czasopismo dziedzictwo kresowecreated date: 6/21/2015 4:02:39 pm

12

Upload: others

Post on 09-Mar-2021

1 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: czasopismo Dziedzictwo KresoweCreated Date: 6/21/2015 4:02:39 PM

DZIEDZICTWO

KRESOWE

Nr 6 / Rok III Czerwiec 2015 ISSN 2299-7024

półrocznik środowisk wywodzących się z powiatu mińskiego dawnej Rzeczypospolitej

historii. W zatwierdzonym przez rząd litewski programieobchodów są koncerty, festiwale, wystawy. W Retowie(Rietavas), które Ogińscy dzierżawili od drugiej połowy XVIIIwieku, zostanie odsłonięty pomnik kompozytora, natomiast wPłungianach (Plungė), otwarty będzie odrestaurowany pałacOgińskich, w którym odbędzie się konferencja naukowa. Wprogramie Roku Ogińskiego jest też coś specjalnego dlakolekcjonerów: wyemitowane zostaną okolicznościowamoneta i znaczek pocztowy. Polski kompozytor i teoretykmuzyki, pamiętnikarz, pisarz polityczny, od 1789 r. miecznikwielki litewski, w latach 1790–1791 był ambasadorem (posłemnadzwyczajnym) Rzeczypospolitej w Holandii. Urodził się w1765 r. w Guzowie, niedaleko Sochaczewa, w rodzinieAndrzeja Ogińskiego, miecznika litewskiego i późniejszegowojewody trockiego. W latach 1786 i 1788, będąc komisarzemskarbowym, posłował na sejmy z województwa trockiego.Stronnik króla Stanisława Augusta, w 1788 r. odznaczonyOrderem Świętego Stanisława, a w 1789 Orderem OrłaBiałego. Wstąpił wraz z królem do Konfederacji Targowickiej ,na sejmie grodzieńskim w 1793 roku został mianowany

W roku 2015 przypada 250 rocznica urodzin MichałaKleofasa Ogińskiego, wybitnego kompozytora, dyplomaty,działacza politycznego, zasłużonego dla RzeczypospolitejObojga Narodów.Sejm Litwy ogłosił ten rok, Rokiem Michała KleofasaOgińskiego. W uchwale sejmowej zaznaczono, że w 2013 rokuUNESCO, organizacja wyspecjalizowana ONZ do sprawOświaty, Nauki i Kultury - wpisała M.K. Ogińskiego na listęosób zasłużonych dla światowej kultury, oświaty, nauki i

członkiem deputacji do traktowania z posłem rosyjskimJakobem Siebersem i podpisał traktaty cesj i przezRzeczpospolitą ziem zagarniętych w II rozbiorze przez Rosję iPrusy. Sejm grodzieński (1 793) nominował go do RadyNieustającej . W 1794 roku wziął udział w powstaniukościuszkowskim w Wielkim Księstwie Litewskim —dowodził własnym pułkiem strzelców wolnych. Po upadkuWilna przedostał się do Warszawy. Później był agentempolskim w Konstantynopolu i w Paryżu. Pod koniec 1801uzyskał zgodę na powrót do Rosji, zamieszkał wówczas wodziedziczonym po stryju rodowym majątku Zalesiepomiędzy Wilnem a Mińskiem.

Logo obchodów rocznicy M. K. Ogińskiego w łączności z UNESCOwykorzystane za zgodą udzieloną przez Polski Komitet tej Organizacji.

Portret Michała Kleofasa Ogińskiego rysował François Granje (1793-1867),obraz znajduje się w Muzeum w Retowie (Rietavas) na Litwie.

(Źródło: Wikimedia Commons - domena publiczna)

Wypis z Raportu Michała Kleofasa Ogińskiego, Szefa Korpusu Strzelców Wolnych,

datowanego dnia 15 czerwca 1794 r. w Iwieńcu

"Nieprzyjaciel przed nami pierzcha. Jegry i Kozacy tu znajdujący się, na odgłos, że Wojsko Polskie bliskie, umknęli tak szybko,że nadzy prawie oklep na koniach porzucili to miasteczko, tylko jegra i zwłoszczyka jednego schwycić nam się udało. Zdobycz zaśnasza w suknach, broni, amunicjach, srebrach, mąkach, powózkach i żelazie do kilkakroć sto tysięcy wynosić może; do przesłaniaktórej potrzebnych użyję środków. Wojska Moskiewskie od Nieświeża i Mińska ku Bienicy w tych dniach ciągnęły, ale nie wznacznej liczbie. Lud tutejszy uradowany z przybycia wojska naszego spotkał mię za miastem z chlebem i solą. Posuwamy sięśmiało. Nic determinacji mojej zmienić nie może, i gdyby tysiąc razy życie moje mógł postradać, tysiąc razy poniósłbym je z ochotądla kochanej Ojczyzny. To jest jednomyślne tchnienie całego naszego Korpusu, który, albo się sławą okryty wróci, albo stosemtrupów przy obronie Ojczyzny stanie się. Uniwersały do Obywateli Województwa Mińskiego stosownie do danych mi Ordynansówdziś wydane będą. Przyłączam kopię onych również jak i mojej dyspozycji, ażeby w Rakowie gdzie Moskwa jeszcze stoi, bezwzględu na ochronę mego majątku, magazyny i amunicję Moskiewskie podpalone były".

źródło publikacji: "Gazeta Wolna Warszawska" Nr 19 z 28 czerwca 1794 r. , wyszukał i zdigitalizował Zbigniew Wołocznik

Page 2: czasopismo Dziedzictwo KresoweCreated Date: 6/21/2015 4:02:39 PM

Wyprawa do Iwieńca oddziału wojsk polskichw czerwcu 1794 r.

z "Pamiętników Michała Ogińskiego o Polsce i Polakach z lat 1788 - 1 815"

„W kilka dni po powrocie mym do Wilna, udałem się dogenerała Jasińskiego, aby mu oświadczyć, że jeżeli chce daćmi 200 ludzi kawalerii z dobrym oficerem, na którego bymmógł liczyć, byłbym zdecydowany połączyć z nimi mychstrzelców i utworzyć przednią straż armii, która wtenczas byłabezczynną, aby się posunąć aż do Mińska. Gdyby mi się udałobez doznania wielkiego oporu dostać się tam dotąd, podjąłbymsię wtargnąć na Białą Ruś, aby powołać tamże do powstaniajakie 12.000 wieśniaków, którzy się znajdowali w dobrachmojej rodziny, nadając im wolność i wzmocnić się wszelkimiposiłkami, jakie bym tylko mógł spiesznie pościągać.Przypuszczałem, że będzie można bez trudności wywołaćporuszenie mieszkańców tej okolicy, którzy objawilipragnienie wzięcia udziału w naszym powstaniu a krok tenpowinien był zniewolić wojska moskiewskie doskoncentrowania się nad granicami carstwa i opuszczeniacałej Litwy. […]W kilka dni później opuściłem Wilno z 200ludźmi kawalerii zostającymi pod dowództwem majoraKorsaka i 300 ludźmi mego oddziału strzelców. Przeszliśmymimo obok głównej kwatery, która się znajdowała wOszmianie o 7 mil od Wilna i posunąłem się o 3 mile naprzóddo boru. W ciągu pierwszych dni nie wiodło mi się konieczniewedług życzenia, ponieważ silne oddziały Kozaków nieprzestawały nas niepokoić; […]Mimo to trwając w mympostanowieniu posunięcia się aż do Mińska, dokąd miałemtylko 10 mil, zawezwałem jenerała Jasińskiego, aby posłałsilną awangardę do boru, którym się miałem puścić i ruszyłemw pochód, aby przeszedłszy przez Wiszniew, uderzyćniespodzianie na Wołożyn, gdzie jak powiadano znajdowałosię 300 ludzi piechoty moskiewskiej i pół sotni Kozaków.[…].Wszystkie te ostrożności pokazały się bezużytecznymi,ponieważ zostaliśmy tylko około 40 żołnierzy, którzy się,pokryli w domach wraz z trzema podoficerami i jednymporucznikiem. Z jednej i z drugiej strony padło tylko kilkastrzałów; oficer był ciężko ranny, kilku żołnierzy zabito areszta złożyła broń i została wzięta do niewoli. Może 15Kozaków, którzy uciekli przy pierwszym ukazaniu się naszejkawalerii, zaalarmowało okolicę i ostrzegło zawczasuMikołaja Zubowa, który jechał do Wołożyna z wszelkimbezpieczeństwem a który byłby wpadł w nasze ręce, będącoddalony od Wołożyna tylko pół mili i nie spodziewając sięnigdy tamże nas znaleźć. Wrócił z pośpiechem skąd przybył anatychmiast potem wydano rozkazy, aby mnie otoczyć zewszystkich stron i przeciąć mój odwrót. Ponieważ niewiedziałem tego wypadku, nie zmieniłem w niczym megoplanu i moich postanowień i szedłem dalej . Znaleźliśmy wWołożynie wiele przedmiotów ze skóry, cyny i żelaza, którezabrano mieszkańcom okolicznym, podobnie jak liczną trzodęi kilka set wołów, które tamże nagromadzono dla armiimoskiewskiej . Wyprawiłem natychmiast jeńców i wszystko cowpadło w nasze ręce do głównej kwatery, gdzie Niesiołowskizastępował chwilowo generała Jasińskiego. Kazałemodprowadzić ten transport pod eskortą 20-stu ludzi kawalerii anie mając chwili do stracenia, ruszyłem po kilku godzinachwypoczynku ku Iwieńcowi, małej mieścinie oddalonej o 15mil od Wilna. W małej odległości od Wołożyna napotkałemdwóch kurierów moskiewskich wiozących rozkazy zPetersburga dla armii. Zatrzymałem ich mając przy sobietylko adiutanta i dwóch młodych oficerów strzelców; jeden ztych kurierów wystrzeliwszy do nas z pistoletu, umknął wkrzaki; drugi był wzięty z torbą listową i posłany pod eskortądo głównej kwatery. Ta druga przesyłka przybyła podobniejak pierwsza bez wypadku na miejsce przeznaczenia; leczeskorta, która jej towarzyszyła, nie mogła już ze mną siępołączyć a było to pierwszym znakiem, że nasze komunikacjesą przerwane. Przybywszy do Iwieńca, nie znalazłem już tutajwojsk moskiewskich, ponieważ oddaliły się pospiesznie nawieść o naszym pochodzie; lecz byłem zadziwiony izakłopotany równocześnie, widząc mnóstwo amunicj i, suknamundurowego i inne przedmioty do wyekwipowania armi

