magazyn consido

90
Lata Kobro City Funkcja i forma w open space Precz z modernizmem – wywiad z Markiem Janiakiem magazyn kwartalnik dla architektów i projektantów 02/2010 consido

Upload: adam-plesiak

Post on 07-Mar-2016

242 views

Category:

Documents


9 download

DESCRIPTION

Designers Magazine

TRANSCRIPT

Page 1: Magazyn Consido

1magazynconsido 02/2010

Lata Kobro City

Funkcja i formaw open space

Precz z modernizmem– wywiad z Markiem Janiakiem

magazyn

kwartalnik dla architektów i projektantów 02/2010

consido

Page 2: Magazyn Consido

www.magazynconsido.pl

Page 3: Magazyn Consido

1magazynconsido 02/2010

magazynConsid

o

wydaw

ca / C

onsid

o 9

2–6

02 Ł

ódź, ul.

Taboro

wa 119

d, +48 4

2 6

74 3

3 3

1, in

fo@consid

o.p

lre

dakto

r naczeln

y / M

are

k W

oźnia

kow

ski

zastę

pca r

ed. naczeln

ego / S

ław

om

ir P

olit

redakcja

tekstó

w / A

gata

Wojtalc

zyk, Anna S

trożek (Quality

Pix

els

)pro

jekt okła

dki / Adam

Kars

ki

kore

kta

/ A

nna S

trożek (Quality

Pix

els

)pro

jekt, s

kła

d / Q

uality

Pix

els

, ul.

Pie

nis

ta 7

5, 94–1

09 Ł

ódź, w

ww

.quality

pix

els

.pl

dru

k / D

rukarn

ia P

old

ruk s

.c.

nakła

d / 1500 e

gz.

Serdecznie dziękujemy Państwu za ciepłe słowa, z jakimi spotkaliśmy się po pierwszym wydaniu magazynu Consido. Świadczą one o stale aktu-alnym zapotrzebowaniu architektów i projektantów na poruszane przez nas tematy oraz stanowią dla nas zachętę do dalszych działań. Odda-jemy dziś Państwu drugie wydanie magazynu Consido, poświęcone za-gadnieniom związanym z biurem typu „open space”.

W działach Produkt i Artykuły znajdują się wiadomości o naszych pro-duktach – systemach mebli biurowych i produktach zaprzyjaźnionych z nami firm. Nie mniej ważne miejsce zajmują działy przybliżające Pań-stwu problemy naszego miasta, ważne wydarzenia oraz nowe projekty architektów i projektantów.

Zapraszamy do odwiedzin naszego portalu. Poniższa publikacja zamiesz-czona jest w wersji elektronicznej pod adresem www.magazynconsido.pl. Znajdą tam Państwo wszystkie artykuły oraz równie interesujące treści dodatkowe.

Wszystkim dawnym i nowym współtwórcom magazynu Consido ponow-nie wyrażamy wdzięczność za ich wkład.

magazyn

consido

Marek Woźniakowski

KREACJA PRZESTRZENI

Page 4: Magazyn Consido

2 magazynconsido 02/2010

4

8

14

26

28

22

spis treści

narodziny słowa-klucza

brand

evo

Magnes

lady

SQart

Rozwój przemysłu, zapotrzebowanie instytucji i firm, wzrost biuro-

kratyzacji, uwarunkowania ekonomiczne i kulturowe – każdy z tych

czynników miał i ma wpływ na rozwój środowiska biurowego od

urbanistyki przez architekturę po meble.

Produkt - Open space

Artykuły

32

36

38

oświetlenie biura

system klucza master key

funkcja i forma w open space

Właściwe oświetlenie to jeden z najważniejszych czynników

poprawiających koncentrację i samopoczucie osoby spędzają-

cej przy biurku wiele godzin.

System klucza Master Key to zaawansowane rozwiązanie tech-

nologiczno-konstrukcyjne oparte na wkładkach cylindrycznych

oraz kluczach.

Przez lata projektanci pracowali tak, by z każdym kolejnym pro-

jektem następowała poprawa jakości, wydajności i komfortu pra-

cy, nie zapominając przy tym jednak o formie.

Page 5: Magazyn Consido

3magazynconsido 02/2010

40

50

85

64

86

80

44

zielone tarasy

lata kobro city

dizajnerski atak na kraków; arcyarchiwizje

pink pug design

portal dla architektów i projektantów

studium jest zagrożeniem dla łodzi

XX edycja konkursu „Najlepsze Wnętrze Roku”

ośrodek sztuk walki dojo

Projekt unikatowej inwestycji związanej z rewitalizacją obszarów

postindustrialnych – rozmowa z architektem Dariuszem Witasiakiem.

Projekt architektoniczny zbudowany na wzorach architektury japoń-

skiej w Starej Wsi koło Przedborza.

Przekształcenie zaniedbanej przestrzeni na wiele lat określi charak-

ter Łodzi jako miasta kultury i sztuki.

Design i architektura

70amg netRealizacja projektu wnętrza architekta Krzysztofa Janikowskiego.

Projekty Consido

72precz z modernizmemWywiad z architektem Markiem Janiakiem.

Wypowiedź architekta Piotra Bilińskiego.

Wywiad

84

Wydarzenia

Człowiek

66catering polskaPowiązania między architekturą a żywnością pojawiają się zaska-

kująco często. Biorąc pod uwagę znaczenie żywności w rozwoju

społecznym, interesujący jest wpływ architektury wnętrza na for-

mę konsumpcji.

Page 6: Magazyn Consido

4 magazynconsido 02/2010

Open space – mrowisko czy cela?

Pośród współczesnych trendów w projektowa-niu przestrzeni biurowej w Polsce wyróżnić moż-na dwie tendencje, wychodzące już niestety na świecie z zastosowania. Jest to dążenie do two-rzenia biur zamkniętych, tzw. celkowych, oraz funkcjonujących w przestrzeni otwartej, tzw. open space, które nazywane są często „mrowiskami” lub „fabrykami”.

Szczególnie to drugie ujęcie uznawane jest za niemalże idealne osiągnięcie w dziedzinie ergo-nomii, uniwersalne, a przez to szeroko stosowa-ne niezależnie od warunków. Warto zauważyć, że niemal całkowicie pomija się przy tym wady tego projektu, krytykowanego przecież już od kilkudzie-sięciu lat za swój „niehumanitaryzm”, nakazujący zamykać pracowników w „przegródkach” (ang. cu-bicle), jak nośne kury na grzędach. Dlatego tekst, który Państwo czytają, poświęcony jest omówie-niu powszechnego trendu, nakazującego odejście od open space na rzecz lepszych, bardziej przy-jaznych użytkownikom systemów.

Biurowy przewrót

Historia biur wielkopowierzchniowych, o prze-strzeni otwartej, wywodzi swe korzenie z prze-łomu XIX i XX wieku. Powstała, jak wiele innowacji, na terenie USA, które przeżywały właśnie boom gospodarczy związany z rewolucją przemysło-wą. Wraz z rozwojem przemysłu i rosnącą licz-bą fabryk, rosły także działy administracji, zajmu-jące się bieżącym zarządzaniem zakładami. Z cza-sem pojawiły się także różnorakie firmy, świadczą-ce usługi biurowe w miastach, szybko pęcznieją-cych od napływu nowych mieszkańców.

Istniejące dotąd niewielkie firemki, ograniczone do ciemnych kantorków czy izb pisarskich, zatrud-

Produkt - Open space

OPENSPACE

Rozwój przemysłu, zapotrzebo-wanie instytucji i firm, wzrost biurokratyzacji, uwarunkowania ekonomiczne i kulturowe – każ-dy z tych czynników miał i ma wpływ na rozwój środowiska biurowego od urbanistyki przez architekturę po meble.

Agata Wojtalczyk

narodziny słowa-klucza

niające zaledwie kilkoro pracowników, podległych jednemu naczelnikowi, przestały się sprawdzać. Po dziesiątkach lat użyteczności nagle stały się ciasne, niewygodne i niewystarczające; zbyt małe w stosunku do narastających potrzeb.

Jednocześnie pojawiły się nowoczesne techno-logie, takie jak elektryczność, a w budownictwie – zastosowanie żeliwa i stali jako budulca. Moż-liwe stało się budowanie ogromnych, wytrzyma-łych biurowców, w których oświetlenie zapewniał prąd elektryczny, uniezależniając je od bliskości okien. Jednym z najbardziej znanych tworów tej epoki był „Larkin Building” F.L. Wrighta. To w nim po raz pierwszy, w zamierzony sposób i działa-jąc z polecenia zarządu firmy, zastosowano sys-temowo rozwiązania wielkoprzestrzenne. Inspira-cję czerpano przy tym m.in. z fabryk Forda, prze-nosząc ideę taśmowej produkcji z fabryki do biura. Powielono schemat, w którym jeden z pracowni-ków, kończąc swoje zadanie, przekazywał je dru-giemu, który wykonywał następną, przewidzia-ną czynność, po czym zadanie trafiało na kolej-ne biurko itd. Schemat ten miał jedną wadę – jego wydajność drastycznie malała w zderzeniu z tra-dycyjną zabudową biura, składającego się z nie-wielkich pomieszczeń, poprzedzielanych ścianami. Wymusiło to wprowadzenie nowego układu archi-tektonicznego.

Pierwsze biura typu open space powstały w latach 20. XX wieku i natychmiast przypadły do gustu menedżerom, którym spodobała się ich przejrzystość oraz łatwość nadzorowania pra-cowników. Forma została spopularyzowana i bez przeszkód rozwijano ją, z drobnymi modyfikacjami, do lat 70. XX wieku. Modyfikacje objęły np. wpro-wadzenie boksów (wspomnianych wyżej cubicles) oraz przedzielenie biur na powrót niektórymi ścia-nami, tworząc gabinety dla członków kierownic-twa. Z początku zmiany wprowadzane były samo-

Page 7: Magazyn Consido

5magazynconsido 02/2010

Produkt - Open space

rzutnie, intuicyjnie, by ostatecznie przybrać formę tego, co znamy dziś jako typowe amerykańskie wnętrze biurowe, w którym dostęp do okien mają mniejsze pomieszczenia, najczęściej przezna-czone na gabinety dla szefów. Wielkość gabine-tu i jego usytuowanie względem okna ściśle szły w parze z hierarchią w firmie.

W Europie rozwój przestrzeni biurowej poszedł w nieco innym kierunku niż w Stanach Zjedno-czonych. Tu dominowały tzw. biura celkowe, na które składały się wydzielone pokoje, mieszczą-ce kilku pracowników. Tradycja ta była niezwykle silna; wprowadzeniu open space Europa opierała się przez niemalże pół wieku. Ponadto nie było to ślepe przeniesienie amerykańskich wzorców, a raczej próba ich dostosowania do wymagań pracowników poprzez minimalizację negatywnych aspektów związanych z pracą w biurze wielko- powierzchniowym. Jako przykład może posłużyć tu niemiecka koncepcja z lat 60. nazwana „pej-zażem biurowym” (Bürolandshaft). Nadal bazowała ona na wielkiej, otwartej przestrzeni, lecz poprze-dzielano ją ściankami oraz meblami, starając się wydzielić mniejsze powierzchnie, przeznaczone dla zespołów roboczych, ale także i pracowni-ków indywidualnych. Brak wystarczającego do-stępu do światła słonecznego rekompensowano tworzeniem wysp zieleni. Wysiłki projektantów nie zostały docenione – w Niemczech ostatecz-nie wprowadzono regulacje prawne, zakazujące budowy biur typu open space. W efekcie budo-wa tych obiektów została wstrzymana na pewien czas w całej Europie, za wyjątkiem Wielkiej Bryta-nii, która trzymała się ich być może ze względu na silniejsze powiązania ze Stanami Zjednoczonymi.

Koncepcja biur wielkopowierzchniowych powróci-ła do Europy stosunkowo niedawno, zadomawia-jąc się głównie w nowych krajach Unii Europejskiej, prawdopodobnie na skutek m.in. ekspansji między- narodowych korporacji oraz związanego z tym przeniesienia ich metod pracy. Dlatego rozwiąza-nia tego typu można obecnie zaobserwować czę-ściej w Polsce i innych krajach, które niedawno przyłączyły się do Unii, niż w krajach tzw. „starej

piętnastki”. Tam wciąż poszukuje się rozwiązań bardziej skoncentrowanych na zwiększeniu kom-fortu pracownika, a tym samym jego efektywności pracy.

Fałszywe zalety i nieznośne wady

Produkcja taśmowa

W początkowym okresie istnienia biura open space były niemal idealnym przykładem Fordowskiej ta-śmy produkcyjnej, wywodzącej się z koncepcji Taylora. Doskonale sprawdzały się przy założe-niu przepływu pracy z biurka na biurko. Biurem zarządzano poprzez racjonalizację produkcji, „po wojskowemu”, w systemie command and control – „wydawaj polecenie, kontroluj wykonanie”. Rewo-lucja cyfrowa, wprowadzająca komputery do firm, przewróciła ten uładzony dotąd system do góry nogami. Od lat 80. dokumenty coraz częściej krą-żyły w obiegu elektronicznym, niewymagającym

bezpośredniego kontaktu pracowników.

Dowolność kreacji przestrzeni

Otwarta przestrzeń biur umożliwia ich łatwe aran-żowanie poprzez proste przestawienie mebli. Wy-maga jedynie specjalnej konstrukcji podniesionych podłóg, które skrywają niezbędne okablowanie. W przeciwnym wypadku konieczne jest wprowa-dzenie dodatkowych elementów dzielących prze-strzeń, takich jak ścianki lub na stałe ustawione

meble, co ogranicza łatwość rearanżacji.

Efektywność wykorzystania przestrzeni

Brak ścian umożliwia ściślejsze zagęszczenie sta-nowisk pracy. Niestety, idzie to najczęściej w parze ze zmniejszeniem swobody i komfortu pracy, a więc skutkuje obniżeniem efektywności i jakości

wykonywania zadań.

Ekonomiczność

Open space jest traktowany jako stosunkowo ta-nia forma architektoniczna. Brana jest pod uwagę

Page 8: Magazyn Consido

6 magazynconsido 02/2010

tu wydajność przestrzeni oraz koszty związane z zakupem lub wynajmem. Oszczędność może okazać się jednak pozorna, jeśli dodać koniecz-ność sztucznego doświetlania stanowisk pracy oddalonych od okien, których często jest więcej niż połowa ogólnej liczby miejsc pracy. Kosztow-na jest również wentylacja mechaniczna czy kli-matyzacja, wpływające na energochłonność kon-strukcji.

Efektywność pracy

W otwartej przestrzeni pracownikowi trudniej jest się skoncentrować. Brak mu sfery prywatności. Dotyczy to również klientów odwiedzających biu-ro. Pracę utrudnia panujący w nim hałas, spowo-dowany przez tzw. dystraktory – telefony dzwo-niące na sąsiednich biurkach, rozmowy kilkunastu osób, szum urządzeń. Pracownicy wykonujący zadania wymagające szczególnej uwagi próbują sobie z tym radzić m.in. zakładając słuchawki i od-cinając się od otoczenia za pomocą muzyki.

Prywatność

Istnieją zawody, w których nadrzędną wartością jest zachowanie poufności informacji przekazy-wanych przez klienta. Obejmuje to prawników czy lekarzy. Trudno zgodzić się z tym, że rozmowy o podziale majątku, intymnych szczegółach spraw rozwodowych lub stanie zdrowia mogłyby odby-wać się w biurze typu open space. Ten sam pro-blem napotykają również firmy prowadzące dzia-łalność objętą ścisłą tajemnicą zawodową.

Zespołowość

Open space promowany jest jako przestrzeń naj-lepiej nadająca się do pracy zespołowej. Przez zespół jednak najczęściej rozumie się tu załogę przedsiębiorstwa, a nie to, co faktycznie stanowi zespół zadaniowy, a więc – niewielką, liczącą kilka do kilkunastu osób grupę ludzi współpracujących ściśle ze sobą w celu osiągnięcia lepszego wy-niku, niż gdyby osoby te pracowały oddzielnie. Forma ta najlepiej sprawdza się w zespołach li-czących od 7 do 12 osób, przy czym należy od-różnić zespół od grupy, w której kontakt pomiędzy pracownikami przebiega każdorazowo przez szefa (w zespole – krzyżowo, pomiędzy samymi pracow-nikami).

Można więc postawić pytanie, na ile biuro typu open space, w którym pracuje kilkadziesiąt, a nie-

rzadko nawet kilkaset osób sprzyja pracy zespoło-wej? Biorąc pod uwagę charakter wykonywanych zadań i sposób ich organizacji, należy uznać, że biura wielkoprzestrzenne są odpowiednie jedynie do pracy grupowej, związanej z wykonywaniem rutynowych zadań o niskim poziomie komplikacji, a tym samym – wymagających stosunkowo nie-wielkiej koncentracji uwagi. Co ciekawe, są to też często zadania, które stopniowo od ludzi przejmu-ją komputery.

Stres

Otwarta przestrzeń, szczególnie w dużych jed-nostkach biurowych, powiązana jest ze specy-ficznym rodzajem dyskomfortu psychicznego. Pra-cownicy, poddani stałej obserwacji i kontroli przez menedżera, odczuwają presję, będącą dla nich źródłem silnego stresu. Niektóre badania wyka-zują, że jednym z najpoważniejszych lęków prze-ciętnego człowieka – ustępującym jedynie lęko-wi przed śmiercią – jest strach przed wystąpie-niem publicznym. Poza szefem, posiadającym wła-sny gabinet, na ten rodzaj strachu narażeni są za-tem wszyscy pracownicy biur otwartych.

Doskonałym przykładem negatywnego wpływu miejsca pracy na pracowników są biura telefo-nicznej obsługi klienta. W tej dziedzinie brak pol-skich opracowań, należy więc sięgnąć do litera-tury anglosaskiej, zajmującej się tematyką rotacji załogi w call centers, które przeważnie urządzo-ne są w stylu hal open space. Przeciętny czas zatrudnienia w firmach tego rodzaju waha się od 3 do 12 miesięcy. Jest więc bardzo krótki, a za-leży głównie od stopnia komplikacji pracy. Praco-dawca ponosi tym samym wymierne koszty wyni-kające z konieczności prowadzenia stałych szko-leń oraz trudności w utrzymaniu stałego zespo-łu. Przykład jednej z brytyjskich firm pokazuje, że skuteczny wpływ na zmniejszenie rotacji pracow-ników miało proste przeprojektowanie przestrze-ni pracy, poprzedzone jednak szczegółową anali-zą potrzeb pracowników.

Mikroklimat

Powierzchnia open space, jako pozbawiona prze-gród w postaci ścianek działowych, uniemożliwia indywidualną kontrolę oświetlenia i temperatu-ry przez pracowników. Dostępne rozwiązania są kosztowne, trudne, a często po prostu nie przy-noszą efektów. Skutki łatwo przewidzieć. Dotykają one zarówno sfery fizycznej w postaci przeziębień

Page 9: Magazyn Consido

7magazynconsido 02/2010

oraz odczuwalnego dyskomfortu, jak i psychicznej i społecznej; wiele poważnych konfliktów rozpo-częło się nic nieznaczącą sprzeczką o dostęp do sterowania klimatyzacją.

Od fabryki po strefę komfortu

Kilkanaście ostatnich lat jest naznaczonych tren-dem stopniowego odchodzenia od koncepcji biur wielkoprzestrzennych. Jedną z przyczyn tego zja-wiska jest fakt, iż kojarzą się one z pracą wyko-nywaną przez tanią, niewymagająca siłę roboczą.

Innym powodem jest trudność utrzymania odpo-wiednich warunków fizycznych. Chodzi tu o mi-kroklimat, temperaturę czy oświetlenie, a więc te warunki, których zunifikowanie tak, by odpowiadały wszystkim użytkownikom przestrzeni i nie budzi-ły sporów i otwartych konfliktów, jest praktycznie nieosiągalne.

Charakter pracy we współczesnych biurach rów-nież nie wpasowuje się już w koncepcję open space, która utrudnia skuteczną pracę zespołową, osią-gnięcie efektu synergii i ogranicza kreatywność. Również rosnąca mobilność pracowników nie sprzyja pełnemu wykorzystaniu przestrzeni – sta-nowiska pracy często stoją puste. Tendencje tego typu zauważono np. w firmach konsultingowych. W ramach rozwiązania sięgnięto po przeprojekto-wanie biur, eliminując wady struktury open space. Decyzja okazała się trafiona, ponieważ po prze-projektowaniu wzrosła wydajność i kreatywność pracowników, a także ich zadowolenie z warunków pracy. Firma odeszła od formuły czystego open space na rzecz znacznie bardziej wyrafinowanych rozwiązań, lepiej dostosowanych do jej potrzeb organizacyjnych.

Polska koncepcja open space a sprawa polska

Polska poznała biura open space na początku lat 90., wraz z wejściem do naszego kraju zachod-nich międzynarodowych korporacji. Z początku były one synonimem nowoczesności, a nawet swoistego luksusu, ponieważ praca w open spa-ce wiązała się zwykle z dobrymi, jak na ówczesne realia, warunkami zatrudnienia. Pracownicy otrzy-mywali służbowe telefony komórkowe, laptopy, samochody oraz prywatną opiekę medyczną. Sko-jarzone to zostało pozytywnie z zachodnią kulturą i organizacją pracy, przejawiającymi się m.in. wła-śnie w projektowaniu biur w formie open space.

Powstaje jednak pytanie, czy również w polskich realiach jest to formuła uniwersalna i możliwa do zastosowania w każdym przypadku?

Świat stosuje open space tam, gdzie występuje ta-nia siła robocza, najczęściej wykorzystywana do wykonywania obowiązków delegowanych z kra-jów wyżej rozwiniętych do krajów rozwijających się, a więc np. Indii czy Polski. Im zaś większy wy-bór pracy i obiektywnie lepsze warunki jej wyko-nywania, tym rzadziej stosowany jest system biur wielkopowierzchniowych.

Należy zauważyć, że w Polsce występuje jeszcze odziedziczona po poprzednim ustroju tradycja, przywiązanie do systemu zarządzania opartego na command and control. Prawdopodobnie jest to jedna z przyczyn, dla których open space wciąż jest u nas popularnym rozwiązaniem.

Jaka przyszłość czeka polskie open space? Jak widać na podstawie powyższych wniosków, wie-le zależy od tego, czy Polska nadal będzie re-zerwuarem taniej siły roboczej oraz od szybko-ści rozwoju sektora usługowego i biurowego. Je-śli nie wzrośnie zamożność społeczeństwa oraz wachlarz ofert na rynku pracy, czekają nas dłu-gie lata panowania nie najlepszych warunków jej wykonywania oraz dominacja tego systemu orga-nizacji. Jedyna nadzieja w racjonalizmie firm, któ-re muszą zdawać sobie sprawę z kosztów, ja-kie ponoszą popularyzując przestarzałą formułę systemu open space. Istnieje też i druga szan-sa w postaci stopniowego umacniania się naszej pozycji na rynkach wymagających, na których konkurencja oparta jest nie tylko na cenach, ale także – a może przede wszystkim – na jakości pracy. Wymusi to odejście od rozwiązań wielko-przestrzennych na rzecz innych typów biur, bar-dziej dostosowanych do współczesnych metod organizacji pracy. Powrót do wywodzącego swo-je korzenie z XIX-wiecznej fabryki systemu open space byłby tutaj oznaką uwstecznienia, a nie postępu.

Polska znajduje się też w tej komfortowej sytu-acji, że z racji swojego stosunkowego zapóźnienia technologiczno-organizacyjnego ma szansę prze-skoczyć kilka etapów oraz ślepych uliczek rozwo-ju poprzez obserwację i „podpatrywanie” istnieją-cych i dawnych rozwiązań krajów wyżej rozwinię-tych. Dzięki temu być może uda nam się uniknąć przynajmniej tych błędów, których istnienie zosta-ło już z biegiem lat obnażone. •

Page 10: Magazyn Consido

8 magazynconsido 02/2010

brandProdukt - Open space

System Brand firmy Mebelux to funkcjonalność zamknięta w nowoczesnej i minimalistycznej formie. Stonowane zestawienie kolorów przełamane jest silnym akcentem kolorystycznym frontów komód i szafek, co w efekcie oży-wia przestrzeń. Ciekawym komponentem jest trójwymiarowy front z żywicy poliestrowo-szklanej, który w delikatny sposób dekonstruuje sztywną mo-dułowość.

Page 11: Magazyn Consido

9magazynconsido 02/2010

Page 12: Magazyn Consido

10 magazynconsido 02/2010

Technologia

Prosta forma systemu podkreślona jest wysoką jakością zastosowanych materia-łów oraz starannością wykonania. Intere-sującym komponentem jest trójwymiaro-wy front wykonany z żywicy poliestro-wo-szklanej, który nadaje indywidualny charakter wnętrza. Blaty biurek wykona-ne są z płyty wiórowej laminowanej lub płyty fornirowanej naturalną okleiną. Nogi wyprodukowane są ze stali malowanej proszkowo w kolorze białym lub antra-cytowym. Front, przesuwany w zależno-ści od zastosowania, może być wykona-ny z płyty laminowanej, z płyty fornirowa-nej naturalną okleiną lub z szyby lacobel w ramie aluminiowej. W systemie Brand widać dobre, zdecydowane połączenie nowoczesnej technologii i designu.

Page 13: Magazyn Consido

11magazynconsido 02/2010

Ergonomia

Całość to estetycznie spasowany zbiór współ-grających ze sobą elementów dających poczucie przejrzystości, czystości i komfortu. Meble pra-cownicze, ścianki biurowe czy regały biurowe zo-stały dostosowane do wykonywania pracy i do indywidualnych predyspozycji. Te optymalne wa-runki pracy z systemem Brand stwarzają możli-wości i motywację u użytkownika do zwiększa-nia wydajności. Biurka w systemie są wyposażone w mechanizm umożliwiający poziomowanie blatu w zależności od powierzchni, na której stoją. Sze-rokość i głębokość blatu zapewnia wygodne usta-wienie elementów wyposażenia w odpowiedniej odległości od użytkownika, w zasięgu ręki i bez konieczności przyjmowania wymuszonych pozy-cji. System tworzy zdrowe i wygodne stanowisko pracy, a wraz z tym nowoczesne wnętrze biura.

Page 14: Magazyn Consido

12 magazynconsido 02/2010

Page 15: Magazyn Consido

13magazynconsido 02/2010

Funkcja

Komfort i funkcjonalność systemu Brand zauważamy w nie tylko w jego ogólnej formie, ale i w detalach. Funkcjonalnymi elementami są piórniki wraz z przelotkami na kable lub akustyczne przegrody tapicerowane z szyną mogące służyć jako pin-board. Te praktyczne przegrody międzybiurkowe z oryginalnymi akcesoria-mi, gniazda zasilania i internetu kryją się pod estetyczną osłoną. Pomiędzy korpusami wewnętrznymi biurek zostało w niestandardowy sposób wydzielone miejsce na PC. Kontener w systemie może pełnić również funkcję nogi biurka gabinetowego. Dzięki temu Brand znajduje zastosowanie w różnych rodzajach biur i ga-binetów, pozwala na stworzenie niebanalnych aranżacji. Dobrze spełnia swoje funkcje na małych i dużych powierzchniach, optymalnie je wykorzystując. •

Page 16: Magazyn Consido

14 magazynconsido 02/2010

Forma

Minimalistyczna forma oparta na geometrycznych kształtach biurek, regałów i kontenerów to wynik pracy włoskiego projektanta Pietro Ferrnato. Sta-rannie zaprojektowane detale podkreślają wyjąt-kowe i nowoczesne wzornictwo. W całości kon-strukcja formy systemu Evo sprawia wrażenie lek-kiej. Doskonale sprawdza się we wnętrzach otwar-tych, gdzie przenikające światło stwarza efekt większej przestronności.

Projektant zastosował ciekawe połączenia płasz-czyzn pionowych i poziomych, które podkreślone kolorem dynamizują formę systemu. Na szczegól-ną uwagę zasługuje tutaj charakterystyczny ak-cent pomarańczowej bądź białej plexi zestawionej z odcieniami drewna, który podnosi atrakcyjność wielostanowiskowej przestrzeni biurowej.

evoProdukt - Open space

Page 17: Magazyn Consido

15magazynconsido 02/2010

Page 18: Magazyn Consido

16 magazynconsido 02/2010

Ergonomia

Na co dzień w biurze spotykamy się z koniecznością zastosowania rozwiązań ergonomicznych. Elementy systemu Evo pozwalają na logiczne i ergonomiczne rozmieszczenie mebli stanowiących wyposażenie biura. Wysokość i wielkość blatu roboczego biurka oraz rozmieszczenie przedmiotów w zasięgu ręki to tylko nie-które zalety systemu.

Innowacyjne rozwiązania Evo zapewniają komfort w prywatności i komunikacji.

Solidna konstrukcja stelaża oraz możliwość wypoziomowania biurka w połączeniu ze stacjonarnymi lub mo-bilnymi kontenerami tworzą otwartą powierzchnię do pracy. Panele dzielące tłumią hałas, zwiększając wygo-dę pracy w biurze. Wszystkie te zagadnienia dotyczące codziennej pracy zostały uwzględnione w syste-mie zgodnie z zasadami ergonomii.

Page 19: Magazyn Consido

17magazynconsido 02/2010

Page 20: Magazyn Consido

18 magazynconsido 02/2010

Funkcja

Bogaty zestaw elementów umożliwia aranżację za-równo standardowych pomieszczeń, jak i otwartej przestrzeni biura typu open space.

Elementy systemu umożliwiają montaż stanowisk pracy w dowolnych układach i kombinacjach.

Element charakterystyczny to szafki zawieszone na ściankach działowych z tapicerowaną częścią górną pełniącą funkcję siedziska, oraz bibliotecz-ki podświetlane. Dodatkowa opcja to plexi grawe-rowane według wzoru proponowanego przez pro-ducenta lub przez klienta, np. logo firmy.

Dodatki ozdobne to podświetlane plexi fluorescen-cyjne pełniące funkcję półek na CD i segregatory.

Blaty posiadają przeloty kablowe, dzięki czemu można estetycznie schować kable wszystkich urządzeń niezbędnych do pracy w biurze. Ścian-ki działowe umożliwiają montaż pozostałych me-bli systemu, pozwalając na wykorzystanie ich do budowy prostych modułowych lad recepcyjnych. Meble uzupełniające systemu mogą występować również jako wolno stojące.

Page 21: Magazyn Consido

19magazynconsido 02/2010

Page 22: Magazyn Consido

20 magazynconsido 02/2010

Page 23: Magazyn Consido

21magazynconsido 02/2010

Technologia

System Evo charakteryzuje się trwałą konstrukcją i precyzją wykonania. Blaty wykonane są z płyty laminowanej, trudnopalnej, o zwiększonej wytrzymałości na ścieranie, wykończonej obrzeżem ABS. Mocowane są do metalowych stelaży malowanych metodą elektrostatyczną o konstrukcji umożliwia-jącej montaż pozostałych mebli systemu. Dodatkowo system półek i przegród wykonany jest z plexi białej lub pomarańczowej fluorescencyjnej, dającej wrażenie wyraźnego podświetlenia miejsc obróbki mechanicznej bądź laserowej. •

Page 24: Magazyn Consido

22 magazynconsido 02/2010

Prezentowany projekt biura otwartego jest przy-kładem nowoczesnego podejścia do kreowania przestrzeni typu open space. Odzwierciedla on charakterystyczny ostatnio trend kreowania prze-strzeni otwartej jako zmodulowanego i elastycz-nego organizmu.

Struktura biura została odzwierciedlona w ukła-dzie biurek, gdzie poszczególne teamy (działy) zo-stały w widoczny sposób przedzielone szafami. Pracowników w obrębie działu – jednostki orga-nizacyjnej biura – zgrupowano w zespoły 4- lub 6–osobowe. Poszczególne grupy siedzą twarzami do siebie i bokiem do okna, co wpływa na doświe-tlenie oraz ułatwia komunikację wewnątrz grupy. Podziały (szafy) mają wysokość dobraną w bar-dzo przemyślany sposób. Siedząc, nie widzimy zza nich sąsiada, jednak po wstaniu mamy peł-ną swobodę komunikacji. Pomiędzy poszczególny-mi pracownikami zastosowano dodatkowe ścian-

BN Office Solution - SQartProdukt - Open space

SQart

ki wydzielające przestrzeń roboczą i stanowiące przepony akustyczne. W odpowiedzi na potrzeby użytkowników producent mebli wprowadził sze-reg akcesoriów ułatwiających zapanowanie nad przedmiotami piętrzącymi się na biurku, a w efek-cie poprawiającymi wydajność pracy.

Znaleziono także miejsce na zaaranżowanie miej-sca spotkań – otwartej przestrzeni ze stołem i krzesłami, gdzie można przeprowadzić szybkie spotkanie, briefing. Zaraz obok znajduje się miejsce z kanapami, które ma wielorakie funkcje, od relaksu po nieformalne spotkanie. Wielką rolę w budowa-niu biura otwartego pełnią sale i salki konferen-cyjne oraz focus room i budki telefoniczne. Ze-społy tych pomieszczeń zdecydowanie ułatwiają i usprawniają pracę biura. Wymienione pomiesz-czenia zbudowano z lekkich ścianek szklanych nadających przestrzeni lekkości i nowoczesności. Na podłodze zastosowano wykładzinę o wysokiej

Page 25: Magazyn Consido

23magazynconsido 02/2010

Page 26: Magazyn Consido

24 magazynconsido 02/2010

absorpcji dźwięku z wyraźnie zaznaczonym pasem komunikacyjnym w innym kolorze. Elementem uatrakcyj-niającym przestrzeń jest otwarty sufit z widocznymi instalacjami, w którym zastosowano plafony oraz szyny oświetleniowe.

