Transcript

Tytuł

Quo Vadis Media?

Wydanie I

Warszawa, 23.12.2015

Okładka i Zdjęcia

Projekt i realizacja okładki: Morpheus360.comFotografia i obróbka: Morpheus360.com

Modelka: Pani Cogito

Redakcja

Autor: Mikołaj Matysiak a.k.a MorfeuszSkład i korekta: Morpheus360.com

Spis treściTytułem wstępu......................................................................................................................................4Dlaczego jest, jak jest?..........................................................................................................................5Medialna partia szachów.....................................................................................................................8

I. Personal brandy w mediach, czyli o zapamiętywalności ludzi...........................................10II. Przekonanie o wyższości intelektualnej nikomu nie pomaga.............................................11III. Clutter informacyjny – czyli jak tu się połapać w zalewie informacji?............................12IV. Reklama displayowa – naprawdę klikasz świadomie, jako konsument, w banery reklamowe?....................................................................................................................................... 13V. Big data w mediach – czyli do czego, tego właściwie użyć?.............................................14VI. Nawet, kiedy mamy już treść, mamy reklamodawców – nadal mamy problem przypadkowości produktów i reklam..........................................................................................16VII. Rozpraszanie energii – czyli dlaczego media chodzą na około, kiedy mają przed sobą prostą drogę?......................................................................................................................... 18VIII. „Content marketing”, czy po prostu „media otwarcie zaangażowane w handel”?...19IX. Media, jako prawdziwa IV władza – czyli zarządzanie danymi, zamiast propagandy 21X. Jak to wszystko wygląda zebrane razem?.............................................................................22

Tytułem ciągu dalszego.....................................................................................................................24

Tytułem wstępu

Z branżą mediów jestem związany w zasadzie odkąd miałem jakieś 5 lat. To wtedy moi rodzice założyli gazetkę rodzinną. Pierwszy tekst stworzyłem, kiedy jeszcze nie umiałem pisać. Bajkę o zielonym kapturku spisała moja matka. Wymyślałem na bieżąco.

Do dzisiaj doskonale czuję się z improwizacją, dziennikarstwem i sceną. Jednak im dalej w las, im więcej doświadczeń medialnych, im lepiej poznawałem tą branżę – tym więcej wątpliwości się pojawiało.

Z jednej strony już w liceum miałem okazję być redaktorem naczelnym szkolnej gazety, pisać do lokalnych gazet, praktykować w regionalnej gazecie oraz radiu. Z drugiej strony jednak – już w czasie studiów miałem coraz głębszą świadomość, że z mediami coś jest nie tak. I chociaż, jako osoba z doświadczeniem w prasie, radiu, a później także telewizji – miałem wszelkie predyspozycje i podstawy, żeby iść dalej w tym kierunku i kierować się do ogólnopolskich mediów – zmieniłem swój bieg życia.

4 lata temu – kiedy kończyłem studia – moje ruchy były jeszcze nadal dość intuicyjne. Cośmi w tym wszystkim śmierdziało, ale nie byłem wtedy jeszcze pewien co i dlaczego. I chociaż dziennikarski styl życia, szukanie prawdy, przenikliwość i ciekawość świata ze mną pozostały – o tyle zacząłem prowadzić własne śledztwo dziennikarskie na temat życia, społeczeństwa oraz – jak się okazuje – także samych mediów.

Spotykamy się dzisiaj w bardzo istotnym miejscu. W miejscu, w którym mogę stwierdzić, że moje śledztwo się zakończyło. Wiem, co jest nie tak z mediami. Wiem już dlaczego nie chciałem iść klasyczną ścieżką. Wdrukowana potrzeba niezależności i wolności twórczej tylko wzmocniła potrzebę tych poszukiwań.

Niedawna konferencja Re:Media w warszawskim Centrum Prasowym Foksal była z pewnością cennym doświadczeniem. Pewnym podsumowaniem. Klamrą w tej mojej drodze. Przede wszystkim, jako okazja do głębszej refleksji oraz przekazania jej w bardzo istotnym społecznie środowisku. W gronie wydawców i dziennikarzy.

Ale także do zwerbalizowania jej. Poukładania strukturalnie. Wierzę, że będzie to potrzebna refleksja. I że warto ją pogłębić. Myśl ta podzielona jest na dwie części. Pierwsza odpowiada na pytanie – dlaczego dzisiejsze media wyglądają tak, jak wyglądają.Jest słodko-gorzka. Gorzka, bo jest jak jest. Słodka, bo idzie zmiana na lepsze.

Druga część będzie natomiast bardziej techniczna i skupiona na rozwiązaniach. Mam szczerą nadzieję, że świadomość, którą się dzielę – dotrze do tych, którym będzie ona przydatna. Widzę problemy, ale czuję się mocno związany z tą branżą i naprawdę chcę widzieć, że zmienia się na lepsze.

Dzisiaj – po wielu latach doświadczania mediów na wiele różnych sposobów – chcę dołożyć swój wkład, żeby były takie, jakie chciałbym je widzieć. Dobre. Mądre. Uczciwe. Nawet jeśli potrzeba będzie wielu lat i pracy, aby to nastąpiło...

Morfeusz, Warszawa, 21.12.2015

Dlaczego jest, jak jest?

Wspominałem niedawno na swoim blogu, że idzie zmiana, że idzie młode pokolenie, że będziemy robić to, co potrzebne. Chcę przekazać szczere pozdrowienia, a także podziękowania dla organizatorów konferencji Re:Media. Za to, że są, że tworzą okazję do spotkań – choć jak się dowiedziałem – nie było łatwo do nich przekonać. I łatwo nam młodym pewnie nie będzie.

Zmiany będą postępować z czasem. Będziemy stopniowo usuwać chore zapędy poprzedniej generacji do dominacji. To, że „rządząca” dzisiaj partia podciera sobie tyłek konstytucją, sądownictwem, a teraz wprowadza cenzurę wobec opozycji – to tak naprawdę gesty bezradności tego pokolenia. Pokolenia, które nie ogarnia zmian, które się dzieją – więc robi wszystko, żeby było po staremu. Nie tylko w polityce.

Tyle, że po staremu nie będzie.

Dzisiaj zarządy dużych zasięgowych mediów szukają zmian – bo walczą o byt. To czego chyba nie chcą dostrzec – to fakt, że przenoszenie istniejącego od przynajmniej stu lat modelu biznesowego do nowego kanału – to zwyczajne pudrowanie trupa.

Nie ma żadnego znaczenia na jakim nośniku będzie się znajdować treść – każdy wybierze taki, z jakim będzie mu wygodniej. Znaczenie ma to, co jest komunikowane, jaka jest zawartość tej treści, jak nią traktujecie drugiego człowieka.

Jeżeli na konferencji branżowej pada stwierdzenie "zdecydowaliśmy się na uczciwość wobec czytelnika, co nie jest takie oczywiste” – to w tym momencie pada bardzo ważne, ale jednocześnie przerażające stwierdzenie na temat branży mediów i tego, co z nią zrobiły poprzednie generacje.

Wymownym jest to, że tą decyzję podjęła i powiedziała o niej osoba młoda. To była bardzo ważna konferencja, której najważniejszy chyba przekaz – co z przyjemnością akcentuję – jest to, że dzisiaj następuje i musi nastąpić zmiana pokoleniowa. To ważne, aby zrozumieć i powiedzieć wprost – te 2 mln młodych Polaków nie wyjechała wcale dlatego, że chcieli – ale dlatego, że mieli dość swoich starych, ich stylu zarządzania, bezrefleksyjnego wypchania się we wszystko, oszukiwania nas i zwyczajnie od nich uciekli.

