eben alexander, "dowód"

18
EBEN ALEXANDER DOWÓD Prawdziwa historia neurochirurga, który przekroczył granicę śmierci i odkrył niebo LIMITOWANA EDYCJA WIELKIEGO BESTSELLERA Wstęp autora napisany specjalnie dla polskich czytelników

Upload: siw-znak

Post on 03-Apr-2016

249 views

Category:

Documents


1 download

DESCRIPTION

 

TRANSCRIPT

Page 1: Eben Alexander, "Dowód"

EBEN ALEXANDER

DOWÓDPrawdziwa historia neurochirurga, który przekroczył

granicę śmierci i odkrył niebo

DO

DE

BE

N A

LEX

AN

DE

R

Przez tydzień pozostawał w głębokiej śpiączcez minimalnymi szansami na wyleczenie. Jego mózg

praktycznie przestał funkcjonować, a ciało nie reagowało na żadne bodźce.

Kiedy jego świadomość utonęła w mroku,stało się coś, czego jako naukowiec

nigdy nie mógł się spodziewać.

Odkrył Niebo.

Eben Alexander, znakomity neurochirurg,szanowany wykładowca Harvardu, przez lata

pozostawał sceptyczny wobec zagadnień wiary. Życie poświęcił nauce i ufał jedynie faktom.

Pod wpływem dramatycznego zdarzenia musiał jednak przewartościować swoją racjonalną

wizję świata.

Dotknął najważniejszej tajemnicy.

Dowód zawiera piękną i niezwykle bogatą wizję zaświatów, nieporównywalną z żadną z dotychczasowych relacji.

Spisana ręką człowieka nauki, specjalizującego się w badaniu mózgu,potrafi ącego zachować dystans względem swoich doświadczeń,robi wrażenie nawet na najbardziej niewzruszonych sceptykach.

Cena: 39,90 zł

LIMITOWANA EDYCJA WIELKIEGO BESTSELLERA

Wstęp autoranapisany specjalnie

dla polskich czytelników

Page 2: Eben Alexander, "Dowód"

Alexander_Dowod_2014_144x205.indd 3 2014-08-26 16:24:37Alexander_Dowod_2014.indd 2 2014-08-11 14:45:25Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 2Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 2 2014-09-18 12:06:082014-09-18 12:06:08

Page 3: Eben Alexander, "Dowód"

Eben Alexander

D OWÓDPrawdziwa historia neurochirurga, który przekroczył granicę śmierci

i odkrył niebo

Ze wstępem do polskiego wydania

tłumaczenie Rafał Śmietana

Kraków 2014

Alexander_Dowod_2014_144x205.indd 3 2014-08-26 16:24:37Alexander_Dowod_2014.indd 2 2014-08-11 14:45:25 Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 3Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 3 2014-09-18 12:06:092014-09-18 12:06:09

Page 4: Eben Alexander, "Dowód"

Alexander_Dowod_2014_144x205.indd 5 2014-08-26 15:54:10

Książki z dobrej strony: www.znak.com.plSpołeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected] Wydanie II, Kraków 2014Druk: Drukarnia Wydawnicza im. W.L. Anczyca

Tytuł oryginałuProof of Heaven. A neurosurgeon’s journey into the afterlife

Copyright © 2012 by Eben Alexander, M.D.

Copyright © for the translation by Rafał Śmietana

Projekt okładkiMagda Kuc

Opieka redakcyjnaEwa Bolińska-GostkowskaJulita CisowskaPrzemysław Pełka

Konsultacja tłumaczeniaJacek KołątajMariusz Szerocki

Konsultacja medycznaprof. dr hab. Jerzy Wordliczek

AdiustacjaJulita Cisowska

KorektaBarbara Gąsiorowska

Projekt typografi cznyIrena JagochaDaniel Malak

ŁamaniePiotr Poniedziałek

ISBN 978-83-240-2631-9

Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 4Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 4 2014-09-18 12:06:092014-09-18 12:06:09

Page 5: Eben Alexander, "Dowód"

9

Prolog

„Człowiek powinien poszukiwać tego, co jest, a nie tego, co jego zdaniem powinno być”.

