nr 81 (127) tyniec-olsztyn luty 2018 - opactwotynieckie.pl · lińska wtedy jeszcze nowicjuszka,...

49
Nr 81 (127) Tyniec-Olsztyn luty 2018 Wzrok, smak i inne zmysły, jeśli posługujemy się nimi ponad miarę, rozpra- szają pamięć serca. Pierwsza uczy nas tego Ewa. Dopóki bowiem nie patrzyła z rozkoszą na drze- wo noszące zakazany owoc, starannie zachowywała pamięć o Bożym poleceniu. Dlatego pozostawała jakby osłonięta skrzydłami Bożej miłości i była nieświa- doma nawet swej nagości. Kiedy jednak z rozkoszą spojrzała na drzewo, gdy dotknęła je z wielkim pożądaniem, następnie zaś z upodobaniem spróbowała jego owocu, natychmiast pociągnęły ją więzy cielesne i ze względu na swą na- gość, oddała się namiętności. Całe swe pragnienie skierowała ku przyjemno- ściom rzeczy doczesnych. Przez to, że owoc sprawiał wrażenie słodkiego, wcią- gnęła do swego upadku także Adama (Por. Rdz 3,6. Grzech pierwszych rodzi- ców spowodował podział pojedynczego i jednolitego ludzkiego zmysłu, i zwrócił człowieka od tego co niewidzialne, do tego co widzialne. Tak po- wstała wielorakość zmysłów cielesnych, która rozprasza siły duszy. Droga po- wrotu polega na wejściu w serce, skupieniu duchowych mocy w jednolitym sercu. Dokonuje się to dzięki nieustannej pamięci o Bogu). Odtąd umysł ludzki z trudem może zachować pamięć o Bogu i Jego przyka- zaniach. Zawsze zatem kierujmy spojrzenie w głąb swego serca, zachowując nieustanną pamięć o Bogu. Przez życie ziemskie, lubiące pozory, przechodź- my jakby niewidomi. Prawdziwa mądrość duchowa wiedzie bowiem do tego, że przestaje mieć znaczenie przywiązanie do rzeczy widzialnych. I tego wła- śnie uczy nas także, w swym wielkim doświadczeniu, Hiob, kiedy mówi: Niech za mymi oczyma nie idzie moje serce (Hi 31,7). Tego rodzaju słowa świadczą o najwyższej powściągliwości. (Filokalia, Diadoch z Fotyki )

Upload: phamhanh

Post on 27-Feb-2019

213 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Nr 81 (127) Tyniec-Olsztyn luty 2018

Wzrok, smak i inne zmysły, jeśli posługujemy się nimi ponad miarę, rozpra-szają pamięć serca.

Pierwsza uczy nas tego Ewa. Dopóki bowiem nie patrzyła z rozkoszą na drze-wo noszące zakazany owoc, starannie zachowywała pamięć o Bożym poleceniu. Dlatego pozostawała jakby osłonięta skrzydłami Bożej miłości i była nieświa-doma nawet swej nagości. Kiedy jednak z rozkoszą spojrzała na drzewo, gdy dotknęła je z wielkim pożądaniem, następnie zaś z upodobaniem spróbowała jego owocu, natychmiast pociągnęły ją więzy cielesne i ze względu na swą na-gość, oddała się namiętności. Całe swe pragnienie skierowała ku przyjemno-ściom rzeczy doczesnych. Przez to, że owoc sprawiał wrażenie słodkiego, wcią-gnęła do swego upadku także Adama (Por. Rdz 3,6. Grzech pierwszych rodzi-ców spowodował podział pojedynczego i jednolitego ludzkiego zmysłu, i zwrócił człowieka od tego co niewidzialne, do tego co widzialne. Tak po-wstała wielorakość zmysłów cielesnych, która rozprasza siły duszy. Droga po-wrotu polega na wejściu w serce, skupieniu duchowych mocy w jednolitym sercu. Dokonuje się to dzięki nieustannej pamięci o Bogu).

Odtąd umysł ludzki z trudem może zachować pamięć o Bogu i Jego przyka-zaniach. Zawsze zatem kierujmy spojrzenie w głąb swego serca, zachowując nieustanną pamięć o Bogu. Przez życie ziemskie, lubiące pozory, przechodź-my jakby niewidomi. Prawdziwa mądrość duchowa wiedzie bowiem do tego, że przestaje mieć znaczenie przywiązanie do rzeczy widzialnych. I tego wła-śnie uczy nas także, w swym wielkim doświadczeniu, Hiob, kiedy mówi: Niech za mymi oczyma nie idzie moje serce (Hi 31,7). Tego rodzaju słowa świadczą o najwyższej powściągliwości.

(Filokalia, Diadoch z Fotyki)

– 2 –

O DAR SKRUCHY I ŻALU ZA GRZECHY

Duchu Święty Boże! Jasny i czysty ogniu miłości Ojca i Syna. Ty prowadzisz dzieci Boże w Synu Bożym do Ojca, a prowadzisz je przez wiarę, nadzieję i miłość. Umacniaj w nas wiarę, pomnażaj nadzieję, rozpalaj w nas miłość Bożą. Daj nam łaskę poznania naszych niewierności w wierze, naszych braków w nadziei, naszych wykroczeń przeciwko miłości. Niech poznamy z zawstydzeniem i skruchą, czym Ciebie, Duchu Boży, zasmucamy, nie żyjąc według wiary, nie kierując całej naszej nadziei ku Bogu, nie wydając serc naszych miłości Bożej i nie przynosząc owoców miłości, bo nie stajemy się wolnymi narzędziami Boga, który przez nas chce miłować wszystkich i wszystko.

Obudź w nas Duchu Święty, szczery żal za grzechy nasze przeciw tym świętym cnotom i szczere pragnienie poprawy. Przymnóż nam wzrostu wiary, nadziei i miłości. Spraw, abyśmy w modlitwie i pracy, w życiu i śmierci należeli do Boga, wierząc w Niego z całym oddaniem ufając Mu niezłomnie i miłując Go całym sercem miłością dziecięcą, pokorną i służebną ku chwale Trójcy Świętej i naszemu zbawieniu. Amen.

O. Mieczysław Bednarz

– 3 –

Duchowość monastyczna

REKOLEKCJE ADWENTOWE DLA OBLATÓW

TYNIEC, 15–17 GRUDNIA 2017 R.

PROWADZIŁ O. DANIEL STABRYŁA OSB

TEMAT: W STRONĘ ŻYCIA

Zapis rekolekcji zawdzięczamy oblatom z Warszawy. Nagrywała Marta Zie-lińska wtedy jeszcze nowicjuszka, niestety sprzęt zawiódł i brak nam jednej konferencji z soboty. Koordynacji podjął się niezwykle skuteczny nowicjusz Piotr Lewicki, spisywali podpisani pod tekstami oblaci: Agnieszka Kamińska, Małgorzata i Janusz Szwedo, Kasia Andrzejewska, Piotr Lewicki oraz Ola Safianowska. Wszystkie teksty napłynęły do redakcji w ustalonym terminie, co należy odnotować jako fakt dotąd niespotykany. tl

– 4 –

I Konferencja z piątku 15.12.

Witam serdecznie wszystkich! W słowach powitania, ojciec Opat powiedział, że ponieważ jestem biblistą, to na pewno będę korzystał z warsztatu biblijne-go podczas tych rekolekcji. Zacznę jednak od innej książki.

W moim odczuciu, w rekolekcjach nie chodzi o intelektualne napełnienie się. Kiedy jadę na rekolekcje, udaję się do klasztoru, w którym panuje kompletna cisza i ze Słowem Bożym czy z Regułą, sam przechodzę przez ten czas. Nie chciałbym zatem, aby tutaj był to czas ‘przegadany’. Te nasze spotkania trak-tuję jako impuls dla Państwa. Nie będą to wykłady biblijne, lecz dzielę się po prostu własnym postrzeganiem pewnych spraw i swoim doświadczeniem duchowym. Zachęcam do postawienia sobie pytań i szukania na nie odpowie-dzi. Bądźmy tu i teraz, i skorzystajmy z tego czasu.

Te rekolekcje skierowane są do oblatów z Tyńca, do ludzi, którzy starają się prowadzić życie duchowe. Niektórzy z Państwa mają już długi staż we wspólnocie, inni będą prosić o przyjęcie, a jeszcze inni są sympatykami. Nie jest to grupa przypadkowa.

Zacznę te rekolekcje od książki dla dzieci, choć jest ona też książką dla doro-słych, a mianowicie od „Doliny muminków w listopadzie”:

Paszczak obudził się powoli i gdy tylko stwierdził, że jest sobą, zapragnął być kimś innym, kimś, kogo nie znał. Czuł się jeszcze bardziej zmęczony niż wtedy, kiedy kładł się spać, a tu tymcza-sem nastał już nowy dzień, który będzie trwał do wieczora, a potem przyjdzie następny i jeszcze następny i znów będzie taki sam, jak wszystkie dni w życiu Paszczaka. Schował się więc pod kołdrę i zagrzebał nos w poduszkę, potem przesunął się brzuchem na brzeg łóżka, gdzie było chłodne prześcieradło, a potem rozłożył się na całym łóżku, wyciągając ręce i nogi, i wciąż czekał na przyjemny sen, który nie przychodził. Wresz-cie zwinął się w kłębek i zrobił się malutki, ale i to nie pomaga-ło. Starał się być Paszczakiem, którego wszyscy lubią, i starał się być Paszczakiem, którego nikt nie lubi. Lecz co z tego, kiedy i tak ciągle był tylko Paszczakiem, który robi wszystko, jak mo-że najlepiej, ale nic mu naprawdę dobrze nie wychodzi. W koń-cu wstał i wciągnął spodnie. Nie lubił ani ubierać się, ani rozbie-

– 5 –

rać, bo wtedy miał wrażenie, że dni mijają i nic godnego uwagi się nie dzieje. A przecież wciąż coś organizował i urządzał, cią-gle czymś dyrygował, od rana do wieczora. Wszędzie dookoła wszyscy wiedli niedbałe, bezcelowe życie, gdziekolwiek spoj-rzeć, wszędzie było coś do ustawienia we właściwy sposób. I Paszczak wychodził z siebie, żeby uprzytomnić innym, jak powinni żyć. „Zupełnie jakby nie chcieli, żeby im było dobrze – martwił się myjąc zęby. Spojrzał na fotografię, na której był on sam i jego żaglówka w dniu wodowania. Piękne to było zdjęcie, lecz gdy patrzył na nie, zrobiło mu się jeszcze smutniej. – Powi-nienem nauczyć się żeglować – uznał. Tylko, że nigdy nie mam czasu…

To książka dla dzieci, a widzimy, że porusza wiele wątków, które są bliskie nam wszystkim. Gdybym zapytał Państwa, ile osób czuje się Paszczakiem, na pewno znalazłoby się przynajmniej kilka, które mogłyby się z tą postacią zi-dentyfikować. Dlatego pomyślałem, że te rekolekcje mogłyby mieć tytuł: „W stronę życia”. To oczywiście bardzo ogólne motto, dotykające wielu istotnych zagadnień, a ten tytuł można by interpretować przynajmniej na dwa sposoby: życie jako Chrystus i życie jako nasze życie. I dzisiaj chciałbym zająć się tym drugim aspektem.

Myślę, że wielu z nas ma takie doświadczenie, że budzimy się czasem rano i nie jesteśmy zadowoleni z tego, kim jesteśmy lub z wyzwań, przed którymi stajemy w ciągu dnia. Miewamy marzenia, że „przyodziewamy inną skórę”. Budzimy się, pora wstawać do pracy, pójść na modlitwę chóralną, a ja może jednak chętnie bym sobie dłużej pospał. Nawet, kiedy nasz kalendarz jest wypełniony po brzegi spotkaniami czy różnymi zadaniami, możemy mieć poczucie, że jesteśmy martwi. I nie chodzi tu o bycie martwym duchowo, ale życiowo. Wydaje się, że jesteśmy martwi na tych prostych płaszczyznach, które nasze życie poruszają. Prostych, ale jak ważnych. Możemy mieć poczu-cie, że nie żyjemy, lecz wegetujemy. I wrócę tutaj do fotografii, którą ma Paszczak. Zakurzona fotografia. Myślę, że każdy z nas ma też coś takiego. A na niej znajduje się coś, co nas inspiruje, o czym marzymy. To jest taki pozytywny impuls w sercu, który daje energię i motywację do życia. Nierzad-ko sięgnięcie po to zdjęcie kończy się jednak konkluzją, że musiałbym coś zrobić, aby to osiągnąć. Podjąć wysiłek, nauczyć się czegoś, przekroczyć to, co jest moją codziennością.

– 6 –

I wróćmy na chwilę do pierwszych chrześcijan wywodzących się z judaizmu. Często nie uświadamiamy sobie tego, jak wielki krok oni zrobili, aby przyjąć Chrystusa jako Mesjasza. W judaizmie nie istnieje taka możliwość, aby czło-wiek był Bogiem czy Bóg człowiekiem. Wtedy rodzi się chrześcijaństwo. W judaizmie nie jest to możliwe. Oni zaś zrobili krok, który przekracza ich własną kulturę i to, w czym oni wyrośli. Potrzeba wielkiej odwagi, aby prze-kroczyć swoją kulturę. Nie tylko po to, aby poznać jakąś nową kulturę, lecz aby wejść w nią, wejść w to, co nowe, i odciąć się od tego, co stare, co wiąże. To Abraham zostawił swoją ojczyznę i poszedł w nieznane. On wyszedł z tego, co było jego ciemnością. I tylko wtedy może narodzić się coś nowe-go. A my często pozostajemy w tym własnym kręgu, bo jest lepiej i wygod-niej pozostać w tym, co znane i oswojone, co nie powoduje strachu i lęku czy niepewności. Myślimy często o tym, że chętnie odnieślibyśmy sukces w jakiejś dziedzinie. Jednak podjęlibyśmy ryzyko, mając gwarancję odniesie-nia sukcesu. Kalkulujemy. A w życiu warto przekroczyć czasem coś, co nas ogranicza.

Aby to zrobić, przede wszystkim każdy z nas musi siebie zapytać, co jest tym, co daje mu życie i radość życia. Wydaje się natomiast, że są dwa główne momenty powstrzymujące nas przed podjęciem tego ryzyka. Pierwszy z nich to wspomnienia, które trzymają jak kotwica w tym miejscu, w którym jeste-śmy. Wspomnienia są bardzo dobre i muszą istnieć w naszym życiu, bez nich tracimy naszą tożsamość. Jednak czasami mają też blokującą funkcję. Jeżeli nawet coś lubimy, czasami mówimy sobie, że to już nie ten moment w życiu na próbowanie nowych rzeczy. Zapominamy wtedy jednak, że nie robimy tego dla innych, lecz dla siebie. Sam proces uczenia się i poznawania otwiera nam drzwi. A my trzymamy sobie poprzeczkę może za wysoko? Tym, co nas blokuje może też być jakieś niepowodzenie z naszego życia. Porażka może powodować, że boimy się, wracać w to samo miejsce.

W ten sam sposób dramatyzujemy grzech. Grzech jest oczywiście czymś negatywnym. Jednak grzech się przydarza i nie ma sensu robić z niego cze-goś, co będzie nas blokować do końca życia. Niekiedy pozwalamy, aby blo-kowały nas grzechy, które zostały już wypowiedziane w sakramencie pokuty, a my uzyskaliśmy rozgrzeszenie. Pan Bóg już nam je przebaczył, ale my so-bie nie przebaczyliśmy.

Drugą rzeczą, która nas może blokować, są nasze marzenia. One są często tak bardzo wybujałe, że nie mają związku z rzeczywistością. One są piękne,

– 7 –

a my jesteśmy w nich bohaterami, którzy dokonują niesamowitych rzeczy. Jednak to wszystko dzieje się tylko w naszej głowie, ma to niewiele wspólne-go z rzeczywistością, my nie wprowadzamy tego w życie. A chodzi o to, aby w naszym życiu uczynić praktyczny krok i przejść z płaszczyzny wyobrażeń i marzeń do czynów.

