meyer stephenie - intruz

Download Meyer Stephenie - Intruz

If you can't read please download the document

Upload: daria

Post on 12-Jun-2015

3.832 views

Category:

Documents


9 download

TRANSCRIPT

STEPHENIE MEYER

INTRUZ

PYTANIE Ciao mym domem rumakiem chartem c biedna poczn kiedy je strac Gdzie bd spa Czym pomkn w dal Co bd je Dokd si udam ju bez wierzchowca ktry mnie nis Skd bd wiedzie co na mnie czeka w lenej gstwinie Bez mego Ciaa wiernego psa Jake to bdzie snu si po niebie bez drzwi ni dachu z wiatrem za wzrok pord obokw jake si skry? May Swenson

PROLOG ZABIEGUzdrowiciel nazywa si Fords Cicha To. Jako e by dusz, by z natury dobry - wspczujcy, cierpliwy, uczciwy, szlachetny i peen mioci. Niezwykle rzadko si niepokoi. Jeszcze rzadziej si denerwowa. Ale poniewa mia ludzkie ciao, zdenerwowania czasem po prostu nie dao si unikn. Tak jak teraz, kiedy, syszc dochodzce z drugiego koca sali podniecone szepty studentw, odruchowo zacisn usta. Na zazwyczaj umiechnitej twarzy grymas ten wyglda nieco dziwnie. Widzc to niezadowolenie, jego pomocnik, Darren, poklepa go po ramieniu. - Po prostu s ciekawi - powiedzia cicho. - Zabieg wszczepienia duszy nie jest ani ciekawy, ani szczeglnie trudny. W razie nagej potrzeby mogaby to zrobi na ulicy pierwsza lepsza dusza. Niczego nowego si dzisiaj nie naucz - odpar Fords. Ostry ton pobrzmiewajcy w zazwyczaj kojcym gosie zaskoczy nawet jego samego. - Nigdy wczeniej nie widzieli dorosego czowieka - tumaczy Darren. Fords unis brew. - Jak to, nie widz siebie nawzajem? Nie maj w domach luster? - Wiesz, o co mi chodzi - o dzikiego czowieka. Bez duszy. Rebelianta. Fords spojrza na lece na stole operacyjnym twarz do dou nieprzytomne ciao dziewczyny. Przypomnia sobie, jak bardzo byo sponiewierane, gdy owcy przywieli je do szpitala, i ponownie wezbrao w nim wspczucie. Ile ona musiaa wycierpie... Teraz, oczywicie, bya ju w bardzo dobrym stanie - cakiem uzdrowiona. Fords sam o to zadba. - Wyglda przecie tak samo jak my - powiedzia pod nosem do Darrena. - Wszyscy mamy ludzkie twarze. Gdy si zbudzi, bdzie jedn z nas. - Po prostu s podekscytowani, nic wicej. - Dusza, ktr dzisiaj wszczepiamy, zasuguje na szacunek. Nie naley si tak wgapia w jej ywiciela. I tak aklimatyzacja bdzie dla niej wystarczajco trudna. To nie w porzdku, eby musiaa znosi jeszcze to - odpar Fords. Nie chodzio mu jednak wcale o gapienie si. W jego

gosie znowu brzmiaa ostra nuta. Darren ponownie go poklepa. - Nic zego si nie stanie. owca potrzebuje informacji i... Na dwik sowa owca Fords posa Darrenowi spojrzenie pene zoci. Ten a zamruga z wraenia. - Wybacz - przeprosi go pospiesznie Fords. - Nie chciaem. Po prostu si o ni martwi. Przenis wzrok na niewielk kapsu umieszczon na stojaku obok stou. Lampka wiecia blad czerwieni, co oznaczao, e co w niej zahibernowano. - Wybrano j specjalnie do tego zadania - stara si go uspokoi Darren. - To wyjtkowa dusza, odwana jak mao kto. Wszystkie jej ycia mwi same za siebie. Pewnie zgosiaby si na ochotnika, gdyby mona j byo o to zapyta. - Kto by si nie zgodzi, poproszony o pomoc dla wyszego dobra? Tylko czy na pewno mamy tu wanie tak sytuacj? Czy tu chodzi o wysze dobro? To nie jest kwestia jej dobrej woli, tylko tego, jak wielkiego powicenia mona wymaga od duszy. Studenci rwnie rozmawiali o zahibernowanej duszy. Fords sysza ich szepty bardzo wyranie - mwili coraz goniej, nie mogc opanowa podniecenia. - Mieszkaa na szeciu planetach. - Ja syszaem, e na siedmiu. - Podobno za kadym razem w innym gatunku. - To moliwe? - Bya prawie wszystkim. Kwiatem, Niedwiedziem, Pajkiem... - Wodorostem, Nietoperzem... - Nawet Smokiem! - Nie wierz, e na siedmiu planetach. - Co najmniej na siedmiu. A urodzia si na Pocztku. - artujesz? Na Pocztku? - Prosz o cisz! - interweniowa Fords. - Jeeli nie potraficie przyglda si w ciszy i skupieniu, bd was musia wyprosi. Caa szstka zamilka zawstydzona i spucia wzrok. - Darren, bierzmy si do roboty. Wszystko byo gotowe. Odpowiednie lekarstwa leay ju obok ciaa dziewczyny. Specjalny czepek zakrywa jej dugie, czarne wosy, odsaniajc smuk szyj. Dziewczyna

oddychaa powoli - bya w gbokiej narkozie. Na opalonej na brz skrze trudno byo dopatrzy si jakichkolwiek ladw po... wypadku. - Zacznij rozmraanie - powiedzia Fords. Jego siwowosy pomocnik sta ju przy kapsule w penej gotowoci, z doni na gace. Zdj z niej blokad i przekrci j odwrotnie do ruchu wskazwek zegara. Czerwone wiateko na szarym cylindrze zaczo miga, najpierw wolno, potem coraz szybciej, zmienio te kolor. Uwaga Fordsa bya skupiona na nieprzytomnym ciele. Oszczdnymi, precyzyjnymi ruchami przecign ostrzem skalpela wzdu skry u podstawy czaszki, nastpnie spryska nacicie substancj powstrzymujc krwawienie i dopiero wtedy poszerzy szczelin. Ostronie dosta si pod minie szyi, uwaajc, aby ich nie uszkodzi, i obnay biae koci u szczytu krgosupa. - Dusza jest gotowa - odezwa si pomocnik. - Ja te. Daj j tutaj. Fords poczu okie Darrena obok wasnego. Nie musia nawet odrywa wzroku od stou; wiedzia, e jego pomocnik jest gotowy, e stoi z wycignit rk i czeka na polecenie. Pracowali ze sob od lat. Fords poszerzy otwr. - Do dziea - wyszepta. Ujrza przed sob do Darrena, a w niej srebrzysty blask budzcej si istoty. Pikno nagiej duszy niezmiennie go poruszao. Mienia si w mocnym wietle lamp, janiejsza ni skalpel, ktry lni wycznie wiatem odbitym. Bya jak ywa wstka, wia si, marszczya i rozcigaa, cieszc si dopiero co odzyskan wolnoci. Setki cienkich, zwiewnych wici kbiy si mikko niczym srebrna czupryna. Wszystkie dusze wyglday wspaniale, lecz ta wydaa si Fordsowi szczeglnie urodziwa. Nie by zreszt w swoich odczuciach odosobniony. Sysza cichutkie westchnienie Darrena, szmer zachwytu wrd studentw. Darren delikatnie umieci lnic istot w szczelinie. Dusza wlizna si gadko w woln przestrze i od razu zespolia z otoczeniem. Fords podziwia sprawno, z jak zadomowia si na nowym miejscu. Wici ciasno oploty orodki nerwowe, niektre wyduyy si, sigajc dalej ni jego spojrzenie, a do samego mzgu, nerww wzroku, kanaw suchowych. Dziaaa szybko i bez wahania. Wkrtce byo ju wida tylko jej may skrawek. - Dobra robota - szepn do niej, cho wiedzia, e nie moe go usysze. Lece na stole

ciao miao uszy, nadal jednak trwao pogrone w gbokim nie. Reszta bya ju tylko formalnoci. Fords oczyci i wyleczy ran, posmarowa j maci, ktra zasklepia nacicie, potem rozprowadzi wzdu blizny proszek wspomagajcy gojenie. - Idealnie, jak zwykle - powiedzia Darren, ktry z nieznanego Fordsowi powodu pozosta przy imieniu swojego ywiciela. Fords westchn. - le si z tym czuj. - Speniasz tylko swoj powinno, jeste Uzdrowicielem. - To jedna z tych rzadkich chwil, w ktrych uzdrawiajc, wyrzdzam tak naprawd krzywd. Darren zacz sprzta po operacji. Nie bardzo wiedzia, co odpowiedzie. Fords wykonywa przecie swj zawd. Z punktu widzenia Darrena liczyo si tylko to. Ale dla Fordsa bycie Uzdrowicielem oznaczao co wicej; dotykao sedna jego istnienia. Spoglda zafrasowany na pogrone w spokojnym nie ciao, wiadom, e w spokj prynie, gdy tylko kobieta si obudzi. Koszmarny los, jaki j spotka, bdzie teraz musiaa udwign niewinna dusza, ktr przed chwil umieci w rodku. Fords pochyli si nad dziewczyn i bolejc w duchu, e nie moe go usysze, wyszepta jej do ucha: - Powodzenia, moja maa wagabundo, powodzenia. Jakebym chcia, eby go nie potrzebowaa.

ROZDZIA 1 WSPOMNIENIEWiedziaam, e wszystko zacznie si od koca i e koniec ogldany tymi oczami bdzie jak mier. Uprzedzono mnie. Nie tymi oczami. Moimi oczami. Moimi. Teraz to ju byam ja. Jzyk, ktrym teraz mwiam, by dziwny, ale sensowny. Rwany, prosty, lepy i linearny. Niesychanie uomny w porwnaniu do wielu innych, ktrymi posugiwaam si wczeniej, ale jednak pynny i pozwalajcy si wyrazi. Chwilami pikny. Mj nowy jzyk. Moja mowa. Kiedy znalazam si w tym ciele, najbardziej pierwotny instynkt kaza mi ople orodek mylenia, sprzgn si z kadym oddechem i odruchem, a to ciao przestao by osobnym bytem. A stao si mn. Nie w tym ciele - w moim ciele. Czuam, jak sen powoli ustpuje, a jego miejsce zajmuje jasno. Czekaam, a uderzy we mnie pierwsze wspomnienie, bdce w istocie ostatnim - ostatnie chwile tego ciaa, wspomnienie koca. Uprzedzono mnie, jak to bdzie wyglda. Ludzkie emocje miay by potniejsze i ywsze ni doznania gatunkw, ktre zamieszkiwaam do tej pory. Staraam si by na to przygotowana. Kiedy jednak wspomnienie wreszcie nadeszo, okazao si - tak jak mnie ostrzegano czym, na co nie sposb si byo przygotowa. Parzyo ostrymi kolorami i gonymi dwikami. Skr ywicielki przenika chd, koczyny trawi palcy bl. W ustach miaa nieznonie metaliczny posmak. I by jeszcze jeden, nowy, pity zmys, ktrego nigdy wczeniej nie miaam, zbierajcy czsteczki z powietrza i przetwarzajcy je w mzgu na dziwne komunikaty, ostrzeenia, czasem na przyjemnoci - byy to zapachy. Rozpraszay mnie i dezorientoway - mnie, ale nie jej pami. Pami nie miaa czasu na rejestrowanie zapachw. Jedynym wspomnieniem byo uczucie strachu. Strach wypenia j ca, popycha dziwaczne koczyny do przodu i zarazem je hamowa. Moga tylko biec, ucieka. Przegraam. Ta myl, nienaleca do mnie, pojawia si nagle z wielk si, jak gdyby nie bya tylko

cudzym wspomnieniem, lecz czci mnie samej. Mimowolnie zanurzyam si w piekle ostatnich chwil jej ycia, staam si ni, biegymy razem. Jak ciemno. Nic nie widz. Nie widz podogi. Nie widz przed sob swoich doni. Biegn po omacku, wsuchujc si w pocig, ktry czuj za plecami, ale sysz tylko huczc w uszach krew. Zimno mi. To teraz mao istotne, ale marzn. Strasznie tu zimno. Nieprzyjemne uczucie w nozdrzach. Okropny zapach. Tak nieprzyjemny, e a na chwil udao mi si uwolni od wspomnie. Ale ju sekund pniej zalay mnie ze zdwojon si, a oczy zaszy mi zami przeraenia. Ju po mnie. Ju po nas. To koniec. Sysz, e owcy s tu, tu. Jest ich wielu, ja sama. Przegraam. Woaj za mn. Na dwik ich gosw dostaj skurczu odka. Niedobrze mi. - Nie bj si, nic ci nie zrobimy - woa eskim gosem jeden z nich, gono dyszc, - Ostronie! - krzyczy inny. - Nie zrb sobie krzywdy - baga ktry z trosk w gosie. Z trosk! Poczuam, jak gorca krew uderza mi do gowy, jak ogarnia mnie dzika nienawi. W adnym z poprzednich y nie doznaam nigdy czego takiego. Na krtk sekund odepchnam ze wstrtem to wspomnienie. Wysoki, przenikliwy dwik przeszywa mi uszy i pulsowa w skroniach. Wydobywa si z moich puc. Poczuam saby bl w gardle. To krzyk, wyjanio moje ciao. Krzyczysz. Zamaram w przestrachu i dwik gwatownie si urwa. Tym razem to nie byo wspomnienie. To moje ciao - mylao! Mwio do mnie! Ale wspomnienia byy silniejsze ni zdumienie. - Prosz, zaczekaj! - krzycz. - Tam jest niebezpiecznie! To wy jestecie niebezpieczni, odpowiadam im w mylach. Ale rozumiem, o co im chodzi. Na kocu korytarza, nie wiadomo skd, wydobywa si saba smuga wiata. To nie lepy zauek,

