niech wiatr jĄ poniesie - jedrusie.org · redakcji, by skorygować lub tylko skonfrontować...
TRANSCRIPT
1
2
3
N I E C H W I A T R J Ą P O N I E S I E
4
5
Opracowanie muzyczne
Olgierd Straszyński
Uzupełnienie do II Wydania
Janusz Kaźmierczak
Redaktor
Tadeusz Papier
6
7
8
9
Obwoluta i strona tytułowa
Roman Prokulewicz
Redaktor techniczny
Paweł Marchewka
Wydanie IV cyfrowe
Wydawca
Grupa Rekonstrukcyjno – Historyczna
„ODWET” - „JĘDRUSIE”
Zakłady Wydawnicze
„ODWET”
Łódź 2018
Opracowano na podstawie Wydania II
Wydawnictwo Łódzkie 1975
Opracowano za zgodą p. Agnieszki Czaja - Szewery
Opracowanie wersji PDF
Jarosław Dybowski
10
11
19 września 2007 r. w godzinach porannych zmarł TADEUSZ SZEWERA, jeden z
ostatnich legendarnych „Jędrusiów". Pomimo iż urodził się w Leżajsku, większość życia spędził
w Łodzi…
Zabrakło Łebka...
Jego ciepłego głosu jakim nam opowiadał swe gawędy i tej filuternej iskry w oczach.
Pozostały okulary na stole i zapłakana Agnieszka. Pamięć i żal, że nie dość radości ostatnich
dni Mu daliśmy. Miałem Go odwiedzić we wtorek, naszykowałem dla Niego zdjęcia „Boba”
które przysłał, kilka nowych pomysłów do dyskusji. Położyłem na bufecie w kuchni, by nie
zapomnieć rano.
Koperta została tam gdzie ją położyłem. Poranna wiadomość, niedowierzanie, chwila
zastanowienia nad nieuniknionym.
Tadeusza pamiętałem z dawnych lat jako ciepłego, szczerego człowieka, który siedząc
nieco zgarbiony, ze splecionymi dłońmi i łokciami opartymi na kolanach w naszej harcówce
opowiadał nam swe gawędy o Jędrusiach, o radiowej pracy i o piosenkach wojennych. Wtedy
był dla nas - harcerzy Szczepu JĘDRUSIE w jakiś sposób Człowiekiem legendarnym -
partyzant, pisarz, radiowiec. Gdy w 2003 roku po latach poszedłem Go odwiedzić w jego
mieszkaniu czułem się dziwnie, wiedziałem, że mnie nie pamięta. Byłem tylko jednym z wielu
harcerzy Szczepu. Ostatnie cztery lata gdy odwiedzałem Go dość często, upływały nad
projektami związanymi z „legendą jędrusiową”, pomagał odnajdywać dokumenty, opowieści
i kontakty.
Dyskutowaliśmy co jeszcze można zrobić, podśmiewał się z „gugla” i diabelskiej
nieznanej Mu maszyny stojącej na stole. Radził jak prowadzić redakcję tekstów, wiele z nich
recenzował i poprawiał. Zawsze życzliwy, czasem zirytowany tym co się działo w Polsce
psioczył bez krępacji na polityków. Te kilka lat jakie spędziłem na bezpośredniej z Nim
znajomości to niezapomniana lekcja historii, opowiadana w jedyny „szewerowy” sposób.
Z krwi i kości radiowiec, redaktor, pisarz i archiwista dzielił się z nami doświadczeniem i
radami.
Był zwykłym starszym Panem siedzącym po drugiej stronie stołu, pogryzającym słone
paluszki i krakersy, odgarniając długie kosmyki szronkowatych włosów z czoła.
Jego powitanie, życzliwe, przeciągłe „Cześć” i wyciągnięcie ręki z uśmiechem. Jego
namaszczone w rytuale parzenie herbaty i szukanie zawieruszonej w gąszczu regałów książki
z której coś w pamięci wyszukał i chciał pokazać. Jego sweter i krawat zawiązany w wielki
perfekcyjny węzeł.
Dziś w mieszkaniu na Żeromskiego zostało puste niezaścielone lóżko, wisząca nad nim
replika „empi” którą daliśmy Mu na 81 urodziny, rysunki i zdjęcia w „Kapliczce” - Jędruś,
Cyklop, Bobo. Odznaki i plakietki, albumy z fotografiami. Teczki wycinków z gazet i taśmy
radiowe.
Pozostał wpis na egzemplarzu „Niech wiatr ją poniesie” i dedykacja w dniu narodzin
dla mej córki, Weroniki na książeczce „Ile lat liczy Świat”
Pozostała zaschnięta łza na mym biurku, gdy kończę pisać te słowa…
Jarosław Dybowski
19 września 2007 roku
12
13
SŁOWO WSTĘPNE DO DRUGIEGO WYDANIA
Kiedy w maju 1970 roku oddawałem do rąk Czytelników pierwsze wydanie tej
antologii, słowo wstępne rozpocząłem od przypomnienia następującego faktu: pod koniec XIX
wieku Księgarnia Polska we Lwowie zainicjowała wydawanie zeszytów z piosenkami, z
których w przyszłości miał powstać „Śpiewnik polski”. Na ostatniej karcie pierwszego, jeszcze
bardzo skromnego tomiku napisano wówczas:
„Jeżeli przy pomocy publiczności potrafimy go zrobić dokładnym, będzie on prawdziwą
perłą w literaturze naszej i zwierciadłem życia narodowego, jego pragnień, nadziei, zawodów
i boleści. Sądzimy, że nikt nie odmówi nam pomocnej dłoni do uwieńczenia przedsięwzięcia, by
zawierał wszystkie piosenki śpiewane w chwilach wesela, smutku, na co dzień i w boju”.
Ów apel wydawcy z 1878 roku przytoczyłem w przekonaniu, że podobnym można było
opatrzyć i moją pracę, po raz pierwszy w powojennym dwudziestopięcioleciu poświęconą w
całości piosence z lat 1939 - 1945. Obejmowała ona bowiem zaledwie cząstkę przebogatej
twórczości piosenkarskiej polskiego żołnierza, konspiratora, partyzanta, jeńca wojennego i
powstańca. Chociaż liczyła sześćset stronic, znalazło się w niej miejsce dla jedynie kilkunastu
pieśni z 1939 roku i z obozów jenieckich, dla kilku ulicznych ballad i kolęd wojennych, trochę
więcej było piosenek partyzanckich, walczącej Warszawy i tych, które układali polscy
żołnierze w drodze do Polski, gdy „przemierzali kawał świata”; razem ponad 170 tekstów i
zapisów nutowych. Wiedziałem, że to niewiele, lecz pomieszczenie wszystkich w jednej
książce przerastałoby rozmiary podjętej pracy, a poza tym byłoby po prostu niemożliwe.
Jednocześnie spodziewałem się odzewu Czytelników.
Zaczynałem gromadzić piosenki bezpośrednio po wojnie zachowując w pamięci przede
wszystkim te, które sam śpiewałem u „Jędrusiów” w lesie. Potem przyszedł cykl audycji
radiowych „Z nią było łatwiej przeżyć” o frontowym, żołnierskim i partyzanckim śpiewaniu.
Słuchacze bardzo żywo reagowali na te programy i nadsyłali do redakcji znane im piosenki.
Cenne materiały otrzymywałem od zbowidowców, byłych partyzantów, żołnierzy, powstańców
i ich rodzin. Korzystałem również z materiałów znajdujących się w zbiorach bibliotek i
archiwów. Pęczniały teczki z tekstami, powiększał się zasób taśm z nagraniami melodii.
Po kilku latach takiego zbieractwa podjąłem pracę nad książką. Miałem do wyboru dwie
drogi: uczynić z niej zbiór i pomieścić w nim możliwie wszystkie pieśni, które bądź powstały
w czasie drugiej wojny światowej, bądź przerabiane z dawniejszych zrosły się na zawsze z
tamtym czasem lub dokonać pewnego wyboru spośród dotąd zgromadzonych i oddać w ręce
Czytelników popularną antologię. Wybrałem tę drugą drogę, z pozoru nieco łatwiejszą, ale w
tym przypadku usprawiedliwioną. Tą książką chciałem nawiązać do tradycji popularnych
wydawnictw z czasów wojny, takich jak „Pieśni zbrojne”, „Śpiewnik domowy”, „Śpiewnik
żołnierza polskiego”, „Zbiór wierszy i pieśni dla partyzantów Armii Ludowej, „Pieśni
oddziałów partyzanckich Zamojszczyzny”, „Pieśni Batalionów Chłopskich” i wielu innych
14
zbiorków, które polskim słowem i polską melodią budziły w nas wówczas wiarę w ostateczne
zwycięstwo, a obecnie stanowią bezcenny dokument w dziejach polskiej pieśni patriotycznej.
Umieszczając garść tych „śpiewów historycznych” w jednym tomie chciałem jednocześnie
opowiedzieć Czytelnikom, jak one powstawały i kim byli ludzie, którzy je tworzyli.
Powstała więc antologia złożona z pięciu rozdziałów, do których weszło zaledwie 179
pieśni, opatrzonych komentarzami i na ile pozwalała dokumentacja, mniej lub więcej
szczegółowymi przypisami. Obecne drugie wydanie wzbogaciło się o kilkanaście nowych
utworów, ale o umieszczeniu wszystkich nadal nie mogło być mowy. Dlaczego? Wystarczy
przejrzeć wydane w kraju w latach 1939 - 1945 druki konspiracyjne, by się przekonać, że już
wówczas opublikowano w nich prawie dwieście pieśni i piosenek. To bardzo dużo. A przecież
na karty tych wojennych śpiewniczków czy zbiorków poezji okupacyjnej trafiały tylko
nieliczne, bardziej znane lub specjalnie pisane do druku. Dziesiątki i setki piosenek
partyzanckich, konspiracyjnych, i powstańczych, dziesiątki ulicznych ballad i samorodnych
utworów ludowych żyło wyłącznie w tradycji ustnej. A gdzież są pieśni żołnierskie z
wszystkich frontów? Doprawdy, pękate będzie w przyszłości tomisko, w którym zbierzemy
cały ten dorobek.
Przygotowując pierwsze wydanie zdawałem sobie sprawę, że nie ustrzegę się od
mimowolnych błędów. Zadanie nie było łatwe, nie zawsze mogłem dotrzeć do pierwszej
redakcji, by skorygować lub tylko skonfrontować posiadane teksty i nuty, nie zawsze też
udawało się ustalić precyzyjnie rodowody piosenek, rozszyfrować pseudonimy autorów i
kompozytorów. Sporo utworów musiało pozostać anonimowymi.
Wiem, że obecne wydanie również nie jest wolne od drobnych nieścisłości, luk i znaków
zapytania. Ale oddaję je pełniejsze, znacznie poszerzone i poprawione. Wzbogaciłem niektóre
biografie, uściśliłem większość rodowodów pieśni, sprostowałem pomyłki co do pewnych
faktów. W przypisach można znaleźć po raz pierwszy, nigdzie dotąd niepublikowane, życiorysy
autorów powszechnie znanych pieśni. Wdzięczność winienem za to wszystkim, którzy
serdecznie i życzliwie, a niekiedy nawet wprost gorąco i spontanicznie, zareagowali w 1970
roku na ukazanie się antologii. Posypały się dziesiątki listów z kraju i z zagranicy. Zawierały
uzupełnienia, relacje i wskazówki co do dalszych poszukiwań. Były w nich często nowe teksty
i nuty, stare śpiewniczki i najnowsze, a mało dostępne wydawnictwa. Pisali te listy nie tylko
autorzy pieśni; bezpośrednio zainteresowani byli uczestnicy Ruchu Oporu oraz żołnierze
różnych formacji wojskowych z lat 1939 - 1945. Otrzymywałem je także od osób, które w
szufladach nagle odnalazły zbędne dotąd materiały i zapomniane druki, mogące stanowić
przyczynek do dziejów polskiej pieśni niepodległościowej. Tej całej korespondencji należałoby
poświęcić osobny rozdział, tyle w niej cennych uwag i bogactwa faktów. Wybaczą mi jednak
Czytelnicy, że jedynie niektóre fragmenty cytuję w komentarzach lub przypisach. Tu zaś
wspomnę jedynie, że właśnie dzięki tym informacjom dotarłem m. in. do Aleksandry
Zasuszanki, autorki „Marsza lotników” i mogłem wreszcie, w sposób niebudzący wątpliwości,
opowiedzieć o tym, jak narodziła się pieśń polskich Ikarów, żyjąca już ponad 40 lat. To
Czytelnicy sprawili, że wiemy już z całą pewnością, kto i w jakich okolicznościach napisał
„Oświęcim”, i dlaczego ta pieśń „Zawiszy” - Mirosława Łebkowskiego trafiła na łamy
partyzanckiego śpiewnika. Poznamy też w tym wydaniu po raz pierwszy życiorys Romana
Ślęzaka, owego legendarnego dotąd autora jednej z najbardziej popularnych pieśni wojennych
„Rozszumiały się wierzby”. Głosy Czytelników sprawiły, że chyba bezspornie rozwiązana
została zagadka „Kołysanki leśnej” lubelskiego farmaceuty, Stanisława Magierskiego, że
wreszcie także po raz pierwszy w szczegółach prześledzimy frontowe i cywilne drogi
Aleksandra Barchacza, kompozytora „Marsza Pierwszego Korpusu”. Jakim słowem
15
podziękować ma autor tym wszystkim, którzy udostępnili mu dodatkowe dokumenty i
wydawnictwa, stanowiące często osobiste pamiątki rodzinne, i za pomoc w ustaleniu
wymienionych i niewymienionych tutaj faktów? Niech przeto wyrazem wdzięczności będzie
indeks nazwisk w końcowej części książki.
Chciałbym przy tej okazji szczególnie gorąco podziękować tym wszystkim Autorom
pieśni, którzy służyli mi pomocą zarówno przy pierwszym, jak i drugim wydaniu. Przecież to
im zawdzięczamy niniejszą antologię. Oni ją podczas wojny pisali.
Ze wzruszeniem wspominam tutaj żarliwą współpracę Olgierda Straszyńskiego, który
opracował materiał muzyczny do pierwszego wydania i wyrażam głęboki żal, że niedane Mu
było doczekać nowej edycji książki. Wspominam Go nie tylko jako wspaniałego człowieka,
oddanego bez reszty w czasie wojny żołnierza Polski Podziemnej, ale przede wszystkim jako
muzyka gorącego serca, rozmiłowanego w pieśni, która towarzyszyła nam w najtrudniejszych
latach niewoli, a teraz płynie ponad krajem jak wspaniały barwny sztandar.
Jeszcze raz chcę również podziękować Lesławowi M. Bartelskiemu i Wojciechowi
Sulewskiemu, pierwszym Czytelnikom i Recenzentom mej pracy, za ich surową, a przecież
życzliwą krytykę, a także wszystkim Krytykom i Recenzentom, którzy na łamach czasopism w
kraju i za granicą, obok cennych uwag, poświęcili antologii i jej autorowi tyle ciepłych słów.
Osobne podziękowanie składam ponownie mojemu ojcu, Zygmuntowi Szewerze,
nauczycielowi tajnych kompletów gimnazjalnych w Tarnobrzegu, jednemu z organizatorów
Ruchu Oporu na tym terenie. Od niego pobierałem pierwsze lekcje patriotyzmu i języka
ojczystego. Służył mi wieloma radami i wskazówkami w toku mej pracy nad pierwszym i
obecnym wydaniem.
Jak wspomniałem wcześniej, zostało ono poszerzone do ponad dwustu pieśni. Drugie
tyle wymieniam z tytułów i incipitów w komentarzach poprzedzających poszczególne
rozdziały. Niektóre z nich przytaczam nawet w całości, zaznaczając w miarę możności, na jakie
melodie były śpiewane. Dalsze utwory odnajdzie Czytelnik w bibliografii. Oczywiście wiele
spośród nich ma już dzisiaj charakter wyłącznie dokumentu. Nie wszystkie nadają się do
wykonania, choć w czasie wojny były śpiewane. Dlatego też nie daję podtytułu „śpiewnik”,
mimo że antologia ma spełniać także i tę rolę. Niekiedy w przypisach powtarzam dane o
autorach czy o genezie utworów, które już wcześniej podałem w omówieniach wstępnych.
Robię to celowo. Przy tak bogatym materiale jest to uzasadnione
I potrzebne zwłaszcza ze względu na tych Czytelników, którzy zainteresują się tylko
piosenkami wybranymi. W niektórych przypadkach, szczególnie przy piosenkach ulicznych i
partyzanckich zachowałem pisownię, składnię i interpunkcję pierwodruku. Zależało mi na
możliwie ścisłym oddaniu kolorytu i klimatu tamtego czasu.
Spodziewam się, że Krytycy i Czytelnicy i tym razem życzliwie skorygują zauważone
nieścisłości, że wskażą autorowi dodatkowe źródła i dokumenty, i że w przyszłości książka
będzie jeszcze pełniejsza i bogatsza. Z góry za to dziękuję.
Pomiędzy rokiem 1970, a 1972 ukazało się kilka bardzo cennych prac z tej samej
dziedziny: antologia wierszy i pieśni żołnierskich Janusza Kapuścika i Wojciecha Jerzego
Podgórskiego „Poeci żołnierzom 1410 – 1945”, Bronisława Wieczorkiewicza „Warszawskie
ballady podwórzowe” i wybór materiałów z konkursu ZMW i „Nowej Wsi” „Z pieśnią i
karabinem” pod redakcją Stanisława Świrki. A przecież nie wyczerpały one zagadnienia, nie
sfinalizowały prac nad polską pieśnią wojenną. Zapewne niebawem ukaże się zapowiadana od
dawna antologia Jana Szczawieja poświęcona poezji Polski Podziemnej, w której pieśń również
znajdzie swoje miejsce oraz praca Aleksandra Kulisiewicza i Jana Taciny obejmująca
twórczość piosenkarską w obozach koncentracyjnych i więzieniach. Wiem, że Jerzy
16
Młodziejowski przygotowuje książkę o życiu muzycznym w obozach jeńców wojennych, a
Stanisław Sierotwiński ukończył kronikę życia literackiego pod okupacją w latach 1939 - 1915.
W pracy tej obok utworów poetyckich, drukowanych w wydawnictwach podziemnych i w
prasie konspiracyjnej, odnotowane są także teksty piosenek.
Wszystkie te publikacje są świadectwem, jak niezwykle był bogaty nasz dorobek w tej
dziedzinie, stanowiącej ważne ogniwo w kulturze narodowej. Jeżeli zdołamy go w końcu
zebrać, będzie na pewno „zwierciadłem życia narodowego, jego pragnień, nadziei, zawodów i
boleści” w czasach drugiej wojny światowej.
Antologię Niech wiatr ją poniesie przygotowałem z pamięcią o Tych, którym
zawdzięczamy wolność i z myślą o tych, którzy w pokoju tę wolność utrwalają i utrwalać będą.
Im ją poświęcam.
TADEUSZ SZEWERA
Grudzień 1972
17
Motto:
I tylko żołnierska piosenka
Po latach rozśpiewa się w głos
Melodia znajoma i tęskna
Przypomni żołnierski nasz los…
(z Leśnej Somosierry)
18
19
20
21
Rozszumiały się wierzby płaczące
Rozpłakała się dziewczyna w głos;
Od łez oczy podniosła świecące
Na żołnierski, na twardy, srogi los.
Nie ślijcie wierzby nam
Żalu - co serce rwie,
Nie płacz dziewczyno z bram,
Bo na wojence nie jest źle...
Piosenkę o wierzbach, którą znamy obecnie jako pieśń partyzancką „Rozszumiały się
wierzby płaczące”, napisano dla polskiego żołnierza prawie w przededniu drugiej wojny
światowej. Jej autorem był Roman Ślęzak. Słowa przystosował do zaadaptowanej przez siebie
pierwszej części starorosyjskiego marsza „Pożegnanie Słowianki” kompozycji Wasyla I.
Agapkina.
Nad Polską gromadziły się wówczas groźne wojenne chmury. Po aneksji
Czechosłowacji hitlerowski Wehrmacht przygotowywał się do napaści na nasz kraj.
Wyposażony w tysiące czołgów, ciężkich dział i samolotów stał w bojowym pogotowiu u
południowych, zachodnich i północnych granic, i czekał na rozkaz Führera, by urzeczywistnić
odwieczny germański „Drang nach Osten”. Osamotniona Polska mogła przeciwstawić żelaznej
potędze wroga jedynie niedostatecznie uzbrojonego żołnierza, gotowego jednak do ostatniej
kropli krwi bronić niepodległości swej ojczyzny. Właśnie jemu, przyszłemu obrońcy
Westerplatte, Warszawy, Modlina, uczestnikowi bitew nad Bzurą i pod Kockiem, miała
towarzyszyć w marszu na front oraz w boju przeciw najeźdźcy nowa piosenka o „wierzbach
płaczących, o oczach dziewczyny świecących łzami i o wojence, na której nie jest źle”. Miała
spełnić tę samą rolę, co inne patriotyczne piosenki, znane nie tylko „chłopcom w szarych
piechocińskich mundurach”, lecz również powszechnie, chociażby takie jak „Morze, nasze
morze”, czy „Maszerują strzelcy, maszerują”, ta ostatnia z czasów pierwszej wojny światowej,
zawsze jednak aktualna, o ładnej melodii i pięknych słowach żołnierza - poety, Leona Łuskino
(patrz: przypis do Maszerują strzelcy, maszerują):
Maszerują strzelca, maszerują,
Karabiny błyszczą, szary strój,
A przed nimi drzewce salutują,
Bo za naszą Polską idą w bój...
22
Czy o wierzbach płaczących śpiewała nasza szara piechota przemierzająca polskie drogi
we wrześniu 1939 roku? Czy właśnie ta piosenka była wierną towarzyszką żołnierza, który z
rozgrzanym od strzałów karabinem w garści odpoczywał po nierównej bitwie na skraju lasu
lub w przydrożnym rowie opodal spalonej wioski? Czy ów żołnierz miał siły, by ją śpiewać,
kiedy - mimo szalonej wprost waleczności i bohaterskiego oporu - musiał się cofać przed
pancerną nawałą ku granicom Rumunii i Węgier, a po ich przekroczeniu odchodził na
wieloletnią tułaczkę po obcych ziemiach?
Piosenkę „Rozszumiały się wierzby” zapamiętali dobrze niektórzy żołnierze. I kiedy w
jakiś czas później ci, którzy uniknęli niewoli, i ci, którym udało się pozostać w kraju, zamienili
żołnierski mundur na partyzancki, śpiewali ją przy leśnych ogniskach tak samo, jak ongiś przed
wrześniem 1939 roku w macierzystych koszarach.
Dowodem na to, że piosenka była znana pewnej grupie wojskowych już przed
wybuchem drugiej wojny światowej, jest także m. in. następujący przykład: poeta Leon
Pasternak w czasie pobytu w Związku Radzieckim napisał w 1943 roku tekst marsza
„Idziemy”, bardzo popularnego później wśród żołnierzy Pierwszej Dywizji im. Tadeusza
Kościuszki:
Już niedługo nam chleb jadać obcy,
od Warszawy niewiele dzieli nas,
niedaleki nasz cel, kościuszkowcy!
komu w drogę do domu, temu czas!...
Słowa tej piosenki dostosował do tego samego fragmentu „Pożegnania Słowianki”, do
którego kilka lat wcześniej napisany został tekst o płaczących wierzbach.
Nie mamy do czynienia z przypadkowym zbiegiem okoliczności. Leon Pasternak,
twórca wielu piosenek Armii Polskiej w ZSRR, na ogół zawsze pisał słowa do znanych mu
melodii. Dowodem tego jest chociażby „Oka”, do której melodię - wprawdzie nie wojskową -
zapożyczył ze starej krakowskiej piosenki „Oleandry”. Musiał więc i o „wierzbach” usłyszeć
od któregoś z żołnierzy, względnie sam zapamiętał melodię sprzed 1939 roku.
W 1940 roku, w czasie tworzenia Polskich Sił Zbrojnych we Francji, powstała Szkoła
Podoficerska II Dywizji Strzelców Pieszych. Mieściła się w Chateau le Champeau w Bretanii.
Jak podaje Bogumił Truszkowski, żołnierz tej dywizji, słuchacze szkoły często śpiewali
„Rozszumiały się wierzby płaczące”. Ułożyli również dodatkową zwrotkę i częściowo zmienili
końcowy refren:
Rozszalała się wojny pożoga,
Ziemię Polską zniesławił pruski miecz,
Pozostała dziewczyna nieboga,
Nas, tułaczy, los wygnał z kraju precz.
Nie śnijcie wierzby nam
Żalu, co serce rwie,
Nie płacz dziewczyno ma,
Bo na wojence nie jest źle.
Do Polski wrócę znów,
Gdy święty skończę bój,
Wrogom odbiorę łup
I już na zawsze będę twój.
23
W lipcu 1944 roku ukazał się drukiem na Lubelszczyźnie jeden z nielicznych
śpiewników „leśnych”: Pieśni oddziałów partyzanckich Zamojszczyzny, które zebrał ppor.
„Topola” - Jan Kryk i do których przedmowę napisał kpt. „Adam” - „Stefan” - Stanisław Prus,
opracował zaś i opatrzył wstępem od wydawcy „Podwiński” - Zygmunt Klukowski, autor
głośnego po wyzwoleniu „Dziennika z lat okupacji”. (Większość źródeł, wśród nich także
Dziennik, podaje imię „Adama” Prusa - Stefan. Faktycznie miał on imię Stanisław, co zdają się
potwierdzać bezspornie Ireneusz Caban i Zygmunt Mańkowski w publikacji historycznej
„Związek Walki Zbrojnej i Armia Krajowa w Okręgu Lubelskim 1939 – 1945”, część pierwsza:
Zarys monograficzny, część druga: Dokumenty – (Wyj. T. Sz.).
Pod datą 25 maja 1944 roku dr Z. Klukowski zanotował w Dzienniku: Był dziś u mnie
ppor. Jan Kryk „Topola”, b. nauczyciel (poległ w bitwie pod Osuchami 25 czerwca 1944 roku;
taką datę podaje Z. Klukowski w Dzienniku z lat okupacji na s. 428. Tę drobną nieścisłość
koryguje na łamach „Wojskowego Przeglądu Historycznego” nr 3 z 1965 r. Zbigniew Orliński,
uczestnik bitwy, stwierdzając w artykule pt. Słów parę o „Lasach w ogniu” W. Sulewskiego, s.
382, że ppor. „Topola” poległ 24 VI1944 w pobliżu rzeki Czarna w rejonie wsi Maziarze - wyj.
T. Sz.). Przywiózł mi napisane przez siebie nuty do zbioru pieśni śpiewanych w oddziałach
partyzanckich Zamojszczyzny. Zbiór tych pieśni doręczył mi przy ostatniej bytności „Adam” z
prośbą, żebym zajął się ich wydaniem. Z przyjemnością zabieram się do tej roboty, zwłaszcza,
że będę drukował w Zamościu...”
W śpiewniku, oprócz kilkunastu piosenek „utworzonych” w lesie, zamieszczono
również żołnierskie, przedwrześniowe, często śpiewane przez partyzantów: „Awangardą”,
„Serce w plecaku”, której dano tytuł „Z piersi młodej się wyrwało”, „Jam kolega”,
„Największy pan na ziemi” i „Rozszumiały się brzozy płaczące”. W innych rejonach kraju i w
innych oddziałach śpiewano wyłącznie o wierzbach płaczących. Tu, w lesie lubelskim, pchor.
„Sławian” - Zbigniew Orliński, który piosenkę częściowo przerobił i dopisał do niej część
dalszą, pozostał wierny brzozom. Może ów partyzant właśnie z płaczącymi brzozami wiązał
jakieś szczególne przeżycia z czasu tragicznych i bohaterskich zarazem dni wrześniowych 1939
roku? Może pozostał przy nich jedynie dlatego, że brzoza zawsze była symbolem najwyższej
nagrody za żołnierską śmierć na polu chwały? Uczestniczył przecież w kampanii wrześniowej,
przeszedł szlak bojowy Oddziału Rozpoznawczego „Ryś” 38 dyw. piechoty armii „Karpaty”.
Rozszumiały się brzozy płaczące,
Rozpłakała się dziewczyna w głos.
W górę oczy podniosła błyszczące
Na żołnierza, na twardy jego los.
Nie ślijcie brzozy nam
Żalu, co serce rwie,
Nie płacz dziewczyno ma,
Bo na wojence nie jest źle...
Trudno po trzydziestu latach ustalić dokładnie motywy, które kierowały wówczas
„Sławianem”. On sam lakonicznie stwierdza: „Była nam potrzebna piosenka, więc napisałem
ją na kanwie zapamiętanej sprzed wojny. Czy w oryginale były wierzby, czy też brzozy, nie
jestem pewien”.
W śpiewniku partyzantów Zamojszczyzny zaznaczono, że „Sławian” jest autorem
wyłącznie drugiej części „Rozszumiały się brzozy płaczące”. Napisał ją w 1943 roku w obozie
24
partyzanckim tzw. Kompanii Warszawskiej AK w Puszczy Solskiej nad rzeką Stuczek. Ta
druga część rozpoczynała się następującą zwrotką:
Zaszumiały znów brzozy płaczące,
Jakieś wojsko podąża przez las,
W słońcu świecą bagnety błyszczące,
Bo wojenny nam nastał znowu czas...
A zatem pierwsza część piosenki, składająca się z dwóch zwrotek i refrenu, mogła być
wersie z lat przedwrześniowych, tak bardzo poszukiwaną przez kronikarzy czasów drugiej
wojny. Wydawało się, że jest tak w istocie, że na karty partyzanckiego śpiewnika z
Zamojszczyzny trafił w 1944 roku niedrukowany nigdzie przed wojną oryginalny tekst utworu
Romana Ślęzaka. Wiedzieliśmy, że głośna pieśń partyzancka z lat 1939 - 1945 Rozszumiały
się wierzby płaczące była nieznaczną jedynie przeróbką dwuzwrotkowej piosenki żołnierskiej.
Lecz pierwowzoru nikt raczej nie znał.
Wniosek, że część piosenki „Rozszumiały się brzozy płaczące” jest oryginałem sprzed
1939 roku, był jednak w pewnym sensie mylny. Nie brzozy, a wierzby płaczące stanowiły
motyw tekstu, który Roman Ślęzak napisał w 1937 roku.
Po ukazaniu się pierwszego wydania antologii otrzymałem informację, że autor
pochodził z Baranowa Sandomierskiego, był z zawodu nauczycielem i do końca życia pracował
w Nisku. Zmarł w 1968 roku. Na miejscu zebrałem relacje o pedagogicznej i muzycznej
działalności Romana Ślęzaka, zarówno przed wojną, jak i po wyzwoleniu. Jego żona, Helena
Ślęzakowa, przekazała mi oryginalny tekst piosenki i przypomniała okoliczności w jakich
powstawała.
Życiorys autora „Wierzb płaczących” podaję w przypisach uzupełniających.
Przedwojenny tekst piosenki przytaczam również w tym rozdziale. Natomiast wszystkie inne
znane mi wersje, wśród nich „Rozszumiały się brzozy płaczące”, „Rozszumiały się wierzby
przydrożne”, „Noc zapada nad cichym jeziorem”, „Leśny bój”, a przede wszystkim przeróbkę
„Rozszumiały się wierzby płaczące”, która weszła na trwałe do historii pieśni Ruchu Oporu,
znajdzie Czytelnik w części zatytułowanej „A w tym lesie Polska...” Tutaj chciałbym zatrzymać
się jedynie przy genezie utworu Romana Ślęzaka.
Był rok 1937. Roman Ślęzak pracował wówczas w Szkole Podoficerskiej dla
Małoletnich nr 3 w Nisku n. Sanem. Prowadził zajęcia z muzyki. Pozostały czas przeznaczał
na pracę z cywilnymi zespołami amatorskimi, kierował miejscową orkiestrą i chórem
szkolnym. Opracowywał dla nich repertuar, oparty głównie na folklorze, którego był
miłośnikiem i zapalonym zbieraczem. Pisał również drobne utwory na wewnętrzny użytek
Szkoły Podoficerskiej, ale ich żywot z reguły bywał bardzo krótki. Zapotrzebowanie na
aktualną piosenkę żołnierską istniało nadal. Pewnego dnia, prawdopodobnie pod koniec 1937
roku (bliższej daty na razie nie znamy), dowództwo szkoły złożyło Romanowi Ślęzakowi
konkretne zamówienie: „potrzebna jest taka piosenka żołnierska, którą elewi mogliby śpiewać
przy każdej okazji, która na trwałe weszłaby do wojskowego repertuaru. Należałoby w niej
uwzględnić ogólną sytuację i zagrożenie kraju”.
Roman Ślęzak spędził dzieciństwo nad Wisłą. Zachował w pamięci płaczące wierzby,
które rosły wzdłuż brzegów rzeki i polnych dróg. Ten obraz postanowił utrwalić w zamówionej
piosence. Z napisaniem tekstu poradził sobie bez trudu. Ale nie dysponował jeszcze wówczas
doświadczeniem kompozytorskim. Dopiero po wyzwoleniu napisał kilka oryginalnych
utworów na orkiestrę. Szukał przeto odpowiedniej muzyki. Wśród nut, które jego żona
25
zachowała z czasów, gdy uczęszczała do seminarium nauczycielskiego, natrafił na rosyjski
utwór orkiestrowy. Składał się z trzech części. Był to znany już nam marsz „Pożegnanie
Słowianki” kompozycji W. Agapkina. Pierwsza część była najbardziej melodyjna i łatwa do
zapamiętania. Ją też po drobnych zmianach dostosował do napisanych słów.
Piosenka chwyciła. Wykonano ją po raz pierwszy podczas uroczystości w Szkole
Podoficerskiej dla Małoletnich. Z miejsca zyskała w Nisku popularność. Śpiewali ją harcerze,
śpiewali uczniowie starszych klas szkoły powszechnej, weszła na stałe do repertuaru chóru
miejscowego gimnazjum. W jakiś czas potem dotarła również do sąsiednich jednostek
wojskowych. Ale pełnię sławy przeżyła dopiero podczas wojny. Ponieśli ją do oddziałów
partyzanckich byli słuchacze Szkoły Podoficerskiej dla Małoletnich i uczniowie szkół
niżańskich. Była przerabiana, zmieniano w niej słowa, dopisywano nowe zwrotki.
Przewędrowała z „chłopcami z lasu” przez cały kraj. Przestała być pieśnią żołnierską, pozostała
do dzisiaj piosenką polskich partyzantów, którym „szumiały wierzby płaczące”.
Błoto, deszcz, czy słoneczna spiekota
Zawsze słychać miarowy, równy krok
To maszeruje szara piechota
Na ustach śpiew, pogodna twarz, wesoły wzrok.
Do tańca grają nam
Armaty, stali szczęk
Śmierć kosi niby łan
Lecz my nie wiemy co to lęk...
Polskie piosenki żołnierskie z okresu kampanii wrześniowej. Są wśród nich te, które
śpiewano podczas pierwszej wojny światowej. Odżyły one na nowo przed 1939 rokiem i w
czasie walk trwających na frontach. Są także, ale tylko niektóre, napisane i skomponowane w
okresie dwudziestoletniej niepodległości. Jedne zachowały pierwotny kształt, inne uległy
najrozmaitszym przeróbkom, z niektórych ocalały jedynie melodie. Dawne słowa ustąpiły
miejsca nowym, aktualniejszym. Wreszcie większość z tych, które według wszelkiego
prawdopodobieństwa rozbrzmiewały we wrześniu 1939 roku, w ciągu całej wojny nadal
towarzyszyły polskiemu konspiratorowi, partyzantowi oraz powstańcowi z Warszawy i zrosły
się na zawsze z późniejszymi frontowymi drogami polskiego piechura.
Nie ograniczam się przeto do piosenek, których miejsce w tym rozdziale określone
zostało datą: 1 września 1939 roku. Pomieściłem w nim także i te, które śpiewano in extenso, a
nawet drukowano w podziemnych wydawnictwach po kampanii wrześniowej oraz te, które
dopiero w latach 1939 - 1945 zyskały sobie szczególną popularność.
Do takich piosenek zaliczyć trzeba przede wszystkim „Serce w plecaku”. Różnie
komentowano narodziny tej piosenki. Przeglądanie powojennych wydawnictw wprowadza nie
lada zamieszanie. Zaszeregowano ją nawet do twórczości jenieckiej. W wydanym w 1957 roku,
pod tym samym co piosenka tytułem zbiorku „Serce w plecaku”, opatrzono utwór
następującym komentarzem: „Słowa i muzykę ułożył Michał Zieliński w 1939 r. Piosenka w
czasie okupacji przywędrowała z obozu jeńców wojennych i została rozpowszechniona w
Warszawie i Lublinie przez W. Elektorowicza i T. Łuczaja”.
26
Publikowano również różne jej wersje nie tylko w wydawnictwach powojennych, lecz
także w drukach okupacyjnych. Pianistka i pedagog Anna Maria Klechniowska wydając u
Gebethnera i Wolffa w Warszawie w 1943 roku tę piosenkę, w opracowaniu na głos i fortepian,
opatrzyła ją tytułem „Serce w tornistrze”. Zatytułowaną identycznie znaleźć można w zbiorku
J. Nowickiej „Pieśni walki i chwały”, wydanym po wyzwoleniu w 1946 roku. Wprawdzie
autorka nie podaje przy tym żadnych źródeł, zaznaczając na wstępie, że pomieściła w nim
piosenki zanotowane w latach 1940 - 1944 w Warszawie na podstawie tekstów oryginalnych,
ale i tutaj występują dość widoczne różnice w stosunku do innych publikacji, bądź
wcześniejszych, bądź późniejszych. Przygotowując zbiorek J. Nowicka najprawdopodobniej
korzystała z warszawskiego wydawnictwa konspiracyjnego „Pieśni zbrojne”, gdzie były także
nuty. Inny zbieracz, Tadeusz Załuski, autor wydanego w 1947 roku „Pieśniarza polskiego”,
rozpoczyna piosenkę od niezbyt szczęśliwie skonstruowanego zdania: „z czyjejś piersi się
wyrwało” i nazywa ją „Pieśnią partyzantów”. Poza tym tekst nie jest wolny od innych
przeinaczeń, chociażby tak drobnych, jak w tej oto zwrotce:
A gdy go trafiła w serce
Kula, gdy szedł do ataku,
Śmiał się żołnierz, bo w plecaku,
Miał w zapasie drugie serce...
W kwietniu 1943 roku wydano konspiracyjnie zbiorek „Pieśni zbrojne”, na który
złożyły się teksty osiemnastu przeróżnych utworów. Wśród nich na s. 22 zamieszczono
piosenkę zatytułowaną właśnie „Serce w tornistrze”, podaną do druku przez kogoś, kto ją
zapamiętał niezbyt dokładnie. Stąd tak wiele zmian w stosunku do oryginału. Przypomnijmy ją
sobie:
Z wielkim bólem się wyrwało,
W wielkim bólu i rozterce
I za wojskiem poleciało
Zakochane moje serce.
Żołnierz drogą maszerował
Nad serduszkiem się użalił
Więc je do plecaka schował
I pomaszerował dalej.
Tę piosenkę, tę jedyną,
Śpiewam dla Ciebie dziewczyno,
Może także jest w rozterce
Zakochane Twoje serce.
Może też tajemnie kochasz,
Może też po nocach szlochasz,
Tę piosenkę, tę jedyną,
Śpiewam dla Ciebie dziewczyno.
Poszedł żołnierz na wojenkę,
Poprzez góry, lasy, pola
27
I ze śmiercią szedł pod rękę –
Taka jest żołnierska dola.
I choć go trapiły wielce
Kule, gdy szedł do ataku,
Żołnierz śmiał się, bo w plecaku
Miał w zapasie drugie serce.
Tę piosenkę, tę jedyną...
W zasadzie w każdym znanym mi dotąd tekście „Serca w plecaku” występują mniej
lub więcej znaczne różnice w stosunku do pierwodruku sprzed drugiej wojny, pióra kpr.
Michała Zielińskiego, nauczyciela muzyki z Jarosławia. Autor odbywał obowiązkową służbę
wojskową w latach trzydziestych, potem w żołnierskim mundurze przeszedł kampanię
wrześniową w 1939 roku, wreszcie walczył o wyzwolenie ojczyzny w szeregach II Armii
Ludowego Wojska Polskiego. Piosenkę, najbardziej chyba popularną w latach wojny, jak i
dzisiaj, napisał w 1933 roku. Rok wcześniej, jako członek zespołu orkiestry garnizonowej,
odkomenderowany został do Truskawca i tu co wieczór, pod batutą kapelmistrza Dawidowicza,
koncertował wraz z całym zespołem dla kuracjuszy. Tu także „na rozkaz” swego dyrygenta
skomponował taneczny utwór (bez tekstu) w tempie foxtrota „Addis – Abeba” i odniósł duży
sukces. W rok później, na konkurs ogłoszony przez redakcję „Żołnierza Polskiego” wysłał
wiersz „Serce w plecaku”. Jak się później okazało, słowa wiersza doskonale pasowały do
skomponowanej w 1933 roku melodii. Tak narodziła się piosenka „Serce w plecaku”. Wpierw
był jednak wiersz opublikowany po zakończeniu konkursu na łamach „Żołnierza Polskiego”,
a następnie zamieszczony w zbiorze „Wiersze żołnierskie”, wydanym przez Wojskowy Instytut
Naukowo - Oświatowy w 1938 roku. Z uwagi na fakt, że różni się on nieco od tekstu późniejszej
piosenki (dopisany został refren), przytaczam go w całości:
Z piersi młodej się wyrwało
W ciężkim bólu i rozterce
I przed ludźmi uciekało
Zakochane czyjeś serce.
Żołnierz drogą maszerował,
Nad serduszkiem się użalił,
Więc je do plecaka schował
I pomaszerował dalej.
Nad żołnierza nie masz pana.
Nad karabin nie masz żony.
O, dziewczyno ukochana,
Oczka twoje zasmucone -
Tam po łące, po zielonej
Młody legun szedł na boje -
A w plecaku miał czerwone,
Zakochane serce twoje.
Maszerował na wojenkę
Poprzez góry, lasy, pola...
Z śmiercią razem szedł pod rękę
28
Taka to żołnierska dola.
A choć go trafiła wielce
Kula, gdy szedł do ataku...
Śmiał się legun, bo w plecaku
Miał w zapasie drugie serce.
Za wiersz napisany w 1933 roku kpr. Michał Zieliński nie otrzymał nagrody, nie zdobył
nim także szerszego rozgłosu jako poeta, chociaż żołnierskich wierszy napisał znacznie więcej,
że przypomnę tylko niektóre tytuły: „Apel poległych”, „Defilada”, „Żołnierska sprawa” i
„Musimy Polską dźwignąć wzwyż”. Sukces przyszedł dopiero w pięć, a może i więcej lat
później, kiedy to o serduszku, które „poleciało za wojskiem” śpiewano w kraju i za granicami,
na ulicach okupowanej Warszawy i na partyzanckich biwakach w Kampinosie, w Górach
Świętokrzyskich i w Puszczy Solskiej; w jednostkach Wojska Polskiego walczących w dalekiej
Afryce i w oddziałach wymaszerowujących na front z lasu nad Oką; w obozach jeńców
wojennych, w hitlerowskich więzieniach, a nawet w obozach zagłady.
We wspomnieniach Wandy Kurkiewiczowej z kobiecego więzienia Montelupich -
Helclów w Krakowie pt. „Za murami Monte” znajdujemy między innymi następujące
wzmianki:
„W roku 1942 śpiewało się (w celach - przyp. T. Sz.) „Czerwony sztandar”, „O cześć
wam panowie magnaci”, a młodsze pokolenie „Międzynarodówkę”, bo starsze słabo znało
tekst tej pieśni... Śpiewano pieśni ludowe i często góralskie, śpiewano cały repertuar
piosenkarski Polski przedwrześniowej... Do „cywilnego” repertuaru wkrótce przybyła nowa
piosenka. Było to „Serce w plecaku”, przyniesione do celi przez Joankę Michalik (późniejszą
więźniarkę hitlerowskiego obozu zagłady w Ravensbrück - przyp. T. Sz.) . Piosenka zachwyciła
nas. Joanka tak długo i cierpliwie ją powtarzała, póki cała cela nie nauczyła się słów i
melodii...”
Już wówczas piosenka odbiegała znacznie od wiersza. Kiedy w 1938 roku Serce w
plecaku ukazywało się drukiem w wydaniu książkowym, dzieje legunów były już zbyt odległe,
by śpiewać zwrotki im poświęcone. Toteż rychło dwie środkowe strofy zastąpione zostały
refrenem:
Tę piosenkę, tę jedyną,
Śpiewam dla ciebie, dziewczyno...
„legun” ustąpił miejsca „żołnierzowi”, „zakochane, czerwone serce” miast „uciekać przed
ludźmi” „poleciało za wojskiem” i tak z wiersza uformowana piosenka „poszła” z żołnierzami
na wojnę. Nie jedyny to zresztą przykład, jak w owych czasach przekształcała się, jak
wędrowała z miejsca na miejsce i jak zdobywała serca.
We wrześniu 1939 roku, względnie w okresie poprzedzającym wybuch drugiej wojny,
odżyło na nowo wiele zapomnianych żołnierskich piosenek. Wprawdzie kompanie i bataliony
śpiewały jeszcze tu i ówdzie:
Rano, rano, raniusieńko, rano po rosie,
Wyganiała Kasia wołki, rozwidniało się,
Raz, dwa, trzy! rozwidniało się!...
29
ale już coraz częściej słyszało się piosenki o „wojence dziwnej pani”, na którą „idą malowani
chłopcy”. Przypomniano sobie „Madelon” - „dziewczę śmigłe jak motyla lot” z piosenki
przywiezionej z Francji przez hallerczyków w 1919 roku i przełożonej na język polski, nabrała
aktualności dawna ułańska śpiewka o „pożegnaniu z dziewczyną, o szarży szalonej jak wichura
i brzozowym krzyżu na świeżej mogile ułana”. Jan Mękwiński przekazując mi tekst
„Pożegnania ułana” dołączył do niego notatkę, z której wynika, że słowa i melodię zapisał w
Ostrowcu Świętokrzyskim w pierwszej dekadzie września 1939 roku. W mieście zatrzymał się
na krótki postój, znajdujący się w odwrocie, szwadron kawalerii. Z daleka dochodził pomruk
artyleryjskich dział, widomy znak zbliżającego się frontu. Wieczorne niebo płonęło na
horyzoncie od łun pożarów. Przed wymarszem w kierunku Wisły ułani śpiewali piosenkę
pochodzącą z czasów pierwszej wojny światowej, do wtóru ustnej harmonijki:
Tam w pękach bzu, gdzie altana,
Żegnało dziewczę ułana,
Żegnaj dziewczyno kochana,
Idę na krwawy, na bój.
Zdobędę wrogów sztandary,
Zagrają sławę fanfary,
Tylko dochowaj mi wiary,
Wrócę do ciebie, jam twój...
Podobnie jak „Serce w plecaku”, tak i ta dawna ułańska przeżyła swój renesans dopiero
w czasie drugiej wojny. Wspomniałem już, że pewna część przedwrześniowych piosenek
żołnierskich po prostu została przyswojona przez oddziały partyzanckie lub tworzące się na
Zachodzie i Wschodzie jednostki polskich sił zbrojnych. W zgrupowaniu „Jędrusiów” na
Kielecczyźnie przez długi czas zaliczano np. „Pożegnanie ułana” do utworów pochodzących
z lat 1939 - 1945, podobnie jak i piosenkę „Gdy pułk nasz staje do apelu”, chociaż obydwie
przywędrowały do oddziału wraz z byłym uczestnikiem kampanii wrześniowej Józefem
Szelestem ps. „Roman Uszaty”.
Piosenki o „pożegnaniu i rozstaniu” nabierały w czasie wojny szczególnego znaczenia.
Nic też dziwnego, że pamięć ludzka odgrzebywała teksty i melodie dawno przebrzmiałe, a
jeżeli czegoś tam brakowało, frontowi poeci na poczekaniu dorabiali nowe zwrotki. Taki
właśnie los spotkał popularną w przedwrześniowym wojsku piosenkę „Pożegnanie”. Żołnierz
1 pułku artylerii najcięższej, Bronisław Król, już na froncie dopisał do niej dwie końcowe
strofy, bo „wiara” chciała śpiewać, lecz w żaden sposób nie mogła sobie przypomnieć finału
tej rzewnej, a wtedy tak bardzo aktualnej śpiewki.
Bywaj lube dziewczę zdrowe –
żegnam cię ostatni raz,
bo żołnierska trąbka wzywa,
do szeregu woła nas.
Stoi wierzba nad jeziorem,
kąpie swój zielony włos,
młody żołnierz co wieczora
śle do lubej tęskny głos:
30
„Gdy mnie może pośród boju
w grób położy szabli stal –
to usłyszysz przy jeziorze
pożegnanie w plusku fal.
A gdy kiedyś na mym grobie
będziesz słuchać szumu drzew,
będę blisko stał przy tobie
i cichutki nucił śpiew.”
Nie inaczej trafiła do partyzanckich i wojskowych śpiewników jedna z najstarszych
śpiewek piechura „Świat cały śpi spokojnie”. Można ją znaleźć w opracowanym przez dr Zofię
Lissę „Śpiewniku żołnierza polskiego”, który staraniem Związku Patriotów Polskich ukazał się
w Związku Radzieckim na początku 1944 roku. Obok nowych piosenek żołnierskich
pomieszczono w nim wiele śpiewek ludowych oraz kilkanaście takich, jak „Rozmaryn”,
„Wojenka”, „Rozkwitały pąki białych róż”, „Poszedł Jaśko na wojenkę”, „Ułani, ułani,
malowane dzieci”, itd., łącząc je niekiedy po dwie w jedną całość albo nieznacznie aktualizując.
W Śpiewniku tym odnajdujemy również piosenkę z czasów pierwszej wojny światowej,
przerobioną z piosenki ludowej. Ongiś rozpoczynała się zwrotką:
Do polskiego wojska chłopców zaciągają.
Niejednej dziewczynie, niejednej kochance Serce zasmucają...
nad Oką zaś w 1943 roku śpiewano:
Do Polskiej Dywizji wojska zaciągają,
Niejednej dziewczynie, niejednej kochance...
Jak z tego widać, wystarczyła zmiana dwóch czy nawet tylko jednego słowa, a już
piosenka nabierała nowej treści i wędrowała z piechurami lub partyzantami, jako wierna
towarzyszka ich doli. Ludzie, którzy ją śpiewali, nabierali przekonania, że narodziła się pośród
nich, w lesie lub na froncie.
Świat cały śpi spokojnie
I wcale o tym nic wie,
Że nie jest tak na wojnie,
Jak w partyzanckim śpiewie...
Podobnie postępowano w konspiracyjnych redakcjach Warszawy. W lipcu 1943 roku
ukazał się staraniem KOPR (Komisji Propagandy przy BIP AK) czterdziestopięciostronicowy
zbiorek „Śpiewnik domowy”. Na okładce obok tytułu podano nazwisko Stanisława Moniuszki
oraz miejsce wydania: Wilno - księgarnia Józefa Zawadzkiego. Szczegółowiej o tym
wydawnictwie piszę w części zatytułowanej „Za każdy kamień twój, Warszawo”. Tutaj
natomiast chcę jedynie zwrócić uwagę na fakt, że pracownicy konspiracyjnej komórki
muzycznej, oddając w 1943 roku do druku zbiorek składający się z 32 piosenek i pieśni
żołnierskich, nadali mu tytuł dzieła Stanisława Moniuszki nie tylko dla zamaskowania
charakteru publikacji. We wstępie od Redakcji napisano między innymi:
„Na karcie tytułowej naszego śpiewniczka mieliśmy odwagę umieścić tytuł wielkiego i
cennego w dziejach muzyki polskiej wydawnictwa Stanisława Moniuszki: Śpiewnik domowy.
31
Chcielibyśmy tym niejako pod - kreślić, iż duch największego pieśniarza na pewno będzie nam
patronować w tym naszym żołnierskim śpiewaniu. Na razie będziemy śpiewać - a raczej nucić
- te piosenki tylko w domu, w ukryciu. Ale bliska już chwila, kiedy na placach i ulicach, po
miastach i wsiach, całą piersią głośno śpiewać będziemy: Hej, kto Polak na bagnety! Żyj
swobodo, Polsko żyj! Naprzód do boju żołnierze! Jeszcze Polska nie zginęła...”
