negatyw #4

24
NEGATYW POZYTYWNY MAGAZYN STUDENCKI STYCZEŃ 2011 ISSN 1734-4816 MIŁOŚĆ W SYSTEMIE GOOGLE MAPS Widziałam cię w Bezsenności. Prosiłam, żebyś się odsunął, bo chciałam wziąć torebkę. Miałeś na sobie szarą bluzę z kapturem. Stałeś po prawej stronie, od toalet... fot. Stephen Brace / flickr.com

Upload: kuba-luberadzki

Post on 13-Mar-2016

246 views

Category:

Documents


9 download

DESCRIPTION

Niezależny magazyn studencki

TRANSCRIPT

Page 1: NEGATYW #4

NEGATYWpozy

tyw

nym

agaz

yn st

uden

cki

STYCZEŃ 2011

ISSN 1734-4816

MIŁOŚĆ W SYSTEMIE GOOGLE MAPSWidziałam cię w Bezsenności. Prosiłam, żebyś się odsunął, bo chciałam wziąć torebkę. Miałeś na sobie szarą bluzę z kapturem. Stałeś po prawej stronie, od toalet...

fot. Stephen Brace / flickr.com

Page 2: NEGATYW #4

2

NEGATYW | styczeń 2011

Idzie nowe – tak w największym skrócie opisać można bieżący rok akademicki z pozytywnym magazynem studenckim Negatyw. Co konkretnie się zmieniło w ostatnim czasie? Naprawdę sporo. Przede wszystkim postać redaktora naczelnego. Tę zaszczytną funkcję pełni od października Ewelina Łukasik, która w poprzednich dwunastu miesiącach dbała o dobrą kondycję redakcji jako niezastąpiona pani sekretarz. Teraz zamieniamy się rolami i to ja będę jej zastępcą. Pod kierunkiem Eweliny Łuka-sik Negatyw wchodzi w nowy etap.

W styczniowym Negatywie proponujemy między innymi stałe rubryki - motoryza-cję, przegląd knajp, kulturę Negatywną oraz punkty widzenia. Na kolejnych stro-nach znajdziecie interesujący wywiad i recenzje. Teksty, stojące na coraz wyż-szym poziomie z pewnością zainteresują wielu czytelników. Nie rezygnujemy ze stawiania na młodych, utalentowanych (przyszłych) artystów - w tym nume-rze prezentujemy ciekawy projekt pod nazwą DokonajWyboru.pl.

Nie zabraknie też tematów kontrower-syjnych, aktualnych i nowatorskich. Zachęcam do lektury artykułu na temat nowej ustawy antynikotynowej.

W swoim ostatnim wstępniaku chciał-bym podziękować Ewelinie Łukasik za współpracę w poprzednim roku akade-mickim. Mam nadzieję, że uda mi się być choćby w połowie tak dobrym zastępcą,

WSTĘPNIAK

jakim byłaś Ty. Powodzenia w prowa-dzeniu prac redakcji!

Choć zima za oknami, w naszej redakcji atmosfera gorąca. Nowy – częściowo stary - skład redakcji wręcz pali się do pracy. Czekamy na Wasze uwagi i opinie. Jeśli chciałbyś do nas dołączyć i zaanga-żować się w powstawanie gazety, nasze drzwi wciąż są otwarte. Zachęcamy do współpracy. Będziemy publikowali opo-wiadania i wiersze, więc jeśli drzemie w Tobie potencjał, ale nie masz okazji aby pokazać się szerszej publiczności, przyślij swój tekst na adres [email protected] lub [email protected]. Być może za dwa miesiące opubliku-jemy właśnie twoje opowiadanie?

Aleksander Łoś zastępca red. naczelnego

Page 3: NEGATYW #4

3

NEGATYW | Spis treści

SPIS TREŚCI2 Wstępniak

4 Mateimet

Widziałam cię w Bezsenności. Prosi-łam, żebyś się odsunął, bo chciałam wziąć torebkę. Miałeś na sobie szarą bluzę z kapturem. Stałeś po prawej stronie, od toalet...

6 Studencka konserwa wrocławska

9 Palący problem

10 Żyje pół żartem, pije serio...

„Mam dwa zespoły, solo projekt, robię bity, mogę nawet zaskreczować ci co jest”, tak przed pięcioma laty rapował bohater tego wywiadu.

12 Odkryj wirtualny świat DSW

...czerpiąc inspiracje z praktyk uczelni zagranicznych, postanowili stworzyć projekt, który nie będzie sztampową wycieczką uczelnianymi korytarzami w asyście komentatora...

REDAKTOR NACZELNY: Ewelina Łukasik / ZASTĘPCA REDAKTORA NACZELNEGO: Aleksander Łoś / REDAKCJA: Michał Baniowski, Piotr Bera, Łukasz Kmita, Michał Krzyżański, Maciej Piasecki, Marcela Świeboda, Maja ŻakGRAFIKA: Kuba Luberadzki ([email protected]) / REKLAMA: Maja Żak ([email protected]), 798 841 445 / OPIEKA: Wojciech Jankowski, Marek StaniewiczWYDAWCA: DOLNOŚLĄSKA SZKOŁA WYŻSZA, ul. Strzegomska 47, 53-611 Wrocław, http://www.dsw.edu.plRedakcja nie zwraca materiałów niezamówionych. Za treśćpublikowanych reklam i ogłoszeń nie odpowiada.

REDAKCJA NEGATYWU

str. 4 - Mateimet

str. 23

fot. Brandon Christopher Warren / flickr.com

str. 12

14 Punkty widzenia

Początek lat 90. Listy najlepiej sprze-dających się płyt okupuje U2, REM, Guns’n’Roses, Metallica, AC/DC... W tym samym czasie na niezależnej muzycznej scenie brytyjskiej pojawia się zespół o dziwacznej nazwie - Maniakalni Uliczni Kaznodzieje.

16 Cały ten jazz

Świadomi czy nie, stykamy się w Pol-sce z muzykami jazzowymi bardzo często.

17 Kobieta18 Kultura negatywna19 Subiektywny przegląd knajp

20 Dynamiczny diesel VW Golf IV TDI

22 Futbol flagowy

Futbol amerykański jest jedną z naj-bardziej dynamicznie rozwijających się dyscyplin sportu w Polsce.

24 Eurokomunika

Page 4: NEGATYW #4

4

NEGATYW | styczeń 2011

W zeszłą środę w klubie Bezsenność około godz. 1 w nocy stałeś przy barze z dwoma kolegami. Wymieniliśmy się spojrzeniami. Nie mogę przestać o tobie myśleć, więc znajdź mnie, proszę…

MIŁOŚĆ W SYSTEMIE GOOGLE MAPS

Na początku października ogłoszenie takiej treści pojawiło się na jednym z przystanków tramwajowych we Wrocławiu. Kartka wzbudzała spore zainteresowanie. Jedni podchodzili i szczerze się uśmiechali. Drudzy odwrotnie, wyglądali na zniesmaczonych. Przeczytałem ogłoszenie, pomyślałem: fajnie, dziewczyna posta-nowiła w oryginalny sposób odszukać faceta, który zawrócił jej w głowie jednym spojrzeniem. Ale dlaczego akurat w tej części Wrocławia? Aparatem w komórce zrobiłem zdjęcie, wsiadłem do tramwaju i chciałem wysłać je do kilku kumpli, gdy… od jednego z nich dostałem MMS-a. – Wisi na moim przystanku. Może to do Ciebie? – napisał. Do wiadomości dołączył zdjęcie ze znajomym ogłoszeniem. – W pobliżu mojego domu znalazłem identyczne! – odpowiedziałem niemal natychmiast. – No to dziewczyna nie-źle zdesperowana, skoro całe miasto wykleiła takimi kartkami – odpisał rozbawiony sytuacją. Dopiero następnego dnia, kiedy spotkaliśmy się w pracy, zwróciliśmy uwagę na ważny szcze-gół, który kilkanaście godzin wcześniej zupełnie umknął naszej uwadze. Na końcu ogłoszenia ktoś umieścił nazwę strony inter-netowej. – (…) Nie mogę przestać o tobie myśleć, więc znajdź mnie, proszę, na www.mateimet.com.

- Do kartek przyklejaliśmy taśmę, wsiadaliśmy w samochód i od godz. 22 do 2 w nocy, omijając uliczne bitwy, jeździliśmy po mieście. Robiliśmy to w czasie weekendów. Rozklejając ogłoszenia w okolicach kina Helios byliśmy świadkami total-nej bójki. Nieprzytomny facet leżał na ziemi i dostawał ciosy w twarz. Z takimi wydarzeniami w tle naklejaliśmy kartki na przystankach. Przy okazji staraliśmy się nie trafić na trasie na służby porządkowe czy MPK, które nas prześladowały. Później śmialiśmy się, że chyba ją znały, bo w miejscach, które odwiedza-liśmy, były dosłownie minutę przed nami. Dobrze, że nie po nas, bo ogłoszenia natychmiast trafiłyby do kubła na śmieci – opo-wiadają o nietypowej akcji promocyjnej Bartek i Tomek, twórcy portalu, którzy nazywają go platformą społecznościową. Do

promocji wykorzystują również Facebooka. Właśnie tam zosta-wiam prośbę, żeby się ze mną skontaktowali. Spotykamy się na początku listopada, mimo że chwilę wcześniej prawie porzuciłem nadzieję, że coś z tego będzie. Do kompletu brakuje tylko Jarka, ale on mieszka w Kopenhadze.

Tomek studiuje informatykę na Politechnice Wrocławskiej i prowadzi swoją działalność związaną z kierunkiem studiów. Bartek skończył specjalność corporate identity i public relations w Dolnośląskiej Szkole Wyższej. Współtworzy agencję eventowo--promocyjną Joytown, jest również współwłaścicielem jednego z wrocławskich klubów. Podział kompetencji wydaje się jasny. W Mateimet pierwszy zajmuje się sprawami technicznymi, drugi skupia na promocji portalu. Jarek, który studiuje w Danii, odpowiada za jego interfejs. Pomysł urodził się w głowie Tomka. A że często wpada do lokalu po części należącego do Bartka na kanapkę i szklankę coca-coli, koncepcją podzielił się z kumplem. – Natychmiast mi się spodobała. Tym bardziej że mieliśmy wizję tworzenia portalu, który można nazwać społecznościowym, bo taki ma być. Nie tylko jako płaszczyzna do poszukiwania ludzi, ale także komunikacji. W natłoku naszych rozmów i pomysłów dodaliśmy funkcję czatu. Spodobała mi się całość, ponieważ widziałem perspektywy szersze niż meritum, od którego wyszli-śmy – wspomina Bartek. Gdy otrzymał od Tomka propozycję, by zrobili coś wspólnie, byli znajomymi od niedawna. Spotkanie na swojej drodze Jarka też można nazwać zrządzeniem losu, bo poznali się podczas jednej z imprez. Prace nad portalem trwały kilka miesięcy. Na starcie trzeba było zbadać rynek. Uznali, że regularnie pojawiające się w kilku serwisach bądź bezpłatnych gazetach ogłoszenia, w których ludzie próbują znaleźć przy-padkowo spotkaną osobę, są mało skuteczne. Z kolei istniejące już portale tematyczne, głównie z zagranicy, były mocno niedo-pracowane. W Polsce nie musieli obawiać się nikogo, ponieważ konkurencji właściwie nie zastali. – Stwierdziliśmy, że pora ruszyć

fot. Brandon Christopher Warren / flickr.com

Page 5: NEGATYW #4

5

NEGATYW | Miłość w systemie google maps

z tematem. Trochę to trwało, bo to nie było takie proste, żeby z dnia na dzień odpalić. Jednak mamy finalny produkt, który nam się podoba. Zaakceptowaliśmy go i wypuściliśmy do ludzi – mówi Bartek. Serwis mateimet.com ruszył na początku października. Postanowiłem sprawdzić, jak działa.

