s. l. leśna tom i · 2018-06-11 · 1 uprowadzony tej nocy znów nie mógł zasnąć. ... ten...

154

Upload: duongkhuong

Post on 01-Mar-2019

213 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

S.L.Leśna

TAM,GDZIETOPNIEJELÓD

TOMI

©S.L.Leśna,2016

KsiążkapowstaławinteligentnymsystemiewydawniczymRidero

SPISTREŚCI

TAM,GDZIETOPNIEJELÓDKSIĘGAI

1UPROWADZONY2ZASADY3NAVAH4KURUK5CENANIEPOSŁUSZEŃSTWA6MOC7PROROCTWOMORREN8PRZEKLEŃSTWO9WIEŚCI10ZŁAMAĆPRZYSIĘGĘ11BLIZNY

KSIĘGAI

1UPROWADZONY

Tejnocyznówniemógłzasnąć.Tejnocy, jakipodczaskilkupoprzednich,stałprzykamiennej

balustradzie i spoglądał ponad świątynnym dziedzińcem napuszczę skutą śnieżną skorupą. W lodowej poświacie księżycapojedyncze drzewa przypominały ponure rzeźby, które zamarłyjakby w oczekiwaniu, niczym uśpione olbrzymy. Z granatowegoniebasypałdrobny,zmrożonyśnieg.

Suen wydmuchnął z ust kłąb ciepłej pary i szczelniej otuliłramiona płaszczem podszytym futrem. Zadrżał, bynajmniej niezpowoduchłodu.Chłódzdawałsięniegroźnywporównaniuztym,co odbierało mu sen, odbierało spokój i budziło głębokoskrywanylęk.

Wporównaniuztym,coodkilkudniczaiłosięwgłębiMorren.

Nagle drgnął, gdy usłyszał chrzęst śniegu dobiegający zzapleców. Odruchowo spojrzał za siebie. Nie spodziewał się tutajnikogoo tejporze,dlategozaskoczyłgowidokchłopca,którystał,grzebiąc w śniegu butem, z dłońmi schowanymi głębokowkieszeniewełnianejtuniki.Zieloneoczypołyskiwaływpółmroku,gdyzerkałspodkędzierzawejczupryny.

—Yani?Cotutajrobisz?—Niemogęzasnąć.Suenzmarszczyłczoło.—Najstarszyniebędziezadowolony,kiedydowiesię,żenocami

wędrujeszpoświątyni.—Niepowieszmu,prawda?Przez moment patrzyli na siebie, w końcu Suen westchnął

iprzywołałgoruchemręki,apotemprzygarnąłpodpłaszcz.Staliterazjedenobokdrugiego,zwróceniwstronędziedzińca.

—Czemuniemożeszspać?—zapytałSuen,choćdomyślałsięodpowiedzi.

Yani, tak jak każdy w świątyni, słyszał niepokojące odgłosy,które dobiegały z puszczy. Najczęściej było to wycie. Przenikliwewilczewycie,aleibębny,któredudniłygłuchowoddali.

W nocnym, mroźnym powietrzu, które szczypało w twarzidłonie,wciążjeszczewibrowałyzłowieszczedźwięki.

—ToprzezRaghów—odparł chłopak.—Najstarszymówi, żetoonitakhałasują.

— Raghów — powtórzył Suen, wpatrując się w nieruchomemorzedrzew.

NiewiedziałzbytwieleoRaghach,jedynietyle,cozasłyszałodkapłanów, którzy niechętnie o nich wspominali. Ponoć bylito barbarzyńcy, wojownicy zza wielkich gór, gdzie wieczniepanowała zima.Ponoćwładali zwierzętami.Niemiałpewności, ilew tym prawdy, a ile zwykłego bajania. Wiedział jedno —wkapłanachbudziliniechęćistrach.

Yani przechylił głowę i spojrzał na mężczyznę poprzez obłok

wydychanejpary.—Najstarszymówił,żeniemasięczegobać.Zawszenasmijali

ijechalidalej—powiedział,jakbychciałuspokoićSuena.Tenuśmiechnąłsię,chcącukryćniepokój.—SkoroNajstarszytakmówił,tozapewnetakbędzie—odparł,

ale zaraz zmarszczył brwi. Nie wiedzieć czemu przeczuciepodpowiadałomu,żetymrazembędzie inaczej.—Aterazchodźmystąd,bozamarzniemy.Zaprowadzęciędołóżka.

—Mogędziśspaćuciebie?—poprosiłchłopiec,kiedyokryłichpółmrok korytarza, rozświetlanego przez nieliczne świecedogasające w kagankach. Na twarzy zaczerwienionej od mrozumalowała sięmieszaninanadziei i niepewności.—U ciebie ładniepachnie.IniechrapieszjakbratRaldi.

Suenprzewróciłoczami.— No dobrze — zgodził się. — Tylko obiecaj, że więcej nie

będzieszwłóczyłsięnocamipoświątyni.—Słowo!Niedługopotem znaleźli sięwprzytulnym,niewielkimpokoju

Suena, w zachodnim skrzydle świątyni. W kominku dogorywało,więcdołożyłniecodrew,bypodsycićogień.Gdypłomieńodżyłnanowo,wypełniłwnętrze światłem, które rzucało ciepłypoblasknaskromnewyposażeniekwatery:wąskiełożepokrytederką,skrzyniępodróżną,którasłużyłajakostolikorazprostyfotelzdrewna.Suenzdążyłoswoićsięz tymmiejscem,choćwciążniemógłodżałowaćbraku biblioteczki. Nie narzekał jednak, bo miał przynajmniejwłasnykątiniemusiał, jakYani,dzielić jednejsalizkilkunastomamężczyznami.

Przysiadł na siedzisku fotela i zsunął kaptur, spod któregowyłoniły się długie, proste włosy. W świetle dnia przypominałybarwąśnieg,terazzaśblaskognianadawałimkolorpszenicy.

—Może zagraszmido snu?—zasugerowałYani, stojącprzedogniem,gdzieogrzewałdłonie.

—Niezadużotegodobrego?—odparłSuen,unoszącbrew.

— Co poradzić, kiedy uwielbiam, jak grasz? — Chłopiecwyszczerzyłzęby wszerokimuśmiechu.

SuenwestchnąłisięgnąłdokufrapoLyrię,ostatniąrzecz,którałączyła go jeszcze z ojczystą krainą.Odwinął instrument z płótna,czule głaszcząc wypolerowaną ramę, po czym trącił struny,przywołującgłębokiedźwięki.

—Chciałbymzobaczyćtwójkraj—powiedziałnaglechłopiec.Suen zamilkł na moment, a z jego twarzy zniknął cień

uśmiechu.Spojrzałgdzieśwbok.— Może pewnego dnia — powiedział, lecz nie brzmiał zbyt

przekonująco. Może ja sam kiedyś znów go zobaczę, pomyślałcierpko.

Właśnie dziś mijało pięć lat, odkąd opuścił świat, do któregoprzynależał.Pięćdługichlatzdalaodwszystkiego,coznałicobyłomu bliskie, odwszystkiego, co niegdyś kochał. Z dala odmiejsca,gdzieprzyszedłnaświat idorastał,gdzieżyłdotamtegodnia.

ZacisnąłpalcenabrzeguLyrii,ażpobielałymukłykcie.Tonieczasimiejsce,żebyterazotymrozmyślać,skarciłsięwduchu.

—Zabierzeszmniezesobą?Jakbędzieszodchodził.— Odchodził? — Suen spojrzał na chłopca spod uniesionych

brwi.Yanispuściłwzrokiwbiłdłoniewkieszenietuniki.—Najstarszymówił, żepewnegodnia odejdziesz.Czywtedy…

mogęiśćztobą?Więctotak,pomyślałSuen.Sądzą,żejesttutylkonachwilę,że

pewnego dnia jego lud będzie chciał go odzyskać. A możespodziewająsię,żekiedyś ichopuści, takpoprostu?Wszaktoniejest jego miejsce, świątynia to nie jego dom. Nie przynależy doświata Drillów. Jest tu tylko gościem i zawsze nim pozostanie.Wiedziałotym,aledziśtaświadomośćzabolałabardziej,niżsądził.

— Twoje miejsce jest tutaj, wśród kapłanów. To twój dom —powiedział, ale dostrzegłszy wyraz twarzy chłopca, momentalniepojął,żepopełniłbłąd.

Yani nie należał do tego miejsca tak jak i on. Był znajdą,podrzutkiemzostawionympodbramą,gdymiałledwierok.Kapłaniprzygarnęli go pod dach i wychowali jak jednego ze swoich, alemieszana krew płynąca w ciele chłopca zdradzała, że nie jest onDrillem.

Położyłdłońnaszczupłymramieniu,aYanispojrzałmuwoczy.—Jeżelibędęwracałdoswojejkrainy,zabioręcięzesobą,skoro

tegowłaśniechcesz—obiecałSuen.Wgłębiduchawiedziałjednak,żetozwykłezłudzenia,alejeśli

mógł dać chłopcu choć namiastkę nadziei, nie wahał się tegouczynić.

—Przysięgasz?—Przysięgam.Nawszystko,comidrogie.Kiedy Suen skończył grać, Yani dawno spał, a on sam był tak

zmęczony, że przysnął w fotelu. Śnił o wielkiej białej bestii,olbrzymim wilku, który nawoływał go z puszczy; wtem zobaczyłpostaćnaskrajupolany.Mężczyznawszarymfutrzenaramionachwyciągałdoniegodłoń,jakbychciał,byznimposzedł.

Suenniezrobiłtegoiwtedyświątynięogarnęłapożoga.Widziałkapłanówpłonącychniczympochodnie,słyszałprzeraźliwekrzyki,czułichagonię,smródpalonychciał.Zatkałuszyizacząłkrzyczeć.

A potem zbudził się zlany zimnympotem, z sercemw gardlei drżącym ciałem, z trudem łapiąc oddech. Na zewnątrzrozbrzmiały dzwonyalarmowezeświątynnejwieży.Wiedział,żetusą.Żeprzybyliponiego.

*

Raghowie wyłonili się z Puszczy Morren niczym bestiawynurzająca się z głębin morza. Ich surowe twarze poznaczonebliznami majaczyły pośród blasku pochodni, gdy przecinaliporanną mgłę, powożąc rozpędzone zaprzęgi. Niektórzy spośródmężczyznściskaliwdłoniachwłóczniezczerwonymiproporcami,

znakiemrozpoznawczymplemienia.Wszyscybyli odzianiw skóryi futra, a ciepła para ich oddechów mieszała się z mroźnympowietrzem.

Przewodziłyimpotężnesanieometalowychokuciach,którychwiększą część zabudowano drewnianą konstrukcją. Przypominałaona prostą chatę, z dachem pokrytym natłuszczonymi skóramiiwnętrzemoddzielonymskórzanąosłoną.Sanieciągnęłyzwierzęta,jakichniewidzianonaZielonychZiemiach:ogromneśnieżnewilki,sięgające rosłym wojownikom do pasa. Powoził nimi postawnymężczyzna o ponurej twarzy, a tylną ławę zajmowali dowodzącywyprawąwojownicy. Jeden z nich, zwanyWilczym Synem, zsunąłzgłowykaptur,gdyzatrzymalisiętużprzedoblodzonymimuramiświątyni.

— Lepiej, żeby faldońscy handlarze mówili prawdę —powiedział,mrużącpowieki,ajegooddechparowałintensywnienamrozie. — Jeśli nie znajdziemy tam Sethyjczyka, cała wyprawaokaże się daremna, ale jeśli tam jest, wyciągnę go choćby spodziemi—dodałisplunąłnamokredeski.

— Ruszcie się! Schwytać wszystkich i zgromadzić nadziedzińcu.Nikogonie zabijać, to rozkaz.Niewiemy,któryznichtoSethyjczyk—zakrzyknąłtowarzyszącymubarczystymężczyznawsilewieku,osurowejtwarzywpołowiewytatuowanejsymbolami.

Chwilę później zmrożony śnieg trzeszczał pod ciężaremkilkunastuparbutów,gdywojownicyprzekraczalibramywblaskukopcącychpochodni.

*

—Biegnij dopodziemi—nakazał Suenpo tym, jak odziali sięw pośpiechu i wybiegli na korytarz, ponaglani wezwaniemdzwonów.

— A ty? — Yani stał rozdarty, patrząc, jak przyjaciel ruszawprzeciwnymkierunku.

—Dołączędociebiepóźniej.—Ale…—Pospiesz się,Yani! I niemartw sięomnie,wszystkobędzie

dobrze — odparł Suen i już zmierzał w stronę głównej salimodlitewnej,aecho jegokrokówginęłopośródnerwowegotupotuinnychbutów.

W półmroku korytarza mijał kapłanów, którzy podążali dopodziemi, tam, gdzie zawsze szukali schronienia, gdy świątynigroziło niebezpieczeństwo. Powinien biec z nimi, powinien zostaćzYanim,alenietymrazem.Botymrazemniebyłatozwykłanapaśćrabunkowa,jakazdarzałasięodczasudoczasu.

Tymrazemtojegoszukano.Biegłwięcprzedsiebie,niezważającnatych,którzypróbowali

go zatrzymać. W końcu dotarł do balustrady na wewnętrznymbalkonie i kiedy tylko dostrzegł najeźdźców w dole, skrył się zakolumną.Osłoniętypółmrokiem,zkapturemnaciągniętymmocnonatwarz,obserwowałnajście,wnapięciuzaciskającpalcewpięści.Byłbynaiwny, gdybywierzył, żeniktniepowołanynieodkryje jegoobecność na Zielonych Ziemiach. Nie przypuszczał jednak, żesprowadzi na świątynię takwielkie niebezpieczeństwo—Raghów,barbarzyńcówzpółnocy.Cipotężnimężczyźni,uzbrojenipozęby,oponurychtwarzachirównieponurychzamiarach,budziliwnimprawdziwątrwogę.

Spojrzałw stronękorytarza zwahaniemwbłękitnychoczach.Mógłjeszczeuciec,ratowaćwłasneżycie,miałjeszczeszansę.

—Cowas sprowadzado świątyni?—zapytałNajstarszy,którywyszedł barbarzyńcom naprzeciw w eskorcie kilku odważnychkapłanów. Mówił w języku Faldów, powszechnie znanym naZielonych Ziemiach. — Dostaniecie strawę i nocleg, jeśli tegopotrzebujecie.

— Gdzie jest Sethyjczyk? — warknął barczysty mężczyznaztatuażaminatwarzy.

— Nic nie wiem o żadnym Sethyjczyku. Jesteśmy prostymi

kapłanami, służymy tej ziemi i jejbóstwom.Weźcie,czegochcecieiodejdźcie.Niebezcześćcieświętychmiejsc.

—Kłamiesz,starcze—odparłRagh.—Wiemy,żeSethyjczyktujest.Wydajgo,inaczejświątyniaspłyniekrwią.

Po tychsłowachchwycił zaramięmłodegokapłana,którystałprzybokustarca.Rzuciłgonakolana,poczymprzystawiłmieczdokarku.

—Możestalpomożewamgadać.Mów,cowiesz!—Nic niewiem, panie, o żadnymSethyjczyku—wymamrotał

chłopak, drżąc pod zimnymmetalem.—Niema tu takich pośródnas.Jesteśmyprostymikapłanami.

Suen zacisnął zęby, patrząc, jak mężczyzna unosi broń,by zadać śmiertelny cios. Wiedział dobrze, że jeżeli niczego niezrobi,zabijąkapłana,apotemnastępnychbraci.Żespaląwszystkojakwkoszmarze,któryśnił.

Będziemiałnarękachkrew.—Zaprzestańcietego!—Słowasamewyrwałysięzust.W jednej chwili oczy wszystkich podążyły w stronę, skąd

dobiegałgłos.Suenwyłoniłsięzzakolumnyistanąłprzykamiennejbalustradzie. Na jego widok starszy kapłan pokręcił głowąz rezygnacją, a młody Drill znieruchomiał z widoczną na twarzyrozpaczą.

—Oszczędźich.Tomnieszukacie—powiedziałpofaldońsku,poczymzsunąłkaptur.

Na pociągłej twarzy, tuż pod lewym okiem, widniał znakwpostacitrzechpromieniwychodzącychzpółkola.NiepodważalnydowódprzynależnościdorasySethyjczyków.

Awięcwydałnasiebiewyrok.Aleniemógłpostąpić inaczej, pozwolić, bykapłanipoświęcali

dlaniego życie.Niemógłnarażać całej świątyni, ukrywając się jaktchórz.Nigdybysobietegoniewybaczył.

— Uciekaj! — krzyknął kapłan ze ściśniętym gardłem. — Oniwezmącięwniewolę!

—Milcz—syknąłwojownikiuderzyłgowtwarz.Nakamiennąposadzkętrysnęłakrewzrozbitegonosa.

— Powstrzymaj się! — krzyknął Suen. — Zrobię, co chcesz,tylkoniekrzywdźichwięcej.

— Zejdź tutaj — zażądał Wilczy Syn, który dotąd obserwowałwszystkowmilczeniu.

Suenmomentalnieznieruchomiał,gdyrozpoznałwnimpostaćze snu. Teraz widział go wyraźnie. Mężczyzna miał ciemne,opadającezaramionawłosy,atwarzoostrychrysachniezdradzałażadnych emocji. Tylko szare oczy zdawały się przenikaćwszystkona wskroś. Czujne i uważne jak u polującego zwierzęcia. Tak jakpozostali Raghowie nosił skórzane spodnie, wysokie, zawiązanerzemieniami futrzane buty oraz ocieplaną tunikę z kapturem,sięgającą kolan i rozciętą na udach. Biodra oplatało mu kilkaskórzanych pasów, przy których trzymał sakwy i broń, a na szyimiałwisiorzkłem.

Weśniemężczyznawyciągałdoniegodłoń.Czyjeślinieoddamsięwjegoręce,koszmarokażesięprawdą?,pomyślałSuen.

Niemógłdotegodopuścić.Po chwili wyszedł z bocznego wejścia do głównej sali, ku

zaskoczeniu wszystkich trzymając przy szyi zdobiony sztylet.Obserwowałczujnie,czyżadenzRaghówniepróbujesiędoniegozbliżyć, a zimna stal przy własnej skórze dodawała mu odwagi.Wiedział, że tylkow ten sposóbmoże zyskaćprzewagęnadgrupąuzbrojonych wojowników. Kiedy już dostaną go w swoje ręce, niebędziemiałwieledopowiedzenia.

—Zrobię,cochcesz,maszmojesłowo—obiecał,zwracającsiędoprzywódcy.—Alenajpierwzłożyszprzysięgę,żeniktnieucierpi.Przysięgniesz,żenatychmiastopuścicieświątynięiniktniezginie.Inaczejodbioręsobieżycie.KolejnegoSethyjczykabędziecieszukaćzaCiemnymMorzem.

WilczySyndłuższąchwilęwpatrywał sięwpobladłą twarz,naktórej widniała uparta determinacja; wyczuwał, że Sethyjczyk jest

gotówspełnićgroźbę.Niemógłtakryzykować,nie,gdymiałgonawyciągnięcie ręki. W końcu, z pewnym ociąganiem, skinąłHakanowi,bypuściłzakładnika.

— Jestem synem Czerwonego Wilka, przyszłym wodzemplemieniaA-Hanu.Maszmojesłowo—powiedział,aoświadczenietowywołałozdumienienatwarzachobecnychwojowników.WilczySynniemiałbowiemzwyczajuspełniaćcudzychżądań.

DłońSuenadrgnęłazwahaniem,czuł jednak,żeniepozostałomu nic innego, jak zdać się na ich łaskę. Nawet jeśli nie ufałprzyszłemu wodzowi Raghów. Upuścił sztylet, a wąskie ostrzeuderzyło dźwięcznie o kamienne płyty, wtedy ktoś podszedłi pchnął go w stronę dowódcy. Echo kroków rozbrzmiewałonieznośnie w ciszy wysokiej sali, gdy szedł, obserwowany bacznieprzez potężnych mężczyzn. Nie wiedział, czego się spodziewać,aleniezdradzałposobielęku.

Kiedy znalazł się wystarczająco blisko, jeden z wojownikówpochwycił go za ramiona i przytrzymałwmiejscu.Nawidok ręki,która zmierzała w stronę jego twarzy, Suen wstrzymał oddech,spodziewającsięciosu.Zamiasttegopoczułciepłepalcetrąceskórętużpodokiem,gdzienosił symbol, tak jakbywojownik sprawdzał,czyznakjestprawdziwy.

Suenuniósłpowieki,awbłękitnychoczachpojawiłsięchłód.—Czegoodemniechcesz?— Mówią, że potrafisz uzdrawiać — odparł Ragh, po czym

sięgnąłdopasmaśnieżnobiałychwłosów,któreopadałymężczyźniena pierś. Przez moment badał palcami ich strukturę, a potemzbliżyłkosmykidotwarzy.

Suen zmarszczył czoło, zdając sobie sprawę, że wojownikwdychajegozapachniczymzwierzę,któresprawdza,zkimmadoczynienia. Naraz szarpnął się, dając do zrozumienia, że niepodobająmusięteoględziny.

— Tego właśnie chcesz, żebym kogoś uzdrowił? Potemzostawicie nas w spokoju? — odparł. Mógłby zaprzeczyć,

powiedzieć, że nie ma takich zdolności, ale wtedy nie byłby impotrzebny, a to oznaczałoby zagrożenie dla istnienia świątyni.Raghowieniemielibypowodu,byzostawićichprzyżyciu.

Wojownikwypuściłzdłoniwłosyiprzymrużyłpowieki.—Zatemtoprawda?—Tak.—Wolałbymsięprzekonać,bochybaniemyślisz,żeuwierzęci

nasłowo,Sethyjczyku?Możeszmniezwodzić,bykryćprawdziwegouzdrowiciela albo tylko udawać, że masz zdolności, którychszukam,żebyochronićtomiejsce.

Suen przyjrzał mu się uważniej. Ta przenikliwość gozaskoczyła,samniewziąłtakichmożliwościpoduwagę.

—Uzdrówgo—powiedziałwojownik,wskazującgłowąkapłana,którywciążklęczałnazimnejposadzceitamowałprzedramieniemkrewzrozbitegonosa.

Suen poczuł, że chwyt na ramionach zelżał, kiedyWilczy Syndał znak swojemu człowiekowi. Podszedłwięc do Atiela, po czymkucnąłprzynimipołożyłmudłońnaramieniu.

—Niemartwsię,wszystkobędziedobrze—powiedział,nacotamten kiwnął nieznacznie głową, choć jego spojrzenie zdradzało,żewtoniewierzy.—Nieruszajsięprzezchwilę—poprosił.Potychsłowach ostrożnie dotknął palcami nasady zranionego nosa, poczymprzymknąłpowieki,przywołującmoc.

Dawnojejnieużywał.Tak dawno, że zapomniał już, jakie to uczucie. Odkąd

zamieszkał pośród Drillów, zdarzyło się to ledwie parę razy,w wyjątkowych sytuacjach. A jeszcze kilka lat temu, we własnejojczyźnie,sięgałdomocyniemalcodziennie,płynęławjegożyłachniczym krew, stanowiła drugą skórę. Nigdy nie sądził, że ten darpewnegodniastaniesięprzekleństwem.

Gdy tylko poczuł fale światła wzbierające w ciele, odetchnąłgłęboko, jak ktoś, kto zaczerpnął tchu po wypłynięciu napowierzchnięwody.Jakbyzapomniałinagleprzypomniałsobie,jak

się oddycha. Poczuł mrowienie pod skórą, a umysł wypełnił sięwizjami.Powstrzymałnapływająceobrazy,któreprzypominałymuoprzeszłościiskupiłsięnaleczeniu.Narazpodsmukłymipalcamibłysnęłozimne,błękitneświatło,akiedyzgasło,twarzkapłanabyłanietknięta,cowprawiłoRaghówwzdumienie.

—Dziękuję—powiedziałcichoAtiel.Suen uśmiechnął się słabo i wstał. Wilczy Syn podszedł, po

czym bezceremonialnie chwycił młodego Drilla za twarziprzyglądałsiębadawczojegoobrażeniom.

—Terazwierzę—przyznał,zabierającdłoń.—Kogozatemmamuzdrowić?—zapytałSuen.—Mojegobrata.—Jesttutaj,pośródwas?— Nie. Czeka na północy — odparł Ragh, co sprawiło, że

uzdrowicielztrudemprzełknąłślinę.—Chceszpowiedzieć…—Że jedzieszzemnąnapółnoc—dokończyłwojownik, jakby

tobyłaoczywistość.Uzdrowiciel zamilkł, zaciskając zęby. Spodziewał się, że

zostanie uprowadzony, ale dopiero teraz tak naprawdę zdał sobiesprawę, jak wielką cenę przyjdzie mu zapłacić. Jeśli Raghowiezabiorą go ze sobą, to oznaczało, żemoże już nigdy tu niewróci.Zostanieniewolnikiemnausługachbarbarzyńcówlubzginiegdzieśpośródmrozówinigdywięcejniezobaczyojczystejkrainy.

—Ajeśliniezgodzęsięztobąpojechać?Raghparsknął,mrużącoczy.—Sądzisz,żemaszjakikolwiekwybór?—Dobrze, zrobię, czego chcesz— zgodził się Suen, z trudem

panującnaddrżeniemgłosu.—Alepotemzwróciszmnieświątyni.Tomójwarunek.

Zdążył przejrzeć mężczyznę. Musiało mu bardzo zależeć nawyzdrowieniu brata, skoro przybył tu aż z północy, w czasienajgorszejzimy,ztuzinemludzi.Tobyłajedynakartaprzetargowa,

jedynaszansa.Wilczy Syn zmarszczył brwi, słysząc żądania. Przez chwilę

mierzylisięspojrzeniamiwmilczącymnapięciu.—Dużomasztychwarunków—odparłzpewnądrwiną.—Ale

niech będzie, zawrzemy układ. Zwrócę cię świątyni, skoro to jestcena—dodał, ku zaskoczeniuwłasnych ludzi. Potempochylił się,tak że Suen niemal czuł na sobie ciepły oddech, i wycedził muw twarz: — A teraz martw się, żeby mój brat ozdrowiał. Inaczejczekacięśmierć.

„Raghowietodumnyiwojowniczylud,któryprzybył

„Raghowietodumnyiwojowniczylud,któryprzybyłnaZieloneZiemiewodległychczasach.ZamieszkujeterenyotoczoneprzezgóryKhazArdrah,leżącenapółnocylądu,gdziewieczniezalegaśnieg.Wwynikuwalkisporówtoczącychsięnaprzestrzenilatludtenpodzieliłsięnapięćróżnychplemion:Ka-Haza,A-Hanu,Taima,HaunaiWah-Kan.Każdymznichdowodziwódz,atytułtendziedziczonyjestzojcanasyna.

WwyglądziewszystkichRaghówcharakterystycznajestśniadaskóra,ciemnewłosyioczy,amężczyźni,jakikobiety,mająumięśnione,silneciała.Niektórzyspośródnichmalujątwarzelubtatuująnacielesymbole,służącetemu,byodpędzićzłeduchylubzapewnićsobieprzychylnośćbóstw.Ubiórstanowiągłównieskóryifutra,którezapewniająniezbędneciepłoorazochronę,azabrońsłużąnoże,włócznie,toporyiłuki.

Należywspomnieć,żeRaghowietobardzozdolnimyśliwi,dlategoichpożywieniestanowigłówniedzikazwierzynairyby.DziękihandlowizFaldami,wzamianzaskóryiczarnymetalwydobywanywgórach,sprowadzająmiódpitny,atakżeowoce,sery,kadzidłaiinnedobra”.

„KronikiRaghów”,tomVII

2ZASADY

Odkąd opuścili mury świątyni, śnieg zacinał nieprzerwanie,utrudniając widoczność i spowalniając zaprzęgi, które brnęłyztrudemprzezniewielkądolinę.Suensiedziałnatyłachsań,któreprzewodziły wyprawie. Otulony szczelnie futrami, wcisnął sięgłębiej w przestrzeń pomiędzy ścianą zbitą z desek a skrzyniamipodróżnymi, które zajmowały niemal połowę zadaszenia.Wniektórych trzymano część zapasów i dóbr zabranych świątyni,jednak obyło się bez rozlewu krwi, jak obiecał syn CzerwonegoWilka.

Także i jemu pozwolono wziąć kilka rzeczy. Do niewielkiegokufrazapakowałniecoubrań,kilkaksiągiLyrię.Wszystko,comiał.Najbardziej żałował, żeniedanomuczasu,bypożegnałkapłanów,z którymi spędził ostatnie lata. W szczególności żałował, że nie

pożegnał się z Yanim, który w tym czasie ukrywał sięw podziemiach. Być może nigdy więcej ich już nie spotkam,pomyślałzgoryczą,gdyzostawiałzaplecamibramyświątyni.Terazbył zupełnie sam, zdany wyłącznie na siebie, pośród Raghówzpółnocy,którymniemógłufać.

Pogrążony w ponurych rozmyślaniach nawet nie zauważył,kiedydotarli na skraj puszczy, gdzie zamieć rozbijała się o ścianędrzew. Tam, odnajdując schronienie wśród potężnych konarów,zaprzęgizwolniły,poczymprzystanęłynaleśnymtrakcie.

Niedługo potem ktoś uchylił skórę osłaniającą wejście podzadaszenie i w progu pojawił się Hakan, który służył jako prawaręka przywódcy barbarzyńców. Nosił gruby, nabijany ćwiekamikaftanpokolana,anaramionamiałnarzuconeniedźwiedziefutro.Przy solidnym pasie wisiała zdobiona ornamentami pochwa,zktórejwystawałarękojeśćmiecza.

— Idźdoognia—poleciłniskim, gardłowymgłosemw językuFaldów.

Suen zrobił, co mu kazano, bez słowa sprzeciwu. Zmarzniętyi zdrętwiały, o niczym nie marzył bardziej niż o ogniu. Nasunąłkapturnagłowę,poczymwydostałsięzsań.Zmiejscazadrżałnawidok bestii uwiązanych do zaprzęgów, rozszarpujących świeżemięso. Te stworzenia budziły w nim instynktowną trwogę, alezcałychsiłpróbowałzachowaćzimnąkrew,gdybrnąłwśniegudonajbliższegopaleniska.

— Trzymaj. — Ragh podał mu drewniany kufel z parującymnapojem.—Odterazbędzieszpiłtoalbotopionyśnieg.

Suen z miejsca rozpoznał znajomy aromat pitnego miodu,którego zdarzyło mu się raz spróbować u Drillów. Bezwiednieutkwiłwzrokwnaczyniu, które przyjemnie ogrzewało zmarzniętedłonie. Przez chwilę zastanawiał się, co lepsze: umrzeć w drodzezzimnaczyoddaćsięwręceniepewnego losu,któryczekałgonadzikiej północy. Bo jakąmiał pewność, że Ragh dotrzyma danegosłowa?Gdyjużdostanie,czegochce,możezrobićwszystko.Zamiast

zwrócić mu wolność, może uczynić z niego uzdrowiciela-niewolnikanaswoichusługach,atowydawałosięSuenowijeszczegorszeniżśmierć.

Nagle wyczuł, że jest obserwowany. Spojrzał przed siebiei poprzez płomienie dostrzegł przymrużone szare oczy, któremierzyły go przenikliwie. Spojrzenie, choć krótkie, miało w sobiecoś intensywnego. Uzdrowiciel z trudem wytrzymał pod jegonaporem.Byłotobowiemspojrzeniekogoś,ktoniczegosięniebał,ktozawszedostawałto,czegochciał,komu,chcącniechcąc,Suenmusiałpowierzyćwłasneżycie.

Wreszcieodwróciłwzrokirozluźniłpalce,którenieświadomiezaciskał na kuflu. Upił niewielki łyk, a gorąca słodycz z wolnarozlała się po zmarzniętym członkach, pozostawiając w ustachsłodko-cierpki posmak. Rozgrzany trunkiem, przysiadł nazwalonym pniu drzewa, gdzie ciepło ognia przyjemnie pieściłotwarz i dłonie. Z braku lepszego zajęcia zaczął obserwowaćwojowników krzątających się przy zaprzęgach. Zauważył, że nieróżnilisięwielemiędzysobą.Wszyscymieliciemne,dłuższewłosyi równie ciemne oczy, jednakową barwę skóry. Część z nichzapuściła brody, a każdy nosił podobne odzienie. Suen miał teżwrażenie,żenieodczuwajązimna,jakbyuodpornilisięnamróz.

W pewnej chwili dostrzegł poruszenie przy saniach. Jedenz Raghów wyciągał ze skrzyni szamoczące się stworzenie, którewyrzucałozsiebiegniewnypotoksłów.

Tengłos.Uzdrowicielznałtengłos.Narazzerwałsięnarównenogi,upuszczająckufelnaśnieg.TobyłYani!—Patrzcie,cotumamy—powiedziałwojownik,niosącchłopca

za jedną nogęw stronę ogniska.— Szczenię ze świątyni! Zrobimyz ciebie pieczyste — dodał w języku Faldów, tak by pojmanyzrozumiał, po czym zaśmiał się wraz z kilkoma innymimężczyznami.

Nagle śmiech zastąpiło siarczyste przekleństwo, gdy chłopak

ugryzł go w rękę. Wojownik odruchowo zwolnił chwyt i Yaniuderzyłplecamiośnieg.Szybkoprzetoczyłsięnabrzuch,byzarazwstaćipobiecwstronęSuena.

—Wracaj tu, mały szczurze! — Ragh ruszył za nim, z twarząnabrzmiałą ze złości. Przypominał góręmięśni obleczonąw futraiuzdrowiciel z trudemzapanowałnad chęciąucieczki, gdy stanąłznimokowoko.

—Niepróbujgotknąć.Onjestzemną—powiedziałnajbardziejopanowanym głosem, na jaki potrafił się zdobyć, zasłaniającchłopcawłasnymciałem.

Wojownik splunął na śnieg, mierząc uzdrowicielanieprzyjemnymspojrzeniem.

—Wtakimrazie tymizapłacisz—warknął inimSuenzdążyłsięosłonić,potężnadłońuderzyłagowtwarz.

Ciosbyłtaksilny,żestraciłrównowagę,poczympadłwzimnąbreję. Oszołomiony, dopiero po chwili poczuł pieczenie twarzyi pulsujący ból głowy, który zagłuszył wszystko wokół. Otworzyłszeroko oczy, wpatrując się w śnieg, na który skapywała krewzrozciętejwargi.Czułwustachjejmetalicznysmakipomyślał,żenigdywcześniejniesmakowałwłasnejkrwi.

—Zapominaszsię,Turak—warknąłWilczySyn,którystałterazza wojownikiem i przyciskał nóż do odsłoniętej gardzieli. —Ostrzegałem,żeSethyjczykjestnietykalny.

Mężczyzna głośno przełknął ślinę, a przez pobladłą twarzprzemknąłcieństrachu.

—Chybamnie nie zabijesz, Asura— powiedział z nutą kpinyw głosie. — Czerwony Wilk nie byłby zadowolony, słysząc, żewybijaszwłasnychludzi.

— Złamałeś zasady. Mój ojciec pochwaliłby twoją śmierć —syknąłRagh,przyciskającostrzemocniejdoskóry,ażzabarwiłosiękrwią.

Nagleodsunąłnóżisilnymchwytempociągnąłgowtył,takżeTurakzwaliłsięplecaminaśnieg.Nadepnąłmunapierś ichwycił

zapukielwłosów,któryodciąłjednymcięciem.—Dotknij Sethyjczyka jeszcze raz, a przysięgam, że twój wilk

będziepiłtwojąkrew—ostrzegł,poczymcisnąłwłosywogień.Mężczyzna złapał za głowę i wydał stłumiony jęk. Ścięcie

włosówprzezinnegowojownikanadługookryjegohańbą.Asura schował broń do pochwy i zbliżył się do uzdrowiciela,

który wciąż nie wstawał z ziemi. Bez zbędnych pytań chwycił gomocno pod ramię, stawiając na nogi. W tej samej chwili z głowySuena opadł kaptur, a białe pasma rozsypały się na ramionaoślepiającąkaskadą.

Raghzmrużyłoczy.— Co z tobą? Jesteś cały? — zapytał, przyglądając mu się

uważnie. Podejrzewał, że wystarczy niewiele, by zabić kogoś takwątłejpostury.Kierowanynitotroską,nilitością,przetarłmuustaumazanekrwią.

Suen oprzytomniał natychmiast i odruchowo odtrącił dłońwojownika. Ich spojrzenia mierzyły się przez chwilę w obłokachwydychanej pary. Asura uniósł lekko brwi pod wpływem chłodu,jaki bił z lodowatych oczu. Taki chłód panował jedynie nabezkresach Zmarzliny. Przez moment miał nawet wrażenie, żewłaśnie tam trafił, więc odwrócił wzrok, nie mogąc dłużej znieśćnieprzyjemnegoodczucia.

Naraz uzdrowiciel położył chłopcu dłoń na plecachipchnąwszygolekkoprzedsiebie,ruszyłwstronęsań.Podrodzewziął trochę śniegu w dłoń, by przetrzeć twarz, ale zaraz syknął,gdywargazapiekłanieprzyjemnie.