Całość oparta jest na podłodze podniesionej z układem puszek podłogowych ułatwiających szybką reorga-nizację biura. Mobilność – możliwość łatwego i elastycznego formowania przestrzeni, jest ogólną niezaprze-czalną zaletą zastosowanego rozwiązania. Świadczy ona nie tylko o nowoczesnym projektowaniu, ale także o reakcji na nowoczesny sposób funkcjonowania współczesnego biura.

Massive Design

Page 27: Magazyn Consido

25magazynconsido 02/2010

Rozwiązania BN Office Solution w sztuce projektowania przestrzeni open space

Przedstawiona propozycja stworzona została nie tylko z uwzględnieniem wymagań estetycznych, ale także z uwzględnieniem specjalistycznej wiedzy z zakresu ergonomii i z dbałością o akustykę, spraw-ną komunikację i organizację. Wykorzystano w tym celu system mebli SQart, oferujący wysoką jakość materiałów i funkcjonalność. Ważną funkcję spełniają elementy typu Orga Tower, które nie tylko peł-nią funkcję jednej z nóg biurka, ale przede wszystkim służą jako podręczne szafki ułatwiające organi-zację pracy. Dzięki zastosowaniu szaf z drzwiami przesuwnymi, pomieszczenie zostało podzielone na wyraźnie wydzielone obszary. Stanowiska pracownicze tworzą meble systemu SQart oraz krzesła z linii Belite w wykończeniu klasycznej czerni lub czerwieni. Miejsca spotkań i relaksu zostały wydzielone nie tylko przestrzennie, ale również poprzez rodzaj i kolorystykę zastosowanych mebli. Pomarańczowe sofy Mody natomiast stanowią idealne miejsce spotkań w mniej formalnej atmosferze. •

Page 28: Magazyn Consido

26 magazynconsido 02/2010

BN Office Solution - MagnesProdukt - Open space

Magnes to modułowy system o charakterystycz-nej i nowoczesnej formie. Dzięki rozmaitym kształ-tom modułów, wypełnia przestrzeń w niekonwen-cjonalny sposób i daje możliwość częstych zmian w aranżacji. Zróżnicowana gama kolorystyczna obić daje się łatwo wkomponować w różne miej-sca, takie jak poczekalnie, duże halle publiczne czy też galerie sztuki, nadając im unikatowe wa-lory estetyczne. Konstrukcja systemu wykonana jest z laminowanej płyty meblowej, a zastosowane elementy tapicerskie sprawiają, że siedzisko jest wyjątkowo komfortowe. W skład linii Magnes wcho-dzą siedziska, stoliki, fotele dwustronne i wiele in-nych ciekawych komponentów.•

Magnes

Page 29: Magazyn Consido

27magazynconsido 02/2010

Page 30: Magazyn Consido

28 magazynconsido 02/2010

ladyProdukt - Open space

Szeroka paleta kolorystyki w połączeniu ze szkłem tworzą eleganckie miejsce, w którym na-stępuje pierwszy kontakt z klientami, interesan-tami i gośćmi. Ważnym elementem w ladach re-cepcyjnych jest ich funkcjonalność, która ułatwia pracę i usprawnia komunikację. W konstrukcji lad

LADY

Page 31: Magazyn Consido

29magazynconsido 02/2010

LADY

Page 32: Magazyn Consido

30 magazynconsido 02/2010

wykorzystany został system modułowy z możliwością łączenia poszczególnych modułów w dowolne zestawy. Odcinki proste, łukowe lub kątowe pozwalają budować kompozycję „U” i „L”. Dobrze wykorzystują określoną przestrzeń, jaką będzie zajmowała recepcja. Dodatkową funkcję pełni oświetlenie cokołu i szklanej półki, które wydobywa kontrast między elementami i nadaje charakterystyczny dla oświetlenia styl i klimat. Proste formy stosunkowo niewielkich rozmiarów idealnie współgrają z różnorodnymi wnętrzami oraz dają możliwość zastosowania wielu rozwiązań aranżacyjnych. Forma lad to czytelny komunikat o wykorzystaniu zaawanso-wanych technologii i trwałości materiałów. •

Page 33: Magazyn Consido

31magazynconsido 02/2010

Page 34: Magazyn Consido

32 magazynconsido 02/2010

Artykuły

OŚWIETLENIEBIURA

Właściwe oświetlenie to jeden z najważniejszych czynników po-prawiających koncentrację i sa-mopoczucie osoby spędzającej przy biurku wiele godzin.

Agata Wojtalczyk

Szczególnego znaczenia nabiera wtedy gdy wią-że się to z pracą przy komputerze. Dlatego nie-zwykle istotne jest takie zaprojektowanie oświe-tlenia, żeby nasz wzrok nie męczył się i żebyśmy my sami dobrze czuli się w pomieszczeniu, w któ-rym przebywamy. W miarę możliwości jak najwię-cej należy korzystać ze światła dziennego, któ-re jest najbardziej przyjazne dla wzroku i w natu-ralny sposób pobudza organizm do działania. Dla-tego właśnie w przestronnym, przeszklonym po-mieszczeniu, mającym dostęp do światła dzienne-go czujemy się bardziej zmobilizowani do pracy i mniej ospali, niż w pomieszczeniu oświetlonym wyłącznie światłem sztucznym, w dodatku czę-sto źle dobranym. Dopiero popołudniami i wieczo-rem powinno się korzystać ze sztucznego świa-tła, które musi składać się z oświetlenia główne-go oraz miejscowego, skoncentrowanego – naj-częściej przybierającego formę małych, biuro-wych lampek.

Oświetlenie główne

Przebywając w jakimś pomieszczeniu kilka godzin, powinniśmy szczególną wagę przykładać do jego właściwego oświetlenia. Przypadkowo dobrane i źle ustawione oświetlenie będzie miało istotny, negatywny wpływ na nasze zdrowie.

W wielu biurach wykorzystuje się w ramach oświe-tlenia głównego świetlówki liniowe. Równomiernie oświetlają pomieszczenie, a przy tym są energo-oszczędne. Muszą to być jednak świetlówki do-brej jakości. Aktualne normy europejskie doty-czące oświetlenia (EN 12464-1) zalecają stosowa-nie świetlówek o wskaźniku oddawania barw (Ra) przekraczającym 80. Tymczasem w wielu biu-rach nadal spotykane są świetlówki starego typu, o bardzo niskim wskaźniku Ra. Ich zimne i bla-de światło nadaje przedmiotom i osobom nieko-rzystny wygląd. Powoduje też szybkie zmęcze-nie wzroku i niekorzystnie wpływa na nasze sa-mopoczucie. Na szczęście w sprzedaży znajdu-ją się już świetlówki liniowe wytwarzające dobre, zdrowe światło o Ra wynoszącym 85. W takim

świetle kolory otoczenia stają się świeższe i bar-dziej żywe, co przekłada się na nasz lepszy na-strój. Takie świetlówki występują także w wer-sjach wytwarzających „cieplejsze” lub „chłodniej-sze” światło. Dzięki temu można dobrać oświetle-nie biura zależnie od wystroju wnętrza i naszych preferencji.

Natomiast w pomieszczeniach, w których dostęp do światła dziennego jest mniej lub bardziej ogra-niczony, korzystnie jest zastosować świetlów-ki o chłodniejszej, zbliżonej do światła dziennego temperaturze barwy. Dzięki temu przez cały dzień zachowamy dobrą formę.

Jeśli pomieszczenie oświetlone jest żarówkami tradycyjnymi, znacznie lepsze efekty daje zasto-sowanie żarówek wewnętrznie krzemowanych, których światło jest łagodniejsze i mniej ośle-piające.

Oświetlenie punktowe

Biurko i stojący na nim komputer to nie wszyst-ko – o jakości pracy stanowi w dużej mierze wła-ściwa, dobrze dobrana lampka na biurko. Zmniej-sza zmęczenie oczu i przydaje się przy wykony-waniu precyzyjnych czynności. Najlepszym wybo-rem jest lekka, ruchoma lampka z długim ramie-niem, które można dowolnie ustawiać. Powinna stać w taki sposób, żeby światło odbite od mo-nitora lub powierzchni biurka nie raziło w oczy. Osoby praworęczne powinny umieszczać lampkę po swojej lewej, a leworęczne – po prawej stronie. Dobrze, jeśli lampka wyposażona jest w żarówkę halogenową, która wytwarza światło o ciepłej, do-brej dla oka barwie, a przy tym charakteryzuje się nawet pięciokrotnie dłuższą trwałością w stosun-ku do zwykłej żarówki.

Page 35: Magazyn Consido

33magazynconsido 02/2010

Artykuły

Rodzaje oświetlenia

Do najważniejszych rodzajów źródeł światła nale-żą: żarówki, świetlówki, jarzeniówki, halogeny i lam-py wyładowcze. Podstawowy podział wynika ze sposobu, w jaki wywoływane jest ich świecenie. Wyróżniamy więc:

• żarówki (czyli inaczej lampy żarowe) – źródłem światła jest tu rozgrzany żarnik (cienki metalo-wy drut), żarzący się w szklanej bańce próż-niowej bądź wypełnionej odpowiednim gazem szlachetnym (lub ich mieszaniną);

• lampy wyładowcze – źródłem światła są wy-ładowania elektryczne zachodzące w odpo-wiednich mieszaninach gazów;

• diody świecące (elektroluminescencyjne, LED) – źródłem światła są zjawiska na poziomie atomowym, zachodzące w półprzewodnikach (elektroluminescencja).

Żarówki

Żarówki są najpopularniejszymi źródłami światła. Działają dzięki rozgrzanemu do wysokiej tempe-ratury żarnikowi, który przekształca energię elek-tryczną w światło. Niestety, na światło przekształ-cane jest jedynie 5% dostarczanej energii – reszta umyka w formie ciepła.

Tradycyjne żarówki, czyli lampy próżniowe, dają naturalnie ciepłe, przyjemne dla oka światło. Ich trwałość określa się przeważnie na 1000 godzin. Wynika to z faktu, że rozgrzany drucik wolframo-wy umieszczony wewnątrz bańki stopniowo odpa-rowuje i zmniejsza swoją objętość, aż ostatecznie przepala się. To właśnie parujący metal odpowia-

da za stopniowe zaczernienie wnętrza szklanej bańki. Bardziej nowoczesne żarówki wypełnia się gazami szlachetnymi lub parami halogenów (czyli związków takich pierwiastków jak chlor, brom, jod).

Nowoczesne żarówki to np.:

• żarówki kryptonowe – wypełnione są krypto-nem, zapewniają o 10% światła więcej niż zwy-kłe żarówki i dają światło jednolicie białe. Są idealne do oświetlania dużych przestrzeni lub stanowisk pracy. Ich ścianki pokrywa specjal-na powłoka, redukująca efekt olśnienia;

• żarówki halogenowe – zawierają pary haloge-nów, są o blisko 100% jaśniejsze niż żarówki tradycyjne, a zużywają o połowę mniej ener-gii. Można zasilać je niskim napięciem. Nowo-czesne żarówki halogenowe pokrywa się po-włoką zmniejszającą niepożądane promienio-wanie UV.

Lampy wyładowcze

W lampach wyładowczych światło powstaje na dro-dze procesów zachodzących w tzw. jarzniku, czy-li hermetycznie zamkniętej, przezroczystej, krót-kiej rurce, w której końce wtopione są elektrody.

Page 36: Magazyn Consido

34 magazynconsido 02/2010

Dzięki wyładowaniom między nimi substancja wy-pełniająca jarznik zaczyna świecić.

Lampy wyładowcze wymagają specjalnych urzą-dzeń do zapłonu (zapłonników, potocznie nazy-wanych starterami) i do stabilizacji wartości prądu (stateczników), które zapobiegają migotaniu lamp podczas pracy.

Lampy wyładowcze stosuje się powszechnie, ze względu na ich niezwykłą trwałość i wysoki stru-mień świetlny, na wszelkiego rodzaju wystawach i ekspozycjach, na stadionach i w halach sporto-wych, w szklarniach i oranżeriach, w biurach, ha-lach przemysłowych oraz na zewnątrz budynków.

Lampy wyładowcze dzieli się, zależnie od sub-stancji, która wypełnia jarznik, na:

• lampy rtęciowe – zawierają pary rtęci. W za-leżności od ciśnienia cząstkowego par rtęci w jarzniku wyróżniamy lampy nisko- i wysoko-prężne. Najpopularniejszą odmianą lampy rtę-ciowej niskoprężnej jest świetlówka, potocz-nie zwana jarzeniówką. Obecnie szeroko uży-wa się zminiaturyzowanych odmian jarzenió-wek, tzw. żarówek energooszczędnych, czy-li kompaktowych. W porównaniu do zwykłych żarówek, świetlówki zużywają znacznie mniej energii i są bardziej trwałe – zwykle świetlów-ka zużywa ok. 20% energii wymaganej przez żarówkę o porównywalnej emisji światła i pra-cuje przez mniej więcej 12 000 godzin (a więc 12 razy dłużej niż żarówka). Natomiast lamp rtęciowych wysokoprężnych używa się np. w solariach lub w miejscach, gdzie oświetle-nie sztuczne ma „udawać” oświetlenie natu-ralne, ponieważ światło przez nie emitowane jest podobne do słonecznego;

• lampy sodowe – świecą, ponieważ prąd elek-tryczny wzbudza w nich atomy sodu. Osią-gają wyjątkowo wysoką skuteczność świetl-

ną (te wysokoprężne mają skuteczność naj-wyższą spośród wszystkich lamp wyładow-czych). Lampy sodowe są także niezwykle trwałe, stosuje się je więc powszechnie jako ekonomiczne źródło światła, wykorzystywane przy oświetleniu miast;

• lampy metahalogenkowe – ich nazwa pocho-dzi od halogenków (jodków metali), cechują się bardzo dobrą barwą światła i dużą skuteczno-ścią świetlną. Lampa metahalogenkowa, dają-ca światło porównywalne ze światłem zwykłej żarówki, zużywa o ponad połowę mniej mocy. Ich światło jest punktowe, dlatego łatwo nim sterować.

Diody

Diody świecą, ponieważ w ich wnętrzu zachodzą przemiany energetyczne na poziomie atomowym, występujące w półprzewodnikach, takich jak np. węglik krzemu. Dzięki własnościom półprzewodni-ków, wzbudzone przez prąd elektryczny atomy zachowują się w sposób, który powoduje wydzie-lanie światła. Proces ten nazywa się elektro- luminescencją.

Diody to źródła światła o wysokiej wydajności, ale ich światło jest monochromatyczne, czyli jed-nobarwne – zielone, niebieskie lub czerwone. Ko-lor zależy od napięcia prądu, którym wzbudza-na jest dioda. Dlatego diody rozpowszechniły się głównie jako oświetlenie wskaźnikowe – wystę-pują przeważnie w formie malutkich lampek sy-gnalizujących stan urządzeń oraz jako oświetle-nie alarmowe. Coraz częściej są jednak spoty-kane w oprawach oświetlenia miejscowego, np. w autobusach lub samolotach, oraz jako oświe-tlenie akcentujące (w oprawach ogrodowych, przy akcentowaniu stopni schodów, w oprawach do półek i szafek sklepowych oraz w oprawach z kolorowymi efektami świetlnymi). Stosunkową nowością są „żarówki” zbudowane z wielu diod

Page 37: Magazyn Consido

35magazynconsido 02/2010

umieszczonych w oprawie ze zwykłym, żarówko-wym gwintem. Ich podstawową wadą jest zimne światło, ale to ograniczenie coraz częściej uda-je się przełamać. Wśród zalet na pierwszym miej-scu znajduje się za to energooszczędność, co sprawia, że żarówki złożone z diod są wyjątko-wo ekonomiczne.

Zadbajmy o efektywne wykorzystanie oświetlenia

Światłem w pomieszczeniach biurowych i na ze-wnątrz nich możemy odpowiednio sterować, tak aby źródła światła wykorzystywać w sposób jak najbardziej efektywny, gasząc je i zapalając w od-powiednich momentach i w ustalonych warunkach. Wymaga to na początku pewnego wkładu finanso-wego w czujniki ruchu lub czasowe czy zmierz-chowe wyłączniki światła, ale ostatecznie prze-kłada się na spore oszczędności, pomagając unik-nąć niepotrzebnego używania światła, np. w sytu-acjach, gdy pracownicy opuszczają budynek firmy, nie gasząc za sobą świateł.

Jak wspomniano wyżej, do sterowania oświetle-niem służą czujniki ruchu, wyłączniki czasowe i czujniki zmierzchowe. Pomimo pewnych kosztów początkowych związanych z ich zakupem i za-montowaniem – jest to rozwiązanie bardzo wy-godne i ekonomiczne.

Wyłączniki czasowe pozwalają zaprogramo-wać godzinę włączenia i wyłączenia oświetle-nia, umożliwiając np. zapalenie oszczędnych lamp doświetlających wnętrze zamkniętego sklepu w nocy.

Czujniki obecności i ruchu w pomieszczeniu re-gulują włączanie i wyłączanie światła w zależ-ności od potrzeby, a bardziej zaawansowane (i podłączone np. do systemów tzw. inteligentne-go budynku) są w stanie również wpływać na ta-kie cechy oświetlenia jak jasność czy nawet bar-wa światła. Standardowe czujniki ruchu reagują na zmianę promieniowania podczerwonego, emi-towanego przez każdy żywy obiekt, przy czym ich czułość można regulować, tak aby uniknąć np. zapalenia świateł przez przechodzącego kota. Gdy w okolicach czujnika pojawi się czło-wiek, światło zostaje zapalone, gdy natomiast się oddali – gaśnie. Podobnie działają czujniki zmierzchowe – badają natężenie oświetlenia. Je-śli spadnie ono do określonych wartości, wysy-łają do układów sterujących impuls, nakazujący uruchomienie sztucznego źródła światła. Czujni-ki zmierzchowe mogą pracować na zewnątrz, re-agując na zmianę naturalnego światła słonecz-nego. Mogą też być zamontowane wewnątrz bu-dynku – wtedy funkcjonują zależnie od natężenia światła w danym pomieszczeniu. Po przekrocze-niu stałej lub zaprogramowanej przez użytkow-nika wartości progowej natężenia światła, czujnik włącza lub gasi oświetlenie. Jest to bardzo przy-datne w pomieszczeniach biurowych, ponieważ pracownicy często nie potrafią właściwie ocenić natężenia światła w pomieszczeniu lub – zaję-ci pracą – zapominają o włączeniu światła w od-powiednim momencie. Powoduje to niepotrzebne zmęczenie wzroku. •

Page 38: Magazyn Consido

36 magazynconsido 02/2010

Artykuły krytom

SYSTEMKLUCZAMASTER KEY

System klucza Master Key to zaawansowane roz-wiązanie technologiczno-konstrukcyjne oparte na wkładkach cylindrycznych oraz kluczach. Zaletami Master Key jest znaczne zwiększenie bezpieczeń-stwa obiektu oraz właściwa ochrona przed dostę-pem osób niepowołanych. W zależności od po-trzeb i struktury organizacyjnej system ogranicza dostęp do poszczególnych pomieszczeń. Daje możliwość szybkiego działania w sytuacjach za-grożenia (np. pożar, szybka ewakuacja), ponieważ przy pomocy jednego klucza generalnego można otworzyć wszystkie zamki, co w znacznym stop-niu skraca czas dostępu do poszczególnych po-mieszczeń. Może to czasem uratować życie lub wpłynąć na zmniejszenie strat materialnych. Ogra-nicza również ilość używanych kluczy do mini-mum. Wiele osób zastanawia się, co się stanie, gdy zgubią taki klucz. Wbrew pozorom nie jest to wcale groźniejsze od zgubienia pęku kluczy, bo sugeruje znalazcy, że chodzi jedynie o poje-dyncze zamknięcie. Zawsze można też przekodo-wać wkładki. Jest to rozwiązanie znacznie tańsze od wymiany wszystkich zamków. Bezpieczeństwo systemu klucza dodatkowo podnosi brak możli-wości skopiowania klucza bez upoważnienia, czyli bez karty bezpieczeństwa.

Podstawowe zalety, jakie niesie za sobą sys-tem klucza dla użytkownika:

Wygoda

System klucza umożliwia zastąpienie kilku (kilkuna-stu) kluczy jednym o określonym dostępie.

Ułatwienie kontroli dostępu

System klucza jest istotnym elementem ułatwia-jącym administrowanie przedsiębiorstwem. Każdy zatrudniony pracownik używa tylko jednego klu-cza, którym może otwierać te drzwi, do których zostanie upoważniony. System klucza bardzo do-brze sprawdza się na osiedlach. Lokatorzy jed-nym kluczem otwierają drzwi do klatki, śmietni-ka, garażu, piwnicy, furtki, a nawet do własnego mieszkania. Administrator jednym kluczem otwie-ra wszystkie budynki, pomieszczenia administra-cyjne i techniczne.

Pewność

W sytuacji zagubienia klucza systemowego nie ma potrzeby wymiany wszystkich wkładek. Istnie-je możliwość ich przekodowania, co jest znacznie tańsze od wymiany na nowe.

Kompatybilność

W systemie klucza mogą występować zarówno wkładki, pół wkładki, wkładki z gałką, jak i cylindry okrągłe, kłódki i zamki meblowe. Istnieje możliwość

• VOLVO NOVA ŁÓDŹ• MANUFAKTURA ŁÓDŹ• MUZEUM SZTUKI MS/2 MANUFAKTURA• APARTAMENTOWIEC MARINA ŁÓDŹ• HOTEL MAZOWIECKI ŁÓDŹ• HIPERMARKETY CARREFOUR W POLSCE• MARKETY CASTORAMA W POLSCE• MARKETY OBI W POLSCE• KOMENDA MIEJSKA POLICJI W ŁODZI

LISTA REFERENCYJNA

P.P.H.U. Krytom93-177 Łódźul. Dąbrowskiego 26e-mail: [email protected]

Page 39: Magazyn Consido

37magazynconsido 02/2010

Kluc

z be

zpie

czeń

stw

a

Kluc

z ho

telo

wy

Dyr

ekto

r

Rece

pcjo

nist

a

Kier

owni

k re

stau

racj

i

Barm

an

Poko

jów

ka I

Poko

jów

ka II

Saun

a

013

014

015

101

102

103

104

105

106

107

Obs

ługa

tech

nicz

na

Pogo

tow

ie g

azow

e

Pogo

tow

ie te

leko

mun

ikac

yjne

Pogo

tow

ie e

nerg

etyc

zne

01 02 03 04 05 06 07 08 09 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23

Wejście

Recepcja

Biuro

013

014

015

101

102

103

104

105

106

107

Klub

Bar

Sauna

Restauracja

Kuchnia

Gaz

Energia elektryczna

Telekomunikacja

Generalny klucz główny

Głównyklucz grupowy

Klucz grupowy

dowolnego rozbudowywania. Zawsze można stworzyć klucze o nowym dostę-pie, dodać kolejne drzwi.

Systemy Pfaffenhain oferują możliwość utworzenia wielu podsystemów, skła-dających się z grup otwieranych jednym kluczem, nazywanym kluczem głów-nym grupowym. W każdej z grup istnieje klucz grupowy, otwierający w niej wszystkie wkładki. Niezależnie od tej hierarchicznej struktury, z każdą wkład-ką może być skojarzony klucz indywidualny, otwierający tylko tę jedną wkład-kę. Wszystkie podsystemy łączy ze sobą jeden klucz o najwyższym prio-rytecie, nazywany generalnym kluczem głównym. System taki nadaje się szczególnie do obiektów o złożonej strukturze zarządzania lub organizacji bezpieczeństwa.

Często spotykanym elementem systemu jest też tak zwany zamek centralny, który można otworzyć każdym kluczem z systemu. Znajduje on zastosowanie na przykład przy głównych wejściach do obiektów. Wielu architektów skorzy-stało już z zalet tego systemu. Za zgodą zainteresowanych przedstawiamy fragment listy referencyjnej niektórych odbiorców systemów Master Key, zre-alizowanych w Polsce. •

PLAN KLUCZA

Page 40: Magazyn Consido

38 magazynconsido 02/2010

FUNKCJA I FORMA W OPEN SPACE

Bogdan Tellez Garcia

Artykuły funkcja i forma

Niestety, wraz ze wzrostem skali projektu limity budżetowe bardzo często zmuszały ich do ogra-niczenia strony plastycznej. Zdarzały się i w tym wypadku wyjątki, między innymi biuro w budynku Johnson Wax Factory, wzniesionym między 1936 a 1939 rokiem, zaprojektowane przez Franka Lloy-da Wrighta. O jakości tego projektu świadczy spój-na stylistyka elementów architektonicznych i wy-posażenia wnętrz. Reprezentuje on model biur typu open space. Przestrzenie między tarczami wypełniają wykonane ze szklanych rur świetliki zapewniające dzienne światło. Wright zaprojekto-wał dla fabryki unikatowe meble, stosując koliste motywy dla siedzeń i oparć w krzesłach, zakoń-czeń blatów i półek w biurkach, a także szuflad. Meble te zostały umieszczone zarówno w hali, jak i w gabinetach indywidualnych, co było związane z chęcią utrzymania spójnej stylistyki oraz z ich walorami wizualnymi i użytkowymi.

Zazwyczaj jednak gabinety indywidualne w du-żych biurach, należące np. do członków zarządu, bądź gabinety domowe projektowano z większą dbałością o stronę wizualną. W przypadku tego typu założeń projektowych stylistykę projektów dyktowały obowiązujące trendy projektowe i to one stanowiły o formie mebli i wystroju wnętrza, poczynając od secesji, której założenia obej-mowały płynne roślinne formy, skonfrontowane z liniami prostymi pionowymi i poziomymi. Dosko-nałym przykładem mogą tutaj stać się projekty E. Vallina. Jednym z nich jest biurko znajdujące się w Musée de l`Ecole de Nancy we Francji. Bo-gata tektonika biurka, płynne linie i roślinne orna-menty zwieńczające tylną stronę blatu nie po-zbawiły mebla walorów użytkowych. Projektant wkomponował w biurko dwie szafki do gromadze-nia potrzebnych rzeczy, blat oraz szufladki. Po-dobnie było w przypadku projektów Louisa Ma-jorelle’a, takich jak biurka czy sekretarzyki prze-znaczone do gabinetów domowych. Inne projek-ty prezentowały się równie dobrze, podnosząc jeszcze walory użytkowe, np. związane z pod-

ręcznym miejscem na gromadzenie materiałów. W ten nurt wpisywali się m.in. Camille Gauthier i Paul Poinsignon. Podobnie było z innymi elemen-tami wyposażenia biura, tj. biblioteczkami, witry-nami itp. Tak jak biurka, godziły one w sobie pięk-ną formę z walorami użytkowymi.

Równolegle do secesji pojawiły się meble i wnę-trza eklektyczne. Mimo ciężkich form, bogatą stronę wizualną eklektyzmu, nawiązującą do sty-listyki klasycznej, udało się pogodzić ze stroną użytkową.

Wraz z przyjściem nowych trendów zmieniła się forma – i tak miękkie roślinne kształty odeszły, ustępując miejsca modernistycznej prostocie oraz art déco, które nawiązując stylistyką do sta-rożytnego Egiptu, stawiało na ekskluzywne ma-teriały i bogatą stronę wizualną, wciąż nie zapo-minając o stronie użytkowej. W związku z Wysta-wą Światową w Paryżu w 1925 roku zaczęto wy-odrębniać stylistykę charakteryzującą się kan-ciastymi i kubistycznymi kształtami i wykorzysta-niem materiałów takich jak czarna laka, aluminium czy szkło. W nawiązaniu do nazwy wystawy no-wemu nurtowi nadano nazwę „art déco”. John Pile zauważył, że „W przeciwieństwie do wzornictwa z początku XX wieku, projekty w stylu art déco nie odnosiły się tak wyraźnie do kwestii funkcjo-nalizmu i technologii”.

Materiały stosowane w meblach art déco były drogie, używano np. hebanu czy kości słonio-wej. Przedstawicielem tego nurtu był chociaż-by Raymond Loewy. Wraz z coraz mocniejszym wyodrębnianiem się wzornictwa przemysłowego i z coraz większą uwagą poświęcaną stylowi mię-dzynarodowemu, projektanci zaczęli szukać inspi-racji w nowych materiałach i technologiach. Wy-nikiem tych poszukiwań był projekt biura z 1934 roku autorstwa Raymonda Loewego. „Loewy za-projektował biuro, a także jego wyposażenie – meble, lampy, zegar, rysunki i model samochodu.

Przez lata projektanci pracowali tak, by z każdym kolejnym pro-jektem następowała poprawa jakości, wydajności i komfortu pracy, nie zapominając przy tym jednak o formie.

Page 41: Magazyn Consido

39magazynconsido 02/2010

Zaokrąglone formy świadczą o tym, że projektanci przemysłowi uczynili z linii opływowych motyw dekoracyjny” (John Pile, Historia wnętrz).

Druga wojna światowa spowodowała zahamowa-nie rozwoju wielu dziedzin życia gospodarcze-go, kultury i nauki, w tym wzornictwa przemysło-wego. W powojennym świecie zaczęło się ono odradzać i rozwijać bardziej równomiernie. Eu-ropejscy projektanci stali się coraz lepiej roz-poznawalni za oceanem. Charakter projektowa-nych wnętrz zmieniły nowe technologie, materia-ły i wynalazki. Tak narodziła się szeroko rozumia-na nowoczesność. Jednym z jej kierunków był styl międzynarodowy, a wśród jego głównych założeń znalazła się równość odbiorców projek-tów. Jednocześnie styl ten wniósł nową wartość, którą była nierozłączność wnętrza i zewnętrza, a dokładniej wynikania formy zewnętrznej z form wnętrz budynku.

W latach 50. w opozycji do stylu międzynarodo-wego oraz wczesnego modernizmu zaczął się kształtować tak zwany modernizm krytyczny, starający się wyeliminować złe cechy wszyst-kich przejawów modernizmu. W efekcie tych zmian zaczął wyodrębniać się nowy kierunek: postmodernizm, łączący pod wspólną nazwą różnorodność wszystkich trendów projektowych, które przyszły po modernizmie, od nowych po hi-storyzujące. Do jego przedstawicieli zaliczał się np. Mario Botta.

Wśród współczesnych nurtów stylistycznych warto zwrócić uwagę na dekonstruktywizm, któ-ry adaptuje formy, o których nie powiedzieliby-śmy, że mogą spełniać jakąś funkcję bądź inge-ruje w strukturę brył i płaszczyzn poprzez ich odkształcanie.

Oprócz dekonstruktywizmu można wspomnieć o nurcie high-tech, który z elementów konstruk-cyjnych, technicznych uczynił element ozdobny.

Oprócz nurtów wyznaczających trendy we wzor-nictwie, istnieją jeszcze prądy wtórne, powstają-ce poprzez adaptację trendów i sprowadzające je w lepszej lub gorszej formie do odbiorców ma-sowych, którzy nie posiadają odpowiednich fun-duszy, by zainwestować w projekt indywidualny. Specjalizują się w tym firmy produkujące seryj-ne meble biurowe. Wśród proponowanych przez nie rozwiązań możemy zauważyć zarówno te standardowe, jak i te, które pomysłem znacząco od nich odbiegają. Jednocześnie z oczywistych przyczyn w masowej produkcji nie można zapo-minać o wymogu mobilności, możliwości przesta-wiania i zestawiania.

Jak widać, wraz z upływem czasu zmieniała się rzeczywistość, potrzeby ludzi, przemysłu i go-spodarki. Kolejne dekady przynosiły nowe odkry-cia, technologie oraz wzrost świadomości pro-jektantów. Nowinki techniczne umożliwiły roz-wiązanie wielu problemów, jednocześnie przy-nosząc nowe wyzwania. Projektanci od zawsze szukali nowych rozwiązań i możliwości popra-wienia starych. W swoich projektach starali się pogodzić potrzeby fizyczne użytkownika z psy-chicznymi, wpisując to wszystko w ciekawą for-mę odpowiadającą trendom projektowym i gu-stom odbiorców, tak by zwiększyć ich wrażli-wość plastyczną.

Przez ponad sto lat pojawiło się wiele rozwiązań, począwszy od różnych układów biur po meble je wyposażające czy technologie, które miały za zadanie poprawić komfort pracy. Od sece-syjnej delikatności i płynności kształtów przez modernizm i jego praktyczne podejście osadzo-ne w prostej, ale ciekawej formie, dotarliśmy do współczesnego dekonstruktywizmu, odkształca-jącego rzeczywistość. Projektanci zawsze toczy-li walkę o formę czy to całego biura, czy też pojedynczego mebla, dodając do tego swoje in-dywidualne spojrzenie. •

Page 42: Magazyn Consido

40 magazynconsido 02/2010

Design i architektura

ZIELONETARASY

Agata Wojtalczyk

Porozmawiajmy o Zielonych Tarasach. Czy długo trwało przekonywanie inwestora do tego projektu?

A nierobocza?

Tak. Taka jest robocza nazwa.

Trudno powiedzieć. Okaże się to w momencie, kie-dy powstanie projekt. W sensie formalnym jeste-śmy teraz na etapie składania wniosków o wyda-nie decyzji o warunkach zabudowy, dlatego uży-łem określenia „robocza”. Kiedy przychodzi kon-kretny inwestor na etapie wstępnym, zwykle ak-ceptuje nazwę albo zmienia według własnych oczekiwań. W tej chwili projektujemy zespół, któ-ry ma być zespołem zabudowy mieszkaniowej, ale trudno powiedzieć, czy będzie to mieszkaniów-ka. Rozpoczęliśmy temat około roku temu i był to czas, kiedy mieszkaniówka była tematem wiodą-cym. Trudno powiedzieć, co będzie za rok czy za półtora, czy to będzie mieszkaniówka, czy to będą biura, czy coś zupełnie innego.

