stephen king - lsnienie.pdf

398
STEPHEN KING Lśnienie Przelo˙ zyla: Zofia Zinserling

Upload: mates94

Post on 21-Nov-2015

2.765 views

Category:

Documents


207 download

TRANSCRIPT

  • STEPHEN KING

    Lnienie

    Przeozya: Zofia Zinserling

  • * * *

    Jest to jeden z najlepszych wspczesnych horrorw. Nastrj grozy i napieciapoteguje sie z kazda minuta. Piecioletni Danny znalaz sie z rodzicami w opusto-szaym na zime hotelu. Wrazliwe, obdarzone zdolnosciami wizjonerskimi dzieckoodbiera fluidy czajace sie w murach starej budowli; byy one swiadkami krwa-wych porachunkw swiata przestepczego i milionerw.

    * * *

  • W komnacie tej. . . sta olbrzymi hebanowy zegar. Gucho, posepnie, jedno-stajnie tykotao wahado jego w jedna i druga strone; kiedy wszakze. . . miaauderzyc godzina, wwczas z brazowych puc zegara rozlega sie dzwiek geboki,czysty, donosny i nadzwyczaj melodyjny, lecz tak dziwnie gedziebny i uroczy-sty, iz ze schykiem kazdej godziny grajkowie orkiestry mimowolnie przestawa-li na chwile rzepolic i zasuchiwali sie w dzwieki, bezwiednie zatrzymywali siew swych plasach tancerze i przelotny niepokj rozradowane ogarnia towarzy-stwo. Jak dugo rozbrzmiewao granie zegara, najlekkomyslniejsi bledli, starsi zasi stateczniejsi podnosili reke do czoa, jak gdyby w bednej jakiejs zadumie czyrozmarzeniu; lecz skoro tylko ostatnie zamieray pogosy, pochy smiech narazprzelatywa w tumie: grajkowie spogladali na siebie, usmiechajac sie ze swegoniedorzecznego zmieszania, i szeptem przyrzekali sobie, iz nastepny odzew niewywoa juz w nich takiego wrazenia; atoli po upywie szescdziesieciu minut. . .granie zegara odzywao sie ponownie i ponownie nastepowao takie samo zadrga-nie i zaniepokojenie, i taka sama nastawaa zaduma.

    Pomimo to bawiono sie wytwornie i ochoczo. . .

    E. A. Poe, Maska Czerwonego Moru(prze. Stanisaw Wyrzykowski)

    Gdy rozum spi, budza sie upiory.Goya

    Jak zaswieci, bedzie swiecic.Porzekado ludowe

  • CZES C I

    Sprawy wstepne

  • Rozdzia pierwszy

    Rozmowa z pracodawca

    Jack Torrance pomysla: nadgorliwy kutasina.Ullman mierzy piec stp i piec cali, a porusza sie z penym zaaferowania

    pospiechem, ktry zdaje sie wyaczna cecha wszystkich niskich i korpulentnychmezczyzn. Przedziaek mia prosciutki, ciemne ubranie dyskretne, lecz budzacezaufanie. Jestem kims, do kogo mozna sie zwracac w kopotliwych sprawach mwio to ubranie do klienta. Do pracownika przemawiao zwiezlej: to nalezyzrobic dobrze, pamietaj. Stuart Ullman nosi w butonierce czerwony gozdzik, za-pewne w tym celu, aby zaden przechodzien nie wzia go za miejscowego przed-siebiorce pogrzebowego.

    Kiedy Jack sucha Ullmana, przyznawa w duchu, ze prawdopodobnie niemgby lubic nikogo po tamtej stronie biurka w danych okolicznosciach.

    Ullman zada mu pytanie, ktrego nie zrozumia. To zle; osoby typu Ullmanarejestruja takie potkniecia w umysle i rozpatruja je pzniej.

    Sucham? Pytaem, czy panska zona w peni pojmuje, jakie pan bierze na siebie obo-

    wiazki. Oczywiscie jest jeszcze panski syn. Spojrza na lezace przed nim po-danie. Daniel. Zony ta mysl ani troche nie przeraza?

    Wendy to niezwyka kobieta. A wasz syn tez jest niezwyky?Jack usmiechna sie szczerze, promiennie, jakby by agentem reklamy. Tak nam sie przynajmniej wydaje. Jak na pieciolatka, wykazuje spora sa-

    modzielnosc.Ullman nie odwzajemni usmiechu. Wsuna podanie Jacka z powrotem do

    teczki. Teczka powedrowaa do szuflady. Na biurku nie pozostao juz teraz nicprcz bibularza, telefonu, lampki do czytania i koszyka na wpywajaca i odcho-dzaca korespondencje. Obie przegrdki koszyka rwniez byy puste.

    Ullman wsta i podszed do segregatora w rogu. Pozwoli pan tutaj, panie Torrance. Popatrzymy na plany pieter.

    5

  • Przynis piec duzych arkuszy i poozy je na lsniacym orzechowym blaciebiurka. Jack stana po tej samej stronie co Ullman i bardzo wyraznie poczu zapachjego wody kolonskiej. Wszyscy moi ludzie uzywaja juchtu angielskiego albo nieuzywaja niczego, przyszo mu do gowy cakiem bez powodu i musia sie ugryzcw jezyk, zeby nie ryknac smiechem. Z kuchni za sciana dobiegay ciche odgosy;po lunchu pracowano tam na zwolnionych obrotach.

    Pietro najwyzsze zacza Ullman raznym tonem. Strych. Teraz nie matam absolutnie nic prcz rupieci. Po zakonczeniu drugiej wojny swiatowej Pano-rama kilkakrotnie przechodzia z rak do rak i chyba kazdy kolejny dyrektor wy-rzuca wszystkie niepotrzebne graty na strych. Prosze o zastawienie tam puapeki wyozenie trutki na szczury. Niektre pokojwki z trzeciego pietra twierdza, zesyszay jakies szelesty. Nie daje temu wiary nawet na chwile, powinnismy jednakmiec stuprocentowa pewnosc, ze w Panoramie nie ma ani jednego szczura.

    Jack trzyma jezyk za zebami, choc podejrzewa, ze nie ma na swiecie hotelubez chocby paru szczurw.

    Naturalnie pod zadnym pozorem nie pozwoli pan synowi wchodzic nastrych.

    Nie odpar Jack i znw przywoa na twarz promienny usmiech agentareklamy. Upokarzajaca sytuacja. Czy ten nadgorliwy kutasina rzeczywiscie uwa-za, ze on, Jack, pozwoliby synowi myszkowac po strychu, penym puapek naszczury, starych rupieci i Bg wie czego jeszcze?

    Ullman szybko wsuna plan strychu pod pozostae arkusze. Panorama ma sto dziesiec pomieszczen dla gosci objasnia metodycznie.

    Trzydziesci, same apartamenty, miesci sie tutaj, na trzecim pietrze: dziesiec,wacznie z apartamentem prezydenckim, w skrzydle zachodnim, dziesiec w cze-sci srodkowej i jeszcze dziesiec w skrzydle wschodnim. Z kazdego roztacza siewspaniay widok.

    Czy mgbys przynajmniej zrezygnowac z tego reklamiarstwa?Ale milcza. Zalezao mu na tej pracy.Ullman schowa plan trzeciego pietra pod spd i zajeli sie pietrem drugim. Czterdziesci pokoi poinformowa Ullman. Trzydziesci dwjek i dzie-

    siec jedynek. A na pierwszym pietrze po dwadziescia kazdego rodzaju. Plus trzybielizniarki na kazdym pietrze, magazyn na samym koncu wschodniego skrzydahotelu na drugim pietrze i jeszcze jeden na koncu zachodniego skrzyda na pietrzepierwszym. Jakies pytania?

    Jack pokreci gowa. Ullman sprzatna plany drugiego i pierwszego pietra. A teraz parter. Posrodku jest recepcja. Za nia biura. Hol, liczac od recep-

    cji, ma w obie strony po osiemdziesiat stp dugosci. Tu, w skrzydle zachodnim,miesci sie sala jadalna i salon Kolorado. Sale bankietowa i balowa sa w skrzydlewschodnim. Pytania?

    6

  • Tylko w zwiazku z podziemiem odpar Jack. Dla dozorcy zaanga-zowanego na zime ten poziom jest najwazniejszy. Rzec mozna, tam rozgrywa sieakcja.

    To wszystko pokaze panu Watson. Plan wisi na scianie w kotowni. Ull-man zmarszczy sie groznie, moze po to, aby dac do zrozumienia, ze jako dyrektornie zaprzata sobie gowy tak przyziemnymi aspektami funkcjonowania hotelu, jakogrzewanie i kanalizacja. Chyba niezle byoby i tam zastawic kilka puapek.Chwileczke. . .

    Nabazgra cos w bloczku wyjetym z wewnetrznej kieszeni marynarki (kaz-da kartka miaa gruby czarny nadruk Z biura Stuarta Ullmana), oddar arkusiki wrzuci do przegrdki koszyka przeznaczonej na odchodzaca korespondencje.Kartka spoczea tam osamotniona. Bloczek ponownie znikna w kieszeni mary-narki, jakby na zakonczenie sztuki magicznej. Patrz, may Jackie, raz jest, raz gonie ma. Ten facet to kawa wazniaka.

    Zajeli swoje poprzednie miejsca, Ullman z jednej strony biurka, Jack z dru-giej, pytajacy i pytany, petent i niechetny urzednik. Ullman zozy wypielegno-wane raczki na bibularzu i patrzy prosto na Jacka may ysiejacy mezczyznaw bankierskim garniturze i szarym stonowanym krawacie. Przeciwwaga kwiatkaw butonierce bya wpieta w druga klape szpilka z wykonanym zotymi literkamiprostym napisem Personel.

    Bede z panem cakiem szczery, panie Torrance. Albert Shockley to wpy-wowy czowiek i ma duze udziay w Panoramie, ktra po raz pierwszy w swejhistorii przyniosa w tym sezonie zysk. Pan Shockley zasiada rwniez w radzienadzorczej, choc nie jest hotelarzem, do czego pierwszy by sie przyzna. Ale swo-je zyczenia w sprawie dozorcy wyrazi cakiem jasno. Chce, zeby pan nim zosta.I ja pana zaangazuje. Gdyby mi wszakze dano wolna reke, nigdy bym tego niezrobi.

    Jack zacisna spocone piesci na kolanach i pociera jedna o druga. Nadgorliwykutasina, nadgorliwy kutasina, nadgorliwy. . .

    Chyba nie przypadem panu do serca, panie Torrance. Ja sie tym jednak nieprzejmuje. Panskie uczucia do mnie na pewno nie maja wpywu na to, ze w moimprzekonaniu nie nadaje sie pan do tej pracy. W sezonie trwajacym od pietnastegomaja do trzydziestego wrzesnia Panorama zatrudnia stu dziesieciu pracownikwna penym etacie, mozna wiec powiedziec, ze na kazdy pokj hotelowy przypadajeden z nich. Jak sadze, niewielu mnie lubi, a podejrzewam, ze niektrzy majamnie po trosze za drania. Nie bardzo sie myla w ocenie mojego charakteru. Muszebyc po trosze draniem, zeby zarzadzac tym hotelem tak, jak na to zasuguje.

    Popatrzy na Jacka, spodziewajac sie usyszec komentarz, a Jack znowu przy-woa na twarz usmiech agenta reklamy, szeroki i obelzywy.

    Panorame budowano od roku 1907 do 1909 powiedzia Ullman. Naj-blizej poozone miasto, Sidewinder, lezy czterdziesci mil stad na wschd. Droga

    7

  • do miasta jest zamknieta mniej wiecej od konca pazdziernika czy od listopadaaz gdzies do kwietnia. Hotel wybudowa Robert Townley Watson, dziadek nasze-go obecnego konserwatora. Mieszkali tu Vanderbiltowie, Rockefellerowie, Astro-rowie, Du Pontowie. Apartament prezydencki zajmowao czterech prezydentw.Wilson, Harding, Roosevelt i Nixon.

    Hardingiem i Nixonem zbytnio bym sie nie chlubi mrukna Jack. Ull-man zmarszczy brew, ale ciagna, nie zwazajac na niego:

    Pan Watson nie dawa sobie rady i sprzeda hotel w roku 1915. Potemsprzedawano go w latach 1922, 1929 i 1936. Sta pusty do konca wojny, kiedy tonaby go i cakowicie odrestaurowa Horacy Derwent, milioner i wynalazca, pilot,producent filmowy i przedsiebiorca.

    Znam to nazwisko powiedzia Jack. Tak. Wszystko, czego sie tkna, zamieniao sie w zoto. . . z wyjatkiem Pa-

    noramy. Wpakowa w nia ponad milion dolarw, zanim pierwszy powojenny goscprzekroczy te progi, i z chylacego sie ku ruinie zabytku zrobi atrakcje turystycz-na. To Derwentowi hotel zawdziecza boisko do roquea, ktre jak widziaem podziwia pan po przyjezdzie.

    Roquea? Jest to brytyjski przodek naszego krokieta, prosze pana. Krokiet to skun-

    dlona odmiana roquea. Jak gosi legenda, Derwent nauczy sie regu tej gry odswojego sekretarza do spraw towarzyskich i oszala na jej punkcie. Nasze boiskojest zapewne najpiekniejsze w Ameryce.

    W to nie watpie rzek Jack z powaga. Boisko do roquea, od frontu zy-wopoty strzyzone tak, by przypominay zwierzeta, i co jeszcze? Zaczyna miecwyzej uszu pana Stuarta Ullmana, widzia jednak, ze Ullman nie skonczy. Za-mierza powiedziec swoje az do ostatniego sowa.

    Derwent straci trzy miliony, po czym sprzeda Panorame grupie kalifor-nijskich akcjonariuszy. Rwnie zle na niej wyszli. Po prostu nie byli hotelarzami.W roku 1970 kupi ja pan Shockley z grupa swoich wsplnikw i mnie przeka-za kierownictwo. Przez pare lat i my mielismy deficyt, lecz stwierdzam z przy-jemnoscia, ze obecni wasciciele nigdy nie przestali pokadac we mnie zaufania.W zeszym roku wyszlismy na zero. A w tym roku, po raz pierwszy od prawiesiedmiu dziesiecioleci, Panorama przyniosa zysk.

    Jack przypuszcza, ze ten pedancik ma powd do dumy, ale znw poczu przy-pyw antypatii, jaka od poczatku wzbudza w nim Ullman.