ktrego si spodziewaam. To czarna dziura. Szyb windy. Pusty, nieuywany, jak cay ten budynek. Niegdy kryjwka, teraz - grb. Biegn przed siebie z uczuciem narastajcej ulgi. Jednak jest szansa. Nie na przeycie, ale moe chocia na zwycistwo. Nie, nie! Ta myl bya ju moja. Rozpaczliwie prbowaam si uwolni od jej wspomnie, ale na prno. Biegymy razem ku krawdzi, za ktr czekaa nas mier. - Prosz, nie rb tego! - kto krzyczy coraz bardziej rozpaczliwie. Wiem ju, e nie zd mnie zapa, i chce mi si mia. Oczyma wyobrani widz, jak wycigaj rce do przodu, prbujc mnie chwyci w ostatniej chwili. Ale jestem dla nich zbyt szybka. Nie zwalniam, nawet gdy koczy si pode mn podoga. W jednej chwili pod stopami otwiera mi si czelu. Poyka mnie pustka. Wywijam nogami. Rkoma chwytam si powietrza - miotaj si bezradnie w poszukiwaniu oparcia. Z dou uderza we mnie podmuch zimna. Najpierw sysz uderzenie, a dopiero potem je czuj... Podmuch zamiera... Po caym ciele rozlewa si bl... Bl jest wszystkim. Jak dugo jeszcze bdzie bole? - Za nisko - szepcz do siebie. Kiedy przestanie bole? Kiedy...? Potem nastaa ciemno, a ja poczuam niezmiern ulg, e nie ma ju nic wicej. Byo ciemno. Byam wolna. Nabraam powietrza, by si uspokoi, tak bowiem podpowiadao mi ciao. Moje ciao. Wtem jednak obrazy wrciy i znw porwa mnie wir wspomnie. - Nie! - krzyknam, bojc si zimna, blu oraz samego strachu. Ale nie byo to ju to samo wspomnienie, co do tej pory, lecz wspomnienie we wspomnieniu - ostatnie ze wszystkich, niczym ostatnie tchnienie umysu - a jednak, nie wiedzie czemu, jeszcze silniejsze od pierwszego. Tym razem z ciemnoci wyonia si jedynie czyja twarz. Jej wygld by mi zupenie obcy, tak samo jak memu nowemu ciau obcy wydaby si ksztat mojego poprzedniego ywiciela - bezgowych, wijcych si macek. Podobne twarze widziaam jednak na obrazkach, ktre pokazywano mi, zanim przybyam na t planet. Wszystkie zleway si w jedn, rniy si tylko nieznacznie ksztatem i kolorem. Byy prawie

identyczne. Na rodku twarzy nos, nieco wyej oczy, niej usta, a po bokach uszy. Wszystkie zmysy - z wyjtkiem dotyku - skupione w jednym miejscu. Koci obleczone skr, wosy na czubku gowy i, co ciekawe, tu nad oczami. Niektre twarze, ale tylko samcw, miay te owosion uchw. Kolory wosw byy rne, od bladotych po bardzo ciemne, niemale czarne. Poza tym bardzo trudno byo je rozrni. Ale t jedn rozpoznaabym wrd miliona twarzy. Bya prostoktna, z wyranie zarysowanymi komi. Miaa jasnobrzow cer. Wosy nieco tylko ciemniejsze, z wyjtkiem kilku janiejszych pasemek - pokryway jedynie gow i kawaek skry nad oczami. Okrge tczwki byy ciemniejsze ni wosy, ale podobnie jak one rozjaniay si w kilku miejscach. Wok oczu rysoway si delikatne zmarszczki - jej pami podpowiadaa mi, e to od umiechania si i mruenia oczu na socu. Nie wiedziaam nic o tutejszym pojciu pikna, lecz mimo to czuam, e to pikna twarz. Miaam ochot dugo jej si przyglda. Gdy tylko sobie to uwiadomiam, znikna. Jest moja, zabrzmiaa obca myl, ktra nie miaa prawa pojawi mi si w gowie. Znowu zamaram, cakiem osupiaa. Przecie nie powinno tu by nikogo poza mn. Tymczasem ta myl bya tak ywa, tak silna. Niemoliwe. Co ona tu jeszcze robi? Przecie teraz to jestem ja. Wanie e moja, poprawiam j, pragnc da wyraz mojej niepodzielnej wadzy. Wszystko jest moje. Ale w takim razie dlaczego z ni rozmawiam? - zadaam sobie pytanie, lecz nie zdyam si nad tym zastanowi, bo usyszaam gosy.

ROZDZIA 2 GOSYDwie osoby rozmawiay gdzie obok ciszonymi gosami, najwyraniej ju od duszego czasu. - To dla niej zbyt wiele - powiedzia kto agodnym, lecz gbokim mskim gosem. - Nie tylko dla niej, dla kogokolwiek. Tyle przemocy!... - doda tonem obrzydzenia. - Krzykna tylko raz - odezwa si wyszy, piskliwy kobiecy gos, nie bez pewnej satysfakcji, jak gdyby jego wacicielka odniosa mae zwycistwo. - Wiem - przyzna mczyzna. - Jest bardzo silna. Wielu reagowao gorzej, cho mieli atwiejsze zadanie. - Na pewno sobie poradzi, niech mi pan wierzy. - Moe mina si pani z powoaniem. - W gosie mczyzny pobrzmiewaa dziwna nuta. Sarkazm, podpowiedziaa mi moja pami. - Moe powinna pani by Uzdrowicielk. Kobieta wydaa z siebie odgos rozbawienia. miech. - Nie wydaje mi si. Nas, owcw, interesuj innego typu diagnozy. Moje ciao znao ten wyraz, ten zawd: owca. Na jego dwik poczuam ciarki na plecach. Przestarzay odruch, ktrego szybko si wyzbd. W kocu nie miaam adnego powodu, by si owcw obawia. - Zastanawia mnie czasem, czy przedstawicieli waszej profesji nie dotkna aby czowiecza zaraza - rzek mczyzna, nadal poirytowany. - Przemoc wydaje si nieodczn czci waszego Powoania. Czy nie odziedziczya pani przypadkiem po ywicielu zamiowania do okropiestw? Zaskoczy mnie ten oskarycielski ton. Bya to prawie... ktnia. Co dobrze znanego mojemu nowemu ciau, ale zupenie obcego mnie. - Niechtnie uywamy przemocy - bronia si kobieta. - Ale czasem trzeba stawi jej czoo. Pana i ca reszt powinno cieszy, e niektrzy maj w sobie do siy, by oddawa si tak nieprzyjemnym zajciom. Tylko dziki nam moecie spa spokojnie. - Moe byo tak dawno temu. Mam wraenie, e wkrtce wasze Powoanie straci racj bytu. - Myli si pan, a dowd tej pomyki ley na tym ku. - Jeden czowiek, i to dziewczyna, samotna i nieuzbrojona! Doprawdy, oka bym w nocy

nie zmruy. Kobieta gono wypucia powietrze. Westchnienie. - Ale skd przysza? Skd wzia si w samym sercu Chicago, miasta od dawna ju skolonizowanego, setki mil od ostatnich skupisk rebeliantw? Sama tego dokonaa? - Zadawaa kolejne pytania, najwyraniej nie oczekujc odpowiedzi, jak gdyby mwia to ju wczeniej wiele razy. - To wasz problem, nie mj - odpar mczyzna. - Ja mam tylko pomc tej duszy zaaklimatyzowa si w nowym ywicielu i oszczdzi jej niepotrzebnego blu i przykroci. A pani mi to utrudnia. Wci byam nieco zdezorientowana i nieoswojona z nowymi zmysami i dopiero teraz zrozumiaam, e to o mnie rozmawiaj, e to wanie ja jestem t dusz. Tym samym sowo, ktre oznaczao dla mojego ywiciela wiele rnych rzeczy, zyskao nowe znaczenie. Dusza. To chyba odpowiednie okrelenie. Niewidzialna sia kierujca ciaem. - Odpowiedzi na moje pytania s rwnie wane jak pana powinnoci wzgldem tej duszy. - Nie bybym tego taki pewien. Usyszaam, e jedno z nich si poruszyo, po czym dobieg mnie szept kobiety. - Kiedy si obudzi? rodki nasenne powinny ju chyba przesta dziaa. - Jak bdzie gotowa. Prosz j zostawi w spokoju. Ma prawo postpi wedle swego uznania. Niech pani sobie wyobrazi szok, jakim bdzie dla niej przebudzenie - wewntrz ywiciela - rebelianta, ktry prawie zgin w trakcie ucieczki! W czasach pokoju nikogo nie powinno si naraa na takie traumatyczne przeycie! - Jego gos wzmaga si wraz ze wzburzeniem. - Jest silna - odrzeka kobieta, tym razem uspokajajcym tonem. - Przecie wietnie sobie poradzia z pierwszym wspomnieniem, tym najgorszym. Czegokolwiek si spodziewaa, spisaa si bardzo dobrze. - Tylko czy to byo konieczne? - wymamrota mczyzna, nie oczekujc odpowiedzi. Mimo to j usysza. - Jeeli mamy zdoby informacje, ktrych potrzebujemy... - To wam si wydaje, e ich potrzebujecie. Ja bym raczej powiedzia, e ich chcecie. - ...to kto musi wzi na siebie to nieprzyjemne zadanie - kontynuowaa niezraona. - I uwaam, sdzc po tym, co mi na temat tej duszy wiadomo, e by si tego podja, gdyby mona byo j o to zapyta. Jak pan na ni mwi?

Mczyzna przez dusz chwil milcza. Kobieta czekaa. - Wagabunda - odpar w kocu niechtnie. - Pasuje do niej. Nie mam adnych oficjalnych danych, ale podejrzewam, e jest jedn z niewielu dusz, ktre byy w tylu rnych miejscach, jeeli nie jedyn. O tak, Wagabunda to dobre imi, w kadym razie dopki nie wybierze sobie innego. Uzdrowiciel nic nie odpowiedzia. - Oczywicie moe przyj imi ywiciela... Sprawdzilimy odciski palcw i siatkwk oka, ale nie mamy ich w bazie, wic nie wiem, jakie to imi. - Nie przyjmie ludzkiego imienia - powiedzia mczyzna pod nosem. - Oczywicie nie musi, jeeli tak bdzie jej atwiej - odpara pojednawczym tonem. - Dziki waszym metodom bdzie jej o wiele trudniej ni innym. Rozleg si odgos krokw - twarde stukanie butw o podog. Kiedy chwil pniej kobieta ponownie si odezwaa, jej gos dobiega z drugiego koca pomieszczenia. - Trudno byoby panu odnale si we wczesnych latach okupacji. - Pani za to chyba trudno odnale si w czasach pokoju. Kobieta rozemiaa si, ale jej miech nie brzmia autentycznie - wcale nie bya rozbawiona. Mj umys cakiem niele radzi sobie z odgadywaniem prawdziwych uczu. - Chyba nie do koca zdaje pan sobie spraw z tego, jak wyglda moja praca. Dugie godziny lczenia nad mapami i dokumentami. Gwnie praca przy biurku. O wiele rzadziej walka i przemoc, ktr pan sobie wyobraa. - Dziesi dni temu cigaa pani to ciao uzbrojona w miercionon bro. - Zapewniam pana, e to wyjtek, nie regua. Prosz nie zapomina, e ilekro my, owcy, wykazujemy si niedostateczn czujnoci, bro, ktr tak si pan brzydzi, zostaje uyta przeciw naszemu gatunkowi. Ludzie nie wahaj si nas zabija, gdy tylko maj ku temu okazj. Dusze, ktre zetkny si z ich przemoc, patrz na nas, owcw, jak na bohaterw. - Mwi pani tak, jakby toczya si wojna. - Niedobitki ludzkiej rasy wanie tak to widz. Sowa te wywary na moim umyle due wraenie. Czuam reakcj ciaa - oddech mi przyspieszy, serce zaczo bi goniej ni zwykle. Stojca przy ku maszyna pikaa teraz szybciej. Uzdrowiciel i owczyni byli jednak zbyt pochonici rozmow, by to zauway. - Ale nawet oni musz rozumie, e przegrali. Jak mamy przewag liczebn? Milion do jednego? Powinna to pani chyba wiedzie.

- W istocie znacznie wicej ni milion - przyznaa z wyrzutem. Uzdrowiciel najwyraniej uzna, e nie wymaga to komentarza. Przez chwil oboje milczeli. Staraam si wykorzysta przerw w rozmowie, eby oceni moj sytuacj. Wiele si wyjanio. Znajdowaam si w orodku leczniczym, gdzie odpoczywaam po nadzwyczaj traumatycznym zabiegu wszczepienia. Nie ulegao wtpliwoci, e ciao mojego nowego ywiciela zostao przedtem cakowicie uleczone. Gdyby byo uszkodzone, toby si go pozbyto. Rozmylaam o wymianie zda pomidzy Uzdrowicielem i owczyni. W wietle informacji, ktre otrzymaam, zanim zdecydowaam si przyby na t planet, racj mia ten pierwszy. Walki z resztkami oporu praktycznie ju si zakoczyy. Planeta zwana Ziemi bya tak cicha i spokojna, jaka wydawaa si z kosmosu - kojca ziele i bkit spowite niegronymi biaymi gazami. Panowaa tu teraz pena harmonia, jak w kadym innym miejscu zamieszkanym przez dusze. Spr pomidzy Uzdrowicielem a owczyni odbieraam jako co dziwnego. Zaskoczy mnie niespotykany wrd dusz poziom agresji. Dao mi to do mylenia. Czy to moliwe, e pogoski rozchodzce si niczym fale po mylach... Nie wiedziaam, jak nazwa gatunek mojego poprzedniego ywiciela. Mielimy jak nazw, tego byam pewna. Jednake, nie majc poczenia z tamtym ywicielem, nie potrafiam jej sobie przypomnie. Uywalimy tam duo prostszego, niemego jzyka myli, ktry czy wszystkich w jeden wielki umys. Przydatna rzecz, gdy przez cae ycie tkwi si korzeniami w ciemnej, wilgotnej glebie. Potrafiam za to opisa tamten gatunek w moim nowym, ludzkim jzyku. ylimy na dnie ogromnego oceanu, ktry zajmowa ca powierzchni planety - mia on swoj nazw, ale jej rwnie nie zdoaam przywoa. Kade z nas miao sto ramion, a na kadym z nich sto oczu, a poniewa bylimy poczeni mylami, nie byo takiego miejsca, ktrego nie sigalibymy wzrokiem. Niepotrzebne nam byy dwiki, wic nie mielimy w ogle suchu. Smakowalimy wod i w ten sposb, a take dziki naszym oczom, wiedzielimy wszystko, co musielimy. Chonlimy te promienie odlegych soc i przemienialimy je w niezbdny dla nas pokarm. Potrafiam nas opisa, ale nie wiedziaam, jak nas nazwa. Poczuam al za stracon wiedz. Szybko jednak wrciam do rozwaa o tym, co usyszaam. Dusze z zasady mwiy tylko prawd. Oczywicie owcy mieli specyficzne Powoanie, ktre wymagao od nich szczeglnych metod postpowania, jednake midzy duszami nie byo

