hop hop hop traktat o samotnosci

30

Upload: grzegorz-czekanski

Post on 13-Mar-2016

279 views

Category:

Documents


3 download

DESCRIPTION

Jeden z najbardziej charakterystycznych głosów na mapie polskiej literatury powraca. “Hop! Hop! Hop! Traktat o samotności” Tamary Bołdak-Janowskiej to zbiór tekstów poetyckich, który swoim ciężarem gatunkowym może zachwycić – albo przytłoczyć nadmiarem zapomnianych tropów i środków poetyckich, których w polskiej liryce nie spotykano od dawna. “Pokoleniowa rówieśniczka poetów Nowej Fali, Bołdak-­Janowska ignoruje ich ewolucję, odrzuca późną światową elegancję, nawracając do punktu wyjścia – do swobody od politycznych zniewoleń myślowych i językowych, do kultu konkretu, do materialnego wymiaru realnej egzystencji. Nawet u Wata nie ma takiej furii” – pisze w posłowiu książki Adam Pomorski. Tamara Bołdak-Janowska (1946) ­­– prozaiczka, poetka, eseistka, tłumaczka. Autorka kilkunastu książek, m.in. "Ta opowieść jest po prostu za szybka, któż ją wytrzyma", "Opowiadań naiwnych" czy "Rytmów polskich i niepolskich". Za tom poetycki "Rozdziały" nominowana do Nagrody Cogito (2008).

TRANSCRIPT

Page 1: Hop hop hop Traktat o samotnosci
Page 2: Hop hop hop Traktat o samotnosci

Hop! Hop! Hop! Traktat o samotnościTamara Bołdak-Janowska

Wrocław 2013

Page 3: Hop hop hop Traktat o samotnosci

Dedykuję Tolowi Szaleńczykowi

Page 4: Hop hop hop Traktat o samotnosci

7

Drapieżny

Liść dębu, drapieżny, wsunięty pazuramiw garb drogi, grubo wyściełanej książką. Skoczył tu,z punktu oporustrąciła go jesień, waląca niebem w ozdobne ciężary.Był żółty i głupszy. Zupełnie głupi bez gałęzi.Iść tędy to wzniecać szelest dziurawego ptactwa.Wyminąć, koniecznie, drapieżcę, gdy bada głębięmiękkości. Cel wchłonie go wkrótce.Jest wciąż jak żywy i niemal dziecięcy,podobny w tym pożegnalnym kształciedo łaty z odciskiem gnatów,zdartej z grzbietu wychudzonego zwierzęcia.

Unieważnienie

Kałuża wstała i pomknęła brankardem?To duży kot w tygrysie zaciekiza skronią, i jakby po uchu, i coś tnąc,i skroś coś, co stawiało opór,a więc falował i był zaczętyjak piła, stuk w ścianę szczerbiącego wąwozu.Dzień ciągnął po wszystkim te same barwy –suchy orzech, pocięty mętnym błękitem.Ciekł późny listopad, według starannych pionów,przerzedzał się i chodził o łzawiących kulach.Tylko pierwszą rzecz wzrok unieważnił,tak szybko, jak spostrzegł. I naprzód rozważniej,dobitniej popchnął:w dzietny wolnością nurt: bryzgami śmiechu otulał.

Page 5: Hop hop hop Traktat o samotnosci

8

Pomnik

Tyle się dzieje w pniu dębu.Są tam ludzie o oczach szaro-jabłkowych,jak z gałek endoprotez,pod brwią neandertalską.Pchają się jeden przez drugiego do swojego okna,które niecyklinowanym klinemjak kożuch bez guzików rozwarte.I widać wartkośćtorsów i szyj.Nadzy.Drewniana ich noc.Dal dobrze umocowana.Złożeni w miejscu wiekowym,tak się podnieśli, tak stoją.

Jeszcze raz

Jeszcze się odwracasz do ludnego pnia.Mówisz: nikt z nich nie zawołałPochowajcie mnie w drzewie!Patrzą na mnie ślepnący starzy.I bez przebytej młodości.Do diabła z początkiem.Są, jak są. Patrzą, jak patrzą.Niestraszni.Że drzewo może wyrobić tak ludzkich ludzi.Że takie może wytoczyć kości i kulki.Oprawić w ranę przyjemną czaszką.Widzisz czynność tworzenia człowieka od podstaw.Do diabła z rozmową.Patrzeć.

