nie jestem seryjnym mordercą

20

Upload: siw-znak

Post on 26-Mar-2016

227 views

Category:

Documents


2 download

DESCRIPTION

Dan Wells: Nie jestem seryjnym mordercą

TRANSCRIPT

Page 1: Nie jestem seryjnym mordercą

njsm_okladka.indd 1 2011-12-14 16:33

Page 2: Nie jestem seryjnym mordercą
Page 3: Nie jestem seryjnym mordercą

przełożyła Maria Makuch

Kraków 2012

Page 4: Nie jestem seryjnym mordercą

Tytuł oryginałuI Am Not a Serial Killer

Projekt okładki

Opieka redakcyjnaMagdalena Zielińska

AdiustacjaMirosław Ruszkiewicz

KorektaAnastazja OleśkiewiczMirosław Krzyszkowski

Opracowanie typografi czneDaniel Malak

ŁamanieMELES-DESIGN

I Am Not a Serial Killer © 2009 by Dan Wells

Copyright © for the translation by Maria Makuch 2011

ISBN: 978-83-240-1739-3

Książki z dobrej strony: www.znak.com.plSpołeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37Wydanie I, Kraków 2012Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: [email protected] Druk: Drukarnia Colonel, Kraków

Page 5: Nie jestem seryjnym mordercą

1 9

Rozdz ial 2

Ciało Jeba Jolleya nie trafi ło do nas tego wieczoru ani w naj-bliższym czasie. Cały następny tydzień w napięciu biegłem ze szkoły do domu z nadzieją, że już przyjechało. Czułem się jak przed Bożym Narodzeniem. Koroner trzymał ciało dłużej niż zwykle, żeby przeprowadzić pełną autopsję. W „Clayton Daily” pisali codziennie o tej śmierci i w końcu we wtorek potwierdzili, że policja podejrzewa morderstwo. Najpierw myśleli, że Jeb zo-stał zaatakowany przez jakieś dzikie zwierzę, lecz pojawiły się tropy wskazujące na coś innego. Nie podali oczywiście, o co dokładnie chodziło. To była największa sensacja w hrabstwie Clayton, jaką w ogóle pamiętam.

W czwartek oddano nam wypracowania z historii. Dostałem maksymalną ilość punktów, a na marginesie fi gurował dopisek „interesujący wybór”. Chłopak, z którym trochę się przyjaźni-łem, Maxwell, stracił dwa punkty za ortografi ę i dwa następne za objętość. Napisał pół strony o Albercie Einsteinie i za każ-dym razem robił błąd w pisowni nazwiska.

– Nie ma znowu tak wiele do pisania o Einsteinie – powie-dział Max, siedząc przy stoliku w szkolnej kafejce. – Odkrył, że

Page 6: Nie jestem seryjnym mordercą

Dan Wells

20

E = mc2, jakieś tam bomby atomowe i na tym koniec. I tak do-brze, że udało mi się wydusić pół strony.

Nie za bardzo lubiłem Maxa, co akurat było jedną z moich najnormalniejszych cech, bo nikt tak naprawdę go nie lubił. Był mały, grubawy, miał okulary, inhalator i szafę pełną ciuchów ze sklepu z używaną odzieżą. I co więcej, krzykliwie i przemą-drzale się wypowiadał na tematy, o których niewiele wiedział. Mógłby poniewierać słabszymi, ale brakowało mu charyzmy. Odpowiadał mi, bo miał to, czego szukałem u szkolnego kum-pla – uwielbiał gadać i w ogóle nie zwracał uwagi, czy go słu-cham. Był częścią mojego planu, by pozostać niezauważonym. Osobno wyglądaliśmy tak: jeden dziwny dzieciak, który gada dosiebie, i drugi dziwny dzieciak, który nie gada do nikogo. Razem byliśmy dwoma dziwnymi dzieciakami niby gadającymi z sobą. W sumie to niewiele, ale dzięki temu brali nas za bardziej nor-malnych. Dwie cechy ujemne wypadały dodatnio.

Liceum w Clayton było stare i rozpadało się, jak wszystko inne w mieście. Uczniowie zjeżdżali się autobusami ze wszyst-kich części hrabstwa, ponad jedna trzecia z okolicznych farm i małych osad. Niektórych w ogóle nie znałem, bo dotychczas uczyli się w domu i liceum było ich pierwszą szkołą. Cała resz-ta tkwiła tu ze mną od przedszkola. Nikt nowy nie pojawiał się w Clayton, wszyscy tylko tędy przejeżdżali i na nic się nawet nie patrzyli. Miasto leżało z boku autostrady i rozkładało się jak martwe zwierzę.

