483 news #7 (10.05.2011)
DESCRIPTION
Kompletnie męski punkt widzenia oraz to, co chłopcy lubią najbardziej: muzyka, samochody i rycerze! Wycieczka do Brazylii i Niemiec, Street Art i gadżety z Tokio Hotel, czyli... THE "HALLO, JUNGS!" ISSUE - 483 News!TRANSCRIPT
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
„Przepraszamy!” – to zdecydowanie powinno być naszym pierwszym słowem po publikacji tego wydania.
Wiemy, że ten numer miał się ukazać już dawno, dawno temu, a nasze „wkrótce” zyskało dokładnie to samo
znaczenie, co słowo „soon” w przypadku samego zespołu. Jedyne, co mamy na swoją obronę, to to,
że pracowaliśmy w uszczuplonym składzie, ponieważ Agathe, Unlike i Fremde zdają w tym roku maturę –
powodzenia, dziewczyny! – więc to logiczne, że mają teraz nieco inne priorytety.
Summa summarum numer jest już gotowy i właśnie teraz możecie go przeczytać! Tematem przewodnim tym
razem są fani płci męskiej, którzy opowiedzieli nam, jak to wszystko wygląda z ich perspektywy. Jeśli mówimy
o facetach, nie możemy zapomnieć o samochodach i... rycerzach! Specjalnie dla Was tym wszystkim zajęła się
Mania. Unlike w świecie zimnych murów, industrialnych klimatów i grafitti odnalazła LiL, a Emeua przedstawiła
nam koncert z trasy Schrei Open Air Tour oglądany zza ogrodzenia. Boo natomiast w dziale Dress up like...
przemaglowała styl Gustava, a w cyklu Pod lupą rozłożyła na czynniki pierwsze gitarzystę. Jako wisienkę
na torcie serwujemy Wam zwycięskie zdjęcia nadesłane przez Was na konkurs Załóż TH i wygraj.
A to jeszcze nie wszystko!
Redakcja 483 News
WWW.MY.TOKIOHOTEL-FANCLUB.PL
Attention!
Alieni, prosimy! NIE publikujcie skanów naszej gazety na swoich stronach! To łamie
nasze serca i prawa autorskie. Moglibyście dodawać w postach tylko okładkę i bezpośredni link
do aktualnego wydania? Dziękujemy!
Aliens, please! Do NOT publish scans of our magazine at Your websites! It breaks our
hearts and the copyright. Would You mind posting only the cover and the direct link to the current
issue? Thank You!
Aliens, bitte! Veröffentlicht die Scans unseren Magazins NICHT auf Eurer Seite! Es bricht
unsere Herzen und verstößt das Copyright. Könnten Sie vielleicht nur den Umschlag und den
direkten Link zur aktuellen Ausgabe posten? Danke schön!
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
News
Tokio Hotel dla Japonii, powrót do Rosji, nowe nagrody, zloty fanów ................................................... 4
Hot Topic
Głośny krzyk z zagranicy – Daniel ......................................................................................................... 6
Wywiad: „Wszystko ma swoje ciemne strony...” .................................................................................... 7
„To ten gej z Tokio Hotel!” – Billosh ....................................................................................................... 9
Wywiad: „Bill jest dla mnie inspiracją...” ............................................................................................... 10
Rutyna nie musi być nudna! – Grzesiek .............................................................................................. 12
Wywiad: „Po prostu tworzą fajną muzykę...” ........................................................................................ 13
Wywiad: In the cities, on the streets around the globe... – Lil i Street Art ........................................... 15
O której spotykamy się w warsztacie? – czyli AUTOmatic .................................................................. 20
Faceci mają głos: Kuba... i co dalej? ................................................................................................... 24
Z kronik Davidusa: O ocaleniu dziewic od wyginięcia... ...................................................................... 26
Fani mają głos!
Recenzja: Best of Tokio Hotel – wszystko, co najlepsze? .................................................................. 28
Live
Tokio-świat: Przystanek Brazylia ......................................................................................................... 30
Life Story
Zabójcza klątwa z Gelsenkirchen – Gelsenkirchen (06.07.2006) ....................................................... 32
What about...?
Polska – kraj na NIE ............................................................................................................................ 34
Tokio w Tokio ....................................................................................................................................... 35
Na wybiegu
Dress up like... Gustav! ........................................................................................................................ 36
Mała rzecz, a cieszy – gadżety z TH ................................................................................................... 38
Pod lupą
„Ten śmieszny, mały lamus z dredami” – wszystko o gitarzyście ........................................................ 40
Fani tworzą
Konkurs: Postawili na TH i wygrali! ...................................................................................................... 46
.
WYWIAD: LIL I STREET ART
“Natrafiłam na nich zupełnie przypadkiem: słucham
eksperymentalnie wielu wykonawców z całego
świata, wtedy akurat znalazłam TH, a było to zanim
jeszcze stali się u nas tak bardzo popularni.”
ZABÓJCZA KLĄTWA Z GELSENKIRCHEN
„Nieprofesjonalizmem było jednak to, że nie mieliśmy
biletów. Pal licho rodzinę, oni by mi jeszcze dopłacili,
żeby tego nie musieć oglądać, ale dla mnie to był
większy problem.”
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
TO JESZCZE NIE KONIEC!
Gdy zespół ogłosił, że wydaje album Best Of, fani
spanikowali. Uspokajamy – według niemieckiego
Popcornu nowy studyjny album Tokio Hotel ma zostać
wydany już w sierpniu tego roku, a światowa
(podkreślam: ŚWIATOWA) trasa (według najnowszych
plotek, ma to być tour akustyczny) planowana jest
na listopad. Na razie pojawiają się informacje
o planowaniu gigów w Wenezueli oraz na Ukrainie
czy w Rosji – i to w dodatku już we wrześniu! Pogoda
raczej znowu nam nie dopisze, ale Polki są gotowe
na wszystko, prawda?!
ZAKOCHANI BLIŹNIACY?
Na początku stycznia świat okrążyło zdjęcie
dziewczyny całującej się z Billem. A raczej
klonem Billa, bo, jak się okazało kilka dni później,
chłopak ze zdjęcia to Alex (według innych źródeł:
Artur), który jest sobowtórem młodszego Kaulitza
i mieszka w Rosji! Plotki o związkach dotyczą
również Toma – gitarzysta podobno umawia się
z fryzjerką należącą do teamu Sammy’ego
Deluxe’a, Rią. Dziewczyna pojawiła się
z zespołem na nagrodach EMA 2009,
a z samymi Kaulitzami była na koncercie Prince’a
w Hamburgu. Po różnych stronach krążą już
filmiki i zdjęcia – szukajcie!
REKORDY I INNE OSIĄGNIĘCIA
Dopóki będą fani, będzie istnieć i zespół, a my świetnie dajemy sobie radę!
W końcu wygraliśmy nagrodę MTV Online Award jako Fan Army, co tak ucieszyło
chłopaków, że nagrali wideo z podziękowaniami. Wzbudziło ono wiele
kontrowersji, ponieważ Bill pokazał się na nim z nowym imagem – brodą,
krótszymi włosami i jeszcze większym septum! Niedawno klip do World Behind
My Wall dobił do 5 milionów obejrzeń na serwisie YouTube, chłopcy dostali
nagrody Planet Award w Peru oraz Mad Teen Icon w Grecji, album Humanoid
osiągnął złoto w Malezji, a najnowsze wydanie – Best Of uplasowało się
na siódmym miejscu w rankingu sprzedaży płyt w grudniu w Polsce…
„ZGARNIEMY TROFEUM W PRZYSZŁYM ROKU!”
Mimo wielu sukcesów pojawiły się także porażki. MTV’s Musical March
Mendess znaczą dużo dla chłopców z Tokio Hotel, biorąc pod uwagę wpisy
na ich oficjalnych profilach po każdej wygranej... Mimo iż fanom TH nie udało
się pokonać sympatyków Paramore w czwartej rundzie tegoż konkursu,
spokojnie wciąż zasługują na miano najlepszych na świecie fanów –
w poprzednich etapach udało im się przegłosować takie gwiazdy
jak Mumford & Sons, Adele czy Muse! Tylko tak dalej, a w przyszłym roku
spełni się życzenie chłopców zawarte w tytule.
ZLOTY, ZLOTY, ZLOTY!
Z okazji rocznicy dwóch koncertów Tokio Hotel
w Polsce, w okresie marca i kwietnia na terenie
naszego kraju organizowana jest masa zlotów
fanowskich! Część z nich już się odbyła, a dla tych,
którzy uczestniczyli w takich wydarzeniach, mamy dość
interesującą propozycję! Wysyłajcie nam swoje relacje
ze spotkań z tokiohotelowymi znajomymi oraz zdjęcia
na e-mail: [email protected]! Najlepsze z nich
opublikujemy!
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
TOKIO W TOKIO PO RAZ KOLEJNY?
Czemu nie! Plotka szybko okazała się prawdą i chłopcy
już na początku lutego zaczęli się pojawiać
w japońskich programach telewizyjnych. Wywiady,
występy, talk showy… Fanów i tak najbardziej cieszyły
coraz to bardziej wymyślne stroje wokalisty: czapka
z kocimi uszkami, płaszcz o jaskrawym kolorze, żarówki
(kieliszki?) na głowie (Bill tłumaczył, że to nawiązanie
do gitary – świecą, kiedy podłączy się do nich
wzmacniacz), czapka kapitana okrętu… Wszystko to
w celu promocji albumu Darkside Of The Sun
wydanego w Japonii.
TRAGEDIA W JAPONII I POMOC ZESPOŁU
W związku z trzęsieniem ziemi, falą tsunami i zagrożeniem silnym
promieniowaniem, jakie ostatnio nawiedziły Kraj Kwitnącej Wiśni, zespół
prawdopodobnie będzie musiał zmienić swoje plany dotyczące powrotu
na wyspy w czerwcu. Wszyscy ogromnie ubolewają nad losami
Japończyków, co mogą potwierdzić niezwykle smutne miny bliźniaków
na filmiku, który nagrali, by wesprzeć duchowo swoich japońskich fanów.
Na tym jednak nie koniec. Jeśli chcecie wesprzeć Japończyków,
w oficjalnym sklepie TH możecie kupić specjalne przypinki o wartości
od 5 do 25 Euro. W dodatku Oficjalny Niemiecki Fanclub zespołu
umożliwił bezpośrednie wpłaty na konto pieniędzy na pomoc Japonii.
Więcej informacji znajdziecie na oficjalniej stronie grupy.
CHARYTATYWNOŚCI CIĄG DALSZY
Pomaganie innym chyba spodobało się naszym
ulubieńcom – szczególnie bliźniakom. W loterii
organizowanej podczas gali charytatywnej na rzecz
Sophie-Schule Wetterau można było wygrać
Meet&Greet z Billem i Tomem. Ostatecznie spotkanie
zostało wylicytowane za 2000 euro! Co o tym sądzicie?
Czy kilka minut ze swoimi idolami warte jest tylu
pieniędzy?
Również austriacka organizacja charytatywna Roll Rinn
została przez zespół obdarowana podpisanym
plakatem z trasy, który wylicytowany został za 615
Euro! Niestety, tym razem fani Tokio Hotel pokazali się
od złej strony – zwycięzca zabrał plakat
bez przekazania organizacji jakichkolwiek pieniędzy.
Bijąc się w piersi, dziewczyny z austriackiego FC same
zapłaciły całą kwotę. Wstydźcie się, ludzie!
KOLEJNE WSPÓŁPRACE?
Martin z CherryTreeRecords (prowadził m.in.
Breakfast With Tokio Hotel w CherryTree Radio)
rozpoczął niedawno współpracę z Billem. „Wszystko
wskazuje na to, że będzie naprawdę cool!” – możemy
przeczytać. Kilka dni później powstały plotki, iż zespół
chce nagrać utwór z Kropp Circle, jednak członkowie
tej grupy szybko zdementowali te pogłoski. Prędko
pojawiły się kolejne niepotwierdzone informacje –
Tokio Hotel tworzy właśnie z zespołem Drewa Ryana
Scotta. Drew szybko temu zaprzeczył, a fani głowią
się do dziś… Ostatnio Martin, wspomniany
na początku newsa, poinformował nas,
że współpracuje nie tylko z Kaulitzem, ale i innym
artystą. Będzie trio?
TOKIO HOTEL WRACA DO ROSJI!
Już 3 czerwca zespół pojawi się na gali Muz TV Awards. Rosja aż
kipi od plakatów i billboardów ukazujących chłopaków jako
głównych gości imprezy, a w internecie już możecie przeczytać
wywiad z pytaniami od fanów z całego świata, którego TH udzieliło
na konferencji online 29 kwietnia. Chcecie pojawić się na czerwo-
nym dywanie przed SC Olympic w Moskwie? Załatwiajcie swoje
wizy i walczcie o wejściówki przez Twitter rosyjskiego FC.
SPRZEDAM TOKIO HOTEL!
Wielu byłych fanów, fanów, którzy przechodzą
właśnie kryzys swojej fascynacji zespołem
lub takich w trudnej sytuacji finansowej
postanawia sprzedać zebrane dotychczas
skarby. Jeśli jesteście zainteresowani kupnem
singli Der Letzte Tag CD 1 i 2, płyt Schrei – so
laut du kannst (reedycja), Scream, DVD Leb’
die Sekunde, Schrei, Zimmer 483 lub plakatów,
kalendarzy czy starych gazet poświęconych
w całości TH, piszcie na maila: [email protected].
A może szukacie książki Najgłośniej, jak
potrafisz albo innych gadżetów z zespołem?
Piszcie na: [email protected].
Tekst: Boo & Just Ine Tee
KOLEJNE FAN PARTY W POLSCE?
Oficjalny Polski Fanklub poinformował na swoim Twitterze o Fan
Party planowanym na połowę sierpnia. W najbliższym czasie
pojawi się więcej informacji. My nie możemy się już doczekać!
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Pamiętacie adres strony internetowej o Tokio Hotel,
która była pierwszą, na jaką weszliście, a zarazem
ulubioną? Pewnie wielu z Was pomyślało:
TokioHotelPoland.com. Jeśli ją znacie, to z pewnością
wiecie, że prowadził ją fan. Chłopak. Co prawda,
strona od jakiegoś czasu już nie istnieje, ale mimo
wszystko postanowiłam poświęcić jej autorowi chwilę,
co możecie przeczytać w dalszej części artykułu.
Kontrowersyjny prawie tak jak samo Tokio Hotel.
Uwielbiany i nienawidzony. Wychwalany i obrażany.
Jak każdy z nas popełnia błędy, nie lubi się do nich
przyznawać, ale potrafi to robić. Takiego właśnie Daniela
wszyscy znamy. Mamy na jego temat różne opinie, jedni
zbyt dobre, drudzy zbyt nieprzychylne. Od razu chcę
wspomnieć, że znam się z Danielem dość dobrze, przede
wszystkim długo, jeszcze z czasów, kiedy jego wielka
kariera dopiero się zaczynała. Nie mam zamiaru go
bronić, po prostu chcę Wam pokazać, że nie taki diabeł
straszny, jak go malują.
Na co dzień chłopak mieszka w Bazylei, która leży
w Szwajcarii tuż przy granicy z Niemcami i Francją.
Jak łatwo się domyślić, biegle zna niemiecki,
więc tłumaczenia jego autorstwa są naprawdę
profesjonalne. Zna też sytuację fanów Tokio Hotel w tym
kraju. Zapytany o nią, odpowiada: „Myślę, że nie różni się
to bardzo od tego, co dzieje się w Polsce”, przyznaje też
jednak, że chłopcy są tam bardziej dostępni: „w końcu
mamy niemiecką telewizję i gazety”. Polskich fanów,
którzy często są również jego fanami, za dobrze nie zna.
Do ojczyzny przyjeżdża dość rzadko i nigdy nie na długo.
Znajduje wtedy czas tylko dla dawnych znajomych,
ale gdyby miał okazję, z pewnością chętnie
porozmawiałby z innymi, którzy tak bardzo go cenią.
Okazja do tego, by go poznać, nadarzyła się 14 marca
w Łodzi. Daniel był na koncercie, a wcześniej
współpracował przy jego organizacji. Jego rolą było
docieranie do jak największej ilości fanów ze wszystkimi
najświeższymi, a najważniejsze, oficjalnymi ustaleniami
dotyczącymi imprezy. Z tą datą łączy się również dosyć
nieciekawa sytuacja. Mianowicie, do tej pory chodzą
plotki, że Daniel razem z Karcią (o której pisaliśmy
w wydaniu czwartym naszej gazety) stalkowali Tokio Hotel
i przeszkadzali im w odpoczynku. Chłopak wielokrotnie już
tłumaczył, co działo się w hotelu i przepraszał za swoje
zachowanie. Ja również postanowiłam się o to zapytać,
a odpowiedź, jaką dostałam, znajdziecie w wywiadzie na
kolejnej stronie.
Poland, jak pieszczotliwie nazywana jest witryna
Daniela, współpracował z całą gamą bardzo ważnych
w świecie TH ludzi: Oficjalnym Fanclubem (również
za czasów FanArt Team), TokioHotelBill.blox.pl
czy Universal Music Poland. Dzięki tej ostatniej
kooperacji Poland stał się oficjalną stroną polskich
fanów zespołu. Nie wszystkie te współprace kończyły
się dobrze, a wina rozkładała się na różne strony.
Mimo wszystko, najczęściej to właśnie Daniel
wychodził z kłótni zwycięsko. Nie było jednak łatwo –
strona wiele razy zostawała usuwana przez hackerów
internetowych lub inne nieprzychylne osoby. Pomimo
przeciwności była zakładana od nowa i prowadzona
wyśmienicie. Do czasu. Chłopak znajdował coraz
mniej czasu na prowadzenie witryny, ona sama
ubożała, aż w końcu została oficjalnie zamknięta
przez samego Daniela.
Czy to koniec? Nie potrafię tego określić.
Kiedy spytałam go o plany na przyszłość, opowiedział
mi o nowej stronie swojej firmy, która będzie
projektowała witryny internetowe, oczywiście
za pieniądze. Do tej współpracy zaprosił też dawnego
grafika THP. Pozostaje mi więc jedynie życzyć mu
powodzenia, a co będzie dalej? „Czas pokaże”,
jak mówi.
Strona Daniela:
www.webdesign-ochman.com
Tekst: Just Ine Tee
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Chcielibyście wiedzieć, jak to jest prowadzić
najsławniejszą stronę o TH w Polsce? Na pewno wiąże
się z tym ogromna sława, która nie zawsze jest
świetlista. Daniel pokaże Wam jej plusy i minusy,
a na dodatek wyzna wszystkie swoje grzechy!
Jesteś dość znany, głównie dzięki stronie. Jaki jest
Twój przepis na sukces?
Daniel: A jeszcze ktoś mnie pamięta? *śmiech* Nie mam
przepisu na sukces. Jedynym przepisem jest ciężka praca.
W końcu jak większość, zaczynałem od zera, od bloga
na Onecie.
Skąd wziął się pomysł na założenie takiej strony?
D: Pierwszego swojego bloga założyłem przed moim
pierwszym koncertem Tokio Hotel w Zurychu, 14 kwietnia
2007 roku. Na początku miał to być mój prywatny blog,
ale z każdym dniem było na nim więcej Tokio Hotel. Coraz
bardziej mnie to wciągało, częściej i intensywniej pisałem
o TH i tak oto powstało THP...
Jak wyglądało jej prowadzenie i stawianie na nogi?
D: Wymagało to bardzo dużo pracy, mojego prywatnego
czasu i stresu. Ale niczego nie żałuję, bo wiele się
nauczyłem i nie ukrywajmy, zyskałem. Nie potrafię Ci
sprecyzować odpowiedzi, bo wszystko, co robiłem,
pochodziło z serca i z tego, jak w danej chwili się czułem.
Czasami tego żałuję, bo bardzo często byłem niemiły
dla czytelników, dzięki którym udało mi się wybić, tylko
dlatego, że miałem gorszy dzień. Przepraszam za to.
Co dało Ci prowadzenie takiej strony? Czego Cię
nauczyło?
D: Przede wszystkim dużo satysfakcji. Dzięki THP
na własnej skórze przekonałem się, że robiąc to, co się
kocha, można osiągnąć wiele.
Ludzie zarzucają Ci, że zrobiłeś z niej swojego bloga...
Faktycznie pojawiło się na niej wiele Twoich
osobistych wyznań. Chciałeś dzięki niej wypromować
swoją osobę?
D: Powiedzmy, że tak. Chciałem wypromować siebie,
by w przyszłości było mi trochę łatwiej. Udało mi się to i nie
żałuję. Mimo wszystko widzę, jak przez ten czas się
zmieniłem... Pewnie teraz zrobiłbym wiele rzeczy inaczej.