Na wstępie wita nas przejrzysty interfejs. U góry hasło przewod-nie, nieco niżej najnowsze ogłoszenia i możliwość błyskawicznej rejestracji, bo dołączenie do grona użytkowników portalu zabiera ledwie kilkadziesiąt sekund. Wystarczy wymyślić login i hasło, wpisać adres e-mail, wybrać płeć i podać datę urodzenia. Rozwią-zanie zagadki, czy jako MrSuperfrajer już na starcie nie obniżam swoich szans, też trwa moment. No bo chyba nikt nie zobaczy logina, gdy akurat zainteresuje się mną w tramwaju albo na ulicy? Długo się nie zastanawiam. Kończę rejestrację, konto jest już aktywne, więc zaraz spróbuję dodać ogłoszenie. Wymyślam tytuł „Widziałem Cię w tramwaju nr 10”. Następnie wybieram okolicz-ności i miejsce spotkania, które z wielką dokładnością można zaznaczyć na mapie. To rzecz, która odróżnia Mateimet od pozo-stałych serwisów o podobnej charakterystyce. Bartek i Tomek podczas trwającej prawie godzinę rozmowy wspominają o tym kilka razy. Dalej określam czas, w którym dostrzegłem szukaną osobę, a na końcu jak najdokładniej staram się opisać jej wygląd. I swój, a nuż mnie zapamiętała. Gotowe. Teraz pozostaje czekać na reakcję zwrotną. – Nie chcemy, by Mateimet był odbierany jako portal randkowy – podkreśla Tomek. – W założeniu ludzie mają komentować ogłoszenia i sobie wzajemnie pomagać. Na zasadzie: to jest moja znajoma, spróbuj się z nią skontaktować. Albo coś w stylu: daj znać koleżance, że ktoś jej szuka. Nie chcemy być portalem, w którym ludzie pokazują swoje zdjęcia i wysyłają prezenty. Mamy jasny cel i do niego chcemy dążyć. Dajemy narzędzie, które umożliwi to, co mówi nasz slogan: możliwość odnalezienia osoby, którą się minęło. Koniec, kropka.

Serwis od początku istnienia działa w dwóch wersjach języko-wych: polskiej i angielskiej. Zdaniem Tomka i Bartka głupio byłoby nie skorzystać z faktu, że Jarek na co dzień może promować portal w Danii. W pierwszym miesiącu stronę odwiedziło 3600 unikalnych użytkowników, a licznik odsłon zatrzymał się na 25 000. – Dowodem na to, że start z dwoma wersjami języko-wymi był trafiony, stał się fakt, że wśród fanów na Facebooku mamy wielu obcokrajowców. Także po statystykach wejść na mapie widać, że serwis odwiedzają nie tylko ludzie z Polski – mówi Tomek. – Klikają mieszkańcy USA, Anglii, Niemiec. Nawet Tajwanu i tak egzotycznego kraju, jak Pakistan – dodaje Bartek. Projekt zakłada, że Mateimet stanie się platformą ogólnoświa-tową. – Przykładowa sytuacja, z której bylibyśmy bardzo dumni, odpowiada historii ułożonej przez nas w maju. Mieszkaniec Japonii na lotnisku w Heathrow widzi dziewczynę z Francji, każde z nich wraca do siebie, dodaje ogłoszenie i poznają się przez Mateimet. Klucz do osiągnięcia sukcesu stanowi mapa, dzięki której będą mogli siebie odnaleźć, mimo różnych kultur i dwóch niezwiązanych ze sobą języków. To kwintesencja tego, czym miałby stać się portal za trzy lata – mówi podekscytowany Tomek.

Zresztą ekscytacja to nieodłączny element poznawania nowych ludzi. Jestem w klubie i widzę ją. Nasze oczy spotykają się na dłuższą chwilę. Ciało przeszywają dreszcze, poza tym ona tak ładnie się uśmiecha. Jeśli nie podejdę, może już nigdy jej nie spotkam. Zaraz, zaraz. A od czego jest Mateimet? – Nigdy nie zdarzy się tak, że jak ktoś ma jaja, by podejść do dziewczyny lub chłopaka, z powodu portalu tego nie zrobi. Dla nieśmiałych to po prostu dodatkowe narzędzie do nawiązania znajomości – oponuje Bartek. Wtóruje mu Tomek. – Zawsze zostaje element niepewności, czy dziewczyna, która mi się podoba, skorzysta z portalu. Wydaje mi się, że to dyskusja podobna do tej, którą wywołano 10 lat temu nad sensem działania komunikatorów oraz e-maili. Dotyczyła rzeczy, które ludzi strasznie dziwiły, a potem okazywało się, że nie mogą bez nich żyć – obrazuje. – Ist-nieje przecież zdrowy rozsądek użytkowników. Każdy skorzysta z portalu tyle, na ile czuje taką potrzebę.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że Mateimet ma spore szanse, by stać się platformą społecznościową, która wyznaczy nowe kanony komunikacji międzyludzkiej. Pierwsi użytkownicy prze-konali się o tym na własnej skórze. – Możemy już pochwalić się pierwszą parą, która nawiązała kontakt przez Mateimet. Kole-żanka, która wie o portalu, poznała chłopaka, chciał od niej numer telefonu. Wówczas powiedziała, że musi się z nią skontaktować przez Mateimet. Może trochę wymuszony sposób, ale się udało – śmieją się twórcy portalu. – Nie wiemy, jak wszystko później się potoczyło, ale funkcja Mateimet została spełniona.

Mamo, tato, to moja dziewczyna. Jak się poznaliśmy? Znalazłem ją na mapie.

Łukasz Kmita

fot. Brandon Christopher Warren / flickr.com

Page 6: NEGATYW #4

6

NEGATYW | styczeń 2011

STUDENCKA KONSERWA WROCŁAWSKA

nowy, wrocławski. Bliżej mi do tego pierwszego. Drugi jednak cholernie kusi. Zakazany owoc rzeczywiście najlepiej smakuję.

Pierwszy miesiąc

Coraz lepiej orientuję się we wrocławskich ścieżkach. Stwo-rzyłem sobie małą mapę miasta, po której kroczę. Czuję się pewniejszy spoglądając na miejsca, które kojarzę. Jadąc autobusem codziennie mijam te same budynki. Remonty, korki, klaksony – ot taki miejski urok. Ilość miejsc zapisanych w pamięci rośnie, niczym grzyby po deszczu. Jak wygląda życie studenta? Pojawiły się imprezy. Nagle okazuję się, że istnieje życie poza uczelnią. I to jakie życie! Ludzie wydają się być zupeł-nie inni. Każdy ma coś do przekazania. Rejestrator w mojej głowie potrzebuje odpoczynku. Póki co nie ma jednak o tym mowy. Nie da się ukryć - paleta nowo poznanych ludzi powięk-sza się z każdym dniem. Niektórzy zupełnie przypadkowi, inni wydają się godni zaufania. Jak będzie naprawdę, dowiem się zapewne za kilka miesięcy. W życiu uczelnianym widać pierw-sze podgrupy. Różne są tematy, poczucie humoru odpowiada jednym a przeszkadza innym. Nagle okazuję się, że pierwsze

Kiedyś spotkałem człowieka, który opowiedział mi swoje życie. Zrobił to dokładnie w dwie godziny. Od ogółu do szczegółu – tak wyglądała ta opowieść. Nie nudziłem się. Teraz pewnie żyje sobie gdzieś w chacie, którą sam zbudował. A ja? Potrzebowałem trzech godzin na streszczenie dwóch lat.

Życie bywa przewrotne. Z jednej strony stereotypy, z drugiej codzienność. Człowiek podobno zmienia się przeciętnie, co siedem lat. Światopogląd przerzucony do góry nogami – brzmi inspirująco. Co jakiś czas przeżywamy jednak lekkie korekty charakterologiczne. Najczęściej pod wpływem nagłych wyda-rzeń, osób drugich bądź też trzecich. A co z człowiekiem robią studia? Robią coś na pewno.

Dzień pierwszy

Wychodząc zastanawiam się jeszcze przez moment, co na sie-bie założyć. Przecież opinia innych jest ważna. Nie chcę wyjść na dziwaka. Hm. W tym będę zbyt sztywny. Ten strój może okazać się za bardzo luźny. Ok. Założę to. Powinno pasować. W autobusie widzę nowe twarze. Na każdej wypisane jest zupełnie co innego. Ktoś się śpieszy, podobnie jak ja. Inny sie-dzi znudzony, kołysząc się w rytmach muzyki. To pewnie trzeci rok. – Oni to mają luz. – pomyślałem. O, ten z prawej coś czyta. Przyłączę się. Może znajdę coś o sporcie. Albo cokolwiek, czym zaskoczę i będę mógł błysnąć na uczelni. Jestem coraz bliżej stacji końcowej. Jest. Budynek, gdzie spędzę przynajmniej najbliższe trzy lata. Jakoś specjalnie się nie obawiam. Chociaż nie. Obawiam się jak cholera. Ale tak to miało właśnie wyglą-dać. W końcu po coś człowiek zdał tę maturę. Zostawił dom rodzinny. Rozpoczął nowe życie. A wszystko po to, aby dalej walczyć o własne marzenia. Raz kozie śmierć. Wchodzę do środka… Nowi ludzie. Nie mam w zwyczaju oceniać po wyglą-dzie. Jest jednak plus. Przyjemnie znaleźć wspólny mianownik z kimś, kogo zupełnie się nie zna. Wtedy rozmowa wydaję się być prostsza. Wymiana uśmiechów. Zupełnie niezobowią-zująca, a jednak pozytywnie nastraja przez kolejnym dniem. Tak. Pasuję tutaj. Mogę wrócić z tarczą do domu. Tam czekają znajomi z licealnych ław. Dwa światy. Ten poprzedni i zupełnie

fot. Rantes / flickr.com

Page 7: NEGATYW #4

7

NEGATYW | Studencka konserwa wrocławska

znajomości nie są aż tak bardzo trafione, jako można było przypuszczać. Człowiek może już niektóre ludzkie zachowa-nia wyczuć. Tzw. pierwsze wrażenie i zasłona z napisem: lubię Cię, schodzi na dalszy plan. Wiem już nieco więcej. Pojawiła się jakaś pierwotna hierarchia, kto ma najwięcej do powiedzenia a kto nieco mniej. Póki co dalej staram się rozgryźć niektóre społeczne zachowa-nia. Jak dobrze, że wcześniej przyszło mi z niektórymi spotykać się w liceum. Fakt. Taka ogólnopolska mieszanka w jednym miejscu jest czymś nowym. Niektórych łatwiej, niektórych trudniej rozgryźć. Złota zasada. Nie pozostawaj obojętny na uczucia drugiej osoby.