Współpracownicy KOPR, literaci i dziennikarze, którzy przygotowywali do druku w
1942/1943 roku wspomniany „Śpiewnik domowy”, pamiętali o piosenkach, które polski
żołnierz śpiewał w czasie pierwszej wojny światowej, w dwudziestoleciu międzywojennym i
we wrześniu 1939 roku. Niektóre zachowali nietknięte w wersji pierwotnej, niektórym nadali
kształt nowszy, bardziej odpowiadający potrzebom chwili. Niech więc nikogo nie zaskoczą
słowa „Wojenki” tak bardzo odbiegające od znanego powszechnie oryginału z roku 1917.
Wojenko, wojenko,
Markietanko szańca,
Kogo ty pokochasz;
Kogo ty pokochasz,
Jeśli nie powstańca...
Mamy tu do czynienia z nie pierwszą przeróbką tej popularnej piosenki. Już
bezpośrednio po jej narodzinach dopisywano dalsze zwrotki albo modyfikowano
najdawniejsze. Nieomal w każdym zbiorze pieśni, bez względu na to, czy będzie to publikacja
sprzed 1939 roku, czy po roku 1945, czy wydana w kraju, czy za granicą, natrafiamy na wersji
różniące się znacznie od siebie. Inną prezentuje Tadeusz Załuski w „Pieśniarzu polskim”, inną
znajdziemy w „Polskim śpiewniku narodowym” opracowanym i wydanym około 1940 roku w
Londynie przez Waleriana Adamskiego, jeszcze inną odnotował Adam Harasowski w „Złotej
księdze pieśni polskiej” opublikowanej na emigracji w 1955 roku. Znacznie skróconą i również
odmienną od poprzednich odnajdziemy w opracowanym przez Zofię Lissę „Śpiewniku
żołnierza polskiego”:
Wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani,
Że za tobą idą chłopcy malowani?
Chłopcy malowani, sami wybierani,
Wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani?
Wojenko, wojenko, jakaś ty szalona!
Kogo ty pokochasz, już mu śmierć sądzona.
Metamorfoza „Wojenki” nie zakończyła się również w 1942 roku, kiedy to
przygotowując nowy tekst do „Śpiewnika domowego”, z oryginału powstałego - jak podano w
dopisku - w 1917 roku, zachowano jedynie pierwsze strofki. W latach 1943 i 1944
rozpowszechniła się w rejonach Lubelskiego, Kielecczyzny i Ziemi Łódzkiej partyzancka
piosenka „Lesie, polski lesie”. Ale tu już z dawnej „Wojenki” pozostała tylko melodia i
pojedyncze słowa:
Lesie, polski lesie,
Ty leśne pustkowie,
Wiatr od ciebie niesie,
Wiatr od ciebie niesie
Wolnej Polski powiew...
32
Tradycje żołnierskiej piosenki sprzed września 1939 roku były wyjątkowo żywe w
ciągu wszystkich lat wojny. Nawiązywali do niej poeci i uznani już twórcy wojskowego
repertuaru, odradzała się również pieśń bezimienna z szańców i okopów pierwszej wojny
światowej, owa pieśń bez metryki, o której felietonista Zygmunt Nowakowski pisał jako o
pieśni - znajdzie, zasługującej nie tylko na najwyższą uwagę, ale przede wszystkim godnej
najgorętszej miłości. Toteż trafi do śpiewników i zbiorków drukowanych w latach okupacji,
zarówno w kraju, jak i poza jego granicami, osnuty na motywach ludowych „stary”
„Rozmaryn”, zamieszczony po raz pierwszy w 1915 roku w zbiorku Adama Zagórskiego
„Polskie pieśni wojenne i piosenki obozowe”, które opublikowano staraniem „Wiadomości
Polskich” podczas pobytu Legionów w Piotrkowie. Bezimienny autor wzbogacił tę ludowo -
żołnierską śpiewkę z 1914 roku jeszcze jedną zwrotką, napisaną w roku 1943 w Warszawie.
Przypomni się wraz z nową melodią, skomponowaną w 1942 roku w okupowanej stolicy, pełen
wdzięku tekst pióra Kornela Makuszyńskiego o polskim żołnierzu, co to przystroił sobie szary
kołnierz munduru „wężami srebrzystymi”. Ten „Największy pan na ziemi” będzie miał zawsze
w piersi
...złote, dobre serce,
dziewczęce łzy w manierce,
pałacu mu nie trzeba,
gdy widzi trochę nieba...
Zabrzmi również z mocą w latach okupacji hitlerowskiej jedna z najpiękniejszych
piosenek okresu pierwszej wojny światowej, znana jako „Białe róże” albo „Rozkwitały pąki
białych róż”.
Zygmunt Andrzejowski w trzecim tomie „Wojennej pieśni polskiej”, w którym zebrał
„pieśni żołnierskie, ludowo - żołnierskie i ludowe śpiewane przez wojsko Rzeczypospolitej
Odrodzonej od wymarszu I - szej Kadrowej do 1933 roku”, umieścił obok „Białych róż”
następujący przypis: „Piosenka to nieznanego autora, powstała w 1918 roku. Kazimierz
Wroczyński (dramatopisarz i poeta, czynny w Warszawie międzywojennej, zmarł w 1957 roku
- przyp. T. Sz.) napisał podobną piosenkę o trzech zwrotkach. Pierwsza jest taka sama, jedynie
zamiast słów „Wróć do chaty, jak za dawnych lat” - są „Przyjdź, pocałuj!...” Istnieją do tej
pieśni trzy melodie bardzo do siebie zbliżone. Dwie skomponował Bogusław Szul - Skjöldkrona,
mjr Legionów, trzecią zapisał Mieczysław Kozar - Słobudzki” (zmarł w 1964 roku - przyp. T.
Sz.).
Tę właśnie trzecią melodię, znaną najpowszechniej, wykorzystało wielu autorów do
tekstów pisanych w latach 1939 - 1945 w partyzantce, w wojsku, w konspiracji, a nawet w
obozach jenieckich. Samej zaś piosence „Białe róże”, składającej się z pięciu zwrotek i
powstałej w 1918 roku, przybyła w 1943 jeszcze jedna strofa, także bezimiennego twórcy:
Nie rozpaczaj lube dziewczę, nie,
W polskiej ziemi nie będzie mu źle,
Policzony będzie trud i znój,
Za Ojczyznę poległ ukochany twój...
I ten bezimienny tekst, razem ze zwrotkami ułożonymi w czasie pierwszej wojny
światowej, trafił na łamy konspiracyjnego „Śpiewnika domowego” w lipcu 1943 roku.
Popularnym pieśniarzem wojska polskiego przed drugą wojną był m. in. kpt. Adam
Kowalski, dziennikarz i poeta. Ile napisał żołnierskich piosenek, trudno doprawdy ustalić.
33
To pewne, że musiało ich być bardzo dużo, skoro w 1937 roku w książce pt. „100 pieśni
żołnierskich” zdołał ich zgromadzić aż tyle. Lecz tylko niektóre zdobyły sobie popularność i
trwałe miejsce w śpiewnikach wojskowych. Jeśli nawet „wyszła mu” jakaś piosenka, jak np.
marsz „Lotnictwo”, zaczynający się od słów:
Hej ponad góry, hej ponad chmury,
Orłowym lotem pod nieba strop...
to musiała ustąpić przed znacznie bogatszym formalnie marszem „Lotnik skrzydlaty władca
świata” Aleksandry Zasuszanki i Stanisława Latwisa.
Warto przy tej okazji przypomnieć historię narodzin „Marsza lotników”, opowiedzianą
mi przez autorkę tekstu, która do dzisiaj mieszka i pracuje w Kielcach.
Był rok 1930. Aleksandra Zasuszanka studiowała polonistykę na Uniwersytecie
Warszawskim. Stanisław Latwis był „świeżo upieczonym” pilotem 111 Eskadry Samolotów
Myśliwskich im. Tadeusza Kościuszki I Pułku Lotniczego na Okęciu. Spotykali się oboje na
wieczorkach młodzieżowych. Latwis był duszą towarzystwa, grał bardzo ładnie na fortepianie.
Często w czasie tych spotkań wykonywał dziarskiego marsza. To była jego ulubiona melodia.
Jak mówił - przekazywana tradycją rodzinną na wnuków i synów, od czasów Insurekcji. Z tą
melodią kosynierów 1794 roku wracał w progi domowe z wojennej tułaczki pradziad
Latwisów. Dlatego por. pilot Stanisław tak bardzo chciał, by stała się ona hymnem 111 Eskadry,
noszącej imię Naczelnika. Wiedział, że Aleksandra Zasuszanka publikuje artykuły z historii
lotnictwa, że drukuje wiersze. To zadecydowało, że właśnie do niej zwrócił się z prośbą, by do
melodii marsza, którą on jedynie częściowo zmodyfikował i unowocześnił, zechciała napisać
tekst o lotnikach 111 Eskadry. Zadanie było trudne. Owego roku ferie wielkanocne spędzała A.
Zasuszanka w Kielcach u rodziców. Całe dnie przesiadywała przy pianinie. Przegrywała
melodię i pisała słowa. Z dużą tremą oddawała Latwisowi nuty wraz z tekstem. Latwisowi
Marsz się podobał, ale ostateczna decyzja należała do eskadry. I oto pewnego dnia wezwano
pannę Aleksandrę do dowództwa na Okęcie. Nie spodziewała się, że w tym dniu, przy
dźwiękach „Marsza lotników” dowódca, kpt. pilot Józef Kępiński, udekoruje ją honorową
odznaką 111 Eskadry Samolotów Myśliwskich, niewielkim znaczkiem okolonym gwiazdami.
W centrum, na tle amerykańskiego sztandaru, krzyżowały się srebrne kościuszkowskie kosy.
Takie godło wymalowane było na kadłubach samolotów, które ufundowała polonia
amerykańska. W latach II wojny światowej spadkobiercą tradycji 111 Eskadry Myśliwskiej był
Dywizjon 303, zwany „Kosynierami Warszawy”.
W roku 1931, względnie na początku 1932, „Marsz lotników” doczekał się pierwszego
wydania drukiem. Ukazała się też płyta. W 1933 roku rozbrzmiewał podczas uroczystości
odsłonięcia pomnika Lotnika w Warszawie. W 1934 witano nim na lotnisku na Okęciu kapitana
Jerzego Bajana, opromienionego sławą zwycięzcy w zawodach Challenge'u. W 1937 roku,
podczas uroczystości związanych z X-leciem Centrum Wyszkolenia Oficerów Lotnictwa w
Dęblinie, grano go po raz pierwszy jako oficjalny marsz Polskiego Lotnictwa. Odtąd już
niezmiennie towarzyszył wszystkim eskadrom, poprzez dni pokoju, a potem - od września 1939
roku - przez wszystkie dni wojny, aż do zwycięstwa.
Pieśń „polskich Ikarów” żyje ponad 40 lat. Dosyć długo, by czas pozacierał fakty
związane z jej genezą. Także już dzisiaj mało kto wie, kim byli autorzy. Dlatego tutaj
opowiedziałem jej dzieje, a w przypisach pomieściłem życiorysy twórców pieśni o lotnikach,
którzy mkną „coraz wyżej i wyżej ku niedościgłym gwiazdom”:
34
A jeśli z nas
ktoś legnie wśród szaleńczych jazd,
czerwieńszy będzie kwadrat,
nasz lotniczy znak. Znów pełny gaz,
bo cóż że spadła któraś z gwiazd,
gdy cała wnet eskadra pomknie na szlak...
Wróćmy ponownie do twórczości Adama Kowalskiego i do tych jego utworów, które
przyniosły mu uznanie i rozgłos. Do nich zaliczała się piosenka o polskim morzu, której słowa
nabrały szczególnej wymowy w latach 1938 - 1939. Coraz doniosłej rozlegał się wówczas
hitlerowski wrzask o rzekomych niemieckich prawach do tzw. „korytarza”, coraz bezczelniej
dygnitarze spod znaku swastyki poczynali sobie w wolnym mieście Gdańsku. Wiele innych
pieśni opiewało już wcześniej nasz dostęp do morza. Ale ta, mówiąca o obronie polskich praw
do Bałtyku, o flocie stojącej na straży bram portu i marynarzach, gotowych „lec z honorem na
dnie morza” w walce z wrogiem, ta właśnie piosenka rozbrzmiewała wtedy najbardziej
zdecydowanie na ulicach, na zebraniach, na uroczystych capstrzykach i harcerskich
wieczornicach:
Morze, nasze morze,
Wiernie ciebie będziem strzec.
Mamy rozkaz cię utrzymać,
Albo na dnie, na dnie twojem lec,
Albo na dnie, z honorem lec.
W czasie wojny zapomniano o autorze i o rozlicznych utworach jego pióra i kompozycji.
Tu i ówdzie śpiewano je jeszcze, lecz już jako bezimienne, bądź uważane za dzieła piosenkarzy
konspiracyjnych. Zapewne tylko niektórzy obrońcy powstańczych barykad na Starówce
orientowali się, że śpiewana przez nich w 1944 roku piosenka „Miasto, Stare Miasto” była
jedynie nieznaczną przeróbką piosenki Adama Kowalskiego „Morze, nasze morze”:
Miasto, Stare Miasto,
Wiernie ciebie będziem strzec,
Mamy rozkaz cię utrzymać,
Albo w gruzach, w gruzach twoich lec,
Albo w gruzach, z honorem lec...
To samo dotyczy dwóch piosenek partyzanckich. W jednej „morze” zastąpiono „lasem”
i śpiewano po prostu:
Lesie, polski lesie,
Wiernie będziem ciebie strzec,
Mamy rozkaz cię utrzymać,
Albo w cieniu sosen twoich lec,
Albo w cieniu z honorem lec...
W drugiej, o której wspomina Władysław Gołąbek „Boryna” w wydanej w 1958 roku
książce W oddziałach Batalionów Chłopskich na Kielecczyźnie, słowa już były prawie
całkowicie nowe, jedynie melodia nie zmieniona:
35
Już nas bierność nie ocali,
Kiedy walka w świecie wre.
Wojny pożar świat podpalił,
Sztandar walki w górę wznieś!
Wolność ludu, wolności
Wywalczonej będziem strzec,
Naszym hasłem - wrogów zniszczyć,
Albo w walce, w walce za nią lec,
Albo w walce z honorem lec...
Podobnie nowy tekst powstał na Rzeszowszczyźnie. Piosenkę sygnowaną godłem
„Radło” wydrukowano w lipcu 1944 roku w konspiracyjnym zbiorku „Pieśni Batalionów
Chłopskich”. Jej refren brzmiał:
Chłopskie Bataliony
Wierna polskiej ziemi straż,
Za ojczyste swe zagony
Będziem walczyć i za kraj nasz,
Będziem walczyć i za kraj nasz.
Za bezimienną uchodziła także w latach ostatniej wojny piosenka „Najwyższe
odznaczenie”. W okresie od połowy 1943 do maja 1944 roku działała w Sandomierszczyźnie
obwodowa grupa dywersyjna Armii Krajowej dowodzona przez „Orlicza” - Stefana
Franaszczuka. Żaden z partyzantów nie wiedział, jaką drogą piosenka trafiła do oddziału, kto
ją przyniósł, kto napisał lub skomponował. Przypadła im do serca, miała smętną melodię, tak
bardzo odpowiadającą nastrojom panującym przy nocnym, partyzanckim ognisku:
Ordery, krzyże, medale,
Brązowe, srebrne i złote,
Wspaniale, ale nie trwale,
Wieńczą żołnierzy za cnotę...
Dlatego jest we zwyczaju
I być nie może inaczej,
Że tylko cnoty najwyższe
Drewnianym krzyżem się znaczy.
Adam Kowalski, autor piosenki, która jeszcze dotąd uchodzi u byłych „Orliczaków” za
ich własną, partyzancką, walczył w 1939 roku na froncie, a po klęsce i upadku Warszawy wraz
ze swymi podkomendnymi przekroczył granicę rumuńską. Ucichły wtedy pieśni i piosenki, w
milczeniu szedł żołnierz do niewoli i na tułaczkę po cudzych stronach. Kapitan Adam Kowalski
trafił do obozu internowanych w Balš. Tu był właśnie świadkiem żołnierskiej rozpaczy, tu
stykał się z ludźmi otępiałymi i ogłuszonymi ogromem wrześniowego dramatu. Patrząc na
rzeszę bezradnego i rozbrojonego żołnierza, uświadamiał sobie coraz mocniej samotność
polskiego narodu w dniach wybuchu drugiej wojny światowej i w toku kampanii wrześniowej.
Wtedy to znowu odezwał się w nim pieśniarz żołnierski.
W październiku 1939 roku z Balš popłynęła w świat pierwsza, nowa polska pieśń
żołnierza - tułacza. Wówczas, w drugą niedzielę października, kapitan Adam Kowalski nie
zdawał sobie sprawy, że ta właśnie pieśń rozsławi jego nazwisko; że obiegnie wszystkie
36
kontynenty, że będą ją śpiewać żołnierze walczący na Pustyni Libijskiej, że trafi do okopów
we Włoszech, że z zamglonej Szkocji wraz z „cichociemnymi” dotrze do polskiego lasu; że
będzie rozbrzmiewać na barykadach powstańczej Warszawy. Chciał tylko, by „Modlitwa
obozowa” pokrzepiła wątpiących i aby dodała sił tym, którzy pragnęli iść dalej, do Francji, by
tam bić się „o polski dach i polską broń”.
W czasie wojny, a i chyba do tej pory także, tę „bezimienną” pieśń przypisywano Polsce
Podziemnej, bądź oddziałom polskim na Zachodzie. Tak np. w cytowanym już uprzednio
śpiewniku partyzantów Zamojszczyzny opatrzono Modlitwę uwagą: „Hymn wojska polskiego
na emigracji - Anglia 1942 r.” Nieścisła jest również informacja A. Harasowskiego, który
umieszczając pieśń w „Złotej księdze” określa jej powstanie na rok 1940. Ale na przykładzie
„brzóz płaczących” wiemy, jakie są losy piosenki, szczególnie żołnierskiej. Jej słowa często
podlegają prawom wymiany, każdy oddział i każde zgrupowanie ma również prawo uznać ją
za swoją. Pytaniem, kiedy powstała i gdzie, nikt się specjalnie nie przejmuje. Często nawet
celowo deformowano genezę utworu i pomijano nazwisko twórcy, chociaż przebywał on na
obczyźnie, by nie narazić jego bliskich w kraju na represje ze strony okupanta. W „Małym
modlitewniku żołnierza”, wydanym nakładem biskupa polowego PSZ w Londynie w 1942
roku, wydrukowano „Modlitwę obozową” bezimiennie. Modlitewnik ten zabierali ze sobą do
kraju „cichociemni”. Podobnie postąpił autor „Zbioru pieśni polskich”, wydanego w 1944 roku
na Bliskim Wschodzie. Publikując pieśń pod zmienionym tytułem „O, Boże skrusz ten miecz”,
również nie podał nazwiska poety. Sprawa jest jasna i można by przejść nad nią do porządku
dziennego. A jednak w przypadku „Modlitwy” ustalenie wszystkich danych dotyczących
zarówno tekstu, jak i czasu oraz miejsca narodzin nabiera obecnie szczególnej wagi. Bowiem
„Modlitwa obozowa”, to z całą pewnością pierwsza pieśń polskiego żołnierza po kampanii
wrześniowej, pieśń z obozu internowanych w Balš w Rumunii. Już nie adaptacja i nie przeróbka
dawnej, ale zupełnie nowa, oryginalna, choć ściśle tkwiąca w historii dopiero co umilkłych
dział i nawiązująca do znanej modlitwy Mickiewicza.
O, Panie, któryś jest na niebie,
Wyciągnij sprawiedliwą dłoń!
Wołamy z cudzych stron do Ciebie,
O polski dach i polską broń...
Tak brzmiał początek tej pieśni w oryginale. Mimo że odbyła w czasie wojny ogromną
wędrówkę przez wszystkie fronty i niemal przez wszystkie polskie lasy, zachowała do końca
swój kształt pierwotny. Drobne zmiany poczyniono jedynie w wersji znanej jako Modlitwa
partyzancka:
O, Panie, któryś jest na niebie,
Wyciągnij sprawiedliwą dłoń.
Wołamy z wszystkich stron do Ciebie,
O polski dach i polską broń.
O, Boże, skrusz ten miecz co siecze kraj,
Do wolnej Polski nam powrócić daj!
By stał się twierdzą nowej siły,
Nasz dom, nasz kraj!...
Adam Kowalski wraz z innymi wojskowymi przekradł się z obozu w Balš przez
kordony graniczne i walczył we Francji. Po jej klęsce przybył do Anglii. Jeszcze przed
37
opuszczeniem Balš napisał trzy inne piosenki: „Nie zginałaś”, „Sen tułacza” oraz „Nowe
Tipperary” i w 1943 roku opublikował je wraz z „Modlitwą obozową” w zbiorku pieśni i
wierszy „Kierunek Wisła!” podczas pobytu w Glasgow w środkowej Szkocji.
Lecz jest to już odrębny rozdział związany z dziejami nowej piosenki żołnierskiej, która
rodziła się w ogniu walki o nową Polskę na wszystkich frontach świata. Rozdział o dalekiej
drodze do wolności; od zaprawionej goryczą klęski wrześniowej 1939 roku do zwycięskiego
maja 1945, kiedy to polski sztandar, szarpany podmuchami wiatru, zatrzepotał na gruzach
Berlina.
Ale nim otworzymy rozdział o piosence, która wiodła żołnierzy „spoza gór i rzek” do
ojczyzny, wsłuchajmy się najpierw przez moment w śpiew płynący zza potrójnych kolczastych
drutów i zasieków, z niewoli.
Wiatr strunami drutów śpiewa,
Rytmem walca szumią drzewa,
Ja pamiętam inny śpiew –
Rodzinnych drzew...
Tak zaczyna się piosenka, której miejscem narodzin był jeniecki barak, odcięty od
świata siecią splątanych drutów, rozpiętych pomiędzy górującymi nad obozem wieżami
wartowników.
Za tymi drutami znalazł się żołnierz przytłoczony ogromem klęski, jaka spotkała jego
kraj i naród. Na wrześniowych polach walki pozostało ponad 66 tysięcy zabitych. Szpitale i
prowizoryczne lazarety zatłoczone były ciężko i lżej rannymi, których naliczono aż 133 tysiące.
W gruzach leżały zburzone pociskami i bombami wsie oraz miasta.
Kiedy żołnierze i oficerowie szli pod konwojem na jeniecką tułaczkę, nie zdawali sobie
jeszcze sprawy, że teatr wojenny potrwa sześć pełnych lat, że tym samym i oni zostaną skazani
na sześć lat izolacji, prawie na dwa tysiące podobnych do siebie, jednostajnych dni za drutami.
Szli bezbronni wobec toczących się wydarzeń, a jednocześnie pełni wiary, że z wiosną 1940
roku Francja i Anglia zapłacą hitlerowcom za napaść na Polskę. Jakże złudna to była wiara i
nadzieja.
Tym przekonaniem żyli szczególnie ci wojskowi, których Niemcy wywieźli na zachód
Rzeszy i zamknęli w obozach niedaleko granic Belgii i Francji. Zza drutów obserwowali oni
przygotowania Wehrmachtu do nowej wojny, widzieli transporty, które szły drogami w pobliżu
obozu, słyszeli w nocy głucho dudniące, załadowane sprzętem pociągi. I liczyli dni i tygodnie
dzielące ich od starcia III Rzeszy z Francją. Z tego czasu zachował się nawet wiersz oficera,
jeńca, ppor. Henryka Rostworowskiego, wydrukowany w 1957 roku przez Jana Szczawieja w
„Antologii polskiej poezji podziemnej” jako utwór bezimienny. Napisany w listopadzie 1939
roku, a recytowany przed gronem kolegów - jeńców już 2 grudnia tegoż roku w Weilburgu nad
Lahnem, oddaje wyraźnie ową atmosferę napiętego oczekiwania i nadziei, którą żyli wówczas
ludzie zapędzeni za obozowe druty.
Początkowo wiersz „Kamieniołomy” nie miał nic wspólnego z piosenką. Stał się nawet
tytułową pozycją skromniutkiego tomiku poetyckiego, który dwaj podpułkownicy E. Schubert
i J. Gawron odbili na powielaczu w 120 egzemplarzach, na Wielkanoc 1940 roku, w oflagu IX
B. Oficer - jeniec Jerzy Staniszkis przyozdobił tomik rysunkami. Po jakimś czasie luźna kartka
z wierszem dotarła do okupowanego kraju. Tutaj pianistka Franciszka Leszczyńska
skomponowała do słów melodię i wysłała nuty z powrotem do oflagu. W podobny sposób,
mniej więcej na przełomie 1940/1941 roku, trafił wiersz do rąk Andrzeja Markowskiego w
38
Lublinie. Powstała wówczas druga wersja muzyczna. Od tej pory „Kamieniołomy” wędrowały
już także jako piosenka. Wykonywano ją na koncertach konspiracyjnych w Warszawie,
Lublinie, Krakowie. Wiersz H. Rostworowskiego, który zainspirował muzyków w kraju,
przytaczam w całości, przy czym z nazwiskiem autora spotkamy się jeszcze niejednokrotnie w
toku śledzenia piosenkarskiej twórczości jenieckiej. Dodam, że „Kamieniołomy”, podpisane
inicjałami H.R., wydrukowane zostały w kraju w podziemnej „Antologii poezji współczesnej”
„Narcyza Kwiatka”.
Noc dziś całą jechały transporty,
Aut kolumny, pancerne kohorty,
Motocykle, ciągniki, furgony,
Feld - kompanie i szturm - bataliony,
„Iks” dywizji zmotoryzowanych,
Długim sznurem jechało w Nieznane.
Spać nie mogłem, wsłuchany w noc całą,
Jak to wojsko w Nieznane jechało...
Tak niedawno, na polach w oddali,
Oni właśnie tak samo jechali...
Wtenczas serca nam biły goręcej
I broń zimną ściskaliśmy w ręce...
Dziś jedynie przez druty i kraty
Słucham w ciszy, jak jadą armaty...
Dokąd jadą? Na zachód - a przecie
„Na zachodzie bez zmian” jest w gazecie.
Wolno wloką się nocy godziny -
Szybko pędzą maszyny, maszyny...
Przejechali i znikli w oddali.
Tylko w szyby deszcz siecze i wali...
A czasami słychać jakby gromy:
My to znamy - to „kamieniołomy”!
Nadzieja na rychłą zmianę sytuacji pozwalała trwać nawet w najokropniejszych
warunkach obozowych, spać na podgniłej słomie rzuconej na rozmiękłą od deszczu ziemię,
przykrywać się zawszonym kocem lub szynelem, tonąć po kostki w błocie na apelowym placu
i trząść się z zimna pod brezentowym namiotem. Taki obraz oflagu pozostał w pamięci byłych
jeńców z niewielkiej miejscowości Ziegenhain; cztery rzędy namiotów, przez które wdzierał
się do wnętrza jesienny wiatr, zacinający leszczem; brudni i nieogoleni ludzie; insekty w
posłaniu ze słomy : w mundurach; rozgotowana brukiew zamiast obiadu...
A jednak prościutka piosenka, którą ułożyli wspólnie mieszkańcy obozowego namiotu
nr 1, kpiła wyraźnie z tych koszmarnych warunków i dworowała sobie z niemieckich
strażników, wrzeszczących: „los! los! weiter” los! Śpiewano ją na ogromnie popularną w
przedwrześniowym wojsku melodię, zapożyczoną ze starej rosyjskiej „Żurawiejki”, ulubionej
śpiewki carskich kawalerzystów:
39
Tam namiotów rzędy cztery,
A w nich siedzą oficery,
Los, los, weiter los,
Immer weiter, weiter los!
Niegolone, niestrzyżone,
W dzień i w nocy obłocone.
Los, los...
Płaszcze, koce nic nie chronią,
Oficery w zęby dzwonią.
Los, los...
To jest Ziegenhainu hymn,
Daruj, jeśli słaby rym!
Z upływem czasu dowództwo Wehrmachtu likwidowało pomniejsze obozy jenieckie.
Zwinięto także namioty na polach Ziegenhainu, a jeńców pognano do Weilburga. Tu w
budynkach, w których jeszcze nie tak dawno szkolono kandydatów na podoficerów
Wehrmachtu, ulokowano ponad pięciuset polskich oficerów i szeregowych. Warunki mieli
znośniejsze, były prycze do spania, można było się ogolić, oczyścić buty, pozbyć robactwa.
Lecz nie można było pozbyć się tęsknoty, spotęgowanej monotonią każdego obozowego dnia.
„...Dzień jeniecki miał nieskomplikowany rozkład, prosty podział. Pobudka, otwarcie
budynków, śniadanie, apel, obiad, apel, kolacja, zamknięcie kwater, capstrzyk. Od pobudki do
capstrzyku, między apelami i porami posiłków, zawarta była wystarczająco duża ilość wolnego
czasu, by stał się dla nas problemem. Czas był wrogiem. I wrogiem były druty, zamykające
odgradzające wszędzie drogę, stale widoczne, nieustannie przesłaniające horyzont...” Tak w
wydanej w 1966 roku książce „Jeniecka Melpomena” napisze Wiesław Mirecki, oficer - jeniec,
przebywający kolejno w obozach w Prenzlau, Neubrandenburgu i Gross Born.
W takich warunkach żyli ludzie podlegający żelaznym prawom ustanowionym przez
faszyzm dla niewolników, odcięci od ojczyzny i rodzin, zagrożeni nostalgią i narażeni nie tylko
na atakującą system nerwowy „chorobę drutów kolczastych”. Mimo międzynarodowych praw
chroniących jeńców wojennych, coraz częściej Gestapo wyławiało z obozów co znaczniejszych
oficerów, oddając ich pod sądy wojenne za rzekome zbrodnie przeciw III Rzeszy. W taki
sposób uprowadzili gestapowcy płk. Witolda Morawskiego z Gross Born i skierowali do obozu
zagłady, skąd nigdy już nie miał wrócić. Coraz częściej Abwehra skazywała na śmierć tych,
którzy usiłowali uciekać poza druty, na wolność. Zdarzyło się nawet, że 5 lutego 1943 roku po
przeniknięciu do obozu II C wiadomości o klęsce hitlerowców pod Stalingradem, co wywołało
wśród jeńców falę radości, rozwścieczeni wehrmachtowcy tuż po capstrzyku otworzyli ogień
do znajdujących się na placu apelowym i na boisku oficerów, zabijając trzech i kilkunastu
raniąc. Hitlerowcy zapobiegali w ten sposób próbom ewentualnego buntu i oporu. Do
koszmarnych warunków bytowych, do wzmagającej się z każdym rokiem nostalgii dołączyła
się jeszcze groźba śmierci.
Toteż od początku istniała konieczność oderwania tej ogromnej masy ludzkiej, tak
różnorodnej pod względem wykształcenia, pochodzenia społecznego i poglądów politycznych,
od beznadziejnej obozowej codzienności. Lekarstwem, w pewnym sensie, mogło być życie
kulturalne.
W roku 1962 ukazały się wspomnienia Wiktora Ziemińskiego „Wrzesień... Oflag...
Wyzwolenie”. Autor, jako porucznik WP, brał udział w kampanii wrześniowej, następnie przez
wszystkie lata wojny przebywał w oflagach, w dniu wyzwolenia obozu stracił rękę, mimo to
40
wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego, gdzie dosłużył się rangi generała. W rozdziale
„Początek niewoli” charakteryzuje życie w Oflagu XI B w Braunschweigu, odnotowując na s.
123 - 124 m. in.:
„Trudno teraz przez pryzmat czasu przypomnieć sobie wszystkich naszych kolegów,
których dewizą było za wszelką cenę przetrwać, nie dać się nostalgii, nie popadać w abnegację
i w miarę możliwości wypełnić czymś długie, beznadziejnością tchnące dni obozowe. Do tych
naszych, jak ich wówczas nazywano, „kulturträgerów” należeli tacy oficerowie, jak Kazimierz
Rudzki, Braunek, Rzewuski, Ptasiński, Neuman, Staniszkis, Pelz, Lindner i wielu, wielu innych.
Na pierwszy ogień poszło przygotowanie przedstawienia teatralnego. [...] Codzienne próby,
wybór z pamięci tekstów, preparowanie dekoracji [...] wszystko to zaprzątnęło na jakiś czas
umysły wielu z nas. Pierwsze przedstawienie (montaż wierszy i zapamiętanych piosenek)
cieszyło się powodzeniem, jakiego nie powstydziłby się najlepiej prosperujący przed wojną
teatr stołeczny. A hejnał odegrany na tle wymalowanej na kartonie Wieży Mariackiej wycisnął
u niejednego zahartowanego wiarusa łzę wzruszenia z oczu...”
W latach późniejszych, kiedy Niemcy rozwiązali dużą ilość stalagów, a żołnierzy
skierowali na przymusowe roboty rolne „u bauerów”, oficerów zaś i pewną część szeregowców
skupili w takich wielkich obozach jak Murnau (Bawaria), Dössel, Gross Born (opodal
dzisiejszego Połczyna Zdroju) i w Woldenbergu (obecnie Dobiegniewo w woj.
zielonogórskim), życie kulturalno - oświatowe przybrało formy bardziej zorganizowane.
W początkowym okresie polegało ono w dużej mierze na improwizacji, na ogół zresztą
udanej, pozwalającej obozowiczom chociaż przez chwilę oderwać się od przytłaczającej
atmosfery, od monotonnych, ogłupiających zajęć obozowych i od spraw osobistych. Wielka w
tym zasługa ludzi pióra, teatru, plastyki, ludzi noszących te same, co inni, mundury i tak samo
skazanych na trwanie w jenieckim obozie.
Piszę o tych sprawach naturalnie w ogromnym skrócie, życie kulturalne wśród jeńców
wojennych prosi się o obszerne omówienie. Sygnalizuję to zagadnienie jedynie po to, by zająć
się piosenką i to zaledwie w oparciu o parę przykładów.
Otóż w grudniu 1939 roku z Oflagu IX B w Weilburgu zaczęły nadchodzić do rodzin w
okupowanym kraju listy od jeńców. W listach tych znajdowano pojedyncze kartki z
przeróżnymi tekstami, zarówno wierszy, jak i piosenek, odbite na powielaczu i opatrzone
niemiecką pieczęcią: „Geprüft”. Z kilkunastu takich kartek powstawał zeszyt, zawierający
wybór utworów wykonanych w obozie podczas wieczoru artystycznego, nazwanego
początkowo „Czarną kawą przy piwie”. Pierwszy taki wieczór odbył się w Weilburgu 25
listopada 1939 roku, przy czym reżyserem całości był ppor. Kazimierz Rudzki, młody
absolwent wydziału reżyserii teatralnej, zaś wykonawcami zarówno autorzy tekstów, jak i
uzdolnieni amatorzy. Program nie był jeszcze zbyt bogaty. Podporucznicy Jan i Adam Landy
(bracia) grali na rozklekotanym fortepianie wiązanki przedwojennych piosenek żołnierskich i
szlagierów, cała sala śpiewała „Hymn Ziegenhainu”. Ppor. Kazimierz Rudzki wiązał wszystko
słowem i wygłaszał monolog pióra Juliana Tuwima „Ślusarz”; ppor. Henryk Rostworowski
prezentował swoje najnowsze przekłady dawnych piosenek francuskich; ppor. Aleksy Rżewski
odtwarzał monolog radcy Strońcia „Fason piechoty” zapamiętany z programu radiowej
„Wesołej lwowskiej fali”; kapitan Marian Pisarek z gitarą, dziwnym trafem zdobytą, wystąpił
jako wykonawca ballady „Czerwona wstęga”; wreszcie ppor. Jerzy Michałowski odśpiewał
piosenkę „Moja mała”, przerobioną z przedwojennego tanga. Dekorację do tej rewii
prezentowanej z estrady, którą tworzyły zsunięte stoły, przygotowali ppor. Jan Bogusławski i
Jerzy Staniszkis.
41
Jeśli jeszcze ten pierwszy program, przyjęty zresztą przez współjeńców - widzów
bardzo ciepło i życzliwie, nie błysnął niczym oryginalnym, to już w następnych pojawiały się
interesujące poezje i piosenki. Początkowe skrępowanie spowodowane cenzurą Abwehry
stopniowo ustępowało, teksty były coraz śmielsze, aluzyjne, a piosenki niekiedy niewiele
różniące się od tych, które powstawały poza drutami.
2 grudnia 1939 roku, na następnej z kolei „Czarnej kawie przy piwie”, ppor. Jerzy
Michałowski zaprezentował słuchaczom z Oflagu IX B wiersz - piosenkę pióra poety - oficera
ppor. Andrzeja Nowickiego z muzyką ppor. Jana Landy „Kriegsgefangenenpost”.
Wspominając życie artystyczne w innym obozie jenieckim, Wiesław Mirecki napisze
po latach:
„Podczas koncertu recytowałem, a właściwie podśpiewywałem przy akompaniamencie
pianina, wiersz - piosenkę. Tekst napisany przez jeńca - poetę siedzącego w innym oflagu
(chodzi właśnie o Andrzeja Nowickiego i jego Kriegsgefangenenpost - przyp. T. Sz.), okrężną
drogą, poprzez kraj, dotarł do naszego obozu. Utwór znakomicie oddawał zarówno
dziwaczność złożonego niemieckiego słowa, jak i naszą bezradność, naszą tęsknotę:
Kriegsgefangenenpost to brzmi jak tajemnica... Stałem wysoko na podium. Koncert odbywał
się w świetle dnia, słońce padało przez szklaną ścianę hali, ostro oświetlając siedzących.
Widziałem ich lepiej niż oni mnie. Rzędy mężczyzn, głowa przy głowie, błyskające łysiną i
srebrem siwizny. Wiersz chwycił. Znałem te odruchy zażenowania, gdy sięga się po chusteczkę,
by wytrzeć niby nos, gdy trzyma się dłoń przy twarzy, w pozornym geście zasłuchania, by móc
nieznacznym ruchem palca usunąć dowód wzruszenia...”
Krieg - rozumiesz - to wojna,
Gefangene - jeniec - to ja...
Czy jesteś już spokojna,
Gdy znasz te słowa dwa?
Kriegsgefangenenpost - to brzmi, jak tajemnica,
To pociągów daleki świst,
To Twój dom, numer, ulica,
To czekanie na Twój list...
Wiersz - piosenka Andrzeja Nowickiego nie tylko poruszyła jeniecką widownię.
„Kriegsgefangenenpost” krążył także w odpisach po konspiracyjnej Warszawie i miastach
okupowanego kraju. Inny jego wiersz, zaczynający się strofą:
Gdy o Ojczyźnie mojej myślę -
Myślę: Aleje, Zjazd, Powiśle...
trafił na łamy podziemnej gazety „Dzień Warszawy”. Nie jedyny to zresztą przypadek, że
wysyłane z Weilburga kartki, pokryte powielaczowym drukiem, wędrowały do
konspiracyjnych drukarni, by potem na łamach gazetek docierać do szerokiego kręgu
czytelników.
Właśnie taką drogą wiersz „o poczcie jeńców wojennych” dotarł również poza kraty i
bramy więzienne. Jeszcze raz odwołuję się do wspomnień Wandy Kurkiewiczowej Za murami
Monte. Na s. 126 autorka pisze: „Ten wiersz wywołał szczególne poruszenie. To był nasz wiersz,
to była nasza niewola i tęsknota, nasze to było czekanie na znak życia z domu, jakże często
beznadziejne czekanie”. Wanda Kurkiewiczowa recytowała wiersz w celi więziennej. Czytała
utwór na łamach prasy podziemnej jeszcze na wolności, zapamiętała go. Jak pisze, „[...] Autora
42
wtedy nie znałam - dziś wiem, że był nim K. I. Gałczyński. Wiersz napisał w stalagu w
Altengrabow. Wiersz zaczynał się słowami: Kriegsgefangenenpost to brzmi jak tajemnica...”
Znany jest jeniecki dorobek poetycki Konstantego Gałczyńskiego. Jego wiersze pisane
za drutami Altengrabow XI A weszły do tomów poezji jeszcze za jego życia. Znane są również
wiersze Andrzeja Nowickiego, podpisywane przez autora imieniem i nazwiskiem w czasach,
gdy przebywał w Weilburgu i Woldenbergu. To jedynie w wydawnictwach podziemnych
drukowano je bezimiennie lub pod pseudonimami „Novus”, „Of.” itp. Autorka wspomnień
miała prawo do pomyłki przypisując „Kriegsgefangenenpost” K. I. Gałczyńskiemu. Na ogół
żadne wspomnienia i żadne prace traktujące o latach wojny nie są wolne od pomyłek. Niełatwo
jest poruszać się w gąszczu odległych spraw, często pogmatwanych, a niekiedy niedających się
rozszyfrować. Lecz skoro już wszystkie bibliografie, w tym „Bibliografia zwartych druków
konspiracyjnych”, ustaliły autorstwo wiersza, pora, by również Wydawnictwo wzięło to pod
uwagę, zwłaszcza że książka Wandy Kurkiewiczowej jest świetnie napisana, cieszy się
poczytnością i jest wznawiana.
Po utworach tego typu co „Kriegsgefangenenpost”, „Moja mała” czy „Walc zimowy”,
nastrojowych i przepełnionych tęsknotą, przyszła kolej na piosenki - jeśli nie bardziej pogodne
- to przynajmniej zbliżone charakterem do żołnierskich. 20 stycznia 1940 roku na kolejnym
wieczorze artystycznym nazwanym tak, jak poprzednie, „Czarną kawą przy piwie” usłyszeli
jeńcy dwie nowe piosenki. Pierwszą, balladową, „Rycerz i dziewczyna”, z muzyką Jana Landy
do słów Andrzeja Nowickiego, wykonał, jak zwykle przy dźwiękach gitary, kapitan Marian
Pisarek; drugą, zatytułowaną „Daleka droga” i nawiązującą do najstarszych: francuskiej
„Madelon” i angielskiej „Tipperary”, śpiewał wraz z ppor. Jerzym Michałowskim obozowy
chór rewelersów. Zespół ten, który tworzyli porucznicy Adam Norski i Roman Uklejewski,
podporucznik Damian Silski i podchorąży Antoni Dobruś, cieszył się ogromną sympatią
jenieckiej braci. I tym razem piosenka podbiła serca oflagowców. Dzisiaj można śmiało
powiedzieć, że „Daleka droga” była drugą po „Modlitwie” z Balš prawdziwą piosenką
polskiego żołnierza.
My dobrze wiemy, gefangenery
Jak to się na front z pieśnią szło!
Oni śpiewają o Tipperary,
A my tu o nich piosnkę tą.
I Madelon nalewa im w maniery,
A potem idą: to the front! au front!
Tak jak wtedy brzmi tam Tipperary
Madelon, Madelon, Madelon!
Po jakimś czasie okrężnymi drogami via kraj i międzynarodowy szpital jeniecki w
Starogardzie, piosenka dotarła do innych obozów. Śpiewano ją w Gross Born, w Murnau, w
Woldenbergu itd. Słowa: ,,Daleka droga jest do Tipperary! Daleka droga, lecz przejdziemy
ją!” - stały się wśród jeńców symbolem upartej wiary w ostateczne zwycięstwo, nawet wtedy
gdy padła Francja, a potem gdy Wehrmacht zbliżał się pod Moskwę.
Po upadku Francji rozpoczęła się stopniowo likwidacja mniejszych obozów jeńców
wojennych. Niemieckie władze wojskowe rozmieściły jeńców w 14 stalagach i w 22 większych
oflagach, tego typu co Murnau VII A, Woldenberg II C, Neubrandenburg II E, Gross Born II
D, Sandbostel 92, Dössel, Hadamar XII B itd. Według danych zawartych w „Małej
Encyklopedii Wojskowej” (tom II), na początku 1941 roku zgrupowano w tych obozach prawie
43
19 tysięcy oficerów i około 133 tysiące szeregowych. W 1944 roku liczba jeńców wojennych
wzrosła o blisko 17 tysięcy wziętych do niewoli powstańców warszawskich. Większość
„weilburczyków” trafiła w 1940 roku do Oflagu II C w Woldenbergu. Był to ogromny obóz.
Sześć i pół tysiąca jeńców wtłoczono do baraków, z których każdy musiał pomieścić
trzystu ludzi; odebrano im buty, a dano drewniane chodaki; odebrano pasy, zaostrzono
przepisy; listy musiały być pisane na specjalnych blankietach obozowych. Cenzura Abwehry
uważnie kontrolowała przesyłki wychodzące i przychodzące. Już nie mogło być mowy o
wysyłaniu do kraju powielaczowych kartek z programami jenieckich wieczorów artystycznych.
Nie oznacza to, że życie kulturalne zamarło. Wręcz przeciwnie, coraz bujniej się rozwijało i to
we wszystkich trzech obozach. Oficerowie - naukowcy organizowali wykłady; oficerowie -
reżyserzy pracowali z oficerami - aktorami nad wystawianiem sztuk w obozowym teatrze
dramatycznym; plastycy przygotowywali kukiełki dla teatrzyku lalek; oficerowie - muzycy
organizowali jenieckie orkiestry i chóry z udziałem solistów; oficerowie - poligloci prowadzili
kursy nauki języków obcych; pracownia plastyczna wykonywała drzeworyty i grafiki, nie
złamali piór literaci i dziennikarze pisujący do obozowych gazetek. W codziennym, tak bardzo
potrzebnym, jenieckim życiu kulturalno - oświatowym tkwili i działali niestrudzenie ludzie o
głośnych i znanych nazwiskach: w Murnau reżyser Leon Schiller, osadzony tutaj w 1944 roku
po powstaniu, kontynuował swą działalność artystyczną z Warszawy; włączył się do prac
jenieckiego teatru, który działał już od 1940 roku ; był prowadzony przez reżysera -
inscenizatora Jerzego Starzyńskiego w Arnswalde II B dziennikarz Marek Sadzewicz
redagował pismo „Za drutami”, a wśród współpracowników znaleźli się oficerowie - pisarz
Leon Kruczkowski i Adam Rapacki; w Woldenbergu ożywioną działalność prowadziła grupa
literacka „Zaułek literacki” z Andrzejem Nowickim, Henrykiem Rostworowskim, Edwardem
Fiszerem i innymi, w życiu muzycznym czynny był m. in. dyrygent Stanisław Gajdeczka,
muzycy ppor. Adam Landy i Jerzy Młodziejowski, w życiu naukowym archeolog prof.
Kazimierz Michałowski, architekt prof. Jerzy Hryniewiecki; w Gross Born - Wiesław Mirecki,
młody wówczas aktor, twórca „połączonych teatrów jenieckich”, i artysta plastyk Jan
Zamojski; w Neubrandenburgu - reżyser Stanisław Wolicki oraz Kazimierz Rusinek, publicysta
i działacz PPS, który we wrześniu 1939 roku organizował z robotników gdyńskich oddziały
Czerwonych Kosynierów, wywieziony później do obozu koncentracyjnego w Stutthofie, i
wielu innych.
W obozach jenieckich działały również podziemne organizacje wojskowe, skupiające
przede wszystkim oficerów zawodowych, którzy tworzyli plutony szturmowe; nawiązano
kontakty organizacyjne z konspiracją na terenie Generalnej Guberni, przy czym łączność (wg
Adama Kowalczyka i Zygmunta Ziółka) z Komendą Główną AK i Londynem utrzymywano
nie tylko za pośrednictwem kolejarzy, lecz przede wszystkim drogą radiową za pomocą
szyfrów (np. do Oflagu II C przemycono radiostację nadawczo - odbiorczą, która
funkcjonowała do 1945 roku); intensywnie szkolono się i przygotowywano do obrony na
wypadek, gdyby ze strony hitlerowców zaistniały jakiekolwiek próby likwidowania obozów i
wymordowania jeńców.
W tym burzliwym, a zarazem skomplikowanym, jawnym i konspiracyjnym życiu
obozowym piosenka nie zaginęła. Nie zawsze była to piosenka oryginalna, niekiedy mieliśmy
do czynienia z adaptacją znanej sprzed wojny, niekiedy rodziła się w obozie jedynie muzyka
do tekstu literackiego napisanego dawniej, lecz zawierającego silny ładunek uczuciowy,
patriotyczny. Taką właśnie niezwykłą karierę zrobił w Woldenbergu wzruszający „Walczyk
Warszawy” pióra Jerzego Jurandota, do którego oficer - jeniec Leon Rzewuski skomponował
w obozie melodię. Tu też, korzystając z nut opracowanych przez kompozytora i jeniecką
44
pracownię graficzną, a wydrukowanych za zgodą polskiego komendanta obozu płk. I. Misiąga
i za zezwoleniem niemieckich władz wojskowych w drukarni F. W. Gadow und Sohn w
Hildburghausen, chór pod dyrekcją znanego już w latach trzydziestych dyrygenta i
kompozytora Lecha Karola Bursy rozpowszechniał „Walczyka” wśród ponad sześciotysięcznej
rzeszy oficerów zawodowych, oficerów rezerwy, podoficerów i szeregowych.
Ten walczyk to walczyk Warszawy,
Ten walc się urodził w Warszawie,
Po ulicach się włóczył
I Warszawy się uczył
Od królewskich łabędzi na stawie.
Zadumał się w sercu Warszawy
Nad dawnych jej dziejów pamięcią,
Westchnął cicho i szczerze
Przed Nieznanym Żołnierzem
I niziutko pokłonił się Księciu...
Walczyk podbił serca żołnierskie, „trafił w klimat panujący wówczas w oflagu”,
wyrażał w słowach i melodii wszystkie uczucia ludzi przebywających lata całe za drutami,
tęskniących do rodzin, do Warszawy i „stron ojczystych”. Ta sylwestrowa noc 1942 roku, kiedy
z prowizorycznej scenki ppor. rez. Jerzy Michałowski, niezawodny i ogromnie lubiany solista
obozowego teatrzyku, śpiewał po raz pierwszy przy dźwiękach fortepianu „Walczyka”, zapadła
byłym jeńcom na zawsze w pamięć. Wpisywali do swych pamiętników i notesów słowa z takim
samym zapałem, jak notowali w jakiś czas potem tekst innej, tym razem pełnej humoru i
zawadiackiej piosenki por. Witolda Pełza, do słów por. Romana Bojarskiego, „Raz na wozie -
raz pod wozem”:
Że bywasz raz na wozie, raz pod wozem i na wozie znów,
taki już żołnierza los.
Dlatego zawsze w najgorszej biedzie
z nieszczęścia swego śmiej się w głos...
Były jeniec wojenny Wiktor Ziemiński, przytaczając w swych wspomnieniach słowa
piosenki Bojarskiego, pisze na s. 147: „Może te, w oryginale zacytowane, słowa piosenki,
wydadzą się czytelnikowi dzisiaj - ot jak większość tekstów piosenek - sentymentalne, a nawet
naiwne, ale wówczas w obozie była to poezja w pełnym tego słowa znaczeniu”.
Życie muzyczne, literackie, kulturalno - oświatowe jest cechą charakterystyczną
wszystkich niemal obozów jenieckich. W Murnau powstał 60 - osobowy chór, a jego
współzałożyciel Franciszek Janicki z Leszkiem Rezlerem i Alim Jankowskim prowadzili także
mały zespół orkiestry symfonicznej. Podobnie w Rottenburgu nad Fuldą, w obozie IX C,. mały
zespół muzyczny i chór rewelersów. W mieszczącym się w górach Harzu obozie XI B na
programy pierwszych organizowanych ta koncertów składały się: duet fortepianowy - por. por.
Witold Pelz, Leon Rzewuski, piosenki - kpt. Tadeusz Kuryłowicz, duet harmonistów - Jasieński
i Kleczewski, konferansjerka - Wojciech Trojanowski, znany przed wojną sprawozdawca
sportowy. W rewii sylwestrowej „Nabrać tchu”, wystawionej w 1940/1941 roku w Hadamarze
XII B, prezentowano m. in. orkiestrę jazzową pod kierownictwem por. Kaznowskiego, chór
rewelersów, balet „Violetta” pod kierunkiem por. Zb. Janaszka, piosenki śpiewał ppor.
45
Wojtyński, monologi wygłaszał ppor. Hamburger, zaś konferansjerkę prowadził rotmistrz
Bilwirz.