Człowiek uczy się na błędach i to przez całe życie.
Ludzi niezwykle interesuje Twoje życie. Śledzą każdy
Twój ruch w internecie. Znając Ciebie, można
zaszpanować, nawet jeśli rozmawiało się z Tobą tylko
raz przez gg... Skąd taka miłość?
D: Nie mam pojęcia. Może właśnie przez tę promocję.
Może dlatego, że stałem się w pewien sposób popularny?
Niektóre dziewczyny wprost mówią, że są Twoimi
fankami. Jesteś gwiazdą internetu?
D: Nie jestem i nie chciałbym być. Ja osobiście nie
przyczepiałbym sobie spinaczy na usta, nie gadałbym
głupot tylko po to, by mieć kilkanaście tysięcy odsłon
filmików na YouTube, co niektórzy niestety robią.
Kiedy zacząłeś zauważać, że coraz więcej ludzi Cię
rozpoznaje? Jakie było wtedy Twoje odczucie?
D: Masakra! Prowadząc najpopularniejszą stronę
o Tokio Hotel w Polsce, będąc jednocześnie
w Szwajcarii, kompletnie nie odczuwałem popularności
w życiu codziennym. Jednak gdy pojawiłem się
w Łodzi na koncercie TH, był to dla mnie zupełnie inny
świat. Nagle każdy się na mnie patrzył, wiele osób
do mnie podchodziło, robiło sobie ze mną zdjęcia,
a nawet kilka z nich prosiło o podpis. Nie ukrywam,
że było to bardzo fajne uczucie i mam nadzieję,
że będzie mi dane przeżyć to jeszcze kiedyś...
Internetowa sława ma też swoje ciemne strony,
prawda?
D: Jak wszystko, co w życiu robimy. Nic nie ma tylko
tych jasnych stron.
Udało Ci się nawiązać współpracę z Universalem.
Jak to jest, prowadzić największą stronę o TH
w Polsce?
D: Fajnym uczuciem jest wiedzieć, że poprzez to,
co robisz i kochasz, możesz dotrzeć do tysięcy ludzi.
Dlaczego zrezygnowałeś? Nie brakuje Ci czasem
tego?
D: Jest wiele powodów, dla których tymczasowo
musiałem pożegnać się z życiem w internecie i trudno
mi wszystkie zdefiniować w jeden konkretny.
ppp
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Może po prostu potrzebowałem dłuższej przerwy?
Obecnie trochę mi tego brakuje, ale mam nadzieję,
że jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, wkrótce
będę mógł rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu.
Często mówiłeś mi, że TH nieco Ci się znudziło.
Twoja miłość do zespołu umarła całkowicie?
D: A kto powiedział, że umarła? Nadal czuję
sentyment do Tokio Hotel. W końcu przy ich muzyce
dorastałem. Po prostu moja fascynacja tym
zespołem nie jest już tak wielka jak dwa lata temu.
Wielokrotnie mówiłeś o powrocie, jednak nigdy
on nie doszedł do skutku, a jeśli był, to bardzo
krótkotrwały. Dlaczego?
D: Jest wiele powodów, przez które musiałem
zrezygnować z prowadzenia strony. I, jak pewnie
większość z Was myśli, nie była to sprawa „małej”
fascynacji zespołem. To moje prywatne problemy,
na które nie miałem wpływu.
Myślisz, że to wszystko jeszcze powróci?
D: Nie sądzę, bo staram się nie wchodzić dwa razy
do tej samej wody. Czas na coś nowego.
Zobaczymy, co przyszłość przyniesie.
Współorganizowałeś też drugi koncert zespołu
w Polsce. W nagrodę zapewnione miałeś M&G
z zespołem, ale na nie nie poszedłeś. Chodzą
słuchy, że zostało Ci cofnięte przez akcję
w hotelu...
D: Lepiej powiedz mi, jakie słuchy nie chodzą?
*śmiech* Nic nie zostało cofnięte, co może
potwierdzić agencja organizująca koncert.
Wiem, że jesteś zmęczony tłumaczeniem się,
ale z pewnością wiele osób chciałoby to jeszcze
raz przeczytać... Co naprawdę działo się
w Andelsie?
D: Pisałem już o tym na stronie i nie mam zamiaru
znów do tego wracać. Nie, nie rzucałem w drzwi Billa
jabłkami (słyszałem też takie plotki) ani nie pukałem
w drzwi zespołu w nocy, co nawet technicznie było
niemożliwe, ponieważ całe ich piętro było
zablokowane, w dodatku cały czas stało tam kilku
ochroniarzy. Proszę Was, jeśli już coś wymyślacie,
to przemyślcie plotkę tak, by chociaż trochę była
realna!
Wiele osób twierdzi też, że jesteś niemiły
i kłótliwy. Jeśli spojrzeć na Twoją historię,
można odnaleźć kilka konfliktów, np. z thpl.eu,
Fanclubem, THTeam... Nie jesteś w stanie
schować swojego ego do kieszeni dla wyższego
dobra?
D: Jeśli trzeba by było, potrafiłbym. Zawsze staram
się wyrażać swoje zdanie i swoje poglądy głośno,
i w sposób adekwatny do danej sytuacji. Przyznaję,
że czasami przesadzałem, ale patrząc na to
z perspektywy czasu, śmieszą mnie niektóre
sytuacje.
Sława Cię zmieniła?
D: Z pewnością tak. Każdy z nas pod wpływem różnych
wydarzeń w swoim życiu się zmienia. Na pewno stałem
się bardziej pewny siebie. Jednak przyznaję, że był
okres, w którym uważałem się za kogoś lepszego,
czego teraz żałuję. Każdy człowiek, bez względu na to,
jaką pozycję zajmuje, zasługuje na równe traktowanie.
Udało Ci się poznać chłopaków osobiście? Może
dzięki byciu tak rozpoznawalnym wyrobiłeś sobie
jakieś inne znajomości?
D: Niestety nie miałem okazji porozmawiać osobiście
z zespołem. Owszem, dzięki stronie poznałem wielu
wspaniałych ludzi, co za każdym razem podkreślam.
Udało mi się na przykład dostać na After Show Party
po VIVA Comet w Oberhausen. Jednak nawet
posiadając wejściówki VIP, bardzo trudno było zbliżyć
się do Tokio Hotel, ponieważ otaczało ich kilku
ochroniarzy. Poza tym, jestem trochę nieśmiały…
*śmiech*
Na zakończenie chciałabym, żebyś podsumował
swoją kilkuletnią działalność dla fanów TH...
D: O to chyba trzeba by było prosić samych fanów.
Myślę, że udało mi się coś, co osiągnęli tylko nieliczni
założyciele polskich stron o Tokio Hotel.
TokioHotelPoland.com była pierwszą oficjalną stroną
o zespole w Polsce, która zjednoczyła setki fanów.
W ten oto sposób, z typową dla siebie skromnością,
Daniel powiedział to, co przyznać mu musi każdy. Mam
nadzieję, że Wasza opinia o nim jest teraz choć trochę
pozytywna, a jeśli nie – wciąż musicie pamiętać,
że zrobił dla polskich fanów TH naprawdę dużo.
Tekst: Just Ine Tee
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
…Bill Kaulitz. Dla wielu z nas jest inspiracją do bycia
inną osobą, radykalnych zmian w życiu, wiary
w „lepsze jutro” i nie przejmowania się słowami
innych. Jego stroje, makijaż czy fryzury naśladowane
są głównie przez płeć piękną, w końcu to my, kobiety
mamy długie włosy, genetycznie uwarunkowany
talent do operowania mascarą czy eye-linerem,
charakterystyczną budowę ciała i typowe
dla młodszego Kaulitza delikatne rysy twarzy.
Kobiecych kopii wokalisty jest na pęczki. I można by
stwierdzić, że nie znajdzie się żaden odważny
mężczyzna, który zainspiruje się Kaulitzem.
A jednak! Nam udało się znaleźć takiego chłopaka.
Okay, znaleźć to zbyt duże słowo, bo kto nie słyszał
choć słowa o…
… Billoshu. Michał pochodzi z małego, zaledwie
trzydziestotysięcznego miasta Śrem, położonego
około pięćdziesięciu kilometrów od Poznania. Fani,
czy bardziej fanki, powiedzą: Rany! Wyglądasz
jak Bill! Sceptycy: No, to masz chłopie przerąbane.
Anty, jak powszechnie wiadomo uważają wokalistę
Tokio Hotel za homoseksualistę, więc kimże innym
mógłby być chłopak, którego inspiracją jest właśnie
Bill?
Michał jednak nie przejmuje się tym, co mówią o nim
inni. Nie uważa siebie także za idealną kopię
młodszego Kaulitza, podkreśla, iż Bill to tylko
i wyłącznie inspiracja i świetny kreator modowych
trendów. A to, że lecą na niego miliony, jeśli nie
miliardy dziewczyn jest już inną sprawą. Sam Billosh
uważa, że okay, zainteresowanie płci przeciwnej
wzrosło, jednak nigdy nie zastosował metody
podrywu „na Kaulitza”. W końcu, im więcej dziewczyn
zna, tym większy ma wybór, prawda? ;) Pytanie tylko,
czy dziewczyny lecą na Michała – miłego chłopaka
czy na Michała – kopię Billa, z którym fajnie byłoby
pokazać się na zlocie czy wśród przyjaciółek?
Wyobraź sobie, że przechadzasz
się ulicą jakiegokolwiek
polskiego miasta, zajęta swoimi
sprawami, własnymi myślami
albo zmianą piosenki w swoim
odtwarzaczu MP3, co chwilę
poprawiając niesforny kosmyk
włosów czy spadające z nosa
okulary. A tu nagle mija Cię…
Ma tatuaż na przedramieniu, podobny do tego,
który posiada wokalista, a także kilka piercingów.
Chłopak stara się pojawiać się w strategicznych
miejscach dla fanów Tokio Hotel, takich jak zloty
czy koncerty i zawsze wzbudza dość duże
zainteresowanie. Nie masz możliwości zrobienia
sobie zdjęcia z „prawdziwym Billem” czy pojechania
do muzeum figur woskowych w Berlinie? Michał
chętnie pozuje do zdjęć, często przyjmując pozy
charakterystyczne dla Kaulitza.
Ma również olbrzymią wiedzę na temat zespołu,
którą ujawnił podczas gry planszowej o Tokio Hotel
ułożonej przez Ines, kiedy pojawił się na zlocie
w Poznaniu, w grudniu 2010 roku. Pomagał nawet
innym grupom, które miały problemy z niektórymi
pytaniami. Los chciał, że był w zwycięskiej drużynie,
której pionkiem był Gustav.
Chętnie wspiera również działania Street Team’u,
płyty na jego półkach zawsze są oryginalne, tak samo
jak DVD wydawane przez zespół. Namawia
do kupowania wydawnictw grupy tylko i wyłącznie
w sklepach, w których sprzedaż CD i DVD liczy się
do listy sprzedaży OLIS. W końcu kto by nie chciał
dowiedzieć się, że TH mają u nas jakieś osiągnięcia?
Tekst: Agathe
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Zapytaliśmy Billosha, jak to jest być polskim
sobowtórem Billa, będąc chłopakiem. Nie jest to
wcale takie łatwe, ale jak się okazuje, można
czerpać z tego również jakieś korzyści.
Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej, przeczytajcie
poniższy wywiad z prawdziwym indywidualistą,
który nie boi się bycia sobą.
Skąd zainteresowanie Tokio Hotel?
Billosh: Wszystko zaczęło się, kiedy zobaczyłem
teledysk do piosenki Durch Den Monsun
na niemieckiej Vivie. Pierwsze wrażenie było trudne
do opisania, ponieważ pierwszy raz miałem
styczność z tego typu muzyką. Oczywiście
słuchałem wcześniej muzyki, która pasowała do tych
klimatów, ale to było coś innego, pomieszanie
gatunku pop z gatunkiem nawiązującym
do klasycznych rockowych brzmień. Dzień
po obejrzeniu teledysku poprosiłem koleżankę,
by wyszukała jakieś informacje na temat zespołu
(muzyka, zdjęcia etc.). Z każdym dniem było tego
coraz więcej i więcej, aż w końcu zatrzymałem się
na etapie, gdzie nie mogłem wrócić już do dawnej
rzeczywistości.
Ciężko było pokonać stereotyp, że każdy facet
słuchający TH jest homoseksualistą?
B: Szczerze to nigdy nie miałem z tym problemu,
ponieważ każdy znajomy wiedział, jaką posiadam
orientację i w tym przypadku Tokio Hotel nie mogło
wpłynąć na to, kim się interesuję. Były też osoby
spoza mojego otoczenia, które uważały mnie
za geja, ale jakoś się tym nie przejmowałem i nigdy
nie miałem problemu z ustaleniem swojej orientacji.
Także, jeśli mi wolno powiedzieć to... nie, nie jestem
ani homo, ani bi. Jestem hetero.
Od kiedy „udajesz” Billa?
B: Billa nigdy nie udawałem. Bill był, jest i będzie
dla mnie inspiracją i natchnieniem do wyznaczania
nowych trendów w ubiorze. Od zawsze posiadałem
choć gram kreatywności, by wyznaczać własne
poprzeczki w tym, jak wyglądam albo jak się
ubieram. Zmieniłem nieco image pod wpływem
pierwszego teledysku, jaki zobaczyłem, a później
starałem się podążać śladami Billa, jego wymyślnych
fryzur i ciekawego ubioru.
Dlaczego właśnie młodszy Kaulitz, a nie np.
Georg?
B: Wygląd Billa jako pierwszy przyciągnął moją
uwagę i generalnie na nim się skupiłem. Już
po pierwszych zmianach związanych z moim
wyglądem ludzie zaczęli mi mówić, że wyglądam
jak Bill z Tokio Hotel albo że go przypominam.
Spotkałem się też z bardziej krytyczną publicznością
i w moją stronę padały wypowiedzi typu: „To ten gej
od Tokio Hotel”. Nie przeszkadzało mi to,
bo wiedziałem, że im bardziej denerwuje ich mój
wygląd, tym bardziej oni stają się bezradni w tym,
co mówią, a ja mogę być sobą.
Uważasz siebie i swój image, za wierną kopię
Billa?
B: Nie, nie uważam. Wychodzę z założenia,
że żadna kopia nie dorówna oryginałowi i choćbym
nie wiem jak się starał, to nie będę taki, jak on.
Po prostu czerpie z niego inspirację i jak już
mówiłem, staram się podążać jego śladami. Są
ludzie, którzy mówią mi, że wyglądam, jak on i są też
tacy, którzy mówią, że absolutnie nie pasuję
do niego. W każdych oczach wypadam inaczej i nie
przejmuję się tym, co mówią inni. Dobrze jest słyszeć
teksty takie jak: „sobowtór” albo „kopia”, ale potrafię
też znieść krytykę na temat mojego wyglądu.
Mieszkasz w małym mieście – jak to jest?
Wzbudzasz zainteresowanie czy raczej
oburzenie?
B: Na początku można było nazwać to
zainteresowaniem moją osobą, ale po tak długim
czasie człowiek się przyzwyczaja do „odmiennej”
jednostki i już mniej zwraca na nią uwagę.
Jak zawsze są plusy i minusy, raz się zdarzy,
że będę wzbudzał podziw i uznanie, a drugi –
oburzenie i niepohamowaną niechęć w stosunku
do mojej osoby.
Co mówisz ludziom, którzy czepiają się Ciebie,
Twojego wyglądu i zainteresowań?
B: Najczęściej po prostu nie zwracam na to uwagi,
ale są też sytuacje, gdzie lubię używać mojego
ulubionego zwrotu, czyli „patrz na siebie”. *śmiech*
ppp
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Niekiedy jest też tak, że nie zdążę rozwinąć dialogu
na mój temat, bo osoba, która się czepia, nie
posiada w sobie wystarczająco dużo elokwencji,
by móc z nią prowadzić jakiekolwiek rozmowy
i próbuję rozwiązać to metodą, która jeszcze nigdy
się nie sprawdziła. Innymi słowy, rozwiązanie siłowe.
Nie jest trochę tak, że „jesteś polskim Billem”
tylko dlatego, żeby wyrywać fanki?
B: Nigdy nie narzekałem na brak dziewczyn wokół
mnie, ale nigdy też nie traktowałem tego, jak jakąś
zieloną kartę do Waszego świata. Bycie tym „polskim
Billem” owszem, zwiększyło krąg dziewczyn,
w którym się aktualnie znajduję, ale nigdy nie
przyszło mi do głowy, bym mógł kogoś „wyrwać”
metodą „na Billa”. Ja posiadam własny urok osobisty.
*śmiech*
Jeśli mówimy o podrywie... metoda „na Kaulitza”
działa?
B: Nie wiem, czy działa, bo jej nie sprawdzałem.
*śmiech*
Stylizacja Billa, którą najłatwiej/najciężej było Ci
skopiować to...
B: Najłatwiej było mi zrobić wersję Humanoid,
a najcięższą i jedyną, której nie miałem, to epoka
teledysku Automatic. Jakoś nie mogłem się przemóc
do dreadlocków.
Ulubiona stylizacja, w której Ty czułeś się
najlepiej to...
B: Ulubioną stylizacją, o dziwo, okazała się tzw. „lwia
grzywa”. Było ciężko, ale kiedy już wychodziło,
uśmiech na twarzy pojawiał się od razu. To było coś,
czego nikt jeszcze nie zrobił i tym bardziej miałem
powody do uśmiechu.
Gdybyś mógł zaproponować Billowi jakąś zmianę
w wyglądzie, byłoby to...
B: Hm, jeśli chodzi o zmianę, to może mniej cienia
pod oczy, ale za to więcej kosmicznych ciuchów na
sobie. To jest fajne. *śmiech*
Wolisz, jak mówi się do Ciebie Michał,
czy Billosh?
B: Michał wołają na mnie najbliżsi i osoby,
które choć w małym stopniu poznałem, Billosh to
określenie bardziej ze świata Tokio Hotel, ale też
je lubię (kojarzy mi się z czymś oficjalnym), jednak
na ogół wszyscy zwracają się do mnie LaLa. To moje
takie długoletnie przezwisko, którego chętnie
słucham. *śmiech*
Myślisz, że kiedyś Ci to minie? Fascynacja
Billem?
B: Myślę, że nie minie. U mnie z reguły jest tak,
że jak coś szybko przychodzi, to równie szybko
ppp
odchodzi i nie ma śladu, ale tutaj jest inaczej, gdyby
to miało mi minąć, to minęłoby jeszcze
przed wydaniem albumu Zimmer 483. Nawiązując
do fascynacji, można się wieloma rzeczami
fascynować, ale w tym przypadku zobaczymy,
na ile jestem wytrwały i cierpliwy, by znosić te
wszystkie „Billowe przemiany”.
I na koniec: wymarzony ciuch/sprzęt Billa,
który chciałbyś mieć to...
B: Jeśli mógłbym mu zajrzeć do szafy i wziąć jeden
ciuch, to byłaby to jedna z kurtek z Humanoid City
Tour. A jeśli chodzi o sprzęt, to chciałbym mieć
jego... mikrofon. *śmiech*
Jak widzicie, Billosh nie jest zwykłą kopią Billa.
Jest zupełnie odmiennym człowiekiem,
dla którego wokalista Tokio Hotel jest swego rodzaju
wzorem. Jeśli kiedykolwiek wpadłoby Wam do głowy,
by stać się „klonem”, pamiętajcie, że nigdy nie uda
Wam się być dokładnie identycznymi sobowtórami.
Nie musicie nimi być. Nawet lepiej,
kiedy upodabniając się do kogoś innego,
zachowujecie jednak swoją odmienność. I Michał jest
znakomitym tego przykładem.
Tekst: Agathe
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda życie
zwykłego chłopaka, który na pierwszy rzut oka
nawet nie wygląda na fana Tokio Hotel? Pewnie
niewiele różni się od Waszego. Wczesne
wstawanie do szkoły przez pięć dni w tygodniu.
W weekend czas na relaks i rozwijanie
zainteresowań.
Grzesiek może nie wydawać się nikim specjalnym.
Jak większość mieszkańców Kielc, które są jego
rodzinnym miastem, codziennie przemierza wciąż te
same ulice, odwiedza doskonale znane już sobie
miejsca, ciągle widzi te same twarze... Jednak jest
pewna rzecz, która wyróżnia go na tle innych
mieszkańców miasta... W odtwarzaczu,
którego właśnie używa, leci piosenka,
której większość nie chciałaby słuchać. Nagrana
przez zespół, który nie ma wśród Kielczan dobrej
opinii... Grzesiek jest fanem Tokio Hotel i, tak, jest
chłopakiem.