– O kim napisałeś? – spytał Max. – Co? – Nie zwracałem na niego uwagi. – Pytałem, o kim napisałeś wypracowanie – odparł Max. –

Pewnie o Johnie Waynie. – Dlaczego akurat o nim? – Bo masz po nim imię.

Page 7: Nie jestem seryjnym mordercą

21

N ie jestem seryjnym morderca,

Miał rację. Nazywam się John Wayne Cleaver. Moja siostra z kolei to Lauren Bacall Cleaver. Mój tata był fanem starych fi lmów.

– Ktoś, kto jest znany i po kim masz imię, wcale nie musi być interesujący – powiedziałem, dalej obserwując ludzi. – Cze-mu Maxwell House nie jest twoim bohaterem?

– A to facet? – spytał Max. – Myślałem, że to fi rma produ-kująca kawę.

– Napisałem o Dennisie Raderze – odrzekłem. – Był BTK. – Co to jest BTK? – Skrępować, torturować, zabić* – odpowiedziałem. – Tak

Dennis Rader podpisywał wszystkie listy, jakie wysyłał do mediów.

– Człowieku, to chore – stwierdził Max. – A ilu zabił ludzi? –Chyba się tym tak bardzo nie przejął.

– Z dziesięciu – odparłem. – Policja dotąd nie jest pewna. – Tylko dziesięciu? – dopytywał się Max. – To jest nic. Więcej

można trafi ć, jak się obrabia bank. Ten z zeszłego roku, o któ-rym pisałeś, był o niebo lepszy.

– Nie ma znaczenia, ilu zabijają – powiedziałem. – I to nie ma robić wrażenia. To jest złe.

– No to czemu na okrągło o nich gadasz? – spytał Max. – Bo zło jest interesujące. – Nie byłem zbytnio pochłonięty

rozmową. W duchu myślałem, jak to będzie, gdy przywiozą do nas ciało całe pociachane po sekcji.

– Człowieku, jesteś upiorny – mruknął Max, odgryzając na-stępny kęs kanapki. – To wszystko. Któregoś dnia zabijesz masę ludzi, pewnie więcej niż dziesięciu, bo lubisz osiągać lepsze wyniki niż inni, a ja będę w telewizji i będą mnie pytać, czy coś

* (ang.) Bind, Torture, Kill.

Page 8: Nie jestem seryjnym mordercą

Dan Wells

22

przeczuwałem, więc im powiem: „Kurde, tak, ten facet był nie-źle zakręcony”.

– To chyba ciebie pierwszego będę musiał zabić – zawyro-kowałem.

– Miła perspektywa – odparł Max, śmiejąc się i wyciągając inhalator. – Jestem twoim jedynym przyjacielem na świecie, nie zabijesz mnie. – Przytknął inhalator do ust, a następnie go odło-żył. – A poza tym mój tato był w wojsku, a ty jesteś kościstym emo. Chciałbym widzieć, jak to robisz.

– Jeffrey Dahmer – rzuciłem, prawie nie słuchając, co mówi Max.

– Co? – Jeffrey Dahmer, o nim pisałem w zeszłym roku – odpo-

wiedziałem. – Był kanibalem, który w zamrażarce trzymał od-cięte głowy.

– Teraz sobie przypominam – odrzekł Max i oczy mu po-ciemniały. – Miałem koszmary od widoku twoich slajdów.

– Koszmary to nic takiego – stwierdziłem. – Ja przez te slaj-dy trafi łem na terapię.

Od dawna fascynowałem się seryjnymi mordercami i nie chciałem nazywać tego obsesją. Jednak kiedy pod koniec nau-ki w gimnazjum napisałem o Jeffreyu Dahmerze, mama i na-uczyciele tak się zaniepokoili, że załatwili mi terapeutę. Nazy-wał się doktor Ben Neblin i przez całe lato spotykałem się z nim w każdą środę rano. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach, na przykład o odejściu mojego ojca, o tym jak wygląda martwe ciało, jaki wspaniały jest widok płonącego ognia, ale przede wszystkim o seryjnych mordercach. Powiedział mi, że nie lubi takich tematów i podczas rozmowy czuje się nieprzyjemnie, ale to mnie wcale nie powstrzymywało. Mama mu płaciła, a ja

Page 9: Nie jestem seryjnym mordercą

23

N ie jestem seryjnym morderca,

nie miałem nikogo, żeby pogadać, więc Neblin musiał słuchać tego wszystkiego.