podobnie jak sprzęty srebrne, miedziane, cynowe i inne rzeczypozabierane mieszkańcom okolicznym a umieszczone wróżnych składach i magazynach. Wahałem się przedpowzięciem stanowczej decyzji, czy mam posunąć się dalejrzucając tę zdobycz, która była wartości kilkakroć sto tysięcyzłotych polskich, czy też eskortować ją samemu wraz z całymmym oddziałem, trzymając się drogi ubocznej . Porzuciłem mewahanie dowiadując się, że gubernator Mińska Neplujewzgromadził w mieście całe wojsko z okolicy; że sięzabarykadował ze wszech stron i że ustawił po za muramimiasta wielką liczbę zbrojnych wieśniaków, aby ich wystawićna pierwszy ogień. Wiadomość o tym wystarczała, aby mnieskłonić do połączenia się z główną armią; lecz trudnośćzależała na tym, aby znaleźć środek do transportowaniaprzedmiotów, mogących się pomieścić zaledwie na 200wozach chłopskich. Przypadek usunął ją, lecz nie korzystałemdługo z korzyści, jaką mi zgotował. Rano przybywając doIwieńca, nie znalazłem ani koni, ani powózek; lecz ponieważbył to dzień parafialnego święta [a więc św. Antoniego, 13czerwca? - SJP] , więcej niż 20 ekwipażów pierwszychmieszkańców z okolicy z uprzężą 6 lub 4 konną zaczęłowkrótce stawać przed bramami kościoła a kilka set wozówchłopskich napełniło plac rynkowy. Wezwałem właścicieli,aby mnie wydobyli z kłopotu a wszyscy byli dobrowolniegotowi do dania mi pomocy. Kazali odprzęgać najlepsze konieod powozów, które zaprzężono do 20 powózek moskiewskichbyło wypełnionych suknem i amunicją; wieśniacy idąc za ichprzykładem, dostarczyli tyle koni i powózek, ile nam ich byłopotrzeba a w przeciągu mniej niż 6 godzin czasu, 1 70powózek dobrze naładowanych było gotowych puścić się wpochód pod naszą eskortą. Tego samego wieczora opuściłemIwieniec obierając inną drogę aniżeli dotychczasową. Trzebami się było obrócić ku Baksztom i przebywać gęste lasy, wktórych drogi były zawalone wywróconymi drzewami, bądź toprzez wiatr, bądź przez przezorność mieszkańców, którzychcieli popsuć tę drogę dla nieprzyjaciela. Straciłem 8 godzinczasu na torowanie sobie drogi a mimo wielkiego znużeniajakie marsze równie szybkie jak ciągłe od kilku dni namsprawiały, cieszyliśmy się, żeśmy uszli bacznościnieprzyjaciela, gdy zbliżając się do wsi Sakowszczyzny, omilę od Wołożyna, usłyszeliśmy odgłos bębnów, dźwięk trąb iprzeraźliwe okrzyki żołnierzy, którzy rozumieli, że już nasmają w matni. Kazałem przyspieszyć pochód mych bagażów,które przebyły bardzo szczęśliwie most na Berezynie.Pozostawałem w tyle z oddziałem kawalerii, aby uważaćporuszenia nieprzyjaciela a przebywszy również przez most,kazałem oficerowi, którego zostawiłem z kilku ochotnikami,takowy spalić. Należało przypuszczać, że Moskale nie mogącprzebyć tej błotnistej rzeki w bród, stracą wiele czasu natorowaniu sobie drogi i że nie będą mogli tak prędko za namipostępować. Postępowałem więc dalej przygniecionyznużeniem, lecz w nadziei, że połączę się z wszelkimbezpieczeństwem z główną kwaterą, o której sądziłem, że nieznajduje się dalej jak 4 do 5 mil. Nie wiedziałem dokładnie,gdzie się znajduje, ponieważ kilku kurierów, których tamżewyprawiłem z kilku mymi raportami i wiadomościami okierunku marszu, którym się puściłem, nie mogło wrócić, aniprzywieźć mi też jakich bądź wskazówek. Dopieroprzybywszy do Wiszniewa, dowiedziałem się, że naszaawangarda będąca pod dowództwem brygadiera JózefaWawrzeckiego i pułkownika Gorzkowskiego, zostałazmuszona cofnąć się do boru, po słabym oporze przeciwprzeważającemu korpusowi zostającemu pod dowództwemgenerała Cycianowa; że główna kwatera nie opuściła swegostanowiska i że nie można było przysłać mi posiłków,ponieważ trzeba było trzymać się obronnie; a na koniec kudopełnieniu miary nieszczęścia, oznajmiono mi, że oficerWojciechowski, któremu poleciłem spalić most na Berezynie,kazał tylko zdjąć z niego deski i cofnął się pospieszniewystawiając mnie na szybki pościg i napaść Moskali, których

Dziedzictwo Kresowe Nr 6/2015 str. 2

Page 3: czasopismo Dziedzictwo KresoweCreated Date: 6/21/2015 4:02:39 PM

Dziedzictwo Kresowe Nr 6/2015 str. 3

zostawiliśmy po za sobą. Nastąpiło toż to prędzej aniżelimogłem przypuszczać. W chwili właśnie, kiedy kazałem sięzatrzymać wszystkim bagażom po zjechaniu z góry podWiszniewem i kiedy szukałem na mapie drogi, jakby mi siętrzeba puścić, nie mogąc już iść przez Boniny, znaczny oddziałKozaków wraz z pułkiem Mikołaja Zubowa przeleciał przezmiasto Wiszniew w galopie, porąbał kilku mych oficerów imaruderów, którzy tam pozostali i bylibyśmy napadnięciniespodzianie, kiedy 3000 blisko ludzi z korpusu Knorringaruszyło krokiem atakowym z działami, aby nas otoczyć. Zapierwszym znakiem alarmu rzuciłem się ku nieprzyjacielowi;lecz tylko może 20 ochotników ruszyło ze mną, ponieważreszta kawalerii uciekła. Strzelcy moi zebrali się aby stawićjakikolwiek opór i wstrzymali na niejaki czas natarczywośćkawalerii moskiewskiej . Lecz na koniec byli zmuszeni cofnąćsię w krzaki, skąd nie przestawali jeszcze dawać ognia nanieprzyjaciela. Posunąwszy się zbyt nierozważnie naprzód,miałem kapelusz przeszyty kulami i byłbym poległ niechybnie,gdyby oficer nazwiskiem Pawłowicz nie był uchwycił koniamego za cugle i zmusił mnie do odwrotu. Straciłem w tejrozprawie wszystkie bagaże zabrane w Iwieńcu, kasę mojąwynoszącą, 7,000 dukatów w złocie, wiele kosztownych,należących do mnie przedmiotów i wszystkie moje papiery.Dwunastu ludzi z kawalerii, około 20 ochotników, 25strzelców i wszystkich ludzi z mej służby zabito. O ćwierć miliod miejsca, gdzie nas zaatakowano, odszukałem mą kawalerię,która się rozproszyła. Waleczny major Korsak, którego końuniósł pośród szeregi nieprzyjacielskie powrócił do nas a japrzemówiwszy do żołnierzy, nastawałem na to, aby powrócić,byle zabezpieczyć przynajmniej odwrót naszych strzelców.

Rzeczywiście udało mi się też poprowadzić z sobą około 150ludzi, lecz widzieliśmy już wszystkie bagaże otoczone odstrony Wiszniewa; strzelcy moi cofnęli się w lasy a jazdanieprzyjacielska postępowała ciągle po naszych bokach, abynas otoczyć i przeszkodzić naszemu odwrotowi. Było więcrzeczą konieczną cofnąć się po raz drugi, co uskuteczniono wdobrym porządku i bez straty ani jednego człowieka. Mieliśmywiele trudności w znalezieniu drogi poprzecznej , która by nasbyła poprowadziła ku stanowisku naszej armii. Wymknąwszysię zaczepce korpusu Knorringa, byliśmy niepokojeni kilkagodzin przez silne patrole korpusu Cycianowa. Na koniec pozapadnięciu nocy, udało nam się połączyć z awangardą naszejarmii w Krewię. Dnia następnego rano udałem się do kwaterygłównej , która była zawsze w Oszmianie. Generał Jasiński iwszyscy waleczni oficerowie jego armii, którzy się już niespodziewali mnie obaczyć, przyjęli mnie w sposób naderprzyjacielski; wyrzucali mi mą śmiałość i starali się pocieszyćmnie z powodu klęsk, jakie poniosłem. We dwadzieścia czterygodzin później spostrzegłem powracających mych strzelców wdobrym porządku, mimo trudów, jakie ponieśli przebywająclasy i drogi prawie nie do użycia. Natychmiast potem udałemsię do Wilna, gdzie przyjazny sposób, w jaki byłem przyjętyprzez publiczność, dał mi tylko powód do pomyślenia onowych przedsięwzięciach”.

Przełożone z j. francuskiego. Tom I. Nakładem Księgarni JanaKonstantego Żupańskiego, Poznań 1870.Digitalizacja urywka wspomnień - Zbigniew Wołocznik.

O wujostwie Kowerskichwe wspomnieniach Stanisława Konarzewskiego

Jubileuszowy Koncert Maltański

1 5 czerwca 2015 r. Prezes Towarzystwa Rodu Plewako –Stanisław-Jan Plewako uczestniczył w JubileuszowymMaltańskim Koncercie Charytatywnym w FilharmoniiNarodowej w Warszawie. Koncert odbył się z okazji dwóchjubileuszów przypadających w bieżącym roku: XXV rocznicywznowienia stosunków dyplomatycznych międzyRzeczpospolitą Polską a Suwerennym Zakonem Maltańskim iCCL rocznicą urodzin wybitnego kompozytora, polityka idyplomaty, a zarazem kawalera maltańskiego - księciaMichała Kleofasa Ogińskiego.W programie koncertu umieszczono oczywiście utwory

M.K. Ogińskiego, a także aranżacje utworów Vivaldiego,Chopina, Brahmsa w wykonaniu Aleksandra Bożyka,ukraińskiego skrzypka - wirtuoza wraz z zespołem „Bozhyk

Band”. Koncert rozpoczął wykonaniem poloneza "PożegnanieOjczyzny" M.K. Ogińskiego Iwo Załuski - prapraprawnukKompozytora, pianista, mieszkający w Anglii.

Po koncercie, w drugiej części wieczoru, odbył się koktajloraz aukcja dzieł sztuki. Zakon Maltański od ponad 900 latopiekuje się chorymi i ubogimi, jest najstarszą instytucjącharytatywną na świecie i pierwowzorem wszystkich akcjihumanitarnych. Od XII wieku Zakon Maltański jest obecny naziemiach Korony Królestwa Polskiego. Na terenie WielkiegoKsięstwa Litewskiego Rzeczypospolitej w wiekach XVII iXVIII posiadał własną Komandorię Stołowicką w powiecienowogródzkim – które to dobra przekazał KawaleromMaltańskim książę Mikołaj „Sierotka” Radziwiłł w 1616 r.(zob. hasło Stołowicze w Słowniku Geograficznym t. XI str. ).