Dla nas chłopak-fan powoli przestaje być czymś
wyjątkowych. Może nie jest ich wcale coraz więcej,
ale po prostu udało nam się już do nich przywyknąć.
Bycie fanem (dosłownie FANEM) budzi jednak wciąż
wiele kontrowersji wśród otaczających nas Polaków,
którzy grupę samą w sobie traktują jako coś
dziwnego.
Grzesiek kończy w tym roku gimnazjum, stara się
więc nie zaniedbywać szkoły. Mimo wszystko w jego
życiu jest też czas na to, by spotykać się z innymi
fanami, powiększać swoją wiedzę na temat ulubionej
kapeli i świetnie bawić się na koncertach.
Lubi książki i muzykę. Mimo iż sam jej nie tworzy,
to właśnie ona rozpoczyna jego standardowy dzień...
Towarzyszy mu, kiedy rano się przygotowuje
oraz podczas drogi do szkoły. Sam jednak
za każdym razem wyraźnie podkreśla: „Nie słucham
tylko TH, lubię różne gatunki!”.
Po szkole bardziej wkracza w fanowskie życie:
surfuje po internecie w poszukiwaniu nowych
informacji... Fakty, plotki, najświeższe zdjęcia...
Najbardziej ciekawią go jednak wywiady, ze względu
na sposób, w jaki udzielają go chłopcy – zawsze
z odrobiną humoru, czasem pełne chwytających
za serce słów.
Chociaż aktualnie wybiera najczęściej piosenki
z płyty Zimmer 483, pomagał i wciąż pomaga
przy promocji także najnowszych krążków: Humanoid
i Best Of. Stara się wspierać innych fanów w ich
działaniach.
W weekendy spotyka się ze swoją przyjaciółką
Kasią, którą poznaliście w piątym wydaniu 483 News.
Spędzają wtedy czas na rozmowach o Tokio
czy segregowaniu albumów ze zdjęciami
lub plakatami kapeli.
Ostatnio wpadli na pomysł prowadzenia audycji
dla fanów Tokio Hotel. Podczas ich trwania każdy
może usłyszeć swoją ulubioną piosenkę grupy.
Często Grzesiek i Kasia rozmawiają ze swoimi
słuchaczami na różne tematy. To pozwala im
na bliższy kontakt z fanami z całej Polski.
Inni fani są dla chłopaka naprawdę bardzo ważni. Są
przecież świetnymi znajomymi, z którymi można
doskonale się bawić! Właśnie z tego powodu chciał
razem z Kasią założyć Oficjalne Polskie Radio
Fanów Tokio Hotel. Jak na razie niestety pomysł nie
może znaleźć swojej realizacji, a fani, którzy o nim
wiedzieli, muszą zadowolić się audycjami w znanej
im już formie.
Być może to wszystko nie brzmi zbyt wyjątkowo.
Zwykłe życie zwykłego chłopaka, który natknął się
kiedyś na jakiś zespół i trwa przy nim do dziś. Mimo
wszystko, Grzesiek z pewnością jest szczęśliwy
i potrafi z niego czerpać całymi garściami.
Nie przedłużając już więcej, pozostaje nam jedynie
życzyć powodzenia, bo idea tworzenia jest naprawdę
niczego sobie! Was wszystkich zapraszamy
do przeczytania wywiadu, w którym poruszyliśmy
między innymi sprawę „gwiazd internetu”
czy męskości fanów Tokio Hotel. Dziewczyny, nie
miałyście okazji poznać żadnego chłopaka-fana?
W takim razie właśnie teraz możecie dowiedzieć się,
jak wygląda fanostwo, kiedy jest się chłopakiem!
Tekst: Just Ine Tee
Kanał z audycjami Kasi i Grześka:
http://pinotv.pl/kanal/tokio-hotel-polish-radio
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Nie da się ukryć, że fani Tokio Hotel to głównie
dziewczyny. Jeśli już pojawi się jakiś chłopak, to
z pewnością jest z nim coś nie tak, prawda?
Nieprawda! Można być fanem TH bez ciemnego
makijażu czy internetowej sławy. I wcale nie
wygląda to strasznie! O tokiohotelowej
codzienności widzianej okiem zwykłego
chłopaka, specjalnie dla Was, opowie dziś
Grzesiek.
Skąd w chłopaku zainteresowanie zespołem dla
„rozhisteryzowanych nastolatek”?
Grzesiek: Szczerze mówiąc, to nie wiem. Przyszło
chyba w 2005 roku, kiedy wszyscy mieli fazę na TH.
Poznałem ich, spodobali mi się i tak to trwa po dziś
dzień.
Jaki był Twój początkowy stosunek do nich?
G: Od razu ich polubiłem. Zawsze byłem do nich
pozytywnie nastawiony, ale mój stosunek do nich
teraz się zmienił na trochę gorszy. Głównie z powodu
ich zachowania...
Co się w nich zmieniło?
G: Moim zdaniem w czasach Schrei i Zimmer 483,
czyli tak do 2007 roku chyba bardziej zależało im
na tworzeniu dobrej muzyki i fanach. Teraz stali się
gwiazdami, osiągnęli to, co w show-biznesie
najważniejsze – ogromną sławę – i zdaje mi się,
że aktualnie tworzą muzykę, nie dlatego, że jest ona
ich pasją, a po prostu dlatego, że muszą.
Co cenisz w nich teraz najbardziej?
G: Myślę, że tym, co można w nich cenić jest
poczucie humoru. Wszyscy potrafią się śmiać i robić
sobie nawzajem różne żarty. Mają niesamowity
dystans do siebie. Imponują mi także swoją
wewnętrzną determinacją i konsekwencją.
Wiele dziewczyn mówi, że kocha któregoś
z członków zespołu lub ich ogólnie. Jak to jest
z uczuciami u chłopaka? Co Ty do nich czujesz?
G: Nie kocham żadnego z nich. Po prostu ich lubię,
bo tworzą fajną muzykę. To w zasadzie wszystko.
W takim razie, dlaczego dziewczyny darzą ich
czasem aż tak ogromnym uczuciem, jakim jest,
oczywiście tylko w ich mniemaniu, miłość?
G: Dziewczyny chyba są wrażliwsze i bardziej
uczuciowe, ich serca są miększe. Szybciej się
zakochują i mocniej to przeżywają.
Jak inni ludzie, np. w szkole czy Twoim mieście,
odbierają Twoją fascynację takim zespołem?
Może ukrywasz się przed nimi ze swoim
fanostwem?
G: Zawsze otwarcie mówię o tym, że jestem fanem.
Nie wstydzę się swojej ulubionej muzyki.
ppp
W szkole prawie wszyscy wiedzą, że słucham Tokio Hotel i, muszę przyznać, spotykałem się z różnymi reakcjami. Niektórym się to nie podoba, w kółko powtarzają to samo pytanie: „Czego ty słuchasz?!”. Inni podchodzą do tego na luzie, przyznając jedynie, że to nie ich styl muzyki. Takie podejście doskonale rozumiem, przecież ja sam nie słucham tylko i wyłącznie Tokio.
Byłeś kiedyś obrażany przez bycie ich fanem? Uważany za geja itp.? G: Nie, chyba nie... A przynajmniej tego nie pamiętam. *śmiech*
Może dzięki Tokio Hotel masz więcej przyjaciółek niż przyjaciół? G: Zdecydowanie! Prawie połowa moich znajomych to fani (w większości dziewczyny), których poznałem na koncertach lub zlotach i ostatnio na FP w Łodzi. Biorąc pod uwagę stosunek obecności na takich imprezach chłopaków do liczby dziewczyn, które się tam pojawiają – muszę mieć więcej koleżanek niż kolegów. *śmiech*
Uważasz, że masz więcej tzw. kobiecych cech niż inni faceci? Jesteś bardziej wrażliwy, masz większe pojęcie o modzie? G: Możliwe, ale nie dam sobie głowy uciąć. W zasadzie sam nawet za bardzo tego nie zauważyłem.
Bycie fanem czwórki z Magdeburga pomaga w kontaktach z dziewczynami? G: Pomaga, jeżeli chodzi o tematy do rozmów. Jak mówiłem, mam wiele znajomych fanek, ale jeśli chodzi o samo nawiązywanie nowych znajomości, to raczej nie.
Nie wyglądasz jak stereotypowy fan Tokio Hotel... G: No, nie wyglądam. Nie lubię stylu „emo girl”, a tym bardziej „emo boy”, więc nie mogę wyglądać jak stereotypowy fan Tokio Hotel, czyli właśnie „emo”. *śmiech* Moim zdaniem przez taki ubiór fanów ludzie i prasa sądzą, że TH to zespół „emo”, który gra muzykę dla piszczących małolat, co jak sami dobrze wiemy, z całą pewnością nie jest prawdą, bo ani TH nie jest „emo”, ani fani nie są tylko i wyłącznie małymi dziewczynkami... Może tylko czasem piszczą. *śmiech*
Jak odnosisz się do tego rodzaju stereotypów i ogólnie utartych przekonań odnośnie zespołu, fanów? G: Jak wynika z powyższej wypowiedzi, strasznie mnie to irytuje. Nie rozumiem też, dlaczego fani i fanki mają taki styl, przecież Bill nie nosi ciuchów „emo” tylko oryginalne i drogie (nawet bardzo!) ubrania. Żadnych czaszek, ani podcinania żył. Jeżeli nie byłbym fanem i zobaczyłbym grupę ludzi ubranych jak „emo” w koszulkach z TH, pomyślałbym sobie chyba, że to dzieciaki słuchające, a raczej udające, że słuchają, Marilyna Mansona.
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Myślisz, że uda nam się kiedyś zmienić myślenie
ludzi na ten temat?
G: Myślę, że byłoby to bardzo ciężkie, wręcz
niemożliwe. Ludzie zdążyli już sobie wyrobić zdanie
na temat fanów i zespołu, niekoniecznie sprawiedliwe
i poparte mocnymi argumentami.
Czy działania propagandowe, takie jak np.
rozwieszanie ulotek, stawianie płyt w widocznym
miejscu, mają tu sens? Co moglibyśmy jeszcze
zrobić?
G: Takie działania są, według mnie, pozytywne.
Pokazują, że chłopaki nadal są na topie i mają
świetnych fanów, którzy potrafią się dla nich
poświęcać i robić wspaniałe rzeczy.
Angażujesz się jakoś w życie fanowskie?
G: Jeżdżę i nawet sam organizuję zloty, przeglądam
strony o TH... Staram się być na bieżąco.
Kiedy pojawia się jakaś fajna akcja fanowska, zawsze
chętnie biorę w niej udział, czasem pomagam
organizatorom, np. w rozpowszechnianiu jej wśród
innych fanów.
Na pewno znasz zjawisko „gwiazd internetu”.
Często są nimi fani Tokio Hotel, także płci męskiej.
Dlaczego to właśnie zwolennicy czwórki Niemców
stają się „sławni”?
G: Wydaję mi się, że wzbudzają kontrowersje samym
słuchaniem TH. Wyraźnie też im się to podoba. Ludzie
podłapują ich pomysły, dają się sprowokować
i zaczynają ich oglądać. Nie zawsze wiąże się to
z samymi przyjemnościami, przecież często w stronę
fanów lecą również wyzwiska, ale chyba za bardzo ich
to nie obchodzi. W końcu są fanami jednego
z najbardziej kontrowersyjnych zespołów ostatnich lat.
Co w ogóle sądzisz o takim „gwiazdowaniu”?
G: Dla mnie jest to kompletnie beznadziejne. Ludzie
oglądają takie filmy i myślą sobie: „Co to za debil? A
na dodatek słucha tego głupiego zespołu...”. W ten
sposób wyrabiają sobie opinię, która jest krzywdząca
dla reszty. W końcu nie każdy fan na siłę próbuje
zaistnieć w sieci, prawda?
Sam prowadzisz czasami z Kasią programy
na żywo przez portal PinoTV.pl, które często są
poświęcone kapeli. Skąd wziął się pomysł
na prowadzenie takich audycji?
G: Wpadliśmy na to przez kolegę Kasi, który też miał
swój kanał i robił tego typu rzeczy. Kasia postanowiła
stworzyć kanał o nazwie Polish Tokio Hotel Radio,
na którym będą leciały piosenki TH i przy którym fani
z Polski będą mogli spędzać miło czas. Czasami
występuję razem z nią gościnnie.
Planujecie zrobić coś więcej? Jakieś konkursy,
audycje tematyczne poświęcone np. jednej płycie,
interpretacji piosenki itd.?
G: Planowaliśmy stworzyć pierwsze polskie oficjalnie
radio dla fanów TH, ale nie doszło to do skutku.
Na razie zrobiliśmy przerwę, jednak prowadzimy je
w wolnym czasie. Przed każdą audycją dajemy info
na naszych Facebookach lub po prostu przesyłamy
innym fanom i wszystko rozchodzi się pocztą
pantoflową...
Można znaleźć Cię gdzieś jeszcze?
G: Cenię sobie swoją prywatność, więc nie podaję
żadnych adresów osobom, których nie znam.
Wszystkie moje konta na portalach społecznościowych
zarezerwowane są wyłącznie dla moich znajomych,
a blogów czy stron nie posiadam, więc w zasadzie
spotkać mnie można tylko podczas audycji...
Ostatecznie na forach fanowskich.
Kilka słów na koniec od zwykłego fana
do zwykłych fanów?
G: Wszyscy fani! Trzymajcie się razem!
Mamy nadzieję, iż udało nam się Was przekonać,
że faceci i kobiety wcale nie pochodzą z dwóch
odmiennych planet, a nawet potrafią być do siebie
niezwykle podobni! W końcu każdy fan, niezależnie
od płci, wieku czy pochodzenia, jest członkiem wielkiej
tokiohotelowej rodziny, z którą dobrze wychodzi się nie
tylko na zdjęciach... ;)
Tekst: Just Ine Tee
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Lil to w świecie fanów Tokio Hotel osobowość wyjątkowa. Ma 23 lata i studiuje w Lublinie. Fascynują ją różne kultury (rosyjska, skandynawska, azjatycka). Zajmuje się klimatami miejskimi i industrialnymi (opuszczone budynki, fabryki), a także kinem światowym. Jakby tego było mało, jako jedna z nielicznych dziewczyn uprawia Street Art, czyli sztukę uliczną. W jej graffiti możemy znaleźć wiele inspiracji Tokio Hotel, a nawet nawiązań do zespołu. Postanowiła podzielić się z nami swoją pasją i lekko wprowadzić nas w jej tajniki.
Tekst: Unlike
Zdjęcia: Lil
*fragment piosenki TH „Darkside of the Sun”
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Dlaczego właściwie taka forma? Jest wiele możliwości, aby sprawdzić się plastycznie:
rysunek, akwarela, kolarze... Skąd pomysł właśnie na graffiti?
Tak, ale rysunek można schować do szuflady, co najwyżej umieścić w internecie, a ja akurat
nie jestem pasjonatką „net artu”, wolę sztukę w formie rzeczywistej, taką którą można
zobaczyć „na żywo” czy dotknąć. Poza tym w tworzeniu graffiti (choć ten termin też nie
do końca tu pasuje, ja swoje prace nazwałabym bym raczej muralami) chodzi nie tylko o sam
efekt końcowy, ale też o cały proces tworzenia. Od projektowania, kupowania farb, sprayów,
po wykonanie, które nieraz trzeba rozłożyć nawet na kilka dni. A takie tworzenie to też
świetna forma spędzania czasu np. ze znajomymi, przy piwku, malować sobie.
Kiedy myślę „graffiti” mam przed oczami przede wszystkim facetów. Skąd w tym
towarzystwie kobieta? Znasz wiele dziewczyn malujących na ścianach i murach?
To prawda, jest to zdecydowanie męskie towarzystwo. Nie wiem, czy na całym świecie
można by znaleźć choćby 5% dziewczyn wśród tzw. writerów, czyli osób malujących.
Na świecie bywa różnie, np. w USA, które jest kolebką graffiti, jest wiele znanych
writerek. Natomiast w Polsce wciąż jest jeszcze bardzo mało malujących dziewczyn.
Po części może to wynika z tego, że panuje taki „chuligański” stereotyp osób
malujących, czyli banda kolesi z portkami z krokiem w kolanach, którzy mażą
bezmyślnie po świeżych elewacjach budynków, „HWDP” i te sprawy... A to akurat jest
zwykły wandalizm, który nie ma nic wspólnego ze sztuką. Osobiście nie rozmawiałam
z żadną dziewczyną malującą, aczkolwiek z widzenia „znam” 2, jedna maluje naprawdę
niesamowicie.
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Widzimy też prace związane z Tokio Hotel. Kiedy zespół pojawił się w Twoim życiu
i jak to się stało, że w ogóle w nim zaistniał?
Historia z Tokio Hotel to bardzo długa historia... :-) Ja akurat należę raczej do tych
starszych fanów, także ominęły mnie czasy „szału na TH” np. w gimnazjum. Natrafiłam
na nich zupełnie przypadkiem: słucham eksperymentalnie wielu wykonawców z całego
świata, wtedy akurat znalazłam TH, a było to zanim jeszcze stali się u nas tak bardzo
popularni. Lubię język niemiecki w muzyce, więc na chybił trafił wyszukałam czegoś
do posłuchania i byli to akurat oni. I tak ich polubiłam, że zostało mi to do dziś. Moi
znajomi zawsze śmiali się ze mnie, że słucham takiego zespołu, ale szczerze mówiąc,
takie opinie mam w głębokim poważaniu. ;) Jeśli coś mi się podoba, to będę tego
słuchać, niezależnie od tego, czy jest to np. rosyjski pop, koreański rap czy właśnie TH.
Masz wiele zainteresowań, nie ograniczasz się, jesteś otwarta
na propozycje i widać to w Twoich pracach. Ale skąd inspiracje
czerpane z Tokio Hotel? Dlaczego właśnie ten kierunek i pomysł?
Do jednej z prac dodałam fragment tekstu piosenki Darkside of the Sun,
bo te słowa mi pasowały do ogólnego zamysłu grafiki, górnolotnie można by
nawet rzec, że do jej przesłania. Gdy wpadłam na pomysł pracy z motywem
chłopaków z TH, byłam akurat na etapie intensywnego słuchania albumu
Humanoid, więc po prostu temat nasunął się sam. Generalnie muzyka jest
bardzo inspirująca do malowania, chyba nawet najbardziej spośród
wszystkich innych form, przynajmniej dla mnie.
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Twoje graffiti na ogół są dość kolorowe i starannie dopracowane. Sam
proces ich tworzenia jest więc zapewne długi i żmudny... Jak dokładnie
on u Ciebie przebiega?
Zaczyna się od samego pomysłu, co ma być na pracy: czy postacie,
czy inne dodatki. W przypadku np. pracy przedstawiającej Toma i Billa
zaczęłam od znalezienia pasujących mi zdjęć. Później była obróbka
komputerowa tak, aby przetworzyć te zdjęcia na czerń i biel, rysunek typu
vexel. Potem wydruk, przeniesienie tego na folię i bardzo żmudna praca
wycięcia szablonów, a że były to postacie naturalnej wielkości, to trochę to
zajęło. I na końcu sam proces naniesienia tego na ścianę.
A więc cieszy Cię cały ten czas spędzony nad zamysłem
i zaplanowaniem, a następnie wcieleniem swojej wizji
w życie?
Sam proces tworzenia jest dla mnie frajdą i nie mam nic
przeciwko, gdy trwa długo. Podkreślę raz jeszcze, że ja nie tworzę
takiego stricte graffiti, tylko raczej murale, czyli duże malowidła
naścienne wykonane przeróżnymi technikami. Mnóstwo pracy
miałam z twarzą Billa na niemalże całą ścianę. Tam proces
malowania trwał o wiele dłużej niż samo opracowanie projektu.
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Gdybyś miała zachęcić w jakiś sposób fanów TH
do aktywnego działania i sprawdzania się w innych
ciekawych dziedzinach jak właśnie graffiti, jakich słów
byś użyła?
Na pewno od razu zanegowałabym powszechny typ
wypowiedzi: „ja nie namaluję, bo nie mam talentu”. Prawda
jest taka, że dopóki się nie spróbuje, to się nie wie. I nie
dotyczy to tylko Street Artu, ale ogólnie wszystkich dziedzin
sztuki jako takiej. Nie chodzi o to, aby od razu stworzyć
dzieło na miarę Mona Lisy. Istotą jest sama zabawa
i przyjemność przy tworzeniu. Najbardziej nie lubię
idiotycznego pytania, które często słyszę w kwestii swoich
prac, a jest to: „Chciało ci się?”. Tak, oczywiście, że mi się
chciało. Sprawia mi to przyjemność, interesuje mnie to,
więc chciało mi się. I myślę, że to jest właśnie
najważniejsze, aby chciało nam się coś tworzyć. Bo gdyby
wszyscy byli biernymi odbiorcami sztuki, to już dawno nie
mieliby co oglądać/słuchać/itd.