Page 6: Hop hop hop Traktat o samotnosci

9

Kołysanka osobista

Jestem kobietą, rodzę czaszkę, ciesząc się z niej.Ładnieje.Czaszka cherubinowa.Prawdziwie moja.Do krzyku jej dziąsełpierś natychmiast doniosęz fizjologicznie ciepłym mlekiem.A zęby czaszki wykarmionejnadadzą ciału mojej czaszki lokalne i światoweimię: moja matka.A ja się już tak nie wyzbieram.Mojej matki nie ma.A jeśli jest, to nagą czaszką.I ja jej zwrócę własną.

Fota foka

Wizjer w drzwiach każdego sąsiada.I w moich. Lśni niemal jak duże, wysokie splunięcie,w którym tkwi mgła kwiatu oka,wgłębiona otwartym ostrzem, ze źrenicą napiętą,pociemniającą tusz schowka, trzebiąc twarz.Uzbrojenie.Ze strachu o zdrowie, o życie, o majątek.Stoi, stoi cichy przed drzwiami,nasiąkając przesadnym naszym oglądaniem:po szyję w worze, w którym nie mieści się głowa,i na grdyce związany ciemnostką.Bo ta odwrócona perspektywa: za głową,rosnąc, czeka postrachowy tłum tułowia.Wyciek taki z zamka. Fota foka taka blokowa.

Page 7: Hop hop hop Traktat o samotnosci
Page 8: Hop hop hop Traktat o samotnosci

Traktat o samotności

Page 9: Hop hop hop Traktat o samotnosci

28

Page 10: Hop hop hop Traktat o samotnosci

29

1

My,kwitnący piasek, kwitnące błoto.Zgrabnie, namiętnie, przez słowa,przez dotyk,przez patrzenie w kształtymatematycznie próżne i zdyscyplinowane.Przez kształty wszystkie,zdolne do własnego obwodu.Na przykład kobieca twarz, jak pokrzywa w podobnym, pociemniającym rozchyleniuna uwagę: mijana. Potrącona.My,piaski genów.Usypani mądrze i głupio,zawsze wyżej albo niżej niż ci poprzedni,lecz wszyscy zdolni do najwspanialszego obwodu.Na przykład pękające pączki. I wszystko, co silne i zwarte, uniform, rękawica, mundur.Straszny ludzki obwód, mierzony bombą.I obwód, którym się mierzysz, mierzysz, mierzysz:Bóg.

2

Na przykład koń.Obciągnięty czarnym trykotem,unoszącym narządy z helu,i wierzgnięcie twojego oka,że tak lekko już było, że oko już trwałow podobnie szybkim uniesieniu.Na przykład szorstka czarna krowa obok.Na przykład wieża, w leju z uwieczniającym rozporem,w lojalnej sylwetce: czynny obciążnik wahadła,lecz bez śladu zdrady, i tej drugiej wieży, niższej, nietoperz, czynny w pięciokrotnychskrzydłach, i szara koperta, wstrzymana w rozdarciui najszczęśliwiej rzucona: dach białoruskiej chaty.Na przykład nachlapane, znowu krowy,jakby skończono właśnie remont łąki,a nie było innych farbniż czerń i biel. Żartujesz, że przy pomocy krowycoś tu odnowiono. Co? Nic.Nic?

