nordkapp 2009 - moto-turysta · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la...

26
Nordkapp 2009 (i z powrotem, co wcale nie było łatwe * ) Relacja z podróży Jakub Karolczak * ani tanie

Upload: others

Post on 21-Feb-2020

2 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

Nordkapp 2009(i z powrotem, co wcale nie było łatwe*)

Relacja z podróży

Jakub Karolczak

* ani tanie

Page 2: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

Rozdział V

Druga połowa Skandynawii

Dzień 17Oslo > Marstrand (B) > Göteborg (Szwecja)Dystans dzienny: 347 km (łącznie 7166 km)

Wcześnie rano bez żalu żegnam miasto-gospodarza Heroin Open'er Festival (Oslo) i ruszam na południe w kierunku norwesko-szwedzkiej granicy. Pogoda - dla odmiany - jest całkiem ładna, momentami zza chmur wygląda nawet słońce. Jazda w takich warunkach przynosi mi refleksję, że nie ma lepszego sposobu podróżowania i poznawania świata niż motocykl. Człowiek zamknięty w metalowej puszce jest kompletnie odizolowany od przyrody, klimatu, zapachów i ludzi. Rower z kolei ma jedną wielką wadę - dzienne przebiegi są, w porównaniu z motocyklowymi, dramatycznie niskie, zwłaszcza w górzystym terenie; nie sposób tym środkiem lokomocji w ciągu miesiąca zwiedzić kilka krajów. Motocykl w doskonały sposób łączy otwartość rowerowej jazdy z szybkością przemieszczania katamaranu. Wyrazy wdzięczności należą się Gottliebowi Daimlerowi, twórcy pierwszego motocykla.

Tuż przed szwedzką granicą rozproszone chmury dokonują nagłego i perfidnego przegrupowania i konsolidacji, najwyraźniej w celu zmoczenia

Page 3: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

mnie doszczętnie. Fioletowe niebo nad Szwecją zapowiada pogodową katastrofę. Z początku mam sprytny plan przeczekania burzy na stacji benzynowej, ale po 30 minutach chronienia się przed ciężkim deszczem bez widoków na jakąkolwiek poprawę, postanawiam podejść do problemu bardziej po męsku i po prostu przebić się przez burzę. "Fiński kondom" wędruje na grzbiet, a ja ruszam wprost do wnętrza rozwartych szczęk tropikalnej burzy. Woda leci z nieba jak ze słuchawki prysznica (nic nowego), wszystkie rzeczy po kwadransie mam już przemoczone (nic nowego) a do tego... czuję, że mam małą kałużę w prawym bucie (coś nowego!). Zadzieram prawą nogę do góry jak rosyjska balerina i po krótkich oględzinach "w biegu" okazuje się, że czubek buta, którym przytarłem o asfalt w jednym z głębokich złożeń na norweskich winklach, ewidentnie stał się wlotem dla deszczówki. Mam nadzieję, że wytrzyma drogę do domu...*

W Szwecji właściwie niewiele się zmienia, kierowcy dalej jadą z przepisową prędkością po autostradzie (nieliczni pozwalają sobie na luksus jazdy o 10-15 km/h ponad limit), a deszcz dalej pada. Zaraz, zaraz, chwileczkę... co tu robi Chevy Impala, amerykański krążownik z lat 60-tych?

Szybko okazuje się, że Szwedzi wprost kochają stare auta zza oceanu - co chwilę mijam kolejne gangsterskie fury, najśmieszniejsze zaś jest oglądanie, jak jankeskie klasyki niezgrabnie kołyszą się na zakrętach i rondach. Ludzie projektujący zawieszenia tych samochodów postawili sobie chyba za wzór walizkę na kółkach! Fotek niestety nie będzie, jazda w deszczu bardzo zniechęca do pstrykania...

Tego dnia miałem po drodze zaplanowane spotkanie biznesowe - odwiedziny u klienta, Szweda który akurat przebywał na urlopie w małej, nadmorskiej miejscowości - Marstrand. Była to świetna okazja, aby zobaczyć, jak wypoczywają poddani Karola XVI Gustawa.

