numer 53 15 lipca 2016 ofiary wołynia wołają
Post on 24-Nov-2021
3 Views
Preview:
TRANSCRIPT
W nu mer ze m . in . :
Nu me r 5 3 - 5 4( 88 - 89 )
1 - 1 5 Li p ca 20 16
Dw uty g od ni k P o l on i i P SF s t a nu New M exi c o
Strony 1, 3 i 16
Ofiary Wołynia wołają o prawdę
Strony 2 i 3
Brexit i coś więcej na otrzeźwienie
Strony 4, 14 i 15
Niezłomny do końca: Ks. Sylwester
Zych—ostatnia ofiara PRL
Strony 5 i 13
Kto rządzi w Polsce i do czego
zmierza ?
Strona 6
Terroryzm medialny
Strona 7
Uśmiechnij się...
Strony 8, 9 i 10
UE jak III Rzesza
Strony 11 i 16
Szczyt a realia
Strony 12 i 13
Czy istnieje więcej prawd niż
jedna?
Strona 16
Męczennik Kijowski, pobity na
dworcu
11 lipca minęła 73 rocznica jednej z najbardziej ohydnych zbrodni ludobójstwa,
popełnionych na ludności polskiej podczas II wojny światowej. Zbrodni, która swoim
bestialstwem przewyższa wszelkie masowe zbrodnie owego czasu. Jej autorami nie byli
Niemcy lub Sowieci lecz Ukraińcy, którzy pod znakiem banderowskich organizacji OUN
-UPA dokonali w najbardziej okrutny sposób własnej „czystki etnicznej”, masowo
mordując Polaków na wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej. Powód był jeden: byli
Polakami. Mordowano mężczyzn, dzieci, kobiety i starców, księży katolickich oraz—w
mniejszej liczbie—przedstawicieli innych narodowości czy wyznań. Główne jednak
ostrze nienawiści ukraińscy bandyci skierowali przeciwko Polakom. Liczbę
zamordowanych szacuje się na około 120 tysięcy, chociaż można tutaj mówić jedynie o
Ciąg dalszy na stronie 3
Ofiary Wołynia wołają
o prawdę
Zamordowani w nocy z 26 na 27 marca 1943 roku przez ukraińskich siepaczy z UPA-
OUN Polacy we wsi Lipniki (fot. archiwum)
S t r o n a 2
są nim jakieś grupy nieformalne, jeśli
mamy się tu posłużyć tym mało
precyzyjnym eufemizmem, jakieś opcje
rzekomo pozbawione należnych praw, a w
istocie wyrastające z całkowicie
prywatnych skłonności czy upodobań.
Demokracja według tych norm unijnych,
to narzucanie ogółowi zasad
kultywowanych przez mniejszości. Co w
rezultacie odwraca naturalny porządek
zgodnie z którym mniejszość ma prawo
zaistnienia, ale nie dyktowania swych
zasad ogółowi. Wiadomo o czym tu
mowa. Powtórzmy więc: o odwracaniu
sprawdzonego i dotąd funkcjonującego
porządku i, mówiąc konkretnie,
narzucaniu porządku mniejszościowego
ogółowi. Przykład jaskrawy, to
promowanie, tak jest, promowanie, a nie
żadna tolerancja, dla homoseksualizmu,
łącznie w perwersyjnym traktowaniem
instytucji małżeństwa i rodziny, czyli losu
dzieci. Wymazuje się ze słownika słowa:
ojciec matka, zastępując je głupawą
nowomową: pierwszy i drugi rodzic.
Dalej; mąż i żona, a zamiast tego: partner
i partnerka. Tego nie trzeba komentować,
podobnie jak zaplecza tych nowotworów
– gender. Każdy zdrowo myślący
człowiek wie co one oznaczają.
Innymi słowy UE stworzyła sobie
światopogląd odwrotny od tego, na jakim
zbudowano przez wieki społeczeństwa
europejskie i chce go narzucić wszystkim.
A to wymaga konkretnej władzy i na
nowo stworzonych praw, co z kolei godzi
w suwerenność państw tworzących UE. I
tu nie ma zgody. Narody coraz pilniej
przypatrują się politykom UE i tak
naprawdę, dostrzegają w nich obce
organizmy, które korzystają z różnych
sytuacji, żeby stworzyć wygodne dla
swych inicjatyw superpaństwo. Takie,
jakim nie są nawet Stany Zjednoczone
Ameryki Północnej, bo tam suwerenność
wewnętrzna poszczególnych Stanów jest
prawem kardynalnym.
Oto w wielkim skrócie powody, dla
których brexit może być coraz bardziej
popularny. Po prostu wykorzenienie
tożsamości i zagaszenie suwerenności na
tym etapie dziejów europejskich jest nie
tylko trudne, ale wprost niemożliwe.
Na tle tych oczywistych przecież refleksji,
to co wyczyniają w Polsce opozycjoniści
świadczy o ich głupocie wprost
beznadziejnej, to raz, a po wtóre o
całkowitym braku poczucia
wspólnotowego, bo gdzież jest ono, jeśli u
tych, którzy pod ogranymi hasłami, n. p.
braki demokracji, dopominają się powrotu
do utraconej właśnie na gruncie
demokratycznych wyborów władzy. To
oni wpędzają naciskane przez siebie
instytucje UE w sytuacje, kiedy tamci
coraz bardziej manifestują nadużycie
swych kompetencji. Zatem ta głupia
polska opozycja piłuje gałąź na jakiej
siedzi, gdyż dla nich, gdyby Polska
pożegnała UE nie byłoby miejsca nawet w
cyrku do pilnowania klatek.
A więc brexit! Żadne rozwiązanie.
Natomiast sanacja UE, owszem, jak
najbardziej konieczna, między innymi
także dlatego, że pewne jej segmenty robią
bokami. Żaden kontynent, nie mówiąc o
państwie, nie zniesie takiej „gościnności”,
jaką zafundowały sobie pewne państwa
europejskie. To taka sytuacja z filmu
Barei, gdzie chwilowy lokator wysiuda
właściciela mieszkania. Dziwna rzecz, że
widzą to wszyscy dookoła, tylko nie
zainteresowani.
Jeszcze jeden temat, wokół którego chodzi
wielu, jak kot koło gorącej miski, to
wojna. Odnosi się wrażenie, że chodzi o
oswojenie ludzi z tym pojęciem i
zjawiskiem. Wprawdzie od lat
kilkudziesięciu nie ma jednego dnia bez
wojny, nieważne gdzie się toczącej. Ale
Europa, nie licząc takich konfliktów, jak
bałkańskie w latach dziewięćdziesiątych,
wojny nie zna. Dziś żyje już niewiele
osób, które świadomie przeżyły II wojnę
światową. Ogół ma na ten temat
wiadomości z książek, z filmów, w tym
Brexit i coś więcej na otrzeźwienie
Brexit. Nowe słowo od niedawna na
rynku. Początkowo traktowane jako
groźba podobna do zapowiedzi uderzenia
komety w ziemię. Możliwe to jest, ale…!
Tak to ale obwarowuje wiele gróźb. Jedne
skutecznie, inne nie. Jako chłopiec od
niedawna szkolny, w sierpniu 1939 r.
przysłuchiwałem się rozmowom starszych.
Mówili o możliwości wybuchu wojny.
Oczywiście dla dzieciaka nie była to żadna
wartość realna; raczej, jak zwykle,
gadanina na wyrost, wiadomo, przecież
starsi w tym są doskonali. A tak na
prawdę, myślało się, jak to byłoby dobrze,
gdyby ta wojna wybuchła. Byłoby inaczej,
ciekawie, wyobraźnia działała. Ale oby
nie przyszło do sprawdzianu. A przyszło,
niestety. Jaki on był? Jedni wiedzą to dziś
z doświadczenia. Coraz mniej liczni. Inni
z książek. Ta wiedza jest wyprana z
wyobraźni, czysto teoretyczna, nie budzi
grozy. Niestety!
Dziś, kiedy tak przyglądamy się różnym
dziwnym wydarzeniom, pewnie wielu
takie pielęgnuje myśli, jak w 1939 roku
drugoklasista. A jest i ciekawie i groźnie.
Najpierw może ten Brexit. Sam fakt, że
jakieś państwo, czy lepiej powiedzmy,
społeczeństwo chce wyjść z Unii
Europejskiej nie powinien dziwić. Wszak
władze UE cały czas na to pracują, żeby
takich brexitów było coraz więcej. Nie
wiemy, jak będzie w Wielkiej Brytanii, ale
prędzej czy później zgłoszą taką chęć inni.
Nie warto tego oczekiwać, a tym bardziej
się tym radować, gdyż Unia Europejska
była dobrze pomyślana i mogła dobrze
służyć ludziom, ale, jak się okazało,
liderom jej nie służba była w głowie, a
panowanie, władza. Państwa europejskie
mają swoją historię, zakorzenione są w
określonej tradycji, ideologii, nawet
światopoglądzie. Tymczasem tzw.
integracja europejska w imię
wyimaginowanej demokracji; tak jest,
wyimaginowanej, gdyż to wierchuszka UE
orzekać chciała, kiedy ta demokracja jest,
a kiedy jej nie ma. Ów demos stanowiący
jej fundament, to często okazywało się, że Dokończenie na stronie 3
S t r o n a 3
danych szacunkowych. Dokładna liczba
ofiar ukraińskich morderców nigdy już nie
będzie znana.
Fala mordów na Wołyniu rozpoczęła się
już w lutym 1943 (chociaż pojedyńcze
przypadki zabójstw zdarzały się w roku
1942). Jednakże do symbolu urosła tzw.
„krwawa niedziela” właśnie w dniu 11
lipca 1943 roku, kiedy bandy OUN-UPA,
wspierane przez ukraińskich chłopów
dokonały ludobójstwa w 99 polskich
wsiach, które—po okrutnym zabiciu
wszystkich Polaków—spalono, uprzednio
plądrując. Stąd data 11 lipca jest symbolem
męczeństwa Polaków na ziemiach
wschodnich Polski.
Okrucieństwo zbrodni ludobójstwa,
popełnionej na Polakach przez Ukraińców
zaszokowało nawet Niemców,
przywykłych przecież do wojennego
bestialstwa własnej proweniencji. W
niektórych ukraińskich masowych
morderstwach okazyjnie byli
obserwatorami, dokumentując zdarzenia
w zdjęciach.
Mordów dokonywali nie tylko
członkowie OUN-UPA, lecz także
ukraińska ludność cywilna, nawet w
obrębie mieszanych, polsko-ukraińskich
rodzin. Męczarnie, jakich nie szczędzono
mordowanym, są wręcz nie do opisania.
Rozcinanie ciał żywych ludzi piłami,
wycinanie nienarodzonych dzieci z kobiet
ciężarnych, wiązanie przed śmiercią
dzieci na pniach drzew drutem
kolczastym itp.—to tylko niektóre z
udokumentowanych bestialstw,
popełnionych na Polakach.
Dzisiaj mijają 73 lata od tych wydarzeń,
do których rzekomo wolny świat nigdy
się nie ustosunkował. W wolnej Ukrainie
składa się hołdy mordercom z OUN-
UPA, zaś ostatnio największą aleję
Kijowa nazwano imieniem Stepana
Bandery. Dzień Niepodległości Ukrainy
ustanowiono w dniu powołania UPA i
uczyniono to podczas wizyty w Kijowie
Bronisława Komorowskiego. W imię
tzw. „poprawności politycznej” w
relacjach z Ukrainą politycy nad Wisłą
unikali pamięci o tysiącach
zamordowanych tam Polaków.