Jeżeli na pytanie o to, co nam tak właściwie dało obalenie komunizmu w '89 – słyszę od generacji, która w tym uczestniczyła – że mamy więcej produktów na półkach i otwarte granice, to nie wiem czy się śmiać, czy płakać. Bo w praktyce mówią – dzięki temu możecie się teraz truć chemicznym syfem z marketów poza jakimikolwiek regulacjami. A jak Wam nie pasuje, że próbujemy Wam narzucić, jak macie żyć – to możecie spier***aćza granicę i tam pracować na emerytury byłych nazistów, albo np. tych którzy nas olali w trakcie II WŚ.

Mamo, tato, wujku, ciociu – dzięki, ale nie. Nie tego chcę.

I nikt z nas – młodych – tego nie chce. Nie chcemy, żebyście nam mówili, jak mamy żyć,

nie chcemy żebyście nas okradali za pomocą urzędów skarbowych, zabierali nasze pieniądze na swoje emerytury poprzez zus. Nie chcemy tego samego medialnego gówna podanego w wersji cyfrowej zamiast papierowej. Nie chcemy wmawiania nam, że wiecie lepiej – skoro nie ogarniacie własnego życia, biznesu, relacji z nami i sobą nawzajem.

Po prostu nie.

To jest zmiana, która jest konieczna. To jest transformacja, której potrzeba i w polityce i w mediach i w całym życiu publicznym oraz społecznym.

Chcecie wiedzieć – co możecie zrobić, żeby było lepiej, żeby przeżyć na rynkach, żeby szafiarka czy chłopak przebierający psa za pająka – nie ośmieszali zasięgu kilkuset osobowych zespołów realizujących narzucone przez starych pomysły?

Przestańcie nam przeszkadzać. Przestańcie nas ograniczać.

My dzisiaj mamy narzędzia, których działania i mechaniki kompletnie nie ogarniacie i nie ogarniecie. To jest zbyt duży skok mentalny. To nie Wasza wina. My urodziliśmy się z dostępem do technologii – Wy musieliście się ich uczyć już, jako ukształtowane jednostki. To nie Wasza wina, ale nie udawajcie, że jest inaczej. Nie jest. Nie ogarniacie.

Netsprint – partner konferencji – to przykład takiego narzędzia. Tworzą go młodzi ludzie. Wiedzą, co robią. Robią to dobrze. Na dzisiejszym rynku medialnym tworzą nową jakość, choć to tylko o krok naprzód względem tego, jak media będą się zmieniać.

Warto zwrócić uwagę, że prezentacje dużych medialnych marek na konferencji w gruncie rzeczy były ładnie zaprezentowaną na liczbach opowieścią o tym, że starają się wykonać te kroki, które młodzi ludzie w internecie wykonali już kilka lat temu. To dzięki nam w ogóle nastąpił jakiś ruch w starych markach w tym kierunku. Ale to nadal jest pudrowanie trupa.

Dobrze było usłyszeć od młodego pokolenia – kiedy otrzymali taką możliwość – że widząpotencjał w zmianach i szukają pomysłu na jego wykorzystanie w ramach dużych marek medialnych.

A szukać daleko nie trzeba. Ja chciałbym mieć taki zasięg, taką rozpoznawalność, takie przywiązanie odbiorców – jakie mają dzisiaj duże marki medialne. Bo wiem, co z tym zrobić. Ale nie mam. Więc buduję. Na własnych zasadach. Bez starych. Z młodymi. Żeby nam starzy nie próbowali mówić, jak mamy to robić – skoro nie ogarniają tego zmieniającego się świata.

W szachach wygrywa ten, kto widzi kilka kroków naprzód. Dzisiaj na konferencji – jeśli ktoś z niej świadomie skorzystał – były podane wszelkie potrzebne informacje odnośnie tego, jak będzie wyglądał najbliższy. Dokąd będzie zmierzać branża szeroko rozumianych mediów. Ja widzę kilka kolejnych naprzód. O tym w drugiej części.

Natomiast aktywnie wprowadzam w życie rozwiązania, które widzę już teraz. A w zasadzie to zaczynam wprowadzać po latach analizy i praktycznych przygotowań.

Wiem, że to co mogę dzisiaj – to np. przyjść na spotkanie i zasiać potrzebny ferment na konferencji branżowej. Ale najdalej za 4-5 lat będę na takich konferencjach równoprawnym partnerem zasięgowym. Bo wiem, co robię. Bo znam przyszłość. Nie przewiduję jej. Ja ją współtworzę.

Dobrze było zobaczyć, że są ludzie, z którymibędziemy to budować wspólnie. Każdy w swoim zakresie.

Stąd mój apel do starych. Liczę, że do Was dotrze.

Nie przeszkadzajcie nam w pracy. Bez nas zginiecie. My natomiast i tak sobie poradzimy.

Pytanie czy zrobimy to z Wami czy bez Was. W końcu nadal jesteście naszymi matkami, ojcami, wujkami, ciociami. Nie chcemy dla Was źle. Ale oczekujemy wyraźnie zakomunikowanej dobrej woli z Waszej strony.

A jeśli nie wiecie, jak nam pomóc? Po prostu nie przeszkadzajcie. My już sobie dalej poradzimy.

I miejcie w świadomości jedno. My Wam nic więcej udowadniać nie musimy. Dzisiaj to Wy musicie coś udowodnić Nam.

My i tak będziemy robić swoje...

Medialna partia szachów

Wspominałem o tym, że w szachach wygrywa ten, kto potrafi myśleć o kilka krokównaprzód. Na ostatniej konferencji Re:Media przekazano bardzo praktyczny zestaw informacji, jaki jest najbliższy krok i najbliższe zmiany dla mediów. Będzie o tym. Będzie też o tym, jakie mogą być – i wierzę, że będą – kolejne kroki rozwoju mediów.Myślę, że warto poukładać pewne rzeczy już teraz. Na konferencji przedstawiciele największych graczy na rynku mówili o tym, że szukają rozwiązań. Może nie trzeba już tyle szukać, a skupić się stopniowo na wdrożeniach. Póki co media nadrabiają to, co w internecie młode pokolenie zrobiło już kilka lat temu.

Kominek (obecnie bodaj Jason Hunt) ani szczególnie przystojny, ani szczególnie sympatyczny, czy nawet szczególnie mądry nie jest – ale faktem jest, że o kierunku mediów i trendach jest w stanie powiedzieć więcej, niż przedstawiciele dużych mediów, którzy na konferencji dotyczącej transformacji mediów pokazywali na liczbach oraz przykładach, jak wygląda w ich przypadku przenoszenie mediów z papieru do internetu i że powoli zaczyna im to jakoś wychodzić.

Biorąc pod uwagę fakt, jaką pozycję miały media jeszcze 10 lat temu i fakt, że dzisiaj młody chłopak z dwiema kamerkami przebiera swojego psa za pająka i jest w stanie przebić zasięgiem większość produkcji kilkuset osobowych zespołów – za dobrze o tych mediach nie świadczy. Mediach, których kierunek wyznaczany jest przez tych, którzy je zakładali lub przejmowali kilka dekad temu.

I tak, jak czasy świetności Sylwestra Wardęgi przeminą – tak dzisiaj minęły już czasy świetności tych, którzy jako stosunkowo młodzi ludzie zakładali, bądź przejmowali tradycyjne media. Część z tych mediów zresztą istnieje już dobre sto lat – nawet na polskim rynku. I dzisiaj taka Rzeczpospolita walczy o przeżycie z regularnym dotarciem napoziomie nie przekraczającym 100 tys. ludzi.

Przepraszam, ale pierwsza lepsza szafiarka, która robi sobie sweet focie i wrzuca je na Istagrama potrafi mieć większy zasięg...

Prawdę mówiąc – wygląda to wręcz komicznie. Tyle, że mediom do śmiechu nie jest. I nic dziwnego. Może więc warto podzielić się obserwacjami – dlaczego tak jest. Bo uważny obserwator dostrzeże stosunkowo proste zależności, które sprawiają, że tak się dzieje. A wtedy będzie można z tym już coś w praktyce zrobić.