miejsca na kamstwo. W moim poprzednim yciu, kiedy to komunikowaam si za pomoc myli, w ogle nie dao si kama, nawet gdyby kto mia taki kaprys. Opowiadalimy sobie za to historie, aby si nie nudzi. Snucie opowieci byo najbardziej cenionym ze wszystkich talentw, poniewa suyo wsplnemu dobru. Czasem fakty tak zupenie mieszay si z fikcj, e - cho nikt nie kama zapominalimy, co jest prawd, a co nie. Na myl o nowej planecie, Ziemi - tak suchej i rnorodnej, zamieszkanej przez istoty tak niszczycielskie i okrutne, e przechodzio to nasze pojcie - ogarniaa nas jednoczenie trwoga i podniecenie. Byskawicznie staa si ona tematem nowych, ekscytujcych opowieci. Doniesienia o wojnach - niewiarygodne, bylimy zmuszeni walczy! - byy rzetelne, lecz szybko zaczlimy je ubarwia i dopowiada do nich rne rzeczy. Gdy krce opowieci kciy si z oficjalnymi informacjami, do ktrych udao mi si dotrze, uznawaam je oczywicie za niewiarygodne. A chodziy suchy o ludzkich ywicielach tak silnych, e dusze musiay ich porzuci. O ludzkich umysach, ktre nie daway si cakiem ujarzmi. O duszach, ktrym ywiciel narzuci osobowo, cho powinno by przecie odwrotnie. Opowieci, nic wicej. Szalone plotki. Ot co. Ale czy nie to wanie zdawa si sugerowa Uzdrowiciel?... Odepchnam od siebie t myl. Zajcie owcw budzio niesmak wikszoci z nas i zapewne std wzia si jego reakcja. Po co komu ycie wypenione konfliktem i przemoc? Kto chciaby tropi i wyapywa opornych ywicieli? Zmaga si z t brutaln ras ludzi, ktrym zabijanie przychodzi z tak atwoci? Tu, na tej planecie, owcy stali si praktycznie... zbrojn band - mj mzg podpowiedzia mi sowa na okrelenie rzeczy, ktrej wczeniej nie znaam. Wrd dusz panowao przekonanie, e zawd owcy wybieraj jedynie najsabiej rozwinite, najbardziej prymitywne z nas. Na Ziemi jednak owcy zyskali zupenie nowy status. Jeszcze nigdy adne Powoanie tak si nie wynaturzyo. Jeszcze nigdy nie zamienio si w krwawy bj. Nigdy wczeniej tyle dusz nie stracio ycia. owcy byli niczym mocna tarcza, a przybye na t planet dusze miay wobec nich potrjny dug: za bezpieczestwo, ktre im gwarantowali, za ryzyko ostatecznej mierci, ktre wiadomie ponosili kadego dnia, i za dostarczane na bieco nowe ciaa. Teraz, gdy zagroenie praktycznie mino, poczucie wdzicznoci sabo. Dla owcw, a w kadym razie dla tej konkretnej owczyni, oznaczao to zmian na gorsze. Nietrudno byo si domyli, o co bdzie mnie pyta. Uzdrowiciel dokada stara, by da mi jak najwicej czasu na

zadomowienie si w nowym ciele, ale nie miaam wtpliwoci, e zrobi, co w mojej mocy, eby pomc owcy. Byam dusz, obywatelska postawa bya dla mnie czym oczywistym. Wziam gboki oddech, aby przygotowa si do rozmowy. Maszyna zarejestrowaa to poruszenie. Zdawaam sobie spraw, e nieco si ocigam. Wstyd mi byo si do tego przyzna, ale si baam. Wiedziaam, e jeli chc zdoby informacje, o ktre zapyta mnie owczyni, bd musiaa znowu pogry si we wspomnieniach, tych samych, ktre sprawiy, i krzyczaam z przeraenia. Mato tego, baam si gosu, ktry usyszaam wtedy bardzo wyranie w swojej gowie. No, ale teraz panowaa w niej cisza, taka jak powinna. Czowiek, ktry zamieszkiwa to ciao, te by ju tylko wspomnieniem. Nie powinnam si ba. W kocu nazwano mnie tutaj Wagabund. I to nie bez powodu. Wziam kolejny gboki oddech, zacisnam zby i, przeamujc strach, zanurzyam si na nowo we wspomnieniach. Wspomnienie jej ostatnich chwil nie byo ju takie straszne jak za pierwszym razem. Odtworzyam je teraz w przyspieszeniu - znw biegam w ciemnociach, krzywic si z blu, starajc si nic nie czu. Po chwili byo ju po wszystkim. Pokonawszy t przeszkod, mogam z atwoci porusza si po rzeczach i miejscach mniej niepokojcych w poszukiwaniu konkretnych informacji. Ujrzaam, jak przyjeda do tego zimnego miasta w nocy, niepozornym kradzionym samochodem, jak chodzi w ciemnociach po ulicach Chicago, trzsc si z zimna, ubrana w cienki paszcz. Ona te kogo szukaa. Sobie podobnych, byli tutaj, a przynajmniej miaa tak nadziej. W szczeglnoci jednej osoby. Znajomej... nie, kogo bliskiego. Nie siostry... kuzynki. Sowa przychodziy mi do gowy coraz wolniej. Z pocztku nie rozumiaam, dlaczego. Zapomniaa? Stracia cz wspomnie na skutek traumy, po tym jak otara si o mier? A moe jeszcze si do koca nie przebudziam? Moe moje ciao byo nadal upione? Czuam si cakiem przytomna, ale umys nie potrafi dostarczy mi odpowiedzi na moje pytania. Ponowiam prb z innej strony. Jaki miaa cel? Szukaa... Sharon - udao mi si wyowi imi - by wraz z ni... Uderzyam w cian. Dalej nic, pusto. Prbowaam obej przeszkod, ale nie potrafiam nawet ustali, gdzie zaczyna si ta prnia. Tak jakby kto wymaza informacje, na ktrych mi zaleao. Tak jakby mzg by uszkodzony. Ogarn mnie nagy gniew, dziki i palcy. Ta niespodziewana reakcja bya dla mnie tak duym zaskoczeniem, e a zabrako mi tchu. Uprzedzono mnie, e ciaa ludzi s niestabilne

emocjonalnie, ale czego takiego najzwyczajniej nie byam w stanie przewidzie. yam na omiu rnych planetach i jeszcze nigdy adne uczucie nie wezbrao we mnie z tak si. Poczuam, jak krew pulsuje mi w szyi, jak szumi w uszach. Donie zacisny si w pici. Wraz z pulsem przyspieszyo pikanie urzdzenia stojcego obok ka. Usyszaam gony stukot butw owczyni na zmian z cichym szuraniem, najpewniej Uzdrowiciela. - Witaj na Ziemi, Wagabundo - odezwaa si kobieta.

ROZDZIA 3 OPR- To imi nic jej nie mwi - mrukn Uzdrowiciel. Moja uwaga skupia si na nowym, miym doznaniu. Gdy kobieta podesza do ka, w powietrzu co si zmienio. Zorientowaam si, e to zapach. Ju nie sterylne, bezwonne pomieszczenie. Perfumy, podpowiedzia mj nowy umys. Kwiatowe, bujne... - Syszy mnie pani? - zapytaa owczyni, odwracajc moj uwag od nowej woni. - Jest pani przytomna? - Nie musi si pani spieszy - doda Uzdrowiciel tonem agodniejszym ni wczeniej. Nie otworzyam oczu. Nie chciaam si rozprasza. Umys podpowiada mi, jakich sw uy i jak je intonowa - za pomoc tonu mogam przekaza wicej treci. - Czy aby nie umieszczono mnie w uszkodzonym ciele, ebym moga uzyska dla pani informacje? owczyni zadyszaa. Wyraz zdziwienia i zarazem oburzenia. Poczuam na doni ciepy dotyk. - Ale oczywicie, e nie - zapewni mnie mczyzna. - Nawet owca nie posunby si do czego takiego. owczyni znowu ciko westchna. Sykna - poprawi mnie mzg. - Dlaczego w takim razie mj umys nie dziaa, jak powinien? Na chwil zapanowaa cisza. - Wyniki bada byy bez zarzutu - odrzeka owczyni. Nie tyle chciaa mnie uspokoi, ile udowodni mi, e si myl, tak jakby zaleao jej na ktni. - Ciao jest w peni zdrowe. - Po prbie samobjczej, ktra prawie si powioda - odparam stanowczo. W moim gosie wci pobrzmiewaa zo. Byo to nowe uczucie, jeszcze nie umiaam nad nim zapanowa. - Wszystko byo w jak najlepszym porzdku... - Co jest nie tak? - przerwa jej Uzdrowiciel. - Orodek mowy, z tego co sycha, dziaa bez zarzutu. - Pami. Prbowaam dotrze do informacji, na ktrych zaley owczyni. Nikt nic nie powiedzia, ale co si zmienio. Napita atmosfera spowodowana moim oskareniem nieco si rozadowaa. Po czym to poznaam? Miaam dziwne uczucie, e czerpi

informacje nie tylko z piciu dostpnych mi zmysw, ale skd jeszcze - zupenie jak gdybym posiadaa jaki szsty zmys, nie cakiem okieznany, gdzie na obrzeach mojej wiadomoci. Intuicja? Nie mogam znale na to lepszego sowa. Zdumiewajce - na co ywej istocie a tyle zmysw? owczyni odchrzkna, ale to Uzdrowiciel odezwa si pierwszy. - C, prosz si nie martwi pewnymi... trudnociami. Nie twierdz, e naleao si ich... spodziewa, ale te naprawd trudno si dziwi, zwaywszy na okolicznoci. - Nie rozumiem. Co pan ma na myli? - Pani ywiciel nalea do ludzkiego ruchu oporu - wtrcia owczyni. Przez jej gos przebijao teraz podniecenie. - Trudniej ujarzmi ludzi, ktrzy przed pojmaniem wiedzieli o naszym istnieniu. Widocznie ten osobnik stawia jeszcze opr. Zapada cisza. Czekali, a co powiem. Opr? ywiciel blokowa mi dostp do pamici? Znw gwatownie i znienacka wezbra we mnie gniew. - Czy jestem prawidowo zespolona z ciaem? - zapytaam przez zby. - Tak - odpar Uzdrowiciel. - Wszystkie osiemset dwadziecia siedem kocwek jest na swoich miejscach. Mj nowy umys wymaga wikszej liczby pocze ni poprzednie - pozostao mi zaledwie sto osiemdziesit niewykorzystanych kocwek. By moe wanie dlatego wszystkie doznania byy tak intensywne. Postanowiam otworzy oczy. Chciaam si upewni, e Uzdrowiciel ma racj i e wszystko inne dziaa jak naley. Jasno. Bl. Od razu zamknam powieki. Ostatnie wiato, ktre widziaam, jeszcze w poprzednim yciu, musiao pokona odlego stu sni, zanim dotaro do mnie na dno oceanu. Na szczcie okazao si, e moje nowe oczy przyzwyczajone s do duej iloci wiata. Otworzyam je ponownie, tym razem bardzo ostronie, zerkajc przez rzsy. - Moe zgasz wiato? - zapyta Uzdrowiciel. - Dzikuj, nie trzeba. Zaraz przywykn. Moje oczy potrzebuj paru chwil. - Wspaniale - odpar, bdc chyba pod wraeniem atwoci, z jak uyam sowa moje. Oboje stali w milczeniu, czekajc, a cakiem otworz oczy. Mj nowy umys szybko ustali, e niedue pomieszczenie, w ktrym si znajdujemy, jest czci placwki medycznej. Szpitala. Sufit pokryty by biaymi pytkami w ciemne kropki.

Prostoktne wiata, umieszczone na suficie w rwnych odstpach, byy tych samych rozmiarw co pytki. ciany miay kolor jasnozielony - kojcy, lecz take kojarzcy si z chorob. Nie najlepszy wybr, moim wieo wyrobionym zdaniem. Bardziej ciekawili mnie jednak stojcy nade mn ludzie. Gdy tylko spojrzaam na Uzdrowiciela, w mojej gowie rozbrzmiao sowo lekarz. Mia na sobie luny zielono niebieski strj, z krtkimi rkawami. Chirurg. Twarz mia poronit wosami dziwnego koloru: pomaraczowymi. Pomaraczowy! Ostatni raz podobny kolor widziaam trzy wiaty temu. Broda Uzdrowiciela, cho rudawozota, przywoaa odlege wspomnienia. Twarz mia typowo ludzk, ale - doda zaraz mj umys - dobr. Usyszaam gony oddech, bdcy oznak zniecierpliwienia. Zwrciam wzrok ku owczyni. Bya znikomej postury. Gdyby nie zwrcia na siebie uwagi, mogabym jej nie dostrzec jeszcze przez dusz chwil. Nie rzucaa si w oczy. Od szyi po nadgarstki ubrana bya na czarno. Miaa na sobie skromny kostium, a pod nim jedwabny golf. Rwnie wosy miaa czarne. Sigay jej brody, ale nosia je zaczesane za uszy. Cer miaa ciemniejsz ni Uzdrowiciel. Oliwkow. Trudno byo cokolwiek wyczyta z subtelnych zmian w wyrazie ludzkiej twarzy. Z pomoc przysza mi jednak pami. Czarne, nieco wygite brwi i due oczy ukaday si w znajomy ksztat. Niezupenie zo. Napicie. Poirytowanie. - Jak czsto to si zdarza? - zapytaam, spogldajc na Uzdrowiciela. - Niezbyt czsto - przyzna. - Coraz rzadziej korzystamy z dorosych cia. Mode bardziej nadaj si na ywicieli, nie stawiaj oporu. Ale pani zayczya sobie dorosego... - Zgadza si. - To do nietypowa proba. Ludzie yj o wiele krcej ni pani poprzedni ywiciele. - Dzikuj za trosk, ale wszystkie istotne fakty s mi znane. Czy pan osobicie spotka si wczeniej z przypadkiem... opornego ywiciela? - Tylko raz. - Niech mi pan o tym opowie - powiedziaam. - Prosz - dodaam po chwili, gdy nie chciaam zabrzmie niegrzecznie. Uzdrowiciel westchn. owczyni zacza bbni palcami o rami. Oznaka zniecierpliwienia. Nie miaa ochoty

