paddington na wycieczce

28
ilustracje 3HJJ\ )RUWQXP Michael Bond Klasyczna opowieść o niedźwiadku z mrocznych zakątków Peru PADDINGTON NA WYCIECZCE

Upload: siw-znak

Post on 25-Mar-2016

235 views

Category:

Documents


1 download

DESCRIPTION

Michael Bond: Paddington na wycieczce

TRANSCRIPT

ilustracje

Michael Bond

Klasyczna opowieść o niedźwiadku z mrocznych zakątków Peru

PADDINGTONNA WYCIECZCE

PADDINGTON

NA WYCIECZCE

Michael Bond

przełożył Michał Rusinek

ilustracje Peggy Fortnum

Klasyczna opowieść o niedźwiadku z mrocznych zakątków Peru

Wydawnictwo ZnakKraków 2010

ROZDZIAŁ CZWARTY Paddington dobija targu

Następnego ranka pan Gruber nieźle się uśmiał, słu-

chając o wyczynach Paddingtona na zawodach jeź-

dzieckich.

– Zabawne, że kiedy pan spędzał dzień, siedząc

na prawdziwym koniu, panie Brown – powiedział – ja

zajmowałem się końmi mechanicznymi.

Pan Gruber poprowadził Paddingtona przez dzie-

dziniec na tyły sklepu, do dawnych stajni przeznaczo-

nych na awaryjny magazyn antyków w ruchliwym sezo-

nie turystycznym. Otworzył szerokie podwójne drzwi,

Paddington na wycieczce62

cofnął się i cierpliwie czekał, aż oczy Paddingtona

przyzwyczają się do ciemności.

– To się właśnie nazywa stary gruchot, panie

Brown – powiedział uroczyście.

– Naprawdę? – spytał uprzejmie Paddington.

Nie chciał powiedzieć tego wprost, ale miał wra-

żenie, że przedmiot, na który z taką czułością patrzył

pan Gruber, ma bardzo adekwatną nazwę. Z tego, co

dało się zobaczyć, wyglądał, u licha, jak bardzo stary

bojler na kołach, do którego dokręcono bardzo wy-

soki fotel na biegunach.

Pan Gruber zachichotał, widząc minę Padding-

tona.

– Domyślałem się, że pana zaskoczę, panie Brown –

powiedział. – Nie sądzę, żeby widział pan kiedykolwiek

Paddington dobija targu 63

coś podobnego. To bardzo wczesny model samochodu

parowego. Szczerze mówiąc, jeden z pierwszych, jakie

kiedykolwiek wyprodukowano. Znalazłem go przy-

padkiem w zeszłym tygodniu i trzymałem to w ta-

jemnicy.

Oczy otwierały się Paddingtonowi coraz szerzej,

gdy pan Gruber opowiadał mu o pierwszych samo-

chodach, o tym, jak wartościowe stały się przez te

wszystkie lata, a on słuchał z rosnącym zainteresowa-

niem historii automobili. Wiedząc, jak zatłoczone są

teraz ulice Londynu, trudno było sobie wyobrazić czasy,

które opisywał pan Gruber. Paddingtona najbardziej

zdumiało, gdy się dowiedział, że dawniej przed każdym

samochodem szedł człowiek z czerwoną fl agą.

Pan Gruber, który był, rzecz jasna, bardzo dumny

i szczęśliwy, że uśmiechnął się do niego los, odwrócił

się do swojej maszyny i po przyjacielsku ją poklepał.

– Wątpię, by w całej Anglii był drugi taki model,

panie Brown – powiedział uroczyście. – Obawiam się,

że jest w nie najlepszym stanie, ponieważ większość

życia spędził w stodole, ale gdyby dysponował pan cza-

sem, moglibyśmy go razem odnowić.

