touchÉ sierpień 2013

48

Upload: touche-press

Post on 22-Mar-2016

232 views

Category:

Documents


4 download

DESCRIPTION

Sierpniowe wydanie najsmaczniejszych kąsków w Sieci.

TRANSCRIPT

Page 1: TOUCHÉ sierpień 2013
Page 2: TOUCHÉ sierpień 2013

2 |

Przyznaję – jestem katoliczką, ale mimo to uważam, iż na kartach ksiąg naszej religii rozegrała się spora niesprawiedliwość w sto-sunku do przedstawicielek płci pięknej. Nie chodzi o to, że kobieta pozostaje istotą niedocenioną - w końcu mamy Matkę Boską, bez której nie zrodziłby się nasz Wybawca (aż strach pomyśleć, jak wielką kreatywnością musieliby wykazać się autorzy Pisma Świętego, gdyby trzeba było uzasadnić przyjście na świat Jezusa w inny sposób). Problem polega na tym, iż najważniejsze kobiety w naszej religii są po prostu... najzwyczajniej w świecie nudne. Gdyby to one odgrywały główną rolę w tym mistycznym przedsta-wieniu, recenzenci TOUCHÉ nie przyznaliby mu nawet dwóch gwiazdek.Przykład? Pierwszy z brzegu: Ewa, istota o dobrym sercu i łagodnym usposobieniu, stworzona z żebra Adama, co automatycznie stawia ją na drugim planie. Gdyby nie przyjąć jej małego wybryku z poczęstowaniem ukochanego jabłkiem (uprzejmość bywa zgubna!), nasza bohaterka dostałaby rolę wyłącznie epizodyczną. A jeśli by zmienić bieg historii i urozmaicić ją legendą żydowską mówiącą o tym, iż Adam w raju gościł nie jedną, a dwie kobiety? Co jeśli Ewa nie była tą pierwszą? Według wcześniej wspomnia-nych wierzeń jej poprzedniczką miała być Lilith, zrodzona z popiołu, na równi z Adamem, co wreszcie nadaje historii pewien sens. Lilith w tym przedstawieniu to wyczekiwana przez widzów barwna postać – prawdziwa indywidualistka ze szczyptą lekkiego nieposłuszeństwa. To ona potrafi stwierdzić, że według zasad Adama postępować nie będzie, dlatego też decyduje się na opusz-czenie męża (i raju, cóż za poświęcenie!). I choć ten, pomimo drugiej żony u boku, nieustannie za nią tęskni, ona ma to gdzieś.

„Adam, nie przejmuj się. To zła kobieta była.” - pocieszałby go Stwórca (akurat to nie zmieniło się do dziś. W ten sposób mężczyźni tłumaczą sytuacje, w których interesująca zdobycz przeszła im obok nosa).Jakkolwiek by Stworzenie Adama i Ewy nie wyglądało, to podczas Stworzenia Sierpniowego TOUCHÉ zatrudniliśmy samych barwnych twórców poruszających wyłącznie ciekawe tematy. Z przyjemnością oddaję ten numer w Wasze ręce wierząc, że to on stanie się Waszą Biblią.

Marta LowerRedaktor naczelna

Wcale nieboska komedia

Page 3: TOUCHÉ sierpień 2013

TOUCHÉ | sierpień 2013

| 3| 3

WYWIAD Z NIMAleksander Zniszczoł ................................................. 8

JEJ PUNKT WIDZENIAMatka Boska Plażowa ............................................ 14

JEGO PUNKT WIDZENIAO orzeszkach, sprawiedliwości i pomocy kuchennej .. 15

MILI PAŃSTWOZakonne sufrażystki ................................................ 16

SESJA SIERPIEŃ 2013Saint Sinner ............................................................ 18

BLOG FASHION Macademian Girl ................................................... 28

ON I ONA W KINIESklep dla samobójców, reż. Patrice Leconte ........... 30

FILM/MUZYKA NOWOŚCI ................................... 32

RETROSPEKTYWA FILMOWAAurora i Archanioł, reż. Agustin Diaz Yanes .......... 34

FESTIWALESlot Art Festival 2013 ............................................. 35

LITERATURA NOWOŚCI ....................................... 38

TEATR NOWOŚCI .................................................. 40

MENU

BEZ MAKIJAŻUCzucie i wiara silniej mówią do mnie ..................... 42

ARTOUCHÉBoski kicz ................................................................. 44

PSYCHOLOGIAŚwięte oburzenie ...................................................... 46

*Menu w formie hiperłączy - kliknij zakładkę, by przejść do danego działu

*

Szef kuchni poleca: Matka Boska, żeńskie bóstwa, wierzenia, kult kobiety i matki w religiach świata.

Page 4: TOUCHÉ sierpień 2013

Redakcja

MARTA LOWERredaktor naczelnaredaktor prowadzą[email protected]

BARTOSZ FRIESE

zastępca redaktor naczelnej redaktor działu film/muzyka/sztuka

[email protected]

ANIA SALAMON

dyrektor artystyczna layout/skład/łamanie [email protected]

DOBRUSIA RURAŃSKAgrafika/portrety/babeczki

POWIERZCHNIE REKLAMOWE Basia Graczyk - [email protected] MEDIALNE, PROMOCJA, WSPÓŁPRACAEwelina Wolanin-Sadouski, Dominika [email protected] DZIAŁ GRAFIKI: Ania Krztoń, Basia Maroń, Jan Miś, Julita Pataleta, Ania Pikuła, Kinga TyncDZIAŁ FOTO: Mateusz Gajda, Hania Sokólska, Karamell Studio

OKŁADKA:Foto: Karamell Studio; Typografia: Marta LowerNa okładce: Agnieszka Knap (Fashion Color)dalszy opis na str 18 oraz 25

DZIAŁ REDAKTORÓW: Anka Chramęga, Jakub Jaworudzki, Martyna Kapuścińska, Iga Kowalska, Asia Krukowska, Magdalena Kudłacz, Kamil Lipa, Kamila Mroczko, Eliza Ortemska, Magdalena Paluch, Agnieszka Różańska, Justyna Skrzekut, Patrycja Smagacz, Natalia Sokólska, Sandra Staletowicz, Kasia Trząska, Aneta Władarz

COPYWRITER: Sandra StaletowiczKOREKTA: Ewelina Chechelska, Aleksandra KozubADMINISTRATOR WWW: Maciek Wojcieszak

Wydawca: AKADEMICKIE INKUBATORY PRZEDSIĘBIORCZOŚCI ul. Piękna 68 | Warszawa 00-672REDAKCJA TOUCHÉ – [email protected] ul. Szarych Szeregów 30 | 43-600 Jaworzno

4 |

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 5: TOUCHÉ sierpień 2013

Foto miesiąca

„Vampiria”photographer: Alicja Reczek WHITE ALICEdesigner: Aleksandra Kucharczykmodel: Karo Kłos2011

| 5

◀Publication „Kolory Nadziei”www.kolorynadziei.plphotographer: Alicja Reczek WHITE ALICEmodel: Kamil Szafraniec & Agata Nitecka2008

Więcej na:www.facebook.com/AlicjaReczekWhiteAlicewww.warsztatyfoto.eu

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 6: TOUCHÉ sierpień 2013

Kochaj, uwielbiaj i nigdy nie przestawaj. Za fakt istnienia, bycia urokliwą i kapryśną, cierpliwą i pamiętliwą, bo przecież takie jesteśmy, bo przecież lubimy, gdy się nas rozpieszcza. Traktuje jak księżniczki, docenia piękno i wdzięk. Marudzimy i wymaga-my więcej niż można otrzymać. Prezenty, podarunki w formie materialnej i bardziej wysublimowanej. Co dajemy w zamian? Czy chcemy być stawiane na piedestale za nic, czy mamy do zaoferowania więcej niż mogłoby się wydawać? Czy mężczy-zna może poczuć się oszukanym, dając z siebie o wiele za dużo, otrzymując w zamian chimeryczną huśtawkę nastrojów okra-szoną delikatnością i słodyczą?

Jak niewiele potrzeba, aby zranić wrażliwe oblicze kobiety. Nietrafione słowo, chybiona historia, nieprzemyślany gest. W imię czego mężczyźni znoszą frustracje i humorki swoich wy-branek? Skąd czerpią niespożyte źródło cierpliwości, aby nie tylko przepraszać, wciąż i bez ustanku, lecz również kochać pomimo wielu zakrętów, często nieumyślnie fundowanych ko-biecą ręką?

Czy kobiety powinny czuć się winne z powodu potrzeby, która nimi kieruje, a którą bez wątpienia jest nieprzerwane i niepohamowane pragnienie miłości? Kochania i bycia kocha-ną. Stan zakochania to czas piękna i dobrej energii. Skąd więc poza niedostępnej księżniczki, przebiegłej manipulatorki, sko-ro to miłości bez oszustw i obłudy tak bardzo pożądamy?

Maska zimnej i zamkniętej osoby tak często staje się barie-rą, nie tylko dla mężczyzn, ale i dla nas samych. Wiele w nas emocji, nic tylko dać im upust. Bez krętactw i mataczenia. A jednak coś nie pozwala, przeszkadza i blokuje, każąc udawać ład i porządek, aby w najmniej odpowiednim momencie wy-buchnąć całą gamą niespełnień i zawodów.

Bogiń w brud, nie sposób wymienić. Opiekunki płodności i rodzin, królowe mądrości, nieba i ziemi. Boginie młodości, mi-łości i śmierci. Czczone i szanowane. Okaż swą słabość, brak uwielbienia, zemszczą się szybciej, aniżeli odkryjesz swoje przewinienie, boleśniej niż na to zasłużyłeś. Czy starożytne mity, wielkie religie, podobnie jak stare baśnie, nauczyły nas, jak postępować, odróżnić dobre traktowanie od złego?

Chcemy czuć się ważne, przez moment najważniejsze. Na-wet jeżeli się nie uda i przyjdą problemy, a zawsze to robią, skończy się miłość, zauroczenie, to pozostanie jednak poczu-cie, że ten raz, choć na chwilkę, znaczyłyśmy dla kogoś więcej, niż mogłyśmy się spodziewać. A tego nie dadzą cenne pienią-dze, jedynie cenniejsze uczucia.

Czy wciąż warto wierzyć, że miłość, jakiej nauczyła nas te-lewizja, o jakiej marzymy otwarcie lub skrycie, kiedyś nadej-dzie i zmieni nas nie do poznania? Czy może jedynie w pięknych historiach wymyślanych na nasze potrzeby możemy zobaczyć to, czego w prawdziwym życiu osiągnąć się nie da? Nie da, bo

los bywa złośliwy, a ludzie uparci, w przeciwieństwie do kolo-rowych i urokliwych opowieści, gdzie przeznaczenie sprzyja, a zakochani są skłonni do poświęceń, do robienia rzeczy poza kategorią.

Prezenty i błyskotki są ważne, sprawiają wiele radości. Lecz jest coś, co wywołuje o wiele więcej przyjemności. Czuły i zakochany mężczyzna to ktoś, na kogo zasłużyła każda ko-bieta. Bez względu na charakter i urodę, poglądy i prywatne dziwactwa. Wzajemna miłość uszczęśliwia, powoduje, że sta-jemy się lepszymi ludźmi. Ciepło jest dobre, kobieta również, trzeba tylko pozwolić poczuć się kochaną, nie księżniczką czy boginią, lecz zwykłym człowiekiem, pięknym i docenionym.

Anna Juszczyk-Kulesza

6 | WypIEkArnIA

Wypiekarnia talentów

WYPIEKARNIA TALENTÓW to miejsce dla Was i Waszych dzieł, Drodzy Czytelnicy. Publikujemy najciekawszą twórczość, promujemy kreatywność, pobudzamy wyobraźnię, stawiamy Wam coraz to nowe wyzwania w postaci inspirujących, choć nie zawsze łatwych motywów przewodnich. Sierpień 2013 jest chyba miesiącem najtrudniejszym, ale poradziliście sobie niesamowicie! Wybrane prace o tematyce Matki Boskiej, żeńskich bóstw i kultu kobiety przedstawiamy poniżej.

Kochaj, uwielbiaj i nigdy nie przestawaj

il. Dawid Malek

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 7: TOUCHÉ sierpień 2013
Page 8: TOUCHÉ sierpień 2013

MŁODOŚĆ SKRZYDŁA MA

Z GWIAZD

wywiad z nim | aleksander zniszczoł8 |

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 9: TOUCHÉ sierpień 2013

aleksander zniszczoł | wywiad z nim

Aleksander Zniszczoł (ur.1994) - dziewięt-nastoletni skoczek narciarski z Wisły z ogromnym potencjałem. Trzykrotny wicemistrz mistrzostw świata juniorów, dwukrotny zwycięzca w klasy-fikacji ogólnej Lotos Cup. Jan Szturc, były trener Olka, przyznaje, że nawet Adam Małysz nie był tak dobry w jego wieku. Prywatnie Olek to rado-sny, młody chłopak, który dla skoków zupełnie stracił głowę. Jeszcze nie raz o nim usłyszycie!

TOUCHÉ | sierpień 2013

| 9

Page 10: TOUCHÉ sierpień 2013

10 || 10 wywiad z nim | aleksander zniszczoł

Gdybyś mógł się znaleźć teraz w dowol-nym miejscu na niebie lub ziemi...

…to byłbym teraz w odludnionej szwajcar-skiej lub austriackiej wiosce!

Nawet nie zdążyłam skończyć pytania (śmiech). Tak doskwierają Ci polskie upały?Czasem chyba za dużo mówię. Jeśli chodzi o temperaturę, to tam jest pewnie podobnie. Najbardziej tęsknię za tamtymi bajecznymi widokami. Zawody, na które jeżdżę, z reguły odbywają się w niewiel-kich, górskich miejscowościach, które potrafią zauroczyć krajobrazem. Myślę, że właśnie w takim miejscu chciałbym kiedyś zamieszkać.

Czego brakuje w Twojej rodzinnej Wiśle? To też górska, malownicza miejsco-wość...W tych zagranicznych miejscach panuje ład i porządek, czego nie mogę powie-dzieć o Wiśle (śmiech). Fascynuje mnie to,

że te austriackie i szwajcarskie miejsco-wości, o których mówimy, są wsiami w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Pozostają przy tym zadbane, z gładko przystrzyżonymi trawnikami, uporządko-wanymi ogrodami...

