieplej,

ale to zawsze mijało, gdy odchodził. - Nigdy tak się sobie nie przyglądałam... Ciepło ustawało, gdy

odchodził, a potem wracało, gdy znów mnie dotykał. Tym razem to było tak, jakby wpychał je we

mnie siłą, zmuszał mnie do przyjęcia gorąca.

- Może to też minie?

- Nie wiem - odparłam, usiłując nie płakać. - Ale to jest nie tylko na ręce.

- Gdzie jeszcze?

- Na sercu - szepnęłam.

Lend nie odzywał się przez chwilę.

- Co na to Raquel?

- Nie powiedziałam jej. I tak mnie zaklasyfikowali jako paranormalną, nie chcę mówić im o niczym,

co mogłoby świadczyć, że jestem... no nie wiem, jeszcze dziwniejsza?

- Rozumiem cię. Ukrywam się przed nimi przez całe życie. Ale gdzie indziej możesz zdobyć

jakiekolwiek wyjaśnienia?

- Oni i tak wiedzą o bip elfach. Lend parsknął śmiechem.

- Co? - spytałam.

- Dlaczego mówisz „bip"? Nie uczą cię żadnych aktualnych przekleństw?

Zaczerwieniłam się, a potem roześmiałam.

- To coś w rodzaju wewnętrznego dowcipu. Lish, to znaczy Alisha, moja przyjaciółka, jest syreną i

komputer

Page 114: White Kiersten - Paranormalność

mówi za nią. Ponieważ nie tłumaczy przekleństw, wszystkie brzmią jak „bip". Z biegiem czasu ja też

zaczęłam tak mówić.

- Jest w tym jakaś pokręcona logika. - Nadal trzymał mnie za rękę i patrzył na oparzenie. To było takie

przyjemne. .. Niesamowite, że po tym wszystkim, co się dziś wydarzyło, taki drobiazg mógł poprawić

mi nastrój. To znaczy, wolałabym, żeby po prostu trzymał mnie za rękę, a nie patrzył na ranę, z

powodu której sam został porażony prądem i która oznaczała, że jestem jeszcze większym

dziwolągiem, niż byłam. Ale cieszyłam się z tego, co mam.

- Nie ma tu nikogo, kogo mogłabyś o to spytać? Martwię się.

Zaśmiałam się.

- Jestem jedyną osobą, która ma problem z ogniem w sobie. Lish potrafiłaby dochować tajemnicy, ale

ona wie tylko to, co wie MANIP. Mogłabym oczywiście spytać Retha, co do bip mi zrobił, ale jakoś

nie mam ochoty go oglądać... Nigdy więcej. I jestem pewna, że żaden inny elf mi nie pomoże.

Pomaganie nie jest ich mocną stroną.

Lend miał dziwny wyraz twarzy.

- Powiedziałaś, że masz w sobie ogień?

- Tak to właśnie wygląda. Złota, mieniąca się niczym płynny ogień plama na mojej ręce i piersi.

- Płynny ogień - stwierdził płaskim, pełnym niedowierzania tonem.

Wzruszyłam ramionami.

- Właśnie. Lend westchnął.

- „Jej oczy jak tającego śniegu strumienie, zimna od rzeczy, o których nic nie wie. Niebo w górze i

piekło na dole, płynne płomienie skrywają jej boleść. Śmierć, śmierć,

Page 115: White Kiersten - Paranormalność

śmierć, niedająca ukojenia. Śmierć, śmierć, śmierć nieprzy-nosząca wyzwolenia".

Co to za bzdety? - pomyślałam.

I zaraz po tym nie wytrzymałam.

- Co to za bzdety, do licha?

Lend puścił moją dłoń i potarł rękami twarz.

- Nie wiem. To jest to, co powiedziała nam banshee, coś w rodzaju przepowiedni, proroctwa. Nie

miałem pojęcia, co to znaczy, a teraz sporo rzeczy wskazuje na to, że chodzi

o ciebie. Twoje oczy, ciągle mówisz, że ci zimno, a teraz jeszcze ten płynny ogień wewnątrz ciebie.

- Super, zapomniałeś tylko o tym kawałku z mnóstwem śmierci. Nie jestem mordercą! - Poderwałam

się urażona. No nie, czy on naprawdę tak myślał?

Zaśmiał się sucho.

- Wierz mi, nie myślę, że jesteś. Nie wyglądasz na kogoś, kto wyrżnąłby dziesiątki paranormalnych.

- Och! - Usiadłam z powrotem, poczułam się głupio. -W takim razie, jak myślisz, co to znaczy?

- Nie wiem. Do tej pory myślałem, że to opis kogoś, kto to robi. Teraz nie mam pojęcia.

Zastanowiłam się. To wszystko było takie dziwaczne

i przerażające.

- Słuchaj, ten kawałek o niebie i piekle... Znasz mitologię elfów? - Pokręcił głową. - No więc, legendy

mówią, że elfy są zbyt złe dla nieba i zbyt dobre dla piekła, dlatego utknęły między jednym a drugim,

na ziemi i w elfich krainach. Od tamtej pory są tu uwięzione, nieśmiertelne, niezmienne, usiłujące

odnaleźć swoją drogę do nieba. Lub piekła. Albo jeszcze gdzieś indziej, nie jestem pewna. Może

chodzi o elfy?

Bo gdyby tak było, nie chodziłoby o mnie. A na tym bardzo mi zależało.

Page 116: White Kiersten - Paranormalność

Skinął głową, zamyślony.

- Możliwe,..

- A, i jeszcze jedno! Gdy Reth przybył wtedy po mnie i uratował mnie przed wampirami, to potem

przeniósł mnie do swojego domu i zniknął. Mógł wtedy do nich wrócić i zabić je wszystkie!

- Ale po co? No i banshee mówiła „ona", nie „on". Zmarszczyłam brwi. No tak, miał rację.

- No dobrze, ale jest przecież mnóstwo elfek! I to właśnie Reth wcisnął we mnie ten ogień. Myślę, że

to jednak on.

- Może masz rację. Słowo daję, to mnie przerasta. Nie powinienem był tu przychodzić... Nie dość, że

niczego się nie dowiedziałam, to jeszcze nikomu nie pomogłem.

Trąciłam go ramieniem.

- Mnie pomogłeś. Oddał.

- Chociaż tyle.

Uśmiechnęłam się szczęśliwa, a potem sposępniałam. Lend nie należał do Centrum. Wprawdzie

pragnęłam, żeby nigdy stąd nie odchodził, jednak to, że tu tkwił, było idiotyzmem.

- Wiesz co, pogadam z Raquel. Może cię wypuszczą. Zaśmiał się niewesoło.

- Nie, nie zrobią tego. A nawet jeśli, będę miał na kostce to coś. Co oznacza, że nie będę mógł wrócić

do domu. - Odwrócił się do mnie, na jego twarzy malowała się powaga. - Ale ty powinnaś stąd odejść.

Możesz stąd odejść, możesz się stąd wydostać.

Pokręciłam głową ze smutkiem.

- Nie mogę. Poza Agencją nie mam nic ani nikogo. Nie mam pieniędzy, rodziny, nie mam dokąd

pójść. - Odkąd dowiedziałam się, że MANIP trzyma mnie tu i traktuje jak

Page 117: White Kiersten - Paranormalność

jedną z istot, przed którymi chroni świat, dużo trudniej było mi zapomnieć, że jestem samotna. Znów

przypomniałam sobie słowa Retha... Głupi, głupi elf. Westchnęłam ciężko. - Kurczę, nawet nie mam

ochoty na kolejny odcinek Easton Heights.

Lend objął mnie i poklepał po ramieniu:

- No, to przynajmniej jest z tego wszystkiego jakiś pożytek.

Zarobił kuksańca w żołądek. Roześmiałam się.

- Nieważne.

- Nie masz przypadkiem Wi-Fi na tym czymś? - Zabrał rękę i popatrzył na laptop, na którym przedtem

oglądaliśmy serial.

- Niestety.

- Evie! - W drzwiach stanęła Raquel. - Dlaczego nie masz przy sobie komunikatora?

- Na śmierć zapomniałam... Co się stało?

- Masz pracę.

- Naprawdę? Dzisiaj? - Myślałam, że po tym wszystkim, co przeszłam, mogłam liczyć na dzień

chorobowego.

- Owszem, dziś, teraz. Pospiesz się. Westchnęłam i wstałam. Postanowiłam zostawić Lendo-

wi laptop, biedak potrzebował jakiejś rozrywki.

- Na razie, Lend. I jeszcze raz dzięki, że dałeś się porazić prądem, żeby uratować mi życie.

- Do usług. Wyszłam za Raquel.

- Nie żebym była zdenerwowana czy coś... Nawet jeśli pomyślę o moim ostatnim zadaniu, w czasie

którego omal nie zginęłam, oraz o tym, że Reth wypalił mi dziurę w ręku. Ale co to właściwie za

zadanie?

- Irlandia, prawdopodobnie wiedźma.

Page 118: White Kiersten - Paranormalność

- Wiedźma? Błeee... Nie mógłby pójść ktoś inny? - Tylko raz miałam do czynienia z wiedźmą i to było

okropne.

- Nie, to jeszcze niepotwierdzone, dlatego musisz tam pójść właśnie ty. Pamiętasz, co zrobił kiedyś

Alex?

Nie mogłam się nie roześmiać. Alex był strasznie nieśmiały. Pracował w naszej sekcji od jakiegoś

czasu. Miał jakieś metr osiemdziesiąt i ważył siedemdziesiąt kilo, wiedział wszystko, co się tylko dało

o każdym paranormalnym, ale był kompletnie bezużyteczny w terenie. Kiedyś wrócił, triumfalnie

wlokąc ze sobą „wiedźmę", która okazała się bardzo starą i brzydką kobietą. Co to był wtedy za

bajzel! Alex już nigdy więcej nie został wysłany w teren, przeniesiono go do papierkowej roboty.

- Nienawidzę wiedźm. - Były naprawdę straszne. Bardziej niż straszne. Były znacznie, znacznie

gorsze niż wampiry.

- Wyślę z tobą Jacques'a. Wolę, żebyś przez jakiś czas nie chodziła na akcje sama.

- W takim razie w porządku. - Jacques nie tylko miał wszystkie zalety wilkołaka, ale był naprawdę

silny. Stanowczo należał do gości, których chcesz mieć przy sobie, kiedy nie czujesz się pewnie.

Wpadłam na chwilę do pokoju, żeby zabrać torbę z bransoletkami, komunikator, Tasey i nóż.

Spotkaliśmy się z Jacques'em przed transportem. Elfka już na nas czekała - to znów była Fehl. Jakżeby

inaczej, to przecież musiał być jeden z tych elfów, które mnie kojarzą. Chwilowo miałam ich powyżej

uszu, ale wysyłano mnie na akcję i nie miałam nic do powiedzenia. Fehl nie odezwała się ani słowem,

miała swój zwykły, znudzono-zirytowany wyraz twarzy. Dopiero teraz zauważyłam, że jej oczy były

tak samo czerwone jak włosy. Podobnie jak jej głos, było to straszne i piękne jednocześnie.

Page 119: White Kiersten - Paranormalność

- Bądź ostrożna, dobrze? - przypomniała mi Raquel.

- Pewnie, pewnie... - Czułam się strasznie zmęczona i chciałam mieć to już za sobą.

Ja i Jacques stanęliśmy po obu stronach Fehl i, gdy przed nami pojawiły się drzwi, ujęliśmy jej

wyciągnięte ręce. Bezmyślnie podałam jej tę oparzoną. Fehl spojrzała w dół, przez jej twarz

przemknął uśmiech.

- Nie dokończył - wymruczała tym swoim głosem, przypominającym spadające odłamki szkła.

Pewna, że Raquel tego nie słyszała, zacisnęłam szczęki, zamknęłam oczy i weszłam na ścieżki elfów,

prosto na spotkanie z wiedźmą.

Page 120: White Kiersten - Paranormalność

Zagubione dusze

Wyszliśmy w gasnące światło dnia, na zamglone zimne pola. Jak okiem sięgnąć, wszędzie była tylko

brązowa trawa. Fehl szybko wróciła do drzwi w uschniętym drzewie za nami. Krzyżyk na drogę,

pomyślałam i otuliłam się ramionami.

- Mogłam włożyć płaszcz. Jacques wzruszył ramionami.

- Nie jest tak źle.

W pewnej odległości przed nami widać było samotny staw, otoczony niezbyt gęstymi zaroślami.

Dlaczego te kreatury nie mieszkały na wyspach tropikalnych?! Nie miałabym nic przeciwko

wycieczce na Hawaje.

Sposępniałam.

- Pewnie będziesz musiał się ukryć, gdy podejdziemy bliżej. Jeśli zostanę sama, będziemy mieli

większe szanse, że się pojawi. Pod warunkiem że w ogóle tu jest.

- Jesteś pewna, że dasz sobie radę?

- Jeśli nie, to zaufaj mi, dowiesz się o tym.

Uśmiechnął się, ruszyliśmy w stronę stawu, nie odzywając się więcej. Kilka metrów od brzegu

Jacques odszedł w bok i ukrył się w kępie drzew. Położyłam rękę na taserze

Page 121: White Kiersten - Paranormalność

i podeszłam do brzegu stawu. Podniosłam kamień i wrzuciłam go do wody. Żadnej reakcji. Jeszcze

raz. Znowu nic.

Szczerze mówiąc, miałam gorącą nadzieję, że nic się nie wydarzy. Wiedźmy żyją w stawach i

strumieniach i wyglądają jak bardzo stare, przygarbione kobiety. Już sama iluzja jest nieciekawa, a to,

co pod spodem jeszcze straszniejsze. Mają chorobliwie zieloną cerę i wielkie, okrągłe rybie, zupełnie

białe oczy. Do tego gnijące wodorosty zamiast włosów i trzy rzędy czarnych, ostrych jak igły zębów.

A, czy wspominałam, że pożerają dzieci? No właśnie. Dzieci. Proszą je o pomoc, a potem wciągają

pod wodę i trzymają tam, dopóki te nie przestaną się szarpać. A potem pożerają je w całości.

Zasady postępowania z wiedźmami są dość proste. Nie możesz dorwać ich pod wodą - są zbyt silne.

Ale jeśli wywabisz jakąś na ląd, możesz ją spokojnie sparaliżować, zapiąć bransoletkę i wezwać

transport. W przeciwieństwie do wampirów po zneutralizowaniu nie zostają wypuszczone na

wolność, przebywają w specjalnym miejscu gdzieś na Syberii. MANIP nazywa to nadzorem

humanitarnym. Dość dziwne, biorąc pod uwagę, że w wiedźmach nie ma nic humanitarnego czy

choćby ludzkiego.

Po dziesięciu minutach krążenia wokół stawu i rzucania kamieniami miałam dość. Może byłam za

stara, żeby skusić dzisiejsze wiedźmy? Rozejrzałam się, próbując dostrzec jakiekolwiek wskazówki

świadczące o tym, że nie tracę czasu. Większość roślin jeszcze nie obudziła się do życia. Wyglądało

na to, że do tej części Irlandii wiosna jeszcze nie zawitała. Ale drzewa wyglądały na bardziej gęste, niż

mi się przedtem wydawało. I wtedy zobaczyłam coś po prawej stronie. Jakieś dwadzieścia kroków ode

mnie widniał niewielki, zielonoszary wzgórek, który tu nie pasował. Wyciągnęłam

Page 122: White Kiersten - Paranormalność

paralizator i ostrożnie ruszyłam w tamtą stronę. Im bliżej podchodziłam, tym silniejszy stawał się

zapach pleśni - tak właśnie pachną wiedźmy. Wstrzymałam oddech i podeszłam na palcach do...

leżącej na ziemi istoty. Nie żyła. Niewiarygodne.

Nie miałam zielonego pojęcia, jak zabić wiedźmę, one po prostu istniały, tak jak syreny. A jednak ta

tutaj była martwa. Pod iluzją jej białe oczy były szeroko otwarte, okropna twarz zastygła w zdumieniu.

Jak to się mogło stać?

Rozejrzałam się, szukając jakichś śladów, niczego nie dostrzegłam. Zmrużyłam oczy i znów

spojrzałam na wiedźmę. Było coś pod jej iluzją. Tam, gdzie jej pierś okrywała sterta szmat.

Podniosłam jakiś patyk, odsunęłam łachmany i zobaczyłam odcisk ręki - złocisty płomień, gasnący,

gdy na niego patrzyłam, dopóki nie znikł ostatecznie.

Potem zdałam sobie sprawę z czegoś jeszcze. Ciało wiedźmy parowało w chłodnym powietrzu. Było

jeszcze ciepłe, czyli zabito ją niedawno.

- O, bip - wyszeptałam. Wstałam i, trzymając Tasey przed sobą, rozejrzałam się dokoła. Nagle okolica

wydała mi się złowieszcza, jakby w każdych zaroślach, w każdej kępie drzew czaiła się śmierć.

- Jacques? - zawołałam cicho, odchodząc od stawu. Wcisnęłam przycisk alarmowy na komunikatorze,

mając nadzieję, że Fehl nadal jest w pobliżu punktu transportowego. - Jacques? - Nie chciałam

krzyczeć, choć jednocześnie sterczałam tu wystarczająco długo, żeby to coś, co tu było, zdążyło mnie

zobaczyć. Z lewej strony w pewnej odległości usłyszałam trzask łamanej gałęzi. Upuściłam torbę z

bransoletkami i wyciągnęłam nóż.

- Jacques? Jacques, to ty? - Mój głos drżał niemal tak mocno, jak ręce. - Jacques? !

Page 123: White Kiersten - Paranormalność

W tym momencie powietrze rozdarł przeraźliwy wrzask, jakby czyjąś duszę wyrywano z ciała. Duszę

Jacques'a... Nienawidziłam się za to, ale odwróciłam się i co sił w nogach pobiegłam w stronę drzewa.

Jeśli to coś zdołało zabić wiedźmę i Jacques'a, nie miałam żadnych szans. Brakowało mi tchu, biegłam

szybciej, niż myślałam, że potrafię. Uciekałam przed śmiercią pewna, że zaraz mnie dopadnie.

Drzewo było coraz bliżej. Ale nie było na nim drzwi! Fehl nie odpowiedziała na wezwanie!

Zaszlochałam. Jeśli zaraz się tu nie zjawi, umrę... Dopadłam drzewa, ale nadal nic tam nie było.

Trzęsąc się tak, jakbym za chwilę miała się rozpaść na kawałki, odwróciłam się. Chciałam stanąć

twarzą w twarz z moją śmiercią. Pole było puste. Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Nie wiedziałam,

czy powinnam czekać, aż Fehl przybędzie, czy zaryzykować i użyć jej prawdziwego imienia. Już

miałam je w końcu wykrzyczeć, gdy tuż za mną wybuchło światło. Złapałam wyciągniętą rękę Fehl i

zawołałam:

- Już!

Zobaczyłam jeszcze wyłaniającą się zza drzew świetlistą postać i wtedy drzwi się zamknęły.

Page 124: White Kiersten - Paranormalność

Poznasz egoistę po czynach jego

Gdy się obudziłam, Raquel siedziała na krześle przy kuchni, rozmawiając cicho przez komunikator.

Była tu całą noc. Nie chciałam zostać sama.

Brwi miała ściągnięte, wolną ręką pocierała czoło. Gdy usiadłam na łóżku, spojrzała na mnie i rzuciła

mi wymuszony uśmiech, a potem wróciła do rozmowy. Skończyła kilka minut później. Usiadłam na

swoich dłoniach, żeby się nie trzęsły.

- Znaleźli to?

Pokręciła głową i westchnęła. To było zupełnie nowe westchnienie, było w nim więcej stresu i

napięcia niż w jakimkolwiek wcześniejszym, więcej nawet niż w markowym „Evie, Evie, Evie", które

pojawiało się zawsze, gdy narozrabiałam. Na przykład wtedy, gdy mając czternaście lat, ukradłam jej

komunikator, próbując przeprogramować mój tak, żeby puszczał muzykę. Rozwaliłam wtedy cały

system i uwięziłam wszystkich w ich pokojach na kilka godzin. To była masakra. Za karę musiałam

przez miesiąc sprzątać areszt.

Szkoda, że życie nie było już takie proste...

Nie chciałam pytać, nie chciałam wiedzieć, ale musiałam.

- Jacques?

Page 125: White Kiersten - Paranormalność

Pokręciła głową ze smutkiem.

- Jacques nie żyje.

Wpatrywałam się w podłogę, do oczu napłynęły mi łzy. Nie zrobiłam nic, żeby mu pomóc, nawet nie

spróbowałam! Raquel usiadła obok mnie i objęła mnie ręką.

- Nie mogłaś nic zrobić. Gdybyś próbowała mu pomóc, już byś nie żyła. Jestem pewna, że Jacques

cieszyłby się, że pomógł ci uciec.

A ja byłam pewna, że cieszyłby się, gdyby nadal żył. No tak, ale on był uzbrojony i miał nadnaturalne

zdolności wilkołaka. Skoro to coś załatwiło go bez trudu, ja naprawdę nie mogłam nic zrobić.

Tylko że powtarzanie sobie tego nie zdołało wymazać krzyku z mojej pamięci.

- Muszę iść na spotkanie z szefami wydziału. Znajdziemy i powstrzymamy tego, kto to robi.

Przypomniałam sobie swoją teorię i się wyprostowałam.

- To Reth!

- Co Reth?

- Reth jest mordercą! On to robi!

- Dlaczego tak myślisz?

- Odcisk dłoni! Wiedźma miała na piersi ślad dłoni, taki świecący, złoty! Zupełnie jak... - Urwałam.

Nie powiedziałam Raquel o złotym lśnieniu we mnie i nie chciałam teraz mówić, że taki sam odęisk

zostawił na mnie moim ciele. -Moim zdaniem to on.

Raquel pokręciła głową.

- Wiem, że jesteś wściekła na Retha, i wiem, że masz ku temu powody, ale to nie był on.

- Skąd wiesz? Nic nie wiecie o elfach! Popatrzyła na mnie poważnie.

Page 126: White Kiersten - Paranormalność

- Pracuję z elfami znacznie dłużej niż ty i wiem, że Reth tego nie zrobił. Gdy ty byłaś w Irlandii, on

znajdował się na rozprawie dyscyplinarnej.

- Słucham?

- Rada ustosunkowała się do jego zachowania względem ciebie. Było tam siedem osób i wszyscy

mogą zaświadczyć, że przez cały czas tam był.

Rozprawa dyscyplinarna? Kogo chcieli oszukać? Elfy mają w nosie nas i nasze reguły. Były tu tylko

dlatego, że imienny rozkaz, który dostały na samym początku, nakazywał im służenie MANIR

- I co, ukarali go?

- Jego zachowanie uznano za wysoce niewłaściwe i otrzymał surową naganę. - Gdy Raquel to

powiedziała, zrozumiałam, jak żałośnie to brzmi.

- Ach, naganę... To go wreszcie nauczy! No, teraz czuję się już zupełnie bezpieczna.

- Nie musisz się nim martwić. Otrzymał imienny rozkaz, nie będzie mógł cię dotknąć. Dlatego proszę

cię, daj już temu spokój.

Spojrzałam na mój nadgarstek, teraz zasłaniał go rękaw, ale mogłam zobaczyć mieniący się blask w

miejscu, gdzie skóra odrobinę wystawała. Jasne, czym tu się przejmować.

- Nadal uważam, że jednak ma z tym coś wspólnego. -On albo jakiś inny elf, o którym Agencja nic nie

wie.

- Przedstawię twoją wersję w czasie spotkania. Ale nie mamy żadnego powodu, by podejrzewać elfy.

I obie wiemy, że elfy nie robią nic bez powodu.

- Właśnie, i obie powinnyśmy wiedzieć, że tak naprawdę nie wiemy, czym się kierują.

Raquel westchnęła - „nie mam zamiaru dłużej tego wałkować" - i wstała.

Page 127: White Kiersten - Paranormalność

- Lish chciała, żebyś przyszła, jak tylko będziesz mogła. Byłabym spokojniejsza, gdybyś spędziła z

nią cały dzień. Nie chcę, żebyś była sama. I proszę, tym razem miej przy sobie komunikator.

Raquel pogłaskała mnie po głowie, jakbym miała pięć lat, i wyszła. Było mi zimno, wzięłam bardzo

długi, bardzo gorący prysznic. Usiłowałam nie patrzeć w dół, ale nie mogłam. Na mojej piersi nadal

widniała plama płynnego złota, niesłabnącego ognia.

Wyszłam spod prysznica i zaczęłam wpatrywać się w swoje odbicie, ale ten dziwny ogień widziałam

tylko wtedy, gdy patrzyłam bezpośrednio na niego. Miałam wrażenie, że moja twarz też powinna

wyglądać inaczej, ale to była ta sama stara Evie, ładna, ale nic takiego - nos jak guzik, ładne usta i

bardzo jasne szare oczy.

I wtedy uświadomiłam sobie coś strasznego. Skoro to coś paranormalnego, co było we mnie,

widziałam tylko wtedy, gdy patrzyłam na to bezpośrednio, nigdy nie dowiem się, czy coś nie kryje się

pod moją twarzą. Nie byłam w stanie spojrzeć w moje własne oczy bez lustra. Kto wie, może

świeciłam się przez cały ten czas? Może to właśnie było to coś dziwnego z moimi oczami... Nagle

poczułam się tak, jakby moja twarz była maską kryjącą to, czym byłam naprawdę.

To była przerażająca myśl. Zwłaszcza że nie miałam sposobu, by ją potwierdzić lub by jej zaprzeczyć.

Tak to bywa, gdy się jest jedyną istotą w swoim gatunku. Żadnych odpowiedzi. Znikąd.

Wkurzona wytarłam się i włożyłam mój największy, najbardziej miękki sweter, jasnoniebieski, z

długimi rękawami. Bardzo dobrze, zasłaniały ręce i nie musiałam patrzeć na swoje nadgarstki.

Zaplotłam włosy, wzięłam komunikator

Page 128: White Kiersten - Paranormalność

i poszłam do Centrali. Lish rzuciła się do szkła, chcąc jak najszybciej ze mną porozmawiać.

- Evie, wszystko w porządku? Tak się martwiłam. Uśmiechnęłam się słabo.

- Tak, to były ciężkie dwa tygodnie.

- Siadaj, siadaj. Nie odwiedzasz mnie ostatnio, tęsknię za tobą...

Podsunęłam sobie jedno z krzeseł obrotowych, usiadłam i podwinęłam nogi.

Lish zażądała, żebym opowiedziała jej wszystko o Recie i wiedźmie. Dopiero teraz, rozmawiając z

nią, zrozumiałam, jak bardzo za nią tęskniłam. Obciążona natrętną uwagą Raquel, niebezpiecznymi i

źle wykonanymi zadaniami oraz spotkaniami z Lendem, zupełnie nie miałam czasu. Lish była

inteligentnym nieśmiertelnym, jej oczy zwęziły się w uśmiechu i spytała:

- Czy ten Lend, no ten, który cię uratował przed Rethem... Czy jest bardzo... przystojny?

Zaśmiałam się.

- Potrafi wyglądać dokładnie tak jak Landon.

- Landon z Easton Heights? W takim razie musisz być zakochana po uszy!

Pokręciłam głową.

- Nie, jego prawdziwa twarz wydaje się ładniejsza. Poza tym jest zabawny i miły. Nie mów Raquel,

ale chyba naprawdę go lubię...

Lish skinęła głową, nadal się uśmiechając.

- Czy buzują w nim hormony, jak w Landonie? Absurdalność tego pytania rozbawiła mnie.

- Myślę, że nie, i to też mnie cieszy.

- No tak... Co za dużo to. - Lish przerwała i zmrużyła jedną przejrzystą powiekę - niezdrowo, prawda?

Page 129: White Kiersten - Paranormalność

- Znasz mnie, dbam o swoje zdrowie.

Z ust Lish wyskoczyły bąbelki, gdy się zaśmiała.

- Robię się dobra w metaforach, prawda?

- Zawodowstwo! - Często trenowałyśmy metafory i frazesy, chciała lepiej się ze mną porozumiewać,

mimo tego wszystkiego, co nas różniło.

- Najważniejsze pytanie brzmi: czy on cię lubi?

- Pewnie nie. W końcu to przeze mnie często dostaje prądem, no i przeze mnie tu siedzi. A nie

powinien. To głupie, że go tu trzymają.

- Co innego mogliby zrobić?

- Nie wiem, posłuchać go, pomóc mu? Grupa, do której należy, też orientuje się, co się dzieje. Gdyby

MANIP nie była tak zajęta szukaniem, neutralizowaniem, obrączkowaniem i tym podobnymi

bzdurami, gdyby traktowała Lenda jak równego sobie albo jak sojusznika, może zdołaliby się z nimi

porozumieć, może dowiedzieliby się, kto to robi, zanim zginie kolejny paranormalny!

Lish popatrzyła na mnie z dumą. Może nie była aż taką zwolenniczką Agencji, jak mi się wydawało?

- Rozmawiałaś o tym z Raquel?

- Właściwie to nie. Nie.

Byłam zdenerwowana. Zawsze czułam się tu bezpieczna, ale teraz, gdy wiedziałam, że jestem

poziomem siódmym, martwiłam się, że cokolwiek zrobię, będzie wyglądać podejrzanie. Paranormalni

nigdy nie byli tu równi. Zawsze, zawsze byli inni. Domaganie się uwolnienia Lenda byłoby mniej

więcej tak samo podejrzane, jak cokolwiek innego, co bym teraz zrobiła.

A potem zrozumiałam, że siedzę tu, martwiąc się, czy Lend mnie lubi trochę bardziej niż kumpla (i

czy w ogóle lubi mnie jak kumpla), martwiąc się o mój status między zwykłymi ludźmi z MANIP,

martwiąc się o siebie... Liczyłam się

Page 130: White Kiersten - Paranormalność

tylko ja, ja, ja. Tak jak wtedy, gdy uciekłam, ratując własną skórę i zostawiając tam Jacques'a.

Paranormalni umierali. Łatwo było się tym nie przejmować, gdy ginęły wampiry i wiedźmy, ale

Jacques nie zasługiwał na taką śmierć. Musiałam coś zrobić, żeby to przerwać.

- Porozmawiam o tym z Raquel. Cokolwiek robi Agencja, to nie działa.

Lish uśmiechnęła się do mnie oczami.

- Grzeczna dziewczynka.

Uśmiechnęłam się do niej, zastanawiając się, czy przypadkiem Lish już od dłuższego czasú nie

próbowała mi pomóc. Uświadomić mi to wszystko. Z nią nigdy nie miałam problemu; niektórych

paranormalnych nawet lubiłam, zwłaszcza wilkołaki. W końcu to nie ich wina, że byli tacy, jacy byli.

No tak, ale jak się nad tym zastanowić, nie była to wina żadnego paranormalnego. Przecież to nie tak,

że wiedźmy budziły się pewnego dnia i myślały: hej, czy nie byłoby fajnie zacząć zjadać dzieciaki?

Były czymś w rodzaju sępów. Jasne, że zachowywały się ohydnie i przerażająco, ale takie już były.

Ale czy to znaczyło, że musimy się z tym pogodzić? Że wszystko w porządku? Czy należało pozwolić

im siedzieć w stawach i strumieniach, w oczekiwaniu na smaczną przekąskę? Od tej gonitwy myśli

rozbolała mnie głowa. Musiałam chwilę odpocząć.

- Posłuchaj, czy będzie ci bardzo przykro, jeśli pójdę zobaczyć się z Lendem?

- Bip, nie. Idź i odwiedź swojego dziwacznego chłopaka. Zaśmiałam się, przytuliłam na pożegnanie

twarz do szkła

akwarium, a potem poszłam do celi Lenda.

Nadal nosił postać ciemnowłosego przystojniaka. Rysował coś w szkicowniku. Gdy spojrzał na mnie,

na jego twarzy pojawiła się ulga.

Page 131: White Kiersten - Paranormalność

- Wróciłaś!

Skinęłam głową. Usiłowałam się uśmiechnąć i nagle wybuchnęłam płaczem. Żenujące. Lend zerwał

się i wziął mnie w objęcia.

- Co się stało?

- To... to tam było. Zabiło wiedźmę, a potem Jacques'a. A ja po prostu uciekłam...

- Widziałaś to? - zapytał, nadal mnie obejmując.

- Prawie. - Opisałam mu, co widziałam. - Aha, aha i zostawiło odcisk ręki! Na wiedźmie, na jej piersi!

Migoczący złoty odcisk, który zgasł, gdy mu się przyglądałam!

- Na jej ciele?

- Tak, pod iluzją, pewnie nikt inny by tego nie zobaczył. Wyglądało trochę podobnie do tego, co jest

teraz pod moją skórą... Ale Reth ma alibi.

Lend się zasępił.

- Jak się czujesz?

- Nie wiem. Jeszcze nigdy nie byłam tak przerażona. Myślałam, że zaraz zginę. I Jacques... Słyszałam,

jak on umiera... - Znowu zaczęłam płakać. Lend zaprowadził mnie do łóżka i usiadł obok, obejmując

mnie ręką. - Przepraszam - powiedziałam, ocierając oczy.

- Nie przepraszaj. Cieszę się, że zdołałaś uciec. No i jesteś pierwszą osobą, która cokolwiek widziała.

To nam bardzo pomoże!

- Pomogłoby, gdybyś nie siedział tu zamknięty. Ale mam zamiar pogadać z Raquel. Chcę, żeby

zrozumiała, że powinniśmy z tobą współpracować, a nie trzymać cię w zamknięciu, jak jakiegoś

kryminalistę. Cokolwiek to jest, trzeba to powstrzymać.

Skinął głową, pochylił się i pocałował mnie w czubek głowy. Chyba też był ze mnie dumny. Jak to

możliwe, że czułam się tak okropnie i tak cudownie jednocześnie?

Page 132: White Kiersten - Paranormalność

Nie wołaj mnie

ie chciałam rzucać słów na wiatr - wyjęłam komunikator i wysłałam do Raquel pytanie, kiedy

możemy się spotkać. Po kilku minutach przyszła odpowiedź.

- O kurczę, nie będzie jej w Centrum przez trzy, cztery dni. - Odwróciłam się do Lenda. - Ale pogadam

z nią, jak tylko wróci. To, co robi MANIP, jest całkowicie niesłuszne. Są tak zajęci przejmowaniem się

i kontrolowaniem, że nie dostrzegają paranormalnych, którzy mogliby pomóc... Postaram się

przekonać Raquel, żeby pozwoliła ci odejść bez bransoletki.

- Mam nadzieję, że ci się uda.

- Ja też. - Westchnęłam ciężko. Wszystko stawało się takie skomplikowane, takie poważne. - Powiedz

mi coś

o sobie, coś zabawnego, zwyczajnego... - Odchyliłam się

i oparłam o ścianę. Zrobił to samo, siedzieliśmy teraz obok siebie.

- Co chciałabyś wiedzieć?

- Jak wygląda twoje życie? To znaczy, nie chcę, żebyś zdradzał mi jakieś tajemnice - dodałam szybko.

- Powiedz na przykład, chodzisz do szkoły?

Page 133: White Kiersten - Paranormalność

- Jestem w ostatniej klasie. Właśnie dostałem dokumenty przyjęcia na studia. - Uśmiechnął się. -1 nie

mam pojęcia, jak uda mi się nadrobić te wszystkie zaległości.

- Idziesz na studia? Ale super! Czekaj, czyli chodzisz do normalnego liceum? Rany... I jak to jest?

Mieliście już bal? Chodzisz na mnóstwo imprez? Macie szafki?

Zaśmiał się.

- Szafki?

- Są takie czadowe!

- Tak, jak się nad tym zastanowić, to chyba właśnie szafki są najlepsze. Chodzenie do liceum jest tak

właściwie nudne, to trochę tak, jak życie w Centrum. Wszyscy myślą, że wiedzą wszystko o

wszystkich, ale w rzeczywistości zupełnie nie widzą tego, co jest głębiej... Ale o tym już wiesz, no

nie? - Trącił mnie. - A jeśli chodzi o bal, to nie. Nawet nie chodzę na randki.

- Dlaczego? Spójrz na siebie, jesteś przystojny! - Zaczerwieniłam się. - No wiesz, możesz wyglądać

jak zechcesz... Założę się, że dziewczyny cię uwielbiają.

- Owszem, zwykle lubią tę postać.

- Czyja to postać? Uśmiechnął się enigmatycznie.

- Moja... Tak jakby. Ale to jest właśnie dziwne w przebywaniu z innymi ludźmi. Czuję się, jakbym

udawał, grał jakąś rolę. I oni mają tylko to. Nie wiedzą, jaki jestem naprawdę.

- Rozumiem - powiedziałam, nie przyznając się, jak strasznie się cieszę, że nie ma dziewczyny. To

była najlepsza wiadomość tygodnia. Gdyby Lend był taki jak bohaterowie moich seriali, musiałby

podrywać każdą dziewczynę, jaką spotkał. Po raz pierwszy byłam szczęśliwa, że prawdziwe życie nie

jest takie, jak seriale telewizyjne.

A potem spytałam:

Page 134: White Kiersten - Paranormalność

- Masz rodzinę? - Tu głos mi się załamał. Bardziej niż na liceum, balu czy randkach, bardziej nawet niż

na szafkach, zależało mi na rodzinie. Nie miałam nikogo prócz Raquel i Lish. Nigdy.

- Tu dochodzimy do rzeczy, o których nie mogę ci opowiedzieć. - Na mojej twarzy odbił się zawód,

więc dodał: -Na razie. A ty? Jak się tu znalazłaś?

- Właściwie to zostałam znaleziona. - Opowiedziałam mu historię z wampirem i cmentarzem.

- Czyli nigdy nie miałaś rodziny?

- Nie, tylko rodziny zastępcze. Niektóre były w porządku, ale to nie wyglądało jak normalne

szczęśliwe dzieciństwo.

- Przykro mi.

- Mnie też. - Nie lubiłam o tym myśleć, za bardzo bolało. - Kimkolwiek byli moi rodzice, nie chcieli

mnie. Zrozumiałabym, gdyby mnie oddali, ale oni zwyczajnie mnie porzucili. Nie pamiętałam ani ich,

ani w ogóle nic z czasów przed rodzinami zastępczymi, które mnie brały, a potem oddawały. Ale nie

jest źle. Raquel jest całkiem miła i zrzędzi tak, że mogę z powodzeniem udawać, że jest moją matką.

Poszła ze mną na pierwszą akcję, żeby się upewnić, że się do tego nadaję. I próbuje sprawić, żeby

moje życie było tak normalne, jak to tylko możliwe. A Lish jest naprawdę superprzyjaciółką, nawet

jeśli jest fatalna w chowanego.

Ponieważ nie miał okazji poznać Lish, opowiedziałam mu o niej, a potem rozmawialiśmy o

wszystkim i o niczym przez kilka godzin. Zmusiłam go, żeby szczegółowo opisał mi swój zwykły

dzień, opowiedział, dlaczego chce iść na studia i co będzie studiował. Myślałam, że wybierze sztukę,

ale on wyjaśnił ze śmiechem, że chciałby robić coś bardziej praktycznego. Potem Lend pytał mnie, jak

wyglądało do-

Page 135: White Kiersten - Paranormalność

rastanie w Centrum, i opowiadaliśmy sobie różne historie. Byłam mu wdzięczna za oderwanie od

przykrych myśli.

W końcu poczułam się tak zmęczona, że nie mogłam sklecić nawet jednego sensownego zdania.

- Idę spać. Ale przyjdę jutro, dobrze?

- Dobrze. Weź to. - Wyrwał kartkę ze szkicownika z zapisanym czterowierszem. - Może pomoże ci

coś wymyślić.

- Dzięki. Nikomu nie pokażę.

- Wiem. - Wyrwał jeszcze jedną kartkę i podał mi, uśmiechając się szeroko. To była moja podobizna w

sukience w zebrę i różowych botkach.

O rany, jak ja go lubiłam... Gdy już znalazłam się u siebie, przyjrzałam się rysunkowi. Świetnie mnie

uchwycił. To dawało nadzieję, że spędził mnóstwo czasu, myśląc o mnie -bo ja myślałam o nim bez

przerwy. Pościeliłam łóżko i położyłam się, kładąc rysunek obok siebie.

Przeczytałam wiersz kilka razy, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Wszystko było takie dziwne i

niejasne... Wymyśliłam kilka rzeczy, które mogłyby ewentualnie pasować, ale żadna nie tłumaczyła

wszystkiego wystarczająco. Nie mówiąc już o tym, że rozpraszał mnie strach - cały czas bałam się, że

to ma coś wspólnego ze mną. Schowałam wiersz pod rysunek, zgasiłam światło i zasnęłam.

Gdy otworzyłam oczy, w pokoju było ciemno, widziałam jedynie słabe światło tuż obok mnie.

Usłyszałam, jak ktoś nuci hipnotyzującą melodię, poczułam ból. Spanikowana, omal nie

przewróciłam lampki, usiłując ją zapalić.

Reth siedział na brzegu łóżka.

- Cześć - powiedział cicho i się uśmiechnął.

- Nie możesz mnie dotknąć! - Usiadłam gwałtownie, podciągając do siebie kołdrę.

Page 136: White Kiersten - Paranormalność

- Zgadza się. Musisz zanegować ten rozkaz.

- Słucham?

Popatrzył na mnie cierpliwie, jakby tłumaczył coś upartemu dziecku.

- Musisz złamać tamtą komendę.

- I niby dlaczego miałabym to robić? - Spojrzałam na niego ostro. Wariat!

- Dlatego że nie dokończyłem.

- Naprawdę? A ja myślę, że jednak tak. - Podniosłam rękę. Nadal były na niej czerwony ślad i lśnienie,

widoczne nawet w świetle lampki, przynajmniej dla mnie. A potem, skoro już i tak trzymałam rękę w

górze, pokazałam mu środkowy palec.

- Potrzebujesz więcej - rzekł.

- No, to będzie proste. - Uniosłam drugą rękę i też pokazałam środkowy palec.

Jego złote oczy mieniły się łagodnie w słabym świetle.

- Nie zadziałało, nadal jesteś zimna.

- Czuję się dobrze, wielkie dzięki.

- „Jej oczy niczym tającego śniegu strumienie, zimna od rzeczy, o których nic nie wie..."

Spojrzałam na kartkę z wierszem, nadal była w tym samym miejscu, pod rysunkiem.

- Tak, znam to, kończy się całym mnóstwem śmierci -stwierdziłam.

Pokręcił głową.

- Nie, to nie twoje zakończenie, to jej. Twoje jest inne. Zrozumiesz to, jeśli pozwolisz mi się wypełnić.

- O czym ty mówisz? - zawołałam. Zaczęło mnie to wkurzać. Skoro już musiał bredzić, to

przynajmniej mógł wyrażać się jasno. Cała ta mglista tajemniczość zupełnie na mnie nie działała.

