piekło wyborów - magazynaha.files.wordpress.com · nie lubię skrajności, także po-godowych:...

1
2 nr 193 - SIERPIEÑ 2012 Published in Canada by THE AHA! SOCIETY FOR CULTURAL DEVELOPMENT #316-3640 Victoria Drive Vancouver, BC, V5N 5P1 tel. 604-251-1485 e-mail: [email protected] Editor Andrzej Jar The Aha! accepts no responsibility for, and will not necessarily respond to, unsolicited manuscripts and art. Konsulat Generalny Rzeczpospolitej Polskiej Sprawy prawne: [email protected] Sprawy paszportowe i wizowe: [email protected] Tel: (604) 688-4730 Tel. alarmowy: 778-968-5187 Fax: (604) 688-3537 e-mail: [email protected] Godziny przyjêć interesantów: poniedziałki, wtorki, czwartki, piątki: 10.00 - 13.00 œrody: 13:00-16:00 KONSUL GENERALNY KRZYSZTOF CZAPLA 1177 West Hastings Street, Suite 1600 Vancouver, BC, V6E 2K3 www.vancouverkg.polemb.net Kończy się skwarny sierpień. Co- dzienny zachwyt w prognozach po- gody, że słońce, słońce, słońce... i jeszcze upalniej. Jednym to się po- doba, innym mniej, mnie niespecjal- nie. Nie lubię skrajności, także po- godowych: ani ustawicznego desz- czu, ani przesytu słońca. Bywają tacy, którym lato zupełnie się nie podoba. O przedwiośnia błot- niste, gasnące jesienie!/ Zimy sen przy- noszące - kocham was i cenię, pisał Baudelaire w „Kwiatach zła”. W kulturze śródziemnomorskiego Południa w pełnym słońcu rodzą się demony. Albert Camus miał obsesję słońca; w upał notował w dzienni- ku: Unicestwienie i smak śmierci. To prawdziwy klimat tragedii, a nie noc ... Bohater Obcego zabił „z powodu słońca”. Edyp w filmie Pasoliniego zabija ojca w upalne samo południe, „pod strasznym słońcem Południa”. riller René Clémenta z 1960 r. no- si tytuł „W pełnym słońcu”. Itd. Nie mówcie mi zatem, ludzie ko- chane, nie powtarzajcie mi w kółko, medialne pogodynki, że palące słoń- ce jest cudowne. Co jest cudowne? Co cudownego jest w przesycie lata w mieście? Leją- cy się pot i otępiały z gorąca mózg?! Mówiąc słowami Bułhakowa, ktoś was strasznie oszukał. Kończy się sierpień, wypełniony do połowy olimpijską wrzawą - po części radosną, po części męczącą. Kanadyjscy sportowcy, witani po powrocie do kraju jak bohaterowie, zdobyli 18 medali, w tym jeden zło- ty i 12 brązowych. Podoba mi się ten „brązowy sukces”, taki umiarkowany, bez supermocarstwowych amerykań- skich wiwatów czy zaciętych twarzy zawodników chińskich, z wyrazem triumfu po każdej wygranej bitwie. Podobało mi się, że dyskwalifikac- ję kanadyjskiej sztafety z medalowej pozycji przyjęto bez rozpaczy; bie- gacz, który źle przekazał pałeczkę przeprosił kolegów i tyle. Pechowe potknięcie, nie ma o czym mówić. Grunt że mamy olimpijskie złoto w hokeju na lodzie. No i proszę, wystarczy powiedzieć w Kanadzie magiczne słowo hokej i od razu robi się normalniej. Dziesięć dni przed końcem miesiąca tempe- ratura spadła, znów można oddy- chać, w związku z czym zapraszam do „Aha!”