ostatnie Życzenie

Upload: ewa-morek

Post on 07-Jul-2015

631 views

Category:

Documents


6 download

TRANSCRIPT

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

GOS ROZSDKU l Przysza do niego nad ranem. Wesza bardzo ostronie, cicho, stpajc bezszelestnie, pync przez komnat jak widmo, jak zjawa, a jedyny dwik, jaki towarzyszy jej ruchom, wydawaa opocza, ocierajca si o nag skr. A jednak ten wanie niky, ledwie syszalny szelest zbudzi wiedmina, a moe tylko wyrwa z psnu, w ktrym koysa si monotonnie, jak gdyby w bezdennej toni, zawieszony pomidzy dnem a powierzchni spokojnego morza, pord falujcych leciutko pasemek morszczynu. Nie poruszy si, nie drgn nawet. Dziewczyna przyfruna bliej, zrzucia opocz, powoli, z wahaniem opara zgite kolano o krawd oa. Obserwowa j spod opuszczonych rzs, nadal nie zdradzajc, e nie pi. Dziewczyna ostronie wspia si na posanie, na niego, obejmujc go udami. Wsparta na wypronych ramionach musna mu twarz wosami, ktre pachniay rumiankiem. Zdecydowana i jakby zniecierpliwiona pochylia si, dotkna koniuszkiem piersi jego powieki, policzka, ust. Umiechn si, ujmujc j za ramiona, bardzo wolnym ruchem, ostronie, delikatnie. Wyprostowaa si, uciekajc jego palcom, promieniujca, podwietlona, zatarta swym blaskiem w mglistej jasnoci witu. Poruszy si, ale stanowczym naciskiem obu doni zabronia mu zmiany pozycji, lekkimi, ale zdecydowanymi ruchami bioder domagaa si odpowiedzi. Odpowiedzia. Nie cofaa si ju przed jego domi, odrzucia gow w ty, potrzsna wosami. Jej skra bya chodna i zadziwiajco gadka. Oczy, ktre zobaczy, gdy zbliya twarz do jego twarzy, byy wielkie i ciemne, jak oczy rusaki. Koysany uton w rumiankowym morzu, ktre wzburzyo si i zaszumiao, zatraciwszy spokj.

1

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

WIEDMIN I Pniej mwiono, e czowiek ten nadszed od pnocy od bramy Powroniczej. Szed pieszo, a objuczonego konia prowadzi za uzd. Byo pne popoudnie i kramy powronikw i rymarzy byy ju zamknite, a uliczka pusta. Byo ciepo, a czowiek ten mia na sobie czarny paszcz narzucony na ramiona. Zwraca uwag. Zatrzyma si przed gospod "Stary Narakort", posta chwil, posucha gwaru gosw. Gospoda, jak zwykle o tej porze, bya pena ludzi. Nieznajomy nie wszed do "Starego Narakortu". Pocign konia dalej, w d uliczki. Tam bya druga karczma, mniejsza, nazywaa si- "Pod Lisem". Tu byo pusto. Karczma nie miaa najlepszej sawy. Karczmarz unis gow znad beczki kiszonych ogrkw i zmierzy gocia wzrokiem. Obcy, cigle w paszczu, sta przed szynkwasem sztywno, nieruchomo, milcza. - Co poda? - Piwa - rzek nieznajomy. Gos mia nieprzyjemny. Karczmarz wytar rce o pcienny fartuch i napeni gliniany kufel. Kufel by wyszczerbiony. Nieznajomy nie by stary, ale wosy mia prawie zupenie biae. Pod paszczem nosi wytarty skrzany kubrak, sznurowany pod szyj i na ramionach. Kiedy cign swj paszcz, wszyscy zauwayli, e na pasie za plecami mia miecz. Nie byo w tym nic dziwnego, w Wyzimie prawie wszyscy chodzili z broni, ale nikt nie nosi miecza na plecach niby uku czy koczana. Nieznajomy nie usiad za stoem, pomidzy nielicznymi gomi, sta dalej przy szynkwasie, godzc w karczmarza przenikliwymi oczami. Pocign z kufla. - Izby na nocleg szukani. - Nie ma - burkn karczmarz, patrzc na buty gocia, zakurzone i brudne. - W "Starym Narakorcie" pytajcie. - Tu bym wola. - Nie ma - karczmarz rozpozna wreszcie akcent nieznajomego. To by Riv. - Zapac - rzek obcy cicho, jak gdyby niepewnie. Wtedy wanie zacza si ta caa paskudna historia. Ospowaty drgal, ktry od chwili wejcia obcego nie spuszcza z niego ponurego wzroku,, wsta i podszed do szynkwasu. Dwjka jego towarzyszy stana z tyu, nie dalej ni dwa kroki. - Nie ma miejsca, hultaju, rivski wczgo - charkn ospowaty, stajc tu obok nieznajomego. - Nie .trzeba nam takich jak ty tu, w Wyzimie. To porzdne miasto! Nieznajomy wzi swj kufel i odsun si. Spojrza na karczmarza, ale ten unika jego wzroku. Ani mu byo w gowie broni Riva. W kocu, kto lubi Rivw? - Kady Riv to zodziej - cign ospowaty, zionc piwem, czosnkiem i zoci. - Syszysz, co mwi, pokrzywniku? - Nie syszy. ajno ma w uszach - rzek jeden z tych z tyu, a drugi zarechota. - Pa i wyno si! - wrzasn dziobaty. Nieznajomy dopiero teraz spojrza na niego. - Piwo skocz. - Pomoemy ci - sykn drgal. Wytrci Rivowi kufel z rki i jednoczenie chwytajc go za rami, wpi palce w rzemie przecinajcy skosem pier obcego. Jeden z tych z tyu wznis pi do uderzenia. Obcy zwin si w miejscu, wytrcajc ospowatego z rwnowagi. Miecz zasycza w pochwie i bysn krtko w wietle kagankw. Zakotowao si. Krzyk. Kto z pozostaych goci run ku wyjciu. Z trzaskiem upado krzeso, gucho mlasny o podog gliniane naczynia. Karczmarz - usta mu dygotay -patrzy na okropnie rozrban twarz ospowatego, ktry

2

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

wczepiwszy palce w brzeg szynkwasu, osuwa si, nikn z oczu, jak gdyby ton. Tamci dwaj leeli na pododze. Jeden nieruchomo, drugi wi si i drga w rosncej szybko ciemnej kauy. W powietrzu wibrowa, widrujc uszy, cienki, histeryczny krzyk kobiety. Karczmarz zatrzs si, zaczerpn tchu i zacz wymiotowa. Nieznajomy cofn si pod cian. Skurczony, spity, czujny. Miecz trzyma oburcz, wodzc kocem ostrza w powietrzu. Nikt si nie rusza. Zgroza, jak zimne boto, oblepia twarze, skrpowaa czonki, zatkaa garda; Stranicy wpadli do karczmy z hukiem i szczkiem, we trzech. Musieli by w pobliu. Okrcone rzemieniami paki mieli w pogotowiu, ale na widok trupw natychmiast dobyli mieczy. Riv przylgn plecami do ciany, lew rk wycign sztylet z cholewy. - Rzu to! - wrzasn jeden ze stranikw rozdygotanym gosem. - Rzu to, zbju! Pjdziesz z nami! Drugi stranik kopn st, nie pozwalajcy mu obej Riva z boku. - Le po ludzi, Treska! - krzykn do trzeciego, trzymajcego si bliej drzwi. - Nie trzeba - rzek nieznajomy, opuszczajc miecz. - Sam pjd. - Pjdziesz, psie nasienie, ale na powrozie! - rozdar si ten rozdygotany. - Rzu miecz, bo ci eb rozwal! Riv wyprostowa si. Szybko chwyci kling pod lew pach, a praw, uniesion do gry, w stron stranikw, nakreli w powietrzu skomplikowany, szybki znak. Bysny wieki, ktrymi gsto nabijane byy dugie a do okci mankiety skrzanego kaftana. Stranicy momentalnie cofnli si, zasaniajc twarze przedramionami. Ktry z goci zerwa si, inny znowu pomkn ku drzwiom. Kobieta znw zakrzyczaa, dziko, przeraliwie. - Sam pjd - powtrzy nieznajomy dwicznym, metalicznym gosem. - A wy trzej przodem. Prowadcie do grododziercy. Drogi nie znam. - Tak, panie - wymamrota stranik, opuszczajc gow. Ruszy ku wyjciu, ogldajc si niepewnie. Dwaj pozostali wyszli za nim, tyem, pospiesznie. Nieznajomy poszed w lad, chowajc miecz do pochwy, a sztylet do cholewy. Gdy wymijali stoy, gocie zakrywali twarze poami kubrakw. II Velerad, grododzierca Wyzimy, podrapa si w podbrdek, zastanowi si. Nie by ani zabobonny, ani bojaliwy, ale nie umiechao mu si pozostanie z biaowosym sam na sam. Wreszcie zdecydowa si. - Wyjdcie - rozkaza stranikom. - A ty siadaj. Nie, nie tu. Tam dalej, jeli wola. Nieznajomy usiad. Nie mia ju ani miecza, ani czarnego paszcza. - Sucham - rzek Velerad, bawic si cikim buzdyganem lecym na stole. - Jestem Velerad, grododzierca Wyzimy. Co mi masz do powiedzenia, moci rozbjniku, zanim pjdziesz do lochu? Trzech zabitych, prba rzucenia uroku, niele, cakiem niele. Za takie rzeczy u nas w Wyzimie wbija si na pal. Ale ze mnie sprawiedliwy czek, wysucham ci przedtem. Mw. Riv rozpi kubrak, wydoby spod niego zwitek biaej kolej skry. - Na rozstajach, po karczmach przybijacie - powiedzia cicho. - Prawda to, co napisane? - A - mrukn Velerad, patrzc na wytrawione na skrze runy. - To taka sprawa. e te od razu si nie domyliem. Ano, prawda, najprawdziwsza. Podpisane jest: j Foltest, krl, pan Temerii, Pontaru i Mahakamu. Znaczy, prawda. Ale ordzie ordziem, a prawo prawem. Ja tu, w Wyzimie, prawa pilnuj i porzdku! Ludzi mordowa nie pozwol! Zrozumiae? Riv kiwn gow na znak, e zrozumia. Velerad sapn gniewnie. - Znak wiedmiski masz? Nieznajomy znw sign w rozcicie kaftana, wygrzeba okrgy medalion na srebrnym acuszku. Na medalionie wyobraony by eb wilka z wyszczerzonymi kami, Imi jakie masz? Moe by byle jakie, nie pytam z ciekawoci, tylko dla uatwienia rozmowy. - Nazywam si Geralt. - Moe by i Geralt. Z Rivii, jak wnosz z wymowy?

3

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

- Z Rivii. - Tak. Wiesz co, Geralt? Z tym - Velerad klepn w ordzie otwart doni - z tym daj sobie spokj. To powana sprawa. Wielu ju prbowao. To, bracie, nie to samo, co paru obwiesiw pochlasta. - Wiem. To mj fach, grododzierco. Napisane jest: trzy tysice orenw nagrody. - Trzy tysice - Velerad wyd wargi. - I krlewna za on, jak ludzie gadaj, chocia tego miociwy Foltest nie dopisa. - Nie jestem zainteresowany krlewn - rzek spokojnie Geralt. Siedzia nieruchomo z rkami na kolanach. -Napisane jest: trzy tysice. - Co za czasy - westchn grododzierca. - Co za parszywe czasy! Jeszcze dwadziecia lat temu, kto by pomyla, nawet po pijanemu, e takie profesje bd? Wied-mini! Wdrowni zabjcy bazyliszkw! Domokrni pogromcy smokw i utopcw! Geralt? W twoim cechu piwo wolno pi? - Pewnie. Velerad klasn w donie. - Piwa! - zawoa. - A ty, Geralt, siadaj bliej. Co mi tam. Piwo byo zimne i pieniste. - Parszywe czasy nastay - monologowa Velerad pocigajc z kufla. - Namnoyo si wszelkiego plugastwa. W Mahakamie, w grach, a roi si od boboakw. Po lasach dawniej aby wilki wyy, a teraz akurat: upiory, borowiki jakie, gdzie nie spluniesz, wilkoak albo inna zaraza. Po wsiach rusaki i paczki porywaj dzieci, to ju idzie w setki. Choroby, o jakich nikt dawniej nie sysza, wos si jey. No i jeszcze to do kompletu! - popchn zwitek skry po blacie stou. - Nie dziwota, Geralt, e taki popyt na wasze usugi. - To krlewskie ordzie, grododzierco - Geralt unis gow. - Znacie szczegy? Velerad odchyli si na krzele, splt donie na brzuchu. - Szczegy, mwisz? A znam. Nie to, eby z pierwszej rki, ale z dobrych rde. - O to mi wanie chodzi. - Upare si. Jak chcesz. Suchaj - Velerad popi piwa, ciszy gos. - Nasz miociwy Foltest jeszcze jako krlewicz, za rzdw starego Medella, swojego ojca, pokazywa nam, co potrafi, a potrafi wiele. Liczylimy, e mu to z wiekiem przejdzie. A tymczasem krtko po swojej koronacji, zaraz po mierci starego krla, Foltest przeszed samego siebie. A nam wszystkim szczki poopaday. Krtko mwic: zrobi dziecko swojej rodzonej siostrze Addzie. Adda bya modsza od niego, zawsze trzymali si razem, ale nikt niczego nie podejrzewa, no, moe krlowa... Krtko: patrzymy, a tu Adda o, z takim brzuchem, a Foltest zaczyna gada o lubie. Z siostr, uwaasz, Geralt? Sytuacja zrobia si napita jak diabli, bo akurat Vizimir z Novigradu umyli wyda za Foltesta swoj Dalk, wysa poselstwo, a tu trzeba trzyma krla za rce i nogi, bo chce biec i ly posw. Udao si, i dobrze, bo obraony Vizimir wypruby z nas bebechy. Potem, nie bez pomocy Addy, ktra wpyna na braciszka, udao si wyperswadowa szczeniakowi szybki lub. No, a potem Adda urodzia, w przepisowym czasie, a jake. A teraz suchaj, bo zaczyna si. Tego, co si urodzio, wiele osb nie widziao, ale jedna poona wyskoczya oknem z wiey i zabia si, a druga dostaa pomieszania zmysw i do dzisiaj jest koowata. Sdz zatem, e nadbkart nie by specjalnie urodziwy. To bya dziewczynka. Zmara zreszt zaraz, nikt, jak mi si zdaje, nie spieszy si zanadto z podwizywaniem ppowiny. Adda, na swoje szczcie, nie przeya porodu. A potem, bracie, Foltest po raz kolejny zrobi z siebie durnia. Nadbkarta trzeba byo spali albo, bo ja wiem, zakopa gdzie na pustkowiu, a nie chowa go w sarkofagu "w podziemiach paacu. - Za pno teraz na roztrzsanie - Geralt unis gow. - W kadym razie naleao wezwa kogo z Wiedzcych. - Mwisz o tych wydrwigroszach z gwiazdkami na kapeluszach? A jake, zleciao si ich z dziesiciu, ale ju potem, kiedy okazao si, co ley w tym sarkofagu. I co z niego nocami wyazi. A zaczo wyazi nie od razu, o nie. Siedem lat od pogrzebu by spokj. A tu ktrej nocy, bya penia ksiyca, wrzask w paacu, krzyk, zamieszanie! Co tu duo gada, znasz si na tym, ordzie te czytae. Niemowlak podrs w trumnie, i to niele, a i zby wyrosy mu jak si patrzy. Jednym sowem, strzyga. Szkoda, e nie widziae trupw. Tak jak ja. Pewnie ominby Wyzim szerokim ukiem. Geralt milcza. - Wtedy - cign Velerad - jak mwiem, Foltest skrzykn do nas ca gromad czarownikw. Jazgotali jeden przez drugiego, o mao nie pobili si tymi swoimi drgami, co to je nosz, pewnie eby psy