A nie jest dobrym pomysłem, żeby miejsce mediów zajmował pies straszący ludzi po nocy. Media są w stanie wyprodukować dużą ilość contentu. Czysto statystycznie – odsetek produkcji wnoszących jakąś wartość zawsze będzie większy. Teraz youtuberzy oraz blogerzy jadą jeszcze na hypie kultu amatora. Ale to się przejada. Wartość takich produkcji niewiele różni się od hamburgera z McDonalda, albo medialnego newsa. Zjesz, przetrawisz, wysrasz. Czasem się odbije, zaśmierdzi, ale nie zostanie z nami dłużej niż kilka, kilkanaście sekund.

Jakość musi istnieć. Celne, trafne, mądre obserwacje zawsze będą w cenie. Pod tym kątem możliwości tradycyjnych mediów przewyższają większość twórców

indywidualnych. Zresztą – nawet najpłodniejszy i najmądrzejszy bloger – nie jest w stanie produkować regularnie, często i w dużej ilości, wysokiej jakości contentu. Dlatego portale łączące wartościowych ludzi i pomagające im docierać do ludzi z ich przekazem – stanowić będą coraz większą wartość. Podobnie, jak rozwiązania, które selekcjonują, agregują i wybierają najwartościowszą treść – przekazując ją w łatwo przyswajalnej formie.

Dlatego też zasmuciła mnie zmiana, jaka zaszła w naTemat – czyli odejście od agregacji twórców contentu. Rozumiem jednak, że istniały określone czynniki ekonomiczne oraz merytoryczne, które stały za tą zmianą. Cieszy na pewno fakt zapowiedzi Tomka Machały,że będą wracać do korzeni. Zapewne bogatsi oraz mądrzejsi o doświadczenia z jednym i

drugim modelem – tworząc pewnego rodzaju hybrydę. Osobiście jestem bardzo ciekaw, w jakim kierunku pójdą. Ale jest spora szansa, że wyznaczą jeden z istotnych kierunków. Pokażą jedno z potrzebnych dzisiejszym mediom rozwiązań.

Kończąc wstęp – czas na konkrety. Żeby nie trzeba było poruszać się po intuicji, tylko oprzeć się na obserwacjach i świadomości co i jak. Nie jestem jasnowidzem. Natomiast widzę, co się dzieje, co będzie się działo i sam jestem jednym z pionierów tych zmian. Ale o tym pod koniec.

W tej chwili chcę się podzielić świadomością torów, na których znajdują się obecnie media oraz dokąd nas to może zaprowadzić.

A zatem w punktach, konkretnie, esencja tego, co dostrzegam w medialnych trendach oraz tym,jakie możliwości to stwarza.

Problem. Analiza. Rozwiązanie.

I. Personal brandy w mediach, czyli o zapamiętywalności ludzi

Z czysto technicznego punktu widzenia – przewagą blogerów czy vlogerów jest łatwość budowania przywiązania. Umówmy się – dzieciak, który drze japę do gry, w którą gra na swoim komputerze – to nie jest rozrywka najwyższych lotów. Ale jego przewaga polega na tym, że to zawsze jest ten sam dzieciak, podobnie drący japę do podobnych gier.

Wiadomo, że w biznesie kluczem jest retencja, powracanie klientów, zbudowanie nawyku w odbiorcy, oswojenie go z marką i emocjonalne przywiązanie go do niej.

Media są tu na przegranej pozycji. Media oferują nam każdego dnia nowego bohatera. Dzisiaj jest to kobieta, której spalił się dom, jutro facet, który gwałcił kozy, a pojutrze będzie kobieta, która nie może spać, bo trzyma kredens.

Dlatego wśród mediów dobrze się mają portale plotkarskie. One mają pewien, w miarę stały, zestaw bohaterów. Jest pewna powtarzalność, retencja. Człowiek wraca i widzi kogoś znajomego. W mediach newsowych nie ma tego w ogóle – dziennikarze są często schowani za inicjałami, czasem nawet nie swoimi. Telewizja zaczęła się bawić delikatnie winfotainment – który działa na podobnej zasadzie. Daje nam człowieka, który posiada jakiekolwiek emocje, przekonania, jest mniej mechaniczny, niż gadająca głowa, która czyta suche fakty z promptera. W mediach publicystycznych mamy felietonistów.

Ale w praktyce cały czas pokutuje mit obiektywizmu, którego w dziennikarstwie nigdy nie było. Bo obiektywność nie istnieje. Tak długo, jak media będą oszukiwać siebie i odbiorców, że są „obiektywne” - tak długo będą przegrywać z tymi, którzy jawnie, autentycznie i otwarcie są subiektywni. Czyli prawdziwi. Przynajmniej bardziej, niż dziennikarze, którzy połknęli kij od szczotki, bo im ktoś powiedział, że tak jest dobrze.

Nie jest.

Przestańcie udawać kogoś, kim nie jesteście. Jesteście ludźmi. Takimi samymi, jak Wasi odbiorcy. I oni wiedzą, że „obiektywność” nie istnieje. Nikt z nas jej nie doświadczył. Wy udajecie, że jest inaczej. Dlatego przegrywacie z dzieciakiem ze smartfonem i fejsem, który przekazuje wprost, że to co mówi – wynika z przekonań i osobistej perspektywy. Natomiast zasięg zdobywa dlatego, że inni też mają podobne przekonania i perspektywę,a nie dlatego, że przekazał swoim odbiorcom jakąś „prawdę objawioną”.

II. Przekonanie o wyższości intelektualnej nikomu nie pomaga

To musi być wyjątkowo trudne doświadczenie – zwłaszcza dla tzw. „starych wyjadaczy” – że jakiś „młodziak” ich poucza i wytyka im błędy, które nie dają Wam spać po nocach. Tymtrudniejsze, że przywykliście do tego, żeby uważać się za mądrzejszych, lepszych, władców marionetek, którzy popychają bezmyślne owieczki tam, gdzie chcą. Tylko, że ta bańka szybko pękła – kiedy komunikacja medialna przestała być jednostronna. Nagle się okazało, że Wasz odbiorca może się z Wami nie zgadzać. Że tych ludzi potrafi być całkiemsporo.

Oczywiście w takiej sytuacji pojawia się z automatu jakaś reakcja obronna. Tą reakcją jest oczywiście mówienie o hejterach, robienie konferencji o tym, jak sobie radzić z hejtem w sieci i że w ogóle jak to tak, te barany, co oni mają w ogóle do powiedzenia. Jasne – jest trochę bydła w sieci, które po wypiciu kilku głębszych siada do klawiatury i używa Waszego contentu, jako formy odreagowania frustracji.

Ale jest też zupełnie inny typ człowieka – wbrew pozorom dość często spotykany – którego twórcy contentu bardzo lubią nazywać hejterem. Nie zgadzasz się ze mną, masz inne zdanie, krytykujesz coś – czyli jesteś no lifem i hejterem. Nie zawsze. Jestem zaskoczony – ale wydaje mi się, że odbiorca w internecie coraz lepiej radzi sobie z werbalizacją swoich myśli. Że coraz sensowniej, jako grupa, potrafi w merytoryczny sposób odnieść się do treści, którą dostaje.

A to stawia twórcom poprzeczkę coraz wyżej. Dzisiaj jakość będzie coraz istotniejsza. Nie da się zmusić człowieka do produkowania dwóch dobrych, pogłębionych tekstów dziennie. Taki człowiek będzie tworzył mniejszy czy większy shit. A ludzie po tylu latach karmienia shitem przez media – mają naprawdę niski poziom tolerancji na bzdury, tandetny product placement i ukrytą propagandę.

