Download - Riviera 65/66

Transcript
Page 1: Riviera 65/66

Rozmowa stylizowanaSTR. 8-9 STR. 3

Rozmowa z Ma³gorzat¹ Niemen: modelk¹, malark¹, Rozmowa z Jaros³awem Kemp¹

o sopockim bud¿ecieaktork¹, a prywatnie ¿on¹ Czes³awa Niemena

bezplatna gazeta pomorska

Rok VII Nr 1/2 (65/66) Luty 2012 ISSN 1895-7080 Nak³ad 10 000 egz. str. 5

Ryzykowny bud¿et miasta

Sopot. Miasto podpisa³o umowê z Ba³tyck¹ Grup¹ Inwestycyjn¹

dworzec kolejowy?dworzec kolejowy?Bêdzie nowyBêdzie nowy

Obecna sopocka stacja PKP

z pewnoœci¹ nie nale¿y do

najpiêkniejszych wizytówek

nadba³tyckiego kurortu. Jej dni s¹

ju¿ jednak policzone. 23 stycznia

br. w³adze Sopotu podpisa³y

umowê z BGI, wykonawc¹ nowego

dworca. Jego budowa ma potrwaæ

do koñca 2013 roku.

fot. materia³y konkursowe Urzêdu Miasta Sopotu

Do budowy nowego dworca PKP w Sopocie w³a-

dze miasta i zarz¹d kolei przygotowywali siê od

kilku lat. Permanentnie brakowa³o jednak fundu-

szy. Ostatecznie miasto zdecydowa³o siê na wyko-

nanie inwestycji w ramach tzw. partnerstwa pu-

bliczno-prywatnego (PPP). 23 stycznia br. podpi-

sano w tej sprawie umowê z inwestorem prywat-

nym - spó³k¹ Ba³tycka Grupa Inwestycyjna. Doku-

ment sygnowali prezydent Sopotu, Jacek Karnow-

ski oraz prezes BGI, Marcin Kaniewski.

Inwestycja ma obj¹æ nie tylko halê dworcow¹,

lecz tak¿e rewitalizacjê terenów j¹ okalaj¹cych. BGI

zobowi¹za³o siê zaprojektowaæ, sfinansowaæ, wy-

budowaæ oraz ca³kowicie wyposa¿yæ wszystkie

obiekty. Inwestor stworzy równie¿ nowy uk³ad ko-

munikacyjny oraz zagospodaruje tzw. zielon¹ prze-

strzeñ publiczn¹ wokó³ dworca.

Projekt przewiduje te¿ korektê ul. Podjazd, Koœ-

ciuszki i Chopina, a tak¿e wprowadzenie ruchu sa-

mochodowego pod ziemiê. Ponad to obowi¹zkiem

spó³ki bêdzie zarz¹dzanie oraz utrzymanie komplek-

su przez czas okreœlony umow¹. Nowa inwestycja

powstanie na dzia³ce o powierzchni ok. 24 tys. m2.

Na halê dworcow¹ przypadnie od 300 do 500 m2,

resztê zajm¹: dwu-lub trzygwiazdkowy hotel, lokale

handlowe i gastronomiczne oraz podziemne parkingi

mog¹ce pomieœciæ oko³o 300 pojazdów. Jednoczeœ-

nie ci¹g pieszy Monciaka zostanie przed³u¿ony a¿ do

dworca. Przewidywany koszt inwestycji to 100 mln

z³otych. Przypomnijmy, ¿e do niedawna inwesty-

cja ta budzi³a spore kontrowersje nie tylko wœród

sopockich architektów, lecz tak¿e czêœci miesz-

kañców i radnych.

Chodzi³o przede wszystkim o skalê ca³ego

przedsiêwziêcia i obawê, ¿e jego gabaryty mog¹

zaburzyæ dotychczasowy charakter kurortu. Osta-

tecznie jednak Rada Miasta da³a prezydentowi

Sopotu zgodê na podpisanie umowy z BGI. Budo-

wa nowego dworca PKP ma rozpocz¹æ siê jeszcze

w tym roku. Jej zakoñczenie przewidywane jest na

póŸn¹ jesieñ roku 2013.

(kmz)

Tak za niewiele ponad pó³tora roku ma wygl¹daæ sopocki dworzec PKP. Fot. materia³y promocyjne BGI

Page 2: Riviera 65/66

2 TRÓJMIASTO Nr 1/2 (65/66) Luty 2012

W postawionym Jackowi Karnowskiemu akcie oskar¿e-nia znalaz³y siê cztery zarzuty, w tym najpowa¿niejszy – do-mniemana próba wymuszenia od S³awomira Julke ³apówki w postaci dwóch mieszkañ, w zamian za co – jak twierdzi sopocki biznesmen – prezydent mia³ mu pomóc w uzyskaniu urzêdniczych pozwoleñ na przebudowê strychu. Ponad to prokuratorzy oskar¿aj¹ Kar-nowskiego o przyjêcie korzyœci maj¹tkowej od trójmiejskiego handlarza aut W³odzimierza G. w postaci darmowego serwiso-wania samochodów. Zdaniem œledczych, Karnowski dopuœci³ siê tak¿e przestêpstwa, przyj-muj¹c ³apówkê od przedsiê-

Sprawa przeciwko Jackowi Karnowskiemu ponownie trafi³a do s¹du. Œledczy postawili mu cztery zarzuty, w tym ten najciê¿szy, dotycz¹cy domniemanej próby wymuszenia ³apówki w postaci dwóch mieszkañ.

Prezydent Sopotu

ZNOWU ZNOWU OSKAR¯ONYOSKAR¯ONY

Krzysztof M. Za³uski

30 grudnia 2011 roku Prokuratura Apelacyjna w Gdañsku skierowa³a do S¹du Rejonowego w Sopocie akt oskar¿enia przeciwko Jackowi Karnowskiemu. Jest to ju¿ druga próba postawienia przed s¹dem urzêduj¹cego prezydenta Sopotu.

biorcy budowlanego Mariana D. w postaci bezp³atnej us³ugi budowlanej na prywatnej pose-sji. Ostatni zarzut, obci¹¿aj¹cy konto sopockiego samorz¹dow-ca, to zatajenie w oœwiadczeniu, które Karnowski z³o¿y³ przed przetargiem na zakup aut dla ratusza, ¿e z firm¹ W³odzimie-rza G. nie ³¹cz¹ go stosunki, mog¹ce budziæ w¹tpliwoœci, co do jego bezstronnoœci wobec firmy, pomimo, ¿e przyzna³, i¿ handlarz aut jest od paru lat jego dobrym znajomym. Wymienio-ne w akcie oskar¿enia przestêp-stwa, zagro¿one s¹ kar¹ do 10 lat pozbawienia wolnoœci.

Prócz Jacka Karnowskiego, w tej sprawie oskar¿onych jest jeszcze czterech mê¿czyzn. S¹ nimi wspomniany diler samo-chodowy, W³odzimierz G. i

przedsiêbiorca budowlany, Ma-rian D., którym - za domniema-ne wrêczenie prezydentowi Sopotu ³apówki - grozi do oœmiu lat pozbawienia wolno-œci. Pozostali dwaj to urzêdnicy sopockiego ratusza: sekretarz miasta, Wojciech Z. i kierowca prezydenta Sopotu, Jaros³aw S., którzy - zdaniem prokuratury - ustawiali przetarg na auto dla ratusza. Jak wynika z ustaleñ œledczych, Jaros³aw S. mia³ spo-rz¹dziæ specyfikacjê zamawia-nego auta, w której dane - jak twierdzi prokurator Zbigniew Niemczyk – „odpowiada³y wy-³¹cznie jednemu konkretnemu modelowi samochodu”. Z kolei Wojciech Z. mia³ m.in. kores-pondowaæ na temat przetargu z wybranym, a co za tym idzie uprzywilejowanym dilerem sa-

mochodowym. Korespondencja ta mia³a byæ prowadzona na d³ugo przed og³oszeniem przetargu. Œledczy twierdz¹ równie¿, ¿e s¹ w posiadaniu anulowanej faktury za samochód, która zosta³a wysta-wiona przed przetargiem, czyli przed marcem 2008 r. Obu oskar-¿onym urzêdnikom grozi do trzech lat wiêzienia.

Zdaniem Jacka Karnow-skiego wszystkie oskar¿enia kierowane pod jego adresem przez prokuratorów s¹ bezpod-stawne, a nagranie rozmowy z biznesmenem S³awomirem Jul-ke, od którego zaczê³a siê ca³a „afera sopocka”, zosta³o zmani-pulowane. Równie¿ pozostali oskar¿eni nie przyznaj¹ siê do stawianych im zarzutów. Ter-min rozprawy nie jest jeszcze znany.

Jacek Karnowski twierdzi, ¿e jest niewinny, œledczy oskar¿aj¹ go o cztery

przestêpstwa, za pope³nienie których grozi nawet 10 lat wiêzienia.

Fot.

kmz

Po¿ar strawi³ kolejn¹ halê by³ej Stoczni Gdañskiej. Fot. as

Gdañsk. Z dymem posz³o kilkanaœcie milionów euro.

Po¿ar w Stoczni Gdañskiej19 stycznia niemal w centrum Gdañsk wybuch³ powa¿ny po¿ar. Ogieñ ogarn¹³ wielk¹ halê by³ej Stoczni Gdañskiej, wykorzystywan¹ przez stoczniê HTPE Sunreef Yachts, producenta jachtów. P³omienie gasi³o, niestety bez rezultatu, 19 zespo³ów stra¿ackich.

Na szczêœcie nikt nie od-niós³ obra¿eñ, natomiast hala sp³onê³a ca³kowicie. A w niej

piêæ niewykoñczonych jach-tów, oraz dwa stanowiska do ich budowy. Szacuje siê, ¿e straty

wynios¹ kilkanaœcie milionów euro. Wprawdzie stocznia by³a ubezpieczona, jednak opóŸnienia

w budowie kolejnych jednostek mog¹ potrwaæ wiele miesiêcy.

Przed kilkoma laty stocznia zakupi³a 24 hektary gruntu w Wiœlince. Kosztem 6 milionów euro mia³y tam powstaæ hale o powierzchni 13 tysiêcy m2. Tam równie¿ planowano prze-nieœæ ca³oœæ produkcji. Tak siê jednak nie sta³o i stocznia zna-laz³a siê w doœæ trudnej sytuacji. A jest to zak³ad znany w œwiecie.

HTEP Sunreef Yachts, któ-rej w³aœcicielem jest francuski biznesmen Francis Lapp, zbu-dowa³a do tej pory ponad 60 su-per luksusowych katamaranów, z których ka¿dy, w zale¿noœci od wielkoœci i wyposa¿enia wart by³ od 800 tysiêcy do kilku milionów euro. Z wyj¹tkiem jed-nego, wszystkie zosta³y sprze-dane zagranic¹.

Po¿ar hali spowodowa³ tak-¿e du¿e k³opoty w komunikacji miejskiej. Sta³a ona w bezpoœ-redniej bliskoœci ulicy Jana z Kolna, a poniewa¿ zewnêtrzna œciana w ka¿dej chwili mog³a run¹æ, trzeba by³o na dwa tygod-nie wstrzymaæ kursowanie tram-wajów na tej trasie, oraz wy³¹czyæ z ruchu pas samochodowy z cen-trum Gdañska w kierunku Nowe-go Portu. Przyczynê zaprószenia ognia bada prokuratura. (as)

W³adze Sopotu wystosowa³y sprzeciw wobec zaplanowanej przez Ministerstwo Sprawiedli-woœci likwidacji S¹du Rejono-wego w kurorcie. Zdaniem pre-zydenta Karnowskiego by³oby to szkodliwe dla miasta, w którym zarejestrowanych jest wiele firm, oraz przewijaj¹ siê tysi¹ce tu-rystów. W ramach reformy s¹-downictwa minister Jaros³aw Go-win chcia³by zlikwidowaæ ma³e s¹dy, w których nie pracuje wiê-cej jak 15 sêdziów. Reforma ma wejœæ w ¿ycie w lipcu br. (as)

Karnowski Karnowski protestujeprotestuje

Sopot. Likwidacja S¹du Rejonowego

Nowy przetarg w marcu

Nowy przetarg w marcu

Sopot. Stanê³a rewitalizacja Hipodromu

Fot.

kmz

Baraki mieszkalne na sopockim Hipodromie mia³a zast¹piæ nowoczesna

baza hotelowa, czy i kiedy to nast¹pi na razie nie wiadomo.

Plany by³y ogromne. Zgodnie z projektem, kosztem 42,5 milionów

z³otych, na terenach wyœcigów konnych w Sopocie mia³y powstaæ nowe

hale, uje¿d¿alnia, stajnie, nowe wejœcie g³ówne od strony ulicy £okietka.

Czêœæ dotychczasowej zabudowy przewidziano do rozbiórki, obiekty

uznane za zabytkowe mia³y podlegaæ rewitalizacji. Wykonawca – firma

Doraco – zesz³a z rozgrzebanego placu budowy po wykonaniu oko³o 8 %

ca³oœci prac.

U³o¿ona zosta³a tylko czêœæ sieci kanalizacyjnej i elektrycznej, oraz

fundamenty i fragmenty œcian niektórych budynków. Rozliczenie

inwestora z wykonawc¹ zakoñczy siê zapewne spraw¹ s¹dow¹.

Natomiast spó³ka zarz¹dzaj¹ca Hipodromem og³osi³a nowy przetarg na

dokoñczenie budowy. Przetarg ma byæ rozstrzygniêty w marcu br. (as)

Wydawca:PPHU Riviera Sopot

81-838 Sopot, Al. Niepodleg³oœci 753

Redaktor naczelny:Krzysztof M. Za³uski, tel. 796-54-94-50

Adres do korespondencji:Riviera Literacka

80-833 Gdañsk, ul. Mariacka 50/52

Druk:Polskapresse sp. z o.o.

80-720 Gdañsk, ul. Po³ê¿e 3

Niezamówionych materia³ów redakcja nie zwraca, zastrzega sobie tak¿e prawo do ich redagowania.

Za treœæ reklam redakcja nie ponosi odpowiedzialnoœci.

Adres redakcji:81-838 Sopot, Al. Niepodleg³oœci 753

e-mail: [email protected]

Reklama: e-mail: [email protected]

bezplatna gazeta pomorska

27 stycznia, podczas sesji Rady Miasta, popieraj¹cy Jacka Kar-nowskiego radni PO i „Samorz¹dnoœci” wyst¹pili z wnioskiem o wotum nieufnoœci wobec Wojciecha Fu³ka. Próba odwo³ania przewodnicz¹cego Rady jednak siê nie powiod³a. Wiêkszoœci¹ 11 wobec 10 g³osów, Fu³ek pozosta³ na swoim stanowisku. We wnio-sku o jego odwo³anie radni zarzucili mu dzia³ania „przeciwko inte-resom miasta” oraz „niekompetencjê i niedemokratyczne prak-tyki”. Fu³ek, nie chcia³ komentowaæ tych zarzutów. Powiedzia³ tylko, ¿e radni PO i Samorz¹dnoœci kierowali siê jedynie chêci¹ wywo³ania awantury politycznej. (bs)

Sopoccy radni PO chcieli odwo³aæ przewodnicz¹cego Rady Miasta

Wojciech Fu³ek zostajeWojciech Fu³ek zostaje

Page 3: Riviera 65/66

3SOPOTNr 1/2 (65/66) Luty 2012

Krzysztof M. Za³uski

Z Jaros³awem Kemp¹, Przewodnicz¹cym Komisji Polityki Finansowej i Strategii Miasta Sopotu rozmawiamy o sopockim bud¿ecie na rok 2012.

Ryzykowny bud¿et miastaRyzykowny bud¿et miasta

Riviera: Na styczniowej se-sji Rady Miasta Sopotu, przy-jêty zosta³ bud¿et dla miasta na bie¿¹cy rok. W informacji prasowej rozsy³anej przez biu-ro prasowe ratusza okreœlany jest on jako: „stabilny, bezpie-czny, ostro¿ny i zaplanowany z umiarkowanym optymiz-mem”. Czy zgadza siê pan z tak¹ charakterystyk¹?

Jaros³aw Kempa: Niestety s¹ to tylko frazesy. Do tegorocz-nego bud¿etu bardziej pasuj¹ okreœlenia w rodzaju: „na gra-nicy ryzyka finansowego, prze-

biurokratyzowany, drogi, zad³u-¿ony”. Ale jest to te¿ bud¿et kon-tynuuj¹cy realizacjê strategii rozwoju miasta, tyle ¿e moim zdaniem, odbywaæ siê to bêdzie zbyt wysokim kosztem. Mamy kryzys, a to wymaga drastycz-nych ciêæ wydatków. Niestety, ja ich w sopockim bud¿ecie nie widzê… Mimo znacznego opo-ru uda³o nam siê jednak zai-nicjowaæ i przekonaæ sceptycz-nego w tym wzglêdzie prezy-denta miasta do realizacji kon-cepcji bud¿etu obywatelskiego. Dziêki temu mieszkañcy mieli mo¿liwoœæ wyboru szeregu drobnych inwestycji, które wesz³y do bud¿etu. Szczególne wyrazy uznania w walce o

Dr Jaros³aw Kempa Przewodnicz¹cy Komisji Polityki Finansowej i Strategii Miasta Sopotu, radny ruchu Kocham Sopot.

Szanowni Pañstwo,

zwracam siê do Was z gor¹c¹ proœb¹ o pomoc w akcji na rzecz powstania w Sopocie nowoczesnego szpitala, którego budowa i póŸniejsze prowadzenie nie obci¹¿a³yby miejskiego bud¿etu.

Moim zdaniem taka inwestycja jest mo¿liwa do realizacji nawet jeszcze w tej kadencji zw³aszcza, ¿e w planach zagospo-darowania przestrzennego Naszego miasta jest zagwarantowana lokalizacja szpitala przy ul. Bitwy Pod P³owcami. Sopot posiada status uzdrowiska i powstanie w nim szpitala z salami operacyjnymi i oddzia³em po³o¿niczym powinny stanowiæ priorytet miejskich w³adz samorz¹dowych, zw³aszcza, ¿e powstanie takiej placówki by³o wczeœniej zapowiadane w programie wyborczym urzêduj¹cego Prezydenta. A sama idea sopockiego szpitala powinna bowiem staæ siê pomostem porozumienia ponad wszelkimi podzia³ami, nie ma bowiem charakteru politycznego, ale spo³eczny i obywatelski. Pod za³¹czonym apelem ju¿ podpisa³o siê kilkaset osób.

Chcielibyœmy przez najbli¿szy miesi¹c wspólnie zebraæ nastêpne podpis i przekazaæ je zbiorczo Prezydentowi Sopotu jako dowód wsparcia idei i dzia³añ na rzecz powstania w Sopocie szpitala, zgodnie z wczeœniejszymi zapowiedziami. Wystarczy wydrukowaæ za³¹czony apel i zebraæ pod nim podpisy (nie wymaga to ani podania numeru PESEL-u, ani innej identyfikacji ni¿ miê, nazwisko i adres).

Wierzê, ¿e taka akcja pozwoli nam wspólnie nak³oniæ zarówno Prezydenta, jak wszystkich radnych do powa¿nego potraktowania

Apel Przewodnicz¹cego Rady Miasta Sopotu, Wojciecha Fu³ka Apel Przewodnicz¹cego Rady Miasta Sopotu, Wojciecha Fu³ka w sprawie budowy w Sopocie nowoczesnego szpitala

bud¿et obywatelski nale¿¹ siê szefowej komisji, p. Gra¿ynie Czajkowskiej.

Co tegoroczny bud¿et miasta obci¹¿a najbardziej?

J.K.: Dobra i us³ugi pu-bliczne kojarzyæ siê mog¹ niektórym z sukcesami miasta. Nale¿y jednak pamiêtaæ, ¿e takie sukcesy mog¹ wiele ko-sztowaæ. Bo p³acimy za nie wszyscy, odprowadzaj¹c m.in. PIT, czyli podatek dochodowy od osób fizycznych. Warto przy tym podkreœliæ, ¿e z podatków, jakie sopocianie oddaj¹ fisku-sowi, do kasy miasta trafia ponad 1/3 tej sumy. Miasto po-

winno zatem bardzo rozs¹dnie wydawaæ ciê¿ko zarobione przez sopocian pieni¹dze… Niestety bie¿¹ce wydatki miasta s¹ zdecydowanie za du¿e - przekraczaj¹ ponad 200 mln z³. Jest to ewidentny przerost. Miasto kontynuuje tak¿e kosztowne inwestycje, takie jak modernizacja Opery Leœnej, budowa Drogi Zielonej, Cen-trum Windsurfingu, Centrum Ratownictwa Wodnego, wresz-cie budowa i modernizacja sys-temu odprowadzania wód so-pockich potoków do Zatoki Gdañskiej. Ponad to jest obci¹-¿one sp³at¹ zobowi¹zañ m.in. za halê widowiskowo-sportow¹. Suma tych zobowi¹zañ powo-duje rosn¹ce zad³u¿enie, które siêga ju¿ ponad 50 procent…

A próg ustawowy zad³u¿e-nia polskich miast wynosi 60 procent dochodów ich bud-¿etu…

J.K.: Zgadza siê…

D³ug zaci¹gniêty przez w³adze Sopotu ma byæ sp³a-cany poprzez branie kolej-nych kredytów, za które trze-ba przecie¿ p³aciæ odsetki. Czy móg³by pan wyjaœniæ, ja-ki to ma sens?