Page 137: White Kiersten - Paranormalność

- Musimy dokończyć. Nie mogę ci teraz tego wyjaśnić. Rozumiesz, tajemnica, te rzeczy. Po prostu

pozwól mi dokończyć i wtedy sama się dowiesz.

- Mów, co mi zrobiłeś, albo spadaj. - Reth znał odpowiedzi, ale wiedziałam, że i tak niczego mi nie

wyjaśni. Byłam już zmęczona tymi elfimi nonsensami.

- Wielu chciałoby, żeby to ona była tą jedyną. Jeśli nie dokończę, możesz nie przeżyć, a ja chcę, żebyś

przeżyła. -Uśmiechnął się do mnie czule.

- Co za „ona"? Jedna z twoich elfich przyjaciółek?

- Ależ skąd!

No czy mógł być mniej pomocny?

- Ty to robisz? Zabijasz paranormalnych? Przechylił głowę.

- Dlaczego miałbym to robić?

- Ty mi powiedz.

- Nie mam żadnego powodu, żeby zabijać te stworzenia. Wzięłam głęboki wdech i spróbowałam

jeszcze raz.

- Co mi zrobiłeś? - zapytałam nerwowo.

- Chcę cię wypełnić. Stworzyć cię. Próbowałem być delikatny, ale zawsze trwało to za krótko. A

potem zupełnie to odrzuciłaś, więc nie miałem wyboru. Nie będzie bolało, jeśli zachowasz się

spokojnie i przestaniesz zaprzeczać, że tego potrzebujesz. Możemy dokończyć?

- Wypełnić mnie? Czym?

- Proszę, złam rozkaz, Evelyn.

- Nie ma mowy! Już nigdy, nigdy mnie nie dotkniesz! Jego oczy zwęziły się, w uśmiechu pojawił się

cień okrucieństwa.

- Będę się rozkoszować chwilą, gdy zaczniesz mnie błagać, żebym znów cię dotknął.

- Wynoś się z mojego pokoju.

Page 138: White Kiersten - Paranormalność

Uniósł brwi.

- Aż do chwili, gdy znów mnie zawołasz, ukochana.

Światło zgasło. Zaklęłam, nie chciałam być z nim sama w ciemności. Ale zanim znalazłam włącznik i

znów zapaliłam lampkę, Reth zniknął.

Page 139: White Kiersten - Paranormalność

Promieniejące serca

Jak myślisz, o co mu chodziło? - Lend zmarszczył brwi. Dzisiaj zaskoczył mnie iluzją pulchnego

jasnowłosego chłopca z trądzikiem. Roześmiałam się na ten widok, zwykle przybierał postać

przystojniaków. Ale ponieważ i tak widziałam, jak wygląda pod spodem, to, co „nosił" na zewnątrz,

właściwie nie miało znaczenia.

- Nie wiem. To przecież Reth. Nigdy nie wiadomo, o co mu chodzi. - Właśnie opowiedziałam mu, co

Reth mówił o wierszu i „dokończeniu" mnie.

- Nie znoszę tego gościa, ale najwyraźniej wie coś, czego my nie wiemy. Co dokładnie mówił o

wierszu?

- Powiedział, że zakończenie nie jest moje, że należy do niej. Kimkolwiek jest ta „ona". Ale tak czy

inaczej to dobrze, prawda? No wiesz, wolałabym nie sprowadzać „śmierci, śmierci, śmierci" i tak

dalej.

Lend się roześmiał.

- No, raczej nie. Śmierć w lśniących sandałkach z koturnami. Chociaż, przynajmniej fajnie by

wyglądała.

Trąciłam go w ramię.

- Przestań, przecież jestem przerażająca. Myślałeś, że chcę cię zabić, pamiętasz?

Page 140: White Kiersten - Paranormalność

- O, tak. Rany, to był naprawdę ciężki dzień.

- Nawet mi nie mów. Zastanawiam się, czy wszystko zawsze było takie dziwne i tylko ja tego nie

widziałam, czy teraz robi się coraz gorzej?

- Robi się gorzej.

- No dobrze, odłóżmy na chwilę wierszowane proroctwa i stukniętych elfich natrętów, chciałam

spytać o coś ważnego.

- No?

- Masz prawo jazdy? Parsknął śmiechem.

- I to ma być ważne?

- No pewnie! Zabiłabym za prawo jazdy! Słuchaj, a może ten wiersz jest właśnie o tym? Wpadnę w

szał i zacznę atakować ludzi, ponieważ nie chcą mi dać prowadzić...

- Możliwe, nigdy nic nie wiadomo. A wracając do twojego pytania, tak, mam prawo jazdy.

Oparłam się o ścianę, wzdychając.

- Rany, to musi być super...

- Mniej więcej tak jak posiadanie szafki. Czasem wkładam prawo jazdy do szafki i to jest taki odjazd,

że aż się boję, że w końcu eksploduję od nadmiaru odjazdowości.

Znów trąciłam go w ramię, robiłam to co chwila.

- Oj, cicho bądź. Spróbuj pożyć moim życiem tutaj, a potem powiedz mi, co dla ciebie jest super.

Spojrzał na mnie dziwnie, cały czas uważnie mnie obserwował.

- Nie przeszkadza ci mój dzisiejszy wygląd?

- Jaki wygląd? - zapytałam speszona. Uśmiechnął się, ukazując aparat na zębach, którego do

tej pory nie zauważyłam.

- No, ta postać. Roześmiałam się.

Page 141: White Kiersten - Paranormalność

- Dlaczego miałaby mi przeszkadzać... Nosisz mnóstwo różnych.

- No tak, ale ta nie jest zbyt przystojna.

- Nie jest, ale to i tak nie jesteś ty. - Spojrzał na mnie dziwnie, uśmiechnęłam się. - Jedyne, co mi

przeszkadza, to twój głos, za każdym razem jest inny. Chciałabym usłyszeć, jak brzmi ten

prawdziwy... No i czuję się trochę nieswojo, gdy przybierasz postać dziewczyny, ale od jakiegoś czasu

już tego nie robisz.

Pokręcił głową.

- Jesteś dziwna.

- Powiedział niewidzialny, zmieniający postać chłopak. Zaśmiał się krótko, a potem oparł o ścianę

obok mnie.

- I w końcu do niczego nie doszliśmy...

- Wiem, przepraszam. - Wytężyłam umysł, ale nadal nie miałam pojęcia, jak połączyć słowa Retha,

ten idiotyczny wiersz i to, co widziałam. Co gorsza, nie mogłam przestać się zastanawiać, jak brzmiało

moje zakończenie, jeśli faktycznie było inne. Wspominałam już, jak bardzo nie lubię elfów?

- Evie? - głos Lenda był spięty. - Czy istnieje jakiś sposób, żeby wysłać komuś mejla ode mnie?

Gdybym przesłał te informacje, które mamy, może mój... Może moja grupa mogłaby coś z tym zrobić.

Poczułam zawód. Czyżby po prostu mnie wykorzystywał? A potem przypomniałam sobie, że miałam

przestać się tak skupiać na sobie. Nawet jeśli to robił, co z tego? Powinien! Agencja nie potrafiła

rozwiązać problemu i powstrzymywała Lenda przed zrobieniem czegokolwiek. Ale w głębić duszy

miałam jednak nadzieję, że mnie lubi i nie próbuje mną manipulować.

- Nie wiem. Mam komputer z netem, ale używam go tylko do robienia zakupów i wiem, że MANIP

monitoruje

Page 142: White Kiersten - Paranormalność

każde moje kliknięcie, bo kasują dziewięćdziesiąt procent zamówień. Mogłabym stworzyć nowe

konto mejlowe albo użyć twojego, ale na pewno przechwyciliby list. Chociaż może zdążyłby dotrzeć

do odbiorcy... - Przygryzłam wargę.

- A co się stanie, jeśli go przechwycą? Uśmiechnęłam się, siląc się na nonszalancję.

- Pewnie dadzą mi bezterminowy areszt za zdradę. Chyba. Ale może nie, w końcu to, co robię, jest dla

nich bardzo ważne. No i pewnie Raquel wstawiłaby się za mną. Może nie byłoby tak źle. - Nigdy nie

byłam na rozprawie dyscyplinarnej i przerażała mnie już sama myśl o tym.

Lend pokręcił głową.

- Nie, przepraszam cię. To nie jest warte ryzyka.

- Jest, jeśli uważasz, że informacje, które mamy, pomogą twojej grupie znaleźć i powstrzymać to coś.

- Kurczę, czyżbym robiła się odważna?

- Nic nam to nie da, że oboje będziemy siedzieć w zamknięciu. Poza znalezieniem i powstrzymaniem

zabójcy mam jeszcze jeden cel.

Zmarszczyłam brwi. Lubiłam go, ale jeśli poprosi, żebym pomogła mu załatwić Agencję, będę

musiała odmówić. Jasne, że MANIP była organizacją daleką od ideału, ale robiła sporo dobrego.

Moim zdaniem świat był znacznie bezpieczniejszym miejscem bez wolnych wampirów, wiedźm i

całej reszty ohydnych stworów z bajek, wysysających krew i pożerających ciało.

- Co to za cel?

- Chciałbym cię stąd wyciągnąć.

- Chciałeś powiedzieć, że chcesz, żebym to ja cię stąd wyciągnęła?

Wziął mnie za rękę. Znowu! Lubiłam to. Bardzo.

Page 143: White Kiersten - Paranormalność

- Nie. Chciałem powiedzieć, że postanowiłem wyciągnąć stąd ciebie. Twoje życie nie powinno tak

wyglądać. Zasługujesz na coś więcej. Chociażby na szafkę.

- I prawo jazdy?

- Nie zapędzajmy się.

Uśmiechnęłam się. Strasznie chciałam się stąd wydostać i żyć prawdziwym życiem (czymkolwiek

ono było, już nie miałam zamiaru udawać, że wiem). Ale nie przypuszczałam, żeby kiedykolwiek

miało to nastąpić. Skoro zostałam zaklasyfikowana jako paranormalny, Agencja miała nade mną

pełnię władzy. Co oznaczało, że nie mogłam stąd odejść z dwutygodniowym wypowiedzeniem.

Mój komunikator zapiszczał, wyjęłam go wolną ręką. Nie chciałam puszczać dłoni Lenda, jego skóra

była najbardziej niesamowitą rzeczą na świecie. Ciepła, idealnie gładka, delikatna i miękka. Nie

mówiąc już o tym przyjemnym dreszczu, który czułam, a który nie miał nic wspólnego z

paranormalnością.

Spojrzałam na ekran. Lish.

- Co się stało?

- Przyjdź do Centrali. Mamy problem. Raquel wróciła, rada nadzorcza jest w drodze. Lepiej, żeby nie

zastali cię u Lenda.

- Dobra, już wychodzę. Dzięki, Lish. - Zaczepiłam komunikator na pasku. Lish zawsze się o mnie

troszczyła. -Coś się dzieje. Raquel i kilka grubych ryb jest w drodze do Centrum, chyba nie powinnam

tu być.

Ścisnął szybko moją dłoń - moje serce zatłukło się radośnie w piersi - i dopiero wtedy ją puścił.

- Zobaczymy się później.

Pobiegłam do Centrali. Lish wyglądała na spanikowaną.

Page 144: White Kiersten - Paranormalność

- Co się dzieje? - spytałam. Jej wyraz twarzy wyraźnie świadczył o tym, że stało się coś strasznego.

- Centrum Siedzenia i Lokalizacji w Birmingham w Anglii zostało dziś zaatakowane.

- Jak to, zaatakowane? Co chcesz przez to powiedzieć?

- Zginęli wszyscy paranormalni. - To zdanie, wygłoszone beznamiętnym głosem komputera, było tak

niesamowite i potworne, że nie wiedziałam, jak zareagować.

- Czy to... Czy to było to samo?

- Tak. Paranormalni nie żyją. Nie ma żadnych śladów użycia broni ani niczego innego, co mogłoby ich

zabić.

- Ktoś coś widział?

- Nie. To mały ośrodek. Żaden człowiek nic nie wiedział. Czyli morderca nie polował na ludzi. To już

było coś...

Poczułam ulgę, dopóki nie przypomniałam sobie, że nie jestem do końca człowiekiem. Niezbyt

pocieszające.

- Coś jeszcze?

- Nic więcej nie wiem. Pewnie będziemy musieli przeprowadzić operację zamknięcia.

- Co to znaczy?

Odpowiedziała dopiero po chwili. Przyglądałam się, jak jej oczy śledzą różne monitory, słowo daję,

wykonywała pracę dwudziestu ludzi.

- Ze wszyscy nasi współpracownicy, którzy są teraz w terenie, i ci przebywający w filiach muszą

zostać ściągnięci do Centrum. Kiedy wszyscy będą już bezpieczni, zamkniemy się. Nikt nie będzie

mógł wyjść ani wejść.

- O rany! - To brzmiało poważnie. -1 kiedy to nastąpi?

- Powinniśmy być gotowi w ciągu dwóch godzin. Trzeba przyznać, że jak na agencję typu rządowego

byli bardzo efektywni.

- A jak długo to potrwa?

Page 145: White Kiersten - Paranormalność

- Dopóki nie zyskamy pewności, że niebezpieczeństwo minęło.

- Czyli długo.

- Nie wiadomo. Spływają nowe informacje, muszę do nich wrócić. - Spojrzała w bok, koncentrując się

na jednym z ekranów. Tak bym chciała, żeby Lish nie była uwięziona za szkłem! Była moją

przyjaciółką, ale czasem wydawała się taka niedostępna.

Odwróciłam się w stronę pustej ściany, na której pojawił się lśniący zarys drzwi. Wyszła z nich

Raquel z elfem. Ciekawe, kiedy zjawi się tu rada nadzorcza? Widziałam już wcześniej kilku z nich,

gdy MANIP dopiero powstawała, ale nie pamiętałam zbyt wiele, głównie dużo głaskania po głowie.

Nienawidziłam tego.

Raquel wyglądała, jakby w ciągu ostatnich kilku dni postarzała się o dziesięć lat.

- Rozpoczynamy procedurę zamknięcia - oznajmiła, nie zaszczycając Lish nawet skinieniem głowy.

Nawet nie spytała, co słychać ani, na przykład, jaka jest dzisiaj woda.

- Procedura zamknięcia rozpoczęta. - Lish poruszyła rękami, jej ruchy były szybkie i precyzyjne.

- Wezwij pozostałe elfy - poleciła Raquel elfowi, który ją tu przyprowadził. Wyraźnie zły, otworzył

kolejne drzwi i zniknął.

Wtedy Raquel wreszcie mnie zauważyła.

- Och, Evie. Dobrze, że jesteś, musimy porozmawiać.

- Owszem, musimy. - Ale nim rozpoczęłam przemowę, którą przygotowywałam sobie od chwili, gdy

postanowiłam stanąć w obronie Lenda, na ścianie pojawiła się długa linia oślepiającego światła i z

ciemności zaczęły wychodzić elfy. Więcej niż kiedykolwiek widziałam. Nawet nie przypuszczałam,

że Agencja ma ich aż tylu. Było ich ze sto.

Page 146: White Kiersten - Paranormalność

Poczułam się przytłoczona. Pojedynczy elf był oszałamiająco piękny. Setka była niczym fala

przypływu - niesamowita i nieuchronna. Z trudem udało mi się skoncentrować na tym, co Raquel do

nich mówiła. Jednak mimo tego przeciążenia zauważyłam coś, czego nie widziałam nigdy przedtem.

Ubrania elfów przypominają nasze, sprawiają jednak wrażenie starszych, są zarazem bardziej

wyrafinowane i prostsze. Wielu elfów płci męskiej miało rozpiętą koszulę i obnażony tors (co

ciekawe, nie było widać żadnych sutków czy pępków). Elfy zawsze świeciły się delikatnie, ale teraz

zauważyłam, że plama światła koncentruje się tam, gdzie powinno być serce. To nie rzucało się w

oczy, ale jednak było widoczne. Miałam tylko nadzieję, że nie ma to nic wspólnego z moim

świecącym się sercem.

A potem spojrzałam na ich twarze. Większość była standardowo znudzona i zirytowana; jednak kilka

elfów (stały razem) miało szelmowskie iskierki w oczach, jakby to wszystko strasznie ich bawiło.

Zaniepokoiło mnie to. Jeśli coś jest zabawne dla elfa, na pewno nie oznacza to nic dobrego. W końcu

mój wzrok padł na Retha. Nie stał z tą grupą, ale uśmiechał się najszerzej.

Chciałam stąd wyjść, przez te wszystkie elfy kręciło mi się w głowie. Usiłując zignorować natrętny

wzrok Retha, czekałam, aż Raquel skończy wydawać instrukcje i elfy opuszczą Centralę, wyruszając

po przyporządkowane do siebie grupy.

- Raquel, musimy porozmawiać - odezwałam się. Odwróciła się do mnie, miała spięty wyraz twarzy.

- Tak. Musisz powiedzieć mi wszystko, co wiesz o Lendzie.

- Dlaczego?

Page 147: White Kiersten - Paranormalność

- Ponieważ zaraz będzie tu rada nadzorcza, a Lend jest naszym jedynym powiązaniem z tym, co się

dzieje.

- Idiotyzm! Mówisz tak, jakby był w to zamieszany, a on może nam pomóc!

- Obawiam się, że postrzegamy to inaczej. Co ci powiedział?

Skrzyżowałam ręce na piersi i spojrzałam na nią twardo.

- Dlaczego myślisz, że powiedział mi cokolwiek? A jeśli nawet, dlaczego miałabym ci to powtórzyć?

Jej głos zabrzmiał płasko i groźnie:

- Dlatego że to twoja praca.

- Praca? Mam szesnaście lat! Wcale tego nie chciałam! I z jakiej racji mogę wszędzie chodzić bez

bransoletki, a Lend nie może nawet wyjść z celi? Gdybyś się go tak nie bała, gdybyś go wypuściła,

moglibyśmy współpracować z nim i z jego grupą, moglibyśmy dowiedzieć się, co się dzieje!

- Dobrze wiesz, że nie możemy tego zrobić. Wypuszczanie paranormalnych bez zaobrączkowania jest

niezgodne ze statutem.

- Co w takim razie ze mną? Dlaczego Lenda z automatu traktujesz jak wroga, tylko dlatego że jest

nieznanym paranormalnym, a mnie nie, chociaż jestem cholernym poziomem siódmym?

Jej twarz złagodniała.

- Proszę, nie rób tego. Nie teraz. Długo i ciężko pracowałam, żeby rada nadzorcza postrzegała cię nie

jako paranormalną, lecz jak zwykłą dziewczynę, która potrafi robić coś niezwykłego. Nie możemy

pomóc Lendowi, kochanie, nie teraz.

Do moich oczu napłynęły łzy złości.

- Nie nazywaj mnie tak! Nie jestem twoją córką! Jestem pracownikiem!

Ciemne oczy Raquel rozszerzył ból, jej twarz skamieniała.

Page 148: White Kiersten - Paranormalność

- Jeśli nie możesz nam pomóc w sprawie Lenda, pozostań w swoim mieszkaniu.

Zaśmiałam się nieprzyjemnie.

- O, świetnie, teraz dajesz mi szlaban!

Nie wierzyłam we własną głupotę. Jak mogłam wyobrażać sobie, że Raquel jest moją mamą?

Cokolwiek robiła, zawsze pozostawała profesjonalistką. Nie była moją rodziną.

Wokół narastał hałas, elfy przyprowadzały coraz to nowych paranormalnych. Wilkołaki z ochrony

krążyły wokół, próbując zaprowadzić porządek i ustawić wszystkich w szeregu przed akwarium Lish.

Raquel westchnęła.

- Najlepiej będzie, jeśli pójdziesz do swojego pokoju. Nie powinnaś tu być, gdy zjawi się rada

nadzorcza, a to może się stać w każdej chwili.

Już miałam wygłosić ciętą ripostę, gdy rozległ się krzyk.

- Nie! - wrzasnął wampir, wyrywając się jednemu ze strażników. - Tylko nie tutaj! Już ta bransoletka

jest koszmarem, nie będę szczurem w waszym laboratorium!

Osłupiała uświadomiłam sobie, że to był Steve. Czułam się tak, jakby od czasu naszego spotkania na

cmentarzu minęły całe wieki.

- Jakiś problem? - spytała Raquel, podchodząc bliżej. -Trochę cierpliwości, wszystkimi się zajmiemy

i wszystkich rozlokujemy.

Steve spojrzał na nią, w jego oczach pojawił się błysk rozpaczy i szaleństwa.

- Prędzej umrę - wyszeptał i nim ktokolwiek zdążył zareagować, skoczył do przodu, do szyi Raquel.

Krzyknęłam, gdy ją ugryzł. Nikt się nie poruszył.

- Zróbcie coś! - zawołałam, wyciągając paralizator. Ale to już nie było potrzebne. Steve'a odrzuciło od

jej szyi

Page 149: White Kiersten - Paranormalność

i na jego twarzy pojawił się wyraz... spokoju? Bransoletka wstrzyknęła wodę święconą. Iluzja

zniknęła i po kilku sekundach na podłodze leżały już tylko zwłoki, nienaturalne życie odeszło.

Wszyscy patrzyli wstrząśnięci na martwego nieumarłego Steve'a. Raquel przyciskała rękę do szyi,

usiłując zatamować krwawienie. Była blada i wystraszona.

- Raquel! - Podbiegłam do niej, położyłam jej ręce na ramionach. A jeśli on ją zabił?! A jeśli te

złośliwości były ostatnimi słowami, jakie do niej powiedziałam? - Wszystko w porządku? Myślałam...

tak się wystraszyłam...

Kolejny rozbłysk światła i do Centrali weszło pięciu członków rady nadzorczej. Raquel wyprostowała

się i zdjęła moje ręce ze swoich ramion. Gdy odwróciła się do przybyłych, jej twarz była obojętną

maską. Opuściłam ręce, zdruzgotana odrzuceniem. Raquel poszła witać nadzorców, zostawiając mnie

wśród paranormalnych.

Zdaje się, że właśnie tu było moje miejsce.

Page 150: White Kiersten - Paranormalność

0,bip

Dwa dni później czułam, że zaraz zwariuję. Wszyscy biegali zdenerwowani, Centrum było zapchane

do granic możliwości, a na domiar złego zbliżała się pełnia. Ponieważ wilkołaki stanowiły większość

sił zbrojnych MANIP, w czasie pełni księżyca zawsze redukowaliśmy liczbę obecnych w Centrum

paranormalnych do absolutnego minimum. Jutro w nocy większość naszej ochrony będzie

nieprzytomna, a wszyscy członkowie MANIP są zamknięci w Centrum. To oznacza, że będzie tu cała

masa istot, z którymi człowiek nie chciałby się spotkać nocą w ciemnej ulicy. No, chyba że jest mną i

to jest jego praca. Choć, szczerze powiedziawszy, ja również nie chciałam ich spotykać.

Sfrustrowana i pełna obaw, włożyłam ciemnoszarą sukienkę z wiązaniem kopertowym i różowe botki.

Przez cały ten obłęd nie mogłam zobaczyć się z Lendem i postanowiłam, że choćby nie wiem co, dziś

go odwiedzę. Wzięłam ze sobą ciastka i wyszłam.

Zwykle kręcąc się po Centrum, natrafiałam najwyżej na jedną czy dwie osoby, jeśli w ogóle. Dzisiaj,

gdziekolwiek poszłam, napotykałam wilkołaki, ludzi noszących coś w klatkach, zaaferowanych

asystentów, no i wampiry. Po

Page 151: White Kiersten - Paranormalność

incydencie ze Steve'em wolałam ich unikać. Po pierwsze, nie przepadali za mną, po drugie, wszyscy

mieli nerwy napięte do granic możliwości. Nie chciałam, żeby moja krew doprowadziła do czyjegoś

samobójstwa.

Próbowałam odwiedzić Lish, ale Centrala wyglądała dosłownie jak zoo. Gdy tam zajrzałam,

uświadomiłam sobie, z jak nielicznymi paranormalnymi miałam zazwyczaj do czynienia. Wielu z

tych istot nigdy przedtem nie widziałam! Zrezygnowałam z przebicia się przez ten tłum i poszłam do

aresztu.

Tu panował spokój, choć większość cel była zajęta. Nie mogąc się powstrzymać, zaglądałam przez

otwarte drzwi. Widok był przygnębiający. Wszyscy paranormalni siedzieli bez ruchu na łóżkach,

kompletnie załamani.

Gdy doszłam do celi Lenda, korytarz był pusty, błyskawicznie wpadłam do środka.

- Co się dzieje? - zapytał, podrywając się.

- Szaleństwo, totalne zamknięcie. Ta istota zaatakowała nasz ośrodek w Birmingham. Masakra.

Ściągnęli wszystkich, nikt nie może wejść ani wyjść, dopóki się z tym nie rozprawią.

- Cóż, przynajmniej MANIP chroni tych paranormalnych, których zna. To już coś.

- Też tak myślę.

- Miałem gości tej nocy - powiedział. Dopiero teraz zauważyłam, że znowu „nosił" tego czarnego

przystojniaka. Byłam tak skupiona na jego prawdziwym wyglądzie, że ledwie rejestrowałam, co jest

na zewnątrz.

- O, z rady nadzorczej?

- Uhm... Rany, gdybym stał na czele tak gigantycznej, tajnej międzynarodowej organizacji,

wybrałbym sobie lepszą nazwę niż rada nadzorcza!

Zaśmiałam się.

Page 152: White Kiersten - Paranormalność

- Nie żartuj. Wszystko w porządku?

- Jasne. Zadawali mi dziesiątki pytań, nie odpowiedziałem na żadne. To było bardzo produktywne.

Skinęłam ponuro głową.

- Raquel i ja miałyśmy... starcie. Chodziło o ciebie. Od tamtej pory się nie widziałyśmy, nie pozwoliła

mi pogadać z nadzorcami. - Wyjęłam ciastka. - Pomyślałam, że może masz ochotę na coś słodkiego.

Przynajmniej tyle mogę dla ciebie zrobić.

- Dzięki. - Wziął je ode mnie i położył na łóżku. Staliśmy naprzeciwko siebie, panowała niezręczna

cisza.

- Lepiej już pójdę - stwierdziłam. - Nie chcę wpakować nas w kłopoty.

- Racja - przytaknął, ale wyglądał na rozczarowanego. Pod wpływem impulsu pochyliłam się i

pocałowałam go

w policzek. Gdy się odsunęłam, spostrzegłam, że się uśmiecha.

- Do zobaczenia. - Wyszłam zaczerwieniona. Miałam wrażenie, że nie stąpam po ziemi, lecz unoszę

się w powietrzu ze szczęścia.

Udało mi się zobaczyć z Lish następnego ranka. Wszyscy w Centrali byli podenerwowani, wymieniali

plotki na korytarzach, gdy biegali tam i powrotem. Lish była w swoim żywiole, przesuwając się

między ekranami i wydając polecenia stojącym przed nią ludziom i paranormalnym.

- Hej, co się dzieje? - Zbliżyłam się do szyby, ignorując kolejkę czekających.

- Sporo. Rozdzielam obowiązki wilkołaków, przecież wszystkie będą nieprzytomne tej nocy. No i

mamy problem ze znalezieniem stałych kwater dla wszystkich.

- Może położyć wilkołaki w sali gimnastycznej? To zwolniłoby trochę przestrzeni przynajmniej na tę

noc. - Sala

Page 153: White Kiersten - Paranormalność

gimnastyczna była ogromnym pomieszczeniem, w którym mogli się wybiegać najbardziej

nabuzowani paranormalni. Lish popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się oczami.

- Świetny pomysł. Dzięki! - Wróciła do swoich ekranów. Na początku kolejki stał wampir, którego nie

znałam.

Jego iluzją był nastolatek, zabójczo przystojny z ciemnymi włosami i przejrzyście niebieskimi

oczami. Uśmiechnął się do mnie swoim najlepszym wabiącym uśmiechem.

- Cześć.

Próbował użyć wobec mnie swoich mentalnych sztuczek! Wampiry są w stanie kontrolować umysł

człowieka; oddziałują na swoją ofiarę, wzmacniając te uczucia, których doznaje. Jeśli się bałeś,

sprawią, że będziesz przerażony. Jeśli czujesz pociąg, sprawią, że będziesz totalnie napalony. Na

nieszczęście dla tego konkretnego wampira, mogłam przejrzeć go na wskroś, aż do zwłok pod

spodem. O, tak, mała, ale ciacho!

Wybuchnęłam śmiechem.

- Bez szans.

Popatrzył na mnie urażony.

- O co ci chodzi?

- Wolę chłopaków z pulsem. Lish, daj znać, jeśli cokolwiek znajdziesz. Zajrzę tu później. - Spojrzała

na mnie i pomachała mi ręką. Brakowało mi jej. Fajnie będzie znów spędzić razem trochę czasu, gdy

cały ten bałagan wreszcie się skończy.

Gdy zapiszczał mój komunikator, zdziwiłam się. Wiadomość od Raquel. Już miałam ją zignorować,

ale uznałam, że z braku lepszego zajęcia mogę zajrzeć do jej gabinetu.

Spojrzała na mnie znad biurka. Na ustach miała spięty uśmiech, pod oczami ciemne kręgi, z koka

wysuwały się pasma włosów. To było coś nowego.

Page 154: White Kiersten - Paranormalność

- Dziękuję, że przyszłaś, Evelyn.

Wzruszyłam ramionami. Już miałam wspomnieć, że przecież nie mam wyboru, jednak bandaż na jej

szyi sprawił, że się powstrzymałam. Co za szczęście, że ugryzienie nie zdołało jej przemienić.

- Wiem, że ostatnie dni były bardzo stresujące i że było ci ciężko. Pomyślałam, że gdy to wszystko się

skończy, zabiorę cię na wakacje.

Tego się nie spodziewałam.

- Naprawdę, prawdziwe wakacje? Że spędzamy noc gdzie indziej, chodzimy albo śpimy, albo po

prostu spędzamy razem czas w ciągu dnia?

Uśmiechnęła się.

- Tak, prawdziwe wakacje. Gdzie tylko zechcesz.

Och, było tyle możliwości... Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Oczywiście między mną a Raquel

nadal nie wszystko było w porządku, ale z jej strony to był wielki gest. Chyba do tej pory nigdy nie

brała wolnego, w każdym razie ja tego nie pamiętałam.

- Według mnie to niezły pomysł... - Nawet więcej niż niezły! Tylko my dwie w jakimś cudownym,

ciepłym miejscu. Prawie jak rodzina.

- To świetnie. A teraz mam mnóstwo papierkowej roboty i kilka rozmów do przeprowadzenia.

- A, no tak, pewnie... - Nie wiem, czego się spodziewałam, ale czułam się trochę rozczarowana. Nie

rozmawiałyśmy o niczym poważnym, o niczym, co powinno zostać omówione. Ja chciałam pomóc w

Centrum, a Raquel pewnie chciała trzymać mnie z dala od rady nadzorczej po tamtym moim wybuchu.

A już na pewno nie chciała rozmawiać o Lendzie.

Spróbowałam prześliznąć się do Lenda, ale korytarz był wypełniony wilkołakami, które upewniały

się, że wszystko

Page 155: White Kiersten - Paranormalność

gra - niedługo miały stracić przytomność. Zrozumiałam, że muszę spróbować później i mój humor

wyraźnie się zepsuł.

Na szczęście tego wieczoru leciał Easton Heights, wprawdzie tylko powtórka, ale zawsze. Włożyłam

czarne legginsy i podkoszulkę bez rękawów, podkręciłam ogrzewanie z dwudziestu dziewięciu do

trzydziestu czterech stopni (po co czekać na wakacje w tropikach?) i zatopiłam się w kanapie. Czułam,

że się rozgrzewam. Gdy zaczął się serial, zahuczał wideofon. Lish.

- Co jest? - spytałam, usiłując nie panikować. Chyba nic złego się nie stało...

- Nadają dziś Easton Heights, prawda?

- Tak, ale myślałam, że nie masz czasu.

- Wszystkie wilkołaki są odizolowane, reszta Centrum została zabezpieczona. Nie mogę się doczekać,

kogo Lan-don pocałuje w tym tygodniu.

- Ja też. - Zaśmiałam się i odwróciłam wideofon w stronę telewizora. To nie było tak samo fajne, jak

siedzenie w jednym pokoju, ale blisko. No i mogłam sobie wyobrażać, że Lend siedzi obok na kanapie

i trzyma mnie za rękę. Przypomniałam sobie wszystkie te chwile, gdy trzymaliśmy się za ręce,

zastanawiając się, czy można je uznać za prawdziwe trzymanie się za ręce. Bardzo tego chciałam, ale

wychodziło mi, że zawsze chodziło o pocieszanie, że nie było to takie zwyczajne: hej, lubię cię, chcę

siedzieć obok ciebie i trzymać cię za rękę, ponieważ dotykanie cię sprawia mi przyjemność.

Mniej więcej w połowie odcinka Lish odezwała się nagle:

- Co to, bip, jest?

- Co? - spytałam, odwracając monitor do mnie.

- Mam sygnał o pięciu nowych bransoletkach, pojawił się nagle na ekranie lokalizatora. - Bez sensu...

- Pięciu nowych zatrzymanych?

Page 156: White Kiersten - Paranormalność

Skinęła głową, marszcząc brwi. Potem, nie przerywając połączenia ze mną, skontaktowała się z

Raquel.

- Raquel, mam pięć nowych bransoletek śledzących.

- Co?

- Właśnie aktywowano pięć nowych bransoletek śledzących.

- Jak? Kto?

- Nie wiem. Aktywacja nie jest kompletna, brak danych. Wszystkie w tym samym miejscu, na

przedmieściach Paryża. Wysłać kogoś, żeby to sprawdził?

- Nie, nie możemy ryzykować. Albo tak, wyślij elfa. Powiedz, żeby tylko sprawdził, co się stało, i

zaraz potem wrócił.

- Jeszcze jakieś instrukcje?

- Nie. No chyba że jest to jakiś pracownik, który nie wrócił na czas, wtedy niech go sprowadzi.

- Dobrze, wyślę elfa.

Lish spojrzała w górę, spostrzegając, że ciągle ma połączenie ze mną.

- Przepraszam, Evie, muszę spadać.

- Pewnie. - Rozłączyłam się.

Ale nie mogłam się już skupić ná serialu, myślałam o tym, co właśnie podsłuchałam. To było dziwne.

Kto mógł być teraz na akcji? Wszyscy zostali ściągnięci... A może ktoś jakimś cudem to przegapił i

użył bransoletek, żeby się z^iami skontaktować? Ale jak to możliwe, przecież Agencja była bardzo

efektywna!

I wtedy coś sobie przypomniałam. Nad stawem, gdzie ja i Jacques szukaliśmy wiedźmy, zostawiłam

torbę z bransoletkami śledzącymi.

Pięcioma bransoletkami.

Page 157: White Kiersten - Paranormalność

Nie jest dobrze

Próbowałam znowu połączyć się z Lish przez wideofon, ale linia była zajęta. Wciągając but,

wystukałam numer Raquel na komunikatorze. Zaklęłam, jej numer też był zajęty. Wciągnęłam drugi

but, omal nie przewracając się w pośpiechu, złapałam Tasey i nóż. Runęłam na korytarz i zaczęłam

biec, modląc się, żeby moje domysły okazały się błędne, żeby to był jedynie zbieg okoliczności.

Żaden alarm jeszcze się nie włączył, czyli wszystko było w porządku. Musiało być w porządku.

Skręcając za róg do Centrali, pośliznęłam się i poleciałam w bok, uderzając ramieniem w ścianę. Na

podłodze była woda, legginsy natychmiast przemiękły. Coś było strasznie nie w porządku! Zmusiłam

się, żeby pójść dalej. Oddychając z trudem, przebiegłam jeszcze kilka kroków, omal znów się nie

potykając. Otworzyłam przesuwane drzwi.

- Nie - szepnęłam. Byłam w szoku, wydawało mi się, że wszystko wokół mnie zwolniło, zniknęło,

zatrzymało się. Wiedziałam, że powinnam pójść dalej, ale moje ciało odmówiło posłuszeństwa.

Jedyne, co mogłam zrobić, to patrzeć na dziurę w ścianie akwarium Lish. Na samym dnie było trochę

wody i w niej, tuż obok dziury, leżała Alisha.

Page 158: White Kiersten - Paranormalność

Nie, nie. Ona nie mogła być martwa. Nie mogła! Była wieczna, była moją przyjaciółką! To

niemożliwe, żeby jej zabrakło! Na pewno to tylko jakaś rana. Muszę po prostu przynieść jej więcej

wody...

Podbiegłam do syreny.

- Lish! Już dobrze, dobrze, jestem tu, pomogę ci! - Weszłam przez dziurę i, rozchlapując wodę,

podbiegłam do Lish. Jej oczy, jej piękne oczy były otwarte, przezroczyste powieki opuszczone do

połowy. Nie ruszała się, a na jej piersi widniał ślad złotego, gasnącego powoli płomienia. -Lish! -

Padłam na kolana, podnosząc ją i tuląc w ramionach. Nie mogła odejść, nie mogła! Pogłaskałam jej

rękę, błona między jej palcami była delikatniejsza, niż przypuszczałam. Opalizujące łuski się mieniły.

Nie ruszała się. Nie mogła. Lish, moja Lish nie żyła. Przeze mnie, a ja nie mogłam już nic zrobić.

Zostawiłam bransoletki śledzące, które stały się przynętą, to przeze mnie morderca się tu dostał.

Pochyliłam się i pocałowałam ją w czoło.

- Przepraszam - powiedziałam, mój głos przeszedł w szloch.

Dygotałam. Byłam cała mokra, ale nie chciałam się stąd ruszać, chciałam tu zostać już na zawsze. Jeśli

tu zostanę, jeśli nie pozwolę jej odejść, ona nie odejdzie tak naprawdę. Zmieniłam pozycję i

krzyknęłam cicho, gdy coś ostrego i twardego przeszło przez legginsy i wbiło się w moje udo. Woda

zabarwiła się na czerwono. To wystarczyło, żeby wyrwać mnie z odrętwienia. Pocałowałam Lish

jeszcze raz i położyłam ją delikatnie. A potem wstałam i, krzywiąc się, wyjęłam odłamek szkła z uda.

Morderca już tu był. Wyszłam z akwarium i podeszłam do ściany, gdzie był przycisk alarmowy.

Rozbiłam łokciem

Page 159: White Kiersten - Paranormalność

szklaną osłonę i wcisnęłam go. Światła nad moją głową zapłonęły jaśniej, rozbłysły światła

stroboskopowe, usłyszałam przeraźliwie głośny alarm.

Raquel... Musiałam jej powiedzieć. Wyjęłam komunikator i wcisnęłam numer, jednocześnie biegnąc

do jej gabinetu.

- Co się stało? - spytała. - Próbuję połączyć się z Lish, nie wiemy, co ma znaczyć ten alarm.

- Lish nie żyje. - Zaszlochałam, nie przestając biec. -To już tu jest. Już tu jest.

Zapanowała cisza, która trwała chyba wieki.

- Niech nam niebiosa dopomogą - szepnęła Raquel, a potem szybko dodała: - Spotkajmy się przy

punkcie transportowym. Zawiadomię cały personel. To nie zabija ludzi, musimy się stąd wydostać.

Zmieniłam kierunek i już zaczęłam biec w stronę transportu, gdy nagle się zatrzymałam.

- A co z paranormalnymi? Co z Lendem?

- Nie ma czasu, idź do transportu!

Zawahałam się. Wszystko we mnie krzyczało, żeby biec, wydostać się stąd! Śmierć już szła tymi

korytarzami, musiałam uciekać!

- Nie - szepnęłam, wyłączając komunikator i zawróciłam, biegnąc teraz do celi Lenda. Był w pułapce,

kompletnie bezbronny, tak samo jak Lish.

Och, Lish...

Nikt nie zasługuje na taką śmierć. Właśnie przebiegałam obok sali gimnastycznej, gdy znów stanęłam

jak wryta. Tu znajdowała się ponad setka śpiących wilkołaków. Była tu Charlotte, Jacques... Jacques

też powinien tam być. Zrobiło mi się niedobrze. Nie mogłam ich obudzić, nie mogłam powiedzieć,

żeby uciekali, nie mogłam ich wynieść... Co mogłam zrobić? Nagle doznałam olśnienia.

Page 160: White Kiersten - Paranormalność

- Denfehlath! - krzyknęłam. Po kilku sekundach w ścianie otworzyły się drzwi i wyszła z nich Fehl. Jej

czerwone oczy płonęły podnieceniem.

- Uratuj paranormalnych, zaczynając od wilkołaków -wydałam rozkaz.

Jej uśmiech znikł.

- Co?! - wysyczała.

- Zacznij od razu. Masz mnóstwo śpiących ciał do przeniesienia.

Rzuciła mi mordercze spojrzenie i, dygocząc z wściekłości, weszła do sali gimnastycznej. Nie mogła

nie posłuchać. Gdy drzwi sali zamknęły się za nią, przyłożyłam dłoń do płytki i trzymałam ją tam

przez piętnaście sekund. Płytka zrobiła się czerwona, wpisałam kombinację, blokując drzwi.

Z bocznego korytarza wyszły dwa wampiry.

- Co się dzieje? - zapytał Vlad. Był z nim ten chłopak, który ostatnio próbował mnie poderwać.

- Musicie się ukryć! To już tu jest!

Na końcu korytarza rozbłysło światło, zza rogu wyłoniła się jakaś postać. Świeciła się złotym ogniem,

płonąc tak jasno, że jej obraz wyrył się na siatkówce moich oczu. Szła w naszą stronę, piękna i

straszna, niczym wcielone słońce.

- Uciekajcie! - wrzasnęłam do wampirów, ale nie zareagowali. Jak mogli nie widzieć tego światła?!

Odwrócili się w stronę tej istoty w chwili, gdy do nich dotarła. Żaden z nich nie wyglądał na

wystraszonego.

- Uciekajcie! - zawołałam znowu.

Istota uniosła głowę, odwracając się do mnie, jednocześnie podniosła obie ręce i położyła je na

piersiach wampirów. Patrzyłam przerażona, jak wampiry nieruchomieją, na ułamek sekundy płonąc

jasnym światłem, a potem, zupełnie jakby ktoś wyłączył to, co było w środku, lśnienie zgasło

Page 161: White Kiersten - Paranormalność

i wampiry upadły bezwładnie na podłogę. Teraz widać było już tylko wyschnięte zwłoki.

Nie mogłam się poruszyć. Istota odwróciła się do mnie, dzieliło nas najwyżej pięć metrów. Moje oczy

zaczęły łzawić. Była tak niesamowicie jasna...

Sunęła w moją stronę. W mojej krtani narastał krzyk, pewnie ostatni w życiu. Nie mogłam dojrzeć jej

rysów, gdy znalazła się dwa metry ode mnie, wszystko zlewało się w czyste lśnienie światła i ciepła.

- Uwielbiam te kozaki - usłyszałam wesoły, kobiecy głos. Odwróciłam się i zaczęłam biec, tak szybko,

jak tylko

mogłam, spodziewając się, że ona zaraz wyssie ze mnie życie. Odwróciłam się. Podążała za mną.