Myślę, że nie muszę nikomu z mediów tłumaczyć, jak media zarabiają, jak mogą pozyskiwać fundusze, od kogo biorą lub mogą brać pieniądze i za co. Ale dzisiaj tolerancjana nieczyste zagrywki po prostu się kończy. Na to jest coraz mniej miejsca. I będziecie takimi działaniami przegrywać. Jeżeli zapomnicie, że pracujecie przede wszystkim na rynku zaufania i zarządzania uwagą – przegracie całkowicie. Wygrają Ci, którzy będą wartościowi, autentyczni, a przede wszystkim szczerzy i godni zaufania.

Prawda, nawet jeśli trudna, boli tylko raz. Kłamstwo za każdym razem, kiedy je sobie przypomnimy.

Rynek tradycyjnych mediów nie kurczy się dlatego, że nie ma Was w internecie. Rynek tradycyjnych mediów się kurczy dlatego, że tracicie zaufanie społeczne – a w internecie jest coraz więcej autentycznych i szczerych alternatyw dla Waszych dotychczasowych odbiorców.

Nie będę stołował się u kłamcy, oszusta i manipulanta, jeżeli dwa kliknięcia dalej szczery przyjaciel zaprasza mnie na obiad...

III. Clutter informacyjny – czyli jak tu się połapać w zalewie informacji?

Znane, powszechne, nie będę się rozwodził. Młodzi twórcy aplikacji Clou z Agory wprowadzili świetne rozwiązanie. Z 6000 tekstów tygodniowo wybierają ok. 10 dziennie i podają je odbiorcy. Te najlepsze, najciekawsze, bez ściemy i sztucznego generowania klików. Wiedzieli co ich irytuje, wiedzieli co im się nie podoba. Zrobili taki produkt, jakiegosami by chcieli, jakiego im brakowało. I właśnie tak się to robi!

Dzisiaj ilości treści są gigantyczne. W każdej chwili jesteśmy zaledwie o klik od czegoś nowego. Ale to ma swoje koszta dla uwagi. Ona jest skończona, podobnie jak ilość dostępnego czasu w ciągu doby. Dlatego właśnie agregatory treści, takie jak Clou – są świetnym i coraz bardziej potrzebnym rozwiązaniem. Facebook pełni w pewnym stopniu podobną funkcję. Problem polega jednak na tym, że muszę coś kliknąć, coś polubić, kogoś dodać do znajomych – żeby algorytmy fejsa mogły dla mnie wybrać do feeda content, który może mnie potencjalnie zainteresować na podstawie poprzednich kliknięć ipodjętych akcji.

Ale jeżeli pojawi się narzędzie, takie jak Clou, które będzie agregować treści na bazie zainteresowań i dostarczać mi świadomie wyselekcjonowanej przez człowieka (lub tłum) treści – to się zwyczajnie przerzucę z news feeda facebookowego na to właśnie rozwiązanie. W przypadku wideo przykładem, który dobrze realizuje ten model jest chociażby 9gag.tv. Dokładnie o to chodzi.

Agregacja, świadoma, wpół zautomatyzowana, ale nadal ludzka selekcja, dostarczenie najlepszych treści dopasowanych do mnie, moich wartości, przekonań, zainteresowań. Tojest kolejny istotny element i rola, którą media mogą i będą musiały pełnić – jeśli chcą przeżyć. Dostarczenie jeszcze większej ilości contentu prowadzi donikąd. Dostarcz mi lepszej, mądrzej wyselekcjonowanej, bardziej dopasowanej treści – a wtedy zyskasz moją uwagę, zaufanie i sympatię.

Uczyń moje życie lepszym, a poczuję się zobowiązany do wzajemności.

IV. Reklama displayowa – naprawdę klikasz świadomie, jako konsument, w banery reklamowe?

Totalnie szczerze – pytam Ciebie, jako konsumenta – jesteś w stanie przywołać sytuację, w której świadomie kliknąłeś/-aś w baner na jakiejś stronie? Jeżeli siedzisz w branży medialnej lub marketingowej i ciekawi Cię, co zrobiła konkurencja – ok, ale to się nie liczy,masz skrzywienie zawodowe. Jeśli masz znajomych z innej branży – ich o to zapytaj.

Gwarantuję Ci – jeśli nie masz tej świadomości – że normalni ludzie nie klikają świadomiei celowo w banerki. Omijają je. Nie zauważają ich. Adblock jedynie ułatwia nam życie oraz praktykowanie ad blindness. Reklamy w telewizji? Przynajmniej połowa ludzi je wycisza lub przełącza kanał. I tak dalej, i tak dalej. Powiedzmy sobie szczerze – jako konsumenci nie lubimy reklam. Nie chcemy ich. Drażnią nas.

Drażnią nas jednak nie tylko dlatego, że są niedopasowane. To tylko część prawdy. Drażnią nas także dlatego, że w nich nie chodzi o nas. Idzie to mniej więcej tak: jakiś „prywaciarz” chce nam wcisnąć swój towar, którego najpewniej nie potrzebujemy – dlatego idzie do mediów, żeby wykorzystały budowane często latami zaufanie oraz przywiązanie, żeby nas przekonały, że jednak tego potrzebujemy.

Tylko, że to skurwysyństwo. Forma toksycznej relacji na zasadzie – damy Ci treść za darmo, ale w zamian pozwolisz nam na pośrednictwo w dymaniu Cię przez jakieś przypadkowe firmy, dla których jedyną wartością stanowi to, ile pieniędzy będą w stanie wyjąć z mojego portfela – w zamian za coś, co nie powstało z myślą o mnie, ale o po to, żeby zwiększać im przychód.

Dodam jedynie – sam jestem przedsiębiorcą, natomiast przedstawiam pewien ciąg myślowy, który zwykle nie jest werbalizowany, ale który ma miejsce praktycznie za każdym razem w podobnej sytuacji. I tutaj winny jest tak samo biznes, jak i media. Czy może raczej mentalność pokoleń, które kształtowały jedno, jak i drugie.

Niestety uczciwość i wiarygodność nie są mocną stroną starych. Ale o tym już obszernie mówiłem w pierwszej części. Dlatego przegrywają z dzieciakami. Dzieciaki są autentycznie. Jeszcze nie oswoiły się tak bardzo z życiem w ciągłym zakłamaniu oraz oszukiwaniu innych dla własnych korzyści.

W tym wypadku niestety, szybko się uczą. Natomiast ich odbiorcy są czujni. Czasami nawet za bardzo. Niemniej nadal pomaga to utrzymać stan pewnej równowagi.

V. Big data w mediach – czyli do czego, tego właściwie użyć?

Miałem okazję porozmawiać po konferencji z Marcinem Kowalczykiem z Gremi, który zarządza Rzepą w internecie. Poprowadził bardzo ciekawą, merytoryczną, dobrą prezentację. Tylko na chwilę obecną – jak wspominałem w pierwszej części – to była opowieść o tym, że nadrabiają to, co internet zrobił już kilka lat temu. Jasne – kawał dobrej roboty z płynną i przemyślaną migracją gigantycznej bazy danych na responsywny design. Ale to nadal nie zmienia faktu, że choć mają gigantyczną ilość danych – kompletnie z tego jeszcze nie korzystają.

Partnerem konferencji był Netsprint – sympatyczna ekipa młodych ludzi, którzy wykorzystują dużą ilość danych, żeby dostarczyć każdemu z użytkowników propozycje contentu, który może go potencjalnie zainteresować. Forma nadal nie jest optymalna. Moduł tak w praktyce udaje zwykłe, polecane artykuły (tak wiem, jest oznaczenie, ale komunikacyjnie to jest tym, czym jest) i mimo wszystko nadal jest pewną formą oszukiwania i sterowania czytelnikiem, żeby skierować go do treści, za którą wydawca mapłacone. To jest krok naprzód, jasne – ale to nadal jest bujanie się po nie do końca uczciwych, a przynajmniej przejrzystych formach kierowania uwagą na rynku, na którym zaufanie i wiarygodność jest walutą pierwotną.