Przekłada się to na mentalność miesz-kańców?W jakimś stopniu na pewno. Dla mnie najbardziej odczuwalne było to pod kątem rozumienia zasad i regulaminów, które są obowiązujące i muszą być prze-strzegane. W Polsce często spotykamy się z przekonaniem, że zasady są po to, żeby je łamać. Tam z kolei zasady stanowią nadrzędną wartość. Kiedyś mieliśmy poranne zawody w austriackiej miejsco-wości Staatz. Ze względu na silny wiatr, nieco się one przeciągnęły i skończyły około godziny 14. Kiedy wracaliśmy do hotelu, zobaczyliśmy, że nasze bagaże zostawione są przed wejściem. Okazało się, że przekroczyliśmy dobę hotelową,

więc obsługa mało dyskretnie pozbyła się naszych rzeczy. To było typowo austriac-kie (śmiech). My za to - po polsku - nie-postrzeżenie wróciliśmy do pokoju, żeby się wykąpać. Dopiero wtedy grzecznie opuściliśmy hotel.

Te szwajcarsko - austrackie okolice mają związek z jakąś Twoją ulubioną skocznią?Zupełnie nie! Większość skoczków rze-czywiście ma skocznię, na której najlepiej się czuje. Ja z kolei jestem takim typem, że wszędzie mi się dobrze skacze... o ile dobrze skaczę!

A kiedy już dobrze skaczesz, to czujesz się jak młody bóg?Już nie taki młody, to w końcu już mój ostatni rok w kadrze juniorów (śmiech). Ciężko do czegokolwiek porównać to uczucie, opisać je czy doznać gdziekol-wiek indziej. Czasem wydaje mi się, że mam skrzydła. A podobno młodość

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 11: TOUCHÉ sierpień 2013

skrzydła ma z gwiazd! Czuję się wtedy bezgranicznie wolny, a wysoki poziom adrenaliny wszyostrza zmysły. Musiała-byś spróbować!

No właśnie, jak prezentuje się kondycja skaczących dziewcząt?W Polsce dosyć słabo. Buduje się pewna baza młodych dziewcząt, które dopiero zaczynają skakać. Pewnie nieszybko wy-startują w Pucharze Świata. Kiedy obser-wuję skaczące dziewczyny na zawodach, to najbardziej podobają mi się ich skoki pod kątem technicznym. Skoki mogą być niebezpieczne - silnie obciążające kręgosłup czy kolana. Na pewno nie są jednak bardziej kontuzjogenne niż piłka nożna, dlatego mamy zakaz gry w piłkę nożną. Może dziewczyny się bardziej boją tych kontuzji?

A Ty się boisz? W 2012 roku przed za-wodami w Planicy, Wasz trener Robert Mateja miał jedno życzenie: „coby się nie zabili”...Podczas zawodów w Planicy oddałem swój pierwszy skok na mamuciej skoczni. Jeszcze przed przyjazdem, wszyscy mnie ostrzegali, że ta skocznia jest przeraża-jąca. I rzeczywiście - obiekt w Planicy robi największe wrażenie ze wszystkich

„mamutów”. To specyficzna skocznia o starym profilu. Przy moim pierwszym skoku pojawił się we mnie nawet nie tyle strach, co niepewność. Nie było to jednak paraliżujące uczucie, ale mobilizujące. Byłem nastawiony na oddanie dobrego skoku. Tak też się stało - za pierwszym podejściem ustanowiłem mój życiowy re-kord 206,5 metra, którego od tego czasu nie udało mi się pobić.

Rekord tej skoczni - 239 metrów - należy do Bjørna Einara Romørena.Wiem i chylę czoła przed mistrzem. Trzeba jednak zaznaczyć, że to jest stara skocznia i obecnie coraz trudniej jest na niej tak daleko skoczyć. Dodatkowo, aby oddać tak dobry skok, trzeba mieć dużo szczęścia i trafić na perfekcyjne warunki. Teraz jednak Planica poddawana jest modernizacji.

Będzie można skakać jeszcze dalej?Ta skocznia przebudowywana jest z HS 215 na HS 250, więc myślę, że obecny rekord świata 246,5 metra zostanie po-bity. Na mamucich skoczniach punkt HS z reguły się znacznie przekracza.

Ten skok w Planicy uważasz za swój największy sukces?Nie, zdecydowanie za największy sukces uważam wicemistrzostwo w mistrzo-stwach świata juniorów. Marzy mi się z kolei znalezienie się w dziesiątce Pucharu Świata i do tego będę dążył. Myślę, że jest to osiągalne - w końcu doskoczy-łem do tej dziesiątki jeszcze 2 lata temu. Teoretycznie, ze względu na regularny trening, powinienem osiągać coraz lepsze wyniki. Skoki są jednak specyficz-ną dyscypliną, w której wiele zależy od czynników zewnętrznych, szczególnie wiatru. Od pewnego czasu w klasyfikacji danych zawodów bierze się również pod uwagę wskaźniki wiatru, ale niestety nie do końca są one miarodajne.

Poza mistrzostwami świata juniorów możesz się jeszcze pochwalić ustanawia-niem rekordów skoczni.To prawda, ale na zdecydowanie mniej-szych obiektach. Jeśli chodzi o poważ-niejsze skocznie, to ustanowiłem rekord podczas mistrzostw świata juniorów w tureckim Erzurum w 2012 roku. Chwilę później pobił mnie Klimek Murańka w

pierwszej serii zawodów, która ostatecz-nie została anulowana. Sędziowie uznali wtedy, że rozbieg jest za wysoki, a skoki zbyt dalekie...

Coś nie masz szczęścia do wymogów regulaminowych! Anulacja udanej serii, kilkakrotnie zdarzały Ci się też dyskwa-lifikacje...Ech, czasem mam wrażenie, że ciąży na mnie jakaś klątwa! Te dyskwalifikacje związane były z kontrolą wymiarów kombinezonu przed startem. Z reguły

pozostali zawodnicy przechodzili ją bez problemu. A u mnie - co rusz jakieś kom-plikacje. Albo ktoś sobie mnie szczegól-nie upatrzył, albo związany ze stresem spadek masy, a co za tym idzie - obwodu ciała jest rzeczywiście aż tak duży. Karen-cja wynosi 1 centymetr.

A podczas wstępnych przymiarek kombinezonu każdy chce uzyskać jak największy obwód...Tak, i tu się stało to moim przekleństwem (śmiech). Na przykład mierzymy kombi-nezon na wypiętym brzuchu. Kiedy dodać do tego stres przed startem, wysoką temperaturę, odwodnienie organizmu, to już niekiedy uzyskanie takiego obwodu graniczy z cudem. Przynajmniej u mnie. Kiedy indziej miałem taką sytuację, że spotkałem się z wyjątkową nieżyczliwo-ścią osoby dokonującej pomiar przed startem. Nie podobało jej się, że wystają mi żebra, chociaż nie miało to wtedy żadnego znaczenia.

Spotkałeś się jeszcze stricte z jurorską niesprawiedliwością?Na zawodach jest grupa sędziów zajmują-ca się ocenianiem stylu. Te oceny często są niemiarodajne. Z reguły takie same noty otrzymują skoczkowie, z których pierwszy skoczył daleko, ale mało este-tycznie, a drugi blisko, ale zachowując styl. To nie fair. Zdarza się również, że niektórzy sędziowie dodatkowo punktują swoich rodaków. Kiedy jednak 3 na 4 sędziów pochodzi z kraju, w którym od-bywają się zawody, staje się to zauważal-ne. Tak było podczas ostatnich zawodów w Kranju na Słowenii. Na szczęście to rzadkie przypadki.

Niemalże cała Polska zafascynowała sie skokami dzięki sukcesom Małysza. Co zafascynowało Ciebie, jako zawodnika?Też sukcesy Małysza (śmiech). Były one dowodem tego, że można osiągnąć upragniony cel i wejść na podium. Na tej samej zasadzie dopingujące są sukcesy kolegów, niezależnie od tego, czy znajdą się na podium, w pierwszej szóstce, czy trzydziestce. To wszystko dostarcza ogromnych emocji i motywuje. Zawsze się wspieramy. Znajomy ze Słowenii mówił mi, że w ich drużynie jest zupełnie odwrotnie, brakuje dobrej atmosfery. My z kolei trzymamy się razem. A Adam po-kazał nam, że można wejść do światowej czołówki. I za tym przykładem podążamy.

CZASEM WYDAJE MI SIĘ, ŻE MAM SKRZY-DŁA. A PODOBNO MŁO-DOŚĆ SKRZYDŁA MA Z GWIAZD! CZUJĘ SIĘ WTEDY BEZGRANICZ-NIE WOLNY, A WYSOKI POZIOM ADRENALINY WYOSTRZA ZMYSŁY.

aleksander zniszczoł | wywiad z nim | 11

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 12: TOUCHÉ sierpień 2013

12 | wywiad z nim |aleksander zniszczoł

Wielokrotnie powtarzałeś, że Adam jest Twoim wzorem. Nie jest to już oklepany wzór dla skoczka narciarskiego?Jestem pewny, że nie. Adam jest swego rodzaju fenomenem, a te nigdy się nie dezaktualizują. To dla mnie ważne, że możemy trenować w tym samym klubie (KS Wisła Ustronianka - przyp.red.). Kiedy byłem młodszym skoczkiem, Adam organizował różne zawody, przekazywał sprzęt dla klubu. Sam mu wiele zawdzię-czam. Dodatkowo pokazał, że systema-tyczną pracą, regularnymi treningami i sercem można osiągnąć bardzo wiele. A nawet można zmienić dyscyplinę i też osiągać w niej sukcesy.

Patrząc na drogę Twojego idola można założyć, że też czeka Cię przyszłość rajdowca (śmiech).Zobaczymy... Wybór Adama wynikał z jego zainteresowania autami i wyścigami. Akcentował to, od kiedy pamiętam. Czę-sto chciał urządzać wyścigi w drodze na zawody! Ja z kolei motoryzacją interesuję się bardziej przeciętnie. Z resztą u przed-nówku drogi skoczka, ciężko zastanawiać się nad tym, co będzie potem.

A nad czym zastanawiasz się na 10, 15 minut przed skokiem?Najchętniej nie myślę o niczym, zupełnie o niczym. Dążę do tego, żeby głowa była zupełnie pusta. Jak jest głowa pusta, to się dobrze skacze (śmiech). Skok zależy od wielu czynników, ale jednym z najważ-niejszych jest odpowiednie przygotowa-nie psychiczne. Do wykonania dobrego skoku potrzebne jest ogromne skupienie i wykonanie odpowiednich ruchów w określonym okresie czasu. Odbicie trwa ułamki sekund, należy je wykonać per-fekcyjnie. Jeśli głowa jest zajęta czymkol-wiek, trudniej jest wtedy skoncentrować się na motoryce ciała. Podczas badań psychologicznych okazało się, że mam bardzo dobre predyspozycje psychiczne i bez problemu potrafię się wyłączyć.

Często jednak zdarza się, że z dobrze rokującego juniora, mającego nawet odpowiednie predyspozycje psychicz-ne, nie zawsze wyrasta dobry skoczek mogący startować w Pucharze Świata. Dlaczego?To zależy, moim zdaniem, od nastawienia zawodnika. Skoki to dyscyplina wymaga-jąca ogromnych wyrzeczeń: dyscypliny na treningu, skupienia, stosowania odpowiedniej diety, realizowania planów

od trenera w czasie, kiedy nie ma regular-nych treningów. W okresie dojrzewania nie każdego stać na te wyrzeczenia. Do-datkowo, niektórym młodym skoczkom, może znacznie zmienić się budowa ciała, a to wymaga dodatkowego nakładu pracy. Ja jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że nie zwątpiłem ani na moment, że skoki narciarskie są czymś, co chcę robić. Syste-matycznie pracuję i odczuwam efekty tej pracy.

Nad czym aktualnie pracujesz?W trakcie sezonu letniego koncentruje-my się nad tym, żeby przygotować bazę siłową i wytrzymałościową na zimę. To właśnie teraz mają miejsce najtrudniejsze i najintensywniejsze treningi, ponieważ w zimie, ze względu na zawody - zwyczaj-nie nie ma na nie czasu. Wtedy treningi przed zawodami opierają się głównie na pobudzeniu mięśni. W lecie, bez względu na zawody - trzymamy się planu. Sezon skoków letnich różni się tylko tym, że skaczemy na igielicie. I spędzamy więcej czasu w domu.

Gdybyś postawił się w sytuacji prezesa Polskiego Związku Narciarskiego, to co byś zmienił w tej instytucji?Obecnie PZN funkcjonuje bardzo dobrze. Mamy dobry sprzęt, fundusze na wyjazdy i dobrych trenerów. Młodzi zawodnicy mają szansę trenować i dostać się do kadr. Ta świadomość na pewno na nich działa, przyciąga ich do tego sportu i rodzi ambicje. Aż się pewnie nie chce wierzyć, ale jako zawodnik - naprawdę nie mogę absolutnie na nic narzekać.

A zdarza Ci się narzekać na zaintereso-wanie mediów?Nie za bardzo. Kiedy zaczęły się moje pierwsze sukcesy, około 2 lata temu,

zdecydowanie bardziej odczuwałem to zainteresowanie. Nigdy jednak nie było one uciążliwe. Z kolei Piotrkowi (Piotrowi Żyle - przyp.red.) zdarza się narzekać, że czasem ma już mediów powyżej uszu. Z drugiej strony zdaje on sobie sprawę, że w dużej mierze sam wkręcił się w ten medialny szum. I często zbiera też tego owoce - zdecydowanie łatwiej udaje mu się załatwić wiele spraw.

Poza skokami, zdecydowałeś się prze-znaczyć również czas na edukację.Tak, szczęśliwie zdałem maturę (śmiech). Chciałem studiować dietetykę, nie dał-bym rady jednak pogodzić tych studiów z treningami. Od października rozpocznę więc naukę na katowickiej AWF. Złożyłem dokumenty na Zarządzanie w Sporcie oraz na Wychowanie Fizyczne. Niestety tylko na tym drugim mogę otrzymać możliwość studiowania w toku IPSPN (in-dywidualny plan studiów i programu na-uczania - przyp.red.), więc wybór dokonał się automatycznie. Ten tok umożliwi mi studiowanie bez wymaganego minimum obecności, czyli będę mógł przyjeżdżać jedynie na zaliczenia i egzaminy. Dzięki temu będę mógł zarówno trenować, jak i studiować. Nie planuję w ogóle przepro-wadzki do Katowic, na razie nie zamienię Wisły na większe miasto.

Co dało Ci dorastanie w Wiśle?Przede wszystkim szansę na to, że mogę być skoczkiem narciarskim. Adam jest z Wisły i kiedy dorastałem, znajdowałem się w centrum małyszomanii. A to miało poważny wpływ na obranie moich pierw-szych życiowych priorytetów. To dało mi dużo na start. Nie zamieniłbym Wisły na dorastanie w żadnym innym, szczególnie dużym mieście.