Pierwszy raz w życiu Paddingtonowi odebrało

mowę. Wprawdzie pan Brown pozwalał mu czasa-

mi czyścić samochód rodzinny i czasami – ale bardzo

Paddington na wycieczce64

rzadko – pozwalał mu potrzymać klucz francuski, ale

jeszcze nikt mu nigdy nie zaproponował odnawiania

samochodu.

– Oooo tak, proszę, panie Gruber! – wykrzyknął

w końcu.

Ale pan Gruber najbardziej ekscytującą informację

zachował na koniec.

– We wrześniu przy ulicy Portobello organizo-

wany jest wielki festyn – ciągnął dalej, zamykając

drzwi stajni i prowadząc Paddingtona z powrotem

do sklepu. – Nosi nazwę Międzynarodowy Tydzień

i zaprasza się na niego gości z zagranicy. Ostatniego

dnia odbędzie się kiermasz i przez targ przejedzie

Wielka Parada samochodów.

Gdy znowu usiedli w fotelach, pan Gruber przyj-

rzał się Paddingtonowi znad okularów.

– Ciekaw jestem, czy moglibyśmy wziąć w niej

udział – powiedział od niechcenia – gdyby nam się

udało skończyć do tego czasu.

Paddington patrzył ze zdumieniem na przyjaciela.

W ciągu tych wielu już lat pan Gruber wymyślał ma-

sę niespodzianek, ale ta przewyższyła wszystkie inne.

Niedługo potem, pożegnawszy się, niedźwiadek po-

spieszył w kierunku Windsor Gardens, by podzielić

się nowiną z innymi.

Paddington dobija targu 65

Nowina ta wywołała mieszane reakcje w domu pań-

stwa Brown. Jonatan i Judyta byli pod wrażeniem, że

znają kogoś, kto jest właścicielem starego automobilu,

a gdy Paddington oświadczył, iż pan Gruber obiecał, że

zarezerwuje dla nich dwa miejsca w samochodzie, jeśli

będzie gotowy przed Wielką Paradą, ich radość była

bezbrzeżna. Ale pani Bird, wyobrażając sobie oleiste

ślady łap na najlepszych ręcznikach, okazywała mniej

entuzjazmu dla tego pomysłu.

Niemniej dało się dostrzec, że gdy w ciągu na-

stępnych kilku tygodni Paddington wracał do domu

i opowiadał o stopniu zaawansowania robót, także

gosposia państwa Brown zaczęła interesować się spra-

wą samochodu. Kilkakrotnie widziano ją nawet, jak

będąc na porannych zakupach, krążyła wokół daw-

nych stajen.

Rozbieranie silnika i składanie go na nowo, czysz-

czenie nadwozia i przygotowywanie do lakierowania,

polerowanie kotła i odnawianie skórzanych foteli

spowodowały, że czas płynął w niepokojącym tempie

i termin Parady zbliżał się coraz bardziej.

Pod koniec właściwie wszyscy włączyli się w prace.

Paddington spędzał wieczory na podłodze swojej sy-

pialni, gdzie – przed pójściem spać – na rozłożonych

gazetach polerował pomniejsze części.

Paddington na wycieczce66

Tymczasem sam targ bardzo się zmienił. Witryny

sklepów, które od wielu lat pozostawały nietknięte,

wyglądały teraz inaczej, a niektóre nowsze sklepy,

sprzedające wojskowe mundury z demobilu i inne

kolorowe pozostałości minionej epoki, przybrały bar-

dzo odświętny wygląd. Flagi i proporce zakwitły nad

oknami na piętrze, a w poprzek wąskiej uliczki zawisły

kolorowe lampki, co wszystko razem wyglądało jak

scena przemiany w świątecznym przedstawieniu.

Pewnego wieczoru Paddington wrócił później niż

zwykle i przyniósł wiadomość, że „stary grat” pana

Grubera jest wreszcie gotowy, co wywołało ogromne

poruszenie w domu państwa Brown.