—Nicciniejest?—zapytał,kiedyznaleźlisięprzypojeździe.Yanipokręciłgłową,lekkoroztrzęsiony.— Na słodką Iditral, co tu robisz?! Tylko nie mów, że sam

wszedłeśdotejskrzyni.Chłopiec milczał, potwierdzając tym samym przypuszczenia

Suena.Zapewnenieposzedłdopodziemi,tylkozanimiwidział,jakgo zabierają, a potem schował się w spiżarni. Tam musiał

przemknąć do kufra, gdy Raghowie zabierali zapasy, domyślił sięuzdrowiciel.

—Jakmogłeśzrobićtakiegłupstwo?Gdybyśzginął…—Ja…jatylkochciałemzostaćztobą—wymamrotałchłopiec.Przestraszony i zziębnięty, przedstawiał tak żałosnywidok, że

Suenszybkozapomniałogniewie.Możemiałz jedenaściezim,alewciążbyłdzieckiem.

— W porządku. Nie jestem zły. — Objął go ramieniemi przyciągnął do siebie. Nie miał pojęcia, co teraz będziezchłopcem,alewtejchwilinajważniejsze,bysięrozgrzał,uznał.Potakimczasiespędzonymwskrzynimusiałbyćwyziębiony.

— Chodź, musimy się ogrzać — zdecydował i po chwili obajwspinali się po drewnianych stopniach pod zadaszenie sań. TamSuen dał chłopcu futro, a sam zrzucił zawilgotniały od śniegupłaszcz,gdydownętrzawszedłAsura.Yaniniemalpoderwałsięnarównenogi,przestraszony.UzdrowicielzmiejscastanąłpomiędzynimaRaghiem.

—Wracajdoognia—powiedziałwojownik.— Żeby twoi ludzie znów mnie zaatakowali? — odparł Suen

zimno.—Niktcięjużnietknie,Sethyjczyku—zapewniłAsura,apotem

jegowzrokpowędrowałnachłopca.— On musi wrócić do świątyni — powiedział uzdrowiciel, co

zabrzmiało bardziej jak żądanie niż prośba. Nie widział innegowyjściadlaYaniego.Tutajniebyłbezpieczny,niemógłgoochronić,aniewybaczyłbysobie,gdybycośmusięstało.

—Jaotymzdecyduję.— Jeśli chłopiec nie wróci do świątyni… — zaczął Suen,

a sposób, w jaki to powiedział, sprawił, że przez twarz Asurymimowolnie przemknął cień niezadowolenia. Już w świątyniwyczuł, że uzdrowiciel nie należy do potulnych i nadeszła pora,byktośnauczyłgo,żetutajrządzion,synCzerwonegoWilka.

— Próbujesz mi grozić? — zadrwił, zbliżając się

niebezpiecznie. — Zdaje się, że wy, Sethyjczycy, nie potraficiedobieraćsobieprzeciwników.

Suen instynktownie zrobił krok w tył, a potem cofnął się, ażuderzyłplecamiościanęzadaszenia.

— Zapominasz, że odemnie zależy los twego brata, Raghu—odparł,patrzącmuprostowtwarz,jakbyrzucałniemewyzwanie.

— A ty zapominasz, gdzie twoje miejsce — warknął Asura,mrużącoczyniczymwilk.

—Corobisz?!—jęknąłuzdrowiciel,kiedymężczyznaprzyparłgodozabudowysańciężaremwłasnegociała.

Chłopiec natychmiast stanął w jego obronie, uderzającwojownikawramięiszarpiączapaszbroniąnajegobiodrach.

—Puszczajgo!— Wynoś się, inaczej poderżnę ci gardło — warknął Asura,

sięgającdopochwypoostrze.—Idź—wykrztusiłSuen.Yaniprzezmomentwahałsię,rozdartymiędzyobawąowłasne

życiea lojalnościąwobecprzyjaciela.Wkońcu,zpewnymoporemiwciążoglądającsięzasiebie,opuściłsanie.

Gdy tylko zniknął, Suen spróbował odepchnąć Ragha.Bezskutecznie.

Narazpoczuł na szyi chłodnepalce, które zacisnęły sięwokółgardła,izamarł.

—Znamsposoby, żebynauczyć cięposłuszeństwa—wycedziłAsura igwałtowniewsunąłmukolanomiędzyuda.—Niezmuszajmnie,żebymichużył.

Suen otworzył szerzej oczy, a nogi ugięły się pod nim, tak żetylko siławojownika trzymała gowpozycji pionowej.Natychmiastzrozumiał, do czego mężczyzna zmierza. Spojrzał w chłodne,staloweoczy,wktórychczaiłosięcośnieobliczalnego.Tak,WilczySynbyłzdolnydogwałtu,byłzdolnydowszystkiego,byleosiągnąćswójcel.

— Możesz nas nienawidzić, ale od teraz będziesz żył według

naszychzasad—powiedział.—Śpisz,kiedymyśpimy. Jesz,kiedymyjemy.Robisz,cokażęitrzymaszjęzyknawodzy.Zrozumiałeś?

Odchyliłgłowę izmusiłuzdrowiciela,byspojrzałmuwtwarz.Suenprzezchwilęwytrzymałtospojrzenie,poczymspuściłwzrok,zaciskając zęby.Naraz chwyt na szyi zelżał iwojownik uwolnił gospodwłasnegociężaru.

—Zachwilęwidzęcięprzyogniu—powiedział,zmierzającdowyjścia. — Nie mam w zwyczaju ostrzegać drugi raz — dodałjeszcze,nimopuściłsanie.

Suen dotknął obolałej szyi, na której pozostał zaczerwienionyślad, po czym zwolna osunął się na podłogę, próbującwyrównaćoddech i pozbierać myśli. Wiedział jedno: musi zrobić wszystko,byYanibyłbezpieczny.

„PlemięA-Hanuzamieszkujedolinęotoczonąze

„PlemięA-HanuzamieszkujedolinęotoczonązewszechstrongóramiKhazArdrah.Mężczyźniztegoszczeputouzdolnieniwojownicy,atakżeniezrównanimyśliwi.Coniezwykłe,jakojedynispośródRaghówoswoiliśnieżnewilki.

[…]Śnieżnewilkiznacznieróżniąsięodwilków

znizin.Nietylkowiększąsiłą,wytrzymałościąigrubsząsierścią,któradobrzechroniprzedmrozem,alerównieżtym,żeosiągajądwukrotniewiększerozmiary.ZwierzętatemajądlaplemieniaA-Hanuszczególnąwartość.Służąnietylkojakosiłapociągowa,lecztakżepolują,chroniąidająnocąciepło,apośmierciwykorzystujesięichfutro,kłyipazury.JednaktylkoRaghowiesłużącywodzowiposiadająnawłasnośćwilka.Ograniczeniawiążąsięzutrzymaniemwładzyizapewnieniembezpieczeństwa,aprzywilejsłużytakżepodkreśleniustatusuwojownika.

[…]Niegdyśzdobywanowilki,kradnącmłodezmiotów.

Jednakoswajaniedzikiegozwierzęciazajmowałozbytwieleczasu,toteżRaghowiepostanowilihodowaćjepośródsiebie.Mógłtorobićtylkowybrany,doświadczonyhodowca,azwyczajtenprzechodziłnajegopotomków.

[…]Pośmierciwilczegobrataopłakiwanojakbliskiego

członkarodziny,aniepisaneprawoRaghówzabraniałokrzywdzeniatychzwierząt.Każdy,ktodopuściłsiętakiegoczynu,zostałokrytyhańbą”.

„KronikiRaghów”,tomVII

3NAVAH

Raghowie przemierzali puszczę, coraz głębiej zanurzając sięw morze drzew, gdzie szeroki trakt ułatwiał jazdę i pozwalałzaprzęgomrozwijać sporąprędkość.Potężnekoronyzamykały sięnad ich głowami niczym śnieżne kopuły, tworząc tunel, którychroniłprzedopadami.Opasłepniepoobustronachstanowiłyzaśmocnąbarieręprzedwiatrem.Leśnagłuszaobfitowałateżwdzikązwierzynę, dzięki czemu wojownicy nie musieli obawiać sięo świeżą strawę, zwłaszcza że nie przepadali za sięganiem dozapasów,któretraktowalizawszejakoostateczność.

Przez większość tych leniwych godzin przestrzeń wokółwypełniały odgłosy wilczego sapania i szum płoz sunących pośniegu.

— Zasnął — mruknął Hakan, gdy Asura ruchem głowy kazał

sprawdzić,cozSethyjczykiem.Obajmężczyźnisiedzielizazwyczajnaprzedziesańwotwartychsiedziskachiniewidzieli,codziejesiępodzadaszeniem.

—Aszczeniak?— Waruje przy nim jak ten pies. Kazałem mu okryć

uzdrowicieladodatkowymifutrami,żebyniezamarzłweśnie.Asuratylkokiwnąłgłową,poczymwróciłdoczyszczeniabroni.

W trakcie dłużącej się jazdy nie miał do wyboru zbyt wielurozrywek, dlatego głównie ostrzył noże, nawet po wielokroć tesame. Ich rękojeści wykonano z kości pokrytej skórą, a ostrzaz wydobywanej w górach, rzadkiej rudy żelaza, która nadawałametalowi czarną barwę. Każdy z noży został wykończony tak,by idealnie leżałwdłoniWilczegoSyna.Częśćsłużyładorzucaniana odległość, niektóre do walki wręcz, a inne do polowania. LatamorderczychtreningównauczyłyAsuręwłaściwieznichkorzystać,apośródplemienianiewielubyłotakich,którzypotrafilidorównaćmuwtejsztuce.

StarszyRaghprzysiadłobokna ławiewyściełanejskórami ipochwiliciszyznówprzemówił.

— Co zrobisz z Sethyjczykiem po tym, jak wyleczy Kahena?Tam,wświątyni,powiedziałeśtylkoto,cochciałusłyszeć.Aniprzezchwilęniewierzyłemwtekłamstwa.

Asurazmarszczyłczoło,nieprzerywajączajęcia.—Ważne,żeonwniewierzy.Niebędziepróbowałuciekać.Hakanskrzyżowałręcenapiersi,spoglądającwdal.—Możenamsięprzydaćwtwierdzy—zasugerował.—Niktnie

będzie go szukał. Pewnie jest wygnańcem. Co by robił na obcejziemi?

— Prędzej odbierze sobie życie, niż zostanie naszymniewolnikiem—parsknąłAsura.Codotegoniemiałwątpliwości.—Pozatymjeślizostaniewtwierdzy,wywołatylkozamieszanie.

Obaj spojrzeli po sobie i wiedzieli, w czym rzecz. Dziwnymężczyzna przykuwał uwagę. Jego uroda była tak rzadka

i niespotykana na północy, że zapewne będzie burzyć krewniejednemu z Raghów. Do tego niepokorny charakter nie ułatwiałsprawy. Obecność kogoś takiego pośród plemienia mogła wnieśćniepotrzebne napięcie i doprowadzić do konfliktów, a tego Asurawolał uniknąć. Wystarczy, że wszedł na wojenną ścieżkęzszamanempotym,gdyzdecydowałsięodnaleźćSethyjczyka.

Na myśl o szamanie wykrzywił wargi. Ten cwany lispodporządkował sobie starszyznę, która tańczyła, jak im zagrał.Nawet Czerwony Wilk dał się omotać jego czarom. Asura dawnotemu postanowił, że gdy tylko obejmie władzę, z miejsca się gopozbędzie.

—Nieobchodzimnie,cobędziezSethyjczykiem.Najważniejsze,żebyuzdrowotniłKahena—powiedziałwkońcu,ucinająctemat.

*

WPuszczyMorren,gdziepotężnekoronydrzewkradłyświatłodnia, zmierzch zdawał się nadchodzić znacznie szybciej niżw dolinie. Mimo słabej widoczności Raghowie nie przerywalipodróży;pozmrokuporuszalisięwblaskupochodni ipolegalinawilczych zmysłach. Zwierzęta bowiem instynktownie wiedziały,dokąd podążać, a wyostrzony wzrok pozwalał im dobrze widziećwciemnościiwporęunikaćprzeszkód.

Gdy wreszcie wojownicy postanowili rozbić obóz, księżycdawnowisiałnaniebie,rzucającnaśniegzimnypoblask.Suen, jakiYani,niewyglądalizsań,pókiHakanniekazał impoczekaćprzyogniunanamiot.Nietrwałotodługo,gdyżRaghowiewprawienibyliwstawianiuwatru,takjakiwrozpalaniuognia.

Ten,wktórymmielispędzićdzisiejsząnoc,wzniesionozkilkuwysokich drągów wspartych na sobie, tak że tworzyły podłużnyszkielet o spadzistych ścianach. Cały stelaż osłonięto szczelniezszytymi skórami i futrami renów, a dolną krawędź pokryciaprzybito kołkami do ziemi, pozostawiono jednak szczelinę dla

świeżego powietrza. Na szczycie znajdował się otwór dymowy,wraziepotrzebyzakrywany.

Watrumiało niewielkie wejście poniżej miejsca spinania skóriSuenmusiałschylićgłowę,bydostaćsiędownętrza.Kuwłasnemuzaskoczeniu odkrył, żew środku jest sporo przestrzeni. Zauważyłteż, że ziemię wyłożono skórami, a pośrodku zagłębienia,w otoczeniu kamieni, płonęło niewielkie palenisko, dające światłoi ciepło. Pod skórzaną ścianą znalazł skrzynię,wktórą zapakowałniewielki dobytek. Z niepokojem przyuważył brak jakichkolwiekprzesłon pomiędzy czterema posłaniami, które przygotowano dospoczynku, a które, jak się domyślał, należały także do AsuryiHakana.Namyśl, żebędziemusiałdzielić zRaghamiprzestrzeńnamiotu,żołądekścisnąłmusięnieprzyjemnie.

Narazusłyszałwycie.Ten wibrujący, przeciągły dźwięk przyprawił go o dreszcze.

Brzmiał jak pierwotna, tajemnicza siła, która zagarnia wszystkowokół na własność. Zaraz rozległ się kolejny skowyt, a po nimnastępne. Przez chwilęwilcza pieśń przenikała puszczę do głębinjejjestestwa,aświatjakbyzamarł,wsłuchującsięwtedźwięki.Sueni Yani także znieruchomieli; otrząsnęli się dopiero wtedy, kiedywycie ucichło. W ostatnich dniach słuchali go z daleka, gdyRaghowie zbliżali się do świątyni, jednak słyszane z bliska robiłonieporównywalniewiększewrażenie.

Obaj zdjęli wierzchnie okrycia, po czym przysiedli przypalenisku. Chwilę później we wnętrzu pojawił się Hakan, któryprzyniósłzesobąkociołekzpitnymmiodemidwiemiskigulaszu.Powiesiłnaczynienadogniem,poczymwcisnąłimjadłodorąk.

— Lepiej zacznij jeść, Sethyjczyku, inaczej to w ciebiewmuszę. Nie myśl, że pozwolimy ci umrzeć z głodu — mruknąłizarazpotemzniknąłnazewnątrz.

Suen zmarszczył czoło, wpatrując się w kawałki mięsazanurzone w sosie własnym. Po tym, co wydarzyło się podczaspoprzedniegopostoju,niebyłwstanieniczegoprzełknąć.Żołądek

za mocno ściskała mu gorycz. Poza tym, odmawiając jedzenia,chciał pokazać niezgodę na takie traktowanie. Teraz jednak, gdyHakan otwarcie mu zagroził, nie miał innego wyjścia, jak tylkozacząć jeść. Włożył do ust niewielki kęs, po czym syknął, gdyodezwałsiębólwszczęce.

—Toprzezemnie—bąknąłYani,wpatrującsięw łyżkę,którąściskał w palcach. — Brat Raldi zawsze powtarzał, że mam sianowgłowie.

—Przestańjuż.Tonietwojawina—odparłSuen.—Iniemaszsianawgłowie,tylkogniazdomyszy.

—Tojakaśróżnica?— Żadna. — Ledwie to wypowiedział, poczuł na sobie wzrok

Asury, który właśnie wszedł do namiotu. Ragh zmierzył goprzenikliwieiprzykucnąłprzyogniu.

— Czemu tego nie wyleczysz? — zapytał, wskazując głową naciemniejącyjużśladpociosie,którywidniałnapobladłejskórze.

Suen zapatrzył się w płomienie. Nie miał ochoty tłumaczyćnatury swej mocy, której wojownik i tak by nie pojął, alewyczekującespojrzenieszarychoczudomagałosięwyjaśnień.

— Nie potrafię leczyć siebie samego, żaden Sethyjczyk niepotrafi. Jesteśmy odporni na własny dar. Tak już zostaliśmystworzeni—odparłkrótko.

Asura milczał chwilę, przyglądając mu się w nieodgadnionysposób, jakby rozważał, czy to, co właśnie usłyszał, jest prawdą.Nagle sięgnął do skórzanego pasa na biodrach i wyciągnął nóż,auzdrowicielznieruchomiałnawidokostrza.

—Nieruszajsię—mruknąłRagh,poczymprzyłożyłmuostrzedo twarzy, w miejscu opuchlizny. — Trzymaj w ten sposób —nakazał.

Suenwpierwszejchwilidrgnąłiprzymrużyłpowieki,gdychłódmetalu wywołał nieprzyjemny dreszcz. Wtedy przypomniał sobie,że Drillowie przykładali zimne przedmioty do obolałych miejsc.Ponaglony ruchem głowy, przejął trzonek noża, który okazał się

dużocięższy,niżnatowyglądał.—Najpierwzaciskaszdłońnamoimgardle, apotemoddajesz

miwłasnynóż?—zapytał,niepatrzącnawojownika,awjegogłosiekryłasięnutaprowokacji.

Asura zmarszczył brwi, po czym rozprostował kolana,spoglądającnauzdrowicielazgóry.

—Niezamierzamciękrzywdzić,jeślimniedotegoniezmusisz.Ale zrobięwszystko, żeby dowieźć cię żywegodo twierdzy.Nawetjeśli tooznacza,żebędęmusiałzadaćciból.Dlategodlawłasnegodobraprzestańzemnąwalczyć.

—Niewalczę z tobą, Raghu—odparł Suen, patrzącmu terazintensywniewoczy.—Chcętylkoochronićsiebieichłopca.

Asuraprzymrużyłpowieki,jakbyważyłsłowauzdrowiciela,alenic nie odpowiedział. Naraz osłona wejścia poruszyła się i donamiotuwszedł Hakan. Odruchowo ściągnął brwi nawidok broniwdłoniSethyjczyka.

— Lepiej mu to zabierz przed spoczynkiem. Jeszcze we śniepoderżnienamgardła—mruknąłporaghijsku.

—Niejestgłupi.Dobrzewie,żejegożyciezależyodnas.Hakan przysiadł po przeciwnej stronie paleniska, po czym

przyjrzałsiękrytycznieuzdrowicielowi.—Lepiej,żebyśmiałrację.Chwilępóźniejktośzajrzałdownętrzaipodałpieczeń.Podczas

posiłku mężczyźni wymienili kilka uwag na temat obozowiskai dalszej podróży. Między sobą porozumiewali się we własnymjęzyku, dlatego Suen niczego nie rozumiał. Podsłuchując ichrozmowę, doszedł do wniosku, że twardy i surowy język Raghóww niczym nie przypomina melodyjnego sethyjskiego czy lekkiegow wymowie faldońskiego. Nie sądził, by łatwo mu przyszłoopanować ich mowę, mimo że szybko uczył się nowych języków.Starał się jednak zapamiętać różne wyrażenia, powtarzając jewmyślachchoćbydlazabicianudy.

Po posiłku wojownicy pozbyli się odzienia, które zawiesili na

sznurachwokółpaleniska,bywyschłoprzeznoc.ChcącniechcącSuen przyglądał się ich ciałom. Silne, dobrze umięśnione,o szerokich barkach i rozbudowanej klatce piersiowej, zupełnieróżniłysięodciałsmukłychSethyjczykówczykrępychDrillów.Jegouwagę przyciągnęły zwłaszcza tatuaże zdobiące skórę. Krętesymbole wiły się niczym węże: zaczynały się u nadgarstka lewejręki, a kończyły na połowie torsu. W świetle ognia dostrzegł teżlicznebliznynaciałachobuwojowników,alegdyAsurapochwyciłjegospojrzenie,odwróciłwzrok.

— Załóż to — rozkazał Ragh, podając przepoconą bawełnianąkoszulę,którąnosiłcałydzieńpodtuniką.Nieczekającnareakcjęuzdrowiciela,wcisnąłmu ubranie do rąk, po czym zwrócił się doHakana:

—PrzyprowadźNavah.

*

Suen zmiął odzienie w dłoniach, marszcząc czołoi zastanawiając się, czybył to kolejny zwyczajRaghów.Przeczuciepodpowiadało,żeprawdawcalemusięniespodoba.

—Towasz zwyczaj? Każecie nosićwłasne ubrania jeńcom?—spytał,zdobywającsięnaironię.

—Zadajeszzadużopytań,Sethyjczyku—odparłRagh,mierzącgozukosa.—Lepiejrób,cokażę.Inaczejzostawięnatobiezapachwinnysposób.Owielemniejprzyjemny.

Ostatniesłowazabrzmiałyjakgroźba,aSuenzmiejscapojął,cooznaczają i spiął się cały. Nie zamierzał jednak drążyć, dlaczegoRagh miałby zostawiać na nim zapach. Uznał też, że stawianieoporu na nic się nie zda.Wiedział, że jeśli niewykona polecenia,zostaniezmuszonysiłą,ategowolałuniknąć.

Wstał odognia i odwrócił sięplecamidomężczyzny, apotemzpewnymwahaniemzacząłzdejmowaćszatę.Odwiązałpas,którymoplatałbiodra,poczymrozsznurowałwiązaniepodszyjąkończące

się w talii. Zsunął z ramion wierzchnią warstwę, która opadłamiękkoustóp.

— Na nagą skórę — zażądał Asura, przyglądając mu sięz boku. — Ty też — powiedział do chłopca, który dostał koszulędrugiegowojownika.

Uzdrowiciel zerknął na Yaniego i kiwnął głową, dając mu dozrozumienia, żeby wykonał polecenie. Sam, z poczuciemupokorzenia, przeciągnął przez głowę bawełnianą bieliznę. Przezchwilę stał obnażony, po czym narzucił koszulę. Tak jak sięspodziewał, okazała się za duża w ramionach i klatce piersiowej,aprzytymledwiesięgałapołowyuda.Miałateżwycięciepodszyją,alebezsznurków,którymiSuenmógłby jązawiązać,cosprawiało,że czuł się niemal nagi.W dodatku koszula pachniałamieszaninąpotuiziół,któregopewniedługoniebędziemógłpozbyćsięzciała,pomyślał. Kiedy znów spojrzał wojownikowi w twarz, z całych siłstarałsięzachowaćgodność.

Naraz osłona namiotu rozchyliła się i wraz z Hakanem dowatruwkroczyłpotężny,białywilk,sięgającymężczyźnieniemaldopasa. Na widok zwierzęcia Suen zamarł niczym głaz, niezdolnywydobyć z siebie głosu, a Yani momentalnie przywarł do niegobokiem. Obaj patrzyli z trwogą, jak bestia podchodzi do Asuryi ociera się pyskiem o dłoń wojownika, jak ten pochyla się,pozwalająclizaćtwarz,poczymmierzwi jasnefutro.Nieokazywałprzy tym ani krzty lęku, wręcz przeciwnie. Zdawał się zupełniepanować nad zwierzęciem, a ono zdawało się całkowicie muoddane.

Ta dziwna czułość, jaką sobie okazywali, sprawiła, że Suenpoczuł się nieswojo. Niemal jak intruz, jakby patrzył na coś,czego nie powinien widzieć. Nie podejrzewał, że barbarzyńcy sązdolni okazywać jakiekolwiekwyższeuczucia.Wyglądałona to, żemieli więcej serca dla zwierząt niż dla ludzi, pomyślał i zarazemuznał,żenigdyniepojmiewięziłączącejichztymibestiami.

Wpewnejchwiliwilkprzerwałpowitania,ajegouwagaskupiła

sięnanim i chłopcu. Suenodruchowo skryłYaniego zawłasnymiplecami,czując, jakbardzo tensięboi.Samz trudemzachowywałspokój,alelękochłopcatrzymałgowryzach.

—Nieruszajsię,Sethyjczyku.Inieokazujlęku.Navahtegonielubi—mruknąłAsura.

Suenwstrzymałoddech,gdybestiapodeszłabliskoiobwąchałamukrocze,poczymszturchnęłarękępyskiem,wktórymjeżyłysięrzędyostrychkłów.Momentalniespiąłsięcały,zdającsobiesprawę,żeteszczękimogąpozbawićgożyciajednymkłapnięciem.

—Zabierzją—wykrztusiłprzezściśniętegardło.— Przyzwyczajaj się — odparł Asura, którego w jakiś sposób

bawił tenwidok.—Wilkzawsześpi znami. Jesteśobcy imusiciępoznać, zanim zostanie na noc w watru. Nic ci nie grozi, dopókimasznasobiemójzapach.

Suen spojrzał w szare oczy i momentalnie zrozumiał, po comusiałzałożyćkoszulę.ZapewnienieRaghajednakanitrochęgonieuspokoiło. Nagle Wilczy Syn powiedział coś do Hakana, a tenodciągnąłnabokchłopca,którynawetniepróbowałsięwyrwać.

— Co robisz? — Uzdrowiciel zrobił krok w tył, gdy Asurapodszedł bliżej, mierząc go spojrzeniem spod na wpółprzymkniętychpowiek.

—Musiszmizaufać—powiedział,poczymchwyciłSethyjczykaza ramię, by stanąć za jego plecami. Potem objął goprzedramieniem,przyciskającdoklatkipiersiowej.

Suen w pierwszej chwili zaniemówił, ale kiedy tylko odzyskałpanowanie nad sobą, spróbował się wyswobodzić. Jednak Raghtrzymałzbytmocno,więczawisł tylkobezradniew jegoobjęciach.Wtedypoczułnatwarzydotykchłodnegowilczegonosa.

—Dlaczegotorobisz?—jęknął.—Navahmusizostawićnatobiewłasnyzapach—odparłRagh

krótko,wyczuwając,jakuzdrowicieldrżynacałymciele.Bałsię.Poraz pierwszyWilczy Syn czuł, że Sethyjczyk naprawdę się boi. —Mówiłemjuż,żenicciniegrozi—dodał,jakbychciałgouspokoić,

choćcałasytuacjasprawiałamusatysfakcję.Suen przymknął powieki, gdy szorstki, ciepły język dotknął

skóry w miejscu opuchlizny. Zacisnął szczęki, pozwalając bestiilizać twarz i ocierać się o siebie pyskiem. Jej bliskość i bliskośćRagha przyprawiały go o dreszcze. Znajdował się w pułapce,z której nie mógł uciec, jak zwierzyna schwytana we wnyki. Tabezsilność sprawiła, że w pewnej chwili przestał walczyć sam zesobąizwyczajniesiępoddał.

Wtedyodkrył,żeprzestałsiębać.Rozchylił powieki i spojrzałw złote oczy,w których kryło się

coś, czego nie mógł pojąć: dzikość, a jednocześnie łagodność;zwierzęcość, a jednocześnie coś ludzkiego. Przez chwilę miałwrażenie, że bestia do niego przemawia, a może tylko mu sięzdawało?,pomyślał.

—Teraznależyszdostada—powiedziałAsurazlekkąkpiną.—Dostada?—Jaiwilktworzymystado,Sethyjczyku.Uzdrowiciel zmarszczył czoło, nie mogąc do końca pojąć, co

to oznacza. Naraz wojownik wydał z siebie krótkie warknięcieiNavahprzerwałakontakt.Wtejsamejchwilizwolniłchwyt,przezcoSuenzachwiałsięnamiękkichnogach.Runąłbynaskóry,gdybyRaghnieprzytrzymałgozaramię.

Kiedy tylko Suen poczuł dotyk jego dłoni na nagiej skórze,zmiejsca odzyskał rezon i bez słowawyrwał rękę. Asura zmrużyłpowieki,patrzącnaniegoznapięciemskrytymwwyrazietwarzy.

— Od dzisiaj Navah będzie spać przy tobie — powiedział. —Zapewni ci ochronę i ciepło w drodze do twierdzy. Albo to, albobędzieszspałprzymnie.Wybórnależydociebie.

—Mamwybieraćpomiędzydwomabestiami?Toniejestżadenwybór—odparłSuenchłodno,niepatrzącmuwtwarz.

Raghparsknął,rozbawiony,poczymwydałpolecenie,azwierzęułożyło się wzdłuż posłania uzdrowiciela. Narzucił na ramionafutro ibez słowawyjaśnieniawyszedł znamiotuwzimną, ciemną

noc. Hakan odprowadził Asurę wzrokiem, jakby wiedział, dokądzmierza,poczymrzuciłSethyjczykowizwiniętyrzemień.

—Zwiąższczeniakowinogiiręce.Jestzbytgłupi,żebytrzymaćgowolno.Atobienieradzęniczegopróbować—ostrzegł,poczymległnafutrach.

Suen spojrzał na Yaniego, który tylko wzruszył smętnieramionamiiwyciągnąłprzedsiebieręce.

— Myślisz, że nic nam nie zrobi? — zapytał, spoglądajączniepokojemnawilka.

— Chcę w to wierzyć tak samo jak ty — odparł Suen, nieukrywającwłasnychobaw.

Wziąłdorękirzemień,poczymbezzastanowieniaschowałgopod posłanie. Potem, niemając większegowyboru, obaj ostrożnieułożylisięprzybestii,tużnasamejkrawędzilegowiska.

4KURUK

ZiemieRaghów,kilkatygodniwcześniej

Asura skończył wiązać wystygłe tuszki zajęcy, które dziśupolowali,poczymrozprostowałnogi inaciągnąłnagłowękapturocieplanej tuniki, spoglądającprzedsiebie.NiebonadDolinąKłówzdążyło poszarzeć, a ze szczytów Khaz Ardrah spływały jużwieczorne mgły, niosące ze sobą mroźny oddech nadchodzącegozmierzchu. Pora wracać, jeśli chcemy dotrzeć do twierdzy przedzapadnięciemnocy,pomyślał,marszczącbrwi.

— Wracamy? — zapytał jego młodszy brat, Kahen, którynajwidoczniejmyślałotymsamym.Kończyłwłaśnieczyścićstrzałyi chował je do kołczanu. — Długo nam zeszło. Hakan będzie sięniepokoił — dodał, chociaż prawda była taka, że zmarzł już

porządnieizgłodniał,więcjedyne,oczymterazmarzył,topowrótdociepłejizby.

— Nie spieszymi się do twierdzy ani ojca —mruknął Asura,wydmuchujączustkłąbciepłejpary.

Najchętniej wróciłby dopiero za kilka dni, ale jako następcawodza nie mógł tak po prostu porzucić obowiązków i zniknąć,chociaż czasem nie pragnął niczego innego. Kiedy już nie mógłwytrzymaćwtwierdzy,uciekałzzamurówpodpretekstempolowańz Kahenem. Polowań, podczas których zwykle łapali kilka lisówizajęcy,agłówniewłóczylisiępodoliniewmilczeniu.

Tak,dobrzeimsięrazemmilczało.ZatoAsuranajbardziejceniłKahena — nie odzywał się bez potrzeby, tylko szedł przy nimw ciszy. W tych krótkich chwilach nie musieli być synamiCzerwonego Wilka, gotowymi spełniać narzucone im obowiązkii oczekiwania, tylko zwykłymi braćmi, którzy szli przed siebiewniemymporozumieniu.

— Rób, jak chcesz, ja wracam — odparł Kahen, przerzucająckołczanprzezramię.Nietyleprzemawiałprzezniegorozsądek,ilezmęczoneciało,któredomagałosięstrawy iogrzania.—Niechcę,żebyHakansiędenerwował.Nielubi,kiedyzadługojesteśmysamipozamurem.

— Hakan to, Hakan tamto — mruknął Asura i splunął naśnieg.—Odkiedyjegozdanietakcięobchodzi?

Młodszy Ragh momentalnie poczerwieniał na twarzy, co nieumknęło uwadze jego brata. Zmrużył oczy, przyglądając mu sięprzenikliwie.

—Tacyjakonniesądlaciebie—powiedziałwkońcu.—Lepiejonimzapomnij.

Kahenzmarszczyłczoło.—Mówisz,jakbyświedział,codlamnienajlepsze—bąknąłzły,

chociażbrat znałmężczyznęowiele lepiejniż inni imógłna jegotematwiele powiedzieć.Wkońcu spędzalimnóstwo czasu razem,bo Asura uczył się od Hakana wszystkiego, co powinien wiedzieć

o rządzeniu twierdzą, kiedy już zostanie wodzem. Czasem Kahenszczerze zazdrościłmu tych nauk, ale nie z powoduwiedzy, jakązdobędzie.Niemiałambicjiznaleźćsięnamiejscubrata.Wiedział,żenienadajesiędoprzejęciawładzy.

—Znamcięwystarczająco,żebydaćcidobrąradę—skwitowałAsura.

Kahen skrzywił się, ale odpuścił, chociażniepodobałomu sięto,cousłyszał.

— To prawda, co o nim mówią? Że miał kiedyś kobietęidziecko?—zapytałściszonymgłosem.

Wilczy Syn wzruszył ramionami i zapatrzył się ponownie nahoryzont.

— Nigdy nie mówi o swojej przeszłości. Zresztą, jakie to maznaczenie? — odparł nieco poirytowany, a potem przerzuciłdzisiejszązdobyczprzezramięokrytefutrem.

— Rusz się. Wracamy — dodał i podążył w stronę sanekpozostawionychnaskrajulasu.

Kahen przez moment patrzył za nim, po czym zrównał sięz nim krokiem. Szli polaną w milczeniu, znacząc drogę śladamizajęczej krwi, a ciszę wokółmąciło tylko trzeszczenie śniegu podbutami. Naraz Asura zawył niczym wilk, osłaniając usta dłońmi,kiedydostrzegł,żeNavahniemaprzysankach.Pewniewciążgoniłaza jakąś sarną, pomyślał, kiedy nie doczekał się odpowiedzi.WPorzeWielkichMrozównieczęstonadarzałasięokazja,bywyjśćpoza mury twierdzy, toteż kiedy wilczyca poczuła zew wolności,długo nie mógł jej przywołać. Kahen także nigdzie nie widziałwłasnego wilka. Zawył kilka razy, mącąc spokój zapadającegozmierzchu, ale jego wezwanie również pozostało bez odpowiedzi.Zmęczony, rozłożył sięnawyściełającychsanki futrach i zamarzyłodrzemce.

— Wstawaj. Nie będziemy tu bezczynnie czekać. Ze wzgórzamożemy zjechać sami — powiedział Asura, chowając tuszki podskórami,żebyzabezpieczyćzdobycznaczasjazdy.

Kahen podniósł się z niechęcią, po czym uderzył kilka razyrękoma o ramiona, żeby trochę się rozgrzać. Stanął na płozyi odepchnął się na zmianę to lewą, to prawą nogą, a lekka,drewniana konstrukcja z łatwością ślizgała się na grubejwarstwieświeżegośniegu,którynapadałzrana.

—Stój—syknąłnagleAsuraipodniósłrękę,żebyzatrzymaćgowmiejscu.

—Co…—Słuchaj.—Starszyzbraciściszyłgłos.Kahen, zaniepokojony, zaczął nasłuchiwać.W tej samej chwili

wpobliżurozległsięryk,którydobiegałodstrony lasu, tużza ichplecami.Tylkojednozwierzęwydawałotakiodgłos.

—Kuruk—wymamrotaliniemalrównocześnie.Kuruk, matka zwierząt, olbrzymia niedźwiedzica o krwistych

oczach i pooranym bliznami pysku, najgroźniejsza z bestii, jakieznali. Trzykrotnie większa od rosłego Ragha, mogła zabić samymmachnięciem łapy, a jednym kłapnięciem szczęk pozbawić głowy.Tylko nieliczni, którzy spotkali ją na swej drodze, zdołali ujśćzżyciem,byoniejopowiedzieć.

Wojownicy wymienili spojrzenia i Kahen dostrzegł w oczachbratalęk.Tojeszczebardziejgoprzeraziło,boAsuraprawienigdysię nie bał, a nawet jeśli—nigdy tegonie okazywał. To oznaczałojedno:żeobajsązgubieni,jeślizachwilęniepojawiąsięwilki.

— Jedź! — krzyknął nagle Asura, nie tracąc zimnej krwi. —Zgórymaszszansęuciec.

Kahenjednakwciążstał,zmrożonystrachem,aleiwahaniem.—Coztobą?Powiedziałem,jedź!Iniezatrzymujsię.Ten rozkazpodziałałnamłodszego chłopaka jakkubeł zimnej

wody. Momentalnie oprzytomniał i zaczął biec, starając sięrozpędzić sanki, choć nogi drżały mu na płozach. Asura w tymczasie pozbył się zdobyczy, licząc, że to zwabi niedźwiedzicę i żedziękitemuzyskajątrochęczasunaucieczkę.Potemruszyłwśladzabratem.

Dopiero po chwili Kahen spojrzał za siebie i z miejscapożałował, że to zrobił. Wyłoniła się spośród ośnieżonych drzew,rozpędzonaniczymlawina.Białefutroznaczyłyplamykrwi,zpyskaciekła piana, a w ciemnych oczach płonęło szaleństwo. Ominęłamartwezające,zupełnieniezwracającnanieuwagi.