"Łączyły nasze rodziny ścisła i zadomowiona przyjaźń dwusióstr rodzonych Plewakówien za Ojcem Zofii najmłodszej iElżbiety za Edwardem Kowerskim (1838-1916) zwanej „ciociąLizią” pospolicie. Pamiętam siebie jeszcze małym wKronsztacie (1 870), gdy czasem oboje Wujostwo do naszajeżdżali w odwiedziny, najczęściej zaś na imieniny Ojca -obchodzone solennie 27 września. Tu się zbierało całetowarzystwo marynarzy miejscowych i nawet przyjezdnych zPetersburga - parostatkiem od mostu Mikołajewskiego zBazylówki, odchodzącym 4 razy dziennie do Kronsztatu. Jazda1 i pół godzimy. Wuj był to bardzo zdolny, pełen siły inadzwyczajnej energii oficer jeneralnego sztabu, ozdobionegoznakiem kombinowanych dwu Akademii, które ukończył z

odznakami: geodezyjnej i jen. sztabu, do pocztu którejnależała tylko elita najzdolniejszych oficerów, z powodu dużejkonkurencji, szczególnie utrudnionej dla „katolików”, a tymwięcej Polaków .. . Chyba, że staż ukończonego KorpusuKadetów w Brześciu n/Bugiem dawał Wujowi pewneprerogatywy wstąpienia tam. I przy tym – ze stopniem –najlepszego ucznia. Wiem, że Wuj miał i stale go nosił –śliczny chronometr-zegarek, darowany Mu jako premia zaukończenie tej Akademii. Czym Wuj się odznaczał - to swojąnadzwyczajną wytrwałością i pracowitością, i więc przy jegozdolnościach matematycznych, oprócz kursów normalnych, onprzeszedł dodatkowo astronomiczne i praktykę wobserwatorium Pułkowskim pod Petersburgiem. Francuskiego

Page 4: czasopismo Dziedzictwo KresoweCreated Date: 6/21/2015 4:02:39 PM

Dziedzictwo Kresowe Nr 6/2015 str. 4

następstwach – (mawiał często: „język mój, wróg mój”) swejobmowy lub plotki z palca wziętej , narażał okropnie siebie iCiocię. Fakty pamiętam takie. Wujostwo byli bliscy z pp.Siemaszkami, ona Ciotka nasza Niemorszańska Teresa z domu.Ale przy kartach gdzieś u wspólnych znajomych, grając zWujem sam p. Zenon Siemaszko od Wuja raptem dostałpubliczny „tytuł”? i to żartem? „szulera”. Od tej pory na całedalsze życie – ta bliska taka znajomość została zerwana nażądanie Cioci Tereski. Po śmierci brata Peci (1 ) , pamiętamstale byłem buntowany przez Wujostwo przeciwko Ojcu, skądpowstawały całe zajścia powoli załagodzone, dziękinadzwyczaj wyrozumiałemu postępowaniu Ojca mego. Innyfakt też przykry przypominam. Bywał u nas nadzwyczaj godnyi ze wszech miar przezacny, ale duży oryginał - StaśBaczyżmalski, zdolny skończony inżynier Dróg i Komunikacji.Dzięki jego dużym znajomościom i stosunkom, jako dość starywtedy kawaler, - Staś też był w doskonałych stosunkach zWujostwem. Ożeniony był niefortunnie, skąd powstał rozwódjego, który trwał długo co tym więcej go nerwowało. Otóż wtych czasach dowcipki Wuja, bliżej nie pamiętam jakie,spowodowały ostre Stasia zerwanie, i to tylko z Wujem: CiocięLizię on zawsze i potem wdzięcznie wspominał, za to o mężuJej ani słyszeć nie chciał więcej . . . Przypominam Wuja w rolinadzwyczaj wesołego, pełnego humoru i dowcipu gospodarzana balach u siebie, urządzanych jesienią w listopadzie na Ciociimieniny - 19-go zdaje się. Bywało tam proszonych do stuosób. Tańcami sam Wuj dyrygował, kolacją też, przyjęciem izaznajomieniem gości – też. Kiedy Mu na to wszystko czasustarczyło? trudno wytłumaczyć, Ale miał jeszcze czasdowcipkować i to fortissimo - z pań i panów - jegoż gości,mało dbając, że obok stojąca osoba może słyszeć i opowiedziećte złośliwe gadki - i kogóż? samego gospodarza..Tak: „język -to wróg mój”! Sam to mawiał i sam nie mógł powstrzymać sięod tego zwyczaju. Mając taką naturę bujną - Wuj miał ogromznajomych, gdyż oprócz wybitnego stanowiska wojskowego,był w Górnym Instytucie i w Technologicznym - w obuprofesorem geodezji, którą tam wykładał przez 40 lat tu i 28 w

gen. Edward Kowerski doręcza 20. XI. 1904 r. żonie Elżbiecie

zezwolenie cara Mikołaja II na budowę kościoła w Iwieńcu

wiście mało nadawał się do"szagistyki", oddawaniahonorów-salutowania etc.Dość, że widząc że mu i nadalgrozi klapa, Jaś, skąd się ontego dowiedział? poskończeniu Korpusu, nicWujowi nie mówiąc, machnąłdo Piotrkowskiej Akademii, ijakoś szczęśliwie tamwstąpił… Powstał tu wielkilarum i gwałt na rachowaniesię "niewdzięcznika" tegoJasia. I Wujostwo zerwało znim o tyle, że Jasiowi wypadłoo własnych a bardzo słabych

siłach finansowych jego Rodziców, posesorów wszelkich -Tatarszczyzny, Andrejaszek „et tutti quanti”, – kurs 4-letniAkademii przejść, by ukończyć tę sztukę. Wuj jednak bolałwidocznie nad tym, co dopiero zrozumiałem, gdy KochanyWujaszek łaskawie mnie wziął w swe obroty i okazał mnienadzwyczajną pomoc, pakując, na moje żądanie - w 1885 roku- do tejże Akademii - mojej „Alma Mater” kochanej . Wtedy toWuj pierwszy raz widział się z potępionym pupilem„niewdzięcznikiem” Jasiem, który był już na ukończeniukursu. I nieco pojednał się z nim, ale nie darował całkowicie. . .Nie o to chodziło Wujowi źle czy dobrze Jaś dla siebie zrobił,nie. Ale jak to Wuja-dobroczyńcy śmiał nie posłuchać?Ilustruję ten przykład jako stały punkt niezgody KochanychWujostwa ze wszystkimi nami prawie – obdarowanymi ichpupilami. Toż samo było z Bożenną - uciekła od Nich wprost,tak samo kończyło się i z innymi.. . Będąc bezdzietnymi –Wujostwo, najprzód nie rozumieli tego nieuchwytnegołącznika, powstającego między rodzicami i ich dziećmi.Powtóre - to już wada wielu, wielu z nas, gwałtemnarzucającym swe koncepcje życiowe, swe orientacje? A tusprawa jasna jak dzień: „nie można ludzi urządzać, należy impomagać urządzać się” samym, jak mawiał nasz koryfeusznauk agronomicznych, opoka Akademii profesor Jan, synAleksandra STEBUT. Ta maksyma wszędzie jest zapominanai wszędzie źle jest w dużej mierze od tego nie tylko w życiu,ale i polityce szczególniej . „Nasilno mił nie budziesz” mawialiMoskale też. Zachwycam się moją żoneczką drogą, że Onanigdy nie narzucała nikomu swego zdania, postępowania,zachowania się, ustosunkowywania się do ludzi i sprawwszelkich, ale robiła tylko swoje, nie kryjąc swej opinii,zdania, czasem dość cierpkiego, ale jasno sformułowanego„do wiadomości” pytającego lub błądzącego. Jej zdaniemWujostwo zaś mieli odwrotną metodę postępowania. Zaoczami nagadali moc niestworzonych rzeczy, czasem Wujprzez swoją nadmierną ekspansję, uprzedzanie się, pewnąpodejrzliwość – mało czym umotywowaną, zapominając o

języka nauczył się już znacznie później , mając stale wdomu jako "dame de compagnie" dla towarzystwa Ciociwszelkie paryżanki przeważnie, których ze trzy i japamiętam. Wujostwo byli bezdzietni. Stąd stała opieka nadkrewnymi, którzy niestety, miewali tych pociech aż zawiele. . . Więc pamiętam: Jasia Plewako, jako siestrzanWujostwa a syn Wacława i Sydalii, i jego brata -Edwardka. Była tam i Bożenna Zaborowska (ale-nazwiskanie pamiętam). Wujostwo dla Jasia nawet korepetytoramieli, niejakiego p. Tichonowa, późniejszego beletrysty ipisarza pod pseudonimem "Ługowoj" wydawcy swychdzieł . Tego Jasia, zdaje się pierwszego pupila Wujostwa,widocznie od zbytku opieki nad nim, o którą samemubiedakowi Jasiowi wcale tak bardzo nie chodziło, późniejwyszła cały rozłam „tragedia”? Najgorsza była w tymsprawa, że Jaś był sobie miernych zdolności chłopak. Wujzaś mierząc nas swoim i to wcale pokaźnym łokciemkażdego miał za po prostu mówiąc – durnia. . . Więc oddanydo II-go Korpusu Kadetów - sine pagony (epolety) mielioni, zaś my I Korpus - czerwone, i były one obok siebiepołożone na „Petersburskiej stronie” części miasta zwanej .Otóż złe uczenie się gryzło Wuja niepomiernie, ale trudno,jaka na to rada? I jeszcze punktem niezgody stałej było i toże Jaś nie cierpiał swego wojennego fachu.. . On rzeczy -

