kontrast nr4 (14) wakacje 2012

19
NR 4 (14) WAKACJE 2012 NR 4 (14) WAKACJE 2012 NR 4 (14) WAKACJE 2012 DWUMIESIĘCZNIK ŻUROMIŃSKIEJ MŁODZIEŻY ISSN 2299-0607 Cena: 1zł WAKACJE

Upload: kontrast-dwumiesiecznik-zurominskiej-mlodziezy

Post on 28-Mar-2016

224 views

Category:

Documents


3 download

DESCRIPTION

KONTRAST to gazeta pisana przez młodzież o młodzieży i dla młodzieży. Chcemy, aby nasze pismo było dla was nie tylko źródłem żuromińskich informacji, ale także zachęcało do działania i udzielania się w sprawach naszego powiatu.Wszystkich czytelników zachęcamy, by pisali o czym chcieliby przeczytać w naszej gazecie, a także co można jeszcze udoskonalić w KONTRAŚCIE. Mamy nadzieję, że wspólnymi siłami stworzymy porządne pismo młodzieżowe. Spotkania grupy dziennikarskiej KONTRAST w poniedziałki o 16:00 w ŻCK. Dołącz do nas! Kontakt: [email protected]

TRANSCRIPT

NR 4 (14) WAKACJE 2012NR 4 (14) WAKACJE 2012NR 4 (14) WAKACJE 2012

DWUMIESIĘCZNIK ŻUROMIŃSKIEJ MŁODZIEŻY

ISSN 2299-0607

Cena: 1zł

WAKACJE

AKTUALNOŚCI

W środę, 2 maja 2012 roku odbył się pierwszy żuromiński Flash mob. O godzinie 11.00 mieszkańcy Żuromina i okolic zebrali się przed Domem Kultu-ry. Podniecone grupy osób żartowały nawzajem. Grupa Cashflow namiętnie

ruszała myszami po planszy. Zawodni-cy piłkarzyków zdawali się być stopie-ni z prostokątnym, metalowym pu-dłem. Liczyła się tylko wygrana. Nie-stety musieli zakończyć jakże emocjo-nującą rozgrywkę na te kilka minut.

Padały pytania: „Co to jest Flash Mob?”. O tym trzeba się przekonać na własnej skórze. Nagle cały plac oraz park przeczytał jednogłośnie wiersz z tomiku „Papilarnie – pierw-szy odcisk” pt. „Nadzieja” autorstwa Nataszy Grześkiewicz. Po wszystkim uczestnicy rozeszli się w swoje strony. Nikt nie wiedział, o co chodzi. Ale to nie koniec. 16 czerwca odbył się ko-lejny flash mob, na Dniach Żuromina, podczas koncertu disco polo. Grupa osób na trzeciej piosence zastygła bez ruchu, budząc tym niemałe zaintere-sowania innych osób. O samej idei flash mobu przeczytacie w archiwal-nym, 12, numerze KONTRASTU.

Aleksandra Ostrowska

2

Inicjatywa zbiórki wyszła od uczniów Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Dąbrowskiej w Żurominie i właśnie oni zajęli się jej organizacją: od rzuce-nia samego pomysłu począwszy, po-przez kilkudniowy nadzór nad jej ko-lejnymi etapami, aż do dostarczenia zebranych rzeczy do Domu Dziecka im. Janusza Korczaka w Rypinie, co miało miejsce 1 czerwca, czyli w Dzień Dziecka. Pojawiły się plakaty promujące akcję, w szkołach stanęły oznakowane kartony, które z godziny na godzinę wypełniały się nowymi

podarunkami. - Założenie było takie, że zbieramy wszystkie zbędne nam już umilacze dzieciństwa – pluszaki, za-bawki, książki – i przekazujemy je dzieciom, które mogą mieć z nich jesz-cze pożytek. Oczywiście towarzyszyły nam obawy, że być może akcja się nie powiedzie, jednak, jak się okazało, były one całkowicie niepotrzebne. Podarowaliśmy dzieciakom niejeden karton uśmiechu. Jako organizatorzy jesteśmy niezwykle usatysfakcjono-wani efektami naszej pracy. Chcieliby-śmy też podziękować każdemu, kto

włączył się w akcję - mówi koordyna-torka całej akcji, Aleksandra Dobiesz, uczennica LO w Żurominie.

Monika Mendowska

Flash mob (ang. dosł. błyskawiczny tłum) – określenie, którym przyjęło się nazywać sztuczny tłum ludzi gromadzących się niespodziewanie w miejscu publicznym w celu przeprowadzenia krótkotrwałego zda-rzenia, zazwyczaj zaskakującego dla przypadkowych świadków.

W dniach 28-31 maja bieżącego roku w okolicznych szkołach odbyła się akcja pod hasłem: PO-

DZIEL SIĘ Z DZIEĆMI ZABAWKAMI I KSIĄŻKAMI, NIECH NIE LEŻĄ W PIWNICY POD PANELAMI.

fot. Aleksandra Dobiesz

fot. Marcin Stańczak

NIECIERPIĄCE ZWŁOKI

FLESZFLESZ FLESZFLESZ FLESZFLESZ

D Ż E N T E L M E N ID Ż E N T E L M E N ID Ż E N T E L M E N I --- 555 S T U D I AS T U D I AS T U D I A --- 666 --- 777

SZKOŁA MŁODYCH WILKÓWSZKOŁA MŁODYCH WILKÓWSZKOŁA MŁODYCH WILKÓW---888---999 S TA R O S TAS TA R O S TAS TA R O S TA --- 1 01 01 0 --- 1 11 11 1

PISARSTWO WEDŁUG PISARSTWO WEDŁUG PISARSTWO WEDŁUG EKSPERTAEKSPERTAEKSPERTA---121212---131313 M A L I E K S P E R C IM A L I E K S P E R C IM A L I E K S P E R C I --- 1 81 81 8

FLESZFLESZ

POLSKA MISTRZEM POLSKI! + wakacje Euro, Euro i po Euro. Cieszy mnie ten fakt, gdyż zbytnią fanką futbolu nie jestem. Nie za-przeczę jednak, że i mi ten piłkarski klimat się udzielił. Zapewne ze względu na prywatną strefę kibica w moim domu i zbiorowe wspieranie naszych orłów przed ekranem telewizo-ra. Mimo to, mój patriotyzm każe mi cieszyć się z tego, że tak pięknie zaprezentowaliśmy się jako naród, wspierający polską reprezentację przed, w trakcie i po jej rozgrywkach. Jak wiadomo, Polska wciąż zostaje mistrzem, jedynie, Polski (jak to mówią/piszą ostatnio w Internecie), ale na moje, niezbyt fachowe, oko, źle nie jest i może kiedyś dożyjemy czasów, kiedy Polacy znajdą miejsce w futbolowej czołówce. Ale ja zupełnie nie o tym chciałam. Ja miałam tylko przypomnieć, tym niezorientowanym, że mamy, uwaga, WAKACJE!!! Przeżywając ten, jakże cudowny i zdecydowanie za krótki czas, pamiętajmy o bezpieczeństwie naszym i naszych bliskich. Przecież za dwa miesiące musimy się zobaczyć w tym samym składzie! Z okazji wakacji, postanowiliśmy przygotować dla Was numer wakacyjny, który zamieszczamy jedynie w Internecie. Zapraszam Was też do ŻCK. Znajdziecie tam nasze Żuromińskie ZOO, czyli Zupełnie Odjechaną Okolicę - mapę, na której możecie zaznaczać swoje miejscówki z ich historiami. Mapa będzie dostępna całe wakacje, a jej uzupełnianie zaczęliśmy juz podczas Dni Żuromina. Miejsc na niej coraz mniej, więc spieszcie zaznaczać swoje punkty! A na koniec, niczym najbardziej poinformowany miejski plociuch, mam dla Was małe info: to ostatnie chwile „nowego” parku w mieście!!! Cieszcie się nim, póki możecie, bo jesienią startuje jego generalny remont. Tyle ode mnie - miłej lektury! Oliwia Kujawa

zdjęcie na okładce: Artur Stryjewski

WAKACYJNY PRZEWODNIK

OPENER FESTIVAL Kiedy? 4 - 7 lipca Gdzie? Gdynia, lotnisko Gdynia - Ko-sakowo Kto? Bjork, The Kills, New Order, Fisz Emade, Franz Ferdinand, Nosowska i wielu innych. Więcej info: www.opener.pl/

FESTIWAL MŁODYCH Kiedy? 4 - 8 lipca Gdzie? Płock Kto? Luxtorpeda, Enej, a oprócz tego szereg różnych warsztatów. Więcej info: www.festiwal2012.pl/

REGGAELAND Kiedy? 6 - 7 lipca Gdzie? Płock, plaża nad Wisłą Kto? Gentelman & The Evolution, Elephant Man, Skarra Mucci, Vava-muffin, Daab i inne gwiazdy muzyki reggae. Więcej info: www.reggaeland.eu/

SEVEN FESTIVAL Kiedy? 12 - 15 lipca Gdzie? Węgorzewo, Plac Koncertowy Kto? M.in.: Katatonia, Dżem, Acid Drinkers, Armia, Myslovitz, Luxtorpe-da Więcej info: www.sevenfestival.com/

ULTRA MUSIC FESTIVAL Kiedy? 13 - 14 lipca Gdzie? Warszawa, Służewiec Kto? Tiesto, Avicii, Afrojack, Richie Hawtin i wielu innych przedstawicieli muzyki elektronicznej.