I moje doświadczenie jako mnicha i jako człowieka, który ma codzienny kontakt z Biblią, pokazuje, że Pan Bóg ma określony czas działania, ale nie jest to ani przeszłość, ani przyszłość, lecz to jest dzisiaj. Pan Bóg działa w teraźniejszości. On może uzdrowić naszą przeszłość. On może również pobłogosławić naszą przyszłość. Ale Pan Bóg działa dzisiaj. To dzisiaj jest ten właściwy moment, On chce nas takimi, jakimi jesteśmy dzisiaj. Niezależ-nie od tego, czy jesteśmy na szczycie naszego życia duchowego, czy jesteśmy „w kompletnym dołku”. To jest ten moment, w którym Pan Bóg chce się z nami spotykać i nas dotykać. Św. Augustyn wspomina w swoich „Wyznaniach”, że codziennie prosił: „Panie Boże nawróć mnie. Ale jeszcze nie teraz”. Nie dzisiaj. I my również mamy taką mentalność św. Augustyna. Rzeczywiście chcemy mieć głębokie życie duchowe, prosimy o to. Chcemy czuć obecność Pana Boga w naszym życiu. Jednak to nie spada na nas, jak grom z jasnego nieba.

Ponieważ nasze rozważania wpisują się w czas Adwentu, zatrzymajmy się na chwilę przy liście do Galatów. Św. Paweł pisze: A kiedy nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo (Ga 4,4–5). Bóg, który się wciela, to jest Bóg działający dzisiaj, w naszej rzeczywistości. Przeszłość była przygotowaniem, lecz Bóg nie działa poza czasem. On wcie-lił się w czas i w historię. I w naszym czasie, i w naszej historii nas zbawił.

Kiedy czytamy Prolog wg Ewangelii św. Jana, dotykamy tej tajemnicy wciele-nia, kiedy Słowo stało się Ciałem przyjmując nasze człowieczeństwo. Ważny jest tutaj element przyjęcia czegoś przez Boga. Tak też i my mamy przyjąć nas samych, nasze człowieczeństwo, nasze tu i teraz, abyśmy mogli mieć w sobie życie i aby to życie mogło w nas płynąć. Św. Jan przytacza słowa Pana Jezusa, który mówi: Ja przyszedłem po to, aby moje owce miały życie, i miały je w obfitości (J 10,10). Bóg pragnie, aby nasze życie było w obfitości. Bóg nie jest zachłanny, nie będzie nam wydzielał życia i nie każe się tylko i wyłącznie umartwiać. To jest nasza ludzka interpretacja, że ktoś prowadzący życie du-chowe, ma żyć w postach i ciszy. Nie zawsze, i nie każdy. Zależnie od stanu.

– 8 –

Czasami mówimy, że „się wymodliliśmy”. Ale co to oznacza? To skoncen-trowanie się na sobie, a nie na Panu Bogu. Kiedy to my sami próbujemy usta-wiać sobie nasze życie, nie dajemy miejsca Panu Bogu na działanie.

Pierwsi chrześcijanie, zanim rozpowszechnił się ten termin, było nazywani ‘choinontes’ (hebr.), co znaczy ‘żyjącymi’, czyli ci, którzy dostali i przyjęli życie od Chrystusa. I teraz chodzi o podtrzymanie tego życia w sobie.

Św. Paweł w Liście do Filipian pisze: Radujcie się zawsze w Panu! Jeszcze raz po-wiadam: radujcie się! (Flp 4,4). To wydaje się być proste i optymistyczne zdanie. Zmienia ono jednak swój wydźwięk, kiedy zdamy sobie sprawę, gdzie ten list został napisany, a mianowicie w więzieniu, po aresztowaniu św. Pawła. A zatem nie ma znaczenie miejsce, w którym się aktualnie znajdujemy. Jeste-śmy wezwani do radości jako chrześcijanie, czyli jako ci, którzy otrzymali i przyjęli zbawienie od Chrystusa. Źródłem radości jest przyjęcie życia i by-cie świadkiem życia.

I moglibyśmy zadać sobie pytanie, ile życia jest w naszym życiu? Odpowiedzi byłyby zapewne różne. Dlatego warto zapytać dalej: gdzie to życie jest ukry-te? Co jest przeszkodą? I gdzie stoi ta fotografia, wracając do metafory z książki „Dolina Muminków w listopadzie”? Ta odpowiedź jest zasadniczo bardzo prosta. Na pewno życie jest w naszych pragnieniach, a każdy z nas ma w sobie pragnienie miłości, spełnienia, dobra, piękna. Wrócimy do tego jutro pochylając się nad tekstem o spotkaniu z Samarytanką. Choć oczywiście czasami nosimy w sobie złe pragnienia, gdyż chcemy czegoś, co nie jest dla nas dobre, a niekoniecznie sobie to uświadamiamy. Staramy się wieść dobre życie, a potem doświadczamy swojego ograniczenia, dopada nas zniechęce-nie, zapadamy w letarg, przeżywamy depresję duchową. Ojcowie Kościoła mówią tutaj o acedii, czyli o zniechęceniu. W takim stanie godzimy się na przeciętność lub rezygnujemy z jakichkolwiek prób. Ponadto projektujemy w takim momencie nasze własne emocje i wrażenia na Pana Boga, myśląc, że Pan Bóg nie jest z nas zadowolony. Ale to są nasze emocje. Wyręczamy się Panem Bogiem, uważamy, że nas sądzi i karze. Lecz jest to brak odpowie-dzialności za własne życie, którego nie podejmujemy.

W teologii obowiązuje zasada, że tylko to, co przyjęte, może być zbawione. Jeżeli przyjmujemy, akceptujemy swoją cielesność, to może być zbawiona. Jeżeli zatem uznajemy naszą rzeczywistość taką, jaka ona jest, a nie tworzymy fałszywej, wówczas możemy dać miejsce Panu Bogu na działanie dzisiaj. Często brakuje nam odwagi, aby przyjąć nasze życie takim, jakie ono jest lub

– 9 –

ogarnia nas zniechęcenie wobec tego, co w życiu robimy. Możemy mieć na-wet wrażenie, że to my sami jesteśmy w stanie zatroszczyć się o naszą rzeczy-wistość duchową, a potem do niej zaprosić Pana Boga. Jednak takie myślenie jest herezją, gdyż my nie jesteśmy autozbawcami, my się nie zbawiamy. My mamy współpracować z łaską, lecz nie posiadamy mocy zbawczej zapanowa-nia nad swoim życiem. Pan Bóg chce przyjść do naszego życia dzisiaj, nieza-leżnie od tego, czy jest ono uporządkowane czy nie. Ważny jest moment na-szego zaangażowania, nie idealnej gotowości.

Zatrzymajmy się jeszcze przy krótkim cytacie z Księgi Sofoniasza (Sof 3,16–17): Nie bój się, Syjonie! Niech nie słabną twe ręce! Pan, twój Bóg jest pośród Ciebie – Mocarz, który zbawia. Uniesie się weselem nad Tobą, odnowi Cię swoją miłością, wznie-sie okrzyk radości. Proszę rozważyć ten tekst dzisiaj na modlitwie, a na miejsce „Syjonie” wstawić swoje imię. Chodzi o to, aby ten tekst uczynić swoim i prosić Pana Boga, aby wszedł do naszego życia.

Towarzyszy nam pytanie, co zrobić, aby to życie mieć, aby to życie w nas zaistniało? Bardzo często oczekujemy czegoś wielkiego, a Ewangelia według św. Jana daje nam prostą odpowiedź, kiedy uczniowie przychodzą do Jana Chrzciciela właśnie z tym pytaniem, on odpowiada: żyjcie swoim życiem, wykonujcie swoje zadania, nie nadużywajcie sprawiedliwości. I my to wiemy. Mamy Dekalog, który jest naszym wyznacznikiem, nie musimy szukać. Mamy po prostu podjąć to, co nas inspiruje.

Wróćmy do fotografii Paszczaka i do tego, co jest dla nas inspiracją. I na za-kończenie cytat z „Doliny Muminków w listopadzie”:

Kiedy doszedł do rzeki, spojrzał w zamyśleniu na ciemną, płyną-cą wodę i przyszło mu do głowy, że życie jest jak rzeka. Niektó-rzy żeglowali na niej powoli, inni szybko, inni jeszcze przewraca-li się razem z łodzią. Wydaje mi się, że to całkiem nowa myśl. Ach, jak myśli łatwo dziś przychodzą i jakie wszystko jest proste! Wy-starczyło przejść przez próg, z kapeluszem zawadiacko na bakier, no nie? Może spuszczę łódź na wodę. I wypłynę na morze. Poczuję mocny opór steru w mojej łapie... Mocny opór steru w mojej łapie...” – powtórzył i był już tak szczęśliwy, że aż prawie odczu-wał ból.

My tak naprawdę wiemy, co zrobić. Mamy zrobić ten krok, dotrzeć to tego, co nas inspiruje, przestać słuchać własnych wymówek i zacząć działać.

Spisała Agnieszka Kamińska, Warszawa

– 10 –

II Konferencja z piątku 15.12.

W 2. konferencji ojciec Daniel skupił się na Prologu do Reguły św. Benedyk-ta. Zanim jednak zaczął go omawiać wtrącił dygresję na temat jego wrażenia odnośnie adwentu i przygotowań do świąt Bożego Narodzenia. Przechodząc przez Galerię Krakowską widział dekoracje świątecznie, które u wielu ludzi budzą uczucia krytyczne, natomiast dla niego były całkowicie neutralne, a jedyną rzeczą, która przeszkadzała i drażniła, była muzyka angielskich pio-senek świątecznych. Skoro już jesteśmy tuż przed Bożym Narodzeniem, to szkoda, że nie są to polskie kolędy.

Z czym nam się kojarzy adwent? Święty Benedykt mówi o tym jak mamy go przeżywać. Wprawdzie w czasach świętego Benedykta nie było jeszcze ad-wentu, wprowadzony został do liturgii później. Benedykt mówi jednak o tym, jak mnisi powinni przygotowywać się na spotkanie Zbawiciela. Ad-went jest czasem przygotowania. I pomyślmy co to jest adwent, kiedy się modlimy modlitwą Ojcze nasz po łacinie: Adveniat regnum tuum – przyjdź Królestwo Twoje. Adwent to przyjście. To nie jest czas oczekiwania ani po-stu. Adwent to jest przyjście. W rozumieniu biblijnym mamy trzy adwenty jako przyjście: było to przyjście Chrystusa historyczne – wcielenie i narodze-nie, teraz mamy czas adwentu w oczekiwaniu na Boże Narodzenie i ten litur-giczny adwent ma dwie części. W pierwszej mamy teksty, które mówią o końcu świata i przyjściu Chrystusa i dopiero w drugiej teksty przygotowu-jące do Świąt, czyli ten adwent, który jest już za nami, przyjście Chrystusa, które się już dokonało. My już nie oczekujemy narodzin Chrystusa, oprócz oczekiwania w liturgii, które upamiętnia to wydarzenie. My oczekujemy na Jego drugie przyjście, na to samo, na które Żydzi oczekują jako pierwsze – na pojawienie się Mesjasza. Adwent historycznie oznaczał przybycie władcy, uroczysty wjazd władcy podobnie jak obecnie ingres biskupa, przejmującego katedrę.

Oczekujemy więc na to przyjście historyczne jak i to, które będzie wykracza-ło poza historię. Adwent dokonuje się też w naszej codzienności. Pan Bóg przychodzi do nas każdego dnia w różny sposób, skramentalny i pozasakra-mentalny. Adwent nie jest ograniczony tylko do pewnego, jednego momen-tu. Istotne jest, abyśmy to sobie uświadamiali w tym adwencie, który teraz aktualnie przeżywamy. Każda Eucharystia jest przyjściem Pana Jezusa; rów-nież kiedy się modlimy Pan Bóg przychodzi do nas. Odpowiada na nasze

– 11 –

modlitwy. Adwent nie jest też czasem postu. Często mówi się o adwencie jako o czasie radosnego oczekiwania, czasie przyjścia, którego doświadczamy na różne sposoby.

Z Prologu Reguły świętego Benedykta 8 Powstańmy więc wreszcie, skoro Pismo Święte zachęca nas słowami: Teraz

nadeszła dla nas godzina powstania ze snu (Rz 13,11). 9 Otwórzmy nasze oczy na

przebóstwiające światło, a nasze uszy na głos Boży, który nas codziennie napo-

mina wołając: 10 Obyście usłyszeli dzisiaj głos Jego: nie zatwardzajcie serc waszych (Ps

96,8). 11 I znowu: Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów (Ap 2,7). 12 A co mówi? Pójdźcie, synowie, słuchajcie mnie, nauczę was bojaźni Pańskiej.13

Biegnijcie, dopóki macie światłość życia, aby ciemności śmierci was nie ogarnęły

(Ps 34[33], 12; J12,35).14 Pośród licznego tłumu, któremu Pan mówi te słowa,

szuka On sobie współpracownika i raz jeszcze powtarza: 15 Któż jest człowiekiem,

co miłuje życie i pragnie widzieć dni szczęśliwe? (Ps 34;13 Wlg). 16 Jeśli słysząc to, od-

powiesz: „Ja”, rzecze ci Bóg: 17 Skoro chcesz mieć prawdziwe i wieczne życie,

powściągnij swój język od złego, od słów podstępnych twe wargi. Odstąp od

złego, czyń dobro; szukaj pokoju, idź za nim (Ps 34[33],14–15). 18 Gdy tak bę-

dziecie postępować, oczy Moje zwrócone będą na was, a uszy moje otwarte na

prośby wasze. I zanim mnie wezwiecie, powiem: «Oto jestem» (Iz 58,9). 19 Cóż dla

nas milszego, bracia najdrożsi, nad ten Boży głos zaproszenia? 20 Oto w swej

łaskawości Pan sam ukazuje nam drogę życia.

Ponieważ rekolekcje skierowane są dla oblatów i osób związanych z Tyń-cem, ten tekst jest odpowiedzią św. Benedykta na to, jak można pełnię życia w rozumieniu chrześcijańskim uzyskać i gdzie ją znaleźć.

13 Biegnijcie, dopóki macie światłość życia, aby ciemności śmierci was nie ogar-

nęły(Ps 34[33], 12; J12,35). 15 Któż jest człowiekiem, co miłuje życie i pragnie widzieć dni szczęśliwe? (Ps 34

(33),13 Wlg). 17 Skoro chcesz mieć prawdziwe i wieczne życie, powściągnij swój język od złe-

go, od słów podstępnych twe wargi. Odstąp od złego, czyń dobro; szukaj poko-

ju, idź za nim (Ps 34[33],14–15).

Przyjrzyjmy się każdemu z tych fragmentów, jak zostały przetłumaczone, konfrontując je z tekstami biblijnymi, z których zostały zaczerpnięte. Ten fragment Prologu jest utkany z tekstów biblijnych, celowo czasami dostoso-wanych do kontekstu. Pierwszy fragment „Biegnijcie” tłumaczony jest przez

– 12 –

o. Bernarda Turowicza i prof. Annę Świderkównę i obie wersje brzmią wła-ściwie w identyczny sposób. Tekst ten został zaczerpnięty z Ewangelii we-dług św. Jana.

Odpowiedział im więc Jezus: „Jeszcze przez krótki czas przebywa wśród was

światłość. Chodźcie, dopóki macie światłość, aby was ciemność nie ogarnęła.

A kto chodzi w ciemności, nie wie, dokąd idzie. 36 Dopóki światłość macie,

wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości” (J 12,35n).

Teksty te nieznacznie się różnią: „biegnijcie”, „chodźcie”, „światłość”, „światłość życia”. Tekst Ewangelii św. Jana nie mówi o światłości życia, ale o świetle, a tym światłem jest oczywiście dla św. Jana sam Jezus Chrystus. To jest światłość świata. On jest obecny wśród ludzi jako ta światłość, która przyszła.