czeka. - To byo cztery lata temu - zacz Uzdrowiciel. - Pewna dusza zayczya sobie ywiciela pci mskiej. Pierwsze wolne ciao naleao do czowieka, ktry od wczesnych lat okupacji przebywa wrd rebeliantw. Gdy go schwytano... wiedzia, co go czeka. - Tak samo jak mj. - No tak. - Chrzkn. - To byo dopiero drugie ycie tamtej duszy. Najpierw bya na Mrocznej Planecie. - Mroczna Planeta? - zapytaam, odruchowo nadstawiajc ucha. - No tak, prosz wybaczy, przecie pani nie zna tych okrele. Ale to chyba jedna z pani planet, jeeli si nie myl? - Wycign z kieszeni niewielkie urzdzenie, komputer, i szybko odnalaz potrzebne informacje. - Tak, pani sidma planeta. Sektor osiemdziesity pierwszy. - Mroczna Planeta? - powtrzyam raz jeszcze, tym razem z niesmakiem w gosie. - Tak jest. To znaczy, dusze, ktre tam byy, wol mwi na ni Planeta piewu. Przytaknam. Ta nazwa brzmiaa o wiele lepiej. - S i tacy, ktrzy nazywaj j Planet Nietoperzy - powiedziaa pod nosem owczyni. Zwrciam wzrok w jej stron. Czuam, jak oczy zwaj mi si na wzmiank o brzydkim latajcym gryzoniu. - Pani, jak rozumiem, nigdy tam nie bya - powiedzia Uzdrowiciel do owczyni dyplomatycznym tonem. - W kadym razie, w pierwszej chwili dalimy tej duszy na imi Rwca Pie, poniewa mniej wicej tak tumaczy si na tutejszy jzyk imi, jakiego uywaa na Planecie piewu. Wkrtce jednak postanowia, e przyjmie imi swojego ywiciela: Kevin. Cho z racji pochodzenia jej Powoaniem miaa by muzyka, uznaa, e woli pozosta przy zajciu ywiciela, ktry wykonywa prace techniczne. Przypisany do niej Pocieszyciel troch si zaniepokoi, jednak w gruncie rzeczy nie byo to zachowanie wykraczajce drastycznie poza norm. Nastpnie Kevin zacz si uskara na zaniki wiadomoci. Ponownie trafi do mnie i przeprowadzilimy szczegowe badania, aby upewni si, e mzg ywiciela nie ma adnych ukrytych defektw. W czasie tych bada kilku Uzdrowicieli zwrcio uwag na istotne zmiany w jego zachowaniu i osobowoci. Gdy go o to pytalimy, twierdzi, e w ogle nie przypomina sobie niektrych rzeczy, jakie mwi i robi. Poddalimy go dalszej obserwacji, a w kocu wraz z jego Pocieszycielem doszlimy do wniosku, e ywiciel co jaki czas przejmuje kontrol nad ciaem. - Przejmuje kontrol? - Otworzyam szeroko oczy. - Dusza nie zdawaa sobie z tego

sprawy? ywiciel odzyska wadanie nad ciaem? - Niestety, wanie tak byo. Kevin okaza si nie do silny, nie potrafi go ujarzmi. Nie do silny. Czy pomyl, e i ja jestem saba? Czy rzeczywicie byam saba, skoro nie mogam wydoby z umysu odpowiedzi? Mao tego, jej ywe myli pojawiay mi si znienacka w gowie, cho nie powinnam tam znale niczego prcz pamici. Zawsze uwaaam, e jestem silna. Zrobio mi si nagle wstyd. - Doszo do pewnego incydentu, po ktrym zapada decyzja... - Do jakiego incydentu? Uzdrowiciel milczco spuci wzrok. - Do jakiego incydentu??? - powtrzyam. - Chyba mam prawo wiedzie. Mczyzna westchn. - To prawda. Kevin... zaatakowa jednego z Uzdrowicieli... nie bdc... sob - wydusi. Uderzy go pici tak, e tamten straci przytomno, i wyj mu z kieszeni skalpel. Nie byo z nim adnego kontaktu. ywiciel prbowa sam wyci sobie dusz. Potrzebowaam dobrych paru chwil, eby ochon. W kocu z trudem wyszeptaam: - Co byo dalej? - Na szczcie ywiciel straci przytomno, zanim zdy zrobi co wicej. Kevina umieszczono w innym ciele, tym razem dziecicym. Zbuntowany ywiciel by w kiepskim stanie, wic uznano, e nie ma sensu utrzymywa go przy yciu... Kevin ma teraz siedem lat i wszystko u niego w porzdku... chocia zosta przy starym imieniu. Jego opiekunowie dbaj, aby mia duo kontaktu z muzyk, wszystko przebiega pomylnie... - Ostatnie sowa zabrzmiay jak dobra nowina, ktra miaa przesoni ca reszt. - Dlaczego? - przerwaam i odchrzknam, aby mwi goniej. - Dlaczego nic mi o tym nie powiedziano? - Przecie - wtrcia si owczyni - wszystkie materiay na temat rekrutacji mwi wyranie, e doroli ywiciele s o wiele trudniejsi ni dzieci, i zalecaj wybr modego ciaa. - Sowo trudniejsi chyba nie do koca oddaje groz historii, ktrej wanie wysuchalimy. - No tak, c, wolaa pani zignorowa zalecenia. Minie mojego ciaa napiy si, materac pode mn zaszeleci cicho. Widzc to, owczyni podniosa donie w pojednawczym gecie. - To nie tak, e robi pani wyrzut. Dziecistwo jest wyjtkowo mczce, a pani z

pewnoci jest ponadprzecitna. Jestem przekonana, e sobie pani poradzi. To ywiciel jak kady inny. Na pewno wkrtce bdzie pani miaa peen dostp do zasobw pamici. Dziwia mnie cierpliwo owczyni - wydawao si, e nie przeszkadza jej, i musi czeka, dawaa mi duo czasu na aklimatyzacj w nowym ciele. Wyczuwaam jednak, e jest rozczarowana brakiem informacji, i znw zaczo narasta we mnie to dziwne uczucie - zo. - Moga pani zada, aby to pani umieszczono w tym ciele, i sama znale odpowiedzi na swoje pytania. owczyni zesztywniaa. - Nie jestem dezerterem. Instynktownie uniosam brwi. - Tak si tutaj mwi na tych, ktrzy porzucili ywiciela - wyjani Uzdrowiciel. Potaknam na znak zrozumienia. Na innych planetach rwnie mielimy okrelenia na takie dusze. Nigdzie nie cieszyy si uznaniem. Daam wic owczyni spokj i zaczam opowiada wszystko, czego si dotychczas dowiedziaam. - Nazywaa si Melanie Stryder. Urodzia si w Albuquerque, w stanie Nowy Meksyk. Kiedy dowiedziaa si o okupacji, bya w Los Angeles. Potem przez kilka lat ukrywaa si na odludziu, a w kocu natkna si na... Hmm, przepraszam, sprbuj wrci do tego za chwil. Ciao ma dwadziecia lat. Do Chicago przyjechaa z... Potrzsnam bezradnie gow. - Podrowaa etapami, nie zawsze sama. Samochd by kradziony. Szukaa kuzynki o imieniu Sharon, gdy miaa powody przypuszcza, e jest ona nadal czowiekiem. Nie zdya nikogo odnale ani z nikim si nie skontaktowaa. Ale... - urwaam, zmagajc si z kolejn bia plam. - Wydaje mi si... nie mam pewnoci... ale wydaje mi si, e zostawia gdzie wiadomo. - Czyli spodziewaa si, e kto bdzie jej szuka? - zapytaa zaintrygowana owczyni. - Tak. Jej zniknicie... nie pozostanie niezauwaone. Jeeli nie spotka si z... Zacisnam zby. Teraz ju naprawd walczyam. Prbowaam przebi si przez t cian, nie wiadomo jak grub. Pot wystpi mi na czoo. owczyni i Uzdrowiciel milczeli, pozwalajc mi si skupi. Sprbowaam pomyle o czym innym - o gonym, nieznajomym odgosie wydawanym przez silnik samochodu, o adrenalinie uderzajcej za kadym razem, gdy w oddali pojawiay si wiata innego pojazdu. Te wspomnienia byy ju moje, miaam do nich swobodny dostp. Pozwoliam, aby moja pami sama poniosa mnie dalej, od nocnego spaceru zimnymi ulicami

miasta a do budynku, w ktrym mnie znaleziono. Nie mnie, j. Przeszy mnie dreszcze. - Prosz si nie forsowa... - zacz Uzdrowiciel. - Psst - przerwaa mu owczyni. Pozwoliam, aby mj umys ponownie wypeni si groz tamtych chwil, nienawici do owcw, ktra przesaniaa niemal wszystko inne. To uczucie byo ze, sprawiao mi bl. Znosiam je z trudem. Miaam jednak nadziej, e w ten sposb zdekoncentruj przeciwnika, osabi jego czujno. Widziaam, jak prbuje si ukry, ale nie ma jak. Pisze wiadomo zamanym owkiem na przypadkowo znalezionym skrawku papieru. Wsuwa j pospiesznie pod drzwi. Pod konkretne drzwi. - Pite drzwi na pitym korytarzu pitego pitra. Tam zostawia wiadomo. owczyni podniosa do ust niewielki telefon, ktry trzymaa w doni, i zacza mwi do niego szybkim, ciszonym gosem. - Budynek mia by bezpieczny - kontynuowaam. - Wiedzieli, e nikogo tam nie ma. Nie ma pojcia, jak j namierzono. Czy zapano Sharon? Przebieg mnie dreszcz przeraenia. W jednej chwili dostaam gsiej skrki. To pytanie nie byo moje. Nie byo, a mimo to przeszo mi przez gardo, tak jakby byo. owczyni nic nie zauwaya. - T kuzynk? Nie, nie znaleziono nikogo wicej - odpara, na co minie mojego ciaa zareagoway odpreniem. - Pani ywicielk widziano, jak wchodzia do budynku. Osobie, ktra j zauwaya, wydao si to podejrzane, poniewa budynek by przeznaczony do rozbirki, wic nas powiadomia. Przez jaki czas obserwowalimy wejcie w nadziei, e moe uda nam si zapa kogo jeszcze, ale nic na to nie wskazywao, wic wkroczylimy. Czy potrafi pani ustali, gdzie miao doj do spotkania? Sprbowaam. Tyle rnych wspomnie, wszystkie ywe i wyrane. Ujrzaam setki miejsc, w ktrych nigdy nie byam, pierwszy raz usyszaam ich nazwy. Dom w Los Angeles, obsadzony wysokimi zielonymi drzewami. Lena polana z namiotem i ogniskiem nieopodal Winslow w stanie Arizona. Bezludna kamienna plaa w Meksyku. Jaskinia schowana za strugami deszczu gdzie w stanie Oregon. Namioty, chatki, kryjwki. Z biegiem czasu nazwy staway si coraz mniej

konkretne. Nie wiedziaa, gdzie dokadnie si znajduje, i mao j to obchodzio. Nazywaam si teraz Wagabunda, ale to imi pasowao rwnie do jej wspomnie. Rnica polegaa na tym, e ja wczyam si z wyboru, podczas gdy wszystkie obrazy z jej pamici byy przesiknite strachem. Moje ycie byo wdrwk, jej - cig ucieczk. Nie mogam pozwoli, aby zawadno mn wspczucie. Staraam si skoncentrowa na wspomnieniach. Nie musiaam wiedzie, gdzie bya wczeniej, interesowao mnie tylko, dokd zmierzaa. Przewertowaam obrazy zwizane ze sowem Chicago, ale wszystkie wydaway mi si zupenie przypadkowe. Zarzuciam wic szersz sie. Co byo na obrzeach Chicago? Chd. Byo zimno i troch j to martwio. Gdzie? Sprbowaam przywoa obraz tego miejsca i znowu uderzyam w niewidzialn cian. - Za miastem... na odludziu - wysapaam. - Park narodowy, z dala od terenw zamieszkanych. Nie bya tam nigdy wczeniej, ale wiedziaa, jak tam dotrze. - Kiedy? - Wkrtce - odparam byskawicznie. - Jak dugo tu jestem? - Leczenie ywiciela zajo nam dziewi dni, chcielimy mie absolutn pewno, e ciao jest w peni sprawne - powiedzia Uzdrowiciel. - Wszczepienie byo dzisiaj, dziesitego dnia. Dziesi dni. Przez moje ciao przelaa si fala ulgi. - Za pno - powiedziaam. - Nawet na odnalezienie wiadomoci. Czuam reakcj ywiciela - czuam j o wiele za dobrze. Bya niemale... zadowolona z siebie. Pozwoliam, aby moje usta wypowiedziay sowa, ktre pomylaa: - Nie przyjdzie. - Nie przyjdzie? - podchwycia owczyni. - Kto taki? Niewidzialny mur wyrs ze zdwojon si. Spnia si jednak tym razem o uamek sekundy. Mj umys ponownie wypenia tamta twarz. Pikna, opalona na zoto, z lnicymi oczami. Jej widok by dziwnie, intensywnie przyjemny. Dzika zo, z jak ywiciel odgrodzi mnie od swych wspomnie, na wiele si tym razem nie zdaa. - Jared odparam. Jared jest bezpieczny dodaam tak szybko, jakby bya to moja wasna myl. Ale nie bya.

ROZDZIA 4 SENJest zbyt ciemno jak na takie gorco, a moe zbyt gorco jak na tak ciemno. W kadym razie co tu jest nie tak. Kucam w pmroku za duym, rzadkim krzakiem. Wypociam z ciaa ju chyba ca wod. Pitnacie minut temu z garau wyjecha samochd. Od tamtego czasu w domu nie zapalio si wiato. Drzwi do raju stoj lekko uchylone, widocznie klimatyzator czerpie powietrze z zewntrz. Wyobraam sobie ten chodny wiew wilgotnego powietrza. Jaka szkoda, e mnie nie siga. Burczy mi w brzuchu, wic napinam minie, eby powstrzyma odgos. Dookoa panuje taka cisza, e kto mgby usysze. Jestem strasznie godna. Ale jest co, co doskwiera mi jeszcze bardziej - pusty brzuch kogo innego, dobrze ukrytego w odlegym miejscu, czekajcego samotnie w ciemnociach jaskini, ktra chwilowo suy nam za dom. Ciasna, pena wystajcych ska wulkanicznych. Jak on sobie poradzi, jeli nie wrc? Czuj si za niego odpowiedzialna jak matka, cho przecie nie wiem nic o macierzystwie. Mczy mnie poczucie okropnej bezsilnoci. Jamie jest godny. Obserwuj ten dom od wielu godzin. W bezporednim ssiedztwie nie ma adnych innych. Wyglda te na to, e waciciele nie maj psa. Powoli wstaj z kucek, cho ydki mi si buntuj, ale nie podnosz gowy, nadal chowam si za krzakiem. Spogldam na wiodc do domu piaszczyst ciek, bielejc w bladym wietle gwiazd. Od strony drogi cisza, adnego samochodu. Kiedy te potwory o wygldzie miej starszej pary wrc, od razu zrozumiej, kim jestem, i natychmiast rozpocznie si pocig. Musz by wtedy daleko std. Oby miay w planach dugi wieczr w miecie. Zdaje si, e dzi jest pitek. Tak skrupulatnie trzymaj si naszych zwyczajw, e trudno zauway rnic. Swoj drog, wanie dlatego udao im si nas zwyciy. Pot siga mi ledwie do talii. Przechodz z atwoci, bezszelestnie. Dalej jest wir i musz stpa bardzo ostronie, eby nie zgrzyta mi pod stopami. W kocu docieram do tarasu, na ktrym jest posadzka. Zostawili odsonite zasony. wiato gwiazd wystarcza mi, aby stwierdzi, e po domu

