spis trełci - kns.inib.uj.edu.pl · pod koniec lat 90-tych, kiedy głosy o tym, że książki...

26

Upload: lamdien

Post on 28-Feb-2019

214 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

2 Ibinacja nr 30 listopad 2014

Spis treści

Wokół INiB-u3 Aleksandra Sierka, Magdalena Zych Wspomnienia ze studiów6 Aleksandra Sierka, Magdalena Zych UJ lepsze niż AGH8 Wojciech Pająk Czytelnictwo, marketing oraz pralka z przezroczystymi drzwiami9 Aleksandra Sierka, Magdalena Zych Od INiBu do Towarzystwa Przyjaciół Nauk11 Wojciech Pająk Ruszają „Debiuty Bibliologiczno-Informatologiczne”

Historia i kultura13 Wojciech Pająk „Śmierć skrzydłami cię otoczy…”16 Mateusz Paszuda Kultura środowiska kibicowskiego – miłość do drużyny czy skrajny fanatyzm?19 Monika Stawowiak Eat The Rude – Hannibal Lecter i „moda na kanibalizm”23 Dominika Strzelec Magia kłamstwa

RedakcjaRedaktor odpowiedzialny: Wojciech PająkAutorzy tekstów : Wojciech Pająk, Mateusz Paszuda, Aleksandra Sierka, Monika Stawowiak, Dominika Strzelec, Magdalena ZychOkładka: Monika StawowiakAutor zdjęć: Ekaterina SzerengowskajaKorekta: Kinga Czyż, Dorota RakSkład: Kinga CzyżZ dję cia na okład ce: wehe ar t i t . com, Hanniba l - fanar t . tumblr.com, huf f ingtonp ost .com,

Redakcja składa serdeczne podziękowaniaprof. Andrzejowi Linertowi

za wsparcie oraz merytoryczną opiekę nad „Ibinacją”

Tekstów niezamówionych nie zwraca się. Redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i zmian nadesłanych prac.

Witajcie!Oto ukazuje się nowy numer „Ibinacji”. Numer szczególny, gdyż będący częścią większej całości. W dziale „Wokół INiB-u” zamieszczamy cztery wywiady. Z okazji 40-lecia istnienia informato-logii i bibliologii w Uniwersytecie Jagiellońskim, 18 października br. odbył się Jubileuszowy Zjazd Absolwentów. Z tej okazji redaktorzy „Ibinacji” przeprowadzili serię wywiadów z naszymi starszymi Koleżankami i Kolegami. W aktualnym numerze rozpoczynamy ich publikację. Dział „Historia i Kultura” stanowią eseje, napisane na przedmiot o tej samej nazwie. Ze względu na obfitość materiałów konieczne było podzielenie ich na dwie tury. Pierwsza z nich prezento-wana jest w tym numerze.

3Ibinacja nr 30 listopad 2014

WOKÓŁ INiB-u

Jubileuszowe wywiady

Wspomnienia ze studiów

Z m g r Ż A N E T Ą K U B I C – a b s o l w e n t k ą s t u d i ó w I N I B U J i k i e r ow n i k i e m O d d z i a ł u O p r a c o -wania Zbiorów Bibl ioteki Jag ie l loń-skie j rozmawiają Aleksandra Sierka i Magdalena Zych.

Pierwsze pytanie, tak zwany klasyk, dlacze-go studia z zakresu informacj i naukowej i bibliotekoznawstwa?Powiem szczerze, że t rochę przypadkowo. Marzyłam o tym, żeby zostać dziennikarzem, a pod koniec lat 90-tych pięcioletnie stu-dia dziennikarskie były tylko w Warszawie, dla mnie nieosiągalnej ze względów finanso-wych. W Krakowie można było wtedy zrobić specjalizację, studiując nauki polityczne lub inny kierunek, stąd bibliotekoznawstwo, na które relatywnie łatwo było się dostać, bo nie było wtedy egzaminów, a jedynie rozmowa kwalifikacyjna, która zresztą finalnie wcale nie okazała się prosta. Natomiast kiedy zaczęłam już studiować, to ukazały mi się takie obszary wiedzy, o których istnieniu kompletnie nie miałam pojęcia i nie zdawałam sobie spra-wy z tego, że tak interesujących rzeczy mogę się na tym kierunku nauczyć. Szczególnie, że okazało się, że program studiów jest ze wszech miar nowoczesny, momentami bardziej matematyczny niż humanistyczny, że w Insty-tucie jest najlepiej wyposażona pracowania komputerowa. To miało swoje przełożenie na rozbudzanie wielowymiarowej pasj i . Ta pasja została ze mną do dnia dzisiejszego.

Żaneta Kubic

Jak wspomina Pani studia? To jest moje ulu-bione pytanie.Bardzo dobrze, ponieważ studiowaliśmy jesz-cze w Instytucie na Gołębiej, gdzie była zupeł-nie inna atmosfera niż na Kampusie, gdzie się wszyscy znali, gdzie były małe pomieszczenia, strome, wąskie, skrzypiące schody. Właściwie cała kadra INIBu była dla nas na wyciągnięcie ręki. I to było przede wszystkim studiowanie w Starym Krakowie. Chodziliśmy wtedy do „Czarnego Kota” na kawę przed zajęciami, do „Botaniki” na kanapki i mieliśmy poczu-cie, że jesteśmy w samym sercu miasta. Wy-starczyło wyjść na dziedziniec lub wyjrzeć za okno podczas zajęć, żeby zobaczyć kamienice i podwórka otaczające Instytut. To było bardzo klimatyczne. Lubiłam tam studiować – rano

4 Ibinacja nr 30 listopad 2014

WOKÓŁ INiB-u

biegłam pustym jeszcze Rynkiem na zajęcia, wieczorem spotykaliśmy się np. w „Cafe Albo Tak” na Małym Rynku. Wszędzie było blisko, nawet kiedy mieliśmy część zajęć w Bibliote-ce Jagiellońskiej, to i do niej dochodziliśmy w 10 minut. Okres studiów wspominam więc z og romny m s ent y mentem, t ym b ardz ie j , że do dnia dzisiejszego przetrwały przyjaźnie i dobre znajomości.

Czy zapamiętała Pani jakichś szczególnych wykładowców, jakieś sytuacje z nimi zwią-zane?Wykładowców pamiętam wszystkich i byłby to raczej materiał na książkę, niż na wywiad, gdybym chciała o każdym opowiedzieć, ogra-niczę się zatem do przypomnienia paru osób, które wywarły na mnie największy wpływ. Oczywiście postacią absolutnie wyjątkową, nietuzinkową w czasach naszego studiowania (i nie tylko, bo sława zwykła profesora nie dość, że wyprzedzać, to ciągnąć się długo za nim, przekazywana przez kolejne roczniki stu-dentów) był pan profesor Jacek Wojciechow-ski. Miałam przyjemność pisać u niego pracę magisterską. Profesor Wojciechowski znany był ze swojego specyficznego poczucia humoru, był autorem wielu zgrabnych powiedzonek, które tkwią w pamięci do dziś (np. sławne „pozyc ja to może być kuczna”, k iedy ktoś z uporem maniaka nazywa tak publikacje), ale przede wszystkim był niezwykle wymaga-jący. Oczywiście bardzo nas stresował, szcze-gólnie podczas pisania pracy magisterskiej, ale mam taką refleksję po latach, że ten pot i łzy nie były wylane na darmo. Bardzo wiele się od niego nauczyłam, szczególnie jeśli chodzi o standardy pracy naukowej, no i też rzeczy o wiele ważniejszych. Tego, że w życiu trze-ba mieć charakter. Swój własny, nie cudzy. Że głupota jest niezależna od wieku, a nade

wszystko, że w życiu trzeba się napracować, namozolić, bo nic samo się nie zrobi. I że to jest dobre. W czasach mojego studiowania INiB-em rządziły kobiety – profesor Maria Kocójowa i profesor Wanda Pindlowa. Nie ma już z nami pani doktor Krystyny Bednarskiej-Ruszajowej, która zajmowała się badaniami nad czytelnic-twem i książką doby Oświecenia. To była nie-zwykła osoba, która na tym odrobinę jednak „zinformatyzowanym” kierunku, z niezwykłą pasją i wielkim zaangażowaniem uczyła nas o tym, jak odczytywać proweniencje na książ-kach, jak badać historię poszczególnych eg-zemplarzy, zarażała nas swoimi opowieściami o dawnych wiekach, swoją niezwykłą wraż-liwością. Była dla nas ogromnie inspirującą postacią i bardzo żałuję, że nie mogę nadal czerpać z jej wiedzy. Z kole i obecny dyrektor Instytutu - Remigiusz Sapa, rozpoczął pracę na Gołę-biej, bodajże jak byliśmy na czwartym roku. No i zrobił furorę. Wcześniej pracował w Bi-bliotece Jagiel lońskiej, więc zachwycał nas swoją wiedzą praktyczną. Zresztą, trzeba po-wiedzieć sobie szczerze, że damska część na-szego roku (czyli przeważająca) rumieniła się na jego widok, bo był niezwykle przystojny, sympatyczny i szarmancki. Jego urok działa pewnie na studentki do tej pory. Mogłabym długo jeszcze wspominać, bo uczyl i nas również pani profesor Anna Gruca, pani doktor Małgorzata Janiak, pan d o k t o r P i o t r L e c h o w s k i , k t ó r z y p r a c u j ą w INiBie do dziś. No a ze mną na roku była doktor Agnieszka Korycińska, która teraz, jak domniemuję, pastwi się nad Wami.

Tak!I jak rozumiem, ponieważ jest przedstawicielką „szkoły profesora Wojciechowskiego”, to jest

5Ibinacja nr 30 listopad 2014

WOKÓŁ INiB-u

również piekielnie wymagająca.