Więc może na koniec, aby zachęcić
naszych Czytelników, pozwólmy im
uruchomić wyobraźnię, ale wcześniej,
aby nieco im to ułatwić, może Ty sama
opowiesz nam, jak wyglądałaby
zaprojektowana przez Ciebie okładka ich
płyty Best of, gdyby to właśnie Ciebie
poprosili o graffiti do niej?
To rewelacyjny pomysł. Chętnie bym coś
takiego wykonała, nawet dla samej zabawy.
Myślę, że zdecydowałabym się na pewno
na taki typowo „uliczny” charakter. W tle
pomazana ściana, jakieś śmieci na chodniku,
taki typowy miejski obrazek. Wybrałabym
prostą formę, najlepiej prosty szablon
w czerni i bieli, albo właśnie przeciwnie,
wielopoziomowy szablon z całą gamą
kolorów, skomplikowany i bardzo dokładny.
Zależy, co bardziej przypadłoby do gustu
samym zainteresowanym.
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Pierwszy klip z płyty Humanoid. Równie mocno
wyczekiwany jak sama płyta. Pierwsze sekundy...
widzimy pustynny krajobraz, pustą szosą,
po której jadą tylko cztery samochody.
Za kierownicą, oczywiście, chłopcy z Tokio Hotel.
Dzisiaj role się odwrócą i postacie pierwszoplanowe
zejdą na drugi plan, a na przód damy to, co do tej
pory było tylko dodatkiem. Porozmawiajmy trochę
o motoryzacji.
Nie powiem, kiedy dowiedziałam się, że mam napisać
artykuł o samochodach, trochę się przestraszyłam.
Jeśli chodzi o motoryzację, jestem laikiem. Dzięki
znaczkowi na masce potrafię odróżnić Mercedesa
od Audi i wiem jak wygląda Matiz (trudno nie wiedzieć,
jak się takowym jeździ). Ale na starych autach się
w ogóle nie znam. Co dopiero znać ich marki. Ha!
Jednak od czego jest Wujek Google oraz Yahoo!
Answers? Nie będę się tu posiłkować tylko na jednym
poście. Bądźmy profesjonalistami. Poszperałam trochę
w internecie. Informacje, które tam uzyskałam
w połączeniu z moimi własnymi obserwacjami
(porównywanie zdjęć aut z Google i screen’ów klipu)
dały takie oto wyniki:
Ford Mustang Fastback
Kierowca: Bill
Rocznik: 1965
Kolor: Szary
Samochód miał być kierowany głównie dla ludzi młodych, więc było
potrzebne coś, co symbolizuje wolność i nieskrępowanie,
a jednocześnie siłę. Symbolem takim stał się Mustang - dziki koń
z prerii Ameryki Północnej. Jednocześnie powstało charakterystyczne
logo - galopujący koń na tle czerwonych, białych i niebieskich pasków
symbolizujących Stany Zjednoczone i amerykańskie korzenie.
Ford Mustang do produkcji został wprowadzony w kwietniu 1964
roku. Samochód zbudowano na bazie modelu Falcon. Pierwsza
wersja Mustanga miała praktycznie takie same wymiary jak Falcon.
W roku 1965 nastąpiły niewielkie zmiany zewnętrzne, jak np. gamy
kolorów karoserii i wnętrza oraz kilka konstrukcyjnych,
jak wprowadzenie nowych silników. W roku 1965 pojawił się też
pakiet Grand Tourer (w skrócie GT – samochód przystosowany
do jazdy na długich dystansach), oferujący usztywnione zawieszenie,
czterostopniową skrzynię biegów, mocniejszy silnik oraz zmiany
w wyglądzie zewnętrznym nadające autu bardziej sportowy charakter.
1965 był to też rok pojawienia się pierwszego Mustanga
przerobionego w firmie Shelby - dostosowanego do potrzeb
wyścigów, Shelby GT-350, który miał bardziej sportowy charakter
niż zwykły Mustang. Standardowym wyposażeniem w tym modelu
były też: regulowane fotele kierowcy i pasażerów, radio AM, zdalnie
sterowane lusterka, osłona przeciwsłoneczna i siedzenia w kształcie
kanap.
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Ford Mustang jest samochodem znanym na całym świecie. Pojawiał
się w bardzo wielu filmach, teledyskach i grach komputerowych.
Chyba najbardziej znanymi filmami z Mustangiem są: „Bullitt” z 1968
roku oraz „Eleanor”. 67 Mustang Shelby GT500 stworzony
dla potrzeb filmu „Gone in 60 seconds” („60 sekund”). Warto
wspomnieć, że Ford Mustang z 1971 roku był samochodem Jamesa
Bonda w filmie „Diamenty są wieczne”. Nowy Mustang jest znany
m.in. z gry komputerowej „Need For Speed: Underground 2”.
Poza „Automatic” przedstawiciel Mustanga wystąpił również w klipie
„Stan” Eminema.
Pontiac GTO
Kierowca: Gustav
Rocznik: 1969
Kolor: Pomarańczowy z czarnymi pasami
Pontiac GTO był produkowany zaledwie przez 10 lat, ale w tym
czasie dorobił się przydomków: The Great One (ang. Wielki)
i The Legend (ang. Legenda). Pojawił się na drogach w 1963
roku i szybko zdobył sobie wielu zwolenników. Założenie było
proste - jak największy silnik, w jak najlżejszym nadwoziu.
W modelu z roku 1969 usunięto uchylane szyby, lekko
zmodyfikowano grill (potoczna nazwa osłony chłodnicy)
w aucie oraz tylne światła, przesunięto stacyjkę z deski
rozdzielczej na kolumnę kierownicy, kolor tarcz zegarów
zmieniono ze stalowoniebieskiego na szary. Dodatkowo
kierunkowskazy na tylnych błotnikach zostały zmienione
z czerwonych w kształcie "V", przypominającego logo
Pontiaca, na wzorowane na szerokim logo GTO.
Ważnym wydarzeniem, które miało miejsce także w roku 1969,
było wdrożenie do sprzedaży nowego wariantu GTO,
nazwanego The Judge. Został zbudowany z myślą
o maksymalnych osiągach i sportowym wyglądzie.
Takim The Judge jeździł główny bohater filmu „Sex drive”.
Nota bene ten samochód również był pomarańczowy.
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
(Prawdopodobnie)
Chevrolet “Chevy” Nova SS
Kierowca: Tom
Rocznik: 1969/1970
Kolor: Czarno-czerwony
Napisałam „prawdopodobnie” bo, o ile znalazłam
roczniki i dokładne nazwy samochodów Billa i Gustava,
o tyle z Tomem miałam problemy. Jednak załóżmy,
że mam rację, że to Nova Super Sport.
Samochód ten był ulepszoną wersją Chavroleta Novy
z 1968r., w którego wyposażeniu znajdowały się, m.in.
wspomaganie hamulców i układu kierowniczego,
klimatyzacja, tylne pasy barkowe i zagłówki.
Przed 1969 rokiem samochód z serii Nova miał
na pokrywie bagażnika napis „Chevy II by Chevrolet”,
który po ’69 został zmieniony na „Nova by Chevrolet”,
a znaczek „Chevy II” powyżej osłony chłodnicy został
zastąpiony emblematem „bowtie” (ang. muszka).
Swego czasu chodziła pewna plotka rozpowszechniana
przez media na temat Chevroleta Novy. Miała być
wytłumaczeniem, dlaczego samochód słabo
sprzedawał się na rynkach hiszpańskojęzycznych.
„No va” w dosłownym tłumaczeniu na język angielski
znaczy „no go” (ang. nie jedź), jak również „it doesn’t
go” (ang. nie pojedzie). Mit ten został jednak obalony.
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Chevrolet “Chevy” Camaro
Kierowca: Georg
Rocznik: 1970
Kolor: Niebieski
Chevrolet Camaro został wprowadzony na rynek 29 września
1966 roku. Gdy początkowo uważano, że słowo „Camaro”
nie posiada żadnego znaczenia, specjaliści od General
Motors odnaleźli to słowo w słowniku języka francuskiego,
używane w slangu znaczy ono „przyjaciel” lub „kompan”.
Prasa motoryzacyjna zapytała przedstawiciela Chevroleta:
„Czym jest Camaro?”, na co otrzymała odpowiedź: „To małe,
złośliwe zwierzę, które zjada Mustangi”.
Model, którym jeździ Georg wprowadzono w 1970 roku.
Od aut tego typu z poprzedniej generacji różnił się głównie
wyglądem. Były one dłuższe, niższe i szersze, a przez to
również cięższe. Budowanie tego typu auta w stylu cabrio
było niemożliwe.
Ze względu na popularność oraz długi czas produkcji,
Camaro używany był w wielu filmach, pokazach i występach.
Był również tematem kilku piosenek. Wśród nich są: utwór
„Wishlist” grupy Pearl Jam, w którym występują słowa „I wish
I was the full moon shining off a Camaros hood” (ang.
chciałbym być księżycem w pełni świecącym z maski
Camaro), a piosenka „Camaro” znajduje się na trzeciej płycie
Kings of Leon „Because of the Times”. Różne generacje
Camaro występują w grach komputerowych, takich jak: „Need
for Speed”, „Sega GT 2002” czy „Test Drive Unlimited”.
Jeśli się nie mylę to każde auto ma typ nadwozia coupe.
Samochód ma bardziej opływowy kształt i posiada dwoje
drzwi. Często, ze względu na nisko opadającą ku tyłowi linię
dachu, w środku jest mało miejsca, zwłaszcza dla pasażerów
tylnej kanapy, jeśli takowa w ogóle jest w samochodzie.
Mam nadzieję, że udało mi się Was, w przynajmniej
minimalnym stopniu, zaciekawić historią tych aut. Starałam
się, żeby nie były to tylko puste hasła nic nie mówiące laikowi
(dlatego nie znaleźliście tu pojemności baku, mocy silnika
czy rozstawu osi).
Cóż można dodać na koniec? Chyba tylko to, że nasi
panowie są typowymi facetami zakochanymi w autach.
Chociaż biorąc pod uwagę wypowiedź dla buzzworthy..
Pytanie: Jak zdecydowaliście, kto pojedzie,
którym samochodem?
Bill: Mieliśmy coś w stylu gry, żeby było fair. Kto pierwszy
powie: „Ja to zrobię!”. Ja wybierałem pierwszy. Nie wiem...
Który wybrałem samochód?
Gustav: Mustang. Ten szary.
Bill: Na początku miałem mieć ten czerwony.
Tom: Żółty.
Gustav: Pomarańczowy. Z czarnymi pasami. To był Pontiac.
Bill pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy,
że jeździ wręcz kultowym amerykańskim
samochodem osobowym. Jednak Gustav chyba
był tego świadomy. Za to Tom zdaje się mieć
problemy z rozpoznawaniem kolorów. Ech, faceci...
Tekst: Mania
Źródła: wikipedia.org, publikuj.org,
moto-portal.pl, motofakty.pl,
buzzworthy.mtv.com
Zdjęcia: cars-on-line.com, google.com
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Jeden facet kontra… miliony dziewczyn, tysiące
chłopaków i czwórka muzyków z Magdeburga.
Bywa trudno, ale wszystko kończy się
jak w bajce… szczęśliwie.
Jestem jedynym chłopakiem, który działa w załodze
polskiego fanklubu. Czy jest to dla mnie jakiś
problem? Absolutnie nie, od lat w moim życiu jest
wiele dziewczyn, które darzę niezwykłym uczuciem,
jakim jest… przyjaźń [uprzedzając wszelkie pytania,
nie jestem gejem]. Część z nich widuję tylko kilka
razy w roku, a szkoda, bo są mega, super, extra…
BEST OF. Są dla mnie chwilą oddechu
od codziennej rzeczywistości. Zawsze można się
z nimi dobrze zabawić, odstresować i powzruszać.
Reszta towarzyszy mi codziennie, jedne potrafią
dobrze wysłuchać i poradzić, inne zaś świetnie
sprawdzają się jako kumpele na zakupy
lub do gadki. Lecz każda z nich to zupełnie inna
osobowość, doświadczenia i marzenia,
dzięki czemu zawsze znajdujemy ciekawy temat
do rozmowy.
Co innego jest z facetami, bo przez Tokio Hotel
i mój styl bycia bardzo odstaję od standardowego
obrazu chłopaka. Ilu facetów lubi zakupy? Wpada
czasem do kosmetyczki? Lub plotkuje
z dziewczynami? Stąd pewnie wzięło się moja
ksywka „Alien” [którą swoją drogą bardzo lubię].
Kiedyś miałem niemałe kłopoty związane
z nienawiścią innych do Tokio. Obelgi, przezwiska
i ogólna niechęć były codziennością. Obecnie
jednak nie czuję jakiegoś szczególnego odrzucenia
przez chłopaków, bo często razem się bawimy
i jesteśmy bardzo zgrani, a w klasowej hierarchii
ciężko wypracowałem sobie dobre miejsce,
dzięki czemu wszyscy mają do mnie duży respekt.
Szanują to, że jestem tym, kim jestem i nie boję się
tego. W gronie fanów Tokio Hotel nie mam zbyt
wielu znajomych i raczej nie utrzymujemy
kontaktów. Dlaczego? Nie mam pojęcia, zapewne,
dlatego że dziewczyny tak wypełniły mój kalendarz,
że trudno jest mi wcisnąć kogokolwiek więcej.
Jednak podczas koncertu w Łodzi przeżyłem wielkie
zaskoczenie, ponieważ na każdym kroku
spotykałem jakiegoś chłopaka, ich liczba
przekroczyła moje wszelkie oczekiwania. Jedni
zapadli mi w pamięć jako bardzo uroczy i mili ludzie.
Drudzy, udając Billa, byli dość tandetni [bez obrazy].
Ale jak wszyscy wiemy Bidon jest tylko jeden.
Zatrzymajmy się na tym panie. Przyznaje się bez
bicia, że gdy pierwszy raz zobaczyłem teledysk
do „Durch Den Monsun” uznałem Billa
za dziewczynę [z resztą nie jego jednego],
oczywiście można sobie wyobrazić moją minę,
gdy przeczytałem w Bravo słynną sentencję
„czwórka chłopców z Magdeburga” [heloł? gdzie ci
chłopcy?]. Przez te ponad 5 lat młodszy bliźniak
wypracował sobie w moim sercu specjalne miejsce.
Mimo, że spotkaliśmy się tylko raz i dzieliło nas
w najlepszym przypadku zaledwie 5 metrów, to jest
dla mnie jak najbliższy przyjaciel, wiele osób
dostrzega w nas wiele wspólnych cech. Oboje
jesteśmy perfekcjonistami, zakupoholikami,
egoistami, wegetarianami, poza tym kochamy
zwierzęta, prawie tak samo jak sen i można tak
wymieniać w nieskończoność. Bez niego moje życie
zapewne byłoby nudne oraz mniej kolorowe
i zwariowane.
Podobnie jest z Tokio Hotel. Nie mam pojęcia,
jak wyglądałoby moje życie, gdyby nie ich debiut
w 2005 roku i raczej nie chciałbym tego poznać.
Wielka miłość zrodziła się dopiero pół roku później,
gdy wszyscy odpływali przy dźwiękach „Rette Mich”.
Prawdą jest, że w większości nie rozumiałem wtedy
tekstów piosenek, ponieważ od dziecka
studiowałem język angielski, nie niemiecki [dlatego
w moich słuchawkach częściej można usłyszeć
angielskie wersje utworów, chociaż do niemieckich
mam większy sentyment]. Twórczość TH idealnie
odzwierciedla moje poglądy oraz marzenia.
Na pewno zawdzięczam im wiele nowych, wielkich
przyjaźni, mnóstwo przyjemnych chwil, tysiące
wzruszeń i uśmiechów, bólu i radości, setki
refleksyjnych wieczorów i energicznych poranków.
Bez Tokio Hotel nie odkryłbym w sobie talentu
do tworzenia filmów, w końcu to ja reżyseruję Tokio
Hotel TV Poland, stworzyłem film rocznicowy
na 5-lecie DDM oraz DVD, które trafiło do Tokio
Hotel podczas ich wizyty w Łodzi. Co więcej,
zacząłem prace nad własnym dokumentem
dotyczącym niesamowitego fenomenu, jakim jest
nasz ukochany zespół. Gdyby nie słynna czwórka
z Magdeburga, zapewne ta gazeta nie wyglądałaby
tak jak teraz, a na pewno nie znaleźlibyście w niej
tego artykułu.
Nie pozostaje mi nic innego, jak zakończyć to
jednym ważnym słowem… DANKE!
Tekst: Qba
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
SERCE
Tam właśnie mieszka Tokio Hotel.
MÓZG
Tu prowadzona jest ciągła rozkmina, na niezliczoną
ilośd pytao. Jakie? M.in. „Może też zapuszczę
bródkę, jak Bill?” lub „Przydałyby się nowe rurki”.
SŁUCHAWKI
Są zawsze w pobliżu, aby w dowolnej chwili można
było przenieśd się w zupełnie inny świat.
Dokładniej w świat humanoidów.
AKCESORIA
Często zainspirowane tymi, które noszą
członkowie zespołu, są to elementy
subtelnie wyróżniające nas z tłumu.
TELEFON
Źródło słuchanej muzyki, informacji oraz centrum
komunikacyjne z innymi Alienami i nie tylko.
BUTY
Daleko im do obuwia Billa, a na pewno nie
znajdziesz tam żadnego obcasa lub koturna.
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami,
za połaciami zboża na hamburskim polu było sobie
Królestwo Tokiolandii. Panował w nim czcigodny
Książę Tom de Don z rodu Kaulicjuszy. Najbliższym
jego przyjacielem, którego radził się we wszystkich
swych problemach był hrabia Hagen Mortiz. W jego
świcie znajdowało się również wiele rozchichotanych
dwórek z całego Królestwa…
- Tak, to o dwórkach mi się podoba. – Książę siedział
na swoim tronie, słuchając opowieści kronikarza. Byli
na etapie sprawdzania czy kronikarz Davidus
„właściwie” opisał dzieje życia de Don’a.
- Czcigodny… Tak, tak wystarczy. Dalej. – Machnął
dłonią w stronę kronikarza.
- Khy, khy… Zdarzyło się razu pewnego… Nie, nie
tak… Pewnej zimy nad Księciem i jego poddanymi
zebrały się ciemne, złowrogie chmury…
- Burza?
- Nie, nie… To znaczy, że kłopoty się pojawiły.
- Sprawdzałem cię tylko. – Książę mocniej wcisnął się
w tron i zapytał: – teraz będzie o smoku?
- Tak… Na czym to ja? A tak… Złowrogie chmury.
Do Królestwa przybyła smoczyca. Wielka, obrzydliwa,
tocząca pianę z ust gadzina. Nazywała się Perrinelda.
Jej imię budziło popłoch wśród chłopów,
gdyż zażyczyła sobie ich córki na obiad – dziewice…
- He, he. Ale ponieważ ja jestem tu Księciem to
smoczyca, chcąc żywić się samymi dziewicami,
szybko zdechłaby z głodu. – De Don uśmiechnął się
szelmowsko. – Ale, czekaj, nie pisz tego. Wyjdę
na jakąś mendę, co dziewki brzuchaci.
- No to co? Chcesz oszukać historię? – Nagle
zza tronu wyjrzał hrabia Moritz. W ręku trzymał udziec
barani z tofu. Ostatnie z rozporządzeń głosiło,
że osoby wysokiego stanu nie mogą jeść mięsa.
Chyba, że zapłacą specjalny podatek.
- Żółwik! – Tom wyciągnął pięść w stronę kolegi.
- I jak, smakuje? – Kiwnął głową w stronę udźca.
- Idzie się przyzwyczaić. – Wzruszył ramionami,
dodając: – to o czym piszecie teraz?
- Davidus?
- Więc… Spożywała dziewice, ale wkrótce jej głód był
tak wielki, że w Królestwie zabrakło odpowiednich
dziewcząt. – Kronikarz zerknął na Księcia,
który słysząc słowa o dziewicach, przybił hrabiemu
„piątkę”. – Dlatego postanowiła ruszyć również
na chłopców. W tym samym czasie na zamek przybył
też zacny rycerz William z Zaodrza. Wzór
do naśladowania pacholąt chcących zostać
wojownikami oraz obiekt westchnień młodych
panien…
- Nie-dziewic – szepnął hrabia. Książę zaśmiał się
cicho.
- Taaak… Wybawiciel wszedł pewnym krokiem do sali
tronowej. Za nim jak cień podążał oddany parobek
Klaus Wolfgang. Będąc przed obliczem…
- Nadobnym… - wtrącił Hagen Moritz.