– Jedno jest pewne – powiedziała pani Bird, kiedy

zgiełk ucichł. – Jeśli masz zamiar jutro wziąć udział

w Wielkiej Paradzie, powinieneś teraz porządnie się

wykąpać i zmyć z siebie cały ten olej i smary. W prze-

ciwnym wypadku nie będziesz miał szans na nagrodę.

Paddington dobija targu 67

– Możesz użyć płynu do kąpieli pana Browna, jeśli

chcesz – powiedziała pani Brown, nie zwracając uwagi

na groźne spojrzenia męża.

Paddington, który zwykle nie przepadał za kąpielą,

rozpromienił się, słysząc tę propozycję.

Już od dłuższego czasu miał oko na butelkę płynu

do kąpieli pana Browna. Według tego, co było napisane

na etykiecie, już po jednej nakrętce tajemnej mikstury

efekty były niewiarygodne, ale mimo iż pan Brown

zużył prawie pół butelki, zmiany jakoś nie były szcze-

gólnie widoczne. Paddington jednak miał przeczucie,

że warto spróbować, szczególnie jeśli miałoby to pomóc

panu Gruberowi zdobyć nagrodę.

Ostrożnie sprawdził, czy nikogo nie ma w pobliżu,

i dodał kilka dodatkowych nakrętek do wody w wan-

nie, by mieć pewność, że efekt będzie widoczny nawet

następnego dnia.

Gdy następnego dnia rano

zszedł na śniadanie, wszyscy

uznali, że jeszcze nigdy nie

widzieli, by był tak jedwabisty.

– Aż szkoda coś takiego

zasłaniać – powiedziała pa-

ni Brown, pomagając mu

włożyć kurtkę. – Gdyby to

Paddington na wycieczce68

był konkurs na najbardziej lśniące futro, z pewnością

zdobyłbyś pierwszą nagrodę.

Nie tylko państwo Brown byli pod wrażeniem wy-

glądu Paddingtona. Kiedy nieco później automobil pa-

na Grubera zajął pozycję, a wypolerowany lakier i mo-

siądz zalśniły w porannym słońcu, wielu przechodniów

zgotowało mu owację.

Na dużym pustym terenie niedaleko ulicy Porto-

bello, zarezerwowanym na uroczystości, już wiele się

działo. Środek odgrodzono linami i przeznaczono na

jakieś konkurencje, które miały się rozpocząć później,

natomiast prawie całą jedną stronę zajmował objaz-

dowy kiermasz, a gdy różne pojazdy zaczęły zajmować

pozycje przed Wielką Paradą, teren z każdą chwilą

coraz bardziej tętnił życiem.

Pan Gruber kaszlnął znacząco, gdy wysiedli z sa-

mochodu.

– Może by się pan rozejrzał po okolicy, panie

Brown – zaproponował. – Muszę jeszcze zdjąć przed-

nie koło, żeby coś wyregulować, ale sam sobie poradzę.

Paddington wahał się przez chwilę, rozdarty mię-

dzy chęcią pomocy przyjacielowi a chęcią obejrzenia

innych ekscytujących rzeczy, które działy się wokoło,

ale pan Gruber rozstrzygnął te wątpliwości, pomagając

mu zdjąć kurtkę.

Paddington dobija targu 69

– Powinien pan maksy-

malnie wykorzystać tę oka-

zję, panie Brown – powie-

dział. – Żyje się tylko raz.

Paddingtona nie trzeba

było więcej przekonywać. Po

chwili dołączył do tłumu, któ-

ry już kłębił się wokoło.

Chcąc się dowiedzieć, jakie

szanse na wygraną ma pan

Gruber, zdecydował, że na

początku odwiedzi wróż-

kę. Ale pani, która siedziała

w namiocie, większość cza-

su spędzała, głośno siąkając nos w wielką kolorową

chustkę, a kiedy zapytał ją o swoją przyszłość, usłyszał

jedynie, że prawdopodobnie się od niej zarazi, więc

postanowił zainteresować się ważniejszymi rzeczami,

czyli konkurencjami, które zaraz miały się rozpocząć.