4

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

odpdza, jak ich kto poszczuje. A myl, e szczuj ich regularnie. Przepraszam, Geralt, jeli masz inne zdanie o czarodziejach, w twoim zawodzie pewnie je masz, ale dla mnie to darmozjady i durnie. Wy, wiedmini, budzicie wrd ludzi wiksze zaufanie. Jestecie przynajmniej, jakby tu rzec, konkretni. Geralt umiechn si, nie skomentowa. - No, ale do rzeczy - grododzierca zajrza do kufla, dola piwa sobie i Rivowi. - Niektre rady czarownikw wydaway si cakiem niegupie. Jeden proponowa spalenie strzygi razem z paacem i sarkofagiem, inny radzi odrba jej eb szpadlem, pozostali byli zwolennikami wbijania osinowych kokw w rne czci ciaa, oczywicie za dnia, kiedy diablica spaa w trumnie, zmordowana po nocnych uciechach. Niestety, znalaz si jeden, bazen w spiczastej czapce na ysym czerepie, garbaty eremita, ktry wymyli, e to s czary, e to si da odczyni i e ze strzygi znowu bdzie Foltestowa creczka, liczna jak malowanie. Trzeba tylko przesiedzie w krypcie ca noc, i ju, po krzyku. Po czym, wyobraasz sobie, Geralt, co to by za pgwek, poszed na noc do dworzyszcza. Jak atwo zgadn, wiele z niego nie zostao, bodaje tylko czapka i laga. Ale Foltest uczepi si tego pomysu jak rzep psiego ogona. Zakaza wszelkich prb zabicia strzygi, a ze wszystkich moliwych zakamarkw kraju pociga do Wyzimy szarlatanw, aby odczarowa strzyg na krlewn. To bya dopiero malownicza kompania! Jakie pokrcone baby, jacy kulawcy, brudni, bracie, zawszeni, lito braa. No i dawaj czarowa, gwnie nad misk i kuflem. Pewnie, niektrych Foltest albo rada zdemaskowali prdko, paru nawet powiesili na ostrokole, ale za mao, za mao. Ja bym ich wszystkich powiesi. Tego, e strzyga w tym czasie zagryzaa co rusz kogo innego, nie zwracajc na oszustw i ich zaklcia adnej uwagi, dodawa chyba nie musz. Ani tego, e Foltest nie mieszka ju w paacu. Nikt ju tam nie mieszka. Velerad przerwa, popi piwa. Wiedmin milcza. - I tak to si cignie, Geralt, sze lat, bo to si urodzio tak jako czternacie lat temu. Mielimy w tym czasie troch innych zmartwie, bo pobilimy si z Vizimirem z Novigradu, ale z porzdnych, zrozumiaych powodw, poszo nam o przesuwanie supw granicznych, a nie tam o jakie crki czy koligacje. Foltest, nawiasem mwic, zaczyna ju przebkiwa o maestwie i oglda przesyane przez ssiednie dwory konterfekty, ktre dawniej zwyk by wrzuca do wychodka. No, ale co jaki czas opada go znowu ta mania i rozsya konnych, by szukali nowych czarownikw. No i nagrod obieca, trzy tysice, przez co zbiego si troch postrzelecw, bdnych rycerzy, nawet jeden pastuszek, kretyn znany w caej okolicy, niech spoczywa w pokoju. A strzyga ma si dobrze. Tyle e co jaki czas kogo zagryzie. Mona si przyzwyczai. A z tych bohaterw, co j prbuj odczarowywa, jest chocia taki poytek, e bestia naera si na miejscu i nie szwenda poza dworzyszczem. A Foltest ma nowy paac, cakiem adny. - Przez sze lat - Geralt unis gow - przez sze lat nikt nie zaatwi sprawy? - Ano nie - Velerad popatrzy na wiedmina przenikliwie. - Bo pewnie sprawa jest nie do zaatwienia i przyjdzie si z tym pogodzi. Mwi o Foltecie, naszym miociwym i ukochanym wadcy, ktry cigle jeszcze przybija te ordzia na rozstajnych drogach. Tyle e chtnych zrobio si jakby mniej. Ostatnio, co prawda, by jeden, ale chcia te trzy tysice koniecznie z gry. No to wsadzilimy go do worka i wrzucilimy do jeziora. - Oszustw nie brakuje. - Nie, nie brakuje. Jest ich nawet sporo - przytakn grododzierca, nie spuszczajc z wiedmina wzroku. Dlatego jak pjdziesz do paacu, nie daj zota z gry. Jeeli tam w ogle pjdziesz. - Pjd. - Ano, twoja sprawa. Pamitaj jednak o mojej radzie. Jeeli za ju o nagrodzie mowa, ostatnio zaczo si mwi o jej drugiej czci, wspomniaem ci. Krlewna za on. Nie wiem, kto to wymyli, ale jeeli strzyga wyglda tak, jak opowiadaj, to art jest wyjtkowo ponury. Wszelako nie zabrako durniw, ktrzy pognali do dworzyszcza galopem, jak tylko wie gruchna, e jest okazja wej do krlewskiej rodziny. Konkretnie, dwch czeladnikw szewskich. Dlaczego szewcy s tacy gupi, Geralt? - Nie wiem. A wiedmini, grododzierco? Prbowali? - Byo kilku, a jake. Najczciej, kiedy usyszeli, e strzyg trzeba odczarowa, a nie zabi, wzruszali ramionami i odjedali. Dlatego te znacznie wzrs mj szacunek dla wiedminw, Geralt. No a potem przyjecha jeden, modszy by od ciebie, imienia nie pamitam, o ile je w ogle poda. Ten sprbowa. - No i?

5

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

- Zbata krlewna rozwczya jego flaki na sporej odlegoci. Z p strzelenia z uku. Geralt pokiwa gow. - To wszyscy? - By jeszcze jeden. Velerad milcza przez chwil. Wiedmin nie ponagla go. - Tak - rzek wreszcie grododzierca. - By jeszcze jeden. Z pocztku, gdy mu Foltest zagrozi szubienic, jeeli zabije lub okaleczy strzyg, rozemia si tylko i zacz si pakowa. No, ale potem... Velerad ponownie ciszy gos prawie do szeptu, nachylajc si przez st. - Potem podj si zadania. Widzisz, Geralt, jest tu w Wyzimie paru rozumnych ludzi, nawet na wysokich stanowiskach, ktrym caa ta sprawa obrzyda. Plotka gosi e ci ludzie przekonali po cichu wiedmina, aby nie ba wia si w adne ceregiele ani czary, zatuk strzyg, krlowi powiedzia, e czar nie podziaa, e creczka spada ze schodw, no e zdarzy si wypadek przy pracy. Krl, wiadomo, rozzoci si, ale skoczy si na tym, e| nie zapaci ani orena nagrody. Szelma wiedmin na to, e| za darmo sami sobie moemy chodzi na strzygi. No, CM byo robi... Zoylimy si, potargowali... Tylko e nic i tego nie wyszo. Geralt podnis brwi. - Nic, powiadam - rzek Velerad. - Wiedmin nie chcia i od razu, pierwszej nocy. azi, czai si, krci} po okolicy. Wreszcie, jak powiadaj, zobaczy strzyg, zapewne w akcji, bo bestia nie wyazi z krypty tylko po to, eby rozprostowa nogi. Zobaczy j wic i tej samej nocy zwia. Bez poegnania. Geralt wykrzywi lekko wargi w czym, co prawdopodobnie miao by umiechem. - Rozumni ludzie - zacz - zapewne maj jeszcze te pienidze? Wiedmini nie bior z gry. - Ano - rzek Velerad - pewnie maj. - Plotka nie mwi, ile tego jest? Velerad wyszczerzy zby. - Jedni mwi: osiemset... Geralt pokrci gow. - Inni - mrukn grododzierca - mwi o tysicu. - Nieduo, jeli wzi pod uwag, e plotka wszystko wyolbrzymia. W kocu krl daje trzy tysice. - Nie zapominaj o narzeczonej - zadrwi Velerad. - O czym my rozmawiamy? Wiadomo, e nie dostaniesz tamtych trzech tysicy. - Skd to niby wiadomo? Velerad hukn doni o blat stou. - Geralt, nie psuj mojego wyobraenia o wiedminach! To ju trwa sze lat z hakiem! Strzyga wykacza do pl setki ludzi rocznie, teraz mniej, bo wszyscy trzymaj si z. daleka od paacu. Nie, bracie, ja wierz w czary, niejedno widziaem i wierz, do pewnego stopnia, rzecz jasna, w zdolnoci magw i wiedminw. Ale z tym odczarowywaniem to bzdura, wymylona przez garbatego i usmarkanego dziada, ktry zgupia od pustelniczego wiktu, bzdura, w ktr nie wierzy nikt. Prcz Foltesta. Nie, Geralt! Adda urodzia strzyg, bo spaa z wasnym bratem, taka jest prawda i aden czar tu nie pomoe. Strzyga re ludzi, jak to strzyga, i trzeba j zabi, normalnie i po prostu. Suchaj, dwa lata temu kmiotkowie z jakiego zapadego zadupia pod Mahakamem, ktrym smok wyera owce, poszli kup, zatukli go konicami i nawet nie uznali za celowe si tym szczeglnie chwali. A my tu, w Wyzimie, czekamy na cud i ryglujemy drzwi przy kadej peni ksiyca albo wiemy przestpcw do palika przed dworzyszczem liczc, e bestia nare si i wrci do trumny. - Niezy sposb - umiechn si wiedmin. - Przestpczo zmalaa? - Ani troch. - Do paacu, tego nowego, ktrdy? - Naprowadz ci osobicie. Co bdzie z propozycj rzucon przez rozumnych ludzi? - Grododzierco - rzek Geralt. - Po co si spieszy? Przecie naprawd moe zdarzy si wypadek przy pracy, niezalenie od moich intencji. Wtedy rozumni ludzie winni pomyle, jak ocali mnie przed gniewem krla i przygotowa te tysic piset orenw, o ktrych mwi plotka. - Miao by tysic. - Nie, panie Velerad - powiedzia wiedmin stanowczo. - Ten, ktremu dawalicie tysic, uciek na sam widok strzygi, nawet si nie targowa. To znaczy, ryzyko jest wiksze ni tysic. Czy nie jest wiksze ni ptora tysica, okae si. Oczywicie, ja si przedtem poegnam.

6

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

Velerad podrapa si w gow. - Geralt? Tysic dwiecie? - Nie, grododzierco. To nie jest atwa robota. Krl daje trzy, a musz wam powiedzie, e odczarowa jest czasem atwiej ni zabi. W kocu ktry z moich poprzednikw zabiby strzyg, gdyby to byo takie proste. Mylicie, e dali si zagry tylko dlatego, e bali si krla? - Dobra, bracie - Velerad smtnie pokiwa gow. Umowa stoi. Tylko przed krlem ani mru-mru o moliwoci wypadku przy pracy. Szczerze ci radz. III Foltest by szczupy, mia adn - za adn - twarz, Nie mia jeszcze czterdziestki, jak oceni wiedmin. Siedzia na karle rzebionym z czarnego drewna, nogi wycign w stron paleniska, przy ktrym grzay si dwa, psy. Obok, na skrzyni siedzia starszy, potnie zbudowany mczyzna z brod. Za krlem sta drugi, bogato odziany, z dumnym wyrazem twarzy. Wielmoa. - Wiedmin z Rivii - powiedzia krl po chwili jaka zapada po wstpnej przemowie Velerada. - Tak, panie - Geralt schyli gow. - Od czego ci tak eb posiwia? Od czarw? Widz, e. niestary. Dobrze ju, dobrze. To art, nic nie mw. Dowiadczenie, jak miem przypuszcza, masz niejakie? - Tak, panie. - Radbym posucha. Geralt skoni si jeszcze niej. - Wiecie wszak, panie, e nasz kodeks zabrania mwienia o tym, co robimy. - Wygodny kodeks, moci wiedminie, wielce wygodny. Ale tak, bez szczegw, z borowikami miae do czynienia? - Tak. - Z wampirami, z leszymi? - Te. Foltest zawaha si. - Ze strzygami? Geralt unis gow, spojrza krlowi w oczy. - Te. Foltest odwrci wzrok. - Velerad! - Sucham, miociwy panie. - Wprowadzie go w szczegy? - Tak, miociwy panie. Twierdzi, e krlewn mona odczarowa. - To wiem od dawna. W jaki sposb, moci wiedminie? Ach, prawda, zapomniaem. Kodeks. Dobrze. Tylko jedna maa uwaga. Byo tu ju u mnie kilku wiedminw. Velerad, mwie mu? Dobrze. Std wiem, e wasz specjalnoci jest raczej zabijanie, a nie odczynianie urokw. "o nie wchodzi w rachub. Jeeli mojej crce spadnie wos z gowy, ty swoj pooysz na pieku. To tyle. Ostrit, i wy, panie Segelin, zostacie, udzielcie mu tyle informacji, ile bdzie chcia. Oni zawsze duo pytaj, wiedmini. Nakarmcie go i niech mieszka w paacu. Niech si de wczy po karczmach -Krl wsta, gwizdn na psy i ruszy ku drzwiom, rozrzucajc som pokrywajc podog komnaty. Przy drzwiach odwrci si. - Uda ci si, wiedminie, nagroda jest twoja. Moe jeszcze co dorzuc, jeli dobrze si spiszesz. Oczywicie, bajania posplstwa co do oenku z krlewn nie zawiera sowa prawdy. Nie sdzisz chyba, e wydam crk za byle przybd? - Nie, panie. Nie sdz. - Dobrze. To dowodzi, e jeste rozumny. Foltest wyszed, zamykajc za sob drzwi. Velerad i wielmoa, ktrzy dotychczas stali, natychmiast rozsiedli si przy stole. Grododzierca dopi w poowie peny puchar