A gdybyś mógł cokolwiek zmienić w swoim życiu?To wybudowałbym domek w Austrii lub w Szwajcarii - letniskowy (śmiech)! Tymczasem na życie Wisła jest dla mnie, jak dotąd, najlepszym miastem. Duże miejscowości przyciągają, ale mieszkanie w nich na dłuższą metę - byłoby dla mnie nie do zniesienia.

Rozmawiała: Natalia Sokólska Zdjęcia: Mateusz Gajda

PRZED SKOKIEM NAJ-CHĘTNIEJ NIE MYŚLĘ O NICZYM. DĄŻĘ DO TEGO, ŻEBY GŁOWA BYŁA ZUPEŁNIE PUSTA. JAK JEST GŁOWA PU-STA, TO SIĘ DOBRZE SKACZE (ŚMIECH).

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 13: TOUCHÉ sierpień 2013

TOUCHÉ | sierpień 2013

aleksander zniszczoł | wywiad z nim | 13

Page 14: TOUCHÉ sierpień 2013

14 | jEj punkT WIdzEnIA

Na plażach w Mielnie, Juracie i Chałupach znajdzie się za-wsze jakaś MBP, do której wszyscy się modlą. Panowie wznoszą litanie do jej rozwianych włosów i otoczonych aureolą bioder, a panie szepczą błagania, by wreszcie sobie poszła.

Jak przystało na porządną MB, występuje ona w wielu wcie-leniach i pojawia się wszędzie tam, gdzie zachodzi w wiernych ryzyko niewiary. A więc znienacka na najbardziej obskurnej stacji benzynowej województwa. Nie musi nawet nalewać ben-zyny, wystarczy, że stoi na kasie. I nagle pojawiają się kolejki i trzeba rozbudowywać parkingi dla tirów. Nie, żeby coś! Ot, po prostu dla obcowania z boskością, to przecież nie jest grzech. Albo w biurze, choć tutaj sytuacja jest nieco bardziej niezręczna, bo natrafia tam przeważnie na inne kobiety. Być może błogo-sławione pośród papierów, znoszonych garsonek i dojazdów MPK, ale na pewno nie tak boskie, jak ona. Cały petencki kult kumuluje się więc na jej osobie, taksówki szybciej podjeżdżają, a kiedy złamie obcas, naprawdę może wyrwać z gracją jeszcze drugi i ktoś na pewno zaoferuje jej mentosa. Znamy ją również z imprez, na których objawia się w starych dżinsach i t-shircie, a blask rozbłyska na 17 kilometrów. W barze cudownie rozmna-ża się jej alkohol, a na parkiecie nieomalże chodzi po wodzie. Nic nie robi, tylko jest. I co tu odpowiedzieć na profanujące pytanie

– jak ty to robisz? Czasem przemknie przez miasto rowerem i taki ten przejazd święty, że mamy ochotę iść za nią na kolanach, tak jakby szeptała „Pójdź za mną..”, takim miękkim, odpowiednio chrapliwym głosikiem, gdzieś z głębi duszy. Więc poszlibyśmy, wszyscy, bez względu na płeć. By wreszcie ujarzmić to jej wo-łanie bez otwierania ust, przyciąganie bez ciągnięcia. Szczęśliwi, którzy usłyszeli to wezwanie i za nim podążyli.

MB (Małgosia Borowska, Marta Bittner, Milena Bidet etc.) tak na prawdę niczego od Państwa nie chce. Uwierzcie, że po prostu sobie jedzie rowerem! Ma gdzieś swój problem, dokądś jest właśnie spóźniona, nie ułożyły jej się włosy i założyła te dżinsy, bo drugie nie wyschły. Być może rano bywa marudna,

nie wiedzie jej się w miłości, ma 25 lat i umowę na zlecenie. Je-dynym, co tak naprawdę odróżnia ją od pozostałych nas, matek nieboskich (np. Mariola Nowak) jest to, że ma gdzieś wszystko, czym my się dręczymy. Jej boskim charyzmatem jest to, że lubi siebie. Mówi sobie rano w lustrze „cześć!” i nie robi zooma na pryszcza, bo czy coś on w jej życiu zmienia? Nie przeprowadza głębokich analiz, czy i kiedy powinna się do niego uśmiechnąć, bo po co, skoro po prostu można! Takie to przecież proste, wy-brać numer i zadzwonić, przysiąść się do ludzi w pociągu, pogła-skać psa i mrugnąć do dziecka. Ma jakieś wady, jakieś problemy, ale nie bombarduje nimi świata, nie nosi tej miny z napisem

„Mam najgorzej na świecie i musicie mnie żałować”. I puenta jest tutaj taka, że jeśli chce się być MB, trzeba po prostu zaprzestać wydziwiać.

Bracia i Siostry, nad jeziorem, morzem, książką i kawą szukajcie uważnie znaków i cudów. Gdy się Wam już objawią, przypatrzcie się im życzliwie, inkorporując do własnych imy-dżów choć trochę ich światłości, a staniecie się do nich podobni. Świętujcie innych zamiast pokutować siebie. I to generalnie tyle, tylko tyle zapisano w tym objawionym piśmie. Mówiła dla Was MB Staletowiczówna, ubogiego ducha i sylwety bynajmniej po-zbawionej aureoli, ale za to wielkiej wiary w uśmiechy i małe cuda. Na wieki wieków. Amen!

Sandra Staletowicz

[email protected]

Matka Boska PlażowaIl.

Kin

ga T

ync

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 15: TOUCHÉ sierpień 2013

| 15jEgo punkT WIdzEnIA

Wśród czytelniczek znajdzie się parę wierzących osób? Pewnie tak. Strzelam, że – jesteśmy wszak w Polsce – wasza wiara kręcić się będzie wokół chrześcijaństwa, pewnie katolicyzmu. Chwała sta-tystyce, jeśli trafiłem. I wiecie co? Zawsze mnie zastanawia, jak się musi czuć kobieta w religii chrześcijańskiej (zwłaszcza w kato-licyzmie).

No bo zacznijmy od początku. Od samego początku. Bóg stwa-rza kobietę, jako „pomoc” (pewnie kuchenną) dla mężczyzny. Ok.

„Pomoc” jednak okazuje się umiarkowanie pomocna i wszystko psuje, zbierając w swoim wielkim, rajskim shoppingu wszystkie towary w ofercie Edenu. Następnie częstuje mężczyznę złym jabłkiem (które nie jest tak naprawdę jabłkiem) i klops. Wszystko zepsute. Wina Tuska! Tzn. kobiety. Od razu więc zaznaczamy, że kobieta jest do mężczyzny tylko dodatkiem, a jak tylko weźmie się za coś bardziej odpowiedzialnego (np. zaopatrzenie) to na pewno spieprzy. Mając takie podstawy trudno się dziwić całej reszcie.

Kobieta nie może być biskupem, kardynałem czy – nie daj Boże – papieżem. Dlaczego? Pamiętamy z poprzedniego akapitu. Zresztą raz taka jedna została papieżem i nieomal znowu wszyst-ko spieprzyła. Nie potrafię się nie uśmiechnąć na myśl o tym, że dostojników kościelnych aż tak bardzo przeraziła owa pomyłka (i wizja kobiety u władzy), że od tamtego czasu obowiązkowo po wybraniu nowego papieża muszą posmyrać go czule po „orzesz-kach”, żeby sprawdzić czy wszystko jest na swoim miejscu. Cieka-we czy i oni wtedy chichoczą? Oczywiście w Kościele jest i miejsce dla kobiet – mogą zostać przecież zakonnicami i... No i tyle. Ale mogą awansować jako zakonnice żeby zostać starszymi zakonni-cami, które mogą rządzić zakonnicami. Skala odpowiedzialności jest przytłaczająca. Ale przynajmniej jak coś spieprzą to tylko we własnym gronie.

Świetne jest przy tym, jak księża tłumaczą, że przecież wszyst-ko działa wedle boskiego planu. Mężczyzna ma rolę do wykonania

i kobieta ma rolę do wykonania, to się nazywa sprawiedliwość, a wszystko jest na swoim miejscu. Jakie są to role? No, mężczyzna rządzi i dzieli, a kobieta rodzi, pomaga i uważa, żeby czegoś nie spieprzyć. Sprawiedliwość w wydaniu Kościoła katolickiego. Czu-jecie się traktowane sprawiedliwie, moje drogie?

Ostatecznie, wierząca osoba zawsze ma możliwość (często wybieraną) zdystansowania się do kleru, Kościoła, a nawet Pisma Świętego, które przecież może być wyłącznie dłużącym się tomisz-czem z brodą. Jednak nawet, kiedy zostaniemy przy najbardziej bazowych sprawach robi się dziwnie. Na samej górze mamy Boga O j c a (zwanego też P a n e m Bogiem), jego S y n a oraz D u c h a (nie mam pojęcia dlaczego podkreśliłem to słowo) Świętego. Dlaczego nie Matka i Córka? Można co prawda argumentować, że zesłanie na Ziemię córki około roku 0 byłoby średnio szczęśliwe taktycznie, natomiast powiedzenie o Bogu Ojcu jest tylko po-wszechnie stosowanym sugestywnym zwrotem, który ma silniej oddziaływać na wyobrażenia wiernych. Może część duchownych zgodziła by się, że absurdalne jest wsadzanie Absolutu w buty płci. Niemniej wyobrażenia istnieją i korzenie zapuściły bardzo głębo-ko. A co mówią one o naszym społeczeństwie, które najdoskonal-szą istotę wyobraża sobie jako faceta?

Kościół odpowie: ale przecież mamy też Matkę Boską, której znaczenie i kult są niebagatelne! No tak, Maryja Dziewica. Ta, której wielka rola sprowadziła się do urodze-nia faceta, który dopiero miał dokonać czegoś wielkiego. Wielki autorytet dla bogobojnych kobiet. Matka i Dziewica. Naraz. Powodzenia, moje drogie!

Kamil Lipa [email protected]

O orzeszkach, sprawiedliwości i pomocy kuchennej

il. B

asia

Mar

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 16: TOUCHÉ sierpień 2013

felieton | mili państwo

Miły Panie,Wśród wielu grup zawodowych i profesji, które wszakże mnożą się jak grzyby po deszczu (słyszałeś Pan o akustyku biur lub groomerze?) od lat jedną z najbardziej fascynujących wydaje mi się profesja zakonnicy. By być politycznie popraw-ną, powinnam pewnie napisać, że toż to nie profesja, a powołanie.

Jakkolwiek, chodzi mi o wybór własnej drogi, a co za tym idzie - stylu życia.Dziecięciem jeszcze będąc, przerażała mnie myśl, że mogłaby zdarzyć się sytuacja, w której musiałabym zakonnicą

zostać. Na moje szczęście dość szybko uświadomiono mnie, że do tego potrzebne jest coś więcej, niż tylko brak kan-dydata na męża.

Powołanie do życia w zgromadzeniu zakonnym to swego rodzaju imponderabilium. Niewytłumaczalny gest, uczu-cie silniejsze od wszystkich innych, wszechpotężna siła. Kosmos. I wszystko mogłoby funkcjonować pewnie w tym ko-smicznym obszarze znaczeń, gdyby nie ludzkie ograniczenia.

Do rzeczy. Niepokoją mnie różnice między funkcjonowaniem jednostek żeńskich zakonów a księży po seminarium. Już nie będę wdawać się w szczegóły dotyczące męskich zgromadzeń zakonnych, bo w końcu na tym polu mężczyźni posiadają wybór. Tymczasem ludzki świat pozbawił kobiety z powołaniem większości możliwych swobód, pomijając te niewiasty z niektórych protestanckich wyznań, gdzie kobieta może zostać księdzem (i mieć męża). Widziałeś kiedyś drogi Panie siostrę zakonną na rybach? Albo za kierownicą superszybkiego samochodu? Pomijając amerykańskie filmy

- zapewne nie. Siostra zakonna, za wyjątkiem niewielu przypadków, kiedy zyskuje zgodę przeoryszy, nie może posiadać komórki ani komputera. Kostium na plaży, co dla wszystkich jasne, nie wchodzi w grę, choć ksiądz w kąpielówkach nikogo nie dziwi. Specjalna zgoda potrzebna jest na wyjście na spacer, do kina czy teatru. Zgłosić trzeba każdy otrzy-many prezent, a nauczycielską wypłatę przekazać na zgromadzenie. A co w tym wszystkim najbardziej zdumiewające, a jednak tak oczywiste, że żadne z tych ograniczeń nie dotyczy księży.

Mój Miły Panie, dlaczego mężczyznom ciągle wolno więcej? Dlaczego kobiety potrafiły się wyzwolić, a zakonnice czule pielęgnują przedpotopowe zasady?

Czekając na bojowe słowa zachęty dla zakonnych sufrażystek Natalia Sokólska

Miła Pani,Zanim zdobędę się na najwyższe słowa krytyki zastanej zakonniczej sytuacji, pozwól że cofnę się nieco w czasie. Zapewne ten komunikat w formie skondensowanej, niczym mleko deserowe, zwartej niczym pluton zakonnic i czy-telnej jak największej wagi białe kruki trafi do Ciebie najlepiej! Wysyłam do Ciebie moja droga taki oto telegram.

Miła Pani. Stop. Próżno wyczekiwać słów. Stop. Słów bojowych zachęty dla zakonnych sufrażystek. Stop. Słowa te wyrzucano już z siebie w przeszłości. Stop. Nie przyniosły one nic nowego. Stop. Potrzeba raczej obrać nowy kurs i pozostać na nim. Stop.

Zwróć uwagę, że owszem styl życia, własny i osobisty obrać należy. Nie należy natomiast uważać, że każda z przytoczonych przez Ciebie sióstr miałaby prowadzić życie aż nadto rozrywkowe. Niestety, ponieważ spełniają one najwyższą powinność, nie dane im być boginiami. Nie każda może jak Goplana, taplać się w jeziorze i wdziękami wabić do siebie bladych młodzieńców. Mało która może jak Freya, przepiękną urodą i złotymi włosami, wprawiać w osłupienie najbardziej bezwzględnych wojowników w zaświatach. Spełniają one za to inne obowiązki, poświę-cając przyjaźnie, rodziny a często i zdrowie. Jak wiadomo wszem i wobec, zasady są po to żeby je łamać, niczym stalowe kraty w oknach. Za nimi czeka wolność, nieskrępowana chęć życia i uśmiech na twarzy skąpanej w słońcu.

Tak jak wspomniałem, nie każda z nich może oddać się wolnemu życiu. Zostawmy takie przypadki amerykańskiej kinematografii w najlepszym wydaniu, soczystej i śmiesznej. Jako, że zakonnice z własnej woli podejmują wyzwanie wstąpienia w mury zgromadzeń, nie trudno zarzucać im, że wiodą życie pozbawione emocji, niemodne i nudne. Nic bardziej mylnego Miła Pani, ich żywoty składają się z niesienia pomocy, doradzania i pozostawania często jedynym oparciem dla słabszego. Co im po przeciwsłonecznych okularach i kostiumach kąpielowych, kiedy niosąc pomoc, spełniają się w życiu.