    Nie widze zwiazku miedzy bezsprzecznie barwnymi dziejami Panoramya panskim przeswiadczeniem, ze nie nadaje sie do tej pracy powiedzia.

    Panorama przynosia tak duze straty miedzy innymi dlatego, ze kazdej zi-my traci na wartosci. Zmniejsza to stope zysku o wiele bardziej, niz pan sobiewyobraza. Zimy sa tutaj nieopisanie surowe. Zeby uporac sie z tym problemem,zaangazowaem na caa zime dozorce do obsugi kota oraz ogrzewania kolejno

    8

  • poszczeglnych czesci hotelu. Mia usuwac powstajace szkody, dokonywac na-praw, stawiac czoo zywioom. Stale byc przygotowany na nieprzewidziane wy-padki. Na pierwsza zime najaem rodzine, a nie samotnego mezczyzne. Doszo dotragedii. Strasznej tragedii. Ullman chodno otaksowa Jacka wzrokiem.

    Popeniem bad. Gotw jestem to przyznac. Ten czowiek pi.Jack poczu, ze powoli wypywa mu na usta goraczkowy usmiech absolutne

    przeciwienstwo szerokiego usmiechu agenta reklamy. Czyzby? Dziwie sie, ze Al panu nie powiedzia. Ja juz nie pije. Tak. Pan Shockley mi mwi. Mwi tez o panskiej ostatniej posadzie. . . .

    nazwijmy ja ostatnim odpowiedzialnym stanowiskiem. Uczy pan angielskiegow szkole przygotowawczej w Vermont. Wpad pan w zosc, bo chyba nie muszesie wdawac w szczegy. Ale tak sie skada, ze w moim przekonaniu przypadekGradyego ma z tym zwiazek, dlatego tez poruszyem sprawe. . . hm, panskiejprzeszosci. Na pierwsza zime, na przeomie roku 1970 i 1971, po odnowieniuPanoramy, ale przed otwarciem pierwszego sezonu, zatrudniem tego. . . tego nie-szczesnika nazwiskiem Delbert Grady. Zaja pomieszczenia, do ktrych wprowa-dzi sie pan z zona i synem. On mia zone i dwie crki. Moje zastrzezenia budziaprzede wszystkim ostra zima i fakt, ze rodzina Gradych bedzie odcieta od swiataprzez piec do szesciu miesiecy.

    Ale wasciwie tak nie jest, prawda? Sa tu przeciez telefony i przypusz-czalnie krtkofalwka. A Park Narodowy w Grach Skalistych lezy w zasieguhelikoptera, z pewnoscia zas na tak duzym terenie musza miec jeden czy dwahelikoptery.

    Nic mi o tym nie wiadomo odpar Ullman. W hotelu jest krtko-falwka, Watson pokaze ja panu wraz z lista wasciwych pasm czestotliwosci, naktrych mgby pan w razie potrzeby wzywac pomocy. Do Sidewinder wciaz jesz-cze prowadza stad nadziemne linie telefoniczne i prawie kazdej zimy w tym czyinnym miejscu zostaja zerwane, a naprawa trwa na og trzy do szesciu tygodni.W szopie ze sprzetem stoi tez sniegoaz.

    Wiec wasciwie hotel nie jest odciety.Pan Ullman zrobi urazona mine. Przypuscmy, ze panski syn czy zona potknie sie na schodach i dozna pek-

    niecia czaszki. Czy wtedy bedzie pan uwaza to miejsce za odciete od swiata?Jack zrozumia, o co chodzi. Sniegoazem daoby sie dotrzec do Sidewinder

    najpredzej w ptorej godziny. . . moze. Helikopter Parkowej Suzby Ratowniczejmgby tu przyleciec za trzy godziny. . . w najbardziej sprzyjajacych warunkach.Podczas zadymki w ogle nie zdoaby wystartowac, a nie sposb liczyc na rozwi-niecie maksymalnej predkosci Sniegoazem, nawet gdyby sie ktos odwazy prze-wozic ofiare wypadku w temperaturze, powiedzmy, dwudziestu pieciu stopni po-nizej zera na wietrze czterdziestu pieciu.

    W przypadku Gradyego podja Ullman rozumowaem chyba bar-

    9

  • dzo podobnie jak pan Shockley w panskim przypadku. Samo odosobnienie mozemiec zgubny wpyw na mezczyzne. Lepiej mu bedzie z rodzina. W razie kopo-tw, myslaem, sa duze szanse na to, ze nie zaistnieje nic tak pilnego, jak pek-niecie czaszki, zranienie narzedziem z napedem mechanicznym czy konwulsje.Ciezka grypa, zapalenie puc, zamana reka, nawet wyrostek robaczkowy nie wy-magayby takiego pospiechu. Podejrzewam, ze to, co sie stao, byo nastepstwemzgromadzenia przez Gradyego bez mojej wiedzy duzych zapasw taniej whiskyi dziwnej choroby, zwanej przez stare wygi wiezienna. Zna pan to okreslenie? Ullman przywoa na twarz protekcjonalny usmieszek, gotw udzielic wyjasnien,jak tylko Jack przyzna sie do swej ignorancji, wiec Jack z radoscia odpowiedziaszybko i zwiezle:

    Jest to zargonowe okreslenie reakcji klaustrofobicznej, ktra moze na-stapic, kiedy ludzie dugo przebywaja razem w zamknieciu. Klaustrofobia uze-wnetrznia sie niechecia do osb zajmujacych to samo pomieszczenie. W skraj-nych przypadkach moze ona wywoywac halucynacje i skaniac do aktw gwa-tu; popeniano morderstwa z tak gupich powodw, jak przypalony posiek czysprzeczka o to, na kogo wypada kolej pozmywac naczynia.

    Ullman wyda sie lekko zbity z tropu, co swietnie zrobio Jackowi. Postanowigo jeszcze nacisnac, lecz w duchu obieca Wendy, ze zachowa spokj.

    Sadze, ze tu popeni pan bad. Czy zrobi im krzywde? Zabi najpierw wszystkie trzy, prosze pana, a potem siebie. Dziewczynki

    zaraba siekiera, zone zastrzeli z dubeltwki, siebie rwniez. Mia zamana noge.Niewatpliwie tak sie spi, ze zlecia ze schodw. Ullman rozozy rece i z ob-udna mina popatrzy na Jacka.

    Czy mia srednie wyksztacenie? Prawde powiedziawszy, nie mia odrzek Ullman sztywno. Myslaem,

    ze jednostka, nazwijmy ja, bez polotu, nie bedzie do tego stopnia wrazliwa naniewygody, na samotnosc. . .

    Na tym polega bad skonstatowa Jack. Czowiek nierozgarniety jestbardziej podatny na chorobe wiezienna, tak jak atwiej mu zastrzelic kogos przykartach czy ot, tak sobie obrabowac. On sie nudzi. Kiedy spadnie snieg, mozenajwyzej ogladac telewizje czy stawiac pasjansa i oszukiwac, jesli nie odkryjewszystkich asw. Nie ma nic do roboty, wiec dogryza zonie, czepia sie dzieci i pi-je. Zasypia z trudem, bo panuje cisza. Totez pije, aby zasnac, i budzi sie z kacem.Staje sie drazliwy. A jak na przykad oguchnie telefon, wiatr zerwie antene tele-wizyjna, to pozostaje mu tylko rozmyslanie, oszukiwanie przy pasjansie, no wieczosci sie coraz bardziej. W koncu. . . paf, paf, paf.

    Podczas gdy czowiek wyksztacony, taki jak pan?. . . Oboje z zona lubimy czytac. Musze pracowac nad sztuka, ktra pisze,

    o czym zapewne powiedzia panu Al Shockley. Danny ma swoje ukadanki, ksia-zeczki do kolorowania i radio krysztakowe. Chce uczyc go czytania i chodzenia

    10

  • po sniegu w rakietach. Wendy tez pragnie sie tego nauczyc.O tak, chyba potrafimy znalezc sobie zajecie i nie dziaac jedno drugiemu

    na nerwy, jesli nawali telewizja. Urwa. I Al nie kama mwiac, ze juznie pije. Owszem, piem dawniej i zaczynao to wygladac powaznie. Ale przezostatnie czternascie miesiecy nie tknaem nawet piwa. Nie zamierzam przywozictu alkoholu, a jak spadnie snieg, i tak nie bede mia okazji go kupic.

    Tu przyznaje panu racje rzek Ullman. Dopki jednak bedzieciew hotelu we trjke, mnozyc sie beda mozliwosci kopotw. Choc mwiem o tympanu Shockleyowi, odpar, ze bierze na siebie odpowiedzialnosc. Teraz mwieo tym panu, a pan najwyrazniej tez chce wziac na siebie odpowiedzialnosc.

    Tak. W porzadku. Godze sie, skoro nie mam wyboru. Mimo to nadal wolabym

    z nikim nie zwiazanego studenta na rocznym urlopie. No, moze sie pan nada.A teraz przekaze pana Watsonowi, ktry pana oprowadzi po podziemiu i tereniewok hotelu. Chyba ze nasuney sie panu jeszcze jakies pytania?

    Nie. Zadne.Ullman wsta. Mam nadzieje, ze nie czuje pan urazy. Mwiac to wszystko, nie kierowa-

    em sie wzgledami osobistymi. Chodzi mi tylko o dobro Panoramy. To wspaniayhotel. Chce, zeby taki pozosta.

    Nie. Nie czuje urazy. Jack znowu bysna zebami w usmiechu agentareklamy, ale sie ucieszy, ze Ullman nie podaje mu reki. Czu urazy. Najrzniejsze.

  • Rozdzia drugi

    Boulder

    Wyjrzaa oknem kuchennym i zobaczya, ze siedzi sobie na krawezniku, niebawi sie ciezarwkami ani furgonetka, ani nawet szybowcem z drewna balsy, kt-rym tak bardzo sie cieszy przez cay zeszy tydzien, odkad Jack przynis go dodomu. Po prostu siedzi i wypatruje ich sfatygowanego volkswagena, z okciamiwspartymi na udach, a broda na doniach, piecioletni dzieciak czekajacy na swegotate.

    Nagle Wendy omal nie rozpakaa sie ze smutku.Powiesia scierke na drazku przy zlewie i zesza na d, zapinajac dwa gr-

    ne guziki fartucha. Jack z ta swoja duma! Och nie, Al, nie potrzebuje zaliczki.Dam sobie rade jeszcze przez jakis czas. Sciany sieni byy obdrapane, poryso-wane kredkami, swiecwka, pochlapane farba. Strome schody sie upay. Caybudynek zalatywa skisym odorem starosci. Czy tu powinien mieszkac Danny poprzeprowadzce ze schludnego ceglanego domku w Stovington? Lokatorzy z gry,z drugiego pietra, zyli ze soba bez slubu, co nie przeszkadzao Wendy, przeszka-dzay jej natomiast zacieke, ustawiczne ktnie. Napeniay ja strachem. Kiedyw piatek po zamknieciu barw tamci dwoje wracali do domu, zaczynali naprawdeskakac sobie do oczu w porwnaniu z tym pozostae dni tygodnia wydawaysie zwyka przygrywka. Jack nazywa to wieczornymi ktniami piatkowymi, alenie byy one wcale zabawne. Elaine, doprowadzona w koncu do ez, powtarzaaw kko: Przestan, Tom. Prosze cie, przestan. Prosze. A on na nia wrzeszcza.Raz obudzili nawet Dannyego, choc zwykle spa jak zabity. Nazajutrz rano Jackprzyapa Toma wychodzacego z domu i dosc dugo przemawia do niego na chod-niku. Tom zaczyna sie stawiac, Jack dorzuci cos jeszcze, za cicho, zeby Wendymoga usyszec, po czym Tom tylko posepnie potrzasna gowa i odszed. Zdarzy-o to sie tydzien temu i przez pare dni byo lepiej, lecz od piatku sprawy znwprzybray normalny a raczej, nienormalny obrt. Zle to dziaao na chopca.

    Znw zawadneo nia uczucie zalu, lecz je stumia, bo juz znajdowaa sie naulicy. Zgarnea pod siebie fartuch i przysiada obok syna.

    12

  • No i jak? zapytaa.Usmiechna sie do niej bez przekonania. Czesc, mamo.Szybowiec leza miedzy teniswkami chopca i Wendy zauwazya, ze jedno

    skrzydo juz peka. Chcesz, zebym zobaczya, co sie da z tym zrobic, skarbie?Danny znw zapatrzy sie w ulice. Nie. Tata go naprawi. On moze wrcic dopiero na kolacje, stary. Daleko jest w te gry. Myslisz, ze garbus nawali? Nie, nie mysle. Ale podsuna jej nowy powd do zmartwienia. Dziekuje,

    Danny. To mi byo potrzebne. Tata mwi, ze moze nawalic oznajmi Danny rzeczowo, niemal ze znu-

    dzeniem. Powiedzia, ze pompa paliwowa jest gwno warta. Nie uzywaj takich sw, Danny. Pompa paliwowa? zdziwi sie szczerze. Nie westchnea. Gwno warta. Nie mw tak. Dlaczego? Bo to ordynarne. Co to jest ordynarne, mamo? Ordynarne jest na przykad dubanie w nosie przy stole czy siusianie przy

    otwartych drzwiach azienki. Albo mwienie takich rzeczy, jak gwno warte.Gwno to ordynarne sowo. Dobrze wychowani ludzie go nie uzywaja.

    Tata uzywa. Zajrza do silnika i powiedzia: Rany, ta pompa paliwowa jestgwno warta. Czy tata nie jest dobrze wychowany?

    Jak sie nabywa takich umiejetnosci, Winifredo? Czy w praktyce? Jest dobrze wychowany, ale i dorosy. I bardzo uwaza, zeby nie mwic tak

    przy ludziach, ktrzy mogliby to zle zrozumiec. Takich jak wujek Al? Tak, wasnie takich. Czy bede mg tak mwic, jak dorosne? Chyba tak, obojetne, czy mi sie to bedzie, czy nie bedzie podobac. Ile bede musia miec lat? Na przykad dwadziescia, stary. Dugo trzeba czekac. Pewnie, ale ty sprbujesz, co? Dobra.Znw wpatrzy sie w ulice. Miesnie mu sie lekko napiey, jakby zamierza

    wstac, lecz nadjezdzajacy garbus by znacznie modszy i w kolorze o wiele bar-dziej jaskrawej czerwieni. Danny znw oklap. Wendy sie zastanawiaa, jak ciezko

    13

  • przezy te przeprowadzke do Kolorado. Choc nic nie mwi, martwia sie, ze ty-le czasu spedza samotnie. W Vermont trzech kolegw Jacka miao dzieci mniejwiecej w wieku Dannyego. Tam chodzi zreszta do przedszkola, tu zas w og-le nie mia sie z kim bawic. Wiekszosc mieszkan na ulicy Arapahoe zajmowalistudenci miejscowego uniwersytetu, a tylko nieliczne mazenstwa, w tym niewie-le z dziecmi. Widywaa moze kilkanascioro gimnazjalistw, troje niemowlat i natym koniec.