Więcej info:www.umfpoland.com/

JAROCIN FESTIWAL Kiedy? 20 - 22 lipca Gdzie? Jarocin Kto? Kult, Within Temptation, Against Me!, Voo Voo, Coma, Jelonek, Illu-sion, Lao Che i inni. Więcej info:www.jarocinfestiwal.pl/

SUNRISE FESTVAL Kiedy? 20 - 29 lipca Gdzie? Kołobrzeg Kto? David Guetta, Paul van Dyk, Armin van Buuren, Fedde le Grande i wielu innych. Więcej info: www.sunrisefestival.pl/

CASTLE PARTY Kiedy? 26 - 29 lipca Gdzie? Bolków, Zamek Kto? Alien Sex Fiend, Combichrist, Closterkeller oraz dużo więcej mrocz-nych i niezależnych muzyków. Więcej info: http://castleparty.com/

AUDIORIVER Kiedy? 27 - 29 lipca Gdzie? Płock, plaża nad Wisłą Kto? Między innymi: Röyksopp, Mo-deselektor, Ricardo Villalobos, Catz n Dogz. Więcej info: http://www.audioriver.pl/

PRZYSTANEK WOODSTOCK Kiedy? 2 - 4 sierpnia Gdzie? Kostrzyn nad Odrą Kto? Dubska, Vavamuffin, happysad, Ja mmm chyba ściebie, Damian Mar-ley, Machine Head, Farben Lehre, Sabaton, Luxtorpeda itd. W Akademii

Sztuk Przepięknych spotkanie z m.in. Krzysztofem Hołowczycem. Więcej info: www.wosp.org.pl/woodstock/

MAZURY HIP - HOP FESTIWAL Kiedy? 2 - 4 sierpnia Gdzie? Giżycko Kto? M.in.: Małpa, Ten Typ Mes, O.S.T.R., Tede. Oprócz tego zawody breakdance, beatboxu, freestylu i wiele innych. Więcej info: www.mazuryhiphopfestiwal.pl/

OFF FESTIVAL Kiedy? 2 - 5 sierpnia Gdzie? Katowice, Dolina Trzech Sta-wów Kto? Iggy Pop, Suicide, Death In Ve-gas, Sleep Party People i inni. Więcej info: http://off-festival.pl

COKE LIVE MUSIC FESTIVAL Kiedy? 11 - 12 sierpnia Gdzie? Kraków, lotnisko - muzeum lotnictwa Kto? Placebo, Snoop Dogg, Orbital, The Killers, The Roots. Więcej info: http://livefestival.pl/

4 5

Już drugi raz publikujemy w KONTRAŚCIE nasz festiwalowy przewodnik. Mamy nadzieję, że i tym razem Wam się przyda.

Oliwia Kujawa

FELIETON

Nie mnie jednej postęp cywilizacyjny kojarzy się właśnie z ucywilizowa-niem, a nie z uwstecznianiem się do poziomu co najmniej homo sapiens. Szkoda tylko, że męska część naszego społeczeństwa stawia sobie przed oczyma znak drogowy ZAWRÓĆ i swoim zachowaniem odjeżdża na odcinek osi czasu jeszcze przed naszą erą, kiedy to mężczyzna był panem i władcą. Jednak zewsząd reprezentowana sa-modzielność mężczyzn to tylko pozo-ry. Powszechnie wiadomo, że więk-szość z nich nie dałaby sobie w życiu rady bez kobiet. Co z tego, kiedy w ich światopoglądzie istnieje wizja odwróconej filmowej seksmisji, a za priorytet stawiają sobie dążenie w zaparte i nigdy w życiu nie przyznają się do tego, że potrzebują kobiet. Choćby się waliło i paliło, są na tyle zaradni i samowystarczalni, że wyba-wią z opresji nie tylko siebie samych, ale i najbliższe pół globu. Zaślepienie totalne, osiągające w granicach ab-surdu wyższy level: narcyzm. I czegóż tu szukacie, prymitywne stwory? Przywódcy stada, samce alfa. Zniszczycie sobie rogi tą chęcią bycia bogami. A prawdziwy dżentelmen, choćby wiedział, że jest drugim Jame-sem Bondem, samokrytyki trochę w posiadaniu ma. Świat kręci się wokół mężczyzn, ale ile ten świat może mieć pępków? A my, kobiety, naprawdę nie wyma-gamy od was gruszek na wierzbie. Wystarczyłyby drobne gesty, bo wierzcie mi, że słowo szacunek nadal widnieje we wszystkich słownikach. Na nieszczęście słowniki męskiej spo-łeczności upchane są od deski do de-ski łaciną kuchenną. Co ciekawe, mu-szą być namiętnie studiowane nocami przy latarkach, bo w głowie się nie mieści, jaki zakres wiedzy z tej dzie-dziny nasi młodzianie sobie przyswo-ili. Ach, gdyby tak można było to zda-

wać na maturze… gdyby tak zamiast polskiego… Wielu sławnych mężów poległo w bitwie pod Chocimiem. Szkoda tych mężów, oj, szkoda. U współczesnych zanikają odruchy bezwarunkowe, a i ze sprawnością fizyczną nie najlepiej. Coraz częściej łapią ich paraliże, szczególnie w środkach komunikacji miejskiej, kiedy to trzeba ustąpić miejsca starszej pani czy kobiecie w ciąży. Boją się skoliozy, bo mogłaby natychmiastowo wygiąć i złamać im kręgosłupy, gdyby wzięli od koleżanki ciężką torbę z zakupami. Mięśnie wiotczeją na widok zamkniętych drzwi, lepiej więc poczekać, aż kobie-ta otworzy je na oścież, ażeby to moż-na bezpiecznie i bez wysiłku przez nie wejść, tudzież wyjść. Co się okazuje? Otóż to, że męski mężczyzna w dzi-siejszych czasach wcale nie jest ma-słem maślanym. A szkoda. Niczym dziwnym jest fakt, że chromo-som Y zanika. Równouprawnienie

równouprawnieniem, ale zachowanie resztek zdrowego rozsądku i spuści-zny przodków w kwestii dobrego wy-chowania jest mile widziane. Pozosta-je żywić nadzieję, że ich brak nie jest kwadraturą koła, a wszystko da się naprawić, chociażby wychowy-waniem facetów metodą kija i marchewki. Tak jak wyjątki znajdziemy w polskiej ortografii, tak i wyjątków takich do-szukiwać się możemy w poruszonej kwestii. Słowo daję, że nie chciałam urazić nikogo ze znajomych bądź nie-znajomych, a jeśli jednak to zrobiłam – wcale nie jest mi przykro. Temu komuś powinno być. Natomiast, jeśli jakiś odsetek społeczeństwa nie od-nalazł tutaj chociaż odrobiny siebie – gratuluję! Dinozaury wymarły, ale szanse na przetrwanie gatunku dżen-telmenów być może są i jeszcze nie wszystko stracone, czego i Wam, i sobie życzę.

5

Nie bez kozery pewien znany amerykański pisarz w jednej ze swoich książek zawarł taką oto myśl: Nie podoba mi się

świat, gdzie „właściwe” zdarza się tak rzadko, że uważamy je za „uprzejmość”. Muszę przyznać, że jeśli o tę kwestię cho-

dzi, to ma facet rację w tych swoich (czy może pośrednio swoich, bo bohatera fikcyjnego) spostrzeżeniach.

Monika Mendowska

zródło www.demotywatory.pl

STUDIA

Czy fizjoterapia była Twoim wyma-

rzonym zawodem?

Coraz bardziej czuję, że TAK! (i pomy-

śleć, że jeszcze rok temu nie byłam

tak naprawdę do końca świadoma,

czym zajmują się fizjoterapeuci)

Szczerze mówiąc, o tym, gdzie w tym

momencie się znajduję, w pewnym

stopniu zadecydował przypadek. Jed-

nakże z każdym miesiącem, kiedy

przybywały przedmioty bezpośrednio

związane z przyszłym zawodem,

uświadamiałam sobie, jak wielka bu-

dzi się we mnie pasja. A to już dla

mnie klarowny znak.