We fragmencie wcześniejszym Ewangelii Pan Jezus mówi o swoim odejściu, o swojej śmierci na krzyżu.

23 „Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. 24 Zaprawdę, za-

prawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze,

zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. 25 Ten, kto kocha

swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na

życie wieczne. 26 A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem,

tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec. 27 Teraz dusza

moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny.

Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. 28 Ojcze, wsław Twoje imię!”.

Wtem rozległ się głos z nieba: „Już wsławiłem i jeszcze wsławię”. 29 Tłum stoją-

cy [to] usłyszał i mówił: „Zagrzmiało!” Inni mówili: „Anioł przemówił do Nie-

go”. 30 Na to rzekł Jezus: „Głos ten rozległ się nie ze względu na Mnie, ale ze

względu na was. 31 Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego

świata zostanie precz wyrzucony. 32 A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony,

przyciągnę wszystkich do siebie”. 33 To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią

miał umrzeć (J 12,23–33).

W tym kontekście osadzony jest ten fragment, który święty Benedykt wyko-rzystuje w swojej Regule. Temat chodzenia w światłości – typowo janowy – jest mocno zakorzeniony w pierwotnej tradycji chrześcijańskiej. Jego odpo-wiednikiem w Ewangeliach synoptycznych (Marek, Mateusz i Łukasz) jest temat czujności. Chodzenie w światłości i czujność to są dwa zamienne te-maty.

– 13 –

Zagadnienie czujności pojawia się w Dziejach Apostolskich (13,47), Liście do Filipian (2,15), w Liście do Kolosan (1,12), Liście do Efezjan (9,8), 1. Liście św. Piotra (2,9), w Ewangelii według św. Marka (13,33). Temat światła, światłości jest metaforą objawienia przynoszonego przez Pa-na Jezusa, światła wiary, które On przyniósł w sobie. Jeżeli myślimy o tym, co się dokonało, o tym, do czego się przygotowujemy, mianowicie do Świąt Bożego Narodzenia, świąt wcielenia Słowa, które stało się ciałem, to należa-łoby to wydarzenie wcielenia rozważyć w kluczu przymierza, które Pan Bóg zawiera z ludźmi. Wielokrotnie w Starym Testamencie, w historii Izraela Pan Bóg zawierał z nim przymierze i to przymierze zawsze było łamane. Czło-wiek jest słaby i wcześniej, czy później jako społeczność i jako jednostka ła-mał przymierza. W czasach biblijnych były różne rodzaje przymierza, zarów-no pomiędzy równymi jak i nierównymi partnerami. Zdajemy sobie sprawę, że przymierze pomiędzy nierównymi partnerami opiera się na innych zasa-dach niż pomiędzy równymi, gdzie strony mogą sobie inne warunki stawiać. Przymierze pomiędzy Izraelem a Panem Bogiem było przymierzem pomię-dzy nierównymi partnerami. Natomiast przymierze, które zostało zawarte w Jezusie, co zapowiadali prorocy np. prorok Jeremiasz (31,31) jest przymie-rzem wiecznym. Bóg w Chrystusie zawarł z ludzkością przymierze wieczne, które nigdy nie będzie złamane. Dlaczego? Ponieważ Chrystus jest gwaran-tem tego przymierza, a Chrystus jest w pełni Bogiem i w pełni człowiekiem. Nasza ludzka natura uczestniczy w zawarciu tego przymierza. Nie jest to przymierze, które Bóg daje nam z litości, a my z łaski je przyjmujemy, ale aktywnie nas w to przymierze włączył. Jesteśmy aktywną stroną zawierającą to przymierze, a Chrystus jest gwarantem wieczności tego przymierza. Gdyby to był ktoś inny, na przykład król Dawid, którego jesteśmy skłonni uznawać za najlepszego króla Izraela, co jest nieprawdą, ponieważ był mordercą, cu-dzołożnikiem, może nawet kolaborantem – (najlepszym królem Izraela był Jozjasz) – i przymierze byłoby zawarta w Dawidzie, czy w Jozjaszu, a nawet w Maryi, nie miałoby tego waloru przymierza wiecznego, zawartego w Chry-stusie, które obejmuje całą ludzkość. Światłość, która się pojawia jest metafo-rą objawienia Bożego, które jest przyniesione przez Chrystusa. Jan, do które-go się odwołujemy mówił, że to Jezus jest światłością świata, że to w Nim objawia się Boże życie, życie dane światu przez Ojca, i że On objawia drogę do Ojca, co więcej, On jest drogą, prawdą i życiem (J 8,12). Ta światłość, którą jest Jezus, jest poświadczona przez Jana Chrzciciela i dzięki temu istnie-je możliwość przyjęcia Go przez wiarę. W siódmym wersecie Prologu mamy mówiący o tym fragment. Natomiast niezrozumienie osoby Jezusa Chrystusa,

– 14 –

niezrozumienie Jego postaci pojawia się w całej Ewangelii św. Jana i nie tyl-ko u niego. Po 2000 latach chrześcijaństwa nas to również dotyczy. Nie rozu-miemy Chrystusa, nadal nie rozumiemy Jego orędzia. Znamy teksty Pisma Świętego, czytamy je, a jesteśmy jak pierwsi uczniowie Chrystusa, którzy nie mogli zrozumieć Jego nauki. Dla pewnego niechrześcijanina, który czytał Pismo Święte, szokującym było odkrycie faktu, że uczniowie nie rozumieli często nic z tego, co mówił im Chrystus. Każdy musi tę drogę przechodzić. Często wkładamy w tekst Ewangelii to, co chcemy w nim widzieć, co chce-my, żeby nam powiedział. Różnie można tekst rozumieć , zbudować narrację i skomentować, ale rodzi się pytanie, czy ten tekst naprawdę o tym mówi. Często nie zadajemy sobie tego pytania. Ewangelia św. Jana pokazuje, że wy-darzenie Jezusa, przez fakt niezrozumienia przez tłumy, domaga się decyzji egzystencjalnej a nie tylko przyjęcia intelektualnego – zrozumienia, czy nie-zrozumienia. Tutaj nie chodzi o wykład. Pan Jezus nie wykłada, nie prowadzi wykładów. To, co robi ma prowadzić do spotkania, do nawiązania egzysten-cjalnego dialogu z Bogiem i z Nim (Chrystusem). Bóg zawsze działa w cało-ści – działa Bóg Ojciec, Duch Święty, Syn Boży, cała Trójca Święta. Chodzi o podjęcie natychmiastowej decyzji egzystencjalnej. To nie jest wołanie „na jutro”, „na pojutrze”. To nie jest św. Augustyn, który mówił : „Panie Boże nawróć mnie, ale nie dzisiaj”. To jest wezwanie na dzisiaj, zawsze na dzisiaj i to wezwanie trzeba nieustannie odnawiać. Światłość jest przyniesiona przez Chrystusa. Chrystus objawia się, a temat chodzenia w światłości w Prologu przetłumaczony jest: „Biegnijcie póki ma-cie światło życia”. W Ewangelii według św. Jana mamy natomiast mowę o chodzeniu. Termin „chodzenie” w Starym Testamencie i we wczesnych pismach chrze-ścijańskich wykorzystywany jest w znaczeniu postępowania moralnego. Cho-dzenie, czyli zachowywanie przepisów prawnych. Ten, który chodzi ścieżka-mi Pana to ten, który zachowuje przepisy prawne na niego nałożone. Nato-miast u św. Jana to chodzenie nabiera trochę innej orientacji. Ono nie ozna-cza postępowania moralnego jako takiego, ale rzeczywistość, w której się chodzi. Często jesteśmy skłonni ograniczać życie duchowe do życia moralne-go, lub utożsamiać życie duchowe z życiem moralnym. Oczywiście, nie moż-na mieć życia duchowego bez życia moralnego. Jeżeli ktoś prowadzi życie niemoralne, to trudno, aby miał bliską relację z Bogiem. W kazaniu na górze są pewne warunki, kto i jak Boga może dotknąć. Błogosławieni czystego serca. Życie moralne to nie jest życie duchowe. Często ludzie, którzy nie są chrze-ścijanami – ateiści, muzułmanie, żydzi, buddyści – mogą prowadzić dużo

– 15 –

bardziej moralne życie niż chrześcijanie mocno zaangażowani w życie swoich wspólnot, niż zakonnicy niż papież. Stan nie ma tu jakiegokolwiek znaczenia. To oczywiście nie oznacza, że oni nie mają życia duchowego, ale to nie jest to samo. Gdy obserwujemy życie braci w klasztorze może nasuwać się re-fleksja, że gdyby ktoś nie był w klasztorze i tak się zachował będąc zwykłym pracownikiem, to życie szybko by go skonfrontowało. Ludzie, którzy prowa-dzą normalne, w pewien sposób światowe, życie często korygowani są przez rzeczywistość w bardzo konkretny sposób i potrafią być dużo bardziej przy-jaźni i milsi niż ci, przeniknięci duchem „kościółkowatości”, zasłaniający swoje problemy pięknym plakatem z napisem „Pan Jezus”, za którym to pla-katem może kryć się „dżungla”. Stąd to wezwanie do decyzji egzystencjalnej. To chodzenie u św. Jana jest chodzeniem w pewnej rzeczywistości. Nie oznacza to wypracowania jakiejś cnoty, że na przykład będziemy mili, uprzejmi, współczujący, lecz wprowadzenie w sferę życia w Bogu.

W teologii judaistycznej jest piękny obraz obecności Bożej. Chodzi o to, aby w tej obecności Bożej jak najbardziej, jak najdłużej trwać, aby to rozciągać. W chrześcijaństwie mówi się o modlitwie nieustannej, o modlitwie serca, czyli aby był jak najmniejszy przeskok pomiędzy naszym życiem a modlitwą. Nie chodzi o to, aby się raz wymodlić, ale aby ta modlitwa na życie promie-niowała, aby unikać sytuacji, że teraz w wchodzimy w sferę modlitwy, a po-tem w sferę życia. Mamy dwa światy i trzeba te dwa światy połączyć w jedno, żeby to był jeden świat. Kiedy idziemy do kościoła, czujemy potrzebę innego ustawienia się, bo nie jesteśmy u siebie w domu. Zupełnie inaczej wygląda to u Żydów. W judaizmie synagoga nie jest takim miejscem jak dla nas kościół. Oni nie czują się obco w synagodze, czują się tam jak u siebie w domu, są tam sobą. Tymczasem w chrześcijaństwie wiele osób czuje się obco w ko-ściele i zachowuje się nienaturalnie. Oczywiście nie można sobie na wszystko pozwolić, ponieważ na wszystko jest czas i miejsce, ale mamy w sobie często dwa obrazy, ten własny na co dzień i ten niedzielny, czy kościelny. Trzeba te dwa obrazy zgrać, ponieważ inaczej popadamy w schizofrenię duchową. Właśnie decyzja egzystencjalna ma doprowadzić do wejścia w sferę obecno-ści Bożej, tę sferę, w której będziemy mieć światłość od Jezusa i światło wia-ry. Św. Jan posługuje się czasownikiem „chodzić”. Mamy chodzić w światło-ści (J 11,9), chodzić tak, jak Jezus chodził. (1J 2;6), chodzić według Jego przykazań (2J 1,6), chodzić w prawdzie (2J 1,4, 3J 1,3n. Zdanie: Chodźcie dopó-ki macie światłość, aby was ciemność nie ogarnęła oznacza chodzenie w światłości Jezusa na drodze oświetlonej przez Niego, na drodze, która jest po prostu

– 16 –

pójściem za Jezusem. To jest droga, na której poddajemy się kierownictwu Jezusa. Jezus przynosi światłość światu, przynosi światu dzień i wtedy w tej światłości możemy poruszać się bezpiecznie, ponieważ poza Nim panuje ciemność.

Czwarta Ewangelia wyraźnie kładzie nacisk na te dwie rzeczywistości – rze-czywistość światłości i rzeczywistość ciemności. Te dwa akcenty, te dwa światy przenikają się tematycznie, ale są wyraźnie rozdzielone jako dwie sfery, w których się poruszamy. Jan mówi, że Judasz nocą opuścił wieczer-nik, że wyszedł, a na zewnątrz była ciemność i podkreśla, że pojmanie Jezu-sa dokonuje się w ciemności, takiej ciemności duchowej, w której oni cho-dzą, że aż muszą mieć ze sobą pochodnie i latarnie, żeby Jezusa znaleźć. Jezus, wczesnym rankiem, kiedy jeszcze było ciemno zmartwychwstaje, bo wtedy Maria Magdalena przychodzi do grobu. Swoim zmartwychwstaniem rozświetla te ciemności mroku. W Ewangelii św. Jana bardzo wyraźnie jest powiedziane, że kto wierzy w światło Jezusa i chodzi w Jego światłości, sta-je się synem światłości. To jest znakiem, abyśmy wszyscy stali się synami światłości. Staje się człowiekiem, w którego postępowaniu odzwierciedla się Chrystus. Jeden z profesorów psychologii na KUL-u ukuł termin chrysto-formizacji, czyli naszym celem, jako chrześcijan jest przemiana w Chrystusa, o czym mówi św. Paweł: Całe stworzenie w bólach rodzenia jęczy aż zrodzi w sobie Chrystusa. My też rodzimy w sobie Chrystusa.

W 2015 roku doszło do masakry 21 Koptów na plaży w Libii dokonanej przez ISIS. Wkrótce po ich męczeńskiej śmierci powstała ikona przepiękna pod kątem tematycznym. Wszyscy klęczą na plaży i z nimi jest Chrystus. Każdy z nich ma tę samą twarz – twarz Chrystusa. Oni przeszli ten proces uformowania w sobie Chrystusa i przez tę śmierć męczeńską upodobnili się do Chrystusa. W tej ikonie jest bardzo głęboka teologia. To jest cel naszego życia – upodobnienie się do Chrystusa. Im więcej Chrystusa w nas, im bar-dziej jesteśmy do niego podobni, tym bardziej jesteśmy synami światłości.

Jeżeli czytamy Prolog bez odniesienia w szerszym kontekście do tego tekstu ewangelicznego, trudno nam będzie dostrzec istniejący pomiędzy Prologiem a tym tekstem dialog. Trudno też będzie zrozumieć, co oznaczają słowa z Reguły zaczerpnięte z Psalmu 34,13: „ Któż jest człowiekiem, co miłuje życie i pragnie widzieć dni szczęśliwe?” Ten cytat jest wyraźnym nawiąza-niem do tekstu według Ewangelii św. Jana. Psalm ten jest później w Regule kontynuowany. Fragment „Któż jest człowiekiem, co miłuje życie”, nawią-

– 17 –

zuje do wypowiedzi Chrystusa u św. Jana: Ten, kto kocha swoje życie traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. W bardzo wielu miejscach Ewangelii znajdują się słowa o utracie życia i we wszystkich tych tekstach znajduje się czasownik grecki „tracić”, przy czym pojawia się on w czasie przyszłym „straci”, a u św. Jana w czasie teraźniejszym „traci” – drobiazg, który mocno presuwa granice. Nie jest to bez znaczenia, ponieważ Jan podkreśla, że sąd i życie wieczne dokonują się już teraz. To nie jest coś, co dokona się kiedyś w przyszłości. Teraz oczekujemy na przyjście. Błędnie odczytuje się Apokalipsę, że oczekujemy na coś, co się dopiero wydarzy, na przykład interpretacje o końcu świata. Apokalipsa nie ma struktury linearnej, nie ma osi czasu, ma cykliczną strukturę czasu. W każdym pokoleniu jest prześladowanie, w każdym pokoleniu jest odstępstwo, w każdym pokoleniu są ci, którzy są wierni Chrysusowi. Apokalipsę czytano często w dramatycz-nych sytuacjach przyszłościowo, ale była orędziem nadziei, które pierwsi chrześcijanie bardzo lubili czytać i często czytali Ale lektor, który czytał Apokalipsę w kościele, objaśniał tekst ludziom. Najprostszym przykładem jest słynna liczba 666, którą jesteśmy skłonni interpretować jako szatana. Nie czytamy samego tekstu, który mówi: A kto ma mądrość niech liczbę Bestii policzy: liczba to bowiem człowieka. Tekst wyraźnie mówi, że jest to liczba czło-wieka, a nie żadnego szatana i trzeba ją przeliczyć. Litery w języku hebraj-skim i greckim mają wartość cyfrową. Lektor czytający objaśniał kto to mo-że być. Jest kilka możliwości odczytania liczby 666. Najbardziej powszechną i prawdopodobną interpretacją jest ta, że gdy wstawi się litery hebrajskie, będzie to cesarz Neron. Tekst powstawał za cesarza Nerona i chrześcijanie, którzy byli prześladowani nie mogli pisać wprost czegoś przeciwko cesarzo-wi. Nawet jeżeli autor zamierzył taką interpretację, to nie jest ona jedyna możliwa. Po śmierci Nerona przyszedł następny cesarz i w cyklu prześlado-wań nic się nie zmieniło. Zmieniło się tylko wyjaśnienie kto jest tym, który prześladuje, noszącym symboliczne imię 666. My widzimy w tym szatana i tak to jest używane, ale sam tekst o tym nie mówi. Mówi natomiast wyraź-nie, że jest to imię człowieka, więc nie należy w treść wkładać nic ponad to, co sam tekst mówi. A mówi już tak dużo, że nie ma potrzeby przy nim ma-nipulować tak, aby go jeszcze zdemonizować.

A zatem sąd odbywa się już teraz. Słowa, którymi posługuje się autor Reguły pochodzą z Psalmu 34 – werset 13 i kolejne. Tekst Psalmu mówi: Któż jest człowiekiem miłującym życie a Reguła: „Jakim ma być człowiek, który miłuje życie?” Następnie pojawiają się w Prologu kolejne wersety z Psalmu: powścią-

– 18 –

gnij swój język od złego, a twoje wargi od słów podstępnych. Odstąp od złego, czyń dobro; szukaj pokoju, idź za nim (14–15). Nie musimy dokonywać jakichś nadzwyczaj-nych rzeczy, żeby to życie mieć. Mogą one być bardzo prozaiczne. Pan Jezus mówi: płać podatek, nie uciskaj, czyli wymaga od swoich uczniów, od tych, którzy idą za nim, bardzo prostych, wcale nie heroicznych wyrzeczeń. Po-dobnie św. Benedykty, mocno przesiąknięty nauką Chrystusa, w Regule daje prostą odpowiedź z Psalmu kim jest ten człowiek, który czyni dobro. Odstąp od złego, czyń dobro jest pewnym truizmem, oczywistością – nie czyń złego, czyń dobro. Ostatni werset: „szukaj pokoju, idź za nim” jest przez niektórych tłumaczony „szukaj pokoju i dąż do niego” W tekście hebrajskim Psalmu użyty jest termin, który oznacza ściganie kogoś, pościg za kimś. Można ścigać wroga, jak na przykład w Księdze Wyjścia w rozdziale 15 wers 9: Mówił nie-przyjaciel: będę ścigał i pochwycę. Egipcjanie dążący do złapania Żydów po wyj-ściu z Egiptu, ścigali ich. Zarówno pójście za, jak i ściganie lub prześladowa-nie jest czynnością aktywną nie biernym, bezmyślnym podążaniem jak owca. Pójście za pokojem jest więc bardzo aktywne. Nie jest to jednak dążenie do pokoju, jak to niektórzy tłumaczą, to nie jest wprowadzanie pokoju. Nie na-szym zadaniem jest wprowadzanie pokoju. Najczęściej ci, którzy wprowadza-ją pokój sieją więcej zamętu, niż gdyby nic nie zrobili. Z historii wiemy, że wszyscy ci, którzy aktywnie dążą do wprowadzenia pokoju zgodnie ze swoją wizją, którą inni powinni przyjąć za wszelką cenę, nie realizują tego, do czego zachęca Psalm i Reguła; a tym jest podążanie za pokojem. W sprawach du-chowych tam, gdzie ja znajduję pokój nie oznacza, że dla drugiego to też bę-dzie odpowiedź. Jeżeli ktoś jest samotny i przyjeżdża na rekolekcje, może to jest dla niego jedyna możliwość porozmawiania i on tego potrzebuje, nie można mu więc narzucić trwania w ciszy. Natomiast, ktoś przybywa z pędu życia i potrzebuje wyciszenia. Tylko ten, kto znajduje się w określonej sytua-cji, może na pytanie o pokój odpowiedzieć. Nikt inny mu tego nie powie. Każdy jest odpowiedzialny za swoje życie duchowe. Trzeba tu zaznaczyć, że czym innym jest spowiedź, a czym innym kierownictwo duchowe, które jest dobre, ale wcale dla zbawienia nie jest konieczne. Nie chodzi więc o aktywne wprowadzanie pokoju, ale dążenie, pójście tam, gdzie pokój prowadzi, gdzie znajdujemy głęboki pokój duchowy.

W kontekście Adwentu, który aktualnie przeżywamy, pochylimy się nad tek-stem z Księgi Micheasza z rozdziału piątego, odczytanym w naszym duchu chrześcijańskim.

– 19 –

A ty, Betlejem Efrata, najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich! Z ciebie mi wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu, a pochodzenie Jego od początku, od dni wieczności. 2 Przeto [Pan] wyda ich aż do czasu, kiedy porodzi mająca porodzić. Wtedy reszta braci Jego powróci do synów Izraela. 3 Powstanie On i paść będzie mocą Pańską, w majestacie imienia Pana Boga swego. Osiądą wtedy, bo odtąd rozciągnie swą potęgę aż po krańce ziemi. 4 A Ten będzie pokojem.

To jest tekst, który czytany w perspektywie mesjańskiej, zapowiada przyjście Chrystusa, który jest pokojem. „Szukaj pokoju, dąż do niego” w duchu chrześcijańskim oznacza pójście za Chrystusem. To droga, do której każdy z nas jest wezwany; obiektywnie to pójście za Chrystusem, a subiektywnie, jak w różnych miejscach ten pokój będziemy znajdować. Każdy z nas za tę pracę duchową jest odpowiedzialny i nikt inny za nas tego nie zrobi.

Notowała Małgorzata Szwedo, Warszawa

III Konferencja z soboty 16.12.

Chciałbym, abyśmy pochylili się nad jednym tekstem, który wszyscy znają. Ale wpierw krótkie wprowadzenie.

Każdy z Państwa wie ile czasu poświęca się w dzisiejszych czasach na kreo-wanie wizerunku. Nie tylko my sami siebie kreujemy na potrzeby innych, są też firmy, które kreują wizerunek profesjonalnie osób prywatnych na ich po-trzeby zawodowe (politycy itd.). Zatem często osoby, które spotykamy są ukryte za maską. W zasadzie żyjemy na jakiejś scenie, gdzie ludzie cały czas pokazują siebie jacy chcą być, a nie takimi jakimi są w rzeczywistości, albo jak w danej chwili wskazane jest, aby byli postrzegani. Każdy jednak z nas ma wewnętrzne pragnienie, aby był ktoś (grupa, czy jedna osoba), która nas zna takim jakim naprawdę jesteśmy.

– 20 –

Pamiętam taką sytuację z życia naszego klasztoru, gdy nasza oblatka z USA przyjechała późną nocą i nie dogadała się wcześniej z prefektem gości, aby ktoś jej otworzył dom gości (a do nas nie ma możliwości dostać się po za-mknięciu). Rano byłem pierwszy, który otworzył drzwi, a ona stała zapłaka-na przed klasztorem i widząc mnie, momentalnie przyjęła taki amerykański uśmiech „nic się nie stało, jest super”. Bo nie można pokazać zapłakanej twarzy, chociaż nie da się tego ukryć, widać to, a nagle pokazujemy, że wszystko jest super. My w Polsce też jesteśmy tak wychowani, że tworzymy pewien wizerunek i tworzymy sobie nieludzki świat. Jak patrzymy na innych ludzi, to mamy wrażenie, że wszyscy są ludźmi sukcesu. Ukrywa się wszyst-kie problemy, wszystkie słabości. Chcę być dobrze zrozumiany, nie chodzi mi o jakiś ekshibicjonizm emocjonalny, bo to też problem, ale tworzymy sobie świat, w którym tak naprawdę jest trudno, ale gdzie się nie spojrzy wszędzie sukces. Jak się spojrzy na profile społecznościowe, wszyscy tak wykreowani, jakby to był świat przeszczęśliwych ludzi.

Jak stajemy w prawdzie przed sobą samym, to widzimy nasze ograniczenia i nasze słabości. Jeżeli w sobie takiego świata wewnętrznie nie stworzyliśmy, to patrząc na świat dookoła, włącza nam się wewnętrzny oskarżyciel, który nas podkopuje. Dlaczego też jest teraz taka moda, że ludzie chodzą na róż-nego rodzaju terapie, które czasem są potrzebne ludziom, ale głównie ludzie przestają sobie w życiu radzić. Życie nie wygląda jak z okładki magazynów, my to wiemy, ale dążymy do tego nierealnego ideału .

A co jest pod spodem, pod maską takiego człowieka sukcesu? Żyję w kręgu wielokulturowym, a maski też są wielokulturowe. My mamy jakieś swoje schematy zachowania, których nie zauważamy. Na przykład taka gra: napi-jesz się herbaty? – nie, dziękuję – a może jednak... – musi być taki dialog. A w niektórych kręgach kulturowych – „nie to nie. Nie ma więcej pytań i szybko zaczynamy rozumieć, że taki schemat gdzieś indziej nie funkcjonu-je. Schematy zachowań też są kulturowo osadzone. W innej kulturze, nasz mechanizm, schemat nie działa, ale zauważamy schematy innych i ich działa-nia. I można od początku zobaczyć z kim się ma do czynienia, jeśli działa jakimś schematem.

My, jako Polacy jeszcze ocaliliśmy dwie rzeczy. Jedna to poczucie sacrum, świętości i grzechu, a druga to, że dosyć szybko czytamy ludzi. Takie jest moje wrażenie i doświadczenie. Nie zatrzymujemy się na zewnętrznej for-mie, masce, potrafimy zobaczyć co za tym stoi. Chciałbym, abyśmy tego nie stracili, ale nie wiem jak to będzie.

– 21 –

W bardzo wielu kulturach, co nie jest ich winą, nie ma tego poczucia sacrum, ale tak są wychowani. Gdzieś pod tą maską, pod niedzielnym obrazem i pra-gnieniem, aby ktoś nas znał prawdziwego, wymaga to wiele wysiłku. W pew-nym momencie można dostać alergii na ludzi, których nie chce się spotykać, aby nie być wciąż w roli, którą my sobie nakładamy, a czasem nakłada społe-czeństwo (np. rodzice oczekują od nas, że będziemy tacy lub inni).

W Izraelu mamy dwie grupy Żydów, tych co przyjechali z Europy i oriental-nych. Ich hebrajski się różnił i do dziś jeszcze się różni. Bliższy oryginałowi jest ten hebrajski orientalny, ale ponieważ Żydzi z Europy nie byli w stanie go używać, a byli siłą dominującą, zepchnęli tych drugich do podziemia. Ży-dzi orientalni musieli przyjąć taką a nie inną formę mówienia. Teraz jest mo-da na nich. Jeśli coś się tłumi dłuższy czas, to potem to wyskoczy. Jednak Żydzi orientalni w jakiś sposób starali się nie wyróżniać ze swoją mową, mó-wiąc po cichu, aby nikt ich nie słyszał, tworząc taki obraz siebie, żeby on pasował.

Każdy z nas chce, żeby był ktoś kto nas zna. Często tworzymy sobie jakieś mury albo jakieś ideały. Tworzą się dwa światy, które się spotykają. Świat obrazów i ludzi, którzy sterują tymi obrazami. Trudno jest nam zdjąć maskę, ale Pan Bóg nie chce, abyśmy do niego z maską przychodzili. Chociażby w tym kontekście przyjaźń trzeba zawsze cenić, ale to że ktoś mówi, że ja jestem jego przyjacielem, to nie znaczy, że jest moim przyjacielem. Nie mam obowiązku być przyjacielem kogoś, kto traktuje przyjaźń jak znajomość. Ma-my prawo do tego, żeby być sobą i swoje granice postawić.

Ale jest przynajmniej jedna relacja, czyli relacja z Bogiem, w którą powinni-śmy wchodzić bez maski, takimi jakimi jesteśmy. Pana Boga nie da się oszu-kać. On wie jacy jesteśmy i tylko niepotrzebnie tracimy czas na kreowanie wizerunku np. „wymodleniem się”. To my się lepiej poczujemy kiedy się tak „wymodlimy”, ale tam niekoniecznie będzie Pan Bóg w tym spotkaniu. Le-piej czasem pójść pomilczeć, nic nie powiedzieć, niż wypełnić listę ceremo-niałów, za którymi być może Osoby nie spotykamy. I Pan Bóg zdaje sobie sprawę, że my takie maski mamy i że mamy je przed Nim. Albo też my wi-dzimy zły obraz Boga, my Bogu maskę nałożyliśmy (takiego jakiego chcemy wiedzieć albo takiego jakiego się boimy). Ojcowie Kościoła, pierwsi mnisi mówili, że największą trudnością jest poznanie prawdziwego oblicza Boga, bo tworzymy wizerunek, który nałożyła nam kultura albo sami stworzyliśmy. Często ludzie, którzy odchodzą od wiary lub mają kryzysy wiary, przeżywają

– 22 –

kryzys Boga, który nie istnieje. Pada im obraz wizerunku Boga, jaki przyjęli. Szukają potem, odchodząc od tradycji, w różnych ruchach religijnych, sek-tach itd., bo nigdy nie poznali Boga Biblii. To nie jest tak łatwo poznać Boga Biblii, ale jest On do odkrycia. Teksty biblijne różnie Go przedstawiają. Trze-ba pewną drogę przejść. Obraz Boga Biblii, Biblii jako całości, nie tylko po-szczególnych ksiąg, to jest obraz Boga, który jest Bogiem żywym.

Chciałbym, abyśmy się przyjrzeli jednemu z takich piękniejszych spotkań Pana Jezusa z Samarytanką. Samaria znajduje się pomiędzy Galileą a Judeą. Do dziś społeczności samarytańskie są tam obecne. Społeczność ta była nie-akceptowana przez Żydów (byli wobec siebie nastawieni wrogo). Wiąże się to z tym, że w VIII w przed Chrystusem część wspólnoty izraelskiej została uprowadzona do niewoli babilońskiej, a na te tereny została przywieziona inna ludność i z czasem się zmieszali. Gdy Izraelici wrócili z niewoli w VI w. pne. spotkali społeczność, która była mieszana także religijnie. Dla Żydów przestrzeganie szabatu stało się bożkiem, uważając że nieprzestrzeganie go było powodem niewoli babilońskiej. Dla nich Samarytanie byli nieczyści, bo nie zachowali czystości religijnej.