Kiedy jesienią zaczęła się szkoła, spotkania zostały przenie-sione na czwartki po południu. Tego dnia po ostatniej lekcji wpakowałem do plecaka książki, których zawsze było za dużo, i pojechałem na rowerze sześć przecznic dalej, gdzie znajdo-wał się gabinet Neblina. Przy starym budynku teatru skręci-łem za róg i okrężną drogą pojechałem dalej. Pralnia była nie-daleko, a ja chciałem przejechać obok miejsca, gdzie zabito Jolleya.

Taśmę policyjną w końcu zerwano, pralnia była otwarta i pu-sta. W jednej ścianie widać było małe, zakratowane okno, naj-widoczniej od toalety. Podwórko z tyłu wydawało się zupełnie opuszczone, co według gazet utrudniało śledztwo. Nikt nie wi-dział ani nie słyszał napaści, chociaż prawdopodobnie miała miejsce około dziesiątej wieczorem, kiedy otwarta jest więk-szość barów. Jeb wyszedł z któregoś z nich i zginął w drodze do domu.

Miałem nadzieję, że zobaczę narysowany kredą kontur ciała na asfalcie, a obok obrys osławionej kupy wnętrzności. Niestety cała powierzchnia została zmyta silnym strumieniem wody, nie było śladów krwi ani grudki żwiru.

Zostawiłem rower pod murem i powoli tam podszedłem, łu-dząc się, że uda mi się wypatrzyć coś, czego nie dostrzegli inni. Asfalt był chłodny i pogrążony w cieniu. Mur także zmyto, ale nie cały i nietrudno było odgadnąć, gdzie leżało ciało. Przyklęk-nąłem i dokładnie wpatrywałem się w powierzchnię asfaltu, do-strzegając rozmazane purpurowe plamy w miejscach, gdzie wy-schnięta krew przywarła i oparła się strumieniowi wody.

Po jakiejś minucie natknąłem się tuż obok na dziwny ślad czegoś, co było ciemniejsze i gęstsze niż krew, i nie większe niż odcisk dłoni. Dotknąłem tego palcem i poczułem tłusty popiół,

Page 10: Nie jestem seryjnym mordercą

Dan Wells

24

jakby ktoś w tym miejscu wyczyścił grill opalany węglem drzew-nym. Wytarłem palec o spodnie i wyprostowałem się.

Dziwnie się czułem, stojąc na miejscu, gdzie ktoś umarł. Z dala dochodził słaby dźwięk ruchu ulicznego dodatkowo wy-tłumiony murem. Próbowałem wyobrazić sobie, co się tu sta-ło, skąd nadszedł Jeb, dokąd chciał dojść, dlaczego poszedł na skróty przez podwórko i gdzie dokładnie się znajdował, gdy za-atakował morderca. Może był spóźniony i chciał nadrobić stra-cony czas, albo się upił i chwiejąc się na nogach, zastanawiał się, gdzie trafi ł. W wyobraźni zobaczyłem jego czerwoną, uśmiech-niętą twarz nieświadomą nadchodzącej śmierci.

Pomyślałem także o atakującym i tylko przez moment roz-ważałem w myślach, gdzie bym się ukrył, gdybym miał kogoś tutaj zabić. Podwórko nawet w dzień było zacienione; ogrodze-nie i mur odcinały się na ziemi dziwnymi kształtami. Może za-bójca czekał ukryty za starym samochodem albo przyczaił się w cieniu słupa. Wyobrażałem sobie, jak skrada się w ciemno-ściach i bezwzględnym wzrokiem śledzi potykającego się co krok Jeba, wstawionego i bezbronnego.

Czy był głodny? Albo wściekły? Zmieniające się wciąż teorie policji były straszne i wprost trudno było w nie uwierzyć. Co zaatakowało tak brutalnie i tak rozważnie, że można było winić zarówno człowieka, jak i zwierzę? Przed oczami przemknęły mi szybkie pazury, błysk zębów zatapianych w ciele w świetle księ-życa, fontanny krwi bryzgające na mur. Jego część była zmyta aż po dach, dowód na bestialstwo zabójcy.