J.K.: Ka¿dy kredyt ma sens, jeœli zadzia³a efekt dŸwigni finansowej. To znaczy przycho-dy z inwestycji sp³ac¹ kredyt. Tak te¿ jest w przypadku mia-sta, ogólnie rzecz bior¹c. D³ug niestety roœnie coraz szybciej.

tematu sopockiego szpitala i podjêcia aktyw-nych dzia³añ na rzecz jego powstania.

Serdecznie pozdrawiam i dziêkujê wszyst-kim, którzy siê zaanga¿uj¹ w zbieranie podpisów

Wojciech Fu³ek P.S.Zebrane podpisy prosimy przekazaæ albo do Biura Rady na

moje nazwisko albo proszê o kontakt telefoniczny (601-501-001) i zorganizujê odbiór.

My, ni¿ej podpisani mieszkañcy Sopotu, apelujemy do w³adz samorz¹dowych naszego miasta o podjêcie aktywnych dzia³añ na rzecz utworzenia – zgodnie z wczeœniejszymi deklaracjami – nowoczesnego, wielooddzia³owego szpitala (m.in. z funkcj¹ po³o¿nictwa). Powstanie w Sopocie takiego szpitala nie tylko u³atwi bezpoœredni dostêp sopocian do specjalistycznych us³ug medycznych, ale i znacz¹co poprawi infrastrukturê medyczn¹ sopockiego uzdrowiska.

imiê, nazwisko: .................................................................................

adres: .................................................................................................

podpis: ..............................................................................................

Bud¿et miasta jest przygotowywany przez Urz¹d Miasta i

prezydenta, który musi przedstawiæ go radnym do 15 listopada

ka¿dego roku. Nastêpnie Rada Miasta ma do koñca roku czas na

wprowadzenie zmian lub przyjêcie bud¿etu. W tym roku po raz

pierwszy radni tak ostro postawili sprawê i zmienili wydatki

dotycz¹ce kultury, sportu, pomocy spo³ecznej infrastruktury

drogowej rozwoju przedsiêbiorczoœci i turystyki.

Od redakcji:

Prezydent Karnowski przedsta-wi³ radnym projekt bud¿etu z bardzo du¿ym d³ugiem. Przy-k³adowo ka¿dy mieszkaniec Sopotu, wliczaj¹c noworodki i osoby starsze, ma teoretycznie zobowi¹zanie w wysokoœci ponad 4 tysiêcy z³otych.

Dochód miasta pochodzi niemal w 36 procentach ze sprzeda¿y maj¹tku komunal-nego. Wp³ywy z podatków to jedynie u³amek tego dochodu. Z czego w takim razie miasto bêdzie ¿yæ po sprzeda¿y ca-³ego maj¹tku i jak ju¿ nie bê-dzie dotacji unijnych?

J.K.: I tutaj jest istotna ró¿-nica. Otó¿ w bud¿ecie zapisuje siê potencjaln¹ kwotê docho-dów, jakie miasto ma uzyskaæ ze sprzeda¿y dzia³ek, czy te¿ mieszkañ. Ale wiêcej ni¿ 50 pro-cent tej kwoty raczej nie uzyska. Mówi¹ o tym dotychczasowe wyniki z lat poprzednich. Bêdzie zatem problem i deficyt zapewne skoczy w górê. W przysz³oœci miasto bêdzie mu-sia³o sobie poradziæ w oparciu jedynie o podatki mieszkañców. Zatem tak wa¿ne jest ograni-czanie wydatków bie¿¹cych ju¿ teraz, bo póŸniej mo¿e bardzo boleæ.

Podobno bud¿et powsta-wa³ w ogromnych bólach, móg³by pan ods³oniæ naszym czytelnikom kulisy prac komi-sji, któr¹ pan kieruje?

J.K.: Dla czêœci urzêdników szokiem by³o w ogóle to, ¿e radni zg³osili jakiekolwiek pro-pozycje ciêæ w przygotowanym przez nich i przez prezydenta bud¿ecie. Dos³ownie w ostat-niej chwili uda³o nam siê ogra-niczyæ wydatki i to tylko w kilku dzia³ach… A tak nawia-sem mówi¹c, jestem zdumiony postaw¹ czêœci radnych, którzy twierdz¹, ¿e oszczêdnoœci bud-¿etowe nie wyjd¹ Sopotowi na dobre … I myœlê, ¿e to jest do-piero pocz¹tek nowych relacji pomiêdzy Rad¹ Miasta, a w³adz¹ wykonawcz¹. Prezy-dent musi przekazywaæ Radzie projekt bud¿etu du¿o wczeœ-niej, aby radni mogli nad nim d³u¿ej popracowaæ. My, jako Rada, musimy równie¿ du¿o wczeœniej przedstawiaæ po-prawki, aby gruntowniej je przedyskutowaæ w komisjach i rozwiaæ czyjekolwiek lêki przed zmianami.

Ale na razie mieszkañcy Sopotu mog¹ spaæ spokojnie?

J.K.: Jeœli Urz¹d Miasta i prezydent Karnowski zawczasu zrozumiej¹, ¿e oszczêdnoœci s¹ konieczne, to zapobiegniemy pog³êbianiu siê kryzysu w ko-lejnych latach. Wszystko zale¿y od ich œwiadomoœci. Moja de-terminacja, dotycz¹ca ciêæ wy-datków jest i pozostanie nie-zmienna.

Dziêkuje za rozmowê.

Ko³o nasze, wzoruj¹c siê trochê na Karcie Du¿ej Rodziny funkcjonuj¹cej od roku w Gdañsku, chcia³oby wypro-mowaæ sopockie rodziny z co najmniej trójk¹ dzieci. Chcemy zaistnieæ w œwiadomoœci sopocian, poinformowaæ wszystkich, ¿e w naszym mieœcie nie tylko mieszkaj¹ ludzie starsi, ale te¿ m³odzi, którzy wychowuj¹, co najmniej troje dzieci. Od listopada odby³o siê ju¿ parê spotkañ z pani¹ naczelnik wydzia³u Zdrowia i Spraw Spo³ecznych UM oraz z przedstawicielami innych wydzia³ów i pani¹ wiceprezydent miasta Cichock¹-Gul¹. Wspólnie chcielibyœmy stworzyæ Kartê Du¿ej Rodziny w Sopocie, jako wsparcie w procesie wychowawczym dzieci i m³odzie¿y dorastaj¹cej w ro-dzinach wielodzietnych. Chcielibyœmy zapewniæ im szerszy dostêp do dóbr sportowych i kulturalnych miasta, we-sprzeæ w codziennej opiece na dzieæmi.

Du¿ym problemem dla nas i dla urzêdników UM jest ustalenie iloœci i struktury wiekowej potencjalnych bene-ficjentów. W zwi¹zku z tym zwracamy siê do rodzin zainteresowanych otrzy-

Apel do sopocian - Poszukiwane rodziny z co najmniej trójk¹ dzieci.

Karta Du¿ej Rodziny w SopocieJesieni¹ ubieg³ego roku odby³o siê kilka spotkañ przedstawicieli rodzin sopockich, posiadaj¹cych co najmniej troje dzieci. Poniewa¿ ja równie¿ nale¿ê do tej grupy (mam troje dzieci), w³¹czy³am siê w dzia³ania, które doprowadzi³y do zarejestrowania w listopadzie Sopockiego Ko³a Zwi¹zku Du¿ych Rodzin Trzy Plus.

maniem Karty Du¿ej Rodziny z proœb¹ o zg³aszanie cz³onków swoich rodzin do urzêdu Miasta Sopotu.

Informacje powinny zawieraæ imio-na i nazwisko rodziców i dzieci, adres zamieszkania oraz rok urodzenia dzieci. Dane mo¿na przekazywaæ osobiœcie w Punkcie Informacyjnym Urzêdu Miasta Sopotu ul. Koœciuszki 25/27, telefonicz-nie 58 521 37 51 lub za pomoc¹ poczty e-mail [email protected]. W przypadku pytañ mo¿na siê kontak-towaæ z Naczelnikiem Wydzia³u Zdrowia i Spraw Spo³ecznych – p. Iwon¹ Ple-wako (tel. 58 521 36 86).

Zachêcam Pañstwa do zg³aszania siê równie¿ na adres mailowy sopoc-kiego ko³a [email protected], gdy¿ chcemy poznaæ siê wzajemnie i rozeznaæ nasze problemy i potrzeby.

Gra¿yna CzajkowskaWiceprzewodnicz¹ca Ko³a Sopot Zwi¹zku

Du¿ych Rodzin 3+Radna Miasta Sopotu

Page 4: Riviera 65/66

4 HISTORIA Nr 1/2 (65/66) Luty 2012

Ponury rechot historiiStrza³ zza ucha

ie wiem komu, taka kara przynios³a sa-Ntysfakcjê. Mo¿e sa-

memu Kiszczakowi i jemu po-dobnym zbrodniarzom komu-nistycznym. Bo na pewno nie ich ofiarom – tym wszystkim zamordowanym przez milicjê i SB, tym relegowanym z uczelni ówczesnym studen-tom i wyrzuconym ze szkó³ uczniom, wreszcie tysi¹com Polaków, którym wprowadze-nie stanu wojennego prze-tr¹ci³o krêgos³upy raz na

Genera³ Czes³aw Kiszczak zosta³ skazany. S¹d orzek³, ¿e by³y szef MSW „dopuœci³ siê zbrodni komunistycznej przez udzia³ w zwi¹zku zbrojnym, który doprowadzi³ do uchwalenia przez Radê Pañstwa PRL dekretów o stanie wojennym”. Kiszczak dosta³ za to dwa lata, w zawieszeniu na cztery…

zawsze, pozbawi³o mo¿liwoœci wykonywania zawodu, zmusi³o do emigracji, zniszczy³o ka-riery, rodziny i zdrowie.

Dwa lata w zawieszeniu za „udzia³ w zwi¹zku przestêp-czym o charakterze zbrojnym”, to oczywista farsa, jeœli nawet nie pospolite szyderstwo z uczuæ tych wszystkich, którzy czekali trzy dekady na spra-wiedliwoœæ. No chyba, ¿e jest to pocz¹tek rozliczenia wszyst-kich komunistycznych zbrod-niarzy - równie¿ tych, którzy od-

powiedzialni s¹ za masakrê grudnia ‘70, za „wydarzenia” ‘68 i ’56 roku, wreszcie tych (przynajmniej symboliczne), którzy w 1944 roku na sowiec-kich bagnetach przynieœli Pol-sce „wyzwolenie”.

Mówi siê o koniecznoœci degradacji komunistycznych ge-nera³ów; zgoda – w ka¿dym de-mokratycznym pañstwie prawa by³aby to naturalna kolej rze-czy. Jednak za odebraniem stop-ni wojskowych powinna pójœæ równie¿ degradacja spo³eczna –

ustawowy zakaz udzia³u w ¿yciu publicznym oraz odebra-nie emerytur i wszystkich innych rent, „jurgieltów” i apa-na¿y.

Ale co z pozosta³ymi? Prze-cie¿ zbrodnia stanu wojennego to nie tylko generalska trojka: Jaruzelski-Kiszczak-Siwicki. Co z ukaraniem osób odpowie-dzialnych - choæby nawet poœrednio - za „stosowanie i utrzymywanie systemu zorga-nizowanej przemocy i terrory-zowanie polskiego spo³eczeñ-

stwa” w latach wczeœniejszych i kolejnych, a¿ do prze³omu 1989 roku? Jak rozliczyæ komunis-tycznych sêdziów i prokurato-rów, milicjantów, esbeków, zo-mowców i wojskowych, aparat-czyków PZPR i ZSL, nauczy-cieli i wyk³adowców akademic-kich, re¿imowych dziennikarzy i artystów, dyrektorów pañ-stwowych przedsiêbiorstw i zwyk³ych urzêdników? Co zro-biæ z blisko stutysiêczn¹ rzeszê tajnych - mniej lub bardziej œwiadomych - wspó³pracowni-

ków S³u¿by Bezpieczeñstwa? To wszystko pytania, na które odpowiedŸ nale¿a³o znaleŸæ ju¿ dawno. Teraz, po dwóch dekadach, jakie minê³y od obrad Okr¹g³ego Sto³u, ustale-nie prawdy historycznej i oce-na - choæby jedynie moralna - zbrodniarzy komunistycznych wydaj¹ siê niewykonalna. Nie oznacza to bynajmniej, ¿e lustracja taka jest niemo¿liwa. Potrzeba jedynie odrobiny woli politycznej, nic wiêcej. A takiej najwidoczniej nie ma.

opot na kolejowej mapie Europy pojawi³ siê pod-Sczas budowy po³¹czenia

pomiêdzy Prusami Wschodni-mi a Berlinem. Odjazd pierw-szego poci¹gu w kierunku Gdañska z nowo wybudowanej stacji Zoppot mia³ miejsce w pi¹tek 1 lipca 1870 o godzinie 6:30. O fakcie tym rozpisywa³y siê lokalne gazety, co mo¿e œwiadczyæ o donios³oœci tego wydarzenia. Na odjazd w prze-ciwnym kierunku trzeba by³o poczekaæ jeszcze równe dwa miesi¹ce, kiedy oficjalnie otwarto, mierz¹c¹ bez ma³a 120 km liniê do S³upska.

Krótka historia kolejnictwa w Sopocie

By³ sobie dworzecBy³ sobie dworzec

Grzegorz Krzy¿owski

Niespe³na pó³tora roku temu, peronowi SKM w Sopocie przywrócono pierwotny, dziewiêtn-

astowieczny wygl¹d. Radoœæ mieszkañców niestety nie trwa³a d³ugo. Tandetne wykonanie

brukowej nawierzchni, sprawi³o, ¿e od wielu miesiêcy jesteœmy œwiadkami niekoñcz¹cych siê

poprawek. Zbieg³o siê to w czasie, w którym zapad³y ostateczne decyzje, co do kszta³tu

nowego dworca i jego otoczenia. Artyku³ poni¿szy nie ma byæ polemik¹ na temat projektu,

który zosta³ przez w³odarzy miasta wybrany, a jedynie krótkim rysem historycznym

dotycz¹cym pocz¹tków kolejnictwa w Sopocie.

Na sopock¹ infrastrukturê kolejow¹ u schy³ku XIX wieku sk³ada³y siê: piêtrowy budynek dworca, baga¿ownia, zadaszo-ny peron, cztery tory oraz wie¿a wodna. W roku 1907 wybudo-wano równie¿ pierwszy bezko-lizyjny przejazd pod torami – tunel przy Unterführung (obec-nie ul. Podjazd), likwiduj¹c jed-noczeœnie przejazd z zaporami na Seestraße (ob. Boh. Monte Cassino) zastêpuj¹c go pod-ziemnym przejœciem ³¹cz¹cym obie czêœci ulicy. Oko³o 1912 roku stacja wzbogaci³a siê o drugi peron obs³uguj¹cy po³¹-czenia dalekobie¿ne, którego wygl¹d nie zmieni³ siê przez kolejne stulecie. Oba perony po³¹czone by³y z nowo wybu-

dowanym w 1909 r. tunelem przy Kleine Unterführung - dzi-siejszej ulicy Marynarzy.

Zawierucha wojenna, w po-równaniu z innymi miastami, obesz³a siê z Sopotem doœæ ³a-godnie, straty nie by³y wielkie, nie ominê³y jednak infrastruk-tury kolejowej. Zniszczeniu uleg³ czêœciowo budynek dwor-ca, zniknê³o poddasze i pierw-sze piêtro oraz jedno ze skrzy-de³.

Na zdjêciach filmowych sowieckiej kroniki wojennej widaæ fragment, wy³o¿onego jasnymi kaflami budynku z na-pisem „Zoppot”, ze zniszczo-nym wnêtrzem, o czym mog¹ œwiadczyæ wypalone okna. Ponad dwa lata (do sierpnia

1947) czekaæ musieli mieszkañ-cy na ponowne uruchomienie budynku dworcowego, w któ-rym mieœci³y siê, prócz po-mieszczeñ s³u¿bowych, tak¿e kasy biletowe, poczekalnia i bufet.

Parterowy pawilon przetr-wa³ do pocz¹tku lat siedemdzie-si¹tych. Wówczas to przebudo-wano go, nadaj¹c nowoczesny (jak na tamte czasy) wygl¹d. Budynek ten funkcjonuje do dnia dzisiejszego. Na jego miej-scu, do roku 2014 powstanie nowy dworzec PKP. Jego wy-konawc¹ ma byæ Ba³tycka Gru-pa Inwestycyjna.

fot. archiwum autora + KC

Dworzec PKP na pocz¹tku lat 50 ubieg³ego stulecia. Dworzec PKP oko³o roku 1930. Perony sopockie ok. 1912 roku.

Przejazd kolejowy z zaporami na Semestr. Rok 1904.

Dworzec w Sopocie rok 1903. Fot. John Faltin.

Sopocki dworzec w latach 90 XIX wieku.

Page 5: Riviera 65/66

5REKLAMA

Przed przyst¹pieniem do ja-

kichkolwiek prac remontowych

bardzo wa¿ny jest etap w³aœciwego

przygotowania pod³o¿a. W Pana

przypadku powsta³e po wymianie

kabli bruzdy nale¿y dok³adnie

odkurzyæ i oczyœciæ wszelkie luŸne

elementy trwale niezwi¹zane z pod-

³o¿em.

Pisze Pan o gotowych produk-

tach do maskowania dziur itp. rze-

czywiœcie s¹ takie produkty jak na

przyk³ad Flügger Easy Filler, które

nadaj¹ siê do tego typu prac.

Proszê jednak mieæ na uwadze, ¿e

jest to produkt do zastosowania

miejscowego i sprawdza siê na

mniejszych powierzchniach. Dlate-

go w Pana przypadku najkorzyst-

niej by³oby odpowiednio oczyœciæ

pod³o¿e, zagruntowaæ Flügger

emulsj¹ gruntuj¹c¹ i du¿e nierów-

noœci wstêpnie wype³niæ np. gip-

sem szpachlowym – w pomiesz-

czeniach suchych, natomiast w po-

mieszczeniach wilgotnych (³azien-

ka, pralnia, itp.) bezpieczniej jest

u¿yæ zaprawy cementowej. Do-

piero po uzupe³nieniu wiêkszych

nierównoœci polecam wykorzysta-

nie gotowych mas do dalszego

wykoñczania powierzchni.

To w³aœnie gotowe masy szpa-

chlowe takie jak Flügger Sandplast

idealnie nadaj¹ siê do dalszego

wyg³adzenia powierzchni. Przed

na³o¿eniem tych mas nie jest

wymagane gruntowanie pod³o¿a,

jednak dla lepszego komfortu

pracy mo¿na tak¹ powierzchniê

wstêpnie zagruntowaæ Flügger

gruntem wodnym. Do wyg³adzenia

powierzchni w pomieszczeniach

suchych polecam Flügger Sand-

plast Easy lub Flügger Sandplast

LF. Obie masy s¹ gotowe do u¿ycia

i umo¿liwiaj¹ wykonanie bardzo

g³adkich powierzchni, szczególnie

jeœli maja byæ one póŸniej ma-

lowane. Obie masy s¹ koloru bia-

³ego i bardzo ³atwo siê je nak³ada,

zatem bez szczególnych trudnoœci

poradzi Pan sobie z t¹ prac¹. Na-

tomiast do pomieszczeñ wilgot-

nych i na trudne warunki eksplo-

atacyjne polecam gotow¹ masê

Sandplast LW, która posiada

zwiêkszon¹ odpornoœæ na wilgoæ.

Szpachlówka posiada niebieski

odcieñ i charakteryzuje siê bardzo

dobr¹ przyczepnoœci¹ do pod³o¿a.

Po wyschniêciu mas Flügger

Sandplast mo¿na dokonaæ ewen-

tualnej korekty powierzchni po-

przez przeszlifowanie odpowied-

nim papierem œciernym lub siatk¹.