Kilka okolicznych sklepów ufundowało nagrody w róż-

nych konkurencjach. Paddington z zainteresowaniem

studiował program uroczystości. Chociaż nie bardzo

mógł sobie wyobrazić siebie w skoku wzwyż ani nawet

w skoku w dal, kilka punktów go zainteresowało, w tym

konkurencja pod nazwą Miotanie kłody. Nagrodą za

Paddington na wycieczce70

zwycięstwo w tej konkurencji były darmowe bułeczki

z lokalnej piekarni przez miesiąc.

Wyglądało to na bardzo dobry interes i choć

Paddington nie bardzo wiedział, co to jest kłoda, był

pewien, że mógłby spróbować nią miotnąć.

Podszedł do jakiegoś mężczyzny w szkockiej spód-

nicy i poklepał go po ramieniu.

– Przepraszam – powiedział uprzejmie. – Chciałbym

miotnąć pańską kłodą, jeśli pan pozwoli.

Mężczyzna przyjrzał się Paddingtonowi od stóp

do głów.

– Mam nadzieję, że wiesz, czego się podejmujesz –

powiedział smutnym tonem. – To nie dla młodych

niedźwiadków Angoli.

– Niedźwiadków Angoli? – powtórzył Paddington,

patrząc groźnie na mężczyznę. – Nie jestem niedźwiad-

kiem Angolem. Pochodzę z mrocznych zakątków Peru.

Poza tym jeszcze się nie golę, bo jestem za młody.

– Nie golisz się? – mężczyzna spojrzał na Pad-

dingtona ze zdumieniem. – No, dobra – powiedział

w końcu. – Twoja sprawa. Byle potem nie było na

mnie – dodał. – Łapy razem, kolana ugięte, oczy za-

mknięte. I trzymaj mocno. Nie chcielibyśmy, żeby

dzień zaczął się od przepukliny jakiegoś młodego

niedźwiedzia.

Paddington dobija targu 71

Paddington, coraz bardziej zdziwiony, zrobił, co

mu kazano. Z początku słyszał tylko pochrząkiwanie

i postękiwanie, a kiedy miał już wstać, w łapach wylą-

dowało mu coś, co musiało ważyć jakąś tonę.

Kiedy otworzył oczy, by zobaczyć, co się dzieje, nie-

omal przewrócił się ze zdumienia. Albo raczej: przewró-

ciłby się, gdyby nie miał łap przygwożdżonych do ziemi

czymś, co przypominało gigantyczny słup telegrafi czny.

Wszystko to na pierwszy rzut oka wyglądało dość

przerażająco, ale to było nic w porównaniu z tym, co

wydarzyło się kilka sekund później, kiedy próbując się

uwolnić, uniósł słup w powietrze.

Przez krótką chwilę wszystko wydawało się w po-

rządku i wokoło rozległy się oklaski, ale zaraz nastąpiła

katastrofa.

Kiedy słup zaczął upadać, a ludzie krzyczeć w po-

płochu, Paddington ruszył za słupem, a wówczas on

zaczął przewracać się w przeciwnym kierunku.

Mężczyzna w szkockiej spódnicy odskoczył w tył.

– O nie! – zawołał. – Weź sobie tę kłodę. Jest twoja!

– Chyba już jej nie chcę, bardzo dziękuję – wysapał

Paddington, odwracając się do mężczyzny.

Ale było za późno. Mężczyzna zniknął, za to ze

wszystkich stron zaczęły płynąć porady i wyrazy zachęty.

– Uważaj!

Paddington na wycieczce72

– Wyprostuj!!

– Lewa łapa niżej!

Padło tyle różnych wskazówek, że Paddington nie

umiałby spamiętać nawet połowy, nie mówiąc już o do-

konaniu wyboru, z której najpierw skorzystać.