Jezus idąc przez Samarię postanawia odpocząć blisko miejscowości Sychar. Ciekawa jest pora, w której to się dzieje. Ewangelista mówi, że było to o 6-tej godzinie dnia, a więc południe. W rejonie pustynnym to jest czas upału. Nie jest to najlepsza pora na odpoczynek. On jest przy źródle, siedzi i czeka. W starożytności noszenie wody należało do kobiet, które chodziły po nią rano lub wieczorem. Pan Jezus siedzi i czeka, bo wie, że coś się wydarzy. Nadchodzi kobieta, kobieta z przeszłością. Ona idzie w samo południe, bo nie chce nikogo spotkać. Spotyka Pana Jezusa, a w judaizmie kobieta z męż-czyzną nie może rozmawiać, tym bardziej, że ona jest Samarytanką, a On Żydem. Wszystko przed czym chciała uciec, nagle się pojawia. Nieprzyjemna dla niej sytuacja. Pan Jezus łamie przepisy Prawa, prowokuje rozmowę w prosty sposób: Daj mi pić! No i ona w zasadzie odpowiada kąśliwie: jak Ty, będąc Żydem, możesz ze mną rozmawiać? To nie jest przyjazna odpowiedź. On tym się nie przejmuje i nie zostawia z uprzedzeniami, które ona ma. W jej wypowiedzi widać te wszystkie uprzedzenia. My też czasem stawiamy Panu Bogu, jeżeli uczciwi jesteśmy, wyrzuty . Gdzieś mamy żal do Pana Boga, agresję, narzekanie, a mówimy „nie, nie tak nie wolno”. Przecież On wie, że tak odczuwamy. To odczucie musimy przepracować, a żeby je przepracować trzeba o tym porozmawiać z tym kimś, wobec którego tak a nie inaczej czu-jemy.

– 23 –

To spotkanie z Samarytanką rozpoczyna się od tak banalnego dialogu. Jezus odpowiada na tę kąśliwą odpowiedź Samarytanki, On nie podejmuje jej wy-zwania... Mówi: to ja mogę Ci dać wody żywej (skracam oczywiście cały ten dia-log, zachęcam, aby każdy sam przeczytał ten tekst).

I tutaj następuje jakiś przełom, ona widzi, że On jej proponuje coś innego. Woda żywa, tak dosłownie, to jest woda źródlana. Jeśli na to głębiej spojrzy-my, to Pan Jezus czeka na nas w miejscu naszych pragnień. Dlatego, że On wie, że my przyjdziemy tu prędzej czy później. Nie ważne, czy to są pra-gnienia dobre czy złe. Za pragnienia nie odpowiadamy, one się pojawiają (takie, czy inne). Naszym zadaniem jest odpowiednie ich traktowanie. Pra-gnienia dobre powinny być zrealizowane lub odłożone do zrealizowania, a pragnienia złe muszą być przepracowane. A Pan Bóg wie, że my przyjdzie-my tam gdzie są nasze pragnienia. Nie da się tego oszukać, bo wcześniej, czy później (nie wiadomo jaki sobie nałożymy reżim), w to miejsce przyjdziemy. i nie da się tego ominąć. I często są takie miejsca kłopotliwe dla nas, bo spo-tkanie Samarytanki jest dla niej kłopotliwe.

My często od spotkania z Panam Jezusem w tym miejscu chcemy uciec, nie chcemy tego spotkania. Bo tam nie jesteśmy tacy, jacy byśmy chcieli. Nie jesteśmy ci niedzielni, ci z takim obrazem super, mocni, twardzi, piękni, silni, inteligentni i samowystarczalni. Tam nie jesteśmy tacy. Tam przyszliśmy, albo się doturlaliśmy, bo czegoś nam było potrzeba. Tam właśnie Pan Jezus na nas czeka. Tam czeka na Samarytankę. Czyli Bóg nas spotyka w miej-scu naszych pragnień. I dobrze, żebyśmy to zapamiętali i teraz odpo-wiedzieli sobie na pytanie: jakie mamy pragnienia? To mogą być marze-nia, jak ta zakurzona fotografia ze wspomnianego wcześniej opowiadania Muminków, coś co chcieliśmy zrealizować, ale nie zrealizowaliśmy. A może to być jakaś przeszłość, która nas wciąż wiąże. W przypadku Samarytanki zaraz się okaże, że jest to przeszłość.

Tu już się nawiązuje miły dialog, bo zaczęli rozmawiać. Ona już się przeła-mała, już mówi, już chce tej wody. I co wtedy się dzieje? Pan Jezus popełnia „drugi nietakt”, bo nie dość, że zaczął z nią rozmawiać, to jeszcze mówi po chwili: to teraz idź przyprowadź męża. Czyli uderza w to miejsce, które ona wła-śnie chciała ukryć, to dlatego przyszła w południe. Wszyscy wiedzieli, że ma niekonwencjonalny model małżeństwa, ten z którym żyje nie jest jej mężem. Takimi słowami Pan Jezus mógł ją spłoszyć. Ale to był czas i miejsce na te słowa, bo to jest prawda o niej. To jest jej sytuacja życiowa. Na pewno nie

– 24 –

miała łatwo tak żyjąc w swojej społeczności. Dzięki temu spotkaniu Jezus odkrywa prawdę o niej.

Nam też takie pytanie postawi, aby odkryć prawdę o nas, prawdę, którą czę-sto chcemy ukryć. Niewygodna przeszłość albo marzenia, które gdzieś nas ciągną. A my często uciekamy przed takim prawdziwym spotkaniem z Panem Bogiem, nie chcemy żeby On nas takimi dotknął, bo często też wiemy, że dotknięcie Pana Boga uzdrawia. Ale to jest uzdrowienie, które nie przyjdzie automatycznie, to jest uzdrowienie, w którym my musimy Mu pomóc. I tu wracam do tego obrazu o noszeniu wody i o łasce – o współpracy. Pan Bóg nie chce nas zbawiać automatycznie, bez naszej pomocy. On chce, abyśmy w tym procesie uczestniczyli. My często się tego boimy. Tak samo co św. Augu-styn mówił: „nawróć mnie Panie Boże, ale nie dzisiaj”. Często przed tym spotkaniem mówimy „no chciałbym, chciałbym”, ale czy naprawdę chcemy? Czy naprawdę chcemy się z Nim spotkać?

Spisała Kasia Andrzejewska, Warszawa

V Konferencja z niedzieli 17.12.

Ostatnią konferencję rekolekcji, ojciec Daniel rozpoczął od pokazania nam na przykładzie Prologu Ewangelii według św. Jana, jak subtelne przesunięcie akcentów w tłumaczeniu zmienia wymowę tekstu:

1 Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. 2 Ono

było na początku u Boga. 3 Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie

stało, co się stało. 4 W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, 5 a świa-

tłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła (J 1,1-5).

Ze względu na fakt, że w oryginalnym zapisie nie było znaków interpunkcyj-nych, a nawet odstępów pomiędzy wyrazami, możliwe jest trojakie tłumacze-nie wersetu 3 i początku 4:

„Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim

było życie, a życie było światłością ludzi…”;

„Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało. Co się stało w Nim,

było życiem, a życie było światłością ludzi…”;

„Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało. Co się stało, w Nim

było życiem, a życie było światłością ludzi…”.

– 25 –

Ad.1 To jest tłumaczenie w Biblii Tysiąclecia. We współczesnej biblistyce uważa się, że jest to najmniej szczęśliwe tłumaczenie, ze względu na rytm zdania, szczególnie słychać to w języku greckim. Dopowiedzenie „co się sta-ło” na końcu wersetu 3 wydaje się być niepotrzebne, tak jakby do niego nie należało.

Ad.2 „Co się stało w Nim, było życiem”, czyli wszystko, co się przez Słowo Boże stało, albo inaczej, wszystko co Bóg Słowem stworzył – było życiem.

Ad.3 „Co się stało, w Nim było życiem”, czyli to, co Bóg stworzył, tak dłu-go, jak pozostawało w Nim – u Boga – było życiem. Póki jesteśmy w Słowie, w Chrystusie, póki trwamy w Bogu – mamy życie. Poza Bogiem życia nie mamy. Księga Rodzaju opowiada o tym, że nastąpiło odejście od stanu pier-wotnego, zostaliśmy naznaczeni grzechem nieposłuszeństwa Bogu, w konsekwencji na wszystkich nas spadła śmierć.

To ostatnie tłumaczenie wydaje się najlepsze, ma dobre uzasadnienie. Mia-nowicie, Prolog Ewangelii według św. Jana bardzo silnie nawiązuje do Księgi Rodzaju, choćby w rozpoczęciu, ale także w strukturze i treści – niejako tę Księgę uzupełniając. Zatem, jeśli mamy się kierować w stronę życia, musimy powrócić do Boga. Św. Benedykt, jako jedyne kryterium przyjęcia do klaszto-ru stawia warunek gorliwego szukania Boga (por. RegBen 58,7). I nie chodzi tu o intelektualne poszukiwanie i adorowanie, tylko o stały wybór Boga w życiu. Dlatego na koniec rekolekcji, dla odświeżenia naszego chrześcijań-skiego oddania się Panu Bogu, o. Daniel zaproponował biblijną ścieżkę wia-ry, chrześcijański kerygmat.

1 Wszyscy jesteśmy grzesznikami, potrzebującymi zbawienia przez łaskę.

23 Wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej, 24 a dostępują

usprawiedliwienia darmo, z Jego łaski, przez odkupienie które jest w Chrystusie

Jezusie (Rz 3,23–24).

Św. Paweł uświadamia nam prawdę, że w odejściu od Boga, które dokonało się w Raju, każdy ma swój udział. Jest to bardzo podstawowa prawda, którą każdy z nas musi uznać, a z którą często mamy problem. Mamy problem z uznaniem prawdy o swoim grzechu, od którego chcemy się uwolnić – chcemy być autozbawcami. W chrześcijaństwie nie ma zbawienia o własnych siłach. Cokolwiek byśmy zrobili, jakkolwiek pięknie byśmy żyli , jakiekolwiek

– 26 –

pokutniczo-ascetyczne praktyki byśmy wykonywali, nie osiągniemy zbawie-nia. Zbawienie otrzymujemy przez wiarę w Jezusa Chrystusa, przez przyjęcie Go – to jest podstawowa prawda naszej wiary. Najczęściej już od dzieciń-stwa jesteśmy wszczepieni w chrześcijaństwo i dlatego łatwo zapominamy, że to jest coś, co otrzymujemy. Skutki tego myślenia są potem aplikowane w naszym życiu, bo w naszych czynach widać, na ile przyjęliśmy Chrystusa. To jest tak, jak z błogosławieństwem, o które często się modlimy, żeby to Pan Bóg nam błogosławił. A przecież Pan Bóg zawsze nam błogosławi – my tylko mamy umieć przyjąć błogosławieństwo, mamy przyjąć zbawienie. Świętość to nie jest porównywanie cnót. Świętość to jest bliska relacja z Bo-giem: im bliżej siebie pozwolimy Bogu być, tym więcej będzie Boga w na-szym życiu. On będzie nasze życie przemieniał. O ten stan trzeba walczyć i współpracować z łaską Bożą.

2 Konsekwencją grzechu jest śmierć.

23 Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć, a łaska przez Boga dana to życie wieczne w Chrystusie Jezusie, Panu naszym (Rz 6,23).

Święty Paweł bardzo mocno przypomina Rzymianom, że wyjście ze sfery życia, które się dokonało symbolicznie w Raju przez grzech, poskutkowało śmiercią. To jest ta sama prawda, którą już znamy z Prologu Ewangelii we-dług św. Jana.

3 Bez powrotu do Boga nie ma życia.

3 W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: ››Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego‹‹ (J 3,3).

Tę podstawową prawdę chrześcijańską Pan Jezus wypowiada w rozmowie z Nikodemem, uczonym w Piśmie, w odpowiedzi na jego wyznanie wiary, że Jezus pochodzi od Boga. Prawo Boże jest bardzo proste: dla pełni życia, przez łaskę musi się w nas dokonać nowe narodzenie – przyjęcie Jezusa Chrystusa.

4 Zbawienie jest tylko w Jezusie.

6 Odpowiedział mu Jezus: ››Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przycho-dzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie‹‹ (J 14,6).

Ten werset celnie konkluduje nasze rekolekcje pokazując, gdzie jest życie, gdzie możemy je znaleźć. Jest to odpowiedź Pana Jezusa na pytanie Toma-sza o drogę, którą mają uczniowie podążać. Oto podstawowa prawda chrze-

– 27 –

ścijańska – tylko w Jezusie Chrystusie jest zbawienie. Tylko On jest drogą do Ojca. Nie ma innego Zbawcy, nie ma i nie będzie – chrześcijaństwo bardzo wyraźnie to podkreśla. Chrześcijaństwo w tym względzie nie jest tolerancyj-ne – taka jest nasza wiara, nie możemy rozwodnić orędzia chrześcijańskiego. Zbawienie, które się dokonało, dokonuje się w Jezusie Chrystusie i każdy kto dostępuje zbawienia, dostępuje go w Jezusie Chrystusie. Jak ono się dokonu-je, w przypadku wyznawców religii niechrześcijańskich, to już jest inna spra-wa. Zdarzają się świadectwa ludzi, żyjących w krajach muzułmańskich, gdzie nawet posiadanie Biblii jest zakazane, którzy mimo tego w różny sposób dochodzą do poznania Jezusa Chrystusa.

5 Jezus jest Bogiem.

9 Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że JEZUS JEST PANEM, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych – osiągniesz zbawienie. 10 Bo ser-cem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami – do zbawienia (Rz 10,9–10).

Święty Paweł napisał List do Rzymian zanim się do nich wybrał w podróż apostolską, niejako antycypując pytania i udzielając na nie zawczasu odpo-wiedzi. Tu Apostoł głosi podstawową prawdę, że Jezus jest Panem, to zna-czy Bogiem. Przyjęcie sercem tej prawdy i jej głoszenie jest warunkiem usprawiedliwienia i zbawienia. Ta prawda musi w nas grać codziennie – jed-norazowe wyznanie nie wystarczy. To jest tekst, który potrzebuje codziennej aktualizacji.

Jednocześnie nie można zaprzeczyć wartości dobrych uczynków – one się pojawiają, jako aplikacja przyjętej prawdy wiary. List św. Jakuba nie pozosta-wia żadnej wątpliwości w tej kwestii, mówiąc o konieczności pokazywania wiary przez uczynki (por. Jk 2,14–26). Właściwie, takie rozumienie ustnego wyznania wiary, czyli wypowiedzenia słowami, było oczywiste w kulturze semickiej, gdzie słowo miało wagę, było konkretem. Słowo wypowiedziane na Bliskim Wschodzie często było nieodwołalne do tego stopnia, że proroc-twa były wypowiadane w specjalnej formie gramatycznej perfectum profeticum, wyrażającej rzeczy przyszłe w trybie dokonanym.

6 Bądź gorliwy, nawróć się!

14 Aniołowi Kościoła w Laodycei napisz: To mówi Amen, Świadek wierny i prawdomówny, Początek stworzenia Bożego: 15 Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! 16 A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust. 17 Ty bowiem mó-

– 28 –

wisz: „Jestem bogaty”, i „wzbogaciłem się”, i „niczego mi nie potrzeba”, a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny i ślepy, i nagi. 18 Radzę ci kupić u mnie złota w ogniu oczyszczonego, abyś się wzbogacił, i białe szaty, abyś się oblókł, a nie ujawniła się haniebna twa nagość, i balsamu do namaszcze-nia twych oczu, byś widział. 19 Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy i nawróć się! 20 Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną. 21 Zwycięzcy dam zasiąść ze Mną na moim tronie, jak i Ja zwyciężyłem i zasia-dłem z mym Ojcem na Jego tronie. 22 Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów (Ap 3,14–22).

Bóg żąda od nas zdecydowania – obyś był zimny albo gorący. Jakże często jeste-śmy wobec Boga letni, obojętni – Bóg nie jest nam potrzebny, gdyż zadufani w sobie pewni jesteśmy samozbawienia. Do wiernych Kościoła w Laodycei, słynącej z okulistyki, Pan Bóg mówi, że są ślepi i zachęca ich do nabycia u Niego balsamu na oczy, by przejrzeli. To jest wezwanie również do nas: Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną (Ap 3,20). Do nas skierowane jest przesła-nie Nowego Testamentu, abyśmy stale odnawiali decyzję zaproszenia Pana Jezusa do naszego życia jako Pana i Zbawcy.