W 1944 roku - jak wspomina Stefan Majchrowski w książce „Za drutami Murnau” -
,,[...] z grupą jeńców, powstańców warszawskich, przybyli znani już kompozytorzy, muzycy,
dyrygenci. Przybyli bracia Markowscy: Andrzej Markowski był autorem popularnych piosenek
warszawskich z okresu okupacji. Obaj wzięli udział w życiu muzycznym obozu. Z Murnau wiąże
się nazwisko niejednego wybitnego muzyka czasów powojennych. W Murnau do końca
rozbrzmiewała muzyka, gdy za ścianą - za drutami - prawdziwy świat o niej zapomniał.”
Dodatkowe, mało znane szczegóły z życia obozu II C przynosi relacja Witolda Pelza,
kompozytora muzyki do wspomnianej już piosenki „Raz na wozie - raz pod wozem”. W oflagu
tym skupiło się szczególnie liczne grono utalentowanych muzyków. Prócz wymienionych już
wcześniej: Stanisława Gajdeczki i Lecha Bursy oraz Jana Landego i Leona Rzewuskiego, życie
muzyczne organizowali: dr Jerzy Młodziejowski, kompozytor, skrzypek, dyrygent i krytyk
muzyczny, który w obozie skomponował m. in. utwór orkiestrowy pt. „Elegia fantastyczna na
spalony dwór w Czambrowie” oraz utwór wokalno - instrumentalny „Legenda o Janosikowej
sławie, miłości i śmierci” do słów K. Tetmajera; pianista i akompaniator ppor. Adam Landy,
prof. dr Józef Kołaczkowski, dyrygent chórów kpt. Sauter, zawodowi dyrygenci orkiestr
wojskowych kpt. kpt. Józef Klonowski i Jan Skonieczko i wielu innych. Działając w obozowej
Komisji Kultury organizowali konkursy muzyki poważnej, muzyki lekkiej i piosenek,
przygotowywali repertuar dla chóru i orkiestry, urządzali koncerty muzyki chopinowskiej
(koncert e - moll był powtarzany aż dziesięciokrotnie) i opracowywali muzycznie programy
teatru obozowego, który wystawiał w tym czasie wiele sztuk i montaży. Właśnie w
Woldenbergu m. in. została napisana przez „Spółkę Autorską” komedia muzyczna „Jajko
Kolumba”, do której muzykę skomponował Stanisław Gajdeczka i która z dużym
powodzeniem i w doborowej obsadzie wystawiana była w 1946 roku na scenie Teatru Starego
w Krakowie; tu także zaprezentowano w czasie Świąt Bożego Narodzenia „Pastorałkę
obozową”, ukazującą życie jeńców wojennych, do której wykorzystano znany materiał
muzyczny z jasełek Lucjana Rydla „Betlejem polskie”. Wreszcie w obozie narodziła się bardzo
popularna do dzisiaj piosenka „Ania”:
Pułk wyruszył w pole,
Zapłakała Ania,
Bośmy coraz dalej
Stali od Poznania.
Długie były marsze
Krótkie wojowanie,
Z dalekiej kwatery
Pozdrawiałem Anię...
Narodzinom „Ani” patronował także Oflag II C w Woldenbergu. Ogłoszony tutaj pod
koniec 1943 roku konkurs na słowa piosenki żołnierskiej zakończył się sukcesem młodego
poety, podporucznika Edwarda Fiszera, popularnego po wojnie autora nie tylko piosenek
wojskowych. Drugi konkurs dla kompozytorów miał zdecydować o melodii do „Ani”. Jury
wytypowało dwie kompozycje: Leona Rzewuskiego oraz Emila Rybkowskiego. Ale jenieckie
audytorium, które przybyło na specjalny koncert, by posłuchać obu piosenek w instrumentacji
Stanisława Gajdeczki, było w swej opinii jednoznaczne i laur pierwszeństwa przyznało „Ani”
z muzyką Emila Rybkowskiego. Piosenka miała rytm marsza, była dziarska, prawdziwie
46
wojskowa. Jej melodia, w połączeniu ze słowami, wyrażała to, co czuli wszyscy jeńcy:
nadzieję, że rychło skończy się obozowa wędrówka, że niebawem znowu „dziewczęta i
żołnierze będą razem na kwaterze” w wolnym od wroga kraju.
Już żadna inna późniejsza piosenka nie zrobiła takiej kariery. „Ania” stanowiła więc
jak gdyby ostatnią kartę w rozdziale o jenieckich piosenkach, które w ciągu długich sześciu lat
rozbrzmiewały w czasie przeróżnych „Rewii”, „Wesołych wieczorów”, „Obozowych szopek”,
„Pastorałek” i „Czarnych kaw przy piwie”. Omówione w tym szkicu z konieczności ogromnie
pobieżnie, czekają nadal na swego dziejopisa. Warte są tego, ponieważ stanowią bardzo
interesujący dział w historii polskiej piosenki żołnierskiej.
47
48
49
ROZSZUMIAŁY SIĘ WIERZBY1
słowa: Roman Ślęzak
muzyka: wg pierwszej części rosyjskiego marsza
Wasyla Iwanowicza Agapkina „Pożegnanie Słowianki”
Rozszumiały się wierzby płaczące
Rozpłakała się dziewczyna w głos;
Od łez oczy podniosła świecące
Na żołnierski, na twardy, srogi los.
1 www.antologia.jedrusie.org/42_Rozszumialy_sie_wierzby.mp3
50
Nie ślijcie wierzby nam
Żalu - co serce rwie,
Nie płacz dziewczyno z bram
Bo na wojence nie jest źle.
Do tańca grają nam
Armaty, stali szczęk
Śmierć kosi niby łan
Lecz my nie wiemy co to lęk.
Błoto, deszcz, czy słoneczna spiekota
Zawsze słychać miarowy, równy krok
To maszeruje szara piechota
Na ustach śpiew, pogodna twarz, wesoły wzrok.
Nie ślijcie wierzby nam...
ROZSZUMIAŁY SIĘ WIERZBY PŁACZĄCE
słowa: wg. Romana Ślęzaka
Rozszumiały się wierzby płaczące,
Rozpłakała się dziewczyna w głos,
Od łez oczy podniosła błyszczące,
Na żołnierski, na twardy życia los.
Nie szumcie wierzby nam
Żalu, co serce rwie,
Nie płacz dziewczyno nam
Bo w partyzantce nie jest źle.
Do tańca grają nam
Bergmany, visów szczęk, (Granaty, stenów szczęk)
Śmierć kosi, niby łan,
Lecz my nie znamy, co to lęk.
Błoto, deszcz, czy słoneczna spiekota,
Zawsze słychać miarowy, równy krok,
Maszeruje ta leśna piechota,
Na ustach śpiew, spokojna twarz, pogodny wzrok.
I choć droga się nasza nie kończy,
Choć nie wiemy, gdzie wędrówki kres,
Ale pewni jesteśmy zwycięstwa,
Bo przelano już tyle krwi i łez.
Nie szumcie wierzby nam...
51
Powstała w okresie poprzedzającym wybuch drugiej wojny światowej. Słowa napisał
Roman Ślęzak do zaadaptowanej przez siebie pierwszej części marsza „Pożegnanie
Słowianki”, skomponowanego w 1912 roku przed pierwszą wojną światową przez rosyjskiego
kompozytora W. Agapkina. Zaliczana jest do tych wyjątkowych piosenek wojskowych, które
przeszły do historii polskiej pieśni wojennej nie jako utwór żołnierski, lecz jako typowo
partyzancki. Geneza „Rozszumiały się wierzby” była dotąd zagadką, nie znaliśmy również
zupełnie biografii autora tekstu, Romana Ślęzaka.
Opieraliśmy się jedynie na przesłankach, które prowadziły często do błędnych
wniosków. Dopiero obecnie uzyskane informacje pozwoliły mi dotrzeć do Niska, gdzie autor
„Wierzb” mieszkał przez wiele lat i tam na miejscu uzyskać od nauczycieli Liceum
Ogólnokształcącego, a przede wszystkim od Heleny Ślęzakowej, żony Romana Ślęzaka,
wiarogodne relacje na temat rodowodu piosenki i biografii jej autora. Okoliczności
towarzyszące powstaniu piosenki omówiłem we wstępie do tego rozdziału.
Tu podaję jedynie życiorys autora.
Roman Ślęzak urodził się 20 lutego 1909 roku w Baranowie Sandomierskim n. Wisłą,
w powiecie tarnobrzeskim. Do szkoły powszechnej uczęszczał w rodzinnym miasteczku.
Pochodził z biednej rodziny chłopskiej. Świadectwo dojrzałości otrzymał w 1929 roku kończąc
seminarium nauczycielskie w Rudniku n. Sanem. Został nauczycielem śpiewu i muzyki.
W latach trzydziestych objął posadę w Szkole Podoficerskiej dla Małoletnich nr 3 w
Nisku, mieście powiatowym położonym nad Sanem. W szkole prowadził zajęcia z muzyki.
Współpracował również z miejscowymi zespołami amatorskimi i szkolnymi. W 1937
roku napisał na użytek Szkoły Podoficerskiej dla Małoletnich piosenkę „Rozszumiały się
wierzby”, która w latach wojny przekształciła się w pieśń partyzancką, i która przysporzyła mu
wiele sławy. Podczas okupacji mieszkał w Nisku. Był członkiem podziemnej organizacji
nauczycielskiej TON i prowadził zajęcia na tajnych kompletach nauczania. Od 1 września 1945
roku uczył w Państwowym Gimnazjum, przekształconym w latach późniejszych w Państwowe
Liceum Ogólnokształcące im. Stefana Czarnieckiego. Współpracował z harcerstwem,
opiekował się szkolnym chórem i orkiestrą, dla których pisał piosenki i opracowywał utwory
muzyczne. W 1952 roku ukończył studia zaoczne na wydziale biologii Państwowej Wyższej
Szkoły Pedagogicznej w Krakowie. 1 września 1952 roku objął dyrekcją liceum. Pełnił tę
funkcję ponad 15 lat, zapisując się w pamięci pedagogów i uczniów jako doskonały
administrator, współinicjator przebudowy i rozbudowy gmachu szkolnego, a szczególnie jako
lubiany przez młodzież nauczyciel.
Zmarł w pełni sił 2 lipca 1968 roku w Nisku. Na jego grobie przyjaciele i uczniowie
zasadzili wierzbę płaczącą. Warto dodać, że dziedziniec Liceum Ogólnokształcącego jest
również obsadzony wierzbami na pamiątkę, że w tej szkole uczył autor pieśni partyzanckiej
„Rozszumiały się wierzby”. Oryginalny tekst piosenki otrzymałem od Heleny Ślęzakowej z
Niska.
O kompozytorze rosyjskim. W. Agapkinie także do tej pory niczego de wiedzieliśmy.
Jego biografia była zagadką. Szukanie w rosyjskich i radzieckich słownikach muzycznych oraz
encyklopediach nie przynosiło spodziewanych rezultatów. Na żadne wzmianki nie natrafiłem.
Intrygującą nas zagadkę rozwiązał dopiero teraz prof. W. E. Gusiew, radziecki etnograf
i badacz słowiańskiej pieśni partyzanckiej z Leningradu (patrz: bibliografia). W liście z dnia 25
lutego 1974 roku pisze on, że „melodię marsza Pożegnanie Słowianki napisał w 1912 roku
młody wówczas muzykant, trębacz wojskowej orkiestry w mieście Tambowie Wasyl Iwanowicz
Agapkin”, i dalej podaje informacje dotyczące biografii kompozytora.
52
Wasyl Iwanowicz Agapkin urodził się w styczniu 1884 roku, (ale data ta nie jest pewna)
we wsi Michajłowicze, w guberni Riazańskiej, w rodzinie bezrolnego chłopa. Dzieciństwo
spędził w Astrachaniu. Bardzo wcześnie odumarli go rodzice. Sierotą zaopiekowali się
żołnierze i najpewniej dlatego Agapkin był wychowankiem 308 Astrachańskiego Pułku
Piechoty, uzyskując stopień niższego rangą oficera. Swój marsz „Pożegnanie Słowianki”2
napisał pod wrażeniem wydarzeń wojny bałkańskiej i poświęcił go kobietom Słowiankom,
które straciły w niej mężów i synów.
Wtedy właśnie uczył się w Tambowskiej Szkole Muzycznej, po ukończeniu której
został trębaczem solistą w orkiestrze wojskowej Kaukaskiej Dywizji kawalerii, a następnie
pomocnikiem kapelmistrza i wreszcie kapelmistrzem (już po Rewolucji Październikowej).
Melodię skomponowaną wtedy przez niego zaaranżował na orkiestrę dętą kapelmistrz
J. I. Bogoradow. W 1913 roku odbyła się prapremiera utworu w Tambowie, przy czym
W. Agapkin wykonał partię solową na kornecie pistonowym. Marsz zyskał z miejsca niebywałą
popularność i natychmiast wszedł o repertuaru wszystkich orkiestr dętych wielkiej Rosji, a sam
Agapkin do końca życia pozostał już dyrygentem orkiestr wojskowych. To on właśnie w dniu
pogrzebu Włodzimierza Lenina (22 stycznia 1924 roku) jako kapelmistrz szedł na czele
orkiestry, która grała marsze żałobne. To on właśnie kierował orkiestrą podczas parady wojsk
radzieckich na Placu Czerwonym w Moskwie w dniu 7 listopada 1941 roku. To on wreszcie
był tym, który stroił kuranty na wieży moskiewskiego Kremla. Mimo takiej popularności, ani
w dokumentach archiwalnych, ani w słownikach muzycznych rosyjskich i radzieckich nie
zachowała się o nim żadna wzmianka. Nieznana jest także dokładna data jego śmierci.
Wiadomo tylko, że oprócz „Pożegnania Słowianki” skomponował jeszcze walca
zatytułowanego „Sierotka”, który jest wspomnieniem z jego sierocego dzieciństwa. Jak podaje
prof. W. E. Gusiew, na podstawie wspomnień kolegów Agapkina ukazał się dopiero niedawno,
po raz pierwszy w Związku Radzieckim, artykuł biograficzny pióra G. Nagornyja pt.
„Pożegnanie Słowianki” (patrz: „Muzycznaja Żyzń", nr 3 z 1974 roku, s. 4 - 5).
Dane biograficzne o Wasylu Iwanowiczu Agapkinie, kompozytorze niezwykle
popularnej melodii, drukujemy w Polsce również po raz pierwszy.
2 www.antologia.jedrusie.org/85_Pozegnanie_slowianki.mp3
53
POŻEGNANIE UŁANA3
autor i kompozytor dotąd nieznani
3 www.antologia.jedrusie.org/46_Pozegnanie_ulana.mp3
54
Tam w pękach bzu, gdzie altana,
Żegnało dziewczę ułana.
Żegnaj dziewczyno kochana,
Idę na krwawy, na bój.
Zdobędę wrogów sztandary,
Zagrają sławę fanfary,
Tylko dochowaj mi wiary,
Wrócę do ciebie, jam twój.
A gdy nie wrócę, znajdziesz w polu mój grób,
Pierwej niż z tobą, jam z ojczyzną brał ślub,
Podaj mi usta, bo już czas wsiąść na koń,
Trąbka wzywa pod broń!
Szable w dłoń! Wroga goń!
Szarża! Jak wicher mkną konie,
Padł młody ułan na błonie,
W oczach zwycięstwo mu płonie,
Ojczyźnie daje swą krew.
Tam w pękach bzu, przy altanie.
Zrywa się ciche szlochanie.
Nie czekaj dziewczę ułana,
Ułan nie wróci na zew.
Znajdziesz tam w polu z brzozy krzyż, z piasku grób,
To dla ojczyzny, jak graniczny tkwi słup,
Tam ukochany rycerz twój trzyma straż,
Otrzyj łzy, osusz twarz.
Z jego krwi Polskę masz!
Piosenka nieznanego autora i kompozytora. Napisana została prawdopodobnie jeszcze
przed I wojną światową. Zapomniana zupełnie w okresie międzywojennym, odżyła na nowo w
1939 roku. Przez wszystkie następne lata wojny, szczególnie zaś w 1943 - 1945, cieszyła się
dużą popularnością w oddziałach partyzanckich.
Śpiewano ją w Armii Krajowej, Armii Ludowej i Batalionach Chłopskich. Po
zakończeniu wojny drukowana była wielokrotnie w broszurkach, sprzedawanych przez
ulicznych śpiewaków, m.in. w zbiorku „16 piosenek Warszawy”, niestety z błędami.
Zamieszczam tekst według wersji przekazanych przez Jana Mękwińskiego, Stefana Mroza i
przez grupę byłych „Jędrusiów”.
55
ŚWIAT CAŁY ŚPI SPOKOJNIE
autor i kompozytor dotąd nieznani
Świat cały śpi spokojnie
i wcale o tym nie wie,
że nie jest tak na wojnie,
jak jest w żołnierskim śpiewie.
Że nie jest tak na wojnie,
jak jest w żołnierskim śpiewie.
Z piosenek - nasze życie
wesołym śmiechem tryska,
lecz żołnierz tęskni skrycie,
gdy mu się przyjrzeć z bliska.
Lecz żołnierz tęskni skrycie,
gdy mu się przyjrzeć z bliska.
Wojenka - cudna pani,
tak życie nam umila,
że krew swą mamy dla niej,
a piosnkę dla cywila.
Że krew swą mamy dla niej,
56
a piosnkę dla cywila.
Piosenka brzmi tak ładnie
i wcale się nie skarży,
gdy piechur w boju padnie,
lub ułan zginie w szarży.
Gdy piechur w boju padnie,
lub ułan zginie w szarży.
Wojenka - cudna pani,
żołnierzy swych nie pieści,
jak kulą go nie zrani,
to zgubi gdzieś bez wieści.
Jak kulą go nie zrani,
to zgubi gdzieś bez wieści.
I różą na koszuli
żołnierska krew zakwitnie
i ziemia go przytuli,
bo zginął - jak żył - w bitwie.
I ziemia go przytuli,
bo zginął - jak żył - w bitwie.
A my tej cudnej pani,
co leje krew obficie
jesteśmy ślubowani na śmierć,
na całe życie.
Jesteśmy ślubowani,
na śmierć, na całe życie.
Ta bezimienna piosenka pochodzi z lat 1914 - 1918. Znane są obecnie dwie jej melodie:
marszowa i w rytmie walczyka. W 1939 roku i w latach następnych spopularyzowali ją
uczestnicy kampanii wrześniowej. Była śpiewana w jednostkach Ludowego Wojska Polskiego
w ZSRR i w kraju, w oddziałach partyzanckich. Stanisław Truszkowski w wydanych w 1968
r. „Partyzanckich wspomnieniach” pisze, że np. w kompanii AK dowodzonej przez ppor.
„Licho” - Stanisława Szabunię, uważano piosenkę za utwór „czysto leśny”.
Byli partyzanci: Stanisław Dąbrowa - Kostka i Zbigniew Orliński podają, że piosenka
cieszyła się ogromną popularnością w oddziałach na Rzeszowszczyźnie, Podkarpaciu i
Zamojszczyźnie, przy czym niektóre zwrotki aktualizowano i dostosowywano do charakteru
leśnych zgrupowań. Na początku 1944 roku opublikowano jej fragmenty, połączone ze
zwrotkami z piosenki K. Makuszyńskiego „Największy pan na ziemi”, w wydanym w Moskwie
„Śpiewniku żołnierza polskiego”.
Pełny tekst przekazał mi Jerzy Wieczorkiewicz. Słowa podyktował mu jeniec - żołnierz
z 18 pp. leg. przebywający z nim w październiku 1939 roku w niemieckim areszcie w
Ozorkowie opodal Łodzi.
57
ROZSTANIE
słowa: Lucyna Romanowska
muzyka: kompozytor nie zidentyfikowany
58
Widzę nasze rozstanie w tamtą wrześniową noc
Rąk ostatnim podaniem podarowaną moc.
Nie wiem jaka samotność, jaki cień na mnie padł,
Nikt nie mówi do mnie - lecz odtąd
Szepcę wciąż ku tobie przez świat:
Idę, idę ciągle w twoją stronę
Przez gościńce nie zmierzone,
Przesmykami polnych dróg.
Idę - nie liczone mijam lata,
Aby gdzieś na końcu świata
Stanąć wreszcie u twych stóp.
Wiatr liście targa - na niebie chmury lodowe,
Pochylam odkrytą głowę w zamęty burz i huk!
Wiem, że znajdę cię wśród dróg miliony
Choćby świat był nieskończony,
Nieskończony tak jak Bóg!
59
Lećcie białe gołębie w wichru okrężny świst,
Nieście wśród niebnych głębin mój niepisany list,
Niebo już odtajało, wiosny otwarte dnie,
Ze skrzydeł swych śnieżno białych
Otrząśnijcie tam słowa me, że -
Idę, idę ciągle w twoją stronę...
Jest to jedna z tych nielicznych piosenek, które powstawały bezpośrednio po wrześniu
1939 roku. Autorką słów była Lucyna Romanowska (w „Radio – Informatorze” z roku 1939
na s. 58 podano imię Lucjana), popularna przed wojną śpiewaczka i piosenkarka. Występowała
z dużym powodzeniem nie tylko na scenie, lecz również w programach „Polskiego Radia” z
recitalami, a jej pięknie brzmiący sopran zyskiwał uznanie u słuchaczy.
W latach okupacji była żołnierzem Armii Krajowej, brała udział w powstaniu
warszawskim. Po wojnie osiadła w Londynie, tam zmarła na serce. Napisaną przez nią piosenkę
śpiewał po raz pierwszy Stanisław Pieczora, wówczas ppor. wojskowej służby zdrowia, który
po kampanii wrześniowej znalazł się w obozie internowanych na Litwie. Nie mamy na razie
pewności, kto skomponował melodię. Istnieją jedynie supozycje. Jedne wskazują na autorkę
tekstu, inne na Jana Markowskiego, ps. „Jerzy Molicki”.
Piosenka z miejsca zyskała sympatię przebywających w obozie wojskowych. Wielu z
nich później przedostało się z Litwy na Zachód i utwór Romanowskiej upowszechniło w
Polskich Siłach Zbrojnych. Rozstanie cieszyło się również dużą popularnością wśród żołnierzy
polskich przebywających w Związku Radzieckim i wchodzących w skład tworzącego się II
Korpusu. Na ogół jednak już oni nie znali nazwiska autorki ulubionej piosenki.
Piotr Medyna, opisując w swych wspomnieniach pt. „Do Polski” przez cały świat
przybycie Korpusu do Iraku, wzmiankuje, że wszystkim najbardziej podobała się właśnie
śpiewana przez nich piosenka „Idę, ciągle idę w twoją stronę”, której autorką podobno była
„[...] żona jednego z naszych żołnierzy, szukająca swego męża po krajach Europy i Azji”.
Autor wspomnień, wydanych w 1970 roku, nie był, jak się okazuje, daleki od prawdy.
Tekst, nuty i informacje o autorce otrzymałem od Wandy Swaczynowej, byłego żołnierza
Brygady Karpackiej.
60
WOJENKA4
słowa: autorzy dotąd nieznani melodia ludowa
Wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani,
Że na ciebie idą, że na ciebie idą
Chłopcy malowani?
Że na ciebie idą, że na ciebie idą
Chłopcy malowani?
Chłopcy malowani, sami wybierani,
Wojenko, wojenko, wojenko, wojenko,
Cóżeś ty za pani?
Wojenko, wojenko, wojenko, wojenko,
Cóżeś ty za pani?
Na wojence ładnie, kto Boga uprosi -
Żołnierze strzelają, żołnierze strzelają.
Pan Bóg kule nosi.
Żołnierze strzelają, żołnierze strzelają,
Pan Bóg kule nosi.
Maszeruje wiara, pot się krwawy leje,
Raz, dwa, stąpaj, bracie, raz, dwa, stąpaj, bracie,
To tak Polska grzeje.
Raz, dwa, stąpaj, bracie, raz, dwa, stąpaj, bracie,
To tak Polska grzeje.
Wojenko, wojenko, markietanko szańca,
Kogo ty pokochasz, kogo ty pokochasz,
Jeśli nie powstańca? Kogo ty pokochasz,
Kogo ty pokochasz, Jeśli nie powstańca?
Jeśli nie powstańca, jeśli nie piechura -
4 www.antologia.jedrusie.org/11_Wojenko_wojenko.mp3
61
Choć za tobą idzie, choć za tobą idzie
Uskrzydlona chmura.
Choć za tobą idzie, choć za tobą idzie
Uskrzydlona chmura.
Uskrzydloną chmurą leci wojsko górą –
Ty jednak oddałaś, ty jednak oddałaś
Serce nam, piechurom.
Ty jednak oddałaś, ty jednak oddałaś
Serce nam, piechurom.
Wojenko, wojenko, co za moc jest w tobie,
Komu każesz - wstanie, komu każesz - wstanie,
Choćby spał już w grobie.
Komu każesz - wstanie, komu każesz - wstanie,
Choćby spał już w grobie.
Choćby spał już w grobie snem nieprzebudzonym,
Wstanie i podąży, wstanie i podąży
Za swym batalionem.
Wstanie i podąży, wstanie i podąży
Za swym batalionem.
Powstała w sierpniu 1917 roku w 3 pułku piechoty legionowej i została zatytułowana
„Legun na wojence”. Autora nie znamy, melodia jest ludowa. Piosenkę drukowano bardzo
często. W 1939 roku przypomniano ją w III tomie „Wojennej pieśni polskiej”. W lipcu 1943
roku ukazał się w Warszawie konspiracyjny „Śpiewnik domowy”, w którym wydrukowano
prawie całkowicie nowy tekst „Wojenki”, zachowując z pierwowzoru jedynie pierwsze
zwrotki.
Autor nie został dotąd zidentyfikowany. Melodię „Wojenki” wykorzystał również
bezimienny twórca piosenki partyzanckiej „Lesie, polski lesie”, rozpowszechnionej
szczególnie w 1943/1944 roku na Kielecczyźnie i w Łódzkiem. Tekst opublikowany tutaj
pochodzi ze „Śpiewnika domowego”.
62
PRZYBYLI POWSTAŃCY
słowa: Leon Pasternak
na melodię: Przybyli ułani pod okienko
Przybyli powstańcy pod okienko,
Przybyli powstańcy pod okienko,
Stukają, pukają, puść panienko,
Stukają, pukają, puść panienko.
O Boże, a cóż to za wojacy?
O Boże, a cóż to za wojacy?
Otwieraj, nie bój się, my Polacy,
Otwieraj, nie bój się, my Polacy.
Przyszliśmy napoić nasze konie,
Przyszliśmy napoić nasze konie,
Za nami powstańców pełne błonie,
Za nami powstańców pełne błonie.
O rety, a dokąd Bóg prowadzi?
O rety, a dokąd Bóg prowadzi?
Niemiaszków napotkać byśmy radzi,
Niemiaszków napotkać byśmy radzi.
63
Za pruskie obozy i za brankę,
Za pruskie obozy i za brankę,
Spotkamy się jeszcze z panem Frankiem,
Spotkamy się jeszcze z panem Frankiem.
Będziemy szczęśliwi, radzi wielce,
Będziemy szczęśliwi, radzi wielce,
Pogadać z Göringiem i z Goebbelsem,
Pogadać z Göringiem i z Goebbelsem.
A z wszystkich ta będzie rzecz najlepsza,
A z wszystkich ta będzie rzecz najlepsza.
Gdy złapiem Hitlera, tego wieprza,
Gdy złapiem Hitlera, tego wieprza.
I wspomną znów Grunwald te szubrawce,
I wspomną znów Grunwald te szubrawce,
Odbijem im Polskę raz na zawsze,
Odbijem im Polskę raz na zawsze.
A wtedy powrócim pełni sławy,
A wtedy powrócim pełni sławy,
Nad Wisłę, bez Niemców, do Warszawy,
Nad Wisłę, bez Niemców, do Warszawy!
Na naszą niewolę jedna rada,
Na naszą niewolę jedna rada,
Wypędzić Prusaka, wygnać Szwaba,
Wypędzić Prusaka, wygnać Szwaba.
Gąszczami, lasami, ścieżką polną,
Gąszczami, lasami, ścieżką polną,
Idziemy wywalczyć Polskę Wolną,
Idziemy wywalczyć Polskę Wolną!
Jej geneza jest podobna do okupacyjnej wersji „Wojenki”. Pierwotny tekst, pióra
Feliksa Gwiżdża, powstał prawdopodobnie w 1912 roku i nosił tytuł „Piosenka czwartego
szwadronu”. W latach walk o niepodległość, kiedy to jej autor znalazł się w szeregach 4 pułku
piechoty Legionów, zyskała szczególny rozgłos jako piosenka Czwartaków. Po pierwszej
wojnie światowej znaliśmy ją pt. „Przybyli ułani pod okienko”. Była wówczas powszechnie
śpiewana i dosyć często drukowana, zwłaszcza w śpiewnikach szkolnych.
W roku 1943 zamieszczono anonimowo pięć zwrotek piosenki na łamach
konspiracyjnego „Śpiewnika domowego” i opatrzono tytułem „Przybyli ułani”. W roku 1942
przebywający w Związku Radzieckim poeta Leon Pasternak napisał siedem nowych,
aktualnych zwrotek i dał piosence tytuł „Przybyli powstańce”.
64
Z dawnego tekstu Przybyli ułani pod okienko zachował jedynie cztery pierwsze strofy,
zamieniając w nich słowa „ułani” na „powstańce”. W sumie piosenka liczy obecnie jedenaście
zwrotek.
Podaję ją za wydanym w 1944 roku „Śpiewnikiem żołnierza polskiego”.
65
O, MÓJ ROZMARYNIE5 (Rozmaryn)
słowa: Wacław Denhoff - Czarnocki i autorzy nieznani
melodia ludowa
O, mój rozmarynie, rozwijaj się,
o, mój rozmarynie, rozwijaj się,
pójdę do dziewczyny, pójdę do jedynej, zapytam się,
pójdę do dziewczyny, pójdę do jedynej, zapytam się.
A jak mi odpowie - nie kocham cię,
a jak mi odpowie - nie kocham cię,
ułani werbują, strzelcy maszerują, zaciągnę się,
ułani werbują, strzelcy maszerują, zaciągnę się.
Dadzą mi buciki z ostrogami,
dadzą mi buciki z ostrogami,
i siwy kabacik, i siwy kabacik, z wyłogami,
i siwy kabacik, i siwy kabacik, z wyłogami.
Dadzą mi konika cisawego,
dadzą mi konika cisawego,
i ostrą szabelkę, i ostrą szabelkę, do boku mego,
i ostrą szabelkę, i ostrą szabelkę, do boku mego.
5 www.antologia.jedrusie.org/51_O_moj_rozmarynie.mp3
66
Dadzą mi uniform popielaty,
dadzą mi uniform popielaty,
ażebym nie tęsknił, ażebym nie tęsknił, do swojej chaty,
ażebym nie tęsknił, ażebym nie tęsknił, do swojej chaty.
Dadzą mi manierkę z gorzałczyną,
dadzą mi manierkę z gorzałczyną,
ażebym nie tęsknił, ażebym nie tęsknił za dziewczyną,
ażebym nie tęsknił, ażebym nie tęsknił za dziewczyną.
A kiedy już wyjdę na wiarusa,
a kiedy już wyjdę na wiarusa,
pójdę do dziewczyny, pójdę do jedynej, po całusa,
pójdę do dziewczyny, pójdę do jedynej, po całusa.
A gdy mi odpowie - nie wydam się,
a gdy mi odpowie - nie wydam się,
hej, tam kule świszczą i bagnety błyszczą, poświęcę się,
hej, tam kule świszczą i bagnety błyszczą, poświęcę się.
Pójdziemy z okopów na bagnety,
pójdziemy z okopów na bagnety,
bagnet mnie ukłuje, śmierć mnie pocałuje,
ale nie ty,
bagnet mnie ukłuje, śmierć mnie pocałuje,
ale nie ty.
A gdy mnie przyniosą z raną w boku,
a gdy mnie przyniosą z raną w boku,
wtedy pożałujesz, wtedy pożałujesz, z łezką w oku,
wtedy pożałujesz, wtedy pożałujesz, z łezką w oku.
Za tę naszą ziemię skąpaną we krwi,
za tę naszą ziemię skąpaną we krwi,
za naszą niewolę, za nasze kajdany, za wylane łzy,
za naszą niewolę, za nasze kajdany, za wylane łzy.
Rozpowszechniła się w czasie I wojny światowej. Nie znany nam autor przerobił ją
podobno na użytek Legionów z sześciozwrotkowej piosenki ludowej. Siódmą, ósmą i dziewiątą
dopisał później poeta legionowy Wacław Denhoff - Czarnocki i w tej wersji była publikowana
w III tomie Wojennej pieśni polskiej.
Denhoff - Czarnocki urodził się 5 listopada 1894 roku w Warszawie. Po ukończeniu
szkoły średniej rozpoczął studia medyczne na uniwersytecie w Lozannie. Wrócił do kraju z
chwilą wybuchu wojny, by wstąpić do I Brygady Legionów. Był dowódcą kompanii. 15
sierpnia 1915 roku, w stopniu podporucznika, odkomenderowany został na tyły do pracy w
POW. Pełnił funkcję komendanta tej organizacji w Piotrkowie, na Kujawach, w obwodzie
67
warszawskim i w okręgu Lublin. Po wojnie przez jakiś czas służył jeszcze w 65 pp. Ze względu
na zły stan zdrowia musiał opuścić szeregi wojskowe.
Leczenie w Zakopanem i Rajczy nie powstrzymało rozwijającej się choroby. Kapitan
Denhoff - Czarnocki zmarł 11 kwietnia 1927 roku w Bydgoszczy.
W dorobku miał wiele wierszy i piosenek żołnierskich, ongiś cieszących się dużą
popularnością, a dziś prawie zupełnie zapomnianych. Najdłużej żyła, wzbogacona przez niego
o nowe strofy, piosenka „O, mój rozmarynie”. W 1943 roku trafiła na karty podziemnego
wydawnictwa „Śpiewnik domowy”, śpiewano ją w oddziałach partyzanckich i wojskowych.
Przeglądając ostatnio stare wydawnictwa muzyczne sprzed I wojny światowej i z lat 1914 -
1918, udostępnione mi przez Tadeusza Dobrzyńskiego z Łodzi, natrafiłem na nuty, wydane
nakładem warszawskiej firmy B. Rudzkiego, pt. „Pianista w salonie”, zbiór ulubionych
utworów ułatwionych przez prof. L. Chojeckiego. Druk pochodzi z okresu, gdy Warszawa
znajdowała się w rękach Prusaków. Na ostatniej stronicy wydawca zamieścił spis, obejmujący
ponad sto przeróżnych utworów, które ukazały się w cyklu „Pianista w salonie” i które
„ułatwił” (opracował, względnie zaaranżował) Leon Chojecki.
W wykazie tym figurują także jego oryginalne kompozycje. Pod nr 87 znalazłem
piosenkę „O, mój rozmarynie”. Czy ta wzmianka może być wskazówką prowadzącą do
„odkrycia” zapomnianego kompozytora owej piosenki żołnierskiej, której melodia uchodziła
dotąd za ludową? Leon Chojecki - kompozytor, nauczyciel, krytyk muzyczny i wydawca, był
absolwentem Konserwatorium Warszawskiego.
Urodził się w 1858 roku na Ukrainie, zmarł 19 listopada 1931 roku w Warszawie. Dla
kultury zasłużył się powołaniem do życia „Stowarzyszenia Wydawniczego Zjednoczonych
Muzyków” oraz założeniem w 1899 roku wydawnictwa nutowego „Meloman”, które od 1903
roku, już jako miesięcznik literacko - muzyczny „Nowości Muzyczne”, przetrwało do wybuchu
I wojny światowej. Poza tym publikował w czasopismach sprawozdania z życia muzycznego
Warszawy i był autorem wydawnictw książkowych traktujących o muzyce.
W wydawnictwie Gebethnera i Wolffa ukazał się w jego opracowaniu Zbiór
celniejszych melodii narodowych polskich, żołnierskich i ludowych. Wiele kompozycji
własnych i opracowań polskich pieśni ludowych na fortepian ogłosił na łamach „Melomana” i
„Nowości Muzycznych”.
***
Istnieje jeszcze jedna zwrotka nieujęta przez T. Szewerę. zapewne ze względu na
cenzurę, jest ona jednak powszechnie znana:
Dadzą mi szkaplerzyk z Matką Boską
Dadzą mi szkaplerzyk z Matką Boską
Żeby mnie broniła,
Żeby mnie broniła
Tam pod Moskwą.
(przyp. wyd IV)
68
MASZERUJĄ STRZELCY, MASZERUJĄ
słowa i muzyka: Leon Łuskino
Nie noszą lampasów, lecz szary ich strój,
Nie noszą ni srebra, ni złota,
Lecz w pierwszym szeregu podąża na bój,
Piechota, ta szara piechota.
Lecz w pierwszym szeregu podąża na bój,
Piechota, ta szara piechota.
Maszerują strzelcy, maszerują,
Karabiny błyszczą, szary strój,
A przed nimi drzewce salutują,
Bo za naszą Polskę idą w bój!
69
*
Idą, a w słońcu kołysze się stal,
Dziewczęta zerkają zza płota,
A oczy ich dumnie utkwione są w dal,
Piechota, ta szara piechota.
A oczy ich dumnie utkwione są w dal,
Piechota, ta szara piechota.
Maszerują strzelcy, maszerują...
*
Nie grają im surmy, nie huczy im róg,
A śmierć im pod stopy się miota,
Lecz w pierwszym szeregu podąża na bój:
Piechota, ta szara piechota.
Lecz w pierwszym szeregu podąża na bój:
Piechota, ta szara piechota.
Maszerują strzelcy, maszerują...
Powstała w 1918 roku i jest zaliczana do najbardziej popularnych piosenek żołnierskich
z lat międzywojennych i kampanii wrześniowej. Znana była również pod tytułami „Piechota”
oraz „Ta szara piechota”. Autora i kompozytora nie udało się dotąd zidentyfikować. Opierając
się na rozmaitych źródłach z lat 1915 - 1939 i na publikacjach po II wojnie światowej,
zaznaczyłem w pierwszym wydaniu antologii, że piosenka jest dziełem bezimiennego twórcy.
Czytelnicy, a zwłaszcza Zbigniew Cieślikowski z Warszawy i Aleksandra Zasuszanka -
Dobrowolska z Kielc, pomogli mi ustalić, kto napisał tekst i melodię. Słowa ułożył i opracował
muzykę Leon Łuskino, uczestnik walk Legionów, później zawodowy oficer Wojska Polskiego.
Potwierdzenie znajdujemy w książce S. Łozy „Czy wiesz kto to jest?”, wydanej w 1938 roku
przez Główną Księgarnię Wojskową w Warszawie. Informując o działalności
niepodległościowej płk. Leona Łuskino autor zaznacza, że jest on twórcą „wielu piosenek i
wierszy, m. in. „Nie nosim wyłogów i szary nasz strój”.
Urodził się 4 lutego 1872 roku w Chęcinach pod Kielcami. Gimnazjum kończył w
Kielcach. Szlify oficera zawodowego zdobył w 1892 roku w Odessie, gdzie uczęszczał do
szkoły wojskowej.
Następnie służył w armii carskiej, brał udział w wojnie japońsko - rosyjskiej, był
również uczestnikiem I wojny światowej. W latach rewolucji pełnił funkcję referenta spraw
wojskowych w polskim przedstawicielstwie w Petersburgu. Po powrocie do kraju objął
stanowisko z-cy szefa Departamentu Personalnego w Ministerstwie Spraw Wojskowych,
później przeszedł do Oddziału V Sztabu Generalnego. Przez jakiś czas kierował również
Biurem Filmowym w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Do 1938 roku mieszkał w
Warszawie. Po przejściu na emeryturę wyjechał, prawdopodobnie tuż przed wybuchem II
wojny, w strony rodzinne.
Zmarł podczas okupacji.
70
Leon Łuskino był wszechstronnie uzdolniony. Grał doskonale na fortepianie, śpiewał,
recytował i pisał. Jego piosenki bardzo często trafiały do repertuaru Hanki Ordonówny. Mimo
że zyskiwały dużą popularność, nie przywiązywał do nich większej wagi. Był urodzonym
wojskowym, zapalonym „piechocińcem”. Tak więc - mam nadzieję - przywrócone zostało
wreszcie autorstwo piosence, która przez bez mała pięćdziesiąt lat uchodziła za anonimową. W
czasie II wojny światowej wykorzystano jej melodię do wielu nowych piosenek partyzanckich,
żołnierskich, powstańczych i jenieckich.
Tak właśnie powstała piosenka „Niesiemy ofiarę”6 śpiewana w oddziale „Jędrusiów”;
w Batalionach Chłopskich popularność zdobyły wersje: „Maszerują chłopcy”, „Na niebie
wolności” i „Nie nosim mundurów, cywilny nasz strój”, ta ostatnia drukowana w zbiorku
„Pieśni oddziałów partyzanckich Zamojszczyzny”; w jednostkach 3 Lubelskiej Dyw. Piech.
Armii Krajowej ułożono na tę melodię „Marsz Trzeciej Dywizji”; w Ludowym Wojsku
Polskim śpiewano „Gdy na wojnę szedłem”; w kraju i na Zachodzie znana była piosenka
„Żadna siła z ziemi nas nie zetrze”, poświęcona Brygadzie Strzelców Karpackich. Powstała w
Warszawie. Jej tekst podpisany pseudonimem „Śpiewak” (krył się za nim pisarz Jerzy
Zagórski) został opublikowany w 1940/1941 roku w konspiracyjnej „Antologii poezji
współczesnej” opracowanej przez „Narcyza Kwiatka''.
W 1942 roku przedrukowano tę Antologię w Glasgow w Wielkiej Brytanii; z powstania
warszawskiego znamy „Marsz robotników Elektrowni”, zaś z obozu jeńców „Hej,
maszerujemy po obozie”.
Zamieszczam tekst wydrukowany w 1943 roku w „Śpiewniku domowym” pt.
„Piechota”. W 1970 roku ukazała się nakładem MON pięknie wydana antologia wierszy i
pieśni żołnierskich pt. „Poeci żołnierzom 1410 - 1945”. Zamieszczono w niej bezimiennie
utwór „Piechota” według tekstu wydrukowanego przez K. Hławiczkę, „75 polskich pieśni
marszowych” (Katowice 1935).
Tekst ten w stosunku co drukowanego w „Śpiewniku domowym” różni się jedynie w
refrenie dwiema linijkami: „Maszerują chłopcy, maszerują” oraz „a przed nimi drzewa
salutują”.
6 www.antologia.jedrusie.org/04_Niesiemy_ofiare.mp3
71
MASZERUJĄ CHŁOPCY, MASZERUJĄ
słowa: autor dotąd nieznany
muzyka: Mieczysław Kozar - Słobódzki
72
Maszerują chłopcy, maszerują,
młodość z nimi idzie w krok.
Niebo błękitne, niebo pogodne,
od łanów idą zapachy miodne,
jabłonie strojne w kwiat.
Od piosnek echo idzie po gaju,
dzwoni srebrzyście fala ruczaju,
śmieje się cały świat.
Maszerują chłopcy, maszerują:
„Raz, dwa, trzy, cztery; raz, dwa, trzy!”
Maszerują chłopcy, maszerują,
miłość z nimi idzie w krok.
Śmieją się dziewcząt usta czerwone,
złocą się jasnych włosów korony,
noc idzie, z nocą czar.
Sad stary szepce coś tajemniczo:
„Bierz pocałunki, wszak ich nie liczą,
bierz, póki w sercu żar.”
Maszerują chłopcy, maszerują,
„Raz, dwa, trzy, cztery; raz, dwa, trzy!”
73
Maszerują chłopcy, maszerują,
śmierć za nimi idzie w krok.
Hej, tam za górą słychać strzały,
pada z jabłoni okwiat biały,
krew rdzawi się u stóp.
Hej, tam za górą słychać jęki,
czerwonych maków więdną pęki
rzucone w świeży grób.
Maszerują chłopcy, maszerują:
,,Raz, dwa, trzy, cztery; raz, dwa, trzy!”
Kiedy piosenka powstała, dokładnie nie wiemy. Należy przypuszczać, że jej geneza
wiąże się z pierwszą wojną światową i Legionami. Do takiego domysłu skłania data druku nut,
które ukazywały się w cyklu „Żołnierska dola” w wydawnictwie B. Rudzkiego w Warszawie.
Były to lata 1918 - 1921. W tym cyklu wydał również swoje kompozycje Mieczysław Kozar -
Słobódzki, wśród nich „Bajki” („Pomnę dzieciństwa sny niewysłowne”), „Wieczorny apel”
(„Wieczorny apel trąbią już, dobranoc wam żołnierze”), „Białe róże” i wreszcie „Maszerują
chłopcy, maszerują”. Kilka taktów początkowych i końcowych (w każdej zwrotce) brzmi
identycznie jak melodia „Piechoty” („Maszerują strzelcy, maszerują”).
Może to było powodem, że wielokrotnie utożsamiano te dwa utwory. Lecz mimo że
mają wspólny wstępny i końcowy motyw muzyczny, tekstem różnią się diametralnie. Kto
napisał słowa do „Maszerują chłopcy, maszerują”, dotąd nie ustaliłem. To pewne, że ta dawna
piosenka odrodziła się w 1939 roku i później, w latach okupacji hitlerowskiej, w niektórych
regionach kraju cieszyła się wzięciem u partyzantów.
Teksty, niekiedy dość znacznie odbiegające od oryginału, otrzymałem z Białostockiego,
Rzeszowskiego i Kieleckiego. W „Pieśniach Wiejskiego Uniwersytetu Orkanowego” Zofia
Solarzowa publikuje słowa piosenki obok innych „leśnych i konspiracyjnych” z lat II wojny i
zaznacza, że słuchacze Uniwersytetu nauczyli się jej od „pani Mihułowicz w Seminarium w
Sandomierzu”.
74
ROZKWITAŁY PĄKI BIAŁYCH RÓŻ7
słowa: Jan Lankau, Kazimierz Wroczyński
muzyka: Mieczysław Kozar - Słobódzki i autor nieznany
Rozkwitały pąki białych róż,
Wróć, Jasieńku, z tej wojenki wróć,
Wróć, ucałuj, jak za dawnych lat,
Dam ci za to róży najpiękniejszy kwiat.
Wróć, ucałuj, jak za dawnych lat,
Dam ci za to róży najpiękniejszy kwiat.
7 www.antologia.jedrusie.org/73_Rozkwitaly_paki_bialych_roz.mp3
75
Kładłam ja ci idącemu w bój,
Białą różę za karabin twój,
Nimeś odszedł, Jasiuleńku, stąd,
Nimeś próg przestąpił, kwiat na ziemi zwiądł.
Nimeś odszedł, Jasiuleńku, stąd,
Nimeś próg przestąpił, kwiat na ziemi zwiądł.
Ponad stepem nieprzejrzana mgła,
Wiatr w burzanach cichuteńko łka,
Przyszła zima, opadł róży kwiat,
Poszedł w świat Jasieńko, zginął za nim ślad.
Przyszła zima, opadł róży kwiat,
Poszedł w świat Jasieńko, zginął za nim ślad.
Już przekwitły pęki białych róż,
Przeszło lato, jesień, zima już,
Cóż ci teraz dam, Jasieńku, hej,
Gdy z wojenki wrócisz do dziewczyny swej.
Cóż ci teraz dam, Jasieńku, hej,
Gdy z wojenki wrócisz do dziewczyny swej.
Jasieńkowi nic nie trzeba już,
Bo mu kwitną pęki białych róż;
Tam pod jarem, gdzie w wojence padł,
Wyrósł na mogile białej róży kwiat.
Tam pod jarem, gdzie w wojence padł,
Wyrósł na mogile białej róży kwiat.
Nie rozpaczaj, lube dziewczę, nie,
W polskiej ziemi nie będzie mu źle,
Policzony będzie trud i znój,
Za Ojczyznę poległ ukochany twój.
Policzony będzie trud i znój,
Za Ojczyznę poległ ukochany twój.
Jak większość piosenek śpiewanych przez Wojsko Polskie w dwudziestoleciu
międzywojennym i w czasie kampanii 1939, tak i ta pochodzi z czasów I wojny światowej.
Powstała na kanwie starej piosenki ludowej. Witold Zechenter w książce „Upływa szybko
życie” (s. 366) podaje, że napisał ją poeta młodopolski, dziennikarz i historyk sztuki, Jan
Lankau z Krakowa. W późniejszym okresie do tekstu włączono także zwrotki z podobnej
piosenki pt. „Białe róże”, pióra poety Kazimierza Wroczyńskiego, napisanej najprawdo-
podobniej w roku 1918.
Już w 1919 piosenka została wydana nakładem księgarni muzycznej B. Rudzkiego w
Warszawie, w cyklu „Żołnierska dola”. Melodię do „Białych róż” Wroczyńskiego
skomponował Mieczysław Kozar - Słobódzki.
Autor piosenki urodził się 27 lutego 1883 roku w Warszawie. Działalność literacko -
artystyczną rozpoczął w 1911 roku. Współpracował głównie z teatrami. Po I wojnie światowej
76
był kierownikiem literackim kabaretu „Czarny Kot” w Warszawie, następnie objął dyrekcję
Teatru Miejskiego w Łodzi.
Tę funkcję pełnił do września 1939 roku. Zmarł w Warszawie w 1957 r. Do „Białych
róż” skomponowano trzy, bardzo do siebie podobne, melodie. Autorem dwóch był poeta,
kompozytor i żołnierz mjr Bogusław Szul - Skjoldkrona, trzecią zaś, tę najbardziej znaną,
właśnie Kozar - Słobódzki.
W latach 1939-1945 śpiewano ją powszechnie w Wojsku Polskim na Wschodzie i na
Zachodzie oraz w kraju, gdzie została opublikowana w konspiracyjnym „Śpiewniku
domowym”. Nieznany autor dopisał wówczas jeszcze jedną, dodatkową zwrotkę.
Melodię piosenki wykorzystywano również do nowych pieśni partyzanckich, m. in.
Weronika Wilbik - Jagusztynowa ps. „Hanka”, kryjąc się pod pseudonimem literackim
„Płomień”, napisała piosenkę „Zaszumiały złote łany” dla Batalionów Chłopskich na
Rzeszowszczyźnie. Po II wojnie „Białe róże” doczekały się przedruków, m. in. zamieszczono
je w zbiorku „Żołnierska rzecz” (1965 r.), a ostatnio w antologii wierszy i pieśni żołnierskich
„Poeci żołnierzom 1410-1945”.
Tu zamieszczam tekst piosenki ogłoszony drukiem w „Śpiewniku domowym”,
Warszawa, lipiec 1944 r.
77
BIAŁE RÓŻE
słowa: Kazimierz Wroczyński
muzyka: Mieczysław Kozar - Słobódzki
Rozkwitały pąki białych róż.
Wróć Jasieńku, ach z wojenki wróć!
Wróć! pocałuj jak za dawnych lat,
Dam ci za to róży najpiękniejszy kwiat!
Wróć! pocałuj jak za dawnych lat,
Dam ci za to róży najpiękniejszy kwiat.
Przekwitały pąki białych róż.
Przeszło lato, jesień, zima już.
Cóż ci teraz dam Jasieńku hej,
Gdy z wojenki wrócisz do dziewczyny twej
Cóż ci teraz dam Jasieńku hej,
Gdy z wojenki wrócisz do dziewczyny twej
78
Jasieńkowi nic nie potrza już,
Bo mu kwitną nowe pąki róż,
Tam nad jarem, gdzie w wojence padł
Rozkwitł u mogiły białej róży kwiat.
Tam nad jarem, gdzie w wojence padł
Rozkwitł u mogiły białej róży kwiat.
Właściwy tekst pióra Kazimierza Wroczyńskiego z muzyką Mieczysława Kozar -
Słobódzkiego. ukazał się drukiem w cyklu „Żołnierska dola” w 1919 roku nakładem firmy
muzycznej B. Rudzkiego w Warszawie.
Egzemplarz nut z 1919 roku udostępnił mi Aleksander Jasiński z Radomska.
79
DO POLSKIEJ DYWIZJI
słowa: autor dotąd nieznany melodia ludowa
Do Polskiej Dywizji
Wojska zaciągają, wojska zaciągają.