Pani doktor była naszą promotorką.O, to pewnie nie było lekko. Ale ta współpraca była bardzo udana.Domyślam się. Agnieszka ma ogromny, niczym nieskrępowany umysł. To niesamowita kobieta, naprawdę. Cieszę się, że dzięki wspólnemu studiowaniu dane nam było się poznać.

A czy możemy zapytać o temat tej pracy ma-gisterskiej u profesora Wojciechowskiego?Tak. Kr yzys druku – fakty i mity. Kończy-łam studia w roku 2000, czyli prace pisałam pod koniec lat 90-tych, kiedy głosy o tym, że książki znikną pojawiały się coraz częściej, no i, jako typowy książkofil, chciałam się prze-konać, czy takie wieszczenia mogą stać się naszą rzeczywistością. Profesor postanowił, że zrobimy badania użytkowników pod ką-tem ich preferencji czytelniczych związanych z wyborem nośnika informacji. To były bada-nia terenowe, prowadzone w wybranej bibliote-ce, musiałam potem zinterpretować całą masę tabelek, ale to co było dla mnie najcenniejsze to fakt, że profesor wymagał dużego obycia z literaturą przedmiotu, bardzo szeroko po-jętą. A jego słynne pytanie: „a skąd to pani wzięła?” po dziś dzień dźwięczy mi głowie, kiedy zabieram się do pisania, albo kiedy sama czytam teksty naukowe.

A coś może o Pani doktoracie?Szczerze powiedziawszy, odbiłam w zupełnie inną stronę. Zaczynałam pisać doktorat u pro-fesora Wojciechowskiego, który miał być kon-tynuacją tej pracy magisterskiej, ale niestety życie potrafi czasem pokrzyżować najśmielsze plany i w związku z tym nie mogłam zająć się pisaniem pracy zaraz po studiach. W chwili,

kiedy myśl o doktoracie pojawiła się znowu, to byłam już bardzie j osadzona w star ych książkach, niż w nowych trendach. Wtedy profesor Zdzisław Pietrzyk, za co jestem mu bardzo wdzięczna, zaproponował mi zajęcie się księgozbiorem Sebastiana Sierakowskiego, któ-ry był rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego w czasach Księstwa Warszawskiego. Swoim testamentem cały ten księgozbiór przekazał do Biblioteki Jagiellońskiej. Pierwszym krokiem było odszukanie rozproszonych dzieł na pod-stawie wykazu, który sporządził Jerzy Samuel Bandtkie w pierwszej połowie XIX wieku. Tak powstał katalog, a teraz skupiam się na tym, żeby na jego podstawie opisać zainteresowania czytelnicze rektora Sierakowskiego.

Czy z perspektywy czasu, nadal wybrałaby Pani te studia?W sumie to jest bardzo trudne pytanie, natu-ry niemalże filozoficznej. Chyba nie umiem na nie odpowiedzieć . Głównie d latego, że w życiu dobrze jest iść do przodu, zamiast rozważać, co by było gdyby... Jak już wspo-minałam, na te studia trafiłam przypadkiem i mogłyby przypadkowe pozostać, gdyby nie pasja, która zrodziła się po drodze. Teraz do-brze się czuję w tym miejscu, gdzie jestem. Przede wszystkim dlatego, że w biblioteko-znawstwie każdy może znaleźć swoją niszę, to jest przecież bardzo rozległa dziedzina – można się nurzać w zapachu starych książek i nie wstawać od komputera, można pracować z czytelnikami i oglądać ich tylko od święta. Pomiędzy tymi skrajnościami istnieje jeszcze wiele gam i odcieni. Istotne jest także to, że wielu wyjątkowych ludzi zajmuje się obsza-rem pod tytułem „bibliotekarstwo” w Polsce. Naprawdę. Gdybym wybrała inne studia, nie miałabym okazji wielu z nich poznać i z nimi pracować.

6 Ibinacja nr 30 listopad 2014

WOKÓŁ INiB-u

Jeszcze chciałybyśmy zapytać, co Pani sądzi o zmianie nazwy kierunku na zarządzanie informacją?Myślę, że to jest chyba zmiana nieuchronna, choćby ze względów na to, że Instytut musi pozyskiwać studentów, należy zatem zadbać o to, by kierunek był atrakcyjny, przyciągał swoją nazwą i programem studiów zupełnie jednak inne pokolenie studentów. Z resztą w krakowskim INiBie jeszcze w czasach moich studiów zagadnienia związane z informacją naukową i komunikacją wiodły prym i to były te przedmioty, na które zawsze był kładziony silniejszy nacisk. Szczerze powiedziawszy, ku mojemu utrapieniu, bo wydaje się, że obszar badań nad historią książki jednak przez to nieco ucierpiał. Ale rzeczywistość wokół nas stale się zmienia i musimy za nią nadążać. Zresztą zarówno sam kierunek, jak i Instytut

ulegał przecież ciągłym przeobrażeniom na przestrzeni ostatnich stuleci. Studenci w XIX wieku studiowali „bibliografię”, ja zaczynałam studia w Instytucie Bibliotekoznawstwa i In-formacji Naukowej, a kończyłam już w szyku przestawnym, czyli w Instytucie Informacji Naukowej i Bibliotekoznawstwa, w dodatku na Wydziale Zarządzania, a nie Filologicznym. Rzeczywistość wokół nas się zmienia i nie ma się na co obrażać. Cieszę się, że obecna kadra INiBu walczy o studentów, bo w tych szalonych czasach potrzebujemy dobrze wykształconych, zarówno bibliotekoznawców, jak i menadże-rów informacji. Może dzięki zmianie nazwy kilku z nich, podobnie jak ja, trafi na studia przypadkiem i zostanie z nami na dłużej?

Dziękujemy bardzo.Dzięki, dzięki.

UJ lepsze niż AGH

Z mgr E W E L I N Ą L A N G E R – absol-wentką studiów INIB UJ i kierownikiem Działu Czytelń w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Chrzanowie rozmawiają Aleksandra Sierka i Magdalena Zych.

Dlaczego wybrała Pani Informację Naukową i Bibliotekoznawstwo?Zaczęłam trochę jakby od innej strony, bo najpierw znalazłam pracę w bibliotece. Mia-łam już ukończone studia, nie bibliotekarskie. W trakcie pracy wyszła potrzeba dokształcenia się w tym kierunku. Stąd studia magisterskie uzupełniające właśnie na tym kierunku, tym bardziej, że już wtedy podjęłam decyzję, że Ewelina Langer

7Ibinacja nr 30 listopad 2014

WOKÓŁ INiB-u

praca w bibliotece, to jest właśnie to, co chcę robić w życiu. Była to potrzeba uzupełnienia swojej wiedzy oraz zdobycia wykształcenia, które umocniłoby moją pozycję w bibliotece.

Co jeszcze Pani studiowała?Przed studiami na INIBie skończyłam studia na Akademii Górniczo-Hutniczej, Wydział Inżynierii Materiałowej i Ceramiki. I… nie było pracy w zawodzie, takie czasy, u nas więk-szość zakładów, w których ewentualnie mo-głabym podjąć pracę (a jestem z Chrzanowa) zlikwidowano. Udało się w bibliotece, trochę z przypadku, nie po tym kierunku, ale dano mi szansę. Zanim skończyłam studia magisterskie uzupełniające, zrobiłam też studia podyplo-mowe na Uniwersytecie Śląskim – Biblioteki i systemy informacyjne w Unii Europejskiej. Ostatnio zrobiłam jeszcze jedne studia pody-plomowe: Menager kultury.

Czy te studia – informacja naukowa i bi-bliotekoznawstwo – pomogły jakoś w pracy w bibliotece? Czy było na studiach to, co przydało się później w pracy?Jak najbardziej. Miałam możliwość spojrzenia od drugiej strony : najpier w była praktyka, a potem była teor ia . Fajnie s ię to wszyst-ko uzupełniło. Swoje doświadczenia z pracą z czytelnikiem, wykorzystanie k lasyf ikac j i UKD, czy haseł przedmiotowych mogłam uzu-pełnić a raczej dopełnić potrzebną teorią.

A jak wspomina Pani studia? Może jakie-goś konkretnego profesora, jakieś anegdotki, śmieszną historyjkę?Studia wspominam bardzo mile. Chyba na-wet lepiej studia na UJ wspominam, od tych na Akademii Górniczo-Hutniczej. Chociaż i sposób studiowania był inny. W Krakowie byłam na studiach dziennych, mieszkałam w akademiku, miałam inną sytuacje rodzinną. Natomiast tutaj studiowałam na studiach za-ocznych. Z wielkim sentymentem wspominam pana Andrzeja Linerta, bo to był mój promo-tor. Wszystkie seminaria z nim pamiętam, wszystkie jego adnotacje na pracy mam zacho-wane do dziś. Nie zapomnę jego komentarzy, które były na czerwono wypisywane na margi-nesie, podkreślone – na przykład „no i wyszło nam przemówienie pierwszomajowe”. Zresztą w ogóle te seminaria to było coś wspaniałego. Na Akademii Górniczo-Hutniczej nie miałam takich seminariów. Tam nie było takiego przy-gotowania do pisania pracy magisterskiej jak tutaj. Tutaj byliśmy tak zaopiekowani i tak dopilnowani pod każdym względem, że nie sposób było pracy nie napisać. Pan Andrzej już na początku powiedział nam, że jeżel i napiszemy wstęp i on ten wstęp zaakceptuje, to: „Ja teraz mogę sobie iść chorować, mogę wyjechać za granicę, a Wy tę pracę magisterską

Aleksandra Sierka i Magdalena Zych

8 Ibinacja nr 30 listopad 2014

WOKÓŁ INiB-u

Czytelnictwo, marketing oraz pralka z przezroczystymi drzwiami

Z mgr D O R O T Ą R A K – studentką studiów doktoranckich z zakresu bibliologii i informatologii, a zarazem sekretarzem redakcji „Debiutów Bi-bliologiczno-Informatologicznych” rozmawia Wojciech Pająk.