Przynajmniej nie szła do sali gimnastycznej... Wypadłam na korytarz i skoczyłam do drzwi,

otworzyłam je i pobiegłam do drzwi na drugim końcu. Byłam już blisko celi Lenda... Jeśli zdołam go

uwolnić, dostać się do punktu transportowego, będziemy mogli uciec... W punkcie transportowym

czekały elfy - na tym opierał się plan ewakuacji.

Z rozpędu omal nie ominęłam jego drzwi, wyhamowałam gwałtownie i wpadłam do celi. Stał na

środku. Wyglądał na zaniepokojonego.

- Jest tutaj! - zawołałam. - Jest tu, w budynku, musimy uciekać, już!

- Nie mogę! - Wskazał na swoją kostkę. - Idź beze mnie, szybko!

Przyklękłam obok jego nogi, złapałam bransoletkę. To miało być moje ostatnie działanie jako członka

MANIP - to, co właśnie chciałam zrobić, skazywało mnie na bezterminowe więzienie. Przyłożyłam

kciuk pośrodku jego bransoletki, dziękując wszystkim bóstwom, jakie przychodziły mi do głowy, że

to ja ją założyłam. Dzięki temu teraz mogłam ją

Page 162: White Kiersten - Paranormalność

zdjąć. Tyle że zostanie to zarejestrowane w systemie komputerowym, piętnując mnie jako zdrajcę.

- Co ty robisz?

- Nie ruszaj się. - Skoncentrowałam się, usiłując trzymać rękę nieruchomo. Po dwudziestu sekundach

zapłonęło zielone światełko. Pochyliłam się i dmuchnęłam na nie delikatnie, światło zrobiło się

czerwone i rozległ się cichy syk, gdy czujniki się wycofały. Rozpięłam bransoletkę.

- Chodź! - Złapałam go za rękę, wciskając bransoletkę do kieszeni. - Musimy dostać się do transportu!

Wybiegliśmy na korytarz, skręciliśmy... Ale ona już tam była, właśnie szła w naszą stronę.

- Nie, nie, nie... - wyszeptałam.

- Co? - spytał Lend, rozglądając się. - O kurczę, ale dziwne...

- Biegnij! - Wrzasnęłam, łapiąc go za rękę i biegnąc w kierunku przeciwnym do płonącej kobiety,

przeciwnym do punktu transportowego. Rozpaczliwie szukałam innych dróg ucieczki.

- Kto to był?

- Kto to był? Zwariowałeś? To była ona. Morderca, Wysysacz życia!

- Co?

- Co z tobą, nie widziałeś płomieni? - zawołałam, skręcając za róg. Lend chyba musiał być w szoku.

Wybrałam złą drogę, dotarliśmy do ślepego zaułka. —— Evie, ona nie płonęła!

- Była tak jasna, że prawie wypaliło mi oczy! - Ze złością walnęłam pięścią w ścianę. - Chodźmy

tędy...

Biegliśmy przez przejście łączące korytarze. Wszystkie korytarze w Centrum wyglądały dokładnie tak

samo. Doskonały rozkład pomieszczeń, idealny, by się zgubić i zostać

Page 163: White Kiersten - Paranormalność

uwięzionym. Znałam tu każdy zakamarek, ale teraz byłam spanikowana i wszystko mi się pokręciło.

Znaleźliśmy się na kolejnym korytarzu. Zatrzymaliśmy się. Na podłodze leżały cztery ciała.

- Tędy - szepnęłam, nie mogąc oderwać wzroku od trupów. Otworzyłam drzwi, żeby pobiec na skróty,

wypadliśmy na korytarz, tym razem pusty, ale to też był ślepy zaułek. Z przerażeniem zrozumiałam,

że nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy.

- Może jedno z tych pomieszczeń dokądś prowadzi. -Otwierałam kolejne drzwi, szukając przejścia,

ale to były magazyny. - Z powrotem, z powrotem! - Walczyłam ze szlochem. Otworzyłam kolejne

drzwi, przebiegliśmy przez pokój i wybiegliśmy na korytarz.

Była tam.

- A więc tu jesteś. - Słyszałam śmiech w jej głosie. W jej szokująco normalnym, przyjemnym głosie.

Wrzasnęłam, wciągając Lenda do pokoju i czekając, aż drzwi się zablokują. Wybiegliśmy przez

kolejne i wypadliśmy na niewielki korytarz, drzwi za nami też zablokowałam.

- To jej nie zatrzyma... - Na pewno zdoła przeniknąć przez te drzwi. Nie zostały zaprojektowane do

stawiania oporu ogniowi.

- Evie, jesteś pewna, że to ona? - spytał Lend, stropiony i zdyszany.

- Tak! Co z tobą?

- Wyglądała najzupełniej normalnie - odparł po dłuższej chwili. - Jak człowiek. Jak... - Zawahał się. -

Jak ty.

Page 164: White Kiersten - Paranormalność

Czymże jest nazwa?

Jak to wygląda jak ja? - zapytałam. - Przecież stoi w ogniu!

- Ja tego nie widzę. Musi płonąć pod iluzją czy czymś takim, bo nic nie widzę.

- Pokaż mi, jak ona wygląda.

Postać Lenda zafalowała, kurcząc się o kilka centymetrów. Nie wierzyłam własnym oczom. Ta

dziewczyna miała krótkie, jasne włosy, ładną twarz i budowę ciała podobną do mojej. Wyglądała na

starszą o kilka lat. I miała tak jasne szare oczy, że Lend nie potrafił dokładnie ich oddać.

- Te same oczy... - powiedział łagodnie jej głosem.

- To jest... ja nie... Czym ona jest? Dlaczego stoi w ogniu? Jarzy się i płonie jak... - Spojrzałam w dół i

podciągnęłam rękaw. - Jak to. - Pokazałam, wpatrując się w płomienie pod moją skórą. - Tylko milion

razy bardziej.

- „Płynne płomienie skrywają jej boleść..." - zacytował Lend głosem płonącej dziewczyny.

- Owszem i pasuje do niej ten kawałek o śmierci... Musi być jakieś wyjście... - Gdybym połączyła się

z Raquel, poprosiłabym, żeby wysłała pomoc. Komunikator zapłonął słabo, a potem wyświetlił

informację, że Raquel jest niedostępna. - Nie mogę wezwać Fehl, kazałam jej ratować

Page 165: White Kiersten - Paranormalność

wilkołaki, wszystkie są uśpione, ma mało czasu, żeby je przenieść - Nie mogłam ryzykować ich życia,

by uratować moje. Była już tylko jedna możliwość... Pokręciłam głową, nie chcąc tego zaakceptować.

- Czyż to nie ekscytujące? - usłyszałam z tyłu głos Re-tha i odwróciłam się gwałtownie. No proszę, o

wilku mowa! Oparł się o ścianę z triumfującą miną. - Uwielbiam miłe spotkania! - Spojrzał na Lenda

i pomachał do niego ręką, a potem zmarszczył brwi. - To nie ona! Ale podobieństwo!

- Skąd wiesz? - spytałam.

- Spotkaliśmy się już. Wspaniała dziewczyna. Bardzo miła.

- To ty... ty ją wpuściłeś!

- Kazali mi pójść i zobaczyć, co się stało. Nie mówili, żebym nikogo ze sobą nie przyprowadzał. A ona

tak ładnie prosiła.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem, czułam, że ogarnia mnie wściekłość. Tak się właśnie kończy

myślenie, że można kontrolować elfy. Moja przyjaciółka zapłaciła za to najwyższą cenę.

- Zabiję cię! - zawołałam, oczy piekły od łez wściekłości. Reth westchnął.

- Doprawdy, po co ten melodramat... Będzie wystarczająco dramatycznie, gdy ona przejdzie przez te

drzwi.

Obejrzałam się nerwowo. Nie wiedziałam, jaką moc ma płonąca dziewczyna, poza tym że wysysa

życie z nieśmiertelnych, ale wolałam tego nie sprawdzać.

- Sprawdzę jeszcze raz drzwi - powiedziałam do Lenda. Ten skinął głową, zamigotał i wrócił do swojej

zwykłej postaci.

- Pamiętam cię... - rzekł do niego Reth. - Jeśli Evelyn umrze, to będzie twoja wina, że nam przerwałeś.

Page 166: White Kiersten - Paranormalność

- Zamknij się! - Wybiegłam na korytarz i otwierałam wszystkie drzwi po kolei, szukając wyjścia. -

Mam dość twoich głupich zagadek!

- To nie jest zagadka. Nie wypełniłem cię, a obawiam się, że nasza nowa przyjaciółka jest nieco

impulsywna. Nie wiem, co może zrobić, jest znacznie silniejsza niż ty. Szkoda. Dawałaś mi tyle

radości, wiązałem z nami takie nadzieje.

Wyjęłam nóż i stanęłam tuż przed nim, przysuwając ostrze do jego szyi.

- Zamknij się, i to już. Zabierz stąd Lenda i mnie.

- Niczego bardziej nie pragnę... niestety, nie mogę cię dotknąć, a ty nie możesz przejść przed drzwi

elfów, jeśli nie dotkniesz mnie. Widzisz, otrzymałem rozkaz od MANIP i nie mogę go złamać.

Zamknęłam oczy i pokręciłam głową. Musiało, musiało być jakieś inne wyjście. Nie mogłam znów

wymówić jego imienia, to było zbyt niebezpieczne.

- Evie! - zawołał Lend, w jego ostrym głosie dało się słyszeć panikę. Spojrzałam na drzwi. Zaczęły

płonąć czerwienią po środku. Próbowała przez nie przejść.

- Szlag, szlag, szlag... - Jeszcze chwila i będzie po nas! Spojrzałam na Retha, patrzył na mnie, unosząc

jedną

brew, jego złote oczy płonęły.

- Obawiam się, kochanie, że jest coraz mniej czasu.

- Dobrze, dobrze! Lend, weź go za rękę! - Lend podbiegł i ujął dłoń Retha, wyraźnie nieszczęśliwy z

tego powodu.

Na twarzy Retha odmalował się triumf. Przypomniałam sobie, co powiedział. Że będzie się

rozkoszował chwilą, gdy zacznę błagać, by mnie dotknął. Miał rację... Zerknęłam za siebie na drzwi,

zobaczyłam ślad dłoni, przebijającej się przez zniekształcony metal. Drzwi stanęły otworem.

- Cofnij rozkaz - szept Retha był głodny, niecierpliwy.

Page 167: White Kiersten - Paranormalność

Zamknęłam oczy, tłumiąc strach i mdłości.

- Lorethan, zignoruj poprzedni rozkaz MANIP. Dotknij mnie... - Omal się nie udławiłam tymi

słowami. - Zabierz nas stąd. Do domu Lenda - dodałam szybko, nie mając zamiaru znów wylądować

w krainie Retha.

Zaśmiał się, jego głos brzmiał jak srebrzyste dzwoneczki. Wyciągnął rękę i zacisnął ją na moim

nadgarstku. Tym samym, który wcześniej wypełnił ogniem. Wciągnął nas w ciemność. Usłyszałam

kobiecy wrzask, a potem była już tylko cisza elfich ścieżek.

Znowu poczułam palący ból, sunący w górę ręki. Jęknęłam, usiłując nie krzyczeć, gdy szłam,

potykając się po omacku. Walczyłam z tym z całej siły, ale ogień w środku mnie wołał, błagał o

więcej.

- Przestań - szepnęłam. - Proszę, przestań...

- Evelyn... - Jego głos był jak pieszczota. Zobaczyłam błysk światła przez zamknięte powieki

i otworzyłam oczy. Cała nasza trójka wyszła z ciemności w las spowity gasnącym światłem

zmierzchu.

- Puść! - Wybuchnęłam płaczem, padając na kolana, dłoń Retha nadal była zaciśnięta na moim

nadgarstku, parzące płomienie sunęły w górę i w dół mojej ręki.

- Puść ją! - krzyknął Lend i rzucił się na niego; poczułam, że Retha odrzuciło na bok.

- Lubisz się wtrącać, co? - Reth puścił mój nadgarstek i upadłam na ziemię, wypuszczając nóż i

krzycząc, gdy ból przygasał, a ciepło ponownie mościło się w moim nadgarstku i sercu. Teraz było go

jeszcze więcej... Spróbowałam wstać, opierając się na rękach i kolanach. I zobaczyłam Retha. Jego

postać jaśniała na tle gasnącego światła dnia.

Pochylił się, ujmując moją twarz w swoje niezwykle szczupłe dłonie. Teraz już nie parzyły, poczułam

tylko lekkie

Page 168: White Kiersten - Paranormalność

ciepło, którego kiedyś tak bardzo pragnęłam. Którego nadal pragnęłam.

- Jeśli pozwolisz mi dokończyć, opowiem ci o wszystkim. Żadnych pytań więcej, żadnego

zgadywania. Będziesz wtedy mogła być ze mną.

Ogień w środku ciągnął mnie do Retha. Jego serce przeświecało przez koszulę, tak jak moje. To

byłoby takie proste, takie bezpieczne... Byłoby po wszystkim. Spojrzałam w bursztynowe oczy i już

otwierałam usta, żeby się zgodzić...

Lend zakasłał, oderwałam wzrok od Retha i zobaczyłam, jak Lend podnosi się z ziemi kilka metrów

dalej. Pewnie Reth go odrzucił.

- Wszystko w porządku? - zapytałam, odrywając się od elfa i jego kuszącego ciepła.

Reth westchnął.

- Evelyn... Jesteś taka trudna. Odwróciłam się od niego, podeszłam do Lenda.

- Nic ci się nie stało? - spytałam; pokręcił głową. - To dobrze... - Musiałam zrobić coś z Rethem i to

już. Odwróciłam się do niego, ale on już był obok mnie. - Lor...

Jednak nim zdążyłam wymówić jego imię, on znalazł się za Lendem, przyciskając mój srebrny nóż do

jego szyi.

- Odnoszę wrażenie, że powinnaś się dobrze zastanowić, zanim coś powiesz - rzekł, na jego twarzy

igrał uśmiech. -Jestem już zmęczony wykonywaniem poleceń, ale mimo to chcę, żeby wygłosiła jeden

rozkaz. O nie, nic nie mów. -Pokręcił głową, gdy otworzyłam usta. - Jedno nieostrożne słowo i

obawiam się, że będziesz miała na sumieniu śmierć kolejnego przyjaciela. Podpowiem ci, co

dokładnie masz powiedzieć, a ty to powtórzysz.

Skinęłam tępo. Lend pokręcił przecząco głową, ale zignorowałam to. Nie mogłam go stracić. Nie

teraz. Nie po Lish.

Page 169: White Kiersten - Paranormalność

- Doskonale. Chcę, żebyś kazała mi zmienić imię.

- Ja... Mogę to zrobić?

- Nie mogę nie wykonać imiennego rozkazu. Dlatego bądź tak dobra i każ mi zmienić swoje imię.

Byłam doskonałą zabawką w jego rękach, dawałam mu dokładnie to, czego chciał. Ile z tego, co się

teraz działo, przewidział? Błąkaliśmy się w ciemnościach, podczas gdy elfy unosiły się nad nami,

widząc ścieżki, których istnienia nawet nie podejrzewaliśmy - dopóty, dopóki nie było już za późno.

- Lorethan - wykrztusiłam. - Zmień swoje imię - szepnęłam, ale to wystarczyło.

Na jego twarzy rozkwitł niebiański uśmiech. Teraz, gdy wyglądał tak pięknie, przypomniałam sobie,

dlaczego myślałam kiedyś, że elfy to anioły. Nic tak doskonałego nie mogło istnieć na ziemi. Reth

odepchnął Lenda, pokonał dzielącą nas odległość jednym susem, objął mnie i się pochylił. Jego wargi

dotknęły mojego ucha.

- Dziękuję ci. Ileż władzy w imieniu... Pewnego dnia podam ci twoje. A teraz obawiam się, że muszę

iść. Mam tyle spraw do załatwienia. Tak wiele osób muszę odwiedzić, tak wiele przysług zwrócić...

Do następnego spotkania, ukochana. - Cofnął się o krok, powietrze zamigotało wokół niego i zniknął.

Nagle zrobiło się chłodno, zagajnik wydawał się teraz tak ciemny i pusty.

- Co ja zrobiłam? - wyszeptałam wstrząśnięta.

Page 170: White Kiersten - Paranormalność

Szlaban

Mój mózg odmawiał zaakceptowania rzeczywistości. Uwolniłam Retha... Potencjalne konsekwencje

były przerażające. .. Nie, nie mogłam teraz o tym myśleć, nie mogłam teraz myśleć o niczym.

Lend wstał z ziemi, podbiegłam do niego.

- Jak się czujesz? - spytałam. - Tak mi przykro! Wszystko schrzaniłam! Wszystko schrzaniłam! -

Rozpłakałam się znowu.

Lend przytulił mnie.

- Nic nie schrzaniłaś. Gdyby nie ty, już bym nie żył.

Położyłam głowę na jego ramieniu. Był taki ciepły... w zdrowy, dodający otuchy sposób, nie tak, jak

Reth. Potrzebowałam tego przytulenia. W końcu do mnie dotarło, że zdołaliśmy uciec i byliśmy

bezpieczni. Mieszanka żalu po Lish i obezwładniająca ulga, że nam się udało, że uratowałam Lenda.

Po chwili Lend się odsunął.

- Drżysz... Zimno tu. - Rozejrzał się. - Ale chyba wiem, gdzie jesteśmy. To był bardzo dobry pomysł

polecić Rethowi, żeby przeniósł nas do mojego domu. - Mnie się zdawało, że jeśli chodzi o Retha, to

wszystko skopałam, ale chyba teraz mieliśmy szansę. Lend wziął mnie za rękę. - Tędy.

Page 171: White Kiersten - Paranormalność

Zrobiłam krok i krzyknęłam cicho. Zapomniałam o skaleczeniu w udo. Dopiero teraz, gdy odpłynęła

cała adrenalina, znowu poczułam ból. Opuściłam rękę, a potem spojrzałam na nią w gasnącym świetle

dnia.

- Co się dzieje? Krwawisz?

- Skaleczyłam się, gdy Lish... - Urwałam, powstrzymując łzy.

- Dasz radę iść? To niedaleko.

- Chyba tak.

Lend puścił moją rękę i objął mnie w talii. Szliśmy tak między drzewami. Światło dnia gasło,

ustępując miejsca blademu blaskowi pełni księżyca. Moja noga cały czas pulsowała kłującym bólem.

Kilka minut później między drzewami zobaczyłam światła.

- Jesteśmy na miejscu! - zawołał podekscytowany Lend. Byłam ciekawa, jak wyglądał dom, w którym

mieszkał. Zawsze wyobrażałam sobie coś w rodzaju Centrum wypełnionego paranormalnymi. Gdy

podeszliśmy tak blisko, że mogłam już coś zobaczyć, przeżyłam szok. To był normalny, ładny

piętrowy biały dom, wokół którego biegła weranda. Od ośmiu lat nie byłam w normalnym domu.

Lend otworzył drzwi.

- Tato? Tato!

- Lend? - Mężczyzna zbiegł ze schodów tuż przy drzwiach. Był przystojny jak na starszego pana pod

pięćdziesiątkę, miał ciemne oczy i włosy. Teraz już wiedziałam, skąd Lend brał swoją ulubioną

postać. - Gdzieś ty się po-dziewał?!

- To długa historia... Ona jest ranna. Mógłbyś obejrzeć jej nogę?

Tata Lenda - a więc miał tatę, pomyślałam niemal z goryczą - dopiero teraz mnie zauważył.

Page 172: White Kiersten - Paranormalność

- Oczywiście. Ale zaczniesz opowiadać, gdy będę ją opatrywał. Masz poważne kłopoty. - I jakby na

przekór temu oznajmieniu chwycił syna w mocne objęcia, niemal odrywając go od podłogi. Lend

musiał mnie puścić, czułam się niezręcznie, patrząc na to powitanie.

- Nigdy więcej mnie tak nie strasz. Lend zaśmiał się bezgłośnie.

- Nie planowałem tego. Spojrzysz na jej nogę? Jego ojciec odwrócił się do mnie.

- Gdzie jesteś ranna?

To wszystko było zbyt niesamowite. Lend w swoim ciepłym, gościnnym domu i jego ojciec,

najzupełniej normalny człowiek - widziałam tylko jego twarz, żadnych iluzji. Czułam się tak, jakbym

znalazła się w zupełnie innym świecie. Wiedziałam, że to nie mój świat, że tu nie należę i że ten Lend,

który tu mieszkał, nigdy nie mógł być ze mną.

- Bardzo boli? - zapytał z troską ojciec Lenda. Pospiesznie pokręciłam głową.

- Nie... ja... to prawe udo.

- Sporo przeszliśmy tej nocy - wyjaśnił miękko Lend. Jego ojciec przykląkł na drewnianej podłodze

obok moich nóg.

- Tylko spojrzę, jak to wygląda. - Odciągnął moje legginsy, rozszerzając rozdarcie. - No, nie jest tak

źle. Pójdę na górę po apteczkę, trzeba to przemyć, a potem założę kilka szwów, nic takiego. -

Uśmiechnął się do mnie krzepiąco, a Lendowi posłał surowe spojrzenie. - Przynieś jej suche ubranie i

przygotuj sobie dobre wyjaśnienie.

- Nie przejmuj się, zakładał dziesiątki szwów. - Lend uśmiechnął się i poszedł za ojcem na górę. Gdy

wrócił z naręczem ubrań, nadal stałam w wejściu, czując się jak intruz. -Są moje i będą trochę za duże,

ale musisz się przebrać.

Page 173: White Kiersten - Paranormalność

Zmarszczyłam brwi, patrząc na nie.

- Dlaczego nosisz ubrania? - spytałam. Przecież mógł je „włożyć" przy każdej swojej iluzji.

- Zazwyczaj je noszę, choć może trudno ci w to uwierzyć. Zwykle nie zmieniam postaci zbyt często,

noszę tę twarz niemal przez cały czas.

Brzmiało sensownie. Poza tym jego iluzyjne ubrania wyglądały zbyt perfekcyjnie i miały dziwną

strukturę. Bezpieczniej nosić rzeczy, które są normalne w dotyku.

Zaprowadził mnie do małej łazienki. Zamknęłam drzwi i zdjęłam kozaki - moje idiotyczne różowe

kozaki na szpilkach, które już zawsze będą mi przypominać straszliwą płonącą dziewczynę. Potem

zdjęłam podkoszulkę. Nie chciałam na to patrzeć, ale mój nadgarstek świecił się jak latarnia, nawet w

jasno oświetlonej łazience. I chyba był jaśniejszy niż przedtem. Wkładając miękką podkoszulkę

Lenda, nie patrzyłam na swoją pierś, nie chciałam na nią patrzeć. Potem ściągnęłam legginsy i

starannie zmyłam krew z nogi.

Włożyłam szorty Lenda, usiłując ich nie zakrwawić i, ku swojemu przerażeniu, uświadomiłam sobie,

że nie ogoliłam dziś nóg. Nie dość, że były trupio blade i kościste, to jeszcze pokryte króciutkimi

kłującymi włoskami.

To, że w takiej sytuacji martwiłam się, co Lend pomyśli o moich nogach, było szczytem absurdu. Moja

najlepsza przyjaciółka zginęła. Psychopatyczna płonąca dziewczyna omal nie wyssała mi duszy.

Zdradziłam Agencję. Chłopak, którego lubiłam, omal nie został zabity przez szalonego elfa. Czymże

były owłosione nogi w porównaniu z tym wszystkim? Parsknęłam histerycznym śmiechem, który

szybko przeszedł w szloch. Z tego wszystkiego rozbolała mnie głowa.

Lend zapukał do drzwi.

- W porządku?

Page 174: White Kiersten - Paranormalność

Wzięłam głęboki oddech, usiłując się uspokoić, potem otworzyłam drzwi, podciągając nogawkę

spodenek z tej strony, gdzie była rana.

- Tak. - Chlipnęłam, udało mi się nie wybuchnąć płaczem.

- Tata zajmie się tobą tutaj. - Lend objął mnie za ramiona i zaprowadził do jasno oświetlonej kuchni,

pomalowanej na ciepły żółty kolor. Usiadłam na krześle, tata Lenda ukląkł obok, oczyszczając mi ranę

ciepłą szmatką.

- Mam na imię David - przedstawił się.

- Evie - odparłam.

Gdy już starł krew, przyłożył coś do rany. Zaszczypało, wciągnęłam powietrze.

- Przepraszam, ale nie chcę, żeby wdała się infekcja. Teraz poczujesz kilka drobnych ukłuć, muszę

znieczulić miejsce, gdzie będę zakładał szwy - Usiłowałam się nie wzdry-gać, koncentrując się na

tym, żeby siedzieć nieruchomo i nie drżeć. - Gdzie byłeś? - zapytał, a ja spojrzałam zdziwiona,

zastanawiając się, dlaczego mnie o to pytał.

- To długa historia - odparł Lend.

- Mów. - David zajmował się moją nogą, twarz miał zaciętą.

Lend westchnął.

- Włamałem się do MANIP.

David zastygł w pół ruchu i spojrzał na niego, wstrząśnięty.

- Co zrobiłeś?

Ja też byłam zaskoczona. Do tej pory myślałam, że Lend został tam wysłany.

- Musiałem!

- Ja... - David wziął głęboki oddech, zamknął oczy i pokręcił głową. - W takim razie zaczekaj jednak,

aż skończę. -Wrócił do zakładania szwów. Gdy już skończył, przyłożył

Page 175: White Kiersten - Paranormalność

płatek gazy. Potem wstał, spakował swoje akcesoria, skrzyżował ręce na piersi i popatrzył twardo na

Lenda. - A teraz zacznij od samego początku i opowiedz mi całą historię, aż do końca. A wtedy

pewnie dam ci szlaban na resztę życia. Lend pochylił głowę.

- Słyszałem... Podsłuchałem, jak mówiłeś w czasie spotkania, że odpowiedzi są w MANIP, w

Centrum. Wiedziałem, że nikt inny nie zdoła tego zrobić, i pomyślałem, że mnie może się udać.

Poszedłem na cmentarz i przybrałem postać zombie, kręcąc się po okolicy. Zajęło to kilka nocy, ale w

końcu zjawiła się pracowniczka Agencji. Wtedy ją uderzyłem - wyznał zawstydzony - a potem

wezwałem transport. Kiedy zjawiła się elfka, poszedłem razem z nią, dostałem się do Centrum i od

razu wpadłem na dyrektorkę.

- Raquel? - spytał David, a ja spojrzałam na niego, zaskoczona. Skąd ją znał?

Lend skinął głową.

- Zabrałem jej komunikator i postać, a potem znalazłem jej biuro. Właśnie szukałem informacji, gdy...

Gdy zostałem złapany.

Oczy Davida rozszerzyły się, a potem spojrzał na gołą kostkę Lenda.

- Jak się wydostałeś?

Lend uśmiechnął się do mnie.

- Dzięki Evie. Chociaż to właśnie ona mnie złapała. Widzi, jak naprawdę wyglądam.

David popatrzył na mnie, w jego oczach były strach i zdumienie.

- Jesteś z Agencji?

Pokręciłam głową. Teraz nie byłam już znikąd. Nie było takiego miejsca na świecie, które mogłabym

nazwać moim. Nie miałam domu, moja przyjaciółka zginęła, a po tym, co

Page 176: White Kiersten - Paranormalność

zrobiłam, już nigdy nie będę mogła wrócić do Raquel. Przygryzłam wargę, powstrzymując łzy.

- Już nie. A po dzisiejszej nocy nie sądzę, żeby nadal była jakaś Agencja.

- No cóż, jako były pracownik MANIP byłemu pracownikowi Agencji mogę tylko powiedzieć, że

właściwie nie ma czego żałować.

Page 177: White Kiersten - Paranormalność

Pierwsza noc poza domem

Siedziałam w ciepłej kuchni Lenda, nie wierząc własnym uszom.

- Pracowałeś... pracowałeś tam? - Dla mnie praca w MANIP była czymś dożywotnim.

- Tak właściwie należałem do AANIP, odszedłem mniej więcej na dziesięć lat przed utworzeniem

agencji międzynarodowej. Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek do tego dojdzie, przecież żadne z

państw nie chciało współpracować z innym w kwestii paranormalnych. Do tej pory nie wiem, co stało

się powodem tej zmiany.

Zakłopotana przesunęłam stopą po podłodze.

- Właśnie na niego patrzysz - powiedział Lend z szerokim uśmiechem.

David uniósł brwi.

- Naprawdę? Ale czekaj, Lend, nie skończyłeś opowiadać, nie myśl, że zapomniałem.

Lend westchnął.

- Tak właściwie to bardziej historia Evie niż moja, ja tylko siedziałem w pustej białej celi. Nie

powiedziałem im nic, więc nie chcieli mnie wypuścić. Potem zaczęli ginąć

Page 178: White Kiersten - Paranormalność

paranormalni z bransoletkami, a ta istota przeniknęła do Centrum. Evie miała z nią starcie i...

- Widziałaś ją? - spytał mnie David.

- Oboje ją widzieliśmy - odparłam. Usiłowałam wyrzucić jej obraz z pamięci, ale pojawiał się za

każdym razem, gdy zamykałam oczy, zupełnie jakby był wypalony pod powiekami. - Widziałam ją

zaraz po tym, gdy zabiła wiedźmę i Jacques'a, wilkołaka. Ale niezbyt dokładnie.

- To kobieta? Co to właściwie jest? Lend wzruszył ramionami.

- Jak dla mnie wygląda jak zwyczajna dziewczyna, ale Evie potrafi zobaczyć to, co ukrywa pod iluzją.

Za każdym razem, gdy myślałam, że David nie może już być bardziej zdziwiony, jednak mu się to

udawało.

- Widzisz przez iluzję? Skinęłam głową

- To się nazywa życie pozbawione iluzji. - Mój ulubiony dowcip dziś mnie zabolał. Lish tak go lubiła.

David usiadł ciężko na sąsiednim krześle.

- Ach tak... No, to otwiera ogromne możliwości... Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś potrafił...

Niewiarygodne. Nic dziwnego, że w końcu znaleźli podstawę do stworzenia MANIP. Czyli co to jest?

- Nie wiem. Pierwszy raz widziałam coś takiego. - Mój nadgarstek zapłonął. No dobrze, może to nie

do końca była prawda. Głupi, głupi Reth. - Wygląda jak... jak żywe, płynne płomienie. Płonie tak

jasno, że aż oczy bolą.

- To coś nowego. A jaka jest jej iluzja?

Lend popatrzył na mnie przepraszająco, a potem zafalował i przemienił się w płonącą dziewczynę.

David zaklął, patrząc to na Lenda, to na mnie.

Page 179: White Kiersten - Paranormalność

- Nie potrafię odtworzyć jej oczu - wyznał Lend głosem płonącej dziewczyny. Wstrząsnął mną

dreszcz. - Tak samo, jak oczu Evie.

Czułam się podle, czułam się winna, choć nie zrobiłam nic złego. David popatrzył na mnie czujnie.

- I sprowadziłeś ją do domu?

Lend wrócił do swojej normalnej postaci.

- Nie, tato, nawet nie zaczynaj. Evie uratowała mi życie, tamta istota by mnie zabiła. Uratowała nie

tylko mnie, ale również wszystkie wilkołaki. Ona nie wie, kim lub czym to jest, wie tyle, co my.

David pokręcił głową zatroskany.

- Cóż, teraz przynajmniej wiemy, czego szukamy. A w każdym razie wiemy, jak wygląda. Nie mam

pojęcia, czym ona jest...

Nie wiedziałam, czy mówi o mnie, czy o płonącej dziewczynie.

- Ja nie... Musisz mi uwierzyć... Ja nie jestem taka jak ona, czymkolwiek ona jest. Ona jest

przerażająca, zabiła... Zabiła moją ukochaną przyjaciółkę. - Głos mi się łamał. Zabrała mi Lish,

zabrała ją stąd... Nie chciałam o niej myśleć. I nie mogłam znieść tego, że tata Lenda podejrzewał, że

byłyśmy po tej samej stronie.

- Włamała się do Centrum tej nocy. - Lend objął mnie ręką. Doceniałam ten gest bardziej, niż

potrafiłabym wyrazić. Wierzył mi mimo wszystko. Gdy podniosłam wzrok, spostrzegłam, że jego tata

również mi wierzy. Jego oczy znów były łagodne i ciepłe. - Musiała to wszystko zaplanować.

Wszyscy paranormalni byli w Centrum, a wilkołaki spały, łatwy cel. Ledwie udało nam się uciec.

Muszę pogadać z mamą o tym, co widzieliśmy.

Page 180: White Kiersten - Paranormalność

Kolejne zaskoczenie. Nie wiem dlaczego, ale założyłam, że Lend nie ma rodziców. A może został

adoptowany... Coś takiego jak Lend po prostu się nie zdarzało. Jego tata odszedł z Agencji mniej

więcej w tym czasie, kiedy Lend się urodził. Stanowczo chciałam dowiedzieć się czegoś więcej.

- Tej nocy nie możemy jej odwiedzić, jest zbyt zimno -odparł David, co stropiło mnie jeszcze bardziej,

a potem zwrócił się do mnie: - Evie? Jak się czujesz?

Trzęsłam się.

- Zimno mi - powiedziałam, usiłując nie szczękać zębami. Byłam zupełnie wykończona.

David wstał.

- Dam ci coś przeciwbólowego, pewnie noga się odezwie, gdy znieczulenie przestanie działać. Jeśli

nie masz nic przeciwko, dam ci środki przeciwbólowe o działaniu nasennym. Może być?

- Tak, dziękuję. - Nie chciałam dzisiaj zasypiać o własnych siłach. Chciałam się wyłączyć, zapomnieć

o rzeczywistości.

Poszperał w kredensie, przyniósł dwie tabletki i szklankę wody. Przełknęłam je, i tak nie mogły

zadziałać tak szybko, jakbym chciała.

- Gdzie my cię położymy? - zastanowił się David. -Pokoje gościnne są dziś niedostępne.

- A, no tak. Evie może spać w moim pokoju, położę się na sofie.

- Nie, to ja mogę przespać się na sofie. - Nie chciałam sprawiać już więcej kłopotu.

- Myślę, że ratując życie Lenda i wyciągając go z Centrum, zasłużyłaś na łóżko - stwierdził David z

uśmiechem.

- Zaprowadzę cię na górę i dam ci bluzę od dresu, żebyś nie marzła - odezwał się Lend.

Page 181: White Kiersten - Paranormalność

- Dzięki.

- A potem zejdź na dół, młody człowieku. Nadal mamy parę kwestii do omówienia.

Lend stłumił westchnienie i skinął głową. Zadzwonił telefon, David odebrał.

- Jest w domu - powiedział, w jego głosie zabrzmiała ulga. - Wszystko w porządku. I mamy nowe

informacje.

Zastanawiając się, czy to dzwoniła mama Lenda, wstałam i poszłam za nim na górę. Minął dwoje

drzwi, zaryglowanych od zewnątrz. Obawiając się, że jego drzwi również mogą mieć takie

zabezpieczenie, odetchnęłam z ulgą, gdy zatrzymał się i otworzył drzwi bez zasuwy.

- Ups... - mruknął, zgarniając coś z podłogi, zanim zdążyłam zobaczyć, co to. - Przepraszam, nigdy nie

zapraszałem dziewczyn do pokoju. - Uśmiechnął się zakłopotany, chowając to coś do szuflady z

bielizną.

Uśmiechnęłam się najładniej jak potrafiłam.

- Ja też nigdy nie byłam w pokoju chłopaka, więc mamy remis.

Jego pokój był super, ze szkicami i plakatami zespołów poprzyklejanymi do jasnoniebieskich ścian.

Ten pokój był dokładnie taki jak Lend. Chciałam tak po prostu tu stać i przyglądać się temu

wszystkiemu. Wówczas nie musiałabym myśleć i nie byłabym sama.

- Trzymaj. - Podał mi ciemnozieloną bluzę z kapturem, wyjętą z zabałaganionej szafy. Włożyłam ją,

przyjemnie było mieć znowu zasłonięte nadgarstki. Poza tym bluza pachniała Lendem: świeżym,

chłodnym zapachem, który czuje się, stojąc przy wodospadzie czy potoku. Otuliłam się ramionami,

próbując się rozgrzać.

Łóżko był jedyną rzeczą, która tu nie pasowała. Miało baldachim, a słupki były wymyślną konstrukcją

z poskręcanego

Page 182: White Kiersten - Paranormalność

metalu. Nie pasowały do zwykłej miękkiej, niebieskiej kołdry. Położyłam dłoń na jednym ze słupków.

- Żelazo. - Uśmiechnęłam się z ulgą. Tata Lenda na pewno słyszał o elfach... Poczułam się odrobinę

bezpieczniej, przynajmniej w kwestii Retha. Przed koszmarami żelazo mnie nie ochroni.

- Gdybyś czegoś potrzebowała, jestem na dole. Odwróciłam się i uśmiechnęłam.

- Dzięki.

Stał przez chwilę, wyglądając na zakłopotanego, a potem pochylił się i przytulił mnie szybko.

- To ja ci dziękuję - powiedział, a potem wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

Wstrzymałam oddech. Nie chciałam być sama. Chciałam go zawołać, prosić, żeby został ze mną,

dopóki nie zasnę... Ale nie zrobiłam tego. I tak zajęłam mu prawie całą noc swoim rozpaczaniem.

Zgasiłam światło, ale gdy zrobiło się ciemno, zobaczyłam plamy, które przypominały mi płonącą

dziewczynę. Zapaliłam światło lampkę - stanowczo żadnej ciemności tej nocy. Wdrapałam się na

łóżko i zwinęłam w kłębek, usiłując rozgrzać się pod kołdrą.

Mimo wysiłków ciągle wracałam myślami do tego, czego nie chciałam pamiętać. Tutaj, w tym

ciepłym rodzinnym domu, czułam się taka samotna. Już nigdy nie będę mogła wrócić do mojego

domu w Agencji, już nigdy nie zdołam powiedzieć Raquel, jak wiele dla mnie znaczyła.

- Proszę - modliłam się do ciszy - proszę, spraw, żeby Raquel nic się nie stało.

Ale moja biedna, słodka Lish odeszła na zawsze, jej miejsce zajęła straszliwa płonąca dziewczyna,

przemierzająca sterylne korytarze Centrum. W moim umyśle ciągle

Page 183: White Kiersten - Paranormalność

szła przez pomieszczenia, wysysając życie ze wszystkiego, co napotkała.

Miałam nadzieję, że już nigdy się stamtąd nie wydostanie.

Page 184: White Kiersten - Paranormalność

Dziewczyńskie pogaduszki

Szłam przez korytarze w Centrum, mrugając w jasnej bieli. Było pusto. Spodziewałam się znaleźć

ciała, ale wszystko było dziewiczo czyste, jakby opuszczone. Stałam przed moim mieszkaniem, a

potem weszłam przez drzwi, nie otwierając ich. To było dziwne.

Ona już tam była, siedziała na purpurowej kanapie.

- A więc tu jesteś. - Uśmiechnęła się do mnie życzliwie. Rzeczywiście miałyśmy takie same oczy, ale

jej usta były odrobinę szersze niż moje. Poza tym wyglądała na wyższą o kilka centymetrów.

- Już nie płoniesz? - spytałam. - Hej, to jest moje! Miała na sobie moją sukienkę w paski zebry.

- Och, wyluzuj. - Przewróciła oczami.

- Gdzie jest twój ogień? - Spojrzałam na mój nadgarstek. Ten ogień również zniknął.

- Tam. - Wskazała róg pokoju, gdzie płynne płomienie pulsowały i migotały, nieustannie zmieniając

kształt. Wyciągnęłam do nich rękę. Po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że są piękne. Pragnęłam ich.

- Nie możesz ich jeszcze wziąć - ostrzegła. - Siadaj.

Page 185: White Kiersten - Paranormalność

Usiadłam na drugim końcu kanapy, mrużąc oczy. Wiedziałam, że powinnam się jej bać, ale się nie

bałam.

- Co to jest?

- Sen, głupku.

- Och! - Zmarszczyłam brwi. To było dziwne. - Chcesz mnie zabić?

- Mogłam to zrobić wcześniej, przypadkiem, czasem za bardzo się zapędzam. - Rozpłynęła się w

szelmowskim uśmiechu. - Trudno się nie pogubić w takim pośpiechu. Ale teraz, gdy już wiem, kim

jesteś, nigdy bym tego nie zrobiła.

- A kim ty jesteś?

- Och, wybacz. Mam na imię Vivian.

- Zabiłaś moją przyjaciółkę. Myślałam, że będę miała koszmary.

Wzruszyła ramionami.

- Wiem, to nie było zbyt miłe przychodzić i straszyć cię. Chciałam tylko pogadać. Próbowałam dostać

się do ciebie od jakiegoś czasu.

- Zaczekaj, więc naprawdę tu jesteś? A gdzie ja jestem? -Co tata Lenda dał mi w tych proszkach

przeciwbólowych?

- Nic nie wiesz, co? Dzielimy teraz duszę, więc pomyślałam, że wpadnę i przedstawię się jak należy.

- Jak to? Dzielimy duszę? - Popatrzyłam na nią groźnie. - Nie mam zamiaru nic z tobą dzielić! Mam

własną duszę.

- Naprawdę, wyluzuj. Jesteś taka spięta. Dzielimy duszę, ale nie twoją duszę. Pożyczyłam trochę od

Retha, gdy mnie tu przyprowadził, miał tego mnóstwo w ręku, co było dziwne, zwykle można ciągnąć

jedynie z piersi. Chciałam sprawdzić, czy zdołam wyssać to z niego, nigdy nie próbowałam robić tego

elfom, nie pozwalały się dotknąć, ale on się cofnął, zanim zdołałam wziąć więcej. Rany, to była miła

podróż...

Page 186: White Kiersten - Paranormalność

- Czekaj, dał ci trochę tego płomienia? Nienawidzę tego! Pali jak ogień!

- Musiałaś coś źle zrobić. To najwspanialsze uczucie na świecie.

Pokręciłam głową; odeszłyśmy od tematu.

- Czym jesteś?

- Uuu... Jak nieuprzejmie. Jesteśmy tym samym.

- O, na pewno nie! - Zaczynała mi działać na nerwy. Nawet w moim śnie nie mogłam dostać jasnych

odpowiedzi!

- Nie bądź głupia, Evie. Gdybym wiedziała, że będziesz taka wkurzona, wcale bym nie przyszła.

Wygląda na to, że jednak nie chcesz otrzymać odpowiedzi.

Wiedziałam, że powinnam być smutna albo zła, ale moje uczucia jakby zniknęły. Ogień w rogu

pokoju dekoncentrował mnie; chciałam patrzeć na płomienie, chciałam ich dotknąć. Jedyne, co

mogłam zrobić, to nie odrywać wzroku od Vivian.

- Niczego od ciebie nie chcę. Zabiłaś moją przyjaciółkę, pamiętasz?