Pierwszy rok

Czuję się jak gąbka. Jestem nasiąknięty wrocławskim życiem. Osoby, z któ-rymi dzieliłem licealne ławy, okazują się mieć inne priorytety. Wybierają inną drogę. W autobusie odnajduję miejsce

siedzące. Muzyka na uszy i jedziemy. Posmakowałem czym jest sesja. Te wszystkie opowieści o pierwszym roku, okazują się być połowicznym blefem. Faktycznie. Łatwo nie było. Z drugiej strony jednak nie taki diabeł straszny jak go malują. W odpowiednim momen-cie trzeba wybrać, co ważniejsze. Tak. Uśmiechacie się pod nosem. Przecież da się połączyć imprezowanie ze stu-diowaniem. Dla niektórych wręcz te dwa czasowniki oznaczają to samo. Codzien-nie widzę jednak zdolnych i ambitnych. Oni doskonale wiedzą, czego chcą. Są dla mnie wzorem do naśladowania. Cholera, tyle pokus na lewo i prawo a oni dalej robią swoje. Początkowo nie mieściło mi się to w głowie. A jednak. Okazuję się, że nauka może być opłacalna. W niektórych grupach życiowych profity przeliczane są na liczbę znajomości. Mijając od rana te same mury w drodze do szkoły, naszła mnie pewna dygresja. Z codzienności wyciągasz tyle, ile sam chcesz. Tłuma-czenia braku czasu są bezsensowne. Można połączyć wszystko. Znaleźć odpowiednią pracę, ciągnąć przy tym studia dzienne. Trzeba mieć w sobie sporo siły. Może się udać. Jak patrzę na uczelnię po pierwszym roku? Z pewnoś-cią inaczej. Teraz wybieram przedmioty, które są dla mnie priorytetowe. Uwa-żam, że przydadzą mi się w przyszłości. Naturalna selekcja. Ludzie się zmie-niają. Przez rok mogłem się przekonać, na kogo mogę liczyć. Z kim porozma-wiać o imprezach a z kim o życiowych problemach. Dalej jestem, jaki jestem. I dobrze mi z tym. Koleżanki i kole-dzy zaczynają to doceniać. Zwłaszcza w kryzysowych sytuacjach z człowieka wychodzi prawdziwe „ja”. Śmieszą mnie próby przypodobania się sobie. Przecież wcześniej opluwałeś tego człowieka. Sam mówiłeś mi, że jest kompletnym pomyleńcem. Teraz okazało się, że nagle jest potrzebny. Nie oceniam - wyciągam fakty. Sam nie jestem święty. W życiu trzeba mieć jednak zasady.

Pierwsza radość i smutek

Znowu siedzę, tym razem w tramwaju. Jeżdżenie autobusami przestało być opłacalne. Słyszę muzykę w słuchaw-kach i znowu przychodzi moment na refleksję. Jeśli żyjesz miedzy ludźmi, obcujesz z nimi i nawiązujesz znajomo-ści – nieodzownie jesteś narażony na dwie skrajności. Po jednej stronie stoi

Page 8: NEGATYW #4

8

NEGATYW | styczeń 2011

szczęście. Okazuję się, że oprócz kole-gów i koleżanek, pojawia się nowy wątek. Tak zwyczajnie? Nie. Kogoś poznać. Mówić jaśniej? Dobrze.

Oczy dwojga ludzi spotykają się na imprezie. Oczy dwojga ludzi spotykają się na uczelni. Oczy dwojga ludzi spotykają się w tram-waju.

Możliwości jest wiele. Nagle priorytety znowu ulegają deformacji. Z życia stu-denta pozostaję coraz mniej. Podziałka wygląda następująco.

Przyjaciele – raz. Praca – dwa. Zainteresowania – trzy.

Gdzie tu jeszcze zmieścić głębsze uczucia? Otóż serce nie sługa, krew nie woda a wilka ciągnie do lasu. Ile ludzi, tyle uczuciowych interpretacji. Można się sparzyć, bądź zakochać na zawsze. Z podziwem patrzę na osoby, które są ze sobą kilka lat. Kiedyś też taki byłem. Spoglądałem na takich właśnie obser-watorów. Widziałem w ich oczach

przerażającą pustkę. Chyba wiem, co wtedy czuli… Podsumowując: było wiele radości, smutki też się przytrafiły. Jak to w życiu. Słyszałem wielokrotnie, że wszystkiego trzeba spróbować. – Żebyś później nie żałował, że siedziałeś w domu i nic nie robiłeś. – tak mówili. To spore nadużycie. Nie musisz być taki, jak chcą inni. Znowu wykładnik ilości znajomych połączony z akceptacją społeczeństwa. Im dalej w las, tym mniej mnie to kręci. Dobra, mój przystanek. Wysiadam.

Pierwsza (i ostatnia) pointa

Kiedy gąbka ma za dużo wody w sobie, trzeba ją wycisnąć. Raz, drugi, trzeci. Starczy. Dalej jestem na uczelni. Poja-wiają się pierwsze momenty zwątpienia w oczach innych. Rozmawiam z ludźmi. Rzeczywistość zaczyna ich męczyć. Wszelkie ideały, z którymi przyjechali zostają obalone przez codzienność. Okazuję się, że to nie jest to. Drugi rok dobiega końca. Lepiej późno niż wcale. - Człowieku, co ty tutaj jeszcze robisz? – pytam. Studiuję. Liczy się papier. – słyszę odpowiedź. Drugi rok za mną. Wrocław mam już we krwi. Wiele miejsc kojarzonych z niemal anegdotycznymi

historiami. Do tego wszystkiego sze-roka paleta znajomych. Między nimi Przyjaciele przez duże „P”. Dalej jeżdżę tramwajem. Mogę jednak podzięko-wać społeczności, która mnie otacza. Nauczyłem się sporo. Warto jednak być sobą i walczyć o spełnienie marzeń. Koniec zajęć. Wychodząc ostatni, zamykam drzwi. Biorę głęboki oddech i wyruszam na życiowy szlak. Jak mówił jeden pan ze szklanego ekranu: to jest Twoja chwila prawdy!

Maciej Piasecki

fot. jarson_jarson / flickr.com

Page 9: NEGATYW #4

9

NEGATYW | Palący problem

PALĄCY PROBLEM

Studencki czwartek. Wchodzę do pubu w towarzystwie dobrych znajomych. Wokół siwo od dymu. Podchodzę do lady i zamawiam zimne piwo, obok mnie studentka z papierosem w dłoni. Tak było do 15 listopada.

Życie bez dymka

Tego dnia weszła w życie ustawa o „ochro-nie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych”. W jej wyniku nie zapalimy papierosa w lokalach o powierzchni mniejszej niż 100 m kw. Większe zespoły gastronomiczno-roz-rywkowe, jeśli chcą przyciągać palaczy, to muszą zainwestować w specjalnie wenty-lowane pomieszczenia. Zakaz objął także szpitale, placówki oświatowe, transport publiczny czy przystanki komunikacji miej-skiej. Chyba, że właściciel lub zarządzający obiektem zdecyduje się na wydzielenie specjalnego pomieszczenia dla amato-

rów dymu tytoniowego. – To zamach na wolność człowieka. Prohibicja już kiedyś była i nic dobrego z tego nie wynikło – oburza się Ania, studentka prawa. Nowe prawo już podzieliło społeczeństwo. „Nie chcesz, to nie idź do pubu” mówią prze-ciwnicy (co niepalący odbierze jako próba zawłaszczenia lokalu), a zwolennicy ripostują stwierdzeniem, że palić można w domu nie trując innych (amator palenia także pomyśli o przywłasz-czeniu knajpy). – Te przepisy są odpowiednie. Palacze są odpowiedzialni za zdrowie tych niepalących – oponuje Maciek z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.

Uzdrawianie narodu

Główną przyczyną zakazu jest właśnie zdrowie. Jak podaje Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) co roku z powodu bier-nego palenia umiera 430 tys. osób. Samych palaczy blisko 5 mln, z czego 1,5 mln to kobiety. Jeśli utrzyma się aktualna tendencja, to do 2030 roku na choroby odtytoniowe umierać będzie 8 mln osób, 2,5 mln kobiet. O szkodliwości palenia nie trzeba nikogo przekonywać. Tak samo jak o braku jakich-kolwiek plusów uzależnienia od tytoniu. Jednakże, pomimo ciągłej profilaktyki i powtarzania pustego sloganu „palenie nie

jest modne”, co raz więcej młodych ludzi sięga po papierosa. Wg eurostatu w Polsce pali aż 17% osób w wieku 15-24 lat. Co więcej, aż 1/3 kobiet w ciąży nie zrywa z nałogiem co prowadzi do przedwczesnych porodów, narodzin martwego dziecka czy raka szyjki macicy.

Kto straci, a kto zyska?

Tych rewolucyjnych zmian najbardziej obawiają się restaura-torzy. Jak wynika z badań TNS OBOP, aż 54% właścicieli lokali gastronomicznych obawia się spadku dochodów. Przykład Nowego Jorku pokazuje, że niepotrzebnie. Od czasu wprowa-dzenia zakazu palenia, obroty barów i pubów wzrosły o 9%. Na drugim biegunie znajduje się Irlandia. Zielona wyspa w 2004 r. jako pierwszy kraj w Europie wprowadził całkowity zakaz palenia. W ciągu sześciu lat zamknięto tam 11% wszystkich knajp. Wg naukowców główną przyczyną nie jest recesja czy większa akcyza, lecz zakaz palenia. Nie wiadomo czy będzie tak w Polsce. Pewne jest, że za puszczenie dymka w zakazanym miejscu, klient zapłaci mandat w wysokości 500 złotych. Co cie-kawe najczęściej palącymi ludźmi są ci najmniej zarabiający. W 2008r. Instytut Gallupa przeprowadził badania wg, których 34% palaczy zarabia poniżej 12 tys. dolarów rocznie. Najmniej-szą grupę stanowią osoby z zarobkami rzędu 90 tys. dolarów. Takich badań w Polsce nie przeprowadzono (lub do nich nie dotarłem), lecz te badania można spokojnie przenieść na nasz rodzimy grunt.

Na walce z nałogiem zyska koalicja rządowa. Walka o zdrowie obywateli zawsze dodaje kilka punktów poparcia. Nie straci także budżet. W ciągu ostatnich 11 lat wpływy z akcyzy wyro-bów tytoniowych wzrosły o prawie 10 mld złotych. W 2010 r. do Skarbu Państwa wpłynęło ponad 15 mld złotych. Politycy liczą na mniej palących i więcej pieniędzy. Paradoks? Nie do końca. Część społeczeństwa zawsze będzie palić, a wzrost cen papierosów prawdopodobnie wyrówna straty spowodowane odpływem palaczy. Inną sprawą jest przewidywany wzrost handlu papierosami, bez charakterystycznej banderoli, w sza-rej strefie.

Europa walczy z nałogiem

Największe restrykcje będą obowiązywać w Finlandii. Nowe prawo zakaże wystawiania na widok publiczny wyrobów tyto-niowych, które klient zakupi tylko z pod lady. Dodatkowo za sprzedaż produktu niepełnoletnim, sprzedawca otrzyma karę grzywny lub więzienia. Do tytoniowej krucjaty dołączyli także nasi zachodni sąsiedzi. Po raz pierwszy w historii niemieckie święto piwa - Oktoberfest - odbyło się przy zakazie palenia. Jeden z posłów do Parlamentu Europejskiego – Irlandczyk Arvil Doyle – wierzy w całkowity zakaz sprzedaży papierosów do 2025r. Pomysł ten nie ma praktycznie żadnych szans wyko-nania.