Albert Einstein (1879–1955)

Gdy byłem dzieckiem, często marzyłem o lataniu.Wieczorami wychodziłem do ogrodu i spoglądałem w gwiaz-

dy. Nagle, zupełnie niespodziewanie unosiłem się w  górę. Pierwszych kilka centymetrów pokonywałem automatycznie. Wkrótce zauważyłem, że im wyżej się wznosiłem, tym bardziej dalsze postępy zależały ode mnie – od tego, co zrobiłem. Gdy byłem zbyt podekscytowany, zbyt rozemocjonowany swoimi przeżyciami, spadałem z powrotem na ziemię... i nie były to miękkie lądowania. Lecz gdy zachowywałem spokój, nie przej-mowałem się niczym, wtedy wzlatywałem coraz szybciej i co-raz wyżej w rozgwieżdżone niebo.

Alexander_Dowod_2014.indd 9 2014-08-11 14:45:26Alexander_Dowod_2014.indd 8 2014-08-11 14:45:26 Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 9Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 9 2014-09-18 12:06:102014-09-18 12:06:10

Page 6: Eben Alexander, "Dowód"

Alexander_Dowod_2014.indd 11 2014-08-11 14:45:26

10

Być może właśnie te marzenia częściowo wyjaśniają, dla-czego tak bardzo pokochałem samoloty, rakiety i wszyst-ko, co mogłoby wynieść mnie nad ziemię do innego świata. Kiedy wraz z  rodziną wybieraliśmy się w podróż samolo-tem, od startu do lądowania nie spuszczałem oka z  tego, co działo się za oknem. Latem 1968 roku, w wieku czter-nastu lat, wszystkie pieniądze zarobione podczas koszenia trawników wydałem na kurs szybowcowy. Lekcji udzielał mi niejaki Gus Street na lotnisku w Strawberry Hill. Tak naprawdę było to niewielkie trawiaste lądowisko położone na zachód od mojego rodzinnego miasta Winston-Salem w Karolinie Północnej. Nadal pamiętam, jak mocno wali-ło mi serce, gdy pociągałem za dźwignię z dużą wiśniową gałką, odczepiałem linę łączącą mnie z  samolotem, kład-łem szybowiec na skrzydło i wracałem ku lądowisku. Po raz pierwszy w życiu czułem się wtedy naprawdę samotny i  wolny. Większość moich kolegów przeżywała podobne uczucia za kierownicą samochodu, lecz ja za te pieniądze sto razy bardziej wolałem przeżywać dreszcz prawdziwych emocji w kokpicie szybowca na wysokości ponad trzystu metrów nad ziemią.

W latach siedemdziesiątych XX wieku wstąpiłem do ze-społu akrobacji spadochronowej działającego przy Uniwer-sytecie Karoliny Północnej. Miałem poczucie, że stałem się członkiem tajnego bractwa – grupy ludzi, którzy robili coś wyjątkowego, ocierającego się o magię. Podczas pierwsze-go skoku czułem przerażenie. Podczas drugiego, jeżeli to możliwe, bałem się jeszcze bardziej. Lecz gdy za dwunastym razem wyskakiwałem z  samolotu i  spadałem swobodnie

Alexander_Dowod_2014.indd 10 2014-08-11 14:45:26Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 10Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 10 2014-09-18 12:06:102014-09-18 12:06:10

Page 7: Eben Alexander, "Dowód"

11

przez ponad trzysta metrów (było to mój pierwszy skok z opóźnionym o dziesięć sekund otwarciem spadochronu), wiedziałem, że jestem w domu. Jako student wykonałem 365 skoków ze spadochronem, podczas których spędzi-łem łącznie ponad trzy i pół godziny, swobodnie spadając, przeważnie w formacjach liczących do dwudziestu pięciu współskoczków. Chociaż przestałem skakać w 1976 roku, powietrzne akrobacje nadal powracały do mnie we snach. Zawsze kojarzyły mi się z czymś bardzo przyjemnym.