- Nie, nie bardzo. Kim on była?

- Syreną.

- Och! - Wyglądała na zakłopotaną. - To była twoja przyjaciółka?

- Owszem. - Mój wzrok powędrował w kąt pokoju. Właściwie nie wyglądały jak płomienie, były

bardziej złote i falujące. Miały prawie taki sam odcień, jak lakier do paznokci, który kiedyś sobie

kupiłam, tyle że w ogniu, chociaż brzmiało to głupio. Pokręciłam głową, próbując się skupić.

Vivian wzruszyła ramionami.

- Przykro mi. Ale tak właściwie wyświadczyłam jej przysługę.

- Przysługę? - Teraz już nie mogłam, nie chciałam oderwać wzroku od płomieni.

Page 187: White Kiersten - Paranormalność

- Dałam jej odpoczynek. Spokój. Nie uważasz, że te wszystkie tysiąclecia mogły jej bardzo ciążyć?

Poza tym te istoty nie powinny tu być. Ja po prostu pozwalam im odejść. Uwalniam je.

- Ach... - wymruczałam.

- To jest właśnie to, co powinnyśmy zrobić, rozumiesz? -dodała.

- Tak?

- Byłoby zabawniej, gdybyśmy trzymały się razem. No wiesz, jak siostry.

Wstałam. Chciałam dotknąć płomieni, zobaczyć, jakie są w dotyku.

- Nie możesz ich jeszcze wziąć! - Chyba się zdenerwowała. - Poza tym te należą do mnie. Ale już

wkrótce będziemy mogły dać ci twoje i wtedy już nigdy nie będziesz samotna czy zziębnięta. Nie

jesteś zmęczona samotnością i zimnem?

Mogłabym ich dotknąć, wystarczyło wyciągnąć rękę...

- Co to jest?

Uniosłam rękę, choć wiedziałam, że mogą mnie oparzyć. Było mi już wszystko jedno. Zanurzyłam

dłoń w ogniu.

Płomienie rozstąpiły się, wijąc się wokół mojej dłoni. Odwróciłam się do Vivian, znów była jarzącą

się postacią.

- Mówiłam ci. Jesteś pusta. Mogę pomóc ci się wypełnić. Skinęłam głową, w oczach miałam łzy.

Pragnęłam tego.

Nie chciałam być pusta. Vivian podeszła do mnie, poczułam żar. Pochyliła głowę.

- Musisz już iść. Odezwę się wkrótce. - Wyczułam jej uśmiech pod płomieniami, a potem zapadła

ciemność i znów zrobiło się zimno.

Page 188: White Kiersten - Paranormalność

Jak kiepski żart

Vivian? - Otworzyłam oczy, spanikowana i popatrzyłam w sufit. Gdzie ona zniknęła?

- Evie, obudź się - usłyszałam głos Lenda.

- Co ty tu robisz? Uśmiechnął się.

- To mój pokój.

Usiadłam i rozejrzałam się dookoła. Wszystkie wydarzenia wczorajszego dnia powróciły - niestety.

Było tak, jakbym znów straciła Lish.

- Przepraszam - powiedział Lend - ale potrzebują cię na dole.

Zamrugałam, usiłując skupić wzrok.

- Kto?

Wzruszył niepewnie ramionami.

- Kilka osób, z którymi pracuje mój tata. Wolałbym, żebyś mogła się wyspać.

- Nie, nie, w porządku. Mogę najpierw pójść do łazienki?

- Oczywiście. Tutaj. - Poszłam za nim na korytarz. Wskazał mi łazienkę.

- Kim jest Vivian? - zapytał.

Page 189: White Kiersten - Paranormalność

Przypomniałam sobie sen i poczułam, jak ściska mi się żołądek.

- Nie wiem - powiedziałam, wchodząc do łazienki. Dlaczego czułam się winna, ukrywając przed

Lendem głupi sen? Pokręciłam głową. To był zwyczajny koszmar, bez znaczenia. Ta cała Vivian

mówiła mniej więcej to samo, co wcześniej Reth. Po prostu mój mózg usiłował jakoś poradzić sobie z

tym, co się działo. Ignorując nerwowe uczucie w dole brzucha, zaczęłam szorować zęby.

Lend zaczekał, aż wyjdę. Razem zeszliśmy na dół. Zaryglowane drzwi były teraz otwarte.

Zastanawiając się, co zobaczę, weszłam za Lendem do kuchni i stanęłam jak wryta.

Siedzieli tam tata Lenda, dwa wilkołaki i wampir. To było jak początek głupiego dowcipu. Lekarz,

dwa wilkołaki i wampir wchodzą do baru. „Co podać?" - pyta barman. -„Myśleliśmy o nim" - odparł

wampir, zerkając na lekarza.

No dobra, dowcipy nie są moją mocną stroną.

Ujrzałam dwie pary żółtych oczu wilkołaków i zasuszone zwłoki pod iluzją wampira. Odruchowo

sięgnęłam po Tasey i dopiero wówczas zorientowałam się, że jej nie mam. W dodatku nie miałam

pojęcia, gdzie może być... Zdenerwowałam się. Ich kostki były zasłonięte nogawkami, ale byłam

pewna, że nie ma na nich bransoletek śledzących.

Iluzją, której używał wampir, była przystojna, dwudziestoletnia kobieta gotka. Czarne włosy

poprzetykane purpurowymi pasemkami, mocno umalowane oczy, czarny, obcisły strój. Świetny

sposób na wtopienie się w tłum. Wilkołaki, kobieta i mężczyzna, oboje po trzydziestce, trzymały się

za ręce. On był wysoki, miał ogoloną głowę, ona - kręcone brązowe włosy, krótko obcięte. W jej

twarzy było coś znajomego, ale nie mogłam odgadnąć co.

Page 190: White Kiersten - Paranormalność

No tak, to wyjaśniało zaryglowane drzwi. Jasny gwint, właśnie spędziłam pełnię księżyca z dwoma

niezneutrali-zowanymi wilkołakami. I wampirem. Chociaż, z jednym wampirem poradziłabym sobie

nawet bez mojego ukochanego tasera.

- Lend, ty mały potworze - oznajmiła kobieta wampir, patrząc na niego. - Nigdy więcej tego nie rób!

Lend pochylił głowę.

- Przepraszam... Nie miałem zamiaru... Kiedy przyjechałaś?

- Przed chwilą. - Odwróciła się do mnie. - No proszę... - Zabrzmiało to jędzowato i poczułam, że jej

nie lubię. - Agencja, co?

- No proszę... - Uniosłam brwi, żałując, że nie potrafię unieść jednej, tak jak Lend. - Wampirzyca, co?

- Tak. Podobnie jak Lukę i Stacey. - Wskazała głową wilkołaki.

- Jasne. Bo jestem głupia i nie wiem, że ostatniej nocy byli wilkami.

Cała trójka paranormalnych wyglądała na zaskoczoną.

- No dobrze - warknęła wampirzyca. - A wiesz już, kim jest David?

Spojrzałam na nią obojętnie.

- I budziliście mnie po to, żeby o to zapytać? Jeśli tylko żadne z was nie zrobiło mu nic ostatniej nocy,

nadal jest człowiekiem. - Rzuciłam na niego okiem. Tak, po prostu człowiek.

David odchrząknął.

- Chcieliśmy cię spytać o to. - Odsunął się i wskazał stół, na którym zobaczyłam paralizator: moją

Tasey!, komunikator i bransoletkę Lenda. David wyglądał na zgnębionego. - Wniosłaś technologię

MANIP do mojego domu. Mogą cię namierzyć?

Page 191: White Kiersten - Paranormalność

- Nie! - Szczerze mówiąc, w zamieszaniu ostatniej nocy kompletnie o tym zapomniałam. To właściwie

nie był problem, ale nie dziwię się, że się zaniepokoił. - Wierz mi, gdyby mogli, już by tu byli.

Bransoletka jest zdezaktywo-wana, a komunikator nie ma GPS ani nic takiego. Psuł się i resetował za

każdym razem, gdy przechodziłam ścieżkami elfów, więc go usunęli. I tak wiedzieli, gdzie jestem,

skoro jedyną drogą powrotu były ścieżki elfów. Nie są w stanie namierzyć komunikatora, dopóki nie

wcisnę przycisku alarmowego. Przysięgam.

- Ale nadal możesz ich wezwać, prawda? - wtrąciła wampirzyca.

Rzuciłam jej ostre spojrzenie.

- Oczywiście. Przede wszystkim dlatego, że marzę o siedzeniu w zamknięciu do końca życia. Brzmi

fantastycznie. Właściwie myślę, że zaraz oddam się w ich ręce.

- Nie będą chcieli cię odzyskać? - warknęła. Odetchnęłam gwałtownie, usiłując na nią nie wrzeszczeć.

Wampiry działały mi na nerwy, bardziej niż inni paranormalni. Rozdźwięk między iluzją a

prawdziwym wyglądem doprowadzał mnie do szału.

- Słuchaj, strupieszała dziewczyno, wiesz, co zrobiłam? Złamałam paragraf numer jeden statutu. Tak,

ten paragraf. Pozwoliłam paranormalnemu odejść wolno, co oznacza karę uwięzienia na resztę

mojego śmiertelnego życia. Nawet gdybym chciała wrócić, a nie chcę, i nawet gdyby było do czego

wracać, a pewnie nie ma, nie zrobię tego. Możesz mnie śmiało ugryźć.

Wyglądała, jakby rzeczywiście chciała to zrobić, ale w tym momencie wtrącił się David:

- Dość. Arianno, jesteśmy po tej samej stronie. Lend opowiedział mi, co się działo, i moim zdaniem

Evie ma rację.

Page 192: White Kiersten - Paranormalność

Gdyby mogli ją wyśledzić, już by tu byli. - Podniósł komunikator. - Piszczał przez całą noc.

Znaleźliśmy go w twoich rzeczach w łazience.

Serce mi podskoczyło. Raquel! Na pewno się o mnie zamartwiała! Gdybym tylko mogła do niej

zadzwonić, dać jej znać, że wszystko w porządku... Wtedy dowiedzieliby się, gdzie jestem i

aresztowaliby mnie.

- Pewnie próbowali zorientować się, czy żyję - powiedziałam ze smutkiem, a potem urwałam. Ile razy

powtarzałam, żeby nie pracowali z elfami? Prosiłam, żeby zaufać Lendowi, zastanowić się nad tym

wszystkim wspólnie. Moja klasyfikacja była najlepszym dowodem tego, jak Agencja mnie

postrzegała. I bez względu na moje uczucia do Raquel, ona również była częścią MANIR Pokręciłam

głową. -Niech myślą, że nie żyję.

- Naprawdę to widziałaś? - odezwała się łagodnie kobieta wilkołak, w jej oczach był strach.

Dopiero po chwili dotarło do mnie, że mówiła o ognistej dziewczynie, o Vivian. Zamknęłam oczy i

skinęłam głową. To był tylko głupi sen, nie znałam jej imienia. Nie chciałam o niej więcej mówić, nie

chciałam myśleć.

- Jak twoja noga? - spytał David.

- W porządku. Trochę boli, ale nic takiego.

- To dobrze. Chcieliśmy się kawałek przejść.

- Dobrze - odparłam stropiona i spojrzałam na Ariannę. Wampiry unikają słońca. Nie dlatego, że stają

w ogniu, tylko dlatego że w padającym bezpośrednio świetle widać ich prawdziwą istotę. Wprawdzie

tylko trochę, ale zawsze.

- Pewnie chciałabyś włożyć długie spodnie - stwierdźił Lend. - Trochę dziś zimno.

Poszłam za nim na górę. Zaczął grzebać w swoich rzeczach, marszcząc brwi.

Page 193: White Kiersten - Paranormalność

- Jesteś chudsza niz ja. Zaśmiałam się.

- Tak, i to mnie cieszy.

Popatrzył na mnie i uśmiechnął się szeroko. Chwilę później wyciągnął stare, znoszone spodnie

flanelowe od piżamy.

- Nosiłem je kilka lat temu, nie powinny z ciebie spadać. - Podał mi je, wstając. Uniosłam pytająco

brwi, a on się zaczerwienił. - No tak, zostawię cię, żebyś mogła się przebrać.

Gdy zamknął drzwi, wyskoczyłam z jego szortów i włożyłam flanelowe spodnie. Były trochę za

długie, ale nie spadały. Niebiesko-czerwona piżama plus za duża zielona bluza nie były kreacją roku.

Westchnęłam. Miałam ochotę wziąć prysznic i zrobić makijaż. Moje rzęsy były równie jasne jak

włosy, gdy ich nie malowałam, wyglądałam jak pięciolatek.

Otworzyłam drzwi, Lend się uśmiechnął.

- Na tobie wyglądają lepiej.

- No, w takim razie na tobie musiały wyglądać strasznie - odpowiedziałam z uśmiechem.

Podał mi kozaki - uzupełniły mój komiczny strój. Na domiar złego Lend wyglądał zabójczo w swojej

termicznej koszulce, przylegającej do ciała (świetnie na nim leżała) i dżinsach. Spojrzałam na jego

twarz. Uwielbiałam jego oczy, te prawdziwe... Właśnie je zawsze najłatwiej było dostrzec.

- Wszystko dobrze? - zapytał. Jego delikatne, smutne spojrzenie poruszyło nieprzyjemne

wspomnienia.

- Nie do końca, ale staram się nie tracić panowania nad sobą. - Powstrzymałam się od płaczu. To

prawda, że oglądając Pamiętnik, płakałam jak bóbr i czasem przed snem szlochałam w poduszkę... No

dobra, nawet często... Ale wtedy byłam sama. Nie znosiłam rozklejania się na oczach innych ludzi.

Page 194: White Kiersten - Paranormalność

- Daj mi znać, gdy będziesz czegoś potrzebowała.

Uśmiechnęłam się, chciałam już pójść na tę przechadzkę, proste czynności odrywały mnie od

smutnych myśli. Mieszkając u Lenda, czułam się nieswojo. Znacznie pewniejsza byłam, gdy

siedzieliśmy w Centrum. Na przykład teraz strasznie chciałam wziąć go za rękę, ale nie odważyłam się

zrobić tego przy jego tacie i tej głupiej wampirzycy.

David i Arianna czekali na nas na zewnątrz. Rozejrzałam się. Wąska brukowana droga biegła od domu

do drzew, ale my skręciliśmy w prawo, idąc niemal niewidoczną ścieżką przez las przez jakieś

dwadzieścia minut. Na drzewach pojawiły się pączki, powietrze było świeże i czyste, czuło się

delikatny powiew ciepła. Zbliżała się wiosna. Usiłowałam skupić się na słońcu przeświecającym

przez gałęzie.

- Gdzie jesteśmy? - szepnęłam do Lenda.

- W Wirginii.

Zobaczyłam przed nami staw, do którego od prawej strony wpadał strumień. Wyszliśmy z lasu i

stanęliśmy na brzegu. Staw był owalny, dość spory, odbijało się w nim jasnoniebieskie bezchmurne

niebo. Brzegi były oszronione.

- O, to dobrze - odezwał się Lend. - Dzisiaj będzie mogła wyjść.

Zjeżyłam się na myśl, że do ich przyjaciół należy również wiedźma. Jednak wystarczył rzut oka na

twarz Lenda -podekscytowaną i szczęśliwą - by zrozumieć, że nie mogło to być nic niemiłego.

- Kto? - spytałam. Uśmiechnął się do mnie.

- Moja mama.

Page 195: White Kiersten - Paranormalność

Dziedziczność

Twoja mama? - spytałam. Odwróciłam się w stronę stawu, szukając tam czegoś w rodzaju domu, ale

nie było nic. Lend podniósł kamień i, wyginając umiejętnie nadgarstek, puścił kaczkę po powierzchni.

Kolejna rzecz, której zawsze chciałam się nauczyć. Pozostali wpatrywali się wyczekująco w wodę,

zrobiłam to samo.

Woda w stawie poruszyła się po środku, jakby nagle zmienił się kierunek prądu, i zaczęła sunąć w

naszą stronę. Burząc się, unosząc i poruszając we własnym rytmie, utworzyła niewielką falę. Muszę

przyznać, że się denerwowałam. Większość paranormalnych, z którymi zwykle miałam do czynienia,

chciała mnie zabić. Z trudem udało mi się nie cofnąć, gdy fala podchodziła coraz bliżej, płynąc teraz

szybciej i unosząc się nad powierzchnię stawu.

Gdy znalazła się jakieś pół metra od brzegu, strzeliła w górę, rozpryskując się w powietrzu. Zimne

krople spadły mi na głowę. Fala przybrała postać kobiety. Wyglądało to, jakby stała, utworzona z

wody, choć nadal w niej była. Migotliwą postać przesycało światło, wyglądała naprawdę

niesamowicie. Górna część ciała miała idealne proporcje. Zjawiskowo piękną twarz okalały spadające

kaskadą włosy;

Page 196: White Kiersten - Paranormalność

spływająca po jej ciele woda tworzyła jakby suknię, łączącą się ze stawem. Wyciągnęła do nas smukłe

ręce.

- Cześć, mamo! - Lend pomachał do niej wesoło. Roześmiała się, a jej śmiech zrobił na mnie ogromne

wrażenie. Do tej pory uważałam, że to Reth miał najpiękniejszy głos i śmiech, jednak przy jej śmiechu

był niczym. To było tak, jakbym leżała przy strumieniu w gorący dzień i pozwalała, by woda

przepływała między moimi palcami, nie myśląc o niczym, nie czując nic z wyjątkiem tego kry-

stalicznego chłodu. Jej śmiech był taki czysty...

- Cześć, kochanie - powiedziała, z uśmiechem patrząc na Lenda. Można było przeniknąć wzrokiem jej

ciało, jednak dzięki ruchowi wody i odbijającemu się światłu dało się zobaczyć rysy jej twarzy. To

było jak patrzenie na Lenda w jego zwykłej postaci, tylko obraz był znacznie mniej stabilny.

Spostrzegłam jeszcze coś. Jej serce, a w każdym razie miejsce, gdzie powinno być, zdawało się

emitować światło, jakby płonąc od środka. Najwyraźniej była to wspólna cecha wszystkich

paranormalnych. Dziwne, że nie zauważyłam tego wcześniej.

- Cressedo - odezwał się tata Lenda. Wyglądał na szczęśliwego i smutnego zarazem. Zastanawiałam

się, jaka była historia ich rodziny.

- Davidzie...

- Wrócił bezpiecznie do domu. Roześmiała się znowu.

- Mówiłam ci, że tak będzie. I znalazł odpowiedzi. -Teraz skupiła wzrok na mnie. Nie wiedziałam, co

zrobić, więc uniosłam rękę w powitalnym geście.

Lend utkwił wzrok w ziemi i pokręcił głową.

- Nie, niczego nie znalazłem, przykro mi. Widziałem istotę, która to robi, ale nie znam odpowiedzi.

Page 197: White Kiersten - Paranormalność

Cresseda pokręciła głową, rozsypując drobne kropelki.

- Odpowiedź masz obok siebie. - Uśmiechnęła się, a jej oczy wydawały się przewiercać mnie na

wylot. - Jakaż wspaniała harmonia. Lend pokazuje światu, co tylko chce, a ty możesz przenikać

wzrokiem wszystko, co tylko świat ci pokazuje.

- Co to znaczy? - wtrąciła Arianna.

Cresseda zamigotała, jakby zaraz miała stracić swoją postać.

- Lend znalazł to, co miał znaleźć. David zmarszczył brwi.

- To znaczy... Więc to ty go posłałaś? - Odwrócił się do Lenda. - To dlatego poszedłeś? Bo cię prosiła?

Lend pokręcił głową.

- Nie. Poszedłem, bo słyszałem, jak rozmawialiście. Przecież dostaliście wskazówki od banshee?

- To prawda, ale ja...

- Nic nie jest takie, jak być powinno. Teraz mogą powrócić lub zostać utraceni na zawsze -

powiedziała Cresseda w zadumie. Niewiele nam to dawało, najwyraźniej nie była zwolenniczką

jednoznacznych wypowiedzi. Zauważyłam już, że Lend był świetny w wymijających odpowiedziach,

teraz wiedziałam, po kim to ma. - Nachodzą zmiany. „Oczy niczym tającego śniegu strumienie..." -

Uśmiechnęła się do mnie.

Wzruszyłam ramionami.

- To nie o mnie.

Pokręciła głową, ale nie wiedziałam, czy przyznaje mi rację, czy sądzi, że się mylę.

- Wody są teraz bardziej puste - odezwała się znowu. Teraz jej głos był pełen bólu. - Tak mi przykro z

powodu Alishi. Zajmiesz się nią?

- Skąd wiesz o Lish? - zapytałam, czując dławienie w gardle.

Page 198: White Kiersten - Paranormalność

- Była częścią wody. Zwrócisz ją nam? Pokręciłam głową, znów zalałam się łzami.

- Nie mogę, ona nie żyje.

- Cressedo - odezwał się David, jego głos był delikatny i stanowczy, jakby chciał powrócić do

najważniejszej kwestii. - Niewiele wiemy o istocie, która to robi. Liczyliśmy, że nam pomożesz.

Machnęła niedbale ręką.

- Nie należy do żywiołu wody, lecz ognia i powietrza. To nie jest moja droga i nie mogę jej zobaczyć.

- Lend opuścił ramiona; wszyscy wyglądali na zawiedzionych. - Lend, mój śliczny chłopcze, stań

prosto, nie garb się.

Miałam ochotę się roześmiać. No proszę, mimo wszystko była mamą... Cresseda uśmiechnęła się

promiennie, przeświecające przez nią światło na chwilę zapłonęło jaśniej, a potem woda, tworząca jej

postać, opadła z głośnym pluskiem.

- Cześć, mamo - powiedział Lend miękko. Naburmuszona Arianna skrzyżowała ręce na piersi.

- Co za cholerna strata czasu.

- Czy ja wiem - odezwał się z tyłu znajomy głos. - Ja się nieźle bawiłem.

Odwróciłam się, czując, jak przerażenie wypływa mi z żołądka, rozchodząc się po całym ciele, aż do

drżących palców.

Wszyscy wyglądali na zaskoczonych, tylko Lend był wystraszony. Reth stał na ścieżce niczym

wiktoriański dandys. Miał nawet laseczkę. Najwyraźniej wolność dobrze mu robiła, stawał się modny.

Gdyby nie był tak zabójczo przystojny, wyglądałby śmiesznie. Jednak w jego przypadku to działało,

choć w jakiś dziwny sposób wydawał się jeszcze bardziej przerażający.

- Czego chcesz? - zapytał David równym głosem.

Page 199: White Kiersten - Paranormalność

- Przyszedłem, żeby zabrać moją własność. - Uśmiechnął się do mnie.

To koniec. Nie znałam jego nowego imienia i nie miałam nad nim żadnej władzy. Nawet nie miałam

przy sobie broni. Mógł zabrać mnie ze sobą i nikt nie mógł niczego zrobić.

- Nie dotykaj jej! - Lend wyskoczył przede mnie, rozstawiając nogi i unosząc ręce. Gdybym nie była

tak przerażona, zachwyciłabym się. Sądził, że zdoła pokonać elfa! Chciało mi się płakać na myśl, że

już nigdy więcej go nie zobaczę... Pękało mi serce.

Reth zmarszczył brwi.

- Doprawdy, stajesz się męczący. Położyłam rękę na plecach Lenda.

- Lend, nie! - Musiał uciekać, przecież wiedział, co Reth może zrobić, co na pewno zrobi...

Trzymając ręce w kieszeniach, David podszedł do elfa.

- Przepraszam, mam wrażenie, że się nie znamy. Jestem David. Czego chcesz od Evie?

Reth nawet na niego nie spojrzał.

- Czas na nas. - Wyciągnął rękę. Zastanawiałam się gorączkowo, jak można by się z tego wykręcić, i to

tak, żeby przy okazji nikt nie zginął...

Arianna splunęła na ścieżkę przed Rethem.

- Nigdzie z tobą nie pójdzie - oznajmiła. Reth uniósł brew.

- Jakież czarujące towarzystwo sobie dobrałaś, moja ukochana. - Niedbale machnął ręką i Arianna

poleciała na drzewo.

Słońce zalśniło na czymś, co David miał na knykciach, gdy walnął Retha w twarz. Naprawdę myślał,

że to coś da? Jednak gdy jego pięść zetknęła się z twarzą Retha, ten poleciał do tyłu, łapiąc się za

policzek z nieludzkim

Page 200: White Kiersten - Paranormalność

wyciem. Szczęka mi opadła. David odwrócił się do mnie i powiedział:

- Chodźmy.

Ale zrobił to przedwcześnie. Leżący na ziemi Reth uniósł rękę i wyszeptał coś.

Krzyknęłam, gdy mój nadgarstek zapłonął, i poczułam, że jakaś siła ciągnie mnie do elfa. Zaryłam

obcasami w ziemię, ale to było silniejsze. Sunęłam do przodu, przewracając Lenda. Nie miałam się

czego przytrzymać. Zacisnęłam rękę na nadgarstku, jakby to mogło ugasić płomienie.

Lend skoczył, objął mnie w talii i zatrzymał nas oboje, wbijając pięty w ziemię. Zwolniliśmy. Reth

uniósł drugą rękę i ogień rozjarzył się, teraz również w moim sercu. Wrzasnęłam. Ból był tak straszny,

że nie mogłam oddychać ani myśleć. Za plecami Retha zajaśniały drzwi. Jeszcze kilka kroków i będę

jego, już na zawsze.

- Nie! - Lend ścisnął mnie jeszcze mocniej. David odwrócił się, chcąc znów uderzyć Retha. Elf musiał

się osłonić; krzyknęłam, czując ulgę, gdy ogień w moim sercu przygasł.

Reth unieruchomił Davida, jego druga ręka nadal była na moim nadgarstku.

- Barbarzyńcy. A teraz... - Spojrzał na Lenda i uniósł rękę.

- Nie, nie rób mu krzywdy, pójdę, pójdę... - zaszlocha-łam. Wtedy przynajmniej ból się skończy, a

Lend będzie bezpieczny.

- Nie! - Lend odciągnął mnie do tyłu na kilka kroków. Uśmiechając się, Reth otworzył usta. Jeszcze

chwila

i zabije Lenda...

W tym momencie zza naszych pleców wstrzeliła spieniona woda z drobinkami lodu, podmuch

powietrza przerzucił moje włosy do przodu. Jednak woda nie uderzyła Retha.

Page 201: White Kiersten - Paranormalność

Zawróciła, otulając nas. Ogień na moim nadgarstku zgasł, niewidzialna, ciągnąca mnie siła ustała.

Lend i ja, bezpieczni w środku wiru, patrzyliśmy na Retha przez ścianę wody.

- No nie! - warknął Reth, patrząc na coś za nami. -Myślałem, że chociaż ty zrozumiesz, co ona dla nas

znaczy. Dla nas wszystkich.

- To jest mój syn. Reth zmarszczył nos.

- Ach, rozumiem. Dobrze, on nie jest ważny. Zabiorę Evelyn i sobie pójdę.

- Ona też znajduje się pod moją ochroną.

- Nie jest jedną z twoich. Woda nie ma do niej żadnych praw.

- Tak samo jak powietrze.

- My ją stworzyliśmy! Zastygłam. Co on miał na myśli?

- Stworzenie nie daje praw - oznajmiła Cresseda.

- A jednak ty rościsz sobie prawa do chłopca - prychnął Reth.

- Odejdź! - Głos Cressedy przeszedł od szmeru strumienia do ryku wodospadu. To była prawdziwa

potęga, wieczna i bezsporna.

Reth wygładził kamizelkę i podniósł laskę.

- Doskonale. Ale nie tylko ja będę jej szukać. Do następnego razu, ukochana. - Pomachał mi laską i

wyszedł przez swoje drzwi.

Page 202: White Kiersten - Paranormalność

Jedyna w swoim rodzaju

Arianna nie byta martwa. A raczej nie bardziej martwa niż zwykle. Nigdy nie przypuszczałam, że

poczuję taką ulgę na wieść, że jakiemuś wampirowi nic się nie stało, ale ta dziewczyna była twarda.

David opatrywał jej żebra, Stacey i Lukę zamknęli się na górze, zaczęli mnie unikać, gdy usłyszeli, co

się wydarzyło. Nie dziwiłam im się, byłam jak zły omen. Gdziekolwiek się zjawiłam, działo się coś

złego.

- Jak udało ci się zranić Retha? - spytałam Davida, gdy już skończył z żebrami Arianny. Wiedziałam,

że Reth miał już nowe imię, ale nie znałam go.

David włożył rękę do kieszeni i wyciągnął coś, co wyglądało jak kastet, ale miało dziwny kolor.

Żelazo. Rewelacja.

- Sam go zaprojektowałem. Nieźle, staruszku!

- Czy mogę dostać taki sam? - zapytaliśmy jednocześnie ja i Lend.

David się zaśmiał.

- Zobaczę, co się da zrobić.

- A jeśli Reth wróci? - spytał Lend.

- Nie bez powodu nie przyszedł do domu, nie lubimy tu elfów. Poza tym nie można przecenić potęgi

twojej mamy.

Page 203: White Kiersten - Paranormalność

Teraz, gdy już wie, że żywioł wody chroni Evie, nie sądzę, by próbował coś jeszcze zrobić. Wkrótce

zapomni, że kiedykolwiek się nią interesował.

Chciałabym, żeby tak było, ale mocno w to wątpiłam. To, co mówił David, brzmiało zbyt

lekceważąco, przypominało mi Raquel. Nie byłam po prostu ślicznotką, z którą Reth chciał zatańczyć.

Chodziło o coś ważniejszego, za tym wszystkim stało coś podejrzanego. Ale David wiedział dużo

o elfach, a dzięki ochronie Cressedy chyba mogłam czuć się bezpieczna. Dopóki tu byłam,

oczywiście.

- Zdradzę wam kilka innych trików - powiedział David, podchodząc do blatu. Wziął chleb, odkroił

dwie kromki

i podał nam. - Przez cały czas noście przy sobie kawałek chleba, najlepiej czerstwego.

- Dobrze - odparłam z powątpiewaniem. David się zaśmiał.

- To naprawdę działa. Elfy nie lubią rzeczy, które przywiązują je do naszej ziemi. Chleb należy do

życia ludzi, nie mogą go dotknąć. To samo z żelazem, przykuwa je tutaj, oznacza uwięzienie. Dlatego

właśnie je rani.

- Super! - Chleb mogłam spokojnie nosić ciągle przy sobie. - Czy mogłabym dostać z powrotem

paralizator? -Nie był zbyt efektywny przeciwko elfom, ale bez niego czułam się naga.

David zasępił się, ale w końcu skinął głową i dał mi go. Siłą powstrzymałam się przed pogłaskaniem

różowej rękojeści. Arianna, przyglądając mi się, poprawiała ubranie.

- Dlaczego ten elf ma takiego świra na twoim punkcie? Nie jesteś aż taka śliczna.

David odchrząknął głośno.

- Lend, może zabrałbyś Evie do miasta, kupił jej kilka ubrań i innych rzeczy?

Page 204: White Kiersten - Paranormalność

Serce podskoczyło mi w piersiach. Brzmiało to obiecująco.

- To znaczy, że mogę tu zostać? - Czekałam, aż mnie wyrzuci, odkąd się tu zjawiłam. Zwłaszcza teraz,

po tym, co zrobił Reth. Na jego miejscu sama bym siebie wyrzuciła.

- Oczywiście. - Uśmiechnął się do mnie. - Przyprowadziłaś mojego syna. Jesteś tu zawsze mile

widziana.

Nie chciałam się znowu rozpłakać, ale to, co powiedział, tak wiele dla mnie znaczyło. Może jednak

nie byłam taka samotna?

Lend zmarszczył brwi.

- Chcesz się nas pozbyć, żebyście mogli sobie spokojnie pogadać, prawda?

- Prawda.

- No dobra. - Lend wyciągnął rękę. - Kluczyki? I karta kredytowa?

David wyjął kartę z portfela i podał mu razem z kluczykami.

- Wróćcie przed zmierzchem. Pamiętaj, że nadal masz szlaban.

- Obiecuję nie czerpać z tej wycieczki żadnej przyjemności - oznajmił Lend uroczyście.

- Idź mi stąd, wariacie - powiedział jego ojciec, kręcąc głową.

Wsiedliśmy do srebrnego sedana i ruszyliśmy. Może jestem dziwna, ale Lend za kierownicą wydawał

mi się seksowny.

- A więc - zaczął - pewnie masz parę pytań?

- Tylko jedno. Jaki jest limit na karcie kredytowej? - Wyglądał na wstrząśniętego, roześmiałam się. -

Żartowałam! Nie bój się, nie mam zamiaru was zrujnować. Chciałabym tylko jakieś spodnie, które nie

należą do ciebie, bez urazy. I owszem, faktycznie mam kilka pytań.

Page 205: White Kiersten - Paranormalność

Uśmiechnął się.

- Tak myślałem. Proponuję zacząć od początku.

- Dobry pomysł.

- Jak już wiesz, mój tata należał do AANIP. Jednak kilka rzeczy, które robili, naprawdę mu się nie

podobało. Uwięzienie, restrykcje, przymusowa sterylizacja, śledzenie...

- Czekaj, czekaj, przymusowa sterylizacja? Zerknął na mnie.

- Nie wiedziałaś? Bali się tego, co mogłoby się stać, gdyby kobieta wilkołak zaszła w ciążę z

wilkołakiem. Długo nad tym debatowali, wałkowali to na wszystkie strony i w końcu ustalili, że

wszelkie hodowlane krzyżówki, łączenie się paranormalnego z innym paranormalnym lub

człowiekiem jest nielegalne. I załatwili to tak, żeby żaden wilkołak, którego złapali, nie mógł się

rozmnażać.

A więc wszystkie te żarty o neutralizacji, które wygłaszałam, wcale nie były żartami...

- Och! - szepnęłam przerażona. - Nie miałam pojęcia... - Pomyślałam o tych wszystkich wilkołakach,

które znałam, o Charlotte. Zawsze taka słodka i troskliwa, byłaby wspaniałą mamą. Agencja jej to

uniemożliwiła. I to po tym wszystkim, co Charlotte już straciła! - To najgorsza rzecz, jaką w życiu

słyszałam! - A potem to do mnie dotarło. Czy mnie też chcieli to zrobić? Czy postrzegali mnie jako

ryzyko hodowlane? Już sam ten termin, hodowla... Rzeczywiście postrzegali wszystkich

paranormalnych jako zwierzęta. O jakich innych działaniach MANIP nie miałam pojęcia?

- Tak czy inaczej tata dostał kiedyś zadanie. Miał odszukać dowody istnienia nimf i rusałek. W ten

sposób znalazł mamę.

- Czym ona jest?

Page 206: White Kiersten - Paranormalność

- Czymś w rodzaju nimfy, duchem wody, jej żywiołem. Uznała, że tata jest zabawny, i pokazywała mu

się, żeby z nim porozmawiać. No i się w niej zakochał - rzekł Lend z uśmiechem. - Wtedy uznał, że to

koniec jego pracy w Agencji. Ponieważ jednak nie mieli zamiaru pozwolić odejść człowiekowi, który

tyle wiedział, więc upozorował własną śmierć przez utonięcie. Wtedy ginęło wielu pracowników, nikt

nie sprawdził tego szczegółowo. Udało mu się.

- Więc twoja mama i tata... - Zamilkłam, uświadamiając sobie, że znalazłam się na niepewnym

gruncie.

- Ona jest stworzona z wody. Gdybyś spróbowała jej dotknąć, twoja ręka przeszłaby przez nią. -

Niewiele mi to dawało, ale nie prosiłam o dalsze wyjaśnienia. Na szczęście Lend mówił dalej. - Ale

żywioły mają dar wyboru i moja mama zdecydowała, że po tych wszystkich wiekach byłoby ciekawie

zobaczyć, jak to jest być śmiertelnym, człowiekiem. Przybrała postać ludzkiej kobiety i żyli z tatą jak

mąż i żona. Jednak nie mogła i nie chciała porzucić wody. Przybrała śmiertelną postać tylko na rok,

nie mówiąc o tym mojemu ojcu. To wystarczyło, żebym pojawił się na świecie. - Zaczerwienił się. -

Pod koniec roku dała mojemu ojcu syna i wróciła do wody.

Patrzyłam na niego zafascynowana. To było niesamowite. A więc mój pierwszy domysł, że wyglądał

jak ożywiona woda, był słuszny! Zastanowiłam się, co Lish by o tym powiedziała, przecież ona też

była wodnym paranormalnym. Zabolała mnie świadomość, że moja przyjaciółka nigdy nie pozna

chłopaka, za którym szalałam. Na pewno by się polubili.

- Czyli jesteś jedyny w swoim rodzaju? Wzruszył ramionami.

- Chyba tak. Gdy byłem mały, mój tata przeżywał ciężkie chwile. Ciągle zmieniałem postać,

traktowałem to jak

Page 207: White Kiersten - Paranormalność

zabawę. No i uczyłem się w domu, dopóki nie byłem na tyle dojrzały, by zrozumieć, że to może być

naprawdę niebezpieczne, gdyby ludzie dowiedzieli się o moim istnieniu. No wiesz, poznałaś moją

mamę, nie jest zbyt pomocnym rodzicem. - Popatrzył na mnie dziwnie, jakby myślał, że zacznę się

śmiać. -1 tak to właśnie ze mną jest. Uśmiechnęłam się, kręcąc głową.

- Jesteś fantastyczny.

Roześmiał się, chyba z ulgą. Byłam taka szczęśliwa... Częściowo dlatego, że Lend się przede mną

otworzył, a trochę dlatego, że w jego rodzinie było dla mnie miejsce. No i nie jechałam samochodem

chyba z sześć lat. Patrzyłam na Lenda z nieskrywaną zazdrością.

- Słuchaj - rzucił, widząc moje spojrzenie. - Wiem, że nie możesz zrobić prawa jazdy, ale chyba mogę

zaproponować ci coś lepszego.

- No?

Uśmiechnął się.

- Co ty na to, żeby pójść ze mną jutro do szkoły i zobaczyć prawdziwą, najprawdziwszą szafkę?

Jestem pewna, że zapiszczałam z zachwytu.

Gdy już skończyliśmy zakupy - tak bardzo chciałam zdjąć wreszcie ubrania Lenda, że przebrałam się

w sklepowej toalecie - wróciliśmy do samochodu. Jestem prawie pewna, że kilkakrotnie na mnie

zerkał. W każdym razie miałam taką nadzieję. Ja spoglądałam na niego mnóstwo razy.

- Jesteś głodna? - zapytał.

- Rany, umieram z głodu - powiedziałam, nagle sobie to uświadamiając. Spojrzałam na zegar w

samochodzie, była trzecia.

- No to chodźmy coś zjeść.

Page 208: White Kiersten - Paranormalność

- A co z twoim szlabanem? - spytałam kpiąco.

- Tata powiedział, żeby wrócić przed zmrokiem. Jest jeszcze widno.

Zatrzymaliśmy się kilka przecznic dalej przed małą knajpką. Nigdy nie byłam na Wschodnim

Wybrzeżu, nie licząc kilku nocnych akcji, więc teraz rozglądałam się z przyjemnością. Rosło tu

mnóstwo drzew, na wszystkich pojawiły się już pączki.

Gdy weszliśmy do knajpki, opadła mi szczęka. Wszyscy obecni byli paranormalnymi.

- Wiesz, że tu jest pełno wilkołaków, wampirów oraz istot, których nigdy w życiu nie widziałam? -

szepnęłam.

Lend zaśmiał się, siadając przy stoliku.

- No cóż, wiem. Ta knajpka należy do mojego taty.

- Ach tak...

- Gdy moja mama wróciła do wody, został sam z paranormalnym synem. Wiedział, jak kiepsko się

sprawy mają z rządowymi agencjami, i postanowił coś z tym zrobić. Zaczął prowadzić coś w rodzaju

podziemnej organizacji dla paranormalnych, ochraniając ich przed Agencją, dając im pracę i

pomagając kontrolować ciemną stronę siebie.

- A co z wampirami? Pozwalał im wysysać ludzi?

- Jest cała masa innych sposobów zdobycia krwi. No i wszystkie wampiry wiedzą, że jeśli złamią

zasady, tata już nigdy im nie pomoże. Większość z nich to młode wampiry, które ciągle pamiętają, jak

to jest być człowiekiem, i nie są zachwycone myślą o zabijaniu. No i są bardzo pomocni z tą całą

kontrolą umysłu.

Poczułam się źle. Nigdy nawet nie rozważałam możliwości uniewinnienia tych wampirów, które

jeszcze nikogo nie skrzywdziły.

- Macie też wiedźmy? - spytałam.

Page 209: White Kiersten - Paranormalność

Lend się zaśmiał.

- Jesteśmy tolerancyjni, ale nie jesteśmy samobójcami. Odetchnęłam z ulgą.

- No dobrze. To chyba w porządku. - Chociaż tak naprawdę to wszystko trochę mnie wzburzyło.

Sentymenty sentymentami, ale jak można się spodziewać, że te wszystkie istoty zdołają kontrolować

swoje instynkty? Brzmiało to niebezpiecznie. Czy trochę więcej wolności dla garstki wampirów było

warte takiego ryzyka?

Podejście kelnerki przerwało moje rozmyślania. Dobrze znała Lenda i wyglądała bardzo atrakcyjnie z

tymi blond włosami i niebieskimi oczami. Jej prawdziwa twarz pod iluzją również była ładna, chociaż

pokryta szarobrązowymi plamami. Złożyliśmy zamówienie i kelnerka odwróciła się, odchodząc. I

wtedy przeżyłam szok. Pod iluzją jej plecy były puste jak olbrzymia dziupla w starym drzewie. I miała

ogon!

- Kim ona jest? - szepnęłam.

- Nona? To huldra. Duch drzewa.

Przyglądając się jej i innym paranormalnym, powoli zmieniłam zdanie. Byli pełni energii, weseli,

nikogo nie krzywdzili. To było dobre miejsce.

Zawsze myślałam, że Agencja jest szlachetną organizacją, przede wszystkim chroniącą ludzi, ale

również pomagającą paranormalnym. Wilkołaki i wampiry miały pracę, wszyscy paranormalni byli

pod ochroną. Jednak to, czego się teraz dowiedziałam, dało mi nową perspektywę. Agencja opierała

swoje działanie na prawdach oczywistych, a ja nagle zrozumiałam, że na tym świecie nie ma nic

oczywistego.

Tata Lenda nie do końca miał rację, ale mimo wszystko był bardziej w porządku niż moi niedawni

pracodawcy. Przyszło mi do głowy jeszcze coś.

Page 210: White Kiersten - Paranormalność

- Skoro wiedziałeś to wszystko o MANIR jak mogłeś być taki spokojny, gdy my... Gdy oni cię tam

trzymali? Ja oszalałabym ze strachu.

Zaśmiał się.