Jakie przedmioty i na jakim poziomie

najbardziej opłaca się zdawać na

maturze, aby dostać się na ten kieru-

nek? Przede wszystkim biologia i che-

mia. Każda uczelnia ma z reguły od-

mienne wymagania rekrutacyjne. Na

niektórych pod uwagę bierze się tylko

jeden z tych przedmiotów. Inna aka-

demia wymaga już matury z obu po-

wyższych lub nawet dodatkowo z

fizyki. Zdając maturę na poziomie

rozszerzonym zwielokrotnia się oczy-

wiście swoje szanse. Warto wiedzieć,

że od pewnego czasu nie tylko uczel-

nie medyczne, ale także akademie

wychowania fizycznego oferują ten

kierunek. Która alternatywa jest lep-

sza? Zdania są bardzo podzielone,

jednak skłaniają się w stronę tych

pierwszych.

Jak wyglądają studia na UM?

Białystok jest miastem, którego nie

sposób nie polubić! Słynie ze swojej

zieleni, a przede wszystkim wiosną

bardzo wcześnie natura budzi się tu

do życia. Co za tym idzie, także stu-

dentom poprawiają się humory.

Studia - jak to studia, czasem trzeba

poświęcić wiele godzin na naukę,

zrezygnować z ulubionego programu,

6 7

…zaczyna się od kierunku studiów. Jeżeli nie wiesz, na jakie studia iść, w każdym numerze naszego dwu-miesięcznika przybliżać będziemy różne kierunki. W tym artykule chcemy Was zapoznać z fizjoterapią. Krótkiego wywiadu udzieliła nam Ewelina Ratajczyk, absolwentka Liceum Ogólnokształcącego w Żuromi-nie, która aktualnie jest studentką na Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku, na wydziale fizjoterapii.

STUDIA

posiedzieć nocą nad książką. Są mo-

menty, w których ogrom nauki bar-

dzo się kumuluje. Jednak nie brakuje

w ciągu roku czasu na spotkania, im-

prezy, własne hobby. Należy tylko

znaleźć „złoty środek", którym, we-

dług mnie, jest systematyczna praca.

Wtedy można pogodzić wszystko! A

jest naprawdę wiele godnych polece-

nia klubów, szkół tańca czy siłowni,

które są świetną odskocznią od nauki.

Jakich ludzi poznałeś na tym kierun-

ku?

Przede wszystkim szczerych i jedno-

cześnie bardzo przyjaznych. Ludzie

tutaj są bardzo prostolinijni i to mi się

niezwykle podoba. Na moim kierunku

poznałam miłych i życzliwych studen-

tów. Pomagamy sobie wzajemnie. Nie

ma wyścigu szczurów, który dało się

często odczuć w gimnazjum czy li-

ceum. Dzięki temu, że wszyscy dąży-

my do tego samego, rozumiemy swo-

je potrzeby i obawy. W takim gronie

studia to niezwykle cenny czas.

Jaki jest Białystok poza uczelnią?

Tętni życiem, a jednocześnie nie na-

rzuca ludziom szalonego tempa, upo-

rczywego pośpiechu, z którym spo-

tkałam się na przykład w Warszawie.

Jeśli ktoś szuka schronienia z dala od

zgiełku, tłumów i hałasu, a jednocze-

śnie pragnie pozostać w mieście, to

Białystok jest idealnym dla niego

miejscem. Można dostrzec, jakby

przeplatały się tutaj dwa światy- no-

woczesny, z wciąż rozwijającą się in-

frastrukturą i wpleciony w niego

świat starych budynków i straganów,

na których starsze białostockie oraz

białoruskie panie rozkładają wcze-

snym świtem to, co pragną sprzedać.

Można znaleźć tam dosłownie wszyst-

ko. Począwszy od własnoręcznie

dzierganych skarpet, starych ubrań,

zabawek i narzędzi, poprzez kwiaty,

warzywa, kosmetyki, dywaniki, por-

treciki... Coś na wzór wyprzedaży ga-

rażowej.

Co można robić po tym kierunku?

Studia te umożliwiają pracę fizjotera-

peuty w publicznych i niepublicznych

szpitalach, przychodniach rehabilita-

cyjnych, hospicjach, sanatoriach,

ośrodkach sportowo-rekreacyjnych,

zajmujących się osobami niepełno-

sprawnymi fizycznie, a także w uzdro-

wiskach i różnych gabinetach odnowy

biologicznej. Wygląda ciekawie, praw-

da? Niestety, mimo całej gamy placó-

wek niełatwo o pracę w tym zawo-

dzie. Jest to także bardzo ciężka pra-

ca. Wymaga nie tylko solidnego wy-

kształcenia, ale przede wszystkim

mnóstwa cierpliwości oraz PASJI!

Prawda jest taka, że to pacjenci w

przyszłości zweryfikują, czy jesteś

odpowiednim człowiekiem na odpo-

wiednim stanowisku, czy masz właści-

we podejście i potrafisz pozyskać za-

ufanie.

Jakie są wymagania wykładowców

na Twojej uczelni?

Wszystko zależy od zakładu, który jest

odpowiedzialny za dany przedmiot.

Myślę, że kilka tygodni wystarczy, aby

zdać sobie sprawę z wymagań, które

stawiają przed nami profesorzy. Są

tutaj przedmioty, na dźwięk których

studenci trzęsą się ze strachu. Na

każde zajęcia trzeba przyjść przygoto-

wanym, w przeciwnym wypadku grozi

nawet wyrzucenie za drzwi. To jednak

sporadyczne przypadki. W większości

wykładowcy są bardzo przychylni i

wyrozumiali.

7

Rozmawiała: Anna Szymańska

Fot. Ewelina Ratajczyk

WAKACJE

Kultowe miejsce, pełne magii i niezapomnianych przeżyć z wy-jątkowym towarzystwem. Co roku coraz więcej ludzi z różnych stron Polski. Muzyka, śmiech i lenistwo przez ponad tydzień! A co ważniejsze - poznanie kultury Indian i sposobu ich życia za-ledwie 5 kilometrów od Żuromina!

Zabawmy się w skojarzenia. Co koja-rzy się ze słowem zlot? Zlot Indian oczywiście! A co z nim? Piotr Wlizło- który rozpoczął piękną historię tego obozowiska! Co dalej? Może słowo uzależnienie, bo tym właśnie są spo-tkania zlotowe organizowane prawie każdego lata! Ludzie, którzy byli tam raz, wracają co roku. Wszyscy dostosowujemy się do terminu. Kiedy mamy coś zaplano-wane, wykreślamy z kalendarza na-tychmiast, bo przecież zlot to zlot. Nie można przepuścić tego magicznego czasu spędzonego z obcymi, ale bli-skim nam ludźmi. A wszystko zaczęło się latem 1996 roku, kiedy na Łazach w pobliżu Żuro-mina rozstawiono nie więcej niż 3 tipi. Był to I Zlot Sympatyków Kultury Indian Ameryki Północnej odbywający się na tym terenie. Od samego po-czątku towarzyszyło mu stowarzysze-nie „Muhguah” (Niedźwiedź) zawią-zane przez pięcioro młodych ludzi w 1996r. Wreszcie nazwali się popular-nym i na pewno zasłyszanym gdzieś- Tatanka Art! Osoby związane z tym przedsięwzię-ciem od początku mogły obserwować zmiany zachodzące w ciągu kolejnych lat. Ludzi przybywało coraz więcej i z coraz dalszych zakątków Polski. „Pierwsze spotkania miały charakter bardziej przygodowy, kilku młodych ludzi spotkało się porozmawiać o swoich marzeniach, które okazały się bardzo podobne do siebie. Postano-wiliśmy je zrealizować w postaci in-

diańskiego obozu i próbki życia w tym stylu.” Tak pisano o początkach na stronie www.tatankaart.republika.pl. Te przygodowe spotkania rozrosły się do tego stopnia, że zamiast 3 tipi stoi ich teraz około 10!