Oscar Wilde mówił: „Papieros jest doskonałym przykładem doskonałej rozkoszy. Sprawia przyjemność, a nie zaspokaja”. Od połowy listopada palacze doznają rozkoszy już tylko indy-widualnie. Piotr Bera

fot. photographer padawan *(xava du) / flickr.com

Page 10: NEGATYW #4

10

NEGATYW | styczeń 2011

ŻYJE PÓŁ ŻARTEM, PIJE SERIO

„Mam dwa zespoły, solo projekt, robię bity, mogę nawet zaskreczować ci co jest”. Tak przed pięcioma laty rapował bohater tego wywiadu. Chwilę później wyszła jego pierwsza solowa płyta pt. Alkopoligamia: Zapiski Typa, na której mogliśmy znaleźć pokrycie wersów zarapowanych na pierwszym long play’u 2cztery7 - Funk dla smaku. W konsekwencji Piotrek ma dziś na koncie 5 znakomitych płyt i parę sukcesów wydawniczych. Sprawdźcie, co do powiedzenia ma człowiek, który żyje pół żartem, ale za to pije serio. przed wami Ten Typ Mes.

W kwietniu 2009 światło dzienne ujrzała Twoja druga solowa płyta pt. „Zamach na przeciętność”. Upłynęło sporo czasu, powiedz mi czy plan się powiódł i czy ładunki eksplodowały w odpowiednim momencie?Tak absolutnie, wszystko z tą płytą poszło jak należy, a nawet powyżej moich oczekiwań. Jest naprawdę dobrze, bo na tej płycie mamy kilka stylów muzycznych, od takiego nowojorskiego hip-hopu przez G-funk po punk-rock i jakieś bluesowe wygrzewy. Oczywiście obawiałem się, że publika tego nie przyj-mie i nie skuma tych nowych prądów muzycznych, które przechodzą przez moje żyły, moją głowę i moją duszę, ale okazało się, że warto było przetestować publikę i sprawdzić czy są gotowi na nowe brzmienia. Był to ryzykowny krok, no ale okazało się, że są.

Nie da się ukryć, że wyszczuplałeś. Czy to zwiastun chudych czasów dla Alko-poligamii? Jakie są wasze dalsze plany wydawnicze?(śmiech) Wiesz, przez dłuższy czas nie przeszkadzało mi to, ale zobaczyłem jedno takie swoje zdjęcie, to było tuż po moich 27 urodzinach no i niestety wyglą-dałem jak ojciec trójki dzieci, który nic nie robi tylko pije piwo przed telewizorem i nie spodobało mi się to… Tak, schud-liśmy w Alkopoligamii przechodząc na

dietę mniej więcej w tym samym cza-sie, najwięcej schudł Stasiak… Odnośnie tego pytania czy chude czasy czy grube, no to już zależy od tego ile ludzi będzie ściągać płyty a ile kupować oryginały… Płyta Wdowy, która jest, wydaje mi się, najpiękniej wydaną płytą w polskim hip--hopie od milionów lat, mam na myśli całą poligrafię, papier, plakat dodany do płyty i grafikę Artura Hilgera, pokazuje, że warto kupować oryginalne płyty i jeżeli ludzie będą cały czas myśleć w ten sposób to czasy dla nas może nie będą grube, ale wystarczające żebyśmy wszy-scy mogli jeść codziennie odpowiednią ilość kalorii dzięki muzyce.

Tworzycie naprawdę imponujący skład – rapująca czołówka, świetny produ-cent, dj’e oraz management, który nie trąci amatorką. Zaczęły dołączać do was również utalentowane kobiety, np. Wdowa. Tworząc taką załogę można rzeczywiście pomyśleć, że „hezbollah jest mitem”. Jak układa się wasza współpraca w wytwórni? Jest ktoś kto gra pierwsze skrzypce czy każdy pociąga za swoją strunę?Każdy ma swoją strunę, moją struną jest muzyka, doradztwo muzyczne i pieczęć jakości bo uważam, że dysponuję pew-nym wyczuciem muzycznym, o gustach się nie dyskutuje, ale wyczucie mam i nikt mi tego nie odbierze... więc moją

fot. Piotr Litwic

Page 11: NEGATYW #4

11

NEGATYW | Żyje pół żartem, pije serio

rolą jest zastanawianie się nad muzycznymi ruchami. Nie są to pierwsze skrzypce w wytwórni, najwięcej pracy takiej stricte wykonują Łukasz Stasiak i Witek Michalak, którzy odpowiadają za promocję, reżyserowanie klipów i mnóstwo innych logistycz-nych działań, które są dla każdej wytwórni bardzo istotne. Ja myślę, że wszyscy lubimy swoje role i podchodzimy do tego cały czas zajawkowo. Wciąż jest to banda znajomych, która posta-nowiła wydawać muzykę i dzielić się nią jak najszerzej.

Co z 2cztery7? Jak myślisz, czy pochłonięty pracą menadżer-ską Stasiak, znajdzie czas na nagranie nowych zwrotek i czy status zaręczonego Pjusa nie będzie miał wpływu na treść nowych utworów? O ile są one planowane, a z tego co wiem to 2cztery7 nie zawiesza działalności?Nie, jak najbardziej nie zawiesza. Gdyby nie stan zdrowia Pjusa chętnie gralibyśmy cały czas we trzech. Pjus dopiero docho-dzi do siebie i zarapował jedną zwrotkę na razie, na koncercie. W każdym razie nie liczmy na to, że będzie pełna reaktywa-cja koncertowa, po prostu cyfrowy słuch Pjusa jest czymś nie do końca dobrym na koncerty. Jeżeli chodzi o album 2cztery7 musimy się wszyscy zastanowić, bo doszło do różnych prze-wartościowań w zespole od ostatniej płyty i należałoby się zastanowić jak wszyscy widzimy G-funk, jak słyszymy G-funk, musimy usiąść popić, pogadać. Na pewno nie wydamy albumu dlatego, że wypada go wydać po jakimś czasie czy dlatego, że przyniesie to jakieś pieniądze, nie, absolutnie. Musi to powstać ze szczerej potrzeby trzech gości, którzy uwielbiają G-funk i chcą dawać więcej takiej muzyki ludziom.

Stan zdrowia Karola nie pozwala mu na koncertowanie, co czujecie wtedy gdy zaczyna brakować jednego ogniwa? Czy macie kogoś kto zastępuje Pjusa?Nie, no nie ma takiego gościa, który byłby Pjusem koncerto-wym, my czasem rapujemy jego zwrotki i Karol nie ma z tym problemu. No tak życie się ułożyło, 1/3 zespołu zachorowała na turbo-rzadką chorobę, 2/3 radzą sobie z bólem serca i bez trze-ciego rapera jakim jest Pjus, który ma niepowtarzalną barwę głosu, z taką się urodził i nie jest łatwo go zastąpić.

Jeździcie sporo po Polsce, ostatnio koncertowałeś też w Wiel-kiej Brytanii, mocno promujecie G-funk na naszej rodzimej scenie. Zauważyłeś tendencję rosnącą Spalonych Innym Słońcem ,czy raczej na odwrót?Tak, wydaje mi się, że co raz więcej ludzi kuma naszą zajawkę na G-funk, czyli naprawdę energetyczną muzykę ze wspania-łym instrumentarium, funkowym instrumentarium i żaden inny gatunek, czy też podgatunek w hip-hopie nie da ci takich emocji jakie daje ci G-funk. Jeżeli nawet podobne emocje da ci nowojorska muzyka z nowojorskimi hitami to tylko do pewnego okresu. Do roku 2003 czy coś takiego, była to muzyka oparta na samplach, czyli zawsze było to czerpanie z cudzego dorobku, ja również robiłem takie bity i absolutnie nie mam z tym problemu bo to jest taki gatunek. Potem Nowy Jork w ogóle stracił jaja i brzmienie nowojorskie zaczęło chcieć być brzmieniem south side’owym, zupełnie niepotrzebnie. G-funk to jest ten podga-tunek w hip-hopie, który przez dobór instrumentów daje ci niesamowite emocje i myślę, że ludzie to zrozumieli, bo kiedy leci jeden sampel w kółko przez 4,5 minuty a oczekujesz czegoś więcej od muzyki no to G-funk jest dla ciebie, ponieważ tam cały czas coś się zmienia, wchodzi piszczała, żywy bas, klawi-

sze, nierzadko dęciaki. Dlatego właśnie wydaje mi się, że ludzie potrzebują po prostu tego urozmaicenia w muzyce.

Jak Tobie koncertuje się w mniejszych aglomeracjach, czy publika jakoś szcze-gólnie różni się od tej w Warszawie, Wrocławiu czy Łodzi?Nie, absolutnie. Czasami jest dużo lepiej w małych miejscach niż w dużych mia-stach.

W swoich tekstach bardzo często wspominasz o alkoholu. Jak on się ma do Twojej twórczości? Czy zdarza Ci się przesadzić np. na koncercie?Tak, na koncercie mi się zdarza, ale to trudno by wymienić gatunek muzyki gdzie ludzie, którzy lubią wypić nie nabroili parę razy. Czy jazz, czy muzyka poważna… ja myślę, że ci wszyscy ludzie na konkursach Chopinowskich są nachlani w trzy dupy cały czas. W każdym razie takie jest życie, alkohol, muzyka i emocje dają często genialne połączenia, a artyści, którzy przestali pić i nawrócili się na Jezusa, wegetarianizm i temu podobne prądy myślowe często skończyli się artystycznie. Ja wolę podej-mować tutaj to ryzyko i czasem mieć jakiś wypadek, czy wtopę na scenie, ale lekką, bo nie jest tak, że zarzygałem się kiedyś na koncercie, upadłem i zemdla-łem, to są jakieś delikatne, minimalne błędy, które raz na wiele koncertów się zdarzą. Jeżeli to się zacznie częściej powtarzać to po prostu będę pił mniej, ale na razie absolutnie to kontroluję.

Dla niektórych używką jest miłość do kobiety, dla jeszcze innych jest miłość do swojego syna, dla kogoś innego jego używką jest miłość do prawej ręki albo do jointów. Dla mnie dwie podstawowe używki to muzyka i alkohol, bo dają mi najwięcej emocji.

Na zakończenie powiedz mi jaki jest Twój ulubiony pisarz, poeta i dlaczego jest to Charles Bukowski?Jest to Charles Bukowski, wiersze Char-lesa w ogóle mi nie podchodzą, ja w ogóle z poezją jestem na bakier i uważam, że jest tam wiele niepotrzebnych słów i nie służą one mojemu rozwojowi intelek-tualnemu, wręcz przeciwnie bo jestem znudzony czytając poezję, również Charlesa. Natomiast jeżeli chodzi o prozę Charles Bukowski był szefem i szkoda, że napisał tak dużo wierszy, a tak niewiele opowiadań i powieści, ale te, które są, są godne polecenia. Wydawnictwo Noir Sur Blanc - polskie wydawnictwo, które wydaje Charlesa. Pozdrawiamy wydaw-ców Bukowskiego w Polsce, gdyż mieli odwagę żeby to przetłumaczyć i zro-bili to świetnie, nie znam tych ludzi, ale jeżeli znajdziecie Charlesa Bukowskiego w księgarni to macie mój znak jakości „M”.