Natomiast jeden i drugi przykład mówi coś bardzo ważnego na temat zmian, które będą zachodzić. To najlepszy przykład tego, że informacja jest walutą, a my żyjemy w społeczeństwie informacyjnym. Każdy z nas coś je, coś kupuje, ma jakieś zwyczaje, nawyki, sympatie, antypatie, przekonania, afiliacje, relacje. To wszystko są dane, informacje. Zebrane razem – tworzą bardzo ciekawy obraz tego, co łączy tych wszystkich ludzi, którzy nas odwiedzają. Można stworzyć pewien spójny, ogólny obraz – segmentację.

To jest ten etap, na którym big data jest dzisiaj. Tworzenie segmentacji i dostarczanie treści dla – przykładowo – 10 typów ludzi, którzy odwiedzają dany serwis.

Dane z Google są głównie danymi demograficznymi. Wiemy z jakiej wielkości miasta jest dana osoba, ile ma lat, czy jakiej jest płci. Ale 19-nasto letnim chłopakiem z dużego miasta może być zarówno kibol bawiący się przy „Ona tańczy dla mnie”, jak i metroseksualny fanmuzyki klasycznej. Od jakiegoś czasu w danych Google zaczęły się pojawiać dane o zainteresowaniach. Ale jeśli dobrze kojarzę – pierwszy był Facebook.

Facebook, który dzięki informacjom o „lajkach” zyskał bardzo obszerną bazę zainteresowań. Jednak to nadal nam sprawy nie załatwia w całości. Wiemy, już, że mamy obok siebie dwie 22-letnie dziewczyny z Warszawy, które lubią komedie romantyczne i słuchają rocka. Tylko, że kiedy w podobnym terminie w Warszawie będzie grał Linkin Park, a w Katowicach Nickleback – to jedna zostanie w stolicy, a druga będzie chciała pojechać do Katowic.

To dość prosty przykład tego – że decyzje zakupowe sięgają znacznie głębiej, i że demografia, ani ogólne zainteresowania nie dają nam jeszcze wystarczających danych, aby stwierdzić, jakie produkty dana osoba będzie chciała, jakimi będzie bardziej zainteresowana, ani jakie komunikaty najmocniej wpływają na jej aktywność i

podejmowane działania. Czy mamy dostęp do danych, które mogą jeszcze bardziej pogłębić naszą wiedzę o poszczególnych osobach?

Oczywiście! Tutaj właśnie pojawia się miejsce dla mediów. Media mają dostęp do danych i zachowań bardzo szczegółowych. Media mogą zebrać dane o tym, że nasza fanka Nickleback jedynie pobieżnie przejrzała newsa o koncercie Linkin Park, natomiast spędziła 3 razy więcej czasu na czytaniu newsa o koncercie w Katowicach, sharowała go prosto ze strony na swojego newsfeeda z wyraźnie pozytywnym sentymentem, po czym wróciła do newsa i przeczytała go jeszcze raz, zatrzymując się wyraźnie dłużej przy zdjęciu wokalisty w artykule. To są dane, które możemy zebrać właśnie z mediów.

Dla mnie, jako kogoś, kto chce zainwestować w kampanię w mediach – dostęp do tak zagregowanych danych, pozwalających na tak głębokie i precyzyjne dotarcie do osób, z którymi mój produkt będzie korespondował, aż tak mocno – stanowi ogromną wartość. Ajeśli później da mi jeszcze możliwość wysłania jakiegoś mailingu do tych konkretnych osób – to w tym modelu sprzedaży mediów trudno o coś więcej. Coś takiego może być dokładnie tym rozwiązaniem, które będzie mogło zadbać o interes zarówno klientów, jak i reklamodawców, zaś media naprawdę będą mogły powiedzieć, że „prasa działa”, a nie tylko zaklinać rzeczywistość hasłami bez sensownego podparcia w danych sprzedażowych u płacącego za reklamę biznesu.

W pewnym momencie dojdziemy do miejsca, w którym będziemy zbierać, agregować i rozumieć na tyle dużo danych – że algorytmy będą faktycznie „rozumieć” poszczególne osoby. W ten sposób proponowane treści czy produkty nie będą już dopasowywane jedynie na poziomie ogólnej typologii i tego, co nas łączy z ludźmi w jakimś stopniu podobnymi, ale jednak innymi. W pewnym momencie te treści naprawdę będą dopasowane do nas indywidualnie.

Mówimy tu oczywiście o totalnie innym rzędzie wielkości danych oraz ich analizy – natomiast z pewnością będzie to szło w tym kierunku. A dzięki integracji danych demograficznych, społecznościowych i właśnie medialnych – będziemy mieli dostęp do wystarczającej ilości danych – żeby móc dokonać właśnie takiej analizy i dopasowania, kiedy będziemy w stanie analizować te dane, „wiedząc” kogo one dokładnie dotyczą. W cudzysłowie, bo będzie to się oczywiście działo na poziomie big data, gdzie zarządzaniemtymi danymi zajmują się już maszyny i algorytmy.

Obstawiam, że NSA robi to już od dawna. Kto wie, może sprzedadzą jakąś licencję na oprogramowanie i wykorzystanie swojej infrastruktury oraz bazy danych? Zapytać zawsze można... ;-)

VI. Nawet, kiedy mamy już treść, mamy reklamodawców – nadal mamy problem przypadkowości produktów i reklam

Jestem odbiorcą. Reprezentuję określoną demografię. Mam jawnie zakomunikowane swoje zainteresowania. Media są w stanie monitorować moje zachowania w ich kanałach i na tym przykładzie określić z mniejszą czy większą dokładnością – co może wpłynąć na moje emocje i zachowania.

Macie te dane. Czy jest sens, żebyście w banerkach czy nawet w polecanych artykułach – proponowali mi buty narciarskie, albo nowe kafelki, które są akurat w promocji w markecie budowlanym? Tak naprawdę tylko, jeśli faktycznie chcę się wybrać w góry i potrzebuję nowych butów, albo jeśli w promocji jest akurat jest taki wzór, jaki mi pasuje do mieszkania, które zaczynam remontować. W innym przypadku jest to strata czasu – nie dokonam zakupu. Nie kupię butów narciarskich na przyszłą zimę, ani nawet na za 3 zimy – choć potencjalnie do tego czasu będę potrzebował nowych butów. Nie kupię też kafelków, nawet jeśli spędziłem sporo czasu na przeglądaniu artykułu „10 najładniejszych łazienek bogaczy”.

Tak długo, jak media nie myślą o zasięgu w kategoriach tego, jak reklama przekłada się nasprzedaż – tak długo nie będą rozumieli potrzeb zarówno firm, które im płacą, jak i ludzi, którzy są ich odbiorcami. A tego media nie robią. Tradycyjna prasa miała dotąd dwie nogi – sprzedaż własnej gazety i pieniądze z reklam. Kiedy prasa weszła do internetu, dając całą treść za darmo – de facto pozbyła się obu nóg naraz.

Po pierwsze – ludzie dostali coś za darmo, więc jaki sens był płacić za papier? Bo przyzwyczajenie? Argument ma sens tylko tak długo, jak dotyczy odbiorcy silnie przywiązanego do tej formy przyswajania treści i stać go na to. Młody człowiek, który zarabia 1200 na rękę na kasie w markecie nie wyda 7 zł na gazetę, której połowa jest wypełniona reklamami, a druga połowa to miałkie treści dla zabicia czasu. Równie dobrzemoże sobie poscrollować Kwejka, czas też zleci. Może nawet poczuje się mądrzejszy, bo jakiś mem przekaże jakąś myśl w formie obrazka i korespondującego z nim tekstu. W praktyce zatem gazeta nie ma żadnej przewagi, a kosztuje tyle, co godzinówka pracy takiej osoby. Sorry, znowu przegrywacie.