Swoją drogą, może istnieją w dalekich krajach, o wysokiej temperaturze i jeszcze wyższej wilgotności, specjalne turnusy wypoczynkowe dla sióstr? Tam niepłoszone okiem przypadkowego gapia, oddają się leżakowaniu, kąpielom słonecznym i innym plażowym rozrywkom. Nikt nie widział i nikt nie wie. Nie trzeba bojowych haseł, wystarczy bilet lotniczy.

W sandałach na wakacyjnym szlaku, Jakub Jaworudzki

Zakonne sufrażystki

16 |

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 17: TOUCHÉ sierpień 2013
Page 18: TOUCHÉ sierpień 2013

18 |

TOUCHÉ | sierpień 2013

sesja miesiąca | saint sinner

SAINTSinner

TOUCHÉ | sierpień 2013

BY KARAMELL STUDIO

Zdjęcia Aleksandra Kozub, Rafał Kwaśniak (Karamell Studio) Modelka Agnieszka Knap (Fashion Color), Mrs Multiverse Poland (www.miss-multiverse.com) Wizaż i bodypainting Marta Mazurek Włosy Martyna Kowalska Stylistka Anna Jandura Projektanci Aneta Szydło, Patrycja Wiatr, Adrian Kurowski, Agnieszka Murawska, Jacek Ostrowski, SnowBlack Corsets, Jakub Pieczarkowski

Page 19: TOUCHÉ sierpień 2013

fotografia : Magdalena Tarachmodelka: Karolina Trepkamake up: Katarzyna Lachendrowłosy: Nadia Surowiecprojekt sukien: Ewa Kyrcz

| 19

TOUCHÉ | sierpień 2013TOUCHÉ | sierpień 2013

| 19sesja miesiąca | saint sinner

sukienka - Agnieszka Murawskakorona cierniowa - Anna Jandurapierścionek - Jacek Ostrowski www.ostrowski-design.com

Page 20: TOUCHÉ sierpień 2013

sesja miesiąca | saint sinner20 |

TOUCHÉ | sierpień 2013

sukienka - Patrycja Wiatraureola - Anna Jandurapierścionek - Jacek Ostrowski www.ostrowski-design.com

Page 21: TOUCHÉ sierpień 2013

sesja miesiąca | saint sinner

TOUCHÉ | sierpień 2013

| 21

sukienka - Patrycja Wiatraureola - Anna Jandurapierścionek - Jacek Ostrowski www.ostrowski-design.com

sukienka - Adrian Kurowskispódnica - Adrian Kurowskigorset - SnowBlack Corsets korona - Karamell Studiopierścionek - Jacek Ostrowski www.ostrowski-design.com

Page 22: TOUCHÉ sierpień 2013

sesja miesiąca | saint sinner22 |

suknia - Agnieszka Murawskapierścionek - Jacek Ostrowski www.ostrowski-design.com

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 23: TOUCHÉ sierpień 2013

sesja miesiąca | saint sinner

TOUCHÉ | sierpień 2013

| 23

gorset - Anna Janduraspódnica - Anna Janduranarzutka - Anna Jandurakorona - własność modelki MRS MULTIVERSE POLAND 2013

Page 24: TOUCHÉ sierpień 2013

sesja miesiąca | saint sinner24 |

suknia ślubna - Agnieszka Murawskaspodnie - Acne jeans

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 25: TOUCHÉ sierpień 2013

sesja miesiąca | saint sinner

TOUCHÉ | sierpień 2013

| 25

Stylizacja okładkowawelon - Agnieszka Murawskabluza “komunijna” - Jakub Pieczarkowskihalka - Agnieszka Murawskaaureola - Anna Jandurapierścionek - Jacek Ostrowski www.ostrowski-design.com

Page 26: TOUCHÉ sierpień 2013

sesja miesiąca | saint sinner26 |

suknia - Aneta Szydłopierścionek - Jacek Ostrowski www.ostrowski-design.com

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 27: TOUCHÉ sierpień 2013

sesja miesiąca | saint sinner

TOUCHÉ | sierpień 2013

| 27

koszula jako spódnica - Gap

Page 28: TOUCHÉ sierpień 2013

28 | dział

Wiem, że mamy XXI wiek, ale lubię czasami zrobić mały skok w bok! Zresztą zawsze twierdziłam, że mam starą duszę, może stąd ta miłość do nakryć głowy ;) Oczywiście w tym samym czasie wychodzę z założenia, że patrzeć trzeba przed siebie a nie wstecz, dlatego mój retro zestaw odpowiednio unowocześni-łam. Przepiękne szalone buty, etniczna biżuteria i metaliczne okulary sprawiają, że całość nabiera niejednoznacznego charakteru. Oddaje dokładnie to, co w modzie kocham - wielowymiarowość!

28 | bLog FAShIon

Tamara Gonzalez Perea Blogerka modowa i dziennikarz „GLAMOUR”

z Polski. Zakochana w modzie - uważa, że prawdziwa miłość trwa całe życie. Poszukuje ubrań niepowtarzalnych i jedynych w swoim

rodzaju, ponieważ moda jest sztuką. Uwiel-bia kolory, toczki i styl Anny Dello Russo.

www.macademiangirl.com

Page 29: TOUCHÉ sierpień 2013
Page 30: TOUCHÉ sierpień 2013

| 30| 30 FILm | on I onA W kInIE

„Życie jest piękne”, mówi rozweselonym głosem Alan – główny bohater francuskiej animacji Sklep dla samobójców. Te słowa nie zyskują aprobaty wśród mieszkańców ponurego, mono-chromatycznego miasta, a przede wszystkim wywołują bunt ro-dziców młodzieńca – Lucrèce i Mishima – oraz zniesmaczonego, zgorzkniałego, wciąż myślącego o śmierci rodzeństwa.

Fakt, życie – oprócz, rzecz jasna, cudownych aspektów – jest pasmem niepowodzeń, rozgoryczenia, smutku i cierpienia. Gdy, najczęściej pod wpływem legalnych środków odurzających, podejmuję dysputy filozoficzne na tematy egzystencjalne, po-wołuję się na kluczowe zdanie widniejące na jednym z murów mojego rodzinnego miasta, konfrontujące życie z pracą prosty-tutek. Wulgarny napis, przy całym szacunku dla ciężkiego fachu, jakim jest prostytucja, reprezentuje sobą znamienitą, aczkol-wiek ogromnie bolesną prawdę.

I gdyby każdy myślał tak, jak twórcy wspomnianego napi-su, sklepy oferujące wszelakiego rodzaju mikstury, sznury, noże, trucizny i inne urządzenia pomagające pożegnać się ludziom z życiem, zyskałyby olbrzymią popularność, a w centrach han-dlowych zamiast sklepów z prasą lub odzieżą, znajdowałyby się te, które „przenoszą do innego wymiaru”. Właśnie taką działal-ność prowadzą główni bohaterowie filmu animowanego w re-żyserii Patrice’a Leconte’a, twórcy jednego z moich ulubionych filmów – Męża fryzjerki.

Rodzina Tuvache jest, co najmniej, specyficzna. Lucrèce

i Mishima żerując na ludzkich cierpieniach, od czasu do czasu popadają w melancholię i dręczą ich wyrzuty sumienia; Matilyn

– córka państwa Tuvache - od dziecka tkwi w głębokiej depresji, nie mogąc doczekać się ostatecznego kresu swoich lęków. Nato-miast Vincent, syn zacnych przedsiębiorców, to przykład outsi-dera, którego największą pasją jest ostrzenie żyletek. Spektrum marazmu i gehenny przerywa Alan, na którego twarzy, tuż po urodzeniu, pojawia się uśmiech i radość; emocje tak bardzo nieakceptowane przez ogólno panujący splin. Nie przepadam za animacjami, gdyż nie potrafią one dostarczyć mi takich przeżyć wewnętrznych, jakie oferuje film fabularny. Sklep dla samobójców rozpatrywałem w zupełnie innym kontekście. Uni-wersalność przekazu, nietuzinkowość i cudowna, podnosząca na duchu pointa, okraszone estetyką bajki (jedynie graficznie), zyskują metaforyczny sens. Depresyjny klimat filmu, podtrzy-mywany przez posępne piosenki wykonywane przez bohaterów, w sposób niezwykle finezyjny nacechowany został dawką pozytywnej energii i humorem, który nawet na mojej, pełnej rozterek twarzy, wywołał uśmiech. Bartosz Friese

On i Ona w kinie

30 |

Sklep dla samobójców

Data premiery: 09.08.2013 (Polska), 24.05.2012 (świat)Scenariusz i reżyseria: Patrice Leconte Obsada (głos): Bernard Alane (Mishima), Isabelle Spade (Lucrece), Kacey Mottet Klein (Alan), Isabelle Giarni (Matilyn)Dystrybucja: M2 Films Czas trwania filmu: 1 godzina, 20 minut

Wybuchowa rodzinka

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 31: TOUCHÉ sierpień 2013

On i Ona w kinie

Samobójcze cukierki

Szczerze mówiąc, po Sklepie dla samobójców spodziewałam się czegoś mniej... wesołego. Początkowo posępny klimat tej wspaniałej animacji zaintrygował mnie, rzadko kiedy we współ-czesnym kinie odnaleźć możemy bowiem śmierć utrzymaną w nieco groteskowym przedstawieniu, rodem z opowiadań jej romantycznego mistrza, Edgara Allana Poe.

Szczególną uwagę pod tym względem wzbudziła we mnie postać Mishimy Touvache (któremu głosu użyczył w wersji oryginalnej Bernard Alane), którego fizjonomia niezwykle przy-pomina wygląd amerykańskiego pisarza. Na tym jednak, wraz z ogólną tematyką filmu, podobieństwa się skończyły.

Sklep dla samobójców, to, jak zapewniają twórcy, komedia--musical. I rzeczywiście, muzyki było w filmie sporo, śmiechu jednak, a w szczególności poszukiwanego przeze mnie błysko-tliwego, czarnego humoru, nieznacznie mi zabrakło. Ponadto, mniej więcej w połowie całej historii zaczęłam być lekko zakło-potana natężeniem pozytywnego przekazu pod tytułem „życie jest piękne”, które tak przypadło Ci do gustu, drogi Bartoszu. Nie jestem mroczną, nienawidzącą życia nastolatką, mimo wszyst-ko jednak ogólny przekaz dzieła Patrice’a Leconte nie do końca do mnie przemówił. Lukrowatość pointy i kiczowaty optymizm, który kłóci się z niestuprocentową przemianą moralną Mishi-my, wydały mi się sztuczne i nieprzekonujące. Mam wobec tego wątpliwości, do kogo właściwie adresowany jest Sklep… . Nie do dzieci, ze względu na obecność przemocy, śmierci i nagości, ale również nie do dorosłych, ze względu na infantylny przekaz.

Największym atutem Sklepu dla samobójców jest niewątpli-wie sama animacja, która wykonana została mistrzowsko i dla samego nacieszenia oczu warto wybrać się do kina. Sama histo-ria jest spójna, lecz jak dla mnie zbyt przesłodzona. Oczywiście, przekaz jest optymistyczny i uśmiech podczas filmu sam ciśnie się na usta, ale w moim przypadku był to uśmiech zakłopotania.

Być może jednak to moja pesymistyczna natura nastawiła mnie sceptycznie do dzieła Leconte, dlatego mimo wszystko zachęcam Was do obejrzenia Sklepu dla samobójców. Recenzja Bartosza rozwiewa wątpliwości, których nabrałam po seansie. Sami zdecydujcie więc, czyjej opinii w tym numerze postano-wicie zaufać! Eliza Ortemska

| 31

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 32: TOUCHÉ sierpień 2013

32 | film | nowości

Kino istnieje od ponad stu lat i jest naj-bardziej zmieniającą się dziedziną sztu-ki. Nowe rozwiązania technologiczne zaprezentowane na srebrnym ekranie niejednokrotnie zapierają dech w pier-siach. Sentyment jednak pozostaje, a my nadal uwielbiamy powracać do począt-ków filmowej twórczości, czarno-białego obrazu, niemych dialogów i intensywnie wybrzmiewającej muzyki. Przykładem fascynacji dawną kinematografią jest Artysta - zdobywca aż pięciu Oscarów oraz najnowsze dzieło Pablo Bergera, in-spirowane baśnią braci Grimm – Śnieżka.

Hiszpania, początek XX wieku. Słynny

torreador zostaje ciężko raniony podczas pokazów z bykiem. Wraz z nim do szpi-tala trafia jego ciężarna żona, która pod wpływem silnego wstrząsu związane-go z wypadkiem męża, umiera podczas porodu. Kaleki Antonio Villalta (Daniel Gimenez Cacho) izoluje się od świata, co wykorzystuje opiekująca się nim pielęgniarka Encarna (Mirabel Verdu) namawiając, by wychowanie jego cór-ki powierzyć babce. Po jej śmierci mała Carmencita (Sofia Oria) przeprowadza się do domu macochy, stając się służką. Nie wolno jej widywać chorego ojca, jednak dziewczynka potrafi sprytnie wykorzy-stać sytuacje na spotkania z nim. To nie koniec tragedii. Po kilku latach chciwa Encarna zabija Antonia, zlecając jedno-cześnie zabójstwo Carmen (Macarena Carcia). Dziewczyna ledwie uchodzi

z życiem. Uratowana trafia pod opiekę uczynnych torreadorów stając się częścią ich rodziny.

Pablo Berger w atrakcyjny sposób ukazuje baśniową historię osadzoną w hiszpańskiej kulturze, nawiązując za-razem do niezmiennych od pokoleń ludz-kich postaw. Śnieżka jest dobroduszną i niewinną istotą, będącą jednocześnie torreadorem, miejsce siedmiu krasno-ludków zastępuje sześciu zabawnych kar-łów, a złą królową reprezentuje kobieta kochająca pieniądze i sławę. Świetnie do-brane kreacje aktorskie idealnie budują magię filmu. Kolor obrazu nadaje histo-rii wyrazistości, ukazując równocześnie dualność świata - dobro i zło, a dźwięki hiszpańskiej muzyki hipnotyzują. Śnieżka to prawdziwa podróż do początków kina.

Magdalena Kudłacz

Czarno-biała baśń

Kiedy wyszedłem z kina po projekcji Hipnotyzera – szwedzkiego filmu krymi-nalnego, który przybliżyliśmy Wam, dro-dzy Czytelnicy, w czerwcowym cyklu On i ona w kinie, obiecałem sobie, że nigdy więcej nie obejrzę tego typu produkcji silnie osadzonej w skandynawskich kli-matach. I tak, słowa niestety nie dotrzy-małem, a w kinie wybrałem projekcję fil-mu Babaka Najafi’ego Szybki Cash 2.