7

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

krla, zajrza do dzbana, zakl. Ostrit, ktry zaj fotel Foltesta, patrzy na wiedmina spode ba, gadzc domi rzebione porcze. Segelin, brodacz, skin na Geralta. - Siadajcie, moci wiedminie, siadajcie. Zaraz wieczerz podadz. O czym chcielibycie rozmawia? Grododzierca Velerad powiedzia wam ju chyba wszystko. pnam go i wiem, e powiedzia prdzej za duo ni za mao. - Tylko kilka pyta. - Zadajcie je. - Mwi grododzierca, e po pojawieniu si strzygi krl wezwa wielu Wiedzcych. - Tak byo. Ale nie mwcie: "strzyga", mwcie: "krlewna". atwiej unikniecie takiej pomyki przy krlu... i zwizanych z tym przykroci. - Czy wrd Wiedzcych by kto znany? Sawny? - Byli tacy i wwczas, i pniej. Nie pamitam imion. A wy, panie Ostrit? - Nie pamitam - rzek wielmoa. - Ale wiem, e nie| ktrzy cieszyli si saw i uznaniem. Mwio si o tym duo. - Czy byli zgodni co do tego, e zaklcie mona zdj - Byli dalecy od zgody - umiechn si Segelin. - M kadym przedmiocie. Ale takie stwierdzenie pado. Mia to by proste, wrcz nie wymagajce zdolnoci magicznych, i jak zrozumiaem, wystarczyo, aby kto spdzi] noc, od zachodu soca do trzecich kurw, w podziemiu, przy sarkofagu. - Rzeczywicie, proste - parskn Velerad. - Chciabym usysze opis... krlewny. Velerad zerwa si z krzesa. - Krlewna wyglda jak strzyga! - wrzasn. - Jak najbardziej strzygowata strzyga, o jakiej syszaem! Jej wysoko krlewska crka, przeklty nadbkart, ma cztery okcie wzrostu, przypomina bary piwa, ma mord o ucha do ucha, pen zbw jak sztylety, czerwone lepia rude kudy! apska, opazurzone jak u bika, wisz jej d samej ziemi! Dziwi si, e jeszcze nie zaczlimy rozsya jej miniatur po zaprzyjanionych dworach! Krlewna niech j zaraza udusi, ma ju czternacie lat, czas pomyle o wydaniu jej za jakiego krlewicza! - Pohamuj si, grododzierco - zmarszczy si Ostrit zerkajc w stron drzwi. Segelin umiechn si lekko. - Opis, cho tak obrazowy, by w miar dokadny, a ( to chodzio moci wiedminowi, prawda? Velerad zapomnia doda, e krlewna porusza si z niewiarygodn prdkoci i jest o wiele silniejsza, ni mona wnosi z jq wzrostu i budowy. A to, e ma czternacie lat, jest faktem. O ile to wane. - Wane - powiedzia wiedmin. - Czy ataki na lud zdarzaj si tylko podczas peni? - Tak - odrzek Segelin. - Jeeli napada poza starym paacem. W paacu, niezalenie od fazy ksiyca, ludzi ginli zawsze. Ale wychodzi tylko podczas peni, a i to nie kadej. - Czy by chocia jeden wypadek ataku za dnia? - Nie. Za dnia nie. - Zawsze poera ofiary? Velerad splun zamaszycie na som. - Niech ci, Geralt, zaraz wieczerza bdzie. Tfu! Poera nadgryza, zostawia, rnie, zalenie od humoru zapewne. Jednemu tylko gow odgryza, paru wybebeszya, i paru ogryza na czysto, do goa, mona by rzec. Taka jej ma! - Uwaaj, Velerad - sykn Ostrit. - O strzydze gadaj, co chcesz, ale Addy nie obraaj przy mnie, bo przy krlu si nie odwaasz! - Czy by kto, kogo zaatakowaa, a przey? - spyta wiedmin, pozornie nie zwracajc uwagi na wybuch wielmoy. Segelin i Ostrit spojrzeli po sobie. - Tak - powiedzia brodacz. - Na samym pocztku, sze lat temu, rzucia si na dwch onierzy stojcych warcie u krypty. Jednemu udao si uciec. - I pniej - wtrci Velerad - mynarz, na ktrego napada pod miastem. Pamitacie?

8

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

IV Mynarza przyprowadzono na drugi dzie, pnym wieczorem, do komnatki nad kordegard, w ktrej zakwaterowano wiedmina. Przyprowadzi go onierz w paszczu z kapturem. Rozmowa nie daa wikszych rezultatw. Mynarz by przeraony, bekota, jka si. Wicej powiedziay wied-z -aminowi jego blizny: strzyga miaa imponujcy rozstaw szczk i rzeczywicie ostre zby, w tym bardzo dugie grne ky - cztery, po dwa z kadej strony. Pazury zapewne ostrzejsze od biczych, cho mniej zakrzywione. Tylko dlatego zreszt udao si mynarzowi wyrwa. Zakoczywszy ogldziny, Geralt skin na mynarza i onierza, odprawiajc ich. onierz wypchn chopa za drzwi i zdj kaptur. By to Foltest we wasnej osobie. - Siadaj, nie wstawaj - rzek krl. - Wizyta nieoficjalna. Zadowolony z wywiadu? Syszaem, e bye w dworzyszczu przed poudniem. - Tak, panie. - Kiedy przystpisz do dziea? - Do peni cztery dni. Po peni. - Wolisz sam si jej wczeniej przyjrze? - Nie ma takiej potrzeby. Ale najedzona... krlewna..., bdzie mniej ruchliwa. - Strzyga, mistrzu, strzyga. Nie bawmy si w dyplomacj. Krlewn to ona dopiero bdzie. O tym zreszt przyszedem z tob porozmawia. Odpowiadaj, nieoficjalnie, krtko i jasno: bdzie czy nie bdzie? Nie zasaniaj mi si tylko adnym kodeksem. Geralt potar czoo. - Potwierdzam, krlu, e czar mona odczyni. I jeeli si nie myl, to rzeczywicie spdzajc noc w dworzyszczu. Trzecie pianie koguta, o ile zaskoczy strzyg poza sarkofagiem, zlikwiduje urok. Tak zwykle postpuje si ze strzygami. - Takie proste? - To nie jest proste. Trzeba t noc przey, to raz. Moliwe s te odstpstwa od normy. Na przykad nie jedni noc, ale trzy. Kolejne. S te przypadki... no... beznadziejne - Tak - achn si Foltest. - Cigle to sysz od nie ktrych. Zabi potwora, bo to przypadek nieuleczalny. Mistrzu, jestem pewien, e ju z tob rozmawiano. Co? eby zarba ludojadk bez ceregieli, na samym wstpie, i krlowi powiedzie, e inaczej si nie dao. Krl nie zapaci, my zapacimy. Bardzo wygodny sposb. I tani. Bo krl kae ci lub powiesi wiedmina, a zoto zostanie w kieszeni. - Krl bezwarunkowo kae ci wiedmina? - wy krzywi si Geralt. Foltest przez dusz chwil patrzy w oczy Riva. - Krl nie wie - powiedzia wreszcie. - Ale liczy si tak ewentualnoci wiedmin raczej powinien. Teraz Geralt chwil pomilcza. - Zamierzam zrobi, co w mojej mocy - rzek po chwili. - Ale gdyby poszo le, bd broni swojego ycia. Wy, panie, te si. musicie liczy z tak ewentualnoci. Foltest wsta. - Nie rozumiesz mnie. Nie o to chodzi. To jasne, e zabijesz j, gdy si zrobi gorco, czy mi si to podoba, czy nie. Bo inaczej ona ciebie zabije, na pewno i nieodwoalnie. Nie rozgaszam tego, ale nie ukarabym nikogo, kto zabiby j w obronie wasnej. Ale nie dopuszcz, aby zabito j, nie prbujc uratowa. Byy ju prby podpalenia starego paacu, strzelali do niej z ukw, kopali doy, zastawiali sida i wnyki dopty, dopki kilku nie powiesiem. Ale nie o to chodzi. Mistrzu, suchaj! - Sucham. - Po tych trzech kurach nie bdzie strzygi, jeli dobrze zrozumiaem. A co bdzie? - Jeeli wszystko pjdzie dobrze, czternastolatka. - Czerwonooka? Z zbami jak krokodyl? - Normalna czternastolatka. Tyle e... - No? - Fizycznie. - Masz babo placek. A psychicznie? Codziennie na niadanie wiadro krwi? Udko dziewczcia?

9

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

- Nie. Psychicznie... Nie sposb powiedzie... Sdz, e na poziomie, bo ja wiem, trzyletniego, czteroletniego dziecka. Bdzie wymagaa troskliwej opieki przez duszy czas. - To jasne. Mistrzu? - Sucham. - Czy to jej moe wrci? Pniej? Wiedmin milcza. - Aha - rzek krl. - Moe. I co wtedy? - Gdyby po dugim, kilkudniowym omdleniu zmara, trzeba spali ciao. I to prdko. Foltest zaspi si. - Nie sdz jednak - doda Geralt - aby do tego doszo. Dla pewnoci udziel wam, panie, kilku wskazwek, jak zmniejszy niebezpieczestwo. - Ju teraz? Nie za wczenie, mistrzu? A jeeli... - Ju teraz - przerwa Riv. - Rnie bywa, krlu. Moe si zdarzy, e rano znajdziecie w krypcie odczarowani krlewn i mojego trupa. - A tak? Pomimo mojego zezwolenia na obron wasn? Na ktrym, zdaje mi si, nie bardzo ci nawet zaleao. - To jest powana sprawa, krlu. Ryzyko jest wielkie Dlatego suchajcie: krlewna stae musi nosi na szyi szafir, najlepiej inkluz, na srebrnym acuszku. Stale. dzie i w nocy. - Co to jest inkluz? - Szafir z pcherzykiem powietrza wewntrz kamienia. Oprcz tego, w komnacie, w ktrej bdzie sypiaa, naley co jaki czas pali w kominku gazki jaowca, arnowca i leszczyny. Foltest zamyli si. - Dzikuj ci za rady, mistrzu. Zastosuj si do nich, jeeli... A teraz ty posuchaj mnie uwanie. Jeeli stwierdzisz, e to przypadek beznadziejny, zabijesz j. Jeeli od-czynisz urok, a dziewczyna nie bdzie... normalna... jeeli bdziesz mia cie wtpliwoci, czy ci si udao w peni, zabijesz j rwnie. Nie obawiaj si, nic ci nie grozi z mojej strony. Bd na ciebie krzycza przy ludziach, wypdz| z paacu i z miasta, nic wicej. Nagrody oczywicie nie' dam. Moe co wytargujesz, wiesz od kogo. Milczeli chwil. - Geralt - Foltest po raz pierwszy zwrci si do wiedmina po imieniu. - Sucham. - Ile jest prawdy w gadaniu, e dziecko byo takie, a nie inne, bo Adda bya moj siostr? - Niewiele. Czar trzeba rzuci, adne zaklcie nie rzuca si samo. Ale myl, e wasz zwizek z siostr by przyczyn rzucenia czaru, a wic i takiego skutku. - Tak mylaem. Tak mwili niektrzy z Wiedzcych, chocia nie wszyscy. Geralt? Skd si bior takie sprawy? Czary, magia? - Nie wiem, krlu. Wiedzcy zajmuj si badaniem przyczyn tych zjawisk. Dla nas, wiedminw, wystarcza wiedza, e skupiona wola moe takie zjawiska powodowa. I wiedza, jak je zwalcza. - Zabija? _ Najczciej. Za to nam zreszt najczciej pac. Mao kto da odczyniania urokw, krlu. Z reguy ludzie chc si po prostu uchroni od zagroenia. Jeeli za potwr ma ludzi na sumieniu, dochodzi jeszcze motyw zemsty. Krl wsta, zrobi kilka krokw po komnacie, zatrzyma si przed mieczem wiedmina wiszcym na cianie. - Tym? - spyta, nie patrzc na Geralta. - Nie. Ten jest na ludzi. - Syszaem. Wiesz co, Geralt? Pjd z tob do krypty. - Wykluczone. Foltest odwrci si, oczy mu zabysy. - Czy ty wiesz, czarowniku, e ja jej nie widziaem? Ani po urodzeniu, ani... potem. Baem si. Mog jej ju nigdy nie zobaczy, prawda? Mam prawo chocia widzie, jak j bdziesz mordowa. - Powtarzam, wykluczone. To pewna mier. Rwnie dla mnie. Jeeli osabi uwag, wol... Nie, krlu. Foltest odwrci si, ruszy ku drzwiom. Geraltowi przez chwil zdawao si, e wyjdzie bez sowa, bez poegnalnego gestu, ale krl zatrzyma si, spojrza na niego.