Najbardziej lubiłem skakać późnym popołudniem, gdy słońce zaczynało znikać za horyzontem. Trudno opisać uczucia, jakich wtedy doznawałem: uczucie bliskości czegoś, czego nie potrafi łem precyzyjnie określić, wiedziałem tyl-ko, że pragnę tego coraz bardziej i bardziej. Nie chodziło mi o samot ność, gdyż akrobacje wymagały współpracy całego zespołu. Skakało nas pięciu, sześciu, a niekiedy nawet dzie-sięciu lub dwunastu jednocześnie. Spadając swobodnie, wy-konywaliśmy w powietrzu ewolucje i łączyliśmy się w najróż-niejsze formacje. Im większe i im trudniejsze, tym lepiej.

W 1975 roku pewnej pięknej jesiennej soboty wraz z ko-legami z  zespołu umówiliśmy się na ćwiczenia chwytów i formacji w ośrodku skoków we wschodniej Karolinie Pół-nocnej. Podczas przedostatniego skoku z beechcrafta D18 z wysokości 3200 metrów wykonaliśmy płatek śniegu zło-żony z dziesięciu osób. Udało nam się zakończyć budowa-nie fi gury przed zejściem na poziom 2100 metrów. Dzięki temu połączeni w  formację rozkoszowaliśmy się pełnymi osiemnastoma sekundami lotu w świetlistą otchłań między dwoma dużymi cumulusami. Na wysokości niewiele ponad

Alexander_Dowod_2014.indd 11 2014-08-11 14:45:26Alexander_Dowod_2014.indd 10 2014-08-11 14:45:26 Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 11Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 11 2014-09-18 12:06:102014-09-18 12:06:10

Page 8: Eben Alexander, "Dowód"

Alexander_Dowod_2014.indd 13 2014-08-11 14:45:26

12

kilometra nad ziemią rozłączyliśmy się, starając się odlecieć jak najdalej od kolegów przed otwarciem spadochronów.

Zanim wylądowaliśmy, słońce prawie zaszło. Ale szyb-ko złożyliśmy sprzęt, zdążyliśmy wsiąść do kolejnego samo-lotu i znów wystartowaliśmy, co umożliwiło nam wykona-nie drugiego skoku w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Tym razem lecieli z nami dwaj mniej doświadczeni członkowie zespołu, którzy po raz pierwszy mieli dołączyć do formacji z zewnątrz. Zadanie to jest znacznie trudniejsze niż pełnienie funkcji tak zwanej bazy, czyli skoczka rozpoczyna-jącego tworzenie fi gury (która polega zasadniczo na spada-niu w dół, podczas gdy inni manewrują ku niemu). Wszyscy ekscytowaliśmy się myślą o tym skoku. Młodsi członkowie zespołu z oczywistych względów, a my, bardziej doświadcze-ni, dlatego, że rozbudowując zespół, mogliśmy tworzyć co-raz większe formacje.

Miałem skakać jako ostatni. Nad pasem startowym nie-wielkiego lotniska w pobliżu Roanoke Rapids w Karolinie Północnej chcieliśmy utworzyć sześcioosobową gwiazdę. Bez-pośrednio przede mną do wyjścia z maszyny przygotowywał się Chuck, kolega ze sporym doświadczeniem w  wykony-waniu akrobacji zespołowych. Na wysokości 2300 metrów oświetlały nas jeszcze promienie słońca, a pod nami mruga-ły już włączone latarnie uliczne. Skoki w półmroku były za-wsze wyjątkowe. Tym razem też miało być wspaniale.

Mimo że miałem opuścić samolot zaledwie około sekun-dę po Chucku, musiałem się spieszyć, by dołączyć do wszyst-kich. Mniej więcej przez pierwsze siedem sekund miałem le-cieć prosto ku ziemi z głową w dół. Dzięki takiemu ułożeniu

Alexander_Dowod_2014.indd 12 2014-08-11 14:45:26Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 12Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 12 2014-09-18 12:06:102014-09-18 12:06:10

Page 9: Eben Alexander, "Dowód"

13

ciała spadałem z prędkością o 160 kilometrów na godzinę większą niż koledzy i mogłem dołączyć do grupy na właści-wej wysokości w odpowiednim miejscu formacji.