Zostałem jeszcze chwilę, ogarnęło mnie dziwne poczucie winy. Doktor Neblin będzie zły, że się spóźniam, i skrzyczy mnie, gdy mu powiem, gdzie poszedłem, ale wcale się tym nie przejmowałem. Przychodząc w to miejsce, chciałem dotrzeć gdzieś dalej i głębiej, leciutko zarysowywałem mur, którego nie śmiałem przebić. Za nim czaił się potwór, a ja zbudowałem

Page 11: Nie jestem seryjnym mordercą

25

N ie jestem seryjnym morderca,

ten mur, by trzymać potwora daleko od siebie. Teraz się ruszał i przeciągał, jego sen stawał się niespokojny. W mieście poja-wił się inny potwór. Czy za jego sprawą ten, którego trzymam w ukryciu, obudzi się?

Musiałem już iść. Wsiadłem na rower i zatrzymałem się pod gabinetem Neblina.

– Złamałem dziś jedną z moich zasad – powiedziałem, patrząc przez żaluzje w gabinecie doktora Neblina na ulicę w dole. Błyszczące samochody przesuwały się w nierównej defi ladzie. Czułem, że Neblin badawczo wpatruje się w tył mojej głowy.

– Jedną z twoich zasad? – spytał. Jego głos brzmiał gład-ko i spokojnie. Był jednym z najspokojniejszych ludzi, jakich znam, ale to nic dziwnego, skoro większość czasu spędzałem z mamą, Margaret i Lauren. Jednym z powodów, dla których tak chętnie tutaj przychodziłem, był jego spokój.

– Mam zasadę – oświadczyłem – żeby trzymać się z daleka od... robienia złych rzeczy.

– Jakiego rodzaju? – Jakiego rodzaju złych rzeczy? – spytałem. – Czy jakiego

ro dzaju zasadę? – Chciałbym poznać jedno i drugie, ale zacznij, od czego

chcesz. – No to lepiej zacznę od rzeczy, których staram się unikać –

rzekłem. – Nie zrozumie pan zasad, jeśli najpierw nie powiem o rzeczach.

– W porządku – odparł. Odwróciłem się, by stanąć z nim twarzą w twarz. Był niskim facetem, miał na czubku głowy nie-wielką łysinę i nosił małe, okrągłe okulary w cienkich, czarnych oprawkach. Zawsze trzymał w ręce jakiś notatnik i od czasu do czasu w trakcie naszych rozmów coś zapisywał. Wnerwiało

Page 12: Nie jestem seryjnym mordercą

Dan Wells

26

mnie to, ale zaproponował mi, że w każdej chwili mogę do nie-go zaglądać. Nigdy nie pisał czegoś w rodzaju „co za świr” albo „ten dzieciak jest nienormalny”, były to zwykłe notatki, żeby zapamiętać, o czym rozmawialiśmy. Jestem pewien, że miał również notes typu „co za świr”, tylko gdzieś głęboko chowany.

Jeśli jednak takiego nie posiadał, to na pewno założy go po tym, co mu powiem.

– Myślę – powiedziałem, obserwując wyraz jego twarzy – że los chce, abym został seryjnym mordercą.

Uniósł jedną brew i nic poza tym. Mówiłem, że był spokoj-nym człowiekiem.

– Cóż – odparł – z pewnością jesteś nimi zafascynowany. Przeczytałeś na ich temat więcej niż ktokolwiek w tym mieście, łącznie ze mną. Czy chcesz zostać seryjnym mordercą?

– Oczywiście, że nie – odpowiedziałem. – Bardzo chcę u n i k n ą ć sytuacji, w której miałoby do tego dojść. Nie wiem tylko, czy mam jakieś szanse.

– Czyli to, czego chcesz uniknąć, to zabijanie ludzi? – Spoj-rzał na mnie, mrużąc oczy, co, jak zdążyłem się nauczyć, ozna-czało, że żartuje. Zawsze mówił coś z ironią, zanim braliśmy się za naprawdę poważne rzeczy. Myślę, że w ten sposób radził sobie ze zdenerwowaniem. Kiedy mu opowiedziałem, jak po-kroiłem żywego chomika, kawałek po kawałku, wypluł z siebie trzy żarty pod rząd i sam z nich chichotał. – Jeśli złamiesz tak poważną zasadę – mówił dalej – mam obowiązek zawiadomić policję bez względu na dyskrecję, jaka mnie obowiązuje.