Rozmawiał Filip Bartczak

fot. http://hhlives.blogspot.com/

Page 12: NEGATYW #4

12

NEGATYW | styczeń 2011

Interaktywna platforma DokonajWyboru.pl jest autorskim projektem sześciorga studentów z kierunku dziennikarstwo i komunikacja społeczna, specjalność

media cyfrowe w Dol-noś ląsk ie j Szko le Wyższe j . K laud ia Grohs, Paulina Supeł, Paweł Madeja, Krzysz-tof Mossakowski , Mateusz Supeł i Rafał Pabierowski, czerpiąc inspiracje z praktyk uczelni zagranicznych, postanowili stworzyć projekt, który nie będzie sztampową wycieczką uczelnianymi kory-

tarzami w asyście komentatora. Młodzi twórcy postanowili stworzyć wirtualny świat, w którym użytkownik sam decyduje o prezentowanych mu treściach. Platforma jest bowiem syntezą gry komputerowej i interaktywnego filmu. Gracz wędruje po ogromnej rysunkowej mapie, na której umieszczonych zostało 13 interaktyw-nych prezentacji, w niekonwencjonalny sposób informujących użytkownika o moż-liwościach wyboru przyszłej ścieżki zawodowej. Czerpiąc z praktyk uczelni zagranicznych, na których odchodzi się od sztampowej wideowycieczki po budynku w asyście studenta-komentatora, auto-rzy postanowili stworzyć wirtualny świat, w którym użytkownik sam decyduje o przedstawianych mu treściach.- Chcieliśmy, aby platforma, którą stwo-rzymy, wyróżniała się na tle prezentacji

innych uczelni. Aby zapewniała użytkow-nikowi rozrywkę i dostarczała konkretnych informacji - mówi Krzysztof Mossakowski, współtwórca DokonajWyboru.pl.

Praca nad projektem trwała 3 miesiące i zaangażowała w sumie 11 osób (6 twórców + 5 aktorów). Oprócz samego portalu powstały strony fanowskie, np. na Facebooku, na którym organizowana jest pierwsza z trzech planowanych edycji konkursu.

Jaka jest przestrzeń akademicka Dol-nośląskiej Szkoły Wyższej? Można ją zobaczyć na DokonajWyboru.pl. Autorzy interaktywnej gry zachęcają również do aktywności na Facebook’owym profilu projektu, gdyż właśnie tam ruszył konkurs na najciekawsze rozwinięcie skrótu DSW. Co można wygrać? Między innymi cyfrową ramkę, dysk pamięci i inne gadżety, które mogą być łakomym kąskiem dla użytkow-ników sieci.

Nadzór nad całym projektem, sprawowała Magdalena Dyderska, brand manager i inicjatorka projektu z Biura Promocji Dol-nośląskiej Szkoły Wyższej. - To jej wsparcie i profesjonalizm, zapewnił powodzenie całej inicjatywie i za to właśnie chcieliby-śmy pani Magdzie gorąco podziękować - mówi zgodnie cala grupa. Nowatorskie podejście do promocji Dolnośląskiej Szkoły Wyższej polecamy sprawdzić samemu na www.dokonajwyboru.pl, zachęcamy rów-nież do aktywności na Facebook’owym profilu.

„Chcieliśmy, aby plat-forma, którą stworzy-my, wyróżniała się na tle prezentacji innych uczelni. Aby zapewniała użytkownikowi rozrywkę i dostarczała konkret-nych informacji

ODKRYJ WIRTUALNY ŚWIAT DSW

fot. facebook.com/DokonajWyboru

fot. facebook.com/DokonajWyboru

fot. facebook.com/DokonajWyboru

fot. facebook.com/DokonajWyboru

Page 13: NEGATYW #4

13

NEGATYW | Odkryj wirtualny świat Dolnośląskiej Szkoły Wyższej

fot. facebook.com/DokonajWyboru

fot. facebook.com/DokonajWyboru

Page 14: NEGATYW #4

14

NEGATYW | styczeń 2011

„PUNKTY WIDZENIA

Początek lat 90. Listy najlepiej sprze-dających się płyt okupuje U2, REM, Guns’n’Roses, Metallica, AC/DC...W tym samym czasie na niezależnej muzycz-nej scenie brytyjskiej pojawia się zespół o dziwacznej nazwie-Maniakalni Uliczni Kaznodzieje. Już sam wizerunek czwórki przyjaciół budzi kontrowersje-sterczące włosy, mocne makijaże, białe obcisłe Levisy, damskie bluzeczki z hasłami „zabij się”, „jestem twoją laleczką”, prze-dawkowanie telewizji” itd. Rok 2001. Zespół oddaję koncert-manifest poparcia dla Fidela Castro na Kubie. Po koncercie grupa spotyka się z dyktatorem. Kryty-kowani i oskarżani przez masy rozpętują burzę. Rok 2010. Manic Street Preachers

wyda je dz ies iąty z kolei album- „Post-cards from a young man”. Nowa płyta wywołuje sprzeczne emocje, dzieli fanów i krytyków. Minęły dwie dekady. Manicy trochę się uspokoili, ale jak słychać nadal szokują. „Postcards from a young man” spada na nas jak grom

z jasnego nieba. Miesiąc za wcześnie, po roku przerwy krążek walijskiego zespołu rockowego we wrześniu ponownie zdobi półki Empików. Na płycie słychać przede wszystkim, że panom z zespołu prze-jadło się surowe, ostre brzmienie gitar. Pesymistyczne, buntownicze teksty, smutek w głosie odchodzą do lamusa. Wydaje się, że trójka przyjaciół stara się zapomnieć o posępnej przeszłości, która niejednokrotnie odcisnęła się na depresyjnym odcieniu ich muzyki. Starzy fani słuchając „Postcards from a young

Rok 2001. Zespół oddaję koncert-manifest popar-cia dla Fidela Castro na Kubie. Po koncercie grupa spotyka się z dyktatorem. Krytykowani i oskarżani przez masy rozpętują burzę.

man” pewnie powiedzą, że to już nie jest ten sam Manic Street Preachers z lat 90. Owszem, nie jest. Jednak, czy inny zawsze oznacza gorszy? Agnieszce Chy-lińskiej przemiana nie wyszła na dobre. Manicy zaskoczyli mnie pozytywnie. Walijskie trio tym razem częstuję nas dawką popowej przebojowości w cha-rakterystycznym brytyjskim stylu. Momentami czuć łagodny, melodyjny, eteryczny rock. Wszystko to ską-pane w słodkości spod znaku Beatles. Kawałki wpadają w ucho niczym woda spod prysznica. Nie można zapomnieć o zniewalającym głosie wokalisty, który rozpływa się w uszach jak wedlowska czekolada. Bradfield dawno nie brzmiał tak przekonywająco. Szkoda, że wyrzucił z siebie zadziorną chrypę. Najwyraźniej nie pasowała do konwencji płyty. O gło-sie basisty nie można już powiedzieć tyle dobrego. W jego przypadku potwierdzają się słowa, że śpiewać każdy może, jak go nikt nie słyszy. Na szczęście solo ma tylko w jednym utworze, więc można

fot. Nik Sibley / flickr.com

Page 15: NEGATYW #4

15

NEGATYW | Punkty widzenia

„Gdyby Manic Sreet Preachers wciąż był jednym z moich ulubionych zespołów z pewnością bym się tu nie wypowiadał. Ani bym nie chwalił, ani nie ganił. Wtedy ciężko być obiektywnym. No, ale, że od czasów This Is My Truth Tell Me Yours zespół niczego równowartościowego nie nagrał, dziś mogę zdobyć się na trzeźwy ogląd. Rzeczywiście, kiedyś byli wyjąt-kowi, dziś są jednymi z wielu. Po odsłuchu Postcards From A Young Man jedyne, co na mnie spadło to rozczarowanie. Naprawdę bardzo chciałem. By tym razem się udało. Wydać album porażający. Taki, żeby zamknąć usta wszystkim. W tym także mnie. Że niby zespół się skończył, że niby ciągnie karierę na siłę. A tak, od 1998 roku totalna posucha. Chociaż daleki jestem od dostawiania ostat-niej kreski do szubienicy, nie mogę nie ulegać wrażeniu wielkiego wysiłku, z jakim grupie przychodzi nagrywa-nie kolejnych płyt. Na płycie słychać przede wszystkim, że panom z zespołu przejadło się surowe, ostre brzmienie gitar. Pesymistyczne, buntownicze teksty, smutek w głosie odchodzą do lamusa. Właśnie w tym widzę najwięk-szą słabość wydawnictwa. Na dwóch, trzech poprzednich ogólne wrażenie ratowały pewna zadziorność i złość. Największe utwory Manic Street Pre-achers powstawały w aurze nostalgii i depresji. Pocztówki zostały odarte z jednego i drugiego. Także z jakiejkol-wiek ideologii. Bluzeczki z hasłami: zabij się, jestem twoją laleczką, przedawko-wanie telewizji, poruszanie tematów XX-wiecznej zbrodni, cywilizacyjnych chorób, socjalistyczne nastroje. Nieza-

Rzeczywiście, kiedyś byli wyjątkowi, dziś są jednymi z wielu. No, ale, że od cza-sów This Is My Truth Tell Me Yours zespół niczego równowartościowego nie nagrał, dziś mogę zdobyć się na trzeźwy ogląd.

leżnie od osobistego stosunku odbiorcy, walczono o coś. O coś chodziło. Od kilku lat nie chodzi o nic. Postcards From A Young Man jedynie w ten nurt się wpisuje. Manic Street Preachers AD 2010 to po prostu zespół. Być może właśnie pop, jak pisze Ewelina. Ale czy jest aż tak przebojowy? Bo brytyjski na pewno. Na moje oko zdecydowanie bra-kuje nośnych melodii i utworów, które mogłyby skopać tyłek. Na tym tle wybija się jedynie Some Kind Of Nothningness. A precyzyjniej, jego zwrotki. W dalszych częściach kapela udaje się w różne strony. Najbardziej przeraża jednak patos. Pompatyczne aranżacje w The Descent, heroiczne zaśpiewy w (It’s Not War) Just The End Of Love, czy wzniosły chór na koniec Golden Platitudes. Cza-sem próbują zabrzmieć właśnie bardziej jak Queen niż The Beatles. A czasem jak Blur. I to właśnie The Future Has Been Here 4 Ever wypada najkorzystniej ze stawki. Zupełnie odklejony od całości, inny w klimacie. Po prostu dobry.

Smyczki, fortepiany, chóry itp. To tak naprawdę żadne smaczki. Raczej głazy, które z powodzeniem ciągną album na samo dno. Manic Street Preachers w obecnym czasie służy prostota. Kolejna This Is My Truth Tell Me Yours już nie powstanie. Ja się z tym pogo-dziłem. Zespół najwyraźniej nie. Bo być może, faktycznie, nie jest on zakład-nikiem publiczności, za to wtórności owszem.

Michał Baniowski

WIELKI WYSIŁEK

mu to wybaczyć. Wokalnie zepsuty „The Future Has Been Here 4 Ever” naprawia chóralny śpiew z lat 60 i dźwięk trąbki w wykonaniu perkusisty-Sina Moora. Riff z singlowego „(It’s Not War) Just The End Of Love” przypomina “Friday I’m In Love”zespołu The Cure. W dalszej czę-ści wielobarwne aranżacje przywołują klimat Queen. Tytułowe przesłanie ideal-nie zilustrował teledysk, który odtwarza pojedynek szachowy między Garri Kasparowem a Bobbym Fischerem. W „A Billion Balconies Facing The Sun” do melodyjnego popu wkrada się punk. Słyszymy łagodne brzmienie gitar, prostą progresję akordów, nerwowy rytm, szyb-kie tempo. Mocniejszy, przeszywający dźwięk wiosła i styl Bowiego wyłowimy w „Auto Intoxication”, gdzie nastrojowy śpiew kontrastuje mocne uderzenia. Na płycie znajdziemy dużo „smaczków” w postaci chóru gospel, smyczkowych kwartetów, hipisowskiej aury, czy goś-cinnego występu byłego basisty Guns N’ Roses-Duffa McKagana. Wszystkie utwory są jak tytułowe pocztówki-róż-nobarwne, lekkie, łatwe do zapamiętania. Koneserzy brytyjskiej muzyki rocko-wej lat 70 jak i miłośnicy chwytliwego popu zakochają się w „Postcards from a young man” od pierwszego usłyszenia. Co poniektórzy wieloletni fani Maniców będą wybrzydzać i kręcić nosem, że jest za słodko, mało ambitnie, komer-cyjnie... Manic Street Preachers nigdy nie przywiązywali większej wagi do opi-nii miłośników ich muzyki. W jednym z wywiadów powiedzieli, że chcą być sobą, a nie zakładnikami publiczności. Z każdym nowym albumem tracili sta-rych fanów jednocześnie pozyskując nowych. Myślę, że są jednym z nielicz-nych zespołów, które „niczego się nie wyrzekają i do niczego się nie przywią-zują”. Zarówno do fanów jak i muzyki. Każdy ich album różni się od poprzed-niego. Pomimo upływu lat wciąż są kreatywni, młodzi duchem, wciąż zaska-kują. „Postcards from a young man” jest doskonałym świadectwem rozwoju muzycznego grupy. Muzykę tej kapeli mogę polecić z czystym sumieniem. Smacznego.