Biegławichkierunku.Byłaszybka,zbytszybka.JużdoganiałaAsurę,którytrzymałsię

z tyłu.NagleKahenzobaczył, żebrat zatrzymał sanie i przewróciłna bok, żeby odciąć drogę bestii, a samwyciągnął noże, gotówdowalki.„Niezatrzymujsię!”,przypomniałsobiejegosłowa.

Zacisnąłzęby.Wiedział,żepowinienposłuchać,nieradziłsobieza dobrze w walce, nie miał żadnych szans z Kuruk, tylkobyzawadzał,aleAsurateżniemiałszans.Niebezwilków,którychnadal nigdzie nie było. Gdzie jesteście, kiedywas potrzebujemy?!,pomyślałzezłością.

Nie zastanawiając się dłużej, gwałtownie zatrzymał sanki, nagranicyzjazdu.Spojrzałwdół.„Zgórymaszszansęuciec”.Miałteższansę zdobyć dla Asury trochę czasu, do powrotu wilków. Byłszybki, potrafił lawirować między drzewami, mógłby umknąćKuruk. Nie tracąc ani chwili, zaczął głośno krzyczeć i gwizdać,próbując odwrócić uwagę niedźwiedzicy. Chciał, by pobiegłazanim.

Potężnezwierzęwarczałochwilę,machającgłowąnaboki,jakbyniezdecydowane, którego z braci zabić najpierw. Wreszcieporzuciło starszego Ragha i zerwało się w stronę Kahena. Gdybiegło,przypominałorozpędzonągóręmięśni,którejnicniemogłopowstrzymaćiktóraniszczywszystkonaswejdrodze.WtedyKahenzdałsobiesprawę,żewłaśniezaglądaśmierciwoczy.

Rozpędził sanki i po chwili sunął w dół, ściskając kurczowoporęcz i przechylając się do przodu tak, by zwiększyć prędkość.Drobnelodoweigiełkismagałymutwarzikłuływoczy,utrudniającwidoczność,aletoniemiałoznaczenia.Jeślinawetniezdołaucieci jeśli to jegoostatniechwile,mógłzginąć,wiedząc,żepostąpił jak

wojownik,aniejaktchórzliwymłodszybrat.Miałtylkonadzieję,żepoświęcenieniepójdzienamarne,żeAsuraujdziezżyciem.

Niemalczułoddechbestiinakarku,gdydostrzegłnadbiegającewilki.Wtejsamejchwiliprzeszyłgopotwornybólwnogach,którywyrwałmuzgardłaniekontrolowanywrzask.

Straciłrównowagęirunąłwśnieg.

*

W komnacie unosił się duszny zapach kadzideł, gdy szaman,o twarzy pokrytej symbolami, ściskał w dłoniach wisior z kośćmiprzodkówiodprawiałrytuał.Szeptałstarożytnemodłydoduchówświata, prosząc o uzdrowienie. Kahen, którego poddawanoobrzędom, leżał w potężnym łożu, wyścielonym niedźwiedzimifutrami, i patrzył przed siebiepustymwzrokiem.Tylko zaciśniętewargi zdradzały jakiekolwiek emocje. Chociaż nikt nic niemówił,przeczuwał, że nie ma już nadziei. Wcześniej mógł jeszczeoczekiwać,żewyzdrowieje,alemijającyczasnieprzynosiłpoprawy.Kahen miał wrażenie, że znajdował się w dziwnym zawieszeniupomiędzyżyciemaśmiercią.

Spojrzałzniechęciąnanogi.Pokryteziołowymiokładamiranypo pazurach i zębach goiły się z trudem, jednak nie broczyły jużcuchnącą, żółtawą mazią. Gorączka dawno opuściła umęczoneciało, teraz słabe i obolałe. Szaman mówił, że Kuruk raniła gobardzo głęboko, więc nerwy i mięśnie mogą się już nigdy nieodbudować,atooznaczało,żeniebędziechodził.

Zacisnął mocniej zęby i przeniósł wzrok na młodą wilczycęo jasnym ubarwieniu, która spoczywała przy łożu. Z jej ciemnychoczu wyzierał smutek. Czasem popiskiwała cicho, jakby chciaładodaćmu otuchy, amożewciąż przepraszała, że nie przybyła naczas.

Asura i Hakan także przebywali w komnacie. Starszyzmężczyznstałzrękomazłożonyminapiersi,zdradzającskrywane

głębokonapięcienanieruchomymobliczu.Asuraopierałsiędłońmiokamiennąpółkęzawieszonąnadpaleniskiemiwpatrywałsiętępow buzujący ogień, a w zaciśniętej szczęce krył się tłumiony oddawnagniew.

Nagleoderwałpalce,którezaciskałnaciepłymkamieniu,ibezżadnegoostrzeżenia ruszył z impetemw stronę szamana. Jednymruchemwyciągnąłnóżzpochwy iwycelowałwgardłomężczyzny,którymomentalnieprzerwałtrans,aleniezdołałsięosłonić.TylkoszybkareakcjaHakanauchroniłagoodśmiertelnegociosu.

— Zapanuj nad sobą, Asura — warknął wojownik, jedną rękąblokując Wilczego Syna wokół gardła, a drugą zaciskając na jegonadgarstku.—Szamanrobi,comoże.

— Jakna razie jestbezużyteczny—odparłwojownik i splunąłnaziemię.—Możestalrozjaśnimuumysł.

— Jak śmiesz podnosić na mnie rękę, Wilczy Synu! — ryknąłmężczyzna, mierząc go zimnym spojrzeniem, gdy już odzyskałrezon.—Dopilnuję,żebyukaranocięzatobluźnierstwo.—Potychsłowachruszyłwstronędrzwi,którezatrzasnąłzasobązhukiem.Zaniepokojonawilczycauniosłałebizaskomlała.

—Oszalałeś?!—krzyknąłKahen,podrywającsięzposłania,ażpoczułmdłości.—Starszyznacitegoniedaruje.

Asurazmrużyłoczyiposłałbraturozgniewanespojrzenie.—Kazałemci uciekać—warknął.—Nigdynie robisz tego, co

każę!Kahen zacisnął dłonie na okryciu ze skór. Co mógł

odpowiedzieć?Żegdybycofnąćczas,zrobiłbytoponownie?Dotądmieli nadzieję, wierzyli, że nogi można uleczyć. Dziś obaj siępoddali.

—Miałemzwyczajnieuciec,jaktchórz?—zapytałłamiącymsięgłosem i spojrzał mu w oczy. — Nie mogłem. Przestań obwiniaćmniezato,cosięstało!

Asura patrzył przez chwilę w błyszczące oczy, w którychmalowałasięcałagamaemocji.Tak,winiłgo,choćniemiałprawa.

Gdyby Kahen nie dał mu tych kilku chwil do przybycia wilków,któreprzegoniłyniedźwiedzicę,byćmożebyłby terazmartwy.AleAsura nie mógł okazać wdzięczności, nie mógł pokazać, że sięcieszy, że nie jest na jegomiejscu, że byćmoże brat uratowałmużycie,choćtakwłaśniebyło.

Na moment zapadło ponure milczenie, ciężkie jak gradowaburza.Kahenspuściłgłowęinagleprzemówiłściszonymgłosem:

—Powinieneśmnie zabić, tamwdolinie,wieszo tym.Aleniezrobiłeś tego i teraz będę żył jak kaleka. Dlatego jesteś wściekły.Boniemiałeśodwagi.

TesłowauderzyłyAsurębardziej,niżsięspodziewał,boKahenwłaśniepowiedziałto,doczegoniepotrafiłsięprzyznaćnawetsamprzed sobą: nie miał odwagi zakończyć jego życia, choć to byłonajlepszerozwiązanie.Obajotymwiedzieli.

Przysiadł zrezygnowanynabrzegu łoża,po czymschowałnóżi zgarbił się, przytłoczony tamtymi zdarzeniami. Znów widziałsiebie,jakstoinadporanionym,nieprzytomnymbratem.Jakpatrzynawilka,któryułożyłsięprzybokuswojegopana,żebygoogrzać.WtedypomyślałoAkarzeiRevie,którzytaklubiliKahena,niemógłimgotakpoprostuzabrać.Wtamtejchwiliwiedział,żeKahenniebędzie jużnigdywięcej chodził, ale z jakiśegoistycznychpobudekchciał,byżył.

— Chcę, żebyś żył — wypowiedział własne myśli na głosi popatrzył na niego przez ramię. Potem położył dłoń na głowiebrata iprzyciągnądoswojej, takżezderzyli sięczołami.—Zrobięwszystko,żebyśchodził.Maszmojesłowo—dodał.

Kahen zacisnął powieki. Kilka łez uciekło mu z oczu. Szybkostarłjeztwarzy.

—Będężył—obiecał.

„Napółnocyzimapanujeowieledłużejniżwinnych

„Napółnocyzimapanujeowieledłużejniżwinnychrejonachlądu.MłodziRaghowiemusząsięszybkonauczyćprzetrwaćwtychtrudnychwarunkach.Dzieciodnajmłodszychlatnauczanesąpolowaniaizabijania,apierwsząrzeczą,jakąotrzymujądorąk,jestnóż.

KiedychłopcyzplemieniaA-Hanuosiągnąodpowiedniwiek,przystępujądoRytuałuPrzemiany,którypoleganawytropieniuizabiciudzikiegokota.Gdyspełniątenobyczaj,zostająuznanizamężczyzniotrzymujątatuaż,którywykonujesiępoprzeznacinanieskóryiwypełnianiebliznwęglemdrzewnym”.

„KronikiRaghów”,tomVI

5CENANIEPOSŁUSZEŃSTWA

Poranek nadszedł zbyt szybko, niosąc ze sobą odrętwieniei chłód. W wygasłym palenisku od dawna nie żarzył się żadenkawałekdrewna,aprzezotwórdymnyna szczyciewatruwpadałydrobne płatki śniegu. Wnętrze namiotu wypełniały miaroweoddechy Raghów pogrążonych we śnie, a powietrze przesycałamieszaninawoni:zapachwilczejsierści,skór,tłuszczuimiodu.

Suen,któryniespałodjakiegośczasu,wmilczeniunasłuchiwałoddechu chłopca, zastanawiając się, jak przetrwają kolejny dzień.Naraz poczuł, że wilczyca, która do tej pory leżała spokojnie,poruszyła się i wstała. Znieruchomiał, wyczekując jej kolejnychruchów, ale Navah zdawała się nie zwracać na niego uwagi.Otrzepałafutro,wyszczerzyłakływszerokimziewnięciuipochwilizniknęłanazewnątrz,byzałatwićpotrzeby.Suenodetchnąłzulgą,

ale zaraz okrył się szczelniej futrami, gdy zabrakło ciepłaemanującegozwilczegociała.

Poniedługimczasie jegouszudobiegł ospały głosAsury, adotych dźwięków dołączył ochrypły baryton należący do Hakana.Niedługopotemwnamiociezapłonąłogień,anazewnątrzrozległysięnawoływaniamężczyzniwilczewycie—znak,żeobózbudziłsiędożycia.

Suen,takjakiYani,opuściłnagrzanelegowisko,poczymotuliłsię futrem i usiadł przy ogniu, wpatrując się bezmyślniew płomienie. W namiocie nie było Raghów, a wnętrze wypełniaławońmiodu,któraprzypomniałamuopustymżołądku.

Pochwilido środkawszedłHakanzwiadremparującejwody,którepostawiłnaziemi.

—Możeciesięwnimobmyć—wyjaśnił.Suennieliczył,żedostanieciepłąwodę,dlategozaskoczony,ale

i wdzięczny, zsunął okrycie, po czym przykucnął przy naczyniui odgarnął włosy. Przytrzymał białe pasma i opłukał twarz orazszyję, wyczuwając pod palcami, że opuchlizna zmalała. Nawet bóljakby zelżał, pomyślał. Przypuszczał, że to zasługanoża, którydałmu wczoraj wojownik, a może i wilczej śliny. Wszak Drillowiemówili, że niektóre zwierzęta miały lecznicze właściwości,przypomniałsobie.

Nagle zastygł, wyczuwając, że jest obserwowany. Uniósł twarzipochwyciłszarespojrzenieAsury,którywszedłwłaśniedowatru.Wilgotne, ciemnewłosykleiłymusiędo ramion, aponagimcielespływały krople wody. Suen otworzył szerzej powieki i zarazodwróciłwzrok,nieprzyzwyczajonydotakiejswobody,którawidaćstanowiłaczęśćraghijskiejkultury.

Ragh wytarł się do sucha i owinięty futrem wokół bioderprzysiadł przy palenisku, biorąc się za poranną strawę. ZarazdołączyłdoniegoHakan,aSueniYaniwrazznim.

— Mógłbym wiedzieć, co zamierzasz zrobić z chłopcem? —zapytał nagle uzdrowiciel, mącąc ciszę, która towarzyszyła

posiłkowi.—Niejestcidoniczegopotrzebny.Powinienwrócićtam,gdziejegomiejsce:doświątyni.

Raghowie popatrzyli po sobie, a potem Asura odrzuciłobgryzionąkośćdodrewnianejmiskiiotarłutłuszczonewargi.

— Zdecydowałem, że jedzie z nami — powiedział. — Będziezabezpieczeniem,gdybyśczegośspróbował.Ucieczkialbo…czegośinnego.

— Dałem słowo, że uzdrowię twojego brata — odparłSuen.—Niepotrzebujeszniczegowięcej.

— Już mówiłem: ja o tym decyduję. Poza tym nie znam was,Sethyjczyków.Skądmamwiedzieć,czytwojesłowojestcośwarte?

— To samo mógłbym powiedzieć o was, Raghach. A jednakzaufałemciwtedywświątyni.

Asuraparsknąłpodnosem.—Mówisz,jakbyśmiałjakikolwiekwybór.Suenzacisnąłpalcenamisce.Niepozostawałomunic innego,

jakuciecsiędoostateczności,nawetjeślicenąbyławłasnagodność.— Zwróć chłopca świątyni, a możesz zrobić ze mną, co

zechcesz — powiedział najbardziej opanowanym tonem, na jakimógłsięzdobyć.—Cokolwiekzechcesz—dodał,wiedząc,żeRaghpragniejegociała.

Widział to w jego oczach i czuł wczoraj, gdy znajdował sięmiędzy nim a wilkiem. Mógł to wykorzystać i był gotów siępoświęcić,jeślidziękitemuYaniznówbędziebezpieczny.

Propozycjazaskoczyławojownika.Zmarszczyłbrwi,gdyichspojrzeniaspotkałysięponadogniem.

Mimo że uzdrowiciel śmiało patrzył w twarz, Asura dostrzegłnapięcie w jego ciele. Sethyjczykowi musiało bardzo zależeć nadzieciaku,skorozaoferowałwłasneciałozajegowolność,pomyślał,uznającjednocześnie,żetymlepiejbędziezatrzymaćchłopca.

— Nie masz nic, czego nie mógłbym wziąć siłą — odparłbeznamiętnie,ucinająctymsamymdyskusję.

Wstałodogniaizacząłsięubierać.Chwilęzajęłomuoplatanie

butów rzemieniami i nakładanie skórzanych ochraniaczy naprzedramiona.Wkońcuzapiąłpaszbroniąnabiodrach.

—Idziemyprzygotowaćsanie.Niewychodźcieznamiotu,pókipo was nie przyjdę — powiedział tonem ostrzeżenia, po czymopuściłwatrurazemzHakanem.

— Jestemdlaciebie tylkokłopotem—mruknąłYanipochwilimilczeniaispuściłgłowę.

—Wiesz,żetonieprawda.—Todlaczegociąglepróbujeszsięmniepozbyć?— Próbuję cię chronić — odparł uzdrowiciel trochę bardziej

stanowczo, niż zamierzał. — Nigdy nie powinieneś się tuznaleźć.Niejesteśprzymniebezpieczny.

Chłopiec zamilkł, po czym zaczął grzebać patykiemwpalenisku.Najegotwarzymalowałsięzawód,aleideterminacja,jakbywłaśniecośpostanowił, jednakSuenniezwróciłnatouwagi.Wmilczeniu legł na posłaniu, plecami do paleniska, i przymknąłoczy. Chciał przemyśleć, co robić dalej, choć obawiał się, żewyczerpałjużwszystkiemożliwości.Nimzauważył,przysnął.Wstałz dziwnym przeczuciem, że coś się stało, więc rozejrzał sięnerwowoponamiocie.

— Yani? — zapytał, jednak nikt nie odpowiedział. — Niewygłupiaj się — dodał i zaczął przeszukiwać skrzynie, ale pochłopcu nie został ślad, jakby zapadł się pod ziemię. Przez myślprzemknęłomu,żemożeposzedłzałatwićpotrzeby.Wtedyodkrył,żeniemarównieżjegorzeczy,którewziąłzesobązeświątyni.

— Yani… nie zrobiłeś mi tego — powiedział, gdy dostrzegłpodkoppodtylnąścianąnamiotu.

*

Gdy Suen odkrył, że Yani uciekł, w pierwszej chwili chciałpowiadomić Raghów, ale z miejsca naszły go wątpliwości. Asuramógł odmówić poszukiwań lub jechać dalej bez chłopca,

ostatecznie nie był mu on do niczego potrzebny. Suen nie mógłpodjąćtakiegoryzyka,takjakniemógłzostawićYaniegonapastwęlosu.Dzieciakniemiałżadnychszansnaprzeżycie,znajdowalisięzbytdalekoodświątyni,żebytrafiłzpowrotemnawłasnąrękę,niewspominając o zagrożeniach, jakie czyhały na niego w puszczy.Uzdrowicielspojrzałnapodkopiwtejsamejchwilipodjąłdecyzję:musiałsamprzyprowadzićchłopcazpowrotemdoobozu.

Szybko oceniłmożliwości.Wymknięcie się głównymwejściemnamiotu nie wchodziło w rachubę. Wilczy Syn zawsze zostawiałstrażnika. Suen podejrzewał, że bardziej dla ochrony niżpilnowania, by nie uciekł, bo i ucieczka to ostatnia rzecz, o jakiejmyślał. Wilki wytropiłyby go bez trudu, a nawet gdyby jakimścudem zmylił trop, to zapewne zginąłby po drodze. Od lat żyłw bezpiecznych murach i nie znał sposobów na przetrwaniew dzikiej głuszy. Poza tym ucieczką skazywał kapłanów na gniewRaghów,którzywodweciemoglispalićświątynię.Niewiedział,doczegobylizdolniiwolałtegoniesprawdzać.

Pozostawałotylkojednowyjście,żebysięwydostaćzwatru.Nietracącczasu,otworzyłskrzynięnależącądoAsuryiszperał

wniej,ażznalazł to,czegoszukał. Jakpodejrzewał,Raghnienosiłprzysobiecałejbroni i częśćnożyukrywałpośródodzienia.Suenwziąłjedenznich,poczymwbiłostrzewskórzanąścianęnamiotuponad podkopem Yaniego i używając wszystkich sił, ciął w dół.Kiedy skończył robić otwór, usłyszał zamieszanie dobiegającezzewnątrz.

Skamieniał, a serce momentalnie podeszło mu do gardła.Przypadł do wejścia i ostrożnie uchylił skórę, a kiedy wzrokprzyzwyczaił się do światła dnia, dostrzegł, że jeden z namiotówpłoniejakpochodnia.PożarskupiłuwagęRaghów,którzystaralisięugasić płomienie i opróżnić wnętrze z cennych przedmiotów.To była szansa, żeby wymknąć się niezauważenie, pomyślał Suengorączkowo.

Nie zastanawiając się dłużej, narzucił na ramiona sięgający

kolan futrzany płaszcz, który znalazł w skrzyni, a głowę nakryłkapturem i schował pod nim włosy. Ostrożnie wyjrzał przezrozcięcienamiotu,żebysprawdzić,czyniemanikogowpobliżu,poczym ukradkiem wydostał się na zewnątrz. Miał szczęście, żenamiotznajdowałsięnaskrajuobozu,dziękiczemuzniknąłmiędzydrzewami,zanimktokolwiekzdążyłgozauważyć.

Dłuższy czas brnął w zmrożonym puchu pośród ogołoconegoposzycia puszczy, podążając za śladami pozostawionymi przezYaniego.Wokółunosiłasięporannamgłautrudniającawidoczność,a nienaturalną ciszę otoczenia zakłócało tylko miarowetrzeszczenieśniegupodbutami. Jakbynazawołanieprzypomniałymusięwszystkieopowieściodemonachzamieszkującychpuszczęipoczułskurczżołądka.

Naglecośzaskrzeczałozłowrogoponadjegogłową.Suen rozejrzał się nerwowo, ale nie przerwał marszu. Nie

wiedział, ile czasu upłynęło, odkąd chłopiec opuścił namiot, jakdalekozaszedłiczynicmusięniestało.Dlategoskupiłcałąuwagęnaposzukiwaniach,starającsięniemyślećotym,żespotkałogocośzłego.

Narazśladsięurwał,zasypanyśniegiem.— Yani, gdzie jesteś?! Odezwij się! — zaczął krzyczeć,

rozglądając się wokół, zmęczony wysiłkiem i zaczerwieniony odmrozu.

Wtedy dojrzał ciemny kształt pośród drzew. Wytężył wzrok,sądząc, że to jakieś zwierzę, ale zaraz rozpoznał chłopca, któryodpoczywał właśnie pod pniem, kilkadziesiąt stóp dalej. Na tenwidokSuenpoczułulgę,wdzięcznywszystkimbóstwomtychziem,żenicmuniejest.

— Yani! — krzyknął, wydychając z ust kłęby ciepłej pary. —Wracaj!Cocięnapadło,żebyuciekaćbezsłowa?!

Chłopiec uniósł głowę, odnalazł go wzrokiem, a twarzwykrzywiłwgrymasieżaluiniechęci.

— Nigdzie nie wracam. Chciałeś, żebym odszedł,

toodchodzę!—odkrzyknął.Suenzacisnąłdłoniepodszatą.—Oczymtymówisz,nasłodką Iditral?Chciałemtylko,żebyś

byłbezpieczny!Ilerazybędętopowtarzał?Chłopiecpoderwałsięnarównenogi.—Nieprawda,niepotrzebujeszmnie!Chceszsięmniepozbyć,

jak wszyscy — krzyczał łamiącym się głosem. — Jestem tylkozawadą!

—Yani…Dopiero teraz Suen pojął, jak chłopiec odbierał starania,

byodesłaćgodokapłanów.Musiałczućsięodrzuconyiniechciany.Czy tomożliwe, że Suen wciąż nieświadomie go odpychał, dawałmu do zrozumienia, że nie chce go tutaj?, pomyślał. Jakim byłgłupcem,żeniedostrzegłtegowcześniej.

Chciał coś powiedzieć, kiedy nagle w pobliżu rozległo sięskrzypnięcieśniegu,którezwróciłojegouwagę.Spojrzałwbokikuwłasnemu przerażeniu dostrzegł potężnego dzikiego kota, którywyłonił się spośróddrzew.Wygłodzone zwierzę stało nieruchomoz pyskiem przy ziemi i mrużyło żółte ślepia, których spojrzenieodebrałouzdrowicielowioddech.

*

Niedawny pożar, którywybuchł w jednym z namiotów, zostałjużopanowanyiAsuramógłwspokojuskończyćprzygotowaniadodalszej jazdy. Po drodze do własnego watruminął Hakana, któryrugał opieszałych wojowników, a jego donośny głos niósł się poobozie.Wilczy Syn uśmiechnął się kątem ust na ten widok. Choćnieraz się ze sobą nie zgadzali, Asuramusiał przyznać, że HakansprawdzałsięjakoprawarękaCzerwonegoWilka.

Minął strażnika, którego zostawił przy namiocie, po czymzajrzałdośrodka.

—Idźciedosań—nakazał,alekuwłasnemuzdumieniuodkrył,

żewewnętrzunikogoniema.—Gdzieonisą?—warknąłdozdezorientowanegowartownika.Ragh zerknął do pustego namiotu z niedowierzaniem

malującym się na pobladłym obliczu. Wtedy właśnie Asuradostrzegłnóżnaziemiprzytylnejścianieirozcięciewskórze.

— Ty głupcze! Stracisz łeb, jeśli go nie znajdę — syknąłi odepchnął strażnika ze złością, po czym przywołał Navah. —PowiadomHakana— rozkazał jeszcze, nim ruszył tropem śladówprowadzącychmiędzydrzewa.

*

Suen stał w bezruchu, wpatrując się w bestię, która wydałaz siebie cichy pomruk. Podświadomie przeczuwał, że zostało muzaledwie kilka chwil życia, nim zwierzę zatopi kły w jego gardle.Wiedział,żeniezdołasięobronić,ucieczkateżniewchodziławgrę,bo bestia dopadłaby go bez trudu. Mógł zacząć krzyczeć, ale niewierzył,żeRaghowieusłyszą,niemówiącotym,żeżadenznichniedotrzenaczas.

Nagle zwierzę zerwało się z miejsca i ruszyło w jego stronę.Kiedymyślał,żeto jużkoniec,zupełnieznikądpojawiłasięNavah.Zagrodziła drapieżnikowi drogę, stając na szeroko rozstawionychłapach,zuniesionymwysokoogonem,azjeżonasierśćsprawiała,żezdawałasięwiększaniżwrzeczywistości.Obnażonekłybłyszczałyostrzegawczo pośród głuchegowarczenia i Suen przez chwilę niewiedział, której bestii powinien sięobawiaćbardziej. Zaraz jednakoprzytomniał, gdy zdał sobie sprawę, że Yani wciąż znajduje sięwniebezpieczeństwie.

Ruszyłwięcwstronęchłopca,którykucałprzyziemi.Nawidokuzdrowiciela momentalnie poderwał się z miejsca i przywarł doniego.WtymsamymmomencienadbiegłAsura,któryzasłonił ichwłasnymciałem.

Suennigdyniesądził,żepoczujeulgęnawidokwojownika.

— Ukryjcie się za drzewem — syknął tamten, ściskającwdłoniachnoże.

Uzdrowiciel chwycił chłopca za ramię i obaj bez dyskusjischowalisięzagrubympniem.

Raghczekałwlekkimrozkroku,uważnieśledzącwalkę,gotóww każdej chwili do odparcia ataku. Kotołaz wyglądał nadoświadczonego starszego samca i Navah w pojedynkę nie miaławiększychszanswtejnierównejpotyczce.Okrążałagoiatakowałanieprzerwanie, co i rusz padając w śnieg, ale za każdym razemzadawała jedynie drobne rany. Asura wiedział, że jeśli sytuacjapotrwadłużej,wilkzmęczysię,awtedygroziłamuśmierć.

Jużrazstraciłwilkainiechciałtegopowtarzać.Ścisnąłtrzonynoży,poczymwybrałmoment,gdyNavahznów

leżaławzaspie.Doskoczyłdodzikiegokotaizadałmudotkliwycioswżebra,adrapieżnikwydałzsiebieprzeciągływarkot.Żółteślepiazabłysływściekle,koncentrując się teraznaAsurze;potężnamasamięśni i futrawystrzeliław jegostronęniczymzprocy.Wojownikzaklął,gdycielskopowaliłogowśnieg,aostrepazuryzagłębiłysięwskóręramion.Przedoczamizamajaczyłmurządkłówgotowychzatopićsięwgardle,alewostatniejchwiliosłoniłsięnożami.

Wtedy Navah odwróciła uwagę kotołaza, szarpiąc go za tylnąłapę. Bestia przechyliła łebw stronęwilka i to był jej błąd. Asurawykorzystałszansęiwbiłostrzewodsłoniętągardziel,poczymciąłw poprzek, rozrywając tchawicę i ścięgna. W jednej chwili twarzi rękę zalała mu gorąca posoka, a zwierzę wydało z siebieprzeraźliwycharkot,poczympadłonabokbezżycia.

Ragh przetarł twarz wierzchem dłoni, ścierając krew. Zarazzobaczyłnad sobą znajomypysk i poczuł szorstki, ciepły języknaskórze.WsunąłdłońwpotarganefutroNavah.

—Dobrywilk—wymruczał.—Jesteścały?—zapytałHakan,któryprzybyłzodsiecząwraz

zkilkomamężczyznamiiterazwyciągałdoniegorękę.WilczySynprzyjąłpomociwstał,poczymskinąłgłowąnaznak,

że wszystko w porządku. Czuł jedynie ból w mięśniachprzygniecionych ciężarem kotołaza i piekące rany na ramionach,ale tym zamierzał zająć się później. Pochylił się nad martwymciałemzwierzęcia iwyjąłzakrwawionynóż,poczymwytarłostrzewśnieg.

Terazmusiałrozliczyćsięzuciekinierami.

*

Suen wyszedł zza drzewa, gdy tylko usłyszał nadchodzącychRaghów,trzymającchłopcazaplecami.Niewiedział,coichczekazanieposłuszeństwoipróbęucieczki,alebyłpewien,żezatozapłacą.

—Kazałemwamzostaćwnamiocie—warknąłAsura,mierzącSuena ze złością płonącą w zmrużonych oczach. Błyskawicznieskrócił dzielącą ich odległość i chwycił go za tunikę, tuż podszyją.—Zamierzaliścieuciec?!Mów,Sethyjczyku!

— Mylisz się, Raghu. Nie zamierzałem uciec — odparł Suen,wnapięciupatrzącmuwzwężoneźrenice.

— W takim razie co tu robisz? Lepiej, żebyś miał dobrewytłumaczenie.

— To ja uciekłem, a on poszedł mnie szukać — powiedziałniespodziewanie Yani, z mieszaniną gniewu i lęku nazaczerwienionej od mrozu twarzy. — Jeśli kogoś masz ukarać,toukarzmnie.

—Yani…Nimuzdrowicielzdążyłzareagować,Asurabrutalnieodepchnął

go w bok. Chwycił chłopca za tunikę na piersi i podniósł, tak żetamten machał nogami w powietrzu, próbując bezskutecznieoswobodzićsięzchwytu.

— Mówiłem, że ten mieszaniec sprawi nam tylko kłopoty —mruknął Hakan po raghijsku i splunął na śnieg. — Trzeba się gopozbyć.

Asura zmrużył oczy, a żyłyna skroniach zapulsowałymupod

skórą.Naglepoczułprawdziwąwściekłośćnamyśl,comogłobysięstać, gdyby nie przybył na czas. Cała wyprawa okazałaby siędaremna, a Kahen straciłby jedyną szansę na wyzdrowienie.Wszystkoprzeztegoszczeniaka.

— Pora, żeby ktoś nauczył cię posłuszeństwa — powiedziałzimnoiwyciągnąłnóż.

NawidokostrzaztwarzySuenaodpłynęłacałakrew.— Powstrzymaj się!— krzyknął i w jednej chwili przypadł do

Ragha, stając między nim a chłopcem. — Nie pozwolę goskrzywdzić.Możeszzrobićzemną,cozechcesz,alejegonieważsiętknąć!

Sposób, w jaki to powiedział, sprawił, że Asura mimowolnieuniósł brwi. Spojrzał w pełne determinacji błękitne oczy, którerzucałymuotwartewyzwanie.

— Wciąż nie nauczyłeś się, gdzie twoje miejsce, co,Sethyjczyku?—zadrwił.

Narazrozluźniłchwytnatunicechłopcaipozwoliłmuupaśćnaziemię, po czymzacisnął palcewokół gardłauzdrowiciela. Pchnąłgo na pień drzewa, do którego ten przywarł plecami z głuchymjęknięciem.

— Ostrzegałem cię — powiedział. — Dlatego zapłacisz zanieposłuszeństwo.

Suen drgnął i rozchylił wargi, ale zaraz je zacisnął, a nazaczerwienionej od mrozu twarzy widniała niema zgoda. Niezamierzał się bronić, wiedział, że to bezcelowe. W tej chwili niemiałoznaczenia,cosięznimstanie,ważne,żeYanibyłbezpieczny,tylko to się liczyło. Przymrużył lekko powieki i patrzył Asurzew twarz, czekając na to, co miało nastąpić, gotów ponieśćkonsekwencje.

Ragh zastygł w miejscu, nie odrywając od niego wzroku.Spodziewał się oporu, sądził, że Sethyjczyk będzie się szarpałi próbował go powstrzymać; zamiast tego uzdrowiciel zdał sięzupełnie na jego łaskę. To sprawiło, że rozluźnił dłoń zaciśniętą

wokółsmukłejszyiidotknąłjasnychpasm,którespływałykaskadąna futrzany płaszcz, niemal stapiając się barwą ze śniegiem. Czułpod palcami miękkość nieskażoną jeszcze brudem podróży,wduchużałującjużtego,cobędziemusiałzrobić.

—Musisz zapamiętać swój błąd—powiedział, a potem zebrałwłosy w garść i bez wahania jednym cięciem ostrza skrócił jeopołowę.

Kilka kosmyków opadło na szatę. Resztę cisnął pod nogiwojowników, którzy rzucili się na lśniące pasma, licząc, żefaldońscyhandlarzesłonozapłacązatakązdobycz.

Suen uniósł brwi, gdy pojął, że został upokorzony wedługraghijskichzwyczajów.

—Następnymrazemmożespotkaćcięcośgorszego—ostrzegłAsura,poczymodwróciłsięwstronęswoichludzi.—Wracamy!—rozkazał.—Straciliśmyzbytwieleczasu.

Uzdrowiciel odsunął sięoddrzewa, aYani zmiejscaprzypadłdoniego,bygoprzytrzymać,gdyzachwiałsięnamiękkichnogach.

—Wporządku—mruknąłSuen,dającdozrozumienia,żesobieporadzi.

Jednak ledwie zrobił kilka kroków, padł na kolana w zimnypuch;jegonogitrzęsłysiętakbardzo,żeniepotrafiustać.Otworzyłszerzejoczy imomentalniepoczuł, jaknapływadonichzdradliwegorąco. Mocno zacisnął powieki, próbując zapanować nademocjami.Niemógłsobiepozwolićnałzysłabości.Nieteraz.NienaoczachRaghów.Nie,gdypatrzyłYani.

Zacisnąłpalcenaśniegu.— Idźcie — powiedział Asura, który nagle poczuł dla niego

litość. — Zabierz szczeniaka — dodał, po czym pchnął chłopcawstronęHakana.

Ten kiwnął głową i razem z pozostałymimężczyznami ruszyłbezsłowawkierunkuobozowiska,ciągnączasobątruchłokotołaza.

AsuraprzeniósłwzroknaSethyjczyka.Przezchwilępatrzył,jaktenklęczywśniegu,drżączzimnapodokryciemzfutra,adrobne

płatki osiadają na skróconych, jasnych włosach. Ze zziębniętychwargwydobywałasięparaurywanegooddechu.

Przykucnąłprzynim,marszczącbrwi.—Coztobą?Niemożesziść?Mamcięnieść?Suen napiął się i niespodziewanie uderzył Asurę w twarz,

acichypoklaskponiósłsięechemwmroźnympowietrzupuszczy.—Nigdywięcejniepodnośrękinachłopca,Raghu—wycedził

przezzaciśniętezęby.Wojownikotworzyłszerzejoczy,zaskoczonyizbityztroputym

ciosem.NiespodziewałsięczegośpodobnegozestronySethyjczyka.Splunął na śnieg, po czym wbił wzrok w uzdrowiciela. Ichspojrzenia przez moment mierzyły się w napięciu, w oparachoddechów,gdynagleWilczySynsięroześmiał.Takpoprostu,jakbyusłyszałdobrydowcip.

TanieoczekiwanareakcjawprawiłaSuenawosłupienie.— Nie przestajesz mnie zadziwiać, Sethyjczyku — powiedział

wreszcie Asura, wciąż rozbawiony. Naraz pochylił się i zatrzymałtwarzprzy jegouchu.—Alenieradzę tegopowtarzać.Nigdyprzymoich ludziach — ostrzegł, zniżając głos do groźnego pomruku,aSuenpoczuł,jakwzdłużkręgosłupaprzebiegamudreszcz.

Po tych słowach wojownik rozprostował nogi i chwycił go zaramię,czympomógłmuwstać.

—Wracamy—mruknął,poczympchnąłgolekkoprzedsiebie.Gdydotarlidoobozu,Suenbyłjużtakwyczerpany,żenawetnie

zwracałuwaginaponurespojrzeniamężczyzn.Całyprzemarznięty,usadowiłsięnapniudrzewawpobliżuogniaidopierogdypodanogrzany miód pitny, poczuł, że wraca do żywych. Chłopiec usiadłobok i oparł się o niego ramieniem, z powiekami opadającymiciężko ze zmęczenia. Znów byli bezpieczni, przynajmniej na jakiśczas.

—Nigdywięcejtegonierób,Yani—powiedziałuzdrowiciel.—Nigdybymsobieniewybaczył,gdybycościsięstało.

Yaniwbiłwzrokw ziemię, a cała buta zniknęła z jego twarzy,

zastąpionaprzezrumieniecwstydu.—Tobyłogłupie—przyznał.—Bardzogłupie.—Przepraszam.—Nieprzepraszaj,tylkoobiecaj,żenigdywięcejnieuciekniesz.— Słowo— odparł Yani bez zastanowienia. — Ale nie każ mi

wracać.Chcęzostaćztobą.Suenwestchnąłiwsunąłdłońwzmierzwione,brązowewłosy.—Jeślitegowłaśniechcesz,tozostanieszzemną—zdecydował,

czując,żeitakniemaszanszapewnićmupowrotu.Niedługopotemznaleźlisięwsaniach,gotowiruszyćwdalszą

drogę. Asura, który wcześniej zmył krew i pozbył się zniszczonejtuniki, przysiadł na tylnej ławie okryty szarym futrem, po czymprzymknąłoczy,pozwalając,byzimnywiatrsmagałmutwarz.