nikt nie chodzi. W kwestii wystroju waciciele najwyraniej ceni sobie prostot, co mnie cieszy, gdy dziki temu nie ma tam wielu miejsc, w ktrych kto mgby si schowa. Oczywicie oznacza to rwnie, e w razie kopotw i ja nie bd miaa si gdzie ukry. Tyle e nawet gdybym miaa, i tak koniec kocw na niewiele by si to zdao. Powoli odsuwam drzwi, najpierw te z moskitier, pniej szklane. Obie pary otwieraj si bezszelestnie. Ostronie stawiam stop na kafelkach, ale ju tylko z przyzwyczajenia. Nikogo tu nie ma. Chodne powietrze, jak cudownie. Kuchni mam po lewej. Poznaj po lnicych granitowych blatach. Zdejmuj pcienn torb z ramienia i zaczynam od lodwki. Wstrzymuj oddech, gdy zapala si w niej wiato, ale szybko znajduj odpowiedni guzik i przyciskam go duym palcem u stopy. Nic teraz nie widz, ale nie mam czasu na przyzwyczajanie oczu do ciemnoci. Szukam po omacku. Mleko, ser w plastrach, resztki obiadu w plastikowej miseczce. Oby to by ten kurczak z ryem, ktrego widziaam, jak przyrzdzali. Zjemy to dzisiaj na kolacj. Sok, worek jabek. Mae marchewki. Jutro bd jeszcze dobre. Przechodz do spiarni. Potrzebuj teraz jedzenia, ktre si nie psuje. Wraca mi wzrok. Zgarniam z pek wszystko, co mog unie. Mm, ciasteczka z czekolad, pycha. Mam wielk ochot natychmiast je otworzy, ale zaciskam tylko zby, nie zwaajc na skurcze pustego odka. Torba zbyt szybko nabiera ciaru. Starczy nam tego ledwie na tydzie, nawet jeli bdziemy oszczdni. A ja zupenie nie mam ochoty by oszczdna; marz, by si naje do syta. Pakuj po kieszeniach batoniki musli. Jeszcze jedno. Pdz do zlewu i napeniam bidon wod. Potem nachylam si jeszcze i pij prosto z kranu. Woda wydaje w odku dziwne dwiki. Pora si std wynosi. Wczaj mi si nerwy. Chc jak najszybciej opuci to miejsce. Cywilizacja rwna si niebezpieczestwo. Idc ku wyjciu, spogldam pod nogi, eby nie wywrci si z moj cik torb, dlatego dopiero chwytajc za klamk, dostrzegam stojc przed domem czarn sylwetk. Z ust wydobywa mi si niemdry stumiony pisk; jednoczenie sysz, jak nieznajomy mamrocze pod nosem jakie przeklestwo. Obracam si na picie i rzucam w stron drzwi frontowych. Mam nadziej, e nie s zaryglowane, a przynajmniej, e atwo je otworzy.

Nie zdyam nawet przebiec dwch krokw, gdy dua, twarda rka nieznajomego chwyta mnie za ramiona i przyciga do siebie. Za wysoki, za silny, by mg by kobiet. Odzywa si niskim gosem, rozwiewajc wszelkie wtpliwoci. - Otwrz tylko usta, a zginiesz. - Przykada mi do szyi cienk, ostr krawd, wrzynajc si w skr. Czego nie rozumiem. Dlaczego daje mi wybr? Kim jest ten potwr? Z tego, co mi wiadomo, one nigdy nie ami zasad. Mog odpowiedzie tylko w jeden sposb. - miao - wyrzucam z siebie przez zby. - No, miao. Nie chc by pasoytem! Czekam, a podetnie mi gardo, i czuj bl w sercu. Kade jego uderzenie jest jak imi. Jamie. Jamie. Jamie. Co si teraz z tob stanie? - Sprytne - mamrocze nieznajomy, jakby w ogle nie do mnie mwi. - To pewnie owca. Nieza puapka. Skd wiedzieli? - Odejmuje mi n od szyi, ale zaciska na niej do tward jak stal. Ledwie oddycham. - Gdzie reszta? - pyta stanowczo, nie zmniejszajc ucisku. - Jestem sama - odpowiadam z trudem. Nie mog go zaprowadzi do Jamiego. Co zrobi Jamie, gdy nie wrc? Jest godny! Uderzam go z caej sity okciem w brzuch i od razu tego auj. Bolao. Ma tam tak samo twarde minie jak w ramionach. Dziwne. Takie minie zawdzicza si cikiej pracy albo obsesyjnemu treningowi, a przecie pasoytw nie dotyczy ani jedno, ani drugie. On nawet nie drgn. Zrozpaczona wbijam mu pit w rdstopie. To go zaskoczyo, chwieje si, a ja prbuj si wyrwa, ale chwyta za torb i przyciga z powrotem do siebie. Jego do znowu lduje na moim gardle. - Krewka jeste jak na pasoyta. A podobno nie lubicie przemocy. To, co mwi, nie ma sensu. Mylaam, e wszyscy obcy s tacy sami. Najwidoczniej jednak i wrd nich zdarzaj si pomylecy. Rzucam si i szarpi, prbujc wyrwa si z jego ucisku. Wbijam mu paznokcie w rami, lecz wtedy jeszcze mocniej ciska mnie za gardo. Naprawd ci zabij, syszysz, potworze? Nie blefuj. - To na co czekasz! Nagle wzdycha gwatownie. Czybym go uderzya? Nie czuj adnego blu. Puszcza moje rami i chwyta mnie za wosy. A wic jednak. Podetnie mi gardo. Czekam

na mier. On tymczasem zabiera do z mojego garda i zaczyna gorczkowo obmacywa mi kark. Czuj na skrze ciepo jego szorstkich palcw. Co upada z haasem na podog. Upuci n? Zaczynam si zastanawia, jak po niego sign. Moe gdyby udao si schyli. Jego do nie zaciska mi si mocno na karku, dam rad si wyrwa. Chyba syszaam, w ktrym miejscu upad n. Nagle obraca mnie gwatownie ku sobie. Sysz pstryknicie i w tej samej chwili moje lewe oko zalewa wiato. Odruchowo prbuj odrzuci gow w bok, ale on jeszcze mocniej zaciska do na moich wosach. Po chwili wieci mi w prawe oko. - Nie do wiary - szepcze. - Ty cigle jeste czowiekiem. Obejmuje domi moj twarz i gwatownym ruchem przyciska usta do moich. Na chwil zastygam w bezruchu. Nikt mnie nigdy nie pocaowa. Nie w taki sposb. Znaam tylko pocaunki w policzek i w czoo, ktre przed wieloma laty dostawaam od rodzicw. Nie sdziam, e kiedykolwiek co takiego poczuj. Nawet teraz nie wiem do koca, jakie to uczucie. Jestem zbyt przeraona. Wymierzam z zaskoczenia cios kolanem. Udao si, zaparo mu dech w piersi, jestem wolna. Nie rzucam si jednak ponownie ku drzwiom frontowym, tak jak mgby si spodziewa, lecz przemykam mu pod ramieniem i wybiegam przez otwarte drzwi do ogrodu. Chyba jestem w stanie mu uciec, nawet z ciarem na plecach. Nie zacz jeszcze mnie goni, sysz, e cigle dochodzi do siebie. Wiem, dokd biec, w tych ciemnociach nie zostawi po sobie ladw. Na szczcie ani na moment nie upuciam torby z jedzeniem. Za to chyba zgubiam batoniki musli. - Poczekaj! - krzyczy. Zamknij si, myl, ale mu nie odpowiadam. Biegnie za mn. Jego gos si zblia. - Nie jestem jednym z nich! Akurat. Biegn dalej, nie odrywajc wzroku od ziemi. Mj tata zawsze mi powtarza, e biegam jak lampart. Zanim nadszed koniec wiata, byam mistrzyni stanu. - Posuchaj! - nie przestaje krzycze na cay gos. - Udowodni ci. Zatrzymaj si i popatrz! Niedoczekanie. Zbaczam ze cieki i wbiegam pomidzy zarola. - Mylaem, e zostaem sam! Chc z tob porozmawia! Prosz ci!

Zaskoczyo mnie, jak blisko jest za mn. - Przepraszam, e ci pocaowaem! To byo gupie! To przez samotno! - Zamknij si - nie mwi tego gono, ale wiem, e mnie syszy. Jest coraz bliej. Jeszcze nigdy nikt mnie nie przecign. Prbuj biec jeszcze szybciej. On te przyspiesza. Coraz ciej oddycha. Nagle co wielkiego powala mnie od tyu na ziemi. Mam piasek w ustach. Przygniata mnie ciar tak duy, e z trudem oddycham. - Poczekaj. Chwil. - Prbuje zapa dech. Przesuwa si i obraca mnie na plecy. Siada na mnie okrakiem, unieruchamiajc moje rce swoimi nogami. Zgniecie mi cae jedzenie. Staram si wylizn, wciekle jczc. - Zobacz, zobacz! - Wyjmuje z kieszeni w spodniach niewielki, poduny przedmiot, przekrca kocwk - wystrzeliwuje z niej snop wiata - i wieci sobie w twarz. W wietle latarki jego skra wyglda to. Ma mocno zarysowane koci policzkowe, dugi, chudy nos, kanciasty podbrdek. Usta rozcigaj mu si w umiechu, jak na mczyzn ma wydatne wargi. Brwi i rzsy zbielay mu od soca. Ale nie to prbuje mi pokaza. Jego oczy koloru ziemi lni wycznie odbitym wiatem, jak u czowieka. wieci sobie latark na przemian w lewe i prawe oko. - Widzisz? Rozumiesz? Jestem taki jak ty. - Poka kark - odpowiadam podejrzliwym tonem. Nie dam si oszuka. Nie rozumiem, po co ta caa farsa, ale nie wierz w adne jego sowo. Nie ma ju dla mnie nadziei. - Ale... co to da? - Wykrzywia usta. - Oczy powinny ci wystarczy. Widzisz, e nie jestem jednym z nich. - Dlaczego nie chcesz pokaza karku? - Bo mam tam blizn - przyznaje. Prbuj mu si wywin, ale chwyta mnie za ramiona i przyciska do ziemi. - Sam j sobie zrobiem - tumaczy. - Chyba nawet niele mi wyszo, cho bolao jak diabli. Nie wszyscy maj takie adne dugie wosy jak ty. Blizna pomaga mi udawa, e jestem jednym z nich. - Zejd ze mnie. Waha si przez chwil, po czym wstaje jednym zwinnym ruchem, nie uywajc rk. Wyciga do mnie do.

- Prosz, nie uciekaj. I... prosibym te, eby mnie ju wicej nie kopaa. Nie ruszam si z miejsca. I tak nie dam rady uciec, dogoniby mnie. - Kim jeste? - pytam ptszeptem. Umiecha si szeroko. - Nazywam si Jared Howe. Ostatni raz rozmawiaem z drugim czowiekiem ponad dwa lata temu, wic pewnie mog ci si wydawa troch... stuknity. Przepraszam. Ale powiedz, jak masz na imi? - Melanie - szepcz. - Melanie. Nie masz pojcia, jak mi mio. Zaciskam kurczowo donie na torbie z jedzeniem, nie spuszczajc z niego wzroku. Powoli wyciga do jeszcze bliej. Chwytam j. Dopiero widzc nasze donie splecione razem, uwiadamiam sobie, e mu ufam. Pomaga mi si podnie, ale nie puszcza mojej rki nawet wtedy, gdy ju stoj o wasnych siach. - Co teraz? - pytam przezornie. - Nie moemy tu duej zosta. Wrcisz ze mn na chwil do tego domu? Zostawiem tam pust torb. Wyprzedzia mnie. Potrzsam gow. Widz na jego twarzy zrozumienie, chyba poj, e musi si ze mn obchodzi bardzo delikatnie. - W takim razie poczekasz tu na mnie? - pyta agodnym tonem. - Zajmie mi to tylko chwil. Zdobd dla nas wicej jedzenia. - Dla nas? - Naprawd mylisz, e pozwol ci teraz odej? Bd szed za tob, nawet jeli mi zabronisz. Nie chc nigdzie i bez niego. - Ja... - Jak tu nie ufa w peni drugiemu czowiekowi? Jestemy dla siebie rodzin, gatunkiem na wymarciu. - Nie mam czasu. Mam przed sob dug drog, a... Jamie na mnie czeka. - Czyli nie jeste sama. - Na jego twarzy po raz pierwszy maluje si niepewno. - To mj brat. Ma dopiero dziewi lat i bardzo si boi, kiedy zostaje sam. Zanim do niego dotr, minie p nocy. Bdzie si martwi, czy mnie nie zapali. Jest bardzo godny. Jakby na podkrelenie ostatniego sowa mj brzuch burczy gono. Jared umiecha si

tylko, jeszcze bardziej promiennie ni wczeniej. - Co powiesz na to, ebym ci podwiz? - Podwiz? - Dobijmy targu. Ty tu poczekasz, a przynios wicej jedzenia, a ja zabior ci moim jeepem, gdziekolwiek zechcesz. Samochd jest szybszy ni nogi - nawet twoje. - Masz samochd? - Oczywicie. Nie mylisz chyba, e dotaram tu pieszo? Szam tutaj bite sze godzin. Przypominam to sobie i czuj, jak marszcz mi si brwi. - Ani si obejrzysz, a bdziesz znowu z bratem. Nie ruszaj si std, dobrze? Kiwam gow. - I prosz ci, zjedz co. Nie chciabym, eby twj brzuch nas wyda. - Umiecha si szeroko, mruc oczy. Czuj mocniejsze uderzenie serca i wiem, e bd tu na niego czeka, nawet jeli zajmie mu to ca noc. Cigle trzyma moj do. Wypuszcza j bez popiechu, nie odrywajc wzroku od moich oczu. Cauje mnie znowu i tym razem czuj to bardzo wyranie. Nawet w tym upale jego mikkie usta wydaj si gorce. Instynktownie wycigam ku niemu rce. Dotykam jego ciepych policzkw i szorstkich wosw z tyu gowy. Palce przelizguj mi si po podunym wybrzuszeniu na karku. Krzycz. Ocknam si zlana potem. Jeszcze zanim na dobre si przebudziam, wdrowaam palcami po szyi, ledzc bieg podunej blizny po zabiegu. Niewielkie rowe znami byo ledwie wyczuwalne. rodki, ktrych uy Uzdrowiciel, speniy swoje zadanie. Sabo zagojona blizna Jareda bya tak naprawd bardzo marnym kamuflaem. Zapaliam nocn lampk i pooyam si na plecach, czekajc, a opadnie mi adrenalina i uspokoi si oddech. Sen by bardzo realistyczny. Nowy, a zarazem bardzo podobny do wielu innych, ktre drczyy mnie nocami w cigu ostatnich miesicy. To nie mg by sen. To wspomnienia. Wci czuam na ustach ar jego warg. Rce, nie pytajc mnie o zdanie, szukay w skotowanej pocieli czego, czego nie mogy tam znale. Wreszcie podday si i puste opady bezwadnie na ko, a wtedy al cisn mi serce.