. Odnoszê czasami wra¿enie, ¿e zbyt pochopnie traktuje siê mo¿liwoœæ dokonania wyboru jako œwiadectwo wolnoœci; zbyt ³atwo te¿ chyba i sa- ma wolnoœæ uchodzi za dobro na- czelne i bezdyskusyjne. Kiedy pro- ponuje mi siê kilkadziesi¹t gatunków piwa, z nostalgi¹ myœlê o czasach, gdy by³o ich kilka. Wielka iloœæ pro- gramów telewizyjnych uniemo¿liwia skupienie uwagi na jednym z nich, jest nawet, zdaje siê, jakaœ specjalis- tyczna nazwa dotycz¹ca obsesji ci¹g- ³ego przelatywania pilotem po po- szczególnych programach. S¹ ludzie, którzy z czu³oœci¹ przytaczaj¹ znany slogan producenta samochodów: mo- ¿esz wybraæ nasz pojazd w dowolnym kolorze, pod warunkiem, ¿e bêdzie to kolor czarny. Przypuszczam, ¿e s¹ to ludzie skazani na ustawiczne towa- rzyszenie komuœ, kto decyzjê pod- czas zakupu samochodu b¹dŸ czêœci garderoby podejmuje nie wczeœniej, ni¿ po up³ywie dwóch godzin. Wy- starczy przypomnieæ sobie minê kel- nera, który czeka na efekt deliberacji Piekło wyborów dotycz¹cych wyboru dania z boga- tego menu, by wiedzieæ, co mam na myœli. W tym co piszê nie ma prze- kory, nie ma jej w ka¿dym razie zbyt wiele. Nie potrzeba uczonych wywo- dów do wykazania, ¿e nadmiar bodŸ- ców os³abia zdolnoœci percepcyjne i ¿e przestrzeñ mo¿liwoœci, jeœli jest zbyt rozleg³a, czyni wybór udrêk¹ a wybieraj¹cego – zagubion¹ ofiar¹. Udrêka wyboru to wahanie siê. Wa- hamy siê, pisa³ Paul-Henri D`Holbach, „gdy nie znamy w dostatecznym stop- niu cech przedmiotów, które nas po- ruszaj¹, lub gdy doœwiadczenie nie pouczy³o nas jeszcze dostatecznie o bardziej lub mniej odleg³ych skutkach, jakie wywr¹ na nas nasze dzia³ania. Chcê wyjœæ z domu, aby zaczerpn¹æ œwie¿ego powietrza; pogoda jest jed- nak niepewna; waham siê wiêc, wa¿ê w myœli ró¿ne bodŸce, które popy- chaj¹ na przemian moj¹ wolê to do wyjœcia, to do pozostania w domu; determinuje mnie w koñcu bodziec lepiej uzasadniony, który k³adzie kres mojej niepewnoœci”. Gdyby przyj¹æ, ¿e wszyscy ludzie s¹ istotami myœl¹- cymi, trzeba by uznaæ, ¿e ka¿demu z nich zdarza siê wahaæ. Niekiedy s¹ to wahania tak dramatyczne, ¿e opi- suje je literatura. Waha³ siê w sprawie istnienia b¹dŸ nieistnienia ksi¹¿ê duñ- ski Hamlet i trwa³oby to nie wiado- mo, jak d³ugo, gdyby nie zewnêtrzna interwencja zatrutej szpady, która po- ³o¿y³a kres tej udrêce. Wspomnia³em przed chwil¹ o istotach myœl¹cych dlatego, ¿e wahanie siê bywa uzna- wane za przekleñstwo rozumu. Pu- ³apka intelektualizmu na tym w³aœnie polega, ¿e dla ka¿dej racji mo¿na zna- leŸæ równie dobrze uzasadnion¹ racjê przeciwn¹. Byæ? Nie byæ? Mo¿na to w nieskoñczonoœæ roztrz¹saæ. Osio- ³ek ze znanej bajki Jeana Buridana (- Owies? - Siano?) dobrze ilustruje owo odrêtwienie, jakie jest udzia³em istoty sk³onnej do nadmiernego roz- wa¿ania „za” i „przeciw”. Myœl ( logos ) parali¿uje czyn ( ergon) i prowadzi do impotencji; nawet p³ciowa impoten- cja bierze siê z nadczynnoœci kory mózgowej i trudno by³oby wyobraziæ sobie dotkniêtego podobn¹ niemoc¹ orangutana. Z harcerstwa zapamiêta- ³em radê zastêpowego: jeœli zab³¹- dzisz w lesie, nie zastanawiaj siê za- nadto, który kierunek wybraæ, weŸ jakikolwiek i idŸ! Czujê ¿e móg³bym teraz coraz to nowe przyk³ady przytaczaæ, coraz to bardziej je komplikowaæ poznawczo. Przychodzi mi do g³owy zagadnienie wyboru szczególnie okrutnego, czyli tragicznego, kiedy dwie pozytywne wartoœci staj¹ przeciwko sobie i wy- bieraj¹c jedna z nich traci siê drug¹ bezpowrotnie. Od razu te¿ pojawia ANDRZEJ C. LESZCZYÑSKI siê myœl o dylemacie Sorena Kierke- gaarda: „Zawierz dziewczynie, bê- dziesz tego ¿a³owa³; nie wierz dziew- czynie, bêdziesz tego ¿a³owa³; wierz czy nie wierz dziewczynie, bêdziesz i tego, i tego ¿a³owa³; czy uwierzysz, czy nie uwierzysz dziewczynie, bê- dziesz tego ¿a³owa³. Powieœ siê, bê- dziesz tego ¿a³owa³; nie wieszaj siê...”. No nie, tu Kierkegaard chyba przesa- dzi³, jak siê powieszê, nie bêdê ¿a³o- wa³. Tu jest na kropkê miejsce, nie na œrednik. Nie wiedzieæ sk¹d przyb³¹ka- ³a siê melodia starej ukraiñskiej dum- ki, w której dziewczyna nie mo¿e siê zdecydowaæ ani na piekarza, ani na kowala i prosi o pomoc czerwon¹ jarzêbinê: „jarzêbino pomó¿, podoba mi siê dwóch”. Nie opuszcza mnie obraz Stefana Chwina, kiedy ¿ali siê w „Tygodniku Powszechnym”, jak to nie wiedzia³ - zapaliæ po œmierci Papie¿a œwieczkê w oknie na szczycie wie¿owca, czy nie zapaliæ; wypomn¹ mu s¹siedzi, ¿e nie zapali³, ale i za- palenie mog¹ wypomnieæ. Chcia³a pomóc mu Ma³gorzata Czermiñska wskazuj¹c, ¿e na ogó³ ludzie zapalali œwieczki bez podobnych kalkulacji, robili to z naturalnego ¿alu po kimœ, kogo kochali, ¿adna to jednak wska- zówka dla mêdrca, robiæ coœ po pros- tu. – Ja jestem prosty cz³owiek... – za- cz¹³ sw¹ wypowiedŸ uczestnik spot- kania z Andrzejem Szczypiorskim; pisarz przerwa³ j¹ natychmiast s³owa- mi: – To proszê siê skomplikowaæ! Tak, wiele wskazuje na to, ¿e przy- szed³ czas by przestaæ robiæ z gar- bu cnotê i by przyznaæ, ¿e myœlenie – mo¿e nawet wszelka œwiadomoœæ – jest katorg¹ i ¿e musi ni¹ byæ, bo jest owocem grzechu pierworodne- go, grzechu poznania. Jest katorg¹, a piek³o wyborów jest najczarniejsz¹ jej postaci¹. Dla okreœlenia piek³a piekie³, czyli wyborów politycznych, brakuje mi po prostu s³ów. W piekle mo¿na siê znaleŸæ w naj- mniej oczekiwanym momencie. Ma- rian P. opowiada³ mi o swej wizycie u siostry we Wrzeszczu: – Kiedy wy- szed³em od niej, nagle da³ mi o sobie znaæ ¿o³¹dek. Pomyœla³em, ¿e spra- wiê mu ulgê w toalecie dworcowej, bo przecie¿ i tak szed³em w tamtym kierunku. Przysz³a mi natychmiast do g³owy myœl, ¿e mieszkanie siostry jest znacznie bli¿ej, wiêc powinienem do niej siê wróciæ. Zaraz jednak przy- pomnia³em sobie, ¿e siostra wybiera³a siê na zakupy, zatem pozosta³ dwo- rzec. Po paru krokach uœwiadomi³em sobie, ¿e przecie¿ dworcowe toalety s¹ w remoncie, co sam widzia³em kilka godzin wczeœniej. – Marian – przerwa³em mu – zlituj siê, jak to siê skoñczy³o, zesra³eœ siê na tej ulicy, czy nie? – Nie – wyjaœni³ spokojnie. – Nie zesra³em siê. Wróci³em do siostry, bo przypomnia³em sobie, ¿e wszystko robi bardzo powoli i jak mówi, ¿e zaraz gdzieœ wyjdzie, to wyjdzie za godzinê.