Ewelina Łukasik

Page 16: NEGATYW #4

16

NEGATYW | styczeń 2011

CAŁY TEN JAZZ

większej części tych postaci z powodu oczywistego, jakim jest brak miejsca w artykule. W zamian za to zdradzę, co zrobią nie-długo po zakończeniu prac nad kolejną płytą Dody, Feela, czy Michała Wiśniewskiego. Najprawdopodobniej naprędce wrzucą swoje gitary, werble i inne dźwiękodajne przedmioty do samo-chodów, po czym z piskiem opon ruszą w kierunku zadymionych pubów. Tam przez jakieś dwie, może trzy godziny będzie trwał spektakl wyjaśniający, dlaczego zamiast grać w piłkę i balować za młodu, woleli przez kilka godzin siedzieć na łóżku w swoim pokoju i ćwiczyć. Krótko mówiąc zaprezentują prywatne projekty muzyczne. Nazajutrz ta historia się powtórzy.

Nie piszę o tym dlatego, że w Polsce aby posłuchać na żywo szeroko pojętej muzyki jazzowej trzeba jej z latarką w piwnicy szukać. Można pojechać na chyba najbardziej znany festiwal Jazz Jamboree lub znaleźć coś dla siebie w ofercie Warsaw Summer Jazz Days. Mimo wszystko jest to w tym kraju nadal muzyka niszowa, skierowana do wąskiego grona słuchaczy. Tym samym ciągle mało opłacalna, a z czegoś przecież żyć trzeba. Wśród jazzmanów znalazłoby się z pewnością co najmniej kilku, którzy dorabiają na weselach, czy też zamiatają chodniki w wol-nych chwilach. Nie każdy ma szansę na dużą wypłatę i granie z największymi sławami. Warto o tym wiedzieć i być świadomym obecności tych ludzi wokół nas, bo często właśnie tak jest - choć słyszymy ich dźwięki nawet kilka razy w ciągu dnia, mijamy na ulicy, nie zdajemy sobie sprawy z ich istnienia.

W czasie gdy to piszę kilku moich, a może i waszych kolegów zasypia nad notatkami z teorii muzyki. Jutro spędzą prawdo-podobnie kilka godzin na próbach oraz grając w domu. Po co?

W tym roku na warsztatach wspomniany wcześniej Wojtek Pilichowski poprosił o podniesienie rąk tych z nas, którzy chcą w przyszłości zostać gwiazdami. Oczywiście wszyscy się zgłosili. Oto co nam widząc to powiedział:Słuchajcie, możecie być pewni, że większości z was się to nie uda. Będziecie grali wyłącznie w domu albo nawet występując, dorabiali na boku. Jeśli zastanawiacie się teraz, czy wasza gra ma sens i ogarniają was wątpliwości, wyobraźcie sobie taką sytuację: Czekacie w kolejce w sklepie mięsnym. Wokół was inni usiłujący kupić schab lub kiełbasę. Jesteście tacy sami jak oni. Nie wiecie kim jest Carlos Santana, nie potraficie wydobyć dźwięku na gitarze, nie słyszeliście niczego o jam session. Jak-byście się z tym poczuli? O tak, mówię wam – dzięki waszej grze jesteście w innej sferze życia.

Nawet, jeżeli wolimy inne style, warto wiedzieć o istnieniu jazzu. Jest wśród nas obecny stale, tak samo jak muzyka klasyczna czy rockowa. Naszym telewizyjnym idolom jazzmani nieraz kom-ponują utwory. Na stronach internetowych słyszymy smooth jazzowe podkłady. Gwiazdy pokroju Robbiego Williamsa czy Christiny Aguilery organizują występy, których głównym tema-tem jest swing. Zrodzony w Nowym Orleanie jazz rozbiegł się po świecie. Dotarł nawet do Polski, gdzie zakazywany w okresie panowania ZSRR, po jego rozpadzie dotarł do serc muzyków i zmotywował niejednego do dalszego rozwijania swojego talentu. Jeżeli już ktoś z Was podejmie się próby zrozumienia tej muzyki to uprzedzam - wciąga jak sokowirówka.

Błażej Szczęsny

fot. Amon_Re / flickr.com

Dziesięć lat po dziesięć godzin dziennie! – tak zawsze odpo-wiada jeden z czołowych polskich basistów Wojtek Pilichowski, na pytanie ile czasu trzeba spędzić przy instrumencie aby dojść do jego poziomu. Urodził się w Warszawie, gdzie jak powszechnie wiadomo, są miejsca bardziej lub mniej przyjazne człowiekowi. On sam wyznaje, że tam skąd pochodzi miał do wyboru grać lub chlać. Wybrał granie i chyba tylko on sam oraz jego sfrustro-wani sąsiedzi wiedzą, czy naprawdę siedział z basem tyle czasu. Istotniejszy jest fakt, iż jego partie pojawiły się już na około 120 płytach przeróżnych wykonawców, z których można wymienić choćby Kasię Kowalską, Natalię Kukulską czy Marylę Rodowicz.

Ludzi jemu podobnych jest wielu. Czasem słuchając nagrań prezentowanych w najpopularniejszych radiostacjach - zwłasz-cza jeśli sami muzykujemy - w duchu podziwiamy możliwości współczesnego studia oraz zastanawiamy się ile taka jakość mogła kosztować. Nie wszyscy jednak mają świadomość, że to brzmienie nie jest wyłącznie zasługą dobrego sprzętu i masteringu. Biorąc do ręki płyty nawet takich wykonawców jak Ich Troje czy Video, znajdziemy gdzieś w pudełku listę nazwisk, która zwykłym, szarym zjadaczom chleba zbyt wiele nie powie. Oto muzycy sesyjni, najczęściej ściśle związani z jazzem, któ-rym zaproponowano – oczywiście za przyzwoitą kasę – udział w pracach nad krążkiem. Dlaczego właśnie im? Otóż zrobią to najlepiej i w najkrótszym czasie. Nie wymienię tutaj nawet

Świadomi czy nie, stykamy się w Polsce z muzykami jazzowymi bardzo często. Część z nas na dyskach komputerów skwapliwie kolekcjonuje kolejne płyty Krzysztofa Ścierańskiego czy Henryka Miśkiewicza. Reszta po prostu włącza radio.

Page 17: NEGATYW #4

17

NEGATYW | Kobieta...

KOBIETA...

Kobieta ryba - czuje się jak w wodzie w spódnicy ołówkowej i szpilkach 8 cm. Pozornie. Spódnica uniemożliwia jej wejście do tramwaju. Szpilki spacer po wybrukowanej kostce na wrocławskim Rynku ( i nie tylko). Dla kobiety ryby nie jest to istotne, bo lubi dobrze wyglądać.

Kobieta słoń - często myśli, że jest kobietą patyczakiem, zwłaszcza kiedy wybiera ubrania kuse, odsłania-jące wszystkie jej mankamenty (dla niej walory). Jej ulubiony rozmiar to XS i S. Spódnice-mini. Spodnie-szorty. Bluzki tylko obcisłe.

Kobieta patyczak - przeciwień-stwo kobiety słonia. Kobieta patyczak myśli, że jest kobietą słoniem. Zakłada workowate stroje, by zakryć zbędne kości (dla niej tłuszcz).Jej ulubiony rozmiar to XL. Ubiera wszystko, co szerokie, długie, czarne.

Kobieta płaszczka - już sama nazwa wskazuje na to, że jest płaska. Jednak ona nie może się z tym pogodzić. Oszukuję siebie i mężczyzn, kupując bie-liznę typu push-up. Czuję się atrakcyjna

i adorowana do momentu, w którym nie musi jej zdejmować.

Kobieta byk - agresywnie reaguje na osobniki swojego gatunku. Bez skru-pułów zniszczyłaby wszystkie atrakcyjne i inteligentne kobiety, które nie daj Boże mogłyby okazać się lepsze od niej. Kobieta byk nie pozwala spotykać się swojemu mężczyźnie z osobnikami ładnymi. „Nie, bo nie”, „Albo one albo ja- wybieraj!” -to jej argumentacja.

Kobieta sroka - doskonale reaguje na złoto, platynę i wszystkie kamienie szlachetne.Jej styl przypomina bożonarodzeniową choinkę. Wyznaję zasadę-wszystko piękne, co się mocno świeci.

Kobieta myszka - z gatunku sza-rych uważa, że jest do niczego. Nigdy nie sprzeciwia się mężczyźnie, obawiając się porzucenia. Przeprasza, nawet kiedy nie jest winna. Często do niego dzwoni i mówi:„Proszę, oddzwoń”, później dyżu-ruje pod telefonem jak początkująca sekretarka. Ulubione powiedzonko-„Tak, kochanie”.

Kobieta kameleon - zmienia się z prędkością światła o każdej porze dnia i nocy z ważnego powodu lub bez powodu.

Kobieta pelikan - łyka komple-menty swojego mężczyzny z szybkością bolidu Kubicy.Gdy gaśnie światło słyszy:„jesteś najpięk-niejsza,...”. Rano wstaje z dumą pawia. Lustro nie jest jej potrzebne. Oko mężczyzny-kobiety pelikana wie od zwierciadła lepiej, kto jest najpiękniejszy w świecie.

Kobieta osa - „Ma prawo być zła i wyprowadzona z równowagi z każdego powodu, prawdziwego lub wymyślonego, o każdej porze i w każdych okolicznoś-ciach jakie, w swej jedynie słusznej ocenie uzna za stosowne. Mężczyzna nie może dostać tżadnych wskazówek dlaczego kobieta jest zła, lub co ją wyprowadziło z równowagi.”

Ewelina Łukasik

fot. Leszek Golubiński / flickr.com

Page 18: NEGATYW #4

18

NEGATYW | styczeń 2011

KULTURA NEGATYWNA by Michał Baniowski

Antony And The Johnsons – Swanlights

Od momentu nagrania “I Am a Bird Now” Antony nie jest już tak przy-stępny dla słuchacza. W „The Crying Light” trzeba się uważnie wsłuchać. W „Swanlights” tym bardziej. Chwila dekoncentracji zabiera najprzyjem-niejsze. Bo Hogarty jeszcze nigdy nie był tak emocjonalny i namiętny. I nie śpiewał z Bjork. Muzyka grupy zachwyca, a jej popularność pozwala myśleć, że świat może nie jest wcale taki zły.