Przed przyst¹pieniem do malo-

wania trzeba pamiêtaæ o odpyleniu

i dok³adnym oczyszczeniu po-

wierzchni, szczególnie jeœli by³a

ona szlifowana. Przed pomalowa-

niem powierzchni farbami Flügger

niezbêdne jest zagruntowanie po-

wierzchni Flügger gruntem wodnym.

Mo¿ecie Pañstwo zwróciæ siê

równie¿ po poradê do handlowców

z sieci Flügger farby:

w Sopot, ul. Al. Niepodleg³oœci

692/694, tel. 058 550 75 79

Micha³ Martuzalski

w

w

w

w

w

Gdañsk, ul. Kartuska 218A,

tel. 058 322 38 77

Gdañsk, ul. Przywidzka 7,

tel. 058 302 01 44

Gdañsk Zaspa, ul. ¯wirki I

Wigury 8, tel. 058 340 98 13

Gdañsk Matarnia, ul. Z³ota

Karczma 26, tel. 058 522 34 32

Gdañsk Wrzeszcz, ul. Grun-

waldzka 18, tel. 551 32 91

w

w

w

w

Gdynia Karwiny,

ul. Chwaszczyñska 21,

tel. 058 629 47 47

Gdynia, ul. Morska 123/125,

tel. 058 667 01 33

Gdynia, ul. W³adys³awa IV 53,

tel. 058 551 23 72

Rumia, ul. Grunwaldzka 18,

tel. 058 679 32 23

Na pytania odpowiada ekspert firmy Flügger

Mieszkam w starym budownictwie i przygotowujê siê do wymiany przewodów elektrycznych w miesz-

kaniu. Bêdê robi³ to samodzielnie, bo jestem elektrykiem z zawodu natomiast nie mam doœwiadczenia

w budowlance. S³ysza³em, ¿e s¹ gotowe produkty do wykañczania œcian, maskowania dziur...

Naprawa powierzchni po wymianie kabli

Nr 1/2 (65/66) Luty 2012

Page 6: Riviera 65/66

6 HISTORIA Nr 1/2 (65/66) Luty 2012

a pocz¹tku lat 60-tych Czes³aw Juliusz Wy-drzycki (bo artystyczny N

pseudonim „Niemen”, pocho-dz¹cy od nazwy rzeki jego dzieciñstwa i dzieciñstwa spê-dzonego na ówczesnych pol-skich Kresach, przyj¹³ znacz-nie póŸniej) zarabia³ na swoje utrzymanie, œpiewaj¹c w „¯a-ku”, w studenckim kabarecie „To tu”. W roku 1962 wyst¹pi³

– jako solista – w finale I Fe-stiwalu M³odych Talentów w Szczecinie i wtedy zaczê³a siê jego przygoda z zespo³em „Niebiesko-Czarni”, z którym wystêpowa³ póŸniej w sopoc-kim „Non-Stopie”.

¯ak i B³êkitne PoñczochyPomieszkuje wtedy w…

kot³owni klubu „¯ak”, póŸniej Tadeusz Chy³a przygarnia go do swojej sopockiej pracowni przy ul. Obroñców Westerplat-te. Na pocz¹tku stycznia 1963 roku przenosi siê do swojego

Z archiwum sopockiego pasjonata

Czes³aw Niemen i SopotCzes³aw Niemen i Sopot

Wojciech Fu³ek

17 stycznia minê³a 8. ju¿ rocznica œmierci Czes³awa Niemena. Ten nietuzinkowy artysta

pozostawi³ po sobie równie¿ liczne sopockie œlady i tropy, po których chcia³bym dziœ

poprowadziæ czytelników „Riwiery”.

przyjaciela, jazzowego - muzy-ka, Helmuta Nadolskiego, z którym dzieli wynajmowany pokój w mieszkaniu przy ma³ej, cichej sopockiej uliczce Chodowieckiego 3. Kwaterê te podnajmowa³ im œwie¿o upie-czony student wy¿szej Szko³y Muzycznej w Sopocie Zdzi-s³aw Miodoñski, który gra³ póŸ-niej w kilku zespo³ach jaz-zowych, a w roku 1976 zosta³ kierownikiem Wydzia³u Kultu-ry Urzêdu Miasta w Sopocie. By³ te¿ jednym z za³o¿ycieli

Towarzystwa Przyjació³ Sopo-tu i inicjatorem odbywaj¹cych siê od 30 lat (!) koncertów czwartkowych w Dworku Sie-rakowskich.

W tym sopockim lokum Niemen mieszka³ ponad dwa lat, odbywa³y siê te¿ tam liczne muzyczne próby (m.in. z chórkiem „B³êkitne Poñczo-chy”, w którym œpiewa³a Ada Rusowicz, z któr¹ Niemen przez jakiœ czas tworzy³ parê). Tam w³aœnie zabrzmia³a te¿ po raz pierwszy piosenka „Zaba-wa w ciuciubabkê”, która

szybko sta³a siê przebojem i tam powsta³a pierwsza samo-dzielna kompozycja artysty – piosenka „Wiem, ¿e nie wró-cisz”, do której s³owa napisa³ „ojciec chrzestny” polskiego big-beatu i pierwszy mened¿er Niemena, Franciszek Walicki, kilka lat temu uhonorowany nagrod¹ Sopockiej Muzy z okazji 50-lecia polskiego rock'n'rolla. To Walicki by³ te¿ pomys³odawc¹ i organizatorem legendarnej sopockiej sceny muzycznej – „Non-Stopu”,

gdzie – w roku 1963 us³ysza³ jego piosenkê re¿yser Andrzej Kondratiuk, krêc¹cy akurat w Sopocie swój film „Kobiela na pla¿y”, zrealizowany technik¹ ukrytej kamery. W ten sposób „Wiem, ¿e nie wrócisz” trafi³o do tego filmu, jako koñcowa ilustracja muzyczna i sta³o siê kolejnym przebojem Niemena.

I sta³ siê NiemenW roku 1965 wystêpuje po

raz pierwszy jako Niemen (pseudonim wymyœli³a mu ¿o-na Franciszka Walickiego)

wraz „Niebiesko-Czarnymi” na V Miêdzynarodowym Festi-walu Piosenki w Operze Leœnej w Sopocie. Rok póŸniej opu-szcza na sta³e Trójmiasto, za-k³adaj¹c w Warszawie w³asn¹ grupê „Akwarele”.

W roku 1970, kiedy ukazu-je siê album „Niemen Enigma-tic”, uznany wiele lat póŸniej polsk¹ p³yt¹ rockow¹ wszech-czasów, jedn¹ z nagród na sopockim festiwalu przyznano zachwycaj¹c¹ nie tylko orygi-nalnym g³osem, ale urod¹ (pochodzi³a z Algierii), m³odej piosenkarce, reprezentuj¹cej W³ochy, Faradzie. G³oœno by³o wtedy o burzliwym romansie Niemena, który podczas po-bytu w Sopocie nie odstêpowa³ Faridy o krok. Helmut Nadolski wspomina³, jak ukrywali siê oni wtedy przed wœcibskimi dziennikarzami i fanami, zam-kniêci godzinami w jego sopockim mieszkaniu.

Jerzy Gruza, d³ugoletni re-¿yser sopockich festiwali, wspomina te¿ nieco ekstrawa-ganckie, zarówno prywatne, jak i estradowe, stroje Nieme-na: „Zawsze by³ inny, koloro-wy, niecodzienny. Do tego trze-ba by³o niezmiernej odwagi. Kiedy przyszed³ do Opery Leœ-nej z zakochan¹ w nim do nieprzytomnoœci Farid¹, mia³ na g³owie sombrero, którym wspó³tworzy³ jakiœ pozaustro-jowy œwiat. Przy nim nie czu³o siê PRL-u”. Po sopockim fe-stiwalu ta oryginalna para rusza w trasê koncertow¹ po Polsce pod has³em „Niemen przed-stawia Faridê”. Po burzliwym, krótkotrwa³ym zwi¹zku artysta pozostawi³ piosenkarce kilka utworów, które póŸniej wyko-nywa³a podczas solowej ka-riery.

Sopockie

gwiazdowanie Niemen zaœ powraca do

Opery Leœnej w roku 1974 ju¿ jako wielka festiwalowa gwia-zda (z w³asnym nowym zespo-³em „Aerolit”), wystêpuj¹c poza konkursem na sopockiej scenie m.in. obok popularnej wtedy grupy „Middle of the Road”. Kilka dni po zakoñ-czeniu festiwalu, 27 sierpnia 1974 roku w sopockim koœciele œw. Jerzego, ma miejsce nie-codzienny koncert. Niemen wystêpuje w nim, jako instru-mentalista podczas utrwalania na p³ytê niecodziennego wyda-rzenia koncertowego, którego motorem by³ kontrabasista i d³ugoletni przyjaciel, Helmut Nadolski. Wype³niony po brze-gi koœció³ by³ œwiadkiem koncertu muzyki nie³atwej, wy-magaj¹cej skupienia, ale wyj¹t-kowo piêknej, która zosta³a utrwalona na czarnej p³ycie

d³ugograj¹cej „Medytacje”. Jej bohaterem by³ Nadolski (teks-ty, muzyka, kontrabas), a towa-rzyszyli mu w³aœnie Niemen, graj¹cy na morgu, Andrzej Nowak na organach oraz znany aktor Olgierd £ukaszewicz. Na ok³adce tej p³yty znaleŸæ te¿ mo¿na poetyck¹ refleksjê sa-mego Niemena, chyba doœæ dobrze oddaj¹c¹ charakter jego „muzycznej filozofii”:

„Uczmy siê – odczuwaæ g³êbiej ni¿ rozum praktycznie nakazujeKochaæ piêkno i odnajdywaæ je w sobie samych S³uchaæ muzyki anga¿uj¹c jedynie serca sumienia…”

W roku 1976 znów wystê-puje na festiwalu jako gwiazda z pozakonkursowym recitalem, ale jego nagrane wystêpy tele-wizja wstrzymuje. Kiedy w ro-ku 1979 po raz kolejny otrzy-muje tak¹ propozycjê, ku za-skoczeniu wszystkich, odma-wia.

„Jerzy Gruza zapropono-wa³ mi wystêp w Sopocie. Odpar³em: - Co, znowu bêdê gwiazdowaæ? Poniewa¿ tyle razy mnie zdejmowano z anteny, zgodzê siê na wystêp, jeœli umieœcicie mnie w kon-kursie. Za¿artowa³em. Minê³y dwa tygodnie, zadzwoni³ Gruza i zaproponowa³ wystêp w konkursie. Z³apa³em siê za g³owê. Mia³em jednak kilka piosenek, fajny motyw z telewizyjnego serialu „Rodzina Leœniewskich”, do którego pisa³em muzykê. Pasowa³ do wiersza Jaros³awa Iwaszkie-wicza „Nim przyjdzie wiosna”. Wygra³em…”

Niemen zdoby³ wtedy Grand Prix – g³ówn¹ nagrodê sopockiego festiwalu, do której dodatkiem by³ piêkny jacht pe³nomorski, zajmuj¹cy pod-czas koncertów honorowe miejsce na scenie Opery Leœ-nej. Nagroda ta nigdy do artysty jednak nie trafi³a i ciekawe sk¹din¹d, co siê z ni¹ póŸniej sta³o.

Fruwaj¹ce

marynary dinozaurówRok póŸniej, kiedy w gdañ-

skiej stoczni trwa³y sierpniowe strajki i rodzi³a siê w³aœnie „Solidarnoœæ”, Niemen wystê-powa³ na sopockim festiwalu – obok takich gwiazd jak Gloria Gaynor i Petula Clark. Z telewizj¹ poró¿ni³ siê jednak na dobre, kiedy dopuœci³a siê haniebnej manipulacji na jego osobie na pocz¹tku stanu wo-jennego, emituj¹c odpowied-nio zmontowany, archiwalny wywiad z artyst¹. Ale po reak-tywacji sopockiego festiwalu w roku 1984, piosenki Nie-mena by³y wci¹¿ obecne na scenie Opery Leœnej, bowiem najczêœciej wybierali je zagra-niczni uczestnicy konkursu o nagrodê „Bursztynowego S³o-wika”. Nagrody te zdobywa³y ich interpretacje m.in. piose-nek „Dziwny jest ten œwiat” czy „Jednego serca”.

Sam Niemen triumfalnie powróci³ na deski sopockiego amfiteatru podczas dwóch pamiêtnych koncertów „Old Rock Meeting – Czy nas je-szcze pamiêtasz?” z 11 i 12 lipca 1986 roku, które zorgani-zowano z inicjatywy niestru-dzonego Franciszka Walickie-go, jako ho³d dla polskich muzyków, którzy rozpoczêli swoje kariery w latach 60-tych. To by³o autentyczne „Srebrne wesele” polskiego rocka, z nadkompletem na widowni Opery Leœnej, z chóralnym wy-konaniem „Sto lat!”, z fruwaj¹-cymi marynarkami, z ³zami wzruszenia w oczach i ponad-pokoleniow¹ integracj¹. Fina-³em tych koncertów by³ samo-dzielny recital Niemena i wspólne wykonanie z nim przez wszystkich wykonaw-ców jego piosenki „Czy mnie jeszcze pamiêtasz” ze zmie-nionym nieco na te okazjê tekstem Walickiego.

Wówczas by³o to na pewno pytanie wy³¹cznie retoryczne.

fot.

arch

iwum

aut

ora

fot.

arch

iwum

aut

ora

Wystêp Czes³awa Niemena w ¯aku w roku 1962.

„Bal Prasy" w sopockim Grand Hotelu w roku 1963.

Page 7: Riviera 65/66

7MUZYKA

R E K L A M A

powojennej historii miasta w³aœnie ta Wimpreza sta³a siê

jego wizytówk¹ i nada³a nowy muzyczno-rozrywkowy cha-rakter Sopotowi. To dziêki niej przez kurort przewinê³a siê ca³a plejada gwiazd, ludzi show-biznesu i t³umy wspania³ej publicznoœci. Co w³aœciwie siê sta³o, ¿e Non-Stop sta³ siê jedynym godnym jubileuszu?

rali na wszystkich kon-tynentach i oceanach Gœwiata. Dzielili scenê

m.in. z orkiestrami: Harry Ja-mesa, Artie Shawa, Mercera Ellingtona, Nelsona Riddle’a i obu braci Dorsey’ów. Akompa-niowali Shirley Jones, Cab Cal-loway’owi, laureatce sopockie-go festiwalu ‘74 Marion Rung oraz legendarnej grupie wokal-nej Delta Rhythm Boys, która trafi³a do amerykañskiej Vocal Group Hall of Fame. Przez wie-le lat pracowali z Iren¹ Santor, Mariann¹ Wróblewsk¹ i Mar-kiem Tarnowskim.

Pocz¹tkiRama 111 za³o¿ona zosta³a

w 1966 roku przez studenta Wy¿szej Szkole Muzycznej w Gdañsku, Jana Rejnowicza (fortepian), który namówi³ do wspó³pracy: osiad³ego w Trój-

Sopocki Pogrzebacz

Wstydliwa rocznica Wstydliwa rocznica (1)Min¹³ rok 2011, a wraz z nim szansa na fetowanie wyj¹tkowej rocznicy w historii Sopotu.

Z wielkim hukiem obchodziliœmy co prawda 50-lecie powstania Non-Stopu, ale o 50-leciu

Sopockiego Festiwalu Piosenki - cisza!

Najpierw by³ jazzOtó¿ wróæmy do genezy

sopockiego festiwalu. Po dwóch festiwalach jazzowych w latach 1956 i 1957, panuj¹ce nad ca³oœci¹ ¿ycia kraju w³adze polityczne stwierdzi³y, ¿e nie o tak¹ kulturê im chodzi³o i nie zezwoli³y na kontynuacjê tych imprez. Jazz oczywiœcie nie nale¿a³ do wzorców socjalis-tycznych, a do tego miejscem je-

go narodzin by³y imperialisty-czne Stany Zjednoczone. Nie da³o siê jednak ukryæ, ¿e festi-wale jazzowe wp³ynê³y bardzo na aktywizacjê kulturowo-turystyczn¹ w kurorcie i w ca³ym kraju. Do Sopotu œci¹gnê³y dziesi¹tki tysiêcy melomanów i podnios³y wyraŸnie rangê ospa³ego po wojnie miasta. A poniewa¿ w³adze PRL nie mia³y jeszcze

koncepcji, jak ma wygl¹daæ wypoczynek ludzi pracy – sta³y siê one „niezaplanowanym eksperymentem”, pozwalaj¹-cym oceniæ dynamikê kultu-raln¹ wypoczynku masowego. Jazz skreœlono, ale aktywizacji placówek i instytucji kultural-nych nie próbowano ju¿ ogra-niczaæ. Ten proces by³ nie do zatrzymania. A wiêc jedyne, co pozostawa³o, to próba stero-wania i opanowania „groŸnych” tendencji.

Od San Remo do SopotuW piêknym w³oskim kuror-

cie San Remo od roku 1951 odbywa³y siê coraz bardziej popularne w ca³ej Europie fe-stiwale piosenki. Dziœ niewielu wie, ¿e to W³ochy by³y krajem, który muzyce na naszym kon-tynencie przys³u¿y³ siê wyj¹t-kowo - wystarczy tylko wspo-mnieæ, ¿e ca³y œwiat do dziœ ko-rzysta z w³oskiej nomenklatury i zapisu muzycznego.

W 1958 roku, wspomniany festiwal piosenki w San Remo, wygra³ „by³y kelner” Domenico Modugno, a zaprezentowana przez niego piosenka „Nel blu

dipinto di blu (znana jako Volare) sta³a siê œwiatowym przebojem. I to bardzo szybko! Notabene niezapomnianym do dzisiaj.

Z pewnoœci¹ ten fakt po-móg³ W³adys³awowi Szpilma-nowi rozwin¹æ pomys³ szalony – zorganizowania analogiczne-go festiwalu piosenki w Polsce! Od zlikwidowanych festiwali jazzowych zapotrzebowanie na masowe imprezy muzyczne o charakterze ludycznym nie by³o wype³nione. Trzeba by³o je jak najszybciej zagospodarowaæ. Do tego przyk³ad kelnera z San Remo by³ socjalistycznie bardzo buduj¹cy – teoretycznie ka¿dy œpiewaæ mo¿e. Sopot zaœ spe³nia³ w PRL najlepiej test podobieñstwa do San Remo. Nawet mia³ lodziarniê w³osk¹!

Warto te¿ dodaæ, ¿e oprócz zwyk³ych turystów miasto prowadzi³o ca³¹ sieæ wypoczyn-kowych oœrodków rz¹dowych. A rz¹dowi notable do dzisiaj lubi¹ sopockie rozrywki. Fe-stiwal by³ wiêc œwietn¹ propo-zycj¹ równie¿ dla nich.

Kim by³ twórca sopockich festiwali piosenki, W³adys³aw Szpilman? Z pewnoœci¹ wiêk-

Ok³adka folderu I Miêdzynarodowego Festiwalu Piosenki z roki 1961.

Tak wygl¹da³ w³aœnie Sopot w momencie inicjacji festiwali piosenki. Niewiele z tego parkowego placu pozosta³o do

dzisiaj – ale to inna sprawa.

szoœæ czytelników potrafi sko-jarzyæ go z postaci¹ tytu³ow¹ filmu Romana Polañskiego „Pianista”. Jednak dopiero w ostatnim etapie jego ¿ycia wysz³y na jaw fakty przedstawione w nagrodzonym „Oskarem” filmie.

W latach szeœædziesi¹tych nikt nie kojarzy³ Szpilmana z tra-gedi¹ wojenn¹. On sam nigdy nie robi³ z siebie bohatera – natomiast potrafi³ doskonale ³¹czyæ talent muzyczny z orga-nizatorskim. Dopiero dzisiaj przysz³o mi do g³owy, ¿e ten talent organizatorski móg³ Szpilman wykszta³ciæ w sobie w³aœnie podczas ukrywania siê po likwidacji warszawskiego getta.

Po wojnie Szpilman wróci³ do Polskiego Radia. Pracowa³ w nim ju¿ przed wojn¹, ale po 1945 r. zosta³ dyrektorem dzia³u muzycznego, który po „wyzwo-leniu” pe³ni³ równie¿ funkcjê dzia³u muzyki rozrywkowej. Szpilman jedn¹ rêk¹ gra³ wiêc koncerty z Henrykiem Szeryn-giem, a drug¹ pisa³ przeboje rozrywkowe. W przerwach re-aktywowa³ Zwi¹zek Polskich Autorów i Kompozytorów. Ab-solutny fenomen.

C.D.N.