Procedura wykonywania akrobacji zespołowych prze-widuje, że wszyscy skoczkowie rozłączają się na wysoko-ści niewiele ponad kilometra nad ziemią, a następnie roz-praszają się możliwie jak najdalej od siebie. W bezpiecznej odległości machamy rękami (sygnalizując, że za chwilę ot-worzymy spadochron), spoglądamy w górę, żeby się upew-nić, czy nikogo nad nami nie ma, a na koniec pociągamy za linkę wyzwalającą.

– Trzy, dwa, jeden... otwieram!Pierwsza czwórka skoczyła. Przyszła kolej na Chucka

i na mnie. Nurkując głową w dół, szybko osiągnąłem pręd-kość graniczną. Uśmiechnąłem się na widok oglądanego po raz kolejny tego dnia zachodu słońca. Po dotarciu do reszty grupy miałem zamiar ostro zahamować, rozpościerając sze-roko ręce (od nadgarstków do bioder mieliśmy wszyte do kombinezonów specjalne skrzydła z wytrzymałej tkaniny, które stawiały bardzo duży opór aeordynamiczny) i nogi, żeby zwiększyć siłę nośną.

A przynajmniej taki był plan, którego jednak nie było mi dane zrealizować.

Szybując ku fi gurze, zauważyłem jednego z nowych. Le-ciał zbyt szybko. Chyba przestraszył się prędkości, z  jaką minął pobliskie chmury. Pewnie zorientował się, że w tem-pie sześćdziesięciu metrów na sekundę spada ku olbrzymiej planecie pogrążającej się w mroku, i na chwilę stracił głowę. Zamiast powoli dołączyć do skraju fi gury, wpadł w sam jej

Alexander_Dowod_2014.indd 13 2014-08-11 14:45:26Alexander_Dowod_2014.indd 12 2014-08-11 14:45:26 Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 13Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 13 2014-09-18 12:06:102014-09-18 12:06:10

Page 10: Eben Alexander, "Dowód"

Alexander_Dowod_2014.indd 15 2014-08-11 14:45:26

14

środek i rozbił całą formację. Sytuacja wymknęła się spod kontroli. Cała piątka, zamiast szybować, zaczęła spadać w niekontrolowany sposób.

Co gorsza, znajdowaliśmy się zdecydowanie za blisko sie-bie. Spadający skoczek pozostawia za sobą smugę ogromne-go podciśnienia. Jeżeli w te bardzo silne turbulencje wpad-nie kolejny, natychmiast przyśpiesza, co może doprowadzić do kolizji z lecącą przed nim osobą. Obaj przyspieszają jesz-cze bardziej i taranują wszystkich lecących poniżej. Krótko mówiąc, to przepis na katastrofę w przestworzach.

Wygiąłem ciało, rozłożyłem ręce i poszybowałem moż-liwie najdalej od reszty grupy, by nie powiększać bałaga-nu. Manewrowałem, dopóki nie znalazłem się dokładnie nad krążkiem – magicznym miejscem na ziemi, nad któ-rym mieliśmy otworzyć spadochrony i delektować się spo-kojnym dwuminutowym opadaniem.

Rozejrzałem się dookoła i z ulgą zauważyłem, że począt-kowo zdezorientowani skoczkowie również oddalali się od siebie, zażegnując śmiertelne niebezpieczeństwo.

Wśród nich znajdował się Chuck. Ku mojemu zdumie-niu, leciał w moją stronę i zatrzymał się bezpośrednio poni-żej. Z powodu całego zamieszania do granicy 610 metrów dotarliśmy z większą prędkością, niż się spodziewał. Może pomyślał, że miał szczęście i nie musiał przestrzegać zasad? W każdym razie zbyt ściśle.

Nie zauważył mnie. Myśl ta ledwo zdążyła przyjść mi do głowy, gdy z pokrowca Chucka wykwitł kolorowy pi-locik (spadochron wyciągający). Natychmiast porwał go podmuch powietrza pędzącego z  prędkością niemal 200

Alexander_Dowod_2014.indd 14 2014-08-11 14:45:26Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 14Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 14 2014-09-18 12:06:112014-09-18 12:06:11

Page 11: Eben Alexander, "Dowód"

15

kilometrów na godzinę. Wystrzelił prosto ku mnie, ciąg-nąc za sobą czaszę spadochronu głównego.