10

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

- Budzisz zaufanie - powiedzia. - Pomimo e wiem, jakie z ciebie ziko. Opowiadano mi, co zaszo w karczmie. Jestem pewien, e zabie tych opryszkw wycznie dla rozgosu, eby wstrzsn ludmi, mn. Jest dla mnie oczywiste, e moge ich pokona bez zabijania. Boj si, e nigdy si nie dowiem, czy idziesz ratowa moj crk, czy te j zabi. Ale godz si na to. Musz si zgodzi. Wiesz, dlaczego? Geralt nie odpowiedzia. - Bo myl - rzek krl - myl, e ona cierpi. Prawda? Wiedmin utkwi w krlu swoje przenikliwe oczy. Nie przytakn, nie skin gow, nie uczyni najmniejszego gestu, ale Foltest wiedzia. Zna odpowied. Geralt po raz ostatni wyjrza przez okno dworzyszcza. Zmierzch zapada szybko. Za jeziorem migotay niejasni wiateka Wyzimy. Dookoa dworzyszcza byo pustkowie -pas ziemi niczyjej, ktrym miasto w cigu szeciu lat odgrodzio si od niebezpiecznego miejsca, nie zostawiajc nic oprcz kilku ruin, przegniych belkowa i resztek szczerbatego ostrokou, ktrych wida nie opacao si rozbiera i przenosi. Najdalej, bo na zupenie przeciwlegy kraniec osiedla, przenis swoj rezydencj sam krl pkaty stob jego nowego paacu czerni si w dali na tle granatowiejcego nieba. Wiedmin wrci do zakurzonego stou, przy ktrym jednej z pustych, spldrowanych komnat przygotowywa si niespiesznie, spokojnie, pieczoowicie. Czasu, jak wiedzia, mia duo. Strzyga nie opuci krypty przed pnoc. Przed sob na stole mia niedu, okut skrzyneczki Otworzy j. Wewntrz, ciasno, w wyoonych such traw przegrdkach, stay flakoniki z ciemnego szka. Wiedmin wyj trzy. Z podogi podj poduny pakunek, grubo owinity owczymi skrami i okrcony rzemieniem. Rozwin go i wydoby miecz z ozdobn rkojeci, w czarnej, lnicej pochwie pokrytej rzdami runicznych znakw i symboli. Obnay ostrze, ktre rozbyso czystym, lustrzanym blaskiem. Klinga bya z czystego srebra. Geralt wyszepta formu, wypi po kolei zawarto dwu flakonikw, po kadym yku kadc lew do na gowni miecza. Potem, owijajc si szczelnie w swj czarny paszcz, usiad. Na pododze. W komnacie nie byo adnego krzesa. Jak zreszt w caym dworzyszczu. Siedzia nieruchomo, z zamknitymi oczami. Jego oddech, pocztkowo rwny, sta si nagle przyspieszony^ chrapliwy, niespokojny. A potem usta zupenie. Mieszanka, za pomoc ktrej wiedmin. podda penej kontroli, prac wszystkich organw ciaa, skadaa si gwnie z ciemiycy, bieluniu, gogu i wilczomlecza. Inne jej skadniki nie posiaday nazw w adnym ludzkim jzyku. Dla czowieka, ktry nie by, tak jak Geralt, przyzwyczajony do niej od dziecka, byaby to miertelna trucizna. Wiedmin gwatownie odwrci gow. Jego such, wyostrzony obecnie ponad wszelk miar, z atwoci wyowi z ciszy szelest krokw na zaronitym pokrzywami dziedzicu. To nie moga by strzyga. Byo za jasno. Geralt zarzuci miecz na plecy, ukry swj toboek w palenisku zrujnowanego kominka i cicho jak nietoperz zbieg po schodach. Na dziedzicu byo jeszcze na tyle jasno, by nadchodzcy czowiek mg zobaczy twarz wiedmina. Czowiek - by to Ostrit - cofn si gwatownie, mimowolny grymas przeraenia i wstrtu wykrzywi mu usta. Wiedmin umiechn si krzywo - wiedzia, jak wyglda. Po wypiciu mieszanki pokrzyku, tojadu i wietlika twarz nabiera koloru kredy, a renice zajmuj cae tczwki. Ale mikstura pozwala widzie w najgbszych ciemnociach, a o to Geraltowi chodzio. Ostrit opanowa si szybko. - Wygldasz, jakby ju by trupem, czarowniku - powiedzia. - Pewnie ze strachu. Nie bj si. Przynosz ci uaskawienie. Wiedmin nie odpowiedzia. - Nie syszysz, co powiedziaem, rivski znachorze? Jeste uratowany. I bogaty - Ostrit zway w rku spor sakw i rzuci j pod nogi Geralta. - Tysic orenw. Bierz to, wsiadaj na konia i wyno si std!, Riv wci milcza. - Nie wytrzeszczaj na mnie oczu! - Ostrit podnis gos. - I nie marnuj mojego czasu. Nie mam zamiaru sta tutaj do pnocy. Czy nie rozumiesz? Nie ycz sobie, aby odczynia uroki. Nie, nie myl, e odgade. Nie trzymam z Veleradem i Segelinem. Nie chc, by j zabija. Masz si po prostu wynosi. Wszystko ma zosta po staremu.

11

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

Wiedmin nie poruszy si. Nie chcia, aby wielmoa zorientowa si, jak przyspieszone s w tej chwili jego ruchy i reakcje. Ciemniao szybko, byo to o tyle korzystne, e nawet pmrok zmierzchu by zbyt jaskrawy dla jego rozszerzonych renic. - A dlaczego to, panie, wszystko ma zosta po staremu? - spyta, starajc si wolno wypowiada poszczegle sowa. - A to - Ostrit dumnie podnis gow - powinno ci diabelnie mao obchodzi. - A jeeli ju wiem? - Ciekawe. - atwiej bdzie usun Foltesta z tronu, jeeli strzyga dokuczy ludziom jeszcze bardziej? Jeeli krlewskie szalestwo do cna obrzydnie i wielmoom, i posplstwu, prawda? Jechaem do was przez Redani, przez Novigrad. Wiele si tam mwi o tym, e niektrzy w Wyzimie wygldaj krla Vizimira jako wybawiciela i prawdziwego monarch. Ale mnie, panie Ostrit, nie obchodzi ani polityka, ani sukcesje tronw, ani przewroty paacowe. Ja jestem tu, aby wykona prac. Nie syszelicie nigdy o poczuciu obowizku i zwykej uczciwoci? O etyce zawodowej? - Uwaaj, do kogo mwisz, wczgo! - krzykn wciekle Ostrit, kadc do na rkojeci miecza. - Do ju mam tego, nie przywykem dyskutowa z byle kim! Patrzcie go, etyka, kodeksy, moralno?! Kto to mwi? Zbj, ktry ledwo przyby, pomordowa ludzi? Ktry gi si przed Foltestem w ukonach, a za jego plecami targowa si z Veleradem jak najemny zbir? I ty omielasz si zadziera gow, pachoku? Udawa Wiedzcego? Maga? Czarodzieja? Ty parszywy wiedminie! Precz std, zanim pazem przez pysk przejad! Wiedmin nawet nie drgn, sta spokojnie. - To wy std idcie, panie Ostrit - powiedzia. - ciemnia si. Ostrit cofn si o krok, byskawicznie doby miecza. - Sam tego chciae, czarowniku. Zabij ci. Nic ci nie pomog twoje sztuczki. Mam przy sobie wi kamie. Geralt umiechn si. Opinia o mocy wiego kamienia bya rwnie powszechna, jak bdna. Ale wiedmin nie myla traci si na zaklcia, ani tym bardziej naraa srebrnej klingi na zetknicie si z brzeszczotem Ostrita. Znurkowa pod mynkujcym ostrzem i nasad pici, srebrnymi wiekami mankietu uderzy wielmo w skro. VI -Ostrit oprzytomnia rycho, wodzi wkoo oczami w zupenej ciemnoci. Spostrzeg, e jest zwizany. Geralta, ktry sta tu obok, nie widzia. Ale zorientowa si, gdzie jest, i zawy, przecigle, przeraliwie. - Milcz - rzek wiedmin. - Bo przycigniesz j przed czasem. - Ty przeklty morderco! Gdzie jeste? Rozwi mnie natychmiast, ajdaku! Bdziesz za to wisia, suczy synu! - Milcz. Ostrit dysza ciko. - Zostawisz mnie jej na poarcie! Zwizanego? - spyta ju ciszej, dorzucajc plugawe wyzwisko prawie szeptem. - Nie - rzek wiedmin. - Wypuszcz ci. Ale nie teraz. - Ty otrze - zasycza Ostrit. - eby odcign strzyg? - Tak. Ostrit zamilk, przesta si miota, lea spokojnie. - Wiedminie? - Tak. - To prawda, e chciaem obali Foltesta. Nie ja jeden. Ale ja jeden pragnem jego mierci, chciaem, by umar w mkach, by oszala, by ywcem zgni. Wiesz, dlaczego?

12

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

Geralt milcza. - Kochaem Add. Krlewsk siostr. Krlewsk kochank. Krlewsk dziewk. Kochaem j... Wiedminie, jeste tu? - Jestem. - Wiem, co mylisz. Ale tak nie byo. Uwierz mi, nie rzucaem adnych urokw. Nie znam si na adnych czarach. Tylko raz w zoci powiedziaem... Tylko raz. Wiedminie? Suchasz? - Sucham. - To jego matka, stara krlowa. To na pewno ona. Nie moga patrze, e on i Adda... To nie ja. Ja tylko raz, wiesz, prbowaem perswadowa, a Adda... Wiedminie! Zamroczyo mnie i powiedziaem... Wiedminie? To ja? Ja? - To ju nie ma znaczenia. - Wiedminie? Pnoc blisko? - Blisko. - Wypu mnie wczeniej. Daj mi wicej czasu. - Nie. Ostrit nie usysza zgrzytu odsuwanej pyty grobowca ale wiedmin tak. Pochyli si i rozci sztyletem wi} wielmoy. Ostrit nie czeka na adne sowa, zerwa si niezgrabnie pokutyka zdrtwiay, pobieg. Jego wzrols na tyle ju przyzwyczai si do ciemnoci, e widzia drog prowadzc z gwnej sali do wyjcia. Z hukiem wyskoczya z podogi pyta blokujca wejcie do krypty. Geralt, przezornie ukryty za balustrad schodw, dostrzeg pokraczn posta strzygi, pdzc zwinnie, szybko i nieomylnie w lad za oddalajcym si tupotem butw Ostrita. Strzyga nie wydaa z siebie najmniejszego dwiku. Potworny, rozedrgany, optaczy wrzask rozdar noc, wstrzsn starymi murami i trwa, wznoszc si i opadajc, wibrujc. Wiedmin nie mg dokadnie oceni odlegoci - jego wyczulony such myli - ale wiedzia, e strzyga dopada Ostrita szybko. Za szybko. Wyszed na rodek sali, stan tu przy wejciu do krypty. Odrzuci paszcz. Poruszy barkami, poprawiajc uoenie miecza. Nacign rkawice. Mia jeszcze chwil czasu. Wiedzia, e strzyga, cho najedzona po ostatniej peni, nie porzuci prdko trupa Ostrita. Serce i wtroba byy dla niej cennym zapasem poywienia na dugie trwanie w letargu. Wiedmin czeka. Do jutrzenki, jak oblicza, pozostawao jeszcze okoo trzech godzin. Pianie koguta mogoby go tylko zmyli. W okolicy nie byo zreszt prawdopodobnie adnych kogutw. Usysza. Sza powoli, czapic po posadzce. A potem zobaczy j. Opis by dokadny. Nieproporcjonalnie dua gowa osadzona na krtkiej szyi okolona bya spltan, wijc si aureol czerwonawych wosw. Oczy wieciy w mroku jak dwa karbunkuy. Strzyga staa nieruchomo, wpatrzona w Geralta. Nagle otworzya, paszcz -jak gdyby chwalc si rzdami biaych, spiczastych zbisk, po czym kapna uchw z trzaskiem przypominajcym zamykanie skrzyni. I od razu skoczya, z miejsca, bez rozbiegu, godzc w wiedmina okrwawionymi pazurami. Geralt odskoczy w bok, zawirowa w byskawicznym piiruecie, strzyga otara si o niego, te zawirowaa, tnc powietrze szponami. Nie stracia rwnowagi, zaatakowaa ponownie, natychmiast, z pobrotu, kapic zbami tu przed piersi Geralta. Riv odskoczy w drug stron, trzykrotnie zmieni kierunek obrotu w Turkoczcym piruecie, ;dezorientowa strzyg. Odskakujc, mocno, cho bez zamachu, uderzy j w bok gowy srebrnymi kolcami osadzonymi na wierzchniej stronie rkawicy, na knykciach. Strzyga zaryczaa potwornie, wypeniajc dworzyszcze dudnicym echem, przypada do ziemi, zamara i pocza wy, gucho, zowrogo, wciekle. Wiedmin umiechn si zoliwie. Pierwsza prba, tak jak liczy, wypada pomylnie. Srebro byo zabjcze dla strzygi, jak dla wikszoci potworw powoanych do ycia przez czary. Istniaa wic szansa: bestia bya jak inne, a to mogo gwarantowa pomylne odczarowanie, za srebrny miecz, ostateczno, mg gwarantowa mu ycie. Strzyga nie spieszya si z nastpnym atakiem. Tym fazom zbliaa si wolno, szczerzc ky, linic si obrzydliwie. Geralt cofn si, szed pkolem, ostronie stawiajc kroki, zwalniajc i przyspieszajc