Marcin Jacobson

Nowy album z fonograficznej serii Swinguj¹ce 3-miasto”

Rama 111Rama 111Niebawem w ramach serii wydawniczej „Swinguj¹ce 3-miasto”

uka¿e siê kolejna p³yta jednego z najbardziej d³ugowiecznych

zespo³ów polskiej sceny muzycznej, grupy Rama 111.

mieœcie krakowianina Przemka Dyakowskiego (saksofony) oraz Romana Skurzyñskiego (gitara basowa) i Andrzeja Œli-wê (perkusja). Nowy zespó³ szy-bko sta³ siê jedn¹ z najlepszych orkiestr tanecznych Trójmiasta, co zaowocowa³o kontraktami z modnymi wonczas klubami: ¯ak, Rudy Kot i Medyk. Swój pierwszy powa¿niejszy wystêp

zaliczyli na Festiwalu „Jazz Nad Odr¹ ‘68” we Wroc³awiu, gdzie akompaniowali Markowi Tarnowskiemu i Mariannie Wróblewskiej, która zdoby³a I nagrodê w kategorii woka-listów. W trzy lata póŸniej, ju¿ w sk³adzie z Piotrem Nadolskim (tr¹bka), otrzymali tam trzeci¹ nagrodê za jazzowe opracowa-nie staropolskiej pieœni rycer-skiej „Bogurodzica”. Od tego czasu, w przerwach miêdzy za-granicznymi podró¿ami, wystê-puj¹ m.in. na festiwalach „Jazz Jamboree” i „Jazz Jantar”, w warszawskiej Filharmonii Na-rodowej i katowickim „Spod-ku”, a tak¿e w „Operze Leœnej” i „Non-Stopie”. Przez dekadê by-li te¿ flagowym zespo³em Roz-g³oœni Polskiego Radia w Gdañ-sku. Od roku 1972 z zespo³em

pracuje na sta³e multiinstrumen-talista Tadeusz Petrow, który gra³ wczeœniej w s³ynnej Orkie-strze Wicharego. W nastêpnym roku z Mariann¹ Wróblewsk¹ nagrali jej p³ytê „Bylebym siê zakocha³a”. Nieco wczeœniej za-inicjowali nowatorski, jak na owe czasy, cykl imprez „Disco Rama 111” (kawiarnia „Liliput” w Gdyni), które by³y po³¹cze-niem koncertów jazzowych z dyskotek¹ oraz wziêli udzia³ w wystawieniu „Mszy Beatowej” Katarzyny Gärtner i Ernesta Bryla (1971).

W g³ównym nurcieRama 111 od zarania gra³a

nowoczeœnie aran¿owany main-stream, w którym s³ychaæ by³o wszystkie nowinki, jakie poja-wia³y siê wonczas w muzyce Zachodu. Na pocz¹tku lat 70-tych eksperymentowali z jazz-rockiem, by z czasem skierowaæ swe zainteresowani ku muzyce swingowej i dixielandowi. Mu-zykê tê graj¹ z powodzeniem po dzieñ dzisiejszy i to w sk³adzie bardzo nie odleg³ym od orygi-nalnego: Jan Rejnowicz (forte-pian, organy, lider), Piotr Na-dolski (tr¹bka, flügelhorn), Ta-deusz Petrow (saksofony, klar-net), Przemek Dyakowski (sa-ksofony), Janusz Kadyszewski (gitara, gitara basowa) i Andrzej Œliwa (perkusja). Warto dodaæ, ¿e poza ju¿ wymienionymi z

zespo³em pracowali m.in.: Maciej Flont, Dariusz Herbasz i Henryk Senk (saksofony), Bo-gus³aw Skawina (tr¹bka), Jan M³ynarczyk (puzon), Andrzej Nowak (fortepian), Romuald „Ma³y” Skawiñski (œpiew), Aleksander Œliwa, Ryszard Szeliga (git. basowa) Lucjan WoŸniak (banjo) oraz Stefan Kearney (perkusja). Standardy na nowo

Wracaj¹c do zapowiadanej p³yty z serii „Swinguj¹ce 3-miasto – Rama 111”, powie-dzieæ mo¿na, ¿e zawiera ona na-grania praktycznie z ca³ego okresu ich dzia³alnoœci – za-

równo te najwczeœniejsze z prze³omu lat 60- i 70-tych ubie-g³ego wieku („Impressions” Coltrane’a), jak i wspó³czesne interpretacje standardów jazzu tradycyjnego („Meaple Leaf Rag”). Clou programu stanowi¹ jednak ich w³asne kompozycje w³asne ze wspomnian¹ ju¿ „Bogurodzic¹” na czele, a tak¿e oryginalne przeróbki s³ynnych polskich przebojów („Zegar-mistrz œwiat³a”, „Do ³ezki ³ez-ka”, „Na wszystkich dworcach œwiata”, „Romanca Cherubi-na”). W sumie, ponad godzina kapitalnej muzyki dos³ownie dla ka¿dego.

Nr 1/2 (65/66) Luty 2012

Page 8: Riviera 65/66

8 ROZMOWA RIVIERY

Ma³gorzata Niemen – modelka, malarka, aktorka, a prywatnie ¿ona Czes³awa Niemena by³a

goœciem sopockiej Ergo Hestii. Podczas spotkania z cyklu „Po godzinach”, prowadzonego

przez Renatê Irsa i Wojciecha Fu³ka, opowiada³a o piêknie i m³odoœci, które przemijaj¹,

o mi³oœci, która trwa wiecznie i o muzyce mê¿a. Zdradzi³a nam te¿ swoj¹ najnowsz¹ pasjê...

Rozmowa Rozmowa stylizowanastylizowanaKrzysztof M. Za³uski

Riviera: Pani Ma³gorzato,

pani m¹¿ przez wiele lat

zwi¹zany by³ z Sopotem. Mie-

szka³ tu po repatriacji do Pol-

ski z Grodzieñszczyzny, tu

równie¿ odnosi³ swoje pierw-

sze sukcesy artystyczne. Pod-

czas spotkania „Po godzi-

nach”, zorganizowanego

przez sopock¹ Grupê Ergo

Hestia, wspomnia³a pani, ¿e

woli stary Sopot… Czy to

znaczy, ¿e ten nowy, betono-

wy nie przypad³ pani do

gustu?

Ma³gorzata Niemen: Po-

doba mi siê ca³y Sopot, ale

g³ównie – i to nie tylko w So-

pocie – moj¹ uwagê przyci¹ga

to, co jest zamierzch³e, pokryte

patyn¹: secesyjne kamienice,

podniszczone elewacje, rdze-

wiej¹ce puszki w na pó³

zdzicza³ych ogrodach, prze-

wracaj¹cy siê p³ot, jakieœ

okienko, ju¿ wykrzywione, ale

jeszcze z firank¹… widaæ, ¿e

ktoœ tam mieszka, mo¿e jakaœ

tajemnicza staruszka. Dla mnie

jest to tak piêkny widok, ¿e od

razu chcia³abym to sfotogra-

fowaæ i w ten sposób uwiecz-

niæ. Tak samo fascynuj¹ mnie

ludzie starsi, dojrzali, ich po-

orane, zmêczone twarze… I

coraz czêœciej zastanawiam siê,

dlaczego podoba mi siê w³aœnie

taka rzeczywistoϾ.

Mo¿e dlatego, ¿e jest natu-

ralna, a nie podrabiana. I dla-

tego, ¿e ten powolny rozpad

uzmys³awia nam jacy jesteœ-

my krusi, i ile ten wyœcig zni-

k¹d donik¹d jest naprawdê

wart…

Byæ mo¿e. Mo¿e w³aœnie w

ten sposób przemawiaj¹ przeze

mnie doœwiadczenia modelki,

tamten œwiat, w którym wszy-

stko musia³o byæ sterylne,

lœni¹ce i œliczne. Ale ja ju¿ od

dawna wiem, ¿e tamten ca³y

blichtr, to nie jest prawdziwe

¿ycie. Rzeczywistoœæ, to tram-

waje, poci¹gi podmiejskie, lu-

dzie z siatami, starsze panie ze

spracowanymi rêkami. Tak…

mo¿e znalaz³ pan odpowiedŸ na

moje pytanie.

17 stycznia minê³a ósma

rocznica œmierci Czes³awa

Niemena. Proszê powiedzieæ,

czy wtedy, gdy pani m¹¿ je-

szcze ¿y³, by³a pani bardziej

¿on¹ czy modelk¹?

Zawsze dom by³ na pierw-

szym planie. Aczkolwiek sto-

sowa³am taki system „p³odo-

zmianu” – jak ja to nazywam.

Kiedy ju¿ za d³ugo by³am w

domu, co sprowadza³o siê do

obiadków, dzieci, szko³y, to

zaczyna³am têskniæ za garde-

rob¹, pogaduchami z kole¿an-

kami, próbami, wybiegiem. Z

kolei, gdy za du¿o by³o

pokazów, o niczym innym nie

marzy³am, jak tylko o powrocie

do domu, o tym, ¿e w ciszy

zapalam lampkê, rysujê i nie

muszê z nikim rozmawiaæ, nikt

niczego ode mnie nie chce. I

myœlê, ¿e ka¿demu cz³owieko-

wi potrzebny jest taki w³aœnie

„p³odozmian”. Bez niego tru-

dno zachowaæ równowagê.

Czy nie przeszkadza³o pa-

ni, ¿e m¹¿ jest, jakbyœmy to

teraz nazwali, megagwiazd¹?

Czy odczuwa³a pani jak¹œ

presjê, potrzebê œcigania siê z

Czes³awem Niemenem na

talenty?

O ¿adnym œciganiu siê nie

by³o mowy. Przede wszystkim

dlatego, ¿e reprezentowaliœmy

zupe³nie inne dziedziny artys-

tyczne. Zreszt¹ Czes³aw czêsto

powtarza³: „jak to dobrze, ¿e ty

nie œpiewasz”. Myœlê, ¿e gdy-

bym by³a piosenkark¹, mo¿e to

wnoszenie spraw zawodowych

do domu w jakiœ sposób rzeczy-

wiœcie prowadzi³oby do nie-

zdrowej konkurencji. S³y-

sza³am, ¿e ma³¿eñstwa aktor-

skie maj¹ czêsto takie pro-

blemy. A my siê nawzajem uzu-

pe³nialiœmy. Na przyk³ad, kie-

dy Czes³aw pisa³ jakiœ felieton,

to ja by³am jego pierwsz¹ czy-

telniczk¹, recenzentk¹ i redak-

tork¹… On te¿, ale z wielkim

wyczuciem, jako pierwszy

ocenia³ moje dokonania.

Czes³aw Niemen w mo-

mencie przyjazdu do powo-

jennej Polski mia³ 19 lat. Czy

doœwiadczenia wywiezione z

Grodzieñszczyzny i kresowa

tradycja mia³y wp³yw na

pañstwa rodzinê, zwyczaje?

Czy na przyk³ad œwiêta Bo-

¿ego Narodzenia w pañstwa

domu mia³y jakiœ inny, kre-

sowy charakter?

Mam wra¿enie, ¿e ludzie z

Kresów s¹ bardziej dobro-

duszni i harmonijni, ni¿ ci z

centralnej Polski. Czes³aw by³

tego najlepszym przyk³adem –

by³ wyj¹tkowo ciep³y i ¿ycz-

liwy dla œwiata. Mia³ sta³¹,

niewielk¹ grupê przyjació³,

oczywiœcie nie z bran¿y… A

œwiêta? Od siostry Czes³awa,

Jadwigi, nauczy³am siê robiæ

przepyszne pierogi. Wrzuca siê

je do gor¹cego oleju, a nie do

wody, jak te nasze. To, zwyk³e z

pozoru, a jednak niezwyk³e,

danie przypomina³o Czes³a-

wowi dom rodzinny… Lubi³

te¿ bardzo kutiê przygotowy-

wan¹ przez moj¹ mamê.

Czy to prawda, ¿e pani

m¹¿ przyzna³ przed œmierci¹,

¿e jest Bia³orusinem… Tak

pisz¹ o nim bia³oruskie ga-

zety.

Ciekawe komu to powie-

dzia³ i w jakich okolicznoœ-

ciach? Tak w³aœnie powstaj¹

legendy. Có¿, do ludzi wy-

j¹tkowych wszyscy przyznaj¹

siê ochoczo. W domu Cze-

s³awa zawsze rozmawiano po

polsku. Na szczêœcie ju¿ dziœ

mo¿emy g³oœno mówiæ, ¿e tam

by³a Polska. Jego rodzina

zostata³a repatriowana z Kre-

sów Wschodnich, dlatego

w³aœnie, ¿e byli Polakami, a nie

Bia³orusinami. Wszyscy Pola-

cy, których nazwiska koñczy³y

siê na -cki, lub -ski byli tam

niemile widziani po huraganie

II wojny œwiatowej… Przez

lata dom Czes³awa w Starych

Wasiliszkach pe³ni³ rolê skle-

pu, potem go zamkniêto. Teraz

przysposobiono na ma³e muze-

um. Jeszcze w latach siedem-

dziesi¹tych Czes³aw by³ w

Starych Wasiliszkach i to nie-

legalnie w œwietle prawa

bia³oruskiego. Pojecha³ tam ze

Nr 1/2 (65/66) Luty 2012

fot.

kmz

fot. kmz

Page 9: Riviera 65/66

9ROZMOWA RIVIERY

Wystawa fotograficzna

znajomym – a po powrocie

powiedzia³, ¿e to ju¿ nie jest

kraj jego dzieciñstwa. To co

dobre z tamtych czasów, zo-

sta³o tylko w jego pamiêci.

Postanowi³ wiêcej tam nie

wracaæ.

Czym siê pani obecnie zaj-

muje?

Przede wszystkim sprawami

mê¿a. Zabiegam miêdzy in-

nymi o ¿yczliwoœæ sponsorów

(co nie jest wcale takie proste),

którzy pomogliby mi zrealizo-

waæ pewne projekty. Pamiê-

taj¹c rozterki mê¿a w zwi¹zku

z naruszeniami jego praw

autorskich, staram siê równie¿ i

na tê sferê prawn¹ zwracaæ

uwagê – niestety s¹ osoby,

które samowolnie i bez zgody

spadkobierców, korzystaj¹ z

nagrañ mê¿a, tym samym

naruszaj¹c jego prawa wy-

konawcze i producenckie.

Wspó³pracujê te¿ z Polskimi

Nagraniami i Polskim Radiem.

Ostatnio radiowcy odkopali w

archiwach piosenki Czes³awa i

zosta³y one wydane na p³ycie

„Pamiêtam ten dzieñ”. Jest to

bardzo interesuj¹ce wydaw-

nictwo, bo pokazuje transfor-

macjê wokaln¹ artysty, po-

cz¹wszy od lat szeœædzie-

si¹tych po osiemdziesi¹te… A

poza tym postanowi³am po-

szerzyæ swoj¹ wiedzê foto-

graficzn¹ i zaczê³am naukê w

Warszawskiej Szkole Filmo-

wej, na wydziale fotografii.

A gdzie mo¿na zobaczyæ

efekty pani studiów?

W ubieg³ym roku, w rocz-

nicê katastrofy smoleñskiej

przed jednym z urzêdów w War-

szawie, przez dwa tygodnie

mo¿na by³o ogl¹daæ moje

„Flagi”. By³ to cykl fotografii,

które zrobi³am w dniu rozbicia

siê samolotu prezydenckiego.

By³am pod ogromnym wra¿e-

niem, w jaki sposób warsza-

wiacy zareagowali na tê tra-

gediê. Ludzie wywieszali flagi,

do których przywi¹zywali nie

tradycyjne czarne tasiemki,

lecz to, co kto mi¹³ pod rêk¹ -

czarne koronkowe apaszki,

gruby szalik zimowy, skrawki

jakichœ tkanin. Wyczuwa³o siê

autentyczny ból, chêæ dania

wyrazu swojemu wspó³odczu-

waniu. By³o to dla mnie

niezwyk³e prze¿ycie. Musia-

³am utrwaliæ te chwile… Ostat-

nio zaproszono mnie równie¿

do wziêcia udzia³u w wystawie

fotograficznej fundacji „Itaka”.

Odbywa³a siê ona w ramach

kampanii antydepresyjnej skie-

rowanej do kobiet. No i to na

razie tyle. Przede mn¹ jeszcze

du¿o nauki.

W ostatnim rankingu mie-

siêcznika Forbes na sto naj-

popularniejszych gwiazd

polskiego show-biznesu zna-

laz³a siê pani na 71. pozycji,

wyprzedzaj¹c m.in. Magdê

Mo³ek, Annê Muchê, Justynê

Steczkowsk¹ i… Bogus³awa

Lindê. Ma³o tego, rok temu

plasowano pani¹ jedynie na

339. miejscu. Jak pani utrzy-

muje tak¹ kondycjê?

Szczerze mówi¹c by³am

bardzo zaskoczona tym ran-

kingiem. Dowiedzia³am siê o

nim przypadkiem i potrakto-

wa³am z przymru¿eniem oka.

Nie wiem, jakie s¹ kryteria

takich, a nie innych wyborów.

A poza tym nie czujê siê gwia-

zd¹. To wszystko to jedynie

s³owa, s³owa, s³owa…

Dziêkujê pani za rozmowê

i ¿yczê pogody ducha i dal-

szych sukcesów.

Fot. Krzysztof

M. Za³uski

„Uwaga kobieta - uwaga kobiecoœæ” wernisa¿ w Dworze Oliwskim

19 stycznia w sopockiej siedzibie Ergo

Hestii odby³o siê spotkanie z artystk¹. Lidia

Popiel opowiada³a o sztuce, o technikach

fotograficznych, o œwiecie mody, emocjach i o

wra¿liwoœci... Z kolei 21 stycznia, w gdañskim

Dworze Oliwskim, odby³ siê wernisa¿ jej

wystawy fotograficznej „Uwaga kobieta - uwaga

kobiecoœæ”. Popiel zaprezentowa³a portrety

znanych Polek: aktorek, piosenkarek i artystek -

wybitnych kobiet, które fotografowa³a na

przestrzeni ostatnich 20 lat. Wœród nich

znalaz³y siê m.in. Ma³gorzata Niemen, Krystyna

Janda, Bogna Sworowska, Magda Umer,

Aleksandra WoŸniak, Aleksandra Nieœpielak,

Ewa Wajnert, Beata Kawka, Natalia Kukulska,

Agata Kulesza, Ilona Felicjañska, Anna Ibisz,

Karolina Korwin-Piotrowska, Monika Œwitaj.

Zdjêcia Lidii Popiel mo¿na ogl¹daæ do 21 marca

br. w Hotelu „Dwór Oliwski” przy ul. Bytowskiej 4.

W najbli¿szym wydaniu „Riviery” za-

mieœcimy wywiad z artystk¹. (kmz)

Lidia Popiel mówi o sobie, ¿e jest fotografk¹. Jej zdjêcia ukazywa³y siê na

ok³adkach wielu popularnych czasopism, m.in.: „Zwierciad³a”, „Pani”,

„Sukcesu”, „Machiny”, „Sceny” i „Gentlemana”. Od paru lat wyk³ada w

Warszawskiej Szkole Filmowej. By³a równie¿ wziêt¹ modelk¹. Prywatnie jest

¿on¹ Bogus³awa Lindy.

Lidii Popiel

Nr 1/2 (65/66) Luty 2012

fot. kmz

fot. kmz

Moj¹ uwagê przyci¹ga szcze-gólnie para: Teresa Tuszyñska i Zbigniew Cybulski, graj¹cy w filmie „Do widzenia, do jutra” z roku 1960, w re¿yserii Janusza Morgensterna. Film opowiada o romantycznej, niespe³nionej mi³oœci. Co istotne wiêkszoœæ scen krêcona by³a w urokliwych miejscach Trójmiasta.

Tak siê z³o¿y³o, ¿e jako dziecko, przez moment z bliska podgl¹da³em filmowanie epi-zodu na gdyñskich kortach te-nisowych na Polance Red³ow-skiej. A dozna³em tego za-szczytu, gdy¿ moja mama, jako zawodniczka Arki Gdynia, bê-d¹c wicemistrzyni¹ Wybrze¿a w tenisie, udziela³a lekcji gry Zbigniewowi Cybulskiemu. Pamiêtam, ¿e ten wybitny pol-ski aktor, nazywany polskim Jamesem Deanem, mia³ du¿e trudnoœci z wcelowaniem ra-kiet¹ w pi³kê. Ale poniewa¿ film jest magiczn¹ sztuk¹ iluzji, to po odpowiednim monta¿u,

Upiorna NocUpiorna Noc8 stycznia br. minê³a 45. rocznica œmierci gwiazdy Polskiego Kina - Zbigniewa Cybulskiego.

Maciej Szemelowski

W nat³oku kinematograficznej pulpy udaje mi siê czasem upolowaæ

interesuj¹cy film. Za ka¿dym razem w oczekiwaniu na seans,

spacerujê wzd³u¿ galerii sopockiego Multikina i z rozrzewnieniem

ogl¹dam czarno-bia³e fotografie rozpiête na œcianach. S¹ na nich

twarze lekko wyblak³ych gwiazd polskiego kina.

na ekranie nasz bohater zaist-nia³, jako rasowy tenisista.