Niejednej dziewczynie,
Niejednej kochance
Serce zasmucają, serce zasmucają.
Nie smuć się, dziewczyno,
Nie smuć sama siebie, nie smuć sama siebie.
Ja za roczek, za dwa,
Ja za roczek, za dwa,
Powrócę do ciebie, powrócę do ciebie.
A jak nie powrócę,
Będę listy pisał, będę listy pisał,
Ty będziesz czytała,
Ty będziesz płakała,
Ja nie będę słyszał, ja nie będę słyszał.
Wyszłam na wzgóreczek,
Skąd ułani jadą, skąd ułani jadą,
Spod mego Jasieńka,
Spod mego kochanka,
Konika prowadzą, konika prowadzą.
80
Idzie konik, idzie,
Żałobą okryty, żałobą okryty.
Pewnie mój Jasieńko,
Pewnie mój kochanek,
Na wojnie zabity, na wojnie zabity.
Zabili, zabili
Niemcy - wojownicy, Niemcy - wojownicy.
I go pochowali I go pochowali
Na polskiej granicy, na polskiej granicy.
Na polskiej granicy
Murawa zielona, murawa zielona,
A na tej murawie,
A na tej zielonej
Chorągiew czerwona, chorągiew czerwona.
A na tej chorągwi
Litery pisane, litery pisane,
O moim Jasieńku,
O moim kochanku,
Pieśni są śpiewane, pieśni są śpiewane.
Rodowodu tej piosenki należy szukać w bezimiennej twórczości ludowej. Pierwotny jej
tytuł brzmiał „Nie smuć się, dziewczyno”. W czasie I wojny światowej znana była pt. „Do
polskiego wojska”. Zapomniana w okresie międzywojennym, rozpowszechniła się ponownie
w 1943 roku wśród żołnierzy I Dywizji Wojska Polskiego w Sielcach nad Oką.
Poza zmianą tytułu i aktualizacją niektórych tylko słów, śpiewano ją w wersji dawnej.
Drukowana była na początku 1944 roku w „Śpiewniku żołnierza polskiego”, który został
wydany w Moskwie staraniem Związku Patriotów Polskich.
Podaję tekst za tym wydaniem.
81
MADELON8
słowa: autor nieznany melodia francuska: Camille Robert
8 www.antologia.jedrusie.org/74_La_Madelon.mp3
82
Gdy po ćwiczeniach wolny mamy czas,
A do dzieweczki aż się serce rwie,
W skraju doliny, gdzie się kończy las,
Stoi gospoda - „Pod Strzelcem” się zwie.
Jest tam dziewczę ładne, młode,
Śmigłe jak motyla lot,
Oczy jej są iskier pełne,
Zwą ją wszyscy Madelon.
W snach widzimy ją,
W dzień budzi serca żar,
Bo to jest Madelon,
To miłość i czar.
Gdy Madelon do stołu nam podaje,
Spokoju nie da nigdy gości rój,
I każdy szepcze w uszko słodkie baje,
I każdy szepcze na sposób swój.
Bo Madelon jest dla nas tak łaskawa,
Że choć uszczypniesz, lub pogłaszczesz ją,
Nie gniewa się, śmiech jej obroną całą,
Madelon, Madelon, Madelon.
*
Choć w domu każdy ma po bogdance,
Która nas czeka długi wojny czas,
Lecz daleko, by szepnąć kochance
O ciężkich trudach, co czekają nas.
Licząc dni rozłąki naszej,
Czując miłość w sercu swem,
Co chcieli powiedzieć Hali
Idą wyznać Madelon.
W kąciku całus brzmi,
A jej wciąż szepcze on,
Halę musisz mi Przypomnieć, Madelon.
Gdy Madelon do stołu nam podaje…
Popularna piosenka francuska z czasów I wojny światowej, przełożona na język polski.
Autora przekładu nie zdołałem do tej pory zidentyfikować. Przywędrowała do nas w 1919 roku
wraz z oddziałami gen. Józefa Hallera. W czasie II wojny śpiewały ją przede wszystkim
oddziały Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Znana była także w niektórych oddziałach
partyzanckich walczących w kraju.
Jej melodię wykorzystał ppor. Jan Landy, komponując muzykę do piosenki „Daleka
droga” napisanej w 1940 roku przez Andrzeja Nowickiego i Henryka Rostworowskiego w
obozie jeńców wojennych w Weilburgu. Zamieszczam tekst wydrukowany w zbiorze
Stanisława Poznańskiego - Poźniaka „Pieśni polskie”, który wydano w Brunszwiku w 1945
roku.
83
Uzupełnienia do piosenki nadesłała Zofia Boguszewska z Warszawy. Przedstawiając
dzieje literacko - muzycznego teatru „Qui Pro Quo” w latach 1919 - 1931 w książce „Moja
Warszawka” (Filmowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1957), Kazimierz Krukowski
wspomina, że w repertuarze przez jakiś czas obowiązkowo musiały być najbardziej popularne
piosenki legionowe i żołnierskie tego rodzaju, co „O, mój rozmarynie” lub „Rozkwitały pąki
białych róż”. Podaje przy tym na s. 73 następującą informację: „Także Madelon zyskała stałe,
honorowe obywatelstwo na scenie”.
Wolny przekład Tuwima, w którym z oryginalnego tekstu pozostało słowo „Madelon”,
to prawdziwa perełka literackiej piosenki”. Po tym stwierdzeniu cytuje refren, którego dotąd
nie zauważyłem w żadnym ze znanych mi zapisów tekstowych „Madelon”:
Dwie panie mam i walczę dla ich chwały,
kochanki dwie.
To Francja i Madelon.
Każda z nich to miłość, skarb mój cały, za tę miłość płacę krwią.
Francja swą wdzięczność niech mi da za męstwo
i złoty krzyż, co pierś ustroi mą.
Usta zaś niech mi da za zwycięstwo
Madelon! Madelon! Madelon!
Wiemy, że narodzinom wielu piosenek żołnierskich patronowały kabarety literackie i
teatrzyki tego rodzaju, co „Momus”, „Czarny Kot”, „Miraż” czy właśnie „Qui - Pro Quo”,
których działalność przypadła na lata wojenne 1914-1920. Na ich scenach prezentowano po raz
pierwszy „Białe róże” Kozar - Słobódzkiego, „Szumiały mu echa kawiarni” Jerzego
Boczkowskiego i „Wizję szyldwacha” ze słowami Stanisława Ratolda.
Być może, że „Madelon” Juliana Tuwima nie ma nic wspólnego z piosenką
hallerczyków. Ale może być również i tak, że wzmianka z książki Kazimierza Krukowskiego
naprowadza na właściwy trop, gdzie należy szukać genezy polskiej wersji „Madelon” i kto był
jej autorem.
Bez względu na rezultat dalszych poszukiwań, drukuję te informacje jako ciekawy
przyczynek do dziejów naszej piosenki.
84
SWEET MARY
(wersja śpiewana w Wojsku Polskim)
autor słów polskich dotąd nieznany melodia angielska
85
Sweet Mary, ma cheri,
Sweet Mary, ma cheri,
Kocham twe bezcenne łzy - ta ra ra ram.
Gdy huk dział, gdy huk dział,
Z dala brzmiał, z dala brzmiał,
Myśmy bronić ojczyzny szli - ta ra ra ram.
Czemu serce tak mocno ci bije,
Gdy medalik mi wkładasz na szyję,
Sweet Mary, sweet Mary,
Powiedz mi, ach, powiedz mi,
Czemu ręka ci drży,
Sweet Mary.
Gdy pułk nasz stawał do apelu,
A trębacz pobudkę swą grał, a trębacz grał.
Z wojny tej, z wojny złej,
Wszak nie wróci wielu, wielu z nas.
Słońce zachodzi i kwitnie maj,
To dla żołnierzy gdy wzywa kraj,
To dla żołnierzy na krwawy, krwawy bój,
Każdy ma w oczach obraz twój.
Sweet Mary, ma cheri.
86
Polska wersja starej angielskiej piosenki żołnierskiej, pochodząca z czasów pierwszej
wojny światowej. W okresie międzywojennym znano ją pt. Gdy pułk nasz staje do apelu. W
latach ostatniej wojny szczególną popularnością cieszyła się wśród żołnierzy jednostek
polskich w Szkocji.
Rozpowszechniła się również w kraju, w oddziałach partyzanckich jako „Rose Mary”
(Roz - Mari). Teksty śpiewane przez partyzantów przekazali mi: Irena Dębowska, Józef Knapik
- „Rysa”, Jan Mękwiński, Mieczysław Kozak, Stefan Mróz, Zbigniew Pawlikowski - „Mimi”,
i Józef Szelest - „Roman”.
Drukowano ją m. in. w „Pieśniach polskich” wydanych w Brunszwiku w 1945 roku.
Tę właśnie wersję podaję za wymienioną publikacją.
87
GDY PUŁK NASZ STAJE DO APELU
(jedna z wersji śpiewanych przez partyzantów)
88
Gdy pułk nasz staje do apelu,
A trębacz pobudkę nam gra, a trębacz gra.
Z wojny tej, z wojny złej,
Nie powróci wielu z nas, wielu z nas.
Słońce nam świeci i kwitnie maj,
Idą żołnierze bo wzywa kraj,
Idą żołnierze na krwawy święty bój,
Każdy z nas w oczach ma obraz twój.
Rozmari, Rozmari,
Rozmari, Rozmari,
Kocham twoje bezcenne łzy, bezcenne łzy.
Gdy huk dział, gdy huk dział
Z dala grzmiał, z dala grzmiał,
Myśmy bronić ojczyzny szli, bronić szli.
Czemu serce tak mocno ci bije,
Kiedy stena mi wkładasz na szyję?
Rozmari, Rozmari,
Rozmari, Rozmari,
Powiedz mi, ach powiedz mi,
Czemu ręka twa drży?
Rozmari!
89
Jest to jedna z wersji „Sweet Mary”, śpiewana w oddziałach partyzanckich na terenie
całego okupowanego kraju. Tekst uległ niewielkim zmianom, natomiast zdecydowanie
zmieniony został układ muzyczny piosenki. W niektórych rejonach dopisywano nowe zwrotki,
jak np. na Zamojszczyźnie.
W Kieleckiem zamiast „kiedy stena mi wkładasz na szyję” śpiewano „gdy medalik mi
wkładasz na szyję”. Tekst pochodzi ze zbiorów własnych.
Wersję z Rzeszowskiego udostępnił mi Stanisław Dąbrowa - Kostka, tekst śpiewany w
oddziale partyzanckim „Podkowy” - por. Tadeusza Kuncewicza na Zamojszczyźnie,
otrzymałem od Zbigniewa Orlińskiego - „Sławiana”.
90
NAJWYŻSZE ODZNACZENIE
słowa i muzyka: Adam Kowalski
Ordery, krzyże, medale,
Brązowe, srebrne i złote,
Wspaniale, ale nie trwale
Wieńczą żołnierzy za cnotę.
Wspaniale, ale nie trwale
Wieńczą żołnierzy za cnotę.
Dlatego jest we zwyczaju
I być nie może inaczej,
Że tylko cnoty najwyższe
Drewnianym krzyżem się znaczy.
Że tylko cnoty najwyższe
Drewnianym krzyżem się znaczy.
Choć sosna kruchsza od złota,
I blaskiem takim nie pała,
Z sosnowych jednak krzyżyków,
Wieczysta jaśnieje chwała.
Z sosnowych jednak krzyżyków,
Wieczysta jaśnieje chwała.
91
Autorem i kompozytorem piosenki był Adam Kowalski. Napisał ją w kilka lat po
pierwszej wojnie światowej i opublikował w zbiorze „100 pieśni żołnierskich”. Urodził się w
Rzeszowie 23 grudnia 1896 roku. Był wnukiem powstańca 1863 roku, Józefa Kowalskiego,
rolnika z zawodu. Po ukończeniu szkoły powszechnej i wydziałowej wstąpił do seminarium
nauczycielskiego. W roku 1912 zaciągnął się w szeregi „Strzelca”, gdzie pierwsze żołnierskie
kroki stawiał pod rozkazami swego rówieśnika, ucznia 6 klasy gimnazjum, Lisa - Kuli.
Na wojnę wyruszył w sierpniu 1914 roku wraz z 2 kompanią rzeszowską Legionów pod
dowództwem Bolesławicza. Jako poeta zadebiutował na froncie. Pierwszy jego wiersz powstał
w 1915 roku w okopach. Był już wówczas kapralem. W bitwie pod Krzywopłotami został
ciężko ranny. Podczas rekonwalescencji w szpitalu legionowym przygotował się do matury,
którą zdał w maju 1915 roku. Ale ze służby wojskowej nie wycofał się. Początkowo widzimy
go w oddziałach pomocniczych I Brygady.
W maju 1916 roku przeszedł do 3 pp Legionów i brał udział w walkach tego pułku nad
Styrem i Stochodem. Tam też zachorował na tyfus plamisty. Po wyleczeniu wrócił do służby
wojskowej, awansował na plutonowego, a następnie na sierżanta. W tym czasie napisał wiele
wierszy i piosenek związanych tematycznie z życiem żołnierza na froncie. Po kryzysie
przysięgowym został internowany w Huszt, a następnie wcielony do armii austriackiej i
wysłany na front włoski. W 1918 roku wstąpił do wojska polskiego i poświęcił się całkowicie
pracy nad oświatą żołnierza.
Był założycielem Uniwersytetu Żołnierskiego w Grodnie, pełnił funkcję szefa
oświatowego 2 Armii, kierował kursami metodyczno - oświatowymi dla oficerów w Wilnie.
Jednocześnie redagował pismo poświęcone problemom obrony państwa „Reduta”. Przez jakiś
czas kierował referatem oświatowym w MS Wojskowych, a następnie, już w randze kapitana,
objął naczelną redakcję „Żołnierza Polskiego”. Był także redaktorem „Polski Zbrojnej”. Pisał
bardzo dużo. Jego piosenki zdobywały sobie ogromną popularność.
Zebrał je w tomach „Lutnia w tornistrze” oraz „100 pieśni żołnierskich”. Wyjątkowe
miejsce w latach międzywojennych uzyskały: „Miało matka trzech synów” i „Morze, nasze
morze”. Po kampanii wrześniowej znalazł się na terenie obozu internowanych w Balš, w
Rumunii, skąd dotarł do Wielkiej Brytanii. W Balš napisał sławną „Modlitwę obozową”.
Wszystkie swoje piosenki i wiersze wojenne zebrał w tomiku „Kierunek Wisła”, który wydał
w 1943 roku.
Zmarł po wojnie w Edynburgu, w 1947 roku.
Piosenka jego pióra „Najwyższe odznaczenie”, którą napisał podczas I wojny, nie
zyskała większej popularności w okresie międzywojennym. Przypomniano ją dopiero w latach
wojny i okupacji. Była jedną z czołowych piosenek grupy dywersyjno - partyzanckiej „Orlicza”
- Stefana Franaszczuka w Obwodzie AK Sandomierz. Partyzanci znali ją pt. „Ordery, krzyże,
medale”. Tekst śpiewany przez nich w 1943 roku przekazał mi Zbigniew Pawlikowski ps.
„Mimi”. Odbiega on już nieco od oryginału. Tu podaję piosenkę w wersji, w której została
wydrukowana w 1937 roku przez autora w jego zbiorze pieśni żołnierskich.
Notę biograficzną opracowałem na podstawie danych zawartych w książce Karola
Koźmińskiego „Poezja Legjonów”, Warszawa 1936 r.
92
MORZE, NASZE MORZE9
słowa i muzyka: Adam Kowalski
Chociaż każdy z nas jest młody,
Lecz go starym wilkiem zwą.
My, strażnicy Wielkiej Wody,
Marynarze polscy to.
Morze, nasze morze!
Wiernie ciebie będziem strzec.
Mamy rozkaz cię utrzymać,
Albo na dnie, na dnie twoim
Albo na dnie z honorem lec.
9 www.antologia.jedrusie.org/76_Morze_nasze_morze.mp3
93
*
Żadna siła, żadna burza
Nie odbierze Gdyni nam.
Własna flota, choć nieduża,
Strzeże czujnie portu bram.
Morze, nasze morze!...
Autorem słów i twórcą melodii był także Adam Kowalski. Napisał piosenkę
prawdopodobnie w okresie przekształcania się wioski rybackiej Gdyni w port handlowy i
wojenny. Drukowana wcześniej na łamach pism, weszła ostatecznie do wydanego w 1937 roku
zbioru „100 pieśni żołnierskich”. Szczególną aktualność zyskała w latach 1938 - 1939, tj. w
okresie zagrożenia Gdańska przez hitlerowców.
Wówczas też poczyniono w pierwotnym tekście drobne zmiany, a Gdynię zastąpiono
Gdańskiem. W latach drugiej wojny światowej korzystano często z jej melodii. W Sielcach nad
Oką ułożono do niej słowa piosenki „Fizylierzy”. W czasie powstania warszawskiego
przerobiono ją na „Miasto, Stare Miasto”, zaś na terenie Iłżeckiego w batalionie partyzanckim
BCh „Ośki” - Jana Sońty napisano nowe słowa do pieśni tego zgrupowania.
Wśród piosenek zgłoszonych w 1944 roku na konkurs tygodnika podziemnego
„Wieści” znalazł się tekst piosenki podpisany godłem „Radło” „Hej, do czynu”, śpiewany
również na nutę „Chociaż każdy z nas jest młody” (są to pierwsze słowa piosenki Adama
Kowalskiego - wyj. T. Sz.).
Po II wojnie na ogół piosenka trafiała do śpiewników bezimiennie. Tak ją wydrukowano
w zbiorku „Niech rozbrzmiewa wolny śpiew”. Zachowano autorstwo w „Żołnierskiej rzeczy”
i w antologii „Poeci żołnierzom”.
Tekst tu zamieszczony pochodzi ze zbioru „100 pieśni żołnierskich”.
94
SERCE W PLECAKU10
słowa i muzyka: Michał Zieliński
10 www.antologia.jedrusie.org/27_Serce_w_plecaku.mp3
95
Z piersi młodej się wyrwało,
W wielkim bólu i rozterce
I za wojskiem poleciało,
Zakochane czyjeś serce.
Żołnierz drogą maszerował,
Nad serduszkiem się użalił,
Więc je do plecaka schował
I pomaszerował dalej.
Tę piosenkę, tę jedyną,
Śpiewam dla ciebie dziewczyno,
Może także jest w rozterce
Zakochane twoje serce.
Może beznadziejnie kochasz
I po nocach tęsknisz, szlochasz?
Tę piosenkę, tę jedyną,
Śpiewam dla ciebie dziewczyno.
Poszedł żołnierz na wojenkę
Poprzez góry, lasy, pola
Z śmiercią razem szedł pod rękę,
Taka jest żołnierska dola.
I choć go trapiły wielce,
Kule, gdy szedł do ataku,
Żołnierz śmiał się, bo w plecaku
Miał w zapasie drugie serce.
Tę piosenkę, tę jedyną.
Najpierw był wiersz pod tym samym tytułem. Autor, Michał Zieliński, pochodzący z
Jarosławia, gdzie urodził się 15 listopada 1905 roku, napisał go w 1933 roku na konkurs
ogłoszony przez gazetę „Żołnierz Polski”. Odbywał wówczas służbę wojskową w Truskawcu,
grając w orkiestrze tamtejszej jednostki. Był podoficerem zawodowym.
W mundurze wojskowym przebył kampanię wrześniową, uczestniczył również - jako
żołnierz - w walkach Ludowego Wojska Polskiego. Po zdemobilizowaniu wrócił do rodzinnego
Jarosławia, gdzie przez wiele lat pracował jako wykładowca w Państwowej Szkole Muzycznej.
Zmarł w 1972 roku. Jego wiersz został najpierw wydrukowany w prasie, a następnie
wszedł do wydanego w 1938 roku zbioru „Wiersze żołnierskie”. Od tego momentu rozpoczyna
się dopiero stopniowe narastanie popularności „Serca w plecaku”, które śpiewano na melodię
skomponowaną również przez Michała Zielińskiego. Ale tekst piosenki różnił się już znacznie
od wiersza. Dorobiony został także refren.
Pełną sławę zdobyło „Serce w plecaku” w latach 1939-1945. Śpiewano ją w kraju i za
granicą, w wojsku i w oddziałach partyzanckich, a nawet w więzieniach i w obozach
koncentracyjnych. Rozpowszechniła się również w niektórych obozach jeńców wojennych,
dokąd przynieśli ją pod koniec 1944 roku powstańcy warszawscy. Była wielokrotnie
drukowana w czasie wojny, m. in. w zbiorku „Pieśni zbrojne”, który wydano w Warszawie w
96
kwietniu 1943 roku staraniem KOPR, w wersji - niestety - nieco zniekształconej w stosunku do
oryginału, a także w zbiorku „Pieśni oddziałów partyzanckich Zamojszczyzny”, gdzie dano jej
tytuł „Z piersi młodej się wyrwało”.
Po wyzwoleniu „Serce w tornistrze” trafiło na łamy zbiorku J. Nowickiej „Pieśni walki
i chwały”, a następnie już jako „Serce w plecaku” drukowano piosenkę w różnych wersjach,
m. in. w „Małym śpiewniku żołnierza polskiego”, „Pieśniarzu polskim”, śpiewnikach „To idzie
młodość” i „Żołnierska rzecz”, zbiorku bardzo popularnych piosenek okupacyjnych „Serce w
plecaku” i ostatnio w antologii „Poeci żołnierzom 1410-1945”, gdzie zamieszczono tekst
autoryzowany przez Michała Zielińskiego.
97
MARSZ LOTNIKÓW11 (111 - ej Eskadrze Myśliwskiej im. T. Kościuszki)
muzykę opracował Stanisław Latwis wg melodii Marsza Kosynierów z 1791 r
słowa :Aleksandra Zasuszanka
11 www.antologia.jedrusie.org/78_Marsz_Lotnikow.mp3
98
99
Lotnik skrzydlaty władca
Świata bez granic,
Ze śmierci drwi, w twarz się życiu głośno śmieje,
Drogę do nieba skraca,
Przestrzeń ma za nic,
Smutki mu z czoła pęd zwieje.
Jak równo silnik gra,
Jak śmiało śmigło tnie,
Już ginie pośród chmur najśmielszych orłów niebotyczny ślad.
Nie straszny mrok i mgła,
Nie straszny wiatr, co dmie,
Jesteśmy od Ikara mędrsi o tysiące lat.
Czasem silnika konie
Ogniem się rozpalą,
Przyczajone śmigło przetnie spadochronu śliską nić.
Męczy się mózg i dłonie,
Serca w piersiach walą.
Bośmy młodzi, chcemy zwycięstw, chcemy żyć!
A jeśli z nas
Ktoś legnie wśród szaleńczych jazd,
Czerwieńszy będzie kwadrat, nasz lotniczy znak.
Znów pełny gaz,
Bo cóż, że spadła któraś z gwiazd,
Gdy cała wnet eskadra pomknie na szlak.
A tych, co pozostali,
Trwoga nie przenika,
Radość skrzydła nam rozwija,
Nie przeraża z śmigieł krzyż.
Nigdy nie ściennie w dali
Mocny głos silnika. ..
Lecieć, a nie dać się mijać" -
Zawsze wzwyż!
100
*
Srebrne Kościuszki kosy
Lśnią na maszynie,
Kształt rogatywki na gwiaździstym tle sztandaru.
Łączą się krajów losy
W braterskim czynie,
Krew za krew, naród za naród!
*
Zawrót, korkociąg śmiały I linek wycie
I wyrównanie, aż się zgięły kwiaty jasne.
Krąg ziemi oszalały
Ginie w błękicie.
Pięć części świata za ciasne! (Tę zwrotkę śpiewano zamiast poprzedniej)
Leć w górę znaku nasz,
Nie trzeba wcale słów.
Skrzydlaty klucz do sławy drzwi odmyka,
Orła mamy hart.
My Polski czujna straż,
Husarii dawnej huf.
Nie ścichnie nigdy w dali głos silnika –
Hej, na start!
„Marsz lotników”, znany również pt. „Lotnik skrzydlaty władca świata”, został
napisany w latach międzywojennych. Autorką słów była Aleksandra Agnieszka Zasuszanka
(po mężu Dobrowolska). Urodziła się 7 grudnia 1906 roku w Książu Wielkim w pow.
miechowskim, jako córka Wincentego i Marii Knothe. Ojciec był lekarzem.
Uczęszczała do Gimnazjum im. Królowej Kingi w Kielcach. Po studiach
polonistycznych na Uniwersytecie Warszawskim objęła posadę nauczycielki w II Liceum
Miejskim im. Jana Kochanowskiego w Warszawie. Była entuzjastką lotnictwa, organizowała
w Warszawie szkolne koła LOPP, drukowała artykuły z historii lotnictwa i szybownictwa na
łamach gazet warszawskich i kieleckich (m. in. w „Programie VI Krajowych Zawodów
Szybowcowych” w 1938 roku artykuł pt. „Bilet wizytowy Kielc i ich nadzieje”). Poza tym
współpracowała z radiem, była korektorem literackim księgi pamiątkowej „Ku czci poległych
lotników”, wydanej w 1933 roku z okazji odsłonięcia pomnika Lotnika w Warszawie, wreszcie
pisała wiersze sygnowane początkowo pseudonimem „Agnez”. Losy wojny rzuciły ją do
Francji i Anglii. Pełniła tam funkcję korespondenta (pisała życiorysy polskich lotników
biorących udział w bitwie o Londyn), następnie pracowała w Wydawnictwie Książek
Szkolnych dla młodzieży polskiej przebywającej za granicą i wykładała język polski w Szkole
Morskiej, kierowanej przez kpt. żeglugi wielkiej Karola Olgierda Borchardta12.
12 www.borchardt.com.pl Strona poświęcona Pamięci kpt. Ż.W. K.O. Borchardta
101
Obecnie wykłada on astronawigację w gdyńskiej Szkole Rybołówstwa Morskiego. Jest
autorem popularnych książek marynistycznych „Znaczy kapitan” i „Krążownik spod
Somosierry” (Zmarł 20 maja 1986 r. w Kamiennej Górze) – przyp. wyd. IV). Aleksandra
Zasuszanka była również matką chrzestną sztandaru polskich lotników, który poprzez kordony
graniczne dotarł z okupowanego kraju na Wyspy Brytyjskie.
Po wojnie osiadła na stałe w Kielcach. Pracuje jako kustosz w Muzeum Świętokrzyskim
(Zmarła 14 stycznia 1989 r. w Kielcach - przyp. wyd. IV). Jej zasługą jest zorganizowanie
trzech muzeów literackich: Sienkiewicza w Oblęgorku, Żeromskiego w Kielcach i
Kochanowskiego w Czarnolesie. Poza tym, jako opiekunka działu etnograficznego (do roku
1957), całe lata gromadziła ginące już relikty kultury ludowej. M. in. we wsi Bieliny, w
zabytkowej chacie z 1794 roku, urządziła punkt etnograficzny.
Tekst „Marsza lotników” napisała w 1930 roku do melodii opracowanej przez por.
pilota Stanisława Latwisa, a pochodzącej z czasów Insurekcji Kościuszkowskiej.
Latwis urodził się w 1905 roku w Kołyszkach. Do gimnazjum uczęszczał w Witebsku.
Marzył o lotnictwie, lecz mimo starań odpadł na komisji. Podjął studia na Uniwersytecie
Wileńskim, jednak szybko przeniósł się do Szkoły Podchorążych Piechoty w Komorowie. Na
przełomie lat 1927/1928 został słuchaczem Oficerskiej Szkoły Inżynierii w Warszawie. Jak
podobno mówił - „stąd miał już tylko jeden krok na lotnisko”. I dopiął swego. W 1930 r.
otrzymał skierowanie do 111 Eskadry Samolotów Myśliwskich w 1 Pułku na Okęciu. W jakiś
czas później został instruktorem w Centrum Wyszkolenia Oficerów Lotnictwa w Dęblinie.
Zginął śmiercią lotnika 12 maja 1935 roku w czasie lotu instruktażowego wraz z jednym
z elewów CWOL. Jego grób znajduje się na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Pierwsze
dwa wydania „Marsza lotników” ukazały się (prawdopodobnie w latach 1931 - 1932) nakładem
prywatnej firmy B. Wierzbickiego w Warszawie. Pieśń harmonizował Feliks Rybicki.
Następnie wydano płytę nakładem firmy „Syrena - Electro” (z towarzyszeniem
orkiestry Syrena - Rekord śpiewał Chór Juranda) oraz kolejne wydania nut nakładem Księgarni
Wydawniczej Arcta. 15 października 1937 roku, w czasie uroczystości związanych z X-leciem
CWOL w Dęblinie, „Marsz lotników” odegrany został po raz pierwszy jako oficjalny „Marsz
Polskiego Lotnictwa”. W czasie powstania warszawskiego w 1944 roku żołnierz zgrupowania
AK „Żaglowiec” na Żoliborzu, pchor. „Zbyszek” - Bronisław Lewandowski dorobił do
fragmentu melodii tej pieśni słowa powstańczego „Marsza Żoliborza”.
Po II wojnie tekst „Marsza lotników” lub jego fragmenty drukowano wielokrotnie w
kraju i za granicą, że przypomnę tylko: „Pilot gwiaździstego znaku” (Awir 1947 i 1948 oraz
Warszawa 1962 i 1970), „Od Ikara do Gagarina” (Warszawa 1961), „Żołnierska rzecz”
(Warszawa 1965), „Kosynierzy Warszawy” (Londyn 1968) i antologia „Poeci żołnierzom”
(Warszawa 1970). Melodię „Marsza” utrwalono również na płycie „Muza”.
Tu podaję tekst z II wydania „Marsza lotników” - Warszawa, około 1931 - 1932 r.,
udostępniony mi przez Aleksandrę Zasuszankę - Dobrowolską.
102
LOTNICTWO
słowa i muzyka: Adam Kowalski
Hej, ponad góry,
Hej, ponad chmury,
Orłowym lotem pod nieba strop!
Huczniej od grzmotu,
Chyżej od strzały,
Wyżej, po blasków słońca snop!
Polskie skrzydła niezwyciężone.
Godłem nam - królewski ptak.
On nas zawsze wiedzie w górną stronę,
Na słoneczny szlak.
Wyżej, wyżej w podniebne loty,
Ponad szarej ziemi pył,
Stać nas na to, dosyć mamy sił.
Dalej ku słońcu,
Przez chmur tumany.
Jako kamienie rzucone z proc!
Tam nasza przyszłość,
Tam nasza chwała,
Tam nasza wielkość, nasza moc
Polskie skrzydła niezwyciężone
103
Piosenka pochodząca również z lat międzywojennych, o znacznie mniejszej
popularności niż „Marsz lotników” - „Lotnik, skrzydlaty władca świata”.
Autorem słów i melodii był Adam Kowalski. Zamieścił ją w zbiorze „100 pieśni
żołnierskich”, który wydał w 1937 roku.
Tekst podaję za tą publikacją.
104
NAJWIĘKSZY PAN NA ZIEMI13
słowa: Kornel Makuszyński
muzyka: kompozytor dotąd nieznany
13 www.antologia.jedrusie.org/79_Najwiekszy_pan_na_ziemi.mp3
105
Największy pan na ziemi
Jest sobie polski żołnierz,
Wężami srebrzystymi
Przystroił szary kołnierz.
Sznurkami buty wiąże,
A dumny - jakby książę,
Na portkach ma przetaki,
A wielki - jak król jaki.
Gdy idzie poprzez łąki,
Śpiewają mu skowronki,
Gdy w las zabiegnie dziki
Śpiewają mu słowiki.
Gdy urlop ma na święta
Śpiewają mu dziewczęta,
Gdy legnie gdzieś na miedzy
Śpiewają mu koledzy.
*
A słońce, gdy oświeci
Żołnierskie swoje dzieci,
Pan wielki od piechoty
Wnet bagnet ma jak złoty,
Guziki brylantowe,
Wyłogi purpurowe,
Na grzbiecie zaś atłasy,
W słoneczne złote pasy.
Ma złote, dobre serce,
Dziewczęce łzy w manierce,
Pałacu mu nie trzeba,
Gdy widzi trochę nieba.
*
Gdy bardzo jest zmęczony
Pod ziemią ma salony,
Lub nocleg gdzie wyprosi
Przy boku panny Zosi.
Sam sułtan gdzieś w haremie
Przy stu panienkach drzemie,
A żołnierz na ożenek
Aż tysiąc ma panienek.
106
A każda cicho szlocha
I bardzo mocno kocha
I życzy sercem całem,
By został generałem.
Choć leci kul ulewa,
Pan żołnierz sobie śpiewa,
A śmierć, gdy spotka w ścisku,
To spierze ją po pysku.
Na boje idzie krwawe,
Po radość i po sławę,
Bo Polska zapamięta,
Najdroższe swe chłopięta.
Pierwotnie był to wiersz „O żołnierzu wielkim” panu pióra Kornela Makuszyńskiego.
Autor urodził się w Stryju 13 lipca 1884 roku. Na Uniwersytecie Lwowskim ukończył filozofię,
dalsze studia odbywał w Paryżu. Debiutował jako poeta na łamach tygodnika „Słowo Polskie”
w 1902 roku. W sześć lat później ukazał się pierwszy jego tomik wierszy „Połów gwiazd”.
Podczas I wojny światowej mieszkał w Kijowie. Był kierownikiem literackim w Teatrze
Polskim, którego dyrekcję sprawowała Stanisława Wysocka. Po odzyskaniu niepodległości
wrócił do kraju i poświęcił się pracy literacko - dziennikarskiej. Napisał ponad 30 książek,
spośród których „Bezgrzeszne lata”, „Panna z mokrą głową”, „Awantura o Basię”, „Szatan z
siódmej klasy”, „O dwóch takich, co ukradli księżyc” i wiele innych, a także „Przygody
koziołka Matołka” oraz „Awantury i wybryki małej małpki Fiki - Miki” cieszyły się i cieszą
nadal poczytnością nie tylko wśród dzieci i młodzieży.
Pisał także teksty piosenek wojskowych. Ogłosił je drukiem w 1919 roku w zbiorku
„Piosenki żołnierskie”. Był m. in. autorem znanej ongiś powszechnie piosenki „Maki”,
zaczynającej się słowami: „Ej, dziewczyno, ej, niebogo, jakieś wojsko pędzi drogą”, do której
muzykę skomponował Stanisław Niewiadomski. W latach 1920 - 1924 był redaktorem
literackim czasopisma „Rzeczpospolita”. Współpracował też ściśle z „Warszawianką” i
„Ilustrowanym Kurierem Codziennym”, zamieszczając na łamach tych pism felietony i krytyki
teatralne. W roku 1926 wyróżniony został państwową nagrodą literacką za poemat „Pieśń o
Ojczyźnie”.
W latach II wojny przebywał jakiś czas w Warszawie i w 1944 roku podczas powstania,
jak podaje Lesław M. Bartelski w książce „Mokotów 1944”, napisał piosenkę „Śpiew
Czerniakowa”, podpisując ją pseudonimem „Stary kapral”.
Po wojnie osiadł w Zakopanem i tam zmarł 31 lipca 1953 roku. Do wspomnianego na
wstępie wiersza „Największy pan na ziemi”, nieznany dotąd kompozytor z Warszawy napisał
w 1942 roku muzykę. Piosenka z miejsca zdobyła sobie prawo obywatelstwa nie tylko w
stolicy, lecz także w różnych zakątkach okupowanego kraju. Doczekała się także kilku
publikacji. Wydrukowano ją w 1943 roku w zbiorku „Pieśni zbrojne”, a następnie w
„Śpiewniku domowym”, w 1944 roku trafiła do zbiorku „Pieśni oddziałów partyzanckich
Zamojszczyzny”, we fragmentach zaś zamieszczono ją w „Śpiewniku żołnierza polskiego”,
który wydano na początku 1944 roku w Moskwie.
Tekst pochodzi ze „Śpiewnika domowego”.
107
MODLITWA OBOZOWA14
słowa i muzyka: Adam Kowalski
O, Panie, któryś jest na niebie,
Wyciągnij sprawiedliwą dłoń!
Wołamy z cudzych stron do Ciebie,
O polski dach i polską broń.
O, Boże, skrusz ten miecz,
Co siekł nasz kraj,
Do wolnej Polski nam
Powrócić daj!
14 www.antologia.jedrusie.org/24_Modlitwa_obozowa.mp3
108
By stał się twierdzą
Nowej siły,
Nasz dom, nasz dom.
O, usłysz, Panie, skargi nasze,
O, usłysz nasz tułaczy śpiew!
Znad Warty, Wisły, Sanu, Bugu
Męczeńska do Cię woła krew!
O, Boże, skrusz ten miecz...
Pierwsza po klęsce wrześniowej 1939 roku pieśń polskiego żołnierza na obczyźnie.
Powstała w obozie dla internowanych w miejscowości Balš w Rumunii. Słowa napisał i muzykę
skomponował kpt. Adam Kowalski. Opracowanie utworu na głosy było dziełem Adama
Harasowskiego. Chór obozowy, złożony z żołnierzy i oficerów, wykonał po raz pierwszy tę
pieśń w drugą niedzielę października 1939 r.
Zyskała szeroki rozgłos, była śpiewana w jednostkach polskich w Szkocji oraz w
oddziałach partyzanckich w kraju, dokąd dotarła za pośrednictwem skoczków
spadochronowych. Tu cokolwiek przerobiona nosiła tytuły „Modlitwa Armii Krajowej” lub
„Modlitwa partyzancka”. Drukowano ją także wielekroć w prasie podziemnej, że odnotuję
tylko publikację z roku 1944 w styczniowym numerze miesięcznika „Na orlich skrzydłach”,
który ukazywał się w powiecie opatowskim na Kielecczyźnie, a także w konspiracyjnych
broszurach i śpiewnikach, m. in. w zbiorze „Pieśni oddziałów partyzanckich Zamojszczyzny”
oraz w wydawnictwie powielaczowym z listopada 1944 roku „Partyzanckim szlakiem”.
Słowa pieśni w różnych wersjach otrzymałem od Łucji Witczak ps. „Nina”, Ireny
Dębowskiej ps. „Błyskawica”, Józefa Knapika ps. „Rysa”, Tadeusza Nagrodkiewicza,
Zbigniewa Pawlikowskiego ps. „Mimi - Raptus”, Andrzeja Skowrońskiego ps. „Andrzej -
Konar”, Zbigniewa Orlińskiego ps. „Sławian” i Stanisława Wiącka ps. „Inspektor”.
Antoni Owczarek przekazał mi tekst zatytułowany „Pieśń żołnierza tułacza”. W
udostępnionym mi przez Aleksandra Jasińskiego „Zbiorze pieśni polskich” opracowanym
przez Juliusza Leo, a wydanym w sierpniu 1944 roku na Bliskim Wschodzie „Modlitwa
obozowa” jest drukowana pt. „O, Boże, skrusz ten miecz”.
Tu podaję wersję pierwotną zamieszczoną przez Adama Kowalskiego w tomiku
„Kierunek Wisła!” Wiersze i pieśni 1939 - 1942, który ukazał się w Glasgow w 1943 roku.
Autor „Modlitwy obozowej” zmarł na emigracji w roku 1947.
109
SZEDŁ ŻOŁNIERZYK
słowa: Henryk Rostworowski
na melodię francuską: En passant par la Lorraine, (Przemarszem przez Lotaryngię)15
15 www.antologia.jedrusie.org/80_En_passant_par_la_Lorraine.mp3
110
Szedł żołnierzyk lasem, borem
Raz i dwa i trzy
Odpoczywał pod jaworem
Raz i dwa i trzy
Tak wędrując bez przyczyny
Spotkał cudne trzy dziewczyny, hi, hi, hi,
Raz i dwa i trzy.
Pierwsza z nich urodna, hoża
Raz i dwa i trzy
Miała włosy jak łan zboża
Raz i dwa i trzy
Gdy ujrzała żołnierzyka
Kwiat mu dała zza stanika, hi, hi, hi,
Raz i dwa i trzy.
Druga miała dwa warkocze
Raz i dwa i trzy
Były krucze i urocze
Raz i dwa i trzy
Żołnierzyka gdy ujrzała
Wstążkę z włosów darowała, hi, hi, hi,
Raz i dwa i trzy.
Trzecia była z nich najmłodsza
Raz i dwa i trzy
Nie wiedziała co mu potrza
Raz i dwa i trzy
Więc mu nic nie dała mała
Lecz go szczerze pokochała, hi, hi, hi.
Raz i dwa i trzy.
Przyszła wojna, grzmią armaty
Raz i dwa i trzy
Zwiędły zza stanika kwiaty
Raz i dwa i trzy
Wypłowiała wstążka z czasem
A żołnierzyk padł pod lasem i tam śpi
111
Raz i dwa i trzy.
Lecz, że trzecia go kochała
Raz i dwa i trzy
I że serce mu oddala
Raz i dwa i trzy
Na mogile i dokoła
W krąg wyrosły wonne zioła, złote mchy
Raz i dwa i trzy.
Powstała na terenie Niemiec, po kampanii wrześniowej 1939 roku, w obozie jeńców
wojennych IX B w Weilburgu. Jej autorem był poeta, jeniec, ppor. Henryk Rostworowski
(urodził się 27 stycznia 1912 roku w Rybczewie), świetnie władający językiem francuskim. Po
studiach na wydziale prawa Uniwersytetu Warszawskiego dalsze wykształcenie zdobywał we
Francji, w Wyższej Szkole Handlowej w Grenoble.
Po kampanii wrześniowej przebywał w obozach jeńców wojennych, najpierw w IX B
w Weilburgu, następnie w II C w Woldenburgu. Tam też debiutował jako poeta wydając w
1940 roku, na powielaczu, w 120 egzemplarzach tomik wierszy zatytułowany
„Kamieniołomy”. Wiersz ten wraz z „Listem z Warszawy”, „Balladą o paczkach” i
„Programem sylwestrowym” został wydrukowany na przełomie 1940/41 roku w kraju, w
podziemnej „Antologii poezji współczesnej”.
W obozie też, dla zabicia czasu, przekładał zapamiętane sprzed wojny utwory na język
polski lub pisał nowe teksty do znanych mu melodii. Słowa polskie „Szedł żołnierzyk” napisał
do melodii starofrancuskiej piosenki „En passant par la Lorraine” - „Przemarszem przez
Lotaryngie”. 25 listopada 1939 roku zaprezentował swą piosenkę na wieczorku jenieckim.
Podaję tekst otrzymany od autora. Poeta mieszka obecnie w Warszawie. W 1948 roku,
nakładem księgarni Fiszera, wydał tomik Piosenki świata. Zajmuje się również przekładami z
literatury francuskiej, tłumaczył m. in. Rollanda i Giraudoux.
112
KRIEGSGEFANGENENPOST16
(wersja muzyczna powstała w obozie jeńców wojennych)
słowa: Andrzej Nowicki muzyka: Jan Landy
16 www.antologia.jedrusie.org/81_Kriegsgefangenenpost.mp3
113
Piszę wciąż do Ciebie najróżniej
Przez te najdziwniejsze w życiu moim dnie,
Listy, jak zgubieni podróżni
Błąkają się gdzieś nie wiadomo gdzie.
Może wiatr je jesienny niesie jesienią,
Może listy jak liście po świecie gna!
Zresztą - Boże - cóż listy zmienią,
Jeśli ciągle, ciągle jeszcze trwa:
Kriegsgefangenenpost - to brzmi, jak tajemnica,
Kriegsgefangenenpost - to pociągów daleki świst.
Kriegsgefangenenpost - to Twój dom, numer,
ulica Kriegsgefangenenpost - to czekanie na Twój list.
Krieg - rozumiesz - to wojna,
Gefangene - jeniec - to ja...
Czy jesteś już spokojna,
Gdy znasz te słowa dwa?
Kriegsgefangenenpost - to brzmi, jak tajemnica,
To pociągów daleki świst,
To czekanie na Twój list.
Nie wiem nawet, czy na mnie czekasz,
Nie wiem, czy powracać warto będzie znów -
Wołani, wołam Ciebie z daleka
Tym najdziwniejszym spośród wszystkich słów!
114
Głos mój wicher jesienny niesie jesienią,
List mój, jak liść jesienny po świecie gna!
Moja miła - cóż listy zmienią,
Jeśli ciągle, ciągle jeszcze trwa:
Kriegsgefangenenpost - to brzmi, jak tajemnica...
Ta dostojna, poważna pieśń jeńców wojennych, uczestników kampanii wrześniowej, a
drukowana po wyzwoleniu prawie wyłącznie jako wiersz, powstała w Oflagu IX B nad
Lahnem. Napisał ją poeta ppor. Andrzej Nowicki, znany już przed wojną jako autor wielu
wierszy i piosenek.
Urodził się 29 grudnia 1909 roku w Warszawie. Studiował prawo i filologię polską.
Zadebiutował w 1930 roku utworami satyrycznymi. Był jednym z założycieli przedwojennego
tygodnika „Szpilki”. W 1939 roku walczył na froncie, następnie do wyzwolenia przebywał w
obozach jeńców wojennych: IX B i II C. W Woldenbergu aktywnie uczestniczył w życiu
literackim obozowej grupy „Zaułek literacki”, natomiast w Weilburgu był współtwórcą
jenieckiego teatrzyku. Po powrocie z niewoli wydał nakładem „Czytelnika” w 1945 roku tomik
poetycki „Podróż do ziemi świętej”.
Następnie przez wiele lat przebywał w Londynie. Od 1956 roku mieszka w Warszawie
współpracując z tygodnikiem „Szpilki”, pisząc słuchowiska i audycje satyryczne dla radia oraz
tłumacząc książki z literatury anglosaskiej. Z zakresu literatury oryginalnej ukazał się w 1957
roku drugi tomik jego wierszy pt. „Warsztat”, w 1958 roku wespół z Marianem
Marianowiczem wydał „Księgę nonsensu”, zaś w 1965 w „Bibliotece Stańczyka” satyry
„Ballady i anse”.
Prawykonanie pieśni „Kriegsgefangenenpost”, z muzyką skomponowaną przez ppor.
Jana Landego, z zawodu pianistę, odbyło się 2 grudnia 1939 roku na wieczorze jenieckim
zatytułowanym „Czarna kawa przy piwie”. Śpiewał ją ppor. Jerzy Michałowski. Tekst
powielony w oflagu dotarł wkrótce do okupowanego kraju i do innych obozów jenieckich i w
ten sposób szeroko się rozpowszechnił.
Trafił także (oczywiście bez nut) na karty wydanej na przełomie lat 1940/1941 w
Warszawie konspiracyjnej „Antologii poezji współczesnej” „Narcyza Kwiatka” pod
pseudonimem „Novus”.
Tekst napisany w Oflagu IX B zaczerpnąłem z wydanego tam w 1940 roku zeszytu
(odbitka powielaczowa) pt. „Kriegsgefangenenpost”, który udostępniła mi Janina Oko -
Hyjkowa.
115
KRIEGSGEFANGENENPOST
(wersja muzyczna skomponowana w okupowanym kraju)
słowa: Andrzej Nowicki muzyka: „Andrzej Jerzy” - Andrzej Markowski
116
Piszę wciąż, do Ciebie, najróżniej,
Przez te najdziwniejsze w życiu moim dnie.
Listy jak zgubieni podróżni,
Błąkają się gdzieś nie wiadomo gdzie.
Może wiatr je gdzieś niesie jesienią,
Może list mój jak liść po świecie gna!
Zresztą Boże! Cóż te listy zmienią?
Jeśli ciągle jeszcze trwa:
Kriegsgefangenenpost - to brzmi jak tajemnica,
Kriegsgefangenenpost - to pociągów daleki świst,
Kriegsgefangenenpost - to twój dom, numer i ulica
Kriegsgefangenenpost ¦- to czekanie na Twój list.
Krieg, rozumiesz? to wojna!
Gefangene - jeniec to ja!
Czy jesteś już spokojna?
Gdy znasz te słowa dwa!
117
Kriegsgefangenenpost - to brzmi jak tajemnica!
To pociągów daleki świst,
To czekanie na Twój list!
Nie wiem nawet czy na mnie jeszcze czekasz,
Nie wiem czy powracać warto będzie znów?
Wołam, wołam - Ciebie z daleka,
Tym najdziwniejszym pośród wszystkich słów.
Głos mój wicher jesienią gdzieś niesie,
List mój jak liść jesienny wiatr po świecie gna!
Miła moja! Cóż te listy zmienią?
Jeśli ciągle jeszcze trwa:
Kriegsgefangenenpost - to brzmi jak tajemnica...
W roku 1941 pojawiły się w okupowanym kraju nuty z tekstem
„Kriegsgefangenenpost”. Ale melodia nie przypominała tej, którą Jan Landy skomponował w
obozie. Maria Hoffman - Urbańska udostępniła mi oryginalną odbitkę nut, wykonaną
konspiracyjnie w Lublinie na światłoczułym papierze i opatrzoną następującą, odręczną
dedykacją: „Kochanemu Tomciowi - pierwszemu wykonawcy tejże piosenki w dowód
wdzięczności za doskonałe wykonanie i w dowód przyjaźni - Andrzej. Lublin, dn. 2.IX.43 r.”
Z lewej strony nut umieszczony był rysunek przedstawiający teren jenieckiego obozu,
a obok napis: „słowa Nowicki, muzyka Andrzej - Jerzy”. Ustaliłem, że tym pierwszym
wykonawcą był Tomasz Dąbrowski. W latach wojny śpiewał on pieśni patriotyczne na
konspiracyjnych koncertach w Warszawie, Lublinie, Chełmie i w Krakowie. Według relacji
Tomasza Dąbrowskiego autorem dedykacji był Andrzej Markowski, który akompaniował mu
w czasie wykonania pieśni w Lublinie. „Kriegsgefangenenpost” była jego pierwszą
poważniejszą kompozycją. „Andrzej Jerzy” vel „Marek Andrzejewski” vel „Szeliga” (takimi
pseudonimami opatrywał swe utwory podczas okupacji) urodził się 22 lipca 1924 roku w
Lublinie.
Tu też, w latach 1939 - 1941, uczęszczał do szkoły muzycznej im. Fryderyka Chopina,
gdzie w klasie prof. Artura Malawskiego uczył się teorii. Studia muzyczne kontynuował po
wojnie, najpierw w Trinity College of Music w Londynie, później w PWSM w Warszawie.
Uzyskał dyplom z zakresu kompozycji i dyrygentury. Początkowo kierował orkiestrą
Filharmonii Śląskiej, następnie w latach 1960 - 1964 był pierwszym dyrygentem w Filharmonii
Krakowskiej, gdzie założył orkiestrę kameralną. Obecnie mieszka i pracuje w Warszawie. Jego
nazwisko związane jest mocno z festiwalami muzyki współczesnej „Warszawska Jesień”.
Działając w latach wojny czynnie w konspiracji, najpierw na terenie Lublina, później w
Warszawie, nie zaniedbywał kompozycji. Oprócz fantazji na fortepian pt. „Tobruk” (w 1942 r.)
napisał także kilka piosenek, wśród nich dwie do słów „Klementyna” „Święty Jerzy” i „Szumi
las” (w 1942 i 1943 r.), do słów A. Sieczkowskiego „Kwiaty i Wierzba” (w 1942 i 1944 r.),
„Wizja bosmana” (w 1944 r.) i inne.
Brał udział w powstaniu warszawskim, był jeńcem wojennym obozów w Lamsdorf i
Murnau. Kompozycja „Kriegsgefangenenpost” powstała na przełomie lat 1940/1941.
Utrzymana w rytmie tanga, różni się zasadniczo od muzyki napisanej przez ppor. Jana Landego
118
w obozie jeńców. Jest barwniejsza i nie tak smutna. Wykonywana była na koncertach
konspiracyjnych, przy czym w Warszawie upowszechniał ją Witold Elektorowicz, który - jako
pierwszy - otrzymał od Markowskiego nuty „ołówkowe”.
Po wojnie kompozycja „Kriegsgefangenenpost” weszła w skład ilustracji muzycznej
filmu „Zezowate szczęście”. Tu podaję wersję opublikowaną konspiracyjnie w Lublinie.
Informacje o genezie kompozycji pochodzą od Andrzeja Markowskiego.
Korespondencję w sprawie autorstwa pieśni otrzymałem również od Jana Markowskiego -
„Krzysztofa”.