Sympatyczny Szwed wita mnie wyskakując przez okno z parterowego domku - niezły manewr jak na faceta po 50-tce :) Od razu okazuje się, że trafiam na zjazd rodzinny - w domku są: córka mojego kontrahenta (przyjechała z Rzymu), jego żona (z Finlandii) oraz syn (z Göteborga). Wszyscy są dla mnie tak niesamowicie mili, że czuję się jak członek tej rodziny. Wybieramy się na krótkie zwiedzanie miasteczka, z którego zapamiętałem tylko to, że znajdował się tam fort broniący wybrzeża przed Duńczykami (o czym Szwed mówił z wyraźną dumą w głosie) oraz zlikwidowany już burdel (o czym z kolei mówił z wyczuwalnym żalem).

Pożegnaniom nie było końca, dostałem nawet na drogę picie i kanapki :) Tak wyposażony, dotarłem na kemping w Göteborgu. Plan na wieczór - kuszenie losu, czyli miejski clubbing w samotnym wydaniu. Ostatnia czysta koszulka

* moje nadzieje oczywiście brutalnie zweryfikowało życie

Page 4: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

wędruje na grzbiet, wskakuję w wymięte dżinsy i ruszam tramwajem do centrum. Przedtem jednak czekają mnie dwie duże niespodzianki. Pierwszy szok przeżywam w tramwaju - do miasta w piątkowy wieczór ciągną tłumy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że pochód otwierają... 10-11 letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie, albo szwedzcy rodzice to zupełnie nieodpowiedzialne jednostki - nie wyobrażam sobie czegoś takiego u nas, choć z drugiej strony będąc 10-latkiem nie miałbym nic przeciwko klubowym eskapadom :) może i jest to dobre rozwiązanie - w końcu w wieku lat 17 te dzieciaki będą mogły powiedzieć o sobie, że już się "wyszumiały" :)

Marzenie pedofila - tramwaj pełen małolatów

Drugi szok przeżywam na już na Aveny (wymawiane jak "Avenue") - coś w stylu naszej, łódzkiej Piotrkowskiej, czyli długiej alei pubów, restauracji i klubów nocnych. Ucieleśnieniem drugiego zaskoczenia są Szwedki - piękne, opalone, długonogie, długowłose blondynki. Przez dłuższą chwilę kręcę się po Aveny

"Nocne życie - kiedy ja się bawię to wy śpicie..."*

* Kaliber 44, "Masz albo myślisz o nich aż..." http://www.youtube.com/watch?v=k5OcHy4rNO0

Page 5: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

zupełnie skołowany, cały czas oglądając się za kobietami. Już rozumiem, czemu szwedzkie porno jest tak znane - tak jak reprezentacja Brazylii w piłce nożnej, po prostu MA KTO GRAĆ!!! Dopiero po chwili przypominam sobie, że przecież przyszedłem tu w celu rozpoznania przydatności tego szwedzkiego miasta do celów clubbingowych w przyszłości. Niezwłocznie próbuję więc sforsować bramkę do dużego, tłocznego klubu z muzyką latynoską. Przy wejściu zostaję natychmiast zatrzymany przez ochronę. Spodziewam się, że po prostu pokażą mi drzwi mówiąc coś o sportowych butach lub niedostatecznie wylansowanej odzieży. Pogawędka bardziej przypomina jednak rozmowę z policjantami z drogówki:

Ochroniarz: Good evening, have you been drinking alcohol?Ja: No, I'm just a bit tired, that's all.O: Are you sure?Ja: Yes, I'm sure.O: Did you come here to have a good time and enjoy this party with other people? (ten facet czytał mi w myślach)Ja: That's exactly what I'm here for.O: Then welcome and enjoy your time in our club.

Byłbym zaliczył trzecie zaskoczenie, ale jeszcze w Oslo dwie przemiłe Szwajcarki opowiedziały mi o tym szwedzkim zwyczaju - do żadnego klubu nie wejdą ludzie pijani, agresywni i generalnie niezbyt się kontrolujący. Ma to swoje wielkie plusy (zabawa zawsze w pozytywnie nastawionym towarzystwie, brak agresji), ma to też jeden wielki minus (dla osób lubiących mocne trunki clubbing skończy się w pierwszym lokalu, po opuszczeniu którego można nie zostać ponownie wpuszczonym do środka). Mnie temat pijaństwa nie dotoczył, więc mogłem bez przeszkód odbyć kilka kolejnych rozmów tego typu, zwiedzając przy okazji inne nocne kluby.