Któregoœ wieczoru, tu¿ po pracy na planie Cybulski przy-szed³ do mojej mamy z olbrzy-mim bukietem kwiatów. Dziê-kowa³ jej za udzielone lekcje. A uczyni³ to z pe³n¹ galanteri¹ i ca³ym kunsztem aktorskim. Wi-dz¹c tak romantyczn¹ scenê,

prawie filmow¹, zazdrosny i za-p³akany uciek³em z domu, i zaszy³em siê w pobliskim lesie. Spêdzi³em w nim pó³ nocy, zwiniêty w k³êbek i przytulony do drzewa, tu¿ obok bezimien-nego grobu. Nade mn¹ szumia-³y konary drzew i z³owrogo wy³ wiatr od morza. Moja atrakcyjna mama, adorowana przez polskiego Deana, nie od razu zorientowa³a siê, ¿e prze-pad³em jak „kamieñ w wodê”, a zatoka by³a tu¿ tu¿. Na szczê-œcie po paru godzinach odna-laz³a mnie w tej upiornej sce-nerii. I tak szczêœliwie skoñ-czy³a siê moja przygoda z pol-skim filmem i ze Zbigniewem Cybulskim w roli g³ównej.

Kadr z filmu „Do widzenia, do jutra”, na zdjêciu Zbigniew Cybulski i Teresa Tuszyñska,

Sopot, ul. W³adys³awa IV. Fot. archiwum

Fot.

kmz

Page 10: Riviera 65/66

10 SPEAKER’S CORNER

… Wydawa³o siê, ¿e po wyborach konflikt na linii Platforma - Kocham Sopot zakoñczy siê, bo w koñcu najwa¿niejsze mia³o byæ dobro mieszkañców. Ale zdaje siê, ¿e ktoœ czegoœ nie zrozumia³, albo zrozumieæ nie chcia³. Niedawna, nieudana próba odwo³ania Przewodnicz¹cego sopockiej Rady Miasta, Wojciecha Fu³ka z obywatelskiego ruchu „Kocham Sopot” przez radnych PO jest chyba wystarczaj¹cym tego dowodem. Widaæ, ¿e poplecznicy Jacka Karnowskiego nie chc¹ ¿adnego porozumienia i kompromisu w sprawach dla mieszkañców i Sopotu wa¿nych, ale bawi¹ siê w „gry wojenne”, nie maj¹ce nic wspólnego z prawdziw¹ demokracj¹. Dobrze odda³ to jeden z trójmiejskich dziennikarzy konstatuj¹c „pomachali szabelk¹”. Zg³aszanie tego typu wniosków w przeddzieñ posiedzenia Rady Miasta, próby „wyrwania” kogoœ z krêgu „Kocham Sopot”, czy te¿ absurdalne i nieprawdziwe zarzuty pod adresem niegdyœ swojego lojalnego zastêpcy, a obecnie wroga numer jeden nie zas³ugiwa³yby nawet na powa¿ny komentarz, gdyby nie fakt, ¿e jest to wrêcz kpina z zasad demokracji, przenoszenie najgorszych wzorców partyjnej polityki na poziom lokalny i brak poszanowania dla mieszkañców.

Musi chyba niektórych bardzo boleæ fakt, ¿e wiêkszoœæ sopockiej Rady to ludzie, którzy nie chc¹ byæ biern¹ maszynk¹ do g³osowania w rêkach prezydenta, chc¹ za to mieæ realny wp³yw na to, co w mieœcie siê dzieje i chc¹, aby najwa¿niejsze decyzje zapada³y w Sopocie w realnych konsultacjach z mieszkañcami.

I s³usznie Wojciech Fu³ek nie chcia³ komentowaæ ca³ej sytuacji, uznaj¹c ca³¹ sprawê za brudn¹, polityczn¹ grê, w której trudno by³o nie dostrzec podra¿nionej ambicji Jacka Karnowskiego. Bo mówili o tym niemal bez ¿adnego za¿enowania ci, którzy wykazali siê np. przez ostatni rok najwiêksz¹ absencj¹ na komisjach i sesjach (jak np. radna PO Ma³gorzata Maj, nieobecna na 10 komisjach) i których trudno nawet podejrzewaæ o jak¹œ wiêksz¹ aktywnoœæ samorz¹dow¹, skoro czêsto udowadniaj¹ swoimi wypowiedziami, ¿e nawet nie raczyli przeczytaæ treœci uchwa³, nad którymi g³osuj¹.

Próby rozwi¹zañ „si³owych” oraz zapowiedzi „przekupienia” innych radnych, aby zdobyæ wiêkszoœæ w sopockiej Radzie œwiadcz¹ tylko o tym, ¿e ktoœ nie wyci¹gn¹³ ¿adnych wniosków z prawdziwej lekcji demokracji, jak¹ by³y ostatnie wybory samorz¹dowe w Sopocie. To smutne, ale i wyj¹tkowo pouczaj¹ce dla wszystkich sopocian.

Pozdrawiam - Jerzy Krajnoch

Listy czytelników

Pomachali szabelk¹

…Ostatnio wpad³o mi w rêce ca³kiem interesuj¹ce podsu-mowanie ilustruj¹ce aktywnoœæ sopockich radnych w 2011 roku. Do najbardziej aktywnych (mierzone obecnoœci¹ na posiedzeniach komisji, na sesjach oraz iloœci¹ z³o¿onych interpelacji) zaliczaj¹ siê radni: Piotr Kurdziel, Wojciech Fu³ek oraz Anna Stasierska – wszyscy z „Kocham Sopot” oraz Bartosz £apiñski (PiS). Do najwiêkszych leni nale¿¹ natomiast radni PO: Marek Bogacki (17 nieobecnoœci na komisjach), Ma³gorzata Maj (10) oraz Grzegorz Wendykowski (7), na sesje nie przychodz¹ – Barbara Gierak-Pilarczyk i Pawe³ Miêkus (obydwoje z PO – po 3 nieobecnoœci). Te statystyczne dane to chyba œwietny materia³ do refleksji i wyci¹gniêcia wniosków przez mieszkañców, którzy na nich g³osowali… W koñcu diety tych ludzi pochodz¹ z naszych podatków.

Serdecznoœci - JH (imiê i nazwisko do wiadomoœci redakcji)

Diety za lenistwo?

Idea bud¿etu obywatelskie-go by³a jedn¹ z propozycji, zg³aszanych w okresie wybor-czym przez kandydatów na rad-nych z ruchu „Kocham Sopot”. By³a jednym z pomys³ów na szersze w³¹czenie sopocian w tworzenie bud¿etu miasta, a tym sam stanowiæ mia³a kolejny etap w budowaniu spo³eczeñ-stwa obywatelskiego.

Trudne pocz¹tkiMieszkañcy Sopotu od lat

aktywnie uczestnicz¹ we wszy-stkich wyborach i referendach (frekwencja wynosi zawsze po-wy¿ej 50 %), pracuj¹ w prawie dwustu stowarzyszeniach i fundacjach, dzia³aj¹cych na te-renie miasta, co œwiadczy o wy-j¹tkowej œwiadomoœci obywa-telskiej i poczuciu odpowie-dzialnoœci za los swojej „ma³ej ojczyzny”. Te dane zachêci³y nas do podjêcia próby stwo-rzenia bud¿etu obywatelskiego, który da³by mieszkañcom mo¿-liwoœæ jeszcze g³êbszego za-anga¿owania siê w finanse mia-sta, ale te¿ nak³ada³by na sopo-cian odpowiedzialnoœæ za in-westycje, które maj¹ byæ reali-zowane w mieœcie. Podejmuj¹c rezolucjê wierzyliœmy, ¿e uda nam siê zachêciæ mieszkañców do w³¹czenia siê w tê sprawê. Zdawaliœmy sobie przy tym sprawê, ¿e nie bêdzie to zadanie ³atwe. Konsekwencj¹ przeg³o-sowania tej rezolucji by³o powo³anie doraŸnej Komisji ds. Bud¿etu Obywatelskiego, któ-rej zosta³am przewodnicz¹c¹.

Trudnoœæ pracy komisji polega³a te¿ na tym, ¿e komisja musia³a wypracowaæ sobie no-we wzorce i tematy spotkañ, funkcjonowa³a bowiem na zupe³nie innych zasadach, ni¿ pozosta³e, sta³e komisje Rady Miasta, opiniuj¹ce projekty przygotowywane przez pra-cowników wydzia³ów UM ewentualnie radnych.

Bud¿et Obywatelski w Sopocie

Od idei do realizacji Od idei do realizacji

Gra¿yna Czajkowska

W maju 2011 Rada Miasta przyjê³a rezolucjê o wprowadzeniu elementów bud¿etu obywatelskiego do bud¿etu miasta

Sopotu na rok 2012. Rezolucja g³osi³a, ¿e mieszkañcy bêd¹ mogli sami zg³aszaæ propozycje wydatków i wspólnie je

opracowywaæ podczas Forum Mieszkañców. W bud¿ecie miasta mia³a zostaæ zarezerwowana kwota na projekty

mieszkañców w wysokoœci 3 mln z³, czyli 1 % bud¿etu. Propozycje najwy¿ej ocenione w g³osowaniu mia³y znaleŸæ siê

w projekcie bud¿etu, a wynik g³osowania mia³ byæ wi¹¿¹cy dla radnych i prezydenta miasta.

Zbêdna inicjatywa?Cz³onkowie komisji spot-

kali siê na oœmiu posiedzeniach, podczas których uda³o nam siê przygotowaæ harmonogram pracy, zasady dzia³ania bud¿etu obywatelskiego, wzór wniosku, na podstawie którego miesz-kañcy mogliby zg³aszaæ swoje projekty oraz opracowaæ regu-lamin g³osowania.

Pierwsze posiedzenia ko-misji by³y doœæ burzliwe, gdy¿ pan prezydent od pocz¹tku pod-kreœla³, ¿e od lat konsultuje bud¿et miasta z mieszkañcami i w zwi¹zku z tym bud¿et obywatelski nie jest potrzebny. Stara³am siê przekonywaæ przeciwników tej idei, ¿e bud¿et obywatelski jest inn¹ , komple-mentarn¹ form¹ tworzenia czêœci bud¿etu. W ¿adnym stopniu nie jest konkurencyjny, nie przeszkadza w prowadzeniu konsultacji spo³ecznych przez prezydenta, dotycz¹cych ca³ego projektu przygotowywanego przez urzêdników Urzêdu Miasta. W wyniku wypracowa-nego porozumienia opracowa-liœmy dwie ulotki informacyjne skierowane do mieszkañców, zorganizowaliœmy 21 spotkañ z mieszkañcami w czterech czêœ-ciach miasta.

A jednak, pomimo oporu Pierwszy etap, maj¹cy cha-

rakter informacyjny, przekazu-j¹cy ideê bud¿etu obywatel-skiego odby³ siê na pocz¹tku wrzeœnia ub. roku. Spowodowa³ on jednak niewielki odzew ze strony sopocian. Sta³o siê tak przede wszystkim z powodu ma³o efektywnego kolporta¿u ulotek, które mimo zapewnieñ urzêdników UM, nie dotar³y do wszystkich gospodarstw w mieœcie.

Drugi etap - ulotki zawie-raj¹ce propozycje mieszkañców zweryfikowane przez Komisjê pod wzglêdem formalno- praw-nym, zosta³y rozes³ane do do-mów pod koniec paŸdziernika, a spotkania w 4 czêœciach mia-sta odby³y siê na pocz¹tku listopada. Sopocianie zg³aszali projekty do 14 paŸdziernika i po tym terminie, przed g³osowa-niem mia³o odbyæ siê Forum wszystkich mieszkañców, aby mogli oni w podgrupach dys-kutowaæ na zg³oszonymi pro-jektami.

Formu³y tej jednak nie uda³o nam siê wprowadziæ, z powodu oporu przedstawicieli prezydenta. Podobnie nie uda³o siê przeg³osowaæ przez Ko-misjê regulaminu g³osowania, który dawa³by mieszkañcom mo¿liwoœæ oceny w skali np. 1 do 5 zg³oszonych projektów, a wyniki by³yby liczone w sposób proporcjonalny, a nie wiêkszoœ-ciowy.

Sopockie spo³eczeñstwo obywatelskie

Du¿ym zdziwieniem, szcze-gólnie dla sceptyków pomys³u, by³o z³o¿enie prawie 500 wniosków przez mieszkañców, w tym 110 projektów inwesty-cyjnych. Propozycje dotyczy³y nie tylko ma³ych inwestycji lokalnych zwi¹zanych z napra-w¹ chodnika, ulicy, schodów, stworzenia placu zabaw itp. Pojawi³y siê równie¿ projekty dotycz¹ce ca³ego miasta, takie jak problem segregacji œmieci, dofinansowanie schroniska dla zwierz¹t, czy pomoc spó³dziel-niom mieszkaniowym i ma³ym firmom w pozyskiwaniu œrod-ków unijnych oraz dodatkowe po³¹czenie autobusowe z Gdañ-skiem.

Ma³e projekty inwestycyjne zg³oszone przez mieszkañców by³y w du¿ej czêœci zbie¿ne z planami miasta (ZDiZ) i w trakcie dalszych prac w Komisji mówiliœmy ju¿ o kwocie 1 mln z³ na dzielnicê (okrêg wybor-czy) miasta, któr¹ prezydent miasta zdecydowa³ prze-znaczyæ na bud¿et obywatelski. W g³osowaniu wziê³o udzia³ prawie 3 tysi¹ce sopocian (9 % uprawnionych do g³osowania) , co by³o dobrym wynikiem, w zestawieniu chocia¿by z wczeœ-niej przeprowadzanymi przez Urz¹d ankietami, na które odpowiada³o najwy¿ej tysi¹c osób. A bior¹c pod uwagê, ¿e nasz pomys³ jest ca³kowicie nowy na gruncie ogólnopol-skim, mo¿na nawet powiedzieæ, ¿e by³ to wynik bardzo dobry. Równie¿ w porównaniu do za-anga¿owania mieszkañców miast europejskich i ame-rykañskich, które w ostatnich latach wprowadzi³y u siebie bud-¿et inaczej zwany partycypacyj-nym, wynik ten jest te¿ zada-walaj¹cy.

Pomys³ nowy, ale nie jedynyPodsumowuj¹c, nie wszyst-

ko uda³o siê wprowadziæ - sposób g³osowania, Forum Mie-szkañców. Poza tym prezydent Karnowski ostatecznie przesu-n¹³ kilka projektów i w³¹czy³ do projektu bud¿etu miasta te, któ-re zyska³y trochê mniej g³osów. I tak pojawi³ siê w bud¿ecie wniosek dotycz¹cy moderniza-cji stadionu Ogniwa i remont uli-cy Kolberga. W sumie nierówno zosta³y rozdysponowane kwoty pomiêdzy cztery czêœci miasta. Ostatecznie koszt przedsiê-wziêæ inwestycyjnych bud¿etu obywatelskiego zamkn¹³ siê kwot¹ prawie 7 mln z³otych. Mamy jednak nadziejê, ¿e idea bud¿etu obywatelskiego bêdzie kontynuowana w przysz³ych latach, co pozwoli na poprawê pewnych technicznych i regula-minowych rozwi¹zañ, a przede

wszystkim usprawni akcjê informacyjn¹ w mieœcie. Miesz-kañcy poznali ju¿ tê mo¿liwoœæ i zapewne bêd¹ chcieli jeszcze szerzej zaanga¿owaæ siê w zg³aszanie, a nastêpnie wybór propozycji inwestycyjnych w naszym mieœcie.

Podczas pracy w Komisji spotyka³am siê z doœæ du¿ym zainteresowaniem mediów na ten temat. Po opublikowaniu wyników g³osowania otrzyma-³am propozycjê spotkania i podzielenia siê uwagami na temat procesu wprowadzania bud¿etu obywatelskiego w Sopocie. Prezentacjê tak¹ przestawi³am w £odzi podczas seminarium „Bud¿et partycypa-cyjny w du¿ym mieœcie – czy to mo¿liwe?”, zorganizowanym przez Centrum Promocji i Roz-woju Inicjatyw Obywatelskich OPUS oraz podczas spotkania z radnymi dzielnicowymi w Gdañsku. W du¿ych miastach jest to proces trudny do przepro-wadzenia na skalê ca³ego mia-sta, ale mo¿liwy do wprowa-dzenia w dzielnicach. W³aœnie w £odzi w kilku dzielnicach wprowadzono do bud¿etu dziel-nicy propozycje przeg³osowane przez mieszkañców.

W Polsce bud¿et obywatel-ski jest ide¹ now¹, ale w ostat-nich latach pojawi³o siê wiele inicjatyw, które maj¹ bardziej zaanga¿owaæ Polaków w ¿ycie spo³eczne i tym samym budo-waæ spo³eczeñstwo obywatel-skie.

S¹ to m.in.: Fundacja Lesz-ka Balcerowicza - Forum Oby-watelskiego Rozwoju, Akade-mia Obywatelska przy Insty-tucie Lecha Wa³êsy, czy nowa ustawa samorz¹dowa przygoto-wywana przez prezydenta Bro-nis³awa Komorowskiego, która ma wzmocniæ udzia³ miesz-kañców w dzia³aniach samorz¹-du terytorialnego.

Od grudnia 2010 roku jest radn¹

miasta Sopotu, przewodniczy doraŸ-

nej Komisji ds. Bud¿etu Obywatel-

skiego.

W Polsce œrednio uchwala siê œrednio osiem ustaw mie-siêcznie. Do tego dochodz¹ delegacje ustawowe w postaci aktów wykonawczych. Tym samym organ posiadaj¹cy dotychczas mniej kompeten-cji, uzyskuje mo¿liwoœæ reali-zacji zadañ dotychczas po-wierzonych tylko organowi

wy¿szego rzêdu. Organy takie s¹ poddane mniejszej kontroli spo³ecznej, co rodzi okreœlone zagro¿enia dla spo³eczeñstwa.

Przeregulowana gospodarka gorzej siê roz-wija, to bana³ powtarzany w mediach. S³aboœci

organów wykonawczych pañstwa nie próbuje siê leczyæ, tylko wprowadza siê kolejne regulacje, koncesje, licz¹c na to, ¿e ograniczenie dostêpu do rynku wymusi wzrost jakoœci us³ug i wy-eliminuje nieuczciwe praktyki.

Niestety, nie wyeliminuje. Rodzi natomiast konkretne wyliczalne koszty dla obywateli i firm. Zyskuj¹ nieliczni beneficjenci, traci spo³eczeñstwo. Nasz proces legislacyjny przewiduje szacowanie wp³ywu stanowionego prawa na bud¿et pañstwa.

Moja propozycja: niech opozycja zleca sza-cowanie kosztów spo³ecznych, dla gospodarki uchwalanego prawa, przepisów wykonawczych, rozporz¹dzeñ ni¿szego szczebla. Ktoœ musi zadbaæ o ogó³ spo³eczeñstwa, nie tylko okreœ-lonych grup interesów. Ich zysk wynikaj¹cy z ograniczenia rynku, to zubo¿enie konsumentów, wolniejszy rozwój kraju.

Poznajmy skalê kosztów stanowienia z³ego prawa. Nie iloœæ przepisów, ale ich jakoœæ, efektywnoœæ aparatu wykonawczego stanowi o jakoœci pañstwa!

Widziane z Warszawy

Mariusz Patey

Liczy siê jakoœæ, nie iloœæLiczy siê jakoœæ, nie iloœæ

Nr 1/2 (65/66) Luty 2012

Page 11: Riviera 65/66

11TRÓJMIASTONr 1/2 (65/66) Luty 2012

Reprezentuj¹cy „Solidarn¹ Polskê” w Parlamencie Europej-skim, Jacek Kurski nie musi przepraszaæ prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego. Tak orzek³ S¹d Okrêgowy w Gdañsku.

Fina³ procesu Karnowski kontra Kurski

Europose³ Europose³ uniewinniony

fot.

jace

kkur

ski.b

logs

pot.c

om

Trzy lata temu, w lutym 2009 roku Jacek Kurski oœwiadczy³ pu-blicznie, ¿e Sopot, pod rz¹dami Jacka Karnowskiego staje siê „miastem bezprawia”. Za te s³owa prezydent kurortu wytoczy³ eurodeputowanemu sprawê, ¿¹daj¹c przeprosin i wp³aty 10 tysiêcy z³otych na sopockie hospicjum. Zdaniem s¹du wypowiedŸ Kur-skiego „mia³a charakter wyraŸnej walki politycznej”, oraz „pozwany mia³ prawo u¿yæ takich s³ów w ramach debaty publicznej”. (as)

Sopockie co niecoSopockie co nieco

lepszym i najbardziej bezpoœ-rednim rozumieniu tego s³owa.