Jan Plewako s. Wacława

Page 5: czasopismo Dziedzictwo KresoweCreated Date: 6/21/2015 4:02:39 PM

Dziedzictwo Kresowe Nr 6/2015 str. 5

Technologii. Bywał i śród kupców, którzy podobno"wesołego" generała bardzo lubili i zapraszali na wszelkiezabawy i uczty. Krasomówcą Wuj wcale nie był, ale lubiłwygłaszać dość zawiłe mówki. . . Jedną jeszcze osobliwością izamiłowaniem Jego były dość niefortunne - karty, i tohazardowe gry. Przed 20-ma jakieś laty przed śmiercią - Wujjednak rzucił je zupełnie. Ile Wuj wygrał i przegrał? któż tomógł, nawet i On sam - wiedzieć? Wiem, że były grube,wielotysięczne przegrane.. . Potem Wuj grywał na giełdzie,skąd Jego styczność ze Stasiem Baczyżmalskim, który teżsiebie miał za wyrocznię. I czy nie na tym to gruncie powstałaowa ich rozterka? Uczynność Wuja była bardzo duża i łatwa,zwłaszcza gdy trafiono na godzinę dobrego humoru. Nakładałsię wspaniały jeneralski mundur, ze wszelkimi orderami,gwizdami „z brylantowymi” oznakami etc, wsiadało się dokarety i jechało się do „wielkich świata tego” osób. A że Wujajęzyk był łatwy i cięty, a w potocznej rozmowie bardzojaskrawy i miły, więc i interes żądany ucierał się tym łatwiej ,że i Wuj mógł zrewanżować w razie „vice versa” jakiejśpotrzeby towarzyskiej . . . Stąd popularność Profesora śródmłodzieży wyższych uczelni, którą On bardzo lubił i niezaniedbywał, rewizytując nas nawet na siódmym piętrze,znakomitych tanich mieszkań w "Siwkach" - domu, ogromiena Prospekcie Zabałkańskim. Dzięki Wujowi moc nasPolaków dostała promocje, i wstęp do tych wyższych uczelni,gdzie Wuj wykładał. Jego słowo u kolegi profesora zawszeułatwiało takie dostanie się, czasem ponad konkurs - dosztuby(2). Tym bardziej że pięć egzaminów wstępnychnależało zdać w bardzo wysokim konkursie, więc ikonkurencji do tych zakładów. Do stałych cech wysokiegopoziomu charakteru - ale to już przeważnie - Drogiej iKochanej Cioteczki - Lizi, było miłe i wrażliwe a tkliwe sercejej - zawsze bardzo czułe na wszelką niedolę i biedęprawdziwą. Znowuż Wuj nigdy Jej nie potrafił odmówić wniczym. Pierwszą więc cnotą ich Obu była oszczędność wnajdrobniejszych sprawach codziennych. Ciocia notowała iskrupulatnie prowadziła zapisy wydatków domowych. Tu sięoszczędzały grosze, ale stale i wszędzie. Pomagała Cioteczkasama i pośrednio przez Towarzystwa Dobroczynności.Zbierała dla nich wszystko, nawet niedopałki, obrzynki,gałganeczki, blaszanki i dołączała datki swoje większe.. .Dziatwie przytułków Wuj potrafił przez swe duże znajomościw sferach przemysłu i kupiectwa dużo zdziałać. Pamiętam, żepp. Maksymowiczowie, primo voto Pani "Landryn”(3) staleposyłali raz obiecawszy Wujowi datek w postaci cukierków,do przytułku zdaje się świętej Katarzyny parę pudów łakoci coroku. Sami Wujostwo mieli moc chrzestniaków, chrzcząc ichseriami. Tak na przykład u pp. Sieheniostwa wszystkie dzieciich były to chrzestniacy Wujoswwa. Więc na święta BożegoNarodzenia prezenty na choinkę etc. W lecie Wujostwomieszkali „na daczy” czyli na letnisku, najczęściej w okolicachbliskich Petersburga. Wuja energia nie znosiła pauz dłuższych,więc musiał pracować i blisko mieszkać od GeneralnegoSztabu „vis a vis” Zimowego Pałacu, w końcu ProspektuNewskiego. Zagranicą Wujostwo bywali rzadko, - ale razemteż. W Moskalewszczyźnie też rzadko, ale przeważnie zpowodów pewnych stałych dość niesnasek podziałowych,które po śmierci Dziada Piotra(4) w 1872 roku powstawały ito więcej w urojeniu Wuja, jak w rzeczywistości. Wuj podziałten liczył niesprawiedliwy, nie uwzględniając tamtejszychwarunków ziemiaństwa naszego Kraju, kiedy to podziałziemią stanowił o jej utracie. Zaś spłaty wobec tego musowobyły minimalne stron wychodzących poza obręb posiadaniamajątku. Las też nie przedstawiał żadnej wartości. Wuj jakooficer tych spraw dokładnie nie rozumiał, zaś po Jegouprzedzeniu się - nigdy Mu nic wytłumaczyć nie można było.Trochę też Wuj i podejrzliwie ludzi sądził – nie zawszesłusznie i bezstronnie. Stąd żal do Rodziny, że „Ich” nabrano?Dopiero już w późniejszym czasie - Wujostwo udobruchałosię, może częściowo pod wrażeniem Ojca mego, który nigdynie był ani chciwy ani egoistą - więc też i w podziałowej tejsprawie Moskalewszczyzny - przychylił się do okoliczności ipozostał w serdecznych stosunkach z przezacną RodzinąJanowstwa Tukałłów, do których majątek przeszedł drogąszacunku arbitrażowego oraz losowaniem między trzemasiostrami. Dostał się najstarszej A1 inie, w czym widać był

palec Boży, gdyż była jedyna i najlepsza a zawołana i godnaDziedziczka-Matka i Żona. Ani moja Matka Zofia, ani CiociaLizia nie potrafiłyby ani gospodarzyć ani ustrzec majątek odzagłady tak, jak to zrobiła Matka Alina, nie mając tak jakprawie żadnej pomocy w tej trudnej tak sytuacji, mającsiedmioro dzieci do chowania i kształcenia synów trzech wwyższych uczelniach. Więc chociaż Wuj miał "ząb" za tenpodział, jednak BÓG lepiej i mądrzej to rozsądził. Nawet mampewne wątpliwości, co by się stało z majątkiem gdyby Wujzostał właścicielem? Pamiętny jest fakt, że Wuj z rewolweremzawitał ongiś do Kronsztatu do Ojca mego, żądającniezwłocznie 3 tysięcy rubli na zapłacenie karcianego, jakwtedy nazywano „honorowego” długu.. . Ojciec mój miał tęsumę i dał. Wuj powoli spłacił ten dług. No a żeby tak grałwtedy nie na "kredkę", a na majątek Cioci, to co? jakby z nimbyło? - trudno to powiedzieć. . . Lepiej jednak, że majątkuwtedy jeszcze nie posiadał. Bo gdy go posiadł, był jużpułkownikiem więc i rozumu i pomiarkowania i opanowaniaswych namiętności hazardowych gier - minęły. A jak minęły -powstał z Boskiego i tak wspaniałego natchnienia, i to sądzęCioci Lizi - głównie tę ideę przypisuję - powstał projektzbudowania Kościoła św. ALEKSEGO w Iwieńcu. Ciocipomysł przez Wuja świetnie wykonany w kilka lat, przy takokropnym panowaniu, czy też panoszeniu się Plewego(5) ,tego satrapy Mikołajewskiej epoki, którego szczęśliwie -rozerwał bombą „ad patris” jakiś terrorysta. . . Palec Bożywidzę tu. Wuj, który dawniej swego cienia polskiego lękał się– raptem zrobił się dzielny, śmiały, rezolutny i tych atutów,których się bał, nimi teraz, a więc rangą, wymową, profesorskągodnością, pochodzeniem wreszcie swym polskim – takstawiał się dobitnie, wszelkim satrapom i dygnitarzom że ichułaskawił i zniewolił, jak np. Gubernatora mińskiego hr.Musina-Puszkina, by tym, dając zezwolenie i zatwierdzającplan „mauzoleum” (miało to być, nie zaś Kościół) nacmentarzu, powiedział: "Wiesz, jenerale - ja ani łokciem, anisążniem Twego „mauzoleum” przecież nie pójdę mierzyć sam.Więc spodziewam się Ty, generale, nie zbudujesz tamKazańskiego drugiego soboru?” Wuj naturalnie solennie toobiecał, ale nie „mauzoleum” swym Przodkom, jak pisał wpodaniu, lecz wcale ładny Kościółek pobudował nam.. . I nieżałował ani fatygi, ani pieniędzy, chociaż dla oka-stękałpotężnie, dając na budowę też potężnie i wreszcie wybudował.Biorąc potrzebne mnie dane z książki-broszury: "Krótki Zarysdziejów Kościółka w miasteczku Iwieniec" , faktyczniewydaną nakładem samego Wuja w 1909 r. w Petersburgu,str.40, mamy następujące chronologiczne cyfry. W 1904 r. byłootrzymane zezwolenie na budowę „kaplicy” - Kościoła, zaś już23 maja 1905 r. Arcybiskup Jerzy hr. Szembek(6) poświęciłkamień węgielny tego nowozałożonego Kościoła murowanegona cmentarzu iwienieckim, oraz już 23 grudnia 1907 rokuKościół został wyświęcony przez proboszcza ks. JanaKazilewicza - pierwszego mianowanego księdza tej nowouformowanej parafii w granicach dawniej istniejącej tu, ale poskasowaniu obu dawniej istniejących w Iwieńcu ładnychdużych Kościołów: Fary - obecnie zburzonej i na miejscu jejwystawionej cerkwi drewnianej obecnie, i drugiegoFranciszkańskiego Klasztoru i Kościoła pod wezwaniem św.Michała".

Stanisław Lucjan Jan Konarzewski (1867-1935)

Piotr Konarzewski (1 865-1 887), absolwent Instytutu Technologicznego,student Instytutu Dróg i Komunikacji w Petersburgu,1 . Pecia - Pecio, to zdrobnienie od imienia Piotr, pewnie od rosyjskiego Pietia- Piotr Konarzewski.2. sztuba - dawniej szkoła, stąd: sztubackie żarty,3 . zapewne w pierwszym małżeństwie żona właściciela fabryki cukierniczej"Landryn" w Sankt Petersburgu,4. Piotr Plewako, dziad autora, zmarł 24.XI.1 872 r. w swym majątkuMoskalewszczyźnie,5. Wiaczesław Plehwe, minister spraw wewnętrznych i szefOchrany - tajnejpolicj i politycznej , zginął w zamachu 28.VII.1 904 r.,6. arcybiskup mohylowski Jerzy JózefElizeusz hr Szembek zmarł na tyfus, 7sierpnia 1905 r., parę miesięcy po poświęceniu kamienia węgielnego podkościół w Iwieńcu.

cdn

Page 6: czasopismo Dziedzictwo KresoweCreated Date: 6/21/2015 4:02:39 PM

Dziedzictwo Kresowe Nr 6/2015 str. 6

Renowacja tablic epitafijnychz kościoła św. Aleksego w Iwieńcu

Z inspiracj i i przy pomocy Towarzystwa Rodu Plewako w neogotyckim kościele św. Aleksego w Iwieńcu na Białorusi odnowionoi umieszczono w widocznym miejscu tablice upamiętniające siostry Plewakówny, córki Piotra i Melanii z NiemorszańskichPlewaków - fundatorki tego kościoła katolickiego.

Kościół wzniesiony został w miasteczku Iwieńcu między 22 maja 1905 r. (data poświęcenia kamienia węgielnego przez abp.Jerzego Szembeka) a 23 grudnia 1907 r. (data konsekracji kościoła). Renowację, za zgodą księdza proboszcza, ojca AndrzejaSzalkiewicza OFMConv. przeprowadził na swój koszt pan Dionizy Sałasz z Mińska.Śruby mocujące tablice - pod wymiar i zgodnie z charakterem obu tablic - sfinansował za pośrednictwem Towarzystwa RoduPlewako prawnuk Aliny Tukałłowej - Adam Konarzewski z Koszalina, a nad parametrami technicznymi zamówieniaczuwał inż. Adam Jaworski z Warszawy, sun ziemian z majątku Mieszkucie koło Iwieńca.