Upload: buituong

Post on 27-Feb-2019

216 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

2 nr 193 - SIERPIEÑ 2012

Published in Canada by

THE AHA! SOCIETYFOR CULTURAL DEVELOPMENT

#316-3640 Victoria DriveVancouver, BC, V5N 5P1

tel. 604-251-1485e-mail: [email protected]

Editor Andrzej Jar

The Aha! accepts

no responsibility for, and will not necessarily respond to,

unsolicited manuscripts and art.

Konsulat Generalny Rzeczpospolitej Polskiej

Sprawy prawne: [email protected] paszportowe i wizowe: [email protected]

Tel: (604) 688-4730Tel. alarmowy: 778-968-5187Fax: (604) 688-3537e-mail: [email protected]

Godziny przyjêć interesantów: poniedziałki, wtorki, czwartki, piątki: 10.00 - 13.00œrody: 13:00-16:00

KONSUL GENERALNY KRZYSZTOF CZAPLA

1177 West Hastings Street, Suite 1600Vancouver, BC, V6E 2K3

www.vancouverkg.polemb.net

Kończy się skwarny sierpień. Co-dzienny zachwyt w prognozach po-gody, że słońce, słońce, słońce... ijeszcze upalniej. Jednym to się po-doba, innym mniej, mnie niespecjal-nie. Nie lubię skrajności, także po-godowych: ani ustawicznego desz-czu, ani przesytu słońca. Bywają tacy, którym lato zupełnie się nie podoba. O przedwiośnia błot-niste, gasnące jesienie!/ Zimy sen przy-noszące - kocham was i cenię, pisał Baudelaire w „Kwiatach zła”. W kulturze śródziemnomorskiego Południa w pełnym słońcu rodzą się demony. Albert Camus miał obsesję słońca; w upał notował w dzienni-ku: Unicestwienie i smak śmierci. To prawdziwy klimat tragedii, a nie noc... Bohater Obcego zabił „z powodu słońca”. Edyp w filmie Pasoliniegozabija ojca w upalne samo południe, „pod strasznym słońcem Południa”. riller René Clémenta z 1960 r. no-si tytuł „W pełnym słońcu”. Itd. Nie mówcie mi zatem, ludzie ko-chane, nie powtarzajcie mi w kółko, medialne pogodynki, że palące słoń-ce jest cudowne. Co jest cudowne? Co cudownego jest w przesycie lata w mieście? Leją-cy się pot i otępiały z gorąca mózg?!Mówiąc słowami Bułhakowa, ktośwas strasznie oszukał. Kończy się sierpień, wypełniony do połowy olimpijską wrzawą - po części radosną, po części męczącą. Kanadyjscy sportowcy, witani po powrocie do kraju jak bohaterowie, zdobyli 18 medali, w tym jeden zło-ty i 12 brązowych. Podoba mi się ten „brązowy sukces”, taki umiarkowany, bez supermocarstwowych amerykań-skich wiwatów czy zaciętych twarzyzawodników chińskich, z wyrazem triumfu po każdej wygranej bitwie. Podobało mi się, że dyskwalifikac-ję kanadyjskiej sztafety z medalowej pozycji przyjęto bez rozpaczy; bie-gacz, który źle przekazał pałeczkę przeprosił kolegów i tyle. Pechowe potknięcie, nie ma o czym mówić. Grunt że mamy olimpijskie złoto w hokeju na lodzie. No i proszę, wystarczy powiedzieć w Kanadzie magiczne słowo hokej i od razu robi się normalniej. Dziesięć dni przed końcem miesiąca tempe-ratura spadła, znów można oddy-chać, w związku z czym zapraszamdo „Aha!”.