Miał ogromną ochotę oddać komuś słup, ale gdy

tylko biegł z nim w jakąś stronę, tłum uciekał w prze-

ciwną.

Wszystko to przypominało senny koszmar, a wła-

ściwie wszystkie koszmary, jakie znał, połączone w je-

den. Obrazy latały mu przed oczami tam i z powrotem

jak w jakimś wielkim, zepsutym telewizorze.

I wówczas, kiedy już zaczął tracić wszelką nadzieję,

że wyjdzie z tego cało, usłyszał znajomy głos ponad

innymi.

Paddington dobija targu 73

– Tutaj, panie Brown! – krzyczał pan Gruber. –

Tutaj!

Jak tonący, który chwyta się brzytwy, Paddington

zamknął oczy, dźwignął słup z całej siły i puścił.

Nie bardzo wiedział, co się potem stało. Na chwilę

zrobiło mu się ciemno przed oczami i świat odwrócił

się do góry nogami, potem rozległ się głuchy łomot

i brzęk, a potem nastąpiła cisza.

– Ojej, panie Brown – powiedział czyjś głos, a czy-

jeś ręce pomogły mu wstać. – To wszystko moja wina.

Gdybym pana nie zawołał, nic takiego by się nie stało.

Paddington otworzył oczy i rozejrzał się z niepo-

kojem wokoło, ale po chwili z ulgą stwierdził, że samo-

chód pana Grubera jest w jednym kawałku.

– Na szczęście kłoda uderzyła tylko w koło, a nie

w sam samochód – powiedział pan Gruber, podnosząc

pogięty kawałek metalu. – W przeciwnym razie byłby

z niego prawdziwy grat. Ale obawiam się, że przez to

nici z naszego udziału w Wielkiej Paradzie – dodał

smutnym tonem.

Paddingtonowi coraz bardziej rzedła mina, gdy

słuchał, co mówi pan Gruber.

– Może spróbowalibyśmy pojechać nim na trzech

kołach – zaproponował z nadzieją.

Pan Gruber potrząsnął głową.

Paddington na wycieczce74

– Wydaje mi się – powiedział – że ktoś ma już na

koncie rekord w jeździe samochodem na dwóch kołach.

My musielibyśmy obciążyć go bardzo z tyłu, by utrzy-

mać równowagę, ale obawiam się, że nie znajdziemy

nic tak ciężkiego na czas. Jonatan i Judyta z pewnością

nie są odpowiednio ciężcy, a do startu zostało zaledwie

dziesięć minut...

Pan Gruber przerwał, bo jego słowa zaczęły wy-

woływać dziwne skutki.

Przed chwilą Paddington stał przed nim, bezradnie

patrząc na zgniecione koło, po czym nagle zerwał się

do działania, jakby go trafi ł piorun.

– Zaraz wracam, panie Gruber – zawołał. – Mam

pomysł!

I zanim pan Gruber zdążył otworzyć usta, by coś

odpowiedzieć, niedźwiadek, z bardzo zaciętym wyra-

zem twarzy, zniknął w tłumie.

Mimo pocieszeń przyjaciela Paddington wciąż

był bardzo zmartwiony swoim niefortunnym wypad-

kiem. Bardzo chciał to wszystko naprawić, a wzmian-

ka o czymś bardzo ciężkim spowodowała, że coś mu

zaświtało w głowie.

Przedmiotem zainteresowania Paddingtona było

podium na tyłach targu. Jednak nie samo podium ani

nie otaczające go liny dały mu do myślenia, ale wiel-

Paddington dobija targu 75

ki plakat wiszący w górze. Był

na nim napis: DWUTONOWY

„MIĘŚNIAK” WALIGÓRA, i zdję-

cie przedstawiające najwięk-

szego człowieka, jakiego kie-

dykolwiek widział.