O zasadach zachowania tajemnicy lekarskiej dowiedziałem się podczas naszej pierwszej sesji, kiedy zacząłem mówić o po-żarach. Jeśli uważał, że popełniłem przestępstwo lub miałem zamiar coś takiego zrobić, czy też jawnie komuś zagrażałem, zgodnie z prawem powinien zgłosić to odpowiednim władzom. Prawo zezwalało mu również na omawianie wszystkiego z moją

Page 13: Nie jestem seryjnym mordercą

27

N ie jestem seryjnym morderca,

matką, bez względu na to, czy miał jakiś ważny powód, czy nie. W lecie odbyli w cholerę takich rozmów i skutek ich był taki, że matka zmieniła moje życie w piekło.

– Rzeczy, których chcę unikać, są mniej straszne od zabija-nia – powiedziałem. – Seryjnymi mordercami niemal zawsze steruje wewnętrzny przymus, są jego niewolnikami. Zabijają, bo muszą i nie potrafi ą się od tego powstrzymać. Nie chcę dojść do takiego punktu, więc ustanawiam zasady dotyczące pomniej-szych rzeczy. Nie pozwalam sobie na przykład na zbyt długie ob-serwowanie jednej osoby, chociaż bardzo lubię przyglądać się lu-dziom. Jeśli mi się to przydarzy, zmuszam się, żeby potem przez tydzień omijać taką osobę i staram się nawet o niej nie myśleć.

– Więc wypracowałeś zasady, które mają cię powstrzymać od drobnych zachowań charakterystycznych dla seryjnych mor-derców – stwierdził Neblin. – Chcesz pozostać jak najdalej od tego całego interesu.

– Właśnie tak. – To bardzo ciekawe – powiedział – że użyłeś słowa „przy-

mus”. To wyklucza pojęcie odpowiedzialności za popełniony czyn.

– Ale ja biorę na siebie pełną odpowiedzialność – odparłem. – Usiłuję z tym skończyć.

– Naprawdę usiłujesz – rzekł – i to jest godne podziwu, ale całą naszą rozmowę rozpocząłeś od słów: „los chce, abym zo-stał seryjnym mordercą”. Jeśli wmówisz sobie, że przeznacze-nie każe ci zostać seryjnym mordercą, to czy tak naprawdę nie chcesz przypadkiem uniknąć odpowiedzialności i zwalić winy na ślepy los?

– Mówię o losie – wyjaśniłem – bo to wykracza poza jakieś przypadkowe wybryki natury. Pewne zjawiska w moim życiu wymykają mi się spod kontroli i można je wyjaśnić tylko w ka-tegoriach działania ślepego losu.

Page 14: Nie jestem seryjnym mordercą

Dan Wells

28

– Na przykład? – Mam imię po seryjnym mordercy – odpowiedziałem. –

John Wayne Gacy zabił w Chicago trzydzieści trzy osoby i więk-szość pochował pod swoim domem.

– Twoi rodzice nie dali ci imienia na cześć Johna Wayne’a Gacy’ego – oświadczył Neblin. – Możesz mi wierzyć lub nie, ale spytałem o to twoją mamę.

– Naprawdę? – Jestem sprytniejszy, niż myślisz – odparł. – Musisz sobie

zapamiętać, że przypadkowe skojarzenie z seryjnym mordercą nie jest od razu wypełnieniem jakiegoś przeznaczenia.

– Mój tata ma na imię Sam – mówiłem dalej. – Czyli jestem Synem Sama, a to był seryjny morderca z Nowego Jorku, który twierdził, że jego pies kazał mu zabijać.

– Więc z dwoma seryjnymi mordercami łączą cię przypad-kowe podobieństwa – zgodził się. – Przyznaję, że to jest trochę dziwne, ale wciąż nie dostrzegam w tym jakiegoś ogólnoświa-towego spisku przeciw tobie.

– Mam na nazwisko „Cleaver” – powiedziałem. – Ile znasz osób, których imię związane jest z dwoma seryjnymi morder-cami, a nazwisko oznacza narzędzie zbrodni?*

Doktor Neblin odchylił się na krześle, stukając długopisem o notes. To oznaczało, że usiłuje coś wymyślić.

– John – odezwał się po chwili – chciałbym się dowiedzieć, co szczególnie budzi twój strach, więc cofnijmy się trochę i przeanalizujmy to, co wcześniej powiedziałeś. Podaj mi ja-kieś twoje zasady.