Po drugie – internet i nawet te nieszczęsne banerki dały reklamodawcom jedno podstawowe narzędzie – weryfikowalność. I nagle się okazało, że jednak nie, prasa nie działa. Bo jak ma działać, skoro mamy dane, że ludzie nie widzą tych banerków, a klikalność liczona jest w dziesiętnych procenta? Nie widzę banerka, więc mi wywalisz wielką reklamę na cały ekran i schowasz krzyżyk do jej zamknięcia? Tylko mnie wkurwisz. A pamiętaj, że pracujesz na rynku zaufania i sympatii.

Okaż brak szacunku dla mojej uwagi i przedkładaj swoje banerki przed treść, po którą przyszedłem – a masz gwarancję, że potraktuję Twój serwis adblockiem i proszenie o wyłączenie adblocka nic tu nie pomoże. Nie ufam Ci. Twoje problemy nie są moimi problemami. Nie chcę Twoich banerków z przypadkowym contentem od przypadkowych ludzi.

I właśnie tak media straciły obie nogi za jednym ruchem. Na odkręcanie tego trochę za

późno. Świat idzie do przodu, a kłamstwo ma krótkie nogi. Jak branża będzie co rok zmieniać trendy i szukać nowych sposobów, którymi możecie kiwać odbiorców – z roku na rok będziecie tracić zaufanie, będzie coraz więcej zniechęcenia, hejtu i zniesmaczenia takimi praktykami. A im więcej będzie autentycznej i uczciwej alternatywy – tym więcej będziecie tracić i tym więcej ci prawdziwi będą zyskiwać. To jest prosta zależność. Póki co jedziecie na tym, że ludzie dopiero się budzą, że dopiero się uczą, że szukają. Ale z roku narok będzie coraz trudniej.

Im mocniej będziecie pudrować trupa – tym wyraźniejsze będzie to, że trup to trup. Jeżeli udajesz mojego przyjaciela, zachęcasz mnie do odwiedzin, mówisz „chodź, chodź, mam dla Ciebie coś ciekawego, zobacz, zwolnili trenera reprezentacji” - po czym okazuje się, że to nie Nawałkę zwolnili, tylko trenera reprezentacji w szachach, to nie licz na moje zaufanie, czy sympatię.

Powtórzę raz jeszcze. Media działają na rynku zaufania, uwagi i sympatii. Okaż brak szacunku dla tej waluty – otrzymasz w zamian dokładnie to samo. Brak szacunku. A zatemutratę uwagi na rzecz tych, którzy ten szacunek potrafią okazać. Nie liczcie na to, że pojedziecie na tym, że jeszcze ich mało. Będzie więcej. A Wy będziecie mieli coraz krótsze nogi, coraz mniej paliwa. Ludzie są ludźmi. Tak to po prostu działa.

VII.Rozpraszanie energii – czyli dlaczego media chodzą na około, kiedy mają przed sobą prostą drogę?

Tak, jak zwodzenie ludzi przypadkowym contentem nie działa, tak samo nie działa proponowanie ludziom przypadkowych produktów.

Mówicie – mam milion UU, przyjdź, zapłać i pokażemy im Twój banerek. Tylko to przypomina sikanie do celu stojąc obok tornada. Kilka kropel może trafi, ale reszta poleci wszędzie – tylko nie tam, gdzie byśmy chcieli.

Tylko, że dokładnie to samo robią same media. Jesteście Wy – media. Wchodzicie człowiekowi do domu, przedstawiacie się, budujecie z nim relację, opowiadacie mu jakieś historie. Z czasem może nawet Was polubi, a przynajmniej się przywiąże, choć zwykle traktuje Was, jako tego natrętnego znajomego, który opowiada straszne bzdury, byle tylko gadać, ale toleruje Was, bo gorsza dla niego jest już tylko cisza, samotność i nuda.

Ale skoro macie już zbudowaną relację z tym człowiekiem – bez względu na to, jak toksyczna czy dziwaczna by ona nie była – to dlaczego chodzicie dookoła niego? Naprawdę, aż tak przywykliście do tego, żeby go dymać, ale nie wprost? Dlaczego nie zaproponujecie mu wprost jakiegoś produktu? I nie mówię tu o płaceniu za pół godziny opowieści różnej treści Twoich i Twoich przypadkowych znajomków, którzy co kilka minut wołają do telefonu włączonego na głośnomówiący „whaaaaat's uuuup!”. Bo tak to z grubsza wygląda.

Mówię o tym, żebyście świadomie zaproponowali mu to, czego szuka i potrzebuje. Jeżeli czytają Was na przykład młode matki, z dużych miast, z zarobkami powyżej średniej krajowej – to istnieje bardzo konkretny zestaw produktów, które będą tym osobom potrzebne.

Nie chcecie im pokazywać kafelków w promocji, czy pokazywać im półnagich kobiet wyginających się na najnowszej kolekcji paneli podłogowych. Te kobiety chcą dobrych ubrań, dobrego jedzenia, zdrowych i bezpiecznych zabawek dla swoich dzieci, chcą wygodnej i dopasowanej bielizny, chcą czegoś sprawdzonego, co faktycznie działa na rozstępy, chcą poczuć się atrakcyjne, chcą gdzieś spędzić dobrze czas z partnerem, itd. One nie będą naprawiać kranów, kupować wycieraczek do samochodów, albo zimowych opon do samochodu.

VIII. „Content marketing”, czy po prostu „media otwarcie zaangażowane w handel”?

Jasne – media specjalistyczne i tematyczne mają bardziej sprofilowane reklamy. Ale to nadal jest chodzenie dokoła. Jesteście Wy, przed Wami jest Odbiorca. A Wy idziecie przez wydawcę, do reklamodawcy, do agencji kreatywnej, do firmy zlecającej, która coś tam mniej lub bardziej przypadkowego i sprawdzonego oferuje Waszemu Odbiorcy. W praktyce konwersja na kliknięcia jest liczona w promilach, a o konwersji na sprzedaż to aż szkoda mówić, bo to jest kolejny rząd albo dwa rzędy wielkości mniej. Jeśli w ogóle jest jakaś.

Pamiętam, jak mój klient zamówił kiedyś reklamę w Angorze. Wydał na nią bodajże 1200 zł za jakiś mały banerek, który gazeta wkleiła pomiędzy tekst o tym, że chińscy urzędnicy popełniają masowo samobójstwa, a tekst o tym, że na Evereście jest kupa gówna himalaistów, którzy nie byli łaskawi po sobie posprzątać. Reklama dotyczyła skutecznego leczenia raka, cukrzycy i innych chorób tzw. „niewyleczalnych”. Przełożenie było takie, że mój klient dostał dwa telefony pytające z grubsza, jak to działa. Tak na zapas na przyszłość, żeby wiedzieć co i jak, gdyby zaszła taka potrzeba.

Idąc pod pierwszy lepszy szpital onkologiczny z ulotką i gadając z ludźmi na parkingu jesteśmy w stanie wypracować o niebo lepsze efekty w ciągu godziny, płacąc kilkanaście groszy za kilka ulotek. Raz jeszcze – prasa nie działa. Wątpliwe czy działała w ciągu ostatnich 50 lat lub więcej. Przynajmniej w przełożeniu na sprzedaż, a ostatecznie każdy biznes polega na sprzedaży. Dlatego reklamodawcy szukają alternatyw i innych rozwiązań.

Dlatego skoro wiecie, kim są Wasi odbiorcy, co lubią, czego potrzebują – może zamiast zalewać ich przypadkowymi reklamami wciśniętymi między dupą a gównem – dajcie im coś dopasowanego, sprawdzonego, dostarczonego w świadomej i celowej współpracy z dobrymi jakościowo biznesami.