Budowaliśmy również zespół umownie nazywany „Loftami u Scheiblera”, obecnie kompleks ten funk-cjonuje pod nazwą „U Scheiblera”. Mieści się on przy Tymienieckiego 25 w Łodzi. Na grafikach wi-dzimy docelową wizję owych loftów. W tle poka-zane są również budynki z tego pierwszego ze-społu w czerni-bieli w konwencji zdjęcia architek-tury XIX-wiecznej.

Inwestor zaprosił nas do współpracy, ponieważ wi-dział to, co powstało po sąsiedzku, czyli ten pierw-szy etap na Tymienieckiego – „Lofty u Scheiblera”. Inwestorom się to spodobało i zaprosili nas do współpracy. To przełamało pierwsze lody, gdyż nie jest to dopiero próba wspólnego kreowania architektury, tylko mamy już pewne odniesienie. Wiemy już, co się podoba, co jest akceptowalne. Na ulicy Tymienieckiego robiliśmy kilka rzeczy, np. po drugiej stronie tej ulicy – w stosunku do ze-społu Scheiblera – jest straż pożarna, którą rów-nież 10 lat temu przeprojektowaliśmy.

Rozwijając myśl o inwestorach – inwestor po pro-stu zaakceptował sposób naszego myślenia. Nie staramy się działać, idąc na kontrę w stosunku do tego, co zastaliśmy. Próbowaliśmy podkreślać wszystko, co było istotne i czerpać ze źródeł ar-chitektury, z których to źródeł czerpali również XIX-wieczni twórcy tychże projektów. Ci, którzy tworzyli kiedyś te budynki, przyjechali z różnych uczelni zachodnich, wschodnich. To byli ludzie z pewnym bagażem doświadczeń dotyczących ar-chitektury ubranej w detal historyczny. Przed nimi stały nowe wyzwania. Mieli zaprojektować i opisać za pomocą znanych sobie form nową rzeczywi-stość. Tą nową rzeczywistością była nowa epo-

Projekt unikatowej inwestycji związanej z rewitalizacją ob-szarów postindustrialnych – rozmowa z architektem Dariuszem Witasiakiem.

Page 43: Magazyn Consido

41magazynconsido 02/2010

Czy te nowe budynki, które widzimy na nowym projekcie, były czymś inspirowane? Z czego to tak naprawdę wynikło?

Nowa zabudowa zostanie wykonana z tych sa-mych materiałów?

Jak widać, jest wiele różnych opracowań i tak mniej więcej wygląda cały nasz proces projek-towy. Rozmawiamy z konserwatorem zabytków, z urzędami itd. Tutaj jest widoczna wizja na pierw-sze otwarcie, natomiast w momencie, w którym za-czynamy uszczegóławiać projekt na bazie oczeki-wań konserwatora i jego wytycznych, to konser-wator określa techniki działań.

Po rozmowie z konserwatorem okazało się na przykład, że projekt musiał być kontynuacją zabu-dowy historycznej, mającej maksymalnie trzy kon-dygnacje, choć chcieliśmy zmieścić więcej.

Nie. Forma budynku sąsiedniego tak jakby narzuci-ła nam naszą formę. To samo, co jest po sąsiedz-ku w czerwonej cegle z dwuspadowym dachem, chcemy wyrazić w zupełnie nowych, innych mate-riałach, czyli np. szkło, stal, żeliwo, drewno.

ka, która się wówczas pojawiła, czyli epoka prze-mysłu na ogromną skalę. A więc detal pochodzi z epoki wcześniejszej, czyli z ich wcześniejszych doświadczeń. Mamy przecież wieże, słupy, kolum-ny, rytmy. To elementy, jakie znali do tej pory. Rze-czywistość zmusiła ich do zmiany formy tych bu-dynków dla potrzeb nowej funkcji.

A jakieś inne inspiracje?

W zabudowie historycznej jednym z elementów wiodących jest również potężny rytm struktury okien oraz rytm np. klatek schodowych. Wobec tego próbowaliśmy wprowadzić w loftach detal, który byłby powtórzeniem detalu historycznego, ale przeskalowany. Przeskalowanie detalu to za-bieg, który stosuje się często w sztuce, np. w hi-storycznych rzeźbach. To również próba zmiany jakości oddziaływania tej formy. Widać to dobrze na przykładzie fragmentów okien, elewacji powzię-tych z sąsiedniego budynku, tylko że wykonuje-my je przeskalowane. Projekt ma być współcze-sny, ale bazujący na tradycji, historii i czerpiący z nich siłę.

Jakie niespodzianki zdarzały się przy projektowa-niu bądź przy próbach realizacji tych budynków? Czy pojawiło się coś, co stanowiło przeszkodę przy realizacji tego projektu?

Kiedy mamy wpisać projekt w istniejącą zabudo-wę (także projektowaną, bo można powiedzieć, że budynek, którego projekt jest zatwierdzony, prak-tycznie można uznać za już stojący na sąsiedniej działce), musimy brać pod uwagę wszystkie uwa-runkowania sąsiedztwa, czyli ograniczenia w do-stępności do światła, odległości między budyn-kami. Większość ograniczeń wynika z uwarunko-wań sytuacji i narzucanych prawem budowlanym wytycznych projektowych, np. ilość dziennego

Page 44: Magazyn Consido

42 magazynconsido 02/2010

Jak została rozwiązana kwestia samochodów?

Nie dominuje tu zabudowa zabytkowa co praw-da, ale samochody zawsze są dużym problemem. W loftach musieliśmy umieścić część samocho-dową w podziemiu, w części piwnicznej. W Zielo-nych Tarasach nie ma wyjścia – powstają jedna, dwie, czasem trzy kondygnacje z uwagi na to, co narzuca miasto, a jest to przy mieszkaniówce sto-sunek 1:1, czyli 1 mieszkanie = 1 miejsce parkingo-we. W przypadku, kiedy mamy kilkanaście tysięcy metrów kwadratowych powierzchni użytkowej do rozdysponowania i zakładając, że średniej wielko-ści mieszkanie ma metraż 50–65 mkw., to jeśli po-dzielimy te kilkanaście tysięcy mkw. na taką po-wierzchnię mieszkań, wyjdzie kilkaset miejsc par-

światła niezbędnego do życia w takich budyn-kach. Największym problemem jest próba stwo-rzenia wyrazistej formy, ale przy założeniu, że budynek spełnia wszystkie funkcje dla mieszkań-ców i niezbędne wymogi prawne. W przypadku mieszkaniówki najtrudniejszą rzeczą jest zapew-nienie odpowiedniej ilości godzin nasłonecznie-nia, właściwa odległość między budynkami, czy-li przysłanianie, oraz warunki zabudowy. Na za-pleczu ulicy Tymienieckiego jest trasa, która kie-dyś była wykorzystywana przez kolej do woże-nia materiałów, produktów do Scheiblerowskie-go kompleksu. Wytyczne konserwatora zabytków wskazywały, aby zachować tę trasę, żeby kie-dyś możliwie ją uwspółcześnić dla kolejki, która mogłaby wozić gości, zwiedzających. Dlatego też pojawił się kiedyś podział działek, który „uwypu-kla” tę geometrię. Idea, która przyświecała nam od samego początku, była taka, aby spróbować pod-kreślić w jakiś sposób geometrię tej trasy. Ze-spół od części ogrodowej miałby wyglądać tak, jak od strony trasy kolejki – układ rytmów ce-glanych z elementami szkła, co znowu nawiązu-je do tradycji, gdyż kiedyś ten rytm był elemen-tem przewodnim.

kingowych. Samochód, a właściwie miejsca parkin-gowe są wobec tego dla nas wyzwaniem. Obecnie inwestorzy nie zawsze potrzebują miejsc parkin-gowych, ale myślę, że rząd słusznie narzuca taki wymóg. Nawet jeśli w pierwszej fazie nie wszyscy kupują lub nie chcą kupować miejsc parkingowych, to po kilku latach funkcjonowania osiedla z regu-ły zaczyna tych miejsc brakować. Dziś w przypad-ku zakupu mieszkania za kilkanaście tysięcy zło-tych, a przy dużych mieszkaniach – za milion zło-tych, zakłada się, że mieszkają tam 2–3 osoby. Już w obecnym czasie zaczyna się pojawiać taka sy-tuacja, że 1–2 osoby w rodzinie mają samochody. Można się domyślić, że za 10 lat będzie jeszcze więcej osób zmotoryzowanych w rodzinie – mini-mum dwie osoby. W centrach miast nie wiadomo, jak wybrnąć z tak trudnej sytuacji. W zabudowie historycznej, jak np. przy ulicy Piotrkowskiej, taką szansą byłyby parkingi wielopoziomowe, zlokalizo-wane gdzieś w okolicy ścisłego centrum. W przy-padku takiej zabudowy jesteśmy zmuszeni wcho-dzić pod ziemię i wykonujemy wówczas 1–2 kondy-gnacje podziemne. Czasami kiedy nie ma wyjścia lub są jakieś trudne uwarunkowania wodne czy innego typu problemy, to wchodzimy jeszcze na kondygnację parteru, która jako mieszkaniówka nie zawsze dobrze się sprzedaje. Tutaj oceniam, że będą niestety dwie kondygnacje podziemne. Mó-wię „niestety”, gdyż inwestowanie w parkingi pod-ziemne jest niezmiernie kosztowne.

Page 45: Magazyn Consido

Wracając do Zielonych Tarasów. Czy roślinność będzie tutaj w jakiś sposób zintegrowana?

To była pierwsza idea umieszczenia roślin w Łodzi?

Czy wiadomo już, jaka to będzie roślinność?

Jak to wszystko pogodzić z założeniami inwesto-ra? On przecież też ma swoje pomysły.

Dziękujemy za rozmowę. •

Zauważmy, że mamy tu niewielką powierzchnię działki. Ogólnie w obiektach zabytkowych najwięk-szym problemem jest relacja działki – w tym po-wierzchni zielonych – do powierzchni terenów użytkowych, którą chce się osiągnąć. Szukamy jakichś pomysłów na ten obiekt. Widzimy, jak bar-dzo inwestorzy potrzebują tarasów, balkonów, po-czucia, że jest się w mieszkaniu, ale ma się jed-nocześnie trochę przestrzeni wokół siebie. Tutaj są niezwykłe tereny widokowe. Na jednej z wizu-alizacji mamy całe XIX-wieczne założenie Księże-go Młyna. Zrobiliśmy taki żart wizualizacyjny, gdyż wprowadziliśmy własne projekty. To są tak nie-bywałe inwestycje w skali działań i tak cudowne panoramy, że postanowiliśmy, że schemat tego zespołu będzie umożliwiał korzystanie z Tarasów, czyli korzystanie z piątej elewacji, jaką jest dach. Widać, jaki potencjał tkwił w tych terenach i jakie możliwości.

Robiliśmy projekt Ośrodka Studiów Europejskich. Pałacyk zlokalizowany przy ulicy Piotrkowskiej 206, naprzeciwko katedry, jest jednym z najpiękniej-szych w Łodzi. Mają wspaniały ogród. My robiliśmy kamienicę w sąsiedztwie. W ogrodzie zaprojekto-waliśmy kaskadową architekturę, zielony ogród na dachu. Idea ogrodu, który wciągamy na elewację, powstała dlatego że była możliwość umieszcze-nia go na dachu. Technologia jest obecnie taka, że można zrobić szczelne dachy, rozwinąć zie-leń wraz z podlewaniem. Są ogrzewane wpusty, są rozłożone wężownice, są kable grzewcze, któ-re są układane w warstwie wegetacyjnej trawy. Dzięki temu można zadbać, aby trzymało się to w ryzach. Są to kosztowne rozwiązania, ale nie niemożliwe.

Nie sposób zaprojektować wszystko od razu, gdyż wiele rzeczy jest niezależnych od nas. Wiele za-leży od uwarunkowań miasta, od pogody itd. Pro-jektowanie zaczynamy od ogółu do szczegółu. To oczywiście się przenika, ale nie ma na to siły, bo najpierw musimy znać realia i uwarunkowania, ga-baryty budynku, możliwości zainwestowania w te-renie. Pewnych rzeczy dowiadujemy się z urzędu. Dopiero potem bawimy się w szczegóły. Tutaj tro-szeczkę temu zaprzeczyliśmy, bo stworzyliśmy wizję od początku. Z kolei, aby zrobić pierwsze otwarcie dla konserwatora czy architekta miejskie-go, wypada pokazać wizję docelową.

Inwestorzy też przyjeżdżają ze swoimi prze-świadczeniami, przekonaniami, doświadczeniami z innych inwestycji i w trakcie pracy, rozmów, wzajemnego przekonywania się, wszystko się wyjaśnia. Trzeba jakoś znaleźć wspólny język. To są tematy z pogranicza biznesu, bankowości itd. Sztuka architektoniczna jest na dziesiątym planie, choć w momencie przecięcia wstęgi zaczyna być znowu na pierwszym. Funkcje i intencje po pew-nym czasie umierają, zostaje jedynie przekaz – to, co zresztą widać na obiektach historycznych, kie-dy architektura przemawia wielkim głosem.

INWESTYCJA:ZIELONE TARASY U SCHEIBLERAZespół zabudowy biurowej, mieszkaniowej wielorodzinnej, usługowej w Łodzi przy ulicy Tymienieckiego 21.

INWESTOR: B&M SPÓŁKA Z O.O.AUTORZY PROJEKTU ARCHITEKCI:MARCINIAK & WITASIAK

WRAZ Z ZESPOŁEM:Rafał Lamorski, Michał Brzeziński, Joanna Stangreciak, Klara Kozmińska. www.mwarch.pl, e-mail: [email protected]

Page 46: Magazyn Consido

44 magazynconsido 02/2010

Design i architektura dojo stara wieś

OŚRODEK jAPOń-SKICh SZTUK WALKI – DOjO STARA WIEŚ

Włodzimierz KwiecińskiPrezes Polskiego Związku Karate Tradycyjnego

Aby zrozumieć znaczenie wioski Dojo, moim zda-niem trzeba przede wszystkim zrozumieć jej wy-jątkowość. Wielu mówi o jakiejś wyjątkowości da-nego obiektu – każdy strażak może mówić, że jego remiza jest wyjątkowa, tylko że remiz w Polsce, tak jak szkół czy sal sportowych, są tysiące, a nasz obiekt jest jedynym obiektem tego typu na świe-cie. To właśnie określa jego wyjątkowość.

Zbudowano go wprawdzie jak każdy inny budynek, czyli od fundamentów w górę, ale według pew-nych kanonów, specyficznych dla architektury ja-pońskiej. Przede wszystkim zależało nam na stwo-rzeniu miejsca, w którym będzie nam się po prostu dobrze pracowało.

W Polsce ludzi, którzy ćwiczą i zajmują się japoń-skimi sztukami walki, jest około pół miliona. Trenu-ją judo, karate, aikido, jiu–jitsu, kendo, ale nie tylko. Trudno policzyć, ilu tak naprawdę jest wszystkich tych, którzy choć raz byli kiedyś na sali, tych, któ-rzy aktualnie ćwiczą czy tych, których to wcią-gnęło wraz z całymi rodzinami.

Choć w Polsce popularność japońskich spor-tów walki jest dość duża, brakowało tutaj takiego ośrodka jak nasz. Zawsze marzyłem o tym, żeby móc ten projekt zrealizować. Moje marzenie naro-dziło się w momencie, kiedy po raz pierwszy poje-chałem do przedborskiego parku krajobrazowego. Tam po prostu poczułem, że to jest „to” miejsce. Był to zresztą absolutny przypadek, ponieważ

znalazłem się tam z powodu kolegów, którzy zaj-mowali się renowacją ratusza miejskiego w Przed-borzu. Zobaczyli na tablicy ogłoszeń, że zorgani-zowano przetarg na taki teren. Jeden z nich jest dość mocno związany z tamtymi terenami, stam-tąd pochodzi jego rodzina, która swego czasu po-siadała tam ziemię. Wiedział, że jest to przepiękne miejsce. Pojechałem do Przedborza. Dzień nie był piękny, ale znalazłszy się tam, od razu poczułem, że to właśnie „to”. Miejsce nie tylko wydawało się wyjątkowe krajobrazowo, ale czułem, że jest tam dobra energia. Nie było w tym chłodnej kalkulacji, jedynie emocje.

Przystąpiliśmy do przetargu. Udało nam się zre-alizować pierwszy etap, dotyczący 25 hektarów. Potem człowiek, który równolegle z nami starto-wał do przetargu o przyległe do naszych tere-nów 15 hektarów, zrezygnował. Wykupiliśmy rów-nież tę drugą część. Wtedy całość kosztowała stosunkowo niewielkie pieniądze, bo to są gle-by niskiej, piątej czy szóstej, klasy. Patrząc z dzi-siejszej perspektywy, były to grosze. Udało nam się zrealizować plany zakupu gruntów i już tyl-ko jeden cel nam przyświecał – żeby postawić tam Dojo.

Jakieś sześć lat temu pojawiła się szansa. Wy-stąpiliśmy o środki do Ministerstwa Sportu, a rów-nolegle, jeszcze przed akcesją Polski do Unii Eu-ropejskiej, wystąpiliśmy także o środki przedakce-syjne do rządu japońskiego. Japończycy wspar-li nas kwotą 1 200 000 zł. Ministerstwo Sportu też dołożyło 1 200 000 zł i to to dało możliwość roz-

Projekt architektoniczny zbudowany na wzorach architektury japońskiej w Starej Wsi koło Przedborza.

Page 47: Magazyn Consido

45magazynconsido 02/2010

poczęcia czegokolwiek. Musieliśmy oczywiście sami wszystko przygotować – wszystkie pozwo-lenia na budowę, wszystkie zgody. Załatwienie ko-niecznych dokumentów leżało po naszej stronie. Zaczęliśmy w konfiguracji 50/50, tzn. 50% otrzy-maliśmy od Ministerstwa Sportu, a te drugie 50, jak już wspominałem, od strony japońskiej. Ponie-waż było to dofinansowanie pozaunijne, japońskie środki można było potraktować jako nasz wkład własny – tak było to ujęte w przepisach.

Stopniowo jednak relacje finansowe zaczęły się zmieniać, ponieważ sam ośrodek zaczął rosnąć, dopasowując się do naszych również rozwijają-cych się założeń. W miarę jak Polska przekształ-cała się i bogaciła, także i do nas napływały co-raz większe środki. Dziś można powiedzieć, że za-mknęło się to sumą około 45 milionów złotych.

Ośrodek stoi i działa. Jest wykorzystywany przez naszą kadrę karate tradycyjnego. Otwarcie od-było się 10 października ubiegłego roku, oficjalne, z przecięciem wstęgi. Przecinał ją Lech Wałęsa, według nas największy wojownik w Polsce, ponie-waż to on przeprowadził nas bez rozlewu krwi przez okres transformacji. Dzięki temu dziś w Pol-sce mogą powstawać takie obiekty jak nasz.

Jeśli chodzi o sam projekt, to mieliśmy nie lada problem. Z jednej strony oczywiście chodzi-ło o uzyskanie japońskiego charakteru, a z dru-giej… Cóż, przecież ośrodek leży w sercu Polski, w przepięknych krajobrazach. Nie można było zrobić skansenu, który w dodatku mógłby stać się skansenem nieudolnym, plastikowym. Niedo-puszczalne było też zbudowanie jakiejś kopii, bo nie o kopię, nawet wierną, nam chodziło. Musieli-śmy zatem znaleźć taką formułę, w której japoń-skość obiektu nie stałaby w sprzeczności z oto-czeniem. Zresztą krajobraz Polski w tym akurat miejscu jest podobny do Japonii, zwłaszcza pół-nocnej. Bardziej chodziło o to, żeby budynek nie kłócił się z istniejącą w sąsiedztwie architektu-rą, ze starymi wsiami, które wyłaniają się na ho-ryzoncie. W trakcie dyskusji wybraliśmy taką dro-

gę, którą nazywamy w japońskiej architekturze heian. Heian znaczy „spokój”. Uzyskaliśmy dzięki temu o zastosowanie architektury japońskiej, pro-stej, mało skomplikowanej, nie kłócącej się z krajo-brazem polskiej wsi. Generalny wykonawca, który realizował projekt, określał go nazwą „prototyp”. Wiadomo, że budynek musi posiadać pewne stan-dardowe rozwiązania – musi mieć wentylację, ko-min, kanalizację itd. Ale nam zależało także na tym, żeby jego istotę zawrzeć w japońskich kanonach budowy. Opierają się one o wymiary japońskiej maty tatami o wymiarach około metra na dwa me-try. W japońskich domach to właśnie tatami wy-mierza przestrzeń podłogi. Na niej kładzie się fu-ton, na którym się śpi. Należy pamiętać o tym, że pokój japoński jest zwykle bardzo mały, z powodu braku miejsca, problemu powszechnego w Japo-nii, dlatego musi być wielofunkcyjny. Ten sam po-kój musi służyć w nocy jako sypialnia, a w dzień jako salon, spożywa się w nim posiłki, pracuje, zaj-muje rozrywką czy sztuką, np. kaligrafią. Dlatego taki nacisk położyliśmy na przestrzeń. My mamy jej bardzo dużo, ale trzymaliśmy się japońskich ograniczeń, ponieważ jest to dla nas pewien ka-non budowy.

Tak samo jak kanonem jest mata, tak jest nim cho-dzenie boso. Po domku poruszamy się bez obuwia. Przed wejściem znajduje się specjalne wgłębienie, które nazywa się genkan, u nas najbliższym tłuma-czeniem jest „ganek”. Jest to obniżenie, w którym

Page 48: Magazyn Consido

46 magazynconsido 02/2010

zostawia się buty, wchodząc do domu. Potem jest stopień kamienny, na który wchodzi się już boso – tam zaczyna się strefa czystości. Absolutnie nie wolno wchodzić do niej w butach.

W tej chwili nasz ośrodek składa się z 26 obiek-tów. Całość jest podzielona na dwie części. Część dolna jest w obrębie Starej Wsi, tam mamy osadę polską, która będzie składała się z czterech bu-dynków. W tej chwili stoją już dwa – powozownia i dom mieszkalny, a jeszcze będzie stajnia i karcz-ma. Całość będzie tworzyć osadę zbudowaną w stylu Polski środkowej. Jej kształt i forma stano-wić mają niejako zderzenie architektoniczno-kultu-rowe z japońską częścią na górze. Ta w tej chwili składa się z 20 obiektów. Są to domki mieszkalne, a na samej górze jest dominujące Dojo. Dojo ozna-cza „początek drogi”: DO – droga, JO – początek. Dojo to miejsce, na które my mówimy „sala ćwi-czeń” czy „sala praktyk”, ale nazwa ta funkcjonuje także w szkole, w sporcie, w religii – na przykład mnisi też praktykują w Dojo. Może to być również miejsce, gdzie się wchodzi na drogę czegoś – pa-wilon herbaty, pawilon odnowy biologicznej, z sau-ną, miejscem do odpoczynku.

Te dwa budynki – herbaciarnia i sauna – są bli-sko wody. Tuż obok nich znajduje się staw o po-wierzchni około pół hektara. Budynki postawio-ne zostały częściowo na wodzie, wyposażono je w duże tarasy, tak że wprost z sauny moż-na wskoczyć do stawu i zanurzyć się w zimnej wodzie.

Ośrodek jest głównie zadedykowany sportow-com. Tak jak wspomniałem na początku, są to lu-

dzie poświęcający się najcięższej pracy. Mało kto zresztą zdaje sobie sprawę, jak ciężko każ-dy sportowiec musi trenować na swoje sukcesy. W dodatku sztuki walki to sport wyjątkowy, są to nierzadko bardzo skomplikowane układy, wyma-gające równie skomplikowanego treningu. W sztu-kach walki praktycznie nie ma limitów, są to dzia-łania na wszystkich przestrzeniach, obejmujące całe ciało. Właśnie dla takich ludzi wcześniej bra-kowało miejsca i to dla nich nasz ośrodek został zbudowany.

W ramach ciekawostki architektonicznej chciał-bym zauważyć, że dach jest zrobiony z dachów-ki japońskiej. Dachówka japońska jest niedostępna w naszej części świata i musieliśmy ją sprowadzić aż z Tokio. Jest przepiękna. Różni się od innych dachówek, ale czym dokładnie – to trzeba samemu zobaczyć. Nie jest prostokątna, tylko niemal kwa-dratowa. Jest też lepiej, bo podwójnie, mocowa-na i wydaje mi się, że jest jedną z najlepiej wyko-nanych dachówek ceramicznych świata. Wyróżnia się też trwałością.

Drugi element, na który położyliśmy nacisk w sa-mym Dojo, to podłoga. Podłoga jest podstawo-wym przyrządem, na którym się ćwiczy, o czym

Page 49: Magazyn Consido

47magazynconsido 02/2010

większość ludzi zdaje się nie pamiętać lub tego nie zauważać. Tymczasem podłoga musi spełniać najwyższe walory sprężystości podłóg sporto-wych. Dlatego sięgnęliśmy po najlepszą na świe-cie podłogę, budowaną przez firmę, która wypo-sażała igrzyska olimpijskie w Pekinie. Cała zaba-wa polega na tym, że w sztukach walki – czy to jest karate, czy to jest kendo – podłoga musi być sprężysta, musi oddawać energię i nie rujnować stawów.

Osobna sprawa to restauracja i cały ten kompleks związany z żywieniem. Tutaj kolejna ciekawostka, którą jest liczba drzwi konieczna przy budowa-niu zaplecza kuchennego do stołówki czy restau-racji według norm Unii Europejskiej, z którymi mu-sieliśmy się niestety liczyć. Tych drzwi jest 94, co wynika ze wspomnianych przepisów, a to dlate-go, że na wszystkie produkty muszą być odręb-ne pomieszczenia.

Podsumujmy więc elementy, które musieliśmy brać pod uwagę przy projekcie. Po pierwsze – bardzo ciężko pracujący ludzie. Po drugie, spe-cyfika sztuk walki i możliwość wyciszenia, skon-centrowania się. Po trzecie, specjalny sposób od-działywania na ludzi. Nie tylko poprzez słowa czy

nawet pokazywanie obrazków, ale przez samo stworzenie im warunków do obecności w takim miejscu, w którym się czuje, że musi być czysto, że trzeba szanować wszystko to, z czym czło-wiek się spotyka. Czystość i prosta uroda tego miejsca niejako narzucają szacunek, budzą prze-konanie, że nie należy tego stanu burzyć – w ten sposób oddziałuje choćby sam sposób chodze-nia – boso, nie w obuwiu. Ta zasada powtarza się w Dojo, przed którym także jest genkan, a przy nim wentylowane pomieszczenie na buty. Do-celowo przewidujemy, że wszyscy, którzy będą do nas przyjeżdżać, będą chodzić w geta, czyli w pewnego rodzaju japonkach. Łatwo je założyć i łatwo też je zdjąć.

Dla ułatwienia komunikacji pomiędzy budynka-mi w razie niepogody do dyspozycji jest ogrom-na liczba parasoli. Parasol można wziąć, a kie-dy jest już niepotrzebny, to można go zosta-wić w innym miejscu. Zależało nam na utrzy-maniu pełnego kontaktu człowieka z przyrodą. Właśnie dlatego wszystkie obiekty mają wielkie okna, a w każdym domku jest kominek, z którego można skorzystać, czy jest lato, czy zima. Dzię-ki temu zachowany jest kontakt z siłami natu-ry – wodą i ogniem.

Page 50: Magazyn Consido

48 magazynconsido 02/2010

KCH

Włodzimierza Kwiecińskiego i Pawła Krzywańskiego znam od kilkudziesięciu lat, ponieważ na początku lat 80., w liceum, zacząłem swoją przygodę z karate. Aka-demicki Klub Karate był jednym z wielu klubów w Pol-sce i należał do Polskiego Związku Karate. Po 1989 roku stało się możliwe powołanie niezależnych struktur organizacyjnych. W ciągu kilku lat nieduży klub prze-kształcił się w Polski Związek Karate Tradycyjnego, który skupia ponad 30 000 ćwiczących i składa się z kilkunastu okręgów skupiających kilkadziesiąt klu-bów. Stało się to dzięki niespożytej energii, pracy i determinacji jego władz. Powołanie związku umoż-liwiło ćwiczącym zajęcia z zagranicznymi instrukto-rami i zapewniło najwyższy poziom szkolenia. Ma to odzwierciedlenie w tytułach zdobywanych przez na-szych zawodników, dzięki czemu polskie karate tra-dycyjne jest słynne na całym świecie. Mówię o tym dlatego, że współpracujemy od kilkunastu lat i mamy w tym sukcesie niewielki udział, dbając o oprawę pla-styczną wszystkich imprez organizowanych w Pol-sce i projektując elementy identyfikacji graficznej.

Pierwszym dużym wspólnym projektem architekto-nicznym była adaptacja części budynku YMCA przy ulicy Moniuszki na siedzibę związku. Modernizacja była specyficznym działaniem. Należało postępo-wać z szacunkiem do pięknej architektury charakte-rystycznej dla lat 30. XX wieku. Substancja ta była w strasznym stanie, bo YMCA zaczęła odzyskiwać swoje obiekty dopiero po 1989 roku po 45 latach zaniedbań. Ze względu na potrzeby klubu zdecy-dowaliśmy się zaadaptować patio, które pierwotnie było otwarte, z widokiem na niebo, a w czasach PRL-u przesłonięto je prowizorycznym dachem. Było tam ciemno, duszno i klaustrofobicznie. W tym miejscu zaprojektowaliśmy drugą salę treningową. Zastoso-wany przez nas przezroczysty dach przepuszcza mnóstwo światła, dzięki czemu panuje tam niesamo-wita atmosfera, czuje się jak energia wręcz spły-wa z góry, tworząc fantastyczną przestrzeń do ćwiczeń.

Na przestrzeni ostatnich lat zrealizowaliśmy jeszcze kilka mniejszych inwestycji, podczas których lepiej zapoznaliśmy się ze związkiem i jego oczekiwaniami. Następna inwestycja to też akademia karate, tym ra-zem w budynku TBS-u w Warszawie przy ulicy Osow-skiej. Tutaj też działaliśmy w przestrzeni zaprojek-towanej pod kątem innych potrzeb. Dlatego na eta-pie projektów wstępnych dużo dyskutowaliśmy, jak to miejsce powinno być ukształtowane, żeby speł-niać oczekiwania jej przyszłych użytkowników.

Z powyższych wspólnych doświadczeń wynika-ło, że będziemy takim naturalnym partnerem w no-wym przedsięwzięciu. Znamy się od lat, robiliśmy już mniejsze projekty dotyczące wnętrz i braliśmy udział w pracach koncepcyjnych (bo to nie był pierwszy raz, kiedy próbowano wcielić w życie ideę budowy centrum sztuk walki). Władze związku uznały, że to my będziemy kompetentni, aby filozofię i praktykę sztuk walki przenieść na papier, a później na praw-dziwą substancję budowlaną.

MW

Jako projektanci współpracowaliśmy z naszym zle-ceniodawcą przez kilka lat, dzięki wcześniejszym re-alizacjom mogliśmy poznać jego preferencje i ocze-kiwania. Ważna była również idea samego ruchu, którego rozwój obserwowaliśmy na przestrzeni dłu-giego czasu. Ponadto Krzysztof systematycznie uczestniczył w zajęciach karate, co było dodatkowo źródłem wiedzy praktycznej o tej dyscyplinie sportu.

Gdy pojawił się pomysł, żeby wybudować ogólno- polski ośrodek, zaczęły się intensywne poszu-kiwania miejsca na realizację tego przedsięwzię-cia. Ostatecznie zapadła decyzja o lokalizacji w Starej Wsi.

Projektowanie obiektu zaczęło się od oglądania wy-branego miejsca z lotu ptaka. Z pokładu samolotu patrzyliśmy, jak ukształtowany jest teren, jak moż-na go zagospodarować, po czym przystąpiliśmy do pracy nad ogólną koncepcją zbudowania wioski. Z kilku początkowych propozycji wyłonił się projekt, który rozwijał się i ewoluował, ciągle poszerzany o nowe elementy.

Potem nastąpiła pierwsza próba jego realizacji. Zo-stał zatrudniony architekt, który miał naszą koncep-cję zamienić w wykonawczy projekt architektonicz-ny. Projekt powstał i rozpoczął się pierwszy etap bu-dowy. Wtedy nastąpił dramatyczny zwrot, ponieważ zobaczyliśmy, że w szczegółach propozycja archi-tekta nie realizuje naszej koncepcji. Wszystko trzeba było przeprojektować. W rezultacie powstał docelo-wy projekt, obejmujący rozwiązania od szkiców po-przez rysunki wykonawcze do rozwiązań pojedyn-czych detali. Realizowany był równolegle w kilkuna-stu firmach, w tym główna część w Autorskiej Pra-cowni Projektowania Architektury i Urbanistyki Jac-ka i Bożeny Ferdzyn oraz w Biurze Projektów Lutom-ski. Sama dokumentacja stanowi kilkanaście tomów, każdy obiekt rozrysowany został co do centyme-tra, nie pozostała nawet odrobina przestrzeni, która nie była zaprojektowana, łącznie z instalacjami elek-trycznymi i gniazdkami, funkcjonalnością, ciągami ko-munikacyjnymi. Od początku do końca każdy materiał i fragment obiektu był przez nas starannie przemy-ślany. Nieoceniony jest też wkład naszych pracow-ników, specjalisty od wizualizacji 3D Marcina Tomasz-ka i kierownika naszej pracowni Marka Andrzejewskie-go koordynującego prace nad dokumentacją wnętrz.