13

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

ruchy dekoncentrowa strzyg, utrudni jej spicie si do skoku. Idc wiedmin rozwija dugi, cienki, mocny acuch, obciony na kocu. acuch by ze srebra. W momencie gdy strzyga sprya si i skoczya, acuch wisn w powietrzu i zwijajc si jak w, w okamgnieniu oplt ramiona, szyj i gow potwora. Strzyga walia si w skoku, wydajc przeszywajcy uszy wizg. Miotaa si po posadzce, ryczc okropnie, nie wiadomo byo, z wciekoci czy z palcego blu, jaki zadawa jej nienawistny metal. Geralt by zadowolony - zabicie strzygi, gdyby tego chcia, nie przedstawiao w tej chwili wielkiego problemu. Ale wiedmin nie dobywa miecza. Jak do tej pory nic w zachowaniu strzygi nie dawao powodw przypuszcza, e mgby to by przypadek nieuleczalna Geralt cofn si na odpowiedni odlego i nie spuszcza j wzroku z kotujcego si na posadzce ksztatu, oddycha gboko, koncentrowa si. acuch pk, srebrne ogniwa, jak deszcz, sypny na wszystkie strony, dzwonic po kamieniu. Zalepi wciekoci strzyga runa do ataku wyjc. Geralt czeka spokojnie, uniesion praw doni kreli przed sob Znak Aard. Strzyga poleciaa w ty kilka krokw jak uderzona motem, ale utrzymaa si na nogach, wycigna szpony, obnaya ky. Jej wosy uniosy si i zaopotay, jak gdyby sza pod gwatowny wiatr. Z trudem, charczc, krok po powoli sza. Jednak sza. Geralt zaniepokoi si. Nie oczekiwa, e tak Znak zupenie sparaliuje strzyg, ale i nie spo si, e bestia pokona opr tak atwo. Nie mg trzyma Znaku zbyt dugo, byo to zbyt wyczerpujce, a strzyga miaa ju do przebycia nie wicej ni dziesi krokw, Raptownie zdj Znak i odskoczy w bok. Tak jak oczekiwa, zaskoczona strzyga poleciaa naprzd, stracia rwnowag, przewrcia si, polizna po posadzce i stoczy! w d po schodach, w ziejcy w pododze otwr wejcia do krypty. Z dou rozlego si jej potpiecze wycie. Aby zyska na czasie, Geralt skoczy na schody prowadzce na galeryjk. Nie przeby nawet poowy stopni, gdy strzyga wypada z krypty, pdzc jak ogromny czarny pajk. Wiedmin odczeka, a wbiegnie za nim na schody po czym przesadzi balustrad, zeskoczy w d. Strzygi zakrcia si na schodach, odbia i poleciaa na niego w nieprawdopodobnym, ponad dziesiciometrowym skoku Nie daa si ju tak atwo zwie jego piruetom - dwu krotnic jej szpony naznaczyy skrzany kaftan Riva. Alf ponowny, rozpaczliwie mocny cios srebrnych kolcw rkawicy odrzuci strzyg, zachwia ni. Geralt, czujc wzbierajc w sobie wcieko, zakoysa si, wygi tuw do tyu i potnym kopniakiem w bok zwali besti z ng. Ryk, jaki wydaa, by goniejszy od wszystkich poprzednich. A tynk posypa si z sufitu. Strzyga zerwaa si, dygocc z nieopanowanej zoci i dzy mordu. Geralt czeka. Ju doby miecza, opisywa nim w powietrzu koa, szed, okra strzyg, baczc, by uchy miecza byy niezgodne z rytmem i tempem jego krokw. Strzyga nie skoczya, zbliaa si powoli, wodzc oczami za jasn smug klingi. Geralt raptownie zatrzyma si, zamar z uniesionym mieczem. Strzyga, zdetonowana, stana rwnie. Wiedmin opisa ostrzem powolne pkole, zrobi krok w stron strzygi. Potem jeszcze jeden. A potem skoczy, wywijajc myca nad gow. . Strzyga skulia si, zrejterowaa zygzakiem, Geralt by znowu blisko, klinga migotaa mu w doni. Oczy wiedmina rozpaliy si zowrogim blaskiem, zza zacinitych zbw rwa si chrapliwy ryk. Strzyga znw cofna si pchnita do tyu moc skoncentrowanej nienawici, zoci przemocy emanujcych z atakujcego j czowieka, bijcych w ni falami, wdzierajcych si do mzgu i trzewi. przeraona a do blu nie znanym jej dotychczas uczuciem wydaa z siebie roztrzsiony, cienki kwik, zakrcia si w miejscu i rzucia do obkaczej ucieczki w mroczn pltanin korytarzy dworzyszcza. Geralt, wstrzsany dreszczem, sta porodku sali. Sam. dugo to trwao, pomyla, zanim ten taniec na skraju przepaci, ten szaleczy, makabryczny balet walki doprowadzi do oczekiwanego rezultatu, pozwoli mu na osignicie psychicznej jednoci z przeciwnikiem, na dobranie si do pokadw skupionej woli, ktra przepeniaa strzyg. Zej, chorobliwej woli, z mocy ktrej strzyga powstaa. Wiedmin zadygota na wspomnienie momentu, w ktrym wchon w siebie ten adunek za, by skierowa go, jak zwierciadem, na potwora. Nigdy jeszcze nie spotka si z tak koncentracj nienawici i morderczego szau, nawet u bazyliszkw cieszcych si pod tym wzgldem najgorsz saw.

14

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

Tym lepiej, myla, idc w stron wejcia do krypty czerniejcego w pododze jak ogromna kaua. Tym lepiej, tym mocniejsze uderzenie odebraa sama strzyga. To mu da troch wicej czasu na dalsze dziaanie, zanim bestia otrznie si z szoku. Wiedmin wtpi, czy zdobyby sj na jeszcze jeden podobny wysiek. Dziaanie eliksirw sabo, a wit by jeszcze daleko. Strzyga nie moe dosta si do krypty przed jutrzenk, inaczej cay dotychczasowy niej trud zda si na nic. Zszed po schodach. Krypta bya niedua, miecia trzy kamienne sarkofagi. Pierwszy od wejcia mia na wp odsunit pokryw. Geralt wydoby zza pazuchy trzeci flakonik, wypi szybko jego zawarto, wszed do grobowca, zanurzy si w nim. Tak jak oczekiwa, grobowiec by podwjny - dla matki i crki. Zasun pokryw dopiero wtedy, gdy z gry usysz znw ryk strzygi. Pooy si na wznak obok zmumifikowanych zwok Addy, na pycie od wewntrz nakreli Znak Yrden. Na piersiach pooy miecz i postawi malek klepsydr wypenion fosforyzujcym piaskiem. Skrzyowa rce. Nie sysza ju wrzaskw strzygi przetrzsajcej dworzyszcze. Przestawa sysze cokolwiek, bo czworolist i jaskcze ziele zaczynay dziaa. VII Kiedy Geralt otworzy oczy, piasek w klepsydrze prze sypa si ju do koca, co oznaczao, e jego letarg by na wet duszy, ni naleao. Nadstawi uszu - nie usysz nic. Jego zmysy dziaay ju normalnie. Uj miecz w do, przesun rk po pokrywie sarkofagu mruczc formu, po czym lekko, na kilka cali, odsun pyt. Cisza. Odsun wieko bardziej, usiad, .trzymajc bro w pogotowiu wystawi gow ponad grobowiec. W krypcie byo ciemno, ale wiedmin wiedzia, e na zewntrz wita Skrzesa ognia, zapali miniaturowy kaganek, unis go lc na ciany krypty dziwaczne cienie. Pusto. Wygramoli si z sarkofagu, obolay, zdrtwiay, zzibnity. I wtedy dostrzeg j. Leaa na wznak przy grobowcu, naga, nieprzytomna. Bya raczej brzydka. Szczuplutka, z maymi szpiczastymi piersiami, brudna. Wosy - poworude - sigay jej prawie do pasa. Stawiajc kaganek na pycie uklk przy niej, pochyli si. Usta miaa blade, na koci policzkowej duy krwiak od jego uderzenia. Geralt zdj rkawic, odoy miecz, bezceremonialnie zadar jej palcem grn warg. Zby miaa normalne. Sign po jej rk zagrzeban w spltanych wosach. Zanim namaca do, zobaczy otwarte oczy. Za pno. Chlasna go szponami po szyi, tnc gboko, krew bryzna jej na twarz. Zawya, godzc w oczy drug rk. Zwali si na ni, apic za przeguby obu rk, przygwadajc do posadzki. Kapna zbami - ju za krtkimi -przed jego twarz. Uderzy j czoem w twarz, mocniej przydusi. Nie miaa ju dawnej siy, wia si tylko pod nim, wya, wypluwajc krew - jego krew - zalewajc jej usta. Krew uchodzia szybko. Nie byo czasu. Wiedmin zakl i ugryz j mocno w szyj tu pod uchem, wbi zby i zaciska je, dopki nieludzkie wycie nie zmienio si w cienki, rozpaczliwy krzyk, a potem dawicy si szloch -pacz krzywdzonej czternastoletniej dziewczynki. Puci j, gdy przestaa si porusza, unis si na kolana, wyrwa z kieszeni na rkawie kawa ptna, przycisn go do szyi. Namaca lecy obok miecz, przyoy nieprzytomnej dziewczynie ostrze do garda, pochyli si nad jej doni. Paznokcie byy brudne, poamane, zakrwawione, ale... normalne. Najzupeniej normalne. Wiedmin wsta z trudem. Przez wejcie do krypty wlewaa si ju lepko-mokra szaro poranka. Ruszy ku schodom, ale zachwia si, usiad ciko na posadzce. Przez przesiknite ptno krew laa mu si po rce, ciekaa do rkawa. Rozpi kaftan, rozdar koszul, pru, dar szmaty, wiza je wok szyi wiedzc, e nie ma za duo czasu, e zaraz zemdleje... Zdy. I zemdla. W Wyzimie, za jeziorem, kogut, stroszc pira w chodnej wilgoci, zapia ochryple po raz trzeci.

15

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

VIII Zobaczy bielone ciany i belkowany sufit komnatki nad kordegard. Poruszy gow krzywic si z blu, jkn. Szyj mia obandaowan, grubo, solidnie, fachowo. - Le czarowniku - powiedzia Velerad. - Le, nie ruszaj si. - Mj... miecz... - Tak, tak. Najwaniejszy jest oczywicie twj srebrny, wiedmiski miecz. Jest tu, nie obawiaj si. I miecz, i kuferek. I trzy tysice orenw. Tak, tak, nic nie mw. To ja jestem stary dure, a ty jeste mdry wiedmin. Foltest powtarza to od dwch dni. - Dwch... - Ano, dwch. Niele rozpataa ci szyj, wida byo wszystko, co tam masz w rodku. Stracie mnstwo krwi. Szczciem pognalimy do dworzyszcza zaraz po trzecich kurach. W Wyzimie nikt nie spa tamtej nocy. Nie dao si. Okropniecie tam haasowali. Nie mczy ci moje gadanie? - Kro... lewna? - Krlewna jak krlewna. Chuda. I gupawa taka jaka. Pacze bez ustanku. I sika w ko. Ale Foltest mwi, e to si jej odmieni. Myl, e nie na gorsze, co, Geralt? Wiedmin zamkn oczy. - Dobrze, id ju - Velerad wsta. - Odpoczywaj. Geralt? Zanim pjd, powiedz, dlaczego chciae j zagry? H? Geralt? Wiedmin spa.

16

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

GOS ROZSDKU 2 I - Geralt. Poderwa gow wyrwany ze snu. Soce byo ju wysoko przemoc przepychao przez listwy okiennic olepiajco zote plamy, penetrowao izb mackami wiata. Wiedmin przysoni oczy doni, niepotrzebnym, odruchowym gestem, ktrego nigdy si nie wyzby - bo przecie wystarczyo tylko zwzi renice w pionowe szparki. - Ju pno - powiedziaa Nenneke, otwierajc okiennice. - Zaspalicie, Iola, zmykaj. Ju ci tu nie ma. Dziewczyna uniosa si gwatownie, wychylia z oa, podnoszc opocz z podogi. Na ramieniu, w miejscu, gdzie byy przed chwil jej usta, Geralt czu struk stygncej liny. - Zaczekaj--- - powiedzia niepewnie. Spojrzaa na mego, szybko odwrcia gow. Zmienia si. Nie miaa ju w sobie nic z rusaki, nic ze wietlistej, rumiankowej zjawy, ktr bya o wicie. Jej oczy byy modre, nie czarne. I bya piegowata - na nosie, na dekolcie na ramionach. Piegi te byy wcale wdziczne, pasoway do jej karnacji i rudawych wosw. Ale nie widzia ich wtedy, o wicie, gdy bya jego snem. Ze wstydem i przykroci stwierdzi, e to, co czuje, to al do niej, al o to, e nie pozostaa marzeniem. I e nigdy sobie nie wybaczy tego alu.- Zaczeka - powtrzy. - Iola... Chciaem... - Nie mw nic do niej, Geralt - powiedziaa Nenneke. - I tak ci nie odpowie. Zmykaj, Iola. Pospiesz si, dziecko. Dziewczyna, owinita opocz, podreptaa w stron drzwi, klaszczc po posadzce bosymi stopami, zakopota na, zarowiona, niezrczna. W niczym nie przypomina ju... Yennefer. - Nenneke - powiedzia, sigajc po koszul. -nadziej, e nie masz pretensji... Chyba jej nie ukarzesz| - Gupi - parskna kapanka, podchodzc do oa.. Zapomniae gdzie jeste. To nie pustelnia ani konwent To witynia Melitele. Nasza bogini nie zabrania kapan kom... niczego. Prawie. - Zabronia mi mwi do niej. - Nie zabroniam, zwrciam uwag na bezcelowo Iola milczy. - Co? - Milczy, bo uczynia taki lub. To rodzaj wyrzeczenia dziki ktremu... Ach, co ja bd ci tumaczy, i tak nie zrozumiesz, nawet nie bdziesz prbowa zrozumie. Zna ne mi s twoje pogldy na religi. Nie, nie ubieraj si jeszcze. Chc sprawdzi, jak goi si twoja szyja. Usiada na skraju oa, wprawnie odwina lniane ba d, grubo omotujce szyj wiedmina. Skrzywi wargi blu. Zaraz po przybyciu do Ellander Nenneke usuna paskudne grube szwy z szewskiej dratwy, ktr zszyto go w Wyzimie, otworzya ran i ponownie opatrzya. Skutek by oczywisty - do wityni przyjecha prawie zdrowy, no moe troch sztywny. Teraz za by znowu chory i obolaa Ale nie protestowa. Zna kapank od lat, wiedzia, jak ogromna jest jej wiedza o leczeniu i jak bogat i wszechstronn aptek dysponuje. Kuracja w wityni Melitele moga mu wyj wycznie na dobre. Nenneke obmacaa ran, przemya j i zacza kl, Zna to ju na pami, zacza zaraz pierwszego dnia i nie zapomniaa psioczy za kadym razem, ilekro zobaczya pamitk po szponach krlewny z Wyzimy. - Co potwornego! eby si tak da pochlasta zwykej strzydze! Minie, cigna, o may wos poszaby ttnica szyjna! Na Wielk Melitele, Geralt, co si z tob dzieje? Jak to si stao, e dopucie j tak blisko? Co ty chcia ni zrobi? Wychdoy? Nie odpowiedzia, umiechn si lekko.