Obecnie, dzięki nieustannemu wołaniu
tych, którzy przeżyli tę straszliwą rzeź,
powoli przywracana jest pamięć o tych,
którzy ginęli w męczarniach tylko
dlatego, że po prostu byli Polakami.
Senat RP podjął uchwałę, ustanawiającą
dzień 11 lipca Narodowym Dniem
Męczeństwa Polaków na Wołyniu.
Zapowiadane jest również podjęcie takiej
(lub podobnej) uchwały przez Sejm RP,
w którym ciągle nie może się przebić
stwierdzenie ludobójstwa ukraińskiego
przez poselskie ławy. Pomijając
antypolską opozycję sejmową spod znaku
PO czy Nowoczesnej, jako skandal
ostatnim przypadku, często głupich i
nieprawdziwych, jak choćby Czterej
pancerni i pies, Stawka większa niż życie i
także inne. Zatem potrząsanie szabelką,
budowanie imperiów militarnych, jak w
przypadku Rosji putinowskiej (taki
przymiotnik jest niestety tu nieodzowny,
co wcale nie dziwi, bo Rosja bywała albo
carska, albo stalinowska, albo radziecka, a
nigdy po prostu Rosja). Po traumie, jaką
była II wojna światowa przez pewien czas
politycy nie ośmielali się montować
kolejnego konfliktu. Szaleństwo
Chruszczowa zostało spacyfikowane na
miejscu. Broń atomowa w wielu rękach
wprawdzie hamowała ludobójcze zapędy,
ale widać, że oswojono się z tym
wszystkim i znowu zaczyna się odkrywać
rzekome zagrożenia, żeby znaleźć pretekst
do uderzenia. Czyż Hitler robił inaczej, a
Stalin po co kazał produkować dziesiątki
tysięcy czołgów?
Imperializm jest zawsze tej samej maści i
tylko czujność przyszłych jego ofiar jest,
w pewnym co prawda tylko stopniu,
zdolna nakładać mu kaganiec. Sumienie i
inne wartości nic tu nie wskórają.
Wypranie Europy z jakichkolwiek
wartości, nie licząc interesownego
hedonizmu, zagubienie własnej
tożsamości wraz z odrzuceniem korzeni
jest ewidentnym dowodem na wskazaną tu
dekadencję.
Nie dziwią więc coraz większe apetyty na
brexit, nie tylko na wyspach brytyjskich.
Wielu zaczyna myśleć na własny
rachunek, odrzucając gotowe schematy,
wciskane im przez lewicowo-liberalną
„elitę” europejską. I cóż takiego widzą?
Właśnie tylko i wyłącznie drogę odwrotu
od takiej integracji w UE, której
rezultatem będzie ich
ubezwłasnowolnienie.
Zygmunt Zieliński Dokończenie na stronie 16
Brexit i coś więcej na
otrzeźwienie (dokończenie)
Zamordowane polskie dzieci z Wołynia,
przywiązane drutem kolczastym do pnia
drzewa (fot. archiwum)
Ofiary Wołynia wołają o prawdę (ciąg dalszy ze strony 1)
S t r o n a 4
był pierwszym rokiem wolności, zaś
uwłaszczenie i bezpieczne urządzenie byłej
nomenklatury PRL było zbawiennym dla
Polski. Świętowanie „ponownego
odzyskania niepodległości” było tym
bardziej nieodpowiedzialne, że świętowano
nad zamordowanymi polskimi kapłanami,
których jedyną winą była niezłomność
umiłowania Boga i Ojczyzny.
Właśnie taką postacią był ksiądz Sylwester
Zych, którego ciało—podobno—
znaleziono na przystanku autobusowym w
Krynicy Morskiej 11 lipca 1989 roku. Piszę
„podobno”, jako że ciało, które zostało
znalezione na owym przystanku było
zupełnie inaczej ubrane, niż ciało ks.
Zycha, które zostało okazane rodzinie do
identyfikacji w kostnicy w Elblągu. To
zabójstwo wciąż budzi więcej pytań niż
istnieje odpowiedzi na nie.
Kim był ksiądz Sylwester Zych ? Pochodził
ze skromnej rodziny. Urodził się we wsi
Ostrówek koło Wołomina. Ojciec,
Franciszek, był z zawodu szewcem, ale
imał się wielu innych prac, by zapewnić
skromne utrzymanie rodzinie. Zychowie
najwyższym trudem budowali skromny
domek z pustaków w Lipinkach, w którym
zamieszkali. Młody Sylwek, jako jedyny
męski potomek Zychów, pomagał ojcu w
budowie. Praca ponad siły sprawiła, że jego
ojciec zmarł już w wieku 43 lat.
Sylwek chodził do szkół w Duczkach i
Zielonce. W wieku 20 lat, w roku 1970,
wstąpił do warszawskiego Seminarium
Duchownego. Ukończył je z wyróżnieniem
i w 1977 odebrał święcenia kapłańskie w
katedrze warszawskiej z rąk Prymasa
Tysiąclecia ks. Kardynała Stefana
Wyszyńskiego. W działalności
duszpasterskiej zajmował się głównie
młodzieżą. Pod koniec lat 70-tych po raz
pierwszy naraził się władzy
komunistycznej, inicjując wieszanie krzyży
w szkołach i przedszkolach w Tłuszczu.
Ksiądz Zych był uosobieniem naturalnego,
a przez to niezwykle silnego połączenia
służby Bogu i Ojczyźnie. Pamiętam, jak
podczas jednej z przerw w procesie, w
piwnicach Sądu Warszawskiego Okręgu
Wojskowego, kiedy—jako skuci w jednej
„parze” - siedzieliśmy w malutkiej celce,
powiedział: „Student (mój pseudonim z
konspiracji—przyp. wł.), pamiętaj, że
przede wszystkim jestem kapłanem, ale i
jestem Polakiem. Łączy nas to samo i
musimy do końca trwać na posterunku.”
Tę postawę wyrażał już wcześniej w
swoich kazaniach, które znam tylko z
innych przekazów. Osobiście po raz
pierwszy spotkałem Sylwka dopiero we
wrześniu 1982 roku, kiedy wyprowadzano
nas z cel na Rakowieckiej, wioząc na
proces. Mieliśmy się spotkać wcześniej, w
dniu 15 marca 1982 roku, lecz
wcześniejsze nasze aresztowanie
zniweczyło te plany. Plany Boże widać
były inne.
Po pamiętnym Sierpniu 1980 roku, ksiądz
Zych wygłaszał już otwarcie pełne
patriotyzmu kazania, które nie zawsze
spotykały się z ciepłym przyjęciem
proboszczów. Miał wielki wpływ na dzieci
i młodzież, z którymi zawsze starał się być
blisko, których problemy rozumiał,
których był powiernikiem.
Od 25 maja 1981 roku pełnił posługę
duszpastersko-katechetyczną jako
wikariusz w parafii Świętej Anny w
Grodzisku Mazowieckim. Już wtedy
przykuwał wściekłą uwagę Służby
Bezpieczeństwa tak swoimi kazaniami, jak
i pracą z młodzieżą.
Pamiętam, jak po naszym uwolnieniu z
więzień pod koniec 1986 roku: Sylwka z
Braniewa, a mnie z Wrocławia, po
przyjeździe do domu moich rodziców,
powiedział:
„Młodzież to przyszłość Polski i na nią
zawsze stawiałem. Bo młodzież nie jest
Ksiądz Sylwester Zych, zamordowany
przez „nieznanych sprawców” z SB w
dniu 11 lipca 1989 roku (zdjęcie
archiwalne bezpieki PRL z czasów
więziennych lat 1982—1986)
Niezłomny do końca
Ks. Sylwester Zych—ostatnia ofiara PRL
Kilka dni temu minęła 27 rocznica
ostatniego z długiego pasma zbrodni
komunistycznych, popełnionych na
polskich kapłanach, których główną
dewizą była służba Bogu i Ojczyźnie—
Deo et Patriae. 11 lipca 1989 roku tzw.
„nieznani sprawcy” zamordowali księdza
Sylwestra Zycha. Był to trzeci kapłan,
zabity w pamiętnym roku 1989, roku
„okrągłego stołu”, porozumień z
Magdalenki, plebiscytu popularności,
nazywanego „wolnymi wyborami” do
Sejmu i Senatu jeszcze wówczas PRL.
Tuż przed rozmowami „okrągłego stołu”
zgładzono księży: Stefana Niedzielaka i
Stanisława Suchowolca. Komunistyczna
bestia aparatu bezpieki, nie będąc do
końca pewna swojej przyszłości, kopała
w podstawy narodowe i katolickie
Polaków, mordując księży.
Do wyborów zeszłego roku, przez ćwierć
wieku po tych wydarzeniach, rządzący
Polską kazali nam wierzyć, że rok 1989 Ciąg dalszy na stronie 14
S t r o n a 5
Jak było do przewidzenia Jarosław
Kaczyński został ponownie wybrany na
prezesa partii Prawo i Sprawiedliwość.
Trudno się temu dziwić, jest on na dzień
dzisiejszy jedyną właściwą po temu osobą.
PiS cierpi notorycznie na niedobory ludzi z
„charakterem”, a mnogość frakcji i koterii,
typowa dla dużych ugrupowań, nie wróży
dobrze nikomu, kto chciałby stanąć na ich
czele bez odpowiednich
charakterologicznych predyspozycji.
Kaczyński stworzył swoją partię,
przewodził jej nieprzerwanie przez
wszystkie lata i w rzeczy samej on jest tą
partią, gdyż bez niego traci ona rację bytu.
Na niedawnym kongresie prezes
Kaczyński wygłosił przemówienie, nad
którym warto się pochylić choćby z racji
faktu, że jego poglądy mają przełożenie na
sytuację obywateli naszego kraju. Co
prawda nie sprawuje on żadnej formalnej
funkcji w rządzie, jednak każdy chyba
zdaje sobie sprawę, że to on rozdaje karty.
Cała reszta to tylko tło, scenografia
rozstawiona przez prezesa dla realizacji
jego planów. Czy plany te wyjdą nam na
dobre jeszcze się okaże, coraz częściej
jednak odnoszę wrażenie, że Kaczyński
zrobił sporą część swoich wyborców w
balona.
W swoim przemówieniu dokonał analizy
minionych kilku lat z działalności PiS oraz
przedstawił obraz drogi do zwycięstwa,
którą przebył. Co do osobistych zasług
prezesa w tej materii można mieć pewne
wątpliwości, ponieważ to głównie rządząca
przez poprzednie dwie kadencje Platforma
sama sprowadziła na siebie klęskę, jednak
zwycięstwo PiS-u w minionych wyborach
jest faktem. Buta i arogancja poprzedniej
ekipy rządzącej były gwoździami do jej
trumny, a PiS wykorzystał tylko sytuację,
hojnie szafując obietnicami, których
spełnienie nie jest już tak proste. 500+ nie
na każde dziecko, rezygnacja z
podniesienia kwoty wolnej od podatku, czy
brak realnej pomocy dla frankowiczów, to
tylko wierzchołek góry lodowej. Obietnice
Weneckiej czy przytyki Komisji
Europejskiej, z drugiej zaś prezes z
uporem godnym lepszej sprawy podkreśla
prounijny charakter swojej partii, lżąc
przy okazji eurosceptyków i nazywając
ich „awanturnikami i szkodnikami”. Brak
zintegrowania przekazu werbalnego z
podejmowanymi działaniami wprowadza
konsternację. Wygląda to na umyślne
działanie mające na celu dezinformację i
zmylenie przeciwnika. Tylko kto w tym
przypadku jest przeciwnikiem? Mam
nadzieję, że nie Naród Polski, będący dla
polityków maszynką do głosowania i
bezrozumną tłuszczą, której można mówić
jedno, a robić co innego. Chciałbym, aby
przekaz o prounijności PiS-u został
rozpowszechniony jak najszerzej, tak by
każdy wyborca miał jasne pojęcie co robi
oddając swój głos w wyborach.