Film jest bezpośrednią kontynuacją losów Johana Westlunda, bohatera zna-nego z pierwszej części szwedzkiej trylo-gii. Z powodu działalności przestępczej

i dowodzenia gangiem narkotykowym, Johan trafia do więzienia, które ma być dla niego zarówno karą, jak i katharsis, sposobem na rozpoczęcie życia od nowa, niezapisaną kartą w życiorysie. „Odsiad-ka” jest o tyle inspirująca dla bohate-ra, że towarzyszy mu w niej jego dawny wróg – poruszający się na wózku inwa-lidzkim, niebezpieczny Mrado. Rodząca się między nimi przyjaźń, to idealne po-twierdzenie na istnienie odwiecznej wal-ki Erosa i Tanatosa, jednak w przypadku Szybkiego Cashu 2, to śmierć ma większe szanse na zwycięstwo.

Film Najafi’ego jest przykładem kina sztampowego, niewnoszącego świeżości, dyktującego surowo narzucone wzorce. Dobro miesza się ze złem, jak w baśniach i balladach, a znudzony banałem widz podąża wyobraźnią za tą mroczną stroną,

mając nadzieję, że okaże się ciekawsza od tej nieskalanej dobroci przedstawia-nej w białych, sterylnych tonacjach.

Szwedzkie kino jest pełne skrajności – z jednej strony mityczny i legendarny Ingmar Bergman lub Lukas Moodysson, który nie unika szokujących tematów, z drugiej natomiast fala filmów na pod-stawie skandynawskich powieści krymi-nalnych. W tym wszystkim byłaby pewna logika - wszak kinematografia każdego kraju charakteryzuje się różnorodnością

- gdyby tylko owe kryminały różniły się od siebie czymś więcej niż sposobem zreali-zowania. Dla podkreślenia mojej miłości do Szwecji, w domu obejrzę całą kolekcję filmów Bergmana.

Bartosz Friese

Sensacyjna nuda

Śnieżka / Blancanievesdata premiery: 09.08.2013 (Polska) 08.09.2012 (świat); scenariusz i  reżyseria: Pablo Berger; zdjęcia: Kiko de la Rica; obsada: Macarena Garcia (Carmen / Śnieżka), Mirabel Verdu (Encarna), Daniel Gimenez Cacho (Antonio Villalta), Sofia Oria (Carmencita), Angela Molina (Dona Concha), Inma Cuesta (Carmen de Triana); dystrybucja: Kino Świat; czas trwania filmu: 1 godzina 38 min.

Szybki Cash 2 / Snabba Cash 2data premiery: 30.08.2013 (Polska) 17.08.2012 (świat); reżyseria: Babak Najafi; scenariusz: Maria Karlsson; zdjęcia: Aril Wretblad; obsada: Joel Kinnaman (Johan Westlund), Dragomir Mrsic (Mrado), Lisa Henni (Sophie), Matias Varela (Jorge) ; dystrybucja: Vivarto; czas trwania filmu: 1 godzina 37 min.

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 33: TOUCHÉ sierpień 2013

muzyka | nowości

David Lynch – The Big DreamWytwórnia: Mystic Production Premiera płyty: 15.07.2013

David Lynch to jeden z najbardziej wyrazistych reżyserów naszych czasów i mało kto potrafi przejść nad jego filmowym dorobkiem obojętnie. Nie każdy wie również, że artystyczny talent Lyncha wykracza znacznie poza filmową materię. Na szczęście, nic stra-conego! Na sklepowe półki trafiła bowiem najnowsza płyta tego wszechstronnego artysty, zatytułowana The Big Dream.

Na płycie znalazło się trzynaście utworów, w tym bonusowa piosenka I’m Waiting Here, nagrana wspólnie z Lykke Li, wokalist-ką, którą zwykły zjadacz chleba kojarzyć może z wydanym w 2007 roku utworem Little Bit oraz popularnym ostatnimi czasy w pol-skich rozgłośniach radiowych remiksem piosenki I Follow Rivers. Muzyki Lyncha z pewnością nie można nazwać zbiorem słodkich kołysanek na dobranoc, przez co płyta może wzbudzać mieszane uczucia. Chciałabym jednak uspokoić wszystkich sceptyków - The Big Dream w niczym nie przypomina hałaśliwego zestawienia nie-znośnych dla ucha dźwięków, skomponowanych przez sfrustrowa-nego artystę. Nowy krążek Davida Lyncha, podobnie jak wydany w 2011 roku Crazy Clown Time, charakteryzuje specyficzny na-strój, który w połączeniu z równie oryginalnym wokalem tworzy muzyczne credo artysty. Na płycie nie zabrakło posępnych utwo-rów o niepokojącym, monochromatycznym brzmieniu i dusznym klimacie, jak np. tytułowy The Big Dream, czy znajdujący się na dziesiątej pozycji I Want You. Klaustrofobiczną atmosferę albumu przełamują jednak lżejsze oraz nieco bardziej dynamiczne kompo-zycje, takie jak: Star Dream Girl, Say it albo Sun Can’t Be Seen No More, w których na dodatek czuć intensywny aromat bluesa.

Materiał zgromadzony na The Big Dream posiada pewien transogenny pierwiastek, wsiąkający z każdą, kolejną piosenką co-raz głębiej w traktowany dźwiękami umysł. Muzyczne wcielenie Davida Lyncha to niewątpliwie interesująca i nietuzinkowa propo-zycja muzyczna - nie dla każdego, ale każdy winien spróbować.

Martyna Kapuścińska

The Boxer Rebellion – PromisesWytwórnia: Sony MusicPremiera: 15.07.2013

Obiecuję – słowo na które jestem uczulona, a gdy tylko zostanę nim uraczona, uciekam gdzie pieprz rośnie. Doświadczona, że owo wyrażenie nie jest żadnym gwarantem, sceptycznie podeszłam do najnowszego krążka The Boxer Rebellion o wdzięcznej nazwie Pro-mises. Co takiego zespół postanowił nam, słuchaczom, obiecać? Ciekawość wygrywa, wciskam play.

Przyznaję – nigdy wcześniej nie słyszałam (o) The Boxer Re-bellion. Nie wiedząc czego się spodziewać, zaskoczona zostałam pozytywnymi, delikatnymi melodiami. Jeżeli chłopcy postanowi-li obiecać melancholijne, lekkie i przyjemne dźwięki ze szczyptą optymizmu, ciepły głos i ciekawe rozwiązania muzyczne, to abso-lutnie słowa dotrzymali. Przede wszystkim – wokal. Nathan Nichol-son to postać zdecydowanie warta uwagi. Zręcznie operuje swoim ujmującym, głębokim głosem, nawet krzyknąć potrafi. Idealnym dopełnieniem jest zaangażowana gitara – dzięki niej Keep Moving jest pocieszaczem przez duże „P”, mobilizując przy tym do rusze-nia się z kanapy i wyjścia problemowi naprzeciw (to do wszystkich Werterów naszych czasów). Czy Nowy Jork cieszyłby się z nazwy jednego z kawałków na płycie The Boxer Rebellion (siódmy na trackliscie New York)? Sądzę, że tak i dodać muszę, że szczególne ukłony należą się perkusiście. Piersie Hewittie, storzyłeś tu niema-łe arcydzieło). Nie sądziłam, że przy tych wszystkich dobrodziej-stwach dostanę również solidną dawkę wzruszenia. Nicholson w dziewiątym utworze tyle razy powtarza „you belong to me”, że okej, poddaję się, należę do Ciebie (miałam nie płakać, miałam nie płakać!). Kawałek zdecydowanie nie dla takich nieuleczalnych, wzruszających się co chwila romantyczek, jak ja.

Przechodząc do ostatniego, podsumowującego Promises utworu na płycie, czas na rozwiązanie. Czy warto było zaufać? Cy-tując jednego z polskich przedstawicieli polskiej polityki: „Yes! Yes! Yes!” Zauroczona utworem stwierdzam – czasem warto uwierzyć w obietnicę. Kasia Trząska

Muzotrans z Lynchem Obiecanki cacanki... ?

| 33

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 34: TOUCHÉ sierpień 2013

34 | FILm | rETroSpEkTyWA FILmoWA

Chłopcy vs. Dziewczyny

Aurora i archanioł (2008)reż. Agustin Diaz Yanes

TOUCHÉ | sierpień 2013

Czysta, niepokalana, cierpiąca, miłosierna, łaskawa. To zaled-wie kilka spośród wielu przymiotów Matki Boskiej. Do tej nie-co już archaicznej mini-listy, warto dodać również takie cechy jak: cierpliwa, troskliwa, współczująca, delikatna, gotowa do poświęceń, skłonna do wybaczania. W ten sposób tworzymy wzór idealnej kobiety i zarazem kreatorki ludzkiego istnienia. I tym samym przeciwstawiamy mu wszystkie bohaterki hisz-pańsko-meksykańskiej produkcji, Aurora i archanioł.

O ile kult Maryi jest zaznaczany w filmie bardzo dosad-nie – obrazki świętej na ścianach, modlitwy, błogosławione wisiorki – o tyle archetyp Matki Boskiej sprawdza się tyl-ko w przypadku jednej postaci – rodzicielki, wspominanej przez głównego bohatera, zmarłej cierpiętniczą śmiercią. Pozostałe kobiece postaci za nic mają sobie przypisywane im role społeczne. Tytułowa Aurora, jej siostra Ana oraz ich przyjaciółki, Gloria i Paloma, to kobiety, które gdzieś na swej drodze zerwały błyszczące aureole i wyrzuciły śnieżnobiałe szaty, wybierając ryzykowne życie przestępczego półświatka. Kiedy zaś okrutny męski świat krzywdzi jedną z nich, pozosta-łe przeistaczają się w żądne zemsty mścicielki. Na przeszko-dzie w realizacji ich planu staje bezduszny (z pozoru) zabijaka, noszący pseudonim Archanioł, jednak szybko zmieni swój stosunek do wrogiej bandy wściekłych przyjaciółek.

Film ten bardzo ciężko sklasyfikować gatunkowo. Reżyser, Agustin Diaz Yanes, łączy tu między innymi kino akcji, dramat i czarną komedię. W kontekście tego obrazu można mówić o pastiszu, a już na pewno należy wspomnieć o inspiracji kinem Tarantino czy Rodrigueza. Ten ostatni szczególnie rzuca się w oczy w scenie, kiedy Aurora – zdecydowana liderka zabójcze-go girlsbandu – zmierza na spotkanie ze swymi kompankami ubrana w długi, bawełniany podkoszulek i skórzaną spódnicę, a w ręce trzyma ciężką torbę. Na szczęście twórcy, zapewne aby nie czynić aluzji jeszcze bardziej natrętną, zrezygnowali z projekcji ściany ognia za plecami tej feministycznej wersji Desperado. Mimo kilku niedociągnięć film ogląda się rewela-cyjnie. Jest doskonałą alternatywą dla szowinistycznego kina akcji, i z tego względu – swego rodzaju powiewem świeżości. Koncepcji zaradnych, samowystarczalnych kobiet nie burzy nawet wątek romansu między tytułowymi bohaterami. Dają-cy się ponieść fali namiętności morderca na zlecenie jawi się w tym filmie jako „dziewczyna Bonda”, której nie do końca wychodzi na dobre kierowanie się sercem, miast rozumem.

Aneta Władarz

Page 35: TOUCHÉ sierpień 2013

| 35

Przed wyjazdem na festiwal rozmawiałam z bliską mi osobą, któ-ra para się historią sztuki. Powiedziała mi, że nie jest w stanie wy-obrazić sobie cysterskiego zespołu klasztornego przeobrażonego na potrzeby festiwalu w małe, tętniące życiem miasto. Mnie z kolei nie sposób wyobrazić sobie to miejsce przez pozostałe 360 dni, kie-dy nie stanowi terenu festiwalu. Kiedy jednak czytasz te słowa, po dwudziestym pierwszym Slot Art Festiwalu nie zostało już ani śladu. Uczestnicy dawno już zwinęli swoje namioty, a siłą pracy rąk ponad 1000 wolontariuszy rozebrane zostały wszystkie sceny muzyczne i kafejki. W miejscach niemal dziewięćdziesięciu warsztatów, kon-certów, imprez muzycznych, wykładów, spotkań i projekcji odbija się teraz jedynie głuche echo wszystkich dźwięków i słów, które tam padły. Funkcjonujące od 9 do 13 lipca w cysterskim zespole klasztornym w Lubiążu miasto w mieście, przez 5 dni nie zasnęło ani na moment. Zgromadziło ono kilka tysięcy uczestników i zosta-nie w ich pamięci na pewno na dużo dłużej, niż czas trwania Slotu. Festiwal niósł ze sobą bowiem coś więcej, niż większość tego typu imprez.

Eliksir młodościW rosnącej w siłę z roku na rok, letniej ofercie festiwalowej, odna-leźć można dowody na to, że pod względem wieku Slot Art wcho-dzi w fazę przekwitania. Nic bardziej mylnego! Choć jego korzenie sięgają lat 80 - tych, z których zapewne większość Czytających nie-wiele pamięta, a część pamiętać nie może, Slot Art wciąż pozostaje festiwalem młodych idei, świeżych zjawisk w kulturze i sztuce, nie-zależności i autentyczności. Kto był, ten wie, że na Slocie te pojęcia nie są tam wyświechtanymi frazesami, ale z roku na rok poszukują nowych interpretacji i znaczeń. Zmieniają się tylko ludzie, którzy tymi pojęciami operują. Choć też nie zawsze - na Slocie można było spotkać niejedną osobę, która pamięta pierwsze edycje festiwalu!

Prapoczątkiem Slotu był festiwal w Jarocinie, w 1987 roku, a właściwie punkt programu, który miał się nie odbyć – koncert holenderskiej grupy No Longer Music. Organizatorzy jarocińskiej imprezy nie zgodzili się na ten występ, ze względu na to, iż nie był to stricte koncert, a opowieść o ewangelicznej pasji Jezusa. Wy-stęp odbył się więc nielegalnie poza bramą festiwalu i zgromadził wiele osób, pragnących obejrzeć ocenzurowany show. Wśród nich znaleźli się organizatorzy późniejszych koncertów NLM, na gruncie których, w 1993 roku, odbył się pierwszy Slot w mazurskiej miej-scowości Stacze. Zgromadził on 60 osób. Impreza szybko się roz-rosła i przeniosła do giżyckiej Twierdzy Boyen, a w 2001 roku do opactwa cysterskiego w Lubiążu, gdzie odbywa się do dziś.