Wszystkim etapom powstawania projektu i jego reali-zacji towarzyszyły spotkania z Włodzimierzem Kwie-cińskim, który był twórcą i animatorem całego przed-sięwzięcia. On przekazywał nam ideę, a my ją roz-rysowywaliśmy. Przedstawialiśmy mu kolejne wizje jego pomysłów, a on je akceptował lub nie, względ-nie modernizował czy proponował nową koncep-cję, którą my znowu wizualizowaliśmy i przedsta-wialiśmy w formie fizycznej. To było bardzo cieka-we i zarazem trudne zagadnienie – stworzenie pro-jektu urzeczywistniającego wizje inwestora. Nie był to ktoś, kto przyszedł i powiedział: „Proszę mi za-projektować parę tysięcy metrów kwadratowych

KrzysztofChróścielewski

MariuszWłodarczyk

Page 51: Magazyn Consido

49magazynconsido 02/2010

powierzchni”. Chodziło o coś więcej – o projekt obiektu, który będzie miał szczególną atmosferę, klimat i, co ważne, będzie kształtował kulturę za-chowań.

KCH

Nadrzędnym czynnikiem kształtującym obiekt była tradycja japońskich sztuk walki i tradycyjnej archi-tektury japońskiej. Materia miała przenikać się z du-chem i na odwrót. Dlatego założenia funkcjonal-ne i proponowana przez nas estetyka od począt-ku były nietypowe i kłóciły się z normami doty-czącymi tego typu obiektów. Znalezienie rozwią-zań uwzględniających zarówno polskie przepisy, jak i niespotykane w Europie elementy było trud-nym zadaniem.

Sala ćwiczeń jest rodzajem świątyni, w której prze-chodzenie przez różne strefy służy temu, żeby – podobnie jak na treningu – wyłączyć się ze świata zewnętrznego, wyciszyć i rozpocząć trening z czy-stym umysłem, z dobrą energią. Temu został pod-porządkowany cały układ architektoniczny obiektu, ze szczególnym uwzględnieniem tradycji zdejmo-wania obuwia w genkanie, ponieważ w Dojo poru-szamy się boso. Dotyczy to również usytuowania i ukierunkowania Dojo względem stron świata oraz zamykania i dzielenia jej zależnie od potrzeb. To jest bardzo ważne, o czym można przekonać się już na miejscu, bo ta przestrzeń jest nieprawdopodobna. Umożliwia kontakt z naturą, a przenikanie wnętrza i zewnętrza jest jedną z najważniejszych cech ja-pońskiej architektury.

Z poziomu ogólnego trzeba było dojść do tak szczegółowych rozwiązań jak konstrukcja podłogi sportowej, która umożliwia skuteczną amortyzację. W karate tradycyjnym istotny jest nacisk na pod-łogę, która musi zapewnić stabilne oparcie. Ener-gia uderzenia jest budowana przez całe ciało, po-cząwszy od stóp. Musi być odpowiednio przeka-zywana, aby zgodnie z zasadą „ciosu kończące-go” była skuteczna. Powoduje to ogromne obciąże-nia stawów, stąd kwestia technologii podłogi okaza-ła się tak niezwykle ważna. Spotykaliśmy się z róż-nymi firmami, które demonstrowały, jak te podło-gi wyglądają w ich wykonaniu i jaka jest ich budo-wa. Prezesi wypróbowywali je w istniejących obiek-tach i starali się sprawdzić, jak technologia opisy-wana słowami ma się do rzeczywistości. W rezul-tacie ta podłoga, którą zastosowaliśmy, jest najbar-dziej wysublimowaną, skomplikowaną i wymyśloną specjalnie dla tego celu konstrukcją. Kolejnym uni-kalnym rozwiązaniem jest zastosowanie oryginalnej japońskiej dachówki, na użycie której udało się zdo-być jednostkowe pozwolenie, bowiem nie posiada-ła ona certyfikatu umożliwiającego użycie na rynku polskim.

Z drugiej strony, w obiekcie są też elementy lokal-ne, nie wszystko jest importowane z Japonii. W ob-rębie wnętrza czy zewnętrza, a także pośród ele-mentów wykończeniowych są takie, które pochodzą z materiałów rodzimych, polskich. Projektanci i ar-chitekci, którzy brali udział w tym przedsięwzięciu, zwrócili uwagę na fakt, że należy włączyć do opra-cowania rodzime akcenty. Stąd wybór trawertynu,

który temperaturą, barwą i charakterem odpowiada lokalnemu wapieniowi.

Mówiąc o etapie realizacji, szczególnie robót wy-kończeniowych, nie sposób pominąć roli wicepre-zesa związku Pawła Krzywańskiego, który od stro-ny praktycznej recenzował proponowane przez nas rozwiązania. Nieodzowny okazał się też jego ta-lent organizacyjny. Trzeba bowiem stwierdzić, iż bu-dowa obiektów ze środków publicznych rządzi się swoimi prawami, i tylko dzięki tej pomocy zdołaliśmy zrealizować obiekt tak zbliżony do pierwotnej wizji, pomimo nader ograniczonych środków.

MW

Chcieliśmy materiałami i kolorystyką wszystkich budynków stworzyć spójną kompozycję, która wpi-suje się w krajobraz. Zależało nam, by projektując japońskie obiekty, nie stawiać dekoracji, tylko formy, które harmonizują z miejscową architekturą, czyli z zabudową klasycznej wioski polskiej. Wszystkie nasze wysiłki zmierzały w stronę pełnej integracji z otoczeniem. Pragnęliśmy, żeby obiekt ten nie stał się widocznym z daleka, jaskrawym, sztucznym ja-pońskim teatrem, chcieliśmy stworzyć wyjątkowy klimat tego miejsca. Stąd ostrożny dobór materia-łów i kolorystyki, a także samej formy architekto-nicznej.

Budynki w kompleksie są bardzo różne – jest pa-wilon herbaty, sauna, która tak samo jak pawilon umieszczona została nad jeziorkiem, również przez nas zaprojektowanym. Jest też budynek à la restau-racja, która ma oferować japońskie jedzenie, przede wszystkim ryby. Są obiekty spełniające typowe za-dania usprawniające funkcjonowanie ośrodka, czy-li monitoring, biura, recepcja. I jest oczywiście głów-na sala ćwiczeń, czyli Dojo. Stylistyczne połączenie tych wszystkich elementów, tak różnych a tworzą-cych całość było naszym głównym zadaniem i pro-blemem, który musieliśmy rozwiązać.

Ogromne znaczenie w projekcie miało powiązanie całego obiektu z przyrodą, wzajemne przenikanie zewnętrza i wnętrza. Zasadę tę zastosowaliśmy we wszystkich obiektach. Dojo ma wprost unikalny cha-rakter – stoi na górze, ma przeszkloną całą powierzch-nię elewacji zachodniej. Daje to niezwykły, widowi-skowy efekt, stwarza wrażenie, że osoby ćwiczące znajdują się gdzieś ponad dachami wioski, w chmu-rach. Przy dobrej pogodzie mają przed sobą dzie-siątki kilometrów otwartej przestrzeni ciągnącej się aż po horyzont.

A pogoda bywa tam zmienna. Przed przystąpieniem do projektu siedzieliśmy na tej górze i w przeciągu kilku godzin widzieliśmy kilkanaście różnych stanów pogodowych i fantastycznych widoków. Właśnie to nas skłoniło, by powiązać planowany obiekt z przy-rodą, co jest bardzo bliskie kulturze Japonii. Pracu-jąc nad koncepcją obiektu, nie czerpaliśmy wiele ze stylistyki japońskiej, sięgaliśmy po ogólne zasa-dy kompozycji, uwzględnialiśmy przede wszystkim specyfikę miejsca i krajobrazu, jednocześnie two-rząc projekt bliski kulturze japońskiej. •

Page 52: Magazyn Consido

50 magazynconsido 02/2010

Design i architektura lata kobro city

LATAKOBRO CITY

Kostek Lichtenstein

2006

Minus osiemnaście stopni, jest 23 stycznia. Na uli-cach Łodzi mało samochodów, większość unieru-chomiły ogromne zaspy śniegu. W ostrym słoń-cu jezdnie lśnią od lodu. O godzinie dziesiątej rano biuro notarialne przy ulicy Żwirki jest jeszcze pu-ste. Powoli przychodzą dziennikarze i fotoreporte-rzy, wreszcie pojawiają się bohaterowie dnia: ame-rykański reżyser David Lynch, architekt i biznes-men Andrzej Walczak oraz szef festiwalu filmowe-go Camerimage Marek Żydowicz. Znikają za drzwia-mi, w których są wprawdzie szyby, ale kryształo-wy szlif zniekształca obraz i niewiele można po-dejrzeć. Nastrój wyczekiwania, czas płynie powo-li. Wreszcie otwierają się drzwi. Za stołem siedzą uśmiechnięci mężczyźni – właśnie w trójkę założyli fundację. Wyrasta przed nimi las mikrofonów, foto-reporterzy przepychają się, by stanąć jak najbliżej. – Fundacja Sztuki Świata jest elementem budo-wania nowej Łodzi. Chcemy promować miasto poprzez sztukę – mówi dziennikarzom Andrzej Walczak.

– Od pierwszego spotkania pokochałem Łódź, jej nastrój i budynki – opowiada David Lynch. – Kie-dy po raz pierwszy zobaczyłem fabryki, niemal zemdlałem, takie były piękne. A elektrociepłownia w centrum miasta jest jak sen. Tak się wszystko zaczęło.

Fundacja ogłasza, że zamierza otworzyć centrum sztuki w nieczynnej elektrociepłowni EC1 przy ul. Targowej, tuż przy dworcu kolejowym. 7 lutego Łódź podpisuje umowę ramową z Polskimi Kolejami Państwowymi S.A. o współpracy, która ma objąć teren stacji Łódź Fabryczna. 31 maja Rada Miejska przegłosowuje jednogłośnie, że budynek zabyt-kowej elektrowni EC1 oddaje Fundacji Sztuki Świata na centrum sztuki. 25 listopada pierwsza makieta EC1 i okolic jest gotowa, nad płaskimi pudełecz-

Projekt nowego centrum Ło-dzi obejmuje teren wokół dworca Łódź Fabryczna i nieczynnej elek-trociepłowni EC1. Przekształcenie zaniedbanej przestrzeni w obrębie ulic Tuwima, Sienkiewicza, Naru-towicza, Kopcińskiego na wiele lat określi charakter Łodzi jako mia-sta kultury i sztuki.

Page 53: Magazyn Consido

51magazynconsido 02/2010

kami zminiaturyzowanych budynków w sąsiedz-twie dworca góruje komin EC1. To jemu miejsce za-wdzięcza określenie Lyncha „chimney place”.

2007

Rob Krier, luksemburski urbanista i architekt, od-wiedza Łódź. Już 17 stycznia „Dziennik Łódzki” zapowiada: „Rob Krier, światowej sławy architekt, autor rewitalizacji wielu europejskich miast, przyje-dzie 26 stycznia do Łodzi na zaproszenie Funda-cji Sztuki Świata” – pisze Dariusz Pawłowski. „Krier tworzy projekt zagospodarowania terenu w rejo-nie dworca Łódź Fabryczna, sąsiadującego z nie-czynną elektrociepłownią EC1 przy ul. Targowej. – Istnieje tutaj teren, nadający się bez wyburzeń do tego, by stworzyć na nim nowe centrum miasta, które będzie przyciągało turystów, inwestorów i ciekawskich z całego świata – wyjaśnia Andrzej Walczak. – Centrum z rynkiem, którego Łódź nie ma. Z nowoczesną, wielką halą kongresowo-festi-walową. Z nowoczesnym muzeum sztuki. To po-tężny projekt, obejmujący dziesiątki hektarów. Do jego realizacji potrzebna jest współpraca władz samorządowych miejskich i wojewódzkich w po-zyskiwaniu inwestorów oraz środków z funduszy Unii Europejskiej”.

Urbanista spędza w mieście trzy dni. Ogląda mia-sto, rysuje pierwsze szkice, zanim zaproponu-je – zapożyczając jego określenie – jak naprawić tkankę miejską. Wykładu Kriera „Jak się buduje miasto” w auli Politechniki Łódzkiej słucha pół ty-siąca osób. Architekt pokazuje swoje projekty – nie pojedynczych budynków, ale miejskich prze-strzeni, całych kwartałów i dzielnic. W wywiadzie w „Gazecie Wyborczej” Rob Krier 5 lutego mówi Marcie Skłodowskiej: „Industrialne budynki w Ło-dzi mają niepowtarzalną jakość! Na dodatek tech-niczne elementy są jednocześnie bardzo malow-nicze. Elektrownia EC1 z secesyjnymi detalami to szczera architektura, dużo bardziej niż Centrum Pompidou w Paryżu, którego fałszywy image nie ma wiele wspólnego z funkcją. Organizm miejski jest jak ciało człowieka. Musi oddychać, myśleć i odpoczywać. Trzeba przyciągnąć z powrotem te wszystkie aktywności. Istniejącym obiektom nada-my funkcje kulturalne. Oczywiście uzupełnimy je nowymi budynkami. W ten sposób powstanie roz-wiązanie wpisujące się w łódzką tradycję i jedno-cześnie unikalne w skali światowej. Ważna będzie wspólna przestrzeń, czyli rynek”. I jeszcze: „Za-proponowałem pomoc Łodzi w przygotowaniu ma-ster planu. To moja specjalność, nad koncepcjami przebudowy miast pracowałem przez całe życie. Trzeba skomponować coś szczególnego i zapla-nować przestrzenną kontynuację ulic. Taki projekt wymaga wsparcia wszystkich masowych gremiów. Tylko stabilna sytuacja pozwoli pracować nad tak wielkim obszarem w środku miasta”.

Krier ponownie przyjeżdża w marcu i – tak jak zapowiedział – na wiosnę ma gotowy plan ogól-ny dla Łodzi. „Makieta centrum gotowa – można wbijać szpadel” – pisze 5 marca Jakub Wiewiórski w „Gazecie Wyborczej”. 14–15 kwietnia w „Dzienni-ku Polska. Europa. Świat” Maciej Stańczyk w ar-tykule Sławy zaprojektują Łódź. Krier, Liebeskind,

Gehry – najwięksi architekci świata – zmierzą się w Polsce zapowiada: „Ulica Piotrkowska, uchodzą-ca za wizytówkę Łodzi, już za kilka lat będzie miała poważną konkurencję. Dwie przecznice dalej, na 90-hektarowym terenie koło Dworca Fabrycznego, w pobliżu Łódzkiego Domu Kultury, siedziby lokal-nej telewizji i nieczynnej elektrociepłowni sprzed stu lat, powstanie nowe centrum. W zamyśle ma skupiać wszelkie inicjatywy kulturalne. Stanie się artystycznym sercem miasta odwiedzanym przez twórców z całego świata”.

30 maja Rada Miejska w Łodzi przyjmuje uchwa-łę o realizacji projektu „Rewitalizacja EC1 i jej ada-ptacja na cele kulturalno-artystyczne”, by wzmoc-nić rangę Łodzi jako ośrodka kulturalnego o zna-czeniu ponadregionalnym. W zagospodarowanych na nowo budynkach poprzemysłowych teraz ma powstawać energia twórcza. 31 lipca Miasto Łódź podpisuje umowę o partnerstwie ze spółkami ko-lejowymi. Umowa mówi o realizacji projektu Nowe-go Centrum Łodzi, utworzeniu specjalnej strefy kultury i sztuki, w ścisłym związku z historycz-nym zespołem EC1 i stacją Łódź Fabryczna. Pol-skie Koleje Państwowe S.A. i Polskie Linie Kolejo-we S.A. zobowiązują się do przebudowy stacji, co umożliwi jej włączenie do obsługi linii średnicowej, która ma przebiegać pod centrum Łodzi i prowa-dzić pociągi regionalne oraz pociągi dużych pręd-kości. Strony umowy będą się starać o fundusze na realizację projektu związanego z zagłębieniem linii kolejowej na odcinku Łódź Widzew – Łódź Fa-bryczna. Podstawą prac planistycznych jest opra-cowanie urbanistyczne Roba Kriera. 3 sierpnia „Ga-zeta Wyborcza” pisze na pierwszej stronie w ar-tykule Jakuba Wiewiórskiego Dworzec pod zie-mię, kultura na powierzchnię: „Za sześć lat po-dróżni mają wsiadać i wysiadać na podziemnym dworcu kolejowo-autobusowym Łódź Fabrycz-na. Włodzimierz Tomaszewski, wiceprezydent mia-sta, ogłosił podpisanie umowy z koleją w spra-wie budowy nowego centrum w rejonie dworca i elektrociepłowni EC1”.

W czerwcu łódzka delegacja – prezydent Jerzy Kropiwnicki, marszałek województwa Włodzimierz Fisiak, szef Fotofestiwalu Krzysztof Candrowicz, Andrzej Walczak z Fundacji Sztuki Świata – jedzie do Brukseli promować miasto jako kandydata do tytu-łu Europejskiej Stolicy Kultury. Gościem specjalnym prezentacji w przedstawicielstwie Rzeczpospolitej Polskiej przy UE jest Rob Krier jako autor planu nowe-go centrum w rejonie dworca Łódź Fabryczna i EC1. „Czuję się tak, jakby Łódź była moim najmłodszym dzieckiem, które potrzebuje dużo pomocy. Łódź to nie tylko te piękne fasady, Poznański i Scheibler. To także to, co jest kilka metrów dalej. Struktury, które trzeba z energią reperować – mówi Krier w wywia-dzie Marcie Skłodowskiej. – Nie ma żadnej gwarancji, że Łódź zostanie Europejską Stolicą Kultury. Ale już sama kandydatura jest kapitałem nie do przece-nienia. To zastrzyk energii, którego miasto potrze-buje, żeby się dalej rozwijać. To wszystko wyma-ga jeszcze bardzo długich przygotowań i wysiłku, a wybór w 2016 roku byłby doskonałym ukorono-waniem tych starań. Jednak nic nie stanie się od razu. Wybudowanie nowego centrum zajmie jesz-cze 15 lat. Dlatego musimy zacząć jak najszybciej.

Page 54: Magazyn Consido

52 magazynconsido 02/2010

Ważne jest nie tylko samo centrum kulturalne i fe-stiwalowe, w którym znajdzie się miejsce dla insty-tucji takich jak muzeum sztuki nowoczesnej, teatr, także ten eksperymentalny, galerie czy miejsce na koncerty i kontynuacje tradycji filmowych, w któ-rych Łódź ma tak doskonałą przeszłość. Istotny dla Łodzi jest także zmodernizowany podziemny dworzec będący integralną częścią projektu. Taki, z którego można by dojechać pociągiem do Berli-na bez przesiadki”. 2 sierpnia wiceprezydent Ło-dzi Włodzimierz Tomaszewski ogłasza podpisanie umowy z koleją o budowie nowego centrum w re-jonie dworca i EC1: dworzec i perony znajdą się pod ziemią, a uwolniony teren zostanie zagospodaro-wany zgodnie z założeniami przestrzennymi Roba Kriera.

28 sierpnia Rada Miejska w Łodzi jednogłośnie przyjmuje Program Nowe Centrum Łodzi. We wstę-pie do uchwały czytamy: „Obszar Nowe Centrum ma powstać w śródmiejskiej części miasta, obejmu-jącej prawie 90 ha, ograniczonej ulicami J. Tuwima, G. Narutowicza, H. Sienkiewicza oraz S. Kopcińskie-go. Do terenu tego należy dworzec Łódź Fabrycz-na wraz z jego infrastrukturą i otoczeniem, sta-nowiący miejsce pierwszego kontaktu z miastem dla przybywających do Łodzi. Istotnymi elementami planowanych przekształceń na tym obszarze będą wszelkie przedsięwzięcia dotyczące przeniesienia całej infrastruktury kolejowej dworca pod ziemię oraz stworzenia nowoczesnych rozwiązań związa-nych z transportem, które zoptymalizują obsługę komunikacyjną tego obszaru. Efektem tych działań będzie stworzenie w tym miejscu węzła komunika-cyjnego wiążącego funkcje transportu miejskiego, regionalnego i międzynarodowego. Głównym celem programu jest wykreowanie nowego, funkcjonalnego centrum miasta z wieloma przestrzeniami publicz-nymi, które powstawać będą z udziałem kapitału prywatnego”.

Tego samego dnia w „Rzeczpospolitej”: „Według Kriera miasto żyje na ulicach i placach. Dlatego centralnym punktem na jego projekcie jest rynek Katarzyny Kobro. Będzie go łatwo można zamienić w scenę pod gołym niebem. Rynek otoczą obiekty kulturalne” – pisze Monika Kuc. I dalej: „Po przeciw-nej stronie rynku – na obecnych terenach dwor-cowo-kolejowych – Krier planuje tzw. strefę sztuki z centrum sztuki współczesnej oraz ulicami czte-rech kultur. Polską, żydowską, rosyjską, niemiecką, które będą reprezentować tradycyjną wielokultu-rowość miasta”.

W sierpniu miasto ogłasza konkurs architektonicz-ny na Interaktywne Muzeum Techniki w młodszych od stuletniej hali maszyn budynkach elektrocie-płowni EC1. 8 listopada na konferencji prasowej w Urzędzie Miasta Łodzi zostają ujawnione wyniki konkursu. Wygrywa projekt Biura Realizacji Inwe-stycji Fronton i Pracowni Architektonicznej Miro-sława Wiśniewskiego. Jury (m.in. prof. Krzysztof Pawłowski, szef Instytutu Architektury i Urbani-styki Politechniki Łódzkiej i architekt miasta Marek Lisiak) docenia „właściwe proporcje pomiędzy za-chowanymi elementami autentycznego wyposa-żenia przemysłowego a nowymi elementami pro-gramu muzealno-wystawienniczo-edukacyjnego”

oraz „poszukiwanie nowych form architektu-ry w ścisłym powiązaniu z tradycyjną zabudo-wą śródmieścia Łodzi”. Pół roku później konsor-cjum zwycięskich firm podpisuje z miastem umowę na projekt wykonawczy Interaktywnego Muzeum Techniki, które powstanie na terenie 3,5 ha EC1 Za-chód i EC1 Południowy Wschód.

29 listopada w Biurze Promocji Urzędu Miasta Ło-dzi na ogromnych planszach są prezentowa-ne projekty i wizualizacje Nowego Centrum Łodzi, w tym całego zespołu budynków EC1. „Express Ilu-strowany”: „Można je oglądać, oczekiwane są opi-nie łodzian. Jak mówił Zbigniew Bińczyk z Biura Realizacji Inwestycji Fronton, które z Pracownią Projektowania Mirosława Wiśniewskiego przedsta-wiło projekty, ich autorom chodziło o to, by usza-nować jak najwięcej z tego, co jest i zniszczyć jak najmniej” – pisze 30 listopada Renata Sas. Wtóruje jej Michał Lenarciński w „Dzienniku Łódzkim”: „Wła-dze miasta są zachwycone pomysłem, by na te-renie dawnej EC1 (między ulicami Kilińskiego i Tuwi-ma, z wykorzystaniem dzisiejszych terenów dwor-ca kolejowego Łódź Fabryczna) powstało nowe centrum Łodzi. (...) W ramach projektu realizowa-ne będą: Specjalna Strefa Kultury, częścią któ-rej jest Specjalna Strefa Sztuki, Rynek Kobro, Cen-trum Festiwalowo-Kongresowe oraz rewitalizacja EC1 i jej adaptacja na cele kulturalno-artystyczne”. Miasto ogłasza, że czeka na opinie łodzian i pu-blikuje na stronie internetowej Urzędu Miasta spe-cjalną ankietę. Andrzej Walczak z Fundacji Sztu-ki Świata pokazuje pierwsze dżinsy EC1 – „spodnie z nadzwyczajnej bawełny (ważą 420 g), farbo-wane prawdziwym indygo. Mają zostać uszyte w 4 444 444 egzemplarzach. Trafią do tych, któ-rzy będą się chcieli przysłużyć sztuce” – pisze „Express Ilustrowany” w cytowanym już wcześniej artykule EC1, sztuka i... spodnie. I dalej: „A może być i tak, że będą sprzedawane, by doprowadzić do artystycznego wydarzenia. Może uda się za 20 tysięcy sztuk sprowadzić do Łodzi rockową legendę – Led Zeppelin!”. A w „Dzienniku Łódzkim”: „Jak informuje Andrzej Walczak, współzałożyciel Fundacji Sztuki Świata, rusza już marketingowa ak-cja promująca inwestycję. Jednym z jej elementów jest prowadzona już zbiórka książek dla Biblioteki Świata. Znane osobowości przekazywać będą dla niej pięć książek, w zamian otrzymają wyproduko-wane specjalnie na potrzeby akcji oryginalne dżin-sy.” Miesięcznik „InStyle” napisze o nich w kwietniu 2008: „Pierwsze spodnie, które sponsorują polską kulturę. Zrobione z ekologicznej bawełny barwio-nej indyjskim indygo”.

Page 55: Magazyn Consido

53magazynconsido 02/2010

Page 56: Magazyn Consido

54 magazynconsido 02/2010

2008

Mijają dwa lata od powstania Fundacji Sztuki Świata. Coraz więcej pomysłów, coraz więcej emocji. Ale najlepsze idee nie znajdują zrozumienia, dopóki nie doceni ich ktoś z daleka, ktoś ważny. Dlatego nie należy przejmować się początkową obojętnością wobec śmiałej wizji, mimo że jest kwitowana obo-jętnym wzruszeniem ramion. Do czasu, aż które-goś dnia - w tej historii wypadł on 1 lutego - zdanie wypowiedziane we właściwym czasie przez wła-ściwą osobę zmienia niedowierzające spojrzenia w przekonanie, że warto. Moc słów nadaje bieg rzeczywistości, a przepaść między dziś i jutro wy-raźnie się zmniejsza.

Opuszczone mury starej elektrociepłowni, wzdłuż której idzie trzech mężczyzn, w płaszczach z pod-niesionymi kołnierzami, bo wieje lodowaty wiatr, zdają się roztaczać fantastyczne widoki na przy-szłość. A dwa zdania nagrane przez dziennikarzy, transmitowane przez telewizję, powtarzane przez agencje informacyjne, następnego dnia drukowane przez gazety, dodają skrzydeł pomysłodawcy, po-rywają sceptyków, stają się mantrą, którą chcemy zakląć rzeczywistość.

- Projekt zagospodarowania EC1 jest, ze znanych mi przedsięwzięć związanych z kulturą, najciekaw-szy w Europie. Nigdzie nie ma tak dużej przestrze-ni w centrum miasta, którą można kompleksowo zagospodarować - mówi minister kultury Bogdan Zdrojewski. Andrzej Walczak przywiózł go na ci-chą i spokojną ulicę Targową, sąsiadującą z torami kolejowymi, które od lat urywają się nagle w środ-ku Łodzi. To ma się wkrótce zmienić, z Warszawy przyjechał także minister transportu Cezary Gra-barczyk i rozmowy o pomyśle na Łódź są obie-cujące. Idea nowego centrum w okolicach dwor-ca Łódź Fabryczna i EC1 znajduje zrozumienie, najzupełniej naturalną koleją rzeczy wydaje się poprowadzenie srebrzystej nitki torów pod śród-mieściem. Obaj ministrowie zapowiadają wsparcie projektu, który po raz pierwszy został pokazany jako kompleksowy i radykalny pomysł na miasto.

O dobrej passie Łodzi Marek Żydowicz dowiaduje się dzień później z mediów. Dla niego liczy się jed-no nazwisko: Frank O. Gehry. To na rozmowę z nim poleciał do Stanów, bo ma jeden plan: centrum festiwalowe Camerimage zaprojektowane przez najdroższego architekta świata. Dlatego zaprosił go do Łodzi. Zanim Gehry się zjawił, Brian Aamoth, jego prawa ręka, słał listy do Fundacji Sztuki Świata poruszające kwestie kosztów przyjazdu. Stanęło na 29 000 dolarów.

W słoneczną, ostatnią niedzielę lutego, w samo południe na ulicy Targowej tłum podekscytowa-nych dziennikarzy czeka, aż pojawi się gwiazda światowej architektury. Mijają kolejne minuty, ale nastrój podniecenia nie słabnie. Przy bramie kilka-dziesiąt osób wypatruje gościa, który ma się zjawić w elektrociepłowni EC1. Kamery, aparaty fotogra-ficzne w pogotowiu, pytania wcześniej przygoto-wane. W tym oczekiwaniu jest atmosfera święta i nadziei, że 79-letni architekt, którego dziadkowie wyjechali z Łodzi za Ocean, przywiezie nam coś

niezwykłego. Choćby to były tylko słowa. Łódź, trzy tygodnie wcześniej tak dobrze przygotowana do wizyty ministrów, teraz robi unik. Na lotnisku na gościa nie czeka prezydent. Po wylądowaniu prywatnego jeta, Gehry'ego z asystentką witają An-drzej Walczak i Marek Żydowicz z Fundacji Sztuki Świata. Jadą porozmawiać w biurze Walczaka. Już po kwadransie spędzonym w Łodzi Gehry niecier-pliwi się, że nie ma mowy o pieniądzach na zalicz-kę i zdenerwowany uznaje, że spotkanie można zakończyć. Cała rozmowa trwa pół godziny, Marek Żydowicz wyprosił z niej Jacka Michalaka, wów-czas prezesa Fundacji Sztuki Świata.

- Nie jesteś godzien, by całować moje stopy - mówi Gehry do Walczaka. Tak reaguje na próbę zaintere-sowania go projektem Nowego Centrum Łodzi, mia-sta nie najbogatszego na świecie. Gehry był wtedy najdroższym architektem na świecie - i nie ukrywał tego. Niezręczność sytuacji objawia się powoli, ale na Targowej wciąż czeka tłum, z niesprecyzowa-nymi, ale wielkimi oczekiwaniami, że Gehry znajdzie tu coś na kształt miejsca dla siebie. Wreszcie pod-jeżdżają dwa samochody. Gehry okazuje się nie-wysokim, siwym panem, w czarnym swetrze i kurt-ce. Wygląda na niezadowolonego i ku zaskoczeniu dziennikarzy opędza się od mikrofonów. Marek Ży-dowicz odsuwa dziennikarzy, daje znaki, żeby nie zadawać pytań. Mężczyźni wchodzą do zabytkowej elektrociepłowni, fotoreporterzy zaglądają przez okna. Przez wybite szybki udaje się zrobić zdję-cia Gehry'emu, któremu Walczak opowiada o po-myśle budowy nowego centrum. Reporterzy, pełni nadziei i atencji po przełamaniu lodów pierwszych chwil spotkania w Atlasie, jeszcze liczą na wywiady, a przynajmniej na krótką wypowiedź mistrza, któ-ra stanie się zapowiedzią pięknej przyszłości. Nie-spodziewanie wszystkie rachuby zawiodły, a gość zniknął równie szybko, jak się pojawił.

W Atlasie Sztuki miesiąc wcześniej została otwar-ta wystawa Rob Krier dla Łodzi. Są na niej projek-ty, rysunki, szkic przyszłego centrum. Gehry cho-dzi teraz po kolorowym planie nowego centrum, zajmującym całą podłogę. Nie pomaga odwołanie do łódzkich korzeni Gehry'ego. Na szybie galerii architekt pisze: „Moja matka się tutaj urodziła. Wy-jechała w 1913. Gdyby tu została, ja bym nie ist-niał”. Na zamknięty lunch w Pubie 97 przy Piotrkow-skiej dostaje się tylko kilka osób. Żydowicz przez cały czas jest nieswój. Nadzieje gasną, prezyden-ci Jerzy Kropiwnicki i Włodzimierz Tomaszewski nie mają dla Gehry'ego żadnej propozycji projektowa-nia dla Łodzi. Przeświadczenie, że samo zjawienie się Gehry'ego w Łodzi stanie się początkiem cudu, kończy się porażką. Żadnych deklaracji, żadnych wiążących słów, żadnych pieniędzy - choćby tyl-ko na przyjęcie wydane na cześć gościa.

Kropiwnicki, zawiedziony, że Gehry nie chciał wpu-ścić dziennikarzy do restauracji, po 15 minutach wychodzi. Tomaszewski przez cały lunch nie od-zywa się ani słowem. Rozmowa była po angielsku. Okazało się, że poza Żydowiczem tej wizyty nie chciał w Łodzi nikt.

W jaką kabałę Łódź by się wtedy zapędziła? Gaże architektów sięgały zenitu, za projekt i realizację

Page 57: Magazyn Consido

55magazynconsido 02/2010

przed kryzysem, który dotknął światową gospo-darkę kilka miesięcy później, trzeba było płacić horrendalne sumy. Gdyby spotkanie zakończyło się umową, w ciągu roku jej wartość straciłaby trzykrotnie. Najlepszym negocjatorem jest czas.

Także w lutym miasto ogłasza drugi konkurs na Specjalną Strefę Sztuki z nagrodą dla zwycięzcy 150 tys. zł. Pierwsza edycja z września 2007 roku nie przyniosła zadowalających wyników. – Żadna z sześciu zgłoszonych propozycji nie spełnia na-szych oczekiwań – oceniał wiceprezydent Wło-dzimierz Tomaszewski. – Muzeum w sercu nowego centrum musi być szczególnym symbolem, miej-scem wyjątkowej atrakcyjności.