Page 11: Hop hop hop Traktat o samotnosci

30

3

Na przykład pełnia ze stada gołębi,wzbita z wody, której kółko w pierwszej chwili pracypotężnieje w kwitnący krwawnik,by wznosić ogromne mrówki, malowane pieluchąz tetry, przecierać się przez sopel, rozerwać cycna czapki dwie i złożyć w dymiący sandał,szarzeć, rosnąc w rozdrobnioną twarz.Twarz.Nie można jej przetrzeć: ze starego lustraodprysła się w niebo i jest tam, i jest,w ruchu szczęśliwym, bez obronnych szpiców,niezobowiązująco, we własnym wirze.Kołysać się, przez dziełozawieszone pod gwiazdami bez użycia gwoździa,w nieustannej i nieszkodliwej zmianie, skutecznej:być wszędzie w tym samym układzie cząsteczek.Kołować na tożsamości jak kołuje skórkana jabłku, uderzona przez słońceciosem najlepszym z najlepszych,regenerującym powierzchnię wraz ze studnią,którą można trzymać przy ustach jak rajską piłkę, pić z niej,ożywając, a więc idąc słodką myślą.Rzucasz się z nieba na ziemię,i mówisz, trzeźwiejącmyślą kierowcy,że nie da się samochodem dojechaćdo robotnika, który to wszystko stwarza,i oczy, zdumienie i uśmiech. I jeszcze razuśmiech, bo zdumienie, bo oczy.

4

Na przykład rozchichotany ping pongw skrzydłach odkarmionych gołębi,jakby pukanie mankietem w umykające blatyprzez myśl, uwięzioną w znikającym jak lasso wirażuze słów.Na przykład w małą brzozę (dziś wstałotu niemowlę z ładnie wypiętą i poplamioną pieluchą)wbija pordzewiałe łyżeczki stado wróbli.Dodawanie listkówz wycinanką głosu:sprężynujące serwetki; piętra.

Page 12: Hop hop hop Traktat o samotnosci

33

10

Jak za rękęweź mnie za imię.Chce pomieszkać w twoim pałacu.Czy okna, drzwi, schodyto arie operowe?Tak obiecałeś, że tam soloimię wystąpi,a echo samo wypłucze się z kamieni,i one stłoczą sięw moim zdumieniu.

11

Na przykład Ars amatoria.Jej miłość w jednej chwili staje się padliną.Rośnie, nabrzmiewa.Padlina miłości. Cóż to za słowa.Rośnie, nabrzmiewa płód zdeformowany i martwy.Cóż to za uczucie, że rośnie, nabrzmiewa martwe.Sypie się cała Ziemia, ten płód.Sypie się cała Ziemiajeszcze raz, w nią, w ten niczyj dół.W samotność, tak od wieków ciężarną.Serce i głowa: tak są.Takie będą przez całą przyszłość, nie jak niezawisły sąd.Sto ziem, ciężko unerwionych, przesypie się,w ciężkie słowa: To nie poetyka, nie Amores,do diabła, panie, panowie. Nie!Ja, Honoré, ja to powiedziałem,że kobieta kocha raz, lecz nie miałempojęcia o męce tego przeistoczenia.

12

Jest wolność walnięcia: proces:próby: na wytrzymałość macania,i jest wolna wolność, radosna,zarażająca.Wirusy serca tej drugiej uwolnić i zetknąć najtrudniej, gdy zewsząd rozlega się błaganierządów o darowanie narządu życia.

Page 13: Hop hop hop Traktat o samotnosci

43

34

Rosną lasy.Hodowca powodów zezwalaod czasu do czasu na las protestu.

35

A w wiosce, zajmowanej lasem,po ruinie,po wysokim barczystym płaszczu z betonu, stała tustodoła,wspinają się usta, dzikie wino:gęsty ościsty karminpnie się według dyscyplinyjelenich rogów – patrz.Wyżej.Śmiejmy się wyżej.Oboje.Do tego, co jako trzecie przy nas wynika.Usta na ruinie.Co mogą?Pocałunkami oblepići zsunąć się pod stopy, całując nogę,całą,i stopę, i palce stopy, i ziemię,która w tym świetle staje się naga.

36

Mów.

37

Na przykład długie hasło.Niech usta tych oczu wędrują po ziemi,a oczy tych ust nie milkną, wypatrując.

38

Wypatrz, oddaj piękno!Oddaj!