- Wierz mi, byłem przerażony. Bardziej niż przerażony. Spodziewałam się, że zrobią mi wiwisekcję

albo coś w tym stylu. Na szczęście byli zajęci ginącymi paranormalnymi... Nie chcę nawet myśleć, co

mogłoby się stać, gdyby mogli się bardziej skupić na mnie.

- Rany, myślałam, że jesteś jakimś superagentem, który dokładnie wie, co robi. A teraz się okazuje, że

w ogóle nie powinno cię tam być!

- No wiesz, mam spore doświadczenie w udawaniu. Robię to w końcu przez cały czas.

No tak, jakkolwiek by na to patrzeć, udawał całym sobą.

- Wiesz co, mimo to nadal myślę, że jesteś super.

- Dzięki ci, Boże. - Pokręcił głową z udawaną ulgą. -Oczywiście, przy tobie udawanie jest nie do

końca możliwe. - Uśmiechnął się nieśmiało. To musiało być dla niego niesamowite, że widziałam go

tak, jak nie widział go jeszcze nikt inny. I chyba to lubiłam.

- Przy mnie nie musisz udawać - powiedziałam i się zaczerwieniłam. Co się ze mną dzieje? Jeszcze

chwila i mu powiem, jak cudowne są jego oczy i jak bardzo chciałabym, żeby mnie wziął za rękę, tak

po prostu, a nie dlatego, że działo się coś złego i chciał mnie pocieszyć.

Uśmiechnął się szeroko i wróciliśmy do jedzenia. I bardzo dobrze, bo pewnie za chwilę

wyskoczyłabym z czymś jeszcze, na przykład: „Hej, chcesz być moim chłopakiem?"

Gdy wychodziliśmy, połowa obecnych pomachała Lendowi na pożegnanie. Większość spoglądała na

mnie ciekawie. Cieszyłam się, że nie wiedzą, kim jestem. Starałam się

Page 211: White Kiersten - Paranormalność

na nich nie gapić, udawałam, że nie widzę, jak naprawdę wyglądają. Prócz ducha drzewa byli tu

kobieta, która miała płetwy pod iluzją nóg, kilka wilkołaków, ze dwa wampiry... I jestem pewna, że

widziałam gnomy pracujące na zapleczu. To miejsce było jeszcze bardziej odjechane niż Centrum.

Wspomnienie mojego dawnego domu wzbudziło we mnie poczucie winy. Nie widziałam nawet, co się

dzieje z Raquel. Pewnie się o mnie martwiła... Ale było tak wiele rzeczy, o których mi nie

powiedziała, które ukrywała, że bez trudu udało mi się zagłuszyć wyrzuty sumienia gniewem. I

jeszcze Lish, o której starałam się w ogóle nie myśleć. Gdybym nadal była w Centrum, jej brak byłby

jak dziura w moim sercu. Tutaj, z dala od mojego dawnego życia, było mi łatwiej to znieść. Mogłam

udawać, że Lish nadal pływa w akwarium, porusza rękami przed monitorami i zmusza komputer do

mówienia „bip".

Gdy wróciliśmy do domu, Lend westchnął.

- Chyba w końcu zadzwonię do kumpli i dowiem się, ile mam do nadrobienia. - Wyjął telefon.

- To ty, Lend? - zawołał David.

- Tak - odparł Lend. - Wróciliśmy, jedliśmy na mieście.

- Wiem, dzwoniła Nona, powiedziała mi, że byliście.

Lend połączył się z kimś i zaczął rozmowę. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Nagle pomyślałam, że

chcę znaleźć się w pokoju Lenda. Do tej pory uważałam, że życie w Centrum doprowadza mnie do

klaustrofobii, a teraz miałam odwrotny problem. Cały dzień na otwartej przestrzeni, poza domem,

sprawił, że ciągle czułam się podenerwowana. Po prostu musiałam wrócić do pokoju. Co jest grane?

No i nadal nie mogłam pogodzić się z tym, co usłyszałam od Lenda, szczególnie z tym o sterylizacji.

Page 212: White Kiersten - Paranormalność

Poszłam do kuchni.

- Davidzie?

- Tak? - Popatrzył na mnie znad stołu.

- Ja... Nie wiedziałam. No, o Agencji. O tym, co robili. - Utkwiłam wzrok w podłodze, myśląc o tych

wszystkich wilkołakach, które ściągnęłam do MANIP, a teraz porzuciłam dla tego bezpiecznego,

szczęśliwego domu. - Chciałabym pomóc, jeśli mogę.

- Powiedziałem wam już, nie chcę, żebyście byli w to zamieszani.

- Nie chodzi mi o tę zabójczynię, płonącą dziewczynę, tylko o inne rzeczy, o to, co tu normalnie

robisz... - I nagle sobie przypomniałam. - Wilkołaki! Wszystkie wilkołaki Agencji zostały

wyprowadzone poza Centrum, można by im pomóc!

- Gdzie? - David wstał. Oklapłam.

- Nie wiem. Kazałam elfce zabrać je w jakieś bezpieczne miejsce, nie mam pojęcia dokąd. Centrum

jest w północno-wschodniej części Kanady, jeśli coś ci to da. Może po prostu wyprowadziła je na

zewnątrz.

- Kanady?

- AANIP chciała, żeby było w Stanach, ale inne państwa się nie zgodziły. Wszyscy nienawidzili

Amerykanów za to, że zawsze mieli najlepszą technologię. Jednym z głównych warunków utworzenia

MANIP było ulokowanie głównego Centrum poza Stanami Zjednoczonymi. W końcu wybrano

Kanadę, ze względu na jej neutralność. - Politycy!

David się zamyślił.

- Jeśli te wilkołaki nadal są bez nadzoru, mogliśmy je zabrać. Mam trochę kontaktów, mógłbym

spróbować... Muszą gdzieś tam być.

Page 213: White Kiersten - Paranormalność

- A co z bransoletkami?

- Pracujemy przeciwko MANIP od dłuższego czasu, Evie. Nie mógłbym tego robić, gdybym nie miał

kilku znajomych. .. - Uśmiechnął się, a ja poczułam się trochę lepiej. Przynajmniej zrobiłam coś, żeby

pomóc Charlotte. Miejmy nadzieję.

Ale jego słowa o „znajomych" przypomniały mi o Raquel. Odchrząknęłam nerwowo.

- Może... mógłbyś dowiedzieć się, co się dzieje z niektórymi moimi przyjaciółmi?

- Jeśli masz na myśli Raquel, to skontaktowałem się z moimi źródłami. Mają mi dać znać, gdzie ona

jest, jak tylko będą wiedzieli.

Odetchnęłam z ulgą.

- Dzięki!

Poszłam do salonu i usiadłam na sofie obok Lenda -chociaż nie tak blisko, jakbym chciała. Po kilku

minutach skończył rozmawiać przez telefon i westchnął.

- Jestem trupem. Nadrabianie tego zajmie mi całą wieczność. Zaraz wrócę, zerknę tylko, jakie mam tu

książki, żebym mógł zacząć. - Wziął torby z zakupami i poszedł na górę.

Odprowadziłam go wzrokiem. Zazdrościłam mu jego życia. Nawet tej pracy domowej.

- Och - powiedziała Arianna obojętnie, wchodząc do pokoju. Chyba była zła, że mnie tu widzi. -

Chciałam coś obejrzeć. - Rzuciła mi spojrzenie pod tytułem: tylko spróbuj mi przeszkodzić.

- Rozgość się. - Nie poruszyłam się, odpowiadając jej spojrzeniem: nie myśl, że mnie sterroryzujesz,

ty wampirze.

Usiadła w fotelu obok sofy i wzięła piloty. Przejrzała menu, wybrała coś i wcisnęła „play".

- No nie! - Usiadłam prosto. - Uwielbiam to!

Page 214: White Kiersten - Paranormalność

- Lubisz Easton Heights?

- To najlepszy serial wszech czasów!

- Prawda? - Oczy iluzji zapłonęły podnieceniem, martwe pod spodem wydawały się odrobinę bardziej

żywe. -Przegapiłam kilka odcinków, gdy szukałam tego nicponia - powiedziała i spojrzała wymownie

na wchodzącego do pokoju Lenda.

Usiadł na kanapie obok mnie, bliżej niż kiedykolwiek. Zerknął na telewizor i westchnął ciężko.

- No pięknie, a ja właśnie chciałem...

- Cii! - syknęłyśmy obie.

Po obejrzeniu wszystkich odcinków, których Arianna nie oglądała, odbyłyśmy dość gorącą dyskusję

na temat, kogo Cheyenne powinna ostatecznie wybrać. Z Arianną nie było tak fajnie jak z Lish, ale

było widać, że zna Easton Heights. Ciekawe, co pomyślałaby Lish, gdyby wiedziała, że rozmawiam o

naszym ulubionym serialu z niezaobrącz-kowanym wampirem... Lish przynajmniej byłaby po mojej

stronie w tej kłótni.

- Przecież wiesz, że najlepszy dla niej jest Landon -stwierdziłam.

- Też coś! On się nigdy nie zmieni. Powinna zaakceptować fakt, że to Alex najbardziej do niej pasuje.

- Zwariowałaś! A pamiętasz, jak Alex się upił i poszedł do tego klubu, gdzie się wcześniej obściskiwał

z Carys, zanim się dowiedział, że są kuzynami? To się dopiero nazywa odpowiedzialność.

Lend wstał.

- Evie, musimy jutro wcześnie wstać do szkoły.

- Racja... - Byłam wykończona. - Dokończymy tę rozmowę jutro - ostrzegłam Ariannę.

Lend i ja weszliśmy razem po schodach.

Page 215: White Kiersten - Paranormalność

- Może chcesz, żeby ci oddać pokój? - zapytałam.

- Nie przejmuj się, nie ma pełni, więc Stacey i Lukę mogą mieszkać w jednym pokoju. Zajmę ten

drugi.

- Ja też mogę się do niego przenieść. Wzruszył ramionami i się uśmiechnął.

- Na razie położyłem wszystkie twoje rzeczy w moim pokoju. Spokojnie. Jutro pomogę ci się

ulokować bardziej na stałe.

Tak bardzo podobały mi się te słowa... Wychodząc z łazienki, wpadłam jeszcze na niego w korytarzu.

- To był naprawdę superdzień. Oczywiście, wyłączając atak Retha.

- Dla mnie też.

Zapadła cisza, Lend nachylił się do mnie, patrząc na mnie dziwnie. Przez chwilę myślałam, że mnie

obejmie, a może - o jasny bip - a może nawet mnie pocałuje! Ale on tylko się uśmiechnął.

- Dobranoc.

- Uhm, branoc - odparłam, nie kryjąc rozczarowania. Czy ktoś mnie w końcu pocałuje?

Page 216: White Kiersten - Paranormalność

Superfrajda i liceum

Następnego ranka wstałam wcześnie wypoczęta po spokojnym śnie i podniecona tym, że pójdę do

prawdziwego, najprawdziwszego liceum. Wzięłam szybki prysznic i się ubrałam. Miło było znów

móc się uczesać i zrobić makijaż, poczułam się trochę bardziej normalnie. Włożyłam bluzkę, która

Lend mi wybrał (różową i błyszczącą, po prostu słodką), i byłam gotowa. Na czterdzieści pięć minut

przed wyjściem. Lend nawet jeszcze nie wstał. Z braku innego zajęcia zeszłam na dół na śniadanie.

David siedział przy stole z Arianną i dwoma wilkołakami.

- O, cześć - rzuciłam, czując się trochę jak intruz. David uśmiechnął się do mnie, Arianna nawet

skinęła głową, za to Stacey i Lukę usiłowali na mnie nie patrzeć. Chyba ich przerażałam. Wspaniale.

- Płatki są w kredensie, częstuj się - powiedział David.

Tak zrobiłam, znalazłam miskę i łyżkę, a potem usiadłam przy blacie. Próbowałam nie słuchać ich

rozmowy, ale kuchnia była niewielka.

- Gdybyśmy tylko wiedzieli, jak to coś ich zabija...

- Chwileczkę. - Odwróciłam się do nich. - Mówicie o tej dziewczynie, która zabija paranormalnych?

Widziałam ją.

Page 217: White Kiersten - Paranormalność

- Widziałaś? Jak ona to robi? - Popatrzyli na mnie zaintrygowani.

- To dziwne. Kładzie ręce na ich piersi, a potem już nie żyją. Zostaje tylko ślad, migotliwy i złoty, ale

po chwili znika. I chyba nikt prócz mnie go nie widzi.

- Możesz mi pokazać, jak to się dzieje? - David wstał. -Jesteś pewna, że nie ma żadnej broni?

- Absolutnie. Arianna wstała.

- Pokaż na mnie.

To było nieprzyjemne. Nie chciałam kłaść ręki na jej piersi, nawet gdyby nie była nieumarłą. Ale

David przyglądał mi się z uwagą, więc tylko wzruszyłam ramionami.

- No dobra. Podchodzi i kładzie rękę, właśnie tak, i wtedy...

Dotknęłam Arianny i w tej samej chwili jej oczy rozszerzyły się, zaczęła dygotać i wrzasnęła

przeraźliwie.

David odskoczył, a ja krzyknęłam, cofając rękę. Co ja zrobiłam?! Byłam morderczynią, stałam się

taka sama jak Vivian! Zesztywniała czekałam, aż pojawi się złoty odcisk dłoni i Arianna upadnie na

ziemię. Jakaś część mnie, mała i okropna, była ciekawa, jakie to będzie uczucie.

I wtedy drgawki Arianny przeszły w dziki chichot.

- Ale cię nabrałam! - zawołała, ze śmiechu zginając się wpół.

Oparłam się o blat i odetchnęłam głęboko. Usiłując nie płakać, walnęłam ją w ramię, omal jej nie

przewracając.

- Ty idiotko! Jak mogłaś zrobić coś takiego?! David westchnął.

- To było w bardzo złym guście.

Stacey szlochała głośno, z głową ukrytą w piersi Luke'a, który wyglądał, jakby chciał rozerwać

Ariannie gardło.

Page 218: White Kiersten - Paranormalność

- No co, trochę poczucia humoru - wykrztusiła, nadal się śmiejąc. - To było super i świetnie o tym

wiesz. Żałuj, że nie widziałaś swojej twarzy! Rzeczywiście myślałaś, że mnie zabiłaś!

- Tak, a teraz naprawdę mam ochotę to zrobić. - Rzuciłam jej mordercze spojrzenie. Nie potrafiłam

zapomnieć o tamtym głupim śnie, cały czas myślałam, że płonąca dziewczyna to Vivian.

- Hej, dzień dobry! - Lend wszedł do kuchni i zatrzymał się, widząc nasze miny. - Coś mnie ominęło?

- Arianna jest geniuszem komedii - wymruczałam, siadając, żeby dokończyć płatki.

- Evie pokazywała nam, jak ta istota zabija, a Arianna uznała, że należy dodać temu szczyptę

dramatyzmu.

- Och, to było super - stwierdziła wampirzyca, w końcu opanowując śmiech.

- Rozmawialiście o tamtym wierszu? - zapytał Lend. -Doszliście do czegoś?

David pokręcił głową.

- Nie. A ty masz oficjalny zakaz słuchania, o czym mówimy i myślenia o tym. A nawet myślenia o

myśleniu. Jasne?

- Ale ja...

- Mówię poważnie. To się tyczy i ciebie, i Evie, to już nie jest wasz problem.

Lend mruczał, biorąc sobie płatki i siadając obok mnie. Naprawdę, żyłam ostatnio w takim napięciu,

że zostawienie całej sprawy dorosłym było wielką ulgą. Nie chciałam już myśleć ani o elfach, ani o

płonących dziewczynach i naprawdę miałam zamiar posłuchać Davida. Najwyższy czas poczuć się

nastolatką.

Czułam się winna, wypychając z pamięci obraz martwego ciała Lish, ale to już nie była moja walka. Ja

swoją część miałam za sobą.

Page 219: White Kiersten - Paranormalność

- Gotowa? - zapytał Lend.

- Jasne! - Byłam gotowa od dawna, im więcej rzeczy, które oderwą mnie od myślenia, tym lepiej. - W

szkole jest dużo paranormalnych? Na przykład wampirów?

Arianna prychnęła.

- Po cholerę wampiry miałyby chodzić do liceum?

- Skoro nie będę musiała mieć z tobą dzisiaj do czynienia, to liceum już mi się podoba.

- Idźcie - pośpieszył nas David, zerkając na zegar. Szłam za Lendem do samochodu, niemal

podskakując.

Podjechaliśmy do szerokiego ceglanego budynku i zaparkowaliśmy na zatłoczonym parkingu.

Wyskoczyłam z samochodu, czekając niecierpliwie, aż Lend wyjmie plecak i książki.

- Musimy pójść do sekretariatu, żeby cię zarejestrować.

Weszliśmy przez dwuskrzydłowe szklane drzwi, w sekretariacie powitały nas dwie żwawe kobiety.

Lend uśmiechnął się do nich czarująco.

- Przyniosłem zwolnienie i chciałabym zarejestrować gościa. Mam nadzieję, że mój tata dzwonił?

- Ależ tak - powiedziała jedna z nich, pulchna kobieta z krótkimi, kręconymi rudymi włosami. -

Chorowałeś, kochanie?

- Tak, dość ciężko. - Lend podał jej papier, a ona spojrzała i wprowadziła coś do komputera. Dostałam

przepustkę gościa, którą przypięłam do brzegu koszuli. Lamerstwo.

- No dobrze, jesteście gotowi.

- Dzięki. - Poczułam zdenerwowanie, gdy wyszliśmy na główny korytarz.

To było niesamowite. Naprawdę niewiarygodne. Wprawdzie sam budynek był trochę podniszczony,

ale ludzie!

Page 220: White Kiersten - Paranormalność

Wszędzie, wszędzie nastolatki! Tak wspaniale zwyczajne, tak zupełnie nieświadome niczego

nastolatki! Nigdy nie widziałam tylu w jednym miejscu! Lend i ja weszliśmy w tłum, zauważyłam, że

nikt nie zwraca na nas uwagi. Witali się, krzyczeli coś, rzucali sobie obraźliwe slangowe słowa,

których nigdy nie słyszałam, ale które tak chciałam wypróbować. Byłam w samym środku

wszystkiego.

Byłam normalna. Czułam się jak w niebie.

Skręciliśmy w boczny korytarz i Lend się zatrzymał, unosząc dramatycznie ręce.

- Pragnę ofiarować ci... moją szafkę.

Miała dziwaczny, turkusowy kolor, farba łuszczyła się na rogach, odsłaniając poprzednią warstwę.

Wyciągnęłam rękę i położyłam dłoń na zimnym metalu.

- Czy jest tak, jak sobie wyobrażałaś? - zapytał.

- Tak... i jeszcze bardziej - szepnęłam, a potem się roześmiałam. - Naprawdę, to miejsce jest

niesamowite! To nie do wiary, że możesz tu przychodzić codziennie!

- Zabawne, ponieważ większość ludzi tutaj, ze mną włącznie, wolałaby się tu nie pojawiać.

- To dlatego, że nie macie pojęcia, jak bezcenna jest normalność. - Położyłam ręce na biodrach i

rozejrzałam się. - W Easton Heights za chwilę wybuchłaby jakaś bójka o dziewczynę, a potem w

damskiej toalecie dziewczyny też dałyby sobie po głowach. Powinnam mieć oczy otwarte? Przyłączyć

się do walki czy tylko patrzeć?

Lend się zaśmiał.

- Wiesz, prawdopodobnie nic takiego się nie zdarzy. Będziesz ze mną na lekcjach, potem zjemy lunch,

potem znowu pójdziemy na lekcje. A potem zrozumiesz, że liceum jest piekielnie nudne.

Page 221: White Kiersten - Paranormalność

- Nic z tego - roześmiałam się. - Już teraz uważam, że jest boskie.

Pod koniec najlepszego dnia mojego życia wsiedliśmy do samochodu i czekaliśmy na wyjazd z

parkingu.

- No i jakie wrażenia? - spytał Lend.

- Zastanówmy się. - Skupiłam się. - Historia jest nudna, ale to już wiedziałam. Niektóre lekcje są jak

żart. Miłe zaskoczenie. Nawet normalni ludzie mogą być dziwni, ciekawa rzecz. Żadnych stworów,

które muszę załatwiać ta-serem, co zawsze stanowi duży plus. No więc jak dla mnie liceum jest super.

I tak było. Byłam nawet na plastyce, gdzie nauczyciel postawił mnie jako modelkę przed całą klasą,

rysowali z natury, co było niemal tak przerażające, jak chwile, gdy stałam twarzą twarz z wampirami.

Chociaż, jeśli chodzi o wampiry, to wiedziałam przynajmniej, o czym myślą.

Wyjechaliśmy z parkingu i zobaczyłam ogłoszenie za rogiem, zachęcające uczniów do wykupienia

pakietów na bal.

- Nie mieliście jeszcze balu?

- Nie, nie mieliśmy. - Lend poruszył się nieswojo na siedzeniu i zapadła cisza.

O kurczę, pewnie pomyślał, że chcę, żeby mnie zaprosił. I czuje się głupio, bo wcale nie miał zamiaru

tego robić. Połowę drogi do domu przebyliśmy w absolutnej ciszy, cudowny dzień legł w gruzach.

Brawo, Evie.

- Posłuchaj - odezwał się nagle. - Czy ty... To znaczy, ja wiem, że to chała, ale może chciałabyś pójść

na bal? Ze mną?

- Mówisz poważnie?

Wzruszył ramionami, nie odrywając oczu od drogi.

- Oczywiście nie musisz, pomyślałem tylko, że może...

Page 222: White Kiersten - Paranormalność

- No pewnie! Z rozkoszą! Jasne! To znaczy, może być zabawnie, nie? - Mój uśmiech był tak

promienny, że omal się nie rozpłynęłam.

Lend też się uśmiechnął. Dopiero teraz zrozumiałam, jak spięty był wcześniej. Nic dziwnego, że się

nie odzywał.

- To super. Na pewno będzie zabawnie.

Popołudnie minęło szybko. Za każdym razem, gdy myślałam o balu, ogarniało mnie uczucie

nierealności. To nie mogło być moje życie. Było zbyt cudowne. Miałam pójść na bal - mój bal - z

Lendem.

Page 223: White Kiersten - Paranormalność

Dziewczyny, płacz i wilki W czasie kolacji czułam się trochę niezręcznie. Ostatni raz byłam na takiej rodzinnej kolacji lata temu.

Czasem w Centrum Raquel albo Charlotte jadły razem ze mną, a jeśli nie, to zabierałam jedzenie do

Centrali, chociaż Lish nie mogła usiąść przy stole razem ze mną.

Nie, żadnego płaczu przy stole. Żadnego myślenia o Lish.

Stacey i Lukę siedzieli na drugim końcu stołu i za każdym razem, gdy podnosiłam wzrok, Stacey

rzucała mi spojrzenia, wahające się między przerażeniem a furią. Ale teraz, gdy wiedziałam, co by się

z nimi stało, gdyby zostali złapani przez Agencję, nie starałam się nawiązywać z nimi kontaktu

wzrokowego.

David rozmawiał przez telefon w innym pokoju przez całą kolację. Już prawie kończyliśmy, gdy

wszedł i usiadł ciężko na swoim krześle, z ulgą i zmęczonym uśmiechem na twarzy. Odwrócił się do

mnie.

- Udało się.

- Co? - spytałam.

- Nie chciałem nic mówić, dopóki wszyscy nie byli bezpieczni, ale twoja wskazówka o Kanadzie

okazała się wystarczająca. Mam starego przyjaciela, który należał

Page 224: White Kiersten - Paranormalność

do Kanadyjskich Obserwatorów. Zawsze zachowywali pewną niezależność od Agencji, nie podobało

im się, że MANIP ma władzę nad kanadyjskimi obywatelami. Śledził działalność Agencji i dzięki

twoim informacjom odnalazł wszystkie wilkołaki.

Odchyliłam się na oparcie krzesła.

- Wszystkie? Zdjęli bransoletki?

David skinął głową. Oczy Stacey rozszerzyły się, nie mogłam odczytać ich wyrazu.

- Co się z nimi teraz stanie? - Nie mogli wrócić do swojego starego życia, Agencja miała wszystkie

namiary, natychmiast by ich wyłapała.

- Niektóre z nich mają wejść do KO, ukrywając się tuż pod nosem MANIP. Do naszego miasta

wjechał kolejny autokar, damy im nowe dokumenty i pomożemy im się osiedlić.

- Tutaj? - wyszeptała Stacey. - A co z...

W tym momencie ktoś zadzwonił do drzwi, Stacey odwróciła się w ich stronę, blada jak ściana.

Zaskoczony Lend poszedł otworzyć. Kilka sekund później wrócił... razem z Charlotte.

- Charlotte! - zawołałam zdumiona.

Stacey wstała i wybuchnęła płaczem, rzucając się Charlotte na szyję.

- Przepraszam! - szlochała, ukrywając twarz w jej ramieniu. - Nie powinnam była tego mówić, nie

powinnam... Przepraszam...

Po twarzy mojej nauczycielki również spływały łzy, przytuliła mocniej Stacey i pogłaskała ją po

włosach.

- Już dobrze... Naprawdę, wszystko dobrze. Ja też cię przepraszam.

Dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego twarz Stacey wydawała mi się taka znajoma. To musiał być ten

członek ro-

Page 225: White Kiersten - Paranormalność

dziny, którego zaatakowała Charlotte i czuła się tak winna, że chciała popełnić samobójstwo.

David i Arianna wstali i wyszli, dając siostrom odrobinę prywatności. Ja i Lend też sobie posziśmy.

Poczułam ostre, gryzące poczucie winy, chociaż wiedziałam, że to nie ja przemieniłam Charlotte w

potwora, nie ja kazałam jej ugryźć siostrę, nie ja je rozdzieliłam, gdy tak bardzo się potrzebowały. Ale

to ja pomagałam Agencji na każdym z tych etapów...

- Jakieś nowe wiadomości? - spytała Arianna, zapalając papierosa, gdy staliśmy na werandzie.

- Wiesz, że nie lubię, jak palisz - stwierdził David, marszcząc brwi.

- A co, palenie mnie zabije? - Uśmiechnęła się gorzko, ale zgasiła.

David westchnął.

- Pozostałe nowiny nie są dobre. MANIP straciła jeszcze jeden ośrodek.

- Który? - spytałam. Strach ścisnął mi gardło.

- W Bukareszcie.

Jeśli w Bukareszcie, to były tam głównie wampiry. Poczułam ulgę, a potem jeszcze silniejsze

poczucie winy. Czy poczułabym taką samą ulgę, gdy Arianna była jedną z ofiar?

- Przynajmniej Bukareszt jest daleko stąd - wymruczała.

- Ataki stają się coraz gorsze. Chcę odesłać stąd tylu paranormalnych, ilu tylko zdołam. Tak duża

koncentracja w jednym miejscu nie jest bezpieczna. Nie wiemy, jak ona znajduje takie miejsca, i nie

możemy ryzykować.

- Co z tymi, którzy zostaną? - spytał Lend.

- Jakoś sobie poradzimy. Wygląda na to, że płonąca dziewczyna celuje w ośrodki MANIP, więc

szczęśliwie jesteśmy poza zasięgiem. Moi znajomi przerzucą tak wielu

Page 226: White Kiersten - Paranormalność

zaobrączkowanych paranormalnych, jak tylko zdołają, i prześlą ich do nas.

- A co robi Agencja? - zapytałam. Przecież musieli coś robić, żeby chronić siebie i paranormalnych!

- Z tego, co wiem, biega w kółko zupełnie zdezorientowana - odparł David. I westchnął. - Próbują

zastosować plany awaryjne, usiłują działać, ale do tej pory zawsze byli terrorystą, nigdy ofiarą. Nie

umieją sobie z tym poradzić.

- A co my możemy zrobić? - spytał Lend.

- Ty możesz wejść do domu i odrobić lekcje.

Lend już chciał zaprotestować, ale David powstrzymał go uniesieniem ręki.

- To nie jest twój problem. Do domu. Odrabiać lekcje. Już. Poszłam za Lendem i usiadłam obok niego,

a on patrzył

spode łba na podręcznik do matematyki. Wiedziałam, że czuje się sfrustrowany, ale w tym przypadku

byłam po stronie Davida. Skoro MANIP nie potrafiła nic zrobić, to kto mógł? Jedyne, co mogliśmy, to

chronić i ukrywać paranormalnych.

Słuchałam głosów dobiegających z kuchni i się denerwowałam. Nie wiedziałam, co powiedzieć

Charlotte, co w ogóle mogłabym zrobić, żeby naprawić to, co już jej zrobiono - i w czym

uczestniczyłam.

Jakąś godzinę później Charlotte wyszła ze Stacey i Lukiem, niosąc dwie walizki. Stacey posłała mi

tylko spięty uśmiech, ale Charlotte się zatrzymała. Wstałam niezgrabnie, wpatrując się w podłogę.

- Charlotte, ja nie wiedziałam... Tak mi przykro... Położyła dłoń na moim ramieniu, spojrzałam na nią.

Jej

niebieskie oczy lśniły nad żółtymi oczami wilka.

- Nie przepraszaj. Teraz obie jesteśmy wolne. Ciesz się tym. - Pochyliła się i poklepała mnie po

policzku, a potem wyszła, posyłając mi ostatni uśmiech. Tym razem nie było w nim nawet cienia

smutku.

Page 227: White Kiersten - Paranormalność

Hej, glupku

Poczułam ulgę, gdy Lend w końcu zamknął książkę. Zbyt długo tu siedziałam pogrążona w myślach o

utraconych przyjaciołach, wilkołakach i kolejnych atakach płonącej dziewczyny. Byłam wykończona

strachem i poczuciem winy.

- Chciałbyś obejrzeć jakiś film?

Zgodziłam się z radością, więc sprawdziliśmy programy, dyskutując nad wartością różnych filmów,

które mieliśmy do dyspozycji. Zdecydowaliśmy się w końcu na komedię romantyczną - ha,

oczywiście wygrałam tę dyskusję. Zapadłam się w kanapę, gdy Lend robił popcorn. Gdy wrócił,

usiadł obok. Dotykaliśmy się ramionami.

Zaraz po napisach początkowych splótł swoją dłoń z moją. Po triumfalnym salcie mojego serca

poznałam, że tym razem było to najprawdziwsze trzymanie się za ręce. To było cudowne.

Wspominałam już, jak niesamowita była skóra Lenda? Niewiarygodnie miękka i delikatna? Jego dłoń

była taka ciepła, tak cudownie ciepła. Nie tak dziwnie, jak ręka Re-tha, gdy ciepło sunęło po mojej

ręce, po prostu przyjemnie, normalnie ciepła. Czułam się szczęśliwa. Byłam w siódmym

Page 228: White Kiersten - Paranormalność

niebie - trzymałam za rękę superprzystojnego chłopaka, który zaprosił mnie na bal.

Potarł czubek mojego kciuka swoim.

- Czy tak jest w porządku? - szepnął. Uwielbiałam, gdy jego głos drżał ze zdenerwowania.

Przytuliłam się do niego jeszcze bardziej, ściskając jego rękę i kładąc głowę na jego ramieniu.

- Tak - przyznałam z szerokim uśmiechem. - W porządku.

Odetchnął z ulgą i oparł głowę na czubku mojej.

Gdy film prawie się skończył (najlepszy, jaki kiedykolwiek oglądałam, nie wiem o czym, ale to

nieważne), tata Lenda wszedł do pokoju. Szybko podniosłam głowę, ale Lend się nie poruszył. Po

chwili David się uśmiechnął.

- Idę spać. Nie siedźcie długo, jutro szkoła.

- Dobrze, tato. Dobranoc.

- Dobranoc - dorzuciłam. Chyba dobrze poszło. Położyłam z powrotem głowę na ramieniu Lenda,

pragnąc, żeby ten film nigdy się nie kończył.

Lend chyba czuł to samo, bo gdy zniknęły już napisy końcowe, zapytał:

- Chcesz obejrzeć jeszcze jeden?

- Tak! - Niczego bardziej nie pragnęłam.

Wybrał film i ściągnął narzutę z boku kanapy, przykrywając nasze nogi. Ostatnie tygodnie były tak

niesamowite, tak przerażające, że ten mały kawałek cudownej normalności był najlepszą rzeczą, jaka

mi się kiedykolwiek przytrafiła.

W połowie filmu oczy mi się zamknęły. Gdy znów je otworzyłam, światło w pokoju wydawało się

inne. W końcu zrozumiałam, że jest jaśniejsze, cieplejsze i nie płynie z telewizora. Uniosłam głowę i

zobaczyłam, że w fotelu sie-

Page 229: White Kiersten - Paranormalność

dzi Vivian i ogląda film. Złota, hipnotyzująca kula płomieni unosiła się za nią.

- Co ty tu robisz? - spytałam wystraszona. Zerknęłam na Lenda. - Patrzył w ekran telewizora, nie

zauważając jej. - Nie powinno cię tu być!

Przewróciła oczami, zapadając się w fotel i kładąc stopy na stoliczku.

- Wyluzuj, nie ma mnie. Zmarszczyłam brwi.

- Och, czyli ja śpię?

- Brawo.

- To idiotyczne. Nie jesteś prawdziwa. Uniosła brwi.

- Nie jestem? No wiesz! Myślałam, że łączy nas pewna więź.

- Istniejesz tylko w moim umyśle, który w ten sposób próbuje sobie poradzić z tym, co się dzieje.

- O? No dobrze. - Uśmiechnęła się, w jej jasnych oczach błysnęła złośliwość. - A jeśli ci udowodnię?

Masz ciągle ten telefonik z MANIP?

- Nie wiem. - Nie miałam pojęcia, do czego zmierza.

- Znajdź go i sprawdź wiadomości.

Żołądek mi się ścisnął. No nie, to śmieszne, przecież to tylko sen!

- Gdybyś była prawdziwa, bałabym się.

- Dlaczego?

- Bo jesteś wariatką, która zabija ludzi na prawo i lewo?

- Nie zabijam ludzi.

- Zabiłaś Lish, Jacques'a i tamte wampiry!

- No właśnie, czyli tak jak powiedziałam. Żadnych ludzi.

- Nieważne. Możesz przesunąć te głupie płomienie? Rażą mnie. - Ale tak naprawdę nie chciałam na

nie patrzeć.

Page 230: White Kiersten - Paranormalność

Gdyby ręka Lenda nie przykuwała mnie do kanapy, już bym do nich podeszła. Zaśmiała się.

- Jesteś dziwna. Nie dostałaś więcej?

- Nie! I nie chcę! - Jednak mój wzrok przykuty do płomieni przeczył temu.

- Hm, jesteś jaśniejsza niż przedtem, myślałam, że już to zrobiłaś.

Spojrzałam w dół. Moja koszula zniknęła, siedziałam w samym w staniku. Moje serce faktycznie było

jaśniejsze.

- Ale dziwnie - powiedziałam, mając na myśli brak koszuli i jaśniejszy ogień. A potem, spanikowana

swoją prawie nagością, spojrzałam na Lenda, ale on nadal wpatrywał się w ekran. Odwróciłam się do

Vivian. - Nic nie zrobiłam. A Retha tutaj nie było.

Vivian wzruszyła ramionami, również oglądając film.

- Nie pociągniesz długo sama.

- Co masz na myśli?

- To, że już teraz żyjesz na kredyt. Gdy cię stworzyli, dali ci tylko odrobinę.

- Stworzyli? - Reth powiedział to samo... - Mówisz o rodzicach? Znasz ich?

- Uważasz, że nie istnieję i mimo to chcesz, żebym odpowiadała na twoje pytania? Pogódź się z tym,

wiesz, że to prawda. Dlaczego myślisz, że miałyśmy rodziców?

Zmarszczyłam brwi. Próbowałam pokonać panikę.

- Nie bądź głupia, oczywiście, że miałyśmy. Jak inaczej mogłybyśmy być siostrami?

- Obie należymy do tego samego gatunku. To chyba sprawia, że jesteśmy spokrewnione, nie?

- No dobrze, panno z tego samego gatunku, kim w takim razie jesteśmy?

Page 231: White Kiersten - Paranormalność

- Pustymi. Nie powiedzieli ci?

- Kto? - Teraz już prawie krzyczałam. Rozmowa z nią była frustrująca, a kuszące płomienie działały

mi na nerwy. Pragnęłam ich.

- Nic dziwnego, że jesteś tak zdezorientowana. Co jest, czy twoje elfy podrzuciły cię jako niemowlę w

koszyku? -Spostrzegła mój tępy wzrok i parsknęła śmiechem. - Naprawdę to zrobiły! Ale numer!

Kocham elfy. No co za idioci! Dwór zamierza nas wystawić przeciwko sobie w dramatycznym finale,

a ty nic nie wiesz.

- Mówiłaś chyba, że nie znasz elfów?

- Nie. Powiedziałam, że nigdy nie odebrałam duszy żadnemu elfowi. Nie pozwalają mi się dotknąć,

takie głupie nie są. Zresztą, kogo one obchodzą? Ciągle próbują się wtrącać, uporządkować wszystko

tak, by pasowało do ich głupich rymowanek. A tak naprawdę liczymy się tylko ty i ja. A więc olejmy

elfy i bądźmy rodziną. - Uśmiechnęła się do mnie, na jej twarzy odmalowały się czułość i obłąkanie.

O czym ona mówi? Wychowały ją elfy? I dlaczego te głupie płomienie tak wirują, przyciągając mnie?

- Nie wiem. - Zamknęłam oczy. - Nie rozumiem, co mówisz. I nie podoba mi się to, co robisz.

- Dorośnij, Evie. I lepiej szybko zorientuj się, co się dzieje, jeśli chcesz przeżyć.

- Czyli jednak chcesz mnie zabić? - Otworzyłam oczy i spojrzałam na nią groźnie.

- Nie, głupku. Sama się zabijesz, jeśli nie załapiesz, o co chodzi. Dobra, nudzi mnie to, spadam. Jak już

sprawdzisz komunikator, zadzwoń, może wyskoczymy gdzieś we dwie, tym razem na jawie. -

Uśmiechnęła się do mnie, a złote płomienie weszły w nią.

Page 232: White Kiersten - Paranormalność

Osłoniłam oczy przed światłem i poczułam, że płaczę. Nie widziałam, czy to dlatego, że tak jasno się

jarzyły, czy dlatego że tak bardzo pragnęłam, by zostały. By weszły we mnie i rozgrzały mnie.

- Evie?

- Co? - Otworzyłam oczy, mrużąc je przed spodziewanym światłem. Ale panowała ciemność, nie było

nawet słabego blasku telewizora.

- Chyba powinniśmy iść spać - szepnął Lend. - Zdaje się, że zasnęłaś.

- Tak. - Pokręciłam głową, próbując wyrzucić ten podstępny sen z pamięci.

- Wszystko dobrze?

- Co? A, tak, dobrze. - Ścisnęłam jego rękę i uśmiechnęłam się z przymusem. - Naprawdę dobrze.

Najbardziej na świecie pragnęłam wejść na górę razem z Lendem, może nawet go pocałować, ale nie

mogłam zapomnieć o tym śnie. Usiłując ukryć zdenerwowanie, życzyłam mu szybko dobrej nocy i

poszłam do mojego pokoju. Zdjęłam koszulę i spojrzałam w dół. To na pewno była tylko siła sugestii,

ale wydawało mi się, że moje serce płonie teraz jaśniej. Zdenerwowana, mając świadomość, że to

głupota, i czując się winna, zaczekałam, aż Lend zamknie drzwi, i ześliznęłam się na dół, do kuchni.

Byłam pewna, że mojego komunikatora tam nie będzie, że David dobrze go schował, ale mimo to

zaczęłam szukać. Znalazłam go w szufladzie z przyrządami kuchennymi i wyjęłam.

- To śmieszne - szepnęłam.

Na pewno nic tu nie znajdę, to był tylko sen! Spojrzałam na ekran - dwanaście wiadomości.

Najświeższa przyszła dwie minuty temu, z komunikatora Raquel. Ani jednej

Page 233: White Kiersten - Paranormalność

od Vivian, bo Vivian nie istniała, była jedynie wytworem mojej wyobraźni, a nie płonącą dziewczyną.

Pokręciłam głową, czując ulgę.

I wtedy nagle zatęskniłam za Raquel. Nie mogłam jej odpowiedzieć, bo wtedy wiedzieliby, gdzie

jestem, ale chciałam zobaczyć, co napisała, upewnić się, że z nią wszystko w porządku. Otworzyłam

wiadomość.

I od razu tego pożałowałam.

Hej, głupku - przeczytałam. - Gdzie chcesz się spotkać? Całusy, Vivian.

Page 234: White Kiersten - Paranormalność

To, czego nie wiesz

Odrzuciłam komunikator, jakby mnie sparzył. To się działo naprawdę, byłam w jakiś sposób

połączona z Vivian. Dlaczego nie słuchałam uważniej, gdy mówiła, czym jesteśmy? I powiedziała, że

ja umieram albo że umrę, albo...

Usiadłam i położyłam głowę na stole. To było straszne. Szalona paranormalna zabójczym nie tylko

wiedziała znacznie więcej niż ja i potrafiła wśliznąć się do mojego umysłu, ale najwyraźniej uważała,

że powinnyśmy być razem. No i oczywiście w to wszystko były zamieszane elfy.

Kim ja do bip byłam?

Moim najwcześniejszym wspomnieniem była rodzina zastępcza. Policja znalazła mnie, gdy

chodziłam sama nago w parku, miałam trzy lata. Nigdy nie natrafiono na żadne ślady, więc znalazłam

się pod opieką państwa. A jeśli... Jeśli w ogóle nigdy nie miałam rodziców? Skąd się wzięłam?

- Ona ma urojenia - szepnęłam do siebie, przyciskając czoło do drewnianego blatu. - To wariatka. Nie

jesteśmy takie same.

- Evie? - Usiadłam prosto, przerażona i zaskoczona; na progu kuchni stał tata Lenda. - Nie możesz

spać?

Page 235: White Kiersten - Paranormalność

- Nie mogę. - Zastanawiałam się, czy powinnam mu powiedzieć. Ale on mnie lubił, ufał mi... Co

zrobią, jeśli dowiedzą się, że to coś, co ich tak przeraża, jest moją siostrą? Ze być może jestem tym

samym, co ona? Moje oczy wypełniły się łzami. Dlaczego, dlaczego nie mogłam być normalna?

- No właśnie, ja też. - Wziął sobie szklankę wody i usiadł przy stole naprzeciwko mnie.

- Mam pytanie. - No ciekawe, czy zdołam uzyskać odpowiedź, nie zdradzając się z tym, co wiem? Pod

warunkiem oczywiście, że David znał odpowiedzi. Nagle poczułam, że wiem więcej niż ktokolwiek

inny, co i tak niewiele dawało. -Reth znał słowa tego wiersza o Vi... o tej kobiecie, która to robi. To

jakieś elfie proroctwo?

- Znał? Ciekawe... - David się zamyślił. - Czy on jest Seelie czy Unseelie?

- Słucham? - Kolejna rzecz, której nie wiem. Super.

- Są dwa rodzaje elfów, dwa dwory, Seelie i Unseelie. Nie uczyłaś się o tym?