– Mówiłem panu o obserwowaniu ludzi – zacząłem. – To ma wielkie znaczenie. Uwielbiam patrzeć na ludzi, ale wiem, że jeśli zbyt długo się komuś przyglądam, za bardzo ten ktoś

* (ang.) cleaver – topór rzeźnicki, tasak.

Page 15: Nie jestem seryjnym mordercą

29

N ie jestem seryjnym morderca,

zaczyna mnie interesować. Potem chcę coraz więcej o nim wie-dzieć, chodzić za nim, widzieć, z kim rozmawia, co go nakrę-ca. Kilka lat temu zorientowałem się, że prześladowałem jedną dziewczynę w szkole, łaziłem za nią dosłownie wszędzie. Takie rzeczy za szybko się dzieją, więc opracowałem sobie zasadę, że jeśli za długo kogoś obserwuję, to potem przez cały tydzień sta-ram się go nie zauważać.

Neblin skinął potakująco głową i nie przerywał mi. Byłem zadowolony, że nie spytał mnie o imię tej dziewczyny, bo na-wet rozmowa o niej wydawała mi się złamaniem mojej zasady.

– Mam też zasadę dotyczącą zwierząt – ciągnąłem dalej. – Pamięta pan, co zrobiłem z chomikiem?

Neblin roześmiał się nerwowo. – Chomik z pewnością tego nie pamięta. – Jego nerwowe

żarty były żałosne. – Ale to nie stało się tylko raz – wyznałem. – Mój tata za-

kładał pułapki w ogrodzie na krety, nornice i coś tam jeszcze. Moim zadaniem co dzień rano było dobijanie łopatą wszystkie-go, co zostało przypadkiem przy życiu. Gdy miałem siedem lat, zacząłem rozcinać te stworzenia, żeby zobaczyć, co jest w środ-ku. Ale kiedy zająłem się seryjnymi mordercami, przestałem to robić. Czy słyszał pan o triadzie MacDonalda?

– Trójelementowy zestaw zachowań występujący u dzie-więćdziesięciu pięciu procent seryjnych morderców – powie-dział doktor Neblin. – Mimowolne moczenie się, podpalanie i okrucieństwo wobec zwierząt. A ty, muszę przyznać, posia-dasz wszystkie te elementy.

– Odkryłem je u siebie w wieku ośmiu lat – stwierdziłem. –Naprawdę nigdy nie myślałem, że okrucieństwo wobec zwie-rząt było początkiem czegoś nienormalnego. Dopiero gdy o tym przeczytałem, zorientowałem się, że to coś złego. Za-bijałem zwierzęta i je kroiłem, tak jakbym się bawił klockami

Page 16: Nie jestem seryjnym mordercą

Dan Wells

30

lego. Wydawało mi się, że nie są prawdziwe, że są po prostu rzeczami.

– Skoro nie uważałeś, że twoje zachowanie było nieprawi-dłowe, dlaczego przestałeś to robić?

– Bo wtedy po raz pierwszy uświadomiłem sobie, że różnię się od innych ludzi – odparłem. – Robiłem coś przez cały czas i mi to nie przeszkadzało, aż nagle okazało się, że dla resz-ty świata jest to nie do przyjęcia. Dotarło do mnie, że muszę się zmienić, więc zacząłem wyznaczać sobie zasady. Pierwsza brzmiała: „Zostaw zwierzęta w spokoju”.

– Czyli ich nie zabijaj? – Nie miej z nimi nic wspólnego – powiedziałem. – Nie będę

miał żadnego zwierzaka, nie pogłaskam psa na ulicy i nie pój-dę do kogoś, kto ma w domu zwierzę. Unikam sytuacji, które znów doprowadziłyby mnie do robienia czegoś, czego nie po-winienem.

Neblin przyglądał mi się przez moment. – Coś jeszcze? – spytał. – Jeśli tylko czuję, że kogoś zraniłem – odpowiedziałem –

natychmiast mówię mu coś przyjemnego. Gdy ktoś zaczyna naprawdę mnie wkurzać, to póki nie nastąpi moment, że za-czynam go nienawidzić i wyobrażam sobie scenę jego śmierci, staram się powiedzieć mu coś miłego i szeroko się uśmiecham. Zmusza mnie to do myślenia o przyjemnych rzeczach i dzięki temu złe myśli odchodzą.