Tablica mosiężna (brązowa) generałowej ElżbietyKowerskiej , żony Edwarda, fundatorki i kolatorki tegokościoła wykonana została z brązu, po jej śmierci w czerwcu1912 r. na polecenie generała Kowerskiego.

Tablica marmurowa upamiętniająca zmarłą podczasbudowy kościoła Alinę Tukałłową, właścicielkę majątkuMoskalewszczyna koło Iwieńca, umieszczona pierwotnie wzakrystii, ucierpiała mocno za czasów komunistycznych -wybito z niej medalion ze zdjęciem zmarłej , a okaleczonatablica wisiała za szafą. Wskutek nalegań członków rodzinyAliny Tukałłowej tablicę zdjęto z zamiarem przeniesienia wbardziej stosowne miejsce, ale przy zdejmowaniu uszkodziłasię jeszcze bardziej . Waga tablicy marmurowej to około 60 kg.

W miejsce wybitego medalionu ze zdjęciem AlinyTukałłowej pan Dionizy Sałasz wstawił jej herb rodowy -"Pogonię" Plewaków.

Kolatorzy kościoła, Edward i Elżbieta Kowerscy, bylibezdzietni, natomiast zostało potomstwo po rodzeństwie - posiostrach Elżbiety Kowerskiej : Zofii Konarzewskiej i po AlinieTukałłowej , m.in. wspomniany pan Adam Konarzewski,członek Towarzystwa Rodu Plewako. Zaś po siostrze EdwardaKowerskiego - Sydalii Plewakowej - członkowie Towarzytwa:prawnuk Wojciech Krzysztof Plewako i praprawnuczkaAleksandra Plewako-Szczerbinska oraz prawnuczka MariaSikorzyńska, która udostępniła zdjęcie dziadka Jana Plewakodo poprzedniego artykułu.Obie odrestaurowane tablice zostały umieszczone w dniu

25.4.2015 roku w "Czerwonym" Kościele w Iwieńcu.Zawieszono je na przeciwległych ścianach w kruchcie(przedsionku) kościoła, dopstepnym nawet wtedy, kiedywnętrze kościoła zamknięte jest żelazną kratą.

Stanisław J. Plewako

Page 7: czasopismo Dziedzictwo KresoweCreated Date: 6/21/2015 4:02:39 PM

Dziedzictwo Kresowe Nr 6/2015 str. 7

W bieżącym roku przypada 75-ta rocznica pierwszychwywózek ludności polskiej w głąb Rosji i na Syberię.Pierwsza masowa deportacja obywateli polskich nastąpiła wlutym 1940 r. i objęła osadników wojskowych, cywilnychkolonistów oraz służbę leśną. Od października 1939 rokupolicja i agendy propagandowo - polityczne, przygotowywałysię do tej akcji. Odbyła się ona w straszliwych warunkach,które dla wielu były wyrokiem śmierci. W czasie jej realizacjitemperatura dochodziła nawet do minus 40 st. C. Naspakowanie się wywożonym dawano od kilkudziesięciu dokilkunastu minut. Czasami, nie pozwalano zabrać ze sobąniczego. Deportowanych przewożono w wagonachtowarowych z zakratowanymi oknami, do których ładowanopo 50 osób, a nieraz i więcej . Podróż na miejsce zsyłki trwałaniekiedy kilka tygodni. Ludzie umierali z zimna, z głodu i

wyczerpania. Według danych NKWD w czasie deportacj i zlutego 1940 r. do północnych obwodów Rosji i na zachodniąSyberię deportowano około 140 tys. ludzi. Wśród nich Polacystanowili mniej więcej 82 proc. Kolejne deportacje obywatelipolskich przeprowadzono w kwietniu i czerwcu 1940 r.Ostatnią rozpoczęto w przededniu wojny niemiecko-sowieckiej pod koniec maja 1941 r. W sumie według danychNKWD w czterech deportacjach zesłano około 330-340 tys.osób. Ich celem była eksterminacja elit oraz ogółu świadomejnarodowo polskiej ludności, miały one rozbić społecznąstrukturę, dostarczając jednocześnie totalitarnemu sowiec -kiemu imperium siłę roboczą.

Redakcja

Ze wspomnień małolata z Syberii(Zesłanie w stepy Kazachstanu oczyma dziecka)

Lato 1941 rok - polscy zesłańcy w Dmitrowce. Wgórnym rzędzie, czwarta od lewejstrony - matka autora - Olga Plewako. Wpierwszym rzędzie, trzeci od lewej strony,

siedzi autor.Zdjęcie ze zbiorów autora.

W roku 1939 miałem 5 lat, urodziłem sięw Wilejce Powiatowej . Z tego okresupamiętam dwa zdarzenia. Pierwsze, towakacyjny wyjazd do majątku ojca – Zalesia(niedaleko Iwieńca), w którym gospodarzyłstryj Kazik. Stryj bardzo się ucieszył znaszego przyjazdu, kazał opróżnić (do gołychścian i pustej podłogi) jeden pokój ,zaprowadził tam mnie i oznajmił, że to jestmoje królestwo i mogę tu robić co tylkochcę. Zaczęło się malowanie wróżnokolorowe paski podłogi oraz wbijaniew nią dziesiątek gwoździ a ściany pokrywałysię abstrakcyjnymi wzorami, to było bardzowielkie przeżycie. Drugie, to już w Wilejce wpaździerniku, ojciec naiwnie uwierzyłrozsiewanym przez NKWD plotkom, że jużzakończyły się aresztowania i wrócił z Wilnado domu. Tego samego dnia późnymwieczorem przyszli enkawudziści, bagnetyna karabinach, głośne okrzyki: gdzie złoto,gdzie broń, kazali nam stanąć pod ścianą asami przewrócili dom do góry nogami.Niczego nie znaleźli, zabrali ojca i od tegodnia żadnych wiadomości o ojcu nie było. Poponad 60-ciu latach IPN zawiadomił mnieoficjalnie o zabójstwie ojca, z broni palnej , wwięzieniu w Wilejce. W lutym 1940 rokugłośno było o wywózkach na Sybir. Mamawiedziała, że należy do grupy przeznaczonej do wywózki,więc uciekła z Wilejki do rodzinnego folwarku wLiberianowie ( 25km polnymi drogami od Wilejki). Miałanadzieję, że nas tam nie znajdą - ale znaleźli. Na początkukwietnia rano dwóch enkawudzistów saniami przyjechało poMamę. Macie 15 minut, pakujcie rzeczy do jednego pakunku ijedziemy. Ja jeszcze byłem w łóżku, Mama zaczęła mnieubierać, wtedy starszy z tej dwójki powiedział, że nie potrzebamnie ubierać, bo oni w nakazie mają tylko Olgę Plewako bezdziecka. Mama zaczęła prosić, a później błagać na kolanachaby mnie wzięli także, długo to trwało ale po naradziezgodzili się. Czas uciekał i na większe pakowanie już go niebyło, musieliśmy zabierać to co udało się chwycić w ostatniejchwili. I w ten oto sposób przemycony przez Mamępojechałem na Sybir na gapę. Podczas długiego transportu niewiele się działo, z górnej półki na której mieliśmy miejscewidać było bagnety na karabinach i charakterystyczne czubkina czapkach żołnierzy. Pilnowano nas ze wszystkich stron.Pamiętam tylko wielkie poruszenie w wagonie gdyprzekraczaliśmy granicę Europy z Azją, był strach iprzerażenie, bo Azja to chłód, głód i dzicz, co odmienianowe wszystkich przypadkach. Dojechaliśmy do Kazachstanu.Do kołchozu Dmitrowka w Pawłodarskiej obłaściprzywieziono nas ciężarowymi samochodami. Całą ludnośćkołchozu spędzono na środek wsi, komendant transportu

wyczytywał nazwiska rodzin, wyczytana rodzina musiała zejśćz ciężarówki i wtedy zgłaszał się ktoś z mieszkańców izabierał do siebie. Nas przygarnęła wdowa z pięciorgiemmałych dzieci. Na całą gromadkę były tylko jedne buty ale tonie przeszkadzało dzieciom biegać do sąsiadów pomimo, żebyło pół metra śniegu i mróz powyżej 10-ciu stopni. KołchozDmitrowka leżał na bezkresnym stepie równiutkim jak taflawodna, step był porośnięty kępami niewysokiej suchej trawy,która była zjadana przez owce, krowy i konie. Krowypozostawiały odchody w postaci placków, które powysuszeniu nazywały się kiziakami. Kiziaki byłypodstawowym i jedynym opałem do kuchni, a w zimie dopieców grzewczych. Na początku pobytu Polacy zbieralikiziaki w rękawiczkach lub przy pomocy patyka, copowodowało ogromną wesołość u tubylców. Trwało to jednakbardzo krótko, gdyż najprościej było zbierać gołymi rękoma.W Dmitrowce mieszkali głównie Chachły, którzy na początkulat dwudziestych byli deportowani z Ukrainy (kara za Petlurę)i dlatego w stosunku do Polaków odnosili się dosyć dobrze.Przez ponad rok Polacy byli traktowani jako wojennoplennyjei nie wolno nam było oficjalnie pracować. Mieszkaniezapewniono nakazem, a wyżywienie trzeba było zdobywaćsamemu, nikogo nie interesowało czy masz co jeść, czyumierasz z głodu. Zaradność Polaków, głownie kobiet, była

Page 8: czasopismo Dziedzictwo KresoweCreated Date: 6/21/2015 4:02:39 PM

Dziedzictwo Kresowe Nr 6/2015 str. 8

ogromna, okres ten wszyscy przeżyli. Moja Mama szyłakołdry, wyrób przedtem w kołchozie nie znany ale bardzopożądany. We wsi nie było NKWD i milicj i więc nikt nas niepilnował ale i uciekać nie było gdzie. Po wybuchu wojny w1941 roku zrównano nasze prawa na równi z mieszkańcami,którym powoli kończyły się zapasy z wielkiego urodzaju zroku 1938 i o jedzenie było coraz trudniej , dla nich i dla nas.Ja mały chłopiec, musiałem sam zdobywać jedzenie łapiącsusły lub ptaki i sam je oprawić i ugotować. Było tak zawszegdy Mama pracowała w polu, często nie wracając na noc. WDmitrowce mieszkaliśmy 4 lata ale jakoś przeżyliśmy, chociażwyjeżdżając do Tawołżanu (miasteczko nad zasolonym w100% jeziorem) w roku 1944 nie mieliśmy już nic, co udałosię Mamie zabrać ze sobą. W Dmitrowce chodziłem doszkoły, była jedna klasa i jedna nauczycielka, wszyscy razemod pierwszej do czwartej klasy. Lekcje odbywały się tylko wlecie, w zimie były długie ferie, bo w szkolnej klasie nie byłopieca. W pierwszej klasie dostaliśmy przydziałowo, zeszyt,obsadkę ze stalówką i jeden ołówek tak twardy, że rwałpapier ale nie pisał. W następnych latach przydziałów już nie

było i trzeba było radzić sobie samemu. No i radziliśmy, piszącna zeszytach zrobionych z gazety Prawda, „atramentem” zsadzy rozpuszczonej w mleku (nie rozlewał się na gazecie). Wzimie 1942 roku dotarł do nas wujek Fonia (mąż siostryMamy), który został zwolniony z łagru po wybuchu wojnyniemiecko - radzieckiej i pozostawiony samemu sobie, aznając, jeszcze z przed wojny nasz adres wyruszył pieszo doDmitrowki. Przemierzając tysiące kilometrów przez kilkamiesięcy pokonał wszystko i doszedł. Wspominam o tymdlatego, że do dziś stoi mi przed oczyma oberwana zarośniętai całkowicie zamarznięta postać, która nieoczekiwaniepojawiła się w drzwiach naszego domu.