„Konflikt nie jest czymœ z gruntu z³ym” – mówi³ Jacek. „Konflikt rozpoczyna rozmo-wê. Ludzie przedstawiaj¹ swoje stanowiska, swoje pogl¹dy, argumenty – zaczynaj¹ siê po-rozumiewaæ. Odmienne podej-œcie do tematu i konkretnej sprawy nie oznacza przecie¿, ¿e ludzie ró¿ni¹cy siê pogl¹dami s¹ dla siebie nieprzejednanymi, nienawidz¹cymi siê wrogami, walcz¹cymi na œmieræ i ¿ycie. Jeœli do konfliktu podejdziemy praktycznie, to oka¿e siê, i¿ mo¿e nosiæ on w sobie zal¹¿ek jakiegoœ porozumienia. Najczê-œciej jednak tych protestuj¹-

kapita³u, którego znaczenia w publicznych relacjach miêdzy ludzkich nasi politycy chyba do koñca nie rozumiej¹. Jeœli zgodzimy siê, ¿e konflikt roz-poczyna proces porozumiewa-nia siê, to musimy zgodziæ siê te¿, ¿e na samym jego koñcu jest jakiœ kompromis. A kom-promis z regu³y nie satysfakcjo-nuje do koñca ¿adnej ze stron i polega na koniecznoœci rezyg-nacji z czêœci swoich ¿¹dañ, po-mys³ów i projektów. Takie po-jêcie kompromisu – mam od dawna takie wra¿enie – niestety jest obce naszym tzw. elitom politycznym (i tym na szczeblu rz¹dowym, jak i wszystkich szczeblach samorz¹du), dla któ-rych istnienie politycznego „wroga”, którego nale¿y zwal-czaæ i niszczyæ wszelkimi metodami jest wa¿niejsze, ni¿ ja-kakolwiek forma porozumienia.

„Wróg nie œpi!” – takimi has³ami podsycaj¹ wolê walki w swoich szeregach polityczni mocodawcy, uzasadniaj¹c zasadê „cel uœwiêca œrodki”. A wystarczy – jak siê wydaje – pewna doza dobrej woli i przekonanie, ¿e kompromis w wiêkszoœci spraw jest nie tylko

mo¿liwy, ale nawet wskazany, bo uwzglêdnia ró¿ne, czêsto nawet przeciwstawne punkty widzenia. Nikt nie ma bo-wiem monopolu na racjê i „jedynie s³uszn¹ wizjê”. A po-rozumienie musi przecie¿ z definicji oznaczaæ rezygnacjê z czêœci swoich dogmatycz-nych przekonañ.

Ale czy to nie za trudne zadanie dla niektórych decyden-tów, przyzwyczajonych do ¿elaznej partyjnej dyscypliny – uznaæ (choæby tylko czêœciowo) racje swoich oponentów?

Dlatego tak wa¿ne zadanie przypada dziœ fundacjom, stowarzyszeniom i niesforma-lizowanym ruchom obywatel-skim: uaktywniæ swoje lokal-ne spo³ecznoœci, udowodniæ, ¿e – nawet bez grantów – mo¿na skutecznie dzia³aæ w ró¿nych sprawach i broniæ in-teresu mieszkañców oraz „dziedzictwa kulturowego” swoich ma³ych ojczyzn. Bo budowanie kapita³u spo³ecz-nego, z którego bêdziemy mogli czerpaæ wzorce i doœwiadczenia – równie¿ jako sopocianie – to rzeczywiœcie d³ugi proces, który dopiero siê rozpocz¹³.

Wojciech Fu³ek

rak mo¿liwoœci np. modernizacji i no-Bwych lokalizacji dla

stacji telefonii komórkowej – w sytuacji, kiedy telefon czê-sto staje siê ju¿ wszech-stronnym narzêdziem, zastê-puj¹cym komputer – jest bo-wiem na pewno prawnym i technologicznym anachroni-zmem, a taki restrykcyjny zapis w ustawie uzdrowisko-wej – ewidentnym bublem le-gislacyjnym. Bez komórki da siê jednak ¿yæ, równie¿ w uzdrowisku. Bez terenów zie-lonych, parków, lasów i ogro-

dów – te¿ da siê jakoœ ¿yæ, tylko co to za ¿ycie?

O naszym stosunku do przy-rody, ekologów, ochrony œrodo-wiska naturalnego mówi³ po mnie Jacek Bo¿ek, Prezes Klu-bu Gaja, doskonale znanego z wielu akcji i pomys³ów, zwi¹za-nych z szeroko pojêt¹ ekologi¹. Organizatorzy ustawili nas – œwiadomie i trochê prowoka-cyjnie – po dwóch stronach ba-rykady: „bezdusznej” admini-stracji samorz¹dowej i obywa-telskiego ruchu sprzeciwu. Ja-koœ nie pok³óciliœmy siê, ba, oka-za³o siê nawet, ¿e reprezentu-jemy bardzo zbli¿one do siebie wizje spo³eczeñstwa obywatel-skiego. Obywatelskiego w naj-

Niedawno bra³em udzia³ w miêdzynarodowej konferencji,

zwi¹zanej z nieuchronn¹ ekspansj¹ nowych technologii

i ich ingerencj¹ w nasze codzienne ¿ycie – zawodowe, pry-

watne, spo³eczne. By³em zaproszony do krótkiego wyk³adu

na temat polskich uzdrowisk i uwarunkowañ, zwi¹zanych

z ich funkcjonowaniem.

Kapita³ spo³ecznyKapita³ spo³eczny

Stadion oddano do u¿ytku dopiero 18 lipca, ale Stra¿ Po-¿arna zg³asza³a niedoróbki a¿ do sierpnia tego¿ roku. Za opóŸnienie wykonawca stadio-nu, czyli Hydrobudowa mia³a zap³aciæ karne odsetki. Jednak wykonawcy t³umaczyli, ¿e opóŸnienie wynik³o nie tylko z powodu d³ugotrwa³ych mro-zów i œnie¿yc ubieg³ej zimy, ale tak¿e na skutek poprawek, jakie za¿yczy³ sobie inwestor. Mia³o byæ tych poprawek a¿ 56, a ich wartoœæ Hydrobudowa wyli-czy³a na 15 milionów z³otych. Wobec rozbie¿noœci zdañ trze-ba by³o powo³aæ komisjê roz-jemcz¹. Weszli do niej: Fran-

Gdañsk. Za osiemnaœcie dni opóŸnienia Hydrobudowa zap³aci 4,696 mln z³otych.

Kara za PGE ArenêZgodnie z pierwotnym projektem stadion w Letnicy mia³ byæ wybudo-

wany do 20 stycznia 2011 roku. Kolejnym terminem sta³ siê 30 kwietnia,

jednak i on nie zosta³ dotrzymany. Miasto za¿¹da³o karnych odsetek.

ciszek Rogowicz – przewod-nicz¹cy, mecenas Krzysztof Karwacki – przedstawiciel Urzêdu Miasta Gdañska, oraz Andrzej Bochiñski, wskazany przez Hydrobudowê. Po dwóch miesi¹cach pracy komisja orzek³a, ¿e odsetki bêd¹ na-liczone od 1 do 18 lipca 2011 ro-ku. Za 18 dni opóŸnienia Hy-drobudowa zap³aci karê w wysokoœci 4.696.000 z³otych. Kwota ta zosta³a jednak po-mniejszona o milion z³otych za wymienione wy¿ej prace do-datkowe, których liczba wynio-s³a nie jak chcia³ wykonawca 56, lecz – zdaniem komisji – tylko 31. Tak wiêc ca³kowity

koszt budowy stadionu wyniós³ 700 milionów z³otych. Przed rozpoczêciem turnieju Euro 2012 konieczna jeszcze bêdzie wymiana murawy, za co zap³aci miasto.

W czerwcu na PGE Arena szczêœliwcy, którzy zdobêd¹ bilety na mecze, trzykrotnie zobacz¹ dru¿ynê Hiszpanii. W pierwszym meczu 10 czerw-ca pi³karze z Pó³wyspu Iberyj-skiego zagraj¹ z W³ochami, 14 czerwca z Chorwacj¹, a 18 czerwca z Irlandi¹. 22 czerw-ca na stadionie odbêdzie siê jeden z meczów æwieræfina³o-wych.

(as)

PGE arena w sumie kosztowa³a 700 mln z³otych, Hydrobudowa za jej wykonanie otrzyma³a 432 mln. Fot. kmz

Gdynia. Uroczyste obchody œwiêta miasta

I stuknê³o 86 lat…

Przez trzy miesi¹ce, od 15 lutego do 15 maja wszyscy absolwenci szkó³ œrednich mog¹ przyst¹piæ do sztur-mu na Gdyñsk¹ Szko³ê Fil-mow¹, mieszcz¹c¹ siê w za-bytkowym pa³acyku przy ulicy Folwarcznej 2.

Prócz zwyczajowych do-kumentów, takich jak œwia-dectwo maturalne, podanie, dwa zdjêcia, ¿yciorys itp. ka¿dy kandydat musi wp³aciæ na konto Pomorskiej Fundacji Filmowej 150 z³otych. Przy czym jest to jedyna, jednorazowa op³ata, poniewa¿ nauka w szkole, dla szczêœliwców, którzy siê do niej dostan¹, jest bezp³atna. Ale na tym nie koniec. Ka¿dy musi do³¹czyæ prace œwiadcz¹ce o powo³aniu do pracy artystycznej. A wiêc film, trwaj¹cy od 15 sekund do 10 minut, pomys³ na scenariusz krótkiego filmu fa-bularnego, oraz dokumental-nego, fotografie na temat „Moja Europa”, lub „Jak ¿yæ?”, oraz ewentualnie, inne posiadane dzie³a literackie, filmowe, foto-graficzne.

Lista kandydatów dopusz-czonych do egzaminów wstêp-nych zostanie og³oszona 15 czerwca. Egzaminy wstêpne od-bêd¹ siê w dniach od 30 czerwca do 3 lipca. Kandydaci bêd¹ musieli napisaæ krótk¹ opowieœæ filmow¹ na zadany temat, u³o¿yæ historiê na podstawie fotosów z filmu fabularnego i wyre¿yse-rowaæ scenê na zadany temat. Kto pokona ten próg bêdzie móg³ stan¹æ do ostatecznej rozgrywki, jak¹ bêdzie rozmowa kwalifikacyjna. Odbêdzie siê ona 4 lipca, a nazajutrz 15 szczêœliwców zostanie s³ucha-czami gdyñskiej „fabryki snów”.

(as)

Ciernista jest droga do Hollywood

Gdynia. Gdyñska Szko³a Filmowa prowadzi nabór studentów.

10 lutego 1926 roku Rada Ministrów Rzeczpospolitej Polskiej nada³a prawa miejskie wiosce Gdynia. Ta rocznica uroczyœcie obchodzona jest w morskiej stolicy Polski.

Miasto zosta³o udekorowane flagami, na p³ycie Marynarza Polskiego, na Skwerze Koœciuszki z³o¿ono kwiaty. W Teatrze Miejskim, gdzie tego dnia na specjalnej sesji urzêdowa³a Rada Miasta, zosta³y wrêczone Medale im. Eugeniusza Kwiatkowskiego za wybitne zas³ugi dla Gdyni, oraz nagrody „Czas Gdyni” za najlepsz¹ gdyñsk¹ inwestycjê roku 2011. Sesjê uœwietni³ koncert w wykonaniu orkiestry Polskiej Filharmonii Kameralnej z Sopotu, któr¹ dyrygowa³ Wojciech Rajski. W tym samym czasie ponad cztery tysi¹ce gdyñskich seniorów zosta³o zaproszonych na galê urodzinow¹ do hali Sportowo-Widowiskowej „Gdynia” przy ulicy Kazimierza Górskiego. Wys³uchali tam koncertu „S³odkie lata 20-te, 30-te”, oraz piosenek francuskich z repertuaru Edith Piaf i Jacques’a Brela. W niedzielê 12 lutego odby³a siê z kolei uroczysta msza œw. w intencji miasta. Celebrowana by³a w koœciele pod wezwaniem NMP przy ulicy Œwiêtojañskiej.

(as)

cych, w jakichœ sprawach druga strona (rz¹dowa, samorz¹dowa, biznesowa itp.) chce zniszczyæ i oœmieszyæ. Dlatego tak czêsto s³yszymy o „oszo³omach”, o „nawiedzonych ekologach”, o oderwaniu siê od rzeczywis-toœci… Zdecydowanie brakuje w Polsce czegoœ, co na ca³ym œwiecie nazywa siê kapita³em spo³ecznym.”

Miniony rok sta³ – nie tylko w Polsce - pod znakiem kryzysu kapita³u (tego dos³ownego) i kryzysu zaufania publicznego. Kapita³ spo³eczny – budowany nie w oparciu o karne, podpo-rz¹dkowane, zhierarchizowane i zwasalizowane struktury par-tyjne, ale w oparciu w³aœnie o obywatelskie zaufanie – jest czymœ bezcennym, co trudno siê buduje i odbudowuje, a ³atwo roztrwoniæ. Taki kapita³ kumuluje siê i pomna¿a tylko dziêki sieci spo³ecznych i oby-watelskich relacji, w których zaufanie odgrywa najwa¿niej-sz¹ rolê, a konflikt s³u¿y zna-lezieniu najlepszych rozwi¹zañ, a nie zniszczeniu przeciwnika.

Wydaje mi siê, ¿e Polska jest dopiero na pocz¹tku d³ugiego procesu budowy spo³ecznego

Page 12: Riviera 65/66

12 KULTURA Nr 1/2 (65/66) Luty 2012

a pocz¹tku lat dziewiêæ-dziesi¹tych popyt na niemieckie obywatelstwo przekroczy³ poda¿ i sytuacja nieco siê pokompli-kowa³a – nie wystarcza³ ju¿ ani okupacyjny bon na wêgiel, ani œwiadectwo szczepienia niemiec-kiego owczarka… W roku 1989 Niemcem móg³ zostaæ jednak jeszcze „ka¿dy, kto kiedykolwiek mia³ niemieckie obywatelstwo lub by³ potomkiem niemieckiego obywatela, zw³aszcza je¿eli mieszka³ na terytorium III Rzeszy w granicach z 1937 roku i kto w latach hitlerowskiej okupacji «naby³» niemieckie obywatelstwo

w ramach tak zwanej Niemieckiej Listy Narodowej”. Istotê owych imigracyjnych czarów, w wyniku których Untermensch stawa³ siê Übermenschem, oddaje najlepiej artyku³ stoszesnasty. Ustawy Zasadniczej Republiki Federalnej Niemiec. Paragraf ów, z iœcie rzym-sk¹ pedanteri¹, reguluje hamle-towsk¹ kwestiê bycia albo niebycia Niemcem.

Ale mia³o byæ o Friedlan-dzie…

Nazwa Friedland pochodzi od zamku, który sta³ niegdyœ na jednym z okolicznych wzgórz. Zamek ów zwa³ siê w³aœnie „Vre-delant”, co w t³umaczeniu na polski oznacza mniej wiêcej „przyjazn¹ krainê”. Wprawdzie podczas Wojny Trzydziestoletniej warownia ta zosta³a doszczêtnie zniszczona, lecz nazwa pozosta³a – przyw³aszczy³y j¹ sobie lepianki, stoj¹ce na podzamczu. Presti¿u wsi nada³ wzniesiony tutaj w roku 1852 budynek s¹du. Œwiatowy rozg³os przyniós³ jednak dopiero obóz dla powracaj¹cych do ojczy-zny ofiar drugiej wojny œwiatowej.

No wiêc by³ ranek, ponury i apatyczny wschód s³oñca, tu¿ nad brunatnymi dachami domów za-wis³y szare chmury. Wiatr od Wschodu niós³ krople d¿d¿u i coœ nieokreœlonego, coœ jakby zna-jomy zapach morza, zapach ³¹k, grzêzawisk, kory brzóz, sosnowej

Krzysztof Maria Za³uski

Jak zostaæ ÜbermenschemJak zostaæ Übermenschem¿ywicy, tl¹cego siê torfu i kwit-n¹cych wrzosów… Z okna poci¹gu œwiat wygl¹da³ jak stara kronika filmowa: czarno-bia³a, rozmigotana, trochê smutna, tro-chê œmieszna. Ale chyba tak w³aœnie powinien wygl¹daæ œwiat w dniu swojego koñca, bo czy¿ wypêdzenie to nie koniec starego a zarazem pocz¹tek nowego œwiata? Poza tym wypêdzenie, zw³aszcza do raju, w pe³nym s³oñcu nie posiada³oby ¿adnych walorów estetycznych, nawet w sensie wy³¹cznie artystycznym. Wypê-dzenie musi przecie¿ zawieraæ w sobie nie tylko podstawowe ele-menty dramaturgiczne (martyro-logiê; jakieœ rozbijanie kolbami czaszek, jakieœ rozstrzeliwanie rannych w przydro¿nych rowach,

jakieœ bombardowanie kolumn uciekinierów, zatapianie pasa¿er-skich statków, straszliwe choroby, g³ód, bezlitosne gwa³ty, rozpacz matek nad zawiniêtymi w ³ach-many noworodkami – s³owem: bezzêbny rechot historii), lecz tak¿e odpowiednie t³o (najlepiej szare albo czarne, ewentualnie w³a-œnie czarno-bia³e). I wszystko powinno dziaæ siê w konwencji g³êbokiej zadumy, kontemplacji nad sensem ludzkiego istnienia, ³zawej i patetycznej, ocieraj¹cej siê o patriotyczny kicz – st¹d zwykle w kronikach wszelkich wypêdzeñ obecne s¹ ³zy, nieogar-niona pustka, narodowe symbole i wrogie ¿ywio³y: ogieñ, wiatr, deszcz albo jeszcze lepiej mróz i œnieg, zacinaj¹cy niczym bicz bo¿y zbola³e twarze dzieci, kobiet, starców i kalek… S³oñce, z ca³¹ swoj¹ dos³ownoœci¹, odebra³oby wypêdzeniu wszelkie walory niezwyk³oœci, ca³y liryzm, ca³¹ melancholiê i patos.

Tak, œwiat wówczas by³ jeszcze jak najbardziej czarno-bia³y…

W oczach wspó³uczestników narodowego exodusu tli³ siê dziw-ny smutek, jakby rzeczywiœcie ktoœ wygna³ ich z domów i, dŸga-j¹c bagnetami w plecy, poupycha³ w bydlêcych wagonach niczym korniszony w s³oiku. Niewyklu-czone jednak, ¿e to, co bra³em za

smutek, by³o pospolitym niepoko-jem wynikaj¹cym z niepewnoœci – no bo mo¿e tym cholernym Szwa-bom nie spodobaj¹ siê nasze kwity na wêgiel i odeœl¹ nas do Polski. Dopiero póŸniej przysz³o mi do g³owy, ¿e ów p³ochliwy, rybi wzrok móg³ tak¿e oznaczaæ doj-muj¹cego kaca, ukojonego tylko nieznacznie haustem porannego piwa, a wiêc stan, który od biedy mo¿na by uznaæ za rodzaj ludowej odmiany egzystencjalnej zadumy.

Wszystko wygl¹da³o tak, jak-bym nagle znalaz³ siê w bezpo-wrotnie utraconej krainie dzieciñ-stwa, jakbym cofn¹³ siê o dwie de-kady, do czasów wczesnego Gier-ka, a mo¿e nawet do epoki parcia-nego Gomu³ki, kiedy przewodnia si³a narodu wysypywa³a siê po

wyp³acie ze Stoczni Lenina na uli-ce Gdañska i, upojona chlebem w p³ynie, przysypia³a na skwerach, trotuarach i tramwajowych torach snem beztroskim, snem o lepszym, nadchodz¹cym coraz wiêkszymi krokami, jutrze.

Zstêpuj¹c na friedlandzki pe-ron, pomyœla³em nawet, ¿e ten Wiatr od Wschodu wieje w³aœnie po to, ¿eby przynieœæ mi wspo-mnienia, ¿ebym nie zapomnia³, sk¹d przychodzê. Ale mo¿liwe równie¿, ¿e tamte finezyjne skoja-rzenia nasz³y mnie wówczas jedy-nie w zwi¹zku z pogod¹, z tamt¹ nijak¹ por¹ roku, tym ni to listo-padem, ni to marcem.