Clubbing tego wieczoru zakończył się dla mnie około 1 w nocy w klubie reggae, gdzie dopadła mnie potężna fala zmęczenia. Kilka kolejnych dni jazdy i niedosypiania dało znać o sobie i nagle, tańcząc, prawie zasnąłem na stojąco. Ostatkiem sił zdołałem dowlec się do namiotu...

...moja ostatnia myśl tego dnia:

Göteborg? It's a party destination!!!

Page 6: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

Dzień 18Göteborg (Szwecja) > Kopenhaga (Dania)

Dystans dzienny: 325 km (łącznie 7491 km)

Poranek wita mnie deszczem (cóż za niespodzianka!). Po tylu kilometrach nawiniętych w Skandynawii nie robi on już jednak na mnie żadnego wrażenia. Po prostu przez jakiś czas (jak się później okazało przez cały dzień) będzie mi mokro i zimno. Tego dnia liczyło się jednak coś innego - przejazd najdłuższym mostem w Europie i jednocześnie najdłuższym mostem na świecie łączącym dwa państwa. Most nad Sundem (Øresundsbron) to prawdziwe arcydzieło inżynierii - składa się (za Wikipedią) z mostu o długości 7845 m, sztucznej wyspy o dł. 4055 m i ponad 3,5-kilometrowego tunelu. Zamiast zdjątka własnej produkcji wrzucam fotę z wiki, mam nadzieję że nie zajebią mnie z powodu naruszenia praw autorskich.

Page 7: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

Przejazd tą konstrukcją dostarcza niecodziennych wrażeń - wjeżdżając na most nie zobaczymy jego zakończenia na drugim brzegu...

Wyjeżdżając z tunelu po duńskiej stronie czuję dziwne, leciutkie, rytmiczne uderzenia w prawą stopę. Kontrola stanu obuwia wyjaśnia sytuację - but kompletnie się rozkleił jak Josef Fritzl w czasie swojego procesu:

Jak w piosence "Chwile ulotne" Paktofoniki:"Zdarte zelówki w podróży,

polowanie na chwilę się nie nuży, się nie dłuży..."

Page 8: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

Niestety, oznaczać to mogło tylko jedno - posiadane przeze mnie obuwie motocyklowe czekała ostatnia podróż (do kontenera na śmieci), ja zaś musiałem nabyć nową parę kawaleryjek. Problem był tylko taki, że w Kopenhadze znalazłem się po godzinie 16:00, więc salon motocyklowo-akcesoryjny Suzuki mogłem sobie pooglądać przez szybę. A zatem kolejny przymusowy weekend postojowy... tym razem nawet mi to pasowało, byłem przecież w dużym, tętniącym życiem portowym mieście, do tego potrzebowałem wolnego dnia na wypranie ciuchów i ogarnięcie chaosu panującego w moich kufrach. Nie mówiąc już o luksusie spania do 14tej przez dwa dni z rzędu :)

Charlottenlund Fort, na który zajechałem, okazał się najciekawiej położonym kempingiem, jaki w życiu widziałem - namioty i przyczepy stacjonowały we wnętrzu starego fortu, broniącego Kopenhagi przed krwiożerczymi Szwedami.

Fire in the hole!!!

Page 9: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

Jakby tego było mało, z przydziału dostałem najlepsze miejsce na całym terenie - pod warunkiem, że dam radę tam wjechać moim motocyklem. Podjechałem bez trudu i już po chwili byłem rozlokowany w Sztabie Kierowania Ogniem:

King of the Hill

Zwiedzanie Kopenhagi rozpoczynam od niemiłej obserwacji, że Dunki są absolutnym przeciwieństwem swoich koleżanek z drugiego krańca cieśniny Sund. 3/4 z nich jest po prostu szpetna, bardziej przypominają chudych, upośledzonych umysłowo mężczyzn niż kobiety. Już chyba rozumiem, dlaczego Duńczycy wojowali ze swymi sąsiadami - najwyraźniej chcieli się dobrać do uroczych Szwedek*.

A sama stolica Danii? Ktokolwiek projektował Kopenhagę, skserował plany Amsterdamu - te dwa miasta są do siebie bardzo podobne - wszędzie kanały, kamieniczki i rowery...

* kto widział Dunki i Szwedki, ten Duńczyków nie potępi

Page 10: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

"Przepraszam, którędy do Muzeum Van Gogha?"