Od chwili gdy zobaczyłem pilocik, miałem ułamek se-kundy na reakcję, gdyż wiedziałem, że za niecałą sekundę wpadnę na spadochron główny oraz – co całkiem prawdo-podobne  – na Chucka. Gdybym pędząc z  tak zawrotną prędkością, trafi ł go w rękę lub w nogę, urwałbym mu ją, przy okazji zadając sobie śmiertelny cios. Gdybym się z nim zderzył, oba nasze ciała by eksplodowały.

Ludzie mówią, że w  podobnych sytuacjach czas zwal-nia bieg. Mają rację. Wydarzenia, które rozegrały się w cią-gu kolejnych mikrosekund, oglądałem jak fi lm w zwolnio-nym tempie.

W chwili gdy dostrzegłem pilocik, odruchowo przy-ciągnąłem ręce do siebie, wyprostowałem się i zanurkowa-łem głową do przodu, jednocześnie zginając się nieznacz-nie w biodrach. Takie ułożenie ciała sprawiło, że najpierw przyspieszyłem, a potem pęd powietrza uniósł mnie w bok. Moje ciało zmieniło się w skrzydło. Z ogromną prędkością minąłem Chucka tuż przed wypełniającą się powietrzem barwną czaszą spadochronu typu Para-Commander.

Minąłem go, pędząc z prędkością ponad 240 kilometrów na godzinę lub prawie 67 metrów na sekundę, dlatego bardzo wątpię, czy dostrzegł wyraz mojej twarzy. Lecz gdyby nawet mu się to udało, zobaczyłby malujące się na niej zdumienie w najczystszej postaci. W niewytłumaczalny sposób w cią-gu mikrosekund zareagowałem na sytuację, która przekra-czałaby moje zdolności poznawcze, gdybym faktycznie miał czas na zastanowienie.

Alexander_Dowod_2014.indd 15 2014-08-11 14:45:26Alexander_Dowod_2014.indd 14 2014-08-11 14:45:26 Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 15Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 15 2014-09-18 12:06:112014-09-18 12:06:11

Page 12: Eben Alexander, "Dowód"

Alexander_Dowod_2014.indd 17 2014-08-11 14:45:26

16

Mimo to... Udało mi się uniknąć kolizji i obaj wylądo-waliśmy bezpiecznie. Zupełnie jakby w obliczu sytuacji sta-wiającej mojemu mózgowi znacznie większe wymagania niż zwykle przełączył się on na chwilę w tryb turbodoładowany.

Jak to się stało? W ciągu ponad dwudziestu lat pracy jako neurochirurg w szpitalach uniwersyteckich – badając mózg, przyglądając się jego funkcjonowaniu i operując – miałem wiele okazji do zastanowienia się nad tym pytaniem. Wresz-cie doszedłem do wniosku, że mózg jest naprawdę nadzwy-czajnym urządzeniem, bardziej nadzwyczajnym, niż mogli-byśmy przypuszczać.

Dopiero teraz wiem, gdzie szukać prawdziwej odpowie-dzi na tamto pytanie. Musiałem jednak przejść zupełną me-tamorfozę, by choć na chwilę ją dostrzec. Książka ta opo-wiada o wydarzeniach, które wpłynęły na zmianę moich poglądów w tej dziedzinie. Dzięki nim wiem, że mimo iż mózg jest tak wspaniałym mechanizmem, to nie on ura-tował mnie tamtego dnia. W chwili gdy Chuck otworzył pode mną swój spadochron, wkroczyła do akcji zupełnie inna, o  wiele głębsza część mnie. Część, która potrafi ła działać bardzo szybko, ponieważ nie była związana ogra-niczeniami czasu tak jak nasze ciała i mózgi.

To ta sama część mnie, która sprawiła, że jako dziecko tak bardzo tęskniłem za lataniem. To nie tylko najmądrzej-sza, lecz także najgłębsza część mojej osobowości. A ja przez większą część swojego dorosłego życia nie potrafi łem uwie-rzyć w jej istnienie.