Nim wybrzmia³ pisk hamul-ców, drzwi we wszystkich wago-nach by³y ju¿ otwarte na oœcie¿. Pierwsi wysiedli na peron mê¿-czyŸni. Wyskakiwali w biegu, jak-by siê obawiali, ¿e ktoœ spróbuje ich zawróciæ albo jakby wierzyli, ¿e dotkniêcie stop¹ ziemi zagwa-rantuje im spe³nienie wszelkich marzeñ. Po nich w drzwiach uka-za³y siê kobiety: ca³kiem m³ode dziewczyny i ju¿ dojrza³e, szerokie w biodrach, wymiête, cuchn¹ce kwaœnym mlekiem i snem, wiej-skie matrony. Na koñcu wysz³y dzieci i siwow³ose babiny: pó³-przezroczyste, miodowo-wosko-we, niepewne, jakby zdawa³y so-bie sprawê, ¿e s¹ tu tylko po to, by z³o¿yæ ofiarê z ¿ycia, z w³asnego

losu, ze swojej narodowoœci, swo-jego honoru; jakby wiedzia³y, ¿e musz¹ to zrobiæ dla dobra rodziny, dla dzieci, dla wnuków, po to, by ich los by³ inny.

Patrzy³em na te babinki, jak ci¹gn¹ za sob¹ dwuko³owe wózki z tobo³ami pe³nymi wspomnieñ, jak z wolna rozp³ywaj¹ siê w œwietle poranka, topniej¹ we mgle, dema-terializuj¹ siê, jakby ich los rzeczy-wiœcie mia³ siê dope³niæ w³aœnie tutaj.

Kiedy poci¹g rusza³ w powrot-n¹ drogê, na peronie zosta³y je-szcze tylko dwie matki z czwórk¹ dzieci. Reszta, zwabiona aroma-tami nowego œwiata, sta³a ju¿ pod obozow¹ bram¹.

Z dworca do obozu by³o kil-kaset metrów. Z daleka zobaczy-³em wij¹cy siê wzd³u¿ metalowej siatki t³um. Z tej odleg³oœci ludzie przypominali trochê, drgaj¹cego w rozgrzanym powietrzu, wawel-skiego smoka – potwór koñczy³ siê na stalowej bramie, w miejscu, w którym powinien mieæ ziej¹c¹ ogniem g³owê. Wzd³u¿ smoczego cia³a spacerowa³y siostry zakonne. Mia³y na sobie czarno-bia³e habity, a na g³owach wyd³u¿one, ca³ko-wicie zas³aniaj¹ce twarze bia³e kornety. Rozdawa³y czarno-bia³e, ledwie czytelne, odbite na powie-laczu ulotki.

Ludzie siedzieli na walizkach, na krawê¿niku albo wprost na tra-wie. Nie odzywali siê do siebie. Czasem któryœ odpêdzi³ rêk¹ ko-mara lub muchê. Czytali ulotki. Sta-n¹³em na koñcu kolejki i równie¿ odda³em siê lekturze.

Autorem tekstu by³ niejaki Pe-ter Görlich, „katolicki proboszcz i kierownik Caritasu w graniczno-przejœciowym-Lagrze w Fried-land” – co sta³o w tytule.

Otó¿ niemiecki ksi¹dz kierow-nik pisa³ co nastêpuje:

„Ukochani Rodacy, ukochani siostry i bracia w Chrystusie! Chêt-nie przywita³bym Was osobiœcie, ale niestety nie opanowujê jêzyka polskiego tak, ¿ebyœcie mogli mnie zrozumieæ. Dlatego proszê przyj¹æ ten list, jako moje osobiste przywitanie dla Was i dla waszych Ukochanych. Du¿o bêdzie wam obce w naszym kraju – tak¿e i w naszym koœciele! Proszê miejcie cierpliwoœæ. Z biegiem czasu nau-czycie siê i przyzwyczaicie siê. Macie tutaj wolnoœæ. Ka¿demu mo¿ecie powiedzieæ co myœlicie. Tutaj mo¿ecie wszystko kupiæ. B¹dŸcie jednak ostro¿ni; kupujcie tylko to, co naprawdê potrzebuje-cie! Nie dajcie siê zwodziæ kup-com, czy roznosz¹cym reklamê, którzy pukaj¹ do waszych drzwi i namawiaj¹ do kupowania. Ku-pujcie tylko to, co zaraz gotówk¹ zap³aciæ mo¿ecie. Nie róbcie sobie d³ugów. Troszczcie siê najpierw o to, by m³odzi nauczyli siê jêzyka niemieckiego. To jest bardzo wa¿-ne!”… i tak dalej.

Chcia³o mi siê p³akaæ… ze œmiechu.

Przesta³ padaæ deszcz i zza chmur zaczê³o wychodziæ s³oñce. Ludzie œmierdzieli teraz kurzem, potem, rybami, cebul¹, wszystkimi

Wypêdzeni do raju (11)Wypêdzeni do raju (11)

tymi godzinami spêdzonymi w poci¹gach i autobusach. Oko³o po-³udnia powyjmowali z papiero-wych torebek kanapki. Powietrze zapachnia³o zje³cza³ym mas³em, parzon¹ kie³bas¹ i ugotowanymi na twardo jajami. Za p³otem pojawili siê dwaj mê¿czyŸni w bia³ych koszulach. Mieli g³adko wygolone policzki, modnie przy-strzy¿one w³osy i nienagannie wy-prasowane spodnie. Chodzili wzd³u¿ siatki, palili papierosy z filtrem i nie zwracali na nas naj-mniejszej uwagi – jakbyœmy byli tamtymi barbarusami sprzed pó³-tora tysi¹ca lat, a oni rzymskimi centurionami… W pewnym mo-mencie mê¿czyŸni odwrócili siê i zniknêli w baraku z szyldem Anmeldung.

Ja wszed³em tam dopiero po zachodzie s³oñca.

Na korytarzu sta³y rzêdy krze-se³, a na nich mê¿czyŸni i kobiety, wpatrzeni w zamocowane nad wej-œciami do pokojów wyœwietlacze numerów. Przy drzwiach wisia³a puszka ze zwojem niebieskiej, per-forowanej taœmy, na której wydru-kowane by³y dwie cyfry i litera. Oderwa³em swój numerek i usia-d³em na pod³odze. Powoli zapada³ mrok, a tamci ludzie ci¹gle tkwili w jakimœ niedorzecznym oczeki-waniu. Korytarz nasi¹ka³ potem i zaczyna³o brakowaæ powietrza. Wreszcie z jednego z pokoi wysz³a m³oda kobieta. Zebra³a od wszyst-kich paszporty i rozda³a zielone kartoniki, na których wydrukowa-ne by³o s³owo: Kontrollkarte. Na moim rêcznie dopisane by³y cyfry 47/4.

– To pierwsze numer bahraka, a to inne to twój pokój – wyjaœni³a. – Tam moszesz ty spatcz. Juthro, tu, god¿ina osiem, verstanden? Ty rhosumiesz mnie? – zapyta³a.

Mia³em ochotê powiedzieæ jej po angielsku te kilka s³ów, które na tak¹ w³aœnie okazjê nauczy³ mnie w Londynie jeden z moich irlandz-

kich przyjació³; chcia³em – wszak mia³em prawo powiedzieæ wszy-stko, co myœlê, jak zapewnia³ ksi¹dz Görlich – ale tylko poki-wa³em g³ow¹, uœmiechn¹³em siê i schowa³em kartonik do kieszeni.

Szed³em alej¹ pomiêdzy parte-rowymi barakami. Na progach siedzieli ch³opcy i dziewczyny. Mieli na sobie dresy i sportowe buty. Pili z puszek niemieckie piwo i palili polskie papierosy. Gdy ich mija³em milkli; i wtedy s³ychaæ by³o rechoty, dobiegaj¹ce z wnêtrza baraków – to œwiêtowali powrót do Vaterlandu ich rodzice.

Zajrza³em w jedno z otwartych okien. Woko³o sto³u siedzieli „wypêdzeni do raju”. Ostre œwiat³o nieos³oniêtej ¿arówki pada³o na ich jêdrne, swojskie buŸki; szero-kie uœmiechy pob³yskiwa³y den-tystycznym z³otem; weso³o szkli³y siê ³ysiny i kaprawe nosy; ¿ywym blaskiem mieni³y siê ³añcuchy na grubych, opalonych karkach panów i pierœcionki na t³ustych jak kluseczki palcach pañ; w gard³a la³o siê piwo i wóda; trwa³y umi-zgi, konkury, zalecanki; z radio-magnetofonu „Jola 2” na dziwny œwiat utyskiwa³ Niemen.

Szara buda z dykty opatrzona numerem 47 sta³a na koñcu obozu. Dalej by³ tylko druciany p³ot, na którym suszy³y siê poszarza³e ubrania, i krzaki, w które miesz-kañcy baraku chodzili siê wysi-kaæ… Za p³otem zaczyna³ siê nor-malny œwiat: kolorowe domki, zatopione po dachy w zieleni, lœni¹ce nowoœci¹ samochody, wy-lizane ulice, uœmiechniêci, rumiani ludzie, tacy sami jak ci, których fotografie ogl¹da³em przed laty w przynoszonych do szko³y przez kolegów niemieckich katalogach mody.

Ksi¹¿ka do nabycia w wybra-nych ksiêgarniach i na portalu www.merlin.pl

N

Page 13: Riviera 65/66

13PROMOCJA

Katarzyna Groniec - laureatka g³ównej nagrody Festiwalu M³odych Talentów w Poznaniu (1988); debiutowa³a rol¹ Anki

w musicalu „Metro” w Teatrze Dramatycznym (1991). W 1997 roku na Festiwalu Piosenki Aktorskiej zdoby³a Grand Prix i Nagrodê

Dziennikarzy, gdzie zaœpiewa³a „Zdemaskowanie piosenki” Hemara oraz „Amsterdam” Brela.

Artystka zosta³a uhonorowana ogólnopolsk¹ nagrod¹-statuetk¹ „Prometeusza” w 2007 roku, w dowód uznania odwagi tworzenia i

kreatywnoœci artystycznej. W kwietniu 2008 roku otrzyma³a dyplom mistrzostwa im. Aleksandra Bardiniego - za wybitne osi¹gniêcia

artystyczne w dziedzinie piosenki aktorskiej.

Na rynku p³ytowym debiutowa³a albumem zatytu³owanym „Mê¿czyŸni” (2000), którego producentem by³ Grzegorz Ciechowski,

odpowiedzialny równie¿ za wiêkszoœæ tekstów, muzykê i aran¿acje. Groniec zaœpiewa³a tak¿e kilka utworów poetyckich m.in. Asji £amituginy,

Wiktora Woroszylskiego, Konstantego I. Ga³czyñskiego oraz Marka Grechuty. Pierwszy singiel promuj¹cy ten album nosi³ tytu³ „Dziêki za

mi³oœæ”. W 2002 roku wyda³a p³ytê „Poste restante”, w 2004 r. – dwup³ytowy album „Emigrantka”, w 2007 roku „Przypadki”, we wrzeœniu 2008

roku pierwsz¹ p³ytê koncertow¹ „Na ¿ywo”. 27 marca 2009 roku na Przegl¹dzie Piosenki Aktorskiej we Wroc³awiu mia³ premierê spektakl

„Listy Julii” w t³umaczeniach Katarzyny Groniec, aran¿acjach £ukasza Damrycha i Tomasza Kasiukiewicza. Premiera p³yty „Listy Julii” mia³a

miejsce 15 paŸdziernika 2009 roku.

Bilety w cenie 90 z³, 70 z³ do nabycia w Ba³tyckiej Agencji Artystycznej BART (ul. Koœciuszki 61, 81-703 Sopot, tel.

58 5558451/52) oraz systemach Ebielet oraz Ekobilet. Dodatkowe informacje: Mariusz Pszczó³kowski, Ba³tycka Agencja Artystyczna BART

81-703 Sopot, ul. Koœciuszki 61, tel: 58/ 555-84-46, fax: 58/ 555-84-42, e-mail: [email protected], www.bart.sopot.pl

BART zaprasza na koncert Katarzyny Groniec

Pin-up Princess Pin-up Princess 11 marca br. o godz. 18.00 w Sali Koncertowej Polskiej Filharmonii Kameralnej na terenie Opery Leœnej w Sopocie wyst¹pi wyj¹tkowa wokalistka i osobowoœæ polskiej sceny Katarzyna Groniec.

odczas sopockiego reci-talu Katarzyna Groniec Ppromowaæ bêdzie swoja

najnowsz¹ p³ytê zatytu³owana „Pin-up Princess” Jest to ju¿ siódmy album w dorobku artystki.

Jej zawartoœæ stanowi rodzaj zapisu przemyœleñ, jakie nawie-dzaj¹ kobietê po 35 roku ¿ycia. Przy czym jest to zapis zarówno

chwil piêknych, jak i tych, kiedy uœwiadamiamy sobie, ¿e uczestniczymy w d³ugim pro-cesie przemijania.

- Po albumach „Przypadki” i „Listach Julii” bardziej asce-tycznych aran¿acyjnie, mia³am ochotê na rytm, puls i prostotê melodii. Do wspó³pracy zapro-si³am Wojciecha Waglew-skiego, który napisa³ dla mnie

szeœæ piosenek. Na p³ycie goœcinnie zaœpiewa te¿ Kapela ze Wsi Warszawa – mówi o swo-jej najnowszej p³ycie Katarzyna Groniec.

Przy nagrywaniu „Pin-up Princess” pracowali: £ukasz Da-mrych (fortepian, instrumenty klawiszowe), Robert Szyd³o (bass), £ukasz Sobolak (per-kusja) i Bartek Miarka (gitara).

Nr 1/2 (65/66) Luty 2012

Page 14: Riviera 65/66

14 SOPOT

a pocz¹tku lata 1946, dos³ownie kilka dni po Nopuszczeniu Stawowia

przez komendanturê wojsk radzieckich, Kuratorium Okrê-gu Gdañskiego postanowi³o przeznaczyæ obiekt pa³acowy na dom dziecka. Budynek by³ zdewastowany i ca³kowicie po-zbawiony mebli, poniewa¿ sza-brownicy wynieœli wszystko, co mia³o jak¹kolwiek wartoœæ. Wszystkie okna w budynku po-zbawione by³y szyb.

Pierwsza grupa ch³opców przyby³a na Stawowie z domu dziecka mieszcz¹cego siê w dawnym Dworze Schopen-hauera w Gdañsku przy ulicy Po-lanki 122, a wraz z nimi grupa wychowawców i personel po-mocniczy. Wspomina o tym dok³adniej Jerzy Kru¿dan w swojej autobiograficznej po-wieœci, która pod koniec 2011 roku ukaza³a siê nak³adem War-szawskiej Firmy Wydawniczej pod tytu³em: „Wszystko, co by-³o – jest. Z dziejów pokolenia nieheroicznego”.

Paczki i w³asna krowaPañstwowy Dom Dziecka

nr 5 w Sopocie istnia³ od wrze-œnia 1946 do roku 1948; potem – a¿ do paŸdziernika 1954 – by³o tu Pañstwowe Pogotowie Opiekuñcze Rozdzielczy Dom Dziecka. Pierwszym kierowni-kiem PDD by³ Adam Macieja, po nim Modesta Nowicka, a nastêpnie Mieczys³aw Gru-dzieñ, który jednak szybko stra-ci³ posadê z uwagi na swoj¹ reli-gijnoœæ, która w tamtym okresie by³a bardzo Ÿle widziana. Kie-rowniczk¹ Pañstwowego Pogo-towia Opiekuñczego by³a Anna Biesiekierska, która mieszka³a na terenie placówki wraz z cór-k¹ i dwoma synami (wszyscy zostali pedagogami).

Pocz¹tkowo aprowizacjê placówki opierano g³ównie na paczkach UNRRA. By³y to spo-rej wielkoœci kartony, w których znajdowa³y siê miêdzy innymi puszka z topionym serem, jajka w proszku, kasza, a tak¿e cze-kolada i papierosy, które ch³opcy – jak dziœ wspominaj¹ - ukradkiem podbierali, gdy znosili kartony do magazynu w kuchni. Poniewa¿ produkty z paczek nie wystarcza³y do wy¿ywienia dzieci i m³odzie¿y, w pocz¹tkowym okresie pra-cownicy Domu Dziecka trzy-mali w³asn¹ krowê i kilka œwiñ,

Ma³o znane powojenne losy sopockiego Zespo³u Pa³acowo-Parkowego Stawowie.

Bezpieczna przystañBezpieczna przystañWiêkszoœci sopocian Stawowie kojarzy siê ze szpitalem przeciwgruŸliczym, a sporej czêœci mieszkañców

naszego miasta tak¿e ze szpitalem po³o¿niczym, który mieœci³ siê w pa³acu w latach 1954-1961. Niewielu

jednak zna tu¿ powojenne losy tego obiektu, który latem 1946 roku na 8 lat goœcinnie przygarn¹³ spor¹ grupê

dzieci z trzymilionowej rzeszy sierot wojennych, przywiezionych do Polski z Syberii czy z obozów, a tak¿e

dzieci, pozbawione bliskich, którzy mogliby siê nimi zaj¹æ. Warto wspomnieæ, ¿e w roku 1946 w niewielkim, ale

praktycznie nie zniszczonym Sopocie funkcjonowa³o a¿ 5 domów dziecka.

Anka BadowskaDorota Staroœciak

a ch³opcy chêtnie pomagali w pracach gospodarczych.

Posi³ki gotowa³y kucharki, dy¿urni ch³opcy podawali je-dzenie na stó³, a nastêpnie wy-nosili do kuchni brudne naczy-nia. Na œniadanie przygotowy-wano dla dzieci po piêæ kromek chleba z mas³em z orzeszków ziemnych (z czego dwie zabie-ra³y do szko³y) i kawê zbo¿ow¹, rzadziej herbatê. Z regu³y obiady by³y dwudaniowe, cza-sami zdarza³ siê deser. Zupê podawano w wazach, a drugie danie by³o porcjowane przez kuchniê. Na niedziele i œwiêta pieczono ciasto, niekiedy poja-

wia³o siê kakao. Ka¿dy z wy-chowanków w dniu swoich imienin by³ obdarowany cias-tem specjalnie dla niego upie-czonym, którym czêstowa³ oso-biœcie wszystkich kolegów. W czasie wrêczania ciasta œpie-wano solenizantowi „Sto lat”.

CodziennoϾ Wychowankowie mieszkali

w kilkuosobowych pokojach. W sypialniach znajdowa³y siê polowe ³ó¿ka z drewnianym ste-la¿em i naci¹gniêtym nañ bre-zentem, z siennikiem i kocem, stó³ do odrabiania lekcji oraz szafki na ubrania. Wszystkie po-koje mia³y centralne ogrzewa-nie.

Po zajêciach szkolnych ch³opcy odrabiali lekcje, bawili siê w parku, zim¹ wspólnie kle-ili zabawki na choinkê, jesieni¹ grabili liœcie, porz¹dkowali park i oczywiœcie uczestniczyli w tzw. zajêciach pozalekcyjnych. W ramach tych zajêæ przygo-towywano przedstawienia, wy-stawiano jase³ka, a nawet sztukê

Fredry „Pierwsza lepsza, czyli nauka zbawienna”. Od czasu do czasu organizowano zabawy taneczne, na które zapraszano dziewczêta z domu dziecka we Wrzeszczu.

Przed podjêciem nauki w szkole, wszystkie dzieci zosta³y zbadane przez psychologa, który kwalifikowa³ je do szko³y „normalnej” lub „specjalnej”. Powszechne by³y problemy edukacyjne dzieci przyby³ych z Rosji z uwagi na jêzyk i du¿e ró¿nice programowe.

Po ukoñczeniu 18. roku ¿ycia wychowankowie musieli siê szybko usamodzielniæ,

dlatego starano siê zapewniæ im praktyczny zawód. Z tego w³aœnie powodu rzadko wyra-¿ano zgodê na naukê w liceum ogólnokszta³c¹cym. Uda³o to siê to nielicznym, najzdolniej-szym i najbardziej zdeter-minowanym.

Ch³opcy nie posiadali po-rz¹dnych ubrañ. Dom Dziecka zatrudnia³ dwie krawcowe, któ-re przerabia³y otrzymane z UNRRA mundury wojskowe. Podobno by³y to mundury ¿o³nierzy angielskich, choæ nie-którzy wychowankowie twier-dz¹, ¿e ich ubrania uszyto z amerykañskich mundurów z demobilu, przefarbowanych na granatowo. Ka¿dy wychowa-nek otrzymywa³ spodnie i czar-n¹ bluzê, zwan¹ angielk¹, woj-skowy p³aszcz i wojskowy be-ret. Dla dzieci poni¿ej 15. roku ¿ycia kupiono ciemnoniebieski materia³, z którego uszyto bluzy i spodenki.

Najtrudniej by³o o buty. We wrzeœniu 1946 roku do podzia³u miêdzy pomorskie domy dziec-

ka trafi³o 1300 kg obuwia. Obu-wie to wydawano na kilogramy w zamkniêtych skrzyniach z magazynów Wojewódzkiego Komitetu Opieki Spo³ecznej w Sopocie, mieszcz¹cych siê przy ul. W³adys³awa IV 16/18.