Page 14: Hop hop hop Traktat o samotnosci

44

39

A w głębokiej jesieni taki dzwon!Głęboka sukienka jakiejś kwietki,jakże ci smakuje nazwa białoruska,kwietka, w modne pasy z drogich wybiegów.Śmignął przez nią i w ulistnionykomin wleciał, w wąskość drogi jedynej,nurek płci żeńskiej.Patrzę pod nogi; używam opisowej formy,wskazując własną płeć;język nie posiada mnie w zbyt wielu miejscach.Wąskość.Pływające liście, przez słomkę przedarte – zbyt znaczący obraz,gdy ci przychodzi na myśl nurek płci żeńskiej:rozłożone ręce przy coraz dłuższym gardle,przez które wcieka, wcieka, wcieka sama sobiewraz z kołkiem (Bóg: kultura, władca),który tłoczy: non-existence.

40

Przyjdzie wiosna, dźwiganie cyfr ozdobnych,Nieliczonych.Nieliczone oddechy w biegu.W gruncie rzeczy nie liczy się ludzi – gdzieś leżą.Ale przejdziesz przez majowy bal.Jabłonie bielą cień zapaćkają.Jedwabną łodzią nakruszą.Jakie piękne może być przekwitanie.Gdyby nie skory do pojedynku deszcz,bal trwałby do jutra.

41

Cokolwiek.

Karetka na sygnale. Słuchasz: to są kleksy,jak gdy naciskasz krnąbrny nabój do pióra:ronienie do ucha z jezdnizawartości: jęku naboju w stężałychza dużych kroplach.I ściana. Tępo w ścianę, po której padaregularna kwietna secesja.Tak samo pada twoja suknia.

Page 15: Hop hop hop Traktat o samotnosci

45

Kwitniesz.A twoje pole, zielność, dzika suknia,namierza, łowi przez podłogi, piętra,wstaje jak za ciasna skóra fontanny.Czucie: cała w niereglamentowanym stogu,bijącym z ziemi mocniej niż człowiek,bijącym,niezbyt wyraźna sobie:nie wiesz, co powiedzieć.Mówisz: się żyje.

42

Cokolwiek.Cokolwiek, co z naszej planetyidzie ku tobie pieszczotą.

Skopany koc czarnego dymu, jak po wybuchubomby, nastrój,gdy jesienna porawygrzewa się w spalarni nad popielnikiem.Widzisz w telewizji próby jądrowe:wełniste owieczki z pępowiną.Puchną.Do skóry czystego nieba strzyżeszte nuklearne owieczki.Wełna ich mocy odrasta uporczywie.Wołanie o pieszczotliwość,to siła twoja.Jakże donośnie mała,wygłuszona mieszkaniem.Więc przesiadka do innego wagonu,chlupnięta czynność – klik w pilota.Wcale nie lepiej.Ze środka strzelaniny, słyszysz:Za miękką galaretą oczu zobaczysz swojego wroga.Ach, tak. Obcy ekran.

43

Cokolwiek.

Pod oknem oko garnka, czarne, bo wieczór,A ono z wody, okrągłej, słupem.Patrzysz jak na osobę,w pewnej chwili, najbardziej pustej,

Page 16: Hop hop hop Traktat o samotnosci

46

w strukturze obrazu, który wciąga,już wciągnął,i pozostawia samą sobie.Twoje oko, nurek płci żeńskiej,oddaje to piękno:jest cicho.Tak cicho, że klęczysz przed sobą z rozkazem: mów.

44

Cokolwiek.

Opowiedz słuchanie.

Słucha organizm.

Pociąg. Jakby pospieszne badanie żeberdługiej osoby. Dźwięk się kończy na kościogonowej, i wypada z niej kilka kręgów.I zaraz to samo w drugą stronę. Jeszcze raz w obie.Podłużność.Przez instrument słonia,pękatą rynnę, zwężoną w chwilowym smyku,który czesze całość, prostując lok ogonai trąby w niemal organową muzykęmknącego górskiego grzbietu.A że to za lasem, to on niebieski jest, smyk, grzbiet.Długie niebieskie jest moje słuchanie.Podlegam muzyce, której pragnę, muszę,nie chcę.Siedzę na ławce.Tu jest park. Jest może około dwunastej.Nie ma to znaczenia innego niż dosłownośćpocałunków samoczynnej pieczątki: zaznacza,lecz zarazem zdziera sekundę i jej mięso,sprawiając pustą studnię głębinową.I wciąż wyciera się ustami w swoje pociągi.