Paddington nie wiedział,

czym zajmował się „Mięśniak”

Waligóra ani czemu znalazł się

na festynie, ale gdyby to zdję-

cie nie kłamało i gdyby usiadł

on na tylnym siedzeniu samo-

chodu pana Grubera, pojazd

z pewnością by się nie przewrócił.

Wdrapał się na podium, przelazł przez liny, ze zdu-

mieniem usłyszał aplauz i zatrzymał się, by uchylić

kapelusza, pozdrawiając tłum, po czym pobiegł na

drugi koniec podium, gdzie siedział jakiś mężczyzna

w obcisłym stroju ze skóry lamparta.

– Przepraszam, panie Waligóro – zaczął, uprzejmie

unosząc łapę. – Czy byłby pan...

Reszta pytania uwięzła Paddingtonowi w gardle.

Nie bardzo wiedział, jak to się stało ani dlaczego,

ale gdzieś zadzwonił dzwonek i nagle zorientował się,

że leci w kierunku lin po przeciwnej stronie podium,

Paddington na wycieczce76

jakby ktoś go wystrzelił z armaty. Czuł się jak w weso-

łym miasteczku: na zjeżdżalni, karuzeli i samochodzi-

kach razem wziętych. A gdy tylko doszedł do siebie po

doznanym szoku, z niepokojem dostrzegł, że zbliża się

do niego „Mięśniak” Waligóra i niezbyt dobrze patrzy

mu z oczu.

– Potrzebuje pan chwilę? – wyszeptał mu ktoś

chrapliwie nad uchem.

Paddington rozejrzał się i zorientował, że mówi do

niego jakiś człowiek z ręcznikiem na szyi.

– Nie mam niestety ani chwili, przykro mi – po-

wiedział zdenerwowany.

– Jeśli chce pan mojej rady – powiedział mężczy-

zna – niech pan teraz staje do walki i da mu popalić,

bo ma pan szansę. Uważałbym jednak, bo on nie na-

leży do tych zapaśników, co to ruszają się jak mucha

w miodzie.

– Pan Waligóra? W miodzie? – powiedział

Padding ton, oblizując wargi. Nie bardzo rozumiał, na

czym polegała rada jego rozmówcy, ale ostatnie słowo

bardzo mu się spodobało. Wszystkie zajęcia tego ranka

spowodowały, że zgłodniał, zaczął się więc przyglądać

zbliżającej się postaci z pewną nadzieją.

Ale ta nadzieja szybko została rozwiana. Pan

Waligóra nie miał miodu ani przy sobie, ani na sobie,

Paddington dobija targu 77

a kiedy coraz bardziej się zbliżał, parskając i szczerząc

zęby, łatwo można się było zorientować, czemu dostał

taki przydomek. Wyglądał, jakby miał mięśnie na mięś-

niach. Paddingtonowi nie bardzo podobał się sposób,

w jaki niektóre z nich się prężyły.

– Przyłóż mu! – krzyknął ktoś z tłumu. – Na strzępy go!

Paddington nie był pewien, czy sugestia ta skiero-

wana była do niego, czy do Dwutonowego „Mięśniaka”

Waligóry, ale postanowił tego nie rozstrzygać. Nacisnął

sobie kapelusz mocno na głowę, prześliznął się obok

swojego przeciwnika i pobiegł wokoło ringu w poszu-

kiwaniu najbliższego wyjścia. W tym samym momen-

cie usłyszał za sobą głośny brzęk. Pan Waligóra odbił

się od lin, po czym z łoskotem wylądował na ziemi.

Ryk uznania dla uniku Paddingtona równy był tyl-

ko wyciu Dwutonowego „Mięśniaka” Waligóry, gdy

jego ramiona natrafi ły na pustkę.

– Pierwsza klasa – powiedział ktoś, wpychając

Paddingtona z powrotem na ring, gdy próbował prze-

leźć przez liny. – Chyba bym nie chciał stać na ringu

z taką bestią tylko za funta za minutę.