119
WALC ZIMOWY
słowa: Henryk Rostworowski
muzyka: Jan Landy i Olgierd Straszyński
120
Wiatr strunami drutów śpiewa
Rytmem walca szumią drzewa,
Ja pamiętam inny śpiew
Rodzinnych drzew...
Wieczór noworoczny bliski.
Wiatr ostatnie zerwał listki,
Na zimowy porwał bal
Hen w dal...
Może tam już pada śnieg, gwiazdami lśni,
Blaskiem świec płoną z dala okienka chat...
Biały śnieg na polach legł, kolenda brzmi...
Pewnie pachnie świerkiem - nie zmienił się świat!
Może wcale nie jest im źle? Może myślą o mnie - kto wie?
Walca rytm przypomniał bieg minionych dni -
I zabłysnął śnieg, a może łzy.
*
Wiatr po pustych polach tańczy
Taniec jakiś opętańczy,
Liść ostatni strącił z drzew -
Jesienny wiew...
Śniegu białe lecą płatki -
Wigilijne te opłatki,
Kto ich posłał taką moc
W tę noc?...
121
Tam na pewno pada śnieg, gwiazdami lśni,
Blaskiem świec płoną z dala okienka chat,
Biały śnieg na polach legł, kolenda brzmi...
Pewnie pachnie świerkiem - nie zmienił się świat...
Może wcale nie jest im źle?
Wszyscy razem są oprócz mnie!
Walca rytm przypomniał bieg minionych dni
I zabłysnął śnieg, a może łzy...
Henryk Rostworowski napisał piosenkę w wigilię Bożego Narodzenia 1939 roku.
Melodię w rytmie angielskiego walca skomponował ppor. Jan Landy i zaprezentował ją po raz
pierwszy 31 grudnia tegoż roku na jenieckim wieczorze sylwestrowym, który urządzono w
jednym z baraków Oflagu IX B.
Tekst piosenki dotarł także do okupowanego kraju w liście, który poeta - jeniec wysłał
do mieszkającego w Warszawie swego przyjaciela, muzyka Olgierda Straszyńskiego. W ten
sposób narodziła się druga kompozycja, utrzymana, podobnie jak pierwsza, również w rytmie
walca angielskiego.
Słowa piosenki otrzymałem od Henryka Rostworowskiego.
122
DALEKA DROGA
słowa: Andrzej Nowicki muzyka: Jan Landy
i Henryk Rostworowski
123
Raz kiedy lata minęły cztery,
Do domu wojsko z pieśnią szło:
It is a long way to Tipperary.
It is a long, long way to go!
Oh, Madelon vient nous servir a boire —
Poilus śpiewali wtedy piosnkę tą,
Dwie te pieśni świat powtarzał cały:
Madelon, Tipperary, Madelon!
Tak jak wiatr po lesie
Popłynął w dal ten śpiew,
Do dziś go echo niesie,
Jak tamtych czasów zew!
Zwycięstwa symbol ten,
Nie przyśnił się, jak sen!
Nam też wiatr po lesie
Przyniesie tamten śpiew.
*
My dobrze wiemy, gefangenery,
Jak to się na front z pieśnią szło!
Oni śpiewają o Tipperary,
A my tu o nich piosnkę tą.
I Madelon nalewa im w maniery,
A potem idą: to the front! au front!
Tak jak wtedy brzmi tam Tipperary,
Madelon, Madelon, Madelon!
124
Tak, jak wiatr po lesie
Znów płyną piosnki te!
Dziś też je echo niesie,
Dziś też śpiewają je!
Nie tak daleko stąd -
Za Renem tuż, gdzie front!
Tam te pieśni dwie się
Złączyły w jeden śpiew!
*
My dorzucimy też, do cholery!
Do ich piosenek piosnkę swą!
Przy ich kolorach nasze bandery
Dadzą zwycięstwu wspólne tło!
Daleka droga jest do Tipperary,
Daleka droga - lecz przejdziemy ją!
I jak tamci, idąc na kwatery,
Zaśpiewamy Tipperary! Madelon!
Bardzo oryginalna i niezwykle popularna piosenka w obozach jeńców. Autorami słów
byli ppor. Andrzej Nowicki i ppor. Henryk Rostworowski. Wiersze obu tych poetów, pisane w
oflagu i przesłane do kraju, zostały zamieszczone na przełomie 1940/1941 roku w
konspiracyjnie wydanej w Warszawie „Antologii poezji współczesnej”, którą zredagowali Jan
Janiczek i Stanisław Miłaszewski pod pseudonimem „Narcyz Kwiatek”.
Muzykę do „Dalekiej drogi” skomponował Jan Landy na motywach dwóch piosenek
żołnierskich: francuskiej „Madelon” i angielskiej „Tipperary”17. Wykonano ją po raz pierwszy
w obozie w Weilburgu dnia 20 stycznia 1940 roku. Z towarzyszeniem chóru obozowych
rewelersów śpiewał piosenkę ppor. Jerzy Michałowski.
Tekst pochodzi z wydanego w oflagu wyboru przeróżnych utworów pt. „Czarna kawa
przy piwie”. Otrzymałem go od Janiny Oko - Hyjkowej i od Aleksego Rżewskiego.
17 www.antologia.jedrusie.org/06_Its_a_long_way_to_Tipperrary.mp3
125
RYCERZ I DZIEWCZYNA
słowa: Andrzej Nowicki muzyka: Jan Landy
Gdy czarnym wieczorem
Jechał żołnierz borem -
To dziewczyna, jak malina,
Stała pod jaworem.
To dziewczyna jak malina,
Stała pod jaworem.
A kiedy popasem
Zatrzymał się czasem -
Już dziewczyna, jak malina,
Czekała pod lasem.
Już dziewczyna, jak malina,
Czekała pod lasem.
Nie wiadomo skąd go
Czasem koń niósł łąką -
A dziewczyna, jak malina,
Rwie na łące kąkol.
A dziewczyna, jak malina,
Rwie na łące kąkol.
126
Rycerz hen, z daleka
Jedzie, pot mu ścieka -
A dziewczyna, jak malina.
W okieneczku czeka.
A dziewczyna, jak malina.
W okieneczku czeka.
Lub przy studni stoi
Konia, psiakrew, poi -
Bo dziewczyna, jak malina
Mamy się nie boi.
Bo dziewczyna, jak malina
Mamy się nie boi.
W lutym, w lipcu, w maju,
W borze, w lesie, w gaju -
Furt dziewczyna, jak malina
Czeka przy ruczaju.
Furt dziewczyna, jak malina
Czeka przy ruczaju.
Jak go to nie zmierzi,
Jak się nie rozsierdzi -
Sprał dziewczynę na malinę,
Co sąd później stwierdził.
Sprał dziewczynę na malinę,
Co sąd później stwierdził.
Teraz, gdy wieczorem
Czarnym jedzie borem –
Ni dziewczyny, ni maliny
Nie ma pod jaworem.
Ni dziewczyny, ni maliny
Nie ma pod jaworem.
Rycerz wisi sobie,
Kruk go tylko dziobie -
A dziewczyna, jak malina,
W czarnym leży grobie.
A dziewczyna, jak malina,
W czarnym leży grobie!
Żartobliwa piosenka napisana przez Andrzeja Nowickiego w Oflagu IX B w Weilburgu
nad Lahnem. Śpiewał ją, przygrywając sobie na gitarze, kpt. Marian Pisarek w czasie wieczoru
jenieckiego w dniu 20 stycznia 1940 roku. Muzykę na motywach ludowych skomponował ppor.
rez. Jan Landy.
127
Z nazwiskiem kompozytora zetknęliśmy się już parokrotnie przy omawianiu innych
piosenek powstałych w obozie jeńców wojennych.
Urodził się 2 stycznia 1907 roku w Płocku. Świadectwo dojrzałości uzyskał w
Gimnazjum im. Stanisława Staszica w Warszawie. Ukończył prawo na Uniwersytecie
Warszawskim. Prowadził kancelarię adwokacką wraz z bratem Adamem, również z
wykształcenia prawnikiem. Obaj mieli za sobą studia muzyczne. Adam Landy był pianistą i
akompaniatorem, natomiast Jan Landy, wychowanek Konserwatorium Warszawskiego i uczeń
znanego pedagoga Margerity Kazuro - Trombini, próbował swoich sił również w kompozycji.
Właściwy debiut w tej dziedzinie przypadł dopiero na lata niewoli, kiedy po kampanii
wrześniowej, jako podporucznik rezerwy piechoty, znalazł się w obozie jeńców wojennych,
najpierw w Weilburgu IX B, a następnie w Woldenbergu II C. Niestety, dalszą jego twórczość
(po tak udanych kompozycjach jak „Kriegsgefangenenpost”) nieoczekiwanie przerwała
śmierć.
Po otrzymaniu listu z kraju, w którym znalazły się informacje o losach osób mu
najbliższych, Jan Landy załamał się, popadł w depresję i odebrał sobie życie w dniu 15 marca
1941 roku.
Grób jego znajduje się w kwaterze woldenberczyków na cmentarzu w Gorzowie Wlkp.
Tekst piosenki „Rycerz i dziewczyna” pochodzący z wyboru piosenek powielonych w
obozie jeńców udostępniła mi Janina Oko - Hyjkowa.
Dane do życiorysu przekazał mi Czesław Landy.
128
MÓJ BRAT WIATR
słowa: Henryk Rostworowski
muzyka: Olgierd Straszyński
129
Wiatr tę piosenkę mi przygnał
Przez drutów ciernie i kolce.
Było w niej słowo Ojczyzna
I trochę wieści o Polsce.
Co mówił wiatr mój brat,
Co się przez druty wkradł
Powtórzę wam,
Zaśpiewam wam
Piosenkę co przywiał mi wiatr.
*
Jest kraj na wschód od gór Hartzu
Gdzie uśmiech dawno już umarł.
Na twarzach kobiet i starców
Tylko się sępi zaduma.
Tam dzisiaj gruz i ruiny
Ugory gdzie dawniej pola
I smutne oczy dziewczyny
Żałoba tam i niedola.
To mówił wiatr mój brat
Co się przez kraty wkradł
Powtórzę wam,
Zaśpiewam wam
Piosenkę co przywiał mi wiatr.
*
Lecz jest tam wiara gorąca,
Taka co góry przenosi
Co grzeje mocniej od słońca
I cud u Boga wyprosi.
I my więc wierzmy jak oni,
Że wkrótce ten dzień nastanie,
Że dzwon wolności zadzwoni
Że Dzwon Wolności zadzwoni
I Polska nam Zmartwychwstanie!
To mówił wiatr mój brat
Co się przez druty wkradł.
Powtarzam wam
I śpiewam wam
Piosenkę co przywiał mi wiatr.
130
Kolejna piosenka pióra poety - oficera Henryka Rostworowskiego. Dokładnej daty jej
powstania nie udało się na razie ustalić. Pewne jest tylko, że autor napisał ją pod wpływem listu
otrzymanego z Polski, jeszcze podczas pobytu w oflagu na terenie Weilburga opodal granicy
belgijsko - francuskiej.
Muzykę w obozie skomponował Jan Landy.
Podobnie jak w przypadku Walca zimowego, tekst piosenki wysłany został do
Warszawy i trafił do rąk Olgierda Straszyńskiego, który napisał inną wersję muzyczną.
Tekst otrzymałem od Henryka Rostworowskiego.
131
WALCZYK WARSZAWY18
słowa: Jerzy Jurandot
muzyka: Leon Rzewuski
18 www.antologia.jedrusie.org/84_Walczyk_Warszawy.mp3
132
133
Wszystkie walce śpiewają
O błękitnym Dunaju,
O Praterze, Grinzingu i winie,
Sentymentem wiedeńskim
Oddychają i łkają
I cesarska krew w żyłach ich płynie.
A ten walczyk się wyrzekł
Wszystkich węzłów rodzinnych
I dostojnych swych przodków C.K.,
A ten walczyk jest inny
I sentyment ma inny,
Chociaż walczyk i choć na trzy pas.
Ten walczyk to walczyk Warszawy,
Ten walc się urodził w Warszawie,
Po ulicach się włóczył
I Warszawy się uczył
Od królewskich łabędzi na stawie.
Zadumał się w sercu Warszawy
Nad dawnych jej dziejów pamięcią,
Westchnął cicho a szczerze
Przed Nieznanym Żołnierzem
I niziutko pokłonił się Księciu.
Melodyjnym zaklęciem
Dawne echa rozdzwonił,
Zbierał nuty na Tamce, Kercelaku, Kanonii,
A na moście Kerbedzia
Cztery noce przesiedział,
Zasłuchany w wiślaną harmonię...
I słuchał ten walczyk Warszawy,
Upajał się każdym jej dźwiękiem,
Modlitewny ton dzwonów
Z synkopami klaksonów
Splatał w jedną serdeczną piosenkę.
*
134
Po ulicach i placach
W piruetach wirował,
Pośród ludzi przemykał na palcach,
Zbierał tony i dźwięki
I ubierał je w słowa,
Proste słowa ulicy i walca.
Czasem z wiatrem biegł naprzód,
Czasem kręcił się w kółko,
Czasem zajrzał po cichu w czyjś dom
I uśmiechy swe rzucał
Najbiedniejszym zaułkom,
Starym ludziom i dzieciom i psom.
I uczył się walczyk Warszawy
Od placu Saskiego do krańców,
U Fukiera pił wino,
Aż na Pragę popłynął,
Po Bielanach uwijał się w tańcu.
I słuchał ten walczyk Warszawy,
Rozwijał się, dźwięczniał, dojrzewał,
Z każdą chwilą radośniej,
Z każdą chwilą donośniej
Melodyjną piosenkę swą śpiewał.
Aż zabłądził raz walczyk
W kąt zaciszny Łazienek
I na pomnik Szopena
Długo patrzył przez liście,
I - nie wiedział sam czemu -
Chciał zaśpiewać i nie mógł
I rozpłakał się walczyk perliście.
I znalazł tam walczyk ton jeden,
Swój ton najpiękniejszy, choć łzawy,
Jakaś piosnka do echa
Poprzez łzy się uśmiecha...
Czy słyszycie?
To walczyk Warszawy.
Jest to wiersz pióra poety, satyryka i dramaturga Jerzego Jurandota, napisany w latach
międzywojennych. Po II wojnie światowej autor przypomniał tekst (bez nut) w „Dziejach
śmiechu” wydanych w 1959 i 1965 roku oraz w zbiorze satyr „Moja tfurczość” w 1966 roku.
Jerzy Jurandot urodził się 19 marca 1911 roku w Warszawie. Studiował chemię na
Uniwersytecie Warszawskim. W 1928 roku zadebiutował jako satyryk. Pierwszą książkę pt.
„Niedobrze, panie Bobrze!” wydał w roku 1938. W latach wojny drukował poezje w
konspiracyjnych wydawnictwach prasowych „Walka Ludu” i „Werble Wolności”. Z tego
okresu znany jest jego wiersz poświęcony zamordowanemu przez hitlerowców prezydentowi
Warszawy Stefanowi Starzyńskiemu pt. „Panie pułkowniku Kiliński”. W obozie jeńców
135
wojennych w Woldenbergu, który Niemcy urządzili na terenie dzisiejszego Dobiegniewa w
województwie zielonogórskim, ppor. Leon Rzewuski skomponował do „Walczyka” muzykę.
Rzewuski nie był zawodowym muzykiem, na fortepianie grał z amatorstwa, ze słuchu,
nut i kompozycji uczył się dopiero w obozie jenieckim. Według informacji przekazanych mi
przez Zofię Rzewuską, żonę Leona, jak również przez Witolda Pelza z Krakowa, kompozytor
„Walczyka Warszawy” urodził się 10 stycznia 1902 roku w Wareze we Włoszech. Jego matka
Olimpia Boronat, z pochodzenia Włoszka, była śpiewaczką.
Po studiach prawniczych na Uniwersytecie Warszawskim wstąpił do Szkoły
Podchorążych Kawalerii i został oficerem zawodowym. Służbę wojskową odbywał w pułku
Ułanów Jazłowieckich, następnie pełnił funkcję adiutanta inspektora armii gen. dyw.
Kazimierza Fabrycego. Brał udział w kampanii wrześniowej. Przebywał kolejno w oflagach XI
B i II C w Woldenbergu, dokąd został przeniesiony w 1940 roku.
Po wojnie osiedlił się w Krakowie i poświęcił całkowicie muzyce. Występował z
koncertami w radio, dawał recitale w kawiarni Domu Plastyków, przygrywał do tańca w
kawiarniach, m. in. w popularnej „Miodosytni”, przygotowywał opracowania muzyczne do
filmów. W końcu objął kierownictwo sklepu Centrali Muzycznej przy ul. Floriańskiej i zajął
się kompozycją pisząc muzykę do tekstów L. J. Kerna, W. Zechentera, Wł. Krzemińskiego, T.
Śliwiaka, A. Świrszczyńskiej, M. Voita i innych. Napisał kilka piosenek wojskowych, m. in.
do słów Zechentera „Gdy żołnierz się zakocha” oraz do tekstu Śliwiaka „Trzy gwiazdki”.
Kilka kompozycji wydał drukiem, wśród nich dwukrotnie „Walczyka Warszawy”
nakładem Gebethnera i Wolffa (1946 i 1951), „Listonosza” do słów Kerna (1954 r.) oraz
popularną ongiś „Kordobę”.
Zmarł nagle w 1964 roku w Krakowie. „Walczyka Warszawy” napisał z okazji
przygotowywania dla obozowego teatru „Rewii”, wystawionej w noc sylwestrową z 1941/1942
rok. Pierwszym wykonawcą był ppor. rez. Jerzy Michałowski. Akompaniował mu kompozytor.
Solista śpiewał piosenkę na tle papierowej dekoracji przedstawiającej fragment Warszawy z
Kolumną Zygmunta.
Piosenka z miejsca zdobyła sobie ogromną popularność wśród jeńców wojennych.
Warto zaznaczyć, że kariera „Walczyka” trwa prawie bez przerwy do dzisiaj. Jest on częścią
„żelaznego” repertuaru Ireny Santor. Pierwsze wydawnictwo nut „Walczyka Warszawy”
zostało opracowane w Oflagu II C w Woldenbergu i wydrukowane poza obozem w drukarni F.
W. Gadów und Sohn w Hildburghausen. Nakład wynosił 500 egzemplarzy. Na druk tekstu
niemieckie władze obozowe nie wyraziły zgody.
Mimo to prawykonanie pieśni odbyło się na specjalnym koncercie chóru obozowego,
którym dyrygował oficer - jeniec Lech Bursa.
Zamieszczam tekst - wydrukowany w 1946 roku nakładem księgarni Gebethnera i
Wolffa w Warszawie.
136
RAZ NA WOZIE - RAZ POD WOZEM Obozowa piosenka żołnierska
słowa: Roman Bojarski
muzyka: Witold Pelz
takt 4- nuta a
137
138
Wojenka o nas pewnie zapomniała,
a czas gna, a czas gna, a czas gna.
Minęła wiosna, lato, jesień cała,
ona wciąż na nas zła, na nas zła.
Serce cały czas się w piersiach kłębi,
do wojenki przyszłej nam już drga.
Niewola nigdy nas tu nie pognębi,
bo starą prawdę każdy dobrze zna:
Że bywasz raz na wozie, raz pod wozem i na wozie znów,
Taki już żołnierza los.
Dlatego zawsze - w najgorszej biedzie
z nieszczęścia swego śmiej się w głos.
Bo bywasz raz na wozie, raz pod wozem i na wozie znów,
Taki już żołnierza los,
Chociaż trzeba znosić trudy,
chociaż pusty trzos.
Bo jednak przyjdzie taka chwila,
kiedy nam zabłyśnie w ręku broń,
A wówczas świat się dowie cały,
jak twardą znowu będzie nasza dłoń.
Bo bywasz raz na wozie, raz pod wozem i na wozie znów,
taki już żołnierza los.
Wnet do boju nam znów zagra
naszej trąbki głos.
W 1942 roku, z inicjatywy obozowej Komisji Kultury, ogłoszono w Oflagu II C w
Woldenbergu pierwszy konkurs na jeniecką piosenkę. Główna nagroda przypadła ppor.
Tadeuszowi Góreckiemu, drugą otrzymał por. saperów Witold Pelz za muzykę do piosenki
„Raz na wozie - raz pod wozem”, do której tekst napisał oficer zawodowy, por. piechoty Roman
Bojarski.
Autor muzyki urodził się 17 sierpnia 1912 roku w Gródku Jagiellońskim. Świadectwo
maturalne uzyskał w Gimnazjum im. Adama Mickiewicza w Warszawie. Po studiach na
wydziale matematycznym Uniwersytetu Warszawskiego wstąpił do Wojskowej Szkoły
Inżynierii, po skończeniu której w stopniu podporucznika przydzielony został do 7 batalionu
saperów w Poznaniu. Jako adiutant d-cy 47 batalionu saperów armii „Poznań” brał udział w
kampanii wrześniowej.
Uczestniczył w bitwie nad Bzurą i w obronie Modlina, uzyskując stopień porucznika i
Krzyż Virtuti Militari V klasy. Od 7 listopada 1939 roku do końca wojny przebywał w obozach
jenieckich, najpierw w Stalagu IV A, następnie w Oflagach IX C w Rottenburgu, XI B w
Braunschweigu i II C w Woldenbergu.
139
Był jednym z organizatorów jenieckiego życia muzycznego. Występował na wielu
koncertach i imprezach oraz grał w orkiestrze pod dyr. Stanisława Gajdeczki. Wespół z
Adamem Landym i Józefem Kołaczkowskim grał z towarzyszeniem obozowej orkiestry
symfonicznej „Koncert E-moll Chopina”, zaś z Leonem Rzewuskim skomponował „Nokturn
Des-dur”, który uzyskał pierwszą nagrodę na konkursie muzyki poważnej. Ponieważ piosenka
„Raz na wozie - raz pod wozem”, podobnie jak „Walczyk Warszawy”, cieszyła się wśród
jeńców dużym wzięciem, postanowiono wydać ją drukiem.
Ukazała się, ale bez tekstu, w 1942 roku. Zarówno okładkę opracowaną przez jeńców-
plastyków Knothego i Michalskiego, jak i zapis nutowy wykonany przez kompozytora
przygotowano w obozie II C, wydrukowano zaś w drukarni niemieckiej F. W. Gadów i Sohn
w Hildburghausen. Nakład wynosił 500 egzemplarzy.
Jednocześnie wydano nuty „Walczyka Warszawy” i zamierzano opublikować melodię
piosenki Tadeusza Góreckiego. Był to więc jakby początek edytorskiej działalności trójki
muzyków: Góreckiego, Pelza i Rzewuskiego. Stąd na okładce, w kole z drutów kolczastych,
widnieją zagadkowe litery R. P. G. Kilka egzemplarzy nut „Raz na wozie - raz pod wozem”
dotarło do okupowanego kraju. Niektóre zachowały się i dziś są wyjątkowym rarytasem wśród
dokumentów świadczących o życiu artystyczno - kulturalnym w obozach polskich jeńców
wojennych.
Witold Pelz po wyzwoleniu osiadł w Krakowie. Podjął pracę w szkolnictwie jako
nauczyciel matematyki, ale przez kilka lat działał jeszcze dodatkowo na niwie muzycznej.
Współpracował z krakowską rozgłośnią radiową. Wespół z Leonem Rzewuskim i Witoldem
Zechenterem był autorem pierwszej audycji o życiu muzycznym w Oflagu II C.
Przygotowywał opracowania do audycji „Krakowska gromadka”. Razem z
Zygmuntem Karasińskim i Leonem Rzewuskim koncertował w kawiarniach, grał w zespole
Wilkosza i współpracował z teatrami.
W końcu jednak porzucił muzykę całkowicie na rzecz pracy pedagogicznej. Jest
autorem dwóch podręczników matematycznych. Do niedawna był wykładowcą matematyki w
Technikum Budowlanym. Obecnie przeszedł na emeryturę. Prócz wydawnictwa obozowego
piosenka „Raz na wozie - raz pod wozem” ukazała się w 1946 roku nakładem księgarni
wydawniczej Gebethnera i Wolffa. Słowa piosenki (bez nut) zamieścił także Wiktor Ziemiński
w I i II wydaniu wspomnień „Wrzesień... Oflag... Wyzwolenie...” (1962 i 1970 r.).
Tekst i nuty otrzymałem od Witolda Pelza.
140
ANIA
słowa: Edward Fiszer
muzyka: Emil Rybkowski
141
Pułk wyruszył w pole,
Zapłakała Ania,
Bośmy coraz dalej
Stali od Poznania.
Długie były marsze,
Krótkie wojowanie,
Z dalekiej kwatery
Pozdrawiałem Anię.
O Aniu, Aniu, wyjdź przed sień,
Wojsko wróci lada dzień
I we dwoje znów pod ręce
Pójdzie mundur przy sukience.
O Aniu, Aniu, wyjdź przed sień,
Wojsko wróci lada dzień,
Znów dziewczęta i żołnierze
Będą razem na kwaterze.
*
Siedzimy w odwodzie
Szósty roczek prawie,
Dziewczyna z Poznania
Poszła ku Warszawie.
I dziewczęce serce
Jeszcze nie ucichło,
Bo ja piszę do niej,
Że powrócę rychło.
O Aniu, Aniu, wyjdź przed sień..
Cieszyła się niezwykłą popularnością wśród jeńców wojennych z obozu II C w
Woldenbergu. Autorem słów był młody poeta, ppor. Edward Fiszer.
Napisał Anię na konkurs literacko - muzyczny ogłoszony w obozie w końcu 1943 roku.
Muzykę skomponował ppor. Emil Rybkowski. Inną melodię, która się nie przyjęła, napisał
Leon Rzewuski. Anię wykonano po raz pierwszy na specjalnym koncercie. Śpiewał chór z
towarzyszeniem obozowej orkiestry pod dyrekcją znanego dyrygenta, wówczas oficera - jeńca,
Stanisława Gajdeczki.
Tekst otrzymałem od grona byłych jeńców Oflagu II C. Edward Fiszer urodził się 10
października 1916 roku w Słupcy opodal Poznania. Studia uniwersyteckie w Poznaniu
rozpoczynał od prawa i ekonomii, by w końcu pozostać wierny filologii polskiej. Karierę
literacką poety i satyryka zaczynał jako student, ale właściwy debiut i rozwój jego talentu
przypadł na lata 1939-1945, kiedy to po kampanii wrześniowej znalazł się, jako jeniec wojenny,
142
w Oflagu II C. Brał tam czynny udział w życiu obozowej grupy literackiej „Zaułek literacki”,
napisał wiele interesujących wierszy, ale największy sukces przyniosła mu „Ania”. Tekst
powstał jeszcze w 1941 roku. Po nieznacznych zmianach złożył wiersz w 1943 roku na
wspomniany już konkurs i uzyskał nagrodę.
W ten sposób powstała jedna z pierwszych jego piosenek, których po wyzwoleniu
napisał znacznie więcej, że wspomnę „Dom nad Odrą”, „Pójdę na Stare Miasto”, „Pochód
przyjaźni”, „Odro, rzeko” oraz „Srebrne wesele”, a z wojskowych „Niedaleko Warszawy”,
„Wojsko, wojsko, maszeruje wojsko” i „Przyjedź, mamo, na przysięgę”. Od powrotu z oflagu
pracował w Polskim Radiu, najpierw w Gdańsku, później w Warszawie.
Był jednym z organizatorów festiwalu piosenki polskiej w Opolu, za co otrzymał
honorowe obywatelstwo tego miasta. Dorobek poetycki zebrał w arkuszu pt. „Poezje” (1950 r.)
oraz w tomiku „Kwatera i przystań” (1952 r.) obejmującym wiersze z lat 1939 - 1951.
Zmarł 13 stycznia 1972 roku w Poznaniu. Piosenka „Ania” była po wojnie drukowana
również w zbiorach „Serce w plecaku”, „Żołnierska rzecz” i bez nut w książce W.
Ziemińskiego „Wrzesień... Oflag... Wyzwolenie...”
Fotokopię nut napisanych w Woldenbergu zamieszczono w pracy zbiorowej
„Nauczyciele w hitlerowskich obozach jeńców podczas II wojny światowej”.
143
144
145
Tradycje wielkomiejskiej piosenki i ballady podwórkowo - ulicznej sięgają XIX wieku.
W owym czasie, głównie na przedmieściach, pojawiły się utwory śpiewane, dzieła
„anonimowych wierszorobów” - tak je określa znakomity badacz i znawca literatury Julian
Krzyżanowski - sławiące krakowskich „andrusów”, lwowskich „batiarów” oraz warszawskich
„Felków i Antków”. Ten nowy rodzaj twórczości, opiewający nierzadko krwawe morderstwa,
małżeńskie zdrady i najgłośniejsze wydarzenia z podziemnego świata, wchodził na stałe do
repertuaru śpiewaków podwórkowych i obok najpopularniejszych arii operetkowych oraz prze-
różnych szlagierów rychło zyskał uznanie ulicy. Bardzo często owa samorodna twórczość
drukowana była w formie ulotek i kilkustronicowych broszurek, a następnie kolportowana w
celach zarobkowych przez podwórzowe orkiestry lub ulicznych śpiewaków. Bywało niekiedy
i tak, że repertuar ulicznych wykonawców wzbogacał się o balladę, która wyszła spod
literackiego pióra, lecz która jednocześnie formą i treścią była tak bliska piosenkom
przedmieścia, że przyjmowano ją jak swoją i z zapałem upowszechniano. Bronisław
Wieczorkiewicz wzmiankuje w „Gwarze warszawskiej dawniej i dziś” (s. 374), że do
twórczości podwórkowo-ulicznej przenikały niekiedy również treści polityczne, a nawet
rewolucyjne, co dało się zaobserwować w okresie przed pierwszą wojną światową na
przykładzie Ballady o Okrzei, zaś w dwudziestoleciu międzywojennym na przykładzie piosenki
„Niech żyje wojna!”
Tradycje owej ballady i piosenki z przedmieść utrzymały się do czasu drugiej wojny
światowej. Na ulicach i placach Warszawy produkowali się wówczas „artyści”, którzy przy
akompaniamencie harmonii lub innego instrumentu, a często a capella, popisywali się nie tylko
przedwojennym, lecz i nowym repertuarem. Oni to upowszechniali m. in. „Serce w plecaku”,
oni również aktualizowali pieśni znane od dawna. Należała tu np. parafraza piosenki „Czemu
ty, dziewczyno, pod jaworem stoisz” w takiej oto postaci:
Czego ty, Hitlerze, koło Moskwy stoisz,
Czy na Włocha czekasz, czy się Ruska boisz?
Na Włocha nie czekam, Ruska się nie boję,
Dupa mi przymarzła, koło Moskwy stoję.
Piosenka tego rodzaju, co cytowana we fragmencie za „Słownikiem folkloru
polskiego”, rozbrzmiewała w Warszawie naturalnie dopiero na przełomie 1941/1942 roku.
Wtedy już coraz częściej i śmielej dochodziła do głosu twórczość satyryczna. Natomiast
pierwsze ballady „powróciły” na ulicę i stołeczne podwórko bezpośrednio po kampanii
wrześniowej 1939 roku. Powróciły, ale już w nowym kształcie. I chociaż melodie ich były
146
jeszcze dawne, to treścią nie przypominały żadnej ze znanych dotąd. Były to przeważnie utwory
smutne, wykonywane przez inwalidów wojennych, przez dzieci - sieroty, a przede wszystkim
przez zdekompletowane zespoły przedwojennych podwórzowych grajków. Opowiadały o
barbarzyńskim najeździe na Polskę, o faszystowskich bombach padających we wrześniu na
bezbronne miasta, o zrozpaczonych matkach, które „przeklinając wroga szukały trupów dzieci”
wśród rumowisk lub modliły się nad świeżymi mogiłami synów - żołnierzy. Opiewały również
dzielność polskich obrońców Stolicy, którzy jedynie własną pierś i karabin z bagnetem mogli
przeciwstawić stalowym tankom wroga:
Piersi obrońców murem stanęli,
W porannym słońcu sie bagnet lśnił,
Gdy w bój ruszyli, hura! krzyknęli,
Bagnetem popchli wroga w tył...
Teksty tych piosenek były proste. W początkowym okresie wywodziły się raczej
wyłącznie z kręgu twórczości domorosłej. Roiło się w nich od „częstochowskich rymów” i
gwarowych zwrotów typowych dla tej lub innej dzielnicy Warszawy. Układane na ogół do
znanych powszechnie przed wojną melodii, rozbrzmiewały na ulicach, przykościelnych
placach i podwórkach i trzeba przyznać, zawsze wzruszały słuchających, wyciskały łzy, dławiły
w gardle, chwytały za serce. Ich wykonawcy stopniowo poszerzali swą „estradę”, z podwórek
i placów przenosili się do tramwajów miejskich i kolejek dojazdowych, produkowali się w
pociągach. Znacznie później, chociaż w ograniczonym stopniu, ballady i piosenki uliczne
przeniknęły również do niektórych innych większych miast tzw. Generalnej Guberni. I jeśli w
pierwszych miesiącach okupacji ta spontaniczna twórczość niewiele jeszcze miała wspólnego
z tworzącym się konspiracyjnym podziemiem, to w każdym razie była na pewno zapowiedzią,
że ten rodzaj piosenki i ballady stanie się niebawem ważnym orężem w walce, którą podejmą
organizacje wojskowe i cywilne.
Dzisiaj trąci truizmem powtarzanie historycznie udokumentowanej prawdy, że jedną z
form ruchu oporu w trudnych latach okupacji była także piosenka, a wśród niej właśnie ta
najprostsza: uliczna, podwórkowa, konspiracyjna. Ona przeciwstawiała się hitlerowskiej
propagandzie, ona podtrzymywała na duchu, często wyzwalała uśmiech kpiąc z „Hyclera,, -
Hitlera i jego policyjno - gestapowskiej „sfory”, ona wreszcie zagrzewała do oporu i pozwalała
przetrwać niejednemu czas pogardy i czas śmierci. Nawet dzieci, niekiedy nieświadomie,
włączały się w nurt trwającej psychologicznej walki i przez wszystkie lata okupacji śpiewały
po podwórkach i ulicach:
Jeszcze Polska nie zginęła
I nigdy nie zginie!
Jeszcze Hitler Polakowi
Będzie pasał świnie!
Nie zdołałem zgromadzić tutaj wszystkich ballad i wszystkich piosenek uliczno-
podwórkowych. Należałoby zresztą poświęcić im nie jeden skromny rozdział, ale zupełnie
odrębną pracę.
Niełatwo było mi także po latach z całą odpowiedzialnością określić dokładne daty i
miejsca ich narodzin. Niektóre piosenki były publikowane w prasie podziemnej lub rozchodziły
się za pośrednictwem ulotnych druków konspiracyjnych. Te mają daty. Nie jest to jeszcze
dowodem, że właśnie wówczas pojawiła się na bruku warszawskim ta czy inna piosenka. Od
147
premierowego jej wykonania przez ulicznego artystę do publikacji w konspiracyjnej drukarni
upływało nieraz wiele miesięcy. Dlatego przy określaniu przybliżonego czasu powstawania
poszczególnych piosenek i ballad kierowałem się w dużej mierze ich treścią. Na tej podstawie
np. mogę przypuszczać, że jedną z najwcześniejszych była cytowana już piosenka Gdy w noc
wrześniowe, opowiadająca o wybuchu wojny i o obronie Warszawy we wrześniu 1939 roku, a
śpiewana na melodię popularnej pieśni żołnierskiej, której refren zaczynał się od słów: „Więc
pijmy zdrowie, podchorążowie, niech smutek pryśnie w rozbitym szkle”.
Gdy w noc wrześniowe północ wybiła,
Eskadr bojowych ogromna moc
Z szumem motorów sie pojawiła,
W piekło zmieniła cichom noc...
Dzisiejszego uważnego czytelnika zaskoczyć może w tej piosence ulicznej spora ilość
zwrotów i żargonowych akcentów, typowych dla gwary warszawskiej występującej w
twórczości Wiecha. Może paść pytanie: czy przypadkiem nie mamy do czynienia z „dziełem”
twórcy popularnej postaci Walerego Wątróbki? Wszak zdarzyło się już przed wojną, jak
stwierdza Bronisław Wieczorkiewicz w Gwarze warszawskiej dawniej i dziś (s. 373), że
Balladę o Wiśniewskiej pióra Jerzego Jurandota przyswoiły sobie orkiestry podwórzowe i
spopularyzowały w całej nieomal stolicy, grubo przed ogłoszeniem jej drukiem w wydaniu
książkowym. Równie jednak dobrze możemy być świadkami udanego, domorosłego
naśladownictwa. Jak dotąd więc pytanie pozostaje bez odpowiedzi, zwłaszcza że autora nie
znamy. Bezimienność - to jedna z głównych cech uliczno-podwórzowej twórczości z
pierwszych lat okupacji.
Kiedy na ulicach pojedynczy śpiewacy prezentowali tego rodzaju piosenki, jeszcze
nieznany był Oświęcim. Pierwszy transport więźniów politycznych z więzienia w Tarnowie
skierowali hitlerowcy do tego obozu dopiero w połowie 1940 roku. Ale cele więzienne i
piwniczne karcery Gestapo zapełnione już były aresztowanymi Polakami i już składano
ukradkiem wiązanki kwiatów pod ścianami domów poznaczonych kulami w czasie ulicznych
egzekucji. Coraz częściej na ogłoszeniowych słupach i murach pojawiały się obwieszczenia i
niekończące się listy nazwisk osób „zatrzymanych do dyspozycji władz okupacyjnych w
charakterze zakładników”, których każdej chwili czekała śmierć w odwet za sabotaż lub
zamach na hitlerowca. Terror zapoczątkowany przez Wehrmacht we wrześniu 1939 roku
egzekucjami na bezbronnej ludności cywilnej i podpalaniem wsi oraz miasteczek, przez które
nawet nie przebiegał front, wzmagał się z każdym tygodniem okupacji. Hitlerowska machina
usiłowała z precyzyjną konsekwencją realizować plan wyniszczenia polskiego narodu. Raz po
raz wstrząsały Warszawą i innymi miastami Generalnej Guberni wiadomości o masowych
zbrodniach. Bydgoszcz, Poznań, Śrem, Tarnów, Lublin były na ustach wszystkich Polaków. W
grudniu 1939 roku lista ta powiększyła się o mord dokonany przez hitlerowców na
mieszkańcach Wawra. Potem były Palmiry, Pawiak, Cytadela...
Mimo terroru nie upadano na duchu. Kończyła się ostra zima. Czekano z
niecierpliwością na nadejście wiosny, z którą wiązano wielkie nadzieje. Łudzono się, że ruszy
wreszcie ofensywa na Zachodzie. W niektórych, działających już dość szeroko organizacjach
podziemnych czyniono nawet przygotowania do otwartej walki. Szły po kraju słuchy o
ułańskich rajdach partyzantów majora „Hubala” w Górach Świętokrzyskich. Podziemna prasa
zapewniała, że wojna potrwa niedługo, że wkrótce zostaną pomszczone zbrodnie.
148
Podobne akcenty, jakkolwiek nieśmiałe, pojawiły się także w aktualnie śpiewanych
ulicznych piosenkach:
Posłuchajcie bracia, z nami łaska Boża,
Wybudujem Polskę od Karpat do morza!
Tymczasem okupant przeprowadzał nadal aresztowania i wykonywał wyroki na
polskich patriotach. W zlikwidowanych jeszcze w październiku i listopadzie 1939 roku
bibliotekach, teatrach, szkołach średnich i wyższych uczelniach panoszyli się teraz niemieccy
administratorzy, SS-mani i funkcjonariusze hitlerowskiego aparatu „naukowego”. Grabili i
niszczyli oni księgozbiory, wywozili z muzeów najcenniejsze skarby polskiej kultury,
zamieniali gmachy na magazyny wojskowe lub urzędy. Na ulicach trwały „polowania” na
Polaków, których wywożono na przymusowe roboty do Reichu. Osoby, które mimo zarządzeń
nie zgłosiły się do pracy w swym zawodzie, szukały innych zajęć. Aktorzy przeobrażali się w
kelnerów, nauczyciele w robotników fizycznych. Handlowano, najmowano się do pracy na roli
itd. Wtedy to właśnie na ulicach Warszawy pojawiły się, obok pojedynczych grajków i
pieśniarzy, całe zespoły muzyczne, które wypędziła na ulicę konieczność. Np. od wiosny 1940
roku po ulicach stolicy krążyły orkiestry składające się z członków Opery i Filharmonii
Warszawskiej, zamkniętych na skutek rozporządzenia generalnego gubernatora Hansa Franka.
Do orkiestr dołączali soliści, którzy zachowując ostrożność wykonywali publicznie różne nowe
i stare pieśni patriotyczne. Do tych, które może właśnie rozpowszechnione zostały przez jedną
z wymienionych orkiestr, należała Kołysanka, kończąca się w taki oto sposób:
Na cmentarzu wojskowym za miastem,
Gdzie rząd krzyży czernieje jak las,
Nad żołnierską mogiłą niewiasta,
Tak jak niegdyś modliła się znów:
Śpij syneczku, śpij żołnierzu,
Twoi koledzy tu leżą,
Będziesz spokojny już tu...
Kołysankę, o ładnej melodii i słowach ujmujących za serce, rychło śpiewano poza
warszawską ulicą. Obiegła Generalną Gubernię, przebrnęła przez graniczne kordony GG i
dotarła na Śląsk oraz do miast włączonych do tzw. Kraju Warty (Warthegau), znano ją w Łodzi.
Jej treść stała się bliska każdej matce. Mogiły polskich żołnierzy rozsiane były przecież po
całym okupowanym kraju.
Wyjaśnienie rodowodu tej popularnej podczas okupacji piosenki znajdujemy w książce
Bronisława Wieczorkiewicza Warszawskie ballady podwórzowe. Przypominając utwory, które
po roku 1918 królowały na ulicach i podwórkach stolicy, autor pisze na s. 180:
„Pierwsze lata powojenne, jak każde powojenne, odznaczały się nastrojami głębokiego
pacyfizmu. «Nigdy więcej wojny!» - powtarzano i wtedy. Wyrazem prądów nurtujących
społeczeństwo była bardzo popularna wówczas kołysanka niezidentyfikowanego autora”.
Nosiła tytuł Aj, lu, lu, lu, lu i rozpoczynała się następującą zwrotką:
W pokoiku daleko na Woli,
Gdzie rząd domów stoi tam i tu,
Nad maleńką kołyską niewiasta
Swoje dziecię tuliła do snu...
149
Ostatnia strofa brzmiała:
Na cmentarzu daleko za miastem,
Gdzie rząd krzyży jest gęsty jak las,
Nad maleńką mogiłką niewiasta
Tak jak dawniej modliła się raz:
Śpij, syneczku, śpij żołnierzu,
Polscy koledzy tu leżą,
Spokojnie będzie ci tu...
Wystarczy porównać obydwa teksty, by się przekonać, że okupacyjna Kołysanka z lat
1939-1945 jest niemal wierną kopią tej, którą zachwycała się warszawska ulica w roku 1918 i
w następnych latach pierwszej niepodległości.
Wykonywanie patriotycznych piosenek na ulicach i placach, przez które raz po raz
przechodziły patrole żandarmerii, po których kręcili się mundurowi i cywilni funkcjonariusze
Gestapo i gdzie szpicle nadstawiali uszu, było zajęciem niebezpiecznym. Każdej chwili grajek
i śpiewak mogli przypłacić życiem publiczne odśpiewanie ballady o szkopach, którzy „z nieba
wysokiego napadli na Polskę”, a w najlepszym wypadku powędrować do więzienia lub do
obozu koncentracyjnego. Nawet małe dzieci były narażone na zemstę okupanta.
Znany grafik Stanisław Miedza - Tomaszewski, aktywny działacz polskiego podziemia,
współpracownik konspiracyjnej prasy i rysownik antyhitlerowskiego pisma w języku
niemieckim „Der Klabautermann” (jedna z dywersyjnych gazet wydawanych w Warszawie, od
lipca 1942 roku, w ramach akowskiej akcji „N”), był na początku 1940 roku świadkiem sceny,
którą opisał po wojnie w książce „Benefis konspiratora” (s. 19-20):
„Jechałem tramwajem w kierunku Wierzbna. Część wagonu tramwajowego oddzielała
poprzeczka z napisem „Nur fur Deutsche”. Na przystanku przed Placem Zbawiciela wsiedli
mały chłopczyk i dziewczynka (może niektórzy z warszawiaków pamiętają tę parę: on miał
około ośmiu lat, dziewczynka była od niego młodsza). Zarabiali śpiewając po tramwajach. Po
wejściu do wagonu rozpoczynali swój „duecik” piosenką znaną wszystkim warszawiakom:
Dnia pierwszego września roku pamiętnego...
W przegrodzie na przodzie wagonu jechali mundurowi Niemcy i jacyś dobrze ubrani
cywile. Polska publiczność daje znaki dzieciom, aby przestały śpiewać, bo może ktoś z tamtej
strony wagonu zna język polski. Od pasażera do pasażera zbliżają się do przedziału dla
Niemców. Po skończeniu piosenki dzieci zaśpiewały Jeszcze Polska nie zginęła. W pewnej
chwili jakiś mężczyzna ubrany w cywilne ubranie złapał za kark dzieciaki, szarpnął za linkę i
kiedy tramwaj gwałtownie zatrzymał się - wyprowadził je na ulicę. Dzieci bezradnie szamoczą
się, lecz cywil popycha je w kierunku ulicy Litewskiej. Wysiadłem, aby zobaczyć, co dalej z nimi
będzie. Dzieci o coś proszą - tego nie słyszę. Lecz mężczyzna popycha je przed sobą. Chłopiec
w pewnym momencie wyrwał się i jego kapo tka została w rękach Niemca. Ten rzucił ją
błyskawicznie i momentalnie złapał „śpiewaka” za szyję, puszczając dziewczynkę, która jednak
nie odeszła - podniosła paltocik chłopca z ziemi. Mężczyzna ciągnął małego chłopca w
koszulinie, wśród deszczu i śniegu, w kierunku Alei Szucha. Tam mieściło się Gestapo.
Dziewczynka szła za nimi w odległości kilku kroków...”
Brutalnie rozprawiali się hitlerowcy z ulicznymi artystami. Śpiewanie polskich,
patriotycznych piosenek w ich pojęciu zasługiwało nawet na karę śmierci. Traktowali więc
grajków i śpiewaków na równi z dywersantami. Piosenka była tak samo niebezpieczna, jak
pojawiające się u podnóży latarni napisy „Nur fur Deutsche” „tylko dla Niemców”. Bywało, że
150
płynąca z podwórka melodia urywała się raptownie, przerywał ją suchy trzask hitlerowskiego
rewolweru. Czy podobny los spotkał dzieci zaprowadzone na aleję Szucha przez gestapowca?
Wszak pamiętamy, że okupant zabijał je z taką samą zimną krwią, z jaką zabijał dorosłych.
Mimo to piosenka i ballada ani na moment nie opuszczały ulicy i podwórka. A już
wyjątkowo długo królowała ta o „pierwszym dniu września i zburzonej Warszawie”. Wyparły
ją dopiero późniejsze wesołe przyśpiewki snute na motywach ludowych lub satyryczne ballady
pisane do znanych melodii sprzed wojny. Nim to nastąpiło, cieszyła się niesłabnącą
popularnością, a jej wykonawcy dorabiali nowe zwrotki lub przeinaczali stare. Stąd kilka
wersji, które aż się proszą, by je przytoczyć w całości. Zacznijmy więc od zamieszczonej przez
Grzegorza Załęskiego w wydanej w 1958 roku antologii „Satyra w konspiracji 1939-1944” (s.
282):
Dnia pierwszego września roku pamiętnego
Wróg napadł na Polskę z kraju niemieckiego,
Najwięcej się zawziął na naszą Warszawę...
Warszawo kochana, tyś jest miasto krwawe,
Kiedyś gród był piękny, bogaty, wspaniały,
Dzisiaj tylko stosy gruzów pozostały...
Kościoły zburzone, domy popalone,
Gdzie się mają podziać dzieci wygłodzone...
Lecą bomby, lecą, od wieczora, do dnia,
Nie ma kropli wody do gaszenia ognia,
Matka szuka trupa, głośno wzywa Boga,
Błaga o ratunek przeklinając wroga.
Tak nas wciąż męczyli lata i tygodnie.
Pan Bóg skarżę szkopów za ich wielkie zbrodnie.
Ballada uliczna, zapisana w czasie okupacji przez Grzegorza Załęskiego, nosiła tytuł
„Dnia pierwszego września”. We wstępie do antologii s. 9) pisze on o piosence ulicznej, co
następuje:
„Była ona zjawiskiem tak charakterystycznym dla tego okresu i tak biernie towarzyszyła
nam niemal od pierwszych dni wojny poprzez wszystkie lata okupacji, że w pełni zasłużyła sobie,
na równi z jej bohaterskimi wykonawcami, by uratować się od ludzkiej niepamięci. Jest o jedyny
dział książki, który z konieczności zawiera utwory niedrukowane uprzednio w prasie
podziemnej, a więc pozbawione tym samym zawartej z reguły w przypisach dokumentacji.
Spisywałem je skrzętnie w czasie okupacji, niektóre w kilku wersjach niewiele od siebie
odbiegających. W takich wypadkach starałem się podać wersję najpopularniejszą”.
Nieco inną wersję, zatytułowaną Posłuchajcie ludzie, opublikował w 1968 roku
Bronisław Wieczorkiewicz w Gwarze warszawskiej dawniej dziś (s. 416):
Posłuchajcie, ludzie, mojej opowieści,
Co ja wam tu śpiewam, w głowie się nie mieści.
Dnia pierwszego września roku pamiętnego
Wróg napadł na Polskę z kraju sąsiedniego.
Najwięcej się zawziął na naszą Warszawę,
Warszawo, Warszawo, tyś jest miasto krwawe.
Szpitale zburzone, domy popalone,
151
Gdzie się mają schronić ludzie poranione?
Matka szuka trupa dziecięcia swojego,
Głośno wzywa wroga i przeklina jego.
I tak nas męczyli całe trzy tygodnie,
Ale Bóg pokarze ciężko taką zbrodnię.
Co ja wam śpiewam, w głowie się nie mieści,
Tera będzie koniec mojej opowieści,
Posłuchajcie, ludzie, z nami łaska Boża,
Odbudujem Polskę od gór aż do morza.
Jeszcze inaczej brzmiała piosenka zatytułowana „Pieśń o biednej Warszawie”, którą
otrzymałem ze zbioru prywatnego. Wydaje się, że nie była dotąd drukowana.
Dnia pierwszego września roku pamiętnego,
Wróg napadł na Polskę z nieba wysokiego,
Najbardziej się zawziął na naszą Warszawę,
Ach, Warszawo biedna, tyś jest miasto krwawe.
Domy popalone, szpitale zburzone,
Gdzie my się podziejem ludzie poranione.
Matka szuka syna, dziecięcia swojego,
Głośno wzywa Boga i przeklina wroga.
I tak nas męczyli całe trzy tygodnie
Jeszcze Pan Bóg kiedy pomści taką zbrodnię.
Posłuchajcie, bracia, z nami Łaska Boża,
Odbudujemy Polskę od Karpat do morza.
Popularność rymowanej opowieści o Warszawie wykorzystała nawet autorka „Szopki
1943”, odbitej na powielaczu 15 stycznia 1943 roku. (Władysław Chojnacki w „Bibliografii
zwartych druków konspiracyjnych wydanych pod okupacją hitlerowską w latach 1939-1945”
podaje, że Szopką napisała Krystyna Artyniewicz na zlecenie KOPR). W części drugiej
widowiska, którego akcja rozgrywa się na ulicy warszawskiej, przed gmachem Muzeum
Narodowego zatrzymuje się Dziecko i śpiewa „na znaną melodię”:
Posłuchajcie ludzie dziwnej opowieści,
Co ja wam opowiem w głowie się nie mieści.
Jak to będzie pięknie w tej Warszawie naszej
Gdy wjadzie Sikorski z błyszczącym pałaszem.
Spojrzysz bracie w niebo, a tu do nas zlata,
Tysiąc spadochronów, na każdym armata.
Oj, będzie to żniwo! oj, będzie to pranie!
Stań Kiliński żywo - proszą cię mieszczanie.
Stań Kiliński, pomóż miastu kochanemu,
Przecież na to czekasz zamknięty w Muzeum!