Ukończyła Pani studia magisterskie w na-szym instytucie w 2012 r. Co zdecydowało o wyborze kierunku?Myślę, że trochę przypadek. Wcześniej studio-wałam filologię polską. Kiedy zbliżał się czas obron prac licencjackich, szukałam informacji o studiach magisterskich na tym właśnie kie-runku. Ponieważ byłam już czynna zawodowo i nie chciałam rezygnować z pracy, brałam pod uwagę studia niestacjonarne. Wtedy też trafiłam na bibliotekoznawstwo i informację naukową. Najpierw zaintrygowała mnie nazwa. Ponieważ biblioteki i książki zawsze były mi bliskie, stwierdziłam, że chciałabym je poznać od nieco innej strony, już nie jako polonistka.

Gdyby mogła Pani cofnąć czas – czy wybra-łaby Pani znowu informację naukową i bi-bliotekoznawstwo? Zdecydowanie tak. Studia wyleczyły mnie ze stereotypowego postrzegania zawodu bibliote-karza. Miłym zaskoczeniem były także zajęcia informatologiczne, dzięki którym szlifowałam swoje umiejętności infobrokerskie. Miałam przyjemność, a może bardziej zaszczyt, uczest-niczyć jeszcze w zajęciach prowadzonych m.in. przez: profesora Wojciechowskiego, panie pro-fesor Pindlową i Kocójową. W mojej opinii to byli najbardziej wymagający nauczyciele. Pamiętam, jak płakałyśmy ze szczęścia z ko-leżankami, kiedy zdałyśmy egzamin z czy-

i tak napiszecie, teraz będzie z górki”.

Co sądzi Pani o naszej nowej nazwie - zarzą-dzanie informacją, która funkcjonuje właści-wie od tego roku?Wiedziałam, że to wszystko pójdzie w tym kierunku. Bibliotekarstwo, bibliotekoznawstwo, bibliologia – to przecież właśnie zarządzanie informacją. Mam wrażenie, że w tym pojęciu po prostu poszerzono zakres rozumienia źródeł informacji, które się zmieniają podobnie jak i sam użytkownik. Znak czasu.

I t a k i e py t an i e… t a k i e „ c z a s ow e”… C z y z perspektywy czasu, gdyby mogła Pani cof-nąć czas, to nadal wybrałaby pani informację naukową i bibliotekoznawstwo, czy jednak coś innego?Tak, wybrałabym. Gdyby się dało cofnąć czas i miałabym tę wiedzę, którą mam teraz, to myślę, że zaczęłabym od informacji naukowej i bibliotekoznawstwa.

Bardzo Pani dziękujemy.Dziękuję bardzo.

9Ibinacja nr 30 listopad 2014

WOKÓŁ INiB-u

telnictwa w pierwszym terminie. Z powodu braku doświadczenia i młodego wieku nie zawsze jednak docenialiśmy wiedzę, jaką nam przekazywali. Dopiero po latach okazuje się, jak wiele ona znaczy.

Które zajęcia były dla Pani najbardziej war-tościowe? Trudno mi wskazać konkretne przykłady, bo każdy przedmiot można porównać do puzz-la, który wraz z innymi elementami tworzy kompletną układankę. Podobnie jest z pro-wadzącymi zajęcia . Na przykład profesora Sapę ceniliśmy za poczucie humoru (szcze-gólnie, kiedy prowadził rozważania na temat związku pralki z przezroczystymi drzwiczkami z psychicznym rozwojem dziecka), profeso-ra Wojciechowskiego za porywające wykłady z czytelnictwa oraz marketingu, doktor Kra-kowską za to, że k ie dy zaczy na ła mów ić , wszystko wokół przestawało istnieć. Męska część grupy wzdychała szczególnie na widok doktor Magdy Wójcik , wtedy jeszcze dok-torantki, zaś koleżanki robiły maślane oczy do magistra Dawida Cichockiego. Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, bo każdy prowadzący wzbudzał na swój sposób pozy-

tywne reakcje. Dla mnie osobiście najcen-niejsze okazało się seminarium magisterskie i współpraca z profesorem Andrzejem Linertem. Ukształtowały one moje zainteresowania ba-dawcze na tyle, że postanowiłam spróbować swoich sił na studiach doktoranckich w dys-cyplinie bibliologia i informatologia.

Co powiedziałaby Pani osobom, które wahają się, czy wybrać studia w naszym instytucie?Żeby odrzuciły jakiekolwiek, nawet najmniej-sze wątpliwości! Regularnie obserwuję harmo-nogramy na studiach pierwszego i drugiego s t o p n i a . Z au w a ż a m w n i c h d u ż ą o t w a r-tość, dalekowzroczność i szerokie podejście do tematu bibliotekoznawstwa i informacji naukowej. Widzę też, że szczególnie ta druga dyscyplina cieszy się dużym zainteresowa-niem. Jest to zupełnie zrozumiałe – świat to j e d n a wie lka informac ja . Wsp ółczesny c z ł o w i e k z a s t a n a w i a s i ę , j a k s o b i e z nią poradzić: jak ją poznać, uporządkować, zrozumieć… Do tego są potrzebni specja-liści. Instytut Informacji Naukowej i Biblio-tekoznawstwa do tej misji z pewnością ich przygotuje.

Od INIBu do Towarzystwa Przyjaciół Nauk

Z dr. M A C I E J E M W A L T O S I E M – absolwentem studiów INIB UJ i szefem Biblioteki Naukowej Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Przemyślu rozmawiają Aleksandra Sierka i Magdalena Zych.

Pierwsze pytanie: dlaczego wybrał Pan studia z zakresu informacji naukowej i biblioteko-znawstwa?Był to raczej przypadek, chociaż od dzieciń-

stwa lubiłem czytać i systematycznie korzy-stałem ze zbiorów bibl iotek. Bibl ioteka od początku była dla mnie ważnym i intrygują-cym miejscem. Miałem pewne wątpliwości,

10 Ibinacja nr 30 listopad 2014

WOKÓŁ INiB-u

co do wyboru kierunku studiów. Potem to się zmieniło, szczególnie po zajęciach prosemi-naryjnych z profesorem Andrzejem Linertem, z którym znalazłem wspólny język i myślę, że też w dużej mierze wówczas pogłębiły się moje zainteresowania bibliotekoznawcze.

dr Maciej Waltoś i prof. Andrzej Linert

Czy studiował Pan coś jeszcze oprócz Infor-macji Naukowej i Bibliotekoznawstwa?Nie, to są moje jedyne studia.

Jak wspomina Pan studia? Czy jacyś wykła-dowcy, jakieś zajęcia szczególnie utknęły panu w pamięci? Może jakaś anegdotka, jakaś za-bawna historyjka?Bardzo ceni łem m.in . zajęc ia prowadzone

prze z profes ora Jacka Woj c ie chowsk iego. W pamięci utkwił mi szczególnie trudny egzamin z czytelnictwa – do zaliczenia na trzecim roku studiów. Dobrze wspominam także doktora Zbigniewa Siatkowskiego i jego wykłady z lite-ratury polskiej. Nie jestem teraz przygotowany, żeby przytoczyć jakąś zabawną opowieść, ale te konkretne zajęcia wydawały mi się niezwykle ciekawe, także dlatego, że uzupełniane były licznymi anegdotami i opowieściami z życia przedstawicieli środowisk literackich.

Co Pan sądzi o naszej nowej nazwie – zarzą-dzanie informacją? Zmieniliśmy ją od tego roku i jesteśmy ciekawi jak nasi absolwenci reagują na tę zmianę.Jeszcze nie przyzwyczaiłem się do nowej na-zwy. Sądzę jednak, że to decyzja, która ma wpłynąć na wzrost zainteresowania tego typu studiami. Wprowadzając nową nazwę kierunku, Instytut idzie z duchem czasu i dostosowuje się do zmieniających się standardów, stara-jąc się uatrakcyjnić i rozszerzyć swoją ofertę edukacyjną. Dla mnie jednak, zapewne jesz-cze długo, ten kierunek kojarzyć się będzie z dotychczasową nazwą: informacja naukowa i bibliotekoznawstwo.

A jak wyglądała pana droga zawodowa po studiach?Po u koń c z e n iu s tu d i ów z n a l a z ł e m pr a c ę w Towarzystwie Przyjaciół Nauk w Przemyślu. Jest to jedna z najstarszych w kraju organizacji społecznych o charakterze naukowym. Została założona w 1909 r. W strukturach Towarzystwa funkcjonuje biblioteka naukowa i tam praco-wałem, początkowo jako bibliotekarz, potem kierownik bibl ioteki, a teraz łączę funkcję pracy bibliotekarskiej z innymi obowiązkami, m.in. administracyjnymi i redakcyjnymi. Mia-łem ogromną przyjemność i niezwykłą okazję

11Ibinacja nr 30 listopad 2014

WOKÓŁ INiB-u

żeby od razu po studiach mieć do czynienia z tak cennym i różnorodnym księgozbiorem, w tym ze starodrukami, rękopisami i innymi zbiorami specjalnymi. Księgozbiór liczy ponad 60 tys. wol. Bardzo się cieszę, że związałem się z tą biblioteką, a ukończone studia nie-zwykle mi pomogły w pokonywaniu różnych problemów zawodowych.