Jeśli chodzi o mnie, to jestem nieufny w
stosunku do polityków i nie wydaje mi się
żeby robili oni cokolwiek dla dobra
Narodu, ich percepcja kształtowana jest
raczej przez rządzę władzy, która z
dobrem ogółu nie zawsze idzie w parze.
Tak samo jest w przypadku PiS-u, stał się
on partią dziwacznego środka, adaptującą
dla swoich potrzeb wszystko co tylko da
im większe poparcie. Dostrzegając w
społeczeństwie nastroje prounijne będzie
prounijny, gdy powieje inny wiatr również
PiS zmieni kierunek. Tym różni się
partyjna polityka od ideowego działania.
Jeśli chce się być częścią politycznego
mainstreamu należy elastycznie
modyfikować poglądy w zależności od
koniunktury. Ja jednak cenię sobie
szczerość i chciałbym znać rzeczywiste
intencje reprezentujących mnie ludzi.
Rządzenie zza kulis ma tą zaletę, że w
razie porażki ograniczone jest ryzyko
poniesienia konsekwencji. Moim zdaniem
sprawy nie idą w dobrym kierunku, gdyż,
jak już wspomniałem, ciężko ocenić
rzeczywistą linię polityki rządzących nami
Kto rządzi w Polsce i do czego zmierza ?
składane przez prezydenta Andrzeja Dudę
traktuję jako składane w imieniu prezesa,
gdyż jak widać prezydent swojego zdania
nie ma i mieć nie może. Jest za to
świetnym notariuszem rządu Beaty
Szydło, której strategia polityczna opiera
się na wykonywaniu poleceń Jarosława
Kaczyńskiego. Jak stwierdził Kaczyński w
swoim przemówieniu „trzeba było się
uchylić od funkcji premiera”, a kandydat
tymczasowy, bo jestem przekonany, że
taki był pierwotny plan, musi być przede
wszystkim wierny i ewentualnie łatwy do
szybkiego usunięcia.
To wszystko nie jest jednak głównym
powodem moich zmartwień, tak samo jak
nie martwią mnie wygłaszane przez
prezesa banialuki w stylu „zjednoczenia
prawicy”, jak nazywa alians z Gowinem i
Ziobrą. W tym przypadku doszło przecież
tylko do ponownego pozbierania
uciekinierów i wyrzutków z PiS-u,
oczywiście poza transferem samego
Gowina. Dlatego uważam, że te trzy
ugrupowania nie są reprezentantami całej
polskiej prawicy. Wręcz przeciwnie poza
wspomnianym układem pozostaje jeszcze
znaczny niezagospodarowany potencjał,
którym niestety prezes i jego otoczenie
najzwyczajniej gardzą. Nie martwi mnie
również to, że PiS ma problem z
rzetelnym wypełnianiem konkretnych
obietnic, które złożył, ponieważ nie jestem
głupi i wiem, że obietnice wyborcze to
jedno, a ich realizacja wygląda przeważnie
trochę gorzej.
Głównym powodem moich zmartwień jest
natomiast to, że PiS nie jest partią, za jaką
usilnie chciałoby uchodzić. Prezes
Kaczyński po raz kolejny podkreślił, że
PiS jest ugrupowaniem zdecydowanie i
bezapelacyjnie prounijnym. Jakkolwiek by
tego nie interpretować brzmi to groźnie,
szczególnie dla osób, dla których
suwerenność naszej Ojczyzny jest
wartością fundamentalną. Z jednej strony
rząd podkreśla swoją niezależność,
lekceważąc sobie opinie Komisji Dokończenie na stronie 13
S t r o n a 6
W Naszym Dzienniku” 4 lipca 2016 r.
ukazał się artykuł p.t. Kpiny i szyderstwa.
Mowa tu o niemieckich mediach i to
wcale nie tych z dolnej półki, gdyż można
tam znaleźć FAZ, „Der Spiegel”, „Die
Zeit” ze stacji tv ARD piszących i
robiących programy o Polsce jako o kraju
zmierzającym rzekomo do totalitaryzmu,
odwracającym się od idei europejskich,
liberalnych, w ogóle od Europy. To tak,
jak by mówił Schetyna lub ktoś przezeń
na mównicę wysłany. (Opozycja, ta
istniejąca formalnie, tzn. w ławach
sejmowych, ma teraz zwyczaj wypychanie
do wypowiedzi dla mediów ludzi
nieznanych, prawdę mówiąc, mało
rozgarniętych, co chroni głównych
menedżerów od publicznego gadania
głupstw, czego szef PO i tak nie do końca
potrafi uniknąć). Na widelcu mediów
niemieckich znaleźli się czołowi politycy
polscy, w pierwszym rzędzie Jarosław
Kaczyński, Beata Szydło, ostatnio także
Macierewicz. Przedmiotem brutalnych, a
gdy chodzi o humor, iście niemieckich
skeczy, był też ś. p. Prezydent Polski,
Lech Kaczyński. Dowcip Niemcy zawsze
mieli przyciężki, ale to sprawia, że potrafi
on być brutalny, czyli mało zabawny, a za
to obrzydliwie złośliwy. Nasz rząd nie
reaguje na uwłaczające Polakom i Polsce
ekscesy prasowe. Może to i lepiej, bo
lekceważenie jest najtrafniejszą reakcją.
Z tonu artykułu „Naszego Dziennika”
przebija zażenowanie, zasmucenie i,
powiedziałbym, pewna bezradność. Ja
bym tu dodał inny jeszcze element
wynikający z oceny tych wydarzeń. Jest
nim obawa przed uwiedzeniem pewnej i
to znacznej części społeczeństwa
niemieckiego, od zawsze podatnego na
wiarę we wszystko, „was stand in der
Zeitung”. Pamiętam jeszcze z czasów
okupacji, kiedy odwiedziła nas dalsza
krewna stale mieszkająca w Niemczech.
Słyszałem sprzeczkę między nią a moją
mamą. Ta pani dowodziła, jakie to
dobrodziejstwa są dziełem Hitlera. Kiedy
mama dawała jej jaskrawe dowody
zbrodni reżimu, ona trwała przy swoim,
Terroryzm medialny bo, das stand im „Völkischen Beobachter”, a
to pismo, które redaguje sam Goebbels i
Hitler zapewne je czyta, nie może przecież
kłamać. Ta tępota wielu Niemców trwa do
dziś. Dlatego wypociny wielu ich pismaków
są groźne. Jeszcze jedno mi się przypomina.
Było to z okazji jednej z odwiedzin Jana
Pawła II w Niemczech. Jakiś periodyk podał,
że spośród dziennikarzy mających tę wizytę
obsługiwać zaledwie 0,6 % przyznało się do
jakiejś religijności. Autor tej notatki
zastanawiał się co tacy ludzie mogą
przekazać z relacjonowanego wydarzenia?
Co w ogóle z tego zrozumieją? Rzeczywiście
komentarze były żenujące.
A co ci ludzie wiedzą o Polsce? Jedni
zapewne sporo, ale nie oni dojdą do głosu
ale zostanie on oddany tym, którzy muszą
przedstawić Polskę jako podżegacza
wojennego (a co było przed 1939 rokiem?
Przecież 1 IX 1939 r. Hitler powiedział: „Wir
haben zurückgeschossen”. Odpowiedział
zatem, rzekomo, ogniem na polską agresję. I
ogół Niemców kupił to kłamstwo za dobrą
monetę. Wszystko już było. Hitler i Goebbels
mieli swoich, a obecnym bonzom też jacyś
nowi i im posłuszni pismacy wyrośli. Może
nie trzeba by na to zwracać szczególnej
uwagi, bo wiadomo, że dziennikarz musi
spłycić, a nawet spłaszczyć obraz, tak, by
pasował temu, kto go najął. Samodzielnych
jest znikoma ilość i trudno na nich trafić.
Przeważnie są to najemnicy. Bywali tacy na
garnuszku partii komunistycznych,
hitlerowskiej, wszelkich możliwych
reżimów, układów, koterii. Napiszą każdą
bzdurę i się podpiszą za odpowiednie
pieniądze. Oplują, oszkalują, zmieszają z
błotem pamięć nawet najszlachetniejszych, z
ofiar zrobią katów, z tamtych ofiary; napiszą
czego tylko od nich zażądają. Są po prostu
trucicielami, a zatruwają umysł ludzi Bogu
ducha winnych, przekonanych, że poznają
prawdę.
W tej nagonce na Polskę w mediach
niemieckich trzeba brać pod uwagę także
indoktrynację w duchu niemieckiej teorii
odpowiedzialności za wybuch wojny. Co
drugi Niemiec obarcza nią Polskę, bo nie
chciała oddać Korytarza.
I jeszcze jedno źródło tej trucizny sączonej
w umysły przeciwko Polsce. To źródło
bije u nas, w kraju, a są nim ci, którzy
jakimkolwiek sposobem starają się
powrócić do swej roli kolonizowania
Polski w obcym interesie. Utrata takiej
klienteli może gniewać jej „europejskich”
mocodawców, a tym samym rodzić te
wściekle ataki medialne, i to nie gdzie
indziej, jak właśnie w Niemczech
mających tak wielkie doświadczenie, gdy
chodzi o niszczącą moc propagandy. Im
lepiej dzieje się w Polsce pod rządami PiS
tym większa wściekłość rodzimych i
obcych wrogów Polski. Nazwijmy to po
imieniu, odrzucając eufemizmy. Przecież
to, co piszą w niemieckich gazetach
ukazuje się najpierw mutatis mutandis w
polskojęzycznej prasie krajowej. Sapienti
sat.
Dajmy więc spokój pismakom
niemieckim, a popatrzmy na ręce obok
nas żyjącym. Obawiam się napisać
„naszym” bo może to być źle zrozumiane.
Terroryzm medialny jest zjawiskiem
międzynarodowym, a przykład jego leży
jak na dłoni. Wskazał nań „Nasz
Dziennik”. Szkoda, że ujawnił sam
fenomen, a nie sięgnął do jego genezy i
sposobu działania.
Zygmunt Zieliński
S t r o n a 7
- Edek, dalej pracujesz?
- Pracowałem na pół etatu ale mnie
zwolnili.
- Dlaczego?
- Bo to była praca na pełny etat.
***
Samolot wystartował z lotniska. Po
osiągnięciu wymaganego pułapu,
kapitan odzywa się przez intercom:
- Panie i Panowie, witam na pokładzie
samolotu. Pogodę mamy dobrą, niebo
czyste, więc zapowiada nam się
przyjemny lot. Proszę usiąść, zrelaksować
się i... O, Boże!...