17

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

- Nie umiechaj si gupkowato. - Kapanka wstaa, wzia z komody torb z opatrunkami. Pomimo tuszy i niskiego wzrostu poruszaa si zwinnie i z wdzikiem. - W tym, co si stao, nie ma niczego zabawnego. Tracisz refleks, Geralt. - Przesadzasz. - Wcale nie przesadzam - Nenneke przykleia do rany zielon papk wydzielajc ostry zapach eukaliptusa. -Nie powiniene da si zrani, a dae, i to bardzo powanie. Wrcz fatalnie. Nawet przy twoich niebywaych zdolnociach regeneracyjnych minie kilka miesicy, zanim odzyskasz pen mobilno szyi. Ostrzegam ci, w tym czasie nie prbuj si w walce z ruchliwym przeciwnikiem. - Dzikuj za ostrzeenie. Udziel mi moe jeszcze rady: z czego mam w tym czasie y? Skrzykn kilka panienek, kupi wz i zorganizowa objazdowy dom rozpusty? Nenneke wzruszya ramionami, bandaujc mu szyj szybkimi, pewnymi ruchami pulchnych doni. - Mam udziela ci rad i yciowych nauk? Co to, jestem twoj matk, czy jak? No, gotowe. Moesz si ubra. W refektarzu czeka na ciebie niadanie. Pospiesz si, w przeciwnym razie bdziesz sobie pitrasi sam. Nie mam zamiaru trzyma dziewczt w kuchni do poudnia. - Gdzie ci pniej znajd? W sanktuarium? - Nie. - Nenneke wstaa. - Nie w sanktuarium. Jeste tu mile widzianym gociem, wiedminie, ale po sanktuarium mi si nie ptaj. Id si przej. A znale to ja ci sama znajd. - Dobrze. II Geralt przeszed si po raz czwarty topolow alejk prowadzc od bramy ku budynkom mieszkalnym i w stron wtopionego w urwist ska bloku sanktuarium i gwnej wityni. Po krtkim namyle zrezygnowa z powrotu pod dach, skrci w kierunku ogrodw i zabudowa, gospodarskich. Kilkanacie kapanek w szarych roboczych szatach pracowao tam pilnie przy pieleniu grzdek i karmieniu ptactwa w kurnikach. Przewaay wrd nich mode i bardzo mode, nieledwie dzieci, Niektre, przechodzc obok, pozdrawiay go skinieniem gowy lub umiechem. Odpowiada na pozdrowienia, ale nie rozpoznawa adnej. Cho bywa w wityni czsto, raz, niekiedy nawet dwa razy do roku, nigdy nie natrafia na wicej ni trzy, cztery znajome twarze. Dziewczta przychodziy i odchodziy - jako wieszczki do innych wity, jako poone i wyspecjalizowane w chorobach kobiecych i dziecicych uzdrowicielki, jako wdrowne druidki, nauczycielki lub guwernantki. Ale nigdy nie brakowao nowych, przybywajcych zewszd, nawet z najdalszych okolic. witynia Melitele w Ellander bya znana i cieszya si zasuon saw. Kult bogini Melitele by jednym z najstarszych, a swego czasu jednym z najbardziej rozpowszechnionych, a pocztki swe wywodzi z niepamitnych, przedludzkich jeszcze czasw. Kada nieledwie przedludzka rasa i kade pierwotne, koczownicze jeszcze ludzkie plemi czciy jak bogini urodzaju i podnoci, opiekunk rolnikw i ogrodnikw, patronk mioci i maestwa. Wikszo z tych kultw skupia si i zlaa w kult Melitele. Czas, ktry do nielitociwie obszed si z innymi religiami i kultami, skutecznie izolujc je w zapomnianych, , rzadko odwiedzanych, zatopionych w zabudowie miast witynkach i chramach, okaza si askaw dla Melitele. Melitele nadal nie brakowao ani wyznawcw, ani sponsorw. Uczeni, analizujcy to zjawisko, tumaczc popularno bogini zwykli siga do prakultw Wielkiej Macierzy, Matki Natury, wskazywali na powizania z cyklem przyrody, z odradzaniem si ycia i innymi, szumnie nazywanymi zjawiskami. Przyjaciel Geralta, trubadur Jaskier, lubicy uchodzi za specjalist we wszystkich moliwych dziedzinach, szuka prostszych wyjanie. Kult Melitele, wywodzi, jest kultem typowo kobiecym. Melitele jest wszak patronk podnoci, rodzenia, jest opiekunk poonic. A rodzca kobieta musi krzycze. Oprcz zwykych wrzaskw, treci ktrych s zwykle obiecanki-cacanki, e ju nigdy w yciu nie odda si adnemu parszywemu chopu, rodzca kobieta musi wzywa na ratunek jakie bstwo, a

18

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

Melitele jest do tego w sam raz. A poniewa kobiety rodziy, rodz i bd rodzi, udowadnia poeta, przeto bogini Melitele nie musi obawia si o popularno. - Geralt. - Jeste, Nenneke. Rozgldaem si za tob. - Za mn? - kapanka spojrzaa na niego drwicym wzrokiem. - Nie za Iol? - Za Iol rwnie - przyzna. - Masz co przeciw temu? - W tej chwili tak. Nie chc, by jej przeszkadza i rozprasza j. Musi si przygotowywa i modli, jeli co ma wyj z tego transu. - Ju ci mwiem - rzek zimno - e nie chc adnego transu. Nie sdz, by taki trans w czymkolwiek mi pomg. - Ja za - wykrzywia si lekko Nenneke - nie sdz, eby taki trans w czymkolwiek ci zaszkodzi. - Mnie nie da si zahipnotyzowa, mam immunitet. Boj si o Iol. To moe by za duy wysiek dla medium. - Iol nie jest adnym medium ani umysowo chor wrbitk. To dziecko cieszy si szczegln ask bogini.. Nie rb gupich min, jeli aska. Mwiam, twoje pogldy na religi s mi znane, nigdy nie przeszkadzao mi to zbytnio i w przyszoci te zapewne przeszkadza nie bdzie. Nie jestem fanatyczk. Ty masz prawo uwaa, e rzdzi nami Natura i ukryta w niej Moc. Wolno ci mniema, e bogowie, w tym i moja Melitele, to jedynie personifikacja tej siy wymylona na uytek prostaczkw po to, by atwiej j zrozumieli, by zaakceptowali jej istnienie. Wedug ciebie, ta si jest si lep. A dla mnie, Geralt, wiara pozwala oczekiwa od natury tego, co uosabia moja bogini: adu, prawa, dobra. I nadziei. - Wiem. - Jeli to wiesz, skd zastrzeenia co do transu? Czego si obawiasz? e ka ci bi czoem o posadzk przed posgiem i piewa kantyczki? Geralt, my po prostu posiedzimy chwil razem, ty, ja i Iola. I zobaczymy, czy zdolnoci tej dziewczyny pozwol poczyta w kbowisku si, ktre ci otacza. Moe dowiemy si czego, o czym dobrze byoby wiedzie. A moe niczego si nie dowiemy. Moe otaczajce ci moce przeznaczenia nie zechc objawi si nam, pozostan ukryte i niezrozumiae. Nie wiem tego. Ale dlaczego nie mielibymy sprbowa? - Dlatego, e to nie ma sensu. Nie otacza mnie adne kbowisko przeznaczenia. A jeli nawet, to po diaba w nim grzeba? - Geralt, ty jeste chory. - Ranny, chciaa powiedzie. - Wiem, co chciaam powiedzie. Co jest z tob nie tak, wyczuwam to. Przecie znam ci od takiego, o, wyrostka, gdy ci poznaam, sigae mi do paska spdnicy. A teraz czuj, e krcisz si w jakim cholernym wirze, zapltany ze szcztem, zadzierzgnity w ptli, ktra zaciska si powoli. Chc wiedzie, o co chodzi. Sama nie potrafi, musz si zda na zdolnoci Ioli. - Nie za gboko chcesz siga? Po co ta metafizyka? Jeli chcesz, pozwierzam ci si. Wypeni ci wieczory opowieciami o co ciekawszych wydarzeniach ostatnich kilku lat. Zorganizuj antaek piwa, by mi w gardle nie zascho, i moemy zacz choby dzi. Obawiam si jednak, e ci zanudz, bo adnych ptli i kbowisk tam nie znajdziesz. Ot, zwyke wiedmiskie historie. - Posucham z chci. Ale trans, powtarzam, nie zaszkodziby. - A nie sdzisz - umiechn si - e moja niewiara w sens takiego transu z gry przekrela jego celowo? - Nie, nie sdz. A wiesz, dlaczego? - Nie. Nenneke pochylia si, spojrzaa mu w oczy, z dziwnym umiechem na bladych wargach. - Bo byby to pierwszy znany mi dowd na to, e niewiara ma jakkolwiek moc.

19

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

ZIARNO PRAWDY I Czarne punkciki na jasnym, poznaczonym pasmami mgy tle nieba, poruszajc si przycigny uwag wied-mina. Byo ich wiele. Ptaki kryy, zataczajc wolne, spokojne krgi, potem raptownie zniay lot i zaraz znw wzlatyway w gr, bijc skrzydami. Wiedmin obserwowa ptaki przez duszy czas, ocenia odlego i przypuszczalny czas, potrzebny na jej pokonanie, z poprawk na rzeb terenu, gstw lasu, na gboko i przebieg jaru, ktry podejrzewa na trasie. Wreszcie odrzuci paszcz, o dwie dziurki skrci pas, na ukos przecinajcy pier. Gowica i rkoje miecza przerzuconego przez plecy wyjrzay znad prawego barku. - Nadoymy troch drogi, Potka - powiedzia. - Zjedziemy z traktu. Ptaszyska, jak mi si zdaje, nie kr tam bez przyczyny. Klacz, rzecz jasna, nie odpowiedziaa, ale ruszya z miejsca, posuszna gosowi, do ktrego przywyka. - Kto wie, moe to jest pady o - mwi Geralt. - Ale moe to nie o. Kto wie? Jar by rzeczywicie tam, gdzie si go spodziewa - w pewnym momencie wiedmin z gry spojrza na korony drzew, ciasno wypeniajce rozpadlin. Zbocza wwozu byy jednak agodne, a dno suche, bez tarniny, bez gnijcych pni. Pokona jar atwo. Po drugiej stronie by brzozowy zagajnik, za nim dua polana, wrzosowisko i wiatroom, wycigajcy w gr macki popltanych gazi i korzeni. Ptaki, sposzone pojawieniem si jedca, wzbiy si wyej, zakrakay dziko, ostro, chrapliwie. Geralt od razu zobaczy pierwsze zwoki - biel baraniego kouszka i matowy bkit sukni wyranie odcinay si od pokych kp turzycy. Drugiego trupa nie widzia, ale wiedzia, gdzie ley - pooenie zwok zdradzaa pozycja trzech wilkw, ktre patrzyy na jedca spokojnie, przysiadszy na zadach. Klacz wiedmina parskna. Wilki, jak na komend, bezszelestnie, nie spieszc si potruchtay w las, co jaki czas odwracajc w stron przybysza trjktne gowy. Geralt zeskoczy z konia. Kobieta w kouszku i bkitnej sukni nie miaa twarzy, garda i wikszej czci lewego uda. Wiedmin min j, nie schylajc si. Mczyzna lea twarz ku ziemi. Geralt nie odwraca ciaa, widzc, e i tu wilki i ptaki nie prnoway. Nie byo zreszt potrzeby dokadniejszego ogldania zwok - ramiona i plecy wenianego kubraka pokrywa czarny, rozgaziony dese zaschnitej krwi. Byo oczywiste, ze mczyzna zgin od ciosu w kark, za wilki zmasakroway ciao dopiero pniej. Na szerokim pasie, obok krtkiego korda w drewnianej pochwie, mczyzna nosi skrzan sakw. Wiedmin zerwa j, wyrzuci kolejno w traw krzesiwo, kawaek kredy, wosk do piecztowania, gar srebrnych monet, skadany noyk do golenia w kocianej oprawie, krlicze ucho, trzy klucze na kku, amulet z fallicznym symbolem. Dwa listy, pisane na ptnie, zawigy od deszczu i rosy, runy rozlay si, zamazay. Trzeci, na pergaminie, by rwnie zniszczony wilgoci, ale czytelny. By to list kredytowy, wystawiony przez krasnoludzki bank w Murivel na kupca o nazwisku Rulle Asper lub Aspen. Suma akredytywy bya niewielka. Schyliwszy si Geralt unis praw rk mczyzny. Tak jak si spodziewa, miedziany piercie, wrzynajcy si w opuchy i zsiniay palec, nosi znak cechu patnerzy - stylizowany hem z przybic, dwa skrzyowane miecze i run A wyryt pod nimi. Wiedmin wrci do trupa kobiety. Kiedy odwraca ciao, co ukuo go w palec. Bya to ra przypita do sukni. Kwiat zwid, ale nie straci koloru - patki byy ciemnoniebieskie, prawie granatowe. Geralt po raz pierwszy w yciu widzia tak r. Odwrci ciao zupenie i drgn. Na odsonitym, zdeformowanym karku kobiety wyranie wida byo lady zbw. Nie wilczych. Wiedmin cofn si ostronie do konia. Nie spuszczajc wzroku ze skraju lasu, wspi si na siodo. Dwukrotnie okry polan, pochylony, bacznie lustrowa ziemi, rozgldajc si. - Tak, Potka - powiedzia cicho, wstrzymujc konia. - Sprawa jasna, cho nie do koca. Patnerz i kobieta przyjechali konno, od strony tamtego lasu. Byli ponad wszelk wtpliwo w drodze z Murivel do domu,

20

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

bo nikt nie wozi ze sob dugo nie zrealizowanych akredytyw. Dlaczego jechali tdy, a nie traktem, nie wiadomo. Ale jechali przez wrzosowisko, bok w bok. I wwczas, nie wiem dlaczego, oboje zsiedli lub spadli z koni. Patnerz zgin natychmiast. Kobieta biega, potem upada i rwnie zgina, a to co, co nie zostawio ladw, cigno j po ziemi, trzymajc zbami za kark. To si wydarzyo dwa lub trzy dni temu. Konie rozbiegy si, nie bdziemy ich szuka. Klacz, rzecz jasna, nie odpowiedziaa, prychaa niespokojnie, reagujc na znany sobie ton gosu. - To co, co zabio oboje - cign Geralt, patrzc na skraj lasu - nie byo ani wilkoakiem, ani leszym. Ani jeden, ani drugi nie zostawiliby tyle dla padlinoercw. Gdyby tu byy bagna, powiedziabym, e to kikimora albo wipper. Ale tu nie ma bagien. Schyliwszy si, wiedmin odwin nieco derk przykrywajc bok konia, odsaniajc przytroczony do jukw drugi miecz z byszczcym," ozdobnym jelcem i czarn karbowan rkojeci. - Tak, Potka. Nadoymy drogi. Trzeba sprawdzi, czemu patnerz i kobieta jechali przez br, a nie traktem. Jeeli bdziemy obojtnie omija takie wydarzenia, nie zarobimy nawet na owies dla ciebie, prawda, Potka? Klacz posusznie ruszya do przodu, poprzez wiatroom, ostronie przestpujc wykroty. - Chocia to nie wilkoak, nie bdziemy ryzykowa -cign wiedmin, wyjmujc z torby u sioda zasuszony bukiecik tojadu i wieszajc go przy munsztuku. Klacz 'parskna. Geralt rozsznurowa nieco kaftan pod szyj, wydoby na zewntrz medalion z wyszczerzon wilcz paszcz. Medalion, zawieszony na srebrnym acuszku, podrygiwa w rytm chodu konia, jak rt rozbyskujc w promieniach soca. II Czerwone dachwki stokowatego dachu wiey dostrzeg po raz pierwszy ze szczytu wzniesienia, na ktre wspi si, cinajc uk zakrtu niewyranej cieki. Zbocze, poronite leszczyn, zatarasowane zeschymi gaziami, usane grubym dywanem tych lici, nie byo zbyt bezpieczne dla zjazdu. Wiedmin wycofa si, ostronie zjecha po pochyoci, wrci na ciek. Jecha powoli, co jaki czas wstrzymywa konia, zwisajc z kulbaki wypatrywa ladw. Klacz targna bem, zaraa dziko, zatupaa, zataczya na ciece, wzbijajc kurzaw zeschych lici. Geralt, oplatajc szyj konia lewym ramieniem, doni prawej rki, zoywszy palce w Znak Aksji, wodzi nad bem wierzchowca, szepczc zaklcie. - A tak le? - mrucza, rozgldajc si dookoa, nie zdejmujc Znaku. - A tak? Spokojnie, Potka, spokojnie. Czar szybko podziaa, ale szturchnita pit klacz ruszya z ociganiem, tpo, nienaturalnie, tracc elastyczny rytm chodu. Wiedmin zwinnie zeskoczy na ziemi, poszed dalej pieszo, cignc konia za uzd. Zobaczy mur. Pomidzy murem a lasem nie byo odstpu, wyranej przerwy. Mode drzewka i krzaki jaowcw mieszay licie z bluszczem i dzikim winem, uczepionym kamiennej ciany. Geralt zadar gow. W tym samym momencie poczu, jak do karku dranic, podnoszc wosy, przysysa si i porusza peznc niewidzialne mikkie stworzonko. Wiedzia, co to jest. Kto patrzy. Odwrci si wolno, pynnie. Potka parskna, minie na jej szyi zadrgay, poruszyy si pod skr. Na zboczu wzniesienia, z ktrego przed chwil zjecha, staa nieruchomo dziewczyna wsparta jedn rk o pie olchy. Jej biaa powczysta suknia kontrastowaa z poyskliw czerni dugich rozczochranych wosw spadajcych na ramiona. Geraltowi wydao si, e si umiecha, ale nie by pewien - bya za daleko. - Witaj - rzek, unoszc do w przyjaznym gecie. Zrobi krok w stron dziewczyny. Ta, lekko obracajc gow, ledzia jego poruszenia. Twarz miaa blad, oczy czarne i ogromne. Umiech - o ile to by umiech - znik z jej twarzy jak starty cierk. Geralt zrobi jeszcze jeden krok. Licie zaszeleciy. Dziewczyna zbiega po zboczu jak sama, przemkna pomidzy krzakami leszczyny, bya ju tylko bia smug, gdy znika w gbi lasu. Duga suknia zdawaa si zupenie nie ogranicza swobody jej ruchw.