Czy z perspektywy czasu, gdyby mógł się Pan cofnąć w czasie to ponownie wybrałby Pan te studia?Na pewno. Jestem zadowolony z dokonanych wyborów. dr Maciej Waltoś

Wojciech Pająk

Ruszyły „Debiuty Bibliologiczno-Informatologiczne”

Instytut Informacji Naukowej i Bibliote-koznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego wraz z Biblioteką Jagiellońską rozpoczęły publikację Biblioteki Debiutów Bibliologiczno-Informa-tologicznych. Jest to inicjatywa skierowana do studentów naszego kierunku, opierająca się na bardzo prostych zasadach: najlepsze i najciekawsze prace licencjackie i magisterskie zostaną wydane w ramach Biblioteki Debiutów Bibliologiczno-Informatologicznych, przyno-sząc ich autorom rozgłos; popularyzując nie tylko ich dokonania, ale również zwracając uwagę na obecność młodych, świeżo wyedu-kowanych badaczy w środowisku, rozumia-nym nie ty lko, jako społeczność związaną

z Instytutem Informacji Naukowej i Biblio-tekoznawstwa UJ, ale - w szerszym ujęciu - cały akademicki świat. Redakcja Biblioteki Debiutów Bibliologiczno-Informatologicznych pokłada głębokie nadzieje, że ta inicjatywa pozwoli autorom publikacji uwierzyć we wła-sne siły i umiejętności oraz stanowić będzie zachętę do rzetelnej, kreatywnej i efektownej pracy dla wszystkich studentów. W projekt zaangażowani są nie tylko studenci, któr ych prace publikowane będą w serii Biblioteki Debiutów Bibliologiczno--Informatologicznych, ale również kadra na-ukowa. Redaktorem naczelnym serii jest prof. dr hab. Andrzej Linert, zastępcą redaktora

12 Ibinacja nr 30 listopad 2014

WOKÓŁ INiB-u

naczelnego – prof. zw. dr hab. Zdzisław Pie-trzyk. Wsparciu publikacji udzielili również prof. UJ dr hab. Jacek Ostaszewski - Dziekan Wydziału Zarządzania i Komunikacji Społecz-nej oraz dr hab. Remigiusz Sapa - dyrektor Instytutu Informacji Naukowej i Biblioteko-znawstwa. Nad pracami studentów czuwają ich opiekunowie naukowi, bez których niemożliwe byłoby opracowanie i opublikowanie mate-riału. Tekst pierwszego tomu powstał dzięki działalności dr Małgorzaty Jaskowskiej, zaś za oprawę graficzną publikacji odpowiada Pani Anna Sadowska. Jako pierwszy tom Biblioteki Debiutów Bibliologiczno-Informatologicznych opubli-kowana została praca Ekater iny Sherengo-vskayi Doświadczenie podstawowej konserwacji i restauracji księgozbioru .

E k a t e r i n a S h e r e g v s k a y a s t u d i u j e o b e c n i e w I n s t y t u c i e I n f o r -m a c j i N a u k o w e j i B i b l i o t e k o z n a w -s t w a U n i w e r s y t e t u J a g i e l l o ń s k i e g o n a II stopniu, a jej książka powstała w wyniku pracy nad zbiorami bibliotecznymi znajdu-jącymi się w klasztorze o. Redemptor ystów w Tasovicach nad Dyją. Zbior y przechowy-wane w tym mie j s c u s t anowi ły doskonały p r z e d m i o t n i e t y l k o b a d a ń , a l e r ó w n i e ż działań praktycznych, polegających na kon-s e r w a c j i k s i ę goz bi or u or a z j e go s k at a l o -gowaniu. Ks iążka k ierowana j es t do os ób, których praca lub zainteresowania obejmują res t aurac j ę i kons er wac j ę mater i a łów bi -b l iote cznych oraz os ób, które mogą mie ć styczność z podobną działalnością - stanąć t w ar z ą w t w ar z z z an i e d b any m b ą d ź p o -rzuconym ks ięgozbiorem. Z ap oznanie s i ę z t reś c ią publ i kac j i może uchronić prze d popełnieniem błędów, często nieodwracal-nych w skut kach .

13Ibinacja nr 30 listopad 2014

HISTORIA I KULTURA

Wojciech Pająk

„Śmierć skrzydłami cię otoczy...”

Ży j ą w m r o k u , s ł u ż ą ś w i a t ł u . Ta k o a s a s y n a c h m ó w i ł N i c o l o M a c h i a v e l -l i . B r z m i t o o d p o w i e d n i o i n t r y g u j ą c o i tajemniczo, aby wzbudzić powszechne za-i n t e r e s o w a n i e t y m t e m a t e m . Z a s p r a w ą pro du c e nt a g i e r U bis of t i j e go d o skona -le sprzedającego się cyklu „ Assassin’s Cre-ed” na s łowo „ asasyn” Internet posłusznie p o d s u w a n am pr z e d o c z y o br a z k i , f i l my i kom i k s y z ro z m ai t y m i m ę s k i m i ( g ł ów -nie) postaciami w szerokich, białych kap-turach, pasujących kolorystycznie tunikach czy p łaszczach , z o s t rzem w yska kuj ąc y m z nadgarstka i inną bronią bia łą w dłoni . Od niemalże dz ies ięc iu lat przyzw yczaja-my się do myślenia, że asasyni tak właśnie wyglądal i , zachowywali s ię w sposób, jaki w ymyśl i ło grono projektantów i graf ików i s ą c z ę ś c i ą s p i s k u n a s k a l ę ś w i a t o w ą . P r a w d a o d b i e g a o d w i z j i p r z e d s t a w i o -nej przez „ Assassin’s Creed”, jednakże nie o p r a w d z i w o ś ć i p r a w i d ł o w o ś ć h i s t o -r i i świata i j ego przyszłych dzie jów twór-c o m z a p e w n e c h o d z i ł o . C h c ą c l u b n i e , s t w or z y l i j e d e n z n a j b a rd z i e j ro z p o z n a -w a l nych s y mb ol i o s t at n i ch l at , n i e t y l ko w Internecie czy dziedzinie gier komputero-wych, ale również w księgarniach czy skle-pach z zabawkami. Oraz, być może, niedługo w kinach. O tym, k im asasyni są dziś , t rudno p owie dz ie ć b e z o dnoszenia s ię do źró deł i znaczenia pier wotnego. Przypuszcza s ię , że s łowo to pochodzi z j ęzyka arabskiego i jako „al-hasziszijun” oznaczało osobę nad-uży wającą haszyszu. Okreś lenie to, zap o-życzone z arabskiego, było używane przez

krzyżowców do opisu sekty nizarytów isma-ilickich – odłamu muzułmańskich szyitów. Na wpół legendarnym przywódcą i założycielem sekty był Hasan ibn as-Sabah, który przybrał miano „Starca z Gór” i wraz ze swoją sektą rezydował w twierdzy Alamut w górach El-brus w dzisiejszym Iranie. Według legendy asasyni byli wojownikami przeznaczonymi do zadań specjalnych – eliminacji celów najwyż-szej wagi, to jest królów, generałów i ważnych osobistości. Aby osiągnąć ten cel, wojownicy mieli być odpowiednio motywowani – do tego celu służył haszysz, który podsuwał wizje raju i wszelkich przyjemności osobom zażywają-cym, jeśli tylko ich misja się powiedzie i jeśli będą bezgranicznie wierni swojemu mistrzowi. Ich wartość bojowa jest dość mocno kwestio-nowana, głównie ze względu na dużą liczbę gróźb użycia ich przez Starca z Gór na prze-ciwnikach politycznych, a małą liczbę faktycz-nych, udokumentowanych historycznie zgonów. Jednakże do tej historii nie tylko odnosi się „Assassin’s Creed”. Ta historia jest podstawą jej egzystencji.

Wczesna wizja bohatera w „Assassin’s Creed”źródło: assassinscreed.su

14 Ibinacja nr 30 listopad 2014

HISTORIA I KULTURA

Twórcy gry potraktowali legendę na po-ważnie i wymieszali ją z historią. Dodatkowo dołożyli jeszcze sporo elementów science fic-tion i z tej mieszaniny powstała seria opowieści o w ie low iekow ych zmagani ach As asy nów z Templariuszami. Od tej pory zaczęło roz-wijać się zjawisko powszechnego utożsamiania kodu „asasyn” z desygnatem „Assassin’s Creed”. Wcześniej asasyn był po prostu skrytobójcą, osobą zabijającą podstępnie, często zdradziecko i niespodziewanie. Uważany był za narzę-dzie, środek prowadzący do celu. Kojarzony z krwią na rękach, podczas gdy ręce innych pozostawały czyste. W języku angielskim ist-nieje, oprócz „to murder” i „to kil l”, słowo „to assassinate”, przeznaczone specjalnie na zabójstwo ważnej persony. To się nie zmieniło. W serii gier komputerowych asasyni dalej po-lują na osoby posiadające władzę czy wpływy. Ofiarą padają tyrani, inkwizytorzy, wysocy rangą duchowni, książęta czy generałowie. Ale wszystko dzieje się w imię dobra. Asasyn jest superbohaterem, który ratując ludzkość lub najbliższe otoczenie, nie waha się sięgać po środki drastyczne. Walczy w imię wyż-szej sprawy. Istnieje grafika, na której uka-zanych jest sześć postaci: bohaterów serii, do czwartej części włącznie. Pod każdym z nich widnieje słowo reprezentujące to, o co wal-czy ukazany. Znajdziemy tam „honor”, „ze-mstę”, „sprawiedliwość”, „odpowiedzi” (lub „wiedzę”), „wolność” i „chwałę”. Większość z nich nie budzi naszych kontrowersji. O to samo walczą superbohaterowie z komiksów (oraz filmów) Marvela, o to walczą Superman i Batman, o podobnej walce nakręcono już setki filmów i napisano tysiące książek. Ju ż w ś re d n i ow i e c z u i s t a ro ż y t n o -ś c i t e w a r t o ś c i b y ł y p o w o d e m d o b i t e w i wojen, skąd traf iały do opowieści. Robin Hood, Roland, król Artur wraz z Rycerza-mi Okrągłego Stołu, Spartakus, Spartanie,