45

Olsztyńska woda.Patrzenie w spiętrzenie.Ono tu tworzy śliskie maski samochodów,czarnych, z metalicznym lakierem,pojmanych jednospadowym dachem

Page 17: Hop hop hop Traktat o samotnosci

67

75

Księżyc leży na ziemi. Walnął w okoi spełzł. Ach, to kałuża, tej samej wielkości.Tak samo płytka.Tak samo okrągło nad nią oddycha komin.W orła.Rozwija skrzydła,i przewyższa zamek,by rozedrzeć pierś i rozwiać się,w widły o długich rzęsach,i w salto ze zwiewnego korzenia trzonowca.Lubię tędy.Nic nadzwyczajnego.Ale nie głupstwo.To mnie stwarza.Głupstwo dotyczy mowy.Stwarza mnie to!Inaczej niż dźwiganie osoby.Że osoby tak na siebie zachodzą.Że się jest nagle istotą czworonożną.Że się z tego stwarza piąta noga,kontynent środkowy.Ciężki.W ten wór wpadają wszystkie słowawypowiedziane, wywrzeszczane w życiu.Na początku był kwiat.Kwiat wypowiada jedno słowo,tożsame z twarzą wybłysku:witaj.Oślepia.

76

Na przykład zatrzask.W moim cycku jest do niego pokrywka.Mój umysł jest cyckiem.Trafić w najmniejszą czapkę na świecie.Czapki są w rzeczach.W czapkach są dziurki.Rzecz jest niemowlęciem.Wokół dziurki w czapce są wargi.Czapki z wargami są twarzami rzeczy.Zatrzaskujemy zachwyt,bo nas rzecz nie bije, nie zabija,

Page 18: Hop hop hop Traktat o samotnosci

68

i ufność,że tego, gdy osiągnie dojrzałość, nie uczyni nam rzecz.Mikroskopijność postrzeganiaŻeńskość.Rzecz nam się zdrabnia w baldachimowy krzyknad trawą: ostrożnie!Rzecz mnoży usta. Rzecz krzyczy: chcę jeść!Mlekiem poimy rzecz.Tłumaczymy podtykamy dzieciom rzecz.Ocalone, ocalamy, Celanie, rzecz dla dzieci.Jest tylko nadchodząca rzecz.

77

Na przykład rozkrzyczane sroki.Jakby nożyczkami ciąć zamek błyskawiczny,Zacinać się.A więc głos z dzwoniącej kurtki.Z rozdziawionej, strasznie pokurczonejwieży dżinsów.W stercie zębatych ubrań tych,wrzuconych na drzewo przez twoje ucho,rozszalały się silniki,na paliwie ze słowa dżdżystość, ze spalinamijak chorągwiew szpice.Tak przez chwilę, bez otwierania oczu,kontaktujesz się z rankiem.

78

– Patrz, jaka dziupla, z brwią uniesioną.Drzewo ziewa.– Sprzedaj mi to porównanie.– Sprzedam za kapelusz, nowy.– Ten twój stary złowię na wietrze.– Jaka dobra rozmowa.Nasze bieguny w ząbki.– Co? – Bo jak wiatr, ciepły,posrebrzany uśmiechem.Gdyby miotać starą fotografią.Mam taką.Uczennica w ciemnym fartuszku, biały kołnierzyk,też w ząbki. Ja.Tylko ja rozpoznaję tę dziewczynkę.Ząbki kołnierzyka świecą się jak z Wi-Fi.

Page 19: Hop hop hop Traktat o samotnosci

69

Pierś wiatru zawsze jest młoda, zawsze płaska.I to. Dzisiaj.Pikowane nożegdyby je rozśmieszać bandoneonem.BOMBON Asesino – w tym tempie.Bo dla tej chwili najzdolniej kolistym.

79

Dojenie ciszy.Pada marcowy śnieg.Gromadzi garby.Pomiędzy wstało białe źrebię.I patrz, pantera, naciągnięta na brzozowy pień.I jakiś lew wyliniał przez dąb.I lwem tym napadało w oczy.Nic więcej tak się nie unosi.