- Słucham? – Davidus spojrzał na niego niepewnie.
- „Przed nadobnym obliczem”. Lepiej brzmi.
- O, o! Hagen ma rację. Dopisz „nadobny”.
- Oczywiście. - Schylił się w pokłonie, po czym naniósł
poprawki gęsim piórem na trzymany w dłoniach
pergamin. „Zadufany w sobie bubek.” – Coś jeszcze?
- Możesz dalej. – Książę łaskawie wydał zgodę.
- Będąc przed NADOBNYM obliczem Księcia, zdjął
hełm i pokłonił się. Jego lśniące włosy uniosły się
lekko, a długie rzęsy zatrzepotały. Mężczyzna
o skórze jasnej niczym pergamin…
- Davidus, czy ty jesteś homo? – Książę spojrzał
na kronikarza, marszcząc brwi.
- Nie, a czemuż to miałbym być?
- Jak nie jesteś, to nie podniecaj się tak fizjonomią
tego rycerza. Chłopie!
- Tak, tak… Pomyślałem po prostu, że przyszłe
pokolenia chciałyby wiedzieć, jak wyglądał jeden
z najzacniejszych ludzi naszych czasów.
- To opisz nas. – Hrabia ugryzł kolejny kawałek
udźca.
- Opis waszmościów jest rozdział wcześniej.
- Aha, to OK.
- Rycerz skłonił się Księciu i zaoferował mu swą
pomoc. Obiecał, że jeśli nie pokona smoczycy, to sam
odda się jej na obiad.
- Bez jaj, facet ma 21 lat i jeszcze żadnej nie obracał.
– De Don spojrzał z niedowierzaniem na kolegę.
- Widać zdarza się. – Hrabia rzucił kością po udźcu
w kąt. – Co tam dalej?
- Wyruszył o świcie. Wiedział, że smoczyca długo śpi.
Postanowił ją zaskoczyć. Razem ze swym wiernym
giermkiem podążali w stronę jamy znajdującej się
u stóp wzgórza, by pokonać potwora…
- Tak w ogóle to sam bym ją załatwił – przerwał
Książę.
- To czemu tego nie zrobiłeś? – zaśmiał się hrabia.
- Bo mnie nastraszyła swoimi prawnikami, że jak ją
tknę, to pójdzie do swoich radców, a oni pozbawią
mnie połowy Królestwa. Stwierdziłem, że jednak dam
sobie spokój i wyślę obwieszczenie, że poszukujemy
chętnych, dzielnych rycerzy do walki ze smokiem.
- A nagroda? – Hagen Moritz przysiadł na poręczy
tronu.
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
- Zwyczajowo powinna być ręka księżniczki i połowa
Królestwa.
- Królestwa nie oddam. Księżniczki nie mam, ale moje
dwórki są wysoko urodzonymi pannami. Wybawca
mógł sobie jedną wybrać.
- Temu prawiczkowi na pewno się przyda. Oby tylko
nie poprosił o Annę Kathrin. Wredny babsztyl.
- Ale seksowny – zaznaczył Książę.
- Słuszna uwaga, przyjacielu. No, to dawaj dalej,
Davidus. – Kronikarz westchnął, po czym wrócił
do czytania:
- ... by pokonać potwora. Niestety idący za rycerzem
parobek przewrócił się, czym obudził Perrineldę.
W tym momencie z ust Williama wydobyły się słowa,
których uszy panien słyszeć nie powinny. Potwór
uniósł się ze swego legowiska i spojrzał złowrogo
na rycerza:
- Czego tu? Obiadek? – Przyjrzała się rycerzowi. –
Taaak… Dziewicę poznam wszędzie.
- Ekhm… - William z Zaodrza starał się nie tracić
rezonu. – Przybyłem, aby zakończyć cierpienia ludu
mieszkającego w Królestwie Tokiolandii.
- Taa, wiesz, że paru już próbowało? I byli lepiej
zbudowani niż ty. O wiele lepiej.
- Nie po wyglądzie należy oceniać człowieka,
acz po jego czynach. Mam rację, giermku? – Klaus
Wolfgang gorliwie przytakiwał głową. – Ech, możesz
się czasami odezwać. Nie zginiesz od tego…
Wracając do tematu… Smoczyco, poddaj się
albo będę zmuszony użyć mej tajnej broni. –
Perrinelda spojrzała na niego podejrzliwie:
- Jakiej…?
- Jak powiem, to już nie będzie tajna broń. Prawda,
giermku? – Ten ponownie gorliwie zaczął
przytakiwać. Rycerz chwycił dłonią za czoło. –
Skaranie boskie mam z tobą. – Klaus gorliwie pokiwał
głową. – Zatem, poddajesz się?!
- Zdecydowanie nie.
- Na pewno?
- Tak.
- A więc sama się o to prosiłaś, potworo! – William
zdjął hełm. – Khy, khy…
Giermek zatkał uszy dłońmi, kręcąc głową na boki.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! – Z ust rycerza wydobył
się piskliwy sopran wwiercający się nieprzyjemnie
w uszy.
- Zaraz, jak to możliwe, żeby facet piał sopranem? –
opowieść przerwał Książę.
- Eee…- Kronikarz podrapał się piórem po głowie. –
No, to był sopran. Pytałem trubadurów.
- Nie, nie, nie. Zmień to. – Książę niespokojnie zaczął
się wiercić na tronie. – Księstwo uratował prawiczek
śpiewający sopranem. Jak to będzie wyglądało?
Jeszcze, że nie obracał to nic. Niektórzy to nawet
chwalą… Dziwaki… Ale sopran? Pomyślą,
że uratował nas jakiś kastrat. Zamień na… Jak się
nazywa wysoki głos męski? – rozejrzał się
po osobach przebywających w sali tronowej
w poszukiwaniu odpowiedzi.
Na ich twarzach widział zakłopotanie. W końcu
odezwał się Hagen Moritz:
- Zostaw lukę. Potem spytasz trubadurów
i uzupełnisz.
- Dobrze… Smoczyca słysząc ten odgłos, skuliła się
z bólu. Jej uszy były zbyt wrażliwe na tak wysokie
dźwięki. Zaczęła się zataczać od drzewa do drzewa,
aż w końcu zbliżyła się ku przepaści. William
z Zaodrza ruszył na potwora. Wziął rozbieg i z całej
siły zepchnął Perrineldę ze skarpy. Triumfalnie wracał
do miasta witany okrzykami ludności. Książę, tak jak
obiecał, pozwolił mu wybrać jedną ze swoich dwórek.
Wybawca z Zaodrza, jak od tej pory nazywano
rycerza, wybrał hrabiankę Mary-Kate z rodu Olsen,
której wkrótce przed Bogiem przysiągł miłość
i oddanie. Takie były właśnie dzieje Królestwa
Tokiolandii za panowania Księcia…
- Nadobnego Księcia – wtrącił tenże.
- Nadobnego Księcia Toma de Dona z rodu
Kaulicjuszy. Spisane 15 sierpnia Anno Domini 1405.
KONIEC
Tekst: Mania
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Rok 2010 był znaczącym rokiem w karierze zespołu. Tournee po Europie, później Ameryce Południowej, pierwszy występ w Japonii, pięciolecie istnienia zespołu na rynku muzycznym... Właśnie z okazji tego ostatniego 10 grudnia wydana zostaje nowa produkcja Tokio Hotel – płyta Best Of. Z jakim odzewem wśród fanów się spotkała? Czy aby na pewno jest to wszystko, co najlepsze? Zanim przejdziemy do odpowiedzi na te, jakże nas wszystkich nurtujące, pytania, proponuję jednak zająć się sprawami czysto technicznymi oraz statystykami. Płyta Best Of swoją premierę miała 10 grudnia 2010 roku, jednakże nie we wszystkich krajach ukazała się tego samego dnia. Przez cztery kolejne dni trafiała na półki sklepowe w całej Europie oraz Australii, Nowej Zelandii i Kanadzie. Co ciekawe, polska premiera płyty datowana jest już na 10 grudnia, kiedy płyta w Niemczech i Francji pojawiła się dopiero 13, a we Włoszech 14 grudnia! Najdłużej jednak czekać musieli fani z Tajwanu (17.12), Rosji oraz Filipin (19.12). Opóźnienia związane z premierą mimo wszystko nie ostudziły zapału fanów, co pokazują pierwsze dostępne listy sprzedaży płyty, które ukazały się w około dwa tygodnie od wydania krążka. Najwyższe miejsca album zajął w Tajwanie oraz Meksyku, były to kolejno druga i piąta pozycja. Niewiele gorzej poszło w Grecji i Hiszpanii (24 i 49). Produkcja pojawiła się także na listach holenderskich i szwajcarskich na miejscach 95 oraz 97. Również nasze rodzime statystyki są dosyć podbudowujące: jak ogłosił Związek Producentów Audio Video, album Tokio Hotel Best Of jest siódmym najchętniej kupowanym wydaniem w grudniu, kiedy to sprzedawcy notują nawet do 40% swoich rocznych przychodów. Płyta dobrze się u nas sprzedaje, a tę tezę w zupełności argumentuje treść maila od załogi strony fan.pl nadesłanego do jednej z fanek: „O ile nam wiadomo, pierwsza partia wydawnictwa Best Of została wyprzedana, polski dystrybutor oczekuje na nadejście do Polski kolejnej partii.”. Niektórzy fani dopowiadają nawet, że być może najnowsza produkcja Tokio Hotel zostanie odznaczona statusem złotej płyty, co w Polsce nie zdarzyło się im od bardzo dawna. Może brakować do tego naprawdę niewiele, więc jeśli nie macie jeszcze swoich albumów, nie czekajcie i kupcie je! Na zachętę przedstawię Wam także zawartość
albumu, która wydaje się być naprawdę
nieprzeciętną, szczególnie, jeśli chodzi o najbardziej
rozszerzone wydanie Deluxe składające się z trzech
płyt: dwóch CD (które po tańszej cenie można kupić
osobno: w angielskiej lub niemieckiej wersji
językowej) oraz DVD. Playlista ma być zbiorem
największych hitów kapeli, a także „ulubionych
kawałków zespołu”, jak mówi Bill.
CD 1: English Version Zawiera osiemnaście piosenek, w tym dwie nowe: Hurricanes & Suns z 2009 roku oraz Mädchen Aus Dem All nagraną jeszcze w 2003. Znaleźć można na niej także największe hity zespołu takie jak: Monsoon, Scream, Ready, Set, Go!, Automatic czy World Behind My Wall. Oczywiście wszystkie w języku angielskim. CD 2: German Version Składa się z dokładnie tych samych piosenek, co wersja angielska, jednak wszystkie (oprócz Hurricanes & Suns) wykonane są w języku niemieckim. Ciekawą rzeczą jest na pewno to, że na płycie została umieszczona nowa wersja kawałka Schrei, nagrana w 2006 roku, już po przejściu przez Billa mutacji. DVD Chyba największy plus całego wydawnictwa. Który fan nie chciałby mieć we własnym domu namacalnie osiemnastu klipów Tokio Hotel w wersjach niemieckich i angielskich? Dodatkową atrakcją są materiały „Making of” z planów teledysków do piosenek: Monsoon, Schrei, Übers Ende Der Welt, Spring Nicht, Automatic oraz World Behind My Wall. Niestety niektóre z owych filmów nie mają nawet angielskich napisów, więc fani, którzy nie znają niemieckiego na poziomie co najmniej komunikatywnym, mogą mieć problemy ze zrozumieniem swoich idoli. Po gruntownym omówieniu faktów na temat albumu możemy wreszcie przejść do sedna artykułu, czyli sprawdzenia, co fani mają do powiedzenia na jej temat. Mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi za złe, jeśli zacznę najpierw od swojej osobistej opinii na temat tego wydawnictwa. Oczywiście, jeszcze raz podkreślam, że jest to tylko i wyłącznie moje zdanie, nikt nie musi się z nim zgadzać! Przede wszystkim muszę powiedzieć, że kompletnie
nie rozumiem, jak zespół, który w show-biznesie
istnieje od pięciu lat, może wydawać coś i nazywać to
coś: „Best Of”. Gdyby mieli kilkudziesięcioletni staż,
okej, zgodzę się z tym, że wtedy byłoby to jakieś
ułatwienie dla tych „nowych” fanów, ale tak? Ludzie,
opanujcie się! Wydaliście raptem trzy płyty! Moim
zdaniem, zakup trzech krążków nie jest
dla prawdziwego fana jakimś wielkim problemem,
szczególnie skoro są tacy, którzy mogą jeździć
za nimi po całej Europie, śledzić ich, robić im zdjęcia
czy włamywać się do domów...
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Przejdźmy już do samego wydawnictwa...
Jak dla mnie, jest tam stanowczo za dużo Humanoida.
Mnie Tokio Hotel (a już na pewno „największe hity
Tokio Hotel”) kojarzy się ze Schrei. To wtedy byli
mega sławni, to tamte piosenki są naprawdę znane
przez wszystkich ludzi. Humanoid jest płytą,
którą posiadają tylko fani, poza tym – jest dosyć
świeżym towarem na półkach, spokojnie można ją
dostać we wszystkich wariantach. Brakuje mi tam
piosenek takich jak Ich Bin Nich’ Ich, Leb’ Die
Sekunde czy Reden. Oczywiście, powód ich braku jest
prosty – nie mają wersji angielskich (oprócz Live
Every Second). Mimo wszystko właśnie te piosenki
były niezwykle lubiane przez fanów, świetne
do zabawy na koncercie czy imprezie.
Plusem z pewnością są nowe piosenki, chociaż
za każdym razem, kiedy słucham Hurricanes & Suns,
zadaję sobie pytanie: „Dlaczego?”. Piosenka ma
naprawdę banalny tekst, szczególnie w porównaniu
z tekstami z Humanoida, które naprawdę reprezentują
sobą wysoki poziom. Bill! Śpiewanie przez pół
piosenki „see the halo, follow the halo” nie pokaże
Twojej wrażliwej, artystycznej duszy. Całe szczęście,
że jest cholernie wpadająca w ucho... Jeśli chodzi
o drugą starą-nowość: idealnie! Mädchen Aus Dem All
naprawdę pokazuje to, co było. Mówi niby o czymś
prostym, a jednak kompletnie chwyta za serce.
I przywołuje niesamowite wspomnienia z początków
Tokio-manii. Pomijając sprawę „klipów” do obu tych
piosenek (lepiej, żebym nie wypowiadała się na ten
temat), trzeba potwierdzić to, że wpasowują się
w zamierzoną koncepcję i dają taki przekrój (być może
trochę kłamliwy, bo wychodzący od grupki małolatów
robiących muzykę, a kończący się na gwiazdorach
od pustawych hitów radiowych) wszystkich ich zmian.
Na koniec powiem jednak coś miłego... Długo
zastanawiałam się, czy w ogóle jest jakikolwiek sens
w kupowaniu tej płyty, skoro wszystkie poprzednie
stoją na mojej półce. Przekonało mnie do tego dopiero
bonusowe DVD, które rzeczywiście można nazwać
gratką dla fanów. Wszystkie klipy (poza 1000 Meere)
na jednym nośniku... Nieważne, że kiedy wersje
angielskie zaczęły być dokładnie identyczne,
jak niemieckie, po prostu wychodziłam z pokoju –
dałabym pieniądze, które wydałam na całość albumu
Deluxe, za samo to DVD! ~Just Ine Tee
Nie chcę nikomu narzucać swojego zdania,
więc przedstawię Wam także opinie innych fanów,
których zapytałam o tę właśnie płytę:
Na Best Of umieścili dokładnie to, co powinno się na takiej płycie znaleźć – jest to kwintesencja ich dotychczasowej działalności na rynku muzycznym i jednocześnie zachęta dla ludzi, którzy wcześniej ich nie słuchali. Załóżmy, że taki kompletnie nieobeznany z ich muzyką człowiek kupi tę płytę z ciekawości/ przez przypadek/ w wyniku niefortunnego zbiegu okoliczności dostanie ją w prezencie. To właśnie TE kawałki, zawarte na tej płycie potrafią zachęcić. To jest to najsmaczniejsze serce owocu. ~DiKey Best Of? Dobrze, że to wydali. Taka płytka podsumowująca. Hurricanes & Suns mi się podoba, Mädchen Aus Dem All trochę mniej. Tylko ja się pytam, gdzie jest Ich Bin Nich’ Ich? Za brak TEJ piosenki na TEJ płycie, zdecydowanie MINUS. ~Martuch
Najlepsza piosenka na tej płycie to Mädchen Aus Dem
All! Kiedy usłyszałam jej fragment, dosłownie 30
sekund, ryczałam co najmniej z pół godziny... To
dla mnie taka cudowna retrospekcja! Poczułam się jak
te 5 lat temu, kiedy TH było świeże, kiedy ich muzyka
była dla mnie wszystkim, kiedy była taka idealna, taka
ich! Niezmącona sławą, chęcią zysku
czy gwiazdorzeniem. Głos małego Billa, muzyka taka,
jak na ich pierwszym albumie... Po prostu
najpiękniejszy prezent, jaki mogli mi dać po tak długim
czasie. ~AgrestKaulitz
Po wszystkich rocznicowych zlotach, po tym, jak my, fani, uczciliśmy te pięć lat, Best Of jest uwiecznieniem ich kariery. Pasuje mi to wszystko: te rocznice, a na koniec płyta. To taka wisienka na torcie. ~Leer
Osobiście uważam, że płyta jest zbędna. Wolałabym
poczekać na kolejny „zwykły” album. Jednak chyba
w pewnym sensie rozumiem, czemu wydali BO.
Podejrzewam, że chcieli dać coś fanom, żeby o nich
nie zapomnieli – zwłaszcza fani europejscy – w tym
czasie, kiedy sami będą próbować podbijać kolejne
kontynenty. ~Mania
Płyty Best Of zawsze kojarzyły mi się z zespołami,
które są na rynku "dzieścia" lat i mają spory dorobek
na swoim koncie. W wydaniu grupy z pięcioletnim
stażem... No, mówi się, że tonący brzytwy się chwyta.
Jak dla mnie – niewypał. Totalny niewypał.
Szczególnie teraz, kiedy wcześniejsze płyty TH
chodzą za 10 zł. ~Agathe
Jak widać, zdania na temat tego krążka są podzielone
– jednym się podoba, innym nie. Niemniej jednak, fakt
zaistnienia takiej płyty należało zarejestrować. Sam
album może mieć różne zastosowania – pokazywanie
znajomym nie-fanom muzyki TH czy choćby branie go
ze sobą w podróż, bo jedna płyta, to nie trzy i zawsze
zajmuje mniej miejsca.
Tekst: Just Ine Tee
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Co łączy ze sobą sambę, „Niewolnicę Isaurę”
i Chrystusa Odkupiciela…? Zaczyna coś świtać?
To dorzucę do tego jeszcze koncert Tokio Hotel
w São Paulo. Tak, chodzi o Brazylię. Gorący kraj
w Ameryce Południowej, w którym 23.11.2010r.
spełniło się marzenie wielu fanów zespołu.
Nie mam żadnych znajomych z zagranicy,
więc aby napisać ten artykuł musiałam trochę
pobuszować po różnych forach. W końcu
zdecydowałam się na Brazylię. Osobiście myślałam,
że Tokio Hotel stali się znani w tym kraju od niedawna.
Góra rok, może rok i parę miesięcy. Jednak nie, samo
forum, na którym znalazłam Liih Kaulitz, BillaBizarre,
humanoiid oraz Patty Back-K istnieje od sierpnia 2008
roku. A to tylko początek.
Krótko przedstawię dziewczyny. Każda z moich
nowych znajomych jest fanką Tokio Hotel od około
dwóch - trzech lat.
Patty jest jedną z moderatorek forum, a zarazem jedną
z pierwszych osób, które się tam zarejestrowały.
Pierwszy raz zobaczyła zespół w brazylijskim
magazynie Love Rock. „To była miłość od pierwszego
wejrzenia.”
Liih wyjaśnia: „Moja mama oglądała telewizję
i pokazała mi zespół. Tak! Moja kochana mama!”.
Mama Liih trafiła wtedy na teledysk do piosenki
Monsoon. Najpierw uwagę dziewczyny przykuł Tom.
Poza tym, kiedy pierwszy raz oglądała klip, pomyślała,
że Bill jest dziewczyną. (Skąd my to znamy?) Właśnie
tego dnia zakochała się w całym zespole i był to jeden
z najlepszych dni w jej życiu.
Humanoiid ma najkrótszy staż z całej czwórki. Ma
„zaledwie” 14 lat, a Tokio Hotel interesuje się
od niecałych dwóch. Wszystko zaczęło się od jej
koleżanki, również fanki Tokio Hotel, która męczyła
dziewczynę swoim nowym, ulubionym zespołem.