7 Do nas należy wybór. 15 Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście. 16 Ja dziś nakazuję ci miłować Pana, Boga twego, i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy, abyś żył i mnożył się, a Pan, Bóg twój, będzie ci bło-gosławił w kraju, który idziesz posiąść. 17 Ale jeśli swe serce odwrócisz, nie usłu-chasz, zbłądzisz i będziesz oddawał pokłon obcym bogom, służąc im – 18 oświadczam wam dzisiaj, że na pewno zginiecie, niedługo zabawicie na ziemi, którą idziecie posiąść, po przejściu Jordanu. 19 Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładąc przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo, 20 miłując Pana, Boga swego, słuchając Jego głosu, lgnąc do Niego; bo tu jest twoje życie i długie trwanie twego pobytu na ziemi, którą Pan poprzysiągł dać przod-kom twoim: Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi (Pwt 30,15-20).

W liturgii dnia, w którym rozpoczęły się rekolekcje, był Psalm 1, psalm otwierający Psałterz, odgrywający taką rolę w Starym Testamencie jak Kaza-nie na Górze w Nowym. Psalm mówi o tym, że Bóg kładzie przed nami dwie drogi życia. Kończąc te rekolekcje, w cytowanym fragmencie z Księgi Po-wtórzonego Prawa wracamy do wątku dwóch dróg życia, które mamy do wyboru.

– 29 –

Bóg przez Mojżesza – tak jak w Psalmie 1 – mówi do ludu, że są dwie drogi, życie i śmierć, szczęście i nieszczęście i to do nas należy wybór. Od nas zale-ży, którą drogę wybieramy. Często zdarza się, że zrzucamy z siebie odpowie-dzialność za własne życie i winimy Boga za konsekwencje naszych wyborów i decyzji, w szczególności tych złych. Przesuwamy odpowiedzialność na Bo-ga za swoje życie tak, jak w Starożytności walczące ludy wierzyły, że wynik wojny zależy od tego, który z bogów wygra. Przytoczony cytat jest klasycz-nym tekstem pokazującym, że wybór pozostaje w naszych rękach, co więcej - jest to tekst pełen nadziei, chociaż brzmi tak bardzo decyzyjnie. Nadzieja tkwi właśnie w tym, że Bóg zawsze daje nam wybór, zawsze możemy do Niego powrócić, tylko musimy to zrobić. Grzechu, który jest naszym udzia-łem nie wolno trywializować, ale też nie należy go dramatyzować, bo w przenośni „wytrącamy Panu Bogu z ręki” możliwość uleczenia z tego grzechu. Jeśli zdarza się nam w Sakramencie Pojednania wracać do grze-chów, które już kiedyś wyznaliśmy, to znak, że wciąż mamy z nimi problem. Bóg nam przebaczył, a my sobie nie potrafimy przebaczyć tego, co się stało. Wyrzuty sumienia do nas wracają, bo zapominamy o dopełnieniu warunków dobrej spowiedzi, mającymi służyć zamknięciu pewnych spraw przez pełne pojednanie z Panem Bogiem. Zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! (Mt 5,24). Pojednanie z bratem – to jest warunek dobrej spowiedzi!

Na zakończenie o. Daniel jeszcze raz przytoczył fragment z Prologu Ewan-gelii według św. Jana (1,3n) i zachęcił nas do lektury Pisma Świętego, w spo-sób ciągły, tzn. bez wybierania fragmentów. Działa bowiem zasada inż. Ma-monia (z filmu Rejs) – wybieramy te fragmenty, które już znamy. Naszym grzechem jako katolików jest nieznajomość Pisma Świętego. Święty Hiero-nim powiedział, że nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Chry-stusa. Im lepiej znamy Pismo Święte, tym bliżej Boga jesteśmy, tym lepiej poznajemy Chrystusa, tym bardziej pozwalamy Duchowi Świętemu działać w nas.

Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało. Co się stało, w Nim [Słowie] było życiem – tzn. dopóki jesteśmy w Słowie, dopóki jesteśmy w Chrystusie, w Bogu, to mamy życie. Poza Bogiem życia nie mamy.

Notowała Aleksandra Safianowska, Warszawa

– 30 –

Podczas rekolekcji adwentowych dla oblatów w roku 2017 w Tyńcu rekolek-cjonista o. Daniel W. Stabryła OSB z opactwa Dormitio w Jerozolimie za temat lectio divina wybrał 9. rozdział Ewangelii według św. Jana. Poświęcił temu dwa spotkania w piątek i sobotę. Spotkanie piątkowe było nieco krót-sze i obejmowało początkowe siedemnaście wersetów tego rozdziału, dlate-go tekst podzielony jest na dwie części zanotowane przez dwóch różnych słuchaczy. Starałam się jak najmniej ingerować w przesłane teksty stąd może pojawią się powtórzenia, ale miejmy nadzieje, że nikogo nie znudzą, a pomo-gą w lepszym zrozumieniu przekazu św. Jana. tl

UZDROWIENIE NIEWIDOMEGO OD URODZENIA

J 9,1–41

CZĘŚĆ I (J 9,1–17) 1 (Jezus), przechodząc obok, ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od uro-

dzenia. 2 Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: «Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził

niewidomym – on czy jego rodzice?» 3 Jezus odpowiedział: «Ani on nie zgrze-

szył, ani rodzice jego, ale [stało się tak], aby się na nim objawiły sprawy Boże. 4

Trzeba nam pełnić dzieła Tego, który Mnie posłał, dopóki jest dzień. Nadchodzi

noc, kiedy nikt nie będzie mógł działać. 5 Jak długo jestem na świecie, jestem

światłością świata». 6 To powiedziawszy, splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny

i nałożył je na oczy niewidomego; 7 i rzekł do niego: «Idź, obmyj się w sadzawce

Siloam» – co się tłumaczy: Posłany. On więc odszedł, obmył się i wrócił widząc.

8 A sąsiedzi i ci, którzy przedtem widywali go jako żebraka, mówili: «Czyż to nie

jest ten, który siedzi i żebrze?» 9 Jedni twierdzili: «Tak, to jest ten», a inni przeczy-

li: «Nie, jest tylko do tamtego podobny». On zaś mówił: «To ja jestem».10 Mówili

więc do niego: «Jakżeż oczy ci się otwarły?» 11 On odpowiedział: «Człowiek zwa-

ny Jezusem uczynił błoto, pomazał moje oczy i rzekł do mnie: „Idź do sadzawki

Siloam i obmyj się”. Poszedłem więc, obmyłem się i przejrzałem». 12 Rzekli do

niego: «Gdzież on jest?» Odrzekł: «Nie wiem».

13 Zaprowadzili więc tego człowieka, niedawno jeszcze nie­widomego, do faryze-

uszów 14 A tego dnia, w którym Jezus uczynił błoto i otworzył mu oczy, był

szabat 15 I znów faryzeusze pytali go o to, w jaki sposób przejrzał. Powiedział do

nich: «Położył mi błoto na oczy, obmyłem się i widzę». 16 Niektórzy więc spo-

Lectio divina

– 31 –

śród faryzeuszów rzekli: «Człowiek ten nie jest od Boga, bo nie zachowuje szaba-

tu». Inni powiedzieli: «Ale w jaki sposób człowiek grzeszny może czynić takie

znaki?» I powstał wśród nich rozłam. 17 Ponownie więc zwrócili się do niewido-

mego: «A ty, co o nim mówisz, jako że ci otworzył oczy?» Odpowiedział: «To

prorok».

Opis wydarzeń związanych z uzdrowieniem przez Pana Jezusa niewidomego od urodzenia jest ważnym fragmentem Ewangelii. Porusza temat ślepoty fizycznej i duchowej, z położeniem nacisku na tę ostatnią. Opisana scena ma miejsce w Jerozolimie, w szabat1) i w ostatni dzień Święta Namiotów2). Pro-cesjonalnie przynoszono wówczas do świątyni z sadzawki Siloe wodę, którą wylewano na ołtarzu. Zwyczaj ten miał przypominać Izraelowi, że Bóg jest źródłem życia. W tym momencie Pan Jezus czyni błoto ze Swojej śliny, jakby na nawiązując do stworzenia Adama z prochu ziemi, nakłada je na oczy spo-tkanego niewidomego i posyła go do sadzawki Siloe, z poleceniem, aby ob-mył sobie oczy. Po tej czynności niewidomy odzyskał wzrok i wrócił do Pa-na Jezusa widząc. Scena ta jest jedyną w całym Piśmie Świętym wzmianką o ślepocie wrodzonej.

Uczniowie Pana Jezusa pytają Go: „Kto zgrzeszył ? Jego rodzice, czy on?”. W owym czasie panowało bowiem przekonanie, że każda choroba była skut-kiem grzechu. Ponieważ trudno było przypuszczać, że ów człowiek zgrze-szył przed urodzeniem, grzechu należało dopatrywać się raczej u jego rodzi-ców. Równocześnie teorię „grzech przyczyną choroby” usiłowano nawet „ratować” podejrzeniem, iż człowiek ten zgrzeszył, kiedy był jeszcze w łonie matki. Powtórne przesłuchiwanie uzdrowionego pod tym kątem jest ponow-nie źle stawianym pytaniem: nie należy tu pytać o przyczynę ślepoty (tj. „czyjego grzechu jest ona konsekwencją”), lecz należy zapytać o sens wyni-kającego z niej cierpienia. Ma ono objawić sprawy Boże. Zamiast poszukiwać „winnych” tego stanu rzeczy, należy w nim dostrzegać część zbawczego pla-nu Boga i potrzebę pełnienia przez nas dzieł „Tego, który Mnie posłał”. Jest to zatem „bardzo sakramentalny” obraz rzeczywistości – w znaczeniu wi-docznego znaku niewidocznej łaski. Pan Jezus określa ponadto, iż dzieła te – dzieła zbawcze, zaplanowane przez Ojca – możemy wykonywać póki jest dzień. Po nim nadchodzi bowiem noc – noc męki, która spotka Pana Jezusa, kiedy Jego zbawcza moc zostanie zdławiona przez moce ciemności, „kiedy nikt nie będzie mógł działać. Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata”.

– 32 –

W tym miejscu następuje uleczenie niewidomego, sposobem powszechnym w owym czasie. Można też zauważyć pewne podobieństwo do stworzenia człowieka przez Boga, z prochu ziemi. Stąd można przypuszczać, że oczy niewidomego zostały niejako w tym momencie dopiero stworzone. Lekarze nie cieszyli się estymą w Starym Testamencie. Jedynym wiarygodnym i uzna-wanym lekarzem był wówczas Bóg. W Talmudzie występuje tekst stwierdza-jący, iż „najlepszego nawet lekarza czeka Gehenna”. Natomiast obmycie oczu w sadzawce nasuwa podobieństwo do chrztu, do „zmycia” ze siebie brudu grzechu.

Sam tekst powstał pod koniec I w., a więc wówczas, kiedy Kościół jako taki już istnieje, i po nastaniu rozłamu między synagogą a Kościołem. Na skutek tak niezwykłego wydarzenia, jakim było przywrócenie wzroku niewidome-mu od urodzenia, wśród obecnych przy sadzawce i sąsiadów powstaje dys-kusja i na skutek niej podział na wątpiących w fakt, iż to on zyskał wzrok (nie „odzyskał”, bowiem od urodzenia go nie posiadał) i takich, którzy twierdzą, że to ktoś inny, nie on i nie wierzą, że uczynił to Jezus. Obecni przy sadzawce gorączkowo przepytują niedawnego ślepca, odsyłają go do faryzeuszy3) i każą mu dokładnie opowiedzieć o przebiegu uzdrowienia. Ten ponownie relacjonuje i potwierdza, iż całe wydarzenie dotyczy jego osoby, i że uczynił to „człowiek, zwany Jezusem”. Dyskusja dosięga także rodzi-ców niedawnego niewidomego: ci ponownie potwierdzają historię, ale – za-pewne z obawy przed Żydami, doszukującymi się grzeszności u Jezusa (istniało wcześniejsze postanowienie Żydów o wyłączeniu z synagogi każde-go, kto opowie się za Jezusem oraz uzdrowienie w czasie Święta Namiotów i w przypadający równocześnie szabat), – odsyłają pytających do uzdrowio-nego.

Powstaje dwuznaczna sytuacja: wydaje się niemożliwym dla „zwykłego” człowieka dokonanie opisanego „znaku” (trudno oprzeć się określeniu: „cudu”), co sugerowałoby „mesjańskość” Jezusa, ale uczynienie tego we wspomnianym czasie „podwójnie” świątecznym stawia Go w obliczu grze-chu. Kolejnym powodem wrogiej postawy Żydów wobec Jezusa, a także wobec uzdrowionego, jest świadectwo tego ostatniego: „Gdyby ten człowiek nie był od Boga, nie mógłby nic czynić”. Świadectwo to ostatecznie potwier-dza mesjańską postać Jezusa, ale Żydzi nie przyjmują tego do wiadomości i wyrzucają uzdrowionego. Ten natomiast jest jeszcze świadkiem wciąż „ślepym”, bo nadal nie wie, kim naprawdę jest Jezus i określa Go jako „człowieka zwanego Jezusem”.

– 33 –

Występuje tutaj zjawisko „podwójnej narracji”: z jednej strony mamy proces uzdrowienia, a równocześnie toczy się proces „odkrywania” tożsamości Jezu-sa. Dokonuje się tu proces prawdziwego, czyli duchowego uzdrowienia ślep-ca. Początkowo próba zidentyfikowania Jezusa jest dosyć płytka, ale zawiera się w niej ważny dla Świętego Jana element w postaci potwierdzenia człowie-czeństwa Zbawiciela. W wyniku swoistego „dochodzenia” faryzeusze nie mogą nie uznać faktu, iż niedawny ślepiec widzi, ale pozostaje do wyjaśnie-nia, jak to się stało. Powstaje wśród nich rozdwojenie: jak to się stało, że go uzdrowiono ? Uzdrowienie w szabat jest bezsporne, ale jak mogło to mieć miejsce i czy Uzdrowiciel nie pochodzi od Boga, skoro takiego czynu doko-nał ? Zatem powstaje pytanie: który kierunek winni obrać faryzeusze? Czy pójść „za literą prawa” i nie uznać Uzdrowiciela za pochodzącego od Boga, druga grupa natomiast skłonna jest uznać cud uzdrowienia i tym samym me-sjańską rolę Chrystusa. Historia ta pokazuje, w jaki sposób następowało roz-chodzenie się Żydów-chrześcijan, podążających za Chrystusem i uznających Go za Mesjasza oraz Żydów nieuznających Go za proroka i pozostających w synagodze.

szabat1): święto (ostatni dzień tygodnia, tj. sobota), podczas którego zakazane było wykonywanie jakiejkolwiek ciężkiej pracy; złamanie tego zakazu uchodziło za bardzo poważne wykroczenie, ponieważ powszechnie uważano, że nieprzestrzeganie szabatu było przyczyną niewoli babilońskiej i w związku z tym Żydzi, nie chcąc nara-zić się na powtórny gniew Boga, starali się ściśle wykonywać przepisy dotyczące tego święta

Święto Namiotów2) (Szałasów, zwane też Kuczki) – żydowskie święto rozpo-czynające się pięć dni po święcie Jom Kippur, a dwa tygodnie po rozpoczęciu roku. Święto należy do świąt radosnych i upamiętnia mieszkanie w szałasach i namiotach podczas ucieczki Izraelitów z Egiptu i wędrówki do Kanaanu

faryzeusze3): wbrew powszechnej opinii uduchowiona i wykształcona warstwa społeczeństwa słynąca z pobożności i dużej wiedzy religijnej

Notował Janusz Szwedo, Warszawa

CZĘŚĆ II (J 9,18–41)

W drugiej części Lectio Divina kontynuowaliśmy rozważanie 9. rozdziału Ewangelii według św. Jana. Tytułem wprowadzenia o. Daniel przypomniał kontekst powstania rozważanego tekstu, tj. schyłek I w. po Chrystusie – mo-ment ostatecznego rozejścia się Synagogi i Kościoła. Wskazał, że tekst ten

– 34 –

opowiada o tym rozejściu. Podkreślił również, że uzdrowienie niewidomego następuje na dwóch płaszczyznach fizycznej i duchowej. Tekst ukazuje za-równo drogę uzdrowionego do wiary, jak i odnosi się do wszystkich jego czytelników tak, że dochodzimy do odkrycia kim jest Jezus. Niewidomy otrzymuje powoli podmiotowość (początkowo będąc przedmiotem dyskusji Jezusa i Apostołów) i dochodzi do odkrycia kim jest Jezus. Początkowo mó-wi o nim „człowiek”, potem „prorok” etc. Tak też, autor Ewangelii powoli pozwala nam poznać kim jest Jezus.