80

A ta wewnętrzna ławka wgięta,że aż skrzydlata.Jakby było kute – rozgrzany metal – serce.Kują. Ale chcesz być twarda. Przecież chcesz.Ostygnąć.Nie lecieć tak tradycyjnieszeroko niemo najgłupszym ptakiem,żeby skrzydła były z przeżywanej krwi.Nigdy więcej takim krzyżem nie płakać.Wyczłowieczyć się ze skały.Nie płaczcie mi, ramiona.Było. Był mężczyzna ze skały.Ale ty, kobieto, ty nie wyzwolisz sięz nałogu uczuć.

81

Smolne polana.Prosta płowa fryzura.Wyczesana,zbita w cztery kierunki.Czasem z okiem, rozpaczliwym,wybitym, czarno płonącym,i jak głęboki suchy kwiat kurzej wątróbki.

Page 20: Hop hop hop Traktat o samotnosci

70

Jest w tym ogólna dostojnośćZachowana pierś wypięta.Z zagłębieniem:jakby wyjęto z lalki ramię,a dziurę tytoniowo zapluto,lub był to cios szpulką.I szyja wyczesana.No taka sterta.

82

Gniazdo fal.Donośnie czerwone.Jakby się katedralny dzwonz krwi, niewinny, wycierał i mieszałz kochającą ławką.Barwa dźwięku.Powieki brzegu w cielskuniezliczonych hipopow dużym ciemnym kleju.Wzrok cielska jest wodą.Wzrok roślin gromadzi się na plecach cielska.Wzrok intelektu cielskarozpływa się w głupim powietrzu.

83

Cokolwiek.

Wysokie zbocze.Piękny dół.Łagodnie do oczu grzmi.Sączą się korzenie.I oświetla je punktowobolące światło świeżych pni.I pośród podwiązek w nowiuz ugrzęzłym w ogonie wzrokiemrozlega się wskazujący paznokieć.Idę,i w to spięciestrzykam milczeniem.

84

Będę mówić do ścian,jak do najdoskonalej skamieniałego wojska.

Page 21: Hop hop hop Traktat o samotnosci

79

105

Chcesz najstraszniejszą ocenę świata?Powiedziało to dziecko, dziewczynka:mój tata nie jest dobrym człowiekiem,a mama na to nic.

106

Jakie pokrewieństwow naczyniach malujących,kiedy większe mniejszemu rozkazem zwierza sięze swego upodobania.Grzbiety górskie i wzburzona woda jeziora,i ogromniejące rzędem szczęki. Kaftanbezpieczeństwa i strój mewy w locie,i rączki do tyłu. Pęknięcie w skale na Marsiei szron na oknie, i ta sama gałązka z kwiatem.

Jaka całość. Z tego, co chce być i co towarzyszy.Mężczyzna, doradca mężczyzny.Kobieta, stróż kobiety. Stróż!Milczące małżeństwo pośrodku bardzo głośnejrozmowy drzew przed burzą.

Być albo być. O to pytam.I jestem bardzo zmęczona.

107

To i tamto.Nie.Najbardziej to.Przeciwne słowu, niesionemu falą.Tak jak imienne jest cierpienie.Tak jak nie podasz ręki chmurze.

Usta zwrócisz kierunkowi nieopisanemu.I nie do opisania.To usta umierają, nie ty.

108

To i tamto.Kamienica. Pod kamienicą schody z ludzką częścią:

Page 22: Hop hop hop Traktat o samotnosci

80

włamał się w nie bardzo pijany mężczyzna,a tak się włamał, że się łączy,aż można po nim iść,i jakby siebie miechem w dółna akordeonie milczy,lecz niezupełnie, bo mamrocząc przekleństwa.Masz jasną formę, popielate składowisko.Dolna warga wypluta na kolana.Jaki to wyrazisty daszek jawnej czapki dolnej szczęki.Reszta twarzy w tej czapce stoi i trochę płyniew poprzek nurtu przechodniów porannych.Tak by się siadło.Tak by się mamrotało.Wymijasz. W kapeluszu,lecz w równie popielatym nastroju.Pylić się to ludzka rzecz.Zwykły roboczy podróżny strój.