Wtóruje mu architekt miasta Marek Lisiak: – Choć idea przekształceń centrum Łodzi, w tym projekt zmian urbanistycznych w postaci koncepcji Roba Kriera jest w Polsce i Europie, jak sądzę, dobrze znana, to i tak każde indywidualne działanie powin-no zmierzać do jego jak najlepszego rozpropago-wania. Prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki pisze list zapraszający do udziału w konkursie: „Urząd Miasta Łodzi ogłasza konkurs architektoniczny na realiza-cję Specjalnej Strefy Sztuki – pierwszego obiektu w Nowym Centrum Łodzi. Jego budowę – w rejonie dworca Łódź Fabryczna i zabytkowej elektrocie-płowni EC1 – zaakceptowała, w przyjętej uchwale, Rada Miejska. Jestem przekonany, że w ramach przeprowadzonego konkursu powstanie projekt, który zaproponuje nową formułę prezentowania sztuki. Po rynku wytyczonym na planach Nowego Centrum chcę, jak większość łodzian, zobaczyć potrzebne miastu miejsce nowoczesnej sztuki – napełnione duchem czterech kultur”. Termin zgła-szania prac konkursowych został wyznaczony na 6 czerwca; dwa miesiące przed jego upływem udział zapowiedziało 35 zespołów. Monika Pawlak w „Dzienniku Łódzkim”: „Konkurs ma formułę otwartą i może w nim wziąć udział każdy, kto ma pomysł na koncepcję budynku muzeum. Ogłoszenia o nim zostaną opublikowane w prestiżowych pismach ar-chitektonicznych. – Oczekujemy wyjątkowego pro-jektu, chcemy, by Specjalna Strefa Sztuki stała się ikoną Łodzi, archikatedrą sztuki – tłumaczy Włodzi-mierz Tomaszewski, wiceprezydent Łodzi”.

9 kwietnia Rada Miejska powołuje do życia insty-tucję EC1 Łódź – Miasto Kultury, by zajmowała się realizacją programu Nowe Centrum Łodzi. Instytu-cja EC1 Łódź – Miasto Kultury zajmie się koordy-nacją prac w Nowym Centrum Łodzi, rewitalizacją budynków zabytkowych, współpracą ze spółkami kolejowymi uczestniczącymi w projekcie, zdoby-waniem funduszy, może też organizować impre-zy kulturalne. Jej pierwszym dyrektorem, na czas organizacji instytucji, zostaje dyrektor wydziału prawnego Urzędu Miasta Łodzi Małgorzata Szpa-kowska-Korkiewicz, którą zastępuje Adam Komo-rowski, szefujący EC1 Łódź – Miasto Kultury do dziś. 26 czerwca architekci i naukowcy uczestniczący w konferencji o modelach rewitalizacji w miastach dziedzictwa europejskiego, zorganizowanej przez Politechnikę Łódzką, zwiedzają elektrociepłownię EC1. – Sesja zbiega się z jednym z największych projektów rewitalizacji, jakie obecnie planuje się

w Łodzi – mówi na otwarciu obrad Ireneusz Zbiciń-ski, prorektor PŁ. Budowie Nowego Centrum Łodzi na terenach dworca Łódź Fabryczna i EC1 jest po-święcona cała sesja przedobiadowa.

5 lipca na ogłoszenie wyników konkursu na projekt Specjalnej Strefy Sztuki przyjeżdżają do stulet-niej EC1 ministrowie kultury Bogdan Zdrojewski i in-frastruktury Cezary Grabarczyk. Wygrywa zespół niemieckich projektantów z pracowni Möller Archi-tekten + Ingenieure BDA. Przy Rynku Kobro chcą wybudować przezroczystą tubę, w której znajdu-je się prostokątny budynek. To jeden z 19 projek-tów ocenianych przez jury w składzie: przewod-niczący prof. Marek Pabich z Instytutu Architektu-ry Politechniki Łódzkiej, zastępca przewodniczące-go Gerhard Jürgen Blum-Kwiatkowski, dyrektor Mu-seum Modern Art Hünfeld, sędzia konkursu Marek Lisiak, architekt miasta, honorowy przewodniczą-cy – światowej sławy malarz Roman Opałka i juro-rzy Andrzej Walczak, Marek Żydowicz oraz Roman Wieszczek z Łódzkiej Okręgowej Izby Architektów. Zwycięzcy to trzy kooperujące z sobą biura pod wodzą Charly’ego Möllera, architekta pracującego w Kassel, Frankfurcie i Nowym Jorku. Zdobywają pierwszą nagrodę za „czytelność formy wyróżnia-jącej się z architektoniczno-urbanistycznego oto-czenia oraz elastyczność rozwiązań funkcjonal-nych niezbędnych we współczesnym muzeum; poszukiwanie przestrzenno-ekspozycyjnych re-lacji między obiektem i otoczeniem; jednoznacz-ność i wyrazistość architektury obiektu jako zna-ku w przestrzeni miejskiej”. Minister kultury Bogdan Zdrojewski ogłasza, kto zwyciężył w konkursie, ale wcześniej szefowie Polskich Kolei Państwowych, minister Cezary Grabarczyk i łódzkie władze pod-pisują umowę zatwierdzającą nowy układ komuni-kacyjny w Nowym Centrum Łodzi.

„Do 2013 roku zostanie przebudowany węzeł ko-munikacyjny. Dworzec Łódź Fabryczna razem z dworcem autobusowym zostanie przeniesio-ny 16 metrów pod ziemię. Kiedy uporządkowany zostanie układ komunikacyjny, przyjdzie pora na wznoszenie nowych obiektów i rewitalizację tych, które się do tego nadają” – relacjonuje Anna Paw-łowska w „Dzienniku Łódzkim”. „Pomysł budowania nowego centrum Łodzi w Śródmieściu, gdzie te-raz znajduje się martwy obszar nieczynnych fa-bryk, magazynów, chaszczy, składów węgla oraz torowisk kolejowych – jak te rejony są opisywane na stronie internetowej poświęconej EC1 – zaczął się od idei stworzenia Rynku Kobro. Miejsca po-święconego wybitnej rzeźbiarce dwudziestolecia międzywojennego, żonie awangardowego artysty Władysława Strzemińskiego i współtwórczyni gru-py a.r., której kolekcja zapoczątkowała zbiory łódz-kiego Muzeum Sztuki. Wokół rynku powstanie Spe-cjalna Strefa Kultury z budynkiem Specjalnej Stre-fy Sztuki, od strony wschodniej centrum festiwa-lowe, od południowej zamknie go zespół rewita-lizowanych obiektów dawnej elektrociepłowni. Na Specjalną Strefę Kultury złoży się Specjalna Stre-fa Sztuki, otoczona czterema ulicami nazwanymi w nawiązaniu do wielokulturowych tradycji Łodzi: Polską, Żydowską, Niemiecką i Rosyjską. Na ich ob-szarze mają powstać dzielnice przedstawicielstw kulturalnych”.

Page 58: Magazyn Consido

56 magazynconsido 02/2010

16 września podczas sesji sejmiku wojewódzkie-go radni zgodnie i bez jednego głosu sprzeci-wu uchwalili, że na projekt Specjalnej Strefy Sztuki przeznaczą 96,5 mln złotych, a 24 września Rada Miejska przegłosowała wkład Łodzi w wysokości 96,5 mln złotych. Radni łódzcy podjęli uchwałę o partnerstwie dla projektu Specjalnej Strefy Sztu-ki; jego liderem będzie miasto, a partnerem woje-wództwo łódzkie.

27 października władze miejskie Łodzi podpisu-ją z biurem Möller Architekten + Ingenieure BDA umowę na prace projektowe i nadzór autorski nad Specjalną Strefą Sztuki. 13 listopada podczas spo-tkania koordynacyjnego w sprawie wykonywa-nia dokumentacji projektowej SSS Andrzej Walczak przekazał władzom miejskim program merytorycz-ny Specjalnej Strefy Sztuki, zawierający progra-my: ideowy, funkcjonalno-użytkowy oraz część graficzną. 25 listopada zostaje zarejstrowana EC1 Fundacja Łódzka, która kontynuuje to, co zaczęła Fundacja Sztuki Świata.

16 grudnia Instytucja EC1 Łódź – Miasto Kultury podpisuje umowę z konsorcjum firm SYSTRA AREP Ville i BBF Sp. z o.o. na wykonanie studium wy-konalności zagospodarowania terenu w obszarze planowanego wykopu na terenach dworca oraz opracowanie materiałów do wniosków o dofinan-sowanie projektu Nowego Centrum Łodzi z fun-duszy Unii Europejskiej. 29 grudnia na konferencji prasowej o Nowym Centrum Łodzi mówi się o pol-skim TGV, czyli pociągach dużych prędkości osią-gających nawet 300 km/h. Na 2010 rok jest zapo-wiadane zamknięcie dworca Łódź Fabryczna, któ-rego funkcję przejmie – do wybudowania nowe-go, podziemnego dworca Fabrycznego – stacja Łódź Widzew. Jakub Wiewiórski w artykule Łódź w sercu Europy pisze: „Między Dworcem Fabrycz-nym a stacją Łódź Widzew powstaną pod ziemią cztery tory. Dwa mają służyć polskiemu TGV, czy-li kolei dużych prędkości łączącej Łódź z War-szawą, Poznaniem i Wrocławiem, a dwa obsłudze kolei konwencjonalnej”. Anna Pawłowska w „Dzien-niku Łódzkim”: „W przyszłym roku rozpoczną się prace na dworcach Łódź Kaliska i Łódź Widzew, przy którym od maja 2010 roku będą zatrzymywa-ły się pociągi kończące obecnie bieg na Fabrycz-nym. Budynek dworca ma zniknąć z powierzchni ziemi. Nowy zostanie wybudowany kilkanaście me-trów pod ziemią. Później ma być połączony pod-ziemnym tunelem z Dworcem Kaliskim. – Na począ-tek musimy przebudować otoczenie dworców Wi-dzew i Kaliskiego – mówi Paweł Olczyk, wicepre-

zes zarządu PKP S.A. – Wspólnie z miastem wybu-dujemy nowe parkingi, będzie nowa droga dojaz-dowa i kilka nowych budynków. Remontu wymaga też linia kolejowa łącząca Widzew z Kaliskim, tak by nie jechało się dłużej niż 12 minut. Wszystkie te prace chcemy zakończyć do połowy 2010 roku. Podobny projekt ze schowaniem dworca pod zie-mię przeprowadzono w Barcelonie. Tam szykowa-no się do tego przez osiem lat i najtrudniej było dogadać się przedstawicielom administracji, kolei i rządu. Łódź poradziła sobie z tym zadaniem bar-dzo sprawnie”. Łódzki europarlamentarzysta Ja-cek Saryusz-Wolski zapowiada, że wiosną przy-szłego roku planuje wystawę w Brukseli o projek-cie Nowego Centrum Łodzi. 31 grudnia urząd mia-sta wydał pozwolenie na budowę dla zespołu za-bytkowych budynków EC1.

29 grudnia na konferencji prasowej „Koleje Miasta” w siedzibie Instytucji Kultury EC1 Łódź – Miasto Kultury pojawił się minister infrastruktury Cezary Grabarczyk. Miał okazję poznać stan zaawansowa-nia prac nad przygotowywanym do realizacji pro-jektem Nowego Centrum Łodzi, a w szczególności projektem Specjalnej Strefy Sztuki. Oprócz ministra w spotkaniu wzięli udział: Wojewoda Łódzki Jolan-ta Chełmińska, Marszałek Województwa Łódzkiego Włodzimierz Fisiak, Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego – Ja-cek Saryusz-Wolski, a także przedstawiciele spół-ek kolejowych: PKP S.A., PKP PLK S.A., PKP Intercity S.A., którzy zaprezentowali plan budowy w miej-scu dworca Łódź Fabryczna węzła multimodalne-go, który w nowoczesny sposób rozwiąże proble-my komunikacyjne centralnej Polski.

2009

4 lutego minister kultury Bogdan Zdrojewski roz-dziela 690 mln zł – pieniądze unijne na projekty kulturalne. Konferencja prasowa jest na żywo po-kazywana w Internecie. Minister informuje, że kilka projektów pozostaje w rezerwie, ale wymienia tyl-ko jeden – Specjalną Strefę Sztuki: – Jest to pro-jekt uwarunkowany inną inwestycją infrastruktu-ralną – kolejową – mówi Zdrojewski. Wszystko za-leży od rozpoczęcia inwestycji kolejowej.

11 marca władze miejskie Łodzi podpisują umowę z PKP S.A. i PKP PLK S.A. o wspólnym prowadze-niu inwestycji na terenie Nowego Centrum Łodzi. Strony chcą znaleźć formuły prawne do dalszej współpracy, by razem pozyskać inwestora stra-tegicznego oraz wspólnie prowadzić działalność

Page 59: Magazyn Consido

57magazynconsido 02/2010

cja), Othmara Karasa (Austria), Jeana Marinescu (Ru-munia), Doris Pack (Niemcy), Marii Petre (Rumunia), Corien Wortmann-Kool (Holandia) i Polaków – Je-rzego Buzka, Małgorzaty Handzlik, Filipa Kaczmar-ka, Jacka Saryusz-Wolskiego, Zbigniewa Zaleskie-go, Jana Olbrychta i Tadeusza Zwiefki. Jeszcze przed wernisażem po Parlamentarnej przechadza-ją się belgijscy uczniowie, którzy zwiedzają Par-lament Europejski. Na otwarciu wystawy jest am-basador RP w Belgii Sławomir Czarlewski i amba-sador RP przy Unii Europejskiej Jan Tombiński. Po-kaz przygotowała EC1 Fundacja Łódzka pod patro-natem Jacka Saryusz-Wolskiego. – Chcemy w Unii promować twarz Łodzi jako miasta kultury najbar-dziej europejskiego ze względu na wielokulturową tradycję, a jednocześnie miasta, które ma nowe pomysły na kulturę, czyli EC1. Ta wystawa różni

inwestycyjną w NCŁ. 19 marca po raz pierwszy spotyka się Rada Programowa przy Instytucji Kul-tury EC1 Łódź – Miasto Kultury. Do jej kompetencji należy wyrażanie opinii i składanie wniosków we wszystkich sprawach związanych ze statutowymi zadaniami instytucji.

1 kwietnia w siedzibie Parlamentu Europejskie-go zostaje otwarta wystawa Ulica Parlamentarna promująca Specjalną Strefę Sztuki w Łodzi. Pię-cioro młodych architektów z Łodzi: Monika Bach-mańska, Anna Dzwonecka, Arkadiusz Sarlej, Zo-fia Szajdzińska i Ewa Szczepańska pracuje z eu-rodeputowanymi nad elewacjami budynków, któ-re w symboliczny sposób pokazują regiony lub miasta posłów. Przygotowują 14 fasad kamienic dla: Margie Sudre (Francja), Anny Ibrisagic (Szwe-

Page 60: Magazyn Consido

58 magazynconsido 02/2010

się od standardowych wystaw, które są sumą obrazów czy zdjęć, bo jest pokazem interaktyw-nym. Na dziś składa się z 14 elewacji – w domy-śle kamienic łódzkich. Każda została zaprojekto-wana przez młodego architekta z Łodzi w opar-ciu o wywiad z konkretnym europarlamentarzy-stą, który mówi, z czego jest dumny albo na czym polega wkład jego kraju w Europę. Nazwaliśmy tę wystawę Ulica Parlamentarna z podtytułem Łódź w centrum Europy. Chcemy, żeby ta ulica żyła dłużej i doprowadziła nas do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku. W formie strony inter-netowej stanie się miejscem do dyskusji na temat Europa – kultura – Łódź. Już mamy na liście ponad 50 europarlamentarzystów, którzy chcą przystą-pić do projektu i powstaną kolejne fasady przekła-dające idee na język obrazów. Ta wystawa będzie poszerzana i wyeksponowana w Łodzi w Instytucie Europejskim.

14 maja kolegium prezydenckie zatwierdza wy-tyczne do sporządzenia Miejscowego Planu Za-gospodarowania Przestrzennego dla obszaru mię-dzy ulicami Narutowicza–Kopcińskiego–Tuwima na wschód od planowanego przedłużenia ulicy Uni-wersyteckiej. Dzień później Miasto Łódź złożyło w Urzędzie Marszałkowskim wniosek o dofinanso-wanie projektu „Rewitalizacja EC1 i jej adaptacja na cele kulturalno-artystyczne”. Projekt jest w Indy-katywnym Wykazie Indywidualnych Projektów Klu-czowych dla Regionalnego Programu Operacyjne-go Województwa Łódzkiego na lata 2007–2013.

4 czerwca kolegium prezydenckie zatwierdza wytyczne funkcjonalno-przestrzenne dla czę-ści środkowej Nowego Centrum Łodzi. Przekaza-ne przez EC1 Fundację Łódzką materiały, będące owocem trzech lat pracy nad projektem, posłu-żyły do opracowania wytycznych przez Andrze-ja Walczaka i Marka Lisiaka. Wytyczne stanowią podstawę do dalszych prac projektowych na tym obszarze, m.in. dla konsorcjum firm, którego lide-rem jest SYSTRA wykonująca studium wykonalno-ści na zlecenie Instytucji Kultury EC1 Łódź – Miasto Kultury.

8 lipca prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki i dyrek-torzy PKP S.A. Jacek Derwisiński oraz Grzegorz Nita

podpisują akt notarialny o zamianie nieruchomo-ści między miastem a koleją, która przekazała mia-stu 15 tysięcy metrów kwadratowych w zamian za działki o powierzchni 12 tysięcy dla PKP. Prezydent Kropiwnicki: – Podpisujemy pierwszy z kilku doku-mentów. Chodzi o uregulowanie sprawy własności terenów, na których w niedalekiej przyszłości po-wstanie Nowe Centrum Łodzi, nowy Dworzec Fa-bryczny oraz tunel, który połączy go z Dworcem Kaliskim. Porozumienie o wspólnej realizacji inwe-stycji ma powstać jeszcze w lipcu.

26 września przy wsparciu ministra infrastruktu-ry i transportu Cezarego Grabarczyka, podpisa-ne zostało porozumienie pomiędzy Miastem Łódź, PKP PLK S.A., Instytucją Kultury EC1 Łódź-Miasto Kul-tury oraz Samorządem Województwa Łódzkiego w sprawie realizacji studium wykonalności dla tu-nelu średnicowego łączącego dworzec Łódź Fa-bryczna i dworzec Łódź Kaliska. Porozumienie to ma kluczowe znaczenie dla powodzenia całej in-westycji kolei dużych prędkości w Polsce, która docelowo połączy Warszawę, Łódź, Poznań i Wro-cław. - Szybka kolej, która połączy cztery najwięk-sze aglomeracje w Polsce, jest nowym zadaniem w dziele modernizacji systemów transportowych. Chciałbym podkreślić, iż realizacja programu jest możliwa dzięki podjętym decyzjom rządowym, ale również dzięki temu, że Łódź i województwo łódz-kie są nim zainteresowane i nie szczędzą środ-ków finansowych - powiedział minister Grabarczyk. - Bez zaangażowania samorządów high-speed re-alizowalibyśmy w Polsce z całą pewnością póź-niej. Projekt musi mieć zrealizowane jedno zada-nie: - tunel pod Łodzią, łączący dworzec Łódź Fa-bryczna z dworcem Łódź Kaliska. Bez wydatków Łodzi, wsparcia marszałka i sejmiku województwa, kolejarze nie daliby sobie rady z tym problemem (...) Jest szansa, że gdy rozpoczniemy prace nad budową linii kolejowej, zgodnie z programem przy-jętym przez rząd w 2014 roku, po czterech la-tach będziemy gotowi z uruchomieniem pierwsze-go pociągu, który pomknie z prędkością 350 km/h. Jest szansa, aby wysiłek władz samorządowych Łodzi i województwa miał jeszcze jeden skutek - centrum serwisowe dla polskiego high-speedu. Łódź znajduje się na drodze wszystkich połączeń, którą są przewidywane, tu jest optymalne miejsce.

Page 61: Magazyn Consido

59magazynconsido 02/2010

To są dodatkowe miejsca pracy i nowe inwestycje. Serwis ten będzie musiał być na najwyższym po-ziomie, bo kolej musi być w pełni skomputeryzo-wana, zautomatyzowana i absolutnie bezpieczna. To będzie nasza wizytówka w XXI wieku. Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tak szybkie-go osiągnięcia porozumienia: od słów do czynów.

22 października Daniel Libeskind, światowej sła-wy architekt pochodzący z Łodzi, współpracu-jący z firmą RHEINZINK, przyjechał do rodzinnego miasta, by dać specjalny wykład w ramach festi-walu Łódź Design.

Spotkanie z Danielem Libeskindem i jego żoną Niną trwało do późnych godzin. Architekt poznał pro-jekt budowy Nowego Centrum Łodzi. – Ten projekt jest radykalny. Tylko takie projekty mają szansę powodzenia - powiedział Libeskind po zapoznaniu się z ideą Specjalnej Strefy Kultury, Rynku Kobro oraz nowego podziemnego dworca Łódź Fabrycz-na. Wcześniej architekt wygłosił wykład pt. Co-unterpoint, podczas którego zaprezentował naj-słynniejsze realizacje swoich projektów, uczestni-czył też w panelu dyskusyjnym. Na wykład przy-szło 900 osób. - Polski upór wobec dyktatury, pol-ska tożsamość, polska wolność były mi przez lata bardzo bliskie, i często opisywałem siebie nie jako amerykańskiego czy izraelskiego, ale właśnie pol-skiego architekta - opowiadał Libeskind. Pokazał zgromadzonym w hali Łódź Art Center studen-tom i projektantom swoje słynne dzieła, m.in.: Mu-zeum Żydowskie w Berlinie, dekonstruktywistycz-ne drapacze chmur, Wieżę Wolności zaprojekto-waną w miejsce budynków World Trade Center w Nowym Jorku oraz biurowiec Złota 44 w War-szawie. Podczas konferencji prasowej Daniel Libe-skind podkreślił, jak dużą rolę odgrywa w jego ży-ciu rodzinne miasto. – Kiedy rodzisz się w danym mieście, ono staje się częścią ciebie – powiedział. – Pamiętam wszystko z okresu, kiedy tu mieszka-łem przy ulicy Piotrkowskiej 42. Łódź wydawała mi się wtedy taka duża. To piękne miasto, występuje tu niesamowite bogactwo form architektonicznych stworzonych przez różne kultury i przedstawicieli różnych środowisk. Wierzę w Łódź, wierzę, że wy-korzysta swój potencjał. Architekt odpowiadał też na pytania przesłane przez internautów. Opowie-

dział m.in. o tym, do jakich utworów muzycznych można przyrównać różne jego realizacje oraz jak „słyszy” Łódź. - To samotne skrzypce grające na strychu, których melodia nagle miesza się z sza-lonym jazzem wielkiego miasta. Podczas wizyty Li-beskind podpisał z władzami Łodzi list intencyjny o współpracy projektanta z miastem Łódź.

16 listopada Minister Kultury i Dziedzictwa Narodo-wego Bogdan Zdrojewski podsumowując realiza-cję XI priorytetu „Kultura i dziedzictwo kulturowe” Programu Operacyjnego „Infrastruktura i Środowi-sko” podkreśla, że Specjalna Strefa Sztuki w Ło-dzi jest na pierwszym miejscu listy projektów re-zerwowych czekających na pieniądze z Unii Eu-ropejskiej. Podczas wizyty w łódzkiej Szkole Fil-mowej minister Zdrojewski mówi: - Specjalna Stre-fa Sztuki to niezwykle ambitny projekt, jestem jego wielki zwolennikiem. To projekt klasy europejskiej, a skala trudności przy nim jest światowa. Jeże-li Łódź przyjdzie do mnie z uzgodnionym progra-mem, Specjalna Strefa Sztuki z tego pierwszego miejsca rezerwowego zdobędzie fundusze. Jeśli w tym rozdaniu nie uda się zdobyć na nią fun-duszy, na pewno pojawią się one przy następ-nej okazji.

23 listopada do Łodzi przyjeżdża David Lynch, słynny amerykański reżyser, współzałożyciel Fundacji Sztuki Świata i wielki entuzjasta Łodzi, który od lat zapowiada, że chce w Łodzi otwo-rzyć swoje studio. - Byłem w wielu miejscach na świecie, ale żadnego nie pokochałem tak, jak ko-cham Łódź. Uwielbiam przyjeżdżać tu zimą, lu-bię bezlistne drzewa, szare budynki na tle sza-rego miasta – mówi podczas konferencji praso-wej. W EC1 Wschód – stuletniej elektrociepłowni, którą miasto dało Fundacji Sztuki Świata – mają powstać pracownie artystyczne, przestrzeń wy-stawiennicza, restauracje, pokoje gościnne, stu-dio dźwiękowe, sale do miksowania i obróbki dźwięku. David Lynch: - To powinno być miejsce, do którego każdy ma wstęp, również po to, żeby sprzedawać swoją sztukę. Wiceprezydent Ło-dzi Włodzimierz Tomaszewski deklarował, że bu-dynek będzie ukończony w ciągu dwóch lat od rozpoczęcia budowy, a przetarg na wykonawcę zostanie rozstrzygnięty na początku 2010 roku.

Page 62: Magazyn Consido

60 magazynconsido 02/2010

1 grudnia spółka PKP S.A. podpisuje umowę z firmą Skanska S.A., zwycięzcą przetargu na przebudo-wę i modernizację budynku dworca Łódź Widzew. W czerwcu 2010 roku dworzec Łódź Widzew bę-dzie mógł przejąć rolę najważniejszego dwor-ca kolejowego w Łodzi, umożliwiając zamknięcie dworca Łódź Fabryczna i rozpoczęcie wielkiego wykopu w rejonie Nowego Centrum Łodzi. Zamó-wienie obejmuje remont budynku dworca, budo-wę od strony zachodniej zupełnie nowego skrzy-dła oraz modernizację dwóch budynków służbo-wych. Z kolei miejski Zarządu Dróg i Transportu dał pieniądze na budowę dwóch parkingów na oko-ło 400 samochodów, pętli autobusowej i postoju taksówek.

2 grudnia Frank Gehry, słynny amerykański ar-chitekt, prezentuje w trakcie festiwalu Camerima-ge wstępną koncepcję budynku Camerimage Łódź Center – centrum kongresowo-festiwalowego, któ-re znajdzie się w Nowym Centrum Łodzi. Gehry nie kryje wzruszenia z odwiedzenia miasta, w któ-rym żyli jego dziadkowie. – Byłem dzisiaj w pała-cu Izraela Poznańskiego. Ale to nie budynek zro-bił na mnie duże wrażenie, lecz fakt, że mój dzia-dek na pewno słyszał o tym fabrykancie w cza-sach, gdy żył w Łodzi. Rozpłakałem się ze wzru-szenia – wyznał. Opowiada także o swojej rodzinie: - Mój dziadek był dostawcą węgla. Moja mama uro-dziła się w Łodzi, razem wyjechali stąd w 1913 roku do Kanady. Część z mojej rodziny została w Łodzi

Page 63: Magazyn Consido

61magazynconsido 02/2010

i przypłaciła to tatuażami na przedramieniu. Archi-tekt zaznacza, że prezentowana wersja projek-tu nie jest ostateczna. Przedstawia wizualizacje bryły budynku, który ma mieć 37 tysięcy metrów kwadratowych. Znajdą się w nim m.in. dwie sale audytoryjne: większa na 2,5 tysiąca osób i mniej-sza na 800 osób, cztery sale kinowe i przestrzeń wystawiennicza. Przed budynkiem architekt za-projektował plac, na którym można będzie rozwi-jać czerwony dywan i witać gości festiwalu. Bryła budynku ma umożliwiać również plenerowe pro-jekcje na wielkich szklanych ścianach. We foyer Teatru Wielkiego zaprezentowano makiety zapro-jektowanego przez Gehry’ego budynku wkompo-nowanego w Nowe Centrum Łodzi.

4 grudnia PKP Polskie Linie Kolejowe S.A., Biuro In-westycji ogłasza przetarg na projekt multimodal-nego dworca, który zastąpi dzisiejszy dworzec Łódź Fabryczna. Jego perony znajdą się 16 me-trów pod ziemią. To kolejny – po podpisaniu umo-wy na modernizację dworca Łódź Widzew – krok przybliżający nas do uruchomienia Kolei Dużych Prędkości w Polsce oraz do rozpoczęcia opera-cji na otwartym mieście. Przedmiotem zamówienia jest zaprojektowanie oraz budowa zintegrowane-go węzła przesiadkowego stanowiącego multimo-dalny dworzec Łódź Fabryczna, położonego w ob-szarze Nowego Centrum Łodzi. Inwestycja polega na wzniesieniu obiektów budowlanych oraz wyko-naniu głębokich wykopów z ich zabezpieczeniem wraz z wywiezieniem ziemi, rozbiórką obiektów i infrastruktury istniejącej. Inwestycja będzie zre-alizowana w rejonie ulic: Kilińskiego, Narutowicza, Składowej i Węglowej oraz na terenie obecnego dworca Łódź Fabryczna i terenów przyległych. Ziemia z wykopów i rozbiórek wywożone będą li-nią kolejową w rejon stacji Łódź Widzew, dalej zbudowanym przez wykonawcę technologicz-nym torem kolejowym i/lub transportem samo-chodowym i złożone w rejonie ulic Henrykowskiej i Kosodrzewiny.

18 grudnia Instytucja Kultury EC1 Łódź - Miasto Kul-tury ogłasza przetarg na studium wykonalności z opracowaniem wniosków aplikacyjnych o dofi-nansowanie inwestycji z funduszy UE oraz opra-cowanie projektów materiałów przetargowych dla realizacji inwestycji w systemie „projektuj i wy-buduj” - dotyczących budowy linii kolejowej, na odcinku od dworca Łódź Fabryczna w kierunku dworca Łódź Kaliska do linii nr 14 i 25 oraz linii 15. Jej główny element to tunel średnicowy z pod-ziemnymi przystankami oraz tunel KDP.

Pod koniec grudnia Instytucja Kultury EC1 Łódź - Miasto Kultury odebrała od konsorcjum firm SY-STRA, AREP Ville i BBF Sp. z o.o. drugi etap doku-mentacji studium wykonalności zagospodarowa-nia terenu w obszarze planowanego wykopu na terenach dworca Łódź Fabryczna oraz opraco-wanie materiałów do wniosków o dofinansowanie projektu Nowego Centrum Łodzi z funduszy Unii Europejskiej. Firmy pierwszy etap studium wyko-nalności oddały 1 grudnia 2009 roku.

2010

6 stycznia budowa budynku projektu Franka Gehry’ego, mającego być jednym z symboli No-wego Centrum Łodzi, stanęła pod znakiem za-pytania. Marek Żydowicz wraz ze zwolennikami budowy centrum festiwalowo-kongresowego Camer- image Łódź Center ogłosił strajk okupacyjny dużej sali obrad Rady Miejskiej w Łodzi. Była to reakcja na trzy wcześniejsze posiedzenia rady, podczas któ-rych radni nie zdecydowali się przyznać spółce budującej centrum dofinansowania w wysokości 250 mln zł. Radni dotację uzależniali deklaracją ministra kultury o organizacji konkursu, w którym projekt centrum mógłby zdobyć kolejne 250 mln zł. Lokalni politycy PO i SLD podkreślali troskę o finan-se miasta. Zaznaczali, że Łódź nie powinna anga-żować się w tę inwestycję, dopóki nie będzie pew-ności, że minister kultury bądź prywatni inwesto-rzy nie sfinansują przynajmniej połowy centrum.

17 stycznia łodzianie w miejskim referendum zde-cydowali o odwołaniu Jerzego Kropiwnickiego z urzędu Prezydenta Miasta. By referendum było ważne, musiało wziąć w nim 19% uprawnionych do głosowania, czyli około 115 tysięcy łodzian. Osta-tecznie głosowało 131 tysięcy osób, spośród któ-rych aż 97% chciało odwołania Prezydenta.

29 stycznia obowiązki odwołanego w referendum prezydenta Jerzego Kropiwnickiego przejmuje To-masz Sadzyński, do tej pory radny klubu Plat-formy Obywatelskiej oraz sekretarz wojewódz-twa łódzkiego. Będzie administrował miastem aż do wyborów samorządowych, które odbędą się jesienią.

25 lutego rozstrzygnięty został przetarg na wy-konawcę studium wykonalności dla tunelu śred-nicowego, który przebiegnie pod centrum Łodzi. Przetarg wygrało konsorcjum, którego liderem jest Sener Sp. z o.o., a partnerami spółki Sener In-geniería y Sistemas i PWC Polska.

Arkadiusz Sarlej Zofia Szajdzińska Monika Bachmańska Anna Dzwonecka Anna Dzwonecka Zofia Szajdzińska Monika Bachmańska Ewa Szczepańśka Arkadiusz Sarlej Arkadiusz Sarlej Ewa SzczepańskaMonika Bachmańska

Jerzy Buzek Anna Ilrisagio Margie Sudre Zbigniew Zalewski Tadeusz Zwiefka Filip Kaczmarek Corien Wortmann - Koll Othmar Karas Maria Petre Małgorzata Handzlik Jan OlbrychtDoris Pack

Page 64: Magazyn Consido

62 magazynconsido 02/2010

11 marca w Urzędzie Miasta Łodzi nastąpiło uro-czyste podpisanie umowy z firmą SENER w spra-wie studium wykonalności tunelu średnicowe-go dla kolei, który przebiegnie pod centrum Łodzi. Wartość kontraktu to 3,5 mln zł. - Jesteśmy za-szczyceni, że będziemy mogli pracować nad stu-dium wykonalności tunelu. Teraz musimy się wziąć do ciężkiej pracy, żeby wszystko zakończyło się sukcesem – mówił Lope Seco González, prezes za-rządu Sener Sp. z o.o. Studium wykonalności, które ma powstać w 12 miesięcy, określi optymalny prze-bieg tunelu, którym kiedyś pojadą pociągi dużych prędkości, a także kolej konwencjonalna i aglome-racyjna.