- Pierwszy raz słyszę. Zmarszczył brwi.

- Zmuszali cię do pracy z elfami, a nie powiedzieli o różnicach? Mówili ci o tradycjach elfów, o ich

magii?

Wzruszyłam ramionami.

- Właściwie nie. Wiele moich pytań Raquel pozostawiała bez odpowiedzi. Zawsze powtarzała, że

skoro znamy ich imiona, reszta nie ma znaczenia.

- Ale pracowali tylko z elfami Seelie, tak? Wzruszyłam ramionami.

- Myślę, że brali to, co im wpadło w ręce. Usiadłam, pocierając twarz tym samym gestem co Lend.

- Idioci.

- Dokładnie. To jaka jest różnica?

Page 236: White Kiersten - Paranormalność

- Wiele elfów zachowuje niezależność i nie są zaangażowane w sprawy dworu, ale wszystkie są

podzielone na dwie zasadnicze grupy. Elfy Seelie są dobrymi elfami. Stosunkowo oczywiście,

ponieważ również mogą wyrządzać złośliwości. Unseelie są znacznie, znacznie gorsze.

- W takim razie Reth na pewno jest Unseelie. Widziałeś go, to właśnie on sprowadził do Centrum

płonącą dziewczynę.

- I zna przepowiednię. Hm... Zastanawiam się, dlaczego elfy miałyby mieć z tym coś wspólnego. To,

że banshee wiedziała, było oczywiste, skoro wieszczyła śmierć... - Skinęłam głową, udając, że

rozumiem, o czym mówi. Pamiętałam, jak Lend powiedział, że uzyskali wskazówki od banshee.

- Wspomniał jeszcze o czymś. - Przygryzłam wargę. Czas na kłamstwo. - Powiedział coś o byciu

pustym. Ze ona jest Pustą. - Patrzyłam na jego reakcję, ale wyglądał na zbitego z tropu.

- Nie wiem, nic mi to nie mówi. Elfy działają na zupełnie innym poziomie niż my. Dla nas daleka

przyszłość to lata, one operują stuleciami. Wtrącają się do spraw ludzi, ale jak wszyscy nieśmiertelni

są wyłączeni z naszych ram czasowych. Weź na przykład Cressedę. - Uśmiechnął się ze smutkiem. -

Spróbuj wyciągnąć od niej jakąkolwiek jednoznaczną odpowiedź. Ona ma inne poczucie czasu,

zupełnie jakby jej umysł znajdował się na innej płaszczyźnie. Zwykle zadowalamy się tym, co nam

daje.

- No tak... - Cresseda! Może ona mogłaby odpowiedzieć na moje pytania! Musiałam poczekać do rana,

w ciemności nie znalazłabym drogi, ale to dawało nadzieję, że jednak zdołam się czegoś dowiedzieć.

No i było coś jeszcze. Wiadomość od Vivian przyszła z komunikatora Raquel. Nie wiedziałam, co to

znaczy, nie

Page 237: White Kiersten - Paranormalność

miałam pojęcia, jak go dorwała, ale na pewno nie wróżyło to nic dobrego.

- Mhm - mruknęłam, ze wzrokiem utkwionym w stół. -Wiem, że pewnie jej nie lubisz, ale Raquel... -

tu głos mi się załamał - zawsze była dla mnie dobra. I martwię się, że ona... Dowiedziałeś się może

czegoś?

David uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu. Wstał.

- Miałem zamiar powiedzieć ci o tym rano. Wiem na pewno, że Raquel żyje i ma się dobrze.

- Naprawdę? - Spojrzałam na niego, do oczu napłynęły mi łzy ulgi. To prawda, że Raquel

denerwowała mnie i rozczarowała, ale była prawie moją rodziną. Teraz, gdy już wiedziałam, że jest

bezpieczna, poczułam, jak wielki kamień spada mi z serca. - Czy mógłbyś... - Chciałam jej wysłać

wiadomość. Cokolwiek, wszystko jedno, żeby dać jej znać, że żyję.

Ale ona na pewno była mną rozczarowana. Po tym, co zrobiłam - zgubiłam bransoletki, dzięki którym

Vivian dostała się do Centrum, uwolniłam Lenda i uciekłam razem z nim, zamiast działać zgodnie z

procedurą, i nie dałam potem znaku życia - chyba nie byłaby zadowolona, dostając ode mnie

wiadomość. No i wtedy zaczęliby mnie szukać. Lepiej, żeby wszystko zostało tak, jak jest.

- Czy mógłbym co?

- Nieważne. - Uśmiechnęłam się słabo. - Cieszę się, że z nią wszystko w porządku. To pewna

wiadomość?

- Jak najbardziej. A teraz pójdę i spróbuję się jednak przespać.

- Ja też.

Kilka nerwowych, spędzonych w odrętwieniu godzin później mimo wszystko nastał świt. Byłam

wyczerpana

Page 238: White Kiersten - Paranormalność

i zła. Powinnam nie móc zasnąć dlatego, że byłam zbyt podniecona Lendem, a nie dlatego, że byłam

zbyt przerażona z powodu mojej dziwnej „siostrzyczki" i jej wizyt w snach.

Koło siódmej Lend zapukał do moich drzwi.

- Tak?

Zajrzał do środka. Kurczę, był taki śliczny.

- Cześć, chcesz pójść ze mną do szkoły? Dziś tylko na pół dnia.

- Wiesz co, nie czuję się najlepiej. - Miałam nadzieję, że widzi, jak bardzo mi żal. Ale to była jedyna

szansa zobaczenia jego mamy bez odpowiadania na pytania jego i Davida. Nie byłam gotowa do

składania wyjaśnień.

- Jasne. Ty leniu! Będę przed południem. - Uśmiechnął się do mnie, poczułam się okropnie.

- Nie mogę się doczekać - powiedziałam z uśmiechem. Nasłuchiwałam, dopóki nie zyskałam

pewności, że dom jest pusty, a potem włożyłam kurtkę i wcisnęłam Tasey do kieszeni. Lend i David

mogli być przekonani, że Cresseda dała Rethowi wystarczającą nauczkę, ale ja nie chciałam

ryzykować.

Tym razem wydawało mi się, że droga trwała krócej. Może dlatego, że denerwowałam się tym, co

Cresseda mi powie? Poza tym podskakiwałam przy każdym trzasku gałązki, byłam pewna, że Reth

albo, co gorsza, Vivian zaraz wyłoni się zza drzew.

Dotarłam w końcu do brzegu stawu i się zatrzymałam. Nie miałam pojęcia, jak skłonić Cressedę, by

się pojawiła. Lend puścił kaczkę, ale ja nie potrafiłam. Zasępiona podniosłam kamień, który wydał mi

się odpowiedni, i spróbowałam naśladować ten wprawny ruch nadgarstka. Udało mi się uzyskać

jedynie nędzny plusk. Żadnej kaczki. Spró-

Page 239: White Kiersten - Paranormalność

bowałam jeszcze raz - to samo. Tak, zapowiadał się długi poranek... Wrzuciłam jeszcze cztery

kamienie i już miałam się poddać, gdy środek stawu zaczął się marszczyć.

Cresseda wyłoniła się tuż przede mną, dzisiaj mrozu prawie nie było.

- Och, cześć.

- Evelyn - odezwała sie melodyjnym głosem.

- Zastanawiałam się, czy mogłabyś odpowiedzieć mi na kilka pytań?

Popatrzyła na mnie z powagą i smutkiem.

- Tak jak powiedziałam, twoja ścieżka nie jest ścieżką wody, lecz ognia i powietrza.

- No tak, ale czy wiesz, co to jest Pusty?

- To ty.

Niezbyt pomocne.

- Owszem, ale co to jest? Co to znaczy?

- Tego jeszcze nie wiadomo. Jeszcze nie dokonałaś wyboru i nie zostałaś wypełniona.

Ścisnęło mi się gardło, oczy zapiekły mnie od łez.

- A jeśli ja nie chcę być wypełniona?

- Nie możemy zmienić naszej natury. - Jakby na potwierdzenie swoich słów uśmiechnęła się ze

smutkiem i wyciągnęła do mnie rękę. Wyciągnęłam swoją, zawahałam się, ale jednak dotknęłam jej.

Moja ręka przeszła na wylot.

- Nie chcę być niczym. - Teraz już łzy otwarcie płynęły po mojej twarzy. - Nie chcę być taka jak ona,

jak Vivian. Nie chcę nikogo krzywdzić. Czy będę krzywdzić paranormalnych?

- Nikt nie może cię do tego zmusić. Istniejesz między dwoma światami, jak mój Lend. Jeśli

zapragniesz ognia, będziesz chciała zostać wypełniona. To twoja natura. Mam nadzieję, że nie

upadniesz, ale ona jest znacznie silniejsza niż ty.

Page 240: White Kiersten - Paranormalność

Uśmiechnęła się do mnie, wyciągając rękę, jakby chciała otrzeć moje łzy.

- Trzymaj się tego, co jest dobre w twoim życiu. Bądź dobra dla mojego syna. - Woda opadła, tracąc

kształt, gdy Cresseda powróciła do stawu.

Wróciłam do domu. Było mi zimno, czułam się samotna i nadal niewiele wiedziałam. Ciągle nie

mogłam zrozumieć, czym są Puste i czemu byłam jedną z nich. Przygnębiona, zastanowiłam się, czy

nie powinnam zacząć natychmiast szukać Vivian. Wyglądało na to, że ona jedna wie, co się dzieje.

Ale potem przypomniałam sobie słowa Cressedy. Lend i ja byliśmy tacy sami, zawieszeni między

dwoma żywiołami. I chociaż ona wiedziała, kim jestem, nie usiłowała mnie zabić, nie kazała mi

trzymać się z daleka od jej syna. Myślałam o tym bez przerwy i w końcu poczułam ulgę. Cresseda nie

uważała, że jestem groźna. Zostanę przy tym, co mam. Vivian i elfy mogą się bawić w swoje gierki,

ale beze mnie. Mnie to już nie obchodziło.

No dobrze, obchodziło i zamartwiałam się tym obsesyjnie, ale nie dam się w to wciągnąć. Moje

powiązania z Vivian są bez znaczenia. Nie byłam taka jak ona, nie obchodziło mnie to, że jestem

Pusta. Jedyne, czym pragnęłam się wypełnić, to szczęśliwe myśli o trzymaniu Lenda za rękę.

Page 241: White Kiersten - Paranormalność

Lgarz, Igarz, ogień na ręku masz

Spanikowana otworzyłam oczy - wszystko się trzęsło - i zobaczyłam śmiejącego się Lenda,

podskakującego na drugim końcu łóżka. Cisnęłam w niego poduszką. Złapał i usiadł na łóżku po

turecku, patrząc na mnie.

- Ty leniu! - krzyknął. Usiadłam, mrużąc oczy.

- Hej, to moje pierwsze wakacje od ósmego roku życia! Daj mi odetchnąć.

- Dobra. Ale bez ciebie w szkole było nudno. Nikt nie wariował z powodu szafek i w ogóle.

- Przygłupy. Popatrzył na narzutę.

- Tak się zastanawiałem, czy miałabyś ochotę wyjść dziś wieczorem? Kilku moich przyjaciół wybiera

się na pizzę.

Wyprostowałam się jeszcze bardziej.

- O rany, to jakby prawdziwa randka? Z prawdziwymi nastolatkami?

- Obawiam się, że tak.

Skoczyłam do niego, zarzucając mu ręce na szyję.

- To jak spełnienie marzeń! Położył ręce na moich plecach.

Page 242: White Kiersten - Paranormalność

- Wiesz, że łatwo cię uszczęśliwić?

- Ale... Och, nie! - Odchyliłam się, żeby na niego popatrzeć. Nie zabrał rąk. - Przecież masz szlaban!

Co zrobisz, wyjdziesz przez okno i ukradniesz samochód?

- Tak, jasne, ponieważ oszalałem i jesteśmy w jednym z twoich seriali. Już pytałem tatę, powiedział,

że w porządku.

- Kurczę, trzyma dyscyplinę, co?

- Chyba cieszy się, że w końcu robię coś normalnego. Martwiło go, że za bardzo się izoluję.

Uśmiechnęłam się. Nagle poczułam smutek, że nie mam nikogo, kto by się martwił, czy wychodzę z

przyjaciółmi wystarczająco często. To znaczy, pewnie że Raquel martwiła się, czy żyję albo czy

odrobiłam lekcje z francuskiego (może w odwrotnej kolejności), ale w kwestii okazywania uczuć

trzymała dystans. Miałam nadzieję, że David się nie mylił, mówiąc, że z nią wszystko w porządku.

- Co tam?

- O co ci chodzi?

- Martwisz się o coś?

Popatrzyłam w jego prawdziwe oczy, usiłując się uśmiechnąć. Nie chciałam teraz rozmawiać o

Raquel. Wiem, że powinnam, ale wolałam skupić się na miłych rzeczach, do których na pewno nie

należało zastanawianie się, jak Vivian dorwała komunikator Raquel.

- Martwię się ostatnio o wiele rzeczy.

- Mógłbym ci jakoś pomóc?

- Porozmawiamy o tym później, dobrze? Muszę się szykować na randkę.

- Myślisz, że zajmie ci to aż trzy godziny?

- No nie wiem, ten chłopak jest naprawdę przystojny. Wiesz, muszę wyglądać bosko.

Zaśmiał się, puszczając mnie i schodząc z łóżka.

Page 243: White Kiersten - Paranormalność

- Ta dziewczyna też. Może powinienem się przebrać? -Zamigotał, przybierając postać jasnowłosego

blondyna o niebieskich oczach. - Co ty na to? Nie uważasz, że w tej postaci wyglądam grubo?

Roześmiałam się.

- Może coś azjatyckiego?

Zafalował znowu, przełączając się na chińskiego przystojniaka.

- Lepiej?

- Hm, czy ja wiem, chyba nie jest w moim typie.

- A jaki jest twój typ? - Jego głos zmieniał się razem ze zmianą postaci, co jak zawsze mnie

niepokoiło.

- Lubię kolesi w kolorze wody. Popatrzył w podłogę.

- Naprawdę lubisz mój prawdziwy wygląd? Czy to cię, no nie wiem, czy to cię nie szokuje?

Wstałam, kładąc rękę na jego policzku i koncentrując się, żeby zobaczyć go przez iluzję.

- Naprawdę lubię twój prawdziwy wygląd. Żadna z tych postaci nie może się z nim równać.

Rzucił mi nerwowe spojrzenie, a potem zamigotał, kolory odpłynęły, ukazując jego prawdziwą

postać. Ostatni raz widziałam go takim, gdy był nieprzytomny. Zapomniałam już, jakie to

fantastyczne. Uśmiechnęłam się, nadal trzymając rękę na jego twarzy. Jego skóra zmieniła się, teraz

była jeszcze delikatniejsza i gładsza, choć wydawało się to niemożliwe.

- A więc tu jesteś... - Gdy koncentrowałam się na jego oczach, mogłam zobaczyć całą jego twarz

kątem oka, a gdy próbowałam na czymś innym, miałam wrażenie, że odpływa.

- Tu jestem - powiedział miękko swoim prawdziwym głosem. Brzmiał tak, jak głos jego matki, ale był

bogatszy,

Page 244: White Kiersten - Paranormalność

miał więcej ludzkich odcieni, przez co stawał się cieplejszy i bardziej znajomy. To było jak wsuwanie

się do parującej wanny, gdy jesteś przemarznięta. Nigdy nie słyszałam nic piękniejszego.

- Myślę, że powinieneś o czymś wiedzieć - stwierdziłam, udając powagę. - Nie mam zamiaru słuchać

innych głosów teraz, gdy znam twój prawdziwy.

Zaśmiał się, a pode mną ugięły się nogi. Rozpływające się po moim ciele ciepło Retha było niczym w

porównaniu z tym, jak się czułam przy Lendzie, jak się czułam, gdy się śmiał.

- Jesteś niesamowita, wiesz, Evie?

- Tak mi się właśnie wydawało. - Uśmiechnęłam się do niego przekornie. Oderwałam dłoń od jego

twarzy i zarzuciłam mu ręce na szyję.

A on położył swoją rękę na moich plecach, przyciągnął mnie do siebie, a potem przesunął palcami po

moim podbródku. Wstrzymując oddech, znalazłam się na granicy hi-perwentylacji, przerażona myślą,

że za chwilę dojdzie do tego pocałunku, o którym od tak dawna marzyłam. Nasze usta dzieliło kilka

centymetrów... A potem jego twarz spoważniała i naszych ust nie dzieliło już nic.

Zamknęłam oczy i rozpłynęłam się. Jego usta, o, bip, usta... A myślałam, że to jego skóra jest taka

miękka... Czułam niewyobrażalne ciepło, czułam się tak, jakbym się unosiła. Nie mogłam uwierzyć,

że tu jestem, całuję Lenda i że to najwspanialszy pocałunek na świecie.

Po kilku sekundach zastanowiłam się, czy nie powinnam zrobić czegoś jeszcze - nigdy przedtem się

nie całowałam. Lend musiał pomyśleć o tym samym, bo delikatnie poruszył wargami, a ja

odpowiedziałam mu tym samym, zdobywając wiedzę o całowaniu.

Page 245: White Kiersten - Paranormalność

To było absolutnie niezwykłe. Mogłabym to robić cały dzień. Dlaczego nigdy wcześniej się nie

całowałam? Po jakimś czasie, który wydał mi się wiecznością i mgnieniem oka zarazem, oderwaliśmy

się od siebie. Lend popatrzył na mnie.

- Jesteś pewna, że to twój pierwszy pocałunek? - spytał tym swoim cudownym głosem. Patrzył na

mnie z kpiącą podejrzliwością.

- Twój nie? - Och, coś źle robiłam? Zaśmiał się

- Mój też. I chyba mam ochotę na jeszcze jeden...

W odpowiedzi pochyliłam się do niego, niemal wpijając się w jego usta.

Właśnie zaczynaliśmy łapać, o co w tym chodzi, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Odskoczyliśmy

od siebie.

- Nie zamykamy drzwi! - zawołał tata Lenda z korytarza.

- Jasne! Przepraszam, tato! - odkrzyknął Lend. Jego ciało znów napełniło się kolorem, wrócił do

swojej zwykłej przystojnej postaci. Otworzył drzwi i się uśmiechnął. - Właśnie mówiłem Evie o

dzisiejszym wieczorze.

- Przez całe czterdzieści pięć minut? - David uniósł brwi. Kurczę blade, czy to naprawdę trwało tak

długo? Zaczerwieniłam się jak burak, Lend się zaśmiał. - A może zejdziecie na dół i tam sobie

pogadacie?

- No jasne. - Lend wyciągnął do mnie rękę, chwyciłam ją, nadal speszona.

Kolejnych kilka godzin spędziłam w rozkojarzonej niecierpliwości. Jak tylko się uspokajałam,

przypominałam sobie, że się całowaliśmy - że ja się całowałam! - i wszystko zaczynało się od nowa.

W końcu nadszedł czas, żeby wyjść z domu. Lend wyglądał na odprężonego i szczęśliwego.

Prowadził samochód, żartując sobie, że tego wieczoru to ja stawiam.

Page 246: White Kiersten - Paranormalność

Pizzeria była super - zatłoczona i głośna, z przyćmionymi światłami i ławami zamiast stolików. John,

tyczkowaty, rudowłosy chłopak, którego pamiętałam ze szkoły, pomachał do nas, siedzieli z tyłu,

obok gier zręcznościowych. Było tam jeszcze pięć osób, dwie już widziałam.

Dziewczyna, której nie znałam, uśmiechnęła się do Lenda najwyraźniej podekscytowana, że go widzi.

Była ładna, miała ciemne włosy i zbyt mocny makijaż. Nie podobało mi się, jak na niego patrzy, jak

się pochyla, demonstrując wdzięki w wydekoltowanej bluzce. Przysunęłam się bliżej Lenda, żałując,

że nie trzymamy się za ręce. No dobra, radziłam sobie z takimi stworami, których ona nie widziała

nawet w najgorszych snach. Nie dam się zastraszyć. W każdym razie nie tak do końca.

- Och, Lend, jesteś nareszcie! - zawołała. - Tak się cieszę! Martwiłam się o ciebie! Musiałeś być

bardzo chory! Przyniosłam ci ciastka do domu, ale twój tata mówił, że to choroba zakaźna.

- Tak, ale już mi lepiej. - Uśmiechnął się uprzejmie. Dziewczyna nie dostrzegała mnie, zupełnie jakby

miała

nadzieję, że jeśli będzie mnie ignorować, wreszcie zniknę. Jednak gdy zrozumiała, że Lend nic więcej

nie powie, zaszczyciła mnie skąpym uśmiechem.

- Kto to jest? - spytała.

- Jestem Evie.

- A ja Carlee. Jesteście kuzynami? - W jej głosie było tyle nadziei!

Odwróciłam się do Lenda, popatrzyłam na jego czarne włosy i ciemnobrązowe oczy.

- Lał, nie miałam pojęcia, że jesteśmy tacy podobni.

- Czyli jesteście! - powiedziała, śmiejąc się z ulgą. Poczułam się źle.

Page 247: White Kiersten - Paranormalność

- Nie, nie jesteśmy spokrewnieni - rzekł Lend. - Evie niedawno przeprowadziła się w te okolice.

Jej twarz zmartwiała. Biedaczka! Jednak musiałam przyznać, że była twarda. Szybko się pozbierała i

rozkwitła w promiennym uśmiechu.

- O, to wspaniale!

Usiedliśmy, Lend objął mnie ramieniem. Wszystkim, dosłownie wszystkim, opadła szczęka.

- Stary - odezwał się John, kręcąc głową. - Przez cały czas myślałem, że jesteś gejem!

Zamrugałam niewinnie.

- Tak mi przykro, John. Bardzo jesteś rozczarowany? Wszyscy się roześmiali, John wyszczerzył się do

mnie.

- No, może odrobinę - odparł, przysuwając się do Lenda z drugiej strony, żeby się przytulić.

- Wynocha ode mnie! - Lend zepchnął go z ławki. Stałam się częścią grupy. Ja! Częścią grupy!

Myślałam,

że wczoraj był najlepszy dzień w moim życiu, ale dzisiaj było sto razy lepiej. W szkole byłam

obserwatorem, tutaj uczestnikiem. Zostałam zaakceptowana.

Nie działo się nic specjalnego, ale z tymi śmiesznymi, nieświadomymi niczego nastolatkami, czułam

się swojsko. Wprawdzie wzdrygałam się za każdym razem, gdy dostrzegałam kątem oka jakąś

blondynkę czy zobaczyłam kogoś podobnego do Retha, ale nikt nie zauważył, że jestem po-

denerwowana. Upewniałam się, czy nadal czuję znajome wybrzuszenie tasera w torebce i ciężar

żelaznego kastetu w kieszeni. Wszystko było dobrze.

W miarę upływu czasu Carlee pogodziła się z sytuacją i zaczęła flirtować z Johnem. Poczułam ulgę.

- Masz naprawdę ładne włosy - powiedziała, kiedy John podniósł się, żeby zagrać.

Page 248: White Kiersten - Paranormalność

- Dzięki - odparłam, naprawdę było mi miło. - A ja uwielbiam twój naszyjnik.

Uśmiechnęła się. Byłam szczęśliwa, siedząc obok Lenda i czując, że mam przyjaciół. Nie istniał żaden

przymus, nie musiałam się nikomu meldować ani niczego robić.

Po raz pierwszy w życiu byłam zwyczajną nastolatką.

Po powrocie, zamiast od razu wejść do domu, spacerowaliśmy między drzewami. Lend wyglądał

niesamowicie w ciemności - wyraźnie się świecił. Moja ręka płonęła ogniem, ale zignorowałam to.

Lend wrócił do swojej wodnej postaci i całowaliśmy się, dopóki dłonie nie zaczęły mnie boleć z

zimna. Gdy zaszczękałam zębami, Lend odsunął się i zaśmiał.

- Chyba najwyższy czas wejść do domu. Objął mnie i poszliśmy w stronę drzwi.

- Evie?

- Uhm?

- Tak się cieszę, że możemy być sobą. Czuję się, jakbym mógł być z tobą absolutnie szczery. Jeszcze

nigdy się tak nie czułem.

Żołądek mi się ścisnął. Tak, on był ze mną absolutnie szczery. A ja? Co robiłam? Spotykałam się z

nastolatkami, udając, że mogę być jedną z nich? Lend pokazał mi, kim był, ale nie miał pojęcia, kim ja

jestem.

Nagle przestał to być najlepszy dzień mojego życia, stając się największym kłamstwem, jakie

kiedykolwiek powiedziałam.

Page 249: White Kiersten - Paranormalność

Tak samotni razem

Lend i ja znowu staliśmy w lesie, całując się. Była noc, ale mimo to wszystko dobrze widziałam.

- Lał! - rzuciła Vivian. Spojrzałam na nią, a potem znowu na siebie i na Lenda. Patrzyłam z boku, jak

się całujemy, i zrobiło mi się smutno. Jakbym to już nie była ja. Jakby tego nigdy nie było. - Jaka ładna

z was para.

Wzruszyłam ramionami, czułam się niepewnie, stojąc tu i patrząc, jak się obściskuję z Lendem.

- Naprawdę go lubię - powiedziałam.

- No pewnie. - Zmarszczyła brwi. - Czym on jest?

- Czymś, co nie powinno cię interesować.

- Ale nie, poważnie, on jest jakiś inny...

- Tak jest. I mój. Vivian się zaśmiała.

- Och, wyluzuj, nie mam zamiaru kraść ci twojego chłopaczka. Nie muszę.

- Co to ma znaczyć? - Popatrzyłam na nią groźnie.

- Naprawdę myślisz, że zostanie z tobą, gdy się dowie, kim jesteś? - W jej słowach nie było

okrucieństwa, wyglądało raczej, że jest jej przykro.

Page 250: White Kiersten - Paranormalność

- On mnie lubi. - Nagle zdałam sobie sprawę, jak żałośnie to brzmi.

- Ale nie jesteś tym, czym on myśli, że jesteś. Nie jesteś jednym z nich. Możesz udawać, że jesteś

normalna albo że jesteś paranormalna, ale to bez znaczenia. Nie jesteśmy niczym. - Jej twarz była

pozbawiona wyrazu.

- Dlaczego to robisz? - spytałam miękko. - Czemu je zabijasz?

- Nie zabijam! Ja je uwalniam.

- Nie musisz ich zabijać.

Popatrzyła na mnie, w jej jasnych oczach był smutek.

- To jest to, czym jesteśmy Evie. To jest to, co mamy robić. Wyzwolić je, wypuścić. To nie jest ich

miejsce. A jeśli nie będę odbierała im dusz, umrę.

- Więc naprawdę wyciągasz z nich duszę? Wzruszyła ramionami.

- Duszę, ducha, energię życiową, nazywaj to jak chcesz. Utrzymywanie się przy życiu pochłania masę

energii, a paranormalni żyją bardzo, bardzo długo. To właśnie biorę. To sytuacja korzystna dla obu

stron. One mogą wreszcie odejść z tego nieszczęśliwego, zimnego świata, a ja dostaję to, czego

potrzebuję, by żyć.

- Ale przecież ja tego nie robię, a nie umarłam i nie jestem konająca.

Uniosła brew.

- Jesteś jeszcze jaśniejsza. Albo tamten elf cię odwiedził, albo bierzesz to skądinąd. Nie mamy własnej

duszy, Evie.

- Ja mam - rzuciłam z rozpaczą.

- Obie jesteśmy Pustymi. Jak chińskie laleczki, puste w środku. Nie możemy żyć same. Gdy nas

stworzyli, dali nam tylko odrobinę. Nawet ludzie mają jaśniejsze dusze niż my, a oni mają żałośnie

mało. Nie zastanawiałaś się,

Page 251: White Kiersten - Paranormalność

dlaczego zawsze jest ci zimno? Dlaczego czujesz się samotna?

Utkwiłam wzrok w ziemi, nie chcąc patrzeć w jej oczy.

- Naprawdę nie mam duszy?

- Nie swoją własną. Nie mam pojęcia, jak długo jeszcze pożyjesz, jeśli nie zaczniesz robić tego, do

czego zostałyśmy stworzone. Evie, posłuchaj mnie. - Wyciągnęła do mnie rękę i wzięła moją dłoń, tak

samo zimną. Spojrzałam na nią, jej oczy płonęły, intensywnie i jasno. - To jest wspaniałe. Naprawdę.

Ta fala, ten ogień, który w ciebie wchodzi, nigdy przedtem nie czułam czegoś tak cudownego. To tak,

jakbyś wreszcie czuła, że żyjesz, że nie jesteś sama. Masz wewnątrz siebie te wszystkie dusze, nie

jesteś sama! Zatrzymuję je i hołubię każdą, którą dostaję. Są moje, kocham je, tak wspaniale mnie

rozgrzewają.

Dopiero teraz zauważyłam za nią złote płomienie. Nareszcie zrozumiałam, czym one były. Powinnam

poczuć smutek, ale, o dziwo, teraz pragnęłam ich nawet bardziej niż przedtem. Nie chciałam być

pusta.

- Właściwie powinnam cię zabić. - Jej głos był niski i poważny. - Te wszystkie kretyńskie

przepowiednie każą mi się ciebie pozbyć, zanim zrozumiesz, co masz robić. I mogłam to już dawno

zrobić... Przecież ty nic nie wiesz. Nie wiesz nawet, jak brać dusze, a ja dysponuję teraz taką siłą... -

Wyglądała na zamyśloną. Chciałam uciec, ale ona stała nieruchomo, nadal trzymając mnie za rękę. -

Ale ja tego nie chcę... Głupie elfy, myślą, że wszystko wiedzą, że mogą mnie kontrolować. Jestem

nimi zmęczona, jestem zmęczona samotnością. Ty i ja jesteśmy rodziną, powinnyśmy być razem,

prawda?

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Bo co można powiedzieć, gdy ktoś mówi, że bez trudu mógłby cię

zabić, a potem że chciałby być twoim przyjacielem, twoją rodziną?

Page 252: White Kiersten - Paranormalność

- Ale nie mogę cię odnaleźć. - Jej spojrzenie stało się jeszcze bardziej natarczywe. - Nawet elfy, które

mi pomagają, nie potrafią. Powiedz, gdzie jesteś?

Dusze się zbliżyły, oszałamiając mnie swoim oślepiającym pięknem. Vivian mogłaby mnie nauczyć,

jak zdobyć moją własną... Już otworzyłam usta, gdy usłyszałam śmiech Lenda. Popatrzyłam w tamtą

stronę i zobaczyłam nas. Jego ręka obejmująca moje ramiona, jego usta przy moich uchu...

- Jestem z nim - szepnęłam, zabierając Vivian moją dłoń. Wyglądała, jakby ją to zabolało, ale zaraz

potem jej usta

wykrzywiły się w okrutnym uśmiechu.

- Jasne. Powiedz mu, czym jesteś, i zobaczymy, czy nadal będziecie razem. Masz tylko mnie. Tylko

mnie.

I znowu wciągnęła płomienie w siebie. Były tak jasne, tak przerażająco piękne, że zaczęłam płakać.

Obudziłam się z płaczem. Za oknem dopiero zaczynało świtać, ale ja za nic nie chciałam już zasnąć.

Usiadłam, podciągając kolana do piersi, obejmując je rękami. Vivian miała rację. Byłam pusta. Było

mi zimno i byłam samotna. Od zawsze... Odciągnęłam dekolt podkoszulki i spojrzałam w dół. Mój

nadgarstek nadal świecił się tak samo, ale serce wyraźnie stało się jaśniejsze.

A potem przyszła mi do głowy przerażająca myśl. A może wysysałam życie i energię z Lenda? Może

go zabijałam? Teraz, gdy wreszcie miałam chłopaka, gdy byłam pewna, że go kocham, to co robię?

Kradnę mu duszę.

Musiałam stąd odejść, uciec gdzieś, gdzie nie będę mogła nikogo skrzywdzić, zwłaszcza Lenda. Ale

po tym, jak się przede mną otworzył, jak mi zaufał, byłam mu winna coś więcej. Usiłując nie płakać,

przeszłam przez korytarz do pokoju, który teraz zajmował. Spał, niemal niewidzial-

Page 253: White Kiersten - Paranormalność

ny, rozciągnięty na łóżku i zawinięty w koce. Wyglądał tak pięknie, że czułam, iż serce zaraz mi

pęknie. Obok, na szafce przy łóżku leżał otwarty szkicownik.

Podeszłam na palcach i zobaczyłam w bladym świetle świtu, nad czym pracował. To był mój portret,

pewnie zaczął go rysować na plastyce. Stałam w wyzywającej pozycji, trzymając paralizator i

rzucając całemu światu spojrzenie: „Jestem super". Lend narysował mnie tak, jak mnie widział.

Byłam piękna.

Nie wytrzymałam i wybuchnęłam płaczem. Lend usiadł, oszołomiony, barwy napłynęły do jego ciała.

- Evie? Co się stało?

Pokręciłam głową, prawie nie widziałam go przez łzy.

- Wydaje mi się... że cię zabijam.

Page 254: White Kiersten - Paranormalność

Różowa, lśniąca miłość

Lend wyglądał na zdezorientowanego.

- Wydaje ci się, że mnie zabijasz?

- Ja właśnie... Vivian powiedziała... A ja robię się coraz jaśniejsza, więc...

- Spokojnie. - Przesunął się i poklepał łóżko obok siebie. Usiadłam, pochlipując i starannie unikając

dotknięcia go. - O czym ty mówisz?

- Wiem, kto to robi. Nazywa się Vivian i jest moją siostrą. .. Czymś w tym rodzaju. Powiedziała, że tak

naprawdę nie jesteśmy siostrami, ale po prostu tym samym.

- Kiedy z nią rozmawiałaś? - zapytał, zaskoczony i zaniepokojony.

- Teraz w nocy... I poprzedniej nocy, i jeszcze przedtem. Gdy spałam, we śnie.

- A więc śniło ci się, że to coś jest twoją siostrą? - uściślił, usiłując powstrzymać uśmiech.

- Nie. - Pokręciłam głową. - Myślałam, że to był sen. Byłam pewna, że dostaję kręćka ze zmartwienia,

ale potem powiedziała, że wyśle mi wiadomość, i tak zrobiła. Wysłała Wiadomość na mój

komunikator. Jest na dole, w kuchni, w szufladzie, znalazłam go. Lend, tak mi przykro!

Page 255: White Kiersten - Paranormalność

Lend zmarszczył brwi.

- Mówisz poważnie?

Skinęłam głową. Tak bardzo pragnęłam, żeby to nie była prawda.

- Rany. Co dokładnie ci powiedziała?

- To trochę poplątane... Mówiła, że jesteśmy tym samym, że nie zostałyśmy urodzone, tylko

stworzone. Powiedziała, że jesteśmy Puste i... - Znowu zaczęłam płakać. - Że... że nie mam duszy... Że

jestem pusta i zimna tak jak ona. I że dlatego właśnie odbiera dusze paranormalnym, żeby wypełnić

siebie. Uważa, że robi dobry uczynek. Uwalnia paranormalnych z tego świata. Jej dusze są zawsze z

nią, są takie piękne i lśniące... Powiedziała też, że elfy chcą, żeby mnie zabiła, ale ona pragnie,

żebyśmy były rodziną.

Lend się nie odezwał, po prostu milczał. Pomyślałam, że zaraz zawoła tatę, że odsunie się ode mnie

przerażony.

- I mówiła, że jeśli nie zacznę brać dusz, tej energii, to umrę, bo nie mam własnej duszy. Ale ja nie

chcę! Och, Lend, tak mi przykro! Robię się coraz jaśniejsza, moje serce... i... A jeśli odbieram twoją

duszę? Kiedy się dotykamy, całujemy? - Płakałam tak okropnie, że prawie nie mogłam mówić. - Nie

chciałam, nie chciałam cię skrzywdzić! Tak strasznie mi przykro!

Siedział bez ruchu przez dłuższy czas. A potem, ku mojemu przerażeniu, wziął mnie za rękę.

Spróbowałam mu ją wyrwać.

- Nie, nie chcę zrobić ci krzywdy!

- Evie - powiedział, a jego głos był łagodny i poważny, gdy ścisnął mocniej moją dłoń. - Myślisz, że to

prawda? Nawet jeśli Vivian jest tym, czym myślisz, że jest, dlaczego miałaby mówić ci prawdę?

Pokręciłam głową.

Page 256: White Kiersten - Paranormalność

- Nie wiem. To wydaje się sensowne. Dlaczego wyglądamy tak samo? Dlaczego się świecimy? I

zawsze czuję się zimna i pusta.

Wyciągnął rękę i ujął delikatnie mój podbródek, zmuszając mnie, żebym na niego popatrzyła.

- Evie, ty masz duszę. To najgłupsza rzecz, jaką w życiu słyszałem. Ktoś tak promienny, szczęśliwy i

troskliwy jak ty musi mieć duszę.

- A to świecenie? Teraz jest jeszcze silniejsze.

- Czujesz, jakbyś coś ze mnie wyciągała? Czujesz coś podobnego do tego, co Reth robił tobie?

Zamyśliłam się. Lend sprawiał, że było mi ciepło i czułam się szczęśliwa, ale to nie było to samo.

Ciepło Retha zawsze była obce, jakby siłą wpychał we mnie coś nowego. A z Lendem to było tak,

jakby rozgrzewał to, co już miałam w sobie. Pokręciłam głową

- A nie czujesz się słabszy? Zaśmiał się.

- W żadnym razie. Jeśli już, to mam więcej energii niż kiedykolwiek. I na pewno jestem szczęśliwszy.

Nie mogłam w to uwierzyć. Właśnie mu powiedziałam, że jestem potworem stworzonym, by wysysać

dusze z paranormalnych, a jemu to nie przeszkadzało!

- Ale ja wiem, że jestem tym samym, co Vivian. Rozmawiałam z twoją mamą, potwierdziła to.

- Rozmawiała z tobą? Kurczę, do tej pory pokazywała się tylko mnie i tacie... A czy ona myśli, że

możesz zrobić coś złego?

- Nie. Powiedziała, że mam wybór i że nie wie, co się może stać.

- No widzisz! Wszystko mi jedno, czy jesteś tym samym, co Vivian, czy nie. To ona jest wariatką, a nie

ty. Poza tym,

Page 257: White Kiersten - Paranormalność

jeśli współpracuje z elfami, a one chcą, żeby cię zabiła, skąd można wiedzieć, czy to, co mówi, jest

prawdą? A nawet jeśli, może się mylić. Albo może kłamać, żeby cię zmusić do spotkania i wtedy cię

zabić.

- Może. Myślę, że wychowywały ją elfy. Dużo wie, zna ich proroctwa i inne rzeczy, ale nie jest taka

jak one. -Zmarszczyłam brwi. - Sprawia wrażenie smutnej i samotnej. - Nie potrafiłam sobie

wyobrazić, jak to jest być wychowywaną przez elfy. Moje życie było dziwne, ale ja przynajmniej

miałam ludzi, którzy się o mnie troszczyli!

Popatrzyłam na Lenda.

- Naprawdę się mnie nie boisz?

Pokręcił głową. Puścił moją rękę, objął mnie i przyciągnął do siebie.

- Ani trochę. To, że nie wiesz, czym jesteś, zupełnie mnie nie przeraża. Znam to uczucie. - Uśmiechnął

się. - Poza tym, jak mógłbym bać się kogoś, kto uwielbia różowy kolor?

Roześmiałam się, wycierając wreszcie łzy. To było niewiarygodne. Lend był chyba jedyną osobą na

świecie, która zareagowałaby w taki sposób.

- Myślisz, że powinniśmy powiedzieć twojemu tacie? Zastanowił się.

- Nie wiem. Już rozmawiałaś z moją mamą, a ona wie o takich sprawach znacznie więcej niż tata. Poza

tym i tak niewiele nam to daje, nadal nie wiemy, gdzie jest Vivian ani jak ją powstrzymać. Tu jesteś

bezpieczna, nie może cię znaleźć, a to najważniejsze. Myślę, że gdyby mój tata albo ktoś inny się

dowiedział, mógłby... No, zdenerwować się. Poza tym nie ma właściwie powodu, żeby im mówić,

prawda?

Kiwnęłam głową. Poczułam ogromną ulgę.

- Zatrzymamy to dla siebie. A gdy Vivian znów cię odwiedzi albo dowiesz się czegoś jeszcze,

zastanowimy się

Page 258: White Kiersten - Paranormalność

nad tym razem, dobrze? I od dzisiaj zawsze noś przy sobie paralizator.

Mimo zapewnień, że skoro do tej pory Vivian nie udało się mnie znaleźć, to już mnie nie odnajdzie, w

jego wzroku czaił się niepokój. Pewnie tego samego można się było dopatrzyć w moich oczach. To

prawda, że czułam się tu bezpieczna, ale Vivian nadal gdzieś tam była i mnie szukała.

Ponure myśli musiały się odbić na mojej twarzy, bo Lend ścisnął moją dłoń i przyciągnął do siebie

jeszcze bardziej.

- Wszystko będzie dobrze. Siedzimy w tym razem. Lend był taki cudowny... Nie mogłam w to

uwierzyć.

Uświadomiłam sobie, że nie czuję już tego zimna i pustki. Nic wielkiego, jedynie subtelne wrażenie,

że jest mi dobrze.

- Ale obiecaj, że powiesz, gdy poczujesz coś dziwnego. Dobrze?

- O, czuję mnóstwo rzeczy, gdy mnie dotykasz. Ale to nie jest dziwne.

Uśmiechnęłam się szeroko, delikatnie trącając go w pierś.

- Mówię poważnie!

- Wiem. Obiecuję. - Pocałował mnie w policzek, a potem zerknął na zegarek. - Wiesz co? Chyba

będzie lepiej, jeśli pójdziesz do siebie. Nie byłoby dobrze, gdyby tata zastał nas tu razem.

- O, racja. Jasne! - Zerwałam się tak szybko, że omal nie straciłam równowagi. - Zobaczymy się na

dole.

Uśmiechnął się do mnie.

- Nie mogę się doczekać.

Zamknęłam drzwi do jego pokoju i przytuliłam się do nich, zamykając oczy. Vivian się myliła. Nie

byłam sama.

Reszta dnia była wspaniała. David miał dla mnie fałszywe dokumenty i mogliśmy wypełnić wszystkie

papiery

Page 259: White Kiersten - Paranormalność

wymagane, żeby zapisać mnie do szkoły od jesieni. Miałam nawet śliczne nazwisko - Green. Nie

pamiętałam, jakie nosiłam w rodzinach zastępczych, a w Centrum nie było mi potrzebne. Ale teraz,

gdy zobaczyłam swoje imię i nazwisko zapisane razem, poczułam się prawdziwą osobą, która może

mieć dokument tożsamości i wieść życie z dala od Agencji.

David zamówił również serię kursów do nauki w domu, żebym mogła uczyć się sama. Było już za

późno, żeby teraz zapisać mnie do szkoły, nie nadgoniłabym programu. To mnie trochę przygnębiło.