Jeżeli na ten przykład proponujecie na portalu dla młodych rodziców „mleko dla dzieci poniżej 1 roku życia” - to uważam, że obowiązkiem dziennikarza jest dowiedzieć się najpierw, co w składzie robi siarczan tytanu, chlorowodorek pirydoksyny, czy taki octan DL-alfa-tokoferolu i cała reszta kompletnie nic mi nie mówiących, skomplikowanych nazwchemicznych. Bo dzwoniłem do przyjaciółki, chemiczki z wykształcenia i nie była w stanie mi powiedzieć bez sprawdzenia tego w książkach. A to coś, to „mleko”, podobno jest dla niemowląt i jest powszechnie reklamowane w mediach, leży na półkach i jakoś nikt tematu nie rusza.

Tak samo, jak faktu, że co druga reklama w mediach to kolejna „magiczna pigułka” od koncernów farmaceutycznych – a to na ból głowy, a to na strzykanie stawów, a to na odchudzanie, a to na lepsze sranie, a to na zaśnięcie, czy odstresowanie. Super. To zapytajcie pierwszego, lepszego, choć odrobinę kumatego lekarza o to, jak zamienili się wsprzedawców tabletek – bo gdyby lekarz powiedział – Pani się położy, odpocznie i zje trochę cebuli z miodem, to by go taka pacjentka do sądu podała, że nie chce jej „leczyć” tylko się „bawi w znachora”. Do tego doprowadziła powszechna propaganda przemysłu chemicznego, który truje nas za pośrednictwem marketów, a później dobija nas u lekarza,

żeby na koniec podać nam śmiertelną dawkę na onkologii.

Nie wiem, w którym momencie historycznie, media zapomniały, że zaufanie zawsze wiążesię z odpowiedzialnością. Natomiast wiem, że media przestały ją brać, w momencie, w którym czytelnik stał się jedynie liczbą, statystyką, którą dało się przełożyć na kilka zer więcej na koncie. W momencie, w którym człowiek w mediach przestał być człowiekiem - a stał się produktem, który można komuś innemu sprzedać. Jeżeli media nadal będą się bawić w „trafikowanie” - nie zbudują zaufania i wiarygodności na rynku, gdzie zaufanie i wiarygodność jest podstawową, pierwotną walutą na linii medium – odbiorca.

W modelu, który widzę – specjalistyczne medium (dla przykładu medium dla młodych rodziców) – wysyła swoich dziennikarzy, żeby dowiedzieli się, jak wygląda rynek produktów spożywczych i produktów dla dzieci. Dowiaduje się co i jak. Sprawdza. Pyta specjalistów. Dociera do przyczyn problemu. Nazywa je. Po czym przedstawia konkretne rozwiązania. Mówi tu i tu kupisz prawdziwe jedzenie. Tu kupisz ekologiczne kosmetyki. Tu kupisz dobre ubrania szyte przez lokalnych krawców na bazie projektów stworzonych przez młodych, zdolnych projektantów. I tak dalej. Ma sprawdzony ekosystem i korzysta z modelu afiliacji, żeby generując faktyczne efekty, faktyczną sprzedaż – pobierać stałą orazregularną prowizję z tej właśnie sprzedaży.

To są naprawdę proste rozwiązania. I nie mówcie, że nie da się przeprowadzić takiego śledztwa i użyć go do marketingu – bo to jest dokładnie to, co zrobiłem dla swojego FoodCoop.xyz krok po kroku i teraz wprowadzam mechanizm afiliacji, który jest dostępny dla każdego, kto jest w stanie dotrzeć z moim produktem do ludzi, którzy go potrzebują.

Afiliacja jest dostępna tak samo dla moich klientów, jak i blogerów czy vlogerów, jak i tradycyjnych mediów. Jedna prosta zasada – dajesz mi sprzedaż, daję Ci prowizję od tej sprzedaży. I nie daję Ci jej raz, tylko daję Ci stałą prowizję od zakupów ludzi, którzy trafili do mnie dzięki Tobie. Proste, uczciwe, korzystne dla wszystkich, daje długofalowe efekty, a nie jednorazowe strzały, które musisz ciągle powtarzać z różnymi klientami, żeby budżetsię spinał. Mnie też się to opłaca. I każdy jest zadowolony.

To są naprawdę proste rozwiązania, które można wprowadzić dosłownie z dnia na dzień.

IX. Media, jako prawdziwa IV władza – czyli zarządzanie danymi, zamiast propagandy

I na koniec chyba najważniejsza kwestia. Wspominałem o odpowiedzialności mediów i o tym, że media ją sprzedały – tracąc zaufanie i wiarygodność w oczach odbiorców. Odbiorcy nie szanują dzisiejszych mediów, dlatego, że te media nie szanują ich.

Jednocześnie media lubią powtarzać – chociażby studentom dziennikarstwa na uczelniach – o tym, jak to media są czwartą władzą. Tylko, że nie mówią tego, że media realizują ten fakt poprzez układanie się z politykami. Albo, że publikują w blokach reklamowych nawet najgorsze gówno tak długo, jak dostają za to hajs.

Pierwszy przykład z brzegu – Piotr Kaszubski, sławetny najmłodszy polski milioner wypromowany przez media, ze swoim „cudownym preparatem na odchudzanie”, który stał się medialnym antybohaterem – choć wcześniej te same media pobierały bardzo konkretne kwoty za publikowanie reklam owych specyfików.

Media i dziennikarze nie chwalą się tym, że słynne „taśmy” załatwiają komuś konkretny interes polityczny i generują skoki przychodów zadłużonego na kilkadziesiąt milionów wydawnictwa – zamiast realizować sławetną „misją dziennikarską”, z którą się spotkałem w zasadzie jedynie w formie bajek i teorii opowiadanych mi na uczelni.

A jednocześnie nadal te same media są w stanie z dnia na dzień zniszczyć komuś reputację, rozwalić czyjś związek, zaszczuć kogoś, albo wywrzeć nacisk na wynik sądowych orzeczeń. I chociaż teoretycznie media pełnią funkcję kontrolną w Państwie i natym właśnie polega owa IV władza – to uczciwą realizację tej roli można zobaczyć zwykle jedynie w książkach w dziale mity, legendy i baśnie – które to opowieści wkłada się do głów studentów do czasu, aż faktycznie zaczną pracować w mediach i z roku na rok coraz lepiej zgłębią struktury medialne oraz zaplecze tego, co dzieje się w redakcjach.

A jednocześnie żyjemy w świecie, w którym IV władza jest i będzie, bo faktycznie jest potrzebna w społeczeństwie. I jedyne pytanie brzmi – kto będzie ją realizował. Jeżeli ludzie będą mieli wybór – a mają go i będą mieli coraz większy i lepszy – sami zdecydują komu dadzą legitymację tej władzy.

Na polityków ludzie głosują co 4 lata. Na media od wydania do wydania. Tutaj nie ma miejsca na błędy wspomnianego kalibru.

Zarządzanie społeczeństwem opiera się przede wszystkim na gromadzeniu, analizowaniu i używaniu danych. Połączenie mediów i big data jest w stanie dać nam narzędzia, jakich nigdy dotąd w historii nie mieliśmy – aby podejmować dobre i mądre decyzje.

Głęboko wierzę, że jesteśmy na skraju prawdziwej rewolucji informacyjnej. Ona się wydarzy, kiedy media zrozumieją wartość danych, jakie dzisiaj jesteśmy w stanie uzyskać oraz użyć ich, żeby kształtować świadomie przestrzeń wokół nas.

X. Jak to wszystko wygląda zebrane razem?

Ok, zapytasz, ale jak to się przekłada na praktykę? Co media mogą tak właściwie zrobić? Jak to poukładać w jakiś działający model biznesowy?

Daję odpowiedź, ponieważ sam ją wdrażam. W momencie pisania tej publikacji, w przypadku Wydania I, jeszcze za wcześnie mówić o okrągłych i ładnych efektach liczbowych, bo dopiero zaczynam. Ale mogę na pewno powiedzieć, jak sam sobie poukładałem model działania na bazie świadomości wspomnianych wcześniej elementów.