Argonauci i Achi l l e s już to czy l i o którąś z t y c h w a r t o ś c i w a l k ę , a l u d z k o ś ć d a l e j nie ma dość opowieści o tym. Ale podob-nych As as y nom b ohate rów n i e by ł o w i e -lu – niewiele jest profesji, które od wieków są t ak kr wawo kojarzone i budzą tak ne-g a t y w n e w r a ż e n i e . M o ż e j e d y n i e k a c i i ewentualnie najemnicy o zerowej lojalności i morale na poziomie wilgotnego piernika. Skrytobójca nie mógł cieszyć się uznaniem, chyba że pracodawc y, d la którego właśnie wykonał zlecenie. Działał w cieniu, atakował znienacka, zdradzieckim sposobem przedo-stawał się do komnat i bezszelestnie zabijał, choćby we śnie. Gr y to zmieniły. Ukr ywa-nie się jest , a le bardziej na zasadzie szpie-gostwa , n iż byc ia „ z łowieszczym c ieniem tuż za zasięgiem wzroku”. Asasyni domyśl-nie chodzą ubrani w białe stroje. Działają w dzień, uderzają w centrum miasta, po czym ulatniają się jak dym. Atakują ciemiężycieli i czarne charaktery. Są lojalni, często wręcz honorowi. Niewiele brakuje im do rycerstwa. Nie są kryształowo czyści, nie nadają się na posągi, mają swoje wady, grzechy i tajemnice, jednak w ostatecznym rozrachunku nie ma to znaczenia. Opisana wyżej grafika istnieje również w innej wersji, bliźniaczo podobnej do po-przedniej. Jednakże zamiast słów odnoszących się do pozytywnych wartości duchowych, wid-nieją pod konkretnymi bohaterami ich wady, zaczerpnięte z siedmiu grzechów głównych. Altair Ibn-La’Ahad i Ezio Auditore da Firenze opisani są pychą - pierwszy z nich w formie arogancji, drugi w postaci dumy. Ratonhn-hake:tona określa gniew, Edwarda Kenwaya chciwość. Stali się przez to ludzcy, co wpisuje się w obecną tendencję deheroizacji bohatera. Zyskali dzięki temu popularność na ogromną skalę.

15Ibinacja nr 30 listopad 2014

HISTORIA I KULTURA

Corvo Attanoźródło: taringa.net

Bohaterstwo i walka o lepsze jutro to coś, czego w zabójcach nie spodziewano się zobaczyć, chociaż literatura i kinematografia przygotowywały nas wielokrotnie na podob-ny obrót spraw. Złoczyńcy stawali się dobry-mi, dobrzy stawali się jeszcze lepsi. Jednak gry komputerowe otworzyły nowy rozdział. W punkcie wyjścia nie mamy pewności jak skończymy. Otwarte zakończenie stało s ię popularnym z jawisk iem i przysparza k ło-potu teoretykom. Rozwiązania tego brakuje w „ Assassin’s Creed”. Ale koncepcja ta jest p e r f e k c y j n i e w y k or z y s t a n a w i n n e j g r z e o a s a s y n a c h , z a t y t u ł o w a n e j „ D i s h o n o -red”. Fabuła gr y jest bardzo prosta : wcie-l amy s i ę w ro l ę L ord a Prot e kt or a , k t ór y p o s ł u ż b o w e j p o d r ó ż y w r a c a d o s t o l i -c y. N a p o w i t a n i e s t a j e s i ę ś w i a d k i e m i jednocześnie ofiarą finału spisku – zostaje unieruchomiony, na jego oczach zamordowa-na zostaje Cesarzowa, a jej małoletnia córka zostaje porwana. Cudem uniknąwszy śmierci, Corvo Attano (nasz bohater) przechodzi do opozycji i jako ciche ostrze staje się asasynem. Nie wnikam w zawiłości fabuły, gdyż jest na tyle skomplikowana, że jej streszczenie zaję-łoby kilka akapitów, jeśli wliczyć w to realia miejsca i czasu, gdzie fabuła s ię rozgr ywa

– ogarnięte powodzią, plagą szczurów i zara-zą, portowe miasto Dunwall, stylizowane na gaslamp fantasy. W klasycznej opowieści tego typu rezultatem powinna być finałowa walka z g ł ó w n y m a n t a g o n i s t ą , u r a t o w a n i e k s i ę ż n i c z k i i s z c z ę ś l i w e z a k o ń c z e n i e . W „ Dishonore d” t a k n ie j e s t . W te j g rze sami kreujemy naszego asasyna, własnoręcz-nie modelujemy jego charakter i , poprzez w y b or y, k t ór yc h d o konuj e my ś w i a d om i e lub nie , piszemy własne zakończenie . Nie musi ono być radosne. Spośród trzech moż-liwych tylko jedno takie jest . Oprócz tego, C or vo prze z ca łą g rę mi lczy, co sprawia , że sami mimowolnie musimy stać s ię nim i zdeterminować nasz los, a przy tym los całego cesarstwa. „Dishonored” przywraca skrytobójcy jego bardziej klasyczny charakter. Asasyn jest mroczny i nie ucieka od walki z ukrycia, tajem-niczych substancji, atakowania bezbronnych i uderzania pod osłoną nocy. Dodatkowo dzia-ła na zlecenie typów o dość szemranej apary-cji, co jeszcze bardziej go uwiarygodnia. Mimo wszystko taka postać budzi sympatię. Z naszej perspektywy walka znów toczy się o dobrą sprawę, jak w „Assassin’s Creed” opowiadamy się po stronie „dobra”. Do nas należy wybór metod, jakimi do celu dojdziemy. Asasyn może być cichy i skuteczny, w sposób delikatny i nie wychodząc z ukrycia przywrócić równowagę w rozchwianym naturą i ludzkimi zachowa-niami świecie, ale może też utopić ten świat we krwi, po czym uciec w sobie tylko znanym kierunku, pozostawiając chaos jeszcze większy niż zastał. Liczy się nasza moralność, nasze podejście – bo to w końcu my jesteśmy asa-synem, Corvo jest jedynie pośrednikiem. G i e r w y k o r z y s t u j ą c y c h t e n m o t y w i z n a j d u j ą c y c h s i ę p o m i ę d z y j e d n y m a drugim sposobem rozwiązania jest więcej. R a c z e j s t a w i a j ą n a s , g r a c z y , p o s t r o n i e d o b r a i k a ż ą w a l c z y ć

16 Ibinacja nr 30 listopad 2014

HISTORIA I KULTURA

Mateusz Paszuda

Kultura środowiska kibicowskiego – miłość do drużyny czy skrajny fanatyzm?

z uzurpatorem oraz całym światem, zmie-n i a j ą c j e d y n i e s p o s ó b – z k l a s y c z n e -g o, b e r s e r k e r s k i e g o t r y b u w a l k i t w a r z ą w twarz z przeciwnikami, na bycie cieniem i cichym zabójcą. Od tego rozwiązania nie od-stąpili twórcy nowej, świeżej pozycji w świecie gier – „Thief ”, czyli złodziej. Tam jesteśmy Garrettem, mistrzem gildii złodziei, którego fach obejmuje również bezszelestną likwidację napotkanych wrogów. Bezimiennymi przedsta-wicielami tego fachu są klasy Shadow z „Path of Exile” i Zabójczyni z „Diablo 2”.

Artystyczna wizja klasy Shadow z Path of Exileźródło: hispanosconan.guildlaunch.com

Tematem mojego tekstu jest kultura środowiska kibicowskiego. Gdzie jest grani-ca między wyrażaniem miłości do drużyny a skrajnym fanatyzmem? Jak daleko można się posunąć podczas kibicowania?

Na początku chciałbym przedstawić pozytywne strony kibicowania. Jak wiadomo, dla każdego kibica dzień meczu jego uko-chanej drużyny jest najważniejszym dniem w tygodniu. Już od rana przygotowuje się do

Walczą nie z ludźmi, lecz z demonami, ale są w tym skuteczni, jak na klasykę przy-stało. Machiavelli, sam zaplątany w ogromną ilość spisków i intryg, miał rację. Nieważne, czy są to jego prawdziwe słowa, czy jedynie lu-dzie przypisali mu je dużo później. Doskonale oddają istotę całego tematu. Są sednem tego, co kultura zrobiła z bezlitosnym zabójcą. A to, co zrobiła i to, czy te słowa są prawdziwe, można skwitować mottem zakonu Asasynów, które towarzyszy nam od pierwszych minut gry : „Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone”.

17Ibinacja nr 30 listopad 2014

HISTORIA I KULTURA

niego. Wstaje rano i nie myśli o niczym in-nym, jak tylko o tym, kiedy już będzie mógł dopingować swoją drużynę. Po wyjściu z domu idzie do pubu, klubu lub innego miejsca, gdzie spotyka znajomych. To właśnie z nimi będzie wspierał swoją drużynę.