Professor Green – Alive Till I’m Dead

Debiut Brytyjczyka przerasta ocze-kiwania. Wyrazistość, kreatywność i pewność siebie. Chłopak jest krnąbrny i szalenie bystry, a Jego muzyka brudna i połamana. Przy czym niezwykle przebojowa. Czerpie z grime’u, elektroniki i d’n’b. Mówi dużo i z sensem. Plus mistrzowskie potraktowanie INXS i The SOS Band.

Do tej pory artykuły mojego autorstwa

poświęcone radiu opowiadały

o tym, co się w nim dzieje. Od tej pory będą zachęcały Was do słuchania konkretnych audycji.

JAZZGOTprowadzenie: Jan Menteltemat: jazzramówka: wtorek, 21:00 – 22:00

Najbardziej klimatyczny z nada-w a n y c h p r o g r a m ó w . Ś c i ś l e ukierunkowany na konkretny gatunek. Nie dopuszcza wyjątków. Prezentuje zarówno klasykę jak i zjawiska zupeł-nie nowe. Oswaja nieokiełznane. Tak trudną muzykę jaką jest jazz stwarza przystępną dla słuchacza.

VIVA LA LIGAprowadzenie: Paweł Zapałatemat: piłka nożna/Hiszpaniaramówka: środa, 17:00 – 18:30

Audycja dla znawców. Miłośników finezji, polotu i techniki. A konkretnie tej w futbolu. Hiszpańska Primera Division jest najlepsza na świecie. W naszej ramówce VIVA LA LIGA zajmuje równie silną pozycję. Autor prowadzi swojego bloga i czynnie piłkę uprawia.

ROZMOWA KONTROLOWANAprowadzenie: Piotr Beratemat: bliżej nieokreślonyramówka: czwartek, 15:30 – 17:00

Ciekawe wydarzenie, interesujący gość, kultura, sport i polityka. Prowa-dzący przebiera w tematach, za to nie w środkach. Często odważny i dwu-znaczny. Mówi o rzeczach ważnych i trywialnych. Zawsze jednak mruży do słuchacza oko. Każda kolejna audy-cja to nowy wątek do omówienia.

Michał Baniowski

Weezer – Hurley

Jeśli można było ich lubić za pojedyn-cze piosenki takie jak „Hash Pipe”, „Island In The Sun” czy „Buddy Holly” tak za całe albumy już niekoniecznie. Podobnie jest w przypadku „Hur-ley”. Z tą różnicą, że Weezera już nie można lubić za pojedyncze piosenki.

Page 19: NEGATYW #4

19

NEGATYW | Subiektywny przegląd knajp

SUBIEKTYWNY PRZEGLĄD KNAJP

Klub 13

„13-stka” znajduje się w pasażu Niepolda i jest baaardzo spor-towym klubem. Na ścianach wiszą gabloty reprezentujące różne sporty, od kolarstwa, przez piłkę nożną i koszykówkę, aż do niszowego jeszcze w Polsce baseballu. W gablotach z piłką i koszykówką znajdują się oczywiście koszulki, piłki i puchary naszych rodzimych drużyn, czyli Śląska Wrocław. Ceny są całkiem przyjazne dla studenckiej kieszeni, bo piwo Zamkowe kosztuje tylko 6 zł za pół litra, a za 0.33 l- 4 zł. Jeśli ktoś, podobnie jak ja, nigdy wcześniej nie słyszał o tym trunku i obawiałby się nowych smaków, mogę uspokoić jego obawy i zachęcić do skosztowania- choć sama nie spróbowałam, ze sprawdzonego źródła wiem, że mimo niskiej ceny piwo jest w porządku. Żywca zna każdy, a więc i cena jest wyższa, ale 5 zł za małe i 8 za duże piwo, to też nie jest znowu tak strasznie drogo.Zdecydowanym plusem 13stki są bardzo duże loże, mogące pomieścić nawet kilkanaście osób. Mecz ze znajomymi nie będzie stanowić problemu, bo na czas rozgrywek rozwieszone są dwa pokaźnej wielkości telebimy oraz dwa telewizory, a wszystko umiejscowione w różnych punktach sali, żeby mecz można było obejrzeć z każdego miejsca. A na wypadek gdyby podczas meczu trafiło się kilka niezainteresowanych kobiet, jakiś zmyślny człowiek postawił w kącie lotki. I za to w imieniu wszystkich kobiet mu dziękuję.

Marcela Świeboda

Klub Gafa

Klub mieści się w pasażu Niepolda, ale jest tak ukryty, że do niedawna nie mia-łam pojęcia o jego istnieniu. Zaprowadził mnie tam znajomy i na początku byłam nieco przerażona obskurnymi drzwiami i schodami. Tym większe było moje zdzi-wienie, gdy weszliśmy do środka- duży, świetnie wyglądający klub, inny niż wszystkie.Inny, ponieważ w przeciwieństwie do klubów, które wyglądają zazwyczaj nie inaczej jak tylko nowocześnie, ma swój własny charakter i klimat – filmowy. Na ścianach wiją się taśmy filmowe ze scenami i cytatami znanych szlagierów kinowych, na jednej z nich są wypisane nazwiska aktorów wraz z liczbą Osca-rów, które otrzymali. W tej głównej sali jest też całkiem spory parkiet, który w czwartki po godzinie 22 zamienia się w scenę do karaoke, a kawałek dalej dla nietańczących i nieśpiewających stoi stół do piłkarzyków.

Druga sala, mniejsza, jest równie cie-kawa. Zainspirowana filmami o 007, posiada wypisaną na ścianie kolekcję wszystkich filmów o Bondzie. Na innej ścianie są sylwetki kobiet agenta Jego Królewskiej Mości oraz, oczywiście, obrazy z wszechobecnym w filmach Mar-tini. Dla tych, których zmęczyło śpiewanie mniej lub bardziej podpitych znajomych, w sali 007 znajdują się 2 stoły bilardowe, do których można w każdej chwili uciec. Ceny są takie same jak w 13-stce, w końcu kluby mają tego samego właści-ciela i znajdują się obok siebie. Mając na uwadze ceny, wystrój, muzykę i osobliwy klimat tego klubu, naprawdę GORĄCO POLECAM.

Marcela Świeboda

fot.: Michał Baniowski

fot.: Michał Baniowski

Page 20: NEGATYW #4

20

NEGATYW | styczeń 2011

DYNAMICZNY DIESEL

rzałem większość opinii znajdujących się w sieci. W sumie zdania były podzielone. Jedni uważali Golfa IV generacji za bardzo udaną i bezawaryjna konstrukcje, inni wieszali na nim psy. Niestety nie wie-działem czy będzie to jednostka TDI, SDI czy benzyna dlatego miałem utrudnione zadanie. Producent oferował ich bar-dzo wiele. Topowa benzyna to 3.2 R32 241KM. Miałem nadzieje, że będzie to diesel, ponieważ uwielbiam klekot tych silników, a co za tym idzie ich oszczęd-ność.

Godzina prawdy

Nadszedł ten dzień i godzina...Udałem się na parking za uczelnią. Srebrny 3 drzwiowy golf z delikatnym spojlerem na tylnej klapie. 17-calowe aluminiowe obrę-cze Volkswagena, przyciemniane szyby. Pierwsza myśl: ‚kozak’ a szczególnie te alusy. Witam się z właścicielem, który okazuje się moim znajomym z uczelni...Wnikliwe spojrzenie i 3 litery ‚TDI’ na czerwonym tle, co oznacza 150 koni mechanicznych w samochodzie ważącym niewiele ponad 1,2 tony. Myślę: ‚super kozak’. Moje podniecenie nie trwało długo. Otworzyłem maskę a na plastikowej

VOLKSWAGEN GOLF IV TDI (1997- 2003)Pierwsza myśl: naczelny strasznie mnie wkopał. Do tej pory nie miałem do czynienia z golfami. Jeśli coś obijało mi się o uszy, to tylko to, że to auto dla dresiarzy lub ludzi, którzy lubią się lansować.

SMS

W piękny sobotni letni wieczór dostałem wiadomość od naczelnego: „W ponie-działek jesteś umówiony z Golfem IV pod uczelnią. Pozdro”. Pierwsza myśl : naczelny strasznie mnie wkopał. Do tej pory nie miałem do czynienia z golfami. Jeśli coś obijało mi się o uszy, to tylko to ,że to auto dla dresiarzy lub ludzi, któ-rzy lubią się lansować. Ja właściwie nie miałem wyrobionego zdania. Mam wielu kolegów, którzy są zakochani w swo-ich golfach, a są porządnymi ludźmi. Nie wiem skąd taki stereotyp. Pewnie jak zwykle z zazdrości. W niedziele przej-

fot. 19seventynine / flickr.com

fot. odelorme / flickr.com

Page 21: NEGATYW #4

21

NEGATYW | Dynamiczny diesel Volkswagen Golf IV

pokrywie silnika widniała tylko ostatnia literka na czerwono. Wniosek - 110KM. Ziomek nie potrafił powiedzieć czemu tak jest. Ja mam na to 2 teorie. Poprzedni właściciel chciał wzbudzić respekt wśród innych kierowców znaczkiem z innego golfa lub auto było po prostu ‚bite’. Ktoś kto je składał, nie wiedział co składa... W naszych polskich realiach jest to nie-stety chleb powszedni. Jak się później okazało auto miało ‚dzwona’ w okolicach tyłu - nierówne odstępy miedzy drzwiami a karoserią.

Jazda próbna

Licznik wyskalowany do 220km/h i niebieskie podświetlenie deski rozdziel-czej-coś pięknego. Egzemplarz niestety bez klimy, 2 x elektryczne szyby, lusterka plus szyber dach, elektryczny zamek z pilotem, wspomaganie, 2 x PP, ABS. Ciemne wykończenie wnętrza, które bar-dziej dołuje niż rozwesela. Faktem jest ze fotele bardzo wygodne. Jak to w wersjach 3 drzwiowych z tyłu najwygodniej będzie tylko dwóm osobom. Z przodu za to dużo miejsca na nogi co idzie na plus. Dodat-kowo podłokietnik w miejscu ‚tunelu’. Na liczniku 248 tyś. przebiegu - jak na te jednostkę niezbyt dużo. Odpalam i słyszę charakterystyczny dla tych silni-ków ‚klekot’. Poezja dla ucha miłośników diesli. Zapinając pasy widzę strasznie powycierane boki drzwi, a dokładnie ich uchwyty. Idąc tym tropem widzę wytarta kierownice. Efekt niedbałego użytkowania lub dużo większy rzeczywisty przebieg. Wciskam sprzęgło i nie mogę wrzucić

pierwszego biegu. Powtarzam czynność jeszcze raz. Bieg wskakuje, ale tak być nie powinno. Pytanie dlaczego? Więk-szy rzeczywisty przebieg, niewłaściwe użytkowanie. Czy volkswagen ‚wsadził’ słabe skrzynie? Pierwsza wersja wydaje mi się najbardziej prawdopodobna. Silnik nie jest jeszcze rozgrzany, dlatego deli-katnie ruszam. Skrzynia jest straszna. Wrzucając 2 bieg miałem wrażenie, że wrzucam 4. Makabra! Spodobały mi się za to świetne hamulce i układ kierowni-czy. Prowadząc dobrze czułem po czym jadę. Z wrocławskimi dziurami i brukiem również dobrze sobie radził. Plus także za wygłuszone wnętrze! Przyszła pora no to, co misie lubią najbardziej, czyli start spod świateł. Przyzwyczaiłem się do ‚huczącej’ jedynki. Start był udany, a nawet bardzo. Auto naprawdę wciska w fotel.Moc uzyskuje już od początkowego zakresu obrotów. Podobało mi się coraz bardziej. Auto bardzo zrywne, a przy tym oszczędne. Gdyby tylko nie ta skrzynia...