8 9

fot. Aneta Strzelec

WAKACJE

Zlot jest miejscem dla każdego czło-wieka. Jakiekolwiek masz zaintereso-wania, jakiejkolwiek muzyki słuchasz, z jakiejkolwiek jesteś rodziny, jakikol-wiek jesteś, zostaniesz przyjęty z otwartymi ramionami! Możesz zoba-czyć zarówno dwuletnie dziecko bie-gające z pampersem na tyłku, jak i dojrzałą kobietę po pięćdziesiątce. Każdy zajmie się każdym. Każdy „zabliźni się” z każdym. Wszystkich tych ludzi łączy jedno- miłość do tego miejsca i tej inicjatywy! Nawet jeśli na temat Indian wiesz tyle, że mówi się na nich czerwonoskórzy i „latają z pióropuszami na głowie”, to wrócisz lub przyjedziesz tu po to, by dowie-dzieć się czegoś nowego na ich temat. Muszę zawiadomić, że indiańska wio-ska nie oferuje na śniadanie, obiad i kolację wyjątkowych posiłków ani nie oferuje wycieczek do kina, galerii i tym podobnych. Wolny czas, którego masz w nadmiarze, możesz spędzić na zrywaniu poziomek (a tam są one najlepsze na świecie) i pochłanianiu ich garściami lub na równoważni cze-jeńskiej, a to dość brutalna gra. Pole-ga na tym, by wraz ze swoim przeciw-nikiem stanąć na równoważni i za pomocą tyczek utrzymać się na niej i równocześnie zrzucić przeciwnika. Mimo kilku upadków rywalizacja ta cieszyła się zawsze ogromną popular-nością. Szkoła Młodych Wilków oferu-je także wiele warsztatów na różno-rodne tematy związane z kulturą czer-wonoskórych- robienie łapaczy snów czy laleczek z liści kukurydzy. Są jed-nak także takie, które dostarczają nam wiedzy teoretycznej. Jeśli ma się dość równoważni i opychania się poziomkami czy brania udziału w warsztatach, możesz poleżeć na ko-cu, pospać, poczytać książki albo ewentualnie pozbijać bąki. Wraz z wyjazdem na zlot musimy przygotować się na zmianę trybu z

dziennego na nocny. W dzień śpimy, w nocy siedzimy przy ognisku. Myślę, że dla niektórych to nie lada wyrze-czenie, ale za to cudowny sposób na spędzenie czasu z innymi „Indianami”. Kolejną zmianą jest od-cięcie się od cywilizacji. Nie mieszkasz już w ciepłym domku, gdzie do snu utulony jesteś ciepłą kołderką ani nie spędzasz 1/2 dnia przy komputerze lub trzymając telefon w dłoniach. Nie kąpiesz się w wannie po brzegi wypeł-nionej ciepłą wodą z pianką, lecz w rzece. Jednak muszę zapewnić, że mimo takich „koszmarów” czeka wszystkich miły wieczór przy ognisku

z gitarami. Będąc na Łazach, izolujesz się też od „świata zewnętrznego”. W pewnym momencie można stracić rachubę czasu. Nie wiesz, który jest dzień, która godzina ani czy jest rano, czy po południu. Nie przeszkadza to nikomu, poza osobami uzależnionymi od lustra, prostownicy i SMS-ów. Chociaż i dla takich ludzi tak spędzony tydzień może być przyjemnym cza-sem przeznaczonym wyłącznie na refleksję. Bo tym jest zlot- odpoczyn-kiem od codziennej melancholii i na-ładowywaniem sił na kolejny rok.

9

Aneta Strzelec

Tegoroczna, 15. już, Szkoła Młodych Wilków rozbiła swój obóz na Łazach od 1 do 8 lipca. Jej organizatorzy piszą na Facebooku:

1 lipca rozpocznie się 15 już Szkoła Młodych Wilków. Wszyscy mieszkańcy doskonale zdają sobie sprawę z charakteru tego niecodziennego spotkania. Niepowtarzalny klimat, jaki wytworzył się tam na przestrzeni lat, powoduje, że nikt nie przechodzi obok Szkoły Młodych Wilków obojętnie. Już w pierwszych chwilach pobytu w indiańskiej wiosce od-czuwamy, że czas się tu zatrzymuje... Zapraszamy na codzienne zajęcia warsztatowe pośród indiańskich tipi, otacza-jącej nas atmosfery spokoju, ładu i harmonii z przyrodą. Zapraszamy!

DZIEŃ DZIECKA

Wszystko zaczęło się 3 grudnia, na przyjęciu z okazji wydania 10. numeru KONTRASTU. Wśród wielu gości, zja-wił się na nim także Starosta Powiatu Żuromińskiego - pan Janusz Welenc. Wtedy to, podczas swojej krótkiej przemowy, zaproponował nam - re-dakcji KONTRASTU - wybranie kogoś spośród siebie, kto w Dzień Dziecka dostanie niezwykłą szansę obrania jego urzędu. Słyszeliśmy już wcześniej o takiej zamianie ról (w zeszłym roku starostą został Lucjan Ważny z Bieżu-nia, a dwa lata temu - Mariusz Kub-kowski z LO w Żurominie), ale nie sądziliśmy, że tym razem padnie na nas. Tak czy siak, propozycja bardzo ucieszyła nasze grono i jakiś czas póź-niej postanowiliśmy dokonać tego, jakże ważnego, wyboru. Na jednym z majowych spotkań, kolegium redak-cyjne zdecydowało, że 1 czerwca to ja powinnam wskoczyć w urzędową spódnicę i o 7.30 stawić się w Staro-stwie Powiatowym.

7.30 Ponieważ wszyscy w starostwie zaczy-nają pracę o godzinie 7.30, tak też i ja, chcąc nie chcąc, musiałam zbudzić się bladym świtem i pędzić do urzę-du. Pogoda niestety nie była przychyl-na wszystkim dzieciom w ich dniu. Cały czas padał deszcz i było po-chmurno. Po zjawieniu się w miejscu mojej pra-cy, przywitałam się z paniami w se-kretariacie. Później wręczono mi akt powołania na starostę, podpisany przez Przewodniczącego Rady Powia-tu Żuromińskiego - pana Jerzego Rzy-mowskiego. Dostałam też plakietkę z napisem: „Oliwia Kujawa - starosta żuromiński". Następnie, pan Welenc - tego dnia mój asystent (taki napis widniał na jego plakietce) oprowadził mnie po wszystkich wydziałach staro-stwa. Między innymi, miałam okazję zobaczyć 40 - letnie mapy Żuromina w wydziale geodezji, a panie z innego oddziału mogły się pochwalić, że wie-

dzą, skąd pochodzi mój tata i nawet go znają! 8.00 - 10.00 Po zwiedzeniu całego starostwa, uda-liśmy się na pierwsze spotkanie. Oka-zało się, że starosta ma własnego kierowcę! Był nim przemiły pan Józef, który tego dnia pełnił również rolę mojego nadwornego fotografa. Pierwsza wizyta odbyła się w Warsz-tatach Terapii Zajęciowej. Zobaczy-łam, jak osoby niepełnosprawne uczestniczą w wielu zajęciach. Jedna grupa gotowała, druga zajmowała się haftem, a jeszcze inna pracami stolar-skimi. Były też inne grupy, zajmujące się wieloma pozostałymi warsztatami. Wyszłam stamtąd naładowana pozy-tywną energią i z uśmiechem na ustach. WTZ-y to fantastyczne miej-sce, a ludzie pracujący tam z niepeł-nosprawnymi odwalają kawał dobrej roboty! Po Warsztatach Terapii Zajęciowej

10 11

Na wstępie chciałabym rozwiać wszelkie wątpliwości, ponieważ była to kwestia dość problema-tyczna. Jako że pani minister sportu namieszała nieco z żeńskimi formami publicznych urzędów, informuję, iż starościna to żona starosty. Jeśli zaś kobieta sprawuje ten urząd - możemy ją spo-kojnie nazywać starostą.

DZIEŃ DZIECKA

nadszedł czas na odwiedziny na bu-dowie ZOL-u przy szpitalu. Zobaczy-łam, jak wiele sal powstaje dla pa-cjentów, i jak to wszystko będzie wy-glądało od środka. Po powstającym ZOL-u oprowadził nas dyrektor szpita-la, pan Zbigniew Białczak. Później, nadszedł czas na wizytę w straży pożarnej. Pokazano nam, jak działają strażacy podczas wezwania pomocy. Zobaczyliśmy też specjali-styczny sprzęt i pomieszczenia stra-żackie. 10.00 - 13.30 Przed 10. wróciliśmy do starostwa. Był czas na krótki odpoczynek i łyk herbaty. Nie trwał on długo, ponie-waż mój napięty harmonogram i obo-wiązki wzywały. Parę minut po godzi-nie 10., para szczęśliwców mogła ofi-cjalnie odebrać ode mnie dowód i numery rejestracyjne ich nowego pojazdu, a pewnemu panu osobiście wręczyłam świeżutki dokument pra-wa jazdy. Następnie ruszyliśmy do Muzeum Małego Miasta w Bieżuniu, gdzie mia-ło się odbyć rozstrzygnięcie konkursu plastycznego pt. „Moja przygoda w muzeum". Po zwiedzeniu Muzeum i poznaniu radnych powiatowych z Bieżunia, nastąpił czas wręczenia na-gród. Oczywiście poproszono o to, między innymi, mnie, jako że pełni-łam funkcję starosty żuromińskiego. Musiałam też wygłosić parę słów do uczestników konkursu i ich opieku-nów. Całe szczęście udało mi się opa-nować stres i spontanicznie wymyśleć kilka zdań z gratulacjami. Podczas wręczania nagród udało mi się także zastąpić tradycyjną konwencję poda-

wania dłoni zwycięzcom... przybiciem „żółwika"! Spędziliśmy tam jeszcze parę miłych chwil, lecz czas naglił, więc szybko musieliśmy opuszczać Bieżuń i ruszać do Siemiątkowa. W drodze dowiedzieliśmy się, że, nie-stety, do spotkania się nie dojdzie, ze względu na pogodę, która popsuła plany zorganizowania plenerowego festynu dla dzieci. Postanowiliśmy więc ruszyć z powrotem do Żuromina, do kolejnego punktu mojego planu dnia, którym okazała się wizyta na budowie hali sportowej przy liceum. To miejsce zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Wieeelka sala gimnastycz-na, trybuny na piętrze, siłownia, sala do fitnessu, dwie sale do squasha, sala konferencyjna, pomieszczenia sypialniane i cała reszta wnętrza hali, sprawiły, iż, z podziwu, moja szczęka opadła tak nisko, że niemal musiałam zbierać ją z podłogi. Wreszcie miałam okazję zobaczyć to, co dla reszty uczniów wciąż jest zagadką. A hala będzie wspaniałym miejscem nie tyl-ko wydarzeń sportowych, ale także kulturalnych.