21

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

Klacz wiedmina zaraa jkliwie, podrywajc w gr eb. Geralt, wci patrzc w kierunku lasu, odruchowo uspokoi j Znakiem. Cignc konia za uzd, poszed dalej powoli wzdu muru, tonc po pas wrd opianw. Brama, solidna, okuta elazem, osadzona na przerdzewiaych zawiasach, opatrzona bya wielk mosin koatk. Po chwili wahania Geralt wycign rk i dotkn zaniedziaego kka. Odskoczy natychmiast, bo w tej samej chwili brama rozwara si, skrzypic, chrzszczc, rozgarniajc na boki kpki trawy, kamyki i gazki. Za bram nie byo nikogo - wiedmin widzia tylko pusty dziedziniec, zaniedbany, zaronity pokrzyw. Wszed cignc konia za sob. Oszoomiona Znakiem klacz nie opieraa si, ale nogi stawiaa sztywno i niepewnie. Dziedziniec z trzech stron okolony by murem i resztkami drewnianych rusztowa, czwart stanowia fasada paacyku, pstrokata osp poodpadanego tynku, brudnymi zaciekami, girlandami bluszczu. Okiennice, z ktrych oblaza farba, byy zamknite. Drzwi rwnie. Geralt przerzuci wodze Potki przez supek przy bramie i poszed wolno w stron paacyku wirow alejk, wiodc obok niskiej cembrowiny nieduej fontanny penej lici i miecia. W rodku fontanny, na fantazyjnym cokole, pry si delfin wykuty z biaego kamienia, wyginajc w gr obtuczony ogon Obok fontanny, na czym, co bardzo dawno temu byo klombem, rs krzak ry. Niczym oprcz koloru kwiatw krzak ten nie rni si od innych krzakw ry, jakie przychodzio oglda Geraltowi. Kwiaty stanowiy wyjtek - miay kolor indyga, z lekkim odcieniem purpury na kocach niektrych patkw. Wiedmin dotkn jednego, zbliy twarz, powcha. Kwiaty miay typowy dla r zapach, ale nieco bardziej intensywny. Drzwi paacyku - i rwnoczenie wszystkie okiennice -otwary si z trzaskiem. Geralt raptownie unis gow., Alejk, zgrzytajc wirem, pdzi prosto na niego potwr. Prawa rka wiedmina byskawicznie pomkna do gry ponad prawe rami, w tym samym momencie lewa targna mocno za pas na piersi, przez co rkoje miecza sama wskoczya do doni. Brzeszczot, z sykiem wyskakujc z pochwy, opisa krtkie wietliste pkole i zamar, wymierzony ostrzem w kierunku szarujcej bestii. Potwr na widok miecza wyhamowa, zatrzyma si. wir prysn na wszystkie strony. Wiedmin ani drgn. Stwr by czekoksztatny, ubrany w podniszczone, ale dobrego gatunku odzienie, nie pozbawione gustownych, cho cakowicie niefunkcjonalnych ozdb. Czekoksztatno sigaa jednak nie wyej ni przybrudzona kryza kaftana - nad ni wznosi si bowiem olbrzymi, kosmaty jak u niedwiedzia eb z ogromnymi uszami, par dzikich lepi i przeraajc paszcz pen krzywych kw, w ktrej, niby pomie, migota czerwony ozr. - Precz std, czeku miertelny! - rykn potwr, machajc apami, ale nie ruszajc si z miejsca. - Bo por ci! Na sztuki rozedr! Wiedmin nie poruszy si, nie opuci miecza. - Guchy jeste? Precz std! - wrzasno stworzenie, po czym wydao z siebie odgos bdcy czym porednim pomidzy kwikiem wieprza a rykiem jelenia samca. Okiennice we wszystkich oknach zakapay i zaomotay, strzsajc gruz i tynk z parapetw. Ani wiedmin, ani potwr nie poruszyli si. - Umykaj, pki cay! - zarycza stwr, ale jak gdyby mniej pewnie. - Bo jak nie, to... - To co? - przerwa Geralt. Potwr zasapa gwatownie, przekrzywi potworn gow. - Patrzcie go, jaki miay - rzek spokojnie, szczerzc ky, ypic na Geralta przekrwionym lepiem. Opu to elazo, jeli aska. Moe nie dotaro do ciebie, e znajdujesz si na podwrzu mojego wasnego domu? A moe tam, skd pochodzisz, jest zwyczaj wygraania gospodarzowi mieczem na jego wasnym podwrzu? - Jest - potwierdzi Geralt. - Ale tylko wzgldem gospodarzy, ktrzy witaj goci rykiem i zapowiedzi rozrywania na sztuki. - A, zaraza - podnieci si potwr. - Jeszcze mnie bdzie obraa, przybda. Go si znalaz! Pcha si na podwrze, niszczy cudze kwiaty, panoszy si i myli, e zaraz wynios chleb i sl. Tfu! Stwr splun, sapn i zamkn paszcz. Dolne ky pozostay na wierzchu, nadajc mu wygld odyca. - I co? - rzek wiedmin po chwili, opuszczajc miecz;, - Bdziemy tak sta?

22

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

- A co proponujesz? Pooy si? - prychn potwr. - Schowaj to elazo, mwi. Wiedmin zrcznie wsun bro do pochwy na plecach, nie opuszczajc rki pogadzi gowic sterczc powyej ramienia. - Wolabym - powiedzia - eby nie wykonywa zbyt gwatownych ruchw. Ten miecz zawsze da si wyj, i to prdzej, ni mylisz. - Widziaem - charkn potwr. - Gdyby nie to, ju dawno byby za bram, ze ladem mojego obcasa na rzyci. Czego tu chcesz? Skd si tu wzie? - Zabdziem - skama wiedmin. - Zabdzie - powtrzy potwr, wykrzywiajc paszcz w gronym grymasie. - No to si wybd. Za bram, znaczy si. Nastaw lewe ucho ku socu i tak trzymaj, a wnet wrcisz na trakt. No, na co czekasz? - Woda tu jest? - spyta spokojnie Geralt. - Ko jest spragniony. I ja rwnie, jeli ci to specjalnie nie wadzi. Potwr przestpi z nogi na nog, podrapa si w ucho. - Suchaj no, ty - rzek. - Czy ty si mnie naprawd nie boisz? - A powinienem? Potwr rozejrza si, chrzkn, zamaszycie podcign bufiaste spodnie. - A, zaraza, co mi tam. Go w dom. Niecodziennie trafia si kto, kto na mj widok nie ucieka lub nie mdleje. No, dobra. Jeli strudzony, ale uczciwy wdrowiec, zapraszam ci do rodka. Jeli jednak zbj albo zodziej, ostrzegam: ten dom wykonuje moje rozkazy. Wewntrz tych murw rzdz ja! Unis kosmat ap. Wszystkie okiennice ponownie zaklekotay o mur, a w kamiennej gardzieli delfina co gucho zaburczao. - Zapraszam - powtrzy. Geralt nie poruszy si, patrzc na niego badawczo. - Mieszkasz sam? - A co ci obchodzi, z kim mieszkam? - rzek gniewnie stwr, rozwierajc paszcz, po czym zarechota gono. - Aha, rozumiem. Pewnie idzie ci o to, czy mam czterdziestu pachokw dorwnujcych mi urod. Nie mam. No to jak, zaraza, korzystasz z zaproszenia danego ze szczerego serca? Jeli nie, to brama jest tam, dokadnie za twoim tykiem! Geralt skoni si sztywno. - Zaproszenie przyjmuj - rzek formalnie. - Prawu gociny nie uchybi. - Dom mj twoim domem - odrzek stwr, rwnie formalnie, cho niedbale. - Tdy, gociu. A konia daj tu, ku studni. Paacyk rwnie od wewntrz prosi si o gruntowny remont, byo tu jednakowo w miar czysto i porzdnie, Meble wyszy zapewne spod rki dobrych rzemielnikw, nawet jeeli stao si to bardzo dawno temu. W powietrzu wisia ostry zapach kurzu. Byo ciemno. wiato! - warkn potwr, a uczywo zatknite w elazny uchwyt natychmiast buchno pomieniem i kopciem. - Niele - rzek wiedmin. Potwr zarechota. - Tylko tyle? Zaiste, widz, e byle czym ci nie zadziwi. Mwiem ci, ten dom wykonuje moje rozkazy. Tdy, prosz. Uwaaj, schody s strome. wiato! Na schodach potwr odwrci si. - A c to dynda ci na szyi, gociu! Co to takiego? - Zobacz. Stwr uj medalion w ap, podnis do oczu, napinajc lekko acuszek na szyi Geralta. - Nieadny wyraz twarzy ma to zwierz. Co to takiego? - Znak cechowy. - Aha, zapewne trudnisz si wyrobem kagacw. Tdy, prosz. wiato! rodek duej komnaty, cakowicie pozbawionej okien, zajmowa ogromny, dbowy st, zupenie pusty, jeeli nie liczy wielkiego lichtarza z pozieleniaego mosidzu pokrytego festonami zastygego wosku. Na kolejn komend potwora wiece zapaliy si, zamigotay, rozjaniajc nieco wntrze. Jedna ze cian komnaty obwieszona bya broni - wisiay tu kompozycje z okrgych tarcz, skrzyowanych partyzan, rohatyn i gizarm, cikich koncerzy i toporw. Poow przylegej ciany

23

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

zajmowao palenisko olbrzymiego komina, nad ktrym widniay rzdy uszczcych si i oblazych portretw. ciana na wprost wejcia zapeniona bya trofeami owieckimi - opaty osi i rosochate rogi jeleni rzucay dugie cienie na wyszczerzone by dzikw, niedwiedzi i rysi, na zmierzwione i postrzpione skrzyda wypchanych orw i jastrzbi. Centralne, honorowe miejsce zajmowa pobrzowiay, zniszczony, ronicy pakuy eb skalnego smoka. Geralt podszed bliej. - Upolowa go mj dziadunio - powiedzia potwr, ciskajc w czelu paleniska ogromn kod. - To by chyba ostatni w okolicy, ktry da si upolowa. Siadaj, gociu. Godny jeste, jak mniemam? - Nie zaprzecz, gospodarzu. Potwr usiad przy stole, opuci gow, splt na brzuchu kosmate apy, przez chwil co mamrota, krcc mynka olbrzymimi kciukami, po czym rykn z cicha, walc ap o st. Pmiski i talerze brzkny cynowo i srebrnie, puchary zadzwoniy krysztaowo. Zapachniao pieczystym, czosnkiem, majerankiem, gak muszkatoow. Geralt nie okaza zdziwienia. - Tak - zatar apy potwr. - To lepsze od suby, nie? Czstuj si, gociu. Tu jest pularda, tu szynka z dzika, tu pasztet z... Nie wiem z czego. Z czego. Tutaj mamy jarzbki. Nie, zaraza, to kuropatwy. Pomyliem zaklcia. Jedz, jedz. To porzdne, prawdziwe jedzenie, nie obawiaj si. - Nie obawiam si. - Geralt rozerwa pulard na dwie czci. - Zapomniaem - parskn potwr - e nie z tych strachliwych. Zwa ci, na ten przykad, jak? - Geralt. A ciebie, gospodarzu? - Nivellen. Ale w okolicy mwi na mnie Wyrod albo Kykacz. I strasz mn dzieci. - Potwr wla sobie do garda zawarto ogromnego pucharu, po czym zatopi paluchy w pasztecie, wyrywajc z misy okoo poowy za jednym zamachem. - Strasz dzieci - powtrzy Geralt z penymi ustami. - Pewnie bezpodstawnie? - Najzupeniej. Twoje zdrowie, Geralt! - I twoje, Nivellen. - Jak to wino? Zauwaye, e to z winogron, a nie z jabek? Ale jeli ci nie smakuje, wyczaruj inne. - Dzikuj, to jest nieze. Zdolnoci magiczne masz wrodzone? - Nie. Mam je od czasu, kiedy mi to wyroso. Morda, znaczy. Sam nie wiem, skd to si wzio, ale dom spenia, czego sobie zaycz. Nic wielkiego, umiem wyczarowa arcie, picie, odzienie, czyst pociel, gorc wod, mydo. Byle baba to potrafi i bez czarw. Otwieram i zamykam okna i drzwi. Zapalam ogie. Nic wielkiego. - Zawsze co. A t... jak mwisz, mord, masz od dawna? - Od dwunastu lat. - Jak to si stao? - A co ci to obchodzi? Nalej sobie jeszcze. - Z chci. Nic mnie to nie obchodzi, pytam przez ciekawo. - Powd zrozumiay i do przyjcia - zamia si gromko potwr. - Ale ja go nie przyjm. Nic ci do tego, i ju. eby jednak cho czciowo zaspokoi twoj ciekawo, poka ci, jak wygldaem przedtem. Popatrz no tam, na portrety. Pierwszy, liczc od kominka, to mj tatunio. Drugi, jedna zaraza wie kto. A trzeci, to ja. Widzisz? Spod kurzu i pajczyn, z portretu spoglda wodnistym spojrzeniem nijaki grubasek o nalanej, smutnej i pryszczatej twarzy. Geralt, ktremu nieobce byy skonnoci do schlebiania klientom, rozpowszechnione wrd portrecistw, ze smutkiem pokiwa gow. - Widzisz? - powtrzy Nivellen, szczerzc ky. - Widz. - Kto ty jeste? - Nie rozumiem. - Nie rozumiesz? - potwr unis gow, lepia zalniy mu jak u kota. - Mj portret, gociu, wisi poza zasigiem wiata wiec. Ja go widz, ale ja nie jestem czowiekiem. Przynajmniej nie w tej chwili. Czowiek, eby obejrze portret, wstaby, podszedby bliej, zapewne musiaby take wzi wiecznik. Ty tego nie zrobie. Wniosek jest prosty. Ale ja pytam bez ogrdek: jeste czowiekiem? Geralt nie spuci wzroku.