Billa od 2006 roku jest, dosłownie, zakochana
w kulturze niemieckiej. Jej koleżanka Izabela (również
fanka) w 2008 roku spytała ją czy zna Tokio Hotel.
Odpowiedziała krótko: „Nie”, po czym zaczęła szukać
informacji o zespole w internecie. „Na początku ich nie
lubiłam, ale trochę później usłyszałam Monsoon
i zakochałam się. Ta miłość trwa do dzisiaj.”
Historie są dosyć podobne do tych, które znamy
ze swojego europejskiego gruntu, ale jak to wszystko
toczy się dalej?
Artykuły w gazetach, plakaty, Tokio Hotel non stop
obecne w TV i radio. Czego tylko dusza zapragnie.
„Zawsze dzwonię do radia z prośbą: Proszę, chcę
usłyszeć Tokio Hotel. I puszczają Monsoon. Ostatnio
poprosiłam o Darkside of the Sun i Dogs Unleashed.
Zagrali to!” Jeśli chodzi o ten aspekt to po prostu
bajka. Prawda? Właśnie tak jest w Brazylii…
Od listopada zeszłego roku. Koncert sprawił, że media
zainteresowały się zespołem. Wcześniej było bardzo
trudno o jakiekolwiek wzmianki w gazetach, a już
o plakatach można było tylko pomarzyć. Teledysk
w telewizji? Oczywiście, ale tylko raz na bardzo długi
czas.
A skoro o koncercie mowa… Dla każdego fana i fanki
jest to spełnienie marzeń. Pamiętacie ten szał
przed koncertem na Torwarze? Pierwszy raz w Polsce!
Nie inaczej było w Brazylii. Cztery piąte użytkowników
forum ma w sygnaturze znaczący podpis 23.11.2010.
Kolejki były bardzo długie. Fani zjechali z całego kraju.
Wielu przybyło dzień wcześniej i nocowało pod halą.
Liih
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Liih mieszka z mamą niedaleko São Paulo. Nie należą
jednak do bogatych. Dziewczyna nie miała pieniędzy
na bilet, podróż, czy pokój w hotelu. Dlatego kiedy
tylko dowiedziała się o tym, że ukochany zespół ma
zagrać w jej kraju, natychmiast zaczęła szukać pracy.
„Trzy miesiące ciężkiej pracy, ale było warto!
Zdecydowanie!”
Billa pomimo tego, że mieszka zaledwie 26 km od São
Paulo postanowiła być pod halą wcześniej. Przybyła
na miejsce około 5 rano, a sam koncert zaczynał się
o 20. „Z nerwów nie mogłam nic zjeść.” Ona również
niezaprzeczalnie twierdzi, że to się opłacało.
Największe wrażenie zrobiła jednak na mnie Patty.
Mieszka w Colorado do Oeste, to około 760 km
od São Paulo, aby dotrzeć na koncert musiała…
Jechać trzy dni autobusem! „Jechałam sama.
Myślałam, że zwariuję w tym autobusie. Koncert mi
wszystko wynagrodził.”
Niestety żadna z dziewczyn nie miała możliwości
zdobycia autografu bądź zdjęcia z chłopakami. Meet &
Greet było organizowane, ale, jak to zwykle bywa
w takich sytuacjach, tylko mała liczba osób miała
okazję spotkać zespół. Jeśli zaś chodzi o spotkanie
zespołu pod hotelem to, niestety, nikt nie wiedział,
gdzie chłopcy nocują.
Jeśli jest koncert to powinna być także jakaś związana
z tym akcja. Plany były ambitne i bardzo różne.
Największe nadzieje wiązano z zielonymi koszulkami
symbolizującymi flagę Brazylii. Fani mieli je założyć
na koncert. Niestety wszyscy byli tak podnieceni
przeżywaniem show, że zupełnie o tym zapomnieli.
Euforia, płacz, krzyk, głośne śpiewanie. Podobno
chłopcy napisali nawet na swoim twitterze, że nigdy
nie widzieli tak głośno krzyczących i śpiewających
ludzi. „Ale nie mogę teraz znaleźć tego wpisu”, mówi
z żalem Billa.
W Brazylii fan-akcje są organizowane nie tylko
na koncertach, bardzo często odbywają się także
na zlotach. Na przykład, na miesiąc przed koncertem
na jednym z takich spotkań fanki nagrały video
do piosenki Darkside of the Sun.
Brazylijski oficjalny fanklub zorganizował również
akcję, która polegała na tym, że fani wklejali swoje
zdjęcie w kartki o kształcie serc i dostarczyli to
do brazylijskiego Universalu. Humanoiid po cichu
dodaje: „Możliwe, że później przekazano to kapeli!”
A jak jest z dostępnością muzyki? Pierwszą płytą
wydaną przez Universal na brazylijskim rynku był
Scream. Wcześniejsze wydawnictwa zespołu bardzo
trudno dostać. Zarówno płyty CD, jak i DVD. Z tego,
co opowiadają można wnioskować, że Brazylia jest
kolejnym państwem, gdzie fani Tokio Hotel są,
kolokwialnie mówiąc, olewani. Naprawdę trudno jest tu
dostać cokolwiek związanego z zespołem. Nie mówię
tylko o koszulkach, bluzach czy innych tego typu
rzeczach. „Trudno jest tu cokolwiek kupić – jedynym
DVD, jakie można u nas znaleźć to Caught On
Camera i Humanoid City Live”, skarży się humanoiid,
a Liih dodaje: „Wszystko, co mam, kupiłam
przez internet”. Billa również nam się żali: „Można
kupować na amazon.com i… Hm, w São Paulo jest
Galeria do Rock, gdzie można kupić coś z TH, ale tam
jest drogo”. Co ciekawe, mimo że humanoiid narzeka
na mały wybór płyt Tokio Hotel, to jest jednak jedną
z tych, które bronią Universal: „Myślę, że im jednak
zależy. Na przykład, odpowiadają fanom, kiedy ci
pytają o jakieś plotki. Poza tym sprowadzili CD i DVD
Humanoid City Life i Best Of.”
Krótko podsumowując, można powiedzieć, że fani
z Brazylii i Polski nie różnią się bardzo od siebie. Nie
tylko pod względem stosunku „fan-fan”. Jak mówi Billa:
„Jesteśmy wielką rodziną! Lubimy pomagać sobie
nawzajem. Tak naprawdę jesteśmy obcymi sobie
ludźmi, którzy rozmawiają ze sobą, jakby się
doskonale znali.” Patty popiera koleżanki i dodaje
od siebie: „To jest po prostu wspaniałe”. Media nie
zawsze są łaskawe dla fanów, tak samo jak Universal,
a mimo to… Mimo to się nie poddajemy i dla Tokio
Hotel jesteśmy gotowi na wiele wyrzeczeń.
Z ciekawości spytałam jak jest po portugalsku (język
urzędowy Brazylii): „My chcemy Tokio Hotel”. Nie
trzeba było im powtarzać. Cała czwórka jednym
głosem odpowiedziała: „Nós queremos Tokio Hotel!”
Tekst: Mania
humanoiid
BillaBizzare
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
To nie będzie kolejna opowieść o ziszczonym śnie
nastolatki, która po uzbieraniu odpowiedniej kwoty
na bilet i transport dostała się na koncert
hołubionego zespołu. Nie będzie to też relacja
w wykonaniu stałej bywalczyni tego typu imprez...
Gelsenkirchen, 06.07.2006.
Należy się spodziewać mglistych i może niespójnych…
a pewnie również przeinaczonych wspomnień
z wyjazdu świeżo upieczonej fanki, która w ostatnim
momencie sterroryzowała swoją rodzinę na tyle,
by przejechać pół Europy na koncert, a tam dorwało ją
z tego powodu coś w rodzaju karmy.
Planując rodzinne wakacje, starałam się nakierować
uwagę rodziców na miejsca, w których, zupełnie
przypadkiem, miały odbywać się koncerty Tokio Hotel.
W tych czasach, a były to wakacje anno domini 2006,
nasza cudowna czwórka nie miała tendencji do bycia
stale poza granicami Niemiec, zatem była to sytuacja
trudna. Całe szczęście zaawansowana dyplomacja,
nosząca może trochę znamion terroryzmu, sprawiła,
że mimo wszystko mieliśmy zahaczyć o Niemcy.
I o Gelsenkirchen.
Nieprofesjonalizmem było jednak to, że nie mieliśmy
biletów. Pal licho rodzinę, oni by mi jeszcze dopłacili,
żeby tego nie musieć oglądać, ale dla mnie to był
większy problem.
Zjawiając się w miejscu, gdzie miał odbyć się koncert,
ujrzałam po raz pierwszy w życiu na własne oczy tak
charakterystyczny krajobraz przedkoncertowy:
ogromne, pstrokate tłumy ludzi śpiewających,
piszczących lub plotkujących. Otoczeni górami śmieci,
służbami porządkowymi i toi toiami. Informację
odnośnie biletów trudno mi było wyciągnąć. W końcu
ktoś bardziej zorientowany z ochrony tajemniczo
powiedział, że są wysprzedane, ale kręcą się w okolicy
nieoficjalni sprzedawcy.
Priorytetem współpodróżnych było znaleźć nocleg,
dlatego zamiast polować na tajemniczych
sprzedawców, skierowaliśmy się w stronę informacji
turystycznej. Tam po kilkunastominutowym załatwianiu
zarezerwowano nam hotel. Trudno było go znaleźć,
ale niebiosa zesłały nam przemiłą Niemkę,
która odprowadziła nas niemalże pod same drzwi.
Trzeba było to uznać za znak. To, że pod hotelem stało
kilka nastolatek, w tym jedna z portretem kogoś,
kto wyglądał przy odrobinie dobrej woli podobnie
do Billa, tym bardziej…
Ale cóż zrobić? Nie podejrzewałam, że to jest możliwe.
Zresztą to był ten etap, że Billa widziałam wszędzie.
A pokój okazał się być bodajże na 11 piętrze.
Traumatyczne. Jeszcze bardziej przerażające, że nie
było klimatyzacji. Cóż, kiedy słońce i ciepło aż nazbyt
daje się we znaki, człowiek zaczyna doceniać takie
wynalazki bardziej niż cokolwiek innego. Mój rodziciel,
o jakże okropny był to pomysł, powiedział, że nie ma
co tu zostawać, skoro będziemy się zapewne całą noc
smażyć. I tym sposobem zrezygnowaliśmy z hotelu
Martim.
O tym, że oddaliliśmy się trochę od centrum miasta
i znaleźliśmy tam wreszcie coś porządnego,
bo z klimatyzacją, nie ma co pisać, bo to tylko
następstwo poprzedniej, tragicznej decyzji. Chciałam
się stamtąd jak najszybciej urwać, by dołączyć
do oczekującego tłumu. Cóż, byłam jedna za tym,
na cztery osoby przeciwko. Więc siedziałam
i czekałam. I szlag mnie trafiał. Kusiło mnie,
by pooddychać trochę tą atmosferą, przeżywać razem
te wszystkie emocje…
Dzięki mojemu ujmującemu rodzeństwu wyszliśmy
później niż mieliśmy. Jak już trafiliśmy na miejsce,
to wszystko już zdążyło się zacząć. No pięknie.
Stałam pod płotem, tajemniczych sprzedawców nigdzie
nie było, widzieć niewiele widziałam. Ale słyszałam
dobrze. Jakby się zastanowić, to moje bycie na tym
koncercie było mocno dyskusyjną sprawą, z drugiej
strony jednak nie byłam dalej niż 4 metry od osób
siedzących w ostatnim rzędzie improwizowanych
trybun. Wokoło mnie znajdowali się różni ludzie. Część
wyglądała na fanki, którym zabrakło biletów. Sporo też
było rodziców nastolatków, którzy znajdowali się
po drugiej stronie płotu. Pewnie wielu też było
przypadkowych przechodniów.
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Nie pamiętam za dużo emocji, które mi wtedy
towarzyszyły. Było to trochę radości, niedowierzenia,
na pewno sporo smutku, że nie mogę być tam w środku.
Miło patrzyło się na niewyraźny zarys tańczącego bardzo
po swojemu Billa, który już wtedy bardzo namiętnie
machał kończynami.
W porównaniu do następnych koncertów nie było to
jakieś spektakularne widowisko. Trochę reflektorów,
prosta scena… Głos wokalisty jeszcze nie taki
dopracowany, a reszta chłopaków jakaś bardziej
nieśmiała… ale było w tym coś świetnego. Cóż,
pierwszy raz zobaczyłam ich wtedy live.
Ironicznym był niewykorzystany bilet, który przyczepił mi
się do buta podczas powrotu. Tajemniczy sprzedawca
musiał zrezygnować z interesu i opuścić w popłochu
miejsce, gdzie handlował i porzucić nic niewarty już
kawałek papieru.
Cóż, na pewno było to nowe doświadczenie i cenna
lekcja. Kupuj bilety wcześniej. Nie wyjeżdżaj na koncerty
z rodzicami. Nie lekceważ fanek pod hotelem. Nie zjawiaj
się na ostatnia chwilę. I powinno być świetnie.
Tekst: Emeua
Zdjęcia: Emeua & Babygirl4tom
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Debiut Roku, Najlepszy Zespół, Najlepszy Album,
Najlepszy Teledysk, Najlepszy Koncert… The
winner is… Tokio Hotel!
Wypowiadane dziesiątki razy, słyszane w setkach
państw, cieszące tysiące osób zdanie.
Od wschodniego krańca świata do zachodniego,
od wiecznie mroźnego bieguna południowego
do najbardziej wysuniętych na północ lądów, słowem:
wszędzie serduszka fanów przyspieszają na moment,
a na buziach pojawiają się szerokie uśmiechy,
u niektórych towarzyszące okrzykom radości. Idąc
zupełnie niechronologicznie widzimy miliony sekund
przygotowań do gali rozdania nagród, a zaglądając
w okna wielu nastolatków – obolałe od klikania palce.
Jednak nie jestem pewna, czy w każdym kraju można
odczuć ten sam zapał. Witamy w Polsce!
Przyznajmy – nikt nie lubi szufladkowania. Ocenianie
ludzi po ich narodowości powinno być karane, chyba
że mówimy o pozytywnych cechach! A co,
jeśli mówimy o sobie i naszych rodakach? Zaryzy-
kowałam wstrząśnięta (no dobra, wyolbrzymiłam)
komentarzami polskich fanów przed nagrodami MTV
European Music Awards 2010.
Przeciętny Polak lubi alkohol, marudzi, przecinki
zastępuje wulgaryzmami, kłóci się o byle co i kradnie.
Przynajmniej przeciętna Polka jest niezwykle urocza
i piękna... Przeciętnej fanki Tokio Hotel
charakteryzować nie będę, bo ciśnienie podnieść
może się i mi, i Wam. Oczywiście, ponad przeciętną.
Wszystko, o czym tu wspominam nie jest jednak
potwierdzone żadnymi badaniami. To bardziej
stereotypy niż przeciętna. Mój po części
matematyczny umysł domagał się użycia drugiego
określenia, ale najważniejsze, że wiadomo,
o czym mowa.
Przejdźmy do sedna sprawy. Czas: kilka tygodni
przed jakąkolwiek galą. Miejsce: Polska. Bohaterowie:
polscy fani. Loguję się na forum naszego oficjalnego
fanklubu, by zobaczyć, jak każdy chwali się, ile setek
głosów już dziś oddał. Wszystko w celu motywacji!
I cóż widzę? „Nie zasługują, nie zrobili w tym roku nic
specjalnego, niby za co ta nominacja?” Słowa
największych kiedyś (a może i nadal?) wielbicieli
zespołu. Niestety, takie komentarze tylko od obywateli
nadwiślańskiego kraju.
Moje tokiohotelowe serduszko rozpada się na miliony
kawałków. Jak to nie zasłużyli?! A te godziny
spędzone w studiu? Minuty na scenie, kiedy dają
z siebie wszystko?! Sam fakt, że są i poświęcają
własną prywatność, by móc nam się pokazać,
powinny wystarczyć! Nie, nie, nie. Bolą mnie słowa
z bardziej lub mniej dosłownym przekazem:
n i e z a s ł u ż y l i !
Takie myślenie bardzo mnie dziwi. Chłopcy przecież
musieli dokonać czegoś wielkiego, skoro jesteśmy
w stosunku do nich i ich muzyki pozytywnie
nastawieni. Nie bądźmy tacy skromni i doceniajmy
swój gust (to, że mój ulubiony zespół nie powinien
dostać nagrody chyba świadczy o tym, że są jacyś
lepsi, prawda?). Za samo znalezienie się w naszych
sercach powinna być statuetka!
A jeśli nadal nie jesteście przekonani, że Tokio Hotel
jest NAJLEPSZYM zespołem i ZASŁUGUJE na każdą
nagrodę i nominację, to chyba znaczy, że uważacie,
iż są jacyś lepsi? Nikt nie stoi Wam na drodze, nikt
nie zabrania bycia fanem Miley Cyrus, Rammsteina
czy Timbalanda. Może przy nich docenicie swój gust.
Pamiętajcie też, że sama miłość do Tokio Hotel nie
przyniesie im owoców – głosować trzeba. Dlatego
śledźcie nasze forum, a będziecie wiedzieć, co, gdzie,
kiedy i jak!
Nie mam zamiaru oczywiście obrażać kogokolwiek
z naszych czytelników, czy też innych fanów. Pragnę
jedynie otworzyć oczy na to, dość negatywne,
zjawisko w naszym kraju. Spytajcie samych siebie:
Czy moim zdaniem chłopcy zasługują na kolejną
nagrodę? Dlaczego tak uważam?
A potem cieszcie się, że moje emocje opadły
od listopada, bo ja cieszę się, że mogłam ponarzekać
na tych, którzy narzekają. Ale nawet Tom to lubi.
Tekst: Boo
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
„Tokio Hotel poleci do Tokio, a bilet powrotny im
wypadnie przez okno!”*
No to kupią sobie powrotny i uciekając
przed stalkerkami, zamieszkają na Antarktydzie
i będą kopulować z ping…
ZŁA! Kto cię znowu wypuścił z szafy, hę? Wybaczcie,
ja nad nią nie panuję. Do rzeczy. Tokio Hotel,
po pięciu latach drogi przez mękę, media i stalkerki
nareszcie wylądowali w mieście, które było ich
odwiecznym celem. Pewnie długo szykowali się
na spełnienie ich największego marzenia…
Bill nawet zrobił się na świętą krowę, nie patrz tak
na mnie, Dobra. Przecież ma to coś w nosie,
co normalnie mają byki. A że on jest raczej baba
niż facet, to jest krową.
Ej, a to nie Indie były przypadkiem? Bądź co bądź to
ja chodziłam na geografię.
Słuchaj, ty to wiesz, ja to wiem, ale on to akurat nie
musi. Wiesz, kasę ma, samochód też… to po cholerę
mu wiedza?
W każdym razie, chłopcy przylecieli do stolicy Japonii
w poniedziałek, 13.12.2010, kiedy w Polsce wszystkie
grzeczne fanki i fani jeszcze spali.
A Dobra szykowała się do szkoły…
Mnie przynajmniej nie trzeba trzymać w szafie.
W każdym razie, od samego rana pojawiały się fotki
i filmiki z przybycia na lotnisko, do hotelu… Ogólnie,
cały świat ogarnął szał. I nawet International TH Wear
Day był… Wiecie, tego dnia, zakładało się na siebie
wszystko, co miało się z zespołem. T-shirty, spodnie,
torby, bluzy, buty…
… nie że coś, ale ty tego dnia miałaś na sobie
koszulkę 30 Seconds To Mars.
Ta, za to ty miałaś na sobie wszystko, co mam z TH.
Czasami się zastanawiam, skąd w Tobie się wziął ten
nagły przypływ miłości do nich. A nie wspomnę,
co wywinęłaś na zlocie w Poznaniu. Koszulka
z Billem. Zła, kretynko.
To nie była miłość. O zgrozo, Dobra, wali ci totalnie.
To była ironia. A koszulka z Billem z dziecięcego
H&M jest fajna. Szczególnie, jak się za nią nie płaciło.
Czegoś, Zła, nie kapuję. Przecież Bill to twój wróg
publiczny numer jeden. Ty i cokolwiek z nim związane
w jednym pomieszczeniu… Nieważne. To co oni robili
w tym Tokio?
Wyrywali Japonki, Bill jarał się Hajaruku
i wegetariańskim żarciem… A teraz wybierają się tam
na signing session.
Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że z Japonią
będzie to samo, co z Ameryką. Tak ich zafascynuje,
że…
… Bill i Tom wyprowadzą się ze Stanów do Japonii,
będą sobie podklejali oczy, żeby były skośne…
No, i Bill będzie musiał się odrobinę skurczyć –
Japończycy są mali.