Na co dzieñ ch³opcy myli siê w zimnej wodzie. Obowi¹z-kowa k¹piel w ciep³ej wodzie, po³¹czona z myciem g³owy, od-bywa³a siê tylko raz w tygodniu. Dzieci chore umieszczano w izo-latce. Opiekowa³a siê nimi za-trudniona na sta³e higienistka. Lekarz by³ wzywany jedynie w razie potrzeby. Profilaktycznie codziennie serwowano dzie-

ciom ³y¿kê tranu, który zagry-za³y chlebem z sol¹. Dzieci w¹-t³ego zdrowia wysy³ano do pre-wentorium. Co jakiœ czas odby-wa³ siê przegl¹d g³ów dla zapo-bie¿enia wszawicy, natomiast raz na miesi¹c zjawia³ siê fry-zjer i na parterze wie¿y pa³aco-wej strzyg³ wychowanków. War-to przypomnieæ, ¿e w tym czasie sytuacja zdrowotna wszystkich dzieci, nie tylko mieszkaj¹cych w domach dziecka, pozostawia³a wiele do ¿yczenia. Grozi³a im gru-Ÿlica, jaglica, wszawica i œwierzb.

W miesi¹cach letnich w bu-dynku Domu Dziecka na Sta-wowiu odbywa³y siê kolonie za-graniczne. W roku 1954 prze-bywa³o tu 50 ch³opców; kie-rowniczk¹ kolonii by³a wspo-mniana Anna Biesiekierska. W tym czasie wychowankowie placówki wyje¿d¿ali na kolonie letnie na po³udnie Polski. Rok wczeœniej na Stawowiu, a tak¿e w Domu Dziecka Nr 4 i Domu Dziecka TPD spêdzi³o lato ³¹cznie 250 dzieci z Francji, Belgii i Austrii.

Szczêœcie w nieszczêœciuW swej d³ugiej i barwnej

historii Stawowie przez osiem lat (1946 - 1954) pe³ni³o rolê domu rodzinnego dla grupy dzieci ciê¿ko dotkniêtych przez los. Miejsce to by³o dla nich niemal rajem, a pa³acyk, ze wzglêdu na po³o¿enie i okalaj¹cy go piêkny park i las - wymarzonym domem. O tym, ¿e po strasznych prze¿yciach wojennych by³a to dla nich autentyczna przystañ œwiadczy fakt, ¿e w wielu przypadkach przyjaŸnie zawarte w tamtym czasie trwaj¹ do dziœ, a po ponad 60 latach ówczeœni wy-chowankowie wspominaj¹ czas pobytu w domu dziecka z rozrzewnieniem i nostalgi¹.

Stawowie, budynek i ota-czaj¹cy park, stosunkowo szyb-ko sta³o siê przedmiotem zaku-sów Wydzia³u Zdrowia. Pierw-sz¹ szans¹ na wyprowadzenie Pañstwowego Pogotowia Opie-kuñczego ze Stawowia by³a kwarantanna, og³oszona w mar-cu 1953 roku w zwi¹zku z ryzy-kiem epidemii ospy, trwaj¹ca oko³o pó³tora miesi¹ca. Dzieci wraz z opiekunami przeniesio-no na IV piêtro budynku Ubez-pieczalni przy ul. Wa³owej w Gdañsku. Gdy kwarantanna do-bieg³a koñca, wychowankowie i personel - ciê¿arówkami, poci¹-giem, tramwajem lub pieszo - powrócili do swojej siedziby. Niestety tylko na rok, bo w roku 1954 PPO zosta³o przeniesione do Wrzeszcza na ul. Jaœkowa Dolina 23 C, a w pa³acu - po wy-konaniu niezbêdnego remontu - rozpocz¹³ dzia³alnoœæ Miejski Szpital Specjalistyczny Po³o¿-niczo-Ginekologiczny im. Dr Heleny Wolf. Wiele osób, które maj¹ w dowodzie wpisany So-pot, jako miejsce urodzenia – tu w³aœnie przysz³o na œwiat. Natomiast od 1961 funkcjono-wa³ tu wspomniany na samym pocz¹tku szpital przeciwgruŸ-liczy.

Niepewna przysz³oœæW roku 2003 dysponentem

zabytku sta³ siê Urz¹d Marsza³-kowski Województwa Pomor-

29 lutego br. o godzinie 18:00 w siedzibie Miejskiej Biblioteki Publicznej Filia Nr 5 w Sopocie przy ul. 3 Maja 6, odbêdzie siê spotkanie autorskie z Jerzym Kru¿danem, jednym z mieszkañców Stawowia w pierwszych, powojennych latach, synem intendentki Domu Dziecka Nr 5, autorem autobiograficznej powieœci „Wszystko, co by³o – jest”, która ukaza³a siê w listopadzie ubieg³ego roku i stanowi pierwsz¹ czêœæ wspomnieñ autora, obejmuj¹cych pierwsze lata dzieciñstwa i wczesn¹ m³odoœæ.

W spotkaniu weŸmie udzia³ kilkoro dawnych mieszkañców ówczesne-go Domu Dziecka Nr 5, a fragmenty ksi¹¿ki czytaæ bêdzie aktor Teatru Miejskiego w Gdyni Eugeniusz Krzysztof Kujawski, tak¿e mieszkaniec Stawowia w tamtych powojennych latach.

skiego i od tamtej pory, czyli od niemal 10 lat pa³ac stoi pusty - nieogrzewany niszczeje. Urz¹d Marsza³kowski nie zatroszczy³ siê o powierzony mu zabytek, co spowodowa³o, ¿e obiekt uleg³ procesowi gwa³townej de-gradacji, a ca³kowicie zanied-bany park dozna³ nieodwracal-nych szkód w cennym drzewo-stanie. Tak¿e w³adze Sopotu nie by³y zainteresowane stanem za-bytkowego obiektu. Do czasu. Kiedy bowiem trzy lata temu nieruchomoœæ kupi³ prywatny inwestor z zamiarem odrestau-rowania pa³acu i parku, w³o-darze miasta nagle zaczêli oka-zywaæ niezwyk³¹ wrêcz troskê o ka¿dy krzew czy samosiejkê, nie zwa¿aj¹c, ¿e to w³aœnie przez nie, os³abione latami wie-kowe drzewa, padaj¹ przy ka¿-dym wiêkszym wietrze.

Obecny w³aœciciel przedsta-wi³ w³adzom, ale tak¿e miesz-kañcom Sopotu, projekt plano-wanej inwestycji, poparty opi-niami specjalistów i eksperty-zami bieg³ych. Pozostaje wiêc czekaæ, a¿ urzêdnicy miejscy przestan¹ piêtrzyæ trudnoœci i zwlekaæ z podjêciem jedno-znacznych decyzji. Bior¹c pod uwagê wczeœniejszy, latami trwaj¹cy brak troski w³adz mia-sta o sopocki zabytek, a nawet ca³kowit¹ nieznajomoœæ tra-gicznego stanu pa³acu, trudno oprzeæ siê wra¿eniu, ¿e zw³oka ta mo¿e mieæ na celu doprowa-dzenie go do ca³kowitej ruiny.

Panie: Biesiekierska, Wasilewska, Krukowska, Chamienia, Piotrowska

i Basia Krukowska.

Kolonie zagraniczne.

Pani Podgórska doi krowê.

Nr 1/2 (65/66) Luty 2012

Page 15: Riviera 65/66

efekcie polskie miasta sta³y siê amorficzne, prze-skalowane i zwyczajnie brzydkie. A ponad to po-zbawione tego, co Rzymianie zwykli okreœlaæ mianem genius loci, czyli tej opiekuñczej si³y, która sprawia, ¿e okreœlona przestrzeñ jest miejscem jedynym w swoim rodzaju, w którym przebywanie budzi poczucie komfortu, zadowolenia i obcowania z piêknem.

„Dlaczego w Polsce jest tak brzydko?” – pyta w swojej najnowszej ksi¹¿ce „Wrzask w przestrzeni”, Piotr Sarzyñski - dziennikarz, socjolog, krytyk sztuki i pomys³odawca plebiscytu architektonicznego na najpiêkniejsze i najbrzydsze polskie budowle ostat-nich dwóch dekad, zorganizowanego przez tygodnik „Polityka”. „Dlaczego tak ma³o u nas dobrej architek-tury, a tak du¿o byle jakiej? Sk¹d ten przygnêbiaj¹cy bez³ad i chaos miast i osiedli, przestrzeni publicznej? Czy to kwestia nie najlepszego gustu Polaków, z³ego prawa, nieudolnoœci w³adz?” Jak zapewnia wydaw-ca, na „te pytania autor udziela odpowiedzi frapuj¹-cych i nieoczywistych. I co najwa¿niejsze – mówi, co zrobiæ, ¿eby mog³o byæ ³adniej”.

Ksi¹¿ka Sarzyñskiego niew¹tpliwie warta jest lektury. Co wiêcej poleciæ j¹ nale¿y nie tylko tym, którzy czuj¹ siê przyt³oczeni brzydot¹ „w ró¿nych postaciach – bezguœcia, tandety, pseudoelegancji”. Z „Wrzaskiem w przestrzeni” powinni zapoznaæ siê - i to bardzo gruntownie – równie¿ w³odarze wszystkich polskich miast, w tym w³adze Sopotu! Zw³aszcza, ¿e jednym z plebiscytowych arcybubli jest, wed³ug publicysty „Polityki”, sopocki Krzywy Domek. Sa-rzyñski nazywa go wprost „pijan¹ kamienic¹” i su-geruje, ¿e „pracê powinni straciæ wszyscy urzêdnicy, którzy podpisali siê pod zgod¹ na jej wystawienie w reprezentacyjnym miejscu uzdrowiska”.

Krzywy Domek okres œwietnoœci najwyraŸniej ma ju¿ za sob¹. Mo¿na siê oczywiœcie nim za-chwycaæ lub traktowaæ go w kategoriach architek-tonicznego ¿artu. Trudniej pozostaæ obojêtnym wo-bec Placu Przyjació³ Sopotu i kilku innych przeska-lowanych, trójmiejskich pomników pró¿noœci, jakie zafundowali sobie za pieni¹dze podatników lokalni urzêdnicy. Na ich szczêœcie, Piotr Sarzyñski jest jedynie krytykiem sztuki, a nie jej niedosz³ym twórc¹, na przyk³ad pewnym monachijskim mala-rzem. Gdyby bowiem nim by³, a¿ strach pomyœleæ, co sta³oby siê z tymi, „którzy podpisali siê pod zgod¹” na budowê tych wszystkich architektonicznych arcymaszkar i arcybubli.

15ROZMAITOŒCI

Z zapisków smakosza

Piwa pszeniczne w PolscePiwa pszeniczne w Polsce

FAUSTUS

Adam Kamiñski

Nim przyjdzie wiosna...Kwiaty Fortuny

Magda Masny

W kwiaciarniach pojawia-j¹ siê tulipany, pierwsze pach-n¹ce zwiastuny nadchodz¹cej wiosny. Piêknie prezentuj¹ siê amarylisy, zarówno ciête, jak i doniczkowe. Z roœlin donicz-kowych floryœci, o tej porze roku polecaj¹ azalie, w stycz-niu s¹ najmocniejsze i piêknie kwitn¹. Kupione teraz a¿ do

Po nasyconym kolorami okresie Bo¿ego Narodze-nia nadszed³ styczeñ, a po nim luty. Dni s¹ ju¿ wpra-wdzie d³u¿sze, ale za okami sroga zima. Tego-roczna, pocz¹tkowo wyj¹tkowo ciep³a, spowodo-wa³a wczesne kie³kowanie roœlin cebulowych w ogrodach. Ale nawet w czasie œnie¿nej, mroŸnej zimy pierwsze roœliny wyci¹gaj¹ pêdy do s³oñca. S¹ to ciemierniki i pierwiosnki.

kwietnia bêd¹ cieszyæ nas ko-lorowymi kwiatami. Wystarczy ustawiæ je w dobrze oœwiet-lonym miejscu, utrzymywaæ sta-le wilgotne pod³o¿e i regularnie usuwaæ przekwitaj¹ce p¹ki. Po-niewa¿ azalia lubi wilgoæ, polecam ustawiæ j¹ na du¿ej pod-stawce wysypanej keramzytem lub ¿wirkiem i podlaæ. Paruj¹ca woda nawil¿y równie¿ jej liœcie, których w okresie kwitnienia nie nale¿y zraszaæ.

Tradycyjnym kwiatem sty-cznia jest prymulka. To drobny, wdziêczny kwiat doniczkowy, wystêpuj¹cy w wielu odmia-nach kolorystycznych. Ponie-wa¿ jest niewielki, floryœci proponuj¹ kompozycje z pry-mulk¹.

W koszyku wype³nionym mchem ustawiamy kilka do-niczek, w zale¿noœci od potrzeb – kontrastowe lub jednolite. Koszyk ozdabiamy rafi¹ w ko-

responduj¹cym z kwiatami kolorze. Pojedyncza prymulka piêknie prezentuje siê w ma³ym koszyczku z r¹czk¹ owiniêt¹ wst¹¿k¹, ozdobionym przypiê-tym, filcowym kwiatkiem. Ustawiona na stoliku lub ko-módce codziennie przypomina,

¿e wiosna jest coraz bli¿ej. Pa-miêtajmy, ¿e prymulka mo¿e wywo³aæ uczulenie, dlatego nie stawiajmy jej w sypialni lub dzieciêcym pokoju. Regularnie podlewana i pielêgnowana bê-dzie nas cieszyæ sw¹ urod¹ przez kilka tygodni.

Magda Masny – niegdyœ fo-tomodelka, hostessa teletur-nieju Ko³o Fortuny, prezenter-ka telewizyjna, a obecnie flo-rystka, prowadzi dwie kwia-ciarnie: w Sopocie na ulicy Ko-œciuszki 2 i w Gdyni na ul. �ró-d³o Marii 19 £.

Faustusa pi³em jeszcze przed wejœciem na rynek Okocimia Pszenicznego. O dziwo, wydawa³ mi siê wtedy o wiele lepszym od tego ostatniego, dro¿szym, ale i smaczniejszym bratem w piw-nej pszenicznoœci.

I rzeczywiœcie, i etykietka, i cena (w hipermarkecie 4,99 z³) stwarzaj¹ pozory obcowa-nia z produktem wartym szczególnej uwagi.

Po nalaniu do pokala piwo wydaje siê klarowne, nieco jaœniejsze od wiêkszoœci psze-niczniaków, ma te¿ ca³kiem przyzwoity denny osad. Piana wydaje siê na pocz¹tku bardzo ³adna, wysoka, pofalowana, ale nadzwyczaj szybko opada, nie pozwalaj¹c nacieszyæ siê sob¹ wystarczaj¹co d³ugo. B¹-belkowanie œrednie.

Zapach bardzo delikatny, ale ca³kiem przyzwoity. Przy uwa¿nym ww¹chaniu siê, po-czujemy pszenicê i cytrusy.

Smak - czyli najwa¿niej-szy element - tego piwa jest jed-nak wyj¹tkowo nieokreœlony. Najpierw trudno wyczuæ coœ

Gdyby chcieæ zamieœciæ bardziej rozszerzony podtytu³

tej recenzji, powinien on brzmieæ: „Faustus, czyli Jak w

³atwy sposób mo¿na siê zawieœæ?”, i odda³by

kwintesencjê moich uczuæ, z czystej tylko przyzwoitoœci

nie akcentuj¹c kwestii ekonomicznych.

specyficznego, a ju¿ na pewno coœ dobrego. Po kilku ³ykach zaczyna dominowaæ md³a go-ryczka z kwaskiem, obie te nuty utrzymuj¹ siê te¿ d³u¿ej w po-smaku.

Przypomina to nieco wra-¿enia zwi¹zane z przedobrze-niem soku cytrynowego jako przyprawy. Kwaskowatoœæ przestaje byæ przyjemna, po-zostaje, ale jest zdominowana przez gorycz.

Kompozycja tego piwa jest absolutn¹ pomy³k¹ i zrobie-niem, oczekuj¹cego po estety-cznej etykietce i cenie, klienta w balona.

Kto wie, mo¿e - podobnie jak w przypadku Goetheañskie-go Fausta czy Mannowskiego Adriana Leverkühna - piwo Fau-stus doœwiadcza iœcie lucyfe-rycznych przypadków. Chocia¿, gdyby nawet to podejrzenie by-³oby s³uszne, od ksiêcia piekie³ mo¿na by siê spodziewaæ bar-dziej wysublimowanych i nie-pozbawionych charakteru ¿ar-tów.

Jeœli wiêc chcecie, próbuj-cie. Ja poczekam na informacjê o zmianie kiperów w browarze Jurand.

Pejza¿ polskich miast, miasteczek i wsi, najogólniej mó-wi¹c, do najpiêkniej-szych nie nale¿y. Do-minuje w nim abso-lutny architektonicz-ny liberalizm, czyli tandeta, pstrokacizna i bylejakoœæ. Do roku 1989 nasza zurbanizowana przestrzeñ straszy³a g³ównie betonowymi szafami z wielkiej p³yty. PóŸniej w te socjalistyczne bezguœcie urbaniœci za-czêli wkomponowywaæ hipermarkety, centra konferencyjne, siedziby banków i koncernów, pa-wilony gastronomiczne, hurtownie, warsztaty i osiedla domków jednorodzinnych. Przestrzeñ publiczna zalana zosta³a architektur¹ inspirowan¹ marsjañskimi bazami rodem z Hollywood, karykaturalnie powykrêcanymi elewacjami ze stali i szk³a lub kiczowatymi pseudozabytkami. Bezguœcie sta³o siê powszechnie obowi¹zuj¹cym kanonem „piêkna”. Dotyczy to zarówno substancji mieszka-niowej, obiektów handlowych, jak i architektury sakralnej. Projektanci, nierzadko pod dyktando de-weloperów, wkomponowuj¹ swoje wizje w histo-ryczn¹, cudem ocala³¹ z wojennej po¿ogi tkankê miast, zmieniaj¹c tym samym nieodwracalnie ich charakter i funkcje. Przy tej okazji rozcinaj¹ esta-kadami secesyjne, gêsto zabudowane dzielnice i osta-tecznie rozrywaj¹ stare centra i nowe mieszkalne su-burbia. Przy czym podzia³ taki poci¹ga za sob¹, z jed-nej strony zamieranie ¿ycia towarzyskiego i kultural-nego w œródmieœciach, z drugiej parali¿ komunika-cyjny pomiêdzy podmiejskimi sypialniami i zak³ada-mi pracy znajduj¹cymi siê nadal w miejskich centrach.

Najgorsze jest jednak to, ¿e polscy urbaniœci nie maj¹ spójnej wizji, co do estetyki projektowanej przestrzeni – czêœæ z nich uwa¿a, ¿e nowe obiekty powinny harmonizowaæ stylem z s¹siaduj¹cymi budynkami, inni proponuj¹ rozwi¹zania radykalne, kontrastuj¹ce wrêcz z otoczeniem. Zwolennicy obu koncepcji oskar¿aj¹ siê nawzajem o kicz, infantylizm i brak poczucia piêkna. Jednoczeœnie nie zwracaj¹c specjalnej uwagi na potrzeby bezpoœredniego u¿ytkownika tych przestrzeni, czyli mieszkañców. W

Recenzja. „Wrzask w przestrzeni” – nowa ksi¹¿ka publicysty „Polityki”, Piotra Sarzyñskiego.

Arcydzie³a i arcymaszkary III RPTwierdzenie, ¿e w polskiej przestrzeni architektonicznej dzieje siê nie najlepiej, na pewno nie jest tez¹ specjalnie odkrywcz¹. Brzydko by³o za komuny i brzydko jest teraz. Niestety niewiele wskazuje na to, aby w najbli¿szych dekadach nasze miasta sta³y siê bardziej funkcjonalne, przyjazne lub choæby zwyczajnie ³adniejsze. Co gorsza, nawet taka per³a architektury, jak¹ jest Sopot, pozwala sobie na stawianie architektonicznych koszmarków. Na pytanie dlaczego tak siê dzieje, w swojej najnowszej ksi¹¿ce próbuje odpowiedzieæ Piotr Sarzyñski.

Krzysztof M. Za³uski

Nr 1/2 (65/66) Luty 2012

Page 16: Riviera 65/66

16 REKLAMA

50%50%RABAT

NA WSZYSTKO

2, 3, 4Pt Sb Nd

SZALONY

WEEKEND

MARCA

2012

SOPOT Dom Towarowy

ul. Bohaterów Monte Cassino 61

Nr 1/2 (65/66) Luty 2012


Top Related