Michał Popiela, rzecznik prasowy Slot Art, z zainteresowaniem obserwuje zmieniające się pokolenia: czasem oglądam zdjęcia ze starych Slotów z Giżycka: dominującą subkulturę punków, szaleń-stwo na koncertach... Dzisiaj ludzie są bardziej powściągliwi. Mu-simy poszukiwać coraz to innych sposobów, żeby złapać do nich

Niechrześcijański festiwal chrześcijański

Na Slot Art Festivalu gościłam już po raz trzeci. Po raz pierwszy jednak jako przedstawiciel mediów, więc tym bardziej musiałam mieć oczy i uszy otwarte. Dokuczał mi przez to niezmiernie, nazywany ironicznie przez stałych bywalców festiwalu, syndrom pierwszego Slotu, czyli silna potrzeba zobaczenia wszystkiego i bycia wszędzie. Potrzeba to niewygodna, ponieważ nie sposób ją zaspokoić.

TOUCHÉ | sierpień 2013

FESTIWALE | SLoT ArT FESTIvAL

Page 36: TOUCHÉ sierpień 2013

36 |

TOUCHÉ | kwiecień 2013

kontakt, żeby do nich dotrzeć. Na festiwalu więc wiele rzeczy jest zmiennych: program, sceny z coraz to nowymi gatunkami muzyki, przyciągające atrakcje czy współorganizatorzy. Niezmienne jest to, że...

Tu mieszka BógBóg na Slocie obecny jest tak samo, jak w każdym innym miejscu

– przekonuje Michał Popiela – z tym, że tu może łatwiej go zauwa-żyć – dodaje. To, czego definitywnie nie robimy, to nie pomijamy aspektu duchowości. Po pierwsze jest on ważny dla twórców, ar-tystów i ludzi, którzy tu przyjeżdżają. Po drugie Slot stwarza dedy-kowane przestrzenie, w których ludzie mogą doświadczyć czegoś, co ich przekracza. Niektórzy nazywają to spotkaniem Boga, inni podchodzą do tego z większą rezerwą. Tych dedykowanych prze-strzeni odnalazłam na Slocie kilka: poczynając od codziennych, po-rannych Koncertów Modlitwy, przez popołudniowe wykłady pod Platanem, po specjalną przestrzeń przeznaczoną do wyciszenia i modlitwy Oko w oko aka Healing Room. W jej pobliżu znajdywa-ła się również kameralna kafejka Meta - Noja, gdzie można było spotkać osoby legitymujące się identyfikatorami Pomoc Drogowa. Aby z nimi porozmawiać, nie trzeba było być zmotoryzowanym, ba, nawet nie trzeba było być w posiadaniu jednośladu. Wystarczyła chęć do konwersacji i rozwiązania problemu, którym można było się podzielić.

Wojtek Kowalewski, szef Pomocy Drogowej oraz jeden z wy-kładowców spod Platana mówi: “Pomoc Drogowa” to wykwalifiko-wana kadra psychologów, couchów oraz duchownych. Wspieramy ludzi w rozwoju, chcemy dawać nadzieję, a jeśli tego potrzebują - oferujemy również modlitwę i wsparcie duchowe. Dziennie odwie-dza nas co najmniej kilkadziesiąt osób. Przychodzą do nas osoby z problemami w rodzinie, uzależnione albo takie, które po prostu chcą porozmawiać. Wiemy, że jesteśmy potrzebni.

Festiwal z podtekstem religijnymNiekiedy spotykamy się z opacznym odbiorem myśli festiwalu, łą-czącym się z opinią, że jest to festiwal chrześcijański - mówi Michał Popiela. A to nieprawda. Powszechnie zwykło się uważać, że religij-ność zakłada wyodrębnienie tej sfery: tu jest życie - tu jest religia, tu dzień powszedni - tu niedziela, tu sacrum - tu profanum. My zakła-damy, że w życiu wielu ludzi duchowość przenika to, co robią. Z taką interpretacją religijności rzeczywiście spotkałam się wielokrotnie w trakcie trwania festiwalu. Tak było na spotkaniu z Tomaszem Budzyńskim, liderem Armii, który przekonywał, że rodzaj sztuki, którą uprawia, wynika z doświadczenia Boga. Myślę, że podobne przekonania kierowały Wojciechem Malajkatem z zespołu Maleo Reggae Rockers, kiedy kilkakrotnie w trakcie trwającego na Dużej Scenie koncertu wykrzykiwał: Dlaczego ten świat nie jest zbawio-ny!? Najdłużej w pamięci zostanie mi jednak najprawdopodobniej wykład pastora i przedsiębiorcy, Andrzeja Burzyńskiego, na temat finansów. Wiele praktycznych wskazówek gospodarowania pie-niędzmi opartych było na łamaniu finansowych stereotypów i wy-czuwalnych odniesieniach do wiary. Między innymi to, że przy go-spodarowaniu pieniędzmi zawsze będzie pojawiał się zarówno lęk, jak i chciwość. Lekarstwem na pierwszy mają być inwestycje. Na drugi - podzielenie się z potrzebującymi. Istotną kwestią w zarzą-dzaniu pieniędzmi mają być oszczędności. Powinniśmy posiadać ich tyle, ile posiadał Jezus - śmiał się Burzyński, przypominając ewan-geliczną opowieść o cudzie rozmnożenia chleba. Jezus miał mieć przy sobie 200 denarów, czyli tyle pieniędzy, ile pozwoliłoby mu na spokojne życie bez pracy na 3 - 6 miesięcy.

Michał Popiela kładzie również akcent na siłę napędową festi-walu: Myślę, że wiara może być przyczyną, dla której niemal tysiąc wolontariuszy, setki organizatorów warsztatów i prelegentów wy-kładów przyjeżdża tu co roku i wykonuje kawał dobrej roboty zu-pełnie charytatywnie. To prawda. Organizacja Slot Art Festivalu od zawsze dokonuje się siłą pracy rąk i umysłów, a nie siłą pieniądza. Ponadto przyjeżdżają tu wykwalifikowani technicy, elektrycy, lu-dzie z uprawnieniami do pracy na wysokościach. Nie oczekują za to żadnego wynagrodzenia. Tymczasem w biurze rzeczy znalezionych mnożą się tablety i telefony komórkowe. Nikt nie wszczyna bójek.

Nie spotkałam na festiwalu osoby, która jako motyw przyjaz-du na Slot podałaby spotkanie z Bogiem. Z drugiej strony, niewiele osób powiedziało, że nie jest to dla nich w ogóle istotne. Z opinii, które zebrałam, wynika jednak wspólny głos: obecność dedyko-wanych przestrzeni spotkania z Bogiem nie jest głównym celem przyjazdu, choć jest istotną częścią pobytu. Czyżby zamierzenie organizatorów zostało zrealizowane?

Znaleźć złoty środekDocierają do nas dwa głosy. Pierwszy, pochodzący ze środowisk chrześcijańskich, że nasz festiwal jest za bardzo pobłażliwy. Dru-gi, ze środowisk świeckich, że przesadzamy z religijnością. Dopóki docierają do nas te dwa głosy, myślę, że realizujemy to, o co nam chodzi - śmieje się Michał Popiela.

Zaakcentowanie religijnej przestrzeni na festiwalu może nieść ze sobą jednak pewne niebezpieczeństwa. Dosyć dobrze pamię-tam koncert wspomnianego już wyżej zespołu No Longer Music, na który wybrałam się niemal dekadę temu. Koncert zamienił się w ewangelizacyjny show, a ja, mimo, że jestem osobą wierzącą - poczułam się oszukana. Czy Slot nie niesie takiego zagrożenia?

To, co robimy jako Pomoc Drogowa, tworzone jest w klimacie festiwalu - mówi Wojtek Kowalewski. Nikt niczego nie wymusza. Wszystkie spotkania mają charakter otwarty. Kiedy organizujemy wydarzenia, zdajemy sobie sprawę z tego, że mogą się na nich poja-wić osoby, które nie były na to przygotowane. Jednak to, co robimy, nie jest działaniem incognito pod przykrywką. Mamy swoją dział-kę, która jest tylko częścią festiwalu. Nie chcemy go zdominować.

FESTIWALE | SLoT ArT FESTIvAL

Page 37: TOUCHÉ sierpień 2013

Mamy być wsparciem i rozmawiać z tymi, którzy tego potrzebują. Dalecy jesteśmy od wymuszania czegokolwiek od kogokolwiek.

Podobnie do tematu ustosunkowuje się rzecznik prasowy Fe-stiwalu: Naszą intencją nie jest wabienie ludzi na dobre koncerty po to, żeby ich kijem zewangelizować. Jeżeli robimy interesujące kon-certy i wydarzenia, to dlatego, że wierzymy w dobrą sztukę. I chce-my, żeby ludzie tej sztuki doświadczali. To wszystko.

Spotkajmy się szybciej, niż za rokOprócz sfery chrześcijańskiej, Slot stwarza przestrzenie umożli-wiające spotkanie z innymi kulturami: indyjską, żydowską, arabską, chińską, japońską czy afrykańską. Slot to jednak przede wszystkim spotkanie z ludźmi i radość ze wspólnie spędzonego czasu, bez che-mii i przemocy. Znając już pokrótce założenie organizacyjne i ide-ologiczne Slot Art Festival’u, pewnie nie trudno się domyślić, że idea ta uaktywniana jest nie tylko raz w roku. Slot jest zawsze tam, gdzie ludzie z nim związani organizują spotkania, by znów, choć na chwilę, poczuć magię festiwalu. Najbliższa, dziesiąta edycja Slot Fest pod hasłem kalejdoSLOT odbędzie się w dniach 26 - 27 paź-dziernika 2013 w Staromiejskim Centrum Kultury Młodzieży przy ul. Wietora 15 w Krakowie. Może do nas dołączysz?

Natalia Sokólska Zdjęcia: Barbara Malinka

TOUCHÉ | sierpień 2013

FESTIWALE | SLoT ArT FESTIvAL | 37

Page 38: TOUCHÉ sierpień 2013

38 | literatura | nowości

Echo winy, Charlotte Linkwyd. Sonia Draga 2013

Czy sytuację, w której zbyt silne uczucie do ofiary - uniemożli-wiające jej zamordowanie, a wiążące się z pozostawieniem jej samej sobie, można nazwać miłosierdziem? Granica oddzielają-ca działania dobre i złe jest ulotna. Każdy z nas inaczej postrzega definicję człowieka litościwego a zwyrodnialca. O tym po krótce jest powieść Charlotte Link.

Historię rozpoczyna seria spotkań kilku małych dziewczynek z „całkiem sympatycznym mężczyzną”, czemu równocześnie to-warzyszą informacje w mediach o zaginięciach dzieci płci żeń-skiej. Tożsamość dorosłego stanowi główną oś fabuły - kim jest, co nim kieruje, kto go zdemaskuje? Te pytania kotłują się w umy-śle Czytelnika przez całą lekturę.

Powieść traktuje o losach Virginii i Frederica Quentin, rodzi-ców kilkuletniej Kim, równocześnie ukazując historię niemiec-kiego małżeństwa, które utraciło cały dobytek i cudem uniknęło śmierci w wyniku zatonięcia jachtu. Ścieżki obydwóch par krzy-żują się, przez co stają się oni głównymi bohaterami powieści.

Jednym z atutów fabularnych jest fascynacja matki dziew-czynki nowo poznanym mężczyzną obywatelstwa niemieckiego. Czytelnik zadaje sobie pytanie, czy będzie aż tak nieroztropna i niedbalstwem dopuści do tragedii? Książka utrzymana jest w formie bezosobowego dziennika, dzięki czemu Czytelnik otrzymuje możliwość sprawdzenia, kiedy dane zdarzenie miało miejsce. Autorka umiejętnie dozuje informacje dotyczące pory-wacza, co sprawia, że lektura zapiera dech aż do ostatniej strony.

Z racji trwania okresu wakacyjnego, który mam nadzieję ko-jarzy się Wam również z wypoczynkiem i błogim lenistwem, za-chęcam do sięgania po beletrystykę. Literatura piękna posiada niezastąpioną właściwość rozwijania naszej znajomości języka ojczystego, toteż gorąco namawiam, aby sięgnąć po powieść Charlotte Link. Zaręczam, że tożsamość winowajcy będzie dla Was nie lada zaskoczeniem. Życzę radosnego sierpnia!

Patrycja Smagacz

Stara Słaboniowa i Spiekładuchy, Joanna Łańcuckawyd. Oficynka 2013

„Są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się waszym filozo-fom” – słowa Szekspira doskonale pasują do debiutanckiej powie-ści Joanny Łańcuckiej.

Capówka, mała wieś gdzieś w Polsce, zamieszkana przez po-bożnych i życzliwych ludzi staje się miejscem próby sił pomiędzy dobrem a złem. W obronie współmieszkańców staje Teofila Sła-boniowa: kobieta stara, zmęczona życiem, niejednokrotnie nazy-wana przez sąsiadów wiedźmą. Czy życiowe doświadczenie i tym razem pozwoli jej na odegnanie złego?

Stara Słaboniowa i Spiekładuchy to książka, w której świat ludzki miesza się ze światem duchów i innych stworów z piekła rodem.

Sceneria wsi gdzieś ze wschodnich krańców Polski, w okolicach lat 90. XX wieku idealnie oddaje ówczesną atmosferę panującą na wsi, wraz z wierzeniami i przesądami, kierującymi poczynaniami jej mieszkańców.

Powieść Łańcuckiej w bardzo dobrym stylu przypomina o czę-ści zapomnianych już słowiańskich stworów z bestiariusza rodem, przeciwko którym nie staje żaden superbohater o nadprzyrodzo-nych mocach, a niepozorna starowinka, która swoje już przeżyła i która wie, w jaki sposób ze złym należy walczyć.

A zło nie próżnuje i wysyła wciąż nowe siły przeciwko Słabo-niowej: Zmory, Strzygi, Południce i inne z piekła duchy. Asortyment piekielny jest szeroki i trudny do pokonania, tym bardziej że „eta-towa” wiedźma Capówki spotyka się z coraz mniejszym poważa-niem wśród swoich sąsiadów, którzy przestali wierzyć w istnienie innych bytów, stawiając na postęp i naukę. A to wcale nie ułatwia Słaboniowej zadania.

Napisana barwnym, żywym językiem, pełnym wiejskiej gwary, książka Stara Słaboniowa i Spiekładuchy to wbrew pozorom ide-alna lektura na czas wakacyjnego lenistwa, która nie tylko ożywi wyobraźnię, ale i przypomni Czytelnikowi część wierzeń przodków, które gdzieś tam jeszcze, na oddalonej, z pozoru sielskiej wsi, są tak żywe, jako i my...