13 marca EC1 Fundacja Łódzka zorganizowała w Bielniku Kopischa debatę „Po co budować nową Łódź”. Do wspólnej dyskusji na temat Nowego Cen-trum Łodzi zasiedli: Jacek Saryusz-Wolski – poseł do Parlamentu Europejskiego, Sylwester Pawłow-ski – poseł na sejm RP, Elżbieta Hibner z zarządu Województwa, Marcin Bugajski – wiceprezydent Ło-dzi, Paweł Olczyk – członek zarządu PKP S.A., Alina Giedryś – członek zarządu PKP PLK, prof. Krzysz-tof Stefański z Katedry Historii Sztuki Uniwersyte-tu Łódzkiego, przedsiębiorca Krzysztof Apostolidis, Marek Cieślak – prezes Łódzkiej Specjalnej Stre-fy Ekonomicznej, prof. Marek Janiak z Instytutu Ar-chitektury i Urbanistyki Politechniki Łódzkiej oraz dr Krzysztof Cichoń z Katedry Historii Sztuki Uni-wersytetu Łódzkiego. Debacie przysłuchiwali się przedstawiciele łódzkich uczelni, rektorzy: Uniwer-sytetu Łódzkiego – prof. Włodzimierz Nykiel, Po-litechniki Łódzkiej – prof. Stanisław Bielecki, mgr Przemysław Andrzejak – pełnomocnik rektora Uni-wersytetu Medycznego ds. Rozwoju i Promocji, Krzysztof Candrowicz – dyrektor Łódź Art Center, a także animatorzy kultury, przedstawiciele me-diów, studenci z inicjatywy „Pociąg do Łodzi”, spo-łecznicy i inni. Debatę, którą prowadził Jacek Gru-dzień, dziennikarz Telewizji Polskiej i Polskiego Ra-dia, rozpoczął Andrzej Walczak, pełnomocnik pre-zydenta Łodzi do spraw Specjalnej Strefy Sztuki: - Gdy w grudniu w ogólnopolskiej gazecie pojawi-ło się pytanie zawarte w temacie debaty, ani pre-zydent, ani architekt miasta nie zareagował. We-zwani do tablicy, nie umieliśmy sobie na nie odpo-wiedzieć. Dzisiaj jeszcze raz bardzo uczciwie sta-wiamy je sobie i mamy nadzieję, że teraz zmu-si nas do rozmowy. Bo cała idea nowej Łodzi jest zawarta w rozmowie, w spotykaniu się. Wtedy ro-dzą się pomysły. Nie chodzi o to, żebyśmy mówi-li jednym językiem. Ten wielki projekt to jest szan-sa, która zdarzy się nam następnym razem za 150 lat. Jeżeli mamy cokolwiek zrobić, to musimy za-cząć rozmawiać na ten temat, żeby tej szansy nie zmarnować. I jeszcze jedno: chciałbym państwa namówić, żebyśmy odstąpili od stosowania nazwy Nowe Centrum Łodzi. Łódź ma tylko jedno cen-trum - ulicę Piotrkowską i jej skrzyżowanie z aleją Piłsudskiego, dawną ulicą Główną. Na cześć tego, że od rynku Kobro zaczął się ten projekt, propo-nuję nazwę Kobro City. Debata zaowocowała wiel-ką wiarą wszystkich uczestników, że dzięki dogod-nemu skomunikowaniu z resztą kraju i Europy, kul-turze, przedsiębiorczości, nauce i nowoczesnym technologiom Łódź może się stać europejską me-tropolią. Zapoczątkowała również akcję dokładania

Page 65: Magazyn Consido

63magazynconsido 02/2010

symbolicznych cegiełek do Kobro City - na stronie „EC1 Dziennika Kolejowego” zadebiutowała oryginal-na ankieta, w ramach której każdy może dołożyć swoją cegiełkę do wybranego przez siebie obiektu.

9 marca wybrano wykonawcę rewitalizacji budyn-ku EC1 Wschód. Zwycięzcą przetargu zostało kon-sorcjum, którego liderem jest firma PORR (Polska) S.A. Spółka ma ogromne jak na polski rynek do-świadczenie w rewitalizowaniu postindustrialnych obiektów – odpowiadała za adaptację dawnej przę-dzalni Izraela Poznańskiego na Hotel Andel’s oraz budowę biurowca Textorial Park na Księżym Mły-nie przy dawnym magazynie bawełny Karola Sche-iblera, a także za budowę Centrum Handlu, Sztuki i Biznesu Stary Browar w Poznaniu. Wybrana ofer-ta opiewa na kwotę niecałych 56 mln zł. Wykonaw-ca ma czas na zakończenie inwestycji do końca września 2012 roku.

17 marca został rozstrzygnięty przetarg na wyko-nawcę rewitalizacji EC1 Zachód – młodszą część zabytkowego kompleksu, która zostanie zaadap-towana na interaktywne Centrum Nauki i Techniki. Zwycięzcą, podobnie jak w przypadku EC1 Wschód zostało konsorcjum, którego liderem jest firma PORR (Polska) S.A. Wybrana oferta opiewa na kwotę 100 mln zł. Zamówienie obejmuje rewitalizację bu-dynku EC1 Zachód, wykonanie robót budowlanych wraz z zagospodarowaniem terenów wspólnych – integrujących. W jego zakres wchodzi także bu-dowa nowego budynku w rewitalizowanym kom-pleksie, przebudowa infrastruktury elektroener-getycznej w celu usunięcia kolizji związanych z prowadzeniem robót budowlanych oraz zago-spodarowanie terenów integrujących cały ob-szar EC1 wraz z infrastrukturą. Wykonawca ma czas na zakończenie inwestycji do końca wrze-śnia 2012 roku.

25 marca architekci Charly Möller i Jurgen Onderka wraz ze swoim przedstawicielem na Polskę, Janu-szem Filuschem, przekazali Miastu kilkanaście to-mów dokumentów składających się na projekt bu-dowlany Specjalnej Strefy Sztuki. Andrzej Falicz, kierownik zespołu ds. Specjalnej Strefy Sztuki mó-wił wtedy: - Teraz projekt przejrzy specjalna komi-sja, w której jestem ja oraz reprezentanci Biura ds. Realizacji i Nadzoru Inwestycji, Wydziału Planowa-nia Przestrzennego i Ochrony Zabytków oraz Wy-działu Administracji Architektoniczno-Budowlanej. Mamy 14 dni na to, by znaleźć ewentualne braki i poprosić o ich uzupełnienia. Ale to już właściwie ostatnia prosta. Mam ogromną nadzieję, że osta-teczny projekt budowlany i pozwolenie na budo-wę otrzymamy jeszcze w maju. Projekt wykonaw-czy powinien zaś być gotowy na początku przy-szłego roku. Tego samego dnia Bogdan Zdrojew-ski, Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego na spotkaniu z Łukaszem Maginem, wiceprezydentem Łodzi oraz Andrzejem Walczakiem, pełnomocni-kiem prezydenta ds. Specjalnej Strefy Sztuki, obie-cał wsparcie projektu Specjalnej Strefy Sztuki kwo-tą 190 mln zł pochodzącą z funduszy Unii Europej-skiej. Warunkiem koniecznym było złożenie całej dokumentacji projektowej wraz z pozwoleniem na budowę w maju. Warunek został spełniony i pro-jekt dostał pozwolenie na budowę •

Page 66: Magazyn Consido

64 magazynconsido 02/2010

Design i architektura pink pug design

PINK PUG DESIGNASIA PyTLEWSKA I GRzEGORz SOWIńSKI

Grzegorz Sowiński

Na początku był prosty pomysł – zamierzaliśmy wykorzystać nasze umiejętności, by móc tworzyć na własny rachunek. Kosztowało nas to sporo de-terminacji oraz szybkich decyzji, ale – udało się! W 2008 roku założyliśmy stronę internetową, a od czerwca 2009 funkcjonujemy oficjalnie jako biuro projektowe. Oboje jesteśmy absolwentami Wydzia-łu Form Przemysłowych (obecnie Wydział Wzor-nictwa i Architektury Wnętrz) Akademii Sztuk Pięk-nych w Łodzi. Postanowiliśmy współpracować ze sobą, wykorzystując nasze dotychczasowe do-świadczenia i umiejętności. Duet powstał z połą-czenia dwóch osobowości. Każde z nas miało coś innego do zaoferowania, dlatego dobrze się uzu-pełniamy. Ja – technokrata z podejściem konstruk-cyjnym do designu – oraz Asia, z większym wy-czuciem artystycznym. Zadziałało – i tak jest do dziś.

Od początku chcieliśmy funkcjonować w szerokim zakresie projektowania ze względu na to, że obo-je mamy bardzo szerokie zainteresowania. Pra-cujemy głównie jako projektanci produktu. W na-szej ofercie znajdują się projektowane i wykony-wane przez nas przedmioty dla wnętrz. Zajmuje-my się także samymi wnętrzami, komunikacją wizu-alną oraz biżuterią. Dzięki temu jesteśmy w stanie „przenosić” doświadczenia między tymi dziedzina-mi, co owocuje ciekawymi rozwiązaniami.

Data Storage to jak dotąd najbardziej rozwinięta kolekcja. Zaczęło się od idei wykorzystania i przy-pomnienia wzoru dyskietki. Później powstała cała seria podkładek pod kubki nawiązująca kształ-

Bez cienia wątpliwości można stwierdzić, że projektowanie wzornicze jest budowaniem re-lacji między człowiekiem a jego otoczeniem. jesteśmy przeko-nani, że głównym zadaniem pro-jektanta jest podporządkowa-nie się potrzebom użytkownika, a dopiero w następnej kolejności – spełnienie swoich artystycz-nych ambicji. Oczywiście te dwie idee można sprawnie połączyć, co też staramy się robić, pracu-jąc na polu designu.

1.

2.

Page 67: Magazyn Consido

65magazynconsido 02/2010

tem do nośników danych, które wyszły już z po-wszechnego użycia (dyskietka, szpula, kaseta, kli-sza), dostępna w wielu kolorach i materiałach, łą-cząca styl vintage i nowoczesność. Ostatnio, pod-czas Dni Designu 2010 w Gdyni, odbyła się pre-miera filcowych matek na stół, utrzymanych w tej samej stylistyce. Powstały trzy wzory: boombox, szpulowiec oraz komputer.

Filc pojawił się także w serii lamp wiszących i le-żących Convallaria (wyróżnienie w Machina Design Awards 2009). Udało się stworzyć prostą formę zainspirowaną kwiatem konwalii. Otaczająca natura była także źródłem powstania lampy Bivalvia, syn-tetycznej formy inspirowanej światem morskich zwierząt.

Oświetlenie okazało się dla nas bardzo ciekawym tematem, kontynuowaliśmy więc tę zabawę. W na-szej najnowszej lampie postanowiliśmy odnieść się do idei designu zrównoważonego. Powstał projekt abażuru składającego się z dziesiątek me-

tek od ubrań. Jest to nasza odpowiedź na ideę re-use oraz dowcipny komentarz na temat obwie-szania się metkami. Dodatkowo każdy użytkownik może współtworzyć ten produkt, doczepiając do niego własne metki.

Oprócz produktów, które wykonujemy, mieliśmy okazję projektować dla klientów indywidualnych. Udało nam się zrealizować szereg rozwiązań z dziedziny wzornictwa, architektury wnętrz oraz grafiki użytkowej i biżuterii.

Projektowanie jest i zawsze będzie dla nas dzie-dziną interdyscyplinarną, toteż inspiracja płynie z każdego miejsca. Dlatego ważna jest wymiana doświadczeń, poznawanie wielu punktów widze-nia. Żadnych ograniczeń, pełna otwartość, szero-kie horyzonty oraz nuta empatii i zwykłej życzli-wości dla odbiorcy.

Design sprawia nam ogromną frajdę. Choć bywa to czasem droga pod górkę, to jednak warto. Para-frazując pewną reklamę – satysfakcja z własnego produktu na półce sklepowej – bezcenna!

Zapraszamy serdecznie do zapoznania się z ca-łym naszym dorobkiem oraz z ofertą naszego sklepu. •

www.pinkpugdesign.plwww.pinkpugdesign-sklep.pl

3.

Lampa 5814,381.

Convallaria, lampa2.

Data Storage 0.1, podkładki pod kubki3.

fot. P

ink

Pug D

esig

n

Page 68: Magazyn Consido

66 magazynconsido 02/2010

Człowiek

Czym charakteryzuje się forma podawania caterin-gu dla biur typu open space?

Co to znaczy „w formie na raz”?

Jakie jedzenie jest zazwyczaj serwowane?

Czyli na to też zwraca się dużą uwagę?

Jeśli mówimy o open space, to musi być to taka forma, która powoduje, że człowiek nie ubrudzi sobie rąk, bo jest to miejsce pracy. Forma po-dania cateringu powinna być formą, która daje możliwości higienicznego, estetycznego jedze-nia. Nie może to wyglądać tak, że ubrudzimy so-bie ręce, nabrudzimy wokoło. Chodzi o to, aby można było usiąść sobie z boku i zjeść. Najlepiej w formie na raz.

To znaczy, że przygotowujemy coś w formie ma-lutkich kanapeczek. Nie jest to duża bułka czy coś, z czego będzie się wokoło sypało, tylko forma małych rzeczy, które można zaserwować w po-staci podobnej do tej, jaką my serwujemy na wi-delczykach. Może to być 5–6 widelczyków z róż-nymi smakami. Musi to być także świetnie w cało-ści wyeksponowane.

Lekkie. Uciekamy od jedzenia ciężkostrawnych po-traw, takich jak warzywa, pieczone mięsa. W prze-wadze mamy drób, który wzbogacamy sałatka-mi z aromatycznymi oliwami. Większość biur ty-pu open space to miejsca, gdzie się siedzi, dlate-go nie mogą być to potrawy ciężkie dla organizmu. W miejscu pracy nie można sobie zaserwować ka-napki ze smalcem i ogórkiem kiszonym.

Tak. Nie może się zdarzyć, że coś nas zaatakuje żołądkowo, bo było ciężkie. Wtedy przecież prze-staje funkcjonować nasz umysł, pojawia się duże obciążenie dla krwi. Nie możemy tego strawić. Dla-tego też musi to być coś lekkostrawnego, związa-nego z serami itd.

CATERINGPOLSKA

Agata Wojtalczyk

Wioletta Brzezińska

Współwłaściciel firmy Your Catering Group. Główny spe-cjalista do spraw organizacji i zarządzania produkcją i logi-styką, główny specjalista do spraw bezpieczeństwa żyw-ności HACCP.www.cateringpolska.pl

Powiązania między architekturą a żywnością pojawiają się zaskakują-co często. Biorąc pod uwagę znacze-nie żywności w rozwoju społecznym, interesujący jest wpływ architektury wnętrza na formę konsumpcji.

Page 69: Magazyn Consido

67magazynconsido 02/2010

Jakie serwujecie napoje?

Gdzie zazwyczaj jest podawany posiłek? Czy są wyznaczone specjalne miejsca?

Czy przepisy BHP nie zabraniają jedzenia przy biurku? Czy istnieje taki zapis?

Czyli jest to bardziej przyjazne niż zwykły biuro-wiec, który takich rzeczy nie posiada?

Więc rzadko zdarza się jedzenie bezpośrednio przy biurku?

Na pewno nie mogą to być napoje gazowane. Naj-lepsze dla naszego organizmu są jednodniowe soki. Mogą to być też niegazowane wody mineral-ne, ewentualnie smakowe. Napoje gazowane nie sprzyjają pozycjom siedzącym.

To wszystko zależy od tego, jak zaplanowany jest open space. Zazwyczaj catering w open space charakteryzuje się tym, że przyjeżdża firma, któ-ra przywozi gotowe potrawy. Mogą to być zesta-wy zapakowane w estetyczne, jednorazowe opa-kowania. Wewnątrz nich poukładane są różne ele-menty – sałatka, deser, może to być forma kilku kanapek, np. z łososiem, wysokogatunkową wędli-ną, serem i do tego np. sok. Możemy sobie wtedy spokojnie zjeść, bo mamy do tego sztućce, jedno-razowe serwetki.

Oczywiście, że przepisy tego zabraniają. Nie ma nawet wydzielonych specjalnych miejsc do spo-życia posiłków o nazwie np. kantyna czy stołów-ka. Nasza firma od kilkunastu lat specjalizuje się w obsłudze i organizacji tego typu obiektów. Fir-ma Gillette na ulicy Wodnej jest tego najlepszym przykładem. Prowadzimy tam firmową stołówkę. Przy połączeniu open space z częścią produkcyj-ną, gdy odcina się część produkcyjną, ludzie pra-cujący w biurach przychodzą do nas na śniada-nie. Taka forma bufetu, gdzie jest możliwość po-szerzenia go o jakąś małą kuchnię, daje możliwość serwowania szerszej gamy dań, które ludzie mogą sobie spożyć w open space. Jest minikawiarenka, są wystawione stoliki koktajlowe, które dają moż-liwość odpoczynku w miejscu innym niż za biur-kiem i zjedzenia dobrego, zdrowego posiłku. Eli-minuje to też konieczność wychodzenia z firmy. Kiedy właściciel organizuje coś takiego dla swo-ich pracowników, jest to bardzo dobrze postrze-gane z punktu widzenia firm. Nie istnieje wtedy np. ryzyko wyniesienia informacji. Organizowanie np. kantyny w open space daje możliwość zrobienia przerwy w obiekcie i możliwość spożycia posiłku, aby dalej funkcjonować w pracy.

Biurowce w Łodzi posiadają tego typu wydzielo-ne miejsca.

Nie powinno się to zdarzać, ale trzeba brać pod uwagę realia, które często okazu-ją się zupełnie inne. Nam zależy, aby podejść do tego profesjonalnie. Wskazane jest, żeby w open space przygotowany był taki punkt. Je-steśmy firmą, która potrafi obsługiwać. Do tego po-trzebny jest też świetny architekt, który zaplanuje,

Page 70: Magazyn Consido

68 magazynconsido 02/2010

aby to miejsce było czymś oddzielającym od zna-jomego miejsca pracy. To musi być miejsce, gdzie można sobie pozwolić na lekki relaks i zregene-rowanie sił, aby potem dalej robić swoje. Catering jest czymś dodatkowym w tym relaksie.

Czy istnieją jakieś szczególne problemy, na któ-re można trafić, przygotowując catering? Np. biu-ro, do którego nie mieści się jakiś wózek, albo cho-ciażby problem z wniesieniem posiłku na piętra? Czy są jakieś konkretne problemy, które stale się powtarzają w biurach typu open space?

Jak wygląda sprzątanie po takim posiłku? Czy w przypadku cateringu dla biura jedzenie jest poda-wane w zastawie firmowej, czy w opakowaniach jednorazowych? Czy po posiłku to pracownicy biura sprzątają, czy też zajmuje się tym Wasza firma?

Open space jest swojego rodzaju wyzwaniem. Pa-miętajmy, że jest to codzienne żywienie tych sa-mych ludzi. To forma, która wymaga zaangażowa-nia szefa kuchni, ciągłego poszukiwania nowych form podawania posiłków czy wyglądu potraw. Wiadomo, że jak będziemy jeść codziennie kotle-ta schabowego z ziemniakami, to po pewnym cza-sie nie będziemy mogli już na to patrzeć. Gdy bę-dziemy dostawali wciąż taką samą kanapkę z ło-sosiem czy nawet najlepszym kawiorem, to prę-dzej czy później też nie będziemy mogli na nią patrzeć. Open space jest dla nas wyzwaniem, któ-re zawsze z wielką przyjemnością podejmujemy. Specjalizujemy się w tym, bo mamy doświadcze-nia chociażby w długoletnim żywieniu ludzi Gillet-ta – codziennie te same osoby przez siedem lat. W ciągu miesiąca potrawy się nie powtarzają.

Naszym zadaniem jest przygotowanie dla nich różnych form cateringu. Są to też przerwy kawo-we, lunche. To też wchodzi w ramy open space. Bardzo często prowadzimy catering na szkole-niach pracowników i na salach konferencyjnych.

Problemem jest to, że ludzie biorą dostawy żyw-ności i jedzą je przy biurkach. To nie jest oczywi-ście nasz problem, gdyż nie możemy na to wpły-nąć. Staramy się zorganizować punkt wydawania, stołówkę firmową, aby to wszystko istniało na miej-scu. Niektórzy tego nie robią. To wszystko zależy od firm, od tego, jak to jest kontrolowane i nadzoro-wane oraz od tego, jacy ludzie tam pracują.

Czy przygotowanie cateringu dla biura jest dla Pani czymś niezwykłym i niecodziennym?

Wszystko zależy od tego, jak zaplanowany jest bufet lub firmowa kantyna. Jeśli jest ona na tyle dobrze zorganizowana, że posiada odpowiednie zaplecze, to serwis i sprzątanie wszystkiego leży po stronie operatora, czyli po naszej. Jeśli zaple-cze jest małe, to w grę wchodzi tylko stawianie

naczyń, gdyż przepisy nie zezwalają na zmywa-nie na miejscu i inne tego typu czynności. Jeśli to jest zaplanowane w ten sposób, że część jest dla tzw. cateringu gastronomii, który posiada właści-we dla sanepidu pomieszczenia, to wtedy automa-tycznie jesteśmy w stanie zapewnić catering na szkle czy porcelanie. To powinno być standardem przy funkcjonowaniu tego typu obiektów.

Page 71: Magazyn Consido

69magazynconsido 02/2010

... budowanie pomieszczenia. Tak. Niedawno wy-konywaliśmy w Bydgoszczy festiwal, na któ-rym postawiliśmy tysiące metrów kwadratowych namiotów, gdzie część z nich była częścią re-stauracyjną, część była namiotem dla VIP-ów,

Znalazłam na Pani stronie zakładkę „Usługi”, a w niej – „Garderoby dla artystów”. Czym to się charakte-ryzuje? To też jest forma podania cateringu, a jed-nocześnie...

Dziękuję za rozmowę. •

W takich przypadkach można zastosować jesz-cze inne formy cateringu. W swojej ofercie mamy pięć takich form. W formę wchodzi sposób poda-nia. Jesteśmy firmą, która wciąż poszukuje innych form podania. Jest to coś, co powoduje, że mamy wiele bardzo ważnych zamówień. Są ludzie, któ-rzy takie rzeczy doceniają. Dla niektórych liczy się tylko cena. Wtedy nie jesteśmy w stanie wal-czyć z konkurencją. Czasem nie jesteśmy w sta-nie podpisać się pod jakieś perspektywiczne za-mówienie, wtedy z niego rezygnujemy. Jesteśmy kojarzeni z pewną formą i jakością. Nie podamy np. kanapki z kawałkiem wędliny bez sałaty, po-midora, oliwki, kropelki dipu. Nie podajemy kiełba-sy w plasterkach położonej na połówce kromki chleba, bo to nie jest forma, w jakiej my podajemy jedzenie. Są jeszcze tacy klienci, którzy tego nie wymagają, ale to coraz bardziej się zmienia. Lu-dzie chcą, aby oprócz walorów kulinarnych była też forma wizualna. Sprawia to, że jest im milej i czują się bardziej docenieni. Pierwsze, co ro-bimy, to patrzymy na jedzenie, potem wąchamy, a dopiero w ostatniej kolejności smakujemy. Oka-zuje się, że ta pierwsza faza, czyli patrzenie na potrawę jest coraz bardziej znacząca. To daje nam nieograniczone możliwości. Podchodzimy do tego z sercem, gdyż lubimy to robić.

600 mkw to były namioty Gerderu. Zrobiliśmy tam zabudowę dzielącą tę wielką halę namiotową na mniejsze boksy, w których to wykładaliśmy wypo-sażenie w postaci sof, stołów, specjalnych luster do make-upu, wieszaków, klimatyzatorów. Dodat-kowo przy obsłudze artystów są również tzw. ri-dery. To jest lista rzeczy, które są niezbędne, ale tylko podczas przebywania w garderobie. Artystka Melanie C ze Spice Girls zamówiła sobie w riderach wrzątek, nóż, imbir i tarkę do niego. Po pewnym czasie okazało się, że spożywała ostrygi w gar-derobie. Wyzwania są potężne, bo wiadomo, że zagraniczni artyści starają się robić wokół siebie trochę hałasu. W zeszłym roku na festiwalu go-ścił zespół Limp Bizkit. Z tego festiwalu zostało nam w głowie przysłowie – być głodnym jak Limp Bizkit. Potrafili bardzo dużo zjeść, a my byliśmy od tego, aby ich wymagania spełnić. Oczywiście wte-dy trzeba być przygotowanym również na zama-wianie różnego rodzaju napojów i alkoholi. Sklepy sieci Alma potrafią spełnić większość oczekiwań klientów. Tak właśnie wygląda forma back-stage’u, czyli forma budowy garderoby dla artystów.

Mieliśmy do czynienia z wieloma artystami zagra-nicznymi. Z polskich wykonawców mogę wymie-nić – Adama Sztabę, Mietka Szcześniaka, Kasię Wilk, Marię Peszek, Natalię Kukulskę.

Page 72: Magazyn Consido

70 magazynconsido 02/2010

Projekty Consido

Podstawą wykonania udanego projektu wnętrza biura AMG.NET w Tower Building przy ulicy Łąko-wej w Łodzi była doskonała współpraca pomiędzy architektem i jego inwestorem. Zalecenia były ści-śle sprecyzowane. Chcieliśmy wspólnie stworzyć biuro tworzące nastrój sprzyjający pracy. Biuro, w którym po prostu ma się ochotę przebywać, a które jednocześnie dokładnie spełnia potrzeby funkcjonalne inwestora.

Uroda samej konstrukcji budynku spowodowała, że nie musieliśmy sięgać po żadne inspiracje ani tworzyć nowych form. Wystarczyło wydo-być piękno już zawarte w zastanej przestrzeni. I dopełnić je nowymi elementami, W odpowied-niej z nim harmonii lub we właściwym kontra-ście. Surowa nierestaurowana cegła, drewniane stropy i żeliwne kolumny, zostały uzupełnione betonową posadzką, szarością tynkowanych ścian i stalowymi konstrukcjami utrzymującymi ściany działowe. Dopełnienie w postaci pomarań-czowych „miękkich” ścian meblowych stworzyło w konsekwencji kreatywny i nie przesadnie ofi-cjalny nastrój.

AMG NET

Krzysztof Janikowski

Realizacja projektu wnętrza archi-tekta Krzysztofa janikowskiego.

Page 73: Magazyn Consido

71magazynconsido 02/2010

Każdy pracownik firmy, choć przebywa w typowo postindustrialnej kubaturze, ma zarazem bliski kon-takt z fakturami bardziej typowymi dla przestrzeni prywatnych. Architektonicznie było bardzo istot-ne, aby rygorystycznie uporządkować wszystkie systemy instalacyjne i oświetleniowe. Są one sta-le widoczne, wprowadzając wyraźnie wyczuwalną rytmikę przestrzeni. Zastosowana grafika w po-staci wielkoformatowych stron z komiksów autor-stwa Tomasza Tomaszewskiego jest efektem ści-słej współpracy z Arturem Urbańskim z AMG.NET, fanem tego gatunku sztuki i z wykształcenia ar-chitektem.

Jak zawsze w trakcie prac musieliśmy rozwiązać kilka problemów technicznych, jak choćby instala-cja ciężkiej serwerowni i skomplikowanego układu okablowania. Trudności te udało się przezwycię-żyć, a praca w takim zespole i z tak doskonałymi inwestorami była przygodą, którą jako architekt z przyjemnością przeżyłbym jeszcze raz. •

Page 74: Magazyn Consido

72 magazynconsido 02/2010

Wywiad

Marek JaniakPrezes Fundacji Ulicy Piotrkowskiej, profesor Politechniki Łódz-kiej, doktor habilitowany, pracownik naukowy na Wydziale Bu-downictwa, Architektury i Inżynierii Środowiska Politechniki Łódzkiej na kierunku Architektura i Urbanistyka, wykładowca fo-tografii i estetyki, fotografik, członek grupy Łódź Kaliska.

PRECZ Z MODERNIZMEM

Agata Wojtalczyk

Jak ocenia Pan modernizm i jego wpływ na archi-tekturę, na środowisko i na ludzi?

Brzmi to tak, jakby modernizm kojarzył się jedynie z czymś złym.

Dyskusja jest dość szeroka i toczy się od dawna w kulturze światowej i polskiej. W polskiej niestety ma wymiar nieco karykaturalny. Nasz kraj w do-syć znaczącym stopniu został dotknięty moder-nizmem w jego najbardziej podłym i tandetnym wydaniu, sprowadzonym do najniższego poziomu dzięki komunizmowi, który panował od wojny do 1990 roku, a po części do dziś. W związku z tym, po pierwsze została masa śladów materialnych po działalności owego prymitywnego modernizmu w postaci obiektów i fragmentów miast, o których powiem za chwilę, a po drugie, co jest jeszcze gorsze, pozostała dosyć poważna rana w men-talności środowisk, które najintensywniej z tego modernizmu korzystały czy też z nim się stykały lub po prostu go tworzyły. Najboleśniej zostało dotknięte środowisko architektów, bo modernizm w swojej całej filozofii odnoszącej się do kultury, w najbardziej brzemienny sposób czy też w naj-szerszym wymiarze i najbardziej bezpośrednio odnosił się do architektury oraz designu zwią-zanego z architekturą, a także do urbanistyki. On oczywiście obejmował całą kulturę, ale w tych „pozaarchitektonicznych” aktywnościach z wie-lu powodów jego wpływ nie był tak destrukcyjny czy dramatyczny.

Według mnie wszelkie dziedziny działalności kul-turalnej mają w sobie, najkrócej mówiąc, dosyć duży procent literatury, czyli myśli werbalnej, która towarzyszy również tworom plastycznym.

Dla mnie tak się kojarzy. Jeszcze raz przypomnę, że modernizm jest postawą awangardową. Naro-dził się w latach 20. Miał kilka głównych prze-słanek, które najlepiej i najbardziej ortodoksyjnie zdefiniowane zostały w całej postawie intelek-tualnej i działalności projektowej twórców Bau-hausu, czyli Gropiusa i Miesa van der Rohe, cze-go konsekwencją było i jest do tej pory to, że w obszarach architektury i designu utożsamia się pojęcie modernizmu z Bauhausem. Wciąga się też do doktryny Bauhausu wszelkie inne prze-jawy ówczesnej awangardy, np. konstruktywizm radziecki, choć był bardziej twórczy, kreatywny i ekspresyjny od ciężkawego i schematycznego niemieckiego „ordnungu”. Bardziej czerpał z futu-ryzmu niż z „germanizmu”. To, co zostało zdefi-niowane w postawie Bauhausowskiej jest zapoży-czeniem pewnych elementów z innych awangard i wzmocnieniem ich własnymi uzupełnieniami. Wcześniejsze elementy to niechęć do historii i wiara w postęp. Czyli pierwsza teza modernizmu to: „Nie obchodzi nas, co było wcześniej – prze-

Jeżeli posłużymy się szerokim pojęciem literatu-ry, to w jego zakres wchodzi również wszystko, co dotyczy symboliki, nawet transcendencji idei czy przepływu idei, które mogą się materializo-wać w formie plastycznej, a i tak przy ich odczy-tywaniu czy kodowaniu posługujemy się tekstem – czyli językiem werbalnym, literaturą. Natomiast w architekturze i designie z literaturą jest najgo-rzej, tzn. nie ma bezpośredniego styku między nimi i dlatego architektura okazała się bardziej podatna na kosekwencje postawy awangardo-wej. Inaczej mówiąc, architekturze, która obecnie najczęściej jest tworem „inżyniersko–użytkowym” towarzyszy głównie interpretacja użytkowo–funkcjonalna, a tylko czasem symboliczno–emo-cjonalna. To też zasługa modernizmu, dla którego prosta arytmetyka wypiera symbole i emocje – stanowi „treść wystarczającą”.

Modernizm to nie tylko odejście od stylów historycznych, ale również od wszelkiej stylizacji.

Page 75: Magazyn Consido

73magazynconsido 02/2010

szłość nie istnieje, historia nie istnieje, wszystko, co było wcześniej jest do niczego – liczy się to, co my tworzymy teraz i reguły, które ustanawia-my, od dziś obowiązują na wszystkich polach, są nadrzędne i znoszą wszelkie poprzednie, jakie istniały w historii. Wszystko, co stworzyła historia jest zbędne”. To zawiera w sobie Bauhaus i jego modernizm, to zawierał również futuryzm i dada-izm. Natomiast drugi element to absurdalna i nie-okiełznana, niczym nie zmącona naczelna wiara w przyszłość i postęp głosząca, że przyszłość będzie cudowna, sto razy lepsza od historii, bo człowiek ma moc sprawczą jak Bóg i wszystko, czego dotknie swoją myślą, krystaliczną i nieza-leżną od wszystkiego, co było wcześniej, może stwarzać nową lepszą wartość. Im ta myśl jest bardziej niezależna i nowa, tym lepiej. Ten składnik miał w sobie również futuryzm, ale nie miał już da-daizm. Dadaizm nie wierzył ani w teraźniejszość, ani w przyszłość. Był kierunkiem nihilistycznym i przez to może bardzo mądrym, ponieważ z dy-stansem odnoszącym się do nieokiełznanej wiary, że nowe jest na pewno lepsze od tego, co było do tej pory Dadaizm dobrze ukazał patologie ów-czesnych społeczeństw, absurd unifikacji kultury i mobilność, relatywność reguł.