    Dlaczego tata straci prace, mamo?Wyrwana z zadumy, zaczea sie gowic nad odpowiedzia. Dyskutowali juz

    z Jackiem o tym, jak potraktowac takie pytania syna, i brali pod uwage rznesposoby, poczawszy od unikw, a skonczywszy na powiedzeniu mu caej praw-dy bez zadnych upiekszen. Danny jednak nie pyta. Zapyta dopiero teraz, kie-dy bya w zym nastroju i najmniej na to przygotowana. Ale Danny patrzy nania, moze dostrzeg na jej twarzy zmieszanie i wyrabia sobie wasny sad. W jejmniemaniu motywy dziaania i postepki dorosych musza sie wydawac dzieciomrwnie wielkie i grozne, jak niebezpieczne zwierzeta widziane w mrokach ciem-nego lasu. Dzieci, poruszane niczym marionetki, maja tylko mgliste wyobrazenie,dlaczego tak sie dzieje. Na te mysl zy o mao znw nie napyney jej do oczu. Po-wstrzymujac je, schylia sie, podniosa uszkodzony szybowiec i zaczea obracacgo w rekach.

    Twj tata prowadzi klub dyskusyjny, Danny. Pamietasz? No pewnie odpar. Spory dla zartu, prawda? Tak. Wciaz obracaa w doniach szybowiec, patrzya na nazwe firmy

    i niebieskie gwiazdziste znaki rozpoznawcze na skrzydach, gdy wtem spostrze-ga, ze mwi synowi caa prawde. By tam jeden chopak, George Hatfield,ktrego tata musia wykluczyc z klubu. To znaczy, ze by gorszy od innych. Geo-rge mwi, ze tata to zrobi, bo go nie lubi, nie dlatego, ze George by gorszy.I wtedy George zrobi cos zego. Chyba wiesz.

    Czy to on podziurawi opony naszego garbusa? Tak, on. Stao sie to po lekcjach i tata go na tym przyapa. Znw sie

    zawahaa, lecz teraz nie byo juz mowy o unikach; rzecz zawsze sprowadza sie dopowiedzenia prawdy lub kamstwa.

    Twj tata. . . czasami robi rzeczy, ktrych potem zauje. Czasami mysli nietak, jak powinien. Zdarza sie to nie za czesto, ale sie zdarza.

    Czy zrobi Georgeowi Hatfieldowi krzywde, tak jak mnie wtedy, kiedyzalaem jego papiery?

    Czasami. . .(Danny z raczka w gipsie). . . robi rzeczy, ktrych potem zauje.Wendy z caej siy zaciskaa powieki, zeby powstrzymac zy.

    14

  • Zrobi cos podobnego, skarbie. Uderzy Georgea, zeby ten przesta dziu-rawic opony, a George walna go w gowe. I wtedy ci, co zarzadzaja szkoa, po-wiedzieli, ze George ma juz do niej nie chodzic, a tata ma w niej nie uczyc. Urwaa, bo zabrako jej sw, i przerazona oczekiwaa powodzi pytan.

    O! Danny znowu zapatrzy sie w ulice. Widocznie temat zosta wyczer-pany. Czyzby i dla niej takze. . .

    Wstaa. Ide na gre napic sie herbaty. Chcesz pare ciasteczek i szklanke mleka,

    stary? Chyba poczekam na tate. Pewno nie wrci przed piata. Moze sie pospieszy. Moze zgodzia sie Wendy. Niewykluczone. Bya juz w poowie chod-

    nika, kiedy zawoa: Mamo? Co, Danny? Chcesz zamieszkac na zime w tym hotelu?Jakiej sposrd pieciu tysiecy odpowiedzi powinna mu teraz udzielic? Powie-

    dziec, co czua wczoraj w ciagu dnia, wieczorem albo dzis rano? Odpowiedzirzniy sie, miay wszystkie barwy od rzowiutkiej do czarnej jak smoa.

    Jesli chce tego twj ojciec odpara to i ja chce takze. Urwaa. A ty?

    Pewnie tak rzek w koncu. Nie mam tu wasciwie nikogo do zabawy. Brak ci twoich przyjaci, prawda? Czasami brak mi Scotta i Andyego. I chyba nikogo wiecej.Zawrcia, pocaowaa go i potargaa mu jasne woski, ktre juz zaczynay

    tracic dziecieca delikatnosc. By taki powazny, ze niekiedy sie zastanawiaa, jakon ma przezyc z takimi rodzicami, z nia i z Jackiem. Poczatkowo peni wielkichnadziei, musieli poprzestac na tej niemiej czynszwce w obcym miescie. Znowustana jej przed oczami obraz Dannyego w gipsie. Ktos tam w grze popenibad w rozdawaniu posad, ona zas miewaa obawy, ze nie da sie go naprawic i zebedzie musiaa za niego zapacic najbardziej niewinna osoba postronna.

    Nie wychodz na jezdnie, stary powiedziaa, sciskajac go mocno. Jasne, mamo.Wesza po schodach i skierowaa sie do kuchni. Nastawia czajnik, dla Dan-

    nyego przyszykowaa na talerzu pare ciasteczek, na wypadek gdyby sie zdecydo-wa przyjsc na gre, kiedy bedzie lezaa. Wyjea duza fajansowa filizanke i usiadanad nia przy stole. Przez okno widziaa, jak wciaz czeka na krawezniku, w dzin-sach i za duzej ciemnozielonej bluzie ze znakiem szkoy przygotowawczej w Sto-vington, z szybowcem lezacym teraz u jego boku. zy, na ktre zbierao jej sie

    15

  • przez cay dzien, popyney strumieniem. Pochylona nad kebami wonnej herba-cianej pary, pakaa. Pakaa z zalu za przeszoscia i ze strachu przed przyszoscia.

  • Rozdzia trzeci

    Watson

    Wpad pan w zosc, powiedzia Ullman. Dobra, tu ma pan piec. Watson zapali swiato w ciemnym, zatechym

    pomieszczeniu. By muskularnym mezczyzna o puszystych wosach koloru prazo-nej kukurydzy, ubranym w biaa koszule i ciemnozielone spodnie z bawenianegodiagonalu. Otworzy maa prostokatna krate w brzuchu pieca i obaj z Jackiemzajrzeli do srodka. To jest pomyk oszczednosciowy. Rwny biaoniebieskipomien, z sykiem unoszacy sie w gre, przesya niszczycielska sie, lecz podsta-wowe, pomysla Jack, byo sowo niszczycielska, a nie przesya; gdyby ktoswsadzi tam reke, upiekaby sie jak na ruszcie w ciagu trzech krtkich sekund.

    Wpad pan w zosc.(Danny, nic ci nie jest?)Piec wypenia cae pomieszczenie, zdecydowanie najwiekszy i najstarszy ze

    wszystkich, jakie Jack kiedykolwiek widzia. Pomyk ma zabezpieczenie objasnia Watson. Wmontowany tam ma-

    y czujnik mierzy temperature. Jesli spada ona ponizej pewnego punktu, w pan-skim mieszkaniu wacza sie brzeczyk. Kocio jest za sciana. Zaprowadze pana. Zatrzasna krate i powid Jacka za zelaznym cielskiem pieca do drugich drzwi.Z zelaza promieniowao otepiajace ciepo i nie wiadomo dlaczego Jack pomyslao duzym uspionym kocie. Watson zadzwoni kluczami i gwizdna.

    Wpad. . .(Kiedy wrci do swojego gabinetu i ujrza tam Dannyego, stojacego z usmie-

    chem w samych spodniach od dresu, czerwona chmura wsciekosci stopniowo za-cmia jego zdolnosc rozumowania. Choc wydawao mu sie pzniej, ze to wszystkoprzebiegao powoli, w rzeczywistosci musiao trwac niespena minute. Wrazeniepowolnosci byo takie, jak w niektrych snach. Zych snach. Pod jego nieobec-nosc chyba kazde drzwiczki w gabinecie zostay otwarte i kazda szuflada spladro-wana. Szafa scienna, szafki, biblioteczka z rozsuwanymi drzwiami. Wywleczonokazda szuflade z biurka. Jego rekopis, sztuka w trzech aktach, stopniowo powsta-

    17

  • jaca z nowelki napisanej przed siedmiu laty, za czasw studenckich, wala siepo pododze. Jack pi piwo i poprawia akt drugi, kiedy Wendy zawoaa go dotelefonu. Danny wyla z puszki piwo na rozozone kartki. Przypuszczalnie chciazobaczyc, jak sie pieni. Zobaczyc, jak sie pieni, zobaczyc, jak sie pieni te sowadzwieczay wciaz Jackowi w gowie niczym pojedyncza zepsuta struna rozstrojo-nego fortepianu, zamykajac krag jego gniewu. Spokojnie podszed do trzyletniegomalca, ktry patrzy na niego z tym swoim penym zadowolenia usmiechem, radz pracy tak dobrze przed chwila wykonanej w gabinecie taty. Danny zacza cosmwic i wasnie wtedy Jack chwyci i wykreci raczke synowi, by go zmusic dowypuszczenia z zacisnietych palcw gumki do maszyny i automatycznego ow-ka. Danny krzykna cicho. . . nie. . . nie. . . powiedz prawde: wrzasna. Trudno tobyo zapamietac przez mge gniewu, przez brzeczenie tej jednej zepsutej struny.Gdzies z gebi mieszkania Wendy zapytaa, co sie stao. Jej gos dobiega saby,tumiony przez wewnetrzna mge. To sprawa jego i chopca. Okreci Dannym, ze-by dac mu klapsa, wpijajac duze palce dorosego czowieka w cienka warstweciaa na przedramieniu chopca, zaciskajac piesc. Trzask amanej kosci nie bygosny, nie by gosny, ale bardzo donosny, POTE ZNY, lecz nie gosny. Akurat natyle donosny, ze jak strzaa przedar sie przez czerwona mge zamiast jednakwpuscic swiato soneczne, wpusci ciemne chmury wstydu i wyrzutw sumie-nia, strachu, duchowej udreki. Czysty dzwiek, pozostawiajacy po jednej stronieprzeszosc, po drugiej caa przyszosc, przypominajacy trzask grafitu owka czyszczapki amanej na kolanie. Chwila absolutnej ciszy po drugiej stronie, byc mo-ze ze wzgledu na poczatek przyszosci, na reszte jego zycia. Widok twarzy Dan-nyego coraz bledszej, az zbielaa jak ser, widok jego oczu, zawsze duzych, terazjeszcze wiekszych i szklistych, pewnosc, ze chopiec zemdleje i padnie w kauzepiwa, na papiery; jego wasny gos, saby i pijany, bekotliwy, usiujacy cofnac towszystko, obejsc jakos ten niezbyt donosny trzask amanej kosci i wrcic w prze-szosc czy w domu istnieje status quo? mwiacy: Danny, nic ci niejest? W odpowiedzi wrzask Dannyego, a potem Wendy z przerazeniem apie po-wietrze, kiedy podszedszy do nich, widzi przedramie Dannyego ustawione poddziwnym katem do okcia; przedramie nigdy nie powinno tak zwisac w swieciezamieszkanym przez normalne rodziny. Jej wrzask, kiedy chwyta chopca w ob-jecia, i bezsensowna paplanina: o Boze, Danny, o mj Boze, o dobry Boze, twojebiedne kochane ramionko; i Jack stojacy w osupieniu, ogupiay, prbujacy zro-zumiec, jak cos podobnego mogo sie wydarzyc. Kiedy tak sta, napotka wzrokzony i zobaczy, ze Wendy go nienawidzi. Nie przyszo mu do gowy, co ta nie-nawisc mogaby oznaczac w kategoriach praktycznych; dopiero pzniej poja, zeWendy moga od niego odejsc tego wieczora, pojechac do motelu, rano zaan-gazowac adwokata od spraw rozwodowych albo wezwac policje. Widzia tylko,ze zona go nienawidzi, to go porazio, poczu sie cakiem osamotniony. Czu siestrasznie. Tak jest, gdy nadchodzi smierc. Potem Wendy rzucia sie do telefonu,

    18

  • z wrzeszczacym dzieckiem na reku wykrecia numer szpitala, a Jack nie poszedza nia, lecz sta na gruzach swej pracowni, wdycha zapach piwa i mysla. . . )

    Wpad pan w gniew.Mocno potar donia wargi i ruszy za Watsonem do kotowni. Panowaa tu

    wilgoc, lecz pod wpywem czegos wiecej niz wilgoc jego czoo, brzuch i nogipokryy sie niezdrowym, lepkim potem. Spoci sie na wspomnienie, tak silne, zeten wieczr sprzed dwch lat wydawa sie oddalony zaledwie o dwie godziny.Nie byo odstepu w czasie. Powrci wstyd i niesmak, poczucie, ze jest czowie-kiem bez zadnej wartosci, a ono zawsze budzio w nim pragnienie alkoholu, ktrez kolei pograzao go w jeszcze wiekszej rozpaczy czy przezyje kiedys godzi-ne, bo juz nie tydzien czy chocby dzien, ale jedna zaledwie godzine na jawie, niezaskakiwany w ten sposb przez pragnienie alkoholu?

    Kocio oznajmi Watson. Z tylnej kieszeni spodni wyja czerwono-nie-bieska chustke, wydmucha nos, trabiac energicznie, i na powrt ja schowa, ob-darzywszy kwadrat materiau tylko przelotnym spojrzeniem, by zobaczyc, czyzawiera cos ciekawego.

    Kocio, dugi walcowaty zbiornik metalowy w miedzianej osonie, mocnopoatany, sta na czterech betonowych blokach, przykucniety pod platanina ruri przewodw, zygzakami biegnacych w gre do wysoko sklepionego, zasnutegofestonami pajeczyn sufitu. Na prawo od Jacka dwie grube rury grzewcze prowa-dziy przez sciane od pieca znajdujacego sie w przylegym pomieszczeniu.