Ale teraz wierzę i na kolejnych stronach tej książki opo-wiem wam dlaczego.

Alexander_Dowod_2014.indd 16 2014-08-11 14:45:26Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 16Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 16 2014-09-18 12:06:112014-09-18 12:06:11

Page 13: Eben Alexander, "Dowód"

17

Jestem neurochirurgiem.W 1976 roku ukończyłem chemię na Uniwersytecie Ka-

roliny Północnej w Chapel Hill, a cztery lata później uzy-skałem dyplom lekarza medycyny na wydziale lekarskim Uniwersytetu Duke’a. Podczas jedenastu lat studiów oraz rezydentury na tej ostatniej uczelni, jak również w  szpi-talu ogólnym w  Massachusetts i  w  Harvardzie, szczegól-nie zainteresowałem się neuroendokrynologią, czyli bada-niem wzajemnych związków między układami nerwowym i  wewnątrzwydzielniczym  – systemem gruczołów, które uwalniają hormony regulujące większość czynności naszych organizmów. Dwa spośród tych jedenastu lat spędziłem, badając patologiczne reakcje naczyń krwionośnych w jed-nym obszarze mózgu na krwawienie pękniętego tętniaka, innymi słowy: zespół chorobowy znany pod nazwą skurczu naczyń mózgowych.

Po powrocie ze stypendium w dziedzinie neurochirur-gii naczyniowej mózgu w Newcastle-Upon-Tyne przez pięt-naście lat pracowałem na harvardzkim wydziale lekarskim jako profesor nadzwyczajny. Specjalizowałem się w  neu-rochirurgii. Operowałem niezliczonych pacjentów, z  któ-rych wielu cierpiało na poważne, groźne dla życia choro-by mózgu.

Większość prac badawczych poświęciłem wykorzystywa-niu najnowszych zdobyczy technicznych do zabiegów ope-racyjnych. Zalicza się do nich między innymi radiochirur-gia stereotaktyczna, która pozwala operatorom precyzyjne kierować potrzebne dawki promieniowania do określonych celów położonych w głębi mózgu bez wpływu na obszary

Alexander_Dowod_2014.indd 17 2014-08-11 14:45:26Alexander_Dowod_2014.indd 16 2014-08-11 14:45:26 Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 17Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 17 2014-09-18 12:06:112014-09-18 12:06:11

Page 14: Eben Alexander, "Dowód"

Alexander_Dowod_2014.indd 19 2014-08-11 14:45:26

18

przyległe. Wykonywałem także pionierskie zabiegi neuro-chirurgiczne z użyciem techniki rezonansu magnetyczne-go do leczenia skomplikowanych schorzeń mózgu takich jak guzy i zaburzenia naczyniowe.

Samodzielnie lub wraz ze współpracownikami napisa-łem ponad sto pięćdziesiąt rozdziałów i  artykułów do re-cenzowanych przez specjalistów periodyków medycznych. Wyniki moich prac prezentowałem na ponad dwustu kon-ferencjach medycznych na całym świecie.

Krótko mówiąc, poświęciłem się nauce. Zastosowanie narzędzi, jakimi dysponuje nowoczesna medycyna, do nie-sienia pomocy ludziom oraz do odkrywania tajemnic ludz-kiego ciała i mózgu uznałem za swoje życiowe powołanie. Miałem niesamowite szczęście, że je znalazłem. A co waż-niejsze, miałem piękną żonę i  dwójkę wspaniałych dzie-ci. Mimo że pod wieloma względami poświęciłem się pra-cy, nie zaniedbywałem rodziny, którą uważałem za kolejne wielkie błogosławieństwo w moim życiu. Los uśmiechał się do mnie wiele razy, a ja doskonale zdawałem sobie z tego sprawę.

Jednak 10 listopada 2008 roku wydawało się, że wyczer-pałem swój limit szczęścia. W wieku pięćdziesięciu czterech lat zapadłem na bardzo rzadką chorobę, która na siedem dni wprowadziła mnie w stan śpiączki. W tym czasie cała kora nowa mojego mózgu – jego zewnętrzna powierzchnia, która czyni nas ludźmi – przestała działać. Wyłączyła się. Zupełnie jakby nie istniała.