13.30 - 15.30 Po wizycie na hali sportowej, odwie-dziliśmy Przedszkole nr 2 w Żuromi-nie, którego jestem zresztą wycho-wanką. Zawitaliśmy tam, oczywiście, wyposażeni w arsenał słodkości dla dzieci z okazji ich święta. Usiedliśmy z nimi w kółeczku i poddaliśmy się roz-mowie, i serii pytań. Dzieciaki po-chwaliły się swoją powalającą wiedzą na temat piłki nożnej oraz szeroką gamą talentów (np. wokalnych). Póź-niej dzieci miały czas na zadawanie mi pytań. Trudnych i łatwych. Tym z wyż-szej półki było na pewno to, czy wiem, ile samochodów liczy straż pożarna w Sierpcu, ale nie brakowało też takich, jak, np. ile mam lat albo czy mam psa. Później poczęstowali-śmy je słodyczami i udaliśmy się na parę minut do gabinetu pani dyrek-tor. Przed 14.30 wróciliśmy do urzędu, ponieważ od tej godziny miałam przyjmować interesantów. Całe szczę-ście zjawili się u mnie goście, z który-mi miałam okazję, już na gorąco, po-dzielić się swoimi wrażeniami. Później zjawiła się pani Agnieszka Orkwiszew-ska z „Tygodnika Ciechanowskiego", której udzieliłam krótkiego wywiadu. I tak minął cały dzień. Podczas moich wojaży towarzyszył mi, rzecz jasna, mój asystent - pan Janusz Welenc. Na koniec otrzymałam świadectwo pra-cy. Ledwo dotarłam do domu, bo moje nogi ze zmęczenia zaczynały odmawiać posłuszeństwa, ale mimo to dałam radę. A czy fajnie było być przez jeden dzień starostą? Z pewno-ścią TAK!!!

11

Oliwia Kujawa

fot. www.zuromin-powiat

ZBLIŻENIE

Jak trafiła pani do Żuromina? Jak to najczęściej bywa, przypadek okazał się najlepszym przyjacielem. Poprzez panią dyrektor biblioteki oczywiście. Najpierw przeczytała arty-kuł o „Pasji Pisania" (czyli o szkole pisarskiej) i skontaktowała się z wła-ścicielkami. Byłam pierwszą absol-wentką Pasji, która opublikowała książkę, siłą rzeczy więc w którymś momencie spotkałyśmy się i zaczęły-śmy rozmawiać o możliwości współ-pracy. Przez wiele lat pisała pani do szufla-dy. Dlaczego jednak zdecydowała się pani na ukazanie swojej twórczości szerszej publiczności? Myślę, że to jest tak: każdy z nas jest nieco megalomanem i egoistą. Jeśli ktoś twierdzi, że nie, to gratuluję skromności, ale czy na pewno jest to całkowicie szczere? Chciałam publiko-wać. Przez wiele lat próbowałam coś wydać i były to próby bezskuteczne, mocno zniechęcające. Kiedy się wreszcie udało, to poszło „z górki”. Same początki jednak były bardzo trudne. Przez wiele lat pisałam do szuflady, a potem pisałam do szuflady z konieczności, bo po prostu nie mo-głam znaleźć wydawcy. Właśnie. Ciężko jest znaleźć wydaw-cę? Jak w takiej sytuacji odnoszą się do debiutujących pisarzy? Bardzo ciężko. Generalnie, książka traktowana jest przez wydawnictwo jak towar. Bo to jest dla nich towar, produkt, który sprzedają. Wiele wy-dawnictw propozycji debiutantów nie czyta lub tylko przegląda parę stron,

wyłapując poszczególne zdania. To jest trochę kwestia szczęścia, i rzadko który autor je ma. Jest kilka wydaw-nictw, które czytają książki nadesłane im uważniej. Na pewno należy do nich Replika. Chociaż, mogę to opo-wiedzieć jako anegdotę, i tam zdarza-ją się zabawne historie. Prowadziłam rozmowę z właścicielką, która jest osobą recenzującą książki, przyjmują-cą je do druku i wpisującą w plan wy-dawniczy. Wtedy miałam już za sobą wygrany konkurs i wydaną jedną po-wieść. Wysłałam kolejną propozycję i usłyszałam przez telefon : „Ale proszę pani, ja znam ten tekst. Ja go kiedyś czytałam." Odpowiedziałam: „Tak, to jest książka, którą dwa lata temu pani odrzuciła." Właścicielka, śmiejąc się, spuentowała: „Aha, ale dzisiaj ją bio-rę." (śmiech) To jest anegdotyczne,

ale taka była prawda. Niemniej, ogól-nie rzecz biorąc, sytuacja jest dla de-biutantów trudna. Dlatego bardzo polecam konkursy. I to pomimo tego, że bardzo często są na warunkach uwzględniających wyłącznie interesy wydawcy, w takim sensie, że wydaw-nictwo zadaje temat, potem wybiera sobie najlepsze prace – ma w ten sposób za darmo materiał, bo auto-rom nic nie płaci. A debiutanci cieszą się, że ktoś w ogóle chciał ich wydać. Nie mają za to żadnego honorarium, nic kompletnie, poza nazwiskiem na okładce czy w spisie treści. Tak czy siak, nawet za darmo, warto to robić, brać udział w konkursach i je wygry-wać (śmiech). To jest naprawdę spo-sób na to, żeby zaistnieć. Oczywiście oprócz tego, należy swoje propozycje wysyłać, wysyłać do wydawnictw i

12 13

Agnieszka Lis. Autorka opowiadania i dwóch książek dla dorosłych, a także bajek dla dzieci. Pełna poczucia humoru. Ze swoją osobowością i sympatią namówiłaby do pisania nawet analfabetę. Z nami zgodziła się porozmawiać na temat, a jakże, pisarstwa.

fot. Oktawia Pakuła

ZBLIŻENIE

jeszcze raz wysyłać do wydawnictw. Tylko nie hurtem. Trzeba się nad każ-dą wysyłką zastanowić. Dopasować list, który wyślemy do tego wydaw-nictwa, do jego profilu, sprawdzić, czego to wydawnictwo oczekuje. Nie-które preferują tekst w postaci elek-tronicznej, inne wolą wydruk, jeszcze inne oczekują, że dołączymy swój biogram. Czasami należy wydrukować pierwszych pięćdziesiąt stron i dodać streszczenie całości. Na ogół na swo-ich stronach internetowych wydaw-nictwa piszą, czego oczekują. Czy oprócz tego konkursu, który po-zwolił pani zadebiutować, ma pani jeszcze jakieś sukcesy? Był jeszcze jeden konkurs. Na „Dobrą powieść” ogłoszony przez wydawnic-two „Drzewo Laurowe". Wygrałam w kategorii bajek dla dzieci - napisałam je dla swojego synka. Łatwiej było je pisać niż powieści dla dorosłych? Dla dzieci pisze się trudno, bo trzeba zmienić swój sposób myślenia. Trzeba rozumieć świat jak kilkuletni człowiek, a osobie dorosłej nie przychodzi to łatwo. Nie mówiąc o tym, że pisanie dla dzieci wymaga skupienia w aspek-cie etycznym. Bajka na dobranoc mu-si nieść ze sobą spokojne treści, nie może powodować, że dziecko będzie się budziło w środku nocy przestra-szone. Musi się dobrze kończyć. Mieć walor edukacyjny. Poza tym musi mieć prosty, czytelny język i warstwą mentalną musi być dopasowana do umysłu kilkulatka. Na pewno dla dzie-ci pisze się trudniej.