– Nawet za pięćdziesiąt funtów – dodał ktoś inny. –

Wolałbym przeżyć, żeby móc je wydać. Ale to i tak naj-

lepszy wynik jak na dzisiaj. Moim zdaniem ten młody

niedźwiedź zarobił już jakieś dwa funty.

Paddington na wycieczce78

Paddington patrzył na mówiącego ze zdziwieniem.

Zamiast zarabiać funta za każdą minutę spędzoną na

ringu z „Mięśniakiem” Waligórą, o wiele chętniej prze-

znaczyłby kieszonkowe z kilku tygodni, by stamtąd wyjść.

Ale zanim zdążył głębiej przemyśleć tę sprawę, po-

czuł żelazny uścisk w pasie i po raz drugi poleciał w górę.

– Ej! – zawołał Waligóra, zatoczywszy się na liny.

– On jest śliski! Czymś się wysmarował!

– No, dawaj, dalej! – krzyknął ktoś z tłumu.

Dwutonowy „Mięśniak” Waligóra odwrócił się do

widzów.

– Nie mogę z nim walczyć! – wrzasnął. – To jak

zapasy z kotem!

– Miau! – zawołał ktoś i tłum wybuchnął śmie-

chem. – Miaaaaaau!

– Kici, kici, kici – odezwały się kolejne głosy.

Odgłosy tłumu zadziałały na Waligórę jak czer-

wona płachta na byka. Przez kolejne dziesięć minut

Paddington robił unik za unikiem i nie miał szans uciec

z ringu, gdyż obaj miotali się po nim w kółko.

Trudno powiedzieć, jak długo by to jeszcze potrwa-

ło, bo za każdym razem, gdy Dwutonowy „Mięśniak”

Waligóra chwytał Paddingtona, ten wymykał mu się

z uścisku. Pozostawało tylko kwestią, kto wytrzyma

dłużej.

Paddington dobija targu 79

Sytuację tę nagle i niespodziewanie rozstrzygnęła

jakaś groźnie wyglądająca postać z parasolką w ręku,

która wyłoniła się z tłumu. Nie zwracając uwagi na

gwizdy tej części publiczności, która chciała, by walka

trwała cały dzień, pani Bird wkroczyła na ring.

– Przerwijcie natychmiast te psoty! – rozkaza-

ła, piorunując wzrokiem przeciwnika Paddingtona. –

Ładny mi „Mięśniak” Waligóra! Jak panu nie wstyd

walczyć z tak młodym niedźwiadkiem!

– To właściwie nie jest wina pana Waligóry, pani

Bird – wysapał szybko Paddington. – I nie o jego mięś-

nie mi chodziło, tylko o jego tony!

Do rozpoczęcia Wielkiej Parady zostały już tylko

sekundy i Paddington wcale nie miał pewności, czy

uda mu się namówić Dwutonowego „Mięśniaka” Wali-

górę, by wsiadł na czas do samochodu, nie mówiąc już

o wyjaśnieniu mu wszystkiego.

Ze świstem wziął głęboki oddech.

– Jeśli będzie pan tak uprzejmy i siądzie na tylnym

siedzeniu samochodu pana Grubera, panie Waligóro –

oświadczył wspaniałomyślnie – oddam panu wszystkie

pieniądze, które wygrałem!

Panu Waligórze nie trzeba było tego dwa razy po-

wtarzać. Szczerze mówiąc, wyglądało na to, że jest zado-

wolony, iż może już zejść z ringu. Po chwili Paddington,

Paddington na wycieczce80

on i pani Bird przeciskali się przez tłum w kierunku

samochodu pana Grubera.

Po tych wszystkich ekscytujących wydarzeniach

to, co było później, nie mogło im dorównać – nawet

widok automobilu pana Grubera jadącego na trzech

kołach na samym przedzie kawalkady, mającego na

masce wielki niebieski kotylion zwycięzcy, a na tylnym

siedzeniu równie wielkiego pasażera w postaci pana

Waligóry.