Po chwili nerwowej ciszy intercom
odzywa się znowu:
- Panie i Panowie, najmocniej
przepraszam, jeśli przed chwilą państwa
wystraszyłem, ale w trakcie mojej
wypowiedzi drugi pilot wylał na mnie
filiżankę gorącej kawy. Powinniście
państwo zobaczyć przód moich spodni.
Na to odzywa się jeden z pasażerów:
- To pewnie nic, w porównaniu z tyłem
moich....
***
Facet siedzi przed telewizorem , piwko ,
kapcie ...
Żona w kuchni cos pichci , nagle słyszy
jak mąż w pokoju do siebie:
- Nieeeeeeeeeee !!! nie chodź tam !!!! Co
ty robisz !!??!!??
Za chwile znowu :
- Człowieku nic nie przysięgaj!!!!
powiedz że nieeeee !!!!!
Po paru chwilach znowu słychać z
pokoju :
- Coś ty najlepszego zrobił ????? Taki
niewybaczalny błąd....
Żona nie wytrzymała i pyta :
- Misiu co ty tam tak przeżywasz ?
- A nic.... kasete z naszego wesela
oglądam....
***
Stary, umierający Żyd leży na łożu
śmierci, przy nim czuwa żona. Słabnącym
głosem mówi do niej:
Kiedy wiele lat temu płynęliśmy w podróż
poślubną i leżałem w kajucie złożony
chorobą morską - byłaś przy mnie. Kiedy
parę lat później złamałem nogę i leżałem
w szpitalu - też byłaś przy mnie. Gdy
zbankrutowała moja firma - byłaś przy
mnie. A teraz kiedy umieram - znów
jesteś przy mnie. I ja się tak zastanawiam:
czy ty mi nie przynosisz pecha?!
***
Bóg patrząc na grzeszną Ziemię zauważył
zły stosunek społeczeństwa do lekarzy.
Chcąc podnieść reputację całego
personelu medycznego, zszedł był na
Ziemię i zatrudnił się jako lekarz w
przychodni rejonowej. Pierwszy dzień
pracy, siedzi w izbie przyjęć, przywożą
mu sparaliżowanego chorego (20 lat na
wózku inwalidzkim).
Bóg wstaje, kładzie choremu na głowę
swoje dłonie i mówi: - Wstań i idź!
Chory wstaje, wychodzi na korytarz. Na
korytarzu tłum oczekujących, wszyscy
pytają:
- No i jak nowy doktor?
- Doktor jak doktor, nawet ciśnienia mi
nie zmierzył!
***
Mówi sąsiad do sąsiada
- Co Ci się stało w oko?
- Dostałem śrubokrętem od Kowalskiej
- Przez przypadek?
-Nie, przez dziurkę od klucza.
***
Pewne plemię afrykańskie nawiedziła
okrutna susza. Padając z pragnienia udali
się do plemiennego szamana z prośbą o
pomoc. Szaman ów wyszedł z lepianki i
patrząc po tłumie współplemieńców pyta:
- Kto ma wodę?
Nikt się nie zgłasza to powtarza:
- Kto ma trochę wody?
Nieśmiale zgłasza się jeden z członków
plemienia i podając bukłak wody mówi:
- Ja mam jeszcze trochę.
Szaman niewiele myśląc wylał wodę do
miseczki, ściągnął koszulę i zaczął ją prać.
Mieszkańcy wioski patrzyli ze zgrozą.
Wyjął koszulę z wody, wykręcił i wodę
wylał w krzaki. Znowu pyta:
- Kto ma jeszcze jakąś wodę?
Kolejny osobnik podając mu bukłak
mówi:
- Mnie zostało jeszcze pół...
Szaman wziął wodę, wlał do miski i
wypłukał koszulę. Wodę wylał, a koszulę
powiesił na sznurku.
Kiedy mieszkańcy wioski chcieli się na
niego rzucić zaczęły napływać ciężkie
chmury i rozpadał się deszcz.
Szaman na to:
- Zawsze, kurna, pada, jak pranie zrobię...
***
Wioska indiańska w Ameryce.
Przychodzą Apacze do swego szamana i
pytają:
- Jaka będzie w tym roku zima szamanie?
- Bardzo, bardzo ostra!
Apacze zaczęli zbierać chrust, ale zima
była łagodna. Następnej jesieni znowu
przychodzą Apacze i pytają szamana:
- Jaka będzie w tym roku zima?
- Bardzo, oj bardzo ostra!
Zima znów była łagodna, a Apacze
nazbierali górę chrustu. Następnej jesieni
przychodzą wściekli Apacze do szamana i
pytają się go o to samo, ale grożą mu, że
go oskalpują jeżeli się pomyli i że ma całą
noc by się namyśleć. W nocy szaman
wymknął się do instytutu
meteorologicznego i pyta synoptyków:
- Jaka będzie w tym roku zima?
- Bardzo ostra, oj ostra - odpowiadają.
- Skąd wiecie? - pyta szaman.
- Bo Apacze od 2 lat chrust zbierają!
***
W środku nocy żona budzi męża.
- Co się stało? - pyta mąż.
- Zapomniałeś wziąć tabletki na sen!
Uśmiechnij się...
S t r o n a 8
Przyglądając się bardziej szczegółowo
polityce prowadzonej przez III Rzeszę,
wyraźnie dostrzegamy znaczne
podobieństwa do rozwiązań
serwowanych nam przez Unię
Europejską czy też rodzimą lewicę.
Często nazizm nazywa się faszyzmem
bądź skrajną prawicą, tymczasem nazizm
nie był ani jednym, ani drugim. To Józef
Stalin rozpowszechnił w swojej
propagandzie pogląd, że nazizm jest
faszyzmem. Osoby, które dziś tak
twierdzą, po prostu kontynuują
stalinowską propagandę. Sami naziści
byliby zaś obrażeni, gdyby ich nazwać
faszystami. Nazizm nie był także ruchem
skrajnie prawicowym, jak twierdzą różnej
maści lewacy. Nazizm to przecież skrót od
„narodowy socjalizm” – a czy ktoś słyszał
o skrajnie prawicowym socjalizmie? Sam
Adolf Hitler opisywał nazizm jako
ideologię, która nie jest ani prawicowa,
ani lewicowa, a w Mein Kampf zbrodniarz
ten atakował zarówno niemieckich
polityków lewicowych, jak i
prawicowych. W roku 1927 powiedział:
Jesteśmy socjalistami, jesteśmy wrogami
dzisiejszego kapitalistycznego systemu
gospodarczego (…) i jesteśmy
zdeterminowani, aby zniszczyć ten system
w jakikolwiek sposób. Podobnie Józef
Goebbels, minister propagandy III
Rzeszy, podkreślał socjalistyczny
charakter nazizmu – w latach
dwudziestych dwudziestego wieku napisał
wręcz, że jeśli miałby wybierać pomiędzy
bolszewizmem a kapitalizmem, wybrałby
bolszewizm.
W takim razie, jaki system gospodarczy
obowiązywał w III Rzeszy? Niby
większość firm była własnością prywatną,
ale w rzeczywistości – jak w UE czy w
Polsce – właściciel niewiele mógł zrobić,
gdyż tak ograniczały go przepisy i
regulacje, że musiał wykonywać nakazy
państwa. Narodowi socjaliści, podobnie
jak socjaliści rządzący w Warszawie i w
Brukseli, zwiększali kontrolę państwa nad
gospodarką i sektorem prywatnym. W
Polsce istnieje czterdzieści instytucji,
które mogą sprawdzać przedsiębiorców –
w III Rzeszy przedsiębiorców
kontrolowały i nadzorowały Niemiecki
Front Pracy oraz Izba Gospodarcza. Hitler
uważał, że rząd powinien mieć moc
regulowania sposobu użytkowania
własności prywatnej dla dobra narodu. W
Polsce przedsiębiorca jest
ubezwłasnowolniony przez państwo, a
tego, kto nie bierze dotacji, uważa się za
dziwaka.
Narodowi socjaliści, podobnie jak
urzędnicy z Brukseli oraz ci rodzimi z
Warszawy, uprawiali planowanie
gospodarcze. W unijnym przypadku są to
wieloletnie perspektywy finansowe
zawierające różnorakie plany
inwestycyjne ze środków publicznych
(dotacje), na podstawie których władze
krajowe różnych szczebli tworzą własne
plany gospodarcze (na przykład, Program
Operacyjny Innowacyjna Gospodarka).
Hitler zalecał wywłaszczenie tych
przedsiębiorców, którzy nie popierają
nazizmu. W UE też mamy do czynienia z
nacjonalizacjami, takimi jak
wykupywanie udziałów w bankach
podczas kryzysu bądź kradzież
oszczędności z OFE czy nabycie udziałów
w zbankrutowanych firmach budujących
autostrady. Formą nacjonalizacji jest także
niesłuszne nakładanie na firmy przez
urzędników podatkowych, celnych i
innych gigantycznych kar finansowych,
które potem są poparte wyrokiem
sądowym. W III Rzeszy istniała też –
podobnie jak w III RP – szeroka
reglamentacja dostępu do zawodów, a
licznymi licencjami ograniczano
możliwość rozwijania działalności
gospodarczej.
Hitler argumentował, że aby utrzymać
bezpieczeństwo gospodarcze, trzeba mieć
bezpośrednią kontrolę nad surowcami, a
nie polegać na handlu światowym. W
efekcie Niemcy zrezygnowały z polityki
częściowo wolnego handlu na rzecz
polityki samowystarczalności
ekonomicznej. Próbowano ograniczać
liczbę partnerów handlowych, a tam,
gdzie było to możliwe, handlować tylko z
krajami niemieckiej strefy wpływów. W
latach trzydziestych podpisano co prawda
kilka dwustronnych porozumień
handlowych z krajami Europy
południowej i wschodniej, ale władze
niemieckie mocno zniechęcały do handlu
z innymi państwami. Podobnie UE
UE jak III Rzesza
Ciąg dalszy na stronie 9
S t r o n a 9
(wewnątrz której prawie nie ma granic
celnych) na zewnątrz zasłania się murem
celnym, a negocjowanie kolejnych umów
wolnohandlowych, na przykład, z USA,
Japonią czy Indiami, idzie jak
przysłowiowa krew z nosa. Polska w
związku ze wstąpieniem do UE musiała
renegocjować 190 umów bilateralnych, w
tym podnieść wiele ceł na towary
sprowadzane ze Wschodu.
Keynesizm Hitlera i Tuska
W ramach zwalczania Wielkiego Kryzysu
nazistowskie Niemcy zastosowały
politykę keynesizmu. Realizowano
projekty wielkich robót publicznych,
takich jak budowa sieci autostrad w celu
stymulowania gospodarki i redukcji
bezrobocia. W roku 1933 wprowadzono
program Reinhardta, który zawierał
między innymi bezpośrednie inwestycje
publiczne w drogi lądowe, wodne i koleje.
I o ile w roku 1933 państwowe inwestycje
stanowiły mniej niż połowę wszystkich
inwestycji w Niemczech, to w roku 1938
odsetek ten sięgał 90 procent. To państwo
decydowało o przeznaczeniu konkretnych
inwestycji, tak samo jak dziś, gdy
urzędnik z Brukseli, ministerstwa czy
urzędu marszałkowskiego wyrokuje, na co
można wydać unijne dotacje.