Oznaczało mniej czasu z Len-dem i więcej bez własnej szafki. Ale za to teraz miałam przyszłość, na

którą mogłam czekać, no i znacznie bardziej mi zależało na moich wynikach. Mogłabym pójść na

studia razem z Lendem. Jeśli nawet oznaczało to więcej pracy domowej, no cóż, po prostu należało to

zrobić.

Poza nauką pomagałam Davidowi w opiece nad przybywającymi do miasta paranormalnymi.

Rozeszły się wieści nie tylko o jego podziemnej pomocy, ale również o zabójstwach. Skierowani

przez znajomych Davida z MANIP, paranormalni napływali do miasta, a on wysyłał ich do innych

miejsc albo znajdował im mieszkania tutaj.

Wszyscy ci paranormalni byli zdenerwowani i opowiadali sobie o tym, gdzie ostatnio doszło do

zabójstwa. Lend ciągle przemieniał się w Vivian, żeby pokazać im, jak ona wygląda. Patrzenie, jak

chłopak, którego lubię, zmienia się w dziewczynę, której się boję, było niesamowite.

Martwiłam się, że tak wielu paranormalnych w jednym miejscu może sprawić kłopoty, ale Lend

uspokoił mnie, że wtedy jest nawet lepiej. Pilnują się nawzajem i jeśli któryś złamie zasady - na

przykład, będzie pił ludzką krew - reszta może go powstrzymać. Nikt nie chce zwrócić na siebie uwagi

Agencji czy Vivian.

Page 260: White Kiersten - Paranormalność

Podziwiałam to, co robił David, i byłam szczęśliwa, że mogę mu pomóc. Ale jego brak organizacji i

rejestru doprowadzał mnie do szału. Osiedlał tu wampiry z fałszywymi dokumentami albo wysyłał je

do innych miast, nie mając pojęcia, co tam będą robić. Jeśli Agencja była zbyt restrykcyjna, David był

jak dla mnie zdecydowanie zbyt ufny.

Ale nikt nie pytał mnie o zdanie.

Po południu, po tym jak znaleźliśmy lokum dla ostatniego wilkołaka, Lend wspomniał tacie, że

wybiera się ze mną na bal. David był tak podekscytowany, jakby to miał być jego własny bal. Chciał

od razu jechać do centrum handlowego. Nie spierałam się. Lend śmiał się z tego, jacy wszyscy jeste-

śmy podnieceni, nawet Arianna, która pojechała z nami.

- O, daj spokój, wiesz, że kochasz centrum - powiedziałam, ściskając jego rękę, gdy siedzieliśmy na

tylnym siedzeniu. - To jak nirwana dla nastolatków!

- A ja myślałem, że czyściec.

Gdy już tam dotarliśmy, David i Lend poszli poszukać wypożyczalni smokingów, a ja i Arianna

obejrzeć sukienki. To prawda, że nie nazwałabym ją idealną kumpelą na zakupy, ale była tak

podekscytowana, że już po kilku minutach świetnie się bawiłyśmy. Problem w tym, że teraz tłumy

działały mi na nerwy. Dwa razy wydawało mi się, że widzę Retha kątem oka, i już łapałam za kastet w

kieszeni, gdy uświadamiałam sobie, że to ktoś zupełnie przypadkowy. Ciekawe, czy kiedyś jeszcze

zdołam się zrelaksować i tak na maksa odprężyć?

W trzecim sklepie Arianna westchnęła, oglądając kolejne kreacje.

- Tęsknię za tym... Byłam projektantką, zanim... No, zanim umarłam. I nigdy nie rozumiałam,

dlaczego tak się stało. David też nie wie.

Page 261: White Kiersten - Paranormalność

Tylko że ja wiedziałam jeszcze mniej. MANIP nie przejmowała się specjalnie swoim paranormalnym

programem edukacyjnym.

- To wszystko jest takie dziwne. Dziesięć lat temu chodziłam do szkoły, ciesząc się z tego wszystkiego,

co mnie czeka w życiu. A potem, trach! Nagle stałam się... no, tym. I nadal nie rozumiem, jaki to

wszystko ma sens? Czy będę tak wegetować do końca świata? Wiesz, męczy mnie już samo myślenie

o tym... - ciągnęła.

Zmarszczyłam brwi, usiłując nie myśleć o tym, co Vivian powiedziała o uwalnianiu paranormalnych z

tego świata.

- No, przecież robisz różne rzeczy - stwierdziłam. Pokręciła głową.

- Och, mniejsza z tym. Słuchaj, a może ta? - Pokazała mi sukienkę. Sięgała do ziemi, miała połyskliwą

zwiewną spódnicę i górę bez ramiączek, w kształcie serca. I była różowa. Ślicznie, lśniąco różowa. To

była miłość od pierwszego wejrzenia.

Page 262: White Kiersten - Paranormalność

Chyba w twoich snach

Vivian pojawiła się dopiero tego samego tygodnia, w którym planowano bal. Siedziałam na jednej z

lekcji Lenda, ale nie znałam nikogo. Nauczyciel mówił w innym języku, ja zapomniałam, jak się

czyta. Miałam na sobie sukienkę, a do niej glany. Proszę, wystarczyła zapowiedź pójścia do szkoły

jesienią, a już miałam koszmary.

Właśnie rozpaczliwie próbowałam odszyfrować słowa w teście z przedmiotu, o którym nigdy nie

słyszałam, gdy spojrzałam w górę. Reszta uczniów zniknęła, Vivian siedziała w ławce, rzucając mi

dziwne spojrzenie. Lśniące i migotliwe dusze kołysały się za nią.

- Jesteś dziwna - oznajmiła.

Wróciłam do testu, denerwując się, że muszę go skończyć.

- Tak, wiem.

- I co, powiedziałaś mu? - Uśmiechnęła się z satysfakcją.

- Powiedziałam.

- To dlaczego mnie nie zawołałaś?

- Jemu to nie przeszkadza.

Jej uśmiech zniknął, zmarszczyła czoło.

- Nie przeszkadza?

- Nie. Lubi mnie bez względu na to, kim jestem.

Page 263: White Kiersten - Paranormalność

Pokręciła głową.

- Nie, nie rozumiesz. Musiałaś go okłamać. Robisz się coraz jaśniejsza. Zrozumiałaś już jak to robić,

prawda? Zabiłaś go?

- Nie! Nie zabiłam go i nigdy tego nie zrobię. Niczego nie zrozumiałam i wcale nie chcę. Jestem

szczęśliwa tu, gdzie jestem.

- Ach, rozumiem. - Jej twarz stała się zimna, kamienna. - Szczęśliwa mała Evie. Czyli zatroszczą się o

ciebie? Prawdziwe dziecko szczęścia, wszędzie spotyka przyjaciół.

Wzruszyłam niepewnie ramionami.

- Nie chcę mieć nic wspólnego z elfami, odbieraniem duszy ani z niczym takim. Tutaj mogę być

normalna. Chcę być normalna.

Na jej twarzy zapłonęła furia. Przez chwilę myślałam, że się na mnie rzuci. Ale szybko się opanowała.

Utkwiła wzrok w ławce, zaczęła sunąć palcem po blacie. W drewnie zostawały czarne wyżłobienia,

nad nimi unosił się dym.

- Normalna? O, to byłoby miłe. Mała normalna Evie. -Spojrzała na mnie w zamyśleniu. - Zawsze

chciałam, żeby ktoś zdrabniał moje imię. Elfy nie są zbyt czułe... Chciałam mieć przyjaciela, kogoś,

kto lubiłby mnie na tyle, żeby powiedzieć: Hej, Vivi! Albo na przykład: Viv. Zawsze zastanawiałam

się, jakbym się wtedy czuła. - Jej oczy wypełniły się łzami. - Wiesz, jak długo na ciebie czekałam?

Byłam taka samotna... A potem zaczęli mówić, że tamten dwór stworzył drugą. Początkowo byłam

zazdrosna, chciałam cię zabić tak, jak mi kazali. Ale gdy cię zobaczyłam w Irlandii, zrozumiałam, że

nareszcie spotkałam kogoś takiego jak ja! Zaczęłam cię szukać. Elfy nie mogły cię znaleźć, ale ja

wiedziałam, że zdołam, że uda mi się do ciebie dotrzeć. Ale gdy wreszcie cię znalazłam, uciekłaś, nim

zdążyłyśmy

Page 264: White Kiersten - Paranormalność

porozmawiać. I teraz znów jestem sama, i ciągle nie mogę cię znaleźć... - Jej szczupłe ramiona się

zatrzęsły. Wyglądała na taką załamaną, taką smutną, że zakłuło mnie serce. - To nie może długo trwać,

nie możesz być normalna. Bądź ze mną. Jestem taka zmęczona samotnością. Proszę, pozwól mi się

znaleźć...

Podeszłam do niej, usiłując nie patrzeć na dusze, wmawiając sobie, że ich nie chcę. Pogłaskałam jej

rękę.

- Przykro mi. Tak mi przykro.

Podniosła na mnie wzrok, zobaczyłam ogień w głębi jej oczu.

- Chodź ze mną.

- Ja... - Zaczęłam, ale złapała mnie za nadgarstek. Jej ręce były jak szczypce.

- Znajdę cię - szepnęła, uśmiechając się.

Otworzyłam szeroko oczy i usiadłam na łóżku.

Niedobrze. Bardzo niedobrze.

Nadal było ciemno, ale poszłam po cichu do pokoju Lenda. Coś mu się śniło, przybierał postaci

różnych ludzi. Weszłam na łóżko i położyłam się obok niego, ale na kołdrze.

- Lend - wyszeptałam. Nie zareagował, więc powiedziałam jeszcze raz, odrobinę głośniej: - Lend.

Otworzył oczy, zniknęły rysy starego mężczyzny, pojawiła się jego zwykła postać.

- Evie?

- Miałam kolejną wizytę.

- Och! - Patrzył na mnie przez chwilę, marszcząc brwi. -Och... - szepnął znowu, kręcąc głową. -

Przepraszam cię... która godzina?

- Późno. Wcześnie. Przepraszam.

- Nie, w porządku. Kolejny sen z Vivian?

Page 265: White Kiersten - Paranormalność

- Tak.

- Co powiedziała?

- Ze robię się jaśniejsza. - Popatrzyłam na niego zaniepokojona i zdenerwowana.

- No wiesz, moja dusza nadal jest cała i na swoim miejscu. Vivian tobą manipuluje.

Skinęłam głową, choć wiedziałam, że Vivian ma rację. By się upewnić, wystarczyło nawet to szybkie,

nerwowe zerknięcie, gdy byłam pod prysznicem. Nawet Lend powiedział ostatnio, że moje ręce nie są

tak zimne jak zwykle.

- Coś jeszcze?

- Dostała szału, bo nie chcę jej powiedzieć, gdzie jestem. Wyglądała na taką smutną i samotną. -

Poczułam się okropnie, przypominając sobie wyraz jej oczu. - Powiedziała, że mnie znajdzie, chociaż

wie, że tego nie chcę.

- Ale jeszcze cię nie znalazła.

- Nie, ale wyglądała na sfrustrowaną. Myślę, że w tym całym zabijaniu na prawo i lewo chodzi o mnie.

Ona mnie szuka. I założę się, że elfy wiedziały, że pracuję dla Agencji. I że prędzej czy później

zostanę wysłana w teren, żeby zbadać morderstwa. A gdy Vivian zobaczyła mnie po tym, jak zabiła

wiedźmę... - Przerwałam, zastanawiając się. -Nie przypuszczam, żeby już wtedy się zdecydowała.

Myślę, że gdy włamała się do Centrum, nadal chciała mnie zabić. A teraz chce, żebyśmy, no nie wiem,

połączyły się i zabijały paranormalnych razem. No wiesz, jak to w rodzinie.

- A czy elfy nie powinny odnaleźć cię bez trudu? - Wyglądał na zaniepokojonego.

Wzruszyłam ramionami.

- Nie wiem. Może nie mogą, bo, tak jak radził twój tata, wszędzie noszę chleb? A może to twoja mama

coś zrobiła? Nie mam pojęcia, dlaczego nie są w stanie mnie znaleźć.

Page 266: White Kiersten - Paranormalność

Ale strasznie się martwię... A jeśli ona tu jednak przyjdzie? Jeśli cię skrzywdzi? Ciebie albo Ariannę,

Nonę czy innych paranormalnych? Jestem zagrożeniem dla wszystkich. To byłaby moja wina i nigdy

bym sobie tego nie wybaczyła! Lend pokręcił głową.

- Nie ponosisz odpowiedzialności za to, co ona robi. I naprawdę myślę, że skoro do tej pory cię nie

znalazła, to jej się nie uda.

Za każdym razem, gdy słyszałam to zapewnienie, brzmiało coraz lepiej, ale i tak nie mogło przegnać

niepokoju pulsującego w moim żołądku. Rzeczywiście będę mogła normalnie żyć, ukrywając się w

niewielkim miasteczku w Wirginii? Nie miałam nic przeciwko temu.

Ale ciągle nie mogłam zapomnieć smutnych oczu Vivian.

- Nigdy nie przypuszczałam, że będę wdzięczna za takie dzieciństwo jak moje, ale... biedna Vivian.

Wiem, że jest szaloną morderczynią, lecz ona nigdy nikogo nie miała. Nigdy, nigdy. Wiesz,

chciałabym znaleźć jakiś sposób, żeby jej pomóc.

- Wiem. Ale musisz pamiętać, że wychowały ją elfy. Wszystko, co ci mówi, to prawdopodobnie

kłamstwo.

Uśmiechnęłam się blado. Wiedziałam, że Lend się myli. Nie można udawać takiego bólu i

samotności. On tego nie rozumiał, zawsze kogoś miał. Zastanowiłam się, jakby to było, gdyby to mnie

wychowały elfy. Wzdrygnęłam się.

- No to co, chcesz spędzić tu resztę nocy? - spytał, unosząc jedną brew.

Zmrużyłam oczy, starając się nie uśmiechać.

- Chyba w twoich snach. Zaśmiał się.

- Dobrze. W takim razie pozwól mi zasnąć, żebym mógł do nich wrócić.

Page 267: White Kiersten - Paranormalność

Pokręciłam głową, pochyliłam się i pocałowałam go szybko i delikatnie w usta, a potem - już za nim

tęskniąc -wróciłam do mojego pokoju. Nie miałam nic przeciwko spędzeniu z Lendem reszty nocy,

ale wolałam, żeby to się rozwijało powoli. Spanie w tym samym łóżku nie było najlepszym

pomysłem. Widziałam to dziesiątki razy w Easton Heights. Jeśli jakaś para zbyt szybko lądowała w

łóżku, nigdy nie kończyło się to dobrze. Poza tym nie sądziłam, żeby spodobało się to tacie Lenda.

Wolałam nie przeginać.

Długo nie mogłam zasnąć, ale w końcu mi się udało.

Następnego ranka Lend poszedł do szkoły, a ja zostałam w domu, odrabiając pracę domową i ucząc

się do egzaminu na uniwerek. To było tak niesamowite, że aż chciało mi się śmiać. Gdzieś tam Vivian

i elfy szykują mi zagładę, a ja siedzę przy kuchennym blacie i wkuwam słówka. Normalność była

czasem dziwniejsza niż paranormalność.

- Jak leci? - zagadnął David, robiąc sobie kanapkę na lunch.

- Chciałam o coś zapytać, jeśli masz chwilę.

- Uczyłem się tego dawno temu, ale spróbuję.

- Nie, nie chodzi o test. Zastanawiam się... Właściwie to się martwię. Chodzi o elfy. Jak mogą znaleźć

jakiegoś człowieka? To znaczy, gdyby jakieś elfy z MANIP mnie szukały, czy dowiedziałyby się,

gdzie jestem?

- Nie sądzę. Wiem, że jeśli elfy mają jakiś ślad, coś twojego, jakiś przedmiot, który do ciebie należał,

albo część twojego ciała... - Zobaczył moje rozszerzone oczy i się uśmiechnął. - No, na przykład włos

albo palec, zawsze mogą cię znaleźć. No i oczywiście jeśli je wezwiesz. Ale jeśli chodzi o to, czy

wiedzą, gdzie jesteś... Nie. Mają swoje

Page 268: White Kiersten - Paranormalność

sposoby na znajdywanie ludzi. Gdyby, na przykład, znały twoje pełne imię, wtedy to byłoby proste.

Zmarszczyłam brwi. Nie znałam mojego pełnego imienia i byłam pewna, że nie znają go również

Agencja ani Vivian i elfy. A potem przypomniałam sobie, jak Reth powiedział, że pewnego dnia

powie mi, jak mam naprawdę na imię. Między moimi łopatkami przebiegł dreszcz. To pewnie dlatego

zawsze dokładnie widział, gdzie mnie znaleźć w Centrum.

- Jakieś inne sposoby?

- Jeśli elfy naprawdę chcą cię znaleźć, znajdą cię. Co znaczy, że już by to zrobiły. - Uśmiechnął się. -

Ja też się nad tym wszystkim zastanawiałem i wydaje mi się, że nie ma problemu. Tutaj jesteś

bezpieczna przed Agencją.

Skinęłam głową. Chciałabym, żeby to Agencja była moim zmartwieniem... Ale to było coś znacznie

gorszego. Wzięłam jeszcze jedną kromkę chleba i wsunęłam do kieszeni. Chciałam tu zostać,

pragnęłam, żeby to moje szczęśliwie życie trwało wiecznie.

Ale coś mi mówiło, że kromka chleba może nie wystarczyć.

Page 269: White Kiersten - Paranormalność

Nie zepsuj mi makijażu

Arianna przyglądała się moim włosom pogrążona w zadumie. Nagle jej twarz się rozjaśniła.

- Mam! Pamiętasz Cheyenne w odcinku o balu maskowym?

- O rany! To jest to! Jesteś geniuszem! Prychnęła.

- Wiem. Najlepszy odcinek, nie?

- Zgadza się.

Arianna wzięła termołoki, a ja patrzyłam w lustro. Nigdy przedtem nie widziałam wampira w lustrze.

Okazało się, że mają odbicie, ale - podobnie jak na słońcu - prawdziwa postać przebija przez iluzję. To

znaczy, nie było widać zwłok pod spodem, ale coś było jakby nie w porządku. Nic dziwnego, że nie

lubiły luster. Patrzenie na siebie w taki sposób musiało być okropne. Arianna również unikała

spoglądania w lustro, przesuwała się co chwila, żeby nie musieć patrzeć na swoje odbicie.

Przyznaję, że jej ręce na moich włosach - przesłonięte iluzją ręce zwłok - trochę mnie niepokoiły, ale

usiłowałam nad tym zapanować. Teraz wszystko było znacznie bardziej złożone niż kiedyś. To już nie

to, co dawniej, kiedy wystarczyło znaleźć i porazić wampira prądem. Teraz były

Page 270: White Kiersten - Paranormalność

to rozmyślania o filozoficznych implikacjach ludzi, których zmuszono do nieśmiertelności, skazano

na udawanie człowieczeństwa, choć nie pozostało w nich niemal nic ludzkiego. Rany, nie dziwię się,

że piły krew.

Arianna zdjęła wałki, moje włosy opadły luźnymi, wijącymi się lokami. Wzięła do ręki spinkę do

włosów z kryształem, odgarnęła na bok część pasemek z mojej twarzy i przypięła.

- Idealnie! - Uśmiechnęła się. Nie mogłam się nie zgodzić. Styl był prosty, ale podkreślał, jak piękne

mam włosy. Bez wątpienia były moim największym atutem.

- Jesteś artystką.

- Wiem. A teraz makijaż.

W czasie takich chwil z Arianną powracała tęsknota za Lish. Wiem, że nie mogłaby brać czynnego

udziału w tych przygotowaniach, w końcu była syreną, ale pewnie chciałaby popatrzeć. Gdy Arianna

nakładała eyeliner i zastanawiała się nad wyborem cienia do powiek, ja rozmyślałam o tym, co

powiedziała Cresseda w czasie naszego pierwszego spotkania. Prosiła, żebym zwróciła im Lish. Ale

jak? Przecież Lish odeszła, nie żyła.

I w tym momencie doznałam olśnienia. Jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć?!

- O rany!

- Prawda? Nie miałaś pojęcia, że możesz tak zabójczo wyglądać, co? - stwierdziła zarozumiale

Arianna.

- O tak, jesteś niezwykła - rzuciłam szybko. Choć wyglądałam dobrze (naprawdę dobrze), mój wygląd

był niczym w porównaniu z tym, co właśnie sobie uświadomiłam. Musiałam natychmiast pogadać z

Lendem!

Zerwałam się, ale Arianna siłą posadziła mnie na krześle.

- Jeszcze nie koniec, twoje usta nadal są nagie. - Jedyne, co mogłam zrobić, to siedzieć nieruchomo,

gdy nakładała

Page 271: White Kiersten - Paranormalność

różową pomadkę z delikatnym połyskiem. - Już. Jesteś doskonałością. A ja jestem geniuszem.

- Dzięki. - Uśmiechnęłam się, a potem pognałam na górę. Arianna roześmiała się, pewnie myślała, że

nie mogę się doczekać włożenia sukienki.

- Lend! - Wpadłam do jego pokoju. Wyglądał na zaskoczonego. Nadal w spodenkach i koszulce leżał

na łóżku i rysował. Zatrzymałam się, marszcząc brwi. - Nie masz zamiaru się szykować?

Zaśmiał się.

- Zdejmę to ubranie i włożę smoking, powinno mi to zająć całe dwie minuty. Hej, wyglądasz zabójczo.

- Słuchaj, już wiem! - Usiadłam na końcu jego łóżka.

- Co? - Podniósł się i usiadł naprzeciwko.

- Ten wiersz! Już wiem, co on znaczy! - Dlaczego nie myślałam o nim bardziej? Ależ byłam głupia!

Jego brwi się uniosły.

- Naprawdę?

- Tak! „Oczy jak tającego śniegu strumienie", to już wiemy. Dalej: „Zimna od rzeczy, o których nic

nie wie", tak samo jak mnie, jej też ciągle zimno. Tylko tych „rzeczy, o których nie wie" nie jestem

pewna... - Było mnóstwo rzeczy, o których Vivian nie wiedziała, które sprawiały, że czuła się

samotna. - No i dalej. „Niebo w górze i piekło na dole" to ziemia, miejsce, gdzie utknęliśmy, tak jak

elfy. A potem „płynne płomienie skrywają jej boleść"... Właśnie tak wyglądają te dusze czy też

energia, płynne złote płomienie! A ona je zabiera, ponieważ ją rozgrzewają i nie czuje się już samotna.

I w końcu ten ostatni kawałek. „Śmierć, śmierć, śmierć, nieprzynosząca ukojenia" to jest o tym, w jaki

sposób ona zabija paranormalnych! Pamiętasz, jak twoja mama mówiła, żeby zwrócić im Lish?

Vivian nie tylko ich zabija,

Page 272: White Kiersten - Paranormalność

ona odbiera im dusze. I zatrzymuje je. Są w niej uwięzione! Zabija paranormalnych, ale dusze nadal są

zniewolone. -Wyrzucałam z siebie słowa, bojąc się, że zaraz o czymś zapomnę. - Lish i Jacques, i

wszyscy. Ich dusze nie zaznały spokoju, zostały skradzione!

- To ma sens. - Jego oczy się rozszerzyły.

- Jak myślisz, czy gdyby dało się je uwolnić... Myślisz, że... że wtedy Lish by wróciła? Ożyła?

Zmarszczył brwi.

- Nie wiem. Przecież ciała są martwe. Nawet ciała nieśmiertelnych mogą umrzeć.

- Och... - Opadły mi ramiona. A już myślałam, że zrozumiałam, że teraz zdołam odzyskać Lish. Przez

ostatnich kilka minut czułam się tak, jakbym już ją odzyskała! A teraz straciłam ją ponownie.

Lend objął mnie ramieniem.

- Przykro mi, Evie.

Skinęłam głową. To było głupie. Nawet, gdyby jakimś cudem dusza i ciało Lish połączyły się znowu -

co było mało prawdopodobne i pewnie dość ohydne, biorąc pod uwagę, ile czasu upłynęło - to i tak nie

miałam pojęcia, jak odebrać jej duszę Vivian. Ani czy to w ogóle możliwe.

- Ale myślę, że masz rację, jeśli chodzi o znaczenie wiersza. Nie żyją, ale nie zostali wyzwoleni,

ponieważ ich dusze utknęły. Zawsze coś.

- Chyba jakoś to nam pomoże, prawda? - Westchnęłam. Pochylił się, żeby mnie pocieszyć

pocałunkiem, ale się cofnęłam.

- O nie, nawet o tym nie myśl. Arianna cię zabije, jeśli zepsujesz mi makijaż.

Uśmiechnął się, unosząc jedną brew.

Page 273: White Kiersten - Paranormalność

- Mam poważny zamiar zniszczyć go, zanim skończy się noc.

- Powodzenia! - Poszłam do swojego pokoju. Czułam rozczarowanie, że moja chwila olśnienia

właściwie niczego nie rozwiązała. Czułam, że zawiodłam Lish, ale nie wiedziałam, co jeszcze

mogłabym zrobić. Kiedyś w końcu rozpracuję tę zagadkę, Vivian!

Na pocieszenie został mi bal. Okey, to płytkie, ale wiedziałam, że Lish by mi tego życzyła. Prawie

widziałam akceptację w jej rozpromienionych oczach... I prawie widziałam usta Raquel, zaciśnięte w

cienką linijkę na widok moich odsłoniętych ramion i głębokiego dekoltu. Niemal słyszałam

westchnienie, które by jej się wyrwało.

Nie, jeśli będę o tym myśleć jeszcze przez chwilę, to się rozpłaczę. A miałam na rzęsach stanowczo

zbyt dużo tuszu. Wpatrzyłam się w moją sukienkę, gładząc materiał i powstrzymując łzy. Marzyłam o

balu tak długo, że prawie nie wierzyłam, że to dziś. Że oto idę na bal z chłopakiem, którego kocham, ni

mniej, ni więcej. Byłam prawie taka szczęśliwa, jak Lish chciałaby mnie widzieć.

Żałowałam, że w pokoju nie ma lustra, ale nawet bez niego wiedziałam, jak oszałamiająca jest ta

sukienka. Gdy pierwszy raz ją przymierzyłam, gapiłam się na siebie przez pół godziny. Ostatnim

akcentem były jasnozłote pantofle na wysokich obcasach z odkrytymi piętami i palcami. Nie było

lepszego stroju balowego w całej historii tańca. Zamiast biżuterii posmarowałam ramiona

połyskliwym balsamem. Byłam wystarczająco olśniewająca jak na tę noc.

Lend zapukał, otworzyłam mu z uśmiechem. Zareagował idealnie. Szczęka mu opadła. A potem

uśmiechnął się tak, jakby nie mógł uwierzyć we własne szczęście.

Page 274: White Kiersten - Paranormalność

Ja też nie mogłam. Ten przystojniak, jakim wodny chłopak był przez cały czas, w smokingu wyglądał

niczym skończona doskonałość.

- Wyglądasz pięknie. - Podał mi ramię, a ja wzięłam go pod rękę i odparłam z uśmiechem:

- Nawzajem. - Miałam ochotę śmiać się na głos ze szczęścia. - Może powinieneś był kupić smoking?

Zaśmiał się i zeszliśmy na dół, gdzie czekali już David i Arianna z aparatami fotograficznymi. Po

jakimś milionie zdjęć - chciałam jak najwięcej dowodów, że to wszystko dzieje się naprawdę -

poszliśmy do czekającej limuzyny.

Kierowca czekał przy otwartych drzwiach. Zatrzymałam się, ścisnęłam rękę Lenda.

- Wiecie, że kierowca to troll? - szepnęłam nerwowo. Zaśmiał się.

- Tak, wiemy. To dobry przyjaciel domu.

Usiedliśmy z tyłu, byliśmy pierwszymi, po których pojechał. Wpadliśmy jeszcze po Johna i Carlee,

która z uśmiechem skomplementowała mój strój. Pojechaliśmy do małej restauracji na kolację.

Światła były przyćmione, wystrój elegancki; usiedliśmy pod przeszkloną ścianą - pluszowe siedzenia

z oparciami pozwalały mi przytulić się do Lenda.

A potem pojechaliśmy do szkoły. John narzekał głośno, jaka to żenada, bal w szkole, ale ja się nie

przejmowałam. Bal to bal. A ja tu byłam, na normalnym, cudownym balu, z moim prawie normalnym,

absolutnie cudownym chłopakiem. Byłam tak szczęśliwa, że wydawało mi się, że się świecę.

Gdy weszliśmy do sali gimnastycznej, ozdobionej mieniącymi się kulami i parawanami-altankami,

zrozumiałam, że rzeczywiście się świecę. W panującym tu półmroku moja ręka płonęła jak latarka.

Spojrzałam na moją pierś i od razu pożałowałam dekoltu - jeśli moja ręka świeciła jak latarka,

Page 275: White Kiersten - Paranormalność

moje serce było niczym miniaturowe słońce. Zasłoniłam je ręką i rozejrzałam się spanikowana,

dopóki nie zrozumiałam, że nikt oprócz mnie tego nie widzi.

- Chcesz zatańczyć? - zapytał Lend, prowadząc mnie na środek parkietu. Położył moje ręce na swojej

szyi i przyciągnął mnie do siebie, a ja uśmiechnęłam się, próbując zignorować mój płonący

nadgarstek. Leciał jakiś pościelowy kawałek, ale mnie było wszystko jedno.

- A więc bal. - Uśmiechnął się, gdy poruszaliśmy się powoli w przód i w tył. - Podoba ci się?

Rozjaśniłam się w uśmiechu.

- Bardziej niż Easton Heights.

Page 276: White Kiersten - Paranormalność

Rozwalacz imprez

Po pamiętnej akcji z iPodem i skręconą kostką świetnie wiedziałam, że jestem kiepską tancerką, ale

teraz Lend i ja odrzuciliśmy niepewność i nieśmiałość i po prostu tańczyliśmy pośrodku sali, tak jak

wszyscy.

Potem Lend ściągnął mnie z parkietu, żeby zrobić jeszcze kilka zdjęć.

- Zrobimy klasyczną pozę, co? - zaproponował, gdy czekaliśmy w kolejce.

Wzruszyłam ramionami. Nie miałam pojęcia, co ma na myśli, i nie przejmowałam się tym, chodziło

mi tylko o zdjęcie jako kolejny dowód... Staliśmy razem z innymi, Lend trzymał rękę na mojej talii, a

potem, tuż przed zrobieniem zdjęcia, nagle przechylił mnie i, kładąc rękę za moją głową, pocałował.

Zaskoczona, upadłabym, gdyby nie trzymał mnie tak mocno. Jak tylko błysnął flesz, pociągnął mnie z

powrotem.

- Ty wariacie! - Zaśmiałam się, klepiąc go w ramię. -To będzie tragiczne zdjęcie!

- Uprzedzałem, że mam zamiar zniszczyć twój makijaż. - Uśmiechnął się zadowolony.

Page 277: White Kiersten - Paranormalność

- Właśnie, a propos, teraz muszę iść do łazienki i pomalować usta. - Wyciągnęłam rękę i przesunęłam

kciukiem po jego górnej wardze. - O, tobie też ładnie w tym odcieniu.

- Masz tu gdzieś szminkę? - spytał zaskoczony, ponieważ nie wzięłam torebki.

- Och, nie wolno nie doceniać pomysłowości dziewczyny, która musi gdzieś schować potrzebne

rzeczy. - Nie chciałam się z nim rozstawać, ale twardo postanowiłam wyglądać pięknie przez całą noc.

- Chcesz, żeby ktoś z tobą poszedł?

- Do łazienki? Po co?

- Dziewczyny nigdy nie chodzą same do łazienki.

- Spróbuję nie czuć się samotna przez dziesięć sekund. Uśmiechnął się.

- Będę czekał przy stole z napojami. - Objął mnie i przyciągnął do siebie. - Pospiesz się - szepnął, a

potem mnie puścił.

Prawie wfrunęłam do łazienki. Było tu kilka dziewczyn, które, chichocząc, rozmawiały o swoich

chłopakach i plotkowały, czyja sukienka była najgorsza. Wyjęłam pomadkę ze stanika - bycie płaską

jak deska miało swoje plusy.

Przywróciłam świetność moim ustom i wróciłam do sali. Idąc przez mroczne obrzeża sali, odruchowo

przeszukiwałam je pod kątem potencjalnego zagrożenia.

W końcu przewróciłam oczami i się roześmiałam. Tej nocy nie było żadnych wampirów, elfów ani

szalonych płonących dziewczyn. Dla tych dzieciaków żadna z tych istot nawet nie istniała. Lend

pomachał do mnie od stołu i po raz pierwszy od lat poczułam, jak odpływa ze mnie całe napięcie.

Gdy podeszłam do Lenda, właśnie zaczął się wolny kawałek. Weszliśmy na parkiet i zaczęliśmy się

kołysać.

Page 278: White Kiersten - Paranormalność

- Wiesz - powiedział, przysuwając wargi do mojego ucha. - Może stracę w twoich oczach jako facet,

ale według mnie dzisiejsza noc jest idealna.

- Ja też tak myślę. - Gdyby dało się umrzeć ze szczęścia, już można by pisać mój nekrolog.

Po kilku minutach kołysania się Lend pokręcił lekko głową.

- Możemy zrobić to lepiej. - Ujął moją wyprostowaną rękę i zaczął sunąć przez tłum w szalonej

imitacji tanga. Gdy odchylił mnie do tyłu, zobaczyłam Johna i Carlee. Tańczyli przytuleni tak mocno,

że trudno byłoby wcisnąć między nich kartkę.

Lend podniósł mnie, uśmiechając się złośliwie.

- Myślisz o tym samym, co ja?

Ruszyliśmy do przodu i rozdzieliśmy ich, używając naszych wyciągniętych rąk jak klina. Carlee

zaśmiała się, a John wskoczył Lendowi na plecy, usiłując założyć mu nelsona.

- Te chłopaki - rzuciłam, śmiejąc się.

- Czy mógłbym się wtrącić? - usłyszałam głos, którzy brzmiał jak płynne złoto. Mój kręgosłup

zesztywniał, żołądek ścisnął się ze strachu i nim zdążyłam krzyknąć, smukła dłoń złapała moją,

ciągnąc mnie przez tłum. Próbowałam się uwolnić, ale lecieliśmy niewiarygodnie szybko, cały świat

rozpłynął się wokół mnie. Ręka Retha obejmowała mnie jak stalowa obręcz

- Lend! - krzyknęłam, utrzymując równowagę jedynie dzięki uściskowi Retha. Kątem oka

dostrzegłam Lenda, zobaczyłam panikę na jego twarzy. Próbował przebić się przez tłum sukienek i

smokingów, ale jedwab i cekiny tworzyły tęczową barierę, zasłoniły go. Reth sunął zręcznie przez

otaczający nas tłum; jak zwykle ludzie nie stanowili dla niego żadnej przeszkody.

Page 279: White Kiersten - Paranormalność

W końcu przebiliśmy się przez uczniów i Reth wszedł razem ze mną przez drzwi elfów, odciągając

mnie od tego wszystkiego, czego zawsze tak bardzo pragnęłam.

- Evelyn, moja ukochana, w końcu możemy zatańczyć. - Odchylił mnie, przytulając się do mnie w

absolutnych ciemnościach. Zamknęłam oczy. Kręciło mi się w głowie, usiłowałam nie płakać.

Dlaczego nie włożyłam do stanika również kawałka suchego chleba? Albo stalowej rury? Jak mogłam

myśleć, że jestem normalna?

- Zabierz mnie z powrotem - zażądałam, odsuwając się od niego tak daleko, jak tylko mogłam.

Wściekła, że muszę trzymać go za rękę.

- Och, daj spokój. Tak dawno nie rozmawialiśmy. Bardzo mi tego brakowało. Tyle razy chciałem cię

odwiedzić, ale spałaś na tym okropnym żelaznym łóżku, a wodna wiedźma zachowywała czujność.

Ale jakoś udało mi się zająć czas. Składałem wizyty naszym starym przyjaciołom z Agencji. Tyle

spotkań. Dzięki tobie i twoim cudownym słowom.

- O czym ty mówisz? - spytałam. Mój głos był pozbawiony wyrazu, bałam się zdradzić narastającą

panikę. Co ja zrobiłam? Tamtej nocy kazałam mu przybrać nowe imię... Po tym Agencja nie mogła już

nim dyrygować, ale przecież nie mogło go to uwolnić całkowicie... A potem przypomniałam sobie

swoją wcześniejszą komendę: „Zignoruj rozkaz MANIP". Zrobiło mi się niedobrze, gdy dotarło do

mnie znaczenie tych słów. Z całą pewnością uznał, że ma to oznaczać zignorowanie wszelkich

rozkazów, wygłoszonych przez Agencję, aż do tego, który zabraniał krzywdzenia ludzi.

- O, nie... - szepnęłam przerażona. - Co ty zrobiłeś? Uśmiechnął się, jego zęby zalśniły w ciemności.

Zrobił

jeszcze kilka kroków. Próbowałam się opierać, ale on ciągnął mnie za sobą. I w końcu znaleźliśmy się

na łące, która tak

Page 280: White Kiersten - Paranormalność

naprawdę nie była łąką. Jej brzegi były rozmyte, niewyraźne, żółte niebo wisiało zbyt nisko, a trawa i

drobne różowe kwiaty układały się w konkretne wzory. Całe to miejsce było sztuczne, lukrowana oaza

spokoju.

- Proszę. - Pojawiły się dwa krzesła, Reth usiadł na jednym, drugie wskazał mnie. - Teraz, gdy już

jesteś bezpieczna, możemy dokończyć.

- Och, ja już skończyłam. - Założyłam ręce na piersi. - Ilu zabiłeś?

Zmarszczył brwi.

- Kogo zabiłem?

- Pracowników Agencji! Ilu? Zabiłeś Raquel? To dlatego Vivian ma jej komunikator?! - Teraz już

wrzeszczałam. Byłam tak wściekła, że było mi już wszystko jedno, co się stanie. Chciałam go

wkurzyć, miałam dość tego zarozumiałego uśmiechu.

- Na miłość boską, Evelyn, co ty mówisz? Ja jedynie pomogłem im przejść na coś w rodzaju

wcześniejszej emerytury, nikogo nie zabiłem! Dlaczego chciałabyś, żebym zrobił coś takiego?

- Ja nic nie chcę! Ale jak mogę ci wierzyć, po tym jak wprowadziłeś Vivian do Centrum?! Masz

zamiar znów ją tu ściągnąć? Jak długo z nią współpracowałeś?

Uśmiechnął się.

- O tak, tamten wieczór został wspaniale wyreżyserowany. Ale mogę cię zapewnić, że, jak to ujęłaś,

nie współpracowałem z nią. Potrzebowałem nowego imienia, a ty zdawałaś się dobrze działać w

sytuacjach stresowych. Nigdy nie pozwoliłbym, żeby coś ci się stało. Cóż, nie było łatwo, musiałem

wplątać się w brudne interesy dworu, a ty wystawiałaś na próbę moją cierpliwość. Gdy już

skończymy, będziesz miała szansę docenić moje zaangażowanie.

Page 281: White Kiersten - Paranormalność

Pokręciłam głową z niedowierzaniem.

- A więc tylko o to chodziło? Ci wszyscy paranormalni zginęli tylko po to, żebyś mógł zaaranżować

sytuację, w której wydam ci ten rozkaz?

- No cóż, tak. A teraz musimy pójść dalej.

- A może zostawisz mnie w spokoju? Jest mi dobrze tu, gdzie jestem. Masz to swoje głupie nowe imię,

czemu po prostu nie zostaniesz w krainach elfów?

- Ponieważ już wkrótce cię znajdą. Mogłem ukrywać twoje miejsce pobytu tylko dopóty, dopóki tego

nie zrozumieją. Vivian jest już w drodze.

Zasłoniłam usta dłonią, pokręciłam głową w przerażeniu.

- Nie, ona nie może, ona... Zabierz mnie z powrotem, i to już! Muszę ich ostrzec!

Reth westchnął, zakładając nogę na nogę.

- Oni się nie liczą. A ty musisz zostać napełniona.

- Nie chcę ani odrobiny więcej twojej ohydnej duszy! Zmrużył oczy rozgniewany. Żółte niebo zalała

czerń,

wiatr szarpał moją sukienkę.

- Moje dziecko, nie masz pojęcia, co poświęciłem, żeby utrzymać cię przy życiu, żeby zapewnić ci

wieczność. Dużo mnie to kosztowało i nie mam zamiaru pozwolić, by cały wysiłek stworzenia cię

poszedł na marne. Nie mam zamiaru rzucić cię na pożarcie Vivian.

- Ty... ty mnie stworzyłeś? - To było zbyt przerażające, by mogło być prawdziwe.

- Mój dwór cię stworzył. Musieliśmy mieć coś, co równoważyłoby ich siły.

- Och, wiem wszystko o twoim dworze - palnęłam. -I nie chcę mieć nic wspólnego z elfami Unseelie.

Popatrzył na mnie zaskoczony.

- Czemu myślisz, że jestem Unseelie?

Page 282: White Kiersten - Paranormalność

- Nie jestem głupia! Elfy Unseelie to te złe!

- Zgadzam się w zupełności. Większość z nich jest naprawdę okropna. Stworzylibyśmy cię wcześniej,

ale nie wiedzieliśmy, że tak dobrze im pójdzie z Vivian. Ale jest jeszcze czas. Daj mi rękę. - Wstał.

- Nigdy! - Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, trzęsąc się z wściekłości. - Zapomniałeś o czymś.

- Czyżby? - rzekł, idąc spokojnie w moją stronę.

- Denfehlath! - krzyknęłam. Jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia i gniewu, gdy obok mnie

otworzyły się drzwi i wyszła z nich elfka o czerwonych oczach.

- Coś ty zrobiła, Evelyn? ! - wrzasnął.

- Zabierz mnie do domu Lenda! - zażądałam, odwracając się do Fehl. Zaśmiała się swoim śmiechem

spadającego szkła i obrzuciła Retha triumfalnym spojrzeniem.

- A więc tu jesteś! - Chwyciła mnie za rękę i wbiegłyśmy przez drzwi. Jej stalowy uścisk zaniepokoił

mnie. Fehl nie była już zła, teraz płonęła niecierpliwością, musiałam biec, żeby za nią nadążyć. W

końcu otworzyły się następne drzwi i znaleźliśmy się w kuchni w domu Lenda.

Vivian, cała w ognistym splendorze, siedziała na blacie, machając nogami.

- Nareszcie! - powiedziała, zeskakując. - Najwyższa pora! Dziękuję, Fehl.

Nie widziałam jej rysów pod tym jasnym światłem, ale mogłam słyszeć jej śmiech. Byłam martwa.

Wszyscy byliśmy martwi, i znowu przeze mnie.