Ale nie musiałby zbytnio zmieniać stylu – tam
wszyscy ubierają, co chcą. A ile inspirujących rzeczy
by tam znalazł! Zła, wiedziałaś, że w Tokio niemal
codziennie trzęsie się ziemia? Bo są na uskoku płyt
tektonicznych.
Super. Zasypie ich.
Tego nie musiałaś mówić. Potem byłoby zbiorowe
harakiri fanów. Czy coś. Ale wracając do ubioru... Bill
ładnie wyglądał w tym mundurze. Całkiem męsko,
jak na niego, nie sądzisz?
Jako, że Naczelna nie pozwoliła nam tego
krytykować, to powiem, że wyglądał ładnie.
Podsumowując, pojechali, wypromowali się,
pozachwycali i wrócili do domu. Musiało im się
spodobać, bo właśnie wydali japońską wersję Best Of
– Darkside Of The Sun i znów odwiedzili Kraj
Kwitnącej Wiśni, a Bill postanowił tym razem
codziennie wywoływać u swoich fanów atak serca,
pokazując się w co najmniej dziwnych kreacjach,
ale to już zupełnie inna historia...
* Alan Bassky&Grupa Operacyjna – Życie jest piękne.
Tekst: Agathe
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Chciałbyś stylowo być bliżej Tokio Hotel,
jednak nie lubisz się wyróżniać? Ciężko to
sobie wyobrazić, prawda? Nazwa tego zespołu
i oryginalność idą w parze. A jednak spróbuję
dokonać czegoś paradoksalnego,
przedstawiając styl… Gustava!
Zestaw I – wieczorowy
W takich ubraniach możemy pokazać się w bardziej
oficjalnych okolicznościach, jak chociażby imprezy,
spotkania rodzinne, różne święta. Idealny komplet
dla chłopczycy!
Zestaw zaproponowany przez nas utrzymany jest
w klasycznych czarno-szaro-białych barwach, jednak
nie zabraniamy zaszaleć! Na T-shirt (może być ten
z kolejnego zestawu) zakładamy koszulę w kratę.
Oczywiście wariacji jest wiele: koszulkę możemy
zastąpić najzwyklejszą bokserką, a w koszuli dozwolona
jest praktycznie każda długość rękawów – dość
modnym rozwiązaniem jest podwijanie ich.
Jako że sesja została wykonana jeszcze w okresie,
gdy na niebie pojawiało się słońce, wybraliśmy krótkie
spodenki. Można oczywiście zastąpić je długimi
spodniami, jednak w tym zestawie muszą być one
materiałowe. Odradzamy również czarne,
które wyglądałyby zbyt elegancko, ale grafit czy inne
szarości świetnie wkomponują się w całość.
Jeśli chodzi o buty, to najlepsze będą pantofelki
na płaskiej podeszwie. Dla wielbicielek szpilek możemy
zaproponować bardziej kobiecą wersję całego stroju:
koszulę wybieramy o długości tuniki, a na dół zakładamy
legginsy.
Włosy ukrywamy pod kapeluszem, które nadal robią
wielką karierę w modzie i pasują do większości
zestawów. Nie przesadzamy z makijażem, powinniśmy
wyglądać bardzo delikatnie. Jeśli jesteście
przyzwyczajeni do posiadania czegokolwiek w uszach,
proponujemy wybranie czarnych klasycznych guzików.
Gdzie kupić?
- Spodnie – Fishbone – 39,95
- Koszula – Smog – 39,95
- Bluzka – Fishbone – 39,95
- Kapelusz – NY accessories – 39,95
Modelka: Zysia
Zdjęcia: Pixie
Tekst: Boo
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Zestaw II – dzienny
Komplet idealny na zwykłe spacery, spotkania
ze znajomymi czy chociażby do szkoły. Niezbyt
dziewczęcy, aczkolwiek niektórym może przypaść
do gustu!
Gustav, porównując go chociażby do Kaulitzów, nie
lubi wyróżniać się ze swoim stylem. Swoje stroje
kompletuje z najzwyklejszych T-shirtów, spodenek
i „bejsbolówek”, które razem tworzą typową
dla perkusisty całość. Włosy oczywiście ukrywamy
pod czapką z daszkiem, kolory dowolne, jednak
musimy intuicyjnie wyczuć, co spodobałoby się
Gustavowi.
T-shirt nie może być zbyt luźny (jak to było
w przypadku Toma) ani zbyt obcisły. Kolorystycznie
staramy się dopasować go do czapki (lub odwrotnie –
czapkę do koszulki), mile widziane będzie także logo
Waszych ulubionych zespołów.
Na cieplejsze półrocze polecamy krótkie spodenki.
Szarości, czernie i ciemne zielenie bardzo pasują
do Gustava. Natomiast gdy temperatura powietrza
drastycznie spada, zalecamy, a nawet
NAKAZUJEMY wybrać zwykłe ciemne jeansy.
Najlepiej z prostymi lub lekko rozszerzanymi
nogawkami!
Również buty nie są specjalnym problemem. Gustav
zazwyczaj ma na stopach tenisówki. Zapewne
większość z Was posiada takie w domu, a jeśli nie,
warto podpytać rodzeństwo lub znajomych, nie
trzeba od razu kupować drogich firmowych najków
czy adidasów.
Z dodatkami, makijażem i fryzurą nie szalejemy.
W zupełności wystarczy nam zegarek na nadgarstku,
podkład na buzi, delikatnie wytuszowane rzęsy,
a włosy, nieważne, jakiej długości, ukrywamy
pod czapką. Dobra alternatywa, jeśli zaspaliśmy i nie
mamy czasy ich umyć! ;)
Gdzie kupić?
- Spodnie – New Yorker – 39,95
- Bluzka – Smog Sex Pistols – 69,95
- Czapka – NY accessories – 29,95
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Gadżetów w świecie fanów Tokio Hotel nie
zabraknie bodaj nigdy. Pełno ich na aukcjach,
w sklepach internetowych czy sklepach
muzycznych przeznaczonych dla fanów.
W samym Krakowie, jak sprawdziłam osobiście,
jesteś w stanie dostać z TH absolutnie wszystko,
począwszy od zawieszek z logo zespołu na stoiskach
przy Sukiennicach, a skończywszy na poduszkach
i ubraniach w Pasażu Hetmańskim. Podobnie jest
zresztą w znacznej części dużych miast, wystarczy
jedynie wiedzieć, do którego sklepu się udać.
Jeśli jednak rzeczywiście nie macie pojęcia,
gdzie taką rzecz zdobyć, znajdziecie je również
przy okazji koncertów na stoiskach w halach. Zespół
zawsze przywozi ze sobą masę najróżniejszych
gadżetów, niekiedy w całkiem przystępnych cenach.
Co można kupić? Cóż nic dziwnego, że nieraz ciężko
jest się zdecydować, co byśmy chcieli, tyle istnieje
możliwości. Nie dalej jak tydzień temu wybrałam się
do sklepu z zamiarem zakupienia nagrody na jeden
z konkursów dla fanów i... co tu dużo mówić,
spędziłam w owym sklepie bodaj z godzinę. Przemiła
pani wyłożyła mi bowiem na ladę sklepowy dobytek
z TH, co w wielkim skrócie oznaczało cały blat
plakietek, nalepek, wisiorków, koszulek, poduszek,
płyt i kubków. Ba, w owej kolekcji znalazł się nawet
zegar ścienny! Nic więc dziwnego, że nie mogąc
wyjść z podziwu, siedziałam i oglądałam. Podobną
kolekcję znajdziemy jeszcze chyba na Bravado,
które specjalizuje się w gadżetach z najróżniejszymi
wykonawcami, a popularnością w tym temacie bije
wiele internetowych sklepów. Posiada jednak jedną
znaczącą wadę: ceny. O ile podkoszulek w cenie 25$
(ok. 72zł) da się jakoś przełknąć, o tyle plastikowa
opaska z nazwą zespołu za 10$ (ok. 22zł) nieco
zaskakuje, niekoniecznie pozytywnie. Jednak ceny
cenami, zajmijmy się lepiej samymi gadżetami. Tu
wybór mamy bowiem potężny i warto wspomnieć
choć o części z nich. Na dobry początek zacznijmy
od trzech ulubionych dodatków dla fanów: wisiorki,
naszywki i bluzki.
Niemal każdy fan jest w stanie wyszperać wśród swej
biżuterii niewielką zawieszkę z logo bądź nazwą
zespołu. Najczęściej na rzemyku, stanowi
nieodzowny element fanowskiego stroju, a nawet
jeśli niekoniecznie ją nosimy, to na ogół naturalną
koleją rzeczy, po prostu ją w swoich zbiorach
posiadamy. Jedną z najprostszych dróg jej zakupu
jest Allegro bądź też standardowy, uliczny bazarek.
Ku memu zdumieniu przekonałam się ostatnio
osobiście, że nawet na straganie z krakowskimi
pamiątkami, miła pani w stroju krakowianki gotowa
jest wyszperać mi takową zawieszkę niemal od razu.
Naszywki i plakietki. Najczęściej zdobią nasze torby,
kurtki bądź szkolne piórniki. W dowolnych rozmiarach,
w większości przypadków ze zdjęciami chłopaków
z początków kariery. Łatwe do przyszycia. Plakietki są
wyjątkowo wygodne, kiedy możemy je dowolnie
przypinać i odpinać, przenosząc np. na inne ubrania.
Niekiedy spotkać się także można z plakietkami
projektowanymi przez samych fanów.
I oczywiście bluzki. Jeden z najlepszych i co tu dużo
kryć, zdecydowanie najwygodniejszych sposobów
na pokazanie światu swoich fascynacji. Mamy tu
do wyboru zarówno bluzki z nadrukami z przodu,
jak i obustronnymi; z pojedynczymi członkami zespołu
bądź też całym bandem. W kolekcji ubrań
z wizerunkiem zespołu znajdziemy zarówno
podkoszulki z krótkim jak i długim rękawkiem.. Wiele
z nich możemy dostać na Bravado w dziale „outlet”
po naprawdę przystępnych cenach, od 5$ do 15$.
Bez problemu możecie kupić także inne części
garderoby. Poczynając od butów, przez rękawiczki,
a na bieliźnie kończąc. To ostatnie może wydawać się
odrobinę śmieszne... Wyobrażacie sobie nosić
bezpośrednio na tyłkach zdjęcia chłopaków?
Oczywiście wszystkie dostępne w różnych krojach
i kolorach. Co powiecie na czerwone stringi z Tokio
Hotel na studniówkę?
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Dla kolekcjonerów pojawia się także cała masa
innych gadżetów. Zegarki ścienne: owalne,
prostokątne, kwadratowe; ze zdjęciami z 2005,
starszymi, bądź też najnowszymi – do koloru
do wyboru. Znajdziecie także paski, torby, czapki
czy bardzo popularne kubki. A może potrzebujecie
smyczy na klucze? Dostępna jest nawet
kosmetyczka, w której znajdziecie lusterko, gumkę
i kilka innych niezbędnych przedmiotów opatrzonych
logiem TH.
Ostatnio bardzo modnym dodatkiem jest bransoletka
typu Charms. Fani czwórki z Magdeburga także
na tym polu mogą się wykazać: wystarczy, że zakupią
taką bransoletkę i dobiorą do niej zawieszki.
W sprzedaży jest kilka wzorów związanych
z zespołem: od gwiazdki, przez logo, aż do motywu
serca na dłoni robota z okładki singla Automatic.
Istnieją nawet strony, na których zamówić możecie
sobie obudowę na laptopa, komórkę czy iPoda
ze zdjęciem swoich ulubieńców. Co prawda nie są
one tanie (cena zależy od przedmiotu, który chcecie
oprawić), ale z pewnością jest to interesujące
rozwiązanie. Swego czasu chodziły słuchy, że Nokia
posiada nawet w swojej ofercie specjalny model
telefonu z TH.
Ciekawym elementem świata gadżetów związanych
z Tokio Hotel, jest także dział, w którym tworzą sami
fani. Często spotkać się można z nadrukami
na koszulkach, poduszkach czy kubkach
zaprojektowanymi właśnie przez samych fanów.
W końcu kto wie lepiej, czego szukają i co najbardziej
przypadnie im do gustu. Świetnym przykładem
fanowskich gadżetów mogą być opaski na rękę.
Kiedy Tokio Hotel grało w Łodzi, dla wielu była to
niezapomniana data. Wtedy też dzięki Fremde
powstały bransoletki z muliny z datą koncertu.
Otrzymało je kilkoro fanów i... no, cóż... na pewno
każdy z nich może potwierdzić, że to gadżet
wyjątkowy, związany z magicznymi wspomnieniami
i niosący ze sobą wiele fantastycznych chwil. Może
właśnie dlatego wielu fanów woli ten rodzaj gadżetów.
Tworzony ręcznie, od serca, przez fanów i dla fanów.
Oczywiście nie będę już nawet wspominać
o plakatach, gazetach w całości poświęconym
zespołowi czy książkach na ich temat. Jesteśmy
wprost bombardowani nimi ze wszystkich stron.
Wiecie, że ukazało się już ok. 10 książek, które
w pewien sposób nawiązują do Tokio Hotel?
Można by się zastanawiać, po co nam tak naprawdę
są te gadżety, co wnoszą do świata fanów. Cóż,
jedne niosą ze sobą wspomnienia i pewien ładunek
emocjonalny, drugie sprawiają, że uśmiechamy się,
dostrzegając ich w gonitwie codziennych spraw,
a jeszcze inne pozwalają nam przenieść się w, często
nieco lepszy od szarej rzeczywistości, świat marzeń
i ich obecności. Jakkolwiek by ich nie postrzegać,
z pewnością mają w sobie coś, co sprawia, że chętnie
je nabywamy.
Sklepy z gadżetami z Tokio Hotel:
Oficjalny Merchandise: www.th.bravado.de
Design Station: www.tokiohotel.handyfolie.de
Tekst: Unlike
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Bill Kaulitz dla Bild.de
LIST GOŃCZY
Imię: Tom
Nazwisko: Kaulitz
Ksywa: Sexgott (niem. bóg seksu), jak sam siebie nazywa
Data urodzenia: 01.09.1989
Miejsce urodzenia: Lipsk, Niemcy
Znak zodiaku: Panna
Kolor oczu: Brązowe
Kolor włosów: Ciemny blond/czarne
Wzrost: ok. 185 cm
Waga: ściśle tajne, ale obstawiam ok. 85 kg
Rodzeństwo: o 10 minut młodszy brat Bill
Stanowisko w zespole: gitarzysta, chórki
Tom i… Tokio Hotel
Zespół jest dla Toma bardzo ważny – przecież większość czasu
spędza w studiu czy w trasie. Chłopak już w wieku 8 lat
interesował się muzyką, którą zaszczepił w nim ojczym Gordon.
Przez pierwsze lata romansu z nią występował z bratem
w okolicznych klubach i szkole, aż występy te zaprowadziły go
na szczyty list muzycznych na całym świecie!
Tom i… Bill
Bliźniacy nigdy nie ukrywali miłości, która istnieje między nimi.
Wspominają o niej przy okazji różnych wywiadów, w piosence
In die Nacht, a podczas ostatniej trasy koncertowej Bill
rozpoczynał piosenkę In Your Shadow słowami: Każdy z nas
ma najważniejszą osobę w życiu. Sposób, w jaki patrzył
przy tym na brata, był tak słodko braterski, że fani na widowni
niemalże się rozpływali!
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Tom i… Georg
Nie od dziś wiadomo, że Tom lubi dokuczać basiście.
Robi to coraz częściej, prawie w każdym wywiadzie.
Żarty dotyczące higieny Georga, jego słabego
powodzenia u płci pięknej i jego niezdarności są
oczywiście nieprawdziwe, jednak do dziś nikt nie wie,
czy sławna opowieść o kupie Georga przynoszącej
szczęście jest jednym z takich dowcipów.
Tom i… Gustav
Również z tego członka zespołu Tom lubi sobie
pożartować! Nie jest to jednak tak częste,
jak w przypadku Georga. Może Kaulitz boi się ciętej
riposty? W każdym razie chłopcy są dobrymi
przyjaciółmi i świetnie rozumieją się na scenie (mimo
że ich gusty muzyczne nieco się różnią) i poza nią.
Tom i… Durch den Monsun
Ta piosenka ma dla Toma, jak i innych członków
zespołu, duże znaczenie – to od niej wszystko się
zaczęło! Gdyby nie bieganie przez monsun,
niewiadomo, czy kiedykolwiek usłyszelibyśmy o nich.
Klip do Durch den Monsun to jedyny teledysk,
w którym Tom jako dredziarz pojawił się bez czapki
na głowie, to też w pewnym sensie świadczy o jej
wyjątkowości!
Tom i… instrumenty muzyczne
Ma co najmniej kilkanaście gitar, a jego ulubieńcem
jest Gibson Les Paul. Tom potrafi porównać wszystko
do gitary, nawet dziewczynę: „jak ją dobrze
dopieścisz, wydaje najpiękniejsze dźwięki”. Potrafi
grać również na pianinie, czym mógł pochwalić się
podczas ostatniej trasy koncertowej podczas Zoom.
Tom i… śpiewanie
Gitarzysta „robi” w chórkach już od czasów Durch den
Monsun – bynajmniej tak twierdzi większość fanów
(niektórzy nadal są przekonani, że to Bill). Mimo jego
dobrego wokalu raczej nie usłyszymy go jako solistę,
ponieważ zawsze podkreśla, że od śpiewania jest
jego brat bliźniak.
Tom i… tworzenie piosenek
Tom najczęściej bawi się w kompozytora i pełni rolę
współtwórcy muzyki Tokio Hotel, jednak czasem
zajmuje się też pisaniem tekstów. Zdarza się to coraz
rzadziej, a szkoda, bo nie znam osoby, która nie lubi,
stworzonej głównie przez niego, piosenki Reden. Sam
napisał także tekst do kawałka Schwarz
oraz podobno nowego utworu (którego jeszcze nie
słyszeliśmy) Therapy.
Tom i… muzyka
To motyw przewodni jego życia. Gust muzyczny
chłopaka różni się nieco od upodobań reszty kolegów
z zespołu – jako jedyny jest fanem rapu. Zawsze
mówił, że jego ulubionym raperem jest Samy Deluxe,
jednak jestem pewna, że lista jego idoli jest
o wieeeele dłuższa.
Tom i… szkoła
Tom, podobnie jak jego bliźniak, nigdy nie przepadał
za szkołą. Z powodu wyróżniającego się stylu był
gnębiony, jednak to nie przeszkodziło mu
w ukończeniu jej z dobrym wynikiem – średnią 2,2
(w Polsce około 3,8). W 2005 roku rozpoczął
indywidualne nauczanie w Gymnasium (odpowiednik
polskiego liceum), jednak już rok później przeniósł się
do szkoły internetowej i w 2008 roku zdał maturę.
Jego ulubionym przedmiotem była sztuka, WOS
i etyka, zdziwieni?
Tom i… języki obce
Coraz bieglej posługuje się językiem angielskim –
jednak jego akcent mało się zmienił w porównaniu
do 2008 roku. W szkole uczył się francuskiego,
ale niewiele z niego pamięta. Nawet gdy w jednym
z francuskich programów telewizyjnych dostał tekst
Marsylianki, nie potrafił odróżnić słów. Wydaje mi się,
że znajomość tego języka przejawia się u niego
w inny sposób. Wspomnieć można chociażby
o francuskich pocałunkach…
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Tom i… zwierzęta!!!!!!!
Tom uwielbia zwierzęta – jest posiadaczem kilku
psów, których nie opuszcza ani na krok. Zabiera je
ze sobą nawet w trasy koncertowe, a także troszczy
się o nie i wyprowadza je na spacer. Kiedyś miał też
kota Kasimira, którego on i Bill znaleźli na podwórku,
gdy zwierzątko miało zaledwie 9 miesięcy. Z miłości
do zwierząt postanowił zostać wegetarianinem, nie
nosi prawdziwych skór i futer. Ostatnio wziął także
udział w kampanii PETA, poświęconej zwierzętom
cyrkowym, które są przetrzymywane
w przerażających warunkach. My nigdy nie lubiliśmy
chodzić do cyrku, mówi.
Tom i… blog
Nowe wpisy na blogu Toma, którego znaleźć można
na oficjalnej stronie zespołu, pojawiają się niemalże
codziennie. Większość z nich to śmieszne, dziwne
i głupie filmiki oraz komentarze gitarzysty, mniej
ciekawe. Czasem Kaulitz wrzuci jakąś informację
na temat nowości w zespole, jednak robi to z takim
opóźnieniem, że news zdąży już kilka razy okrążyć
ziemię…
Tom i… koncerty!!!!!!!