Podobnie, po kryzysie finansowym
Europejski Bank Centralny drukował
pusty pieniądz, a upadające gospodarki
Grecji, Irlandii czy Portugalii „ratowano”
miliardami euro, do tego Komisja
Europejska, aby zmniejszyć bezrobocie,
szczególnie wśród osób młodych,
zaproponowała nawet roboty publiczne,
zupełnie jak w III Rzeszy. Na polskim
gruncie identyczną politykę keynesizmu
prowadził rząd Donalda Tuska –
państwowa spółka Polskie Inwestycje
Rozwojowe ma inwestować między
innymi w budowę elektrowni węglowych i
gazowych, gazociągów, magazynów gazu,
dróg, kolei i portów. PiS jest
zwolennikiem podobnej polityki. Jarosław
Kaczyński ogłosił konieczność
publicznych inwestycji o wartości 1,4
biliona złotych.
W III Rzeszy gospodarstwa rolne były
oficjalnie prywatne, ale jakiekolwiek
działania rolnika nie były możliwe bez
szczególnych pozwoleń władz. Tworzono
specjalne rady kontrolujące produkcję i
ceny systemów kontyngentowych. To
wykańczało zwłaszcza właścicieli
niewielkich gospodarstw. Podobnie UE –
ze swoją Wspólną Polityką Rolną oraz
Wspólną Polityką Rybołówstwa ustala
limity na produkcję różnych towarów
rolnych, jak na przykład mleko, cukier,
len, konopie, pomidory czy ryby
pochodzące z połowów – za przekroczenie
tych limitów płaci się wysokie kary.
Oczywiście, unijne rolnictwo, podobnie
jak w III Rzeszy, „chroni” przed
zagraniczną konkurencją potężny mur
celny.
Hitlerowska Rzesza była – podobnie jak
współczesne państwa – krajem
opiekuńczym. Istniały obowiązkowe
składki na Niemiecki Front Pracy,
Narodowosocjalistyczną Pomoc
Społeczną, ubezpieczenia: od bezrobocia,
emerytalne, rentowe i zdrowotne. Już
dwudziestopięciopunktowy program
NSDAP z roku 1920 zawierał konieczność
zwiększania na dużą skalę wypłat
emerytur, a także rozszerzania programu
państwowej edukacji, w szczególności
żądano dużego wsparcia dla
najinteligentniejszych dzieci z rodzin
ubogich. W programie tym pisano
również o konieczności ochrony zdrowia,
zwłaszcza matki i dziecka (w tym także o
zakazie pracy dzieci i obowiązkowych
zajęciach sportowych). W III Rzeszy
istniał też państwowy system ubezpieczeń
zdrowotnych, a kobiety poddawano
regularnym badaniom w celu wczesnego
wykrycia raka piersi. Wprowadzono także
zakaz palenia w miejscach publicznych.
Podobnie jak dzisiaj rządzący
socjaldemokraci, tak i Hitler
rozbudowywał ustawodawstwo
„chroniące” robotników, którzy
otrzymywali płatne urlopy, a 1 maja był
Świętem Pracy (w Polsce SLD nadal
organizuje pierwszomajowe pochody). Już
w roku 1933 utworzono potężną
organizację o nazwie
Narodowosocjalistyczny Dobrobyt
Ludowy, która zajmowała się
charytatywną pomocą socjalną, a także
Nazistowski Program Pomocy Zimowej,
który stał się największą instytucją
socjalną na świecie. Z kolei częścią
Niemieckiego Frontu Pracy była
państwowa organizacja Kraft durch
Freude (Siła przez radość) zajmująca się
przygotowywaniem masowych imprez
kulturalnych, turystycznych i sportowych,
która w latach trzydziestych stała się
największą agencją turystyczną na
świecie. W roku 1934 z państwowych
wakacji skorzystało 2,3 mln Niemców, a
w roku 1938 już 10,3 mln.
Hitlerowska Konfederacja Europejska
W efekcie prowadzenia powyższej
polityki (i istnienia dwudziestu jeden
ustalanych przez rząd federalny
podatków) III Rzesza szybko popadła w
tarapaty finansowe. Wysokim deficytem
budżetowym finansowano między innymi
roboty publiczne i zbrojenia. W latach
1933–1939 całkowite dochody państwa
wyniosły łącznie 62 mld marek, podczas
gdy wydatki przekroczyły 101 mld marek.
Sytuacji nie poprawiły astronomiczne
podatki sięgające od 60 do nawet 98
procent nakładane na zyski
przedsiębiorstw. W rezultacie w roku
1939 zadłużenie publiczne Niemiec
sięgnęło 38 mld marek. Oznacza to, że
dług wzrósł z 12 procent PKB w roku
1933 do 46 procent PKB w roku 1939.
Czy nie przypomina to polityki zadłużania
UE jak III Rzesza (ciąg dalszy ze strony 8)
Dokończenie na stronie 10
S t r o n a 1 0
wszelką różnorodność. Podobnie jak
lewacka UE robi wszystko w imię źle
pojętej równości (równanie w dół), w III
Rzeszy tworzono solidarność narodową
mającą przekroczyć różnice klasowe.
Przy tym wszystkim to nikt inny jak Adolf
Hitler w roku 1943 zalegalizował po raz
pierwszy na ziemiach polskich aborcję –
tak mocno dziś propagowaną przez unijne
instytucje; a nieuleczalnie chorzy byli
poddawani eutanazji (wielu zabito w ten
sposób w okupowanej Polsce), tak jak
obecnie w krajach Beneluksu.
Celem walki hitlerowców było utworzenie
zjednoczonej Europy w miejsce podziału –
pisze John Laughland w książce Zatrute
źródła Unii Europejskiej – bo ich zdaniem
koncepcja państwowej suwerenności jest
po prostu przestarzała. W roku 1940
Herman Göring wydał rozkaz, w wyniku
którego powstał projekt ekonomicznego
zjednoczenia Europy na wielką skalę –
oczywiście, pod kierownictwem Berlina. Z
kolei minister spraw zagranicznych III
Rzeszy, Joachim von Ribbentrop
opowiadał się za utworzeniem
Konfederacji Europejskiej, która
polegałaby na unii celnej i walutowej,
wspólnym planowaniu gospodarczym,
wspólnej polityce rolnej i przemysłowej
oraz podniesieniu i harmonizacji
standardów dotyczących warunków pracy
i spraw socjalnych, której celem miał być,
oprócz zapewnienia trwałego pokoju,
wzrost zamożności, sprawiedliwość
społeczna i bezpieczeństwo socjalne (…),
aby ustrzec europejską gospodarkę przed
kryzysami i ekonomicznymi zagrożeniami
z zewnątrz. Czy to nie przypomina jakże
znajomych głosów płynących dziś z
Brukseli, w której decydujący głos mają
nie unijni urzędnicy, lecz kanclerz
Niemiec?
Tomasz Cukiernik
(Publicysta, ekspert Instytutu Globalizacji,
autor książki „Dziesięć lat w Unii. Bilans
członkostwa”)
UE jak III Rzesza (dokończenie)
prowadzonej przez polskie rządy po roku
1989? W efekcie, chociaż w Niemczech
zmniejszono bezrobocie (także poprzez
naginanie statystyk, z których wyłączono
między innymi kobiety i Żydów), poziom
płac realnych w latach 1933–1938 spadł o
jedną czwartą. Prawdopodobnie w krajach
unijnych panuje podobna tendencja, ale się
o tym nie mówi (dodatkowo ukrywając
rzeczywiste wskaźniki inflacji).
Nazizm wprowadzał w życie typowe dla
lewicy zasady kolektywizmu, a sam Hitler
na łamach „Völkischer Beobachter” w
roku 1938 określił siebie jako (uwaga!)
arcydemokratę. Podobnie jak UE stara się
włączać w swoją strefę wpływów kolejne
państwa, narodowi socjaliści domagali się
włączenia do Niemiec nowych terenów, by
uzyskać Lebensraum, czyli przestrzeń
życiową. Podobnie jak Bruksela próbuje
zmieść z powierzchni ziemi państwa
narodowe, wypłukując resztki
suwerenności, promując euroregiony i
tworząc federację, naziści nienawidzili
państw narodowych, próbując zniszczyć
Jakoś trzeba zaistnieć w tłumie
Żeby ludziska nie zapomnieli
Nie każdy tak to zrobić umie
Żeby się ludzie zeń nie śmieli.
Tak więc profesorka zadufana
Pani Staniszkis się wkurzyła,
Bo przez PiS nie dość poważana
Żadnej fuchy nie pochwyciła.
Dała córunię do Kijowskiego
Sama dosiadła mediów rumaka
By dopaść i zbić Kaczyńskiego.
Niech nie myśli, żem byle jaka.
Profesorka z nosem na suficie
Wszystko wiem, socjologicznie
Co wy sobie w ogóle myślicie?
Ja mówię. Nieważne czy logicznie.
Wystarczy moja tęga mina
I na mym obliczu szminka.
One ze śledzia zrobią rekina,
A z Kaczyńskiego muminka.
Bo ja nie pozwolę sobą
Pomiatać, jak byle dzierlatką
Jestem poważną osobą,
I III RP dumną matką.
Toteż walczyć nie przestanę,
Nie bacząc na Ojczyzny los
Ja wiem, że swoje dostanę
Że znowu oddadzą mi głos.
Co będę mówić? też pytanie!?
Są przecież moi Platformersi.
Oni nagrodzić mnie są w stanie,
Dać order na me dumne piersi.
I wreszcie będzie doceniona
Staniszkis, mądra prorokini.
Kura skubana bez ogona
Rozumek, taki ciut, ciut mini.
Tak Cię dziś widzą staruszko,
Nie bacząc, że ty podskakujesz.
Lepiej wybierz wygodne łóżko
Bo tego naprawdę potrzebujesz.
Przestań głowy ludziom truć
Zrób lepiej rachunek sumienia,
Pychę z siebie co prędzej zrzuć
Bo nie dostąpisz zbawienia.
Staniszkis zagniewana
S t r o n a 1 1
Zakończył się kolejny szczyt NATO. Tym
razem odbywał się on w Warszawie. I—
oczywiście—zakończył się sukcesem.
Używam słowa „oczywiście”, bo czy ktoś
kiedykolwiek słyszał, by jakiś szczyt nie
zakończył się sukcesem ? To, że spotkały
się głowy państw członkowskich, że ze
sobą rozmawiali, że oficjalnie ogłosili
postanowienia wcześniej wynegocjowane
wcale nie było sukcesem, a jedynie
zwieńczeniem pewnego etapu prac nad
wqiększą obecnością wojsk NATO na
tzw. „wschodniej flance”. To raczej
wyniki tychże negocjacji i porozumień,
każde w sobie, noszą znamiona sukcesu.
Nie można jednak powiedzieć, że nie było
sukcesów, i to nawet kilku. Sukcesem
było niewątpliwie samo zorganizowanie
tego typu spotkania na szczycie.
Logistyka i strona organizacyjna była
niezwykle profesjonalna i dokładna, o
czym każdego dnia informowali
przedstawiciele zagranicznych środków
masowego przekazu. Był to niewątpliwie
polski sukces, którego nie można
przewidywać, a który staje się wielką
wartością dodaną i jest widoczny dopiero
po zakończeniu imprezy. I za to należą się
największe gratulacje organizatorom oraz
siłom porządkowym czy służbom, które w
sposób niemalże doskonały wywiązały się
ze swoich powinności.