Wspólne oglądanie meczu w pubieźródło: thethaovanhoa.vn

Beata Hoffman porównuje mecz piłkarski do spektaklu w teatrze. Dzieli nawet dzień meczu na pięć etapów. Pierwszy etap to „przed meczem”. Kibice łączą się, spotykając w pubach, restauracjach, specjalnych lokalach kibica danego zespołu lub na ulicy czy przy-stanku. Ta część ma za zadanie spotęgować emocje i wzmocnić świadomość oczekiwania. Drugi etap to „rozpoczęcie meczu” porówny-wany do „wyjścia gwiazd na scenę”. W tym czasie kibice najczęściej śpiewają hymn klubu lub państwa, aby przywitać i zagrzać piłkarzy–aktorów do „walki”. Kolejny etap to „trwanie meczu”. To właśnie wtedy widownia skupia się na widowisku. Piłkarze starają się wykonać swoje role w jak najlepszy sposób a przede wszystkim - dostarczyć widowni jak najwięcej pozytywnych emocji. Podczas tego widowiska, co jakiś czas słychać okrzyki chóralne kibi-ców, którzy dają wyraz zadowolenia lub też nie temu, co dzieje się na boisku–scenie. Następny e tap to „ zakończenie me-czu”. Jest to najważniejsza część spotkania. W zależności od rezultatu, wśród kibiców jak

i zawodników, występują bardzo silne emo-cje. Od euforii ze zwycięstwa do rozpaczy po przegranej. Ostatnim etapem jest „po meczu”. Emocje w sercach kibiców nadal są bardzo duże. Spotykają się oni znowu w pubach, re-stauracjach, na przystankach i na ulicy. Dalej wspólnie przeżywają to, co zobaczyli i przeżyli na trybunach stadionu. Analizują i wyrażają swoje zadowolenie lub też nie z postawy za-wodników (często i sędziego). Bardzo ważne jest również to, aby odpowiednio dopasować się strojem do swojej ulubionej drużyny. Kibice przed wyjściem z domów zakładają koszulki, szaliki, czapki, kurtki, bluzy, f lagi lub cokol-wiek, co identyfikuje ich z drużyną i innymi kibicami. Chcą oni jak najbardziej utożsamić się ze swoim klubem i zjednoczyć się z nim. Nieważne, czy idzie się na stadion wspierać drużynę, czy robi się to w pubie, restauracji itp. I tak kibic zawsze ma na swoim wypo-sażeniu to, co identyfikuje go z konkretnym klubem. Od razu wiadomo, komu kibicuje. Bardzo często wystarcza tylko jakaś symbo-liczna przypinka lub inny gadżet. Przykładem może być przyczepiona do koszulki przypinka z literką „L”, która informuje, że dana osoba jest kibicem Legii Warszawy. Negatywne skutki kibicowania są wszyst-kim doskonale znane. Co chwilę słychać w ra-diu, telewizji, autobusie, tramwaju, sklepie czy na ulicy, co się wydarzyło podczas meczu lub bezpośrednio po nim. W Internecie możemy znaleźć wiele filmików i zdjęć przedstawiają-cych chuligańskie zachowania kibiców w trak-cie i po spotkaniu. Bardzo często osoby, które biorą udział w bójkach, przychodzą na mecz tylko po to, aby wyładować swoją złość na innych. Mecz ich zupełnie nie interesuje. Naj-ważniejsze dla nich jest to, aby kogoś pobić, zdobyć szalik i go spalić na oczach kolegów, kamer i kibiców przeciwnej drużyny. To, czy

18 Ibinacja nr 30 listopad 2014

HISTORIA I KULTURA

ich drużyna wygrywa czy przegrywa, nie ma dla nich żadnego znaczenia. Czasami nawet dochodzi do takiej sytuacji, że jeżeli chuligan nie jest w stanie przedostać się do kibiców gości, to obwinia za to służby porządkowe i to na nich wyładowuje swoją złość. Inny sposób na rozładowanie emocji podczas me-czu to rzucanie w przeciwników jogurtami, telefonami, kamieniami, a nawet elementami krzesełek. Nie dość, że psują oni reputację osób, które chcą wesprzeć swoją drużynę, to jeszcze dodatkowo rujnują stadion, powodując dodatkowe koszta dla klubu. Chuligani spotykają się także poza sta-dionem na tak zwane „ustawki”. Są to spo-tkania w wyznaczonym wcześnie j mie jscu o określonej godzinie. Spotykają się dwie gru-py pseudokibiców, których celem jest wspólna bójka najczęściej na gołe pieści. Czasem zdarza się, że w walce ktoś użyje noża, kastetu czy innej broni białej. Zwycięża ta ekipa, która pokona większą liczbę przeciwników. Niestety bardzo często zdarza się też tak, że po takiej bójce ktoś umiera na skutek odniesionych obrażeń wewnętrznych.

Zawiedziony fanźródło: hispanosconan.guildlaunch.com

Tak jak do pozytywnych, tak i do negatywnych skutków kibicowania można zaliczyć to, że

podczas meczu organizacja ruchu i porządek w okolicach stadionu jest zaburzony. Tomasz Sahaj w swojej pracy opisał zachowanie ki-biców, mieszkańców miasta oraz służb po-rządkowych w Poznaniu. W dzień meczu przy stadionie kibice przechodzą na czer wonym świetle, parkują samochody na trawnikach, a kontrolerzy biletów raczej nie sprawdzają biletów w komunikacji miejskiej, która kur-suje na odcinku w pobliżu stadionu. Policja nie reaguje i nie wystawia mandatów za ta-kiego typu łamanie przepisów bezpośrednio przed jak i po meczu. Może nie jest to zbyt wychowawcze i trochę paradoksalne, ale dzię-ki temu jest zachowany większy spokój, niż gdyby funkcjonariusze interweniowali w takich sytuacjach.

Przykład oprawy meczowejźródło: thisisanfield.com

Na koniec chciałbym jeszcze krótko scharakteryzować poszczególne grupy kibiców. Pierwszą z nich są „ultrasi”. Celem tej grupy kibiców jest dbałość o audiowizualną oprawę meczu. Kibice zrzeszeni w tej grupie przy-gotowują specjalne przyśpiewki, widowisko pirotechniczne, serpentyny oraz specjalnie stworzone na konkretny mecz flagi, które będą rozwieszone na całej trybunie. W Polsce okre-ślono taką formę działalności jako „oprawę meczu”. Włosi opisują ultrasów jako grupę kibiców, która w specjalny sposób przeżywa

19Ibinacja nr 30 listopad 2014

HISTORIA I KULTURA

każdy mecz. Odczuwają oni większą radość po zwycięstwie drużyny oraz większy smutek po przegranej niż zwykły sympatyk klubu. Kolejna grupa fanów to „carnival fan”. Są to kibice, którzy przede wszystkim przy-chodzą na mecz, aby się dobrze bawić. Naj-częściej można spotkać ich podczas meczów reprezentacyjnych, a przede wszystkim podczas mistrzostw świata lub Europy. Takie kibico-wanie przypomina bardziej udział w festynie niż meczu piłkarskim. Idealnym przykładem są kibice reprezentacji Brazylii. Brazylijska Samba trwa nie tylko na ulicy, ale również na trybunach. W takiej zabawie najważniejsze jest, aby się dobrze bawić. Wynik jest sprawą drugorzędną. Następna grupa to tak zwane „pikniki”. Są to kibice, którzy przychodzą na mecz po to, aby zjeść kiełbaskę, wypić piwo i przesiedzieć cały mecz. Ich również nie interesuje wynik. Ostatnią, najbardziej skrajną i niecieszą-cą się pozytywną opinią wśród społeczeństwa

Motyw kanibalizmu znany jest kulturze od wieków. Zmieniały się przyczyny i formy, jakie przybierał, jednak jedno pozostaje nie-zmienne – zdecydowana większość współ-czesnego społeczeństwa postrzega zjadanie osobników własnego gatunku jako absolutne, niepodważalne tabu, którego naruszenie winno podlegać potępieniu. Zwłaszcza, że kanibalizm zwykle wiąże się z zabójstwem, choć oczywi-ście wcale być tak nie musi.

Monika Stawowiak

Eat The Rude – Hannibal Lecter i „moda na kanibalizm”

Jednocześnie żyjemy w czasach, kie-dy łamanie wszelkich rodzajów tabu jest nie tylko na porządku dziennym, ale wręcz staje się modne, a różnorodnym tworom popkultu-ry przynosi rosnącą popularność. Wystarczy spojrzeć na najczęściej oglądane filmy i seriale ostatnich lat, gdzie nie tylko gęsto ściele się trup, ale jest to trup wcześniej widowiskowo zmasakrowany i polany odpowiednią ilością sztucznej krwi dla lepszego efektu.

grupą kibiców są chuligani. Ich celem, jak już wcześniej zostało wspomniane, jest wy-ładowanie swojej frustracji oraz niczym nie-wyjaśniona niechęć lub wręcz nienawiść do kibiców przeciwnej drużyny. Chuligani lub ps eudokibice s ą swois t ą „ zarazą” i żadna z grup nie chce mieć z nimi nic wspólnego. Różnego rodzaju stowarzyszenia kibiców or-ganizują akcje mające na celu zlikwidowanie tego typu grup. Podsumowując, kibicowanie drużynie piłkarskiej jest piękną formą utożsamiania się z klubem. Dzięki takiej aktywności każdy może stać się częścią drużyny i razem tworzyć historię klubu. Dodatkowo kibicowanie umoż-liwia poznawanie nowych ludzi i przeżywanie niezapomnianych chwili w gronie przyjaciół i znajomych. Wiadomo, że są też negatyw-ne przykłady kibicowania, ale z roku na rok jest ich coraz mniej, a akcje mające na celu zlikwidowanie tego typu zachowań są coraz bardziej skuteczne.