109

Chodź tu!Co ty robisz!Istotę bryły bierzesz za ozdobnik.Niedowaga, nawet lekka,jest bryły ciężką wadą.Czerwony kwiat z obserwującym okiem

nazywa się kogut.Nie chciej mniej.Jednooka brzoza. Widzisz? Jemioła.Imbrykiem-kolczatkąwpatruje się w dziecko,które przez słomkę kropli tęczę.Nie chciej mniej.Mogę wymienić sto i więcej brył,że to jest tak.Okulary jak duża różowa mrówka.Onaobejmuje cię, sprawdzając przyczepność.Za gładki jesteś.Rzucam w ciebie bryłą 109.Hop!

Systemowi brył nie szkodzi lekkie zmierzwienie,nonszalancja w rymach.Dziecinnie ci zrymuję rzecz:

Page 23: Hop hop hop Traktat o samotnosci

81

okulary krzywo siedzą,twoja duża mrówka ogląda się za siebie.

Dalej chcesz tak samo?Dłonie w kieszeni nie mają palców. W tej kopercie ściskane jest serce.A uczucia to stali bywalcy.Cywilni obrońcy.Nie chciej mniej.

Przecież bunt jest pięknem.Bunt bryły.Jej detalu.Nie pyta o zgodę, kiedy kwitnie,ani kiedy skleja łzą rozbite szczęście.Nie. To nie atak.Krok wykryty w chaosie fragmentu.I nie było rozkazu.Nie chciej mniej.

Ta ucieczka: nie mogę wstać.To odprężenie: zabiliśmy tego, który coś mówił,i do dziś się śmiejemy. On coś mówił?Nas słyszą, i to jak.

To, co przybywa w samą porę.Jednak przybywa.Odrasta.To nie jest mantra,to za każdym razem inne.Głowa już leży i prawie śnisz.Zboże ulicznego hałasu kładzie kłosy,nieco inaczej niż wczoraj,ale nadal równo, w pokojowym nastroju.To dobrze.Chodź tu i nie chciej mniej.

110

Notuję słowa białoruskiego Maksima:Ja nie samotny, ja knihu maju…Czytam głośno. Jeszcze raz głośno,głośniej,ciszej,głośniej,dopasowując: ja nie samotna, ja knihu maju…

Page 24: Hop hop hop Traktat o samotnosci
Page 25: Hop hop hop Traktat o samotnosci
Page 26: Hop hop hop Traktat o samotnosci