Ale wielki, aczkolwiek niedoceniany
sukces przyszedł z mało dostrzeganej, lecz
jakże ważnej strony. Otóż wykorzystując
swoją obecność na szczycie NATO
Prezydent Ukrainy Petr Poroszenko uczcił
pamięć pomordowanych na Wołyniu
Polaków pod pomnikiem ku czci ofiar
ludobójstwa ukraińskiego w Warszawie.
Istoty tego gestu chyba nikomu nie trzeba
tłumaczyć. Jest to krok we właściwym
kierunku w budowaniu dobrych relacji z
Ukrainą w duchu prawdy o tamtych
czasach. I jeśli zostałby on w niedalekiej
przyszłości wzmocniony
wypowiedzeniem małego, lecz jakże
istotnego słowa: „przepraszamy” przez
ukraiński parlament zwany Radą
Najwyższą Ukrainy, nic by nie stało na
przeszkodzie do pełnej zgody między obu
narodami. Ludobójstwo ukraińskie na
Wołyniu jest bowiem faktem
historycznym i dla jego uznania nie ma
żadnej innej drogi. Chrześcijańskie
przebaczenie jest najbardziej pożądaną
drogą, ale dla każdego przebaczenia
potrzebne jest proste przyznanie się do
winy oraz prośba o przebaczenie. Nic
więcej.
Z postanowień szczytu NATO
najważniejszym, oficjalnie ogłoszonym w
Warszawie jest niewątpliwie zapowiedź
rozmieszczenia wojsk paktu w Polsce, na
Litwie, Łotwie i Estonii. Nie będą to
wielkie siły, a ich status określa się
mianem „stałej rotacyjnej obecności”.
Konia z rzędem temu, kto potrafi
logicznie wytłumaczyć różnicę między
forsowaną do zeszłego roku zwykłą
„rotacyjną obecnością” a obecną „stałą”.
Jedynym, jako takim wyjaśnieniem może
być różnica między polem biwakowym a
domem wczasowym. Na pole biwakowe
przyjeżdża się rotacyjnie, ale nie
przebywa się na nim stale, zaś w domu
wczasowym zawsze ktoś jest na turnusie.
Dla uważnego obserwatora pojawiły się
jednak również akcenty nie do końca
zrozumiałe, zwłaszcza w wypowiedziach
Sekretarza Generalnego NATO Jensa
Stoltenberga. Główny nacisk kładł on na
coś, co nazywał „wojną cybernetyczną”
oraz „odstraszaniem przeciwnika”. Do
ewentualności realnej wojny (oby ta nie
nastąpiła nigdy) nie było w jego
wypowiedziach odniesienia. Można było
odnieść wrażenie, że Pakt Północno-
Atlantycki jest jedynie jakąś organizacją
niby militarną, w której na dźwięk słowa
„wojna” wszyscy dostają alergii.
Wymyślono więc pojęcia tzw. „wojny
hybrydowej” oraz „cybernetycznej”.
Dodatkowo, niezwykle mocno
podkreślano znaczenie szczytu NATO-
Rosja, który ma się odbyć niedługo w
Brukseli. Gdy do tego dodamy w sumie
niewielkie siły (około 8 tysięcy) mających
stacjonować w 4 krajach wojsk Paktu,
brzmi to niepokojąco. Należy sobie
uświadomić, że w tzw. „okręgu
kaliningradzkim” Rosja posiada siły około
400 tysięcy żołnierzy, wyposażonych w
najnowocześniejszy sprzęt.
To wszystko sprawia, że nie wolno nam
spoglądać na zakończony właśnie szczyt
NATO jak na rozwiązanie problemów
obronności. To dobrze, że te siły się
pojawią, bo zawsze lepiej jest je mieć niż
nie mieć na swoim terenie. Nie zastąpią
one własnych, rozbudowanych i
nowoczesnych sił zbrojnych. Z tym jest
jednak krucho. Po spustoszeniach w
polskiej obronności ostatnego
ćwierćwiecza jej odbudowa jest nie lada
wyzwaniem. Błyskawiczna modernizacja
polskiej armii jest tutaj priorytetem,
którego nie zastąpi organizowane
„pospolite ruszenie”, chociaż jest ono
istotne z punktu widzenia odbudowy
nadszarpniętych wartości patriotycznych.
Musimy sobie uświadomić, że obecne
uzbrojenie armii jest obecnie bardziej
przestarzałe niż uzbrojenie w 1939 roku.
Wtedy w polskich arsenałach był sprzęt,
liczący sobie najwyżej 20 lat (z okresu I
wojny światowej). Obecny sprzęt to
antyki 40-letnie i starsze, by wymienić
tylko niemieckie czołgi Leopard z lat 70-
tych czy próby zakupu przez rządy PO-
ZSL(PSL) francuskich helikopterów
Caracal projektu z 1960 roku ! Dobrze, że
obecny rząd polski uciął tę idiotyczną
transakcję.
Tak czy owak, pracy nad modernizacją i
powiększeniem polskiej armii nie mogą
przesłonić ogłoszone postanowienia
szczytu NATO. Oficjalnie tu i ówdzie
Szczyt a realia
Dokończenie na stronie 16
S t r o n a 1 2
Holokaust wcale nie jest zamkniętą
kartą historii? Snyder: nikt nie może
czuć się pewnie
Pod takim tytułem ukazał się wywiad
redaktora Onet Wiadomości Rafała
Zychala. Jeden a fragmentów brzmi
następująco:
„Pisze pan dalej, że "dominujący w Polsce
Kościół rzymskokatolicki nie wyraził
sprzeciwu wobec masowego mordu na
milionach Żydów, którzy żyli przez wieki
wśród jego wyznawców". Wyjątki, takie
jak choćby abp Andrzej Szeptycki, były
nieliczne. Skąd taka postawa?
To zagadnienie wymaga jeszcze
dogłębnego zbadania. Ale chciałbym
wskazać dwa ważne czynniki. Po pierwsze,
w tamtych czasach Kościół katolicki w
Polsce, ale i w całej Europie, winił Żydów
za problemy związane z postępem,
nowoczesnością. Niestety, to też wpływało
na nastroje antysemickie. Oczywiście, byli
katolicy, którzy ratowali Żydów. Zresztą to
były osoby, które wykształciły w sobie
własny indywidualny sposób pojmowania
chrześcijańskiej etyki. I w niej było
miejsce dla Żydów jako bliźnich. Po
drugie, kościoły, które były najbardziej
liczebne w latach międzywojennych,
generalnie nie pomagały Żydom przetrwać
okupacji. Zdecydowanie lepiej wypadają
w tym porównaniu mniejszości czy te z
kościołów, które były silniej
prześladowane. W przypadku Kościoła
katolickiego ośrodkami, które czasem
niosły pomoc były instytucje często
marginalizowane, jak choćby klasztory. W
końcu byli indywidualni duchowni, którzy
ratowali Żydów. Co ciekawe, tym który na
tym polu ma największe zasługi był
wspomniany Andrzej Szeptycki - biskup
greckokatolicki i duchowy przywódca
Ukraińców”
A oto inny tekst już nie „z głowy”, ale na
podstawie badań i podający ściśle ich
wyniki, a dotyczą one właśnie te, co
księża czynili dla Żydów w czasie wojny
i okupacji. Jest to ujęcie bardzo
syntetyczne i nie zawiera wszystkich
przypadków pomocy świadczonej Żydom
przez duchownych, jak i losu, jaki z tego
powodu był udziałem wielu księży,
zakonnic i zakonników.
Pozwalam sobie zatem przytoczyć
fragmenty artykułu:
„ks. Paweł Rytel-Andrianik Księża dla
Żydów - wyniki badań „Przewodnik
Katolicki” 4/2014 [26.01.2014, s. 26-28
Statystyka: „Na ok. 10 tys. księży
diecezjalnych (stan w 1939 r.) naziści
zamordowali ok. 2 tys. księży, czyli ok.
20 proc. Były takie diecezje, jak np.
Włocławek, Gniezno czy Chełmno, gdzie
prawie co drugi ksiądz został
zamordowany. Spośród ok. 8 tys.
zakonników (stan w 1939 r.), 370 zostało
zamordowanych; zaś z ok. 17 tys. sióstr
zakonnych naziści zamordowali ok. 280
sióstr. Do tego trzeba dodać, iż podczas II
wojny światowej ok. 4 tys. księży i
zakonników oraz 1100 sióstr zakonnych
było uwięzionych w niemieckich obozach,
ci zaś, którzy zostali na wolności byli
również represjonowani.
Jeśli chodzi ogólnie o zaangażowanie
Polaków w pomoc Żydom, to jeden z
najpoważniejszych badaczy Zagłady, prof.
Antony Polonsky, na podstawie swoich
badań i ustaleń prof. Teresy Prekerowej,
stwierdził, iż aby uratować jedną osobę
żydowskiego pochodzenia w czasie II
wojny światowej, potrzeba było
przynajmniej dwóch lub trzech Polaków.
Jeśli przyjmie się, że ocalało 40–60 tys.
Żydów, „to daje cyfrę między 160 tys. a
360 tys. Polaków, którzy z narażeniem
swego życia i życia członków swoich
rodzin pomagali ocalić Żydów” –
konkluduje prof. Polonsky.
Pomoc księży najczęściej połączona była
ze współpracą z parafianami. Polegała ona
na ukrywaniu Żydów na plebaniach lub w
budynkach kościelnych. Przykładem tego
jest chociażby ks. Marceli Godlewski,
który ukrywał wielu Żydów na plebanii
przy kościele Wszystkich Świętych w
Warszawie, a w swoim prywatnym domu
w Aninie, gdzie miał dożywać spokojnej
emerytury, ukrywał dzieci żydowskie.
Ponadto księża wystawiali fikcyjne lub
prawdziwe metryki chrztu, dostarczali
jedzenie do getta, przekazywali dzieci do
sierocińców prowadzonych przez siostry
zakonne. Księża również przyprowadzali
ukrywających się Żydów do znajomych
rodzin katolickich, gdzie znajdowali oni
schronienie.
Biskupi ratujący Żydów
Około 75 proc. biskupów polskich było
zaangażowanych w pomoc ludności
żydowskiej. Z badań wynika, iż w 1939 r.
było w Polsce 38 biskupów, z których 13
zostało wywiezionych do obozów, a kilku
musiało opuścić kraj, aby uniknąć pewnej
śmierci. Tak więc na ok. dwudziestu
biskupów polskich, którzy pozostali w
swoich diecezjach, wiadomo, że
szesnastu, czyli ponad 75 proc., pomagało
na różne sposoby ludności żydowskiej.
Aktywność pozostałych biskupów
poddawana jest dalszej kwerendzie.
Podczas badań naukowych udało się
ustalić, iż w gronie biskupów, którzy
ryzykowali życie dla ratowania Żydów
byli m.in. (w porządku alfabetycznym):
bp Franciszek Barda (biskup przemyski),
bp Eugeniusz Baziak (biskup pomocniczy
we Lwowie), bp Marian Leon Fulman
(Lublin), abp Stanisław Gall
(administrator archidiecezji
warszawskiej), bp Edward Komar
(Tarnów), bp Teodor Kubina
(Częstochowa), bp Jan Kanty Lorek
(biskup sandomierski), bp Stanisław
Łukomski (Łomża), bp Karol Niemira
(biskup pomocniczy piński), abp Adam
Sapieha (arcybiskup krakowski), bp Adolf
Piotr Szelążek (Łuck), abp Andrzej
Czy istnieje więcej prawd niż jedna?