Rowerom należy się odrębny akapit. Duńczycy wydają się mieć większego pierdolca na punkcie tych pojazdów niż mieszkańcy Holandii. Oczywiście królują wygodne, wielkie "kozy", znane każdemu kto zwiedzał Amsterdam. Na jednośladach jeżdżą dosłownie wszyscy, od dzieciaki po starców. Sieć ścieżek rowerowych przyprawia o zawrót głowy, nie są one (tak jak u nas) zjawiskiem rzadkim jak kometa Halleya. Na każdej ulicy znajdziemy jakiś sklep albo serwis rowerowy (nie koloryzuję!). Chciałbym, żeby kiedyś tak było i w moim mieście...*

Krążąc po Kopenhadze zbliżam się do kolejnej ciekawostki - Wolnego Miasta Christiania. W 1971 grupa hipisów zajęła opuszczone przez jednostkę wojskową baraki. Po długich bojach z policją i urzędnikami miejskimi, Christiania uzyskała status "eksperymentu społecznego" co znaczyć miało tyle, że urzędasy dały za wygraną. W Wolnym Mieście kwitnie handel trawką i haszyszem, poza tym panuje tu atmosfera umiarkowanego, w miarę kontrolowanego zdziczenia. Zwiedzających obowiązują dwie zasady - naczelna "no photos" oraz niepisana "no running" (biegający są uznawani za policjantów lub złodziei). W ciągu ostatnich 60 sekund w Christianii udało mi się złamać obie... ale po kolei:

Zwiedzanie Christianii rozpoczynam od przejścia przez Pusher Street, czyli uliczkę na której rozstawione są stragany z marihuaną, obsługiwane przez kopenhaskich odpowiedników naszych dresiarzy z blokowisk. Są oni trochę nerwowi, bo od czasu do czasu policja urządza im naloty; wszędzie wiszą zakazy fotografowania. Christiania to jednak nie tylko Ulica Dilerów - szwędam się po koszarach, obserwując życie codzienne hipisów. Nie sposób

* oczywiście bez duńskich kobiet-bazyliszków

Page 11: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

oprzeć się wrażeniu, że cała ich ideologia opiera się na paleniu trawki, piciu piwa i kontestowaniu przymusu ciężkiej pracy. Życie płynie tu z pozoru spokojnie, daje się jednak wyczuć niepokój związany z represjami władz i nieufnością w stosunku do obcych (którzy tłumnie odwiedzają to miejsce w poszukiwaniu miękkich narkotyków). "Summer of love" to to nie było...

Zaułki Christianii (telewizor jest namalowany)

Wychodząc z Wolnego Miasta, jakieś 200 metrów od wyjścia, natrafiam na taką oto ciekawostkę - dorodny krzak cannabis indica rosnący w żywopłocie:

Page 12: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

Dalsze wydarzenia przypominają amerykański film akcji. Strzelam powyższą fotkę i momentalnie słyszę wrzaski dobiegające zza żywopłotu. Okazuje się, że jest tam zaułek Pusher Street, a ja właśnie popełniłem największą możliwą gafę w Christianii - sprawiłem, że dilerzy pomyśleli, że robię im zdjęcia. Szybko chowam aparat i popełniam drugi najgorszy błąd - zaczynam biec w kierunku wyjścia. Udaje mi się zrobić zaledwie kilka kroków i już jestem otoczony ze wszystkich stron przez kilkunastu mocno wkurwionych dresiarzy. Reszta straganiarzy dobiega i blokuje wyjścia z Wolnego Miasta. Moja sytuacja jest niewesoła.

Ponieważ ani walka, ani ucieczka nie mają już sensu, postanawiam przejąć inicjatywę. Podchodzę do nich spokojnym krokiem i tłumaczę, że nie robiłem zdjęć im, tylko przyrodzie. Na dowód wyciągam telefon i odpadam galerię fotek. Problem jest tylko taki, że w telefonie mam kilkaset zdjęć z całej wyprawy i wczytanie podglądu trwa dobrą minutę. Jest to chyba najdłuższa minuta całej podróży, wspólnie z dresiarzami obserwuję przesuwający się pasek z napisem "Otwieranie". "That's slow..." mówią a napięcie cały czas jest wysokie. W końcu galeria się odpala, a ja mogę pokazać zrobione fotki. Chłopaki grzecznie proszą mnie jeszcze o przewinięcie jej w drugą stronę (na wszelki wypadek) i odwołują alarm. Żegnają mnie krótkim "We don't wanna be in your pictures, man." Uff...