24

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

- Jeli tak stawiasz spraw - odpowiedzia po chwili milczenia - to niezupenie. - Aha. Nie bdzie chyba nietaktem, jeeli spytam, kim w takim razie jeste? - Wiedminem. - Aha - powtrzy Nivellen po chwili. - Jeeli dobrze pamitam, wiedmini w ciekawy sposb zarabiaj na ycie. Zabijaj za opat rne potwory. - Dobrze pamitasz. Znowu zapada cisza. Pomyki wiec ttniy, biy w gr cienkimi wsami ognia, lniy w rnitym krysztale pucharw, w kaskadach wosku ciekajcego po lichtarzu. Nivellen siedzia nieruchomo, poruszajc lekko olbrzymimi uszami. - Zamy - powiedzia wreszcie - e zdysz wycign miecz, nim do ciebie doskocz. Zamy, e zdysz mnie nawet ci. Przy mojej wadze mnie to nie zatrzyma, zwal ci z ng samym impetem. A potem, to ju zdecyduj zby. Jak mylisz, wiedminie, kto z nas dwu ma wiksze szans, jeeli dojdzie do przegryzania gardzieli? Geralt, przytrzymujc kciukiem cynowy kopaczek karafy, nala sobie wina, wypi yk, odchyli si na oparcie krzesa. Patrzy na potwora umiechajc si, a by to umiech wyjtkowo paskudny. - Taaak - rzek przecigle Nivellen, dubic pazurem w kciku paszczy. - Trzeba przyzna, e umiesz odpowiedzie na pytanie, nie uywajc wielu sw. Ciekawe, jak sobie poradzisz z nastpnym, ktre ci zadam. Kto d za mnie zapaci? - Nikt. Jestem tu przypadkiem. - Nie esz aby? - Nie mam we zwyczaju ga. - A co masz we zwyczaju? Opowiadano mi o wiedminach. Zapamitaem, e wiedmini porywaj malekie dzieci, ktre potem karmi magicznymi zioami. Te, ktre to przeyj, same zostaj wiedminami, czarownikami o nieludzkich zdolnociach. Szkoli si je w zabijaniu, wykorzenia wszelkie ludzkie uczucia i odruchy. Czyni si z nich potwory, ktre maj zabija inne potwory. Syszaem, jak mwiono, e najwyszy czas, by kto zacz polowa na wiedminw. Bo potworw jest coraz mniej, a wiedminw coraz wicej. Zjedz kuropatw, zanim zupenie ostygnie. Nivellen wzi z pmiska kuropatw, ca woy do paszczy i schrupa jak sucharek, trzeszczc miadonymi w zbach kostkami. - Dlaczego nic nie mwisz? - spyta niewyranie, przeykajc. - Co z tego, co o was mwi, jest prawd? - Prawie nic. - A co jest kamstwem? - To, e potworw jest coraz mniej. - Fakt. Jest ich niemao - wyszczerzy ky Nivellen. -Jeden wanie siedzi przed tob i zastanawia si, czy dobrze zrobi zapraszajc ci. Od razu nie spodoba mi si twj znak cechowy, gociu. - Ty nie jeste adnym potworem, Nivellen - rzek sucho wiedmin. - A, zaraza, to co nowego. Wic, wedug ciebie, czym ja jestem? Kisielem z urawiny? Kluczem dzikich gsi odlatujcych na poudnie w smutny, listopadowy poranek? Nie? Wic moe cnot utracon u rda przez cycat crk mynarza? No, Geralt, powiedz mi, czym jestem. Nie widzisz, e a si trzs z ciekawoci? - Nie jeste potworem. W przeciwnym razie nie mgby dotyka tej srebrnej tacy. A ju w adnym wypadku nie wziby do rki mojego medalionu. - Ha! - rykn Nivellen tak, e pomyki wiec przybray na moment pozycj horyzontaln. - Dzi jest najwyraniej dzie wyjawiania wielkich, strasznych tajemnic! Zaraz si dowiem, e te uszy wyrosy mi, bo jako dziecko nie lubiem owsianki na mleku! - Nie, Nivellen - powiedzia spokojnie Geralt. - To si stao na skutek rzuconego uroku. Jestem pewien, e wiesz, kto rzuci ten urok. - A jeeli wiem, to co? - Urok mona odczyni. W wielu wypadkach. - Ty, jako wiedmin, oczywicie umiesz odczynia uroki. W wielu wypadkach? - Umiem. Chcesz, ebym sprbowa?

25

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

- Nie. Nie chc. Potwr otworzy paszcz i wywiesi czerwony ozr, dugi na dwie pidzi. - Zatkao ci, co? - Zatkao - przyzna Geralt. Potwr zachichota, rozpar si w fotelu. - Wiedziaem, e ci zatka - powiedzia. - Nalej sobie jeszcze, usid wygodnie. Opowiem ci ca histori. Wiedmin czy nie wiedmin, dobrze patrzy ci z oczu, a ja mam ochot pogada. Nalej sobie. - Nie ma ju czego. - A, zaraza - potwr chrzkn, po czym ponownie upn ap w st. Obok dwch pustych karafek pojawi si, nie wiedzie skd, spory gliniany gsiorek w wiklinowym koszyku. Nivellen zdar zbami woskow piecz. - Jak zapewne zauwaye - zacz, nalewajc - okolica jest do odludna. Do najbliszych osiedli ludzkich jest kawa drogi. Bo widzisz, mj tatunio, a i mj dziadunio, swojego czasu nie dawali zbytnich powodw do mioci ani ssiadom, ani kupcom, ktrzy wdrowali traktem. Kady, kto si tu zawieruszy, traci w najlepszym wypadku swj majtek, jeli tatunio wypatrzy go z wiey. A par bliszych osad spalio si, bo tatunio uzna, e danina pacona jest opieszale. Mao kto lubi mojego tatunia. Oprcz mnie, naturalnie. Strasznie pakaem, gdy pewnego razu przywieziono na wozie to, co zostao z mojego tatunia po ciosie dwurcznym mieczem. Dziadunio podwczas nie zajmowa si aktywnym rozbojem, bo od dnia, w ktrym dosta po czerepie elaznym morgensternem, jka si okropnie, lini i rzadko kiedy zdy w por do wygdki. Pado na to, e jako spadkobierca, ja musz przewodzi druynie. Mody wwczas byem - cign Nivellen - istny mlekosys, wic chopcy z druyny migiem owinli mnie sobie dookoa palca. Dowodziem nimi, jak si domylasz, w takim stopniu, w jakim tusty prosiak moe przewodzi wilczej hordzie. Wnet zaczlimy robi rzeczy, na ktre tatunio, gdyby y, nigdy by nie zezwoli. Oszczdz ci szczegw, przejd od razu do rzeczy. Pewnego dnia wypucilimy si a do Gelibolu, pod Mirt, i obrabowalimy wityni. Na domiar zego, bya tam rwnie moda kapanka. - Co to bya za witynia, Nivellen? - Jedna zaraza wie, Geralt. Ale musiaa to by niedobra witynia. Na otarzu, pamitam, leay czaszki i gnaty, pali si zielony ogie. mierdziao jak nieszczcie. Ale do rzeczy. Chopcy obezwadnili kapank i odarli z przyodziewy, po czym powiedzieli, e musz zmnie. No i zmniaem, durny smark. W trakcie mnienia kapanka naplua mi w gb i co wywrzeszczaa. - Co? - e jestem potwr w ludzkiej skrze, e bd potworem w potwornej, co o mioci, o krwi, nie pamitam. Sztylecik, taki may, miaa chyba ukryty we wosach. Zabia si, a wtedy... Wialimy stamtd, Geralt, mwi ci, mao nie zajedzilimy koni. To bya niedobra witynia. - Mw dalej. - Dalej byo tak, jak powiedziaa kapanka. Za par dni budz si rano, a suba, co mnie ktry zobaczy, we wrzask i w nogi. Ja do lustra... Widzisz, Geralt, spanikowaem, dostaem jakiego ataku, pamitam to jak przez mg. Mwic krtko, pady trupy. Kilka. Uywaem, co mi wpado w rce, a nagle zrobiem si bardzo silny. A dom pomaga jak mg: trzaskay drzwi, latay w powietrzu sprzty, bucha ogie. Kto zdy, uciek w popochu, ciotunia, kuzynka, chopcy z druyny, co ja mwi, ucieky nawet psy, wyjc i kulc ogony. Ucieka moja kotka aroczka. Ze strachu szlag trafi nawet papug ciotuni. Wnet zostaem sam, ryczc, wyjc, szalejc, tukc co popado, gwnie zwierciada. Nivellen przerwa, westchn, pocign nosem. - Kiedy atak min - podj po chwili - byo ju za pno na cokolwiek. Byem sam. Nikomu ju nie mogem wyjani, e zmieni mi si tylko i wycznie wygld, e cho w strasznej postaci, jestem tylko gupim wyrostkiem, szlochajcym w pustym zamku nad ciaami sucych. Potem przyszed potworny strach: wrc i zatuk, zanim zd wytumaczy. Ale nikt nie wrci. Potwr zamilk na chwil, otar nos rkawem. - Nie chc wraca do tamtych pierwszych miesicy, Geralt, jeszcze dzi mnie trzsie, gdy wspominam. Przejd do rzeczy. Dugo, bardzo dugo siedziaem w zamku jak mysz pod miot, nie wystawiajc nosa na zewntrz. Jeli si kto pojawi, rzadko to si zdarzao, nie wychodziem, ot, kazaem domowi trzasn

26

Sapkowski Andrzej Wiedmin Ostatnie yczenie

ze dwa razy okiennic albo ryknem sobie przez gargulec od rynny, i to zwykle wystarczao, by go wzbi za sob potn chmur kurzu. Tak byo a do dnia, w ktrym, bladym witem, wygldam przez okno i co widz? Jaki grubas cina re z krzewu ciotuni. A trzeba ci wiedzie, e to nie byle co, ale niebieskie re z Nazairu, sadzonki przywiz jeszcze dziadunio. Zo mnie porwaa, wyskoczyem na dwr. Gruby, gdy odzyska gos, ktry utraci by na mj widok, wykwicza, e chcia jeno kilka kwiatw dla creczki, ebym go oszczdzi, yciem darowa i zdrowiem. Juem si sposobi, by wykopa go za gwn bram, kiedy co mnie owiecio, przypomniaem sobie bajki, ktre opowiadaa mi niegdy Lenka, moja niania, stara prukwa. Zaraza, pomylaem, podobno adne dziewuszki zamieniaj aby w krlewiczw, czy te odwrotnie, wic moe... Moe jest w tym gadaniu ziarno prawdy, jaka szansa... Podskoczyem na dwa snie, zaryczaem tak, ze dzikie wino oberwao si z muru i wrzasnem: "Crka albo ycie!", nic lepszego nie przyszo mi do gowy. Kupiec, bo to by kupiec, uderzy w pacz, po czym wyzna mi, e creczka ma osiem lat. Co, miejesz si? - Nie. - Bo ja nie wiedziaem, mia si czy paka nad swoim zasranym losem. al mi si zrobio kupczyny, patrze me mogem, jak si trzsie, zaprosiem do rodka, ugociem, na odjezdnym nasypaem zota i kamykw do worka. Trzeba ci wiedzie, ze w podziemiu zostao sporo dobra, jeszcze z tatuniowych czasw, nie bardzo wiedziaem, co z tym pocz, mogem sobie pozwoli na gest. Kupiec promienia, dzikowa, a si cay oplu. Musia si gdzie pochwali swoj przygod, bo nie miny dwa miesice, a przyby tu drugi kupiec. Mia ze sob przygotowany spory worek. I crk. Te spor. Nivellen wycign nogi pod stoem, przecign si, a fotel zatrzeszcza. - Dogadaem si z kupcem raz dwa - cign. - Ustalilimy, e zostawi mi j na rok. Musiaem mu pomc zaadowa wr na mua, sam by nie udwign. - A dziewczyna? - Przez jaki czas dostawaa konwulsji na mj widok, bya przekonana, e j jednak zjem. Ale po miesicu jadalimy ju przy jednym stole, gawdzilimy i chodzilimy na dugie spacery. Ale chocia bya mia i nad podziw rozgarnita, jzyk mi si plta, kiedy z ni rozmawiaem. Widzisz, Geralt, zawsze byem niemiay wobec dziewczt, zawsze wystawiaem si na pomiewisko, nawet wobec dziewuch z obory, tych z gnojem na ydkach, ktre - chopcy z druyny obracali jak chcieli, na wszystkie strony. Nawet te si ze mnie nabijay. Co dopiero, mylaem, z tak mord. Nie przemogem si nawet, by jej cokolwiek napomkn o przyczynie, dla ktrej tak drogo zapaciem za rok jej ycia. Rok cign si jak smrd za pospolitym ruszeniem, a wreszcie kupiec zjawi si i zabra j. Ja za, zrezygnowany, zamknem si w domu i przez kilka miesicy nie reagowaem na adnych goci z crkami, jacy si tu pojawiali. Ale po roku spdzonym w towarzystwie zrozumiaem, jak ciko jest, kiedy nie ma do kogo otworzy gby. Potwr wyda z siebie odgos, ktry mia by westchnieniem, a z