— Prawie straciliśmy Sethyjczyka — powiedział chmurnieHakan,nacoWilczySynzmarszczyłbrwi.Podskórniewyczuwał,doczegotenzmierza.

— Mam go teraz związać i zakneblować? — zapytał z nutądrwiny,odgadującintencjestarszegoRagha.Coprawdaprzezgłowęprzebiegła mu podobna myśl, ale wiedział, że w ten sposóbuzdrowiciel stanie się całkowicie bezbronny, a to nie pomożemuprzetrwaćwdrodzenapółnoc.

— Twój sposób nie przyniósł niczego dobrego — odparłmężczyzna,jasnodającdozrozumienia,żemainnezdanienatemattraktowaniawięźniów.

UwagawojownikarozgniewałaAsurę.Pókidowodzi,sambędziedecydował, jak traktować Sethyjczyka, pomyślał ze złością. Niezamierzałjednakwdawaćsięwsłowneutarczki,niemiałnatoanisił,aniochoty.

—PosłałeświlkadoKahena?—zapytał,zmieniająctemat.StarszyRaghpotwierdziłskinieniemgłowy.— Pewnie nie może się doczekać twojego powrotu —

powiedział,jakbypuszczającwniepamięćniedawnespięcie.

— Mojego? — zakpił Asura i posłał mu krótkie spojrzeniezukosa.—Nieudawaj,żejesteśślepcem.

Te słowa wywołały cień zmieszania na twarzy Hakana, alenicnieodpowiedział,choćobajdobrzewiedzieli,oczymmowa.

— Zamiast gadać o głupstwach, pomówmy lepiej, co zwabiłoKuruk w nasze rejony. Ludzie zaczynają gadać, że jej atak to złyomen — odparł Hakan, bardziej dla odwrócenia uwagi od swojejosobyniżzrzeczywistejpotrzeby.

Asuramomentalniespochmurniał.Nielubiłwracaćdotamtychwydarzeń. Wiele razy zastanawiał się nad tym, co ich spotkało.Jedno wiedział na pewno — niedźwiedzica nigdy wcześniej niepodeszła takblisko.Znał jej zwyczaje.Zwykleomijaławojownikówszerokim łukiem, kryła się w niedostępnych grotach i polowałazdalaodludzkichsiedzib.

Pośród wszystkich plemion czczono ją jako święte zwierzę,uosobienie Matki Ziemi, dlatego po ataku Asura nie ważył się jejzabić, zresztąnieupatrywałwinywzwierzęciu.Od jakiegośczasuzacząłpodejrzewać,żeatakniedźwiedzicyzostałsprowokowany,bokiedy stanęła na ich drodze, była rozjuszona i zdezorientowana,a futro miała pobrudzone krwią. To oznaczało, że ktoś musiał jąwcześniej ranić, a potem szczuć tak długo, aż dotarła w pobliżeWilczejTwierdzy.

— To nie przypadek — mruknął, ujawniając własneprzypuszczenia.—Coś lubktośmusiał jązapędzićwnaszerejonycelowo.

Hakanprzymrużyłpowieki.—AskoroniedźwiedzicatrafiłaakuratnaciebieiKahena…—Ktośchcesięnaspozbyć.—Asurazacisnąłdłońnatrzonku

nożatakmocno,żeażpobielałymukłykcie.Tak jak przeczuwał, komuś zależało na ich śmierci,

aupozorowanyatakzwierzęciamiał tylkoodsunąćpodejrzeniaodprawdziwychsprawców.Tylkokimonibyliidlaczegochcielizabićsynówwodza?A co najważniejsze: skądmogliwiedzieć, że będzie

polowałzKahenemwtamtymmiejscu?,pomyślał.Chybaże…Naraz Asura dotknął ramienia, z trudem powstrzymując

grymasbólu,apotempociemniałomuwoczach.

„Sethyjczycytorasapochodzącazodległychlądów,

„Sethyjczycytorasapochodzącazodległychlądów,októrychniewspominajążadneksięgiczypodania.Istotyteniesąpodobnedożadnychinnychnacji,awiedzaoichkorzeniachjestubogaiściślestrzeżonaprzeznichsamych.

Posiadająoniniezwykłydaruzdrawiania,aniktpozaniminieznaprawdziwejnaturytejmocy.Wiadomejestnatomiast,żeistotytesądługowieczneiurodziwe.Ichznakrozpoznawczystanowiąśnieżnobiałewłosyitatuażenatwarzach,przypominającepółokrągzwychodzącymizniegopromieniami.CzcząponadtoboginięzwanąIditral—prastarąSłużebnicęŚwiatłazodległychwierzeń.

[...]Sethyjczycy,mimoniewielkiejliczebności,stworzyli

dobrzeprosperującemiasto-państwo:Aleasar,którestałosięczęściąsojuszuPięciuKrólestw.Wznieślitamświątynie,wktórychuleczalichorychorazoratoria,gdzierokroczniegromadziłysiętłumy,bymócposłuchaćniezwykłejmuzyki.WieluzaśSethyjczykówzajęłowysokiepozycjemedykównadworachinnychkrólestw”.

„KronikiWietrznychKrain”,księgaI

6MOC

Hakanwpadłpodzadaszenie,niosącAsuręnarękach, iułożyłgonafutrachpodścianą,gdziezwykledrzemaliwtrakciepodróży.

— Obudź się, Sethyjczyku — powiedział, zdzierając okryciezuzdrowiciela.—Pokaż,żejesteścośwart.Uleczgo!

Suen rozchylił powieki, brutalnie wyrwany z drzemkiwtargnięciemRaghów.Yani,któryspałobok,równieżpoderwałsięzmiejsca,rozkojarzonyirozczochrany.

— Pospiesz się — warknął wojownik, coraz bardziejniespokojny.

Uzdrowiciel,ponaglonyniecierpliwymtonem,wstałzlegowiskai przyklęknął przy Wilczym Synu, drżąc z chłodu. Dotknął czołaoblanegozimnympotem,poczymprzyłożyłpalcedoszyi.Ledwiewyczułtętno.

— Siedział koło mnie, a potem nagle osunął się z ławy —powiedziałHakan,uprzedzającjegopytania.

Suen zmarszczył brwi, gdy przypomniał sobie o tuniceposzarpanej i zakrwawionej na ramionach. Szybko powiązałtozmartwymkotołazem.

— Pomóż mi i zdejmij to z niego — powiedział, rozplątującrzemieniepodszyjąwojownika.

Mężczyzna rozpiął Asurze pas z bronią i przeciągnął tunikęrazem z koszulą przez głowę. Zaraz zaklął siarczyście na widokopatrunków, które zdążyły przesiąknąć krwią. Asura powiedziałmu, że to tylko draśnięcia, ale rany zadane przez ostre pazurynajwidoczniej okazały się poważniejsze, niż sądził. Jeśli wdało sięzakażenie, może skończyć martwy, pomyślał Hakan. W życiuwidział,jakmniejszezadrapaniapowalałynajsilniejszychmężczyzn.

—Pazurymusiałybyćzatrute—stwierdziłSuen,gdydostrzegłpodskórnelinieozielonkawejbarwie,którewiłysięwokółran.

— Lepiej go wylecz, Sethyjczyku. Zależy od tego twoje życieiżycieszczeniaka.

Uzdrowicielzmarszczyłczoło.— Wiem o tym. Nie potrzebuję twoich gróźb, Raghu. A teraz

zdejmijmuopatrunki,jeślichceszsięprzydać.Hakanmruknąłcośpodnosem,aleporozcinałmateriałnożem

i odsłonił poszarpaną skórę, która broczyła krwią oraz dziwnączarnąmazią.Suennawetniewzdrygnąłsięnatenwidok,bowielerazyzdarzyłomusięuleczaćdużogorszerany.Podciągnąłrękawy,poczymdotknąłklatkipiersiowejAsury.Musiał się spieszyć. Jeślitruciznazatrzymaserce,będziezapóźno,pomyślał.

— Nie próbuj mi przerywać, cokolwiek ujrzysz — powiedziałjeszczedoHakana,apotemprzymknąłpowieki,przywołującmoc.

Po chwili pod smukłymi palcami pojawiła się zimna,niebieskawapoświata, rozświetlająca zadaszenie bladym światłem.Mimo że Hakan widział wcześniej, jak Sethyjcztyk leczy kapłana,tym razem odsunął się i dla bezpieczeństwa zacisnął dłoń na

klindze miecza. Nie wiedział, z czym ma do czynienia,atooznaczało,żewolałzachowaćczujność.

Suen tymczasem skoncentrował się na oczyszczaniu krwiz trucizny, która z każdą chwilą wysysała życie z Asury.Wniknąłbłękitnymświatłempodtkanki,apotemdożył,gdziepodwpływemmocyjadzacząłparowaćzciałaniczymlódwrzuconydowrzątku.Podzadaszeniemzrobiłosięnagledusznoodpary,atenwidokniespodobał się Hakanowi. Miał ochotę przerwać niepokojący rytuał,alenieodważyłsięprzeszkodzić.

WpewnymmomencieSuenpoczuł,żecałyśmiercionośnypłynulotniłsięjużzwojownika,anaskórzeniepozostałżadenśladporanach. Oddech również wrócił do normy. Ciało wciąż jednakpozostawało osłabione i Ragh potrzebował snu, by w pełni sięzregenerować.

— Nic mu nie będzie — powiedział do Hakana. —Musi tylkoodpocząć.

Mężczyzna otaksował Sethyjczyka badawczym spojrzeniem,apotemupewnił się jeszcze, że zAsurąwszystkowporządku,poczym wyszedł na zewnątrz. Kiedy tylko zniknął za zasłoną, doumysłuSuenawkradłasięmyśl, żebywykorzystaćstanwojownikaiprzeniknąćmocądo jegowspomnień.Byćmożedowiedziałbysięczegośprzydatnego,czegoś,copomogłobymuprzetrwać,pomyślał.

Nie zastanawiając się dłużej, pokierował błękitne światło doumysłuwojownikailedwiesięznimzetknął,porwałagowizja.

Brnął w śniegu po kolana, podczas gdy wokół szalała zamiećśnieżna, która zdawała się wzmagać z każdą chwilą. Oddychałciężko, nie wiedząc, dokąd zmierza, kiedy w oddali dostrzegł skały,apośródnichnikłypoblaskświatła.

Ruszyłwtamtymkierunku.Pochwilidotarłwpobliżegroty,całyoblepionybiałąskorupą.Gdywszedłmiędzyskalneściany,zauważyłnaśnieguśladypłoziwilczychłap,apomiędzynimiplamykrwi.

Wzdrygnąłsięnatenwidok.

Namomentzawahałsię,czyniezawrócić,alenarazzgłębijaskiniusłyszałgłosy.Poszedłwięczaichdźwiękiem,gotówzmierzyćsięztym,cozastanie.

Pod kamiennym sklepieniem przy palenisku siedział zgarbionychłopak,którywpatrywałsięwchybotliwepłomieniezaczerwienionymioczami. Po przeciwnej stronie stał młody mężczyzna, którego Suenzmiejscarozpoznał.

TobyłAsura.Jednaknie ten, którego znał.TutajRaghmiałmoże z piętnaście

lat, łagodniejsze rysy twarzy i krótsze włosy, chociaż postura jużzdradzałaobecnywygląd.Naziemiobokogniskauzdrowicieldostrzegłjakieś ciało owinięte w skórzaną płachtę, która zdążyła przesiąknąćkrwią.

Zamarł.— Chcesz się wycofać? — zapytał Asura, patrząc na chłopaka

zgóry,adziękimocySuenrozumiał,oczymmówi.Kahenspuściłgłowę.—Niewiem…boję się—odparł,niepatrzącnadrugiegoRagha.

Nagleuzdrowicielpojął,żetobratAsury.—Ajeśliktośsiędowie,żetotyzabiłeśdzikiegokota,anieja?Zostanęwygnanyalbozabity.

Podłużnabruzdaprzecięłaczołowojownika.—NieprzeżyjeszRytuałuPrzemiany—powiedział.—Samledwie

uszedłem z życiem, ale wybór należy do ciebie. Możesz iść i umrzeć.Albożyć.

—Wstrachu,jaktchórz—żachnąłsięKahen,apotemspojrzałnabrata.—Czemutorobisz?Chceszmipomócczytylkoprzeciwstawiaszsięojcu?

WilczySynzacisnąłpięści,apotemjerozluźniłiznówzacisnął.—Zobupowodów—odparłizarazdodał:—Naszezwyczajenie

zawszesąsłuszne.Zbytwieluzginęłoprzeztenprzeklętyrytuał.Kiedyzostanęwodzem,skończęztym.

—Aco, jeśliktoś siędowie, żemipomogłeś?Zazłamanieprawanigdyniezostanieszwodzem.Starszyznanatoniepozwoli.

Asuramilczałchwilę,mrużącoczy.— Jeśli będę musiał, zabiję każdego, kto się dowie — odparł

zdeterminacją,apotemspojrzałwbok,wmiejsce,gdziestałSuen.

Nagle uzdrowiciel poczuł, jak dłoń Asury zaciska się na jegoprzedramieniu,comomentalnieprzerwałopołączeniemiędzynimii rozwiało wizję. Skrzywił się pod wpływem bólu, bo choć Raghzrobiłtonieświadomie,chwytbyłbardzosilny.WidaćumysłAsurywracałjużdosiebieizaczynałsiębronićprzedintruzem,pomyślałSuen. Otworzył oczy, po czym odsunął rękę wojownika, któryponownie zapadł w letarg. A potem przyjrzał mu się uważnie.Wiedział, żemężczyznanigdy się nie dowie o tym, że poznał jegosekret. Jednocześnie Suen pojął, że obaj są do siebie bardziejpodobni,niżbytegochciał.

*

Asura ocknął się niedługo potem. Leżąc na plecach, okrytyfutrami, utkwił wzrok w sklepieniu zadaszenia i przez chwilępróbował sobie przypomnieć, co tu robi i co się właściwie stało.Pamiętał tylko, że siedział na ławie obok Hakana, a potem straciłprzytomność. Zmarszczył czoło, po czym przechylił głowęi dostrzegł, że obok, wsparty o skrzynię, pół siedział, pół leżałpogrążonyweśnieSethyjczyk.

Ściągnąłfutro,poczymusiadłizmiejscategopożałował.Oparłplecyodrewnianąścianę iprzymknąłpowieki,byzapanowaćnadnieznośnym wirowaniem w głowie. Zaraz dotknął ramienia, naktórewcześniejzałożyłopatrunekizezdumieniemodkrył,żeskórajestgładka,jakbynigdyniepocięłyjejpazury.

Zmrużyłoczy.W półmroku zadaszenia przyjrzał się jasnej, pociągłej twarzy,

jak to robił wiele razy przedtem, gdy uzdrowiciel nie był tegoświadom albo udawał, że nie widzi. Asura mógłby go obudzić

i żądaćwyjaśnień, ale zamiast tegowpatrywał sięw łagodną linięszczęki i ładniewykrojone usta. Kiedy Sethyjczyk spał, zdawał sięzupełnieodsłoniętyibezbronny,aleRaghwiedział,żegdyichoczyznówsięspotkają,międzynimiponowniewyrośniemur.

Niebawem uzdrowiciel sam się przebudził. Uniósł powiekiiw tej samej chwili drgnął niespokojnie, jakby ktoś nakrył go bezodzienia. Zaraz zmarszczył czoło i odwrócił wzrok, nie mogącznieśćtychskupionychnanimwilczychoczu.

— Widzę, że odzyskałeś przytomność, Raghu — mruknął,starając się nie okazać po sobie podenerwowania. Powinien jużprzywyknąć do tego, że wojownik wciąż mu się przygląda, jakbyznajdywałwtymjakąśrozrywkę,pomyślał.

—Niewiemtylko,dlaczegojąstraciłem.—Pazurydzikiegokotabyłyzatrute—wyjaśniłSuenkrótko.— Trucizna? — Asura uniósł brwi i posłał mu przenikliwe

spojrzenie.—Chceszpowiedzieć,żewyciągnąłeśzemnietruciznę?— Zrobiłem tylko to, co musiałem — odparł uzdrowiciel, nie

patrząc na Ragha. Nie miał sił wyjaśniać, na czym polegałoleczenie,nie liczył teżnażadnąwdzięczność.—Twojeciałomożebyć osłabione. Trochę potrwa, zanim odzyskasz siły — dodał, niewiedząc,poco.

CzołoAsuryprzecięłapodłużnabruzda.Jaktomożliwe,żeniezauważył trucizny?, pomyślał ze złością, czując wściekłość nasamego siebie. Z trudem przychodziło mu pogodzić się zeświadomością,żemożezginąłby,gdybyniepomocuzdrowiciela.

—Niktniemożesiędowiedziećotym,cozaszło—powiedziałtwardo.—Rozumiesz,Sethyjczyku?

—Niemampotrzebyo tymrozgłaszać—odparłSuenz lekkądrwinąpodszytągoryczą.

Wstał, by wrócić na własne legowisko, gdy Asura naglepochwyciłgozarękęiprzytrzymałwmiejscu.

— Od teraz będziesz uzdrawiał, kiedy na to przyzwolę —powiedział,zaciskającpalcenanadgarstku, jakbychciałwzmocnić

przekaz.TengestrozdrażniłSuena.— Rozumiem, że następnym razem, gdy będziesz umierający,

mamczekaćnatwojepozwolenie?Asuraparsknął,mrużącoczy.—Niewiedziałem,żewy,Sethyjczycy,maciepoczuciehumoru.—Niemamy—odparłSuenchłodnoiwyrwałrękę.Wilczy Syn zacisnął zęby, ale nic nie powiedział.Wciągnął na

siebie tunikę, po czym oparł ręce o zgiętew kolanach nogi iwbiłspojrzenie w uzdrowiciela, który usiadł po drugiej stroniezadaszenia. Na moment zapadło między nimi milczenie, któreprzerwałopojawieniesięHakana.

—Dobrzewidziećciępośródżywych—zwróciłsiędoAsurywewłasnymjęzyku.

—PodziękujSethyjczykowi.Ponoćdziękiniemunieznalazłemsiępośródmartwych—zakpiłwojownikponuro.

Hakan spochmurniał nagle, a jego czoło przecięły pionowezmarszczki.

— Moc, którą posiada — zaczął z wahaniem, po czym rzuciłuzdrowicielowi krótkie spojrzenie—widziałem, co potrafił zrobićztrucizną,którajestwciele.Nielekceważyłbymjej.

TwarzAsurystężała.—Cochceszpowiedzieć?—Może tamocniesłuży tylkodouzdrawiania—zasugerował

Hakan.—Myślisz,żepotrafizabijać?—Niewiem,ale tonie jest coś, copochodzi znaszegoświata.

Miałbymsięnabaczności.Wilczy Syn na powrót utkwił wzrok w uzdrowicielu, który

odpowiedział na spojrzenie. Przez moment patrzyli na siebiewmilczącymnapięciu.

Co ukrywasz, Sethyjczyku?, pomyślał Asura. Jak bardzo jesteśniebezpieczny?Zacośmusielicięwygnać.

*

Tego wieczora obóz rozbito znacznie wcześniej niż zwyklei zorganizowano ucztę, na której główną atrakcją była pieczeńz kotołaza. Najpierw zdarto skórę. Piękne, grube futro o rdzawej,nakrapianej sierści przypadło Asurze. Potem wypatroszonozwierzynę, a wnętrzności, prócz serca, rzucono wilkom napożarcie. Serce zawsze zostawiano wojownikowi, który zabiłzwierzę,arytuałnakazywał,byzjadł jesurowe.Wierzonobowiem,żewtensposóbzyskiwałsiłę.

Kiedymięsowisiało już nadpaleniskiem,Raghowie, zmęczenikolejnym dniem podróży, zasiedli wokół ognia. Zwykle przy tejokazjioddawalisięluźnymrozmowomirozrywkom,jakgrawkościczyprzygrywanienabębnach.Niektórzywykłócalisięocośmiędzysobą, inni dopatrywali wilków, które pozostawały w zaprzęgach,pókiuzdrowicielnieznalazłsięwnamiocie,ajeszczeinnioddalalisięnaspoczynek.

Suen w tym czasie siedział wraz z Yanim przy osobnympalenisku, rozgrzewając zmarznięte ciało. Z ulgą zauważył, żewojownicytraktowaliichzrezerwą,trzymającsięzdalaiunikającwszelkiego kontaktu. Podejrzewał, że obawiali się skończyć jakTurak,któryrzucałmuzłowrogiespojrzenia,aleniezbliżał sięnakrok.

Narazusłyszałzamieszaniedobiegającezzapleców.Obejrzałsięprzezramię izobaczył, jakAsura,nagidopasa, je

ociekający krwią kawałekmięsa, zagrzewany przez gromadzącychsię wokół wojowników. Poczuł nadchodzące mdłości, ale niepotrafił oderwać oczu od tego budzącego trwogę widowiska.Z odrazą obserwował więc, jak Ragh odgryza pojedyncze kęsy,a czerwona posoka zalewa mu wargi i brodę. W końcu odwróciłwzrok,uznającwduchu,żenigdyniepojmieraghijskichzwyczajów.

—Trzymaj.—PrzyogniupojawiłsięHakanipodałmumiód.

Suen pochwycił uważne spojrzenie, jakim został otaksowany.Zauważył, że po zdarzeniu z leczeniemwojownik patrzy na niegoinaczej, jakbyzwiększąrezerwąiczujnościąniżwcześniej.Niebyłtylko pewien, czy przezHakana przemawia nieufność, czy coś nakształtrespektu.

Zaraz wlał w siebie całą zawartość kufla, ku zaskoczeniuwojownika. Słodko-cierpki płyn podrażnił gardło i rozpalił ciało,niosąc ze sobą przyjemne mrowienie, więc bez zastanowieniapoprosił o dolewkę. Z każdym następnym łykiem grzany miódrozluźniał napięte mięśnie i wprawiał umysł w stan błogiejnieświadomości, a Suen właśnie tego potrzebował. Potrzebowałprzez chwilę niemyśleć o niczym, niczego nie czuć, niemartwićsię,czyprzeżyjekolejnydzień.PotrzecimkuflunawetzmartwionespojrzenieYaniegoprzestałogoobchodzić.Chciałtylkosięupić.

—Namiotjestgotowy,Sethyjczyku.Możesziśćnaspoczynek—rzuciłAsura,gdypojawiłsięprzypaleniskupotym,jakzmyłkrewztwarzyirąk.

— Suen — odparł niespodziewanie uzdrowiciel, mierząc gospojrzeniem spod na wpółprzymkniętych powiek. — To mojeimię.NieSethyjczyk.

Asuranapełniłkufelispojrzałmuwoczy.— Znam twoje imię — odparł, wprawiając uzdrowiciela

wkonsternację.—Szczeniakzbytczęstopowtarzałjednosłowo.Yani zgarbił się, gdy Ragh zerknął na niego z ukosa. Nie

podobałamusiętasytuacja.—W takim razie zacznij go używać— bąknął Suen, po czym

wstał i minąwszy pień, na którym siedział, ruszył chwiejnymkrokiemwstronęnamiotu.

Chłopieczerwałsięzanim,chcącmupomócustaćnanogach,jednakzostałodepchnięty.Suenruszyłdalej,alenieuszedłdalekoi w końcu wylądował w śniegu. To wzbudziło ogólną wesołośćpośródobserwującychwidowiskoRaghów.

—Chybamaszjużdość…Suen—stwierdziłAsura,którykucnął

przy nim z rękoma wspartymi o kolana. Lekkim pchnięciemodwrócił uzdrowiciela na plecy okryte płaszczem z futra.Zzaczerwienionychwargwydobyłsiękłąbciepłejpary.

—Zostawmnie.— Żebyś tu zamarzł? Nie licz na to. —Wojownik pochylił się

iwziął Suenana ręce, jakby nic nieważył, a uzdrowiciel pozwoliłsilnymramionomnieśćsiębezwolniedonamiotu.

—Wracajdoognia—warknąłAsuradochłopca,którychciałiśćzanim.

Yaniprzystanąłwmiejscu,patrzączaRaghiemzwahaniem.Bałsięouzdrowiciela, ale czuł, żeniepotrafimupomóc, że jest zbytsłaby,żebyprzeciwstawićsięmężczyźnie.

Gdywkońcuznaleźlisięwciepłymwnętrzu,uzdrowicielzostałpołożony na futrach. W głowie szumiało mu obezwładniającoiztrudemzbierałmyśli,dlategodopieropochwilizorientowałsię,żektośgorozbiera.WyciągnąłręcewstronęAsuryispróbowałgoodepchnąć, ale ten pochwycił oba nadgarstki i przytrzymałwmiejscu.

—Uspokój się— powiedział,marszcząc brwi.— Trzeba zdjąćmokre odzienie i rozwiesić je nad ogniem. Tak się składa, żesamniejesteśwstanie.

Uzdrowiciel z miejsca przestał się szarpać. Zmęczonyizamroczonytrunkiemniemiałsił,bystawiaćopór,niemiałnawetsił,bysamsięsobązająć.Nawpółświadomytego,cosiędzieje,bezsłowapozwoliłzdejmowaćkolejnewarstwyodzienia.

Asura pozbył się futra i płaszcza, po czym rozwiązał mu paswokółbioder.Niemiał jednakcierpliwości rozwiązywaćsznurkówprzy tunice, więc rozciął je nożem. W końcu Sethyjczyk zostałw samej bieliźnie, która lepiła się do ciała, uwidaczniając zaryssutkówiwypukłościkrocza.

Ragh przez chwilę wodził wzrokiem po wąskich biodrachi smukłych udach, na których tańczył blask ognia. Naraz dotknąłwilgotnychwłosów,któreskrócił.Podobałymusiętebiałe,miękkie

pasma.Potem,niemogącsiępowstrzymać,potarłskóręszyi,któralepiła się od wilgoci i pachniała intensywnie, zachęcając, by jejposmakował.Mógłbybezprzeszkódposiąśćtociało,niktbymunieprzeszkodził.Miałuzdrowicielanawyciągnięcieręki imógłzrobićznim,cotylkozechciał.

Zmrużyłoczy,gdycośprzykułojegouwagę.Przesunął dłonią po brzuchu aż do pachwiny, gdzie widniał

niewielki tatuaż w kształcie kwiatu. Naraz poczuł pod palcamidrżenienapiętychmięśni,kiedydotykałwrażliwegomiejsca.Niebyłtylkopewien, czyprzezciałoprzemawiawyłącznie strach, czy teżprzyjemność.

Suen nagle rozchylił powieki, jakby wyrwany z jakiegośgłębokiego transu. Ich oczy spotkały się, gdy Asura klęczałpomiędzy jego udami.Wtedyprzyszło otrzeźwienie. Zacisnął zębyiwymierzyłRaghowicioswtwarzotwartądłonią,acicheklaśnięciezginęłowodgłosachpaleniska.

Asurauśmiechnąłsiękwaśno.— Bijesz gorzej niż raghijskie kobiety — zakpił i zaraz dodał,

zniżając ton głosu do cichego pomruku: — Postaraj się bardziej,inaczejuznam,żetegochcesz.

Suenzacisnąłpowieki,czując,jakwargiwojownikazatapiająsięw jegoustach,a językprzełamujeopórzębów.Zmiejscaoblałagofala gorąca, w której mieszały się sprzeczne emocje zagłuszonekrążącym we krwi trunkiem. W pierwszym odruchu chciał goodepchnąć, jednak nie wiedzieć kiedy poddał się dziwnejnamiętności, tracąc kontrolę nad ciałem, które zareagowało nabliskośćAsury.Oprzytomniałdopierowtedy,gdypoczuł,jakbardzoRaghjestpodniecony.

Odwrócił głowęw bok, uciekającwargom i dłoniom, próbujączłapaćoddechiodzyskaćjasnośćmyślenia.

Asurawtymczasieukląkłiodpiąłpaszbronią,poczymsięgnąłdłonią zaplecy, żeby ściągnąć tunikęprzez głowę. Suen zmiejscapojął, że jeśli za chwilę czegoś nie zrobi, będzie za późno, by go

powstrzymać. Zebrałw sobie resztki przytomności i uniósł się nałokciach,apotemsięgnąłdonoża,którytkwiłprzypasie.Zacisnąłpalcenatrzonkuisilnymszarpnięciemwyciągnąłostrzezpochwy.GdytylkoAsuraodsłoniłgłowę,przystawiłmunóżdogardła.

—Odsuńsię—wycedził.WilczySynuniósłbrwi,apotemzmarszczyłczoło,przeklinając

wmyślachwłasnąnieuwagę.— I co teraz? Zabijesz mnie? — zadrwił, powoli zsuwając

rękawy,żebyuwolnićręce,któretkwiływciążwtunice.—Sądziłem,żeniejesteśgłupi.

— Powiedziałem: odsuń się — powtórzył Suen ze złościąpołyskującązimnowniebieskichoczach.—Odsuńsię iniepróbujmniedotykać.

Ragh zmrużył powieki. Przez chwilę obserwował Sethyjczyka,jak półnagimierzy do niego nożem, a nabrzmiałe od pocałunkówwargi drżą mu lekko. W tej chwili chciał uzdrowiciela jeszczebardziejniżprzedtem.

— Jesteś pewien… Suen? — zapytał, zaciskając dłoń na jegoudzie.

Suen poczuł, jak po plecach przebiega mu dreszcz i zagryzłwargę, jakby się wahał. Asura natychmiast to dostrzegł, więcprzesunąłdłońwyżejdopachwiny,gdzieznajdowałsiętatuaż.Tendotyk sprawił, że uzdrowiciel bez ostrzeżenia ciął przed siebie.Ostrze pozostawiło czerwoną linię na klatce piersiowej Ragha, coskuteczniezatrzymałogowmiejscu.

—Jestempewien—odparłSuenbezcieniawątpliwości.Wojownik zerknął na zadraśniętą skórę, która naszła krwią,

a przez jego twarzprzebiegł cieńniezadowolenia, ale i zdumieniazarazem.Nie spodziewał się, że Sethyjczykbędziedo tego zdolny.Spojrzałmu w oczy, zaciskając szczęki. Przez chwilęmierzyli sięwzrokiemwblaskupłomieni,któretrzaskałycichowpalenisku.

Wreszcie Ragh rozluźnił mięśnie, po czym wykrzywił wargiwnieodgadnionymgrymasie.Błyskawiczniechwycił zanadgarstek

uzdrowiciela i nim ten zdążył zareagować, wyrwał mu ostrzez dłoni. Schował nóż, po czym naciągnął tunikę z powrotem nagrzbietiruszyłdowyjścia.

—Następnym razem, kiedywymierzyszwemnie ostrze, bądźgotów zabić. Inaczej pomyślę, że tylko się droczysz— powiedziałjeszcze,nimzniknąłzaskórzanąosłoną.

„KurhunowiezamieszkiwaliPuszczęMorren,nimna

„KurhunowiezamieszkiwaliPuszczęMorren,nimnaZieloneZiemieprzybyłynoweplemiona.Tam,wśródkorondrzew,wznosiliswesiedzibyioddawalisiękultowiprastaregoducha,któregoucieleśniałodyniecozłotychkłachzwanyHagara.Niewielewiadomoozwyczajachtegotajemniczegoludu.Odwiekówukrywasięonbowiemwnajbardziejniedostępnychrejonachboru,aobcychtraktujewrogoizrezerwą.

[…]Leśnedemony,jakczęstonazywanisąKurhunowie,

zazwyczajpojawiająsiępodprzebraniemzwierząt,noszącichłbynawłasnychgłowach,cosłużyzakamuflaż.Ztegowzględutrudnowypatrzećichwgęstwiniepuszczy.Mimonieprzyjaznegostosunkudoinnychplemionniesąoniwytrawnymiwojownikami.Posługująsięjednakniebezpiecznąbronią,zktórejmiotająstrzałkinasączonetrucizną”.

„KronikiZielonychZiem”,tomIII

7PROROCTWOMORREN

Zbudził się późnym świtem z silnymbólemgłowy i suchościąw ustach. Przez chwilę próbował ignorować tępe pulsowaniewskroniachiponowniezasnąć,aleszybkozrezygnował.Gdywstał,odkrył,żemanasobiekoszulęAsury,choćniepamiętał,bysamjąnałożył. Tak jak nie pamiętał, by rozwieszał mokre rzeczy, któreschłynasznurachwokółpaleniska.

Narazzacisnąłpowieki,czująckolejnyatakbólu.Gdyponownieotworzyłoczy,zauważył,żewnamiocieprzebywaYani,którysiedziprzy ogniu, odległy i markotny. Na jego widok Suen z miejscaprzypomniałsobie,cozrobiłzeszłegowieczora.

Westchnął,apotemrównieżprzysiadłprzypaleniskuiotuliłsięjasnym futrem. Na moment utkwił wzrok w płomieniach, któretańczyły pod kociołkiem z gulaszem. Zapach jedzenia sprawił, że

pusty żołądek ścisnął się boleśnie. Męczyło go też strasznepragnienie,któremusiałczymśugasić.Bynajmniejniemiodem.Namyśl o nim poczuł mdłości i gdyby mógł cofnąć czas, nigdy niewypiłbytyle,cozeszłejnocy.

— Jesteś na mnie zły, Yani? — zapytał ochryple, czując, żegardłowyschłomunawiór.

—Nie—mruknąłchłopiec,niepodnoszącoczu.Niepotrafizbytdobrzekłamać,pomyślałSuen.— Przepraszam. Wypiłem zbyt wiele — przyznał, a w jego

słowach pobrzmiewały wyrzuty sumienia. Nie powinien byłdoprowadzićsiędotakiegostanuipozwolićchłopcunatopatrzeć,pomyślałgorzko.—Nigdywięcejtegoniezrobię.Słowo—obiecał.

Dopiero teraz Yani uniósł na niego wzrok. Po chwilizastanowieniaskinąłgłowąirozchmurzyłsięnieco.

—Tenztatuażemnatwarzyzostawiłdlaciebiecośdziwnegodopicia — powiedział, podając mu gliniane naczynie z mętnymnapojem.—Mówił,żetopomoże.

Uzdrowiciel spojrzał na dziwny specyfik ze zmarszczonymczołem.Zpewnąnieufnościąprzyjąłnaczynieiledwieprzystawiłjedo twarzy,uderzyłago intensywna,ziołowawoń.Czuł jednakzbytwielkie pragnienie, by wybrzydzać, więc upił spory łyk, po czymwykrzywiłwargi.

—Smakujejaktrucizna—skwitował,aYanizaśmiałsię,widzącjegoskwaszonąminę.

Suenrównieżuśmiechnął sięblado; czułulgę, żechłopiecniemajużdoniegożalu.

Kiedyzjedliposiłek,downętrzazajrzałHakanizmiejscazacząłopróżniać namiot. Po chwili wszystkie skrzynie, skóry i futrawylądowałynazewnątrz.

— Idźcie do sań — nakazał, zerkając kątem oka na pustenaczynie po ziołowym specyfiku, który przygotował, a który napółnocyłagodziłskutkiprzepicia.

Gdy tylko Suen wyszedł na zewnątrz, osłonił twarz ręką,

porażonyboleśnieświatłemdnia,izapragnąłponownieznaleźćsięw półmrokuwatru. Przejście z ciepłegownętrzawmróz porankaprzyprawiłogoonieprzyjemnedreszcze,dlategodopojazduszedłniczym na skazanie. Brodzącw świeżym śniegu, zauważył, że tenskrzypiałdrażniąco.Podrodzedostrzegłteż,żewojownicyzerkająna niego, uśmiechając się półgębkiem, co tylko potęgowałonieprzyjemnewrażenia.

PodotarciudosańdostrzegłAsurę,któryprzypinałNavahdozaprzęgu. Wojownik rozprostował nogi i zmierzył go badawczo.Suen wytrzymał to spojrzenie, nie zdradzając emocji, po czymzniknąłzaskórzanąkotarązadaszeniawrazzYanim.

—Zdajesię,żeniczegoniepamięta—rzuciłHakan,któryszedłz tyłu ze skrzynią na ramieniu. Liczył, że sprowokuje Asurę dozwierzeń,boniemiałpojęcia,doczegodoszłownamiociemiędzynima Sethyjczykiem.Podejrzewał jednak, że cośmusiało się stać,potym,jakWilczySynwyszedłstamtądzły.

Asurazerknąłnaniegokrótko,alezbyłuwagęmilczeniem.Znałjuż Hakana na tyle, żeby wiedzieć, kiedy ten stary lis próbuje gopodpuścić,żebypotemzniegodrwić.Niezamierzałdostarczaćmurozrywki.

W końcu usadowili się na przedniej ławie i okryli futrami,azaprzęgiruszyływdrogę,wzniecającwpowietrześnieżnypył.

—Dzisiajwkroczymyna terytoriumdemonów—przypomniałHakanpodłuższejchwilimilczenia.—Ostatnimrazemtrzymalisięzdala,alektowie,czegosięponichspodziewać.Musimyzachowaćczujność.