Po sporej dawce mocnych wrażeń wracam do centrum, gdzie nachodzi mnie ochota na obejrzenie jakiegoś filmu. Znajduję kino z największym ekranem w Kopenhadze, problem jest jednak taki, że grają tam tylko Harry'ego Pottera. Nie przepadam za tą kretyńską serią, ale chęć posiedzenia w wygodnym fotelu jest większa i kupuję bilet. Rząd 12, miejsce 14. Żaden problem... przeciskam się między siedzącym ludźmi, próbuję przeprosić siedzącą na moim miejscu kobietę, która grzecznie wyjaśnia mi, że nr 14 jest na drugim końcu sali. To jakaś kpina, wyraźnie widzę że babka siedzi na fotelu z 14tką... awanturuję się przez chwilę. Po dłuższej dyskusji ktoś z boku wyjaśnia mi, że w Danii obowiązuje inna numeracja foteli... numeracja miejsc zaczyna się od najwyższej z brzegu i zmniejszają się do środka, a potem znowu rośnie, czyli np. 5, 4, 3, 2, 1, 2, 3, 4, 5. Niezły mętlik... warto o tym pamiętać, można sobie zaoszczędzić wstydu.

Dzień 19Kopenhaga (Dania)

Dystans dzienny: 0 km (łącznie 7491 km)

Niedziela upływa mi na bezcelowym szwędaniu się po centrum stolicy Danii. Piesza włóczęga, mimo że nie posiada motywu przewodniego, dostarcza wielu ciekawych wrażeń. W centrum wisi wielka reklama Carlsberga "Probably the best beer in town" - Kopenhaga to chyba jedyne miejsce, gdzie nie muszą się nadymać, że są najlepsi na świecie :) Tuż obok, na przejściu dla pieszych,

Page 13: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

dwóch policjantów przesłuchuje zastraszonego, ciemnolicego obywatela Rumunii. Akurat czekam na czerwonym świetle, więc mam okazję dokładnie przyjrzeć się całej sytuacji. Facet zwędził komuś rower z przyczepką i albo idiotę udawał albo idiotą był naprawdę. Po kilku próbach dogadania się z nim po angielsku, mili funkcjonariusze zmieniają się w gestapo, krzycząc na zmianę na trzęsącego się ze strachu Rumuna: "This is Denmark, you will speak in English, Danish or German. If not, SHUT THE FUCK UP!". Na zmianę wyżywają się na nim, ciągnąc go w końcu na komisariat. Przykra sytuacja... Nie znoszę złodziejstwa, ale jeszcze bardziej nie lubię faszystów.

Kopenhaskie Tivoli mocno rozczarowuje, spodziewałem się bajkowego ogrodu, a zastałem park rozrywki dla dzieci (karuzele, strzelnice itp.) oraz restauracje dla ich zmęczonych rodziców, którym do kotleta przygrywała duńska orkiestra symfoniczna. Nic ciekawego.

W Kopenhadze albo właśnie padało, albo pada, albo wkrótce będzie padać

Ratusz imienia Carlsberga (chyba)

Page 14: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

Dzień 20Kopenhaga (Dania)

Dystans dzienny: 30 km (łącznie 7521 km)

Poniedziałek rozpoczynam od wyprawy po buty jak typowa galerianka. W salonie Suzuki udaje mi się wybrać obuwie firmy Frank Thomas, za które płacę 180 Euro (wszystkie duńskie korony udało mi się upłynnić dzień wcześniej, to po prostu niesamowite jak Skandynawia wysysa pieniądze z portfela).

Reszta dnia upływa mi na przepakowywaniu i praniu brudnych ciuchów. Do tego podróżne standardy, na które zwykle nie ma czasu, czyli dolewka oleju i smarowanie łańcucha. Po całym dniu krzątaniny zasypiam dziwnie zmęczony... jednak nie jest tak łatwo być kurą domową.