    Cisnieniomierz jest tutaj. Watson go postuka. Funty na cal kwadra-towy, psi. To chyba powinien pan wiedziec. Teraz zwiekszyem cisnienie do setki,ale noca w pokojach robi sie chodnawo. Mao gosci sie skarzy, co za diabe.Zreszta to wariactwo przyjezdzac tu we wrzesniu. Poza tym kocio to staruszek.Wiecej na nim at niz na kombinezonie darowanym przez opieke spoeczna. Pojawia sie chustka. Trabniecie. Spojrzenie. Powedrowaa z powrotem do kie-szeni.

    Nabawiem sie pieprzonego kataru oznajmi Watson tonem towarzyskiejrozmowy. Zawsze dostaje kataru we wrzesniu. Dubie tu cos przy tej starejzdzirze, potem wychodze na dwr kosic trawe albo grabic boisko. Zziebniesz i ka-tar murowany, mawiaa moja nieboszczka mama, swiec Panie nad jej dusza, juzszesc lat, jak nie zyje. Rak. Jak sie dostanie raka, mozna zaraz pisac testament.

    Panu wystarczy cisnienie dochodzace do piecdziesiatki, najwyzej szescdzie-siatki. Pan Ullman kaze jednego dnia ogrzewac skrzydo zachodnie, drugiegosrodkowe, a trzeciego wschodnie. Czy to nie wariat? Nie cierpie tego maego skur-wiela. Jap-jap-jap przez cay bozy dzien, przypomina takiego pieska, co to ugryziecie w kostke, a potem biega w kko i siusia na dywan. Tylko jedno mu w go-wie. Jak czowiek patrzy, to zauje, ze nie ma strzelby. Prosze zobaczyc. Przewodyotwiera sie i zamyka, pociagajac za pierscienie. Wszystkie dla pana oznakowaem.Te z niebieskimi kartkami prowadza do pokojw w skrzydle wschodnim. Czer-

    19

  • wone kartki to srodek. Zte to skrzydo zachodnie. Jak pan bedzie mia ogrzewacskrzydo zachodnie, niech pan pamieta, ze od tej strony naprawde wieje. Dmuch-nie i te pokoje robia sie zimne jak babka bez temperamentu z kostka lodu w tymswoim interesie. Moze pan podwyzszac cisnienie do osiemdziesiatki w dni skrzy-da zachodniego. W kazdym razie ja bym tak robi.

    Termostaty na grze. . . zacza Jack.Watson tak energicznie pokreci gowa, ze rozwiay mu sie puszyste wosy. Nie sa przyaczone. Powiesili je tam tylko na pokaz. Niektre osoby z Ka-

    lifornii uwazaja, ze jest nie w porzadku, dopki nie maja w pieprzonej sypialni takgoraco, ze mogyby hodowac palme. Cae ciepo pynie stad. Ale trzeba pilnowaccisnienia. Widzi pan, jak rosnie?

    Postuka w gwna tarcze, na ktrej wskazwka przesunea sie w czasie jegomonologu ze stu na sto dwa funty na cal kwadratowy. Jackowi przebieg nagydreszczyk po plecach; pomysla: ges przesza po moim grobie. Watson odkrecizawr i spusci pare. Przy wtrze donosnego syku wskazwka cofnea sie na dzie-wiecdziesiat jeden. Watson dokreci zawr i syk ucich niechetnie.

    Rosnie rzek Watson. Mwi sie to temu tustemu kutasinie, a on wy-ciaga ksiegi rachunkowe i przez trzy godziny wykazuje, ze go nie stac na zakupnowego kota przed 1982 rokiem. Powiadam panu, ktregos dnia ta buda wyle-ci w powietrze, a ja licze tylko na to, ze ten tusty skurwiel tu bedzie i pierwszywystrzeli w gre. Mj Boze, zebym to by taki zyczliwy jak matka. Ona w kaz-dym umiaa dostrzec cos dobrego. Ja jestem zosliwy jak waz chory na ppa-sca. Niech to diabli, natury czowiek nie zmieni. No, wiec musi pan pamietac:dwa razy w ciagu dnia i raz w nocy, zanim pan uderzy w kimono. Powinien pansprawdzac cisnienie. Jesli pan zapomni, bedzie wzrastac i wzrastac i jak nic ock-niecie sie caa rodzina na pieprzonym Ksiezycu. Trzeba tylko spuszczac trochepary i obejdzie sie bez kopotw.

    Jaka jest grna granica? Och, kocio moze wytrzymac dwiescie piecdziesiat, ale teraz rozerwaoby

    go przy znacznie nizszym cisnieniu. Nikt by mnie nie namwi, zebym zszedtutaj i stana przy nim, kiedy wskazwka pokaze sto osiemdziesiat.

    Nie ma automatycznego zabezpieczenia? Nie. Hotel zbudowano, nim zaczeto wymagac takich rzeczy. Dzisiaj rzad

    federalny wtraca sie do wszystkiego, no nie? FBI otwiera listy, CIA zakada cho-lerne podsuchy telefoniczne. . . i niech pan popatrzy, co sie przydarzyo temuNixonowi. Czy to nie zaosna historia? Ale jesli bedzie pan po prostu przycho-dzi tu regularnie i sprawdza cisnienie, nic sie nie stanie. I niech pan pamietaogrzewac kolejno skrzyda, tak jak on sobie zyczy. W zadnym pokoju temperatu-ra nie przekroczy siedmiu stopni, chyba zeby zima bya wyjatkowo ciepa. Swojemieszkanie bedzie pan ogrzewa, jak sie panu spodoba.

    A co z instalacjami wodociagowymi?

    20

  • Dobra, wasnie miaem o tym powiedziec. Prosze tedy.Pod ukowym sklepieniem przeszli do dugiego prostokatnego pomieszczenia,

    ktre ciagneo sie bez konca. Watson szarpna za sznurek i mdy, chwiejny blaskpojedynczej siedemdziesieciopieciowatowej zarwki rozjasni miejsce, gdzie sta-li. Przed soba mieli dolna czesc szybu windy, grube nasmarowane liny, prowadza-ce do k o srednicy dwudziestu stp, i olbrzymi silnik, zanieczyszczony smara-mi. Wszedzie walay sie w paczkach i pudach powiazane gazety. Inne kartonyoznaczono napisami: Rejestry, Faktury, Pokwitowania, Nie wyrzucac!Pachniao starzyzna i plesnia. Z kilku rozlatujacych sie pude wysypyway sie napodoge cienkie pozke arkusiki, ktre mogy juz miec po dwadziescia lat. Jackrozglada sie dokoa zafascynowany. W tych rozpadajacych sie kartonach mogabyc pogrzebana caa historia Panoramy.

    Kurewsko trudno jest utrzymac te winde w ruchu. Watson wskaza nania kluczem. Wiem, ze Ullman stawia stanowemu inspektorowi dzwigw parefantastycznych obiadw na rok, zeby konserwator nie tyka tej cholery. A tutaj mapan centralny weze wodociagowy.

    Przed nimi piec grubych rur, zaizolowanych i scisnietych stalowymi obrecza-mi, gineo w mroku.

    Watson wskaza na osnuta pajeczynami pke obok szybu windy recznej. Le-zao na niej kilka zatuszczonych szmat i skoroszyt.

    Tu pan ma wszystkie schematy instalacji wodociagowych rzek. Nieprzypuszczam, zeby kopot sprawiay przecieki, nigdy ich nie byo, ale rury cza-sem zamarzaja. Jedyny sposb zapobiegania temu, to lekko odkrecac krany nanoc, tyle ze w tym pieprzonym paacu jest ponad czterysta kurkw. Ta tusta ciotatam na grze daraby sie przez caa droge do Denver, gdyby zobaczya rachunekza wode. Nie mam racji?

    Powiedziabym, ze to niesychanie wnikliwa analiza.Watson popatrzy na Jacka z podziwem. No, no, z pana to naprawde wyksztacony facet, co? Gada pan zupenie jak

    z ksiazki. Mnie to sie bardzo podoba, pod warunkiem, ze gosc nie jest pedziem.Strasznie sie ich teraz namnozyo. Wie pan, kto pare lat temu wywoa rozruchyw uczelniach? Homoseksualisci, tak, nikt inny. Sfrustrowani, musza sie wyado-wac. Nazywaja to wychodzeniem z ukrycia. Jak rany, nie wiem, do czego ten swiatzmierza. No, wiec jesli rura zamarznie, wedug wszelkiego prawdopodobienstwazamarznie tu w szybie. Widzi pan, szyb nie ma ogrzewania. W razie czego proszesie posuzyc tym. Z poamanej skrzynki po pomaranczach wyja may palnikgazowy.

    Jak pan znajdzie korek z lodu, niech pan najzwyczajniej odwinie izolacjei przytknie pomien do rury. Kapuje pan?

    Tak. Ale co sie stanie, jesli rura zamarznie gdzie indziej? Nie zamarznie, byle pan robi swoje i ogrzewa hotel. Zreszta do innych rur

    21

  • nie ma dostepu. Prosze sie tym nie przejmowac. Nie bedzie zadnych kopotw.Strasznie tu jest na dole. Peno pajeczyn. Mam pietra, i to jeszcze jakiego.

    Ullman mwi, ze pierwszy zimowy dozorca zabi zone, dzieci i siebie. Tak, ten Grady. Kiepski aktor by z niego, co stwierdziem na pierwszy rzut

    oka. Cay czas mia taki wazeliniarski usmieszek. To sie dziao wtedy, kiedy tutajdopiero zaczynali rozkrecac interes i ten tusty skurwiel Ullman byby zatrudninawet dusiciela z Bostonu, gdyby ten sie zgodzi na najnizsza pensje. Znalaz ichstraznik z Parku Narodowego, telefon nie dziaa. Wszyscy lezeli w skrzydle za-chodnim, na trzecim pietrze, zamarznieci na kosc. Szkoda dziewczynek. Jednamiaa osiem lat, druga szesc. Sodkie jak z obrazka. Och, ale sie narobio. TenUllman po sezonie prowadzi jakis podejrzany lokal na Florydzie, wiec zapa sa-molot do Denver, a potem wynaja w Sidewinder sanie i kaza sie tu przywiezc,bo drogi byy nieprzejezdne sanie, da pan wiare? Ze skry wyazi, zeby tonie trafio do gazet. Niezle sie spisa, musze przyznac. Bya wzmianka w denver-skiej Post i oczywiscie nekrolog w szmatawcu, ktry wychodzi w Estes Park,ale chyba na tym koniec. Niezgorzej, zwazywszy na reputacje hotelu. Oczekiwa-em, ze odgrzebie to jakis reporter i ze Grady posuzy za pretekst do wywleczeniarznych skandali.

    Jakich znw skandali?Watson wzruszy ramionami. Kazdy duzy hotel ma swoje skandale odpar. I kazdy duzy hotel ma

    swojego ducha. Dlaczego? No bo ludzie przyjezdzaja i odjezdzaja. Czasem ktoskipnie w swoim pokoju na zawa, wylew czy cos podobnego. W hotelach panujaprzesady. Nie ma trzynastych pieter ani pokoi numer trzynascie, nie ma luster nadrzwiach wyjsciowych i takich tam rzeczy. Cz, teraz w lipcu zmara nam jednapani. Ullman musia sie tym zajac i moze mi pan wierzyc, ze dobrze to zrobi.Wasnie za to dostaje dwadziescia dwa patyki za sezon, i choc nie cierpie tegokutasa, zasuguje na tyle. Wyglada to tak, jakby ludzie przyjezdzali tu sie tylkowyrzygac i wynajmowali sobie faceta w rodzaju Ullmana do sprzatania. No wiecta babka szescdziesiatka jak nic, w moim wieku wosy ufarbowane, czer-wone niczym swiateko nad drzwiami kurwy, cycki wisza az do pepka, bo chodzibez biustonosza, i ma takie zylaki, ze kazda noga jest jak mapa drogowa. Szyja,ramiona i uszy obwieszone kosztownosciami. I wczy za soba tego dzieciaka,najwyzej siedemnastolatka, z wosami do tyka i gula w kroku, jakby tam sobienapcha komiksw. Siedza tutaj tydzien, moze dziesiec dni, i co wieczr powtarzasie to samo. Od piatej do sidmej w salonie Kolorado ona pociaga dzin z wdka,jakby od jutra mia byc zakazany, a on zawsze jedna butelke Olympii popi-ja sobie wolno, zeby starczyo na duzej. Ona sypie zartami, opowiada dowcipy,on, pieprzony, przy kazdym sie usmiecha, jakby by mapa, jakby pociagaa zasznurki umocowane w kacikach jego ust. Tyle ze po paru dniach jemu coraz trud-niej byo sie usmiechac i diabli wiedza, o czym musia myslec, zeby isc do zka

    22

  • z zalana pompa. No wiec przychodzili na kolacje, on prosto, ona sie zataczaa,zalana w pestke, a on podszczypywa kelnerki i szczerzy do nich zeby, kiedynie patrzya. Robilismy nawet zakady, jak dugo wytrzyma. Watson wzruszyramionami. Pewnego wieczoru zszed okoo dziesiatej i mwi, ze zona jestniedysponowana co oznaczao, ze babie znw film sie urwa, jak codziennieod przyjazdu a on musi jej przywiezc lekarstwo na zoadek. Wsiad do maegoporschea, ktrym przyjechali, i tylesmy go widzieli. Nazajutrz rano ona schodzina d i prbuje sie zgrywac, ale jest coraz bledsza i bledsza, a pan Ullman pytadyplomatycznie, czy nie zawiadomic policji stanowej, bo moze tamten mia maakrakse czy cos w tym rodzaju. Prychnea na niego jak kocica. Nie, nie, nie, toswietny kierowca, ona sie nie martwi, spodziewa sie go w porze kolacji. No wiecpo poudniu zjawia sie w Kolorado okoo trzeciej i nie zamwia zadnego posi-ku. Wrcia do swojego pokoju mniej wiecej o wp do jedenastej i wtedy po razostatni ludzie widzieli ja zywa.