Asura ściągnął brwi i utkwił wzrok w gęstwinie drzew, jakbypróbowałdostrzeccośpomiędzyopasłymipniami.Podejrzewał,żeprzezcałyczassąobserwowani,choćdotądniezauważyłżadnegoz Kurhunów. Nie chciał tego przyznać, ale ten dziwny lud budziłw nim głęboko skrywany lęk. Nikt niewiedział, kim lub czym taknaprawdę są Kurhunowie, nie mówiąc o tym, że broń, którejużywali, stanowiła nieprzewidywalne zagrożenie. Choć nigdy

dotądniemiałznimidoczynieniawotwartejkonfrontacji,dośćsięnasłuchał od Faldów i innych Raghów o tych nieobliczalnychstworzeniach. Szczególnie pośród handlarzy krążyły barwnelegendy o tym, jak demony porywały i zjadałymięsowędrowców,którzysamotniezapuścilisięwpuszczę.Ponoćpotrafiliteżusypiaćcałekarawanydziwnymdymem,bydoszczętniejezłupić.

Wyruszając z twierdzy, wiedział, że przeprawa przez sercepuszczy stanowi jeden z niebezpieczniejszych odcinków drogi.Choć poprzednio przebyli go bez trudności, tym razem miał złeprzeczucia.

—Niepodobamisiętacisza—mruknął.—Oddawnawiedzą,żejesteśmywpuszczy.Gdybychcielizaatakować,jużbytozrobili.

— Może się boją, kto ich wie? W końcu mamy ze sobą tuzinludziitylesamowilków.

Asurawzruszył ramionamiw zamyśleniu. Z tego, cowiedział,demony wolały unikać otwartego ataku, szczególnie w obliczusilnegoprzeciwnika, i zwykleplanowałyzasadzkę.Podejrzewał, żecisza miała uśpić ich czujność, a Kurhunowie zamierzalizaatakować z ukrycia, gdy oni, Raghowie, będą się tego najmniejspodziewać. Teraz, gdy miał ze sobą Sethyjczyka, ryzykowałznaczniewięcej.

—Tenkotołaznależałdonich—wypowiedziałnagłoswłasnepodejrzenia.—Musieli zatrućmupazury jadem,októrymmówiliFaldowie.

Hakanzałożyłręcenapiersi.—Tobyoznaczało,żesągdzieśblisko.Iżepolują.Przez moment Asura zaczął rozważać myśl o skierowaniu

zaprzęgów na wschód i ruszeniu wzdłuż granicy puszczy, aleto znacznie wydłużało drogę. Poza tym ludzie posądziliby gootchórzostwo.Zamierzałzatemzrobićcośwręczprzeciwnego.

—Niemożemyczekać,ażwpadniemywzasadzkę.Zmusimyichdootwartejwalki—zdecydował.

Hakan podrapał się po szczęce okolonej kilkudniowym

zarostem, rozważając ten śmiały plan. Podejrzewał, że zmuszenieKurhunówdootwartejkonfrontacjiniebędziewcalełatwe,amożenawet niemożliwe. Z drugiej strony, jeśli rzucą im wyzwanie,demony dowiedzą się, że są przygotowani i czujni. Może to ichzniechęcidoataku?,pomyślał.

—Jakchcesztozrobić?Asurasplunąłnaziemięispojrzałwgłąbdrzew,mrużącoczy.—Znamjedensposób.

*

Postać w białym, wąskim futrze na grzbiecie skrywała się zadrzewem i obserwowała główny trakt z bezpiecznej odległości.Twarz jej osłaniał lisi pysk o pustych oczodołach, przez którespoglądały zielone oczy, a przy skórzanym pasie na biodrachwisiałakrótkadmuchawka.

Dziewczyna wyjrzała ostrożnie zza pnia, obserwując czujniescenęrozgrywającąsięwpobliżuleśnegoduktu.Gruparaghijskichwojowników, którzy dotąd podróżowali w zwartym korowodzie,rozłączyła się nagle i wjechała na zaprzęgach pomiędzy drzewa.Wojownicy, dzierżąc w dłoniach broń, poczęli wznosić dzikieokrzyki, które wypełniły puszczę i spłoszyły ptaki oraz małezwierzęta.

—Wiemy,żetamjesteście,przeklętedemony!—Wyjmijciebrońiwalczciealbosczeźnijcie!—Pokażciesię,tchórzliwepomioty!Kurhunka zmarszczyła czoło, nadstawiając uszu, by lepiej

zrozumieć niewyraźne słowa wykrzykiwane w języku Faldów.Wreszciezmrużyłapowiekiinapowrótwróciłazapień.

Otwarte wyzwanie do walki?, pomyślała, unosząc brwii zaciskając palce na korze drzewa. Jej wódz, Wielki Garth, czymprędzejmusiałotymusłyszeć.

Sprawdziła,czydroga jestbezpieczna,poczymzerwałasiędo

biegu. Przemierzała leśne poszycie niemal bezszelestnie,przypominającwiatr, któryprzelatuje ze świstemwgałęziach, lubniewidocznegona tle zimyśnieżnego lisa.Niedługopotemdotarłado wzniesionego wysoko na drzewie szałasu, siedziby przywódcyplemienia. Starszymężczyzna o twarzy i cielewysuszonym przezczassiedziałnatroniesplecionymzgałęzi.Oczywyblakłymu,jakbydługo wpatrywał się w słońce, a posiwiałą brodę i włosy zdobiłylicznepióraptaków.

— Co cię sprowadza, Shima? — zapytał, nim jeszczeprzekroczyłapróg,jakbywiedział,żenadejdzie.

— Niech Hagara da ci siłę, o Wielki Garth — pozdrowiła gozgodnie ze zwyczajem i weszła do środka. — Przybywam z pilnąwieścią.

—Mówzatem.—Raghowiewzywająnas dowalki.Wśródnich ten, o którego

pytałeś.Mężczyzna zamilkł na chwilę, a twarz pokryta licznymi

zmarszczkami zamarła w bezruchu, kiedy dumał nad czymśw ciszy. Wreszcie złożył dłonie na drewnianej lasce zwieńczonejczaszkąjakiegośmałegozwierzęciaiwsparłoniepodbródek.

—Zatemjużczas—odparł.

*

Suen siedział na futrach, z głową opartą o ścianę zadaszenia,gdy poczuł, że sanie stanęły w miejscu. Zdarzało się tak jużwcześniej, więc z początku nie wzbudziło to jego niepokoju, alepotem dosłyszał hałas na zewnątrz i rozpoznał okrzyki Raghów.Uniósł z niepokojem głowę, próbując coś z tego zrozumieć. Napróżno.Czekałwięcwnapięciukilkadłużącychsięchwil,gdynaglekrzykiustały,asanieznówruszyływdrogę.

Westchnął, podejrzewając, że to kolejny raghijski zwyczaj,któregoniezrozumie.Przymknąłpowieki,alekkichłóddolatujący

spomiędzy szczelindesekmusnąłmu twarz,przynoszącukojenie.Yani siedział obok i od niechcenia bawił się służącymi do gry,kolorowymi kamykami, które wziął ze świątyni. Widział, żeuzdrowiciel potrzebuje spokoju,więc nie zagadywał jak zazwyczajinieprosił,byopowiadałożyciuwWietrznychKrainach.

Niedługo potem do wnętrza wszedł Asura, zgrzanyi zaczerwieniony od mrozu, jakby chwilę temu ścigał sięzaprzęgiem.Zsunąłkaptur,odgarnąłzmierzwionewłosyipodszedłdo skrzyń. Suen chciał zapytać o dziwne dźwięki, ale ostateczniezrezygnował. Nie miał dziś ochoty rozmawiać z Raghiem, nie potym,comiędzynimizaszło.

Wojownik odpiął pas, a potem zdjął tunikę, wraz z niąpozbywając się mokrej koszuli. Wciąż jeszcze osłabiony potruciźnie, przy wysiłku pocił się mocniej niż zwykle. Noszeniewilgotnej bielizny wychładzało ciało, dlatego musiał ją częściejzmieniać.SpojrzałwstronęSethyjczyka.Odrananiewymienilianisłowa,alesposób,wjakiuzdrowicielpatrzył,zdradzał,żepamięta,cosięwydarzyłozeszłejnocy.

— Ten tatuaż na twoim ciele — powiedział, wyciągając zeskrzyni suchą koszulę. — Wiesz, gdzie — dodał, mrużąc oczy. —Toznaczy,żedokogośnależysz?Taksięznakujecie?

Suen zamarł, usłyszawszy to pytanie. Powoli odwrócił głowęiwbiłwRaghaprzenikliwespojrzenie;uświadomiłsobie,żewczorajwojownik widział zbyt wiele. Tatuaż na pachwinie przedstawiałlilię — symbol oddania, najbardziej intymny znak dla każdegoSethyjczyka.

Nieświadomie zacisnąłpalce, gdyprzypomniał sobie,dlakogogozrobił.

— Tatuaż nic nie znaczy — odparł, starając się panować nadgłosem.—Inigdydonikogonienależałem—dodałzimno.

Asuraubrałsię,wmilczeniumierzącgostalowymspojrzeniem.Wiedziałjuż,żetrafiłwczułypunkt.

—Nieumieszkłamać,Suen—powiedział jeszcze,nimzniknął

zaosłoną,auzdrowicielpożałował,żeRaghznajegoimię.

*

Nieruchome gałęzie drzew rzucały na śnieg złowrogie cieniewbladejpoświacieksiężyca,awpowietrzuczućbyłomroźnychłódnadchodzącej nocy. Raghowie tym razem rozbili obóz na trakcie,zamykając się kręgiem sań wokół namiotu przyszłego wodza. Jakzwyklewieczórupływałimnarozstawianiuwatru,rozpalaniuogniaiszykowaniuposiłku.Terutynoweczynnościwykonywalizpozorubeznamiętnie, jednak zachowywali przy tym najwyższą czujność,nasłuchując każdego niepokojącego dźwięku i szukając wszelkichoznak,którezdradzałbyobecnośćwroga.Podzisiejszymwyzwaniu,którerzuciliKurhunom,moglisięspodziewaćwszystkiego.

Hakanwiedział,żeprędkodziśniezaśnie.TakjakiAsura.Obajobchodzili obóz, doglądając zabezpieczeń i wypatrującniepokojących sygnałów. Ich największą siłę bojową, a zarazemobronę, stanowiły wilki, które spuszczono z zaprzęgów zaraz potym,gdypostanowionozatrzymaćsięnanocleg.Znacznieszybciejniżludziewyczuwałyzagrożenie,alenawetzwierzętamogłyzostaćzatrute demoniczną bronią. Dlatego wojownicy trzymali je bliskosiebie,niepozwalając,bybiegałypolesiesamopas.

—Dziśwnasnieuderzą.Wiedzą,że jesteśmyprzygotowani—stwierdziłHakan, kiedy spotkali się z Asurą pomiędzy namiotamiprzyświetlepochodni.

— Zachowamy pozory, póki nie opuścimy ich terytorium —odparłWilczySyn,wydychajączustciepłąparę.

StarszyRaghskinąłgłową,alezarazzmarszczyłbrwi.Niemógłpozbyć się wrażenia, że ten plan zadziała na odwrót i wywołademona z lasu, jak mawiali Faldowie. Podejrzewał, że wkrótceprzekonają się, czy uniknęli planowanej zasadzki, czy tylkosprowokowaliwroga.

—Zatemczekanasdziśwarta—stwierdził,prostującplecy.—

Dobrzerozpocząćjąkuflemmiodu.Idziesz?Asuraprzytaknąłizgodnieruszylidonajbliższegoogniska.

*

Suen siedział przy palenisku, od czasu do czasu zerkając naNavah. Wilczyca spoczywała przy wejściu do watru z pyskiemułożonym na łapach, a blask ognia barwił białe futro napomarańczowo.Zdawałasięzupełnieniegroźna,aleSuenwiedział,żetotylkopozory.Mimotonieodczuwałprzedniąlęku,nieteraz,gdy miał na sobie koszulę Asury, która wciąż opadała muzramienia.

Westchnął,gdykolejnyrazmusiał jąpodciągnąć.Przynajmniejgłowaniebolałagojakwcześniejifizycznieczułsięznacznielepiej.Specyfik, który otrzymał od Hakana, najwidoczniej działał,pomyślał.Wduchubyłmuwdzięczny.

— Tęsknisz za nimi? — zapytał nagle Yani, który leżał nabrzuchu i grzebał patykiem w palenisku. — Za Raldim, AtielemiNajstarszym?Zaświątynią?

—Wiesz,żetak.Świątyniatobyłmójdrugidom—odparłSuen.Chcąc nie chcąc przypomniał sobie, jak przybył do doliny podpuszczą ipierwszyrazzobaczyłmury, zaktórymimiałodtądżyć.Tenświatwydawałmusięobcyiniezrozumiały,takróżnyodtego,któryznał;sądził,żenieznajdziewnimmiejscadlasiebie.Jednakdobrodusznikapłanibezinteresowniestworzylimunamiastkętego,coutraciłitylkodziękinimprzezwyciężyłrozpacz.

—AzadomemwWietrznychKrainach?Suendorzuciłkawałekdrewnadoogniaiprzezmomentpatrzył

nastrzelająceiskry.— Zawsze będę za nim tęsknił, Yani. Nie ma dnia, żebym

o nim nie myślał — dodał, choć było to półprawdą, bo oduprowadzenia prawie niewracał dowspomnień o dawnym życiu.Co gorsza, odczuwał ulgę z tego powodu. Dotąd wiecznie

rozpamiętywał przeszłość, istniał jakby w zawieszeniu, uwiezionyw czasie, który nie wróci. Tutaj, pośród Raghów, walcząco przetrwanie, mógł znów poczuć, że żyje, że nie jest jedyniecieniemsamegosiebiesprzedlat.Ledwiepotrafiłtoprzyznaćprzedsobą,aledziękiporwaniuobudził sięzmarazmu,wktórypopadł.Marazmu,którysprawiał,żeczułsięmartwyzażycia.

Namoment zapadła cisza, gdy chłopiec odwrócił się na plecyispojrzałuzdrowicielowiwtwarz.

— Ja też tęsknię za świątynią.BratRaldi chrapał i ciąglemniekarcił,aleteraznawetzanimtęsknię—przyznał.

Suenuśmiechnąłsięsłabo.— Jeszcze tam wrócimy — powiedział, a Yani kiwnął głową,

odwracającwzrok.Obaj wiedzieli, że to kłamstwo, że prawdopodobnie nigdy nie

wrócą z zimnej północy, ale czasem dobrze jest w coś wierzyć,żebyniepoddaćsięrozpaczy.

—Zaśpiewajcoś—poprosiłchłopiec.—Lubię,jakśpiewasz.—Mogęcinawetzagrać.—Żartujesz!—Yanipoderwał się z ziemi,podekscytowany.—

WziąłeśLyrię?Suen w odpowiedzi wyjął ze skrzyni instrument zawinięty

w szatę i uśmiechnął się, widząc, jak chłopcu błyszczą oczyz radości. Położył palce na strunach, po czym zaintonował jakąśmelodię,nucącdoniejwewłasnymjęzyku,cobrzmiało jakdawnozapomnianamodlitwa.

OPaniŚwiatłaJaśniejącaniczymbrzaskporankaTy,którabudziszświatdożyciaIobdarzaszgoswymblaskiemDociebieśpiewałbędęAżpokresmejpodróżyTu,potejstroniemorza

Potejstronieświata

Płomienie zaskwierczały cicho i Suen przerwał, bo kątemokadostrzegł,żewilczycazastrzygłauszami.Miałwrażenie,żejestdziśniespokojna. Jak i Raghowie, pomyślał. Podczas krótkichmomentów, kiedy opuszczał sanie, widział, jak szepczą do siebie,jak czujnie zerkają wokół, jakby na coś czekali. Ten niepokójzaczynałudzielaćsiętakżeijemu.

YaniusiadłiobajutkwiliwzrokwNavah.Narazsierśćnagrzbieciewilkazjeżyłasięgwałtownie,azpyska

dobiegło powarkiwanie. Zamarli, gdy z zewnątrz doszły ichpokrzykiwaniamężczyzn.Wnapięciuobserwowali,jakbestiawstajezleża,szczerząckłyiśledzącścianynamiotu.Suenspojrzałwśladzajejspojrzeniem,aleniczegoniedostrzegł.

Nagle w środku pojawił się dziwny, czerwony dym, którywjednejchwiliwypełniłpłucaiodebrałwszelkązdolnośćmyślenia.WostatnimprzebłyskuświadomościSuenzobaczył,jakNavahpadanaziemię.

Asurazaklął,gdydostrzegłświatłapochodni,którezamajaczyłypośród drzew niczym błędne ognie. Najpierw rozbłysły nazachodzie, potem zdawały się rozpalać z każdej strony. Po chwiliwojownik miał wrażenie, że puszcza płonie, a oni znajdują sięwsamymsercupożaru.

—Każ ludziomzająćpozycje—warknąłdoHakana,gdypojął,żezostaliotoczeni.

— Zatem wywołaliśmy demona z lasu — odparł mężczyznaponuro,apotem,niezwlekając,wydałrozkazy.

Wojownicy natychmiast ustawili się w bojowym szyku nagranicyobozu, ściskającwdłoniach topory imiecze.Wilki stanęływrazznimi,tworzączwartyrządtużprzedliniąmężczyzn.Zjeżyłyna grzbiecie futro i warczały, z dalekawyczuwając obcych. Asuradołączyłdo swoich ludzi znożamiwdłoniach,gotównaodparcie

ataku.Tenjednaknienadszedł.—Myprzyjśćwpokoju—powiedziałaKurhunka.Szła na czele grupy leśnych demonów, które wyłoniły się

z mroku puszczy niczym senne koszmary. Wszyscy nosili natwarzachzwierzęcemaskiibyłownichcoś,cokazałoRaghommiećsięnabaczności.Półzwierzęce,półludzkiepostacieprzystanęłynagranicy drzew, zachowując bezpieczny dystans, a ichprzedstawicielka, z twarzą skrytą w cieniu lisiego pyska, zrobiłakilkakrokównaprzód.

—Mój ludniechciećwalczyć.Chciećmówić—oznajmiła.Nieposługiwała się zbytdobrze faldońskim,aleAsura rozumiał jąbezwiększegotrudu.

— Mówić? O czym tu mówić? — warknął Hakan, który niewierzył w pokojowe intencje demonów. — Albo zejdziecie namzdrogiiwspokojuprzekroczymypuszczę,albosięgajciepobroń!

— Ty przywódca? — zapytała dziewczyna, nie tracąc zimnejkrwi w obliczu wzburzonego, potężnego wojownika z toporemw dłoni. Połowę jego twarzy o dojrzałych rysach i kilkudniowymzaroście pokrywały tajemnicze tatuaże, pod którymi kryły sięblizny. Znaki pracowały wraz z mimiką mężczyzny, przez cosprawiaływrażenie niemal żywych. Ciemne, długiewłosy opadałymu swobodnie na plecy i klatkę piersiową, okrytą skórzanym,nabijanymćwiekamikaftanem.

Ragh zmarszczył brwi i na chwilę zapadła cisza, przerywanajedyniewarczeniemwilków,itrzeszczeniemśniegu.

—Niezdradzajsię—mruknął,niepatrzącnaAsurę.—Tomożebyćpodstęp.

Asura zmrużył oczy. Brał to pod uwagę, ale nie mógłzignorować otwartego wyzwania, tym bardziej rzuconego przezkobietę.Kurhunowie, tak jak i jego ludzie, uznaliby go za tchórza,a nie znał chyba gorszej hańby dla wojownika, tym bardziej dlaRagha,którymiałzostaćwodzem.

—To zemną chceszmówić. — Zrobił kilka kroków naprzód;wiedział, że sporo ryzykuje, odsłaniając się w ten sposób, ale niemiał wyjścia. — Jestem synem Czerwonego Wilka, przyszłymwodzemplemieniaA-Hanu.Mów,czegochcesz.

Hakan rzucił pod nosem przekleństwo, zaciskając dłoń natoporze, aż zatrzeszczał drewniany trzonek. Jak miał chronićWilczegoSyna,skorotennigdygoniesłuchał?!,pomyślałzezłością.

Dziewczyna otaksowała mężczyznę badawczym spojrzeniem,jakby oceniała jego wartość. Widziała, że był młody, mógł miećponad dwadzieścia zim i zapewne zdrowe, silne ciało.Wywnioskowała to na podstawie jego postury oraz wiedzyo Raghach, którzy uchodzili za wytrawnych wojowników. Częśćciemnych włosów związał z tyłu głowy, reszta pasm opadała muswobodnie na szerokie okryte futrem ramiona. W szarychi groźnych jak u polującego wilka oczach błyszczała czujność,awostrychrysachtwarzykryłasięgotowośćdowalki.

— Ja Shima, córka Morren. Mój wódz, Wielki Garth, chciećztobąmówić.Typójśćzemnąiwysłuchaćjegoproroctwa.

Asurazmarszczyłczoło.Niepodobałmusiętendziwnypomysłani tym bardziej nie rozumiał, w jakim celu miałby słuchaćkurhuńskichprzepowiedni.

— Nie interesują mnie wasze proroctwa — odparł, a w jegogłosiepobrzmiewałagniewnanuta.—Jeśli twójwódzchcezemnąmówić, niech sam tu przyjdzie. A najlepiej odejdźcie i niepokazujciesięwięcej,pókinieopuścimypuszczy!

Shima uniosła rękę, a ktoś z tyłu podał jej pomiętą lnianąkoszulę,którącisnęławprostpodjegonogi.

—Pójść,jeślichciećgożywego.Asuraotworzyłszerzejoczywniemymwyrazieniedowierzania.

Podniósłodzienieizacisnąłpalcenazimnymjużmaterialekoszuli,która należała do Sethyjczyka. Uprowadzili go?, pomyślał. Jakimsposobem?Sądził,żezapewniłmuwystarczającąochronę.

Posłał dziewczynie wściekłe spojrzenie, gotów sięgnąć jej

gardła.Myśl, że uzdrowiciel jest w obcych rękach, budziła w nimżądzęmordu.

—Gdzieonjest?!—warknął.—Jeślispadniemuwłoszgłowy,przysięgam:puszczaspłyniewasząkrwią!

Momentalnie przypomniał sobie o Navah, którą zostawiłwnamiociezSethyjczykiem.

— Jeśli zabiliście wilka… — zaczął i zrobił krok w stronęKurhunki.

— Wilk żyć. Dziecko też. Wy żyć, jeśli ty wysłuchać mojegowodza.

Asurawyczuł,żewojownicyzajegoplecamiczekaliwnapięciuna znak do walki, traktując słowa dziewczyny niemal jak obrazę.Zaraz dosłyszał z tyłu, że Hakan każe komuś sprawdzić namioti upewnić się, czy to, co mówią demony, jest aby prawdą. Wszakmogli w jakiś sposób wykraść ubranie i zwyczajnie kłamać,pomyślał.

— Jeśli wy zaatakować, więzień zginąć i twoi ludzie też —ostrzegłaShima.—Myniechciećrozlewukrwi.Mychcieć,żebynaswysłuchać.

Asura zacisnął zęby, tocząc wewnętrzną walkę, nim wreszcieposłaniecpotwierdził,żeKurhunowiemówiąprawdę.Tooznaczało,żemusiałpodjąćdecyzjęizaryzykowaćżycie,jeślizgodzisiępójśćza nimi w głąb puszczy. Nie miał żadnej gwarancji, że demonygo nie zabiją ani że zwrócą Sethyjczyka. Z drugiej strony — jeśliodmówi lub zaatakuje, straci go na pewno, pomyślał. Przy tymnarazi ludzi na bezsensowną śmierć z rąk ukrytych w mrokuwrogów,którzydysponowalinieznanąmubronią.Kahenbyćmożenazawszezostaniekaleką,acaławyprawaokażesięjegoklęską.

— Chyba nie zamierzasz tego zrobić? — powiedział Hakan,jakby czytał w myślach Asury. — Nie mamy pojęcia, jakie są ichzamiary.Niebądźgłupcem.

Asuramilczałchwilę.— Zgoda — odparł w końcu, zwracając się do Kurhunki. —

Wysłuchamwaszegowodza,alemoiludziepójdązemną.Dziewczynazaprzeczyłaruchemgłowy.—Tylko ty.Niktwięcej.My zwrócić żywego.WielkiGarth dać

słowo.— Co warte jest słowo demona?! — wtrącił Hakan, który

postanowił za wszelką cenę nie dopuścić do niebezpiecznegoukładu.

—Tynamwierzyć.Niemiećwyboru—odparłaShima.Asurazmrużyłoczyisplunąłnaśnieg.PrzeklętaKurhunkawie,

żemagowgarści,pomyślał.—Jeśliniewrócędowschodusłońca,moiludziewasznajdą—

wycedził, mierząc przenikliwym spojrzeniem twarze wrogów. —Awtedynieokażemywamlitości.

Groźba wywołała wrzawę pośród Raghów, którzy zaczęlizłorzeczyć demonom, uderzając stalą o stal.Wmroźnym, pełnymnapięciapowietrzuwisiałrozlewkrwi.

— Ty zostawić broń i iść za mną — powiedziała Kurhunkai wycofała się do swoich. — Twoi ludzie zostać. My pilnować —ostrzegła.

—Wiesz, co robić—mruknął Asura doHakana, gdy oddawałmuuzbrojenie.

Ten przyjął broń z kamienną twarzą, ale głęboko podnieruchomąmaskąskrywałgniewiniedowierzanie.

— Jeśli nie wrócisz do wschodu, sam po ciebie pójdęi przysięgam, że jeśli nie znajdę cię żywego, Zielone Ziemie będąznaćKurhunówjedyniezlegend—odparł,cedząckażdesłowo.

WilczySynposłałmuporozumiewawczespojrzenieiruszyłzademonami. Wiedział, że Hakan jest gotów spełnić groźbę. Kto jakkto,aleprawarękaCzerwonegoWilkanierzucasłównawiatr.

*

Przemierzałpuszczęotoczonyprzezświatłapochodni,kierując

się tam, dokądprowadziły demony. Zwierzęce łby na ich głowachrzucałynazaspyponurecieniewblaskuognia,azmarzniętyśniegskrzypiałpodbutamiKurhunówniczymponurapieśń,intonowanakuczciprastarychbóstw.

Asura przypomniał sobie, że to właśnie w Puszczy Morrenmieszkał PanZwierząt, którywędrował przez głuszępodpostaciądwugłowego jelenia. Był najważniejszym bóstwem dla myśliwegoijemuzawszeoddawanocześćprzedkażdympolowaniem,prosząco obfite łowy. Z tego, co wiedział Ragh, cała puszcza pełna byładuchów.Ponoćmożnabyło takiegonadepnąć inarazićsięna jegogniew,alechoćWilczySynszanowałwierzeniawłasnego ludu,nienależałdoprzesądnych.

Mimo to cała ta sytuacja zdawała się nierzeczywista, jakw jakimś potwornym śnie, myślał. Idąc, rozglądał się czujnieizaciskałpalce,któreodruchowoszukałybroni.Wszystkiezmysłynakazywały walkę lub ucieczkę, ale musiał nad nimi zapanowaći zachować zimną krew, jeśli chciał wyjść z tego żywy. Narazuświadomił sobie, że nigdy wcześniej jego życie nie zależało odwrogów.Przezmyślprzemknęłomu,żeSethyjczykmusiałczućsiępodobnie,gdytrafiłwjegoręce.

W końcu dotarli do niewielkiej polany osnutej mgłą, gdzieczekałananichgrupaKurhunów,wyglądającaupiorniewzimnymświetleksiężyca.Naczeledemonówstałstarszymężczyznaodzianywjelenieskóry,a jegogłowęwieńczyłorozłożysteporoże.Trzymałprzedsobądrewnianąlaskę,naktórejopierałdłonie.

Asura przystanął w pewnej chwili, zatrzymany gestem lisiejdziewczyny,którawymieniłazprzywódcąkilkasłówwichwłasnymjęzyku. Nagle pół ludzkie, pół zwierzęce postacie otoczyły Raghaciasnym kręgiem, jakby chciały go odgrodzić od starca nabezpiecznąodległość.

— JabyćGarth,władcapuszczy, synMorren i sługaHagary—powiedziałmężczyzna,aKurhunkanatychmiastprzetłumaczyła.—Mojacórkamówić,żetysynCzerwonegoWilka.Japoznaćniegdyś

twegoojca.AsurauniósłbrwinawzmiankęoCzerwonymWilku, apotem

zmarszczyłczoło.Niemiałpojęcia,doczegotozmierza.—Czemumiałbym ci wierzyć, demonie?Mój ojciec nigdy nie

wspominałożadnymwładcypuszczy.Starzecniezauważalniewykrzywiłwargiwcierpkimgrymasie.— Ty nie wiedzieć — stwierdził. — Ty zapytać ojca o Gartha,

ojegocórkęRashim.Te słowa zaniepokoiły Ragha. O jaką Rashim? Co Czerwony

WilkmawspólnegozKurhunami?,pomyślał.Tedziwneinsynuacjezaczynałydziałaćmunanerwy.

—Nieprzyszedłemtumówićomoimojcu.Chcęodzyskaćto,codomnienależy—odparł,ztrudemzachowującspokój.

Mężczyzna zamilkł na chwilę, a na jego twarzy pojawił sięnieodgadniony grymas. Wbił w Asurę przenikliwe spojrzeniewyblakłychoczu.

—Onmiećwielkąwartość,skorosynCzerwonegoWilkaprzyjśćtutajnamojewezwanie,ryzykowaćżyciem.

Asurazacisnąłdłoniewpięści,gdywpatrywałsięwprzywódcęKurhunówwmilczeniu. Ten przebiegły starzec doskonale zdawałsobiesprawęzwartościzakładnika.Zapewnemiałszpiegówwcałejpuszczy, którzy donosili mu, że Sethyjczyk jest trzymany podstrażą, inaczej skąd wiedzieliby, który namiot zaatakować?,pomyślał.

— Mów lepiej, po co mnie wezwałeś. Co to za proroctwo,któregomamwysłuchać?

Twarz Gartha momentalnie stężała, przypominając surowyposąg.

—Tyzostaćwybrany,poznaćproroctwoMorren—oznajmił.—Ale proroctwo nie być dla ciebie,Wilczy Synu. Proroctwo być dlanas,dzieciMorren.

Asuraściągnąłbrwi,ogłupiały.Miałwrażenie,żestarzecmówiodrzeczy.

—Dowiem sięwreszcie, co to za proroctwo? I comamznimwspólnego?—odparł,czując,żepowolitracicierpliwość.

—Myodlatmieszaćtylkonaszakrew—zacząłGarth.—Tonasosłabiać i duchy mówić, że my wymrzeć, jeśli nie dostać nowejkrwi. — Na chwilę urwał i spojrzał na młodego mężczyznęprzenikliwie.—Mywybrać ciebie, nowa, silna krew. Ty zapłodnićmojecórki.

Asura najpierw zaniemówił, a zaraz potem zacisnął zęby,bystłumićzłość,gdyzdałsobiesprawę,żezostałzwiedziony.

— Nie taka była umowa! — syknął, a na widok niewzruszonejtwarzystarcapojąłżeKurhunowie,namawiając,abywysłuchał ichduchów,odpoczątkuchcieliwykorzystaćgodowłasnychcelów.

—Chybaniemyślicie,żezgodzęsiępłodzićbękartyzwaszymikobietami?—warknął.

— Ty zrobić, co ja kazać, albo żałować. — Garth uniósł rękę,arządKurhunówzajegoplecamirozstąpiłsięiwojownikzobaczyłSethyjczyka,któryklęczałnaziemizespuszczonągłową.

Ręce związano mu na plecach, a na ramiona narzucononiedbalefutro,spodktóregowystawałojakieśkurhuńskieodzienie.Zdawałsięnieprzytomny,choćAsuraniemiałpewności.Nasygnałstarcamężczyznastojącyzauzdrowicielempochwyciłgozawłosyi szarpnął głowę w tył, po czym przystawił ostrze do odsłoniętejszyi.Na tenwidokRaghzacisnąłdłoniewpięści,walczączesobą,bynierzucićsięKurhunowidogardła.

—Onnależydomnie—wycedziłprzezzaciśniętezęby,mierzącstarcanienawistnymspojrzeniem.—Tknijgo…

—Zachowaćsiłydlamoichcórek,WilczySynu—przerwałmumężczyzna,wykrzywiającwargizsatysfakcją.

8PRZEKLEŃSTWO

WielkiGarthpanowałwpuszczyniemalodczterdziestulatibyłjednymznajstarszychKurhunówwplemieniu.Setki lat temu,gdyjego lud żył zupełnie odizolowany od reszty świata, ukrytyw najgłębszych zakamarkach prastarego boru, tamtejszy wódzweśnie otrzymał wiadomość od duchów Morren. Początkowoprzepowiednia mówiąca o konieczności zmieszania nasieniazobcymiwywołaławzburzenieKurhunów.Łączylisięodlatjedyniezosobnikamiwłasnejkrwiiniechcielinawetsłyszećopodobnychbluźnierstwach. Jednak, gdy z biegiem lat na świat coraz częściejzaczęły przychodzić kalekie, chorowite lub martwe dzieci, ktośprzywołałpamiętneostrzeżenie.Strachowłasnąprzyszłość,któryzajrzał w oczy plemieniu, nauczył je pokory i wypełniania woliduchów.

Odtamtegoczasucyklicznie,cokilkalat,Kurhunowiebralidosiebie obcego mężczyznę, który zapładniał wybrane spośródplemieniamłode, zdrowe kobiety. Ostrożność iwymaganiawobeckandydata sprawiały, że poszukiwania trwały nieraz i kilkamiesięcy. Najchętniej wybierali silnych wojowników, którychuprowadzalipodosłonąnocy,poczympoiliziołowymspecyfikiemna potencję i przymuszali do zbliżeń. Nieszczęśnik nigdy nieuchodziłżywy,byniemógłnikomuzdradzić,cogospotkało.Stądna przestrzeni lat zrodziły się, szeptane pośród innych ludów,przerażające opowieści o demonach z lasu, które porywały ludzi,abypożeraćichciałaidusze.

Złasławaprzekazywanawlegendachipieśniachprzysłużyłasięplemieniu, odstraszając potencjalnych najeźdźców i ciekawskichwędrowców.Cinieporywalisięjużnawyprawywgłąbmrocznych,niezbadanych ścieżek, co niosło ze sobą ryzyko odkryciakurhuńskich siedzib. Z rzadka tylko znalazł się jakiś śmiałek lubgrupazbrojnychnajemników,dośćchciwadomniemanychbogactwskrywanych przez demony i dość głupia, by zapuścić sięw niebezpieczne tereny. Śmierć nachodziła ich niespodziewaniewpostaci zatrutych igieł,którewbijały sięwodsłoniętą skóręszyilubtwarzy,awszelkiśladponierozważnychwojownikachginął.

Rytuał Mieszania Krwi z czasem stał się naturalnym rytmemżycia plemienia, kultywowanym i przekazywanym z pokolenia napokolenie. Początkowo budził niechęć, w szczególności dozrodzonychztegozwyczajumieszańców.Jednakpolatach,gdynieżyli już Kurhunowie czystej krwi, co wcześniej powodowałopodziały,rytuałtenwyniesionodorangiważnegoobrzędu.Kobiety,które zostały wybrane do wypełnienia roli przyjmującej w siebienasienie, otaczano szacunkiem i nazywano „rakhija”, czylibłogosławionaprzezduchy.

Tego roku, kiedy przypadał kolejny Rytuał Mieszania Krwi,niespodziewanie w puszczy pojawili się Raghowie, którzy czasemzapuszczali się w owe rejony. Garth nigdy nie wspominał ich

dobrze,aleszczególnieźlepamiętałczas,gdywielelattemupojawiłsię tu Czerwony Wilk. To z powodu wojownika stracił Rashim,ukochanącórkę.Niepowiedziawszynikomu,dokąd idzie, tamtegoprzeklętego dnia zapędziła się sama w bardziej odsłoniętą częśćlasu,bynazbieraćziół.

Zbyt późno Garth dowiedział się, że Ragh uprowadził jąiopuściłMorren.PozagranicamipuszczyKurhunniemógłgo jużzatrzymać, ale tamtej nocy odprawił rytuał i wezwał do siebieduchy, a potem nawiedził wojownika we śnie. Zażądał, by Raghoddał dziewczynę, po czym rzucił na niego przekleństwo, jeślitego nie uczyni. Czerwony Wilk jednak nie usłuchał, potraktowałostrzeżenie jaknocnąmarę i odjechał zRashim, aponiejwszelkiśladzaginął.

Minęłoponaddwadzieścia lat od tamtych zdarzeń i ból stratyzdążył złagodnieć, ale wrogość i pamięć o klątwie pozostała.Garth nie myślał jednak, by atakować Raghów. Mądrzejszyz wiekiem, przestał szukać zemsty, która nie przywróciłaby mucórki, a jedynie przyniosłaby ludziom śmierć w walcez wyszkolonymi wojownikami i ich wilkami. Dysponował bowiemniewielką siłą bitewną w postaci szpiegów wyszkolonych domiotania zatrutych igieł. Dym zaś zatruwający umysł wytwarzanowbardzoograniczonychilościachinabieżąco,dlategoniestanowiłzbytużytecznejbroninawiększąskalę.

Któregoś dnia Shima przyniosła jednak interesujące wieścio przywódcy tego plemienia. Przypuszczenie, że byćmożemłodymężczyzna jest synem Czerwonego Wilka, sprawiło, że Garthzapragnął go poznać, by przekonać się, czy podejrzenia okażą sięsłuszne. Jednocześnie uznał, że pomimo wrogości, jaką darzyłRaghów,krewinasieniewojownikazpółnocymogłyprzynieśćsilneizdrowepotomstwo.Szczególnieżeostatnimiczasyniezdarzyłsiężadenwartościowydawca.