Anka Chramęga

Strach ma wiele twarzy Nie z tego świata

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 39: TOUCHÉ sierpień 2013

World War Z. Światowa wojna zombie w relacjach uczestników, Max Brookswyd. Zysk i S-ka 2013

Zombie to ostatnimi laty wdzięczny temat, zarówno dla filmowców, jak i dla pisarzy. Zombie-literatura ma się dobrze i ciągle się rozwija, choć przydałoby się zastanowić nad tym, czy można coś nowego wymyślić w sprawie wysłużonych nieumarłych. A i owszem, można. Przykładem tego jest powieść Maxa Brooksa, autora słynnego prze-wodnika Zombie Survival.

World War Z to fikcyjna literatura faktu opisująca przebieg Woj-ny Z, Wojny Zombie. Ów reportaż przedstawia czytelnikom histo-rię starcia ludzkości z plagą nieumarłych, począwszy od doniesień o zarazie – wtedy jeszcze nienazwanej – przez pierwsze starcia z nieznanym dotychczas przeciwnikiem oraz upadki kolejnych miast i państw aż po ostateczne zwycięstwo nad zombie, zwycięstwo okupione ogromnymi stratami.

To, co rzuca się w oczy już od pierwszych stron książki to emocje. Mnóstwo emocji. Stach przeplata się z nadzieją, rozpacz z radością. Determinacja i chęć walki, powoli przeradzająca się w apatię i re-zygnację. Naprawdę, podczas lektury odczuwałam takie napięcie, jakiego dawno nie doświadczyłam przy innych powieściach. Obok aktów ludzkiego miłosierdzia i pomocy międzyludzkiej, pojawiają się obrazy bezmyślnego okrucieństwa, wręcz wyzbycia się jakich-kolwiek ludzkich odruchów, człowieczeństwa. Masowe morder-stwa w imię wyższego dobra. Zimna kalkulacja przeliczana na bilans zysków i strat w miejsce zwykłego ludzkiego współczucia i pomocy…

World War Z czyta się bardzo szybko, wręcz się ją pochłania. Choć czasami wspomniana już ilość emocji nie pozwala na przeczy-tanie kolejnej relacji, na wzięcie udziału w kolejnym starciu z nie-umarłymi. Ale o to właśnie chodzi, by wstrząsnąć Czytelnikiem i zmusić do refleksji nad kondycją moralną społeczeństwa. Bo tak na dobrą sprawę w miejsce plagi zombie można by było wstawić do-wolną katastrofę naturalną czy pandemię zakaźnej choroby, a prze-kaz byłby taki sam. I to właśnie sprawia, że World War Z. Światowa wojna zombie w relacjach uczestników jest książką dla każdego, nie tylko dla fanów zombie.

Anka Chramęga

Koniec naszych czasów

TOUCHÉ | sierpień 2013

| 39

Page 40: TOUCHÉ sierpień 2013

TEATr

Spektakle opuszczające gmachy budynków teatralnych już ni-kogo nie zaskakują. Nawet, gdy pojawiają się one na najwięk-szych festiwalach muzycznych w kraju. Mowa o Openerze, który od dwóch lat realizuje projekt ART i z roku na rok, coraz bardziej go rozwija. Dzięki temu festiwal jest także gratką dla teatromanów, którzy przed koncertami mogą obejrzeć już nie tylko przedstawienia Teatru Nowego (który pełni rolę kusto-sza), ale także nowe przedstawienia twórców znanych w całej Polsce, między innymi Strzępki i Demirskiego, czy znakomicie zapowiadającego się reżysera młodego pokolenia – Pawła Świątka. Ten śmiałek przeniósł na deski teatru, wraz z Mate-uszem Pakułą (adaptacja i dramaturgia), co wydawało się nie

być do końca możliwe przez jej osobliwy język i formę, po-wieść Doroty Masłowskiej.

Paw królowej to gra, a może bardziej nieustająca walka, walka o przetrwanie w zmaterializowanym świecie, natomiast przedstawienie jest zabawą. Uderza w nas ciętym słowem Ma-słowskiej, niezwykłą plastycznością aktorów, ich fizycznością, pozwala na śmiech i nie daje zapomnieć o podtekstach. Zwinni aktorzy, którzy bez problemu poradzili sobie z językiem pisar-ki, a przez całe przedstawienie doskonale oddają charakter powieści. Scenografia (w odważnej zieleni), kojarząca się raz z komputerową grą, a innym razem z tenisowym kortem, su-geruje zamknięcie w danej przestrzeni i nie lada wysiłek, który jest potrzebny do uwolnienia z niej. Paweł Świątek udowadnia, że nie są potrzebne specjalne efekty, czy wielkie, ruchome in-stalacje, by powstał dobry spektakl, przede wszystkim ważne jest w nim słowo, a nie jedynie forma. Minimalizm przedsta-wienia był nie lada wyzwaniem dla aktorów, ale też najwięk-szą zaletą tego spektaklu. Paw królowej to fenomenalny popis zdolności (także interpretatorskich) młodych aktorów: Małgo-rzaty Zawadzkiej, Wiktora Loga - Skarczewskiego, Pauliny Pu-ślednik i Szymona Czackiego.

Joanna Krukowska

Masłowska na Openerze

fot.

R. K

orne

cki /

ww

w.s

tary

.pl

Fascynacja kobiecością obecna jest nie tylko na dużym ekra-nie, ale także na skrzypiących deskach teatrów. Co cieka-we, najlepiej widać to w scenicznych adaptacjach tekstów dotyczących wierzeń, czy mitów. Przyjrzyjmy się dwóm ko-bietom: tak różnym, a jednak tak podobnym w swoich we-wnętrznych konfliktach.

Medea: postać z mitologii greckiej, opisana w dramacie Eurypidesa i przeniesiona na deski Teatru im. St. I. Witkiewi-cza w Zakopanem. Medea jest kobietą niebezpieczną i fascy-nującą. Dla miłości poświęca ojczysty kraj, życie brata. Dla uczucia do Jazona, które wiedzie do cierpienia (zdrada) i do żądzy zemsty. Żądzy tak silnej, że doprowadza ją na skraj załamania nerwowego, do zabicia własnych dzieci. Pożar dramatu zranionej, kobiecej duszy bezlitośnie spala bowiem wszystko, co napotka na swej drodze.

Maria Magdalena: postać biblijna, bohaterka rock - ope-

ry, Tima Rice’a i Andrew Lloyd Webbera Jesus Christ Su-perstar o ostatnich dniach Jezusa. Jej postać ukazana jest niejednowymiarowo: prostytutka, która kocha syna bożego ponad wszystko. Nie jak zbawiciela, ale jak mężczyznę. Co z tego, że zarabia na życie sprzedając swoje ciało? Czy to od-biera jej prawo do uczuć? A nawet do zakochania się w czło-wieku, który musi poświęcić swoje życie dla ludzkości?

Święta czy grzesznica, matka czy córka, dziwka czy dzie-wica. Zdolna do uczuć tak silnych, że albo niszczy wszystko wokół (Medea), albo cierpi wewnętrznie, jak Maria Magda-lena. Podobno na początku był chaos. Nieprawda. Najpierw była kobieta. Iga Kowalska

Z miłości do chaosu

Paw Królowejw  reżyserii Pawła ŚwiątkaNarodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w  Krakowie

źród

ło: w

ww

.wit

kacy

.pl

TOUCHÉ | sierpień 2013

40 |

Page 41: TOUCHÉ sierpień 2013
Page 42: TOUCHÉ sierpień 2013

bez makijażu

Czucie i wiara silniej mówią do mnie

Uznajemy za prawdziwe zjawiska, stworzenia czy bóstwa. Jako społeczeństwo bądź jego część dajemy wiarę rzeczom, które innym ludziom mogą wydawać się irracjonalne. W tłumie łatwiej jednak uwierzyć i zaświadczyć. O wiele trudniej jest opowiedzieć ludziom o prawdzie, która objawiła się tylko nam.

42 |

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 43: TOUCHÉ sierpień 2013

| 43

Być mędrcem we własnym kraju

Każdego roku w Polsce notujemy kilkadziesiąt objawień. Szczególnie skora do spotkań z ludźmi jest czczona w kościele katolickim Matka Boska. Jednakże w świetle praw kościelnych nie każde objawienie jest tym, czym wydaje się być wizjone-rom. Tak zwane objawienia prywatne, a więc te dotyczące zaledwie jednostek, nie są respektowane przez kościół jako istotne w myśl chrystusowego Błogosławieni, którzy nie wi-dzieli, a uwierzyli. Powodem, dla którego rzekome cuda tak rzadko zyskują status objawień oficjalnych (a więc wiążących dla całej społeczności, tak jak na przykład spotkania bł. siostry Faustyny Kowalskiej), jest obawa przed zwodniczym charakte-rem takich zjawisk. Oddając cześć niezweryfikowanym przez instytucje kościelne mocom, podążamy za iluzją, która w rze-czywistości może być próbą oddziaływania sił zła. Dodatkowo, uznanie objawienia za faktyczne obcowanie z mocami boskimi obwarowane jest wieloma niewymiernymi kryteriami – musi być ono zgodne z oficjalną (choć przecież także objawioną!) nauką kościoła. Wizjoner musi być osobą wiarygodną, a więc zrównoważoną, uczciwą, w pełni zmysłów. Objawieniu mu-szą towarzyszyć także przekonujące znaki, takie jak lewita-cja, obecność świętych symboli, uzdrowienia, a ostatecznym jego efektem muszą być pozytywne owoce duchowe. Wierni przeważnie zauważają jednak wyłącznie cudotwórcze aspek-ty swoich spotkań i jako nieuznani prorocy we własnym kraju, korzystając z ich chwalebnych owoców, wzniecają różne pie-kiełka. Zastanawiające pozostaje, jakie efekty w sferze sacrum przynosi obcowanie z objawionym cudem. W niektórych przy-padkach – społecznie użyteczne, jak w Zabrzu, gdzie właści-cielka nawiedzonej szyby zmieniła swój stosunek do Romów, obserwując ich gorliwą pobożność w obliczu szyby. W innych, znacznie gorszych, gdy dzieli sąsiadów, parafię, a nawet kurię.

Matka Boska okienna

Corocznie takich cudów przydarza się w Polsce kilka i jak pod-kreślają teolodzy, potrzeba wielkiej pokory, by ze znaczną dozą pewności przyznać boskość plamie lub dziurze. Po teo-logicznych analizach zaleca się kult bądź jego zaniechanie i na tym w zasadzie kończy się zwierzchnictwo kościoła nad plamą. Później, jak stało się to w rok temu w Ostrowach, kult przyjmu-je niekontrolowaną formę i przeradza się w społecznie groźną obsesję. Karmią się nim również brukowce, poszukując tanich sensacji dla sezonu ogórkowego. Fakt informuje więc o cudzie na szybie w amerykańskim stanie New Jersey. Jak każda sen-sacja, także objawienia tracą dosyć szybko swoją medialną atrakcyjność. Niewielu zabrzan pamięta już o innym cudzie na szybie, który zauważono w 1997 r. w familoku. Także tutaj początkowo niegroźne modlitwy i pielgrzymki przerodziły się w agresywną walkę z kościołem. Jak pisała Gazeta Wyborcza, Proboszcz pobliskiej parafii Bożego Ciała był na miejscu, popa-trzył i machnął ręką. Lud Boży odpowiedział - Nawet gdyby sam ksiądz stanął przed nami i powiedział, że to nie cud, my i tak wiemy swoje! Z filozoficznego punktu widzenia, mnogość objawień i ich wysoka wiarygodność dla wiernych może wska-zywać na znaki czasu, nieco inne od grożącego palca boskie-go. W świecie pełnym niepewności, upadających autorytetów,

także tych wywodzących się z hierarchii kościelnej, ludzie poszukują prostych zasad postępowania i silnych dogmatów, które pozwolą im umocnić wiarę. Kult nierozpoznanych zja-wisk, pozostających teoretycznie w relacji z nauką kościelną jest więc także świadectwem kryzysu wiary oraz wskazuje na istniejące pośród wiernych nieposłuszeństwo.

Lary i penaty

Bóstwa gromadzimy także we własnych domach. Mistycyzuje-my na potęgę szczęśliwe kamyki, bransoletki, a nawet śmieci. Wszystko, aby choć odrobię dopomóc własnemu szczęściu. Jeszcze w pokoleniu naszych dziadków wszelkim podejmowa-nym staraniom towarzyszyło wstawiennictwo boskie i więk-szość panien ostateczne zamążpójście wiązało z wieloletnimi modlitwami o dobrego męża. Wierność nauce kościoła legi-tymizowała wieloletnie czekanie na cud w każdej dziedzinie i ostateczne efekty stanowiły niezłomny dowód na istnienie boskiej mocy. Współczesne pokolenie instant, nawet zacho-wując głęboki szacunek dla tradycji religijnych, nie może tyle czekać. Tradycyjną modlitwę wspomaga więc spotkaniami charyzmatycznymi, medytacją zen, kabałą i kuponami Lotto. Zupełnie innego znaczenia nabiera także słowo objawienie , używane współcześnie raczej w kontekście nowinki na scenie muzycznej, bądź literackiej. Zarzucamy pracę w korporacji, bo to było jak objawienie. Tak samo charakteryzujemy rozpalenie uczuć do nieznajomej osoby czy odkrycie alternatywnego ru-chu w sieci. Żyjemy więc także i my w świecie objawień, choć nieco bardziej pragmatycznych. W szyby i drzewa chyba już nie wierzymy. Niestety, zbyt wielu naszych znajomych kończy właśnie kierunki ścisłe i dzięki nim rozumiemy reakcję sodu z wodą. Patrząc pod odpowiednim kątem, odbarwienia za-uważyć można nawet w Ray Banach. Lecz może, gdyby w nie uwierzyć, życie stałoby się wreszcie bardziej sensowne?

Sandra Staletowicz

il. J

ul P

atal

eta

bez makijażu

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 44: TOUCHÉ sierpień 2013

ArTouchE

Boski kicz

Wizerunek Matki Boskiej znany jest przede wszystkim z wykorzy-stania w produkcji wszelkiego rodzaju dewocjonaliów. W ostat-nich latach coraz częściej jej postać pojawia się jednak w pracach designerów, a także mniej i bardziej kontrowersyjnych artystów. Na okładkach kolorowych magazynów pojawiają się stylizacje na Matkę Boską, przedstawiające modelki i fotografowane artystki (a czasem nawet artystów) w odpowiednich pozach i charaktery-zacji. Matka Boska pojawia się także na plakatach filmowych i ko-szulkach. Równie często odnaleźć motyw ten możemy na ludz-kich tatuażach, jak również na ulicach. Popularność Najświętsza Panienka zdobywa bowiem także w kręgach street - artowców.