Zamrugaam, prbujc pozby si wilgoci w oczach. Nie mogam ju tego znie. Jak inni sobie z tym radzili - z ciaami, ktrych wspomnienia nie chciay odej w przeszo, tam gdzie ich miejsce? Z uczuciami tak potnymi, e sama nie wiedziaam, co waciwie czuj? Jutro bd wycieczona, pomylaam, ale czuam, e jestem zbyt rozbudzona, eby zasn w cigu najbliszych paru godzin. Moe lepiej po prostu napisa raport i mie to z gowy. Moe uda mi si dziki temu oderwa myli od rzeczy, o ktrych wolaabym nie myle. Wygrzebaam si z ka i potoczyam w stron stojcego na pustym biurku komputera. Ekran monitora rozwietli si po kilku sekundach, kolejne kilka zajo mi uruchomienie programu pocztowego. Nietrudno byo znale adres owczyni; miaam tylko cztery kontakty: j, Uzdrowiciela, mojego nowego pracodawc oraz jego on, a moj Pocieszycielk. Z moj ywicielk, Melanie Stryder, by kto jeszcze. Pisaam od razu na temat, nie bawic si w formuki powitalne. Nazywa si Jamie Stryder, jest jej bratem. Uwiadomiam sobie, jaka jest silna, i przeja mnie naga trwoga. Przez cay ten czas nawet przez myli mi nie przeszo, e mg z ni by may chopiec - nie dlatego, e mao dla niej znaczy, lecz przeciwnie, dlatego e strzega go bardziej ni innych tajemnic, do ktrych udao mi si dotrze. Ile jeszcze miaa takich sekretw? Tak wanych, tak jej drogich, e pilnowaa, aby nie pojawiy si nawet w moich snach? Czy bya, a tak silna? Pisaam dalej drcymi palcami. Teraz pewnie jest ju nastolatkiem. Moe mie jakie trzynacie lat. Mieszkali w prowizorycznym obozowisku na pnoc od miasta Cave Creek w Arizonie, tak mi si wydaje. Ale to byo kilka lat temu. W kadym razie mona poszuka na mapie linii, o ktrych wspominaam wczeniej. Jeeli dowiem si czego wicej, oczywicie dam zna. Nacisnam wylij. Nie miny dwie sekundy, a ogarna mnie trwoga. Tylko nie Jamie! Jej gos rozbrzmia w mojej gowie tak wyranie, jakbym sama si odezwaa. Otrzsnam si przeraona.

Oprcz obezwadniajcego strachu poczuam te nagle absurdalne pragnienie napisania drugiego e - maila i przeproszenia owczyni za to, e wysaam jej swoje bzdurne sny. Chciaam napisa, e byam na wp nieprzytomna, i poprosi, eby zapomniaa o tych gupotach. To pragnienie nie byo moje. Wyczyam komputer. Nienawidz ci, warkn gos w mojej gowie. - W takim razie moe powinna si wynie - odgryzam si. Na dwik mojego wasnego gosu przeszed mnie dreszcz. Nie mwia nic do mnie od tamtych pierwszych chwil w szpitalu. Dopiero teraz zrozumiaam, e jest coraz mocniejsza. Zupenie jak te sny. Nie miaam adnych wtpliwoci - jutro bd musiaa odwiedzi moj Pocieszycielk. Na sam myl stany mi w oczach zy zawodu i upokorzenia. Wrciam do ka i przykryam twarz poduszk, starajc si nie myle o niczym.

ROZDZIA 5 PACZ- Witaj, Wagabundo! Wejd, prosz, i rozgo si. Przez chwil zawahaam si, stojc w drzwiach, jedn nog w gabinecie Pocieszycielki, drug na zewntrz. Umiechna si do mnie, unoszc leciutko kciki ust. Umiaam ju czyta ludzk mimik; delikatne ruchy i drgnienia mini po paru miesicach pobytu na Ziemi nie byy dla mnie tajemnic. Zrozumiaam, e mj wewntrzny opr troch j bawi. Jednoczenie wyczuwaam, e jest nieco sfrustrowana faktem, i nadal przychodz do niej bardzo niechtnie. Westchnam cicho, zrezygnowana, wkroczyam do nieduego, ja - skrawego pomieszczenia i usiadam tam gdzie zawsze - w mikkim czerwonym fotelu, jak najdalej od niej. Zacisna usta. Nie chciaam spojrze jej w oczy, wic wygldaam przez otwarte okno na sunce po sonecznym niebie oboki. Gabinet wypeniaa delikatna wo oceanu. - A wic, moja droga. Dawno si nie widziaymy. Posaam jej spojrzenie pene poczucia winy. - Ostatnim razem nie mogam, jeden z moich studentw mnie potrzebowa. Zostawiam w tej sprawie wiadomo... - Tak, wiem - odpara, znowu leciutko si umiechajc. - Odebraam j. Jak na starsz kobiet bya atrakcyjna, przynajmniej wedug ludzkich standardw. Nie farbowaa wosw - byy puszyste, naturalnie szare, bardziej biae ni srebrne, dugie, upite w luny warkocz. Intrygowaa mnie ziele jej oczu - nie widziaam takiej u nikogo innego. - Przepraszam - powiedziaam, gdy odniosam wraenie, e czeka, a co powiem. - W porzdku. Rozumiem. Te spotkania nie s dla ciebie atwe. Chciaaby, eby nie byy ci w ogle potrzebne. Nigdy wczeniej nie byy. Teraz jest inaczej i to ci martwi. Spuciam wzrok na drewniany parkiet. - Tak, ma pani racj. - Pamitam, e prosiam ci, eby mwia mi Kathy. - Dobrze... Kathy. Zamiaa si cichutko. - Nie oswoia si jeszcze z ludzkimi imionami, prawda? - Nie. Prawd mwic... to dla mnie troch jak kapitulacja.

Podniosam wzrok i zobaczyam, e wolno mi przytakuje. - No tak, potrafi zrozumie, dlaczego. Szczeglnie w twoim przypadku. Przeknam gono lin i ponownie wbiam wzrok w podog. - Porozmawiajmy teraz na atwiejszy temat - zaproponowaa. - Czy twoje nowe Powoanie nadal sprawia ci przyjemno? - Tak - odparam bez zastanowienia. Rzeczywicie, by to dla mnie atwiejszy temat. Wanie zaczam nowy semestr. Zastanawiaam si wczeniej, czy aby si nie znudz, powtarzajc od nowa ten sam materia, ale na razie jest ciekawie. Mam nowych suchaczy, wic jest inaczej. - Curt opowiada mi o tobie same dobre rzeczy. Mwi, e twoje zajcia nale do najbardziej obleganych na caej uczelni. Lekko si zarumieniam. - Mio mi to sysze. Jak si miewa twj partner? - Dzikuj, Curt ma si wietnie. Nasi ywiciele s w znakomitym stanie, biorc pod uwag ich wiek. Myl, e przed nami jeszcze wiele lat ycia. Byam ciekawa, czy Kathy zamierza zosta na Ziemi i w stosownym czasie po prostu zmieni ywiciela, czy te przeniesie si gdzie indziej. Wolaam jednak nie zadawa pyta, ktre mogyby skierowa rozmow na niewygodne tematy. Wrciam wic do poprzedniego wtku. - Lubi uczy. Na Planecie Wodorostw miaam do podobne Powoanie, wic atwo byo mi si przyzwyczai. Mam u Curta dug wdzicznoci. - To oni maj szczcie, e u nich pracujesz - odpara Kathy, umiechajc si ciepo. - Nie wiem, czy zdajesz sobie spraw, e rzadkoci jest nawet profesor historii z dwiema planetami w yciorysie. A ty mieszkaa prawie wszdzie. I do tego na Pocztku! Nie znajdziesz na tym wiecie szkoy, ktra nie chciaaby ci mie u siebie. Curt gowi si, jak by tu ci zaj, eby nie miaa czasu nawet pomyle o przeprowadzce. - Profesor nadzwyczajny - uciliam. Kathy umiechna si, po czym wzia gboki oddech, powaniejc. - Nie byo ci u mnie tak dugo, e pomylaam, i moe twoje problemy same si rozwizay. Ale potem uwiadomiam sobie, e moe by odwrotnie; e nie chcesz si ze mn spotka, bo jest coraz gorzej. W milczeniu przygldaam si swoim doniom. Byy jasnobrzowe - nie bledy, nawet gdy nie spdzaam zbyt wiele czasu na socu. Tu

nad lewym nadgarstkiem ciemnia duy pieg. Paznokcie miaam krtko przycite. Nie lubiam nosi dugich, ich dotyk nie by przyjemny. Poza tym moje palce byy bardzo dugie i chude - z dugimi paznokciami wygldaam dziwnie. Nawet jak na czowieka. Odchrzkna, przerywajc blisko minutow cisz. - Czy moje przeczucie nie byo suszne? - Kathy - wymwiam starannie jej imi, grajc na zwok. - Dlaczego zatrzymaa imi swojego ywiciela? Czy po to, eby by bardziej... w zgodzie? Z ywicielem? - Miaam te ochot zapyta o decyzj Curta, ale bya to bardzo osobista sprawa. Pytanie o to kogokolwiek innego ni jego samego, nawet jego partnerki, byoby niestosowne. Zreszt baam si, e moe i tak przekroczyam ju granic taktu. Kathy jednak tylko si zamiaa. - O rany, nie, skde znowu. Nie mwiam ci o tym? Hmm. Moe nie, w kocu moja praca polega na suchaniu, nie na mwieniu. Wikszo dusz, z ktrymi rozmawiam, nie potrzebuje a tyle wsparcia. Czy wiesz, e przybyam na Ziemi w jednym z pierwszych rzutw, jeszcze zanim ludzie zaczli sobie zdawa spraw z naszej obecnoci? Miaam ludzkich ssiadw po obu stronach domu. Przez kilka lat musielimy z Curtem udawa naszych ywicieli. Nawet pniej, kiedy ju zasiedlilimy ca najblisz okolic, moglimy w kadej chwili natkn si na czowieka. Dlatego po prostu zostaam Kathy. Inna sprawa, e moje poprzednie imi w tumaczeniu na ten jzyk ma czternacie sw i trudno je zgrabnie skrci. Mwic to, umiechna si szeroko. Wpadajce z zewntrz wiato odbio si od jej oczu i zamigotao na cianie zielonym refleksem. Przez chwil jej tczwki mieniy si jak szmaragdy. Do tej pory nie miaam pojcia, e ta delikatna, czua kobieta bya w pierwszym szeregu kolonizatorw. Potrzebowaam paru chwil, eby przetworzy nowe informacje. Przygldaam si jej, zdumiona i zarazem pena uznania. Nigdy nie traktowaam Pocieszycieli zbyt powanie nigdy, a do dzi, nie miaam ku temu powodw. Pomagali tym, ktrzy nie radzili sobie sami, czyli sabym, i wstydziam si, e musz tu przychodzi. Nieznane mi wczeniej fakty z przeszoci Kathy sprawiy, e nie czuam si ju przy niej tak zaenowana. Wiedziaa, na czym polega sia. - Trudno ci byo? - zapytaam. - Udawa jedn z nich? - Nie, nieszczeglnie. Widzisz, kiedy umieszczono mnie w tym ciele, musiaam si przyzwyczai do tak wielu nowych rzeczy. Moje zmysy odbieray mnstwo dozna. Na pocztku cakiem mnie to absorbowao.

- A Curt... Postanowia pozosta z partnerem swojego ywiciela? Gdy byo ju po wszystkim? Tym razem moje pytanie byo bardziej dociekliwe i Kathy od razu to poja. Poprawia si w fotelu, podnoszc stopy i opierajc jedn na drugiej. Odpowiadaa wpatrzona w punkt gdzie ponad moj gow. - Tak, wybraam Curta. A on mnie. Oczywicie na pocztku to by czysty przypadek, taki a nie inny przydzia obowizkw. Zbliy nas czas, ktry spdzalimy razem, i ryzyko, ktre dzielilimy podczas naszej misji. Widzisz, jako rektor uniwersytetu Curt mia rozliczne kontakty. W naszym domu odbyway si zabiegi. Miewalimy czsto goci. Przychodzili do nas ludzie, a wychodziy dusze w ludzkiej powoce. Wszystko odbywao si szybko i po cichu - sama wiesz, jak gwatowny potrafi by ten gatunek ywicieli. ylimy z dnia na dzie ze wiadomoci, e kada godzina moe si okaza nasz ostatni. Towarzyszyy nam due emocje, bardzo czsto strach. Tak wic, jak widzisz, nie brakowao nam dogodnych powodw, by si zwiza i pozosta par nawet wwczas, gdy mona ju byo wyj z ukrycia. I mogabym ci okama, uspokoi, mwic, e wanie te powody byy rozstrzygajce. Ale... - Tu potrzsna gow, po czym jakby zapada si gbiej w fotel, wbijajc we mnie wzrok. - Przez wszystkie te tysiclecia ludziom nie udao si rozgry zagadki, jak jest mio. Na ile jest spraw ciaa, a na ile umysu? Ile w niej przypadku, a ile przeznaczenia? Dlaczego zwizki doskonae si rozpadaj, a te pozornie niemoliwe trwaj w najlepsze? Ludzie nie znaleli odpowiedzi na te pytania i ja te ich nie znam. Mio po prostu jest albo jej nie ma. Mj ywiciel kocha ywiciela Curta i ta mio przetrwaa nawet wtedy, gdy umysy zmieniy wacicieli. Przygldaa mi si uwanie. Widzc, e osuwam si w fotelu, uniosa lekko brwi. - Melanie nadal opakuje utrat Jareda - powiedziaa oznajmiajcym tonem. Kiwnam twierdzco gow, ledwie zdajc sobie z tego spraw. - Ty go opakujesz. Zamknam oczy. - Cigle miewasz te sny? - Co noc - wymamrotaam. - Opowiedz mi o nich. - Jej gos by agodny, przekonujcy. - Nie lubi do nich wraca. - Wiem. Sprbuj. Moe ci to pomoe.