84

posłowie

Nazwisko Bołdak-Janowskiej jest dobrze znane czytelnikom i miłośnikom poezji. Poetka (uprawiająca też prozę, oraz na przemian i w połączeniu z liryką szczególny gatunek publicystyki prawie-prozą, utrzymanej w charaktery-stycznym stylu pełnego pasji monologu) zdobyła sobie wysoką pozycję kilkoma poprzednimi tomami wierszy, nominowanymi zresztą do najwyż-szych nagród literackich w Polsce. Jej liryka – oryginalna współczesna mutacja ekspresjonizmu z odcieniem art brut – świadomie czy nieświa-domie nawiązuje do dykcji późnego Wata i młodego Czuchnowskiego, absorbuje doświadczenie Białoszewskiego, Ficowskiego czy nawet po-etów takich, jak słusznie niegdyś wychwalany przez Miłosza Bogumił An-drzejewski – różni się jednak od wszystkich tych przyszywanych krew-nych odrębnym tonem i obrotem mowy. Nawet u Wata nie ma takiej furii, jaka w wierszach Bołdak-Janowskiej szuka wyrazu w bezustannym warkocie rwących się wykrzyknikowych paronomazji, napędzających znaczenia niemal kalamburowymi zderze-niami słów bliskodźwięcznych, lecz bynajmniej nie bliskoznacznych. Tej fonetyce, poprzedzającej semantykę (co w najnowszym tomie poetka wprost wywodzi z kobiecego sposobu odczuwania i myślenia), towarzy-szy jednak wyostrzony do widzenia – jasnowidzenia – najdrobniejszego konkretnego szczegółu niemal kosmiczny sensualizm: biologistyczny, witalistyczny w swej furii bólu (również bólu kobiety, matki), ale zarazem podkreślający nieufność wobec wszelkich dzisiejszych uroszczeń poli-tycznych, ideologicznych, medialnych, podważający w swej biologicznej eschatologii publiczne – nie tylko „potoczne” – stereotypy. Pokoleniowa rówieśniczka poetów Nowej Fali, Bołdak-Janowska ignoruje ich ewolucję, odrzuca późną światową elegancję, nawracając do punktu wyjścia – do swobody od politycznych zniewoleń myślowych i języko-wych, do kultu konkretu, do materialnego wymiaru realnej egzystencji. Eschatologiczny sensualizm, charakterystyczne krzyżówki językowe z wieloetnicznego pogranicza (zwłaszcza białoruskie i niemieckie, co na-turalne, zważywszy pochodzenie i miejsce zamieszkania autorki), sza-leństwo kobiecej wrażliwości i cierpienia – to jednak jej tylko osobista jakość. W najnowszym tomie motywy te splatają się w dwa ciągi liryczne, przy-bierające postać nieledwie poematów. To u poetki nie nowość, ale też naturalny kierunek ewolucji w tej odmianie współczesnej polskiej liryki. Jeżeli jest to – jak w podtytule – „traktat o samotności”, to o samotności rodzenia i śmierci, samotności kobiety w niemal neolitycznej skali Matki – żeńskiego Anthroposa. Tym razem feministyczne stereotypy opada-

Page 27: Hop hop hop Traktat o samotnosci

85

ją jak łuska z tej wizji językowo-obrazowej. Sama poetyka – nie tylko sytuacje liryczne – jest tu graniczna, ryzykowna w swej krańcowości, wynik jednak ma znaczenie już nie tylko dla współczesności, ale dla dziejów poezji polskiej. Poemat eschatologiczny Bołdak-Janowskiej – w najmniejszej mierze nie nawiązujący do wzorca biblijnego, lecz bardzo silnie związany z archaicznym mitem eschatologii greckiej, choćby był to związek typologiczny, nieświadomy – to nowe słowo w liryce współczesnej, ukazujące nowe tory jej rozwoju.

adam pomorski

Page 28: Hop hop hop Traktat o samotnosci

86

Page 29: Hop hop hop Traktat o samotnosci

87

spis treści

7 Drapieżny Unieważnienie8 Pomnik Jeszcze raz9 Kołysanka osobista Fota foka10 Zmiana tematu Patrz!11 Przyszłość Hop! hop! Hop! Reakcja12 Któregoś dnia Wskazując na zawiniątko13 Podczas świąt Dawca14 Czyk-czyk „Pierunki”15 Przegrana Zazębiona16 Powtórz Banalne pytania17 Oklaski w słońcu Widzę cię18 Istota Pytajcie się kobiet o ziemskie sprawy19 Zamknięte powieki Czerwień20 Obrót Rozkazy21 Milion Wykluczenie22 Biały Ciężki23 Abba Menas27 Traktat o samotności84 Posłowie

Page 30: Hop hop hop Traktat o samotnosci

Tamara Bołdak -JanowskaHop! Hop! Hop! Traktat o samotności

© by Tamara Bołdak -Janowska© by Fundacja na Rzecz Kultury i Edukacji

im. Tymoteusza Karpowicza 2013

redakcja: Jacek Bierut

korekta:Michalina i Grzegorz Czekańscy

opracowanie graf iczne i skład:Aleksandra Matyasmalikthepanther.com

wydawca:Fundacja na Rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowiczaul. Probusa 9/4, 50-242 Wrocław http://[email protected]

Zrealizowano przy współudziale finansowym Samorządu Miasta Olsztyna

Książka dostępna w księgarni Tajne Komplety Wrocław, Przejście Garncarskie 2 (Rynek)

Zamówienia wysyłkowe można składać w księgarni internetowejhttp://tajnekomplety.pl

ISBN 978-83-932267-7-1