Użytkowanie

Auto dla studenta? Jak najbardziej! Prawdą jest, że bardzo ciężko znaleźć golfa, który nie miał ‚dzwona’. Jeśli ktoś znajdzie - niech bierze. Ceny zaczynają się od 12 tyś zł w podobnym wyposaże-niu i roczniku jak testowany model (1998). Wyposażenie nie jest ekskluzywne, ale tez nie jest złe - podstawa. Volkswagen nigdy nie rozpieszczał dodatkami, a jeśli je oferował to za duże pieniądze. Tak jest do dziś. Największy atut to jednostka napę-dowa. Mało awaryjna, a przy tym bardzo oszczędna (w cyklu mieszanym 4,9l ON). Na rynku jest dużo części lecz ich ceny bywają naprawdę bardzo zróżnicowane. Auto udane. Liczba 4mln sprzedanych sztuk na całym świecie mówi sama za siebie. Faktem jest, że nie będziemy się zbytnio wyróżniali z tłumu. Auto styli-stycznie jest nudne. Nie wspominając o wnętrzu, które dołuje. Jeśli ktoś lubi oszczędną i dynamiczną jazdę, niewyróż-niającą się z tłumu - polecam.

Michał Krzyżański

fot. 19seventynine / flickr.com

fot. 19seventynine / flickr.com

Page 22: NEGATYW #4

22

NEGATYW | styczeń 2011

FUTBOL FLAGOWY

Futbol amerykański jest jedną z najbardziej dynamicznie rozwijających się dyscyplin sportu w Polsce. Tak szybki rozwój nie byłby możliwy bez sprawnie funkcjonujących sekcji juniorskich. Zwłaszcza we Wrocławiu.

Bezkontaktowo

Futbol flagowy jest bezkontaktową odmianą futbolu. Zawodnicy nie przy-wdziewają pełnego, futbolowego rynsztunku, gdyż uderzanie przeciwnika jest niedozwolone. W celu zatrzymania rywala trzeba wyrwać jedną z czterech/trzech flag przypiętych do pasa każdego gracza. W Polsce popularyzacją futbolu flagowego zajmuje się firma Super-bol – główny sponsor wrocławskiej ligi gimnazjalno-licealnej Super Flag Bol (SFB), która w zeszłym roku szkolnym zainaugurowała pierwsze, historyczne rozgrywki. W lidze wzięły udział cztery zespoły. - Planujemy w nowym sezonie poszerzyć ligę o cztery kolejne szkoły. Obecnie trwają pracę nad wyborem nowych szkół. Planujemy także prezen-tacje o futbolu amerykańskim z udziałem polskich i amerykańskich graczy wroc-ławskiego klubu futbolowego The Crew – mówi rzecznik prasowy SFB i prezes The Crew Jakub Głogowski.

Alternatywa

- Dla dzieciaków to frajda i alternatywa – mówił przed pierwszym, historycznym sezonemt flagówki ówczesny, główny koordynator wrocławskiego projektu SFB, Paweł Kaźmierczak. Wobec braku dużej ilości ciekawych, pozalekcyjnych zajęć, to właśnie futbol flagowy wypełnia nadmiar wolnego czasu młodym, szuka-jącym nowych wyzwań chłopakom. Na treningi wrocławskich zespołów regular-nie przychodzi kilkunastu zapaleńców, dla których sport staje się sensem życia i wyznacznikiem dalszego działania. Adepci futbolowego rzemiosła zdają sobie sprawę z tego, że to właśnie oni w ciągu

Page 23: NEGATYW #4

23

NEGATYW | Futbol flagowy

kilku lat będą stanowić o sile polskiego futbolu, o ile nie będą mieć problemów z edukacją. Jednym z głównych zało-żeń całej akcji, jest traktowanie gry jako nagrody za poprawne wyniki w nauce. - Chciałbym w przyszłości utrzymywać się z futbolu, lecz na razie liczy się dla mnie trening oraz sama gra z kolegami, która jest moją pasją – stwierdza z uśmiechem najlepszy gracz ofensywny minionego sezonu w SFB Bartosz Dziedzic. Futbol jest także alternatywą dla nauczycieli wychowania fizycznego o czym wspo-mina zawodnik The Crew Wrocław oraz trener flagowych Panter, Łukasz Ome-lańczuk - Szczególnie młodsi nauczyciele wyrażają chęć wprowadzenia nowych dyscyplin do szkół. Zdają sobie sprawę z tego, że oferta szkół jest niewystarcza-jąca i warto poszukać czegoś nowego. Taką nowinką miała być klasa o profilu sportowym z futbolem amerykańskim w jednej ze szkół. Pomysł nie wypalił z powodu niewystarczającej liczby chęt-nych. Projekt przełożono na 2011r.

To nie tylko sport

Projekt SFB jest pierwszym tego typu przedsięwzięciem w naszym kraju.

Skierowana do wszystkich szkół akcja zakłada, że każda placówka uczestnicząca w programie, w zamian za udostępnienie boiska czy sali gimnastycznej, otrzyma sprzęt w całości sponsorowany przez firmę Superbol. Jednakże, nie wystar-czy tylko założyć drużynę, wymyślić jej nazwę i logo. Szkoły zainteresowane programem są zobligowane do wspiera-nia rozwoju futbolu flagowego poprzez wprowadzanie grup tanecznych (prowa-dzonych przez zespół cheerleaderek Sista Crew) czy tworzenia szkolnych gazetek. - Super Flag Bol to nie tylko sport, to nowy sposób patrzenia na szkołę. Próbujemy budować tożsamość wokół uczniów, dlatego już niebawem ruszą pierwsze gazetki szkolne oraz sztaby organizacji imprez, w których uczniowie będą mogli pod naszym okiem wykazać się nowymi umiejętnościami – mówi Głogowski. Pomysłodawcy SFB wiedzą, że same treningi i niewielkie gierki mogą zadusić optymizm nawet w największym pasjo-nacie. Z tego powodu planowane są międzymiastowe mecze w futbolu flago-wym. - Chcemy aby reprezentacja drużyn SFB jeździła na mecze z The Crew Wroc-ław i grała w tych samych miastach co seniorzy. Chcemy aby juniorzy mieli oka-zję zobaczyć Polskę i poznać ludzi z wielu miast, w których będą mieli okazje zagrać – kwituje Głogowski.

Przed polskim futbolem jeszcze bardzo długa droga. Mimo to, nie sposób nie patrzeć z optymizmem w przyszłość. – Futbol to choroba zaraźliwa – twierdzą zgodnie gracze i coraz liczniejsza rzesza futbolowych fanów. Jeśli mają rację, to za 20 – 30 lat, piłka nad Wisłą nie będzie tylko okrągła, a na boiskach szkolnych pojawią się charakterystyczne linie odmierzające długość dziesięciu jardów.

Piotr Bera

Page 24: NEGATYW #4

24

NEGATYW | styczeń 2011

EUROKOMUNIKA

Na początku była euforia. Kiedy Platini trzymał w swej boskiej ręce kartkę ze starannie wykaligrafowanymi nazwami przyszłych gospodarzy Euro 2012, emocje sięgnęły zenitu. Ku niezadowoleniu Niemców, Polacy i Ukraińcy w geście ogromnej przyjaźni rzucili się sobie w ramiona, ziemia zadrżała, aż chciało się krzyczeć: Gloria, gloria! Konfetti spadło niczym grom z jasnego nieba, a Polskę i Ukrainę połączyły więzy piłkarskiej krwi.I wtedy się zaczęło…

Obietnice bombardowały nas, szarych obywateli z każdej strony. Miasta stanęły w szranki o rozgrywanie najważniejszych meczów, urzędnicy solennie przyrzekali, że wyremontują drogi, zbudują nowe, załatają każdą najmniejszą dziurkę (szkoda, że nie tę ogromną budżetową). Prezydent i premier podczas wystąpień na forum nie szczędzili epitetów doty-czących nieograniczonych możliwości wspaniałego przedsięwzięcia jakim jest Euro 2012. Przynajmniej w tej kwestii obaj Panowie zgadzali się doskonale. Promocja Polski, miliony euro zasilające konto Skarbu Państwa, tysiące nie nie, miliardy turystów zalewających nasz kraj podczas finałów i z utęsknieniem wracających za rok, dwa lub trzy lata by zaczerpnąć ze źródła nieocenionej pol-skiej mentalności. Hotele wypełnione po brzegi, muzea pękające w szwach,

fot. Klearchos Kapoutsis / flickr.com

potrawy w restauracjach serwujące kon-sumentom boskie doznania… Cóż Polacy zawsze mięli wygórowane ambicje i zbyt bujną wyobraźnię. A tu się okazuję, że nie wszystko złoto co się świeci, a przynaj-mniej błyszczy…

Polska i Ukraina z pianą na ustach ze sobą rywalizują, biegną po Euro niczym charty Asesora za zającem u Mickiewi-cza i średnio im to wychodzi. FIFIE rączki uciekają na boki, uczciwie zagarniając nielegalne dotacje. Obiekty sportowe budowane są w zastraszająco żółwim tempie, firmy budowlane się zmieniają, czas ucieka a pieniądze przeciekają przez palce. Urzędnicy oszukują sami siebie, drogi przypominają raczej szwajcarski ser niż płaski stół, połowa z nich nie została wybudowana. Na stadionach rozgrywają się prawdziwe walki kogutów, mieszanka wybuchowa – euforii i nienawiści – popy-cha bojowników o honor swoich drużyn do iście heroicznych czynów. Krew leje się strumieniami a kwintesencją wszystkiego są kibolsko – policyjne zabawy z bronią. Ale nie ma się co martwić, bo idea nie-ograniczonej promocji naszego kraju jest nadal żywa i ma się wręcz kwitnąco.Na Euro nawet nasi kibole będą potulni jak baranki, „czułe” spojrzenia, uściski rak przed wejściem do poszczególnych sektorów. Stadiony piłkarskie obędą się bez kratek między sektorami, zapanuje

pełna wolność i swoboda, a jedynym niepokojącym sygnałem będą głośne „pozdrowienia” fanów przeciwnych drużyn. Policjanci, niczym troskliwi tatusiowie, będą czuwać nad swoimi łobuzami. A po meczu, poza stadionem, wszyscy w geście pojednania rzucą się sobie w ramiona.

Co z tego, że grozi nam paraliż komunika-cyjny. Co z tego, że okryci chwałą turyści będą musieli dodatkowo wygonić bied-nych studentów z akademików, bo nie będą mięli gdzie spać. Co z tego, że kibice oglądną tylko jeden mecz na żywo, gdyż nierealne będzie podróżowanie za swoim faworytem po całej Polsce. Cóż z tego? Nasz kraj i tak sam siebie wypromuje, niepotrzebne jest Euro, wystarczą sen-sacyjne rodzime afery.

A tak suma sumarum, jak tu w ogóle mówić o jakimkolwiek organizowaniu Euro 2012, skoro nawet liczba naszych polskich toalet, nie wspominając o ich stanie, nie jest proporcjonalna do miłoś-ników piłki nożnej z utęsknieniem wyczekujących magicznego 2012 roku, a postawione stadiony wprawiają w drże-nie nie tylko serca kibiców, ale również okoliczne domy i budynki mieszkalne.

Aleksandra Wacyra