Trzecim składnikiem modernizmu, bardzo ważnym, który odróżnia go tak naprawdę od poprzed-nich dwóch awangard (chociaż futuryści napisali 99 manifestów, to jedyną regułą, jaką da się z nich wynieść jest „anarchia, wolność, ekspre-sja”) było uwielbienie recept najsłuszniejszych, jedynych i wyłącznych, którym musieli się pod-dać wszyscy. A zatem musi być tak i tak, a nie inaczej – np. architektura nie może mieć w sobie symboli, ma być tylko samą sobą, czyli architek-

turą. Inne popularne, bardzo ważne hasło głosi, że im architektura jest oszczędniejsza, czyli po-zbawiona ozdobników i symboli literackich, tym lepsza. Zogniskowało się ono w słynnym zdaniu powiedzianym przez Miesa van der Rohe: „Mniej znaczy więcej”. Super filozofia i super recepta – im mniej tym lepiej, inaczej mówiąc, lepiej być biednym i chorym niż bogatym i zdrowym.

Inna z tez to ta, że forma musi wynikać z funk-cji. Następna: tak zwane pojęcie czystości formy, które dla mnie jest najbardziej mętnym pojęciem, ponieważ nie wiadomo co to jest czystość. Dla każdego czystość może oznaczać coś zupełnie innego. Myślę, że czystość dla św. Franciszka oznacza zupełnie coś innego niż czystość dla przywódcy hipisów z lat 60, czy „praczki z Por-tugalii”. Jest to więc niejasne pojęcie i na pewno nie można go używać jako ostatecznego roz-strzygnięcia. A moderniści używali go, interpretu-jąc na swój oczywiście sposób.

Była jeszcze cała masa odrębnych stwierdzeń, np. takich, że materiał musi być użyty zgodnie ze swoją istotą, że w obiekcie architektonicz-nym musi być absolutna jedność między uży-tym materiałem a zadaniem, które ma spełnić. Czyli jedność estetyki i konstrukcji, jedność for-my i konstrukcji, jedność funkcji i konstrukcji itd. Oczywiście trzy główne i wszystkie poboczne tezy modernizmu są dla mnie kompletną bzdurą, idiotyzmem, który został wymyślony przez face-tów, którzy chcieli podkreślić swoją ważność kul-turową i przez to stłamsić wszystko inne, nada-jąc sobie boskie prawa ostatecznych twierdzeń, których nie sprawdzili i które są tak naprawdę „cienkie” i (niestety) prostackie.

Page 76: Magazyn Consido

74 magazynconsido 02/2010

Uważa Pan, że żadne z tych stwierdzeń, haseł nie miało sensu?

Żadne! Po pierwsze, nie da się wyrzucić histo-rii na śmietnik, w historii został wychowany czło-wiek i społeczeństwo. Na jej podstawie został na-uczony systemów wartości i historia go spotyka wszędzie – w rodzinie, na ulicy, w mieście i na wsi, wszędzie. Proces uczenia się na podstawie histo-rii, czyli książek, sztuki i architektury historycznej trwa długo, do osiągnięcia samoświadomości, czy-li powiedzmy u jednych 15, u innych 40 lat. W każ-dym razie raczej nie krócej. Proces ten konstru-uje naszą świadomość, indywidualną i społecz-ną, w związku z tym ów długi okres powoduje, że wszystkie kody historyczne, których nas się uczy, tożsamość i świadomość cywilizacyjna (i też ar-chitektura miast) pozostają w nas jako fundamen-ty. Dlatego ludzie lepiej się czują na Starym Mie-ście w Krakowie niż w Nowej Hucie, ponieważ tam jest więcej śladów (tekstów, znaków), które tkwią w nich samych. Dlatego ludzie jadąc do Paryża na pięć dni cztery spędzają na Montmartre i w Dziel-nicy Łacińskiej, a tylko pół dnia (i to nie wszy-scy) poświęcają, żeby obejrzeć La Defanse – jed-ną wielką paradę modernizmu i „nowoczesności”.

Negacja historii jest mówieniem nieprawdy, ponie-waż nie da się historii z nas wykorzenić. Teza, że „jedność łączy formę i funkcję” jest wytry-chem. Jeżeli byłaby prawdą, oznaczałoby to, że np. wszystkie krzesła, jakie wymyślono w cywili-zacji muszą być jednakowe, czyli takie same, czy-li jedno krzesło powielone w miliardach egzempla-rzy, ponieważ spełnia ono określoną jednostko-wą funkcję, czyli służy do podpierania tyłka jak się siedzi. Natomiast krzesło w swych najlepszych wydaniach, które w historii zaczęły się od leżące-go na ziemi kamienia po super wyrafinowane hi-te-chowe genialne wymysły współczesności, ma mi-liony odmian, które są absolutnie, kompletnie róż-nymi formami plastycznymi i mechanicznymi. Ilość form, jakie przyjęło krzesło w rozwoju kultury jest

niepoliczalna i fascynująca. Jaka jest więc w krze-śle jedność formy z funkcją? Nie ma żadnej! To pozostaje tylko w decyzji projektanta lub wyko-nawcy. Jeżeli sobie obejrzymy kościoły na świe-cie, nawet tylko katolickie, to ich forma waha się od katakumb rzymskich, o których też można po-wiedzieć, że początkowo spełniały rolę kościo-łów katolickich, poprzez barokowe, czy rozbucha-ne formalnie rokokowe, po supermodernistyczne „minimale”, czyli kościoły w rodzaju sześcianu ze szkła albo z betonu. A zatem gdzie jest ta sama forma idealna? Nie ma. A funkcja tych obiektów jest identyczna. To hasło modernizmu jest idioty-zmem tak absurdalnym, że nie mogę zrozumieć, jak przez tyle lat ludzie mogli przyjmować, że ma ono jakikolwiek sens.

Kolejna „prawda” modernizmu, która się zdezak-tualizowała, bo zamordowało ją samo życie, roz-wój wypadków, rozwój kultury i życie codzienne, to bezpardonowa i nieokiełznana wiara w postęp, przyszłość i nową wartość. W postęp i w jego sens wątpił już dadaizm, w tym samym czasie i wcześniej, a później jeszcze wiele innych po-staci i ruchów w sztuce i kulturze powtarza-ło do dzisiaj i nadal będzie powtarzać zwąt-pienie w kategorię postępu. Oczywiście w na-szej kulturze, bo warto pamiętać, że są kultury

Page 77: Magazyn Consido

75magazynconsido 02/2010

W ten sposób obalił Pan wszystkie tezy moder-nizmu.

Modernizm nie ma zalet?

Zgadza się. Modernizm królował przez tak dłu-gie lata właśnie dzięki tej jednej wartości, o której powiedziałem, czyli posiadaniu prostych, wręcz prymitywnych definicji i reguł, mówił co ma być zrobione, jak, co jest dobre, a co jest niedo-bre, do czego mamy prawo, a co jest wstydliwe, co jest dobrą sztuką, dobrą architekturą, a co nie jest. Był idealnym prądem kulturowo-arty-styczno-intelektualnym (również architektonicz-nym) dla systemów totalitarnych, które rządzone przez półgłówków i niedouczonych idiotów mu-siały mieć w sobie proste reguły, bo tylko takie

Z pewnością o wiele mniej, niż powszechnie się uważa. Jeżeli spojrzeć krytycznie na modernizm w architekturze, trzeba sobie powiedzieć, że po-szczególne obiekty stworzone w latach 20. i 30. bywały bardzo dobrym i ciekawym przykładem architektury. Domy wielorodzinne, czyli tzw. ka-mienice istniejące np. w Łodzi przy Kościuszki, przy Wólczańskiej i w wielu innych miejscach są bardzo dobrymi budynkami i technicznie, i w roz-łożeniu funkcji. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że dotychczas, czyli do dzisiaj, nie pojawiło się lepsze, tak szeroką falą zbudowane budownic-two wielorodzinne, a precyzyjniej mówiąc budyn-ki wielorodzinne o socjalnym wymiarze – tam są mieszkania dla ludzi o mniej więcej podobnym statusie, co odróżnia je np. od kamienic czynszo-wych, które miały superekskluzywne i superwy-godne mieszkania w kamienicy frontowej, a w ofi-cynach gnieździła się biedota, były więc obiekta-mi dla ludzi o różnym statusie.

społeczeństw postfiguratywnych czy na przy-kład buddyjska, które w ogóle inaczej podcho-dzą do postępu. Są kultury, w których w ogó-le nie ma takiego pojęcia, czyli status quo jest celem, sensem i wartością, nie ma potrzeby go rozwijać i tak jak jest, jest najlepiej. Być może nie są one gorsze od naszej, bo mniej nisz-czą środowisko i mniej czynią ludzi nieszczę-śliwymi. Dlatego mówienie, że najważniejszy jest postęp, nowoczesność, że parcie do przodu jest obowiązkiem nas wszystkich, jest bardzo wątpliwe.

mogli oni zrozumieć. Następnie musieli stworzyć aparat do ich egzekwowania, który musiał mieć czytelny system postępowania. Coś, co ma re-guły fantastycznie pasowało do komunizmu, fa-szyzmu, hitleryzmu, stalinizmu, maoizmu i wszel-kich innych totalitarnych pomysłów na organi-zację społeczną. Dlatego modernizm tak dobrze się rozwinął, obojętne czy przypadkiem, czy ce-lowo. Jeśli był to przypadek, to potwornie nie-szczęśliwy, ponieważ modernizm trafił idealnie w okres przewrotów społecznych, czyli na czas, kiedy się w Niemczech i we Włoszech rozwijał faszyzm, a w Rosji stalinizm. Systemy totalitarne wzmocniły rozwój modernizmu w sposób abso-lutny i bezdyskusyjny. Te powiązania są wprost organizacyjne, tutaj nie ma o czym dyskutować. Ponieważ komunizm trwał u nas do lat 90., prymi-tywny modernizm początkowy znakomicie się tu-taj rozwijał i ugruntował, i to jest właśnie najwięk-sze nieszczęście.

Page 78: Magazyn Consido

76 magazynconsido 02/2010

Budynki modernistyczne, jako że to przecież ko-munizujący, socjalizujący system społeczno-este-tyczny i filozoficzny, były dla wszystkich jedna-kowe. Jeżeli więc szukamy budynków, które mają w sobie równość i są dobrymi obiektami archi-tektonicznymi, to trzeba powiedzieć, że kamieni-ce z lat 20. i 30., budowane do drugiej wojny świa-towej w estetyce modernizmu, są fantastyczny-mi obiektami. Są wygodne, dobrze zbudowane i tak naprawdę pięknie wyposażone w środku. Wiele z wyposażenia uległo zniszczeniu lub chałturyza-cji przez głupich ludzi, którzy je zamieszkiwali po wojnie, ale naprawdę te obiekty budzą szacunek tak samo jak obiekty publiczne. Np. gmach YMCA między Moniuszki a Traugutta – to piękny obiekt wzniesiony w stylistyce modernizmu. Jest też wiele, wiele innych np. budynek, w którym się znaj-duje telewizja, czy dawna siedziba Textilimpexu obecnie mieszcząca biura urzędu wojewódzkie-go przy ul. Narutowicza. Te dwa obiekty zostały wzniesione jako centrala tekstylna na granicy lat 50. i 60. i one już nie są takim czystym moderni-zmem, tylko mają naleciałości socrealizmu. Sym-bolikę i detal, które socrealizm nałożył, żeby bu-dowle były bardziej czytelne dla ludu, związane z historią i propagandą. Tym samym zaczął się wycofywać z niektórych tez modernizmu. Dlatego też są to budynki ciekawe, mają tradycyjne zdob-nictwo (np. Pałac Kultury). Te obiekty będą zyski-wać z czasem na kulturowej wartości. Bloki z wiel-kiej płyty pozbawione detalu – nie!

A co z modernizmem na większą skalę? Na przy-kład w Łodzi istnieje osiedle Montwiłła-Mireckiego, powstałe właśnie w duchu modernizmu.

Po wojnie i tuż przed wojną modernizm rozpatry-wany w szerszym, urbanistycznym kontekście, tworzył kompletne idiotyzmy. Nienawidzę urba-nistyki modernistycznej i uważam, że tam gdzie się pojawiała, robiła samo zło i skalą, i interwen-cją, i burzeniem podstawowej natury miasta. Jeżeli słyszę zachwyty nad międzywojennym osiedlem Montwiłła-Mireckiego w Łodzi, to denerwuję się au-tomatycznie, ponieważ uważam, że jest to osie-dle wstrętnych domów, niewygodnych, złych ga-leriowców, o fatalnych, niedobrych mieszkaniach. Są dużo gorsze od mieszkań w kamienicach, o któ-rych mówiłem wcześniej. To jest ohydne, brzydkie osiedle. W dodatku ma tę wadę urbanistyki moder-nizmu, która wynika z jego wypaczonej filozofii. Mia-nowicie moderniści uznali swoimi małymi i kwadra-towymi móżdżkami, że da się wyszczególnić i na-zwać ważne pierwiastki architektury i urbanisty-ki dla człowieka. Ale ponieważ mieli małe móżdż-ki i kwadratowe, zdołali ich wyliczyć najwyżej 5–6.

Te pierwiastki wyglądały następująco: przede wszystkim równość dla wszystkich. I samo to już jest podejrzane, bo jak wiemy ludzie są różni – jed-ni są grubi, inni są chudzi, jedni kudłaci, drudzy łysi, jedni głupi, drudzy mądrzy itd. Na tym polega bogactwo człowieczeństwa. Komunizm, który mó-wił, że wszyscy są równi, dokonywał nadużycia, o czym doskonale wiemy wszyscy, ale o ile w po-lityce można sobie dokonywać nadużyć, bo samo życie je sprawdza, o tyle w architekturze zostają na długie lata i czynią ludzi nieszczęśliwymi, po-

nieważ skazują ich na życie w złej przestrzeni. I to jest niewybaczalne. Poza tym politycy, którzy źle rządzili, przeważnie ponieśli śmierć – szlag ich trafił, a jak ich nie trafił, to trafi. Z historii zostali wy-gumowani i sprawa jest załatwiona. Natomiast co zrobić z architektami, którzy nie są ścigani, a za-projektowane przez nich domy zostały? Są bez-karni. Druga tezą kwadratowych móżdżków, któ-ra się wyłoniła w odniesieniu do urbanistyki, było

Page 79: Magazyn Consido

77magazynconsido 02/2010

Są w ogóle jakieś przykłady pozytywne, jeśli cho-dzi o połączenie architektury z naturą, które mógł-by Pan przytoczyć?

A co z miastami i nowymi dzielnicami, budowanymi w myśl modernizmu?

Jest! Dom Emilio Ambasza. Zaprojektowany na po-czątku lat 80., a wybudowany po 2000 roku w par-ku krajobrazowym w Hiszpanii. Ale w stylistyce modernistycznej wszystkie rozwiązania są dysku-syjne, np.: dom mieszkalny, tzw. Pawilon Niemiec-ki, który się znajduje w Barcelonie, zrobiony przez Miesa van der Rohe na wystawę Expo w 1936 roku. Czasami słyszę, że genialnie wpisuje się w naturę, bo ma duże szyby i przez te szyby widać krajo-braz. Zgoda, ale on przez swoją zupełnie inną for-mę, czyli prostokreślność, ostre kanty, nienatural-ne materiały (bo szkło niby jest naturalne, ale nie w postaci tafli szklanej, tylko w postaci piasku na plaży, płyty kamienne są naturalne jako zbocze góry, ale nie jako wycięte i wypolerowane płasz-czyzny) jest zgrzytem w naturze, jaki by nie był piękny. Natura nie jest kanciasta. Jest biomorficz-na, miękka, ma „roztrzepaną” formę, jak np. drze-wo czy obrąbany brzeg zbocza, i nigdy nie będzie kwadratowa jak dom Miesa van der Rohe. W związ-ku z czym ten dom się nigdzie nie wpisuje, two-rząc jedynie kontrast z naturą. Może kontrastować świadomie bądź nieświadomie, ale nie okłamujmy ludzi, że się z naturą łączy.

Według myśli modernistycznej rzeczywiście po-wstawały całe miasta, czego dobrym przykładem jest Nowa Huta oraz wszystkie osiedla z wielkiej płyty w Łodzi i na całym świecie. Jednym z takim wymysłów po kolejnych kongresach architektów, po Karcie Ateńskiej, która jest dowodem na trwa-nie bzdury modernistycznej po latach, obalonej na szczęście przez kongresy Machu Picchu, jest Bra-zylia wymyślona przez Oscara Niemeyera i Lucio Costę. Sztuczne miasto, które bardzo źle funkcjo-nuje. Chociaż z powietrza przypomina przepiękne-go ptaka i po modernistycznemu dzieli miasto na rozmaite strefy, kierunki i osie (bo musi być jed-ność formy z funkcją) i ma „czystość struktural-ną”, to w nim bardzo źle się mieszka, między inny-mi właśnie dlatego, że nie ma wykrystalizowane-

to, że najważniejsze jest nasłonecznienie i dostęp światła, bo kiedyś miasta były ciemne. Cóż więc zrobili? Stawiali identyczne domy i rozgęszcza-li je tak, żeby był dostęp światła, czyli stawiali je sobie to tu, to tam jako wolnostojące budynki. Nie tworząc struktury miasta. Oni (na czele z gangste-rem urbanistycznym Le Corbusierem) wymyślili, że najlepiej będzie właśnie wtedy kiedy będą wolno-stojące. To również miało je lepiej łączyć z naturą (w ten sposób, że stoją na trawie). Jeszcze lepiej by było, gdyby stały na kolumnach, by trawa ro-sła pod nimi. Jeśli chodzi o zaprojektowanie domu w pełni „ożenionego” z naturą, to jest tylko jedno rozwiązanie: żeby go w ogóle nie budować. Ale na to nie wpadli, a szkoda. Natomiast jeżeli już dom budujemy, to jego połączenie z naturą jest skom-plikowane i wielowarstwowe, najczęściej kompro-misowe – czyli bolesne.

go centrum jak inne miasta. Cóż się okazało – mo-derniści negując całą strukturę miast wcześniej-szych i wymyślając własną (czyli najkrócej mówiąc domków powstawianych jak wykałaczki w masło to tu, to tam, każdy oddzielnie), zniszczyli wszystkie przesłanki tworzenia miast, wynikające z ich natu-ralnego rozwoju historycznego.

Oglądając miasta i ich analizę w opracowaniach naukowych można zauważyć, że struktury miast nawarstwiały się czasem przez 2000 lat czy na-wet – jak w Rzymie – przez 4000 lat. Miasta są bar-dzo skomplikowaną materią, można powiedzieć, że podobną w swoim skomplikowaniu do organizmu ludzkiego. Nakładają się tam działania świadome na przypadkowe, polityczne na indywidualne. Li-czą się meandry historii, ekonomii, pogody. Dzia-łania planowane i nieplanowane, wojny, kataklizmy,

Page 80: Magazyn Consido

78 magazynconsido 02/2010

koniunktury, recesje itd. – liczba tych czynników jest tak wielka, że nikt ich jeszcze nie zdołał ze-brać ani nazwać, ani nawet wstępnie rozpoznać, ile mogłoby ich być, jaki jest rodzaj wzajemnych powiązań i jaki jest „matematyczny wzór” na ma-nipulowanie nimi. To są wzajemne powiązania, re-akcje i fakty, emocje i bezlitosny materializm, które owocują budowaniem różnych obiektów, przemu-rowywaniem tych obiektów, wytyczaniem dróg, li-kwidowaniem dróg, wprowadzaniem różnych środ-ków transportu itd. Miasta rozwijały się wzdłuż dróg, a z nadejściem kolei trzeba było je przeciąć tą koleją. Były miasta, które miały rzekę, która po-tem zniknęła, miasta, które zarosła dżungla albo zalała woda. Masa czynników w skali makro, na które nakładają się czynniki mikro, czyli takie, że ktoś był właścicielem domu, dobudował do niego kawałek, potem splajtował, sprzedał, ktoś to kupił, ten kawałek mu się nie podobał, więc go przerobił, podzielił działkę na pół, te dwie połowy zostały

następnie przez dwóch różnych właścicieli roz-budowane inaczej itd. To jest masa przypadków emocjonalnych i sytuacyjnych lub ekonomicznych. Miasta w rozwoju historycznym oswajały ludzi ze swoją strukturą. Ludzie uczyli się jej, rodzili się w niej, wychowywali, dostosowywali ją do swoich potrzeb. Pamiętajmy, że pierwotna definicja miasta mówi, że narodziło się ono z potrzeby skupiania ludzi i jest tym lepsze, im jest gęstsze, im ma wię-cej do zaoferowania różnych aktywności na jak najmniejszym obszarze. Tę filozofię przejmują mal-le handlowe, oczywiście w sposób tylko częścio-wy, bo nie są w stanie całkowicie jej przejąć. Na gęstym obszarze możemy i „pomieszkać”, i pójść do sklepu, i pójść do kina, i odwiedzić lekarza, po-oddychać świeżym powietrzem, wejść do wody, i sto jeszcze innych aktywności możemy „odbyć”. Możemy być w tłumie i możemy się wyizolować. Możemy się identyfikować z pochodem, który ma-nifestuje na ulicy, ale za chwilę przechodzimy 10 metrów i jesteśmy na podwórku, gdzie zamyka-my bramę i się identyfikujemy tylko z 20 osobami, które na tym podwórku mieszkają, z nimi się utoż-samiamy, ich znamy lepiej itd. To są też struktury różnych poziomów interakcji społecznych, od ro-dziny w mieszkaniu czy w jednym domu poprzez kilka rodzin po większą społeczność ulicy czy kwartału.

Pamiętam, że kiedy wychowywałem się w Łodzi, to ulice miały swój patriotyzm i niektóre się nie lubiły. Jak poszedłem na Próchnika, to mnie pytali, z któ-rej ulicy jestem. Odpowiadałem, że z Gdańskiej i słyszałem „to masz w ryj”. Ale jak poszedłem na Więckowskiego, to Więckowskiego mówiła „nie, my z Gdańską się kumplujemy, jesteś w porząd-ku koleś”. Takie możliwości daje miasto w trady-cyjnym układzie mające ulice, podwórka i wydzie-lone przestrzenie prywatne i półprywatne. Nato-miast kompletnie nie daje szans miasto w struktu-rze zdezintegrowanej, czyli modernistycznej, któ-re nie ma ulic, tylko jezdnie, a przestrzeń nie dzie-li się na publiczną, prywatną i półprywatną, nie ma podwórek, lecz wszystko jest wszystkich - czy-li niczyje. Okazuje się, że to ma określone konse-kwencje społeczne – największa przestępczość jest nie na Piotrkowskiej czy na Próchnika, tylko na Olechowie, bo tam nie ma więzi społecznych mi-kro i makro.

Summa summarum okazało się, że Łódź, gnębiona jako tradycyjne miasto przez propagandę komuni-styczną, bo była sukcesem kapitalizmu, przez lata komunizmu do lat 90. miała historyczne centrum, które się na początku lekceważyło, potem nisz-czyło, a które tak naprawdę było bazą zamiesz-kania dla całego tego miasta. Na szczęście ko-munizm się skończył, a ponieważ był ubogi, nie zdążył zniszczyć centrum Łodzi. Ale były pla-ny przebicia wielopoziomowych arterii po śladzie Piotrkowskiej. Zostały takie domy jak Magda, Cen-trale itd., które nie pasują do struktury centrum. Nie pasują świadomie i ostentacyjnie, jak wieżo-wiec Hotelu Centrum przy Traugutta i inne „do-konania”, których na szczęście więcej komuniści nie zdążyli wcielić w życie, ale zdążyli nauczyć całe pokolenie powojenne urbanistów i architek-tów nonszalancji dla historii, czyli nie szanowa-

Page 81: Magazyn Consido

79magazynconsido 02/2010

nia centrum Łodzi, uwielbienia dla myśli moderni-stycznej, którą wcielali w życie, budując osiedla na Kozinach, Retkini, Teofilowie, Radogoszczu, Ole-chowie, Widzewie itd. Opaskudzili całe miasto tymi osiedlami – świadomie używam niecenzuralnego pojęcia, ponieważ taki mam stosunek do takiej ar-chitektury, do tej urbanistyki. Uważam, że jest to zaśmiecanie środowiska, psucie miasta i krajobra-zu, bezmyślne degradowanie ogromnych obsza-rów przyrodniczych. Takie budownictwo zostało na świecie zanegowane pod koniec lat 60. bar-dzo ostro. W Louisianie w Stanach Zjednoczonych pierwsze tego typu osiedle zostało wysadzone w powietrze w 1972 roku, mimo że parę lat wcze-śniej zyskało tytuł najlepszego obiektu architek-tonicznego w kraju. Bo się okazało, że nie chcie-li w nim mieszkać już nawet nielegalnie przebywa-jący przestępcy i wszelkie najgorsze szumowiny, jakie mogą być w Stanach Zjednoczonych. Wyko-rzystywali tylko tę przestrzeń jako bazę rozwoju działalności kryminogennej.

Świat zrezygnował z modernizmu?

Dziękuję za rozmowę. •

Niby nie, ale tak naprawdę myśl modernistyczna umarła na świecie w 1972 roku. Niestety, w Polsce się kontynuowała i co gorsza wciąż się kontynu-uje. Niepojęta jest dla mnie niezwykła żywotność tej doktryny. Oferując bardzo uproszczone, prymi-tywne pojmowanie człowieka, twórczości i świa-ta, zdominowała architekturę przez 90 lat (z mały-mi przerwami). Zamordowała (przynajmniej na pe-wien czas) kilka o wiele kreatywniejszych awan-gard i ciągle kładzie się upiornym i groźnym cie-niem na współczesności (szczególnie w Polsce). Niepojęte jest też dla mnie bezustannie funkcjo-nujące, a kompletnie błędne utożsamianie pojęć „nowoczesny”, „współczesny”, „kreatywny” z dok-tryną modernistyczną. Co najmniej od 70 lat wy-mienione kategorie do modernizmu już się nie od-noszą. Dzisiaj (powiedzmy od lat 80.) pojęcia „no-woczesny”, „współczesny”, „kreatywny” znaczą: „tolerancyjny”, „otwarty”, „wieloraki”, „poszukujący”, „niestabilny”, „wrażliwy”, „niejednoznaczny”, „wąt-piący”, „indywidualny”, „nieagresywny”, „etnicz-ny” oraz wyczulony na cywilizacyjne dziedzic-two kulturowe i dziedzictwo przyrodnicze (eko-logia, aż do znudzenia). Żadnej z wymienionych kategorii nie zawiera w sobie doktryna moderni-

styczna. Modernizm to gra na bębnie – współcze-sność to gra na skrzypcach. Kto ma grube pa-luchy, niech idzie kopać doły i nie bierze się za gmeranie w kulturze.

Ale wracając do Łodzi: uważam, że tak zwane apar-tamentowce na Olechowie są po prostu okropny-mi gniotami, takimi jak budynki z wielkiej płyty, tylko że robione w innej technologii budowlanej. Rozwi-janie tych osiedli przyniosło jeszcze gorszy sku-tek niż tylko sama ohydna przestrzeń, mianowicie było antidotum na inwestowanie środków w do-gęszczanie miasta, w związku z tym Łódź wyglą-da jak dziurawa gąbka. Centrum ma pełno dziur, które można by poplombować. Budując następ-ne osiedla, ciągle trzeba doprowadzać drogi, in-stalacje, potem trzeba będzie doprowadzić tam linie autobusowe czy tramwajowe. Obsługa mia-sta, które jest rozszerzone, a nie zwarte, jest dro-ga. Łódź jest więc miastem drogim. W dodatku jak się inwestuje w drogi za Hetmańską na Olechowie, to już tych pieniędzy się nie zainwestuje w cen-trum. Poza tym wyprowadza się ludzi z centrum do tamtych mieszkań, co oznacza, że centrum bę-dzie pustoszało i niszczało, a jeśli ono ulegnie zniszczeniu, to miasto nie będzie miało tożsamo-ści, zginie i będzie nijakim przestrzennym bałaga-nem. Katowice, Gliwice czy Chorzów to są wstręt-nie zdezintegrowane przestrzenie, niestety trze-ba powiedzieć, że Warszawa również. Nie zosta-ła odbudowana zgodnie z przedwojennymi zało-żeniami i jest chaotyczną przestrzenią. Ten pro-ces trzeba odwrócić.

Jeśli chodzi o modernizm w Łodzi, to denerwuje mnie to, że nadal jest wielu jego zwolenników, któ-rzy chcą niszczyć centrum, wysławiają pod nie-biosa ohydne osiedla i chcą budować następne, nadal zaniedbując centrum, niszcząc jego zabyt-ki i pozbawiając Łódź tożsamości. Ludzi, którzy to robią, uważam za jakiś koszmarnych, archaicz-nych i nieodrodnych synów modernizmu w jego najgorszych przejawach, czyli inaczej mówiąc, po-sługując się językiem studentów, za falę bezprzy-kładnej bolszewii. Uważam, że w dzisiejszych cza-sach bolszewia nie ma racji bytu ani w Łodzi, ani w Polsce, ani nigdzie na świecie.

fot. Ł

. Dom

iza (Qualit

y P

ixels

)

Page 82: Magazyn Consido

80 magazynconsido 02/2010

Wywiad piotr biliński

STUDIUM JEST zAGROżENIEM DLA ŁODzI

Nie boję się twierdzić, że Stu-dium uwarunkowań jest zagro-żeniem dla Łodzi. Ten dokument jest po prostu niebezpieczny, w szczególności dla obszarów śródmiejskich, ale także i po-zostałych, urbanizowanych do-datkowo na dużą skalę, w żaden sposób nieuzasadnioną w sto-sunku do tego, co zapisano w jego założeniach.

Piotr Biliński

Plan zakładał, że aglomeracja obsługiwać będzie około miliona mieszkańców. Nagle okazuje się, że tym ludziom proponuje się rozwój na terenach pozaśródmiejskich, opuszczając rozwiązania do-tyczące obszarów wewnętrznych. A nie powinno się zapominać o tym, że mamy bardzo dużo tkanki XIX-wiecznej, zachowanej w różnym stanie, lep-szym czy gorszym, ale nadal jest to gęsta zabu-dowa, która nie jest efektywnie wykorzystywana. Obszary wewnętrzne nie są objęte żadną polityką. Mówi się tylko, że robimy jakiś skansen w postaci osi Piotrkowskiej i w ramach tego skansenu, a tak-że innych obszarów o charakterze historycznym, jak np. Księży Młyn, będziemy budować coś, co na-zywa się „tożsamością”. To jest bzdura, bo praw-dziwa tożsamość tego miasta leży w jego skali, w wysokości zabudowy, szerokości ulic, sposobie kształtowania narożników itd. Ponadto liczy się to, z czego Łódź przecież wyrosła, a więc wie-lofunkcyjność zewnętrzna, czyli usługi, przemysł, handel, mieszkalnictwo. Wszystko to miesza się ze sobą, dlatego należałoby dążyć do tego, by ten charakterystyczny element zachować. Tym-czasem robi się przeciwnie. Studium mówi w swo-ich założeniach np. o zapotrzebowaniu na 1,5 mln metrów kwadratowych powierzchni ogólnie usłu-gowej w ramach tworzenia nowej osi Łodzi w po-staci ulic Piłsudskiego i Rokicińskiej, gdzie można budować wysokie budownictwo.

Co z przestrzenią w śródmieściu? Czym wypeł-nić tę przestrzeń, to szczerbate miasto? Obawiam się, że będzie częściej pojawiać się to, co już sły-szę od inwestorów: „Skoro miasto będzie prefero-wać świeże tereny, może nie gołe pola, ale łatwe do zainwestowania, to po co mam wchodzić w ob-szar centralny, gdzie mam taką strukturę sąsiedz-

twa, że muszę specjalnie fundamentować budyn-ki? Po co mam w to wchodzić, przecież biznes to nie sentyment, tylko pieniądz i jeżeli nie ma czyn-nika ekonomicznego, to nie ma inwestycji”. Prowa-dzę kilka takich projektów wewnątrz miasta. Kry-zys spowodował, że niektóre z nich zostały za-trzymane, ale wydaje się, że za chwileczkę po-nownie ruszą inwestycje, tymczasem moi inwe-storzy mówią: „Nie, z tymi wewnątrz to poczeka-my, bo tutaj coś się szykuje. Niech pan nie uwa-ża, że nie czytamy waszych dokumentów formal-nych – czytamy i wiemy, że miasto zaczyna two-rzyć nowe obszary dla inwestycji usługowych”. Oczywiście, że nie ma lepszego miejsca na tzw. usługi ponadregionalne i biura je oferujące niż ob-szar Dworca Fabrycznego. Ale czy my napraw-dę chcemy, żeby 100% nowych inwestycji w Łodzi zlokalizowano w okolicach Dworca Fabrycznego? Takie stworzenie struktury miejskiej jest po prostu wadliwe. Studium nie jest w stanie zagwaranto-wać wypełnienia struktury wewnętrznej. Przecież nie rozmawiamy o przemyśle, który śmierdzi i bru-dzi, ale głównie o usługach, a te usługi można zlo-kalizować pomiędzy mieszkaniówką. Do tego jed-nak potrzeba preferencji, zapisanych w studium, bo ono jest w dużej mierze dokumentem politycz-nym. Pomożemy wszystkim, którzy będą chcieli in-westować w centrum, ale też nie znaczy to, że wszystko im damy.

Tutaj jest kolejny paradoks – z jednej strony w stu-dium jest zapisana sytuacja dotycząca komunika-cji oraz założenie zmniejszania ruchu wewnętrz-nego, dążenie do dominacji komunikacji miejskiej w obszarze sąsiedztw. A z drugiej strony, cóż z tego dokumentu wynika dalej? Otóż to, że bę-dziemy budować duże centra i samochody muszą

Piotr BilińskiArchitekt. Od roku 1997 prowadzi pracownię architektoniczną "Piotr Biliński - architekt". Architekt Miasta Łodzi w latach 1990–1997. Od maja 2010 społeczny doradca Prezydenta Łodzi do spraw ar-chitektury i dziedzictwa historycznego.