20 Ibinacja nr 30 listopad 2014

HISTORIA I KULTURA

Prócz brutalnych scen morderstw, serwowane są nam gwałty, tortury, a nawet kazirodztwo. Dlaczego zatem miałby zostać pominięty tak „ apetyczny” kąsek jak kanibalizm? Najwy-raźniej nie znalazł się wystarczający powód, bo od lat mamy okazję czytać o kanibalach i kanibali oglądać. Wśród fikcyjnych konese-rów ludzkiego mięsa, którzy zasłynęli właśnie gustowaniem w potrawach przyrządzonych z osobników własnego gatunku, największą popularność i niewątpliwą sympatię fanów zyskał doktor Hannibal Lecter – bohater wy-kreowany przez Thomasa Harrisa na potrzeby jego książek – „Czerwony smok” (1990), „Mil-czenie owiec” (1990), „Hannibal” (1990) oraz „Hannibal po drugiej stronie maski” (2007). Na podstawie tych utworów powstały później f i lmy oraz emitowany od 2 lat przez stację NBC serial. Wróćmy jednak na chwilę do samego pojęcia kanibalizmu. Praktyka ta, polegająca na konsumowaniu osobników tego samego gatunku, j est nagminnie spotykana wśród zwierząt. Najbardziej znane ze swych skłon-ności są zapewne modliszki, u których próby poczęcia potomstwa często (choć nie zawsze) kończą się pożarciem partnera przez samicę. Kanibalizm występuje także wśród pajęczaków (tu dobrym przykładem jest sidlisz piwniczny, którego potomstwo zjada matkę kilka dni po wykluciu), ryb i ptaków. Słowo „kanibal” najprawdopodobniej pochodzi z czasów podróży Krzysztofa Ko-lumba do Wschodnich Indii. Jego załoga miała wtedy styczność z plemieniem Karibów prak-tykującym kanibalizm. W swoich notatkach omyłkowo określi l i ich jako „Kanibów”, co brzmi podobnie do hiszpańskiego słowa cani-bales – okrutny. Z czasem pojęcie kanibalizmu zaczęło rozrastać się i przestało obejmować wyłącznie zwyczaj zjadania ludzi przez ludzi,

dlatego powstało nowe pojęcie – antropofagia. Pochodzi ono od greckich słów anthropos – człowiek i phagein – pożerać. Zaczęto także wyróżniać różne podtypy kanibalizmu – en-dokanibalizm, odnoszący się do spożywania osób z jednego plemienia, rodziny, przyjaciół oraz egzokanibalizm, dotyczący zjadania ob-cych. Pierwsze akty kanibalizmu miały miejsce znacznie wcześniej, niż powstało ich określe-nie. Antropolodzy twierdzą, że dopuszczali się ich już neandertalczycy. Kanibalizm miał i ma nadal różnorodne podłoża. Wśród zwierząt często ma miejsce wskutek zbyt dużego zagęszczenia popula-cji lub głodu. Zjadanie osobników tego sa-mego gatunku spowodowane głodem odnosi się również do ludzi. Przypadki antropofagii i nekrofagii (pożeranie zwłok) zdarzały się w czasie oblężenia Ma’arratu. Krzyżowcy prze-cenili wtedy zasobność miasta, aby uniknąć śmierci głodowej wielu z nich miało żywić się zwłokami poległych oraz jeńców. Do aktów kanibalizmu dochodziło na dużą skalę podczas wielkiego głodu na Ukrainie, spowodowanego przymusową kolektywizacją. Doniesienia o ka-nibalizmie z głodu do dziś docierają z Korei Północnej i Chin. Często wymienianą przyczyną kaniba-lizmu są kwestie religijne. Starożytni Azte-kowie mieli w zwyczaju nie tylko składanie of iar z ludz i , a le t akże p ożeranie i ch d la zachowania kosmicznej równowagi. Pocho-dzące z Ameryki Północnej plemię Irokezów hołdowało przekonaniu , że prze z z j e dze- nie jeńców wojennych oddadzą cześć bogowi wojny i że w ten sposób przejmą cechy ofiar. Natomiast plemię Wari z Ameryki Południowej słynęło z pożywiania się zmarłymi. Rodzina nieboszczyka zjadała jego ciało jako wyraz szacunku oraz w nadziei, iż duch zmarłej oso-by na zawsze pozostanie wśród społeczności.

21Ibinacja nr 30 listopad 2014

HISTORIA I KULTURA

Obyczaje plemienne często zawierały akty kanibali-styczne

źródło: wonderlist.com

Najistotniejszym dla tej pracy motywem antropofagii jest tzw. kanibalizm przestępczy. W tym przypadku osoba morduje drugą, aby ją spożyć. Procederowi mogą towarzyszyć do-datkowe bodźce (seksualne, rozładowywanie frustracji, potrzeba dominacji, wartości od-żywcze, praktyki satanistyczne), jednak cel pozostaje ten sam – zabić i z jeść. Właśnie ten rodzaj kanibalizmu uprawia dr Hannibal Lecter. Postać wykreowana w książkach Tho-masa Harrisa powstała na bazie czystej fa-scynacj i ser yjnymi mordercami. Dr Lecter pojawia się po raz pierwszy w książce „Czer-wony smok”, a później jeszcze w powieściach „Milczenie Owiec”, „Hannibal” i „Hannibal po drugiej stronie maski”. Ostatnia z tych pozycji przedstawia najwcześniejsze dzieje mordercy. Wszystkie zostały zekranizowane – „Czerwony smok” dwukrotnie. W postać Lectera wcielało się dotąd czterech aktorów – Gaspard Ulliel, Brian Cox, Anthony Hopkins i Mads Mikke-lsen. Hannibal urodził się na Litwie w arysto-kratycznej rodzinie. Podczas II wojny świato-wej stracił rodziców i ukochaną siostrę Mischę – był świadkiem zamordowania jej i zjedzenia przez litewskich kolaborantów. To wydarze-nie odcisnęło na nim piętno i prześladowało

przez resztę życia. Pozostałą część dzieciństwa spędził w sierocińcu, a następnie u wuja. Od dziecka wykazywał się ponadprzeciętnym in-telektem oraz talentem artystycznym.

Anthony Hopkins w „Milczeniu owiec” źródło: quora.com

Pierwszy raz dokonał zabójstwa w wieku 15 lat. Jego ofiarą padł rzeźnik, który obraził opiekunkę Hannibala. Lecter uważał, że ludz-ka niesprawiedliwość winna być odpowied-nio karana (jeszcze jako chłopiec często bił się z dziećmi, które znęcały się nad innymi), a niektórzy zwyczajnie nie zasługują, by żyć. To pierwsze morderstwo było nie tylko próbą wymierzenia sprawiedliwości, ale także pomsz-czenia siostry. Zemsta na kanibalach, którzy pożarli Mischę, staje się jego życiowym celem, który ostatecznie wypełnił mając 18 lat. Do-stał się wówczas na Litwę, wytropił oprawców siostry i zamordował ich. Później przeniósł się do Baltimore – na tym wydarzeniu kończy się „Hannibal po drugiej stronie maski”. Zanim został złapany, Lecter zamor-dował minimum 9 osób. Jego postać znana jest z pozostawania w uśpieniu na przemian z okresami aktywności. Ludzie, których za-bija książkowa oraz f i lmowa wersja Hanni-bala, wybierani są nieprzypadkowo. Lecter, po wydarzeniach z dzieciństwa i śmierci sio-str y, pragnie zemsty. Mści się nie ty lko na

22 Ibinacja nr 30 listopad 2014

HISTORIA I KULTURA

ludzkim i wzbudzały sympatię. W „Hannibalu” (2013) w doktora wciela się Mads Mikkelsen i jest to, moim zdaniem, najlepsza kreacja tej postaci. Doktor Lecter w końcu jest prawdzi-wie zły. Nie zabija tylko ludzi, którzy na to w jego opinii zasłużyli – często i bez więk-szych skrupułów morduje bohaterów, których widz zdążył polubić, związać się z nimi i któ-rzy niczym nie zawinili. Jest okrutny, zimny i wyrachowany. Jednocześnie usiłuje zaprzy-jaźnić się z Willem Grahamem – agentem FBI pracującym między innymi nad sprawą jego zbrodni – i wprowadzić go w swój świat, uczy-nić częścią swojego życia. Pragnie stworzyć z Grahamem małą, dysfunkcyjną, kanibali-styczną rodzinę dla postaci Abigail Hobbs, którą poznajemy w pierwszym sezonie – fakt ten czyni go jeszcze bardziej przerażającym. Ponadto Hannibal w serialu jest postacią, która lubi bawić się z ludźmi i ludźmi. Manipuluje, wykorzystuje, podrzuca informacje tylko po to, aby zobaczyć, co się stanie. Czysta cieka-wość, jaką się kieruje, doprowadza do wielu makabrycznych sytuacji.

Mads Mikkelsen jako Hannibal Lecterźródło: rocksinthebox.livejournal.com

zabójcach Mischy, ale na wszystkich osobach, któr ych zachowania uważa za niewłaściwe, niesprawiedl iwe i rude – niegrzeczne, po-nieważ uważa, że takie jednostki nie zasłu-gują, by żyć. Konsekwencji prawnych swoich czynów wielokrotnie udaje mu się uniknąć dzięki wyjątkowemu poziomowi samokontroli pozwalającemu oszukiwać nawet wykrywacze kłamstw, błyskotliwości i sprytowi. Dr Lec-ter nie daje s ię łatwo sklasyf ikować wśród psychopatycznych morderców. Dr Chilton – psychiatra pojawiający się w książkach Har-risa – określa go mianem czystego socjopaty. Sam Hannibal opisywał siebie jako po prostu złego, czego przejawem miały być wszelkie niekonsekwencje w jego reakcjach. Oglądając postać Hannibala w filmach i czytając książki, trzeba przyznać doktorowi rację. Jest on zdecydowanie zły, jednak nie sposób nie darzyć go sympat ią – w końcu zabija ludzi, którzy na to właśnie w jego mnie-maniu zasługują – innych przestępców bądź osoby, które są nieokrzesane i nieuprzejme. Brak kultury wzbudza bowiem w Hannibalu najwyższą pogardę. W morderstwach i kani-balizmie Lecter szuka zemsty, jednocześnie będąc przekonanym, że to, co robi różni się od czynów, jakich dopuści l i s ię Litwini na jego siostrze, ponieważ Doktor Hannibal Lec-ter jest (we własnej opinii i tak też chce być postrzegany) lepszy od barbarzyńców, którzy zabili jego siostrę, a kawałki jej ciała upiekli nadziane na patyk. Podkreśla to sposobem, w jaki spożywa swoje posiłki z ludzkiego mię-sa – przygotowywane zawsze z najwyższym wyrafinowaniem. Hannibal Lecter w serialu stacji NBC różni się od książkowego pierwowzoru i wer-sji filmowych. Jakkolwiek zły i okrutny byłby w swych poprzednich wydaniach – pozostawa-ło w nim wiele cech, które czyniły go bardziej

23Ibinacja nr 30 listopad 2014

HISTORIA I KULTURA

Postać Hannibala Lectera nie jest łatwa w interpretacji. Thomas Harris stworzył psy-chopatycznego mordercę–kanibala, z którym jedni aktorzy radzili sobie lepiej, inni gorzej, natomiast samą postać pokochały mil iony,

choć zapewne owe miliony wolałyby się ze swoją miłością trzymać jak najdalej od Lectera – zwłaszcza po finale drugiego sezonu „Hanni-bala”, gdzie tytułowy bohater zademonstrował, na co go stać, gdy on sam kogoś pokocha.