Dzień 21Kopenhaga (Dania) > Båring

Dystans dzienny: 233 km (łącznie 7754 km)

Rano cud - Dania wita mnie słońcem, w promieniach którego przemierzam prowincję. Duński krajobraz jest bardzo podobny do holenderskiego, może tylko odrobinę bardziej pofałdowany:

Page 15: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

Wszędzie widać farmy wiatrowe. Wiatraki obracają się jednak dużo szybciej niż w innych krajach Europy - wieje tutaj mocno i stale. Jadąc na zachód szybko docieram do końca wyspy Sjaelland. Między nią a Fyn (Fionią), ponad cieśniną Wielki Bełt, rozpięte jest kolejne drogowe cudo - najdłuższy most wiszący w Europie (zdjęcie mostu ponownie podpierdoliłem, tym razem z jakiejś niemieckiej strony):

Tego wieczoru trafiam na kemping we wiosce Båring, tuż nad zatoką o tej samej nazwie. Rozbijam namiot na skarpie i wieczorem mogę rozkoszować się takim oto pocztówkowym widokiem:

"Oprócz błękitnego nieba,nic mi dzisiaj nie potrzeba..."*

* http://www.youtube.com/watch?v=uCmjyt7ZmWc

Page 16: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

Dzień 22Båring > Æblø > Båring + okolica

Dystans dzienny: 106 km (łącznie 7860 km)

Wygrzebany z odmętów bocznego kufra przewodnik po Skandynawii opisuje przyrodniczą ciekawostkę - wyspę Æblø, na którą można się dostać, przechodząc mielizną w czasie odpływu. Na miejscu melduję się o godzinie 13:54, jak się okazuje, na 3 minuty przed... najwyższym dobowym stanem wody. Mimo tego, sporo ludzi brodzi w wodzie po pas, a więc wyspa jest do zdobycia nawet podczas przypływu! Szybka zmiana ciuchów, pogawędka ze starszym tubylcem nt. samej wyspy (Æblø oznacza jabłoń, kiedyś na wyspie

Æblø na horyzoncie

Page 17: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

rosły podobno dzikie jabłka) i już powoli zdobywam teren krocząc w wodzie po pas.

Po kilku minutach mozolnej wędrówki zauważam płynącą w moim kierunku łódkę. Starszy pan, z którym rozmawiałem chwilę wcześniej, podpływa do mnie i proponuje podwózkę do pierwszej wysepki. Trochę się waham, pamiętając jeszcze, do czego są zdolni starcy w Skandynawii, ale w końcu korzystam z zaproszenia kalkulując, że gdyby facet chciał mnie gdzieś wywieźć to po prostu wyskoczę za burtę. Nie spotykam się jednak z żadnym seksualnymi propozycjami, zamiast tego ucinamy sobie miłą pogawędkę i po 10 minutach jestem już na małej wysepce, żegnając odpływającego na wędkowanie Duńczyka:

Nie każdy staruszek to zboczeniec

Czeka mnie jeszcze przejście piaszczystą mierzeją:

Page 18: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

przy której rozmieszczone są najzwyklejsze w świecie słupki drogowe (w czasie odpływu przejeżdżają tamtędy traktory):

Po upływie jakichś 40 minut wreszcie udaje mi się dotrzeć na wyspę:

Największe wrażenie robi piękno przyrody - roślinność momentami wręcz tropikalna, do tego ogłuszające cykanie świerszczy i skrzek wszędobylskich mew, wszystko to przy braku ludzi - nieliczni, którzy dotarli na wyspę znikają w gąszczu krętych ścieżek.

Page 19: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

Po kolejnym kwadransie docieram do Magicznego Lasu:

Wszędzie wokół widać sarnie bobki, coś podpowiada mi, że natknę się na te zwierzęta (wysepka jest przecież dość mała). Tymczasem kontynuuję moją wędrówkę, aż do północnego, wyposażonego w latarnię morską, krańca Æblø:

Rozpoczynam podróż powrotną, wykorzystując jednocześnie jedną z moich Umiejętności Specjalnych - gubienie się w nieznanym terenie. Szlak niby jest oznaczony strzałkami, nie przeszkadza mi to jednak zgubić się kompletnie.

Page 20: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

Przez jakiś czas idę jeszcze jakąś ścieżką:

ale wkrótce przedzieram się już na przełaj, byle tylko w kierunku południowym. Nagle w krzakach wielkie poruszenie i ponad dziesięć jeleni ucieka w las. Kontynuuję moją wędrówkę, co jakiś czas płosząc kolejne stadka dziczyzny, aż w końcu docieram na południowy kraniec wysepki. W międzyczasie - starym skandynawskim zwyczajem - pogoda zdążyła się popsuć:

Duńska, morska pogoda - nagle zrobiło się ciemno, 30 minut później było znów słonecznie. Wieczorem znów padało. Szału można dostać.