Zacząłem od tego, że dostrzegłem i zrozumiałem bardzo istotny i powszechny problem. Ponieważ nie znalazłem satysfakcjonujących mnie rozwiązań – stworzyłem własne. Tak powstał FoodCoop.xyz. Miejsce, w którym można kupić prawdziwe pożywienie, ekologiczne kosmetyki, a w niedalekiej przyszłości także suplementację i produkty wspierające proces faktycznego zdrowienia.

Wiem, jak zrobić ten biznes – ponieważ wiele lat poznawałem potrzebne elementy, uczyłem się biznesu w praktyce i pracowałem w mnóstwie różnych branż. To dzięki temu mogłem wyciągnąć mnóstwo wniosków, które dzisiaj wdrażam w życie. To także była część tego mojego dziennikarskiego śledztwa. Zrozumieć, jak działa biznes. I jak może działać lepiej.

Tak, jak wspominałem – jestem w trakcie wdrażania, swoistego proof of concept – natomiast wiem, co robię i jestem spokojny o to, że tematy będą rosły i będą owocować unikalnymi i innowacyjnymi rozwiązaniami.

Ot chociażby powieścią łączącą klimat Seksu w wielkim mieście z innymi kobiecymi szlagierami – podzieloną na części i umieszczoną w opisach do produktów w moim sklepie internetowym. Produkty z mojego sklepu stają się osią do powieści, która jest historią 5ciu przyjaciółek reprezentujących kobiece archetypy. Kobiety te dzielą się swoimiwspomnieniami i doświadczeniami życiowymi. Z jednej strony przedstawiam klientowi swoje produkty, a z drugiej angażuję go i pomagam ogarnąć świat, relacje, życie. I takich rozwiązań będzie więcej.

W praktyce zatem wykorzystuję mechanizmy e-commerce, a z drugiej różne formy tzw. content marketingu, czyli po prostu mediów zaangażowanych bezpośrednio w sprzedaż –tworząc hybrydę handlowo-medialną. W ten sposób nie chodzę dookoła klienta. Jeśli mój blog – współtworzony przez specjalistów z różnych dziedzin powiązanych z moimi produktami – przyciąga uwagę widzów, to nie sprzedaję tego później jakimś przypadkowym agencjom i firmom – tylko używam świadomie budowanego ekosystemu. Moich produktów, a także produktów moich wyselekcjonowanych partnerów.

Wiem, kim są osoby, do których chcę dotrzeć. Poznaję i dzielę się wiedzą na temat tego, jakie mają problemy i aspiracje, proponuję rozwiązania. Używam mediów, aby dawać wartość i budować relację z moim odbiorcą. A później nie odsyłam go poza swój ekosystem – tylko prezentuję sprawdzone możliwości istniejące w ramach mojego własnego.

W ten sposób unikam sytuacji, w których mój odbiorca jest niezadowolony obsługą czy produktem poleconym przez moje medium. Nad czym w tradycyjnym modelu – media niemają kompletnie żadnej kontroli. A w takiej sytuacji klient zraża się nie tylko do produktu, ale także ma żal do samego medium. Nie ma nic gorszego zarówno dla mediów, jak i biznesu – jak właśnie takie przypadkowe, nieostrożne dysponowanie zaufaniem swojego odbiorcy.

Oczywiście metod na budowanie relacji z klientem jest wiele, nie o wszystkim może będę opowiadał w tym materiale – natomiast na pewno będzie można wyciągnąć sporo wniosków wraz z rozwojem i wzrostem FoodCoop.xyz. To będzie okazja do bezpośredniego zapoznania się z tym, jak można w praktyce używać tego wszystkiego – o czym pisałem.

A im silniejsza relacja – tym łatwiej o rozwój za pomocą prostego modelu rekomendacji, gdzie każdy może się zarejestrować i korzystając z własnego linku partnerskiego – może polecać mój sklep i korzystać z tych rekomendacji zarówno do obniżenia kosztów zakupów najwyższej jakości produktów, jak i do zarabiania przy odpowiedniej skali. A takąwłaśnie skalą dysponują kanały zasięgowe – media, influencerzy, blogerzy, vlogerzy, admini fanpage'y czy grup na facebooku, itd.

Życzę zatem trafnych obserwacji, ciekawych pomysłów i skutecznego wzrostu. Sobie. Oraz tym, dla których te działania i ta lektura będą stanowić inspirację. Wiem, że to, co robię ma sens i że z czasem będzie to coraz wyraźniej widać. Będę się cieszył, kiedy z tych dobrych praktyk korzystać będą także inni. Głęboko wierzę w to, że zamiast walczyć o większy przydział tortu – lepiej wspólnie pracować nad tym, żeby ten tort był większy.

A tort będzie tym większy, im więcej zaufania i lepsze relacje będziemy mieli z naszymi odbiorcami. Tutaj nie ma wygranych i przegranych. Istniejąc wspólnie na danym rynku – w jakimś stopniu wszyscy razem wygrywamy, tak jak wszyscy trochę obrywamy, kiedy ktoś z branży popełnia znaczący błąd. Dlatego właśnie tak bardzo podkreślam znaczenie zaufania, wiarygodności i uczciwości. Bo długofalowo tylko tak jesteśmy w stanie stabilnie zarabiać. Robiąc coś dobrego.

Dlatego właśnie kieruję się prostą maksymą: #RóbHajsRobiącDobro

Wierzę, że rozumiesz, dlaczego to tak ważne.

Tytułem ciągu dalszego

Faktem jest, że w momencie pisania tego tekstu – dopiero zaczynam z wdrażaniem, więc jeszcze za wcześnie, żeby podeprzeć swoje tezy ładnymi i okrągłymi liczbami. Faktem jest też – jak wspominałem na początku – że pisanie tego materiału było dla mnie samego dobrą okazją do tego, żeby zebrać to wszystko razem, spisać i zwerbalizować. Natomiast jestem przekonany, że te obserwacje mają bardzo duży potencjał oraz wartość.

Mówić, że sharujcie, lajkujcie i komentujcie nie będę, bo wychodzę z założenia, że młodzi ludzie i tak to zrobią – jeżeli dostrzegają wartość tego contentu. A starsi i tak nie mają takiego nawyku, więc w najlepszym wypadku puszczą to wewnętrznie do przeczytania w organizacji, żeby tego jakoś użyć. Tak czy tak – wychodzę z założenia, że będzie to wartość dodana. Niemniej w jednym i drugim przypadku będzie mi po prostu przyjemnie usłyszeć, że ten materiał był pomocny, że przełożył się na jakieś zmiany na lepsze w mediach, że coś się dzięki temu materiałowi ruszyło, że coś się otworzyło, że pojawiły się nowe pomysły i wdrożenia.

Szczerze życzę Wam skutecznej realizacji dobrych pomysłów. Czekam także na wieści – chętnie będę rozmawiał o tym wszystkim, o czym tutaj wspominałem.

Wychodzę także z założenia, że znacznie lepiej będzie nam wszystkim pracować na dobrym, świadomym rynku, na którym wspólnie budujemy zaufanie do branży oraz świadomie, mądrze zarządzamy uwagą ludzi. Aby uczynić świat wokół nas lepszym.

Mamy narzędzia, aby tego dokonać. Te narzędzia z czasem będą coraz doskonalsze. Chcę wierzyć i zobaczyć, że mądrze i z korzyścią dla wszystkich będziemy ich używać. Że zmianyna lepsze są możliwe. Bo są konieczne. Ludzie mają dość tego, jak to wyglądało. Ja mam tego dość. I wiem, że Ty także.

Wspólnie możemy więcej...

Szczere pozdrowienia i wszystkiego dobrego!Mikołaj Matysiak a.k.a. Morfeusz

https://pl.linkedin.com/in/mikolajmatysiak+48 729 401 971

[email protected]://Morpheus360.com

http://FoodCoop.xyz


Top Related