Dokończenie na stronie 13
S t r o n a 1 3
Szeptycki (metropolita greckokatolicki we
Lwowie), bp Antoni Szlagowski (biskup
pomocniczy w Warszawie), bp Kazimierz
Tomczak (biskup pomocniczy w Łodzi),
abp Bolesław Twardowski (arcybiskup
lwowski), bp Tadeusz Paweł Zakrzewski
(biskup pomocniczy łomżyński)”.
Należy dodać, że 5 biskupów zmarło lub
zostało zamordowanych w obozach
koncentracyjnych i więzieniach
niemieckich (Nowowiejski, Wetmański,
Goral, Kozal, Dominik).
Przytoczyłem tak obszerne fragmenty
dwóch komentowanych tutaj tekstów, by
wykazać, jak bezpodstawne jest
stwierdzenie profesora Syndera. Już
zwracałem w swoich publikacjach uwagę
na powierzchowność jego badań i ich
wyników. Wprawdzie ma on wszelkie
możliwości, pracując na znanych
amerykańskich uczelniach, by te rewelacje
kolportować na całym świecie, a w Polsce
znajduje dostatecznie wielu chętnych do
powielania jego tez i nagradzania go za
jego osiągnięcia. Jednakże nie ma on racji
w wielu przypadkach, nie tylko wtedy,
kiedy bez dostatecznej znajomości stanu
faktycznego lub, niestety, mając taką
znajomość, a nie chcąc jej ujawniać,
wydaje sąd na temat Kościoła w Polsce w
czasie wojny, Mnie jednak te inne jego
niedokładności w tej chwili nie obchodzą,
niech inni w tej sprawie się wypowiedzą.
Co do spraw dotyczących pomocy
duchownych dla Żydów powinien sięgnąć
choćby do opracowań w języku
angielskim, zwłaszcza do jednego:
Wartime Rescue of Jews by the Polish
Catholic Clergy.The Testimony of
Survivors. Edited and compiled by Mark
Paul Polish Educational Foundation in
North America, Toronto 2014.
Jest to publikacja źródłowa, która na ok.
400 stronach gromadzi niepodważalnie
sprawdzone informacje na temat
ratowania Żydów przez osoby duchowne.
Jeśli mimo istnienia tej publikacji pan
Synder nadal twierdzi, że „W przypadku
Kościoła katolickiego ośrodkami, które
czasem niosły pomoc były instytucje często
marginalizowane, jak choćby klasztory. W
końcu byli indywidualni duchowni, którzy
ratowali Żydów”, to jego renoma, jako
rzetelnego historyka, znawcy historii
Europy środkowo-wschodniej jest raczej
przesadzona. Inne zdanie zgoła
niezrozumiałe, albo wskazujące na istotnie
fałszywą wiedzę Syndera na poruszany
temat brzmi: „Zdecydowanie lepiej
wypadają w tym porównaniu mniejszości
czy te z kościołów, które były silniej
prześladowane”. Konia z rzędem, kto to
zrozumie. A już zupełna hucpa, to
stwierdzenie: „Zresztą to były osoby, które
wykształciły w sobie własny indywidualny
sposób pojmowania chrześcijańskiej etyki.
I w niej było miejsce dla Żydów jako
bliźnich”. Mowa tu o tych nielicznych,
zdaniem autora, chrześcijanach, którzy
pomagali Żydom. Nie rozumiem, jak
historyk, pretendujący do miana
wybitnego specjalisty, może tak
krzywdzący sąd aplikować ludziom,
suponując taką motywację ich działania,
za które często płacili życiem? W sumie
więc wypowiedź Syndera tu
skomentowana jest po prostu niepoważna
i nie można dociec, co powoduje polskie
media do jej kolportowania.
Na marginesie tych uwag warto
zaznaczyć, że niesłuszne są częste zarzuty
kierowane do polskich środowisk
historycznych, iż nie przeciwstawiają się
propagandzie bezkarnie piętnującej
Polaków za czyny nie popełnione i
zaniechania, jakich nie było, albo
wymuszała je sytuacja okupacyjna. Na ten
temat sporo u nas napisano, ale po prostu
się to z wiadomych względów ignoruje.
Czynią tak także autorzy zachodni znający
język polski. Jakie nimi kierują motywy?
Można się tego domyślać, gdyż czyniąc
tak idą na pasku części żydowskiej opinii
publicznej mającej swe odbicie właśnie w
mediach i na warsztatach niektórych
historyków. Z rzetelnością nie ma to nic
wspólnego, z nauką także nie. Ale nie
winię tu tamtych źle o nas piszących, ale
nas samych, zwłaszcza mających w swym
ręku władzę, gdyż to ona powinna zadbać
o to, by polskie prace ukazywały się w
zachodnich językach. Niestety, zamiast
tego, paszkwile są stante pede tłumaczone
na język polski i dostarczane w Polsce
czytelnikom. A ich autorom urządza się
huczne promocje.
Zygmunt Zieliński
Czy istnieje więcej prawd niż jedna? (dokończenie)
ludzi. Są prounijni czy nie? Dlaczego
próbują umyć ręce od kwestii
upamiętnienia ludobójstwa Polaków na
Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej i
przymykają oczy na szerzący się
neobanderyzm na Ukrainie, ale także w
Polsce? Dlaczego ucichło wokół
obywatelskiej inicjatywy pro-life mającej
na celu nowelizację prawa aborcyjnego?
O co w tym wszystkim chodzi? Mam
tylko nadzieję, że o Polskę i Jej, a co za
tym idzie nasze dobro. Bo mam już dość
polityków, którzy inną postawę prezentują
na forum międzynarodowym, a inną
lansują w kraju, uważając, że „ciemny lud
wszystko kupi”…
Jarosław Gryń
Kto rządzi w Polsce
i do czego zmierza? (dokończenie)
S t r o n a 1 4
jeszcze zdemoralizowana, wierzy w Boga i
w Polskę. Moim obowiązkiem zawsze było
strzec tego skarbu narodowego, rozumieć
go i wspomagać. To był i jest mój
obowiązek jako kapłana i jako Polaka.”
Stan wojenny nie zastraszył ks. Zycha.
Nadal wygłaszał kazania i rozpoczął nawet
cykl mszy za Ojczyznę. Nic dziwnego, że
od razu otoczył opieką duszpasterską—
jako kapelan—tzw. „grupę grodziską” Sił
Zbrojnych Polski Podziemnej.
Tymczasowo przechowywał broń z
rozbrajanek na plebanii, organizował
złożenie przysięgi grupy na wierność Bogu
i Ojczyźnie. Sam przybrał skromny
pseudonim: „Anty” od słowa
antykomunista.
W pokazowym procesie we wrześniu 1982
roku (jednym z kilku, o czym jakoś się
przemilcza), skazano 8 osób. Robert
Chechłacz ps. „Grot”, „Dzieciątko” został
skazany na 25 lat pozbawienia wolności,
Tomasz Łupanow ps. „Kowacz” na 13 lat,
Stanisław Matejczuk na 6 lat, ks. Sylwester
Zych na 4 lata (wyrok podwyższono do 6
lat), Tadeusz Właszczuk na 2 lata, pozostali
oskarżeni: Jarosław Węcławski, Tomasz
Krekora i Andrzej Hybik ps. „Świstak”
zostali skazani na 2 lata pozbawienia
wolności w zawieszeniu na 5 lat. W innych
procesach skazano na 2 lata pozbawienia
wolności w zawieszeniu na 5 lat inne osoby
m.in. Agatę Syrokomlę ps. „Patrycja”,
Józefa Serwacińskiego ps. „Idealista”,
Marka Czarneckiego ps. „Litwin” i innych.
Właśnie ów proces, nagłaśniany jako
pokazowy przez „tubę propagandy PRL”
Jerzego Urbana, był w istocie rzeczy
wyrokiem śmierci „odłożonym na później”.
Wyrokiem, który wykonali zbrodniarze z
SB na nieugiętym ks. Sylwestrze Zychu.
Już podczas aresztowania, po osadzeniu na
słynnym złą sławą Pałacu Mostowskich,
poza torturami i nieludzkim biciem
(„ścieżki zdrowia”, biciem bezpośrednim
po nerkach, zgniataniem jąder czy
wbijaniem szpilek pod paznokcie itp.),
wielu z nas zapowiadano, że nie
pożyjemy długo. Sam prokurator kapitan
Janusz Obara podczas jednego z
przesłuchań powiedział ks. Zychowi:
„...u nas w resorcie takich spraw się nie
zapomina ani nie wybacza...”
Podczas zaznajamiania się z kompletem
akt oskarżenia, tuż przed naszym
procesem, natknąłem się na wiersz,
napisany przez ks. Zycha w celi na
Rakowieckiej. Zapamiętałem jego
ostatnią zwrotkę:
„Kiedy wyjdę ocalały, wezmę sztandar w
ręce swe,
Na nim będzie Orzeł Biały i mojego
Związku znak.
Na wolności Tobie, Boże, zabrzmi ma
zwycięska pieśń
Orzeł bowiem wszystko może—nawet
WRONie skręcić łeb !”
Nie muszę dodawać, z jak wielką
wściekłością reżimu spotkały się te proste
słowa, które zostały dołączone do
dowodów w sprawie jako materiał
obciążający. Największą chyba
wściekłość naszych oprawców wzbudzał
fakt, że w ogóle żyjemy. W krótkim
okresie dwóch tygodni, w których
odbywał się nasz proces, byliśmy
poddawani wielu szykanom. A to
każdego dnia przy wyprowadzaniu nas z
cel do „budy”, którą wieziono nas na salę
sądową byliśmy rozbierani do naga na
malutkim skrawku podłogi między
kratami wyjściowymi z II pawilonu,
kazano nam robić przysiady ku uciesze
obserwujących nas konwojentów i
więźniów, pracujących na korytarzu.
Dowódca konwoju zerwał mi z szyi
różaniec, który następnie doszczętnie
porwał—zebrałem jego paciorki z
betonowej posadzki i starałem się potem
w celi złożyć go zębami, ale—niestety—
kilka paciorków zginęło. Podczas
rozprawy na pytanie mec. Siły-
Nowickiego (był obrońcą zarówno Sylwka
jak i moim) przewodniczący składu
sędziowskiego płk Monarcha
odpowiedział, że: „...różaniec jest
narzędziem niebezpiecznym, na którym
podejrzany Matejczuk mógłby się
powiesić” (!!!)
Dzielę się tylko tymi wspomnieniami o
represjach, którymi byliśmy razem z ks.
Zychem szczodrze obdarzani w czasie,
kiedy byliśmy zakuwani w „parze” i
mogliśmy ich razem doświadczać i
obserwować. Jak już wspomniałem, nasza
droga przez mękę trwała od chwili
aresztowania i ciągnęła się później, już po
skazaniu nas i rozwiezieniu do różnych
więzień. Ks. Zycha osadzono w więzieniu
w Braniewie, mnie zaś w Strzelcach
Opolskim (ZK nr 1), a później we
Wrocławiu przy ulicy Kleczkowskiej.