A gdy mózg przestaje działać, nasza tożsamość znika. Jako neurochirurg słyszałem wiele opowieści o  dziwnych

Alexander_Dowod_2014.indd 18 2014-08-11 14:45:26Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 18Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 18 2014-09-18 12:06:112014-09-18 12:06:11

Page 15: Eben Alexander, "Dowód"

19

przeżyciach ludzi  – o  podróżach do tajemniczych, wspa-niałych krain, o rozmowach z dawno zmarłymi krewnymi, a nawet o spotkaniach z Bogiem. Przeżycia te zwykle przy-trafi ały się pacjentom przywróconym do życia po nagłym zatrzymaniu krążenia.

Wszystkie te historie brzmiały niewątpliwie wspaniale. Uważałem jednak, że wszystkie były tylko i wyłącznie wy-tworem fantazji. Co wywoływało tego rodzaju nieziemskie doznania, o których opowiadali ci ludzie? Nie wiedziałem, ale byłem przekonany, że pochodziły z  mózgu. Cała na-sza świadomość ma tam swoje źródło. Innymi słowy, ktoś, kogo mózg nie działa, nie posiada świadomości.

Dzieje się tak dlatego, że mózg to maszyna wytwarza-jąca świadomość. Gdy przestaje działać, świadomość zni-ka. Mimo ogromnego stopnia komplikacji i tajemniczości procesów toczących się w jego wnętrzu zasadniczo do tego wszystko się sprowadza. Gdy wyciągamy wtyczkę z gniazd-ka, telewizor przestaje działać. Koniec zabawy, bez wzglę-du na to, jak bardzo podobał się wam fi lm.

A przynajmniej coś takiego bym wam powtarzał, gdyby w pewnej chwili mój własny mózg się nie zawiesił.

Nie chcę przez to powiedzieć, że gdy znalazłem się w  śpiączce, mój mózg działał źle – bo nie działał w ogó-le. Teraz uważam, iż ten stan mógł odpowiadać za głębię oraz intensywność przeżyć z pogranicza śmierci, których doświadczyłem. Wiele spośród opisywanych w książkach podobnych przypadków zdarza się w  następstwie na-głego, choćby chwilowego, zatrzymania krążenia. Kora nowa wyłącza się, lecz zwykle nie ulega zbyt poważnym

Alexander_Dowod_2014.indd 19 2014-08-11 14:45:26Alexander_Dowod_2014.indd 18 2014-08-11 14:45:26 Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 19Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 19 2014-09-18 12:06:112014-09-18 12:06:11

Page 16: Eben Alexander, "Dowód"

Alexander_Dowod_2014.indd 21 2014-08-11 14:45:26

20

uszkodzeniom, o  ile dzięki resuscytacji krążeniowo-odde-chowej w ciągu mniej więcej czterech minut zostanie wzno-wiony dopływ natlenowanej krwi. Lecz w moim przypad-ku wcale nie chodziło o korę nową. Znalazłem się w innej rzeczywistości, w  świecie świadomości istniejącym zupeł-nie niezależnie od ograniczeń mojego fi zycznego mózgu.

To, czego doświadczyłem, można pod pewnymi wzglę-dami opisać jako istną burzę przeżyć z pogranicza śmierci. Jako praktykujący neurochirurg ze sporym dorobkiem na-ukowym mogę trochę lepiej niż inni ocenić nie tylko real-ność, lecz także konsekwencje tego, co mi się przydarzyło.

A konsekwencje te są niesamowite i nie bardzo dają się opisać. Dzięki temu, co przeżyłem, wiem, że śmierć ciała i mózgu nie oznacza końca świadomości, a doświadczenie człowieczeństwa wykracza poza grób. Co ważniejsze, do-świadczenie to trwa pod okiem kochającego Boga, które-mu zależy na każdym z nas, w miejscu, do którego zmie-rza cały wszechświat i wszystkie zamieszkujące go istoty.