Page 21: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

Drogę powrotną przez mieliznę pokonuję przy niskim stanie wody - porównajcie sobie poniższe zdjęcie z pierwszą fotką z tej wyprawy na str. 16

Dzień 23Båring (A) > Skagen (B) > Albæk (C)

Dystans dzienny: 345 km (łącznie 8205 km)

Page 22: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

Kolejny dzień to głównie jazda w deszczu, kierunek - Skagen, najbardziej na północ wysunięty punkt w Danii. Nordkapp to to nie jest, ale dojazd tam w ciężkiej ulewie to też całkiem spore wyzwanie. Do tego stopnia, że wykonuję tylko rundkę wokół miasteczka i wracam na południe, łapiąc nocleg w Albæk. W lokalnej pizzerii wokół mnie pełno rodzin z dziećmi chroniących się przed deszczem.

Trzeba być kompletnym idiotą żeby wypoczywać latem na duńskim wybrzeżu!!!

Dzień 24Albæk (A) > Skagen (B) > Arhus (C)

Dystans dzienny: 302 km (łącznie 8507 km)

Rano pogoda jest na tyle dobra, że postanawiam ponownie zaatakować Skagen, tym razem czerpiąc z tego odrobinę przyjemności (czytaj: nie padało).Odwiedzam też Tilsandede Kirke czyli Zasypany Kościół. W dużym skrócie - wierne owieczki zbudowały kościółek na plaży, a potem Szatan sypnął piachem i nad wydmy wystaje teraz tylko wieża.

Page 23: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

1-0 dla Lucyfera

Planowana trasa na ten dzień miała przebiegać wzdłuż zachodniego wybrzeża Półwyspu Jutlandzkiego. Niestety, plany jak zwykle pokrzyżowała mi pogoda. Gdzieś w okolicach Fjerritselv natrafiam na prawdziwy Gniew Oceanu. Wiatr zaczyna kłaść drzewa, niebo jest fioletowe, deszcz napieprza jak Tyson w ringu, a to zaledwie odnoga ogromnej burzy, która kumuluje się nad wodą i zmierza w stronę lądu. Jestem zmuszony odbić na południe i - przez cały czas ścigany przez sztorm i kompletnie przemoczony - znaleźć schronienie w średniej wielkości mieście Arhus.

Dzień 25Arhus

Dystans dzienny: 0 km (łącznie 8507 km)

Imieniny spędzam susząc przemoczone ciuchy i odwiedzając lokalne kino ("Burning Plain" to jeden z lepszych amerykańskich filmów jakie ostatnio widziałem). Wieczorem na mieście zagaduje mnie dwóch pijanych Duńczyków, pytając o coś w tym swoim języku diabła. Nie mam pojęcia o co im chodzi, więc mówię tylko "I'm from Poland" na co obaj ściskają mi dłoń mówiąc "In Denmark we still remeber the war, Polish people are fucking heroes in here." Miło, a myślałem że będzie jakaś awantura - ja to jednak mam skrzywioną psychikę :)

Page 24: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

Dzień 26Arhus > Hamburg > Wartkowice

Dystans dzienny: 1064 km (łącznie 9571 km)

Na przedostatni dzień podróży zaplanowany miałem rekordowy na tej wyprawie przebieg - 1000 km. Plan - jak za komuny - udało się zrealizować w 106,4%. Z Arhus gnam prosto do Hamburga, gdzie niby coś tam miałem zwiedzać. Kończy się na szybkiej przejażdżce po Sankt Pauli, gdzie akurat mają jakiś protest, bo w oknach wiszą prześcieradła z hasłami typu "FUCK YOU VATTENFALL". Bardziej z obowiązku niż z podziwu strzelam dokumentacyjną fotkę budynkom "Hamburg Port Authority" i ruszam na Berlin.