Załączam oryginał wiersza napisanego z tej okazji przez jednąz uczestniczek zesłania.

Włodzimierz PlewakoOdznaczony Krzyżem Zesłańców Sybiru

Wrócił. . . . . przez nikogo nie oczekiwany.Wrócił. . . . . Ale nie do swych ukochanych,Nie do kraju za którym tęsknił ogromnie,I w który - i za którym tęsknił ogromnie!Wrócił, skromny, wychudły, wysoki.Na nogach ledwie stał, ledwie dawał kroki.Oczy miał wpadnięte - pełne cierpienia. . . .Usta żałosne - choć je uśmiech opromieniałŻółta cera, ręce żylaste - spracowane.Kilka siwych włosów, nad czołem zoranemBruzdami, spuszczało się kryjąc łysinę.Gdy mówił, błyskało kilka zębów - jedyne,Które po przewlekłej cyndze mu zostały.Piersi poruszały się szybko, szczęki mu drżałyWrócił. . . . . Miał uszy odmrożone i palce,W kaloszach podartych i takiejże fufajce.Posuwał się ostrożnie, patrzył podejrzliwie. . . . .Do jedzenia się rzucił w bolesnym porywie.Jadł i wstawał głodny, choć miska była pusta.Czuł się nieswojo, piekły go wiecznie głodne ustaWrócił. . . . . cień człowieka, ale w jego ruchach,Przebijała jednak niezłomna siła ducha.Wrócił. . . . . Aby rozwiać wrogów przekonanie,Że Polaka, widmo śmierci złamie lub wygnanie.Wrócił. . . . . z słowami prawdy na czole wypisanymi:Że Polska nie zginęła, i nie zginie póki my

Żyjemy! !W dniu odjazdu do Armii Polskiej na pamiątkęKochanemu "Dziadzi Foni"Ala - Zofja Sukiennik

Dmitrowka, dn. 25.II - 42r.

W dniu 14 kwietnia 2015 r. prezes Towarzystwa RoduPlewako w towarzystwie inż. Adama Jaworskiego złożyliwizytę u dyrektor Muzeum-Zamku w Oporowie pani AnnyMajewskiej-Rau. Wizyta wiązała się z faktem posiadaniaprzez te Muzeum kolekcji portretów osobistości należącychdo rodu Sołłohubów - w szczególności związanych zIwieńcem. Podczas rozmowy omówiono możliwościangażowania się Towarzystwa Rodu Plewako na rzeczwspółpracy Muzeum-Zamku w Oporowie i IwienieckiegoMuzeum Tradycyjnej Kultury. Oba Muzea mają charakterpubliczny - polski lub białoruski i zakorzenione są w swójregion. Dyrektor Muzeum-Zamku w Oporowie wyraziłażyczenie nawiązania kontaktów między obu instytucjami, np.przy okazji kolejnej sesj i naukowej w Oporowie bądź wizytyprzedstawicieli Iwieńca w gminie partnerskiej - Sterdyni.Dyrektor Muzeum-Zamku w Oporowie zadeklarowałamożliwość udostępnienia wysokiej jakości zdjęć portretów do

sporządzenia ich kopii dla Muzeum Iwienieckiego. Mogłybyto być np. portrety Podskarbiego Wlk. Litewskiego JanaSołłohuba (zm. 1748), założyciela Hrabstwa Iwienieckiego,jak również jego prawnuczki Józefy (1777-1728) zamężnej1 ºvoto Potockiej 2ºvoto Tyszkiewiczowej , ostatniej właści -cielki Hrabstwa Iwienieckiego z tego rodu.

Zamek w Oporowie jest wyjątkowym obiektem w skaliPolski. Wybudowany około 1440 r. w dobrach rycerskichrodu Oporowskich herbu Sulima przez prymasa WładysławaOporowskiego (zm. 1453 r.), odziedziczony został przez jegobrata Piotra Oporowskiego, wojewodę łęczyckiego (zm. 1467r.) a następnie pozostawał w rękach tej rodziny kolejne 100lat. Jest jednym z nielicznych średniowiecznych założeńrezydencjonalnych zachowanych w Polsce. Dla autora tejnotatki ważne jest, że Piotr Oporowski to jego bezpośredniprzodek w 17. pokoleniu.Stanisław Jana Plewako

Muzeum-Zamek w Oporowie

Page 9: czasopismo Dziedzictwo KresoweCreated Date: 6/21/2015 4:02:39 PM

Dziedzictwo Kresowe Nr 6/2015 str. 9

Majątek KUKOWICZE w roku 1775 wszedł w posiadaniekalwińskiej rodziny Petrozolinów. Pierwszym jegowłaścicielem był kapitan (potem major) gwardii litewskiejMarcin Petrozolin (ok. 1 730?-1782) ożeniony z TeodorąMackiewicz. Pochodził ze znanej rodziny kalwińskiej(prawnuk Jana – seniora prowincji małopolskiej , tłumacza napolski Jana Amosa Komeńskiego, wnuk Daniela Petrozolina [1654-1703] . który przybył z małopolski na Litwę i byłdyrektorem kalwińskiego gimnazjum w Słucku). Przeznastępne około 180 lat aż do 1939 roku, majątek Kukowiczepozostawał w rodzinie Korwin-Petrozolinów. Po Marciniegłównym gospodarzem został jego syn Krzysztof Marcinożeniony z Elżbietą z Mitternawskich. Tam urodziło się

dwóch ich synów Arnold-Rafał, który zmarł w dzieciństwie(1 807r) i Erazm (1807- ok.1 883).To za jego czasów został rozbudowany dwór orazzorganizowana na wysokim poziomie gospodarka rolna ihodowlana. We dworze istniała potężna biblioteka, zawszeprzychodziły aktualne gazety i istniało swego rodzaju„centrum informacyjno-kulturalne”, z którego korzystaliwszyscy członkowie rodziny i wielu bardzo przyjaciół. Tamteż urodziły się dzieci Erazma. Z pierwszą żoną Kazimierą zKołłątajów miał córkę Zofię Marię ( ur. 1 841 ) późniejsząMichałową Cepryńską – Ciekawinę i Adolfa, zmarłego wdzieciństwie a z drugą żoną Agatą z Woyniłłowiczów - Marię(ur. 1 845) późniejszą Edwardową Henricową, Helenę ( ur.

Na Troickiej Górze. Mińsk w 1912 r.Z pamiętnika Juliana Skawińskiego

od lewej: Kazimierz, Władysław, Ludwika i Wacław (w mundurze kadeta)dzieci Sobiesława i Tekli Plewaków w Mińsku w 1913 r.

… Chciałem więc jak najprędzej wrócić na kwaterę, gdzieśmysię zatrzymali i wyjechać nazajutrz. Ale ciekawość przemogła.Chciałem pójść i zobaczyć na Troicką Górę, która weszła mi wpamięć od lat dziecięcych roku 1912.Troicka Góra i Troicki Bazar pamiętam doskonale, gdy zmatką przyjeżdżaliśmy do Mińska, aby odwiedzić Antka iLudwika, którzy uczyli się w gimnazjum w klasachpierwszych. Na wierzchu góry było szereg domkówdrewnianych zamieszkanych przez mieszczan Polaków, narogu był większy murowany dom, w którym znajdował sięCyrkuł, dalej wznosiła się cerkiew i klasztor pod wezwaniemTroickiej Materi, w którym to klasztorze przebywali mnisi isiostry zakonne. Między tymi domkami, były dwa domkiwłasność p. Plewako, u którego na stancji był Antek.Plewako (1 ) był to stary szlachcic, posiadający kilka majątków

na Litwie i Wileńszczyźnie, ale sam nie lubił gospodarzyćwięc oddawał w dzierżawę, a sam przesiadywał w mieście.Miał czterech synów (2) i jedną córkę, których kształcił,oprócz tego przyjmował kilku uczni (3) i Pani Plewakowamiała roboty z utrzymaniem całej czeredy uczniów.Pamiętam rok 1912 czy 1913, przyjechałem z matką do CiociMeli, która mieszkała w innej dzielnicy, a jednocześnieodwiedzić Antka, który jak mówiłem był na stancji uPlewaków. Chłopcy wszyscy starsi wiekiem, obskoczyli mniejak zwykle, ażeby za pośrednictwem moim wyciągnąćkilkadziesiąt kopiejek od matki na różne łakocie, przedewszystkim modne były wówczas fistaszki oraz chałwa, którąpałaszowano funtami. Ceny tych przysmaków były tanie.Pamiętam, że funt fistaszek, albo chałwy tureckiej kosztował 5kopiejek. Później namówili mnie, ażeby jeszcze dostać nakupno fajerwerków. Były to rakiety różnego typu, żabkiskaczące. Też było to wszystko po 15 kopiejek za rakietętrzystopniową.

Gdy przyniesiono ze sklepu 2 rakiety, zaraz umocowanopalik w ogrodzie i do palika przywiązano rakietę i podpalonolont. Jednak wskutek złego przywiązania, rakieta poszybowałapod kątem 45 stopni, uderzyła w wystający komin cyrkułu ieksplodowała na dachu powodując postrach wśródprzebywających tam gorodowych w cyrkule. Zarazdowiedzieli się, że to Plewaki puszczają ogni. ChłopcyPlewaki byli znani z różnych pomysłów, psikusów w okolicyrynku Troickiego. Naturalnie wszyscy pochowali, gdzie ktomógł i zdążył. Tymczasem gorodowoj przyszedł nadziedziniec i znalazł w ukryciu starszego Wacka (4).Przestraszony chłopak na zapytanie, powiedział że puścilirakietę zwykłą i pokazał drugą. Gorodowoj skrzyczał iostrzegł na drugi raz, oraz zabrał rakietę ze sobą.