Przesłuchanie rodziców uzdrowionego (J 9,18–23).

18Jednakże Żydzi nie wierzyli, że był niewidomy i że przejrzał, tak że aż przywo-

łali rodziców tego, który przejrzał, 19i wypytywali się ich w słowach: „Czy wa-

szym synem jest ten, o którym twierdzicie, że się niewidomym urodził? W jaki to

sposób teraz widzi?” 20Rodzice zaś jego tak odpowiedzieli: „Wiemy, że to jest

nasz syn i że się urodził niewidomym. 21Nie wiemy, jak się to stało, że teraz wi-

dzi, nie wiemy także, kto mu otworzył oczy. Zapytajcie jego samego, ma swoje

lata, niech mówi za siebie”. 22Tak powiedzieli jego rodzice, gdyż bali się Żydów.

Żydzi bowiem już postanowili, że gdy ktoś uzna Jezusa za Mesjasza, zostanie

wyłączony z synagogi. 23Oto dlaczego powiedzieli jego rodzice: „Ma swoje lata,

jego samego zapytajcie!”

Jest to jedna z kluczowych scen w całym opowiadaniu. Autor Ewangelii przemyca w tekście różne treści, abyśmy nie skupili się na samym uzdrowie-niu. Cud, w myśli chrześcijańskiej, nie jest bowiem tylko wydarzeniem nad-zwyczajnym, ale musi coś objawiać. W Ewangelii według św. Jana, nie ma cudów, są znaki, których jest siedem. One mają coś objawiać. Samo wydarze-nie nadzwyczajne, o takim czy innym źródle, bez objawienia czegoś o Bogu nie jest jeszcze cudem. Odrębną sprawą jest jego zrozumienie. Przyjęcie ob-jawienia wymaga wysiłku, nie tylko intelektualnego, bo nie chodzi wyłącznie o przyjęcie go intelektem, ale całym życiem.

Scena przesłuchania jest centralna w tym opowiadaniu. Możemy spodziewać się, że nastąpi jakiś przełom, opowiedzenie się za, bądź przeciw Jezusowi. W miejsce Faryzeuszów, pojawiają się tutaj Żydzi. Ewangelia św. Jana jest niejako antyżydowska, przy czym nie chodzi tu o określenie religijne, ale o kontekst rozejścia się z Synagogą. Chodzi o Żydów będących przeciw Je-zusowi, a nie o Żydów w ogóle. Autor Ewangelii mógł sobie na to pozwolić, bo sam był Żydem. Ma przy tym na myśli konkretną grupę Żydów, która

– 35 –

sprzeciwiła się rodzącemu się Kościołowi, o czym właśnie ten tekst mówi, pod płaszczyzną ślepoty duchowej.

Żydzi starając się zakwestionować fakt uzdrowienia niewidomego, wzywają na świadków rodziców uzdrowionego. Ci potwierdzają niezaprzeczalny fakt uzdrowienia (J 9,20), ale okoliczności uzdrowienia pozostają dla nich tajemni-cą, tj. kto i jak tego dokonał (J. 9,21). Nie byli świadkami zdarzenia. Ostrożna postawa rodziców kontrastuje tutaj z pełną pewności postawą władz Synago-gi (rozumianej jako cała wspólnota religijna). Jednocześnie niewiedza ta jest dla nich wygodna. Nie chcą się dowiedzieć, wskazują aby ich syn mówił sam za siebie (J 9,21). Dalej ewangelista wyjaśnia dlaczego tak powiedzieli (J 9,22–23). Stali bowiem nie tylko w sytuacji zaświadczenia „to jest nasz syn”, ale wiedzieli również, że opowiedzenie się za Jezusem, wiąże się z wykluczeniem z Synagogi, z ekskomuniką. Z przerwaniem tożsamości religijnej, a trudno jest przekroczyć tożsamość religijną (nikt nie chce być obłożony ekskomuni-ką, nawet będąc pewnym swych racji). W tekście greckim, w omawianym zda-niu (J 9,22), pojawia się słowo „Chrystus” (przetłumaczone jako Mesjasz) i jest to jedyne miejsce w tym rozdziale gdzie pada takie określenie Jezusa. Takie samo, jakim Piotr wyznaje Go pod Cezareą Filipową – Ty jesteś Me-sjasz (Chrystus). Jest to wyznanie bardzo mocne. I tak rodzice uzdrowionego symbolizują tych spośród współczesnych Jezusowi, którzy słyszeli o Jego mesjańskiej godności, ale nie zdecydowali się Go uznać. Jest to ta grupa Ży-dów, którzy wprawdzie nie są przeciwni Jezusowi, ale wiedzą jakie konse-kwencje wiążą się z opowiedzeniem się za Nim, przez co nie zrobili tego kro-ku.

Jest to także sytuacja Kościoła u schyłku I w., gdzie zostaje wprowadzone specjalne błogosławieństwo do tzw. Modlitwy 18 błogosławieństw. Dołączo-ny jest bardzo krótki tekst, którego odmówienie dla chodzących do synagogi Żydów chrześcijańskich, łączyło się z wyrzeczeniem się tożsamości chrześci-jańskiej, wiary w Chrystusa. W związku z tym następuje rozdział. Chrześcija-nie żydowskiego pochodzenia przestają chodzić do synagogi. Tymczasem jeszcze nie ma innej możliwości. Modlono się albo w synagodze, albo w Świątyni, przy czym ta została jest zburzona w 70 roku po Chrystusie. Za-razem pierwsi chrześcijanie żydowskiego pochodzenia nie zamierzali zakła-dać żadnej nowej religii, oni dopiero odkrywali kim jest Jezus i ten proces odkrywania jest również w tym tekście pokazany. Oni zaczynają wówczas budować wspólnotę Kościoła, która pojawia się w takiej, a nie innej formie,

– 36 –

dopiero po rozdziale z Synagogą, kiedy ta zaczyna mówić o Jezusie jako o schizmatyku.

Ponowne przesłuchanie uzdrowionego (J 9,24–34).

24Znowu więc przywołali tego człowieka, który był niewidomy, i rzekli do niego:

„Daj chwałę Bogu. My wiemy, że człowiek ten jest grzesznikiem”. 25Na to odpo-

wiedział: „Czy On jest grzesznikiem, tego nie wiem. Jedno wiem: byłem niewido-

my, a teraz widzę”. 26 Rzekli więc do niego: „Cóż ci uczynił? W jaki sposób

otworzył ci oczy?” 27Odpowiedział im: „Już wam powiedziałem, a wyście mnie

nie wysłuchali. Po co znowu chcecie słuchać? Czy i wy chcecie zostać Jego

uczniami?” 28Wówczas go zelżyli i rzekli: „Bądź ty sobie Jego uczniem, my jeste-

śmy uczniami Mojżesza. 29My wiemy, że Bóg przemówił do Mojżesza. Co do

Niego zaś nie wiemy, skąd pochodzi”. 30Na to odpowiedział im ów człowiek:

„W tym wszystkim to jest dziwne, że wy nie wiecie, skąd pochodzi, a mnie oczy

otworzył. 31Wiemy, że Bóg grzeszników nie wysłuchuje, natomiast Bóg wysłu-

chuje każdego, kto jest czcicielem Boga i pełni Jego wolę. 32Od wieków nie sły-

szano, aby ktoś otworzył oczy niewidomemu od urodzenia. 33Gdyby ten czło-

wiek nie był od Boga, nie mógłby nic czynić”. 34 Na to dali mu taką odpowiedź:

„Cały urodziłeś się w grzechach, a śmiesz nas pouczać?” I precz go wyrzucili.

Przy kolejnym przesłuchaniu uzdrowionego niewidomego, ponownie zacho-dzi gra pomiędzy pewnością władz Synagogi, które pomimo żądania świadec-twa od uzdrowionego, faktycznie wydały już wyrok (J 9,24), a daną przez niego odpowiedzią (J 9,25). W założeniu wyrokujących, uzdrowiony miał być świadkiem, który potwierdzi ich postanowienie, czyli wyrzucenie z Synagogi i opowiedzenie się przeciwko Chrystusowi. Uzdrowiony natomiast odrzuca takie żądanie. Odpowiada w ciekawy sposób, konfrontując pewność ich wie-dzy ze swoją niewiedzą. Dotyka jedynie tego, że Jezus otworzył mu oczy. Nie ocenia Go w tym kontekście, nie daje kategorycznej odpowiedzi. Zadaje py-tanie, czy grzesznik mógłby uczynić taki cud. Chodzi tu nie o potępienie Ży-dów odrzucających Jezusa, ale zadanie pytania ze wskazaniem na konkretny znak mesjański. Uzdrowiony podnosi fakt, z którym nie da się dyskutować.

Przechodzi zatem przemianę wewnętrzną i zewnętrzną, ale jeszcze nie wie wszystkiego o Jezusie. Tym wyznaniem niewiedzy, odpowiada na wezwanie „Oddaj chwałę Bogu”, tj. wezwanie do opamiętania, „mówienia prawdy”. A on odpowiada konkretnie, opowiadając się po stronie Jezusa. Ta odpo-wiedź budzi niezadowolenie pytających przedstawicieli Synagogi, którzy li-

– 37 –

czyli, że pod wpływem nacisku uzdrowiony udzieli odpowiedzi niespójnej, poplącze się. On jednak nie wchodzi w ich narrację. Faryzeusze mimo tego niezadowolenia, uznają niezaprzeczalny fakt uzdrowienia. Nie wiedzą jednak w jaki sposób mężczyzna został uzdrowiony, nie przyjmują jego interpretacji. W związku z tym uzdrowiony pyta: Po co znowu chcecie słuchać? Czy i wy chcecie zostać Jego uczniami? (J 9,27). To pytanie wskazuje, że on sam już określa się jako uczeń Jezusa. Z osoby początkowo niewiedzącej kim był Jezus, staje się uczniem. To znaczy, że jest świadomy tego, że za chwilę zostanie wyrzucony z Synagogi. Nie zna jeszcze jednak tajemnicy Jezusa, do której stopniowo będzie dochodził. Faryzeusze w odpowiedzi zbywają uzdrowionego i poka-zują wyższość, odwołując się do Mojżesza – największej chluby Izraela, sym-bolu Judaizmu i świata żydowskiego, wszystkiego co, w ich rozumieniu, po-chodzi od Boga (J 9,28). Dalej wskazują, że nie wiedzą nawet skąd Jezus po-chodzi (J 9,29). To pytanie o pochodzenie Jezusa pojawia się często w Ewan-gelii według św. Jana. Można je rozumieć dosłownie, co do miejsca pocho-dzenia. Ale wcześniej to pada ono w kontekście sporu o tożsamość Jezusa (Prorok, czy Mesjasz), gdy jedna ze stron pyta, czy Mesjasz przyjdzie z Gali-lei, a nie z potomstwa dawidowego i z Betlejem (vide: J 7,40–43). Tu widać ponownie rozdwojenie między Synagogą, a Kościołem, które się pogłębia i skutkuje ostatecznie zerwaniem z Chrystusem, które ma miejsce do dziś.

W konsekwencji zaś, uzdrowiony odpowiada uznając pochodzenie Jezusa od Boga (J 9,33). W tym dochodzi bardzo blisko prawdy. Najpierw widział w Jezusie człowieka, potem uznał w Nim proroka, czyli kogoś natchnionego przez Boga, działającego w Jego imieniu, a obecnie uświadamia sobie, że jest On od Boga, że jest Jego wysłannikiem, posłanym Mesjaszem. Owo uświa-domienie następuje po obmyciu się w sadzawce Siloam – co znaczy Posłany (zob. J 9,7). Zachodzi tu gra odkrycia tożsamości Jezusa w związku z obmy-ciem, które historycznie miało wymiar czysto religijny, kto został uzdrowio-ny musiał się obmyć i pokazać kapłanom. Jezus nie łamie tutaj konwencji religijnej, każe mu zrobić to co nakazują przepisy religijne. Z kolei wyznanie wiary w Jezusa jako wysłannika Bożego – Mesjasza nieuchronnie prowadzi do ekskomuniki (pod koniec I w. 90 rok, synod w Jamni ustanawia, że kto-kolwiek opowie się za Jezusem jako Mesjaszem, jest wyłączony z Synagogi). Po tym wyznaniu faryzeusze atakują uzdrowionego i wyrzucają, już jako ucznia Chrystusa (J 9,34).

Ponowne spotkanie uzdrowionego z Jezusem (J 9,35–38).

35Jezus usłyszał, że wyrzucili go precz, i spotkawszy go rzekł do niego: „Czy ty

wierzysz w Syna Człowieczego?” 36On odpowiedział: „A któż to jest, Panie,

– 38 –

abym w Niego uwierzył?” 37Rzekł do niego Jezus: „Jest Nim Ten, którego wi-

dzisz i który mówi do ciebie”. 38On zaś odpowiedział: „Wierzę, Panie” i oddał

Mu pokłon.

Wyrzuconego przez własną wspólnotę człowieka, Jezus nie zostawia samego sobie. Odnajduje go i chce do końca doprowadzić zaczęte w nim dzieło zbawcze. Zachodzi tu istotna zmiana przynależności człowieka, dlatego, że przestał on być członkiem Synagogi, a jest już członkiem Kościoła, który jeszcze odkrywa kim jest Jezus. W tej krótkiej scenie, dokonuje się przejście do wiary, które doświadczył Żyd wyrzucony z Synagogi. Jezus rozpoczyna zbawczy dialog od prostego pytania o wiarę w Syna Człowieczego (J 9,35), sformułowanego tak, że wymaga konkretnej decyzji o charakterze egzysten-cjalnym. Chodzi tu o wyznanie osobiste. Pytanie jest bardzo konkretne – wierzysz, czy nie wierzysz. Jest to decyzja, która angażuje uzdrowionego w całości. Na pytanie to mężczyzna odpowiada uczciwie, wskazując na swo-ją niewiedzę co do tego kim jest Syn Człowieczy (J 9,36). Żeby przyjąć wiarę w Syna Człowieczego, chce on najpierw dowiedzieć się, o kim jest mowa. Nie deklaruje wiary w abstrakt. Jezus w tym momencie dokonuje zaś, po-nownego uzdrowienia, a mianowicie temu, który fizycznie zyskał wzrok, przywraca również wzrok duchowy. Tutaj wszystko staje się jasne, bo Jezus wyznaje: Jest Nim Ten, którego widzisz i który mówi do ciebie (J 9,37). W tekście oryginalnym po raz pierwszy pojawia się tu greckie określenie widzenia du-chowego. Niewidomy może teraz wyznać wiarę (J 9,38). W krótkim wyzna-niu zwraca się do Jezusa: „Panie”, posługując się terminem, używanym w czasach biblijnych w zastępstwie Imienia Boga.

Dialog Jezusa z Faryzeuszami (J 9,39–41).

39Jezus rzekł: „Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, aby ci, którzy

nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą stali się niewidomymi”. 40Usłyszeli to nie-

którzy faryzeusze, którzy z Nim byli i rzekli do Niego: „Czyż i my jesteśmy nie-

widomi?” 41Jezus powiedział do nich: „Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście

grzechu, ale ponieważ mówicie: ‘Widzimy’, grzech wasz trwa nadal”.