Dominika Strzelec

Magia kłamstwa

„Lie to me” (polski tytuł: „Magia kłam-stwa”) to amerykański serial kryminalny, który był wyświetlany na kanale FOX. Opowiadał o behawioryście, doktorze Calu Lightmanie (w jego rolę wcielił się brytyjski aktor Tim Roth), który był ekspertem w dziedzinie mowy ciała i wraz ze swoimi współpracownikami z The Lightman Group asystował (bądź też

prowadził) w rozwiązywaniu sporów prywat-nych, a także pomagał różnym korporacjom, kancelariom prawniczym, FBI, CIA i orga-nom policji. Prezentowane w serialu techniki psychologiczne i ekspresje twarzy są realne, ponieważ zostały opracowane i zaprezento-wane na ekranie we współpracy z wybitnym ekspertem w dziedzinie kłamstw.

Serial poruszający tematykę mowy ciałaźródło: ameblo.jp

24 Ibinacja nr 30 listopad 2014

HISTORIA I KULTURA

Postać doktora Lightmana była wzo-rowana na Paulu Ekmanie, znanym na całym świecie ekspercie (i pionierze), który studio-wał emocje oraz ich wpływ na mimikę twarzy (mikroekspresja), a także mowę ciała. Stworzył on swoisty „atlas emocji” z ponad tysiącem różnych wyrazów twarzy i stał się sławnym ludzkim detektorem kłamstw (jest zaliczany do najwybitniejszych psychologów XX wieku). Jego praca stała s ię podstawą do nakręce-nia serialu, w którego tworzenie zaangażował się jako doradca (wprowadzał poprawki do scenariusza, a także wysyłał materiały wideo i zdjęcia z wyrazami twarzy, które aktorzy mieli zaprezentować przed kamerą – starał się, aby wszystko zostało jak najautentyczniej odtworzone na ekranie). Ten amerykański psycholog napisał 15 książek (najpopularniejsza to „Telling Lies”– polski tytuł: „Kłamstwo i jego wykr ywanie w biznesie, pol ityce, małżeństwie”) , a le to właśnie serial przyniósł mu największą sławę, wykraczającą poza świat naukowy.

Dr Paul Ekmanźródło: peoplecheck.de

Paul Ekman odkr ył i zaprezentował zjawisko, jakim jest mikroekspresja. Było to możliwe dzięki obejrzeniu w zwolnionym tem-pie nagrania twarzy Loise Mason, na którym przekonuje swojego psychologa, że jej depresja już minęła, jest szczęśliwa i chciałaby zostać wypuszczona z ośrodka psychiatrycznego. Gdy tak się stało – popełniła samobójstwo. Dopie-ro na nagraniu w zwolnionym tempie Ekman zauważył zmiany na twarzy kobiety, które po-jawiały się zaraz przed uśmiechem – był to typowy dla stanu depresji wyraz głębokiego smutku. W serialu historia ta została nieco przekształcona – matka Cala Lightmana była tą pacjentką z nagrania i to właśnie pchnęło serialowego bohatera do studiowania mimiki twarzy. Czy jednak ta technika może z ekranu zostać przeniesiona w takiej samej formie do świata realnego? Czy policja i inne orga-ny mogą aż tak mocno bazować na opiniach ekspertów od mowy ciała i ekspresji twarzy? W serialu The Lightman Group miało swo-ją własną siedzibę, do której po nawiązaniu współpracy z danym organem, podejrzany był najpierw przewożony, a następnie zamykany w monitorowanym pomieszczeniu. W tym samym pokoju odbywały się przesłuchania, głównie prowadzone przez dr. Cala Light-mana, a dopiero później wszyscy współpra-cownicy analizowali nagrania. Czemu istnieje potrzeba nagrywania i później kilkakrotnego odtwarzania? Ponieważ – jak mówi sama na-zwa –mikroekspresje tr wają bardzo krótko – raptem 1⁄4sekundy (czyli 25 milisekund) i poprzedzając sfałszowaną emocję, nie dają się ukryć przez tę krótką chwilę. Na chwilę obecną nie ma metod i technik, które potrafią stuprocentowo potwierdzić, czy dana osoba kłamie czy nie – oczywiście znane są naj-częstsze symptomy kłamania okazywane przez

25Ibinacja nr 30 listopad 2014

HISTORIA I KULTURA

Na chwilę obecną policja i prokuratura w Polsce nie korzystają z usług specjalistów z zakresu komunikacji niewerbalnej. Począ-tek takiej współpracy jest prawdopodobnie tylko kwestią czasu, ponieważ coraz częściej firmy związane z HR-em (Human Resources) zatrudniają takie osoby, aby rekrutowały pra-cowników na stanowiska wyższego szczebla. Oczywiście prowadzone są różne warsztaty, szkolenia i testy z tej dziedziny, które po-magają lepiej opanować odczytywanie mowy ciała, a także ukryć różne emocje (np. zde-nerwowanie lub niepewność). Oto przykłady wyrazów twarzy i tego, na które jej elementy zwraca się uwagę przy poszczególnych emocjach:

źródło: lietome.wikia.com

Nawet osoba niedoświadczona może nauczyć s ię o dczyty wania mi kro ekspres j i z twarzy czy też z mowy ciała – niektóre z nich są nawet powszechnie znane, np. jeśli uśmie-chają się same usta (bez „kurzych łapek” przy oczach i uniesionych policzków), to znaczy, że nie jest to naturalny uśmiech. Kłamcy często stają w pozycji obronnej (np. krzyżowanie rąk), nie patrzą na rozmówcę i nie kierują

mowę ciała, takie jak ograniczona i sztywna ekspresja rąk, unikanie kontaktu wzrokowego (lub na odwrót – intensywne wpatrywanie się w momencie kłamstwa) , dotykanie otwar-tą dłonią twarzy, gardła lub nosa, ale raczej nie na tym opiera s ię poważne oskarżenie w sądzie o morderstwo, gwałt lub oszustwo. Ważnym (jeśli nie najważniejszym) elemen-tem jest „baza” danej osoby, czyli jej natural-ne zachowanie w różnych sytuacjach: kiedy jest szczera , jak reaguje na różne bodźce. W serialu na początku każdego przesłuchania Cal Lightman sprawdzał całą paletę uczuć danej osoby - to, jak się zachowuje w natu-ralnych sytuacjach, gdzie kieruje wzrok, jak układa swoje c iało oraz to, jak reaguje na różne wypowiedzi - od uprzejmej wymiany zdań po doprowadzenie do stanu oburzenia (w tym stanie najczęściej padały najszczersze wypowiedzi, ponieważ w złości myśli się pod wpływem impulsu).

Przykład niekontrolowanej ekspresji twarzyźródło: emotional-intelligence-academy.com

26 Ibinacja nr 30 listopad 2014

HISTORIA I KULTURA

całego swojego ciała na wprost danej oso-by, umieszczają różne przedmioty pomiędzy sobą a rozmówcą (aby się oddzielić od osoby, którą się okłamuje), unikają bezpośredniej odpowiedzi, używają bardziej szczegółowych opisów niż jest to potrzebne, sprawiają, że czas trwania ich emocjonalnych gestów bę-dzie nienaturalnie wydłużony. Kłamcy też, czasami nieświadomie, sami zdradzają swoje prawdziwe intencje, gdy na przykład mówią, że się z czymś zgadzają, jednocześnie kiwając przecząco głową (konflikt pomiędzy tym, co się mówi, a tym, co się tak naprawdę myśli). Powtarzają czyjeś słowa w swojej odpowiedzi (typu „Czy to Ty zabrałeś książkę z mojego biurka?” odpowiedzią będzie „Nie, nie zabra-łem książki z Twojego biurka”). Nadmierne mruganie lub spoglądanie w dół przy mówie-niu, że jest się niewinnym również jest oznaką kłamstwa. Ważny jest także czas reakcji – jeśli kłamstwo jest przemyślane i przećwiczone, oszuści zaczynają odpowiadać jak najszybciej

po zadaniu pytania, lecz jeśli są zaskoczeni pytaniem, ich wypowiedź jest opóźniona. Jeś l i zauważamy jedną odosobnioną reakcję, to nie można zakładać, że dana osoba kłamie. Na kłamstwo składa się cały zespół gestów i zachowań, stąd tak ciężko o ich jed-noznaczną interpretację. Na chwilę obecną nie ma skutecznej metody, w której ktoś mógłby powiedzieć, że da się wykazać, czy ktoś kłamie czy nie. Istnieją jednak pewne poszlaki, jak szybkość mrugania, ton głosu lub rozszerzeniesię źrenic. Trudno stwierdzić, czy reakcje te zostały wywołane przez kłamstwo. A może by ł to j e d na k i n ny p owó d ? Ana l o g i c z n i e jedni kłamcy będą mówić wyższym tonem, a inni niższym. Taka sama zależność zachodzi w przypadku patrzenia podczas kłamania na rozmówcę – jedni będą patrzeć bardzo inten-sywnie, a drudzy będą unikać wzroku. Cztery elementy, na które warto zwracać uwagę pod-czas rozmowy to: twarz (wcześniej wspomnia-na mikroekspresja), gesty, słowa i mowa ciała.