    Co sie stao? Koroner okregowy powiedzia, ze zazya ze trzydziesci piguek nasennych,

    na dodatek do tego, co wypia. Na drugi dzien przyjecha jej maz, jakis cholerniewazny prawnik z Nowego Jorku. Postraszy starego Ullmana na wszelkie mozliwesposoby. Zaskarze pana za to i za tamto, a jak z panem skoncze, to pan czystej pa-ry gaci nie znajdzie, i takie tam rzeczy. Ale ten dran Ullman jest dobry. Zdoa gouciszyc. Pewnie spyta wazniaka, czy wolaby, zeby jego zone obsmarowali w no-wojorskich gazetach. Zona wybitnego nowojorskiego, itede, znaleziona martwa,nafaszerowana pigukami nasennymi. Ale najpierw dobrze sie zabawia z chop-cem, ktry mgby byc jej wnukiem.

    Gliny stanowe znalazy ten wz na tyach nocnego baru w Lyons i Ullmanporuszy rzne sprezyny, zeby wydano go prawnikowi. A potem obaj przycisnelistarego Archera Houghtona, czyli koronera, i zmusili go do zmiany orzeczenia.Stwierdzi, ze smierc nastapia nagle. Atak serca. Teraz stary Archer jezdzi chry-slerem. Nie mam mu tego za ze. Nalezy brac to, co samo wpada w rece, zwaszczajak czowiekowi latka leca.

    Pojawia sie chustka. Trabienie. Spojrzenie. I znika. No i co sie dzieje? Jakis tydzien pzniej ta gupia cipa, pokojwka imie-

    niem Delores Vickery, sprzatajac pokj tamtej pary, podnosi wrzask jak wszyscydiabli i pada zemdlona. Po odzyskaniu przytomnosci mwi, ze widziaa zmaraw azience, naga w wannie. Twarz miaa fioletowa i spuchnieta powiada i usmiechaa sie do mnie. Wiec Ullman zapaci jej za dwa tygodnie z gry i kazasie wynosic. Jak obliczam, ze czterdziesci, piecdziesiat osb zmaro w tym hote-lu, odkad mj dziadek otworzy go w roku 1910. Watson przyjrza sie bacznieJackowi. Wie pan, jak koncza na og? Na zawa albo na wylew, kiedy dmu-chaja te swoje panienki. W takich miejscowosciach peno rozmaitych staruchw,co to chca sobie ostatni raz uzyc. Przyjezdzaja w gry i udaja dwudziestolatkw.

    23

  • Czasami sa przecieki, a nie wszyscy faceci zarzadzajacy hotelem potrafili tak jakUllman radzic sobie z prasa. Wiec Panorama cieszy sie za sawa, a jakze. Go-we dam, ze ten pieprzony Biltmore w Nowym Jorku tez ma za sawe, jakby takspytac odpowiednich ludzi.

    Ale tam nie straszy? Przepracowaem tu cae zycie, panie Torrance. Tutaj sie bawiem jako dzie-

    ciak nie starszy od panskiego chopca, sadzac po fotografii w portfelu, ktra mipan pokaza. Nigdy jeszcze nie widziaem ducha. Prosze pjsc ze mna na tyyhotelu, pokaze panu szope ze sprzetem.

    Swietnie.Watson siegna do kontaktu, kiedy Jack zauwazy: Nie brak tu papierw, to pewne. Och, ma pan racje. Jakby pochodziy sprzed tysiaca lat. Gazety, stare fak-

    tury, konosamenty i Bg wie co jeszczej. Mj tata niezle sobie z nimi radzi, gdymielismy poprzedni piec, opalany drewnem, ale teraz przestaem nad tym pano-wac. Ktregos roku musze najac chopaka, zwiezc je do Sidewinder i spalic. JesliUllman przezyje taki wydatek. Ale chyba tak, jezeli dosc gosno bede krzyczao szczurach.

    To sa tutaj szczury? Taak, pewnie sa. Mam puapki i trutke, ktre na zyczenie pana Ullmana ma

    pan porozkadac tu i na strychu. Prosze dobrze pilnowac synka, panie Torrance.Nie chciaby pan przeciez, zeby mu sie cos stao.

    Jasne, ze nie. W ustach Watsona ta rada nie zabrzmiaa nieprzyjemnie.Podeszli do schodw i przystaneli na chwile, bo Watson znowu musia wy-

    dmuchac nos. Znajdzie pan tam chyba wszystkie potrzebne narzedzia i troche zbednych.

    I upki dachwkowe. Czy Ullman mwi panu o tym? Tak, chce, zebym wymieni czesc upkw w skrzydle zachodnim. Ten tusty kutasina wydusi z czowieka, ile sie da, a na wiosne bedzie je-

    czec, ze wszystko jest zrobione byle jak. Wygarnaem mu to kiedys prosto w oczy,powiedziaem. . .

    Ruszyli po schodach i sowa Watsona zaczey brzeczec monotonnie, kojaco.Jack Torrance raz spojrza do tyu w nieprzenikniony, zatechy mrok i pomysla,ze jesli w ogle gdzies straszy, to wasnie tutaj. Pomysla o Gradym, odcietymod swiata przez zway miekkiego, nieubaganego sniegu, o tym, jak po trochutraci zmysy i popenia to straszne morderstwo. By ciekaw, czy one krzyczay.Biedny Grady z kazdym dniem czu sie bardziej osaczony i pod koniec wiedzia,ze dla niego wiosna nigdy juz nie nadejdzie. Nie powinien by sie tu znalezc. I niepowinien by wpasc w zosc.

    Kiedy Jack przechodzi przez drzwi za Watsonem, usysza te sowa roz-brzmiewajace echem jak podzwonne, przy akompaniamencie suchego trzasku

    24

  • jakby amanego grafitu owka. Mj Boze, chetnie by sobie ykna. Raz albo ty-siac razy.

  • Rozdzia czwarty

    Kraina Cieni

    Danny zgodnia, wiec kwadrans po czwartej przyszed napic sie mleka i zjescciasteczka. Pochona je, wciaz wygladajac przez okno, a nastepnie zajrza dopokoju i pocaowa matke, ktra lezaa w zku. Zaproponowaa, zeby zosta nagrze, gdzie dla zabicia czasu moze popatrzec na Ulice Sezamkowa, on jednakstanowczo pokreci gowa i wrci na swoje miejsce na krawezniku.

    Bya juz piata i choc nie mia zegarka, a zreszta i tak nie zna sie na nim zadobrze, po wyduzaniu sie cieni i zotawym zabarwieniu popoudniowego swiatapoznawa, ze czas upywa.

    Obracajac w rekach szybowiec nuci cicho:Nie chce cie, nie chce cie, nie chce cie znac,Chodz do mnie, chodz do mnie raczke mi dac. . .Prawa mi daj, lewa mi daj. . .

    Spiewali to wszyscy razem w przedszkolu w Stovington. Tutaj nie chodzi juzdo przedszkola, bo taty nie byo na nie stac. Danny wiedzia, ze rodzice sie tymmartwia, przypuszczaja, ze czuje sie jeszcze bardziej osamotniony (a co gorsza,choc nie rozmawiaja ze soba na ten temat, ze ma do nich zal), ale tak naprawdeto wcale nie chcia chodzic do przedszkola. Przedszkole jest dobre dla maluchw.Nie by wprawdzie cakiem duzy, przesta jednak byc maluchem. Duze dziecichodza do duzej szkoy i dostaja goracy lunch. Pierwsza klasa. Na przyszy rok.W tym roku nie jest ani maluchem, ani prawdziwym dzieckiem. Nie szkodzi.Teskni za Scottem i Andym, gwnie za Scottem, ale i to nie szkodzi. Chybanajlepiej samemu czekac na wszystko, co moze sie zdarzyc niebawem.

    Wiedzia sporo o swoich rodzicach i zdawa sobie sprawe, ze nieraz nie by-li z tego zadowoleni, a czesto nie dawali temu wiary. Lecz pewnego dnia bedamusieli uwierzyc. Zadowala sie czekaniem.

    Mimo to szkoda, ze nie wierzyli mu bardziej, zwaszcza w takich chwilach.Mama lezaa w mieszkaniu na zku, bliska ez, bo sie martwia o tate. Niektre

    26

  • jej zmartwienia byy za dorose, totez Danny nie mg ich zrozumiec niejasnosie wiazay z poczuciem bezpieczenstwa, z wyobrazeniem taty o sobie, z wina,gniewem i lekiem o ich przyszosc ale wasnie teraz myslaa przede wszystkimo dwch sprawach: ze tata mia w grach wypadek (wiec dlaczego nie dzwoni?)albo ze pojecha robic Za Rzecz. Danny swietnie sie orientowa, na czym onapolega, wyjasni mu to bowiem Scotty Aaronson, starszy od niego o p roku.Scotty wiedzia, poniewaz jego tata tez to robi. Kiedys, powiedzia Scotty, jegotata podbi mamie oko i przewrci ja na ziemie. W koncu rodzice Scottyegodostali z powodu Zej Rzeczy rozwd i kiedy Danny go pozna, Scotty mieszkaz matka, a ojca widywa wyacznie w soboty i niedziele. Rozwd napenia Dan-nyego najwiekszym strachem, zawsze pojawia sie w jego myslach jako znakwymalowany czerwonymi literami, zakrytymi przez syczace jadowite weze. Porozwodzie rodzice juz ze soba nie mieszkaja. Staczaja o dziecko bj w sadzie(Danny nie mia pewnosci, co to takiego ten sad) i ono musi zostac z jednymz nich dwojga, a drugiego wasciwie nie widuje. To z rodzicw, ktre opiekujesie dzieckiem, moze, jezeli chce, wziac slub z osoba zupenie dziecku nie zna-na. Najokropniejsze byo to, ze wyczuwa, jak rozwd, sowo pojecie czy tezcos, co mu sie objawiao w momentach zrozumienia chodzi po gowach jegowasnym rodzicom, czasem mgliste i dosc odlege, kiedy indziej geste, ciemnei przerazajace niczym deszczowa chmura. Tak byo wtedy, gdy tata ukara go zazalanie papierw w gabinecie i lekarz zaozy mu gips na reke. Wspomnienie tojuz zblako, ale mysli o rozwodzie pozostay w pamieci wyrazne i grozne. Wtedykrazyy gwnie po gowie mamy i Danny sie ba, ze ona wyciagnie z gowy tosowo, wypowie, uczyni czyms rzeczywistym. Rozwd. Przewija sie nieustan-nie w ich rozwazaniach, jedno z niewielu pojec, ktre zawsze potrafi wyowic,niczym takt prostej muzyki. Lecz wok tej centralnej mysli obracay sie inne,bardziej zozone, ktrych na razie nie zaczyna sobie nawet tumaczyc. Objawiaymu sie wyacznie w postaci barw i nastrojw. Rozwodowe mysli mamy koncen-troway sie na tym, co tata zrobi z jego reka i co sie zdarzyo w Stovington,kiedy straci prace. Ten chopak. Ten George Hatfield, ktry sie wsciek na tatei podziurawi opony ich garbusa. Rozwodowe mysli taty byy bardziej zozone,zabarwione ciemnym fioletem i porysowane strasznymi zyami gebokiej czerni.Tata uwaza chyba, ze im bedzie lepiej, jesli odejdzie. Ze ustanie bl. Tata prawiestale odczuwa bl, gwnie z powodu Zej Rzeczy. Danny niemal zawsze potrafii to uchwycic: ciage pragnienie taty, aby sie zaszyc w ciemnym kacie, patrzecw kolorowy telewizor, jesc orzeszki ziemne z miski i robic Za Rzecz, dopkimysli sie nie uspokoja i nie przestana go dreczyc.

    Tego popoudnia jednak matka nie miaa powodu do zmartwienia i Dannyzaowa, ze nie moze pjsc i powiedziec jej tego. Garbus nie nawali. Tata niepojecha nigdzie i nie robi Zej Rzeczy. Wasciwie by juz jakby w domu, z per-kotem suna szosa z Lyons do Boulder. Chwilowo nawet nie mysla o Zej Rzeczy.

    27

  • Mysla o. . . o. . .Danny ukradkiem spojrza do tyu, na okno kuchenne. Niekiedy pod wpywem

    wielkiego skupienia cos mu sie przytrafiao. Rzeczy prawdziwe sie oddalay, a naich miejscu pojawiay sie inne. Raz, wkrtce po zaozeniu mu gipsu, zdarzyo sieto przy kolacji. Wtedy mao ze soba rozmawiali. Ale mysleli. O tak. Mysli o roz-wodzie zawisy nad stoem kuchennym niczym chmura nabrzmiaa czarnym desz-czem, brzemienna, gotowa sie oberwac. Byo tak zle, ze nie mg jesc. Na myslo jedzeniu, gdy ten czarny rozwd unosi sie w powietrzu, zbierao mu sie na wy-mioty. Poniewaz zas wydawao sie to strasznie wazne, skupi sie ze wszystkich sii cos sie stao. Kiedy Danny znw zobaczy rzeczy prawdziwe, leza na pododze,fasole i tuczone kartofle mia na kolanach, mama z paczem go podtrzymywa-a, a tata rozmawia przez telefon. Przestraszy sie, usiowa im wytumaczyc, zewszystko jest w porzadku, ze tak bywa, ilekroc sie skupia i prbuje pojac sprawynormalnie dla niego niezrozumiae. Stara sie powiedziec im o Tonym, ktregonazywali jego niewidzialnym towarzyszem zabaw.

    Ma Halo Syn Nacje powiedzia ojciec. Chyba nic mu nie jest, alei tak chce, zeby obejrza go lekarz.

    Po wyjsciu doktora mama kazaa Dannyemu obiecac, ze juz nigdy tego niezrobi, nigdy nie napedzi im takiego stracha, i on obieca. Sam sie zlak. Bo kie-dy sie skupi, poszybowa myslami do taty i na krtka chwile przed pojawieniemsie Tonyego (w oddali, jak zawsze, nawoujacego na odlegosc) i przesonieciemobrazu kuchni i plastra pieczeni na niebieskim talerzu przez dziwne rzeczy, nakrciutka chwile jego swiadomosc przedara sie przez mrok taty, dotara do nie-zrozumiaego sowa, o wiele grozniejszego niz rozwd, a sowem tym byo SA-MOBJSTWO. Danny nigdy wiecej nie natrafi na nie w gowie taty i z pewno-scia nie prbowa go szukac. Nie zmartwiby sie, gdyby nigdy sie nie dowiedzia,co wasciwie ono znaczy.