Ta scena w symboliczny sposób zamyka i nadaje znaczenie znakowi uczynio-nemu przez Jezusa. Słowa wypowiedziane przez Niego wskazują, że to wyda-rzenie ma głębszy sens. Jezus wypowiada słowa o sądzie, który przyszedł przeprowadzić, aby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą stali się niewido-mymi (J 9,39) Jest to wypowiedź przeciw Faryzeuszom będącym w sporze z uzdrowionym niewidomym – przeniesienie dysputy na grunt sporu Syna-

– 39 –

gogi z Kościołem. Odniesienie do mentalności „faryzejskiej”, która trwa we wspólnocie synagogalnej – stąd podział widzących, którzy nie widzą i niewi-dzących, którzy widzą. W ten sposób autor Ewangelii pokazuje, przełamanie podziału na „ślepych pogan” i „widzących Żydów”. Żydzi uznawali siebie za widzących, resztę ludzi uznając za ślepców idących na zatracenie. Natomiast Pan Jezus w tym dialogu jasno pokazuje, kto jest widzącym, a kto jest ślep-cem. Ta nowa klasyfikacja, nie zależy od przynależności narodowej, czy reli-gijnej do jakiejś wspólnoty, ale od postawy zajętej, przez człowieka, wobec Jezusa. Czy dostrzega w Nim Mesjasza, czy nie. Jezus podkreśla mocno, że przyszedł dokonać sądu. Sąd nad światem cały czas się dokonuje, a mający przyjść Sąd Ostateczny będzie objawieniem podjętych już decyzji. To nie będzie wyrok, bo ten już zapadł. Władca tego świata został osądzony i wy-rzucony precz. Tak samo jak grzech świata, którym jest właśnie odrzucenie Mesjasza. Ten zasadniczy grzech ma być przezwyciężony. Wszystkie inne grzechy moralne wynikają z odrzucenia Mesjasza. Tu nie chodzi o wyretu-szowanie, wyplenienie, niedoskonałości moralnych, ale o przezwyciężenie grzechu świata, czyli o uznanie Chrystusa za Mesjasza, za Boga. Aby każdy człowiek podjął osobistą decyzję uznania Go za swojego Pana i Zbawcę. Wtedy wszystko inne, kwestie moralne zaczną się wcześniej czy później ukła-dać. Chrześcijaństwo nie jest religią koncentrującą się wyłącznie na moralno-ści. Nie chodzi o doskonalenie się moralne, bez podjęcia tej zasadniczej decy-zji o uznaniu Chrystusa.

Takie postawienie sprawy zaskakuje faryzeuszy, oni doskonale widzą o jakiej ślepocie mówi Jezus (tj. o duchowej). Dlatego pytają, czy i oni są niewidomi (J 9,40). Jezus nie odpowiada w sposób kategoryczny, ale zmusza ich do my-ślenia. Nie mówi wprost, że są ślepi, bo nie uznali w Nim wysłannika od Bo-ga. Odpowiada: Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu (…) (J 9,41). Wzy-wa ich do decyzji, osądu, opowiedzenia się po jednej lub drugiej stronie. To oni muszą podjąć decyzję i nikt nie zrobi tego za nich.

Reasumując, omawiana perykopa ewangeliczna ma dwie narracje. Jedną doty-czącą uzdrowienia fizycznego niewidomego i sporu, który z tego powodu powstaje. Natomiast druga narracja to rozejście się Synagogi i Kościoła, oraz ukazanie drogi Żydów do Chrystusa i uznania w nim Mesjasza. Od widzenia człowieka dochodzą do dostrzeżenia w nim proroka posłanego od Boga, w końcu Mesjasza, jako Syna Bożego, który przyszedł dla zbawienia wszyst-kich ludzi.

Notował Piotr Lewicki, Warszawa

– 40 –

SYLWESTER AD 2017

Ostatnie dwa dni 2017 roku, grupa Oblatów tynieckich, nieliczna, bo czter-nastoosobowa spędziła w Opactwie Benedyktynek w Staniątkach. Towarzy-szyli nam tynieccy bracia: Maciej Pawlik OSB i Mikołaj Jastrzębski OSB, a w sylwestrową niedzielę dołączył do nas o. Konrad Małys OSB.

Wyprawę do Staniątek w przededniu Sylwestra rozpoczęliśmy w małej grupie od zwiedzania zamku w Niepołomicach, gdzie skonsumowaliśmy pyszny posiłek. Podają tam naprawdę wyborne dania.

Wieczorem, kiedy szczęśliwie dojechała już większość grupy, spotkaliśmy się na wspólnych nieszporach i kolacji. Brat Maciej Pawlik OSB wygłosił nam też konferencję na podstawie 7. Rozdziału Księgi Izajasza. Była to refleksja nad zapowiedzią Emmanuela. Po konferencji, chętni mogli uczestniczyć we wschodnich nieszporach, praktykowanych m. in. w Kościele Prawosławnym, w tzw. Wieczerni, śpiewanej przez br. Macieja i Jarka.

Niedzielę sylwestrową rozpoczęliśmy wschodnią jutrznią – Utrienią, a na-stępnie po śniadaniu uczestniczyliśmy we Mszy św., którą celebrował o. Konrad. Wśród Oblatów i mnichów tynieckich pielęgnowana jest miłość do Kościoła Wschodniego i pragnienie jedności i tak się złożyło, że nasze prawosławne praktyki odprawiania Wieczerni i Utrieni, na razie w małym gronie, zbiegły się dziwnym zbiegiem okoliczności z tematyką konferencji o. Konrada, którą powiedział nam w sylwestrowy wieczór, a dotyczyła ona Listu Apostolskiego ORIENTALE LUMEN – św. Jana Pawła II.

Poniższy fragment niech będzie zachętą do przeczytania całości, co akurat w wypadku oblatów jest bardzo wskazane. Tym bardziej, że nasza ducho-wość sięga czasów przed podziałowych i opieramy się na wspólnych korze-niach Kościoła Wschodu i Zachodu.

Jeśli bowiem wierzymy, że czcigodna i starożytna tradycja Kościołów Wschod-

nich stanowi integralną część dziedzictwa Kościoła Chrystusowego, to katolicy

powinni przede wszystkim ją poznawać, by móc się nią karmić i przyczyniać się –

każdy na miarę swoich sił – do budowania jedności.

Wydarzenia

– 41 –

Nasi bracia obrządków wschodnich dobrze zdają sobie sprawę, że wraz z braćmi

prawosławnymi są żywymi nosicielami tej tradycji. Konieczne jest, aby również

synowie i córki Kościoła katolickiego, należący do tradycji łacińskiej, mogli po-

znać w pełni ten skarb i dzięki temu dzielić z Papieżem gorące pragnienie przy-

wrócenia Kościołowi i światu pełnego obrazu powszechności Kościoła, wyraża-

nej nie przez jedną tylko tradycję, ani tym bardziej przez jedną wspólnotę w prze-

ciwstawieniu do drugiej; i aby również nam wszystkim było dane cieszyć się

w pełni z tego objawionego przez Boga i niepodzielnego dziedzictwa Kościoła

powszechnego, które przechowywane jest i wzrasta tak w życiu Kościołów

Wschodu, jak i Zachodu.”

Już w komplecie, ponieważ ostatni dojechali do nas Grażyna i Krzysztof Kę-stowiczowie, noc sylwestrową spędziliśmy w kościele na czuwaniu, zakoń-czonym uroczystą Mszą Św. W nocy noworocznej zasiedliśmy jeszcze do biesiadowania, z życzeniami i kolędowaniem.

W pierwszy dzień Nowego Roku, wracaliśmy do domów, patrząc z nową nadzieją w przyszłość.

Jola Obczyńska, Gliwice

– 42 –

KOLĘDOWANIE OBLACKIE AD 2018

W sobotę 6 stycznia 2018 roku nie tylko obchodziliśmy Objawienie Pańskie i jednocześnie Święto Trzech Króli, ale wzorem tego mieliśmy dwa w jed-nym czyli dzień skupienia i kolędowanie. Powróciliśmy do zwyczaju spotkań nowicjuszy z o. Włodzimierzem. Msza św. konwentualna o 10:30 zgromadzi-ła tych, którzy przyjechali już od rana. Potem Konferencja o. Włodzimierza dla wszystkich chętnych. Po obiedzie lectio divina i adoracja w kaplicy na Opa-tówce.

W przerwach między tymi spotkaniami Jola przygotowywała w Sali Petrus ciasta przywiezione na kolędowanie . W tym roku oprócz oblatów i mnichów z o. Opatem i o. Włodzimierzem na czele z zapałem kolędy i pastorałki śpie-wali też zaproszeni przez nich przyjaciele opactwa. Niektórzy z nich choć wspierają działania związane z odbudową opactwa byli w Tyńcu po raz pierwszy.

Był niezawodny Wojtek, który akompaniował i nadawał ton naszemu kolę-dowaniu. Jak co roku nad naszym śpiewem dominował mocny głos o. Wło-dzimierza, który kilka mniej znanych kolęd tradycyjnie odśpiewał solo.

– 43 –

Niestety nie było wśród nas Krysi koordynatorki, ale dzielnie zastępowali ją

w koordynacji naszego spotkania Jola, Jarek i Piotr. Zabrakło również Jacka

inicjatora kolędowych spotkań. Jacek obchodził uroczyście 50-te urodziny

w gronie rodzinnym, zgodnie z tradycją panującą na Śląsku. tl

Fotografował Jarek Obczyński

– 44 –

BENEDYKTYŃSKIE DNI SKUPIENIA W ŚWIĘTEJ LIPCE

19–21 STYCZNIA 2018

TEMAT: HYMN O MIŁOŚCI

Święta Lipka na pograniczu Warmii i Mazur, z barokowym Sanktuarium Ma-ryjnym Ojców Jezuitów była miejscem kolejnych Benedyktyńskich Dni Sku-pienia. Trzydziestu dziewięciu uczestników z Olsztyna, Elbląga, Warszawy, Fromborka, Bartoszyc, Łodzi, Jezioran, Płocka, Gdańska i Mrągowa spotka-ło się w Domu Pielgrzyma z o. Włodzimierzem Zatorskim, mnichem bene-dyktyńskim z Tyńca.

– 45 –

Tematem przewodnim tych Dni był HYMN O MIŁOŚCI z Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian, 13 rozdział. Na wstępie o. Włodzimierz odczytał HYMN, a potem w piątek i w kolejne dni wygłosił konferencje, których do-pełnieniem było piątkowe i sobotnie lectio divina.

Każde zdanie i każda myśl wypowiedziane przez Ojca dotykały spraw naj-ważniejszych, fundamentalnych dla zrozumienia tego, czym jest miłość, któ-ra „rozstrzyga o naszej więzi z Bogiem” i „jest konkretnym wyborem, (...) konkretną postawą, konkretnym czynem, a nie uczuciem”. „Ten Hymn – mówił o. Włodzimierz – jest proklamacją metafizyki miłości. (…) Bez miło-ści wszystko jest puste”. Całość konferencji można już odsłuchać na blogu Ojca Włodzimierza (http://wlodzimierz-zatorski.pl/olsztyn dni skupienia i konferencje publiczne).

Dni Skupienia upłynęły pod znakiem modlitwy osobistej, liturgii godzin, słu-chania duchowych nauk i rozważań o. Włodzimierza oraz integracyjnych spotkań i rozmów w atmosferze miłości braterskiej, w miłym kąciku kawo-wym pełnym słodkich wypieków. Można było nawiedzać Bazylikę Świętolip-ską p.w. Nawiedzenia NMP, wysłuchać koncertu wykonanego na słynnych organach z ruchomymi figurkami lub udać się na spacer w zimowym plene-rze. Kulminacyjnym czasem każdego dnia była Eucharystia. Niuta, nasza zakrystianka, zadbała o piękną oprawę. Do czytań wybrała wyjątkowych lek-

– 46 –

torów: Anię Krześlak, Joasię Letki, Krysię Fuerst, Anię Cieślak, Romualda Jeznacha, Wiesię Prokopczuk, Krzysztofa Makarewicza. Śpiewy pod przewo-dem Anastazji Nakoniecznej i Wolfganga Niklausa przenosiły nasze serca przed Oblicze Boga. W sobotę, przed Nieszporami Śpiewanymi, była uro-czysta kolacja z wielkim urodzinowym tortem oblatki benedyktyńskiej Kry-styny Fuerst – koordynatorki Oblatów Tynieckich. Weseliliśmy się przy ra-dosnym śpiewie kolęd i pastorałek. Najgłośniej i najpiękniej śpiewał o. Wło-dzimierz! Nikt mu nie dorównał. W niedzielę, po obiedzie, syci, ubogaceni duchowo, z WIARĄ I NADZIEJĄ wyruszyliśmy do naszych domów, do naszej codzienności, aby realizować w konkretnych wyborach, w konkretnych po-stawach i w konkretnych czynach MIŁOŚĆ. Niektórzy z nas wraz z o. Wło-dzimierzem udali się jeszcze do Centrum św. Jakuba w Olsztynie na spotka-nie z cyklu: „Mnichu, powiedz jak żyć?”. Tematem był również HYMN O MIŁOŚCI, a konferencji naszego gościa przysłuchiwało się ponad 60 osób.

Maria Matczuk i Barbara Marszałek, Olsztyn

Fotografowała Ania Cieślak

– 47 –

PROGRAM SPOTKANIA W OLSZTYNIE

W CENTRUM DUSZPASTERSKIM (UL. KOPERNIKA 47)

PONIEDZIAŁEK 5 II 2018

15:30 – Chorał Gregoriański pod kierunkiem Wolfa Niklausa (nauka śpiewu Nieszporów)

16:00 – ROZPOCZĘCIE COMIESIĘCZNEGO SPOTKANIA WSPÓLNOTY „BENEDICTUS” – Bądź szczęśliwy!

– uroczyste zapalenia świecy - symbolu obecności wśród nas Chry-stusa

– wezwanie do Ducha Świętego

– 10 min. Modlitwy Jezusowej

– Nieszpory

– Lectio Divina J 9

– Dzielenie się i umacnianie Słowem Bożym

– Sprawy bieżące Wspólnoty

Eucharystia w Kościele p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa

DZIEŃ SKUPIENIA OBLATÓW W TYŃCU

SOBOTA 17 II 2018

09.00 Spotkanie nowicjuszy z o. Włodzimierzem

10.00 Konferencja z o. Włodzimierzem w Sali św. Benedykta na Opatówce

11.00 Masza Święta w kościele

12.00 Adoracja Najświętszego Sakramentu, okazja do spowiedzi

12.50 Modlitwa w ciągu dnia z mnichami w kościele

13.00 Obiad

14.00 Spotkanie w Sali św. Benedykta na Opatówce, sprawy organizacyjne (m. in. beatyfikacja Sługi Bożej Hanny Chrzanowskiej, IV Zjazd Oblatów, majowy dzień skupienia), lectio divina

16.00 Dla chętnych medytacja w kaplicy na Opatówce

17.00 Nieszpory z mnichami w kościele.

– 48 –

WARSZAWSKIE SPOTKANIA BENEDYKTYŃSKIE

Temat: Przebaczenie –teoria i praktyka (o. Włodzimierz Zatorski OSB)

23. lutego w piątek Ursynów Parafia bł. Edmunda Bojanowskiego:

20.00 Msza św. z homilią 21.10 Konferencja tematyczna i spotkanie zakończone Kompletą

24. lutego w sobotę kościół ss. sakramentek na Rynku Nowego Miasta:

9.00 Msza św. z homilią Ok. 9.45 Adoracja Najświętszego Sakramentu 10.00 Konferencja tematyczna 10.45 Spotkanie w salce zakończone Modlitwą w ciągu dnia z Liturgii Godzin

KALENDARIUM

2 II Ofiarowanie Pańskie

5 II Spotkanie grupy Benedictus w Olsztynie

10 II Św. Scholastyki Dziewicy

14 II Świętych Cyryla i Metodego Patronów Europy, Środa Popielcowa

17 II Dzień skupienia oblatów w Tyńcu

23–24 II Benedyktyńskie Spotkania w Warszawie – Przebaczenie –teoria i praktyka (o. Włodzimierz Zatorski OSB)

– 49 –