Gdy przyszedł stary Plewako, chłopcy z płaczemopowiedzieli o zajściu i o zabraniu rakiety. RozgniewanyPlewako od razu poszedł do cyrkułu, on z nimi był za pan brat,i zabrał rakietę, przyniósł mówiąc: No chłopcy strzelciejeszcze raz. Chłopakom nie trzeba było tego dwa razypowtarzać. Rakieta poszła w górę, ale teraz prosto i rozjaśniłakilkakrotnym wybuchem różnokolorowych iskier, na tleciemnego nieba. Stary Plewako był swego rodzaju oryginałemdobrodusznym i dowcipnym. Opowiadano, że chodził zawszena rynek po zakupy biorąc sobie do pomocy Antka. Więcchodzili pomiędzy wozami szukając śmietany lub masła.Zawsze musiał skosztować czerpiąc łyżką śmietanę i dając doposmakowania Antkowi. I tak obeszli kilka wozów zanimkupiono potrzebny artykuł spożywczy.

I tak przeszliśmy przez Niżnij Bazar dzielnicę żydowską,potem przez most na rzece Swisłocz i ul. Szeroką doszliśmydo byłego placu targowego na Troickiej Górze. Placu idomków ani śladu. Natomiast na tym miejscu wyrastałkompleks budynków teatru Opery i Baletu. Do wejściaprowadziły od dołu szerokie asfaltowe schody …

Julian Skawiński – „Trzy Okupacje 1939 -1945” – pamiętnik.Ziemiańska rodzina Skawińskich (herb Rawicz) mieszkała w gminie Gródekw pow. mołodeczańskim, woj . wileńskiego.

Rękopis w zbiorach Ossolineum odnalazł i fragment udostępnił pan JarosławPietraszkiewicz, serdecznie dziękujemy. Zdjęcie ze zbiorów Stanisława J.Plewako, tekst przepisał w 2009 r. Marian-Bronisław Plewako.

1 . Sobiesław Plewako, ur. 7.03. 1 856 r. w Dziakowszczyźnie.2. Faktycznie 3 synów, Władysława i Kazimierza (*1896), Wacława (*1898) icórkę Ludwikę.3 . Na stancji u stryja mieszkali też bratankowie – synowie Bronisława:Zygmunt (*1900), Zdzisław (*1902), Marian (*1904), a potem może i Jerzy(*1906) i Czesław (*1910).4. Wynikałoby z tego, że w zdarzeniu uczestniczył Wacław Plewako i jegomłodsi bracia stryjeczni: Zygmunt, Zdzisław i Marian.

Kukowicze cz. IIКукавічы; Kukavičy; Куковичи;

Page 10: czasopismo Dziedzictwo KresoweCreated Date: 6/21/2015 4:02:39 PM

Dziedzictwo Kresowe Nr 6/2015 str. 1 0

1847) późniejszą Karolową Mierzejewską oraz Jana Eliasza(ur. 1 851 ), inżyniera kolejowego, absolwenta WydziałuMechanicznego Instytutu Technologicznego w Petersburgu,późniejszego dziedzica. Kukowicze - wg. SłownikaGeograficznego w 1879 roku, oprócz dworu to: „dwie wsie wpowiecie słuckim, gm. łańskiej , nieopodal gościńca wiodącegoz Nieświeża do Słucka, jedna zwana Narucy, ma osad 8, drugama cerkiew i osad 18, w pobliżu góra 111 sążni n.p.m, gruntadobre”. Poza modrzewiowym dworem z parkiem, zzalesionymi wzgórzami, gdzie można było korzystać z nart, zestawem, z sadem za domem, istniało gospodarstwo, któregopodstawą była hodowla krów i wyrób serów. Kornelia pisze wswoim pamiętniku: ( zeszyt z 1877 roku).„- poszczególnedomy w majątku miały swoje nazwy, jak nocowaliśmy wKukowiczach, to spaliśmy w „Olesinie” czyli sąsiadującym zdworem domu,- brzeźniak był położony na górze, tak żemożna było stamtąd trochę Nieświeża widzieć”. Po śmierciErazma, przez pewien czas majątkiem zarządzał zatrudnionyrządca a Jan dzielił pracę pomiędzy Petersburgiem arodzinnym majątkiem. Każdą wolną chwilę od pracy wPetersburgu oraz wszystkie wakacje spędzał wraz z rodziną wrodzinnym domu w Kukowiczach. Po zakończeniu pracy wPetersburgu i śmierci żony ( 7.5. 1 919 roku) powrócił już nastałe. Majątek liczył wtedy ok 2 tysięcy hektarów. Zewspomnień po śmierci Jana, zamieszczonych w piśmie„Wspólna Sprawa” Bezpartyjnym Organie ZiemiNowogródzkiej nr 52 z 15.1 2.1 928 roku, można dowiedziećsię że: ”w ciężkich warunkach gospodarstwo zaczynał, gdyżprawie nie mając żadnych środków, bolszewicy bowiemograbili go z dorobku życia całego w czasie gdy wracał doPolski. Jednakże młodzieńczy zapał powetował wszelkietrudności i prędko spodziewać się można było powstaniawzorowego gospodarstwa. Przyszła jednak nawałabolszewicka i ś.p. Jan Petrozolin wraz z innymi emigrowaćmusiał na zachód, znów porzucając zagon ojczysty”. Były totragiczne czasy I wojny i rewolucji bolszewickiej .Przychodziły wojska to bolszewickie to niemieckie i znówbolszewickie. Wg.wspomnień ditto: „Najazd wrogi zostałodparty, Wojsko Polskie zajęło Słuck i przed ś.p. Janemzabłysła nadzieja spokojnego spędzenia resztek życia naojczystym zagonie”.

Jednak piękny, zasobny majątek został całkowicieograbiony z mebli, wyposażenia domu, narzędzi rolniczych,zwierzyny. A na zakończenie na mocy Traktatu Ryskiego w1923 roku, dwór został odcięty od reszty majątku granicąpaństwową. Tylko dzięki zdolnościom negocjacyjnym Jana,granica lekko zboczyła z zaplanowanej linii i pozostawiła wPolsce budynek dworu z parkiem i ok 100h ziemi. Większaczęść majątku, rodzinny cmentarz a także wieś Kukowicze,zostały po drugiej stronie granicy. Z okien dworu można byłojedynie patrzeć z daleka na stojące tam wysokie, żelaznekrzyże stylizowane na drewniane, znaczące grobypochowanych tam przed laty właścicieli Kukowicz. Nazagarniętych przez sowietów ziemiach wsi Kukowiczepowstał kołchoz im.” Lenina”. Mimo tak olbrzymich strat izniszczeń w miarę możliwości udało się Janowi Petrozolinowizorganizować na nowo gospodarstwo i osiągać z niego dochódtaki aby utrzymać dzieci oraz zaopiekować się rodziną siostryswojej Zofii, dotychczas mieszkającej w niedalekim majątkuOstatek, który po wyznaczeniu granicy pozostał za takzwanym „kordonem”. Przez kilka lat Stefania i ZofiaCepryńskie – Ciekawe z osieroconą przez Leonię, Bogumiłą(Bobą) Buszyńską mieszkały w Kukowiczach. Jednak dwór wdalszym ciągu nie miał elektryczności – palono lampynaftowe, nie miał bieżącej wody ani kanalizacji, ale miał 11pokoi a salon miał drewniany sufit w kolorze zielonym.Ciężkie to były czasy. Kilkanaście metrów za domemprzebiegała granica. (Z opowieści mamy Lusi Gnoińskiej :trzeba było zbudować nową „sławojkę” bo dotychczasowaznalazła się za granicą). Na terenie majątku wojskoumiejscowiło Korpus Ochrony Pogranicza. Jak podaje„Gazeta Lwowska” „Na pograniczu pow. Nieświeskiego wmaj. Kukowicze odbyła się polsko-sowiecka konferencjagraniczna, na której załatwiono cały szereg drobnychincydentów granicznych. Ze strony polskiej w konferencjiwziął udział zastępca starosty nieświeskiego Rudnicki,

Piwniczka w Kukowiczach 1910-11 rok. Od lewej strony: Walentyna zKowalewskich Janowa Petrozolinowa z córką Ireną, Henryk, Helena i Julia (moja babcia) Glinka Janczewscy – dzieci Kornelii z Cepryńskich-Ciekawych

Władysławowej Glinka Janczewskiej.Fotografia z arch. autorki

referent bezpieczeństwa Malutynicz, porucznik KOPSwierniak, aspirant PP Rozel, ze strony zaś sowieckiej 5-ciuoficerów sowieckiej straży granicznej”. Mimo wielutrudności a nieraz i niebezpieczeństw związanych z bliskościągranicy, dwór był otwarty dla przyjaciół i sąsiadów. Z radościąprzyjmowano wycieczki młodzieży z Gimnazjum wNieświeżu. Cudowne wakacje spędzała rodzina na stałemieszkająca w Warszawie (babcia Jula i mama Lusia). Ażprzyszła tragedia. W czasie nadzoru prac w gospodarstwie, JanPetrozolin uległ śmiertelnemu wypadkowi i w jego wyniku11 .1 2.1 928 roku zmarł. Ponieważ rodzinny cmentarz pozostałpoza granicami Polski, pochowany został na cmentarzu wsąsiednim zaścianku Pleszewiczach. SpadkobiercamiKukowicz pozostały córki i syn Jana: Irena, Magdalena iWiktor. Byli to bardzo młodzi ludzie. Wiktor na studiach wWarszawie, Irena z Magdaleną w Nieświeżu w szkole.Majątkiem zajął się zatrudniony rządca a po ukończeniuGimnazjum dzielnie gospodarowały córki Jana - Irena iMagdalena Petrozolinówny. Pod ich rządami Kukowiczedotrwały do 1939 roku. Jesienią 1939 r wkroczyli bolszewicy,rozkradli, zniszczyli a po wojnie: już ostatnie resztki niegdyśpięknego, bogatego majątku zostały włączone do powstałegow sąsiednim zaścianku Pleszewiczach, kołchozu. Jeszcze w1950 roku była widoczna aleja wysadzana starymi klonamiprowadząca z kukowickiego dworu do wsi Kukowicze; dziśnie ma po niej śladu a na cmentarzu pozostało jedynie pięćpotężnych krzyży. W tym czasie z dworu korzystali pionierzyprzyjeżdżający na letnie obozy. Następnie dwór rozebrano iprzeniesiono do Karoliny k. Nieświeża, gdzie jest kopalniatorfu. Do czasu pobudowania mieszkań dla pracownikówkopalni, służył jako hotel robotniczy. Następnie zaczęto goprzystosowywać do roli ,,centrum kulturalnego” Karoliny(obłożono cegłą, zorganizowano tam salę muzyki i tańca –informacja z początku XXI wieku).