    Lubi sie jednak skupiac, bo czasami przychodzi wtedy Tony. Nie za kazdymrazem. Niekiedy rzeczy tylko sie zamazyway i rozpyway na jedna minute, a po-tem znw ukazyway sie wyraznie wasciwie tak byo najczesciej lecz kiedyindziej Tony pojawia sie na samym skraju jego pola widzenia, woa z oddali, za-prasza skinieniem. . .

    Zdarzyo sie to dwukrotnie po przeprowadzce do Boulder, a on pamieta, z ja-kim zdziwieniem i przyjemnoscia stwierdzi, ze Tony przyby tu za nim az z Ver-mont. Wiec jednak nie wszyscy przyjaciele tam pozostali.

    Za pierwszym razem, na podwrku za domem, wydarzyo sie niewiele. Poprostu Tony przywoywa go gestem, potem zapada ciemnosc, a w pare minutpzniej on powrci do rzeczywistych przedmiotw, zachowawszy kilka nieja-snych wspomnien, jak z zagmatwanego snu. Drugi raz, przed dwoma tygodnia-mi, by ciekawszy. Tony kiwa na niego, krzycza z odlegosci czterech jardw:Danny. . . chodz zobaczyc!. . . Wydawao sie, ze wstaje, po czym wpada w ge-

    28

  • boka dziure, niczym Alicja w Kraine Czarw. Nastepnie znalaz sie w podziemiukamienicy czynszowej, Tony zas, stojac obok niego, wskazywa w mroku kufer,w ktrym tata wozi wszystkie swoje wazne papiery, a co najistotniejsze, SZTU-KE.

    Widzisz? zapyta Tony swoim dalekim, melodyjnym gosem. Jest pod schodami. Pod samymi schodami. W czasie przeprowadzki posta-

    wiono go. . . pod. . . samymi schodami.Danny postapi do przodu, zeby z bliska zobaczyc ten dziw, i znw zacza

    spadac, tym razem z hustawki za domem, na ktrej przez cay czas siedzia. Stracioddech.

    Trzy czy cztery dni pzniej jego tata lata i tupa, z wsciekoscia powtarzajacmamie, ze choc przeszuka cae to cholerne podziemie, nie znalaz kufra, wieczaskarzy tych przekletych facetw od przeprowadzki, ktrzy zostawili go gdziespo drodze z Vermont do Kolorado. Bo niby jak on ma skonczyc SZTUKE, skorowciaz wyskakuja takie historie?

    Nie, tato rzek Danny. Jest pod schodami. Tragarze postawili go podsamymi schodami.

    Tata dziwnie na niego popatrzy i zszed na d, zeby sie przekonac. Kufersta dokadnie w miejscu wskazanym przez Tonyego. Tata wzia Dannyego nabok, posadzi sobie na kolanach i spyta, kto go wpusci do piwnicy. Czy Tomz gry? Piwnica jest niebezpieczna, powiedzia tata. Dlatego gospodarz zamykaja na klucz. Tata chce wiedziec, czy ktos ja zostawia otwarta. Bardzo sie cieszy zeznalezienia papierw i SZTUKI, ale ona nie miaaby dla niego zadnej wartosci,mwi, gdyby Danny spad ze schodw i zama. . . noge. Danny odpar z powaga,ze nie schodzi do piwnicy. Te drzwi sa zawsze zamkniete na klucz. I mama topotwierdzia. Danny nigdy nie chodzi do tylnej sieni, oswiadczya, bo tam jestwilgotno, ciemno i roi sie od pajakw. A on nie kamie.

    Wiec skad wiedziaes, stary? zapyta tata. Tony mi pokaza.Rodzice wymienili nad jego gowa spojrzenia. Zdarzao sie to juz wczesniej.

    Poniewaz napawao ich lekiem, starali sie o tym szybko zapomniec. Ale wiedzia,ze martwi ich Tony, zwaszcza mame, wiec usiowa myslec tak, zeby Tony jej sienie pokazywa. Teraz jednak, pomysla, ona lezy, jeszcze nie krzata sie w kuchni,totez bardzo sie skupi, ciekaw, czy potrafi zrozumiec, o czym mysli tata.

    Zmarszczy czoo, brudnawe donie zacisna w piastki. Nie zamyka oczu nie byo trzeba tylko mocno je zmruzy i wyobrazi sobie gos taty, gos Jacka,Johna Daniela Torrancea, niski i spokojny, czasami rozedrgany z rozbawienia,kiedy indziej jeszcze bardziej basowy niz zwykle ze zosci albo nadal spokojny,bo tata mysla. Mysla o. Mysla, ze. Mysla. . .

    (mysla)

    29

  • Danny westchna cicho i oklap na krawezniku, jakby mu zwiotczay wszyst-kie miesnie. Zachowa penie swiadomosci; widzia ulice, a na chodniku po prze-ciwnej stronie dziewczyne i chopaka, ktrzy trzymali sie za rece, bo byli

    (?zakochani?)tacy zadowoleni z tego dnia i z faktu, ze sa razem. Widzia jesienne liscie

    gnane rynsztokiem, niby duze zte monety o nieregularnych ksztatach. Widziadom, ktry mijay, i spostrzeg na dachu

    (upki, chyba nie bedzie z tym kopotu, jesli obrbka blacharska jest dobra,taak, dam rade, ten Watson, rany, co za typ, szkoda, ze nie ma dla niego miejscaw SZTUCE. Jesli nie bede sie pilnowa, skonczy sie na tym, ze wpakuje do niejcay pieprzony rodzaj ludzki. Taak, upki, czy sa tam gwozdzie? O cholera, zapo-mniaem go spytac, no, ale atwo kupic gwozdzie. Sklep z wyrobami zelaznymiw Sidewinder. Osy, o tej porze roku siedza w gniazdach. Moze bede sie musia po-starac o trucizne w aerozolu, na wypadek gdyby tam byy, jak zerwe stare upki.Nowe upki, stare)

    upki. A wiec o tym mysla. Dosta te prace i mysla o upkach. Danny niewiedzia, kto to jest Watson, wszystko inne natomiast wydawao sie dosc jasne.I moze zobaczy gniazdo os. To rwnie pewne, jak to, ze na imie ma

    Danny. . . Dannee. . .Podnis wzrok i zobaczy Tonyego w gebi ulicy, przy znaku stopu, macha-

    jacego reka. Widok starego przyjaciela jak zwykle napeni go ciepym uczuciemzadowolenia, tym razem jednak z lekka domieszka strachu, jak gdyby za plecamiTonyego kry sie mrok. Sj z osami, ktre po wypuszczeniu zadliyby bolesnie.

    Ale nie mg pozostac.Oklap jeszcze bardziej, rece bezwadnie zsuney mu sie z ud i zwisy miedzy

    nogami. Broda dotknea piersi. Potem z niewyraznym, bezbolesnym szarpnieciemczastka jego osoby wstaa i pobiega za Tonym w przelewajace sie ciemnosci.

    Dannee. . .Teraz mroki przeszya wirujaca biel. Krztuszenie, pianie i pochylone, udreczo-

    ne cienie, ktre przemieniy sie w sosny, zginane noca przez wyjacy wiatr. Sniegtanczy i zatacza koa. Snieg by wszedzie.

    Za geboki przemwi z ciemnosci Tony, a smutek w jego gosie prze-razi Dannyego. Za geboki, zeby sie wydostac.

    Inny ksztat, majaczacy, wyniosy. Ogromny i prostokatny. Spadzisty dach.Biel rozmazana w pomroce burzy. Wiele okien. Dugi budynek z upkowym da-chem. Niektre upki zielensze, nowsze. Przybite przez tate. Gwozdziami kupio-nymi w Sidewinder, w sklepie z wyrobami zelaznymi. Teraz snieg pokrywa upki.Pokrywa wszystko.

    Zielone swiato magiczne rozbyso na przedniej scianie budynku, zamigota-o i stao sie olbrzymia, wyszczerzona trupia czaszka nad para skrzyzowanychpiszczeli.

    30

  • Trucizna powiedzia Tony z rozkoysanej ciemnosci. Trucizna.Inne ostrzezenia przemkney Dannyemu przed oczyma, wypisane zielony-

    mi literami na tabliczkach albo na deskach skosnie wetknietych w zaspy. Za-kaz pywania. Niebezpieczenstwo! Przewody pod napieciem. Ta nieruchomoscskonfiskowana. Wysokie napiecie. Trzecia szyna. Grozi smiercia. Nie wchodzic.Zakaz wstepu. Przejscie wzbronione. Do osb naruszajacych przepisy bedzie siestrzelac. Zadnego napisu nie rozumia dokadnie nie umia czytac! leczwyczu sens wszystkich i w mroczne zakamarki jego ciaa spyneo senne przera-zenie, podobne do jasnobrazowych zarodnikw, ktre zgina w soncu.

    Napisy zblaky. Teraz znajdowa sie w ciemnym pokoju penym nie znanychmu mebli. Snieg rozpryskiwa sie o szyby, jak rzucany garsciami piasek. Dan-ny mia wargi zaschniete, oczy niby rozgrzane kamyki, serce motem walio muw piersiach. Skads z zewnatrz dobieg guchy oskot, jakby z trzaskiem otwartojakies straszne drzwi. Odgos krokw. W lustrze po drugiej stronie pokoju, w ge-bi tej srebrzystej banki, pojawio sie jedno sowo wypisane zielonymi ognistymiliterami, a brzmiao ono: Redrum.

    Pokj znikna. Inny pokj. Zna(powinien znac)ten pokj. Przewrcone krzeso. Wybite okno, snieg wpada do srodka, oprsza

    skraj dywanu. Poobrywane zasony zwisaja krzywo na zamanym karniszu. Niskaszafka zwalona na drzwiczki.

    Dalsze guche huki, rwne, rytmiczne, okropne. Tuczone szko. Nadchodzacazagada. Ochrypy gos, gos szalenca, tym straszniejszy, ze dobrze znany:

    Chodz, chodz, ty may gwniarzu! Zazyj swoje lekarstwo!up. up. up. Trzask amanego drewna. Ryk wsciekosci i zadowolenia. Re-

    drum. Idzie.Sunie przez pokj. Pozrywane ze scian obrazy. Adapter(?adapter mamy?)na pododze. Jej pyty: Grieg, Haendel, Beatlesi, Art Garfunkel, Bach, Liszt,

    porozrzucane wszedzie. Poamane na czarne trjkaty o szczerbatych brzegach.Smuga swiata wpadajacego z azienki, ostrego biaego swiata, i sowo niby czer-wone oko mrugajace w lustrze apteczki, redrum, redrum, redrum. . .

    Nie szepna. Nie, prosze cie, Tony. . .I przewieszona przez biaa porcelanowa krawedz wanny reka. Bezwadna.

    Struzka krwi (redrum) powoli spywajaca po jednym palcu, srodkowym, ze sta-rannie opiowanego paznokcia kapiaca na kafle. . .

    Nie och nie och nie(och, prosze cie, Tony, boje sie)redrum, redrum, redrum(przestan, Tony, przestan)Zanika.

    31

  • oskot w ciemnosciach narasta, narasta coraz bardziej, rozbrzmiewa echemwszedzie dookoa.

    Teraz Danny kuli sie w mrocznym korytarzu, przykuca na niebieskim chod-niku w splatany czarny desen, sucha przyblizajacych sie oskotw, a Postac wy-chodzi zza rogu i zmierza w jego strone, pochylona, cuchnaca krwia i zagada.W jednej rece trzyma drewniany motek i wymachuje nim (redrum) na boki, zezoscia zatacza uki, wali w sciany, rozcina jedwabna tapete i wzbija w powietrzewidmowe keby gipsowego pyu.

    Chodz i zazyj swoje lekarstwo! Jak przystao mezczyznie!Postac zbliza sie do niego, wydziela ten sodko-cierpkawy odr, jest ogromna,

    obuch motka tnie powietrze z cichym, zosliwym sykiem, potem donosny, guchystuk, kiedy grzmoci w sciane, rozpyla tynk o suchym, drazniacym zapachu. Maeczerwone oczka jarza sie w mroku. Potwr go dopada, wypatrzy przycupnietegopod pusta sciana. A klapa w suficie jest zamknieta na klucz.

    Ciemnosc. Sunie. Prosze cie, Tony, zabierz mnie z powrotem, prosze cie, prosze. . .I rzeczywiscie powrci na ulice Arapahoe, siedzia na krawezniku w koszu-

    li przylepionej do plecw, zlany potem. W uszach wciaz rozbrzmiewa mu tendonosny kontrapunktowy oskot, czu tez zapach wasnego moczu, ktry oddaw skrajnym przerazeniu. Widzia te bezwadna reke przewieszona przez krawedzwanny, krew spywajaca po jednym palcu, srodkowym, i to niezrozumiae sowo,o tyle straszniejsze od innych: redrum.

    A teraz blask sonca. Rzeczy prawdziwe. Z wyjatkiem Tonyego, stojacegojuz na rogu szstej przecznicy, maego jak punkcik, mwiacego gosem cichym,cienkim i miym: Uwazaj, stary. . .

    Potem, po krtkiej chwili, Tony znikna, zza rogu zas wynurzy sie sfatygo-wany czerwony garbus taty i z terkotem jecha ulica, prychajac niebieskimi spa-linami. Danny byskawicznie poderwa sie z kraweznika, zacza machac rekami,przeskakiwac z nogi na noge i wykrzykiwac:

    Tatku! Hej, tato! Halo! Halo!Tata podjecha do kraweznika, wyaczy silnik i otworzy drzwiczki. Danny

    podbieg do niego i zastyg w bezruchu, szeroko otwierajac oczy. Serce podeszomu do garda i tam utkwio. Obok jego taty leza na przednim siedzeniu drewnianymotek z krtkim trzonkiem i obuchem oblepionym skrzepa krwia i wosami.

    Potem okazao sie, ze to zwyka torba z zywnoscia. Danny. . . co ci jest, stary? Nie. Nic mi nie jest. Podszed do taty, ukry twarz w jego drelichowej

    kurtce i uscisna go mocno, mocno, mocno. Jack odwzajemni uscisk nieco zako-potany.

    Nie powinienes tak przesiadywac na soncu, stary. Ociekasz potem. Chyba sie zdrzemnaem. Kocham cie, tato. Czekaem.

    32

  • Ja tez cie kocham, Dan. Przywiozem troche rzeczy do domu. Czy jestesna tyle duzy, zeby je wniesc na gre?