Miejsce, w którym się znalazłem, było jak najbardziej realne. Realne do tego stopnia, że to raczej życie na ziemi, do którego wróciłem, powinienem uznać za sen. Co wcale nie oznacza, iż nie cenię życia, które jest mi dane tu i teraz.

Cenię je nawet bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Ce-nię je, ponieważ dopiero teraz dostrzegłem je w prawdzi-wym kontekście.

Życie doczesne nie jest pozbawione sensu, lecz z naszej perspektywy tego nie widzimy, przynajmniej na co dzień. Opowieść o tym, co przeżyłem podczas śpiączki, uważam bezwzględnie za najważniejsze przesłanie, jakie pozostało mi

Alexander_Dowod_2014.indd 20 2014-08-11 14:45:26Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 20Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 20 2014-09-18 12:06:122014-09-18 12:06:12

Page 17: Eben Alexander, "Dowód"

w życiu do przekazania, chociaż bardzo trudno wyrazić je słowami – tak daleko wykracza poza nasze doznania zmy-słowe. Nie mogę tak po prostu tylko rozgłosić go na cały świat. Prezentowane wnioski podbudowuję analizą swoich przeżyć z punktu widzenia medycyny, odwołuję się do naj-nowszych odkryć nauki o mózgu oraz do badań nad świa-domością. Gdy tylko pojąłem prawdę, jaka kryje się za moją podróżą, wiedziałem, że muszę o niej opowiedzieć. Wyko-nanie tego zadania najlepiej, jak potrafi ę, stało się głównym celem mojego życia.

Nie oznacza to wcale, że przestałem się interesować me-dycyną i porzuciłem zawód neurochirurga. Lecz skoro mia-łem zaszczyt zrozumieć, iż nasze życie nie kończy się wraz ze śmiercią ciała ani mózgu, uznałem za swój obowiązek, za powołanie, opowiedzieć wszystkim o tym, co ujrzałem, prze-bywając poza ciałem w innym świecie. Bardzo mi zależy na dotarciu zwłaszcza do tych ludzi, którzy wcześniej słyszeli podobne historie, lecz mimo najszczerszych chęci nie mogli dać im pełnej wiary.

Właśnie do nich kieruję słowa i przesłanie zawarte w tej książce. Chcę wam opowiedzieć o najważniejszym doświad-czeniu swojego życia. Wszystko, o czym piszę, wydarzyło się naprawdę.

Alexander_Dowod_2014.indd 21 2014-08-11 14:45:26Alexander_Dowod_2014.indd 20 2014-08-11 14:45:26 Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 21Alexander_Dowod_2014_DRUK.indd 21 2014-09-18 12:06:122014-09-18 12:06:12

Page 18: Eben Alexander, "Dowód"

EBEN ALEXANDER

DOWÓDPrawdziwa historia neurochirurga, który przekroczył

granicę śmierci i odkrył niebo

DO

DE

BE

N A

LEX

AN

DE

R

Przez tydzień pozostawał w głębokiej śpiączcez minimalnymi szansami na wyleczenie. Jego mózg

praktycznie przestał funkcjonować, a ciało nie reagowało na żadne bodźce.

Kiedy jego świadomość utonęła w mroku,stało się coś, czego jako naukowiec

nigdy nie mógł się spodziewać.

Odkrył Niebo.

Eben Alexander, znakomity neurochirurg,szanowany wykładowca Harvardu, przez lata

pozostawał sceptyczny wobec zagadnień wiary. Życie poświęcił nauce i ufał jedynie faktom.

Pod wpływem dramatycznego zdarzenia musiał jednak przewartościować swoją racjonalną

wizję świata.

Dotknął najważniejszej tajemnicy.

Dowód zawiera piękną i niezwykle bogatą wizję zaświatów, nieporównywalną z żadną z dotychczasowych relacji.

Spisana ręką człowieka nauki, specjalizującego się w badaniu mózgu,potrafi ącego zachować dystans względem swoich doświadczeń,robi wrażenie nawet na najbardziej niewzruszonych sceptykach.

Cena: 39,90 zł

LIMITOWANA EDYCJA WIELKIEGO BESTSELLERA

Wstęp autoranapisany specjalnie

dla polskich czytelników