Co skłoniło panią do napisania pierwszej książki? Nie pamiętam. (śmiech) Chociaż tak uczciwie to myślę, że ja po prostu zawsze chciałam pisać. Najpierw pi-sałam formy małe, potem się rozra-stały, aż urosły do większej. Pierwsza moja książka była strasznie kiepska. Nikomu jej nie pokazywałam i nie pokażę, nie jest tego warta. Nato-miast była dla mnie bezcenna pod względem własnej nauki – właśnie w kontekście konstruowania powieści, większej dużej formy. Łatwo się mówi o pisaniu powieści, ale samemu ją napisać, zapełnić kartki jakąś treścią - jest znacznie trudniej. Mała praca, którą można jednym ruchem „przyszpilić”, jest relatywnie prosta, przynajmniej konstrukcyjnie. Przy dużej formie okazuje się, że wątki uciekają, rozmywają się, bohaterowie stają się nijacy, historia toczy się za wolno... Ta pierwsza książka była dla mnie nauką, edukacją, ale dlaczego ją napisałam? Nie wiem.

Wiemy też, że pani jest pianistką, ma pani wykształcenie muzyczne. Gdyby pani miała do wyboru fortepian albo pisarstwo, to co by to było? Pisarstwo. Dlaczego? Jestem pianistką z wykształcenia, rzeczywiście, to jest mój pierwszy fakultet. Bezpośrednio po Liceum Muzycznym studiowałam w Akademii Muzycznej, to był konsekwentny ciąg edukacyjny. Nie żałuję tego, co zazna-czam, bo czasem spotykam się z ta-kim pytaniem. Kiedy podjęłam pracę zawodową, skończyłam drugi fakultet - to było dziennikarstwo. Ewidentnie w stronę pisarską ciągnęło mnie od zawsze. Dlaczego? To jest pytanie, na które odpowiem tak samo, jak na poprzednie: nie wiem. Po prostu albo lubisz coś robić, albo nie. Chociaż być może właściwszym byłoby słowo „kochasz”. Jakie ma Pani rady dla młodych twórców i pisarzy? Po pierwsze: nie poddawać się. Pisać, pisać, pisać i jeszcze raz pisać. I nigdy z tego nie rezygnować. Druga rzecz, która dotyczy zarówno pisania, jak i wszystkiego innego, i zarówno mło-dych ludzi, jak i starych wyjadaczy: uczyć się, uczyć i jeszcze raz uczyć. Dowiadywać się, poznawać świat. Mieć otwarty umysł i nieustająco mierzyć się z czymś nowym. Trzecia rzecz - wierzyć w siebie. Z takim kapi-tałem – sukces w zasięgu ręki.

13

Rozmawiali: Oliwia Kujawa Aleksandra Ostrowska

Michał Stępień

fot. Aleksandra Welenc - Pazikowska

fot. Aleksandra Welenc - Pazikowska

PUNKT WIDZENIA

Ludzi uzależnia wiele rzeczy, jedni uzależnieni są od papierosów, inni od książek, kolejni od telefonów, a więk-szość po prostu nie wyobraża sobie dnia bez sprawdzenia „co słychać?" u znajomych na Facebooku. Ludzie w każdym wieku, z każdym wykształce-niem, z wszelakimi zainteresowania-mi i o różnych poglądach mogą spo-tkać się w jednym miejscu, gdzie nie-ważny jest kolor skóry czy wyznanie. Ważne, żeby na Twoim profilu dużo się działo, żebyś miał jak najwięcej znajomych, dużo komentarzy i „lajków", wtedy warto się z Tobą za-przyjaźnić. Oczywiście przez „fejsa" i dodać, jako już tysięczną osobę do znajomych, żeby być na bieżąco i nie odstawać od reszty. Młodzi potrafią szykanować uzależ-nionych od gier, a ilu naszych znajo-mych mówi kilka lub kilkanaście razy dziennie o „fejsie"? Ile razy my sami potrafimy o nim myśleć? „Ciekawe, co dzieje się na Facebooku?" albo „Ciekawe, kto dziś wstawi coś fajne-go?". Wypieramy z myśli to, że sami stajemy się „maniakami", mówiąc, że „mnie to nie dotyczy"? Bywa i tak. Wszystko dzieje się zdecydowanie zbyt szybko. Świat za bardzo gna do przodu. A człowiek jest tylko człowie-kiem, zachłanną istotą, która chce dążyć do perfekcji, która chce nadą-żyć za życiem, a Internet nam w tym pomaga. Jak najłatwiej porozmawiać z pięcioma osobami z różnych państw? Po prostu wejść na „fejsa" i

napisać. A jak skończyć studia, gdy mieszka się zbyt daleko, trzeba praco-wać i być może ma się małe dziecko? Uczyć się przez Internet. Nie można znaleźć pracy? Więc pracujmy przez Internet. Nawet gotować możemy z osobą z drugiej części świata przez internetową rozmowę wideo. Młodzi, starzy, biedni, bogaci, pracujący, bez-robotni, nauczyciele, uczniowie - każ-dy może znaleźć swoje miejsce w świecie internetowym. Tylko czy tak powinno być? „Skąd to wiesz? - Widziałam na fejsie..." Romantyczna pierwsza randka? Przy-padkowe spotkanie? Miłość od pierw-szego wejrzenia? Czy jeszcze to istnie-je? Obecnie możemy powiedzieć: „miłość od pierwszego kliknięcia" albo „polubienia". A gdzie ten dresz-czyk emocji i nieśmiałość, odrobina skrępowania i ogromny stres? Teraz jest udawana pewność siebie, a może nawet pomoc kolegi czy koleżanki w nawiązaniu znajomość przez „fejsa", bo przecież nikt nas nie widzi, jeste-śmy po drugiej stronie, w bezpiecz-nym miejscu, gdzie nie musimy się przejmować niczym. W Internecie nie ma rozczarowań, pokazujemy siebie takimi, jakimi chcemy być, a nie jaki-mi jesteśmy naprawdę, więc po co to zmieniać? Po co zmieniać coś, co wy-daje się idealne? Może po to, by żyć naprawdę, może po to, by przeżyć życie, a nie tylko obserwować je przez

komputer. Dokąd to wszystko zmie-rza? „Poczekaj, wejdę na fejsa i się dowiem wszystkiego..." Sfera duchowa człowieka zaczyna powoli obumierać. Człowiek nie po-siada już kreatywności, wewnętrznej potrzeby odkrywania nowych rzeczy, doznawania nowych wrażeń czy na-wet otwartości umysłu. Ludzkie wnę-trze stało się pustynią, której nawet nie musimy ubarwiać, gdyż wszystko może być za nas zrobione lub popra-wione za pomocą Internetu i siecio-wych „przyjaciół". Dziś znajdziemy wszystko w jednym miejscu. Internet stał się potęgą, dzięki której możemy podróżować, zwiedzać, uczyć się, dowiadywać się wszystkiego o wszystkim i wszystkich. Ale nigdy nie będziemy mogli tego dotknąć i po-czuć. Nigdy nie przeżyjemy emocji, które powinny towarzyszyć odkrywa-niu i zdobywaniu nowych rzeczy, bo obrazek czy nawet najlepszy opis nam ich nie dostarczy. Za jakiś czas ludzie przestaną się zakochiwać, przyjaźnić i spotykać. W Ameryce co piąty roz-wód ma związek z Facebookiem, gdyż ludzie zamiast spędzać czas ze sobą wolą czatować i obserwować znajo-mych. Chciałoby się krzyczeć: „Jak to jest możliwe? Ludzie opamiętajcie się!" W erze „fejsa" mamy ogromny problem, żeby wstać i wyjść na spa-cer. Ludzie przestają się widywać, przestają rozmawiać, zatracają się w machinie, zamykają się w interneto-wej klatce, która kusi swoim pięknem i bogactwem, lecz jest tylko oazą na pustyni, której nie możemy dotknąć. Popełniamy błąd, zgadzając się na to wszystko, zgadzając się na tę klatkę, w którą sami się zamknęliśmy i nie mamy zamiaru z niej wyjść.

14 15

845 milionów użytkowników na świecie, miesięcznie ponad miliard wgrywanych zdjęć i 10 milionów filmów, dziennie 350 milionów osób zalogowanych, 10 miliardów minut spędzonych na Facebooku każ-dego dnia. Czy aby na pewno idziemy w dobrym kierunku?