Odnoszê czasami wra¿enie, ¿e zbyt pochopnie traktuje siê mo¿liwoœæ dokonania wyboru jako œwiadectwo wolnoœci; zbyt ³atwo te¿ chyba i sa-ma wolnoœæ uchodzi za dobro na-czelne i bezdyskusyjne. Kiedy pro-ponuje mi siê kilkadziesi¹t gatunków piwa, z nostalgi¹ myœlê o czasach,gdy by³o ich kilka. Wielka iloœæ pro-gramów telewizyjnych uniemo¿liwia skupienie uwagi na jednym z nich, jest nawet, zdaje siê, jakaœ specjalis-tyczna nazwa dotycz¹ca obsesji ci¹g-³ego przelatywania pilotem po po-szczególnych programach. S¹ ludzie, którzy z czu³oœci¹ przytaczaj¹ znany slogan producenta samochodów: mo-¿esz wybraæ nasz pojazd w dowolnym kolorze, pod warunkiem, ¿e bêdzie to kolor czarny. Przypuszczam, ¿e s¹ to ludzie skazani na ustawiczne towa-rzyszenie komuœ, kto decyzjê pod-czas zakupu samochodu b¹dŸ czêœci garderoby podejmuje nie wczeœniej, ni¿ po up³ywie dwóch godzin. Wy-starczy przypomnieæ sobie minê kel-nera, który czeka na efekt deliberacji

Piekło wyborów

dotycz¹cych wyboru dania z boga-tego menu, by wiedzieæ, co mam na myœli. W tym co piszê nie ma prze-kory, nie ma jej w ka¿dym razie zbytwiele. Nie potrzeba uczonych wywo-dów do wykazania, ¿e nadmiar bodŸ-ców os³abia zdolnoœci percepcyjne i ¿e przestrzeñ mo¿liwoœci, jeœli jest zbyt rozleg³a, czyni wybór udrêk¹ a wybieraj¹cego – zagubion¹ ofiar¹. Udrêka wyboru to wahanie siê. Wa-hamy siê, pisa³ Paul-Henri D`Holbach, „gdy nie znamy w dostatecznym stop-niu cech przedmiotów, które nas po-ruszaj¹, lub gdy doœwiadczenie nie pouczy³o nas jeszcze dostatecznie o bardziej lub mniej odleg³ych skutkach, jakie wywr¹ na nas nasze dzia³ania. Chcê wyjœæ z domu, aby zaczerpn¹æ œwie¿ego powietrza; pogoda jest jed-nak niepewna; waham siê wiêc, wa¿ê w myœli ró¿ne bodŸce, które popy-chaj¹ na przemian moj¹ wolê to do wyjœcia, to do pozostania w domu; determinuje mnie w koñcu bodziec lepiej uzasadniony, który k³adzie kres mojej niepewnoœci”. Gdyby przyj¹æ, ¿e wszyscy ludzie s¹ istotami myœl¹-cymi, trzeba by uznaæ, ¿e ka¿demu z nich zdarza siê wahaæ. Niekiedy s¹ to wahania tak dramatyczne, ¿e opi-suje je literatura. Waha³ siê w sprawie istnienia b¹dŸ nieistnienia ksi¹¿ê duñ-ski Hamlet i trwa³oby to nie wiado-mo, jak d³ugo, gdyby nie zewnêtrzna interwencja zatrutej szpady, która po-³o¿y³a kres tej udrêce. Wspomnia³em przed chwil¹ o istotach myœl¹cych dlatego, ¿e wahanie siê bywa uzna-wane za przekleñstwo rozumu. Pu-³apka intelektualizmu na tym w³aœniepolega, ¿e dla ka¿dej racji mo¿na zna-

leŸæ równie dobrze uzasadnion¹ racjê przeciwn¹. Byæ? Nie byæ? Mo¿na tow nieskoñczonoœæ roztrz¹saæ. Osio-³ek ze znanej bajki Jeana Buridana (- Owies? - Siano?) dobrze ilustruje owo odrêtwienie, jakie jest udzia³em istoty sk³onnej do nadmiernego roz-wa¿ania „za” i „przeciw”. Myœl (logos)parali¿uje czyn (ergon) i prowadzi do impotencji; nawet p³ciowa impoten-cja bierze siê z nadczynnoœci kory mózgowej i trudno by³oby wyobraziæ sobie dotkniêtego podobn¹ niemoc¹orangutana. Z harcerstwa zapamiêta-³em radê zastêpowego: jeœli zab³¹-dzisz w lesie, nie zastanawiaj siê za-nadto, który kierunek wybraæ, weŸ jakikolwiek i idŸ! Czujê ¿e móg³bym teraz coraz to nowe przyk³ady przytaczaæ, coraz to bardziej je komplikowaæ poznawczo. Przychodzi mi do g³owy zagadnienie wyboru szczególnie okrutnego, czyli tragicznego, kiedy dwie pozytywne wartoœci staj¹ przeciwko sobie i wy-bieraj¹c jedna z nich traci siê drug¹ bezpowrotnie. Od razu te¿ pojawia