Page 83: Magazyn Consido

81magazynconsido 02/2010

do nich dojechać. Wskaźnik dotyczący miejsc par-kingowych w obszarze centralnym, przyjmowany w tej chwili za obligatoryjny, co jest ewenementem na skalę europejską, jest taki, że wszystkie miej-sca parkingowe inwestor musi zmieścić na swo-jej działce. Czyli 30 samochodów na 1000 mkw. po-wierzchni. To oznacza, że na tej działce człowiek przyjeżdżający do jakiegoś biura na osiem godzin zostawia samochód. Innymi słowy, w godzinach powiedzmy 7:30–9:00 tych kilkanaście tysięcy sa-mochodów zjawia się na tych obszarach i musi wyjechać później, około godziny 16:00. Nie ma ta-kich dróg, które by przejęły taki ruch w tak krótkim czasie. A przecież nasze partnerskie miasta, Lyon czy Stuttgart, z którymi miasto utrzymuje kontak-ty, we wczesnych latach 80. wprowadziły zakaz budowy parkingów przez inwestorów prywatnych. Jedyne, jakie mogą być budowane, to parkingi ko-munalne, bo wtedy przez politykę cenową róż-nych systemów można sterować liczbą samocho-dów wjeżdżających na obszar miasta. Wtedy ruch komunikacji masowej ma sens, bo jeżeli będzie mniej samochodów na ulicach, to i tramwaje będą jeździły szybciej, bo będą jeździły płynnie. Tym-czasem my z jednej strony zakładamy przenie-sienie środka ciężkości transportu na komunika-cję masową, a z drugiej strony – budujemy punk-towo poukładane centra, do których będą dąży-ły samochody.

Co więcej, proponuje się nowe ulice. Ktoś wymy-ślił wielką obwodnicę wewnętrzną Targowa, któ-ra przecina struktury XIX-wieczne w sposób tak dokładny, jak ulica Zachodnia, czyli tnie równiutko po oficynach i po budynkach fabrycznych. Co naj-śmieszniejsze, proponowana klasa tej ulicy oraz wynikające z tej szerokości linie rozgraniczające są szersze niż na ulicy Kościuszki, bo ona w tamtym obszarze ma mieć 55 metrów, a Kościuszki ma 35. Czy to nie prowokuje niczego innego jak chęci jeż-dżenia tą ulicą? A przecież dlaczego w Łodzi do-

brze się jeździ? Otóż między innymi dlatego, że jest relatywnie dużo ulic wąskich, którymi ruch się rozprasza, bo i cele są rozproszone. A jeśli cele zostaną skupione, to będą wszyscy do tych ce-lów dążyć i Łódź zostanie zapchana.

Patrząc jako praktyk, a nie planista, widzę, jak za-chowują się inwestorzy, jak kształtowane są inne miasta, jak ludzie to czują i wyciągam stąd wnioski, dostrzegając sprzeczności tkwiące w studium. Nie bardzo rozumiem, dlaczego wnioski naszych miast partnerskich nie są zapisane jako pewien kanon, który powinien być stosowany.

Kolejna sprawa ma pewien charakter porządkowy. Nikt nie zadał sobie trudu sprawdzenia zapisów studium w kontekście wydanych prawomocnych decyzji o warunkach zabudowy. W wielu wypad-kach wydano pozwolenia na budowę sprzeczne

Page 84: Magazyn Consido

82 magazynconsido 02/2010

ze studium. Oczywiście człowiek posiadający po-zwolenie na budowę czy nawet decyzję o wa-runkach zabudowy wygrywa, przynajmniej tak długo, dopóki studium nie będzie równoznaczne z planem miejscowym. Na razie jednak ma nim nie być, bo to jest dokument o innym charakterze. W tej chwili miasta nie mają planów miejscowych, ponieważ unikają ich z różnych powodów. Plan to jest zobowiązanie w dwie strony. To nie tylko na-rzucenie rygorów właścicielom działek, ale tak-że zobowiązanie ze strony miasta do wykona-nia pewnych czynności. W związku z tym usta-wodawca dąży do tego, żeby studium stało się jednym z dokumentów, na który można się po-woływać przy wydawaniu tzw. certyfikatu urbani-stycznego, czyli ma to być rodzaj decyzji o wa-runkach zabudowy, opartej o pewien materiał.

Wyobraźmy sobie zatem sytuację, w której w studium jest zapis dotyczący terenów prze-mysłowo-usługowych. Mogę podać takie przy-kłady, gdzie już jest wydana decyzja o warun-kach zabudowy i pozwolenie na budowę wchodzi w życie. Wyobraźmy sobie, że wchodzi ustawa oparta o studium, ta inwestycja powstaje mimo wszystko, mimo że tam jest obszar przemysło-wo-usługowy, a w studium było mieszkalnictwo. Nagle w pewnym momencie w środku tej inwe-stycji albo pod jej koniec trzeba wykonać pew-ną czynność budowlaną, która wymaga uzyska-nia decyzji o pozwoleniu na budowę, a co za tym idzie uzyskania dziś decyzji o warunkach zabu-dowy, a w przyszłości – jakiegoś certyfikatu. I te-raz okazuje się, że tam, gdzie 3/4 osiedla już stoi, trzeba zrobić jakiś drobiazg, który wymaga po-zwolenia na budowę, trzeba mieć decyzję o wa-runkach zabudowy, a urząd mówi, że to się nie zgadza ze studium. I co? Odszkodowanie? Prze-cież plan został ustalony, wszystko jest prawi-dłowo. Czy tak może być? Nie może, bo to świad-czy o tym, że w tym sporze każdy ciągnie na swoją stronę.

Miasto jest jednym organizmem. Autorem studium jest prezydent miasta. On przedstawia je radzie do zatwierdzenia, ale to jest ten sam organ, któ-ry wydaje decyzje, czyli zobowiązuje się do wza-jemnych rzeczy w ramach tego dokumentu. Wia-rygodność urzędu dramatycznie spada. Nie moż-na powiedzieć: „To się wykupi!”. Wykupi się? Co? Za ile? Na jakiej zasadzie? Jeżeli tego nie ma, urząd narazi się na bardzo brzydkie epitety ze strony potencjalnych deweloperów. A tego nie ma i jestem w stanie podać dosyć dużo przykła-dów takich nieudolności.

Kolejna sprawa to tzw. tereny otwarte. Plan miej-scowy zatwierdzony w 1993 roku wyraźnie wy-znaczał obszary podlegające i niepodlegające urbanizacji. Miał mankamenty, bo nie ma planu ide-alnego, ale w kategoriach struktury miejskiej był bardzo dobry. A teraz? Urbanizujemy prawie 100% miasta. Oczywiście nie chronione tereny zielo-ne, jak Las Łagiewnicki, ale na wszystkich po-lach w okolicy dopuszcza się pewną urbaniza-cję w ramach skoncentrowanej zabudowy wiej-skiej, czyli innymi słowy tworzy się tzw. dziel-nice rezydencjonalne. To znaczy, że działki są

nieco większe, ale trzeba tam zrobić drogę, sie-ci itp. Koniec końców urbanizujemy prawie 100% powierzchni miasta, bo nie można nazwać tych terenów terenami niezurbanizowanymi, skoro mają zabudowę, mają drogi, mają sieci. W rezulta-cie miasto staje się rozbryźniętym plackiem. Ar-gument, że gminy sąsiednie w ten sam sposób ściągają swoich klientów, jest niewątpliwie istot-ny, ale powstaje pytanie, czy my tego chcemy? Czy chcemy mieć miasto, które jest zapaćkane pseudoosiedlami na wszystkich terenach otwar-tych, bez wyraźnej struktury? Czy to podnosi standard życia mieszkańców, generalnie wszyst-kich, a szczególnie tych w centrum? Nie! Zdecy-dowanie nie.

Ideą planu, który powstawał w latach 90., było podzielenie miasta na rozchodzące się pasma. W efekcie dostęp do terenów zielonych otwar-tych był dla każdego mieszkańca statystycznie i relatywnie równy. Można było mieć gwarancję, że w pewnym miejscu już urbanizacji nie będzie, bo będą tereny otwarte. Czy one są polami, czy półdzikimi lasami, bo przecież nie wszystko musi być parkiem – ważne, że tereny są otwarte. Mają swoją biosferę, żeby zwierzęta mogły tam funk-cjonować, żeby przyroda w sposób naturalny wchodziła do środka miasta. Dziś nie będziemy tego mieli, bo rolnik może podzielić swoją dział-kę na jaką chce ilość działek, bo takie jest prawo i jest ono niespójne. Potem postawi jeden dom, bo mu wolno, ponieważ rolnik na obszarze może wykonać działkę siedliskową, jeżeli jego dział-ka jest większa niż hektar przeliczeniowy, czyli w przypadku Łodzi jest to 1,2 hektara. A jak już ma taki domek, to zaraz wystąpi o drugi, bo dlacze-go nie? Bo ma prawo mieć domek, i zaraz trzeci, i czwarty, bo przecież on z tej roli i tak nie żyje.

W studium zapisano ideę, że powinniśmy te te-reny traktować jako rezydencjonalne otwarte, ale skoro jest czytelny mechanizm jak obejść ten za-pis, to powinna być także sformułowana polity-ka, jak chcemy zachowywać te tereny otwarte. Może je wykupywać? Bo czemu nie? W Stanach Zjednoczonych, w Kolorado, jest miasto o na-zwie Boulder. Na początku lat 90. jego radni do-szli do wniosku, że tereny zielone wokół miasta są bardzo cenne dla wszystkich jego mieszkań-ców. W związku z tym podniesiono podatki miej-skie w celu zebrania funduszy na wykup zie-mi od rolników. Władze Boulder twierdzą, że za-chowanie terenów otwartych powoduje, że klimat w mieście jest lepszy, a samo miasto nie zosta-nie zurbanizowane w sposób dziki. Nie oczekuję od Łodzi tego, żebyśmy także wykupili wszyst-kie tereny. Ale należy być świadomym, że innej metody ochrony terenów otwartych nie ma. To zresztą wcale nie muszą być parki ani lasy. Mogą to być nawet na półdziko przystosowane tere-ny otwarte, które w sposób naturalny się zadrze-wiają, w naturalny sposób uzyskują swoją formę. I tego także nie ma w studium.

Wracając do przestrzeni publicznej – Łódź za-trzymała się na 1997 roku, w jakości lat 90. Każda większa inwestycja w Łodzi jest skandalem. Weź-my np. Tramwaj Regionalny, który nie rozwiązał

Page 85: Magazyn Consido

83magazynconsido 02/2010

problemów komunikacyjnych. Nie mógł ich roz-wiązać, ponieważ trzeba by było go puścić pod ziemią, żeby rzeczywiście stał się wewnętrz-ną „koleją miejską”, tak jak jest w Stuttgarcie. Ko-nieczny jest też drugi tramwaj podziemny w ukła-dzie wschód–zachód. Dopiero na bazie tej struk-tury można by budować system komunikacji lo-kalnej – mniejszej, ale ta szybka kolej dowozo-wa byłaby sprawna i bezawaryjna. Ta mieszanka, którą obserwujemy dzisiaj, jest po prostu bzdur-na. To także kwestia estetyki – Łódź to zemsta projektanta, drogowca i sieciowca. Przez środek miasta poprowadzono ulicę Kościuszki, która kie-dyś nazywała się Spacerowa i nie miała w środ-ku torów tramwajowych, tylko piękną aleję spa-cerową. Dziś zwróćmy uwagę na ohydną siat-kę stanowiącą przegrodzenie między torowiska-mi, dochodzącą do słupów za każdym razem ina-czej, poprzecinaną partiami srebrną. Słupy szare, na nich białą farbą napisane cyfry na wysokości 2,50 metra będące numerem słupa. Do słupów wszystkie urządzenia techniczne przymocowa-no srebrną taśmą. Przystanek z kostki, ogrodze-nie krzywe, na przystanku trzy rodzaje zieleni, bo wiata i kosze są w róznych odcieniach. Latarnie pasują jak pięść do nosa, bo niby ciężkie, udające XIX-wieczne, a na nich oprawy najbardziej typo-we za parę złotych, czyli najtańsze jakie są, ale spełniające wymogi.

Tymczasem nie trzeba daleko szukać dobrych wzorców, można pojechać do Krakowa, gdzie de-tal jest zupełnie inny. Jakaż jest waga detalu w Warszawie! W Łodzi nikt tego detalu nie zro-bił, wprowadzono ohydną, technologiczną rzecz, która dzieli miasto i nie załatwia niczego. Gdyby choć szybki tramwaj rozwiązał problemy komu-nikacyjne, łatwiej byłoby mu wybaczyć szpeto-tę technologiczną. A jednak ani ich nie rozwiązał, ani nie jest estetyczny; jest po prostu szkarad-ną konstrukcją, na którą wydaliśmy, czyli zmar-nowaliśmy, mnóstwo pieniędzy. Oczywiście stu-dium również i na ten temat coś pisze, ale tak na-prawdę nie wiemy, jak będzie to funkcjonowało, jak powinien wyglądać dokładny układ sieci ze-wnętrznych i wewnętrznych. Tego nie ma w stu-dium, ono to omija, natomiast ochoczo wyburza wszystko, budując jakieś obwodnice po 55 me-trów w poprzek całej struktury.

Jest mi bardzo przykro, bo ten dokument po-wstaje w bólach i powinien być już dawno wyko-nany, a z drugiej strony jedyna rzecz, którą moż-na w tym wypadku zrobić, to go odrzucić i zro-bić jeszcze raz. Stworzyć nowe założenia, nie mówię, że w całości, bo te założenia czy ana-lizy, które są wykonane, są lepsze czy gorsze, ale jakieś są i podsumowują co nieco. Ale póź-niej przyjęte założenia dotyczące oczekiwań po-winny być zrobione jeszcze raz. Nie wiem z cze-go musimy się leczyć, ale ktoś z kompleksami doszedł do wniosku, że musimy mieć dwustu-metrowe wieżowce przy Dworcu Fabrycznym. I tam wyznaczono pola – jedno na dwustume-trowe i trzy, gdzie można budować po 150 me-trów. Po co? Czy my będziemy drugim Dubajem? Będziemy karłem, a nie Dubajem! Czy posiadanie wieżowców świadczy o wysokiej jakości prze-

strzennej miasta? Przecież to jest tylko lecze-nie kompleksów, nic więcej. Skala Łodzi, czyli oko-ło 25 metrów, jest doskonała, bo jest ludzką ska-lą. Wzdłuż takich ulic idzie się z przyjemnością, człowiek jest w stanie je ogarnąć, nie przytła-czają go. Gdyby spojrzeć na cywilizowane mia-sta, które powstały na gruzach socjalizmu, czy-li np. Berlin, zauważymy, że nie ma tam dwustu-metrowych wieżowców. Każdy obszar ma swoją skalę. Są obszary dwudziestopięciometrowe i są czterdziestometrowe, ale to jest wszystko. Czyż-by Niemców nie było stać, żeby postawić dwu-stumetrowe budynki? Stać, tylko nie widzą ta-kiej potrzeby, bo miasto musi mieć skalę człowie-ka i tak są kształtowane wszystkie cywilizowane europejskie miasta.

Byłem ostatnio w Stuttgarcie. Powiedziano mi: „Postawiliśmy wysoki budynek”. Nie uwierzyłem. Pojechaliśmy gdzieś na przedmieścia i rzeczywi-ście, postawili tam 18 pięter. W Lyonie, w naszym zaprzyjaźnionym mieście, raz im się zdarzyło po-stawić wieżowiec, który się nazywa Ołówek, bo wygląda jak zaostrzony ołówek. Dziś mówią, że to była wielka pomyłka. Tak samo w Paryżu. Z które-go miejsca najlepiej widać miasto? Z Tour Mont-parnasse! Dlaczego? Bo nie widać Tour Montpar-nasse. Tam też popełnili błąd – najlepszy jest wi-dok z Ołówka, bo nie widać Ołówka.

U nas w studium powstał zapis o sylwecie mia-sta, tłumaczony w ten sposób, że dzięki temu Łódź będzie dobrze widać z autostrady. A prze-cież autostrada jedzie przeważnie przez tere-ny zurbanizowane, więc w 100% będzie w ekra-nach akustycznych. Nawet na wiadukcie, który będzie tam przechodził nad torami przy Rokiciń-skiej, muszą być ekrany akustyczne. Nic nie bę-dzie widać, żadnej wieży, żadnego centrum – bę-dziemy przelatywać jak w dolinie, w głębokim ka-nionie. Opowiadanie, że tworzymy sylwetę po to, żeby było zaznaczenie naszego istnienia, bo ktoś przejeżdżający samochodem zauważy, że przez Łódź przejeżdża, jest bez sensu. Sam po-mysł tworzenia takiej, a nie innej sylwety miasta świadczy o myśleniu rodem z głębokich lat 70. Czy żeby zaistnieć, musimy mieć wieżowce? Nie musimy.

Szkoda, że nie ma u nas wypracowanego mo-delu debaty publicznej we wszystkich dziedzi-nach. To nie jest tylko kwestia architektury. Po prostu nie rozmawia się na żadne tematy, nie ma arbitra, który chciałby taką debatę przepro-wadzić. Moim zdaniem to władza powinna ten te-mat poruszyć, bo założenia do studium zatwier-dza władza. Tych założeń nie może kreować je-den autor, mający taką czy inną wizję. Oczywi-ście ktoś musi zebrać całość, opracować, ale musi ona wynikać z szerokiej decyzji, bo to jest zmiana o charakterze wielodziesięcioletnim. To, co zrobimy teraz, zostanie nam i naszym przy-szłym pokoleniom na wiele lat. Tymczasem nie ma debaty publicznej i to jest dramat, szczegól-nie jeśli chodzi o założenia do rozwoju miasta. Jest to na pewno bardzo trudne do przeprowa-dzenia, ale obowiązkowe, bo my w tym mieście żyjemy. •

fot. [s. 81]

Polim

ere

k

Page 86: Magazyn Consido

84 magazynconsido 02/2010

Wydarzeniajubileuszowa XX edycja konkursu „Najlepsze Wnętrze Roku” Fundacji Ulicy Piotrkowskiej pod patronatem prasowym „Polska Dziennik Łódzki”

Już po raz dwudziesty odbył się konkurs na „Naj-lepsze Wnętrze Roku”, zorganizowany przez Fun-dację Ulicy Piotrkowskiej pod patronatem gazety „Polska Dziennik Łódzki”. Początki konkursu zako-rzenione są w nadziei na zachęcenie projektantów i inwestorów do realizacji projektów biur, sklepów, pubów, kin i innych wnętrz na najwyższym pozio-mie inwestycji wnętrzarskiej. Oceny prac dokonu-je profesjonalne jury, składające się z projektan-tów wnętrz, konserwatorów, plastyków i dziennika-rzy, na podstawie analizy wielu składników dobre-go wnętrza. Najważniejszym kryterium oceny jest jednak umiejętność twórczego wpisania się w hi-storyczny (eklektyczno-secesyjny) charakter Piotr-kowskiej i centrum Łodzi. Brane są również pod uwagę: prawidłowość rozwiązania funkcji, umie-jętność wykorzystania zastanej przestrzeni, no-watorstwo i indywidualizm oraz jakość wykonania. Od 1994 roku wprowadzono dodatkową kategorię: „Rekonstrukcja historyczna” (obiekty rewitalizowa-ne pod okiem Wojewódzkiego Konserwatora Zabyt-ków), a od 2004 roku kolejną: „Wnętrza budujące tożsamość Łodzi”. Obie kategorie odnoszą się do realizacji na terenie całego miasta.

Tradycyjnie już główna nagroda dla autora najlep-szego zrealizowanego projektu wnętrza fundowa-na jest przez Prezydenta Miasta Łodzi. Zwycięz-cą ubiegłorocznej edycji konkursu był Budynek D Centralnego Muzeum Włókiennictwa z zespołu fa-brycznego Ludwika Geyera – ul. Piotrkowska 282.

Niestety, dostrzec można pewnego rodzaju regres inwestycyjny na ulicy Piotrkowskiej, co zauważył m.in. Marek Janiak, jeden z członków jury oceniają-cych prace konkursowe, stwierdzając przy tym, że malutka Portiernia w zespole Art Center czy rozbu-chane estetycznie Kokoo przy ul. Moniuszki to tro-chę mało jak na 4 km Piotrkowskiej, zaś koszmarne Chłopskie jadło i im podobne niestety trwają. Przy-rasta też liczba tandetnych estetycznie i byle ja-kich siedzib bankowych, a wnętrza takie jak Łódź Kaliska, Pub 97, Klub Spadkobierców czy sklepy ju-bilerskie A&A i wiele innych zrealizowanych w la-tach 90. są już jak diamenty pośród popiołu. Mimo to warto podkreślić, że wzmacnia się bardzo waż-ny dla Łodzi trend rewitalizacji obiektów pofabrycz-nych i takie inwestycje jak Centrum Biurowe Ze-nit – Sienkiewicza 82/84, Centrum Biznesowe Syner-gia – Wólczańska 128/134, St. Paul’s Developments Polska – Fabryczna 17 czy wreszcie andel’s Hotel Łódź przy Ogrodowej 17 są imponującymi i pięknymi przykładami wykorzystania potęgi Łodzi.

Rozstrzygające konkurs jury zebrało się 24 lute-go. Ponieważ trzech spośród członków składu sę-

dziowskiego – Włodzimierz Adamiak, Zbigniew Biń-czyk i Marek Janiak – zaangażowanych było w pro-jekty konkursowe, zrezygnowali z udziału w obra-dach. Na przewodniczącego zebrania jednomyśl-nie wybrano Jana Salma. Pozostali członkowie jury to: Ryszard Bonisławski, Wojciech Buczyński, Moni-ka Karolczak, Magda Olczyk, Dariusz Pawłowski, Woj-ciech Saloni-Marczewski, Antoni Szram, Wojciech Szygendowski i Barbara Wiśniewska.

Podobnie jak w poprzednich edycjach konkursu, w kategorii ogólnej punkty przyznawano w skali od 1 do 7, gdzie 7 punktów przypadło najlepszemu wnętrzu, a 1 punkt – najgorszemu. W kategorii „Wnę-trza budujące tożsamość miasta” punkty przyzna-wano w skali od 1 do 5. Jurorzy zwrócili uwagę na dobry poziom zgłoszonych prac – ponadto oprócz dużych realizacji pojawiło się także sporo małych.

Dokonując wyboru, sędziowie uznali, że spośród nominowanych wnętrz to andel’s Hotel Łódź wy-znacza nową jakość w sposobie wykorzystania fabrycznych obiektów na terenie Łodzi, wskazu-jąc dotąd niedostrzegane możliwości zachowa-nia przemysłowego dziedzictwa miasta, a jedno-cześnie prezentując pod wieloma względami ory-ginalne podejście do zabytkowej architektury indu-strialnej. Zwraca uwagę wysoka jakość wykonaw-stwa i umiejętne wprowadzenie elementów nowo-czesności, bez uciekania się do sztucznej styli-zacji. Przyjęte bardzo spójne rozwiązania, zwłasz-cza sposób potraktowania autentycznej substan-cji architektonicznej i wszechstronne wykorzysta-nie i wyeksponowanie industrialnego detalu powo-dują, że to właśnie temu projektowi przyznano ty-tuł „Wnętrza Roku 2009”.

Pozostałe miejsca zajęły:

Kategoria I „Ogólna”

I miejsce – Manekin (Łódź, ul. 6 Sierpnia 1)

II miejsce – Portiernia Design Cafe (Łódź, ul. Tymie-nieckiego 3)

III miejsce – Klub muzyczny Kokoo (Łódź, ul. Mo-niuszki 1)

IV miejsce – Salon ONSENspa (Łódź, ul. Piotrkow-ska 276)

V miejsce – GTR Holding (Łódź, ul. Piotrkowska 68)

VI miejsce – Restauracja indyjska Ganesh (Łódź, ul. Piotrkowska 55)

Agata Wojtalczyk

Page 87: Magazyn Consido

85magazynconsido 02/2010

VII miejsce – Salon fryzjerski Trendy Hair Fashion (Łódź, ul. Piotrkowska 50)

Kategoria II „Wnętrza budujące tożsamość miasta”

II miejsce (ex aequo) – Centrum Biurowe Zenit + Biuro Obsługi Klienta Telefonii Dialog SA (Łódź, ul. Sienkiewicza 82/84)

II miejsce (ex aequo) – Centrum Biznesowe Syner-gia (Łódź, ul. Wólczańska 128/134 budynek „A”)

III miejsce (ex aequo) – St. Paul’s Developments Polska (Łódź, ul. Fabryczna 17)

III miejsce (ex aequo) – Kawiarnia Belcanto Caffe (Łódź, pl. Dąbrowskiego – Teatr Wielki)

Uczestnikom Konkursu gratulujemy i już z cieka-wością oczekujemy przyszłorocznej edycji Kon-kursu. •

Portal dla architektów i projektantów

Z przyjemnością zapraszam Państwa do zapozna-nia się z nowym, ogólnopolskim portalem, stwo-rzonym z myślą o architektach i projektantach.

Na stronie www.magazynconsido.pl znajdziecie:

• miejsce do zalogowania się i rejestracji – w zamian za to będziecie otrzymywać powia-domienia o ciekawych artykułach oraz zapro-szenia na interesujące spotkania;

• bazę producentów od A do Z – spis producen-tów, którzy oferują szeroki wachlarz produktów niezbędnych projektantom i architektom;

• bazę architektów od A do Z – wizytówki archi-tektów godnych polecenia projektantom, pro-ducentom oraz osobom prywatnym potrzebu-jącym fachowego doradztwa;

• usługi niszowe – w tym miejscu znajdziecie wizytówki osób, które zajmują się bardzo nie-typowymi usługami, spełniających najbardziej odlotowe pomysły i wizje projektantów, np. kowalstwo artystyczne, rzeźby z marmuru, artystyczne malowanie ścian itp.;

• newsy / wydarzenia – zbiór relacji z cieka-wych miejsc, ogłoszenia i zaproszenia na kre-atywne spotkania;

• mój pierwszy raz – jeśli tworzysz ciekawe rzeczy związane z dekorowaniem, projekto-waniem, architekturą – daj nam o sobie znać, a my przekażemy innym informację o Twoim istnieniu;

• artykuły – w tym miejscu zamieszczamy ar-tykuły godne szczególnej uwagi, tematycznie związane ze światem designu oraz z archi-tekturą;

• ciekawe strony WWW – adresy stron WWW z całego świata. Dzięki nim znajdziecie nietu-zinkowe elementy do stworzenia indywidual-nych wnętrz;

• design i architektura – tu zamieszczamy in-formacje o ludziach lub produktach wymyślo-nych przez „tęgie głowy”;

• wywiady – ciekawe informacje na temat tego, co myślą i czują kreatorzy naszego otoczenia;

• produkt – w tym miejscu zamieszczamy pro-dukty, które inspirują i podpowiadają ciekawe rozwiązania;

• facebook – to nasza „wtyczka na cały świat”.

Jeśli jesteś Architektem – zaloguj się w bazie ar-chitektów.

Jeśli jesteś Producentem – zaistniej w bazie pro-ducentów.

Jeśli jesteś osobą kreatywną i zajmujesz się czymś wyjątkowym, co jest kompatybilne z dzia-łalnością architektów i projektantów – zarejestruj się i napisz do nas, my z pewnością odpowiemy i pomożemy Ci w tym, by świat się o Tobie do-wiedział.

Gorąco zapraszam do naszego wirtualnego świa-ta, który jest silnie powiązany z realnym. •

Ciepło pozdrawiam, redaktor prowadząca

Monika Modrzejewska

Monika Modrzejewska

Page 88: Magazyn Consido

86 magazynconsido 02/2010

Dizajnerski atak na Kraków

Światowej sławy dizajnerzy jesienią zaatakują Kra-ków. Dizajnerski atak na stolicę Małopolski szyku-ją organizatorzy Międzynarodowego Festiwalu Di-zajnu Design Attack, którego pierwsza edycja od-będzie się w listopadzie.

Design Attack to pierwsza tak duża impreza po-święcona projektowaniu organizowana w Mało-polsce. Festiwal jest wspólnym przedsięwzię-ciem Fundacji Forum z Krakowa i jej polskich i za-granicznych partnerów. Pierwsza edycja festiwa-lu, która trwać będzie od 6 do 30 listopada, ma

Monika Modrzejewska

Wydarzenia

na celu zwrócenie uwagi na zastosowanie nowych materiałów w dizajnie, ani-mowanie współpracy po-między środowiskami producentów i projektantów oraz ukazanie wpływu tradycji dizajnu austriac-kiego na współczesne wzornictwo. Festiwal bę-dzie szeroką prezentacją projektowania przemy-słowego, mody, architektury wnętrz, druków użyt-kowych oraz identyfikacji graficznej. •

Więcej informacji: www.designattack.pl

ARCyARCHIWIzjE – relacja z ostatniego spotkania z achitektami

Piątek wieczór, 28 maja. Aulę Politechniki w Łodzi wypełnił spragniony wiedzy i estetycznych do-znań tłum. Pierwsza godzina to czas ciekawego, skromnego, momentami intrygującego wykładu przedstawiciela Grupy Projektowej Beton. Świeże spojrzenie, ciekawe rozwiązania użytecznego de-signu. Niezaprzeczalnie potwierdzeniem tego był zbiór wysmakowanych projektów.

Projekt nr 1Spłuczka do wody typu Geberit.W miejscu standardowego przycisku zamontowa-no przytulne łapy lucyfera. Uściśnięcie ich powo-duje pożądaną w wc reakcję wody.

Projekt nr 2Lampa łazienkowa „lejek”.Do konstrukcji wykorzystano dwa lejki, dwa spi-nacze biurowe, kawałek rurki hydraulicznej, kabel i żarówkę.

Projekt nr 3Kolejny dowód na silne związki emocjonalne auto-ra z Lucyferem. Metalowe diabły straszące gołę-bie. Zdobią one elewacje muzeum w Krakowie.

Projekt nr 4Sprytnie wykorzystane istniejące już słupki par-kingowe. Ilość – trzy sztuki plus tkanina. Efekt – nietuzinkowe publiczne hamaki.

Projekt nr 5Suknia dla tancerki uszyta z mikro tkaniny – 100 mkw chowane do małego woreczka.

Projekt nr 6Słabość do geometrii potwierdzona w kolejnych projektach. Geometryczne torebki damskie, pudełka czy ubrania dla brzydkich krzeseł. Za pomocą figu-ry geometrycznej uzyskano kształt przestrzenny.

Projekt nr 7Najznakomitszy projekt przedstawiony przez Be-ton to projekt kościoła zbudowanego na skarpie wiślanej we wsi pod Warszawą. Kompletny ekspe-

ryment. Redukcja architektury. Kościół zbudowa-ny przez mieszkańców wsi – samodzielnie. Prosta technologia i forma, brak okien. Jedyne przeszkle-nie dla ołtarza. Tania nobilitująca architektura.

Drugą część Arcyarchiwizji wypełnił powiew szyku i elegancji prosto z Paryża. Urokliwy, o wyjątkowej wrażliwości na detal Stanisław Fiszer, zaprosił nas w podróż retrospektywną po swojej twórczości.

„Jestem dość dobry w betonie”

Dowód – budynek Archiwa Narodowe w Paryżu. Podczas wykładu zauważamy silny związek emo-cjonalny Fiszera z tym budynkiem.

„Klient ma zawsze rację”

Rada Fiszera: „Przedstaw swoją rację w tak dyplo-matyczny sposób, by klient uznał ją za swoją i do końca realizacji projektu w to wierzył”.

„Rysuję to, co widzę, a nie to, co wiem. Dbam o de-tal i wypełnienie przestrzeni. Rozumiem różnicę między przestrzenią obsługiwaną a obsługującą. Chcę, by to, co tworzę było do czegoś podob-ne i w sposób przemyślany wybieram, do czego”.

Według Fiszera godnymi uwagi kolegami po fa-chu są Antoni Gaudi, Pierre Chareau, Plecznik i Mies van der Rohe. Arcy architekt postępuje zgodnie z przekazaną mu radą:

„Fiszer! Zrób to lepiej niż twój sąsiad”

Arcyarchiwizje to spotkania ludzi wrażliwych i otwar-tych na inspiracje. Z przyjemnością zapraszam na kolejne spotkanie, które odbędzie się 1.10.2010 roku. •

Monika Modrzejewska

Page 89: Magazyn Consido

ŁÓDŹ DESIGNNOWOCZESNE MEBLE W NOWOCZESNEJ ŁODZI

Kontakt:ul. Taborowa 119d92–602 ŁódźTel.: 42 673 33 [email protected]

Page 90: Magazyn Consido

88 magazynconsido 02/2010

portal dla architektów i projektantów

www.magazynconsido.pl

PORTAL JAKIEGO SZUKAŁEŚ

MÓJ PIERWSZY RAZ

NEWS / WYDARZENIA

ARTYKUŁY

DESIGN I ARCHITEKTURA

WYWIADY

PRODUKT

WYSZUKIWARKAPRODUCENTÓW

NISZOWEUSŁUGI

BAZAARCHITEKTÓW

{zarejestruj sie]

portal dla architektów i projektantów

www.magazynconsido.pl

PORTAL JAKIEGO SZUKAŁEŚ

MÓJ PIERWSZY RAZ

NEWS / WYDARZENIA

ARTYKUŁY

DESIGN I ARCHITEKTURA

WYWIADY

PRODUKT

WYSZUKIWARKAPRODUCENTÓW

NISZOWEUSŁUGI

BAZAARCHITEKTÓW

{zarejestruj sie]