- Jak? Co z tego, e ci powiem, i widz jego twarz za kadym razem, gdy zamykam oczy? Ze budz si i pacz, bo nie ma go przy mnie? e jej wspomnienia s tak silne, i nie potrafi ich ju oddzieli od moich wasnych? Zamilkam gwatownie, zaciskajc zby. Kathy wyja z kieszeni bia chusteczk i wycigna j w moj stron. Widzc, e nie ruszam si z miejsca, wstaa, podesza do mnie i upucia mi j na kolana, po czym usiada na oparciu mojego fotela, czekajc. Trwaam uparcie w bezruchu przez kolejne p minuty. Wreszcie w zoci chwyciam chusteczk i wytaram oczy. - Nie znosz tego. - Wszyscy pacz przez pierwszy rok. Te uczucia s po prostu nieznone. Kade z nas ma w sobie troch dziecka, czy tego chcemy, czy nie. Kiedy rozklejaam si za kadym razem, gdy widziaam adny zachd soca. Albo nawet jedzc maso orzechowe. - Poklepaa mnie delikatnie po czubku gowy, nastpnie czule pocigna palcami po kosmyku, ktry chowaam zawsze za ucho. - Masz takie adne, lnice wosy - zauwaya. - Za kadym razem, kiedy si widzimy, s krtsze. Dlaczego? Widziaa moje zy, nie miaam ju w jej oczach wiele do stracenia. Czemu miaabym kama, tak jak zwykle, e krtsze s atwiejsze w utrzymaniu? W kocu jestem tu po to, eby si zwierzy i otrzyma wsparcie. - eby zrobi jej na zo. Ona woli, jak s dugie. Nie wydaa adnego odgosu zdumienia, cho chyba wanie takiej reakcji oczekiwaam. Kathy bya naprawd dobra w swoim zawodzie. Jej niepokj zdradzay tylko sekundowa pauza i chwilowe problemy ze znalezieniem sw. - Czyli... ona... ona cigle... tam jest? Daam ujcie przeraajcej prawdzie. - Gdy zechce. Nasza historia j nudzi. Kiedy pracuj, jest jakby upiona. Ale to nie znaczy, e jej nie ma, o nie. Czasem jej obecno wydaje mi si tak samo prawdziwa jak moja. Te ostatnie sowa wypowiedziaam, ju szeptem. - Wagabundo! - wykrzykna przeraona Kathy. - Dlaczego nic mi nie powiedziaa? Jak dugo to ju trwa? - Jest coraz gorzej. Zamiast sabn, robi si coraz silniejsza. Nie jest tak le, jak w

przypadku, o ktrym mwi Uzdrowiciel - rozmawiaymy o Kevinie, pamitasz? Nie przeja nade mn kontroli. Nie uda jej si. Nie pozwol na to! - Mj gos by coraz wyszy. - Oczywicie, e jej si nie uda. - Kathy prbowaa mnie uspokoi. - Oczywicie, e nie. Ale skoro jeste tak... nieszczliwa, powinna bya mi powiedzie wczeniej. Musimy ci umwi z Uzdrowicielem. Byam w tak zym stanie, e upyna chwila, zanim pojam, o co jej chodzi. - Jak to z Uzdrowicielem? Chcesz, ebym porzucia to ciao? - Gdyby si zdecydowaa, nikt nie pomyli o tobie le. To zrozumiae, e gdy ywiciel jest wadliwy... - Wadliwy? Ona nie jest wadliwa. Chyba raczej ja. Jestem za saba na t planet! Opuciam gow i ukryam twarz w doniach. Ogarno mnie przemone poczucie upokorzenia. Oczy znowu zaszy mi zami. Kathy obja mnie za rami. Byam tak zajta poskramianiem swoich krnbrnych emocji, e wcale nie zareagowaam na ten gest zbytniego spoufalenia, cho miaam do tego prawo. Melanie te nie bya zachwycona. Nie podobao jej si, e obejmuje j obca istota. Oczywicie po tym, jak przyznaam w kocu, e jest silna, bya bardzo obecna i triumfujca. Radowaa si. Zawsze, kiedy rozpraszay mnie silne emocje, trudniej byo mi nad ni zapanowa. Staraam si uspokoi, by pokaza jej, gdzie jej miejsce. Tu jest moje miejsce. Jej myl bya saba, ale zrozumiaa. Oto, do czego ju doszo: bya na tyle silna, e moga do mnie mwi, kiedy tylko zapragna. Poczuam si rwnie strasznie jak wtedy w szpitalu, w pierwszych chwilach po przebudzeniu. Id sobie precz. Teraz to moje miejsce. Nigdy. - Wagabundo, skarbie, to nie tak. Nie jeste saba, obie o tym wiemy. - Uhm. - Posuchaj mnie. Jeste silna. Zdumiewajco silna. My, dusze, na og jestemy do siebie bardzo podobne, ale ty wykraczasz ponad przecitno. Twoja odwaga jest zadziwiajca. Twoje poprzednie ycia s tego wiadectwem. Moje poprzednie ycia moe i tak, ale teraz? Gdzie si tym razem podziaa moja sia? - Ale ludzko jest bardziej zrnicowana ni my - cigna Kathy. - U nich spektrum jest o wiele szersze, jedni s o wiele mocniejsi ni inni. Jestem wicie przekonana, e gdyby

umieszczono w tym ciele jak inn dusz, Melanie rozprawiaby si z ni w kilka dni. Moe to przypadek, a moe przeznaczenie, ale wyglda mi na to, e najsilniejszy spord nas trafi na najsilniejszego spord nich. - To chyba nie wiadczy zbyt dobrze o naszym gatunku, nieprawda? Zrozumiaa sugesti kryjc si w moich sowach. - Ale przecie ona wcale nie wygrywa. To ty tu ze mn siedzisz, skarbie. Ona jest tylko cieniem w zakamarku twojego umysu. - Mwi do mnie, Kathy. Cigle ma swoje wasne myli. Cigle ma przede mn tajemnice. - Ale chyba nie mwi za ciebie? Gdybym to ja bya na twoim miejscu, pewnie niewiele byabym w stanie powiedzie. Przemilczaam to. Byam rozbita. - Myl, e powinna rozway zmian ywiciela. - Kathy, sama przed chwil powiedziaa, e ona z atwoci zniszczyaby kad inn dusz. Nie jestem pewna, czy w to wierz - pewnie prbujesz mnie tylko pocieszy, na tym polega twoja praca. Ale jeeli ona rzeczywicie jest a tak silna, to chyba nie byoby w porzdku przekaza j komu innemu tylko dlatego, e nie umiem sobie z ni poradzi. Kogo zaproponowaaby na moje miejsce? - Nie powiedziaam tego, eby ci pocieszy, skarbie. - Skoro nie, to... - Nie sdz, eby zdecydowano si na umieszczenie w tym ywicielu innej duszy. - Ach! Dreszcz przeraenia przebieg mi po plecach. Nie tylko mnie ten pomys wytrci z rwnowagi. Brzydziam si takim rozwizaniem. Nie byam dezerterem. Na poprzedniej planecie - w wiecie Wodorostw, jak je tu nazywano - czekaam cierpliwie, zataczajc z ca reszt kolejne koa wok tamtejszych soc. Bycie przytwierdzon do ziemi zaczo mnie nuy szybciej, ni si spodziewaam, a dugo ycia Wodorostw w przeliczeniu na ziemskie lata wyniosaby kilka wiekw; mimo to nie porzuciam swojego ywiciela. Byoby to niewdzicznoci, marnotrawstwem, czynem niegodnym. Zaprzeczeniem tego, czym my, dusze, jestemy. Zawsze zaleao nam, aby czyni wiaty lepszymi. W przeciwnym razie nie zasugiwaybymy na to, by je zamieszkiwa. I rzeczywicie, wszdzie, gdzie pojawiy si dusze, panowao dobro, pikno i pokj. Co

innego ludzie, ci byli zupenie nieokrzesani. Zabijali si nawzajem tak czsto, e zbrodnia bya dla nich zwyczajn czci ycia. Rozliczne metody tortur, ktre stosowano tu od tysicy lat, przechodziy moje pojcie; nie mogam znie nawet suchych raportw na ten temat. Na prawie wszystkich kontynentach szalay wojny, w czasie ktrych zabijano w majestacie prawa, nie szczdzc nikogo. Nawet ludzie, ktrym dane byo y w pokoju, odwracali wzrok, widzc, jak czonkowie tego samego gatunku umieraj z godu pod ich drzwiami. Obfite bogactwa naturalne planety nie byy sprawiedliwie dzielone midzy wszystkich. I wreszcie, o zgrozo, ich wasne potomstwo - nastpne pokolenie, ktre wrd nas, dusz, otaczano niemale czci, gdy niesie obietnic ycia - padao nieraz ofiar straszliwych zbrodni. I to nie tylko z rk obcych ludzi, lecz take wasnych opiekunw. Ludzka lekkomylno i chciwo zacza w kocu zagraa caej planecie. Nie ulega wtpliwoci, e dziki nam Ziemia staa si lepszym miejscem. Wymordowalicie cay gatunek istot, a teraz poklepujecie si z uznaniem po plecach. Donie zacisny mi si w pici. Nie zapominaj, e ode mnie zaley, co si z tob stanie, zauwayam. No wic miao. Niech to morderstwo bdzie oficjalne. Blefowaam, ona zreszt te. Moe nawet wydawao jej si, e chce umrze. W kocu skoczya w szyb windy. Ale zrobia to w panice, przekonana o swojej porace. To zupenie co innego ni rozway to wnikliwie, siedzc w wygodnym fotelu. Kiedy zaczam rozmyla o ewentualnej zmianie ywiciela, poczuam w yach gwatowny przypyw adrenaliny - by to jej strach. Chciaam znowu by sama. Mie umys tylko dla siebie. Ten wiat by peen nowych, przyjemnych dozna i wspaniale byoby mc si nimi cieszy bez przeszkd, zamiast skupia ca uwag na rozsierdzonej jani, ktra nie chce mnie zostawi w spokoju. Melanie przysuchiwaa si moim rozwaaniom i skrcao j. Moe jednak powinnam si podda... Na samo to sowo a drgnam. Ja, Wagabunda, miaabym si podda? Uciec? Uzna porak i sprbowa jeszcze raz, ze sabym ywicielem, ktry nie bdzie sprawia kopotw? Potrzsnam gow. Nie mogam znie nawet tej myli. A poza tym... to byo moje ciao. Przyzwyczaiam si do niego. Polubiam uczucie napronych mini, zgitych staww, pracujcych cigien. Znaam dobrze swoje lustrzane odbicie. Opalona skra, podune, wyranie zarysowane koci twarzy, czepek z wosw w kolorze mahoniu, ciemny brz i ziele moich oczu - oto ja.

Chciaam ocali siebie. Nie mogam dopuci, by zniszczono to co moje.

ROZDZIA 6 GOZa oknami zaczto si nareszcie ciemnia. Gorcy jak na marzec dzie duy si niemiosiernie, jak gdyby na zo. Pocignam nosem i kolejny raz zoyam mokr chusteczk. - Kathy, pewnie masz inne rzeczy na gowie. Curt bdzie si martwi, gdzie jeste. - Zrozumie. - Nie mog tutaj siedzie w nieskoczono. Zreszt nic dzisiaj nie wskraymy. - Nie lubi prowizorycznych rozwiza. Nie chcesz nowego ywiciela... - Zgadza si. - W takim razie uporanie si z tym problemem pewnie zajmie ci troch czasu. Zacisnam bezsilnie zby. - Przyda ci si pomoc. Wierz mi, e wtedy wszystko przebiegnie szybciej i atwiej. - Bd si czciej umawia na wizyt, obiecuj. - Mam nadziej, cho nie do koca o to mi chodzio. - Masz na myli... pomoc innych osb? - Skuliam si lekko na myl o tym, e miaabym powtrzy dzisiejsze wyznanie komu nieznajomemu. - Jestem pewna, e masz takie same kwalifikacje jak inni Pocieszyciele. Nawet lepsze. - Nie mwi o innym Pocieszycielu. - Poprawia si i wyprostowaa w fotelu. - Powiedz mi, ilu masz znajomych? - Pytasz o ludzi z pracy? Widuj kilku innych wykadowcw prawie codziennie. Jest te paru studentw, z ktrymi czsto rozmawiam po zajciach... - A poza uczelni? Zamilkam. - Ludzcy ywiciele potrzebuj interakcji. Zreszt ty te nie zwyka by samotna. Dzielia myli z ca planet... - Nie umawialimy si na piwo - staraam si zaartowa, z marnym rezultatem. Umiechna si nieznacznie, po czym kontynuowaa: - Twj problem tak bardzo ci doskwiera, e nie potrafisz si skupi na niczym innym. Sprbuj moe mniej si na nim koncentrowa. Wspominaa, e Melanie si nudzi, kiedy pracujesz... e jest wtedy niemrawa. Moe gdyby udao ci si nawiza wicej kontaktw, znudzi

si jeszcze bardziej. cignam usta w zamyleniu. Istotnie, zmczona dugim i intensywnym dniem Melanie nie wydawaa si zachwycona tym pomysem. Kathy potakna gow. - Zamiast zajmowa si ni, zajmij si yciem. - To brzmi cakiem rozsdnie. - Kolejna rzecz to fizyczne instynkty tych cia. Pod wzgldem siy nie maj sobie rwnych. Pamitam, e na pocztku kolonizacji jedn z najwikszych trudnoci byo dla nas okieznanie popdu pciowego. Nie byo atwo, ale nie mielimy wyboru, jeeli nie chcielimy zwraca na siebie uwagi. - Umiechna si szeroko i przewrcia oczami, jakby przypomniao jej si co zabawnego. Nie doczekawszy si spodziewanej reakcji, westchna i zaoya rce na piersi. - Och, prosz ci, moja droga. Musiaa zauway. - No tak, oczywicie - wymamrotaam. Melanie poruszya si niespokojnie. - Naturalnie. Opowiadaam ci moje sny... - Nie chodzi mi teraz o wspomnienia. Nie spotkaa nikogo, kto dziaaby pobudzajco na twoje ciao? Chodzi mi o reakcj czysto chemiczn. Dokadnie przemylaam jej pytanie. - Nie wydaje mi si. W kadym razie nie zauwayam. - Wierz mi, e zauwayaby - odpara z kamienn twarz i potrzsna gow. - By moe powinna si bardziej rozglda. Dobrze ci to zrobi. Moje ciao a si wzdrygno. Melanie bya zniesmaczona, ja sama wcale nie mniej. Kathy wyczytaa to z mojej twarzy. - Nie pozwl jej decydowa o twoich kontaktach z wasnym gatunkiem, Wagabundo. Nie pozwl jej decydowa o twoim yciu. Zwlekaam chwil z odpowiedzi, prbujc pohamowa zo - uczucie, do ktrego cigle jeszcze nie przywykam. - Ona o niczym nie decyduje. Kathy uniosa brew. Gniew cisn mi gardo. - Ty te nie rozgldaa si za partnerem. Moe nie zadecydowaa o tym sama? Zignorowaa zo w moim gosie i starannie rozwaya pytanie. - By moe - odpara w kocu. - Trudno powiedzie. Ale rozumiem, co masz na myli. Mwic to, zacza skuba nitk u rbka koszuli, po czym, jakby uwiadomiwszy sobie, e unika mojego spojrzenia, stanowczym ruchem skrzyowaa donie i wyprostowaa ramiona. - Kto wie,