Popatrzyłam na elfkę z przerażeniem, uśmiechnęła się do mnie

- O bip... - szepnęłam. Jeśli Reth był tym dobrym elfem, nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, jaka

musiała być Fehl.

Page 283: White Kiersten - Paranormalność

Vivian podniosła coś z podłogi i, nim zdążyłam cokolwiek zrobić, cisnęła tym. Ominęło mnie o włos i

trzasnęło Fehl w twarz. Elfka padła na podłogę.

- Żelazna patelnia - oznajmiła Vivian pogodnie. - Bystra rodzinka. No i co, siostrzyczko, jak leci?

Page 284: White Kiersten - Paranormalność

Wysysanie duszy

Co mogłam powiedzieć Vivian, stojąc tu, w kuchni Lenda? Strasznie się bałam. I to nie tylko o siebie,

ale o Lenda i wszystkich. Ściągnęłam na nich Vivian. Musiałam ją stąd wyprowadzić, odciągnąć od

ludzi, których kochałam.

- Ja... jesteś... - Mój mózg był równie zdrętwiały jak moje ciało. Mogłam tylko patrzeć na nią, jak

płonie, złota i jasna.

- Tak, głupku. Byłabym tu znacznie wcześniej, gdybyś po prostu powiedziała mi, gdzie cię szukać.

Teraz, gdy nie mogłam zobaczyć wyrazu jej twarzy, dziwnie się z nią rozmawiało. Mogłam polegać

tylko na jej głosie... Chyba była szczęśliwa.

- Przykro mi. Zdaje się, że to elf cię blokował. - Musiałam zrobić tak, żeby wyszła ze mną. Nie

wiedziałam, co Lend teraz robi, ale nie mogłyśmy tu zostać. - To co, idziemy?

Zaśmiała się.

- Dlaczego? Zawsze chciałam wyssać elfa. No i pokażę ci, jak się to robi! - Uklękła obok Fehl. -

Ciekawe, jak długo byłaby nieprzytomna? No, teraz to już na zawsze. - Położyła płonącą rękę na piersi

elfki. - Nigdy jej nie lubiłam. Jej głos był jak... jak tłukące się szkło.

Page 285: White Kiersten - Paranormalność

Pokręciłam głową.

- Musimy iść, szybko! No wiesz, inne elfy już wiedzą, gdzie jesteś, prawda? Chodźmy stąd.

- Luz, Evie. - Zwróciła do mnie twarz, teraz mogłam zobaczyć jej oczy za płomieniami. - Nie musimy

się już martwić elfami, nie teraz, gdy już jesteśmy razem. - Popatrzyła na Fehl. - Rany, to trwa i trwa!

Gdybym wiedziała, że elfy mają tyle do oddania... Och, to jest... Chodź, chcę, żebyś poczuła to razem

ze mną. Pokochasz to... Nie ma nic wspanialszego na całym tym żałosnym świecie.

- Przestań, proszę - powiedziałam, niemal płacząc. Nie znosiłam Fehl, ale nie mogłam tak po prostu

stać i patrzeć, jak uchodzi z niej dusza.

- Dlaczego?

- Bo... bo wcale tego nie potrzebujesz! Vivian pokręciła głową, wstając.

- Nie rozumiesz.

- Rozumiem! Ale zobacz sama, powiedziałaś, że staję się jaśniejsza, prawda?

Skinęła głową.

- Przy okazji, zabójcza sukienka.

- A przecież ja nic nie wzięłam, nie wiem nawet, jak się to robi! A więc musi być jakiś inny sposób,

prawda?

- Nie ma innego sposobu, już ci mówiłam. Nie mamy własnej duszy. I nie mam zamiaru przestać, nie

teraz, gdy cię znalazłam. Wiesz, jak długo na to czekałam? Wiesz? Pięćdziesiąt lat!

Byłam zszokowana, wyglądała najwyżej na dwadzieścia.

- Ty nie... jak?

- Dzięki temu! - Uniosła płonące ręce. - A jak myślisz? Zniknęłabym już dawno, przed osiągnięciem

pełnoletności! Powiedz mi, Evelyn... Czy chcesz umrzeć?

Page 286: White Kiersten - Paranormalność

- Nie, ale nie mam zamiaru odbierać dusz tylko po to, by przeżyć!

- Nie masz wyboru! - Jej głos zmienił się, złagodniał. -A twój chłopak, ten zrobiony z wody?

Widziałaś jego duszę, prawda? To światło, które wszędzie nosi ze sobą? Jest takie jasne, prawda?

Wiesz, co to oznacza?

Pokręciłam głową. Nie chciałam, żeby mówiła o Lendzie, żeby zwracała na niego uwagę. Musiał

pozostać bezpieczny.

- To znaczy, że on nie umrze. Pomyślałaś o tym? Twój chłoptaś będzie żył na wieki, a ty zostaniesz

zdmuchnięta jak świeczka. I co, nadal gardzisz odbieraniem dusz?

Lend był nieśmiertelny... Czułam, jak wali się mój świat. Przypomniałam sobie, jak David patrzył na

Cressedę. Ten ból, to odizolowanie. Czy to będzie moja rola? Zostanę sama? A może umrę, jak

twierdzi Vivian?

- Posłuchaj mnie. Tak ci zależy na tej elfce? A wiesz, jak wielu ludzi zabiła, nim MANIP zaczęła ją

kontrolować? Mężczyzn, kobiety, dzieci? Bez żadnego powodu! Tylko dlatego że ją to bawiło. I co,

nadal uważasz, że zasługuje na duszę? Czy jakakolwiek z tych istot zasługuje na to, co ma? Nawet te,

które wydają ci się niewinne, dlaczego są zmuszane do tkwienia tutaj? Tak nie powinno być! Ja je

wyzwalam i jednocześnie chronię przed nimi świat.

Zamknęłam oczy. Ja też myślałam, że chronię świat. Ale to wcale nie było takie proste. Nic nie było.

Kimże byliśmy, by decydować, czy ktoś lub coś zasługuje na tę iskrę życia, którą mu ofiarowano?

- Wówczas staniemy się równie złe jak elfy. Uderzyła mnie w twarz. Upadłam na blat, przyciskając

rękę do płonącego policzka.

- Nie jestem taka jak one! - Złapała moją rękę, ciągnąc mnie do miejsca, w którym leżała Fehl. Ale

elfki już tam nie było. Klnąc głośno, Vivian wyprostowała się i rozejrzała.

Page 287: White Kiersten - Paranormalność

- Zobacz, co narobiłaś! Nie dokończyłam jej! I na kim ci pokażę, jak się to robi?

I w tym momencie zapłonęły drzwi, Reth wypadł przez nie jak burza. Wyglądał, jakby chciał

wywrócić dom do góry nogami.

- Co za wyczucie czasu! - roześmiała się Vivian.

Reth spojrzał na mnie, dając Vivian czas na podniesienie patelni. Walnęła go nią w tył głowy,

zwalając elfa z nóg. Próbował wstać, ale położyła patelnię na jego piersi.

- Nie mam pojęcia, jak to działa, ale cieszę się, że działa. Chodź, Evie. No nie powiesz mi, że ten elf...

Po tym wszystkim, co ci zrobił, po tym, jak kłamał, jak tobą manipulował, jak cię wykorzystał... Nie

powiesz mi, że zasługuje na życie wieczne. Pomyśl o tych wszystkich dziewczynach, które stąd

zabrał, które jeszcze mógłby skrzywdzić.

Pokręciłam głową, w oczach miałam łzy. Nie wiedziałam, kogo bardziej się bałam, Vivian czy Retha.

Jego bursztynowe oczy płonęły wściekłością; byłam pewna, że gdyby nie blokowało go żelazo,

Vivian już by nie żyła. Jeśli w ogóle mogła umrzeć z taką ilością energii w sobie. Zrozumiałam, że nie

mogę zrobić nic, żeby ją powstrzymać. Jeśli się jej przeciwstawię, wpadnie w szał i zabije mnie, a

potem zabije wszystkich, na których mi zależało. I zostaniemy na zawsze uwięzieni w jej pustym,

czarnym wnętrzu, tak jak Lish. Nie mogłam jej pokonać. Reth miał rację. Nie przeżyję.

Przyklękłam i, poddając się, pochyliłam głowę.

- Pokaż mi, jak się to robi. Roześmiała się.

- Najwyższy czas!

- Mam go po prostu dotknąć?

- Nie, to nie takie proste, wówczas wysysałabyś duszę z każdego, kogo dotkniesz. Połóż rękę tutaj, na

jego sercu,

Page 288: White Kiersten - Paranormalność

tam właśnie skoncentrowana jest dusza. Musisz tego chcieć. Musisz czuć, że powinna być twoja,

pragnąć jej, przyzywać ją. Usłyszy cię i odpowie. Po to właśnie zostałyśmy stworzone. Jesteśmy

Pustymi i dusze pragną do nas przybyć. To dlatego widzimy wszystko, potrafimy patrzeć przez iluzję.

Gdy już będziesz miała w sobie więcej, będziesz widzieć paranormalnych na wylot, aż do duszy. -

Położyła wolną rękę na moim ramieniu, jej głos wibrował szczęściem. - Jakie to piękne, Evie...

Wszystkie będą nasze. Nasze wspólne.

Skinęłam głową i położyłam rękę na piersi Retha. Jego boleśnie piękna twarz była spokojna, patrzył

na mnie łagodnie.

- Musisz tego chcieć - powiedziała Vivian z zapałem. -Weź ją.

I wtedy już wiedziałam. Wiedziałam, czego chcę.

- Hej, Viv - odparłam, usiłując nie płakać, gdy odwróciłam się, by na nią spojrzeć. Niemal czułam jej

radość z powodu połączenia się ze mną. - Przykro mi, że tak długo byłaś samotna. Przepraszam.

Przepraszam.

Położyłam dłoń na jej piersi. Była taka gorąca, parzyła. .. Czułam, jak mnie pali, ale nie ruszyłam się,

zamknęłam oczy i po raz pierwszy w życiu otworzyłam się, zapraszając duszę do swego wnętrza.

Nic się nie stało.

Vivian oderwała moją rękę i odepchnęła mnie mocno. Przeleciałam przez kuchnię i uderzyłam w

ścianę, ból rozlał się po całym moim ciele.

- Co ty wprawiasz? Chcesz, żebym cię zabiła?! Zrobię to! Nie potrzebuję twojego współczucia, ty

żałosna istoto. Wiesz, kim jestem? Jestem bogiem, Evie! Jestem śmiercią i życiem! Niewiarygodne, że

chciałam się tym z tobą dzielić! Elfy miały rację. - Pokręciła głową, przeszła przez pokój i stanęła

nade mną, jasna i przerażająca. - Nie ma sensu cię

Page 289: White Kiersten - Paranormalność

tu dłużej trzymać... - Podniosła mnie za włosy, przysuwając moją twarz do swojej. Czułam, jak moja

skóra czerwienieje od żaru, poczułam swąd palonych włosów. - Powinnam była wiedzieć, że nie

zrozumiesz, że tak naprawdę nie będziesz tego pragnąć - stwierdziła już łagodniej. - Ale nie martw się,

dodam tę twoją małą duszę, którą udało ci się jakimś cudem uzbierać, do mojej kolekcji. Wtedy

naprawdę będziemy razem już na zawsze. Położyła rękę na mojej piersi.

Wstrzymałam oddech, kurczowo trzymając się ostatnich sekund mojego życia. Jak to będzie, gdy

będę umierać? Jej ręka była gorąca, parzyła... Ale nic się nie działo, życie nie opuszczało mnie.

Jej ramiona zatrzęsły się i wtedy zrozumiałam, dlaczego to nie zadziałało.

- Musisz tego pragnąć - szepnęłam. Mimo wszystko Vivian nie chciała mnie zabić. Wyciągnęłam rękę

i położyłam ją delikatnie na jej sercu. Teraz już wiedziałam, czego chcę. Pragnęłam tych wszystkich

dusz, pragnęłam je uwolnić. - Wypuść je, Viv.

Krzyknęłam, sztywniejąc, gdy gorąco wybuchło przez jej skórę, przebiegło niczym prąd przez moje

ciało. Poczułam, jak mnie zalewa, przygniata, byłam tylko ja i ogień rozlewający się po moich

komórkach.

Vivian przygasła, jej ogień cofał się, teraz już dało się zobaczyć jej rysy. Płomienie kurczyły się coraz

bardziej i bardziej, aż w końcu zostały tylko w jej sercu i oczach. Jeszcze trochę, jeszcze tylko trochę i

byłoby po niej. I wtedy ją poczułam, poczułam Vivian, jej własną duszę. Była mała, złamana,

chciałam ją wziąć, by dać jej we mnie ukojenie. I już miałam to zrobić, gdy zobaczyłam jej oczy. Były

takie zimne i puste.

Page 290: White Kiersten - Paranormalność

Oderwałam rękę i Vivian upadła na podłogę. Ale nadal widziałam w niej tę iskrę, tę odrobinę duszy.

A potem przestałam o tym myśleć.

Z buzującym we mnie ogniem wszystko wyglądało inaczej, teraz widziałam prawdziwe oblicze świata

- przemijające marzenie, ciemność, zimno i śmierć. Byłam wieczna i nic w tej egzystencji, w tym

normalnym życiu, które tak lubiłam, nie miało znaczenia.

- Najwyższy czas - rzucił Reth, opierając się od niechcenia o blat.

Page 291: White Kiersten - Paranormalność

Drogi i możliwości

Spojrzałam na Retha. Teraz, gdy byłam wypełniona, widziałam go na wskroś, aż do jego duszy. Była

piękna. W przeciwieństwie do tych płynnych płomieni, które wcześniej dał mnie, jego dusza była

trwała jak kryształ. Miała ten sam kolor jasnego złota jak wszystkie inne, ale była stała.

- Byłem na ciebie bardzo zły, gdy wezwałaś tę Unseelie. Gdybyś umarła, byłbym bardzo

rozczarowany. Ale w efekcie wszystko bardzo ładnie zagrało. No i teraz nie musimy już tracić czasu

na wypełnianie cię. - Wyprostował się z uśmiechem. - Możemy od razu przejść do tej zabawniejszej

części.

- Zabawniejszej? - Nawet mój głos brzmiał inaczej, był bogatszy, jakby cały chór mnie odzywał się w

tej samej chwili. Głos nieśmiertelnej.

- O tak! - Klasnął w ręce. - Możemy tańczyć przez całe noce, teraz będziesz już żyła na wieki.

Oczywiście, są pewne sprawy do załatwienia, ale to może zaczekać, aż wprowadzę cię na dwór. Na

pewno będą podekscytowani. Teraz, gdy do nas dołączysz, wszystko ci wyjaśnię, będziemy mogli

gawędzić godzinami. Tak się cieszę, że wygraliśmy, że będziesz mogła pójść do mojego domu, tam,

gdzie jest twoje miejsce...

- Dlaczego?

Page 292: White Kiersten - Paranormalność

Wyglądał na zdziwionego.

- Jak to dlaczego?

- Dlaczego miałabym pójść z tobą?

- Cóż, do tego świata nie należysz z całą pewnością. Czujesz to, prawda? Tę tymczasowość, marność

tego świata? I nic nie można utrzymać w czystości. - Zmarszczył brwi i otrzepał kamizelkę. - Poza tym

są sprawy, które należy załatwić, wrota, które trzeba otworzyć, domy, które musimy odnaleźć. Cieszę

się, że to będzie jednak twój wiersz. Jest znacznie weselszy.

- Mój wiersz... - Kiedyś tak strasznie chciałam go poznać, a teraz, wypełniona buzującym życiem, z

trudem się na tym skupiałam.

- Popatrzmy, jak to dalej idzie... „Oczy jak tającego śniegu strumienie" i takie piękne... „Zimna od

rzeczy, o których nic nie wie, niebo w górze i piekło na dole, płynne płomienie zakończą jej boleść.

Cały jej ogień, nareszcie wyzwolony. Cały jej ogień, nareszcie ukojony".

Ściany zdawały się na mnie napierać, dom był zbyt ograniczony, zbyt tymczasowy. Przytłaczał mnie

rozkład. Podeszłam do frontowych drzwi, niemal nie zauważając, że gałka stopiła się w moich rękach.

Zeszłam z werandy, odetchnęłam głęboko i spojrzałam w górę na niebo. Gwiazdy, zimne i jasne,

wydawały się odpowiednim towarzystwem. Otaczały mnie dziwne cienie i migotliwe światło. Teraz

widziałam wszystko. Każdy liść, każde źdźbło trawy było wyraźnie zarysowane, a było jeszcze

więcej, jeszcze więcej, tuż za tym, na co patrzyłam.

- Evelyn, ukochana, dokąd idziesz? - Reth zjawił się obok mnie.

- Światło i cienie. Skąd się wzięły?

- To drogi i możliwości. Jeśli zechcesz, mogę nauczyć cię, jak na nie oddziaływać.

Page 293: White Kiersten - Paranormalność

Spojrzałam w górę na gwiazdy. Uniosłam płonącą rękę, trzymałam ją płasko w powietrzu.

- Tu coś jest - powiedziałam miękko, mój głos brzmiał dziwnie obco w moich uszach. W tym świecie

wszystkiego było znacznie więcej, więcej niż kiedykolwiek czułam. -Drzwi.

Reth położył rękę na moim ramieniu

- Och, o to nie musisz się martwić. To nieistotne. Ja stworzę drzwi. Będziesz ze mną, przy mnie...

Przez wieczność.

Odwróciłam się w stronę nieba. Gdybym połączyła ze sobą te gwiazdy, wyglądałyby jak wrota.

Dziwne, że wcześniej tego nie zauważyłam.

- Evelyn, przestań. - Głos Retha był podszyty paniką.

- Co?

- Nie możesz ich wypuścić. Nie w ten sposób. Odwróciłam się do niego, ściągając brwi.

- O czym ty mówisz?

- O duszach. Potrzebujesz ich. To nie te wrota masz otworzyć.

- Moje dusze. - Westchnęłam. Kochałam je. Zamknęłam oczy, odetchnęłam głęboko, wsłuchując się

w moją energię, w moje dusze. Byłam wypełniona. I mimo to gdzieś w głębi, w niejasny sposób

czułam niedosyt. To było jak zadra. Jakby tego wszystkiego było zbyt wiele i niewystarczająco

zarazem. Płomienie mnie rozpierały, zmieniały, i chociaż czułam się tak pełna, jakbym miała za

chwilę pęknąć, jednocześnie pragnęłam jeszcze więcej. - Chcę więcej -szepnęłam.

- To się da załatwić. Chodź. - Reth pociągnął mnie delikatnie za rękę. Dziwne, że go nie sparzyło.

I wtedy zobaczyłam światła. Kilka sekund zajęło mi zrozumienie, że to reflektory samochodu.

Zatrzymał się

Page 294: White Kiersten - Paranormalność

z piskiem przed nami, jakiś człowiek wyskoczył z miejsca kierowcy. Jego dusza była blada, drżąca,

zanikająca. Sprawiała, że czułam się spokojna, w sposób trudny do wyrażenia, jej kruche piękno

wzbudzało we mnie czułość.

Otworzyły się drugie drzwi, a ja znieruchomiałam. Myślałam, że dusza Retha była piękna, jednak w

porównaniu z tą była niczym. Wypełniła noc tańczącym, migotliwym światłem, drżącym niczym

odbicie na powierzchni stawu. Nie widziałam zbyt wielu dusz, ale wiedziałam, że ta jest wyjątkowa.

Pragnęłam jej. Pragnęłam ją mieć.

- Evie!

Zamrugałam, usiłując przezwyciężyć wyobcowanie i rozpoznać ten głos.

- Evie, wszystko w porządku?

Lend! Mój Lend! Wszystko wróciło na swoje miejsce. Ta dusza to był mój Lend. Zacisnęłam pięść.

Nie mogłam jej wziąć...

- Co... twój głos jest inny... Co on ci zrobił? Zmrużyłam oczy, usiłując dojrzeć twarz Lenda. Może

gdybym widziała jego twarz, nie pragnęłabym tak bardzo jego duszy, może mogłabym się

powstrzymać... Wyciągnęłam do niego rękę.

- O, śmiało - rzekł Reth. - On jest nieważny. Ale pospiesz się, naprawdę musimy już iść.

- Co się stało? - Lend podbiegł do mnie. Teraz był już w zasięgu. Chciałam zapłakać, gdy położyłam

rękę na jego piersi, ale nie mogłam. Musiała być moja. Otworzyłam kanał...

I krzyknęłam cicho. W chwili, gdy dotknęłam duszy Lenda, w końcu odnalazłam własną. Zagubiona

w wirze innych, stłamszona, odnalazłam duszę Lenda, którą tak kochałam. I to wystarczyło.

Page 295: White Kiersten - Paranormalność

Zabrałam rękę, zanim Lend stracił cokolwiek. Z zamkniętymi oczami skoncentrowałam się na mojej

duszy w płomieniach. I wtedy zaczęłam zauważać inne. Setki dusz, uwolnione od Vivian tylko po to,

by znów znaleźć się w więzieniu. Wstrzymałam oddech. Poczułam duszę Lish. Wiedziałam, że to ona,

delikatna i mądra, muskała moje serce. Chciałam ją zatrzymać na zawsze.

Poczułam wyrzuty sumienia i spróbowałam je zagłuszyć. Jeśli wypuszczę te dusze, nie będę mogła

być z Lendem, nie z tą duszą, którą widziałam. Ja się wypalę, a on będzie trwał, wieczny i piękny.

Dokładnie tak jak powiedziała Vivian.

- Jeśli je zatrzymam, będę mogła zostać z tobą. - Po mojej twarzy spływały łzy.

- Co zatrzymasz? - Nie rozumiał.

- Dusze.

- Co?

- Wzięłam je od Vivian.

- Ona tu jest? - Rozejrzał się spanikowany.

- Już nie. - Pokręciłam ze smutkiem głową. - Teraz ja je mam, są wewnątrz mnie.

- Co to znaczy? Wzięłaś dusze? - Jego głos był spięty, wystraszony.

Już miałam mu wyjaśnić, dlaczego musiałam je zatrzymać, ale gdy patrzyłam na jego duszę tańczącą

przede mną, wiedziałam, że nie mogę. Nie mogę z nim być, nie w taki sposób. Nie zasługiwałam na to.

Ta nieśmiertelność, to życie eksplodujące we mnie... To nie było moje. Nie mogłabym prosić Lenda,

żeby kochał mnie właśnie taką. Mogłam mu zaoferować tylko moją duszę. Wystarczyła mi

świadomość, że ją mam. Już nigdy więcej nie będę pusta.

- Muszę je wypuścić - szepnęłam.

- Dusze?

Page 296: White Kiersten - Paranormalność

- Muszą zostać uwolnione.

- Nie teraz! - zawołał Reth, w jego gładkim złotym głosie zabrzmiał gniew.

Znów spojrzałam na gwiazdy. Dusze ciągnęły mnie, podniosłam ręce...

- Evie! - zawołał spanikowany Lend. Popatrzyłam na niego. Unosiłam się w powietrze. Nie

mogłam tego powstrzymać, jeśli nie uwolnię ich teraz, później już nie zdołam. Znalazłam kontur

gwiazd, wyciągnęłam rękę... I napotkałam opór.

- Dość! - Głos Retha był twardy, rozkazujący. Nie mogłam ruszyć ręką. - To nie te wrota, które masz

otworzyć! Jeśli je teraz wypuścisz, wszystko będzie na próżno! Potrzebujemy tych dusz! To nie są

właściwe wrota!

Skoncentrowałam się, nakazując ogniowi skupić się w mojej ręce. Stała się jeszcze jaśniejsza, złoto

przeszło w czystą biel. A potem, walcząc z potęgą głosu Retha, wyciągnęłam palec i połączyłam

gwiazdy. Światło zostawiało biały ślad, łącząc kolejne punkty, aż w końcu powstały wrota.

Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech.

- Idźcie - szepnęłam. Przez moment poczułam spokój, wdzięczność, a potem przejmujący ból, jakby

ogień został wyrwany z mojego ciała i wystrzelony ku gwiezdnym wrotom. Gdy już myślałam, że nie

wytrzymam dłużej tego bólu, ustał. Prawie. Jedna drżąca dusza, Lish, moja Lish, zwolniła, ocierając

się o moje serce. To było jej ostatnie pożegnanie.

Moje ciało stało się zimne i ciemne, upadłam na ziemię, zastanawiając się przelotnie, jak będzie

wyglądać śmierć. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, że w końcu udało mi się poznać moją duszę, a

potem zapadła ciemność.

Page 297: White Kiersten - Paranormalność

Piekło, niebo i to małe miejsce między nimi

Jeśli się już nie żyje, to nie powinno się czuć bólu. Gdzie tu sprawiedliwość? Skoro już byłam martwa,

to wszechświat mógł zrobić dla mnie chociaż tyle. A może byłam w piekle? Nie, chyba jednak na to

nie zasługiwałam. Poza tym w piekle powinno być gorąco, a mnie było przeraźliwie zimno.

Poruszyłam nogami, próbując ułożyć się wygodniej. Jasna bip, nie byłam martwa! Gdybym była, nie

miałabym ciała. Gdy ból nieco opadł, wiedziałam już na pewno, że mam ciało. Bolało mnie wszystko.

Zmusiłam się do uniesienia powiek, chociaż miałam wrażenie, że każda z nich waży dwadzieścia kilo.

To nie było piekło. Ale niebo też nie, tam powinni mieć lepszy gust i nie robić tych ohydnych

podwieszanych sufitów ze światłami jarzeniowymi.

- Uch - powiedziałam, wyrażając w ten sposób to, jak się czułam, i to, co myślałam o wystroju

pomieszczenia.

Uniosłam głowę, ignorując światła tańczące przed moimi oczami, i popatrzyłam na siebie. Byłam

przykryta kilkoma kocami, w jedną rękę miałam wkłutą kroplówkę. I wtedy zauważyłam coś

strasznego. Moja sukienka zniknęła! No

Page 298: White Kiersten - Paranormalność

dobrze, może ja nie umarłam, ale jeśli coś stało się mojej sukience, ktoś umrze na pewno.

Poruszyłam ręką, żeby podrapać się koło plastra przyklejającego kroplówkę, i znieruchomiałam. To

lśnienie, ten płynny ogień, który tu był, odkąd Reth go we mnie wcisnął, teraz zniknął. Ostatnia

pamiątka po nim i Vivian... Poczułam jednocześnie ulgę i żal. Moje płomienie zniknęły, wszystko

było dziwnie ciężkie, jakby przyciąganie ziemskie oddziaływało na mnie mocniej niż zwykle,

przykuwając mnie do ziemi.

Popatrzyłam na moje ciało, szukając śladów niedawnych wydarzeń, ale żadna jego część nie

wyglądała gorzej niż reszta. Westchnęłam i opadłam na poduszkę. A może byłam tu dlatego, że

umierałam? Może wypuszczenie tych wszystkich dusz nie zabiło mnie od razu, ale zostało mi zbyt

mało, by przeżyć?

A może powinnam po prostu wcisnąć ten głupi guzik i spytać pielęgniarkę? Najgorsze, co może się

zdarzyć, to że wkroczą tu z paralizatorami, bo dowiedzieli się, że jestem dziwolągiem. Zawahałam się.

To nie byłoby dobrze. Może jednak najpierw się zdrzemnę. W razie gdyby chcieli mnie przesłuchiwać

albo coś, przynajmniej będę wyspana.

Zapadłam w dziwny, męczący sen. Wydawało mi się, że słyszę, jak drzwi się otwierają, ale nie

mogłam zmusić się do uniesienia powiek czy poruszenia. Ktoś postawił coś na szafce obok mnie, a

potem usiadł na brzegu łóżka. Czyjaś delikatna dłoń odsunęła włosy z mojego czoła, a potem czyjeś

usta musnęły czubek mojej głowy.

Poczułam, że ten ktoś wstaje, usłyszałam oddalające się miękkie kroki i ciche westchnienie... chyba

szczęśliwe.

- Raquel? - wymruczałam, zmuszając powieki do uniesienia się. W pokoju było pusto. Zalała mnie

fala rozczarowania. Byłam pewna, że to ona... Chciałam, żeby to była ona.

Page 299: White Kiersten - Paranormalność

Na szafce obok łóżka stał wazon z bukietem barwnych tropikalnych kwiatów, razem z małą karteczką.

Ręce mi drżały, gdy ją rozkładałam.

Bądź szczęśliwa, moja mata dziewczynko. Będzie nam cię bardziej brakowało, niż możesz sobie

wyobrazić.

Kocham cię, Raquel

Popatrzyłam na drzwi, serce mi załomotało. Chciałam się z nią pożegnać, nawet gdyby miało mi to

skomplikować życie. Nawet, jeśli wiedziałam, że Raquel nie odejdzie z Agencji, a ja nie wrócę. Nasz

wspólny czas dobiegł końca.

Nagle zatęskniłam za nią bardziej niż kiedykolwiek przedtem.

Wytarłam łzę, czułam się strasznie samotna w tym głupim pokoju o ścianach pomalowanych na

łososiowy kolor, pod którymi stały stare meble. Gdzie Lend? Byłam więcej niż rozczarowana. Gdyby

to się działo w Easton Heights, Lend nie ruszałby się stąd nawet na krok, trzymając mnie za rękę i

zasypiając z płaczem. Potem obudziłabym go delikatnie i byśmy się pocałowali. Oczywiście,

musielibyśmy ze sobą zerwać przed końcem odcinka, co z kolei wcale nie było takie fajne.

Mój żołądek zacisnął się w bolesny węzeł. A może Lend wcale nie chciał tu być? Przecież omal nie

wyciągnęłam z niego duszy! Zamknęłam oczy, gdy opadły mnie wspomnienia tego, co się stało.

- Vivian - szepnęłam. Zrobiło mi się niedobrze. Zabiłam ją?

Ktoś odchrząknął tuż obok mnie. Usiadłam prosto.

- Raquel?

- Raczej nie.

Page 300: White Kiersten - Paranormalność

- Och, idź sobie - warknęłam. Odwróciłam się i spojrzałam na Retha, który usadowił się wygodnie na

krześle obok mojego łóżka.

Popatrzył na mnie twardo

- Jestem bardzo rozczarowany, Evelyn. Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem... Naprawdę, jestem

głęboko rozczarowany.

Zaśmiałam się. Co mogłam mu powiedzieć? Byłam zła, głodna, poobijana i miałam dosyć Retha i jego

bzdur.

- Och, jestem wstrząśnięta.

- Nie tylko uwolniłaś duszę, którą ci dałem, ale nie wypełniłaś zakończenia przepowiedni. A dodam,

że ciężko pracowałem na to, żebyś mogła usłyszeć jej koniec.

- No wiesz, skoro umieszczacie przepowiednie w mętnych wierszach... Wykonałam to zakończenie

dosłownie. Uwolniłam dusze.

Jego oczy rozbłysły furią.

- Nie chodziło o to, by je uwolnić, głuptasie. Miałaś uwolnić mnie. Nas.

- A co to niby ma znaczyć?

- Teraz to już nie twoja sprawa.

- Przepraszam. Trzeba było wyrażać się jaśniej. A teraz, jeśli nie masz nic przeciwko, chciałabym się

przespać.

Wstał.

- Jeszcze z tobą nie skończyłem. Wyciągnęłam rękę w jego stronę.

- O, czyżby? W takim razie powiem, że skłamałabym, mówiąc, że nie spodobało mi się posiadanie

tych wszystkich dusz. A więc, jeśli nie chcesz stracić swojej, to sugeruję, żebyś trzymał się ode mnie z

daleka. Z bardzo daleka. Jasne?

Jego twarz zrobiła się lodowata.

Page 301: White Kiersten - Paranormalność

- Nie możesz żyć z tym, co masz, ukochana. - Uśmiechnął się. - Będziesz potrzebowała więcej, aż w

końcu staniesz się tym, czym miałaś się stać. Gdy już do tego dojdzie, wybaczę ci. - Odwrócił się i

wyszedł przez drzwi w ścianie.

Wypuściłam powietrze. Nie chciało mi się wierzyć, że dał się tak łatwo przekonać. Wiedziałam, że

pewnego dnia wróci. Jego słowa dźwięczały w mojej pamięci. Kochałam życie, kochałam świat, a

najbardziej kochałam Lenda. Nie chciałam go opuszczać, ale nie miałam zamiaru stać się taka, jak

Vivian, bez względu na to, jak silna byłaby pokusa.

Odchyliłam dekolt szpitalnej koszuli i krzyknęłam cicho. Myślałam, że moje serce będzie tak samo

zimne i puste jak mój nadgarstek, a ono płonęło delikatnym światłem, słabszym niż wtedy, gdy Reth

wepchnął we mnie duszę, ale jednak. To było jednocześnie dziwne i pocieszające.

Gałka w drzwiach się przekręciła. Zaskoczona zostawiłam koszulę w spokoju. Do pokoju wpadł zły i

zdyszany Lend.

- Przepraszam! Lekarz powiedział, że nie obudzisz się przez kilka godzin, myślałem, że... Evie, tak mi

przykro, chciałem tu być!

Uśmiechnęłam się, a on przebiegł przez pokój i wziął moją rękę w swoje. Miło było znów widzieć

jego prawdziwą twarz. Wprawdzie jego dusza była cudowna, ale wolałam widzieć jego samego.

- Co się stało? - zapytałam. Pokręcił głową.

- Rany, to było szaleństwo. Gdy Reth cię porwał, zadzwoniłem do taty. Pojechaliśmy do domu i

zobaczyliśmy ciebie i Retha. Zachowywałaś się dziwnie, a potem uniosłaś się w powietrze. Nagle

zesztywniałaś i spadłaś. Złapałem cię, ale kiepsko mi to wyszło. - Rzucił mi przepraszające

Page 302: White Kiersten - Paranormalność

spojrzenie. - Uderzyłaś głową o ziemię i wtedy Reth powiedział tym swoim głupim rozkazującym

tonem: „Zabieram ją ze sobą". A ja na to: „Po moim trupie". Wtedy on wzruszył ramionami, jakby mu

to odpowiadało, i zaczął iść w moją stronę. Ale wtedy mój tata, który wrócił do samochodu, jak tylko

zaczęłaś się unosić, wrócił ze swoimi kijami golfowymi. Nigdy nie rozumiałem, po co trzyma w

samochodzie kije golfowe, robione na zamówienie, skoro właściwie nie gra. Uniósł kij i powiedział:

„Mam tu żelazo, które się z tobą nie zgadza".

- Nie gadaj!

Lend pokiwał głową, jego oczy płonęły podnieceniem.

- Powaga! To było niesamowite! Reth się wściekł: wyglądał, jakby chciał zabić nas obu. A potem po

prostu się odwrócił, wyszedł przez swoje drzwi i zniknął.

- Łał. Twój tata rządzi.

- Wiem. Wnieśliśmy cię do środka... Przy okazji, co się stało z gałką przy drzwiach?

- Yy, ups? Zaśmiał się.

- No, w każdym razie znaleźliśmy Vivían na podłodze. Myślałem, że nie żyje, ale tata wymacał puls.

Nie odzyskiwałaś przytomności, więc przywieźliśmy was obie tutaj. Ty wkrótce wyzdrowiejesz, to

tylko niewielkie oparzenia i hipotermia, co było trudno wyjaśnić.

Zaśmiałam się sucho. Powstrzymałam Vivían, uwolniłam dusze i przy tym wszystkim udało mi się

nikogo nie zabić ani nie umrzeć. Nieźle.

- Gdzie jest Viv?

- Była tutaj, ale chyba już ją zabrano. Tata powiedział, że pewnie nigdy się nie obudzi, więc znalazł

kogoś, kto się nią zajmie.

Page 303: White Kiersten - Paranormalność

Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się, kto, do licha, mógłby to robić, i wtedy przypomniałam sobie

pierwszego gościa. Raquel dobrze się nią zaopiekuje. Było mi smutno na myśl o Vivian śpiącej i

samotnej, już na zawsze... Ale przynajmniej będzie bezpieczna przed elfami.

Ciekawe, czy to samo stanie się ze mną, gdy się wypalę?

- Chciałem cię zapytać... - powiedział Lend. - Co miałaś na myśli, gdy powiedziałaś, że jeśli

zachowasz te dusze, będziesz mogła ze mną pozostać?

Przygryzłam wargę. Lend nie miał pojęcia, że jest nieśmiertelny, że jego dusza jest tak lśniąca i

wieczna. Otworzyłam usta, by mu powiedzieć, ale nie mogłam wykrztusić ani słowa. Miałam

wrażenie, że jeśli to powiem, to będzie nasz koniec.

- Nie wiem. - Wzruszyłam ramionami, usiłując się uśmiechnąć. - Wszystkie te dusze buzowały we

mnie, byłam jakby na haju.

- Jakie to uczucie?

Poruszyłam się niespokojnie. Gdy o tym myślałam, robiło mi się zimniej. Chciałam zapomnieć, jakie

to było wspaniałe. Nie miałam zamiaru już nigdy więcej tego poczuć.

- Tłumu?

- Wiesz, cieszę się, że już wszystko w porządku.

- Ja też. No więc, co było takie ważne, że musiałeś wyjść?

- Och! - Postawił torbę na łóżku obok mnie. - Pomyślałem, że chciałabyś mieć jakieś zajęcie, zanim

cię stąd wypuszczą. - Wyjął pudełko. A konkretnie pudełko filmów. Dwa pierwsze sezony Easton

Heigths.

- No nie! - krzyknęłam. - Naprawdę się o mnie martwiłeś, co?

Uśmiechnął się, maskując napięcie.

- Strasznie się bałem, że cię straciłem.

Page 304: White Kiersten - Paranormalność

Odsunęłam się, klepiąc łóżko obok siebie.

- Nic z tego. A teraz będziesz musiał obejrzeć ze mną całe czterdzieści godzin Easton Heights\

Wsadził pierwszy dysk do odtwarzacza i pokręcił głową, a potem usiadł na łóżku obok mnie.

- Niezbyt wysoka cena za trzymanie cię za rękę. A ja poczułam, że już mi nie jest zimno.

Page 305: White Kiersten - Paranormalność

Podziękowania

Tak wielu osobom zawdzięczam realizację marzenia mojego życia... Czy pozwolicie, że im podziękuję?

Jeśli nie, no cóż, możecie zawsze wrócić do sceny pocałunku. Też bym tak zrobiła.

Przede wszystkim chciałam podziękować Noahowi, miłości mojego życia, najwspanialszej rzeczy, jaka

mnie kiedykolwiek spotkała. Dziękuję, że dodawałeś mi otuchy nawet wtedy, gdy znikałam w Wordzie

na całe tygodnie. Za to, że pozwalałeś mi się wygadać i podsuwałeś rozwiązania momentów

zwrotnych. Dziękuję, nawet jeśli sugerowałeś uśmiercenie Evie. Dziękuję moim wspaniałym dzieciom

Elenie i Jonahowi, które, choć zdecydowanie niezbyt pomocne, są absolutnie cudowne i wypełniają

moje życie radością.

Dziękuję także mojej rodzinie, a szczególnie rodzicom, Patowi i Cindy, za to, że nigdy nie wątpili w to,

że jestem wspaniała, nawet jeśli zupełnie się tak nie czułam. Dziękuję, że kupowaliście mi książki i

wypełniliście moje dzieciństwo słowami i opowieściami. Dziękuję mojemu rodzeństwu, Erin, Lindsey,

Lauren i Mattowi, za to, że byli moimi czytelnikami, ale najbardziej za to, że są moimi przyjaciółmi,

pełnymi humoru i pogody ducha. Dziękuję moim dziadkom Dee i Mary za przekazanie

gawędziarskiego genu, i oczywiście moim

Page 306: White Kiersten - Paranormalność

teściom Kit i firnowi za umożliwianie nam korzystania z tak bardzo potrzebnej pralkosuszarki. Iza to,

że zawsze mogliśmy na nich liczyć.

Nie osiągnęłabym tego wszystkiego, gdyby nie pomoc moich krytycznych kolegów i przyjaciół.

Dziękuję Carrie Królowej Zombie Harris, Renee Collins i Kristen Record za ich celne wskazówki i

rady dotyczące prowadzenia akcji oraz Ashley fuergens, Megan Holmes, Jane Volker i Farze Sneddon

za ich entuzjazm. Dla Fary i Kirsten oddzielne podziękowania za smakołyki, zajmowanie się dziećmi i

wysłuchiwanie w nieskończoność, że to się nigdy nie uda. Miliony podziękowań dla Stephanie Perkins,

która była najlepszym, najwrażliw-szym czytelnikiem i nauczyła mnie, że dobre zawsze może być

lepsze i która razem ze mną śmiała się i płakała nad niesamowitością życia. I wreszcie Natalie

Whipple za to, że była moją pierwszą czytelniczką i największą zwolenniczką. Nie wiem, co by się stało

z moim poczuciem własnej wartości, gdyby nie ty - zawsze będę ci wdzięczna za to delikatne

popychanie mnie we właściwym kierunku. Dziękuję wam za to, że byliście razem ze mną, na przemian

sfrustrowaną, załamaną, zachwyconą i dumną.

Dziękuję cudownej internetowej społeczności pisarzy i czytelników, którzy z pobłażaniem czytali

głupstwa na moim blogu i Twitterze - wasz entuzjazm, inteligencja i wsparcie były bezcenne. Czuję się

zaszczycona, że mogłam poznać was wszystkich. Dziękuję Pandorze, stacji Hellogoodbye i

ukochanemu Snow Patrol za wypuszczenie mojego szczęśliwego albumu.

Ogromne podziękowania dla Eriki Sussman, mojej genialnej redaktorce, która pokochała Evie tak

samo jak ja i wprowadziła ją do mojego wymarzonego wydawnictwa. Dziękuję, że przyjęłaś jej

historię i sprawiłaś, że stała się lepsza, niż mogłam marzyć. Dzięki tobie cały proces wydawniczy stał

Page 307: White Kiersten - Paranormalność

się czystą przyjemnością - miałam ogromne szczęście, że mogłam z tobą pracować. Dziękuję również

całemu zespołowi Harperteen i Harper Children's: działowi marketingu, praw zagranicznych,

reklamy, redakcji, a zwłaszcza działowi grafiki. Alison Donalty i Torborg Davern, moja okładka jest

dziełem sztuki, nie mogę przestać się nią zachwycać. Nie mogliście lepiej zająć się mną i moją książką.

Specjalne podziękowania należą się Michelle Wolf son, mojej agentce. Dziękuję za wyciągnięcie ze

sterty nadsyłanych rękopisów, za trwanie przy mnie przez te wszystkie miesiące, za przekroczenie

moich najśmielszych marzeń wydawniczych. Jesteś moją Dobrą Wróżką i jestem głęboko wdzięczna,

że miałam cię przy sobie w całej tej szalonej podróży.

I wreszcie chciałabym podziękować Tobie, Drogi Czytelniku, za to, że wybrałeś moją książkę. Mam

nadzieje, że ją polubiłeś, bo ja z całą pewnością lubię Ciebie. Jak powiedziałaby Evie, jesteś tak bip

fantastyczny.