Neblin zastanawiał się przez chwilę, zanim cokolwiek od-rzekł.

– To powód, dla którego tak dużo czytasz o seryjnych mor-dercach – stwierdził. – Nie widzisz granicy pomiędzy dobrem a złem tak jak inni ludzie, więc czytasz, aby się dowiedzieć, cze-go masz unikać.

Skinąłem potakująco głową.

Page 17: Nie jestem seryjnym mordercą

31

N ie jestem seryjnym morderca,

– I oczywiście pomaga to, że fajnie się o nich czyta. Zapisał coś w swoim notesie. – Jaką więc zasadę dziś złamałeś? – spytał. – Pojechałem na miejsce, w którym znaleziono ciało Jeba

Jolleya. – Zastanawiałem się, dlaczego do tej pory nie wspomniałeś

o nim – powiedział. – Czy twoją zasadą jest trzymanie się z da-leka od miejsc zbrodni?

– Niezupełnie – odparłem. – Dlatego potrafi łem wytłuma-czyć się przed samym sobą z tego zachowania. Nie złamałem jakiejś szczególnej zasady, choć lekko ją naruszyłem.

– Dlaczego tam poszedłeś? – Bo kogoś tam zabito – odpowiedziałem. – Mu... musiałem

to zobaczyć. – Byłeś niewolnikiem swego wewnętrznego przymusu? –

spytał. – Nie jest pan od tego, żeby mnie oskarżać. – Trochę jestem – rzekł Neblin. – Jestem terapeutą. – Ciągle oglądam ciała w zakładzie pogrzebowym – powie-

działem – i nie widzę w tym nic złego. Mama i Margaret pracują w tym od lat i nie są seryjnymi morderczyniami. Widuję więc mnóstwo żywych ludzi, widuję umarłych, ale nigdy nie widzia-łem, jak żywa osoba zamienia się w martwą. Jestem... ciekawy.

– I w miejscu zbrodni czujesz to najbardziej, nie musząc jej popełniać.

– Tak – potwierdziłem. – Słuchaj, John – powiedział Neblin, kiwając się na krześle. –

Masz wiele cech predestynujących cię do zachowań charaktery-stycznych dla seryjnych morderców, nie znam przypadku, aby u jednej osoby występowały w takim natężeniu. Musisz jednak pamiętać, że określają one to, co m o g ł o b y się stać, nie wy-rokują tego, co się n a p r a w d ę stanie. Dziewięćdziesiąt pięć

Page 18: Nie jestem seryjnym mordercą

Dan Wells

procent seryjnych morderców moczyło się, podpalało i dręczy-ło zwierzęta, ale to nie oznacza, że dziewięćdziesiąt pięć pro-cent dzieciaków, którym się to przydarza, jest potem seryjnymi mordercami. Zawsze będziesz kontrolował swój los i zawsze będziesz sam dokonywał własnych wyborów, nikt inny za cie-bie tego nie zrobi. O twoim charakterze i tobie samym wiele mówią zasady, których tak pilnie przestrzegasz. Jesteś dobrym chłopakiem, John.

– Jestem dobry – odparłem – bo wiem, jak powinni zacho-wywać się dobrzy ludzie, i ich starannie naśladuję.

– Jeśli będziesz to robił tak dokładnie, jak mówisz – powie-dział Neblin – nikt nigdy nie dostrzeże różnicy.

– Ale jeśli mi się nie uda – stwierdziłem, wyglądając przez okno – kto wie, co się stanie.

Page 19: Nie jestem seryjnym mordercą
Page 20: Nie jestem seryjnym mordercą

Miasteczkiem Clayton wstrząsa seria tajemniczych morderstw. To moja obsesja. Muszę się dowiedzieć, kto zabija.

Mój terapeuta twierdzi, że sam mam cechy seryjnego mordercy. 95% seryjnych morderców w dzieciństwie unikało ludzi, podpalało i dręczyło zwierzęta, ale to przecież nie oznacza, że każde pokręcone dziecko wyrasta na zabójcę, prawda?

John Cleaver, lat 15, diagnoza: antyspo³eczne zaburzenia osobowoœci/ obsesyjnie zainteresowany seryjnymi mordercami/ mo¿e byæ niebezpieczny.

Nie jestem seryjnym mordercą. Ale mógłbym nim być.

Cena detal. 29,90 zł

njsm_okladka.indd 1 2011-12-14 16:33