Najczęściej króluje kicz. I ten jednak wykorzystany zostaje na wiele sposobów przez różnych artystów. Mistrzem w tej materii jest współczesny, amerykański twórca Jeff Koons, który podobnie jak Gustav Klimt w okresie fin de siecle, wybiera z rzeczywistości te jej elementy, którymi ludzie na co dzień z uwielbieniem się otaczają. W wersji XXI wiecznej, podobnie jak w okresie secesji, są to elementy kiczowate, niestety (albo stety?) na dużo większą skalę. W podobnym kierunku estetycznym, lecz w stronę nieco odmiennej tematyki, postanowiła podążyć francuska artystka, Soasig Chamaillard.

Zdecydowała się ona odrestaurować (dosłownie) wizerunek samej Matki Boskiej, wprowadzając ją w realia współczesnej po-pkultury. By tego dokonać, gromadzi zniszczone figurki świętej, przedstawiające ją w najbardziej klasycznej pozie, po czym od-restaurowuje je, dodając od siebie elementy znane z popkultury. W kolekcji Chamaillard pojawia się więc Matka Boska przebrana za Supermana, naśladująca słynnego Mario, ze znanej wszystkim gry komputerowej, a także Maria z głową Hello Kitty i wiele, wie-le innych. Nietrudno się domyśleć, że prace francuskiej artystki szybko znalazły zarówno swoich zwolenników, jak i zaciekłych przeciwników.

Sama artystka podkreśla, iż wychowanie w zachodniochrze-ścijańskiej tradycji wywarło znaczny wpływ na postrzeganie przez nią życia. Na jej oficjalnej stronie internetowej (http://www.soasig-chamaillard.com) czytamy, iż specyficzna ikonizacja, z jaką do czynienia mamy na co dzień w społeczeństwie, fizycz-ne transformacje i dostępne, niezliczone kombinacje wizualnych doświadczeń, ukształtowały pogląd Chamaillard na rolę kobiety w społeczeństwie w ogóle. Rozważania te zawiodły artystkę aż do wizerunku Matki Boskiej, który poddany zostaje przez nią swego rodzaju reinterpretacji i wdrożony we współczesne realia.

Soasig podkreśla, iż jej praca nie ma na celu wywołania kontrowersji, ranienia uczuć religijnych czy obrazy kogokolwiek. I rzeczywiście, choć sam temat jest kontrowersyjny, oglądając

TOUCHÉ | sierpień 2013

44 |

Współczesna sztuka nie raz udowadniała, że grani-ce tolerancji dawno zostały przesunięte. Przestaje istnieć pojęcie obrazoburczości, a sfera sacrum dla wielu odbiorców traci status nietykalności. Zajmu-jemy się w tym numerze, drodzy Czytelnicy, tema-tem Matki Boskiej, spójrzmy więc, jak bywa ona przedstawiana we współczesnej popkulturze.

Page 45: TOUCHÉ sierpień 2013

| 45

Boski kicz

prace Chamaillard nie ma się wrażenia, że patrzy się na coś bluź-nierczego. Figurki są odrestaurowane niezwykle estetycznie, nie pojawiają się nawiązania do przemocy ani konteksty seksualne (wyjątek – kobiecy pocałunek, wzbudzający największe emocje i wywołujący fale oburzenia). To tylko Matka Boska w przebra-niu uszytym z naszych czasów. Spory o wykorzystanie świętego wizerunku trwają jednak w najlepsze, a tłumaczenia artystki, ja-koby jej sztuka przeznaczona była „dla tych, którzy widzą”, nie do wszystkich trafia bez zarzutów.

Wystawa „Apparitions”, zorganizowana w 2011 roku w Al-bane Galery w Nantes (Francja), wywołała falę wszechobecnego oburzenia i sprzeciwów. Chamaillard broniła się jednak twierdząc, że porównanie Matki Boskiej między innymi do bohaterów ko-miksów nie jest bluźniercze, ponieważ superbohaterowie, po-dobnie jak święci, są w stanie odróżniać dobro od zła i wiedzę tę przekazują poprzez swoje postacie. Niemniej jednak sprawa twórczości Chamaillard pozostaje problematyczna. Podzielone opinie mają nawet przedstawiciele Kościoła, co z jednej strony daje nadzieję na zmniejszenie tabu, jakim okryte są przedmioty

i wizerunki sakralne, z drugiej jednak nadzieję tę gasi. Jedno jest pewne – artystka i jej prace z pewnością nie pozostają niezau-ważone.

Osobiście uważam, że z pracami artystki warto się zapoznać, nie tylko, by samemu wyrobić sobie zdanie na temat podobnej sztuki, ale także, by wziąć udział w problematycznej dyskusji na temat sacrum i profanum, jak również ich miejsca we współcze-snym świecie. Należy zadać sobie pytanie, czy interpretacja tych pojęć w ich tradycyjnym znaczeniu nie przestała funkcjonować w rzeczywistości już jakiś czas temu. Z drugiej jednak strony, czy naprawdę chcemy, by Kościół i inne instytucje, które owego sa-crum miały strzec, zgadzały się, by ulegało ono tak daleko idącej reinterpretacji i poddawane było tak widocznemu przemieszaniu symboli? Zostawiam to pytanie Wam, drodzy Czytelnicy, do prze-myślenia, zachęcając przy tym do zapoznaniu się z eksponatami wystawy „Apparitions”.

Eliza Ortemska [email protected]

ArTouchE

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 46: TOUCHÉ sierpień 2013

pSychoLogIA

Psychologia, należąc do zaszczytnej kategorii dziedzin nauko-wych i empirycznych jednocześnie, jest w nieco lepszym poło-żeniu od religii, ponieważ może próbować wyjaśniać znaczenie religii dla ludzkości. Może nawet próbować interpretować reli-gię i duchowość w kategoriach potrzeb psychologicznych, lub bardziej drastycznie i kontrowersyjnie – uznać pewne jej prze-jawy za objawy zaburzenia psychicznego. I to jest właśnie to, co działa tak drażniąco. Właśnie te próby analizy i racjonalizacji budzą tyle sprzeciwu ze strony duchownych i mocno zaangażo-wanych wierzących. To tutaj rodzi się konflikt – bo psychologia chce mieszać się w sprawy sacrum i sprowadzić je do profanum. Dzieje się to nie tylko wtedy, gdy widzenia i objawienia tłuma-czone są jako iluzje, halucynacje czy psychozy, a uzdrowienia i cuda podważa się racjonalną analizą faktów. Tak naprawdę

sprawy uzdrowień i widzeń traktowane są z taką samą, żarli-wą i nadgorliwą nieufnością przez psychiatrów, psychologów, medyków, a przede wszystkim przez duchownych, zmuszonych dogłębnie badać takie rzadkie przypadki. Kościół na wyższym szczeblu wcale nie jest taki tendencyjny, za jaki się go uważa. Tak naprawdę psychologia naraża się teologom już wtedy, gdy chce sprowadzić ideę wiary do tworu ludzkiego, służącego po-rządkowaniu świata. Szuka się jakiejś uzasadnionej potrzeby psychologicznej, która każe nam wierzyć w jakiegokolwiek boga i oddać mu część odpowiedzialności za swoje losy. Kościół nazy-wa to redukcjonizmem psychologicznym. Natomiast równie nie-bezpiecznym angelizmem (czy bardziej kolokwialnie – dewoty-zmem?) nazywamy postawę, która wyraża się przekonaniem, że wszystko, co robimy, co nas dotyka, pochodzi od Boga, a sami

Święte oburzenie

Czy psychologia i religia mogą iść ze sobą w parze? Czy może są to dziedziny skazane na odwieczną walkę i antagonizmy – pełne przeciwieństw obozy, wzajemnie zarzucające się swoimi argumentami, odzianymi w woalkę intelektualizmu i filozofii? Może czas na zawieszenie broni, a może warto przedyskutować psychologiczne uwarunkowania wiary, bez robienia krzywdy wspólnocie Kościoła.

il. D

obru

sia

Rura

ńska

Sacrum i Profanum

TOUCHÉ | sierpień 2013

46 |

Page 47: TOUCHÉ sierpień 2013

| 47

jesteśmy jakimiś istotami nieziemskimi, które funkcjonują jedy-nie dzięki mocy Bożej. Zarówno redukcjonizm, jak i angelizm to graniczne bieguny. Psychologizowanie wkurza księży i wierzą-cych, szczególnie drażniąco wpływa na niektóre starsze kobiety, a angelizm i dewotyzm wkurza naukowców różnej maści, pseu-dointelektualistów i ateistów z wielkich miast. Z którym obo-zem się więc utożsamiać?

Ksiądz vs. Psycholog?

Chyba najlepiej z żadnym, bo psychika ludzka i jego duchowość idą w parze, ale jednocześnie są zupełnie niezależne od siebie. Psychologowie nie chcą, żeby ktoś mieszał się w ich kompeten-cje; żaden z nich nie powie Ci, że właśnie ukarał Cię Boży paluch. Ale może się zdarzyć się, że zdrowe wyrzuty sumienia uzna za przerost super-ego. Ksiądz może pomylić chorobę psychiczną z opętaniem, a bezsensowne cierpienie uzna za hiobową pró-bę wiary. Cóż, każdy ma swoje malutkie wady. Różnica polega na tym, że psychologia chce być tłumaczona naukowo – marzy o tym, by być nauką ścisłą, a jednocześnie zachować pewną maleńką dozę magii i czarodziejstwa. Natomiast religia nie chce być tłumaczona. Chyba, że w kategoriach filozoficznych. Chce istnieć jako idea, która wnika w świat od zawsze, chce być nie-wytłumaczalna, bo jej moc polega na tym, by zrzeszać ludzi bez podawania racjonalnych wyjaśnień. Ale wielu już próbowało ją zdemaskować. Oto co mają do powiedzenia znani i lubiani z psy-chologicznego szołbizu...

Z Bogiem miło – Freud i Jung

Najklasyczniejszy z klasyków – Zygmunt Freud, powiedział kie-dyś: „byłoby naprawdę miło, gdyby istniał Pan Bóg”. Możemy to chyba uznać za jego niewiarę. Pisał też: „Określenie wartości doktryn religijnych jako prawdy nie leży w zakresie naszych ba-dań. Wystarczy, że rozpoznaliśmy je - w sensie psychologicznym

- jako iluzje”. Freud chciał nam przekazać, że twory religijne, są naszymi własnymi tworami. Nie istnieją naprawdę, tak samo jak iluzje, jednak my chcielibyśmy, żeby istniały i tak organizujemy świat, by pasował do naszych oczekiwań. Chcemy miłosiernego i sprawiedliwego Boga, chcemy życia po śmierci tak, by koniec życia na ziemi, nie był ostatecznym kresem. Religia według kla-sycznej psychoanalizy jest projekcją naszych życzeń. Ale skąd w ogóle wzięła się w nas religia? Tutaj Freud odwołuje się do ulubionego swego dzieła – kompleksu Edypa (zabarwiona sek-sualnie miłość do matki i jednoczesna nienawiść do ojca, które to niestety przypadają w udziale małym chłopcom, odwrotnie jest u dziewczynek). Nieprzyjemne napięcia wywołane tym wewnętrznym konfliktem, który rozgrywa się na arenie nie-świadomości nie mogą być rozładowane, bo popęd seksualny skierowany na rodzica jest nieakceptowalny w prawdziwym ży-ciu. Dlatego też, człowiek wymyślił sobie religię (posłuszeństwo Ojcu), sztukę, moralność, sport, jako dziedziny, w których popę-dy mogą być zaspokajane w inny, aprobowany sposób (oczywi-

ście nadal nie są do końca zrealizowane, tylko sublimowane, ale napięcie zostaje zredukowane). Religia opiera się na poczuciu winy i wyrzutach sumienia, które zrodził ojcobójczy akt Edypa.

Inny przedstawiciel psychoanalizy – Carl Gustav Jung ujmu-je Boga jako archetyp w naszym umyśle – jest to pewna idea, przekazywana od wieków poprzez legendy, przypowieści, opo-wiadania, kroniki dziejowe, która żyje w naszym umyśle już od wczesnego dzieciństwa i może być oczywiście nieuświadomio-na. Jest niezmienna, od zarania dziejów taka sama i tkwi w niej identyczna moc. Można to sobie łatwo wyobrazić na przykła-dzie archetypu matki. Już ludzie pierwotni mieli podobną do współczesnej ideę matki i macierzyństwa. To dlatego tak trud-no nam przyjąć, że matki mogą porzucać swoje dzieci, albo po prostu się o nie nie troszczyć. Podobnie – wedle archetypu Boga

– niełatwo wyobrazić sobie świat bez tej nadprzyrodzonej mocy, która organizuje, daje życie, dokonuje niewytłumaczalnych ak-tów. Kiedyś, zanim nauka rozwinęła się na dobre, wiele rzeczy uznawano za nadprzyrodzone. Jednak trudno uchwytny arche-typ żyje gdzieś w głębinach ludzkiego umysłu.

Bodziec - Reakcja

Psychologia behawioralna stworzyła człowieka sterowanego bodźcami i odpowiadającego na nie. Jeden z wyznawców tego nurtu – Burrhus Frederic Skinner – wprowadził pojęcie zacho-wania sprawczego. Człowiek może zachowywać się w pewien sposób, by uzyskać za to jakąś wartość nagradzającą. Ponoć na takich zasadach opiera się zachowanie religijne; człowiek postę-puje według zasad swojego kościoła, bo uzyskuje za to nagrody, jakimi szafuje religia. Za dobre uczynki pójdziesz do nieba, wy-strzegaj się grzechu, bo pójdziesz do piekła. Poczujesz się lepiej, gdy udasz się dziś do kościoła, inaczej doznasz lęku przez Bo-żym gniewem. Odczucie ulgi (uniknięcie lęku i poczucia winy) także może być nagradzające. Wyznawcy Chrystusa mogli więc być motywowani tym, że łamał i rozdawał chleb, który mnożył, a także uzdrawiał i łagodził cierpienie. Ale to wyjaśnia, co najwy-żej motywację do bycia religijnym. Nie tłumaczy tego, jak – do diaska – mogło dojść do rozmnożenia jedzenia.

Niektórzy uważają, że Biblia to wręcz podręcznik psychiatrii. Że wszystko, co zostało zasłyszane i podpatrzone zostało trochę ubarwione, lub zinterpretowane przez zaburzony umysł i prze-kazane ludzkości za zasadzie indukowanej psychozy. Można by też twierdzić, że pewne informacje zrodziły się w wyniku niedo-borów w wiedzy o świecie. A można też po prostu zaufać. Albo powiedzieć sobie, że wcale nie ma się potrzeby tego wszystkie-go rozważać i wyjaśniać. Że wystarczy nam ta nieuchwytna idea, dzięki której nasze życie trzyma się pewnych ram i dzięki której możemy w ogóle w coś wierzyć.

Kamila Mroczko

pSychoLogIA

TOUCHÉ | sierpień 2013

Page 48: TOUCHÉ sierpień 2013

48 | ania krztoń rysuje