jaki wpyw maj na nas rni ywiciele z rnych planet. Tak jak mwiam wczeniej, myl, e czas przyniesie odpowied. Jeeli Melanie osabnie i ucichnie, moe uda ci si zainteresowa innym mczyzn, a jeli nie... c, owcy s bardzo skuteczni. Ju go szukaj. A jak jeszcze przypomnisz sobie co, co im pomoe... Zastygam w cakowitym bezruchu, lecz najwyraniej uszo to jej uwadze. - Moe w kocu go znajd i bdziecie mogli by razem. Jeeli jego uczucie jest rwnie silne, to jego nowa dusza raczej nie stanie na przeszkodzie. - Nie! - Nie byam pewna, czyj to okrzyk. Mg by mj. Mnie rwnie przeja groza. Zerwaam si na nogi, caa roztrzsiona. zy, cho wczeniej staway mi w oczach z byle powodu, tym razem si nie pojawiy, za to donie zacisny si w drce pici. - Wagabundo? Nie odezwaam si, tylko obrciam i ruszyam biegiem w stron drzwi, tumic sowa, ktre nie miay prawa pa z moich ust. Sowa, ktre nie mogy by moje. Ktre miay sens wycznie jako jej sowa, a mimo to czuam si tak, jakby byty moje. Nie mogy by moje. Nie mogy by wypowiedziane. To tak jakby go zabi! Sprawi, e przestanie istnie! Nie chc nikogo innego. Chc Jareda, a nie kogo o jego wygldzie! Bez niego samo ciao jest nic niewarte. Wybiegajc na ulic, syszaam, jak Kathy woa mnie po imieniu. Mieszkaam niedaleko, ale zdezorientowa mnie panujcy na ulicy pmrok. Minam dwie przecznice, zanim uprzytomniam sobie, e biegn w zym kierunku. Przechodnie dziwnie na mnie patrzyli. Nie byam ubrana na sportowo; wida byo, e nie uprawiam joggingu, tylko uciekam. Nikt mnie jednak nie zatrzymywa, wszyscy taktownie odwracali oczy. Musieli rozumie, e to mj nowy ywiciel i dlatego zachowuj si troch jak dziecko. Przestaam biec i ruszyam na pnoc, by nie przechodzi znowu obok gabinetu Kathy. Szam jednak bardzo szybko. Moje stopy uderzay o chodnik w zbyt krtkich odstpach, jak gdyby w rytm ywej piosenki. Bach, bach, bach o beton. O nie, to brzmiao zbyt wciekle, by mogo by muzyk. To byo jak przemoc. Bach, bach, bach. Jak ciosy pici. Potrzsnam gow, eby odegna ten straszny obraz. Wreszcie ujrzaam lamp nad drzwiami mojego domu. Pozosta odlego pokonaam bardzo prdko. Nie przeszam jednak na drug stron ulicy. Byo mi niedobrze. Wiedziaam z pamici, co znaczy wymiotowa, ale dotychczas ani

razu mi si to nie zdarzyo. Czoo zrosi mi zimny pot, w uszach szumiaa krew. Wygldao na to, e przekonam si sama, jak to jest. Wzdu chodnika cign si trawnik. Staa na nim latarnia, a dalej zaczyna si starannie przystrzyony ywopot. Nie miaam czasu szuka lepszego miejsca. Ruszyam chwiejnym krokiem w kierunku wiata i oparam si o sup latarni. Krcio mi si w gowie od nudnoci. O tak, zdecydowanie zbierao mi si na wymioty. - Wagabundo, czy to ty? Dobrze si czujesz? Gos zabrzmia znajomo, ale nie byam w stanie si na nim skupi. wiadomo, e kto mnie oglda, sprawia jednak, e poczuam si jeszcze gorzej. Nachyliam twarz w stron krzeww i gwatownie zwrciam ostatni posiek. - Kto jest tutaj twoim Uzdrowicielem? - zapyta gos. Szum w uszach sprawi, e wyda mi si odlegy. Czyja do dotkna moich zgitych plecw. - Potrzebujesz karetki? Kaszlnam dwukrotnie i potrzsnam gow. Mj odek by ju oprniony. - Nie jestem chora - powiedziaam, prostujc si, wsparta o latarni. Uniosam wzrok, chcc si dowiedzie, kto by wiadkiem mojego blamau. Ujrzaam owczyni z Chicago. Trzymaa w rku telefon, nie mogc si zdecydowa, kogo powiadomi. Przygldaam jej si przez chwil, po czym znowu pochyliam si w stron ywopotu. Z pustym odkiem czy nie, nie miaam najmniejszej ochoty na ni patrze. Nagle dotaro do mnie, e przecie nie zjawia si tu bez powodu. O nie! O nie! O nieeeee! - O co chodzi? - wydusiam z siebie gosem sabym ze strachu i choroby. - Co tu robisz? Co si stao? - W gowie dudniy mi zowrbne sowa Pocieszycielki. Przez dugie dwie sekundy wpatrywaam si w donie zacinite na konierzu czarnej marynarki owczyni, a w kocu uprzytomniam sobie, e nale do mnie. - Przesta! - Na jej twarzy widniao wzburzenie. Gos dziwnie dra. Potrzsaam ni. Oderwaam od niej rce i chwyciam si za twarz. - Przepraszam! - wyrzuciam z siebie, dyszc ciko. - Przepraszam. Nie wiem, czemu to zrobiam. owczyni spojrzaa na mnie krzywo i wygadzia przd kostiumu. - Nie czujesz si najlepiej, a ja ci chyba zaskoczyam. - Nie spodziewaam si pani tutaj - odparam pszeptem. - Co pani tu robi?

- Zanim porozmawiamy, udajmy si do kliniki. Jeeli masz gryp, trzeba ci wyleczy. Naley dba o swoje ciao. - Nie mam grypy. Nie jestem chora. - Zjada co? Powinna to zgosi. Jej wcibskie pytania bardzo mnie draniy. - Nie zjadam niczego niedobrego. Jestem zdrowa. - Co szkodzi sprawdzi? Uzdrowiciel zbada ci w pi sekund. Naley utrzymywa swojego ywiciela w dobrym stanie. Bd odpowiedzialna. Przecie opieka zdrowotna jest oglnodostpna i w peni skuteczna. Wziam gboki oddech, powstrzymujc si od ponownego potrznicia ni. Bya o ca gow nisza ode mnie. Nie daaby mi rady w walce. W walce? Odwrciam si i ruszyam wawym krokiem w stron domu. Emocje bray nade mn gr. Musiaam si uspokoi, zanim zrobi co niedopuszczalnego. - Wagabunda? Poczekaj! Uzdrowiciel... - Nie potrzebuj Uzdrowiciela - przerwaam, nie ogldajc si. - Po prostu... poniosy mnie nerwy. Czuj si ju dobrze. owczyni nie odpowiedziaa. Byam ciekawa, co o tym wszystkim myli. Syszaam za sob jej wysokie obcasy, wic zostawiam drzwi otwarte, wiedzc, e wejdzie w lad za mn. Podeszam do zlewu i nalaam sobie szklank wody. Czekaa w milczeniu, a skocz puka usta. Gdy ju wypluam wod, oparam si o barek i wlepiam wzrok w kran. - Wagabundo... Czy nadal uywasz tego imienia? Jeeli nie, to przepraszam. - Tak, nadal go uywam - odparam, ani na chwil nie podnoszc wzroku. - Ciekawe. Sprawiaa wraenie osoby, ktra bdzie chciaa wybra sobie wasne. - I wybraam. Wanie to. Ju dawno zrozumiaam, e win za agodn sprzeczk, ktrej byam wiadkiem tu po przebudzeniu w szpitalu, ponosia owczyni. Bya to najbardziej ktliwa dusza, na jak natknam si w cigu moich dziewiciu y. Mj pierwszy lekarz, Fords Cicha To, by wyjtkowo agodny, uprzejmy i mdry, nawet jak na dusz, a mimo to nie potrafi utrzyma przy niej nerww na wodzy. Kiedy sobie o tym przypomniaam, spojrzaam agodniejszym okiem na wasne zachowanie. Obrciam si twarz do niej. Siedziaa na mojej niewielkiej kanapie, wygodnie rozoona, jak gdyby miaa zamiar zosta duej. Jej twarz przybraa wyraz samozadowolenia, a

due oczy byy rozbawione. Musiaam si powstrzymywa, eby nie spojrze na ni wrogo. - Co pani tu robi? - zapytaam jeszcze raz. Mwiam spokojnym, cichym gosem. Postanowiam, e nigdy wicej nie ponios mnie przy niej nerwy. - Nie odzywaa si od duszego czasu, wic pomylaam, e porozmawiam z tob osobicie. W twojej sprawie nadal nie poczynilimy wikszych postpw. Zacisnam donie na krawdzi barku, lecz gdy si odezwaam, nie daam po sobie pozna, jak wielk poczuam ulg. - To chyba lekka... nadgorliwo z pani strony. Poza tym wczoraj w nocy wysaam pani wiadomo. Jej brwi zeszy si w charakterystyczny sposb, nadajc twarzy wyraz gniewu i poirytowania zarazem, jak gdyby to nie ona, lecz kto inny odpowiada za jej zo. Wyja swojego palmtopa i parokrotnie dotkna ekranu. - Ach - powiedziaa sztywno. - Nie sprawdzaam dzisiaj poczty. W milczeniu przestudiowaa tre mojej wiadomoci. - Wysaam to wczenie nad ranem - wyjaniam. - Byam pprzytomna. Nie jestem pewna, ile z tego to wspomnienie, a ile sen albo nawet lunatykowanie. Wymawiaam gadko kolejne sowa - sowa Melanie; na koniec dodaam nawet od siebie wasny niewinny miech. Byam nieszczera. Wstyd, niedobrze. Ale nie chciaam, eby owczyni wiedziaa, e ywiciel jest ode mnie silniejszy. Po raz pierwszy Melanie nie chepia si tym, e wzia nade mn gr. Bya zbyt szczliwa, zbyt wdziczna, e jej nie wydaam, i nie zwaaa na to, e kieroway mn wycznie niskie pobudki. - Ciekawe - zaszemraa owczyni. - A wic jest jeszcze jeden. - Potrzsna gow. Pokj cigle nam si wymyka - dodaa, ale idea nieustajcej wojny zdawaa si jej nie przeraa; przeciwnie, odniosam wraenie, e przypada jej do gustu. Zagryzam warg. Melanie bardzo chciaa, ebym jeszcze dobitniej zaprzeczya temu, co napisaam, i powiedziaa owczyni, e chopiec tylko mi si przyni. Nie bd gupia, odparam. To by byo zbyt oczywiste. Fakt, i obie znalazymy si nagle po tej samej stronie, najlepiej wiadczy o tym, jak odpychajca bya owczyni. Nienawidz jej. Syczcy szept Melanie by tak przenikliwy, e a bola. Wiem, wiem. aowaam bardzo, e... nie mog si odci od tych sw. Nienawi bya czym niewybaczalnym. Ale owczyni... nie daa si lubi. Ani troch.

Teraz przerwaa mj wewntrzny dialog. - A wic, nie liczc nowego miejsca do sprawdzenia na mapie, nie masz dla mnie adnych innych wskazwek? Poczuam mechaniczn reakcj mojego ciaa na jej krytyczny ton. - Wcale nie pamitam, ebym mwia, e te linie byy na mapie. To pani przypuszczenie. I nie, nie mam nic wicej. Trzykrotnie cmokna. - Przecie mwia, e to wskazwki. - Tak mi si wydaje. Nic wicej si nie dowiedziaam. - Dlaczego? Chcesz powiedzie, e nie zapanowaa jeszcze nad ywicielem? - Zamiaa si gono. Drwia ze mnie. Odwrciam si do niej plecami, starajc si uspokoi. Prbowaam sobie wyobrazi, e jej tam nie ma. e jestem w kuchni sama i wpatruj si przez okno w trzy gwiazdy lnice na skrawku nocnego nieba. No, moe nie cakiem sama. Kiedy tak przygldaam si tym malutkim wiatekom w ciemnociach nocy, stany mi nagle przed oczami owe linie, ktre widywaam regularnie w snach i fragmentach wspomnie; linie, ktre pojawiay si niespodziewanie w do przypadkowych momentach. Pierwsza: agodna krzywa, skrcajca gwatownie na pnoc, pniej z powrotem na poudnie i jeszcze raz ostro na pnoc, dalej znowu na poudnie, i wreszcie na powrt agodniejca. Druga: nierwny zygzak o czterech spiczastych wierzchokach i pitym dziwnie zaokrglonym, jakby zamanym... Trzecia: agodna falista linia z wskim pnocnym szpikulcem gdzie w poowie. Niezrozumiae, z pozoru nic nieznaczce. Wiedziaam jednak, e s dla Melanie bardzo wane. Wiedziaam o tym od samego pocztku. Chronia tej tajemnicy skrztniej ni wszystkich innych, nie liczc chopca, jej braciszka. Do wczoraj nie miaam w ogle pojcia o jego istnieniu. Zastanawiao mnie, co takiego sprawio, e ten sekret jej si wymkn. By moe im goniejsza stawaa si jej obecno, tym trudniej byo jej zachowa wspomnienia tylko dla siebie. Moe znowu popeni jaki bd i dowiem si, co te linie oznaczaj. Wiedziaam, e co znacz. e dokd prowadz. I w tej wanie chwili, gdy echo miechu owczyni dwiczao mi jeszcze w uszach,

uwiadomiam sobie nagle, jak wane s to znaki. Oczywicie, e prowadziy do Jareda. Do nich obu, Jareda i Jamiego. Gdzie indziej miayby prowadzi? Jakie inne miejsce mogoby si dla niej liczy? Rozumiaam jednak, e nie bya to droga powrotu, poniewa adne z nich nigdy wczeniej tam nie byo. Te linie byy dla niej rwnie tajemnicze jak dla mnie - dopki... Melanie si zagapia, nie zdya mnie odgrodzi. Bya zbyt rozkojarzona, zajta owczyni bardziej ni ja. Poruszya si nagle, zwracajc moj uwag na ciche odgosy dochodzce zza plecw, i dopiero wtedy uwiadomiam sobie, e owczyni podesza bliej. - Wicej si po tobie spodziewaam - westchna. - Twj yciorys wyglda bardzo obiecujco. - Wielka szkoda, e nie bya pani akurat wolna, by podj si tego zadania