Teraz,gdymiałgoprzedsobą,Kurhunzyskałniemalpewność,że to właśnie ten, który wypełnieni rzucone przed laty

przekleństwo. Wilczy Syn, naznaczony przez duchy szarą barwąoczu,dazadośćuczynieniezakrzywdęwyrządzonąprzedlaty.

Zatemdnipokojunapółnocyzdawałysiępoliczone.

*

Asura zacisnął szczęki, po czym zerknął kątem oka nauzdrowiciela, wiedząc, że nie ma odwrotu. Pozostawało jedno:zrobić to, czego chcieli Kurhunowie, pomyślał. Żadna walka niewchodziła w grę. Pozbawiony broni, otoczony tuzinem leśnychdemonów,skazałbysiebieiSethyjczykanaśmierć.

—Wiesz,cocięczeka,jeśliniedotrzymaszsłowa—powiedziałzimnodostarca.

—Tooznaczać,żetysięgodzić,WilczySynu?—Niepozostawiaciemiwyboru.Gdzietwojecórki?—Wszystkomiećswójczas.Tywpierwsięprzygotować.Na jego znak „lisica”, jak Ragh nazwał w myślach Kurhunkę,

przyniosłaniewielkidzbaninakazaławypićjegozawartość.—Zgodziłemsięzapłodnićkobiety,aniepićwaszątruciznę—

powiedział,wpatrującsięzodraząwmętnynapój.— To nie truć. To działać dobrze na ciało. Dać siłę —

wytłumaczyła dziewczyna. — Jeśli ty nie wypić…— skinęła głowąmężczyźnie, który pilnował Sethyjczyka, a ten ponownie chwyciłzakładnikazawłosyiprzyłożyłstaldogardła.

Asuraposłałdziewczyniewściekłespojrzenie.Wiedziałdobrze,że zabrnął już zbyt daleko i niemógł sięwycofać, cokolwiek każąmu zrobić. Wziął więc naczynie do rąk i marszcząc nos podwpływem nieprzyjemnego zapachu, wlał w siebie cały napój.Odrzucił dzban i splunął; dawno nie pił niczego równieobrzydliwego.

—Tyniebyćjeszczegotowy—powiedziałaShimaipoleciłamurozebraćsiędopasa.

Raghściągnąłgniewniebrwi,alezrobił,jakmukazała,choćnie

bez ociągania. Przyjmowanie rozkazów budziło w nim głębokoskrywane poczucie upokorzenia i sprzeciw, co tłumił w sobiez trudem. Zdecydowanie w postawie rudowłosej Kurhunki nagleprzypomniałomuwłasnąsiostrę,Akarę,którazostaławTwierdzy.Przekląłjeobiewmyślach.

Któryś z mężczyzn zbliżył się i przy pomocy barwnej mazinakreślił mu dziwne znaki na klatce piersiowej, brzuchuiramionach.

— One czekać na ciebie. — Garth wskazał laską szałaspostawionywpobliżudrzew.

Asuranie traciłwięcejczasu.Chciałmieć to jaknajszybciejzasobą, więc ruszył w kierunku namiotu. Po chwili znalazł sięw ciepłym wnętrzu, gdzie przy niewielkim palenisku zastał trzykobiety,półleżące,półsiedzącenafutrach.Wszystkiemłode,nagiei w zwierzęcych maskach na twarzy, o ciałach ozdobionychpodobnymiznakami,jakieinanimwymalowano.

Na jego widok zbliżyły się odważnie, bo wiedziały doskonale,jaka jest jego rola i co samemuszą zrobić.Wilczy Syn zmierzył jechłodnymspojrzeniem,zastanawiającsię,czymawsobiedośćsiłyichęci,poczymrozpiąłskórzanypas,którytrzymałmuspodnienabiodrach. Kurhunki, ośmielone tym gestem, wyciągnęły dłonie,bydotknąćumięśnionegociaławojownika.Raghjednakodtrąciłichręce,dającdozrozumienia,żeniechceżadnychpieszczot iżeniepowinnyliczyćnanicwięcejpozasamymaktem.

Zakładał, że zrobi to niczymkopulujące zwierzę, nie okazującdemonicznymcórkomżadnejczułościaniniezważającnaból,jakimoże im zadać podczas stosunku. Jednak specyfik, który wypiłi który dziwnie pobudzał ciało, utrzymującmęskośćw gotowości,jednocześnie otumaniłmuumysł.Wpewnej chwili Asuraprzestałkontrolować to, co się dzieje i z niejakim niedowierzaniem zdałsobie sprawę, żeniemażadnejwładzynadkobietami, które terazrobiłyznim,cochciały.BezwolniepoddałsięichwoliizaspokajałKurhunkiwsposób,jakitylkonanimwymusiły,odnoszącprzytym

wrażenie,żejestzabawkąwichrękach.Wkońcudwieznichuznały,żedałimsatysfakcjęiodsunęłysię

nabok,ale ichsiostrawciążdomagałasięuwagi,choćAsuraczuł,żeniemajużsił.NaglezamiastKurhunkizobaczyłSethyjczyka.Niebył tylko pewien, czy to sztuczka dziewczyny, czy jego własnyumysł,napojonytrucizną,podsuwałmuteobrazy.

— Możesz zrobić ze mną, co zechcesz — powiedziałuzdrowiciel,amożeAsurze tylkosięzdawało,żeznówsłyszy jegogłos, składający w ofercie własne ciało w zamian za wolnośćszczeniaka.

Ile razy chciał skorzystać z tejpropozycji?,pomyślałRagh,poczym skłonił dziewczynę, by położyła się na plecy. Zamknął oczyi przypomniał sobie, jak klęczał wczoraj między udami Suena.Zacisnął palce na smukłej szyi i zaraz zatopił w niej wargi,w myślach liżąc skórę uzdrowiciela. Przywołując w pamięcimiękkość śnieżnobiałych włosów, spojrzenie niebieskich oczuiwąskikształtbioder,czułnarastającepodniecenie.

Zsunął dłoń między nogi i pieścił ich wnętrze, by zarazzanurzyćsięwgorącą,wilgotnąciasnotę.Pochwilizacząłporuszaćsię coraz szybciej,w końcuwchodził już niemal brutalnie. Powolitracił nad sobą kontrolę, a dziki żar zalewa mu umysł. Zacisnąłpalcenasmukłychnogach,awyrzeźbionemięśnienajegobrzuchunapięłysiępodskórądogranicmożliwości.Warknąłochryple,gdyzalałagofalaprzyjemności,którejniespodziewałsięprzykolejnymwytrysku. Zacisnął powieki, czując, jak dreszcz rozchodzi się pokrańceczłonkówizwolnaopuszczaciało.

Zzamkniętymiwciążoczamiwsunąłpalcewjasne,długiewłosyi przygryzł skórę na obojczyku. W myślach kochał sięz uzdrowicielem, a to sprawiało, że traktował Kurhunkę niemalz czułością, co w jej towarzyszkach wzbudziło zdumienie i cichązawiść.

Naraz przed oczami zamajaczył mu obraz Sethyjczykaklęczącego w śniegu, z nożem przy gardle, co momentalnie go

otrzeźwiło.Wytarłsię iwsunąłspodnie,wpośpiechuzapiąłskórzanypas,

po czym opuścił namiot, nawet nie spoglądając na kobiety.W innych okolicznościach z pewnością czułby satysfakcję, alezmuszony do zbliżeń, odczuwał jedynie niechęć. Los bękartów,którebyćmożepoczął,byłmuobojętny,niesądził,bykiedykolwiekrościły sobie prawadowładzynapółnocy.W tej chwili liczyło siętylkoto,byodzyskałSethyjczykaiwróciłdoswoich.

— Ty być prawdziwy mężczyzna — powiedział Garthzuznaniem,gdyShimazajrzaładonamiotuipotwierdziła,żeRaghwywiązał się z zadania. — On być twój— oznajmił, a służącymuKurhun rozciął więzy na rękach zakładnika. — Ty być wolny. Jadotrzymaćsłowa.

Na wpół przytomny Suen padłby twarzą w śnieg, gdybyAsuraniepochwyciłgowporęinieprzytrzymał.

— Ty iść za mój człowiek. On zaprowadzić do obozu —powiedziałjeszczeGarth,poczymdodał,wskazującnaSethyjczykalaską:—Onnienależećdonaszegoświata.Niebezpiecznamoc.Wymiećsięnabaczności.

Po tych słowach odwrócił się, by ruszyć w przeciwnymkierunkuweskorcieKurhunów i lisiejdziewczyny.Asurazmrużyłoczy i patrzył chwilę, jakgrupa leśnychdemonówznika za ścianądrzew.Wciąż kręciłomu sięw głowie od trucizny, ale zignorowałtonieprzyjemnewrażenie,skupiającuwagęnauzdrowicielu,któryzdawałsięzupełniebezwładny.

—Coztobą?Możeszmówić?—zapytałirozchyliłmupowieki.Próbował doszukać się jakichkolwiek oznak świadomościwzamglonychtęczówkach.Podejrzewał,żeijegoczymśzatruli.

— … czerwony dym… — wymamrotał Suen, wydmuchującobłokiparyspomiędzyspierzchniętychwarg.

Asura zmarszczył brwi i przypomniał sobie o demonicznymdymie,októrymmówiłniegdyśszaman.Ponoćnadługopozbawiałprzytomności, aniektórzypoodtruciunigdyniewracalido siebie

lubpopadaliwobłęd.Miałnadzieję,żetoniespotkaSethyjczyka.Widząc, w jakim jest stanie, zrezygnował z kolejnych prób

nawiązania kontaktu. Otulił go mocniej futrem i wziął na ręce,apotemruszyłwdrogępowrotną.

*

Niewiedział,jakdługoprzemierzałuśpionąpuszczę,podążajączakurhuńskimprzewodnikiem.Miałwrażenie,żetenzrozmysłemkluczymiędzy drzewami, jakby chciał zmylić trop, pomieszaćmuwgłowie,takbyRaghnigdynieodnalazłdrogidopolany.

Podczas tejwędrówkiprzez zastygływ śmiertelnymbezruchulas Sethyjczykmamrotał słowaw nieznanymwojownikowi języku,wciąż powtarzając jedno: lamar. Sposób, w jaki to robił, razz nienawiścią, raz z rozpaczą, dał Asurze do zrozumienia, żetoczyjeśimię.

Wpewnymmomenciepośródośnieżonychdrzewzamajaczyłyświatłapalenisk z obozowiska.Prowadzącymężczyznaprzystanął,oznajmiająctymsamym,żedalejniepójdzie,więcAsurazostawiłgoiruszyłsam.

Kiedy dotarł na miejsce, zastał wszystkich wojownikówczuwających i wyczekujących jego powrotu, gotowych w każdejchwili do działania. Na widok przyszłego wodza ponure twarzerozpogodziły się, a część z mężczyzn zaczęła zasypywać gopytaniami.

Hakan także odetchnął z ulgą, gdy zobaczył Wilczego Synażywego,wdodatkuzSethyjczykiem.Przezcałytenczassiedziałjakna nożach, nie mogąc niczego zrobić, a taka bezsilnośćdoprowadzała go niemal do szaleństwa. Jakby tego było mało,musiałjeszczezapanowaćnadludźmi,którzywpewnymmomenciezaczęli podżegać siebie nawzajem do ataku. Sam chętnie by natoprzystał,alechcącniechcącmusiałzostawićwszystkowrękachprzyszłegowodza.

—Co z nim?— zapytał, gdy Asurawszedł dowatru i położyłuzdrowicielanafutrachprzypalenisku.

— Żyje.Mów lepiej, co zNavah— odparłwojownik, skupiającwzrok na wilczycy, która leżała na boku i oddychała miarowo,pogrążona we śnie. Przykucnął przy niej, po czym rozchyliłpowieki, by zajrzeć w zamglone, złote tęczówki. Nie zbudziła sięjednak,kiedypotarmosiłjejłebipotrząsnąłciałem.

— Jest cała, alemusieli ją czymś zatruć. Leży tak, od kiedy jąznalazłem.Tosamoszczeniak—odparłHakan.

—To ten ichprzeklęty dym—powiedział Asura gniewnie, poczym dodał: — Przynieś korzeń Uguru. Spróbuję ocucićSethyjczyka.

KiedyHakanposzedłdosańwposzukiwaniu lekarstwa,AsurazająłsięrozbieraniemSuena,którywciążmiałnasobiekurhuńskieodzienie. Obawiał się, że jeśli Navah wyczuje woń demonów,wpadnie w furię, a to stwarzało niebezpieczeństwo dlauzdrowiciela.Wilki,choćdobrzewytresowaneiposłuszne,potrafiłybyćnieobliczalne,jakkażdedzikiezwierzę.

Nie napotkawszy żadnego oporu, ściągnął z Suena sięgającąłydek lnianą tunikę, po czym okrył go futrem, które znalazł podręką. W tej samej chwili zerknął na trupio blade stopy i przekląłw myślach Kurhunów. Dotknął skostniałych kończyn, lodowatychjaksamaZmarzlina,inatychmiastowinąłjewkawałeknagrzanejodognia skóry. Wiedział, że najłatwiej zachorować od nóg,a to mogłoby oznaczać dla Sethyjczyka śmierć. Nie mógł natopozwolić,nieteraz,gdyzrobił takwiele,żebyutrzymaćgoprzyżyciu.

— Część zawilgotniała i zgniła, psia krew — mruknął Hakan,kiedypojawiałsięnapowrótwnamiocie.—Towszystko,comamy.

Wilczy Syn przyjął lniany mieszek z białym korzeniem, którystosowanonapółnocywceluotrzeźwiania,najczęściejpopijackichbiesiadachipodczascałonocnychwart.

—Dlauzdrowicielastarczy—odparł,zdecydowanyzawszelką

cenęwybudzićSethyjczykazdziwnegoletargu.Na wilka roślina działała trująco, dlatego pozostawała jedynie

nadzieja,żeNavahsamadojdziedosiebie.— Spal te kurhuńskie szmaty — polecił jeszcze i wręczył

Hakanowizmięterzeczy,atenbezsłowazniknąłnazewnątrz.Asurapodejrzewał,żeuzdrowicielniepogryzierośliny,dlatego

oderwałkawałekzębamiizacząłprzeżuwać,starającsięniepołykaćsoku.

Kiedy miał już w zębach łatwą do przełknięcia papkę,przykucnął przy Sethyjczyku. Dłonią uniósł mu twarz, po czymbezceremonialnie przywarł do spierzchniętych warg i językiemwepchnąłzawartośćwłasnychustdojegogardła.Poczułlekkiopórzębów, który bez trudu złamał i Suen, chcąc nie chcąc, przyjąłintensywny, kwaskowaty sok połączony z kremową mazią. Taspłynęładożołądka,częściowozalewającpodbródek.Zakrztusiłsięizarazodetchnął,gdypozwolonomuzaczerpnąćpowietrza.

Asura już przeżuwał kolejny kawałek. Gdy znów ujął twarzuzdrowiciela, by ponownie wmusić w niego papkę z Uguru, tenuniósłpowieki i spojrzał jużbardziej świadomie.Soknajwyraźniejzaczynał działać, pomyślał Ragh. Nie zważając na słaby protest,kolejny raz przylgnął do Sethyjczyka i językiemwmusił gęsty sok.Naraz poczuł, jak zęby uzdrowiciela boleśnie zatapiają się w jegowardze,gryzącjąniemaldokrwi.

Choć zapewne nie to miał w zamiarze Suen, dla Ragha takieugryzienie oznaczało jedno — chęć zbliżenia, dlatego z miejscapoczuł, że twardnieje.Podejrzewał, że jego ciałonadal znajdowałosiępodwpływemdziwnegokurhuńskiegospecyfikuijeszczeprzezjakiśczasmożebyćnadmierniepobudzone.Odsunąłsię iprzetarłtwarzwierzchemdłoni,naktórejzostałaczerwonasmuga.Spojrzałwniebieskieoczy,którepatrzyłygniewnie,poczymuśmiechnąłsiękątemust.

— Trzeba przyznać, że gryziesz lepiej, niż bijesz — zadrwił,mrużącpowieki.—Tyleżepośródmojego luduto jakzaproszenie

dozabawy.Jesteśpewien,żetegowłaśniechcesz?Suenwpierwszejchwilizastygł,aciałozalałafalagorąca,kiedy

zdał sobie sprawę, co Asurama namyśli. Zaraz zmarszczył czołoirozejrzałsię,zdezorientowany.Niewiedział,cosiędzieje,niewielepamiętał prócz czerwonego dymu. Wtedy napotkał wzrokiemchłopca, który leżał pod ścianą watru, pobladły i nieruchomy jakkamień,inamomentzamarłownimserce.

— Yani — wykrztusił i natychmiast poderwał się w jegostronę,niezważającnato,żejestnagi.

Ledwie wstał, pozbawione sił ciało odmówiło posłuszeństwa.StraciłrównowagęiodruchowowsparłsięoAsurę,którypodniósłsięrównocześnieznim.

— Powiedz, że nic mu nie jest — powiedział, kurczowozaciskającpalcenaramieniuRagha.

— Żyje. Zatruli go dymem — odparł Asura. Czuł dyskomfortzpowodubliskościSethyjczyka.Teraz,gdywekrwikrążyłdziwnynapój,odbierałwszystkointensywniej.Przeztoniemógłsobieufać,dlatego odsunął się, pozwalając, by Suen opadł na powrót nalegowisko.

—Przezchwilęmyślałem…—zacząłuzdrowicieliurwał,zdającsobiesprawę,żeobajzYanimomalniezginęli.

Znów miał przed oczami wydarzenia tej nocy: widziałprzerażenie w zielonych oczach, czuł bezsilność i strach, a płucawypełniałmugryzącydym.Alenajgorszebyłoto,żekiedyponichprzyszli, niemógłnic zrobić, niemógł ochronić chłopca, bo jakaśmagia blokowała jego moc. Wciąż jeszcze nie potrafił do niejsięgnąć,jakbynałożononaniegobariery.

—Demonywięcej namnie zagrożą—powiedział Asura, jakbychciałgouspokoić.

Suen nie pytał, skąd Ragh ma taką pewność, ale chciałwtowierzyć.

*

Niedługo potem wrócił Hakan, niosąc w dłoniach misy pełneparującegojadła.

—Uznałem,żestrawaciępokrzepi.—ZtymisłowamiwręczyłAsurzenaczynie,atenzacząłłapczywiepochłaniaćjegozawartość.

Dzisiejszywieczórkosztowałgowielesił,nie tylko fizycznych.Przebywanie namrozie dodatkowowzmagało apetyt,więc posiłekzniknąłrównieszybko,jaksiępojawił.DrugąmiskęHakanpodsunąłSethyjczykowi,aletenodmówiłruchemgłowy.

— Dowiem się, co chciały od ciebie demony? Co to zaproroctwo,októrymmówili?—zapytałstarszyRagh.Chciałczymprędzej wiedzieć, do czego doszło w głębi puszczy, gdzie Asurazniknąłnapółnocy.

Wilczy Syn otarł utłuszczone wargi wierzchem dłoniimomentalniespochmurniał.MimożeHakannależałdozaufanychludzi,nawetjemuniemógłzdradzićprawdy.

—Dowieszsięwszystkiegowswoimczasie.Dzisiajniemamjużchęciotymmówić—uciąłkrótko,cozostałoprzyjętezmilczącymniezadowoleniem.

Hakan nie zamierzał jednak drążyć tematu na siłę, wiedziałbowiem, że to nigdy nie kończy się dobrze w przypadku Asury.Uznałwięc rozsądnie iniechętnie zarazem, żepoczekacierpliwie,ażtensamopowieotym,cozaszłodzisiejszejnocy.

— Przygotuj ciepłej wody. Dla Sethyjczyka też. CuchniemyKurhunami—poleciłWilczySyn,zmieniająctemat.

Zaczynał odczuwać przytłaczające zmęczenie i senność.Pragnąłterazjedynieregenerującegosnu,alewiedział,żeprzedtemmusi pozbyć się zapachu Kurhunów. Dlatego zdjął przesiąknięteobcąwonią rzeczy, spodktórychwyłoniły siękolorowemalowidłana ciele. Zdumiony Hakan chciał o to zapytać, ale na widokponurego spojrzenia szarych oczu zrezygnował i zniknął nazewnątrz.

—Niewiem, ilepamiętasz—zacząłchłodnoAsura,gdyzostał

samzuzdrowicielem—alecokolwiekpamiętasz,lepiejotymmilcz.Dla własnego dobra — ostrzegł i zmierzył go przenikliwymspojrzeniem.

Suen drgnął, jednak nie spojrzał mu w twarz, bo z miejscawyczuł,żeRaghmacośdoukrycia.Kiedyjużodzyskamoc,będziemógł odtworzyć wszystkie wspomnienia, które przesłonił trującydym, wtedy pozna prawdę. Tylko czy rzeczywiście tego chciał?,pomyślał.

—Niczegonie pamiętam, a nawet gdybympamiętał, niemaszczegosięobawiać.Niemampowodudzielićsiętąwiedzą.

— Od początku uważałem, że nie jesteś głupi, Sethyjczyku,iniechtakpozostanie—odparłAsura,cowjegoustachzabrzmiałoniemaljakpochwała.

Jużzupełnienagiwyszedłnazewnątrz,gdziezzapamiętaniemzaczął nacierać się śniegiem. Wilgotną skórę szorował ziołowym,sypkimproszkiem,któryskładałsięgłówniezestartychsuszonychroślin i dobrze pochłaniał tak tłuszcz, jak i brud, dzięki czemusprawdzał się doskonalew czyszczeniu ciała podczaswypraw czytrwającychdługopolowań.Wojownikmiałnadzieję, że farbyzejdąze skóry bez śladu. Jednak malowidła zmywały się z wielkimtrudem, dlatego dopiero po dłuższej chwili pozbył się i barw,i zapachu kurhuńskich kobiet. Na koniec wziął od Hakana kubełciepłej wody, który wylał sobie na głowę, by zmyć wszystkiezanieczyszczenia.Wycisnąłwłosy,czując,żechłódmroźnejkąpieliotrzeźwiłgodostatecznie,byprzegonićsenność.

WtymczasieSuenzająłsięwłasnąkąpielą.— Pewnie przywykłeś do innych warunków, ale tutaj nie

dostaniesznicwięcej—powiedziałHakanpotym,gdyzostawiłmuwiadrozgorącąwodąijutowyworekzziołowymproszkiem.

Niemógłwiedzieć,żeżyjącpośródkapłanów,Suenprzywykłdowielu niewygód i takie warunki nie robiły na nim większegowrażenia.Cowięcej,Sethyjczykodczuwałulgęnamyśl, żepo tyludniachpodróżybędziemógłwkońcuobmyćcałeciało.

Klęknął wnętrzem ud w stronę podstawy wiadra, po czymnabrał wody i zwilżył skórę. Potem nabrał w dłoń nieco proszku,którywtarłintensywniewramiona,klatkępiersiowąoraznogi,niepomijając bardziej intymnych części ciała. Kiedy zaczął spłukiwaćskóręciepłąwodą,ktośwszedłdonamiotu.

—Włosyteż—mruknąłAsura,mierzącgozukosaspojrzeniem.Suendrgnąłnadźwięk jego głosu i natychmiast spiął się cały,

gdy uświadomił sobie, jak bardzo jest odsłonięty. Z trudemdokończyłmycie,czującnasobiewzrokwojownika,którywytarłsiędosucha,poczymowinąłfutrembiodraiprzysiadłprzyogniu.

PotembezsłowauzdrowicielsięgnąłpookrycieipołożyłsięnaposłaniuobokYaniego.Przezchwilęnasłuchiwałoddechuchłopca;pragnąłszybkozasnąć,byniemyślećjużotym,cogodziśspotkało.Narazzamarł,gdyusłyszałpytanie,którewyrwałogozodrętwieniai niemal odebrało oddech. Przez chwilę leżał bez ruchu, patrząctępowścianęnamiotu.

— Kim jest Lamar? — powtórzył Asura, sądząc, że Suen niedosłyszał.

—Skądonimwiesz?—wykrztusiłwkońcuuzdrowiciel.— Powtarzałeś to słowo w drodze do obozu. Uznałem, że

toczyjeśimię.Uzdrowiciel zacisnął palce na okryciu, zmrożony

przerażeniem. Jeśli wzywał imię Lamara, gdy był nieprzytomny,to oznaczało jedno — Kurhunowie grzebali przy barierachwzniesionych mocą i zerwali jedną z nich. Tę, która chroniła goprzedszaleństwem.

—Każdyznasmaswojetajemnice,Raghu—odparł,ztrudempanującnaddrżeniemgłosu,poczymzacisnąłzęby,duszącwsobieszloch.

9WIEŚCI

WilczyposłaniecprzybyłnaZiemieRaghówkilkanaściednipotym, jak zostałwysłany zwiadomością. Biegł niemal bez przerwy,ścigając się z wiatrem, po drodze zatrzymywał się tylko napolowania na małą zwierzynę i sen. Wewnętrzny instynkt nigdygoniezawiódł,dziękiczemuwkrótcetrafiłdocelu.

W ten mroźny, wczesny świt nad Doliną Kłów wciąż jeszczeunosiła sięmgła, gdydotarłpodWilcząTwierdzę.Tamprzystanąłupodnóżawysokiegonakilkadziesiątstóp,masywnegomuru,którywzniesiono z ciosanych kamieni. Odgradzał on twierdzę odzamieszkujących podnóże klanów, a teraz pokrywała go grubaskorupaloduizmrożonegośniegu.

Wartownicyzporannejzmiany tłoczyli sięwłaśnieprzykoszuz ogniem, kiedy dostrzegli zwierzę pod bramą warowni. Od razu

rozpoznali w nim wilka należącego do watahy wodza, o czymświadczyło znakowanie prawego ucha za pomocą metalowegokolczyka.

— Podnieść kratę, ospałe kundle! Posłaniec u bram! —zakrzyknąłktóryśznichwstronęwieżystrażniczej.

Wodpowiedzizgrzytnęłyzębatki imechanizmruszyłociężale,aż metalowe wrota ustąpiły, by wpuścić zwierzę na zewnętrznydziedziniec. Tam, odprowadzany zaciekawionymi spojrzeniamiwojowników, wilk udał się wprost do izby mieszczącej się przywilczarni.Gdyktośuchyliłmudrzwi,wpadłdo środkawprostnapostawnegomężczyznę w sile wieku, o twarzy okolonej przyciętąkrótkobrodą.

—Dawnocię tuniewidzieli,starydraniu!—zawołałZardanawidok zwierzęcia, które wymachiwało szaleńczo ogonemipopiskiwałozradości,liżącjegotwarzszorstkimjęzykiem.—Obyśniósłdobrewieści—dodał,gdysięgnąłposakiewkędoczepionądoskórzanejobroży.

Rozwiązałrzemień,poczymwyjąłzwnętrzaglinianątabliczkę,na której wyryto wiadomość ostrzem noża. Zaraz też zakrzyknąłgromkowkierunkupokoimieszczącychsięnadizbą:

—Reva!Złaźtutaj,nawilczejaja!PrzybyłposłaniecodAsury!W odpowiedzi w jednej z okiennic pokazała się zaspana,

przystojnatwarzmłodegomężczyzny.Najegonagimtorsiewidniaływytatuowane znaki przynależności do plemienia, tak jak i nawygolonych bokach głowy. Przez jej środek ciągnął się też pasczarnych włosów, początkowo krótkich i zjeżonych, od karkudługich do ramion, związanych rzemieniem.W ciemnych oczach,rozszerzonychterazzzaskoczenia,błądziłniepokornybłysk.

—WilkodAsury?—zapytałochryple,jakbyniedowierzałtemu,cosłyszy.

—Acomówiłem?Głuchyjesteś?— Tak, tak — mruknął Reva, nie słuchając już marudzenia

mężczyzny.

Posłaniec od Asury, powtórzył w myślach i momentalnieodzyskał trzeźwośćumysłu,którydotądznajdowałsię jeszczepodwpływem wypitego wczoraj trunku. Natychmiast zerwał sięz miejsca i w biegu wciągnął na siebie rozrzucone po komnacieczęścigarderoby.

—Szlagbyto!—zaklął,gdywyrżnąłoskrzynięprzywsuwaniunogi w nogawkę skórzanych spodni. Szybko owiązał butyrzemieniami i narzucił rozpinaną tunikę. Kiedy wybiegał nakorytarz, miał jeszcze niezapięty pas, co wzbudziło rozbawieniemijanychpodrodzewojowników.

— Pohulało się wczoraj, co, Wilczarzu? — zażartował któryśznich.

— Żebyś ty wiedział, chłopie! — odparł Reva, uświadamiającsobie,żepiłniemalpółnocy,cozdarzałosięcorazczęściej,odkądAsuraopuściłtwierdzę.

Zbiegł po wąskich schodach i zanurkował do przestronnego,ciepłegownętrza,gdzieprzyogniu leżałydwamłodewilki,awrazznimiposłaniec.Zwierzępoderwałosięzmiejsca,byprzypaśćdoRagha.Oparłołapyojegoklatkępiersiową,tymsamymzwalającsięnań całym ciężarem, i Reva niemal zachwiał się pod tym nagłymobciążeniem.

— Dir, ty stary hultaju! — powiedział, z czułością czochrającmokrąjeszczesierśćipozwalająclizaćsiępotwarzy.—Niechciałeśbiecwzaprzęgu,tocięposłalidodomu,co?

Pozostałewilki takżeopuściłynagrzane legowiska iprzywitałysięzeswymopiekunem.Revapotarmosił zwichrzone łby,droczącsięznajmłodszymwilczkiem,którynieodstępowałgonakrokistałsię ulubieńcem wojownika. Choć wszystkie zwierzęta należały dowodza, to on przewodził stadem, przejąwszy ten zaszczytnyobowiązekpoojcu,stądzwanogoWilczarzem.

— Tak, wiem, chcecie do zaprzęgu. Zaraz się wami zajmę —powiedział i odsunął od siebie kolejną falę wilczych czułości, poczymspojrzałnaZardę.

Mężczyznasiedziałnaswymzwyczajowymmiejscuwkącieizbyi popalał fajkę nabitą zielem sprowadzanym zza morza przezFaldów.Wilczarz nazywał je „sponiewieraczem” i sam trzymał sięz dala od tego wynalazku. Wystarczy, że raz napalili się tegozAsurą,apotemrobilirzeczy,októrychwolałbyniepamiętać.

—Gdzietawiadomość?Copiszą?Ojciec zmierzył go ostrym spojrzeniem, marszcząc przy tym

brwi.—Znowupiłeśdorana—mruknąłzdezaprobatą.—Trzymaj—

dodałirzuciłmutabliczkę.Reva pochwycił ją w locie i prędko przemknął wzrokiem po

koślawych literach. Spośród Raghów tylko nieliczni znali pismoipotrafilisięnimposługiwać,aonzracjiswejpozycjidostąpiłtegoprzywileju. Momentalnie twarz mu pojaśniała i bezwolniewyszczerzyłsięwszerokimuśmiechu.

—LećztymdoKahena,japoinformujęwodza—poleciłZarda,wzamyśleniuwydmuchującpachnącydym.

*

Najmłodszy syn Czerwonego Wilka nie spał od dawna. Leżałpod okryciem z ciepłych futer i wpatrywał się tępo w sufit nadłożem. Przez pojedyncze okno komnaty, gdzie szybę stanowiłyzwierzęce błony, wpadła nikła poświata dnia. Ogień, rozpalonywczesnymrankiem,dawnojużbuzowałwkominku,azzadębowychdrzwidobiegałyodgłosybudzącegosięwtwierdzyżycia.

Kahenwestchnął.Upłynęłosporoczasu,odkiedyutraciłsprawność,alewciążnie

potrafił oswoić się z nową sytuacją. Kiedyś mógł robić wszystkoinigdynieprzeszłomuprzezmyśl,żepewnegodniamożestaćsięnagle zależny od innych. Teraz był skazany na pomoc w takprozaicznychsprawach,jaktoaletaczyzasiadanienakrześle.Czułsięprzez toniedołężny,przegrany i śmieszny.Nie jakmężczyzna,

tylko półczłowiek, zdany na czyjeś nogi, bo własne odmówiły muposłuszeństwa.

Nienawidziłtychchwil.Szczególnieboleśnieodczuwałmomentkąpieli,kiedyramiona

innegomężczyznyprzenosiłygonagiegodobalii,apotempomagałysięwydostać.Ztegopowoduzamierzałnawetzaprzestaćmyciasię.JednakReva,którysprawowałnadnimswoistąopiekę,oświadczył,że nie pozwoli mu zgnić i siłą przymuszał do tej upokarzającejczynności.

Jednego tylko Kahen nie pozwolił sobie odebrać — posiłkówjedzonych samotnie w komnacie. Wystarczy, że raz pokazał sięwgłównejsalijadalnejizmiejscategopożałował.Ledwiecokolwiekprzełknął pod ostrzałem dziesiątek par oczu, pośród ciężkiegomilczenia,któremówiłowięcejniżsłowa.

Niechciałtegopowtarzać.Choć z początku udawał silnego i starał się nie narzekać,

z czasem było to coraz trudniejsze. Do tego wciąż nie dostałżadnychwieściodbrata.Tosprawiało,żezkażdymdniemnietylkotraciłnadziejęnaznalezienieuzdrowiciela, lecz takżezaczynałsięniepokoićowyprawę.

Przekręcił sięnabok,poczymspojrzałnapustemiejsceprzyłożu, gdzie zwykła spoczywać Sora. Widać wilczyca opuściłakomnatę, nim jeszcze się zbudził, pomyślał, ciesząc sięjednocześnie,żemimowszystkomoże trzymać jąprzysobie.Przydrzwiach czuwał bowiem strażnik, który zawsze wypuszczałzwierzę,gdychciałozałatwićpotrzeby.

Zamknąłoczy iprzeczesałwłosygestempełnymzniechęcenia.Użalałby się dalej nad własnym losem, gdyby nie Reva, który bezpukaniawpadłdokomnatyizatrzasnąłdrzwi,ażhuknęło.

— Pobudka, Marudo — powiedział Wilczarz, używającprzezwiska,któreniedawnonadałmłodszemuzbraci.

—Nieśpię.Atyzacząłbyśwkońcupukać—mruknąłchłopak,siadając na łożu. Mimo pozornej oschłości cieszył się z wizyty

przyjaciela,któregowidywałterazcodziennie.— Myślisz, że nigdy nie wiedziałem, jak zabawiasz się ze

sobą?—zakpiłstarszyRagh,aKahenmomentalniepoczerwieniał.— Nie o to chodzi — żachnął się. — Zresztą nawet o tym nie

myślę.— Gadasz głupoty. Na dole wszystko z tobą w porządku.

Powinieneśsobiepoużywać,możeprzestanieszmarudzić—dodałRevaipoczochrałkrótkie,zwichrzonewłosy.Niegdyśbyłatobujnaczupryna, ale po utracie sprawności Kahen kazał je sobie ściąć.Wyglądałteraztrochębardziejdojrzale,cojednaknieodebrałomuchłopięcego uroku, czającego się w dużych, piwnych oczachiłagodnychrysachtwarzy.

—Przestańwreszciedotykaćmoichwłosów!Tonie jestwilczefutro, które możesz sobie bezkarnie tarmosić — zirytował sięKahen, odpychając natrętną dłoń. — Co tu w ogóle robisz o tejporze?

Znając zwyczaje Revy, spodziewał się go dopiero po porannejstrawie, bo od ataku Kuruk Wilczarz regularnie przychodził,by przymusowo zabrać go na świeże powietrze. Potem trzymałchłopakawwilczarni,gdziezpomocąinnychRaghówzajmowałsięzwierzętami.Kahennigdybymusięnieprzyznał,jakbardzolubiłtechwile.W towarzystwieRevy czas leciał szybciej, a samotność niedokuczała takbardzo.Miałwtedyokazję lepiejprzyjrzećsiępracyprzyjaciela: szkoleniom, karmieniu czy zabawie z wilkami. Tazabawa zresztą potrafiła być tak zachęcająca, że momentamiwzbudzałazazdrośćigniew,bosamniemógłsięprzyłączyć.Mimoto wolał przebywać pośród zwierząt. Przy nich czuł się o wielebardziej komfortowo niż pomiędzy sprawnymi mężczyznami,którzyprzypominalimuokalectwie.

— Mam wieści — powiedział Reva, po czym podał tabliczkę,którąskrywałwkieszenituniki,asamprzysiadłnabrzegułoża.

Kahen najpierw zaniemówił i otworzył szeroko oczy, a potemprzyłożył Wilczarzowi pięścią w ramię, gdy zorientował się, że

towiadomośćodAsury.—Imówiszotymdopieroteraz?!—wydarłsięniemal,byzaraz

chłonąćłapczywiewyrytekoślawoznaki.— Może straciłeś siłę w nogach, ale w rękach jej przybyło —

mruknął kwaśno Reva, rozcierając obolałe miejsce. Jednocześnieuśmiechnął się, widząc, jak rozpromienia się oblicze młodszegozWilczychBraci.

— Wracają — wymamrotał tamten jakby z niedowierzaniem,arozpierającagoradośćstałasięniemalnamacalna.—Wracają—powtórzył, jakby chciał się w tym utwierdzić. — Znaleźliuzdrowiciela.