    No pewnie! Stary Torrance, najsilniejszy czowiek swiata powiedzia Jack, wichrzac

    mu czupryne. Ktry pasjami lubi zasypiac na rogach ulic.Ruszyli do domu, a mama wysza im naprzeciw na werande. Z drugiego stop-

    nia schodw patrzy, jak sie cauja. Ucieszyli sie na swj widok. Miosc bia odnich, tak jak od chopaka i dziewczyny, ktrzy idac chodnikiem, trzymali sie zarece. Danny czu sie szczesliwy.

    Torba z zywnoscia zwyka torba z zywnoscia szelescia w jego ramio-nach. Wszystko dobrze. Tata wrci do domu. Mama go kocha. Nie ma zychrzeczy. I nie wszystko, co pokazywa mu Tony, zawsze sie zdarzao.

    Mimo to wok jego serca zagniezdzi sie lek, geboki i straszny, wok sercai tego nieczytelnego sowa, ktre ujrza w zwierciadle swego ducha.

  • Rozdzia piaty

    Kabina telefoniczna

    Jack zaparkowa volkswagena przed drogeria w centrum handlowym i zgasisilnik. Zastanowi sie ponownie, czy jednak nie powinien wymienic pompy pa-liwowej, i powtrzy sobie, ze ich na to nie stac. Jesli samochodzik wytrwa dolistopada, i tak bedzie mg z naleznymi honorami przejsc na emeryture. Do listo-pada sniegu w grach napada tyle, ze garbus schowa sie z dachem. . . moze nawettrzy garbusy ustawione jeden na drugim.

    Zostan w samochodzie, stary. Przyniose ci batonik. Dlaczego nie moge wejsc do srodka? Musze do kogos zadzwonic. To sprawa prywatna. I dlatego nie zadzwonies z domu? Szach.Wendy domagaa sie zaozenia telefonu bez wzgledu na stan ich finansw.

    Twierdzia, ze z maym dzieckiem zwaszcza z chopcem takim jak Danny,ktremu zdarzaja sie omdlenia nie moga sobie pozwolic na brak telefonu.Wiec Jack wybuli trzydziesci dolarw na zaozenie aparatu, co juz byo przykre,i wpaci dziewiecdziesiat dolarw kaucji, co naprawde odczuli bolesnie. I jakdotad telefon milcza, jesli nie liczyc dwch pomyek.

    Moge dostac Baby Ruth, tato? Tak. Siedz spokojnie i nie baw sie dzwignia biegw, dobrze? Dobrze. Popatrze na mapy. Doskonale.Kiedy Jack wysiad, Danny wyja ze schowka piec wyswiechtanych map sa-

    mochodowych: Kolorado, Nebraski, Utah, Wyoming i Nowego Meksyku. Prze-pada za takimi mapami, uwielbia wodzic palcem po drogach. Z jego punktuwidzenia nowe mapy byy najlepsza czastka przeprowadzki na zachd.

    W drogerii Jack kupi Dannyemu batonik, sobie gazete i pazdziernikowy nu-mer Writers Digest. Wreczy dziewczynie banknot pieciodolarowy i poprosio wydanie reszty w dwudziestopieciocentwkach. Z monetami w doni skierowa

    34

  • sie do kabiny telefonicznej obok maszyny do dorabiania kluczy i wslizgna siedo srodka. Przez trzy kolejne szyby widzia stad Dannyego w garbusie. Chopiecpilnie pochyla gowe nad mapami. Jacka ogarnea fala nieomal rozpaczliwej mi-osci do syna. To uczucie przejawio sie wyrazem nieugietej surowosci na jegotwarzy.

    Mg przeciez zadzwonic do Ala z naleznymi podziekowaniami z domu; niezamierza mwic nic, czemu Wendy byaby przeciwna. Nie pozwalaa mu na toduma. W tym okresie prawie zawsze sucha podszeptw dumy, bo prcz zo-ny i syna, szesciuset dolarw na rachunku czekowym i jednego sfatygowanegovolkswagena z 1968 roku pozostaa mu juz tylko duma. Jedyna rzecz jego wa-sna. Nawet rachunek czekowy mieli wsplny. Rok temu uczy angielskiego w jed-nej z najlepszych szk przygotowawczych w Nowej Anglii. Byli przyjaciele choc niezupenie ci sami, co w czasach poprzedzajacych picie troche weso-osci, czonkowie grona nauczycielskiego, peni podziwu dla jego umiejetnoscipostepowania z uczniami i dla prywatnej pasji pisarskiej. P roku temu wszyst-ko ukadao sie bardzo pomyslnie. Cakiem nagle z kazdej otrzymywanej co dwatygodnie pensji zaczeo zostawac tyle, ze mg otworzyc may rachunek oszczed-nosciowy. W okresie pijackim nie odkada nigdy ani centa, choc Al Shockleystawia mnstwo kolejek. Oboje z Wendy jeli ostroznie przebakiwac o znalezie-niu domu i zgromadzeniu mniej wiecej za rok pieniedzy na zapacenie pierwszejraty gotwka. Domu farmerskiego na wsi. Nawet gdyby im przyszo remontowacgo przez szesc czy osiem lat, cz, u licha, sa modzi, maja czas.

    I wtedy wpad w zosc.George Hatfield.Won nadziei zamienia sie w zapach starej skry w gabinecie Crommerta,

    a wszystko przypominao scene z wasnej sztuki Jacka: na scianach sztychy przed-stawiajace poprzednich dyrektorw Stovington, staloryty z widokami szkoy ta-kiej, jaka bya w roku 1879, zaraz po wybudowaniu, i w roku 1895, kiedy pie-niadze Vanderbilta umozliwiy wzniesienie pawilonu sportowego, do tej pory sto-jacego na zachodnim skraju boiska do pitki noznej, przysadzistego, ogromnego,oplecionego bluszczem. Kwietniowy bluszcz szelesci za waskim oknem gabinetuCrommerta, a od kaloryfera dobiega senny syk goracej pary. Pamieta, jak mysla:to nie dekoracje. To bya rzeczywistosc. Jego zycie. Jak mg je tak paskudniespieprzyc?

    Sytuacja jest powazna, Jack. Bardzo powazna. Rada prosia o przekazanieci tej decyzji.

    Rada chciaa, zeby Jack zozy wymwienie, wiec je zozy. Gdyby nie tasprawa, dostaby w czerwcu stay etat.

    Po rozmowie w gabinecie Crommerta nastaa najciemniejsza, najstraszniej-sza noc w jego zyciu. Nigdy jeszcze tak bardzo nie chcia, nie potrzebowa sieupic. Rece mu sie trzesy. Wszystko przewraca. I pragna sie odgrywac na Wen-

    35

  • dy i Dannym. By zy jak pies na ancuchu. Wyszed z domu w obawie, ze mgbyich pobic. Wyladowa pod barem, a nie wstapi do srodka tylko dlatego, ze wtedy jak wiedzia Wendy wreszcie by go rzucia i zabraa ze soba Dannyego.Dla niego dzien ich odejscia rwnaby sie smierci.

    Zamiast wstapic do baru, gdzie siedziay czarne cienie, kosztujac smakowi-tych wd zapomnienia, uda sie do Ala Shockleya. Czonkowie rady oddali szescgosw przeciw jednemu. Ten jeden naleza do Ala.

    Teraz Jack wykreci numer i od telefonistki dowiedzia sie, ze za dolara osiem-dziesiat piec centw bedzie mg przez trzy minuty rozmawiac z Alem, odda-lonym o dwa tysiace mil. Czas jest rzecza wzgledna, maa, pomysla wrzuca-jac osiem dwudziestopieciocentwek. Niewyraznie sysza elektroniczne bucze-nia i brzeczenia, w miare jak uzyskiwa poaczenie ze wschodem.

    Ojcem Ala by magnat stalowy Artur Longley Shockley. Swemu jedynemusynowi Albertowi pozostawi fortune i najrozmaitsze lokaty oraz stanowiska dy-rektorskie i czonkostwa rznych rad nadzorczych. Nalezaa do nich rada szkoyprzygotowawczej w Stovington, instytucji najmilszej sercu starszego pana spo-srd finansowanych przez niego. Zarwno Artur, jak Albert byli wychowankamiszkoy, Al zas mieszka w Barre, na tyle blisko, aby osobiscie zajmowac sie jejsprawami. Przez kilka lat trenowa tam tenisistw.

    Jack i Al zawarli przyjazn w sposb cakowicie naturalny i nieprzypadkowy:na wielu szkolnych i nauczycielskich imprezach, w ktrych obaj uczestniczyli,zawsze oni zalewali sie najbardziej. Shockley zy w separacji z zona, mazenstwoJacka zas ulegao powolnemu rozkadowi, choc nadal kocha Wendy i szczerze (atakze czesto) obiecywa poprawe ze wzgledu na nia i Dannyego.

    Wracajac we dwch z niejednego przyjecia dla nauczycieli, wstepowali podrodze do barw, pki byy otwarte, a potem zatrzymywali sie przed jakims skle-pikiem i kupowali skrzynke piwa, ktre wypijali w samochodzie zaparkowanymna bocznej drodze. Zdarzay sie poranki, kiedy Jack o bladym swicie chwiejniewtacza sie do wynajmowanego domu i zastawa Wendy z malcem spiacych na ka-napie. Danny zawsze spa od sciany, z piastka wetknieta pod brode Wendy. Jackpatrzy na nich i obrzydzenie do siebie podchodzio mu do garda fala goryczy,silniejszej nawet niz smak piwa, papierosw i martinich Marsjan, jak nazy-wa je Al. W takich to chwilach trzezwo i z rozwaga zwraca mysli ku strzelbie,sznurowi czy zyletce.

    Jesli popijawa wypada w srodku tygodnia, spa trzy godziny, wstawa, ubierasie, poyka cztery excedryny i wciaz pijany szed na dziewiata do szkoy, aby po-prowadzic lekcje poswiecona poetom amerykanskim. Dzien dobry, dzieci, dzisiajczerwonookie dziwo zamierza wam opowiedziec o tym, jak Longfellow stracizone w wielkim pozarze.

    Nie wierzyem, ze jestem alkoholikiem, mysla Jack, kiedy telefon Ala zaczamu dzwonic w uszach. Opuszczanie lekcji albo pojawianie sie w klasie z zaro-

    36

  • stem, w cuchnacych oparach wypitych wieczorem Marsjan. Ja nie, ja moge prze-stac w kazdej chwili. Noce przespane przez niego i Wendy w osobnych zkach.Suchaj, swietnie sie czuje. Wgniecione zderzaki. Na pewno moge prowadzic.zy wylewane przez nia zawsze w azience. Czujne spojrzenia kolegw na kaz-dym przyjeciu z alkoholem, chocby z winem. Powolne uprzytamnianie sobie, zejest tematem rozmw. Swiadomosc, ze z jego maszyny do pisania nie schodzi naog nic prcz czystego papieru, ktry w koncu zgnieciony w kule wedruje dokosza na smiecie. Dla Stovington by nie lada nabytkiem, moze stopniowo roz-wijajacym sie autorem amerykanskim, niewatpliwie zas czowiekiem o dobrychkwalifikacjach, zdolnym do dzielenia sie ta wielka tajemnica jak nalezy two-rzyc dzieo literackie. Wyda ponad dwadziescia opowiadan. Pracowa nad sztukai sadzi, ze w jakichs zakamarkach jego umysu moze wykluwa sie powiesc. Terazjednak nie tworzy, a jako nauczyciel sta sie nieobliczalny.

    Koniec nastapi wreszcie pewnej nocy, w niespena miesiac od zamania sy-nowi reki. Tamten incydent unicestwi w jego mniemaniu ich mazenstwo. Wendymusiaa tylko zmobilizowac wole. . . Wiedzia, ze gdyby jej matka nie bya takawyjatkowa jedza, Wendy kupiaby bilet na autobus do New Hampshire, z chwilagdy tylko Danny okazaby sie zdolny do odbycia podrzy. Koniec.

    Byo pare minut po pnocy. Jack i Al wracali do Barre miedzystanowa szosanumer 31. Al za kierownica swojego jaguara, z fantazja zmieniajac biegi na za-kretach, czasami przecinajac podwjna zta linie. Obaj mieli dobrze w czubach.Tego wieczoru Marsjanie ladowali w duzej sile. Ostatni zakret przed mostem Alwzia z predkoscia siedemdziesieciu mil na godzine, gdy wtem na drodze poja-wi sie dziecinny rower i ostro, bolesnie pisney zdzierane opony jaguara. Jackzapamieta twarz Ala pochylona nad kierownica niczym okragy biay ksiezyc.Pzniej brzekneo i szczekneo, kiedy jadac juz czterdziestka, trzasneli w rower,ktry wzlecia w gre niby pogiety, poskrecany ptak, uderzy kierownica w szybe,po czym znw wzlecia w powietrze, pozostawiwszy przed wybauszonymi ocza-mi Jacka spekane szko bezodpryskowe. Po chwili z ostatnim strasznym oskotemupad na szose za nimi. Cos zadudnio pod oponami. Jaguar zarzuci, Al wciazmanipulowa kierownica, a Jack usysza z oddali wasny gos:

    O Jezu, Al. Rozjechalismy go. Czuem.W jego uchu nie przestawa dzwonic telefon. No, Al, badz w domu. Pozwl

    mi to zaatwic.Al zatrzyma samochd, ktremu dymio sie spod k, najwyzej o trzy stopy

    od supka mostu. Dwie opony jaguara siady. Pozostawiy zygzakowate petle spa-lonej gumy dugosci stu trzydziestu stp. Al i Jack popatrzyli na siebie, a nastepniepobiegli do tyu w zimny mrok.

    Rower by cakowicie zniszczony. Brakowao jednego koa, lecz obejrzawszysie, Al zobaczy je na srodku szosy, gdzie lezao z kilkoma szprychami sterczacy-mi w gre jak struny-fortepianu.

    37

  • Chyba po tym przejechalismy, Jacky powiedzia z wahaniem. Gdzie wobec tego jest dzieciak? Naprawde widziaes dzieciaka?Jack zmarszczy czoo. Wszystko przebiegao w tak szalonym tempie. Wzieli

    zakret. Rower zamajaczy w swietle reflektorw. Al wrzasna. Potem zderzeniei dugi poslizg.