Jak wiadomo, po zburzeniu pomnika hitlerowcy ukryli posąg Jana Kilińskiego w
podziemiach Muzeum Narodowego (al. 3 Maja). Miejsce wypatrzył dywersant „Wawra”
152
Aleksy Dawidowski - „Alek” i natychmiast na murach gmachu wymalował ogromny napis
czarną farbą: „Jam tu ludu Warszawy - Jan Kiliński”.
Ile jeszcze krążyło po Warszawie odmian tej ulicznej piosenki - ballady? Zapewne
znacznie więcej, niż zdołano ich odtworzyć z pamięci po wojnie lub zapisać w latach okupacji.
Wskazują na to inne, drobne powojenne wydawnictwa, w których - jak przypuszczam -
drukowano piosenki odtwarzane raczej wyłącznie z pamięci. Znajdziemy je w „Zakazanych
piosenkach”, broszurze wydanej w 1945 roku z rysunkiem Jerzego Zaruby na okładce,
przedstawiającym przegranego „Hyclera” - Adolfa Hitlera; natrafimy na nie w ulotkach
ulicznych, takich jak np. „Pięć pieśni”, które wydano w Rzeszowie w 1946 roku, pomieszane
z różnego rodzaju piosenkami, które bezpośrednio po wyzwoleniu w 1945 i 1946 roku zaliczały
się do kręgu przebojów. Lecz nie tylko. Ballada „Dnia pierwszego września” trafiła również
do druków konspiracyjnych i dosyć wcześnie, bo przypuszczalnie już na przełomie lat
1940/1941.
Pierwszym inicjatorem wydania tych utworów, które rozbrzmiewały na ulicach i
podwórkach warszawskich, był Stanisław Miedza - Tomaszewski. W jego pamiętniku na s. 20-
21 czytamy:
„Postanowiłem pieśni te, choćby w najskromniejszej formie, wydać drukiem. Wczesną
jesienią 1940 roku po usilnych staraniach udało mi się skontaktować z drukarnią. Była to mała
drukarnia prywatna, współpracująca z organizacją «Racławice» (organizacja ludowa - przyp.
T. Sz.). Kontakt był przez «Mietka» (pseudonim ten nosił Mieczysław Radomski, jeden z
redaktorów dwutygodnika «Teatr» - przyp. T. Sz.). Spotkanie nastąpiło w ich lokalu na ulicy
Mokotowskiej róg Hożej. Przedstawiłem «Mietkowi» projekt wydania piosenek razem z nutami.
Wydawnictwo to pt. Walka trwa zrealizowałem przy pomocy «Mietka». Był to jeden z
pierwszych tomików wierszy, wydany drukiem łącznie z nutami i ozdobiony rysunkami, który
powstał w okupowanej Warszawie. Objętość jego była mała, gdyż liczył zaledwie osiem stron
druku. Śpiewnik rozszedł się w Warszawie błyskawicznie”.
Bogusława Karasińska ps. „Mercedes”, członkini organizacji konspiracyjnej i
uczestniczka powstania warszawskiego, w nadesłanej korespondencji uzupełnia ten fragment
pamiętnika „Miedzy” następującymi szczegółami:
„Prywatna drukarnia, w której wydano druczek Walka trwa, mieściła się przy ul.
Mokotowskiej 69/71. Mieszkałam w tym domu. Właścicielem jej był p. Hartman. Po pewnym
okresie działalności nastąpiła wsypa. Żandarmi wiedzieli dokładnie - gdzie, kto i co. W drukarni
aresztowano właściciela p. Hartmana i o ile wiem, został on zamordowany oraz p.
Warszawskiego. Zabrano też z tego domu byłego przodownika policji, członka ZWZ - AK,
którego nazwiska zapomniałam. Zginął w Dachau. To w dzień; w nocy zaś aresztowano jeszcze
z tego domu Zofię Andrzejczak - przeżyła Oświęcim.”
Przygotowując poprzednie wydanie antologii, mimo usilnych starań, nie zdołałem
odnaleźć pierwszego zbiorku piosenek ulicznych, którego pełny tytuł brzmiał „Walka trwa.
Zwyciężymy!” Zapewne jego nakład był minimalny, wszak rodził się w początkach
konspiracyjnego życia stolicy. Może przepadł bezpowrotnie w czasie powstania, podobnie jak
większość warszawskich archiwaliów? Lub może pojedyncze egzemplarze ocalały i tkwią
jeszcze nietknięte w prywatnych szufladach? Gdyby się odnalazł chociaż jeden, byłby to
nieoceniony dokument dla ilustracji dziejów ulicznej piosenki, zwłaszcza że z całą pewnością
„Miedza” pomieścił w zbiorku, usłyszaną między innymi również w tramwaju, balladę „Dnia
pierwszego września”.
Druczek „odnalazł się” w Państwowym Archiwum m. Krakowa i Województwa
Krakowskiego. Odkrył go Stanisław Sierotwiński, potwierdził istnienie publikacji Władysław
153
Chojnacki w Bibliografii zwartych druków konspiracyjnych. Nie bez emocji brałem do ręki
broszurkę, skromną, ośmiostronicową, ale przecież jedną z pierwszych w podziemnej
Warszawie. Od razu widać, że musiano ją drukować w niełatwych warunkach. Czcionka
miejscami jest niewyraźna, słabo czytelne są nuty. Rysunek stanowiący ilustrację do wiersza
„Do Warszawy” także nie wypadł najlepiej. Może farba „źle brała”, może niedokładnie
wytrawiono kliszę? Tytułowa karta, przyozdobiona grafiką, zapewne według projektu
„Miedzy”, informuje jednocześnie, że mamy do czynienia z wydawnictwem „Wiadomości
Polskich”, a więc organu Związku Walki Zbrojnej.
Co składa się na treść druczku? Czy istotnie, jak pisał „Miedza” we wspomnieniach,
„był to śpiewnik” i do tego zawierający utwory warszawskiej ulicy? Przejrzyjmy go uważnie,
strona po stronie. Najpierw jest krótkie wprowadzenie, które już dzisiaj brzmi zbyt patetycznie.
Czytamy w nim:
„Historię wojny wykuwa orężny żołnierski czyn. Martyrologię wojenną narodu
upamiętnia i czarem legendy owiewa bezimiennie i samorzutnie powstała piosenka
patriotyczna i patriotyczny wiersz. Taką piosenką i takim wierszem, gorącym od krwi
serdecznej, tętniącym prawdą przeżyć i prawdą zdarzeń, krzepiły się pokolenia w zaborze
stuletniej niewoli. Żyła nimi Warszawa Kościuszkowskiej Insurekcji i Listopadowej Nocy,
Warszawa Traugutta i podziemna Warszawa Okrzei. A teraz taką piosenkę i wiersz tworzy i
czerpie z nich radość walki i siłę wytrwania męczeńska i ofiarna Warszawa dzisiejszej wojny”.
Po tym wstępie umieszczono wiersz bez tytułu, do którego nuty wydrukowano
wewnątrz broszury, na stronach 4 i 5. Przytaczam fragmenty:
Wzywacie Boga w każdym dziele,
W waszych krzyżackich ustach - Bóg.
Wy - Boga? Wy, wywłaszczyciele,
Wy najfałszywsi z Bożych Sług!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Wy z krzyżem przed wiekami
Szliście w Grunwaldu krwawy bój,
Ale Bóg wtedy nie był z wami...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
I dziś w obronie tej ziemicy
Co ją Piastowski orał pług,
Przeciw wam z gromem błyskawicy
Przeciw wam - z nami pójdzie Bóg!
Bibliografowie zajmujący się literackimi publikacjami w czasach II wojny światowej
bez cienia wątpliwości stwierdzają, że autorem wiersza jest Kazimierz Laskowski, poeta i
powieściopisarz żyjący w latach 1861-1913. Utwór, napisany przez niego prawdopodobnie pod
wpływem wiadomości o prześladowaniach dzieci polskich w zaborze pruskim we Wrześni,
nabrał w latach okupacji hitlerowskiej aktualnej wymowy. Dlatego tak często trafiał na łamy
wydawnictw podziemnych. m. in. w 1942 roku został umieszczony bezimiennie w książce
Tajnej Organizacji Nauczycielskiej pt. „Wybór tekstów do ćwiczeń stylistycznych”
(przeznaczonej dla tajnych kompletów szkolnych) w 1944 roku w 6 numerze zeszytu
poetyckiego „Werble Wolności”.
Tu nawet podpisano wiersz „Wzywacie Boga” nazwiskiem K. Laskowski „El”.
Aktualność utworu była zapewne powodem, że wydrukowano go również w broszurze „Walka
154
trwa. Zwyciężymy” Może chciano, załączając nuty, rozpowszechnić go wśród ulicznych
śpiewaków? Tak często robiono. Pozostaje jedynie zagadką, kto i kiedy skomponował melodię.
Na razie nie wiemy.
Kolejny wiersz „Alarm”, tu umieszczony bezimiennie, był w latach późniejszych
wielokrotnie publikowany. Znajdujemy go w „Antologii poezji współczesnej” „Narcyza
Kwiatka” podpisany pseudonimem „Paryżanin”, jest drukowany w zbiorku „Warszawo! tę
pieśń ci pod nogi kładę i nóg skrwawionych twoich sięgam głową” pod nazwiskiem -
pseudonimem (?) „Słomiński”, drukowano go w 1 zeszycie „Werbli Wolności” i w antologii
„M. Korzbok” Warszawa. Dziś wiemy, że wyszedł spod pióra Antoniego Słonimskiego. Nie
wydaje się też, by „dziełem warszawskiej ulicy” były dwa następne wiersze: „Grób w kościele
Św. Anny w Warszawie” i „Do Warszawy”, jakkolwiek ten ostatni treścią i rytmiką najbardziej
zbliżony jest do piosenki „Dnia pierwszego września”. Cytuję fragmenty:
O! Dumna Warszawo, co się z tobą stało?
Byłaś śliczną, wielką, mężną i wspaniałą.
Zdało się - że będziesz wieki, jak Matuzal,
A ty w trzy tygodnie rozpadłaś się w gruzach!
Słońce Cię wrześniowe pozłacało co dnia,
Kiedy w łonie Twoim tak potworna zbrodnia działa się.
Naokół wszystkie Twoje krańce
Ogień obejmował, zasłaniały szańce...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Dym Cię czarny oblekł żałobnym welonem,
Brak wody i światła groził życia zgonem.
Słupy wywrócone, a szyny pogięte,
Chodniki zapadłe lub do góry wzdęte.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Wozy pełne sprzętu, w nich dzieci płaczące,
Psy bezpańskie, bez celu błądzące,
Trupy końskie, ludzkie - jęki o ratunek,
Głód, nędza, grabież i rabunek.
Bezdomna tułaczka, gonitwa za strawą,
To obraz Twój wierny we wrześniu, Warszawo!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
A jednak Warszawo dziś smutna i chora,
Spełniłaś do końca przeznaczenie wczoraj...
Kazano Ci wytrwać - i właśnie wytrwałaś,
Całą swą urodę w ofierze oddałaś.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Choć głos Twój nie wyda ani jednej skargi,
To nie śmierć jeszcze - bywają letargi,
Po których umarły ożyje i wstanie.
Warszawo! I dla Ciebie przyjdzie Zmartwychwstanie!
To prawda, że w tym bezimiennym dotąd wierszu występują wyraźne analogie do „Dnia
pierwszego września” czy „Posłuchajcie ludzie mojej opowieści”. A jednak nie sądzę, byśmy
mieli do czynienia z zapisem oryginalnej wersji piosenki krążącej wówczas po ulicach.
155
Myślę, że było odwrotnie; że na tym wierszu, wydrukowanym w broszurce, wzorowali
się dopiero domorośli poeci. Czy tak było? Kto napisał ten utwór? Może i na te pytania znajdzie
się odpowiedź, jak się odnalazł poszukiwany druczek „Walka trwa. Zwyciężymy!”
Łatwiej dostępny okazał się inny zbiorek, wydany znacznie później, bo dopiero w lutym 1943
roku przez KOPR (konspiracyjną Komisję Propagandy przy Biurze Informacji i Propagandy
Komendy Okręgu Warszawskiego AK) pod znamiennym tytułem „Posłuchajcie ludzie”.
Zbiorek odbito w drukarni o kryptonimie „Wolność”. Wydawca zaznaczył przy tym, że jest to
zeszyt pierwszy. Widocznie zamierzano wydać takich zeszytów - ulotek znacznie więcej.
Zbiorek przeznaczony był głównie do kolportażu wśród ulicznych „artystów”. Graficznie
przypominał przedwojenne, kilkustronicowe broszurki, zawierające najmodniejsze szlagiery i
przeboje, sprzedawane ongiś przez zespoły muzyczne, indywidualnych śpiewaków i
domokrążnych grajków „za jedyne 25 groszy”. Liczył zaledwie osiem stron, zamieszczono w
nim trzynaście piosenek, aktualnie śpiewanych na ulicach względnie specjalnie napisanych
przez redaktorów - konspiratorów. Tytuł zbiorku Posłuchajcie ludzie wzięto z ballady
zamieszczonej na pierwszej stronie. Była to już czwarta lub może nawet piąta wersja „Dnia
pierwszego września”, zresztą jak i poprzednie zmodyfikowana tylko w niektórych zwrotkach.
Prócz niej wydrukowano jeszcze jedną, nową wersję powszechnie już w tym czasie
wykonywanej niemal przez wszystkie zespoły podwórzowo - uliczne „Siekiery, motyki”. Ta
nowa kończyła się zwrotką:
Szczęściem kultura nie zabrania
Dać po uchu, jakem cwaniak -
Dobrze, że kulturę w garści mam
I po dupie szwabom dam!
Niezwykle interesujący szczegół do rodowodu „Siekiery, motyki” dorzucił ostatnio
Czesław Michalski w pamiętniku wawerczyka „Wojna warszawsko - niemiecka”, wydanym w
1971 roku. Na s. 41 wspomina on, że do akcji Małego Sabotażu już w 1940 roku należało
również naklejanie „na słupach ogłoszeniowych, na niemieckich afiszach kartek z
antyhitlerowskimi hasłami. [...] Rymy nie były zbyt wymyślne: «Po Warszawie chodzę, nogą
sobie tupię, w dupie mam Hitlera i Franka mam w dupie». Albo: «Siekiera, motyka, bimber,
alasz - przegra wojnę głupi malarz». To ostatnie hasło zrobiło wkrótce wielką karierę. Znalazło
się w zestawie warszawskich kupletów okupacyjnych, śpiewanych na melodię popularnego
sztajerka przez małych uliczników na podwórkach, w kolejkach podmiejskich itp.”
„Siekiera, motyka, bimbru szklanka” miała swoje „siostry - bliźniaczki” zadomowione
w rozmaitych dzielnicach i na różnych ulicach Warszawy. Ponieważ tutaj nie podaję
wszystkich dostępnych mi wersji, przytoczę chociaż dla porównania dwie zwrotki z dwóch,
niby innych, piosenek. A więc w jednej śpiewano:
Siekiera, motyka, piłka, szklanka,
W nocy nalot, w dzień łapanka,
Siekiera, motyka, piłka, gwóźdź,
Masz górala, to mnie puść...
w drugiej zaś ta sama zwrotka brzmiała:
156
Siekiera, motyka, piłka, deska,
Już ulica Skaryszewska,
Siekiera, motyka, piłka, gwóźdź,
Masz górala i mnie puść...
Przykładów takich nieznacznych zmian można by przytoczyć znacznie więcej.
Natomiast wspólnym motywem, powtarzającym się we wszystkich wersjach, były uliczne
łapanki, urządzane przez hitlerowców.
Oto jedna z mniej znanych wersji, opublikowana jak dotąd jedynie przez Ludwika
Straszewicza w zbiorku Śmiech w kajdanach. Kawały warszawskie z czasów okupacji (s. 9-
10), wydanym w 1946 roku we Wrocławiu:
Siekiera, motyka, bimbru szklanka -
W nocy nalot, w dzień łapanka!
Kultura niemiecka nie zabrania
Robić takie polowania!
Tramwaj, dorożka, riksza, buda -
Każdy zwiewa gdzie się uda.
Już nie mamy gdzie się skryć,
Hycle nam nie dają żyć!
Po ulicach gonią wciąż
Patrzą kogo jeszcze wziąć.
Już musi być z nimi źle
Kiedy za nas biorą się!
Siekiera, motyka, piwo, olej -
Już odwożą nas na kolej.
Siekiera, motyka, młotek, gwóźdź
Masz górala, to mnie puść!
Wódeczka, bimberek, wino, alasz -
Przegrał wojnę głupi malarz!
Riksiarz, dorożkarz, nocny stróż,
Przegrał wojnę - no i już!
Na marginesie wyjaśnijmy sobie, że mianem „górala” określano w Generalnej Guberni
500-złotowy banknot emisyjny, natomiast z ulicą Skaryszewską w Warszawie kojarzył się obóz
przejściowy hitlerowskiego Arbeitsamtu (urzędu zatrudnienia z ul. Kredytowej), mieszczący
się w gmachu po gimnazjum i liceum. Tu przywożono ludzi złapanych na przymusowe roboty
i stąd ich wywożono do Rzeszy.
W zeszycie „Posłuchajcie ludzie” wydrukowano jeszcze jedną nową piosenkę,
śpiewaną na tę samą co „Siekiera, motyka” melodię, pt. „Na roboty nie pójdę”, której treścią
było właśnie uchylanie się od wywózki na roboty do Reichu.
157
Na roboty nie pójdę, bom nie głupi,
Niech se Hycler innych kupi,
Na roboty nie pójdę, bom nie kiep,
Dam Niemcowi prędzej w łeb...
Siekierą, motyką, nożem, młotem,
Uśmiercimy tę hołotę,
Bagnetem, granatem, gradem kul
Przegnam Niemców z polskich pól...
Kiedy dzisiaj biorę do ręki ten skromny zbiorek mieszczący repertuar ulicznych
„artystów”, kiedy przerzucam wiotkie i nadwątlone kartki, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że
mam przed sobą rodzaj rymowanej kroniki czasów wojny. Ileż w tych piosenkach faktów, ileż
zapisanych wydarzeń. Oto pierwsza z nich opowiada o napadzie hitlerowców na Polskę w dniu
pierwszym września 1939 roku. Piosenka żebracka, znana także jako „Piosenka o ciężkiej
doli”, próbuje przedstawić obraz Warszawy już po kapitulacji: „A w tej Warszawie na
Hitlerplacu niemieckie zwisają flagi”. Po ulicach krążą ludzie głodni i zziębnięci, narażeni w
każdej chwili na aresztowanie. Nędza i mróz wypędzają z nieopalonych domów „po prośbie”
bose i obdarte dzieci, których ojcowie więzieni są w dalekich od kraju stalagach. „Siekiera,
motyka” ostrzega przed ulicznymi łapankami i podaje sposoby, jak uratować się przed
zamknięciem w Cytadeli lub w innym więzieniu. „Opowieść dziadkowa” o zdarzeniach
lubelskich przynosi napawające grozą wieści z Zamojszczyzny, gdzie hitlerowcy wysiedlają
wioski, a dorosłych i dzieci w zaryglowanych wagonach wywożą w nieznane lub mordują na
miejscu. Powtarzają się słowa: Pawiak, żandarmska buda, Treblinka, Prusy, wywózka,
szwabska „kultura” itd.
Piosenki uliczne ukazują także postawę narodu wobec wroga. Coraz głośniej i mocniej
nawołują do oporu i walki. Zmieniają swój charakter. Smutne ustępują miejsca pogodnym i
pełnym wiary w klęskę hitlerowców. Dominuje w nich humor i kpina z okupanta. Krzepnący
na wschodzie front, tęgie lanie pod Stalingradem inspirują tego rodzaju twórczość. Rozlega się
„Piosenka wiejska” na melodię ludowej śpiewki „Umarł Maciek umarł, już leży na desce”:
Żreje Niemiec, żreje, śniegi stalingradzkie,
W Polsce go zatłuką gromady wieśniackie...
Tę atmosferę dokumentuje również „Piosenka żołnierska”, którą należało śpiewać na
nutę „Co użyjem, to dla nas”:
Okupacji mam już dość
W sercu moim kipi złość
Zbyt się szwab już napił krwi,
Szwabskim łbem rozwalę drzwi.
Cierpliwości nadszedł kres
Zbyt swawolił już SS
Gestapowcom i SD
Wszystkim damy mocno w d.
158
I jeszcze jedna piosenka z tego rodzaju, zatytułowana „Mazur”, a śpiewana na
popularną melodię „Do mazura stań wesoło, buntownicza wiaro”:
Przędź ma Zosiu, przędź z wieczora
Do samego rana -
Godna stryka z cienkiej przędzy
Jest szyja schutzmana.
Przędź ma Zosiu, przędź z wieczora
Do samego ranka -
Godna stryka z cienkiej przędzy
Szyja pana Franka.
Przędź ma Zosiu, przędź co prędzej
Jak obyczaj każe -
Powiesimy wnet Hitlera
Na tęgim chojarze.
A gdy będzie trójca owa
Szła po stryczku w górę,
Zaśpiewamy tę piosenkę,
Zatańczym mazura.
W takim kontekście zupełnie inaczej brzmi także „Walc szmuglerów”, rymowana
opowieść o ludziach, którzy pół życia spędzali w pociągach wożąc do Warszawy „rąbankę” i
nielegalnie zaopatrując mieszkańców Generalnej Guberni w żywność. Wprawdzie nie robili
tego bezinteresownie, niekiedy szmuglerzy przeobrażali się w zwyczajnych paskarzy
żerujących na ludzkiej nędzy, ale niejeden z nich drogo zapłacił za handel, jeśli wpadł w ręce
żandarmów. Nie zdołałem uzyskać melodii walczyka. Dlatego przytaczam tutaj pełny tekst
„Walca szmuglerów”, który był opublikowany w zeszycie „Posłuchajcie ludzie”. Wart jest
tego, by został przypomniany.
Jesteśmy tłumem i bandą,
Stoimy na dworcach wszystkich,
I nie trwożymy się żadnym
Krzykiem gestapo i gwizdkiem.
Wozimy tęgie słoniny,
Szynki i mortadele,
A czasem wagon świniny,
A często tytoniu ziele.
Gwiżdżemy lokomotywą,
Śpiewamy kół hurkotaniem,
Śmierdzimy mlekiem i piwem
I przedwczorajszym śniadaniem.
159
Mróz nam powrastał w ubrania
I w ciała wczepił się srodze,
Bimber go stamtąd wygania,
Bimber wypity po drodze.
Zbrojni i groźni kiełbasą
I tarczą boczków okryci,
Pracujem na wolność waszą,
Pod tendrem, na dachów szczycie.
Lecz kiedy przyjdzie czas na to,
Proporcem krwawym zatrzepie,
Z inną wyjdziemy zapłatą
Smarunek żandarmom wrzepić.
Wtedy nie będzie już masła,
Ni krup, ni kaszy, ni mąki,
Krwawa tam będzie omasta
I twarde guzy podzięki.
Przede wszystkim jednak na szczególną uwagę zasługuje zamieszczona w zeszycie
KOPR Ballada o dwóch żołnierzach wracających z niewoli, znana podczas wojny w kilku
wersjach i bardzo popularna. Nie jest to typowa pieśń samorodna, wywodząca się z
autentycznego folkloru, tak charakterystycznego dla warszawskiej ulicy w latach 1939-1945.
Jej rodowód tkwi w literaturze XIX wieku i to w literaturze obcej. Uważne czytanie tekstu
doprowadza nas do niezwykłego odkrycia: mamy przed sobą miejscami dowolny, miejscami
dosłowny przekład wiersza niemieckiego poety Henryka Heinego „Die Grenadiere”. Tyle że
akcja „Ballady” jest osadzona w realiach polskich i z niewoli wracają nie francuscy, lecz polscy
żołnierze.
Po długiej niewoli, dwaj młodzi żołnierze,
Wracając do ojców swych ziemi,
W niewielkiej mieścinie, na nocnej kwaterze,
Zaleli się łzami rzewnemi.
Tam bowiem tłum ludu rozmawia zebrany,
Że Polska żyć będzie na wieki,
Choć jeszcze ma ręce zakute w kajdany
I dzień jej wolności daleki...
Nie wydaje się, by do twórczości Heinego sięgał któryś z ulicznych lub podwórzowych
„artystów” czasów II wojny. Informacje uzyskane od osób związanych z okupacyjną
działalnością wydawniczą i propagandową wskazywały, że autora okupacyjnej wersji
„Ballady” należałoby raczej szukać w kręgu konspirujących ludzi pióra. Mógł nim być któryś
z poetów aktualnie zajmujący się przekładami wierszy Heinego, względnie ktoś, kto miał
świeżo w pamięci gimnazjalne lekcje z literatury niemieckiej. Niejakie potwierdzenie tych
domysłów znalazłem w piśmie „Der Klabautermann”, wydawanym przez polskie podziemie
160
w ramach dywersyjnej akcji „N” - „Niemcy”. Pismo ukazywało się w języku niemieckim. W
numerze 6 z września 1942 roku na pierwszej stronicy, pod rysunkiem przedstawiającym
dwóch żołnierzy Wehrmachtu wracających wśród śnieżnej zamieci z Rosji do Vaterlandu,
można przeczytać wierszyk prorokujący hitlerowcom identyczną klęskę, jaka spotkała w 1812
roku Francuzów. „Nach Deutschland ziehen zwei Grenadier” jest niczym innym, jak właśnie
parafrazą utworu Heinego „Nach Frankreich zogen zwei Grenadier”.
Czy były to właściwe tropy prowadzące do wyjaśnienia, skąd się wziął przekład, a co
za tym idzie i okupacyjna przeróbka „Die Grenadierem” Okazało się, że niezupełnie. Z całą
pewnością ktoś, kogo dotąd nieznamy, uaktualnił w 1943 roku utwór niemieckiego poety, lecz
wcale nie musiał sięgać po oryginał. Polska wersja wiersza Heinego istniała już bowiem w XIX
wieku.
Pracownik naukowy Instytutu Historycznego PAN, p. Lech Karwacki udostępnił mi
źródłowe materiały, z których wynika, że polska wersja wiersza Heinego znana była jako pieśń
plebejska już w latach bezpośrednich po Powstaniu Listopadowym. Przeniknęła do ludu z
arystokratycznych i mieszczańskich salonów, gdzie w owym czasie bonapartyzm miał licznych
zwolenników i gdzie z tych względów do najpopularniejszych zaliczała się pieśń „Die
Grenadiere” z muzyką Roberta Schumanna. Tradycje kultu Napoleona były wtedy niezwykle
żywe wśród proletariatu i chłopstwa, nic więc dziwnego, że treści zawarte w utworze znalazły
tutaj szczególnie podatny grunt. Pierwsi socjaliści np. właśnie tę pieśń śpiewali na swych
zebraniach. Władze carskie uznały ją za buntowniczą i karały więzieniem przyłapanych na jej
upowszechnianiu. Ale plebejski odbiorca nie zawsze akceptował oryginalny poetycki tekst.
Dlatego wielokrotnie przerabiano pieśń na swój sposób i dobierano do tekstu melodie bliskie
ludowej twórczości. Kursowało kilka wersji pieśni. Ostateczny kształt nadał jej Jan Bronisz,
najbardziej popularny autor ludowy, doskonale orientujący się w gustach publiczności.
Przerobił odpowiednio tekst, nadając mu charakter ludowej ballady, dobrał prostą, ale znaną
podówczas powszechnie melodię „W więziennym szpitalu” i podał do druku pt. „Po długiej
niewoli”. Wydał ją W. Klimowicz w zbiorku ulubionych piosenek i deklamacji „Zemsta
Cyganki”. Można ją znaleźć również w podobnym wydawnictwie warszawskim z 1921 roku
„Krwawe róże”, w którym ten sam wydawca zebrał kilka najnowszych piosenek, monologów
i kupletów. Początek ballady brzmiał:
Po długiej niewoli, dwaj starzy żołnierze,
Wracali do ojców swych ziemi.
W niemieckiej mieścinie, na nocnej kwaterze
Zaleli się łzami rzewnemi.
Tam bowiem tłum ludu rozprawiał coś długo,
Że Francja zginęła na wieki,
Że z laur odarta, okuta w kajdany,
A cesarz na wyspie dalekiej...
Na kanwie tej oto właśnie dawnej wersji powstała w latach drugiej wojny Ballada o
dwóch polskich żołnierzach powracających z niewoli do okupowanego kraju i wierzących
głęboko, że Polska wkrótce zmartwychwstanie. Jeżeli więc nadal pozostają wątpliwości, kto
był autorem przeróbki pieśni Jana Bronisza, to w każdym razie mamy już pewność co do jej
rodowodu. Uliczni i podwórzowi śpiewacy przyjęli ją rychło do swego repertuaru i śpiewali na
melodię zapożyczoną z XIX-wiecznej, utrzymanej w tonie dziadowskiej opowieści, ballady
161
Jana Nepomucena Jaśkowskiego „Wieczorem w niedzielą, przy wiejskim kościele, dziad stoi i
bije we dzwony...”
Takich zakamuflowanych piosenek jak Ballada, naśladujących samorodną twórczość
warszawskiej ulicy, a pisanych przez konspiratorów z KOPR-u, pojawiało się znacznie więcej.
W pamiętniku wawerczyka „Wojna warszawsko – niemiecka” Czesław Michalski ps.
„Jankowski” wspomina, w jaki sposób został autorem pierwszej okupacyjnej piosenki,
naśladującej „dzieła” ulicznych śpiewaków. Zadanie napisania takiego tekstu otrzymał drogą
organizacyjną. Na s. 256 pisze on:
„Mój tekst był dość nieudolnym naśladownictwem poezji ulicznej, ale Kamiński
(Aleksander Kamiński ps. „Dąbrowski” - Komendant Główny „Wawra” - wyj. T. Sz.) uznał,
że może służyć jako wzór, i przekazał go do Komisji Propagandy. Była to trawestacja znanej
piosenki „Hej, tam pod Krakowem”. W Krakowie, który już na początku okupacji zyskał dość
wątpliwy awans na stolicę tzw. Generalnej Guberni, rezydował gubernator Frank. Tak więc
krakowski motyw nie był tu przypadkowy”. Piosenka ta brzmiała:
Hej, tam pod Krakowem,
Tam, skąd Wisła płynie,
Rozłożyła nam się świnia
Na polskiej krainie.
A gdy się wypasie,
Przyjdą lepsze czasy,
Zarżniem świnię i zrobimy -
Zrobimy kiełbasy.
Kiełbasami tymi,
Wedle ich natury,
Wytrujemy w Polsce wszystkie
Prusaki i szczury.”
W drukarni „Biuletynu Informacyjnego” red. Kazimierz Wagner odbił tekst, oczywiście
anonimowo, w kilkunastu egzemplarzach i ulotki powędrowały do ulicznych wykonawców.
Piosenka zrobiła karierę. Śpiewano nie tylko „utwór” Czesława Michalskiego. Na kanwie
tekstu jego pióra rodziły się już samorodne, nowe wersje, jak ta pt. „Tutaj w naszym kraju”,
którą odnalazłem wśród starych notatek:
Tutaj w naszym kraju,
Tu gdzie Wisła płynie
Rozwalał się Hitler świnia,
Na polskiej krainie, (bis)
W Polsce się rozwalał,
Wszystko nam rabował,
Strzelał ojców, strzelał matki
I dzieci mordował, (bis)
162
Hej nasz polski Wodzu
Daj nam prawe skrzydło
Porąbiemy, posiekamy
Hitlerowskie bydło, (bis)
Pobijemy szwaba
I pójdziemy dalej
Niech krew hitlerowska płynie,
Niech się Berlin pali! (bis)
W 1943 roku do bogatego już uliczno - podwórkowego repertuaru Warszawy przybyły
kolędy. Staraniem Komisji Propagandy (KOPR) wydano drukiem w grudniu niewielką,
ośmiostronicową broszurkę, zatytułowaną „Cztery kolendy na ostatnie okupacyjne święta”. O
podobnym wydawnictwie znajdujemy wzmiankę w antologii „Satyra w konspiracji 1939-
1944” (s. 15): „W grudniu 1943 r. «Stowarzyszenie Grajków Wędrownych ZARANIE» wydało
powielone „Cztery aktualne pieśni kolędowe na ostatni rok wojny o wyraźnym, choć
prymitywnym zabarwieniu satyrycznym w dwóch ostatnich kolędach”. Ukazanie się
powielaczowego wydawnictwa Grajków Wędrownych sygnalizuje również Stanisław
Sierotwiński w rozprawie Kronika życia literackiego w Polsce pod okupacją hitlerowską, którą
opublikował w 1966 roku na łamach „Prac Historyczno - literackich” wydawanych przez WSP
w Krakowie.
Broszurka wydana drukiem przez KOPR zawierała cztery kolędy: „Kolenda” (?) (inc.
„Trzej królowie mędrcy Wschodu”), „W Betleem w stajence”, „Podnieś rękę, Boże Dziecię” i
wreszcie szczególnie uroczą, utrzymaną w stylu ludowej góralskiej pastorałki „Hej, kolęda
hosanna”:
Nasz wsiowy Panjezus - nieduży, maluśki,
kucnął na przypiecku, bo Mu ścierpły nóżki...
Natomiast w czterostronicowej ulotce, odbitej na powielaczu, której pełny tytuł brzmiał
„Lulajże Jezuniu na polskiej ziemi. Cztery aktualne pieśni kolędowe na ostatni rok wojny”
znalazły się utwory: „Gruchnęła, runęła pruska potęga”, „Przez zapory w ogniu, w dymie, w
mgławicy”, tytułowy „Lulajże Jezuniu na polskiej ziemi” i najbardziej wymowny, z dużym
ładunkiem społeczno - politycznej treści, zatytułowany „Wśród nocnej ciszy”. Jedna z
końcowych zwrotek tej kolędy była następująca:
Wspólnym ramieniem, zgodnym rytmem serc,
Wznieśmy Ojczyźnie dziś tysiące twierdz!
Mózgiem, sercem i rąk siłą
Odbudujem Polskę miłą,
Nasz ojczysty dom!
Wszystkie cztery śpiewało się na melodie najbardziej znanych i najpopularniejszych
kolęd. Chodziło o to, by nauczenie się ich nie sprawiało zbytnich kłopotów i by jak najprędzej
spopularyzowali je podwórzowi, uliczni i kolejowi „artyści”. Zamierzony cel oczywiście
osiągnięto.
163
Tego typu kolęda nie pierwszy raz trafiała do repertuaru ulicznych wykonawców.
Nieśmiałą jej próbą była już „Opowieść dziadkowa o zdarzeniach lubelskich” zamieszczona w
zeszycie „Posłuchajcie ludzie” w lutym 1943 roku. Śpiewało się ją na melodię bardzo znanej,
zwłaszcza w środowiskach robotniczych, w latach 1924/1925, „Kolędy dziadowskiej”
zaczynającej się zwrotką:
Posłuchajcie ludkowie,
Co wam dziadek opowie:
Niechaj wiedzą w całym mieście
Za co siedzi się w hareszcie,
W celi komunistycznej...
Kolęda w roku 1943 zaczynała się w sposób następujący:
Posłuchajcie wieści tej
Jaże z ziemi lubelskiej -
Dziadek chodził tam po prośbie
I o jednej strasznej kośbie
Wszystkim teraz opowie...
Tradycje kolędy świeckiej, której treść bądź wiązała się z walką zbrojną o
niepodległość, bądź z walką polityczną o wyzwolenie społeczne, sięgają drugiej połowy XIX
wieku. Po raz pierwszy usłyszano ją w noc styczniową 1863 roku w powstańczym obozie i
odtąd już nie odstępowała żołnierza, konspiratora, rewolucjonisty. W 1915 roku np. niosło echo
z legionowych okopów śpiew:
Podnieś rączkę Boże dziecię,
Pobłogosław naszych w polu.
Tych, co walczą i zwyciężą
I tych, co konają w bólu.
Oto kwiat polskiej młodzieży,
Dziś do walki krwawej bieży...
Nawet w okresie międzywojennym co odważniejsi autorzy podkładali świeckie słowa
pod melodie kolęd, nierzadko przy tym operując dosadnym humorem, jak np. w tej na melodię
„W dzień Bożego Narodzenia”:
Brzmi kolęda dzielnej wiary,
Basem huczy rocznik stary,
A rekruty, jak koguty,
Wyciągają cienkie nuty,
Cienkie nuty!...
Znacznie bogatsze tradycje ma kolęda polityczna. Była ona najstarszą i najbardziej
łubianą przez robotników formą pieśni rewolucyjnej. Już w 1897 roku, w zbiorku wydanym w
Berlinie „Pieśni i poezye dla ludu roboczego” znajdujemy pieśń napisaną do melodii „Wśród
nocnej ciszy”. W 1902 w okresie Bożego Narodzenia, co notuje Eugeniusz Ajnenkiel w
164
antologii pieśni robotniczych „Czerwona lutnia”, rozrzucono w Łodzi ulotki z drukowaną
kolędą, zaczynającą się od słów: „Idzie wiarus stary do ludzi w kolędzie, będzie nowe latko i
dobrze nam będzie”. Tę robotniczą kolędę przerobiono z powstańczej z 1863 roku. W 1908
roku Maria Markowska ps. „Kruk” ułożyła „Kolędę robotnika polskiego”, śpiewaną na
melodię „W żłobie leży”:
Z więzień cieśni, z Łodzi, z Wrześni,
Z cytadeli wygnania,
Których ręka, pruska ręka,
Lub knut carski pogania.
Do nas bracia, przybywajcie
I kolędę zaśpiewajcie
Ludów zmartwychpowstania!...
Z kolędą robotniczą, z jej treścią nabrzmiałą buntem i walką, a ukrytą pod melodią
pastorałki lub kolędy religijnej, stykamy się prawie na każdym kroku w okresie
międzywojennym. Płynie zza krat więzienia będzińskiego w 1921 roku. Echo niesie ją spoza
murów fabrycznych „Częstochowianki” w 1936 roku. Kolęda na melodię „Wśród nocnej
ciszy”, ułożona przez komunistów w czasie strajku okupacyjnego, rozbrzmiewa później w
czasie zimowych zebrań socjalistycznej młodzieży.
Tradycje takiej właśnie kolędy żołnierskiej i politycznej odżyły bardzo wyraźnie
podczas hitlerowskiej okupacji. W przeciwieństwie do ballad i piosenek podwórzowo -
ulicznych, które z uwagi na ich specyficzny charakter raczej rzadko spotykamy poza Warszawą,
twórczość kolędową uprawiali nie tylko stołeczni konspiratorzy. Jej ślady odnajdujemy dzisiaj
na terenie nieomal całego ówczesnego Generalnego Gubernatorstwa, na terenach włączonych
do Reichu oraz poza granicami.
We wspomnieniach Edwarda Suchory ps. „Iskra’’ pomieszczonych w książce
Stanisławy Sowińskiej - „Barbary” „Rozszumiały się wierzby” (s. 43-44) znajduje się
następujący fragment:
„ ...Tej nocy stałem na straży koło chałupy, w której odbywała się piórnia (wieczorynka
połączona z darciem pierza - przyp. T. Sz.) . Nagle zauważyłem wolno sunące sanie, ciągnione
przez parę koni. W bryczce jechało kilku rozśpiewanych mężczyzn. W pierwszej chwili
wydawało mi się, że śpiewają kolędę: „Dzisiaj w Betleem”. Ale kiedy wsłuchałem się bardziej,
zrozumiałem, że była to tylko melodia kolędy. Usłyszałem następujące słowa:
Gdy ósma w Moskwie, gdy ósma w Moskwie
Wybija godzina,
Tysiąc bombowców, tysiąc bombowców
Leci do Berlina...
Berlin się pali, Hamburg się wali,
Szwabi uciekają, granaty pękają,
Cuda, cuda wyczyniają.
A ojciec święty, a ojciec święty
Pierniki sprzedaje,
Bo w Neapolu, bo w Neapolu
Anglik dobrze daje.
165
Neapol się pali, Roma się wali,
Włosi uciekają, granaty pękają,
Cuda, cuda wyczyniają.
Kiedy umilkły kolędy, rozbrzmiała pieśń: „Gdy naród do boju”. Na odgłos pieśni
wszyscy wylegli na dwór. We wsi zapanowało podniecenie. Kto to był i z jakiej organizacji,
trudno się było wówczas dowiedzieć. Ze wsi Potok Stany doszła nas w kilka dni później
wiadomość, że przez wieś po raz pierwszy oficjalnie przejechali komuniści...”
Była to kolęda wyjątkowo popularna, wielekroć przerabiana przez przeróżnych
bezimiennych autorów, znane są jej odmienne wersje z Lubelskiego, Rzeszowskiego,
Kieleckiego i Krakowskiego. Kanwę dla wielu jej wersji stanowił najprawdopodobniej tekst
nieznanego dotąd autora, wydrukowany w lutym 1941 roku na łamach satyrycznego pisma
„Lipa - Szpilka”, które to „Wesołe pismo” - jak informował podtytuł - „wychodzi w Polsce w
dniach grozy” z „inicjatywy indywidualnej”. Dość często, i nie bez szczególnej satysfakcji,
domorośli autorzy przeróbek wprowadzali do tekstu słowa dosadne, soczyste, ośmieszające
przywódców III Rzeszy:
Dzisiaj w Berlinie, dzisiaj w Berlinie
Wesoła nowina,
Tysiąc bombowców, tysiąc bombowców
Wali do Berlina.
Berlin się wali, Rajstag się pali,
Hitler z Geringiem w pory nas...
W oddziale partyzanckim Armii Ludowej im. „Marcina” - Józefa Maga, działającym w
rejonie Beskidu Śląskiego, śpiewano na melodię „Hej, w dzień Narodzenia”:
Polska była rajem dla panów, magnatów,
Polski chłop, robotnik, karmił tych psubratów,
Teraz z tego wojna przyszła harda, zbrojna
Hej, kolęda, kolęda.
Robotniku, chłopie, trzeba ci się bronić,
Bandę hitlerowską czym prędzej wygonić,
Stworzyć Polskę nową, radziecką, Ludową
Hej, kolęda, kolęda.
Michał Basa - „Mściciel”, partyzant Batalionów Chłopskich i żołnierz zgrupowania
Armii Krajowej „Ponurego” na Kielecczyźnie, do melodii „Bóg się rodzi” układał następujące
słowa:
Bóg się rodzi, moc truchleje,
Wszystko w niemej ciszy stawa,
W ten dzień siłę i nadzieję
Daje ducha polska sprawa. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Niech się rodzi Polska nowa,
Niechaj z rąk spadną kajdany,
Wróci wolność, życie, słowa,
Błogi spokój ludziom dany...
166
Taka kolęda rozbrzmiewała wszędzie, zarówno w oddziale Gwardii Ludowej pod
Kraśnikiem Lubelskim, jak i na biwaku partyzantów Armii Krajowej w lasach Rędzińskich w
powiecie radomszczańskim. Śpiewali ją bechowcy z lasów Świętokrzyskich i „Jędrusie” na
swych zimowych kwaterach w przysiółku Lesisko opodal wioski Ossali. Była upowszechniana
przez ulicznych śpiewaków z Warszawy i konspiratorów z Radomia. Jedne wychodziły spod
piór autorów, których nie znamy nie tylko z nazwisk, ale nawet z pseudonimów, autorstwo
innych ocalało od zapomnienia dzięki notatkom poczynionym przez konspiratorów lub przez
„chłopców z lasu”. Wiemy więc dzisiaj, że w stolicy m. in. pisał kolędy „Pietro” - Aleksander
Maliszewski, zaś w partyzantce „Mściciel” - Michał Basa od „Ponurego” i „Czechura” -
Czesław Kałkusiński z oddziału „Robotnika”.
Kolęda świecka lub żołnierska docierała również do kraju zza granicy. W grudniu 1943
roku zespół aktorski Teatru Żołnierza I Korpusu Wojska Polskiego w ZSRR zaprezentował
żołnierzom program złożony z kolęd i pastorałek, wprowadzając do wielu aktualne słowa i
treści. Nowe słowa śpiewano także w polskich koszarach w Szkocji, gdzie do melodii
„Przybieżeli do Betlejem” pasterze poeta Antoni Bogusławski napisał następujący tekst:
Przybieżeli do Betlejem żołnierze,
Mieli szare z wężykami odzieże,
Orły lśnią srebrzyste
Z Polski, Jezu Chryste
Żołnierze - żołnierze...
Wreszcie odnajdujemy dzisiaj także kolędy układane i śpiewane przez ludzi
wywiezionych na przymusowe roboty rolne do Niemiec, jak ta na melodię „Hej, w dzień
Narodzenia” opowiadająca o „karierze” Adolfa:
Dziś w obozach śmierci ludzi zamęczają
A tych, co w cywilu głodem zadręczają,
Ludzie mrą jak muchy, idą jednak słuchy
Hej kolęda, kolęda...
Że ze wszystkich frontów szwaby uciekają,
Sojusznicy siłą wielką nacierają,
Kończy się kariera Adolfa Hitlera
Hej kolęda, kolęda...
Ogromną zasługę w kolportowaniu ulicznych ballad, piosenek i kolęd miała oczywiście
konspiracyjna prasa. Do współpracy z nią zaangażowało się wielu pisarzy, poetów i satyryków,
którzy prócz pracy w podziemnych redakcjach przygotowywali do druku tomiki poezji i inne
konspiracyjne wydawnictwa, także satyryczne. Do mieszkańców Warszawy i Generalnej
Guberni docierała nie tylko informacja o sytuacji na frontach.
Do pism, które szczególnie popularyzowało uliczną piosenkę, należał dziennik
podziemny „Demokrata”. Redaktorem naczelnym pisma był „Grzegorz” - Grzegorz Załęski,
autor powojennej antologii „Satyra w konspiracji”. Z „Demokratą” związane było pismo
satyryczne „Moskit”, skupiające w szeregach swoich współpracowników wiele piór literackich,
że wspomnę zamordowanego przez hitlerowców w 1944 roku poetę Stanisława Kowalczyka
ps. „Lapis”; Stanisława Ryszarda Dobrowolskiego ps. „Goliard”, autora popularnej piosenki
„Nad Berlinem noc zapada”, podpisującego teksty także pseudonimem „Giez”; Tadeusza
167
Hollendra ps. „Tomasz Wiatraczny”, rozstrzelanego w maju 1943 roku w ruinach
warszawskiego getta; Tadeusza Zelenaya ps. „Kleks”, autora „Ballady o dwóch
rzemieślnikach”, i Aleksandra Maliszewskiego ps. „Pietro” lub „Piotrowski”. Właśnie na
łamach „Moskita” w dniu 10 października 1943 roku ukazała się „Ballada podwórzowa o
przegranym Mussolińszczaku” pióra „Piętro”, rychło przyswojona przez podwórzowych
śpiewaków i ciesząca się dużą popularnością. O zetknięciu się ze swoją „Balladą” na
warszawskim podwórku w piątym roku okupacji, wspomina także autor Aleksander
Maliszewski w książce Na przekór nocy, wydanej w 1968 roku.
Był Mussolińszczak Benitem zwany,
Odstawiał fason ważniakiem,
Razem z Adolfem i faszystamy
Chciał zapanować nad światem...
Temu podobne publikacje wyraźnie wskazują, jaką rolę przypisywało polskie
podziemie piosence ulicznej i jaką funkcję spełniała ona w walce z wrogiem. Wykorzystywano
przeto wszelkie okazje, by ją rozpowszechniać. Wydawano ulotki w rodzaju powielonej
Hitlerowskiej serenady, dołączano do pism wkładki z nutami, notowano skrzętnie teksty
nowych, aktualnie śpiewanych piosenek ulicznych domorosłych autorów, a następnie
publikowano je na łamach podziemnych pism. Natrafiamy na nie przeglądając dzisiaj
egzemplarze gazetek satyrycznych lub dodatki literacko - satyryczne tego rodzaju co „Luźna
kartka”, dołączana do pisma „Zachodnia Straż Polski”, redagowana przez śląskiego pisarza
Zbyszko Bednorza od września 1943 roku. W numerze 70 dziennika „Demokrata”
opublikowano np. słowa piosenki „Polak się nie da”, opatrując je adnotacją, że właśnie „na
przedmieściach Warszawy śpiewana jest ostatnio następująca piosenka”:
Naradzali się w Berlinie cztery miesiące,
W jaki sposób moc odebrać Polsce Walczącej,
Przemawiali, uradzali
Wreszcie zadecydowali:
„Czas z Polakami skończyć!”
I przysłali SS-manów sforę zaciekłą:
„Niechajże się Polak dowie, co to jest piekło!”
A bojowiec się zakrzątnął,
Pięciu SS-manów sprzątnął
Od razu dnia pierwszego.
Zapełniono wnet Oświęcim, Majdanek, Pawiak,
„Już się teraz Polak więcej nie będzie stawiał!”
A bojowcy w jednej chwili
Transport więźniów uwolnili -
„Któżby się was obawiał!”
Zafrasował się sam Hitler, mina mu zrzedła:
„A to z tymi Polakami prawdziwa bieda!”
Próżno ty się Niemcze srożysz,
Bo to nic ci nie pomoże -
Polak się zgnębić nie da!
168
Ballady dziadowskie i kolędy, piosenki ludowe i satyryczne służyły jednemu
określonemu celowi: walce. I trzeba dodać, patrząc na nie z perspektywy wielu, wielu lat, że
walczyły skutecznie. Śpiewała warszawska ulica, śpiewało warszawskie podwórko. Znudziła
się, spowszedniała jedna piosenka, natychmiast pojawiała się na jej miejsce druga, dziesiąta.
„Zakazane piosenki” robiły karierę, cieszyły, ułatwiały przetrwanie i budziły nadzieję. Aż
pewnego sierpniowego dnia 1944 roku przyszedł kres na uliczną i podwórkową piosenkę.
Ballady, kolędy i uliczne śpiewki ustąpiły miejsca marszom i bojowym szturmówkom
powstańczych oddziałów. Pożoga ogarnęła stolicę. Płonęły zabytki kultury, ginęli cywile i
żołnierze - powstańcy, w gruzach legły domy i konspiracyjne archiwa. Z ogromnego dramatu
stolicy niewiele ocalało. Zginęło też bezpowrotnie wiele piosenek, które w najcięższych latach
stanowiły folklor warszawskiej ulicy. Jeszcze tylko raz odezwała się w Śródmieściu ballada:
Pierwszego sierpnia w całej Warszawie
Sie rozpoczęła okropna draka,
Po jednej stronie stali germańce,
Po drugiej stronie chłopaki z AK-a!...
ale i ona rychło umilkła. Więc te, które pozostały w pamięci, i te, które ocalały dzięki czcionce
drukarza - konspiratora, przechowujemy ze szczególnym sentymentem. Są bowiem
świadectwem walki i barwną ilustracją do tamtych, niełatwych lat.
Warto jeszcze poświęcić kilka zdań i tym samorodnym balladom, które powstawały
poza Warszawą, głównie w miasteczkach i wsiach pacyfikowanych przez hitlerowskich
żołdaków. Geneza tych pieśni jest bardzo podobna do genezy pierwszych smutnych,
bezimiennych ballad, które śpiewano na ulicach okupowanej Stolicy. Oczywiście, nie były one
tak szeroko rozpowszechnione jak piosenki warszawskie. Rodziły się na zgliszczach i
pogorzeliskach spalonych wsi, znane były niewielkiej tylko garstce ludzi, którzy uniknęli
śmierci. Ich proste i chropawe strofy, układane przez niedoszłe ofiary, często nawet przez
osierocone dzieci, mają dzisiaj wymowę wstrząsających dokumentów. Ale w tamtym okresie
nie zapisywano słów. Uczono się ich wyłącznie na pamięć. Dlatego niektóre czas wymazał z
pamięci, inne odchodziły bezpowrotnie wraz ze śmiercią ludzi, którzy je układali i śpiewali.
Tylko niektóre ocalały. Do takich należy przede wszystkim „Pieśń o zabiciu”, przypomniana
po raz pierwszy po 24 latach przez Krzysztofa Kąkolewskiego, który opublikował ją w 1964
roku w książce „Trzy złote za słowo”. Ballada narodziła się po pacyfikacji wsi Skłoby na
Kielecczyźnie. 11 kwietnia 1940 roku hitlerowcy otoczyli wieś, rozstrzelali 265 mężczyzn i
chłopców, a zabudowania oblali benzyną i spalili. Była to zemsta wroga na bezbronnej wsi,
która udzieliła schronienia pierwszym polskim partyzantom, żołnierzom Wydzielonego
Oddziału Wojska Polskiego, majora „Hubala” - Henryka Dobrzańskiego.