—Najwyższapora—stwierdziłReva.Ich spojrzenia spotkały się, a w oczach każdego kryły się

niewypowiedziane tęsknoty. Nagle Kahen spochmurniał, gdy zdałsobiesprawęzczegoś,oczymdotejporynierozmawiali.

—Ty…mogłeśbyćtamznimi.Zamiasttegozostałeśzemną.Dotądo tymniemówił,aległębokowsercubyłwdzięczny,że

Wilczarz został w twierdzy. Gdyby nie jego uparta determinacja,życzliwość i zwykła obecność, Kahen pewnie by się załamał. Oddawnawiedział też,co łączyRevęzAsurą,zwłaszczażespecjalniesię z tymnie kryli. Zpewnościądzielili łoże, ale żaden znichnienazywałtegoWięzią,jakzwykłosięokreślaćzwiązekdwóchRaghówpośródichludu.

Wraghijskiej społeczności takie formywspółżyciauważanozapowszechne, zwłaszcza w twierdzach zamieszkiwanych głównieprzezwojowników.Mężczyźni oddający sięw służbęwodzowi niemogli bowiem zakładać własnych klanów. Zdarzało się jednak, żemieli kobiety i płodzili dzieci, ale ich rodziny żyły poza murem.WiększośćRaghównieuznawaławierności, leczzdarzalisięitacy,którzy chcieli sformalizować związek, a zwyczaje pozwalały natopoprzezRytuałWięzi.

SammógłconajwyżejpomarzyćoWięzi,boten,naktórymmuzależało,zdawałsięnieosiągalny.

Kiedy teraz myślał o Hakanie, uświadamiał sobie, że niewielewiedział o jegoprzeszłości, choćodkąd sięgał pamięcią,wojownikzamieszkiwał Wilczą Twierdzę. Jako młody mężczyzna zostałmianowany Naczelnikiem Klanu, do którego należał, a wkrótcepotemstałsięprawąrękąCzerwonegoWilka.Itowszystko.

JakoszczeniakKahenwidywałgoniemalcodziennie,boHakanzarządzał twierdzą w imieniu wodza i często doglądał różnychspraw.GdyobajzAsurąpodrośli,Hakanzacząłudzielać imnauk.Mimo pozornej oschłości był cierpliwy i łagodny, a pod surowąmaską,jaksiępóźniejokazało,kryłosiędużociepła,corozkochałownimKahena.

Chłopak nie wiedział jednak, co wojownik o nim myśli, boHakanbyłnieodgadniony,niemiałteżpewności,naczymtamtemutak naprawdę zależy. Nie potrafił również rozgryźć pokrytejtatuażemsurowej twarzyczyspojrzeniabadawczychoczu,dlategozachowałwłasneuczuciawtajemnicy.

Czasem tylko zastanawiał się, czy Hakan coś podejrzewa, czydostrzega ukradkowe spojrzenia i emocje, jakie kryją się zauśmiechem? Czy myśli o najmłodszym synu Czerwonego Wilka?Czymyślionim…wtensposób?

Zwłaszcza jedno wydarzenie utkwiło Kahenowi w pamięci.Wydarzenie,któremiałomiejscejeszczeprzedatakiemKuruk.

Była to Pora Łowów, czas intensywnych polowań, kiedygromadziligłównezapasynanadchodzącąPoręWielkichMrozów.Nad brunatną doliną poznaczoną plamami śniegu powoli zapadałzmierzch, gdy Kahen zasiadł w pobliżu watru i zajął sięoprawianiem zdobyczy. Na moment zaparzył się na niebo, którezapłonęło ogniemwysokoponad szczytami ośnieżonych gór, skądspływałajużwieczornamgła.Odetchnął,czującwpowietrzuchłódidymzrozpalanychognisk.

Odwieludniwrazzgrupąmyśliwychpolowałprzyzachodnichkrańcach Doliny Kłów, tam, gdzie kończyła się łagodna nizina,

a zaczynały niewielkie wzniesienia. Duchy im sprzyjały i o świcietrafilinapokaźnestadokaribuwędrującenazimowisko.Jakkażdywojownikztwierdzy,Kahenpolowałzwilkiem,azdobyczoznaczałstrzałami z unikatową lotką. Zwyczaj ten pozwalał myśliwymprzechwalać się potem ilością czy wielkością łupu. Kahen takżemiałsięczymposzczycić,bodopisałomuszczęścieitegodniawrazzSorąupolowałpokaźnąłanię.

Wypatroszył zwierzynę dużo wcześniej, dzięki czemu tuszazdążyła ostygnąć, więc teraz zajmował się skórowaniem. Poblaskpochodnipołyskiwałwostrzunoża,gdyszybkimruchemoddzielałskóręodmięsa.Każdymyśliwyrobiłtosamodzielnie,choćonjakosyn wodza mógł oddać żmudną robotę ludziom. Tak czynilizazwyczajAsuraczyHakan,niemówiącoRevie,któregozwalnianoz wielu obowiązków myśliwego ze względu na zajmowanie sięwilkami.

Kahenniemógłsiępochwalićwielomaumiejętnościami jaknaraghijskiego wojownika. Chciał być więc dobry w oprawianiuzwierzyny, co jednak nie szłomu tak sprawnie, jak by sobie tegożyczył.

—Jutrobędzieszmiałdośćczasunaoprawianie,młodywilku.Pora kończyć pracę i zacząć świętować — usłyszał niski, głębokigłoszabarwionyżyczliwąnutą.

Uniósł wzrok i spojrzał na Hakana, stojącego przed nimzkuflemmiodu.

— Bierz i dołącz do reszty — zachęcił mężczyzna, a Kahenprzetarł przedramieniem spocone czoło, po czym przyjął napitekzwdzięcznością.

Zajęty pracą nie zauważył, że w ruch poszły beczki miodu,a mięso dawno skwierczało nad ogniem. Nie zauważył nawet, żeSora legła przy nim jakiś czas temu, syta i zmęczona powyczerpującymdniu.

— Został jeszcze drugi bok i kończę. Idzie gorzej, niżmyślałem—mruknął,wstydzącsięwłasnejnieudolności.

— Trzeba czasu, żeby opanować skórowanie. Mnie też nieprzyszłotołatwo.

Kahenuśmiechnąłsięipokręciłgłową.—Nieprawda.Tobiewszystkoprzychodzizłatwością.Hakanparsknąłpodnosem.—Możeciężkowtouwierzyć,alesąrzeczy,którenawetmnie

sprawiajątrudność.Młodszy Ragh uniósł kufel do warg, zastanawiając się, o jakie

rzeczychodziiczywojownikmiałnamyślijedynie„rzeczy”.— Pokaż, jak to robisz — powiedział nagle mężczyzna

iprzykucnąłnadtuszą.WpierwszejchwiliKahenzesztywniałnamyśl,żeHakanbędzie

mu patrzył na ręce i oceniał. Zaraz jednak, odstawiwszy kufel naziemię,wrócił do przerwanej pracy. Czuł, że dłoniemu drżą podokiemmężczyzny, lecz nie przerywał, starając się zapanować nadnerwami.Wpewnejchwiliniezachowałwystarczającejostrożnościiprzedziurawiłskórę,zacoskarciłsięwmyślach.

—Jużwiem,cocinieidzie—stwierdziłHakan.—Wkładaszzadużosiły,azamałozręczności.Przypatrzsię—dodałisięgnąłponóżwetkniętyzaskórzanypas.

Chwycił tuszę i zaczął skórować w miejscu, gdzie skończyłKahen. Robił to wprawnym, zdecydowanym ruchem, wyuczonymlatamidoświadczenia.

—Kiedytrzymaszostrzewtensposób,idziełatwiej.MłodszyRaghskinąłgłowąiuważnieśledziłwskazówki.Chciał

jak najwięcej skorzystać z rad Hakana, który był znany z tego, żedobrzenauczałiznałsięnawielurzeczach.Jednakzamiastskupićwzrok na technice, Kahen zapatrzył się na dłonie naznaczonedziesiątkami drobnych blizn, żylaste i silne, potrafiące doskonaleposługiwać się bronią, polować i zadawać śmierć. Te same, któregłaskały wilczy łeb z czułością, o jaką nikt by ich nie posądzał.Dłonie, o których tyle razy fantazjował. Oddałby wiele za ichpieszczotę.

Momentalnie poczuł w ciele gorąco, gdy uświadomił sobie,oczymmyśli.

—Spróbujw ten sposób—poleciłwojownik, sprowadzając gotymisłowaminaziemię.

Kahen zmarszczył czoło, cały spięty, bo nie uważałwystarczającoiterazmógłsięjedyniezbłaźnić.

—Spróbujęjutro.Dziśjestjużzaciemno—mruknął,licząc,żesięwykręci, jednakHakannienależałdoRaghów,którychdałosięłatwozbyć.

Jego wyczekujące spojrzenie sprawiło, że Kahen westchnąłi chwycił za skórę. Jak przewidział, szło mu jeszcze gorzej niżwcześniej, przez co twarz zapiekła go ze wstydu. Nagle, zupełnieniespodziewanie, wojownik objął trzymającą ostrze dłoń, a tendotyk, mocny i szorstki, ale zadziwiająco ciepły, zupełniesparaliżowałchłopaka.Zaszumiałomuwgłowie,aklatkępiersiowąwypełniło dudnienie i w myślach dziękował duchom, że siedzi,inaczejnieustałbynamiękkichnogach.

—Spokojnie—powiedziałwojownik.—Robisztozanerwowo.Trzymajostrzebardziejpodukosem.

Po tych słowach pokierował jego ręką, która zaczęła się pocići drżeć jeszcze bardziej. Gdy w końcu puścił, Kahen z trudemprzełknął ślinę i uwolnił powietrze z płuc. Nigdy wcześniejHakanniedotykałgowtakbezpośrednisposóbitendotykzupełniewyprowadził młodego Ragha z równowagi. Z wrażenia przysamodzielnej próbie ciachnął się po palcach trzymających skórę,przez comomentalnie otrzeźwiał. Zaklął pod nosem i odruchowoprzyłożyłdłońdoust,tamująckrewjęzykiem.

— Trzeba to opatrzyć — powiedział mężczyzna i oparł ręceouda,poczymrozprostowałnogi.

—To tylko draśnięcie—mruknąłKahen, zawstydzonywłasnąniezdarnością.Wtejchwilibardziejodpalcówbolałagoduma.

Hakanzmarszczyłbrwi.—Draśnięcieczynie,możesięzapaprać.Chodź—nakazał.

Nim Kahen zdążył zaprotestować, wojownik zniknął jużw namiocie. Chłopak westchnął, zrezygnowany. Nie miał innegowyboruniżwstaćzsańipodążyćzanim,coteżzrobił.

W watru, do którego wszedł przez uchylny kawałek skóry,płonęłoniewielkiepalenisko.Rozedrganepłomienierzucałyciepłypoblasknalegowiskaizabrudzonenaczynia.Minąłprzypominającepobojowisko posłanie Revy, po czymprzykucnął nad drewnianymwiadremzwodą,byzająćsięobmyciemrany.WtymczasieHakanwygrzebałzeskrzyńkawałkiczystegopłótna iglinianąbuteleczkę.Zawierała ona sporządzony przez szamana wyciąg z ziół, którydziałał odkażająco i przyspieszał gojenie ran.Mężczyzna nasączyłmateriałwodnistąmazią,poczymzbliżyłsiędoKahena.

—Lepiejzaciśnijzębynakawałkuskóry.—Ale…przecież… sammogę się tymzająć—odparł chłopak,

zmieszany.—Robięcitylkokłopot.— Ty? Tymi nigdy nie robisz kłopotu.W przeciwieństwie do

twojegobrata—zauważyłwojownikniebez sarkazmu.—Trzymajdłońprzedsobą.

Słowa mężczyzny zupełnie rozbroiły młodszego Ragha. Nieznajdującsensownychargumentów,posłuszniewykonałpolecenie.Wmilczeniuobserwował, jakwojownikobmywaśladypocięciach,które szczypały cholernie. Nie wydał jednak żadnego dźwięku, bopostawiłsobiezapunkthonoruzniesieniebóluwciszy.Powietrzeprzesycał intensywny, ziołowy aromat, gdy stali blisko siebiez oczami utkwionymi w pociętych palcach— jeden w sile wieku,postawny, o szerokich barkach okrytych futrem; drugi niższyiowielemłodszy,owyćwiczonym,zwinnymciele.

Kahenpomyślał,żeopatrywanieranmawsobiecośintymnegoi poczuł dudnienie w piersi. Zerknął na twarz wojownika.Spróbowałodczytaćcokolwiekz jejwyrazu,skrytegoczęściowozamaską z wytatuowanych znaków, ale twarz ta jak zwyklepozostawałanieodgadniona.

—Trzymaj takprzeznoc,pókisięniepodgoi,adziśzapomnij

jużoskórowaniu—powiedziałHakan,gdyzawiązałskrawekpłótnawokółzłączonychpalców.

—Dobrze—mruknąłKahen,czującsię jakskarconeszczenię.Spojrzałnadłońiuznał,żesamniezrobiłbytegolepiej.—Dziękuję.Zanaukęteż.

—Niedziękuj.Przypomniałeśmi,żeibezbronimogęsięnacośprzydać.

Kahendrgnął,boniepodejrzewał,żeHakanmożetakmyśleć.— Ja nawet z bronią na niewiele się przydaję — odparł niby

żartem, ale kryła się za tym gorycz. Spojrzał w bok, by uniknąćwzrokumężczyzny,boobajdobrzewiedzieli,żetakwłaśnieuważałjegoojciec.

—Myliszsię,młodywilku—odparłwojownikzprzekonaniemi życzliwością, które nieczęsto pojawiały się w jego głosie. —Wykazałeś się dzisiaj na polowaniu i wykażesz jeszcze nieraz.Uznaniewodzaprzyjdziezczasem.Bądźcierpliwy.

TesłowadziwnieporuszyłymłodszegoRagha.Wżyciurzadkozdarzałomusięsłyszećjakąkolwiekpochwałę,ausłyszećaprobatęzustHakanatoznaczniewięcej,niżmógłbypragnąć.

— Chodźmy lepiej, zanim wypiją cały miód — powiedziałmężczyzna,zmieniająctemat,poczymruszyłdowyjścia.

Nim Kahen udał się jego śladem, dotknął opatrzoną dłońipomyślał,żeHakanpotrafizakładaćopatruneknie tylkonaranywidocznegołymokiem.

— Słyszałeś, co mówiłem? — zapytał Reva, wyrywając gozzamyślenia.

—Chybatrochęodpłynąłem—przyznałKahen,drapiącsiępokarkuispoglądającprzepraszającospodczoła.

— Ostatnio często odpływasz. Zabujałeś się? — zakpił. —Mówiłem,żeniezostałembezinteresownie.Wzamianpopowrocietwój brat będzie niewolnikiem namoich usługach. Do odwołania.Aprzynajmniejtakabyłaumowa.

Kahenparsknął,unoszącprzytymbrwi.—Niewolnikiem?Jużwidzę,jakciusługuje.—Nietakimniewolnikiem,młody.—Revauśmiechnąłsiępod

nosem,nacoKahenkolejnyrazoblałsięczerwienią.Wilczarz parsknął na ten widok. Bawiła go nieśmiałość

młodszegoRagha.Toniebywałe,jakdwajbraciamogąsięodsiebieróżnić,pomyślał.

— Zresztą ktoś musiał zadbać o twój tyłek — dodał. — I napewnonieżałuję,żezostałem.Nawettakniemyśl,Marudo.

Kahenzerknąłnaniegozmieszanyiprzezchwilęniewiedział,copowiedzieć.

—Dzięki—mruknąłwkońcu.—Gdybyniety…—Daj spokój—ofuknął goReva.Nie lubił, gdy robiło się zbyt

sentymentalnie.—Dobra,poranamnie—oznajmił.Uderzyłdłońmioudaipoderwałsięzwygodnegolegowiska.Narazpoczułbolesnąpustkęw żołądku, która przypomniałamu, że ostatni posiłek jadłdawnotemu.

—Przyjdępociebie,jaktylkoogarnę,cotrzeba.— Nigdzie się nie ruszam — odparł Kahen z nutą sarkazmu

iuśmiechnąłsiękątemust,aWilczarzodwzajemniłuśmiech.Wyszedłszy na korytarz, gdzie czuwał strażnik, Reva zamknął

drzwi i ruszyłwprostdogłównej izby jadalnej,by spożyćporannąstrawę.Cośjednakzatrzymałogowmiejscu.Jakieśsilnepragnienie,któregoniepotrafiłnazwać,aktórekazałomuskierowaćkrokidokomnaty na końcu wschodniego skrzydła. Ruszył zatem w tymkierunku.

Chwilę przemierzał korytarz, który przypominał kamiennytunel, rozświetlany i ogrzewany przez pojedyncze pochodniezatkniętewmetaloweuchwytynaścianach.Kiedyznalazłsięprzedokutymidrzwiami,wyciągnąłpękkluczy.Wybrałwłaściwyiwszedłdo środka, po czym rozejrzał się po wychłodzonym, surowymwnętrzuprzestronnegopomieszczenia,którestałonieużytkowane.Tylkoodczasudoczasuktośzaglądał tu,bydogrzaćniecozimne

mury,czekającenapowrótichmieszkańca.PatrzącnaopuszczonąkomnatęAsury,Revapoczułsiędziwnie

i pożałował, że tu przyszedł. Podszedł do łoża i zmiął w dłoniskrawek ścielącego je futra, gdy przypominały mu się wszystkierazy, kiedy zaspokajali żądze, ścierając się w namiętnym akcie.Jednak najbardziej lubił chwile, kiedy leżeli potem zupełniewyczerpaniizaspokojeni,żartujączsiebienawzajem.

Cholerniemutegobrakowało.Westchnął, przytłoczony tęsknotą, po czym zbliżył się do

jednego z kufrów stojących pod ścianą. Wyjął z niego najbardziejzmiętą koszulę, jaką znalazł, i z nadzieją, że został na niejjakikolwiek zapach, przycisnął materiał do twarzy. Wyczuł nikłą,znajomą woń potu, przez co niemal od razu ogarnęło gopodniecenie. Dotknął krocza i przez chwilę masował się przezubranie.Zarazjednakrozpiąłpasioparłsięodrewnianąskrzynię,po czym sięgnął do penisa. Przygryzł wymiętą tkaninę, kiedypobudzał się dłonią; czerpał narastającą przyjemnośćz rytmicznych, posuwistych ruchów. W wyobraźni przywoływałobraz Asury: jego twarde mięśnie, szerokie barki, silne dłoniei namiętne wargi, a także spojrzenie szarych oczu, rozbawionyuśmiech…

W końcu, ogarnięty żarem, gwałtownie przyspieszył, po czymdoszedł na kamienną podłogę pokrytą skórami. Zacisnął powiekii odchylił głowę. Oddychając płytko, czekał, aż serce zwolni bieg,adreszczorgazmuopuściciało.

Otworzył oczy i wbił wzrok w kamienne sklepienie komnaty.Kiedy teraz o tym myślał, uzmysławiał sobie, że nigdy dotąd nierozstawalisięnatakdługo.Niespodziewałsię,żetakbardzobędziemu brakować Asury. Nigdy też nie próbował nazwać tego, co ichłączyło. W tej relacji była przyjaźń, był seks i obaj nie oczekiwaliniczegowięcej.Żadnejwyłączności,deklaracjiczyinnychzbędnychsłów.Prostyukład,którydziałałodlat.

Tylkodlaczegotakcholernietęsknił,żetoażbolało?,pomyślał.

— Wracaj już, bo wariuję — jęknął, a słowa zginęływprzytłaczającejpustceścian.

Udręczony, wcisnął koszulę z powrotem do kufra, po czymopuściłmiejsce,którebudziłozbytwieleniechcianychemocji.

*

Drzwi do izby uchyliły się ze zgrzytem i do środka weszłazakapturzona postać. Wraz z nią wpadł mroźny podmuch wiatruinaniósłpłatkiśniegu,którezawirowaływdzikimtańcu,byzginąćw cieple ognia. Raghijka niedbale rzuciła w kąt noże, po czympodeszładokominkaiwystawiłaprzedsiebieuwolnionezrękawicdłonie. Dopiero po chwili zsunęła kaptur długiej do kolan,barwionejnaszarotuniki,którąoplatałwbiodrachpaszsakwamiipochwaminanoże.Odruchowoodgarnęławłosyzauszy,trącającpalcamimetalowekolcezdobiącemałżowinę.

—WciążtrenujeszdoRytuału?—zapytałZarda,którysiedziałoparty plecami o ścianę i przyglądał się jej spod na wpółprzymkniętych powiek, ćmiąc fajkę. — Nie poddajesz się. Godnepodziwu.Aleczemusiędziwić,jesteściewszaktaksamouparci,tyitwójbrat.Wkońcuwyszliścienaświatjednegodnia.

Akarawzruszyłaramionami.—Tobezznaczenia—odparła,niepatrzącnaniego,poczym

dorzuciładrwadoognia,ażtrysnęłyiskry.Zardazmarszczyłczoło,wiedząc,doczegozmierza.Choćjako

córce wodza zezwalano jej na znacznie więcej niż innymkobietom—boposiadałabroń,potrafiławalczyćipolować—toniemogła posiadać wilka. Pośród ich ludu ten przywilej przypadałbowiem jedynie mężczyznom — i to wyłącznie wojownikomsłużącym w twierdzy. Dziewczyna nie chciała się temupodporządkować. Z uporem domagała się prawa do RytuałuPrzemiany, który był podstawą otrzymania zwierzęcia. Jednakby odbyć Rytuał, musiała otrzymać nie tylko zgodę ojca, lecz

istarszyzny,cowydawałosięnieosiągalne.— Pewnych praw nie można zmienić, są stare jak sama

Zmarzlina. Walka z nimi to próżny trud. Im szybciej się z tympogodzisz,tymbędzieciłatwiejżyć.

— Wciąż to powtarzasz. Nie wiem tylko, czy mówisz tak, bowtowierzysz,czydlaświętegospokoju.

—Wieszdobrze,czemutakmówię.Toprawda.Nicwięcej.Akara zamilkła namoment, ale zaraz zerknęła w jego stronę,

ajejtwarzoostrychrysachstężała.— Masz rację, pewnych praw nie można zmienić. Dziś

zrozumiałam,żemogęjetylkoobejść.Zardawydmuchnąłdym,przyglądającsięjejuważniej.—Obejść?Akara podeszła do mężczyzny i bez słowa wyjęła mu fajkę

z dłoni, po czym zaciągnęła się dymem. Wydmuchnęła gozwidocznąprzyjemnościąnazaczerwienionejodmrozutwarzy,naktórejwidniałabliznaprzecinającaobiewargi.

—Samazdobędęwilka.Takjakrobilitonasiprzodkowie,zanimzaczęliśmyhodowlę.Wykradnęmłodezmiotuioswoję.Niktminiemożetegozabronić.

Wiedział, że Raghijka jest zdeterminowana i gotowa nawszystko,byleosiągnąć swój cel, alenie sądził, żeposunie się takdaleko. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie imponuje mu tazuchwałość. Obawiał się jednak, że dziewczyna nie zdaje sobiesprawy,nacosięporywa.

—Tozbytniebezpieczne.Wykraśćmłodezmiotutojedno,aleoswoićwilkatozupełnieinnarzecz.Odseteklatniktnierobiłtegozdzikimizwierzętami.To igranieześmiercią—powiedział,chcącodwieść ją od tego zamysłu, choć przeczuwał, że już podjęładecyzję.

—Znamkogoś,ktooswajałwilkicałeżycieiktomożemnietegonauczyć.

Zarda spochmurniał, a jego czoło przecięły poziome bruzdy.

Oparłłokcieodębowyblatispojrzałjejprostowtwarz.— Posłuchaj, jestem za stary na takie rzeczy. Poza tym nie

zamierzam ryzykować twoim życiem. Wiesz, co zrobi CzerwonyWilk,gdydowiesię,żebioręwtymudział?Każemniepowiesićzajaja,ate,wierzmi,wysokosobiecenię.

— Bardziej boisz się o mnie czy o miejsce w starszyźnie? —zakpiła z cieniem pogardy błądzącym w kącikach ust. — A możezwyczajniezapomniałeś,jaktojestbyćWilczarzem?

Twarz mężczyzny stwardniała, gdy pomiędzy nimi zawisłonieprzyjemnenapięcie.

— Zdaje się, że nie potrafisz przyjąć odmowy — stwierdziłchłodno.

—Zdajesię,żeniemożeszmiodmówić.— Nie mogę? — To go zaniepokoiło, bo w głosie Raghijki

pojawiło się coś, czego niemógł zignorować: ostrzeżenie, amożenawetgroźba.

Dziewczyna zmrużyła oczy, a Zarda pomyślał, że robiątowidentycznysposób,onaiAsura.Wszakbylibliźniętami.

—Kuruk—powiedziała,jakbytymjednymsłowemrzucałamuwyzwanie.

10ZŁAMAĆPRZYSIĘGĘ

Minęło kilka długich dni, odkąd zaprzęgi opuściły PuszczęMorren. Przemierzały teraz rozległą pagórkowatą dolinę, gdzieprzebiegała granica dzieląca Zielone Ziemie od Ziemi Raghów.Naotwartym terenie północny wiatr dął niemal nieprzerwaniei wznosił w powietrze tumany białego pyłu, przez co wojownicymusieli zmagać się z uciążliwymi zamieciami. Przez większośćczasu zakrywali więc szczelnie ciała i twarze, chroniąc się w tensposób przed mrozem i lodowymi podmuchami. Tylko wilkiniezmordowanie brnęły przez morze śniegu, wytrwale znoszącwszelkietrudności.

W trakcie przeprawy zdarzały się też bezwietrzne chwile,najczęściej nocami, ale i w dzień. Wtedy to szaleńczy wiatrniespodziewaniecichł,azołowianychchmursypałjedyniedrobny

śnieg. Na horyzoncie pojawiał się zarys potężnych górskichszczytów,obleczonychwśnieżnycałun.Piętrzyłysięgroźnienatleciemnegonieba i przypominały rzędywilczychkłów. Ichpodnóżezaś, otulone gęstą, mleczną mgłą, kryło w sobie lasy pełneniebezpieczeństw.

Niekiedyrozjaśniałosię, awtedynadolinępadałypojedyncze,bladepromienie słońca, skrzące sięoślepiającowuwieszonychnagałęziachsoplachlodu.Teren,początkowonizinny,zbiegiemdrogistawał się coraz bardziej górzysty. Na ścieżce pojawiały się teżczęściejbiałe lisy lub zające,którenatychmiastumykałynawidokzmierzającychwichstronęrozpędzonychzaprzęgów.

W tych dniach Asura siedział zazwyczaj na przedzie sań, naotwartej ławie, otulony futrami. Mógłby zaszyć się w osłoniętejczęści z dala od rozszalałego wiatru, ale starał się nie korzystaćz tego przywileju zbyt często. Zachodził pod zadaszenie tylko odczasu do czasu, by ogrzać zmarznięte ciało lub oddać sięregenerującejdrzemce.JakzawszetowarzyszyłmuHakan,któryodczasuwydarzeńw puszczy nie zadawałwięcej pytań. Asura, choćprzygotował wymijającą odpowiedź, wolał odsuwać rozmowę jaknajdalejwczasie,dlategobyłomunarękę,żewojowniknienaciska.

Hakan w trakcie drogi często zamieniał się miejscamiz Wanarem, który powoził pojazdem, by ten mógł odpocząć.Mężczyzny nie wpuszczano jednak nigdy pod zadaszenie. PozaAsurąiHakanemniktniemiałtamwstępu,gdywśrodkuprzebywałuzdrowiciel.

SamHakan jako prawa rękawodzamiał spore doświadczeniewpowożeniuwilkami i nie sprawiałomu towiększych trudności,zwłaszcza że zaprzęgowi przewodził Zir, jego basior o smolistejsierściibladoniebieskichoczach,którezdarzałysięuwilkówraznakilkadziesiąt miotów. Przejmowanie sań zapewniało chwilowezajęcie, które jakoś wypełniało czas. Większość tych dni mijałabowiem na bezczynności i w milczeniu, a nieliczne rozmowyograniczałysiędokrótkiejwymianyzdańnabieżącetematy.

—Dziśwkroczymyna terytoriumHauny—powiedziałHakantrzeciego dnia podróży. — Ostatnim razem minęliśmy ich bezsłowa,atomogłoobrazićRahoka.Trzebabędzieoddaćmunależnyszacunek.

AsurazmarszczyłbrwinamyślopostojuwOrlejTwierdzy.HaunazajmującaterenynadBiałymJezioremniebudziławnim

dobrychwspomnień.Nigdynieprzepadałzatymwyniosłymludem,który nie pozwalałwilkomwkraczać zamur. Jednakpozycja, jakązajmował, nakładała na niego obowiązki, których nie mógłzignorować,bynienarazićsięnagniewojcaistarszyzny.Zdrugiejstrony mogli sporo na tym skorzystać, pomyślał. W końcuRahoknieodmówigościnyizaopatrzeniasynowisojusznika.

— Moglibyśmy uzupełnić zapasy przed wkroczeniem naprzełęcz—uznał ponamyśle.—Tylko żew ten sposóbujawnimySethyjczyka.

Sethyjczyk.Na myśl o uzdrowicielu poczuł rozdrażnienie. Od czasu

uprowadzeniaprzez leśnedemonycośzmieniłosięwzachowaniuSuena. Stał się nagle odległy i nieprzystępny, jakby tamtodoświadczenie zostawiło w nim traumę, z której nie potrafił sięotrząsnąć.Choćrówniedobrzemógłtopowodowaćktoś,kogozwałLamarem.

Ostatnimi czasy często mamrotał to imię przez sen, co tylkoutwierdzałowojownikawdomysłach,żetencałyLamarmusiałbyćkiedyś jego kochankiem. Ale bardziej denerwujące było to, żeSuen nie zwracał na Ragha uwagi. Asuramiałwręczwrażenie, żestał sięniewidzialny.Czasem, gdymówił cośdouzdrowiciela, tennawetnaniegoniespojrzałaninieraczyłodpowiedzieć.WilczySynczułztegopowoducorazwiększąirytacjęiobawiałsię,żewkońcupuszcząmu nerwy, awtedy zwyczajnie potrząśnie Sethyjczykiem.Przeczuwał jednak, że to nie byłby dobry pomysł. Nie miał więcinnegowyjścia,jakdaćmuczas,bysiępozbierał.

— Jest tylko jedno wyjście: trzeba by go ukryć. Zostałby pod

twierdząrazemzludźmi,którzyzajmąsięwilkami—odparłHakan,krzyżującramionanapiersi.Znałdobrzechciwąnaturęplemieniaznad jeziora i obawiał się, że taka zdobycz jak uzdrowiciel możenawetdoprowadzićdokonfliktu.Wolał zrobićwszystko, byle tegouniknąć.

—Chceszzostawićgozamurem?Toniewchodziwgrę.Rahokzapewne zatrzymanasnanoc, awtedy stracęSethyjczyka z oczu.Drugirazniepopełniętegobłędu.

—Maszlepszypomysł?Asurazmrużyłoczyisplunąłwbok.— Wódz Hauny nie jest głupi, nie posunie się za daleko —

odparł,jakbychciałprzekonaćsiebiesamego,żenicimniegrozi.— W przeciwieństwie do Vildara — mruknął Hakan ponuro

iobajzamilklinamyślojegonieobliczalnymsynu.

*

Suen leżał pod futrami, wpatrzony nieruchomo w drewnianesklepienie ponad sobą. Yani siedział obok z podkulonymi nogamii przyglądał mu się z niepokojem. Nigdy wcześniej nie widziałuzdrowiciela w takim stanie, jakby wszystko przestało mieć dlaniego znaczenie. Prawieprzestał jeść, anocaminie spał, przez comiałpodkrążoneoczy.Napytania,czydobrzesięczuje,odpowiadałzdawkowo, że potrzebuje trochę czasu. Yani uznał więc, żemożejestchory,dlategomunieprzeszkadzał.Alejegoobawyrosłyzdnianadzień,gdypatrzył,jakstanprzyjacielasiępogarsza.

Suen drgnął, po czym przewrócił się na bok, plecami dochłopca, a jego dłoń powędrowała do tatuażu: niegdyś symbolumiłości i oddania, dziś zniewolenia. To w nim zapieczętowałwspomnienia o Lamarze i wszystkie niechciane uczucia, by nieprześladowały go i nie dręczyły na wygnaniu. Sądził, że nałożyłwystarczającosilnebariery,aleboleśniesiępomylił.

Doszedłdowniosku, żeKurhunowie,którzydotknęli go swoją

magią,zapewnechcieliwybadać,kimjest.Grzebiącwjegoumyśle,sprawili,żeniepotrafiłzobaczyć,cosięnaprawdęwydarzyłotamtejnocy, ale nie to martwiło go najbardziej. Od kilku dni próbowałodnowić barierę, jednak tatuaż nie reagował na moc. W dodatkumiał wrażenie, że wyczuwa w sobie czyjąś obecność, ale uznałtoodczuciezawidmoLamara.

W dzień, kiedy panował nad umysłem, potrafił jeszczeodpychaćodsiebiebolesneobrazy,alepodczassnuniebyłwstaniez nimi walczyć. Przez to czuł się coraz bardziej wyczerpany.Zkażdymdniemsłabłnietylkofizycznieiwiedział,żejeśliwkrótceczegośniezrobi,ogarniegoobłęd.

Kiedy napłynęło kolejne wspomnienie, nie powstrzymywał gonawet,zbytzmęczony,bysiębronić.

Stał przedwysoką okiennicą okryty kocem i spoglądał namiastowdole, spowite szarościąnadchodzącegodnia.Gasływłaśnieostatnielampiony, oświetlające wąskie uliczki, a nad półkulistymi dachamiwędrowałysmugidymu:znak,żeAleasarpowolibudziłsiędożycia.

—Oddawnanieśpisz?—dobiegłoodstronyłoża.Suenzerknąłprzezramięwstronękochanka.Lamarpodpierałsię

na łokciu i wpatrywał w niego spojrzeniem, w którym błyszczała nito troska, ni towspółczucie. Uzdrowiciel nigdy nie potrafił do końcaocenić, co taknaprawdękryje sięwgranatowychoczachNazarczyka.Może dlatego Lamar tak go fascynował, odkąd przybył do pałacuzOgnistychZiemwmisjidyplomatycznej?,pomyślał.

— Nie wiem, kiedy ostatnio spałem — odparł Suen z bladymuśmiechemnaustach.

Lamar wstał i owinął biodra prześcieradłem. Jego długie, jasnewłosy rozsypały się w nieładzie po ładnie umięśnionych, nagichramionach.PodszedłistanąłzaSuenem,poczymobjąłgoramionami.

— Powinieneś się wyspać. I coś zjeść. Prawie nic nie jadłeśostatnimi czasy. Nie chcesz chyba zemdleć z wyczerpania na oczachRady?—powiedział.

Suen dotknął ramienia mężczyzny, przymykając powieki. Tylkowtychobjęciachodnajdywałukojeniepodczastychostatnichdni,gdyważyłysięjegolosy.Myśl,żemożestracićLamara,ściskałamugardło,dlategoodsuwałjąjaknajdalejodsiebie.

—JutroRadawydawyrok. Ciągle niewierzę, żemogęwszystkostracić. To jak koszmarny sen, z którego nie potrafię się obudzić.Gdybymmógłcofnąćczas…

—Zrobiłbyśtosamo.Wieszotym.Obajzamilklinamomentiobserwowalipierwszerozbłyskisłońca

nahoryzoncie.Byćmożetoostatniraz,gdyrazemoglądaliwschódnadAleasarem,pomyślałSuen.

— Twój los jeszcze nie został przesądzony. Rada musi miećwiększość głosów, żeby móc cię wygnać. Wielu członków jestprzeciwnychtejdecyzji—powiedziałLamar,obejmującgomocniej.—Jeszczeniewszystkostracone.

Suenprzymknąłoczy,chłonącciepłopromieni,któremuskałymutwarz.

—Wiedz,żejakakolwiekzapadniedecyzja,najważniejsze,żejesteśpomojej stronie.Tylko dzięki tobiemogę to przetrwać—powiedziałcichoioparłgłowęopierśLamara.

—Zawszebędępo twojej stronie.Cokolwiek się stanie—odparłmężczyzna, a potemodwrócił go twarządo siebie i pocałował.Długo,namiętnie,zczułością.Tegoporankakochalisię,jakbyjutromiałonienadejść.

Dzień później Suen patrzył, jak Lamar głosuje za tym, by gowygnano.

Otarł łzy, które zmoczyłymu twarz.Dlaczego tewspomnieniawciążbudziływnimtyleemocji?Gdybyktośpowiedziałmuwtedy,żezostaniezdradzonyprzezNazarczyka,nigdybynieuwierzył.Czybyłażtakślepy?Jakmógłniedostrzec,żemężczyznabyłtchórzem,któremu zależało wyłącznie na tym, żeby chronić siebie i własneinteresy? Nawet fakt, że został wygnany, nie zabolał Suena tak

bardzo jak cios, który spadł ze strony Lamara. Od człowieka, naktóregonajbardziejliczył,wktórympokładałnajwiększezaufanie.