Zarówno Paddington, jak i pan Gruber byli znany-

mi postaciami na targu, wynik więc wszystkich ucieszył,

ale gdy Parada już się zakończyła i składano ostatnie

kramy, głównym tematem rozmów były wciąż wyczyny

Paddingtona na ringu.

Nawet „Mięśniak” Waligóra serdecznie uścisnął

Paddingtonowi łapę na pożegnanie.

– Miły z niego dżentelmen – niespodziewanie po-

wiedziała pani Bird, machając mu na do widzenia.

– Ze starej szkoły – zgodził się pan Gruber. – Myślę,

że on i młody pan Brown byli bardzo dobrze dobra-

ni. Choć pan Brown, rzecz jasna, dużo lepszy – dodał

pospiesznie.

– Wyobrażacie sobie, żeby wytrzymać z nim na

ringu całe dziesięć minut?! – wykrzyknął Jonatan z po-

dziwem. – Bo ja sobie nie wyobrażam.

Paddington dobija targu 81

– Właściciel ringu oświadczył, że to był rekord –

wtrąciła Judyta.

– Pan Waligóra powiedział, że takich jak ja nazy-

wają Maniem Kutem – wyjaśnił Paddington. – I to

podobno bardzo rzadkie.

Państwo Brown wymienili spojrzenia. Oczy Pad-

dingtona błyszczały tajemniczo, a gdy szli do domu,

dawało się zauważyć, że przechodnie obchodzą ich

szczególnie szerokim łukiem.

– Muszę powiedzieć, że czuję się przy tobie bez-

piecznie – powiedziała pani Bird, gdy Paddington

spojrzał groźnie na majaczący przed nimi cień. – To

szczególnie miłe uczucie o tak późnej porze.

– Co będziesz robił, jak wrócisz do domu, Pad-

dingtonie? – spytał żartobliwie pan Brown. – Pół go-

dziny ćwiczeń z piłką lekarską czy pompki?

Paddington spojrzał na pana Browna.

– Myślę – powiedział ku zaskoczeniu wszystkich –

że zrobię sobie gorącą kąpiel.

– Dobry Boże! – wykrzyknęła pani Brown. – Cud

za cudem!

Ale Paddington myślał o czymś innym. Ze wszyst-

kich wydarzeń tego dnia największe wrażenie wywarły

na nim efekty działania płynu do kąpieli. Kilka na-

krętek wywołało skutki, jakich nie przewidziano na

Paddington na wycieczce82

etykiecie butelki. Aż strach pomyśleć, co by się stało,

gdyby za jednym zamachem wlał do wanny i resztę.

– Futro bardzo mi się zakurzyło, panie Brown –

oświadczył z nadzieją w głosie – więc myślę, że będę

potrzebował mnóstwo pańskiej mikstury, żeby je do-

prowadzić do ładu!

SPIS TREŚCI

Rozdział pierwszyWizyta u dentysty

strona 5

Rozdział drugiPo nitce do kłębka

strona 23

Rozdział trzeci Wysokie loty

strona 42

Rozdział czwarty Paddington dobija targu

strona 61

Rozdział piąty Sprawa tajemniczego manekina

strona 83

Rozdział szósty Paddington poleca

strona 103

Rozdział siódmy Ostatni taniec

strona 122

Wielki powrót misia Paddingtona. Młodszy kolega Kubusia Puchatka przybywa

z mrocznych zakątków Peru!

Mały zagubiony miś trafi ł do państwa Browni na dobre się zadomowił. Czy pozwoli

zaprowadzić się do dentysty? Czy potrafi zatańczyć walca? Jak poradzi sobie jako jeździec na wyścigach konnych?

To następna w serii klasyczna opowieść o misiu

Paddingtonie, który podbije Twoje serce tak jak

Kubuś Puchatek lub Mikołajek.

W przygotowaniu:

Paddington wyrusza do miasta

Odkryj również kolekcję zabawek!