Tysiąc dziewięćset roku czterdziestego
a kwietnia jedenastego
Przybyli Niemcy zniszczyli wszystko
a zostawili rumowisko
O trzeciej w nocy wieś obstąpili
ojców, mężów i braci zabrali
nieszczęsnym wdowom
biednym sierotom pousuwać się kazali
169
Po czterech z domu wyprowadzali
na takie straszne morderstwo
wybili wszystkich od lat czternastu
zostało same kalectwo...
Na kartach książki „Trzy złote za słowo” Krzysztof Kąkolewski zanotował: „Zwrotek
było szesnaście. Czas je napisał, a potem zatarł. Na dwunastej urywa się jedyny zapis w
szkolnym zeszycie. Ci, którzy śpiewają pieśń, nawet same autorki, nie pamiętają dalszych
zwrotek (...). Pierwsza wersja, kiedy pieśni nikt nie zapisywał, była najpiękniejsza.” Oprócz
odtworzonej przez K. Kąkolewskiego „Pieśni o zabiciu” i włączonej później do widowiska
Lecha Budreckiego i Ireneusza Kanickiego „Dziś do ciebie przyjść nie mogę”, na
przypomnienie zasługują także inne samorodne utwory, wśród nich pieśni o rozstrzelaniu
dwudziestu mieszkańców wsi Topola pod Skalbmierzem i o pacyfikacji Kitowa na
Zamojszczyźnie, oraz tragiczna kielecka ballada o Michniowie, w którym Niemcy
wymordowali 203 mężczyzn, kobiet i dzieci, a wieś doszczętnie spalili.
Pod naszym Michniowem dymy w górę walą,
A matki z dziećmi w stodole się palą...
Żandarmi, żandarmi, cóż robicie z nami,
Cóż winny wam matki z małymi dzieciarni?
Przejdź dzisiaj przez Michniów, przez michniowskie niwy,
To tylko zobaczysz spalone kominy...
Na razie nie omawiam szerzej tego rodzaju twórczości w żadnym z rozdziałów mej
książki. Mam nadzieję, że po zgromadzeniu pełniejszej dokumentacji będę mógł poświęcić w
przyszłości znacznie więcej miejsca i tym ludowym balladom, które tak bardzo przypominają
smutne, samorodne ballady warszawskie.
W słowie wstępnym, zamieszczonym na kartach wydanego w 1943 roku
konspiracyjnego śpiewnika „Pieśni zbrojne”, redaktorzy zbiorku napisali:
„Ani wrzesień 1939 roku, ani początki [...] okupacji Kraju - nie sprzyjały śpiewom. Bieg
zdarzeń był tak oszałamiający, katastrofa tak straszna, warunki nowego życia owiane taką grozą
i męką - że zamilkła w tych potwornych czasach wszelka w Polsce pieśń. [...] Ale już w połowie
1940 roku to milczenie zostało przełamane. Przełamane przez... samorodną pieśń ludową. Jak
w czasach najazdów tatarskich, jak w czasach Potopu - pojawili się nie wiadomo skąd nikomu
nieznani twórcy, ludzie prości, którzy spod serca wydobywali słowa i melodie opiewające mękę
i ból przeżytych dni oraz proroczo wieszczący nadejście jasnego, wielkiego Jutra. [...] Jak
chciwym słuchano sercem tych pierwszych odważnych pieśni - wiemy to dobrze wszyscy. I
wędrowała tak po Kraju niezapomniana opowieść o obronie Warszawy „Posłuchajcie ludzie
smutnej opowieści”, „O syneczku sokole poległym w boju”, „O bitwie pod Łęczycą...”. Gdy
zaczęły się pierwsze wielkie naloty angielskie nad Rzeszę - powstała kolęda o radosnej
nowinie: „Berlin się pali, Hamburg się wali, Hitler z Goeringiem powariowali”, gdy
rozpoczęto walkę ze szmuglem - wszystkie linie kolejowe rozbrzmiewały nieudolnym, lecz
jakże popularnym „Marszem szmuglerów”. Nie ulega wątpliwości, że polska pieśń ludowa z
okresu 1940-1943 przejdzie do historii. I to przejdzie z dobrą opinią.”
170
171
172
173
GDY W NOC WRZEŚNIOWE19
słowa: autor dotąd nieznany
na melodię: Więc pijmy zdrowie
Gdy w noc wrześniowe północ wybiła,
Eskadr bojowych ogromna moc
Z szumem motorów sie pojawiła,
W piekło zmieniła cichom noc.
Miasta i dworce zbombardowano.
Gdy ludność miasta była we śnie,
Gdy się niczego nie spodziewano,
To nam zadali ciosy złe.
Piersi obrońców murem stanęli,
W porannym słońcu sie bagnet lśnił.
Gdy w bój ruszyli, hura! krzyknęli,
Bagnetem popchli wroga w tył.
A wtem lotnictwo sie pojawiło,
Które w szeregi zbierali swe,
A naszych orłów widać nie było,
To nas zmusiło cofnąć sie.
Tak się cafalim do bram Warszawy,
Za nami sunął tankietek wąż,
Lecz się nie martwmy, wszak Bóg jest z nami
Wszak nam nie będzie źle tak wciąż.
19 www.antologia.jedrusie.org/86b_Gdy_w_noc_wrzesniowe.mp3
174
Przypuszczalnie jedna z tych piosenek, które powstały najwcześniej i które słyszało się
na ulicach Warszawy zaraz po zakończeniu kampanii wrześniowej 1939 roku. Autora tekstu
nie znamy, brak również bliższych danych o jej genezie. Śpiewana była na melodię popularnej
przed wojną piosenki wojskowej: „Więc pijmy zdrowie, podchorążowie, niech smutek pryśnie
w rozbitym szkle". Słowa przekazał mi Stefan Mróz. Tekst, z nieznaczną zmianą w jednej ze
zwrotek, opublikował w 1966 roku Bronisław Wieczorkiewicz w Gwarze warszawskiej
dawniej i dziś.
175
KOŁYSANKA20
autor dotąd nieznany na melodię: Aj, lu, lu, lu, lu
(pierwszą część Kołysanki powtarzamy tylko przy drugiej zwrotce)
20 www.antologia.jedrusie.org/91_Stasiek Wielanek_Kolysanka_wojenna.mp3
176
W suterynach daleko za miastem,
W suterynach gdzie nędza i głód,
Nad niewielką kolebką niewiasta,
Tuląc dziecię, nuciła do snu:
Spij syneczku, śpij laleczko,
Mama pobiegnie po mleczko,
Nakarmi i napoi cię,
A dobry Pan Bóg w niebie
Da, że wychowam ciebie,
Aj luli, luli synku mój.
*
Lat dwadzieścia minęło spokojnie,
Syn jej wyrósł — robotnik i zuch,
Po ulicach wieść krąży o wojnie,
A w warsztatach niepokój i ruch.
Syn powraca do domu zmęczony,
Mówi: mamo, ja idę na bój!
A gdy usnął tą myślą dręczony,
Matka jak niegdyś, nuciła do snu:
Spij syneczku, śpij sokole,
Jutro wyruszysz na pole,
Na krwawą walkę, na bój.
A ja będę się modliła,
Żebym ciebie nie straciła,
Aj luli, luli synku mój.
*
Na cmentarzu wojskowym za miastem,
Gdzie rząd krzyży czernieje jak las,
Nad żołnierską mogiłą niewiasta,
Tak jak niegdyś modliła się znów:
Spij syneczku, śpij żołnierzu,
Twoi koledzy tu leżą,
Będziesz spokojny już tu.
Na grób ci krzyżyk dali
Virtuti Militąri,
Aj luli, luli synku mój.
Na grób ci krzyżyk dali,
A życie odebrali,
Aj luli, luli synku mój.
177
Jeszcze jedna bezimienna piosenka nawiązująca bezpośrednio do wybuchu wojny i do
kampanii wrześniowej. Lecz mimo że pojawiła się na ulicach okupowanej Warszawy mniej
więcej w listopadzie 1939 roku, jej rodowód jest znacznie starszy. Jak podaje Bronisław
Wieczorkiewicz w książce „Warszawskie ballady podwórzowe”, kołysanka ta pt. „Aj, lu, lu,
lu, lu” znana już była bezpośrednio po zakończeniu pierwszej wojny światowej. Po upływie
bez mała dwudziestu lat przypomniano ją sobie podczas okupacji hitlerowskiej, minimalnie
zaktualizowano tekst i błyskawicznie rozpowszechniono.
O jej dosyć znacznej popularności w latach 1939-1945 świadczy fakt, że natrafiamy na
nią w wielu miejscowościach tzw. Generalnej Guberni oraz na obszarach włączonych przez
hitlerowców do Warthegau i Rzeszy. Jak dotąd, znamy trzy wersje piosenki występujące pod
tytułami: „W małej chatce”. „Śpij syneczku” i „Kołysanka”. Jedną z nich drukował Grzegorz
Załęski w antologii „Satyra w konspiracji”. Tutaj przytaczam tekst według zapisów
przekazanych przez Kazimierę Frątczak, Romana Prokulewicza, Krystynę Wojtasik i Leokadię
Wolniewicz.
178
DNIA PIERWSZEGO WRZEŚNIA21
słowa: autorzy dotąd nieznani
na melodię piosenki dziadowskiej
Posłuchajcie ludzie smutnej opowieści,
Co ja wam zaśpiewam, w głowie się nie mieści.
Co ja wam opowiem to jest smutne bardzo,
Niechaj Wasze serca biedakiem nie wzgardzą.
Dnia pierwszego września roku pamiętnego,
Wróg napadł na Polskę z kraju niemieckiego.
Najgorzej się zawziął na naszą Warszawę,
Warszawo kochana, tyś jest miasto krwawe.
Kiedyś byłaś piękna, bogata, wspaniała,
Dzisiaj tylko kupa gruzów pozostała.
Szpitale zburzone, domy popalone,
Gdzie się mają schronić ludzie poranione?
Lecą bomby z nieba, brak jest ludziom chleba,
Nie tylko od bomby, umrzeć z głodu trzeba.
Lecą bomby, lecą od wieczora do dnia,
Nie ma kropli wody do gaszenia ognia.
Kościoły zburzone, domy popalone,
Gdzie się mają podziać dzieci wygłodzone?
Matka szuka trupa, głośno wzywa Boga,
Błaga o ratunek przeklinając wroga.
Gdy biedna Warszawa w gruzach pozostała,
To biedna Warszawa poddać się musiała.
I tak się broniła całe trzy tygodnie!
Jeszcze Pan Bóg skarze szkopów za ich zbrodnie!
Co ja wam tu śpiewam, w głowie się nie mieści,
Teraz będzie koniec mojej opowieści.
Posłuchajcie, ludzie, z nami łaska Boża,
Odbudujem Polskę od gór aż do morza.
21 www.antologia.jedrusie.org/92_Dnia_Pierwszego_Wrzesnia.mp3
179
Chyba najpopularniejsza spośród piosenek stanowiących w latach okupacji
hitlerowskiej repertuar grajków i śpiewaków, którzy produkowali się na ulicach, po dworkach,
w tramwajach i w pociągach. Znamy jej kilka odmian, przy czym najwcześniejsza pochodzi
prawdopodobnie z końca 1939 roku. Ich autorzy są dotąd bezimienni. Istnieje przypuszczenie,
że autorem oryginału, na którym wzorowali się uliczni i podwórzowi „artyści", była kobieta,
żołnierz harcerskiej organizacji dywersyjnej „Wawer”. Potwierdzenie domysłu znalazłem w
relacji „Niekrasickiego” - Wincentego Czerwińskiego z Warszawy. Może być w tym sporo
prawdy, tym bardziej że niektórzy członkowie „Wawra" - na zlecenie dowództwa - pisali teksty
piosenek, naśladując samorodne utwory i kolportowali je wśród warszawskich orkiestr i
podwórkowo - ulicznych śpiewaków. Wszystkie wersje „Posłuchajcie ludzie” śpiewano na tę
samą „dziadowską” melodię. Jeden z tekstów napisany w Warszawie w 1940 roku, także przez
nieznanego dotąd autora, zamieszczony został w zbiorku „Walka trwa. Zwyciężymy!”
wydanym konspiracyjnie nakładem „Wiadomości Polskich”, a przygotowanym przez
„Miedzę” - Stanisława Tomaszewskiego i „Mietka” - Mieczysława Radomskiego.
Inna, późniejsza wersja, trafiła do zeszytu ulicznych piosenek „Posłuchajcie ludzie”,
który ukazał się nakładem KOPR w lutym 1943 roku.
Piosenka występowała także pod różnymi tytułami, np. „Dnia pierwszego września”,
„Pieśń o biednej Warszawie”, „Posłuchajcie ludzie”, „Ballada o pierwszym dniu września”,
itp. Po wyzwoleniu kilka odmiennych tekstów wydrukowano m. in. w broszurce „Zakazane
piosenki”, w antologii Grzegorza Zaleskiego „Satyra w konspiracji 1939-1944” oraz w
„Gwarze warszawskiej dawniej i dziś” Bronisława Wieczorkiewicza. Aby nie zachodziła
potrzeba przytaczania wszystkich wersji, a jednocześnie by umożliwić ich poznanie,
połączyłem w jedną całość odmienne zwrotki pochodzące z kilku różnych dostępnych mi
publikacji.
Tekst „Pieśni o biednej Warszawie” otrzymałem od p. Ireny Binkowskiej.
180
PIOSENKA O CIĘŻKIEJ DOLI (Piosenka żebracka)
słowa: autor dotąd nieznany
na melodię: Alpuhara lub Noc księżycowa Św. Jana
Ojczyzno droga, wszystkie twe dziatki
Jęczą w okropnej niewoli,
Przyszedł wróg luty, zdrowia pozbawił
I w ciężkiej ostawił doli.
A ojce wasze ludu kochany
Dalekie trzymią stalagi,
A w tej Warszawie na Hitlerplacu
Niemieckie zwisają flagi.
Gwarną ulicą szurnęły auta,
Toczą stalowe się tanki –
Ach ludu drogi, uciekaj duchem,
Bo cię zagarną w łapanki.
181
Piszczą po kątach synek i córka,
Drżą niby małe ptaszyny,
Ach Panie Boże, powiedz nam, powiedz,
Z czyjej cierpimy tak winy.
Straszny mróz wieje z okien bez szyby,
Nie ma czym w piecu napalić,
Głodno i chłodno - ach, kiedyż wreszcie
Będziem łby Niemcom rozwalać.
Dajcie, ach dajcie, ludzie kochane
Groszy pięćdziesiąt za śpiewkę –
Kupimy za nie chleba i mleka
I jaką bądź przyodziewkę.
Trudno dokładnie ustalić, kiedy powstała. Jej tekst drukowano dopiero w lutym 1943
roku w zeszycie piosenek ulicznych „Posłuchajcie ludzie”. Bezimienny autor starał się oddać
w niej obraz Warszawy po kapitulacji w 1939 roku. Ta sama piosenka znana była pod tytułem
„Piosenka żebracka”. Śpiewano ją albo na melodię starej ballady dziadowskiej „Noc
księżycowa świętego Jana”, albo na melodię „Alpuhary” z „Konrada Wallenroda” Adama
Mickiewicza. Tekst pochodzi z zeszytu „Posłuchajcie ludzie”.
182
TERAZ JEST WOJNA22
słowa: autor dotąd nieznany
na motvwach melodii: Koniokrad
Na dworze jest mrok,
W pociągu jest tłok,
Zaczyna się więc sielanka,
On objął ją wpół,
Ona gruba jak wół,
Bo pod paltem schowana rombanka,
22 www.antologia.jedrusie.org/45_Teraz Jest Wojna.mp3
183
Teraz jest wojna,
Kto handluje, ten żyje.
Jak sprzedam rombankę.
Słoninę, kaszankę.
To bimbru się też napiję.
*
Spod serca kap, kap,
Rombanka i schab,
A pociąg mknie jak szalony,
Schaboszczak i kicha
To dobra zagrycha,
A pod ławką dwa salcesony.
Teraz jest wojna...
Nim on się przekona.
Czym handluje ona,
To pociąg na dworcu staje.
Żandarmi wsiadają,
Wszystko wygrużają
I nic się nie zostaje.
Teraz jest wojna...
*
Ten szuka na ziemi,
Ten szuka w kieszeni,
A trzeci po paczkach szpera.
Zabrali rombankę,
Słoninę, kaszankę,
A niech ich jasna cholera!
Teraz jest wojna,
Kto nie handluje, nie zbiera.
Zabrali rombankę,
Słoninę, kaszankę,
Niech weźmie ich jasna cholera
Piosenka o niezwykłej wprost popularności na obszarze Generalnej Guberni. Śpiewano
ją na placach i ulicach, w tramwajach i głównie w pociągach. Wykorzystując melodię z
przedwojennego szlagieru „Koniokrad”, bezimienny autor, względnie autorzy, stworzył
rymowaną opowieść o ludziach, którzy mimo niemieckich zakazów przewozili do Warszawy
„rąbankę” - mięso i w ten sposób nielegalnie zaopatrywali mieszkańców w żywność. Co pewien
czas żandarmi urządzali na dworcach lub w pociągach obławy i wówczas konfiskowali
przewożone towary, a „szmuglerów" zamykali niekiedy w więzieniach, albo też kierowali do
obozów koncentracyjnych. Piosenka „Teraz jest wojna”, podobnie jak inne, ulegała rozmaitym
przeróbkom. Raz składała się tylko z trzech zwrotek, innym razem liczyła ich więcej. Taką
trzyzwrotkową opublikował w 1966 roku Bronisław Wieczorkiewicz w „Gwarze warszawskiej
dawniej i dziś”. Zamieszczam wersję odmienną, przekazaną mi przez p. Elżbietę Bauman.
184
PIOSENKA WIEJSKA
słowa: autor dotąd nieznany
na melodię: Idzie Maciek przez wieś
Żywię Maciek, żywię i dobrze się rucha,
Już go nie pogrzebie niemiecki psiajucha –
Bo w Mazurze taka dusza,
Tęgo Niemcom da po uszach –
Oj dana, dana, dana,
Dana, dana.
Żre je Niemiec, żreje śniegi stalingradzkie,
W Polsce go zatłuką gromady wieśniackie –
Niech słoneczko nam przygrzeje,
Każdy wnet do lasu zwieje –
Oj dana, dana, dana,
Dana, dana.
Jeszcze tylko trochę bracie cierpliwości,
Po tym możesz szwabom porachować kości
Wkrótce, wkrótce dobra pora,
Pogadamy o... nieszporach -
Oj dana, dana, dana,
Dana, dana.
185
A po tym wesoło zatańczym mazura,
Po naszych poletkach i po naszych górach -
Niemen, Niemen, Odra, Odra,
W obu rzekach woda modra -
Oj, dana, dana, dana,
Dana, dana.
Napisana została w Warszawie najprawdopodobniej na przełomie 1942/1943 roku.
Występują w niej wyraźnie echa zwycięskich walk wojsk radzieckich pod Stalingradem. Tym
razem także nie znamy jej autora, który melodię zapożyczył z mazowieckiej śpiewki ludowej
„Idzie Maciek przez wieś”, utrzymanej w tempie mazura. Piosenkę drukowano w
wymienionym już kilkakrotnie zbiorku KOPR „Posłuchajcie ludzie”, który wydano w lutym
1943 roku.
186
BALLADA O DWÓCH ŻOŁNIERZACH
słowa: autor dotąd nieznany
na melodię: Za późno, za późno mój panie
Po długiej niewoli dwaj młodzi żołnierze,
Wracając do ojców swych ziemi,
W niewielkiej mieścinie, na nocnej kwaterze,
Zaleli się łzami rzewnemi.
Tam bowiem tłum ludu rozmawia zebrany,
Że Polska żyć będzie na wieki,
Choć jeszcze ma ręce zakute w kajdany
I dzień Jej wolności daleki.
Słuchając tej pieśni, załzawiwszy oczy,
Spojrzeli ku stronie ojczyzny.
Kolego - rzekł pierwszy - ból straszny pierś toczy
I dawne otwarły się blizny.
A drugi mu na to: - Jam z tobą mój bracie
Lat kilka przepędził w niewoli,
I chciałbym już umrzeć, lecz kto mnie pocieszy
W mej chacie rodzinnej, w niewoli.
I cóż ci to bracie po chacie rodzinnej?
Patrz, kraj nasz splamiony na wieki!
Umierać musimy w mieścinie nieznanej,
Zmęczone śmierć zamknie powieki.
Ja czuję, że umrę. Spuściznę mą całą
Weź sobie, mój bracie, weź sobie.
I zanieś kulami porwane me ciało
Do Polski i złóż tam je w grobie.
187
Tę wstęgę czerwoną, krzyż legii zdobyty
Na martwe, cię proszę, złóż łono,
W zastygłe daj ręce karabin nabity
I przypasz tę szablę skrwawioną.
Ja leżeć tam będę do boju gotowy,
W tym grobie ponurym, milczącym,
Aż zagrzmi huk armat wokoło gromowy
I tętent konnicy pędzącej.
I sztandar wraz z orłem powieje na przedzie
Do boju, gdzie strona rodzona! –
To rzekł i swą rękę podając koledze:
- Pożegnaj mą żonę - i skonał.
I żołnierz ten wstanie, gdy przyjdzie dzień taki,
Z mogiły - co ciało ukryła.
Słuchajcie co śpiewam, kochane rodaki,
Godzina wolności wybiła!
Ballada jest częściowo dosłownym przekładem, częściowo zaś swobodną przeróbką
wiersza „Die Grenadiere“ pióra niemieckiego poety epoki romantycznej, Henryka Heinego.
Jest to zarazem ciekawy przykład wykorzystania w czasie okupacji hitlerowskiej obcego
utworu dla przekazania polskich treści patriotycznych. Wiersz powstał po 1830 roku podczas
pobytu poety w Paryżu i został poświęcony cesarzowi Napoleonowi oraz jego wiernym
żołnierzom wracającym do Francji po długich latach niewoli. Współczesny Heinemu wybitny
kompozytor niemiecki Robert Schumann napisał do tekstu muzykę. Wiersz Heinego
tłumaczony był także w Polsce, poza tym uczono go przed wojną w szkołach średnich na
lekcjach języka niemieckiego. W XIX i na początku XX wieku różni poeci ludowi,
pielęgnujący kult dla cesarza Napoleona, przerabiali utwór Heinego i rozpowszechniali jako
pieśń plebejską. Jednym z nich był Jan Bronisz, którego przeróbka pt. „Po długiej niewoli” (na
melodię „W więziennym szpitalu”) żyła najdłużej i zyskała największą popularność.
Drukowano ją i śpiewano jeszcze w latach 1920-1930. Tekst z owych czasów udostępnił
mi Lech Karwacki. Właśnie na podstawie przeróbki Jana Bronisza powstała w latach 1939-
1942 nowa, uaktualniona, okupacyjna ballada o dwóch polskich żołnierzach. Po melodię
sięgnięto do XIX-wiecznej pieśni Jana Nepomucena Jaśkowskiego „Za późno, za późno mój
panie”, zaczynającej się od słów: „Wieczorem w niedzielę przy wiejskim kościele, dziad stoi i
bije we dzwony”. Balladę wydrukowano w lutym 1943 roku w pierwszym zeszycie piosenek
ulicznych „Posłuchajcie ludzie”. Warunki techniczne, w jakich przygotowywano tego rodzaju
konspiracyjne wydawnictwa, nie były łatwe. Tym należy tłumaczyć poważne zniekształcenie
opublikowanego tekstu (pomieszanie zwrotek i powtarzanie się niektórych wersetów). Podczas
okupacji istniały rozmaite wersje „Ballady”, stąd i ta, którą tu zamieściłem, różni się cokolwiek
od wydrukowanej w broszurce KOPR. Poza tym ma zwrotkę dodatkową, zakończoną słowami:
„godzina wolności wybiła”. Również teksty znane w czasie wojny poza Warszawą, a
przekazane mi przez Stefana Bursztynowicza pt. „Po długiej niewoli” i przez Eugeniusza
Bielińskiego pt. „Pożegnanie ojczyzny”, odbiegają wyraźnie od drukowanej w 1943 roku.
Tekst pochodzi ze zbiorów własnych.
188
SIEKIERA, MOTYKA23
słowa: autorzy dotąd nieznani
na melodię: Co użyjem, to dla nas
Siekiera, motyka, bimbru szklanka,
W nocy nalot, w dzień łapanka,
Siekiera, motyka, światło, prąd,
Kiedyż oni pójdą stąd.
Siekiera, motyka, piłka, szklanka,
We dnie alarm, w noc łapanka,
Siekiera, motyka, piłka, gwóźdź,
Masz górala - to mnie puść.
Co tu robić, o czym śnić,
Szwaby nam nie dają żyć.
Im kultura nie zabrania,
Na ulicach polowania!
Siekiera, motyka, tramwaj, buda,
Każdy zwiewa, gdzie się uda,
Siekiera, motyka, igła, nić,
Już nie mamy gdzie się skryć.
23 www.antologia.jedrusie.org/93_Siekiera_motyka.mp3
189
Siekiera, motyka, piłka, linka,
Tutaj Prusy, tam Treblinka,
Siekiera, motyka, światło, prąd,
Drałuj draniu wreszcie stąd.
Po ulicach gonią wciąż,
Patrzą kogo jeszcze wziąć.
Ich kultura nie zabrania,
Po ulicach polowania!
Siekiera, motyka, styczeń, luty,
Hitler z Ducem gubią buty,
Siekiera, motyka, linka, drut,
Już pan malarz jest kaput.
Siekiera, motyka, piłka, alasz,
Przegrał wojnę głupi malarz,
Siekiera, motyka, piłka, nóż,
Przegrał wojnę już, już, już.
Popularność „Siekiery, motyki” przeszła prawdopodobnie najśmielsze oczekiwania jej
bezimiennych autorów. Piosenkę śpiewano nie tylko w Warszawie i w większych miastach
Generalnej Guberni, ale również w oddziałach partyzanckich. Jej pierwsza wersja powstała we
wrześniu 1942 roku. Nieznani autorzy pisali słowa zapewne pod wrażeniem dwóch nalotów
alianckich na obiekty niemieckie w Warszawie. Niestety, bomby spadły także na polską
dzielnicę mieszkaniową. Autor czy autorzy oparli się na kanwie znanej i starej piosenki, jeszcze
z roku 1917: „Co użyjem to dla nas, bo za sto lat nie będzie nas! Siekiera, motyka, piłka,
kleszcze, chodźże Maniu, zatańcz jeszcze...” Już przed wojną wykorzystywano jej melodię do
przeróżnych tekstów. Na przykład w 1938 r. w książce „Wiersze żołnierskie” zamieszczono
tasiemcowy utwór „Dzień żołnierza” pióra plut. rezerwy Aleksandra Fuska z Nowego Targu.
Piosenka liczyła aż 27 zwrotek. Znamy kilka wersji okupacyjnej „Siekiery”. Na ogół
niewiele różnią się one od siebie. Drukowane były po 1945 roku w zbiorku „Zakazane
piosenki”, w książce „Śmiech w kajdanach”, w której L. Straszewicz zebrał okupacyjne
dowcipy warszawskie, w antologii „Satyra w konspiracji” oraz w trzech wariantach w
„Gwarze warszawskiej dawniej i dziś”, powtórzonych w książce „Warszawskie ballady
podwórzowe” Bronisława Wieczorkiewicza. Tekst przekazany mi przez Stefana Mroza nie
odbiega zbytnio od innych publikacji.
190
NA ROBOTY NIE PÓJDĘ
słowa: autor dotąd nieznany
na melodię: Siekiera, motyka
Na roboty nie pójdę, bom nie głupi,
Niech se Hycler innych kupi,
Na roboty nie pójdę, bom nie kiep,
Dam Niemcowi prędzej w łeb.
Mnie na Pawiak nie wezmą podłe szwaby,
Niech szukają podłe draby,
Do obozu nie pójdę, bom ja frant,
Zawsze wezmę ich na kant.
Mnie do wojska niemczura nie zabierze,
Bo potrzebni nam żołnierze,
Mnie do wojska niemczura nie schwyta,
Wpierw wyciągnie kopyta.
Siekierą, motyką, nożem, młotem
Uśmiercimy tę hołotę,
Bagnetem, granatem, gradem kul
Przegnam Niemców z polskich pól.
Jeszcze jedna, znacznie mniej popularna wersja „Siekiery, motyki”. Drukowano ją w
konspiracyjnym zeszycie piosenek ulicznych „Posłuchajcie ludzie”, który wydano w
Warszawie w lutym 1943 roku. Bliższa data powstania piosenki jest nieznana, podobnie jak i
nazwisko jej autora. Tekst pochodzi z zeszytu „Posłuchajcie ludzie”.
191
CZERWONE JABŁUSZKO24
słowa: autor dotąd nieznany
na melodię: Czerwone jabłuszko
(osiem początkowych taktów powtarza się przy drugiej i trzeciej zwrotce)
Czerwone jabłuszko
Przekrajane na krzyż,
Czemu ty żandarmie,
Krzywo na mnie patrzysz?
Gęsi za wodą, kaczki za wodą,
Złapią cię, dziewczyno,
Bo jesteś młodą.
Ty łapówkę dasz, żeby nie wydał,
On łapówkę weźmie
I ciebie wyda...
Idzie sobie panna
Ze szwabem pod rękę,
Bardzo z tego dumna,
Z getta ma sukienkę.
24 www.antologia.jedrusie.org/89_Czerwone_jabluszko.mp3
192
Za taką córeczkę
Jak ci nie wstyd, ojcze?
Nie wstyd, bo jak córka
Stałeś się volksdojczem.
Gęsi za wodą, kaczki za wodą,
Przydasz się na szpicla,
Bo jesteś młodą.
Jak trzeba wydać, to wszystkich wydasz
Ty mi się przydasz,
Ja ci się przydam...
Chwycili ją w bramie
Chłopcy z konspiracji,
Zgolili do skóry
Łeb wraz z ondulacją.
A jak nie pomogło,
Chłopcy nieśli kwiaty,
W jednej ręce róże,
A w drugiej granaty.
Gęsi za wodą, kaczki za wodą,
Zastrzelili pannę,
Choć była młodą,
Już dziś nie wyda, jutro nie wyda,
Na nic im się martwy
Szpicel nie przyda...
Piosenka bezimienna, prezentowana na ulicach Warszawy przez zespoły muzyczne i
solistów. Prawdopodobnie powstała w okresie wykonywania pierwszych wyroków sądu Polski
Podziemnej na szpiclach i agentach Gestapo. Śpiewano ją na melodię popularnego kujawiaka
„Czerwone jabłuszko”. Przytaczam tekst pochodzący z broszurki „Zakazane piosenki”, którą
wydano w 1945 roku.
W 1947 roku w pierwszym polskim powojennym filmie „Zakazane Piosenki”
wykonywała ją Alina Janowska, łączniczka batalionu „Kiliński” ps. „Alina”, „Setka” zmarła
w 2017 roku niezapomniana Gwiazda polskiego filmu…
193
OJ BIEDA, BIEDA WSZĘDZIE
słowa: autor dotąd nieznany
melodia niemiecka
U bauera piesek wyje,
Na śniadanie zjadł pomyje -
A na obiad kawał flaka,
Żeby szczekał na Polaka.
Oj bieda, bieda wszędzie,
Póki ta wojna będzie,
Oj bieda, bieda, bieda,
Już dłużej, już dłużej
Wytrzymać się nie da...
194
Pierwszy tydzień margaryna
Drugi tydzień sacharyna -
A na trzeci nic nie dają,
Bo już sami nic nie mają.
Oj bieda, bieda wszędzie...
Jedzie Niemiec na rowerze,
Margarynę w puszce wiezie -
A niemiaszki się radują,
Że se chlebek posmarują.
Oj bieda, bieda wszędzie...
Jedzie bauer na rowerze,
Marmoladę w kubeł bierze -
Jest dla pieska, jest dla kotka,
Tylko dla nas jest... za słodka.
Oj bieda, bieda wszędzie...
Pierwszy tydzień margaryna,
Drugi tydzień - sacharyna,
Trzeci tydzień - nic nie dali.
A na czwarty uciekali.
Oj bieda, bieda wszędzie...
U bauera piesek wyje,
Na śniadanie zjadł pomyje —
A na obiad kawał sera,
Teraz szczeka na Hitlera.
Oj bieda, bieda wszędzie
Póki ta wojna będzie,
Oj bieda, bieda wszędzie,
Kiedyż ten, kiedyż ten
Koniec będzie...
Czy powstała w kraju, czy też, jak to sugeruje tekst, na terenie Niemiec, na razie nie
potrafimy powiedzieć. Nieznana jest również data jej narodzin. Śpiewana była na melodią
niemiecką, przy czym w różnych rejonach Generalnej Guberni występowały różne odmiany
tekstu. Autor oryginału nie został dotąd zidentyfikowany. Słowa przedrukowuję z broszurki
„Zakazane piosenki”.
195
NAD BERLINEM NOC ZAPADA
słowa: „Goliard" - Stanisław Ryszard Dobrowolski
na melodię: Jak ja żołdu nie dostanę
Nad Berlinem noc zapada, rym cym cym,
Nad Berlinem noc zapada, oj dana dana,
Wtem jak z piekła kanonada, rym cym cym.
Nad Berlinem czarna nocka, rym cym cym,
Nad Berlinem czarna nocka, oj dana dana,
Znowu się zaczyna młocka, rym cym cym.
Nie pomogą szkopom schrony, rym cym,
Nie pomogą szkopom schrony, oj dana dana,
Kiedy lecą cztery tony, rrrym cym cym.
Nawet piękny Goebbels ucichł, rym cym cym,
Nawet piękny Goebbels ucichł, oj dana dana,
Kiedy Anglik bombę rzucił, rrrym cym cym.
Siedzi Hitler w swoim schronie, rym cym cym,
Siedzi Hitler w swoim schronie, oj dana dana,
A tu dach nade łbem płonie, rym cym cym.
Za Warszawę, za ruiny, rym cym cym,
Za Warszawę, za ruiny, oj dana dana,
Biorą grzmoty sukinsyny, rrrym cym cym.
196
Wydrukowano ją w 56 numerze podziemnego dziennika „Demokrata” z dnia 3
października 1943 roku. Musiała zatem powstać cokolwiek wcześniej. Śpiewano ją na melodię
starej śpiewki ludowo-żołnierskiej „Jak ja żołdu nie dostanę”. Autorem tekstu był „Goliard" -
Stanisław Ryszard Dobrowolski, poeta, bliski współpracownik „Demokraty”, szczególnie
mocno związany z podziemnym ruchem literackim. W jego ciekawej twórczości wojennej do
rzadkości raczej należy piosenka z repertuaru ulicznych, czy podwórzowych śpiewaków.
Pisał głównie teksty do piosenek partyzancko-żołnierskich, a także wiersze, które
drukował w czasopiśmie literackim „Lewą marsz”, w zeszytach poetyckich „Werble
Wolności” oraz w antologiach podziemnych i zbiorkach tego typu, co „Warszawo! Tę pieśń ci
pod nogi kładę”. Prócz tego zamieszczał drobne utwory żartobliwe w piśmie satyrycznym
„Moskit”, podpisując je na ogół pseudonimem „Giez". Tekst piosenki pochodzi z
„Demokraty”.
197
BALLADA PODWÓRZOWA
O PRZEGRANYM MUSSOLIŃSZCZAKU25
słowa: „Pietro" - Aleksander Maliszewski
na melodię: Cyganka
Był Mussolińszczak Benitem zwany,
odstawiał fason ważniakiem –
razem z Adolfem i faszystamy
chciał zapanować nad światem.
O nim to właśnie jest ta opowieść,
bo wielka była tam draka –
kiedy przyleciał z Anglii bombowiec,
to wszystkim napędził stracha.
Żona Benicie robi rabany –
z talerzy skorupy lecą,
a dzieci płaczą: Tatuś kochany,
skończże, ach skończże z tą hecą.
Benito krzyczy: Zwariuje z wamy!
Milczeć, bo zamknę do ula!
I złapał czapkie i trzasnął drzwiamy
i zaraz leci do króla.
Królu, ach królu, co robić mamy,
bałagan rośnie co chwilę,
wszystko w drebiezgi pójdzie z bombamy,
Churchill zabiera Cycylię.
25 www.antologia.jedrusie.org/95_Ballada_Podworzowa_O_Przegranym_Mussolinszczaku.mp3
198
A król go rugnął temy słowamy
i sklął jak jasna cholera –
Kiedyś, powiada, był taki cwany,
to idź się radzić Hitlera.
I zaraz za drzwi wypchnął Benita
i mówi: Żegnam się z panem.
Więc wziął przepustkie, trochie koryta -
i leci europlanem.
Adolf go słucha, widzi, że krewa,
że oś mu pęknąć gotowa –
niby całuje, niby się gniewa
i w te odzywa się słowa:
Drogi Benicie, sie nie rozczulaj,
O tobie, ach, nie zapomnę,
zabieraj wojsko, czołgi i króla
I dymaj prościutko do mnie.
Wraca Benito z nadzieją w oku,
a tu znów ogromna chryja –
nikt nie chce jechać z nim do Adolfa,
nie przetłomaczysz im nijak.
I król na niego, wojsko na niego,
żona na niego i dzieci,
wykołowały go na całego,
że nie wie sam, gdzie ma lecieć.
Wieje i wieje dniamy, nocamy,
cykorie kręcąc na pudy –
taki to koniec jest z faszystamy,
co nie słuchali się ludu.
Ballada wyszła spod pióra „Pietro" - Aleksandra Maliszewskiego, dziennikarza i
pisarza, bliskiego współpracownika codziennej gazety podziemnej „Demokrata”.
Opublikowana została 10 października 1943 roku w dodatku satyrycznym „Moskit”.
Niebawem trafiła do repertuaru ulicznych i podwórzowych „artystów", którzy śpiewali ją na
melodię „Cyganki” („Nad Ebro falę goniąc spojrzeniem...”). Była to melodia niezwykle
popularna, tzw. szlagierowa, do której już przed wojną układano teksty przeróżnych, krwawych
opowieści balladowych. Aleksander Maliszewski był także autorem kolęd okupacyjnych i
piosenek żołniersko - powstańczych. Prócz tego na łamach „Demokraty” i „Moskita”
drukował wiersze satyryczne oraz antyhitlerowskie fraszki. Zamieszczam tekst opublikowany
w dzienniku „Demokrata”.
199
BALLADA PODWÓRZOWA O FRANKU KRWAWYM
słowa: na melodię: Zmarł na Pawiaku lub Cyganka
„Jaś” „ nazwisko dotąd nieznane
Żył sobie Franek raz na Wawelu,
Gdzie uciech różnych miał wiele,
Były to czasy, gdy, przyjacielu –
W Afryce żyły Wavelle.
Ze stolca królów, w blasku orszaku
Rządził się całkiem bez wstydu,
Gnębił dwadzieścia milionów Polaków
I dziesięć procent Żydów.
A mógł urządzać hece ponure
I chodzić z zadartą łapą,
Bo ustanowił jego sam Führer
I dał do tego gestapo.
Więc grabił Franio - mordował Franio,
Katował lud cały tamże,
A miał do tego przygotowanie,
Bo zaczął karierę w Wawrze.
Straszną z tym ludem urządził grandę,
Wciąż tylko: daj no i daj no –
A do pomocy miał propagandę
Wraz z całą tajną ferajną.
200
I gdy czas mijał w takiej udręce,
On tylko kredą zaznaczał,
Że już wygubił tyle tysięcy,
Że nowy tysiąc już zaczął.
Aż w pewien ranek budzi się Franek,
Patrzy i oczom nie wierzy,
Idzie na ganek, spoza firanek
Nie widzi swoich żołnierzy.
„Cóż jest u licha. Gdzieście, szantrapy?
Nie ujdzie wam to bezkarnie!”
Patrzy... a oto jego gestapy
Uliczne zdobią latarnie.
Chce tedy „foksów" zebrać do kupy,
Wszystkich Polaków w proch zetrzeć,
Ale na słupach tych „foksów" trupy
Już tylko psują powietrze.
Więc łapie zaraz chłopca z Krakowa
I woła: „^daj, gdzie nasi!?”
A ten nie odrzekł mu ani słowa,
Tylko mu gębę rozkwasił.
Tak się skończyła bajka o smoku
I w Polsce skończył się lament,
A w jakim było to Pańskim roku,
Tego nie powiem już - Amen.
Nie znamy dotąd autora, który balladę o generalnym gubernatorze Franku podpisał
pseudonimem „Jaś”. Utwór wydrukowano w podziemnym czasopiśmie „Demokrata”
28 sierpnia 1943 roku. Tekst pochodzi z antologii Grzegorza Zaleskiego „Satyra w konspiracji
1939-1945”.
201
BALLADA O DWÓCH RZEMIEŚLNIKACH (wersja skrócona)
słowa: „Kleks” - Tadeusz Zelenay
na melodię: Cyganka lub Zmarł na Pawiaku
Był sobie jeden kowal we Wiochach,
co chciał być wielkim człowiekiem,
i chciał z tych Włochów zrobić krainę
kwitnącą miodem i mlekiem.
W niemieckim kraju miał on kolegie,
co za malarza pracował –
i tak se żyli na wielkim świecie:
jeden kuł, drugi malował.
A gdy zaczęła się tamta wojna,
wzięli ich obu w sołdaty,
a gdy skończyła się tamta wojna,
każdy z nich wrócił do chaty.
Wtedy ten kowal rzekł do malarza:
- Po cholerę nam harować,
Ja już nie będę mułów podkuwać,
a pan już przestań malować.
I wziął, i rzucił swoje kowadło,
i zajął się polityką,
a na początek, jak rzekł, tak zrobił,
w try miga skończył z Afryką.
202
Widzi to tamten malarz niemiecki
i gratuluje mu szczerze,
ale naprawdę to zły jest troszkie –
zazdrość go kąsa i bierze.
Siedzi przy stole w swoim pokoju
i nad mapamy uważa,
myśli i myśli, kogo by nabić –
smutna jest dola malarza.
A jak już wszystko dobrze obmyślił,
to wtedy napadł na Polskie
i z bomb okrutnych do dzieci strzelał,
nucąc piosenki tyrolskie.
I choć cholerne sotnie sprowadził,
tak się Polacy bronili,
że już niejeden w swastykę bity
nie dożył starości chwili.
Tak wojowali kowal z malarzem,
jak chcieli po wszystkich stronach,
aż sobie bardzo w końcu
zrazili zmyślnego wielce Albiona.
Ten ci Albion jak się nie zgniewa,
jak im nie wsiądzie na twarze –
patrzeć, a kowal jak długi leży,
to samo będzie z malarzem!
Jedna z wielu ballad o charakterze podwórkowo - ulicznym, napisana przez
konspiratora, z zawodu dziennikarza i literata, Tadeusza Zelenaya. „Kleks”, bo taki sobie
przybrał pseudonim, publikował wiersze i fraszki na łamach pism podziemnych, m. in. w
„Demokracie” i w dodatku satyrycznym „Moskit”. Ballada jego pióra ukazała się na łamach
tego pisma w dniu 20 września 1943 roku. Szczegółowszy życiorys autora pomieściłem w
przypisach do rozdziału „Za każdy kamień Twój, Warszawo”. Podaję tekst wydrukowany w
antologii Grzegorza Zaleskiego „Satyra w konspiracji 1939-1944”.
203
GRUNT TO RODZINKA26 (Rodzinka)
słowa i melodia: Jan Chełmicki
Na Czerniakowskiej numer jeden
Mieszka z mą żoną brat mój Edek,
A naprzeciwko - numer dwa
Z teściową właśnie żyję ja.
Grunt to rodzinka, grunt to rodzinka,
Bo kto rodzinkę fajną ma,
Nie wie co bieda, bo gdy potrzeba,
To mu rodzinka zawsze da!...
*
Tato przez lato łódki ma,
W zimie na bębnie w cyrku gra,
A jego bracia dwaj przyrodni
Chodzą po sklepach jako głodni.
26 www.antologia.jedrusie.org/90_Grunt_To_Rodzinka.mp3
204
Karolek choć najmłodszy z nas
Fachowcem jest od ciężkich kas,
A Genio, że najstarszy już
Pracuje jako nocny stróż.
Grunt to rodzinka, grunt to rodzinka,
A jeśli w życiu zrobisz błąd,
Wałówkę sprawią, świadków podstawią
I musi uniewinniać sąd!...
*
Na imieninach u ciotki Lodki
Wynikły jakieś głupie plotki,
Wuj mamie za jej serce szczere
Wypalił oczy zajzajerem.
Stryj zrobił ojcu dziurę w głowie,
Dziadziuś odjechał pogotowiem,
A że nie byłem też jak głaz,
Teściowej w ucho dałem raz.
Grunt to rodzinka, grunt to rodzinka,
Lecz kiedy ją ogarnia gniew,
Rozbite nosy, wydarte włosy
I aż na sufit tryska krew!...
*
Ale już wkrótce, przy głębszej wódce,
Pośród potoku szczerych słów,
Już pogodziła się rodzinka
I - sto lat nam - zaryczy znów!
Grunt to rodzinka, grunt to rodzinka,
Bo kto rodzinkę fajną ma,
Nie wie co bieda, bo gdy potrzeba,
Temu rodzinka zawsze da!...
*
Przyszła wojna, no i cóż?
Nie ma rodzinki mojej już.
Cóż mi po wuju, cóż mi po ojcze,
Kiedy dziś oba są folksdojcze.
Ciocię od bimbru trafił szlag,
Zaś Henio na łapance wpadł,
A ja sam, aż mówić wstyd,
Ukrywam się, bo jestem Żyd!
Grunt to rodzinka, grunt to rodzinka.
Lecz jej na wojnie nie jest źle,
Cała ferajna, bierze od Majnla
I jak za dobrych czasów żre!...
205
Ballada o rodzince, której szczególną popularność notowano w Warszawie w roku 1944
i która w pierwszych latach po wyzwoleniu zaliczała się do rzędu tzw. szlagierów, nie jest,
wbrew ogólnemu mniemaniu, utworem „czysto” wojennym. Jej pierwsza część, składająca się
z sześciu zwrotek i czterech odrębnych refrenów, została napisana jeszcze na przełomie lat
1938-1939. Autor, dziennikarz Jan Chełmicki, nie ujawniając zresztą swego nazwiska, układał
tego rodzaju piosenki i ballady już od 1924 roku.
Jego bezimienne utwory wykonywali wówczas przeróżni grajkowie i „artyści” w
knajpkach na Targówku i Bródnie. „Rodzinkę”, do której również skomponował melodię,
napisał pod wpływem zabawnej relacji red. Marka Sadzewicza z pewnej sądowej „pyskówki
rodzinnej”. Dalszą część, złożoną z trzech zwrotek, dopisał dopiero w 1943 roku i całość
spopularyzował wśród śpiewaków kolejowych.
Prawdopodobnie oni dorabiali już dalsze zwrotki i przeinaczali poprzednie. Autor był
w tym czasie związany z redakcją podziemnej gazety „Dzień”, którą redagował Andrzej
Kobyłecki, współtwórca konspiracyjnego czasopisma satyrycznego „Lipa”.
Dziesięciozwrotkowa „Rodzinka”, wykonywana po wojnie przez Grzesiuka, odbiega
znacznie od tekstu oryginału. Przeróbką jest także i ta, którą opublikował Bronisław
Wieczorkiewicz w „Gwarze warszawskiej dawniej i dziś”.
Wersję pierwotną przekazał mi Autor, który przez wiele lat po wyzwoleniu pracował w
redakcji „Życia Warszawy”. Zmarł 13 listopada 1971 roku w Warszawie.
206
PODWÓRZOWA PIOSENKA (wersja oryginalna z 1941 r.)
słowa: „Niekrasicki" — Wincenty Czerwiński
na melodię: Cyganka
Nad Szprewą bomki goniąc spojrzeniem
Siedzi Adolfek zgorzkniały...
Bo od niedawna - myśli z westchnieniem –
Wszyscy mu robią kawały...
Odkąd nawiałeś na samolocie
Niewdzięczny mój Rudolfuniu,
Muszę wciąż wmawiać mojej hołocie,
Że miałeś „kuku na muniu”!
Naszych „turystów”, co zwiedzać lubią
Kraje, gdzie nafta wytryska -
Wredne Angliki gonią i czubią,
Aż wieją, gubiąc portczyska!
Siedzi na wyspie, śmiejąc się z tego
John Buli, gwałciciel i tyran...
W Iraku zdusił Raszyd Alego,
A teraz zagarnął Iran!
Tedy mnie pasja ogarnia wielka:
Jak tu ukarać cholerę?
Aż wreszcie Goebbels spłatał figielka:
Ukradł Anglikom... literę!
207
W autach, tramwajach, we wszystkich kątach
Ozdabia miejskie szalety...
Lecz ta litera „na wszystkich frontach”
Coś nie pomaga niestety!
Bo cóż się dzieje, jak miesiąc długi,
Ze wschodu każdego ranka
Jadą pociągi jeden za drugim
A w każdym świeża „rąbanka”!
Z różnych narodów na bolszewika
Chciałem utworzyć legiony
I przymusowo „na ochotnika”
Werbunek został stworzony...
Stają, po setce wśród moich znaków:
Holendrzy, Francuzi „wierni”...
Oj, Franku, kiedyż przyślesz Polaków
Z mej Generalnej Guberni?
- Może ci wodzu psuję humorek,
Ale nie będzie nic z tego...
Mam kilka zgłoszeń, lecz tylko z Tworek
I część od Jana Bożego!
Tekst Podwórzowej piosenki do melodii „Cyganka”, („Nad Ebro falę goniąc spojrze-
niem, młoda cyganka siedziała”) powstał we wrześniu 1941 roku. Podpisany został
pseudonimem „Niekrasicki”. Wybrane i nieco zmodyfikowane zwrotki złożyły się na wydaną
w 1943 roku, w formie ulotki, „Hitlerowską serenadę”.
Autor, Wincenty Czerwiński, urodził się 13 października 1895 roku w Mławie.
Ukończył gimnazjum, filologiczne w Płocku. Studiował w Wyższej Szkole Technicznej im. H.
Wawelberga i S. Rotwanda, a następnie na wydziale inżynierii Politechniki Warszawskiej. W
latach międzywojennych był dyrektorem pierwszej Miejskiej Szkoły Zawodowej im.
Konarskiego. Wykładał również przedmioty techniczne w Państwowym Instytucie Robót
Ręcznych dla Nauczycieli. Publikował artykuły popularno - naukowe z dziedziny technicznej
na łamach gazet i czasopism stołecznych.
Zmobilizowany w 1939 roku, brał udział w kampanii wrześniowej jako żołnierz 1 pułku
lotniczego. Zwolniony ze stalagu w 1940 roku na skutek choroby, wrócił do Warszawy, objął
kierownictwo szkoły im. Konarskiego i włączył się do prac Tajnej Organizacji Nauczycielskiej.
Pełnił funkcję przewodniczącego grupy dyrektorów szkół przemysłowych I stopnia w
konspiracyjnej Międzystowarzyszeniowej Komisji Oświatowej TON. Pod pseudonimem
„Niekrasicki” rozwijał także żywą działalność satyryczną. W latach 1940-1944 napisał wiele
ballad i piosenek ulicznych, wśród nich „Kuplety warszawskie” (na mel. „W saskim ogrodzie
koło fontanny”), dziadowską piosenkę „Ofensywa na Kercelak”, „Rommeliada” (na mel.
„Zielony kapelusik”), „Konferencja w Teheranie” (na mel. „W lasku idą trzy boginie”) oraz
zabawną „Kolędę dziadowską” na mel. „Posłuchajcie ludkowie”. Był również autorem
popularnej swego czasu ballady „Trzech pludrysów”, którą prezentował na konspiracyjnym
koncercie w grudniu 1941 roku, i którą w różnych wersjach wykonywali później „artyści”
kolejowi.