W więzieniu ks. Sylwester Zych walczył o
swoje prawa kapłańskie do sprawowania
Najświętszej Ofiary w celi, za co
spotykały go dodatkowe represje ze strony
władz. Prowadził głodówki o
symbolicznej wymowie: w każdy
czwartek na pamiątkę Wielkiego
Czwartku i ustanowienia przez Chrystusa
kapłaństwa.
Nie obejmowały ani ks. Zycha, ani mnie
absolutnie żadne tzw. „amnestie” w
okresie 1982-1986. Ostatecznie zwolniono
nas obu w dniu 10 października 1986 roku
na podstawie orzeczenia Sądu
Najwyższego z dnia 7 października. Był to
rezultat odmowy przystąpienia do rozmów
finansowych strony amerykańskiej z
przedstawicielami reżimu PRL, które
miały rozpocząć się w Wiedniu w dniu 5
października. Delegacji USA
przewodniczyli Panowie: George H. W.
Bush (senior—późniejszy Prezydent) i
Niezłomny do końca
Ks. Sylwester Zych—ostatnia ofiara PRL
(ciąg dalszy ze strony 4)
Dokończenie na stronie 15
S t r o n a 1 5
George P. Schultz, którzy wyszli z Sali po
uzyskaniu negatywnej odpowiedzi na
pytanie o nasze uwolnienie.
W aktach IPN znajduje się sfałszowana
kopia tego postanowienia. Fałszerstwo
polega na ręcznym wpisaniu daty dziennej
orzeczenia SN jako 10 października 1986
roku. Chciano w ten sposób zatrzeć ślad
dowodu, że orzeczenie wydano w związku
z trwającymi rozmowami ze stroną
amerykańską, która powróciła na salę
obrad w dniu 8 października. Osobiście
dysponuję niezafałszowaną kopią tego
dokumentu z datą maszynopisową 7
października.
Uwolnienie ks. Sylwestra Zycha wcale nie
zakończyło jego walki z komunizmem.
Został on kapelanem Konfederacji Polski
Niepodległej. Występował również jako
kurier w poufnych sprawach tej partii. W
dniu 4 lutego odprawił Mszę Świętą przed
II Kongresem KPN.
Już od chwili wyjścia z więzienia
otrzymywał anonimy, grożące mu
śmiercią. Zdawał sobie z tego sprawę, ale
nie poddawał się do końca. Niezwykle
charakterystyczny jest jego testament,
spisany 23 października 1987 roku, a więc
rok po wyjściu z więzienia:
„Czuję, że zbliża się mój dzień—czas
spotkania z Panem, który uczynił mnie
swoim kapłanem [...]
Dziękuje wszystkim, którzy dla mnie byli
kochani, a zwłaszcza tym, którzy podali mi
rękę, gdy byłem w więzieniu.
Do nikogo nie czuję nienawiści, dla
wszystkich chcę być bratem i kapłanem.
Solidarnym Sercem jestem ze wszystkimi,
którzy jeszcze walczą, którzy dążą do
Polski wolnej i niepodległej.
Wielką łaską jest dla mnie to, że z
niektórymi z Was walczyłem i siedziałem
Niech dobry Bóg Wam błogosławi i sprawi,
abyśmy mogli się spotkać na gruzach
komuny. Walczyłem, jak umiałem,
walczyłem do końca, byłem w więzieniu,
ale myślę, że Polsce trzeba dać więcej,
trzeba dać siebie do końca—jak ksiądz
Jerzy—mój Przyjaciel i Patron z nieba.
[...]”
Minęło ponad ćwierć wieku od
bestialskiego morderstwa, popełnionego na
osobie ks. Sylwestra Zycha. Morderstwa
nigdy nie rozliczonego, a którego sprawcy
nadal są bezkarni. Taką też smutną
rocznicę obchodzimy w tym roku, jeśli
chodzi o zamordowanie księży Niedzielaka
i Suchowolca. Lewacka propaganda
postkomunistyczna układała peany na
temat odzyskania pełnej niepodległości, na
temat wspaniałości i dokonań rządzących
w tym czasie. Z pewnością owe
wspaniałości III RP dotyczą morderców,
którzy w kułak naśmiewają się ze swoich
ofiar i którzy często cieszą się
szczególnymi względami rządzących.
Wszystkie śledztwa w sprawie morderstw,
popełnionych przed 27 laty na polskich
kapłanach zostały umorzone „z powodu
niewykrycia sprawców”. Morderstwo,
popełnione na osobie ks. Sylwestra Zycha
świadczy o szczególnym bestialstwie, co
potwierdziły zwłaszcza wyniki autopsji czy
też zdjęcia zwłok polskiego kapłana,
wykonane po identyfikacji ciała w
Zakłądzie Medycyny Sądowej w Elblągu.
Do dzisiaj nie zostało ustalone nawet
miejsce popełnienia morderstwa, jako że
ciało, znalezione na przystanku
autobusowym w Krynicy Morskiej było
inaczej ubrane niż ciało ks. Zycha, które
przedstawiono do identyfikacji rodzinie w
Zakładzie Medycyny Sądowej.
Śledztwo umorzono pomimo wielu pytań,
których ilość stale rośnie wobec ujawniania
nowych faktów czy wreszcie wobec relacji
świadków. Stale obowiązuje „jedyna
słuszna” wersja wydarzeń, ułożona w kilka
godzin po ujawnieniu morderstwa przez
ówczesnego Prezesa Radiokomitetu (a
byłego rzecznika prasowego reżimu
komunistycznego) Jerzego Urbana o
rzekomym „śmiertelnym nadużyciu
alkoholu” przez kapłana, który był
abstynentem.
Manipulacja, fałszowanie oraz zacieranie
śladów—to jedyne mianowniki, do których
można sprowadzić tzw. „śledztwo” w
sprawie brutalnego zamordowania ks.
Zycha przez tzw. „nieznanych sprawców”
czyli funkcjonariuszy aparatu bezpieki
PRL.
Czy kiedykolwiek doczekamy się rzetelnie
przeprowadzonego śledztwa w sprawie
bestialskiego mordu, popełnionego na
osobie ks. Zycha ? Trudno na to pytanie
odpowiedzieć. Jeśli nawet historycy dotrą
w przyszłości do prawdy, dla obecnej, stale
silnie tkwiącej w komunistycznych
układach władzy sądowniczej. Czas 27 lat,
jaki upłynął od zbrodni, pozwala na jej
przedawnienie. Z tego wyjścia prawnego
zarówno oprawcy, jak i mafia sądowa z
pewnością skorzysta, o ile obecny rząd nie
rozbije dostatecznie postkomunistycznych,
wciąż istniejących relacji. Póki co
pozostają do dyspozycji jedynie badania
historyczne, które pomogłyby
zrekontruować fakty ostatnich godzin życia
i męczeńskiej śmierci ostatniego
niezłomnego polskiego kapłana.
Stanisław Matejczuk, ps. „Student”
Demonstrujący przeciwko
pochówkowi komunistycznego
zbrodniarza Wojciecha Jaruzelskiego
na Powązkach ze zdjęciem ks.
Sylwestra Zycha (fot. archiwum)
Niezłomny do końca
Ks. Sylwester Zych—ostatnia ofiara PRL
(dokończenie)
S t r o n a 1 6
Kijowski pobity, bo politykował
A mimo, że krzyczał, nikt go nie ratował.
Krzyczał, bo wiadomo, trzeba mit budować,
Męczennika KODu jakoś skombinować.
Krew się nie polała na dworcu centralnym,
Szkoda, bo autorytetem zostałby moralnym.
A PiS lub osobiście nawet pan Kaczyński
Świeciliby oczami za czyn barbarzyński.
Bo, że PiS tu winien, rzecz jest oczywista,
Nawet jeśli by sprawcą był recydywista,
Powiedzmy, nie wiezienia, ale kliniki
Psychiatrycznej, na co wskazują wyniki
Obdukcji policji stołecznej Warszawy,
To i tak trzeba narobić trochę wrzawy,
Jak to PiS, łamiąc prawa demokracji
Bliski jest III Rzeszy, lub choćby sanacji.
Nuże więc na ulice, różne darmozjady,
Dołączy się Bronek i ormowskie dziady.
Razem powalczmy o restytucję Ludowej
Rzeczypospolitej Polskiej, bierutowej,
A nawet jeśli nie, to choć jaruzelskiej, ,
Wesprą nas Bolek, Olin i ze złodziejskiej
Sitwy co niektórzy, zagrożeni audytem
I fantów nabytych szybkim zbytem.
Zatem dobrej bądźmy myśli towarzysze,
Opozycja, Trybunał, wszystkie ledwo dysze.
Zostaliśmy my tylko do walki gotowi
Zawierzcie tylko mnie, męczennikowi
Dworcowemu, co prawda, ale z braku laku
Dobra glina, kit lub choć rana w plecaku,
Który miałem w czasie napadu na sobie.
I z czego sobie rekwizyt męczeństwa zrobię.
I kiedy rządy znów przejmą gangstery,
Pierwszy się do nich zgłoszę po ordery
Kombatanckie, a do nich apanaże.
Ja wam wszystkim jeszcze pokażę
Co potrafię, czym jeszcze zostanę!
Alimenty darują, za zasługi znane.
W nosie mam nawet demokrację,
Błazeńskich marszów jeno dekorację.
Wszelkie listy prosimy kierować na adres
redakcji: redakcja@atopolskawlasnie.com Printed and Copyrighted by Polonia Semper Fidelis
Męczennik Kijowski, pobity na dworcu
pojawiają się opinie, że jego rzeczywistą
wartość poznamy dopiero po spotkaniu
NATO-Rosja w Brukseli.
Polacy mają szczególne prawo i obowiązek
do przyglądania się niemalże „przez lupę”
postanowieniom warszawskiego szczytu.
Doświadczenie deklarowanych sojuszy z
przeszłości nauczyło nas w dostateczny
sposób, że zawsze to właśnie Polacy
walczyli „za wolność Waszą i Naszą”.
Niestety, równie zawsze bez wzajemności,
by przypomnieć tylko historię II wojny
światowej. Obyśmy nie musieli
doświadczać tego ponownie.
Robert Skalski
należy uznać wypowiedź posła PiS
Jarosława Sellina, który zaproponował ni
mniej ni więcej tylko „podwiązanie”
pamięci o zamordowanych na Wołyniu
Polakach pod agresję sowiecką z 17
września 1939 roku ! Nieznajomość
dziejów ojczystych czy rezultat wypranego
mózgu tzw. „poprawnością polityczną” ?
Oddanie hołdu pomordowanym na
Wołyniu przez prezydenta Petra
Poroszenkę, obecnego na szczycie NATO
w Warszawie to miły gest, lecz nic więcej.
Szybko uciekł po pytaniu osoby z
organizacji Kresowian: „kiedy Ukraina
uzna oficjalnie tę masową zbrodnię za
ludobójstwo”.
Polacy mogą i chcą po chrześcijańsku
wybaczyć, lecz do tego potrzebny jest
warunek przyznania się do winy oraz
skruchy—tak mało, a zarazem tak wiele
dla Państwa Ukraińskiego, budującego
własną przyszłość na kłamstwie i fałszu.
Ofiary Wołynia wciąż wołają o prawdę i
wołać nie przestaną.
Stanisław Matejczuk
Szczyt a realia (dokończenie)
Ofiary Wołynia wołają o prawdę
(dokończenie)
top related