Chyba nikt nie uwielbia występować przed swoimi
fanami jak on! Jako dowód podaję tomgasmy,
czyli rozkosz na twarzy Toma, które pojawiają się
co chwilę! Widać wtedy, że jest w swoim żywiole!
Na początku swojej kariery wspominał,
że najfajniejszą piosenką do grania live jest Schrei.
Tom i… fani
Fani są siłą napędową chłopaka i jest on świadomy,
że bez nich niczego by nie osiągnął. Nigdy nie
wygłasza długich monologów dziękczynnych, zawsze
rzuca krótkim, lecz szczerym: „Danke schön!”. Może
taka już jego rola, a może po prostu to lubi…
Tom i… rodzina
Rodzina jest dla niego bardzo ważna. Mimo iż jego
rodzice rozwiedli się, gdy był jeszcze małym
chłopcem, nadal utrzymuje kontakt z biologicznym
ojcem, Jörgiem, który zawodowo jeździ
ciężarówkami. Matka Simone, z którą zamieszkał
po rozwodzie, jest malarką, a ojczym Gordon
prowadzi szkołę muzyczną w Magdeburgu. Nie
zapominajmy o młodszym o 10 minut bracie, Billu!
Jest on bardzo ważny dla Toma, który powiedział
kiedyś: Mój najwspanialszy prezent urodzinowy
dostałem, przyszedł dziesięć minut po mnie.
Tom i… przyjaciele
Tom bardzo ceni sobie prywatność w tym sektorze,
jednak nie oznacza to, że nie ma on przyjaciół!
Najpopularniejszym z nich jest Andreas, potocznie
nazywany Andim, którego często widać na zdjęciach
zespołu.
Tom i… dziewczyny
Nie da się ukryć, że Tom lubi płeć piękną bardziej niż
przeciętny chłopak. Czasem przez fanów nazywany
jest „Królem kobiet”. Często chwali się ilością
dziewczyn, z którymi umawiał się w swoim życiu.
Najpopularniejszy związek, w jakim był, to rzekomo
udawane randkowanie z wokalistką zespołu Flipsyde,
Chantelle Paige. Teraz chłopak najprawdopodobniej
jest w związku z Niemką o imieniu Ria.
Tom i… miłość
Dwa nie zgadzające się ze sobą pojęcia. A jednak
Tom w jednym z wywiadów mówił, że jest bardzo
samotny i chciałby znaleźć kogoś „na dłużej”. Fanom
wydało się to bardzo zabawne, ponieważ zawsze
przekonywał, że prawdziwa miłość nie jest dla niego.
Czemu zmienił zdanie? Nie wiemy. Być może
odnalazł właśnie kogoś wartego uwagi? Albo to po
prostu efekt uboczny długiego przebywania z Billem.
Tom i… seks
Jak większość ludzi, Tom nie lubi mówić o tym
poważnie, gdy słucha go pół świata. W żartach
zapewnia, iż nie jest prawiczkiem. W pewnym
wywiadzie Bill na pytanie o wiek inicjacji seksualnej
swojego brata odpowiedział: Chyba 14. Podobno
pierwszy raz Toma odbył się na łonie natury, a sam
gitarzysta nie wspomina tego wydarzenia zbyt
dobrze, ponieważ został wtedy ukąszony
przez owada. Czy ta opowieść jest prawdziwa?
Odpowiedź pozostaje wielką niewiadomą.
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Tom i… piercing
Tom jest posiadaczem piercingu w dolnej wardze
po lewej stronie i tunelów w uszach. Są one jednak
niewielkie i nie rzucają się w oczy,
jak kilkucentymetrowe dziury u innych artystów.
Ostatnio w żartach rzucił coś o tym, że ma nowy
piercing „tam na dole”. Miejmy tylko nadzieję, że to
żart, a chłopak nie pójdzie w ślady brata…
Tom i… tatuaże
Kaulitz nie posiada tatuaży i zarzeka się, że nigdy
takowego sobie nie zrobi. Kiedyś Bill chciał namówić
go na bliźniaczy tatuaż. Plotki głosiły, że ma być to
napis: „Wir sind vereint” (niem. jesteśmy
zjednoczeni). Jednak Tom okazał się być silnym
psychicznie i odmówił. Może po prostu panicznie boi
się igieł?
Tom i… jego ciało
Na ten temat zdecydowanie można mówić wiele.
Chudziutki Tom z nogami jak patyki to już przeszłość
– dziś chłopak wygląda niemalże idealnie: mięśnie
zarysowane są na każdym fragmencie ciała,
a na widok jego pleców większość dziewczyn
zaczyna piszczeć. Ostatnio stał się jeszcze szerszy
w barkach. Niektórzy wręcz obawiają się, że jeszcze
trochę, a będzie wyglądał jak kulturysta. Sam Kaulitz
dużo ćwiczy na siłowni, bo „dziewczyny lubią
mięśniaków”.
Tom i... kultura hip-hopowa
Tom zawsze był dla nas gitarzystą z duszą hip-
hopowca. Szerokie ubrania, „luzackie” podejście
do życia, ciągłe komentarze o ładnych dziewczy-
nach... Takiego znamy go z mediów, koncertów.
Tom twierdzi, że od zawsze czuł w sercu ten styl,
jednak mi wydaje się, że zostało to trochę
podkoloryzowane przez speców od image'u. Jednak
rap na pewno mu w uszach często gra!
Tom i… fryzury
W porównaniu do swojego brata, Tom nie szaleje
z włosami na głowie. Przez kilka lat był posiadaczem
dredów o kolorze ciemny blond, które podobno były
jego trzecim rodzajem fryzury w życiu. Teraz zaplata
czarne włosy w warkoczyki typu cornrows, co mogło
być zainspirowane jego ulubionym niemieckim
raperem – Sammy’m Deluxe, który dokładnie takie
uczesanie nosił kiedyś na głowie. Widać, nawet
mężczyźni potrzebują zmian!
Tom i… jego styl
Chłopak zawsze nosił maksymalnie duże ubrania,
wszystko po to, by w razie czego zasłonić swoją
męskość. Dziś nieco zmienił swoją szafę, nie
zakłada już czapek z daszkiem i częściej pokazuje
się w eleganckich trenczach i bardziej stonowanych
barwach.
Tom i… buty
Tom uwielbia sportowe buty – sam reklamuje firmę
Reebok, która właśnie takie produkuje. Na swoim
blogu wspomina czasem o nowych modelach,
które chętnie dołączyłby do swojej olbrzymiej kolekcji
– ma kilkaset par sneakersów, różniących się
głównie kolorami. Buty zawsze muszą pasować
do stroju, mówi. W dodatku przyznaje się do bycia
całkowitym buto-holikiem!
Tom i… bielizna
Bokserki! Tylko i wyłącznie – mówił o tym nie raz.
I koniecznie muszą być luźne: nie lubię, kiedy gacie
opinają mi tyłek jak Billowi. Kolekcję bielizny Toma
mogliśmy zobaczyć w materiale dokumentalnym
DVD Zimmer 483 Live, gdzie chłopak chwali się nią,
pokazując otwartą walizkę. A gdzie Tom zaopatruje
się w tą część ubioru? Ja kupuję swoje w H&M za 6
Euro za sztukę!
Tom i… jedzenie
Chłopak i jego brat od kilku lat są wegetarianami.
A gdy jeszcze jadł mięso, nie odżywiał się zbyt
zdrowo. Uwielbiał fast-foody, w McDonaldzie
przeważnie zamawiał McChickena (kanapka
z panierowanym kurczakiem, majonezem i sałatą).
Teraz trochę sam gotuje – robi głównie spaghetti
i gofry, jego specjalnością są też kanapki (w jednym
z odcinków TH TV instruował fanów, jak zrobić
Sandwicha à la Tom Kaulitz). Uwielbia też słodycze,
jednak nie mogą one mieć w swoim składzie mięty,
gdyż takie uważa za niesmaczne.
Tom i… motoryzacja
Tom uwielbia wszystkie szybkie, ładne i zgrabne…
auta, oczywiście! Jego najpopularniejszym
nabytkiem był czarny Cadillac Escalade, którego
sfinansował sobie sam. Ostatnio Tom jeździ Audi
R8, chociaż tak naprawdę marzy o Lamborghini. Nie
zawsze był on jednak dobrym kierowcą – gdy miał
14 lat, wjechał w drzewo samochodem ojczyma
i nigdy się do tego nie przyznał.
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Tom i… aktorstwo
Jak dotąd Kaulitz pojawił się na ekranie tylko jeden
raz: w 1994 roku w filmie „Verrückt Nach Dir” (niem.
Szaleję za Tobą), gdzie wystąpił wraz ze swoim
bratem bliźniakiem. Jak na razie nie zapowiada się,
by starszy Kaulitz miał powtórzyć to
przedsięwzięcie. Lepiej niech zajmie się muzyką!
Tom i… reklamy
Zarówno Tom, jak i wszyscy członkowie Tokio Hotel,
zarzekali się, że nigdy nie wystąpią w reklamie –
a tu takie zaskoczenie! Tom rozpoczął
reklamowanie Reeboka, postanowił również
rozpromować działania PETA dotyczące uwolnienia
zwierząt w cyrku. Razem z zespołem reklamował
także Nokię, jednak wydaje mi się, że przyniosło to
tylko pozytywne skutki. Swoją zmianę decyzji
bliźniaki usprawiedliwiają: Chcemy spróbować
czegoś innego...
Tom i… alkohol
Nie da się ukryć – Tom lubi sobie wypić.
Po internecie krążą filmiki, na których chłopak jest
w stanie nietrzeźwym, jednak nie ma co się martwić
– tak ma większość młodych mężczyzn! Alkohol
towarzyszy mu i zespołowi na każdej imprezie,
a wszelkie sukcesy opija kieliszkiem szampana.
Najsłynniejszą sceną ukazującą pijanego Toma, jest
ta z 2005 roku, w której słychać już niemal kultowy
tekst: Das ist gelogen, gelogen, gelogen! (niem. To
jest kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo!)
Tom i… papierosy
Na początku kariery zespołu, Tom bardzo ukrywał
się z tym, że pali. Może ze względu na jego
niepełnoletność, jednak fani potrafili wyłapać
wszystko. Ostatnio coraz częściej pokazuje się
z papierosami i nie przejmuje się negatywnymi
opiniami fanek na ten temat.
Tom i… narkotyki
Muzyka to mój narkotyk! – tak mówi teraz. Jakiś
czas temu obaj Kaulitzowie przyznali się, że gdy
mieli ok. 13 lat, ich koledzy z Magdeburga namawiali
ich na różnego rodzaju używki. Uspokajają jednak,
że dawno z tym skończyli, a ich narkotykiem jest
jedynie sukces. Miejmy taką nadzieję!
Tom i… Perinne
Międzynarodowa afera: Tom Kaulitz uderzył swoją
fankę! Sprawa była dość skomplikowana, jednak
skończyło się wydaniem Perinne zakazu zbliżania
się do chłopców. Okazało się, że ona i jej
przyjaciółki nękały chłopców, groziły im, nachodziły
nawet rodzinę bliźniaków. Tom uderzył dziewczynę
na stacji benzynowej w Hamburgu. On, król kobiet...
Wybaczamy?
Tom i… przesądy
Starszy Kaulitz nie jest przesądny, nie ufa żadnym
wróżbom, przepowiedniom i innym zabobonom. Jedyna
rzecz, w którą wierzy, to przeznaczenie. Mimo wszystko
przy każdej okazji wspomina o tym, że przed każdym
koncertem Georg powinien się załatwić, gdyż przynosi
to szczęście zespołowi, a wtedy koncerty wychodzą
świetnie.
Tom i… wypadki
Nieprzyjemnych sytuacji Tom miał w swoim życiu więcej
niż jego brat bliźniak. Gdy był dzieckiem, kobieta
w sklepie nadepnęła mu wysoką szpilką na rękę,
która została złamana, miał również rozciętą głowę –
gdy był z Billem na sankach, ten zepchnął go
na lodowisko, przez co starszy Kaulitz zderzył się
z jedną z dziewczyn. Głowa rozcięta łyżwą – brzmi
strasznie, nieprawdaż? Dodam tylko, że znieczulenie
nie podziałało i Toma zszywano „na żywca”.
Tom i… samoloty
Tom boi się latać samolotami. Nie lubi szczególnie
turbulencji – powtarza, że w razie ich wystąpienia ekipa
natychmiast ma go zabić. Jednak ze względu na tryb
życia gwiazdy rocka, jest zmuszany do latania.
Najprawdopodobniej przyzwyczaił się już do tego
lub szuka sobie zajęć dla odstresowania: tańczy
na siedząco, rapuje, wymachuje rękoma…
Tom i… Viagra
Chyba najzabawniejsza afera w historii Tokio Hotel.
Tom przyznał się, że podczas pobytu w Tajwanie kupił
od podejrzanego mężczyzny niebieskie tabletki.
Spytany przez niemiecką prezenterkę Collien, czy to
prawda, odpowiedział: Przy tobie na pewno bym tego
potrzebował…
Tom i... dziwne dźwięki
Żeby wszystkie je przedstawić, trzeba by wymyśleć
miliony dodatkowych głosek, jednak postaram się tego
dokonać. Niezaprzeczalnym mistrzem jest „łohoHO!”
imitujące śmiech. W jednym z odcinków TH TV
mogliśmy również obejrzeć Tomowe „bala-bala-bala-
bam-bam!”, w którym pomagał mu Georg. Słodkie,
nieprawdaż? Podekscytowany Tom wydaje również
dźwięk w stylu „ŁiiiiiIIIIIIiiiiiIIIIIIhiiiiiii!”. Towarzyszyło mu
to także przy wypowiadaniu słowa brzmiącego jak język
Simsów: „Zugaluuuuuu!”. Gdy się cieszy, wykrzykuje
też: „Aaaaaahhh... NAAAAAAAAHHHHHH!”. Czasem
nachodzi go również chwila mądrości, co ogłasza nam
sławnym: „Ooooooołłł... OOOOOOOŁŁŁŁŁŁŁ
JAAAAAAAAAA!”. Jest tego o wiele, WIELE więcej,
jednak wszystkie te odgłosy charakteryzuje jedno –
oddzielanie sylab w stylu beczenia kozy.
Tekst: Boo
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
The „Hallo, Jungs!” Issue
Wyprodukowane w Polsce (09.05.2011)
www.ffth.fora.pl
Redakcja:
Just Ine Tee
Boo
Agathe
Unlike
Qba
Mania
Fremde
Gościnnie:
Emeua
Korekta:
Just Ine Tee
Boo
Mania
Grafika i layout:
Qba
Mania
Skład:
Qba
Web editor:
Just Ine Tee
Tekst (str. 2):
Polski: Just Ine Tee
Angielski: Just Ine Tee
Niemiecki: Just Ine Tee & Daniel
Beta readers (urlop):
Triinuu
Zysia
Dunni
Podziękowania dla:
Tokio Hotel Team, Tokio Hotel News Team, FFTH Forum Team, Official Polish Fan Club, Association Kaulitz,
THFC Team, Tokio Hotel Info, Tokio Hotel Poland, Zysia, Pixie, Daniel, Billosh, Grzesiek, LiL, Liih Kaulitz,
BillaBizarre, humanoiid, Patty Back-K, Patt483, Dunja, Szogunx483, Mania, Wera, Kara, DiKey,
Martuch, AgrestKaulitz, Leer, Agathe, Fremde, Emeua, TH.bravado.de, TokioHotel.handyfolie.de,
Moto-portal.pl, Motofakty.pl, Cars-on-line.com
483 News! w sieci:
Facebook: www.facebook.com/FFTHPL
Twitter: www.twitter.com/FFTHPL
Issuu.com: www.issuu.com/483-news
Life Story
Przeżyłeś coś ciekawego związanego z Tokio Hotel?
Chciałbyś się tym podzielić z jak największą ilością osób,
z jaką się da? Masz ciekawy pomysł i ochotę, by coś napisać?
Dział Life Story jest właśnie dla Ciebie!
Wszystko, co musisz zrobić, to wysłać do nas e-mail.
W załączniku powinien znaleźć się Twój tekst oraz zdjęcia
(mogą być linki w treści wiadomości). Dodatkowo możesz
dopisać jakiś kontakt do siebie. I nie zapomnij,
żeby podpisać się pod swoją pracą!
Zostań współredaktorem 483 News!
Kontakt: [email protected]
483 00 69 00048300
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
Piętnasty grudnia 2010 – ta data przeszła do historii
i z pewnością zostanie zapamiętana przez każdego fana Tokio
Hotel. Zespół po raz pierwszy odwiedził Tokio i tym samym
spełnił swoje największe marzenie! Ale nie tylko z tego powodu
jest to specjalna data w tokiohotelowym kalendarzu. Jest to też
dzień, w którym wielbiciele zespołu z całego świata wyciągnęli
z szaf gadżety z Tokio Hotel i pokazali wszystkim na około, że są
dumni z bycia fanami!
Fiński Street Team postanowił zorganizować specjalną akcję
„International Wear Tokio Hotel Day”, do której przyłączyli się ludzie
z całego świata. Naszej redakcji wyjątkowo spodobał się ich pomysł,
dlatego zdecydowaliśmy się urządzić mały konkurs związany
z zabawą. Przez ponad dwa tygodnie dostawaliśmy od Was zdjęcia
w strojach z zespołem. Później jury składające się z trzech
redaktorów: Just Ine Tee, Fremde oraz Boo, wybrało zwycięzców.
Nagrodą główną w konkursie była płyta Scream, która już została
wysłana do swojego prawowitego właściciela. Najlepsza fotografia
i kolejne cztery niesamowite zdjęcia zostały wyróżnione, a Wy
możecie je właśnie teraz zobaczyć!
#1: Patt483 (płyta + publikacja)
Just Ine Tee: Niezwykle artystyczne, ma w sobie
taką głębię, która od razu oczarowuje człowieka...
Fremde: Bardzo pomysłowo, niebanalnie, a to
najbardziej się dla mnie liczyło.
Boo: Zdjęcie z książką to dość oryginalny pomysł.
Poza tym Patt plusuje jakością zdjęć.
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
#2: Dunja (publikacja)
Just Ine Tee: Bardzo ładnie wykonane, niewinne...
Dokładnie o coś takiego nam chodziło.
Fremde: Koszulka fajnie wkomponowała się w całość
zestawu, idealnie pasuje kolorystycznie, co się chwali.
Boo: Urzekły mnie kolory tego zdjęcia – wszystko
utrzymane w szarościach i bielach. Piękno tkwi
w prostocie!
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
#3: Szogunx483 (publikacja)
Just Ine Tee: Od początku było moim faworytem, jest
świetne, pomysłowe, zwariowane – jak prawdziwy fan
TH!
Fremde: Kolekcja okazała, od razu widać, że to
prawdziwa fanka.
Boo: Kolaż kilkunastu zdjęć z tokiohotelowymi
przedmiotami bardzo mi się spodobał, szczególnie
ze względu na pomysł autorki.
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
#4: Mania (publikacja)
Just Ine Tee: Doskonała realizacja zadania, mieliśmy wyjść
na zewnątrz i pokazać się ludziom. Zdjęcie na uczelni?
Genialnie!
Fremde: Brawo za odwagę! (: Pójście na wykłady
w koszulce z TH to naprawdę odważny pomysł!
Boo: Lubimy uśmiechy! Szczęście + Tokio Hotel daje coś
niezwykłego.
THE „HALLO, JUNGS!” ISSUE
#5: Wera i Kara (publikacja)
Just Ine Tee: Muzyka i Tokio Hotel wszędzie! Szanuję
wszystkich ludzi, którzy potrafią zebrać tego aż tyle...
Fremde: Pokój zachwycający, z każdej strony plakaty, widać
tu oddanie dla zespołu, a to się chwali. Poza tym - mam
słabość do gitary :D
Boo: Pokój niemalże tonie w gadżetach z naszymi
ulubieńcami! Poza tym, co dwie głowy, to nie jedna!
Dziękujemy wszystkim uczestnikom konkursu. Wybór naprawdę był
trudny, ale mamy nadzieję, że udało nam się ocenić wszystko
sprawiedliwie. Jak Wam podobają się prace dziewczyn? Piszcie
w dziale Interakcja!
Mimo że nasz konkurs już się zakończył, wciąż możecie wysyłać fotki
do organizatorów akcji na adres: [email protected]. Jeśli chcecie
zobaczyć zdjęcia, jakie dotychczas udało im się zebrać, zapraszamy
do galerii na stronie: www.facebook.com/pages/International-Wear-
Tokio-Hotel-Day/147907341918530.
Tekst: Just Ine Tee