PUNKT WIDZENIA

15

Szukając jednak powodów takiej po-stawy, nie mogę ich znaleźć. Oprawa? Ta jest wręcz znakomita! Zagrzewać naszych chłopców do walki będzie zespół Jarzębina, który swoim-nieswoim szlagierem „Koko Euro Spo-ko” doprowadził do rozpuszczenia się żelu na włosach Macieja Kurzajew-skiego. To odważnie łącząca elektro-nikę z ludowością pieśń, która przy-pomina nam niegdysiejszego Grzego-rza z Ciechowa. Dlatego zapewne Polacy tłumnie zagłosowali na tą pieśń, która przecież miała tak znako-mitą konkurencję jak Maryla Rodo-wicz, Wilki, czy też ceniony w środo-wisku hiphopowym Liber. Dla zagranicznych melomanów przy-gotowaliśmy kompozycję zagranicz-nej Gwiazdy, którą jest ceniona ar-tystka Oceana. Z pewnością ta wysu-blimowana elektroniczna kompozycja trafi do wszystkich zainteresowanych, a szczególnie do wielbicieli Leonarda Cohena ze względu na znakomity tekst. Ale to nie koniec wrażeń arty-stycznych! W miastach-gospodarzach będzie można podziwiać instalacje, które dla zmyłki zostały nazwane

Strefami Kibica. Artyści pracujący nad nimi mówią, że dzieło będzie mówić „samo przez się”. Dlatego też warsza-wscy urzędnicy ochoczo przekazali na instalacje 80 mln złotych przeznaczo-nych na nienowoczesne przecież tak teatry. Niestety będą też utrudnienia, ale entuzjastycznie nastawione społe-czeństwo nie będzie się przejmować takimi drobiazgami jak zamknięte mosty czy pasy ruchu specjalnie dla kibiców. Podniesienie cen wszystkich produktów może podburzyć ludzi, ale zajęci śledzeniem naszego święta będą zdecydowanie mniej jeść. Przez to, że na mistrzostwa przyjedzie wielu zagranicznych gości, dzieci będą mo-gły nauczyć się podstaw obcych języ-ków bez potrzeby chodzenia do przedszkoli. Ale muszę tutaj wspomnieć o różnych wrogach Naszej Wielkiej Imprezy, którzy kwestionują te wszystkie do-bra, jakie przyniesie zorganizowanie. Jacyś anarchiści, jakaś Szczuka czy inna feministka nie będą nam mówić, co jest dla nas dobre! Oni są oderwa-ni od rzeczywistości, nie wiedzą nic

prawdziwym życiu. Sadzą książkę patrząc na okładkę, nie wiedząc, że najważniejsze jest to co w SERCU! Rozum nie jest potrzebny. Najgorsze jest to, że wszystko mogą popsuć nam… piłkarze, a szczególnie ci polscy. Przecież oni są tak niedopa-sowani do oprawy, że trzeba ich ze stadionów eksmitować. Oczywiście niektórzy się obruszą, że przecież esencją Naszej Wielkiej Imprezy są rozgrywki piłkarskie, ale to dałoby się załatwić, chociaż jest już za późno. Wystarczyło przenieść rozgrywki np. do Żuromina czy Bieżunia, a u gospo-darzy zostawić Strefy Kibica i Jarzębi-nę. I wszyscy byliby szczęśliwi! Na razie jednak szukam tego najwyż-szego budynku do mojej recytacji. Myślę, że nawet jak nie wygramy, i tak się przyda.

*Wszystko trafiło szlag i coś pękło, coś

się skończyło. Niektórzy się zawiedli,

inni podbudowali swe ego, a ja patrzę

na to z dystansem. Pisałem felieton

przed Euro, ale czy nie jest on aktualny i

teraz?

Chyba wszyscy wiedzą, że mamy Euro 2012 u siebie. Nie będę zgadywać

wyników, ale jeżeli Polacy wyjdą z grupy*, wejdę na najwyższy budynek

w powiecie i zarecytuję „Serce roście”, chociaż społeczeństwo po turnie-

ju może co najwyżej rościć pretensje.

Izabela Sosnowska

Co strasznego musi się stać, by czło-wiek się opamiętał i zaczął znów żyć? „-Nie masz fejsa?! Nie istniejesz! -Przecież stoję przed tobą, patrzysz na mnie i rozmawiamy, możesz na-wet mnie złapać za rękę, więc dla-czego nie istnieję? -Bo nie ma Cię na „fejsie" i nie wiesz, co się dzieje". Może ta niewiedza nie jest czymś złym? Może wolę złapać Twoją rękę i pójść na spacer, może wolę słyszeć

Twoje słowa i widzieć gesty, może chcę widzieć Twój uśmiech i łzy, może chcę czuć zapach Twoich perfum i widzieć błysk w Twoim oku, może wolę leżeć w słońcu i moknąć w desz-czu, może wolę żyć, a nie tylko ist-nieć, może wolę biegać, skakać, wi-dzieć, czuć, dotykać, smakować, niż marnować całe swoje życie na złudnej wygodzie i poznawania świata przez komputer? A może wolę źle? Wszystko jest dla ludzi. Facebook ma

wiele zalet i dużo dobrych stron. In-ternet jest wynalazkiem, dzięki które-mu łatwiej żyć, ale umiar trzeba za-chować we wszystkim. Może warto odejść od komputera i przejść się ze znajomymi lub poczytać książkę? Mo-że ten realny świat okaże się ciekaw-szy od naszej plastikowej pułapki, która wciąga nas i nie pozwala wyjść.

Krzysztof Gutowski

MŁODZI TWÓRCY

16 17

Karolina, średniego wzrostu dziewczyna o kruczoczarnych włosach i niebieskich oczach, siedzi na jednej z niewielu ławek w żuromińskim parku. Jest bardzo ciepło jak na środek wiosny. W fioletowej wiatrówce jest jej trochę za gorą-co. Zdejmuje ją. Spogląda na różowy elektryczny zegarek, który postanowiła kupić, kiedy zobaczyła go u Rihanny. Umówiły się na 15, a jest już pięć po. Gniecie skrawek swojej białej koszulki z kolorowym nadrukiem. Paznokcie po-malowane na identyczny odcień niebieskiego, jak jej nowe trampki Converse. Rozgląda sie nerwowo. Park wygląda przeuroczo. Wszystko budzi się z zimowego snu. Zazieleniona trawa tylko miejscami zachowała jeszcze ślady buro-brązowego brudu. Na drzewach da się zauważyć pojedyncze pąki przyszłych listków. Wokół fontanny biega gromad-ka ubłoconych dzieci. Rzucają kamieniami w ptaki siedzące na drzewach, które przestraszone tym nagłym atakiem odlatują. Lina myśli o swojej przyjaciółce. Martwi się o nią, ponieważ ta od dłuższego czasu jej unikała. Nie odpisywa-ła na SMS-y, nie odczepiała jej na Facebooku, nie była od dłuższego czasu na Gadu-Gadu, nie dodawała wpisów na Photobloga. Miała złe przeczucia. Zdziwił ją telefon z zaproszeniem na spacer, ale się zgodziła. - Cześć! - Karolina odwróciła się, za nią stała Agnieszka. Wyglądała... wyglądała inaczej. -He.. Heeej - odpowiedziała przerażona. Jej najlepsza przyjaciółka była ŁYSA! - Co Ty zrobiłaś z włosami?! - Lina prze-słoniła oczy ręką, ponieważ łysina Agi odbijała popołudniowe słońce prosto w jej twarz. Spostrzegła, że miejsce, gdzie niedawno były włosy, jest jaśniejsze niż reszta twarzy. Wyglądała przekomicznie. -A, to. Nie ważne. A słuchaj... - zmieniła temat - przepraszam Cię za swoje ostatnie zachowanie. Ale... - głęboko ode-tchnęła - powiem wprost. Zakochałam się. - Karolina wytrzeszcza oczy. Agnieszka wyciągnęła rękę, żeby odgarnąć grzywkę z oczu. W ostatniej chwili przypomniała sobie, że już jej tam nie ma i udaje, że chce podrapać się w głowę. -No tak, to by wyjaśniało Twoje ostatnie zachowanie, oprócz... Oprócz tych włosów. – „O co chodzi?!” dodaje w my-ślach. Mierzy Agnieszkę od góry po same czerwone trampki Converse. Przez tą łysinę, nie zauważyła, że jej koleżanka całkowicie zmieniła styl ubierania. Z damy we włoskich balerinach na wyluzowaną laskę. Za duży, szary, chłopięcy T-shirt, dopasowane, czarne leginsy i czarna bluza z Adidasa. „Coś jest nie tak! Pewnie to ten chłopak. Musi mi o nim opowiedzieć”- knuje Karolina - No dalej, opowiadaj, kim jest ten nieszczęśnik? - udaje podekscytowaną, żeby zachęcić Agę do mówienia. -Nie mogę Ci powiedzieć - ta odpowiedź zgasiła Linę. -Jaa... jak to? Przecież możesz mi zaufać. -Nie mogę Ci powiedzieć kim on jest. -Dlaczego? Ja bym Ci powiedziała! -Niestety, ale nie mogę Ci tego powiedzieć. -Pff. Zobaczysz, będziesz coś kiedyś chciała – Karolina postanowiła użyć groźby wszechczasów, żeby zmusić przyjaciół-kę do mówienia. -Nie mogę Ci powiedzieć, ale mogę Cię z nim zapoznać – Agnieszka zaczęła dziwnie chichotać, ale szybko się uspo-koiła. Uśmiechnęła sie zachęcająco do przyjaciółki. - Jest teraz w salce, przy kościele. -A co on tam robi? - szczerze sie zdziwiła, że jej chłopak może być powiązany z kościołem. Agnieszka była wieczną ateistką i to tak zagorzałą, że próbowała nawet przekonać księdza, że Bóg nie istnieje. Wstały z ławki. -Wiesz, on gra na gitarze w zespole parafialnym - Skierowały się do świątyni. - Jest moim ideałem. Zawsze marzyłam o takim chłopaku. Jest egoistyczny, wredny i próżny. Traktuje mnie obojętnie i z chłodem. Często mnie oszukuje i zawsze jest przemądrzały. Nie ma dla mnie w ogóle czasu - Agnieszka wypowiada się z czcią na temat swojego tajem-niczego chłopaka, co Karolinie wydaje się bardzo dziwne. Wymienia same najgorsze cechy, ale wszystkie te negatywy przedstawia w sposób pozytywny. - Bardzo mało mówi, a jak już mu się to zdarzy, to ma się wrażenie, że jest pijany. Chodź zapewnia mnie, że jest abstynentem. Oprócz tego pali papierosy. Czerwone Marlboro - na chwile przerywa, kiedy przechodzą przez pasy. Patrzy na koleżankę, jest ciekawa jej reakcji. Karolina nie wie co powiedzieć, zdziwiona tym co słyszy. Uśmiecha się tylko, żeby zachęcić ją do dalszego mówienia - Może wydawać się najgorszym kandyda-tem na miłość, ale kiedy dostanie to, czego pragnie, staje sie całkowicie inny. Szepcze mi wtedy czułe słówka do ucha, głaszcze po głowie, całuje moją łysinę. Zmienia się w miłego, romantycznego, szalonego chłopaka z błyszczącymi oczami. Ale tylko na dwadzieścia minut. Później z powrotem staje się zimny niczym kawa, która całą noc stała na bal-konie w letnią noc.