    Przeniesli rower na pobocze drogi. Al wrci do jaguara i waczy cztery swia-ta awaryjne. Przez nastepne dwie godziny szukali po obu stronach szosy, posu-gujac sie silna latarka na cztery baterie. Nic. Nawet o tej spznionej porze kilkasamochodw mineo zaparkowanego na poboczu jaguara i dwch mezczyzn z mi-gajaca latarka. Zaden sie nie zatrzyma. Jack uwaza pzniej, ze dzieki dziwnemuzrzadzeniu opatrznosci, ktra chciaa im obu dac ostatnia szanse, nie pojawiy siegliny, nie zostay wezwane przez nikogo z przejezdzajacych.

    Kwadrans po drugiej wrcili do samochodu. Byli trzezwi, ale ich mdlio. Jesli nikt na nim nie jecha, to co on robi posrodku drogi? zapyta Al.

    Nie sta przeciez na poboczu; by na samym kurewskim srodku!Jack tylko pokreci gowa. Numer sie nie zgasza oznajmia telefonistka. Czy mam prbowac

    dalej? Prosze sprbowac jeszcze pare razy. Moze pani? Oczywiscie, prosze pana odpowiedziaa posusznie.No, Al!Al przeszed przez most do najblizszego automatu telefonicznego, zadzwoni

    do niezonatego przyjaciela i obieca mu piecdziesiat dolarw za wydostanie z ga-razu opon zimowych do jaguara i przywiezienie ich na szose 31, na most kooBarre. Przyjaciel zjawi sie dwadziescia minut pzniej w dzinsach i w kurtce odpizamy. Rozejrza sie dookoa.

    Zabies kogos? spyta.Al juz podnosi ty wozu lewarkiem, a Jack odkreca sruby. Bogu dzieki, nikogo odrzek Al. To ja wracam. Zapacisz mi rano. Dobra zgodzi sie Al, nie podnoszac gowy.We dwch zaozyli bez przeszkd opony i pojechali do Ala Shockleya. Al

    wstawi jaguara do garazu i zgasi silnik. W mrocznej ciszy oznajmi: Przestaje pic, Jacky. Skonczyem z tym raz na zawsze. Obaliem mojego

    ostatniego Marsjanina.I teraz pocacemu sie w budce telefonicznej Jackowi przyszo na mysl, iz nigdy

    nie watpi, ze Al potrafi zerwac z naogiem. Wrci do domu volkswagenem, z na-stawionym radiem, w ktrym jakis zesp zawodzi monotonnie w kko: Zrb totak. . . jak chcesz to zrobic. . . zrb to tak, jak chcesz. . . co przed switem mia-o magiczne brzmienie. Obojetne, jak gosny by spiew, on i tak sysza pisk opon,

    38

  • trzask. Zacisnawszy powieki, zobaczy to jedno zgniecione koo ze szprychamisterczacymi w niebo.

    Kiedy wszed, Wendy spaa na kanapie. Zajrza do pokoju Dannyego, ktryleza na wznak w zeczku, pograzony w gebokim snie, z reka jeszcze w gipsie.W agodnie saczacym sie przez okno blasku latarni ulicznej Jack widzia ciemnelinie na gipsowej bieli podpisy wszystkich lekarzy i pielegniarek z oddziaudzieciecego.

    To by wypadek. Dzieciak spad ze schodw.(o, ty wstretny garzu)To by wypadek. Wpadem w zosc.(ty kurewski, pijany achudro, Bg wysmarka nos i tym glutem byes ty)Hej, posuchajcie, no prosze, zwyczajny wypadek. . .Ale to ostatnie usprawiedliwienie odegna obraz migajacej latarki, z ktra

    w zeschych listopadowych chwastach, czekajac na policje, rozgladali sie za roz-krzyzowanym na ziemi ciaem, bo ono przeciez powinno tam byc. Nie miao zna-czenia, ze prowadzi Al. Zdarzay sie wieczory, kiedy to on, Jack, siedzia za kie-rownica.

    Nakry Dannyego, poszed do sypialni i z grnej pki w szafie wzia rewol-wer Spanish Llama, kaliber 38, schowany w pudeku po butach. Usiad z nim nazku i prawie godzine wpatrywa sie w bron, zafascynowany morderczym poy-skiem.

    Switao, kiedy na powrt schowa go do pudeka, a pudeko wstawi do szafy.Tego ranka zadzwoni do Brucknera, swego bezposredniego zwierzchnika,

    i poprosi o odwoanie lekcji. Ma grype. Bruckner wyrazi zgode nie tak chet-nie jak zazwyczaj. W ostatnim roku Jack Torrance niesychanie czesto zapada nagrype.

    Wendy zrobia mu jajecznice i kawe. Jedli w milczeniu. Jedyny odgos do-chodzi zza domu, gdzie Danny zdrowa reka wesoo przeciaga swoje ciezarwkiprzez kupe piasku.

    Posza zmywac naczynia. Odwrcona do niego plecami powiedziaa: Myslaam, Jack. Naprawde?Drzacymi donmi zapali papierosa. Dosc dziwne, ale tego dnia rano nie mia

    kaca. Tylko dreszcze. Zmruzy oczy. Byskawiczna ciemnosc, rower wylatujew gre i uderza w szybe, tukac szko. Pisk opon. Migajace swiato latarki.

    Chce z toba pomwic o. . . o tym, co jest najlepsze dla mnie i dla Dan-nyego.

    Czy mogabys zrobic cos dla mnie? zapyta, patrzac na chybotliwy czu-bek papierosa. Czy mogabys mi wyswiadczyc uprzejmosc?

    Jaka? Gos miaa guchy i obojetny. Jack popatrzy na jej plecy. Porozmawiajmy o tym od dzis za tydzien. Jezeli nadal bedziesz chciaa.

    39

  • Odwrcia sie przodem do niego, z rekami w pianie i wyrazem rozczarowaniana adnej, mizernej twarzy.

    Ty nic sobie nie robisz z obietnic, Jack. Po prostu dalej. . .Urwaa i spojrzaa mu w oczy, zafascynowana, nagle niepewna. Za tydzien powtrzy. Gos jego straci caa sie, przycich do szeptu.

    Prosze cie. Nic nie obiecuje. Jesli wtedy nadal bedziesz chciaa rozmawiac, toporozmawiamy. O czym zechcesz.

    Patrzyli na siebie dugo przez szerokosc zalanej soncem kuchni, a kiedy Wen-dy juz bez sowa powrcia do naczyn, Jack zacza dygotac. Boze, jak potrzebnymu by teraz jeden drink. May klin, aby ujrzec rzeczy we wasciwej perspekty-wie. . .

    Dannyemu, jak mwi, snio sie, ze miaes wypadek odezwaa sie nagleWendy. Czasami miewa dziwne sny. Powiedzia to dzis rano, kiedy go ubiera-am. Tak byo, Jack? Miaes wypadek?

    Nie.Do poudnia aknienie alkoholu przybrao postac niewysokiej goraczki. Jack

    pojecha do Ala. Nie pies? spyta Al, zanim go wpusci. Sam wyglada okropnie. Ani kropli. Przypominasz Lona Chaneya z Upiora w operze. Wejdz.Przez cae popoudnie grali w wista. Nie pili.Upyna tydzien. On i Wendy mao ze soba rozmawiali. Wiedzia jednak, ze

    ona go obserwuje, nie wierzy. Pi kawe bez mleka i niezliczone coca-cole. Pew-nego wieczora wypi szesc puszek coli, a potem pobieg do azienki i zwymioto-wa. Poziom trunkw w butelkach stojacych w barku pozostawa nie zmieniony.Po lekcjach Jack jecha do Ala Shockleya nienawidzia Ala jak jeszcze nigdynikogo kiedy zas stamtad wraca, mogaby przysiac, ze zalatuje whisky czydzinem, lecz przed kolacja rozmawia z nia przytomnie, pi kawe, po kolacji ba-wi sie z Dannym, wypija z nim do spki cole, czyta mu do poduszki, potemsiada i poprawia wypracowania, majac w zasiegu reki kolejne filizanki czarnejkawy. Musiaa wiec w duchu przyznac sie do omyki.

    Pyney tygodnie, a nie wypowiedziane sowo, ktre zawiso na jej wargach,cofneo sie gdzies w gab. Jack to wyczuwa, wiedzia jednak, ze nigdy nie wy-cofa sie zupenie. Wszystko zaczeo sie ukadac troche lepiej. A potem GeorgeHatfield. Jack znw wpad w zosc, choc tym razem by kompletnie trzezwy.

    Numer nadal nie. . . Halo? Zdyszany gos Ala. Prosze mwic surowo powiedziaa telefonistka. Al, tu Jack Torrance. Jacky! Szczera radosc. Jak sie miewasz?

    40

  • Dobrze. Dzwonie tylko po to, zeby ci podziekowac. Dostaem te prace. Jestidealna. Jesli nie zdoam skonczyc mojej cholernej sztuki, siedzac przez caa zimew sniegach, to nie skoncze jej juz nigdy.

    Skonczysz. Jak leci? zapyta niepewnie Jack. Nie pije odpar Al. A ty? Ani kropli. Czesto odczuwasz brak? Codziennie. Wiem cos o tym rozesmia sie Al. Ale nie wiem, jak ci sie udao nie

    pic po tej aferze z Hatfieldem, Jack. To by szczyt wszystkiego. Narobiem sobie prawdziwego bigosu. Och, do diaba. Nim nadejdzie wiosna, przekabace rade. Effinger juz mwi,

    ze moze zanadto sie pospieszyli. A jesli ta sztuka okaze sie nieza. . . Tak. Suchaj, mj may jest w samochodzie, Al. Zaczyna sie niepokoic. . . Jasne. Rozumiem. Zycze dobrej zimy tam w grach, Jack. Mio mi byo

    pomc. Raz jeszcze dzieki, Al. Powiesi suchawke, zamkna oczy w nagrzanej

    kabinie i znw ujrza rozbijajacy sie rower, miganie latarki.Nastepnego dnia w gazecie zamieszczono wzmianke o zdarzeniu, raczej dla

    zapenienia dziury w szpalcie, ale nie podano nazwiska wasciciela wozu. Dlanich na zawsze pozostanie tajemnica, i moze tak byc powinno, dlaczego rowerznalaz sie tam w nocy.

    Wrci do samochodu i wreczy Dannyemu rozmieky batonik. Tato? Co, stary?Danny zawaha sie na widok roztargnionej miny ojca. Kiedy czekaem, az wrcisz z tego hotelu, miaem niedobry sen. Pamie-

    tasz? Jak usnaem? Aha.Ale prba sie nie powioda. Tata by myslami gdzie indziej, nie z nim. Znw

    mysla o Zej Rzeczy.( Snio mi sie, ze zrobies mi krzywde, tato.) Co ci sie snio, stary? Nic odpowiedzia Danny, gdy wjezdzali na parking. Odozy mapy do

    schowka. Jestes pewien? Tak.Jack zerkna na syna z niepokojem, po czym zaduma sie nad sztuka.

  • Rozdzia szsty

    Nocne rozmyslania

    Kochali sie, a teraz jej mezczyzna spa obok.Jej mezczyzna.Usmiechnea sie blado w ciemnosciach, czujac, jak jego nasienie ciepa, le-

    niwa struzka spywa po jej z lekka rozchylonych udach. Usmiech ten wyrazai smutek, i zadowolenie, poniewaz zwrot jej mezczyzna wywoywa sto rz-nych uczuc. Analizowane kazde z osobna, uczucia te byy niejasne. Razem, w tymmroku unoszacym w sen, przypominay daleka melodie bluesa, ktrej sie suchaw prawie opustoszaym nocnym klubie, melancholijna, lecz przyjemna.

    Kochac cie znaczy toczyc bj przed snem,Lecz jesli twoja byc nie moge,To nie chce tez byc twoim psem. . .

    Czy spiewaa to Billie Holiday? Czy ktos bardziej prozaiczny, w rodzaju Peg-gy Lee? Mniejsza z tym. Melodia cicha i sentymentalna rozbrzmiewaa w jej go-wie agodnie, jakby wydobywaa sie ze staroswieckiej szafy grajacej, moze Wur-litzera, na p godziny przed zamknieciem lokalu.

    W tej chwili, na granicy utraty swiadomosci, Wendy zastanawiaa sie, w iluzkach spaa z tym lezacym obok niej mezczyzna. Poznali sie w collegeu i poraz pierwszy kochali sie u niego w mieszkaniu. . . w niecae trzy miesiace po tym,jak matka wyrzucia ja z domu i powiedziaa, ze ma nigdy nie wracac, ze mo-ze sobie isc do ojca, poniewaz to przez nia sie rozeszli. Dziao sie to w roku1970. Tak dawno temu? Po upywie semestru zamieszkali razem, znalezli sobieprace na lato i zatrzymali mieszkanie na drugi rok. To zko zapamietaa najle-piej, duze podwjne zko, zapadniete posrodku. Kiedy sie kochali, zardzewiaesprezyny odmierzay rytm. Tej jesieni zdoaa wreszcie uniezaleznic sie od matki.Jack jej pomg. Ona chce ciagle byc gra, powiedzia. Im czesciej dzwonisz, imczesciej sie paszczysz i prosisz o przebaczenie, tym czesciej moze ci ojcem wy-kuwac oczy. Jej to dobrze robi, Wendy, bo moze w dalszym ciagu udawac, ze to

    42

  • ty ponosisz wine. Ale tobie nie robi dobrze. Tamtego roku wielokrotnie wakowaliw zku ten temat.

    (Jack siedzi, owiniety kocem, trzyma w palcach zapalonego papierosa, patrzyjej w oczy w ten swj na p zartobliwy, na p gniewny sposb mwi:Powiedziaa ci, ze masz nigdy wiecej nie wracac, co? Ze masz nigdy juz nieprzekroczyc progu jej domu, co? Wiec dlaczego nie odkada suchawki, skorowie, ze to ty dzwonisz? Dlaczego nie pozwala ci wejsc do srodka tylko wtedy,kiedy ja jestem z toba? Bo uwaza, ze mgbym ja troche przyhamowac. Chce cietorturowac, maa. Gupia jestes, ze wciaz jej na to pozwalasz. Powiedziaa ci, zemasz nigdy wiecej nie wracac, wiec dlaczego jej nie posuchasz? Daj sobie z tymspokj. I w koncu zaczea na to patrzec tak jak on.)

    Pomys chwilowego rozstania zeb