208
Poza tym pisał wierszyki żartobliwe, fraszki i sonety. W czasie powstania był z ramienia
AK członkiem komendantury bloku. Po wyzwoleniu wrócił do szkolnictwa. Mieszka i pracuje
w Warszawie (zmarł 13 czerwca 1986 roku, pochowany na Cmentarzu Bródnowskim w
Warszawie. przyp. Wyd. IV). W 1968 roku wydał podręcznik Maszynoznawstwo dla Techników
Włókienniczych i Drzewnych. W 1972 roku uzyskał nagrodę Towarzystwa Miłośników
Pamiętnikarstwa za wspomnienia Warszawa w pamięci trzech pokoleń. Część utworów
pisanych w latach wojny zebrał w tomiku Szkopskie lata i wydał je w 1946 roku pod
pseudonimem „Niekrasicki”. Kilka satyr wydrukowano w zbiorku Stanisława Dzikowskiego
„Niemiec wyszydzony”, który ukazał się również w 1946 roku nakładem Wydawnictwa L.
Fiszera i J. Kubickiego w Warszawie.
Tekst Podwórzowej piosenki otrzymałem od Autora.
209
HITLEROWSKA SERENADA (wersja drukowana w 1943 r.)
słowa: „Niekrasicki” - Wincenty Czerwiński
na melodię: Cyganka
Nad modrom rzekom goniąc spojrzeniem
Siedzi Adolfek zgorzkniały,
Już od niedawna -
myśli z westchnieniem
Wszyscy mi robiom kawały.
Odkąd wywiałeś na samolocie
Kochany mój Rudolfuniu,
Musze ja wmawiać mojej hołocie,
Że miałeś kuku na muniu.
Już od niedawna jak miesiąc długi
Codziennie każdego ranka,
Jadom pociągi jeden za drugim,
A w każdym - świeża rombanka.
Z całego świata na bolszewika
Chciałem ja stworzyć legiony,
Więc przymusowo na łochotnika
Werbunek został zrobiony.
Setkamy stajom pod mojem znakiem
Holendry, Francuzi wierni,
Kiedyż mój Franku dasz mi Polaków
Z tej Gienieralnej Gubernji?
210
Może ci Wodzu psuję humorek
Chiba nie będzie nic z tego,
Mam tylko kilka zgłoszeń ze Tworek
I część od Jana Bożego.
Ulotka z tekstem Hitlerowskiej serenady ukazała się w konspiracyjnym kolportażu w
grudniu 1943 roku. Grzegorz Załęski, autor powojennej antologii „Satyra w konspiracji”,
podaje, że „wydaną staraniem Stowarzyszenia Grajków Wędrownych «Zaranie» ulotkę odbito
na powielaczu «Iskry», podziemnego czasopisma syndykalistycznego”. Tekst podpisano
dwoma krzyżykami i ozdobiono rysunkiem trupiej czaszki. Żartobliwy utwór, w którym
występują oprócz Adolfka (Hitlera) także Rudolfuniu (Rudolf Hess) i Frank (generalny
gubernator GG) pochwycili z miejsca uliczni grajkowie i szeroko spopularyzowali.
Serenadę śpiewano nawet jeszcze w czasie powstania warszawskiego. Nazwiska autora
dotąd nie znano. Jak się okazało, powielona w 1943 roku „Hitlerowska serenada” była po
prostu fragmentem dziesięciozwrotkowej „Podwórzowej piosenki”, którą we wrześniu 1941
napisał Wincenty Czerwiński (w pierwszym wydaniu błędnie podałem imię Witold),
ukrywający się pod pseudonimem „Niekrasicki”. Życiorys autora odnotowałem w poprzednim
przypisie. W 1942 roku wykonywano piosenkę często w pociągach na trasie Warszawa-Siedlce.
18 września 1943 roku opublikowano tekst w n-rze 2/3 czasopisma satyrycznego „Moskit”.
Słowa „Hitlerowskiej serenady” odpisane z ulotki przekazał mi Antoni Woszczyk ps.
„Tosiek”.
211
GDY ÓSMA W MOSKWIE27
słowa: autor dotąd nieznany
na melodię: Dzisiaj w Betlejem
Gdy ósma w Moskwie, gdy ósma w Moskwie
Wybija godzina,
Tysiąc bombowców, tysiąc bombowców
Leci do Berlina.
Berlin się pali, Hamburg się wali,
Góring ucieka, Hitler się wścieka,
Szwabi uciekają, granaty pękają,
Cuda, cuda Wyczyniają!
A Mussolini, a Mussolini
Pierniki sprzedaje,
Bo w Neapolu, bo w Neapolu
Anglik dobrze daje!
Neapol się pali, Roma się wali,
Duce ucieka, Hitler się wścieka,
Włosi uciekają, granaty pękają,
Cuda, cuda
Wyczyniają.
27 www.antologia.jedrusie.org/04_Gdy_osma_w_Moskwie.mp3
212
Jedna z wielu wersji bardzo popularnej na obszarze Generalnej Guberni kolędy. Bezimienny
autor napisał ją prawdopodobnie w grudniu 1940 roku pod wpływem radiowych wiadomości o
bombardowaniu Hamburga, Berlina i innych miast niemieckich przez lotnictwo RAF.
5 lutego 1941 roku opublikowano ją w 5 numerze podziemnego pisma satyrycznego „Lipa –
Szpilka”. Tekst ten zaczynał się wówczas zwrotką: „Dzisiaj z Londynu, dzisiaj z Londynu nadeszła
nowina! Tysiąc bombowców, tysiąc bombowców leci do Berlina...” Melodię zapożyczono z kolędy
„Dzisiaj w Betlejem wesoła nowina”. Pierwodruk był wielokrotnie przerabiany. Znane są różne wersje
tej kolędy z lat 1941-1943 z Lubelskiego, Kieleckiego i Krakowskiego. Inne były teksty śpiewane w
oddziałach GL, BCh i AK w powiecie puławskim, inne w buskim i na Podlasiu.
Rodowód wersji prezentowanej tutaj wiąże się prawdopodobnie z Gwardią Ludową z okolic
Kraśnika Lubelskiego i przypada na okres zimy 1942/1943. Niemal identyczna podana jest w książce
Stanisławy Sowińskiej „Rozszumiały się wierzby”. Inne wersje tej samej kolędy udostępniła mi Barbara
Sroka z pracy magisterskiej „Polska pieśń partyzancka w latach 1939-1945” złożonej w Uniwersytecie
Wrocławskim.
213
KOLĘDA ŻOŁNIERSKA28
słowa: Antoni Bogusławski
na melodię: Przybieżeli do Betlejem
Przybieżeli do Betlejem żołnierze,
Mieli szare z wężykami odzieże,
Orły lśnią srebrzyste
Z Polski, Jezu Chryste,
Żołnierze - żołnierze.
Jeden mówi: Panie Jezu malutki,
Żebyś nóżek nie ubrudził - masz butki,
Dar to od piechura
Najprzedniejsza skóra.
Malutki - malutki.
Drugi mówi: Masz, Dziecino, szabelkę,
Wsiądziesz na koń, weźmiesz w rękę tręzelkę,
Bo w polskiej koronie
Nie masz nic nad konie,
Nie masz nad szabelkę.
28 www.antologia.jedrusie.org/98_Koleda_zolnierska.mp3
214
Trzeci rzecze: Oto działko ze stali
Orzeszkami jak kulkami w świat wali,
Od artylerzysty
Przyj m ten sprzęt ognisty
Ze stali, ze stali.
Czwarty doda: Jam marynarz spod Gdyni,
Niech ci chwały ten okręcik przyczyni.
Żagiel gdy rozwiniesz
Wnet do nas przypłyniesz,
Do Gdyni, do Gdyni.
A tu stoi obok żłobka na ziemi
Samolocik ze skrzydłami białymi,
Skąd? Nie wiedzą sami!
Wziął go Pan rączkami
Swoimi - swoimi.
Oczętami tłum żołnierski przenika:
Czemu nie ma między wami lotnika?
Jezu, on przed ćwiercią
Doby - poległ śmiercią
Lotnika, lotnika.
Wtedy Jezus do żołnierzy zawoła:
Lotnik w mego się przemienił anioła,
Z nieba dalej strzeże
Polskiego rubieżą,
Dokoła - dokoła.
Powstała na Zachodzie i w formie powielonych ulotek była kolportowana w jednostkach
wojskowych Polskich Sił Zbrojnych w Szkocji. Słowa napisał poeta Antoni Bogusławski do
melodii popularnej kolędy „Przybieżeli do Betlejem pasterze”. Autor urodził się 28 listopada
1889 roku w Warszawie, gdzie ukończył gimnazjum im. gen. Wojciecha Chrzanowskiego.
Działalność niepodległościową rozpoczynał w tajnych związkach młodzieży
gimnazjalnej i akademickiej „Pet” (Przyszłość) i „Zet” (Związek Młodzieży Polskiej). Za udział
w organizowaniu strajku szkolnego został osadzony w więzieniu, a następnie skazany na
wysiedlenie za granicę. Wyjechał do Francji. Studiował prawo na Uniwersytecie w Montpellier.
Po uzyskaniu dyplomu pracował na tej uczelni przez cztery semestry jako wykładowca
na kursach dla cudzoziemców przy Wydziale Literackim. Podczas I wojny światowej
przebywał w Rosji. Był słuchaczem szkoły kawaleryjskiej w Elizabetgradzie (obecnie:
Kropywnycki ukr. Кропивницький). Po jej ukończeniu, wraz z utworzonym przez siebie
szwadronem, wstąpił do powstającego po rewolucji lutowej 1917 roku I Korpusu Polskiego.
Po zakończeniu wojny uzupełniał wykształcenie wojskowe w Wyższej Szkole
Wojennej uzyskując stopień majora dyplomowanego. Od roku 1929 działał głównie na polu
dziennikarskim i literackim. Pracował w Redakcji „Kuriera Warszawskiego”, zajmował się
tłumaczeniami z chorwackiego i rosyjskiego, wydał kilka zbiorków poezji, m. in. „Honor i
Ojczyzna”, „Dwór”, „Zwierciadło i Kwiat wiśniowy”, pisał także popularne książeczki dla
żołnierzy i dzieci. W czasie II wojny światowej przebywał w Anglii, gdzie m. in. nakładem
Wydawnictwa „Książnica Polska” ukazał się zbiór jego wierszy dla dzieci pt. „Tereska” w
215
języku polskim i angielskim, z ilustracjami Mariana Walentynowicza. Ogłosił także wiele
wierszy i innych utworów przeznaczonych dla wojska. Tekst „Kolędy żołnierskiej”
opublikował „Głos szkolny”, miesięcznik Gimnazjalnego Kółka Literackiego nr 1 w Łodzi,
pod redakcją Kazimierza Kędzi (wydanie powielaczowe, 25.XII.1946).
Egzemplarz gazetki przekazał mi Tadeusz Chróścielewski. Notę biograficzną
opracowałem na podstawie danych zamieszczonych m. in. w pracy Alicji Bełcikowskiej
„Polska Organizacja Wojskowa w pieśni i w poezji”, (Warszawa 1939).
216
OPOWIEŚĆ DZIADKOWA
O ZDARZENIACH LUBELSKICH29
słowa: autor dotąd nieznany
na melodię: Posłuchajcie ludkowie
Posłuchajcie wieści tej
Jaże z ziemi lubelskiej –
Dziadek chodził tam po prośbie
I o jednej strasznej kośbie
Wszystkim teraz opowie.
Straszne rzeczy widziałem,
Że ze zgrozy aż drżałem –
Płakał Chrystus bladolicy
W jednej w Zamościu kaplicy,
Łza mu ciekła spod powiek.
Ludzi precz wyrzucali,
Domy im zabierali,
Bydło, konie, krowy, świnie,
Nawet chuścinę dziewczynie
I to musiał szwab świsnąć.
Dla niemieckich się gości
Domy polskie tam mości –
Razem z ziemią, wodą, lasem,
Wszystko tam już nie jest nasze;
Jest - niemiecką ojczyzną.
29 www.antologia.jedrusie.org/99_Posluchajcie_Wiesci_Tej.mp3
217
A bezdomnych wróg zabrał
Do niemieckich aż fabryk,
A dzieciątka maluteńkie
Wziął na straszną zimną mękę
Każąc marznąć w wagonach.
Ludzie, Boga się bójcie,
Niemcom zemstę szykujcie!
Niech za czyny herodowe
Stracą duszę, stracą głowę,
A nie mogą wciąż skonać.
Powstała w Warszawie prawdopodobnie pod koniec 1942, względnie na samym
początku 1943 roku. Bezimienny autor wydrukował ją w lutym 1943 w konspiracyjnym
zeszycie piosenek ulicznych „Posłuchajcie ludzie”. Melodię zapożyczył z popularnej przed
wojną w środowiskach robotniczych „Kolędy dziadowskiej”. Kolęda - ballada utrzymana była
w formie opowieści o wydarzeniach związanych z Zamojszczyzną. Jak wiadomo 28
października 1942 roku hitlerowcy przystąpili do urzeczywistnienia planu Centrali
Przesiedleńczej dla Generalnej Guberni, który przewidywał wysiedlenie ludności polskiej z 297
zamojskich wsi. W miejscowościach tych miało się osiedlić około 3 tysiące rodzin niemieckich
kolonistów pochodzących z Besarabii, Chorwacji, Słowenii, Ukrainy i krajów nadbałtyckich.
Biorące udział w akcji jednostki Wehrmachtu, SS, żandarmerii i Luftwaffe
pacyfikowały przy tej okazji wsie, których ludność współdziałała z polską i radziecką
partyzantką. Rozstrzelano dziesiątki kobiet, mężczyzn i dzieci. Setki osób skierowano do
obozów zagłady. Masowo marły z głodu i mrozu dzieci, które wywożono do Rzeszy w
zaplombowanych, nieopalanych wagonach towarowych. Przeciw tej bestialskiej akcji
wystąpiły zbrojnie oddziały BCh, GL, AK i partyzanci radzieccy. Rozpoczęła się tzw. „wojna
ludowa” w obronie Zamojszczyzny.
Tekst pochodzi z zeszytu „Posłuchajcie ludzie”.
218
PO KOLĘDZIE (Piosenka dziadowska)
słowa: „Niekrasicki” - Wincenty Czerwiński
na melodię: Posłuchajcie ludkowie
Posłuchajcie ludkowie,
Co wam dziadek opowie!
Dziadek siwy, ale żwawy,
Jako, że rodem z Warszawy,
Skąd jest każdy dzielny zuch!
Bez te wojenne lata
Człek się ino nalata...
Trudno dziś zarobić z łaski
Na bimberek i kiełbaski,
Wszędzie straśnie słaby ruch!
Z papierową złotówką
Czasem rzuci ktoś słówko:
„Jeszcze z półtrzecia miesiąca...
Trzymajcie się dziadku końca,
Tylko patrzyć przyjdzie on!”
Szkopom widać po minie,
Że niedobrze w Berlinie...
Spytasz takiego przybłędę -
Ten ci szeptem powie - „Ende”,
Znakiem tego coś z końcem!
Gdy tu pośpiewam sobie -
Może od was zarobię?
I usłyszę po kolędzie,
Jakże też z tym końcem będzie,
Czy przyjdzie z wiosny słońcem?
219
Kropnął bym se na zdrowie,
Lecz nikt nie da, nie powie
Żadnych nowin, za to przecie
Krzyczy: - Wy tam lepiej wiecie,
Kiedy koniec będzie raz!
Wreszcie dziaduś zmęczony
Wraca do dom, do żony...
A ta patrzy oczkiem lśniącem
- Dziadziu? - pyta - jak tam z końcem?
A żeby to piorun trząsł!
Żartobliwa kolęda na melodię „Posłuchajcie ludkowie”, napisana przez „Niekrasickiego” -
Wincentego Czerwińskiego w Warszawie, w grudniu 1943 roku. Tekst otrzymałem od autora.
Identyczny wydrukowany jest w zbiorku „Szkopskie lata 1940-1944”.
220
DO BETLEJEM
słowa: „Sk” - nazwisko dotąd nieznane
na motywach melodii kolędowych
Do Betlejem krokiem żwawym,
Przyszły dzieci aż z Warszawy
I uklękły przed stajenką,
Przed Jezusem i Panienką.
Gloria! Gloria! Witaj Boże dziecię!
Biedne dzisiaj nasze dary,
Bo nas wojna gniecie.
Więc podchodzą Stasiek z Bartkiem,
Niosą ciemny chleb na kartki,
Niesie Basia, choć nierada,
Buraczaną marmelade.
Gloria! Gloria! Witaj Boże dziecię!...
Dźwiga Jurek węgla worek,
Co go ściągnął w zeszły wtorek,
Stanął smutny z mrocznej strony,
Przykro dawać dar kradziony.
Gloria! Gloria! Witaj Boże dziecię!..
221
Irka, Krysia i Elżunia,
Dla małego, dla Jezunia,
Kupiły z wielkiej ochoty
Szklankę pestek za sześć złotych.
Gloria! Gloria! Witaj Boże dziecię!..
Dzieciąteczko słodko kwili,
Boską rączkę ku nam chyli:
Już nie płaczcie, drogie dzieci,
Przyszło zło, ale odleci.
Gloria! Gloria! Witaj Boże dziecię!..
Przy mym Krzyżu twardo stójcie,
Piekła szałów się nie bójcie,
I w to wierzcie, zawsze, wszędzie:
Polska była, jest i będzie!
Gloria! Gloria! Witaj Boże Dziecię!
Pokój i Królestwo Twoje
Niech się szerzy w świecie.
Tekst tej kolędy, opowiadającej o ciężkich warunkach dzieci warszawskich, został
wydrukowany w numerze 118 dziennika konspiracyjnego „Demokrata” z dnia 24 grudnia 1943
roku. Podpisano go literami „Sk”. Według danych zawartych w pracy magisterskiej Barbary
Sroki, absolwentki Uniwersytetu Wrocławskiego, kolędę nadesłał do redakcji „Demokraty”
stały czytelnik pisma z Pragi o nieznanym nazwisku. Utwór jego pióra nie był parafrazą żadnej
ze znanych kolęd kościelnych. Taką informację przekazał B. Sroce były naczelny redaktor
podziemnego dziennika - Grzegorz Załęski. Według innych, niepotwierdzonych domysłów, za
literami „Sk”, którymi podpisano kolędę, ukrył się jeden z redaktorów „Demokraty”, poeta
Stanisław Kowalczyk, zamordowany przez hitlerowców w 1944 roku. „Do Betlejem”
śpiewano w różnych regionach Generalnej Guberni. Melodię oparto na motywach dwóch
kościelnych pieśni kolędowych. Tekst pochodzi z publikacji okupacyjnej.
222
HEJ, KOLĘDA, HOSANNA30 (Kolęda wojenna)
słowa: „Piotrowski” - Aleksander Maliszewski
na góralską melodię ludową
Nasz wsiowy Panjezus - nieduży, maluśki,
kucnął na przypiecku, bo Mu ścierpły nóżki -
Hej, kolęda, hosanna,
kolęda, hosanna, hej!
Józef szczypie drzazki na ogieniek chwacki,
Przenajświętsza Panna będzie smażyć placki –
Hej, kolęda, hosanna...
Siano na stół słała Najświętsza Panienka,
jak ci ktoś postukał stuk - puk do okienka -
Hej, kolęda, hosanna...
Zestrachał się Józef, za kijacka bierze;
- Witaj, Jezusieńku, tu polscy żołnierze -
Hej, kolęda, hosanna...
222
Panjezusek rady, Matkaboska rada,
Józef ławę ściera i uprasza siadać –
Hej kolęda, hosanna...
30 www.antologia.jedrusie.org/991_Nasz_Wsiowy_Panjezus.mp3
223
A i w mgnieniu oka Matkaboska woła:
- Czem chata bogata, prosiemy do stoła! –
Hej kolęda, hosanna...
Na Józefa mruga, jakieś daje znaki,
że i popić trzaby, bo zmarzły chłopaki -
Hej kolęda, hosanna...
- Przyszlim się pokłonić pięknie po kolędzie,
a i powiedz Jezu, co to z nami będzie? –
Hej kolęda, hosanna...
- Zbrodniarzowi - kara, umęczony - wstanie,
była ciemna nocka, będzie już świtanie! -
Hej kolęda, hosanna...
Potakuje głową Przenajświętsza Panna,
mrucy święty Józef: hosanna, hosanna –
Hej kolęda, hosanna...
Gadu se i gadu - ano, czas ucieka,
trzeba maszerować, bo robota czeka –
Hej kolęda, hosanna...
Idzie, idzie żołnierz, idzie borem,
lasem, jeden śpiewa cienko, drugi śpiewa basem:
Hej kolęda, hosanna,
kolęda, hosanna, hej!
Jest to parafraza ludowej kolędy góralskiej. Autorem tekstu, utrzymanego w formie
pogodnej, miejscami żartobliwej pastorałki, był „Piotrowski” - Aleksander Maliszewski,
czynny w podziemnym zespole literackim BIP AK w Warszawie. Kolęda została zamieszczona
w wydanym w grudniu 1943 roku ośmiostronicowym zbiorku „Cztery kolendy na ostatnie
okupacyjne święta”. Wydawcą była konspiracyjna Komisja Propagandy. Tekst pochodzi z tej
broszury. W 1946 roku nakładem Wydawnictwa „Czytelnik” ukazały się „Trzy kolędy” z
muzyką Witolda Lutosławskiego. Wśród nich znalazła się również pastorałka, zatytułowana
tym razem „Kolęda wojenna”.
224
PODNIEŚ RĘKĘ, BOŻE DZIECIĘ31
(Niech się Polska stanie)
słowa: autor dotąd nieznany
na melodię: Bóg się rodzi
Podnieś rękę Boże dziecię,
błogosław krainę miłą -
z gwiazdą w dłoniach Anioł leci
i srebrzystym sieje pyłem.
Melodyjnym zawołaniem
opowiada nam nowinę,
że się Polska ciałem stanie,
a pragnienie - wielkim czynem!
31 www.antologia.jedrusie.org/992_Podnies_Reke_Boze_Dziecie.mp3
225
Blask przez okna się przelewa
w polskich domów mroczne wnętrza
Anioł dzwonnym głosem śpiewa
triumfalną pieśń zwycięstwa:
„Wam cierpiącym, wam znękani,
już się zbliża odpoczynek,
bo się Polska ciałem stanie,
a pragnienie - wielkim czynem!”
Moc radosna w serca wnika,
pręży członki odrętwiałe -
choinkowych świec płomyki
jak pochodnie rozgorzały.
„Dzięki Tobie, Jezu Panie,
pochwalona bądź Dziecino!”
Więc się Polska ciałem stanie,
a pragnienie - wielkim czynem.
Boże Dziecię, rąk wzniesieniem
niszczycielski ugaś pożar,
by się pokój zazielenił
od gór szczytów, aż do morza!
Nie żałujmy krwi przelanej,
skoro plonem jej - wawrzyny!
Niech się Polska ciałem stanie,
a pragnienie - wielkim czynem!
Tekst niezidentyfikowanego dotąd autora, członka podziemnego zespołu literackiego.
Zamieszczony został w grudniu 1943 roku w zbiorku KOPR „Cztery kolendy na ostatnie
okupacyjne święta”. Śpiewano go na melodię „Bóg się rodzi”. Przy okazji warto wspomnieć,
że melodię tej kościelnej kolędy wykorzystywano wielokrotnie i to nie tylko do tekstów
pisanych przez konspiratorów warszawskich. Znana jest również kolęda partyzancka z
Kieleckiego, ułożona w grudniu 1943 roku przez kpr. „Mściciela” - Michała Basę z oddziału
„Ponurego” oraz dotąd bezimienny utwór z powiatu radomszczańskiego, zaczynający się
słowami: „Bóg się rodzi, a my w lesie...”. Tekst pochodzi z wydawnictwa KOPR.
226
W BETLEEM W STAJENCE
słowa: autor dotąd nieznany
na melodię: Hej, w dzień Narodzenia
W Betleem w stajence
Jezusieńka cieszą,
Przywitać maleństwo
Pastuszkowie spieszą.
Zbudzili nas aniołowie,
Każąc pokłon oddać Tobie:
Pomóż nam biedakom
Przez Twą świętą moc. Gloria!
Gdy się dowiedzieli
Przybiegł do Betleem
Warszawiak zdyszany:
Nie mam gdzie zamieszkać
Jezusie kochany.
Jak ta stajnia połatana,
Tak Warszawa zgruchotana:
Odbuduj Warszawę
Przez Twą świętą moc. Gloria!
227
Przybył też z raportem,
Z szkockiego wybrzeża,
Młody żołnierz polski
Do swego pasterza.
Jezusowi ja melduję,
Że król Anglii zdrów się czuje:
Pomóż Boże Anglii
Przez Twą świętą moc. Gloria!
Przybył też pan Adam
Z Rynku Krakowskiego
Kornie posąg ukląkł
U stóp Pana swego.
Pytają się krakowianie
Co się z naszą Polską stanie?
Wypędź ich z Wawelu
Przez Twą świętą moc. Gloria!
Dzielni są Polacy
I mężnie walczyli,
Złamać się nie dali,
W chwale będą żyli.
Kraj męczeński błogosławię
I wam wszystkim to objawię:
Polska wielką będzie
Przez mą świętą moc. Gloria!
Słowa tej kolędy, napisanej do melodii „Hej, w dzień Narodzenia”, zamieszczono
również w omawianym już grudniowym wydawnictwie KOPR z roku 1943 „Cztery kolendy
na ostatnie okupacyjne święta”. Autor pozostaje dotąd nieznany. Tekst pochodzi z
wymienionej publikacji.
228
KOLĘDA (Trzej królowie, mędrcy Wschodu)
słowa: „Tomasz Wiatraczny” - Tadeusz Hollender
na melodię: W dzień Bożego Narodzenia
Trzej królowie, mędrcy Wschodu
wojsko nasze ku nam wiodą,
rwie się naród im naprzeciw,
klaszcze w rączki Boże Dziecię:
- Gloria, gloria, powracają!
Oto Kacper, niosąc złoto,
maszeruje wraz z piechotą,
idą raźno, jak na bitwę,
przyśpiewując sobie przy tym:
- Gloria, gloria, powracamy!
Melchior jedzie samochodem,
wiatr mu rozwiał siwą brodę,
za nim czołgi - auta - działa,
co za turkot! Jaki hałas!
- Gloria, gloria, powracają!
A Baltazar czarnolicy,
precz odrzucił kadzielnicę,
z saperami most buduje
i donośnie kolenduje:
- Gloria, gloria, powracamy!
229
Prują przestrzeń wartkim śmigłem,
samoloty srebrnoskrzydłe,
patrzą tęsknie w dal lotnicy,
czy daleko do granicy:
- Gloria, gloria, powracamy!
Autorem kolędy był poeta i satyryk Tadeusz Hollender, który publikował swe utwory
w podziemnych wydawnictwach pod pseudonimem „Tomasz Wiatraczny”. Pochodził z
Leżajska, gdzie urodził się w 1910 roku. Był z zawodu dziennikarzem, redagował przed wojną
we Lwowie pismo literackie „Sygnały”. Prócz tego pisał wiersze, które zebrał w tomikach
„Czas, który minął” oraz ”Ludzie i pomniki”. W latach okupacji mieszkał w Warszawie.
Związany ściśle z literackim ruchem podziemnym współpracował z „Kulturą Jutra”
oraz pismami satyrycznymi „Lipa” i „Moskit”, w których drukował ballady i drobne wiersze.
Pod pseudonimem „Tomasz Wiatraczny” wydał w 1943 roku konspiracyjny tomik
„Satyry i fraszki”. Został rozstrzelany przez hitlerowców 31 maja 1943 roku.
Utwory, które po nim zostały, zamieszczali nadal w podziemnych czasopismach jego
przyjaciele, literaci. Tekst kolędy zaczerpnąłem z broszury „Cztery kolendy na ostatnie
okupacyjne święta”, wydanej w 1943 roku. Kolęda w oryginale miała tytuł „Kolenda”.
230
KOLĘDA O KARIERZE ADOLFA
słowa: Jan Żytkiewicz
na melodię: Hej, w dzień Narodzenia
Hej, w dzień Narodzenia
Syna Przedwiecznego,
Zaśpiewam kolędę
Malarza jednego,
Co nie chciał malować,
Tylko chciał wojować...
Hej kolęda, kolęda.
Wydawało mu się,
Że miał tęgą głowę,
Zawojował świata
Prawie, że połowę,
Buta w nim nadęta,
Wziął narody w pęta...
Hej kolęda, kolęda.
Tak jak Neron Rzymian
Niegdyś przed wiekami,
Tak chce Hitler Niemców
Porobić panami,
Dla ludzkiej udręki
Dał im bat do ręki...
Hej kolęda, kolęda.
231
Dziś w obozach śmierci
Ludzi zamęczają,
A tych, co w cywilu,
Głodem zadręczają,
Ludzie mrą jak muchy,
Idą jednak słuchy...
Hej kolęda, kolęda.
Że ze wszystkich frontów
Szwaby uciekają,
Sojusznicy siłą
Wielką nacierają,
Kończy się kariera
Adolfa Hitlera...
Hej kolęda, kolęda.
Pierwotnie miała tytuł „Kariera Adolfa Hitlera”. Ułożona została w grudniu 1942 roku,
na terenie Niemiec, w kolejowym obozie pracy przymusowej Geitelde k. Braunschweigu.
Śpiewano ją na melodię „Hej, w dzień Narodzenia”. Autorem był Jan Żytkiewicz.
Urodził się w Łodzi 27 stycznia 1922 roku. Ojciec jego był pod-mistrzem ślusarskim.
Jako 11-letni chłopiec musiał już zarabiać na swoje utrzymanie. O kształceniu się nie mogło
być mowy.
Po kampanii wrześniowej 1939 roku wrócił do rodzinnego miasta i przez trzy miesiące
ukrywał się. W 1940 roku, w czasie jednej z łapanek został zatrzymany i wywieziony do
Rzeszy. Przebywał do wyzwolenia w obozach pracy przymusowej, Salzgitter, Leiferde,
Falersleben i Geitelde, pracując przy budowie i konserwacji torów kolejowych.
W tym ostatnim obozie, z jego inicjatywy, powstał zespół urządzający imprezy i
wieczorynki z piosenką. W skład zespołu wchodzili przede wszystkim łodzianie: Józef Flak-
Kaniewski, Henryk Skalski, Mieczysław Suliński, Józef Wolski, Zygmunt Wiśniewski i Jan
Żytkiewicz. Na organkach przygrywał Bolesław Czyż z Krakowa, na skrzypcach grał Marian
Ozięblewski z Łodzi.
Prócz „Kolędy o karierze Adolfa” Jan Żytkiewicz napisał jeszcze tekst do melodii
kolędy „Wśród nocnej ciszy” oraz dwie piosenki pt. „Cywilni niewolnicy”, śpiewane na
melodię żołnierską „O szóstej pobudka”. Słowa jednej z nich, zanotowane na odwrocie
fotografii w formie „dedykacji”, dotarły w 1942 roku do rodziny w okupowanym kraju. Po
wojnie Autor mieszkał i pracował w Łodzi.
232
WŚRÓD NOCNEJ CISZY
słowa: autor dotąd nieznany
na melodię: Wśród nocnej ciszy
Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi,
Wstańcie Rodacy Polska się rodzi!
Orły pruskie pozrzucajcie Do szeregów pospieszajcie
Gdzie ludu jest moc.
Wdowy, Sieroty otrzyjcie swe łzy,
Oto spełniają się już Wasze sny:
Z krańców świata, gdzieś zza morza
Idzie ku nam złota zorza
Idzie święta Noc...
Z bliskiego Wschodu przez rzeki, góry,
Poprzez Bałkany, przez śnieżne chmury
Gonią nasi podłych wrogów,
Od ojczystych świętych progów
Na łeb, na szyję...
233
Idą szeregi z polskich podziemi,
Na ich sztandarach krew się czerwieni
Idą do Cię Chryste Panie
Na wielkie ludu powstanie
Idą w święty bój.
Bracia Rodacy podnieście czoła!
Ojczyzna droga do czynu woła!
Do oręża, do łopaty,
Przeciw czołgom, na armaty
Dumnie idźmy wraz.
Wspólnym ramieniem, zgodnym rytmem serc,
Wznieśmy Ojczyźnie dziś tysiące twierdz!
Mózgiem, sercem i rąk siłą,
Odbudujem Polskę miłą,
Nasz ojczysty dom.
Wśród nocnej ciszy, w niebo płonące
Modlitwy ludu biją gorące,
Przyjm w ofierze Dziecię Boże,
Gdańsk i Gdynię, Śląsk, Pomorze,
Cały Polski KRAJ!
Jedna z czterech kolęd zamieszczonych w powielaczowym wydawnictwie Stowa-
rzyszenia Grajków Wędrownych „Zaranie”. Licząca cztery strony ulotka ukazała się w grudniu
1943 roku i nosiła tytuł „Lulajże Jezuniu na polskiej ziemi. Cztery aktualne pieśni kolędowe na
ostatni rok wojny.” Wydawcą była Komisja Propagandy BIP AK. Tekst dostosowany został do
melodii znanej kolędy kościelnej.
Autor dotąd pozostaje bezimienny. Tekst pochodzi z publikacji okupacyjnej. Na
marginesie chcę przypomnieć, że na melodię „Wśród nocnej ciszy” śpiewano znacznie
wcześniej kolędę o wysiedlaniu polskiej ludności. Jej autor, także nieznany, rozpoczynał
pierwszą zwrotkę słowami: „Wśród nocnej ciszy smutne nowiny, Niemiec wywłaszcza polskie
rodziny...”
234
PRZEZ ZAPORY W OGNIU, W DYMIE, W MGŁAWICY
słowa: autor nieznany
na melodię: Przybieżeli do Betlejem pasterze
Przez zapory w ogniu, w dymie, w mgławicy,
Przylecieli ponad Rzeszę lotnicy,
Rzesza się cała pali,
Płonie w morzu stali
Dzień i noc, pruska moc.
Już w ulewie płonącego żelaza,
Ginie w gruzach hitlerowska zaraza.
Rzesza się cała pali...
Płoną w ogniu wielkie hale, śmigieł stos,
A w piwnicach rozpaczliwy jęczy głos:
Rzesza się cała pali...
Giną w gruzach dziś kuźnice rozboju,
Braknie armat, braknie czołgów do boju.
Rzesza się cała pali...
Przed potęgą aliancką w pokorze
Drży po polach naród zbójców - o Boże!
Rzesza się cała pali...
Gestapowce rozjuszone niczym psy,
Klną na naród, na Hitlera, na los zły.
Rzesza się cała pali...
235
Za Warszawę, Londyn, Tunis, Stalingrad,
Wali w Rzeszę bez ustanku stali grad.
Rzesza się cała pali...
Przez zapory w ogniu, w dymie, w świetle gwiazda
Płyną orły ze sarmackich starych gniazd.
Rzesza się cała pali...
Niech nas więcej już frasunki nie toczą,
Zaśpiewamy z lotnikami ochoczo:
Rzesza się cała pali...
Gdy w Berlinie ginie marnie wieczny wróg,
Niechaj zabrzmi znów nad Polską głośny róg:
Rzesza się cała pali...
Przez spalone polskie sioła, w wielki świat,
Niech z radością dziś zawoła syn i brat:
Rzesza się cała pali...
Jeszcze jedna kolęda na melodię „Przybieżeli do Betlejem pasterze”. Zamieszczona
została w ulotce „Lulajże Jezuniu na polskiej ziemi. Cztery aktualne pieśni kolędowe na ostatni
rok wojny”, którą wydano konspiracyjnie w grudniu 1943 roku. I w tym także przypadku autor
nie został dotąd zidentyfikowany. Tekst pochodzi z ulotki.
236
GRUCHNĘŁA, RUNĘŁA PRUSKA POTĘGA
słowa: autor dotąd nieznany
na melodię: Zagrzmiała, runęła w Betlejem ziemia
Gruchnęła, runęła pruska potęga,
A ręka karząca Rzeszę dosięga.
Zagrzmiała, runęła ognia ulewa
I horda krzyżacka do schronu zwiewa.
Pan Adolf do Duce woła w przestrachu,
Poratuj braciszku, poratuj brachu -
Benito, Benito! powiedz dla Boga,
Gdzieściewy, gdzieściewy, gdy w Rzeszy trwoga.
Nie bój się, nie bój się deszczu ze stali,
Jak nas upolują, czmychniemy dalej -
Nie bój się! Nie bój się kochany bracie,
Gdy wszyscy zawiodą, gestapo macie.
Pan Churchill z Rooseveltem gdzieś tam w Iranie,
Szykują Germańcom ostatnie lanie -
Polacy, Francuzi, wolne narody
W podziemiach już krzeszą znicze swobody.
Dobrze ci, dobrze ci siedzieć tu w schronie,
U ciebie już plajta, a Berlin płonie -
Podbite narody ciągle się burzą,
A znaki na niebie coś złego wróżą.
Do szopy dziś ludy raźno dziś spieszą,
O chłodzie i głodzie, boso i pieszo.
Przez wioski, przez miasta, polską krainą
Kolędy sarmackie znów w niebo płyną.
Wydrukowano ją w podanym wyżej wydawnictwie „Lulajże Jezuniu na polskiej ziemi”.
Zaznaczono przy tym, że kolędę należy śpiewać na melodię „Zagrzmiała, runęła w Betlejem
ziemia”. Autora nie znamy. Tekst zaczerpnąłem z ulotki.
237
LULAJŻE, JEZUNIU, NA POLSKIEJ ZIEMI32
słowa: autor dotąd nieznany
na melodię: Lulajże, Jezuniu, moja perełko
Lulajże, Jezuniu, Dziecino Boska,
Dziś cała ku Tobie garnie się Polska!
Lulajże, Jezuniu, na Polskiej Ziemi,
Choć chłodno i głodno, lecz między swymi.
Nie złoto, nie mirę, lecz ojców prochy,
Niesiemy Ci w dani na dzień głodowy!
Lulajże, Jezuniu...
32 www.antologia.jedrusie.org/994_Lulajze_Jezuniu.mp3
238
Przyjm w darze najdroższe nasze pamiątki,
Ojców, Braci naszych, drogie nam szczątki.
Lulajże, Jezuniu...
Lulajże, Jezuniu, wygnany z Rzeszy,
A zostań, gdzie każdy Tobą się cieszy.
Lulajże, Jezuniu...
Posłuchaj, Dziecino, rozpaczy matek,
Płaczu i jęku katowanych dziatek.
Lulajże, Jezuniu...
Popatrzno, Jezuniu, w oczy sieroce,
Skróć mękę niewinnych, ich krwawe noce.
Lulajże, Jezuniu...
Racz spojrzeć, Dziecino, na więzień mury,
Promyki wolności rzuć tam przez chmury.
Lulajże, Jezuniu...
Błogosław Ojczyznę na chwilę krwawą,
Błogosław cierpiącą naszą Warszawę.
Lulajże, Jezuniu...
Spraw, Boża Dziecino, by w tej pożodze,
Odnalazł się naród na jednej drodze.
Lulajże, Jezuniu...
Na gruzach wsi i miast niechaj wyrosną,
Wspaniałe osady tętniące wiosną.
Lulajże, Jezuniu...
A gdy nam wolności zorza zaświeci,
Zakrzykną znów starzy, a z nimi dzieci:
Lulajże, Jezuniu...
Kolęda, z której zaczerpnięto tytuł dla ulotki wydanej w grudniu 1943 roku. Nazwisko
autora tekstu nie jest do tej pory znane. Śpiewano ją na melodię kolędy kościelnej. Tekst wzięty
został z okupacyjnego druku.
239
UŚNIJ, DZIECINO33
słowa: „Czechura” - Czesław Kałkusiński
muzyka: „Garda” - Henryk Fajt
Uśnij, Dziecino maleńka,
Noc późna już.
U żłobka Twego uklękniem,
Zmruż oczka, zmruż.
„Jędrusie” usiędą wkoło,
Zanucą Ci pieśń wesołą -
Jędrusiowy śpiew,
Jędrusiowy śpiew.
„Jędrusie” usiędą wkoło,
Zanucą Ci pieśń wesołą –
Jędrusiowy śpiew,
Jędrusiowy śpiew.
Wesprzyj nas, słodka Dziecino,
Dodaj nam sił.
Daj przetrwać nieszczęść godziny,
Wojny złej dni.
33 www.antologa.jedrusie.org/995_Usnij_Dziecino.mp3
240
Uchroń nas, Boża Dziecino,
Niech krew, co strugami płynie
W krwawych zmagań czas,
Znów zespoli nas.
Uchroń nas, Boża Dziecino,
Niech krew, co strugami płynie,
W krwawych zmagań czas,
Znów zespoli nas.
„Uśnij Dziecinko” pochodzi z okresu zimy 1943/1944. Słowa napisał „Czechura” -
Czesław Kałkusiński z oddziału partyzanckiego AK por. „Robotnika” - Bronisława
Skoczyńskiego. Oddział ten operował w powiecie radomszczańskim na ziemi łódzkiej, a także
na terenie pogranicznych powiatów ziemi kieleckiej.
W przeciwieństwie do innych kolęd „leśnych”, ta miała oryginalną melodię, którą
skomponował partyzant, nauczyciel śpiewu z Radomska, „Garda” - Henryk Fajt. „Czechura”
był także autorem słów kolędy wojennej „Jezusku Maleńki” napisanej do melodii Piotra
Maszyńskiego oraz „Jędrusiowej kolędy” (wydrukowanej w konspiracyjnym piśmie „Czyn
Zbrojny”), do której muzykę w 1944 roku skomponował również „Garda”. Kolęda-kołysanka
„Uśnij dziecino” i kolęda „Jezusku Maleńki” wydane zostały drukiem po wojnie w
Częstochowie pod wspólnym tytułem „Jędrusiowe kolędy”.
Podaję tekst przekazany mi przez autorów.
241
KOLĘDA PARTYZANCKA
słowa: autor dotąd nieznany
na melodię pastorałki
W tej kolędzie, kto dziś będzie, każdy się ucieszy
a kto co ma dziś darować, niechże się pospieszy,
dać dary, tej miary, (dla) partyzanta naszego,
by nabyć przed śmiercią zbawienia wiecznego.
Kuba stary przyniósł dary, masła na talerzu,
a do tego jeszcze kurę gotowaną, świeżą,
wziął Tomek świeży chleb i jajeczko gęsie,
a Wojtek nie miał co, to karabin niesie.
Stasiek portki miał dziurawe, to wiechciami zatkał,
kawał słoniny odkroił od samego środka,
nasolił ją solą, co z pociągu była,
który partyzantka z szyn wykoleiła.
Nic, że czasem zamiast Niemców sól z pociągu leci,
to nam przecież kiedyś gwiazda wolności zaświeci,
nie ważne, czy to szwab, czy ich kalesony,
ważne, by pociąg był na front wykolejony.
242
Data jej powstania nie jest mi bliżej znana. Ułożyli ją partyzanci Gwardii Ludowej z
okolic Kraśnika Lubelskiego, którzy w 1943 r. w pobliżu wsi Szastarka wykoleili niemiecki
transport towarowy zdążający na front wschodni. Jakież było ich zaskoczenie, gdy w rozbitych
wagonach, zamiast spodziewanego sprzętu i żołnierzy Wehrmachtu, znaleźli jedynie sól
przeznaczoną dla kuchni polowych. To zdarzenie stało się tematem żartobliwej, a miejscami i
dosadnej kolędy, którą śpiewano prawdopodobnie na melodię pastorałki „Wziął Walek kozę na
powróz, prowadzi do Pana.”
Tekst pochodzi od Krystyny Dec. Otrzymałem go za pośrednictwem Barbary Sroki.
Publikuję tekst z nieznaczną zmianą, zgodną z posiadanym przeze mnie zapisem i nutami.
Słowa Kolędy partyzanckiej w wersji zanotowanej przez Krystynę Dec zamieścił
Stanisław Świrko w zbiorze pieśni partyzanckich i okupacyjnych z lat 1939-1945 pt. „Z pieśnią
i karabinem”, wydanym przez Ludową Spółdzielnię Wydawniczą w 1971 roku.
243
ŻOŁNIERZ DROGĄ MASZEROWAŁ (Kolęda powstańcza)
słowa: autor dotąd nieznany
na melodię: Serce w plecaku
244
Żołnierz drogą maszerował
Poprzez góry, lasy, polem
Pastuszkowie go spotkali,
Do Betleem wiedli społem.
A choć był zmęczony bardzo,
Ale spieszył się on wielce,
Bo w plecaku niósł Dzieciątku
Z Warszawy żołnierskie serce.
Tę kolędę, tę jedyną
Śpiewam dla ciebie Dziecino,
Daj bym przetrwał wszystkie boje
I znów ujrzał miasto moje...
Za wolnością zatęskniony
Idę walczyć w obce strony,
Ale daj bym przetrwał boje
I znów ujrzał miasto moje!
Żołnierz niósł z Warszawy serce –
Serce młode i gorące –
Co walczyło w zapomnieniu
Przez słoneczne dwa miesiące.
Gdy w stajence się zebrali
Pany, króle, pastuszkowie,
Piękne dary poskładali
Aby Jezus wybrał sobie...
Tę kolędę, tę jedyną...
A w stajence za wszystkimi,
Młody, ale pełen sławy
W mundurze zniszczonym bardzo
Stał polski żołnierz z Warszawy...
Dzieciąteczko go poznało,
Uśmiechnęło się do niego
I spośród darów wybrało
Serce żołnierza polskiego!
Tę kolędę, tę jedyną...
Jest to pierwsza wersja kolędy-piosenki, która powstała po powstaniu warszawskim w
grudniu 1944 roku. Słowa napisała zapomniana z nazwiska i pseudonimu lekarka, pracująca w
szpitalu zorganizowanym dla rannych powstańców w Tworkach - Pruszkowie pod Warszawą.
Po zakończeniu wojny autorka przebywała podobno w Krakowie. Taką informację wraz
z tekstem kolędy otrzymałem od Zofii Hajdo - Orszulskiej ps. „Marta” (redaktora „Polskiego
Radia” w Warszawie), uczestniczki powstańczego szlaku bojowego od Woli do Placu
Teatralnego na Starówce w 1944 roku. Przez szpital w Tworkach przewinęło się po powstaniu
ponad 5 tysięcy rannych, zarówno powstańców, jak i cywilnych mieszkańców Warszawy.
245
Wśród rannych było bardzo dużo dzieci i dla nich właśnie przygotowała „Marta”
bożenarodzeniową szopkę. Wtedy narodziła się „Kolęda powstańcza” do znanej melodii
„Serce w plecaku”. Otrzymałem również drugą, nieco odmienną wersję tej samej kolędy
„Żołnierz drogą maszerował”. Brak w niej strofy zaczynającej się słowami: „Żołnierz niósł z
Warszawy serce”, poza tym wiersz 2 brzmi: „Szedł z Warszawy lasem, borem”, wiersz 4:
„Choć był bardzo utrudzony”, wiersz 17: „W nędznej szopie się zebrali”, wiersz 21: „A zaś w
tyle za wszystkimi”, i wiersz 25: „Dzieciąteczko się spojrzało”.
Odmienna cokolwiek jest również informacja o genezie kolędy. Autorka listu
skierowanego do Olgierda Straszyńskiego, podpisująca się imieniem Wanda, pisze:
Przesyłam słowa kolędy z Powstania. Historia jej: grudzień 1944 - Boże Narodzenie. W
szpitalu w Milanówku leżą ranni powstańcy. Nadeszła wigilia. Smutne drzewko, smutne myśli
i wtedy powstały te słowa. Po wojnie, w latach czterdziestych, nagrana została płyta. Ktoś kupił
„Piosenkę o mojej Warszawie” i niespodziewanie znalazł tę kolędę na drugiej stronie. Obecnie
płyta jest unikalna". Dołączony do listu tekst prawdopodobnie został spisany z nagrania
utrwalonego na wspomnianej płycie. Publikuję wersję pierwszą i nieco różne informacje o
genezie „Kolędy” w przekonaniu, że odnajdzie się autorka i ustali, który rodowód jest
właściwy.
246
247
Wkrótce…
248
249
250
Tadeusz Szewera urodził się w 1925 r. w Leżajsku. Był uczniem
gimnazjum i czynnym harcerzem, gdy wybuchła wojna. Mieszkał wówczas w
Tarnobrzegu, w którym „Jędruś” - Władysław Jasiński rozpoczyna w 1939 r.
swą partyzancką działalność. Ojciec Tadeusza Szewery, Zygmunt, nauczyciel
gimnazjum i liceum, także od pierwszych dni okupacji włączył się w nurt
rodzącego się Ruchu Oporu. Przyjął pseudonim „Cyklop” i współpracował
blisko z „Jędrusiem”, nic więc dziwnego, że w 1940 r. „Mały Tadek” był już
kolporterem „Odwetu”, podziemnego pisma „Jędrusiów”, a następnie
łącznikiem i współpracownikiem oddziału, wreszcie partyzantem, któremu z
uwagi na młodociany wiek dano pseudonim „Łebek”. W latach 1943 - 1944
był także członkiem zespołu redakcyjnego „Odwetu”.
Po wyzwoleniu osiadł na stałe w Łodzi, podjął studia na WSGW, by ostatecznie po Studium
Dziennikarsko - Publicystycznym wrócić do zapoczątkowanej w latach wojny pracy w zawodzie
dziennikarza.
Artykuły i reportaże drukował na łamach wielu czasopism, m.in. „Za wolność i lud”, „Mówią
wieki”, „Po prostu”, „Wsi” „Nowej Kultury”, „Kroniki”, „Odgłosów”, „Osnowy”. Były wśród nich
także wspomnienia o „Jędrusiach”. W 1968 r. wydał zbiór reportaży „O Szekspirze, lwie czarnym i
wąsach Reymonta” (w 1969 r. II wydanie). Tadeusz Szewera jest także, jako aktywny działacz
ZBoWiD, inicjatorem i współautorem scenariuszy widowisk plenerowych, m.in. „Ballady
Partyzanckiej”, za którą uzyskał w 1967 r. nagrodę III stopnia Ministerstwa Obrony Narodowej. W 1968
r. otrzymał nagrodę m. Łodzi w dziedzinie upowszechniania kultury.
W 1970 r. wydał Tadeusz Szewera antologię Niech wiatr ją poniesie, pierwszą tego rodzaju
pracę w powojennym 25-leciu, zawierającą pieśni, piosenki i ballady, które w latach 1939 - 1945
stanowiły nieodłączną cząstkę życia konspiratorów, partyzantów, powstańców, jeńców wojennych i
żołnierzy. Książka spotkała się z gorącym przyjęciem krytyki i Czytelników. Jej nakład został
niezwłocznie wyczerpany. Stała się jednym z bestselerów roku.
Wiele z pieśni umieszczonych w książce - antologii towarzyszyło również i Tadeuszowi
Szewerze na jego wojennych drogach. Śpiewali je partyzanci na leśnych biwakach opodal Połańca nad
Wisłą, w Sulisławicach pod Sandomierzem, w Siekiernie wśród Gór Świętokrzyskich, pod Radkowem,
opodal Jędrzejowa i w Mularzowie k. Radoszyc w Koneckiem, wszędzie tam, którędy wiódł bojowy
szlak.
Po wojnie spisał wszystkie znane i bliskie mu piosenki, początkowo na użytek własny, później
gromadził je dla celów radiowych, kiedy to w 1957 r. wprowadził do programu Polskiego Radia w Łodzi
cykl audycji Z nią było łatwiej przeżyć. Można powiedzieć, że od tego momentu rozpoczęła się praca
nad książką Niech wiatr ją poniesie. „Nakłonili” Szewerę do tego i słuchacze, i zbowidowcy, którzy
nadsyłali na jego adres przeróżne teksty i zapisy nutowe. Po latach pracy, popartej żmudnymi
poszukiwaniami dokumentów i badaniami, powstał - jak pisali krytycy - niezwykle cenny, nowy
śpiewnik narodowy, nie tylko ocalający od zapomnienia pieśni, które powstawały w latach II wojny,
lecz przede wszystkim dający im należne, trwałe miejsce w dorobku polskiej kultury.
Obecnie przekazujemy do rąk Czytelników II wydanie znacznie poszerzone. Autor wzbogacił
antologię o nowe teksty pieśni i piosenek, a także uzupełnił przypisy, podając wiele nieznanych dotąd
szczegółów wiążących się z genezą poszczególnych utworów.
Wydanie IV cyfrowe
Wydawca
Grupa Rekonstrukcyjno – Historyczna „ODWET” – „JĘDRUSIE”
Łódź, 2018 na podstawie wydania II, Wydawnictwo Łódzkie 1975