Otworzył oczy i wbił wzrok przed siebie, jakby nagle podjąłdecyzję.Pozostawałotylkojednowyjście—musiałzniszczyćtatuaż.Zniszczyć tęprzeklętąprzysięgęoddania.Umieścić tamwszystkiewspomnieniaoLamarze,poczymwypalićjeizserca,iciała.Tylkowtensposóbmógłuwolnićsięodniegoraznazawsze.

*

Tej nocy wiatr ucichł, wyczerpany szaleństwemi spustoszeniem, jakie siał za dnia, co pozwoliło wojownikomrozpalić ognisko na otwartej przestrzeni. Z ciężkiego nieba sypałgęsty śnieg, pokrywający wszystko wokół kurtyną białych piór,asiarczystymrózszczypałwtwarze,kradnącciepłooddechów.Poziemiprzemykałycieniepotężnychsylwetek,gdymężczyźniuwijalisięwblaskuogniaprzy rozkładaniuwatru.Zmęczeni całodziennąjazdąwtrudnychwarunkach,marzyli już tylkoogorącymposiłkuiśnie.

Gdy większość namiotów stała gotowa, Asura zsunął kapturi przykucnął przyplątaniniewiązań, by odpiąćNavah z zaprzęgu.Zdążyławydobrzećpotym,jakzatrułasiędymem,coRaghprzyjąłzprawdziwąulgą.Dlawojownikaniebyłobowiemnicgorszegoniżchory lub ranny wilk. Tracił w ten sposób ochronę, a to mogłoskończyćsięśmiercią.

Uwolniona wilczyca zaczęła lizać go po twarzy, machającintensywnieogonemiopierającłapyobarkiAsury.Podnaporemjejsiły wojownik stracił nagle równowagę i padł plecamiw śnieg, corozbawiłostojącegonieopodalHakana.

—Złaźzemnie,kupomięśni i futra—żachnąłsięWilczySyn,choćwjegogłosiedałosięwyczućczułąnutę.Zepchnąłjązsiebie,ale rozochocone zwierzę nie dało się tak łatwo odgonić.Powarkiwało i nadal nacierało na niego, traktując odpychanie jak

zachętędozabawy.— Zmiataj, bo zamienię cię na starego basiora — powiedział,

nawiązującuszczypliwiedowilkatowarzysza.—Lepszystaryniżgłupi—odciąłsięHakan,mierzącgozgóry

spojrzeniem.Asura już zamierzał coś odpowiedzieć, gdy Navah zacisnęła

szczękinajegokapturze.Szybkoprzetoczyłsięnakolanaiwyrwałmateriał z jej pyska.Potemsypnąłwnią śniegiem, szczerzącprzytymzęby,bydaćjejdozrozumienia,żetokonieczabawy.Wilczycaprzez chwilę patrzyła niezdecydowana, z wywieszonym ciepłymjęzorem, który parował intensywnie w mroźnym powietrzu.Wkońcupobiegławnoc,bywrazzinnymiwilkamizapolować.

Asurawstałiotrzepałsięześniegu,poczymskierowałkrokidopaleniska.Tamspostrzegłchłopca.

—Gdziejestuzdrowiciel?—Wnamiocie—odparłYani,układająckolorowekamykijeden

nadrugim.—Kazałmituzostać.Asura przymrużył powieki i z miejsca ruszył do watru. Gdy

tylkozamknąłzasobąosłonęzeskór,zobaczyłSuena,którysiedziałprzyogniuwsamejkoszuliiwnapięciuwpatrywałsięwpłomienie,jakby na coś czekał. Na widok wchodzącego wojownika drgnąłnerwowo,conieuszłouwadzeRagha.

—Co jest?— zapytał podejrzliwie,marszcząc brwi.—Czemukazałeśszczeniakowizostaćnazewnątrz?

— Chciałem w samotności pomodlić się do moich bogów —odparłuzdrowiciel,unikającjegospojrzenia.—Towszystko.

— Mówiłem już, że nie umiesz kłamać — parsknął Asurairozejrzałsięuważnie,bowyostrzonezmysłypodpowiadałymu,żecośjestnarzeczy.

Obszedł Suena i wtedy to dostrzegł: wąskie ostrze sztyletuzatopione w ogniu. Nim jednak zdążył zareagować, Sethyjczykbłyskawiczniechwyciłzarękojeśćskrytąpodfutremipoderwałsięzmiejsca.

—Niepodchodź—ostrzegł,kierującrozżarzonągłownięwjegostronę.

— Chcesz się zabić? Nie, do tego nie potrzeba rozgrzewaćostrza — stwierdził Asura, uważnie obserwując ruchyuzdrowiciela.—Chceszcośwypalić.

— Zgadłeś, Raghu. Zamierzam wypalić tatuaż. Tylko metalrozżarzonywogniupotrafiusunąćprzysięgęzciała.Niepróbujmiprzeszkodzić!

—Przysięgę?—WilczySynuniósłbrwi,nie rozumiejąc.Przezmomentmiałwrażenie,żeSethyjczykmówiodrzeczy.

Suen zawahał się, ale uznał, że jeśli wyjawi wojownikowiprawdę,możetenniebędziepróbowałgopowstrzymać.

— Pytałeś, kim jest Lamar. To człowiek, którego kiedyśkochałem, a którego nienawidzę. Tatuaż jest przeklętą przysięgąoddania, jaką mu niegdyś złożyłem. Muszę ją zniszczyć, żebyodzyskaćspokój.Żebyraznazawszewymazaćgozmojegożycia.

Asura przyglądał mu się chwilę w milczeniu. Nie sądził, żetatuażmaażtakieznaczenieiniepodejrzewał,żeSethyjczykmożeporwać się na coś podobnego. Jego determinacja i gotowość dopoświęceniazaczynałybudzićwnimcichypodziw.

— Tym wąskim ostrzem nie wypalisz tatuażu za jednymrazem—zauważyłprzytomnie.—Będzieszmusiałprzypalaćskóręwielerazy.Jesteśgotównatakiból?

Suen zacisnął zęby i zerknął na rozżarzoną głownię. Czy byłgotów?Taknaprawdębyłgotównawszystko,bylebyuwolnićsięodNazarczyka. Gdyby mógł, zrobiłby to nożem. Jednak od czasuucieczki z watru Ragh trzymał całą broń z dala od jego rąk.Uzdrowicielznalazłjedyniesztyletschowanygłębokonadniejednejzeskrzyń,tensam,któryodebranomuwświątyni.

—Zróbtonożem—powiedziałAsurai,kuzaskoczeniuSuena,sięgnąłdopochwy.

—Mamuwierzyć,żechceszmipomóc?—zapytał,bonieufałdobrymintencjomwojownika.

— Jeśli dzięki temu przestaniesz wzywać tego Lamara ponocach,samwypalętatuaż—odparłWilczySyn,mrużącoczy.

Suen wahał się przez chwilę, patrząc na nóż, który Raghtrzymał w dłoni. Nie miał pewności, czy to podstęp, ale cośw spojrzeniu wojownika przekonało go. Opuścił sztylet, a potemcisnąłdowiadrazwodą,którazasyczałaizaparowałaintensywniepodwpływemżaru.

— Zrób to więc — powiedział, nie patrząc mężczyźniewtwarz.—Wypalgozmojejskóry.

—Totwojeostatecznesłowo?—Tak.Asura stał chwilę w milczeniu, jakby coś rozważał. Wreszcie

wsadził ostrze w rozżarzone drwa i wyszedł z watru, po czymwróciłzdzbanemmiodu.

—Zacznijpić—powiedział,podawszymutrunek.—Niemamnicinnegonaból.

Wygrzebałskądśkawałekdrewna.—Weźmieszgowzęby,kiedycipowiem.Suen zacisnąłdrewienkowdłoni, alenieodezwał się słowem,

tylko zaczął opróżniać dzban. W tym czasie Asura przekazałHakanowi, by nikt im nie przeszkadzał, a następnie zdjął tunikęrazem z koszulą. Przykucnął przy palenisku, żeby sprawdzić, czyostrzejestgotowe.

— Powiedz jedno: co on ci zrobił, że tak go nienawidzisz? —zapytałnagle,odwróconyplecamidouzdrowiciela.

Suen milczał. Stał w bezruchu i rozważał, czy powiedziećRaghowiwięcej,niżpowinien.

—Był tchórzem,którydbał tylkoowłasny los.Zdradziłmnie,kiedy najbardziej go potrzebowałem — wyznał i zaraz dodałciszej:—Mógłmnieuratowaćprzedwygnaniem.

Asurazerknąłnaniegozukosa.—Zabiłeśgo?Zasłużyłnaśmierć.Uzdrowicielpokręciłgłową.

—Niktniezasługujenaśmierć,naweton.—Nigdyniechciałeśsięzemścić?Ichspojrzeniaskrzyżowałysięponadramieniemwojownika.—Dlawas,Raghów,zemstatozapewnekwestiahonoru,aledla

mnie zemsta nic by nie zmieniła— odparł Suen.— Poza tym niemógłbymgoskrzywdzić.Kiedyśgokochałem—dodał,dziwiącsięwłasnejwylewności.

Asura zmarszczył czoło.Niemógł do końca pojąć zachowaniaSethyjczyka.DlaRaghówzabiciezdrajcyizemstabyłyodwiecznymprawem.

—Przygotujsię—powiedział,chwytającnóż.Suen spojrzał na rozżarzone ostrze iwtedymocpokazałamu

coś,czegowcześniejniedostrzegał,amożeniechciałwidzieć:sammetalniewystarczy,bycałkowiciezniszczyćprzysięgę.Narazpojął,że musi zrobić coś jeszcze, by dopełnić rytuału. Musi zdradzićLamara, złamać obietnicę wierności, która jest częścią przysięgi,a której dochował po wygnaniu. To wzmacniało łączącą ich więźiSuenwiedział, że jeśli tegoniezrobi, jeślinieoddaciała innemumężczyźnie,zniszczyprzysięgętylkowpołowie.

—Zaczekaj—powiedział,gdyRaghzbliżyłsiędoniego.—Rozmyśliłeśsię?— Nie. Ale muszę zrobić coś, jeszcze zanim wypalę tatuaż —

odparłuzdrowiciel,patrzącmuwoczywnieodgadnionysposób.Byćmożepotrzebowałszumuwgłowie,żebysięnatozdobyć,

być może oszalał i jutro pożałuje tej decyzji, ale w tej chwili byłgotównakażdepoświęcenie.

Nieoczekiwanie chwycił za wisior, który Asura nosił na szyi.Przyciągnąłjegotwarzkusobie,sięgnąłgorącychwargizostawiłnanich ugryzienie. To zupełnie zaskoczyło wojownika. Ich ciepłeoddechymieszałysięzesobą,gdychwilępatrzyłwniebieskieoczy,podnieconyizdumionyjednocześnie.

— Chcę, żebyś się ze mną kochał, Raghu — powiedział Suenwprost.

*

—Umieszgraćwkości?—zapytałHakan,któryprzysiadałobokchłopcanasankachustawionychwpobliżuogniska.Zarazpostawiłmiędzy nimi drewniany kubek,w którym zagrzechotały kostki dogry. Zrobiło mu się szkoda dzieciaka, który od kilku dni chodziłsmętny, a dziś na dodatek został wyrzucony z namiotu jakporzuconeszczenię.Chybarobięsięzbytmiękkinastarość,zadrwiłzsiebiewduchu.

Zieloneoczyzerknęłynakubek,apotemYaniprzeniósłwzrokna wojownika. Przez chwilę przypatrywał się mężczyźnie niczympłochliwezwierzątko,którerozważa,czyzadłoniązjedzeniemnieczyhapułapka.

—Wkościikilkainnychgier—odparłwkońcu.— To dobrze.Może nauczyszmnie czegoś nowego, bo jużmi

obrzydłynaszegry.Aterazrzucaj.—Ten,coprzegra,dajefant—powiedziałYanigłosemstarego

wyjadacza.Hakanparsknął,apotemskinąłgłową.—Niechcibędzie.Patrzył, jak chłopiec potrząsa kubkiem w obu dłoniach, lecz

widziałnieYaniego,awłasnegosyna,któregoprzedlatystracił.

11BLIZNY

Asura wpatrywał się w Suena, zbity z tropu tą nagłąpropozycją.Niesądził,żeusłyszyzjegoustpodobnesłowa.Aterazuzdrowiciel stał przed nim półnagi, pijany i gotówmu się oddać,choćzdawałosię,żeniedokońcawie,corobi.Raghmógłsiętylkodomyślać, co kierowało Sethyjczykiem i skąd ta chęć zbliżenia,alenieobchodziłygopowody.Skorosampchałmusięwręce,niezamierzałztegonieskorzystać.

Wsadziłnóżnapowrótwogień,poczymchwyciłgozatwarz.— Dobrze słyszałem? Chcesz, żebym cię pieprzył? — zapytał,

mrużącoczy,ipotarłdolnąwargękciukiem.Suen zadrżał pod tym dotykiem, bynajmniej nie z powodu

strachu.—Możesz zrobić ze mną, co zechcesz — odparł i przymknął

powieki.Asura przesunął dłoń wzdłuż linii szyi i wyczuł drżenie pod

palcami.Wziąłwgarśćpasmowłosów,któremusnąłustami.Przezchwilęnapawał się tym, żeuzdrowicielpozwaladotykaćwłasnegociałabez żadnegooporu, jakbynależałdoniego.Zmarszczyłbrwi,gdyuświadomiłsobie,żetauległośćniepasowaładoSethyjczyka.

—Jestciwszystkojedno,coztobązrobię?Suen nie odpowiedział, co zirytowało Wilczego Syna. W tej

samejchwilicośpojął.— Jest ci wszystko jedno, komu się oddasz — bardziej

stwierdził,niżzapytał.Zabrałdłoń.—Wtakimrazieidźdomoichludzi—warknąłimachnąłręką

wstronęwyjściaznamiotu.Uzdrowiciel otworzył oczy i spojrzał na niego zdumiony. Nie

sądził,żetomożemiećdlaRaghajakiekolwiekznaczenie.—Nietegochciałeś,odkądwziąłeśmniedoniewoli?—odparł

zimno.Asuraparsknął.—Gdybymchciałciętylkoposiąść,zrobiłbymtojużdawno.Nie

przyszło ci to do głowy? Sądziłem, że nie jesteś głupi — zadrwiłznutązłościwgłosie.

Suennamomentznieruchomiał,próbujączrozumieć,coRaghchcemuprzekazać. Spojrzałmuprzenikliwiew oczy, zaskoczonytym,coodkrył.WięcAsurachciał,byonteżtegopragnął,bypragnąłjego.

Tknięty impulsem, chwycił za koniec koszuli i zdjął ją przezgłowę.

—Niejestmiwszystkojedno—powiedział.—Chcę,żebyśtobyłty.Niktinny.

Wmomenciegdywymówiłtesłowa,poczuł,żetakwłaśniejest.Chciał to zrobić z Asurą, który potrafił zaryzykować wszystko,by pomóc bliskim. W przeciwieństwie do Lamara. A przecież

Nazarczyk nazwałby go nieokrzesanymdzikusem, choćRaghmiałwsobieowielewięcejodwagiiprzyzwoitości.

— Chcę, żebyś to był ty — powtórzył, ale słowa zginęły jużw wargach Asury. Smakował siłą i drapieżnością, i Suen poczułmrowieniewdolebrzucha.

Po chwili leżał pod Asurą na futrach, poddając się dłoniom,które badały jego ciało z lekką, niezdarną brutalnością, jakbypróbowały się nauczyć, jak go dotykać. Jęknął, kiedy wojownikzacząłcałowaćwrażliwąskóręnaszyi.Nagleprzygryzłjąnamiętnie,co sprawiło Suenowi ból. Asura z miejsca wyczuł zesztywnieniewjegocieleiprzestałużywaćzębów.Zapomniał,żeSethyjczykniejestjakRaghowie,którychskórabyłaowielemniejwrażliwa.

Podniósłsięiukląkł,auzdrowicielobserwował,jakrozpinapasiściągaspodnie.Uniósłwzrokwyżej inatrafiłnaszarespojrzenie,takintensywne,żeprzyprawiłogoozawrótgłowy.Narazdostrzegłodznaczającą się na muskularnym torsie czerwoną linię, którapozostałapodraśnięciunożem.

— Zostanie blizna — powiedział Suen nie wiedzieć czemuimusnąłdraśnięciepalcami.

— Nie pierwsza i nie ostatnia — odparł Ragh zachrypniętymzpożądania głosem, a potempochylił sięmiędzy rozchyloneuda,bywziąćjegomęskośćwusta.

Uzdrowicielzacisnąłpalcenafutrach,azgardławyrwałmusięniekontrolowany jęk, gdy znalazł się cały w gorącym, wilgotnymwnętrzu.Asurassałgochwilę,poczymchwyciłSuenapodkolana,uniósł je i przycisnął do boków jego ciała, by móc zatopić językmiędzy pośladkami. Natychmiast wyczuł, jak Sethyjczyk sięspiął. Nie przerwał jednak, przez moment drażnił pierścieńdelikatnychmięśni,instynktowniewdzierającsiędojegownętrza.

— Przestań… proszę — wykrztusił Suen, czując, że tabezwstydnapieszczotatozbytwiele.

—Mówiłeś,żemogęzrobićztobą,cozechcę—przypomniałmuAsura.

Uzdrowiciel zacisnął zęby, a potemwestchnął, żałując, że nieupiłsięmocniej.

Ragh zmarszczył brwi, ale przerwał. Znów ukląkł i sięgnął dopasazbronią,gdziewpochwachnosiłnietylkonoże.Zjednejwyjąłglinianąbuteleczkę irozlał jejzawartośćnadłoń.Chwilęogrzewałolejek przez pocieranie, po czym nawilżył wejście, jednocześniepieszcząc uzdrowiciela palcami. Starał się robić to z wyczuciem,choćSuenwzdrygnąłsiękilkarazypodczasrozciągania.Stopniowojednakpozwalałwsunąćwsiebiewięcej.

W końcu Asura potarł penisa, ale kiedy w blasku płomienipochwycił spojrzenie Sethyjczyka, dostrzegł w niebieskich oczachwahanie.

—Jesteśpewien,żetegochcesz?—zapytałjeszcze,jakbychciałzyskaćpotwierdzenie,żeuzdrowicielnierozmyślisięwtrakcie.

—Jestempewien—odparłSuenizamknąłoczy.Choć brzmiał zdecydowanie, gdzieś na granicy świadomości

czaił się lęk. Nie znał innej bliskości poza tą, której zaznał przyLamarze. Ragh był zupełnie odmienny od Nazarczyka: bardziejgwałtowny, mniej delikatny, ale namiętny i pewny siebie. Suenwyczuł też, że wojownik starał się panować nad własnymiinstynktami, żeby nie zrobić mu krzywdy. To wystarczy, by muzaufał,pomyślał.

Asura potarł wejście nabrzmiałą główką i zaczął wsuwać sięwgorącą ciasnotę, powoli przełamując opórmięśni.Kiedy znalazłsię w nim cały, z gardła wyrwał mu się ochrypły pomruk. Takdesperacko pożądał tego uczucia, że aż zadrżały mu kolana, gdyciało poraziła upragniona przyjemność. Poruszył się wolno, aleSuenwciążbyłzaciasny.

Pochylił się nad uzdrowicielem, gdy ten leżał w bezruchu,z sercem łomoczącym w piersi, obezwładniony odczuciami, jakiewypełniałyciało.

— Rozluźnij się — wyszeptał Ragh wprost do jego uchai przygryzł je lekko, wsuwając jednocześnie dłoń w rozsypane

śnieżnobiałewłosy.Suen poczuł gorąco w dole brzucha, a ciało momentalnie

zareagowałonasłowawypowiedzianewdziwniemiękkisposób.— Właśnie tak — wymruczał Asura, czując, jak Sethyjczyk

zkażdąchwiląpoddajesięjegoruchom,ażodnaleźliwspólnyrytm.Głos Ragha, zapach jego potu, ciężar ciała i łączący ich żar

sprawiły, że Suenpoczuł dziwnąniemoc.Ogarnęła gomieszaninabóluipodniecenia,miałwrażenie,żepłonie.

Nagle wojownik splótł jego palce z własnymi i przycisnął mudłoniedo futer,apotemzacząłporuszaćsięgłęboko i rytmicznie,stymulując wrażliwy punkt. Ciepłe wargi wciąż całowały i kąsałyusta oraz szyję. Te niemal czułe pieszczoty sprawiły, że Suenzupełniezatraciłsięwtymakcie.

NarazRaghobjąłgowpasie,dźwignąłobuzfuteriprzysiadłnawłasnych nogach. Uzdrowiciel odruchowo oplótł mu ramionamiszyję,niecierpliwiezaciskającudawokółbioderwojownika.

— Mocniej — wymamrotał na wpół przytomnie. — Chcęmocniej…

Asura ścisnął go za pośladki, a potem zaczął gwałtowniezanurzać się w jego wnętrze. Suen wziął penisa we własną dłońi wystarczyło mu zaledwie kilka ruchów, by ciałem targnął silnydreszcz,odktóregopociemniałowoczach.Jęknął,ztrudemłapiącoddech,porażonytymdoznaniem.

Asurazacisnąłpowieki,czującpulsowanie,któredoprowadziłogo na skraj wytrzymałości, po czym doszedł, wydając z siebieurywanewarknięcie.Przezchwilętrwalitakzespoleni,uspokajającoddechy,ażwkońcuSuenodsunąłsięodrozgrzanegotorsuAsuryiopadłnafutra.

Wojownik chwycił skórzaną przepaskę i przetarł brzuchubrudzony nasieniem, przypatrując się Sethyjczykowi, który leżałzupełnieodsłonięty.Przymrużyłoczy,poczympodniósłsięzziemiiwyjąłnagrzanynóżzpaleniska.

—Wciąż tego chcesz? — zapytał, stojąc do niego plecami, na

którychpołyskiwałpot.—Tak—odparłSuenidrżącądłoniąodszukałkawałekdrewna.

*

Nie wiedział, jak długo leżał nieprzytomny, ale kiedy sięzbudził,pierwsze,copoczuł,tonieznośnepieczenieiból.Rozejrzałsię, lecz w watru nie zastał nikogo. Przez szczelinę w sklepieniuwpadało blade światło dnia, a w palenisku żarzyły się kawałkidrewna,uznałwięc,żemusibyćdzień.

Z trudemuniósł sięna łokciach i spojrzał naudo.Wmiejscu,gdzie jeszcze wczoraj nosił tatuaż, ktoś, zapewne Asura, nałożyłopatrunek z namoczonej tkaniny zabarwionej zielonąmazią. Czułteż, że futro pod nogą jestmokre, a obok dostrzegł nieco śniegu.Raghzadbałnawetoschładzanierany,przemknęłomuprzezmyśl.

Opadł z powrotem na legowisko, a wydarzenia zeszłej nocywróciły do niego z całą swą grozą: niewyobrażalny ból, smródprzypalanegociałaiciemność,wktórązapadłpotym,jakzemdlał.Przez moment obawiał się, czy całe poświęcenie nie poszło namarne, ale ani we śnie, ani teraz żadne obrazy nie nadeszły. Aniemocje. Jakby Lamar nigdy nie istniał. Była tylko pustka i ulga,jakiejniedoświadczyłoddawna.

Naraz do wnętrza zajrzał Hakan. Zobaczył, że Sethyjczyk jestprzytomny,więcprzyniósłmisę,zktórejunosiłasięciepłapara.

— Tu masz ciepłą wodę. Obok legowiska znajdziesz maści —powiedział,przyglądającmusiębadawczo.

—Długoleżałemnieprzytomny?—zapytałSuensłabo.—Zwlekamypółdnia—mruknąłHakan.—AYani?Cozchłopcem?—dopytałjeszcze,bopoczułwyrzuty

sumienia,żezostawiłgosamemusobie.—Bawisięprzysaniach—odparłkrótkoRagh izarazzniknął

zaosłoną.Gdytylkomężczyznaopuściłnamiot,Suenz trudemdźwignął

się i usiadł. Odrzucił futra, które okrywały jego nagość, i zbolałyprzysunął się do naczynia zwodą. Omył twarz, po czym zajął sięintymnymimiejscami,któreprzypominałydobitnieotym,cozaszłomiędzynimaAsurą.

Wczoraj, gdy zdecydował się na zbliżenie, zrobił to, cokonieczne,byzłamaćprzysięgę.Sądziłprzytym,żeRaghpotraktujego brutalnie i będzie pragnął jedynie szybko zaspokoić własneżądze. Zamiast tego mężczyzna okazał mu czułość, o jakiej Suenzdążyłjużzapomnieć.Wczorajszejnocyzprzerażeniemodkrył,jakbardzo za tym tęsknił, jak bardzo pragnął bliskości. Przez tewszystkie lata na wygnaniu nigdy nie zbliżył się do nikogo, choćkilkukapłanówotwarcieokazywałomuzainteresowanie.Jednakniepotrafił nikomu zaufać, nie po tym, co spotkało go ze stronyLamara.

Gdy skończył toaletę, Hakan doniósł mu miskę z gulaszemimocno rozwodnionymiód.W końcu, czysty i syty, Suen zasiadłprzy ogniu i wpatrzył się w zamyśleniu w strzelające cichopłomienie. Naraz wyczuł, że do namiotu wszedł Asura. Uniósłtwarz,którąokalałypotarganewłosy,aleniepopatrzyłmuwoczy,choćwyczuwał,żewojownikniespuszczazniegowzroku.

Ragh kucnął obok i postawił na ziemi gliniane naczyniezzielonąpapką.

—Trzebazmienićopatrunek,zanimwyruszymy—powiedział,po czym zamilkł, jakby czekał, aż Suen coś odpowie. Niedoczekawszysięanisłowa,rozprostowałnogi.

Podszedłdoskrzyni,skądwyciągnąłwełnianespodnieitunikęzkapturem,którewziąłodKahena,nawypadekgdybyodnalezionyuzdrowiciel okazał się mniejszej postury. Rzucił rzeczy obokSethyjczykaidołożyłdonichobuwie.

— Twoje ubrania nie nadają się na mrozy północy. Od terazbędziesznosiłraghijskieodzienie.

Suen zerknął na tunikę. Domyślał się, że decyzja już zapadłainiematuwieledopowiedzenia.Skupiłwięcuwagęnaopatrunku,

ignorując obecność wojownika. Rozwinął zwilżone kawałkimateriału, które oplatały pachwinę, i przygryzł zęby na widokpoparzonej skóry, w milczeniu znosząc nieprzyjemne pieczenie.Ragh przyłożył nóż precyzyjnie, tak że nie został nawet ślad potatuażu. Ale za to zostanie blizna, która już zawsze będzie miprzypominaćotym,cozaszło,pomyślał.Pochwiliodczułulgę,gdynałożył porcję chłodnej, ziołowej mazi, która musiała mieć jakieśwłaściwościznieczulające.

Chwycił jasne spodnie i wciągnął je na nogi, starając się nieurazić rany. Następnie włożył ciepłe buty, wiązane po kolanarzemieniami.Wkońcuwstałchwiejnie,jakbywciążniewytrzeźwiał,i wsunął długą koszulę w odzienie. Wysupłał z szaty przepaskę,którąowiązał ciasnopas, takby spodnienie zsuwały się zbioder.Wreszcienaciągnąłnagrzbietjasnobrązowątunikę.Byłazaszerokaw ramionach, sięgała kolan i pachniała znajomąwonią ziół. Kiedyzsunął z głowy kaptur obszyty futerkiem i odgarnął śnieżnobiałewłosyzczoła,porazpierwszytegodniaspojrzałnaRagha.

Asura zlustrował go przenikliwym spojrzeniem, a przez jegotwarz przemknął nieodgadnionywyraz, jakby podobałomu się to,cowidzi.Ichoczyspotkałysięnadłuższąchwilę.

—Tonależydociebie—powiedziałwkońcu,przerywającciszę,poczymwyciągnąłprzedsiebiesztyletukrytywwąskiejpochwie.

Suen uniósł brwi na widok znajomego rzeźbienia natrzonku.Niespodziewałsię,żewojownikzwrócimuostrze.

— Wkrótce wkroczymy na terytorium innego plemienia. Niezawszebędęwpobliżu—mruknąłRagh, jakbytomiałotłumaczyćgest.

Uzdrowicielwyciągnąłdłońposztylet.— Jeszcze pomyślę, że się omnie troszczysz, Raghu— zakpił

mimowolnie.— Sądziłem, że straciłeś głos razem z tatuażem — odparł

wojownik równie kpiąco, a potem dodał poważniej: — Asura. Takmniezwą.NieRagh.

— Wiem, jak cię zwą — mruknął Suen i uciekł wzrokiemwbok.—Twójczłowiekzbytczęstopowtarzałjednosłowo.

Wilczy Syn parsknął, bo zorientował się, że Sethyjczykprzedrzeźniasłowa,którenietakdawnosamdoniegoskierował.

—Wtakimraziezacznijmnietaknazywać—odparł.Suen drgnął, a kącik jego ust uniósł się lekko. Asura zmrużył

oczy,wpatrującsięwjegowargi.— Pora ruszać — powiedział w końcu i naciągnął

uzdrowicielowikapturnagłowę.Suen uniósł brzeg obszyty futerkiem i spojrzał przenikliwie

wszareoczy,czując,żecośnazawszesięwnimzmieniło.

*

Ostry wizg przeciął ciszę komnaty na najwyższym piętrzebaszty Orlego Gniazda — twierdzy leżącej u brzegów BiałegoJeziora. Wibrujące, piskliwe brzmienie przeniknęło kamienneściany i dotarło do uszu mężczyzny, który spoczywał w łożu.Zbudzony Ragh dźwignął się z legowiska, a okrywające go futrozsunęło się z rozgrzanego snem ciała. Oparł stopy na kamiennejpodłodze i rozejrzał się wokół, a spojrzenie czarnych oczuprzeniknęło półmrok wczesnego poranka, przeganiany z trudemprzezdogasającewkominkupalenisko.

Ragh przetarł twarz, po czym przeciągnął dłonią po głowieo wygolonych bokach i skręconych w bicz włosach, które sięgałypasa.Wstałizupełnienagiruszyłdomiejsca,skąddobiegałznajomyodgłos. Kiedy uchyliłmosiężne drzwi pełne guzowatych ćwieków,do sypialni natychmiast wtargnął zimny podmuch. Owionął ciałowojownika, kradnąc ciepło rzeźbionych latami mięśni brzuchai ramion, alemężczyzna nawet nie zadrżał. Żył tak długo pośródchłodu,żetenstałsięniemaljegodrugąskórą.

Wkroczył do surowego wnętrza z wykutymi w ścianie,nieosłoniętyminiczymotworami,któreobrosłylodemiprzezktóre

wpadał śnieżny pył. Pośrodku stała solidna żerdź wzniesionazdrewnaiokutametalem.Siedział tamgórskiorzeł,potężnyptakoczarnymupierzeniu skrzydeł ibiałej głowie zakończonejostrymdziobem. Na widok mężczyzny wyciągnął szyję i wydał kolejnypiskliwyodgłos,któryzawibrowałwwychłodzonympomieszczeniu.

—Zatemwilczepomiotysąwdrodzedogniazda—powiedziałz namysłem Vildar, zbliżając się do żerdzi. Tam przystanął poduważnymspojrzeniemzłotychoczu ibezcienia lękuwsunąłpalcepodpióraokrywającepierśsamca,bynagrodzićgopieszczotą.

—Dawnonieposmakowałeświlczegomięsa,Khra—stwierdził,mrużąc oczy. — Pora zapolować — dodał, a myśli podążyły zawspomnieniembestii,któraodgryzłamudłoń.

— Zdążył obudzić całą twierdzę — zauważył kwaśno Rakku,którypojawiłsięwprogudrzwi.

Oparł bok ciała o framugę i założył ręce na piersi, a krótkiewłosy sterczały mu w nieładzie po nocy spędzonej przy bokumężczyzny.Miał na sobie tylko futro owiniętewokół bioder, więcdrżał od chłodu. W brązowych, migdałowych oczach czaiła sięukryta głęboko zazdrość, gdy patrzył, jak Vildar dotyka orła. Sammógł liczyć co najwyżej na brutalny akt pozbawiony uczuć. SynRahoka nie mógł dać nikomu nic więcej. Był zimny jak samaZmarzlina.

—Nie pozwoliłem ci tuwchodzić—mruknąłmężczyzna, gdyRakkuprzekroczyłpróg.

—Niepozwoliłeśmituwchodzić,kiedyniemacięwpobliżu—odparł chłopak i podszedł, choć ziąb lizał nagą skórę, a stopydrętwiałyodchłodukamiennejposadzki.

Chciał jednak spojrzeć na górskiego orła z bliska. Dotąd niemiałkutemuwieluokazji.Ptakitebowiemprzynależaływyłączniedo wodza i wysoko postawionych wojowników, do których onsięniezaliczał.Niezamieszkiwałnawet twierdzy.Należałdo tych,którzyżylipozajejmurami,byłczłonkiemmałoznaczącegopośródspołecznościHaunyklanu.TylkodziękiogrzewaniułożaVildaraon

ijegorodzinaniegłodowalipodczasPoryWielkichMrozów.—Źleskończyszprzezswojązuchwałość.— Na to już za późno. Tak przynajmniej mówią o mnie za

murami. Ale ciekawsze rzeczy mówią o tobie — odparł Rakku,wiedząc doskonale, że zainteresuje tym Vildara. Często próczwłasnego ciała przynosił mu pogłoski zasłyszane pośród ludu.Liczył, że dzięki temu zyskuje w oczach mężczyzny większąwartość.

— Mówią, że zaprzedałeś duszę orłom. Że przesiadujeszzptakaminaszczyciebasztyijadaszznimimięso.Anawetżeznaszichmowę— powtórzył słowa szeptanew ciemnych uliczkach, poczymparsknął.

Vildar przestał dotykać orlich piór i spojrzał na niego przezramię.

— Sądzisz, że to zabawne? — zapytał z prowokującą nutąw głosie. Na twarzy o ostrych rysach malował się nieodgadnionywyraz,aoczypatrzyłyzdziwnymblaskiem,jakoczyzwierzęcia,nieczłowieka.

Rakkustraciłrezonpodtymspojrzeniem.—Anie jest?—zapytał ostrożnie i uciekłwzrokiem.—Każdy

przyzdrowychzmysłachwie,żetobzdura.—Wyzamuremjesteściejakpsy,którezbytwieleszczekają—

skwitowałVildar.—Więc jestemdlaciebie tylkopsemzzamuru?—żachnąłsię

chłopakizerknąłnaniegospodbrwi.Spodziewałsię,żenieznaczywiele,alemimotosłowawojownikazabolały.Bardziejniżpowinny.

Vildar zmarszczył twarz przekłutą w kilku miejscachkolczykamizorlichszponów.

—Zawszebędzieszdlamnietylkopsem.Nielicznawięcej.Rakku zacisnął zęby, wpatrując się w pokryte tatuażem

plecy. Nie powinien tracić nad sobą kontroli, miał zbyt wiele dostracenia. Jednak coś, nawet nie duma, tylko jakieś nieokreśloneuczucie,kazałomuzareagować.

Pchnięty tym nagłym impulsem, wycelował pięść. Nie sięgnąłjednak celu.Vildarmomentalnie zablokował ciosprzedramieniemi natychmiast pochwycił chłopaka za gardło. Rakku odruchowouczepił się twardego ramienia, które uniosło go nad ziemią.Lodowaty chłód zmroził nagą skórę i myśli. Z trudem przełknąłślinę;wgardlepoczułwłasneserce.Ajeślitymrazemsynwodzagozabije?Jegomatkaisiostrastracąjedynegożywiciela,atooznaczałodlanichpewnąśmierć.Jakmógłbyćtakimgłupcem?!,pomyślał.

—Udusiszmnie—wycedziłprzezzęby.Te słowa sprawiły, że Vildar oprzytomniał i wyrwał się

zdziwnegoamoku.RozluźniłchwytipostawiłRakkunapowrótnaziemi.

— Pomożesz mi zdobyć to, co przywożą ze sobą wilczepomioty—zdecydował.

Chłopakuniósłbrwi,rozcierającszyję.—Skąd…—Skądwiesz,żecośzesobąwiozą?,chciałzapytać,

gdynaglepojął.—Niedrwij zewszystkiego, comówiązamurem—skwitował

Vildar,poczympchnąłgopodżerdź.Rakkustęknął,gdyuderzyłplecamiosłup,apozostawionapod

nimpadlinaubrudziłamuciałoposokązkrwawychstrzępów.Orzełwydał z siebie pisk i rozłożył skrzydła, których rozpiętośćdorównywaładługościraghijskichsań.Chłopakodruchowozasłoniłtwarz przedramionami, gdy nagle ptak poderwał się w powietrzeizniknąłwwylocie.

— Nigdy więcej nie podnoś na mnie ręki. Chyba że chcesznakarmić Khra — ostrzegł mężczyzna głosem, który mógłbyciąćlód.

—Prędzejsięmnąudławi,niżnaje—odszczeknąłRakku.TorozbawiłoVildara,któryzaśmiałsiękrótko,gardłowo.— Mówię ci, źle skończysz przez swoją zuchwałość —

powiedziałjeszcze,nimopuściłkomnatę.Po jego wyjściu chłopak roztarł plecy. Czuł, że coś go dławi

ibynajmniejniemiałotonicwspólnegozwcześniejszymuciskiembezlitosnych palców. Chciał powiedzieć, że nigdy więcej nieprzyjdzie,aletobyłobykłamstwo.

Bozawszewracał.