Jeżeli czytasz tę książkę, oznacza to, że miałeś do czynienia albo przynajmniej wiesz, kim jest Jan Włoch. Jeżeli zdarzyło Ci się to pierwsze, nie martw się, z łysiny trzeba być dumnym. Poza tym wielu z nas przeżyło to samo. Być może nie wiesz kim On jest. Może zostawił sobie Ciebie na później? Tym bardziej powinieneś przeczytać tę książkę, by dowiedzieć się z kim możesz mieć do czynienia i zabezpieczyć się na przyszłość. A wszystko zaczęło się tego pamiętnego wtorku...

MŁODZI TWÓRCY

17

Rysunki wykonała Agnieszka Trojakowska, uczennica Liceum Ogólnokształcącego w Żurominie. Jeśli chcesz zaprezentować swoje prace na łamach KONTRASTU - ślij je na adres [email protected].

- fragment mojej książki "Jak dobrze wyglądać łyso" W. Drugi fragment opowieści w kolejnym numerze KONTRASTU!

-To dlaczego z nim jesteś? - Karolina jej przerywa, kiedy przechodzą przez bramę główną kościoła. -Nie rozumiesz? Dla tych kilku, pięknych chwil. Kiedy jestem dla niego kimś. Kiedy jestem dla niego wszystkim, całym światem. Dla tych paru minut jestem w stanie zrobić wszystko – ostatnie słowo wypowiada bardzo dobitnie patrząc koleżance prosto w oczy. -No proszę, proszę. Ktoś tu się chyba na prawdę zakochał - Lina żartuje z przyjaciółki. Rozgląda się dookoła. Rzadko bywa w tym miejscu. Od święta, to znaczy kiedy rodzice jej każdą. Ma wrażenie, że to miejsce jest magiczne. Zawsze jej się wydawało, że kościoły są niezwykłe. Popatrzyła na trawę. Cała była już pięknie zazieleniona. Wydawać się mo-że, że wiosna najpierw przychodzi tutaj. Budzi wszystko z zimowego snu, przywraca do życia, nadaje barwy. A dopie-ro później zaczyna muskać swoją delikatnością całe miasto. Przechodzą przez dziedziniec, stają przed drzwiami, które są lekko uchylone. -Śmiało. - Aga otwiera szerzej drzwi i wpycha przyjaciółkę do środka - pewnie zrobił sobie krótką przerwę – dziewczy-

ny wchodzą do środka. drzwi zamykają się za nimi z trzaskiem. W środku panują egipskie ciemności. Karolinie wydaje

się, że jest tu jakoś za bardzo czarno. Oczy, nawet po dłuższej chwili, nie przyzwyczajają się do ciemności. Nie widzi

nic. Nagle uświadamia sobie, że nikt się nie odzywa. Panuje idealna cisza. Macha ręką, żeby znaleźć Agnieszkę, ale

nigdzie jej nie ma. Nagle słyszy trzask. Odwraca się w tamtym kierunku. Ktoś zapala zapałką świeczki. Jedną, drugą,

trzecią. W pomieszczeniu panuje już półmrok.

MALI EKSPERCI

Co to są media? Szymon: Media, to są takie, jak w tych... Wyleciało mi z głowy. Kuba: Media, to może być taki sklep. Maciej: Media, to są dziennikarze. Łukasz: To jest takie, że idą ludzie i kupują lody na patyku. Przemuś: Sklep to jest. Media-Markt. Ola: Karta telefoniczna. Kto to jest dziennikarz? Kuba: Pewnie pisze w gazecie. Sebastian: Robią wywiady z różny-mi osobami. Jaś: I ma taki mikrofonik, taki tele-fonik fajoski. Kuba: Dziennikarz, to musi dużo pisać. Po sto gazet, na całym świe-cie! Czytacie gazety? Marysia: Ja nie czytam. Kuba: Czytam gazety o strażakach i innych takich czy coś tam. Zuzia: Próbuję czytać gazety. Jaś: Mój tata czyta gazety. Szymon: O lekarzach! Kuba: Czytam gazety i bajkach! Kuba: Czytam gazety o piłce. Łukasz: Ja czytam o rajdówkach, o jakichś rajdach. Amelka: Czytam o zwierzętach. Sebastian: Ja chciałem powiedzieć, że czytam gazety o koniach. Dominika: Czytam o programach i o psach.

Sebastian: I jak jadą samochody, to konie nie idą, tylko tam stoją i oni go gonią, tego pana. Oglądacie telewizję? Kuba: Ja oglądam „Kiepskich". Szymon: Ja oglądam Cartoon Ne-twork. Marysia: Oglądam Disney Channel. Dominika: Oglądam Disney Chan-nel... znaczy... Nikelodon. Ania: Oglądam Mini Mini i teleTO-ON+. Kuba: Oglądam „Baranka Shaun" na teleTOON+. Wojtek: Oglądam Cartoon Ne-twork. Jak to się dzieje, że kiedy wy włą-czycie telewizor i wasz kolega też włączy w tym samym czasie, to w dwóch telewizorach jest to samo? Jaś: Jak przełączamy, to ze sobą łączą się te telewizory. Maciej: To jest takie urządzenie, że ustalają co, kiedy, tak samo leci. Szymon: Bo dekoder jest potrzeb-ny. Oliwia: Między prądami to prze-chodzi. Kuba: Jak jest teleTOON+, a potem się włącza Zig Zap, to na teleTOON+ też leci. Sebastian: Jak mi się wyłączyły mo-je bajki, a tata zobaczył i mówi: „A co się stało?" i mama zadzwoniła po pana, i pan przyjechał takim bu-sem, i pan szykował. (śmiech)

Kuba: Ale śmieszne, Sebek... Szymon: Jak oglądam sobie pro-gram, to mój kolega włącza telewi-zor. Mieliście kiedyś jakieś śmieszne przygody związane z telewizją? Kuba: Idę sobie tu, a tu telewizo-rek. Ja włączam, a to nie był ten przycisk. Oliwia: Jak zawsze podchodzę do telewizora: prrrrr! Prądu zawsze nie ma. Kinga: A ja raz miałam taką przygo-dę, że jak włączyłam telewizor, to od razu zgasł. Łukasz: Ja miałem taką przygodę, że taka pomalował inne guziki. Że na „jedynce" było coś tam, włączy-łem, myślałem, że to „jedynka" i telewizor wybuchł. Ania: Ja miałam taką przygodę, że wyłączyłam telewizor, a on się włą-czył. Myślicie, że praca w telewizji jest ciężka? Kuba: Jest łatwa, jak „Tom i Jerry", bo to jest krótkie. Łukasz: Trudne, bo jak kręcą film w Ameryce, to muszą zmienić język na chiński. Szymon: Trudna! Bo tam wszyscy pracują... Mateusz: Łatwa, bo, np. jest mój ulubiony film, 5 minutek, i reklama, i reklama.

18 19

Przed Wami gremium niepowtarzalnych i niezależnych ekspertów. Przedszkolaki odpowiedzą na każde pytanie. Dlaczego? Bo tylko one mogą spojrzeć na problem bez kilkunastoletniego bagażu doświadczeń. O telewizji – mali eksperci z Przedszkola nr 2 w Żurominie.

Zebrała: Olga Żurawska