Page 11: czasopismo Dziedzictwo KresoweCreated Date: 6/21/2015 4:02:39 PM

Dziedzictwo Kresowe Nr 6/2015 str. 11

Piwniczka w Kukowiczach 2010

Na Kukowickich mogiłkach

Tak zwane „mogiłki” jak mówiono w rodzinie, znajdowały sięna cmentarzu we wsi Kukowicze. Ładnie opisuje je Kornelia wswoim pamiętniku w dniu 15 września 1878 roku. „Mamachciała pojechać na cmentarz więc zaprzężono paręKukowickich koni i pojechaliśmy, Mama, Ciocia Edwardowa,chłopczyki, Mela i ja. Kukowickie mogiłki bardzo mi siępodobają; obszerne, otoczone niskim murem, obrosłem trawą,są bardzo czyste ponieważ tylko wysokie płaczące brzozyocieniają groby i takie jakieś miłe i zaciszne. Obok okrągłejkaplicy kalwińskiej , rzędem są groby: Babuni Agasi, BabuniKazimiery Kołłątajówny z domu, Rodziców Dziadunia (Krzysztof Korwin-Petrozolin i Elżbieta z Mitternawskich),dwóch krewnych i braciszka Mamy – Adolfka. Nieopodalznajduje się grób p. Joanny Jabłońskiej a o kilkanaście krokówrzędem mnóstwo grobów wieśniaczych”. Porównując opisKornelii ze zdjęciami aktualnego stanu cmentarza możnadokładnie zobaczyć gdzie umiejscowione były groby rodzinyPetrozolinów. Prawdopodobnie inne rodziny z pobliskichmajątków również miały swoje groby zgrupowane w jednymmiejscu np. zaprzyjaźniona z Petrozolinami i Cepryńskimirodzina Jabłońskich z majątku Kudzinowicze położonego na

północny-zachód od Kukowicz."Na rzymskokatolickiej części cmentarza zachował siękompleks z siedmiu 4-metrowymi żelaznymi krzyżami,ustawionymi nad grobami miejscowych ziemian na początkuXIX i XX w. Jednak napis ocalał tylko na jednym z nich -"ANNA... ROZOLINOWA, + 1905 ".Tak podpisane zostały zdjęcia wykonane w 2010 roku azamieszczone na stronie internetowej www.radzima.orgpoświęconej pozostałościom polskim na Białorusi. My wiemyże jest to grób pierwszej żony Jana Petrozolina – Anny akrzyże znaczą miejsca spoczynku członków rodzinyPetrozolinów.Na miejscowym cmentarzu w 1806 r. powstaje unickacerkiew. Kościół stanowi prostokąt z kamienia łamanego zotynkowanymi obramowaniami otworów drzwiowych iokiennych. Rogi budynku ozdobione stylizowanymi rustami,wykonanymi w tynku. Świątynia zamykała się dwuspadowymgontowym dachem z przedsionkiem, z którego było wejście dogrobowców. Kościół został zamknięty w 1930 - ch latach,kiedy została wyznaczona radziecko-polska granica,przechodząca akurat za wsią, wojska radzieckie zbudowały pobokach starego cmentarza dwa betonowe bunkry. Dzisiajkościół jest, pomnikiem architektury klasycyzmu, znajduje sięw ruinie.

Fotografia wykonana przez Wiktora Korwin-Petrozolina w 1961 roku.( z archiwum rodzinnego)

Wspomnienia dowódcy iwienieckich oddziałów Armii KrajowejAdolf Pilch, oficer-komandos "cichociemny", po zrzuceniu do kraju otrzymał przydział do Okręgu

Nowogródzkiego Armii Krajowej , obwód stołpecki, w skład którego wchodził oddział partyzancki AKstacjonujący w Puszczy Nalibockiej . Dołączył do niego we wrześniu 1943 r. i objął obowiązkidowódcy. Po aresztowaniu niemal całej kadry oficerskiej 400 osobowego oddziału 1 .XII.1 943 przezpartyzantów sowieckich, odtworzył siłę bojową Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego AK a w lipcu1944 r. przeprowadził 800-osobowe Zgrupowanie do Puszczy Kampinowskiej , gdzie wkrótce wzięłoono udział w Powstaniu Warszawskim (okupione wielkimi stratami ataki na Lotnisko Bielańskie iDworzec Gdański, zabezpieczenie zaplecza puszczańskiego Warszawy). Dowódca pułku „Palmiry-Młociny” odznaczony orderem Virtuti Militari. Marian Podgóreczny, spisał wspomnienia swojegoDowódcy jako wywiad rzekę. Książka w twardej oprawie, szytej nićmi, w formacie B5, z licznymizdjęciami i dokumentami, ukaże się we wrześniu 2015 r. Lista subskrybentów (ostateczny terminwpłaty to 31 lipca 2015r), będzie umieszczona na końcu książki. Cena wynosi 50 złotych brutto.Szczegółowe informacje: www.iwieniec.eu/AK/partyzant_niepokonany.htm

Portret kasztelana Stanisława Grabskiego (1633-1693)Do obiegu publicznego dzięki Towarzystwu Rodu Plewako trafił portret przedstawiciela

szlachty wielkopolskiej XVII w. - Stanisława Grabskiego h. Wczele z Nowego Miasta n/Wartą,marszałka Trybunału Koronnego w 1677r, kasztelana rogozińskiego, senatora Rzeczypospolitej ,antenata części członków Towarzystwa Rodu Plewako.Stanisław Grabski walczył pod komendą hetmana Jana Sobieskiego w bitwie pod Chocimiem1673 r. - największym zwycięstwie wojsk Rzeczypospolitej . Wcześniej "dorastał do wiekumęskiego" na wyprawach wojennych pod dowództwem hetmana Stefana Czarnieckiego. Brałudział w wyprawie wojskowej do Danii przeciw wojskom szwedzkim Karola X Gustawa,upamiętnionej w polskim Hymnie Narodowym. Uczestniczył też 27 czerwca 1660 r. wzwycięskiej bitwie pod Połonką ( koło Baranowicz) przeciw okupacyjnym wojskom rosyjskim.

Kopię elektroniczną portretu kasztelana Grabskiego uzyskano dzięki pomocy dr IwonyBłaszczyk z fototeki Miejskiego Konserwatora Zabytków w Poznaniu. Autorem zdjęcia jest JerzyMiecznikowski a inicjatywa Towarzystwa doprowadziła do wcześniejszego sfotografowaniaportretu z tego epitafium.http://genealogia.plewako.pl/plewako?p=stanislaw;n=grabski+h.+wczele;oc=1

Page 12: czasopismo Dziedzictwo KresoweCreated Date: 6/21/2015 4:02:39 PM

DZIEDZICTWO KRESOWE - półrocznik Wydawca: Towarzystwo Rodu PlewakoISSN 2299-7024, nr Rej . Pr 1 51 43 adres: ul. ZWM 20/32, 02-786 WarszawaRedagują: Joanna Macewicz-Pisarska (Redaktor Naczelna), Konto bankowe w Idea Bank SAPiotr A. Rudzki, Zb. Wołocznik, Stanisław J. Plewako Nr 94 1950 0001 2006 0697 8321 0003www.dziedzictwokresowe.plewako.eu Koszt prenumeraty rocznej 1 0 zł.e-mail: [email protected] Drukarnia: KazdyFormat.plNakład: 1 65 egz. Warszawa, ul. Rolna

W pierwszych dniach czerwca br. Towarzystwo Rodu Plewako przesłało do instytucjipublicznej Republiki Białoruś - Iwienieckiego Muzeum Tradycyjnej Kultury, istotny dar wpostaci oprawionego introligatorsko XL tom Polskiego Słownika Biograficznego.

Tom ten zawiera biogramy najważniejszych przedstawicieli rodu Sołłohubów, właścicieliHrabstwa Iwienieckiego w XVIII wieku jak również wojewody smoleńskiego Jurija Sołłohuba,właściciela włości iwienieckiej od 1500 r. Inne biogramy zamieszczone w tym tomiepoświęcone zostały np. magnackiemu rodowi Sołtanów herbu własnego oraz książątSołłomereckich z powiatu mińskiego, w XVI w właścicieli Gródka Siemkowskiego.

Intencją Towarzystwa jest, aby dar stał się nieodzowną pomocą naukową dla pracownikównaukowych Muzeum Iwienieckiego oraz wszystkich, którzy na miejscu w Muzeum, z tegowydawnictwa chcieli by skorzystać, aby Muzeum Iwienieckie rozwijało się i reprezentowałocoraz wyższy poziom naukowy, czemu ma też pomóc niniejszy podarunek.

Towarzystwo i Muzeum łączą wieloletnie przyjazne stosunki, a informację o darzeopublikowano w rejonowej gazecie "Pracoŭnaja sława".http://psl.by/?p=17659

50-cio lecie Zespołu Pieśni i Tańca POLONEZ w Melbourne

Pani Barbara Czech podzieliła się zdjęciami z 50-cioleciaprowadzonego w Melbourne, najpierw przez jej Rodziców ateraz przez nią osobiście, Zespołu Pieśni i Tańca POLONEZ.Ta fantastyczna działalność prowadzona z rozmachem naprzestrzeni półwiecza, doceniona została przez polskiegoMinistra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. KuzynceBarbarze Czech przyznana została odznaka honorowa"Zasłużony dla Kultury Polskiej". Członkowie zespołu -zarówno seniorzy czyli "Złoty Polonez" oraz Mały, Średni iDuży (reprezentacyjny) Polonez plus 8-osobowa kapela - dodziś ze wzruszeniem wspominają występ swój i wszystkichpolskich zespołów, podczas wizyty papieża Jana Pawła II wAustralii w 1986 roku. Wzruszające dla nich było równieżzaproszenie i udział w Festiwalu "Kwiaty Polskie" wNiemenczynie na Litwie oraz tournee po Polsce (koncerty wWarszawie, Krakowie i Poznaniu) w 2003 roku. Barbara Czechjest kuzynką części członków Towarzystwa Rodu Plewako, i topodwójnie. Jej dziadek, kolega z działalności społecznej izawodowej z dziedziny oświaty rolniczej mojego dziadkaAntoniego Piątkowskiego - Marian Czech, ożenił się z siostrądziadka - Wiktoryną Piątkowską. Z drugiej zaś strony dziadekmacierzysty kuzynki Barbary - Walerian Milkiewicz - w 1896r. w parafialnym kościele rzymsko-katolickim w Uździe byłchrzestnym dziecka Franciszka i Józefy Plewaków zCielakowa tejże parafii, przy czym ten Franciszek toprawdopodobnie syn Euzebiusza i Alojzy z Widawskichmałżonków Plewako. Rodzina ta dziedziczyła, do II wojny

światowej , resztówkę folwarkuBućki przeciętego granicą ryską apotomkowie tej gałęzi rodu - śp.Janina z PlewakówMackiewiczowa i jej siostrzeniecRomuald Giluń należeli lubnależą do Towarzystwa RoduPlewako. Warto dodać, że żonaWaleriana, Julia Milkiewiczowawychowała się w MińskuLitewskim, była córką DominikaStefanowicza, nauczycielamuzyki.Tak więc geny muzykalności z

moniuszkowskiego Mińska popradziadku Dominiku trafiły dodalekiej Australii owocującwspaniałą działalnością społecznąna niwie artystycznej .

Stanisław Jan Plewako

Więcej zobaczyć można on line na

http://genealogia.plewako.pl/plewako?m=N;v=Milkiewicz