ANDRZEJ C. LESZCZYÑSKI

siê myœl o dylemacie Sorena Kierke-gaarda: „Zawierz dziewczynie, bê-dziesz tego ¿a³owa³; nie wierz dziew-czynie, bêdziesz tego ¿a³owa³; wierz czy nie wierz dziewczynie, bêdziesz i tego, i tego ¿a³owa³; czy uwierzysz, czy nie uwierzysz dziewczynie, bê-dziesz tego ¿a³owa³. Powieœ siê, bê-dziesz tego ¿a³owa³; nie wieszaj siê...”.No nie, tu Kierkegaard chyba przesa-dzi³, jak siê powieszê, nie bêdê ¿a³o- wa³. Tu jest na kropkê miejsce, nie na œrednik. Nie wiedzieæ sk¹d przyb³¹ka-³a siê melodia starej ukraiñskiej dum-ki, w której dziewczyna nie mo¿e siê

zdecydowaæ ani na piekarza, ani na kowala i prosi o pomoc czerwon¹ jarzêbinê: „jarzêbino pomó¿, podoba mi siê dwóch”. Nie opuszcza mnie obraz Stefana Chwina, kiedy ¿ali siê w „Tygodniku Powszechnym”, jak to nie wiedzia³ - zapaliæ po œmierci Papie¿a œwieczkê w oknie na szczycie wie¿owca, czy nie zapaliæ; wypomn¹ mu s¹siedzi, ¿e nie zapali³, ale i za-palenie mog¹ wypomnieæ. Chcia³a pomóc mu Ma³gorzata Czermiñska wskazuj¹c, ¿e na ogó³ ludzie zapalali œwieczki bez podobnych kalkulacji, robili to z naturalnego ¿alu po kimœ, kogo kochali, ¿adna to jednak wska-zówka dla mêdrca, robiæ coœ po pros-tu. – Ja jestem prosty cz³owiek... – za-cz¹³ sw¹ wypowiedŸ uczestnik spot-kania z Andrzejem Szczypiorskim; pisarz przerwa³ j¹ natychmiast s³owa-mi: – To proszê siê skomplikowaæ! Tak, wiele wskazuje na to, ¿e przy-szed³ czas by przestaæ robiæ z gar-bu cnotê i by przyznaæ, ¿e myœlenie – mo¿e nawet wszelka œwiadomoœæ – jest katorg¹ i ¿e musi ni¹ byæ, bo jest owocem grzechu pierworodne-go, grzechu poznania. Jest katorg¹, a piek³o wyborów jest najczarniejsz¹

jej postaci¹. Dla okreœlenia piek³a piekie³, czyli wyborów politycznych, brakuje mi po prostu s³ów. W piekle mo¿na siê znaleŸæ w naj-mniej oczekiwanym momencie. Ma-rian P. opowiada³ mi o swej wizycie u siostry we Wrzeszczu: – Kiedy wy-szed³em od niej, nagle da³ mi o sobieznaæ ¿o³¹dek. Pomyœla³em, ¿e spra-wiê mu ulgê w toalecie dworcowej, bo przecie¿ i tak szed³em w tamtym kierunku. Przysz³a mi natychmiast do g³owy myœl, ¿e mieszkanie siostry jest znacznie bli¿ej, wiêc powinienem do niej siê wróciæ. Zaraz jednak przy-pomnia³em sobie, ¿e siostra wybiera³a siê na zakupy, zatem pozosta³ dwo-rzec. Po paru krokach uœwiadomi³em sobie, ¿e przecie¿ dworcowe toalety s¹ w remoncie, co sam widzia³em kilka godzin wczeœniej. – Marian – przerwa³em mu – zlituj siê, jak to siê skoñczy³o, zesra³eœ siê na tej ulicy, czynie? – Nie – wyjaœni³ spokojnie. – Niezesra³em siê. Wróci³em do siostry, bo przypomnia³em sobie, ¿e wszystkorobi bardzo powoli i jak mówi, ¿e zaraz gdzieœ wyjdzie, to wyjdzie za godzinê.