Page 25: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

Około 60 km przed stolicą Rzeszy na autostradzie tworzy się gigantyczny korek. W mojej głowie powstaje chytry plan jazdy pasem awaryjnym, ale na moich oczach auta przede mną lecą na boki jak nogi łatwej dziewczyny i mam przed sobą wygodny korytarz do całkiem sprawnej jazdy. Co ważne, nie było żadnych "śpiochów", którym zapomniało się spojrzeć w lusterka i zjechać. Absolutnie wszyscy niemieccy kierowcy wykonywali manewr ustąpienia miejsca równocześnie, jak na komendę. Vielen dank!

W okolicach godziny 20:00 jestem już na rodzinnej działce pod Wartkowicami. Nazajutrz - niestety - skończy się moja wyprawa...

Dzień 27Wartkowice > Łódź

Dystans dzienny: 53 km (łącznie 9624 km)

Ostatnie 53 kilometry z działki do domu to już czysta formalność. Znów, dokładnie tak jak rok temu, nie bardzo mam ochotę wchodzić do mieszkania... ze zdziwieniem stwierdzam, że gdyby na moim koncie była jeszcze jakakolwiek gotówka, bez chwili wahania ruszyłbym na południe, w kierunku Turcji i Morza Kaspijskiego... no cóż, na razie trzeba te plany odłożyć na przyszły rok.

Ostatnim zdjęciem była fotka tylnej opony - przed wyjazdem słyszałem wiele głosów, że skandynawskie asfalty potrafią szybko zedrzeć gumy. Wykonałem więc fotkę w dzień wyjazdu i po powrocie, można sobie porównać stan bieżnika (oponka ta sama co rok temu, Michelin Anakee - polecam):

Przed wyjazdem Po przejechaniu 9624 kilometrów

Page 26: Nordkapp 2009 - MOTO-TURYSTA · letnie dzieciaki - chłopcy z włosami postawionymi na żel a la David Beckham i małoletnie wersje Nelly Furtado. Albo w mieście jest tak bezpiecznie,

Epilog

Ludzie uwielbiają porównania i nie sposób uniknąć pytania - która wyprawa była lepsza, Hiszpania 2008 czy Skandynawia 2009? Moja odpowiedź brzmi: nie da się odpowiedzieć na to pytanie jednym zdaniem. Przede wszystkim, tegoroczna podróż była dużo bardziej wymagająca pod względem psychicznym i fizycznym. Co najmniej 1/3 Finlandii i Norwegii zrobiłem w deszczu, do tego dochodziło masakryczne zimno, które potrafiło doprowadzić do prawdziwej rozpaczy. Hiszpański klimat był pod tym względem o niebo bardziej przyjazny (3 tygodnie bez kropli deszczu!). Pewnie gdybym w pierwszym sezonie dalekich podróży zaatakował Nordkapp, to bym się popłakał, wrócił w niesławie i zarzucił tę formę rozrywki :) Na szczęście tak się nie stało. W zamian za niewygody jazdy w surowym klimacie, Daleka Północ dała wielką nagrodę - dziką, nieskażoną przyrodę, przecudne widoki i niezapomniane, niezachodzące słońce. Wiem, że tamtych chwil nie zapomnę do końca życia.

PODSUMOWANIE

Czas wyprawy: 27 dni (z dwoma przymusowymi przestojami weekendowymi)Koszt wyprawy: ponad 10.000zł (nie licząc zestawu napędowego i nowych butów) -

w tym tylko dwa noclegi na dziko, reszta na kempingach i w domkach, paliwo, opłaty za mosty i tunele, żarcie głównie z Polski, 7 seansów kinowych :)

Najpiękniejsze miejsce: LofotyNajpiękniejsza przyroda: fiordy na północy NorwegiiNajpiękniejszy widok: z góry na Geiranger FjordNajpiękniejsze kobiety: Goeteborg, SzwecjaNajbrzydsze kobiety: Dania (tragedia)Najpiękniejsza trasa: ex aequo droga do Lysebotn i droga TrolliNajtrudniejszy moment: jazda iście arktyczną Via Karelia w deszczu i przy 8°CNajwiększe odkrycie: Słońce naprawdę może nie zachodzić!Największe rozczarowanie: Oslo. Chyba, że ktoś jest ciężkim ćpunem, wtedy mu się

tam na pewno spodoba. Zwłaszcza po zmroku.

Czy było warto? Ponownie, tak jak w zeszłym roku, odpowiem bez wahania:

OCZYWIŚCIE, ŻE TAK!!!

[email protected]